Bruno Groening - Rewolucja w medycynie
Rehabilitacja człowieka niedocenionego
Medyczna dokumentacja uzdrowień na drodze duchowej. Matthias Kamp.
Przedmowa
Liczba osób, które w konwencjonalnej medycynie nie znalazły pomocy i które szukają innych dróg, by odzyskać utracone zdrowie, ciągle wzrasta. Coraz większym zainteresowaniem cieszy się nie tylko medycyna naturalna, lecz również uzdrowienie na drodze duchowej, traktowane przez wiele lat jako temat tabu. Z drugiej strony, w środkach masowego przekazu, często można się spotkać z przedstawieniem tej tematyki w negatywnym świetle, stawiając ten fenomen uzdrowienia duchowego pod znakiem zapytania, na podstawie pojedyńczych, niezróżnicowanych przypadków.
Ta wielorakość zdań, najczęściej pozbawionych głębszej znajomości tematu i ukazana w polemicznej formie, koniecznie wymaga rzeczowego przedstawienia sprawy. To właśnie ciągle zaostrzający się kryzys nowoczesnego systemu zdrowia, którego koszty w ostatnich dziesięcioleciach, przy równoczesnym gwałtownym wzroście liczby chorych, dosłownie eksplodowały, nie pozwala na światopoglądową polemikę, lecz wymaga zdecydowanego działania świadomych odpowiedzialności kręgów, w interesie chorych.
Według zasady "kto uzdrawia ma rację", w Wielkiej Brytanii z końcem lat pięćdziesiątych, 200 szpitali narodowej służby zdrowia, otwarło swe bramy na uzdrowienie na drodze duchowej; dziś istnieje już 1800 szpitali, które zatrudniają duchowych uzdrowicieli.1 Brytyjska izba lekarzy już przed dziesiątkami lat przyznała, że
"poprzez duchowe uzdrowienie można powrócić do zdrowia, czego jednak nie sposób wytłumaczyć medycznie-naukowo."2
W przeciwieństwie do sytuacji w Wielkiej Brytani, wydaje się, że Niemcy, patrząc na stopień akceptacji uzdrowienia duchowego w kręgach rządowych i naukowych, są krajem rozwijającym się. Pojęcie uzdrowienia duchowego nie pojawia się w niemieckim ustawodawstwie. Duchowy uzdrowiciel nie jest więc prawnie uznawany. Nawet współpraca lekarza z homeopatą, lub z duchowym uzdrowicielem jest zabroniona w Republice Federalnej Niemiec poprzez zawodowo-prawne sformułowania.3 Dla wielu przedstawicieli medycznych kręgów działanie niewidocznej, uzdrawiającej siły na ludzki organizm, jest nie do wytłumaczenia. Wyjrzenie poza granice tradycyjnej medycyny sprawia im wyraźną trudność.
Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jeszcze teraz, w latach 90-tych, szczególnie w Niemczech, trzeba walczyć z oporami, uprzedzeniami, fałszywymi informacjami na temat duchowych uzdrowień, to tym bardziej możemy uzmysłowić sobie trudności, z jakimi musiał borykać się Bruno Groening, kiedy to poprzez jego działalność w Niemczech, w latach 50-tych, wydarzyły się zadziwiające uzdrowienia.
Niewiedza, zazdrość, światopoglądowe uprzedzenia i przerażająca powierzchowność dochodzenia prawdy, stworzyły w mediach obraz człowieka, który jest rażącym przeciwieństwem obrazu, który otrzymałem, poprzez relacje naocznych świadków, fachowych osądów (patrz również rozdział II), relacji o uzdrowieniach, które były mi dostępne dla napisania tej książki. Oprócz tego miałem możliwość osobistej rozmowy z naocznymi świadkami.
W trakcie moich poszukiwań nabyłem nie tylko głębszego zrozumienia istoty duchowego uzdrowienia, lecz coraz wyraźniej uzmysławiałem sobie powody tego masywnego oporu ze stron instytucji bazujących na pradawnej, pierwotnej formie leczenia. Zrozumiałem, dlaczego taki człowiek, jak Bruno Groening, który w sposób radykalny reprezentował wiedzę na temat władzy ducha, która była stłumiona i który, nie biorąc za to ani grosza, uzdrowił tysiące ludzi, uważanych przez ówczesny tradycyjny system za nieuleczalnie chorych, musiał stanowić zagrożenie dla siły tych kręgów, których władza polegała na niewiedzy i cierpieniu ludności.
Dzisiejsza medycyna, ta zgubna w skutkach integracja przemysłu farmaceutycznego, państwowych instytucji, ale także i kościoła, musi wziąć na siebie odpowiedzialność za niezliczone cierpienia naszych czasów.
Powodem do napisania tej książki był ostatecznie fakt, że uzdrowienia zdarzały się nie tylko za czasów życia Bruno Groeninga, lecz nawet dzisiaj, poprzez przekazywanie jego nauki, we wzrastającym stopniu, ludzie uzdrawiani są z najcięższych obciążeń, również o podłożu organicznym. Oprócz relacji o uzdrowieniach, napisanych za czasów życia Bruno Groeninga, miałem dostęp do ponad 1000 relacji z czasów dzisiejszych. Do wielu z tych niesamowitych uzdrowień dołączone są lekarskie potwierdzenia.
W tych pozbawionych "myśli o duchowym uzdrowieniu" czasach jako lekarz mogłem się o tym przekonać, że Bruno Groening otwiera do uzdrowienia drogę, której wcześniej nigdy nie uważałbym za możliwą. Nawet chorzy, którzy przez tradycyjną medycynę zaliczeni zostali do nieuleczalnie chorych, na tej drodze mogli znaleźć dojście do uzdrawiającej siły, która nie zna chorób nieuleczalnych.
Napisałem tę książkę jako lekarz z odpowiedzialnością wobec tych ludzi. Wzywam tym samym moich kolegów po fachu, aby ze swoją odpowiedzialnością wobec pacjentów, uświadomili sobie w jakim kierunku powinni się rzeczywiście dalej kształcić. Nakłaniam ich również, by uwolnili się od dogmatycznego, jednostronnego, skupionego tylko na ciele, zawężonego, medycznego myślenia i aby otworzyli się na uzdrowienie na drodze duchowej. Tylko wtedy będziemy mogli uwolnić się od tej strony medycyny, która jest pogrążona w cieniu i stać się prawdziwymi lekarzami, lekarzami, którzy nauczą się pracować, nie przeciwko Niemu, lecz razem z Nim, z Bogiem, największym lekarzem wszystkich ludzi, jak nazwał Boga Bruno Groening.
Sukcesy wszystkich lekarzy, którzy odważyli się na ten krok, mówią same za siebie.
Matthias Kamp
"Wierzę, że uzdrawianie na niematerialnej drodze, poprzez duchowe metody, ma przyszłość o nieograniczonych możliwościach. Wierzę również, że zasięg tego uzdrawiania stopniowo wyjdzie poza to, co dziś nazywamy faktorem czynnościowym i że obejmie również obciążenia o podłożu organicznym. Widzę przed sobą rozpalającą się jutrzenkę nowych czasów, w których pewne chirurgiczne zabiegi, np. na wewnętrznych organach, uważane będą jako czysta łatanina, z pełną oburzenia myślą, że w ogóle kiedykolwiek istniały tak ograniczone metody leczenia. Wtedy nie będą również potrzebne tego typu rodzaje leków, których używamy dzisiaj. Nie mam zamiaru odsuwać na bok nowoczesnej medycyny i chirurgii, wręcz przeciwnie, jestem wobec nich pełen podziwu. Ale udało mi się dojrzeć niesamowitą energię, która tkwi w ludzkiej osobowości i która zasilana przez leżące poza nami źródła, potrafi w odpowiednich warunkach przez tę osobowość przepływać. Ta, jak ją nazywam, boża energia, jest siłą, która potrafi uzdrowić nie tylko czynnościowe zakłócenia, lecz również te o podłożu organicznym, które są niczym innym, jak zjawiskim towarzyszącym zakłóceniom psychiczno-duchowym.
Prof. Dr Carl Gustav Jung4
Rozdział 1
Niedoceniony człowiek
Choroba nieuleczalna nie istnieje.
Prawie o żadnym innym człowieku, w historii powojennych Niemiec, nie napisanono tak wiele, jak o Bruno Groeningu. Wkrótce potem, gdy w marcu 1949 r., w leżącym w Westfalii mieście Herford, rozpowszechniła się wieść o jego sukcesach w uzdrawianiu, imię Bruno Groeninga było na ustach wszystkich ludzi. Ludzie przybywali do niego tysiącami widząc w nim ostatnią deskę ratunku- poprzez wojnę z obciążeniami duszy i ciała, w większej części pozostawieni na łaskę losu przez ówczesną służbę zdrowia. On opowiadał im nie tylko na dziedzińcu w Rosenheim, ale również w wielu innych miejscowościach w Niemczech o Bogu, który jest największym lekarzem i jak to opisuje jedna z gazet, sceny biblijne stawały się rzeczywistością.
Ludzki rozum szybko jest skłonny do tego, by takie wydarzenia zaliczyć do bajek, ponieważ nie pasują one do powszechnie stosowanych wzorców myślenia. A jednak fakty świadczą same o sobie. Nie tylko wtedy, lecz również dzisiaj, ponad 30 lat po śmierci Bruno Groeninga, zdarzają się uzdrowienia, będące wynikiem postępowania według jego nauki i które ze strony medycyny nie dają się wyjaśnić.
Patrząc na dzisiejszą, katastrofalną sytuację służby zdrowia, coraz bardziej wzrasta potrzeba, by bez jakichkolwiek uprzedzeń sprawdzić te wydarzenia. Kto na pierwszym miejscu stawia osobistą wygodę, próżność, własny portfel i z tego powodu, postępując według pradawnej, zużytej zasady "to, czego być nie powinno, być nie może" zaprzecza zadziwiającym możliwościom uzdrowień na drodze duchowej, ten postępuje nieodpowiedzialnie.
Z drugiej strony, konieczne jest jasne zróżnicowanie, tego trudnego do ogarnięcia zjawiska "uzdrowienia duchowego" i oddzielenie plewów od ziarna. Uogólnienie w postaci całkowitego odrzucenia, wynikającego z negatywnych doświadczeń, jest znakiem na niedostateczną konsekwencję sprawdzenia. Wszędzie można trafić na szarlatanów, którzy czerpią zyski na cierpieniu innych ludzi. Przed tym nie uchroni nas ani lekarskie zezwolenie na wykonywanie zawodu, ani państwowe uznanie kwalifikacji naturopatów i zielarzy. Łatwowierność zawsze jest niepożądana i może mieć dla chorego człowieka ciężkie konsekwencje. W tym przypadku są pilnie potrzebne informacje fachowców, którzy wychodzą poza ramy konwencjonalnego myślenia
Z tego powodu, nie zważając na utarte przesądy, sam zacząłem badać zdumiewające relacje o działaniu Bruno Groeninga, sięgające nawet naszych czasów. Rezultaty tych badań przedstawiłem na łamach tej książki. Kto jednak, mimo wszyskich dowodów, ma trudności, by w to uwierzyć, temu chciałbym przypomnieć słowa Szekspira:
"Więcej jest rzeczy dziwnych na niebie i ziemi, niż śniło się waszym filozofom."1
Wydaje mi się sensowne, by na początku takiego sprawdzianu, przedstawić relację o uzdrowieniu, która żywo świadczy o rzeczywistym istnieniu uzdrawiającej siły, która działa i dzisiaj, poprzez słowo Bruno Groeninga.
Margarethe Mast z A. cierpiała przez ponad pięć lat na zakłócenia krążenia krwi w żyłach nóg, co było dla niej wielkim obciążeniem.
Opowiadała mi:
"Krew w nogach była niewłaściwie transportowana do góry, opadała więc i w rezultacie tworzyła poważny zator w obu nogach. Nawet przez chwilę nie mogłam stać na nogach, bez uczucia, że moje nogi, lada moment pękną. Podczas ciepłych, letnich dni było szczególnie źle, a w upały nie do zniesienia. Z powodu tej dolegliwości poszłam do lekarza, który postawił wyżej wymienioną diagnozę i przepisał mi noszenie masywnych pończoch kompresyjnych.
Nosiłam te pończochy codziennie. Jednak, kiedy usiadłam, musiałam kłaść nogi na krzesło.
W ostatnich latach krzesło już nie wystarczało, by uśmierzyć ból. Potrzebowałam wysokiego stółu z poduszką.
Mój lekarz powiedział mi, że tej dolegliwości nie można wyleczyć. On może jedynie poprzez swoje zalecenia i kilka zabiegów w domu (zmienny prysznic, szczotkowanie nóg, noszenie zdrowych butów) utrzymać stan obecny."2
Oprócz tego, od 25 lat cierpiała na kurcze mięśni łydek, które występowały wyłącznie nocą i których nie potrafiła zlikwidować żadna terapia.
Przez 20 lat musiała żyć z chronicznym zapaleniem skóry na twarzy, które mimo stosowania różnych maści i nalewek nie chciało ustąpić (przepisane zostało w tym czasie Volunimat 20 gr., Acidum saliculicum 0,25 gr., gliceryna 7,5, Eucerin cum aquosum ad 50,0, Unguentum emulsificant aquosum 50,0, Lotio Alab Aquos AA 50,0, Liniolitial Emulsion, mleczko Aknefug).
Przez ponad 30 lat męczyły ją ciągłe bóle kręgosłupa, które przez ostatnie 10 lat przed wprowadzeniem do nauki Bruno Groeninga, uniemożliwiały jej siedzenie na normalnym, drewnianym krześle. Musiała zrezygnować ze swojego zawodu. Jej mąż przyszykował jej w domu specjalny tapczan, gdzie pod poduszkami położył masywną deskę, przez co oparcie tapczanu nabrało takiej formy, że pani Mast mogła korzystać z niego w pozycji leżąco-siedzącej.
Z powodu zakłóceń przepływu krwi w nogach, musiała trzymać je ciągle na podwyższeniu.
Ze strony lekarskiej oznajmiono ciężką osteochondrozę L 4/5 i L 5/S 1. Została poddana dyskusji możliwość przejścia na rentę i zostało to poparte ze strony ortopedycznej.3
Te, spowodowane przez choroby, wielkie ograniczenia w codziennym życiu, doprowadziły do depresji połączonych z głębokim smutkiem, przygnębieniem i ciągle rosnącym uczuciem znalezienia się w sytuacji bez wyjścia. Przepełniało ją poczucie winy wobec rodziny i uczucie, że zawiodła w życiu.
Pani Mast:
"Nie ma się co dziwić, że ta ciężka sytuacja udzielała się innym członkom rodziny. Również moje dzieci miały podobny do mojego, smutny wyraz twarzy.
Poczucie winy, które tłumaczyłam sobie jako rzecz zupełnie naturalną, męczyło mnie latami. Pragnęłam być dobrą matką i to mi się nie udawało. Tę trwającą przez dwa dziesięciolecia mękę, można tu opisać tylko w przybliżeniu. Mimo moich wielkich starań, by obrócić stan rzeczy w pozytywną stronę, nigdy nie udało mi się tego dokonać, wręcz przeciwnie, do codziennych kłopotów dochodziły jeszcze inne, jedno nieszczęście goniło następne.
Żaden z lekarzy, z którymi konsultowałam się przez te lata, nie potrafił mi pomóc."4
W 1988 roku pani Mast dowiedziała się o nauce Bruno Groeninga. Po niedługim czasie nastąpiły pierwsze uzdrowienia.
"Po wprowadzeniu mnie do nauki Bruno Groeninga poczułam, oprócz krótkich przerw, intensywny prąd w obu nogach. Prąd ten był subtelny i szczególnie delikatny. Ciepłe mrowienie objęło najpierw dolne regiony podudzia, potem wyższe partie, aż w końcu przeniknęło przez całe podudzie.
Cztery miesiące po wprowadzeniu mogłam zdjąć pończochy kompresyjne. Od tego czasu noszę, tak jak wcześniej, pończochy ze sztucznego włókna, jak i normalne buty. Bez trudności mogę stać przez dłuższy czas. Nie mam przy tym żadnych bólów. Od czasu uzdrowienia nie potrzebuję kłaść nóg na podwyższenia."5
Na moją prośbę pani Mast zdecydowała się jeszcze w tym samym roku i w roku 1991 na ponowne badania kontrolne. W roku 1991 przeprowadzono sonograficzne badania Dopplera.
Lekarz napisał w rozpoznaniu:
"Badanie kończyn dolnych zostało wykonane z podejrzeniem o chroniczną niewydolność naczyń żylnych. Sonografia Dopplera obu stron nie wskazuje na niewydolność żylną. Nie można rozpoznać żadnych zewnętrznych żylaków. Puls żylny kończyn dolnych normalny oraz znaki wskazujące na zakrzep żylny negatywne."6
Od czasu wprowadzenia do nauki Bruno Groeninga zniknęły również bóle kręgosłupa, które męczyły ją przez trzy dziesięciolecia. Może ponownie godzinami siedzieć na twardym krześle. Tutaj siedziała 8-10 godzin na normalnym drewnianym krześle. Pani Mast potrafi podołać wszystkim swoim obowiązkom jako matka i gospodyni domu. W siódmym miesiącu po wprowadzeniu zniknęły istniejące od 25 lat nocne kurcze mięśni łydek.
Również, trwające przez 21 lat zapalenie skóry, zniknęło po półrocznym przyjmowaniu uzdrawiającego prądu. Nie potrzebuje więcej żadnych maści, ani nalewek.
Podobnie stało się ze stanami depresyjnymi:
"Od czasu, gdy jestem we wspólnocie Bruno Groeninga, nie męczą mnie żadne depresje. Stałam się człowiekiem, który cieszy się życiem. W życie rodzinne wstąpiła radość i zupełnie inne postępowanie wobec siebie. Wewnętrznie stałam się spokojna i pełna zaufania. Cieszę się na każdy dzień nowego, podarowanego mi życia. Doznajemy pomocy w każdej dziedzinie życia. Mogłabym codziennie składać o tym nowe świadectwo.
Nie jestem w stanie wypowiedzieć jak bardzo jestem wdzięczna za to nowo podarawane mi życie."7
Jak mogło urzeczywistnić się to wszystko poprzez naukę zmarłego człowieka? Na pewno nie poprzez wyobraźnię. Miałem dostęp do wszystkich wyników badań lekarskich. Oświadczenia pod przysięgą osób współżyjących z Margarethą Mast świadczą w dobitny sposób o jej długoletniej drodze cierpienia. Dane mi było spotkać zarówno ją, jak i wielu innych uzdrowionych ludzi, którzy po wieloletnim cierpieniu znaleźli wybawienie w nauce Bruno Groeninga i osobiście przekonać się o dobrym stanie ich zdrowia.
Czy rzeczywiście istnieje związek między wydarzeniami dzisiejszych dni, oraz tym człowiekiem, który w 1949 roku na dziedzińcu w Rosenheim, mówił do 30.000 tysięcy ludzi o Bogu, jako największym lekarzu?
Gdy przed kilkoma laty po raz pierwszy usłyszałem o Bruno Groeningu, utrwaliły mi się szczególnie następujące słowa:
"Nie ma chorób nieuleczalnych, Bóg jest największym lekarzem."8
Na codzień w klinice przeżywałem coś wręcz przeciwnego. Często widziałem rozbitych wewnętrznie pacjentów, którzy z takimi prognozami jak: "Z tym musi Pani żyć" lub "Daję Panu jeszcze pół roku" opuszczali szpital bez jakiejkolwiek nadziei na ich przyszłe życie. Gdy zapytałem mooich kolegów, na jakiej podstawie wypowiadają takie prognozy, odpowiedzieli mi, że w oparciu o statystyki i własne doświadczenia. Oni chcieli być szczerzy wobec pacjentów i w żadnym wypadku nie rozbudzać nadziei, której nie można by uzasadnić. Czy można takie postępowanie zaakceptować? Czy statystyka jest nieomylna w stosunku do indywidualnego człowieka? Czy zasługuje na poparcie fakt, że lekarz nie chcąc budzić u pacjenta nieuzasadnionych nadziei, pogłębia w nim niesłuszną beznadzieję?
Jaka jest prawda? Kto ma rację? Czy lekarz, który ze swego doświadczenia przekazuje pacjentowi na jego drogę życia diagnozę - choroba nieuleczalna, czy ten nieznany człowiek, który nie posiadał akademickiego wykształcenia, który uszęszczał tylko do szkoły podstawowej, a mimo to ośmielił się otwarcie głosić, że choroby nieuleczalne nie istnieją?
Od setek lat, miliony lekarzy dążą poprzez uczciwy trud, aby uwolnić ludzi od jażma choroby. W nowoczesnych państwach nie oszczędza się pieniędzy ani trudu, by pomagać chorym w tysiącach szpitali. Z drugiej strony nie da się ukryć, że możliwości tradycyjnej medycyny są ograniczone. Statystyki mówią same za siebie. Mimo miliardowych nakładów można nadal obserwować wyraźny wzrost zachorowań. Choroby serca i krążenia krwi, reumatyzm, alergie, nowotwory i wiele innych, nadal uporczywie szerzą się wsród ludzi.
Monachijski lekarz, dr Scheiner wypowiada się na ten temat:
"Statystyka rodzajów chorób naukowego instytutu miejscowej kasy chorych w Bad Godesberg, z roku 1988 notuje, że tendencja zachorowań nadal wzrasta. [...] Statystyka ta porównała częstość zachorowań z roku 1980 i 1988. We wszystkich sektorach zauważalny jest znaczny wzrost. I tak na przykład schorzenia psychiatryczne wzrosły o ok. 50%, choroby systemu nerwowego i narządów zmysłu o 70%, choroby kośćca, mięśni i tkanki łącznej prawie o 90%, nowotwory o 30%, choroby krążenia o 35%. Równocześnie ilość ludzi, którzy skorzystali z usług lekarskich jeszcze nigdy nie była tak wysoka w całej historii naszego kraju. Rocznie niemieccy lekarze wystawiają około 500 milionów recept - gdyby poukładać je jedną na drugą, powstałaby wieża dwustukrotnie przewyższająca katedrę kolońską."9
Medycyna przechodzi kryzys. Będąc świadomym wszystkich, nie dających się podważyć sukcesów w zwalczaniu ostrych chorób, trzeba jednak stwierdzić, że medycyna w dużej mierze przynosi chorym tylko złagodzenie bólu, a nie uzdrowienie.
Z drugiej strony mam przed oczami prawie tysiąc relacji z ostatnich lat, które świadczą o pomocy i uzdrowieniach porzez życie według nauki Bruno Groeninga. Jak doszło do tej różnicy? Czy powodem tego jest fakt, że nowoczesna medycyna zapomniała o kimś, o kim Bruno Groening mówił:
"Największym lekarzem całej ludzkości jest i pozostanie nasz Pan Bóg."10
i który był zawsze w centrum jego działania.
Aby otrzymać na te pytania bliższe wyjaśnienia, chciałbm poniżej opisać wydarzenia związane z Bruno Groeningiem.
Cud z Herford
Wydarzenia z Herford, z roku 1949 pozostają w ścisłym związku z Bruno Groeningiem. Uzdrowienie wówczas dziewięcioletniego Dietera Hülsmanna, chorego od lat na zaawansowany zanik mięśni (nieuleczalne schorzenie, które powoduje osłabienie mięśni, w niektórych przypadkach śmierć we wczesnych latach życia), było początkiem oficjalnego działania, które sięga do dnia dzisiejszego
Dr filozofii Kaul relacjonuje w swojej książce "Cud z Herford":
"Do małego, westfalskiego miasteczka, którego mury kryją cudownego doktora, tysiącami przybywają schorowani, niedomagający ludzie. Autobusami, ciężarówkami, samochodami, pieszo, zaprzęgami konnymi, rowerami, wozami drabiniastymi, na wózkach inwalidzkich, w karetkach pogotowia, - dzień i noc na plac Wilhelma [...] nr 7, w Herford przybywają masy ludzi, gdzie Bruno Groening znalazł dach nad głową u rodziców pewnego uzdrowionego przez niego dziecka. Ludzka nędza, która się tu objawia jest wstrząsająca i bezgraniczna. [...] ze wszystkich okolic Niemiec napływają ludzie, [...] ze wszystkich państw i warstw społecznych, Amerykanie, Anglicy, Belgijczycy, Szwajcarzy, Szwedzi, Węgrzy, Polacy, nawet Cyganie, którzy po uzdrowieniu pewnego, niemego, cygańskiego dziecka, zjawili się tutaj tłumnie."11
Dalej pisze:
"Moja relacja jest zgodna z prawdą i dotyczy tylko tego, czego świadkiem były moje własne oczy. Chcąc zbadać pogłoski rozmawiałem z uzdrowionymi. Osobiście stałem przed domem w Herford, na placu Wilhelma nr 7. Przebywałem jedną noc w domu `cudownego doktora' i obserwowałem wszystko, co się tutaj rozgrywało, z bezpośredniej bliskości. Rozmawiałem z duchownymi i lekarzami. [...] Trzy dni i noce mieszkałem w Herford, pracowałem tam, dociekałem i próbowałem znaleźć odpowiedź na pytanie, które do dziś poruszyło miliony ludzi, dotyczące herfordzkiego misterium."12
Na koniec dr Kaul podsumowuje swoje wyniki w następujących słowach:
"Nikt nie może zaprzeczyć, że Bruno Groening uzdrowił już wielu ludzi, którzy uważani byli za nieuleczalnie chorych. Mądrość naukowa spieszy z wytłumaczeniem, że nie rozchodzi się tu o nic nadzwyczajnego, jeśli dotyczy to chorób mających podłoże psychiczne. Dlaczego jednak nowoczesna medycyna miała tak mało sukcesów w tej dziedzinie, o tym nie mówi. Czy jest tych przypadków tak niewiele, że lepiej milczeć na ten temat? Ta `nowa metoda' z Herfod jest w każdym razie godna sensacji, jaka wytworzyła się wokół niej."13
Państwowe urzędy nie podzielały jednak tego sukcesu. Miejscowy ośrodek zdrowia przypisywał Bruno Groeningowi w najlepszym razie wpływ na cierpienia duchowe.
Po krótkim czasie publicznego działania w Herford zostało mu zabronione uzdrawianie.
Podstawą zakazu było "prawo o wykonywanej zawodowo praktyce lekarskiej bez nominacji", krótko "prawo dla uzdrowicieli i naturopatów". Mimo tego ludzie poszukujący pomocy nadal przybywali do Herford i osiedlali się, częściowo przez kilka dni, przed domem, w którym zatrzymał się Bruno Groening. W tym czasie otrzymał on około 80.000 listów, a czasami znajdowało się tam 5.000 ludzi. Ze względu na te wydarzenia, urzędy przymykały niekiedy oczy na ten zakaz. W końcu jednak, na początku czerwca, Bruno Groening musiał opuścić Herford i udał się na zaproszenie do Hamburga. Ale również i tam urzędy w obawie masowego napływu chorych, nie udzieliły mu zezwolenia na uzdrawianie.
Wreszcie czasopismo "Revue" zaproponowało mu sfinansowanie naukowego zbadania jego działania w klinice uniwersyteckiej w Heidelbergu. Propozycja ta miała otworzyć mu drogę do chorych. Badania na oddziale słynnego, specjalizującego się w psychosomatyce profesora von Weizsäckera, dały dobre rezultaty. Naukowcy doszli do wniosku, że "Bruno Groening nie jest szarlatanem, hipnotyzerem, cudownym doktorem, lecz uzdolnionym, wprawdzie nie lekarzem, ale psychoterapeutą (lekarzem dusz)".14
Zostały potwierdzone dokonane przez niego uzdrowienia. Nie otrzymał jednak ekspertyzy, przyrzeczenie uwolnienia drogi ku chorym nie zostało spełnione. Ponieważ w międzyczasie w Heilderbergu zebrały się ponownie wielkie ilości ludzi, Bruno Groening skorzystał z zaproszenia do zajazdu w Rosenheim. Właściciel, pan Harward, miał nadzieję na uzdrowienie swojej sparaliżowanej szwagierki i chciał zaoferować Bruno Groeningowi miejsce, gdzie miałby chwilę spokoju. Jednak poprzez publikacje w prasie w niedługim czasie na dziedzińcu przed zajazdem zebrało się ponad 30.000 ludzi. Również tutaj relacjonowano o wielu uzdrowieniach (patrz również rozdz. 4). Bawaryjski rząd początkowo ustosukował się do tego bardzo pozytywnie, lecz w któtkim czasie, powołując się na "prawo dla uzdrowicieli i naturopatów" zabronił mu działania.
Bruno Groening szukał nowych możliwości dojścia do ludzi poszukujących pomocy. Jego cel utworzenia uzdrowisk, w których mógłby pracować łącznie z lekarzami, załamał się poprzez opór urzędów. Przez jakiś czas pracował w przychodni u pewnego naturopaty w Monachium, ale wkrótce doszło do pierwszego procesu (1952). Chociaż prokuratura złożyła odwołanie, został on uniewinniony z oskarżenia w sprawie wystąpienia przeciwko "prawu dla uzdrowicieli i naturopatów". Sąd uznał, że poprzez sprzeczne ustosunkowanie się do sprawy rządu bawarskiego, który najpierw zezwolił, a potem zabronił działalności, stan prawny nie jest wystarczająco jasny. Pomimo tego zakaz uzdrawiania został potwierdzony, ponieważ działalność Bruno Groeninga podporządkowano pod prawo dla uzdrowicieli i naturopatów, a to pociągało za sobą zależność od specjalnego, urzędowego zezwolenia (patrz również rozdz. 5).
Bruno Groening rozpoczął starania o zezwolenie na pracę jako uzdrowiciel w urzędzie zdrowia w Stuttgarcie (1953). Jego wniosek z błachych powodów został odrzucony (patrz również rozdz. 5)
Dlatego też szukał innych dróg, bez urzędowego oporu, by móc pomagać ludziom poszukującym pomocy.
W 1953 r. utworzony został "Związek Groeninga", który miał dać jego działaniu prawną podstawę. Bruno Groening przemawiał do ludzi potrzebujących pomocy w poszczególnych wspólnotach (miejscowych grupach) Związku Groeninga w Niemczech i Austrii.
Ponieważ uzdrowienia występowały nadal w 1955 r. wytoczono mu nowy proces. Przygotowania do głównej rozprawy trwały aż do połowy 1957 r. Ostateczny wyrok nie został ogłoszony, ponieważ Bruno Groening przed zakończeniem procesu zmarł w Paryżu 26.01.1959 r.
Wielu oczekujących pomocy zwątpiło. Wspólnoty zaczęły się wykruszać. Ale wtedy wydarzyło się coś niesamowitego: nastąpiły kolejne uzdrowienia, tak jak on to przepowiedział. Po długim okresie przerwy do początku lat 80-tych, liczba wspólnot pod kierownictwem pani Grete Häusler, która sama poprzez Bruno Groeninga przeżyła w 1950 r. uzdrowienie, zaczęła się powiększać. Od roku 1992 powstało ponad 170 wspólnot w całej Środkowej Europie. Notuje się coraz więcej relacji o niezwykłych uzdrowieniach. Niektóre z nich mogłem szczegółowo zbadać, i poprzez to mogę bez wątpliwości potwierdzić te medycznie niewytłumaczalne fakty.
Od czasu, kiedy przekonałem się, że uzdrowienia w dzisiejszych czasach bazują na faktach, chciałem dowiedzieć się więcej na temat Bruno Groeninga, jego osoby i charakteru. Poprzez wypowiedzi wielu naocznych świadków, z którymi częściowo mogłem osobiście rozmawiać, poprzez zapiski Bruno Groeninga i nagrane na taśmie magnetofonowej jego wykłady, otrzymałem żywy obraz jego osoby. Niech będzie to tematem następnego rozdziału.
Rozdział 2
Osoba Bruno Groeninga
Nadzwyczajne dziecko
Bruno Groening urodził się 31.05.1906 roku w Gdańsku-Oliwie jako czwarty z siedmiorga rodzeństwa. W swoim życiorysie opisał on tak swoje dzieciństwo:
"W okresie mojego dzieciństwa i młodości coraz bardziej mogłem stwierdzić nadzwyczajne właściwości, które promieniując ode mnie były w stanie wpływać uspakajająco i uzdrawiająco na ludzi i zwierzęta. Już jak byłem dzieckiem chorzy w moim otoczeniu zostawali uwolnieni od dolegliwości, a dzieci, jak również dorośli, gdy byli zdenerwowani, albo skłóceni, uspakajali się pod wpływem kilku moich słów. Jako dziecko stwierdziłem również, że zwierzęta, które na codzień były nieśmiałe, albo uchodziły za groźne - miały w stosunku do mnie łagodne i potulne usposobienie. Mój stosunek do domu rodzinnego był z tego powodu nadzwyczajny i napięty. Dążyłem do całkowitej samodzielności, by uwolnić się z otoczenia mojej rodziny pełnego nieporozumień.1
Niezwykłość tego dziecka rozpoczęła się już w samym momencie narodzin. Jego matka miała zawsze ciężkie porody, tymczasem Bruno przyszedł na świat szczególnie lekko. Krótko po porodzie matka udała się do lasu, by powiadomić o tym jego ojca, który tam przebywał. 2, 3
Jego rodzice byli głęboko wierzącymi katolikami. Nie opuszczono żadnej mszy świętej i jeżeli nawet matka, czy ojciec byli bardzo zmęczeni po całodziennej pracy, nigdy nie została zapomniana wieczorna modlitwa z dziećmi odmawiana na kolanach. Ojciec Bruno był, jak pisze E. A. Schmidt, szorstkim, zwyczajnym, prostym człowiekiem. Pracował jako murarz, był poważany i cieszył się powodzeniem jako dobry pracownik. 4
Jego brat Kurt opowiadał o nadzwyczajnym zdarzeniu. Pewnego ranka miał nakryć stół dla całej rodziny, ale wolał się dalej bawić, niż wykonać polecenie rodziców. Wtedy jego brat Bruno wypełnił to zadanie bez jakiejkolwiek prośby i otrzymał za to odpowiednią pochwałę.
Kurt Groening opowiadał:
"W tym momencie tak się zdenerwowałem, ponieważ on zawsze wychodził na tego dobrego, że nie potrafiłem nad sobą zapanować, chwyciłem dzbanek z gorącą kawą i wylałem mu na głowę. On stał zupełnie spokojnie, wszyscy inni byli przerażeni moim czynem. I znowu stało się coś nadzwyczajnego. Bruno nie miał po tym wydarzeniu żadnej blizny, ani na twarzy, ani na jakiejkolwiek części ciała."5
W czasopiśmie "Revue" pisano 4.9.1949 r. o dzieciństwie Bruno Groeninga:
"Uczył się samotności już jako dziecko, które ledwie umiało mówić. Uciekał z domu i bawił się w sąsiedztwie ze zwierzętami, które były dla niego ważniejsze, niż jego własne rodzeństwo. Gdy umiał już lepiej chodzić, odkrył duży las, który znajduje się w pobliżu tych czynszowych kamienic. Zanurzał się w nim, jak w jakimś wielkim tajemniczym świecie. Od swojej matki nauczył się jednego: modlitwy! I tę prostą dziecięcą wiarę w Matkę Boską zabierał do lasu, który stał się jego światem. Ten mały Bruno stał się dziwakiem, jakiego nie widziano jeszcze nigdy wśród chłopców robotników na ulicy Ludolfinger. Znikał nieraz na parę dni. Nikt nie wiedział, czym się żywił. W jego domu panowała reguła, kto za późno przychodził na posiłek, ten nie dostawał nic, albo tylko to, co jeszcze pozostało. Tak więc Bruno głodował niaraz przez wiele dni. Nieraz znajomi widzieli go leżącego pod krzakiem, jak obserwował starannie liście i trawę. Przypadkowo zauważono jego osobliwy kontakt do wiewiórek i innych zwierząt. Znaleziono go też kiedyś zupełnie samego na cmentarzu. Czasem widziano, jak się tam modlił. [...] Pewnego razu zaobserwowano go, jak szedł w zadumie za kulejącym psem. Bawił się z nim. Głaskał go. [...] Biagało za nim dużo zwierząt. Jeżeli leżały chore, to wstawały i biegły za nim do lasu."6
Często został schwytany przez ludzi w lesie i zaprowadzony do rodziców. Otrzymywał wtedy przeważnie porządne lanie i zamykano go w pokoju.
W związku z tym pisał:
"Z powodu bicia nie potrafiłem nigdy płakać, bo nie odczuwałem bicia jako ból, chociaż czasami moje ciało było aż sine i zielone. W każdym razie ta niewola w domu rodzinnym nia trwała za długo, ponieważ uwalniałem się z niej często i bardzo szybko. Ciągle na nowo ciągnęło mnie do lasu i moich przyjaciół - zwierząt, one były takie silne."7
Przepowiedzenie rozpoczęcia I wojny światowej przyniosło młodemu Bruno siarczysty policzek, który wymierzył mu jego ojciec, jednak mimo to przepowiednia dokładnie się spełniła.
Jego ojciec wypowiedział się o tym w oświadczeniu złożonym pod przysięgą 26.06.1949 w Löhne, w Westfalii:
"Jako ojciec mojego syna Bruno Groeninga oświadczam pod przysięgą, że już przy narodzinach tego dziecka okazało się, że będzie to dziecko o szczególnych właściwościach. W późniejszych latach dało się to zaobserwować. Wielu członków rodziny i znajomych potwierdziło ten szczególny przypadek. Już jako dziecko wypróbowywał swoje szczególne zdolności na zwierzętach. Poza tym między innymi wziął do rąk zegarek, którego zegarmistrz nie potrafił naprawić i zaraz potem zegarek zaczął chodzić. Potrafił również przepowiadać ważne wydarzenia, np. początek i koniec I wojny światowej 1914-1918, także śmierć swojej matki, jak i początek i koniec II wojny światowej 1939-1945. Przepowiedział także to, że jego ojciec i rodzeństwo będą musieli opuścić po kapitulacji dom i ojczyznę, i gdzie się osiedlą po długiej tułaczce. Wszystko to wiedział i przepowiadał. Do tego dochodzi jeszcze jedna zdolność, która mu umożliwia uzdrawianie ludzi z chorób i cierpień."8
Pan Ernst Kohn, były sąsiad Bruno Groeninga z Gdańska opowiadał pod przysięgą państwową, że
"Pan Bruno Groening [...] tłumaczył mi na początku wojny w 1939 r., w moim mieszkaniu w Gdańsku - Kamienna Góra na ulicy Magdeburger 77, co następuje: `Poważnie mówił, że wojna ta rozciągnie się na dłuższy okres czas, Polska będzie pokonana tak samo szybko jak Francja. Niemcy nie będą przez swoje podboje większym krajem, lecz staną się krajem mniejszym. Niemcy zostaną podzielone.' Wtedy pokazał mi granicę, która dzisiaj rzeczywiście tak przebiega. [...] Uzdrawiającą siłę Bruno Groeninga odczułem już podczas jego działalności w latach naszego sąsiedztwa w Gdańsku - Kamiennej Górze. Byłem często uwolniany od bólów. Moja żona, Frieda Kohn z domu Pettke może to poświadczyć. Ona poznała Bruno Groeninga po naszym ślubie w roku 1940."9
Charakterystycznym faktem dla młodego Bruna było to, że ciągnęło go od najmłodszych lat do chorych ludzi. Wykazywał tę cechę już jako 2,5-letnie dziecko.
Napisał później w związku z tym we wspomnieniach z dzieciństwa:
"Z ciała wielu zwierząt znikała choroba, gdy w myślach powiedziałem sobie: Kochane zwierzątko, ty niedługo będziesz miało znowu zdrowe ciało. I tak też się stało. U ludzi nie jest inaczej. [...] I tak byłem stale przyciągany bezpośrednio przez chorych [...], do których zawsze tylko mówiłem: Ty przecież nie jesteś już chory. Albo, gdy niektórzy z ludzi mówili: On umiera - to mówiłem krótko: nie, on jeszcze długo nie umrze, on będzie znowu zdrowy!"10
Później zauważył, że był w stanie pomóc w tym samym czasie nie tylko pojedyńczym chorym, ale również większej ilości ludzi. To nie było dla niego wcale trudne i przeważnie odnosił sukcesy. Przez wojnę jego działalność została ograniczona tylko do małych grup ludzi.11
Jego koledzy zabaw zauważyli, że obojętnie ile razy by go nie zaatakowano, on nigdy nie bronił się. Jego starsze rodzeństwo czasami nie wiedziało, jak się z nim obchodzić, jak traktować jego nadzwyczajne zachowanie. Złościli się z tego powodu, że się nie broni i bili go za to. Jeden z jego starszych braci uderzył go tak mocno, że pękła mu kość nosa. Tego typu zachowanie rodzeństwa trwało tak długo, aż wydarzyło się coś nadzwyczajnego.
