Wolter (Voltaire) - „Kandyd”
Streszczenie
W Westfalii, w zamku barona Thunder-tronckh żył młody chłopiec o imieniu Kandyd. Oprócz niego mieszkała tam również ważąca trzysta pięćdziesiąt funtów pani baronowa oraz jej córka Kunegunda. Wyrocznią i nauczycielem był wykładowca metafizyko-kosmolo-nigologii Pangloss. Pewnego dnia Kunegunda zobaczyła, jak Pangloss w gęstwinie dawał lekcję fizyki eksperymentalnej pokojówce jej matki. Postanowiła przećwiczyć to, co widziała, z Kandydem. Następnego dnia po obiedzie młoda para spotkała się za parawanem i kiedy Kandyd podniósł opuszczona przez Kunegundę chusteczkę i ucałował ją z uczuciem, zobaczył to baron i wypędził młodzieńca. Wędrował sam nie wiedząc gdzie, przemarznięty trafił do gospody we wsi Valbergohh-trarbk-dikdorff. Dwaj błękitno ubrani ludzie zaprosili go na obiad, gdyż jak twierdzili „pierwszym obowiązkiem ludzi jest pomagać sobie nawzajem”. Następnie wmówili mu miłość do króla Bułgarów, okrzyknęli bohaterem, włożyli na nogi kajdany i zaprowadzili do pułku. Tutaj uczył się musztry, dla większej mobilizacji bito go kijem. Pewnego dnia postanowił się przejść, nie uszedł jednak daleko, gdyż złapali go towarzysze broni, związali i zabrali do więzienia. Dano mu wybór kary, mógł albo „przejść sześć razy przez rózgi całego pułku, albo otrzymać na raz dwanaście kul w mózgownicę”. Wybrał rózgi, po trzech przejściach doszedł jednak do wniosku, że największą łaską będzie strzał w głowę. Kiedy zawiązano już mu oczy przejeżdżał tamtędy król i ułaskawił go. W trzy tygodnie uleczył go Dioskarydes i już zdrowy wyruszył na bitwę z Arabami.
Podczas walk Arabów z Bułgarami Kandyd ukrywał się. Najpierw dotarł do wioski arabskiej, gdzie zobaczył rannych starców patrzących na pozarzynane żony, zgwałcone bądź popalone kobiety błagające o śmierć. Uciekł do kolejnej wioski, tym razem bułgarskiej. Ta niczym nie różniła się od poprzedniej. „Wciąż stąpając po drgających członkach lub zwęglonych ciałach” wydostał się z pola walki. Zawędrował do Holandii, gdzie uznano go za bezbożnika, przepędzono i oblano fekaliami (czynu tego dokonała żarliwie religijna dama). Pomoc ofiarował mu nie ochrzczony anabaptysta, napoił go i nakarmił a nawet obdarował florentami (waluta Holandii). Następnego dnia gdy się przechadzał, spotkał nędzarza. Oddał mu swoje pieniądze, za co z wdzięczności nędzarz rzucił mu się na szyję. Okazało się, że był to Pangloss, który musiał opuścić zamek, gdyż napadli na niego Bułgarzy. Zgwałcili oni i zabili Kunegundę, baronowi roztrzaskali głowę, a barona pokroili. Pangloss jednak nie był tym zmartwiony, bo Arabowie pomścili zbrodnię - zrobili to samo Bułgarom. Filozof opowiadał, w jaki sposób nabył swą chorobę - zaraziła go Pakita podczas stosunku seksualnego. Genealogia „posiadaczy” i zarazem przekazicieli tej zarazy sięgała samego Kolumba. Chociaż Kolumb nabył ją w Ameryce, to jednak przywiózł między innymi czekoladę, a z tego należy się cieszyć. Kandyd ubłagał Jakuba, by zajął się Panglossem, ten z kolei jako znakomity znawca arytmetyki prowadził jego księgi. Wszyscy popłynęli do Lizbony. Podczas podróży zerwała się burza. Najpierw zginął poczciwy anabaptysta, potem rozszczepił się statek i jedynie Panglossowi, Kandydowi oraz majtkowi, który patrzył na śmierć Jakuba (i nawet nie drgnął żeby pomóc), udało się ocaleć. Rozbitkowie dotarli do Lizbony, gdzie na ich oczach rozegrało się trzęsienie ziemi i zginęło trzydzieści tysięcy ludzi. Mędrcy orzekli, że najlepszym lekarstwem na dziejącą się dookoła tragedię będzie widok kilku osób spalonych na stosie. „W myśl tego zapatrywania pochwycono jakiegoś Biskajczyka, któremu dowiedziono, iż zaślubił swą kumę, oraz dwóch Portugalczyków, którzy jedząc kurczaka