Wyznania i anatemy Emil Cioran


Emile Cioran

znania i anatemy

Z francuskiego przełożył Krzysztof Jarosz

Wydawnictwo Zielona Sowa Kraków 2006


/^аУСг4^>

(fiüOMlj

\Ь <V>

V, *

ЬОО «012)

Tytuł oryginału: Aveux et Anathèmes

Skład i łamanie: Joanna Czubrychowska

Redakcja: Arkadiusz Latusek

Projekt graficzny serii: Sewer Salamon



Opracowanie graficzne okładki: Jolanta Szczurek

© Éditions Gallimard, 1987 > Copyright hy Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Kraków 2006

ISBN 83-7435-091-1

Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o. 30-415 Kraków, ul. Wadowicka 8A tel./fax (012) 266-62-94, tel. (012) 266-62-92, (012) 266-67-98, (012) 266-67-56 www.zielonasowa.pl wydawnktwo@ziebnasowa.pl


Na obrzeżach istnienia

Kiedy Chrystus zstąpił do piekieł, sprawiedliwi starego zakonu, Abel, Enoch, Noe, nie zaufali jego naukom i nie odpowiedzieli na jego wezwanie. Wzięli go za wysłannika Kusiciela, którego zasadzek się lękali. Jeden Kain i inni jego rodzaju uwierzyli albo udali, że wierzą, poszli za nim i wraz z nim opuścili piekło - oto, czego nauczał Marcjon.

Nikt inny lepiej niż ów herezjarcha nie umocnił starego argumentu

o „szczęściu złego” wymierzonego w ideę Stwórcy litościwego, albo przy­najmniej godnego szacunku, nikt inny z^taką ostrością nie dostrzegł całej jego niezwyciężoności.

*

Paleontolog z przypadku, miesiące strawiłem, badając szkielet. Rezul­tat: zaledwie kilka stroniczek... Fakt, że temat nie sprzyjał wielomówstwu.

*

Przykładać tę samą miarę do poety i do myśliciela wydaje mi się uchy­bieniem względem dobrego smaku. Są dziedziny, którymi filozofowie nie powinni się parać. Rozłożyć na czynniki pierwsze poemat, tak jak się rozkła­da na czynniki pierwsze system, to zbrodnia, jeśli wręcz nie świętokradztwo.

Ciekawa rzecz: poeci są zachwyceni, gdy nie rozumieją, co się o nich mówi. Żargon pochlebia im, daje złudne poczucie awansu. Przez tę słabość zniżają się do poziomu swoich glosatorów.

*

Dla buddyzmu (a prawdę rzekłszy i dla całego Wschodu) nicość nie po­siada owego z lekka ponurego znaczenia, jakie jej przypisujemy. Stapia się z granicznym doświadczeniem światłości czy też, jeśli kto woli, ze stanem wiecznej nieobecności świetlnej, promiennej pustki: to byt, który zatriumfo­wał nad wszystkimi swymi właściwościami, czy raczej nie-byt w najwyż­szym stopniu pozytywny, rozprzestrzeniający szczęście bez materii, bez pod­łoża, bez jakiegokolwiek oparcia w którymkolwiek ze światów.

Samotność przepełnia mnie taką błogością, że najmniejsze spotkanie z innymi jest mi ukrzyżowaniem.

*

Hinduska filozofia dąży do wyzwolenia; grecka, z wyjątkiem Pyrrona, Epikura i kilku innych trudnych do sklasyfikowania, rozczarowuje: poszu­kuj e tylko... prawdy.

*

Porównano nirwanę do zwierciadła nieodbijającego żadnego przedmio­tu, zatem do zwierciadła na zawsze czystego, na zawsze bezużytecznego.

*

Ponieważ Chrystus okrzyknął Szatana „Księciem tego świata”, święty Paweł, pragnąc go przebić, celnie stwierdził, że jest on „tego świata bogiem”.

Czyż mamy prawo zachowywać się jak porzuceni, skoro takie autorytety po imieniu nazywają tego, kto nami rządzi?

*

Człowiek jest wolny z wyjątkiem tego, co w nim głębokiego. Na po­wierzchni czyni, co zechce; w jego mrocznych warstwach „wola” staje się słowem pozbawionym sensu.

*

Aby rozbroić zawistników, powinniśmy chodzić po ulicy o kulach. Jedy­nie widok naszego poniżenia odrobinę uczłowiecza naszych przyjaciół i na­szych nieprzyjaciół.

*

Każda epoka słusznie uważa, że właśnie w czasie jej trwania znikają ostatnie ślady ziemskiego Raju.

*

Raz jeszcze Chrystus. Wedle pewnej gnostyckiej opowieści, z nienawi­ści do fatum, miał wstąpić do nieba, aby zaburzyć układ sfer niebieskich i tym samym uniemożliwić czytanie z gwiazd.

Gdzie w tym całym zamieszaniu mogła się podziać moja biedna gWiaż-

da?

Dopiero w bardzo podeszłym wieku Kant dostrzegł mroczne strony eg­zystencji i odnotował „klęskę wszelkiej racjonalnej teodycei”.

... Inni byli większymi szczęściarzami: pojęli to, jeszcze zanim zabrali się za filozofowanie.

*

Można by rzec, że materia, zazdrosna o życie, śledzi je bezustannie, żeby znaleźć jego słabe punkty i żeby je ukarać za jego inicjatywy i zdrady. Albo­wiem życie jest życiem jedynie wówczas, gdy sprzeniewierza się materii.

*

Nie jestem tożsamy z moimi wszystkimi wrażeniami. Nie potrafię pojąć, jak to możliwe. Nie jestem w stanie zrozumieć, kto je odczuwa. A tak na marginesie, kim jest owo ja z trzech poprzednich zdań?

*

Właśnie przeczytałem pewną biografię. Myśl, że wszystkie postaci, któ­re w niej występują, istnieją już tylko w tej książce, wydała mi się tak nie­znośna, że musiałem się położyć, żeby uniknąć omdlenia.

*

Jakim prawem rzuca mi Pan w twarz prawdy o mnie? Uzurpuje Pan so­bie przywilej, którego ja sobie odmawiam. Przyznaję, że wszystko, co Pan mówi, jest prawdą, lecz nie upoważniłem Pana do szczerości wobec mnie. - (Po każdym wybuchu wściekłości nadchodzi wstyd nieodmiennie pomiesza­ny z pychą: „To przynajmniej jest życie”, po których ogarnia mnie jeszcze większy wstyd).

*

„Jestem tchórzem: nie mogę znieść cierpienia wynikającego z faktu, że jestem szczęśliwy”.

Aby przejrzeć kogoś na wskroś, naprawdę go poznać, wystarczy mi, że zobaczę, jak reaguje na to wyznanie Keatsa. Jeżeli nie zrozumie od razu, nie ma sensu kontynuować.

Zatrwożenie - jaka szkoda, że to słowo znikło wraz z wielkimi kazno­dziejami!

Ponieważ człowiek jest zwierzęciem słabowitym, każde jego słowo czy gest ma wartość symptomu.

*

.Jestem zdumiony, że mógł umrzeć człowiek tak znamienity” - napisa­łem do wdowy po pewnym filozofie. Niedorzeczność tego zdania uświado­miłem sobie dopiero po wysłaniu listu. Wysłać jej sprostowanie oznaczałoby popełnienie kolejnej gafy. W materii kondolencji wszystko, co nie jest kon­wenansem, ociera się o niestosowność lub aberrację.

*

Siedemdziesięcioletnia lady Montague wyznała, że od jedenastu lat nie przegląda się w lustrze.

Ekscentryczność? Być może, lecz tylko dla tych, którzy nie znają gehen­ny codziennych spotkań z własną gębą.

*

Mogę mówić jedynie o tym, co odczuwam, a w tym momencie nie od­czuwam niczego. Wszystko wydaje mi się unieważnione, wszystko jest dla mnie zawieszone. Usiłuję nie ulegać z tego powodu rozgoryczeniu czy po­czuciu bezsensu. Jak można przeczytać w Skarbnicy prawdziwego Prawa: „W ciągu licznych istnień, jakie przeżyliśmy, ileż to razy rodziliśmy się na próżno i na próżno umieraliśmy”.

*

Im bardziej człowiek postępuje do przodu, tym mniej ma wiar, na które może się nawrócić.

*

Najlepszym sposobem na pozbycie się nieprzyjaciela jest wszędzie o nim dobrze mówić. Powtórzą mu to i nie będzie ci już szkodził z dawną energią: pozbawiłeś go rozpędu... W dalszym ciągu będzie prowadził przeciwko to­bie kampanię, ale bez energii i bez konsekwencji, ponieważ podświadomie przestał cię już nienawidzić. Przegrał, nie wiedząc jeszcze o swojej porażce.

*

Znany jest ukaz Claudeła: „Jestem za wszystkimi Jowiszami przeciw wszystkim Prometeuszom”.


Nawet kiedy przestało się wierzyć w bunt, bzdura tak piramidalna budzi w nas uśpionego terrorystę.

*

Nie mamy pretensji do tych, których obraziliśmy; przeciwnie, gotowi jesteśmy dopatrzyć się w nich wszelkich wyobrażalnych zalet. Niestety, ta­kiej szlachetności nie spotyka się nigdy u znieważonych.

*

Nie szanuję nikogo, kto obywa się bez grzechu pierworodnego. Co do mnie, odwołuję się do niego w każdych okolicznościach i nie wiem jak bez niego uniknąłbym chronicznej konsternacji.

*

Kandinsky utrzymuje, że żółty jest kolorem życia.

... Teraz łatwo zrozumieć, dlaczego ten kolor tak razi w oczy.

*

Kiedy musi się podjąć ważną decyzję, rzeczą najniebezpieczniejszą jest poradzić się bliźniego, ponieważ, z wyjątkiem garstki zagubionych, nikt szcze­rze nie pragnie naszego dobra.

*

Wymyślanie nowych słów ma być, wedle pani de Stael, „najpewniejszym symptomem bezpłodności myślowej”. Uwąga ta zdaje się jeszcze trafniejsza dzisiaj niż na początku ostatniego wieku. Już w 1649 Vaugelas zadekretował: „Nikomu, nawet suwerenowi, nie wolno tworzyć nowych słów”.

Ilu filozofów, bardziej jeszcze niż pisarzy, rozmyśla nad tym zakazem, zanim jeszcze zabrali się do myślenia!

*

Więcej się człowiek nauczy w czasie bezsennej nocy niż przez cały rok spania. Wychodzi na to, że kiedy ci naleją po pysku w komisariacie, więcej się nauczysz niż podczas sjesty.

*

Bóle uszu, na które cierpiał Swift, były po części przyczyną jego mizan­tropii.

Przypadłości innych interesują mnie dlatego, że od razu pozwalają mi znaleźć z nimi jakieś punkty wspólne. Czasami zdaje mi się, że doznawałem wszystkich cierpień tych, których podziwiałem.

*

Dziś rano, gdy usłyszałem jak pewien astronom mówi o miliardach słońc, postanowiłem zrezygnować z toalety: czy jest sens się jeszcze myć?

*

Nuda to forma trwogi, lecz trwogi oczyszczonej ze strachu. Gdy się czło­wiek nudzi, w istocie nie obawia się niczego oprócz samej nudy.

*

Ktokolwiek przeszedł przez jakąś próbę, patrzy z góry na tych, którzy nie musieli przez nią przechodzić. Nieznośne samouwielbienie zoperowa- nych...

*

Na wystawie Paryż-Moskwa szok przed portretem młodego Remizowa autorstwa liii Riepina. Gdy go poznałem, Remizów miał osiemdziesiąt sześć lat: mieszkał w prawie pustym mieszkaniu, którego pożądała dla swej córki konsjerżka intrygująca, żeby doprowadzić do jego eksmisji pod pretekstem, że to ognisko zarazy i gniazdo szczurów. Oto, czego doczekał ten, którego Pasternak miał za najprzedniejszego rosyjskiego stylistę. Kontrast pomiędzy zwiędłym, żałosnym i zapomnianym przez wszystkich starcem a wizerun­kiem błyskotliwego młodzieńca, który miałem przed oczami, odebrał mi całą ochotę na oglądanie reszty wystawy.

*

Starożytni mieli się na baczności, gdy im się powodziło, nie tylko dlate­go, że obawiali się zawiści bogów, lecz również niebezpieczeństwa zachwia­nia równowagi związanego z każdym sukcesem jako takim. Że owo zagroże­nie dostrzegali, dowodzi ich niezaprzeczalnej wyższości!

*

Nie sposób cierpieć na bezsenność i wykonywać jakiś zawód: jeśli w mojej młodości moi rodzice nie finansowaliby mojej bezsenności, z całą pewnością byłbym popełnił samobójstwo.


W 1849 Sainte-Beuve pisał, że młodzież odwraca się od romantycznej choroby, aby - idąc za przykładem saintsimonistów - marzyć o „nieograni­czonym triumfie przemysłu”.

Marzenie to, całkowicie zrealizowane, dyskredytuje wszelkie nasze przed­sięwzięcia i samą ideę nadziei.

*

Gdybyż te niechciane przeze mnie dzieci wiedziały, jakie zawdzięczają mi szczęście!

*

Podczas gdy mój dentysta rozwiercał mi szczęki, mówiłem sobie, że Czas jest jedynym tematem, nad którym warto rozmyślać, że to z Jego powodu znalazłem się na tym przeklętym fotelu i że wszystko obraca się w proch, w tym również pozostałości moich zębów.

*

Nigdy nie dowierzałem Freudowi. Odpowiedzialny za to jest mój ojciec: opowiadał matce swoje sny i zatruwał mi w ten sposób wszystkie moje po­ranki.

*

Ponieważ upodobanie do zła jest wrodzone, nie potrzeba wcale trudzić się, żeby je w sobie rozwinąć. Dziecko samo z siebie daje upust swoim złym instynktom, a przy tym z jaką zręcznością, z jaką kompetencją i z jaką furią!

Godna tego miana pedagogika powinna przewidywać staże w kamizel­kach bezpieczeństwa. Z największym pożytkiem dla wszystkich należałoby być może rozciągnąć tę procedurę nie tylko na dzieciństwo, lecz również na wszystkie inne przedziały wiekowe.

*

Biada pisarzowi, który nie kultywuje swojej megalomanii, który nie re- agując patrzy, jak słabnie jego poczucie wyższości. Wkrótce przekona się, że nie można bezkarnie stać się normalnym.

*

Trwałem w lęku, z którego nie potrafiłem się wyzwolić. Ktoś dzwoni do drzwi. Otwieram. Jakaś dama w pewnym wieku, której naprawdę nie oczeki-


wałem. Przez trzy godziny zbombardowała mnie tyloma niedorzecznościa­mi, że moja trwoga przekształciła się w złość. Byłem uratowany.

*

Tyrania łamie albo wzmacnia jednostkę; wolność rozmiękczają i czyni z niej marionetkę. Człowiek ma większe szanse zbawienia w piekle niż w raju.

*

Dwie przyjaciółki, aktorki w jednym z krajów Europy Wschodniej. Jed­na jedzie na Zachód i staje się tam bogata i sławna, druga zostaje w kraju, niedoceniona i biedna. Pół wieku później ta ostatnia składa wizytę koleżan­ce, której się powiodło. „Była ode mnie o głowę wyższa, a teraz jest skarło- waciała i sparaliżowana”. Następują inne szczegóły, potem mówi mi w cha-i rakterze konkluzji: „Nie boję się śmierci, lecz śmierci za życia”.

Nic lepiej nie kamufluje odłożonego w czasie rewanżu niż odwołanie się do filozoficznej refleksji.

*

Mówicie: okruchy, ulotne myśli. Czy można je nazwać ulotnymi, kiedy chodzi o obsesje, a zatem myśli, których właściwością jest właśnie to, że nie ulatują?

*

Właśnie napisałem liścik bardzo wyważony, bardzo comme il faut do kogoś, kto bynajmniej na niego nie zasługiwał. Zanim go wysłałem, dorzuci* łem do niego kilka aluzji delikatnie przyprawionych dziegciem. Wreszcie,; w chwili gdy zanosiłem list na pocztę, poczułem, że ogarnia mnie wście­kłość, a wraz z nią pogarda dla mojego odruchu szlachetności, dla mojego godnego pożałowania napadu powściągliwości.

*

Cmentarz Picpus. Młody człowiek i podwiędła dama. Stróż wyjaśnia, że cmentarz jest zarezerwowany dla potomków gilotynowanych. Dama wtrąca się:

Należymy do nich! ,

Otwierając w księgami Kazania Mistrza Eckharta, czytam, że cierpienie jest rzeczą nieznośną dla tego, kto cierpi dla samego siebie, lekkie zaś dla tego, kto cierpi dla Boga, ponieważ to Bóg bierze to brzemię na siebie, nawet jeśli jest ciężkie cierpieniem wszystkich ludzi.

Nie przez przypadek wpadłem na ten fragment, albowiem wspaniale pa­suje do tego, kto nigdy nie będzie mógł przenieść wszystkiego, co mu ciąży, na kogoś innego.

*

Wedle Kabały Bóg pozwala, aby jego wspaniałość zmniejszała się tak, aby aniołowie i ludzie mogli ją znieść. Oznacza to, że Stworzenie zbiega się z osłabieniem się boskiej światłości, a towarzyszy mu ciążenie ku cieniowi, na co Stwórca przystał. Hipoteza własnowolnego zmrocznienia Boga ma tę zaletę, że otwiera nas na naszą własną mroczność odpowiedzialną za naszą nieprzyswajalność pewnego rodzaju światłości.

*

Ideałem byłoby móc się powtarzać jak... Bach.

*

Jałowość wspaniała, nadprzyrodzona: to tak, jakbym zaczynał drugie życie na innej planecie, gdzie nie znano by mowy, w świecie opierającym się języ­kowi i niezdolnym do stworzenia go.

*

Nie zamieszkuje się kraju, mieszka się w języku. Ojczyzna to właśnie to, nic innego.

*

Przeczytawszy w pewnym dziele o inspiracji psychoanalitycznej, że młody Arystoteles był z pewnością zazdrosny o Filipa, ojca swojego przyszłego ucznia Aleksandra, trudno nie oprzeć się myśli, że mieniący się terapeutyką system, w którego łonie mogą powstać podobne hipotezy, jest mocno podej­rzany, albowiem wymyśla tajemnice dla przyjemności znalezienia dla nich wyjaśnienia i uzdrowienia.


Ktokolwiek odnosi sukcesy w jakiejkolwiek dziedzinie, ma w sobie coś z szarlatana.

*

Po pięciu minutach pobytu w szpitalu człowiek staje się buddystą, jeżeli nim nie jest, a powraca do tej religii, jeśli dawniej był jej wyznawcą.

* '

Parmenides. Nigdzie nie dostrzegam bytu, który wysławia, i nie bardzo wi­dzę się w jego kuli niezawierającej żadnego pęknięcia, to nie miejsce dla mnie.

*

W przedziale naprzeciwko mnie nieprzyzwoicie brzydka kobieta chra­pała z otwartymi ustami: plugawa umierająca. Cóż począć? Jak znieść po-* dobny widok? - Z pomocą przyszedł mi Stalin. W młodości, przechodząc pomiędzy dwoma rzędami zbirów, którzy go biczowali, całkowicie zagłębił się w lekturze książki do tegd stopnia, że nie zwracał uwagi na spadające na niego razy. Starając się naśladować ów przykład, ja również zagłębiłem się w lekturze, zatrzymując się z najwyższą uwagą na każdym słowie do chwili, gdy monstrum przestało wydawać z siebie agonalny charkot.

*

Powiedziałem kiedyś pewnemu przyjacielowi, że chociaż nie wierzę już w pisanie, nie chciałbym z niego zrezygnować, że praca jest wytłumaczalt nym złudzeniem i że po nabazgraniu strony, albo chociaż zdania, zawsze mam ochotę gwizdać.

*

Religie, podobnie jak ideologie, które odziedziczyły ich wady, sprowa­dzają się do krucjat wymierzonych przeciwko humorowi.

*

Wszyscy bez wyjątku filozofowie, jakich znałem, byli impulsywni.

Skaza Zachodu dotknęła tych nawet, którzy powinni być od niej wolni.

*

Być jak Bóg, a nie jak bogowie - oto cel prawdziwych mistyków, którzy mierzą zbyt wysoko, by przystać na politeizm.

Zaprosili mnie na sympozjum za granicą, ponieważ, jak się wydaje, po­trzebują moich wątpliwości.

Jestem dyżurnym sceptykiem kończącego się świata.

*

Nigdy się nie dowiem, na czym polegam ja sam. Prawdąjest, że nie wia­domo również, na czym polega Bóg, bo cóż wyrażenie polegać na tym, że się jest sobą oznacza dla nas, którym brak punktu odniesienia zarówno w nas samych, jak i na zewnątrz nas.

*

Nadużywam słowa „Bóg”, stosuję je często, zbyt często. Czynię tak za każdym razem, gdy dochodzę do jakiejś skrajności i potrzebuję słowa na określenie tego, co następuje potem. Wolę „Bóg” niż „Niepojęte”.

*

Pewna książka o tematyce religijnej zapewnia, że niezdolność do zajęcia stanowiska jest znakiem, że jest się pozbawionym „światła łaski Bożej”.

Inaczej mówiąc, owa totalna obiektywność, jaką jest niezdecydowanie, prowadziłaby do potępienia.

*

Niezawodnie wyczuwam rysę u wszystkich, którzy interesują się tym samym, co ja...

*

Przeczytać książkę o starości wyłącznie dlatego, że zachęciło mnie do tego zdjęcie autora. Ta mieszanina sztucznego uśmiechu i błagania oraz ten wyraz zastygłego grymasu osłupienia - cóż za reklama, jaka gwarancja!

*

„Ten świat nie został stworzony wedle woli Życia” - powiada Ginza, gnostyczny tekst mandejskiej sekty z Mezopotamii.

Przypomnieć sobie o tym za każdym razem, gdy nie dysponuje się lep­szym argumentem, żeby zneutralizować rozczarowanie.


Po tylu latach, u schyłku życia, widzę ją ponownie. „Dlaczego płaczesz?” - zapytałem ją na wstępie. „Nie płaczę” - odparła mi. W istocie nie płakała, uśmiechała się do mnie, ale jako że wiek zniekształcił jej rysy, radość nie mogła już odnaleźć drogi do jej twarzy, z której można by wyczytać: „Kto­kolwiek nie umrze młodo, wcześniej czy później to odpokutuje”.

*

Ten, kto przeżywa samego siebie, traci swoją... biografię. Koniec koń­ców za spełnione uznać można jedynie losy tragiczne.

*

Spokój naszym przyjaciołom powinniśmy zakłócać tylko z powodu na­szego pogrzebu. Zresztą nawet wówczas wskazany jest umiar!

*

Nuda, przypadłość uznawana za błahą, sprawia wszakże, iż dostrzegamy otchłań, z której wyziera potrzeba modlitwy.

*

„Bóg nie stworzył niczego, co byłoby dla niego bardziej obrzydliwe, niż ten świat, toteż znienawidził go tak bardzo, że od dnia, gdy go stworzył, ani ; raz na niego nie spojrzał”.

Nie wiem, kim był muzułmański mistyk, który to napisał, imię tego przy­jaciela pozostanie dla mnie na zawsze nieznane.

*

Niezaprzeczalny atut umierających: móc głosić banały, nie kompromitu­jąc się przy tym.

*

Osiadłszy na wsi po śmierci swej córki Tulii, przytłoczony nieszczęściem Cyceron sam do siebie pisał lity pocieszające. Jaka szkoda, że ich nie odna­leziono, a bardziej jeszcze, że nie upowszechniła się ta terapia! Fakt, iż gdy­by tak się stało, religie od dawna by już zbankrutowały.

Nasze niezaprzeczalne dziedzictwo to godziny, w czasie których nicze­go nie zrobiliśmy... To one nas kształtują, decydują o naszej tożsamości, spra­wiają, że stajemy się niepodobni do innych.

*

Pewien psychoanalityk duński cierpiący na uporczywe migreny, z któ­rych nie mógł go wyleczyć kolega po fachu, udał się do Freuda, który uzdro­wił go w kilka miesięcy. Tak twierdzi ten ostatni i nie ma powodu mu nie wierzyć. Uczeń, choćby nie wiem jak bardzo niedomagający, nie może nie poczuć się lepiej, gdy codziennie obcuje ze swym Mistrzem. Trudno o lepszą terapię, jak widzieć, że najbardziej przez nas ceniona osoba na świecie tak długo zajmuje się naszą przypadłością. Niewiele chorób oparłoby się tak wielkiej troskliwości. Przypomnijmy, że Mistrz miał wszelkie cechy założy­ciela sekty przystrojonego w szaty człowieka nauki. Jeżeli udawało mu się kogoś wyleczyć, działo się to nie tyle z powodu jego metody, co wiary.

*

„Ze wszystkich rzeczy, jakie przytrafiają się człowiekowi, najbardziej nieoczekiwaną jest starość” - zanotował Trocki na kilka lat przed śmiercią. Gdyby za młodu miał wyraźne, dojmujące przeczucie tej prawdy, jakim mar­nym stałby się rewolucjonistą.