Brat Kurt opowiadał o tym w roku 1954:
"Chłopcy szarpali się na dworze i jak spostrzegli, że Bruno znowu stoi z boku i nie bierze udziału w tej złej zabawie, to jednego z nich naszła taka złość, że spoliczkował Bruno tylko dlatego, że się z nimi nie szarpał i jak odludek stał z boku. Bruno jak zawsze nie oddał uderzenia. Stał spokojnie bez zdenerwowania i czekał. Ten chłopak musiał, czy chciał, czy nie, iść do domu. W mieszkaniu zaczął policzkować sam siebie. Nie potrafił się powstrzymać. Wszyscy chłopcy udali się tam i obserwowali to rzadkie zdarzenie. Ten chłopak zaczął krzyczeć: "Bruno, pomóż mi!" Bruno wszedł do środka, chłopak uspokoił się i przestał się bić."12
Od tego wydarzenia jego rodzeństwo i koledzy z siąsiedztwa zostawili go w spokoju.
Jego brat przypomina sobie jeszcze o jednym wydarzeniu, które dobitnie odzwierciedla charakter młodego Bruno. Opowiadał, że podczas I wojny światowej było bardzo źle z zapasami żywności, czasami nie wiedziano, gdzie można jeszcze zdobyć coś do jedzenia. Mały Bruno wyjeżdżał rowerem i załatwiał w cudowny sposób u gospodarzy parę worków kartofli, które jego bracia mogli przynieść do domu. W tym okresie czasu przy wspólnym posiłku jadł dopiero wtedy, gdy inni byli już syci. Chociaż w ten sposób zostawało mu często tylko bardzo mało, albo w ogóle nic, mimo tego był w nadzwyczajnej kondycji cielesnej.13
Uczęszczał do szkoły podstawowej i nie był złym uczniem, ale nie uchodził też za szczególnie dobrego. Często zadawał swoim nauczycielom zagadki. Zdarzyło się np. że przeczytał do końca zdanie, które nauczyciel dopiero zaczął pisać na tablicy. Po lekcjach udawał się często do pobliskiego lasu, gdzie czasami przebywał kilka godzin, aż do wieczora. W lesie dziękował Bogu, jego całą tęsknotą było być bliżej Niego. Jak sam opowiadał, przeżywał tam Boga w każdym drzewie, w każdym zwierzątku, a nawet w kamieniach. Godzinami potrafił tutaj siedzieć i rozmyślać, i czuł się przy tym tak, jakby jego życie rozciągało się w nieskończoność.
Bruno Groening opowiadał raz, że jako dziecko często uciekał od ludzi, ponieważ odczuwał tutejsze życie jako okropnie ciemne, bez serca. W tym trudnym okresie czasu prosił często Boga, by zabrał go z powrotem z tej ciemnej ziemi. W lesie, poprzez wewnętrzne modlitwy, zrozumiał, dlaczego został zesłany na ziemię i na czym polega jego życiowe zadanie. Dopiero jak to rozpoznał, mógł pogodzić się ze swoim życiem.
Każdy, kto podąża tą duchową drogą i całym sercem szuka Boga, może tego chłopca zrozumieć, jak bardzo był posłuszny głębokiej tęsknocie duszy i szukał Boga tam, gdzie mieszka: w samotności i spokoju natury.
Tego rodzaju wczesna tęsknota za wyższym duchem, za Bogiem, wskazuje na stworzenie z dojrzałą duszą. Tacy ludzie muszą często żyć z niezrozumieniem i pogardą środowiska, któremu przeważnie brakuje dojścia do tych wyższych odczuć i pragnień. Jako szczególny egzamin, wewnętrzna szkoła, często znajduje się w życiu tych ludzi pewna bezwzględność, jako przygotowanie duszy do późniejszych zadań.
W 1915 r., w wieku 9 lat, Bruno zachorował na zagrażającą jego życiu czerwonkę. Schudł okropnie i leżał przez tygodnie w gorączce. Postawił jednak na swoim i nie leżał w łóżku, tylko przez kilka miesięcy leżał goły na podłodze. Dr. Klinge, lekarz, który często ich odwiedzał, uważał go za straconego i Bruno otrzymał nawet ostatnie namaszczenie. Nikt nie wierzył, że to wycieńczone gorączką dziecko przeżyje. Tymczasem on przezwyciężył chorobę i w cudowny sposób wrócił do zdrowia.14
Urozmaicone życie zawodowe
Po ukończeniu szkoły podstawowej Bruno rozpoczął naukę w szkole handlowej. Jego ojciec, z zawodu rzemieślnik, był od początku przeciwko tej decyzji i ostatecznie sam zadecydował:
Bruno Groening mówił o tym w swoim życiorysie:
"Z tej praktyki musiałem na żądanie mojego ojca zrezygnować dlatego, że życzeniem mojego ojca było, abym się wyuczył rzemiosła budowlanego. Postąpiłem zgodnie z życzeniem mojego ojca i wyuczyłem się zawodu cieśli. Jednak do egzaminu końcowego nie doszło, ponieważ w tym czasie panowało w Gdańsku wielkie bezrobocie. Z tego powodu musiałem 3 miesiące przed zakończeniem nauki, bez egzaminu końcowego, zrezygnować z praktyki zawodowej, ponieważ zakład w którym się uczyłem zbankrutował z powodu braku zleceń."15
W 1925 r., 19-letniemu Bruno, udało się założyć prywatny, budowlano-stolarski zakład meblowy. Udało mu się utrzymać ten zakład przez 2 lata, po których został zmuszony, z powodu niekorzystnej sytuacji gospodarczej w Gdańsku, do pracy przejściowo na: budowie, przy przeróbce drewna, w fabryce lakierów i skrzyń, jak też i w innych dziedzinach. Z pewnością wymagało to dużego talentu i energii, aby potrafić się usamodzielnić w Gdańsku w tych trudnych czasach między dwiema światowymi wojnami, dysponując tylko prostymi środkami i będąc młodym mężczyzną. Mimo tego, po dwóch latach musiał przejść na inne środki dochodu. Panujące bezrobocie pociągało za sobą krótkoczasowe umowy o pracę i szybkie zwalnianie z pracy ze względu na trudności na rynku zbytu. W ten sposób Bruno Groening został zwolniony z fabryki lakierów, jako jeden z ostatnio zatrudnionych, już po roku pracy ze wzgędu na ograniczenia w produkcji.
W swoim życiorysie relacjonuje, że po 1933 r. znalezienie pracy okazało się jeszcze trudniejsze, ponieważ trudności gospodarcze w Gdańsku były gorsze niż w Rzeszy i firmy były w większości polskie, tak że jako Niemiec było się mniej akceptowanym. (Gdańsk był po I wojnie światowej odizolowany od Rzeszy. Połączenie z Rzeszą było możliwe tylko poprzez polskie tereny).
Bruno Groening znalazł na pewien czas pracę w fabryce czekolady, w porcie i na Poczcie Gdańskiej. Zanim został wcielony do Wermachtu w 1943 r., pracował kilka lat w firmie Siemens i Halske, jako monter urządzeń niskoprądowych. Jego koledzy z pracy obserwowali zawsze, że w każdej dziedzinie rozwijał on niesamowite zdolności i często potrafił nawet więcej, niż fachowcy. Wielu jego kolegów z pracy poświadczyło, że w niezrozumiały sposób po prostu wszystko mu się udawało, wszystko, czego by nie dotknął, czy to zegarek, czy radio, czy też praca jako ślusarz. Szczególnie odpowiadały mu sprawy techniczne. Przywiązywał szczególną uwagę do tego, aby wszystkie prace wykonywać z zainteresowaniem i z sercem. W wielkiej ilości czynności, które wykonywał, widział życiową praktykę i przygotowanie do jego późniejszego zadania. Zależało mu na tym, jak podkreślał, aby poznawać ludzi przy najróżniejszych czynnościach i w różnych sytuacjach życiowych.
Trudne małżeństwo
Ożenił się mając 21 lat. Jednak małżeństwo z jego żoną Gertrudą nie dało mu uczucia domu rodzinnego i zrozumienia, za którym również daremnie tęsknił w domu swoich rodziców. On i jego żona mieli zupełnie odmienne charaktery. Od czasu rozpoczęcia życia zawodowego coraz bardziej ustępowała jego powściągliwość z lat dziecięcych na rzecz gorącego pragnienia pomagania ludziom. Świadkowie tego czasu opowiadają, że Bruno Groening był gościnnym panem domu i zapraszał często wielu przyjaciół, podczas gdy jego żona najchętniej nie wpuszczałaby nikogo do domu.
Gdy jakiś kolega z pracy, czy inny znajomy będący w duchowej, czy cielesnej potrzebie, zwrócił się do niego, zapominał on o swoich własnych sprawach. Wówczas przesiadywał z tymi ludźmi rozmawiając z nimi do rana i wspólnie z nimi starał się znaleźć wyjście z trudnych sytuacji. Inne znane formy życia towarzyskiego (kino, kawiarnie, itd.) nie znajdowały jego upodobania.
Pewien naoczny świadek z tamtego okresu relacjonował co następuje:
"Niniejszym chciałbym zapisać. Chodzi o pana Bruno Groeninga. Pana Groeninga znam od 1928 roku z Gdańska, który jest moim rodzinnym miastem. Pan Groening interesował się już wtedy sprawami duchowymi, pomagał i uzdrawiał ludzi. Jest mi znanych około 20 przypadków, w których jego pomoc była skuteczna. [...] Mogę także dać wiele dowodów pomocy dzieciom np. przy paraliżu, głuchocie, ślepocie. W tych wszystkich przypadkach udało mu się im pomóc. My sami, jak i ludzie, którym pomógł, znajdujemy się jeszcze dzisiaj przed zagadką. Wtedy łamaliśmy sobie głowy nad tym, jak to jest możliwe. Oprócz tego, pan Groening zajmował się rzeczami, które może w tym miejscu nie mają z tym nic do czynienia. Ale mimo tego chciałbym je nadmienić! Na przykład zajmował się samochodami i odbiornikami radiowymi. Nie dotykał radia, i radio samo, na jego życzenie, wyłączało się. Lampy radiowe, które były naprawdę zepsute doprowadzał do porządku."16
Z 1931 r. istnieje według E.A. Schmidta, złożone pod przysięgą oświadczenie o uzdrowieniu. Bruno Groeningowi udało się uzdrowić tym razem kobietę, która ciężko zachorowała na błonicę, którą lekarze uznali za nieuleczalną. Schmidt wypowiada się o tym: "Gdy on (Bruno Groening) mówi o tym przypadku, który sobie szczególnie dobrze przypomina, to promieniuje z niego prawdziwa, wielka radość:
`Wyciągnąłem tę kobietę z łoża śmierci!' Przy tym wyciąga ze swojego portfela zdjęcie młodej kobiety i z satysfakcją je pokazuje."17
Pan Max Bruhn z Gdańska opowiadał o szczególnym przeżyciu, które przekazała mu siostra Bruno Groeninga, Maria.
"Znałem siostrę Bruno Groeninga. Była skierowana do szpitala na operację. Miano amputować jej pierś, było podejrzenie o raka. W ostatni dzień przed pójściem do szpitala, Maria przyszła do Bruno. Prosiła go, aby jej pomógł. Był bardzo zdziwiony, że własna siostra miała do niego zaufanie i wiarę. Popatrzył na nią przez chwilę i potem powiedział: `Idź bez obawy do szpitala, nie widzę już w tobie niczego złego!' Ona poszła do szpitala, a lekarze nie stwierdzili przy badaniu żadnego raka. Operacja okazała się zbyteczna."18
Jego żona uważała jego zdolności za dziwactwa. Brakowało jej duchowego dojścia do podstawowego motywu jego życia, aby pomagać i uzdrawiać. Ona nie obawiała się bardziej niczego niż wywołania sensacji i bycia wyśmianym. Dlatego też było to dla niej wyjątkowo nieprzyjemne, że jej mąż poświęcał się aż tak wielu innym ludziom. Chciała go mieć dla siebie. Jednym z najcięższych sprawdzianów jego życia było to, że pozbawiła go możliwości uzdrowienia własnych dzieci, które z całego serca kochał. Nie chciała ich dzieci poddać jego "czarom"19, chroniła je przed nim na wszelkie sposoby i bez jego wiedzy oddała do szpitala. Starszy syn Harald zmarł w dziewiątym roku życia, w 1939 roku, w gdańskim szpitalu z powodu wady zastawki serca. Günther, młodszy syn, również w dziewiątym roku życia, w 1949 roku, z powodu ropnego zapalenia opłucnej, w klinice uniwersyteckiej w Marburgu.
Grete Hausler, naoczny świadek z Hennef / Sieg, która znała Bruno Groeninga od 1950 roku, relacjonowała, że dopiero w 1955 roku był on w stanie rozmawiać o losie jego dzieci. Gdy opowiadał o tym bliskim przyjaciołom, płynęły mu po twarzy łzy.
Gdy w 1949 r., Bruno Groening rozpoczął działalność publiczną, musiał opuścić swoją żonę, ponieważ nie zmieniła swojego negatywnego nastawienia w stosunku do jego czynności i chciała mu nawet zabronić uzdrawiania. Małżeństwo rozpadło się w maju 1955 roku
Wojna i niewola
W 1943 r., w wieku 37 lat Bruno Groening został powołany do Wermachtu. Z powodu jego przekonań, by nigdy nie zabijać, które wywodziły się z głębokiego wychowania religijnego, dochodziło często do starć i grożono mu nawet sądem wojennym. W końcu dostał się jednak na front. Można sobie wyobrazić, że jeżeli chodzi o II-gą wojnę światową, przewidział on swój los z wielką dokładnością.20
Został wyznaczony do służby na środkowo-północno-wschodnim odcinku frontu i w grudniu 1943 r. został po raz pierwszy zraniony przez odłamek granata z powierzchownym przestrzałem górnej części lewego uda. W lutym 1944 r. doszło do powtórnego zranienia górnej części prawego uda. Po wygojeniu się na początku 1945 r. został jeszcze raz skierowany do jednostki i 5 marca 1945 r. dostał się do niewoli rosyjskiej w Hammerstein (Pomorze). W maju 1945 r. został transportowany do obozu w Petrozawodsk. W rosyjskiej niewoli udało mu się w zagadkowy sposób uzdrowić wielu współwięźniów, którzy chorowali na puchlinę wodną. Także i tu doprowadzała do konfliktów ta silna, wewnętrzna potrzeba pomagania. W stosunku do kierownictwa obozu zachowywał się odważnie i żądająco, aby zatroszczyć się o lepsze warunki życia. Był z tego powodu znany u Rosjan jako buntowniczy człowiek. Znowu ledwie uszedł z życiem i to tylko dlatego, że niektórzy rosyjscy oficerowie byli po jego stronie i uchronili go przed rozstrzelaniem. W końcu 1945 roku został uwolniony.
Transport powrotny, w przepełnionych wagonach do przewozu bydła, pochłonął wiele ofiar wśród uwolnionych żołnierzy. Jeden z repatriantów relacjonował później, że ponoć ludzie zatracili wszelkie ludzkie odruchy, przyjaźń między żołnierzami zanikła na rzecz brutalnej walki o przetrwanie. On poznał Bruno Groeninga podczas powrotnego transportu i przebywał z nim pewien czas. Wśród innych żołnierzy Bruno Groening rzucił mu się od razu w oczy, ponieważ zachowywał się on zupełnie inaczej. Pośród tego załamania i lamentowania, zachowywał on trudny do wyjaśnienia spokój i opanowanie, i pomimo wszystkiego pozostawał ludzki. Dlatego zaproponował mu, aby towarzyszył mu do jego bawarskiej ojczyzny. Lecz Bruno Groening chciał najpierw poszukać swojej rodziny na północnym zachodzie. Widocznie znał już swoją drogę na łamy opinii publicznej w następnych latach, ponieważ prosił swojego kolegę w 1945 r. podczas rozstania, aby go odwiedził za kilka lat, gdy będzie o nim dużo czytał w gazetach.
Nastąpił ciężki czas powojenny. Bruno Groening przybył z jednym ze współwięźniów do Haigerselbach w powiecie Dill. Tutaj otrzymał poprzez burmistrza razem ze swoimi towarzyszami broni małą kwaterę i starał się za pomocą najróżniejszych prac u rolników w pobliskich wioskach i w gminie zebrać to, co było konieczne, aby móc przeżyć. Poprzez swoją skromność, by niczego nie wymagać i zadowalać się wszystkim, oraz poprzez jego wielką zręczność do pracy, stał się wkrótce w okolicy lubianym człowiekiem. Jego czynności przynosiły mu kontakty z wieloma jego rodakami. W celu złagodzenia biedy powołał do życia wspólnie z innymi uchodźcami "Wspólnotę pomocy dla przesiedleńców". Mając przed sobą jasny cel, służył sprawie i wspólnie zostały utworzone miejscowe przedstawicielstwa. Ta praca często prowadziła go do Dillenburga. Tam otrzymał jeszcze krótko po tym zadanie w mieszkaniowej komisji powiatowej i starał się pomagać, gdzie tylko mógł. Po jakimś czasie odnalazł swoją żonę i przybył z nią do obozu uchodźców w powiecie Dill. Potem wprowadził się do kwatery dla uchodźców, do mieszkania prowizorycznie zbudowanego ze strychu w Dillenburgu.
Erich K., dzisiaj naturopata w S., poznał Bruno Groeninga właśnie w owym czasie. Z jego wspomnień relacjonował on co następuje:
"Ten człowiek po prostu mnie zafascynował. Z nim można było omówić sprawy, których nie można było omówić z nikim innym. U niego było zawsze nieco osobliwie. Pomimo, że wszystkiego brakowało, każdy, kto do niego przyszedł, otrzymał talerz zupy - to było coś typowego. Mimo, że była ona całkiem prosta, z jakiegoś zboża, bo niczego innego nie było, nie mieliśmy do jedzenia wystarczającej ilości chleba i źle nam się wiodło. Ale on dla każdego miał talerz zupy."21
Bruno Groening poprzez swoje czynności spotykał się z wieloma ludźmi. I znowu działy się uzdrowienia. Przywoływali go do siebie coraz to nowi chorzy ludzie. Był proszony od domu do domu, aż 14.03.1949 r. na prośbę rodziny Hulsmann przybył do Herford. Sukces uzdrowienia cierpiącego na zanik mięśni i obłożnie chorego syna, Dietera Hulsmanna, został rozgłoszony przez ojca i wkrótce znajdowało się coraz więcej chorych przed domem Hulsmannów przy Wilhelmplatz 7. Bruno Groening przemawiał do tłumów ludzi o Bogu, a jego słowa działały cuda: bóle zanikały, ślepi odzyskiwali wzrok, sparaliżowani dźwigali się z wózków inwalidzkich albo wyrzucali kule i znowu mogli bez trudu chodzić. Wkrótce przybywali nie tylko chorzy z bliskich okolic, lecz także z innych terenów Niemiec i z zagranicy, z nadzieją odzyskania ich zdrowia poprzez tego człowieka.
"Jestem tylko małym sługą Boga"
Bruno Groening był człowiekiem, który żył czerpiąc całkowicie ze swego wnętrza. Nie czytał książek, jego wiedza została mu przekazana z wyższego źródła. Ufał we wszystkim, co robił, swojemu uczuciu. Już podczas wojny często stwierdzał, że kierując sie przeczuciem, opuszczał jedno miejsce, w które krótko potem uderzał granat. Ta duchowa postawa kształtowała całe jego życie. Nie słuchał ludzkich rozkazów, lecz podporządkowywał się bezwarunkowo wyższemu prowadzeniu, do którego miał dostęp poprzez głęboką, bezpośrednią religijność, lub poprzez intuicję. Uzdrowienia, które się działy za jego pośrednictwem są bezpośrednio związane z ponownym zwróceniem się uzdrowionych do Boga i z nową wewnętrzną orientacją (patrz również rozdz. 3). Nie traktował siebie w pierwszej linii jako uzdrawiającego, lecz chciał uświadamiać o wyższych prawach życia i przywrócić chorym wiarę w Boga, jako największego lekarza wszystkich ludzi. Wola do nawrócenia się, gotowość do wiary w dobro i życzenie ponownego przyjęcia wiary w Boga, były dla niego podstawowym warunkiem do uzyskania uzdrowienia. Jednocześnie odrzucał jakiekolwiek naruszenie wolnej woli człowieka:
"Wolno mi człowiekowi pomóc w odnalezieniu drogi do dobra, ale nie mogę w tym za niego zadecydować, ani go zmuszać do dobra. Każdy sam musi odnaleźć swoją drogę."22
Z tego powodu przejmowały go wstrętem techniki sugestii.
Jego przemówienia były nacechowane prostotą i zwykłością jego istoty. Wywierając silne wrażenie potrafił w niewielu słowach, pokazać swoim słuchaczom podstawowe związki między zdrowiem i chorobą. Jego słowa nie potrzebowały retorycznej ozdoby. W nich była siła, która oddziaływała na ludzi. Świadczy o tym duża ilość relacji o uzdrowieniach. W jego wykładach odczuwa się, że to wszystko, o czym mówił, przeżył osobiście. Gdy w 43 roku życia wystąpił publicznie w Herford, mógł czerpać z doświadczenia wewnętrznej walki, która miała swój początek w nienasycalnej tęsknocie za Bogiem, już w czasie dzieciństwa. Przemawiał nie jako człowiek z akademickim wykształceniem, a mimo to jako człowiek kompetentny, posiadający wiedzę.
W czasie jego działalności w prasie przedstawiano bardzo sprzeczny obraz Bruno Groeninga. Jedni widzieli w nim bożego człowieka, dla innych był szarlatanem. E. A. Schmidt, który przez osobiste spotkanie chciał wyrobić sobie o nim jasny obraz, odwiedził go w Herfod na placu Wilhelma 7 wkrótce po fakcie, kiedy stał się człowiekiem znanym na łamach opinii publicznej.
Tak opisał to pierwsze spotkanie:
"Poprzez tłumy wywalczyliśmy sobie drogę do tylnych drzwi, które nie były zamknięte. Staliśmy przed drzwiami domu. W środku drzwi zamykały się z hałasem, wewnątrz domu ludzie chodzili pośpiesznie z pomieszczenia do pomieszczenia. Dopiero po trzykrotnym dzwonku zostały otworzone drzwi. Człowiekiem, który stanął przede mną, był sam Bruno Groening. Mężczyzna o silnej, nieco krępej postawie, niecałe 1,70 wzrostu, bardzo prosto ubrany, bez marynarki, w ciemnogranatowej koszuli i ciemnogranatowych spodniach. Brązowo opalone, mocno napiętnowane oblicze, naturalnie kręcone włosy. W tej twarzy los wyorał swoje znaki, ten człowiek musiał przejść przez wszystkie doliny. Był całkowicie otwarty, nie miał brody, która nadawałaby mu niezwykłego, czy jakiegoś mistycznego wyglądu, o którym relacjonowały artykuły w prasie. Oczy na mnie skierowane były jasne, promieniowały dobrem i głębokim ludzkim zrozumieniem."23
Doktora fiozofii Kaula zaprowadziły na plac Wilhelma 7 podobne motywy. Zainteresowany poprzez różnorodne relacje prasowe, chciał osobiście przekonać się na miejscu wydarzeń.
Tak napisał o "człowieku Bruno Groeningu":
"Kto po raz pierwszy styka się z tym człowiekiem, nie ma wcale uczucia obcości. Wręcz przeciwnie, natychmiast znajduje się kontakt z tym osobliwym człowiekiem. [...] Opalona, wąska twarz, która pomimo energicznych zmarszczek ustnych wyraża dobro, nosi przytłumione rysy smutku. Często widziałem go rozmawjającego z chorymi i zawsze miałem wrażenie, że on wewnętrznie płacze z powodu tej biedy i ludzkiej nędzy, której widok przedstawiał się jego oczom. Bruno Groening jest człowiekiem z ludu. Próżność jest mu tak samo obca, jak poza. Jego sława, która rozgłosiła jego nazwisko w krótkim czasie w całych Niemczech i daleko poza granicami, nie potrafiła go zmusić do roli gwiazdy, czy też wybitnej osobistości. Miałem rzadką przyjemność przebywania wiele godzin w jego pobliżu i miałem możliwość dowiedzieć się od tego zwykle milczącego człowieka czegoś o jego życiu. Nie lubił być obsypywany pytaniami, trzeba było poczekać na jego własną inicjatywę. Często wydaje się, jak gdyby znał myśli osoby znajdującej się naprzeciwko i swoją mowę nawiązuje bezpośrednio do tego, o czym dany człowiek akurat myśli. Potem rozmawia znowu, jakby do siebie samego i wygląda, jak gdyby zapomniał o swoich partnerach. Jego oczy są przy tym skierowane w dal. Bruno Groening nie ma prawie potrzeb osobistych, oprócz jego upodobania do papierosów i mocnej kawy. Jego ubiory są skromne i proste. Mieszka w domu wdzięcznych rodziców, których nieuleczalnie chore dziecko teraz znowu bawi się w ogrodzie, bo zostało przez niego uzdrowione. Oni opiekują się nim również i pani Hulsmann musi używać całego swojego talentu przekonywania, aby nakłonić go do zjedzenia czegokolwiek. `On prawie niczego nie je i od przeszło 3 miesięcy żyje prawie całkowicie bez snu.' [...] Wszyscy domownicy potwierdzili mi ten fakt. Mogłem się o tym przekonać, że Bruno Groening ani nie wymagał, ani nie przyjmował za swoje uzdrowienia pieniędzy. Codziennie poczta przynosi ponad 2000 listów, wiele setek listów poleconych, ponad 300 telegramów i góry paczek i paczuszek. Surowo nakazał swoim współpracownikom, aby zwracać do nadawców pieniądze z listów i nierozpakowane paczki."24
Obserwacje świadków z tamtego okrasu czasu uwidaczniają dokładnie, że Bruno Groening także w świetle opinii publicznej pozostawał sobą. Nie chciał wyróżniać się jako cudowny lekarz, albo w inny sposób. To powierzchowne określenie, w goniących za sensacją czasopismach, było przeciwne jego naturze.
"Nie wolno mi się wywyższać ponad innych", podkreślał to stale, "ale muszę kroczyć za moim przeznaczeniem tam, gdzie ono mnie prowadzi".25
Gorące pragnienie niesienia pomocy innym nakazywało mu w czasie pobytu w Herford działać dniami i nocami. Widział w sobie "małego sługę Boga" i chciał poprzez swoje słowa pośredniczyć ludziom w dojściu do uzdrawiających, bożych sił. Przy czym siebie traktował jako pośrednika, albo też jako kanał dla tych sił. Stale podkreślał, że nie on, lecz "To", Boża siła, powoduje uzdrowienie. Im większy był krąg ludzi szukających uzdrowienia, tym więcej mógł przekazywać tej uzdrawiającej siły, i wtedy czuł się tym lepiej i tym szczęśliwiej. Gdy mógł uzdrawiać bez przeszkód, jak sam mówił, wówczas wypełniały go te siły w takim stopniu, że nawet nie odczuwał głodu i zmęczenia. Ten fakt potwierdzano mi stale z najróżniejszych stron.
Jego religijne nastawienie zabraniało mu przyjmowania materialnej rekompensaty. Mówił, że może stracić swoją siłę, jeżeli jej nadużyje, tzn. gdyby ją zastosował na własny użytek. W uzdrowieniu widział dar boży, łaskę, która nie wymaga zapłaty, lecz raczej wewnętrznego nawrócenia się do wiary i do miłości. Tę odrobinę, której potrzebował, przynosili mu przyjaciele i jeszcze z tego połowę rozdawał. Bruno Groening wszędzie znajdował otwarte drzwi, prześcigano się, współzawodniczono w tym, aby go ugościć.
Superintendent diecezji kościelnej Herford, pan Kunst, po wielokrotnych osobistych kontaktach, w odpowiedzi na liczne zapytania wypowiedział się o nim.
Oto wyciąg z jego wypowiedzi:
"Nie chcę wypowiadać się na zakończenie, przede wszystkim ze względu na starania lekarzy, ale chciałbym zrelacjonować o tym, jakie szczególne pytania postawiłem mu na temat pisma świętego. Zagadnąłem pana Groeninga o 1 list św. Jana, rozdz. 4, 1-6. W sprawie Chrystusa dał mi jasną odpowiedź. Jeszcze ważniejsze było dla mnie, że podczas spotkania z prasą zacytował dziecięcą modlitwę: `Jestem mały...', i wszystkich obecnych zagadnął na temat Pana Jezusa. [...] Nie mam powodu do tego, aby wierzyć w to, że pan Groening stara się poprzez swoje zdolności do osiągnięcia osobistych korzyści. Wielokrotnie zapewniał mnie, że chce pozostać biednym człowiekiem. Doniesiono mi wiarygodne informacje, że oferowano mu znaczne sumy, gdyby jakiemuś bogatemu choremu człowiekowi przywrócił zdrowie. Wiem, że takie oferty odrzucał."26
Pomimo tego, albo może właśnie z powodu wielkiego rezonansu, jaki został wywołany przez działanie Bruno Groeninga w opinii publicznej, ze strony pewnych kół mnożył się przeciwko niemu opór. Jego pojawienie się w Herford poruszyło setki tysięcy ludzi, ponad milion listów dotarło do niego w pierwszych latach jego działalności27. Nędza tych czasów pokazywała się w swych pełnych, okropnych rozmiarach.
Wielu próbowało dostać się do jego najbliższego otoczenia, aby korzystając z tej sytuacji zarobić pieniądze. Jego nazwisko nadużywane było często w osobistych celach przez osoby, które na siłę wdarły się do grona jego najściślejszego otoczenia. Głęboko zakorzenione niezrozumienie i przesądne odrzucanie duchowego sposobu uzdrawiania w wielu akademickich, a szczególnie w bardzo wpływowych kołach medycznych czyniło swoje, aby przeszkadać działaniu Bruno Groeninga. Rozgorzała gwałtowna walka, która przejawiała się przede wszystkim w stronniczych sprawozdaniach w prasie i w licznych procesach. Próbowano wszystkimi środkami dyskryminować tego człowieka i jego uzdrowienia. Na początku zadowolono się tym, że obniżano wartość jego działania jako formę sugestii, chociaż było to obiektywnie błędne w obliczu widocznych organicznych uzdrowień, np. uzdrowień inwalidów wojennych. Później dochodziły do tego coraz częściej osobiste donosy, które były przez wiele gazet szeroko rozpisywane tak, że człowiek szukający pomocy, który nie miał możliwości osobistego poznania, tracił zaufanie w uczciwość jego woli.
Zadziwiające jest, z jaką siłą środki masowego przekazu mogą decydować o szczęściu i nieszczęściu każdego pojedyńczego człowieka. Sprawozdania, które nie powstrzymywały się przed potępiającymi wypowiedziami i wyszydzającym brakiem dystansu, wydają się jakby nagłym okrzykiem panującego ducha czasu, który odciął społeczeństwo od wszechuzdrawiającego połączenia z wewnętrznym źródłem życia poprzez iluzję dalekiego i bezduchowego materializmu. Przekonywujące słowa Bruno Groeninga o Bogu, jako największym lekarzu wszystkich ludzi, udowodnione poprzez czyny, poprzez fakty następujących uzdrawień, dotknęły najczulszy punkt tego błędnego światopoglądu.
Tłumy cierpiących
Kto dokładnie przyjrzy się drodze dojścia Bruno Groeninga na łamy opinii publicznej, ten zauważy konsekwencję jego postępowania. Człowiek ten pomimo wszelkich przeciwności bezbłędnie zmierza do zbudowania silnej podstawy uporządkowanego działania. Swoje zadanie widział w stworzeniu silcnych podstaw, mogących poza jego ziemskie istnienie dać ludziom prostą możliwość dojścia do uzdrawiającej, bożej siły. Lecz głodna sensacji prasa i niesprawny aparat urzędowy utrudniał zdobycie tego celu w latach jego działalności.
Stał on naprzeciw tego napływu mas bez odpowiedniej pomocy ze strony urzędów. W Herford od marca do czerwca 1949 r. codziennie zbierało się do 5 tysięcy ludzi szukających pomocy, którzy mieli nadzieję na jego pomoc, gromadząc się na Placu Wilhelma nr.7. Trochę później, od końca sierpnia do połowy września, sześciokrotnie powiększyła się liczba ludzi szukających pomocy na Traberhof pod Rosenheim, na terenie tamtejszej stadniny koni oddanej przez właściciela do dyspozycji Bruno Groeningowi.
Ale to nie wszystko: w Herford docierały do niego wołania o pomoc również z Nadrenii i okolicznych miejscowości. Wiele razy przemawiał do dużych mas ludzi w Viersen. Do tego doszły jeszcze wizyty u pojedynczych osób, które w potrzebie prosiły o jego nisące pomoc słowo. Tak samo było na Traberhof pod Rosenheim, skąd na prośby ludzi szukających pomocy, jeździł nawet na północ Niemiec.
Naoczni świadkowie zawsze byli głęboko poruszeni tym wewnętrznym wyrażaniem wiary w Boga, która przez Bruno Groeninga znowu została rozbudzona w tysiącach ludzi szukających pomocy. Wielu ludzi po długim okresie znów pierwszy raz zaczynało modlić się, często ta nowo odbudowana wiara łączyła cały tłum i spontanicznie dochodziło nawet do śpiewania pieśni kościelnych.
W jaskrawym przeciwieństwie do tego były reakcje kompetentnych lekarzy piastujących funkcje urzędowe i wielu urzędów.
Od rozpoczęcia swej działalności Bruno Groening starał się o współpracę z tymi urzędami, lecz w Herford pomimo wielokrotnych rozmów nie doszło do żadnego zbliżenia. Na początku maja 1949 roku zabroniono mu jego działalności.
Przedstawiony już wyżej superintendent miejscowej parafii, Kunst, wypowiedział się, jeżeli chodzi o tamtejsze stosunki w Herford następująco: "Gdy Bruno Groening w roku 1949 przybył do Herford, po krótkim czasie całe miasto i okolice wypełnione były pogłoskami o jego uzdrawiających sukcesach. Lokalne gazety [...] pisały obszerne artykuły. Byłem wtedy superintendentem diecezji kościelnej w Herford i przedstawiciele prasy doprowadzili do mojego spotkania z Bruno Groeningiem. Wielokrotnie był on na rozmowach w moim domu. Taka sytuacja z tygodnia na tydzień powodowała, że wydarzenia przybierały formę zbiegowiska, tumultu. Przyjeżdżały tysiące ludzi z całych Niemiec i z zagranicy, aby u Bruno Groeninga znaleźć pomoc. Kiedy naczelny burmistrz miasta Herford chciał zabronić panu Groeningowi jego działalności, zaistniało niebezpieczeństwo zaatakowania ratusza przez podnieconą wielotysięczną masę ludzi. Wybrano komisję mającą na celu zbadać tę sprawę, do której wchodzili naczelny burmistrz miasta Herford, pan prof. Schorch z Bethel i kompetentni radcy medyczni rządu w Detmold. Przez pewien czas byłem przewodniczącym tej komisji. Komisja zabrała się do tej pracy tak poważnie, że przeprowadziła pertrakracje z Bruno Groeningiem i pozwoliła przedstawić sobie uzdrowionych ludzi. Pertraktacje z Bruno Groeningiem były praktycznie całkowicie bez rezultatu dlatego, gdyż lekarze ci ocenili Bruno Groeninga w kategoriach medycyny akademickiej. Tymczasem okazało się, że pan Groening nie badał nikogo z tych ludzi, którzy do niego przyszli. Mnie nie był znany ani jeden przypadek, gdzie Bruno Groening dotykałby pacjenta. Nigdy nie słyszałem, aby próbował nakłonić chorego do zrezygnowania z pomocy lekarza. On nie przepisywał również żadnych leków."28
Walka Bruno Groeninga o pozwolenie uzdrawiania trwała 10 lat i nie zakończyła się aż do jego ostatnich dni życia.
On, którego działalność była bardziej podobna do działalności kapłana, niż lekarza, czy uzdowiciela szedł każdą możliwą drogą, aby bez przeszkód ze strony policji i sądu móc pomagać chorym ludziom. On stawił się, jak już nadmieniono, do dyspozycji komisji badającej sprawę, która po sprawdzeniu dokonanych przez niego uzdrowień potwierdziła te fakty i mimo to nie utorowała mu wolnej drogi. Latami starał się zorganizować uzdrowiska, by przy współpracy lekarzy przeprowadzać uporządkowane, naukowe badania kontrolne uzdrowień poprzez badania przed i po uzdrowieniu. Jednak do niczego nie doszło, po pierwsze z powodu oporu urzędów, po drugie ci, którzy oferowali pomoc, próbowali zrobić na tym interes. Aczkolwiek Bruno Groening przekonany był o tym, że jego działalność nie ma nic wspólnego z praktyką naturopaty, gotów był również podporządkować się prawom dla naturopatów i zdać egzaminy, ale zostało mu to zabronione.
Tego typu sytuacja wymagała rzadko spotykanej siły woli, aby na tej drodze nie zwątpić.
Do tego prawie w ogóle nie znalazł poparcia w prasie. Odwrotnie, było niewielu dziennikarzy, którzy mając naprzeciw w większości niekorzystne artykuły kompetentnych organów prasowych i negatywne postawy organizacji lekarskich i kół kościelnych, chcieliby mimo to przedstawić obiektywny obraz Bruno Groeninga swoim czytelnikom poprzez osobiste zbadanie sprawy. W większości przypadków postępowano w ten sposób, że przejmowano negatawne, niesprawdzone artykuły z innych gazet. Przez to unikano konfliktów z autorytatywnymi kołami towarzyskimi. Interesującym do zaobserwowania faktem jest, że reporterzy, którzy wyrobili sobie o jego osobie swoje własne zdanie, mieli zupełnie inne spojrzenie na tę sprawę.
Przykładem tego jest sprawozdanie w czasopismie "Das offene Wort" ("Otwarte słowo" - niezależne pismo dla aktualnych pytań i tolerancji, PAD Verlag, München) na początku lat 50-tych. Dziennikarz przedstawia publicznie swoje wrażenie w artykule pt.:
"Groening [...] jaki on jest w rzeczywistości!"
On rozpoznał starania i trudności Bruno Groeninga na jego drodze do wolnej działalności i z szacunkiem przyznał, że jest w nim wielka niezłomność, żeby odrzucić liczne, korzystne, lukratywne propozycje z zagranicy i pozostać mimo wszelkich trudności w Niemczech, gdzie ludzie umęczeni wojną bardzo tej pomocy potrzebowali. Dla autora był on osobowością, którą szanował za jej prostolinijność i stanowczość w wypełnianiu wewnętrznej misji pomimo, że usiłowano mu przeszkodzić poprzez "brukowe artykuły i świadome machinacje w prasie, oraz hamulce i zakazy ze strony państwa". Opisuje go jako człowieka "o wielkiej ludzkiej dobroci, pełnego poświęcenia dla swojego powołania uzdrawiania ludzi". Jego zdaniem Bruno Groening wykroczył poza granicę dotychczasowej nauki doświadczalnej. Jego celem jest: "pomóc ludziom i poprowadzić ich na drogę wewnętrznej odnowy". Podsumował swoją wypowiedź stwierdzeniem, że już od dawna tak jest, że jakaś teoria najpierw "zostaje wyśmiana, później jest zwalczana, a potem staje się zupełnie oczywista".
"Doświadczenia uczą nas", napisał na zakończenie, "że tak to już jest, że my ludzie wciąż jesteśmy nietolerancyjni i nie wyciągamy z tego żadnej nauki".
Bruno Groening pomimo wszelkich trudności pozostał wierny zasadzie nie brania pieniędzy za uzdrowienia, a z drugiej strony poświęcał cały swój czas i siłę dla ludzi szukających uzdrowienia w całych Niemczech i Austrii, i nie mógł podjąć normalnej pracy zawodowej. Zdany był na gościnność i dobrowolną pomoc innych. Procesy sądowe doprowadziły go do wielkich kłopotów finansowych.
Jego czysto intuicyjne postępowanie było często nie do wyjaśnienia dla trzeźwego, pracującego wyłącznie w oparciu o prawa logiki intelektu. Kilka razy dopuścił nawet do siebie ludzi, którzy pod płaszczykiem chęci pomocy przeszli na jego stronę, a w rzeczywistości chcieli dzięki niemu zrobić tylko dobry interes. Do pewnego stopnia uzależniał się od nich i pozwalał im jakiś czas działać na własną rękę. Kiedy jednak nie wykazywali chęci nawrócenia się do dobra i dobrowolnie nie chcieli odstąpić od swoich chciwych planów i w obliczu wstrząsających wydarzeń (uzdrowień) w jego pobliżu, nie nawrócili się wewnętrznie, wówczas wyjawiał ich postępowanie i często następstwem tego były długotrwałe procesy. Dawni współpracownicy stawali się zażartymi wrogami, którzy później przez ich rzekome "wyjawienia" stawiali jego osobę wielokrotnie publicznie w złym świetle. Natomiast, gdy któryś z chciwych pomocników wprowadził go w wielkie kłopoty, nie słyszało się od niego ani jednego negatywnego słowa o tych ludziach. Odwrotnie, często tym, którzy mu bardzo zaszkodzili, dawał na ich prośbę jeszcze drugą szansę u swego boku.(patrz również rozdz. 5)
Z drugiej strony można było zaobserwować u niego niespotykaną surowość. Parę razy zdarzyło się, że wszedł do pomieszczenia, by przemawiać do ludzi szukających pomocy, ale po krótkim czasie opuszczał to pomieszczenie ogarnięty niepokojem. Prosił wtedy swoich pomocników, aby zatroszczyli się o to, by konkretna osoba, którą potrafił dokładnie określić, opuściła pomieszczenie, inaczej nie będzie mógł mówić do zebranych ludzi. To niezwykłe dla rozumu postępowanie staje się zrozumiałe, kiedy człowiek sobie uświadomi, że uzdrowienia na drodze duchowej są bardzo delikatnym procesem, który może zostać zakłócony przez promieniowanie przeciwne. I tak, bardzo negatywnie nastawiona osoba może już przez samo nastawienie, bez wypowiadania się, przeszkodzić w działaniu uzdrawiających sił, a jeszcze bardziej przez zakłócające, wypowiadane w międzyczasie słowa.