oddzielili tłustość, również związano doktora Panglossa i jego ucznia Kandyda, jednego za to, że mówił drugiego, że przysłuchiwał się z potakującą miną”. W efekcie spalono Biskajczyka i dwóch Portugalczyków, Panglossa powieszono, Kandyd zastanawiał się jak to możliwe, że w najlepszym ze światów umarła jego ukochana i najlepszy przyjaciel. Podeszła wówczas do niego staruszka i zabrała do swej lepianki. Przyniosła mu tłustości, by natarł swe poranione ciało, nakarmiła i napoiła. Tak czyniła przez kilka dni, aż któregoś razu zabrała Kandyda do ustronnego domku, wprowadziła do złoconego gabinetu i przyprowadziła Kunegundę. Kandyd opowiedział jej swoją historię, a ona jemu. Okazało się, że wcale nie zginęła podczas najazdu Bułgarów. Ich kapitan wziął ja jako brankę wojenną i przez trzy miesiące prała mu i gotowała. Kiedy się nią znudził sprzedał ją Żydowi, który umieścił ją w tym pięknym domu. Kunegunda spodobała się również inkwizytorowi, który umówił się z Żydem, ze ten będzie korzystał z usług Kunegundy w poniedziałki, środy i sabat, a w pozostałe inkwizytor. Młodzi postanowili zjeść wieczerzę. Po posiłku położyli się na kanapie. Wówczas pojawił się Żyd, który wyzwał Kunegundę od „suk galilejskich”. Kandyd chwycił za broń i zabił Żyda. Podczas narady ze staruszką wpadł inkwizytor, Kandyd zabił i jego. Cała trójka postanowiła uciec do Kadyksu. Po drodze Kunegunda została okradziona z kosztowności. W rozmowie z Kunegundą stara zdradziła, że jej życie było jeszcze bardziej dramatyczne niż życie baronówny. Otóż była ona córką papieża Urbana i księżniczki Palestyny, wychowywała się w ogromnym bogactwie, zaręczono ją z księciem Massa-Karrara, który przed ślubem został zatruty przez dawną kochankę. Księżniczka wybrała się z matką do posiadłości w Gaety, ale w drodze napadli je Korsarze, uczynili z nich niewolnice i całą drogę do Maroka gwałcili. Po przybyciu do tego miasta zostały wydarte jako cenny łup przez bandę jednego z pięćdziesięciu synów Muleja Izraela. Mieszkańcy Afrykańskich krajów walczyli o kobiety, szarpali je za ręce i nogi, rozrywając ich ciała. Jedynie księżniczce udało się przeżyć. Kiedy zemdlona upadła nad strumieniem znalazł ją mężczyzna, który użalał się, że nie ma „męskich klejnotów”. Okazało się, że po urodzeniu obcięto mu je, gdyż przeznaczono mu było bycie śpiewakiem w kaplicy księżnej Palestyny. Do Maroka przybył zaś jako wysłannik chrześcijańskiej potęgi po broń, która miała zniszczyć innych chrześcijan. Zabrał księżniczkę do Włoch, ale po drodze zmienił zdanie i sprzedał ją dejowi. W Algierii nabawiła się morowej zarazy, w wyniku której zmarli wszyscy jej kochankowie-oprawcy. Kiedy zaraza minęła sprzedano ją. Nabył ją wówczas aga janczarów, którzy walczyli z Rosjanami. Ponieważ ci ostatni postanowili zagłodzić przeciwnika, księżniczka wraz z innymi kobietami miała być zjedzona. Iman namówił jednak janczarów, by zamiast zabijać kobiety powycinali im pośladki, a kiedy zgłodnieją będą mogli ukroić sobie następną porcję. Następnie przypadła ona w udziale Rosjanom, przewędrowała cały ich kraj, była także służącą w Rydze, Hadze, Rotterdamie. Zestarzała się w nędzy i hańbie.
Kiedy stara zakończyła swą opowieść, zaproponowała, by Kunegunda wysłuchała opowieści wszystkich uczestników wyprawy, a wtedy przekona się, że wcale nie jest najnieszczęśliwszą z istot. Tak dopłynęli do Buenos Aires. Gubernator miasta, najmożniejszy pan południowej Ameryki, zakochał się w Kunegundzie i zaproponował małżeństwo. Staruszka poradziła Kunegundzie by ta się zgodziła. Kandyd musiał uciekać, gdyż przybył tam za nim okręt z ludźmi poszukującymi morderców inkwizytora. Tytułowy bohater wraz z służącym z Kadyksu - Kakambo uciekł do Paragwaju do ojców jezuitów.
