W zdumiewającym przypływie szczerości kongresman Paul E. Kanjorski, polskiego pochodzenia demokrata z 11. dystryktu wyborczego w Pensylwanii i przewodniczący Podkomitetu Rynków Kapitałowych w Izbie Reprezentantów, przyznał się niedawno w przed kamerami waszyngtońskiej telewizji, że obecne problemy ekonomiczne, przed jakimi stoją nie tylko Stany Zjednoczone, ale cały świat, są wynikiem “elektronicznego nalotu na banki”, kiedy to w ciągu zaledwie “godziny lub dwóch” wypłynęło z systemu bankowego 550 miliardów dolarów.
Rozmawiając w ostatnim tygodniu stycznia z prezenterem programu C-SPAN, Kanjorski najpierw wysłuchał na antenie telefonu od mocno poirytowanej kobiety, skarżącej się, że debatowany akurat w Kongresie ratunkowy pakiet ekonomiczny, podobnie jak wcześniejsza decyzja o przeznaczeniu 700 miliardów dolarów na pomoc dla banków, przynoszą korzyści jedynie grubym rybom z Wall Street, nie dając zgoła nic borykającej się z kryzysem większości zwykłych Amerykanów. Usiłując wyjaśnić złożoność problemów finansowych stanowiących zmorę USA, mało dotychczas znany szerszej publiczności polityk ujawnił zdumiewające kulisy dramatu, jaki w Waszyngtonie rozegrał się przed kilkoma miesiącami, dokładnie w 7. rocznicę terrorystycznych ataków z 11 września.
- Dlaczego to zrobiliśmy? - tłumaczył Kanjorski fakt swego przyłączenia się do większości kongresmenów, którzy głosowali za dodatkową porcją miliardów dla wielkich instytucji finansowych. - Zrobiliśmy to, ponieważ… Spójrzcie, ja byłem tam, kiedy sekretarz skarbu i przewodniczący Federalnej Rezerwy przybyli w owe dni i rozmawiali z członkami Kongresu o tym, co się działo; było to około 15 września. Oto fakty, a my nawet nie rozmawiamy o tych rzeczach. W czwartek około 11 rano Federalna Rezerwa zauważyła ogromny pobór pieniędzy z kont rynku pieniężnego w Stanach Zjednoczonych, na kwotę 550 miliardów dolarów, wycofanych w ciągu około godziny lub dwóch. Departament Skarbu otworzył swe okno, żeby dopomóc, wpompował 105 miliardów dolarów do systemu i szybko sobie uświadomił, że nie mogą zatamować tego odpływu. Przeżywaliśmy elektroniczny nalot na banki. Oni postanowili zamknąć tę operację, pozamykać konta rynku pieniężnego i ogłosić gwarancje w wysokości 250 tysięcy dolarów na każde konto, żeby nie było dalszej paniki. To jest to, co się faktycznie wydarzyło. Gdyby tego nie zrobili, ich szacunki mówiły, że do godziny 2:00 owego popołudnia 5,5 tryliona dolarów wycofanoby z systemu rynku pieniężnego Stanów Zjednoczonych, co powaliłoby całą ekonomię Stanów Zjednoczonych, a po upływie 24 godzin ekonomia światowa zawaliłaby się [również]. Rozmawaliśmy w owym czasie o tym, co by się stało, gdyby tak się stało. Byłby to koniec naszego ekonomicznego i politycznego systemów, jakie znamy, i to właśnie dlatego, kiedy oni na to wskazali, musieliśmy działać i zabrać się do rzeczy tak szybko, jak to zrobiliśmy.
W dalszej części swego wystąpienia Kanjorski wyjaśniał w programie Washington Journal zawiłości zaistniałej we wrześniu sytuacji i opowiadał o różnych wariantach działania rozważanych wówczas w Kongresie. Sekretarz skarbu Henry Paulson przystał w końcu na plan zainwestowania w banki sumy 700 miliardów dolarów zaczerpniętej z kieszeni amerykańskiego podatnika. To, jak utrzymywał w C-SPAN Kanjorski, stanowiło o wiele lepsze rozwiązanie, niż wydanie kilku trylionów dolarów na wykupienie “toksycznych” aktywów bankowych. To było jedyne rozsądne posunięcie - przekonywał.
- Dlaczego? - zapytał i zaraz sam udzielił na to odpowiedzi. - Ponieważ, jeśli nie masz systemu bankowego, nie masz gospodarki, i chociaż to zrobiliśmy, nie było to wystarczająco dużo pieniędzy, a choć tak szybko to zrobiliśmy, ekonomia upada, zaś co do ostatniego tygodnia, to naprawdę nie jest z nami lepiej dzisiaj, niż było trzy miesiące temu, ponieważ mieliśmy spadek pozycji kapitałowej banków, ponieważ zasoby kapitałowe psują się z każdą chwilą. Teraz musimy podjąć jakieś decyzje.
Kanjorski wyraził przekonanie, iż należy dać politykom trochę czasu na dobre przeanalizowanie sytuacji, wsłuchanie się w głosy elektoratu i wyjaśnienie sytuacji ludziom, którzy - podobnie jak kobieta dzwoniąca wcześniej do studia - są bliscy paniki i mają poważne wątpliwości, czy władze działają dla ich dobra.
- Uważam, że jest ważne, abyśmy zaczęli informować tę damę o tym, jakie naprawdę były fakty, co się stało, i uzyskali dane od niej - deklarował kongresman w telewizji, a robił to - co należy wyraźnie zaznaczyć - po paru miesiącach milczenia mediów na temat dramatycznych wydarzeń z 11 września 2008 r.
- Może ona ma lepszy pomysł - kontynuował członek Izby Reprezentantów z rozbrajającą szczerością. - My nie jesteśmy żadnymi geniuszami w dziedzinie ekonomii czy finansów. Jesteśmy przedstawicielami naszego narodu. Musimy mieć na to wystarczająco dużo czasu. Ktoś rzucił nas na środek Oceanu Atlantyckiego bez tratwy ratunkowej, a my usiłujemy ustalić, gdzie jest najbliższy brzeg i czy jest jakaś szansa na tym świecie, żeby dopłynąć tak daleko - kończy kongresman swoje sensacyjne rewelacje. MY NIE WIEMY!
