Nie ma jednego sposobu, który dawałby gwarancję skuteczności. Można jednak zwrócić uwagę na pewne sprawy.
1. Nie jest właściwą rzeczą w walce z tym nałogiem wypychanie ze swojej świadomości tego, że jest się osobą z konkretnymi seksualnymi potrzebami. Raczej należy je przyjąć, zaakceptować i starać się właściwie ukierunkować; trzeba zapanować nad swoją seksualnością i nie pozwalać, by panowała nade mną.
2. Masturbacja u swoich źródeł najczęściej ma przesadne zajmowanie się sobą. Ważne jest więc, by otworzyć się na sprawy nurtujące bliskich, swoje otoczenie i jego potrzeby; po prostu wyzwolić się z egocentryzmu. Ważne jest, by w drugim człowieku nauczyć się dostrzegać osobę, a nie przedmiot użycia
3. Trzeba także znaleźć i usunąć źródła tego nawyku. Przede wszystkim czynniki erotyzujące nasze życie np. niepowściąganie swojej fantazji (którą trzeba skierować na inne tory) korzystanie z pornografii, nieodpowiednie towarzystwo itp...
3. Inne czynniki mogące mieć wpływ na podejmowanie działań autoerotycznych to:
a) pragnienie miłości, bliskości drugiej osoby; człowiek który czuje się niekochany, odrzucony szuka w ten sposób namiastki miłości
b) poczucie samotności; masturbacja daje złudne poczucie wyzwolenia z osamotnienia
c) złość; to nieprzyjemne uczucie, dlatego szukając od niego ucieczki człowiek szuka uspokojenia w seksie (tak jak inny będzie się uspokajał paleniem, piciem czy narkotykami)
d) zmęczenie; masturbacja daje złudne poczucie relaksu
Znając te cztery powody wzrostu napięcia seksualnego łatwiej podjąć konkretne działania, by do masturbacji nie dopuścić, np. w sytuacji złości zrelaksować się w inny sposób.
5. Na pewno potrzeba także gorącej modlitwy o wyzwolenie się z nałogu. Jest ona skuteczniejsza, jeśli w tej intencji podjąć jakieś wyrzeczenie, post.
6. Trzeba wierzyć, że się uda. Wielu wydaje się, że nie poradzą sobie z problemem. To nie jest tak. Wytrwała praca nad sobą na pewno przyniesie efekty. Warto znaleźć stałego spowiednika, który znając konkretna osobę będzie mógł udzielić najbardziej sensownych rad...
Warto zajrzeć jeszcze na stronę:
http://www.mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_35.htm
oraz
http://www.mateusz.pl/okarol/ok_om.htm
Jak walczyć z nałogiem samogwałtu? Przede wszystkim nie egocentrycznie. To, że "dorobiłem się" jakiegoś nałogu, ogromnie upokarza moją miłość własną. Człowiek postanawia więc -- kierując się bardziej miłością własną niż pragnieniem duchowej czystości -- wykorzenić z siebie swój nałóg. Ponieważ zaś takie egocentryczne postanowienie bywa zwykle nieskuteczne, więc ogarnia mnie przygnębienie, rozpacz, zniechęcenie albo też przeciwnie: zaczynam sobie bagatelizować nałóg, tłumaczyć sobie, że wszyscy ludzie mają jakieś nałogi, wmawiać sobie, że jest to sprawa czysto fizjologiczna, nie zaś moralna.
Otóż walka z nałogiem winna być jednocześnie przezwyciężaniem swojego egocentryzmu. Trzeba uczyć się pokornej radości z każdego drobnego sukcesu w tej walce: bo drobne sukcesy pracują na postawę ostateczną, choćby tego nie było widać, choćby nawet chwilami wydawało się, że drobne sukcesy niczego nie posuwają naprzód. Muszę też porzucić wszelkie lęki, czy sobie poradzę w chwili pokusy albo czy w ogóle zdołam się z tego nałogu wyzwolić. Są to lęki egocentryczne: niepokoi mnie to, czy ja sobie poradzę, czy ja odniosę zwycięstwo.
Tymczasem zawsze, kiedy przychodzi nam zmagać się ze złem, powinniśmy pamiętać o tym, że tylko Chrystus może nas skutecznie i raz na zawsze od zła uwolnić. Nałóg czy nawet sama tylko świadomość, że mogę nie oprzeć się pokusie (a któż z nas może za siebie ręczyć?), jest świadectwem, że trzeba nam szukać coraz głębszej, prawdziwszej więzi z Chrystusem. Niestety, nawet tutaj człowiek może zachowywać się egocentryczne: bo przecież nie chodzi o to, że to ja mam pogłębić więź z Chrystusem, nadać jej większą prawdziwość. To, co ja mogę tu zrobić, to pokornie szukać Chrystusa, prosić Chrystusa o łaskę Jego nawiedzenia i Jego mocy, przepraszać Go za to, że się przed Nim zamykam, choć najczęściej -- na skutek swojego zaślepienia -- nawet o tym nie wiem.
Chrystusa szuka się przez modlitwę i pragnienie zachowywania Bożych przykazań, przez przystępowanie do sakramentów, świadczenie dobra innym. Dlaczego jednak skuteczność tych środków, jeśli je stosujemy w walce z naszymi nałogami, jest tak różna? Dlaczego jedni doświadczają ich skuteczności w sposób wręcz cudowny, a innym nawet te środki -- a lepszych środków do walki ze złem Kościół już nie ma -- nie pomagają? Odpowiedź wydaje się prosta. Jedni, stosując te środki, dostąpili łaski zjednoczenia z Chrystusem, łaski cudownie przemieniającej człowieka. Drudzy wciąż jeszcze o tę łaskę muszą się ubiegać: oby tylko nie zwątpili w moc Chrystusa, oby tylko zawsze pamiętali, że łaska Chrystusa jest jednocześnie darem, a zarazem trzeba jej szukać w pocie czoła; oby tylko nie zrazili się niepowodzeniami, ale ciągle na nowo podejmowali walkę ze swoim złem, choćby chwilami wydawała im się ona beznadziejna. Chwila wyzwolenia przyjdzie na pewno, może już wkrótce, a przeważnie wcześniej, niż się tego spodziewamy.
Jest to bardzo charakterystyczne dla doświadczeń ludzi, którzy przezwyciężyli nałóg mocą wiary, że opuścił on ich właściwie nie wiadomo kiedy. Walczyli z nim i nie bardzo im się to udawało, popadali w zwątpienie i nabierali nowej nadziei, mnożyli modlitwy, a Chrystus jakby ich nie wysłuchiwał: aż pewnego dnia ze zdumieniem stwierdzili, że są wolni. Teraz sami sobie się dziwią, że mogli kiedyś trwać w nałogu; wierność Bożemu prawu wydaje im się taka prosta!
I jeszcze trzy wskazówki szczegółowe. Po pierwsze, nie trzeba na trudnościach z przezwyciężeniem nałogu koncentrować swojej głównej moralnej uwagi. Dobrze jest czasem modlić się jakoś tak: "Panie Boże, wiem, że moje grzechy są wielkie. Może większe, niż zdaję sobie z tego sprawę. Ale przecież Ty widzisz, że jestem nie tylko grzesznikiem, że sporo jest we mnie dobrego. Wiem, moje dobro jest Twoim darem, ale jest ono zarazem świadectwem, że nie jestem Tobie tak zupełnie niewierny. Zapewne czynione przeze mnie dobro jest skażone grzechem, ale jednak trochę tego dobra we mnie jest. Pomóż mi wyrwać się z moich grzechów, a zarazem dziękuję Ci za to wszystko dobro, które już teraz czynię!"
Każdego, kto nie może sobie poradzić ze swoim nałogiem, bardzo zachęcam do takiej modlitwy. Chodzi o to, żeby nie pozwolić szatanowi, aby narzucił nam nieprawdziwą perspektywę w spojrzeniu na mój grzech. Nie wolno mi bagatelizować grzechu, ale nie wolno mi również patrzeć na siebie wyłącznie przez pryzmat mojego grzechu. Źle jest, jeśli nie tęsknię za wyzwoleniem z mojego grzechu, ale również jest źle, jeśli straciłem nadzieję na wyzwolenie.
Po wtóre, zdarza się, że ktoś, udręczony nałogiem, zaczyna mieć żal do Pana Boga, że dał nam takie trudne przykazania. Tego rodzaju pretensje do Pana Boga zdradzają, że nie rozumiemy sensu Jego prawa, że przykazania traktujemy jako arbitralne nakazy lub zakazy. Toteż różne takie żale do Boga należy przezwyciężać modlitwą o dar rozumienia Bożych przykazań i o dar tęsknoty za tym dobrem, którego Boże przykazania bronią. Bo wydaje się, że większość naszych kłopotów z opanowaniem płciowości bierze się zarówno z niedostatku naszego przeświadczenia o sensie czystości, jak z wątłości naszych tęsknot, aby te sprawy ułożyć sobie naprawdę po Bożemu. Tu wydaje się leżeć główna przyczyna tego, że normy moralne, wchodzące w zakres szóstego przykazania dekalogu, uważamy za trudne. A przecież "przykazania Boże nie są trudne" (1 J 5,3). To my je czynimy trudnymi, jeśli na przykład zaczniemy kierować się niezdrową ciekawością albo będziemy zbyt leniwi, żeby od pokusy odwrócić się w samym jej początku.
Po trzecie, w walce z nałogiem nie trzeba chyba przeceniać potrzeby tzw. silnej woli. Czymś ważniejszym wydaje się mieć dostatecznie wielki cel. Ktoś może na przykład całymi latami walczyć z nałogiem palenia: raz po raz podejmował wielkie postanowienia, z najwyższym trudem osiągał jakieś nieznaczne sukcesy, wielokrotnie rezygnował z walki i znowu podejmował postanowienia. I oto pewnego dnia przyszedł zawał, choremu powiedziano, że palenie byłoby samobójstwem. Wówczas jakby nożem uciął: nałóg po prostu zniknął, bez wielkich postanowień, bez szczególnego przezwyciężania się. Chory bardzo egzystencjalnie zrozumiał, że nałóg jest czymś szkodliwym. Pojawił się wielki cel: ratowanie zagrożonego życia.
Podobnie bywa z wszystkimi nałogami. Jeśli ktoś popadł w jakiś nałóg i trudno mu się z niego wydobyć, niekoniecznie świadczy to o słabej woli. Sytuacja ta jest raczej świadectwem słabej wiary. Toteż nam wszystkim, ale zwłaszcza tym, którzy mają jakieś szczególne trudności z zachowaniem Bożych przykazań, trzeba często się modlić: "Wierzę, Panie, ale zaradź memu niedowiarstwu!" (Mk 9,24)
Jak dążyć do osiągnięcia wewnętrznej wolności?
W tym pytaniu chodzi o wolność od potrzeby szukania doznania seksualnego. Wielokrotnie była już mowa o tej potrzebie. Należy się chwilę nad tym zatrzymać, aby uniknąć nieporozumień.
Są one różnorodne i dotyczą najrozmaitszych dziedzin. Mogą one dotyczyć naszego ciała, jak potrzeba jedzenia, snu czy ruchu. Mogą dotyczyć naszego życia psychicznego i uczuciowego: potrzeba kontaktu z innymi, potrzeba życzliwości itd. Mogą też dotyczyć spraw duchowych, np. potrzeba wiedzy, potrzeba poczucia sensu życia. Badaniem tych różnorodnych potrzeb zajmują się psychologowie.
Otóż człowiek jest istotą, która tymi potrzebami jest zdolna kierować, bądź to podporządkowując je jakimś innym, wyższym potrzebom, bądź to licząc się z potrzebami innych ludzi, bądź to nawet z jakichś potrzeb rezygnując w imię określonego dobra. Nawet w najbardziej życiowe potrzeby wprowadzamy jakiś ład i określony porządek. Potrzeba jedzenia jest regulowana nie tylko zasadami przyrządzania i spożywania posiłków ale i możliwością ograniczenia ich ilości, zwanego postem. Potrzeby związane z wydalaniem - też są przecież regulowane. Jak by wyglądało nasze życie gdyby było inaczej? Nawet potrzeba oddychania może być regulowana: np. pływak czy sprinter muszą się nauczyć oddychać. Są systemy ascetyczne, w których, zaleca się ćwiczenie oddechu i regulowanie go wolą. Spotkać się można z określeniem kultury jako pośredniego zaspokajania potrzeb : człowiek jest istotą kultury, to znaczy, między innymi, zaspakaja swoje potrzeby pośrednio, poddając je jakimś zasadom ludzkiego sposobu życia a więc również i zasadom moralnym.