W klasztorze Kandyd spotkał brata Kunegundy, który został komendantem i kapłanem. Opowiedział dawnemu przyjacielowi historię swego życia. Okazało się, że nie zginął podczas najazdu Bułgarów, ciężko rannego znalazł go zakonnik i zaopiekował się nim. Wysłano go do Rzymu gdzie został kapłanem. Kandyd opowiedział księciu o Kunegundzie. Razem chcieli ją odbić z rąk gubernatora Buenos Aires, ale kiedy Kandyd zdradził, że chce poślubić księżniczkę, baron de Thunder-tentronckh wściekł się i chwycił za szablę. Kandyd zabił go i w przebraniu mnicha uciekł. Po tym wydarzeniu zatrzymali się dopiero poza granicami Paragwaju na łące. Kandyd zobaczył w oddali dwie kobiety uciekające przed małpami. Postanowił odkupić swoje wcześniejsze zbrodnie i zabił zwierzęta. Okazało się jednak, że byli to oblubieńcy owych kobiet, które wpadły w rozpacz. W czasie snu Kandyd i Kakambo zostali związani przez mieszkańców tej ziemi - Uszaków, którzy rozpalili rożen i przygotowali kocioł, aby ich upiec jako jezuitów. Kakambo przekonał ich, że nie tylko nie jest jezuitą, ale że jeden z nich zabił komendanta ich wrogów. Wówczas przyjęto ich jak bohaterów, ofiarowano córki i poczęstowano smakołykami.
Kandyd i Kakambo postanowili wrócić do Europy. Gdy padły ich konie znaleźli czółno i popłynęli z prądem rzeki do krainy Eldorado. Była to cudowna kraina, gdzie dzieci grały w palanta rakietami ze złota. Ugoszczono ich tutaj nie licząc na żadna zapłatę. W kraju tym mówiono po peruwiańsku, czyli w ojczystym języku Kakambo. Od starca poznali historie tego miejsca. Stusiedemdziesięciodwuletni starzec opowiedział im, że jest to dawna kraina Inkasów, którzy opuścili ją by ujarzmić naiwne kraje, ale w efekcie ponieśli śmierć. Książęta, którzy zostali, postanowili, za zgodą narodu, że żaden mieszkaniec nie wyjdzie nigdy poza granice królestwa. Ich kraj otaczają góry, z tego też powodu są bezpieczni. Wierzą w jednego Boga, którego o nic nie proszą, tylko mu dziękują, ale nie maja żadnej instytucji, każdy jest kapłanem. W kraju tym nie było ani procesów ani więzień, wszyscy żyli w zgodzie. Starzec kazał ich odwieźć do króla, który przyjął ich niezwykle uprzejmie i zaprosił na wieczerzę. Największe zdziwienia Kandyda wywołał pałac nauk „z galerą długą na dwa tysiące kroków, szczelnie zapełnioną matematycznymi i fizycznymi przyrządami”. Po miesiącu życia w tej krainie marzeń Kandyd zatęsknił za Kunegundą. Na polecenie króla zbudowano ogromna machinę, na której wyniesiono przybyszy poza góry. Zaopatrzono ich w żywność, drogie kamienie i tak Kandyd i Kakambo opuścili krainę dobrobytu. Teraz „mogli uganiać się po świecie, odgrywać ważną rolę wśród swoich, popisywać się tym, co się widziało w podróżach”.
Po stu dniach wędrówki zostały im tylko dwa barany. Dotarli do miasta Holendrów, gdzie zobaczyli murzyna bez ręki i bez nogi odzianego jedynie w niebieskie płócienne gatki. Opowiedział im, że rękę stracił przy pracy, a nogę ucięto mu, gdyż próbował uciec. Kandyd zalał się łzami i chciał porzucić optymistyczne widzenie świata. Wysłał Kakambę do Buenos Aires, by ten wykradł Kunegundę, sam zaś chciał popłynąć do Wenecji i poczekać na ukochaną. Holender, który miał go zawieźć do Włoch oszukał go i zabrał cały jego majątek. Ponieważ Kandyd nie posiadał już swego bogactwa, wynajął za przyzwoitą cenę kajutę i ogłosił, że zapłaci za drogę, życie i doda dwa tysiące piastrów uczciwemu człowiekowi, który będzie mu towarzyszył. Zgłosiło się bardzo wielu kandydatów z których wybrał biednego uczonego - Marcina. Przez dwa tygodnie podróży prowadzili dyskusje. Marcin przyznał się, że jest manichejczykiem i nie wierzy, że świat jest dobry. Kandyd próbował go przekonać, wówczas to ujrzeli jak dwa statki walczą ze sobą. Przegranym okazał się holenderski pirat, który okradł wcześniej Kandyda.
