Grady Robyn Prezent od milionera


Robyn Grady

Prezent od milionera


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Opanowany, niewzruszony - taki właśnie był Zack Harrison. Nic nie było w stanie wytrącić go z równowagi.

Nietypowy opad śniegu tego popołudnia w Denver traktował raczej jak malowniczy bonus niż niedogodność. Zaistniałe komplikacje w związku z najnowszą transakcją uważał za kolejne wyzwanie, a nie za powód do wpadania w złość. Według Zacka każda droga do celu powinna być wyboista, a pokonanie jej musi wymagać wysiłku. Rozmyślając nad tym, wzruszył ramionami, po czym wsunął ręce w rękawy płaszcza, podziękował portierowi i chwycił teczkę.

Mimo wszystko musiał przyznać, że dziennikarze robili wszystko co w ich mocy, by wystawić na próbę jego cierpliwość. Nie było mu do śmiechu, gdy przez cały zeszły miesiąc robili z niego samego władcę ciemności, który pozbawił dachu nad głową ubogie rodziny, żeby rozbudować swoje imperium zła. W dodatku brukowce żerowały na jego ostatnim związku z początkującą aktorką. Oboje z Ally zgodzili się na relację opartą wyłącznie na zabawie i przyjemnościach. Nie było mowy o pierścionku z brylantem ani o szantażu, w razie gdyby jedna ze stron zdecydowała się zakończyć znajomość. Ale nawet szantaż niczego by nie zmienił. W przeciwieństwie do swojego ojca i rodzeństwa Zack nie dbał o zdanie innych ludzi.

Jednak tego letniego popołudnia, gdy wsiadł na tylne siedzenie taksówki czekającej na niego przed hotelem, nie było mu łatwo zachować spokój. Zrobił głęboki wdech, zanim postukał kierowcę w ramię.

- Pański poprzedni klient najwyraźniej coś zostawił. Taksówkarz odwrócił się.

- Portfel?

- Nie. Dziecko.

W tej chwili ktoś otworzył tylne drzwi z drugiej strony. Zimny wiatr wdarł się do auta wraz z kobietą w krwiście czerwonym płaszczu z kapturem. Położyła na kolanach torbę w takim samym kolorze jak jej okrycie wierzchnie, po czym zamknęła drzwi i zaczęła pocierać dłonie. W pewnej chwili znieruchomiała. Gdy nieznacznie przechyliła głowę, Zack ujrzał oczy w kolorze fiołków spoglądające na niego z nieskrywanym zdumieniem.

Niespodziewanie przyjemne ciepło rozlało się po całym jego ciele. Chociaż nigdy wcześniej nie spotkał tej kobiety, zaczął się zastanawiać, czy nie mógł jej skądś znać. A może po prostu chciał, żeby tak było.

- Tak bardzo się spieszyłam, że nie zauważyłam, jak pan wsiadał - wyjaśniła pospiesznie, zaciskając wypielęgnowane palce na uchwycie torby. - Właściwie to nic nie widziałam przez cały ten śnieg. Nie uważa pan, że to istne szaleństwo?

Leniwy uśmiech zamajaczył na ustach Zacka.

- No tak - powiedział. - Istne szaleństwo.

- Nie mogłam się doczekać taksówki, którą wezwał dla mnie portier, więc poszłam sprawdzić, czy uda mi się jakąś złapać.

Zack przestał się uśmiechać. Czyli to była jej taksówka? Ponownie pochylił się do przodu, żeby zamienić kilka słów z kierowcą. Zamierzał rozwiązać ten łatwiejszy problem, zanim skupi się na dziecku.

- Odpowiedział pan na zgłoszenie?

- Właśnie przyjechałem z lotniska. - Mężczyzna za kierownicą naciągnął brązowy beret na czoło, zanim postukał w licznik. - Uznałem, że zaczekam tutaj i spróbuję szczęścia. W taką pogodę mało kto wychodzi z domu.

- A ja właśnie wybieram się na lotnisko - poinformował Czerwony Kapturek, dołączając się do rozmowy. - Muszę wrócić do Nowego Jorku, żeby jutro rano przeprowadzić wywiad. Pisuję dla „Story Magazine". - Jej spojrzenie mówiło, że powinni znać ten tytuł.

Gdy zsunęła kaptur, Zackowi zaparło dech. Zaróżowione policzki wyraźnie odznaczały się na tle cery tak jasnej i gładkiej jak porcelana. Elegancko upięte włosy spływały na szczupłe ramiona niczym beżowy płaszcz, a fiołkowe oczy błyszczały tak intensywnie, że musiał odwrócić wzrok.

Wielokrotnie umawiał się z prawdziwymi pięknościami, które żadnego mężczyzny nie pozostawiły obojętnym, ale w ich obecności nigdy nie czuł się tak jak w tej chwili: powalony na kolana.

Po dzisiejszym nieudanym spotkaniu z właścicielem budynku, przed którym się znajdowali, marzył tylko o tym, żeby jak najszybciej wrócić do domu. Ale uroczy Kapturek najwyraźniej bardzo się spieszył, dlatego był gotów zachować się jak dżentelmen i zaczekać na kolejną taksówkę.

Poza tym, jeśli zaraz wysiądzie, nie będzie musiał martwić się o dziecko.

Spojrzał na uśpione niemowlę, po czym poczuł na sobie wzrok kobiety.

- Widzę, że ma pan maleństwo pod opieką. Jest śliczna. - Westchnęła, odsuwając się do drzwi. - Poproszę portiera, żeby sprawdził, co się stało z moją taksówką.

Gdy sięgnęła do klamki, Zack mimowolnie chwycił ją za rękaw. Nie mógł pozwolić Kapturkowi odejść. Kobieta spojrzała na niego zdumiona, więc ją puścił, wydając przy tym zduszony, zachrypnięty dźwięk przypominający zakłopotany śmiech.

- To nie jest moje dziecko. Kierowca skrzywił się.

- I z całą pewnością nie moje. Kobieta zamrugała kilka razy.

- Jak na mój gust ta dama jest zbyt młoda, żeby podróżować w pojedynkę.

- Skąd pani wie, że to dziewczynka? - Nosidełko, kocyk i czapeczka były białe jak sypiący się z nieba śnieg, więc nie sugerowały płci dziecka.

- Ma słodziutką twarzyczkę. Usteczka przypominające płatek róży. Jest urocza i maleńka, za ładna jak na chłopca.

Taksówkarz zabębnił palcami o kierownicę.

- Licznik bije.

- Oczywiście. - Kapturek zaczął szykować się do wyjścia. - Nie będę wam przeszkadzać.

W końcu Zack stracił panowanie nad sobą. Nie tylko nie lubił dzieci, ale też dzieci nie lubiły jego.

- Co mamy z nią zrobić? - zapytał.

- Nie my, chłopie. - Kierowca zmienił bieg.

- Jak już mówiłem, to nie jest moje dziecko - powtórzył Zack wolno i wyraźnie, ignorując zbytnią poufałość taksówkarza.

- To skąd się tutaj wzięło? - zaciekawiła się kobieta.

- Nie mam pojęcia. Kto wysiadł z samochodu jako ostatni?

- Osiemdziesięcioletni staruszek z laską. - Taksówkarz kolejny raz poprawił beret. - Leciał do Jersey na spotkanie z rodziną i z pewnością nie miał ze sobą nosidełka.

Zack jęknął, a kobieta zbladła. Gdy odezwała się po chwili, jej głos był ledwie słyszalnym szeptem.

- Sądzi pan, że ktoś ją porzucił?

- Pewnie odpowiednie władze będą musiały to sprawdzić. - Spojrzał na Czerwonego Kapturka, który bardzo się spieszył, i kierowcę, który nie krył irytacji, po czym westchnął przeciągle. - Zabiorę ją na najbliższy posterunek policji.

- Miną wieki, zanim ktoś właściwie zajmie się tym maleństwem - odparła kobieta.

- Nie wiem, co mogę jeszcze dodać. Wiem tylko tyle, że dzieci nie śpią wiecznie, a ja nie noszę pieluch w kieszeniach marynarki.

Kapturek delikatnie przeszukał nosidełko.

- Widzę butelkę, jakieś mleko i kilka pieluch.

- Funkcjonariusze z pewnością to docenią - burknął cynicznie.

Jednocześnie oboje sięgnęli w kierunku nosidełka. Gdy poczuł muśnięcie jej palców, jego puls odrobinę przyspieszył. W jednej chwili stał się niezwykle wyczulony na jej kuszący zapach i fakt, że nie nosiła obrączki.

- Proszę wziąć taksówkę - powiedziała, chwytając rączkę nosidełka, czym zmusiła go, żeby cofnął rękę. - Zabiorę ją do środka. Nie mogę znieść myśli, że spędzi długie godziny na posterunku policji, zanim zajmie się nią pracownik opieki społecznej. Kto wie, jakie typy się tam kręcą.

Zack otworzył usta, żeby zaprotestować, ale nie znalazł odpowiednich argumentów. Ostatecznie ściągnął łopatki, uniósł wysoko głowę i spojrzał na nią stanowczo.

- Pomogę pani.

- Dam sobie radę.

Zanim zdążył dodać coś jeszcze, otworzyła drzwi i pomachała w kierunku wejścia do hotelu. Zack wyjrzał przez tylną szybę. Poprzez ścianę śniegu brnął w ich stronę boy hotelowy w uniformie, z ogromnym parasolem w dłoni.

James Dirkins, aktualny właściciel hotelu, odrzucił pierwszą ofertę kupna od sieci Harrison Hotels. Mimo to Zack był zdecydowany dobić targu. Odnotował w myślach, że po zamknięciu transakcji pierwszą rzeczą, jaką zrobi, będzie zbudowanie zadaszenia. Skoro nikt nie myślał tutaj o takich rzeczach, nic dziwnego, że nieustannie malała liczba gości.

Tymczasem kobieta podała boyowi swój bagaż, po czym sięgnęła po nosidełko. Rzuciła Zackowi przelotny uśmiech na pożegnanie i zniknęła za zasłoną bieli.

- Na lotnisko? - zapytał kierowca.

- Nie - mruknął Zack w zamyśleniu.

- Mam zgadywać dalej?

Ale Zack go nie słuchał. Nie mógł przypomnieć sobie imienia Kapturka. Nagle wydało mu się, że słyszy płacz dziecka.

- Nie ruszaj się stąd - rzucił pospiesznie do taksówkarza. - Na pewno wrócę.

Trinity Matthews dobrze wiedziała, do czego się zobowiązała: godziny czekania i niepokoju w mieście, w którym nikogo nie znała. Jednak gdy szła po marmurowej posadzce w kierunku recepcji, z nosidełkiem w ręku, nie żałowała podjętej decyzji.

Pracownicy opieki społecznej robili co w ich mocy, ale lista oczekujących na pomoc była długa, a ich zasoby skromne. Trinity smutkiem napawała myśl o porzuconych dzieciach. Gdyby mogła, sama przygarnęłaby je wszystkie.

Zerknęła w dół na twarzyczkę śpiącego dziecka i żal ścisnął ją za gardło. Nikt nie zasługiwał na taki los, a już z pewnością nie ten mały aniołek. Nagle jej uwagę przykuły odgłosy kroków. Spojrzała przez ramię i zobaczyła mężczyznę z taksówki. Już wcześniej zwróciła uwagę na jego niesamowite ciemne oczy i urzekający uśmiech, który wydawał jej się dziwnie znajomy. Wyglądał niezwykle seksownie i Trinity na moment zaparło dech.

- Zapomniałem się przedstawić - powiedział, stając przy niej. - Nazywam się Zackery Harrison.

Kobieta szeroko otworzyła oczy ze zdumienia, gdy wszystkie kawałki układanki znalazły się na właściwych miejscach. W ułamku sekundy przypomniała sobie każdą informację, którą przeczytała na jego temat w prasie: doskonale zbudowany, przystojny niczym gwiazda Hollywood i zabójczo seksowny, a do tego także chciwy i wyrachowany drań.

- Trinity Matthews - wydukała z trudem.

- Panno Matthews - zwrócił się do niej, przybierając pozę, którą widywała na licznych zdjęciach w prasie. - Postanowiłem pomóc przy dziecku.

- Dlaczego? - zapytała bez ogródek.

- Ponieważ mam trochę wolnego czasu, a pani musi wracać do Nowego Jorku.

Trinity napawała się widokiem szerokiego uśmiechu, który uwiódł niejedną piękność w tym kraju i nakłonił licznych urzędników do odebrania ludziom domów w zamian za korzyści finansowe. Zagotowała się ze złości na myśl o pozbawionych skrupułów biznesmenach, takich jak Zack Harrison, którzy brali więcej, niż mogli unieść, podczas gdy tak wielu nie miało zupełnie nic.

- Polecę później - odparła zwięźle. - Może nie należę do grona ekspertów do spraw nowo narodzonych dzieci, ale z pewnością poradzę sobie lepiej od pana.

Gdy Zackery Harrison skrzyżował ręce na piersi, poczuła pokusę, żeby skapitulować i wsiąść w pierwszy samolot do Nowego Jorku. Mimo to odstawiła nosidełko i przybrała taką samą pozę jak on.

- Nie zamierzam stąd wyjechać, zanim nie zyskam pewności, że mała mą się dobrze - dodała z naciskiem.

- Nieopodal mam...

- Powiedziałam: nie.

Dzieci potrzebowały troski i uwagi, a także miłości. Tymczasem Trinity nie była pewna, czy Harrison w ogóle miał serce.

- Mam sąsiadów, którzy zajmują się moim mieszkaniem, gdy podróżuję w interesach. Pani Dale jest dziarską babcią dziesięciorga wnucząt. Nie lubi współczesnej muzyki ani koników polnych, zwłaszcza gdy rozkwitają jej goździki. Ale uwielbia dzieci. Dawniej prowadziła rodzinę zastępczą.

Trinity stłumiła drżenie. Pomimo własnych doświadczeń wiedziała, że na świecie istniało mnóstwo cudownych rodzin zastępczych. Niestety, bez względu na to, jak bardzo się starała, nie potrafiła zapomnieć o przykrościach, jakie spotkały ją ze strony wstrętnej Nory Earnshaw, kobiety prowadzącej rodzinę zastępczą, do której trafiła.

- Pani Dale niedawno zakończyła działalność - kontynuował. - Nadal ma u siebie wysokie krzesełka, kojce i zabawki. Wiem, że z radością pomoże. - Jego ciemne oczy zalśniły. - Na pewno nie chce pani spóźnić się na wywiad.

Trinity zacisnęła pięści. Praca była dla niej wszystkim. Dzięki niej mogła podróżować i poznawać ciekawych ludzi, którzy zarażali zapałem i dawali natchnienie. A Nowy Jork był wspaniałą odmianą po małym miasteczku w stanie Ohio, w którym spędziła większość życia. Zawarła tam wiele przyjaźni i zdołała się urządzić.

Niestety, w jej branży nie można było pozwolić sobie nawet na najmniejsze potknięcie. W tych ciężkich czasach każdy wakat był na wagę złota. Tylko w zeszłym tygodniu w redakcji zwolniono trzech jej współpracowników. Tym bardziej nie powinna dawać szefostwu powodów do niezadowolenia. Ale czy mogła zaufać Zackowi Harrisonowi i powierzyć mu dziecko?

- Skąd pewność, że pańska wspaniała sąsiadka jest teraz w domu? - zapytała.

- Państwo Dale są domatorami, a do tego dziś rano widziałem, jak wracała ze spaceru z jednym ze swoich wnucząt. Właśnie zaczynał padać śnieg, więc nie sądzę, żeby wypuściła się gdzieś później w taką pogodę.

Przygryzając dolną wargę, Trinity rozejrzała się po zatłoczonym holu, a potem spojrzała na śpiące dziecko.

- No dobrze - zdecydowała ostatecznie. - Pojedziemy z panem.

- Pojedziecie?

- Przed wyjazdem chcę dopilnować, że zapewni pan dziecku odpowiednie warunki.

Trinity wydawało się, że przez moment z jego oczu wyzierał szacunek, ale mogła odnieść mylne wrażenie, zważywszy ma natłok emocji towarzyszący całej sytuacji.

- Lepiej się pospieszmy, zanim nasz taksówkarz znajdzie lepszą fuchę - zasugerował Zack ze spokojem.

Jednocześnie oboje sięgnęli po nosidełko i ich ręce ponownie się spotkały. Trinity przeszedł dreszcz, gdy spojrzała na przystojną twarz mężczyzny uśmiechającego się do niej szeroko. Czym prędzej cofnęła rękę i wyprostowała się.

- Zanim pójdziemy, powinnam powiedzieć, że wiem, kim pan jest.

- Oczywiście, przecież się przedstawiłem.

- Potrafię czytać, panie Harrison. Prowadzi pan sieć hoteli. Nie cofa się pan przed niczym, żeby zdobyć to, czego pan chce... - Zawahała się, zanim dodała: - I szczyci się pan uwodzeniem pięknych kobiet.

Uśmiech zamarł na jego twarzy.

- Chce pani dołączyć do mojego fanklubu?

- Chcę tylko, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Przystałam na pańską propozycję, ponieważ chcę dla dziecka jak najlepiej.

- A nie dlatego, że jestem bezwzględny i pociągający? Jej serce zabiło niespokojnie.

- Zdecydowanie nie.

Spojrzał jej głęboko w oczy, zmniejszając dzielącą ich odległość.

- Skoro wszystko wyjaśniliśmy, powinniśmy już iść. Chyba że...

- Co takiego?

- Chyba że chce kopnąć mnie pani w kostkę, spoliczkować albo dać mi prztyczka w nos.

- Powstrzymuję się resztkami sił.

Przyjrzał jej się uważnie, jakby chciał wyczytać z jej twarzy jakiś sekret.

- Panno Matthews, chyba nie sądziła pani, że zamierzam zrobić coś niestosownego? Na przykład porwać panią w ramiona i pocałować? A może nawet posunąć się dalej?

Zaczerwieniła się zawstydzona. Ten mężczyzna nie znał granic.

- Oczywiście że nie!

- Skoro jestem takim potworem, skąd ta pewność?

- Nie jestem w pana typie - odparła. - A nawet gdybym była, nie zaryzykowałby pan kolejnego skandalu po ostatnich tygodniach złej prasy. - Rozejrzała się wokół pewna swoich racji. - Jesteśmy wśród ludzi, którzy mają komórki z wbudowanymi aparatami.

Oczy Harrisona przygasły.

- Naprawdę uważa pani, że przejmuję się plotkami?

- Nie, nie uważam. - Przechyliła głowę. - Ale może powinien pan zacząć.

Na jego ustach zagościł demoniczny uśmiech.

- Ma pani rację. Może powinienem. - Stanął niecały metr od niej. - A może lepiej sprawię, żeby świat miał o czym mówić?


ROZDZIAŁ DRUGI

Zack przybliżył twarz do zdumionego oblicza Trinity i omal nie zapomniał, że to tylko gra. W końcu chciał tylko z niej zadrwić.

Twierdziła, że go zna, ponieważ czyta gazety. Śmieszyło go, że dokonała oceny na podstawie plotek i niepotwierdzonych informacji. Wiedział jednak, że ludzie zwykle tak właśnie robią.

Mimo wszystko dopisywał mu humor. Postanowił darować pannie Matthews wszystkie potknięcia, tym bardziej że wyglądała naprawdę uroczo, gdy czerwieniła się i robiła wszystko co w jej mocy, żeby zachować spokój. Zaczął się zastanawiać, czy zrobiłaby scenę, gdyby naprawdę ją pocałował. A może rozpłynęłaby się w jego ramionach, żeby zyskać doskonały materiał na pierwszą stronę? W końcu należała do dziennikarskiego świata.

Przysunął się do niej jeszcze bliżej, ale w ostatniej chwili zrobił unik i chwycił nosidełko. Ruszył do wyjścia energicznym krokiem, a kilka sekund później usłyszał stukot obcasów Trinity Matthews, która usiłowała go dogonić.

Niebo nadal było ciemnoszare, a śnieg padał jeszcze intensywniej niż kilkanaście minut temu. Szczęśliwie udało im się szybko wsiąść do taksówki. Zack zadzwonił do opieki społecznej. Odebrała kobieta, która poprosiła go o numer telefonu i adres, po czym uprzedziła, że ma obowiązek poinformować policję o jego zgłoszeniu. Na koniec obiecała, że przyśle kogoś tak szybko, jak to tylko możliwe.

- Co powiedzieli? - zapytała Trinity, gdy tylko się rozłączył.

- Że kogoś do nas wyślą.

- Kiedy?

- Kiedy tylko będą mogli. - Miał nadzieję, że nie będą musieli długo czekać. - A tymczasem kupimy pieluchy i odwiedzimy panią Dale.

Zatrzymali się przed drogerią. Dziecko nadal spało, gdy Zack wrócił z dwiema pełnymi torbami. Poza pampersami kupił mokre chusteczki, mleko w proszku, butelki, trzy małe podkoszulki i zestaw śpiochów. Lubił być przygotowany na każdą ewentualność. Poza tym urzekły go różowe uszy przy jednym z maleńkich ubranek i po prostu nie mógł przejść obok nich obojętnie.

Pół godziny później zaparkowali na długim podjeździe przed domem jego sąsiadów. Mrok zaczął już otulać spokojną okolicę otoczoną gigantycznymi sosnami. Latarnie uliczne rzucały blask na zaśnieżoną ziemię, ale w żadnym z okien Dale'ów nie paliło się światło.

- Nikogo nie ma - stwierdziła Trinity, wyglądając przez zaparowaną szybę. - Powinniśmy byli zostać w hotelu. Masz w ogóle zasięg na tym odludziu?

Uderzając dłonią o udo, Zack zastanawiał się przez moment, po czym zwrócił się do kierowcy:

- Proszę zatrzymać się sto metrów dalej po prawej stronie.

- Chwila! - zaprotestowała. - Śnieg nie odpuszcza. Powinniśmy wrócić do miasta.

- W pomocy społecznej mają mój adres. Wiedzą, gdzie nas szukać.

Potrząsnęła głową, ściągając usta.

- Wracamy.

- Nie ma mowy.

- Dlaczego?

- Naprawdę uważasz, że podróżowanie w taką pogodę to mądry pomysł?

Za oknem zawodził wiatr. Kiedy przemawiała matka natura, ludzie musieli słuchać. Poza tym Zack nie zamierzał przekroczyć progu hotelu, dopóki Dirkins nie rozważy jego oferty raz jeszcze. Gdyby wybrał się tam dziś wieczorem, Dirkins mógłby pomyśleć, że zmiękł, i dorzuci coś ekstra, a takie rozwiązanie nie wchodziło, w grę. Bez względu na to, jak bardzo Zack współczuł mu sytuacji osobistej, nie zamierzał podbijać ceny.

Nagle dziecko poruszyło się. Maleńka dłoń chwyciła kocyk. Zack wstrzymał oddech, gdy dziewczynka ziewnęła, przeciągnęła się i zapiszczała, marszcząc czoło.

- Mój dom znajduje się tuż obok - rzucił pospiesznie. - Nie wiem jak ty, ale wolę tańczyć nago na śniegu, niż utknąć w taksówce z płaczącym dzieckiem.

Bardzo wolno Trinity skinęła głową.

- Niech będzie.

Chwilę później wyjechali z zaśnieżonego podjazdu państwa Dale. Zack pomyślał, że gdy tylko położą dziecko spać, zaproponuje pannie Matthews szklaneczkę brandy. Potem usiądą razem przed kominkiem, żeby przedyskutować sytuację. Być może zdoła sprawić, że zmieni o nim zdanie.

Pomimo wrogiej postawy wyczuwał, że pociągał ją w równym stopniu jak ona jego. W tej sytuacji, dlaczego nie mieliby poznać się lepiej? On z pewnością nie miałby nic przeciwko temu.

Gdy taksówka odjechała spod domu Zacka Harrisona, księżyc wyłonił się zza gęstych chmur. Srebrna poświata spłynęła na scenerię w dole. Trinity w ostatniej chwili stłumiła okrzyk zachwytu. Nie miała jednak czasu podziwiać domu ze spadzistym dachem sięgającym ziemi, ponieważ Zack szybko ruszył w kierunku dużych drewnianych drzwi. Naciągając kaptur na głowę, potruchtała za nim.

Wkrótce rozglądała się po wnętrzu w niemym zachwycie. Parter tworzyła ogromna przestrzeń. Po prawej znajdowała się kuchnia wykonana głównie z dębu i lśniącego granitu. W odległym krańcu stał supernowoczesny sprzęt audiowizualny. Skórzany komplet wypoczynkowy zapraszał, żeby się na nim wyciągnąć, a kamienne palenisko aż się prosiło, by rozpalić w nim ogień.

Gdy ściągnęła kaptur, spojrzała na schody prowadzące na piętro. Zack również powiódł wzrokiem w tamtą stronę.

- Główna sypialnia - poinformował bez ogródek. Natychmiast wyobraziła sobie ogromne drewniane łóżko pełne poduszek, na których wyciągał się właściciel tego domu. Oczami wyobraźni ujrzała jego szeroki tors, długie, umięśnione nogi, płaski brzuch. Zalała ją fala gorąca.

Gwałtownie wciągnęła powietrze, spychając kuszące obrazy w najdalsze zakamarki umysłu. Nie przyszła tutaj, żeby fantazjować o mężczyźnie, który z uwodzenia uczynił sport wyczynowy. Poza tym nie była jedyną kobietą, na którą działał w ten sposób. Co miesiąc media publikowały jego zdjęcia z coraz to nową pięknością, a Trinity nie zamierzała dołączyć do ich grona. Już i tak zrobiła z siebie idiotkę, gdy pomyślała, że ją pocałuje w hotelowym holu.

Gdy Zack delikatnie odstawił nosidełko i torby, zdjął płaszcz, a Trinity poszła w jego ślady.

- Ma pan piękny dom - powiedziała zgodnie z prawdą.

- Proszę, mów mi Zack - poprosił, zdejmując koc, którym wcześniej zasłonili dziecko, żeby uchronić je przed śniegiem. - Nie spędzam tutaj wiele czasu. Najczęściej mieszkam w Nowym Jorku, ale ty już to pewnie wiesz.

Puściła uszczypliwość mimo uszu.

- Zatem to twój azyl?

- Ojciec zawsze dużo pracował. Żeby nam to wynagrodzić, zabierał nas do Kolorado podczas każdej przerwy świątecznej. - Powiesił płaszcze na wieszaku, a potem zdjął marynarkę. - Gdy byłem starszy, sam przyjeżdżałem często w te rejony. Wtedy znalazłem to miejsce. Są tutaj wspaniałe widoki i mili ludzie, którzy zawsze mają dla ciebie dobre słowo. To mi odpowiada.

- Rozumiem.

- Może nastawię kawę? Zanim się zaparzy, zdążymy przygotować mleko dla dziecka.

Chociaż Trinity wiedziała, że stąpa po cienkim lodzie, posłusznie ruszyła za nim do kuchni. Właściwie nie mogła oderwać oczu od jego szerokich barków. Kusiło ją także, by musnąć kark swojego gospodarza. Musiała przyznać, że w tym przytulnym zaciszu znacznie łatwiej ulegała urokowi Zacka. Oczywiście nie zamierzała się do tego przyznać.

- Powinniśmy coś wysterylizować? - zapytał, wyrywając ją z zamyślenia.

- Tak, oczywiście. Butelkę. - Przykucnęła obok nosidełka i przyjrzała się dziecku, które znów smacznie spało. - Przeczytam instrukcję na opakowaniu i przygotuję mleko.

Pogwizdując pod nosem, Zack sięgnął po dzbanek do kawy. Sprawiał wrażenie odprężonego. Było widać, że czuje się tutaj jak w domu. Mimo to twierdził, że większość czasu spędzał w Nowym Jorku. Trinity była ciekawa, czy miał własny penthouse, czy też może zajmował apartament prezydencki w jednym z hoteli należących do jego rodziny.

- Jak to jest? - zapytała, sypiąc proszek do butelki. Stanął do niej tyłem, żeby wyciągnąć kubki z jednej

z szafek.

- Co takiego?

- Być właścicielem tylu nieruchomości - wyjaśniła.