*

Wielkie czyny możliwe są wyłącznie w epokach, w których nie szerzy się jeszcze autoironia.

*

Jego przeznaczeniem było spełnić się jedynie w połowie. Wszystko w nim było niekompletne: jego sposób bycia, jego sposób myślenia. To czło­wiek składający się z fragmentów, sam w sobie będący fragmentem.

*

Unicestwiając czas, marzenie senne unicestwia śmierć. Zmarli korzysta­ją z tego, żeby nas nachodzić. Ostatniej nocy śnił mi się ojciec. Był taki, jakim go zawsze znałem, a przecież miałem chwilę zwątpienia. A jeśli to nie był on? Pocałowaliśmy się po rumuńsku, ale - jak zawsze z nim - bez wy­lewności, bez serdeczności, bez ostentacji właściwej dla ludu o sercu na dłoni. To właśnie z powodu owego trzeźwego, lodowatego pocałunku byłem


pewien, że to on. Obudziłem się z przekonaniem, że zmartwychwstajemy wyłącznie jako intruzi, natręci, że poza tą przykrą nieśmiertelnością nie ist­nieje żadna inna.

*

Punktualność, odmiana „natręctwa skrupułów”. Żeby zjawić się na czas, byłbym gotów popełnić zbrodnię.

*

Czasami chciałoby się nad presokratejczykami postawić owych herezjar- chów, których dzieła zniszczono częściowo lub całkowicie i z których zna­my tylko wielce tajemnicze strzępy zdań.

*

Dlaczego po spełnieniu dobrego uczynku ma się ochotę podążyć za ja­kimś sztandarem? Jakimkolwiek!

Nasze porywy szlachetności zawierają w sobie pewne niebezpieczeń­stwo: sprawiają, że tracimy głowę. Chyba że jest się szlachetnym dlatego właśnie, że się straciło głowę, albowiem szlachetność jest w oczywisty spo­sób formą upojenia.

*

Za każdym razem, gdy przyszłość wydaje mi się wyobrażalna, mam wra­żenie, jakby spłynęła na mnie Łaska.

*

Gdyby tak można było zidentyfikować wadę produkcyjną, której wszech­świat nosi tak wyraźny ślad!

*

Zawsze dziwi mnie, gdy widzę, do jakiego stopnia niskie uczucia są żywe, normalne, niepodważalne. Gdy się ich doświadcza, człowiek czuje się moc­niejszy, odzyskuje poczucie przynależności do wspólnoty, ma wspólną płasz­czyznę porozumienia z bliźnimi.

*

Człowiek tak łatwo zapomina, że jest przeklęty, dlatego, iż jest nim od zawsze.


Krytyka to absurd: trzeba czytać nie, żeby zrozumieć bliźniego, ale żeby zrozumieć siebie samego.

*

Człowiek, który widzi siebie takiego, jakim jest, więcej wart od tego, kto potrafi wskrzesić umarłych. To słowa pewnego świętego. Nieznajomość sie­bie samego jest prawem każdego, toteż nie przekracza się go bez ryzyka. Prawda jest taka, że nikt nie ma odwagi go przekroczyć, co wyjaśnia przesa­dę świętego.

*

Łatwiej naśladować Jowisza niż Lao-tseu.

*

Być na bieżąco z aktualnymi trendami mody jest oznaką umysłu zmien­nego, który nie dąży do realizacji osobistego celu, niezdolnego do natręctwa, owego impasu bez końca.

*

Wybitny duchowny szydził z grzechu pierworodnego. „Dzięki temu grze­chowi zarabia pan na chleb. Bez niego umarłby pan z głodu, gdyż pańskie kapłaństwo nie miałoby żadnego sensu. Gdyby nie upadek pierwszego czło­wieka, po co miałby przyjść Chrystus? Kogo i co miałby odkupywać?” Na moje obiekcje za całą odpowiedź uśmiechnął się tylko pobłażliwie.

Religia jest skończona, kiedy jej spójność usiłują zachować wyłącznie jej adwersarze.

*

Niemcy nie zdają sobie sprawy ze śmieszności wkładania do jednego worka Pascala i Heideggera. Istnieje potężny rozziew pomiędzy Schicksal a Beruf, pomiędzy przeznaczeniem a profesją.

*

Milczenie zapadające w środku rozmowy sprowadza nas nagle do tego, co zasadnicze: ujawnia nam, jaką cenę musimy zapłacić za wynalazek mowy.

*

Nie mieć już z ludźmi nic wspólnego poza faktem, że się jest człowiekiem.

Wrażenie musi upaść bardzo nisko, żeby raczyło przekształcić się w myśli

Niezaprzeczalną zaletą wiary w Boga jest to, iż zwalnia was z wiary' cokolwiek innego. Zawsze zazdrościłem tym, którzy w niego wierzyli, cho-j ciaż wiara w to, że się jest Bogiem, wydaje mi się dogodniejsza.

Rozebrane na swe części składowe słowo jest już niczym. Jak ciało, któ»| re - po autopsji - jest czymś mniej niż zwłokami.

Wszelkie pragnienie wywołuje u mnie przeciwpragnienie, tak że cokol*| wiek bym zrobił, liczy się jedynie to, czego nie uczyniłem.

Sarvam anityan = wszystko przemija (Budda).

Formuła, którą powinno się powtarzać w każdej godzinie dnia, podejmu-J jąc - godne podziwu - ryzyko, że się od tego sczeźnie.

Nie wiedzieć, jaki diaboliczny głód nie pozwała mi zerwać paktu z moin oddechem.

Stracić sen i zmienić język. Dwa doświadczenia, jedno niezależne oti nas, drugie świadome. Sam na sam z nocami i słowami.

Osoby o doskonałym zdrowiu są nierzeczywiste. Mają wszystko prócz j bycia, które daje wyłącznie słabe zdrowie.

Ze wszystkich Starożytnych najlepiej gardzić tłumem umiał być może! Epikur. To dodatkowy laur do jego chwały. Cóż za pomysł tak wysoko cenićl tego błazna Diogenesa? Powinienem był bywać w Ogrodzie mistrza, a nie na] agorze ani tym bardziej w beczce...


(A przecież sam Epikur nie raz mnie zawiódł. Czyż nie uważa za głupca Teognisa z Megary za to, iż ów głosił, że lepiej byłoby się nie urodzić, a gdy się już urodziło, powinno się jak najszybciej przekroczyć bramy Hadesu?)

*

„Gdybym miał sklasyfikować gnębiące człowieka nieszczęścia, wymie­niłbym je w tym porządku: choroba, śmierć, zwątpienie” - pisze młody Toc- queville.

Zwątpienie jako plaga - nigdy nie uznałbym za swoją podobnej opinii, ale rozumiem ją, jakbym sam ją wygłosił - w innym życiu.

*

„Koniec ludzkości nadejdzie, kiedy wszyscy będą tacy jak ja” - ogłosi­łem pewnego dnia w przypływie czegoś, co nie mnie godzi się nazwać.

*

Gdy tylko znalazłem się na zewnątrz, zakrzyknąłem: „Cóż za perfekcyj­na parodia Piekła!”.

*

„To bogowie powinni przyjść do mnie, a nie ja do nich” - odparł Plotyn swojemu uczniowi Ameliusowi, który chciał zabrać go na uroczystość reli­gijną.

U jakiego przedstawiciela świata chrześcijańskiego można by odnaleźć tyle pychy?

*

Trzeba mu było pozwolić mówić o wszystkim i spróbować wyodrębnić gromkie słowa, które mu się wyrywały. Była to erupcja werbalna pozbawio­na sensu, której towarzyszyła gestykulacja histrionicznego i zbzikowanego świętego. Aby dostosować się do jego poziomu, należało pleść bzdury jak on, wypowiadać sentencje wzniosłe i niespójne. Pośmiertny tête-à-tête roz- namiętnionych duchów.

*

U Świętego Seweryna, słuchając wykonywanej na organach Kunst der Fugę, powtarzałem sobie: „Oto refutacja wszystkich moich anatem”.


Złamania

Gdy wyszło się z kręgu błędów i złudzeń, wewnątrz którego dokonują się czyny, zająć jakąś pozycję jest prawie niemożliwością. Do wszystkiego potrzeba niezbędnego minimum głupoty, do afirmacji, a nawet do zaprzecza­nia.

*

Aby dostrzec to, co zasadnicze, nie trzeba wykonywać żadnego zawodu. Leżeć przez cały dzień i jęczeć...

*

Współistotne jest mi wszystko, co sprawia, że jestem w niezgodzie ze światem. Bardzo niewielu rzeczy nauczyłem się przez doświadczenie. Za­wsze wyprzedzały mnie moje rozczarowania.

*

Niezaprzeczalną przyjemność daje wiedza, że wszystko, co się robi, nie ma realnych podstaw, że wszystko jedno, czy podejmie się jakieś działanie, czy nie. Niemniej w naszych codziennych gestach układamy się z Pustką, to znaczy, że na przemian, a czasem jednocześnie, uważamy świat za realny i za nierealny. Mieszamy tedy prawdy czyste i odrażające, a mieszanina owa, hańba myśliciela, jest odwetem życia.

*

Nie naznacza nas zło przemocy, lecz zło przytłumione, natrętne i znośne, stanowiące część naszej codziennej wegetacji i podmywające nas równie wytrwale jak Czas.

*

Po kwadransie nie sposób bez zniecierpliwienia uczestniczyć w rozpa­czy drugiego człowieka.


Tylko młodzi interesują się przyjaźnią i przywiązują do niej wagę. Jest rzeczą oczywistą, że osoba w starszym wieku najbardziej obawia się tego, że przyjaciele ją przeżyją.

*

Można sobie wszystko wyobrazić i wszystko przewidzieć z wyjątkiem tego, jak nisko można upaść.

*

Z rzeczami wiąże mnie jeszcze głód życia odziedziczony po przodkach,; którzy ciekawość istnienia sprowadzili do nikczemności.

* i

Jak niebywale musiano się nienawidzić w mrokach i smrodzie jaskiń! Zrozumiałe jest zatem, iż wegetujący w nich malarze woleli unieśmiertelniać j zwierzęta niż twarze swoich bliźnich.

*

„Wyrzekłszy się świętości...” — I powiedzieć, że zdolny byłem do wypo-; wiedzenia podobnej bzdury! Powinienem mieć jakąś wymówkę i nie tracę nadziei, że ją znajdę.

* ' ;

Poza muzyką wszystko jest kłamstwem, nawet samotność, nawet eksta­za. Ona jest bowiem i jednym, i drugim, ale w lepszym wydaniu.

*

Do jakiego stopnia wiek wszystko upraszcza! W bibliotece proszę o cztery książki: dwie, wydrukowane zbyt małą czcionką, odrzucam bez zastanowie­nia, trzecia, zbyt... poważna, wydaje mi się nieczytelna. Bez przekonania wypożyczam czwartą...

*

Można być dumnym z tego, czego się dokonało, a powinno się być jesz­cze bardziej z tego, czego się zaniechało. Tę dumę należy jeszcze wymyślić.

Po wieczorze spędzonym w jego towarzystwie człowiek był wykończo­ny, zły na niego i na siebie, ponieważ konieczność kontrolowania się, unika­nia najmniejszej aluzji mogącej go zranić (a raniło go wszystko) wycieńcza­ła bez reszty. Człowiek wyrzucał sobie, że powodowany skrupułami zniżył się do przyznania mu racji, gardził sobą, że nie wybuchnął, zamiast ćwiczyć się wbrew sobie w tak wyczerpującej delikatności.

*

O psie czy szczurze nigdy nie mówi się, że są śmiertelne. Jakim prawem człowiek zarezerwował ten przywilej dla siebie? Koniec końców śmierć nie jest jego wynalazkiem, oznaką zarozumiałości jest przeto uważanie się za jedynego jej beneficjenta.

*

W miarę jak słabnie pamięć, zapominamy o pochwałach, jakich nam nie szczędzono, a zaczynamy sobie przypominać nagany, których nam udziela­no. To sprawiedliwe, rzadko bowiem zasługiwaliśmy na pierwsze, drugie zaś rzucają pewne światło na to, czego o sobie nie wiedzieliśmy.

*

Gdybym był buddystą, pozostałbym nim, ale ponieważ urodziłem się chrześcijaninem, przestałem nim być już od wczesnej młodości. W tamtym okresie, bardziej niż terąz, obnosiłbym się, gdybym je wówczas znał, ze słyn­nym bluźnierstwem, które niecały rok przed śmiercią wypsnęło się Goethe- mu w liście do Zellera: „Ze wszystkich istniejących pod niebem symboli najpaskudniejszym jest krzyż”.

*

To, co najważniejsze, objawia się często dopiero pod koniec długiej roz­mowy. Wielkie prawdy rozbrzmiewają już od progu.

*

U Prousta najbardziej chybione są owe nic nieznaczące fragmenty wy­pełnione przyprawiającym o zawrót głowy wielomówstwem, wyziewy sym- bolistycznego stylu, nagromadzenie efektów, przesycenie poetycznością. To tak, jakby Saint-Simon uległ wpływowi salonowych wykwintniś. Nikt by go już dzisiaj nie czytał.

List godny swego miana pisze się pod wpływem podziwu lub zgorszę nia, czyli w sumie przesady. To pozwala pojąć, że epistoła sensowna jes listem martwym od urodzenia.

Poznałem pisarzy ograniczonych, a nawet głupich. Natomiast tłumacze z którymi się zetknąłem, okazywali się bardziej inteligentni i interesując^ niż autorzy, których przekładali. Dzieje się tak dlatego, że więcej refleksji wymaga czynność przełożenia niż „tworzenia”.

Ten, kto przez swych bliskich uważany jest za „niezwykłego”, nie powił nien dostarczać dowodów przeciwko sobie samemu. Niech się jednak strzel że pozostawiania śladów, niechaj broń Boże nie pisze, jeśli pewnego dni/ chciałby wydać się wszystkim takim, za jakiego uchodził w oczach niewielu*

Dla pisarza zmiana języka jest jak pisanie miłosnego listu za pomocą słownika.

„Czuję, że osiągnąłeś stan, w którym nienawidzisz zarówno opinii in-j nych, jak i swoich własnych” - oznajmiła mi prosto z mostu po tak długiej rozłące. Na odjezdnym zaserwowała mi chińską przypowieść, z której wyni­kało, że nic nie dorównuje zapomnieniu o samym sobie. Ona, istota najbar-J dziej obecna, obdarzona największą energią wewnętrzną i energią w ogóle J najbardziej zespolona ze swym ,ja”, najbardziej jak sobie to można wyobra-J zić zajęta sobą - na mocy jakiegoż to nieporozumienia z takim przekona­niem głosi zapomnienie o sobie, że sama uwierzyła, iż jest niedościgłym przy­kładem swoich przekonań.

Wychowany nieprzyzwoicie źle, kutwa, brudas, bezczelny, spryciarz] wychwytujący najsubtelniejsze niuanse, ryczący ze szczęścia w obliczu sy-j tuacji skrajnych czy z dowcipu, intrygant i oszczerca..., wszystko w nim było j uosobieniem wdzięku i budziło obrzydzenie. Nieodżałowany łajdak.


Przeznaczeniem każdego jest realizacja kłamstwajakie ucieleśnia, osią­gnięcie stanu, w którym jest się już tylko zużytym złudzeniem.

*

Jasna świadomość: bezustanne męczeństwo, niewyobrażalny wyczyn.

*

Ci, którzy chcieliby czynić nam skandaliczne wyznania, cynicznie liczą na naszą ciekawość, aby zaspokoić potrzebę obnoszenia się ze swoimi sekre­tami. Jednocześnie dobrze wiedzą, że zbyt będziemy o nie zazdrośni, aby je ujawnić.

*

Tylko muzyka zdolna jest wytworzyć między dwiema istotami nieznisz­czalną wspólnotę. Namiętności nie trwają wiecznie, przemijają jak wszyst­ko, co związane z życiem, natomiast muzyka jest esencją trwalszą od życia i, oczywiście, od śmierci.

*

Nie gustuję w Tajemnicy, ponieważ wszystko wydaje mi się niewytłu­maczalne. Co też mówię? Ponieważ żywię się niewyjaśnionym i odczuwam przesyt.

*

X. wyrzuca mi, że zachowuję się jak widz, że się nie angażuję, że brzy­dzi mnie to, có nowe. Odparłem mu: „Ależ absolutnie niczego nie pragnę zmieniać”. Nie pojął znaczenia mojej repliki. Pomyślał, że powoduje mną skromność.

*

Słusznie zauważono, że żargon filozoficzny wychodzi z mody równie szybko j ak gwara miejska. Powód? Pierwszy jest zbyt sztuczny, druga - zbyt żywa. Obydwie skrajności prowadzą do upadku.

*

Od miesięcy, od lat szykuje się do śmierci i w czasie przeszłym mówi

o swoim końcu. Prowadzi egzystencję pośmiertną. Dziwię się, że udaje mu

się trwać, chociaż prawie nic nie je: „Moje ciało i moja dusza tak wiele czasi poświęciły, aby się zespolić, że nie mogą się rozdzielić”.

Nie ma głosu umierającego jedynie dlatego, iż od dawna już nie żyje; „Jestem zdmuchniętą świecą” - to najtrafniejsze określenie, jakie znalazł dla swojej ostatniej przemiany. Gdy wspomniałem o możliwości cudu, odparł: „Trzeba by ich było wiele”.

*

Po piętnastu latach całkowitej samotności Święty Serafin z Sarowa wy­krzykiwał na widok najmniej znaczącego gościa: „O radości moja!”.

Któż, nigdy nie przestawszy obcować ze swymi bliźnimi, byłby aż tak wielkim dziwakiem, by witać się z nimi w ten sposób.

*

Przeżyć destrukcyjną książkę jest rzeczą równie trudną do zniesienia dla czytelnika jak dla autora.

*

Aby słowa dotarły do nas, wniknęły w nas i rozpoczęły tam coś na kształt kariery, musimy być w stanie chłonności, to znaczy fizycznego osłabienia.

*

Być nazwanym bogobójcą jest najbardziej pochlebną obelgą, jaką moż­na obdarzyć jednostkę lub naród.

*

Orgazm jest paroksyzmem; rozpacz również. Pierwszy trwa chwilę; dru­ga życie całe.

*

Miała profil Kleopatry. Siedem lat później: z powodzeniem mogłaby że­brać na ulicy. - To powinno na zawsze wyleczyć nas z wszelkiego bałwo­chwalstwa, z jakiejkolwiek ochoty poszukiwania niezgłębionej tajemniczo­ści w oczach, uśmiechu i całej reszcie.

*

Bądźmy rozsądni: nikomu nie jest dane wyleczyć się całkowicie ze wszyst­kich złudzeń. Z braku powszechnego rozczarowania nie należy wyciągać wniosku o istnieniu powszechnego poznania.

To, co nie jest rozdzierające, jest zbyteczne. Przynajmniej w muzyce.

*

Jeśli wierzyć Nietzschemu, Brahms uosabiał „die Melancholie des Unvermögens”, melancholię niemocy.

Ten sąd, który wyraził na niedługo przed swoim załamaniem, na zawsze przyćmiewa jego blask.

*

Niczego nie dokonać i umrzeć z wyczerpania.

*

Ci zidiociali przechodnie - jak do tego doszło? I jak wyobrazić sobie podobny widok w starożytności, na przykład w Atenach? Minuta jasnej świa­domości pośród tych potępionych i wszystkie złudzenia znikają.

*

Im bardziej nienawidzi się ludzi, tym bardziej dojrzewa się do Boga, do dialogu z nikim.

*

Bardzo wielkie zmęczenie prowadzi równie daleko jak ekstaza, z tym, że za jego pomocą zstępuje się do granicy poznania.

*

Podobnie jak historię przepołowiło pojawienie się Ukrzyżowanego, ta noc na dwie części podzieliła moje życie...

*

Gdy milknie muzyka, wszystko wydaje się gorsze i niepotrzebne. Można zrozumieć, dlaczego jesteśmy w stanie ją znienawidzić i dlaczego kusi nas, by jej absolut utożsamiać z szalbierstwem. Albowiem, gdy kocha się ją za bardzo, za wszelką cenę trzeba się przeciw niej bronić. Nikt lepiej niż Tołstoj nie pojął niebezpieczeństwa, jakie z sobą niesie, on bowiem wiedział, że może z nim zrobić, co zechce. Dlatego też z obawy, aby jej nie ulec, zaczął jej nienawidzić.


Odmowa jest jedynym rodzajem działania, które nie jest upodlające.

*

Czy można sobie wyobrazić mieszczucha, który nie miałby duszy mor­dercy?

*

Kochać tylko niedookreśloną myśl, która nie przeradza się w słowo,

*

Pewien młody Niemiec prosi mnie o franka. Nawiązuję z nim rozmowę, z której dowiaduję się, że przemierzył świat, że był w Indiach, lubi tamtej­szych kloszardów i pyszni się, że jest do nich podobny. Jednak nie należy się bezkarnie do dydaktycznego narodu. Obserwowałem go, jak żebrze: wyglą­dał na kogoś, kto brał lekcje żebractwa.

*

W poszukiwaniu formuły, która by wszystkich zadowoliła, natura wy­brała śmierć, która, jak to było do przewidzenia, nie mogła zadowolić niko- g°.

*

W Heraklicie jest aspekt delficki i inny, jakby żywcem wyjęty z podręcz­nika szkolnego, mieszanina olśniewających przebłysków i rudymentów; jest w nim natchniony i belfer. Jaka szkoda, że nie wziął w nawias wiedzy, że nie myślał zawsze poza nią.

*

Tak często grzmiałem przeciwko wszelkiej formie działania, że uczest- ' nictwo w jakiejkolwiek formie aktywności wydaje mi się szalbierstwem, je­śli nie wręcz zdradą. - Ale przecież nie przestaje pan oddychać. - Tak, robię wszystko to, co inni. Ale...

*

Jaki sąd wydać o żyjących, jeśli prawdą jest, jak twierdzono, że to, co zniszczalne, nigdy nie istniało.

Podczas gdy przedstawiał mi swoje projekty, słuchałem go, nie mogąc zapomnieć, że nie przeżyje tygodnia. Cóż za szaleństwo z jego strony mówić o przyszłości, jego przyszłości! Ale gdy tylko znalazłem się na dworze, do­tarło do mnie, że w gruncie rzeczy różnica pomiędzy istotą śmiertelną a umie­rającym jest niewielka. W tym drugim przypadku absurdalność snucia pla­nów jest tylko trochę bardziej oczywista.

*

Zdradzając swój podziw, odsłaniamy jednocześnie nasz wiek. Gdy tylko cytuje się kogoś innego niż Homera i Szekspira, ryzykuje się, że uznają nas za niemodnego albo niespełna rozumu.

*

Na upartego można sobie wyobrazić Boga mówiącego po francusku. Nigdy Chrystusa! Jego słowa źle brzmią w języku tak nieprzystosowanym do wyrażania naiwności lub wzniosłości.

*

Od tak dawna snuć refleksję nad człowiekiem! Któż mógłby tak długo wytrwać w upodobaniu do czegoś równie chorobliwego.

*

Czy wściekłość pochodzi od Boga czy od diabła? - Od jednego i drugie­go: jak inaczej wyjaśnić, że marzy ona o rozbiciu w proch galaktyk i że nie może się pogodzić z tym, iż ma w swoim zasięgu tylko tę biedną, tę nędzną planetę?

*

Miotamy się - dlaczego? Aby obrócić się na powrót w to, czym byliśmy, zanim staliśmy się bytem.

*

X., który jest kompletnym nieudacznikiem, uskarżał się przede mną na to, że przeznaczenie nie istnieje. - Ależ tak, ależ tak! Ciąg Pana niepowo­dzeń jest tak niezwykły, że wydaje mi się zdradzać pewien zamysł Opatrzno­ści.

Kobieta liczyła się, dopóki udawała wstyd i rezerwę. Jakiego defekt) daje dowód, zaprzestając tej gry? Teraz nie jest już nic warta, poniewa upodobniła się do nas. Tak oto znika jedno z ostatnich kłamstw, które czynił znośnym nasze istnienie.

Kochać swego bliźniego jest rzeczą niemożliwą. Czy jakiemuś wirusów nakazuje się kochać innego wirusa?

Jedynymi godnymi zanotowania wydarzeniami w życiu są zerwania. Ti one również zacierają się ostatnie w naszej pamięci.

Gdy dowiedziałem się, że jest całkowicie nieprzemakalny zarówno Dostojewskiego, jak i na Muzykę, odmówiłem spotkania z nim, pomimo jegi wielkich zasług. O niebo wolę od niego pewnego durnia wrażliwego na oby dwie te rzeczy.

Fakt, iż życie nie ma żadnego sensu, jest jedynym powodem, dla któregi warto je przeżyć, jedynym, jaki pozostaje.