W drodze do Wenecji zatrzymali się jeszcze w Paryżu. Kandydowi zdawało się, że to najbrzydsze z miast Westfalii. Bohater zachorował, ale od razu znaleźli się wokół niego lekarze, gdyż dysponował odpowiednimi środkami finansowymi. Kiedy wyzdrowiał otoczyło go grono przyjaciół, którzy wprowadzili go w towarzyskie życie. Dał się Kandyd zaprowadzić do margrabiny de Parolignac, z którą przegrał pięćdziesiąt tysięcy. W salonie wywiązała się dyskusja na temat wartości teatru. Kandyd poznał tam bardzo mądrego człowieka - drugiego Panglossa, jak mniemał, okazało się jednak, że poglądy tego ostatniego wydają mu się śmieszne, świat bowiem nie jest dobry. Kandyd otrzymał list od Kunegundy, w którym zawiadomiła go, że znajduje się blisko niego, ale jest chora i nie może się z nim spotkać. Zakochany nie myśląc wiele spotkał się z nią i ofiarował pieniądze. Szybko jednak przekonał się, że to był podstęp wymyślony przez labusia, który organizował mu rozrywki w Paryżu. Kandyd wraz z Marcinem zostali aresztowani, ale gdy sierżant dostał trzy diamenty, uznał Kandyda za najpoczciwszego człowieka i ofiarował pomoc w wydostaniu się z miasta. Za trzy diamenty brat strażnika odwiózł Kandydat do Wenecji. Po drodze odwiedzili jeszcze Anglię, ale przerażeni tym, co tam zobaczyli (śmierć admirała, który został rozstrzelany bo nie zabił tylu ludzi ilu powinien), nie chcieli nawet wysiąść ze swego statku.
Znalazłszy się w Wenecji Kandyd szukał wszędzie swej Kunegundy. Ponieważ nigdzie jej nie było, zwątpił w dobroć świata. Na placu św. Marka zobaczyli wesołą parę i chcąc się przekonać, czy młodzi są szczęśliwi, zaprosili ich na obiad. Okazało się, że kobietą jest Pakita (która zaraziła kiedyś Panglossa choroba płciową). Po trudnym życiu trafiła do Wenecji, gdzie pracowała jako prostytutka, udawanie szczęśliwej należało zaś do jej obowiązków. Następnie złożyli wizytę senatorowi Prokurencie, bogatemu szlachcicowi, który nigdy nie miał zmartwień. Obejrzeli jego wspaniały pałac i bibliotekę z dziełami starożytnymi. Prokurator mimo otaczającego go bogactwa nie był szczęśliwy, nie podobały mu się drogie obrazy, które uchodzą za najpiękniejsze w całych Włoszech, książki uchodzące za arcydzieła uważał za nudne, przyprawiające go o senność. Cenił jedynie utwory Anglików, ci bowiem jako jedyni pisali to, co myśleli, Włosi zaś byli całkowicie ubezwłasnowolnieni umysłowo przez jakobińskich duchownych.
Jednego dnia, gdy Kandyd miał zasiąść do stołu, podbiegł do niego jakiś człowiek. Okazało się, że to Kakambo. Oznajmił on, że Kunegunda jest w Konstantynopolu i że po kolacji mają wyruszyć w drogę. Wieczerza była szczególna - przy jednym stole siedziało bowiem sześciu zdetronizowanych królów, jednemu z nich Kandyd dał nawet jałmużnę. Kakambo zapytany przez Kandyda o Kunegundę, odrzekł, że obecnie jest ona pomywaczką, która straciła zupełnie swoją urodę. Kandyd kierowany uczuciem nie myślał nawet o zapowiedzianej szpetocie. W szalupie znajdowało się dwóch galerników, okazało się, że byli nimi powieszony wcześniej Pangloss i zabity Brat Kunegundy. Kandyd wykupił ich od kapitana statku. Baron opowiedział, że został skazany na galery za to, że wykąpał się z młodym muzułmaninem, Pangloss zaś przeżył bo został źle powieszony (tego dnia gdy miał być spalony padał deszcz i uniemożliwił proceder). Oddychał jeszcze, gdy go zdjęto z szubienicy, kupił go chirurg w celach badawczych. Kiedy kroił jego ciało, Pangloss zaczął krzyczeć, w efekcie lekarz zaszył go z powrotem, a jego żona opatrzyła mu rany. Z kupcem, u którego pracował, przyjechał do Konstantynopola, i gdy wszedł do meczetu i włożył kwiatki w biust modlącej się tam kobiety został skazany na galery. Gdy Kandyd, baron Pangloss, Marcin i Kakambo opowiadali swoje przygody, gdy rozprawiali nad możebnymi i niemożebnymi zjawiskami tego świata, gdy dysputowali nad łańcuchem przyczyn i skutków, moralnym i fizycznym złem, wolną wolą i koniecznością, nad pociechami, jakie można znaleźć w sobie wiosłując na tureckiej galerze, przybyli do Propontydy. Kandyd wykupił ukochaną oraz starą, która wraz z nią znalazła się na posługach księcia Siedmiogrodu. Ożenił się z Kunegundą, która bardzo szybko stała się swarliwa i nieznośna. Kakambo pracował w ogrodzie, ale był zbyt przeciążony pracą, Marcin pogodził się z nędznym losem, a Pangloss rozpaczał, ze nie może wykładać na uniwersytecie. Wszyscy trzej udali się do derwisza, który uchodził za największego filozofa w całej Turcji. Zapytany o cel stworzenia człowieka odrzekł, że to nie jest ich sprawa, a jedyne co powinni robić to milczeć!