W tym więc rozumieniu mówimy o wolności od potrzeby seksualnej. Mamy zdolność reagowania na bodźce seksualne, która umożliwia w ogóle współżycie płciowe. Ta zdolność jednak powinna być przeżywana p o l u d z k u . Patrząc na nią od strony kultury - winna być sterowana, podporządkowana ładowi społecznemu i moralnemu. Patrząc od strony godności człowieka - nie może ona nami rządzić: wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę 6.
Przed każdym z nas stoi zagadnienie pracy nad sobą. Dotyczy to każdej dziedziny, nie tylko dziedziny życia płciowego. Jest naprawdę wielu ludzi, którzy tę wewnętrzną wolność osiągnęli i nią się cieszą.
Niemniej stwierdzamy istnienie poważnego problemu: niejeden chłopak, niejedna dziewczyna, dobrze i mądrze patrzą na życie i noszą w sercu pragnienie ideału, a jakoś załamują się i nie potrafią dochować wierności temu ideałowi czystości w życiu osobistym. Chodzi tu nie tylko o samogwałt. Ten ideał czystości zostaje naruszony zwłaszcza w okresie narzeczeńskim, a więc w czasie bezpośredniego przygotowania do małżeństwa, a potem również w samym małżeństwie. Narzeczeństwo stanowi jak gdyby próg, przez który trudno jest przenieść w małżeństwo to dobro moralne, które chłopak czy dziewczyna widzieli jasno w młodości, o które się starali. W tym tkwi źródło groźnego zjawiska rozkładu życia rodzinnego, jakie się pojawiło i szerzy w naszym społeczeństwie, unieszczęśliwiając tak wiele osób !
Tym bardziej należy więc zwrócić uwagę na konieczność podejmowania wysiłku dla osiągnięcia i nieustannego podtrzymywania sprawności moralnej, polegającej na zachowaniu ładu w dziedzinie seksualnej. Wszystko, co dotąd zostało przedstawione, miało na celu nie tylko ukazanie wartości, jaką jest płciowość w życiu człowieka, ale również dostrzeżenie nie mniejszej wartości, jaką jest zachowanie moralnego ładu w życiu płciowym. Jedno jest pewne: jeżeli będziemy uważali, że działanie płciowe podporządkowane jest potrzebie seksualnej, to usuwamy zupełnie możliwość powiązania tego działania z miłością i z życzliwością, jak być powinno.
Dokonana wyżej próba rozpoznania przyczyn, dla których człowiek może wprost natrętnie szukać doznań płciowych odczuwanych jako nieodparta potrzeba, pozwala na rozważenie i wskazanie takich działań które pozwolą te przyczyny usunąć. Chodzi o umożliwienie Ci pracy nad czystością, której wielu chłopaków pragnie, jednocześnie nie widząc możliwości jej osiągnięcia.
Napięcie psychiczne może zostać znacznie złagodzone, albo nawet usunięte, przez zastosowanie się do wskazań higieny psychicznej. Podstawowe znaczenie ma tu sen.
Badania nad tym stanem naszego ustroju wskazują na to, że sen jest bezwzględnie konieczny dla zachowania sprawności układu nerwowego, a więc i sprawności w całym naszym działaniu. Współcześnie obserwujemy przedłużenie dnia wskutek wkroczenia w nasze życie światła elektrycznego. Ludzie są po prostu znużeni z powodu zbyt małej ilości snu. Są wypadki, że chłopakowi nie może wystarczyć nawet osiem godzin snu. Niedostatek snu znacznie zwiększa napięcie psychiczne.
Praca nad sobą wymaga zatem konsekwentnego wygospodarowywania czasu na dostateczną ilość snu. Duże znaczenie mają przede wszystkim wcześniejsze godziny nocy. Z korzyścią zatem dla Twojego zdrowia psychicznego będzie możliwie wczesne udawanie się na spoczynek. To nie jest łatwa sprawa dla dzisiejszego chłopaka, który nieraz ma pokusę korzystania z telewizora do późnych godzin nocnych. Nic dziwnego, że w takich warunkach sen nie może dać należytego wypoczynku, pojawia się silne napięcie, trudności seksualne rosną.
Ruch fizyczny, zwłaszcza dający radość, też powoduje zmniejszenie napięcia psychoruchowego i ułatwia zachowanie ideału samoopanowania seksualnego, a więc i osiągnięcie upragnionej wolności wewnętrznej. Może to być systematyczny trening sportowy, marsz lub bieg sportowy (jogging). Rzecz jasna nie mamy tu na myśli ostrego treningu sportowego zmierzającego do tzw. wyczynu. Nie ma on nic wspólnego z zasadami higieny psychicznej. Natomiast doskonałą usługę oddają sporty wodne: pływanie, wioślarstwo, żeglarstwo. Opanowanie żywiołu i zaprzyjaźnienie się z nim wpływa na wzmożenie odporności i osiągnięcie równowagi psychicznej.
Przyjazne kontakty z ludźmi, życie towarzyskie w gronie przyjaciół, dająca radość zabawa, rozwijanie osobistych zainteresowań - wszystko to stwarza atmosferę odprężenia psychicznego. Warto też zwrócić uwagę na kontakt z przyrodą oraz na wielkie znaczenie pracy fizycznej.
Co do trudności, których źródło tkwi w konfliktach psychicznych, nie da się ich tutaj wszystkich omówić.
W pierwszym rzędzie trzeba zwrócić uwagę na trudne sytuacje rodzinne: są one bardzo boleśnie przeżywane zarówno przez dzieci, jak i przez rodziców. Toteż można by próbować podjąć dialog z rodzicami przez zaproponowanie ojcu lub matce rozmowy, najlepiej poza domem: choćby podczas wspólnego pójścia na spacer, do kina czy do jakiejś kawiarenki. Takie poza-domowe spotkanie i dialog mogą wykazać, że mimo wszystko wzajemne zrozumienie jest możliwe, że w gruncie rzeczy jesteście sobie bliscy i że więcej Was łączy niż dzieli.
W każdym razie chłopak, który czuje się dobrze w swoim domu, ma dobre, przyjazne kontakty z ojcem, nie jest uzależniony uczuciowo od rodziców, zwłaszcza od matki, jest życzliwy dla ludzi, ma zainteresowania, cieszy się pracą czy nauką, dostrzega wartości życia, ma dobre kontakty koleżeńskie, - jest po prostu bardziej odporny psychicznie w zetknięciu z różnymi trudnościami. Nie ma potrzeby wyłączania się z życia. Znacznie łatwiej daje sobie radę z możliwymi trudnościami seksualnymi.
Z poczucia mniejszej wartości, jeśli jest ono Twoim udziałem, można wyjść tylko przez otwarcie się na innych. Jakże wielu ludzi: kolegów i koleżanek przeżywa może to samo. Próbuj wyjść ku nim i - skoro wiesz jak to gorzko - pomóż im przejść przez trudny okres życia okazując im Twoją akceptację i zrozumienie.
Jeśli idzie o brak poczucia sensu życia i jakąś praktyczną filozofię rozpaczy to trzeba jasno powiedzieć, że pełnej odpowiedzi na pytanie o sens życia nie można znaleźć poza życiem religijnym. Toteż tylko prawdziwe życie wewnętrzne, jednoczące człowieka z Bogiem, wprowadza nas na drogę, na której można znaleźć odpowiedź na to pytanie mające zasadnicze znaczenie dla każdego z nas. Przyjaźń z Panem Jezusem oparta na prostej i wytrwałej modlitwie, na znajomości i przyjmowaniu Jego Słowa, stanowią fundament życia wewnętrznego. Ponadto istotne znaczenie ma właściwe traktowanie sakramentu pokuty jako sakramentu zwycięstwa dobra nad złem, sakramentu drogi i postępu, sakramentu nieustępliwego dążenia do rozwoju ku pełni. Oddawanie się Najwyższemu przez uczestniczenie w Jego ofierze we Mszy św. przez Komunię św., otwieranie serca na potrzeby innych ludzi, oto warunki konieczne do tego, byśmy nie ulegali beznadziejnej filozofii rozpaczy pchającej nas do ucieczki z życia na wszelki sposób.
Pozostaje sprawa przeżywania swojej męskości. Trzeba raz jeszcze podkreślić, że mężczyzną w całej prawdzie jest ten, kto będzie dobrym ojcem, z kim dzieciom będzie dobrze. Rozwijanie w sobie już za młodu tych cech, które będą Tobie przydatne jako ojcu, rozwijanie prawdziwej męskości wyrażającej się w twórczym nastawieniu do życia i do siebie, w poczuciu odpowiedzialności za innych ludzi i w rozumnym przewidywaniu skutków swego działania, da Ci wiele radości i sprawi, że będziesz w swoim środowisku cieszył się szacunkiem.
Rzecz jasna, są wypadki, w których - w razie przeżywanych przez Ciebie trudności seksualnych - właściwą rzeczą będzie przeprowadzenie rozmowy czy zasięgnięcie porady u odpowiedzialnego i zorientowanego w tej problematyce lekarza, psychologa czy duszpasterza.
Wreszcie warto przypomnieć, że każdy z nas powinien poznać na tyle samego siebie, żeby wiedzieć, co może mu w tej dziedzinie przynieść szkodę i utrudnić dochowanie wierności dobru.
Spotkać się można z opinią, że z trudnościami seksualnymi należy walczyć. Trzeba sprawę postawić inaczej: mianowicie, należy się rozwijać, z tych trudności trzeba wyrastać. Są one bowiem wyrazem swego rodzaju niedojrzałości. Jeśli zatem ma być mowa o walce, to trzeba by przez nią rozumieć wysiłek wkładany w wyrastanie do pełni człowieczeństwa, a więc w rozwój przyjaźni z Najwyższym i z ludźmi, w rozwijanie uzdolnień, doskonalenie umiejętności. Ten wysiłek przynosi wiele radości, która zawsze towarzyszy czystości.
PRZYPISY
1 Wydzielina gromadząca się pod napletkiem. Jej zaleganie działa drażniąco. Ma również niekorzyst-ny wpływ na drogi rodne kobiety. Powinna być usuwana przez staranne mycie.
2 Fałd łączący napletek z żołędzią prącia.
3 Była o tym mowa obszerniej w temacie 8., s, .
4 W potocznym języku pieszczoty prowadzące do zadowolenia seksualnego nazywane są pettingiem.
5 Podobnie mają się sprawy, rzecz jasna, i poza małżeństwem. Należy przypomnieć, że przez określe-nie potrzeba seksualna mamy na myśli nie samą zdolność reagowania na bodźce seksualne, bez cze-go działanie seksualne nie byłoby w ogóle możliwe, lecz ów zniewalający charakter potrzeby rozłado-wania napięcia, nie liczącej się z żadnymi wartościami związanymi z płciowością u człowieka.
6 1 List do Koryntian 6,12.
ODSTAWIENIE:
droga do zycia w wolnosci, radosci i nadziei
Regularne uczestnictwo w AE daje nam szanse nowego zycia: zycia bez obsesji na punkcie seksu i milosnego "haju" - zycia bez dawnych chorych zachowan, intryg i emocjonalnej zaleznosci. I kiedy slyszymy ludzi, ktorzy mowia na mityngu o cudach, jakich doznali w swoim zyciu dzieki zdrowieniu w AE, wstepuje w nas odwaga i nadzieja. Lecz kiedy ci sami ludzie opowiadaja o bolach odstawienia, jakie musieli przy tym przejsc, zaczynamy sie zastanawiac, czy w ogole jeszcze chodzic na te mityngi. Jednak odpowiedz brzmi stanowczo: TAK! W slowach naszego podstawowego tekstu, ksiazki Anonimowi Erotomani, czytamy:
Nie mozemy przejsc procesu odstawienia za Ciebie. Zreszta ktoz z nas przy zdrowych zmyslach chcialby przechodzic znowu te meki?! Na pewno nikt. Mimo to, bol odstawienia - proces odtruwania sie z toksyn erotomanii - byl dla kazdego z nas jedyny i niepowtarzalny, a nade wszystko bezcenny, (choc teraz pewnie trudno Ci tak pomyslec). W pewnym sensie doswiadczenie to jest dokladnie Toba - jest najistotniejsza czescia Ciebie, ktora od dawna probowala wyplynac na powierzchnie, narodzic sie. Unikales - lub unikalas - tego bolu bardzo dlugo, starajac sie zagluszyc go w sobie roznymi kompulsjami, ale nigdy nie udawalo Ci sie odlaczyc od niego na stale. Teraz musisz przejsc odstawienie w calosci, aby stac sie integralnym, o-calonym czlowiekiem. Musisz spotkac sie z prawdziwym - lub prawdziwa - soba. Pod warstwa terroru i przerazenia, co sie w rezultacie moze z Toba stac, odstawienie kryje zarodek Twojej osobistej integralnosci. Musi ono stac sie Twoim zywym doswiadczeniem, abys mogl - lub mogla - zdac sobie sprawe, a raczej urzeczywistnic w sobie i swoim zyciu, ow przechowywany tak dlugo i zaniechany potencjal.