Ponieważ dzień za dniem żyłem w towarzystwie Samobójstwa, oczer niać je byłoby z mojej strony niesprawiedliwością i niewdzięcznością. Cói bardziej zdrowego, naturalnego? Nie jest nim natomiast niespożyty apetyt nl życie, przywara niezaprzeczalna, przywara w pełnym tego słowa znaczeniu moja przywara.


Magia rozczarowania

Powinniśmy mówić tylko o wrażeniach i wizjach: nigdy o myślach, po­nieważ nigdy nie emanują one z naszych trzewi i nigdy naprawdę nie są

naszymi.

Ponure niebo: mój mózg odgrywający rolę firmamentu.

*

Zdewastowany przez nudę, ten cyklon w zwolnionym tempie.,

Istnieje, to oczywiste, kliniczna melancholia, na którą działają czasem lekarstwa; istnieje też inna, podskórnie współistniejąca nawet z naszymi wybuchami wesołości i towarzysząca nam wszędzie, niepozostawiająca nas nigdy samych. Nic nie pozwala nam się uwolnić od tej złowróżbnej wszech- obecności: jest naszym ,ja” na zawsze przeglądającym się w sobie.

Upewniam tego cudzoziemskiego poetę, który po dłuższym wahaniu spo­między kilku stolic wybrał naszą, że postąpił roztropnie, albowiem pomię­dzy innymi korzyściami znajdzie i tę, że tutaj można skonać z głodu, nikomu nie wadząc. Aby zachęcić go jeszcze bardziej, dodaję, że niepowodzenie jest tu tak naturalne, iż jest stanem powszechnie akceptowanym. Ten szczegół przekonał go, jeśli sądzić po błysku, jaki dostrzegłem w jego oczach.

„To, że dożyłeś swojego obecnego wieku, dowodzi, że życie ma jednak jakiś sens” - powiedział mi pewien przyjaciel spotkany po trzydziesji tach. Często przypominam sobie to zdanie i za każdym razem zdumie pomimo iż wypowiedział je człowiek, dla którego wszystko miató-fiens. Vi.

' ' 50

0x01 graphic


Dla Mallarmego, skazanego, jak twierdził, na całkowitą bezsenność, se nie był „prawdziwą potrzebą”, lecz „łaską”.

Jedynie wielki poeta mógł sobie pozwolić na tak niezdrowy tryb życia

Bezsenność zdaje się nie dotyczyć zwierząt. Gdybyśmy nie pozwolili iij zasnąć przez kilka tygodni, w ich naturze i zachowaniu zaszłyby radykalr zmiany. Doświadczałyby wrażeń dotąd sobie nieznanych, uchodzących specyficznie ludzkie. Rozstrójmy królestwo zwierząt, jeśli pragniemy, ab| nas dogoniło i zastąpiło.

Weszło mi w zwyczaj, by w każdym liście, który wysyłam do pewnd przyjaciółki z Kraju Kwitnącej Wiśni, polecać jej uwadze jakieś dzieło Bra sa. Napisała do mnie właśnie, że wychodzi z tokijskiej kliniki, gdzie zawie ziono ją karetką, ponieważ zbytnią cześć oddawała mojemu idolowi. Któri trio, która sonata okazała się fatalna dla jej zdrowia? Nieważne! Warto sł chać tylko tego, co prowadzi do omdlenia.

W żadnym ględzeniu na temat Poznania, w żadnej Erkenntnistheorii którą zachłystuje się tylu filozofów, niemieckich czy innych, nie znajdzieci najmniejszego nawet hołdu złożonego Zmęczeniu samemu w sobie, stanoM najsposobniejszemu do tego, byśmy wniknęli do sedna rzeczy. To zapomnie nie czy też niewdzięczność definitywnie dyskredytuje całą filozofię.

Przechadzka po cmentarzu Montparnasse.

Wszyscy, młodzi czy starzy, snuli plany. Już ich nie snują.

Dobry uczeń, mądry ich przykładem, wracając do domu, zarzekam się że ja już nigdy nie będę ich snuł.

Przechadzka o skutkach niezaprzeczalnie dobroczynnych.

Myślę o C., dla którego picie kawy było jedynym powodem istnienia Pewnego dnia, gdy z emfazą zachwalałem mu buddyzm, odparł mi: „Nirwal na zgoda, ale nie bez kawy”.

Wszyscy mamy jakąś manię, która nie pozwala nam bez zastrzeżeń za­akceptować najwyższego szczęścia.

*

Czytając list pani Perier, a ściślej rzecz biorąc fragment, w którym mówi, że jej brat Pascal, wedle tego, co sam powiadał, od osiemnastego roku życia nie zaznał ani jednego dnia bez cierpienia, doznałem wstrząsu tak silnego, że włożyłem do ust pięść, żeby nie krzyczeć.

Było to w bibliotece publicznej. Wypada uściślić, że miałem wówczas właśnie osiemnaście lat. Cóż za przeczucie, ale też cóż za szaleństwo, a przy tym jaka zarozumiałość!

*

Oswobodzić się z życia to pozbawić się szczęścia, jakie daje kpienie z niego.

Jedyna możliwa odpowiedź komuś, kto zapowiada ci swój zamiar skoń­czenia z sobą.

*

Byt nigdy nie rozczarowuje - głosi pewien filozof. Kto zatem rozczaro­wuje? Z pewnością nie niebyt, z definicji swej niezdolny do wywołania roz­czarowania. Ta zaleta, siłą rzeczy irytująca dla naszego filozofa, powinna doprowadzić go do ogłoszenia owej tak jaskrawej przeciwprawdy.

*

W przyjaźni godne uwagi jest to, że prawie w tym samym stopniu, co miłość, stanowi niewyczerpane źródło rozczarowań i wściekłości, a przez to płodnych zaskoczeń, których wyrzekać się byłoby rzeczą nieroztropną.

*

Najpewniejszy sposób, aby natychmiast nie oszaleć: nie zapominać, że wszystko jest nierealne i takie pozostanie.

*

Podaje mi nieobecną dłoń. Zadaję mu wiele pytań i zniechęcają mnie jego obrażająco lakoniczne odpowiedzi. Ani jedno z tych niepotrzebnych słów tak niezbędnych w dialogu. Chodzi wszak o dialog! Słowo jest oznaką życia, oto dlaczego szaleniec gaduła jest nam bliższy niż półszalenięc mil- czek.


0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic
0x08 graphic


Gdyby Godzina Rozczarowania wybiła jednocześnie dla nas wszystkich, ujrzelibyśmy całkowicie nową wersję albo raju, albo piekła.

*

Nie sposób prowadzić dialogu z bólem fizycznym.

*

Wycofać się definitywnie w samego siebie, podobnie jak Bóg po sześciu dniach. Naśladujmy go, przynajmniej w tym względzie.

*

Światło jutrzenki jest prawdziwym światłem, światłem podstawowym. Za każdym razem, gdy je kontempluję, błogosławię swoje złe noce, które dają mi okazję uczestniczenia w widowisku Początku. Yeats określa je jako „wyuzdane”. Piękne nieoczywiste skojarzenie.

*

Dowiadując się, że ma się wkrótce ożenić, uznałem za stosowne ukryć moje zdziwienie pod komunałem: „Wszystko da się dopasować do wszyst­kiego”. On na to: „To prawda, ponieważ mężczyzna pasuje do kobiety”.

Płomień przeszywa krew. Przejść na drugą stronę, obchodząc śmierć.

*

Ta pyszałkowata mina, jaką się przybiera, gdy spada na nas cios przezna­czenia...

*

U kresu pewnej czynności, której nie ma powodu nazywać tu po imieniu, ma się ochotę zakrzyknąć: „Consummatum est!”.

Dobrze jest mieć pod ręką cytaty z Ewangelii, a osobliwie z Pasji, w chwilach, w których - zdawałoby się - do niczego się nie przydadzą.

Cechy sceptyczne, tak rzadkie u Ojców Kościoła, uznawane są dzisiaj za nowoczesne. To oczywiste, ponieważ chrześcijaństwo odegrało już swoją rolę,

Za każdym razem, gdy widzę jakiegoś pijanego i brudnego kloszarda majaczącego, śmierdzącego i rozpartego z butelką w ręce na skraju chodni ka, myślę o próbującym osiągnąć swój kres człowieku jutra, któremu udałi się zrealizować to zamierzenie. <

Chociaż poważnie obłąkany, prawi banał za banałem. Od czasu do czas] wtrąca uwagę graniczącą z kretynizmem i geniuszem. W końcu rozregulo wanie mózgu musi czemuś służyć.

Kiedy człowiek sądzi, że osiągnął pewien poziom oderwania od rzeczy wistości, uważa za kabotynów wszystkich gorliwców, w tym twórców rei gii. Czy obojętność na sprawy świata nie ma w sobie również czegoś z kabc tyństwa? Jeżeli bowiem działanie jest dziecinadą, jest nią także odmowa dzia łania: jest to jednak dziecinada szlachetna.

Jego gnuśność wprawia mnie w zakłopotanie i zachwyt. Niespieszno mi do niczego, nie zmierza w żadnym kierunku, nie pasjonuje go żaden pro blem. Rzec by można, że przy narodzinach połknął jakiś środek uspokajają cy, którego działanie trwa nadal, pozwalając mu zachować niezniszczalni uśmiech.

Litości dla tego, co wyczerpawszy zasoby pogardy, nie wie już, jaki; uczuciem obdarzać innych i samego siebie.

Odciąwszy się od świata i zerwawszy z wszystkimi przyjaciółmi, z nutki rosyjskiego akcentu prawie w tych okolicznościach niezbędnego odczyty wał mi początek księgi ksiąg. Doszedłszy do momentu, gdy Adam zostaj wygnany z Raju, zadumał się, a wzrok jego błądził w oddali, ja zaś tymcza sem myślałem sobie, że po tysiącleciach niespełnionych obietnic rozwściei czeni szalbierstwem ludzie odzyskają wreszcie świadomość wyklęcia i stani się godni swego praojca.

Jeśli Mistrz Eckhart jest jedynym „scholastykiem”, którego da się jesz­cze czytać, to dlatego, że u niego głębia podszyta jest wdziękiem. Ów gla- mour jest zaletą rzadko spotykaną w epokach żarliwej wiary.

*

Jak, słuchając oratorium, przyjąć założenie, że te przejmujące wzrusze­nia nie skrywają żadnej rzeczywistości i nie zwracają się do nikogo, że nic za nimi nie stoi i że muszą na zawsze zatracić się w powietrzu?

*

W pewnej indyjskiej wsi, której mieszkańcy tkali kaszmirowe szale, długo przebywał europejski przemysłowiec. Poświęcił się badaniu gestów, jakich nie­świadomie używali tkacze. Zgłębiwszy je, uznał za stosowne wyjawić je tym prostym ludziom, którzy wskutek tego utracili wszelką spontaniczność i stali się bardzo złymi robotnikami.

Nadmiar świadomości przeszkadza w każdym działaniu. Zbyt wiele roz­prawiać o seksie - to sabotować go. Erotyzm, plaga społeczeństw dekadenc­kich, jest zamachem na instynkt, to zorganizowana niemoc. Nie da się bez niebezpieczeństwa rozważać o wyczynach, które nie wymagają refleksji. Orgazm nie był nigdy wydarzeniem filozoficznym.

*

Moje uzależnienie od klimatu nigdy nie pozwoli mi uznać autonomii woli. Meteorologia decyduje o barwie moich myśli. Trudno o większego de- terministę niż ja, lecz cóż mogę na to poradzić. Gdy tylko zapominam, że mam ciało, wierzę w wolność. Przestaję w nią wierzyć, gdy tylko przywoła mnie ono do porządku, narzucając mi swoje niedole i kaprysy. Monteskiusz ma po stokroć rację: „Szczęście lub nieszczęście są skutkiem pewnej przy­rodzonej skłonności naszych organów wewnętrznych”.

*

Czy byłbym dzisiaj szczęśliwszy, gdybym dokonał tego, co sobie zamie­rzyłem? Z pewnością nie. Wyruszywszy w daleką drogę, ku granicy samego siebie, zacząłem wątpić w swój cel i w jakiekolwiek cele.

*

Jakiś byt lub idea fascynuje nas na ogół, gdy znajdujemy się w wisiel­czym nastroju. Jak bardzo wyjaśnia to istotę miłości i fanatyzmu!


*

Za każdym razem, gdy widzę jakiegoś pijanego i brudnego kloszarda majaczącego, śmierdzącego i rozpartego z butelką w ręce na skraju chodni ka, myślę o próbującym osiągnąć swój kres człowieku jutra, któremu udał< się zrealizować to zamierzenie. <

*

Chociaż poważnie obłąkany, prawi banał za banałem. Od czasu do czasi wtrąca uwagę graniczącą z kretynizmem i geniuszem. W końcu rozregulo wanie mózgu musi czemuś służyć.

* i

Kiedy człowiek sądzi, że osiągnął pewien poziom oderwania od rzeczy wistości, uważa za kabotynów wszystkich gorliwców, w tym twórców reli gii. Czy obojętność na sprawy świata nie ma w sobie również czegoś z kabo tyństwa? Jeżeli bowiem działanie jest dziecinadą, jest nią także odmowa dzia łania: jest to jednak dziecinada szlachetna.

*

Jego gnuśność wprawia mnie w zakłopotanie i zachwyt. Niespieszno mi do niczego, nie zmierza w żadnym kierunku, nie pasjonuje go żaden pro­blem. Rzec by można, że przy narodzinach połknął jakiś środek uspokajają cy, którego działanie trwa nadal, pozwalając mu zachować niezniszczalni uśmiech.

*

Litości dla tego, co wyczerpawszy zasoby pogardy, nie wie już, jakin uczuciem obdarzać innych i samego siebie.

*

Odciąwszy się od świata i zerwawszy z wszystkimi przyjaciółmi, z nutki rosyjskiego akcentu prawie w tych okolicznościach niezbędnego odczyty wał mi początek księgi ksiąg. Doszedłszy do momentu, gdy Adam zostaj< wygnany z Raju, zadumał się, a wzrok jego błądził w oddali, ja zaś tymcza sem myślałem sobie, że po tysiącleciach niespełnionych obietnic rozwści& czeni szalbierstwem ludzie odzyskają wreszcie świadomość wyklęcia i stani się godni swego praojca.

Jeśli Mistrz Eckhart jest jedynym „scholastykiem”, którego da się jesz­cze czytać, to dlatego, że u niego głębia podszyta jest wdziękiem. Ów gla- mour jest zaletą rzadko spotykaną w epokach żarliwej wiary.

*

Jak, słuchając oratorium, przyjąć założenie, że te przejmujące wzrusze­nia nie skrywają żadnej rzeczywistości i nie zwracają się do nikogo, że nic za nimi nie stoi i że muszą na zawsze zatracić się w powietrzu?

*

W pewnej indyjskiej wsi, której mieszkańcy tkali kaszmirowe szale, długo przebywał europejski przemysłowiec. Poświęcił się badaniu gestów, jakich nie­świadomie używali tkacze. Zgłębiwszy je, uznał za stosowne wyjawić je tym prostym ludziom, którzy wskutek tego utracili wszelką spontaniczność i stali się bardzo złymi robotnikami.

Nadmiar świadomości przeszkadza w każdym działaniu. Zbyt wiele roz­prawiać o seksie - to sabotować go. Erotyzm, plaga społeczeństw dekadenc­kich, jest zamachem na instynkt, to zorganizowana niemoc. Nie da się bez niebezpieczeństwa rozważać o wyczynach, które nie wymagają refleksji. Orgazm nie był nigdy wydarzeniem filozoficznym.

*

Moje uzależnienie od klimatu nigdy nie pozwoli mi uznać autonomii woli. Meteorologia decyduje o barwie moich myśli. Trudno o większego de- terministę niż ja, lecz cóż mogę na to poradzić. Gdy tylko zapominam, że mam ciało, wierzę w wolność. Przestaję w nią wierzyć, gdy tylko przywoła mnie ono do porządku, narzucając mi swoje niedole i kaprysy. Monteskiusz ma po stokroć rację: „Szczęście lub nieszczęście są skutkiem pewnej przy­rodzonej skłonności naszych organów wewnętrznych”.

*

Czy byłbym dzisiaj szczęśliwszy, gdybym dokonał tego, co sobie zamie­rzyłem? Z pewnością nie. Wyruszywszy w daleką drogę, ku granicy samego siebie, zacząłem wątpić w swój cel i w jakiekolwiek cele.

*

Jakiś byt lub idea fascynuje nas na ogół, gdy znajdujemy się w wisiel­czym nastroju. Jak bardzo wyjaśnia to istotę miłości i fanatyzmu!


Nie ma większej przeszkody przed wyswobodzeniem się jak potrzeblj niepowodzenia.

Poznać w pospolitym znaczeniu to pozbyć się jakiegoś złudzenia; po| znać w sensie absolutnym to pozbyć się wszelkich złudzeń. Objawienie ozna| cza krok dalej: to pewność, że odtąd nigdy nie damy się nabrać, to ostatni^ spojrzenie na iluzję.

Usiłuję wyobrazić sobie kosmos bez... siebie. Na szczęście istnieje śmierć aby zaradzić niedostatkowi mojej wyobraźni.

Ponieważ nasze wady nie są wypadkami powierzchniowymi, ale sa istotą naszej natury, nie możemy się od nich uwolnić, nie deformując jej, nifl psując jej jeszcze bardziej.

Najstarszy jest bunt, czyli najbardziej żywotna z naszych reakcji.

Nie sądzę, aby w dziele Marksa była choćby jedna bezinteresowna re| fleksja na temat śmierci.

Oto, co pomyślałem sobie przy jego grobie w Highgate.

Ten poeta tworzy dzieła piorunujące.

*

Wolałbym złożyć życie w ofierze, niż być komukolwiek niezbędny.

W mitologii wedyjskiej ktokolwiek wynosi się przez poznanie, zakłóca spokój niebios. Bogowie, zawsze czujni, żyją w trwodze, że zostaną zdekla-| sowani.

Czyż Szef z Księgi Rodzaju zachowywał się inaczej? Czyż nie śledził czło wieka, ponieważ się go obawiał, ponieważ upatrywał w nim konkurenta?


W tych warunkach można zrozumieć pragnienie wielkich mistyków, aby unikać Boga, jego ograniczeń i kłopotów, aby bezograniczyć się w Bóstwie.

*

Umierając, stajemy się panami świata.

*

Kiedy otrząsnęło się już z uniesienia, zachwycanie się jakimkolwiek by­tem wydaje się tak niepojęte, że nie sposób wyobrazić sobie żadnego stwo­rzenia, choćby i owada, które nie jest pogrążone w rozczarowaniu.

*

Moją misją jest postrzeganie rzeczy takimi, jakie są. To całkowite prze­ciwieństwo misji...

*

Przybyć z krainy, w której niepowodzenie było obowiązkowe, i gdzie „Nie mogłem się zrealizować” stanowiło lejtmotyw wszystkich zwierzeń.

*

Nie istnieje los, z którym mógłbym się pogodzić. Jestem stworzony, aby istnieć przed narodzinami i po śmierci, tylko nie w czasie samego istnienia.

*

Te noce, gdy wmawia się sobie, że wszyscy, nawet martwi, opuścili ten wszechświat i że jest się ostatnim z żywych, ostatnim duchem!

*

Aby wznieść się do współczucia, trzeba doprowadzić do stanu przesyce­nia, obrzydzenia do obcowania z samym sobą, albowiem ów paroksyzm nie­smaku jest symptomem zdrowia, niezbędnym warunkiem powalającym spoj­rzeć poza nasze własne zmartwienia i przykrości.

*

Nigdzie nic prawdziwego; wszędzie same pozory, od których nie powin­no się niczego oczekiwać. Dlaczego zatem do początkowego rozczarowania dodawać wszystkie te, które nadchodzą później i z diabelską regularnością dzień po dniu je potwierdzają?

„Duch Święty nie jest sceptykiem” - poucza nas Luter. Wielka szkoda, że nie każdemu jest to dane.

Zniechęcenie, zawsze w służbie poznania, odsłania nam inną strony wewnętrzny cień ludzi i rzeczy. Stąd wrażenie nieomylności, jakie nam daje

Upływ czasu w stanie czystym, czas nagi, sprowadzony do istoty upłyv bez nieciągłości chwil, dostrzec można w czasie bezsennych nocy. Wszystktj znika. Wszędzie wsącza się cisza. Słucha się, a niczego nie słychać. Zmysł; nie zwracają się już ku światu zewnętrznemu. Jakiemu światu zewnętrzne mu? Zanikowi temu nie ulega ów czysty przepływ przez nas, który jest namj i który zakończy się dopiero z nadejściem snu lub dnia.

Powaga nie należy do definicji istnienia; tragizm tak, ponieważ zakładaj ideę przygody, bezzasadnego nieszczęścia, podczas gdy powaga implikuje cel. A przecież wielką oryginalnością istnienia jest fakt, że żadnego celu niej zawiera.

Gdy się kogoś kocha, aby go do siebie bardziej przywiązać, życzy mu się, żeby spadło na niego jakieś wielkie nieszczęście.

Być wystawionym na pokusę jedynie tego, co leży poza kresem... skraj-| ności.

Gdybym uległ swojemu pierwszemu odruchowi, spędzałbym dnie na pi-| saniu listów obraźliwych i pożegnalnych.

Miał nieprzyzwoitość umrzeć.

W istocie, w śmierci jest coś niestosownego. Oczywiście ten aspekt śmierci j przychodzi na myśl ostatni.


Trwoniłem godziną za godziną, roztrząsając to, co wydawało mi się w najwyższym stopniu godne zgłębienia: błahość wszystkiego, a mianowicie to co nie zasługuje na sekundę refleksji, zważywszy, że nie wiadomo, jaki argument dałoby się jeszcze wymyślić za tą oczywistością lub przeciwko niej.

*

Kobiety od mężczyzn wolę dlatego, że mają nad nimi jedną przewagę: są bardziej niezrównoważone, a więc bardziej skomplikowane, bardziej przeni­kliwe i cyniczne, nie licząc owej tajemniczej wyższości, jaką daje im tysiąc­letnie zniewolenie.

*

Podobnie jak Gogol, Achmatowa nie lubiła czegokolwiek posiadać. Roz­dawała podarunki, które otrzymywała, i po kilku dniach odnajdywano je u innych. Cecha ta przypomina nomadów, z konieczności czy upodobania ograniczających się do tymczasowości. Joseph de Maistre przytacza przy­kład jednego ze swoich przyjaciół, rosyjskiego księcia, który sypiał byle gdzie w swoim pałacu i - by tak rzec - nie miał stałego łóżka, ponieważ żył w poczuciu, że bawi tam przelotnie, że koczuje w swym pałacu w oczekiwa­niu na to, że będzie się musiał z niego wynieść.

Gdy wschód Europy dostarcza takich przykładów oderwania od życia, dlaczego poszukiwać ich w Indiach czy gdziekolwiek indziej?

*

Szybko męczy lektura listów, w których mowa jedynie o toczonych z sobą samym dysputach i metafizycznych pytaniach. We wszystkim potrze­ba pospolitości, aby miało się wrażenie prawdy. Gdyby anioły wzięły się za pisanie, nie dałoby się ich czytać, z wyjątkiem upadłych. Czystość jest taka trudna w odbiorze, ponieważ jest nie do pogodzenia z natchnieniem.

*

Na środku ulicy, olśniony nagle „tajemnicą” Czasu, pomyślałem sobie, że Święty Augustyn miał po stokroć rację, że podejmując taki temat, zwrócił się wprost do Boga. Z kim innym bowiem toczyć o tym dysputę?

*

Mógłbym wyrazić wszystko, co mnie drąży, gdyby oszczędzono mi sro- moty braku talentu muzycznego.


Pochłonięty roztrząsaniem problemów zasadniczych, położyłem się ; południu do łóżka. To idealna pozycja, aby bez reszty oddać się rozmyśli niom o nirwanie, bez najmniejszego śladu jakiegokolwiek ,ja”, tej przeszkd dy w oderwaniu się od rzeczywistości, w osiągnięciu stanu niemyślen Najpierw poczucie błogiego wygaszenia się, potem błogie wygaszenie s| bez jakiegokolwiek czucia. Sądziłem, że osiągnąłem stadium najwyższe,; była to jedynie jego parodia, ześlizgnięcie się w otępienie, w otchłań... sj| sty.

Według tradycji żydowskiej Tora - dzieło Boga - poprzedza świat o dv tysiące lat. Nigdy jeszcze żaden naród nie cenił się bardziej. Przypisywą swojej księdze świętej taki wiek, wierzyć, że pochodzi sprzed Fiat lux'. Tak tworzy się przeznaczenie.

Otworzywszy antologię tekstów religijnych, wpadłem od razu na to zd nie Buddy:,»Żaden przedmiot nie jest wart, aby go pragnąć”. - Natychmia zamknąłem książkę, bo co można jeszcze czytać po takim stwierdzeniu?

Im bardziej się człowiek starzeje, tym bardziej brakuje mu zdecydov nia. Za każdym razem, gdy udaje mu się go nabrać, jest zakłopotany, wrażenie nienaturalności. Stąd złe samopoczucie w towarzystwie tych, których czuć przekonanie.