Wracając na folwarczek spotkali staruszka, który uprawiał ogródek i nie interesował się polityką, co dawało mu szczęście. Kandyd doszedł wówczas do wniosku, że kiedy wprowadzono człowieka do Edenu to nakazano mu pracować, dlatego też człowiek stworzony jest do pracy. Wszyscy zajęli się pracą. Każdy rozwijał swoje talenty, Kunegunda stała się doskonałą gospodynią, Pakita haftowała, stara krzątała się koło bielizny. Praca uczyniła ich życie znośnym.
Kandyd jako powiastka filozoficzna
Powiastka filozoficzna - gatunek powstały w XVIII w. we Francji. Twórcą tego gatunku jest Wolter, ale sięgało po niego wielu innych pisarzy m. in. Diderot. Geneza powiastki wiąże się z panującym wówczas absolutyzmem, który uniemożliwiał otwartą krytykę i rzetelną dyskusję. Sensacyjna fabuła i baśniowe wątki umożliwiały pośrednią krytykę, a co za tym idzie chroniły autorów przed konsekwencjami głoszonych poglądów. Ostrze krytyki w powiastkach zwrócone było przeciw przesądom i zabobonom religijnym, instytucji Kościoła, monarchii absolutnej oraz zastanej filozofii. Pełne były refleksji nad naturą człowieka i mechanizmami stosunków społecznych. Problemy te Wolter poruszał nie tylko w powiastkach, ale w całej swej twórczości, ich całokształt określa się mianem „wolterianizmu”. Zgodnie z założeniami tego nowo powstałego gatunku „Kandyd” popularyzuje filozofię oświeceniową. Fabuła stanowi jedynie pretekst do przekazania istotnych treści filozoficznych. Z tego też powodu fabuła jest niezwykle prosta. Główny bohater - Kandyd to reprezentant myśli oświeceniowej, który co chwila popada w konflikt z rzeczywistością, w której żyje. Romans z córką barona - Kunegundą staje się przyczyną jego wygnania. Rozpoczyna się wówczas okres podróży, który obfituje w obserwacje, refleksje oraz dyskusje natury filozoficznej. Ostatecznie Kandyd powrócił do swej ukochanej, stworzył własny świat i ograniczył się do „uprawy własnego ogródka”. Główny bohater dojrzewa wraz ze zdobywanymi doświadczeniami, a te są antytezą, a nawet kompromitacją optymistycznej filozofii Leibniza. Reprezentantem jej jest Pangloss.