Tyle wiadomo z szokującej telewizyjnej relacji, dostępnej w oryginalnej postaci pod internetowym adresem http://www.youtube.com/watch?v=8tfRQIL8IKE. Próżno tam jednak szukać odpowiedzi na szereg pytań mogących się nasuwać po zapoznaniu się z sensacyjnym przebiegiem tak długo tajonych wydarzeń z 11 września 2008 r.
Dokąd płynęły masowo wycofywane z amerykańskiego systemu pieniądze? Czy była to jakaś skoordynowana akcja, czy tylko przypadkowy zbieg okoliczności? Czy ktoś dokonał celowego ataku finansowego na Amerykę i świat? Jakie mogły kryć się za tym motywy?
Rozważań na ten temat jakoś nie widać, przynajmniej na razie, w mediach tzw. głównego nurtu. Ale istnieją pewne próby wyjaśnienia sytuacji w internetowych mediach alternatywnych. Może na najbardziej wnikliwą analizę “ekonomicznego 9/11″ wysilił się Mark Glenn, korespondent mocno kontrowersyjnego serwisu “American Free Press Newspaper”. Należy jednak uprzedzić wszystkich tych, którzy zechcą zapoznać się z tekstem pt. “September 11th, 2008-America's Economic 9/11?”, dostępnym w Internecie pod adresem: http://theuglytruth.wordpress.com/2009/02/15/september-11th-2008-america's-economic-911, iż zaczyna się on od deklaracji: - Oczywiście jestem antysemitą. A wy nie?
USA - dupa zbita w Iranie i w Białorusi.
Pozwoliłem sobie przetłumaczyć na jezyk polski kilkanaście, odnoszących się do polskiej „Solidarności”, zdań z artykułu Stephena Gowans'a, kompetentnego obserwatora poczynań elit finansowo-militarno-kulturotwórczych USA. Tym razem chodzi o niedawną próbę zorganizowania „zielonej rewolucji' w Iranie, która podobnie jak ta „pomarańczowa” w 2004 roku na Ukrainie, była przygotowywana przez powiązaną z Fundacją Batorego-Sorosa, ulokowaną m. innymi w Warszawie (ul. Solec 48), Fundację Freedom House, czyli „Dom Wolności”. Wolności lichwy, wolności kretynizmu oraz wolności do głoszenia zwykłego kłamstwa oczywiście.
W kontekście przypomnianej poniżej, przez Gowansa, roli „Solidarności” w likwidacji polskiej narodowej wytwórczości - a w dużej mierze i kultury - oraz roli odegranej przez ten „Związek Zawodowy Sprzedawczyków RP” podporządkowania naszego kraju (lumpen)kulturze Amerykańskiego Wielkiego Biznesu, proszę o oglądnięcie video, załączone do fotoreportażu z fety 65 rocznicy wyzwolenia Mińska”, czyli Dnia Niepodległości Białorusi 3 lipca br. Na Białorusi Freedom House też bowiem próbował swego patentu na „jeansową rewolucję” i nadal nie ustaje w swych próbach kolonizacji tej istotnej części składowej I Rzeczypospolitej, czyli tak zwanej Rzeczypospolitej Szlacheckiej Obojga Narodów. Nudny jak flaki z olejem „rewolucjonista” FH robi to zresztą głównie za pomocą „polskiej” ambasady, oraz za pomocą nadającej, za pieniądze polskich podatników, oczywiście po białorusku, „polskiej” telewizji satelitarnej Biełsat z Białegostoku. I podobnie jak „triumwirat” USA-GB-Izrael w Iranie, czyni to z podobnie nędznym skutkiem.
Jakie ta „propaganda wolności” (wolności lichwy, kantu oraz kretynizmu) ma za Bugiem osiągnięcia, proszę zobaczyć http://news.tut.by/141735.html . Jest to reportaż z kolorowej manifestacji którą oglądało przedwczoraj w Mińsku pół miliona widzów. A więc manifestacji mającej społeczną aprobatę na miarę planowanego na wtorek pogrzebu Michaela Jacksona w Kalifornii. (W podobnej, post-socjalistycznej uroczystości, upamiętniającej rocznicę wyzwolenia ruin Mińska w 1944 roku, ja sam uczestniczyłem w roku 2005, maszerując przez 2 kilometry główną arterią Mińska w pochodzie 20 metrów za Łukaszenką.)
I choćby z tego krótkiego video-reportażu portalu widać, jakie to Polska dzisiaj reprezentuje… narodowe dziadostwo. Jest to lokajskie dziadostwo niby-polskich „elit” w służbie globalistycznych, finansowo-militarnych interesów anglo-judeo-saskiej magnaterii USA. Wszystko wskazuje na to, że dumne, wolne od kompradorstwa (dosł. `sprzedawczykowania') dziedzictwo Rzeczypospolitej „szlacheckiej” zachowało się na … ewidentnie „ludowej” Białorusi, czyli w granicach dawnej Wielkiej Litwy…
Rola I cele “promocji demokracji” przez USA w próbie zorganizowania kolorowej rewolucji w Iranie.
Stephen Gowans (USA)
Peter Ackerman, jako szef Domu Wolności (Freedom House), powiązanego z CIA `zbiornika myśli' (think-tank), który zajmuje się promocją wolnych rynków* wolnej przedsiębiorczości oraz wolnej wymiany towarów, stał na czele wysiłków mających na celu obalanie zagranicznych rządów, które kładły większy nacisk na promocję dobrobytu swych obywateli (i częstokroć swej rodzimej burżuazji), niż na stwarzanie udogodnień dla eksportu oraz inwestycji dla amerykańskich korporacji, banków oraz przedsiębiorców. (…)
(* Warto tutaj przypomnieć entuzjastom „Solidarności”, że `wolny rynek', po niemiecku Frei Markt, w I Rzeczypospolitej zwany był `frymarkiem' i symbolizował wszelkiego rodzaju korupcję urzędników państwowych, po cichu zajmujących się `frymarczeniem' - czyli prywatyzacją - dóbr RZECZYPOSPOLITEJ. A zatem z definicji RZECZY, którą mamy mieć POSPOŁU, wspólnie czyli… komunistycznie, jak to zawodowym tumanom Solidarności nigdy nie mogło pomieścić się w głowach.)