- Nie jestem jedynym właścicielem sieci Harrison Hotels. - Wprawnym ruchem rozsupłał jedwabny niebieski krawat, po czym wyciągnął go spod kołnierzyka. - To firma rodzinna.

- Mam rozumieć, że każdego dnia pracujesz razem z rodzicami i rodzeństwem?

Ponieważ los pozbawił ją bliskich, zawsze marzyła o własnej rodzinie. Chciała mieć troskliwego męża, który będzie ją wspierał, i dwoje dzieci. Wybrała już nawet imiona. Jednak z biegiem lat jej plany uległy zmianie.

- Czasami się dogadujemy - przyznał Zack. - Na wiele spraw mamy taki sam pogląd. - Wyjął mleko z lodówki. - Jednak pod wieloma względami się różnimy. A jaka jest twoja rodzina?

Poczuła znajome ukłucie.

- Nie taka jak twoja.

Nie zamierzała się nad tym rozwodzić. Nie chciała współczucia, zwłaszcza od człowieka, który miał wszystko. Oddzieliła przeszłość grubą linią i nie widziała powodu, żeby do niej wracać.

Jednak gdy zerknęła na dziecko, poczuła ucisk w gardle i dawne wspomnienia powróciły. Była skrytą osobą i nie lubiła dzielić się swoimi sekretami. Ale znalazła się w wyjątkowej sytuacji. Bez względu na to, jak przedstawiano Zacka Harrisona opinii publicznej, ten mężczyzna przygarnął pod swój dach zarówno obce niemowlę, jak i ją. Dlatego ten raz postanowiła się zwie -

- Właściwie - zaczęła cicho z walącym sercem - to jestem wychowanką państwa.

Zerknęła na niego przez ramię. Zack zamarł z ręką nad dzbankiem. Spojrzał na nosidełko, a potem na nią. Świdrował ją wzrokiem tak intensywnie, że pożałowała, że w ogóle otworzyła usta. W końcu nie była dziwadłem, tylko jednym z wychowanków rodziny zastępczej.

- To dlatego... - zaczął, a ona skinęła głową.

- Po prostu nie mogłam jej zostawić.

Zrobił głęboki wdech, delektując się zapachem mocnej kawy. Po napełnieniu obu kubków spojrzał na nią. Dostrzegła w jego oczach współczucie, którego nie chciała.

- Było ci ciężko? Uśmiechnęła się niewyraźnie.

- Nie każdy trafia pod dach pani Dale.

- Ale sobie poradziłaś. Koniec końców pracujesz dla...

- „Story Magazine".

- No właśnie, „Story".

Uniósł kubek do ust, a Trinity wzięła z niego przykład. Westchnęła z zadowoleniem, gdy poczuła wyborny smak kawy.

- Robiłaś kiedyś wywiad z hotelarzem, który ratuje porzucone dzieci? - zapytał.

Przechyliła głowę, nie kryjąc zainteresowania.

- Muszę przyznać, że nie.

- Jeśli dobrze rozegrasz karty, odpowiem później na kilka pytań.

- Chcę zadać jedno już teraz.

- Zamieniam się w słuch.

- Czy mogę dostać cukier? - Tak naprawdę pragnęła się dowiedzieć, czy wtedy w hotelu zamierzał ją pocałować, czy tylko dać jej nauczkę.

- Możesz dostać, co tylko chcesz. - Uśmiechnął się seksownie, po czym podał jej cukiernicę.

Trinity nabrała czubatą łyżkę cukru, po czym skoncentrowała się na mieszaniu. Poczuła muśnięcie jego dłoni, gdy pochylił się nad nią, żeby odstawić naczynie. Chociaż zrobiło jej się słabo, niczego nie dała po sobie poznać. Zamiast tego skupiła uwagę na dziecku.

Zack podążył za jej spojrzeniem.

- W jakim ona może być wieku?

- Może mieć trzy miesiące. Wygląda na zadbaną.

- To nie ma sensu. Coś w tej historii się nie klei. Nagle zimny dreszcz przebiegł jej po plecach.

- Może została porwana - wyszeptała.

- Czy tak było z tobą? - zapytał niskim głosem. Pokręciła głową, zdeterminowana, by nie mówić już nic więcej. Taki człowiek jak Zack Harrison nie zrozumiałby jej historii.

Dziewczynka zakwiliła, a potem otworzyła zaspane oczy. Oboje dorośli pochylili się nad nosidełkiem. Na widok ziewającego maleństwa Trinity zrobiło się ciepło na sercu. Poczuła emocje, z których istnienia nie zdawała sobie sprawy.

- Biedactwo - mruknęła, biorąc małą na ręce. - Pewnie ma mokrą pieluchę. Przewinę ją. Czy możesz w tym czasie przygotować mleko?

- Jasne. Będzie na was czekało, gdy wrócicie.

Zack poradził, żeby skorzystała z sypialni znajdującej się na dole. Wkrótce Trinity położyła niemowlę na łóżku. Potem poszła do łazienki po ręcznik, ponieważ nie chciała zabrudzić pościeli podczas przewijania. Po powrocie zauważyła Zacka stojącego przy łóżku.

- Bałem się, że spadnie - wyjaśnił, gdy posłała mu pytające spojrzenie.

- W tym wieku to mało prawdopodobne. Trinity wiedziała takie rzeczy, ponieważ przez

krótki czas zajmowała się niemowlęciem, które trafiło pod opiekę Nory Earnshaw. Miała wtedy siedem lat i każdą wolną minutę poświęcała maluchowi. Gdy dziecko zabrano, ogarnęło ją tak wielkie przygnębienie, że przez długie tygodnie prawie nic nie jadła. Pocieszała ją tylko myśl, że maluch trafił do lepszej rodziny zastępczej i być może nawet został adoptowany przez parę kochających ludzi, którzy dopilnują, żeby nigdy niczego mu nie brakowało.

Zack przeczesał ręką czarne włosy.

- W takim razie lepiej już pójdę.

Dziesięć minut później Trinity wyszła z sypialni, niosąc na rękach zadowolone dziecko. Dziewczynka wpatrywała się w nią tak, jakby chciała jej podziękować, ale nie wiedziała jak.

Tymczasem w kuchni Zack był zajęty potrząsaniem butelki. Ten seksowny mężczyzna wyglądał tak rozbrajająco uroczo i zabawnie, że poruszył w Trinity jakąś czułą nutę. Przycisnęła dziecko mocniej do piersi, chłonąc ten cudowny widok.

- Z radością oświadczam, że mleko jest doskonale wymieszane i ma odpowiednią temperaturę - poinformował, gdy uniósł głowę.

- W takim razie... - Wyciągnęła dziecko w jego stronę. - Może chcesz pełnić honory?

Jego uśmiech stopniał.

- Może przy następnej okazji.

- Ona nie gryzie.

- Skąd wiesz?

Trinity była ciekawa, co by zrobił, gdyby zostawiła go samego z dzieckiem i poleciała do Nowego Jorku, tak jak jej to sugerował. Na szczęście dla niego nie posłuchała i postanowiła dotrzymać mu towarzystwa.

- Muszę usiąść - powiedziała, ruszając w kierunku salonu. - Najlepiej na czymś wygodnym.

Zack wskazał jeden ze skórzanych foteli. Mebel okazał się tak miękki, na jaki wyglądał, a do tego miał unoszony podnóżek. Usadowiona wygodnie Trinity pomyślała, że być może śni. Cały ten dzień wydawał się tak bardzo nierealny, że nie byłaby zdziwiona, gdyby nagle obudziła się we własnym łóżku.

Zamrugała powiekami, ale on nadal stał tuż obok. Właściwie nachylał się nad nią, z ciekawością przyglądając się, jak karmi dziecko.

Przypomniała sobie ostatni artykuł na jego temat. Wynikało z niego, że całkiem niedawno Zack rozstał się z gwiazdką Ally Monroe. To mogło oznaczać, że z nikim się chwilowo nie spotykał.

- Pomóc ci w czymś jeszcze?

Ponownie spojrzała na małą twarzyczkę i paluszki ściskające butelkę.

- Przydałby się mały ręcznik, żeby ją wytrzeć, gdyby się jej ulało.

Gdy poszedł do kuchni, Trinity zachwycona obserwowała jego postawną sylwetkę. Chwilę później wrócił z ręcznikiem.

- Jak sobie radzisz?

- Malutka ssie, jakby nie jadła od tygodni. Właściwie od ostatniego karmienia mogło upłynąć

wiele czasu. Jak matka mogła porzucić takie maleństwo? Czy opiece społecznej uda się to ustalić? Oczywiście mogło wydarzyć się coś złego. Może rodzice szukali swojej zguby i odchodzili od zmysłów?

- Zastanawiam się, kiedy ktoś po nią przyjedzie - dodała w zamyśleniu.

- Pewnie pogoda utrudnia poruszanie się po drogach. Włączę wiadomości, żebyśmy byli na bieżąco. Później zadzwonię do nich raz jeszcze i sprawdzę, jaka jest sytuacja. - Spojrzał na dziecko i uśmiechnął się ukradkiem. - Wyglądasz, jakbyś robiła to całe życie.

- Malutka sama świetnie sobie radzi.

Za oknami zawył wiatr, a śnieg uderzał o szklane ściany. Tymczasem dziewczynka skończyła jeść i ułożyła główkę na piersi Trinity. Zack poruszył się niespokojnie.

- Chyba powinno jej się teraz odbić, prawda?

- Chcesz mnie wyręczyć?

- Nie będę ci przeszkadzał, skoro tak świetnie sobie radzisz.

- A mnie się wydaje, że zwyczajnie tchórzysz. Trinity odstawiła pustą butelkę, po czym oparła

dziecko na ramieniu. Z kolei Zack pospieszył, żeby wsunąć ręcznik pod główkę niemowlęcia. Gdy tylko została zabezpieczona, uniosła się nieco i zaczęła poklepywać plecy dziecka.

Mijały kolejne minuty, ale nic się nie działo. W końcu Trinity zaczęła się niepokoić. Najwyraźniej Zack dostrzegł obawę w jej oczach, ponieważ oparł dłoń na jej ramieniu.

- To musi trochę potrwać. Daj jej czas - oświadczył z przekonaniem. Gdy spojrzała na niego zdumiona, dodał: - Mam mnóstwo bratanic i bratanków.

- Rozumiem - odparła, usatysfakcjonowana takim wyjaśnieniem. - Może przestaniesz stać nade mną jak kat nad dobrą duszą? To mnie stresuje. Lepiej przygotuj dla nas coś do jedzenia.

Zack zachichotał.

- Jesteś pewna, że chcesz zjeść to, co ugotuję? Przewróciła oczami.

- Rozumiem, że podasz makaron z serem.

- Cokolwiek by to było, nie masz wyjścia. Znajdujemy się na odludziu i jeśli nie zamierzasz głodować, musisz polubić moją kuchnię.

Trinity nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ dziewczynka beknęła głośno.

- Chyba już wszystko w porządku - powiedziała, opierając się wygodnie na fotelu. Nareszcie mogła się odprężyć. Nie przestała jednak poklepywać dziecka, któremu wkrótce odbiło się kolejny raz.

Rozpromieniona Trinity uniosła niemowlę, żeby się mu przyjrzeć.

- Wyglądasz na zadowoloną - stwierdziła. Chwilę później dziecko ulało na nią większość wypitego wcześniej mleka.


ROZDZIAŁ TRZECI

Nie tracąc czasu, Trinity pobiegła z zawodzącym dzieckiem do pralni z dużym zlewem przemysłowym, w którym następnie przygotowała kąpiel. Po chwili zamiast płaczu dziewczynka wydawała radosne okrzyki. Najwyraźniej spodobało jej się rozbryzgiwanie wody.

Gdy już umyła małą, wytarła ją, przewinęła i przebrała w jedno z ubranek, które kupił dla niej Zack, poczuła, że opuszczają ją siły. Opieka nad dzieckiem okazała się bardziej wyczerpująca, niż się spodziewała. Mimo to przez kolejne godziny nosiła ją, kołysała, śpiewała i podawała kolejne porcje mleka. Była przekonana, że gdyby odłożyła niemowlę do nosidełka, leżałoby w nim grzecznie, ale gdy spoglądała w jego duże, niebieskie oczy, po prostu nie mogła tego zrobić.

Zack przygotował posłanie dla dziecka na jednym z rozkładanych foteli. Zostawił w środku mnóstwo miejsca, a po bokach skonstruował prowizoryczne barierki. Trinity ułożyła tam niemowlę, gdy w końcu zasnęło.

Nareszcie mogła wziąć gorący prysznic, o którym marzyła od dawna. Zamierzała czym prędzej położyć się do łóżka, dlatego założyła czerwoną bawełnianą piżamę i kapcie w takim samym kolorze. Nie miała siły, by martwić się tym, że Zack zobaczy ją w tym stroju. Jeśli był chociaż w połowie tak wykończony jak ona, nie zauważyłby nawet, gdyby zaprezentowała mu się w pelerynie i przepasce na oczach.

Związała wilgotne włosy w niechlujny kok, po czym ruszyła do salonu. Przystanęła przy schodach, spoglądając na pogrążony w mroku pokój. Teraz, gdy w domu panowała cisza i słychać było jedynie wycie wiatru, poczuła się nieswojo. Obejmując się rękami, wysiliła wzrok.

Z ciemności wyłonił się imponujący widok. Zack kucał obok kominka, dorzucając do wątłego jeszcze ognia cienkie szczapy drewna. Słaby blask uwydatniał rysy jego przystojnej twarzy. Trinity rozchyliła usta, a po całym ciele przeszły jej ciarki. Doznanie stało się jeszcze intensywniejsze, gdy uniósł głowę i spojrzał na nią. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, by poczuła się pożądaną kobietą.

- Widzę, że jesteś gotowa do łóżka - mruknął niskim, zachrypniętym głosem.

Gdy poczuła jego zapach, zadrżała. Hipnotyzujące cienie, zmysłowy nastrój i rozkoszne ciepło trzaskającego ognia sprawiły, że wszystko wydało jej się nierealne - jakby nie była sobą. Gdyby Zack jej dotknął, zapomniałaby o swoich zastrzeżeniach i zrobiłaby wszystko, czego by od niej zażądał.

- Spisałaś się na medal - powiedział, chwytając pogrzebacz. - Musisz być wykończona.

Trinity chrząknęła, potakując słabo.

- Na szczęście mała zasnęła i przypuszczam, że nie obudzi się szybko.

- Miejmy nadzieję - uśmiechnął się do niej. - Tymczasem zamierzam rozkoszować się szklaneczką brandy przed kominkiem. Przyłączysz się?

Chociaż Trinity musiała przyznać, że po ostatnich godzinach, gdy Zack pomagał jej, jak mógł, jej niechęć do niego nieco osłabła, nie czuła się jednak na tyle komfortowo, by wyciągnąć się przy nim na kanapie.

- Nie jestem potworem - dodał, zanim zdążyła odpowiedzieć.

- Dlaczego mam ci wierzyć na słowo?

- Bo nie jesteś w moim typie?

Trinity zamarła. Oczywiście powtórzył tylko jej słowa, ale i tak poczuła się dziwnie.

- No dobrze. Ale wolę kakao.

Jednak gdy ruszyła do kuchni, zawołał za nią:

- Może spotkamy się w pół drogi? Ja zrezygnuję z brandy, a ty z kakao i otworzymy butelkę wina.

- Kieliszek wina nie zaszkodzi - przyznała z uśmiechem.

Jego oczy zalśniły. Niespiesznie wstał i podszedł do szafki, w której znajdował się barek. W białej bawełnianej koszulce i czarnych spodniach dresowych przypominał sportowca: wysoki, umięśniony, postawny. Nie spuszczając go z oczu, Trinity usiadła na kapie rozłożonej na miękkich poduchach. Od razu poczuła, jak opuszcza ją napięcie.

Po chwili przyjęła od Zacka kieliszek wina, a on usiadł obok niej, zachowując stosowną odległość. Powąchała czerwony trunek o bogatym aromacie, po czym wypiła łyk.

- Dobre? - Bardzo.

Zadowolony oparł się na poduszce i zamknął oczy. Trinity wzięła z niego przykład i przymknęła powieki, wzdychając cicho. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo była zmęczona.

Zack przyglądał się swojemu gościowi spod przymkniętych powiek. Jak dotąd udało mu się zachować pozory opanowania. W rzeczywistości Trinity Matthews od samego początku rozbudzała w nim coś więcej niż zwykłą ciekawość. Bardzo go pociągała. Chciał przygarnąć ją do siebie i pocałować. Pokusa była wielka. Wywoływała w nim niepokój. Trinity podobała mu się nie tylko z wyglądu, ale także z powodu bystrego umysłu i pasji. Podziwiał ludzi, którzy nie bali się mówić głośno tego, co myślą - nawet jeśli nie mieli racji. Ale było w tym coś więcej. Ta kobieta intrygowała go jak żadna inna przed nią. Może działo się tak z powodu niezwykłych okoliczności: znaleźli się sami, odcięci od świata, w obliczu nowych wyzwań, które zaskoczyły ich oboje w równym stopniu.

W zamyśleniu potrząsał kieliszkiem, wpatrując się w ogień. A gdy napięcie sięgnęło zenitu, wstał. Musiał oddalić się od Trinity, która wyglądała niezwykle rozkosznie w za dużej piżamie.

- Pójdę wziąć prysznic - oświadczył, siląc się na spokojny ton.

- Zostanę na posterunku - odparła sennie. Zanim uległ targającym nim namiętnościom, Zack

chwycił komórkę z kuchennego blatu, po czym wspiął się po schodach do swojej sypialni. Gdyby nie dziecko, mógłby pozwolić sobie na większą swobodę i zakończyć ten dzień zupełnie inaczej. Musiał jednak pamiętać o priorytetach. Obiecał sobie, że gdy tylko przekażą niemowlę opiece społecznej, nie przepuści kolejnej okazji i uwiedzie słodką pannę Matthews.

Dwie minuty później gorąca woda spływała mu po plecach. Nie spieszył się. Chciał dać sobie czas, żeby uporać się z nadmiarem emocji. Niestety, ktoś najwyraźniej zamierzał pokrzyżować mu plany, ponieważ wybrał jego numer, o czym świadczyło uporczywe brzęczenie komórki. Zaciskając zęby, Zack sięgnął mokrą ręką po telefon.

- Przepraszam, że nie skontaktowałam się z panem wcześniej - powiedziała Cressida Cassidy, pracownica pomocy społecznej, z którą wcześniej rozmawiał. - Mamy straszne urwanie głowy. Pragnę jednak zapewnić pana, że powiadomiłam odpowiednie władze i jutro przyjedziemy po dziecko. Pogoda uniemożliwiła nam dotarcie do pana dzisiaj. Mam nadzieję, że może się pan zająć dzieckiem przez jedną noc?

- Mogę - odparł, wycierając twarz ręcznikiem. Nie zamierzał wdawać się w dyskusję na temat trudów opieki nad niemowlęciem. Nie zamierzał opowiadać, jak mała płakała, kiedy zwróciła mleko, ani o tym, że chciał zawieźć ją do najbliższego szpitala, zanim Trinity zdołała ją uspokoić.

Według niektórych bycie rodzicem to najtrudniejsza praca na świecie; zaczynał przypuszczać, że mogą mieć rację. To tylko dowodziło, że nie był gotowy na ojcostwo. Bez względu na to, co twierdziła jego rodzina, nie zamierzał się jeszcze ustatkować. Lubił swoje życie i nie chciał go zmieniać.

- Panie Harrison, powinien pan wiedzieć jeszcze jedno... - Po tych słowach w słuchawce zapanowała cisza. Połączenie zostało zerwane.

Niemal w tej samej chwili ciężka gałąź uderzyła w dach. Zaniepokojony Zack pobiegł do telefonu stacjonarnego. Na szczęście nadal był sygnał. Pani Cassidy znała także ten numer, więc pewnie wkrótce ponownie zadzwoni.

Tymczasem na dole ucichła lodówka. Trinity zorientowała się także, że zgasło światło sączące się wcześniej z barku. Wyglądało na to, że zostały zerwane linie elektroenergetyczne. Przygryzając dolną wargę, podciągnęła koc pod samą brodę. Od dziecka bała się ciemności - z co najmniej kilkunastu powodów.

Pospieszne kroki na schodach postawiły ją w stan pogotowia. Wychyliła się, żeby sprawdzić, czy to na pewno Zack, ale ujrzała ledwie widoczny zarys sylwetki w pobliżu drzwi. A potem coś kliknęło i zagrzechotało, i zapanowała cisza. Chwilę później coś musnęło jej ramię. Cofnęła się gwałtownie, przyciskając koc do piersi. Gdy spojrzała w górę, z ciemności wyłoniła się znajoma twarz. Odetchnęła z ulgą.

- Nic ci nie jest? - zapytał Zack.

- Nic - odparła drżącym głosem.

- Sprawiasz wrażenie roztrzęsionej.

- Ciekawe czemu? Siedzę sobie tutaj bez światła, za oknem szaleje śnieżyca, a ty się do mnie skradasz...

- Mogę ci jakoś pomóc? Może potrzymam cię za rękę? Chociaż z niej drwił, z trudem powstrzymała się przed wtuleniem się w jego ramiona. Chciała się odgryźć, ale jej wzrok powędrował niżej i zamarła.

- Co ty masz na sobie? - wydukała.

Spojrzał w dół, jakby musiał sobie przypomnieć.

- Ręcznik.

Spróbowała skinąć głową, jak gdyby nigdy nic, ale mogła tylko patrzeć na tego półnagiego Adonisa o czarnych włosach i szerokim torsie. Jego ciało wyglądało tak, jakby zostało odlane z brązu; każdy mięsień był wyraźnie widoczny. Do tego pachniał cudownie. Pragnęła oprzeć rękę na jego płaskim brzuchu, musnąć imponujący biceps.

- Chcesz trochę? - zapytał, przywołując ją do rzeczywistości.

Trinity zamrugała, jakby dopiero przebudziła się z głębokiego snu. Nie miała pojęcia, o co pytał.

- Trochę czego? - szepnęła.

Uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach zapłonęły figlarne chochliki. - Wina.

- Wolę nie przesadzać - stwierdziła, odzyskując panowanie nad ciałem.

- Czasem trzeba przesadzić, Trinity.

- Wolę zachować trzeźwy umysł.

- Rozumiem. - Przez moment przyglądał jej się uważnie. Potem uniósł kieliszek do ust i zapytał: - Było aż tak źle?

- Co masz na myśli?

- Rozstanie. Domyślam się, że to świeża sprawa.

Ten jeden raz Trinity z ulgą przyjęła fakt, że w domu panowała ciemność. W jasnym świetle lamp z pewnością byłoby widać, jak bardzo się czerwieni.

- Skąd ci to przyszło do głowy?

- Widzę, jak się zachowujesz, a mam pewne doświadczenie. - Z kobietami? - Właśnie.

- Muszę cię rozczarować, ale nie mam czasu na randki.

- A więc to jest problemem.

- To nie twoja sprawa. - Uniosła się i wyprostowała, przyjmując obronną pozę. - Ze wszystkimi tak postępujesz? Starasz się pokazać ich słabości, żeby poczuć się lepiej?

Mimowolnie kolejny raz spojrzała na ręcznik, który odrobinę zsunął mu się z bioder.

- Czyli było bardzo źle.

Powinna się roześmiać, poradzić mu, żeby skupił się na popijaniu brandy i pilnował własnych spraw. Ale była w jego domu. Musiała zachować chociaż pozory uprzejmości. Poza tym miał rację: rzeczywiście spotykała się ostatnio z nieodpowiednim mężczyzną. Wzdychając, osunęła się na poduszki.

- Był miły, rozważny i potrafił słuchać. Do tego nie lubił dzieci.

- Zaszliście aż tak daleko?

- Nie oświadczył się, jeśli to masz na myśli. Ale moim zdaniem człowiek, który wzdryga się na widok dzieci, nie może być dobry.

- Muszę stanąć w jego obronie. Czasem facet po prostu musi ostrożnie podchodzić do tematu dzieci. Jeśli tego nie robi, kobieta może uznać, że może liczyć na...

- Zaangażowanie z jego strony?

- Tak. - Skinął głową, po czym wskazał na poduszki. - Mogę się przysiąść?

- Pod warunkiem, że się ubierzesz. Uśmiechnął się szeroko, zanim zostawił ją samą. Po chwili Trinity usłyszała odgłosy dobiegające z kuchni i ujrzała snop światła, zapewne wydobywający się z latarki. Odprężyła się i ułożyła wygodnie na prowizorycznym posłaniu. Była wdzięczna za ogień buzujący w kominku.

Gdy Zack wrócił, był ubrany w spodnie od piżamy i luźną koszulkę, które prawdopodobnie znalazł w pralni. Zauważyła tam kosz z czystą odzieżą, kiedy wcześniej kąpała dziecko.

- Wyjrzałem na zewnątrz - poinformował ją. - Zaspy są naprawdę wysokie.

- A śnieg nadal pada?

Na szczęście trochę słabiej. Miejmy nadzieję, że do rana wszystko się uspokoi. Na szczęście mamy piec gazowy, który zapewnia ogrzewanie i ciepłą wodę. Kuchenka też działa na gaz, więc nie będzie problemu z przygotowaniem mleka. - Spojrzał w ogień. - Niedawno dzwoniła do mnie kobieta z pomocy społecznej.

Zack przekazał wszystko, co powiedziała mu pani Cassidy. Trinity pomyślała, że niebawem będzie mogła wrócić do Nowego Jorku. Powinna czuć ulgę. Mimo to nie mogła przestać rozmyślać o losie dziecka. Wciąż zastanawiała się, gdzie podziewali się jej rodzice.

Zack usiadł obok niej i przykrył nogi kocem, drżąc odrobinę.

- Zrobiło się zimno - powiedział. - I całkiem ciemno. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz nie było tutaj prądu.

- To irytujące - przyznała.

- Doskonały moment na opowieści o duchach. Spojrzała na niego zbolałym wzrokiem.

- Nie sądzę.

- Pamiętam pewne wydarzenie z czasów, gdy miałem dziesięć lat - kontynuował, jakby jej nie usłyszał. - Tata wziął pięć dni wolnego i całą rodziną wybraliśmy się do Denver. Niestety, nasz domek był zajęty, a jedyne wolne miejsca znajdowały się w podniszczonym budynku, w którym dawniej znajdowała się stodoła. - Zniżył głos. - A przynajmniej niektórzy tak twierdzą.

- Uprzedzam, że nie wierzę w duchy.

- Ja też nie wierzyłem, aż do tamtej nocy. Dodam jeszcze, że dom był zaniedbany. Minęły dekady od chwili, gdy stodołę przerobiono na kuchnię, salon i sypialnie. Nie wszystkie lampy się paliły, a w kominku znaleźliśmy mnóstwo pajęczyn. Ściany i dach trzeszczały wystarczająco głośno, by moja siostra zaczęła nerwowo obgryzać paznokcie. Chyba wtedy to się zaczęło.

- Twoja wiara w życie pozagrobowe?

- Nie. Obgryzanie paznokci przez Siennę. Robi to po dziś dzień. - Odchylił się i wsunął ręce za głowę, napinając wspaniałe bicepsy. - Tak czy inaczej, pewnej nocy niespodziewanie zgasło światło w sypialni chłopców.

- Ilu masz braci?

- Trzech. Masona, Dylana i Thomasa. - Zrobił drwiącą minę. - Oczywiście w ogóle się nie baliśmy.

Trinity stłumiła śmiech.

- Oczywiście.

- Ale wiatr zawodził tak głośno jak dzisiaj, więc gdy żarówka wybuchła, każdy z nas uznał nagle, że musi iść napić się wody. Thomas, najmłodszy z nas, pobiegł do kuchni pierwszy. Reszta rzuciła się w ślad za nim. Nasi rodzice siedzieli w zatęchłym salonie na wytartych kanapach.

- A gdzie była wtedy twoja siostra?

- Siedziała już na kolanach mamy. Zawsze był z niej straszny dzieciuch.

Uśmiechając się, Trinity wyobraziła sobie ślicznotkę z warkoczykami i poobgryzanymi paznokciami, która nieustająco dokuczała braciom i wychodziła z tego obronną ręką.

- Czyli spędziliście noc wszyscy razem z jednym pokoju przed kominkiem - dokończyła za niego.