Tak wiec, aby stac sie ludzmi integralnymi, musielismy odwazyc sie na odstawienie swoich seksualnych i uczuciowych "narkotykow" i musielismy przejsc przez ten proces osobiscie. Jesli utozsamiasz sie z naszymi dawnymi przezyciami, Ty rowniez potrzebujesz spotkac sie w ten sposob ze soba. Zaprzestanie, pod powierzchnia terroryzujacego strachu, kryje w sobie nasiona wewnetrznej integralnosci: poczatek odzyskiwania siebie calego i powracania do zdrowia. Mozesz tego tak samo doswiadczyc, przechodzac OSOBISCIE przez swoj proces odstawienia. Przechowywany w nim tak dlugo potencjal czeka na Ciebie. Tylko Ty mozesz go dla siebie urzeczywistnic. Tylko Ty mozesz go zrealizowac w swoim wlasnym zyciu.
Czym jest odstawienie?
Pierwszym i rozstrzygajacym krokiem, ktory rozpoczyna nasze zdrowienie, jest identyfikacja wlasnych nalogowych zachowan: okreslenie swojego mechanizmu spustowego erotomanii. Aby osiagnac fizyczna, mentalna, uczuciowa i duchowa integralnosc - aby stac sie czlowiekiem calym, o-calonym z choroby - musielismy najpierw powstrzymac odtwarzanie sie wszystkich tych destrukcyjnych wzorcow. Po wsparcie i przewodnictwo zwracalismy sie do sponsora, do naszej Sily Wyzszej i do doswiadczen innych trzezwych erotomanow z AE. Zmiana naszych zachowan, czyli powstrzymywanie uzaleznienia (tzw. nie uruchamianie sie przez jeden, dzisiejszy dzien, godzine, minute) oznacza poczatek abstynencji. Fizyczna, mentalna, uczuciowa i duchowa rewolucja, ktora wybucha w nas wskutek zaprzestania kompulsywnych zachowan, to odstawienie. Niezaleznie, czy nasze pozadania i "glody" dotyczyly seksu, uczuc czy zwiazku i niezaleznie, czy trwaly caly czas, czy byly napadowe, odstawienie ich zwykle wywolywalo w naszym organizmie silny szok. Fizyczne i mentalne nie uruchamianie sie, czyli abstynencja, przechodzi w tzw. proces odstawienia, ktory trwa przez pewien, nie okreslony z gory, czas.
Slowo odstawienie niezmiennie przywoluje na mysl obraz narkomana czy alkoholika, uzaleznionego od substancji, ktore zmieniaja mu nastroj i pozwalaja na ucieczke od chwili obecnej. Erotomania rowniez moze pozbawic nas wszystkiego, wystawiajac na coraz wieksze szkody nasze samopoczucie, nasze fizyczne i psychiczne zdrowie, a wreszcie i samo nasze zycie. Podobnie jak alkohol, narkotyki czy leki, erotomania uzaleznia nas od substancji chemicznych, jakie nasz organizm produkuje przezywajac nadintensywnie seks, uczucia i ryzyko. Uzaleznia nas takze od zachowan (podobnie jak hazard czy kompulsywne zakupy) oraz od fantazji, w czym przypomina jeszcze inna grupe uzaleznien (np. massmedia).
Okres odstawienia dla wiekszosci z nas bywa bardzo nieprzyjemny, gdyz praktycznie obejmuje on wszystkie sfery organizmu. Cialo przechodzi przez nieoczekiwany chemiczny szok i czesto to bolesnie sygnalizuje. Emocje moga wejsc w hustawke przekraczajaca nasze wyobrazenia o tym, co mozliwe. Duchowo, pewnie pierwszy raz w zyciu, moze nas dopadac taka pustka, jakby nas juz nie bylo - jakby zycie z nas odplynelo i stracilo wszelki sens. To wlasnie te pustke staralismy sie zapchac naszym uzaleznieniem (uzaleznieniami), jednak w ten sposob dziura tylko sie powiekszala. Teraz musielismy ja otworzyc - poczuc "do konca" - aby mogla w przyszlosci napelnic sie nowym, wyzwolonym zyciem.
Doswiadczanie odstawienia
Abstynencja od uzaleznionych destrukcyjnych zachowan seksualnych i uczuciowych obdarza nas stanem wrazliwosci i podatnosci na zranienie - stanem, ktorego do tej pory z cala determinancja staralismy sie unikac. Kazdy z nas na swoj sposob doswiadcza owej podatnosci na zranienie. Proces odstawienia, jaki sie przez to w nas zawiazuje, mozemy poznac po jego pierwszych symptomach:
ŕ stala lub napadowa chec uruchomienia sie;
ŕ niewyjasnione dolegliwosci i bole;
ŕ choroby lub uczucie wyczerpania;
ŕ wlaczanie sie innych uzaleznien;
ŕ zaburzenia snu i apetytu;
ŕ ogolne zwatpienie w siebie;
ŕ rozpacz i leki;
ŕ mysli samobojcze czy pragnienie smierci;
ŕ pragnienie izolowania sie;
ŕ obsesyjne myslenie;
ŕ smutek, depresja, utrata nadziei;
ŕ sny o uruchamianiu sie;
ŕ hustawka emocji;
ŕ drazliwosc, zlosc, wscieklosc, furia;
ŕ owladniecie fantazjami;
ŕ wewnetrzny zamet i trudnosci z koncentracja;
ŕ kwestionowanie sensu zdrowienia;
ŕ slabniecie zainteresowania mityngimi AE i Wspolnota.
W okresie odstawienia wiele naszych dlugo tlumionych mysli i lekow wyplywa na wierzch. Stajemy sie bolesnie swiadomi, jak bardzo nam czegos "brakuje": jak z tego powodu w przeszlosci uruchamialismy sie czy ulegalismy komus; jak wydzwanialismy do pewnych osob; jak trzymalo nas tzw. tunelowe widzenie; jak szukalismy skoku adrenaliny, stosujac przerozne stymulatory i ciagly zyciowy ped; jak wloczylismy sie po "zakazanych" miejscach; czy jak uciekalismy w swiat fantazji.
Problemem byla w pierwszym rzedzie nasza nieswiadomosc, ze z zachowan tych rodzily sie zwykle uzaleznione intrygi i seksualne kontakty, a kiedy juz dotarlo do nas, jaka gre prowadzimy, nie wiedzielismy co dalej ze soba zrobic. Nie zachowywac sie w ogole? Nasza osobowosc nie dawala sie latwo oddzielic od tych, jakze charakterystycznych dla erotomanii, strategii - "oglaszania sie" czy nadawania "S.O.S.", stylu ubierania sie, wzrokowego szukania obiektow, seksualizujacych rozmow, zartow "niedzwiadkow", "karpikow", laszenia sie, ocieractwa, i tak dalej.
Jesli mamy sie nie uruchamiac, to jak w ogole mamy sie zachowywac?
Czasami pomagaja glebokie oddechy. Innym razem po prostu ucieczka. I nieraz moze to byc wszystko do zrobienia w danym momencie. Wielu z nas pomagala przetrwac chwile kuszenia modlitwa o pogode ducha, modlitwa AE, lub odmawianie pacierza. Moze nas ratowac telefon do sponsora czy innego bezpiecznego uczestnika programu, tak samo jak czytanie broszur AE (zwlaszcza tej) czy rozdzialu piatego z naszej podstawowej ksiazki, Anonimowi Erotomani. ktory najpelniej opisuje doswiadczanie odstawienia. Takze rozdzial czwarty - refleksje nad Dwunastoma Krokami AE - pomaga skupic sie na zdrowieniu, zamiast rozpraszac sie na uruchomienia. Dziala wszystko, co konstruktywnie pomaga nam wyrwac sie z izolacji i z zasklepienia w problemie.
Odkrylismy, ze najlepszym lekarstwem na nasze watpliwosci, wewnetrzne i zewnetrzne zmagania oraz dracy bol odstawienia, jest powierzanie Bogu (lub jakkolwiek pojmowanej Sile wiekszej od nas samych) wszystkich naszych pytan, i obaw co do koncowego rezultatu - Bogu, ktory nas prowadzi i pomaga w abstynencji od dawnych zachowan i wzorcow.
Myslisz sobie byc moze: "Nie dam rady!... Nie warto sie tak szarpac!" Tak naprawde jednak jest warto. Oplaca sie. TY jestes wart (warta). Jestes wart (warta) kazdej walki o siebie. I nie jestes w niej sam (sama).
W miare jak abstynencja staje sie dla nas czyms normalnym, nasze wewnetrzne "centrum doswiadczania", przesuwa sie z bolu odstawienia w strone nadziei, jaka daje zycie programem na jeden dzien, jedna godzine, jedna minute). Nawet jesli mialby to byc ostatni dzien zycia, warto jest przezyc go trzezwo, z dala od czynnej erotomanii. Musimy jednak pamietac o zachowywaniu pewnego dystansu i na luzie podchodzic do wszystkiego, co sie w nas - i poza nami - dzieje. Erotomania z wszystkimi formami nie zniknie w magiczny sposob za horyzontem jednego dnia. Podobnie zdrowienie: nie zmaterializuje sie natychmiast. Tak jak nasza choroba potrzebowala czasu, by sie rozwinac, potrzebujemy tez czasu, zeby sie z niej wydobyc.
Rozpoczecie nowego zycia
W okresie odstawienia - procesie poznawania siebie, uczenia sie nowych zachowan, unikania starych i radzenia sobie z uruchamiajacymi bodzcami - siegamy do naszych zrodel odwagi i sily, tak nowych jak i znanych poprzednio. Znajdujemy czas, by zatroszczyc sie o siebie fizycznie, emocjonalnie, mentalnie i duchowo. Przekonujemy sie, ze pustke, ktora nas tak dlugo gnebila, musimy wypelnic nasza Sila Wyzsza. Poniewaz rozpoznajemy erotomanie jako chorobe niewlasciwych wiezi, zrywamy dawne kontakty, zaczynajac budowanie nowych, zdrowych: wiezi z trzezwymi uczestnikami AE, wiezi z wlasna osoba i wiezi z Bogiem (jakkolwiek Go pojmujemy). Procz tego zdrowe nawyki, jak dobre odzywianie, kapiele, kondycja fizyczna i duchowa czy wypoczynek, tez pomagaja nam unikac stanow, ktore kiedys pchaly nas w strone nalogowych zachowan. Szukalismy wiec nowych sposobow cieszenia sie zyciem i kochania samego siebie, nie manipulujac przy zapalnikach czynnej erotomanii. Moglismy chciec jakiejs nagrody za swoja abstynencje, lub probowac sie z nia obnosic. Jednak zamiast uruchamiania sie czy autoreklamy znajdowalismy teraz inne dzialania, ktore nas koily. Zafundowanie sobie schludnego, smacznego obiadu, wyprawa do sanktuarium natury, wspolne rozegranie jakiegos meczu, koncert w filharmonii, spacer z psem, piknik z rodzina czy szkolne przedstawienie z udzialem naszych dzieci, to tylko niektore przyklady aktywnosci niosacych nam radosc i spelnienie.
Obok tego zwracalismy sie po wsparcie i sile do sponsora lub przyjaciol z programu AE, a zwlaszcza do naszej Sily Wyzszej, ktorej powierzylismy sie w opieke, oddajac wszystkie wzorce erotomanii. Zaufanie do Boga i stosowanie programu AE wylewa oliwe na wzburzone fale nalogowej przeszlosci. W rezultacie wielu z nas rozpoczynalo, na przyklad, glebsza prace nad rozwijaniem duchowosci, wlaczajac sie w rezultacie do religijnych wspolnot swoich wyznan, czy budujac w domu czysty, cichy kat do modlitwy i medytacji. Dzialania takie wzmacnialy w nas swiadomosc wiezi z Sila wieksza od nas samych - Bogiem, tak jak Go kto wyznawal.
