Pakt Dusz
Rozdział 1
Wilkołaki wpadły do środka, kiedy Hannah Snow była w gabinecie psychologa.
Przyszła tam z oczywistego powodu.
-Myślę, że wariuje- oznajmiła spokojnie, gdy tylko usiadła.
- A dlaczego tak uważasz?- Głos terapeuty miał neutralny kojący ton.
Przełknęła ślinę. Po prostu mu to powiedz. Pomiń to paranoiczne uczucie, że ktoś cię śledzi, i
że to już wręcz ultraparanoicznie wrażenie, że ktoś próbuje cię zabić. Zignoruj sny, z których
budzisz się z krzykiem. Od razu przejdź do tych wszystkich niesamowitych wydarzeń.
-Robię notatki.- oznajmiła beznamiętnie.
-Notatki.- Psycholog pokiwał głową, stukając ołówkiem w usta.- I to cię właśnie martwi-
dodał, kiedy cisza się przedłużyła. -Tak- odparła pośpiesznie urywanym głosem.- Wszystko
szło doskonale. To znaczy miała pod kontrolą całe swoje życie. Uczę się w ostatniej klasie
liceum Sacajawea. Mam miłych kolegów. Od stanu Utah dostałam stypendium na następny
rok. A teraz to wszystko się rozpada… przeze mnie. Bo ja wariuję.
-Dlatego, że robisz notatki?- zapytał psycholog zbity z tropu.- Hm, dostajesz obraźliwe listy,
ktoś cię do tego zmusza?
-Nic z tych rzeczy.- Hannah pochyliła się i upuściła na biurko garść pomiętych kartek.
Patrzyła z nieszczęśliwą mina jak terapeuta je czyta.
Wydawał się miłym facetem. Pomyślała, że jest zaskakująco młody jak na zawód, który
wykonuje. Nazywał się Paul Winfield. „Mów mi Paul”, zaproponował na wstępie. Miał rude
włosy i przenikliwe niebieskie oczy. Zdawało się, ze potrafi być dowcipny, a jednocześnie
opanowany.
I chyba mu się podobam, pomyślała Hannah. Dostrzegła w jego oczach błysk uznania, kiedy
otworzyła drzwi i zobaczyła ją na tle płomiennego zachodu słońca Montany.
A później, gdy już weszła do środka i ujrzał jej twarz, zobojętniał, starając się nie okazywać
zdziwienia.
Nieważne. Zawsze przyglądano się Hannah dwukrotnie. Pierwszy raz patrzano na jej długie
proste włosy i jasnoszare oczy… a drugi raz na znamię.
Biegło ukośnie pod lewą kością policzkową, miało kolor bladych truskawek, jakby ktoś
zanurzył palec w różu, a potem delikatnie przesunął nim po skórze. To było znamię
wrodzone- lekarz dwukrotnie usuwali je laserami, a ono za każdym razem pojawiało się na
nowo.
Przyzwyczaiła się już do takich spojrzeń.
Paul nagle chrząknął. Przestraszył ją. Wbiła w niego wzrok.
-„Śmierć przed siedemnastymi urodzeniami”- odczytał na głos, przerzucając skrawek
papieru.- „Pamiętaj o Trzech rzeczach”. „ Nie wyrzucaj tej notatki. Cyklu nie sposób
przerwać. Już prawie maj, wiesz, co teraz się wydarzy”.
Podniósł ostatnią kartkę.
-A na tej po prostu jest napisane: „On już nadchodzi”
Wygładził papier i popatrzył na Hannah.
-Co to oznacza?
-Nie wiem.
-Nie wiesz?
-Ja tego nie napisałam- wydusiła przez zaciśnięte zęby.
Paul zamrugał i szybciej postukał ołówkiem w wargi.
-Ale mówiłaś, że są twoje…
-To moje pismo. Przyznaję- stwierdziła Hannah. Teraz, kiedy już zaczęła opowiadać, słowa
same wypływały z jej ust i nic nie mogło ich powstrzymać.- Te wiadomości znajdowałam w
miejscach, do których nikt poza mną nie zagląda… W szufladzie na bieliznę, w poszwie
poduszki. Dzisiaj rano, jak się obudziłam, tę ostatnią kartkę trzymałam w ręce. Ale ja tego nie
napisałam.
Paul triumfalnie pomachał ołówkiem.
-Rozumiem. Nie pamiętasz, że to napisałaś.
-Nie pamiętam, bo tego nie zrobiłam. Nigdy bym czegoś takiego nie napisała. To jakieś
bzdury.
-Dobrze.- Postukał o blat biurka.- No wiesz, to zależy. Już prawie maj. Co się stanie w maju?
-Pierwszego maja mam urodziny.
-Czyli już za tydzień? Tydzień i jeden dzień. I wtedy skończysz…
Hannah wypuściła powietrze.
-Siedemnaście lat.
Zobaczyła, że psycholog podnosi jeden ze skrawków papieru.
Śmierć przed siedemnastymi urodzinami, pomyślała.
-I już kończysz szkołę?- zdziwił się Paul.
-Tak. Jak byłam mała, mama uczyła mnie w domu, i zamiast do przedszkola posłała mnie od
razu do pierwszej klasy.
Paul pokiwał głową. Czuła, że teraz uważa ją za osobę o wybujałych ambicjach.
-Czy kiedykolwiek- zrobił pauzę- miałaś myśli samobójcze?
-Nie, nigdy. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła.
-Hm…- Zmarszczył brwi, wpatrując się w notatki. Nastała długa cisza, Hannah rozejrzała się
po pokoju.
Wyglądał jak zwykły gabinet psychologiczny, chociaż urządzono go w prywatnym domu.
