Eliza Orzeszkowa - biografia
Orzeszkowa urodziła się w 1841 roku na Grodzieńszczyźnie. Powieściopisarka, nowelistka, publicystka, działaczka społeczna. W latach 1859-63, mieszkając w majątku swojego męża, Piotra Orzeszki, prowadziła pracę oświatową wśród ludu i znalazła się w środowisku działaczy stronnictwa białych. Brała udział w służbach pomocniczych powstania styczniowego, ukrywała w swym domu i przewoziła Romualda Traugutta do granicy Królestwa Polskiego. W 1869 r. uzyskała unieważnienie małżeństwa i osiadła w Grodnie, gdzie zmarła w 1910 r.
Twórczość Orzeszkowej dzieli się na trzy okresy:
I (1866-1876) - kształtowanie zrębów pozytywistycznego światopoglądu (m.in. artykuły Kilka uwag nad powieścią, O powieściach T. T. Jeża) i pisanie powieści tendencyjnych (Pamiętnik Wacławy, Pan Graba, Marta, Maria). Większość z tych powieści należy do słabszych utworów pisarki. Łączy je zainteresowanie emancypacją kobiet, którą Orzeszkowa propagowała w publicystyce (m.in. artykuł Kilka słów o kobietach).
II (1877-1891) - okres dojrzałej twórczości. Powstały wtedy powieści: Nad Niemnem, Zygmunt Ławicz i jego koledzy, Dziurdziowie, Cham. Jest to okres przejścia od powieści tendencyjnej do realistycznej, o szerokich horyzontach społeczno-demokratycznych.
III (1892-1910) - Orzeszkowa zwróciła swoje zainteresowania ku problematyce religijnej i etycznej, doskonaląc przy tym warsztat pisarski. Przeciwników ideowych widziała Orzeszkowa w modernistach - jej powieści Dwa bieguny i Ad astra są wyrazem jej dyskusji z modernistycznym światopoglądem. Pod koniec życia napisała cykl opowiadań oparty na jej wspomnieniach z powstania styczniowego - Gloria victis.
Gloria victis - streszczenie
Utwór rozpoczyna się od nakreślenia baśniowej sytuacji opowiadania. Narratorem opowieści jest las na Polesiu litewskim, który opowiada przybyłemu wiatrowi o zdarzeniach, jakie się w nim rozgrywały. Dowiadujemy się, że wiatr lata po świecie, aby zbierać prawdę o historii świata i roznosić ją dalej. Dzięki punktom topograficznym, które mija wiatr (np. Kanał Królewski) możemy wstępnie umiejscowić akcję noweli.
Po blisko stuletniej nieobecności w tych stronach wiatr pragnie się dowiedzieć, co słychać u starych przyjaciół. Drzewa chórem odpowiadają, że działy się tu rzeczy wielkie i niezwykłe. Ciągle dozowane jest napięcie i rozbudzana ciekawość. Wiatr oblatując wszystkie kąty, wyczuwa zapach krwi, słyszy jęki rannych i odgłosy bitwy. Namawia drzewa do opowiedzenia historii tych walk. Wtem dostrzega usypany pagórek z zatkniętym krzyżem - pyta, cóż to znaczy. Na pytanie wiatru chórem odpowiadają dąb, sosna i świerk, tłumacząc, że jest to zbiorowa mogiła. Kolejno poznajemy więcej szczegółów: świerk mówi, że jest to mogiła bezimiennych bohaterów, dzwoneczki liliowe dodają, że polegli oni bardzo młodo, zaś róża dodaje, że ginęli oni w mękach. Następnie wszystkie rośliny utyskują na brak pamięci o owej mogile - tylko róża rzuca na ten grób kwiaty i tylko dzwoneczki leśne wydzwaniają pacierz żałobny nad grobem. Wstrząśnięty tymi wiadomościami wiatr w uroczystym zwrocie nawołuje, aby opowiedzieli mu oni dokładnie o życiu i śmierci spoczywających w mogile, aby mógł wieść tę zanieść na cały świat, [c]w przestrzeń, w dal, w czas, w pamięć, w serca...[/c]
