Mocny złoty - niedobrze. Słaby - jeszcze gorzej
Wtorek, 20 lipca 2004
Polska waluta osłabiona jak nigdy, ale inflacja nadal pod kontrolą
Stało się. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu politycy rządzącej koalicji trąbili na prawo i lewo, że złoty jest za mocny i szkodzi polskiemu eksportowi. Doczekali się. Od lipca zeszłego roku nasza waluta straciła w stosunku do euro niemal 10 procent. Dziś już nikt nie ośmiela się mówić, że dobry złoty to słaby złoty.
- Wysoki kurs euro w stosunku do złotego nikogo już w Polsce nie cieszy. To kij, który ma dwa końce. Nawet dla eksporterów sytuacja nie do końca jest korzystna, bo przecież ich produkcja w dużej mierze jest importochłonna, a więc zysk z powodu wysokiego kursu euro muszą pomniejszyć o koszty zakupu materiałów - wyjaśnia Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku.
Na wysokim euro traci budżet państwa, bo obsługa części długu rozliczanego w walutach musi być droższa. Dług publiczny Polski to dzisiaj około 400 miliardów złotych, z czego 140 miliardów stanowi zadłużenie w walucie zagranicznej. Tak wyglądają szacunki analityków.
Ponad 55 proc. dewizowego długu publicznego to zadłużenie w euro. - Jeśli złoty osłabia się o jeden procent, dług rośnie o ok. 0,15 procent - oblicza Marcin Mróz, ekonomista Societe Generale. A budżet tak jak i większość polskich firm zarabia w złotych.
Pętla zadłużenia zaciska się. Jeśli na koniec 2004 roku dług publiczny Polski przekroczy 55 procent produktu krajowego brutto (PKB), będziemy mieli poważny kłopot - oznacza to bowiem, że ustawa budżetowa na rok 2006 musi zakładać dramatyczne ograniczenie deficytu budżetowego. Jeśli przekroczy 60 procent PKB, budżet państwa dwa lata później nie będzie mógł zakładać deficytu - musi być zbilansowany. Tak przynajmniej stanowi konstytucja.
- Relacje 60 procent długu do PKB osiągnęlibyśmy, gdyby np. dług przyrósł o jakieś 80 mld złotych. Innymi słowy, aby przekroczyć 60 proc. PKB, kurs euro musiałby z dnia na dzień podskoczyć do 6,5 złotego. To oczywiście są wyliczenia bardzo przybliżone - mówi Maciej Krzak, główny ekonomista Banku Handlowego. Jednak coroczny wysoki deficyt w połączeniu z coraz słabszym złotym sprawiają, że do katastrofy jest bardzo blisko.
SŁABY ZLOTY A INFLACJA
Część analityków ostrzega, że tylko czekać, jak słaby złoty przyczyni się do zwiększenia presji inflacyjnej. Na razie nie ma ona specjalnego odbicia w inflacji konsumenckiej (CPI), choć wskaźnik ten w ostatnich miesiącach wzrósł. Widoczne są już jednak wyraźniejsze oznaki wzrostu presji w inflacji liczonej cenami producentów, tak zwanej PPI.
- Osłabienie kursu złotego wobec euro nie może pozostać bez wpływu na wskaźniki cen dóbr przemysłowych. I nie pozostaje. W połowie 2003 r. inflacja w tym sektorze liczona rok do roku wynosiła 2 proc., podczas gdy w styczniu było to już 4,2 procent - mówi Marcin Mróz, ekonomista z Societe Generale.
Analitycy twierdzą jednak, że nie da się dokładnie przeliczyć tego, jak PPI przekłada się na inflację cen konsumenckich CPI.
- Wiadomo jednak, że w dłuższym okresie wartości te muszą „chodzić” razem. I właśnie teraz CPI rośnie i nadgania PPI, czyli inflacja rośnie - mówi Krzysztof Rybiński, główny ekonomista banku BPH PBK.
Inflacja cen konsumenckich CPI wynosi obecnie 1,7 procent.
Paradoksalnie dobrą wiadomością, jeśli wziąć pod uwagę inflację, jest wysokie bezrobocie. W kraju, w którym co piąty obywatel zdolny do pracy nie ma oficjalnego zatrudnienia, trudno o rozbuchany popyt wewnętrzny. To zaś ogranicza w sklepach wzrost cen, nawet towarów pochodzących ze strefy euro - importerzy wiedzą bowiem, że muszą ciąć marże i koszty.
- Wysoki kurs euro nie przekłada się w naszym kraju w dużym stopniu na ceny, bo nie jesteśmy tak uzależnieni od tej waluty jak chociażby Węgrzy - dodaje Agata Urbańska, ekonomistka w ING.
Z kolei to właśnie głównie cięcie kosztów przyczynia się do poprawy sytuacji w polskim eksporcie, a nie osłabienie złotego.
- Badania dowodzą, że polski eksport w miarę przyzwoicie i równomiernie rozwija się niezależnie od wahań kursów walut. Najważniejszą sprawą jest obniżanie kosztów przez przedsiębiorców. Gdyby więc nagle okazało się, że tendencje walutowe zaczną odwracać się i euro zaczęłoby tracić, nie oczekiwałbym drastycznego spadku eksportu - mówi Mróz.
Powodów do niepokoju z powodu wysokiego kursu euro nie widzi także Stanisław Nieckarz, członek Rady Polityki Pieniężnej (RPP), która postawiła sobie za cel utrzymanie inflacji w granicach 1,5-3,5 procent.
- Słaby kurs złotego do euro w naszym kraju jest głównie rezultatem stosunku dolara do euro i politycznych zawirowań związanych z planem oszczędnościowym wicepremiera Jerzego Hausnera. W naszych warunkach bardziej miarodajny jest stosunek złotego do koszyka walut, w którym jest także dolar amerykański. Pamiętajmy też, że złoty utrzymuje swoją siłę nabywczą na rynku krajowym, nie widzę więc zagrożenia dla celu inflacyjnego - uspokaja Nieckarz.
Marcin Mróz z Societe Generale przewiduje, że w końcu obecnego kwartału inflacja CPI utrzyma się na poziomie 2 proc.
- Dopóki nie ożywi się popyt, inflacja nie będzie rosła. Ale słaby złoty plus wzrost popytu krajowego, a do tego, nie daj Boże, kiepskie zbiory, to już prosta droga do wzrostu inflacji - ostrzega Mróz.
- Na razie nie widzę zagrożenia, by nie utrzymać w tym roku celu inflacyjnego, ale w przyszłym roku jest możliwe, że inflacja będzie rosła szybciej niż obecnie. A to może przełożyć się na wzrost stóp procentowych - mówi Jankowiak.
Już dziś ekonomiści przewidują, że pomimo wymiany całego składu RPP na znacznie bardziej gołębi 2004 rok nie będzie rokiem znaczących obniżek stóp procentowych - może spadną one o 25, może o 50 punktów bazowych, a może wcale. Cóż za paradoks - w zeszłym roku o wiele bardziej jastrzębia Rada obcięła je z 6,75 procent do obecnego poziomu 5,25 procent. Słaby złoty ostrzegawczo zadzwonił dostatecznie głośno, by gołębie odfrunęły.
Zadłużenie skarbu państwa w mln zł (w tym w walutach obcych)
grudzień 2002 - 327909,0 (108557)
październik 2003 - 378319,2 (127111)
styczeń 2004 - 400000,0 (*140000)
*szacunki
Źródło: MF oraz szacunki analityków
1