Filozofia Leibniza
„Pangloss wykładał tajniki metafizyko-teologo-kosmologo-mitologii. Dowodził wprost cudownie, że nie ma skutku bez przyczyny i że na tym najlepszym z możliwych światów zamek jego wysokości pana barona jest najpiękniejszym z zamków, pani baronowa zaś najlepszą z możliwych kasztelanek. Dowiedzione jest - powiadał - że nic nie może być inaczej; ponieważ wszystko istnieje dla jakiegoś celu, wszystko z konieczności musi istnieć dla najlepszego celu. Zważcie dobrze, że nosy są stworzone do okularów; dlatego mamy okulary. Nogi są wyraźnie stworzone po to, aby były obute; dlatego mamy obuwie. Kamienie są na to, aby je ciosano i budowano z nich zamki; dlatego jego dostojność pan baron ma bardzo piękny zamek; największy baron w okolicy musi mieć największe mieszkanie. Świnie są na to, aby je zjadać; dlatego mamy wieprzowinę przez cały rok. Z tego wynika, iż ci, którzy twierdzili, że wszystko jest dobre, powiedzieli głupstwo; trzeba było rzec, że wszystko jest najlepsze”. Fragment ten w kpiący sposób przedstawia poglądy Leibniza. Ten bowiem proponował substancjalne widzenie świata. Dla tego myśliciela istniała nieskończona ilość substancji, które zwal „monadami”, czyli zamkniętymi kosmosami „bez okien”. Każda monada - zdaniem Leibniza - myślała, nawet kamień, ale to myślenie było tak małe, że nie było go widać. Substancje działają celowo, tylko zjawiska (przejawy monad) podlegają prawom mechanicznym. Monady są zharmonizowane, a harmonia jest „wprzód ustanowiona” i dlatego świat podlega raz na zawsze ustalonemu porządkowi. Zgodnie z powiedzeniem Leibniza, monady są jakby zegarami, które na początku ustawił Wielki Zegarmistrz (Bóg), są możliwe jeszcze inne światy, ale nie były by one już tak doskonałe i harmonijne. Bóg jest jedyną ich przyczyną, stworzył je jako „zwierciadło samego siebie”, dlatego są najdoskonalsze z możliwych. Obraz świata będący harmonijnym królestwem bożym, nie neguje istnienia zła, te podobnie jak wszelki występek podlega karze, zresztą zawsze bilans ostatecznych rachunków dobra i zła wypada na korzyść dobra. Takie naiwne, zdaniem Woltera, widzenie świata zasługiwało na krytykę, gdyż świat najdoskonalszy z możliwych nie mógł być pełen zdarzeń tak dramatycznych jak trzęsienie ziemi w Lizbonie w 1755 roku. Postać Panglossa nie pozostawia wątpliwości co do intencji pisarza. Przedstawia on człowieka, który ciągle podlega straszliwym zrządzeniom losu (Panglossa wieszano, chłostano, zmuszano do pracy na galerach), a mimo to nigdy nie traci dobrego humoru, a nawet więcej - głosi konsekwentnie, że wszystko jest najlepsze. Dla Woltera to mit, który trzeba obalić. Wolter definitywnie odrzuca naiwny obraz rzeczywistości, odrzuca teodyceę i wiarę w rozumność przyrody. Postępowanie zgodnie z nią miało zapewnić szczęście. Świat nie tylko nie jest najlepszy, ale wręcz jest najgorszy. Szczęście, do którego dąży się przez całe życie, jest jedynie fikcją.
Wolterianizm
• Po pierwsze oznacza postawy i poglądy, które w swych dziełach głosił Wolter. Pisarz odrzucał wszelkie autorytety, opowiadał się za tolerancją, racjonalizmem, oraz libertynizmem. Uznawał istnieje Boga, ale był przeciwny religii objawionej i instytucji Kościoła - więcej w artykule: Poglądy filozoficzne Woltera.
• Po drugie oznacza wzór osobowy człowieka prześladowanego za śmiałość poglądów i często popadającego w konflikty ze społeczeństwem ze względu na liberalizm myśli i konsekwentną obronę praw rozumu i jego niezależności.
• Po trzecie jest to nazwa pewnego rodzaju stylu literackiego czy piśmienniczego wykorzystywanego głównie w polemikach. Charakteryzuje się on błyskotliwością, dowcipem, sięganiem do paradoksów. W powiastkach pojawia się ponadto sentencjonalność służąca do wyrażania ogólnych refleksji o świecie i człowieku.
Eldorado - utopijna kraina marzeń
Na tle wcześniejszych rozważań wyraźniejsza staje się koncepcja doskonałego państwa, jaką proponuje Wolter. Jej odbiciem jest Eldorado. Kraina, w której bogactwo nie ma znaczenia, ludzie są przyjaźnie nastawieni i nawet przybyszy z obcych krajów traktują jak przyjaciół. W państwie tym nie ma procesów i więzień, bo nie ma też przestępstw, gdyż natura człowieka nie została skalana przez obce cywilizacje. Trzeba zwrócić także uwagę, że chociaż kraj ten jest wyizolowany (rzecz jasna za zgodą całego narodu), to jednak nie jest on zacofany. Największe wrażenia na Kandydzie robi przecież pałac nauki „z galerą długą na dwa tysiące kroków, szczelnie zapełnioną matematycznymi i fizycznymi przyrządami”. Widać w tym miejscu, że Wolter należy do licznej grupy filozofów, którzy byli zafascynowani rozwojem nauk szczegółowych, głównie matematyki i fizyki. Niezwykle ważnym problemem poruszonym przez Kandyda jest kwestia religii. Mieszkańcy Eldorado wierzą w Boga (przypomnę w tym miejscu, że Wolter uważał, iż niewiara w Absolut świadczy o zacofaniu), ale co ważne, nie maja instytucjonalnego kościoła, nie wiedzą nawet, że istniej ktoś taki jak ksiądz. Dla nich każdy jest kapłanem, który składa dziękczynienie Bogu za to co zsyła.