Tak samo, bezkompromisowo odmawiał pomocy, kiedy człowiek szukający pomocy starał się kupić uzdrowienie i oferował pieniądze.
E.A.Schmidt opowiadał o takim przypadku w swojej wymienionej już tutaj książce:
"Zdarzało się, że zamożny człowiek podchodził do niego z błagającą prośbą, by mu pomógł, za co gotowy był dać mu 5 tysięcy marek, a nawet więcej. W tym momencie Groening dystansował się, co wyraźnie można było odczuć i zobaczyć nie tylko w jego poblliżu, ale odczuwali to nawet ludzie stojący na zewnątrz. Kontakt został przerwany, a on mówił ze wzbraniającym się gestem: "Ja nie sprzedaję zdrowia". Odwracał się, a my pomagający mu, mieliśmy nieprzyjemne zadanie, aby takiego szukającego pomocy człowieka wyprosić. W jednym przypadku przeżyłem co następuje: Groening usiadł naprzeciw tej osoby i powiedział: "Wiem, że jest pan bogatym człowiekiem. Ale ja również wiem, że pański majątek nie został zdobyty w uczciwy sposób. Pan wykorzystywał swoich robotników i urzędników, zgarniał pieniądze i robił majątek. Nic dobrego pan nie uczynił i pana majątek nie jest zdobyty uczciwie". Zagadnięty w ten sposób człowiek zaczął być niespokojny, zaczął kręcić się zdenerwowany na krześle. Zaczerwienił się, nie wiadomo, czy ze złości, czy ze wstydu i bez słowa opuścił pomieszczenie."29
Podobne fakty mógł zaobserwować dr. Kurt Trampler: "Wielokrotnie widziałem, że ostro odprawiał ludzi szukających pomocy, ponieważ proponowali mu pieniądze."30
Pomimo opisanych tutaj przeciwności Bruno Groening mógł osiągnąć swój
wytyczony cel. W 1953 roku zakłada Związek Groeninga, by pod ochroną związku móc wygłaszać wykłady dla ludzi szukających pomocy. Powstają wspólnoty, w których uzdrowieni nieodpłatnie, w podziękowaniu za otrzymane uzdrowienie, pod jego nieobecność otaczają opieką nowych ludzi szukających pomocy na drodze do zdrowia.
On sam już wiele razy zaznaczył, że jego osobista obecność nie jest konieczna, aby miały miejsce uzdrowienia.
"Każdy uzdrowiony człowiek może dalej przekazywać uzdrowienie", mówił i dowodem na to jest duża liczba relacji o uzdrowieniach, które następowały we wspólnotach pod jego nieobecność.
W 1955 roku ożenił się ponownie po tym, jak wszelkie starania nawiązania kontaktu z jego żoną spełzły na niczym. Jego druga żona Josette, Francuzka, wszelkimi siłami starała się pomagać mu w dalszym tworzeniu nowych wspólnot.
Krótko po utworzeniu "Związku Groeninga" miało miejsce wytoczenie przeciw niemu "wielkiego procesu". Poprzez ten proces chciano osiągnąć definitywny koniec jego działalności. Nastąpił najcięższy okres jego życia. Ataki prasy osiągnęły w tym czasie najwyższy szczyt. Wielu z tych, którzy zadeklarowali opiekowanie się nowymi ludźmi poszukującymi pomocy we wspólnotach w Niemczech i Austrii, musiało poddać się przesłuchaniom policyjnym. Próbowano ich zastraszyć, grożąc ewntualnym postawieniem przed sądem za "niedozwolone prowadzenie działalności związanej z uzdrawianiem". Nigdy do tego nie doszło, jednak te groźby w stosunku do niektórych nie przeszły bez śladu.
Bruno Groening starał się w tych latach równolegle przygotowywać do procesu i niezmordowanie umacniać młode wspólnoty, zagrożone przez publiczne ataki. W wyniku finansowych trudności praca jego była bardzo ograniczona.
Pewna kobieta, jako jeden z naocznych świadków opowiadała pełna przejęcia, że w tym czasie największych zmagań zachował on również niezmiennie niewytłumaczalny spokój, opanowanie i charakterystyczny dla niego humor. Ten humor można było zaobserwować podczas rozprawy sądowej w ostatnim procesie, bez względu na to, jak był on dla niego ciężki. Podeszła do niego w czasie przerwy, on uśmiechnął się tylko do niej znacząco mówiąc, że to wszystko nie wygląda aż tak strasznie, jak wskazywały na to przygotowania.31
Bruno Groening zmarł w styczniu 1959 r. Z tego powodu proces został zakończony bez wydania ostatecznego wyroku. Później okazało się, ile miał racji poprzez swoje starania, aby stworzyć mocną podstawę, która sięgając poza jego ziemską egzystencję dała możliwość uzdrowienia ludziom szukającym pomocy. Również po jego śmierci dalej następują uzdrowienia.
"On był rzeczywiście człowiekiem kochającym Boga"
Bruno Groening wyrobił w sobie, podczas dziesięcioleci wewnętrznej walki w działalności publicznej, jedną cechę, której u większości ludzi obecnie brakuje.
Katharina Dichtl (82 lata), hemeopatka z M., miała okazję bliżej przyjrzeć się jego pracy przez parę miesięcy na początku jego działalności i tę charakterystyczną cechę opisała w następujących, krótkich słowach:
"...on był rzeczywiście człowiekiem miłującym Boga."32
Z tej miłości do Boga wyrosła w nim, jak na te dzisiejsze oziębłe czasy, niezwykła miłość do człowieka. Pani Dichtl zwróciła uwagę, jak czule zwracał się on do ludzi poszukujących uzdrowienia, szczególnie wyraźnie obserwowała to wobec dzieci. Dzieci lubił szczególnie i pani Dichtl dane było przeżyć spontaniczne uzdrowienia u dzieci.
Inge Thiede z F. relacjonowała mi o nim podobne rzeczy. Ona miała ona wieloletnie kontakty z Bruno Groeningem i opowiadała, że z niego coś emanowało, czego nie przeżyła nigdy u żadnego innego człowieka. To bardzo trudno opisać, ale można było u niego odczuć bardzo dużo miłości i głębokiego współczucia, szczególnie w stosunku do chorych. Tę miłość, która promieniowała z niego przyjmowano mimo woli, jego musiało się po prostu lubieć.
"Lecz była to", jak opisywała, "inna miłość, niż między mężczyzną i kobietą. Można by ją nazwać miłością duchową". Zaraz potem kontynuowała: "To jest uczucie, które wnika głęboko w duszę, takie silne odczucie szczęścia, i które daje głęboki spokój, którego nie można opisać słowami. To uczucie miłości odczuwałam podczas obecności Bruno Groeninga nie tylko ja, lecz wiele innych osób, mężczyzn jak i kobiet.33
Podobnie wyrażali się o nim Christa i Werner Hasse z S. Oni również relacjonowali o tych silnych uczuciach miłości, pokoju i mocy, które ich wypełniały, podczas gdy przebywali razem z Bruno Groeningiem, który częściej ich odwiedzał. Z niego coś promieniowało. Mogli też zaobserwować, że nie byli senni, kiedy przebywał u nich parę dni, pomimo, że było mało możliwości do spania, a także, że nikt nie miał uczucia głodu.34
Również Christa Pohl (55 lat) z G.opisywała tę miłość, którą ona i inni odczuwali w pobliżu Bruno Groeninga, jako miłość duchową. Podczas wykładów we wspólnocie w Springe, na które uczęszczała, Bruno Groening mówił bardzo często o miłości do ludzi, roślin i zwięrząt. Miała także wrażenie, że miłość była dla niego najważniejsza. Podczas wykładów odczuwała ciszę i spokój, i również bardzo przyjemne uczucie, którego nie mogła opisać słowami.
"Te uczucia trzeba przeżyć samemu, aby móc zrozumieć to coś, czego nie można opisać."35
Czy to w Husum, Hammeln, czy też w Herford, nad Jeziorem Bodeńskim, w Monachium, lub w innych miejscach w Niemczech, lub w Austrii - ludzie, którzy za życia Bruno Groeninga przebywali z nim w bliższym kontakcie i mieli możliwość lepszego poznania go, mówili o nim z szacunkiem, o czym mogłem się sam przekonać. W zeznaniach świadków sądowych jest ciągle wspominane, że w nim było coś niezwykłego, mimo iż wypowiadający się nie mogli tego bliżej sprecyzować. Oprócz opisanych przedtem pojęć, mówiono o odczuciu pewnego światła, lub jakiejś silnej mocy, którą niektórzy wyczuwali od niego, płynącą z jego kierunku, inni znowu opisywali jakieś nie do określenia uczucie błogości, przeżywali niesamowitą lekkość i radość, kiedy przebywali razem z nim.
"Ja jestem nikim więcej, jak tylko człowiekiem, który pozostał zupełnie naturalny"
Bruno Groening zachował w sobie od dzieciństwa poprzez całe życie duże przywiązanie do natury. Morze i góry przyciągały go z całą mocą i często siedział tam długi czas bez ruchu, wchłaniając w siebie wrażenia. Zwracał się bardzo troskliwie do roślin i zwierząt i nie mógł się przemóc, aby zerwać kwiat. Z wielu rozmów ze świadkami tamtego okresu można było wywnioskować, że istniał w nim pierwotny respekt przed wszelkim życiem, ponieważ we wszystkim odczuwał Boga. Przy tym odznaczał się wielką naturalnością, jego zachowanie nie zdradzało sztuczności i można było wyczuć, że odpowiadało jego usposobieniu.
Jako dorosły człowiek zachował w sobie niektóre cechy charakteru dziecka, które ujawniały się szczególnie wyraźnie w jego nieskomplikowanym, otwartym sposobie życia i wyraźnej skłoności do zufania.
Bruno Groening wyraził się na ten temat:
"Jestem i pozostanę dzieckiem ..., nie zmienię się, nie, i Państwo wszyscy możecie sobie myśleć co chcecie. Jestem i pozostanę dzieckiem, jestem tylko dzieckiem bożym, nikim więcej. Nic sobie nie wmawiam i nie boję się tego powiedzieć, ponieważ wiem, że jestem tylko dzieckiem. Ale wielu ludzi nie jest już więcej dziećmi, ponieważ stali się dorosłymi."36
On potrafił cieszyć się w życiu z małych rzeczy jak dziecko. Na przykład, wielką radość sprawiała mu zupa ziemniaczana, którą bardzo chętnie jadał. W obcowaniu z nim nie miało się jednak wrażenia, że ma się do czynienia z człowiekiem, któremu obce są sprawy ziemskie, wręcz przeciwnie, można było rozmawiać z nim, jak z każdym innym człowiekiem. Przy tym przykładał on dużą wagę do poczucia humoru i często się śmiał, mimo że był poważanym i milczącym człowiekiem.
Po swoich przemówieniach często zasiadał w małym, prywatnym kręgu zaufanych mu osób. Dzięki jego słowom obecni tam ludzie dowiadywali się o egzystencji tamtego świata, i dawał odpowiedzi na wiele skrytych pytań, jeśli chodzi o Boga i tajemnice życia. Takie spotkanie trwało często aż do rana.
Christa Pohl zostawała w Springe często aż do wczesnych godzin porannych i opowiedziała o szczególnym wydarzeniu na zakończenie takiego jednego wieczoru:
Spotkanie trwało do godziny szóstej rano, po zakończeniu musiała jechać do pracy do Hannoweru. Na pożegnanie Bruno Groening powiedział do niej, że może spokojnie jechać do pracy, ponieważ dobrze przetrzyma cały dzień. I tak było aż do godziny 15-tej. Później wystąpiło u niej nagle bardzo silne uczucie senności. Skierowała się w myślach do Bruno Groeninga i przypomniała mu jego obietnicę. W mgnieniu oka była ponownie rozbudzona i rześka. Po zakończeniu pracy udała się z powrotem do Springe.Tam przywitał ją i zanim zdołała sama coś powiedzieć, spytał uśmiechając się : "No, jak było dzisiaj po południu o godzinie 15-tej?" Wyglądało na to, że wiedział, o czym myślała o tej porze w odległym Hannowerze.37
Inny świadek tamtego okresu, kobieta, która przez wiele lat miała kontakt z Bruno Groeningiem, opowiedziała mi pewne przeżycie:
"Podczas wieczornego spotkania z panem Groeningiem u pana Loya w Klagenfurcie w Austrii doszła jeszcze pewna para małżeńska S. Pan Groening znał panią S., pana S. nie znał. Byłam świadkiem, jak po pewnym czasie pan Groening zwrócił się do tego mężczyzny i rozpoczął z nim rozmowę na temat statków. Rozmowa prowadziła coraz bardziej do konkretnych szczegułów. Bruno Groening rozmawiał z nim tak, jak gdyby miał pełne rozeznanie w tym fachu. Wreszcie
pan S. zmieszany powiedział:
`Panie Groening, to są przecież szczegóły, o których pan nie może wcale wiedzieć!' Pan Groening uśmiechnął się tylko i powiedział żartobliwie: `Tak, ja jestem takim starym wilkiem morskim!' Pan S. był specjalistą budowy statków i w czasie wojny zajmował kierownicze stanowisko, o czym pan Groening nie mógł wiedzieć. Zrobiło na nim wrażenie to, że pan Groening wiedział rzeczy, które były ściśle tajne i które były znane tylko jemu z uwagi na zajmowane stanowisko."38
Podobne rzeczy wydarzyły się u rodziny Weber w Essen. Bruno Groening zaczął nagle rozmawiać z obecnym reporterem o budowie samolotów. Po pewnym czasie reporter spytał się zdziwiony, skąd on o tym wszystkim wie. Ten reporter w czasie wojny zajmował wysokie stanowisko w lotnictwie i miał duże rozeznanie w budowie samolotów, o czym nikt nie wiedział.39
Käthe Tams z B. opowiadała o pewnym całkowicie nadzwyczajnym przypadku, o którym dowiedziała się od pana Loya. Poszedł on raz na spacer z Bruno Groeningiem, który nagle zniknął podczas ich wspólnej rozmowy. Pan Loy nie mógł go w ogóle znaleźć. Po pięciu minutach stanął znów przed nim i spytał się tylko: "Ach, wystraszył się pan, że panu uciekłem?" Pan Loy nie był w stanie niczego odpowiedzieć, gdyż nie mógł pojąć, jak człowiek może stać się po prostu niewidzialny.40
Pani Tams przypomniała sobie jeszcze jedno wydarzenie. Bruno Groening był bardzo zaprzyjaźniony z panem Preuelem. Pewnego dnia wybrali się razem na wycieczkę. Podczas jazdy Bruno Groening położył swoją głowę na kierownicę, tak jak gdyby spał. Trwało to dobre pięć minut. Samochód jechał dalej, nie zbaczając z drogi. Pan Preuel zaczął się niepokoić. Gdy Bruno Groening zauważył to, zwrócił się do niego i zapytał, czy obawiał się, że on mógłby na coś najechać. Pan Preuel przyznał się do tej obawy. Bruno Groening odpowiedział tylko: "Nie, przecież ja potrafię kierować."41
Grete Häusler z Hennef/Sieg, która znała Bruno Groeninga od czasu jej uzdrowienia w roku 1950, opisywała mi następujące wydarzenia: przybyła ona z panem Petzem i państwem Bavey z Rosenheimu do Augsburga do Bruno Groeninga. Późno w nocy chcieli wracać, ale nie funkcjonowało tylnie światło samochodu. Pan Petz sprawdził wszystko i nie znalazł żadnego defektu. Poprosił Bruno Groeninga o pomoc. Bruno Groening zamiast kontrolować tylne światło, stanął z założynymi do tyłu rękami przed otwartą maską i zajrzał do środka. W tym samym momencie tylne światło zapaliło się.42
W książce "Przeżyć uzdrowienie, to jest prawda" Grete Häusler pisze o nstępującym wydarzeniu. 25. maja 1952 r. Bruno Groening przemawiał w jej domu do kilkunastu ludzi szukających pomocy. Wśród nich znajdowała się 73-letnia pani Kulle, która ciężko chorowała na serce i tego samego wieczoru przeżyła uzdrowienie. Mogła ona znowu wykonywać ruchy, które wcześniej były dla niej niemożliwe z powodu ciężkich dolegliwości.
Grete Häusler tak przedstawia to wydarzenie:
"Powtarzała te ćwiczenia i była upojona radością, gdyż nie wierzyła, że kiedykolwiek jeszcze da radę je wykonać. Promieniowała ze szczęścia. Pan Groening powiedział serdecznie: `Pani syn cieszy się z tego.' Ona zaprzeczyła i odpowiedziała: `Panie Groening, ja nie mam żadnego syna.' Pomyślałam sobie: `Widzisz, on jednak nie wie wszystkiego. To przykre.' Pan Groening był jednakże pewien sprawy i pytał dalej: `Nie miała pani syna?' Tak, powiedziała pani Kulle, ale przed trzydziestoma laty. Zmarł jako niemowlę. `A więc jednak syn!' powiedział pan Groening uśmiechając się. `On widzi to teraz i cieszy się również! Tylko teraz ma na sobie inną szatę.'43
Wszystko to wydarzyło się bez mistycznej tajemniczości. Bruno Groening obchodził się z tymi, dla zwykłych ludzi niesamowitymi zdolnościami w zupełnie naturalny sposób. Nie były one dla niego żadnymi cudami, tak samo jak uzdrowienia i niektóre inne nadzwyczajne wydarzenia, lecz tylko wyrazem głębokiego stanu powiązania z naturą, tzn. z Bogiem.
Z tego punktu widzenia staje się zrozumiałe, że Bruno Groening sam o sobie powiedział: "Ja jestem nikim innym, jak tylko człowiekiem, który pozostał zupełnie naturalny."44
Ta naturalność, swoboda w jego usposobieniu ukazywała się wyraźnie w jego wykładach. Przygotowanie do nich polegało na tym tym, że ukrywał się w zaciszu i skupiał w sobie. Nie przygotowywał sobie nigdy żadnego pisemnego konspektu. Słowa przekazywane w wykładzie napływały mu do głowy. Jego sposób mówienia był bardzo niezwykły. Często przerywał, stawiał pytania obcym ludziom i czasami rozpoczynał z nimi krótkie rozmowy. Czasami zdarzały się w środku jego wykładu wtrącenia pozornie nie mające związku z wykładem, którymi odpowiadał na pytania słuchaczy, postawione przez nich w myślach. Christa Pohl, świadek tamtego okresu czasu, mogła to potwierdzić. Przypomina sobie, jak często przeżywała, że ona, lub inni stawiali mentalnie pytania, a Bruno Groening odpowiadał na nie spontanicznie w czasie przemówienia - dla ludzi bez rozeznania wydawały się one bez związku z wykładem. Ona sama podczas jednego z wykładów rozpoznała nagle, kto przed nią stał w osobie Bruno Groeninga i ledwie o tym pomyślała, gdy on przerwał swoje przemówienie, zwrócił się do niej i powiedział: "To, co pani teraz pomyślała, proszę zachować dla siebie."45
Jakikolwiek dogmatyzm był mu obcy. Nie można było zaobserwować, aby zakazywał innym ludziom w jakikolwiek sposób czegokolwiek. Widział swoje zadanie w tym, aby udzielać porad, które czasami nazywał mądrościami życiowymi. Nie mówił nigdy, że trzeba to, czy owo czynić i był daleki od tego, aby czegokolwiek zabraniać. Christa i Werner Hasse mogli to dokładnie zaobserwować, kiedy zostali raz zaproszeni przez Bruno Groeninga w okresie świąt Bożego Narodzenia. Niektórzy ludzie pili kruszon. Bruno Groening był zdecydowanym przeciwnikiem alkoholu, jednak nigdy nie zabraniał go innym, nawet i przy tej okazji.46
Opinie lekarzy rzeczoznawców
Jak oceniali Bruno Groeninga lekarze, którzy mogli wierzyć w sposób ograniczony w działanie wyższej siły z punktu widzenia medycyny czysto akademickiej, jeżeli chodzi o uzdrowienie i zdrowie, w działanie wyższej siły, która oddziaływała poprzez tego człowieka? Kim on był dla tych, którzy wolni od przesądów epoki materializmu przypatrywali się obiektywnie jego działalności?
Hella Emrich, lekarz i współwydawca czasopisma "Neues Europa" (Nowa Europa) wraz z jej mężem Louisem Emrichem utrzymywali przez lata kontakt z Bruno Groeningiem.
On często odwiedzał tę parę małżeńską w ich mieszkaniu w Badenii i rozwinęła się między nimi serdeczna przyjaźń. W czasie rozmowy ze mną opisała go jako prostego, ale bardzo inteligentnego człowieka.
Powiedziała mi, że "od jego osobowości promieniowało wielkie ciepło. W jego pobliżu człowiek czuł się po prostu dobrze. Często, gdy on nas odwiedzał ze swoją żoną, siedzieliśmy po prostu w milczeniu. Nie było konieczności, by mówić, już sama jego obecność dawała człowiekowi bardzo dużo siły"47
W jej książce "Tajemnice cudownych uzdrowień - próba obiektywnego przedstawienia spornych problemów sztuki leczenia" relacjonuje ona wyniki długoletnich badań o wielu uzdrowicielach.
W jednym z rozdziałów opisuje "fenomen Bruno Groeninga":
"Gdy rozniosła się wiadomość, że Bruno Groening z wielkim sukcesem dokonał wielu uzdrowień, podczas wielkiej demonstracji w Herford, napływałi do niego chorzy ze wszystkich krajów świata. [...] Wynikiem tego było to, że wkrótce zaczęli się troszczyć o niego lekarze, lecz nie w tym dobrym, pozytywnym sensie, lecz ze zdumieniem i oburzeniem. Próbowano wszelkimi środkami unieszkodliwić przeciwnika. [...] Utworzyły się grupy, które walczyły namiętnie dla, albo przeciwko Groeningowi. Powstało zamieszanie wokół Groeninga, w następstwie którego pojawili się sprytni ludzie do robienia interesów, o których intrygach nawet sam Groening nie miał pojęcia. [...]
Nie przyjęto by tego za prawdę, gdyby tylko uwzględniono relacje prasowe, że pieniądze, pozycja i tytuł znaczyły dla Groeninga niewiele.
"Chcę doprowadzić ludzi z powrotem do wiary w Boga. On ich uzdrowi" - było główną treścią jego nauki o uzdrowieniu. [...]
Jeżeli Bruno Groening był przez pewne koła zupełnie niedoceniany i oczerniany, to nie tylko dlatego, że został on jednostronnie przedstawiony swoim, współcześnie z nim żyjącym ludziom, jako cudowny uzdrowiciel. [...] To zasłaniało jego właściwą i zróżnicowaną istotę jako chrześcijanina, jako głosiciela i zwiastuna. Istota treści jego życia i jego dążenia były znane tylko niewielu osobom, o wiele za małej grupie."48
Dr. Beyer, lekarz, który od kilkudziesięciu lat zajmował się fenomenem duchowego uzdrawiania przekazał dla sądu podczas wielkiego procesu 1955-59 opinię rzeczoznawcy dotyczącą zdolności Bruno Groeninga w duchowym uzdrawianiu. W tej ekspertyzie, która była poprzedzona przez wymianę poglądów z Bruno Groeningiem, opisał on zadanie duchowego uzdrowiciela, jako stacji przelotowej, jako rury przewodowej, jako pośrednika dla "wielkiej przenikającej wszechświat siły Stworzyciela". A potem przekazał swoje wrażenie o Bruno Groeningu:
"Groening określa swoją działalność, mówiąc jasno i otwarcie, wyrażając się słowami: "Nie ja uzdrawiam, lecz to uzdrawia przeze mnie."
Świadomość, że nie uzdrawia się poprzez własne siły, lecz jest się narzędziem wyższej mocy - to jest prawdziwa religijność. Takie wyjątkowe ujawnienie się talentu, jak miało to niespodziewanie dla ogółu miejsce u Bruno Groeninga, wywołuje ze zrozumiałych względów rozgłos, jak wystarczająco pokazały to zaistniałe wydarzenia. Napływ i nacisk ludzi szukających pomocy był tak potężny, że jednostkowa osobowość otoczonego tłumami uzdrowiciela nie mogła sprostać postawionym wymaganiom. Urzędzy proszone o pomoc także nie mogły sprostać temu nieoczekiwanemu napływowi tłumu. W ten sposób doszło do wielkiego nieporządku, który wywołał nie tylko publiczny skandal, lecz także stał się pokusą dla nieuczciwych ludzi z otoczenia Groeninga, żeby urzeczywistnić własne egoistyczne cele. W całym rozwoju wypadków utrzymywała się atmosfera nieuczciwej konkurencji. Przy czym osobie Bruno Groeninga nie można przypisać winnego udziału w tych przykrych zajściach. [...]
Od trzydziestu pięciu lat obeznany z dziedziną duchowego uzdrawiającego działania, w oparciu o własne doświadczenia oceniam osobowość Bruno Groeninga o wiele bardziej bez uprzedzeń niż ktoś inny, kto w tej dziedzinie jeszcze jest bez doświadczenia i dlatego nie posiada wiedzy, albo przynajmniej jest niepewny. Moja opinia o nim nie opiera się tylko na często sprzecznych relacjach z prasy, lecz ja wielokrotnie spotkałem go osobiście. Poznałem go jako człowieka z najlepszą wolą i z zupełnie szczerymi zamiarami. [...] Stosownie do tego nie istnieją ze strony rzeczoznawczej żadnego rodzaju wątpliwości, aby pozwolić mu działać i wykorzystywać swoje uzdolnienia dla wielu chorych ludzi, którym on może rzeczywiście pomóc."49
Dr Gemassmer, inny lekarz z długoletnim doświadczeniem na drodze duchowego uzdrawiania, wyraził się o Bruno Groeningu w swojej ekspertyzie dla sądu w dniu 17.04.1955 między innymi:
"W pierwszych dniach stycznia 1954 r. poznałem Bruno Groeninga i odwiedziłem go w jego mieszkaniu w pobliżu Monachium. W czasie rozmowy poprosiłem go o przykład jakiegoś uzdrowienia. Odpowiedział mi na to: "Niech mi Pan powie, co będzie Pan odczuwał." Jednocześnie rozpoczął rozmowę z pewnym mężczyzną siedzącym w odległości około 4 metrów od niego i niby nie zwracał na mnie uwagi.
Już po kilku minutach pojawiło się u mnie uczucie silnego prądu, który wypływał ze stóp i wznosił się aż do podudzia. To uczucie prądu wywołało w jednej stopie silny ból, który jednak po kilku minutach znowu znikł. Coraz bardziej ogarniał mnie przyjemny spokój. [...] Silne uczucie zadowolenia wypełniało mnie coraz bardziej. [...] Uczucie spokoju, które mnie ogarnęło wzrosło do poczucia siły, tak że sam przerwałem to zdarzenie i podziękowałem Groeningowi. [...] Czułem się niezwykle dobrze. Z powodu mojej podróży byłem już drugi dzień bez poobiedniej drzemki, na brak której jestem bardzo wrażliwy. Ponieważ wyszedłem od pana Groeninga dopiero po północy, poszedłem do łóżka o godzinie około 2.00 w nocy. Czułem się jednak tak świetnie i świeżo, że myślałem, że nie będę mógł zasnąć. Mimo tego zasnąłem już po kilku minutach i następnego dnia po 4-godzinnym śnie wstałem zupełnie wypoczęty. Mieszkałem w Starnberg, w odległości 25 minut drogi od dworca. Na nieszczęście nie mogłem dostać taksówki i musiałem szybko biec, by nie spóźnić się na pociąg. To był wyczyn, do którego nigdy nie byłbym zdolny. Przez to przeżycie uzdrawiająca siła wywodząca się z fenomenu Groeninga stała się dla mnie jednoznacznym faktem."50
Dr Gemassmer podkreślił następnie, że taka siła - jaka uwidacznia się u Bruno Groeninga - zobowiązuje jej nosiciela do jej spożytkowania. On uważał to za moralny obowiązek wobec społeczeństwa, że "kiedy pojawia się fenomen o takiej sile, to trzeba mu dać możliwości zdrowego oddziaływania". Ale to harmonijne działanie zostało zakłócone przez stronę prawomocnych urzędów służby zdrowia, mimo oficjalnej gotowości Bruno Groeninga do współpracy.
Dr Gemassmer pisał o tym:
"Poprzez wywieranie nacisku na lekarzy przez urzędy służby zdrowia, aby nie współpracowali z Groeningiem i niedopuszczenie go do zdobycia oficjalnych dokunentów naturopaty, powyższe urzędy przeszkadzały mu w uporządkowanym, harmonijnym działaniu."51
Według dr Gemassmera u Bruno Groeninga pojawiły się wewętrzne siły, które oddziaływują jako wielkie energie nie tylko na zewnątrz, na innych chorych ludzi, lecz również na niego samego. Te siły rozerwałyby go wewnętrznie, gdyby on nie uzdrawiał i poprzez to nie wypełniał wewnętrznego zadania, które zostało mu przekazane przez siłę wyższą.
Dalej kontynuuje on:
"Uniemożliwianie człowiekowi drogi, aby w harmonijny sposób działał poprzez swoją prasiłę, której uzdrawiająca wartość została tysiąckrotnie udowodniona, pociąga za odpowiedzialność, którą sądzić będzie prawo Ducha."52
Świadectwo moralności o Bruno Groeningu.
Na zakończenie chciałbym jeszcze przekazać świadectwo moralności, które znalazłem w aktach. Erich Pelz, ekonomista z R. wyraził swoją opinię o osobie Bruno Groeninga po ośmioletniej znajomości z nim. Przekazał ją w styczniu 1958 roku, krótko po tym, jak została do odwołania zakończona rozprawa wielkiego procesu w Monachium, w formie osobistego pisma:
"Walka o Pańską osobę i Pana dążenia doszła do poważnego stadium poprzez zakończonony właśnie proces i z pewnością oczekiwaną rewizję.
Ponieważ osobiście na miejscu w sali sądowej śledziłem ten i poprzedni proces ze wszystkimi szczegółami, pragnę nieodwołalnie i dobrowolnie złożyć następujące oświadczenie:
Po raz pierwszy zetknąłem się z panem Groeningiem w 1949 roku na Traberhof w Rosenheim. [...] Ponieważ od 40 lat zajmowałem się indyjskimi, chińskimi i tybetańskimi naukami, to w momencie, gdy Pan wkroczył w jaskrawe światło opinii publicznej poprzez wydarzenia w Herford, stało się dla mnie jasne, że jest pan jednym z tych, którzy znani są na Wschodzie, ale nieznani na Zachodzie - niezwykle rzadkim i wielkim duchem w ludzkiej postaci, któremu dane są od Stworzyciela siły do dokonywania wielkich rzeczy, których nie można wyjaśnić dzisiejszymi środkami współczesnej nauki. Mimo to, te boże siły istnieją i ich istnienia nie można zaprzeczyć. Dlatego tacy ludzie są u nas od tysiącleci prześladowani i kamieniowani. Stało się dla mnie jasne, że również i Pan [...] musi iść tą samą drogą. Rozwój wydarzeń potwierdza niestety moją rację. Także w stosunku do Pana opinia ludzi jest podzielona. [...] Natomiast mało kto przekonał się, jeżeli chodzi o Pana osobowość i Pana działanie. Ponieważ było to dla mnie jasne, śledziłem Pana drogę od początku z uwagą i próbowałem nawiązać bliższy kontakt. Zaczęło się to w cudowny sposób na Traberhof. Cierpiałem od 1939 r. na pozostałości prawostronnego paraliżu [...]. Pomimo bardzo intensywnego leczenia w ciągu 8 miesięcy w Specjalistycznej Klinice w Kilonii pozostało upośledzenie prawego ramienia - stan, do którego się przyzwyczaiłem w ciągu następnych dziesięciu lat. Chociaż na Traberhof stałem bardzo dalego od Pana - za tłumem około 20.000 ludzi - zostałem w ciągu jednej chwili uwolniony od tego obciążenia! I jestem wolny od tego obciążenia do dzisiaj."53
Erich Pelz, aby jego opinia była autorytatywna, opisywał, że dane mu było w przeciągu wielu lat odwiedzać wspólnie z panem Groeningiem wiele wspólnot w Niemczech i w Austrii. Był jego gościem w Plochingen i poznał prywatne życie tego człowieka. Tak kontynuuje dalej:
"Mogę powiedzieć, że miałem dużo czasu i wystarczającą ilość okazji obserwować Pana samego, Pańską działalność i wydarzenia wokół Pana. W oparciu o to wszystko chcę niezwłocznie wyjaśnić, co następuje:
- Według mojego przekonania jest Pan jednym z wysłańców, który jako prosty człowiek ma żyć tutaj w Niemczech i wypełniać swoje wyższe zadania. [...]
- W mojej obecności nie powiedział Pan jeszcze nigdy czegoś, co by nie odpowiadało prawdzie.
- Pan nie czyni nic, co byłoby podobne do leczenia przez lekarza, albo naturopatę. Pan stanowczo zabrania ludziom mówienia o ich chorobach. Stwierdzałem to ciągle na nowo od 1949 r, aż do dnia dzisiejszego. Przeżywałem również, że mimo to ludzie obciążali Pana ciągle takimi opowiadaniami. [...]
- Pan nie dotyka żadnego człowieka, nie bada i nie odradza mu wizyt u lekarza. Wręcz przeciwnie, Pan zawsze odsyła do lekarza. [...]
- Tak, jak Pan nie mówi niczego przeciwko żadnemu lekarzowi, tak i nie przeciwstawia się Pan swoimi wykładami żadnej wierze. [...]
- Ja przeżyłem uzdrowienie, które wywodzi się od Pana, na własnym ciele i u mojej żony. Widziałem niezliczoną ilość ludzi w Pana pobliżu i we wspólnotach podczas Pana niebecności, jak zdrowieli, albo przeczytałem ich oświadczenia pod przysięgą, że tak było. Osobiście dane mi było rozmawiać z pewnym panem z Ameryki Południowej o jego niesłychanych przeżyciach i mogłem się poprzez to ze zdumieniem przekonać, że ta siła, która w Panu działa nie podlega miejscowemu ograniczeniu.
- Muszę stanowczo stwierdzić, że Pana wykłady mają charakter czysto religijny. [...] Są naturalne. W żaden sposób nie przypominają one sztuki leczenia [...]. Że w związku z Pana wykładami pojawia się czysto duchowa, nowa orientacja i że pojawia się również cielesna regulacja. Jest ona czymś, co medycyna akademicka dopiero teraz zaczyna ponownie wykopywać z gruzów wiedzy sprzed tysięcy lat.
Dlatego też jest dla mnie jasne, że prześladuje się Pana w taki nieuczciwy sposób, w rzeczywistości nie przekonawszy się w ogóle o Pańskim działaniu."54
Moim celem, w tym rozdziale jest, aby podać czytelnikowi i pozwolić mu odczuć - na podstawie przeżyć i opinii naocznych świadków z otoczenia Bruno Groeninga - istotę i charakter tego niezwykłego człowieka. Fakt, że od okresu dzieciństwa aż do jego śmierci, różnorodne osoby niezależnie od siebie wyrażają podone opinie, jest wzruszającym świadectwem prawdy tych wypowiedzi.
Rozdział 3
Nauka Bruno Groeninga
Tajemnica Bruno Groeninga odkryta przez naukę?
W wielu gazetach Bruno Groening był przedstawiany zbyt często jednostronnie i z wyraźną nutą ironii jako "Groening, lekarz cudotwórca". O nauce Groeninga nie było mowy. Przeciwnicy z szeregów medycyny mogli w ten sposób łatwo pomniejszyć znaczenie jego osoby, które w publicznej świadomości było ograniczone do roli uzdrowiciela i cudotwórcy.
Uzdrowienia interpretowano jako sukcesy tylko wobec chorób powstałych na drodze duchowej. Sprawozdania mówiące, że osiągnął on oczywiście większe sukcesy, niż te, które były zwykle uzyskiwane przez lekarzy, bywały albo kwestionowane, lub też przedstawiane jako wynik masowej psychozy. Trudzono się, aby przedstawić opinii publicznej, iż nauka medyczna jest w stanie bardzo dobrze sklasyfikować działalność Bruna Groeninga,
i że przyczyny wydarzeń tak często graniczących z cudem są dla niej jasno zrozumiałe.
To ustosunkowanie się do sprawy można było jasno odczytać w symbolicznej okładce tytułowej czasopisma "Revue" w październiku 1949:
"Tajemnica Groeninga odkryta przez naukę"1
To pozornie bezproblemowe zaszeregowanie działalności Bruno Groeninga w zwykłe schematy myślenia medycznego pozwalało szerszym kręgom publicznym wyciągnąć wniosek, że nie ma potrzeby, aby wydarzenia wokół niego głębiej zbadać. Bo cóż nowego mógł on przekazać, kiedy nauka go przejrzała?
Objektywny obserwator, który wbrew tym oszacowaniom zajmie się bliżej wydarzeniami wokół Bruno Groeninga, będzie musiał się wkrótce przyznać do tego, iż słownictwo medyczne w dużej mierze nie wystarcza do tego, aby dać zadawalające wyjaśnienie zdarzeń wokół tego człowieka. Sprawozdania uzdrowień, które z pewnością wykluczają jakikolwiek związek z sugestywnym wpływem, a także wiele świadectw niezwykłych zdolności duchowych Bruno Groeninga są oczywistymi dowodami realnego istnienia pewnej siły, której dotąd nauka wypierała się uporczywie.
Przez dokładniejsze obserwowanie wykładów Bruno Groeninga wyjawia się wiedza o przyczynach zdrowia i choroby, wiedza, której nie znajdzie się w żadnym poradniku medycznym.
Wiedza, która musi wzbudzić poruszenie poprzez jej bezkompromisowość i przejrzystość formy w jakiej jest wypowiedziana; wiedza ta stawia przecież istotne elementy światopoglądowe pod znak zapytania. W całości wypowiedzi Bruno Groeninga można wyraźnie dojrzeć naukę, dlatego też wydaje mi się sensowne, aby w następnych rozdziałach mówić o "nauce Bruno Groeninga".
Bruno Groening: "Egzystencja Boga jest faktem"
Następujący opis nauki Bruno Groeninga powstał w oparciu o oryginalne źródła (wykłady Bruno Groeninga), pisma z okresu jego życia i informacje, które dane mi było zdobyć poprzez rozmowy ze świadkami tamtego okresu czasu. Starałem się, aby jak najwierniej odtworzyć ducha jego wypowiedzi.
Większość ludzi uważa, że oni, to ich własne, widzialne na zewnątrz ciało, utożsamiają się z ciałem. Natomiast Bruno Groening widział ciało człowieka jako narzędzie, aby móc działać w świecie materialnym. Był przekonany, że człowiek jest w rzeczywistości duchem, posiada duszę, która tylko w życiu na ziemi związana jest z ciałem materialnym. Niedwuznacznie wskazywał on przez to na istnienie wyższej rzeczywistości duchowej. Duchowe płaszczyzny istnienia nie były dla niego teorią, lecz żywą rzeczywistością. Przeżywał tę rzeczywistość w sobie i z tego przeżycia wyrastała jego siła przekonania i wiedza o głębszych powiązaniach dotyczących zdrowia i choroby. Podkreślał wyraźnie, że ta wiedza nie jest nowa, lecz jest ona częścią pierwotnej wiedzy, prawiedzy, do której dostęp straciła większa część ludzkości.
"Wiem niewiele", powiedział on podczas jednego wykładu we wspólnocie w Springe, "wiem jedynie to, czego obecnie ludzie już nie wiedzą. Właśnie dlatego uznaję za mój obowiązek, aby pouczyć każdego człowieka w tym kierunku, do kogo on należy, jaką jest istotą i w jaki sposób może przyjmować siłę Stworzyciela, aby być panem własnego ciała."2
Egzystencja Boga była dla Bruno Groeninga faktem. Z tej wewnętrznej pewności wyrosło szczere oświadczenie opowiadające się za owym Wszechmocnym, w którego wielu ludzi nie było w stanie więcej wierzyć:
"Czuję się zobowiązany, aby uświadomić ludzi. [...] Jeśli ktoś z was chce powiedzieć,
że nie ma Pana Boga, to dam się rozerwać na kawałki. Nie odstąpię od mojej wiary."3
W jego przypadku fakty nie ograniczały się jedynie do pobożnych słów, lecz chciał poprowadzić ludzi w tym kierunku, aby znowu zaczęli przeżywać, że ten Bóg, który stał się dla nich obcy, chce i może im pomóc, jeśli tylko pozwoli Mu się na tę pomoc. Z tego też powodu widział on pierwsze zadanie w swoim działaniu w tym, żeby ludziom poszukującym uzdrowienia otworzyć świadomy dostęp do uniwersalnej, uzdrawiającej siły, którą nazywał uzdrawiającym prądem.