Modelem dla przezwyciężenia ograniczającego kapitalizm systemu władzy irańskiego prezydenta Ahmenidżana, polegającego na redystrybucji dochodów, miałby być polski związek zawodowy Solidarność, który pracował nad destabilizacją innego, nieprzyjaznego kapitalizmowi systemu redystrybucji dochodów, w postaci komunistycznego (ściślej socjalistycznego - MG) rządu Polski. Solidarność - jedyny związek zawodowy, który Ronald Reagan, Margaret Thatcher, CIA oraz (gazeta) Wall Street Journal kiedykolwiek polubiły - była instrumentem obalenia komunizmu w Polsce, a patrząc szerzej, likwidacji socjalizmu we Wschodniej Europie. To wydarzenie zachodnie korporacje oraz inwestorzy poszukujący możliwości eksportu i dochodowych inwestycji we Wschodniej Europie - czyli ludzie reprezentowani przez Ackermana i Sorosa - wykorzystali w sposób wspaniały, jednak dla zwykłych ludzi upadek komunizmu był klęską. Bieda, bezrobocie, brak bezpieczeństwa ekonomicznego oraz nierówności społeczne niebotycznie się powiększyły. (…)
Czynione przez Ackermana (i jego irańskiego współpracownika) Ahmadiego, porównanie irańskich, dążących do rewolucji kolorowej rewolucjonistów do polskiej Solidarności jest tylko częściowo trafne. W przeciwieństwie do irańskich, dobrze odzianych, dobrze wykształconych i mających środki by spędzać czas za granicą rewolucjonistów, Solidarność zrodziła się z autentycznego, głęboko zakotwiczonego w społeczeństwie ruchu, który miał uzasadnione pretensje do rządów komunistycznej Polski. (…)
Choć “kolorowi” rewolucjoniści i Solidarność są do siebie podobni, służąc jako wehikuł interesów swej klasy, to Solidarność szybko została przechwycona przez antykomunistycznie nastawionych intelektualistów, którzy dostarczyli jej strategicznej wizji oraz przywództwa, głównie z pomocą CIA finansującego środowisko wschodnioeuropejskich emigrantów. Ci ludzie nie mieli interesu w pomaganiu polskiej klasie robotniczej, która pozostała solidnie przywiązana do socjalizmu. Oni (sponsorowani przez CIA intelektualiści oraz kler katolicki - MG) zamiast tego starali się zdestabilizować Polski rząd. (Co im się udało i co nudny jak flaki z olejem FH chciałoby powtarzać w kolejnych, kolonizowanych przez USA krajach, itd. …)
Kilka lat temu czytałem, w angielskim miesięczniku Perspectives (nr 7, zima 1993/4) recenzję z książki Puppetmasters: The Political Use of Terrorism in Italy (Manipulatorzy marionetek: polityczne korzyści z terroryzmu we Włoszech) opublikowanej przez Philipa Willana w Londynie, w 1991 roku. Recenzja ta miała znamienny, podkreślony tłustym drukiem tytuł: USA BOMBS EUROPE INTO SUBMISSION - Stany Zjednoczone bombardują Europę by ją sobie podporządkować. Autor tej przemilczanej na Zachodzie książki miał dostęp do archiwów włoskich służb specjalnych, otwartych dla dziennikarzy pod koniec lat 80-tych, przy okazji sławnej akcji mani pulliti, czyli „czyste ręce”. (W czasie tej „rewolucji pałacowej” okazało się, że wieloletni premier Włoch, Andreotti dość ściśle współpracował z mafią włoską, nie mówiąc już o loży P2.)
I otóż z ujawnionych podówczas dokumentów wynikło, że terroryzm „Czerwonych Brygad” - który był plagą Włoch w latach siedemdziesiątych - był silnie wspierany przez... CIA. Ta znana amerykańska Centrala Wywiadowcza już od ostatniej wojny miała we Włoszech swe dobrze zainstalowane rezydentury - i to do tego stopnia że w tym, na pozór niezależnym kraju, istniał najzwyklejszy, amerykański „nadrząd” sterujący z ukrycia poczynaniami włoskiej demokracji. (N.b. Takie amerykańskie „nadrządy” istnieją i w innych, wielkich i na pozór niezależnych krajach. Patrz przypadek Indonezji omawiany przez Noama Chomsky'ego w Trybunie nr 219/99.) Jak wynikło z ujawnionych dokumentów, strategia podsycania napięć społecznych, polegająca na ukrytym wsparciu dla terrorystów z „Czerwonych Brygad” ze strony służb specjalnych NATO, była metodą odstraszania Włochów od komunizmu, który w latach siedemdziesiątych był w Italii szczególnie popularny. O tym politycznym zadaniu „
demokratycznych”, tajnych agentur udało mi się nawet napisać artykuł „Manipulatorzy marionetek” opublikowany przez Przegląd Tygodniowy w numerze 3/96. (MG)
Amerykańska gra o ubezpieczenia zdrowotne
Przeciętny Amerykanin ma ubezpieczenie zdrowotne dzięki pracy i otrzymuje opiekę zdrowotną najwyższej klasy na świecie. Problem polega na tym, ze nie wszyscy Amerykanie są przeciętni.
