Łagosz Zbigniew
Aparat represji wobec Roberta Waltera i jego działalności na kanwie masonerii ezoterycznej rytu Memphis-Misraim
Robert Walter, nazywany przez swych uczniów i wielbicieli "Mistrzem z Komorowa", był postacią wybitną i nietuzinkową. Dzieje jego życia mogłyby posłużyć za kanwę scenariusza filmowego. Biografia tego człowieka, choć napisana, nie doczekała się publikacji i być może jej się nie doczeka. Był nauczycielem Jerzego Prokopiuka, przyjacielem Niny Andrycz (która wraz z mężem, Józefem Cyrankiewiczem zasięgała u niego porad), Andrzeja Wiercińskiego czy Wojciecha Eichelbergera, za sprawą którego trafił przelotnie do prasy mainstreamowej.
Jak dotąd, całkiem nieznane były szczegóły uwięzienia go przez Urząd Bezpieczeństwa. Dzięki dokumentacji znajdującej się w archiwach IPN, w niniejszym tekście postaram się odtworzyć tamte zdarzenia. Jako badacza dziejów polskiej ezoteryki, szczególnie interesuje mnie jego przynależność do zakonów ezoterycznych i masonerii, które to instytucje podlegały rozległej inwigilacji prowadzonej przez UB i jego kontynuatorkę Służbę Bezpieczeństwa.
Robert Adolf Walter (1908-1981), syn Edmunda i Matyldy, urodził się we Lwowie w trzy lata po swoim starszym bracie Ryszardzie. Zainteresowanie ezoteryką odziedziczył po matce, absolwentce Akademii Medycznej, która była częstym gościem i uczestniczką wykładów i kół ezoterycznych. Robert - według osób mu bliskich - od dziecka miał niezwykły dar rozpoznawania ukrytych cech nieznanych mu wcześniej osób. Już w wieku lat szesnastu prowadził własną grupę uczniów astrologicznych. Wiedzę na temat kabały, magii i alchemii początkowo pobierał na wykładach prowadzonych przez Towarzystwo Studiów Ezoterycznych w Warszawie. Antropozofią Rudolfa Steinera (1861-1925), którą jako drogą duchową kierował się niemal do końca życia (przed swą śmiercią powrócił na łono Kościoła katolickiego), zainteresowała go znajoma matki, malarka Jadwiga Siedlecka (Wiga), która osobiście poznała Steinera.
Inwigilacja Waltera rozpoczęta się w roku 1948. Agenturalne doniesienia wskazują na zainteresowanie jego osobą na dwóch płaszczyznach. Pierwsza, to jego znajomości w kręgach ezoterycznych i akademickich, druga - ważniejsza - to znajomość w latach okupacji z Borysem Smysłowskim.
W kwestii pierwszej arkusz kronikarski sporządzony jako wypis spraw godnych zainteresowania przed przystąpieniem do zatrzymania, a w konsekwencji jako wytyczne do pierwszych przesłuchań, zawiera osiemdziesiąt trzy doniesienia tajnych współpracowników. Poruszane w donosach zagadnienia dotyczą całościowego życia Waltera, spraw codziennych (wizyty gości), poprzez uważne notowanie jego wypowiedzi oraz wypowiedzi osób mających z nim styczność.
Od 1948 do 1952 roku (moment aresztowania), Waltera inwigilowało pośrednio lub bezpośrednio sześciu delatorów. Ich pseudonimy konspiracyjne to między innymi: "Wanda", "Borowik" i "Popiel". Ważniejsze kontakty Waltera to opracowanie w kolejności alfabetycznej liczące pięćdziesiąt nazwisk. Na liście tej znajdują się między innymi: Białobrzeski Czesław (1878-1953), fizyk teoretyk i astrofizyk; Bassalik Kazimierz (1879-1960), profesor fizjologii roślin UW; Czubryński Antoni (1885-1960) historyk religii; Geblewicz Eugeniusz (1904-1974), psycholog, profesor UL i UW; Grabowska Jadwiga (1898-1988), późniejsza dyrektor "Mody Polskiej"; Kamieński Michał (1879-1973), astronom, specjalista mechaniki nieba; Tomaszewski Tadeusz (1910- 2000), psycholog, i wielu innych. Jak widać, była to imponująca grupa, nic więc dziwnego, że wizyty składane jednemu człowiekowi przez ludzi stanowiących ówczesną elitę intelektualną, składały się na wystarczającą pożywkę dla Urzędu Bezpieczeństwa - ale nie jedyną.