Wizja Eldorado przedstawiona w „Kandydzie” jest przykładem utopii - obrazu wyidealizowanego państwa. „Kandyd” po trosze wyśmiewa myśl utopijną - literaturę szukającą idealnego państwa czy ustroju. Pokazuje przecież, dokąd prowadzą poszukiwania czegoś, co i tak nie jest w stanie zaistnieć w świecie realnym.
Wybrane aspekty filozofii Oświecenia
• Fascynacja osiągnięciami nauk ścisłych
Krytycyzm stał się dogmatem Oświecenia. Kant okres ten nazywał „wyjściem człowieka z okresu małoletniości, w którym był zatrzymany (…) miedzy innymi to nieumiejętność posługiwania się umysłem bez pomocy innych”. Odrzucono wszelki autorytet, a zawierzono w zupełności jedynej instancji - rozumowi. Wiek XVIII to wiek ogromnego rozwoju nauk matematycznych i fizycznych. Znacząca rolę odegrał Newton. Metodę matematyczna starano się rozciągnąć na wszystkie dziedziny nauki, także na psychologię. „Kaganek oświaty” przesunął się z rąk duchownych w ręce świeckich. Pojawiła się grupa wykształconych filozofów, których mimo wzajemnej krytyki, łączyło przeświadczenie o wyjątkowości ich posłannictwa. Chcieli przynieść „światło” w rozumieniu świata. Narzędziem do tego miała być Encyklopedia. W pierwszym tomie podany jest manifest oświecenia: „Czas zwrócić umysły do wolnych nauk i sztuk ścisłych po to by przezwyciężyć przesady, w których żyją ludzie” - tak pisał Diderot.
• Mit o szlachetnym człowieku
Filozofowie musieli określić swój stosunek do zła, które trapiło społeczeństwo. W przeszłości wierzono w grzech pierworodny, i ta koncepcja tłumaczyła istnienie zła w świecie doczesnym. Filozofowie Oświecenia takie twierdzenie uważali za szkodliwe, gdyż człowiek ich zdaniem z natury swej jest dobry, w momencie narodzin nie posiada złych cech. Zaproponowano mit o szlachetności człowieka (tzn. że jest on dobry ze swej natury). Mit ten przesądził o optymizmie epoki XVIII wieku. Rozbiła go dopiero rewolucja francuska. Uwagi filozofów nie mogło ujść rzeczywiste zachowanie człowieka, który pełen był egoizmu. Próbowano więc dać odpowiedź, która mit pogodziłaby z faktycznym stanem rzeczy. Pojawiły się dwie koncepcje. Pierwsza, autorstwa Jana Jakuba Rousseau, przyczynę demoralizacji widziała w odejściu od natury. Przywrócenie wiary w prawa natury miało uwolnić człowieka od skażenia, którego dokonała cywilizacja. Druga, której propagatorem był Wolter, początek zła widziała w działaniu tyranów i kapłanów. Oni to w przeszłości ujarzmili społeczeństwo przez utrzymywanie go w niewiedzy i przesadach. Usunięcie zła jest równoznaczne z usunięciem Kościoła i władców. Większość filozofów nie angażowała się w politykę, dlatego ostrze krytyki skierowane zostało w walkę z Kościołem (ponadto porozumienie z władza świecka wzmacniało walkę z duchowieństwem).
• Krytyczny stosunek do religii i narodziny deizmu
Bezpośrednim celem krytyki filozofów Oświecenia były praktyki Kościoła. Uważano, że jego nauki szerzą niewiarę we własne siły człowieka. Ich propozycją stała się religia naturalna, czyli deizm. Oznaczała ona przyjęcie Boga, ale bez instytucji i bez dogmatów. Deizm sprowadza się do trzech prawd:
1. Bóg istnieje
2. Bóg ma moc karania i nagradzania
3. Człowiek ma obowiązek oddawania mu czci moralnym zachowaniem.
Taka koncepcja religii odpowiadała ludziom wykształconym, którzy uważali, że cuda (nawet ewangeliczne) za zbiór bajek. Zdaniem deistów Bóg stworzył świat, ale od tej chwili się nim nie interesuje - jak zegarmistrz, który tylko nakręcił zegar. Tym, kto ma wpływ na los świata jest człowiek.