Szczęście obcowania z prawdziwym Gaskończykiem. Tego, którego ma na myśli, nigdy nie widziałem przygnębionego. Wszystkie swoje niepov dzenia, skądinąd nieistotne, przedstawiał mi jako sukcesy. Różnica międ nim a Don Kichotem była ledwie wyczuwalna, bo chociaż od czasu do cza próbował trzeźwo spojrzeć na świat, jego wysiłki kończyły się niepowod niem. Aż do końca okazał się niezdolny do rozczarowania.

Gdybym słuchał moich impulsów, byłbym dzisiaj w szpitalu dla obłąk nych albo dyndał na szubienicy.

Zauważyłem, że w wyniku jakiegokolwiek wewnętrznego wstrząsu moje myśli, po krótkim wzlocie, przybierały postać żałosną, a nawet wręcz grote­skową. Taki był niezmienny przebieg moich kryzysów, przełomowych czy nie. Gdy tylko człowiek wzniesie się ponad życie, mści się ono, sprowadza­jąc go na powrót do swojego poziomu.

*

Nie jestem w stanie stwierdzić, czy traktuję siebie poważnie, czy nie. Dramat oderwania od życia polega na tym, że nie można zmierzyć jego po­stępów. Kroczy się po pustyni i nigdy nie wiadomo, dokąd się doszło.

*

Zaszedłem daleko w poszukiwaniu słońca, lecz ono, nareszcie odnalezio­ne, było mi wrogie. A gdybym tak rzucił się ze stromizny brzegu w morze? Gdy oddawałem się dosyć ponurym rozważaniom, spoglądając jednocześnie na owe sosny, skały i fale, poczułem nagle, jak nierozerwalnie jestem zwią­zany z tym pięknym przeklętym światem.

*

W sposób wielce niesprawiedliwy przypisuje się chandrze status mniej ważny, o wiele poniżej statusu lęku. W istocie jest ona bardziej od lęku nie­bezpieczna, lecz wzdraga się przed jego ostentacją. Skromniejsza, a przecież bardziej niszcząca, może objawić się w każdej chwili, on natomiast, wynio­sły, oszczędza się na wielkie okazje.

*

Przybywa beztroski jak turysta i zawsze spotykam go przypadkowo. Tym razem, szczególnie wylewny, zwierza mi się, że miewa się świetnie, że cie­szy się dobrym samopoczuciem i nie przestaje być tego świadomy. Odpo­wiadam mu, że jego zdrowie wydaje mi się podejrzane, że nie jest rzeczą normalną bezustannie doświadczać, że jest się w dobrej formie, że prawdzi­wego zdrowia się nie czuje. - Proszę nie dowierzać swojemu poczuciu bło­gostanu - mówię mu na odchodnym.

Nie muszę dodawać, że już nigdy więcej go nie spotkałem.

*

Przy najmniejszej przeciwności losu, a tym bardziej przy najmniejszej trosce, trzeba niezwłocznie udać się na najbliższy cmentarz, natychmiasto­wy dostarczyciel uspokojenia, którego próżno szukać gdzie indziej. To jątkowo skuteczne remedium.

*

Żal, transmigracja w odwrotną stronę, wskrzeszając bez powodu na życie, daje nam złudzenie, że przeżyliśmy ich kilka.

*

Mam słabość do Talleyranda: kiedy się praktykowało cynizm wyłącznie balny, jest się pełnym podziwu dla kogoś, kto po mistrzowsku wcielił go w c

*

Gdyby jakiś rząd zadekretował w pełni lata, że wakacje zostały prze żone w nieskończoność i że, pod karą śmierci, nikt nie może opuścić r w którym się znajduje, bylibyśmy świadkami masowych samobójstw i b precedensowych rzezi.

*

Szczęście i nieszczęście unieszczęśliwiają w takim samym stopniu. D czego zatem zdarza mi się czasem woleć to pierwsze?

*

Głębię namiętności mierzy się gwarantującymi jej intensywność i nie niskimi uczuciami, które zawiera.

*

La Camarde, według Goethego zła portrecistka, miała nadawać twarz wrażenie fałszu, nieprawdy. W odróżnieniu od Novalisa, Goethe z pe ściąnie utożsamiłby jej z zasadą, która „romantyzuje” życie.

Zapiszmy na jego usprawiedliwienie, że przeżywszy o pięćdziesiąt więcej niż autor Hymnów do Nocy, dysponował odpowiednią ilością cz~ żeby stracić wszelkie złudzenia co do śmierci.

*

W pociągu jakaś kobieta w pewnym wieku i dosyć dystyngowana; ob niej trzydziestoletni idiota, jej syn, ujmował od czasu do czasu jej rę i składał na niej długi pocałunek, po czym spoglądał na niąrozanielony. B promienna i uśmiechała się. Nie wiedziałem^ czym może być ciekawość s tryfikowana. Teraz już wiem, bo doznałem jej, przyglądając się tej pa Została mi objawiona nowa odmiana konsternacji.


Muzyka istnieje jedynie tak długo, jak jest słuchana, podobnie Bóg - tak • długo, jak trwa ekstaza.

Najwyższą sztukę i najwyższy byt łączy to, że zależą całkowicie od nas.

*

Dla niektórych, a w istocie dla większości, muzyka jest stymulująca i pocieszająca; dla innych jest upragnionym rozpuszczalnikiem, nieoczeki­wanym sposobem zatracenia się, rozpłynięcia się w tym, co można mieć naj­lepszego.

*

Zerwać ze swymi bogami, ze swymi przodkami, językiem i krajem, ze­rwać całkowicie jest doświadczeniem straszliwym, to pewne, ale też doświad­czeniem wzniosłym, którego szukają jakże żarliwie odszczepieniec i - bar­dziej jeszcze - zdrajca.

*

Spośród wszystkiego, co sprawia, że cierpimy, nic nie daje nam tak wy­raźnego poczucia, że wreszcie dotykamy Prawdy, jak rozczarowanie.

*

Gdy tylko zaczyna się opadać z sił, zamiast się tym trapić, powinno się powołać na prawo do tego, aby nie musieć już być sobą.

*

Otrzymujemy prawie wszystko, z wyjątkiem tego, czego pragniemy w skrytości ducha. Bez wątpienia jest rzeczą sprawiedliwą, by to, na czym zależy nam najbardziej, pozostawało nieosiągalne, by zasadnicza część nas samych i naszej drogi pozostawała ukryta i niezrealizowana. Opatrzność do­brze stworzyła świat: niechaj każdy ma prawo do korzyści i dumy płynących z prestiżu związanego z wewnętrznymi klęskami.

*

Pozostać tożsamym z sobą - oto cel, dla którego wedle księgi Zohar Bóg stworzył człowieka i zalecił mu wierność drzewu życia. Ten jednak wolał inne drzewo, rosnące w „obszarze zmian”. Jego upadek? Szaleństwo zmiany, owoc ciekawości, tego źródła wszelkich nieszczęść. - I tak oto, to, co było jedynie kaprysem pierwszego z nas, dla nas wszystkich miało stać się prawem.

Szczypta litości wchodzi w skład wszelkiej formy przywiązania, miło ści, a nawet przyjaźni, z wyjątkiem wszakże podziwu.

Wyjść bez szwanku z życia - tak mogłoby się zdarzyć, ale bez wątpieni| nie zdarza się nigdy.

Wadą zbyt świeżego nieszczęścia jest to, że nie pozwala nam ono do strzec jego dobrych stron.

W ostatnim wieku najlepiej o miłości i muzyce rozprawiali Schopenhau er i Nietzsche, chociaż i jeden, i drugi znali tylko burdele, a jeśli chodzi o ic| ulubionych kompozytorów, pierwszy uwielbiał Rossiniego, a drugi Bizeta.;*

Spotkawszy przypadkiem L., powiedziałem mu, że rywalizacja międzjj świętymi jest najbardziej zażarta i najbardziej tajemna ze wszystkich. Poprc sił mnie, żeby podać przykłady. Wówczas nie przyszedł mi do głowy żaden teraz również nie znajduję ani jednego, co nie przeszkadza, że sprawa wyda| je mi się oczywista...

Świadomość: suma naszych dolegliwości od narodzin po stan obecny Dolegliwości owe przeminęły, świadomość pozostaje, lecz utraciła swoje korzenie..., ona sama ich nie zna.

Melancholia żywi się samą sobą i oto dlaczego nigdy nie potrafi się < nowić.

W Talmudzie zaskakujące stwierdzenie: „Im więcej ludzi, tym więcej obrazów boskości w naturze”.

Było to być może prawdą w czasach, gdy uczyniono tę uwagę, której zaprzeczeniem jest to, co widać, a jeszcze większym będzie to, co zobaczy­my.

Liczyłem na to, że za mojego życia zobaczą zniknięcie naszego gatunku, lecz bogowie byli temu przeciwni.

*

Jestem szczęśliwy tylko wówczas, gdy zakładam rezygnację i przygoto­wuję się do niej. Reszta jest goryczą i gorączkowym działaniem. Rezygnacja nie jest rzeczą łatwą, a przecież już samo dążenie do niej przynosi ukojenie. Dążenie do niej? Sama myśl o niej wystarczy, żeby dać wam złudzenie, że jest się kimś innym, i to złudzenie jest zwycięstwem, najbardziej pochleb­nym, ale też najbardziej zwodniczym.

*

Nikt bardziej od niego nie miał poczucia, że wszystko we wszechświecie jest grą. Za każdym razem, gdy do tego nawiązywałem, uśmiechając się do mnie porozumiewawczo, przywoływał sanskryckie słowo lila według We- danty oznaczające całkowitą bezzasadność, stworzenie świata dla rozrywki bóstwa. Jak bardzo razem drwiliśmy ze wszystkiego! A teraz on, najjowial- niejszy spośród wszystkich pozbawionych złudzeń, wrzucony ze swej winy do tego dołu, albowiem raz jeden raczył poważnie potraktować nicość.


0x08 graphic


Twarzą ku chwilom

Marionetką przestaje się być nie z powodu geniuszu, lecz cierpienia, wyłącznie cierpienia.

*

Kiedy człowiek znajdzie się pod urokiem śmierci, wszystko odbywa się, jak gdyby znało się ją w poprzednim istnieniu i jakby teraz niecierpliwie pragnęło się ją jak najszybciej odnaleźć.

*

Gdy tylko podejrzewacie, że ktoś ma mniejszą słabość do Przyszłości, wiedzcie, że podejrzany zna adres niejednego psychiatry.

*

„Pana prawdy są nieznośne”. - „Takimi są dla Pana” - wypaliłem w odpowiedzi temu niewiniątku.

Miałem jednak ochotę dodać: „Dla mnie też” zamiast grać niewzruszo­nego.

*

Człowiek nie jest zadowolony, że jest człowiekiem, jednakże nie wie, do czego powrócić ani jak odzyskać stan, którego wyraźne wspomnienie utra­cił. Nostalgia, jaką do niego żywi, stanowi trzon jego jestestwa i za jej pomo­cą komunikuje się z tym, co pozostało w nim z najdawniejszych czasów.

*

W pustym kościele ćwiczył organista. Oprócz niego żywej duszy, z wy­jątkiem kota, który krążył wokół mnie... Gorliwość muzyka była dla mnie wstrząsem: opadły mnie dręczące od zawsze pytania. Odpowiedź organów nie wydała mi się wystarczająca, lecz w stanie, w jakim się znajdowałem, była to mimo wszystko jakaś odpowiedź.

Byt idealnie prawdomówny - zawsze możemy sobie go wyobrazić - to taki, który nigdy nie szukałby ucieczki w eufemizmie.

*

Nie mając równych sobie w kulcie Niewzruszoności, frenetycznie dąży­łem do niej, lecz im bardziej pragnąłem ją osiągnąć, tym bardziej się od niej oddalałem. Sprawiedliwa klęska dla tego, kto dąży do celu sprzecznego z naturą.

Kroczymy od zamętu do zamętu. Uwaga ta nie pociąga za sobą żadnych skutków i nie przeszkadza nikomu dopełnić swego przeznaczenia, czyli osią­gnąć zamęt całkowity.

*

i

Lęk nie jest bynajmniej pochodną niezrównoważenia nerwowego, lecz wypływa z samej budowy świata, toteż nie sposób powiedzieć, dlaczego nie powinniśmy odczuwać go w każdej chwili, zważywszy, że sam czas jest je­dynie lękiem w stanie pełnej ekspansji, lękiem, w którym nie da się wyróżnić ' początku i końca, lękiem odwiecznie zdobywczym.

*

Na niebie jakby umyślnie smutnym ścigają się dwa ptaki obojętne na to ponure tło... Ich jakże oczywista żwawość stosowniejsza jest, by odrodzić stary instynkt, niż cała literatura erotyczna.

*

Szloch podziwu to jedyne usprawiedliwienie dla tego wszechświata, skoro, już jakiegoś potrzeba.

*

Przez solidarność z przyjacielem, który właśnie umarł, zamknąłem oczy i pozwoliłem, by ogarnął mnie półchaos poprzedzający sen. Po kilku minu­tach wydawało mi się, że postrzegam ową nieskończenie ulotną realność»/ która wiąże nas jeszcze ze świadomością. Czyżbym dotarł do granicy końca? Chwilę później znajdowałem się na dnie otchłani, nie odczuwając najmniej­szych śladów trwogi. Przestać istnieć byłoby zatem czymś aż tak prostym?

Bez wątpienia, gdyby śmierć była tylko jednym z wielu doświadczeń, lecz ona jest doświadczeniem unikatowym. Poza tym, co za pomysł odgrywać zjawisko, które przydarza się raz tylko! Nie prowadzi się doświadczeń na tym, co niepowtarzalne.

*

Im więcej się cierpiało, tym mniej roszczeniowo jest się nastawionym. Protestowanie jest oznaką, że nie ma się za sobą żadnego piekła.

*

Jakbym nie miał wystarczająco dużo kłopotów, nękają mnie te, które powinno się było poznać w epoce jaskiniowej.

Nienawidzimy się, ponieważ nie możemy się zapomnieć, ponieważ nie potrafimy myśleć o czymś innym. Nieuniknione jest, że oburzamy się na tę nadmierną preferencję i że usiłujemy nad nią zatriumfować. Nienawidzić się to jednak podstęp najmniej skuteczny dla osiągnięcia tego celu.

*

Muzyka jest złudzeniem, które jest odkupieniem dla wszystkich innych złudzeń.

(Gdyby złudzenie było słowem skazanym na zniknięcie, nie wiem, co by się ze mną stało.)

*

Nikomu w stanie neutralności nie jest dane postrzegać pulsowania Czasu.

Aby to osiągnąć, konieczne jest złe samopoczucie sui generis, łaska po­chodząca nie wiadomo skąd.

*

Gdy przeczuwa się, czym jest próżnia, a sunyata otoczona jest kultem na przemian ostentacyjnym i potajemnym, nie sposób już korzyć się przed bo­giem mizernym, ucieleśnionym, osobowym. Z drugiej strony nagość pozba­wiona wszelkiej obecności, wszelkiego ludzkiego potępienia, skąd usunięto samą ideę Ja”, dyskredytuje jakikolwiek kult, siłą rzeczy związany z indy­widualną supremacją. Albowiem, zgodnie z hymnem Mahayany,, jeśli wszyst­kie rzeczy są puste, to kto i komu oddaje cześć?”.


Bardziej niż czas lekarstwem na smutek jest sen, natomiast bezsenno która zwielokrotnia każdą zwykłą przeciwność losu, przekształcając ją w ci przeznaczenia, czuwa nad naszymi ranami i nie pozwala im się zabliźnić.

*

Zamiast zwracać uwagę na twarz przechodniów, spoglądałem na ich st py i wszystkich tych zabieganych ludzi sprowadzałem do kroków spies cych - tylko ku czemu? I wydało mi się jasne, że nasza misja polega wznoszeniu kurzu w poszukiwaniu jakiejś niepoważnej tajemnicy.

*

Pierwsza rzecz, jaką opowiedział mi przyjaciel niewidziany od wielu 1 chociaż od dawna gromadził zapas trucizn, nie udało mu się popełnić sam bójstwa, ponieważ nie mógł się zdecydować, którą woli od innych...

*

Nie podważa się racji, dla których się żyje, nie podważając jednocześ powodów, dla których się pisze.

*

Nierzeczywistość jest oczywistością, o której zapominam i którą na no odkrywam każdego dnia. Ta komedia do takiego stopnia stapia się z mo: istnieniem, że nie potrafię ich od siebie rozdzielić. Dlaczego to błazeńs rozpoczynanie na nowo, dlaczego ta farsa?

Jednakże to nie farsa, ponieważ to dzięki niej jestem wśród żywych al na takiego wyglądam.

*

Każda jednostka jako taka, zanim kompletnie upadnie, już znajduje s w stanie upadku i na biegunie przeciwległym do swojego oryginalnego wzor

*

Jak wyjaśnić, że fakt, iż nie istniało się uprzednio, że gigantyczna ni obecność poprzedzająca narodziny nie wydaje się nikomu przeszkadzać, zaś, kto się nad tym zastanawia, nie przejmuje się ponad miarę?

Według pewnego Chińczyka jedna godzina szczęścia to wszystko, do czego mógłby się przyznać stulatek, odliczywszy wszystkie zmienne koleje swojego istnienia.

... Ponieważ wszyscy przesadzają, dlaczego mędrcy mieliby w tym wzglę­dzie stanowić wyjątek?

*

Chciałbym o wszystkim zapomnieć i obudzić się z twarzą zwróconą ku światłości sprzed istnienia czasu.

*

Melancholia odkupuje ten wszechświat, a jednak to ona nas od niego oddziela.

*

Mieć za sobą młodość spędzoną w temperaturze demiurgii.

*

Ile rozczarowań doprowadza do zgorzknienia? - Jedno albo tysiąc, za­leżnie od tego, kogo i czego dotyczy.

*

Pojmować akt myślenia jako trującą kąpiel, jako sposób spędzania czasu właściwy elegijnej żmii.

*

Bóg jest bytem w całym tego słowa znaczeniu uwarunkowanym, niewol­nikiem nad niewolnikami, więźniem swoich atrybutów, tego, czym jest. Czło­wiek, przeciwnie, dysponuje pewnym marginesem swobody w tej mierze, w jakiej nie jest, w jakiej - dysponując jedynie istnieniem zapożyczonym - szamocze się w swojej pseudorzeczywistości.

*

Aby się afirmować, życie dało dowód swojej niezwykłej przemyślności; nie mniejszej również, aby się zanegować. Ileż sposobów wymyśliło, żeby pozbawić się siebie samego! Śmierć to przede wszystkim jego wynalazek, jego cudowny sukces.

Chmury przesuwały się po niebie. W nocnej ciszy można by niełedwi usłyszeć odgłosy ich spiesznego marszu. Dlaczego jesteśmy tutaj? Jaki se~ może mieć nasza ledwo zauważalna obecność? To pytanie bez odpowiedz' na które jednak odpowiedziałem spontanicznie, bez cienia wahania i nie n mieniąc się z powodu niesłychanej banalności stwierdzenia: .Jesteśmy tuta żeby się torturować, a nie z jakiegokolwiek innego powodu”.

*

Gdyby uprzedzono mnie, że opuszczą mnie moje chwile, podobnie j cała reszta, nie odczułbym ani strachu, ani żalu, ani radości. Nieobecno* bez skazy. Zniknął wszelki akcent osobisty tego, co - jak mniemałem - będ jeszcze odczuwał, lecz prawdę rzekłszy, nie odczuwałem już niczego, żyłe dłużej niż moje wrażenia zmysłowe, a przecież nie byłem żywym trupę byłem jak najbardziej żywy, ale tak, jak to zdarza się rzadko, jak jest si żywym tylko jedyny raz.

*

Praktykować Ojców Pustyni, a jednocześnie wzruszać się, słysząc ostat nie wiadomości! W pierwszych wiekach naszej ery przystałbym do tych er mitów, o których powiedziane jest, iż po upływie pewnego czasu „zmęczę byli poszukiwaniem Boga”.

*

Chociaż pojawiliśmy się za późno, zazdrościć nam będą nasi bezpośred ni następcy, a bardziej jeszcze ci, co przyjdą po nich. W ich oczach będziem wyglądać jak uprzywilejowani, i słusznie, ponieważ w interesie każdego je trzymać się możliwie jak najdalej od przyszłości.

*

Niech nie wchodzi tu nikt, kto choć jeden dzień przeżył bez zdumienia

*

Nasze miejsce jest gdzieś pomiędzy bytem a niebytem, pomiędzy dwi ma fikcjami.

*

Przyznać należy, że drugi człowiek ma dla nas twarz obłąkanego. Poi żamy za nim jedynie do pewnego punktu. Potem w nieunikniony sposób z


czyna bredzić, ponieważ nawet jego najbardziej prawomocne troski wydają nam się nieuzasadnione i niewytłumaczalne.

*

Nigdy nie wymagać od języka wysiłku nieproporcjonalnego do jego na­turalnych możliwości, a w każdym razie nie zmuszać go, żeby dał z siebie wszystko, do czego jest zdolny. Unikajmy licytowania się słowami, bo - ochwacone - nie będą w stanie udźwignąć brzemienia sensu.

*

Żadna myśl nie jest ani bardziej wywrotowa, ani bardziej uspokajająca niż myśl o śmierci. To bez wątpienia wskutek tej podwójnej właściwości przeżuwa się ją bez ustanku, nie mogąc się bez niej obyć. Cóż za szczęście spotkać wewnątrz tej samej chwili truciznę i odtrutkę, objawienie, które nas i zabija i pozwala żyć, prawdziwy wzmacniający jad.

*

Po Wariacjach Goldbergowskich - muzyce „superesencjalnej”, aby od­wołać się do żargonu mistycznego - zamykamy oczy, napawając się echem, jakie w nas wywołały. Nie istnieje nic więcej oprócz pełni bez treści będącej jedynym sposobem obcowania z Najwyższym.

Aby osiągnąć wyzwolenie, należy uwierzyć albo że wszystko jest, albo że nic nie jest realne. My natomiast rozróżniamy jedynie poszczególne stop­nie realności, ponieważ rzeczy wydają się nam bardziej lub mniej prawdzi­we, bardziej lub mniej istniejące. Tym samym nigdy nie wiemy, co o nich myśleć.

*

Właściwie powaga nie jest atrybutem istnienia. Jest nim tragizm, ponie­waż zakłada ideę niczym nieumotywowanej katastrofy, powaga natomiast sugeruje minimum celowości, której istnienie w najmniejszym stopniu nie posiada, na czym zresztą polega jego powab.

*

Cofnąć się do zera suwerennego, z którego poczęło się to podwładne mu zero, będące naszym budulcem.

Każdy przeżywa swój prometejski kryzys i we wszystkim, co robi póź­niej, albo się tym szczyci, albo się z tego powodu kaja.

Już wystawienie w witrynie czaszki jest wyzwaniem; gdy wystawi s cały szkielet, skandal gotowy. Nawet gdy nieszczęsny przechodzień rzuci niego tylko przelotne spojrzenie, jak będzie mógł potem zająć się swoi sprawami, w jakim nastroju zakochany uda się na randkę?

Dłuższy postój przy naszej ostatecznej przemianie tym bardziej sce tycznie nastroi do pożądania i szaleństwa. i

... Zatem oddalając się od tego pionowego okropieństwa, pozostało tylko złorzeczyć i jemu i jego niekończącemu się szyderstwu.

*

„Gdy ptak snu postanowił uwić gniazdo w mojej źrenicy, ujrzał rzę i wystraszył się, że to sieć”. i

Któż lepiej niż ów Ben al-Hamara, arabski poeta z Andaluzji, przejrz to, co w bezsenności niezgłębione?

*

Te chwile, gdy wystarczy wspomnienie albo mniej jeszcze, aby wyśli gnąć się poza świat.

*

Być podobnym do biegacza, który zatrzymał się w pełnym biegu, usi' jąc zrozumieć, o co w nim chodzi. Medytacja jest wyznaniem zadyszki.

*

Godna zawiści forma chwały, podobnie jak nasz praojciec, związać sw:! je nazwisko z galimatiasem, który olśni następne pokolenia.

*

„To, co jest nieciągłe, jest bólem. To, co jest bólem, nie przynależy c nikogo. To, co nie przynależy do nikogo, nie przynależy do mnie, nie jeste tym, to nie jest mną”. (Samyutta Nikaya).

To, co jest bólem, nie przynależy do nikogo. W tym punkcie, kapitalny wszak, nie sposób przyznać rację buddystom. Ból jest dla nas czymś, co j najbardziej przynależy do nas, do człowieka. Cóż za dziwaczna religia! Wszę dzie widzi ból, a jednocześnie uznaje go za nierzeczywisty.


Na jego twarzy nie ma już śladów drwiny. To dlatego, że przywiązany był do życia w sposób wręcz odrażający. Ci, którzy nie raczyli się w nie wczepić, noszą kpiący uśmiech, znak wyzwolenia i triumfu. Nie zmierzają do nicości, oni z niej wyszli.