Innym sposobem na utrzymanie nowo uzyskanej sily jest sledzenie w swoim zyciu i eliminowanie tych aktywnosci, ktore dyskretnie podkopuja zdrowienie. Zwykle taki przeglad wlasnego stylu zycia pokazuje nam, jak jeszcze mozna je uproscic i oczyscic. Odstawiwszy uzaleznione doznania, czesto uswiadamialismy sobie, ze nasze hobby, praca, a nawet zwykle, codzienne zajecia, byly przez nas podswiadomie tak dobierane, zeby otwierac nam dostep do "obiektow" czy fundowac erotyczny haj. Teraz, bez perspektywy uruchomienia sie, zajecia te przestawaly nas interesowac. Mimo, ze niektore zmiany w zyciu byly trudne do przeprowadzenia, decydowalismy sie wybierac zajecia wspierajace nasze zdrowienie i unikac tych, ktore dawaly dostep lub erotyczny haj, niosacy w konsekwencji niespelnienie i rozpacz.
Wolnosc, radosc, nadzieja
Byc moze zaczynamy odstawienie z uczuciem, jakby zblizal sie na nas ostateczny koniec. Co mnie teraz czeka? Jak ja to zniose? Czy ktos mi pomoze? Czy jeszcze cokolwiek warto? Czego mam sie wyrzec i ile to bedzie kosztowalo? Czy cos ze mnie zostanie, jesli w ogole przezyje odstawienie? Czy ono sie kiedykolwiek skonczy? Czy bede jeszcze kiedys mogl miec seks, milosc, zwiazek?
Nie mozemy przewidziec Twojej przyszlosci. Wiemy jednak, ze seks, milosc i zwiazek to niekoniecznie sprawy, ktorych na zawsze musimy sie wyrzec. Z chwila, kiedy w naszym zyciu gore bierze rownowaga i zaczyna nim kierowac nasza Sila Wyzsza, uzyskujemy (lub odzyskujemy) trzezwa ocene i zdolnosc wybierania takich miejsc i zajec, ktore sa dla nas bezpieczne. Uczciwa i otwarta komunikacja ze sponsorem, grupami AE i innymi ozdrowialymi erotomanami to rozstrzygajacy element w naszym podejmowaniu decyzji.
Mimo, ze powstrzymywanie sie od uzaleznionych zachowan i fantazji jest bolesne, bol ten nie trwa wiecznie. Nie zabija i nie szkodzi; swiadczy tylko, ze rozpoczelo sie uzdrawianie. Okres wychodzenia z odstawienia zaznacza sie wyraznym spadkiem poziomu pozadan, fantazji i przede wszystkim pragnienia, by sie na powrot uruchomic. Uzyskiwanie wgladow w erotomanie, gotowosc, by sie nie uruchamiac, przerabianie Krokow, uczciwosc i otwartosc na mityngach, to narzedzia programu AE. Poslugujac sie nimi z wiara i zaufaniem do Sily wiekszej od nas samych, stajemy sie zdolni zbudowac w sobie zycie wolne od uzaleznionych zachowan - seksualnych i uczuciowych - i od innych form destrukcji. Nie tylko akceptujemy odstawienie, jako konieczny krok na poczatku drogi, ale i zaczynamy je bardzo sobie cenic. Napelnia nas radosc, kiedy - byc moze pierwszy raz w zyciu - zaczynamy czuc swoja wartosc, godnosc, szacunek do siebie i milosc. Sila wieksza od nas samych rzeczywiscie przywraca nas zdrowiu, a nasza wdziecznosc ciagle rosnie.
Zestaw narzedzi pozwalajacych przezyc odstawienie
Jesli przezywasz dyskomfort odstawienia erotomanii, ponizsza lista narzedzi - sloganow i sugestii - moze Cie zainteresowac. Pamietaj, ze to tylko propozycje; niekoniecznie wszystkie beda dla Ciebie dzialac i niekoniecznie w kazdej sytuacji. Wybierz te, ktore sie w Twoim przypadku sprawdzaja i STOSUJ JE! Nieczynny erotoman nie znaczy: bezczynny erotoman. Program dziala tylko, jesli go przerabiasz:
ŕ Najpierw najwazniejsze - zdrowienie stawiaj zawsze na pierwszym miejscu;
ŕ Nie komplikuj - nie kombinuj;
ŕ Chron sie przed choroba, nie przed AE i programem - badz "nieprzemakalny(a)" we wlasciwa strone;
ŕ Miej dystans; bierz siebie i zdarzenia na luzie;
ŕ Pusc wszystko, co trzymasz i pozwol to poukladac Bogu;
ŕ Bog robi dla nas to, czego nie mozemy sami;
ŕ Zdrowienie boli, erotomania zabija - kazdy bol mija;
ŕ Nawet najdluzsza droga zaczyna sie od pierwszego kroku;
ŕ Kazda przemiana zaczyna sie od wnetrza;
ŕ Nie zajdziesz daleko bez tzw. pracy nog - chodz na mityngi;
ŕ Jesli nie chce Ci sie isc na mityng, idz na dwa;
ŕ Wyrzuc tzw. siedmiomilowe buty - daj czas czasowi;
ŕ Najdluzsza jest droga z glowy do serca - daj czas czasowi;
ŕ Jestes tak gleboko chory, jak gleboko chowasz swoje tajemnice;
ŕ AE dziala, jesli i Ty sie dzielisz;
ŕ Porownuj swoje uczucia, nie zachowania - plywamy roznymi stylami, topimy sie jednakowo;
ŕ Sluchaj, sluchaj, sluchaj;
ŕ Nie rozmawiaj z pokusa - rozmawiaj z bezpiecznymi AE;
ŕ Mow prawde szybko;
ŕ Najwieksza przeszkoda tkwi w Tobie - nie walcz z nalogiem, pokonuj siebie;
ŕ Uwazaj na tzw. S.O.S. Nie nadawaj, nie odbieraj;
ŕ Ratownik = ofiara, ofiara = ratownik;
ŕ Nie uruchamiaj sie, zeby nie wiem co. Tylko dzisiaj - jeden dzien, jedna godzina, jedna minuta;
ŕ Nie izoluj sie; Nie uruchamiac sie nie znaczy: unieruchomic sie;
ŕ Ustal prosty rozklad dnia;
ŕ Dzwon do bezpiecznych ludzi z AE; pros ich, by dzwonili do ciebie;
ŕ Korzystaj ze sponsora. Angazuj sie w sprawy grupy;
ŕ Prowadz dzienniczek uczuc;
ŕ Czytaj literature AE;
ŕ Rozmawiaj ze swoja Sila Wyzsza. Pros o poznanie calej prawdy i opieke;
ŕ Unikaj osob, miejsc, zajec i sytuacji, ktore cie uruchamiaja lub rozwalaja;
ŕ Nie zalamuj sie jesli zaliczysz wpadke. Startuj znowu;
ŕ Szukaj pomocy profesjonalistow znajacych problem erotomanii;
ŕ Wyrzuc z domu (pracy) "zapalniki": magazyny, kasety, adresy, telefony, akcesoria; listy i zdjecia mozesz tez dac na przechowanie, np. sponsorowi.
ŕ Zalicz 30 mityngow w 30 dni - na poczatek przez 12 miesiecy;
ŕ Szukaj mozliwie najbezpieczniejszych miejsc i tras podrozy;
ŕ Reguluj swoja energie: wyciszaj sie, skupiaj lub mobilizuj;
ŕ Napisz swoj Pierwszy Krok, omow ze sponsorem i oddaj grupie;
ŕ Jesli nie masz pod reka AE, korzystaj z rownoleglych Wspolnot lub, najlepiej, zaloz grupe AE;
ŕ Nie boj sie mowic: "nie". Masz prawo postawic kazda granice w ochronie siebie i swojej trzezwosci;
ŕ Wylaczaj inne uzaleznienia: (obzarstwo, hazard, zakupy, substancje, etc.) - zamiana kabin na Titanicu nie jest rozwiazaniem;
ŕ Korzystaj z miejsc kultu: kosciolow, cerkwi, synagog, zborow etc.;
ŕ Szukaj wyciszenia, swiatla i pokoju;
ŕ Modl sie. Medytuj. Utrzymuj staly kontakt ze swoja Sila Wyzsza;
ŕ Zapraszaj Boga do kazdej sytuacji, zwlaszcza niebezpiecznej;
ŕ Unikaj szkodliwych dla Ciebie mediow: TV, kina, wideo, pism, muzyki, literatury etc.;
ŕ Podaruj sobie czasem kwiaty; wyslij zyczenia do siebie; obejmij siebie i przytul;
ŕ Ogranicz rodzine tylko do bezpiecznych czlonkow;
ŕ Nie tlum uczuc;
ŕ Znajdz bezpieczne miejsce i bezpieczna osobe, przy ktorej mozesz plakac, smucic sie czy wyladowywac furie; pamietaj, ze uczucia to nie fizyczne fakty - nikogo nie zabija;
ŕ Nie probuj zachowan, ktorych dotad nie uzywales (np.: podgladactwa zamiast pornografii; zwiazkow zamiast prostytutek, zakochania w gwiezdzie zamiast w kims dostepnym);
ŕ Nie wracaj, by sprawdzic, "czy juz moge";
ŕ Poczekaj z pojednaniem do konca odstawienia;
A przede wszystkim nie trac ducha. Odstawienie nie trwa wiecznie. Pamietaj: NIE JESTES SAM!
ABSTYNENCJA A TRZEŹWOŚĆ W AE
Tradycja Trzecia Wspolnoty Augustynskiej- Anonimowi Erotomani- mowi: Jedynym warunkiem uczestnictwa w AE jest pragnienie, by przestac obracac sie we wzorcach nalogowego seksu i nalogowej milosci. Patrzac na ten wymog moznaby pomyslec, ze trzezwosc seksualna jest sprawa wzgledna, ktora w AE kazdy okresla sobie, jak mu sie podoba. Na pierwszy rzut oka wyglada to na bardzo atrakcyjna i demokratyczna idee. Jednak dziala ona tylko pod warunkiem absolutnej uczciwosci wobec samego siebie. Dzieki wielu gorzkim doswiadczeniom przekonalismy sie, ze nie daje nam to bezpieczenstwa jako Wspolnocie. Wiemy, jak latwo i subtelnie wkradaja sie nasze racjonalizacje i jak bardzo potrafimy byc w nich pomyslowi. Niektorzy z nas probowali wiec samej masturbacji; albo samych "stalych" zwiazkow, gdzie naprawde "zalezalo nam" na partnerze; albo samych uczuciowych relacji, by miec energetyzujacy "haj", bez moralnego kaca. Probowalismy seksu bez stymulujacych fantazji, lub do samego fantazjowania bez fizycznego uprawiania seksu. Staralismy sie "upchnac" nasza chorobe w jednym, stalym zwiazku lub tez- zeby nikogo "nie ranic" - zwracalismy sie do jednorazowek, anonimowych kontaktow czy platnego seksu. Kiedy indziej wypieralismy swoja seksualnosc, ladujac w anoreksji. Jedak dla nas, AE, zadne eksperymenty ani formy kontroli nie byly skuteczne na dluzsza mete.