- Masz rację. Ale wtedy wydarzyło się coś jeszcze... - Opuścił ręce i pochylił się w jej stronę. - Około północy zaczęły docierać do nas różne hałasy.

- Co konkretnie?

- Drapanie i skrzypienie, a także pianie koguta. - Zawiesił głos, zanim dodał: - Od razu obudziliśmy ojca.

- I co on zrobił?

- To, co przystało głowie rodziny: poszedł sprawdzić sytuację. Nie było go całą wieczność, a przynajmniej nam się tak zdawało. W końcu ponownie zapiał kogut, ale tym razem głośniej. A potem usłyszeliśmy trzepot skrzydeł i przeraźliwe gdakanie. Wtedy naciągnąłem kołdrę na głowę.

- Gdakanie?

- Okazało się, że na strychu grasował... drób spragniony ludzkiej krwi.

Zack uśmiechnął się od ucha do ucha, a Trinity wypuściła długo wstrzymywany oddech. Rozzłoszczona uderzyła go w ramię.

- To wcale nie było śmieszne.

- Mam wprawę w wymyślaniu historyjek. Moi starsi bracia mają dzieci. Zawsze, kiedy ich odwiedzam, dzieciaki chcą słuchać opowieści. Robię, co mogę, żeby je zadowolić, ale zmienianie pieluch zostawiam ekspertom.

- Jak często się z nimi spotykasz?

- Jeśli nie liczyć Bożego Narodzenia, Wielkanocy, urodzin i innych rodzinnych wydarzeń? Ciągle. I wcale mi to nie przeszkadza. Dzieciaki są świetne. Nie znoszę tylko... - Przerwał i zrobił taką minę, jakby właśnie zorientował się, że powiedział za dużo.

- Słucham - ponagliła go.

- Nieważne.

- Skończ, skoro zacząłeś. Potarł brodę.

- Szczerze mówiąc, męczy mnie wysłuchiwanie kolejnych kazań o tym, jak to powinienem się ustatkować. Przecież nie żyjemy w zamierzchłych czasach, gdy każdy dżentelmen musiał znaleźć sobie odpowiednią kandydatkę na żonę.

- Pewnie pragną twojego szczęścia. Uniósł brwi.

- Czy ja wyglądam na nieszczęśliwego?

- Może oni widzą to inaczej.

- Na szczęście to moje życie, a nie ich. - Wbił wzrok w sufit. - I lubię je takie, jakie jest. A jak to jest z tobą?

- Jestem wiecznie zajęta i zadowolona z pracy.

- Ale pewnego dnia będziesz chciała się ustatkować... mieć dzieci i takie tam. Masz do nich dobrą rękę.

Jej serce zabiło mocniej.

- Lubię dzieci, ale to nie takie proste - zaczęła, spoglądając w ogień. - Nie mam rodziców ani innych krewnych. Oczywiście znam wiele osób, zdobyłam licznych przyjaciół. Jednak nikomu nie ufam na tyle, by powierzyć mu dziecko, gdyby coś mi się stało. - Nabrała powietrza. - W życiu trzeba dokonywać wyborów, a ja zdecydowałam, że nie mogę podjąć takiego ryzyka.

- Nic z tego nie rozumiem - odparł Zack, przyglądając jej się uważnie. - Nie chcesz zakładać rodziny, a przecież wcześniej powiedziałaś, że rozstałaś się z facetem, bo nie lubił dzieci.

- Nie chodzi o to, że nie chciał ich mieć, ale o to, że w ogóle ich nie akceptował, inaczej niż ty. Jego zdaniem wszystkie małe stworzenia tylko niepotrzebnie zajmują miejsce.

- Rozumiem, że to dotyczy także szczeniaków.

- I kociaków.

Zack uśmiechnął się łagodnie.

- W takim razie dobrze, że go rzuciłaś. - Zmienił pozycję i zmienił temat. - Jakie masz plany na przyszłość?

- Mam nadzieję, że pewnego dnia zostanę redaktorką jednego z największych czasopism na świecie. Chcę zawładnąć tą branżą - oświadczyła dobitnie. - I zamierzam trzymać się z daleka od facetów, którzy opowiadają marne dowcipy.

- Tej nocy się ode mnie nie uwolnisz. Westchnęła.

- W takim razie będę cierpieć w słusznej sprawie.

Rozbawienie widoczne na jego twarzy powoli ustąpiło miejsca jakiejś innej emocji i nagle atmosfera stała się elektryzująca. Trinity obserwowała, jak delikatnie rozchyla usta, a jego oczy ciemnieją. Gdy odgarnął mokre kosmyki z jej twarzy, nie cofnął dłoni. Delikatnie pogłaskał jej policzek. Poczuła się tak, jakby ktoś wypompował powietrze z pokoju. Jej oddech stał się szybszy i gwałtowniejszy. Nie chciała myśleć o tym, kim naprawdę jest ten wspaniały mężczyzna. Wolała zachować poczucie odrealnienia, zwłaszcza że ogarnęła ją wielka pokusa, by poddać się nastrojowi chwili.

- Włosy opadły ci na twarz - szepnął zachrypniętym głosem.

- Och - westchnęła, zanim słowa same popłynęły jej z ust. - Sądziłam, że chcesz mnie pocałować.

- Właściwie marzę o tym od kilku godzin. - Pochylił się i delikatnie musnął wargami jej usta. - Problem w tym - mruknął - że jeśli zaraz nie przestanę, nie będzie odwrotu.

- A co z dzieckiem? - zapytała słabo.

- No tak, nie możemy zapominać o obowiązkach - przyznał, ale wcale się od niej nie odsunął. - Ale musimy zadbać także o to, by było nam ciepło. Może więc możemy się trochę poprzytulać.

Trinity poczuła na policzku delikatne drapanie jednodniowego zarostu, a potem rozkoszny dotyk jego ust na uchu. Chociaż wszystko wirowało i ledwie pamiętała, jak się nazywa, zdołała wydukać:

- Myślę, że odrobina przytulania nie zaszkodzi. Jęknęła, gdy przesunął dłoń wzdłuż jej biodra. Jego

pocałunki były namiętne, żarłoczne i rozkoszne. Razem osunęli się na poduszki. Gdy on uniósł jedną jej rękę nad głowę, Trinity drugą oplotła jego szerokie barki. Oparła bosą stopę na jego twardym udzie i poddała się wspaniałym pieszczotom.

Zack mruknął przeciągle, smakując jej usta. Ale Trinity znieruchomiała. Pomimo ekstazy pomyślała o dziecku śpiącym kilka metrów dalej. Poza tym nie była pewna, czy chciała uprawiać seks z mężczyzną, którym powinna gardzić.

Nagle odsunął się od niej, jakby wyczuł jej wątpliwości. Nie odezwał się jednak słowem, tylko wsunął ręce pod jej plecy i obrócił się, tak żeby znalazła się na górze. Nadal go pragnęła. Właściwie nigdy nie pragnęła tak mocno żadnego mężczyzny. Ale musiała odmówić. Nie znalazła się tutaj, żeby rzucić się w wir romansu, i nie zamierzała opuścić tego domu pełna wyrzutów sumienia.

Tymczasem Zack przyciągnął ją do siebie i zaczął delikatnie głaskać ją po plecach. Nie próbował jej pocałować.

- Czy to się kwalifikuje jako przytulanie? - zapytał sennie.

- Puść mnie, to ci odpowiem.

Rozluźnił uścisk i pozwolił, żeby zsunęła się na posłanie. Potem oparł się na łokciu i spojrzał na nią uważnie.

- Powinniśmy się przespać.

- Doskonały pomysł.

Skinął głową, a gdy wziął ją w ramiona, nie zaprotestowała. Chociaż nie zamierzała się z nim kochać, nie widziała nic złego w tej oznace czułości i troski. Opierając głowę na jego piersi, westchnęła cicho. Zasnęła, zanim dotarli do łóżka.


ROZDZIAŁ CZWARTY

Następnego dnia rano Zack obudził się przed swoimi gośćmi. Za oknami nadal padał śnieg. Przyszło mu do głowy, że powinien odśnieżyć podjazd, na wypadek gdyby miał przyjechać ktoś z opieki społecznej. Ostatecznie uznał jednak, że nikt nie zdoła dotrzeć tutaj w taką pogodę.

Na palcach wyszedł z sypialni. Chociaż był owinięty kocem, trząsł się z zimna. Drapiąc się po plecach, ruszył prosto do salonu. Ogień w kominku dawno zgasł i w palenisku został jedynie ciepły popiół. Powinien dorzucić kilka drew i zadbać, żeby w domu znów zrobiło się ciepło. Obawiał się jednak, że hałas obudzi pogrążone we śnie kobiety.

Poszedł zajrzeć do dziecka. Dziewczynka wystawiła maleńkie dłonie ze śpiworka. Miała zaróżowione policzki. Nigdy nie widział równie słodkiej twarzyczki. Właściwie mała wyglądała jak lalka z porcelany; przeczyła temu jedynie wolno unosząca się i opadająca pierś.

Uśmiechając się do siebie, odsunął się od niemowlaka.

Nagle poczuł skurcz żołądka. Powinien szybko coś zjeść, zwłaszcza że poprzedniego dnia nie miał na to czasu. Wszedł do kuchni, oparł ręce na biodrach i rozejrzał się w poszukiwaniu dzbanka. Nie zdążył jednak zabrać się do parzenia kawy, ponieważ niespodziewanie zadzwonił jego telefon komórkowy. Najwyraźniej odzyskał zasięg. Czym prędzej pospieszył na korytarz, a potem otworzył drzwi gabinetu, zanim odebrał.

- Czy to zawierucha?

Na dźwięk znajomego głosu Zack się odprężył. To był Thomas, jego młodszy brat, najmądrzejszy i najbliższy mu członek rodziny. Przyciskając komórkę do ucha, cicho zamknął za sobą drzwi.

- Właśnie przeglądam oferty pługów śnieżnych - zażartował Zack.

- Świetna zabawa.

Zack podszedł do okna i oparł rękę o framugę.

- Nie jest tak źle.

- W dziczy, z dala od cywilizacji, bez miejskiego ruchu i porządnej kawiarni?

- Nie wspominaj o kawie. Nie wypiłem od rana ani jednej.

- W takim razie będę się streszczał. Tata chce wiedzieć, jak poszły rozmowy z Jamesem Dirkinsem.

Kiedy możemy spodziewać się sfinalizowania transakcji?

Zack potarł czoło, wspominając pertraktacje z poprzedniego dnia.

- James Dirkins jest mocno związany z tym miejscem.

- Nagle zrobiłeś się sentymentalny?

- To nie to. Po prostu potrzebuję więcej czasu. W słuchawce zapanowała cisza,

- Dobrze się czujesz, Zack? Brzmisz jakoś inaczej.

- Mam się świetnie. - Podszedł do drzwi i otworzył je, ponieważ odniósł wrażenie, że słyszy płacz dziecka. - Powiedz tacie, że podpiszę umowę w tym tygodniu.

Ruszył do salonu, w którym rzeczywiście kwiliło dziecko.

- Masz towarzystwo?

- Mhm.

- Kobietę?

- Nawet dwie. - Zanim Thomas zdążył zadać kolejne pytanie, dodał pospiesznie: - To długa historia.

- Chętnie posłucham.

Uśmiechając się szeroko, podszedł do fotela.

- Nie teraz. Muszę lecieć.

Wyłączając telefon, spojrzał na niemowlę. Leżało spokojnie i wpatrywało się w niego dużymi niebieskimi oczami. Przywołał na usta uśmiech, ale dziecko nie odpowiedziało mu tym samym. Nie wybuchło także płaczem. Czekało cierpliwie, aż ktoś się nim zajmie.

Zack wsunął rękę pod plecy dziewczynki, ale szybko się cofnął. Mała była mokra. Wzdrygając się, bezradnie rozejrzał się po pokoju.

- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytał szeptem. Zaczął krążyć, pocierając skronie. Wiedział, że

nie może zostawić dziecka w tym stanie, ale jednocześnie nie mógł znieść myśli, że miałby je przebrać.

Nagle usłyszał kroki na schodach, a po chwili ujrzał zaspaną Trinity. Przystanęła, przeciągnęła się i odgarnęła włosy z twarzy. Gdy napotkała jego wzrok, zrobiła zdumioną minę.

- Czyli to nie był sen. Podszedł do niej.

- Nie. To jest nasza rzeczywistość. A mała jest mokra.

Trinity zsunęła kocyk i pochyliła się nad niemowlęciem, które skrzywiło się i wydało cichy pisk.

- Biedactwo. Musi być głodna.

- I nie tylko.

- Trzeba ją przewinąć.

- Zdecydowanie.

- Może spróbujesz?

- Mógłbym wymyślić tysiąc wymówek, ale konkluzja byłaby taka sama.

Trinity udała zdumienie.

- Nie?

Rozbawiona potrząsnęła głową, po czym schyliła się, żeby podnieść dziecko.

Zack widział jej strój zeszłej nocy, ale dopiero w świetle dnia mógł ujrzeć go w pełnej okazałości. Zarówno góra, jak i dół wisiały na jej szczupłej sylwetce, ukrywając wszelkie krągłości. Spodnie były tak długie, że przydeptywała nogawki, w koszula - zapięta pod samą szyję. Gdy tak na nią patrzył, uznał, że nigdy nie widział tak seksownej piżamy.

Przesunął się, żeby ją przepuścić. Spojrzał na jej twarz, na której nadal widniały ślady poduszki. Uśmiechała się do dziecka, a niebieskie oczy lśniły niczym najdroższe kamienie.

- Przygotuję mleko - powiedział, ruszając do kuchni.

Trinity potarła swoim nosem nosek dziecka.

- A ja pójdę ją wykąpać. Chcesz mi pomóc?

- Dołączę do was, jak tylko przygotuję butelkę. Tym razem oszczędziła mu komentarzy. Nie posłała mu nawet karcącego spojrzenia. Była tak pochłonięta dzieckiem, że ledwie go zauważała. Najwyraźniej wypoczęła i nabrała sił, co cieszyło Zacka. Jeśli jego przypuszczenia się potwierdzą, nikt nie odbierze dziecka tego dnia, więc to na nich spadną obowiązki związane z opieką nad nim.

Po kilku minutach z pralni zaczęły dobiegać odgłosy pluskania i radosne popiskiwanie, a skoro przygotował już mleko, ruszył w tamtą stronę. Gdy stanął w progu, Trinity wyciągała dziecko z umywalki. Potem położyła malucha na ręczniku rozłożonym na blacie. Miała mokry przód piżamy i kilka kosmyków włosów, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Sprawiała wrażenie zadowolonej.

Zaczął się zastanawiać, co uszczęśliwiało ją na co dzień. Gdzie mieszkała w Nowym Jorku? Kim byli jej przyjaciele? Pomyślał, że może minęli się kiedyś na ulicy albo jechali razem windą.

Lecz najbardziej interesowało go, co przyniesie kolejny dzień. Wyraźnie pamiętał cudowny smak jej pocałunków. Chociaż nie chciała posunąć się dalej, rozpaliła go do czerwoności. Dziwił się, że w ogóle zdołał się później powstrzymać. Miał jednak zasady: nigdy nikogo do niczego nie zmuszał.

- W samą porę - powiedziała Trinity, gdy go zauważyła. Posłała mu łagodny uśmiech, po czym zabrała się za wycieranie wilgotnych loków dziewczynki.

Zack obserwował, jak smaruje dziecko kremem, zakłada mu pieluchę, a potem ubiera. Sam próbował kiedyś założyć śpioszki jednemu ze swoich bratanków i to zadanie go przerosło. Z kolei Trinity zachowywała się tak swobodnie i sprawnie, jakby wciśnięcie drobnych kończyn w niewielkie otwory nie stanowiło wyzwania.

- Robiłaś to kiedyś wcześniej? - zapytał zaciekawiony.

Zawahała się, zanim odparła:

- Dwa lata temu przyjaciółka została matką. Pomagałam jej od czasu do czasu.

- Nie boisz się, że zrobisz jej krzywdę?

- Wystarczy uważać. - Wzięła dziecko na ręce i przytuliła. - Mleko gotowe?

- Oczywiście. Już niosę.

- Usiądę na fotelu - powiedziała, ruszając na swoje zwykłe miejsce. Usadowiła się wygodnie i uniosła podnóżek.

Gdy dziecko piło, Zack przysunął sobie krzesło i z bezpiecznej odległości przyglądał się obu kobietom. Chociaż obserwował je już wcześniej w podobnej sytuacji, nie był znudzony. W rzeczywistości kierowały nim ciekawość i troska. Gdy tylko niemowlę opróżniło butelkę, pobiegł po czysty ręcznik, który następnie podał Trinity. Przez moment denerwował się, czy nie powtórzy się sytuacja z poprzedniego dnia. Z niepokojem obserwował klepane po plecach dziecko. Ostatecznie obeszło się bez przykrych niespodzianek.

Trinity oparła się wygodnie, opierając sobie dziewczynkę na piersi.

- Idzie nam coraz lepiej - oświadczyła pogodnie. Zack uniósł dumnie głowę, zanim zorientował się, że mówiła do dziecka. Wyglądało na to, że te dwie tworzyły zgrany zespół. On był tylko na doczepkę. Nie przywykł do takiej Sytuacji. Zwykle to on grał pierwsze skrzypce, a tym razem został usunięty w cień.

- Może nadamy jej jakieś imię na czas, gdy będziemy się nią zajmować? Przecież nie będziemy mówić do niej wiecznie „dziecko". Co ty na to?

- Masz coś na myśli?

- Może coś tradycyjnego? Emily, Molly albo Beatrice?

- Chyba nie jestem tradycjonalistą.

- To może Brook, Fallon, Mira...

- Podoba mi się Bonnie - wtrącił znienacka.

- Słucham?

- Błękitnooka Bonnie, to taka piosenka. Ojciec ciągle ją śpiewa.

Trinity przyjrzała się drobnej buzi i uśmiechnęła się zachwycona.

- Bardzo do niej pasuje.

Zackowi podobało się, jak przygryzała wargę, gdy była zadowolona. Przyglądał się zachwycony, jak szczebioce do dziecka. Właściwie lubił nawet, gdy wytykała mu błędne decyzje, o których przeczytała w gazetach, chociaż nie znała całej prawdy.

Potrząsając głową, uznał, że to musiał być efekt zbyt długiego przebywania w zamknięciu. Podszedł do kominka, żeby skupić uwagę na czymś innym.

- Dzwonił mój brat, Thomas - rzucił od niechcenia.

- Najmłodszy, o ile dobrze pamiętam. Ten, który jako pierwszy wybiegł z pokoju, kiedy zgasło światło?

- Ten sam.

- Chciał sprawdzić, jak sobie radzisz w taką pogodę?

- To też. Ale przede wszystkim chciał poznać szczegóły transakcji biznesowej. Zamierzamy kupić hotel Dirkinsa.

- To dlatego byłeś tam wczoraj po południu - powiedziała Trinity. - Żeby podpisać umowę.

- Jeszcze niczego nie podpisałem. Właściciel próbuje podbić cenę.

- Ma do tego prawo.

- Tylko że ten hotel nie jest wart ani centa więcej. Budynek wymaga wielu prac naprawczych. Trzeba wymienić kanalizację i zrobić zadaszenie na dziedzińcu.

- Może nie chce go sprzedać.

- Chce, ale potrzebuje więcej czasu do namysłu. Chwilowo nie potrafi trzeźwo ocenić sytuacji. Gdy w latach siedemdziesiątych budował swój hotel, zamierzał później przekazać go synowi. Niestety, niedawno stracił go w tragicznych okolicznościach.

Z jej ust wyrwał się stłumiony okrzyk.

- Biedak. Musi mu być bardzo ciężko. Czemu nie zostawisz go w spokoju? Możesz wybrać każdą inną posiadłość.

Była gotowa rzucić mu się do gardła.

- To Dirkins skontaktował się z nami, a nie odwrotnie. Powiedział, że rok po wypadku musi się otrząsnąć i w związku z tym zamierza sprzedać hotel, a ja chcę go kupić.

Spojrzała na dziecko.

- Bo masz sentyment do tej okolicy? Uśmiechnął się rozbawiony.

- To prawda, że lubię to miasto, ale najważniejsze są perspektywy finansowe.

Nawet gdyby postanowił zapłacić trochę więcej, kierowałby się wyliczeniami przyszłych zysków, a nie sentymentem. Emocje tylko komplikowały sprawy, zacierały granice, prowadziły do złych decyzji. Dobrze pamiętał, jak wiele lat temu kupił samochód od znajomego, który potrzebował gotówki. Nie dość, że przepłacił, to jeszcze tydzień później auto całkiem się rozsypało. Ogromny zawód i poczucie, że został wykorzystany, były znacznie gorsze od myśli o straconych pieniądzach. Od tamtej pory zawsze kierował się przede wszystkim rozsądkiem i tego zamierzał się trzymać. Z, tego samego powodu nie wiązał się z kobietami. Seks niczego nie komplikował, a zaangażowanie emocjonalne mogło skończyć się złamanym sercem, a na to nie miał ochoty.


ROZDZIAŁ PIĄTY

Godzinę później Trinity przewinęła dziecko, po czym wróciła do salonu. Na widok Zacka przystanęła zdumiona. Od ostatniej rozmowy o Jamesie Dirkinsie zaszył się w swoim gabinecie, ale najwyraźniej znudziła mu się samotność, ponieważ zastała go pochylonego nad dokumentami, które rozłożył na stole w jadalni. Posłał jej przelotne spojrzenie, zanim uniósł do ust kubek z kawą. Trinity nie rozumiała, dlaczego wcześniej tak się zachował ani dlaczego zaczął traktować ją ozięble. Wpatrywała się w niego tak długo, aż wreszcie zwrócił na nią uwagę. Czarny kosmyk opadał mu na czoło, a policzki pokrywał dwudniowy zarost. Wyglądał tak seksownie, że w okamgnieniu rozbudził w niej pożądanie.

- Potrzebujesz czegoś? - zapytał.

- Powinnam zadzwonić do biura i poinformować szefową, że nie dotrę do pracy w najbliższym czasie.

Wspomniana Kate Illis była uczciwą, ale przy tym bardzo surową kobietą. Postawiła na Trinity, chociaż mogła wybrać każdego. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Zawsze powtarzała: „znajdź sposób".

Oczywiście Kate nie będzie zadowolona, gdy dowie się o opóźnieniach i niedyspozycji swojej dziennikarki. Ale gdy Trinity patrzyła na małą Bonnie, nie żałowała podjętej decyzji. Czasem trzeba zaryzykować, żeby pomóc komuś w potrzebie, a to maleństwo bezsprzecznie potrzebowało opieki.

- Na twoim miejscu uprzedziłbym, że jutro też możesz nie dotrzeć do pracy - poradził jej Zack.

Zmarszczyła czoło.

- Naprawdę uważasz, że nikt nie przedostanie się tutaj w taką pogodę?

- Ani się stąd nie wydostanie.

Obrócił się na krześle, żeby wyjrzeć przez okno. Śnieg wciąż padał, zaspy stawały się coraz większe. Wcześniej Trinity nie przypuszczała nawet, że spędzi w jego towarzystwie więcej niż dwie godziny, a obecnie wyglądało na to, że będą na siebie skazani jeszcze co najmniej przez dobę. Obawiała się więc, że chociaż okazał się bardzo wyrozumiały i pomocny, wkrótce straci cierpliwość. Na pewno zależało mu, by jak najszybciej odzyskać wolność i niezależność.

Podeszła do niego z gaworzącym dzieckiem na rękach.

- Przykro mi, że musisz znosić mnie tak długo. Ściągając brwi, wziął głęboki wdech.

- Ale ja się cieszę, że dotrzymujesz mi towarzystwa, Trinity.

Jej twarz pojaśniała.

- Naprawdę?

- Sam nie poradziłbym sobie z pieluchami, odbijaniem i tym całym kołysaniem.

Jej uśmiech nieco przygasł, gdy wszystko stało się jasne. Pewnie zeszłej nocy uwodził ją z przyzwyczajenia - jak każdą inną, która kiedykolwiek znalazła się w jego zasięgu. Tak naprawdę potrzebował jej wyłącznie do opieki nad dzieckiem. Dobrze pamiętała jego przerażenie, gdy pochylał się nad dzieckiem w mokrych śpioszkach. Wzruszyła ramionami.

- Jesteś moim dłużnikiem - odparła, udając obojętność.

- Mogę zaproponować kolorowe drinki z parasolką dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu - powiedział, uśmiechając się psotnie.

- Toleruję je wyłącznie na plaży przy akompaniamencie szumu fal.

- To może masaż? - kontynuował wyraźnie rozbawiony.

- Uwielbiam masaże - przyznała, spoglądając na dziecko chwytające ją za bluzkę. Po tylu godzinach noszenia małej zaczęły ją boleć plecy.

- W ubraniu czy bez?

Zaskoczona, poczuła, że zalewa się rumieńcem. Nie była przygotowana na tak prowokacyjne pytanie. Mimo to natychmiast wyobraziła sobie, jak jego duże dłonie rozsmarowują oliwkę na jej nagim ciele.

- Mamy ośrodek wypoczynkowy na Bahamach. - Stanął tak blisko niej, że czuła na szyi jego oddech. - Co powiesz na długi weekend?

- Przecież ja tylko żartowałam.

- Daj znać, kiedy przestaniesz.

Miała ochotę rzucić mu się na szyję, ale musiała pamiętać o dziecku. Westchnęła więc tylko cicho i poszła uśpić Bonnie.

Gdy w domu zapanowała cisza, wróciła do salonu. Chociaż marzyła o pocałunkach i pieszczotach Zacka, wiedziała, że nie traktował jej poważnie. Zapewniała mu jedynie rozrywkę na czas, gdy nie mógł się stąd ruszyć.

- Powinnam zadzwonić - poinformowała go chłodno.

- Jeśli twój telefon nie złapie sygnału, skorzystaj z mojego - odparł, zbierając dokumenty ze stołu.

- Dzięki. Czy mógłbyś w tym czasie zerknąć na małą?

Zack spojrzał na nią niepewnie.

- Co mam zrobić, jeśli zacznie płakać?

- Najlepiej spanikuj - rzuciła drwiąco. Ignorując odrobinę pobladłego mężczyznę, Trinity ruszyła do sypialni, w której zostawiła swoje rzeczy. Nie martwiła się ewentualnym wybuchem płaczu Bonnie. Wiedziała, że nawet jeśli pojawi się jakiś problem, Zack sobie poradzi.

Gdy została sama, wybrała numer Kate. Szefowa odebrała po drugim sygnale.

- Coś się stało, Trin?

- Mam mały kłopot. Nie dotrę dzisiaj do redakcji... jutro chyba też nie.

- Jesteś chora?

- Utknęłam w Kolorado.

- Odwołali twój lot z powodu śnieżycy?

- To ja nie dotarłam na samolot. - W kilku słowach wyjaśniła, jak znalazła dziecko w taksówce. - Cały czas pada, a ja utknęłam w prywatnym domu na obrzeżach miasta.

- Przecież ty nie znasz nikogo w Kolorado.

- Zack też był w tej taksówce.

- Rozumiem. Chcesz mi powiedzieć, że siedzisz w środku lasu z mężczyzną, którego poznałaś ledwie wczoraj? Mam nadzieję, że to dżentelmen.

Trinity przygryzła dolną wargę.

- Przez większość czasu.

- Teraz zaczynam się martwić.

- Przestań. Przyjechałam tutaj z własnej woli.

- Przynajmniej jest przystojny?

- To nie ma nic wspólnego.

- Jest czy nie? Trinity westchnęła.

- To Zack Harrison z Harrison Hotels - powiedziała zrezygnowana.

Zapanowała cisza, po której nastąpił przeciągły gwizd.

- Najlepsza partia w Nowym Jorku?! Prawdziwy szatan w boskim ciele?!

- Jego reputacja nie ma nic wspólnego z tym, co się tutaj dzieje.

- Tak czy inaczej musi być ci ciężko spędzać czas z największym kobieciarzem w tym kraju, który na dodatek nie ma żadnych skrupułów. Na pewno wiesz, że zamknął dom kultury dla własnych zysków. Czy wspominał coś o interesach w Kolorado?