*

Wszystko nadchodzi zbyt późno, wszystko jest zbyt późno.

*

Zanim powaliły go poważne kłopoty zdrowotne, był uczonym; od tego czasu popadł w metafizykę. Aby otworzyć się na esencjalne majaczenie, potrzebna jest pomoc wiernych nieszczęść, żądnych odnowy.

*

Przez całą noc przenosić Himalaje - i to się nazywa snem.

*

Na jakież wyrzeczenia nie byłbym gotów, aby uwolnić się od tego żało­snego ja, które w tej właśnie chwili zajmuje w całości miejsce, o jakim żaden bóg nie ośmielił się nawet marzyć!

*

Żeby umrzeć, potrzeba ogromnej pokory. Najdziwniejsze, że wszyscy spełniają ten warunek.

*

Bezużyteczność fal z ich pośpiechem i bezustannym ględzeniem przy­ćmiewa jeszcze bardziej niedorzeczna nerwowość miasta.

Kiedy zamykając oczy, pozwala się ogarnąć temu podwójnemu pomru­kowi, można pomyśleć, że towarzyszy się przygotowaniom do Stworzenia, i szybko zatraca się w kosmogonicznych elukubracjach.

Cud nad cudami: żadnej przerwy pomiędzy pierwotnym wstrząsem a tym niemożliwym do nazwania punktem, do którego doszliśmy.

*

Wszelka forma postępu jest perwersją w tym znaczeniu, że byt jest per- wersją niebytu.

Pomimo że cierpisz na bezsenność tak wyczerpującą, iż wywołałaby za­zdrość męczennika, to jeśli nie naznaczyła twoich rysów, nikt ci nie uwierzy, Z braku świadków w dalszym ciągu będą cię brali za żartownisia, a ty, grają- komedię lepiej niż ktokolwiek inny, sam staniesz się pierwszym wspólni kiem niedowiarków.

*

Dowodem na to, że czyn szlachetny jest sprzeczny z naturą, jest to, iż czasem po upływie miesięcy lub lat wzbudza niesmak, do którego nie chce­my przyznać się przed nikim, nawet przed samym sobą.

*

W czasie tych uroczystości pogrzebowych mówiono wyłącznie o cieniuj o śnie i o prochu, co się w proch obraca. Potem, bez żadnego przejścia, obie­cano zmarłemu wieczną radość i całą resztę. Tak wielka niekonsekwencji; zirytowała mnie, więc porzuciłem i popa, i nieboszczyka. J

Oddalając się, nie mogłem uwolnić się od myśli, że jestem ostatnią oso­bą, która miałaby prawo protestować przeciwko tym, którzy zaprzeczają so­bie z taką ostentacją.

*

Co za ulga wrzucić do śmietnika rękopis, świadka minionej gorączki,! zawstydzającej frenezji!

*

Dzisiaj rano pogrążyłem się w myślach, toteż na dobry kwadrans straci­łem grunt pod nogami...

*

Wszystko, co odczuwamy jako niedogodność, pozwala nam się zdefi-1 niować. Bez niedyspozycji nie dałoby się ustalić tożsamości. Szansa i pech organizmu obdarzonego świadomością.

*

Gdybyż opisać nieszczęście było tak łatwo, jak je przeżyć!


Codzienna lekcja powściągliwości: pomyśleć, choćby przez czas krótki jak błysk gromu, że pewnego dnia będą mówić o naszych szczątkach.

*

Mówi się bezustannie o niedostatkach woli, zapominając, że wola jako taka jest podejrzana i że chcieć nie jest rzeczą normalną.

*

Po kilkugodzinnym gadulstwie ogarnia mnie pustka. Pustka i wstyd. Czyż nie jest rzeczą nieprzyzwoitą rozpościerać przed innymi swoje tajemnice, obnażać swoje jestestwo, opowiadać i opowiadać o sobie, gdy najpełniej­szych chwil życia doznaliśmy w ciszy, w czasie postrzegania ciszy?

*

Za młodu Turgieniew powiesił w swoim pokoju portret Fouquiera-Tin- ville'a.

Młodość, zawsze i wszędzie, idealizowała katów pod warunkiem, że sro- żyli się w imię spraw mglistych i nadętych.

*

Zarówno życie, jak śmierć mają równie mało treści. Na nieszczęście do­wiadujemy się o tym zawsze za późno, gdy nie może nam to już pomóc ani by żyć, ani by umrzeć.

*

Jesteś spokojny, zapominasz o swoim przeciwniku, który czuwa i czeka. Niemniej chodzi o to, żeby być gotowym, gdy na ciebie uderzy. Zwyciężysz, albowiem będzie osłabiony owym ogromnym wydatkiem energii, jakim jest nienawiść.

*

Z wszystkiego, co się odczuwa, nic nie daje takiego poczucia, że jest się w samym sercu prawdy, jak niczym nieumotywowany atak rozpaczy: wszyst­ko wokół wydaje się błahe, rozwodnione, pozbawione treści i niegodne zain­teresowania.


Znużenie niezależne od zużycia organów, znużenie pozaczasowe, na które j nie istnieje żaden środek uśmierzający, i którego nie ukoi żaden odpoczynek, ] nawet ostateczny.

Wszystko jest zbawienne z wyjątkiem zastanawiania się w każdej chwilij nad sensem naszych czynów. Wszystko jest lepsze niż to jedyne naprawdę'] ważne pytanie.

Gdy zajmowałem się niegdyś Josephem de Maistre, zamiast wyjaśniać! jego sylwetkę przez nagromadzenie szczegółów, powinienem był przypo-| mnieć, że nigdy nie udało mu się spać dłużej niż trzy godziny. Nie przytoczy-f łem jednak tego faktu. Pominięcie to tym bardziej niewybaczalne, że istoty! ludzkie dzielą się na spaczy i na czuwaczy, dwa podgatunki bytów na zawszej odrębnych, które łączy jedynie wygląd fizyczny.

Odetchnęlibyśmy wreszcie pełną piersią, gdyby któregoś pięknego ran­ka powiadomiono nas, że prawie wszyscy nasi bliźni rozpłynęli się w powie­trzu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Trzeba być człowiekiem bardzo religijnym, aby móc z przekonaniem! wypowiadać słowo być. Trzeba wierzyć, ażeby móc zwyczajnie powiedzieć| o jakimś przedmiocie czy osobie, że jest.

Każda pora roku stanowi próbę: przyroda zmienia się i odnawia jedynie| po to, aby nas uderzać.

U podstaw najmniejszej myśli zarysowuje się lekka nierównowaga. Co| zatem powiedzieć o braku równowagi, z którego wypływa myśl jako taka?

Jeżeli społeczeństwa pierwotne niezbyt cackają się ze starcami, w cywi­lizowanych - przeciwnie - schlebia się im i podsuwa najlepsze kąski. Bez najmniejszej wątpliwości przyszłość zachowa tylko pierwszy model.

*

Pomimo że zdezerterowałeś z jakiejś wiary religijnej czy politycznej, zachowasz upór i nietolerancję, które popchnęły cię do jej przyjęcia. Pozo­staniesz przepojony wściekłością, z tym że teraz twoja wściekłość odwróci się przeciwko porzuconej wierze; związany z twoją naturą fanatyzm będzie trwał niezależnie od przekonań, których bronisz lub które odrzucasz. Istota, twoja istota, pozostaje taka sama; nie zmienisz jej, po prostu zmieniając po­glądy.

*

Zohar stawia nas w kłopotliwym położeniu: jeśli mówi prawdę, biedak staje przed Bogiem wyłącznie jako dusza, natomiast inni tylko pod postacią ciała.

Ponieważ nie sposób się dowiedzieć, jak jest naprawdę, najlepszym wyj­ściem jest poczekać.

*

Nie mylić talentu i werwy. Najczęściej werwa jest właściwością pyszałka.

Z drugiej strony, jak bez jej udziału nadać pikanterii prawdom i błędom?

*

W każdej z kolejnych chwil nie mogę się nadziwić, dlaczego znajduję się dokładnie w tej właśnie chwili.

*

Na dziesiątki naszych snów znaczący jest najwyżej jeden! Reszta to od­pady, literatura z niższej półki albo przyprawiająca o mdłości, owoc wyobraźni niedorozwiniętego ducha.

Sny, które się przeciągają, świadczą o ubóstwie intelektualnym śniące­go, który nie wiedząc, w jaki sposób je zakończyć, bez powodzenia usiłuje znaleźć rozwiązanie, zupełnie jak w teatrze, gdy autor mnoży perypetie, po­nieważ nie wie, jak i gdzie się zatrzymać.


Znużenie niezależne od zużycia organów, znużenie pozaczasowe, na które nie istnieje żaden środek uśmierzający, i którego nie ukoi żaden odpoczynek, nawet ostateczny.

*

Wszystko jest zbawienne z wyjątkiem zastanawiania się w każdej chwil1 nad sensem naszych czynów. Wszystko jest lepsze niż to jedyne naprawdę ważne pytanie.

*

Gdy zajmowałem się niegdyś Josephem de Maistre, zamiast wyjaśnia jego sylwetkę przez nagromadzenie szczegółów, powinienem był przypo, mnieć, że nigdy nie udało mu się spać dłużej niż trzy godziny. Nie przytoczy łem jednak tego faktu. Pominięcie to tym bardziej niewybaczalne, że isto" ludzkie dzielą się na spaczy i na czuwaczy, dwa podgatunki bytów na zawsz odrębnych, które łączy jedynie wygląd fizyczny.

*

Odetchnęlibyśmy wreszcie pełną piersią, gdyby któregoś pięknego ran* ka powiadomiono nas, że prawie wszyscy nasi bliźni rozpłynęli się w powiej trzu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

*

Trzeba być człowiekiem bardzo religijnym, aby móc z przekonanie wypowiadać słowo być. Trzeba wierzyć, ażeby móc zwyczajnie powiedzi o jakimś przedmiocie czy osobie, że jest.

*

Każda pora roku stanowi próbę: przyroda zmienia się i odnawia jedyn: po to, aby nas uderzać.

*

U podstaw najmniejszej myśli zarysowuje się lekka nierównowaga, zatem powiedzieć o braku równowagi, z którego wypływa myśl jako taka?*

Jeżeli społeczeństwa pierwotne niezbyt cackają się ze starcami, w cywi­lizowanych - przeciwnie - schlebia się im i podsuwa najlepsze kąski. Bez najmniejszej wątpliwości przyszłość zachowa tylko pierwszy model.

*

Pomimo że zdezerterowałeś z jakiejś wiary religijnej czy politycznej, zachowasz upór i nietolerancję, które popchnęły cię do jej przyjęcia. Pozo­staniesz przepojony wściekłością, z tym że teraz twoja wściekłość odwróci się przeciwko porzuconej wierze; związany z twoją naturą fanatyzm będzie trwał niezależnie od przekonań, których bronisz lub które odrzucasz. Istota, twoja istota, pozostaje taka sama; nie zmienisz jej, po prostu zmieniając po­glądy.

*

Zohar stawia nas w kłopotliwym położeniu: jeśli mówi prawdę, biedak staje przed Bogiem wyłącznie jako dusza, natomiast inni tylko pod postacią ciała.

Ponieważ nie sposób się dowiedzieć, jak jest naprawdę, najlepszym wyj­ściem jest poczekać.

*

Nie mylić talentu i werwy. Najczęściej werwa jest właściwością pyszałka.

Z drugiej strony, jak bez jej udziału nadać pikanterii prawdom i błędom?

*

W każdej z kolejnych chwil nie mogę się nadziwić, dlaczego znajduję się dokładnie w tej właśnie chwili.

*

Na dziesiątki naszych snów znaczący jest najwyżej jeden! Reszta to od­pady, literatura z niższej półki albo przyprawiąjąca o mdłości, owoc wyobraźni niedorozwiniętego ducha.

Sny, które się przeciągają, świadczą o ubóstwie intelektualnym śniące­go, który nie wiedząc, w jaki sposób je zakończyć, bez powodzenia usiłuje znaleźć rozwiązanie, zupełnie jak w teatrze, gdy autor mnoży perypetie, po­nieważ nie wie, jak i gdzie się zatrzymać.

Moje problemy, czy raczej moje utrapienia, prowadzą politykę, która mnie przerasta. Czasami zmawiają się i osaczają mnie gromadnie, czasem każdy idzie w swoją stronę, bardzo często walczą ze sobą, ale czy się zgadzają, czy są skłócone, zachowują się, jakby ich manewry mnie nie dotyczyły, jak gdy­bym był jedynie ich osłupiałym obserwatorem.

*

Liczy się dla nas tylko to, czego nie dokonaliśmy, czego nie mogliśmy dokonać. Tym sposobem z życia pozostaje tylko to, czym się nie stało.

*

Marzyć o przedsiębiorstwie wyburzeniowym, które nie oszczędziłoby żadnego śladu po pierwotnym big bangu.


Irytacje

Staw w Soustons, draga po południu. Wiosłowałem. Nagle jak błyskawi­ca przeszyła mnie reminiscencja zdania: All is of no crwail (Nic niczemu nie służy). Gdybym był sam, natychmiast rzuciłbym się do wody. Nigdy z taką gwałtownością nie odczułem potrzeby położenia kresu swojej egzystencji.

*

Pochłaniać biografię za biografią, żeby lepiej się przekonać o bezsen­sowności każdego przedsięwzięcia, każdego losu.

*

Wpadam na X. Wszystko bym dał, żeby go już nigdy nie spotkać. Że też trzeba znosić takie typy! Gdy mówił, czułem się niepocieszony, że nie dys­ponuję nadprzyrodzoną mocą, która w jednej chwili unicestwiłaby nas oby­dwu.

*

Jaki jest cel istnienia naszego ciała, poza tym, że pozwala nam zrozu­mieć, co oznacza słowo oprawcal

*

Ostre poczucie śmieszności utrudnia, jeśli nie wręcz uniemożliwia, naj­banalniejszy czyn. Szczęśliwi ci, którzy nie są w nie wyposażeni! Musiała nad nimi czuwać Opatrzność.

*

Na jakiejś wystawie sztuki wschodniej wielogłowy Brahma, przygnę­biony, zasępiony, ogłupiały do szczętu.

W tej postawie chciałbym zobaczyć wyobrażenie boga bogów.

*

Wszyscy mnie męczą. Ale lubię się śmiać. I nie potrafię śmiać się sam.

Nigdy nie wiedziałem, za czym gonię na tym świecie, toteż czekam na kogoś, kto mógłby mi powiedzieć, za czym on się ugania.

*

Na pytanie, dlaczego mnisi, którzy za nim podążają, są tak promienni, Budda odparł, że dzieje się tak, ponieważ nie myślą ani o przeszłości, ani

*

Pochodna strapienia: zamknąć na długo oczy, żeby zapomnieć o świetle

*

Gdy tylko pisarz przybiera pozę filozofa, można być pewnym, że czyni to, żeby zamaskować swoje niedostatki. Idea: parawan, który niczego nie skrywa.

*

Oczy zapalają się nagle zarówno z podziwu, jak z zawiści. W jaki sposób odróżnić te uczucia u tych, których odruchów nie jesteśmy pewni?

*

Dzwoni do mnie w środku nocy, żeby oznajmić mi, że nie może spać. Robię mu prawdziwy wykład o tej odmianie nieszczęścia będącej w istocie samą jego esencją. Pod koniec jestem tak zadowolony z mojego wyczynu, że wracam do łóżka jak bohater, dumny, że stawiam czoła godzinom oddziela­jącym mnie od świtu.

*

Publikacji książki towarzyszy ten sam rodzaj problemów, co w przypad­ku ślubu czy pogrzebu.

*

Nie powinno się nigdy pisać o nikim. Jestem o tym tak bardzo przekona­ny, że za każdym razem, kiedy dochodzi do tego, że to robię, moją pierwszą myślą jest zaatakowanie, nawet jeśli go podziwiam, tego, o kim mam mówić.

„I widział Bóg, że światłość była dobra”.

Takie jest zdanie śmiertelnych, z wyjątkiem cierpiących na bezsenność, dla których jest ona agresją, nowym piekłem cięższym do zniesienia niż pie­kło nocy.

*

Nadchodzi chwila, w której nawet negacja traci swój blask i, wytarta jak oczywistości, nadaje się tylko do wyrzucenia na śmietnik.

*

Wedle Louisa de Broglie istnieje związek pomiędzy zdolnością do two­rzenia dowcipów a zdolnością do dokonywania odkryć naukowych, jeżeli za dowcip przyjąć umiejętność „błyskawicznego dokonywania nieoczekiwanych skojarzeń”.

Gdyby tak istotnie było, Niemcy byliby niezdolni dokonywać nauko­wych odkryć. Już Swift dziwił się, że naród tak ociężały ma na swoim koncie tak wiele wynalazków. Jednakże inwencja w mniejszym stopniu zakłada lot­ność, bardziej zaś wytrwałość, zdolność do drążenia, upór... Iskra rodzi się z uporczywości.

Nic nie jest nudne dla kogoś, kogo do działania popycha mania zgłębia­nia problemów. Odporny na nudę, poświęci się on bez reszty byle czemu, jeśli jest pisarzem, nie oszczędzając swoich czytelników, a gdy jest filozo­fem, nawet nie biorąc ich pod uwagę.

*

Opowiadam pewnemu psychoanalitykowi amerykańskiemu, że w posia­dłości jednej z moich przyjaciółek upadłem w sposób, który mógłby się oka­zać niebezpieczny dla zdrowia, kiedy pastwiłem się nad uschłymi gałęziami sekwoi, które w zapamiętaniu obcinałem. „Nie znęcał się pan nad nimi, żeby je przyciąć, ale żeby ukarać sekwoję, że jest bardziej od pana długowieczna. Miał pan za złe drzewu, że pana przeżyje, i pana podświadomość postanowi­ła się zemścić, pozbawiając je gałęzi”.

... Może to człowiekowi na zawsze zohydzić wszelkie głębokie wyja­śnienie.

*

Inny Jankes, tym razem profesor, uskarżał się, że nie wie, jakiemu tema­towi poświęcić swój następny wykład. „Dlaczego nie mówić o chaosie i jego


uroku?” - „To dla mnie rzecz nieznana. Nigdy nie uległem tego rodzaju ocza­rowaniu” - odparł mi.

Łatwiej dogadać się z potworem niż z przeciwieństwem potwora.

*

Czytałem Statek szalony komuś, kto go nie znał i komu poezja była cał­kowicie obca.

„Można by pomyśleć, że to pochodzi z trzeciorzędu” - skomentował po zakończeniu lektury. Cóż, każdy ma prawo do wyrażenia swego zdania.

*

P. Tz. - Geniusz w całym tego słowa znaczeniu. Frenetyczne gadulstwo ze wstrętu do (albo z niemożności) pisania. Rozproszone po Bałkanach ty­siące straconych na zawsze trafnych powiedzeń. Jak oddać jego werwę i sza­leństwo? Pewnego dnia oświadczyłem mu: „Jesteś mieszanką Don Kichota i Boga”. W pierwszej chwili poczuł, że mu to pochlebia, ale nazajutrz bla­dym świtem przyszedł, żeby zaznaczyć: „Nie podoba mi się to porównanie do Don Kichota”.

*

Od dziesiątego do czternastego roku życia mieszkałem w rodzinnym pen­sjonacie. Codziennie rano, gdy szedłem do liceum, przechodząc obok księ­garni, rzucałem okiem na książki, które zmieniano stosunkowo często, na­wet w tym prowincjonalnym rumuńskim mieście. Tylko jedna zdawała się od miesięcy zapomniana w kącie witryny: Bestia umana (Bestia ludzka Zoli). Z wszystkiego, co dotyczy owych czterech lat, zapamiętałem tylko ten tytuł.

*

Moje książki, moje dzieło... Groteskowy aspekt zaimków dzierżawczych.

Wszystko zeszło na psy, odkąd literatura przestała być anonimowa. De­kadencja zaczyna się z pierwszym autorem.

*

Zdecydowałem kiedyś, że nie uścisnę dłoni żadnemu zdrowemu. Musia­łem jednak zmodyfikować swoje postanowienie, gdyż wkrótce potem odkry­łem, że wielu z tych, których podejrzewałem o zdrowie, okazało się mniej cierpiących na tę przypadłość, niż sądziłem. Po co robić sobie wrogów, opie­rając się na samych podejrzeniach?


Nic tak nie szkodzi ciągłości refleksji jak odczuwanie natrętnej obecno­ści mózgu. Z tego być może powodu szaleńcy myślą jedynie przebłyskami.

*

Czego chce ten przechodzień? Dlaczego żyje? A to dziecko i jego matka, a ów starzec?

W czasie tej przeklętej przechadzki nikt nie znalazł łaski w moich oczach. Wstąpiłem wreszcie do masarni, gdzie na haku wisiało coś przypominające­go półtuszę wołową. Na ten widok o mały włos nie zaszlochałem.

*

W moich napadach wściekłości czuję się niezręcznie bliski Świętemu Pawłowi. Te^iaoje powinowactwa z wariatami, z tymi wszystkimi, których nienawidzę! Któż-potrafił tak połączyć swoje antypody?

*

Bardziej niż wszystko brzydzi mnie metodyczne zwątpienie. Nie mam nic przeciwko zwątpieniu, ale tylko od czasu do czasu.

*

Jestem owocem jakiejś pierwotnej Nieskuteczności... Przed chwilą, pra­gnąc zgłębić pewną poważną kwestię i niezdolny do jej rozwiązania, położy­łem się. Często moje projekty prowadziły mnie do łóżka, predestynowanego kresu moich ambicji.

*

Zawsze ma się kogoś nad sobą: nad samym Bogiem unosi się Nicość.

*

Sczeznąć! - oto moje słowo najulubieńsze spośród wszystkich, które, dosyć paradoksalnie, nie przywodzi mi na myśl niczego nieodwracalnego.

*

Gdy tylko muszę się z kimś spotkać, ogarnia mnie takie pragnienie sa­motności, że w chwili, gdy mam mówić, tracę wszelką kontrolę nad moimi słowami, a one, fikając koziołki, sprawiają wrażenie animuszu.

Ten wszechświat tak wspaniale nieudany! - oto, co powtarzamy sobie, gdy jesteśmy w nastroju do ustępstw.

*

Fanfaronada nie idzie w parze z fizycznym bólem. Gdy tylko nasze kości przypominają o swoim istnieniu, zostajemy sprowadzeni do naturalnych roz­miarów, do pewności najbardziej upokarzającej, najbardziej wyniszczającej.

*

Nic tak nie rozśmiesza, jak usłyszeć słowo cel, kiedy się kroczy w kon­dukcie pogrzebowym.

*

Umiera się od zawsze, a przecież śmierć nie straciła nic ze swej świeżo­ści. To w tym tkwi sedno tajemnicy.

*

Czytać to pozwolić komu innemu tyrać za ciebie. Najsubtelniejsza forma wykorzystywania.

*

Ktokolwiek cytuje nas z pamięci, jest sabotażystą, którego należałoby postawić przed sądem. Okaleczony cytat równoważny jest zdradzie, obeldze, ujmie tym cięższej, że chciano nam oddać przysługę.

*

Kim są udręczeni, jeśli nie zgorzkniałymi męczennikami, gdyż nie wie­dzą, dla kogo się poświęcić?

*

Myśleć to dostosować się do nakazów i kaprysów niepewnego zdrowia.

*

Rozpocząwszy dzień z Mistrzem Eckhartem, przeszedłem następnie do Epikura. A dzień jeszcze się nie zakończył: z kim go podsumuję?

*

Zasypiam, gdy tylko opuszczam „ja”.


Ten, kto nie wierzy w Przeznaczenie, udowadnia, że niczego nie przeżył.

*

Jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się umrzeć...

/ *

Jakaś dama w pewnym wieku, w chwili gdy mnie mijała, uznała za sto­sowne oznajmić, nie patrząc na mnie: „Dzisiaj widzę dookoła siebie same cho­dzące trupy”. Potem, w dalszym ciągu na mnie nie patrząc: „Jestem szalona, nieprawdaż, mój panie?'! „Nie aż tak bardzo” - odparłem konfidencjonalnie.

*

W każdym niemowlęciu widzieć przyszłego Ryszarda III...

*

W każdym wieku odkrywamy, że życie jest pomyłką. Tyle, że gdy się ma lat piętnaście, chodzi o objawienie, w którego skład wchodzi dreszcz trwogi i szczypta magii. Z czasem objawienie to powszednieje, zmienia się w tru­izm i w ten sposób zaczynamy żałować epoki, gdy było ono źródłem nie- przewidywanego.