Wiekszosc z nas, trafiajac do AE w wyniku kryzysu, nie miala najmniejszych watpliwosci, co ma przestac robic. Po prostu to wiedzielismy. U innych gotowosc zaprzestania, jesli z poczatku byla tylko szczatkowa, krystalizowala sie w miare chodzenia na mityngi. Jednak gdy tylko kryzys zelzal, zpojrzmy jak odzywaly nasze racjonalizacje! Wracaly one zwlaszcza, gdy slyszelismy kogos, kto - podajac sie wedlug wlasnych kryteriw za osobe trzezwa - mowil o swoich "zdrowych" eksperymentach z samogwaltem czy o pelnej abstynencji bez odstawienia relacji, ktora przyprowadzila go do AE(lub ktora polegala nie na trwalym zobowiazaniu, a na weekendowych seksualnych randkach czy uczuciowej obsesji, itp.). Pytalismy sie wtedy w duchu: "Moze i ja nie musze wszystkiego odstawiac? Moze moge nauczyc sie "konstruktywnego" onanizmu lub miec z kims stosunki seksualne skoro cos do niego czuje? A moze moge moj destruktywny zwiazek zamienic w konstruktywny? A moze moge zachowac sobie tylko 'niewinne" flirty lub zbierac tzw. Abonamenty?(Wstepna wymiana sygnalow seksualnych, ktora, obiecujac mozliwosc ich fizycznej realizacji, daje obu stronom rodzaj wzajemnego "abonamentu" na siebie- do ew. wykorzystania w przyszlosci)." Racjonalizacje tego typu oznaczaly w gruncie rzeczy pytanie: moze uda mi sie, chodzac do AE lecz nie przerywajac pewnych zachowan, uzyskac nad nimi kontrole? Odstawic najgorsze wzorce, a za inne nie ponosic konsekwencji? Jesli jednak mielismy dosc zdrowego wyczucia i seksualnej trzezwosci, to slyszac o takich powrotach do resztek dawnych praktyk, wolalismy w duchu: "Czy nie ma dla mnie na swiecie juz nic lepszego?!".
Jednak pokusa, zeby wygrzebac cos z powrotem ze smietnika dawnych zludzen i zachowan moze byc ogromna z kilku powodow. Po pierwsze, przez lata czynnej erotomanii silnie przywiazalismy sie do gratyfikacji, jakie nam dawala; wiec "gdyby tak udalo sie ocalic z nich kawalek, nie byloby az tak zle". Po drugie, przeczuwajac jaki bol moze przyniesc odstawienie - z jakim bolem i pustka wewnetrzna bedziemy musieli sie skontaktowac, wejsc w nia i wytrwac, az zapelni ja Sila Wyzsza - instynktownie szukalismy znieczulenia. Po trzecie, spod erotomanii wyzieraly zwykle zranienia doznane w dziecinstwie: nie przezyty bol maltretowania, opuszczenia i wykorzystania, a teraz nadchodzila trudna poraz zatrzymac sie, przyjac go i przezyc. Po czwarte, poniewaz nie wiedzielismy, co jest zdrowe i dobre, znany horror i kontrola wydawaly sie lepsze niz zawierzenie sie Sile Wyzszej i Jej nieznane blogoslawienstwa, do ktorych nigdy nei nawyklismy; trudno wiec bylo nam wypasc z tej roli. Wszystki te emocjonalne konflikty, schematy i leki automatycznie rzutowaly na nasze myslenie, na ktorym dlugo nei mozemy polegac.
Jesli pojmowalismy zasady seksualnej abstynencji sposob dowolny, mglisty czy niepelny, lub gdybysmy ja redefiniowali zaleznie od pokus, w najlepszym razie byloby to wszystko, co udaloby sie nam osiagnac. Blogoslawienstwa programu AE ominelyby nas i -niedobudzeni duchowo - zamiast stanowic dla siebie nawzajem ratunek, kierowalibysmy siebie z powrotem w chorobe, a nasza Wspolnote na bezdroza. Dla nas, ludzi zdrowiejacych z uzaleznienia od seksu i milosci, nie dziala kontrola i nie ma bezpiecznych eksperymentow z choroba. Jeden z tekstow macierzystego SLAA, czytany czasem na naszych mityngach, mowi: Program nie moze zaprowadzic nas dalej, niz siega nasza definicja seksualnej trzezwosci. Dlatego musimy stale rozszerzac te definicje na nowe obszary. Mowi wyrazenie: "nowe obszary", nie stare. Seksualna trzezwosc jest skala otwarta w gore, nie w obie strony. Zaczyna sie od podstawy, ktora tworzy abstynencja od destruktywnych zachowan. Opierajac sie na tym fundamencie, wkraczamy na droge pelnego postepu i duchowej przemiany. Program AE to budowanie - poprzez kroki i Tradycje - trwalych, konsekwentnych wiezi z soba samym, z innymi ludzmi i z Bogiem(tak jak Go pojmujemy). Wiezi tych nie mozemy oprzec na erotycznym haju i kontroli, a tylko na kapitulacji wobec pozadania seksu i milosnych uczuc i zawierzeniu swojej woli i zycia milujacej Sile Wyzszej.
Latwiej nam moze okreslic, czym seksualna trzezwosc nie jest. Jednak zasady, na jakich udaje sie nam ja zbudowac, sa niezmienne, proste i przejrzyste. Jasnosc pod tym wzgledem stanowi o naszej jednosci jako Wspolnoty i o naszym poczuciu bezpieczenstwa wewnatrz niej.
Definiujac fundament, na jakim opiera sie nasza seksualna trzezwosc, nie wypowiadamy sie za ludzi spoza AE: mowimy tylko za siebie. Tak wiec dla nas, Anonimowych Erotomanow, seksualna trzezwosc opiera sie na konkretnych regulach fizycznej i uczuciowej abstynencji, ktora oznacza:
1. dla osoby pozostajacej w stalym, opartym na zobowiazaniu i powierzonym Sile Wyzszej zwiazku- lub budujacej taki zwiazek po okresie odstawienia i poznania wzorcow erotomanii oraz dzieki pracy z programem AE - mozliwosc (ale nie gwarancje) seksu z partnerem;
2. dla osoby zyjacej w pojedynke - wolnosc od wszelkich form uprawiania seksu.
Ta podstawa jednosci i bezpieczenstwa w AE wynika z naszych wspolnych doswiadczen w zdrowieniu z erotomanii.
Seksualno - uczuciowa trzezwosc jest oczywiscie czyms duzo trudniejszym i bardziej zlozonym, niz sama abstynencja, ktora jest jej warunkiem. To nie konczacy sie proces duchowego wzrostu i realizacji czlowieczego potencjalu. Doswiadczamy tej przemiany poprzez program Dwunastu Krokow i Dwunastu Tradycji AE, ktore realizujemy w osobistejwiezi z innymi erotomanami i cala Wspolnota.
Istnieje tez odwrotna pulapka. Nie jest dla nas trzezwoscia wyparcie seksualnych i uczuciowych potrzeb - unikanie wszelkich kontaktow i wiezi. Anoreksja chetnie nosi szate pozornie "slusznej" abstynencji lub celibatu, zawsze jednak stanowi odwrotna strone czynnej erotomanii; jak fotograficzny negatyw w stosunku do odbitek. Ci z nas, ktorych choroba pchnela ongis w anoreksje, mowia dzisiaj, ze znalezli sie wtedy w jeszcze ciezszym stanie. Tak wiec dla AE zyjacych w pojedynke, trzezwosc seksualna oznacza wiec - miedzy innymi - stala otwartosc na mozliwosc trwalego, partnerskiego zwiazku; zas dla AE zyjacych w takim zwiazku - stala osiagalnoscia dla partnera na kazdej plaszczyznie. Dla wszystkich zas oznacza silne, konsekwentne i zdrowe wiezi: z soba, z innymi i z Bogiem, jakkolwiek kto Go pojmuje. Wtedy ewentualnie zycie w pojedynke przestaje byc forma ucieczki przed bliskoscia stanowiac akt wolny i tworczy, ktory pomaga w sluzbie - i sobie i innym - na drodzedo duchowego przebudzenia. Zas wybor stalego zwiazku oznacza wnoszenie do niego energii czerpanej z zewnetrznych zrodel i nie traktuje partnera jak zasilacza uzupelniajacego nasze osobiste braki.
Podkreslamy, ze spelnianie regul seksualnej i mentalnej abstynencji nigdy nie jest wymogiem przystapienia do AE; jest nim jedynie pragnienie, by przestac obracac sie we wzorcach nalogowego seksu i nalogowej milosci.. W AE nikt nie moze innym niczego narzucac. Niektorzy z nas, by dojsc do pelnego odstawienia i osiagnac zreby trzezwosci, potrzebowali wielu miesiecy, a nawet lat, chodzenia na mityngi, targowania sie ze soba i bolesnych wpadek. Nieraz nasza gotowosc zaprzestania byla z poczatku zbyt watla i dopiero nadzieja, radosc, determinacja, postep i wsparcie innych uczestnikow pozwalaly nam odczuc ja w sobie. Czasami odchodzilismy ze Wspolnoty, by - po czasie eksperymentow z silna wola i kontrola - powrocic, tym razem z wieksza determinacja i przekonaniem, ze nie ma dla nas innej drogi. Musielismy skapitulowac bezwarunkowo i spotkac sie z prawdziwym soba w calosci. Uczestniczac stale w mityngach, stosujac program, niosac poslanie, pracujac ze sponsorem i sponsorujac, poglebiamy nasze rozeznanie, co w nas jest jeszcze chore i budujemy zdolnosc do zdrowych i moralnych wyborow zyciowych.
Duzo wazniejsza od kalendarzowej abstynencji jest jej duchowa glebia oraz nasza wewnetrzna integralnosc: prawosc i uczciwosc. Zauwazalismy nieraz, ze z kogos po niewielkiej wpadce moze mimo to emanowac wieksza seksualna trzezwosc niz z kogos, kto od dlugiego czasu trwa w tzw. Zelaznym celibacie. Nieraz bardziej niz abstynencja liczy sie gotowosc. Jedynie sami, z glebi duszy, mozemy wiedziec, czy i w jakim stopniu jestesmy trzezwi i zdrowiejemy. Nie mozemy sie oszukiwac. Znajdujac w sobie gotowosc i przychodzac stale na mitingi zaczynamy doswiadczac wypelnienia sie obietnic programu AE. Dazymy nie tyle do "suchej" abstynencji, ile do duchowego przebudzenia, co zaznacza sie- miedzy innymi- prograsywnym ustepowaniem zadz, obsesji, fantazji oraz potrrzeby uczuciowej zaleznosci. Sama wstrzemiezliwosc nie jest naszym celem, a tylko srodkiem do celu - odzyskania zdolnosc wyboru naszych zachowan oraz postepujacego oczyszczania sie z mentalnych wzorcow choroby. Wolnosc od sterowania przez chuc umozliwia nam skuteczne niesienie poslania AE i pomoc tym erotomanom, ktorzy wciaz cierpia. Wielkim blogoslawienstwem w tej sytuacji okazuje sie fakt, ze dopoki nie staniemy sie zdolni bezwarunkowo dawac siebie innym i nie zbudujemy duchowej wiezi z Bogiem, pustka po nalogu nigdy nie zostanie w nas zapelniona.
Fakt, ze w opartym na zobowiazaniu, trwalym zwiazku mozemy wspolzyc z partnerem i uwazac sie za sekualnie trzezwych, nie jest przywilejem. Moze to hamowac lub wrecz blokowac zdrowienie. Bywalo, ze choc taki "legalny" seks nie uruchamial w nas uzaleznienia, jednak nei nadchodzilo uwolnienie od fantazji, obsesji i pozadan. Dlatego wielu tych z nas, ktorzy zdrowieja w swoim stalym zwiazku, podejmowalo uzgodnione z partnerem terminowe lub bezterminowe okresy celibatu. Pozwalaly nam one osiagnac wyzszy szczebel trzezwosci, otwierajac tez pamiec przezyc z dziecinstwa, rozstrzygajaca odzyskaniu siebie.
Zachowywanie abstynencji nigdy nie jest, co stale musimy podkreslac, warunkiem uczestnictwa w AE. Abstynencja jest jednak warunkiem (o ile to mozliwe) pelnienia sluzb AE, majacych wplyw na oblicze calej wspolnoty i mityngow. Stanowi ona fundament, na ktorym opiera sie nasza jednosc, bezpieczenstwo w grupie oraz szczegolna duchowa glebia naszych spotkan. Nie opierajac sie na jasnej definicji, pozbawilibysmy nasza "lodz radunkowa AE" knstrukcji chroniacej przed zatonieciem. A przeciez znajac przebiegly charakter erotomanii, mozemy spodziewac sie nie jednego sztormu - tj. szturmu choroby na nasza Wspolnote poprzez proby odwiedzenia nas od glownego celu. Seksualna i uczuciowa abstynencja jest dla nas nakazem, a drogowskazem - jest jak latarnia morska, ktora kieruje zalamanych i zblakanych rozbitkow do bezpiecznego portu. Kazda i kazdy z nas musial odnalesc w sobie to wewnetrzne, uzdrawiajace i moralne prawo milosci, zamiast przyjmowac je na mocy zewnetrznego zarzadzenia "bo tak trzeba" lub "bo to zgadza sie z przykazaniami". Jesli tych regul nie odnajdywalismy w sobie, lub jesli stosowalismy wlasne, na krotsza mete latwiejsze, korygowala je choroba, naprowadzajac nas w koncu na slad w naszym sercu, lub zabierajac nas bezpowrotnie.
