Godło: ASTREA
MAMA ZE ZDJĘCIA
Klika Nieścisłowska była dość mądrą, rezolutną trzynastolatką. Uczyła się w Miejskim Gimnazjum nr 28 w Katowicach w klasie o profilu biologiczno-chemicznym, mieszkała w małym domu o osiem przecznic od szkoły. Interesowała się różnymi rzeczami, dobrze się uczyła, ale ciągle chodziła smutna.
Klika pamiętała matkę, choć od wielu lat mieszkała z ojcem. „Stary” powiedział jej, że mama uciekła z kochankiem do Stanów, ale dziewczyna mu nie wierzyła. Za dobrze znała ojca, nałogowego palacza, a od okazji także pijaka, żeby mieć do niego jakiekolwiek zaufanie. W głębi serca była pewna, że matce musiało się coś stać (inaczej nigdy by nie zostawiła pięcioletniej córki) ale nie potrafiła jej odnaleźć. Po prostu nie mogła. Nie miała za co wynająć detektywa, a sama nie umiała sobie poradzić.
Tego dnia Klika szybko wróciła ze szkoły - był piątek, tydzień przed końcem roku. Większość uczniów nie przejmowała się niczym innym jak tylko nadchodzącymi wakacjami. Jedynie Klika była inna - wcale nie cieszyła się z nadchodzących ferii; więcej wolnego czasu oznaczało więcej awantur z ojcem, który zawsze znalazł do tego jakiś powód. Najgorsze dla Kliki było to, że gdy po kłótni wybiegała z domu, nie miała się gdzie podziać. Gdyby przynajmniej miała takie miejsce, w którym mogłaby odreagować to wszystko! Gdzie mogłaby spokojnie posiedzieć i nie zwracać uwagi na gapiących się na nią przechodniów!
Dzisiaj znów ojciec był wściekły. A wszystko przez... telewizję, która nie nadała meczu piłki nożnej:
To przez ciebie! - krzyczał już od progu - Znowu kręciłaś przy tym głupim pudle, smarkulo! Uważasz że możesz sobie na wszystko pozwalać! Chciałabyś, co?! Twoja matka była taka sama! Też chciała się rządzić! Ale to ja jestem tu szefem! A jej nie ma! Rozumiesz, hę!? Rozumiesz!?
Klika wolała się nie odzywać, by nie zaostrzać kłótni. Zasłoniła się jedynie, gdy ojciec chciał ją spoliczkować, poczym odwróciła się i wybiegła z domu. Przez trzy godziny wędrowała bez celu ulicami Katowic. Nie chciała wracać do domu. W końcu, po co? Żeby ojciec wyżywał się na niej? Jeszcze przez jakiś czas łaziła tu i tam, aż wkońcu zdecydowała się na powrót.
Gdy doszła pod dom, zaczynała się już szarówka. Po cichu otworzyła drzwi i skierowała się w stronę swojego, mieszczącego się na poddaszu, pokoju. Przechodząc koło salonu, zauważyła, że ojciec pije. Przyjrzała się bliżej: na stole stały już cztery puste butelki po piwie, a stary dokańczał właśnie „pół litra”. Porządnie zamglonym wzrokiem gapił się w rozregulowany telewizor i co chwila rechotał coś do siebie.
Jak możesz?! Czy ty nigdy nie przestaniesz?! - wykrzyczała ze złością i pobiegła na górę zatrzaskując za sobą drzwi.
Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. Płakała, płakała długo, aż zmęczona zasnęła. Obudziła się dosyć późno. Gdy spojrzała na zegarek, było po dziewiątej. Choć wcale nie miała na to ochoty, wstała, szybko umyła się, ubrała i uczesała włosy w koński ogon. Zeszła na dół; ojciec, chrapiąc mocno, spał przed nadal włączonym telewizorem. Cichutko, nie chcąc go budzić, przeszła przez salon i trafiła do zagraconej kuchni. Prędko doprowadziła ją do jakiego takiego porządku, poczym zabrała się do przygotowywania śniadania.