*

Na wiosnę 1937, gdy przechadzałem się po parku szpitala psychiatrycz­nego w Sibiu w Siedmiogrodzie, podszedł do mnie pewien „pensjonariusz”. Wymieniliśmy kilka zdań, po czym zauważyłem: „Miło tutaj”. „Rozumiem. Opłaca się być szalonym” - odparł. „Ale jest pan mimo wszystko w czymś w rodzaju więzienia”. - „Skoro pan tak uważa. Jednak żyje się tutaj beztro­sko. Co więcej, zbliża się wojna, wie pan o tym równie dobrze jak ja. To schronienie jest pewne. Nas się nie mobilizuje, a poza tym nie bombarduje się szpitala dla chorych umysłowo. Na pana miejscu dałbym się od razu zamknąć”.

Zmieszany i oczarowany, opuściłem go i spróbowałem dowiedzieć się

o nim jak najwięcej. Zapewniono mnie, że jest naprawdę szalony. Czy był szalony, czy nie, nikt nigdy nie dał mi rozsądniejszej rady.

*

Materię literatury stanowi wybrakowana część ludzkości. Pisarz winszu­je sobie przewrotności Adama i prosperuje w tej tylko mierze, w jakiej każdy z nas przejmuje ją i reaktywuje.

Jak się wydaje, w materii biologicznego dziedzictwa każda innowacja jest niszcząca. Życie jest konserwatywne i rozprzestrzenia się wyłącznie dzięki powtarzalności, kliszom i pompieryzmowi. Zupełnie odwrotnie niż sztuka.

*

Dżyngis-chan nakazywał, aby w wyprawach towarzyszył mu największy taoistyczny mędrzec. Najwyższe okrucieństwo rzadko bywa pospolite: za­wsze ma w sobie coś dziwacznego i wyrafinowanego, co wzbudza strach i szacunek. Wilhelm Zwycięzca, bezlitosny tyleż wobec swoich towarzyszy, co wobec wrogów, lubił jedynie dzikie zwierzęta i cieniste puszcze, po któ­rych przechadzał się zawsze sam.

*

Szykowałem się do wyjścia, gdy pragnąc poprawić fular, spojrzałem w lustro. Nagle niewypowiedziany przestrach: Kto to jest? Nie sposób się rozpoznać. Pomimo że zidentyfikowałem swój płaszcz, swój krawat, swój kapelusz, nie wiedziałem w dalszym ciągu, kim jestem, ponieważ nie byłem mną. Trwało to kilkadziesiąt sekund: dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści? Gdy wreszcie siebie rozpoznałem, strach nie minął. Trzeba było odczekać, aż przystanie na to, by zniknąć.

*

Ostryga, aby zbudować swoją muszlę, musi przepuścić przez swe ciało pięćdziesiąt tysięcy razy więcej wody morskiej, niż wynosi jej ciężar.

... Że też wybrałem taki dziwaczny przykład cierpliwości!

*

Gdzieś przeczytałem następujące stwierdzenie: „Bóg mówi tylko o sobie samym”.

Pod tym akurat względem Najwyższy ma niejednego rywala.

*

Być albo nie być.

... Ani jedno, ani drugie.

*

Za każdym razem, gdy wpadam na coś buddyjskiego, choćby to była tylko sentencja, nachodzi mnie ochota, aby powrócić do tej mądrości, którą


usiłowałem przyswoić sobie podczas dosyć długiego czasu i od której w nie­wytłumaczalny sposób częściowo się odwróciłem. W niej to leży nie tyle prawda, ile coś lepszego jeszcze... poprzez nią osiąga się ów stan, gdy jest się oczyszczonym ze wszystkiego, a w pierwszym rzędzie ze złudzeń. Nie ulegać już żadnemu, nie uznając tego jednocześnie za osobistą klęskę, nu­rzać się w rozczarowaniu, unikając jednak współistotnego mu zgorzknienia, z każdym dniem coraz bardziej wyzwalać się z pomroczności, w której snują się hordy żywych. |

\

Umrzeć to zmienić styl, to odnowić się...

Nie ufać myślicielom, których umysł funkcjonuje tylko jako rozwinięcie jakiegoś cytatu.

*

Stosunki międzyludzkie są tak trudne, ponieważ stworzono je, żeby obić gębę drugiemu, a nie żeby nawiązać wzajemny kontakt.

*

Rozmowa z nim była tak konwencjonalna, jak z umierającym.

*

Przestać być nie oznacza nic, nie może oznaczać czegokolwiek. Po co zajmować się tym, co następuje po nierzeczywistości, pozorem przychodzą­cym po innym pozorze? Śmierć istotnie jest niczym, co najwyżej symula- krem tajemnicy, podobnie jak samo życie. Antymetafizyczna propaganda cmentarzy...

*

W dzieciństwie imponowała mi jedna postać: wieśniaka, który dowie­dziawszy się, że odziedziczył spadek, chodził od karczmy do karczmy, a za nim kroczył „grajek”. Przepyszny letni dzień: cała wieś pracowała na polu; tylko on jeden w towarzystwie swojego skrzypka przemierzał opustoszałe ulice, nucąc jakiś romans. Po upływie dwóch lat był równie biedny jak przed­tem. Gdy teraz rozmyślam o nim, w dalszym ciągu wierzę, że naprawdę był kimś, że z wszystkich mieszkańców wioski on jeden miał w sobie wystarcza­jącą klasę, żeby się stoczyć.


Mam ochotę ryczeć, pluć ludziom w twarz, włóczyć ich po ziemi, deptać ich...

Łagodność ćwiczę, żeby upokorzyć moją wściekłość, a ta mści się tak często, jak może.

*

Gdyby poproszono mnie o możliwie najkrótsze streszczenie mojego wi­dzenia świata, o sprowadzenie go do najbardziej zwięzłej formuły, słowa zastąpiłbym wykrzyknikiem, definitywnym!

*

Zwątpienie wsącza się wszędzie, z pewnym wszak istotnym wyjątkiem: nie ma sceptycznej muzyki.

*

Demostenes własnoręcznie osiem razy przepisał Tukidydesa. Tak wła­śnie uczy się języka. Powinno się mieć odwagę przepisać wszystkie książki, które się kocha.

*

Mniej lub bardziej jesteśmy skłonni uznać, że ktoś nienawidzi tego, co robimy. Jednak bardziej boli nas, gdy wzgardzi poleconą mu przez nas książ­ką, co rani nas jak podstępny cios. Zatem ktoś poddaje w wątpliwość nasz gust, a nawet nasz sąd.

*

Gdy obserwuję moje wślizgiwanie się w sen, mam wrażenie, że zagłę­biam się w zbawiennej otchłani, że wpadam w nią na wieczność i nigdy nie potrafię z niej uciec. Skądinąd w najmniejszym nawet stopniu nie odczuwam pragnienia ucieczki. W tych chwilach życzę sobie jedynie postrzegać je jak najostrzej, nic z nich nie uronić i wycisnąć z nich wszelką przyjemność, za­nim pogrążę się w nieświadomości, zanim zapadnę się w błogość.

*

Juwenal, ostatni wielki poeta Rzymu, i Lukian, ostatni znaczący pisarz Grecji, uprawiali ironię. Dwie literatury, dla których była ostatnim akordem. Tak powinno zakończyć się wszystko, literatura czy co innego.


f

Ten powrót do stanu nieorganicznego nie powinien nas w żaden sposób poruszać. Zjawisko równie żałosne, by nie rzec śmiechu warte, wzbudza w nas jednak strach. Czas na nowo przemyśleć śmierć, wyobrazić sobie fia­sko mniej byle jakie.

*

Jestem zabłąkany w świecie, tak jak bez wątpienia zabłąkałbym się gdzie­kolwiek indziej.

*

Trudno o uczucia czyste wśród tych, które przemierzają podobne szlaki. Wystarczy sobie przypomnieć spojrzenia, jakimi obdarzają się nawzajem panie przemierzające tam i z powrotem ten sam trotuar.

*

Nudząc się, postrzegamy nieporównanie więcej niż pracując, albowiem wysiłek jest śmiertelnym wrogiem medytacji.

*

Przejście od pogardy do obojętności wydaje się łatwe. Tymczasem to nie tyle przejście, co wyczyn, spełnienie. Pogarda jest pierwszym zwycięstwem nad światem; obojętność - ostatnim, najwyższym. Dzieląca je przestrzeń zlewa się z drogą prowadzącą od wolności do wyzwolenia.

*

Nie spotkałem ani jednego zmąconego umysłu, który nie byłby ciekaw Boga. Czy należy stąd wyprowadzić wniosek, że istnieje związek pomiędzy poszukiwaniem absolutu a rozstrojeniem umysłu?

*

Byle jaka dżdżownica, która uznałaby się za pierwszą pomiędzy równy­mi, natychmiast osiągnęłaby status człowieka.

*

Jeśli w moim umyśle miałoby zatrzeć się wszystko z wyjątkiem śladów doznań jedynych w swoim rodzaju, jak wyjaśnić ich pochodzenie, jeśli nie pragnieniem nieistnienia?


Ileż w moim życiu zmarnowanych okazji, żeby skompromitować się z Bogiem!

*

Przedłużająca się żywiołowa radość jest bliżej szaleństwa niż uporczy­wy smutek, który usprawiedliwia namysł czy nawet zwykła obserwacja, na­tomiast wykraczająca poza zwyczajowe ramy radość jest wynikiem jakiegoś zaburzenia umysłowego. O ile bycie wesołym jest rzeczą niepokojącą, jeśli weźmie się pod uwagę sam fakt istnienia, o tyle bycie smutnym to naturalny odruch każdego, tego nawet, kto jeszcze nie nauczył się gaworzyć.

*

Powieściopisarz czy dramaturg mają wielkie szczęście, bowiem wypo­wiadając się za pośrednictwem swych dzieł, mogą uwolnić się od swoich wewnętrznych konfliktów, a jeszcze bardziej od wszystkich tych postaci, które spierają się w ich wnętrzu! Inaczej jest z eseistą spętanym regułami nie­wdzięcznego gatunku, zmuszającymi autora do wyrażania swojego niedo­stosowania i do zaprzeczania sobie raz po raz. Jest się swobodniejszym w aforyzmie: triumfie spękanego ja.

*

W tej chwili myślę o kimś, kogo podziwiałem bez zastrzeżeń, kto nie spełnił żadnej ze swych obietnic i kto umarł zadowolony jak diabli, bo za­wiódł wszystkich, którzy w niego uwierzyli.

*

Słowo wyrównuje ograniczoność medykamentów, lecząc większość na­szych przypadłości. Gaduła nie ugania się po aptekach.

*

Zadziwiający brak konieczności: Życie, improwizacja, fantazja materii, ulotna chemia.

*

Wielką, jedyną oryginalnością miłości jest uczynienie szczęścia nieodróż­nialnym od nieszczęścia.


0x01 graphic

Listy, listy do napisania. Na przykład ten... Ale nie jestem w stanie go napisać: nagle czuję się niezdolny do kłamstwa.

*

W tym parku, podobnie jak w pałacyku przeznaczonym na absurdalne przed­sięwzięcie dobroczynności, widać wszędzie staruszki, które utrzymuje się przy życiu kolejnymi operacjami. Przedtem umierało się u siebie, zachowując god­ność samotności i opuszczenia. Teraz gromadzi się umierających, szpikuje le­karstwami i, najdłużej jak się da, przeciąga ich nieprzyzwoite zdychanie.

*

Zaledwie pozbędziemy się jakiejś wady, inna spieszy zająć jej miejsce. To cena naszej równowagi.

*

Słowa stały się wobec mnie tak zewnętrzne, że nawiązanie z nimi kon­taktu graniczy z bohaterstwem. Nie mamy sobie już nic do powiedzenia; posługuję się nimi jeszcze tylko po to, by je poddać krytyce, jednocześnie żałując skrycie ciągle grożącego zerwania.

*

W Ogrodzie Luksemburskim jakaś czterdziestoletnia kobieta, prawie ele­gancka, ale o wyglądzie raczej dziwacznym, tonem pełnym uczucia, a nawet namiętności, przemawiała do kogoś niewidocznego... Gdy spojrzałem na nią ponownie, spostrzegłem, że trzyma na rękach małpkę. W końcu usiadła na ławce, gdzie kontynuowała swój monolog z taką samą wylewnością. Pierw­sze słowa, jakie usłyszałem, przechodząc obok niej, to było: „Wiesz, mam tego dosyć”. Oddaliłem się, nie wiedząc, kogo bardziej żałować: jej czyjej powierniczki.

*

Człowiek ma zniknąć. Takie było dotąd moje stanowcze przekonanie. Teraz zmieniłem zdanie: człowiek musi zniknąć.

*

Wstręt do wszystkiego, co ludzkie, jest zgodny z litością, powiedział­bym nawet, że te reakcje są współzależne, ale nie jednoczesne. Ten tylko, kto poznał pierwszą, zdolny jest intensywnie odczuwać drugą.


Przed chwilą wrażenie, że jest się ostateczną wersją Całości. Światy krą­żyły wokół mnie. Najmniejszych śladów nierównowagi umysłowej. To było tylko coś bardzo wyrastającego ponad to, co dozwolone jest odczuwać.

*

Zbudzić się raptownie, zastanawiając się, czy słowo sens do czegokol­wiek się odnosi, i dziwić się później, że nie można usnąć!

*

Ból ma to do siebie, że nie wstydzi się powtarzać.

*

Temu bardzo staremu przyjacielowi, który oznajmia mi swoją decyzję, że zamierza ze sobą skończyć, odpowiadam, że nie należy się spieszyć, że ostatnia część sztuki nie jest całkowicie pozbawiona powabu, że można po­godzić się nawet z tym, co nieznośne, jeżeli tylko nigdy nie zapomni się, że wszystko to blef, blef generujący cierpienia...

*

Ponieważ w dniu, który miał oznaczać początek jego upadku, Ludwik XVI zanotował w swoim pamiętniku Nic, od dwóch wieków uważany jest za imbe­cyla. Jeśli przyjąć to kryterium, imbecylami jesteśmy wszyscy: któż z nas może się chełpić, że precyzyjnie rozpoznał początek swojej degrengolady?

*

Pracował i wytwarzał, masowo produkował uogólnienia i dziwił się swojej płodności. Na swoje szczęście, nie znał koszmaru niuansów.

*

Istnienie jest dewiacją tak oczywistą, że cieszy się z tej przyczyny presti­żem wymarzonego kalectwa.

*

Odnaleźć w sobie wszystkie niskie instynkty, których się należy wsty­dzić. Jeśli są aż tak silne u kogoś, kto usiłuje się ich wyzbyć, o ile bardziej niebezpieczne muszą być u tych, którzy, z braku minimum świadomości, ni­gdy nie będą zdolni nad sobą zapanować, a jeszcze mniej znienawidzić się.

Przeżywając największy sukces lub porażkę, przypomnij sobie, w jaki sposób zostałeś poczęty. Nie ma lepszego sposobu czy to na euforię, czy na przygnębienie.

*

Tylko roślina bliska jest „mądrości”; zwierzę jest do niej niezdolne. Jesz­cze mniej człowiek... Natura powinna była ograniczyć się do królestwa ro­ślin, zamiast dyskredytować się swym upodobaniem do udziwnień.

*

Zarówno młodzi, jak i starzy, a także wszyscy inni, są ohydni. Można ich ujarzmić jedynie pochlebstwem, co sprawia, że stają się jeszcze bardziej ohydni.

*

„Niebo nie jest otwarte dla nikogo..., otworzy się dopiero po zniknięciu świata” (Tertulian).

Nie sposób wyjaśnić, jak po takim ostrzeżeniu można było jeszcze co­kolwiek robić. Historia jest rezultatem niesłychanego uporu.

*

Dorothea de Rodde-Schloezer, towarzysząc w Paryżu swojemu mężowi, merowi Lubeki, w czasie uroczystości koronacyjnych Napoleona, napisa­ła: „Na ziemi, a zwłaszcza we Francji, jest tylu szaleńców, iż ten korsykań­ski prestidigitator bez trudu sprawia, że tańczą przy wtórze jego piszczałki. Wszyscy podążają za tym zaklinaczem szczurów i nikt nie pyta, gdzie ich prowadzi”.

Epoki ekspansji są epokami obłędu. W porównaniu z nimi epoki dekaden­cji i stagnacji są rozumne, dlatego też są prawie tak samo opłakane w skutkach, co tamte.

*

Opinie tak, przekonania nie. Taki jest punkt widzenia intelektualnej dumy.

*

Tym bardziej przywiązujemy się do jakiejś istoty, im bardziej jej instynkt samozachowawczy jest zachwiany, by nie rzec: w zaniku.


Lukrecjusz: nic nie wiadomo o szczegółach jego życia. O szczegółach? W ogóle nic o nim nie wiadomo.

Los godny pozazdroszczenia.

*

Nic nie da się porównać z wyłanianiem się chandry w chwili przebudze­nia. Sprawia, że cofamy się miliardy lat wstecz do pierwszych znaków, do pierwszych śladów bytu, a przez to w istocie do samych źródeł chandry.

*

„Nie musisz skończyć na krzyżu, bo urodziłeś się ukrzyżowany” (11 grud­nia 1963).

Wiele bym dał, żeby przypomnieć sobie, co mogło stać się przyczyną tak zarozumiałej rozpaczy.

*

Pamiętamy, jak w Prowincjałkach Pascal namiętnie krytykuje kazuistę Escobara. Wedle pewnego francuskiego podróżnika, który odwiedził Esco- bara podczas pobytu na Półwyspie Iberyjskim, nie miał on pojęcia o tych atakach. Co więcej, Escobar był w swoim kraju słabo znany.

Gdziekolwiek spojrzeć, nieporozumienie i urojenie.

*

Po kolei odchodzi tylu przyjaciół i nieprzyjaciół, którzy obdarzali nas takim samym zainteresowaniem. Co za ulga! Nareszcie nie musieć uważać na każdym kroku, nie obawiać się ich cenzury ani rozczarowania.

*

Wydawać na każdy temat, również o śmierci, niedające się ze sobą pogo­dzić sądy, to jedyny sposób, żeby być w zgodzie z samym sobą.

*

Wedle Asangi i jego szkoły triumf dobra nad złem to tylko zwycięstwo jednego złudzenia (maya) nad drugim; podobnie położyć kres wędrówce duszy poprzez oświecenie to tak jakby „jeden król iluzji pokonał innego króla ilu­zji” (Mahayanasutralamkara).

Ci Hindusi mieli czelność stawiać złudzenie tak wysoko, uczynić z niego substytut „ja” i świata, uznać je za najwyższą zasadę. Kapitalna modyfika-


cja, etap ostatni i niepozostawiający nadziei znalezienia wyjścia. Co czynić? Ponieważ wszelka skrajność, nawet wyzwolenie, jest ślepą uliczką, jakiego wyjścia szukać, aby powrócić do Możliwego? Być może należałoby obniżyć pułap tych rozważań, przypisać rzeczom cień realności, ograniczyć hegemo­nię przenikliwości, ośmielić się przyjąć założenie, że wszystko, co wydaje się istnieć, na swój sposób istnieje, a potem, zmęczywszy się tymi rozważa­niami, zmienić temat...


0x08 graphic


Ta zgubna przenikliwość

Każde wydarzenie jest tylko kolejnym złym znakiem. Jednakże od czasu do czasu zdarza się wyjątek, który kronikarz uwypukla, żeby stworzyć złu­dzenie, że nastąpiło coś niespodziewanego.

*

Najlepszy dowód, że zazdrość jest uniwersalna, to fakt, że wybucha na­wet u szaleńców w czasie ich krótkich przebłysków świadomości.

*

Urzekają nas wszelkie anomalie, a w pierwszym rzędzie ta anomalia par excellence, jaką jest Życie.

*

Gdy się stoi, przyznaje się bez problemu, że każda mijająca chwila od­chodzi na zawsze; w pozycji leżącej oczywistość ta wydaje się do tego stop­nia nie do przyjęcia, że chciałoby się nigdy nie wstawać.

*

Wieczny powrót i postęp: dwa nonsensy. Co pozostaje? Rezygnacja wo­bec procesu stawania się, wobec niespodziewanego, które nie zaskakuje, wobec nieszczęść pragnących uchodzić za niezwykłe.

*

A gdyby tak zacząć od likwidowania wszystkich tych, którzy mogą od­dychać tylko na estradzie!

*

Z przyrodzenia jestem porywczy, z wyboru chwiejny. Co wybrać? Na kogo się zdecydować? Jakiemu ja się podporządkować?


Żeby utrzymać się na powierzchni, żeby zachować ową przedsiębiorczą postawę, potrzebną do oparcia się honorowemu utonięciu lub prestiżowi łez, trzeba mieć nie dające się wykorzenić zalety i wady.

*

„Często mówi Pan o Bogu. To słowo, którym się już nie posługuję” - pisze do mnie była zakonnica.

Nie wszyscy mają to szczęście, że im zbrzydło.

*

Noce, podczas których, pod nieobecność powiernika, ograniczeni jeste­śmy do Tego, kto odgrywał tę rolę w ciągu wieków i tysiącleci.

*

Ironia, ta wycieniowana impertynencja z lekka przyprawiona żółcią, jest sztuką zatrzymywania się we właściwym momencie. Zabija ją najmniejsze udobitnienie. Jeżeli nie umiesz się na czas zatrzymać, możesz się pogrążyć wraz z nią.

*

I

Cudowne jest to, że każdy dzień przynosi nam nowy powód do zniknięcia.

*

Ponieważ pamięta się tylko upokorzenia i klęski, czemu zatem miała słu­żyć cała reszta?

*

Kiedy człowiek zaczyna się zastanawiać nad czymkolwiek, nachodzi go przemożna ochota, żeby się tarzać ze śmiechu. W każdym razie w ten sposób odpowiadałem dawniej na zasadnicze pytania, na pytania bez odpowiedzi.

*

Otwierając ten podręcznik prehistorii, wpadam na kilka przykładów na­szych przodków, jak na zamówienie przygnębiających. Bez wątpienia tacy musieli być. Z obrzydzenia i wstydu szybko zamknąłem książkę, wiedząc jednocześnie, że będę ją otwierał za każdym razem, gdy powrócę do źródeł naszych okropieństw i łajdactw.

Życie wydziela przeciwżycie i ta chemiczna komedia, zamiast wywołać nasz uśmiech, trapi nas i doprowadza do wściekłości.

*

Potrzeba wzajemnego pożerania się zwalnia z potrzeby wiary.

*

Gdyby wściekłość była atrybutem predestynującym do życia wiecznego, już dawno wykroczyłbym poza swój status śmiertelnika.

*

Istnienie można by usprawiedliwić, gdyby każdy zachowywał się, jakby był ostatnim żyjącym.

*

Ignacy de Loyola, owładnięty skrupułami, których natury nie wyjawia, opowiada, że powziął ongiś myśl o skończeniu ze sobą. Nawet on! Ta pokusa jest zdecydowanie bardziej rozprzestrzeniona i zakorzeniona, niż się myśli. Stanowi ona w istocie o honorze człowieka w oczekiwaniu na chwilę, gdy stanie się jego obowiązkiem.

*

Skłonność do działania ma ten tylko, kto myli się co do siebie, kto nie zna sekretnych motywów swoich czynów. Twórca, który staje się sam dla siebie przezroczysty, przestaje tworzyć. Znajomość siebie samego zniechęca demona. To w tym należy upatrywać powodu, dla którego Sokrates niczego nie napisał.

*

Pychę dyskredytuje to, że mogą nas zranić nawet ci, którymi gardzimy.

*

W dziele, wspaniale przełożonym z angielskiego, jedna plama: „otchła­nie sceptycyzmu”. Lepiej było powiedzieć zwątpienia, ponieważ słowo „scep­tycyzm” ma we francuskim konotację uczonej amatorszczyzny, by nie po­wiedzieć czegoś płochego, nie do pogodzenia z ideą otchłani.


Upodobanie do formuł idzie w parze ze słabością do definicji dla tego, kto ma najmniej związków z rzeczywistością.

*

Wszystko, co da się zaszufladkować, jest nietrwałe. Trwa tylko to, co wymaga różnych interpretacji.

*

Zmagania z białą kartką, cóż za Waterloo w perspektywie!

*

Kiedy rozmawia się z kimś, niezależnie od jego zasług, ani przez chwilę nie należy zapominać, że w swych głębokich reakcjach niczym nie różni się od ogółu śmiertelników. Z ostrożności trzeba go traktować z należnymi wzglę­dami, gdyż podobnie jak każdy inny nie zniesie szczerości, bezpośredniej przyczyny prawie wszystkich kłótni i uraz.

*

Otrzeć się o wszystkie formy upadku, w tym także o sukces.

*

Nie zachował się żaden list Szekspira. Czyżby żadnego nie napisał? Chcia­łoby się posłuchać Hamleta uskarżającego się na obfitość poczty.

*

Niezrównaną zaletą obmowy jest to, że wytwarza wokół nas próżnię bez jakichkolwiek zabiegów z naszej strony.

*

Pozbawione nadziei obrzydzenie na widok tłumu, niezależnie od tego czy jest on w wesołym, czy w złym nastroju.

*

Wszystko od zawsze schodzi na psy. Po ustaleniu tej diagnozy można wygłosić dowolną skrajność, jest się do tego wręcz zobligowanym.