Przyjmowanie siły Stworzyciela
W większości przypadków przed przemówieniami Bruno Groeninga mówił do ludzi poszukujących uzdrowienia jakiś pomocnik i wskazywał na warunki, których spełnienie jest potrzebne, aby przyjąć tę uzdrawiającą siłę. Obecni nie powinni krzyżować rąk, ani nóg, swoje myśli powinni kierować na coś przyjemnego i obserwować swoje ciało.
Bruno Groening sformuował tę prośbę w następujących słowach:
"Jeśli Państwo przystąpicie do rzeczy i rzeczywiście w dobrej woli zwrócicie uwagę na swoje ciało ... Ciągle radzę moim bliźnim, aby każdy poszczególny z nich nie traktował swojego ciało niedbale i nie krzyżował nóg, bo Bóg nie storzył go do tego, przecież on chce tutaj przyjąć to, co najcenniejsze, więc musi siedzieć z otwartymi rękami i mieć serdeczne życzenie, prosić o to Boga, aby mu dał to, co jest mu najbardziej potrzebne. Jeśli Państwo to teraz uczynicie, Przyjaciele, to nie odbierzecie, lub odczujecie czegoś tam, tylko zawsze odczujecie to, czego potrzebuje wasze ciało."4
W rozmowach z różnymi uzdrowicielami mogłem zaobserwować, że oni w ten sam sposób postępują. Jeden uzdrowiciel z Bremen powiedział mi, że doszedł do tego intuicyjnie, iż uzdrawiająca siła lepiej przepływa, jeśli nie krzyżuje się nóg i rąk. Pewna uzdrowicielka relacjonowała mi, że nie może pracować, gdy ludzie poszukujący uzdrowienia krzyżują ręce. Ma ona wtedy wrażenie, że coś się w niej blokuje.
Bruno Groening opisywał prostymi słowami podstawowe przebiegi. Uzdrawiającą siłę Boga nazywał uzdrawiającym prądem. Co ciekawe, że większość ludzi, którzy przyjmowali tę siłę według wskazówek Bruno Groeninga, przekazywała ciągle, iż odczuwali oni mrowienie i mocne uczucie ciepła; wielu porównywało to występujące odczucie cielesne z przyjemnym prądem, który płynie przez ciało. Groening wzywał słuchaczy do tego, aby wyobrażali sobie ręce i nogi, jako przewodniki prądu. W technicznym porównaniu dotknięcie dwóch nieizolowanych przewodów prowadzi do zwarcia. Podobna sytuacja ma miejsce w ciele. Skrzyżowanie rąk, lub nóg doprowadza do zablokowania energii i przez to te subtelne energie nie mogą płynąć. W ten sposób człowiek jakoby odłącza się od uzdrawiającej siły. Przy odpowiedniej czułości jest to w ciele dokładnie odczuwalne. Niektóre osoby zapytane przeze mnie opisywały występujące odczucia jako bardzo nieprzyjemne, jak gdyby panował nacisk, lub też coś zablokowało się. Dla wielu ludzi zajście tego energetycznego zjawiska w ich ciele jest świadomie niemożliwe. Mogłem zaobserwować, iż więcej niż 90 procent wszystkich ludzi, np. podczas jakiejś imprezy publicznej, zakłada nogę na nogę, krzyżuje ręce. Niektórym udaje się nawet podwójnie skrzyżować nogi. Ta pozycja jest uważana za normalną i wygodną. Nie odczuwa się braku energii, ponieważ nie zna się jej. Ponieważ taki stan nie może być zachowany na stałe (najpóźniej przerywany jest on podczas chodzenia), ciągle może być uzyskiwane pewne wyrównanie, a zakłócenia występują dopiero po dłuższym okresie inkubacji.
Uzdrawiający prąd: Sugestia, czy uzdrawiająca siła? - Faktor "X" w działalności Bruno Groeninga.
Wróćmy jeszcze raz do nauki Bruno Groeninga. Otwarta pozycja ciała jest więc konieczna, jak mówił Bruno Groening, aby móc przyjąć tę twórczą siłę (przyp.tłum.: siłę pochodzącą od Stwórcy, czyli Boga). Oprócz ciała musi być również otwarty umysł, i to w taki sposób, że odstąpi się od negatywnych myśli - szczególnie tych o chorobie i zmartwieniach, a w zamian za to myśli się o czymś przyjemnym, obserwując przy tym swoje ciało. Bruno Groening nazywał tę wewnętrzną i zewnętrzną pozycję "nastawieniem się”. Tutaj posługiwał się on również dla lepszego zrozumienia technicznym porównaniem. Poprzez nastawienie się człowiek otwiera się świadomie na uzdrawiającą siłę, twórczą siłę (siłę Stwórcy); wtedy człowiek odbiera - jak mówił Bruno Groening - uzdrawiającą falę, przesłanie od Boga. Bruno Groening porównywał ciało człowieka z radio. Radio wymaga także pewnego nastawienia, aby odebrać odpowiednią audycję.
Gdy spełnione są odpowiednie warunki, to człowiek odbiera uzdrawiającą siłę (uzdrawiający prąd). Najczęściej występują przy tym opisane już wcześniej (przyp.tłum.:w innym rozdziale) odczucia. Co ciekawe, te odczucia były opisywane swego czasu nie tylko przez słuchaczy Bruno Groeninga, ale również obecnie słyszy się podobne opisy ludzi szukających pomocy, którzy przyjmują w siebie tę uzdrawiającą siłę.
Wymieniane są nie tylko oduczucia przepływającego, lekkiego prądu, ale często opisywane jest też uczucie siły i lekkości, uczucie szczęścia. Natomiast niektóre osoby nie odczuwają niczego. Napływ siły (energii) jest jednak niezależny od świadomego odbierania takich odczuć. Liczne spostrzeżenia potwierdzają, iż u ludzi poszukujących pomocy, którzy nie odczuwali świadomie uzdrawiającego prądu, też następują uzdrowienia powodowane działaniem owej siły.
Czym wywoływane są te odczucia? To pytanie w roku 1949 postawili sobie również naukowcy ze specjalnej, do tego celu powołanej, komisji w Heidelbergu, która chciała pod medyczną kontrolą zbadać uzdrawiające zdolności Bruno Groeninga. Owi naukowcy stwierdzili pewne podobieństwo z treningiem autogenicznym, który ugruntował w 1920 prof. J. H. Schultz (znany berliński psychoterapeuta) w oparciu o doświadczenia z hipnozą. Przy powierzchownej obserwacji można by uznać takie podobieństwo. Tak zwana "pozycja dorożkarza” w treningu autogenicznym wymaga przyjęcia siedzącej, otwartej pozycji. Ramiona i nogi nie powinny być skrzyżowane, plecy swobodnie wyprostowane, dłonie leżą na udach. Jednak przy bliższej obserwacji zauważa się wyraźne różnice. Schultz określał zawsze trening autogeniczny jako "drogę ćwiczeń do samohipnozy”5, przez co wskazywał na niezaprzeczalne powiązania z hipnozą. Dla Bruno Groeninga wolna wola człowieka była nienaruszalna, dlatego też odrzucał on hipnozę i samosugestię.
Schultz namawia również, podobnie jak Groening, aby osoby koncentrowały się na ich cielesnych odczuciach, tylko że w treningu autogenicznym te odczucia produkowane są przez autosugestię. To znaczy, że pacjenci zostają nakłaniani do koncentracji nad pewnymi wyćwiczonymi formułami, lub obrazami (coś sobie wyobrażają). Trwa to tak długo, aż pojawiają się żądane odczucia. Stosuje się takie formuły jak "Prawe (lewe) ramię jest bardzo ciężkie”, "Jestem zupełnie spokojny”, "Moje serce bije spokojnie i silnie”, itp... .
Ćwiczący powinien wywołać obrazowo w swoim wnętrzu owe ćwiczebne formuły. Poprzez powtarzaną samosugestię można uzyskać wpływ na zwykle niedostępny dla ludzkiej woli układ wegetatywny stystemu nerwowego i np. doprowadzić do odprężenia mięśni, czy naczyń krwioniośnych. Przy "nastawianiu się” niepotrzebne jest sugerowanie sobie jakichkolwiek formuł, a więc zupełnie inaczej niż w treningu autogenicznym. Człowiek, który w treningu autogenicznym stara się aktywnie doprowadzić do zmian w ciele, przy nastawianiu się według nauki Bruno Groeninga jest jednostką odbierającą i przyjmującą. To nie on wywołuje coś w sobie - narzucając swojej świadomości pewne wzory myślowe - lecz "TO”, tzn. boża siła działa w nim. Człowiek pozwala działać i pracować tej sile, a sam obserwuje tylko działanie tej siły w jego ciele i duszy.
Peter Drittler (31) z L. nauczył się u lekarza treningu autogenicznego i praktykował go przez dłuższy czas. Następnie zapoznał się on z nauką Bruno Groeninga i zaczął nastawiać się na odbiór uzdrawiającej siły.
Z jego osobistego doświadczenia mógł on potwierdzić moje spostrzeżenia. Oto, co mi powiedział:
"List od pewnej wcześniejszej przyjaciółki zwrócił moją uwagę na naukę Bruno Groeninga. Krótko po jego przeczytaniu - nagle przepłynął przeze mnie falowo od stóp do głowy jakiś prąd, który rozpoznałem od razu jako uzdrawiający prąd i wypełniło mnie od razu przyjemne i uwalniające uczucie - jakby odbyło się we mnie wewnętrzne oczyszczenie. To samo przeżywam odtąd w podobnej formie podczas nastawiania się na odbiór uzdrawiającego prądu. Mogłem wyraźnie stwierdzić różnice w stosunku do treningu autogenicznego. W czasie treningu autogenicznego koncentrowałem się na części ciała, lub też na stanach, które chciałbym osiągnąć. Przy nastawianiu się na uzdrawiający prąd oddaję po prostu dobrowolnie wszelkie negatywne uczucia, uwalniam się i myślę o pięknych przeżyciach, powiedzmy np. o wschodzie słońca. Przy tym obserwuję ciało i rzeczywiście odczuwam ten przepływ z jego pozytywnym działaniem. Poprzez Bruno Groeninga uzyskałem wewnętrzne połączenie z tym uzdrawiającym prądem życia, który potrafi uzdrowić nawet choroby nieuleczalne z punktu widzenia medycyny. Trening autogeniczny nie jest w stanie tego uczynić. Zrezygnowałem z tego treningu, bo co prawda opanowałem go dobrze, ale za mało mi dawał - tylko coś krótkotrwałego i powierzchnownego. Uzdrawiający prąd zdziałał we mnie rzeczy, których nie mogłem osiągnąć poprzez trening autogeniczny. Palenie papierosów, alkohol i automaty do gry straciły nade mną władzę. Myśli samobójcze, strach przed życiem i egzaminami, które mnie wcześniej często męczyły - opuściły mnie całkowicie i uwolniły miejsce dla radości życia, która dotąd była mi całkowicie obca. Jest to tak, jak gdyby poprzez tę siłę zapanowało we mnie światło, jak gdyby przez ten uzdrawiający prąd - "prąd życia” przepłynął przez moje wnętrze. Na podstawie tych wywierających na mnie silne wrażenie przeżyć mogłem znowu odnaleźć wiarę w Boga, którą straciłem przed wieloma laty.”6
Jest sprawą jasną, że z medycznego punktu widzenia - jeśli chodzi o pochodzenie uczuć - powstał szybko problem światopoglądowy. Wyjaśnienie Bruno Groeninga dotyczące działania wyższej siły, którą on rozpoznał jako boży, uzdrawiający prąd, wstrząsnęło obrazem świata naukowej medycyny, która związana jest z martwymi pojęciami tej materaialistycznej epoki. On wskazał na coś nowego - co wymaga zmiany sposobu myślenia. Historia zna wiele przykładów, w których odmówiono aprobaty czemuś nowemu, co zaprzeczało istniejącemu światopoglądowi. Jeśli się pomyśli, że pierwszy podręcznik medycyny psychosomatycznej ukazał się w roku 1943 i jeszcze dzisiaj wbrew wszelkim nowym przekonaniom ciężko jest wielu lekarzom akceptować władzę ducha nad procesami cielesnymi, to można sobie wyobrazić, jak ciężko było Bruno Groeningowi w roku 1949, aby uwidocznić miarodajnym autorytetom naukowym sedno jego nauki.
Naukowcy z Heidelberga starali się to działanie uzdrawiającego prądu jakoś zaszeregować w ich systemie myślenia.
Prof. Fischer pisze w końcowym reportażu badań w Heidelbergu co następuje:
"Groening nie wzbudza takiej samosugestii (jak w treningu autogenicznym), lecz stwarza najpierw silne napięcie oczekiwania, w ten sposób, iż zachęca on pacjentów do samodzielnej obserwacji odczuć w swoich organach. Te odczucia występują w większości przypadków samoistnie przzez napięcie oczekiwania.”7
Jest to bardzo niezadowalające wyjaśnienie zdarzeń. Problem, aby dopasować działanie Bruno Groeninga do przyjętych formuł, stanie się jeszcze wyraźniejszy w późniejszych wywodach prof. Fischera. Definiuje on "stopień pośredni”, który okazuje się bardzo wątpliwy:
"On (Groening) rozwinął tutaj instynktownie coś nowego, stopień pośredni między treningiem autogenicznym, a obcą sugestią.”8
Działanie wyższej siły zostało zatajone, a odczucia są jakoby następstwem specjalnej formy sugestii Bruno Groeninga. I z czystym sumieniem twierdzono przed społeczeństwem, że:
"Tajemnica Groeninga została odkryta przez naukę.”9
W kilka lat później publiczną dyskusję spowodowało uczciwe wyznanie znanego psychoterapeuty dr G. R. Heyer, który dawał do zrozumienia, że działanie Bruno Groeninga "daleko przekracza działanie sugestii i psychoterapii” i można zauważyć "tylko dalekie podobieństwo w podstawach”. On podkreślał, że "nie można sobie pozwolić na taką pomyłkę z powodu zbyt wysoko cenionych wartości naukowych, aby z góry zaprzeczać temu uzdrawiającemu działaniu bez dokładnego poznania zagadnienia i przez to popełnić stary i niepezbieczny błąd, który zarozumiale twierdzi: ´Czegoś takiego nie ma ...!` lub też `My to już dawno wiedzieliśmy ...!`" On przyjął, iż istnieje jeszcze jakaś nieznana wielkość, która jest w działaniu Bruno Groeninga czynnikiem nośnym. Nazwał ją "czynnikiem X”.10
Bruno Groening nazywał ciągle publicznie tę nieznaną wielkość - wielkość, której jeszcze dzisiaj wypiera się większość ludzi nauki - kiedy pytano go, jak można by nazwać to działanie, to, co się wokół niego dzieje:
"Nie `ja` uzdrawiam, lecz `TO` (dop.tł.: czyli ta siła) prowadzi człowieka przez moją naukę wiary do jego uzdrowienia”11 i "Dziękujcie nie mnie, lecz Bogu”.12
W jednym z wykładów opisał on swoje działanie:
"Jestem gotów, aby przekazać Państwu tę siłę tak, jak jest mi ona dana - nie przez ludzi - lecz rzeczywiście przez Pana Boga, aby móc ludziom pomagać i ich uzdrawiać. Nie mówcie nigdy, że ja Was uzdrowiłem. Nie! Wiara w Boga i to połączenie z Panem Bogiem jest tą uzdrawiającą falą, którą odebraliście i która przechodzi przez wasze, lub moje ciało. Ja jestem tylko małym pośrednikiem - nikim więcej - tylko maleńkim transformatorem. Możecie otrzymać ode mnie ten prąd i tylko od Was samych zależy - jak go odbierzecie.”13
Te słowa świadczą o osobistej pokorze i uznaniu wyższych praw.
Owe "TO”, czyli uzdrawiająca boża siła jest w jego nauce tym czynnikiem nowym, a zarazem prastarym. On widział swoje zadanie w tym, by ludziom owo "TO” uzmysłowić.
Wielu uzdrowicieli znajduje dzisiaj, niezależnie od Bruno Groeninga, te same, lub podobne słowa, aby wyjaśnić ich działanie. Margarete Rauer, uzdrowicielka z Wuppertalu, relacjonuje w kiążce Anity Höhne pt. "Uzdrowiciele duchowi dzisiaj”, że ona sama nie jest w stanie uzdrawiać, to potrafi tylko Jezus Chrystus, a ona jest jedynie kanałem dla bożych, uzdrawiających sił. Tak samo jak Bruno Groening, nie zgadza się z pojęciem "cudu” w połączeniu z uzdrawiającym działaniem tej siły.
Anita Stark, uzdrowicielka ze Szwajcarii wypowiada się w tej samej książce:
"Czuję sama, że coś mnie przenika ..., odczuwam jak gdybym siedziała na kopcu mrówek ..., czasami czuję zimno, a czasami ciepło.” 14
Znowu inna uzdrowicielka - Erika Blöchinger ze Szwajcarii - podkreśla również, że ta siła nie pochodzi od niej. Wielu ludzi poszukujących pomocy - twierdzi ona- widzi tę siłę jako światło:
"Oni odczuwają strumień energii, która ich trafia jak promień światła ..., odczuwają ciepło i wtedy czują się wolni, czują się dobrze.”15
W Anglii uzdrowiciele zjednoczyli się w zrzeszeniach. Jednym z tych zrzeszeń jest "National Federation of Spiritual Healers", w którym jest zjednoczonych 4000 uzdrowicieli z ogólnej liczby 20 000, którzy działają w Anglii. Gdy pyta się w Anglii uzdrowicieli-"spirital healers", "skąd" jest ich uzdrawiająca siła, wówczas z reguły prawie wszyscy odpowiadają, że oni nie są tymi, którzy uzdrawiają, lecz są tylko pośrednikami bożej energii, która płynie w całym kosmosie.16
"Regulacje" - oczyszczanie ciała?
Kiedy po swoich wykładach Bruno Groening pytał się obecnych, czy coś odczuwali w swoich ciałach, opisywali oni często bóle, które częściowo podczas wykładu występowały znacznie silniej niż zazwyczaj. Po Bruno Groeningu można było poznać, że takie wypowiedzi go cieszyły, co bardzo często zdumiewało ludzi poszukujących uzdrowienia, którzy przecież przybyli po to, aby wyzdrowieć i nie dostrzegali czegoś dobrego w tych mocniej występujących dolegliwościach: Bruno Groening nazywał te reakcje regulacjami, które zostały wywołane przez napływającą uzdrawiającą siłę i przejawiały się jako nasilone, lub też zmienione dolegliwości i bóle.
Wyrażał się on na temat tego fenomenu w ten sposób:
"Ból regulacyjny musi istnieć. Często obawiają się pojedyńczy ludzie, że jeśli ból regulacyjny wystąpi, to oznacza to nawrót choroby.[...] Niektórzy ludzie wiedzieli jak to wykorzystać i twierdzili: `Zamiast uzdrawiać, czyni ludzi chorymi´ - z tego powodu zwracam Państwa uwagę na to, aby przetrzymać okres czasu, kiedy pojawia się ból regulujący. Nie nastąpi nic złego, lecz tylko to, że człowiek wyzdrowieje."17
Bruno Groening widział regulacje jako proces oczyszczający, jako reakcję występującą na skutek tego, że uzdrawiający prąd przenikał te rejony ciała i duszy, w których występowało zakłócenie (choroba). W regulacjach można zaobserwować zewnętrzne znaki procesu zmian, czy też "nowego regulowania" zakłóconych funkcji cielesnych i duchowych. Dla człowieka poszukującego uzdrowienia regulacje te objawiają się często jako bóle, lub też istniejące symptomy choroby stają się odczuwalne silniej, niekiedy słabiej, albo w niezmienionej formie. Mogą się również pojawić takie reakcje jak biegunka, wymioty, gorączka, ogólne zmęczenie, słabość i wiele innych. Jeśli występują regulacje jest to dobry znak, ponieważ widać, iż człowiek reaguje na uzdrawiającą siłę i rozpoczął się w jego ciele proces oczyszczający.
Anna K. (lat 59) z W. cierpiała od około 13 lat na lewostronny paraliż jako skutek udaru mózgu z wylewem krwi w prawej części mózgu. Kiedy po raz pierwszy zaczęła odbierać w swoim ciele uzdrawiający prąd, odczuwała mrowienie; wystąpiły bóle po prawej(!) stronie głowy. Aby to zrozumieć, należy obserwować anatomiczne zjawiska w organiźmie. Jeśli wystąpi lewostronny paraliż, to zniszczone są odpowiednie komórki mózgowe w prawej półkuli mózgowej, ponieważ nerwy krzyżują się w śródmózgowiu i przechodzą na drugą stronę, przez co mięśnie lewej strony ciała sterowane są przez komórki prawej strony mózgu. Z zadziwiającą dokładnością bóle regulacyjne występowały po tej stronie, gdzie udar mózgu doprowadził przed 13 laty do zniszczenia komórek mózgowych.
Najpóźniej w tym miejscu powinno stać się czytelnikowi oczywiste, iż uznawanie skutków działania uzdrawiającego prądu jako następstwo urojenia, czy też sugestii jest błędem.
Z punktu widzenia medycznego komórki nerwowe nie regenerują się. Zniknęcie po kilku dniach organicznego paraliżu, który utrzymywał się więcej niż dziesięć lat, jest niewyjaśnialne. Tutaj objawia się dziłanie uzdrawiającej siły, która działa w organiźmie w oparciu o własne prawidłowości i jest w stanie doprowadzić nawet do uzdrowienia uszkodzeń organicznych.
Christa Leiendecker (33 lat) z K. relacjonowała o jej uzdroweieniach: Miała od dzieciństwa astmę, od dwunastego roku życia katar sienny, latami męczyła ją alergia na orzechy włoskie, a poza tym nocne skurcze stóp. Tego samego wieczoru, kiedy w maju 1981r. poznała naukę Bruna Groeninga i nastawiła się na odbiór tej uzdrawiającej siły, wystąpiły silne dolegliwości w oddychaniu. Tego wieczoru została uzdrowiona z astmy. Uzdrowienie utrzymało się. Obecnie jest ona od dwunastu lat wolna od astmy.
Parę dni po wyzdrowieniu z astmy przeżyła drugie uzdrowienie. Podczas spaceru wystąpiło tylko w prawym oku łzawienie i swędzenie, a więc typowe dolegliwości alergiczne. Takiego czegoś dotychczas nie przeżyła, ponieważ zwykle było podrażnionych obydwoje oczu i leciało jej z nosa. Wierzyła, iż teraz został "wyregulowany" z ciała ów od lat istniejący katar sienny. Silny świąd i łzawienie w prawym oku były tylko zewnętrznym znakiem tego oczyszczającego procesu. Następnęgo dnia prawe oko było rzeczywiście wolne i od tego czasu nie pijawił się więcej katar sienny. Obecnie może ona latem bez dolegliwości
spacerować przez kwitnące łąki i pola.
Trzecie uzdrowienie z alergii na orzechy włoskie nastąpiło dopiero jesienią 1981r. Nagle poczuła, że teraz jej organizm może tolerować orzechy włoskie. Ku jej wielkiemu zdumieniu po zjedzeniu pierwszego kawałka orzecha nie było żadnych reakcji ciała. W ciągu następnych dni jadła ponownie małe ilości orzechów. Po drugim kawałku orzecha wystąpiły znowu znane objawy: swędzenie całego ciała, reakcja śluzówek i gorączka. Pani Leiendecker posiadała znowu wewnętrzną pewność, iż te objawy należą do oczyszczenia, wierzyła w regulacje.
Relacjonowała sama:
"Po czwartym kawałku orzecha wystąpiły tak silne regulacje, iż zdawało mi się, że moja głowa jest większa niż normalnie. Ogarnęło mnie uczucie silnego gorąca, przy czym było mi jednocześnie zimno. Ponieważ wiedziałam, że było to ostatnie oczyszczenie, dlatego też nie użyłam przeciwko temu żadnej maści. Ten stan trwał wieczorem przez kilka godzin. Następnego ranka nie było żadnych objawów. Odtąd jestem wolna również od tego obciążenia i mogę wszystko jeść bez jakichkolwiek obaw".18
Nawet dzisiaj, dwanaście lat później, jest wolna od opisanych dolegliwości.
Nocne skurcze stóp zniknęły w lipcu 1981. Wtedy, podczas spotkania wspólnoty po nastawieniu się na odbiór uzdrawiającego prądu, dostała nagle skurczu stopy (w ciągu dnia!), który utrzymywał się z przerwami do wieczora. Christa Leiendecker uwierzyła również w tym przypadku, że te objawy należą do procesu oczyszczenia, że są to zmiany w ciele przed uzdrowieniem, i miała rację: od tego czasu silne skurcze stóp nigdy więcej nie wystąpiły.
Jako zewnętrznie widoczne znaki wewnętrznego "procesu oczyszczającego" mogą wystąpić różnorodne symptomy. Regulacje mogą wystąpić w takiej samej formie jak choroba, co można było zaobserwować w opisanym wyżej przypadku przy astmie, lub mogą wystąpić zupełnie nietypowe zjawiska, jak stało się to przy uzdrowieniu z kataru siennego i skurczów stóp. Naturalnie takie nietypowe przebiegi ułatwiają uzyskanie zaufania i łatwiej jest przeczekać rozwój wypadków, które okazują się wyraźnymi reakcjami procesu zdrowienia. Jak wielokrotnie relacjonowali mi uzdrowieni ludzie, istnieje jeszcze często jakaś niewyjaśniona wewnętrzna pewność, rodzaj intuicyjnej wiedzy, że te występujące reakcje należą do procesu regulacji, do procesu zdrowienia.
Ferdinand Duve (44 lat) z L. cierpiał od 16 roku życia na zapalenie śluzówki żołądka połączone z bólami i ciągle powtarzającymi się wrzodami żołądka i dwunastnicy. Z tego powodu został zwolniony ze służby wojskowej. Odpowiednie preparaty ochronne dla żołądka towarzyszyły mu codziennie, lecz łagodziły one tylko trwałe bóle. Często budził się w nocy z powodu bólu. Przebywał wielokrotnie w szpitalu, lecz nie można mu tam było pomóc. Pan Duve nie zgodził się na operację.
Na podstawie przedstawionych dokumentów lekarskich istniała u niego przewlekła, nawracająca choroba żołądka i dwunastnicy. Możliwe następstwa tego chronicznego obciążenia stają się widoczne poprzez obserwację losu jego bliskich krewnych. Jego ojciec i brat doznali poprzez takie samo obciążenie pęknięcia żołądka. Jego najmłodszy brat cierpiał na te same dolegliwości i wszyscy jego wujkowie mieli też te same schorzenia. Jednemu wujkowi usunięto z tego powodu większą część żołądka (resekcja 2/3 żołądka), inny z tego powodu zmarł.
W roku 1988 dowiedział się przez kolegę z pracy o uzdrawieniu duchowym poprzez naukę Bruno Groeninga. Pan Duve chciał się o tym sam przekonać i kolega wprowadził go we wrześniu 1988r. do tej nauki, oraz pokazał mu jak może przyjmować uzdrawiającą siłę. Panu Duve dane było od razu odczuć w swoim ciele uzdrawiający prąd. Odtąd nastawiał się rano i wieczorem na tę uzdrawiającą siłę. Wierzył, że bóle, które odczuwał, nie należały więcej do choroby, lecz były bólami regulacyjnymi. Co prawda w ciągu następnych dni te bóle nadal istniały, ale były one inne i nie były to bóle ciągłe jak dotychczas. Ale były one silniejsze(!) niż przedtem i występowały w pewnych odstępach czasu. Wyraźna zmiana charakteru bólów w powiązaniu z otrzymywaniem uzdrawiającej siły pomagała mu dostrzec w zmienionych bólach zewnętrzny znak wewnętrznego przestawiania się organizmu ku uzdrowieniu.
Od 10.10 do 15.10. 1988r. pan Duwe odczuwał każdego dnia bóle regulacyjne, które stawały się coraz silniejsze i występowały w coraz to krótszych odstępach czasu.
Opisywał mi, jak doszło do uzdrowienia:
"Sobotni ranek w tym tygodniu był szczególnie niedobry. Musiałem wstać o godzine trzeciej, ponieważ o czwartej rozpoczynałem pracę. Bóle regulacyjne występowały już w bardzo silnej formie. Najchętniej zwolniłbym się z pracy, lecz gdzie i u kogo o tej godzinie. Zapakowałem do torby książkę "Prawda o i wokół Bruno Groeninga" i wybrałem się do pracy. Na ile tylko pozwalała mi na to praca, zaczynałem zaraz czytać tę książkę. Była godzina siódma i przeczytałem parę stronic będąc już pod wpływem silnych bólów regulacyjnych, gdy naraz poczułem mrowienie od stóp do głowy, najpierw bardzo słabe, potem szybko nasilające się. Mrowienie to było cudownym i pięknym uczuciem. Kiedy ustąpiło, zniknęły moje bóle. Było to tak, jak gdybym stał pod prysznicem i woda wypłukiwałaby bóle od góry do dołu. Upłynęło trochę czasu, zanim uzmysłowiłem sobie, co się ze mną stało i co przeżyłem. Od tego czasu bóle całkowicie zniknęły.
Krótko po tym wydarzeniu, podczas badania rentgenologicznego nie wykryto żadnych wrzodów. Po kilkudziesięciu latach jestem całkowicie bez bólów i tak pozostało do dzisiaj. Jestem całkowicie zdrowym i szczęśliwym człowiekiem. Dziękuję Bruno Groeningowi i innym, którzy mi pomogli, abym uwierzył w Boga i Jego siłę".19
Paracelsus, znany lekarz, wiedział widocznie już na początku 16 wieku o fenomenie oczyszczających (regulacyjnych) bólów. W jego dziełach czyta się co następuje:
"Kto chce wyzdrowieć musi o tym wiedzieć, że nie nastąpi to bez bólów, [...] i tak jak w pocie czoła zdobywamy pożywienie, tak jest również i tutaj: w naszym pocie, z bólami wyzdrowiejemy z chorób".20
W homeopatii znane jest pojęcie "początkowego pogorszenia". Po zażywaniu leków często obserwuje się, jak pogarszają się przez pewien czas symptomy, zanim nastąpi wyleczenie.
Friedrich Brechbühl, uzdrowiciel ze Szwajcarii, widzi w leczeniu "uaktywnianie sił, które często wywołują najpierw obronę, objawy chorobowe". Nazywa to kryzysami leczenia, bólami porodowymi zdrowia. Są one dla niego zawsze tylko potwierdzeniem, że można choremu pomóc.21
Z rozmów z uzdrowicielami mogłem uzyskać dalsze potwierdzenia: homeopata Hossenfelder z D. relacjonował mi o swojej obserwacji, iż u 80% wszystkich pacjentów podczas leczenia nasilały się bóle. Często trwało to pozorne pogorszenie pewien czas, aby potem gwałtownie zaniknąć.22
Erika Pelz, uzdrowicielka z M. uznaje początkowe pogorszenie się stanu u ludzi, którym przekazywała uzdrawiającą siłę, jako naturalne. Wskazuje to, jak mówi Erika Pelz, że pacjent reaguje na uzdrawiającą siłę. Początkowe pogorszenia nie są co prawda konieczne do wyleczania, uzdrowienia mogą wystąpić również bez tych reakcji.23
Rudolf Thetter jako uzdrowiciel opisuje doświadczenia w swojej książce "Magnetismus - Das Urheilmittel" (tzn. "Magnetyzm - prastary środek uzdrawiania"). Widzi on dużą trudność w tym, aby dać pacjentom do zrozumienia, że do uzdrowienia potrzebne jest często przebrnięcie przez pewien "kryzys" i opowiada:
"Na takie kryzysy należy wystarczająco dobitnie zwracać uwagę, ponieważ często słyszy się, jeśli przyjdzie kryzys: `zanim poddałem się leczeniu byłem chory, ale dopiero teraz jestem zupełnie chory ....` Takie kryzysy występują często burzliwie. Mogą one przynieść gorączkę, nawet gwałtowną biegunkę, zwiększone wydalanie moczu, zawroty głowy i wyczerpanie, silne pocenie się, gwałtowne niedomaganie, nerwowe rozdrażnienie, przejściową bezsenność, silniejszą, lub lub słabszą menstruację .... Przede wszystkim nasilają się symptomy, które są typowe dla ... choroby i należy zrozumieć, że chory traci zaufanie do terapii, która pozornie sprawia, że jest bardziej chory niż był".24
Thetter jest zdania, że "kryzysy są naturalnymi przebiegami", które są nieszkodliwe i niezbędne do wyzdrowienia".25 Przez te kryzysy ukazuje się "pełne mądrości działanie" nieświadomego dla nas elementu Bożego. Dlatego też nie można z góry ustanowić czy, kiedy i w jaki sposób nastąpi kryzys. Thetter widzi powody kryzysów w tym, że poprzez leczenie zostają dostarczone organizmowi siły wzmacniające. Chory organizm otrzymuje niejako "oddziały obronne". Człowiek poszukujący uzdrowienia czuje się silniej, lepiej; dochodzi do ożywienia całego organizmu - i jak twierdzi Thetter - "tak daleko, aż siły jego wzmocnią się do tego stopnia, aby mogły wszcząć ponowną walkę z chorobą".26 Rozpoczyna się nowa walka wzmocnionego organizmu i następuje kryzys. On obserwował to szczególnie często w przypadku chorób przewlekłych. Podczas kryzysu zakłócenie nabiera ostrego charakteru, choroba uchodzi z ciała.
"W przypadku, gdy po kryzysie choroba nadal istnieje, jeżeli nawet w słabszej formie, wtedy poprzez ponowny dopływ życiowych sił zostanie wywołany nowy kryzys. Kryzysy te powtarzają się w coraz to większych odstępach czasu, również w słabnącym stopniu ..., aż do osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa, tj. do odzyskania zdrowia".27
Thetter podkreśla, iż z drugiej strony nieprawidłowym podejściem do sprawy jest, jeśli człowiek obawia się tych kryzysów:
"W przypadkach znacznej ilości chorób występują one ledwo zauważalnie jako lekkie zaakcentowanie normalengo obrazu choroby, czasami nie występują one wcale i mimo to następuje uzdrowienie".28
Przy tych procesach niewłaściwe jest dogmatyczne podejście do sprawy, ponieważ jak twierdzi Thetter, "dotyczy to spraw życia z jego swoistymi prawami, nie do przeniknięcia dla naszego intelektu".29
Pani Mary Ehlen (44 lat) z B. przeżyła uzdrowienie bez bólu regulacyjnego. Od czerwca 1991r. cierpiała ona na bardzo bolesny zespół objawów stawu barkowego i ramienia, który mimo unieruchomienia nie chciał ustąpić. Do tego męczyły ją od dziesiątek lat bóle pleców (przewlekły postrzał). Rano ledwie mogła wstać z łóżka z powodu bólu. Fizykoterapia dzięki borowinom i masażom doprowadziła do załagodzenia, lecz bez możliwości zahamowania ponownego wystąpienia przewlekłych dolegliwości. Bóle żołądka, które według mniemania jej lekarza domowego, spowodowane były przez odpływ soków żołądkowych do przełyku, występowały od połowy 1991r. Otrzymywała lekarstwa redukujące kwasy żołądkowe, które łagodziły ból. Wieczorem 31 stycznia 1992 dowiedziała się o nauce Bruna Groeninga. Tego samego wieczoru zniknęły wszystkie jej bóle. Od momentu tego spontanicznego uzdrowienia jest wolna od jakichkolwiek dolegliwości. Nie potrzebuje więcej żadnych lekarstw i może poruszać się bez bólów.30
Znaczenie myśli w "procesie regulacyjnym"
Bruno Groening wskazywał bardzo wyraźnie na doniosłość myśli w tym przejściowym okresie do uzdrowienia. Przebieg regulacji wywoływany jest przez siłę duchową i podlega w dużej mierze wpływowi myśli danego człowieka. Wyżej wytłumaczyłem już, iż do przyjęcia "uzdrawiającego prądu" potrzebna jest nie tylko otwarta pozycja ciała, lecz duże znaczenia posiada również "otwarte usposobienie". Przez negatywne myśli, jak np. zmartwienia, czy też myśli o chorobie, zamyka się możliwość napływu tej siły, co każdy może z łatwością na sobie zaobserwować. A ponieważ proces regulacyjny jest wynikiem działania wpływającej siły, przebieg tego procesu regulacyjnego jest zależny od nieprzerwanego wpływu uzdrawiającej siły. W ten sposób jest łatwo zrozumieć, dlaczego Bruno Groening ciągle upominał, aby w okresie procesu przestawienia się organizmu szczególnie uważać, jakimi ludźmi człowiek się otacza.
Friedrich Rettow pisze w swojej pracy pt. "Bruno Groenings Heilstrom - seine Natur und seine Wirkung" ("Prąd uzdrawiający Bruno Groeninga - jego natura i jego działanie") o tymże okresie przejściowym:
"Życie myślowe człowieka posiada duże znaczenie dla tego procesu przejściowego i dla tego okresu czasu, aż do momentu, kiedy mocno trzymamy uzdrowienie w naszych rękach. Szczególnie przy uzdrowieniach przez przepływ prądu siły Bruno Groeninga, w stosunku do którego świat materialistyczny był nastawiony niedowierzająco i negująco, istnieje niebezpieczeństwo, że nieprzychylne mniemania, złośliwe osądy atakują chorego i ich sugestywną mocą niszczą wiarę w umiejętności Groeninga, a zatem niszczą wiarę człowieka w uzdrowienie i wyleczenie. Jest samo przez się zrozumiałe, że taki szkodliwy wpływ, szczególnie jeśli wywiera wrażenie na chorym, utrudnia i niszczy ten ciągle działający i na nowo napływający, uzdrawiający prąd. Niejeden nawrót do wcześniejszego stanu choroby tłumaczy się tym niszczącym wpływem negatywnych myśli. Myśli są siłami, które posiadają swoiste wibracje i promieniowanie. Tak, jak piec potrafi wydzielać czyniące dobrze ciepło, lub też trujący czad, tak też człowiek poprzez swoje myśli nadaje bez przerwy albo zdrowe, podbudowujące siły, kiedy myśli dobrze, lub też niezdrowe, niszczące siły, kiedy poddaje się złym myślom.
Dlatego też, jeśli chorzy ludzie, u których następuje uzdrowienie, udadzą się z harmonijnego otoczenia dobrych, pomocnych i ufnych ludzi w krąg kpiarzy, niedowiarków i sceptyków, może dojść z wymienionych powodów do nawrotu choroby, którego powody są powierzchownie niezauważalne.
Dlatego też jest nakazem mądrości, aby przy takiej zmianie otoczenia, jak również w ogóle przy obcowaniu ze sceptykami i ludźmi niewiedzącymi, milczeć na temat następującego procesu uzdrowienia pod wpływem działania tego prądu. Dopiero, gdy zakończy się okres przejściowy i stan zdrowia jest ugruntowany i zabezpieczony, można swobodnie o tym mówić".31
Uzdrowiciel R. Thetter relacjonuje o podobnych doświadczeniach w ww. książce:
"Największe wymogi wobec pomocnika stawiają najczęściej już przy pierwszym kryzysie wątpliwości pacjenta.... Cały krąg znajomych, tak zwanych "mędrków" dokucza mu.... Wszystko to utrudnia życie uzdrowionemu człowiekowi... i dla samego przebiegu uzdrowienia powstaje wiele niekorzystnych następstw. ... najlepiej jest, jeśli ... leczony człowiek nie rozmawia o tym z nikim."32
Moc myśli
Istotnym składnikiem nauki Bruno Groeninga jest wiedza o mocy myśli. Jak już przedtem przy procesie regulacji wspomniano, życie myślowe poszczególnego człowieka posiada decydujące znaczenie dla wyzdrowienia. Jest to zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę, iż Bruno Groening widzi w myślach działające siły, które nie pozostają bez skutków dla stanu zdrowia. Negatywne myśli osłabiają człowieka i powodują przy dłuższym działaniu zakłócenia w duszy i w ciele, które mogą wcześniej, czy też później objawić się jako widoczna choroba. Dobre myśli podbudowują człowieka, dają mu siły i w związku z tym wspomagają i stabilizują zdrowie danego człowieka. Bruno Groening wzywał ciągle swoich słuchaczy, aby zwracali uwagę na ich życie myślowe i nie dopuszczali więcej do siebie negatywnych myśli. Wiedział, iż negatywne myśli przeszkadzają w napływie konstruktywnych, dobrych sił, i że oddzielają one człowieka od Boga.
W jednym z jego przemówień uwydatnia się jego ostrzeżenie:
"Strzeżcie się Państwo przed każdą złą myślą! [...] Odrzucajcie ją, mówcie nawet do siebie [...]: Nie chcę nic mieć wspólnego z tą złą myślą, chcę teraz przyjąć dobrą myśl!”