Trinity pomyślała o hotelu, który Zack zamierzał kupić, i o jego właścicielu, który niedawno stracił syna.

- Kate, dobrze wiesz, że nie możemy wydrukować nic, co tutaj usłyszę podczas prywatnych rozmów.

- Wiesz, że podziwiam twoje przywiązanie do zasad etyki. Po prostu bardzo chciałabym wiedzieć, jak można żyć bez sumienia. Oferowanie karygodnie niskiej ceny to jedno, ale publiczne oskarżanie biednego człowieka za śmierć jego dziecka, żeby nakłonić go do sprzedaży, to już co innego.

Trinity zaniemówiła. Nie znała tej historii i ciężko było jej uwierzyć, że ktoś mógłby tak postąpić, nawet Zack. Może jednak była naiwna? W końcu Zack Harrison słynął z bezwzględnych zagrań. Fakt, że pospieszył z pomocą porzuconemu dziecku, nie zmienił tego, co sobą reprezentował.

Nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ Kate miała masę spraw na głowie. Obiecała, że zajmie się jej rubryką, po czym zakończyła rozmowę.

Zamiast wrócić do salonu, Trinity usiadła na łóżku. Potrzebowała czasu, żeby pozbierać myśli. Od chwili, gdy wskoczyła do nieszczęsnej taksówki, wydarzyło się tak wiele. W pamięci nadal miała słowa swojej przełożonej: „prawdziwy szatan w boskim ciele". Od pierwszego spojrzenia Trinity wiedziała, że ma do czynienia z mężczyzną, któremu kobiety rzucają się do stóp. Gdy do oczu napłynęły jej łzy, rzuciła komórkę na posłanie. Chyba musiała stracić rozum, kiedy zeszłej nocy poczuła się bezpiecznie w jego ramionach.

Gdy Trinity prowadziła rozmowę telefoniczną, Zack usłyszał ciche drapanie. Początkowo dźwięk był niewyraźny, ale z czasem przybrał na sile. Zerwał się z krzesła i zaczął rozglądać się po domu. Co to mogło być? Zaciskając pięści, podszedł do szklanej ściany i wytężył wzrok. Próbował wyłowić kształty z morza bieli, ale nigdzie nie zauważył nic niepokojącego. Mimo to drapanie nie ustawało. Już miał chwycić kurtkę, gdy coś dużego wyskoczyło ze śnieżnej zaspy i rzuciło się na szybę, prosto na niego. Zamarł sparaliżowany strachem. Na moment przestał nawet oddychać. Zza szyby patrzyły na niego duże żółte ślepia. Prócz nich zauważył dwa rzędy ostrych kłów i kudłaty pysk.

W pierwszej chwili pomyślał, że to wilk, ale gdy stworzenie otrząsnęło się z białego puchu, rozpoznał w nim psa sąsiadów - skrzyżowanie największych ras, jakie kiedykolwiek chodziły po świecie. Dale'owie odziedziczyli go w spadku po jednym z krewnych. Na co dzień zwierzak mieszkał w gigantycznej budzie w ogrodzie swoich właścicieli. Wyglądało na to, że wybrał się na spacer i zgubił w zamieci.

Pies sprawiał wrażenie przyjaznego i chyba chciał się bawić. Zackowi zrobiło się go żal, ale obawiał się wpuścić olbrzyma do domu. Bez trudu mógłby powalić Trinity, nie wspominając o dziecku.

- Mamy gościa?

Zack zerknął przez ramię na Trinity, która weszła do salonu nadal ubrana w przydużą czerwoną piżamę. Z trudem oderwał wzrok od jej lśniących oczu, kuszących ust i jedwabistych włosów. Odniósł wrażenie, że patrzyła na niego jakoś inaczej, ale ostatecznie skoncentrował się na psie.

- Należy do Dale'ów - wyjaśnił.

- Jest ogromny i sprawia wrażenie przyjaznego.

- Chyba nie mamy tyle miejsca, żeby go ugościć - skwitował Zack, ściągając brwi.

- Nie możemy go tam zostawić.

- Ale to prawdziwy olbrzym.

- Zmarznięty olbrzym.

Pies polizał szybę i zamachał ogonem. W tym samym momencie Bonnie otworzyła oczy. Trinity pochyliła się, żeby wziąć ją na ręce, po czym zwróciła się do Zacka:

- Wpuścisz go czy usiądziesz przed kominkiem i będziesz patrzył, jak marznie.

Zack skrzyżował ręce na piersi, kręcąc głową. Spojrzał na Trinity, a potem na niemowlę, które zdążyło zauważyć kudłate stworzenie. Dziecko przyglądało się zwierzęciu z ciekawością i sympatią, a potem wydało kilka radosnych dźwięków.

Wyrzucając ręce w górę, Zack mruknął pod nosem:

- No dobrze, ale będzie siedział w pralni. Chwilę później uchylił tylne drzwi. Pies już na niego czekał, z nieruchomym ogonem i uniesioną jedną łapą, jakby chciał się przywitać. Drżąc z zimna, Zack odsunął się, żeby zrobić mu przejście, a gdy do środka wsunął się kudłaty łeb, chwycił go i wciągnął resztę. Nieco oszołomione zwierzę usiadło, a potem wstało i otrzepało się ze śniegu. Kawałki lodu i sklejonego śniegu poszybowały we wszystkich kierunkach. Zack jęknął, zastanawiając się, czy ma wystarczająco dużo zapasów, żeby nakarmić jeszcze jednego gościa, po czym ruszył do salonu w ślad za czworonogiem zostawiającym za sobą mokre ślady.

Pies położył się przy nogach Trinity, która wydała okrzyk zachwytu. Trzymając dziecko jedną ręką, drugą głaskała kudłaty łeb. Z szerokim uśmiechem na twarzy i lśniącymi oczami przypominała sześciolatkę, która właśnie spotkała Świętego Mikołaja.

- Jest cudowny! - wykrzyknęła. - I mokry.

- Jeśli potrzymasz dziecko, wytrę go ręcznikiem. Powinien poleżeć przy kominku, żeby się ogrzać.

- Pozwól, że ja się nim zajmę - powiedział zbolałym głosem, ruszając do pralni.

- Warto pomagać potrzebującym - zawołała za nim. Wyjął ręcznik z szafki, zanim wychylił się z pralni i odparł:

- To tylko pies.

- Co za różnica? Psy. Ludzie. Partnerzy w interesach...

Znieruchomiał, przyglądając jej się uważnie. Nie miał pojęcia, o co jej chodziło. Z pozoru wyglądała normalnie. Kołysała Bonnie, uśmiechając się do niej. Jednak zbyt mocno zaciskała zęby i marszczyła czoło. Poza tym unikała jego wzroku. Może rozmowa z szefową nie poszła najlepiej.

- Dodzwoniłaś się do Nowego Jorku? - zapytał, klękając przy psie. Z ulgą stwierdził, że zwierzę nie roztaczało przykrej woni ani nie było nadmiernie brudne.

- Mhm.

- Szefowa nie była zadowolona?

- Okazała wiele wyrozumiałości. Zack potarł kark psa.

- To w czym tkwi problem?

- W niczym. Wszystko jest w porządku.

- Na pewno?

- Nie, tylko tak mówię - rzuciła drwiąco. Wiedział z doświadczenia, że kobiety nie zawsze mówiły to, co myślały. Podejrzewał, że tak samo było tym razem. Nie miał jednak pojęcia, jak rozumieć jej wcześniejszy komentarz.

Tymczasem pies przewrócił się na grzbiet i wyciągnął łapy w górę. Zack uśmiechnął się na ten widok.

- Tylko się nie przyzwyczajaj - zażartował.

Pies, dziecko, intrygująca kobieta - cała ta sytuacja była tymczasowa. I nie wolno mu było o tym zapominać.

- Wspaniały towarzysz rodziny - skomentowała Trinity, siadając na poręczy jednego z foteli.

- Miałaś psa?

- Nie, ale zawsze o nim marzyłam.

- Ja miałem. - Podrapał psa po brzuchu.

- Chodziłeś z nim do szkoły tresury i na długie spacery?

- Byłem zbyt zajęty kopaniem piłki albo nauką.

- Zawsze lubiłeś rywalizację?

- Miałem motywację.

- Nie przyszło ci nigdy do głowy, że możesz spocząć na laurach zamiast ciągle przeć do przodu?

Kolejny raz odniósł wrażenie, że Trinity mówi z pretensją w głosie, a gdy na nią spojrzał, dostrzegł złość wyzierającą z jej oczu. Czy to możliwe, żeby gniewała się na niego? Ale o co?

- Masz na myśli grzanie fotela za biurkiem w firmie mojego ojca? - Zack poklepał psa po boku, a ten obrócił się z powrotem. - Za dużo roboty papierkowej. Poza tym na pewnym etapie ktoś musi przejąć ster.

- I to musisz być ty? Pan Bezwzględny?

Zack zacisnął zęby. Teraz to jego ogarnęła złość.

- Nie przywiązuję wagi do etykietek.

- Zauważyłam. A twojemu rodzeństwu nie przeszkadza, że to właśnie ty wszystkim dowodzisz?

- Sienna ma własne życie. Podróżuje z plecakiem po Europie.

- Z plecakiem? Przecież może sypiać w najlepszych hotelach!

- To buntowniczka. Chce wszystko robić po swojemu, w swoim tempie.

Trinity uśmiechnęła się.

- Już ją lubię.

- Chłopaki mają swoje rodziny.

- I psy, jak sądzę.

Zack nie zamierzał tolerować dłużej opryskliwości swojego gościa. Odłożył ręcznik, po czym wyprostował się.

- Czy coś przegapiłem? Jesteś poirytowana i uszczypliwa. Dowiedziałaś się czegoś złego podczas rozmowy z szefową?

- Już ci mówiłam...

- Przypuszczam, że nie całą prawdę.

- Opowiedziałam Kate, co się wydarzyło. Była zaskoczona, ale wykazała zrozumienie. Rozmawiałyśmy o pogodzie i o... tobie.

- O mnie? A o czym konkretnie?

- O tym, że nie cieszysz się dobrą reputacją.

- To już ustaliliśmy. Coś jeszcze? Zrobiła głęboki wdech.

- Poprosiła, żebym się jeszcze dzisiaj odezwała.

- Albo stracisz pracę?

- Coś w tym stylu.

Przyjrzał się jej dużym, lśniącym oczom, zastanawiając się, co przed nim ukrywa. Zrobił krok w jej stronę, a wtedy pies zagrodził mu drogę. Nie sprawiał już wrażenia przymilnego. Patrzył na niego tak, jakby chciał powiedzieć, żeby miał się na baczności.

Postanowił więc odłożyć rozmowę na później i zaprowadził psa na miejsce obok kominka. Zwykle, gdy przedstawicielki płci pięknej zaczynały działać mu na nerwy, dokładał starań, żeby zakończyć znajomość. Jednak tym razem nie było to takie proste. Odcięty od świata musiał znosić towarzystwo Trinity i jej humory.

Ale tak naprawdę, nie pożegnałby się z nią, nawet gdyby nie otaczał ich zewsząd śnieg. Intrygowała go jak żadna inna kobieta i wiedział, że zainteresowanie jest obopólne.


ROZDZIAŁ SZÓSTY

Zack otrzymał wiadomość tekstową pięć minut po tym, jak w domu ponownie rozbłysły światła. Gdy ją odczytywał, Trinity przyglądała mu się uważnie, kołysząc na rękach senne dziecko.

- To Cressida Cassidy z opieki społecznej - wyjaśnił. - Informuje, że drogi wciąż są nieprzejezdne i dotrą do nas najwcześniej jutro. Nadal nic nie wiadomo o rodzinie małej. W mediach nie wyemitowano jeszcze materiału, który mógłby pomóc coś ustalić.

Trinity pocałowała dziewczynkę w czoło. Nie mogła uwierzyć, że nikt nie szukał tego słodkiego maleństwa. Dla niej zawsze pocieszająca była myśl, że matka dołożyła wszelkich starań, by ją odnaleźć.

Na szczęście Bonnie trafiła w ich ręce, więc choć na kilka dni mogli zapewnić jej ciepło i bezpieczeństwo. Jeśli ceną za ten dobry uczynek było dzielenie domu z nieznośnym mężczyzną, mogła to wytrzymać.

Nie wspomniała, czego dowiedziała się o jego zagrywkach w stosunku do Jamesa Dirkinsa. Tylko wpadłby w złość, a nie chciała denerwować dziecka. Na samą myśl o tym, że Zack mógł oczerniać Dirkinsa, byle tylko zbić cenę, czuła wstręt.

- Ciekawe, co nabazgrzą paparazzi, kiedy dokopią się do tej historii - mruknął Zack, spoglądając na wyświetlacz telefonu.

Trinity przeszył dreszcz. Pewnie ją też zaliczał do grona paparazzi.

- Odpisz pani Cassidy, że dziecko czuje się dobrze - odparła, ignorując wcześniejszy komentarz. - A ja się nim zajmę.

Wolno skinął głową, marszcząc czoło. Gdy odpisywał, był spięty. Ani razu nie wspomniał, że przeszkadza mu obecność nieoczekiwanych gości w jego domu. Nie narzekał nawet na towarzystwo psa, który, jak głosiła tabliczka na obroży, wabił się Cruiser.

Trinity zauważyła jednak, że Zack ciągle zerkał na zegarek i wyglądał przez okno, jakby na coś czekał. Może marzył, żeby w końcu wyszło słońce i roztopiło cały ten śnieg? Był poirytowany i spięty. Musiał czuć się więźniem we własnym domu.

Z kolei jej dopisywał dobry nastrój - a przynajmniej wtedy, gdy była z dzieckiem. Zawsze, gdy zbliżał się do niej Zack, atmosfera stawała się napięta. Najgorsze, że czekała ich kolejna wspólna noc. Nie miała pojęcia, jak się zachowa, gdy ten piękny mężczyzna kolejny raz spróbuje zaoferować jej wino i czułe słówka. Oczywiście zawsze mogła mu powiedzieć, że nie jest zainteresowana. Musiała jednak przyznać, że opieranie mu się przychodziło jej z trudem.

Zack stanął obok niej i pogłaskał palcem policzek niemowlęcia.

- Wygląda, jakby znów miała zasnąć.

- Chyba to jeszcze trochę potrwa.

- Może usiądziesz?

- Ona lubi być w ruchu.

- A nie odpadną ci ręce?

- Możemy się zamienić - zadrwiła. Uniósł ręce w geście kapitulacji.

- Ty jesteś ekspertem.

- Nie, kiedy w grę wchodzi wykańczanie ludzi. Zerknął na nią z ukosa.

- Może wyjaśnisz, do czego zmierzasz?

- Nie. - Wzięła głęboki oddech. - Ale jedno musimy teraz ustalić. Dzisiejszej nocy śpimy w oddzielnych pokojach.

- Wczoraj odniosłem wrażenie, że podobało ci się zacieśnianie więzi przy kominku?

- To, co się wczoraj wydarzyło, już się nie powtórzy.

- Nie?

- Nie - powiedziała stanowczo, odwracając się do niego plecami.

Nie sądziła, że do niej podejdzie, więc gdy poczuła na karku jego ciepły oddech, zadrżała. Szybko jednak zdusiła ogień pożądania i obróciła się, żeby na niego spojrzeć.

- Już zapomniałeś, że jestem twoim wrogiem? - rzuciła hardo. - Nie boisz się, że za bardzo się do ciebie zbliżę i poznam twoje sekrety?

Zmierzył ją surowym wzrokiem.

- Pozostaję do twojej dyspozycji.

Gdy odszedł, Trinity poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Im szybciej się od niego uwolni, tym lepiej. Miała nadzieję, że wkrótce władze znajdą matkę Bonnie, a ona będzie mogła stąd wyjechać. Po kilku minutach dziewczynka zasnęła, więc Trinity uznała, że może odłożyć ją na posłanie. Ale w chwili, gdy się wyprostowała, mała otworzyła duże niebieskie oczy. Cruiser przydreptał ze swojego miejsca przy kominku i spojrzał na nią, a wtedy zapłakała żałośnie.

Trinity od razu przypomniała sobie ulubione powiedzenie matki zastępczej: „trzeba dać im się wyryczeć" Przez ten krótki okres, gdy Nora Earnshaw opiekowała się małym chłopcem, Trinity przeżywała najgorsze momenty dzieciństwa. Jako mała dziewczynka pomagała, jak mogła. Przewijała dziecko albo podawała mu grzechotkę, a także śpiewała i opowiadała historie o białych jednorożcach ze złotymi rogami oraz skrzydłami. Ale w domu obowiązywały surowe zasady; o siódmej każdy musiał znaleźć się w swoim pokoju. Może chłopiec płakał z głodu, ale Trinity zawsze sądziła, że chciał jedynie, by ktoś mu pośpiewał. Wiele razy zamierzała podjąć ryzyko i złamać zakaz wychodzenia z pokoju, ale ostatecznie nigdy się na to odważyła. Zamiast tego leżała w swoim łóżku, a gorące łzy spływały jej po twarzy, gdy wpatrywała się w ciemność.

Odpędzając niechciane wspomnienia, pochyliła się, żeby ponownie wziąć Bonnie na ręce. Jeśli ją rozpieszczała, to trudno. Wolała dać dziecku za dużo niż za mało. Kątem oka zauważyła, że Zack ją obserwuje, ale nie przejmowała się jego opinią. Dwadzieścia minut później niemowlę zasnęło głęboko, więc Trinity kolejny raz odłożyła je na fotel. Niestety i tym razem powieki małej poszybowały w górę, a jej wargi zaczęły delikatnie drżeć. Na ten widok omal nie pękło jej serce. Nie miała pojęcia, co robiła źle.

- Czy możesz zaciągnąć żaluzje? - zwróciła się do Zacka

- Nie mam tutaj żaluzji - odparł wolno.

- Nie potrzebujesz prywatności? - zdziwiła się.

- Na takim odludziu? Nie zagląda tutaj nikt prócz niedźwiedzi.

- Obawiam się, że Bonnie nie zaśnie przy tym świetle. Zejdę z nią na dół, gdzie będzie miała spokój i ciszę. - Stukające naczynia i człapiący od czasu do czasu Cruiser mogły przeszkadzać dziecku. - Czy mógłbyś przygotować dla niej posłanie na łóżku?

- Oczywiście.

Gdy Trinity zeszła po schodach, Zack właśnie wyciągał dodatkowe poduszki z dużej szafy. Nie czekając na instrukcje, ułożył je wzdłuż posłania, żeby niemowlę nie spadło z łóżka. Trinity położyła Bonnie i sprawdziła czy nie ma mokro. Po kilku sekundach dziewczynka już spała, więc oboje odetchnęli z ulgą.

Uszczęśliwiona Trinity potarła obolałe ręce, a potem objęła się, gdy Zack stanął tuż obok.

- Sukces - mruknął niskim głosem.

- Nie zapeszaj.

- Ile może potrwać taka drzemka?

- Pewnie wkrótce się przekonamy. Ale liczę na to że nie krócej niż dwie godziny.

Jeszcze raz spojrzała na dziecko, zanim podążyła za Zackiem do wyjścia. Gdy zaczął zamykać drzwi, oparła mu dłoń na ramieniu.

- Zostaw uchylone. Chcę słyszeć, jeśli zacznie płakać. Uśmiechnął się do niej wymownie.

- Przypuszczam - szepnął - że będziesz zaglądać do niej co dwie minuty.

Westchnęła. W tej sprawie miał absolutną rację.

- Może moglibyśmy przerobić jakieś urządzenie na elektroniczną nianię? Wtedy nie musielibyśmy wiecznie jej sprawdzać.

- Przecież mamy takie urządzenie. W dodatku nie potrzebuje zasilacza. - Zack spojrzał na Cruisera, który położył się pod drzwiami, po czym schylił się, że podrapać go za uchem. - Ten pies ma doświadczenie.

Poszli na górę, gdzie Zack od razu ruszył do kuchni, żeby sprawdzić zawartość lodówki.

- Jesteś głodna? - zapytał, zerkając na nią. Wcześniej zjedli płatki, a potem Trinity poskubała kilka ciastek, ale poza tym nie miała czasu myśleć o jedzeniu. Opadła na najbliższy fotel.

- Jestem taka zmęczona, że marzę wyłącznie o tym, by się położyć.

- Pójdź się odprężyć na górę. Są tam dwie sypialnie. Jedna z nich należała do niego, a ona nie zamierzała kusić losu. Chwyciła więc koc i przykryła się po samą szyję.

- Dzięki, ale tu mi dobrze, a Cruiser nie będzie musiał daleko mnie szukać.

- Dziecku nic się nie stanie, jeśli przez kilka minut poleży bez twojego towarzystwa.

- Nie zaszkodzi być blisko.

Zamknęła oczy, układając się wygodnie. Gdy strzępki ostatnich rozmów rozbrzmiewały echem w jej głowie, pogrążała się w błogim odrętwieniu. Pewnie wkrótce by zasnęła, gdyby nie poczuła odurzającego męskiego zapachu i delikatnego dotyku na ramieniu.

Gdy otworzyła oczy, ujrzała pochylonego nad nią Zacka. W jednej ręce trzymał jej koc.

- Zsunął się - wyjaśnił. - Chciałem go poprawić, a wydawało mi się, że już śpisz.

Jęknęła cicho, wyciągając w górę jedną rękę.

- Próbuję - warknęła.

Gdy odwrócił się na pięcie, Trinity stłumiła chęć przy wołania go z powrotem. Wiedziała, z kim miała do czynienia. Zdawała sobie sprawę, że ten mężczyzna wykorzystywał ludzi do własnych celów. Ale tym razem stało się inaczej. Bezinteresownie zaproponował pomoc Bonnie i musiała o tym pamiętać. Nie powinna być dla niego niemiła, zwłaszcza że także ją zaprosił pod swój dach.

- Dobrze mi się wypoczywa, ale... Zack spojrzał na nią.

- Ale co?

- Czuję się dziwnie - wyznała. - Po tych dwóch dniach mam wrażenie, jakby Bonnie stała się częścią mnie i gdy jej przy mnie nie ma, czegoś mi brakuje.

- To instynkt macierzyński. Uśmiechnęła się szeroko.

- A skąd ty to możesz wiedzieć?

- Moja bratowa powiedziała coś podobnego, gdy jej najstarszy syn po raz pierwszy nocował poza domem. Stwierdziła, że czuje się niepełna.

Trinity skinęła głową; doskonale to rozumiała. W chwili narodzin dzieci stawały się integralną częścią swoich matek. A przynajmniej według niej tak powinno być. Wyciągnęła szyję, żeby spojrzeć w kierunku schodów. Miała nadzieję, że pies nie opuścił swojego stanowiska i w razie potrzeby da im znać. Tymczasem Zack usiadł na fotelu obok niej. Przez chwilę oboje w milczeniu wpatrywali się w ogień. W powietrzu unosił się rozkoszny zapach świeżo zaparzonej kawy, a za oknami wciąż padał śnieg. Trinity postanowiła odepchnąć od siebie wszystkie nieprzyjemne myśli i rozkoszować się chwilą.

- Trinity, co się stało z twoimi rodzicami? Całkiem zaskoczył ją tym pytaniem. Wytrącona z równowagi czuła, jak szpetna przeszłość zaciska palce na jej gardle. Nikomu nie opowiadała o swoim dzieciństwie. Dawno zasypała popiołem bolesne wspomnienia. Ale Zack nie należał do jej życia. Wkrótce każde z nich pójdzie własną drogą i nie spotkają się nigdy więcej. Tak więc prędzej czy później zapomni o niej i o rozmowach, które prowadzili przy kominku.

Poza tym poczuła dziwną potrzebę, żeby podzielić się Z nim tą cząstką swojego życia, którą ukrywała przed innymi.

- Lubię myśleć, że moja mama mnie kochała - odezwała się w końcu. - Chociaż nie byłam owocem miłości. Matka zastępcza oświadczyła mi pewnego dnia, gdy byłam jeszcze na to stanowczo za młoda, że urodziłam się w wyniku gwałtu.

Zack zaklął cicho, wykrzywiając twarz z niesmakiem.

- Tylko mi nie mów, że ta kobieta nadal zajmuje się dziećmi.

- Na szczęście już nie.

Obrócił się na bok, żeby na nią spojrzeć.

- Nie miałaś nikogo?

- Moi dziadkowie chcieli, żeby mama mnie oddała, ale ona nie zgadzała się z ich decyzją. Walczyła, żeby mnie zatrzymać, ale mnie jej odebrali. Do dzisiaj nie wiem, jak to wyglądało w kwestii prawnej. Pewnie musieli sfałszować dokumenty. Później mama uciekła z domu. Chciała mnie odszukać, ale nie zdołała. Bez pieniędzy i wsparcia skończyła na ulicy. Podobno zmarła przed ukończeniem dwudziestego roku życia. - Trinity wbiła wzrok w płomienie. - Dowiedziałam się tego od prywatnego detektywa, którego wynajęłam dwa lata temu.

- Co się stało z twoimi dziadkami? - zapytał cicho Zack.

- Już nie żyją, a za życia nigdy nie próbowali się ze mną skontaktować. Mama była jedynaczką, więc nie mam żadnych wujów ani ciotek.

Zwiesił głowę, potrząsnął nią, po czym mruknął:

- Bardzo mi przykro. Teraz rozumiem twoją decyzję.

- Jaką decyzję?

- O tym, żeby nie zakładać rodziny. Z takim bagażem doświadczeń chyba nikt by się na to nie zdecydował.

Trinity nie przyznała głośno, że odkąd wzięła Bonnie na ręce, zaczęła mieć wątpliwości, czy nie dokonała błędnej oceny sytuacji. Opieka nad dzieckiem dawała jej mnóstwo satysfakcji i była warta zachodu. Pierwszy raz zrozumiała, dlaczego w tych niepewnych czasach ludzie podejmowali ryzyko i sprowadzali na świat małe, bezbronne istotki - dlaczego stawiali wszystko na jedną kartę w imię miłości.

Trinity spała od godziny, gdy Cruiser przyczłapał do Zacka stojącego przy oknie z rękami w kieszeniach dżinsów i podziwiającego biały krajobraz. Pies trącił nosem jego nogę i wydał ledwie słyszalne burknięcie. Wyraźnie dawał znać, że Bonnie zaczęła się ruszać. Oczywiście mógł zaprowadzić zwierzę do śpiącej kobiety i nakłonić je, by ją obudziło. Nie miał jednak serca tego zrobić, zwłaszcza po wysłuchaniu przerażającej historii jej życia. Był naprawdę wstrząśnięty. Zawsze zdawał sobie sprawę, że otrzymał dar od losu - nawet niejeden. Miał wspaniałą rodzinę. Dorastał otoczony miłością, nawet jeśli ojciec często późno wracał po pracy. Ale dopiero opowieść Trinity uzmysłowiła mu, jaki powinien być wdzięczny.

Nie potrafił zrozumieć, jak ktokolwiek mógł nawet pomyśleć o porzuceniu członka własnej rodziny. Dziecko poczęte w wyniku gwałtu zasługiwało na jeszcze większą troskę i opiekę. Należało je pielęgnować, a nie oddać w ręce obcych ludzi. Gdy patrzył na Trinity, nie mógł uwierzyć, że przeszła przez takie piekło. Pomyślał o swoich dziadkach, którzy stanowili trzon klanu Harrisonów. Gdy w grę wchodziło dobro rodziny, byli gotowi na każde poświęcenie. Oczywiście nie zawsze było różowo. Jak każda rodzina, oni także mieli swoje wzloty i upadki, ale zawsze trzymali się razem.

Cruiser kolejny raz trącił go nosem, by przypomnieć, że czeka na niego dziecko, którym trzeba się zająć. Przeczesał włosy palcami, po czym ruszył do sypialni na dole. Zanim podszedł do łóżka, zakasał rękawy kaszmirowego swetra.

Z odległości kilku metrów widział rączki i nóżki wymachujące bezładnie w powietrzu. Dziewczynka wodziła wkoło wzrokiem, a gdy napotkała jego spojrzenie, zmarszczyła czoło. Zack uznał, że musi sprostać wyzwaniu, i jednym ruchem chwycił dziecko na ręce. Z drżącym sercem sprawdził pieluchę, a gdy okazała się sucha, odetchnął z ulgą. Później oparł niemowlę na przedramieniu i przyjrzał mu się uważnie. Spodziewał się, że lada chwila wybuchnie płaczem, ale ono tylko zaczęło wierzgać maleńkimi nogami i wydawać dźwięki przypominające gruchanie. Sama słodycz, pomyślał wzruszony.