"Socjalizm jest ustrojem, który bohatersko przezwycięża problemy nieznane w innych ustrojach." Stefan Kisielewski
O budzącym wiele kontrowersji amerykańskim systemie ubezpieczeń zdrowotnych rozmawiamy z Krzysztofem M. Ostaszewskim, profesorem matematyki, autorem prac naukowych i licznych publikacji z zakresu ubezpieczeń, prowadzącym Program Aktuarialny na uniwersytecie Illinois State University w USA.
Bankier.pl: Jak dziś skonstruowany jest system ubezpieczeń zdrowotnych w USA?
Krzysztof M. Ostaszewski: System ubezpieczeń zdrowotnych w Stanach Zjednoczonych nie jest skonstruowany, w dobrym i złym tego słowa znaczeniu.
Bankier.pl: Co chce Pan przez to powiedzieć?
Krzysztof M. Ostaszewski: System amerykańskich ubezpieczeń zdrowotnych rozwinął się w znacznym stopniu organicznie, ale głównie w odpowiedzi na bardzo nieudaczne posunięcia państwa, które usiłowało rozwiązać jeden kryzys za drugim, z reguły kryzys spowodowany przez uprzednie posunięcia antykryzysowe tegoż państwa. Pierwszym dużym krokiem w stworzeniu systemu ubezpieczeń zdrowotnych była "antyinflacyjna" polityka państwa w okresie drugiej wojny światowej. Ponieważ państwo wydawało olbrzymie sumy na wojnę, głównie pożyczone (w roku 1944 prawie połowa budżetu rządu USA była deficytem), obawiano się wzrostu cen i problem ten rozwiązano przez planowanie cen i płac w całej gospodarce. Ponieważ jednak pracodawcy, szczególnie ci, którzy wypełniali zamówienia państwowe, potrzebowali wykwalifikowanych kadr, zamiast wyższych płac (których oferować nie mogli) oferowali pracownikom wyższe świadczenia pracownicze. Ubezpieczenia zdrowotne istniały, choć na niewielką skalę, przed II wojną światową, ale w czasie wojny stały się integralną częścią pakietu płac i świadczeń. Z II wojny światowej Stany Zjednoczone wyszły z najlepszym potencjałem przemysłowym na świecie, a kraje Ameryki Łacińskiej, jedyni konkurenci bez zniszczeń wojennych, po tejże wojnie, a nawet przed nią, przyjęły socjalistyczne metody gospodarcze, niszcząc swoje gospodarki niemal równie skutecznie jak te zniszczone przez wojnę (szczególnie uderzające jest to w przypadku Argentyny, która była po II wojnie światowej jednym z najbogatszych krajów na świecie, ale Juan Perron i jego małżonka Evita skutecznie ten problem dobrobytu rozwiązali). Zaś w Stanach Zjednoczonych z okazji skorzystano i w okresie hossy lat 1950-tych i 1960-tych kompetentni pracownicy byli cenieni i wynagradzani nie tylko dobrymi płacami, ale coraz lepszymi pakietami świadczeń, w tym rozbudowanych ubezpieczeń zdrowotnych.
To zaś spowodowało pierwszy kryzys społeczny ubezpieczeń zdrowotnych - ponieważ pracownicy o niższych kwalifikacjach, nie będący członkami związków zawodowych, z reguły świadczeń nie mięli. Powstał znany powszechnie rozdział na ubezpieczonych i nie ubezpieczonych. Państwo interweniowało ponownie w roku 1965 i to na dużą skalę, wprowadzając powszechny system ubezpieczeń zdrowotnych dla emerytów, nazywający się Medicare. Obejmuje on osoby, które przepracowały co najmniej 10 lat, od wieku 65 lat (wymagany okres pracy jest skrócony i wiek jest obniżony dla osób będących zupełnymi inwalidami).
Medicare jest systemem powszechnym, ale nie obejmuje on emerytów, którzy nie zdołali wypracować jego świadczeń, a oprócz tego oczywiście są osoby w wieku przedemerytalnym, które ubezpieczenia zdrowotnego nie posiadają, bo nie mają pracy albo ich pracodawcy nie oferują ubezpieczenia zdrowotnego. Aby pomóc takim osobom stworzono też system pomocy społecznej dla osób bez ubezpieczenia, nazywający się Medicaid. Medicare podlega administracji federalnej, zaś Medicaid jest finansowane przez rząd federalny, ale administrowane przez stany, które decydują, czy wydać pieniądze na płacenie za opiekę medyczną bezpośrednio, czy też na zakup prywatnych ubezpieczeń dla pewnych grup osób. Jedynym stanem, który wprowadził system pełnych i uniwersalnych ubezpieczeń zdrowotnych dla swoich obywateli jest Massachusetts, gdzie gubernator Mitt Romney przeprowadził tą reformę w roku 2006. Romney był jednym z kandydatów Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich w roku 2008, zdecydowanie popieranym przez prawicę partii, ale przegrał w prawyborach z Johnem McCainem.
System Medicare, gdy był stworzony w roku 1965 przez Prezydenta Lyndona Johnsona, obejmował opiekę lekarską, badania laboratoryjne, testy, itp. oraz opiekę szpitalną. W roku 2005 Prezydent George Bush dodał do niego system ubezpieczeń pokrywających koszty lekarstw na receptę.
W odpowiedzi na rozwój społecznych ubezpieczeń zdrowotnych dla emerytów, większość prywatnych firm zlikwidowało istniejące uprzednio systemy ubezpieczeń zdrowotnych dla swoich emerytowanych pracowników, utrzymując jedynie świadczenia dla obecnych pracowników. Firmy z długoterminowymi kontraktami ze związkami zawodowymi, które nie mogły się wykręcić od udzielania świadczeń emerytom, ucierpiały na tym i są wśród wielkich przegranych obecnego kryzysu (np. General Motors, Chrysler).
Wkroczenie państwa w sferę ubezpieczeń zdrowotnych w sytuacji, gdy państwo nie kontrolowało całego rynku (jak kontroluje go np. w Kanadzie, czy Wielkiej Brytanii) spowodowało gwałtowny wzrost kosztów i częstotliwości używania usług medycznych w USA, połączony z wyraźnym spadkiem stopy oszczędności wśród emerytów, którzy nie musieli już obawiać się znacznych kosztów opieki medycznej, a obawa ta jest główną motywacją oszczędności na starość.