W takim momencie, aby odwrócić swoją uwagę od złych myśli, patrzcie przez okno, patrzcie tam, gdzie ukazuje się dobro, rzeczywista Boskość. Wy określilibyście to w ten sposób, że spoglądacie na naturę, patrzycie, jak właśnie na wiosnę rozpoczyna wszystko rosnąć, jak ukazuje się życie, jak wszystko zieleni się przed naszymi oczami [...]. Kiedy będziecie tak dokładnie obserwować przyrodę, wtedy odczujecie szybko, że te złe myśli opuściły was. Przez oglądanie natury nawiązaliście już kontakt z Bogiem.”33
Dla Bruno Groeninga było jasne, że większość ludzi z przyzwyczajenia myśli negatywnie, bez uświadomienia sobie, jak poprzez to szkodzą sami sobie. Nie tylko myśli związane ze strachem, nienawiścią, zazdrością, złością itp., są myślami, które mają niszczący wpływ na usposobienie człowieka i dlatego też Bruno Groening nazywał je "złymi myślami”; Bruno Groening zaliczał wszystkie myśli, które zabierają człowiekowi radość, pokój i dobro, do "złych”, negatywnych myśli. W ten sposób działa pełznąca trucizna strapień i smutków, powątpiewań wobec siebie, niezadowolenia, ale także myśli związane z próżnością, egoizmem i każda myśl o czymś złym, czy to się zdarzyło we własnym życiu, czy też w życiu innych, działa osłabiająco i niszcząco na usposobienie, na uczucia. Bruno Groening widział jako pierwszy obowiązek każdego człowieka, który chce zwalczać chorobę i nędzę od korzenia, w tym, aby odrzucać od siebie wszystkie te myśli, a zwracać się świadomie ku dobru, tj. ku dobrym myślom.
Nawyk wielu ludzi do myślenia o ich chorobie, staje się dużą przeszkodą w uzyskaniu uzdrowienia.
Bruno Groening opisał to w prostym przykładzie:
"Weźcie Państwo miskę, która jest napełniona, np. owocami, które stały dniami, tj. stały i nikt nie dbał o nie, nie wiedział jak obchodzić się z nimi, poprzez co uległy zepsuciu. Nie możecie więcej tych owoców jeść. Wtedy przychodzi do was ktoś i chce dać wam nowe, zdrowe owoce. Byłoby wielką głupotą, gdyby położono te nowe, zdrowe owoce na te zepsute, ponieważ te dobre przeszłyby w ten sam stan, w którym znajdują się już te zepsute. Jeśli chcecie mieć zdrowe owoce, to musicie najpierw usunąć te niejadalne; ale nie tylko to, musicie również oczyścić tę miskę, aby móc włożyć do niej zdrowe owoce. Porównajcie to, tę misę, z waszym ciałem, a owoce z waszymi chorymi narządami. Zdrowie jest tym, czego oczekujecie. Lecz jego osiągnięcie jest niemożliwe, jeśli nie możecie odrzucić zła, to znaczy w tym przypadku, jeśli zajmujecie się waszą chorobą.”34
Każda negatywna myśl, każda myśl o chorobie hamuje w człowieku napływ uzdrawiających sił. Myśli o tym, co jest złe osłaniają go jak "mgła”, przez co nie są w stanie napływać jasne, budujące i oczyszczające boże siły. Człowiek, jeśli chce przyjąć dobro, musi się najpierw "opróżnić” z tych negatywnych wyobrażeń, oddalić się od nich myślowo. Wtedy poprzez napływające, dobre siły, które człowiek przyjmuje w dużych ilościach poprzez uzdrawiający prąd, następuje oczyszczenie ciała z negatywnych energii.
Jednakże wielu ludzi myśli prawie bez przerwy o ich chorobie i uważa takie myśli za normalne. Myśli krążą zawsze wokół każdego słowa, które powiedział lekarz, każda zmiana samopoczucia jest obserwowana z dużą troską i rozumiana jako oznaka pogorszenia. Myśli o chorobie wypełniają człowieka z taką mocą, iż każdy inny temat rozmowy jest niemalże niemożliwy. Ludzie łączą się nieświadomie poprzez swoje myśli dokładnie z tym, co odczuwają jako zło, którego chcieliby się pozbyć i w ten sposób wpajają trwale swojej podświadomości obraz choroby i jej pogarszanie się. Działanie twórczych sił ciała w kierunku uzdrowienia jest stale hamowane. Ludzie ci nieświadomie pracują niestrudzenie nad tym, aby urzeczywistnić zło. którego się obawiają.. W wyniku tego, mimo licznych terapii, często choroba pogłębia się. Tylko niestety bardzo niewielu ludzi dostrzega w sobie powód tego, co się dzieje. Trudno zrozumieć, że przez jednokierunkowe myślenie tylko o ciele, te zależności i powiązania są niedostrzegalne nawet dla wielu lekarzy. W ten sposób człowiek jest zwalniany z odpowiedzialności wobec jego myśli, wraz z wynikającymi z tego wszelkimi, niebezpiecznymi następstwami.
Część nauki podjęła się jednak tej ważnej tematyki. Po psychosomatyce powstał przed kilku laty nowy kierunek w medycynie: psycho-neuro-immunologia. Ta nowa specjalizacja bada wpływ myśli i uczuć człowieka na jego system immunologiczny. Dowiedzono, iż negatywne myśli i uczucia oddziaływują szkodliwie na system imunologiczny.
Ale przecież ta wiedza nie jest czymś nowym. Paracelsus (1494-1541), największy lekarz rozpoczynającej się ery nowożytnej, mówił o "wewnętrznym lekarzu” w człowieku, który jako "wewnętrzny uzdrowiciel” jest jako pomocnik do usług organizmu i służy jako konserwator i odnawiciel zdrowia. Jest on podporządkowany podświadomości człowieka i można bardzo łatwo wpłynąć na jego działanie poprzez myśli. Negatywne myśli działają hamująco, podczas gdy te pozytywne wzmacniają siły porządkujące i budujące.
Diana Craig, znana angielska uzdrowicielka duchowa, która współpracowała z najsłynniejszym duchowym uzdrowicielem w Anglii, Harrym Edwardsem, zwraca ciągle uwagę jej pacjentów na moc ich myśli, w pozytywnym, jak i w negatywnym sensie. Jest ona przekonana o tym, iż każdy człowiek przeważnie jest sam winien za swoją chorobę, ponieważ sam siebie wprowadza w dysharmonię i brak równowagi, poprzez destruktywne myśli. Żeby przeżyć uzdrowienie, każdy poszczególny człowiek musi starać się, aby "zmienić wzorce swojego myślenia, tj. przekształcić myśli negatywne w myśli pozytywne”.35
Francuski aptekarz Emil Coue (1857-1926) zaobserwował, iż dzięki takim wzmiankom jak: "To jest wspaniały lek - Po tym leku szybko polepszy się Pana zdrowie - Doktor nie mógł rzeczywiście przepisać czegoś lepszego, jak ten lek itp.”, przepisane środki miały od razu lepsze działanie. Z tego przekonania rozwinął on metodę świadomej autosugestii. Przyjmował, że w człowieku istnieją siły twórcze, które nazwał "naszymi najwierniejszymi i najlepszymi sługami”. Inni, którzy doszli do podobnych przekonań, mówili o "tajemniczych sługach w nas samych”, lub też o "wewnętrznym lekarzu”, którego działanie uzależnione jest w dużej mierze od rodzaju naszych myśli.
Coue wskazywał wyraźnie na niebezpieczeństwo ze strony negatywnych myśli, które paraliżują działanie tychże wewnętrznych sił. Przekazywał on ludziom tzw. pozytywne autosugestie, wyrażenia, które powinno się ciągle wymawiać i wyobrażać je sobie jak najwyraźniej w ich działaniu. Najbardziej znaną formułą jest:
"Z każdym dniem czuję się lepiej.”36
W gruncie rzeczy Coue mówił o prawie urzeczywistniania się myśli: "Każda myśl, która nas wypełnia, podąża z całą siłą ku jej urzeczywistnieniu - o ile znajduje się to w ramach praw natury.”37
Austriacki radca służby sanitarnej, dr med. Erich Rauch, przejął od Couego tę metodę i pisze na ten temat w swojej książce "Autosugestion und Heilung” ("Autosugestia i uzdrowienie”):
"Nie mamy wcale pojęcia, jakie niesamowite siły drzemią w każdym człowieku! Siły, które mogą sprawić coś wielkiego, jeśli tylko wskrzesi się je przez niepodważalną wiarę w siebie i własne możliwośći i ukierunkuje się je na prawidłowe tory! Dlatego też samej najgłębiej odczutej myśli, w którą się mocno wierzy, może już przypaść rola decydująca o losie; rola, która jest ważniejsza niż wszystko, co mniemamy, iż świadomie sobie tego życzymy, czy też chcemy [...]. Dzieje się nie to, czego chcemy, lecz tylko to, w co wierzymy.”38
Dr. Rauch ostrzega usilnie przed tym, aby rozmawiać z innymi ludźmi o chorobach i widzi w negatywnym myśleniu i mówieniu: "grzech śmiertelny przeciwko wewnętrznemu lekarzowi":
"Każda produkcja wypowiedzi o cierpieniu wzmacnia tylko nad nami władzę strony negatywnej i utrudnia nam uwolnienie się z ucisku nieszczęścia i cierpienia”.39
Dr Rauch pisze dalej:
"Nawet przebieg najcięższych procesów chorobowych, takich jak rak, może zależeć w sposób bardzo istotny od (myślowych) wpływów chorego na siebie samego. Dotyczy to tak samo chorób o przebiegu ostrym i przewlekłym, nawet infekcji, co niedawno znowu podkreślił prominentny naukowiec, prof. V. E. Frankl, podczas jego uroczystego przemówienia w Związku lekarzy w Wiedniu:
Stan immunologiczny (obronny) człowieka jest miarodajnie określany przez jego stan emocjonalny!
Nawet pozornie tak bardzo oddalone od wszelkich sfer duchowych cierpienia, jak następstwa wypadków, zranienia i nawet złamania kości, zależą w przebiegu leczenia miarodajnie od wewnętrznego nastawienia człowieka, a więc od myślowych wpływów rannego na samego siebie, o czym pisze znany lekarz kliniki profesor A.Jores,”40
Amerykański lekarz dr Simonton w swojej pracy lekarskiej zajmuje się również mocą myśli. Jego doświadczenia doprowadziły do rozwinięcia metody, polecanej przez czarowników i szamanów, która przypomina o tysiącach lat na starej drodze uzdrawiania, mimo iż dr. Simonton nie znał tej starej wiedzy.
W jego pracy istotną rolę spełnia technika wizualizacji (nazywana też imaginacją, tj. obrazowym przedstawianiem pewnego, zażyczonego stanu, przez świadome nastawienie myśli w pewnym kierunku, np. ku zdrowiu).
Uczy on swoich pacjentów, aby obok konwencjonalnej terapii rakowej wyobrażali sobie ciągle plastycznie ich zdrowie i zwycięstwo nad rakiem. W latach 1974-1981 opracował on dużą pracę z rewolucyjnymi wynikami. Dowiódł w niej, że pacjenci, którzy poddali się jego terapii, żyli przeciętnie dwa razy dłużej, niż pacjenci z rakiem w najlepszych medycznych centrach na normalnej terapii - w każdym z danych przypadków w odniesieniu do porównywalnej normy choroby.41
Relacjonowano również, iż dzięki swojej terapii był on w stanie uratować i częściowo wyleczyć ludzi horych na raka, których gdzie indziej uznano za straconych.42
Simonton odkrył również, że przede wszystkim niszczące emocje jak przytłumiona złość, strach i beznadziejność stwarzają w ciele człowieka warunki, przez które może się rozprzestrzeniać rak.
Dlatego jego pierwszy cel leczenia widzi on w tym, aby doprowadzić swoich pacjentów do zmiany sposobu myślenia (!). Uczy swoich pacjentów, że najważniejszym czynnikiem przy leczeniu raka są oni sami i ich wiara w samych siebie.
W jednym reportażu wypowiedział się na temat swojej pracy:
"Moja cała praca wynika z głębokiej duchowej przemiany, której doznałem. Wyrosłem w wierze, że jestem z natury niedobry. Kiedy zacząłem zajmować się tą pracą i odkrywać coraz to nowe obszary, dotarła do mnie podczas jednej medytacji informacja, że nie tylko moje mniemanie "być z natury złym człowiekiem, było nieprawidłowe, lecz że w ogóle nikt z natury nie jest niedobry, i że każdy z natury jest dobry, stworzony z tej samej boskiej substancji. Było to dla mnie bardzo głębokie doznanie. Było to w roku 1971, krótko przed leczeniem mojego pierwszego pacjenta tą nową metodą i bezpośrednio przed zrozumieniem, że zmienimy sferę chemiczną naszego ciała, jeśli zmienimy nasze zachowanie [...]. Od tego czasu regularnie medytuję.”43
Fakt o oddziaływaniu siły ducha poprzez myśli znajdował się już przed tysiącami lat w naukach mędrców wszystkich ludów. Czy byli to ludzie wtajemniczeni w starych Indiach, Chinach, czy też w innych ludach, oni wszyscy w opanowaniu i prowadzeniu myśli ku dobru dostrzegali klucz do wewnętrznej siły, zdrowia i duchowego rozwoju. Budda powiedział ponoć:
"Władza nad myślami jest władzą nad ciałem, życiem, losem.”
Tylko ludzie naszej ery w pędzie naukowych odkryć i nowych technik zapomnieli tę siłę, która tkwi w człowieku. Lecz prawa nie tracą skuteczności swego działania tylko dlatego, że ich się nie zna. Skutki, które wynikają z lekceważenia praw ducha objawiają się z alarmującą wyrazistością.
Z drugiej strony opamiętuje się coraz więcej ludzi - często pod naciskiem potrzeby i wewnętrznej pustki - i zauważa kształtującą los władzę swego ducha w sferze dobra, jak i w sferze zła. Moc myśli jest opisana i rozpowszechniona w licznych dziełach, częściowo w milionowych nakładach, autorstwa R. W. Trinea, Sheldona Leavitta, Dalea Carnegiego, Josepha Murphyego, Normana Vincenta Pealea, a na terenie niemieckojęzycznym K.O. Schmidta i wielu innych. Prastare prawo o szkoleniu myśli jest przyjmowane z wdzięcznością przez wielu ludzi w formie pozytywnego myślenia jako pomoc życiowa.
Rozmowy o chorobach - duże niebezpieczeństwo dla uzdrowienia
Co dotyczy myśli, dotyczy tym bardziej wypowiadanego słowa. Bruno Groening podejmuje ten temat w jednym z przemówień:
"Kochani przyjaciele, nie wierzę, że zebraliście się tutaj, aby teraz wyliczać wszystkie swoje kłopoty i nieszczęścia. Narzekalibyście, wasze usta wymawiałyby tak rozpaczliwe słowa, że wywołalibyście u swoich bliźnich wielką litość, ponieważ wiem, iż jesteście do tego przyzwyczajeni, aby mówić o tym, co was do tej pory gnębiło, jakie zło odczuliście na własnej skórze, co widzicie, co słyszycie, co czujecie, co odczuwacie. Przydarzyło się wam wiele zła, lecz nigdy nie doszło do waszej świadomości, po pierwsze, że ponosicie sami winę za to, że wy, tj.wasze ciało, zostało objęte złem.”44
Jak dalece ludzie nie doceniali mocy wymawianego słowa! Jeśli w każdej myśli tkwi duża siła, to jakże potężnie działa wypowiadane słowo!
Nawet Salomon wiedział o tym. W pierwszym zbiorze mądrości salomonowych znajdują się następujące myśli dotyczące mocy słowa:
"Kto strzeże swoich ust, zachowuje swoje życie; kto rozdziera swoje usta, tego dosięga zguba”45
"Język jest władcą życia i śmierci; kto używa go życzliwie, rozkoszuje się jego owocami.”46
"Kto chroni swoje usta i swój język, ten chroni swoje życie przed udręką”47
Hinduski jogin Paramahansa Yogananda opisuje w swojej autobiografii jedno, wywierające silne wrażenie, zdarzenie ze swojego dzieciństwa, związane z mocą słowa:
"Inne przeżycie z dzieciństwa jest także godne uwagi i to w dosłownym znaczeniu tego słowa, ponieważ do dzisiejszego dnia zachowałem po tym bliznę. Moja starsza siostra Uma i ja siedzieliśmy jednego ranka pod drzewem w naszym ogrodzie w Gorakhpurze. ... Uma ubolewała nad wrzodem na jej nodze i przyniosła słoik z maścią. Ja również posmarowałem sobie ramię.
Dlaczego nakładasz sobie lekarstwo na zdrową rękę?
Ponieważ przeczuwam, iż jutro będę miał również wrzód. Wypróbowuję twoją maść na tym miejscu, na którym ukaże się mój wrzód.
Ty mały oszuście!
Uma, nie nazywaj mnie oszustem, lecz odczekaj najpierw do jutra! - rzekłem pełen oburzenia. Lecz nie wywarło to na mojej siostrze wrażenia, dlatego też drażniła mnie jeszcze trzy razy w ten sam sposób. Wtedy odpowiedziałem powoli i bardzo zdecydowanie:
W oparciu o siłę mojej woli oświadczam tobie, iż jutro dokładnie w tym miejscu będę miał duży wrzód. A twój wrzód będzie podwójnie duży!
Następnego ranka miałem rzeczywiście na opisanym miejscu wrzód, a wrzód u Umy powiększył się dwukrotnie. Uma popędziła z krzykiem do mojej matki: Mukunda (imię dziecięce Yoganandy) stał się czarownikiem! Matka upomniała mnie poważnie, abym nigdy więcej nie używał siły słowa, aby przynośić szkodę innym. Radę jej przyjąłem sobie bardzo do serca i odtąd przestrzegałem jej.
Mój wrzód musiał być leczony chirurgicznie i pozostawił widoczną bliznę. W ten sposób noszę stale na prawym ramieniu znak przestrogi, który przypomina mi o sile działania ludzkiego słowa.
Te proste i rzekomo nieszkodliwe zdania, które skierowałem z głęboką koncentracją do mojej siostry, posiadały jednakże tak dużo ukrytej siły, że zadziałały jak pocisk i spowodowały rzeczywistą szkodę. Później spostrzegłem, że eksplozyjną siłą wibracji słowa można mądrze kierować, aby usuwaćć wszelkiego rodzaju przeszkody, co nie przynosi komukolwiek ani blizn, ani też zarzutów.”48
Dla większości ludzi stało się jednakże nawykiem, aby tak po prostu bez zwracania na to uwagi wymawiać słowa, które właśnie przychodzą im na myśl. Ponieważ wielu ludzi wręcz lgnie umysłowo do chorób i cierpień, opowiadają oni prawie każdemu bliźniemu o ich całych historiach choroby i cierpieniach, lub też opowiadają ciągle o wszystkich kłopotach i nieszczęściach, które uciskają ich duszę.
Dr.med. Rauch opisuje o tym w swojej książce "Autosuggestion und Heilung”("Autosugestia i uzdrowienie”):
"Niekorzystnie działa również całe "rzeczowe” mówienie o chorobach, operacjach, leczeniach, lub też na ulubiony ogólnie temat: o historii własnej choroby. Na Dalekim Wschodzie z racją uznawano za najgorszy nietakt, gdy wypowiadano chociażby jedno słowo o własnych chorobach. U nas jest to wstrząsającym faktem, z jaką wytrzymałością i nierzadko natarczywością wielu ludzi rozwodzi się nad swoimi cierpieniami. Niektórzy ludzie są wręcz opanowani przez nawyk zajmowania się ich nieszczęściem, analizowaniem go i dalszym opowiadaniem o nim.”49
Człowiek powinien sobie uświadomić, że przez mówienie o chorobie, czy też o zmartwieniach, tak samo jak i myślenie o nich, przyciąga się je duchowo, tzn. że człowiek łączy swoją świadomość z tymi wydarzeniami. Człowiek, który w wierze i zaufaniu uwalnia się od wszelkich kłopotów i nieszczęść w celu uzyskania uzdrowienia, poprzez każde negatywne słowo zakuwa się w łańcuchy, które przedtem myślowo odrzucił, i poprzez to choroba nie może odejść.
Bruno Groening kładł dlatego nacisk na to w jednym z wykładów:
"Kto zajmuje się chorobą, trzyma ją i blokuje drogę bożej sile.”50
Jeśli człowiek sobie uzmysłowi, iż każda negatywna myśl jest działającą siłą, która stawia opór napływowi uzdrawiającej siły, wówczas stanie się w zastraszający sposób jasne, jakimi to negatywnymi energiami otaczają się ludzie, którzy ciągle całe zło w ich życiu wyrażają słowami. W ten sposób nieustannie pracują nad tym, aby powiększyć swoje nieszczęście i nieszczęście innych ludzi. Poprzez myśl i słowo trzymają mocno ich cierpienia i obdarzają je szczególną uwagą. Jak gdyby pod jakimś przymusem stawiają ciągle w centrum swoich rozważań historię swojej choroby.
Inni łączą się nieustannie w myślach z nieprzyjemnymi przeżyciami z ich przeszłości i swoimi słowami przywołują ponownie wszystkie te kłopoty i cierpienia. Wielu ludzi jak gdyby ogarniętych jakimś magicznym czarem, tkwi poprzez swoje słowa w sferze negatywów; narzekanie, biadolenie i zgorzkniałość z powodu tego całego zła, które słyszeli, widzieli i przeżyli, przewija się jak czerwona nić przez wszystkie ich rozmowy.
Bruno Groeningowi znana była przynosząca nieszczęście potęga takich rozmów, oddziaływująca na ciało i duszę. Dane mu było rozpoznać, że każda negatywna wypowiedź wraca do człowieka, poniża go i osłabia. Wiedział, iż przez te wszystkie słowa potęguje się nad człowiekiem władza zła i te negatywne słowa zarzucają na człowieka pęta nędzy i nieszczęścia.
Dlatego też upomniał:
"Myślcie Państwo tylko dobrze, mówcie tylko dobrze i czyńcie dobro!”51
"Zastanówcie się Państwo, czy każde słowo i każde zdanie, które wymawiacie i każda myśl, którą przyjmujecie, są godne tego, aby je przyjąć. Rozważcie dokładnie, czy działaliście prawidłowo! Przywołujcie się codziennie do porządku, tzn. do Boga! Karćcie sami siebie!”52
"Człowiek, który zna moc słowa, uważa na swoją mowę.”53
Lecz wielu ludzi jest za słabych, np. wobec jakiegoś negatywnego przeżycia, aby natychmiast wszystkie swoje myśli i słowa odwrócić ku dobru. W takich chwilach nie powinień człowiek pozostawać sam. W mgnieniu oka zostałby on schwytany wewnętrznie przez siłę napływających, negatywnych myśli i byłby zmuszony bezwiednie opowiadać swoje zmartwienia do innych, których litość i złe myśli przyśpieszają jego duchową destrukcję. Bruno Groening wskazywał w jego przemówieniach na to, że człowiek może zwracać się w takiej sytuacji do swojego bliźniego, który jest silny w wierze, i powinień mu się zwierzyć, aby uwolnić duszę od tego całego ciężaru. Następnie dany człowiek może razem z tym bliźnim przyjąć bożą siłę, odrzucić od siebie to wszystko, co było negatywne i oddać to z zaufaniem Bogu. Jego bliźni może mu poza tym służyć radą i pomocą, przede wszystkim dzięki sile jego wiary, aż wreszcie wszystko uporządkuje się. W ten sposób człowiekowi, który przeżył coś nieprzyjemnego, będzie łatwiej utrzymywać kontakt myślowy z dobrem.
Z tym, że człowiek powinien utrzymywać dystans do tego, co dane mu było już wyrzucić ze swego serca i nie zajmować się ani w myślach, ani nie mówić o tym, co przysporzyło mu kłopotów, jeśli oczekuje pomocy z wyższych sfer.
Zasadniczo każdemu człowiekowi powinno się udzielić rady, aby się strzegł przed wymawianiem czegoś, czego nie chce, aby się urzeczywistniło. Wyżej opisane przeżycie hinduskiego jogina Paramahansy Yoganandy winno być przestrogą wywierającą głębokie wrażenie.
Współczucie zamiast litości
Ważną pobudką dla wielu ludzi, aby opowiadać możliwie wielu bliźnim o swoich cierpieniach i chorobie, jest wzbudzenie u innych litości.
Bruno Groening przypominał:
"Mogę tutaj dostarczyć wystarczającą ilość dowodów na to, że jeśli otoczenie danego chorego nie było w porządku, lub jeśli wywoływanie litości weszło temu człowiekowi do krwi, to wtedy nie można mu pomóc i naprowadzić go na tę dobrą, zdrową drogę. A więc dlatego nie należy stawiać pytania, co mogę uzdrawiać, lecz kogo mogę uzdrowić. Chcę człowiekowi pomóc w osiągnięciu uzdrowienia, pokazując mu tę dobrą drogę, jaką tylko może być ta boża droga.”54
Bruno Groening rozróżniał współczucie od litości.
Jakie znaczenie znajduje się w słowie? Litość, ubolewanie oznacza, że się wspólnie cierpi, że przyjmuje się słowa zwątpienia od drugiego, zajmuje się myślowo jego cierpieniem i wkrótce człowiek będzie się czuł tak samo przygnieciony i smutny, jak ten dotknięty cierpieniem. Oznacza to, że przyjęło się negatywy od partnera rozmowy i dopuściło się do tego, aby niszcząca siła działała w naszej duszy. Wtedy nie można dać z siebie nic dobrego. Wtedy słowa otuchy, które się wypowiada są puste i bez siły. Wtedy człowiek sam nie wierzy w to, co mówi drugiemu.
Bruno Groening w swoich wykładach ciągle wskazywał na te powiązania. Ostrzegał on swoich słuchaczy, aby nie przyjmowali litości,ubolewania, jeśli chcą pomóc drugiemu człowiekowi. Bo przecież drugiemu człowiekowi można dać tylko to, co przyjęło się samemu. Człowiek nie jest w stanie wesprzeć drugiego odwagą i otuchą, jeśli otworzy swe serce dla słów skargi i zwątpienia.
Bruno Groening radził swym słuchaczom, aby mieli ze swoim bliźnim współczucie zamiast litości.
Różnicę między współczuciem, a litością można najlepiej zauważyć na podstawie zachowania się matki, która zwraca się do dziecka, jeśli je coś boli. Ono zwierza się najpierw i opowiada, co je boli. Wtedy matka serdecznie odwraca jego uwagę od bólu, mówi dobre słowa, opowiada o czymś pięknym, albo bierze dziecko ze współczuciem na rękę.
Matka mówi do dziecka:
"Wszystko będzie znowu dobrze, tylko wierz, popatrz, czy przypominasz sobie, co pięknego robiliśmy wczoraj ...”
Dziecko otwiera swoje serce dla słów matki, przyjmuje je. Jego myśli są teraz odwrócone od zła, skierowane ku dobru i pięknu. Poprzez to ma ono wewnętrzny kontakt z dobrem i wkrótce ta ożywiająca siła dobrych myśli daje się zauważyć. Matka zachowuje swą siłę, ponieważ nie zajmuje się cierpieniem, poprzez swoje słowam łączy duszę dziecka z podbudowującymi siłami.
"Precz z gadulstwem, precz z plotkarstwem!”
"Myśli są wolne”, śpiewa się w jednej ze znanych piosenek ludowych. One są co prawda wolne, lecz fakt ten nie uwalnia żadnego człowieka od osobistej odpowiedzialności. Człowiek myli się bardzo, jeśli uważa, że bez zastanowienia się może źle myśleć o innym człowieku tak długo, dopóki nie wyraża tych myśli słowami. Dzięki badaniom naukowym można było wielokrotnie dowieść, że myśli są przesyłane od człowieka do człowieka i są one w stanie wywołać u odbiorcy cieleśnie namacalne skutki (patrz rozdział 4). Każda myśl jest duchową siłą i zaczyna działać w oparciu o zawartość swego znaczenia, skoro tylko zostaje pomyślana i to ze skutkiem działania odpowiednim do siły, z którą została pomyślana. W ten sposób zła myśl o innym człowieku wywiera skutki nie tylko na własne samopoczucie, lecz dosięga z pewnością bliźniego, dla którego była ona przeznaczona. On odbierze tę myśl, albo nagle poczuje się pozornie bez powodu bezsilny.
R.W. Trine pisze o tym w swojej książce "In Harmonie mit dem Unendlichen” ("W harmonii z nieskończonością”):
"Nie dosyć, że sami do siebie przyciągamy rzeczy, których się boimy, to przykładamy się w stosunku do innych osób do tego, aby zrealizowały się u nich rzeczy, których my się obawiamy. Odbywa się to odpowiednio do siły naszych myśli i do stopnia naszej wrażliwości, zależnie od tego jak daleko jesteśmy subtelni i dlatego pozwalamy myślowo lekko na siebie wpłynąć. Tych przebiegów nie zmienia fakt, że u nas i u innych, o których się boimy, te procesy myślowe pozostają w sferze nieświadomości.[...] Znam dużo przypadków, gdzie ktoś stale obawiał się o dziecko, i że właśnie to, czego się bał, przydarzyło się temu dziecku; najprawdopodobniej nie stałoby się to, gdyby ta dana osoba była bez strachu. Często ta bojaźliwość u ludzi występuje bez wystarczających powodów; lecz gdyby nawet istniał chociażby tylko jeden powód, to jest o wiele mądrzej, jeśli przybierze się właśnie odwrotną postawę ducha: W ten sposób te działające siły zostaną rozbrojone. Wtedy musimy otoczyć dziecko mądrymi i silnymi myślami, które umożliwiają odparcie zła; zamiast dać się pokonać złu, należy nad nim zapanować.
Niedawno, przed paroma dniami przyjaciel opowiadał mi o doświadczeniu, które zdobył w tej dziedzinie w swoim życiu. Miał oduczyć się pewnego nawyku i jeśli osiągnąłby to, mógłby wtedy ożenić się ze swoją narzeczoną. W okresie, podczas kiedy odbywał on ciężką walkę, jego matka i narzeczona myślały o nim z ciągłym strachem tak, że ten bardzo wrażliwy mężczyzna czuł bez przerwy przytłaczający i osłabiający wpływ ich trwożliwych myśli. Był on w stanie zawsze dokładnie określić, co one w stosunku do niego odczuwały, gdyż ich strach, ich powątpiewania wpływały na niego i ustawicznie go osłabiały. Następstwem tego było dalsze zmniejszanie się poczucia jego własnej siły, przez co stawał się coraz bardziej bezsilny na duchu. Zamiast napawać go odwagą i siłą, uświadamiały go w ten sposób coraz bardziej o jego własnej słabości i bezowocowości jego walki. Owe dwie osoby, które go tkliwie kochały i zrobiłyby wszystko, aby dopomóc mu w walce, nie wiedziały nic o cichej, subtelnej, ciągle działającej i rozstrzygającej władzy sił myślowych i zamiast wzmacniać jego odwagę i siłę rabowały mu ją i osłabiały jeszcze bardziej z zewnątrz jego wewnętrzną słabość. Przez to ta walka stawała się trzykrotnie cięższa.”55
Na tym przykładzie jest widoczne, jak źle zrozumiane troski mogą negatywnie działać, dzieje się to nieświadomie i właściwie nadawca wcale tego nie chce. Podobnie bardzo mocno oddziaływują myśli, poprzez które człowiek wywyższa się ponad innych, ponieważ uważa, że ma rację. Najczęściej dzieje się to pod wpływem zdenerwowania, złości i zazdrości. Nieświadomie człowiek staje się współwinny za to, co sam u swego bliźniego potępia. W ten sam sposób dobre myśli o innym człowieku wpływają na niego dobroczynnie i wspomagająco.
W ten sposób człowiek wpływa na swego bliźniego dobrze, lub źle, w zależności od tego, czy myśli o nim dobrze, czy też źle.
Negatywne, lub pozytywne oddziaływanie na bliźniego może być wielokrotnie wzmocnione, jeśli wyraża się słowami myśli o danym człowieku i w ten sposób je rozpowszechnia. Doprowadza to często do tego, że kilku ludzi myśli tak samo o jednej osobie, co oddziałowuje odpowiednio na ich własne życie i zdrowie, jak również na życie i zdrowie danego człowieka.
Z tego punktu widzenia uwidacznia się wyraźnie nieszczęsne oddziaływanie "gadulstwa i plotkarstwa.” Bruno Groeningowi znany był rozpowszechniony nawyk wielu współczesnych jemu ludzi do marnowania czasu i siły na złe mówienie o innych w stylu niektórych, chętnie czytanych gazet i czasopism.
Z tego też powodu upominając swoich słuchaczy skierował do nich w jednym ze swoich przemówień następujące słowa:
"Jak człowiek marnuje czas, rozmawiając o trybie życia sąsiadów, krewmych czy znajomych. Kochany przyjacielu - mówię - spytaj sam siebie, jak Ty żyjesz! Zatroszcz się najpierw o twoje własne życie! Staraj się sam, abyś znowu przeszedł pod boże prowadzenie! Jeśli chcesz mówić o innym człowieku, chcesz go osądzać, potępiać, to jest już źle.[...] Krótko powiedziawszy, Przyjaciele, precz z gadulstwem i plotkarstwem!”56
Można również dodatkowo zaobserwować, że wszystko to, co uczyni się swemu bliźniemu poprzez myśli, słowa i czyny, wraca do człowieka z powrotem. Człowiek, który emanuje wiele dobroci, przez którego inny człowiek czuje się zrozumiany i akceptowany, budzi w swoim bliźnim dobre myśli, które działają w odwrotnym kierunku i pozwalają, aby rosła w nim siła dążąca ku dobru. W ten sam sposób człowiek, który w stosunku do drugiego człowieka ma negatywne myśli, słowa i czyny, wywołuje w tymże człowieku coś podobnego, coś co będzie działało odwrotnie. Tak więc wszelkie dobro, czy też zło, które człowiek myślał, mówił, lub też czynił w stosunku do drugiego człowieka, wcześniej, czy też później powróci z taką samą pewnością do niego samego.
W jednym z wykładów Bruno Groening przekazał to w taki sam sposób:
"Co człowiek sieje, będzie zbierał. Oznacza to: Wszystko, co człowiek wysyła poprzez słowa, lub też czyny, powróci do niego. Odbierze to, co sam dał.”57
Każdy człowiek powinien sam sprawdzić się kiedyś, jak lekkomyślnie przyjmuje myśli i bez zastanowienia się zamienia je w słowa i czyny.
Do tego tematu dalszy cytat z wypowiedzi Bruno Groeninga:
"Jacy jesteście Państwo w ogóle w życiu? Co czyniliście? Co mówiliście? Jakie myśli przyjmowaliście? Czy nie wykazywaliście najwyższego zainteresowania tym, aby słuchać zła, tzn. tego, co było dla was sensacją, aby mieć temat do rozmowy, aby nie zasnąć całkowicie, aby nie oklapnąć, było przecież tak wiele interesujących rzeczy. Było dużo rzeczy do słuchania, czytania, a także wiele zła do oglądania. Lecz większa część ludzkości jest i na razie pozostanie przy tym, ponieważ ludzie są do tego przyzwyczajni.”58
Smutnym zjawiskiem naszego czasu jest fakt, że prawie cała prasa, radio i telewizja popiera ten wzór zachowania ludzi. Uważny obserwator mimo poszerzenia programów znajdzie tylko rzadko filmy, które chcą przekazać widzom coś dobrego, coś konstruktywnego. Natomiast każdy rozwój osobowości pilnie wymaga myślowego prowadzenia człowieka ku dobru. Podstawą tego rozwoju jest dobry przykład. Tego typu przykłady, wzorce stały się dzisiaj rzadkością. Większości ludzi brakuje wytłumaczenia tematu dotyczącego mocy myśli. W ten sposób są oni wydani mocy ich przyzwyczajeń i czy tego chcą, czy też nie, przekazują je dalej swoim dzieciom poprzez złe wzorce, i ich dzieci rabowane są z wszelkiej stabilizacji duszy i ducha poprzez nawałnicę negatywnych, wzorcowych obrazów i wyobrażeń.
Dyscyplina myśli jako brama do Bożego światła
Wielu ludzi widzi w pozytywnym myśleniu nic więcej jak tylko technikę duchowego "przeprogramowania się" w dowolny sposób poprzez świadome "wkuwanie" pewnych myśli. Często jest to proponowane w szkoleniu menedżerów jako koncepcja na powodzenie w uzyskiwaniu celów ekonomicznych. Zapewne w myśleniu tkwi jedno z najpotężniejszych praw ducha, i jest błogosławieństwem fakt, jeżeli znowu przypomina się o zapomnianej mocy myśli, jednak świadome kierowanie myśli ku dobru jest czymś znacznie większym, niż technika przeprogramowywania umysłu według zapotrzebowania.
Bruno Groening był przekonany, że wszelkie dobre myśli i uczucia pochodzą od Boga. Człowiek, który przyjmuje dobrą, pełną wiary myśl, łączy się przez tą myśl ze źródłem wszelkiego dobra. Te powiązania stały się już nawet wyraźnie podczas rozważania nad przyjmowaniem uzdrawiającej siły. Dobre myśli otwierają niejako bramę do ludzkiego serca dla uzdrawiającej siły Boga. I tak staje się jasne, czym jest to spowodowane, że z jednego dobrego, pomocnego słowa, czy też z jednej dobrej myśli może wypływać taka siła. Jak długo człowiek jest w stanie z wiarą przetrzymywać w sobie tę dobrą myśl, tak długo utrzymuje się to ożywiające połączenie. Lecz kiedy człowiek uwierzy w te napierające myśli zwątpiewania, wtedy zamyka się jego dusza i tym samym zamyka się w jego sercu brama dla bożego światła. Myślowe ukierunkowanie ku dobru, tj. ku Bogu, jest więc najważniejszym warunkiem dla każdego uzdrowienia i rozwoju duchowego.
Bruno Groening mówił na ten temat w pewnym wykładzie:
"Musicie Państwo stosować się do tego, musicie naśladować dobro, tj. słuchać dobra, dobra, którego my wszyscy powinniśmy słuchać, bo przecież należymy do dobra. My musimy to czynić! Każdy człowiek jest sam w stosunku do siebie zobowiązany, aby tak postępować. Ale kiedy człowiek nie słucha, to wówczas: Komu nie można doradzić, temu nie można pomóc."59
"Bóg daje nam wszelkie dobro, tylko my musimy przyjmować w siebie to wszystko, co do Niego należy, co On nam wysyła. A więc czyńcie to Państwo!"60
Tak więc to zależy od samego człowieka, aby uczynić pierwszy krok na drodze prowadzącej z powrotem do Boga, do dobra w sobie, poprzez to, że skieruje ku dobru swoją wolę, a zarazem swoje myśli, stwarzając przez to duchowe warunki dla uzdrawiającego i ożywiającego połączenia ze źródłem wszelkiego dobra.
Myślę, że wystarczająco wyjaśniłem, jak niesłychanie ważna jest dyscyplina myśli dla cielesnego, psychicznego i duchowego dobra człowieka. Niezrozumiałe pozostaje, że zarówno ze strony państwa, jak również i to w sposób szczególny ze strony kościoła, nie kładzie się nacisku na ten podstawowy warunek dla obyczajowo-moralnego i duchowego rozwoju człowieka. W ten sposób traci się dużą szansę, aby już wcześnie przekazać człowiekowi namacalny kontakt z uzdrawiającą siłą Boga.
Z drugiej strony tak samo godnym pożałowania jest fakt, że pozytywne myślenie przedstawiane jest w niektórych kręgach ezoterycznych jako możliwość samozbawienia człowieka. Zbawiać i uzdrawiać ludzi może tylko Jeden, a mianowicie sam Bóg. Należałoby tu jeszcze raz wyraźnie podkreślić, że tylko dobre, pełne wiary myśli są bramą do serca, które człowiek powinien otwierać w oparciu o swoją wolną wolę poprzez odrzucanie od siebie negatywów, aby w ten sposób umożliwić Bogu działanie bez ograniczeń w swoim wnętrzu. Każde uzdrowienie i duchowy rozwój, które wynikają z tego wewnętrznego nastawienia człowieka, są zawsze darem i łaską Boga.
Słuchanie Boga zamiast słuchania ludzi droga powrotna do uczucia
Ponieważ życiu myślowemu człowieka przypada rola nie do zlekceważenia dla całego jego bytu, nasuwa się uzasadnione pytanie, w jaki sposób człowiek może rozróżnić dobrą myśl od złej myśli. W każdej ludzkiej społeczności wyobrażenia o tym, co dobre i złe podlegały w przeciągu stuleci dużym zmianom i mogą zatem tylko warunkowo służyć jako wskazówka do rozróżniania dobra od zła. Ponadto niekiedy myśli związane z pychą, nieczułoścą i zazdrością są bardzo trudne do rozpoznania, a niejedna myśl zwątpienia wydaje się być dla ludzkiego intelektu zupełnie logiczna. Jeżeli człowiek przyjmie jakąś myśl z wiarą, połączy się z tą myśłą, wtedy często bardzo ciężko jest rozerwać to połączenie. "Mała szpara w drzwiach", które otworzyło się w swoim sercu, powiększa się szybko, wpływają inne myśli tego samego rodzaju i często zauważa się dopiero wtedy jakiego rodzaju była myśl, którą wpuściło się do siebie na początku, kiedy wiara w dobro, radość i pokój ustępuje męczącemu niepokojowi i duchowemu przygnębieniu. Jak człowiek może rozpoznać zaraz na początku naturę jakiejś myśli, aby zamknąć swoje serce, zanim powstanie to zgubne, duchowe powiązanie?