Jest jeszcze jeden powod, dla ktorego jasna definicja seksualnej abstynencji jest konieczna dla zdrowego przetrwania AE - to tzw. Trzynasty krok* (uwiedzenie lub pojscie do lozka z kims z AE). Inne wspolnoty oparte na programie Dwunastu Krokow i Dwunastu Tradycji uwazaja takie postepwanie za wypaczenie programu i swojego podstawowego celu. W AE "trzynasty krok" mialby szczegolnie tragiczny ciezar gatunkowy- bylby swoistym kazirodztwem, dziura wybita w kadlugie naszej lodzi ratunkowej. Nie mamy gwarantowanego sposobu, by takich wypadkow uniknac, ale mozemy o tym mowic i ostrzegac, bowiem tak jak w przypadku klaycznego kazirodztwa, ktore przeszla wiekszosc z nas, najtragiczniejsze jest wtedy zaprzeczanie, reinterpretacja, nieokreslonosc czy niedostrzeganie. Abstynencja - jedyny fundament naszej seksualnej i uczuciowej trzezwosci - stawia "trzynasty krok" w swietle prawdy jako zaprzeczenie zdrowienia z erotomanii i jej tragiczny przejaw. Jesli sie zdarza, zprowadza AE do roli tzw. Agencji towarzyskiej. Nasze wspolne dobro powinno byc najwazniejsze - wyzdrowienie kazdego i kazdej z nas zalezy bowiem od jednosci Anonimowych Erotomanow- mowi Tradycja Pierwsza.
Powyzszy tekst zostal opracowany i jednomyslnie (10 - 0 - 0 ) wlaczony do kanonu literatury AE przez Pierwsza Krajowa konferencje AE, 1998r.
-----------------------------------------------------------
* z protokolu Intergrupy na Zlocie w Katowicach (04.2004 r.):
Intergrupa przypomniala, ze istnieje tylko 12 krokow i 12 tradycji wywodzacych sie z programu
AA, ktore zostaly zaadaptowane dla potrzeb AE. W zwiazku z tym nazywanie wystrzegania sie
wchodzenia w kontakty o charakterze seksualnym 13 krokiem jest bezzasadne.
INTERGRUPA UZNALA, ZE TWZ. "13 KROK" JEST JEDNA Z ZASAD AE.
[przypis moderatora]
Krok Szosty:
Stalismy sie calkowicie gotowi, aby Bog uwolnil nas od wszystkich wad charakteru.
Na etapie Kroku Drugiego i Trzeciego idea poddania naszej tozsamosci procesowi calkowitej przemiany, koniecznej, by trwale wyzwolic sie z erotomanii, byla dla nas raczej abstrakcja. Teraz mielismy stanac twarza w twarz, co to naprawde oznacza. Jednak o pozbyciu sie wszystkich wad charakteru, jakie w sobie odkrylismy w toku obrachunku moralnego, duzo latwiej bylo nam pomyslec, niz rzeczywiscie sie na nia zdobyc. Czym bylo to, co blokowalo nasza gotowosc?
Pierwsza trudnosc pochodzila stad, iz latwo wpadalismy w poczucie, ze znowu mamy cos stracic. Czyz nie oddalismy juz wystarczajaco wiele, odstawiajac wszystkie wzorce czynnej erotomanii? Czyz naszym problemem nie bylo samo uzaleznienie od seksu i milosci? A skoro tak, to dlaczego, gdy jestesmy juz trzezwi, nie mamy prawa odpoczac i zyc wreszcie jak kazdy normalny czlowiek: bez poczucia winy i nowych stresow? Czyz nie mielismy podstaw, by w pewnym sensie uwazac sie za lepszych niz pozostali? Czyz najpierw musimy osiagnac doskonalosc, by moc byc akceptowanym? Poza tym, ktoz chcialby zostac swietym!
Taka postawa latwo prowadzila nas do samousprawiedliwien. Tymczasem znajdowalismy sie w bardzo krytycznym, rozstrzygajacym punkcie zdrowienia. Dzieki pierwszym pieciu Krokom udalo nam sie rzeczywiscie oddalic od czynnej erotomanii. Obecnie mielismy wykonac pierwszy krok w strone wewnetrznej przebudowy. Choc moze nie kazda czesc naszej osobowosci wymagala gruntownego przemodelowania, prawda jednak bylo, ze nie moglismy polegac na samym sobie w decydowaniu, co w nas takiej przebudowy wymaga. Nasze tak typowe dla uzaleznienia i swietnie schowane pokretne myslenie i nieprawe motywy, zbyt latwo mogly zmienic pozornie nieszkodliwe wady w zrodlo nawrotu choroby. Musielismy wiec dopasowac nasza wole do zamierzen Boga wobec nas.
Nalezalo jeszcze raz zmierzyc sie pokora. Poniewaz nasze braki odciskaly pietno na wszystkich dziedzinach zycia, byloby groznym bledem przypisywac wszystkie nasze problemy tylko uzaleznieniu od seksu i od milosci. Stanowczo nie byl to dobry czas na odpoczynek! Nadal musielismy kazdego dnia byc czujni wobec seksualnych pozadan, pokus i uporczywie odzywajacej iluzji, ze gdy spotkamy swoja "milosc doskonala" znikna wszystkie problemy. Znajdujac gotowosc pozbycia sie wad charakteru, decydowalismy sie odrzec sie z tej czesci siebie, ktora wyposazala nas w latwosc nawiazywania seksualnych kontaktow i milosnych intryg - zlamac i wyrzucic nasz "luk Kupidyna" i "strzaly", ktorymi polowalismy na kochankow i milosne gratyfikacje. Oznaczalo to, ze bez jakichkolwiek masek - nie oszukujac wiecej i nie uwodzac - bedziemy odtad wystepowac wylacznie we wlasnej skorze wobec rodziny, przyjaciol czy potencjalnych kandydatow na stalego partnera. A przeciez, jako erotomani, pod pozorami swietnosci skrywalismy poczucie wstydu, zagrozenia, niezaslugiwania i nizszosci. Balismy sie, ze oddawszy wraz z wadami charakteru nasze jedyne atuty, ktore je oslanialy, bedziemy traktowani ze wzgarda i nie znajdziemy nikogo, kto by nas znow "pokochal".
Druga trudnosc polegala na tym, ze jako erotomani uzaleznilismy sie od bolu. Cierpienie, czesciej niz jego brak, przenikalo nasze uczuciowe zaangazowania i "milosci", a nieraz tez wiekszosc kontaktow seksualnych. Stawialismy nawet znak rownosci miedzy bolem a miloscia, by wobec jej braku pozostawala nam na pocieche chociaz udreka, ktora, choc przykra, zapelniala jednak nasza pustke. Bo coz nam zostalo z dawnego siebie po kapitulacji, przejsciu odstawienia i obrachunku moralnym? Prawie nic! Czyz wiec nie mozna nas bylo zostawic w spokoju? Gdybysmy pozwolili odejsc wszystkim naszym brakom - zrodlu cierpienia - kompletnie nic by juz z nas nie zostalo! Czyz nie mielismy zadnego prawa decydowac, jacy chcemy byc? Takim mysleniem bronilismy ostatnich okopow uzaleznienia.
Dawne schematy emocjonalnego funkcjonowania wciaz w duzym stopniu stanowily czesc naszej osobowosci, dostarczajac pewnych, subtelnych gratyfikacji, z ktorymi trudno nam bylo sie rozstac. Wielu z nas, jako ofiary emocjonalnej deprywacji i wykorzystania od najwczesniejszych lat zycia, nauczylo sie pielegnowac w sobie nienawisc, zlosliwosc, nieufnosc i urazy. Dzieki nim moglismy przetrwac; w nich znalezc motywacje do dzialania i izolacje przed odczuwaniem zranien i lekow. Obecnie zaczynalismy widziec, jak bardzo okaleczala nas ta monotonna strategia. Mimo nieraz wielu kontaktow i intensywnych zwiazkow, w gruncie rzeczy zylismy w samotnosci i emocjonalnie niewydolni. W skrajnych przypadkach nie bylismy zdolni do nawet najmniejszego zaufania i intymnosci - nawet z tymi, ktorzy teraz, wspierajac nasze zdrowienie, akceptowali nas bezwarunkowo, wierzyli nam lub byli gotowi wspolpracowac w budowaniu stalego zwiazku.
Okazywalo sie, ze w dalszym ciagu w relacjach z ludzmi nie potrafimy odplacac dobrem za dobro i rozbijamy sie o swoje wewnetrzne blokady. Sprawialy one, ze doswiadczanie prawdziwej troski i ufnosci wciaz bylo poza naszym zasiegiem. Uswiadamianie sobie tych blokad bylo tym bolesniejsze, im bardziej czulismy, ze chcemy zaufac i podjac ryzyko bliskosci - ryzyko dzielenia sie z drugim czlowiekiem swoja wrazliwoscia i podatnoscia na zranienie. Widzielismy teraz swoje emocjonalne bariery, lecz nie wiedzielismy jak je zdemontowac. Ostatecznym ich rezultatem byl potegujacy sie lek, ze jesli, z jednej strony, dopuscimy kogokolwiek blisko, zostaniemy przez niego wchlonieci lub zmiazdzeni, z drugiej strony balismy, ze jesli nie pozwolimy na to, nieuchronnie skonczymy w totalnej samotnosci.
Jednakze w miare, jak coraz dluzej zylismy w pojedynke i pracowalismy nad soba, nasz komfort poblazania swoim wadom coraz wyrazniej sie kurczyl. Dowodzily tego nagle napady zlosci, napelniajace nas mordercza furia oraz leki, straszace wizja ostatecznej katastrofy. Za ciagi uczuciowej euforii placilismy depresjami, ktore wtracaly nas w rozpacz i nastroj samobojczy. Stany te podkopywaly w nas wole dalszego zdrowienia i nadzieje na jakas lepsza przyszlosc. Zaczynalismy widziec jak naciagane bylo nasze myslenie o zyciu bez poczucia winy i nowych stresow, jak reszta "normalnych ludzi" - myslenie, ze wszystkie nasze klopoty sprowadzaly sie do nalogowych zachowan seksualnych i obsesyjnych zwiazkow milosnych. Pod maska rezygnacji z perfekcji, co zadawalo sie byc tak bardzo w zgodzie z programem, ujrzelismy swoje duchowe bankructwo. Stalo sie jasne, ze w przelamywaniu naszych blokad nie pomoze wyliczanie, co Bog moze, a czego nie moze z nami zrobic, a tylko szczera gotowosc, by sie ich do konca pozbyc.
Nasza postawa wobec wad wlasnego charakteru i rodzacych je problemow zaczela sie zmieniac. Nowym okiem widzielismy, jak dotkliwe konsekwencje ponosza ci, ktorzy nie sa gotowi skapitulowac przed swoimi brakami - ktorzy nie chca ich oddac. Wraz z rosnaca dojrzaloscia docieralo do nas, ze zdrowe relacje moga zaistniec nie miedzy nadludzmi, a tylko miedzy ludzmi. Nie musielismy do tego byc idealni, ale tez nie moglismy nic nie robic. Odkrylismy, ze choc z zewnatrz uzaleznienie od seksu i milosci wyglada na chorobe zachowan, to od wewnatrz, postrzegana jako nasze osobiste doswiadczenie, jest calkowita perwersja systemu wartosci moralnych i etycznych. Duchowy wymiar erotomanii stal teraz przed nami w pelnej okazalosci.
Kapitulacje, ograniczona z poczatku do oddania czynnych wzorcow naszej choroby, rozszerzylismy obecnie na wszystkie cechy charakteru hamujace nasz rozwoj, godzac sie trwajacy do konca zycia proces odzyskiwania wewnetrznych wartosci i zalet. Fundamentem tej zmiany w naszej postawie byla rosnaca ufnosc i poleganie na Bogu, jakkolwiek Go sobie wyobrazalismy. Otrzymywalismy jeszcze jedno zaproszenie do poglebiania wiezi z Nim. Wystarczalo, ze dalej wykonywalismy tzw. prace nog i otwieralismy sie na rezultaty przychodzenia do AE - a laska Boza zaczynala nas uwalniac od uciazliwosci wlasnego "ja". W postawie pokory zrozumielismy, ze jestesmy proszeni przede wszystkim o to, aby zejsc Bogu z drogi - nie przeszkadzac Mu w dokonywaniu cudow, aby, w kooperacji z nami, mogl przeprowadzic w naszym zyciu swoje zamiary.