Wybudzając się powoli, Trinity niechętnie otwierała oczy. Zauważyła zmianę światła; bez wątpienia zbliżał się wieczór. Bonnie nadal musiała drzemać, ponieważ w domu panowała kompletna cisza. Zadowolona przeciągnęła się i ziewnęła przeciągle. Nagle usłyszała głos Zacka, a potem radosny chichot. W jednej chwili uniosła się i zerknęła przez oparcie fotela. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przyszło jej do głowy, że może nadal śni. Na rozłożonym na podłodze kocu leżał Zack, a przed nim na stosie poduszek - niemowlę. Zack potrząsał czymś, co grzechotało, a mała zaśmiewała się na całe gardło. Nagle oboje odwrócili głowy w kierunku Trinity. I wtedy coś się zmieniło. Przystojny, bezwzględny biznesmen zamienił się na jej oczach w zwykłego faceta w dżinsach, któremu przyjemność sprawiało towarzystwo niemowlęcia. Chciała się roześmiać, ale do jej oczu napłynęły łzy. Gdyby tak bardzo nim nie gardziła, pewnie poczułaby do niego sympatię.

- Patrz, kto się obudził - powiedział, uśmiechając się zniewalająco.

- Co tu się dzieje? - Trinity zsunęła się z fotela, próbując uładzić potargane włosy. Nie mogła przestać się uśmiechać. - Kiedy się obudziła?

- Już jakiś czas temu.

- Ma mokro?

- Już nie.

- Przewinąłeś ją?

- Przewinąłem, nakarmiłem, a od piętnastu minut ją zabawiam.

Trinity szeroko otworzyła oczy. Minęło kilka sekund, zanim odzyskała mowę.

- No to chyba straciłam posadę. Już nie jestem niezastąpiona.

- Nie przesadzaj - mruknął, przewracając się na bok. Dziecko wyrzuciło przed siebie rączki, najwyraźniej

domagając się czegoś, co trzymał jej nowy towarzysz zabaw. Trinity podeszła do nich zaciekawiona. Dopiero wtedy ujrzała stos kolorowych zabawek.

- Moi bratankowie i bratanice ciągle zostawiają mi jakieś skarby. Mam lalki z odpadającymi głowami i całą menażerię.

Trinity zauważyła kaczkę, żyrafę i konia z trzema nogami. Jednak najbardziej zadziwił ją brązowy gipsowy dysk z dziwnymi symbolami.

- Co to takiego?

Zack chwycił wspomniany przedmiot.

- Tom - tom, żółw.

Gdy dziecko wyciągnęło ręce, Trinity ujęła je w dłonie.

- Nie możesz tego dostać, kochanie.

- Nie ma ostrych krawędzi ani małych części, które mogłyby odpaść.

- Na pewno zaraz weźmie to do buzi.

Zack skoczył na równe nogi i pobiegł do kuchni, gdzie opłukał żółwia w gorącej wodzie.

- Jest czysty. - Podał Tom - toma zachwyconej Bonnie. - Nicki na pewno nie będzie miał nic przeciwko.

- Kim jest Nicki?

- Mój drugi w kolejności najstarszy bratanek. Dał mi go w prezencie na urodziny w zeszłym roku.

- A to? - Skinęła głową na puszystą żółtą grzywę.

- Lew Loger, podarunek pod choinkę od czteroletniej Avy.

- Loger?

- Ava nie wymawia jeszcze „r".

Trinity zrobiło się ciepło na sercu, gdy wzięła pluszaka od Zacka.

- Dlaczego trzymasz to wszystko tutaj?

- W swoim mieszkaniu też mam tego mnóstwo. I trochę w biurze. Moi bracia mają w sumie ośmioro dzieci, a to oznacza mnóstwo obrazków, na które brakuje mi już miejsca.

Z jego oczu wyzierały duma i miłość. Pokazał jej oblicze, którego nie znały media. Może otworzył się przed nią, ponieważ ona także mu zaufała i opowiedziała o sobie. Ośmielona położyła się na brzuchu obok Zacka i spojrzała na dziecko. Bonnie patrzyła na nich wyczekująco.

- Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ona czeka na przedstawienie - mruknęła do Zacka, chwytając lwa.

Zack kiwnął głową, wybierając ze stosu pluszową żyrafę.

- Drogi panie Logerze - zaczął.

- A może to pani Loger - przerwała mu Trinity.

- Niech będzie - zgodził się. - Droga pani Loger, nie uszło mojej uwadze, jak pięknie wygląda dzisiaj pani grzywa.

- Umyłam ją i bardzo starannie wyprostowałam. Gdy Zack milczał przez chwilę, spojrzała na niego. Nie interesowały go już zabawki ani Bonnie. Widział tylko ją.

- Może zatańczymy? - zaproponował niespodziewanie. Chociaż omal nie stanęło jej serce, zdołała wydukać:

- Ale nie ma muzyki. - Z pomocą przyszło jej dziecko, które zachichotało i kolejny raz zaczęło ssać Tom - Toma. Od razu spojrzała na nie. - To chyba nie jest dobry pomysł.

Ale Zack się do niej przysunął.

- W takim razie zaśpiewam o twoich oczach. Trinity zadrżała. Chociaż unikała jego spojrzenia,

wiedziała, że było intensywne - czuła na sobie jego żar.

- Może powinniśmy wybrać piosenkę, którą oboje znamy.

- Wiesz, o czym mam ochotę śpiewać? - Jego ciepły oddech muskał jej ucho. - O tym, jak było mi dobrze, kiedy zeszłej nocy trzymałem cię w ramionach.

Powinna była się odsunąć albo powiedzieć, żeby zachował umiar. Ale tak naprawdę jej także podobał się miniony wieczór i gdy leżała tak blisko niego, nie mogła temu zaprzeczyć nawet przed sobą.

- Zatańcz ze mną, Trin - mruknął. - Tańcz ze mną tej nocy.

Gdy delikatnie pogłaskał jej policzek, świat zawirował, a wraz z nim także jej zmysły. Puściła pluszowego lwa i odsunęła się od niego. Wstała na chwiejnych nogach, po czym odgarnęła włosy za ucho.

- Powinnam przygotować mleko dla Bonnie. Nie odrywał od niej ciemnych oczu.

- Przecież już ją nakarmiłem, Trin. Niczego jej nie brakuje.

- W takim razie zaparzę kawę.

- Nie chcę kawy... tylko ciebie.

Sięgnął po nią, ale ona spanikowała i uciekła do kuchni. Czuła się tak, jakby płonęła. Drżącymi rękami chwyciła dzbanek, zastanawiając się, czy za nią pójdzie. W rzeczywistości chciała poczuć na biodrach jego dłonie, ale nie mogła do tego dopuścić.

Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, że znów zaczął przemawiać do dziecka. Mimo to pożądanie nie osłabło. Z zamkniętymi oczami wyobrażała sobie, jak Zack pocałunkami pozbawia ją wątpliwości. Tak bardzo go pragnęła - zdecydowanie za bardzo.


ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Zabieraj stąd swój nos, Cruiser - warknął Zack.

- Pewnie coś znalazł - stwierdziła Trinity.

Pies zaszczekał, a umoszczona na rękach Trinity Bonnie zapiszczała i spróbowała klasnąć. Po niezręcznej sytuacji atmosfera stała się napięta, więc Zack zaproponował krótki spacer. Pożyczył Trinity buty, znacznie na nią za duże, i płaszcz, który sięgał jej do kostek, a sam założył kurtkę puchową. Owinęli dziecko kocem i wyszli na dwór. W promieniach zachodzącego słońca śnieg mienił się niczym brylanty. Mrużąc oczy, Zack przyglądał się swoim gościom. Im bardziej Trinity mu się opierała, tym bardziej jej pragnął. Gdy przez kilka godzin obserwował, jak krąży po domu W kaszmirowym swetrze, który jej pożyczył, odchodził od zmysłów. Ilekroć zbliżała się do niego, tylekroć każda komórka jego ciała domagała się, by porwał ją w ramiona. Wkrótce ich zabawa w dom miała dobiec końca. Ale zanim padną słowa pożegnania, zamierzał zdobyć Trinity. Musiał położyć kres tej nieznośnej sytuacji. Chciał jednak zaczekać do wieczora.

Tymczasem rzucił śnieżką w zad Cruisera. Pies podskoczył, po czym przyczaił się i rzucił pędem w ich stronę. W ostatniej chwili skręcił w prawo, rozbryzgując śnieg dookoła. Zarówno Trinity, jak i Bonnie zaśmiały się promiennie. Zack rzucił kolejną śnieżkę i tym razem trafił zwierzę w nogę. Sytuacja się powtórzyła, ale na koniec kudłacz chwycił w zęby tył jego kurtki.

- Puść! - krzyknął, gdy obie panie zaśmiewały się do łez. Cruiser szczeknął, machając ogonem, a niemowlę zapiszczało zachwycone, machając rączkami bez opamiętania. Zapatrzony w dziecko Zack nie zauważył, gdy potężny czworonóg skoczył na niego i powalił na ziemię. Unosząc twarz oblepioną białym puchem, śmiał się pod nosem. Podparł się rękami i wstał wolno, spoglądając wymownie w stronę Trinity.

- Nawet o tym nie myśl! - krzyknęła. - Trzymam dziecko.

- Obie jesteście w tarapatach.

Zack porwał Bonnie z jej ramion, po czym odłożył ją delikatnie do nosidełka ustawionego w bezpiecznej pozycji na tarasie. Wrócił z prędkością błyskawicy, chwycił Trinity i oboje upadli na ziemię, podczas gdy Cruiser ujadał podekscytowany. Ich śmiech niósł się echem po zalesionej okolicy.

Potem pies pobiegł pilnować dziecka i zostali sami. Zack spojrzał w piękne fiołkowe oczy swojej towarzyszki. Wrzała w nim krew, a zmysły były wyostrzone do granic możliwości. Uwięziona w jego ramionach Trinity wydawała się jeszcze bardziej kusząca. Nie mogła mu uciec. Pocałował ją zachłannie, jedną rękę opierając z tyłu jej głowy.

Bez zastanowienia zarzuciła mu ręce na szyję i odwzajemniła pocałunek. Ich języki splotły się w radosnym tańcu, gdy oboje dali się ponieść emocjom. A gdy w końcu odsunął się od niej i spojrzał jej głęboko w oczy, pożądanie stało się wręcz nieznośne.

- Co za wspaniałe popołudnie - mruknął, pochylając głowę kolejny raz.

Zanim zdążył pocałować ją kolejny raz, odwróciła głowę.

- Musimy wracać. Trzeba wykąpać Bonnie.

- Już ją kąpałaś.

- Robi się ciemno. Uśmiechnął się ponętnie.

- Wiem.

- Dziecko...

- Będziemy spać razem w mojej sypialni - oświadczył z naciskiem. - Zanim przypomnisz mi o naszych obowiązkach, przyjmij do wiadomości, że ludzie mieszkający pod jednym dachem z dziećmi też uprawiają seks.

Gwałtownie wciągnęła powietrze.

- To nie jest dobry pomysł.

- To najlepszy pomysł, na jaki kiedykolwiek wpadłem.

- Ale ja cię nawet nie lubię. Zmarszczył czoło.

- Nie znasz mnie.

- To kolejny powód...

- Żeby się zgodzić.

Godzinę później Trinity wyszła z sypialni i oświadczyła z dumą:

- Padła.

Zack wyjrzał z kuchni.

- Łatwo poszło. Czy Cruiser został na straży?

- Nie odciągnęlibyśmy go stamtąd nawet wołami.

- Głodna? Przygotowałem omlet a la Zackery. Sekretne składniki to pieczarki i ser.

- Brzmi smakowicie.

Trinity podała mu talerze, a on podzielił potrawę na pół i nałożył dla każdego. Gdy usiedli przy stole, nalał obojgu białe wino do pękatych kieliszków. I chociaż wszystko wyglądało wspaniale, Trinity nie miała apetytu. W zamyśleniu rozgarniała grzyby na talerzu.

- Nie smakuje ci? Chrząknęła.

- Najpierw chcę oczyścić atmosferę.

- Lepiej zjedz, zanim omlet wystygnie. Gdy dziecko się obudzi, będziesz potrzebowała dużo energii. Obiecuję, że później wysłucham cię bardzo uważnie.

Trinity przygryzła wargę. Nie podobał jej się błysk w jego oczach ani to, że odwlekał ważną rozmowę. Mimo to musiała przyznać mu rację. Musiała zebrać siły przed następną rundą z Bonnie, a chwilowo burczało jej w brzuchu.

Kilka minut później kończyła swoją porcję.

- To jest naprawdę bardzo smaczne.

- Rzadko gotuję. W Nowym Jorku zwykle do późna przesiaduję w biurze. Jeśli nie zamawiam na wynos ani nie spotykam się z nikim na kolację, to wpadam do świetnej knajpki ze stekami dwie przecznice od domu.

- Sądziłam, że zatrudniasz gosposię, która dogadza ci kulinarnie.

Spojrzał na nią wymownie, zanim uniósł kieliszek do ust.

- To moi bracia lubią spędzać czas w domowym zaciszu.

- Jak mogłam o tym zapomnieć? - odparła drwiąco. Oboje dobrze wiedzieli, że kobiety ustawiały się do

Zacka w kolejce, by zrobić coś więcej niż przyrządzić krwistą sztukę mięsa.

- Ale to ty opiekowałeś się dzisiaj Bonnie tak, jakbyś robił to całe życie.

Właściwie ktoś, kto go nie znał, mógłby pomyśleć, że ten facet marzy o żonie i gromadce dzieci. Jednak rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej: Zack był zagorzałym kawalerem skupionym na pracy i przyjemnościach. Jakby dla podkreślenia tego faktu osuszył kieliszek, po czym mruknął z zadowoleniem:

- Wyjątkowy rocznik.

Spróbowawszy trunku, Trinity przyznała mu rację. Mimo to zamierzała poprzestać na jednej lampce. Skoro powiedział jej wprost, że zamierza się z nią kochać, tym bardziej musiała zachować czujność. Zack pociągał ją tak jak żaden inny mężczyzna, ale nie mogłaby spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, gdyby mu uległa. Wciąż miała świeżo w pamięci rewelacje, które przekazała jej Kate na jego temat.

Gdy zabrzęczała jego komórka, odszedł od stołu, żeby sprawdzić wiadomość. Nie odpisał, tylko wrócił do niej i zajął swoje krzesło. Wypił spory łyk, zanim wyjaśnił, kto do niego napisał.

- Dirkins chce się jutro ze mną spotkać.

Trinity wyprostowała się.

- Myślisz, że jest gotów przyjąć twoją ofertę? Zack chwycił widelec.

- Tak. Przypuszczam, że podpiszemy umowę.

- Czyli w końcu go dopadłeś.

Przyjrzał się jej twarzy, po czym wzruszył ramionami.

- Przepraszam, ale zamyśliłem się na moment. Możesz powtórzyć?

Nie wiedziała, czy powinna przyznać się do tego, co przekazała jej szefowa. Może powinna pogodzić się ż faktem, że nie była w stanie zmienić nastawienia Zacka do świata i pozwolić mu żyć własnym życiem. Dla niego nie istniały żadne zasady, nawet gdy w grę wchodziły emocje pogrążonego w żałobie mężczyzny - ojca opłakującego syna.

Trinity odsunęła talerz. Musiała poznać prawdę.

- Jak zmarł syn Jamesa Dirkinsa?

- W wypadku samochodowym. - Zack wytarł usta serwetką. - Niektórzy twierdzą, że to było samobójstwo. Najwyraźniej od dawna miał kłopoty.

- Najwyraźniej? Skąd to wiesz? Spojrzał na nią ostro.

- Do czego zmierzasz?

Nie mogła dłużej milczeć. Jeśli Zack do niczego się nie przyzna, nie będzie zaskoczona. Tacy ludzie jak on rzadko poczuwali się do odpowiedzialności; jedynie gromadzili łupy i chełpili się sukcesami. I właśnie tak przedstawiały go media. Musiała jednak przyznać, że mężczyzna, którego poznała, miał także trochę zalet i z pewnością potrafił współczuć. Może to, co spekulowano w sprawie Dirkinsa, wcale nie było prawdą.

- Gdy rozmawiałam dziś rano z Kate - zaczęła niepewnie - dowiedziałam się od niej, że wmówiłeś Dirkinsowi, że ponosi odpowiedzialność za śmierć syna.

Zack ściągnął brwi, a jego oczy pociemniały do tego stopnia, że wydawały się czarne jak atrament.

- Co takiego? - zapytał niskim, ochrypłym głosem. Z płonącymi policzkami. Trinity odsunęła się od stołu.

- Nie powinnam była nic mówić.

- Nazywasz się Trinity Matthews czy tak zwana wolna prasa? - Przeklął i cisnął widelec na talerz, zanim ponownie na nią spojrzał. - Zwykle nie przeszkadza mi życie w społeczeństwie, które łaknie informacji o tym, co jem i mówię. Nie interesuje mnie cały ten cyrk. Jedna trzecia to bajki, a reszta bzdury.

Serce Trinity zabiło niespokojnie. Nie spodziewała się takiej reakcji. Czy dawał przedstawienie, które miało przeciągnąć ją na jego stronę? Chciał zyskać jej sympatię? Czy też naprawdę był lepszy, niż twierdzili dziennikarze?

- Twierdzisz, że nie zasugerowałeś Dirkinsowi, że popchnął syna na krawędź?

- Czy to, co mówię, w ogóle ma znaczenie? Wy drukujecie tylko to, co się sprzedaje. - Wykrzywił usta w grymasie. - A ty uważasz, że powinienem się wstydzić.

Wzruszyła bezradnie ramionami.

- Nie powiedziałam, że to prawda - mruknęła. Zmiażdżył ją wzrokiem, po czym westchnął ciężko,

Jakby był bardzo zmęczony. Z talerzem w ręku ruszył do kuchni. Wtedy Trinity zrobiła to samo.

- Dirkins musi być rozdarty. Pewnie czuje się tak, jakby kolejny raz musiał żegnać się z synem. Dlaczego nie mógłbyś zaproponować mu spółki?

Talerz huknął o zlew.

- Nie wchodzę w spółki. Poczuła skurcz żołądka.

- Oczywiście.

- Nie jestem złym człowiekiem. Czasem zbaczam ze swojej drogi, żeby zachować uczciwość w biznesie, a także być dobrym synem i wujem. - Ujął jej dłoń. - I jak mogłaś się już o tym przekonać, jestem także mężczyzną, który ma zwykłe potrzeby i pragnienia.

Trinity wytrzymała jego spojrzenie.

- Zauważyłam.

- Jutro ktoś przyjedzie po dziecko i mała zniknie z naszego życia. Mam nadzieję, że władze znajdą jej rodziców. - Pogłaskał jej przedramię, ściskając mocniej dłoń. - Tak czy inaczej, my nadal możemy się spotykać.

Nagle ziemia usunęła jej się spod stóp.

- Chcesz się ze mną spotykać? Przyciągnął ją do siebie.

- Co ty na to?

Zamknął jej usta pocałunkiem, dając upust emocjom, które tłumił cały dzień. Siła tej pieszczoty była tak ogromna, że Trinity omal nie straciła równowagi. Poczuła się ociężała, rozpalona i desperacko liczyła na to, że Zack spełni obietnicę, którą złożył wcześniej na śniegu. Pragnęła się z nim kochać. Gdy ujął w dłonie jej twarz, poczuła, że nie zdoła udawać obojętności. Nie byłaby wiarygodna, gdyby kazała mu przestać. Tak naprawdę nie widziała powodu, dla którego miałaby to zrobić. Była tylko człowiekiem; miała swoje potrzeby. Przed spędzeniem z nim nocy powstrzymywała ją wyłącznie duma. Czy nie mogła po prostu schować jej do kieszeni? Przecież nawet jeśli popełni błąd, to nie będzie pierwszy. Będzie mogła dalej z nim żyć.

Ostatecznie uległa. Przesunęła dłonie po szerokiej piersi w kaszmirowym swetrze, dając znak, że jest gotowa do kapitulacji. Zrozumiał. Gdy trwali złączeni w uścisku, Trinity czuła się tak, jakby tworzyli jedność. Nie odrywając od niej ust, wziął ją w ramiona. Gdy niósł ją na piętro, rzeczywistość traciła na wyrazistości. W intymnym mroku sypialni przestało się liczyć wszystko poza nimi. Przypomniała sobie chwilę, gdy po raz pierwszy ujrzała Zacka Harrisona. Od razu wydał jej się niezwykle seksowny i pociągający. Ale teraz, gdy stali przy jego ogromnym łóżku, pragnęła go tak bardzo, że pożądanie sprawiało jej niemal fizyczny ból.

W pewnej chwili przypomniała sobie o dziecku śpiącym samotnie w sypialni na dole. Gwałtownie usiadła na łóżku.

- Co będzie, jeśli Bonnie się obudzi, a my nie będziemy jej słyszeć?

Niezrażony Zack chwycił brzeg jej swetra i podciągnął w górę.

- Wystarczy, że piśnie - odparł ochryple - a Cruiser przybiegnie nas o tym powiadomić.

Usatysfakcjonowana taką odpowiedzią uniosła ręce 1 już po chwili została w samej bieliźnie. Delikatnie pocałował jej ramię, jednocześnie sięgając do zapięcia stanika. Powoli pochylał głowę coraz niżej, aż w końcu objął wargami obnażony sutek. Pieszcząc na przemian jej piersi, doprowadzał ją do szaleństwa.

Wiła się z rozkoszy, czekała na więcej, ale on odsunął się i stanął przy łóżku. Szeroko otwartymi oczami patrzyła, jak ściąga sweter i rzuca go na podłogę. Był pięknie zbudowany. W milczeniu podziwiała szeroki, opalony tors porośnięty ciemnymi włosami.

Zack niespiesznie rozsunął suwak dżinsów i już po chwili został w czarnych bokserkach, które nie były w stanie ukryć, jak bardzo był podniecony. Pochylił się nad nią, roztaczając odurzający piżmowy zapach. Zarzuciła mu ręce na szyję.

- Marzyłem o tej chwili, odkąd wskoczyłaś do mojej taksówki - mruknął.

Pogłaskała potężne ramiona, szepcząc mu do ucha:

- Nie musisz dłużej czekać.

Wsunął ręce między nogi kochanki, obsypując jej szyję pocałunkami. Dotykał jej najwrażliwszych miejsc, pieścił i całował, aż zaczęła drżeć. Gdy wypowiadała jego imię, zanurzył się w jej rozpalonym ciele. Każdym ruchem sprawiał jej niewysłowioną rozkosz. I gdy napięcie sięgnęło zenitu, sprawił, że jej świat rozpadł się na kawałki w eksplozji spełnienia.

Tuląc się do niego, dziękowała w duchu losowi - i przeklinała go.


ROZDZIAŁ ÓSMY

- Cieszę się, że mnie na to namówiłeś.

Zack obrócił Trinity tak, że znalazła się na nim, i oparł dłonie na jej plecach.

- Nie trzeba cię było długo namawiać - skwitował przewrotnie.

- To na pewno z powodu przebywania w zamknięciu.

Uśmiechnął się szeroko.

- Masz klaustrofobię? - zażartował.

- Wciąż jeszcze nie doszłam do siebie. Przesunął dłonią po jej udzie.

- Chyba mogę coś na to poradzić. Kilka godzin ze mną i będziesz jak nowa.

Gdy Trinity go pocałowała, wprawiła go w zachwyt. Gdy trzeba, była zmysłowa, innym razem natarczywa, a czasem delikatna. Zdumiewała go 1 olśniewała. Im więcej jej miał, tym więcej pragnął.

Posadził ją sobie na biodrach i już wyciągnął rękę po kolejną prezerwatywę, gdy nagle jej pocałunki stały się mniej entuzjastyczne. Gdy się cofnęła, Zack zmarszczył czoło. Zauważył niepokój malujący się na twarzy tej pięknej kobiety.

- Jesteś zmęczona? - zapytał.

- Trochę zaniepokojona. Uśmiechając się, obrócił ją na plecy.

- Wiem, jak temu zaradzić.

Musnął ustami jej szyję, a potem przesunął się niżej. I chociaż dołożył wszelkich starań, by sprawić jej przyjemność, Trinity leżała nieruchomo.

- Czyżbym stracił urok?

- Czy pomyślisz, że jestem niemądra, jeśli poproszę, byśmy przenieśli się na dół?

- Chcesz być bliżej dziecka?

- Wiem, że Cruiser czuwa przy Bonnie, ale wolałabym ją słyszeć, tak na wszelki wypadek. - Odgarnęła kosmyk z jego czoła.

Skinął głową.

- Masz rację.

- Naprawdę?

Jej twarz pojaśniała.

- Ale mam jeden warunek. Nie zabierzesz czerwonej piżamy. Chociaż uważam, że jest niezwykle seksowna, wolę ogrzewać cię własnym ciałem.

Potarła nosem jego nos.

- Umowa stoi.

Gdy Trinity poszła do łazienki, Zack znalazł w szafie dwa obszerne szlafroki, a do kieszeni jednego z nich wsunął garść prezerwatyw. Nieco później ubrani zeszli na dół, minęli psa i zajrzeli do sypialni, w której spało niemowlę.

Bonnie leżała nieruchomo, oddychając spokojnie. Rączki trzymała nad głową, a na jej twarzy malował się błogi uśmiech. Także Cruiser sprawiał wrażenie pogrążonego we śnie. Zack przypuszczał jednak, że kudłacz udaje, na wypadek gdyby chcieli wyrzucić go na dwór.

Nieco później, gdy Trinity leżała wygodnie pod kocem, Zack rozpalił ogień. Wkrótce płomienie zaczęły strzelać w górę. Wtedy zdjął szlafrok i dołączył do swojej kochanki. Nie protestowała, gdy objął ją w pasie. Zamiast tego przylgnęła do niego całym ciałem.

Odrzucił koc, żeby się jej przyjrzeć. W pomarańczowym blasku prezentowała się wspaniale. Wyglądała tak spokojnie, gdy leżała z policzkiem opartym na jego piersi. Mógłby patrzeć na nią godzinami. Zadowolony, pocałował ją w czubek głowy, myśląc, że ten dzień nie mógłby skończyć się lepiej.

Po tym, jak Zack zabrał ją do bram raju, Trinity leżała, wpatrując się w ogień. Jednak gdy poczuła, że znów jest podniecony, nie mogła się powstrzymać przed kolejną turą. Najpierw chwyciła zębami jego sutek, a później opuściła głowę, żeby podziękować za rozkosz, którą jej wcześniej sprawił.

- Sądziłem, że masz ochotę na przerwę, ale z radością dołączę do zabawy - mruknął ochryple.

- Jak chcesz, możemy porozmawiać.

Westchnął cicho.

- Nie przestawaj, a zgodzę się na wszystko. Ujęła w dłoń jego nabrzmiałą męskość, przyciskając wargi do płaskiego brzucha.

- Muszę cię ostrzec, że jest mi bosko. Uśmiechając się figlarnie, popchnęła go tak, że zsunął się na podłogę.

- Opowiedz mi o tym domu - poprosiła. Zamknął oczy i przechylił głowę na bok, wydając cichy jęk protestu.

- Co chcesz wiedzieć? - zapytał po chwili.

- Co przyciągnęło cię do tego miejsca?

- Na początku... spokój. - Wziął głęboki wdech, żeby ochłonąć, po czym spojrzał na nią. - W całym mieście panuje taka atmosfera. A w okresie Bożego Narodzenia mieszkańcy organizują wieczory z muzyką i zabawy dla dzieciaków. W nocy zapalają światełka na ogromnej choince ustawionej na Main Street. Gwiazda na czubku robi wrażenie.

- To doskonałe miejsce, żeby założyć rodzinę - skwitowała.

- Małżeństwo, od którego kupiłem ten dom, ma bliźniaki. Gdy jeszcze tutaj mieszkali, w powietrzu unosił się zapach ciasta czekoladowego. To moje ulubione.