Bruno Groening powiedział w jednym z wykładów:
"To, czego Państwo nie widzicie, możecie czuć, dlatego wasze ciało wyposażone jest w większą ilość zmysłów, lecz musicie te zmysły poznać i używać ich."61
On był przekonany, że człowiekowi dane są wewnętrzne zmysły, aby mógł poznać duchowe obszary bytu. Dobra myśl jest tak samo jak myśl negatywna wypełniona pewną duchową siłą, która w połączeniu z siłami wiary człowieka oddziaływuje w życiu pomocnie, lub szkodliwie. W ten sam sposób jak światło odbierane jest przez oko i dzwięk przez ucho, tak samo myśl w charakterystyczny sposób jest odczuwalna przez uczucie człowieka w oparciu o jej specyficzną, duchową emisję. Jest to łatwe do zaobserwowania na jednym, prostym przykładzie. Jeżeli człowiek otworzy się uczuciowo na następujące myśli:
"Mogę to zrobić, dam sobie radę"
a potem podda się działaniu odwrotnych myśli:
"Nie mogę tego zrobić, nie dam sobie rady"
wtedy każdy, kto ma do pewnego stopnia rozwinięty zmysł czucia, może odczuć, można powiedzieć, przeciwstawną emisję. Pierwsza myśl wywołuje przyjemne uczucie, podczas gdy druga działa nieprzyjemnie, u niektórych ludzi odczuwana jest ona wręcz jako duchowy ból.
Jest to również odczuwalne przy innych myślach, aczkolwiek nie zawsze tak wyraźnie. Jeśli jednak każdej myśli odpowiada odczuwalna, duchowa emisja, wtedy musi się to w ten sam sposób odnosić do słów i czynów, wręcz do wszelkich form i zjawisk, które są przecież materialnym wyrazem myśli.
Kto był już nieraz zmuszony poprzez niedobre uczucie do zachowania dużej ostrożności wobec schlebiających, miłych słów drugiego człowieka? Często uczucie, które widzi złe zamiary za uśmiechającą się fasadą, sprzeciwia się wszelkim argumentom intelektu. Inni znowu relacjonują, iż podczas myśli o pewnym zamiarze, odczuwali niemiłe uczucie, i niektórzy ludzie zawdzięczają ich życie faktowi, że dali się pokierować temu uczuciu.
Znajoma opowiadała mi, że pewnego ranka, kiedy jej matka chciała jechać do pracy, miała w sobie niemiłe uczucie na myśl, że matka będzie jechała do pracy samochodem. Kiedy z tego powodu poprosiła matkę, aby zostawiła samochód, matka posłuchała rady córki i pojechała koleją. Rzeczywiście tego ranka na trasie, którą ciągle jeździła do pracy, zdarzył się ciężki wypadek, i to mniej więcej w tym czasie i w tym miejscu, gdzie musiałaby właśnie przejeżdżać.
Kurt Allgeier pisze o podobnym przypadku znanego lekarza i uzdrowiciela dr. Leonharda Hochenegga z Innsbrucku:
"W dzień po wielkiej katastrofie atomowej w Czarnobylu [...] Pani Hochenegg chciała koniecznie wybrać się z jej dziećmi na wyprawę w góry Karwendel. Jej mąż jednakże wzbraniał się. "Nie, nie dzisiaj!" upierał się usilnie. " Jest coś zagrażającego w powietrzu. Nie możemy jechać w góry, lecz musimy pozostać w domu." Pani Hochenegg znała jej męża i wiedziała, że nie ma sensu przekonywać go. On wiedział przecież więcej. Dzień później dowiedziała się, co on wiedział, lub przeczuwał: radioaktywność, która rozprzestrzeniła się z eksplodującego reaktora atomowego."62
Wielu ludzi może relacjonować o podobnych przeżyciach. Wygląda na to, że poprzez swoje uczucie ludzie mają dostęp do poznania, które przekracza ramy wyuczonej wiedzy i przekracza możliwości postrzegania zewnętrznych zmysłów. Szczególnie w kontaktach z innymi ludźmi powinno się zwracać uwagę na uczucie. Bruno Groening nawoływał do tego, aby stawiać sobie wewnętrznie pytanie: "Czy jest dany człowiek sympatyczny, czy też niesympatyczny?, przy czym należy zwracać uwagę na własne uczucie i jeśli zachpdzi taka potrzeba, należy zamknąć się wewnętrznie i z odpowiednią ostrożnością dalej obserwować. Szczególnie ludzie, którzy znajdują się na drodze do uzdrowienia, winni uważać na to, z kim obcują i wobec kogo otwierają swoje serce. Bruno Groening był przekonany, iż uczucie mówił on również o "prawdziwym, ludzkim instynkcie" dane jest przez Boga, aby wobec różnorodności wrażeń w życiu, wobec rozbieżności ludzkich mniemań i nauk, posiadać niezawodny poradnik, takie wewnętrzne prowadzenie ku dobru i prawdzie.
Powiedział on kiedyś:
"Pozwolono na to, aby człowiek zsunął się na dół poprzez to, że zagubił ten prawdziwy, ludzki instynkt, nie wczoraj i dzisiaj, nie, wstecz pokolenie za pokoleniem, krok po kroku człowiek zaszedł tak daleko do miejsca, w którym znajduje się dzisiaj. Krótko mówiąc, dzisiaj jest on tak daleko, że dalej już iść nie może."63
Odkrycie tego określonego uczucia w zamęcie myśli i uczuć i postępowanie w oparciu o nie, Bruno Groening widział w tym konieczną podstawę dla powrotu człowieka do uzdrowienia, do Boga. Kto uczy się w sobie rozwoju tego zmysłu, aż do pierwotnej klarowności postrzegania, uzyskuje w sobie dostęp do instancji, która może uwolnić go z krępujących powiązań ludzkich zapatrywań. Albowiem w uczuciu człowieka ukazuje się dużo więcej niż tylko sam zmysł, który może udostępnić człowiekowi niezwykły wgląd za kulisy jego warunków życia. Człowiek może zwracać się do tej instancji w sobie i przeżywać, że na jego pytanie otrzyma odczuwalną odpowiedź. Wygląda to tak, jakg dyby przez to uczucie człowiek miał kontakt z doradcą i pomocnikiem nie z tego świata. Często daje się bezpośrednio odczuć ostrzeżenie, jakąś wskazówkę, mimo że człowiek nie szukał i nie oczekiwał tego świadomie. Bruno Groening mówił o pewnym wewnętrznym prowadzeniu, prowadzeniu przez Boga, które odczuwalne jest poprzez uczucie. Uważał, że każdy człowiek ma otwartą możliwość wyczucia woli Boga wobec wszelkich życiowych spraw i to w taki sam sposób, jak odczuwalna jest cieleśnie boża siła. Każdy czytelnik może dostrzec, jakże duże znaczenie ma prowadzenie człowieka do tak doskonałego postrzegania, nie tylko dla jego osobistego życia, lecz dla życia całego społeczeństwa. Ileż cierpienia i nędzy powstało tylko przez niezdolność i brak gotowości człowieka, aby przy podejmowaniu decyzji prosić pokornie Wszechwiedzę o odpowiedź.
Bruno Groening mówi na ten temat:
"Mówiąc krótko, on [człowiek] stracił swój prawdziwy, ludzki instynkt, nie może być prowadzony, zdalnie sterowany. Pan Bóg stracił kierowanie, ponieważ ludzie za bardzo nad tym pracowali i mówi: No, to teraz próbujcie sobie. Wiem, że jestem zobowiązany, aby przekazać ludziom to na drogę, iż powinni natychmiast przełączyć się i przyjąć znowu ten prawdziwy instynkt ludzki.[...] Ja nie zatraciłem tego prawdziwego instynktu - tak, jak doszło do tego u ludzi! Ja nie dopuściłem do tego, aby być człowiekiem zarozumiałym! Jacy ludzie są zarozumiali! Jest tyle książek! Człowiek nie jest w stanie tego wszystkiego w sobie utrwalić.. Jeden pisze na pewień temat tak, drugi pisze inaczej. Co jest prawidłowe? Istnieje zamęt. My, ludzie możemy uczyć się od zwierzęcia, musimy znaleźć drogę powrotną, nie po to, aby nie stać się zwierzęciem, nie, ale aby przyjąć znowu ludzki instynkt."64
Większość ludzi nie jest w stanie zrozumieć i słuchać tego lekkiego tchnienia, tego cichego wewnętrznego dotknięcia, które chce ich czule prowadzić. Wielokrotnie brakuje siły i wiary, często też po prostu woli, aby być wiernym temu odczuciu, tj. samemu sobie, a zarazem Bogu. Najczęściej mniemania innych ludzi, lub też intelekt, rozum są silniejsze; pozorny pokój przedkłada się nad wierność wobec swojego serca.
R.W. Trine pisze w swej książce "In Harmonie mit dem Unendlichen" ("W harmonii z nieskończonością”):
"Być samym sobą, jest to jedyna sprawa, która jest ciebie godna, która tobie wystarczy. ´Czy nie byłoby może korzystniejszą polityką dać się czasami kierować przez swoje otoczenie?` Jedyną korzystną polityką dla ciebie jest zawsze przede wszystkim to, abyś był sobą.
Przede wszystkim bądź wierny sam sobie:
bo następstwem tego jest, tak jak noc następuje po dniu,
że nie możesz być fałszywy wobec kogokolwiek. (Hamlet)
Jeśli damy się kierować Najwyższemu i naszym życiem będzie rządziła powyższa zasada, wtedy nie będzie panować nad nami ani obawa przed opinią publiczną, ani obawa przed dezaprobatą innych, a my możemy być pewni, iż Najwyższy jest po naszej stronie. Jeśli będziemy starali się w jakikolwiek sposób, aby dogodzić innym, wtedy nie dogodzimy im nigdy i im więcej będziemy się starali, tym bardziej nierozsądne będą ich wymagania wobec nas. Kierowanie twoim życiem jest sprawą, która obchodzi tylko ciebie i Boga, a jeśli dopuścisz, aby wpływała na ciebie inna strony i pozwolisz na wymuszanie na tobie, abyś poszedł w jakimś kierunku, wtedy jesteś na nieprawidłowej drodze."65
Wielu ludzi myli wierność wobec siebie z bezgranicznym egoizmem. Uznanie u ludzi i zaspokajanie osobistej próżności jest ważniejsze, niż wierność wobec prawa serca.
Im więcej łączy człowiek swoją świadomość z egoistycznymi celami, im więcej daje się kierować zewnętrznymi życzeniami, tym bardziej traci on kontakt ze sobą. Zwraca uwagę na wszystko i na każdego; nowoczesne środki przekazu przynoszą mu codziennie informacje ze wszystkich części świata, tylko informacje od światła Boga, które winny być odczuwalne na własnym ciele, pozostają niezauważone. Nie ma się czasu na to, aby zwracać uwagę na siebie; zamiast robić to, co właściwe, ludzie gonią przez dzisiątki lat za martwymi celami, bez zadania sobie w swoim sercu chociaż raz pytania, czy ich poczynanie ma jakiś sens. Mnóstwo myśli, które dopuszczają do siebie, wywołuje podobnie wielką liczbę uczuć. Niezauważalnie podążają oni ku coraz większej niewoli duchowej. Często ciało musi zakończyć to samodestruktywne zachowanie, dopiero bóle i choroba pozwalają wielu ludziom opamiętać się. Lecz większość ludzi jest tylko ofiarą ogólnej niewiedzy i daleko oddalonego od życia wychowania; najczęściej szkolony był od dzieciństwa intelekt i odczucia poprzez zewnętrzne zmysły. Nasze szkoły i uniwersytety zarzucają człowieka martwą, zewnętrzną wiedzą, zamiast kierować go ku prowadzeniu i wiedzy w nim samym. Osobiste wrażenie jest potępiane jako "błędna subiektywność", ludzie zaś muszą poddać się z wiarą "obiektywności" technicznych środków pomocniczych.
Jest to rozwój, który ganił już przyrodnik i poeta Johann Wolfgang Goethe w swoich "Maksymach i refleksjach nad teorią nauki":
"Człowiek jako taki, jeżeli posługuje się swoimi zdrowymi zmysłami, jest największym i najdokładniejszym aparatem fizycznym, jaki tylko może istnieć; i właśnie największym nieszczęściem nowoczesnej fizyki jest to, że przeprowadzane eksperymenty oddzielono niejako od człowieka i chce się poznać naturę jedynie przez to, co pokazują sztuczne instrumenty; i w ten sposób chce się ograniczyć i udowodnić to, czego dokonuje natura."66
Ten rozwój prowadził do coraz to większej niesamodzielności duchowej człowieka. A ponieważ wewnętrzny został zatracony zmysł odróżniania w świetle wyższego poznania pomiędzy prawdą i kłamstwem, dobrem i złem, tym, co prawidłowe i co nieprawidłowe, ludzie zaczęli w dużej mierze ulegać wpływom i stali się uzależnieni od mniemań innych osób. Odpowiedzi, których nie są w stanie znaleźć więcej w sobie, szukają teraz u innych ludzi. Wielu poddało się szybko popychaniu w jednym kierunku poprzez ogólnie akceptowane poglądy. Legitymacja dobra i zła powstaje obecnie najczęściej nie w oparciu o osobiste odczucia, lecz w oparciu zachowania masy ludzkiej, lub danej grupy. Natomiast masa daje się manipulować przez społeczne autorytety, lub środki masowego przekazu.
To stanowi najlepsze podłoże do rozszerzania błędnych nauk, które podobają się umysłowi i zewnętrznym zmysłom, lecz które prowadzą do nieprawidłowych nawyków myślowych i życiowych, które stawiają coraz większy opór napływowi sił życiowych. Wyniki tego zgubnego procesu są dokładnie zauważalne w niszczeniu środowiska i w różnorakim cierpieniu na tej Ziemi.
W jednym z wykładów Bruno Groening mówił:
"Także Wy, kochani Przyjaciele, byliście wprowadzani w błąd. Nie mówiono wam prawdy [...]. Nie musicie wierzyć temu, co Wam mówię. [...] Ale macie obowiązek, [...] aby przekonać się na sobie, tj. na waszym ciele[...]. Ważne jest, abyście zwracali uwagę na wasze ciało. Wtedy przeżyjecie prawdę i wtedy uwierzycie. Wtedy nie będziecie ludźmi łatwowiernymi, lecz ludźmi przekonanymi. Przekonajcie się! Jest to waszym obowiązkiem. Jestem o tym przekonany.
A może myślicie, że możecie mnie przekonać? Nie! Ja nie słucham żadnego człowieka. Tak naprawdę, to nie słuchałem się moich rodzonych rodziców, co mówili, że mam to i owo uczynić. Jeśli byli oni niesprawiedliwi, mówiłem: Nie, nie zrobię tego! Oczywiście, byłem policzkowany! Ale to nie szkodzi, mimo wszystko upierałem się, upieram się również dzisiaj i będę to zawsze czynił. Nie czynię tego, czego chcą ludzie [...]. Ponieważ nie jestem poddany ludziom, lecz Bogu! I to wszystko. Chcę, abyście Wy też tacy byli, Przyjaciele; abyście byli poddani Bogu, abyście pozbyli się waszej łatwowierności, abyście nie wierzyli w żaden hokuspokus, abyście nie poddawali się więcej pokusom."67
I dalej kontynuował:
"Bóg, który jest naszym Ojcem, dał nam tak wiele na drogę. Mieliśmy w sobie wszystko. Ja posiadam to jeszcze, ja nie dałem się pozbawić tej naturalności, tej boskości. Dlatego też nie jestem komukolwiek posłuszny, dlatego też nie słucham się żadnego człowieka. Lecz Bóg dał to na drogę każdemu dziecku [...]. Rodzice zabrali to dziecku i wychowali je inaczej. Czy nie myślicie, kochani Przyjaciele, że samego Boga boli to, iż człowiek został pozbawiony jego własnej woli, którą Bóg dał każdej istocie? Bóg nie pozbawił żadnej Swojej istoty jej własnej woli. Rodzice zaś uczynili to, wasi rodzice dokonali tego z Wami, przejęliście to po nich, słuchując się ludzi. Wy również przekazaliście to waszym dzieciom i tak przechodzi to z pokolenia na pokolenie. Kiedy się to skończy? Kiedy skończy się niedola i nieszczęście? Kiedy zmniejszą się rzesze chorych? Kiedy wreszcie skończy się to? Tak, kochani Przyjaciele, jaki przyzwyczajony jest do tego człowiek, ale tak być nie może, on musi odstąpić od tych nawyków, musi nawrócić się, musi stać się tym i robić to, do czego Bóg go przeznaczył, nic innego, on musi słuchać się Boga. On musi oddać się pod kierownictwo Boga, bez którego nie istnieje żadne życie."68
Lecz jak można korzystać w życiu codziennym z pomocy bożego przewodnictwa? W tym przypadku najważniejsze jest, aby nie być w żadnej sprawie człowiekiem dogmatycznym i w ten sam sposób, jak dawniej słuchało się opinii innych ludzi i rozumu, aby tak samo nie wierzyć ślepo w występujące odczucia. Nie jest również wskazane, aby swoje egoistyczne wyobrażenia usprawiedliwiać poprzez rzekome poznania na płaszczyźnie uczuciowej, lub też bezkrytycznie dopuszczać do siebie uczucia pod obłudnym pretekstem, że człowiek musi się wyżyć. Kto tak pojmie wierność wobec siebie, kto uważa, że w ten sposób podąża za wyższą instancją w sobie, ten nie zrozumiał, o co chodzi, kiedy Bruno mówił, aby człowiek stał się "oddany Bogu". Nie bez powodu upominał on bez przerwy każdego, kto chciał iść drogą duchową, aby przekonywał się ciągle, czy robi właściwie Kto na tej drodze dozna uzdrowienia i poprzez staranne badanie dojdzie do prawdy praw życiowych, na które wskazywał Bruno Groening, tego upomina on, aby nadal przekonywał się. Życie stwarza dużo możliwośći do tego, aby w najprzeróżniejszych sytuacjach badać ciągle te nadrzędne prawidłowości.
W ten sam sposób, drogą krytycznego badania i bezwzględnej szczerości wobec siebie samego prowadzi droga do prawdziwego uczucia, do wyraźnego odczucia bożej woli. Kto poznał już raz "głos swego serca", szybko dane mu będzie doświadczyć, że ten głos nie zawsze zgadza się z osobistą wolą, czasami jest nawet do tej woli przeciwstawny.
W przytoczonym wyżej przykładzie Dr. Hochenegg cieszyłby się zapewne z tej wyprawy w góry, lecz wieloletnie doświadczenia z "głosem jego serca" zmusiły go do sprzeciwu wobec argumentów umysłu i argumentów jego żony, i do zachowania wierności jego uczuciom.
Im bardziej człowiek zdolny jest do wewnętrznego uwolnienia się spod własnej woli, tym wyraźniej może on wyczuć wolę Boga. Kto zaś w głębi swej istoty chce postępować raczej według własnych, krótkowzrocznych wyobrażeń i życzeń, szybko dojdzie do tego, że będzie czuł to, co chce czuć. Jak długo człowiek nie będzie gotowy do poddania się i podporządkowania własnej woli Najwyższemu, będzie ciągle popełniał wykroczenia wobec wyższego prawa z powodu niedostateczności swej wiedzy umysłowej i będzie tworzył cierpienia sobie i innym. I jak powiedział Bruno Groening, wtedy człowiek będzie kombinował tak długo, aż dojdzie do tego, że nie będzie wiedział, co ma dalej zrobić. Kto natomiast jest na tyle daleko, aby móc iść tą inną drogą, wkrótce zauważy, że dla najwyższego ducha przejrzyste są wszelkie powiązania i otwarte są możliwości, które ograniczonemu umysłowi człowieka wydają się być wręcz niezrozumiałe.
Na moją prośbę, aby opowiedzieć o swoich doświadczeniach w tym zakresie, Birgit Häusler (lat 29) z R. napisała tak:
"Dzięki wykładowi Bruno Groeninga została zwrócona moja uwaga na poddanie się Bogu, lub poddanie się ludziom. Naturalnie zaprzeczałam wobec mojego poddania się ludziom. Lecz samokrytycznie zadałam sobie pytanie, jak radzę sobie z codziennymi problemami itp. Kiedy miałam np. jakiś problem, wtedy rozważałam za i przeciw, aby dojść do rozwiązania. Rozmawiałam jeszcze o tym z innymi ludźmi, którzy nierzadko wywierali na mnie duży wpływ. Dziś wiem, że takie zachowanie jest zasadniczo nieprawidłowe, bo wobec licznych rad i częściowo zaprzeczających sobie zdań, zapomniałam o najważniejszej instancji w sobie, która powinna być miarodajna przy podjęciu końcowej decyzji, a mianowicie zapomniałam o prośbie o wewnętrzną przejrzystość skierowanej do tego Jedynego, który więcej wie, niż ja mogę zauważyć dzięki ludzkim radom w tylu niekończących się dyskusjach.
Ale jak powinnam odebrać w sobie głos Boga? Jak powinnam być poddana Bogu?
Poprzez regularne przyjmowanie uzdrawiającego prądu udawało mi się coraz częściej uchwycić moim uczuciem ten boży, wewnętrzny głos. Zauważyłam, że nawet najbardziej rozsądne rozważanie umysłu nie mogło mi często wyjaśnić, odpowiedzieć na to, czego szukałam, tylko jedynie przez proszące nastawianie się i odunięcie od siebie wszelkich myśli dane mi było przeżyć, jak "wewnętrzny", często cichy głos zdołał dać mi prawidłową odpowiedź, dopiero po upływie czasu okazywało się zawsze, że ta odpowiedź była prawidłowa.
Swego czasu zdawałam maturę. A ponieważ z powodu braku czasu nie mogłam wyuczyć się całego materiału na egzamin końcowy, otworzyłam się więc na uzdrawiający prąd z prośbą, aby wyczuć, z jakich tematów będę egzaminowana. Przyszły mi myśli z tematami egzaminacyjnymi i przygotowałam się pełna zaufania tylko z tych tematów. I rzeczywiście pytania egzaminacyjne obejmowały tylko i wyłącznie wyuczony przeze mnie zakres.
Podczas egzaminu ustnego postawiono mi pytania z nieznanego zakresu wiedzy. Z miejsca nastawiłam się na bożą siłę i po krótkiej chwili byłam w stanie dać odpowiedź mimo mojej niewiedzy w tym zakresie. Egzamin ustny zdałam nawet jako najlepsza.
Był to dla mnie wystarczający dowód, że w przeciwieństwie do głosu intelektu, ten głos wewnętrzny jest wszechwiedzący, i że lepiej dla mnie jest, jeśli słucham tego głosu.
Przez takie i podobne doświadczenia zdobywałam coraz bardziej zaufanie do mojego głosu wewnętrznego. Kiedy zbliżał się znowu egzamin, pomyślałam: Dlacze właściwie mam się wszystkiego uczyć? Wybrałam sobie dowolnie kilka tematów, na które przygotowałam się. Pod zwróconą pracą egzaminacyjną widniało - niedostatecznie`. Najpierw byłam zła na Bruno Groeninga i rozczarowana z powodu bożej siły, która zawiniła mojej ocenie, opamiętałam się jednak i poznałam swój błąd: ,Nie należy żądać, lecz dążyć do osiągnięcia`[cytat Bruno Groeninga]. Butne myśli przeszkadzają w uzyskiwaniu wewnętrznego prowadzenia.
Również podczas studiów dane mi było doświadczyć w czasie egzaminu, jak pokorne nastawianie się na bożą siłę stało się dużą pomocą: leżały przede mną pełne wiedzy książki i skoroszyty i znowu dzięki nastawianiu się mogłam się dowiedzieć, na które tematy powinnam się przygotować. W ten sposób przy niewielkim wymiarze uczenia się otrzymałam wymarzone dyplomy.
Chciałabym zaakcentować, iż droga powrotna do uczucia, aby zauważyć ten wewnętrzny głos, który każdego człowieka, jeśli ten tylko tego chce, prowadzi do dobra, iż ta droga nie ma nic wspólnego z sentymentalnością, lub chęcią życia w oparciu o własne, ludzkie odczucia, lecz jest to wewnętrzna walka, prośba o boże kierownictwo i poznanie. W tej dziedzinie była i jest dla mnie dużą pomocą nauka Bruno Groeninga."69
Inne relacje udowadniają również tę cenną pomoc wewnętrznego prowadzenia dzięki uczuciu w życiu zawodowym i rodzinnym. Jakże wartościowe byłoby to dla większości ludzi, gdyby przy wyborze ich zawodu, lub partnera do małżeństwa, byli oni gotowi pogrążyć się w kontemplacji i w ich sercu poważnie prosić Boga o jasność myśli. Często o tym, czy jest się samym sobą, czy też nie, dezyduje zewnętrzne wrażenie, krótkie odurzenie przez uczucia, lub myśli, najczęściej nawyk i bojaźń. Ileż to cierpień zaoszczędziłoby sobie dużo ludzi! Na mnie wywarło duże wrażenie również to, że wiele ludzi dzięki nauce Bruno Groeninga mogło oswobodzić się od męczącej chwiejności, i że dzięki doświadczeniom zebranym w oparciu o kierowanie się ich uczuciem odnaleźli znowu tę oswobadzającą, wewnętrzną pewność. Odnaleźli tę od dawna wymarzoną pewność siebie, poprzez świadome przeżywanie przewodnictwa ich wyższego ja, przez przeżywanie przewodnictwa Boga. Z niektórych rozmów dane mi było dowiedzieć się, że wyzbyli się ośmieszającego poddaństwa wobec wyżej postawionych osobistości, lub lekarzy, na korzyść świadomości, że człowiek sam jest odpowiedzialny za swoje ciało i życie.
Ludzie ci w swoim sercu ponownie posadzili Boga na tronie, który wcześniej obsadzony był wiarą w naukę, rozumu i ludzkie mniemania.
Znany psychoanalityk C. G. Jung mówił już wcześniej o pewnym wewnętrznym głosie, pewnym wewnętrznym prawie, do którego człowiek powinien się dostosować, jeśli życzy sobie szczęśliwego życia. On widział w tym podstawowy warunek do rozwoju osobowości człowieka:
"Kto ma wytknięty cel, słucha wewnętrznego głosu; ten jest zdecydowany"70
Im bardziej człowiek grzęźnie w masie ogółu i uwikłany jest w układy, tym cichszy staje się wewnętrzny głos, jak mówi Jung. Człowiek zepsuty przez kulturę jest najczęściej absolutnie niezdolny do tego, aby mieć kontakt z tym wewnętrznym przewodnictwem i rozpoznawać jego przesłania. Potwierdza to tragizm wielu losów:
"W takiej mierze, jak daleko człowiek sprzemiewierzy się własnemu prawu [...], tak dalece przeoczy on sens własnego życia."71
Nauka Bruna Groeninga - droga do Boga?
Bruno Groening powiedział w jednym z przemówień:
"Co złego uczynili przodkowie, możecie Państwo obecnie naprawić. Owi ludzie zostali odciągnięci i został zerwany most do Boga za człowiekiem, który dał się odciągnąć, i dzisiaj człowiek znajduje się na błędnej drodze. On nie wie, co jest dobre, a co złe.... Dlatego też dzisiaj stoję przede wszystkim przed biednymi, chorymi ludźmi jako drogowskaz, który znowu prowadzi człowieka na prawdziwą, bożą drogę”72
W moich poszukiwaniach w okresie pisania tej książki spotykałem ciągle ludzi, którzy zapewniali, iż dzięki nauce Bruno Groeninga i regularnemu przyjmowaniu uzdrawiającego prądu doszli do wiary, lub mogli ją znacznie pogłębić.
Inni opisywali, że zapanowała w nich "jasność”, i że otrzymali siłę, aby z własnej inicjatywy zmienić swoje życie. Manfred B., kierownik szkoły w K.,na moją prośbę zrobił podsumowanie, co przeżył dzięki nauce Bruno Groenina.
A oto jego relacja:
"Od lutego 1990 dane mi było przekonać się o tym, że nauka Bruno Groeninga działa uwalniająco i uszczęśliwiająco, i że może zwrócić zdrowie cielesne i duchowe, jeżeli człowiek jest gotowy otworzyć się duchowo i postępować według mądrości życiowych Bruno Groeninga. Wypowiedzi Bruno Groeninga nadały mojej wierze - byłem i jestem katolikiem - nowego wymiaru. Moje zaufanie do Boga, wiara w jego wszechmoc i wpływ Ducha Świętego na moje ciało uzyskały w moim życiu większą głębię. Stało się dla mnie jasne, że byłem jeszcze zbyt mocno chrześcijaninem z nawyku.
Również dwoje moich dzieci, jedenaście i dwanaście lat, zdobyły duchową wiedzę poprzez regularne uczęszczanie w spotkaniach wspólnot dla dzieci, jak na dzieci ich wieku wiedzę wręcz niezwykłą, zdobyły także zaufanie do Boga jako największego lekarza. One nauczyły się podchodzić do wszelkich ich zadań z zaufaniem. Modlitwa (nastawianie się) uzyskała w ich życiu pocieszająco dużą wartość.
W mojej działalności zawodowej jako kierownik katolickiej szkoły podstawowej poprzez moją pracę z dziećmi doświadczałem ciągle, jak mało miejsca większość rodzin poświęca na zajmowanie się sprawami duchowymi. Przy silnym, materialistycznym ukierunkowaniu życia Bóg odgrywa jeśli w ogóle - to tylko podrzędną rolę.
To, co zdołała przekazać nauka religii, niestety jeszcze zbyt często utknęło na płaszczyźnie wiedzy szkolnej, którą można odpytać. Gdy tymczasem napewno pierwszorzędnym zadaniem każdego wychowania religijnego jest dać wyczuć ludziom, że Bóg chce działać uzdrawiająco w życiu każdego człowieka, jeśli ten gotów jest otworzyć swoje serce i poddać się bożemu prowadzeniu. To, czego dowiedziałem się w Kole Przyjaciół Bruna Groeninga o Bruno Groeningu i od niego samego, było dla mnie dodatkowo wartościową pomocą”73
Bruno Groeningowi był całkowicie obcy wszelki przymus i wszelki dogmatyzm. Wolna wola człowieka była dla niego czymś najwyższym. Przekazywał swoim słuchaczom to, co uznał jako prawdziwe w oparciu o swoje doświadczenia i osobiste przeżycia. Tak samo chciał, aby ludzie, którzy uwierzyli jego słowom, zamieniali je w czyn dopiero po dokładnym sprawdzeniu.
Rolf Z. (lat 35) z G. na moje pytanie dotyczące uzdrawiającego prądu opisał krótko swoje przeżycia:
"Bruno Groening jest dla mnie człowiekiem, który otworzył mi drogę do poznania Boga. Jako ateista związany blisko z marksizmem byłem przyzwyczajony do krytycznego kontrolowania wszystkich rzeczy, z którymi byłem konfrontowany - pytania religijne traktowałem więcej niż krytycznie. Stwierdziłem pewną konsekwencję w wierze chrześcijańskiej, lecz podstawowy warunek, a mianowicie egzystencja Boga w celu akceptacji pewnej religii, wymykała się jakiejkolwiek możliwości udowodnienia. Żaden duchowny, czy też teolog nie mógł mnie zmusić do przyjęcia, iż Bóg jest czymś więcej, niż tylko jakąś konstrukcją myślową, utworzoną w tym celu, aby nadać wiernemu pewną stabilność psychiczną poprzez sugerowanie wyższego sensu w życiu. Dopiero dzięki doświadczeniu z uzdrawiającym prądem - za pośrednictwem Bruno Groeninga - zacząłem zmieniać sposób myślenia. Szczególnie pomocne było dla mnie wezwanie Groeninga, aby nie być człowiekiem łatwowiernym, lecz przekonać się o prawdziwości jego słów. Możliwość przekonania istnieje poprzez nastawianie się na odbiór uzdrawiającego prądu. Praktyczne doświadczenie jest teoretycznie nie do wyprowadzenia, ale można je przeżyć”74
Szczególnie młodzież relacjonuje mi często, że dzięki nauce Bruno Groeninga sami z siebie bez pomocy innych znajdują głębokie poznanie duchowego znaczenia wielu wartości moralnych, które wcześniej były dla nich "zakazane”. Często słyszałem, iż dzięki nastawianiu się na uzdrawiający prąd znikały uzależnienia od narkotyków, alkocholu i inne, a ludzie, którzy znajdowali się na najniższym szczeblu socjalnym, odczuwali w sobie ponownie siłę i wewnętrzną potrzebę samodzielnej pracy i jakg dyby poprzez szczęśliwe zrządzenie losu znajdowali znowu pracę.
Inni młodzi ludzie odczuwali po raz pierwszy po latach potrzebę założenia rodziny, co wcześniej nie byłoby u nich do pomyślenia. Szczególnie znamionujące dla wewnętrznej przemiany jest - również u młodzieży, - że relacjonowano ciągle o nowo powstałej, głębokiej religijności.
Posiadam relację młodego człowieka (dzisiaj już 31 letniego), który w roku 1984 odkrył dła siebie naukę Bruno Groeninga.
Hans Georg Leiendecker z K. pisze:
"W roku 1984 trafiłem do wspólnoty Bruna Groeninga jako ateista z astmą, katarem siennym i strachem przed życiem i przyszłością. Do tego dochodziła stosunkowo duża konsumpcja kawy i alkoholu, a nawet sporadyczne zażywanie narkotyków. Moje całe usposobienie znajdowało wyraz w obrazach, które malowałem. W tym czasie lubowałem się w posępnych i agresywnych farbach i w takiej samej tematyce.
Krótko po wprowadzeniu zniknęła astma i katar sienny. Dzięki temu powróciłem do wiary w Boga i Chrystusa.
Ponieważ jestem człowiekiem bardzo lubiącym wolność, byłem zadowolony, że nie musiałem tutaj przestrzegać żadnych reguł. Mimo tego moje życie zmieniało się krok po kroku. Zmiana ta następowała od wewnątrz, tzn. we wspólnocie (koło przyjaciół, składające się z ludzi uzdrowionych i poszukujących uzdrowienia, którzy bez jakichkolwiek związkowych powiązań spotykają się w celu wspólnego pobierania uzdrawiającej siły, patrz rodział 9) nauczyłem się zwracać uwagę na moje odczucia i moje ciało. I tak z czasem zacząłem odczuwać coraz większy wstręt do kawy, alkocholu i narkotyków, co spowodowało zakończenie konsumpcji. Moje nastawienie do założenia związku małżeńskiego, rodziny i do dzieci zmieniło się na pozytywne, wcześniej byłem zdecydowanie przeciwko tym rzeczom. Dzisiaj jestem wolny od tych uprzedzeń i szczęśliwym, żonatym ojcem. Krok po kroku zmieniało się moje usposobienie aż do aprobaty życia. Przez to zmieniły się naturalnie moje obrazy i teraz wybieram w większości jasne i radosne kolory i motywy malarskie.
Wszystkie te zmiany nastąpiły tylko dlatego, że uczyłem się coraz więcej obserwacji swego ciała i uczucia, i dzięki bożej sile musiało znikać coraz więcej zła.”75
Poznałem pana Leiendeckera osobiście. Jego wewnętrzna przemiana od pierwszego kontaktu z nauką Bruno Groeninga jest imponująca i odzwierciedla się w jego obrazach.
Thomas Eich (lat 26) z W. zanim dowiedział się o Brunie Groeningu, grał w zespole muzykę rockową i był szalonym wielbicielem muzyki hard rock i heavy metal.
Sam opisał mi w ten sposób jego wcześniejsze zachowanie:
"Na zewnątrz byłem impertynencki, wręcz zimny, niedostępny. Byłem człowiekiem, który za zewnętrzną fasadą chłodnego rockera ukrywał brak zaufania do siebie i nie dowierzał sobie, czego nie mógł nikt zauważyć, tj. na zewnątrz silny, a wewnątrz słabeusz. Postępowałem z duchem czasu, dla którego charakterystycznych było wiele najprzeróżniejszych zwyrodnień; dużo paliłem, piłem bardzo dużo alkoholu i bardzo dużo grałem na automatach do gry. Byłem bardzo małomówny; moje jedyne uwagi wypowiadałem sarkastycznie, ironicznie, drwiąco, bluźniąco idt. W roku 1984 rozpocząłem zajmować się ideologią chrześcijańską. Nauka Chrystusa fascynowała mnie bardzo i tak też powstało we mnie życzenie, aby w ten sposób żyć. Powoli zacząłem rozpoznawać, że w moim życiu było wiele niedobrych rzeczy, lecz nie posiadałem siły, aby przeciwstawić się temu. Im więcej zgłębiałem naukę Jesusa, tym większa była moja wewnętrzna rozpacz.
Kiedy dowiedziałem się o Bruno Groeningu przyjąłem wszystko bardzo sceptycznie, lecz zanim dane mi było zdecydować się na wprowadzenie do nauki Bruno Groeninga, z dnia na dzień byłem w stanie skończyć z paleniem i alkoholem. Po wprowadzeniu (tutaj pokazano mu, jak może przyjmować uzdrawiający prąd; patrz rodział 9) doznałem w moim życiu wielkiej odmiany. Nagle posiadałem siłę do zmiany życia tak, jak chciałem tego od dłuższego czasu, lecz nie byłem w stanie tego zrealizować. Przeżyłem prawdę słów z modlitwy "Ojcze nasz”: "Twoja jest siła”. Dzięki Bruno Groeningowi doświadczyłem, iż istnieje boża siła i przez przyjmowanie uzdrawiającego prądu uzyskałem rzeczywiście moc do ukierunkowania mego życia według nauki Chrystusa”76
Z biegiem czasu został on uwolniony od męczących cech charakteru. Obecnie odczuwa w sobie nieznany wcześniej pokój i odnalazł zaufanie do siebie. Założył rodzinę, co było wcześniej nie do pomyślenia i jest ojcem trojga dzieci. Nie pije więcej alkoholu; zniknęła chęć na papierosy. Automaty do gry nie mają więcej nad nim władzy. Znalazł siłę do tego, aby wypowiadane przez niego słowa wypełnione były dobrem. Thomas Eich przeżył również uzdrowienie ciała. Od dziesięciu lat musiał nosić okulary o sile szkieł + 3,5 dioprii (obustronnie). Po pewnym czasie, kiedy rozpoczął pobierać uzdrawiający prąd, przeżył uzdrowienie obu oczu. Obecnie nie potrzebuje żadnych okularów. Najważniejszą dla niego sprawą stało się odzyskanie wiary w Boga.
"Trudno mi było uzmysłowić sobie, że tego niepojętego, pozornie dalekiego ducha można przeżywać w sobie tak bezpośrednio i uszczęśliwiająco, jak stało się to możliwe dzięki Bruno Groeningowi i dzięki przyjmowaniu uzdrawiającego prądu.
Gdyby ktoś powiedział mi o czymś takim wcześniej, to podarowałbym temu komuś tylko drwiący uśmiech. Teraz jest inaczej. Odczuwam Boga jako kochającego Ojca. Jest On tylko światłem i miłością. Nie można tego wyrazić słowami, lecz trzeba to przeżyć. Jestem wdzięczny z całego serca Bruno Groeningowi, że dzięki jego pośrednictwu mogłem nie tylko wyzdrowieć, lecz dane mi było również odzyskać żywe połączenie z najwyższym światłem we mnie”77
Podsumowanie
W tym miejscu chciałbym podsumować wszystko, co zostało dotychczas napisane.
Podstawy nauki Bruno Groeninga można ująć w następujących, krótkich słowach:
"Mogę pomóc człowiekowi znaleźć drogę do dobra, lecz nie mogę odebrać mu decyzji o tym, ani zmusić go do dobra. Każdy musi znaleźć swoją drogę.”78
Bruno Groening pokazał ludziom poszukującym uzdrowienia, jak mogą przyjmować tę uniwersalną, uzdrawiającą siłę, lecz każdy musi to robić sam. Wytłumaczył ludziom prawa duchow i potęgę myśli, ostrzegał dobitnie przed każdą negatywną myślą i kierował uwagę swoich słuchaczy na ich ciało i odczucia, aby mogli rozróżniać między różnymi rodzajami myśli. Jednak zadaniem każdego pojedyńczego człowieka jest zamiana rad Bruno Groeninga w czyny.
On mówił:
"Musicie Paćstwo kierować się tym, kierować się dobrem, tj. słuchać dobra, którego my wszyscy powinniśmy słuchać, do którego my wszyscy należymy. Musimy to czynić! Każdy człowiek sam w stosunku do siebie ma taką powinność. Jeżeli jednak ktoś nie słucha, to: Komu nie można doradzić, temu nie można pomóc.”79
To wszystko zależy ciągle tylko od danego człowieka, czy nawróci się, lub czy przynajmniej chce się nawrócić, wtedy dzięki pośrednictwu Bruno Groeninga może przyjąć ową bożą siłę. Poprzez to potęguje się w nim siła do nawrócenia się ku Bogu i do myślowego odseparowania się od wszelkiego zła. Poprzez występujące regulacje ciało i dusza zostają uwolnione od negatywów, którą przyjął przez myśli, a które zagnieździły się w duszy i spowodowały zakłócenie, jak Bruno Groening nazywał chorobę.