Pierwszy opowieść rozpoczyna stary dąb. Wspomina pojawienie się w lesie kilkuset młodych ludzi. Wskazuje na specyficzny element stroju - ciemnogranatową czapkę. Informacja ta pozwala zrozumieć, że mowa o powstańcach styczniowych, gdyż to oni nosili takie nakrycie głowy. Dąb wspomina podniecenie i nadzieję, jakie malowały się na twarzach młodzieńców. W miejscu, w którym stoi opowiadające drzewo powstańcy rozłożyli obóz. Wodzem ich był Romuald Traugutt. Narrator daje w tym momencie dość dokładny opis jego wyglądu i cech charakteru. W opisie tym dąży się do ukazania jego niezwykłej siły moralnej i mądrości, a także odwagi. Zdecydował się w końcu powieść garstkę powstańców w nieznane - nie wiedząc nawet, czy ich ofiara przyczyni się do odzyskania niepodległości. Heroizm tej postaci uwydatniany jest poprzez porównanie jej do Leonidasa, króla spartańskiego, który wraz z 300 żołnierzami dzielnie bronił ojczyzny przed agresja perską. Na tym kończy dąb opowieść o Traugutcie, wskazując, że będzie ona obszernie dopełniona w dalszych partiach utworu. Teraz z kolei opowiada o losach najmłodszego z powstańców. Dąb znów powraca wspomnieniami do dnia przybycia walczących do lasu. Działo się to w maju. Z ramienia wodza na czele jechał Jagmin - [c]młody Herkules z kształtów, Scypio rzymski z rysów.[/c]Nie o nim jednak pragnie opowiadać dąb. Jego „ulubieńcem” stał się bardzo młodziutki Maryś Tarłowski. Wyglądem w ogóle nie pasował do sytuacji - był to bowiem wątły, drobny, niebieskooki chłopczyna, o niemal dziewczęcych rysach. Okazuje się, że dąb „znał” Marysia już wcześniej z opowieści traw. Pochodził on z daleka, a w te strony przybył, aby uczyć „maluczkich”. Wraz z nim przybyła jego młodsza siostra - Anielka, z którą był bardzo związany. Prawdopodobnie nie mieli oni nikogo na świecie poza sobą, dlatego też kochali się bardzo i byli niemal nierozłączni, dbając o siebie nawzajem. Wkrótce do tej dwójki dołączył nowy przyjaciel obojga - Jagmin. To właśnie on zajmował się rozpowszechnianiem wiadomości o wybuchu walk. Dąb przytacza scenę, w której informuje on Marysia, że termin wymarszu do lasów horeckich wyznaczono na za dziesięć dni. Obydwaj młodzieńczy potwierdzają wzajemną gotowość walki ręka w rękę. Wiadomość ta powoduje wybuch płaczu u Anieli. Szybko jednak opanowuje ona chwilową słabość, rozumiejąc, że tak uczynić trzeba. Gdy zostaje sama z Jagminem prosi o opiekę nad bratem. Okazuje się także, że pomiędzy tym dwojgiem rodzi się uczucie, czego wyrazem jest czuły pożegnalny pocałunek złożony na ręku dziewczyny. Na tym dąb kończy opowieść, prosząc o chwilę odpoczynku.
Teraz przemawia świerk. Jako najwyższe z drzew widział on najdalej. Dlatego też mówi o walkach, jakie toczyli powstańcy. Wskazuje, że były to krwawe starcia, ale nie jest on stworzony, by je opisywać. Woli wspominać, z jaką radością witał walczących, gdy powracali zwycięscy. Wspomina, jak umęczeni i ranni zawsze pozostawali karnie posłuszni wodzowi, odpoczywając dopiero podczas wieczornego posiłku. Świerk przypomina jeden z takich zwycięskich powrotów, kiedy to Traugutt wywołał na środek Marysia Tarłowskiego i przy wszystkich podziękował mu za uratowanie życia. W stronę młodzieńca posypały się gratulacje i powinszowania. Zapanowała ogólna wesołość, której nie podzielał jedynie sam bohater dnia. Jak tłumaczy to świerk, jeszcze długo w nocy siedział samotnie zadumany, gdyż nie do walki był on stworzony. Komentarz ten ma pogłębić heroizm decyzji o przyłączeniu się do powstania. Temat ten kontynuuje brzoza, mówiąc, że wielokrotnie była świadkiem zwierzeń młodzieńca, jakie czynił on w samotności, odosobnieniu przed naturą. Umiłował on bowiem niezwykle geniusz natury i uwielbiał go kontemplować. Był wtedy naprawdę szczęśliwy. Brzoza wspomina także o nocnych rozmowach Marysia z Jagminem. W dyskusjach tych snuli gównie plany co do przyszłości ojczyzny i całego świata, która nastanie po epoce krwawych walk. W tym momencie pojawia się refleksja ogólniejszej natury - dotycząca bezsensowności i okrucieństwa każdej wojny. Mówi się o niej jako o czynie bratobójczym, który uśmierca zarówno ofiarę, jak i agresora. Słowa te przypisane są Marysiowi. Dwaj przyjaciele ostatecznie dochodzą jednak do wniosku, że obecnie walka jest konieczna i nie ma od niej odwrotu. Wskazują, że zapewne kiedyś nadejdą zmiany, ale oni już raczej tego nie zobaczą.