- Próbowałeś kiedyś sam je upiec?

- Zwykle zamawiam porcję w pobliskiej cukierni. - Spojrzał w jej fiołkowe oczy. - A ty pieczesz?

- Gdy byłam młodsza, dużo gotowałam, więc teraz unikam tego jak ognia.

Zack wsunął rękę pod głowę. Uśmiechając się, wpatrywał się w jakiś punkt na suficie. Trinity rozkoszowała się widokiem jego imponującego bicepsa.

- Poza tym tutejsze krajobrazy są wspaniałe - kontynuował. - A powietrze tak czyste jak w żadnym innym miejscu w tym kraju.

- Odnoszę wrażenie, że nie spieszy ci się do Nowego Jorku.

- W Nowym Jorku jest mój dom.

- Ale nie musi tam być. W końcu mówi się: „Tam dom twój, gdzie serce twoje".

Zmienił pozycję i odrobinę ją przesunął. Cienie tańczyły na jego ciele, tworząc niezwykły spektakl.

- A gdzie jest twoje serce? To pytanie ją zaskoczyło.

- Jeszcze tego nie wiem.

- Czyli nie w świecie kolorowych czasopism?

- To moja praca, Zack. Nie definiuje tego, kim jestem.

- Widziałbym cię w roli kogoś, kto pracuje z dziećmi.

- Kiedyś o tym myślałam. Może mi nie uwierzysz, ale chciałam pracować w opiece społecznej. Nie byłam jednak pewna, czy mam wystarczająco silny charakter. - Skrzywiła się na wspomnienie dawnych czasów. - Chyba traktowałabym tę pracę zbyt osobiście.

- Moim zdaniem w taką pracę trzeba się angażować. Każda instytucja zajmująca się sprawami dzieci miałaby ogromne szczęście, gdybyś zasiliła jej szeregi.

- Chyba zawsze miałabym poczucie, że nie daję z siebie wystarczająco dużo - stwierdziła po namyśle.

Uśmiechnął się do niej łagodnie.

- I mówi to osoba, która ma tak dużo do dania. Gdy Zack ją pocałował, Trinity zalała kolejna fala emocji. Czuła się pełna energii i jednocześnie wyjątkowo spokojna. Chociaż poznali się dwa dni temu, odniosła wrażenie, że nikt na świecie nie zna jej lepiej niż ten mężczyzna.


ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Śnił o warczącym tygrysie z półmetrowymi kłami, który próbował dorwać Bonnie. Gdy odgłosy dżungli przybrały na sile, usiadł gwałtownie. Rozbudzony zaczął rozglądać się po pokoju. Nagle dotarło do niego, że ktoś puka w okno na tyłach domu. Od razu zorientował się w sytuacji. Spojrzał w dół na swoje nagie ciało. Nigdy w życiu nie czuł się tak zażenowany i był pewien, że długo nie zapomni tej chwili.

Pospiesznie chwycił szlafrok z fotela i ciasno przewiązał się w pasie. Wtedy Trinity jęknęła cicho, po czym usiadła, drapiąc się w głowę. Miała potargane włosy i ziewała szeroko. Ona także była naga.

- Co się dzieje? - zapytała, mrugając i mrużąc oczy.

- Ktoś jest na zewnątrz.

- Jeszcze jeden biedak szukający schronienia przed chłodem?

- Przypuszczam, że to ta kobieta z pomocy społecznej.

Na twarzy limity pojawiło się przerażenie. Pospiesznie zerknęła na puszystą kobietę widoczną za oknem i patrzącą prosto na nich, po czym rzuciła się w kierunku szlafroka. Ciasno ściągnęła poły, czerwieniąc się po uszy.

Tymczasem Zack poszedł otworzyć tylne drzwi. Gdy tylko je uchylił, do środka wparowała kobieta w zabłoconych kaloszach.

- Panie Harrison, nazywam się Cressida Cassidy. Rozumiem, że przyszłam nie w porę.

Wzruszył ramionami, spoglądając na swoją kochankę.

- Przyznaję, że nie wybrała pani najlepszego momentu. Panna Cassiy uśmiechała się blado.

- Nie wspomniał pan o żonie.

- Nie mam żony.

Kobieta zamrugała energicznie.

- Rozumiem.

- To Trinity... - Miał pustkę w głowie. Trinity przyszła mu z pomocą, wyciągając rękę.

- Trinity Matthews - przedstawiła się. Zack przeczesał włosy palcami.

- O tak wczesnych godzinach mój umysł nie pracuje na pełnych obrotach.

- Już po dziewiątej - odparła panna Cassidy, ściskając dłoń drugiej kobiety w takim pośpiechu, jakby się obawiała, że złapie od niej rzadkiego wirusa. - Przepraszam, że weszłam od tyłu, ale duże drzewo zwaliło się tuż przed waszymi drzwiami. Przypuszczam, że o tym nie wiecie. Tak czy inaczej, zamiast próbować...

Wywód panny Cassidy przerwał głośny płacz. Kobieta przerwała, Zack zamarł, a Trinity popędziła na dół. Pocierając pulsujące skronie, Zack próbował zachować spokój.

Twarz panny Cassidy stężała, a w jej oczach pojawiła się podejrzliwość.

- Panie Harrison, gdzie jest dziecko?

- W bezpiecznym miejscu. Cruiser stoi na straży.

- Kim jest Cruiser?

Jakby w odpowiedzi na pytanie pies przyczłapał do nich i stanął na tylnych łapach. Marszcząc czoło, Zack przedstawił także i tego domownika.

- To jest Cruiser.

- Zrobiliście niańkę z psa?

- Tylko zeszłej nocy. Poza tym cały czas zajmowaliśmy się małą.

Ściągając usta, kobieta spojrzała na pustą butelkę po winie.

- Chciałabym zobaczyć dziecko.

- Zaraz przyjdziemy! - zawołała Trinity.

Zack zostawił niezadowoloną pannę Cassidy, która niecierpliwie tupała nogą, rozbryzgując błoto na drewnianej podłodze, i poszedł do pralni w poszukiwaniu dżinsów i koszulki. Wrócił po chwili, przygładzając potargane włosy ręką.

- Trinity na pewno ją przewija - zwrócił się do panny Cassidy. - Mała zwykle budzi się z mokrą pieluchą.

Kobieta ściągnęła usta. Próbowała przecisnąć się obok Zacka. Na szczęście Trinity pojawiła się z dzieckiem na rękach. Była ubrana w ten sam strój, który miała na sobie w dniu, gdy się poznali, z tą różnicą, że teraz spódnica była pognieciona, a kilka guzików bluzki niezapiętych. Jednak dziewczynka wyglądała na zdrową i zadowoloną.

- Dowiedzieliście się czegoś? - zapytała Trinity, stając obok Zacka.

- Znaleźliśmy jej matkę - odparła panna Cassidy. - Czeka na zewnątrz w radiowozie.

Zackowi skoczyło ciśnienie.

- Czy stało się coś złego?

- Nie wolno mi o tym mówić. - Panna Cassidy wyciągnęła ręce. - Zabiorę ją teraz.

Trinity zrobiła krok w tył. Zack obserwował, jak po jej twarzy przemyka niepokój. Sam nie czuł się dobrze w tej sytuacji. Oboje bardzo przywiązali się do Bonnie.

- Muszę ją nakarmić.

- Jej matka się tym zajmie.

Gdy Trinity zabrakło słów, Zack wkroczył do akcji. Mieli prawo wiedzieć, co stanie się z dzieckiem.

- Chyba wyobraża sobie pani, jak bardzo martwiliśmy się o tę dziewczynkę. Jak do tego doszło, że znalazła się sama w taksówce?

- Proszę zrozumieć, panie Harrison, że obowiązują przepisy dotyczące poufności danych. - Panna Cassidy uśmiechnęła się wyrozumiale. - Zapewniam jednak, że matka nie może doczekać się spotkania z córką. Popełniła błąd.

- Błąd? - powtórzył z niedowierzaniem. - Trudno mi w to uwierzyć.

- Przekażę jej pana dane kontaktowe - dodała stanowczo kobieta. - Jeśli ona zechce, skontaktuje się z panem.

Zack zacisnął zęby. Kusiło go, żeby powiedzieć coś jeszcze, ponieważ nie mógł znieść tej sytuacji. Mina Trinity zdradzała, że ona także czuła niepokój. Oczywiście Bonnie nie była ich dzieckiem i nie mogli decydować o jej losie. Zasługiwali jednak na wyjaśnienie.

Czy matka dziewczynki dbała o nią? Czy miała wystarczające środki? A jeśli wkrótce Bonnie znajdzie się w jeszcze większych tarapatach?

Panna Cassidy nadal trzymała wyciągnięte ręce. W końcu Trinity podała jej dziecko, chociaż w jej oczach lśniły łzy. Starsza kobieta przyjrzała się uważnie małej twarzyczce i po raz pierwszy jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech.

- Dziękuję państwu za opiekę nad dzieckiem. Zack chwycił nosidełko, a drugą ręką objął Trinity.

- Odprowadzimy was. - To nie była propozycja, ale oświadczenie.

Razem ruszyli za panną Cassidy, a w ślad za nimi poczłapał Cruiser. Na niebie świeciło jasne słońce. Śnieg powoli zamieniał się w szarą breję. Gdy obeszli budynek, zauważyli na podjeździe dwa samochody. W radiowozie na tylnej kanapie siedziała młoda kobieta o bladej twarzy.

Zack niechętnie podał nosidełko pannie Cassidy. Miał ściśnięty żołądek. Nie zamierzał oddać Bonnie, jeśli matka była chora. A może to narkomanka, która zapomniała zabrać dziecko z taksówki, gdy była pod wpływem substancji odurzających?

Panna Cassidy podeszła do radiowozu i podała nosidełko policjantowi, a dziecko młodej kobiecie - a właściwie dziewczynie. Zack usłyszał stłumiony okrzyk i ujrzał, jak matka tuli dziecko w ramionach. Chociaż powinien czuć ulgę, był pełen obaw. Wiedział, że nie zmruży oka tej nocy. Trinity zadrżała.

- Wygląda na szesnaście lat - mruknęła. - Najwyżej siedemnaście.

Zack przytulił ją mocniej.

- Sama jest jeszcze dzieckiem.

- Musi mieć rodziców, którzy mogą pomóc.

- Dlaczego więc zostawiła dziecko samo w taksówce?

Być może nigdy nie poznają prawdy.

Trinity pociągnęła nosem, a Zack poczuł, że jemu także łzy cisną się do oczu. Musiał stoczyć ze sobą walkę, żeby nie zanurkować do auta i nie porwać dziecka w ramiona. Wciąż powtarzał w myślach: „Ona nie jest twoja".

Gdy radiowóz ruszył, Trinity chwyciła Zacka za bluzkę. Ale niespodziewanie dla obojga auto się zatrzymało i po chwili ze środka wysiadła dziewczyna w jasnych dżinsach i różowym swetrze. Była odrobinę wyższa od Trinity i dwukrotnie szczuplejsza.

- To wy zaopiekowaliście się Belindą? - powiedziała niepewnie.

- Belinda - mruknęła Trinity. - Jakie ładne imię.

- Nazywaliśmy ją Bonnie - dodał Zack. - To znaczy szczęśliwa.

Niebieskie oczy dziewczyny zalśniły, gdy wsunęła dłonie do kieszeni swetra.

- Pierwszy raz uśmiechnęła się do mnie, gdy miała sześć tygodni. Od tamtej pory nie przestaje. - Zgarbiła plecy. - Chcę, żebyście wiedzieli, że nigdy nie zamierzałam jej porzucić. To był wypadek.

Zack nabrał powietrza.

- Niezły wypadek.

- Chociaż nie zamierzałam zachodzić w ciążę... - kontynuowała cichym głosem - ani przez moment nie żałowałam, że urodziłam Bel.

- A co z jej ojcem? - zapytała Trinity.

- Jechałyśmy do niego tamtego feralnego popołudnia. Przed narodzinami Bel Ryan o niczym nie wiedział. On nie ma rodziców... - Dziewczyna spuściła wzrok. - Wiele przeszedł.

- A twoi rodzice?

- Ojciec odszedł dawno temu, a mama nie jest ze mnie zadowolona. - Wzruszyła ramionami. - Ciągle powtarzała, że powinnam oddać Bel. Twierdziła, że tak będzie lepiej.

Trinity przylgnęła do Zacka, a on ścisnął jej ramię.

- Tamtego dnia mama znów na mnie naciskała - tłumaczyła dziewczyna. - Oświadczyła, że nie mogę dłużej z nią mieszkać. Podobno za dużo ją kosztowałam. Dlatego spakowałam rzeczy swoje i Bel, a potem złapałam autobus do miasta. Zamierzałam wprowadzić się do swojego chłopaka. Ale gdy wysiadłyśmy na przystanku, zaczął padać śnieg. Zostawiłam walizkę w przechowalni i poszłam zapytać taksówkarza, ile będzie kosztował kurs do miasta. Ale on właśnie wchodził do sklepu. Uznałam, że poszedł kupić coś do picia albo do jedzenia. A ponieważ bardzo padało, wstawiłam fotelik z Bel do taksówki i poszłam po walizkę.

Gdy wracałam, taksówka ruszyła. - Jej oczy zaszły łzami. - Pobiegłam za nią, ale się nie zatrzymała. Biegłam tak długo, aż zabrakło mi tchu.

- I nikogo nie zaalarmowałaś? - zapytała Trinity.

- Zadzwoniłam do ojca Bel, ale nie odbierał, więc wróciłam do matki. Byłam bardzo roztrzęsiona i płakałam. Ona kazała mi się położyć i obiecała, że zadzwoni na policję. Gdy następnego dnia wciąż nie miałyśmy żadnych wieści, przyznała, że nikogo nie poinformowała o zajściu. Wtedy zrobiłam to osobiście.

Łza spłynęła jej po policzku, a z gardła wyrwał się stłumiony szloch. Z kolei Trinity pochyliła głowę, wzdychając smutno. Zack wiedział, jakie to musiało być dla niej trudne. W, końcu historia młodej matki niewiele różniła się od tej, która stała się jej udziałem.

- Musicie wiedzieć, że kocham Bel. Pragnę dla niej wszystkiego, co najlepsze. Czasem po prostu nie jest mi łatwo.

Zack przestąpił z nogi na nogę. Było mu żal dziewczyny.

- Gdzie się teraz zatrzymacie?

- Panna Cassidy załatwiła nam miejsce w schronisku. Pomagają tam takim kobietom jak ja.

- Gdybyś czegoś potrzebowała... - Zack podał jej swoje namiary. - Dasz mi znać?

Młoda matka skinęła głową.

- Cieszę się, że to wy ją znaleźliście. Wyglądacie na miłą parę.

Trinity nie ruszyła się, gdy dziewczyna pobiegła do radiowozu, który po chwili odjechał. Zack też stał bez ruchu.

Oboje wpatrywali się w samochód do momentu, aż zniknął im z oczu. Żadne z nich nie odezwało się słowem.

Zack miał mieszane uczucia. Nie był przekonany, czy oddanie Bonnie dziewczynie tak młodej było dobrym pomysłem. Poza tym wątpił, żeby zdołała poradzić sobie bez niczyjej pomocy. Jej matka musiała być bardzo nieczułą kobietą, podobnie jak dziadkowie Trinity.

Gdy kolejny samochód pojawił się na horyzoncie, żadne z nich nie zwróciło na niego uwagi. Zareagowali dopiero wtedy, gdy pojazd skręcił na podjazd Zacka. Po chwili ze środka wysiadła kobieta o jasnych, siwiejących gdzieniegdzie włosach, ubrana w eleganckie wełniane spodnium. Idąc w ich stronę, poklepała nogę. Wtedy Cruiser ruszył ku niej z podkulonym ogonem.

- Tu jesteś, łobuzie. - Kobieta pogłaskała kudłaty łeb psa, po czym zwróciła się do Zacka: - Nie sprawiał kłopotów?

Pomimo nerwowej atmosfery Zack przywołał na usta pogodny uśmiech. Chciał miło powitać sąsiadkę. Już poprzedniego wieczoru rozważał nagranie wiadomości na sekretarce Dale'ow, żeby wiedzieli, gdzie szukać zguby. Na szczęście pani Dale domyśliła się, dokąd pojechać po swojego pupila. Lada moment zabierze go do domu i zostaną już tylko oni dwoje.

Początkowo Zack sądził, że poczuje ulgę, gdy dziecko i pies znikną z jego domu. Ogarniały go jednak zupełnie inne uczucia. Wypełniała go pustka.

- Pani Dale - powiedział - to jest Trinity Matthews. Starsza kobieta uśmiechnęła się szeroko.

- Miło mi panią poznać.

- Cruiser dotarł do nas wczoraj rano - wyjaśnił Zack.

- Gdy wyjechaliśmy z Jimem wczoraj po południu, zostawiliśmy go na długiej smyczy. Mieliśmy wrócić wieczorem, ale śnieżyca pokrzyżowała nam plany. Po powrocie okazało się, że Cruiser przegryzł smycz. Szukaliśmy go u wszystkich sąsiadów, którzy mają dzieci. On je uwielbia. Nie przyszłoby mi do głowy, że dotrze właśnie tutaj.

Trinity zerknęła na Zacka, ale on nie wspomniał słowem o Bonnie. Ukląkł tylko, a gdy pies podszedł do niego, chwycił jego kudłaty pysk i uśmiechnął się pogodnie.

- Chyba na ciebie już pora. Cruiser zawył przeciągle.

- Zack, mój drogi, chyba zyskałeś przyjaciela - skomentowała pani Dale.

- On też zaskarbił sobie moją sympatię. Sympatyczna sąsiadka spojrzała na Trinity.

- Zamierzasz zostać jeszcze kilka dni? - Spojrzała w niebo. - Wygląda na to, że się wypogodzi.

- Właściwie zamierzam wrócić do Nowego Jorku.

- Jak dla mnie jest tam zdecydowanie za głośno i zbyt tłoczno, ale dom to dom.

Pani Dale kolejny raz podziękowała Zackowi. Po tym jak Trinity uściskała psa, ten ruszył posłusznie za swoją panią, która otworzyła dla niego kufer samochodu. Chwilę później oni także odjechali.

Trinity znów zaczęła drżeć, więc Zack ponownie ją przytulił.

- Chodź, schowamy się przed tym chłodem.

- Nie jest mi zimno.

- W takim razie daj się zaprosić na kawę. Bardzo ci się teraz przyda.

Spoglądając na zwalone drzewo blokujące drzwi wejściowe, Trinity ruszyła za nim na tył budynku. W rzeczywistości wolała zostać jeszcze chwilę na dworze, chociaż nie mogła się łudzić, że Bonnie wróci. Oczywiście wiedziała, że dziewczynka nie należała do niej, ale czuła się tak, jakby wyrwano jej kawałek serca.

W środku, gdy Zack zabrał się do parzenia kawy, usiadła na taborecie.

- Sprawia miłe wrażenie - stwierdził, wyciągając mleko z lodówki.

- A jeśli sobie nie poradzi? Spojrzał na nią łagodnie.

- Podałem jej swoje dane. Zawsze może się ze mną skontaktować. Nie mogliśmy zrobić nic więcej.

- Naprawdę? - Nie była tego pewna.

- Do czego zmierzasz?

- Nie powinno być trudno znaleźć jej imię, nazwisko i adres.

- To nie nasza sprawa. Matka i córka znów są razem. Wiem, że nie wygląda to idealnie, ale sądziłem, że będziesz zadowolona z takiego rozwiązania.

- Jestem. - Garbiąc się, Trinity dodała szeptem: - Chcę mieć tylko pewność, że wszystko się ułoży. Może mogłabym czasem popilnować Bonnie.

- W Nowym Jorku?

Wzdychając, wyszła z kuchni. Nie chciała słuchać racjonalnych argumentów. Pragnęła pomóc. Z tą myślą podeszła do okna i pomyślała, że krajobraz, który wcześniej ją uspokajał, teraz potęgował poczucie samotności. Przyszło jej do głowy, że już nigdy nie poczuje ciepła.

- Nie zrozumiesz tego - mruknęła bardziej do siebie niż do Zacka.

Usłyszała brzęk kubków, które postawił na blacie kuchennym, a potem jego kroki. Stanął za nią, wziął ją w ramiona i obrócił twarzą do siebie.

- Jesteś zdenerwowana - powiedział spokojnie. - Musisz usiąść i pozbierać myśli.

Żal ścisnął ją za gardło.

- Nie mogę przestać myśleć o tym, że powinniśmy byli zrobić więcej.

- Trinity, to nie nasza sprawa. - Gdy się cofnęła, podrapał szorstki policzek. - Za kilka dni zrozumiesz, że postąpiliśmy słusznie. Musisz o niej zapomnieć.

Nie mogła się z nim kłócić. Zrobili wszystko, co do nich należało. Wywiązali się ze swoich obowiązków. Musieli wrócić do dawnego życia. Ale jak miała zapomnieć o Bonnie? Wciąż pamiętała jej śmiech i błyszczące, niebieskie oczy.

Pomyślała o problemach młodej matki i poczuła się gorzej. Jednak gdy Zack przyciągnął ją do siebie i pogłaskał po plecach, pomyślała, że musieli zrobić tak, jak mówił. Musieli żyć własnym życiem.

Ich Bonnie należała do kogoś innego.


ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Trinity nie chciała zostać na śniadanie i nie dała się namówić do zmiany zdania. Po tym, jak wzięła prysznic i spakowała swoje rzeczy, poprosiła Zacka, żeby wezwał taksówkę. Chociaż nalegał, że odwiezie ją na lotnisko, poprosiła, żeby tego nie robił. Sam powiedział, że muszą wrócić do swoich obowiązków. Pewnie nie mógł się doczekać chwili, gdy zniknie z jego życia.

Kilka godzin później wylądowała w Nowym Jorku. Chociaż była wykończona, nie zamierzała odwlekać realizacji decyzji, którą podjęła podczas lotu. Wysiadła z taksówki i przeszła przez automatyczne szklane drzwi prowadzące do budynku na przedmieściach. Tak dobrze znała to miejsce. Ciężko pracowała, żeby skończyć studia i uciec z Ohio. Potem trafiła właśnie tutaj. Nigdy nie zapomni ekscytacji, która ogarnęła ją na Wieść, że otrzymała posadę w redakcji „Story". Wydawało jej się wtedy, że ziściły się jej marzenia. Mimo to nadal czegoś brakowało w jej życiu.

Nawet w swoim niewielkim mieszkaniu na Brooklynie nie czuła się jak w domu. Nie przyznała się do tego Zackowi, ale jego chata w środku lasu zrobiła na niej wrażenie bezpiecznej przystani - bezpieczniejszej od każdego innego adresu, który znała.

Jednak spędzony tam czas dobiegł końca. Chociaż Zack obiecał, że się do niej odezwie, nie zamierzała się łudzić. I nie miała do niego żalu. Prowadził cudowne życie, miał jasne cele, wspaniałą rodzinę i znajomych którzy dotrzymywali mu towarzystwa, gdy miał na to ochotę. Nie potrzebował jej problemów. A ona nie potrzebowała jego. W końcu miała plan.

Po wyjściu z windy przywitała się z recepcjonistką; po czym ruszyła do biura Kate. Dokładnie wiedziała, co musi zrobić. Nigdy nie czuła większej determinacji i nie była bardziej pewna swoich racji. Ten dzień był początkiem nowego życia

- Tak, wiem. Powiedziałem, że nakłonię Dirkinsa do podpisania umowy - odezwał się Zack. - Jeszcze nie złożyłem broni.

Thomas siedział po prawej stronie stołu konferencyjnego, obserwując starszego brata krążącego po gabinecie Harrison Plaza District. Zack wiedział, że przypomina dzikie zwierzę w klatce, ponieważ tak właśnie się czuł. Od powrotu z Kolorado dwa dni temu nie potrafił się na niczym skupić, zwłaszcza na zakończeniu transakcji w Denver.

Przemyślał propozycję Trinity o nawiązaniu współpracy z Dirkinsem i chociaż bardzo chciał pomóc starszemu mężczyźnie, nie mógł tego zrobić - nie prowadził tak interesów. Partnerstwo oznaczało problemy. W spółkach zawsze dochodziło do sporów.

- Może powinniśmy odpuścić sobie ten interes - zasugerował Thomas. - Odkąd mama i tata postanowili od siebie odpocząć, taty nie interesuje już tak bardzo ten projekt. Oczywiście nie chodzi mi o to, że rozstali się na dobre - dodał.

- Chociaż wszyscy lubimy udawać, że nasza rodzina jest niezniszczalna, to wcale nie musi być prawda.

- Skąd ten ton? Od powrotu z Kolorado jesteś nieznośny. Zeszłego wieczoru podczas szkolnego przedstawienia z udziałem Nicki tylko się krzywiłeś i burczałeś. Co tam się wydarzyło?

- Nic, o czym należałoby wspominać.

- Za każdym razem, gdy pytam o kobiety, które przyjąłeś pod swój dach, odprawiasz mnie z kwitkiem. Teraz chcę poznać prawdę. - Thomas zaklął. - Czy ktoś cię szantażuje?

Zack podszedł do szklanej ściany.

- Przestań histeryzować.

- Z tego, co kiedyś mówiłeś, wynikało, że ta aktorka, z którą się spotykałeś, próbowała pójść tą drogą.

- A ja wyraźnie powiedziałem jej, co może zrobić sobie ze swoimi groźbami. Jeśli chce rozsiewać plotki o kłopotach w rodzinie Harrisonów, powinna się bardziej postarać. Nic mnie to nie obchodzi; Trudno zaleźć mi pod skórę.

- Zawsze tak mi się wydawało, ale teraz odnoszę wrażenie, że ktoś zdołał zburzyć twój spokój.

Thomas podszedł do brata spoglądającego na panoramę Midtown, która zwykle działała na niego motywująco. W Kolorado mógł się odprężyć, ale to tutaj dostawał skrzydeł. To w tym mieście należało szukać prawdziwych możliwości.

- Jesteśmy nie tylko braćmi, ale i przyjaciółmi. Porozmawiaj że mną. - Thomas oparł dłoń na ramieniu Zacka. - Pozwól sobie pomóc.

Zack próbował zignorować uczucie pustki.

- I tak byś mi nie uwierzył - mruknął.

- Przekonajmy się.

Po krótkiej chwili wahania Zack podszedł do krzesła i przez kolejne piętnaście minut zdawał relację z najważniejszych wydarzeń, które miały niedawno miejsce. Opowiedział, jak znalazł dziecko i jak zabrał je do domu. Wspomniał Cruisera i rozwodził się nad niebywałą inteligencją psa.

Jednak najwięcej mówił o Trinity. Przyznał nawet, jacy stali się sobie bliscy. Przytoczył słowa, które wypowiedziała Trinity po tym, jak oddali Bonnie - a właściwie Bel. Czuł się tak, jakby coś stracił.

- Nigdy w życiu nie byłem taki wzburzony. - Zack wyrzucił ręce w górę, po czym wstał. - Najwyraźniej spędzenie kilku dni w odosobnieniu nie wyszło mi na dobre. Zacząłem solidaryzować się z porywaczami. Jak to się nazywa? - Strzelił palcami. - Syndrom sztokholmski.

Thomas zrobił rozbawioną minę.

- To raczej niemożliwe. Byłeś u siebie w domu.

- Może jestem chory.

- Bez wątpienia. Zachorowałeś na serce. Stary, ty się zakochałeś!

Zszokowany Zack spojrzał na młodszego brata, siląc się na śmiech. Od dawna rodzeństwo próbowało znaleźć dla niego tę jedyną. Najwyraźniej nadal nie dali za wygraną.

- Spędziłem z Trinity dwa dni.

- Czasami tyle wystarczy. Ja zapragnąłem ożenić się z Willą po pierwszej randce. Dylanowi wystarczył tydzień z Rhian.

- Ale ja taki nie jestem. Zawsze się od was różniłem. Thomas rozsiadł się wygodnie na krześle, celując palcem w Zacka.

- Czego się boisz?

Zack opadł ręce na biodrach.

- Posłuchaj, zakochiwanie się nie mieści się w moich planach.

- Czyli?

- Muszę skupić się na przejęciu sterów Harrison Hotels. Tata praktycznie wycofał się z interesu. Lada moment pójdzie na emeryturę.