Kiedy nastąpiło uzdrowienie, to oznacza, że został uczyniony pierwszy krok. Uzdrowiony człowiek powinien nadal zwracać uwagę na swoje życie myślowe (aby zachować uzdrowienie). Przy tym uzdrowienie nie jest żadnym procesem mechanicznym; człowiek nie został zwolniony z tego, aby nadal prosić Boga o wyzwolenie od następstw działania negatywnych sił w ciele i w duszy. W oczach Bruno Groeninga uzdrowienie pozostaje w końcu ciągle jako akt łaski bożej.
Człowiek, który postępuje według nauki Bruno Groeninga, przeżywa nie tylko uzdrowienie, lecz także doznaje pomocy. Na przykładzie własnego ciała i życia może przekonać się o wszechmocy Boga. Zatem rośnie wiara w dobro, w Boga, coraz bardziej rośnie wiara w Boga w nim samym. A ponieważ przyjmuje do siebie dobro, więc coraz bardziej wypełnia go pokój, miłość, radość i zadowolenie. Muszą ustępować rozpacz, strach, niepokój, oraz inne owoce negatywnych myśli. Człowiek podbudowuje się duchowo i cieleśnie.
Bruno Groening:
"Podbudowanie duchowe oznacza, że człowiek odbiera znowu poprzez duszę, którą Bóg dał jego ciału, poprzez którą może on odbierać bożą przesyłkę”80
Ciało człowieka i jego uczucia wskazują mu coraz to wyraźniej zło i dobro, i człowiek uczy się zamykać na negatywne myśli i uczucia. Rozpoczyna się owa wewnętrzna droga i każdy powoli, ale pewnie, uświadamia sobie, dlaczego żyje na Ziemi. Zaczyna zauważać, że chodzi tu o dużo więcej, aniżeli tylko o zaspokojenie potrzeb ciała. Człowiekowi staje się coraz bardziej jasne, czym dysponuje w postaci swoich myśli i przede wszystkim swoich decyzji i swego sposobu postępowania. Znika ograniczona świadomość pospolitego człowieka, i widzi on siebie jako człowieka w środku akcji o kosmicznych rozmiarach. Jego duch zaczyna się budzić.
Zło i dobro - świetą walka w ludzkiej duszy
Z poprzednich rozpatrywań widać wystarczająco wyraźnie, że myśli są działającymi siłami duchowymi. Istnieje bardzo duża ilość myśli. Przy dokładniejszej obserwacji ich specyficznego wpływu na człowieka można rozróżniać pomiędzy działaniem konstruktywnym, a destruktywnym. Z tego też powodu mówię o myślach pozytywnych i negatywnych.
Do udowodnienia jest wyraźny związek między negatywnymi myślami i chorobami człowieka jako następstwem. Tak samo można mówić o zdrowotnym, uzdrawiającym wyniku działania pozytywnych myśli.
Lecz dlaczego myśl negatywna działa w sposób szkodliwy na człowieka, i dlaczego myśl pozytywna działa w odwrotny sposób? Musi to być następstwem siły duchowej znajdującej się w myślach. A więc jest sensowne, aby mówić o pozytywnych, o ożywiających i o negatywnych, paraliżujących i niszczących siłach duchowych.
Jest nie do przyjęcia pojęcie naukowców, którzy widzą w myślach nic więcej jak następstwo procesów elektrochemicznych. Zaprzecza temu jasno dowiedziony fakt, iż myśli mogą być przesyłane od jednego człowieka do drugiego i to w warunkach, które zaprzeczają wszelkim znanym prawom dotyczącym promieniujących fal (patrz rozdział 4).
Kto już raz konfrontowany był z przemianą ludzkiego ciała przed i bezpośrednio po śmierci, u tego przypuszczenie przerodzi się w wewnętrzną pewność, że człowiek jest czymś więcej, niż tylko ciałem. Ma się wyraźne wrażenie, że w czasie śmierci jak gdyby uchodziło coś z ciała człowieka, coś, co stanowi o jego istocie. Pozostające ciało daje raczej wrażenie pewnej otoczki, od której poprzez "śmierć” oddzieliło się to coś.
Jeśli chce się przybliżyć do istoty istnienia człowieka, zachodzi potrzeba, aby oprócz ciała przyjąć także dalsze poziomy, które są nośnikiem myśli, życia, uczuć i właściwego charakteru człowieka.
Bruno Groening widział to tak:
"Człowiek jest duchem, posiada duszę i żyje w tym życiu na Ziemi w ciele.”81
Bruno Groening widział ciało jako narzędzie, dzięki któremu człowiek może działać w świecie materialnym. Narzędzie to jest prezentem od Boga, lecz wymaga kontaktu z duszą i duchem, aby móc istnieć jako widzialna, zewnętrzna forma człowieka. Przez śmierć człowiek oddziela się od jego narzędzia. To rozpada się wkrótce na czynniki pierwsze, pozbawione ożywiającej i nadającej formę siły.
W zjawisku śmierci objawia się jasno i wyraźnie duża zależność ciała od ducha i duszy, których oddzielanie się powoduje rozpad cielesny. W ten sam sposób zauważalny jest stosunek zależności w działaniu pozytywnch i negatywnych myśli na ciało podczas życia.
Skąd przychodzą myśli, które, widocznie wypełnione różną siłą, szkodzą, lub służą człowiekowi? Czy pochodzą one z umysłu człowieka, tj. czy tworzy je ludzki umysł sam z siebie, czy też przypływają one do niego z wyższego źródła?
Powodując się tym rozpatrzmy bliżej działanie myśli w człowieku. Przy pilnej obserwacji wpada w oko, iż negatywne jak i pozytywne myśli posiadają pewne charakterystyki, które mogą przypominać rysy charakteru przeciwstawnych istot.
Negatywne myśli często napierają wręcz na usposobienie człowieka i męczą go poprzez różnorodnie obrazy niepowodzenia, jak gdyby chciały zmusić duszę do wpuszczenia ich, aby wypełniona została strachem, zakłopotaniem, lub nienawiścią.
Normalnie człowiek nie przyciąga ich do siebie; one po prostu istnieją i w swej treści przeciwstawiają się często jego własnym celom i pragnieniom, niweczą nieraz wszelkie osobiste szczęście. Wielokrotnie można nawet dojrzeć planowe działanie, które stale nastawione jest na to, aby poprzez pewne myśli wzbudzać uczucia zazdrości, złości, żądzy władzy i pieniędzy itp., i w ten sposób niszczyć ludzkie więzi, zaufanie i miłość.
Kto chciałby nosić w sobie takie myśli? Mimo to napływa ich tak dużo i jeżeli podaruje im się poprzez wiarę w nie mały palec, chwytają całą dłoń i mają pozornie swoje zadowolenie w psychicznym cierpieniu męczonych ludzi. W niektórych ludziach stają się one tak silne, iż zabierają im wszelką możliwość wolnej decyzji, niszczą osobowość i całe duchowe życie, całą siłę człowieka wiążą ze sobą. Nazywa się to nałogiem.
Natomiast całkowicie inaczej wyglądają pozytywne myśli. One nigdy nie narzucają się umysłowi ludzkiemu, są raczej delikatnym powiewem, pomocną dłonią.
Wywołują oswobadzające, przyjemne uczucie, respektują jego wolną wolę; i trzeba wręcz starać się, by je w sobie zachować, bo inaczej odpływają one z umysłu człowieka.
Często wypełniają człowieka serdeczną miłością, obdarzają w największej potrzebie nieoczekiwanym pokojem i wskazują odpowiedzi i rozwiązania, których szukający duch człowieka nigdy nie znalazłby sam z siebie.
Wielu mówi o natchnieniu, inni nazywają to intuicją; jakieś wydarzenie, o którym może każdy opowiedzieć, kiedy np. nagle zawiłe stany rzeczy stają się nieoczekiwanie, jakby we śnie, zrozumiałe. Zdarza się, że wiedza, którą człowiek życzy sobie zdobyć, ale do której nie miał jeszcze dostępu, nagle w myślach staje się dla niego łatwo osiągalna i widocznie dotarła do niego z nieznanego źródła.
Kurt Allgeier pisze w jego książce "Der Wuderheiler” - "Cudowny uzdrowiciel":
"Rzeczywiście wielu naukowców, techników, a nawet artystów, pisarzy mówi, iż rozwiązania jakiegoś problemu, który ich dręczył, przyszły do nich we śnie, lub też w jakiegoś rodzaju śnie na jawie. Nierzadko zdaża się, że jakiś wynalazek, lub naukowe poznanie odkrywane jest jednocześnie w różnych zakątkach świata.
Już Sokrates uczył:
" Jestem zdania, iż poeci tworzą swoje dzieła nie dzięki ich mądrości, lecz dzięki nadzwyczajnej mocy natury i inspiracji, jak wróżbici i prorocy, którzy czasami mówią wiele pięknych rzeczy, lecz nie rozumieją co mówią.”
Wolfgang Amadeusz Mozart opowiadał:
"W mojej fantazji słyszę fragmenty mojej muzyki nie po kolei, lecz wszystko na raz. Jakaż to jest radość, nie mogę tego opisać. Jeśli powodzi mi się dobrze, kiedy jadę w moim powozie, lub spaceruję, lub też nocą, kiedy nie mogę spać, zaczynają napływać do mnie myśli. Nie mogę powiedzieć, skąd się biorą, lub czegoś więcej na ich temat”82
Byłoby mało sensowne, aby świadomość człowieka uznawać za źródło myśli. Goethe i Mozart "uzyskali” wiele ich wspaniałych dzieł bez dłuższych przemyśleń na płaszczyźnie umysłowej.
Mieli oni widocznie dostęp do wiedzy, która była czymś więcej, niż suma ich osobistych doświadczeń. Niezależnie od siebie oświadczyli obydwaj z przekonaniem, iż ich dzieła nie pochodzą od nich.
Te obserwowane związki stają się dopiero zrozumiałe, jeśli źródło myśli widzi się "poza” indywidualnym umysłem ludzkim. W ten sam sposób, jak dowiedziona jest już możliwość przekazywania myśli od jednego człowieka do drugiego, tak można by wyobrazić sobie przekazywanie myśli z wyższych płaszczyzn istnienia, które niejednokrotnie odczuwane są przez ludzi jako natchnienie.
Jednakże zawsze myśli biorą początek w duchu. Wychodząc z tego założenia konieczne jest przyjąć egzystencję ducha, który może sam z siebie tworzyć myśli, egzystencję źródła z którego dostępne są dla ludzi myśli i wiedza, które mogą daleko przekraczać osobiste poznanie i wiedzę.
Bruno Groening poznał te powiązania i był w stanie prostymi słowami przyswoić je swoim słuchaczom. Uświadamiał ich, że człowiek nie jest w stanie sam z siebie tworzyć myśli, jest jedynie zdolny do przyjmowania myśli dzięki swojej woli. Myśli są człowiekowi przysyłane; on jest odbiorcą i jednocześnie nadawcą, gdyż może te odebrane myśli po-myśleć i dalej przesłać. Człowiek może za pomocą siły, którą ma do dyspozycji, nie tylko przyjmować do siebie myśli, lecz wyrażać je słowami, zapisywać, lub przekształcać je w czyn za porednictwem ciała.
Poezja Goethe'go jest przekazywana przez mówione, lub pisane słowo i może być przyjęta przez innych ludzi, następnie może być przez nich przerobiona w słowa, lub może być okazją do pewnego zewnętrznie, widocznego czynu. Niejeden człowiek, który wierzy, iż wspaniały wiersz, lub przepiękna muzyka pochodzą od Goethe'go lub Mozarta, zapomina, że oni sami przyznali się do pochodzenia ich dzieł z nieznanego źródła.
Podłoże ludzkiego myślenia uwydatnia się w sposób przenośny w jezyku niemieckim w takich typowych zwrotach jak: "Naszła mnie myśl” lub "po-myślę”.
Przy tym należy w tym miejscu jeszcze nadmienić, iż nie jest to zupełny przypadek, kto odbiera pewne myśli z wysokich sfer, a kto nie. Ludzkie dzieła wysokiej jakości twórczej wymagają co prawda kierującego impulsu z bożego świata myśli, lecz rówież odpowiedniego charakteru ludzkiego, który może te impulsy przyjąć, ale który nadaje im wyraz odpowiadający jego naturze. Człowiek nie jest marionetką Boga, lecz odzwierciedla boskie światło w świecie materialnym odpowiednio do własnego charakteru tegoż człowieka.
Jeśli można wyjść z tego założenia, że myśli są słane człowiekowi z wyższego źródła, to byłoby ważne, aby poznać więcej naturę tego źródła.
Bruno Groening zdobył swe poznanie bez studiów na wyższej uczelni; sama jego głęboka religijność umożliwiała jemu dostęp do duchowych zakresów istnienia ludzkiego.
Był on przekonany, iż człowiek znajduje się między dwiema potęgami. Po jednej stronie jest Bóg, źródło wszelkiego dobra, źródło życia, po drugiej stronie przeciwny biegun duchowy Boga, "zło”, lub szatan. Bruno Groening uznawał bezkompromisowo, że Bóg jako szczyt wszystkich dobrych sił, tak samo jak "ten zły” jako szczyt sił negatywnych, jest konkretną istotą. Rozwój człowieka odbywa się w polu napięć tych przeciwnych sił duchowych, przy czym jak później zostanie pokazane, zło wbrew jego zamiarom służy jednak celowi Boga.
Z bożego świata myśli, tj. myśli biorących początek z Boga, pochodzą wszystkie dobre myśli i uczucia. Bóg przysyła ludziom bez przerwy Jego myśli. W ten sam sposób działa na ludzkiego ducha przeciwnik Boga. Jako duchowe istoty pozostają one niewidoczne dla cielesnych zmysłów człowieka. Językiem ducha są myśli i człowiek odczuwa w sobie te myśli, w normalnym przypadku bez widzienia źródła.
Bruno Groening mówił w jego wykładzie:
"Bóg stworzył człowieka jako istotę piękną, dobrą i zdrową. I On chce człowieka takim zachować. Początkowo ludzie byli całkowicie połączeni z Bogiem; istniała wtedy tylko miłość, harmonia i zdrowie; wszystko było jednością. Lecz kiedy pierwszy człowiek posłuchał głosu, tego złego, który przemawiał z poza tej jedności, wtedy zerwane zostało to połączenie i od tego czasu Bóg jest tutaj, a człowiek tam. Między Bogiem i ludźmi powstała duża przepaść. Nie ma połączenia. Pozostawiony sobie człowiek może być jak chce wierny i modlić się, mimo to będzie atakowany na jego drodze życiowej przez zło i ciągnięty w dół. Na waszej drodze życia dotarliście tam, na dół. Przeżywacie nieszczęścia, bóle, nieuleczalne choroby. Mówię wam, nie zstępujcie jeszcze głębiej: wzywam was do wielkiego nawrócenia się! Wspinajcie się wyżej, a ja zbuduję wam nad przepaścią most! Zejdźcie z drogi cierpienia na bożą drogę! Na tej drodze nie istnieje cierpienie, bóle, choroby nieuleczalne; na tej drodze wszystko jest dobre. Droga ta prowadzi z powrotem do Boga!”83
Spór między pozytywnymi, a negatywnymi myślami w umyśle staje się w nauce Bruno Groeninga walką Boga ze "Złym” a człowieka. Każdy człowiek sam decyduje przez rodzaj przyjmowanych myśli, które obdarowuje wiarą, czy jest połączony z Bogiem, czy z negatywami.
Opisane już przedtem charakterystyki pozytywnych myśli pokazują istotę Boga. On nie narzuca się, lecz raczej puka cicho w drzwi ludzkiego serca z nadzieją, iż uwierzy się Jego słowom.
"Zły”, ów głos, który poza jednością Boga z ludźmi jest "słyszalny” w negatywnych myślach człowieka, narzuca najczęściej swoje myśli umysłowi człowieka, i chce wymusić wiarę.
On chce związać człowieka przez jego myśli z zewnętrznym światem w innym świetle i wymusić na nim, aby człowiek zapomniał swoje wyższe pochodzenie i zadania poprzez pogrążenie się w morzu strapień i przez pragnienia ograniczone jedynie do widzialnego poziomu istnienia. Niezmordowanie przeciwstawia on każdej dobrej, trzymającej się wiary myśli człowieka dużą ilość myśli pełnych powątpiewania i próbuje wszystkiego, aby zniszczyć wiarę w dobro w człowieku i w ten sposób chce jemu zabrać jego połączenie z bożym źródłem myśli.
Bruno Groening powiedział w jednym z wykładów:
"Człowiek nie wie już, że Bóg przemawia do niego, że Bóg przeznaczył dla niego tak dużo, i że on tego nie przyjął i nawet dzisiaj jest on ledwie w stanie, aby to przyjąć, ponieważ opiera się i ciągle obcuje ze złem. Ciągle na nowo człowiek ma połączenie ze złem. Ciągle na nowo napływają złe myśli. Ciągle na nowo człowiek zajmuje się tym, co odczuwa w swoim ciele jako nieszczęście”84
Człowiek znajduje się w każdej chwili pod duchowym kierownictwem. Jest prowadzony poprzez jego myśli, albo przez dobro, albo przez zło.
Bruno Groening opisywał to w ten sposób:
"Nie ma nikogo bez przewodnika. Jest ich dwóch, tj. jeden, który zwodzi, a drugi, który wiedzie”.85
Również tutaj Bruno Groening przedstawił wyraźnie duchowy rozwój wypadków dzięki porównaniu z odbiornikiem radiowym. Odbiornik nastawia się na pewną długość fal, aby można było odebrać odpowiednią audycję. Jak długo odbiornik jest nastawiony na tę stację, tak długo nie będzie słychać innej stacji. Dopiero jeśli przestroi się odbiornik na inną falę, można odebrać audycję innej stacji.
W ten sam sposób człowiek dzięki jego woli może się otworzyć wobec dobrej myśli, tj. nastawić się na przesyłkę od Boga, lub nawiązać połączenie z myślową przesyłką od negatywnego ducha. Kto jest wypełniony negatywnymi myślami, tj. otworzył się wobec przesyłki ze strony siły negatywnej, ten będzie w tym samym momencie niedostępny dla dobrych myśli. Najpierw w oparciu o własną wolę musi się on "opróżnić”, odseparować od negatywnych myśli, aby móc wyczuć ową "bożą stację”
Bruno Groening mówił na ten tamat:
"Czy powinienem was okłamywać, czy powinienem mówić, że tutaj zależy wszystko od jednego, ode mnie? Nie, Przyjaciele, to zależy od Was, jak przyjmujecie to dobro! Kiedy możecie je przyjąć? Nie wcześniej zanim nie odseparujecie się sami od zła, dopóki nie będziecie mieć z nim nic wsólnego. Wcześniej nie dojdzie do przyjęcia dobra! Wcześniej jest to niemożliwe! A więc otwórzcie wasze serce; wydalcie naprawdę wszystko! Precz z wszelkimi zmartwieniami i nieszczęściami! Większość ludzi nie robi nic innego - to stało się już nawykiem - jak tylko produkuje nowe strapienia”86
Każdemu człowiekowi jest wolno wybudować duchową ścianę między nim a Bogiem i przez każdą negatywną myśl, negatywne słowo i każdy zły czyn umacniać ten mur. Bóg podporządkowuje się wolnej woli człowieka. On jej nie łamie. Jeśli człowiek obdarowuje wiarą "ten inny głos”, Bóg wycofuje się. Ten drugi głos jest tym, co zabiera ludziom zbawienie, jeśli zwracają się w jego stronę.
Bruno Groening przez swoje słowa przybliżył działanie Boga, który stał się wielu ludziom obcy, który najczęściej umiejscawiany jest w odległych sferach w niebie. Przeciwstawny biegun Boga, wielokrotnie ośmieszany jest jako postać z bajki, a poprzez Bruno Groeninga stał się namacalnym przeciwnikiem ludzkości.
Prastara jest wiedza o podłożu zła i dobra w życiu człowieka. Wiele ludów intuicyjnie rozpoznało w tym działanie pozaludzkiej siły i przyznają się również do tego przekazy chrześcijańskie.
W Nowym Testamencie Bóg ukazuje się jako Ojciec ludzi; jest On przedstawiany jako konkretna osoba, do której można się zwrócić. Negatywny duch jest opisywany jako osobowa postać na czele ciemnych, zagrażających sił. Autorzy biblii widzą w nim wroga i przeciwnika Boga; jest on od początku uwodzicielem, mordercą, szatan, diabeł, książe tego świata. W przekazach chrześcijańskich widzi się w tym negatywnym duchu odszczepionego od Boga, najwyższego anioła Lucyfera, razem z jego świtą.
Jest to również ten duch, który zwodził Jezusa na jego drodzie zbawienia i który przedstawiany jest w Starym Testamencie jako wąż, który skusił Ewę do wykroczenia wobec bożego porządku. Ewa uległa pokusie; Jezus przezwyciężył pokusę, oddzielając się z całą stanowczością od negatywnych podszeptów i kuszenia, zachowując w ten sposób połączenie z Bogiem.
W osiemnastym wieku w ramach procesu uświadomiania oddalono się od przekazów chrześcijańskiego objawienia. "Rozsądne myślenie” i "zdrowy rozsądek” stały się miarą wszelkich rzeczy; a egzystencja osobowej, negatywnej siły duchowej została zbagatelizowana jako relikt średniowiecza.
Spoglądając wstecz na historię, jest to oczywiście zrozumiałe, ponieważ ilekroć pomyślimy tylko o czasie procesów czarownic, w tym okresie ów negatywny duch był prawną legalizacją prześladowania i potępiania innych ludzi. Miliony niewinnych ludzi było męczonych i palonych w ramach inkwizycji (patrz rodział 7).
Jest jednak bardzo niebezpiecznie zaprzeczać istnieniu siły, która każdego dnia w coraz to bardziej alarmującym stopniu daje dowody o swojej egzystencji. Tylko w naszym stuleciu miliony pomordowanych ludzi tworzą potworny pomnik przestrogi przed niszczącym działaniem negatywnego ducha, który w do tej pory nieznanym rozmiarze prowadzi człowieka przeciwko człowiekowi i przez złudę władzy, pieniądza, przez religijny, lub ideologiczny fanatyzm przeistacza ludzi w bezlitosne bestie.
Teolog prof. Adolf Köberle naświetlił ten temat w sposób wywierający silne wrażenie w swoim dziele "Das Böse und der Böse. Zwei Uberzeugungen im Widerstreit” ("Zło i zły. Dwa przeciwstawne przekonania”). On widzi również w średniowiecznej, okrutnej praktyce inkwizycji powód w dzisiejszym, szerokim wyparciu się istnienia osobowej, negatywnej mocy i opisuje zmiany, które poprzez to od okresu Oświecenia zaszły we wszystkich zakresach życia społecznego:
"W dobrym towarzystwie istnieje teraz niepisane prawo, aby ten nieszczęsny temat pomijać. Gdy zdarza się jeszcze, że ktoś w rozmowach poruszy ten temat, wtedy można się z tego śmiać z politowaniem, lub oburzeniem. Diabeł ma zniknąć natychmiast ze szkół, z uniwersytetów, z fakultetów prawnych i medycznych, z pedagogiki i psychologii, a tym bardziej ze wszystkich nauk ścisłych. Teologia bierze również udział w ogólnym zatajeniu tego tematu. Diabeł nie występuje więcej w kazaniu i duszpasterstwie. Daremnie szuka się go w dogmatycznych rozprawach. Kto przywiązuje do tego wagę, aby zachować swoją naukową reputację, będzie się wzbraniał, aby uznać rzeczywistość istnienia tego antagonisty”87
Jednoznaczne wyznanie Jezusa i pierwotnego chrześcijaństwa jeśli chodzi o istnienie pewnej negatywnej siły osobowej, której istnienie potwierdzał również Marcin Luther, jest interpretowane przez szerokie kręgi liberalnych teologów jako czasowo uwarunkowane, błędne wyobrażenie.
Modele nowoczesnej psychiatrii i psychoterapii zastępują stare poznania o działaniu pozaludzkiej siły.
Mimo to w późniejszym okresie czasu znajdują się jeszcze teolodzy, którzy przypominają sobie o biblijnej ideologii i traktują ją w poważny sposób. Do nich zalicza się teolog z Tübingen Karl Heim. On wyznaje otwarcie rzeczywistość istnienia negatywnej siły osobowej i opisuje życie Jezusa jako stałą walkę ze śmiertelnym wrogiem Boga.
Podobną postawę można zaobserwować u teologa Emila Brunera.
Prof Köberle wyraża się tak:
"Według przekonania Emila Brunnera to indywidualne zło w sercach ludzi nie wystarcza do pojęcia głębi zła. To, co wywiera wrażenie na każdym myślicielu, to fakt że: Siła ta działa planowo i jest sterowana. Za tym wszystkim jest w działaniiu centrala o obszernej mądrości. Ona wychodzi z założenia, że: Na ziemi nie może być pokoju, ciągle muszą być wywoływane jakieś nowe wojny. Już w ciele matki muszą być zabijane, nikt z młodzieży nie powinien wyrastać w zdrowiu cielesnym i duchowym, młodzież musi być zdegenerowana, nie powinno istnieć stworzenie, które nie zostałoby zniszczone, stworzenie powinno być zniszczone, aż do jego elementarnych wartości. To, że niegodne, nadwyraz doczesne żądze nabierają dla nas prawie nadziemskiego blasku, który upaja, jest według Brunnera również dowodem strategii tego wielkiego oszustwa.”88
Podobnie wyraża się Wilhelm Stählin, profesor na uniwersytecie w Münster, biskup w Oldenburgu. On jest tego przekonania, jak pisze prof. Köberle, iż człowiek nie jest żadną zamkniętą w sobie wielkością, lecz dzięki jego woli może się otworzyć wobec świata prawdy i miłości, ale jest w stanie w ten sam sposób otworzyć się pokusie. Człowiek jest sam dla siebie polem walki, walczą o niego dwie przeciwne siły, przy czym nie jest wcale obojętne, jak zachowuje się człowiek z własnego wyboru w stosunku do tych duchowych wpływów. Otworzy się wobec sił negatywnych, będzie mógł wkrótce stwierdzić, że udał się w bolesną niewolę, z której nie może uciec o własnych siłach.
Prof. Stählin kładzie szczególny nacisk na to, aby dokładnie określić różnice wpływu sił negatywnch i pozytywnych. Siły ze świata prawdy i miłości są pełne rezerwy, podczas gdy siły negatywne są odczuwalne jako natarczywe. One szturmują bez pytania dom i zabierają ofierze jej całą siłę. Człowiek potrzebuje, tak pisze prof. Stahlin, wrażliwego słuchu na owe "ciche, dostojne werbowanie anioła”; i potrzebuje "zdecydowanego ducha do odparcia owego atakującego ducha ze świata zła”89
Dla człowieka jest błogosławieńswem, jak podkreśla prof. Stählin, jeśli z pełnym zdecydowaniem zamyka swoją duszę wobec wpływu nagatywnej mocy i otwiera się dla dobrych sił, ponieważ przyjmowanie nagatywnych i pozytywnych myśli, a także przetrasponowanie ich na słowo i czyn, ma daleko idące konsekwencje dla życia i losu człowieka, które znaczenie przekraczają momentalne samopoczucie cielesne.
Już Laotse zauważył to przed 2500 laty i wyraził to w następujących słowach:
"Człowiek ma w ręku wszystko, aby kierować swoim losem, w zależności od tego, czy poprzez jego zachowanie podda się on działaniu błogosławiących sił, czy też niszczących sił”90
Każda, przyjmowana przez człowieka myśl, oddziaływuje według tkwiącej w niej duchowej siły, na wszelkie warunki jego życia. Myśli są duchowymi nasionami, które w tym rozmiarze, w jakim wypełnione są one siłą wiary i przekonania człowieka, mogą się uwidocznić w świecie materialnym jako szczęście, lub nieszczęście, zdrowie, lub choroba itp.
W ten sposób człowiek staje się twórcą w oparciu o wolę Boga w wyznaczonych przez Niego ramach. Człowiek może dane mu siły życiowe, ale również i siły twórcze wykorzystywać do tego, aby wypełniać myśli siłą i życiem, które mają źródło w Duchu Bożym, lub też przeciwstawiają się porządkowi bożemu. Jeśli wiąże on swojego ducha poprzez dobre myśli ze sferą Boga, wtedy będzie do niego napływać ponownie boża siła. Jest wtedy podobny do jeziora, do którego stale dopływa świeża, przejrzysta woda, dzięki czemu może ono z nadmiaru zaopatrywać w wodę szerokie połacie ziemi. Woda tego jeziora jest przejrzysta, przez co odbija się w nim niebo.
Przez negatywne myśli człowiek "marnuje” tę daną jemu siłę i kuje stale łańcuchy, które kiedyś zakują go w bolesną niewolę, z której nie będzie mógł uwolnić się o własnych siłach. Pewna tama zagradza dopływ źródlanej wody do jeziora i staje się ono wtedy bagniste, jego woda staje się mętna, życie w nim ginie, jego dno będzie stęchłe i czarne.
Co Bóg ma zrobić, kiedy człowiek z niewiedzy, lub złośliwości zamyka się wobec Niego? Musi przypatrywać się, jak człowiek wymyka się spod Jego prowadzenia i poprzez to nie może więcej rozumieć Jego wołania, aż dopiero poruszony przez cierpienie i nieszczęście jako odczuwalne skutki jego zachowania, zaczyna znowu wołać do Boga. Często dopiero w potrzebie jest on zdolny przyjąć przekaz, który w takiej sytuacji Bóg wysyła mu, np. przez słowa bliźniego, i chwyta go ratującą ręką.
Bruno Groening akcentował:
"Tutaj zależy od samego człowieka, aby dbał o siebie samego, o jego ciało. Czerpie on siłę Boga pozostaje pod bożym przewodnictwem, wtedy posiada on ochronę. Wypada spod tego prowadzenia, wtedy nie ma ochrony.”91
"To nie jest tak, jak ludzie wierzą, że choroba jest karą bożą. Można to porównać z przypadkiem, kiedy dziecko opuszcza dom rodzinny. Wówczas rodzice nie mogą opiekować się nim, nie są w stanie chronić ich dziecka. Tak samo my opuściliśmy naszego Ojca. Nie powinniśmy zapominać, że sami jesteśmy dziećmi Boga. On może nam pomóc! On pomoże nam jeśli znowu odnajdziemy do Niego drogę.”92
Bruno Groening przez jego otwarte wypowiedzi na temat podstaw zła, lub dobra nie chciał wzbudzać lęku, lub przygotowywać podłoże do rozwoju fanatyzmu religijnego, lecz zależało mu na pokazaniu ludziom pomocnej drogi z nieszczęścia i cierpienia.
Obecna sytuacja światowa ukazuje z dramatyczną wyrazistością, iż niewiedza ludzka o możliwości negatywnej siły ma okrutniejsze następstwa, aniżeli trzeźwe wytłumaczenie tego tematu.
Naturalnie należy tutaj jak najbardziej ostro oskarżyć, i tego nie można wystarczająco wyraźnie podkreślić, praktyki średniowiecznego kościoła. Przez inkwizycję kościół prześladował jakiekolwiek próby duchowego uświadomienia ludu, aby zachować własną władzę. Przez straszne metody postępowania tej inkwizycji, która czuła się upoważniona do niesienia ludziom nauki miłości Chrystusa, służyła ona nagatywnej władzy i rabowała wielu ludziom żywy dostęp do Zbawiciela i przygotowywała najlepsze podłoże dla rozwoju materializmu.
W dzisiejszych czasach istnienie przeciwnika Boga jest co prawda uznawane przez Watykan, lecz w poszczególnych parafiach zauważa się mało działań uświadamiających ludzi o działaniu ciemnej siły.
A właśnie w tym uświadamiającym działaniu kryje się najważniejsze zadanie obecnego czasu. Życie wewnętrzne każdego człowieka ma również pewne "publiczne” oddziaływanie. Tworzenie wszelkich wartości materialnych miało początek w myślach. Każdy dom, każda broń, zdobycze techniki, wszystko to miało swoją niewidoczną formę najpierw w umyśle człowieka, w jego myślach, zanim te myśli mogły przyjąć materialną formę przez odpowiednią pracę cielesną. Formy rozwinięte przez ludzki umysł działają znowu dalej w sposób pozytywny, lub negatywny na świadomość innych ludzi, służą ich rozwojowi ku dobru, lub złu! W ten sam sposób dotyczy to mówionego i pisanego słowa. Najbliższa niemiecka przeszłość i władza środków masowego przekazu są wyraźnymi dowodami oddziaływania myśli jednostek ludzkich na orientację duchową szerokich kręgów społecznych. Szeroka masa jest zwykle bezradnie zdana na nagatywne wpływy. Kto nie nauczył się patrzeć za kulisy, daje się ciągle łapać na obietnice, lub schlebiające słowa.
Nie tylko "Faust” Goethe'go, lecz także inne poezje dowodzą o ukrytym wpływie negatywnego ducha na społeczeństwo ludzkie. Takie dzieła jak "Merlin oder das wüste Land” Tankreda Dorsta lub "Ahasver” Stefana Heyma ukazują negatywnego ducha nie tylko jako wroga indywidualnego życia, lecz widzą w nim ponadto znaczącą siłę, która w ukryty sposób ma wielki wpływ na całą rzeczywistość socjalną.
Jak można uwolnić się z objęć nędzy i cierpienia?
Jak można chronić się przed działaniem fatalnego, silnego, negatywnego ducha?
"Zło jest potężne, lecz Bóg wszechpotężny.”93
"Kto jest na służbie Boga, będzie nie tylko wspierany przez Jego siłę, lecz także chroniony. Dzięki mocy Boga będzie mógł pokonać zło.”94
Poprzez powyższe słowa Bruno Groening niedwuznacznie tłumaczył swoim słuchaczom siłę, która rozrasta się w ludziach dzięki żywemu połączeniu z Duchem Bożym. Jest to siła, dzięki której możliwe jest pokonanie negatywów. On wzywa swoich słuchaczy, aby w ich życiu "panowali nad wszelkim złem” i wzywa ich do wspólnej walki przeciwko wrogowi wszelkiego życia:
"Prowadźmy wspólną walkę przeciwko złu, idźmy wspólnie drogą, która prowadzi wszystkich ludzi rzeczywiście do dobra”95
"Wzywam was do porządku! Chcę, abyście prowadzili zdrowe, dobre życie, jak ustanowił to Bóg, i abyście nie zadawali się z tym demonem, z tym łym, abyście nie tolerowalii go, nie, abyście go od siebie odrzucali! Jeśli będziecie to wszystko czynić, to bądźcie o tym przekonani, wtedy wszystko wygląda zupełnie inaczej, o wiele piękniej; dopiero wtedy rozpocznie się życie, tj. dopiero wtedy Bóg zaczyna działać w człowieku.”96
Poprzez swoje słowa Bruno Groening pragnie ukazać człowiekowi reguły gry w tej duchowej walce, którą prowadzi każdy człowiek. W większości zostały one już omówione, jednak w tym miejscu chciałbym je jeszcz raz podsumować:
- Człowiek winnien odseparować się wewnętrznie od wszystkiego, co odczuwa w swoim życiu jako zło, powinien myślowo odrzucić to wszystko i wysyłać złu dobre myśli. Nie powinien on nigdy odpowiadać złem na zło zarówno w myślach, jak i w uczuciach. Z tego powodu upominał już nawet Jezus:
"Miłujcie swoich wrogów ; czyńcie dobro tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tych, którzy was przeklinają; proście dla tych, którzy was zadręczają "97
- Podstawowym warunkiem tej walki jest regularne, świadome nastawianie się na siłę Boga, aby posiadać potrzebne energie do odpierania od siebie nagatywnych myśli.
- Człowiek nie może nigdy czegoś żądać; może jedynie wszystko osiągnąć dzięki woli Boga.
- Musi on być posłuszny Bogu i nie powinien łatwowiernie słuchać mniemań innych ludzi, a mianowicie poprzez swoje uczucie powinien badać wszystko, co dociera do niego z myśli i słów, i powinien zacząć pytać Boga w swoim sercu, a także uczyć się rozpoznawać przekazywane mu odpowiedzi i przestrogi, ponieważ strona negatywna jest często bardzo trudna do rozpoznania.
Życzenie uzdrowienia doprowadziło Hansa Georga Leiendeckera do nauki Bruno Groeninga. Gdy nastawiał się po raz pierwszy na uzdrawiającą siłę, otrzymał natychmiast uzdrowienie z długoletniej astmy. Wkrótce stało się dla niego jasne, iż Bruno Groening chciał przekazać ludziom dużo więcej, niż tylko cielesne uzdrowienie. Zaczął świadomie zamykać się na stronę negatywną i przeżył wiele pozytywnych doświadczeń, przez co wzmocniła się w nim wiara w moc dobra.
Przekazał mi następującą relację:
"To trwało pewien czas, zanim mogłem uwierzyć w istnienie "zła”, a raczej "tego złego”. Wydawało mi się to na początku wręcz średniowieczne i śmieszne w naszej "oświeconej erze”. Krok po kroku poznałem, gdzie tkwi powód całego zła na świecie, a mianowicie w "złym”, z czego na początku podśmiewałem się. Teraz już więcej nie widzę tylko zła we wszystkich ludziach i rzeczach, i nie wierzę w nie więcej, gdyż codziennie przeżywam, że Bóg jest silniejszy od wszelkiego zła, że On może zawsze pomóc i może wszelkie zło zamienić w dobro. Zamiast być pesymistą, jestem teraz pełen optymizmu i już więcej nie widzę przyszłości na czarno i beznadziejnie. Zamiast patrzeć i tolerować u moich bliźnich zło i ich złe nawyki, nauczyłem się powiedzieć to drugiemu człowiekowi z miłością ... Również zniszczenia środowiska nie są w stanie mnie przygnębić, gdyż wiem, że boża siła jest silniejsza od tej destruktywnej i dlatego nastawiam się codziennie dla całego środowiska”98
Kto rozpozna te powiązania, będzie się wzbraniał, aby osądzać człowieka nawet jeśli czyni on coś oczywiście złego, gdyż jest dla niego oczywiste, że człowiek nie jest sam w sobie zły, lecz jest narzędziem negatywnej siły duchowej.
Bruno Groening ujął to w następujących słowach:
"Człowiek jest i pozostanie istotą bożą, człowiek nigdy nie jest zły, lecz tylko ... jeśli opuści Boga, jeśli siebie zaniedba, ... może zostać owładnięty przez zło. Zło zapanuje nad nim, i wtedy musi mu służyć. To nie człowiek jest tym, który czyni zło, ale sam szatan."99
Zatem pierwszym obowiązkiem człowieka, który jest prześladowany przez swojego bliźniego, jest zamknąć swe serce przed wszystkim, co negatywne, przed negatywnymi rzeczami, na które ten bliźni się wyraźnie otworzył. Jeśli zostanie zwymyślany, nie powinień odzwajemniać się tym samym, lecz połączyć się świadomie z dobrą energią, by ten negatywny ładunek odrzucić od siebie i swojemu przeciwnikowi w myślach, albo w słowach przekazać dobro w spokoju i z całą stanowczością woli. W ten sposób chroni on sam siebie i pomaga swojemu bliźniemu uwolnić się od negatywów.
Bruno Groening na ten temat:
"Przyjaciele, nie bądźcie na niego źli! Być złym, oznacza, że przyjęliście zło."100
"Możecie spokojnie podejść do mnie i mnie spoliczkować, nie będę z tego powodu gniewał się na Państwa. Cieszę się, gdy mogę powiedzieć: `On teraz wyrzucił z siebie zło, teraz przyszła moja kolej, by w tym momencie przekazać mu dobro`"101
"Kocham moich nieprzyjaciół. Zło złapie się we własne sidła"102
Nie jest to żadną oznaką słabości, gdy się nie uderza z powrotem, kiedy nie odpłaca się tym samym, lecz świadczy to o głębokiej znajomości duchowych praw i wielkim opanowaniu.
Czytelnik szukający schematu do zastosowania w każdej sytuacji, w której konfrontowany jest z negatywną siłą pochodzącą od innego człowieka - dochodzi do przekonania, że nie istnieje jeden sposób postępowania według "schematu F", aby właściwie rozwiązać problematyczne sytuacje w życiu. Każda sytuacja jest inna i możliwe, że wymaga całkowicie różnych reakcji. Człowieka, który po prostu nie chce się zmienić, postępuje i wyraża się negatywnie, trzeba kiedyś odsunąć od siebie, aby ochronić samego siebie. Czasem potrzebne jest głośne stanowcze słowo, a czasem pomaga milczenie. Kto jednak zwraca uwagę na to, by jego serce pozostało wolne od wszelkich negatywów i reaguje zawsze z poczuciem spokoju, miłości i stanowczości - ten przeżyje, że w każdej sytuacji jego serce przekażaje mu to, co w danej chwili jest prawidłowe.