• Fascynacja kulturą antyczną
Wolter podobnie jak La Fontaine, Bolieau, Krasicki, Niemcewicz czy Naruszewicz należał do nurtu Oświcenia, który nazywany był klasycyzmem. Ten główny prąd epoki odnosił się do klasycznych reguł tworzenia sztuki. Nawiązywano do Cycerona, Lukrecjusza. Do XVII wieku powoływanie się na klasyków było oznaka powagi, w miarę zbliżania się do rewolucji francuskiej nabierało ono wymiaru ideologicznego, służyło agitacji. Starożytni byli uosobieniem cnót: poświecenia dla ojczyzny, odwagi, skromności, idei wolności itd. Klasycyzm był katalizatorem rewolucji moralnej a ta prowadziła do politycznej.
Sapere aude! - poglądy Woltera
„Kandyd” jest utworem, którego nadrzędnym celem jest przedstawienie treści filozoficznych. Dla jego zrozumienia konieczna wydaje się znajomość filozofii Woltera. Zasadniczymi wyznacznikami jego myśli są:
• Racjonalizm - miarą prawdy jest dla Woltera rozum. On jest rzetelnym jej źródłem i kryterium. Jest to władza wszechmocna i niezawodna, która formułuje się na drodze doświadczenia. Na nim powinny, a nawet muszą opierać się: wiara, moralność i religia, w innym wypadku nie będą prawdziwe. „Sapere aude” oznacza właśnie miej odwagę posługiwać się rozumem (dosłownie „odważ się być mądrym”). Autorem tej złotej myśli jest Horacy.
• Religia rozumu - zdaniem Woltera nie istnieje świat nadprzyrodzony, nie ma cudów ani objawienia. Z tego też powodu filozof był zagorzałym przeciwnikiem Kościoła jako instytucji, ten jest bowiem feudalny, a jego władza opiera się jedynie na przesądzie. Religia (w takim ujęciu) zaprzecza rozumowi, jest nieracjonalna, i zamiast pobudzać ludzi do realizowania zadań życiowych, skupia ich uwagę jedynie na sobie samej. Bóg Woltera jest doskonałym zegarmistrzem, był jakby siłą fizyczną potrzebną do stworzenia i poruszenia świata, ale stwierdzenie jego istnienia nie jest tożsame ze stwierdzeniem, iż możemy poznać jego naturę. Wolter zwalcza teizm, ale nie jest ateistą, uważał bowiem, że nieliczenie się z Bogiem jest miarą zacofania. Trzeba przyjąć, że istnieje i że jest podstawą praw moralnych, ale nie ingeruje w sprawy świata.
• Antropologia jako „filozofia trzeźwości rozumu” - zdaniem Woltera człowiek zawdzięcza swe człowieczeństwo cywilizacji, stąd wynika konflikt z Rousseau, który postulował powrót do natury, bowiem to właśnie w cywilizacji widział najgorsze przekleństwo ówczesnego człowieka.
• Równość i tolerancja - opowiadał się za równością wszystkich ludzi wobec prawa, oraz tolerancją głoszonych praw i wyznawanych religii.
Praca jako jedyny środek naprawiania zła
W finalnej scenie „Kandyda” okazuje się, że mimo tego, iż udało się bohaterowi osiągnąć cel, do którego dążył przez całe swe dotychczasowe życie, czyli poślubić Kunegundę, nie jest on szczęśliwy. Podobnie jest ze wszystkim postaciami: Pangloss, Marcin i Kunegunda mimo osiągnięcia stabilizacji (mieszkają wszyscy razem w folwarku) kłócą się, a nawet zastanawiają się, czy wcześniejszy los - pełen morderstw, gwałtów i okrutnych doświadczeń nie był lepszy od bezczynności, którą aktualnie przeżywają. Rozwiązanie przynosi rozmowa ze staruszkiem, który mówi im, że „praca oddala od nas trzy wielkie niedole: nudę, występek i ubóstwo” oraz że należy „uprawiać własny ogródek”. Pangloss słusznie zauważa, że kiedy człowieka wprowadzono do Edenu, to umieszczono go tam, by pracował. Człowiek nie jest bowiem stworzony do odpoczynku, lecz dla pracy. Wolter osobiście uważał, że praca jest jedynym środkiem do przezwyciężenia zła, czego wyraz daje w finale Kandyd. Bohaterowie, którzy odnaleźli sens w codziennych zajęciach, odnaleźli zarazem spokój a życie ich - jak powiedział Pangloss- stało się znośne.