„Jak to dobrze, że stary się jeszcze nie obudził.” - pomyślała.
Zagotowała wodę, zrobiła ojcu kanapki i zaniosła do salonu. Wzięła przy okazji puste butelki i razem z resztą śmieci wyrzuciła do kosza. Czas snu starego wykorzystała także na buszowanie po szufladkach w poszukiwaniu alkoholu. Znalazłszy parę butelek taniego wina, wylała zawartość do zlewu, a opakowanie niebawem trafiło w ślad swych poprzedników do kosza. Następnie Klika wyniosła śmieci i wróciła do domu po pieniądze. Wychodząc usłyszała skacowany głos ojca:
Dlaczego z serem? Nie lubię...!
Przykro mi, niczego innego nie było! - odkrzyknęła - Dopiero idę na zakupy!
Nie chcąc wdawać się w dalszą rozmowę, która z pewnością skończyłaby się kłótnią, wyszła starając się jak najciszej zamknąć za sobą drzwi. Poszła do najbliższego supermarketu, ale i tak zakupy zajęły jej przeszło pół godziny. Potem poszła do pracy - obecnie zajmowała się roznoszeniem ulotek. Wróciwszy do domu wzięła się za gotowanie obiadu. Zarobione pieniądze skrupulatnie schowała do swojej skrytki, w której oprócz kilkunastu złotych znajdowały się trzy pierścionki bez oczek, mały notes z wpisami kolegów i koleżanek oraz oprawione we własnej roboty metalową ramkę zdjęcie mamy. Jak zwykle dotknęła go z wielką czułością i po raz kolejny porównała z sobą.
„Nawet jestem do niej podobna” - pomyślała.
Słysząc kroki ojca po schodach, szybko zamknęła pudełko i schowała pod niewielką szafę. Wiedziała, że gdyby stary znalazł zdjęcie, oprócz potargania go na drobne kawałeczki, byłby gotów wyrzucić ją na bruk.
Kilka dni później przechodząc na przełaj Plac Wolności, Klika zauważyła, że stojąca u wyjścia ulicy Gliwickiej kobieta bacznie się jej przygląda. Po chwili oględzin dziewczyna zauważyła wielkie podobieństwo do postaci z ukochanego zdjęcia. Uśmiechnęła się do kobiety i już chciała podejść, ale drogę zagrodziła jej przejeżdżająca ciężarówka. Gdy samochód przejechał, tajemniczej kobiety nie było wśród dziesiątek przechodzących ludzi. Mimo tego, Klika ucieszyła się ze spotkania i utwierdziła w przekonaniu, że mama jest już blisko.
Od tego czasu Klika codziennie przychodziła na Plac Wolności, mając nadzieję na ponowne spotkanie z przypominającą matkę panią, jednak po tygodniu bezowocnego czekania, zaczęła powoli tracić nadzieję. Ponieważ udało jej się dostać dodatkową pracę, nie miała czasu na włóczenie się bez celu. Wtedy jednak znalazła niezawodny jej zdaniem sposób; poszła do fotografa, zrobiła kopię zdjęcia mamy i swojego, nakleiła oba na kartkę ze swoim nazwiskiem oraz adresem i wszystko to zawiesiła na słupie ogłoszeń. Choć zaczęły się wakacje, dziewczyna ciężko pracowała, żeby oprócz przeznaczonych na utrzymanie domu pieniędzy mieć także coś dla siebie. Od ojca nigdy nie dostała złamanego grosza, czasami tylko brała mu parę złotych na opłacenie czynszu i innych rachunków.