Koszty Medicare i Medicaid to najszybciej rosnąca część budżetu rządu federalnego Stanów Zjednoczonych. W roku 2008, Medicare wydało 462 miliardy dolarów, mniej więcej cztery razy tyle ile kosztowała wojna w Iraku w tym samym okresie. Wydatki na Medicaid wyniosły w roku 2008 około 340 miliardów dolarów, czyli łączne te dwa programy kosztowały w roku 2008 około 800 miliardów dolarów, około 233 miliardów więcej niż cały Produkt Krajowy Brutto Polski według kursu rynkowego. W przybliżeniu, Medicare + Medicaid = PKB Polski + 2 wojny w Iraku. I z czasem skala problemu tylko się zwiększa.
Bankier.pl: Podsumujmy więc.
Krzysztof M. Ostaszewski: W praktyce mamy wiec w USA następujące grupy:
- osoby ze stałym dobrym zatrudnieniem, które mają bardzo dobre, szczodre ubezpieczenia zdrowotne zapewnione przez pracodawcę,
- emeryci i ludzie bardzo biedni, objęci Medicare i Medicaid,
- drobna grupa ludzi, którzy kupują ubezpieczenia na własną rękę (krok niemal samobójczy, bo składka płacona przez pracodawcę jest wolna od podatku, a składka za ubezpieczenie kupione na własną rękę jest opodatkowana),
- nieubezpieczeni, którzy z reguły liczą na to, że gdy znajdą się na pogotowiu lub w szpitalu, opieki im się nie odmówi (bo tego zabrania prawo), a potem jakoś to będzie, najprawdopodobniej szpital po usiłowaniu zmuszenia ich do zapłacenia przedstawi rachunek miejscowemu systemowi Medicaid lub stanowej pomocy społecznej i uzyska jakąś rekompensatę.
Bankier.pl: Jak duża część amerykańskiego społeczeństwa nie posiada dziś ubezpieczenia zdrowotnego?
Krzysztof M. Ostaszewski: Biuro Spisu Powszechnego (U.S. Census Bureau) ocenia w raporcie, że w roku 2007 około 45,7 milionów osób w USA nie posiadało ubezpieczenia zdrowotnego, z czego niecałe 10 milionów to osoby przebywające w U.S.A. bez amerykańskiego obywatelstwa. Osoby bez ubezpieczenia zdrowotnego stanowią 15,3% populacji w U.S.A. (45,7 milionów z około 300 milionów).
Bankier.pl: Czy to brak przymusu, czy wspomniane wysokie ceny powodują, że Amerykanie nie kupują polis zdrowotnych?
Krzysztof M. Ostaszewski: Jedno i drugie, ale tak naprawdę powoduje to nieudolna ingerencja państwa w gospodarkę. Ubezpieczenia i opieka medyczna w USA są drogie, najdroższe na świecie (choć jednocześnie bardzo wysokiej jakości, z reguły oceniane jako najlepsze na świecie w jakości). Jak wspomniałem - osoba, która chce kupić ubezpieczenia nie jako pracownik, ale na własna rękę, płaci składkę podlegającą opodatkowaniu, podczas gdy składka płacona w ramach ubezpieczeń pracowniczych jest wolna od podatku. Zmiana tego absurdu podatkowego była od dawna priorytetem Partii Republikańskiej, ale Republikanie od roku 1930 nie mięli wystarczającej większości w Senacie, by móc taką zmianę przeprowadzić. Partia Demokratyczna stoi twardo na stanowisku, ze państwo powinno przejąć większość jeśli nie wszystkie ubezpieczenia zdrowotne i sprzeciwia się jakiejkolwiek rozbudowie systemu ubezpieczeń prywatnych.
Prezydent Reagan wprowadził drobną reformę nakazującą prywatnym firmom ubezpieczeniowym kontynuację ubezpieczenia osób, które utraciły pracę za nie więcej niż 110% uprzedniej składki, ale niestety ta nowa składka jest opodatkowana (za rządów Reagana Demokraci mięli większość w Kongresie). Prezydent Bush wprowadził reformę pozwalającą osobom zatrudnionym na własną rękę na kupowanie ubezpieczeń z przywilejem podatkowym, a ponadto wprowadził system wolnych od podatku indywidualnych kont oszczędnościowych na koszty medyczne. Proponowana przez Prezydenta Obame reforma efektywnie likwiduje takie konta.
Postępowanie Amerykanów, którzy tracą pracę i ubezpieczenie jest logiczne: koszt kupienia ubezpieczenia jest astronomiczne wysoki, a państwo rzuca kłody pod nogi, gdy człowiek usiłuje być zapobiegliwy i odpowiedzialny. Więc bardziej racjonalne jest nie kupić ubezpieczenia, a jeśli coś się stanie, to jest szansa, ze Medicaid lub stanowa pomoc społeczna zapłaci. Znaczna część grupy nieubezpieczonych to też nielegalni imigranci, których na ubezpieczenia zdrowotne po prostu nie stać.
Bankier.pl: Jakie są tego konsekwencje w codziennym życiu? Jak wygląda korzystanie ze świadczeń medycznych przez przeciętnego Amerykanina?
Krzysztof M. Ostaszewski: Amerykanie boją się trzech rzeczy: kosztów prawników, kosztów opieki medycznej i kosztów kształcenia dzieci (szczególnie na uniwersytecie). Wszystkie trzy koszty są w U.S.A. relatywnie najwyższe na świecie, choć w przypadku prawników możliwe jest czasem uzyskanie ich usług za procent kwoty wygranej w sądzie. Typowy Amerykanin bardzo dba o to by uzyskać jak najlepsze ubezpieczenie zdrowotne w pracy i jakość świadczeń pracowniczych ma duże znaczenie w zatrudnieniu, szczególnie wobec faktu, że świadczenia te są wolne od podatków (Prezydent Obama proponuje zmianę tej sytuacji i opodatkowanie części świadczeń osób wysoko zarabiających, podobną zmianę proponował John McCain w swojej kampanii, za co Barack Obama w czasie kampanii bardzo ostro McCaina potępiał).