Krok Siódmy:
W pokorze prosilismy Boga, aby usunal nasze braki.
Istota pokory - dawniej tak nam obca, nieuchwytna czy skrzetnie omijana - zaczynala stawac sie jasna. Nie mylilismy jej wiecej z upokorzeniem przezywanym w sytuacjach, ktore zmuszaly nas do przelykania gorzkich prawd na nasz temat. W jasnym, nowym swietle zaczynalismy widziec, ze nasze zmagania z wadami, brakami charakteru i konfliktami wewnetrznymi, sa jakby rodzajem alchemicznego tygla, w ktorym krystalizuje sie i oczyszcza nasz zwiazek z Bogiem. Odparowywala z nas masa dotychczasowych zludzen na temat tego, jacy jestesmy, ulatnial sie mentalny osad po zachowaniach, bez ktorych, jak dawniej uwazalismy, nie moglibysmy zyc. W miare postepowania tego procesu, nasza postawa zmieniala sie diametralnie. Czulismy teraz gleboka tesknote za dzialaniem woli Boga na wszystkich frontach naszego zycia. Pragnelismy jej ze wzgledu na nia sama, a nie na ten czy inny cel, okreslany wedlug wlasnego widzimisie. Stawalismy sie narzedziem w rekach Boga, jakkolwiek kto Go pojmowal, gotowym realizowac Jego zamierzenia. Nasza zdolnosc do przezywania spelnienia w zyciu jest bowiem i zwiazana z nasza otwartoscia Ja wypelnienie sie w nas Jego woli.
Jakkolwiek przebylismy juz dluga droge na szlaku zdrowienia, nadal bez pomocy Sily Wyzszej nie bylismy zdolni kierowac swoim zyciem tak, by stale goscilo w nim dobro. Obecnie jednak, jesli nie z wdziecznoscia, to przynajmniej bez buntu i wewnetrznej szarpaniny, godzilismy sie z ta prawda o naszym polozeniu i mizernych mozliwosciach. Akceptacja tej prawdy oraz gotowosc, by pozwolic Sile Wyzszej robic dla nas to, czego nie potrafimy sami, oznaczaly, ze istotnie osiagnelismy pokore.
Codziennie wytrwale prosilismy teraz Boga, by pomagal nam usuwac nasze wady i naprawiac braki, ktore byly coraz widoczniej zaklocaly kazda dziedzine naszego zycia. Dzieki temu wzmacniala sie nasza zwiotczala "muskulatura" duchowa. Latwo nam bylo przyjmowac Boza pomoc w usuwaniu tych blokad i wad, ktore przysparzaly dotkliwych cierpien i konsekwencji. Duzo trudniej jednak przychodzilo nam zgodzic sie na oddanie tych, ktore nadal dawaly dorazne gratyfikacje, chocby na dluzsza mete moglo nas to kosztowac utrate wewnetrznego pokoju i przytomnosci myslenia.
Czasem zloscilismy sie na Boga za to, ze tak wyostrzyl w nas widzenie brakow i swiadomosc naszej sytuacji. I choc w stu procentach osiagnelismy to, co kiedys wydawalo sie zupelnie niemozliwe - wolnosc od przymusu nalogowych zachowan wlasciwych erotomanii - w dalszym ciagu wiezily nas nie rozwiazane konflikty wewnetrzne i zwykle ludzkie slabosci. Jesli wiec czulismy uraze do Boga, to w dalszym ciagu byl On jedynym zrodlem pomocy, na ktorym mozemy polegac. Nawet w chwilach najglebszego rozczarowania pamietalismy, ze Bóg zawsze jest przy nas i stoi po naszej stronie, a my nie mamy innej metody, ktora rokowalaby sukces. Bez wzgledu na ile razy kazdego dnia ulegalismy, mimo najlepszych wysilkow, tej czy innej wadzie lub wzorcowi uzaleznienia, nie bylo innej drogi, niz nasze pokorne prosby i ponowne starania. Czy nam sie to podobalo, czy nie, nalezelismy do Boga ze wzgledu na swoja niedoskonalosc i potrzebe wybawienia.
Z czasem zaczynalismy coraz szerzej widziec te swoja "przymusowa" sytuacje. Poczatkowo oczekiwalismy, ze Bog sam usunie z nas wady charakteru - ze wyniesie je po cichu jakimis bocznymi drzwiami i nie bedziemy musieli konfrontowac sie z nimi! Ludzilismy sie przy tym, ze chodzi tylko o jakies powierzchowne skazy, ktore szybko i bezbolesnie dadza sie zetrzec. Tymczasem, coraz bolesniej odczuwajac ich uporczywosc, coraz wyrazniej odczuwalismy tez, ze Bog, zamiast naszym sluga jest naprawde Wielkim Partnerem. Nie chcial Sam, bez naszego wspoldzialania, uwolnic nas z pet niedoskonalosci, lecz zdawal sie wymagac od nas aktywnego wspoluczestnictwa.
Bog, jakkolwiek by sie nam objawial, najwyrazniej nie byl zainteresowany traktowaniem nas jak bezradne dzieci, ktorym trzeba ciagle wycierac nos i zmieniac pieluszke. Widzial, ze wyroilismy z niemowlectwa i chcial jakas forme partnerstwa! Moze wiec rzeczywiscie naszym przeznaczeniem byla pelnia ludzkich mozliwosci rozumiana jako wspolpraca z Bogiem i dzielenie sie zadaniami, a nie pasywne poleganie na Nim jako na ratowniku czy wszechmogacym, karzacym dyktatorze! Coraz wyrazniej bylismy zapraszani do wspoludzialu. Ta nowa, otwarta forma porozumiewania sie z Bogiem w sprawach doskonalenia naszego charakteru, nie miala byc ani obludnym dobijaniem targu, ani rozpaczliwym blaganiem czy zadaniami, do czego sklanialismy sie w czasach naszej nalogowej aktywnosci. Bog nie mial wobec nas zadnego dlugu i nie zamierzal sluchac instrukcji czy stosowac sie do naszych wymagan. Jednak w niczym ignorowal naszych potrzeb.
To nowe partnerstwo z Sila Wyzsza, w ktorym godzilismy sie na okreslanie kierunku przemian i koniecznosc kazdego koniecznego w tym cwiczenia duchowego, przynosilo zdumiewajace rezultaty. Moglismy wytrwale prosic o cierpliwosc, po to tylko, by odkryc, ze wcale nie musielismy jej cwiczyc; wystarczalo uczciwe spojrzec na swoje egocentryczne oczekiwania i samowole. Kiedy zaczynalismy liczyc sie z innymi - zwracac uwage na ich uczucia, potrzeby i autonomie - kiedy zaczynalismy dawalismy im siebie nie oczekujac na nagrode, zniecierpliwienie samo znikalo. Inna nasza czesta wada byla wybuchowosc, o ktorej usuniecie slalismy do Boga pilne petycje. Tymczasem nieoczekiwanie nawiazywalismy kontakt ze swoja postawa obronna i lezacym u jej podloza lekiem, ktory tlumilismy zloscia. Gdy zdobywalismy sie na odwage, by dzialac z ufnosci a nie ze strachu, wybuchowosc znikala. Moglismy wytrwale prosic, by odeszla od nas uporczywa tesknota za ta czy inna osoba lub meczace polowanie wzrokiem na tzw. obiekty i fantazjowanie, a otrzymywalismy jedynie wybor. Dopiero gdy dobrowolnie rezygnowalismy z odwiedzania pewnych miejsc czy podtrzymywania pewnych kontaktow, pozadania, fantazje i tesknoty same gdzies znikaly. Podobnie potegowaly sie w nas, zamiast malec, uczucia leku, zagrozenia i niepewnosci, o zastapienie ktorych wiara molestowalismy Boga. Ulgi doswiadczalismy dopiero, gdy otwarcie przyznajac sie do tych uczuc przed ludzmi, godzilismy sie na przyjmowanie od nich wsparcia i wyznan o ich podobnym braku poczucia bezpieczenstwa.
Takze i niepowodzenia czy brak widocznych postepow w radzeniu sobie tym czy innym uciazliwym brakiem, mogl przyczynic sie do naszego duchowego wzrostu. Dobrym przykladem moga tu byc dwie typowe dla nas wady: perfekcjonizm czy pycha, ktora trzymala sie nas bardzo mocno. Jesli wiec nie udawalo sie nam opanowac naszych niedojrzalych egoizmow lub chronicznego odkladania na potem (w czym nie bylismy jak widac perfekcjonistami) przerabialismy lekcje pokory, uczac sie akceptowac skromne postepy i rezygnowac z checi bycia doskonalym! I jesli nawet nie zawsze moglismy pochwalic sie rezultatami, zawsze zapracowywalismy sobie na szacunek we wlasnych oczach za swoje starania.
W miare, jak ewoluowala nasza wiez i wspolpraca z Bogiem, stawalo sie jasne, ze mamy jeszcze wiecej balaganu do uprzatniecia. Nie bylo to dla nas zaskoczeniem. Zaczynajac od uznania swojej bezsilnosci wobec calego wzorca erotomanii, doszlismy do poznania siebie takimi, jakimi naprawde jestesmy i zbudowalismy partnerstwo z Sila zdolna uwolnic nas z nalogu i poprowadzic do nowego zycia. Zaczelismy rozwijac w sobie takie duchowe wlasciwosci i zalety, ktorych albo nigdy nie mielismy, albo ktore zdazyly zmarniec w procesie narastania erotomanii. Wspolpracujac reka w reke z naszym nowym partnerem - Bogiem - stawalismy sie gotowi, by zaczac proces pojednywania sie z innymi ludzmi.
Krok ósmy:
Zrobilismy liste osob, ktore skrzywdzilismy i stalismy sie gotowi
zadoscuczynic im wszystkim.
W Kroku Osmym powracamy do badania samego siebie i sprzatania swojego domu,
co przypomina troche inwenture z Kroku Czwartego. Tym razem jednak
musielismy poradzic sobie z trudniejszymi i bardziej ciazacymi problemami,
ktore dotycza naszych stosunkow z innymi ludzmi. Lista skrzywdzonych przez
nas osob czesto byla bardzo dluga, gdyz zdawalismy sobie sprawe jak gleboko
naszym uzaleznieniem i wadami zaburzylismy faktycznie wszystkie, zwiazki i
kontakty w jakie wchodzilismy. Kazda relacje badalismy wiec uwaznie, takze
te siegajace nawet wczesnego dziecinstwa.
Podobnie jak inni ludzie, pod wieloma wzgledami my rowniez bylismy w zyciu
ofiarami. Wielu z nas mialo z najwczesniejszych lat wspomnienia zwiazane z
deprywacja emocjonalna, przemoca fizyczna oraz wykorzystaniem seksualnym.
Nie mialo znaczenia, czy naduzycia te byly zamierzone czy nie, ani tez czy
pamietalismy je w kazdym szczegole, badz we fragmentarycznych strzepach
obrazow i niejasnych przeczuc, czy tez dopiero odkrywalismy te fakty po raz
pierwszy. Istotne bylo to, ze nasze uczucia zwiazane z tymi faktami, stezaly
zwykle po latach w wielka gorycz, uraze i zawzietosc, ktorymi potem
czestowalismy kazdego, kto tylko zle nas potraktowal. Jednoczesnie
kierowalismy te nienawisc takze do wewnatrz, przeciw wlasnemu "ja". Uzywajac
jej do tkwienia w poczuciu, ze nie zaslugujemy na to, by ktos nas kochal i
byl przy nas, pozwalalismy innym ranic nas jak tylko chcieli! Przygladajac
sie teraz tego rodzaju dawnym zwiazkom i kontaktom, nie rozumielismy,
dlaczego to my jestesmy dluzni tym ludziom zadoscuczynienie? Bez watpienia,
to my bylismy strona pokrzywdzona w takich relacjach.