Niedługo później ogłoszenie znikło. Klika była pewna, że w ciągu najbliższych dni pod domem pojawi się tak długo oczekiwana matka. Wybiegała za każdym razem, gdy tylko usłyszała warkot samochodu lub dzwonek do drzwi. Co jakiś czas chodziła na Plac Wolności, szukając kobiety ze zdjęcia. Marzyła, że mama przybędzie i wreszcie uwolni ją spod jarzma ojca. Że znowu będzie mogła przytulić się do niej, porozmawiać, że mama przestanie być jedynie kobietą ze zdjęcia i odległych wspomnień, że stanie się na powrót bliską osobą. Niestety, nic takiego się nie stało. Klika czekała jeden dzień, drugi, trzeci, ale mama nie przyjechała. Wkońcu dziewczyna uznała, że któryś ze znających ją rozrabiaków zdjął zdjęcie, żeby zrobić jej na złość. Jednak Klika nie poddała się; znów skopiowała zdjęcia, ale tym razem rozwiesiła już nie jeden, a pięć plakatów.
„No, teraz Mama będzie musiała to zauważyć.” - uznała.
Mimo strachu przed ojcem, dziewczyna wyjęła ukochane zdjęcie ze schowka i położyła na malutkim ołtarzyku, który miała w rogu swego pokoju. Ołtarzyk mieścił się w zamykanej na kluczyk półce, więc uznała, że ojciec nie będzie chciał tam zaglądać, a nawet jeśli, że nie znajdzie klucza. Odtąd codziennie modliła się o powrót mamy. Nadal także systematycznie chadzała na Plac Wolności, a w miarę możliwości finansowych rozlepiała po mieście coraz to nowe ogłoszenia.
W piątki Klika pracowała w Katowickim Parku Leśnym. Lubiła tę pracę; zielone drzewa porastające brzegi stawu miały w sobie urok, a metalowe poręcze głównego mostka przypominały ramę zdjęcia mamy. Zawsze po skończonej robocie chodziła na ten mostek i rozmyślała. Gdy tak stała, zauważyła znajomą z Placu Wolności postać migającą między drzewami. Szybko zbiegła z kładki i ruszyła w stronę kobiety. Choć nie szła ona szybko, te kilka chwil doganiania jej wydało się Klice wiecznością. Bardzo bała się, żeby Mama znów nie znikła, żeby nie okazała się tylko omamem. Jeszcze przyspieszyła kroku i po chwili wyprzedziła nieznacznie kobietę. Lekko zdyszana chwyciła ja za długi czarny płaszcz. Chciała wprawdzie rzucić się i ją objąć, ale powstrzymała się i powiedziała:
Cześć Mamo! To ja, Klika….
Przepraszam bardzo, ale musiałaś mnie z kimś pomylić. - zdumiała się kobieta - Owszem, mam córkę, ale nie nazywa się Klika, tylko Wioletta i jest od ciebie dużo młodsza.
To niemożliwe! Pani nie jest Małgorzatą Nieścisłowską?! Przecież wygląda Pani tak samo jak moja Mama… - Klika o mało się nie rozpłakała. Była tak blisko odnalezienia matki!
Nie, ale mam siostrę Małgorzatę. Jednak na nazwisko ma Prud…
Przepraszam! - powiedziała szybko dziewczyna, poczym odwróciła się i uciekła.
To było okropne. Jak mogła się tak bardzo pomylić! Ta kobieta była tak bardzo podobna do mamy! Klika biegła i biegła. Nie chciała się zatrzymywać. Nie chciała myśleć i płakać. Nie potrafiła jednak powstrzymać łez. Prawie się nie zatrzymując, dotarła do domu i wbiegła do swego pokoju. Była na siebie wściekła. Wściekła za to, że się pomyliła, wściekła za to, jak się zachowała w stosunku do tej kobiety. Przecież powiedziała, że ma siostrę o imieniu Małgorzata. Może to była Mama, tylko po prostu zmieniła nazwisko. Ale dlaczego? Czyżby nie chciała jej odnaleźć? Przecież była tak blisko! Czyżby ojciec miał rację? Przecież to niemożliwe! Tak nie może być! Łkając, Klika myślała o tym wszystkim. W pewnej chwili otworzyła nawet szafkę z ołtarzykiem i chciała wyrzucić zdjęcie matki przez okno, w ostatniej chwili jednak się powstrzymała. Otarła ostatnie łzy i zeszła na dół, gdzie od pięciu minut ojciec wołał ją z salonu.