Życie bez ubezpieczenia w USA jest rodzajem ruletki. Jeden pobyt w szpitalu może człowieka zbankrutować. Ale bardzo wysoki koszt ubezpieczeń powoduje, ze szczególnie ludzie młodzi i zdrowi, a nie posiadający pracy, ubezpieczeń nie kupują. Amerykanie z reguły z obrzydzeniem odrzucają zasadę przymusu ubezpieczeń, choć Mitt Romney zdołał przekonać stan Massachusetts do takiego przymusu.
Przeciętny Amerykanin ma ubezpieczenia zdrowotne przez pracę i otrzymuje opiekę zdrowotną najwyższej klasy na świecie. Problem polega na tym, ze nie wszyscy Amerykanie są przeciętni.
Bankier.pl: Obecny Prezydent zamierza zrewolucjonizować istniejący system. Jakie są najważniejsze założenia reformy?
Krzysztof M. Ostaszewski: Centralną ideą reformy proponowanej przez Prezydenta Obamę jest stopniowe przejęcie kontroli nad systemem ubezpieczeń zdrowotnych przez rząd federalny U.S.A. Ponieważ wydatki zdrowotne są olbrzymią i bardzo szybko wzrastającą częścią budżetu U.S.A., a pokolenie urodzone zaraz po II wojnie światowej od roku 2010 zacznie otrzymywać świadczenia Medicare, prognozy budżetu rządu U.S.A. są zatrważające. Ponadto wysokie (drugie tylko po Japonii) podatki od firm w U.S.A. powodują, ze przedsiębiorcy wynoszą się z U.S.A. przenosząc się do krajów o niższych podatkach, jak Irlandia, Chiny, Singapur, a nawet Kanada.
Gdy około roku 1990 świat się obudził z oparów socjalizmu, większość krajów na świecie spojrzała na Stany Zjednoczone i powiedziała: "My też tak chcemy." I wiele krajów podjęło konkretne kroki by zwabić amerykańskie firmy do siebie: niskie podatki, infrastruktura, edukacja, przyjazny biznesowi klimat. Zaś Stany Zjednoczone stopniowo stały się krajem podobnym do Japonii, Niemiec, Wielkiej Brytanii, czy Francji - wspominającym dawne dni świetności, ale nie pamiętającym, jak tą świetność budowano. No cóż, Prezydent Reagan nie żył wiecznie.
Partia Demokratyczna jest przekonana, ze państwowy nadzór nad ubezpieczeniami ukróci chciwość lekarzy, farmaceutów, specjalistów medycznych i firm produkujących lekarstwa czy wyposażenie medyczne. To zaś spowoduje, że rząd federalny nie będzie musiał wydawać astronomicznych sum i krytyczny stan budżetu uda się jakoś załagodzić.
Jeśli program Prezydenta Obamy i Partii Demokratycznej zostanie wprowadzony, należy się spodziewać exodusu lekarzy, firm farmaceutycznych, firm produkujących wyposażenie medyczne, itp. z U.S.A., oraz gwałtownego obniżenia jakości usług medycznych w U.S.A. Ponieważ ta działalność stanowi około 1/6 gospodarki U.S.A., źle to wróży całej gospodarce, a to może spowodować, ze dolar utraci ostatecznie rolę waluty rezerwowej, prawdopodobnie na rzecz chińskiego yuana, i upodobni gospodarkę amerykańską do brazylijskiej z lat 70. i 80. (bo Brazylia teraz to zupełnie inny kraj z racjonalnym budżetem i mocną walutą), czy argentyńskiej z lat 50., a może nawet spowodować gwałtowny kryzys zubożenia całego społeczeństwa jak w Argentynie w roku 2001. Astronomiczny wzrost rozmiarów długu publicznego w ciągu ostatniego pół roku zwiększa prawdopodobieństwo takiego kryzysu.
Następnych parę lat to krytyczny okres dla amerykańskiej gospodarki. Wkracza ona w okres realizacji obietnic ubezpieczeń społecznych wobec pokolenia urodzonego po II wojnie światowej, największego w historii U.S.A., pokolenia rozkapryszonego i nieskłonnego do rezygnacji z obiecanych im świadczeń, a jednocześnie aktywnego politycznie. Jedyną nadzieją jest fakt, że jest to pokolenie skłonne pracować nawet do ostatnich chwil swego życia, bo niegdysiejsi hipisi dziś prowadzą firmy komputerowe, sklepiki, winiarnie, kawiarnie, itp. - innymi słowy z hipisów zrobili się przedsiębiorcy prowadzący własne firmy. Pracują oni z reguły dużo ciężej niż pokolenie ich rodziców, którym niegdyś tak pogardzali za pogoń za pieniądzem. No, ale jak się pieniądza na emeryturę i leczenie na starość nie zaoszczędziło, to teraz go pogonić przyjdzie.
Dziękuję za rozmowę.
Malwina Wrotniak
---------------------------------------------------------------
Dr. Krzysztof M. Ostaszewski, FSA, CFA, CERA, MAAA
Actuarial Program Director and Professor of Mathematics
Illinois State University
Czy Bush wypełnia rozkazy Izraela
Kto może wydać polecenie najwpływowszemu człowiekowi świata, jakim jest prezydent USA? Premier Izraela Ehud Olmert twierdzi, że on
źródło: AFP
Chodzi o kulisy wydanej kilka dni temu rezolucji Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych, w której zaapelowała ona do obu stron konfliktu w Strefie Gazy, by przerwały ogień. Rezolucja przeszła jednogłośnie. Poparło ją 14 członków Rady. Jedynie reprezentująca USA sekretarz stanu Condoleezza Rice wstrzymała się od głosu. Stało się tak, pomimo że była ona jednym z autorów dokumentu.