Mieszkała w środkowej Montane, gdzie rancza dzieliło wiele kilometrów, a miasteczka były
małe i leżały z dale od siebie, dlatego nie miała wyboru i przyszła właśnie tutaj. Paul Winfield
okazał się jedynym psychologiem w okolicy.
Paul odsunął kartkę z szelestem. Potem odezwał się łagodnie:
-Czy myślisz, że ktoś chce zrobić ci krzywdę?
Hannah zamknęła oczy.
Naturalnie, że miała wrażenie, iż ktoś chce zrobić jej krzywdę. Na tym przecież polega
paranoja, prawda? To dowód, że zwariowała.
-Czasem mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi- przyznała wreszcie, niemal szeptem.
-Kto?
Otworzyła oczy.
-Nie wiem- oznajmiła bezbarwnym głosem.- Coś dziwacznego i nadprzyrodzonego, coś, co
chce mnie dopaść. A do tego śni mi się apokalipsa.
Paul zamrugał.
-Apoka…?
-Koniec świata. Przynajmniej domyślam się, że o to właśnie chodzi. Zbliża się jakaś wielka
bitwa: straszliwa, gigantyczna i ostateczna walka. Pomiędzy siłami…- Dostrzegła, jak Paul na
nią patrzy. Odwróciła wzrok i kontynuowała, zrezygnowana.- Siłami dobra i zła.-
Wyprostowała ręce. Ale po chwili jakby zmieniła zdanie, położyła je na kolanach.-
Zwariowałam, prawda?
-Nie, nie, nie- Paul bawił się ołówkiem, nagle poklepał się po kieszeni.- Masz może
papierosy?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Wzdrygnął się.
-No jasne, że nie masz. Co ja wygaduje. Paskudny nałóg. Rzuciłem w zeszłym tygodniu.
Hannah otworzyła usta, zamknęła, a potem zaczęła mówić powoli:
-Panie doktorze… To znaczy Paul. Znalazłam się tutaj, bo nie chcę zwariować. Chcę być
znowu sobą. Chcę ukończyć szkołę, a latem wyruszyć na wspaniałą konną wędrówkę z moją
najlepszą przyjaciółką Chess. A w przyszłym roku chcę jechać do Utah i studiować
paleontologię, i może odnaleźć miejsce lęgowe jakiegoś hadrozaura. Chcę Ŝyć jak kiedyś. Ale
jeśli nie możesz mi pomóc.
Urwała i przełknęła ślinę. Prawie się rozpłakała, zupełnie straciła nad sobą kontrole. Nie
umiała się powstrzymać. Poczuła, jak do oczu napływają łzy, później jedna z nich spływa po
policzku i łaskocze w podbródek. Zawstydzona otarła szybko łzy. Paul zaczął nawet szukać
chusteczek. Pociągnęła nosem.
-Przykro mi- powiedział. W końcu znalazł opakowanie chusteczek Kleenex, ale zaraz je
odłożył. Podszedł do Hannah i stanął tuż obok. Kiedy ze współczuciem ścisnął jej dłoń nie
miał już takich przenikliwych oczu. Zrobiły się niebieskie i chłopięce.
-Hannah, przykro mi bardzo. To się wydaje straszne. Ale jestem pewien, że mogę ci jakoś
pomóc. Wspólnie rozwiążemy twoje problemy. Zobaczysz, pojedziesz na te swoje studia do
Utah i nawet dosiądziesz jednego hadrozaura.- Uśmiechnął się, dając do zrozumienia, że
żartuje.- A o tym wszystkim zapomnisz.
-Naprawdę tak myślisz?
Pokiwał głową. Potem jednak uświadomił sobie, ze stoi przy pacjentce i trzyma ją za rękę, co
nie wypada profesjonaliście.
Pospiesznie się odsunął.
-Może się już domyśliłaś, że jest moją pierwszą pacjentką. Nie, żeby brakowało mi
wykształcenia. Byłem na roku w pierwszej dziesiątce najlepszych studentów. No, ale teraz…-
Poklepał się po kieszeniach, wyjął ołówek i wetknął go sobie do ust. Usiadł.- Teraz zajmiemy
się tym, kiedy po raz pierwszy przypomniałaś sobie jeden z tych snów. Kiedy…
Przerwał, gdy w głębi domu zabrzmiał dzwonek do drzwi.
Spojrzał w tamtą stronę zirytowany.
-Kto to może..- Spojrzał na zegarek na półce i pokręcił głową.- Przepraszam, to zajmie tylko
chwilę. Dopóki nie wrócę, po prostu się odpręż.
-Nie otwieraj- powiedziała Hannah.
Nie wiedziała, dlaczego to mówi, ale dźwięk dzwonka przyprawił ją o dreszcze, serce zaczęło
łomotać w piersiach, piersiach dłonie i stopy drżały.
Zaskoczony Paul patrzył na nią przez chwilę, a potem uśmiechnął się łagodnie i uspokajająco.
-Nie sądzę, żeby za drzwiami czekała na ciebie apokalipsa. Jak wrócę, to porozmawiamy o
tych obawach.- Wychodząc z gabinetu, delikatnie dotknął jej ramienia.
Siedziała, nasłuchując. Jasne, że on miał racje. Przecież w dźwięku dzwonka nie było niczego
niepokojącego. To wszystko przez te sny i ostatnie wydarzenia.
Odchyliła się w miękkim fotelu i ponownie rozejrzała się po gabinecie, starając się
zrelaksować.
To wszystko jest tylko w jej głowie. Psycholog mi pomoże…
I wtedy eksplodowało okno po drugiej stronie pokoju.