Tymczasem kobieta, którą Klika tak dziwnie potraktowała w parku, wróciła do domu i chwyciła za słuchawkę telefonu. Wykręciła numer swojej siostry, Małgorzaty. Zastanawiała się, co jej powiedzieć. Czy siostra jej uwierzy? I czy będzie chciała odzyskać córkę? Zresztą, czy to naprawdę była córka Małgorzaty?
Dzień dobry, moja droga! - było już za późno. Małgorzata odebrała telefon - Wiem, że to może nie być przyjemnie, ale wysłuchaj mnie do końca. Pamiętasz Romana? (…) Tak, wiem że chciałaś o nim zapomnieć, ale… Słuchaj widziałam dzisiaj twoją córkę. Nie jestem pewna, czy to była ona, ale przedstawiła się jako Klika Nieścisłowska. Wiem, że tylko ty ją tak nazywałaś. (…) Jest całkiem ładną dziewczyną. I szuka cię. (…) Gdzie teraz jestem? W Katowicach. (…) Oczywiście, przyjeżdżaj. Zdobędę jej adres.
Choć Klika starała się, jak tylko umiała, nie zdążyła wypełnić wszystkich poleceń ojca. Szczególnie, że on ciągle narzekał. Zawsze było mu coś nie tak. Dziewczyna po kilka razy musiała przestawiać meble w tę i inną stronę. W dodatku podczas jej nieobecności stary zdążył już uzupełnić zapasy w barku i gęsto z nich korzystał. W końcu, późno w nocy, usnął nad kolejną puszką piwa, a Klika zmęczona poszła spać. Wcześniej jednak wzięła spod ołtarzyka zdjęcie matki, przytuliła je do siebie i schowała do starego albumu mieszczącego się obok pudełka ze skarbami.
Dziewczyna wstała dość wcześnie i pobiegła po zakupy - była niedziela i większość sklepów była czynna tylko przed południem. Sprawunki zajęły jej trochę czasu, gdy wróciła, szybko ugotowała obiad i po cichu spakowała część swoich rzeczy, które wyniosła pod ogrodzenie przed domem. Chciała wynieść się z domu, nie potrafiła już dłużej znieść pijactwa ojca. Śpieszyła się, bo na pierwszą musiała zdążyć do pracy - pomagała znajomej w kiosku z gazetami na dworcu. W domu była dopiero za jakieś trzy godziny. Chciała iść do pokoju, ale z salonu zawołał ją ojciec.
Co chciałeś?
Spytać cię o coś. - powiedział spokojnie. Potem wyciągnął z kieszeni… zdjęcie matki należące do Kliki i zaczął krzyczeć - Skąd to masz?! Mówiłem ci, że w tym domu nie ma prawa być choćby wspomnienia o tej ladacznicy! Jakim prawem to trzymałaś! Myślałaś, że uda ci się mnie wykiwać, co?! Nigdy! Jesteś za głupia, żebyś mogła choćby próbować!
Oddaj mi to! - tym razem Klika była wściekła. Stary nie miał prawa zabierać jej tego zdjęcia.