Wydarzenia prawie zawsze nas zaskakują, ale wystarczy poczekać, by zdać sobie sprawę, że to dlatego, iż popełniło się błąd naiwności.

*

Namiętność do muzyki jest sama w sobie wyznaniem. Więcej wiemy

o nieznajomym, który jej ulega, niż o kimś, z kim obcujemy na co dzień, ale kto pozostaje na nią niewrażliwy.

*

Na skraju nocy. Nikogo oprócz towarzystwa minut. Każda udaje, że do­trzymuje nam kompanii, a potem zmyka - i tak rej terują jedna za drugą.

*

Uwzględnianie rzeczy świadczy o niepokojącym zaburzeniu. Kto mówi żyjący, mówi stronniczy, obiektywność, to schyłkowe zjawisko i alarmujący symptom, jest zapowiedzią kapitulacji.

*

Trzeba być równie niezorientowanym jak jakiś anioł czy imbecyl, żeby uwierzyć, że historia człowieka może mieć pomyślny przebieg.

*

Zalety neofity wzrastają i pogłębiająsię pod wpływem jego nowych prze­konań. Tego jest świadom, nie wie natomiast, że proporcjonalnie do tych ostatnich pogłębiają się jednocześnie jego przywary. Z tego samego źródła pochodzą i jego chimery, i jego pycha.

*

„Moje dzieci, sól pochodzi z wody i jeśli wchodzi w kontakt z wodą, rozpuszcza się i znika. Podobnie mnich rodzi się z kobiety i kiedy do kobiety się zbliża, rozpuszcza się i przestaje być mnichem”.

Wydaje się, że ten Jan Moschus w VII wieku dużo lepiej niż później Strindberg i Weininger pojął niebezpieczeństwo sygnalizowane już w Księ­dze Rodzaju.

Całe życie jest historią degrengolady. Biografie są takie interesujące, al­bowiem zarówno bohaterowie, jak i tchórze ograniczają się do innowacji w sztuce staczania się.

*

Gdy się jest rozczarowanym wszystkimi, w nieunikniony sposób docho­dzi się do tego, że człowiek czuje się rozczarowany samym sobą, chyba że od tego się zaczęło.

*

„Odkąd obserwuję ludzi, nauczyłem się kochać ich jeszcze bardziej” - pisał Lavater, współczesny Chamforta. Uwaga taka, normalna u mieszkańca szwajcarskiego przysiółka, wydałaby się niedopuszczalnie prostaczkowata dla paryżanina, bywalca salonów.

*

Żal, że się człowiek nie złajdaczył jak wszyscy inni, wściekłość, że się dokładnie przewidziało przyszłość, oto sekretna nędza wielu spośród tych, którzy uświadomili sobie swój błąd.

*

Jakże, choćby przez moment, mogłem się ograniczyć do czegoś, co nie jest wieczne? - A jednak przydarza mi się to, jak na przykład w tej chwili.

*

Każdy jak może uczepia się swojej złej gwiazdy.

*

Im bardziej się starzejemy, tym bardziej dostrzegamy, że uważaliśmy się za wolnych od wszystkiego, a w rzeczywistości nie byliśmy wolni od niczego.

*

Na toczonej gangreną planecie powinno się powstrzymać przed robie­niem planów, ale zawsze się je robi, ponieważ, jak wiadomo, optymizm jest tikiem umierającego.

Medytacja jest stanem przebudzenia, podtrzymywanym nieokreślonym zamętem, który jest zarazem spustoszeniem i błogosławieństwem.

*

Nie zgadzał się żyć holowany przez Boga.

*

Grzech Pierworodny i Wędrówka Dusz: obydwa łączą przeznaczenie z ekspiacją i wszystko jedno, czy chodzi o przewinę pierwszego człowieka, czy o uchybienia popełnione przez nas we wcześniejszych wcieleniach.

*

Ostatnie liście spadają tańcząc. Trzeba wielkiej dawki niewrażliwości, żeby stawić czoła jesieni.

*

Człowiek sądzi, że zbliża się do tego czy innego celu, zapominając, że w rzeczywistości przybliża się do celu właściwego, do rozkładu, będącego celem wszystkich innych.

*

Ból nigdy nie jest nierealny, jest wyzwaniem rzuconym powszechnej fik­cji. Ma on wielkie szczęście, że jest jedynym wrażeniem posiadającym treść, a bodaj i sens!

*

Despondency. - To słowo obarczone wszelkimi niuansami przygnębie­nia może stać się kluczem do moich dni, emblematem moich chwil, mojej negatywnej odwagi, mojego unieważnienia każdego nazajutrz.

*

Gdy nie ma się już ochoty żyć aktywnie, człowiek chroni się w muzyce, tej opatrzności abulików.

*

Ponieważ przyczyny trwania w bycie wydają się coraz mniej uzasadnio­ne, nasi następcy będą mieli więcej niż my swobody, by wyzbyć się owego uporu.


Gdy tylko muśnie nas pewność, tracimy czujność wobec siebie i innych. Ufność pod wszystkimi swymi postaciami jest źródłem działania, a przez to i błędu.

*

Gdy spotyka się kogoś prawdziwego, zaskoczenie jest tak wielkie, że człowiek zastanawia się, czy nie padł ofiarą zauroczenia.

*

Po co spisywać księgi niosące pocieszenie, skoro jest ich legion, a liczą się tylko dwie lub trzy.

*

Jeśli nie chcesz wić się z wściekłości, zostaw swoją pamięć w spokoju, powstrzymaj się przed grzebaniem w niej.

*

Wszystko, co posłuszne prawom życia, zatem wszystko, co gnije, wzbu­dza we mnie refleksje tak sprzeczne, że graniczą z pomieszaniem zmysłów.

*

Żyć w trwodze, że będzie się trwało w męczącym wyczekiwaniu, nawet w obliczu Boga... Strach przed tą nudą ogranicza, upatruję w niej przyczynę mojego duchowego niespełnienia.

*

Co wybrać: epikureizm czy stoicyzm? Przechodzę z jednego do drugiego i, najczęściej, wiemy jestem obydwu naraz, co jest moim sposobem na to, żeby przyjąć maksymy, którymi żyła starożytność przed nawałnicą dogmatów.

*

Inercji zawdzięczamy ochronę przed inflacją, w której niejeden pada od nadmiaru próżności, pracy i talentu. Jeżeli nie potrafi nas to pocieszyć, to w każdym razie pochlebia nam, gdy sobie uświadomimy, że umrzemy, nie ujawniwszy wszystkiego, na co nas stać.

Wykrzykiwać swoje wątpliwości na dachu, powołując się jednocześnie na przynależność do owej szkoły dyskrecji, jaką jest sceptycyzm.

*

Ważną przysługą, jaka oddają nam natręci, ci złodzieje naszego czasu, jest przeszkodzenie nam w pozostawieniu po sobie pełnego obrazu naszych możliwości.

*

Możemy kochać byle kogo, z wyjątkiem nam podobnych, dlatego wła­śnie, że są do nas podobni.

Ten fakt wystarczy, aby wyjaśnić, dlaczego historia jest tym, czym jest.

*

Większość naszych nieszczęść dziedziczymy od któregoś z naszych przod­ków, zniszczonego swymi ekscesami. Jesteśmy ukarani za jego nieumiarko- wanie: nie musimy pić, on się już za nas napił. Ten kac, który nas tak zaska­kuje, jest ceną, jaką płacimy za euforie antenata.

*

Trzydzieści lat nikotynowej ekstazy. Teraz, gdy widzę, jak inni oddają cześć mojemu bóstwu, nie rozumiem ich, uważam ich za niespełna rozumu, za pozbawionych piątej klepki. Jeżeli nałóg, który przezwyciężyliśmy, jest dla nas taki dziwaczny, co powiedzieć o takim, którego nigdy nie praktyko­waliśmy.

*

Żeby oszukać melancholię, trzeba się bezustannie ruszać. Gdy tylko się za­trzymamy, budzi się, jeżeli przyjąć, że w ogóle kiedykolwiek się zdrzemnęła.

*

Chęć pracy nachodzi mnie wyłącznie, gdy jestem umówiony. Zawsze idę na spotkanie przeświadczony, że straciłem jedyną okazję, żeby stworzyć coś genialnego.

*

„Nie mogę obejść się bez rzeczy, o które nie dbam” - lubiła powtarzać diuszesa du Maine.


Frywolność doprowadzona do tego poziomu stanowi preludium do wy­rzeczenia się świata.

*

Gdyby Wszechmocny mógł wyobrazić sobie brzemię, jakim jest dla mnie czasem najdrobniejszy czyn, z pewnością powodowany odruchem miłosier­dzia odstąpiłby mi swoje miejsce.

*

Nie wiedząc, ku czemu się kierować, uprawiać myśl nieciągłą, odbicie pogruchotanego czasu.

*

To, co wiem, burzy to, czego pragnę.

*

Powrót z kremacji. Natychmiastowa dewaluacja Wieczności i wszyst­kich wielkich słów.

*

Niedająca się nazwać depresja, potem euforia przekraczająca granice świata i wytrzymałość mózgu.

*

Myślenie o śmierci zniewala tych, których nachodzi. Wyzwala tylko na początku; potem stacza się w obsesję, przestając tym samym być myślą.

*

Świat jest wypadkiem Boga, accidens Dei. - Jakże słuszna wydaje mi się formuła Alberta Wielkiego!

*

Pod osłoną chandry wspominamy te z naszych nikczemności, które głę­boko ukryliśmy w zakamarkach naszej pamięci. Chandra jest archeologiem naszych wstydów.

*

W naszych żyłach płynie krew makaków. Gdybyśmy myśleli o tym czę­sto, w końcu odpuścilibyśmy sobie. Nie byłoby teologii ani metafizyki, ina­


czej mówiąc nie byłoby bezużytecznych dywagacji, arogancji, braku umia­ru, nie byłoby już niczego...

*

Czy do pomyślenia jest przystąpienie do religii założonej przez kogoś innego?

*

Wytłumaczeniem Tołstoja jako kaznodziei jest to, że miał dwóch uczniów, którzy wyciągnęli wnioski z jego homilii: Wittgensteina i Gandhiego. Pierw­szy rozdał swoje dobra, drugi nie musiał nic rozdawać.

*

Świat zaczyna się i kończy wraz z nami. Istnieje tylko nasza świado­mość, jest wszystkim i to wszystko znika razem z nią. Umierając, niczego nie opuszczamy. Dlaczego zatem tyle hałasu wokół wydarzenia, które nim nie jest?

*

Nadchodzi taka chwila, gdy naśladuje się już tylko siebie.

*

Kiedy budzimy się nagle w środku nocy i chcemy ponownie usnąć, trze­ba oddalić od siebie wszelką chęć myślenia, najmniejszy zarys myśli. Albo­wiem najgorszym wrogiem snu jest czysta myśl, sformułowana idea.

*

Człowiek zapoznany to postać irytująca, wszystko biorąca do siebie. Jego szyderstwa nie stanowią przeciwwagi dla pochwał, którymi bezustannie siebie obdarza, z nadwyżką kompensujących te, jakich mu nie udzielono. Szybko, niech zjawią się szczęściarze, co prawda nieliczni, którzy zaznawszy sukcesu, potrafią usunąć się w cień. Ci przynajmniej nie spędzają życia na wyrzeka­niu, a ich pycha przynosi nam ulgę po bucie niezrozumianych.

*

Wiara kusi nas od czasu do czasu, ponieważ proponuje upokorzenie za­stępcze: mimo wszystko wolimy znaleźć się w pozycji podrzędnej w stosun­ku do jakiegoś boga niż w odniesieniu do istoty człekokształtnej.


Pocieszyć kogoś możemy, tylko zagłębiając się w jego zgryzoty aż do chwili, gdy strapiony zacznie mieć dosyć swojego zmartwienia.

*

Czemu służy nam tyle wspomnień, wyłaniających się bez wyraźnej ko­nieczności, jeżeli nie temu, że z wiekiem stajemy się zewnętrzni względem naszego życia, że te odległe „wydarzenia” nie mająjuż z nami nic wspólnego i że pewnego dnia tak samo stanie się z samym życiem.

*

Wszystko i nic mistyka jest tylko wstępem do przejścia w całość, która w cudowny sposób staje się istniejąca, to znaczy czymś, co można określić jako prawdziwe wszystko. Konwersja ta nie powinna zachodzić we mnie, albowiem zakazana mi jest pozytywna, świetlista część mistyki.

*

Pomiędzy koniecznością bycia jasnym a pokusą bycia niejasnym nie spo­sób zdecydować, która zasługuje na większe względy.

*

Zrobiwszy przegląd tych, którym powinno się zazdrościć, można dojść do wniosku, że nie chciałoby się z nikim zamienić na los. Tak reagują wszyscy. Jak zatem wyjaśnić, że zazdrość jest najstarszą i najmniej zużytą ułomnością?

*

Niełatwo wybaczyć przyjacielowi, który zwymyślał nas w czasie napadu szaleństwa. Możemy sobie powtarzać, że nie był sobą, mimo wszystko za­chowujemy się, jak gdyby tym razem odsłonił przed nami swój dobrze skry­wany sekret.

*

Gdyby Czas był dziedzictwem, dobrem, śmierć byłaby najgorszą formą grabieży.

*

Odstąpienie od zemsty pochlebia nam tylko w połowie, zważywszy, że nigdy się nie dowiemy, czy przyczyną naszego postępowania jest szlachet­ność, czy tchórzostwo.

Poznanie, czyli zbrodnia niedyskrecji.

*

Na próżno liczyć na chwilę samotności. Zawsze w eskorcie siebie samego!

*

Bez woli nie ma konfliktu: nie sposób wyobrazić sobie tragedii w wyko­naniu abulików. A przecież niedostatek woli może być odbierany boleśniej niż tragiczny los.

*

Jakoś godzimy się z każdym fiaskiem, z wyjątkiem śmierci, fiaska osta­tecznego.

*

Gdy zrozumieliśmy jakąś podłość, wahamy się ją wziąć na siebie, wska­zać odpowiedzialnego, wdajemy się w niekończące się roztrząsanie, będące tylko kolejną podłością, złagodzoną co prawda przez ekwilibrystykę wstydu i wyrzutów sumienia.

*

Ulga, z jaką odkrywa się o świcie, że bezsensowne jest udanie się w ja­kimkolwiek kierunku.

*

Gdyby ten, kogo nazywa się Bogiem, nie był symbolem absolutnej sa­motności, nigdy nie poświęciłbym mu najmniejszej uwagi. Ale jako że od zawsze intrygowały mnie potwory, jak mógłbym zlekceważyć ich adwersa­rza, bardziej samotnego niż wszystkie one razem wzięte?

*

Każde zwycięstwo jest w mniejszym lub większym stopniu kłamstwem. Dotyka nas tylko powierzchownie, natomiast klęska, nawet najmniejsza, rani w nas to, co w nas najgłębiej ukryte, skąd będzie czuwać, abyśmy o niej nie zapomnieli, toteż cokolwiek by się nie stało, możemy liczyć na jej towarzy­stwo.

Zadziwiająca jest ilość pustki, jaką nagromadziłem, jednocześnie zacho­wując mój status indywiduum. To cud, że nie rozpadłem się na kawałki pod tak wielkim ciężarem nieistnienia!

*

Gdyby nuda nie rozsnuwała za sobą woni Nieuleczalnego, byłaby naj­cięższa do zniesienia ze wszystkich plag.

*

Przygniatała mnie świadomość mojej niegodziwości. Nie nasuwał mi się żaden argument, żeby ją zwalczać czy choćby osłabić. Pomimo że przywoływa­łem wspomnienia różnych wyczynów, nic nie pomagało. „Jesteś tylko marionet­ką” - odpowiadał mi pewny siebie głos. Na koniec, tracąc panowanie nad sobą, odparłem mu ze świadomą emfazą: „Traktować mnie w ten sposób, to przesada. Czy naprawdę, z braku lepszego zajęcia, pierwszy lepszy człowiek musi być przysięgłym wrogiem planety, co mówię, całego wszechświata?”.

*

Umrzeć to dowieść, że zna się swoje zainteresowania.

*

Z j akąż radością witamy niewierność chwili, która oddziela się od wszyst­kich innych, która uwalnia się od nich i je zdradza!

*

Znać godzinę, na jaką nastawiony jest nasz mózg!

*

Nikt nie może rozwikłać swoich sprzeczności, chyba że zmieni się cał­kowicie, ale to nie zdarza się nigdy. Pomaga w tym tylko śmierć i to ona zdobywa punkty, wygrywając z życiem.

*

Wynaleźć morderczy uśmiech.

*

Przez tysiąclecia byliśmy tylko śmiertelnikami: teraz awansowaliśmy do rangi umierających.

Pomyśleć, że mogliśmy byli zrezygnować z przeżycia tego wszystkiego, co przeżyliśmy!

*

Na tej nieskazitelnej kartce papieru ile sił biegł jakiś insekcik. „Dlaczego tak się spieszysz? Dokąd zmierzasz? Odpuść sobie! ” - zakrzyknąłem w środku nocy. Jakiż byłbym szczęśliwy, widząc, że mnie posłuchał! O uczniów jest trudniej, niż się zazwyczaj sądzi.

*

Nie mieć nic wspólnego z Całością i zastanawiać się, w imię jakiego bałaganu jest się jej częścią.

*

„Dlaczego fragmenty?” - wyrzucał mi ów młody filozof. „Z lenistwa, z płochości, z niesmaku, ale również z wielu innych powodów...” - A ponie­waż nie znajdowałem żadnego, wdałem się w rozwlekłe wyjaśnienia, które wydały mu się poważne i wreszcie go przekonały.

*

Francuski: język idealny do tego, aby subtelnie wyjaśniać dwuznaczne uczucia.

*

W zapożyczonym języku jest się świadomym słów, istnieją nie w nas, ale na zewnątrz nas. Ta przerwa między nami a naszym środkiem wyrazu wyja­śnia, dlaczego tak trudno, a może wręcz niemożliwie, jest być poetą w języ­ku innym niż nasz. Jak dokopać się do substancji słów, które nie są w nas zakorzenione? Przybysz żyje na powierzchni słowa, zbyt późno wyuczony język nie potrafi przełożyć tej podziemnej agonii, z której emanuje poezja.

*

Trawi mnie nostalgia za rajem, chociaż nie zaznałem prawdziwej wiary.

*

Bach w swoim grobie. Zobaczyłem go więc jak tylu innych przez jedną z owych niedyskrecji typowych dla grabarzy i dziennikarzy. Odtąd nie prze­


staję myśleć o jego oczodołach, które nie mają w sobie nic oryginalnego poza tym, że głoszą nicość, która go zanegowała.

*

Dopóki będzie stał choćby jeden bóg, trwać będzie powinność człowieka.

*

Panowanie nierozwiązywalnego rozszerza się jak okiem sięgnąć. Satys­fakcja, jaką się z tego powodu odczuwa, jest jednak umiarkowana. Trudno

o lepszy dowód na to, że od prapoczątków jesteśmy zarażeni nadzieją!

*

Mimo wszystko nie straciłem mojego czasu, ja również, jak każdy inny, ja także pokręciłem się trochę po tym zboczonym wszechświecie.


Emile Cioran - bezsenność sceptyka

Już od dłuższego czasu na środkowoeuropejskim rynku wydawniczym, w tym i na polskim, nazwisko Ciorana pojawia się w coraz to innych, zmiennych kontekstach i odniesieniach. Ikonoklastyczny, krnąbrny wobec jakichkolwiek (na­wet bardzo pojemnych) akademickich klasyfikacji filozof, a raczej myśliciel-afo- rysta snujący przez ponad sześćdziesiąt lat nocną, samotniczą refleksję, człowiek -jak sam o sobie stwierdza - fragmentu („urodziłem się z niego”) przykuwa co­raz większą uwagę nie tylko specjalistów i nie tylko czytelników swojego pokole­nia.

Uchodźca i wygnaniec z własnej woli i wyboru, Cioran - gdy zastosować kry­terium najoczywistsze - przynależy z racji pochodzenia do tej grupy intelektuali­stów rumuńskich, którzy tworzyli poza granicami wpierw faszyzującej monarchii, a po drugiej wojnie światowej jednego z najbardziej agresywnych i zdziczałych reżimów (choć niepozbawionego swoistych elementów niezawisłości chytrze re­żyserowanej przed światem) socjalistycznej republiki bezwzględnie realizującej „postępową” utopię totalitarnego jednowładztwa. Uchwycenie podstawowych, przewodnich wątków tak bogatego i złożonego oraz, co tu ukrywać, myślowo różnorodnego fenomenu, jakim jest Cioranowskie dzieło, wydaje się - choćby z powodu owej akademickiej niejednorodności - zadaniem niepomiernie trud­nym, aczkolwiek nie pozbawionym szans. Cioran - a na taką opinię przystaną zarówno czytelnicy jego fragmentarycznej refleksji, jak i ciągle nieliczni specjali­ści -jest aforystą, eseistą w najlepszym sensie tego terminu, a co za tym idzie, przynależy do ustalonej i usankcjonowanej tradycją linii myślowej w kulturze europejskiej. Nawet w dziełach zamierzonych jako zwarte całości, jak analizy pewnych problemów, daje o sobie znać ta ciągła zmiana Cioranowskich perspek­tyw, kontaminacji źródeł i duchowych inspiracji. Jest już truizmem, iż tak stanow­czo, niemalże obsesyjnie akcentowana przez autora Zmierzchu myśli niechęć do „akademii”, uniwersytetów, fałszywego i zadufanego w swe intelektualne moce akademickiego profesjonalizmu, ta wręcz programowa antysystematyczność musi zaciążyć nad jakąkolwiek próbą interpretacji jego dorobku, choć-jak już stwier­dziliśmy - nie jest to zadanie beznadziejne. Sam Cioran daje pewne wskazówki, podsuwa sugestie co do ewentualnego uporządkowania (uprzedźmy od razu: nie- wolnego od elementów arbitralności) jego licznych, tessarycznych, mozaikowych prac. Idzie tu zatem o - naszym zdaniem - pewien proces rekonstrukcji, który miałby dopomóc w głębszym i dokładniejszym odczytaniu ogromu treści tkwią­cych w poszczególnych zapisach myśli-refleksji. 1 tak np. zbiór wywiadów, roz­mów z Cioranem Entretiens czy Ćwiczenia z zachwytu może - przy założeniu dobrej wiary ze strony samego Ciorana, jak i jego rozmówców - spełniać ponie­kąd rolę klucza interpretacyjnego, choć nie należy oczekiwać, że udostępni on wszelkie zakamarki, wszelkie obszary, po których porusza się nasz autor.

Z wielu funkcjonujących obecnie możliwości konstrukcji, dekonstrukcji czy też paul-de-manowskich narracji wybieramy zasadniczo dwie: podejście bardziej „tradycyjne”, tj. ulokowanie dorobku Cioranowskiego w szerokim kontekście for- malno-treściowym (a sam autor „pozwala” niejako na taki zabieg, wskazując bądź to na adwersarzy, bądź to na popleczników jego wizji świata: artystów, filozofów czy - rzecz bardzo istotna - takich postaci, które go po prostu fascynują). Rozumie­my zatem przez owo podejście interpretacyjne - nie traktowaną jednak dosłownie

Dlaczego właśnie ten sposób przekazu, „mówienia” o świecie, dlaczego tak ogromna koncentracja na fragmencie - nie traktowanym jedynie jako zabieg for­malny, ale wręcz jako sama treść - materia myślowa jego twórczości? Aforyzm jest dla Ciorana migawkowym ujęciem, błyskiem refleksji nieciągłej, który to w sposób o wiele doskonalszy niż jakiś podporządkowany całości, koherentnie ulokowany paragraf czy rozdział rozprawy pozwoli na wypowiedzenie w „wa­runkach pozornej sprzeczności” pewnych paradoksalnych stanów, myśli, napięć, a ten właśnie stan - niepewności poszukiwania „nieznanego” i „ciemnego” czy najeżonego nieprzekraczalnymi trudnościami - pociągał najbardziej autora Upad­ku w czas. Co więcej, ta forma ściśle sprzężona z materią myślową nie pozwala czytelnikowi, odbiorcy na ślizganie się po samej powierzchni tekstu, zmuszając go tym samym do wniknięcia w jego głębię, zmuszając do penetracji tak gęstej tkanki, której nie doświadcza się zapoznając się z „logicznie”, akademicko pre­zentowanymi traktatami. Jest oczywiste, iż ta maniera komunikowania się z „roz­mówcą” ma na celu ukazanie nie tyle końcowych efektów procesu myślowego, nie tyle dostarczanie elegancko opakowanych produktów belferskich zabiegów „specjalisty od...”, lecz zaprasza Innego do uczestniczenia w żmudnym, czasami piekielnie denerwującym procesie dochodzenia do prawd i - co najważniejsze - ukazywania ich względności, wzajemnego znoszenia się, czego nota bene Cio- ran nie unika, ba, nawet rozkoszuje się takąż konfiguracją antynomiczną. W tym (jakież to rzadkie na obszarze kultury filozoficznej Europy!) sposobie rozmowy Cioran jest niekwestionowanym mistrzem samo-sprzecznej gry intuicji rodzą­cych myśli, w których to sama forma nakłada się izomorficznie na treść, gdzie jeden komponent jest koniecznym raison d'être innego. Tylko w takiej dynamice tkwiącej (a nawet rozsadzającej granice) w powstającym na naszych oczach szkicu

Francji) i buntu (porzuca język ojców), a zarazem ta dalekosiężna, głęboka prze­miana - dotykająca ingrediencji egzystencjalnych - to niczym totalna zmiana wyznania, sposobu życia, warsztatu twórczego. „Po rumuńsku nie mówię już z nikim. Nie chcę” - stwierdza w rozmowie z J. Radlatzem, wskazując na swo­iste niebezpieczeństwo związane z mową rodzinną: „Rumuński jest dla mnie bardzo niebezpieczny, bo to mój pierwszy język, a więc coś mnie do niego cią­gnie i z wiekiem to się zaznacza. Boję się tego. Śnię po francusku, gdybym jed­nak później zaczął śnić po rumuńsku, jako pisarz byłbym skończony”. A wraż­liwość Ciorana-myśliciela na obszary wspólne ,jasnego” i „ciemnego”, tego, co można określić jako racjonalne przeciwstawione żywiołowi-nie-do-opanowania- myślą, zdaje się nosić pewien kontrast z wybranym przezeń medium -językiem. Ekspresja na poziomie słów, zdań, większych całości staje się potwornie trudna, bowiem język francuski, ten - jak celnie zauważa nasz filozof-język „stworzo­ny dla prawników i logików”, język abstrakcyjny zostaje wykorzystany przez Ciorana do komunikacji pośredniej („Piszę prozą bezkrwistą, językiem, który nie jest bezpośredni. Nigdy nie potrafiłbym napisać powieści ani niczego z ży­cia”). Lecz to właśnie francuski stworzył tak pożądaną przez autora możliwość prezentacji, wyrazu konkretnych efektów, rezultatów końcowych owych impre­sji, szkiców, intuicji i ulotnych myśli, które tak często są formułowane wbrew osławionej esprit de langage. W ikonoklastycznej terminologii Cioranowskiej są to „stężone trucizny”, a nie bezkrwiste, pozbawione wyrazistych smaków „roz­twory”, podawane od stuleci przez „profesjonalnych”, głoszących swe miałkie prawdy uczonych.