Dlaczego? Tajemnicę wyjaśnił wczoraj izraelski premier Ehud Olmert w przemówieniu w Aszkelonie. Podobno, gdy tylko dowiedział się o szykowanej rezolucji, natychmiast zadzwonił do Waszyngtonu.
- Powiedziałem: dajcie mi do telefonu Busha! Odrzekli, że jest w trakcie wygłaszania przemówienia w Filadelfii. Odpowiedziałem, że nic mnie to nie obchodzi i że chcę z nim mówić. Zszedł z podium i odebrał telefon - opowiadał Olmert.
Podczas rozmowy izraelski premier miał powiedzieć Bushowi, by USA nie popierały rezolucji. Ten zaś miał natychmiast zadzwonić do Rice i rozkazać jej, by zrobiła tak, jak chce Olmert.
- Była bardzo zażenowana - powiedział Olmert. Słowa premiera skierowane do izraelskich odbiorców przedostały się do zachodniej prasy i wywołały w świecie burzę.
- Rząd Izraela nie kieruje polityką Stanów Zjednoczonych - zapewnił cytowany przez agencję AP wysoki rangą przedstawiciel Waszyngtonu. Według niego Bush i Rice już wcześniej ustalili, że USA wstrzymają się od głosu. Mimo to zwolennicy tezy, że „żydowskie lobby” odgrywa w Waszyngtonie zbyt dużą rolę, ogłosili już, że mieli rację.
Tymczasem w Strefie Gazy trwają walki i izraelskie bombardowania. Samoloty zniszczyły wczoraj co najmniej 60 celów. Jak poinformowała izraelska armia, kilkakrotnie zdarzyło się, że bojownicy Hamasu, przebrani w izraelskie mundury, próbowali się dostać pomiędzy żołnierzy. Pod bluzami mieli materiały wybuchowe.W wyniku trwającej ponad dwa tygodnie kampanii zginęło już ponad 900 Palestyńczyków, w tym wiele kobiet i dzieci. Izraelczycy zaś stracili dziewięciu żołnierzy i czterech cywilów.
Jak rabują w USA i u nas.
Rabunek przez FED dotyczy także nas, teraz... MD Executive order 11110 czyli o innej demokratycznej grandzie sprzed 45 lat.
Rok 2008 obfituje w okrągłe rocznice wydarzeń ważnych, fundamentalnych dla zrozumienia tego co dzieje się obecnie. Tym bardziej jest dziwne że w bezmózgowych mediach nie ma o nich dosłownie żadnej wzmianki. Czy to możliwe aby społeczeństwa miały już tak wyprane mózgi fasadą demokracją i sloganami o wolności że nikt już nie myśli? że nikt nic nie stara się dociec zadając przynajmniej pytania? Żaden dziennikarz nie dochodzi prawdy? Na początku kwietnia zwróciliśmy uwagę na 75 rocznicę konfiskaty złota Amerykanów przez Roosevelta, w drodze słynnego rozkazu wykonawczego 6102 (executive order 6102). Rozkazy wykonawcze w USA to nie przelewki. Wykorzystują one w pełni przywileje prezydenckie. Kierowane są do agencji i departamentów rządowych, albo obwieszczane w sytuacji zagrożenia, kiedy nie ma czasu na uchwały parlamentu. Albo na przykład gdyby kongres pałętając się pod nogami jedynie przeszkadzał w sprawowaniu faktycznej władzy. Zachęcony być może sukcesem rozkazu 6102 prezydent Roosevelt wydał parę innych, w tym rozkaz wykonawczy 9066 (E.O. 9066) z 19 lutego 1942 roku. Nakazywał w nim internowanie obywateli amerykańskich japońskiego pochodzenia. Ot, demokratycznemu rządowi przestały się nagle podobać twoje skośne oczy. Więc raus do kacetu, tam je wyprostujemy! Z tego co wiadomo kacety były wówczas położone w mniej turystycznie atrakcyjnych miejscach niż Guantanamo Bay na Kubie. Po wojnie regularnego zamachu stanu dokonał następca Roosevelta, Harry Truman w 1951 roku. Media łączą Trumana głównie z bombą atomową i z Hiroszimą ale jego rozkaz wykonawczy 10289 (E.O. 10289) ma do dziś siłę rażenia wielokrotnie większą. Precyzuje on że sekretarz skarbu jest odpowiedzialny za wykonywanie szeregu newralgicznych funkcji prezydenckich bez aprobaty, zatwierdzenia, ratyfikacji, czy innej akcji ze strony prezydenta. Następnie rozkaz wymienia i opisuje wszystkie te funkcje. Sekretarz skarbu może wykonywać te zadania bez kłopotania nimi prezydenta. Zadania dotyczą polityki gospodarczej i monetarnej a dekret oznacza oddanie pełni władzy nad gospodarką i systemem monetarnym w ręce finansowej elity. Mogła ona odtąd rządzić bez powiadamiania o swych krokach prezydenta, nie mówiąc już o takim "drobiazgu" jak kongres, a prezydent stał się figurantem. Ciekawe czy jakiś podręcznik historii o tym pisze, przedstawiając obiektywnie jak rzeczy stoją. I tu dochodzimy do rzeczy niewątpliwie najważniejszej i najbardziej brzemiennej w skutki. Rzeczy o której również cicho a wagę implikacji której trudno przecenić. Czwartego czerwca minęła właśnie 45 rocznica wydania rozkazu wykonawczego 11110 (E.O. 11110) przez prezydenta Kennedy'ego. Rozkazy wykonawcze charakteryzują się tym że na bazie konstytucji USA muszą zostać wykonane. Słowem, ruki po szwam i nie dyskutować. W tym miejscu historia robi się interesująca, nawet bardzo interesująca. Okazuje się mianowicie że numer 11110 był jedynym rozkazem wykonawczym który został całkowicie zignorowany. Dosłownie zniknął, przepadł, rozpłynął się, słuch po nim zaginął. Co oczywiście prowadzi do intrygującego pytania co w nim takiego było że grupa trzymająca władzę tak się tego obawiała? Otóż następcy Trumana, zarówno