Rowniez w wielu innych sytuacjach mielismy trudnosci, by ujrzec strone
krzywdzaca w sobie samym. Wiekszosc naszych przezyc zdawala sie swiadczyc,
ze prawdziwa sila sprawcza w dawnych kontaktach lezala w rekach innych
ludzi: "To oni pchali sie w moje ramiona! To przeciez one do mnie
przychodzily! Ilez razy probowalam sie wyniesc a on blagal, bym zostala;
Wykorzystal mnie i okradl! Zabrala mi dzieci i zranila!" Taki obraz jakby
sam sie narzucal.
Jednakze kroki, ktore juz przerobilismy, zmienily nasza postawe. Obrachunek
moralny pomogl nam zrozumiec, ze wiekszosc naszych problemow pochodzila z
dawnych egocentrycznych motywow i niepohamowanych zadz. Czy wiec bylismy
czyjas ofiara, czy tez oprawca (wiekszosc z nas byla i jednym, i drugim),
wykorzystywalismy swoje zaburzone zwiazki do wlasnych celow, czerpiac z nich
nalogowe gratyfikacje. Bez wzgledu na to, co nam wyrzadzili inni lub czego
zdazyli odmowic, nasz osobisty wklad w te relacje przesiakniety byl
zaklamaniem i manipulacjami, za ktorymi stala bezwzglednosc, samowola i
pycha. Uswiadamialismy teraz, ze mamy wynagrodzic skrzywdzonym przez nas
ludziom zasadniczo te same cechy i uczynki, jakich wynagrodzenia sami sie
domagalismy. Abysmy mogli doswiadczyc pojednania z tymi, ktorych - jak
wczesniej myslelismy - mamy prawo nienawidzic, musielismy, we wlasnym
interesie, rozszerzyc na nich owo wspolczujace rozumienie, jakiego
nabralismy w stosunku do siebie. Nie moglismy stawiac warunkow i uzalezniac
zadoscuczynienia innym od tego, czy i oni splaca swoj dlug wobec nas lub
przynajmniej przyznaja sie do bledow. Musielismy im odpuscic, poniewaz byli
oni podobnie jak my chorzy i dreczeni i przypuszczalnie nie stawiali sobie
za cel byc takimi ani swiadomie kogokolwiek krzywdzic.
Problem polegal teraz na tym, ze mielismy przyjrzec sie naturze krzywd,
ktore wyrzadzilismy i sprawdzic, czy mozliwe bedzie ich naprawienie. Nie
wystarczala tu gotowosc do powiedzenia: przepraszam; musielismy zdobyc sie
na dokladne zbadanie, w jaki sposob zranilismy innych i rozwazyc, jak
obecnie moglibysmy zrekompensowac im te krzywdy. Perspektywa udania sie do
osob, z ktorych rak doznawalismy upokorzen, lub wyznania swoich niecnych
czynow tym, ktorzy przez nie ucierpieli, lagodnie mowiac oniesmielala nas.
Lecz nawet jesli nie mielismy pojecia, skad wziac odwage na takie
zadoscuczynienie, sama gotowosc sprobowania go ogromnie ozywiala nasz
duchowy rozwoj. Bowiem gdyby strach lub pycha powstrzymywaly nas przed tym
kolejnym, waznym krokiem na naszej drodze, musielibysmy wciaz przeslizgiwac
sie przez zycie, unikajac mnostwa ludzi, z ktorymi bylismy kiedys uwiklani
we wzajemna destrukcje. Wyczuwalismy, ze jesli nie staniemy sie gotowi wziac
pelnej odpowiedzialnosci za swoj niszczacy wklad w dawne relacje, bedziemy
mieli bardzo mala wolnosc wyboru w budowanych w przyszlosci zwiazkach.
Przestalismy widziec tylko szkody, jakie sami ponieslismy. Mimo ze ludzka
rzecza jest chciec sprawiedliwosci - byc ze innymi na rowni: ani
gwalcicielem, ani ofiara - to skupialismy sie jednak na tym, co jak czulismy
nalezy sie innym od nas, a nie nam od nich. Porzucalismy emocjonalna
buchalterie, przestajac starac sie dokladnie wywazyc sprawiedliwosc czy
wyrownac dawne rachunki. Bez wzgledu na uszczerbek, jaki sami ponieslismy,
nie lezalo w naszej mocy, ani kompetencji kogokolwiek, zmienic; wplyw
mielismy jedynie na swoj wlasny wklad w dawne relacje i - odrozniajac jedno
od drugiego - tym chcielismy sie teraz zajac. Ogromnie przydawala sie nam
modlitwa O pogode ducha. Ciagle i ciagle prosilismy o pokore, by
zaakceptowac dawne wydarzenia i wplatanych w nie ludzi takimi, jacy sa, oraz
aby - z pomoca laski i lutu szczescia - znalezc odwage zmieniania tego, co
sami jestesmy w stanie zmienic.
Kiedy przy sporzadzaniu listy skrzywdzonych przez nas osob zamknelismy
ksiegi rachunkowe w rubryce "winni nam," a otworzylismy je na stronach:
"winni innym," okazalo sie, jak wielkie dlugi mamy do splacenia. Nawet jako
czyjes ofiary sciagalismy na naszych partnerow wiele nieszczesc i
cierpienia, zasiewajac w ich duszach swoja chorobe i nieraz odbierajac im
mozliwosc ulozenia sobie zycia z kims zdrowym. Dzieki dlugiej liscie osob,
ktorych czesto nie pamietalismy nawet z imienia, stalo sie jasne, jak
ogromnie strywializowalismy "milosc", pozbawiajac i siebie i wciagniete w
nasza erotomanie osoby szans na glebsze doznania i trwale wartosci.
Szczegolnie wyraznie wyswietlalo sie nam, jak swoja nieuczciwoscia i
podstepna gra sprawialismy, ze inni spodziewali sie dostac od nas to, czego
im dac albo nie moglismy, albo nie chcielismy. Bylismy mistrzami falszywych
obietnic.
W miare jak coraz wyrazniej widzielismy w sobie ludzi, ktorzy sami
potrzebuja przebaczenia i coraz latwiej przychodzilo nam odpuszczac krzywdy,
ktorych sami doznalismy. Wobec skali spowodowanych przez siebie szkod w
zyciu innych oraz tego, jak wielu a nich nie mozna bedzie juz odwrocic,
czulismy nowy wymiar pokory. Koncentrujac sie na wlasnym wkladzie w te
spustoszenia, moglismy lepiej przeniknac swoje motywy - zlepek ckliwosci i
tandetnego dramatu, tworzacy karykature ludzkiej potrzeby kochania oraz
godnego i wartosciowego zycia, ktora nasz nalog zamienial w jakas podstepna
i niebezpieczna dla kazdego pulapke.
Widzac to wszystko, z pokora zwracalismy sie do Boga: "Nie jestem winien
uwarunkowaniom, ktore sprawily, ze stalem sie erotomanem, ale chce wziac
odpowiedzialnosc za siebie i cale moje zycie. Pomoz mi, Panie, znalezc
gotowosc do naprawienia zla, jakie wyrzadzilem innym ludziom." Przestalismy
zagladac do rubryki "winni nam" w ksiedze zycia, a zamiast tego odwaznie
podsumowalismy wszystko, co my bylismy winni naszym ofiarom. Jako ludzie
trzezwi seksualnie i uczuciowo, ktorych oswiecala Boza milosc, znalezlismy i
wspolczucie dla wlasnej osoby, i gotowosc, by w obecnosci ludzi przez nas
skrzywdzonych wziac odpowiedzialnosc za wyrzadzone im zlo. Jako aktywni
erotomani bylismy zywym wcieleniem tej choroby, ktora wszystkim
kontaktujacym sie z nami mniej lub bardziej znieksztalcila obraz
rzeczywistosci. Nasze duchowe, mentalne, emocjonalne, a nieraz i fizyczne
uzaleznienie zaburzylo wszelkie relacje - nawet takie, ktore w innym wypadku
bylyby calkiem zdrowe. Za to wszystko czulismy sie odpowiedzialni.
Nasze zaangazowanie w proces zdrowienia przekroczylo teraz prog czysto
osobistego zainteresowania, zeby tylko przetrwac w swoim gronie.
Zapragnelismy dzialac, opierajac sie na przepojonej pokora swiadomosci
cierpien, jakich inni ludzie doswiadczyli przez nas. Stalismy sie gotowi
zadoscuczynic im wszystkim.
Jednak to nie częstotliwość zaniepokoiła terapeutów, lecz narastająca koncentracja wokół seksu uniemożliwiająca dziewczynie normalne życie. Masturbacja była dla niej tylko uzupełnieniem. Joanna godzinami snuła erotyczne fantazje, planowała sposoby uwodzenia kolejnych mężczyzn. W każdym zakochiwała się po uszy - bywało, że w kilku jednocześnie. Czasami nie potrafiła się na niczym innym skoncentrować i pójść do pracy. - Musiałam zostać w domu, by zaplanować intrygę. Wyobrażałam sobie z detalami, gdzie go spotykam, jak podchodzę, kuszę, podrywam - opowiada. To nie zawsze musiało się kończyć w łóżku. Przyjemność dawało samo polowanie. Parę dni spokoju i od nowa. Potem przychodziły wyrzuty sumienia, wiedziała, że to jest zła miłość. Próbowała się powstrzymywać. Ale nie mogła - bez tego pękała głowa, drżała jak w gorączce, miała wymioty. Ból przechodził, jak tylko zaczynała fantazjować. Wtedy robiła to godzinami i czuła błogą ulgę.
Erotoman potrafi wszystko postawić na jedną kartę - pracę, dom, rodzinę, pozycję społeczną. - Jest chemicznie uzależniony - tłumaczy dr Maciej Wojtyła, psychiatra z ośrodka w Szklarskiej Porębie. - Pojawia się coraz więcej publikacji naukowych dokumentujących ten fenomen. Nałóg to przede wszystkim uzależnienie od substancji chemicznych. Alkoholik, narkoman, nikotynista biorą tę substancję z zewnątrz. Erotoman czerpie ją ze swojego mózgu.
- Orgazm jest funkcją mózgową - tłumaczy dr Wojtyła. - Jest błogostanem spowodowanym wzrostem poziomu endorfin - substancji podobnych do amfetaminy. Erotoman jest uzależniony od endorfin tak jak morfinista od morfiny. Gdy ich poziom spada, pojawia się głód podobny do narkotycznego. Osoba chorobliwie uzależniona od seksu odczuwa wszystkie przejawy tego głodu - potworne bóle mięśni, rozdrażnienie, panikę, brak koncentracji, depresję, samobójcze myśli. Chwilową ulgę może przynieść tylko szybkie podanie substancji uzależniającej. Erotoman produkuje ją w sobie sam. Ma niezbędny ładunek środków i zna działania, które neutralizują ból neurochemicznych deficytów.
Niektórzy mają predyspozycje genetyczne do powstawania takich deficytów. Często mechanizm uzależnień uruchomiany jest przez nawarstwiające się codzienne kłopoty. Rośnie ciśnienie emocji. Psychika szuka ujścia, by przynieść ulgę. I znajduje ją. Także w seksie. Bywa, że erotomania jest pierwotna wobec innych uzależnień.
- Znam alkoholików, którzy już nie piją, natomiast są uzależnieni od seksu, który daje im to, co wcześniej dawał alkohol - mówi dr Woronowicz.
Nałogi mogą się uzupełniać, przechodzić z jednej postaci w drugą. - Przez piętnaście lat leczyłem się z alkoholizmu - potwierdza czterdziestoletni Arek, pacjent ośrodka. - Za każdym razem, jak już z tego wychodziłem, czegoś mi było brak i popadałem w erotomanię. Oglądałem porno, kupowałem magazyny erotyczne, rujnowały mnie prostytutki. Było mi wstyd, znów miałem kaca, ale innego. Zaczynałem go zalewać alkoholem. I tak latami popadałem z jednej zależności w drugą. Dopiero teraz, gdy leczę się z erotomanii, odzyskuję godność i staję się człowiekiem.
WHO nie zakwalifikowała jeszcze erotomanii jako jednostki chorobowej, więc koszty jej leczenia nie są refundowane nigdzie na świecie. W publicznych ośrodkach służby zdrowia leczona jest wtedy, gdy występuje z innym nałogiem, głównie z alkoholizmem. Od kilku lat w wielu krajach toczy się spór o uznanie jej za chorobę wraz z wszystkimi prawnymi konsekwencjami.
- Wcześniej czy później Polska też pewnie stanie wobec tego problemu - mówi Piotr Barczak. - Nasze doświadczenia są na tym polu pionierskie.