Ten ostatni termin zdaje się (jak przecież tyle rozrzuconych, chaotycznie roz­sypanych w tekstach autora Ćwiczeń z zachwytu) pełnić rolę swoistego clef d`in­terpretation, stwarzając tym samym okazję do przejścia od formalnej do meryto­rycznej płaszczyzny interpretacji jego dorobku. Ów tak często przytaczany, przy­woływany przy wielu okazjach kontrast, opozycja: profesor, akademik i mędrzec, okazuje się niebagatelnie pomocny w próbie uchwycenia zrębów ideowych pism Cioranowskich. On sam, jeśliby już mówić o jakimś przyporządkowaniu, statusie w społecznym świecie uczonych, woli się określać jako „wolny strzelec”, myśli­ciel prywatny. Na postawione przez L.J. Jalfena pytanie, jaka jest rola myśliciela w tych czasach zamętu, Cioran odpowiada, iż jest to „wyłącznie świadczenie”. Nie wywierając konkretnego wpływu na i tak nieprzewidywalne, pozostające poza kontrolą jednostki i społeczeństwa wydarzenia, myśliciel „daje świadectwo”, jest jak policjant, który stwierdza wypadek drogowy. „Tak było z Montaigne'em, ale jego świadectwo w żaden sposób nie oddziałało na myślicieli. Niektórzy ludzie mieli bardzo ciekawe losy, ale wśród filozofów nie ma mędrców. Człowiek stał się z gruntu niezdolny do mądrości”. Trudno o pełniejsze wyznanie niewiary mędrca, za którego autor Précis de décomposition z pewnością mógłby uchodzić w oczach innych, tylko że w swym korozywnym sceptycyzmie odrzuciłby i taką formułę. Umieszczając się poza panującymi modami, tradycją czy też powszech­nie akceptowanymi prądami myślowymi, Cioran ogranicza swoją rolę jedynie do zapisu indywidualnych, prywatnych doświadczeń: „Jestem tylko i wyłącznie my­ślicielem prywatnym, Privatdenker, próbującym mówić o tym, co przeżyłem,

o moich osobistych doświadczeniach. Zrezygnowałem także ze stworzenia dzie­ła. Na co mi dzieło! Na co mi metafizyka?”. Tak zdecydowane odcięcie się, tak daleki dystans wobec dorobku wielu pokoleń nie eliminuje jednakowoż Cioranow- skiej fascynacji szeroko pojętą (czytaj: swoiście interpretowaną i odczytywaną) kulturą duchową. Cioran wybiera nieprzetarte szlaki, porusza się - od momentu opublikowania młodzieńczej pracy o zjawisku świętości - po takich obszarach, które są nieznane albo zapoznane, bądź też często pomijane przez to, co z całą odpowiedzialnością nazwę sankcją akademii objawiającą się w różnorakich for­mach wymuszonych wyborów.

I właśnie podążanie tropem czasami niewidzialnych, zakamuflowanych w oeuvre Cioranowskim znaków, anonsujących jego „prywatną działalność” jako myśliciela okazuje się czymś wręcz bezcennym w pracy rekonstrukcyjnej kryty­ka. Daje się tu z łatwością zauważyć następującą tendencję: Cioran preferuje to wszystko, co w kulturze i cywilizacji światowej wyklęte, zbuntowane i marginalne. Dlatego też jego przygoda z myślą światową charakteryzuje się niepowtarzalnym rozłożeniem akcentów. Gdyby pokusić się o najbardziej generalną z możliwych do przyjęcia formuł, to - z dużą dozą ostrożności - sytuować Ciorana można wśród najsubtelniejszych myślicieli subiektywności, co z kolei pozwala trakto­wać go w kategoriach niesystemowej antropologii filozoficznej. Te wszystkie nawiązania (by nie powiedzieć afiliacje) do reinterpretacji ksiąg świętych (Pisma, Talmudu, Koranu, pism św. Augustyna), gnozy i manichejczyków, buddyzmu (bar­dzo cenionego przez Ciorana), mistyki średniowiecznej (Mistrza Eckharta, św. Hugona) czy renesansowej (św. Jana od krzyża, Teresy z Avilla), romantyków i tych współczesnych, jak Heidegger czy Beckett, pozwalają mu wydobyć na świa­tło dzienne czasem wręcz niemożliwe do artykulacji doświadczenia bycia jed­nostką, bycia owym „Ja”, którego kondycja egzystencjalna, społeczna, ogólnie: kulturowo-cywilizacyjna, napawa Ciorana przerażeniem. Byłaby to naszym zda­niem najbardziej pojemna formuła dająca się zastosować do tych kilkunastu ksią­żek - osobistych zapisków na marginesie „wielkiej”, „oficjalnej” czy też obiego­wej kultury. A gdy przyjmie się choćby prowizorycznie taki paradygmat (Cioran odrzuciłby go zdecydowanie, tak jak czynił to z wieloma próbami wtłoczenia go w interpretacyjne ramy), to przynajmniej w paru aspektach, tu: merytoryczno- -treściowych, sama lektura Cioranowskich „fragmentów” zostałaby oświetlona bardziej przenikliwym światłem, ukazując owe wątki losu, przeznaczenia, prze­szłości i przyszłości człowieka w konkretnym czasie niczym bonawenturowskie umbrae - posiadające charakter nie rozwoju (Cioran odrzuca ideę postępu jako totalnie absurdalną), ale czegoś... o naturze regresu, tego, co można by określić samym człowieczeństwem. Nie ma ani jednej książki w jego dorobku, nie ma takiej refleksji, w której autor Na szczytach rozpaczy nie obnażyłby bezlitośnie bolesnego problemu istnienia człowieka. Innymi słowy, Cioran za swój funda­ment antropologiczno-teologiczny (mimo swojego ateizmu) przyjmuje głęboką niewiarę, sceptycyzm, wręcz doloryzm i katastrofizm, którymi to „kategoriami” orzeka o jednostce i społeczeństwach w stanie rozkładu. Wtórując niejako Schele- rowi, nasz filozof ujmuje byt ludzki jako „genialną zwierzęcość” - chytrze nadra­biającą braki wrodzonej słabości intelektualną przebiegłością. Owo ratio Ciorani traktujące różnicę gatunkową (niech będzie to poniżana przez Ciorana rozum­ność) uznaje za niekwestionowane źródło cierpień, zbrodni i rozpaczy człowie­czej to absurdalne dążenie do znienawidzonego przez autora postępu: pościgu za „szczęściem”, „dobrobytem”, „wiedzą” czy też „poznaniem” - słowem tymi aspek­tami faustycznej cywilizacji, które summa summarum pogłębiają kondycję roz­darcia i człowieczego niespełnienia. Z samym człowiekiem stwierdza wielo­kroć Cioran - jest źle, „poszedł złą drogą”, a co więcej, ciąży nad nim nie do pokonania determinizm: „nie mógł nią nie pójść”. Zatem w istotę humanitas wpi­sana jest samozagłada. Dlatego też Cioran nie tylko głosi ów pogląd, ale oczekuje również jego ostatecznego spełnienia się.

Tak zdecydowane i kategoryczne odrzucanie idei postępu, głoszonej przez wszelkie filozofie „oświeceniowe” i „racjonalistyczne” zmusza Ciorana nie tylko do przedstawienia rozpaczliwej diagnozy tego stanu świata, ale również do wy­tłumaczenia przyczyn tego - mówiąc po heideggerowsku - upadania człowieka. Skoro ani historia (to pasmo niekończących się tragedii i zbrodni), ani religia (człowiek zatracił kontakt z Absolutem, zracjonalizował fałszywie to, czego nie da się nawet pomyśleć), ani też nauka (stwarzająca przez swój niekontrolowany rozwój coraz to liczniejsze zagrożenia) i filozofia (zbyt pewna siebie) nie mogą nas wydobyć z tego état de condamnation, to jedyną w miarę uczciwą (Cioran był pomimo wszystko filozofem-moralistą) perspektywą oglądu ludzkich spraw staje się sztuka: tylko ona (w formie poezji, dramatu czy biografii) pokazuje los desperatów i skazańców, przebieg zmagań z absurdem istnienia i oporem mate­rii. Przenikający niemalże każdy aforyzm, każdą myśl Cioranowską wszechogar­niający pesymizm (graniczący ze skrajnym nihilizmem, od którego nota bene Cioran zdecydowanie się odcina) narzuca rumuńskiemu mędrcowi zwrot, orien­tację ku takiej sferze, która jawi się jako coś pewnego, coś, co może stanowić (wręcz nawet konstytuować) autentyczne człowieczeństwo. Jest to problem eg­zystencji (z całym bagażem uwikłania w upadek) ujęty w połączeniu z fenome­nem śmierci, umierania i samobójstwa. Jak Cioran sam stwierdza, to ostateczne doświadczenie posiada kapitalną rangę w jego dorobku (całą swoją twórczość każe ująć w odniesieniu do owego projektu samozagłady, nazywając każdą swą książkę „odwleczonym samobójstwem”). Te partie Cioranowskiego oeuvre po­święcone śmierci należą, moim zdaniem, do najcelniejszych w całej aforystyce autora. Człowiek w swym bezlitośnie obnażonym upadaniu, w swych bezsku­tecznie ponawianych próbach przekroczenia „pierwotnego” upadku jest jednak bytem wolnym, ale ta wolność (tak fałszywie opiewana przez rozmaite filozofie optymizmu) jest przede wszystkim możliwością wyboru śmierci. W obliczu roz­wijającej się absurdalnie rzeczywistości, w świecie samotniczym, w świecie bez Innych i bez tego Absolutnego Innego, śmierć - z samozadania - jawi się jak nieprzeparcie autentyczny, niezbywalny rys ludzkiej kondycji. W rozmowie z Leo Gillet Cioran daje dość konkretną wykładnię swej filozofii śmierci: „W samobójstwie piękne jest to, że jest ono decyzją. W gruncie rzeczy bardzo pochlebia nam fakt, że możemy sami siebie wyeliminować. Samobójstwo jest samo w sobie czymś niezwykłym. Rilke mówi o śmierci, którą w sobie nosimy, ale tak samo nosimy w sobie samobójstwo. Myśl o samobójstwie pomaga żyć. Taka jest moja teoria. (...) Otóż powiedziałem, że gdyby nie myśl o samobój­stwie, dawno bym się zabił. Co miałem na myśli? To, że życie da się znieść tylko dzięki świadomości, że możemy je porzucić, kiedykolwiek zechcemy. Jest ono na naszej łasce. Ta myśl nie tylko nie odbiera ochoty do życia ani nie wtrąca w przygnębienie, lecz przeciwnie - przyprawia o upojenie. W gruncie rzeczy jesteśmy wrzuceni w ten świat i nie bardzo wiemy, dlaczego. Nie ma żadnego powodu, byśmy tu byli. Ale myśl, że możemy zatriumfować nad życiem, że trzy­mamy nasze życie w rękach i możemy porzucić ten spektakl, kiedy nam się spodo­ba - ta myśl wprawia nas w uniesienie”.

W tej jakże epitomicznej wypowiedzi czytelnik odnajduje fundamentalne wąt­ki, zręby antropologii Cioranowskiej. Można pokusić się o konkluzję, iż ten wszech­władny u naszego autora doloryzm, ta głęboka niechęć w stosunku do zastanego etat du monde, owa niewiara w świat, w bliźniego, to zdecydowane odrzucenie Bogajako „trującej ducha i umysł” hipotezy jest świadectwem owej świadomości rozdartej, tragicznej, nieszczęśliwej, która w żaden sposób nie może „dopasować się” do świata. Autor Syllogismes de 1'amertume sięga do „mitycznego” stanu: ge­nezy owej - jak pisze - „dwuznaczności bycia człowiekiem”. Poczyniony niegdyś wybór, wybór pierwotny, okazał się fatalną pomyłką. Człowiek w bezmyślnym dążeniu do realizacji celów (przerastających jego możliwości) wybrał „poznanie przeto i dramat”. Odrzucił propozycję swego Twórcy, zbuntował się przeciw Nie­mu, a konsekwencje owego działania (czynu) widoczne są aż do dnia dzisiejsze­go. Duma i pycha zostały ukarane, a człowiek - skazany na ciągłą niepewność, na „odcięcie się” od żywego źródła prawdy i życia, jakim dla praludu był objawiony Absolut. Jest czymś paradoksalnym, iż ten „manichejczyk”, gnostyk i ateista zwraca się w stronę Boga, gdy zdają się zawodzić wszelkie kwestionowane i odrzucane przez niego kody cywilizacyjno-kulturowe. Z właściwą sobie ironiczną lekko­ścią, nie obawiając się zarzutu trywialnej sprzeczności, Cioran wyznaje: „Nie wierzę w grzech pierworodny na sposób chrześcijański, ale bez niego nie da się wytłu­maczyć historii powszechnej. Natura ludzka została zepsuta w zarodku. Nie, nie mówię jak wierzący, jednak bez tej koncepcji zupełnie nie potrafię wytłumaczyć, co właściwie się stało. Przyjmuję postawę teologa niewierzącego, teologa-ate- isty”. Wydaje się zatem, że dla Ciorana świat ludzki stanowi pewną grę układów (nieprzeniknionych dla ograniczonych z natury władz człowieczych), które na­znaczone owym wyjściowym determinizmem, działając w sposób destruktywny w momencie ich zabsolutyzowania, nadania im rangi czegoś ostatecznego, znoszą się skutecznie (pamiętajmy o tym, co Cioran pisał o naturze aforyzmu: znosi on wszelkie sprzeczności). I właśnie ten motyw - tak charakterystyczny dla Cioranow­skiej metafizyki rzeczywistości - motyw równowagi-w-absurdzie, gdzie Dobro

Nieodpartą konsekwencją takich ustaleń odnośnie rzeczywistości człowie­czej jest zwrot w stronę tego, co przynieść by mogło pewne ukojenie, zatrzymać ów bezsensowny bieg wydarzeń, niewydarzonych projektów ludzkich, słowem zmagań ze światem, które i tak niczego nie rozwiążą. Cioran w swej pasji obnaża­nia conditio humana lokuje się po stronie destrukcji (w jego przypadku nie być byłoby czymś znacznie lepszym niż być źle, tragicznie i bezsensownie). „Czuję się wolny względem wszystkich kategorii moralnych. Dlatego nie powinno się osądzać moich wyborów - na tak bądź nie - według tych kategorii. Jest prawdą, że czuję gorącą, chorobliwą wręcz litość dla wszystkich istot, włącznie z człowie­kiem, i uważam, że najwyższy już czas, by człowiek zniknął i by można go było opłakiwać. (...) Sądzę, że gdybym był Diabłem lub Bogiem, już dawno poracho­wałbym się z ludzkością. (...) Gdybym miał możliwość zniszczenia świata, zrobił­bym to”.

Dla wieśniaka, dla dawnych mieszkańców tej ziemi życie i śmierć sytuowały się na tej samej płaszczyźnie. Mieszczuch natomiast odsuwa śmierć na bok, zakrywa ją. (...) Chodzi o schowanie śmierci, zamaskowanie jej i zakrycie. Dlatego czło­wiek cywilizowany, człowiek Zachodu, czuje się nieswojo, gania tylko po leka­rzach i aptekach. Według mnie mamy tu do czynienia z trwogą przed cierpie­niem”.

Te wszystkie fragmenty uniwersum problemowego Ciorana komponują się ze sobą w zaskakująco logiczny ciąg. Nie jest on bynajmniej wynikiem układu tez, prób ich rozwinięcia, ale przede wszystkim grą myśli, które zmuszają czytel­nika do czegoś w rodzaju skoku w otchłań. Nie podąży w jej kierunku zwolennik czy też wyznawca światopoglądów racjonalistycznych, „progresista” o naiwnie optymistycznym charakterze. Cioran niczego nie obiecuje. Jego rolą- tak jak rolą tych jakże wysoko cenionych konfratrów duchowych, począwszy od gnostyków, a na Becketcie skończywszy - zdaje się bezlitosne obnażanie stanu faktycznego świata i wrzuconej weń jednostki. Cioran nie mami pozorami „możliwych”, a przecież nieosiągalnych dla człowieka rozwiązań. Gdy zawodzi dosłownie wszystko (np. bezkrytycznie hołubione przez ludzkość idole): Historia, Religia, Polityka, to zostaje jedynie owa wszechobecna, acz przeklęta zła natura człowie­ka, której tak trudno uciec od ciążącego nań przeznaczenia. Te nokturalne reflek­sje dają czytelnikowi niepowtarzalny i ciężko opisy walny, kategoryzowalny wgląd w materię spraw, problemów składających się na Cioranowskie uniwersum do- świadczeniowe. „Wszystko, co napisałem, przyszło mi na myśl w nocy. Co jest charakterystyczne dla nocy? Otóż wtedy wszystko przestaje istnieć. Nie ma nic, tylko pan, cisza i nicość. Nie myśli pan absolutnie o niczym, jest pan sam, tak jak tylko Bóg może być sam. Chociaż nie jestem wierzący (prawdopodobnie nie wie­rzę w nic), czuję, że ta absolutna samotność wymaga interlokutora. Jeśli mówię

o Bogu, to tylko jako o rozmówcy wśród nocy”. Sytuując się jako kongenialny partner stwórcy, Cioran daje zapewne wyraz pragnieniu znalezienia czegoś trwal­szego w świecie pozbawionym racji, wszelkich racji czynienia, rozwoju - owego telos, którego brak tak bardzo dotkliwie odczuwamy od momentu narodzenia się przeklętej świadomości. Ten niemalże „boski” stosunek do rzeczywistości, ten przeraźliwie chłodny dystans wobec Rzeczywistości zezwala naszemu filozofowi na analizę przerażającej Pustki traktowanej niczym niekwestionowany atrybut świa­ta. Pisząc o człowieczym przeznaczeniu, Cioran wskazuje na niewydarzoność na- szej conditio. Przyroda, by wyjść od tak fundamentalnego poziomu, „zmienia się, by w nas tylko uderzyć”; Inny jest tak samo wydany na pastwę rozpaczy, znużenia

Cioran już we wczesnej młodości zdecydowanie odrzucił całą warstwę ob­rzędowości, kultu, przekazu kulturowo-światopoglądowego związanego z wyzna­niami religijnymi. Lecz określenie tego syna prawosławnego popa mianem here­tyka, ateisty, agnostyka jest-jak zresztą wiele określeń stosowanych do Ciorana

władzy, ani władzy Jego przeciwnika. Są to oczywiście supozycje, utrzymane w tonie - tak jak zresztą wszystko u Ciorana - paradoksów i antynomii nieodłącz­nych od jego dzieła. Czytelnik natomiast pozostaje ciągle w stanie zawieszenia, niepewności czy też niedosytu, które - tak jak u samego filozofa - wskazują na nieodłączną od naszego życia „niewygodą w istnieniu”.

Piotr Mróz


Spis treści

0x08 graphic
Emile Cioran - bezsenność sceptyka

Rozmowy z Cioranem, tłum. I. Kania, Warszawa 1999, s. 66.

Ibidem.

Ibidem, s. 150.

Ibidem.

Ibidem, s. 86.

Ibidem.

Ibidem, s. 79.

Ibidem, s. 135.

Ibidem, s. 148.

Ibidem, s. 84-85.

Ibidem, s. 142.

Nie sposób obronić się przed komplemenciarzem. Nie można, nie ośmie­szając się, przyznać mu racji. Nie można także ofuknąć go i odwrócić się do niego plecami. Zachowujemy się, jakby mówił prawdę, dajemy sobie kadzić, ] nie wiedząc, jak się zachować. On natomiast sądzi, że nas nabrał, że góruje i nad nami, a my nie możemy wyprowadzić go z błędu. Najczęściej to przy-: szły wróg, który zemści się za to, że się przed nami płaszczył, ukryty agresor,; który pławiąc się w przesadzie, zastanawia się, jak zadać cios. |

Najskuteczniejsza metoda zyskania wiernych przyjaciół to gratulować: im porażek.

Gdy przez pewien czas obracamy się wokół jakiegoś tematu, możemy!

bez namysłu wydać sąd o każdym dziele, które o nim traktuje. Właśnie otwo-J rzyłem książkę o gnozie i natychmiast zdałem sobie sprawę, że nie można naf niej polegać, a przecież przeczytałem z niej tylko jedno zdanie, jestem w tej| materii jedynie dyletantem, niewiele o niej wiedzącym ignorantem. | Teraz wyobraźmy sobie specjalistę absolutnego, potwora, na przykład! Bogn: wszystko, co robimy, musi mu się wydawać amatorszczyzną, nawet ] nasze najbardziej oryginalne sukcesy, te nawet, które powinny go upokorzyć i i skonfundować. 1

Pomiędzy Genesis a Apokalipsą panuje szalbierstwo. Ważne jest, żeby o tym wiedzieć, albowiem ta przyprawiająca o zawrót głowy oczywistość, gdy się ją już przyswoi, zbędnymi czyni wszystkie przepisy na mądrość.

Kiedy ulega się słabości napisania książki, nie sposób nie pomyśleć

z zachwytem o tym chasydzkim rabinie, który porzucił projekt napisania swo­jej, niepewny, czy mógłby to zrobić dla wyłącznej przyjemności swojego Stwórcy.

Ten myśliciel schronił się w bliskości jak inni w osłupieniu.

99

7

5

*

12

11

*

*

14

15

18

17

*

16

22

21

*

#

#

#

24

25

*

23

28

26

*

#

*

29

34

33

zatem to, co od samego początku zapowiadało jego koniec, jest teraz kąs

kiem szczególnie smakowitym.

*

36

37

*

35

*

40

39

zatem to, co od samego początku zapowiadało jego koniec, jest teraz kąs>

kiem szczególnie smakowitym.

38

*

42

43

41

*

45

*

44

*

48

49

53

*

*

56

55

*

59

#

*

62

61

*

60

*

63

*

*

66

65

#

*

*

68

69

#

*

72

73

*

70

*

78

77

*

74

81

*

79

*

*

86

85

*

88

89

*

87

*

*

94

93

90

104

105



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Emil Cioran Święci i łzy
Emil Cioran Brewiarz zwyciężonych
Emil Cioran Cwiartowanie
Emil Cioran Na szczytach rozpaczy
Emil Cioran
Cioran Emilé Wybór aforyzmów
Cioran Emilé - Myśleć przeciw sobie, Filozofia, Filozofia(1)
Cioran Emilé Wybór aforyzmów
Struktura narodowościowa i wyznaniowa w Polsce
Ikolos- wyznaniowe, prawo, II rok
WYZNANIA MILIONERA
Wyznanie wiary
Moje wyznanie
Mój skrypt do zajęć grupy wyznaniowe i sekty wpływna rozwój człowieka

więcej podobnych podstron