prezydent Eisenhower jak i Kennedy, rozumieli powagę sytuacji i istotę faktycznego zamachu stanu dokonanego za kadencji poprzednika. Ike nie odważył się jednak wystąpić otwarcie przeciwko trzymającej władzę elicie. Być może dlatego przeżył. Dopiero w swoich uwagach na zakończenie prezydentury zdobył się na szczerość, przestrzegając przed dyktaturą gospodarczo- wojskowego lobby. Natomiast prezydent Kennedy też się orientował czym grozi taka sytuacja i zdecydował się na konfrontację. Chcąc ratować resztki wpływu prezydenta na gospodarkę i przeciwdziałać wykupywanej własności Stanów Zjednoczonych wydał właśnie ów feralny rozkaz wykonawczy 11110. Z zewnątrz miało to wyglądać jako poprawka do rozkazu wykonawczego 10289 Trumana. W istocie jednak rozkaz wywracał całą elitę finansową USA. Kennedy rozkazał aby departament skarbu (tj rząd federalny) wypuścił certyfikaty na posiadane srebro. Skarb USA miał wówczas olbrzymie rezerwy srebra i srebro było w powszechnym obiegu monetarnym. Na każdą posiadaną uncję srebra musiałby być wystawiony papier. Tylko takiego papieru można by było używać jako pieniądza. Innymi słowy, wyprodukowano by tylko taką ilość dolarów jaka miała pokrycie w srebrze. Kontrola tej produkcji miała znajdować się w rękach rządu. Kennedy zdecydował się na srebro zamiast złota ponieważ rynek srebra jest dużo trudniej kontrolować, a tym samym trudniej go manipulować grupom nacisku. Postanowił wypuścić w obieg 4,3 miliarda dolarów, powstałych w oparciu o realną wartość posiadanego przez USA srebra. Była to pierwsza od pół wieku emisja pieniędzy przez skarb państwa, z pominięciem FEDu. Z pieniędzy tych nominały $2 i $5 dolarów zdążono nawet wydrukować i puścić w obieg, natomiast nominały $10 i $20 zostały jedynie wydrukowane. Czasu aby i je puścić w obieg zabrakło. Banknoty rządowe miały nagłówek “United States Notes”, w odróżnieniu od “Federal Reserve Notes”. Do dzisiaj są w Ameryce osoby które posiadają takie pieniądze : zob. www.usrare.com Łatwo jest zrozumieć czym groził sprawującej faktyczną władzę w USA elicie dekret Kennedy'ego. Odbierał on Rezerwie Federalnej rzecz najważniejszą w całym przekręcie - prawo do pożyczania na procent rządowi Stanów Zjednoczonych wygenerowanego z czystego powietrza “pieniądza”. Ruch ten natychmiast eliminowałby z biznesu wiele organizacji finansowych, oczyściłby giełdę ze spekulantów i efektywnie wymusił zawieszenie działalności FEDu. Odebrane Rezerwie Federalnej (FEDowi) prerogatywy generowania pieniądza powróciłyby do rządu federalnego, dokładnie tak jak wymaga tego konstytucja Stanów Zjednoczonych. Rozkaz wykonawczy 11110, autoryzując generowanie pieniądza przez departament skarbu a nie przez prywatny bank jakim jest FED, zawierał dosłowną stypulację “ to issue silver certificates against any silver bullion, silver, or standard silver dollars" [do wypuszczania certyfikatów srebra opartych na srebrnym bullionie, srebrze lub standardowych srebrnych dolarach]. Oznacza to że na każdą uncję srebra w sejfach departamentu skarbu rząd mógł wprowadzić pieniądz oparty na przechowywanym tam metalu. Krótko mówiąc - rozkaz wykonawczy Kennedy'ego oznaczał w praktyce koniec FEDu, koniec przekrętu z papierowym pieniądzem bez pokrycia i koniec związanej z tym bonanzy dla ukrywającej się za tym elity. Do dzisiaj skrzętnie ukrywa się też fakt że tego samego dnia kiedy prezydent Kennedy podpisał rozkaz wykonawczy 11110, podpisał on również rozporządzenie zmieniające oparcie (backing) dla banknotów jedno i dwudolarowych ze srebra na złoto. Jeszcze 12 listopada 1963 roku, przemawiając do studentów Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku Kennedy mówił: “Stanowisko prezydenta zostało użyte do zorganizowania spisku, który zniszczy wolność. Zanim opuszczę Biały Dom, muszę o tym poinformować amerykańskich obywateli”. Poinformować nie zdążył. W dziesięć dni później został zamordowany w Dallas w stanie Teksas. Wcześniej zamordowany został kongresman McFadden usiłujący ujawnić zasady działalności FEDu. Był on o krok od przegłosowania odpowiedniej ustawy w tej sprawie. Z grupą trzymającą władzę nie ma żartów. Materiały dotyczące zabójstwa utajniono na dziesiątki lat. Sprawców nie odnaleziono, mocodawców nie ukarano. Banknoty rządu federalnego po zabójstwie prezydenta Kennedy'ego natychmiast wycofano z użycia. Rozporządzenie wykonawcze 11110 zignorowano, wszelką dyskusję o nim wyciszono. Utrzymując przez lata sztucznie niską cenę srebra jego rezerwy w departamencie skarbu wyprzedano co do ostatniej uncji, najwyraźniej aby nikt znowu nie wpadł na pomysł opierania na nim waluty i ominięcia w ten sposób FEDu. Próba uzdrowienia systemu finansowego i wydarcia go z rąk międzynarodowej finansjery się nie powiodła. Elita okazała się silniejsza, jej przekręt z prywatnym bankiem emitującym pieniądz z powietrza i pożyczającym go rządowi federalnemu na procent trwa. Trwa też demokracja i ma się całkiem dobrze.
©2008cynik9