- A reszta z nas straciła rozum w chwili, gdy wymówiła sakramentalne „tak" i spłodziła dzieci?

Zack uniósł brwi.

- Bądźmy szczerzy. Wy macie inne priorytety.

- Nie przeczę, że rodziny są dla nas najważniejsze, ale to nie znaczy, że nie możemy pracować w firmie.

- Gdyby tata spędzał więcej czasu z mamą, nie byliby teraz w separacji. Powinien był zwolnić pięć, a nawet dziesięć lat temu, gdy pojawił się pierwszy kryzys.

- Zapewniam cię, że mężczyzna może mieć zarówno rodzinę, jak i satysfakcjonujące życie zawodowe.

- Nie bez poświęceń.

- W życiu czasem trzeba coś poświęcić. Dopiero wtedy doceniasz dary losu - stwierdził Thomas z przekonaniem. - Nie rozumiem tylko, co ty próbujesz udowodnić. Nie musisz zaprzedać duszy i zarobić miliard albo trzy, żeby być szczęśliwym.

Zacka ogarnęła irytacja. Dlaczego nikt go nie rozumiał?

- Ale ja taką widzę dla siebie drogę. Chcę pozostać spokojny i skoncentrowany.

- Właśnie wymieniłeś cechy dobrego męża i ojca. Zack nie był o tym przekonany, ale po rozmowie z bratem zrozumiał jedno: nie znajdzie spokoju i nie będzie mógł jasno myśleć, jeśli znów nie spotka się z Trinity. Jeśli przez ostatnie dni cierpiała takie katusze jak on, zamierzał się o tym przekonać.


ROZDZIAŁ JEDENASTY

Trinity właśnie miała wyjść, gdy dostarczono dla niej specjalną przesyłkę: pudełeczko zapakowane w biały połyskujący papier. Na plakietce widniał napis „Trinity Matthews. Ostrożnie. Delikatne". Kurier oświadczył, że został poinstruowany, by zaczekać na odpowiedź.

Podczas gdy mężczyzna wycofał się przed drzwi recepcji, do biura Trinity zajrzała Narelle Johns.

- Mogę się tym zająć, Trin. Wiem, że wychodziłaś. Trinity otrzymywała podarunki od wielu ludzi, z którymi przeprowadzała wywiady: od kosmetyków po niezwykłe dzieła sztuki. Jednak ta tajemnicza paczka rozbudziła jej ciekawość. Obróciła ją spodem do góry i głośno przeczytała krótką informację:

- Od Pana Koguta.

Omal nie osunęła się na podłogę, gdy nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zachwiała się nawet odrobinę, na co Narelle natychmiast podsunęła jej krzesło.

- Nic ci nie jest? Przynieść szklankę wody? A może wezwać ochronę?

- Nie, nie trzeba.

- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.

Trinity przypomniała sobie historię Zacka o kogucie i rozciągnęła usta w uśmiechu.

- Bo trochę tak jest.

Narelle usiadła obok. Trinity wiedziała, że nie wytrzyma ani chwili dłużej. Czując na sobie zaciekawione spojrzenie recepcjonistki, rozwiązała czerwoną wstążkę i rozerwała papier.

- O Boże! Jakie to piękne - zachwyciła się Narelle gdy Trinity otworzyła pudełko.

- Śnieżna kula - szepnęła Trinity, a do oczu napłynęły jej łzy wzruszenia. Przyjrzała się drewnianej chacie, dużemu psu stojącemu na tylnych nogach i parze przed frontowymi drzwiami. Na rękach kobiety spoczywało dziecko zawinięte w biały kocyk.

Trinity zamknęła oczy, gwałtownie wciągając powietrze. Targały nią silne emocje, które próbowała tłumić przez ostatnie dni. Pragnęła zachować cenne wspomnienia do końca swych dni, chociaż nie zamierzała wracać do przeszłości. Skorzystała z rady Zacka i postanowiła żyć dalej.

- Kto to przysłał? - Narelle podniosła pudełko i zajrzała do środka. - Nie przypominam sobie, żebyś przeprowadzała wywiad z producentem śnieżnych kul.

- To nie ma związku z pracą.

- W takim razie lepiej przeczytaj ten liścik.

Trinity spojrzała na zwiniętą kartkę papieru i szybko przeczytała wiadomość. Z każdym słowem czuła coraz większy ból serca.

- Pojedziesz? - zapytała Narelle.

Trinity zerknęła na młodszą kobietę, która czytała jej przez ramię. Narelle wzruszyła ramionami.

- Zauważyłam kilka słów. „Muszę znów się z tobą spotkać" i „sobotni wieczór".

- Kiedy byłam w Kolorado, zatrzymałam się w tym miejscu - wyjaśniła Trinity.

- W drewnianej chacie? Z psem?

Trinity skinęła głową, a Narelle uważniej przyjrzała się kuli.

- A to jest dziecko?

- Istotnie.

- O rany! Ten facet chyba kazał zrobić tę kulę specjalnie dla ciebie.

- Tak sądzę.

- A co z dzieckiem?

- To długa historia. - Opowiedziała ją tylko Kate.

- Zostaje tylko jedno pytanie... - Narelle zatrzepotała rzęsami. - Zamierzasz przyjąć zaproszenie? - Zerknęła na liścik rozłożony na kolanach Trinity. - To przyjęcie zaręczynowe. Obowiązuje strój wieczorowy. W Oyster Bay Cove. Będzie bardzo romantycznie.

Przygryzając dolną wargę, Trinity potrząsnęła kulą 1 ponownie na nią spojrzała. Białe drobinki wolno posypały się w dół, tworząc uroczą scenerię. Niemal mogła usłyszeć szczekanie Cruisera, śmiech Bonnie Bel i Zacka. Westchnęła.

Zack był inteligentny, męski i zabawny - zupełnie inny, niż przedstawiały go media. Tęskniła za nim. Nocami, gdy leżała sama w łóżku, wspominała ciepło jego rąk i cudowne pocałunki.

Przed rozstaniem powiedział, że chciałby ją jeszcze zobaczyć, ale im więcej mijało czasu, tym mniej w to wierzyła. Wyglądało jednak na to, że mówił szczerze a ona musiała przyjąć jego zaproszenie, choćby po to by wyjaśnić, dlaczego nie może się z nim spotykać.

Kiedy Zack otrzymał odpowiedź, postanowił do niej zadzwonić, a dwadzieścia cztery godziny później, gdy stał przy oknie w domu rodziców, cieszył się, że tego nie zrobił. Jeśli sama chciała tutaj dotrzeć, wcale mu to nie przeszkadzało. Zamierzał jednak odwieźć ją do domu nie wcześniej niż o świcie.

Ktoś postukał go w ramię, więc spojrzał za siebie i zobaczył swoją elegancką matkę, która najwyraźniej opuściła gości, żeby sprawdzić, jak się ma jej syn.

- Tkwisz tutaj od godziny. Może ta dziewczyna w ogóle się nie pojawi.

- Na pewno wkrótce tu będzie.

- Tyle pań pyta o ciebie. Twoja siostra ma mnóstwo uroczych przyjaciółek.

- Skoro to przyjęcie zaręczynowe Sienny, to jej pozostawiam zabawianie ich rozmową.

Zielone oczy jego matki zalśniły niczym szmaragdy zdobiące jej uszy

- Zachowujesz się jak nie ty, Zackery. Zack pocałował matkę w policzek.

- Wszystko w porządku. Idź i baw się dobrze.

Rozczarowanie i konsternacja pojawiły się na wciąż pięknej twarzy starszej kobiety. Mimo to oddaliła się, żeby dołączyć do gości. Przez otwarte drzwi Zack zauważył ojca śledzącego każdy ruch żony. Zaproponował, że doleje jej szampana, ale bez wątpienia chciał po prostu trzymać się blisko niej.

Zack tylko mógł się domyślać, co myślała jego matka. Pewnie rozpamiętywała liczne samotne noce, gdy nie było przy niej nikogo, z kim mogłaby porozmawiać. Na co dzień zajmowała się dziećmi, podczas gdy pan domu pławił się w blasku chwały, zarządzając firmą Harrison Hotels. Poza tym dwa razy do roku wyjeżdżali na wakacje, a ojciec najczęściej uczestniczył w ważnych rodzinnych wydarzeniach. Jednak gdy Zack dorósł, zrozumiał, jak musiała czuć się jego matka, gdy jej mąż najczęściej wracał późnym wieczorem, a na weekendy wyjeżdżał w podróże służbowe.

Nigdy nie kłócili się na oczach dzieci, ale Zack podsłuchał kilka niemiłych scysji. Padały takie słowa jak „rozwód" i „zdrada". Zwykle zakrywał wtedy głowę poduszką i modlił się, żeby rodzice się nie rozwiedli. Mimo wszystko nie wierzył, żeby ojciec miał kochankę - chyba że za miłość jego życia uznać karierę.

Snop światła na podjeździe przywołał Zacka do rzeczywistości. Natychmiast ruszył do głównego wejście, gdzie poinformował odźwiernego, że sam powita gościa. W napięciu obserwował, jak z taksówki wyłania się Trinity Matthews.

Była ubrana w czerwoną jedwabną suknię ze srebrnymi zdobieniami, niezwykłe seksowną, a przy tym elegancką. Połyskująca pelerynka zakrywała jej ramiona, a w ręku ściskała srebrną kopertówkę. Prezentowała się wspaniale.

Na jego widok otworzyła szeroko oczy i gwałtownie wciągnęła powietrze. Gdy stanęli naprzeciwko siebie, ujął jej dłonie. I chociaż bardzo chciał ją przytulić, uśmiechnął się tylko promiennie, spoglądając w niezwykłe fiołkowe oczy, po czym wprowadził ją do domu.

Trinity wiedziała, że Harrisonowie opływali w dostatki, ale nic nie przygotowało jej na widok ich rodzinnej posiadłości. Podjazd ciągnął się w nieskończoność, a przepiękna rezydencja przywodziła na myśli zabytkowe budynki z czarno - białych filmów.

- W porównaniu z tym moje mieszkanie przypomina pudełko na buty - powiedziała, gdy oparł dłoń na jej łokciu. - Kiedy powstał ten dom?

- W tysiąc dziewięćset trzydziestym szóstym. Dziesięć akrów, siedem łazienek i tyle samo sypialni wraz z biblioteką, salą balową i gabinetem to wspaniała przestrzeń dla dzieci, ale teraz moi rodzice nie potrzebują aż tyle miejsca.

- Myślą o sprzedaży?

- Nie podjęli jeszcze decyzji.

W środku, w iście królewskim westybulu wisiał trzyramienny kryształowy żyrandol. Dzieła sztuki na ścianach wyglądały tak, jakby pochodziły z muzeum. Trinity domyśliła się, że ramy zostały wykonane z co najmniej dwudziestoczterokaratowego złota.

- Chodź. Chcę, żebyś poznała moją rodzinę - oświadczył Zack z czarującym uśmiechem.

Na samo wspomnienie słowa „rodzina" poczuła skurcz żołądka. Oczywiście nie miała się czego obawiać. Z tego, co słyszała, wynikało, że Harrisonowie byli cudownymi ludźmi, a ich bogactwo jej nie onieśmielało. Wiedziała jednak, że wzbudzi zainteresowanie i posypie się na nią grad pytań.

- Dzieci też tutaj są? - zapytała, gdy ruszyli korytarzem z drewnianym, zdobionym sufitem, a muzyka stała się głośniejsza.

- Bez szarańczy nie byłoby imprezy. Ale za godzinę wszyscy pójdą do łóżka.

- Każde w jednej z siedmiu sypialni - dodała. Zdejmując pelerynkę z jej ramion, Zack pokręcił głową, po czym podał zbędne okrycie pokojówce.

- W pobliżu znajdują się dwa domy gościnne, na wypadek gdyby któreś z nas chciało zatrzymać się na dłużej i przy okazji cieszyć się odrobiną prywatności.

- Zostaniesz tu na noc?

- Zdecydowanie. - Rozciągnął usta w nikczemnym uśmiechu. - Podobnie jak ty.

Trinity omal się nie zakrztusiła i zanim zdążyła zaprotestować, stała wśród gości, a Zack podawał jej szampana. Chwilę później przedstawił ją wyraźnie zaciekawionemu mężczyźnie, który bardzo go przypominał.

- Thomas, to jest Trinity Matthews. Thomas ujął jej dłoń, pochylając głowę.

- Tak się cieszę, że zdołałaś dotrzeć. Nie codziennie nasza mała siostrzyczka przyjmuje oświadczyny. - Spojrzał wymownie na Zacka. - I został już tylko jeden. - Następnie zawołał rudzielca o krągłych kształtach i szerokim uśmiechu. - Willo, podejdź poznać dziewczynę Zacka.

Kobieta natychmiast zjawiła się u jego boku.

- Tyle o tobie słyszeliśmy.

Pięć minut później Zack przywołał gestem brunetkę ubraną w brzoskwiniową suknię wieczorową.

- A to jest Sienna - powiedział - moja młodsza siostra i gwiazda wieczoru.

- Gratuluję z okazji zaręczyn - zwróciła się do niej Trinity. - Na pewno bardzo się cieszysz.

- Mogłabym skakać ze szczęścia! Ale jestem też nieco oszołomiona. David oświadczył się w ostatni weekend, a potem mama nalegała na urządzenie tej fety. Wiesz, jakie są matki.

- Znają się dopiero od czterech tygodni - dodał Zack, żeby wyjaśnić sytuację.

- Od trzech - poprawiła go Sienna. - Poznaliśmy się na kursach robienia czekolady w Brukseli. Tak naprawdę więcej pralinek zjedliśmy, niż zrobiliśmy. Potem pojechaliśmy razem do Amsterdamu, do Berlina, a w końcu do domu. David też pochodzi z Nowego Jorku. - zaśmiała się. - Musieliśmy okrążyć pół kuli ziemskiej, żeby się spotkać i zakochać w sobie.

Trinity uniosła brwi.

- Musisz być w euforii.

- To takie dziwne - odparła Sienna. - Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie. Wszyscy Harrisonowie prędzej czy później zakładają rodziny. Mamy to we krwi. Ale dopiero teraz rozumiem, co znaczy miłość od pierwszego wejrzenia.

- Wiedziałaś, że wyjdziesz za niego za mąż, gdy go tylko zobaczyłaś? - zapytała zaintrygowana Trinity.

- To nie tak. Po prostu gdzieś w głębi serca wiedziałam, że będziemy razem. - Znów się zaśmiała. - Wiem, że to naiwnie brzmi. Mój opanowany, zawsze poukładany brat pewnie uważa, że to stek bzdur. Chociaż, gdy tak na was patrzę, widzę iskry.

Sienna zamierzała rozwinąć ostatnią myśl, ale jedna z jej przyjaciółek chwyciła ją za rękę i odciągnęła. Gdy tylko siostra Zacka zniknęła im z oczu, podeszli do nich kolejni członkowie rodziny: starszy brat z żoną i jednym z dzieci.

W trakcie rozmowy o ręcznie robionych zabawkach, które gromadził Zack, Trinity zaczęła się odprężać. Pewnie wyobraźnia płatała jej figle, ale poczuła silną więź z tymi ludźmi. Byłoby cudownie, gdyby mogła należeć do ich grona.

Później Zack przedstawił ją rodzicom i mnóstwu innych osób, których imion nie zdołała spamiętać. Kolejne godziny mijały niepostrzeżenie. Gdy muzyka ucichła, a pierwsi goście zaczęli zbierać się do wyjścia, Trinity z niedowierzaniem spojrzała na zegarek.

- Już po dwunastej.

Zack oparł dłoń na jej nagim ramieniu.

- Jeśli nie nazywasz się Kopciuszek, nie masz się czym martwić.

- Ale ten wieczór... minął w zawrotnym tempie.

- W dużych rodzinach tak to zwykle wygląda. Zanim zdążysz zamienić z każdym kilka słów, zaczynają sprzątać ze stołu. - Zack spojrzał nad jej ramieniem. - Ale jest jeszcze ktoś, kogo nie poznałaś.

Obróciła się do nieznajomego mężczyzny, który przypominał pozostałych braci. Musiał być najstarszy z nich.

- Dylan, to Trinity Matthews - przedstawił ją Zack. Trinity podała mu rękę, a on ku jej zaskoczeniu

wyciągnął lewą dłoń. Podczas rozmowy nie mogła nie zauważyć, że brakowało mu prawej ręki. Zastanawiała się, czy stracił ją w wypadku, czy może taki się urodził.

W pewnej chwili podeszła do nich kobieta mieniąca się brylantami. Od razu zwróciła się do Trinity:

- Nazywam się Rhian i przybyłam uwolnić cię od tych dwojga. Słyną z tego, że jak już raz zaczną gadać, nie mogą przestać.

- Ona zawsze mi dokucza - skwitował Dylan. Rhian uśmiechnęła się figlarnie.

- A ty to uwielbiasz. Dylan wzruszył ramionami.

- Co mogę rzec? Masz rację. - Spojrzał na Trinity. - Zostaniesz na noc? Będziemy mogli zjeść wspólnie śniadanie. Dzieciaki uwielbiają babcine naleśniki.

Rhian trąciła męża w bok.

- To tak jak ty. Ale teraz musimy się już pożegnać. Czeka nas pobudka bladym świtem. Nasze najmłodsze dziecko to prawdziwy ranny ptaszek.

Wszyscy powiedzieli sobie „dobranoc" i zanim ktoś inny zdążył do nich podejść, Zack chwycił Trinity za rękę i pociągnął w stronę drzwi.

- Dokąd idziemy? - zapytała, próbując dotrzymać mu kroku.

- Do domu.

- Co masz na myśli?

Przystanął i spojrzał jej głęboko w oczy. Poczuła, jak jego urok oplata ją niczym ciasny kokon, z którego nie mogła się wydostać.

- Przecież mówiłem ci już wcześniej, że tę noc spędzisz ze mną.

Trinity otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale zanim zdążyła wyartykułować pierwsze słowo, objął ją w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował. Jej cały świat zawirował.


ROZDZIAŁ DWUNASTY

Wyszli tylnym wyjściem, przy którym Zack zostawił wcześniej samochód. Kilka minut później wyskoczyli z auta i czym prędzej ruszyli do prywatnej willi z widokiem na wodę. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Zack wziął ją w ramiona, przesunął dłonie po jej nagich ramionach i pocałował tak, jakby marzył o tym przez cały wieczór. Gdy w końcu ją puścił, z trudem łapał oddech. Podobnie jak Trinity.

- Udawanie uprzejmego gospodarza tego wieczoru było prawdziwą torturą. Z trudem powstrzymałem się, żeby nie wyciągnąć cię stamtąd wcześniej.

- Byłeś taki pewien, że się pojawię? Rozwiązał kokardę na jej karku.

- Potrafię być bardzo przekonujący.

Gdy suknia zsunęła się na podłogę, uśmiechnęła się niczym kot, który lada chwila ma dostać śmietankę.

- To zacznij mnie przekonywać - mruknęła seksownie.

Krew zawrzała mu w żyłach, więc nie tracąc czasu, wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Wcześniej polecił służbie, żeby zostawiono zaścielone łóżko i zapalone świece. W bladym blasku widział uwielbienie wyzierające z jej oczu. A gdy położył ją w jedwabnej pościeli, nie czekała spokojnie, aż do niej dołączy, tak jak poprzednim razem. Uklękła przed nim i zaczęła rozpinać jego koszulę. W tym czasie on zsunął marynarkę od smokingu. Gdy ściągał buty, ona rozwiązała szeroką szarfę opinającą wcześniej jego biodra.

Obserwował jej cudowne ciało, gdy go rozbierała. Przez cały wieczór jej zapach doprowadzał go do szaleństwa - kwiatowy, delikatny, a przy tym niezwykle zmysłowy. Gdy rozmawiała z gośćmi na przyjęciu, wyobrażał sobie tę chwilę.

Gdy pozbawiła go ostatniej części garderoby, sprawiła mu rozkosz ustami. Seks nie był mu obcy. Sypiał z wieloma kobietami i u boku wielu z nich czerpał przyjemność. Jednak nigdy wcześniej nie czuł takiej rozbrajającej błogości. Zamykając oczy, wsunął palce w długie, jedwabiste włosy kochanki. Po chwili odsunął ją jednak.

- Bardzo mi się to podoba - mruknął - ale nie chciałbym skończyć zbyt szybko.

Uśmiechnęła się do niego grzesznie. Wtedy zsunął z niej skąpe, koronkowe majtki, po czym ponownie położył ją na łóżku. Wyciągnęła do niego ręce, rozsuwając uda. Upajał się jej widokiem do momentu, aż nie potrafił dłużej wytrzymać.

Wyjął prezerwatywę z szafki stolika nocnego i wszedł w nią wolno. Nie chciał się spieszyć. Zamierzał rozkoszować się bliskością Trinity tak długo, jak to było możliwe, ale jej namiętne pocałunki szybko doprowadziły go do orgazmu.

- Boże, jak ja za tobą tęskniłem - szepnął jej do ucha.

- Nie sądziłam, że zadzwonisz.

- Czekałem tak długo jak skończony idiota. Uśmiechnęła się do niego.

- Dostałam twoje zaproszenie dwa dni po powrocie do Nowego Jorku.

- Zdecydowanie za późno.

Przygryzł jej dolną wargę, rozkoszując się przyjemnym ciepłem rozlewającym się po ciele. Pomyślał, że jeśli kiedykolwiek się zakocha, będzie chciał czuć się dokładnie tak jak teraz.

- Masz wspaniałą rodzinę - powiedziała Trinity, kreśląc nieokreślone wzory na jego piersi.

- Nie czułaś się przytłoczona?

- Może odrobinę, ale to było bardzo miłe uczucie. Czy nie obrazisz się, jeśli zapytam, jak Dylan stracił rękę?

- Gdy miał dwanaście lat, został potrącony przez samochód podczas jazdy na rowerze. Koło zmiażdżyło mu rękę, nerwy zostały zerwane i już nic nie dało się zrobić.

- Czyli poznał Rhian po wypadku. Uniósł głowę, żeby na nią spojrzeć.

- Brak ręki w niczym mu nie przeszkadza. Często gra w piłkę z dzieciakami, gotuje i gania je po ogrodzie. I jest mistrzem księgowości. - Ponownie opadł na poduszkę. - Dylan i Rhian będą razem na wieki. Trinity nie miała co do tego wątpliwości.

- Twoja mama bardzo miło mnie powitała - dodała po chwili. - A twój tata wydaje się bardzo zabawny. Wiem, po kim odziedziczyłeś zdolności do snucia opowieści.

- Pasują do siebie, a przynajmniej tak uważam.

- A kto twierdzi inaczej?

- Być może się rozstaną.

- Naprawdę? Nie mogę w to uwierzyć.

- Kryzys rozpoczął się dawno temu. Ojciec dużo czasu spędzał w biurze i w podróżach. Ale gdy ostatnio mama zarezerwowała dla nich bilety na rejs po Morzu Śródziemnym, a on za pięć dwunasta poinformował, że nie da rady, przelał się kielich goryczy. Mama pojechała sama, a po powrocie zażądała separacji. Tata sądził, że żartuje, dopóki nie przeprowadziła się do naszego apartamentu w centrum miasta.

- Czyli nie da się połączyć kariery i życia osobistego?

- Nie wtedy, gdy w grę wchodzą dzieci. Na szczęście to nas nie dotyczy. Oboje oddajemy się pracy i nie musimy przejmować się żadnymi podopiecznymi. To doskonały układ

Trinity nerwowo zwilżyła wargi. Nabrała powietrza i wypuściła je wolno.

- Zack, nie spotkamy się więcej. - Gdy zamarł, nie dała mu szansy odpowiedzieć, tylko kontynuowała: - Nigdy nie zapomnę wspólnie spędzonych dni. One mnie odmieniły. Teraz inaczej patrzę na świat. Zrozumiałam, czego pragnę od życia.

Przewrócił się na bok.

- Możesz jaśniej? Podciągnęła kołdrę pod szyję.

- Nie chcę dłużej uciekać przed tym, kim naprawdę jestem - wyjaśniła. - Miałam trudne dzieciństwo, ale nie pozwolę, żeby przeszłość zrujnowała mi życie. Podjęłam decyzję. Chcę założyć własną rodzinę.

- Stawiasz mi ultimatum? - zapytał niskim głosem, unosząc brwi.

- Nie. Niczego ci nie narzucam. Możesz robić, na co tylko masz ochotę. Chociaż po tym, jak widziałam cię dzisiaj na łonie rodziny, odniosłam wrażenie, że ty też ukrywasz swoją prawdziwą twarz.

Zrobił nadąsaną minę.

- Dlaczego tak trudno zrozumieć, że mężczyzna może poświęcić się karierze?

- Posłuchaj, pragniemy różnych rzeczy. Mnie zależy na małżeństwie i dzieciach. To nic złego. Zapytaj swoje rodzeństwo. - Westchnęła cicho. - Tak to wygląda.

W blasku świec Zack dostrzegł determinację znaczącą jej twarz. Nie zgadzał się, z nią, ale wiedział, że nie wpłynie na jej decyzję.

- Tak czy inaczej, spędzisz noc u mnie - odezwał się po chwili.

- Ale wyjdę o świcie. Nie chcę jeść naleśników z twoją rodziną. Mogliby odnieść mylne wrażenie.

- Że ze sobą spaliśmy?

- Że jesteśmy razem - poprawiła go. - Poza tym nie sądzę, żeby czerwona jedwabna suknia wieczorowa była stosownym strojem podczas śniadania.

- Mam w szafie kilka swetrów.

Potrząsnęła głową. Chciała dodać coś jeszcze, by dać do zrozumienia, że nie zmieni zdania, ale powstrzymał ją sygnał komórki.

- Powinieneś odebrać.

- Nie interesuje mnie, kto próbuje dodzwonić się do mnie o tej porze - warknął.

- Może to coś ważnego - zauważyła.

Niechętnie Zack sięgnął po telefon. Po chwili w słuchawce rozległ się kobiecy głos. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś go usłyszy.


ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Rozmówczyni Zacka była poruszona i z trudem łapała powietrze. Mimo to pokrótce wyjaśniła swoje trudne położenie. Gdy skończyła, zapytał rzeczowo:

- Czy jest tam jakiś motel?

Podała mu nazwę widniejącą na neonie widocznym z budki telefonicznej, z której dzwoniła. Zack powiedział, że zarezerwuje dla niej pokój, i zapewnił, żeby się nie martwiła o opłaty.

Zerwał się na równe nogi i ruszył do garderoby. Zanim skończył rozmowę, zdążył założyć dżinsy i koszulę. Gdy drżącymi palcami zapinał kolejne guziki, usłyszał przejęty głos Trinity:

- Zack, przerażasz mnie. Kto to był? Co się stało?

- Ta dziewczyna. Matka Bonnie. Nazywa się Maggie Lambert. - Założył wygodne buty sportowe. - Jest z dzieckiem na przystanku dla tirów na obrzeżach Denver.

- Dlaczego? - rzuciła, biegnąc w jego stronę.

- Wyjaśnię po drodze. Trzymaj. - Podał jej koszulę. - Załóż to. Szybko!

Po krótkim przystanku w domu Trinity Zack zorganizował bilety lotnicze do Kolorado. Dotarli na miejsce wczesnym rankiem w niedzielę. Na dworze wciąż panował mrok. Trinity trzęsła się z zimna pomimo płaszcza, który zabrała z domu. Wsiadając do wynajętego czarnego mercedesa, trzymała kołnierz blisko przy szyi.

Nieco później ujrzeli podniszczony motel z niebieskim neonem. Trinity skrzywiła się na ten widok.

- Jesteś pewien, że to tutaj?

- Lepszy pokój tutaj niż spędzenie nocy z niemowlęciem pod gołym niebem.

Niestety, gdy zaspany recepcjonista zadzwonił do pokoju Maggie, nikt nie odebrał. Próbował jeszcze dwukrotnie, ale z tym samym skutkiem. Zdjęta strachem Trinity poczuła skurcz żołądka.

- Co teraz zrobimy?

- Zadzwonimy na policję. - Spojrzał na zaczerwienione oczy Trinity. - Poza tym rozejrzymy się po okolicy. Na pewno je znajdziemy.