Tak samo człowiek, który źle myśli, mówi i czyni, nie jest złym człowiekiem, nie wolno błędnie uznawać chorego człowieka za złego człowieka. Założenie, że człowiek niszczy swą energię życiową poprzez negatywne myśli i czyny, a więc tworzy w sobie podłoże dla duchowego i cielesnego cierpienia, jest w zasadzie prawidłowe, ale jednak nie może ono doprowadzać w jakiejkolwiek formie do osądu chorego człowieka, gdyż my nie znamy powodu, dlaczego uległ on negatywnej sile; w większości przypadków następuje to nieświadomie. W niektórych sytuacjach wydaje się, że nie można uniknąć strachu, zmartwienia, litości i w oczach większości ludzi te odczucia uznawane są jako "naturalne", ponieważ jest im obce zaufanie do Boga, prazaufanie. Niezależnie od tego w dzisiejszych czasach niewiele osób potrafi w pełni panować nad własnymi myślami, a tym samym prowadzić życie w nieprzerwanej łączności z Bogiem. Wszyscy inni ludzie - jeśli posiedli już odpowiedni stopień wiedzy na ten temat - są mniej, lub bardziej na etapie pokonywania negatywnej siły.
Bruno Groening był zdania, że przeważająca część wszystkich ludzi, która uległa złu, jest ofiarą nieprzyjaznych wpływów środowiska, oraz własnej słabości, jednak w sercu tęsknią oni do dobra. Jednak w międzyczasie negatywna siła stała się na tyle silna, że pojedyńczy i nieświadomy człowiek jest wydany na jej wpływy. Wielu z tych ludzi, którzy z punktu widzenia medycyny szkolnej są uznani za zdrowych, noszą w sobie już wyraźnie zakłócenia systemów sterujących naszym ciałem, powstałe wskutek przyjęcia negatywnych energii poprzez myśli, słowa i czyny. W tym stanie wystarczy jakiś bodziec, by w układzie komórkowym organizmu objawiło się to w postaci choroby. Odporność ducha oraz odporność duszy i ciała stają się już od dzieciństwa w znacznym stopniu osłabione poprzez wielorakie wpływy w postaci słowa, czy obrazu. Wystarczy przyjrzeć się, jak szybko wiele dzieci i młodzieży załamuje się duchowo, gdy tylko stawia się przed nimi niewielkie zadania. Liczba samobójstw mówi sama za siebie.
Wiele ludzi przez dziesiątki lat nie miało siły przeciwstawiać się krewnym, albo rodzinie przez którą byli tyranizowani. Poprze kompleksy niższości, uczucie strachu, utajona aż do nienawiści złość, otwierają bezwiednie swoje serce negatywnej sile, która coraz ciaśniej zamyka wokół nich sieć cirpienia, nieszczęść i wszelkich życiowych kłopotów. Inni znowu czują się związani błędnie pojętym poczuciem obowiązku w małżeństwie, które stało się martyrium. Rok po roku są oni narażeni na negatywne energie emitowane przez partnera, który absolutnie nie chce się zmienić.
Ktoś inny np. przez długie lata obawiał się udaru mózgu, gdyż przeżyły go matka i babcia, i obawia się, że jego może spotkać to samo. Wówczas poprzez siłę swych myśli doprowadzi siebie do tego stanu, którego tak się obawiał.
Wrażliwi ludzie cierpią szczególnie, gdyż są oni wyczuleni nie tylko na dobro, lecz także na działanie negatywne. Otwierają swe serce z fałszywie pojętej dobroduszności wszystkiemu i każdemu, i mają trudności z zamknięciem się przed negatywnym działaniem, które często pdrzekazywane jest im od innych ludzi. Przyjmują w siebie kłopoty bliźnich, gdyż chcą wszystkim pomóc, mają zawsze nastawione ucho na wysłuchiwanie długich wywodów o krzywdzie innych ludzi. W większości przypadków przepojeni są wielkim współczuciem w stosunku do potrzebujących pomocy bliźnich, co doprowadza do wspomnianych katastrofalnych następstw w stanie własnego zdrowia. Bruno Groening często podkreślał, że każdy człowiek powinien mieć w sobie "zdrowy egoizm życia" i nie powinien nigdy zapominać o siebie. Nigdy nie można oddać więcej siły, niż się jej przyjęło, bo innaczej robi się "długi", i potem przyjdzie czas, że sami będziemy potrzebowali pomocy.
Wsród wrażliwych ludzi spotyka się też osoby, które bardzo szybko czują się urażone i łatwo biorą sobie coś do serca. Tacy ludzie pod wpływem np. złego słowa często długi czas cierpią - przeżywają to, podczas gdy inni o niewrażliwym usposobieniu przyjmują je bez znaczenia. Tacy ludzie muszą wielokrotnie wiele wycierpieć zanim nabędą odporności na negatywną siłę.
Natomiast inni ludzie nie są w stanie sami sobie wybaczyć osobistych błędów. Niektórzy czynią sobie długie lata wyrzuty i obciążają się niemiłosiernie przez te negatywne odczucia.
Ta lista mogłaby być przedłużana bez końca. Niezliczone przykłady świadczą o tym, że ludzie nieświadomie oddają się pod władzę zła.
Egoiści bez uczucia dla bliźniego myślą np. tylko o interesie, pieniądzach, lub beztroskim życiu. Tacy ludzie przez całe swoje życie trwaliby w fałszywych urojeniach, gdyby ich z tych więzów nie wyzwolił płomień cierpienia. Często dopiero cierpienie pomaga znaleźć drogę do wyższego celu i pozwala po uzdrowieniu zmienić całe życie.
Jeśli nawet ten związek z tym. co niedobre, przynosi tylko cierpienie, kłopoty i nieszczęście, to u podstaw fatalnego działania tej władzy należy jeszcze dojrzeć ukryty sens. Poprzez ból i cierpienie można przeżyć wewnętrzne dojrzewanie, które oderwie od złudy wielu materialnych życzeń i pozwoli poszukiwać wyższego sensu istnienia. Inni ludzie którzy nie musieli przez te stacje przechodzić pozostają często do śmierci uwięzieni w więzach materialnych, w więzach przyjemności życia - w stanie duchowej apatii. Aby te utajone powiązania wyraźniej zaznaczyć Bruno Groening spytał kiedyś słuchaczy, co ich do niego sprowadziło. Otrzymał wiele odpowiedzi, że ktoś dowiedział się z gazety, ktoś inny od krewnych itd. - żadna z odpowiedzi jednak nie zadowoliła go. Odpowiedział więc sam i wytłumaczył, że to "zło” w postaci np. choroby jest tym, co prowadzi człowieka do niego.
"Zło prowadzi zawsze do dobra”103
Czyż nie cierpienie sprowadziło ludzi na drogę szukania Boga? Wielu z ludzi musi najpierw długie lata biegać od lekarza do lekarza zanim rozpoznają, że jest ktoś JEDEN, o którym zapomnieli, o którym Bruno Groening powiedział: "On jest największym lekarzem ludzkości". Już Goethe w swym dziele "Faust” w podobny sposób wyraził się o utajonym sensie działania negatywnej mocy:
"To jest część owej mocy, która stale pragnie zła, a jednak prowadzi do dobra.”104
Ten, który przeżył cierpienie, zna wartość zdrowego ciała. Ten człowiek będzie szukał dróg, by odnaleźć utracone zdrowie. Często dopiero teraz jest on gotowy uwolnić się od zakorzenionych uprzedzeń, w których ugrzązł, jest gotowy dostrzec możliwości, które zarozumiały umyzł dotąd odsuwał, jest gotowy zmienić się samemu i szukać drogi do dobra - do Boga i jest gotowy przyjąć Go.
Gdy człowiek zmuszony jest przeżyć swoją całkowitą bezsilność gdy np. konfrontowany jest z chorobą, lub innym nieszczęściem, gdy znajduje się na granicy swoich sił, jego wnętrze jest gotowe, aby w pokorze szukać wyższej potęgi i poddać się jej. Często dopiero po przebytym cierpieniu człowiek zdolny jest okazać współczucie w podobnej sytuacji swemu bliźniemu, w ogóle rozwinąć w sobie miłość do bliźniego.
Jedna z uzdrowionych pań z dzisiejszego Koła Przyjaciół Bruno Groeninga powiedziała, że teraz po uzyskaniu zdrowia wdzięczna jest za te lata cierpień. Nigdy nie zainteresowałaby się osobą Bruno Groeninga i uzdrowieniem na drodze duchowej, gdyby nie znalazła się sama w potrzebie. W ten sposób pokonała wszelkie uprzedzenia i była gotowa przekonać się osobiście w tej sprawie. Uzyskała zdrowie i odnalazła więcej aniżeli zdrowie: odnalazła drogę do Boga.
"Dopiero teraz właściwie cenię moje zdrowie, gdy otrzymałam je w darze z powrotem dzięki Bruno Groeningowi”, powiedziała do mnie "poprzez moje uzdrowienie mogło już wielu innych ludzi odnaleźć tę drogę i jak ja - przeżyć uzdrowienie. Moja relacja przekonała ich.”105
Gdy człowiek dotknięty cierpieniem posiada odwagę przeskoczyć próg własnych przyzwyczajeń i uprzedzeń, przekona się o sile ducha, pomaga nie tylko sobie, lecz także innym, którzy wtedy głównie dzięki widocznym dużym zmianom na ciele i w życiu danego człowieka postępują tak, jak on, wzorując się na nim. W ten sposób niejednemu człowiekowi może zostać zaoszczędzone sporo cierpienia i kłopotów, gdy zachęcony wzorem bliźniego wcześniej nauczy się postępować zgodnie z podstawowymi zasadami życia i podejmie tę świętą walkę o zdrowie.
Czas
Szeroko rozpowszechnionym złem dzisiejszych czasów jest nie zajmowanie się określonymi, koniecznymi dla życia sprawami i kwitowanie tego krótkimi słowami:
"Nie mam czasu.”
Wszystko zdaje się być ważniejsze: zadania zawodowe, organizowanie wolnego czasu; tylko sprawą niemożliwą wydaje się znalezienie czasu w ciągu całej doby, aby w spokoju pobrać dla ciała dobro.
Bruno Groening kiedyś powiedział:
"Człowiek może zadbać o to, skoro we właściwy sposób wykorzysta czas i możliwość dla siebie i swego ciała tak, że wejdzie w posiadanie takiej ilości dobrej siły, że nie potrzebuje obawiać się zła. Z tą rezerwą sił z całkowitym spokojem może prowadzić walkę przeciwko złu. W ten sposób człowiek żyje w bożym porządku.”106
Kto w swym życiu chce iść drogą ku zdrowiu i chce w swym ciele prowadzić walkę przeciwko złu, może to jedynie wtedy zrobić, gdy przyjmie w siebie niezbędną do tego duchową siłę.
Bruno Groening często porównywał ciało człowieka z baterią i zwracał uwagę na to, że człowiek poprzez myślenie, mówienie i każde działanie zużywa siłę, która na dłuższą metę nie może być w wystarczającej mierze wyrównana poprzez sen. Dlatego człowiek winien przeznaczyć sobie na to czas, by codziennie conajmniej dwa razy nastawić się na odbiór uzdrawiającej siły. Powinen sobie poszukać spokojnego miejsca, by przyjmować w nim bożą siłę. Często wystarcza 10 lub 15 minut, aby pobrać energię konieczną do sprostania zadaniom dnia, bez doprowadzania do sytuacji, kiedy z braku sił pozbawiamy się spokoju, radości i pokoju. Zalecane jest również, aby od czasu do czasu pobierać energię razem z innymi ludźmi, gdyż przepływ strumienia siły jest wówczas zwiększony.
Bruno Groening powiedział na ten temat przed wspólnotą Springe - 05.10.58 podczas jednego z wykładów:
"Przyjaciele, sądzę, że będzie lepiej, gdy powiem otwarcie prawdę, w jaki sposób ludzie trwonili życie, gdyż rzadko kto coś w życiu przeżył. Większość trwoni życie. Ludzie marnują ten piękny czas. Gdy tymczasem czas jest właśnie tym dobrem.[...] Powinniśmy ciągle doznawać wielu cudownych, wielu bożych przeżyć. I jeżeli przeżywamy to, co boże, przyjmujemy w siebie to, co boże, wówczas będziemy czuli się dobrze, wówczas jesteśmy wolni, wtedy żyjemy tak, jak Bóg ustanowił to życie tutaj.
Co jednak robi większość ludzi? Tak, to co już powiedziałem, a poza tym Państwo nie macie czasu dla siebie samych. Tam jest interes, tam gospodarstwo domowe, tam jest przedsiębiorstwo, tam jest praca, tam Haneczka, tam cioteczka, a tam jeszcze ktoś, muszę tutaj i muszę iść tam. O nie, tej też nie mogę pominąć. Nie, nie, ja nie mam czasu. Być może kiedyś będę miała czas, aby przyjść ... Niektórzy ludzie żałowali tego wielokrotnie dopiero wtedy, gdy zostali tak osaczeni przez zło, że zło ich nie odstępuje, gdyż wdarło się w ich ciało, wówczas uświadamiają sobie, dochodzą do przekonania, wtedy mają czas. [...] Kto nie chce słuchać ten musi poczuć. Jest zatem wielu ludzi, którzy nie chcą słuchać - wtedy muszą poczuć. Ci muszą sobie wyszukać zakątek, by móc znów przyjąć ten niebiański, boży spokój, dzięki czemu w ich ciele znowu zapanuje porządek. Musicie Państwo poświęcić swemu ciału więcej uwagi, nie wolno Wam więcej wiązać się ze złem, musicie najpierw wyrzec się zła, tak jak teraz wyrzekliście się tego mówiąc: "Tu mam mój pokoik, tu pozostanę, tu mi nikt nie przeszkadza!” Wówczas przyjmiecie wszystko, przyjmiecie również siłę, aby zaburzenie, które było w ciele zostało z niego usunięte.
Jeśli nie wystarczy tego [...] jeden raz, dwa razy, a dokładnie mówiąc musicie to stale czynić, codziennie. Dla większości jest to za dużo. [...] Kto dla siebie nie ma czasu, Przyjaciele, ten nie jest człowiekiem wierzącym w Boga. Tyle czasu trzeba mieć dla siebie, dla swego ciała.”107
Człowiek, który myśli naprawdę realistycznie, winien sobie uzmysłowić, że dla swego życia potrzebuje nie tylko pozytywnego bilansu na koncie bankowym, lecz również bilans jego energii powinien być pozytywny. Jeśli jest on gotowy w takiej formie poświęcić dla siebie czas - i to na przekór wszelkim oporom swoich przyzwyczajeń i swego otoczenia - może się wkrótce przekonać, że zdobywa nie tylko siłę, ale zyskuje również na czasie. Zawsze istnieje możliwość i czas by na moment wycofać się w spokojne miejsce, aby "zatankować”, gdy czuje się w sobie, że negatywna siła mogłaby uzyskać do nas dojście. Przeżyłem osobiście w jak krótkim czasie poprzez nastawienie się znowu dostarczane są ciału ożywiające energie. Czas, który poświęca się na nastawianie jest wielokrotnie odzyskany poprzez nowo uzyskaną energię. Napływają znów właściwe myśli i człowiek wciąż na nowo jest zaskakiwany poprzez ile małych, lub większych "przypadkowych zdarzeń” dane jest mu przeżywać przy pracy pomoc wyższej siły, gdy tylko człowiek zadecyduje się na nią otworzyć.
Poza tym sprawą zasadniczą jest uznanie na pierwszym miejscu zdrowia duszy i ciała jako bożego daru.
"Ufaj i wierz, boża siła pomaga i uzdrawia”
Nauka Bruno Groeninga wskazuje niedwuznacznie na wyższy porządek, któremu podporządkowane jest życie człowieka. Ten boży, życiowy porządek, te podstawowe prawa, czy też "zasady gry życia”, jak je nazywał Bruno Groening, nie są niczym innym jak regułami natury w ludzkiej egzystencji. Każdy człowiek jest im podporządkowany podobnie jak znanym prawom fizycznym.
Bruno Groening wyraził się kiedyś na ten temat:
"Bóg ma jedno prawo tzn. Swoje prawo. Kto tego prawa nie zna, kto się do niego nie stosuje, kto go nie przestrzega, ten nie odniesie żadnego sukcesu.”108
Jest już sprawą jasną, że człowiek, który daje wiarę dobrym pozytywnym myślom, nawiązuje duchową łączność z Bogiem. Wiara w Boga oznacza więc nie tylko uznanie nadrzędnej człowiekowi wszechmocnej istoty, lub umiejętności tłumaczenia religijnych tekstów. Wiara w Boga jest bezwarunkowym zaufaniem w dobroć w sobie i w drugim człowieku. Wiara w Boga oznacza, aby nie przyznawać w swoim sercu większej mocy żadnemu człowiekowi i żadnej sytuacji w życiu, niż wierze w zwycięstwo dobra, niż wierze w uzdrowienie.
Bruno Groening:
"Być człowiekiem oznacza być dobrym, dobrym jeden dla drugiego, wszystkie wasze myśli i wszystkie wasze słowa kierować ku dobru - tzn. zamieniać w czyn, a nie tylko coś obiecywać, nie tylko mówić."109
Taki człowiek "modli się bez przerwy", ponieważ poprzez swoje wewnętrzne nastawienie, poprzez swoje myśli jest ciągle połączony duchowo z Bogiem i służy Bogu w prawdziwym znaczeniu tego słowa, ponieważ jako wzór budzi dobro, tzn. budzi Boga w innym człowieku.
Bruno Groening:
"Kto wierzy w swoje zdrowie, ten wierzy w Boga" 110
Jednak człowiek, który w obliczu lekarskiej diagnozy wierzy w chorobę i możliwe że obdarowuje wiarą kłamstwo "choroba nieuleczalna", taki człowiek, jeżeli nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, bezwiednie odstępuje od wiary w Boga. Albowiem choroba nie pochodzi od Boga, lecz jest dziełem negatywnej mocy.
Załóżmy teraz, że diagnoza lekarska jest jednak faktem i człowiek pwinien poczuć się świadommie skonfrontowany z tym faktem, gdyż inaczej będziemy wypierać się tylko tego faktu. Wypieranie się czegoś jest jednak następstwem lęku. Człowiek, który wypiera się negatywnych sytuacji w swoim życiu nie uwolnił się jeszcze od wiarygodnych powiązać z nimi - tzn. że one w dalszym ciągu mogą na niego oddziaływać.
Również "realista", który mówi, że musi patrzeć faktom prosto w oczy, powinien nauczyć się, jak to nazywa się dzisiaj w wielu grupach samopomocy; "żyć z daną chorobą, albo z danym cierpieniem" - kapitulując w ten sposób przed odzwierciedleniem negatywnej energii, które ukazała się w jego życiu jako choroba nieuleczalna, albo inna choroba. On wiąże się z siłą negatywną i pobudza w sobie niewłaściwą wiarą tak, że ta siła umacnia się coraz bardziej w jego świadomości. Często jeszcze to wszystko umacnia działanie środowiska poprzez swoje destrukcyjne osłabiające współczucie, prowadząc dotkniętego cierpieniem w uliczkę bez wyjścia.
W obu przypadkach w charakterystyczny, prawidłowy sposób odzwierciedlają się słowa Jezusa: "Stanie się wam według waszej wiary".
Wielokrotnie dochodzi potem jeszcze do określonej sprzeczności w umysłach tych ludzi. Wielu przyznaje się ustami do wiary w Boga, można ich spotkać regularnie w kościele, ale na pytanie, czy wierzą w uzdrowienie z reumatyzmu, z artrozy, z dolegliwości serca, albo z następstw udaru mózgu itp. zwracają uwagę na wypowiedź swojego lekarza, który im najczęściej wyraźnie powiedział, że jest to choroba nieuleczalna, lub zapowiedział mające wkrótce nastąpić pogłębienie się choroby.
Bruno Groening wypowiedział się na ten temat:
"Ulegli oni pewnej sile, jest to siła przyzwyczajenia, pocieszają się słowem wiara, lecz w rzeczywistości nie potrafią wierzyć, gdyż nie pojęli jeszcze tego słowa - jeszcze nie przeszli do czynu."111
"Zwracam waszą uwagę na to, że uzdrowieni mogą być tylko ci ludzie, którzy posiadają w sobie wiarę w naszego Pana Boga, albo też są gotowi ją przyjąć"112
Człowiek, który przyjmuje do swojego ciała siłę zgodnie z nauką Bruno Groeninga, postępuje zupełnie przeciwstawnie do tego, który wypiera się choroby, albo "chce żyć z chorobą". On podejmuje walkę o zdrowie. Poprzez wiarę we wszechmoc Boga, która wzmacnia się poprzez doświadczenia związane z uzdrawiającym prądem, nabiera on w swojej świadomości zdolności uwolnienia się od chorby i umacia w sobie wiarę w zdrowie. W ten sposób odniósł on duchowe zwycięstwo nad negatywną siłą, gdyż nie dopuścił, by w jego świadomości nieszczęście przejęło władzę, a tym samym stworzył podstawę dla zdrowia w swoim ciele i w życiu. Natomiast to "tłumienie, odsuwanie, zaprzeczanie" istnienia dolegliwości w powszechnie przyjętej terapii staje się "odpowiedzią potwierdzającą". Cała świadomość człowieka szukającego pomocy otwiera się ku uzdrowieniu. Poprzez uzdrawiający prąd często nasilające się symptomy, lub bóle przyjmuje on jako reakcję przestawiania się organizmu, aby przez nie dojść do zdrowia, a nie jako "z tym muszę żyć".
Bruno Groening powiedział na ten temat:
"Ja wzbudzam w człowieku ufność w siebie i wiarę w wytyczony cel."113
"Jeśli wierzycie Państwo, że przeżyjecie uzdrowienia, to już otrzymaliście pomoc. Wierzcie tylko!"114
Ważną sprawą jest, aby na drodze do widocznego zewnętrznego zdrowia, zachować ten stan wiary, przeciwstawiać się wszystkim zewnętrznym i wewnętrznym oporom i przetrzymać okres regulacji, które są oczyszczeniem.
Bruno Groening wypowiedział się w jednym ze swoich przemówień:
"Kto jest niezachwiany, kto potrafi zachować w sobie tę prawdziwą bożą wiarę - ten zwycięży."115
Ale również człowiek, który nie jest w stanie uwierzyć w dobro, nie jest sam. Wiem od niektórych uzdrowionych ludzi, którzy na podstawie wielu negatywnych przeżyć w ich życiu - nie mogli sobie uzmysłowić, że oni mogą również odzyskać w sobie dobro, lub też, że ono ma w ogóle, w jakiejkolwiek formie władzę. Faktem wywierającym silne wrażenie jest, jak rosła w nich siła wiary poprzez regularne przyjmowanie uzdrawiającego prądu, przez co również oni mogli uzyskać uzdrowienie.
Bruno Groening mówwił do tych ludzi:
"Jeżeli dzisiaj nie możecie jeszcze Państwo wierzyć, ja chcę to uczynić za was, aż wreszcze sami aprawdę uwierzycie. Jeżeli dzisiaj nie umiecie jeszcze prosić, modlić się, ja chcę to uczynić za was."116
Nowa orientacja człowieka według wiary we wszechmoc Boga poprzez naukę Bruno Groeninga i regularne przyjmowanie uzdrawiającego prądu nie stoją naturalnie na przeszkodzie w odwiedzeniu lekarza. Większość kolegów byłoby zadowolonych, gdyby ich pacjenci odwiedzali ich z takim wewnętrznym nastawieniem. Wielokrotnie zdarza się, że poprzez swobodne działanie uzdrawiającej siły w człowieku wkrótce następuje uzdrowienie i terapia lekarska staje się zbędna. Inni mogą stopniowo redukować ilość zażywanych lekarstw, aż nastąpi całkowite wyzdrowienie.
Oczywiste powinno być przeprowadzenie dodatkowych badań u niezależnego lekarza. Są one skuteczną ostoją przeciwko wszystkim powątpiewającym z kręgu krewnych i znajomych, i cenną pomocą w odzyskaniu wiary dla nowych ludzi szukających pomocy.
Wielkie wrażenie robi przykład pana Hansa Röscha z W., jeżeli chodzi o działanie mocy Boga w człowieku, który według rady Bruno Groeninga otwiera się w wierze i ufności wobec działania Boga. W wieku 70 lat należy on do grupy wiekowej, której ogólnie nie daje się w naszym społeczeństwie dużo szans, kiedy ciało i dusza są osłabione przez choroby. W wielu ludziach umocniła się nieprawidłowo wiara, iż podeszły wiek związany jest z chorobami i bólami. "Pan jest przecież stary i tutaj nie da się nic zrobić", często można to usłyszeć z ust lekarzy. Powiedzeń jak: "Kto jest po 50-ce i nie ma bólów, ten już nie żyje", które swego czasu słyszałem, nie powinno się zlekceważyć z ich dynamiką, którą w sobie zawierają.
Pan Rösch cierpiał od lat na bóle serca, które promieniowały po lewej stronie, częściowo nawet aż do ramienia i występowały szczególnie przy obciążeniu fizycznym. Ciągle nosił on przy sobie buteleczkę z lekem sercowym "Nitrolingual", który stosował kilka razy na dzień przy bólach, by doprowadzić do ich zaniku. Ponadto potrzebował on różne tabletki nasercowe. Lekarze stwierdzili chorobę wieńcową serca, która została wyraźnie stwierdzona podczas wysiłkowego EKG.
W diagnozie badającego internisty (lekarz naczelny miejskiego szpitala w H.) napisane jest:
"Podsumowując, dolegliwości pacjenta sprowadzają się do niewydolności wysiłkowej na tle choroby wieńcowej serca. Zmiany według EKG są typowe."117
Hans Rösch wyjaśnił ponadto:
"Bóle występowały szczególnie przy obciążeniu i podnieceniu. Jeśli ból był silniejszy, promieniował aż do ramienia. Przed kontaktem z nauką Bruno Groeninga nie mogłem w ostatnich latach pokonać nawet połowy piętra bez zrobienia przerwy. Musiałem przystawać, ponieważ brakowało mi powietrza i występowały bóle serca."118
P. Rösch stracił wiarę w możliwość wyleczenie w tym wieku i pogodził się znasilającymi się ograniczeniami w jego życiu.
Poza tym męczyły go od 25 lat bóle głowy, które tłumaczone były przez lekarzy poprzez degeneracyjne zmiany kręgosłupa szyjnego. Podczas silnych bólów zażywał on czasami do dziesięciu tabletek przeciwbólowych "Prontopyrin", co przynosiło krótkotrwalą ulgę. Występujące ciągle od dziesiątek lat ropne zapalenie zatok czołowych, które wymagały co dwa lata płukania, pogarszało jeszcze bardziej bóle głowy.
Sieć nieszczęścia składająca się z choroby i bólów zaciskała się z roku na rok coraz bardziej w życiu tego człowieka. Na początku siedemdziesiątki wystąpiły u niego bóle pleców (diagnoza lekarska: chroniczny ból w okolicy lędźwiowej)
Hans Rösch:
"Bóle przychodziły z okolicy krzyża i ciągnęły się często aż do prawej nogi. Ciągle odczuwłem nieprzyjemne, bolesne uczucie w plecach. Bóle potęgowały się przy poruszaniu się, szczególnie przy schylaniu, noszeniu ciężarów, lub przy pokonywaniu dłuższych odcinków. Kiedy występowały silne bóle musiałem zaniechać poruszania się i kładłem sobie obie ręce na krzyż, aż po pewnym czasie ból łagodniał. Zażywałem dużo środków przeciwbólowych, m.in. tak mocne leki jak `Felden 20`lub `Butazolidin`.
Lekarstwa razem z borowinami z Battaglio (Włochy), masażami i naświetlaniami przynosiły mi krótkotrwałą ulgę, a potem były znowu tak samo silne. Lekarze stwierdzili zurzycie dysków w obrębie kręgów lędźwiowych i degenerację kręgosłupa. Z powodu obciążeń zostałem określony jako niezdolny do pracy półtora roku przed moją emeryturą. O uzdrowieniu nie było mowy. Mój ortopeda powiedział mi już przed laty: ´Musi Pan z tym żyć`"119
Do tego doszły inne dolegliwości:
"W 1942 podczas wojny pod Stalingradem dostaliśmy nagle ostrzał artylerii i granatów. Razem z innym towarzyszem broni byłem w bunkrze, zostaliśmy trafieni i zasypani. Doznałem przy tym między innymi ciężkiego zgniecenia klatki piersiowej. Przez ciśnienie towarzyszące wybuchowi granatu pękło mi płuco. ... Od tego czasu miałem bóle w płucu. Zależnie od tego jaką wykonywałem pracę, albo jak się poruszałem, lub jak głęboko zaczerpnąłem powietrza - to odczuwałem silne kłucie w płucu. Często mówiłem o tym mojemu lekarzowi, lecz on tylko sądził, iż na ten uraz wojenny nie można nic zrobić."120
Nie można się dziwić, że u Hansa Röscha rozwinął się przy tych wszystkich wyszczególnionych wyżej chorobach chroniczny nieżyt żołądka, który objawiał się przez dziesięć lat raz do dwóch razy w roku w formie wyraźnych bólów żołądka i zmuszało go to do zastosowania diety. Również zakłócenia snu, które dawały się we znaki od około 1946 i doprowadzały do częstego wstawania w nocy i wielogodzinnej bezsenności - stają się w świetle tego wszystkiego zupełnie zrozumiałe.
Pod koniec 1987 poznał on naukę Bruno Groeninga i rozpoczął nastawiać się na uzdrawiający prąd. Odrzucił od siebie wszystkie negatywne prognozy jego lekarzy, wszelkie nieszczęście i bóle w jego życiu i przyjął wiarę w to, iż Bóg jest największym lekarzem i prosił w sercu o uzdrowienie.
Godnym uwagi jest fakt, jak szybko zadziałała uzdrawiająca siła dzięki jego wewnętrznemu przestawieniu się na wiarę w dobro:
Po krótkim czasie był on uwolniony od długoletnich bólów serca, nie potrzebował "Nitrolingualu" i innych tabletek nasercowych. Może teraz bez dolegliwości, co było przez lata nie do pomyślenia, bez żadnej przerwy pokonywać kilka pięter; brał też udział w długich wędrówkach po Schwarzwaldzie i w Austrii. W jego wieku może znowu tańczyć, co było jego serdecznym życzeniem.
Od czasu przyjmowania uzdrawiającego prądu zniknęły również bóle głowy i częste ropne zapalenia zatok czołowych - po prostu więcej nie wystąpiły.
Jeśli chodzi o uzdrowienie z bólów pleców to wyjaśniał następująco:
"Plecy są wolne od bólów. Mogę znowu pracować w ogrodzie i schylać się bez wystąpienia bólów. Nie mam problemów przy wstawaniu z łóżka, albo z krzesła. Nie potrzebuję więcej masaży, borowiny z Battagio, naświetlania i zastrzyków uśmierzających bóle. To obciążenie zostało mi zabrane spontanicznie bez bólów regulacyjnych."121
Zanikły bóle w plecach, i nie wystąpiły więcej dolegliwości żołądka. Może teraz wszystko jeść i musi tylko uważać, żeby nie przybrać na wadze. Ponieważ wszystkie bóle i bojaźnie zniknęły, może on znowu "spać jak suseł".122
Hans Rösch uczynił wszystko, aby jego uzdrowienie sprawdzić ze strony lekarskiej. Ponowne EKG wysiłkowe potwierdziło jego osobistą obserwację o odzyskaniu jego wcześniejszej obciążalności. Podczas obciążenia w wysokości 125 watów "nie znaleziono wskazówek na zakłócenia repolaryzacji w sensie zachorowania naczyń wieńcowych."123
Z człowieka dobitego bólami i chorobami, któremu żaden lekarz nie dawał szansy wyleczenia, stał się człowiekiem rześkim, pełnym radości życia, który odzyskał zdrowie i wiarę. A wszystko to dzięki postępowaniu zgodnie z radami Bruno Groeninga; odseparowaniu się od wiary w moc negatywów w formie choroby i bólów, a otwarciu swego serca na wiarę w dobro i zdrowie.
"Co chcesz, jest twoje!"124
powiedział Bruno Groening. Jest to najdoskonalsza droga pomocy, jeśli pomoże się człowiekowi tak, aby ten sam sobie pomógł - jeśli ma się odwagę pomóc wbrew wszelkim wzorcom prognozowym przyjętym przez ludzi, aby umysł człowieka uwolnił się od nieprawidłowych, przyswojonych sobie z przyzwyczajenia wzorów wiary i odnalazł pełnię zdrowia.
Miłość, podstawowe prawo życia
Najwyższe prawo bożego porządku życia widział Bruno Groening w miłości:
"Czy istnieje zasada, w oparciu o którą należy kierować się przez całe życie? Tak, miłość do bliźniego."125
On odczuwał wielkie osobiste szczęście, kiedy czuł, że jakiś człowiek dążył do wysokiego ideału miłości do Boga i bliźniego, i jeśli dowodził tego swoimi czynami. Kto znał bliżej Bruno Groeninga, ten wiedział, że obok cielesno-duchowego uzdrowienia człowieka, jego celem było, aby poprzez swoją naukę ponownie doprowadzić człowieka do wyższych, czystych uczuć.
Miłość uważał jako coś świętego, ona była dla niego centrum istoty Boga. Zarazem widział w niej najmocniejszą broń w walce ze złem. Człowiek, który otwiera się wobec miłości, łączy się z najwyższą światłością Ducha Bożego. Każda myśl miłości jest z tego powodu wypełniona bardzo silnie podbudowującą, pozytywną i ożywiającą energią duchową. Człowiekowi, który kocha, wychodzi to wielokrotnie na dobre. Wzmacnia się sam, chroni się przed negatywnymi myślami i wyzwala u swego bliźniego podobne myśli, jeśli człowiek pracuje z tymi myślami miłości, tj. jeśli je praktykuje.
Kto rozpoznał w miłości najwyższą duchową moc i podstawę dla pokoju i szczęścia, ten nie będzie się więcej dziwił, że negatywny duch uczynił wszystko, aby owe uczucie zostało w dziesiejszym czasie wypaczone i podeptane! Mało który człowiek stara się o tę postawę ducha; wobec pogoni dnia, aby przeżyć, w nowoczesnym społeczeństwie wszystko wskazuje na to, że miłość nie ma sensu. Miłość, lub struktury uczuciowe, które są tak nazywane w dzisiejszych czasach, ograniczają się do egoizmu rodzinnego, lub partnerskiego, rzadko który człowiek znajduje wielkość prawdziwej miłości do bliźniego i Boga.
Co prawda w każdą niedzielę głoszona jest z ambony ta "wesoła nowina", lecz słyszy ją niewiele uszu, a już zupełnie niewielu jest tych, którzy potrafią ją rzeczywiście zrozumieć, albo zamienić ją w czyn. Nauka miłości "największego przyjaciela ludzkości", "największego duchowego uzdrowiciela" jak Bruno Groening nazywał Chrystusa, stała się dla większości chrześcijan pobożną utopią. W każdym razie z obserwacji zachowania chrześcijan nie daje się zauważyć czegokolwiek z praktyki życiowej tej nauki.
Podstawowe przykazania miłości, które Chrystus objawiał następującymi słowami, wydają się nie odpowiadać temu czasowi:
"Będziesz miłował Pana Boga Swego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich. To jest najważniejsze i pierwsze przykazanie. Tak samo ważne jak drugie: Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe prawo wraz z prorokami."126
Bruno Groening był przekonania, iż miłość do Boga i bliźniego daje się również w dzisiejszej erze urzeczywistnić dla każdego człowieka dobrej woli. Lecz tutaj człowiek musi sobie również uświadomić, iż miłość, w taki sam sposób jak każda myśl, nie ma źródła w jego ograniczonej istocie, lecz jest zawsze duchowym darem ze sfer światła. W niewyczerpanej pełni wypływa ona ze źródła wszelkiego dobra i wszystko zależy od człowieka, aby otworzył się, przyjął ją i dopuścił do rozwoju w nim samym.
Bruno Groening:
"Bóg posiada wszystko, czego człowiek potrzebuje. Tylko człowiek zapomniał o tym."127
Tak samo jak możliwe jest dla człowieka uzdrowienie ciała i duszy poprzez świadome połączenie z Bogiem, tak samo rozwija się z tego połączenia od dawna zapomniana bezinteresowna miłość. Ta sama siła, która oczyszcza ciało i duszę, pomaga człowiekowi przekształcić wewnętrzne nawrócenie się w czyn, wzbudza ponownie ogień miłości w sercach ludzkich.
Jak dowiedziałem się z rozmów z kilkoma osobami z obecnego Koła Przyjaciół Bruno Groeninga, przeżywali oni, że po otwarciu się na "uzdrawiający prąd” - według rady Bruno Groeninga - wzrastały ich wewnętrzne zdolności do kochania:
"Nie mogę właściwie powiedzieć, że przed poznaniem nauki Bruno Groeninga nie odczuwałam do ludzi miłości", pisała mi Anja K. z H., "ale ponieważ zajmowałam się intensywnie pojęciem miłości i szukałam jej, było to dla mnie nie wystarczające, co w tym sensie, jak to w sobie odczuwałam. Miałam gorące pragnienie, aby móc kochać wszystkich ludzi, niezależnie od tego, czy byli oni do mnie podobni i czy miałam z nimi jakiś kontakt czy też nie. Mimo tego, że bardzo się wysilałam, nie udawało mi się to tak, abym była zadowolona.
Po pewnym czasie po przyjęciu bożej siły podczas mojego pierwszego spotkania we wspólnocie i po odczuciu jej napływu, opanowała mnie zupełnie zaskakująca dotąd nie znana miłość do wszystkich tam obecnych ludzi. Ponadto muszę dodać, iż nie znałam tam nikogo, a więc wszyscy obecni byli mi obcy. Teraz byłam w stanie ich po prostu bez zastrzeżeń gorąco kochać. Wiedziałam, że spełniło się gorące życzenie mojego serca.
Przeżycie to powtórzyło się później wielokrotnie. Po dłuższym przyjmowaniu tej siły, np. podczas spotkania wspólnoty, wzrastało to odczucie miłości do nieznanego mi dotąd stopnia. Przygasało ono co prawda w życiu codziennym, ale ożywiało się znowu po intensywnym przyjęciu nowej siły."128
"Wcześniej starałem się zawsze, aby czynić dobro, lecz ograniczało się to do prób, musiałem się do tego prawdziwie zmuszać, czyniłem to nie od serca, lecz z przekonania", relacjonuje Franz K. (29) z H. "Kiedy otwierałem się coraz bardziej na tę bożą siłę wedługo nauki Bruno Groeninga, to czułem, że coś zmieniało się we mnie. Ustąpił ciężar, który ciągle leżał na mnie jak męczący ucisk, niwelował i psuł wszelką radość. Zawsze podczas pobierania uzdrawiającego prądu odczuwałem mrowienie i ciepło w moim ciele. Było to tak, jak gdyby jakieś - niewidzialne dla moich zewnętrznych zmysłów - światło napływało do mojej duszy. Światło to wypełnia często moją duszę głębokim pokojem, odczuwam szczęście i zauważam, że coraz bardziej jestem zdolny kochać. Odtąd narasta znowu we mnie to upragnione uczucie miłości, potrafię od serca pomagać innym ludziom i jest dla mnie nawet możliwe, aby okazywać ludziom miłe uczucia, które wcześniej poddawałbym tylko krytyce. Uczucie to wzrasta, im bardziej otwieram się tę uzdrawiającą siłę, czasami jest ono jak gdyby ogniem w sercu. Szczególnie szczęśliwy jestem z faktu, że mogę okazywać miłość nie tylko wobec mojego bliźniego, lecz mogę również coraz bardziej kochać Boga, mimo iż nie jestem w stanie Go widzieć. Jestem bardzo wdzięczny Panu Groeningowi, iż mimo wszelkich oporów miał odwagę, aby dane mu wiedzę przekazać ludziom. Bez niego nie uzyskałbym tego dostępu do miłości i Boga. Dopiero dzięki jego nauce jestem w stanie realizować cele nauki Chrystusa w moim życiu."129
Obudzenie bezinteresownej miłości w człowieku jest najwyższą formą uzdrowienia. Kto może kochać, posiada silną więź duchową między sobą i źródłem wszelkiego dobra, przez co staje się bardziej wrażliwy na prowadzenie przez Ducha Bożego.
Każda prawdziwa duchowa droga musi prowadzić człowieka do miłości, ponieważ Bóg jest miłością. Miłość obca jest charakterowi negatywnej mocy, wszędzie tam, gdzie owa siła rośnie w człowieku, lub społeczności ludzkiej, tam zanika miłość, a tam gdzie rośnie miłość tam zanika jej wpływ.
Dzięki słowom Bruno Groeninga otwiera się w okresie duchowego zamętu jasna i prosta droga do pomocy i uzdrowienia. Zależy to wszystko od nas samych, czy uchwycimy tę pomocną rękę i przeżyjemy tę przekazaną nam prawdę na własnym ciele i we własnym życiu.