Brzoza kończy swoją wypowiedź słowami: Aż przyszedł dzień…Myśl tę podejmuje ponownie stary dąb. Z wieściami przybywa do obozu członek tzw. „straży dalekiej”, wysłaniec poczty obywatelskiej - Radowicki Prosi o szybkie zaprowadzenie do wodza. W namiocie Traugutta zbiera się jeszcze kilka osób na naradę. Wreszcie dowódca wyszedł do powstańców i ogłosił zbliżającą się ostateczną bitwę. Wiele wojska ciągnie na lasy horeckie. W przemówieniu skierowanym do oddziałów podkreśla Traugutt celowość i konieczność ich ofiary, która da podstawy dla przyszłego zwycięstwa. Po chwili wszyscy rozpoczynają przygotowania do bitwy.
Poseł udaje się w drogę powrotną, wcześniej jednak wręcza jeszcze Marysiowi krótki list od siostry. Niestety trzeba już wymaszerować, więc treść listu pozostaje tajemnicą. Wkrótce rozpoczyna się bitwa. Powstańcy dzielnie, w miarę możliwości, stawiają opór. Walka jest jednak z góry skazana na niepowodzenie. Wszystko rozgrywa się w kłębach gęstego dymu, więc dąb opowiada tylko o niektórych wydarzeniach. Relacjonuje on to, co dzieje się z Tarłowskim - chłopak zostaje ranny w ramie i gdy leży wśród paproci, zostaje dostrzeżony przez Jagmina. Odnosi on przyjaciela do namiotu z rannymi, który bardzo szybko napełnia się po brzegi. Dwaj lekarze obozowi mają pełne ręce roboty. Tymczasem agresorzy nie poprzestają na walkach na polu bitwy i z wściekłością rzucają się do ataku na namiot z rannymi. Powstańcy ruszają na pomoc. Pierwszy do namiotu dotarł Traugutt, ale nie zastał tam rannych i lekarzy, lecz same trupy. Ostatni dogorywał nadziany na piki Maryś Tarłowski. Resztkami sił rzucił on Jagminowi chustę zbroczoną krwią, prosząc, aby oddał ją siostrze. Na tym zakończył swą opowieść stary dąb. Wiatr tymczasem, wysłuchawszy tych wspomnień, płakał nad grobem poległych. Po chwili zapytał jeszcze o wetknięty w mogiłę krzyż. Na to wezwanie dzwonki liliowe opowiadają, że wetknęła go tu Aniela, kiedy, dawno już, przyszła na grób brata. Długo płakała nad losem dwu ukochanych mężczyzn, ale nigdy już więcej tu nie wróciła.
Następnie dąb wspomina o latach, które minęły od tamtych krwawych wydarzeń. Przez ten czas żaden człowiek nie przyszedł nad grób walczących. Jedynie przyroda, będąca świadkiem owych walk, przechowuje ich obraz w pamięci. A czas ciągle i nieubłaganie płynie, powtarzając słowa: vae victis, czyli `biada zwyciężonym'.
Gdy dąb skończył, wiatr już nie płakał, lecz wzniósł się nad lasem i zakrzyknął: Gloria victis, czyli: Chwała zwyciężonym! Okrzyk ten poniósł ponad niebiosa i nad całą ziemię. Był to krzyk rozbrzmiewający przyszłym triumfem.