Niedoczekanie! Chcesz wiedzieć, co z tym zrobię?! O, właśnie to! - przedarł zdjęcie najpierw na pół, potem podarł na małe kawałeczki - I co teraz, hę! Już nigdy nie zobaczysz swojej matki! Nie pozwolę na to! Zrozumiałaś?! Nawet nie próbuj jej odnaleźć, bo i tak ci się to nie uda! Myślisz, że pozwolę ci odejść?! Będziesz ze mną, jeśli nie jako córka, to jako niewolnica! - zamachnął się, żeby uderzyć Klikę, ale ta zwinnie mu się wymknęła. Chciała uciec do kuchni i stamtąd na tył domu, ale ojciec zagrodził jej drogę. Odwróciła się więc i pobiegła w stronę głównych drzwi. Przebiegając obok okna zauważyła czerwony samochód i wychodzącą z niego kobietę z Placu Wolności. Na miejscu pasażera siedziała jakaś inna kobieta. Nie miała jednak czasu przyglądać się przybyszom, bo ojciec ruszył za nią w pościg.
Nie zwalniając otworzyła drzwi, wybiegła na ścieżkę przed domem i… stanęła jak wryta. Druga kobieta okazała się być prawie identyczna jak ta z Placu, jednak parę lat starsza.
Klika! - wykrzyknęła Małgorzata, która od razu poznała córkę. Potem zauważyła wybiegającego z domu mężczyznę - Roman! Jak mogłeś, ty draniu! Porwałeś ją!
Ty! Jak się tu dostałaś?! Przyszłaś po córeczkę, co?! Ale jej nie dostaniesz! Nigdy ci jej nie oddam! - wrzasnął na Małgorzatę, poczym zwrócił się w stronę Kliki - Wracaj tu, natychmiast! Słyszysz mnie?!
Nie, ojcze! - Klika wreszcie się zbuntowała. Postanowiła, że już nigdy nie da się pomiatać ojcu, szczególnie teraz, gdy odnalazła matkę - Nie mam zamiaru cię słuchać! Teraz to ty mnie posłuchasz! Oszukiwałeś mnie, wykorzystywałeś, okradałeś! Ale to już koniec! Już mnie więcej nie skrzywdzisz!
Taka jesteś odważna! Zobaczymy, jeszcze będziesz mnie błagać, żebym cię wpuścił do domu! Jeśli teraz tu nie przyjdziesz, możesz od razu przenieść się pod most!
O nie! - teraz wtrąciła się Małgorzata - Nie zostawię jej tutaj! Od teraz Klika będzie mieszkać ze mną! Czy się zgodzisz, córeczko?
Oczywiście, Mamo! - Klika rzuciła się jej w ramiona - Tak długo cię szukałam, a teraz miałabym cię zostawić?
Szczęśliwe matka z córką podążyły do samochodu. Tymczasem siostra Małgorzaty zwróciła się do Romana:
A ty lepiej uważaj! - powiedziała, pokazując odznakę policyjną. - Jeszcze jeden taki numer i po tobie. Będziesz siedział dobre parę lat! - zagroziła i spokojnie siadła za kierownicą.
W trójkę szybko wyjechały z Katowic. Skierowały się na północ, w stronę Warszawy.
Mamo, mieszkasz w Warszawie? - spytała obejmowana przez Małgorzatę Klika.
Nie, kochanie. Mam mały dworek w Szwajcarii, niedaleko granicy francuskiej. Mam nadzieję, że lubisz zwierzęta?
Tak, ale dlaczego?
Bo prowadzę gospodarstwo hodowlane, w którym mam konie, koty, psy i trochę ptactwa.
Och, Mamo, to wspaniałe! Zawsze marzyłam o życiu na farmie.
Klika nie martwiła się już stratą potarganego przez ojca zdjęcia mamy. Uwolniła się od starego, wyjeżdżała za granicę, z dala od kłopotów, na pełną zwierząt farmę, a co najważniejsze, odzyskała mamę. Nie taką papierową ze starej fotki, ale prawdziwą, żywą, do której mogła się przytulić i zwierzyć ze wszystkich frapujących sekretów. I choć straciła zdjęcie, była pewna, że Mamy już nie straci.