Trinity nie mogła wydobyć głosu, więc tylko skinęła głową. Szklistymi oczami patrzyła, jak Zack wybiera numer. Nie zdążył jednak skończyć, ponieważ jego telefon zaczął dzwonić.

- Halo? - powiedział, przyciskając komórkę do ucha. - Gdzie ty się, do diabła, podziewasz?

Kilka sekund później rozłączył się.

- To była Maggie. Belinda obudziła się wcześnie rano i była bardzo niespokojna, więc poszły na spacer.

Trinity odetchnęła z ulgą, po czym oboje ruszyli we wskazane miejsce. Znaleźli matkę z dzieckiem w przydrożnym barze. Maggie siedziała przy stoliku pokrytym czerwoną ceratą, a Bonnie Bel leżała grzecznie w nosidełku spoczywającym u jej stóp.

Na widok dziewczynki głęboko pogrążonej w śnie Trinity zapragnęła porwać ją w ramiona, przytulić mocno i nigdy nie puścić. Opanowała się jednak i przez moment w milczeniu przyglądała się ślicznej buźce. Niemowlę wyglądało tak spokojnie, jakby w ogóle nie zdawało sobie sprawy z całego zamieszania.

Gdy Zack oparł jej dłoń na ramieniu, odsunęła się od nosidełka i zajęła miejsce naprzeciwko dziewczyny. Zack usiadł obok niej.

Twarz Maggie przypominała szary papier, a pod oczami miała ciemne sińce. Musiała dużo płakać w ciągu ostatnich dni. Sprawiała wrażenie wyczerpanej do granic możliwości.

- Przepraszam - zaczęła niepewnie. - Bardzo mi przykro, że przeze mnie musieliście pokonać taki szmat drogi. Ale nie wiedziałam, co robić.

Zack skinął głową.

- Opowiedz nam, co się wydarzyło.

- W zeszłym tygodniu rozmawiałam przez telefon z ojcem Bel. Powiedział, że pojawiły się nowe możliwości, więc powinnam przyjechać do niego razem z dzieckiem. Ludzie w schronisku byli bardzo mili. Zaproponowali, żebym skończyła college. Nawet się nad tym zastanawiałam, ale później uznałam, że Ryan chce się nami zaopiekować.

Gdy łzy spłynęły po policzkach Maggie, Trinity ścisnęła jej dłoń.

- Zabrałam wszystkie pieniądze, jakie mi zostały - kontynuowała dziewczyna - opuściłam schronisko, po czym zadzwoniłam do Ryana. Tym razem brzmiał jakoś... inaczej. - Spojrzała na śpiące dziecko. - Powinnam się była domyślić. Chociaż miałam złe przeczucie, kupiłam bilet i ponownie się z nim skontaktowałam. Tak bardzo chciałam, żeby się nam ułożyło. - Wzięła głęboki oddech. - Okazało się, że znalazł sobie kogoś innego.

Trinity pogłaskała drobną, kościstą dłoń młodej matki.

- Wszystko będzie dobrze - powiedziała łagodnie.

- To nie wszystko - dodała Maggie. - Tamtego dnia, gdy przyjechałam do was po Bel, sprawialiście wrażenie przygnębionych. Poza tym zjawiliście się tutaj w mgnieniu oka, a panna Cassidy powiedziała, że jesteście uroczą parą.

- Naprawdę? - zdziwił się Zack.

- Tak. Zresztą jak też tak myślę. Wiem, że bardzo troszczycie się o Bel i zależy wam na jej szczęściu. Dlatego podjęłam decyzję. Chciałabym, żebyście ją adoptowali.

Zackowi zaparło dech i ogarnęły go mdłości. Trinity coś powiedziała, ale on jej nie słyszał. Dzwoniło mu w uszach. Z przerażeniem spojrzał na maleńkie dziecko. Już raz wybawił je z opresji. Teraz nie wiedział jednak, co zrobić.

- Zack? Dobrze się czujesz? Słyszałeś Maggie?

- Oczywiście, że słyszałem - odparł, stłumionym głosem. - Ale przecież my... nie jesteśmy małżeństwem.

Dziewczyna skinęła głową.

- Wiem. Panna Cassidy wszystko mi wyjaśniła. Ale wygląda na to, że jesteście sobie bardzo oddani. - Uśmiechnęła się z nadzieją. - W końcu przyjechaliście oboje.

- Przepraszam was na moment. - Walcząc z mdłościami, Zack wstał. - Zostawiłem komórkę w samochodzie.

Ruszył do wyjścia, omijając kolejne stoliki. Chwilę później z ulgą poczuł, jak chłodne powietrze owiewa mu twarz. Jednak żołądek nadal odmawiał mu posłuszeństwa, a nogi miał miękkie jak z waty. Oparł się o ceglaną ścianę, żeby nie upaść.

Nie mógł adoptować dziecka, nawet Bonnie. Był zagorzałym starym kawalerem. Poza tym nie miał czasu zajmować się kimkolwiek na pełen etat. Żeby podjąć tak śmiały krok, musiałby się ożenić, a przecież nie był rodzinnym typem. Robił karierę, lubił proste życie i nie zamierzał tego zmieniać.

Nagle drzwi stanęły otworem. Zack wyprostował się i wsunął ręce do kieszeni.

- Przeżyłeś szok? - zapytała Trinity, podchodząc do niego.

Chrząknął.

- Można tak powiedzieć.

- Sądzę, że Maggie dobrze to przemyślała. Chce lepiej nas poznać i upewnić się, że jej dziecko trafi w dobre ręce.

- Mówisz tak, jakbyś już się zdecydowała.

- Jeśli mogę pomóc, chętnie to zrobię. Zaśmiał się oschle.

- Na mnie nie licz.

Zamrugała kilka razy, a potem gorzki uśmiech zamajaczył na jej ustach, które poprzedniej nocy tak namiętnie całował.

- Rozumiem, że to mogło wytrącić cię z równowagi, zwłaszcza po tym, o czym rozmawialiśmy wcześniej.

- Że pragniemy różnych rzeczy? Skinęła głową.

- Ja po prostu nie mogę ich tak zostawić. Myślałam, że czujesz podobnie. - Do jej pięknych oczu napłynęły łzy. - Naprawdę sądziłam, że kochasz tę małą.

Zacisnął zęby.

- Nie nadaję się na ojca.

- Mylisz się. Byłbyś wspaniałym ojcem. Jesteś po prostu zbyt uparty, żeby to przyznać. - Nabrała powietrza, zanim dodała: - Z tobą czy bez ciebie, zamierzam się zaangażować.

- Jak poradzisz sobie finansowo?

- Mam oszczędności. - Uniosła wysoko głowę. - Poza tym pieniądze to nie wszystko. Maggie chce zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Dlatego szuka odpowiednich ludzi. - Posłała mu lekceważące spojrzenie. - Zamierzam wrócić tam i powiedzieć jej, że może na mnie liczyć.

- Trinity, nie poradzisz sobie sama. Rozczarowanie ustąpiło miejsca współczuciu.

- Wiesz co? Masz rację. Dziecku będzie lepiej bez ciebie.


ROZDZIAŁ CZTERNASTY

- Mogę wejść?

Uśmiechając się blado, Zack wsunął ręce do kieszeni spodni, podczas gdy Trinity zastanawiała się, czy nie zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Od ich powrotu z Kolorado minęły dwa tygodnie. Maggie i Bel przyleciały razem z nimi, a Trinity przyjęła je pod swój dach i opracowała plan.

- Właściwie to nie możesz - odparła z nieudawaną satysfakcją. - Jestem zajęta.

- Widzę, że się pakujesz. Wyjeżdżasz z Nowego Jorku?

- Wracam do Kolorado.

- Z Maggie i Bel?

- Ona ma przyjaciół w Denver. Poza tym są tam świetne uczelnie.

- Czy ona w ogóle wie, co będzie studiować?

- Prawo.

- Jest teraz tutaj? - Zerknął do środka.

- Zabrała dziecko na spacer.

- Może pomogę ci się spakować?

- Nie potrzebuję twojej pomocy.

Chociaż uśmiechnął się do niej seksownie, zmierzyła go ostrym wzrokiem. Nie zamierzała ulec jego urokowi. Tamtego dnia w Denver wyraźnie dał do zrozumienia, że ma własne życie, którego nie chce zmieniać. Chociaż nie zamierzała mieć z nim już nic więcej wspólnego, wiele razy wyobrażała sobie, jak przychodzi ją przeprosić. Ostatecznie postanowiła poświęcić kilka minut na to, żeby przekonać się, czy choć część jej marzeń może się urzeczywistnić.

Pokazała mu gestem, żeby wszedł, po czym zamknęła drzwi.

- Jak radzi sobie Maggie? - zapytał, gdy ponownie zajęła się rozkręcaniem regału na książki.

- Lepiej. Dobrze się poznałyśmy. To inteligentna kobieta, która popełniła błąd. Ale gdy patrzę na Bel i słyszę jej śmiech, cieszę się, że tak się stało.

Zack podszedł do niej, podniósł śrubokręt z podłogi i zabrał się za górną półkę.

- Jej chłopak się nie odzywał?

- Nie chce mieć z nimi nic wspólnego. - Spojrzała na niego wymownie. - Ma własne życie.

Chociaż Zack zdawał się puścić tę uszczypliwość mimo uszu, potarł kark, po czym oświadczył:

- Źle się zachowałem wtedy w Denver. Nie myślałem jasno.

- Mimo to Maggie nigdy nie powiedziała o tobie złego słowa. Sama nie wiem czemu.

- Może rozumie, że potrzebowałem więcej czasu.

Gdy się przysunął, Trinity uniosła ręce i zrobiła krok w tył.

- Czasami trzeba działać.

- Dlatego tutaj jestem.

Odwróciła się, żeby ściągnąć obraz ze ściany.

- Będziesz musiał porozmawiać z Maggie w sprawie dofinansowania, które zamierzasz jej zaproponować.

- Właściwie chcę zaproponować coś więcej niż wsparcie finansowe. - Stanął za jej plecami i pochylił się nad jej uchem. - To dotyczy ciebie.

Tłumiąc emocje, Trinity minęła go z obrazem w ręku.

- Do czego zmierzasz?

- Jeśli Bel nadal potrzebuje ojca... może na mnie liczyć. Te słowa trafiły ją prosto w serce. Nie wierzyła, że mówił poważnie. Na pewno z nią pogrywał.

- Nie drażnij się ze mną, Zack.

- Nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny. Potrząsnęła głową.

- Powiedziałeś, że nigdy nie zrezygnujesz ze swojego życia. I nie wierzę, żebyś zamierzał się zaangażować.

- Proponuję ci małżeństwo.

- Słucham?

- Oczywiście tylko na papierze - dodał pospiesznie. - Oboje chcemy pomóc Bel. W ten sposób zapewnimy jej normalne życie z matką, ojcem i wsparciem finansowym.

- A ty dalej będziesz mógł poświęcać się pracy?

- Każdy na tym skorzysta.

- Rozumiem, że ten układ uwzględnia także pożycie małżeńskie.

- Miałem nadzieje, że poruszysz ten temat. - Przyciągnął ją do siebie. - Rozumiem twoje pragnienie posiadania rodziny, a ty rozumiesz, jaką rolę odgrywam w firmie.

Odepchnęła go zdecydowanie.

- Obawiam się, że nie mogę się na to zgodzić. Roześmiał się rozbawiony.

- Oczywiście, że możesz. Przecież właśnie tego chciałaś.

Żal ścisnął ją za gardło.

- Nawet nie spróbuję ci tego wyjaśnić.

- Spróbuj. - Chwycił ją za rękę. - Chodzi ci o wydatki? Zakwaterowanie? Zamierzam nadal pracować w Nowym Jorku, więc nie będziesz musiała znosić mnie przez cały czas.

- A Bel? Jakim ojcem chcesz dla niej być? Jego oczy pociemniały.

- Takim, któremu zależy.

- Oszukujesz sam siebie, jeśli sądzisz, że to się może udać. Ile minie czasu, zanim zaczniesz się spotykać z jakąś gwiazdką albo modelką, która obsmaruje cię później w brukowcach? Masz rację. Jesteś, jaki jesteś. Bel zasługuje na więcej... - Gdy poczuła piekące łzy, popędziła do drzwi i otworzyła je na oścież. - Zrób nam wszystkim przysługę i nie wracaj.

- Zaskoczyła mnie wiadomość, że nie poszedłeś dzisiaj do biura. Czy coś się stało?

Zack otworzył drzwi, za którymi stał jego ojciec.

- Nie czuję się najlepiej.

- Nie wziąłeś ani jednego dnia wolnego, odkąd zacząłeś pracować w firmie. - Starszy mężczyzna wszedł do środka. - Może wezwiemy lekarza?

- Potrzebuję czasu, żeby... pomyśleć.

Zack wyszedł na balkon, a ojciec ruszył w ślad za nim.

- Czy to ma coś wspólnego z tą młodą damą, za którą wodziłeś rozmarzonym wzorkiem podczas przyjęcia zaręczynowego twojej siostry?

Zack usiadł na fotelu.

- Miałem rozmarzony wzrok?

- W pewnej chwili zastanawiałem się nawet, czy nie przyjdzie mi ogłaszać kolejnych zaręczyn w rodzinie Harrisonów.

Zackowi wydawało się, że od ostatniego spotkania z Trinity doskonale maskował frustrację, ból, poczucie winy i tęsknotę. Wcześniej miał tyle innych kobiet, że w końcu stracił rachubę. Rozstania zawsze były nieprzyjemne, ale nigdy nie czuł się po nich tak paskudnie jak teraz. Musiał przyznać Trinity rację. Był uparty i samolubny. Przelotne znajomości bez zobowiązań bardzo mu odpowiadały, dopóki nie poznał te niezwykłej kobiety. Tak bardzo różniła się od pozostałych; w przeciwnym razie nigdy nie poprosiłby jej o rękę. Naprawdę chciał pomóc jej i dziecku, ale ona kazała mu zniknąć z ich życia.

- Nie mogę się więcej z nią spotkać - warknął.

- Chociaż bardzo tego pragniesz - dokończył za niego ojciec, przysuwając sobie krzesło.

Zamiast odpowiedzieć, Zack spojrzał przed siebie, wyobrażając sobie szczęśliwe rodziny spędzające czas w Central Parku. Zastanawiał się, gdzie była teraz Trinity i co robiła. Czy tęskniła za nim tak mocno jak on za nią? Zamykając oczy, jęknął cicho.

- Z sercem nie wygrasz - odezwał się jego ojciec. - Tak to już jest na tym świecie.

- Chcesz powiedzieć, że nadal kochasz mamę?

- Nawet jeśli odprawi mnie z kwitkiem, nigdy nie będę żałował, że się z nią ożeniłem i założyłem rodzinę. - Musnął siwiejące wąsy. - Nie jestem już młodzieniaszkiem. Gdy masz sześćdziesiąt lat, zaczynasz patrzeć na życie z innej perspektywy. Zmieniasz podejście do pracy. Dopiero teraz wiem, że ci z najbardziej wypchanymi portfelami to najbardziej samotni ludzie na świecie. - Skinął głową w zamyśleniu. - Często się zastanawiam, co by się ze mną stało, gdybym nie pokochał twojej matki. Chociaż często mnie przy was nie było, zawsze z radością wracałem do domu. Te wszystkie święta, wakacje w Kolorado... Pamiętasz straszną noc w stodole?

Zack uśmiechnął się.

- Jak mógłbym zapomnieć?

- Gdy robisz rachunek sumienia, najbardziej liczą się właśnie takie chwile, a nie kolejne przejęcia, które udało ci się zrealizować.

- Czy bałeś się zostać ojcem? Chodzi mi o odpowiedzialność za drugiego człowieka.

- Nie znam mężczyzny który by się nie bał. Ale gdy los stawia na twojej drodze bratnią duszę, tylko głupiec nie decyduje się na pełny pakiet.

- A jeśli zawalisz?

- Musisz dołożyć wszelkich starań, żeby tak się nie stało.

Zack chrząknął.

- Bez względu na to, co zrobię, Trinity nie zechce się więcej ze mną spotkać.

Gdy ojciec oparł się wygodnie i złożył ręce na kolanach, Zack ze zdumieniem usłyszał sam siebie, jak zaczyna opowiadać całą historię od początku.

- Widziałem rozczarowanie w jej oczach - zakończył po tym, jak wspomniał o propozycji małżeństwa.

- I nie możesz tego naprawić?

- Ale jak?

- Być może oświadcz jej się tak, jak na to zasługuje. - Ojciec wstał. - Posłuchaj głosu serca, a może zdołasz zrealizować transakcję życia.

Trinity właśnie wracała do domu, gdy coś dziwnego w ogrodzie przyciągnęło jej uwagę - coś małego, okrągłego i błyszczącego. Podeszła, żeby przyjrzeć się z bliska. Po rozgarnięciu suchych liści zauważyła szklany przedmiot. Jej serce zabiło mocniej, gdy zrozumiała, na co patrzy. W śnieżnej kuli spoczywającej tuż przed nią zobaczyła młodą parę stojącą przed kościołem. Na złotej tabliczce przed nimi widniał złoty napis: „Wyjdź za mnie". Oszołomiona Trinity omal nie upadła na ziemię. Po chwili usłyszała znajomy głęboki głos:

- Znalazłaś moją niespodziankę.

Odwróciła się gwałtownie i ujrzała Zacka stojącego metr od niej. Wyglądał bardzo seksownie w jasnych dżinsach i zwykłej bawełnianej koszulce. Trinity chciała coś powiedzieć, ale szok odebrał jej mowę.

- Chyba powinienem się wytłumaczyć - powiedział.

Drżącą ręką podniosła kulę.

- Jeśli to jakiś chory sposób, żeby przekonać mnie do małżeństwa z rozsądku, możesz nie robić sobie kłopotu. Nie zdołasz nakłonić mnie do zmiany zdania.

- Rozumiem, że nadal jesteś bojowo nastawiona.

- Przestań odwracać kota ogonem, Zack. Poprosiłam, żebyś dał nam spokój.

- Rozmawiałem dzisiaj rano z panią Dale - kontynuował niezrażony. - Powiedziała, że przeprowadzają się z mężem do domu opieki. Zapytała, czy nie znalazłbym domu dla Cruisera. Obiecałem pomóc.

Trinity uśmiechnęła się na wspomnienie wspaniałego kudłacza.

- Kto go przygarnie?

- Ja.

- Zamierzasz zabrać Cruisera do Nowego Jorku.

- Nic z tych rzeczy. Musisz wiedzieć, że złożyłem Jamesowi Dirkinsowi twoją ofertę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. Tak czy inaczej, zgodził się zostać moim wspólnikiem. Uznał, że to doskonałe rozwiązanie. - Jego twarz spochmurniała. - Chyba przypominam mu syna.

- Cieszę się. Nie rozumiem tylko, co to ma wspólnego z Cruiserem?

- Cruiser zostanie ze mną, ponieważ przeprowadzam się tutaj na stałe. - Gdy spojrzała na niego z niedowierzaniem, wyjął śnieżną kulę z jej dłoni. - Dlatego mogę zaproponować ci to.

Cofnęła się o kilka metrów.

- Nie, Zack. Nie zgadzam się.

- Nawet nie wysłuchałaś mnie do końca.

- Nie muszę. Maggie, Bel i ja radzimy sobie doskonale bez ciebie. Kate zaproponowała mi pracę freelancerki. Nadal pisuję dla „Story". Poza tym skontaktowali się ze mną ludzi z dwóch innych czasopism. Mają dla mnie podobne zlecenia.

Zack wyglądał tak, jakby wcale jej nie słuchał. Całą uwagę skupiał na potrząsaniu kulą. Nagle z ukrytego w niej schowka wyjął pierścionek z pięknym kamieniem w kolorze jej oczu, otoczonym połyskującymi brylancikami. Wyciągnął rękę w jej stronę.

- Zależy mi na małżeństwie opartym na wzajemnym szacunku. Pragnę związku pełnego miłości. - Patrzył jej głęboko w oczy. - Chcę, żebyś została moją żoną, Trinity.

Przez krótką chwilę ostatnie słowa rozbrzmiewały echem w jej głowie. Mimo to niczego nie mogła z tego zrozumieć. Przecież tyle razy upierał się, że kariera ma dla niego największe znaczenie.

- Sam w to nie wierzysz. Przecież chcesz poświęcić życie pracy. Prędzej czy później zaczniesz nas zaniedbywać. Jeśli chcesz tego co najlepsze dla Bel, jeśli naprawdę mnie kochasz...

- Kocham.

- W takim razie powinieneś odejść. Bel potrzebuje stabilizacji.

Skinął głową.

- Powiedziałem ojcu i reszcie klanu, że wycofuję się ze stanowiska głównodowodzącego. Złożyłem nawet wymówienie.

Trinity myślała, że śni.

- Ale Harrison Hotels to ty.

- Tak było. Ale odtąd zamierzam być ojcem Bel i twoim mężem. Oczywiście pod warunkiem, że się zgodzisz.

- Zack, to szaleństwo. Musisz jeszcze raz wszystko sobie przemyśleć.

- Ostatnio wciąż tylko myślę. Nadszedł czas na działanie. - Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. - Kocham cię i to jest tysiąc razy ważniejsze od załatwiania kolejnych kontraktów. Okazuje się, że w niczym nie różnię się od moich braci. Pragnę się ustatkować. Marzę o rodzinie. - Pocałował kącik jej ust. - Chcę ciebie.

Łzy napłynęły Trinity do oczu. W ułamku sekundy eksplodowało w niej szczęście. Chciała krzyczeć z radości.

- Zawsze tego dla nas pragnęłam. Ale czy ty naprawdę mnie kochasz?

- Tak i nigdy nie przestanę.

- Nie chciałam ci tego mówić, ale ja też cię kocham. - Zrozumiała to wiele tygodni temu, ale skoro miała nie ujrzeć go nigdy więcej, nie przyznała się do tego głośno. Dopiero teraz zdobyła się na odwagę.

Zack wsunął pierścionek na jej palec, a potem pocałował dłoń. Pierwszy raz w życiu Trinity poczuła, że niczego jej nie brakuje.

- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz tęsknił za dawnym życiem - szepnęła.

- Ani przez chwilę.


EPILOG

Dziewięć miesięcy później

W tłumie uśmiechniętych twarzy Trinity czuła się jak księżniczka, gdy stała obok mężczyzny, który skradł jej serce. Gdy ukroili pierwszy kawałek weselnego tortu, w sali balowej hotelu Denver Dirkuis - Harrison rozległy się gromkie brawa. Chociaż planowali ten dzień od miesięcy, gdy wreszcie nadszedł, Trinity nie mogła uwierzyć, że nie śni.

Gdy wiwaty i dźwięki pstrykających aparatów wreszcie ucichły, Zack pocałował ją namiętnie. Potem pochylił się nad jej uchem i szepnął:

- Nie masz dosyć uśmiechania się do zdjęć? Pogłaskała przystojną twarz swojego męża.

- Chyba już nigdy nie przestanę się uśmiechać.

Nie tylko wyszła za mąż za najcudowniejszego mężczyznę na świecie, ale także została ciepło powitana w jego rodzinie. Ponadto wszyscy członkowie klanu Harrisonów pokochali Bonnie Bel, jak od niedawna oficjalnie nazywała się dziewczynka, którą adoptowali.

Oczywiście nigdy nie zapomnieli o Maggie. Nie chcieli, żeby dziecko zapomniało o swojej biologicznej matce. Młoda matka świętowała z nimi również tego wieczoru.

Trinity zaczęła się rozglądać, a Zack, jakby czytał w jej myślach, powiedział z przekonaniem:

- Kochanie, nie musisz ich ciągle pilnować. Jesteśmy wśród przyjaciół, a ochrona obstawia wszystkie wejścia i wyjścia. Jestem pewien, że Bonnie drepce gdzieś w tych nowych ślicznych bucikach, które tak uwielbia.

Trinity skinęła głową, robiąc skruszoną minę.

- To na pewno przez te wyrzuty sumienia, które mam na myśl, że zostawimy ją na cały tydzień, gdy wyjedziemy w podróż poślubną do Włoch.

- Maggie i moja mama dobrze się nią zajmą. Na pewno niczego jej nie zabraknie. - Ujął w dłonie jej twarz i pocałował delikatnie. - Po tych kilku dniach będzie tak rozpieszczona, że będziemy musieli oddać ją później na obóz dla nieznośnych bachorów.

Roześmiała się głośno, a chwilę później usłyszała, że nadeszła pora na pierwszy taniec państwa młodych. Światła przygasły, a dwunastoosobowa orkiestra zaczęła grać melodię, którą wcześniej wybrała razem z Zackiem.

- Dziękuję mojej szczęśliwej gwieździe, że wskoczyłaś do mojej taksówki tamtego pochmurnego dnia - szepnął, prowadząc ją wprawnie po parkiecie. - Nie mogę znieść myśli, że moglibyśmy się nigdy nie spotkać.

W pewnej chwili Trinity zauważyła Bonnie w ramionach dziadka. Mała przyglądała mu się uważnie, pociągając go za wąsy. W pewnej chwili podeszła do nich matka Zacka. Powiedziała coś, wskazując tańczącą parę, i wszyscy troje się roześmiali.

- Tak się cieszę, że twoi rodzice doszli do porozumienia - powiedziała, gdy kolejne pary zaczęły wkraczać na parkiet.

- Jestem prawdziwym szczęściarzem - przyznał Zack. - Wszystko idealnie się ułożyło. I co najważniejsze, od dzisiaj każdego dnia, gdy otworzę oczy, będę widział twoją piękną twarz. To się nigdy nie zmieni, nawet wtedy, gdy jako staruszkowie będziemy patrzyli, jak dorastają nasze prawnuki.

- Chcesz powiedzieć, że... Pocałował żonę w policzek.

- Chyba nie zmieniłaś zdania w sprawie dzieci? Omal nie rozpłakała się ze szczęścia.

- Och, Zack, niczego nie pragnę bardziej. Chcę, żeby Bel miała braci i siostry.

- Jak to możliwe, że każdego dnia kocham cię coraz bardziej? - zapytał, patrząc na nią z uwielbieniem.

Gdy Trinity pomyślała o wspaniałej przyszłości, która czekała ją u boku cudownego męża i gromady dzieci, zrozumiała, że przeszłość odeszła w cień. Wiedziała, że z taką rodziną, nigdy więcej nie dotknie jej samotność.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Grady Robyn Prezent od milionera
Gastroenterologia prezentacje od katedry
Sadownictwo, UR materiały, semestr IV, semestr IV, prezent od 3go roku , roslinki!!!, Roślinki!!!, O
Cytaty droga, PREZENTY od Was, Sentencje cytaty wiersze aforyzmy - [złote myśli]
sadownictwo egzaminsciaga, UR materiały, semestr IV, semestr IV, prezent od 3go roku , roslinki!!!,
mat (prezentacja od Idzika)
jesteś światełkiem moim w ciemności, PREZENTY od Was, Sentencje cytaty wiersze aforyzmy - [złote
Egzamin końcwy, prezent od II roku - miesnie
Makroekonomia prezentacja od wykładowcy
prezentacjia od dr chmielewskiego poprawiona
Tradycja antyczne i biblijne - cytaty, PREZENTY od Was, Sentencje cytaty wiersze aforyzmy - [zło
Bóg - cytaty, PREZENTY od Was, Sentencje cytaty wiersze aforyzmy - [złote myśli]
Prezentacja = Od gosp centralnie planowanej do gospodarki rynkowej
TWORZENIE FOLDERU - PREZENTY OD CHOMICZKÓW(1), Chomik - to proste i łatwe
WYBÓR WIERSZY, PREZENTY od Was, Sentencje cytaty wiersze aforyzmy - [złote myśli]
Chcesz pamiątki ode mnie, PREZENTY od Was, Sentencje cytaty wiersze aforyzmy - [złote myśli]
Życie - nie znam autora, PREZENTY od Was, Sentencje cytaty wiersze aforyzmy - [złote myśli]
W PREZENCIE OD EGOISTY, NAUKA, WIEDZA
Cytaty - DUSZA, PREZENTY od Was, Sentencje cytaty wiersze aforyzmy - [złote myśli]

więcej podobnych podstron