Postanowienie o zatrzymaniu Roberta Waltera, podpisane w dniu 6 maja 1952 r., a okazane podejrzanemu w dniu 10 maja 1952 r., uzasadnia wniosek o sankcje z dnia 11 kwietnia 1952 r. następującymi powodami: "Walter Robert - wybitny mason-okultysta, jest centrum skupiającym wokół siebie na płaszczyźnie szerokich kontaktów osobistych różne środowiska, na które oddziałuje wybitnie wrogą, reakcyjną ideologią. Szczególnie niebezpieczne jest oddziaływanie Waltera na młodzież akademicką. Z Walterem pozostaje w ścisłej łączności zespół studentów UW, tzw. 'grupa personalistyczna' (Prokopiuk, Bielicki, Wierciński, Lasota). Grupa ta jest pod bardzo silnym wpływem Waltera, który jest niejako jej ideowym przywódcą. (...) Drugim momentem uzasadniającym konieczność zatrzymania Waltera jest jego kontakt z grupą homokratyczną. Zwłaszcza bliski kontakt z kierownikiem 'Ośrodka Homokratycznego' Marianem Grużewskim (...)"
Dalszych informacji dostarcza przygotowana charakterystyka podejrzanego: "Nie ma stałego miejsca pracy, występuje jako rzeczoznawca w sprawach chemii kosmetycznej. Do partii i ugrupowań politycznych nie należał i nie należy (...). Według niesprawdzonych danych Walter Robert w Niemczech pod kierunkiem znanego szarlatana-okultysty Rudolfa Steinera wtajemniczony został w praktyki masońskie. (...) Walter był związany z baronówną Dangel, której ojciec (wówczas prezes jednego z 'Rotary Club'ów') został później zamordowany przez Niemców. Podobno przed 1939 r. Walter był zamieszany w jakiś nieznany nam bliżej mord skrytobójczy, o czym policja nigdy nie dowiedziała się (podkreślenie Z.Ł.). Jednak po tym fakcie Danglówna zerwała z Walterem i wyszła za mąż za inż. Urbańskiego. (...) Mieszkanie jego w Komorowie stanowi jeden z poważniejszych i głównych w Polsce ośrodków masonerii różnych kierunków. Odbywają się w nim stale zebrania masonerii o mniej lub więcej tajnym charakterze. Według terminologii okultystycznej Walter jest metapsychikiem, antropozofem, astrologiem, kabalistą - przeszedł wszystkie niemal szkoły masonerii okultystycznej z tzw. szkołami indyjskimi i egipskimi włącznie. W masonerii posiada tytuł 'Wielkiego Kofty' rytu Memphis Misraim w Polsce (...)"
Po tak szczegółowym opracowaniu, paragraf pod jakim zatrzymano Waltera może zaskakiwać.
Prócz przynależności do nielegalnej organizacji, zarzucono mu współpracę z władzami hitlerowskimi, a to za sprawą utrzymywania w latach 1940-1944 kontaktów z ówczesnym szefem wywiadu R.O.A., Borysem Smysłowskim.
Borys Smysłowski
Borys Aleksiejewicz Smysłowski-Holmston-Regenau (1897-1988) to urodzony w Rosji oficer carski i dowódca 1 Rosyjskiej Armii Narodowej podczas II wojny światowej. Ukończył 1 korpus kadetów w Moskwie, a następnie Michajłowską Szkołę Artyleryjską w Petersburgu. Służył w lejbgwardii 3 brygady artylerii. Brał udział w I wojnie światowej, by po jej zakończeniu pozostać na emigracji w Polsce. W trakcie II wojny światowej był kapitanem Abwery pracującym pod pseudonimem płk von Regenau, kierującym działaniami placówki wywiadowczej w Warszawie (Sonderstab R[ussland]), a ponadto sztabem wywiadu kolaboracyjnej formacji znanej jako Pierwsza Rosyjska Armia Narodowa. Celem tego ugrupowania miało być zwalczanie sowieckiej partyzantki i prowadzenie działań wywiadowczo-dywersyjnych na tyłach Armii Czerwonej.
W 1943 r. naziści rozformowali Sonderstab R, a Smysłowski trafił do aresztu domowego podejrzewany o grę wywiadowczą na dwie strony. Pod koniec 1943 r., w wyniku klęsk frontowych Niemiec, jednostkę odtworzono zwalniając również z aresztu Smysłowskiego. "Średniego wzrostu, raczej tęgi, o ciemnoblond włosach, codziennie rano wychodził ze swego mieszkania, by wrócić tam na obiad i ponownie wyjść. Czasem wożono go czarnym oplem. Tyle ustalił akowski wywiad." Według rozkazów kierownictwa AK, Smysłowskiego miał 16 maja 1944 r. zlikwidować pluton Żbika. Rozpoznanie zostało zdekonspirowane, przez co wywiązała się strzelanina. Dowódca plutonu Żbik wraz z kompanem podjęli walkę celem osłony rozdzielonego oddziału. Obaj polegli. Żbik by nie zostać ujętym, popełnił samobójstwo ostatnią z posiadanych kul. Za czyn ten został pośmiertnie nagrodzony Krzyżem Virtuti Militari. Po zakończeniu działań wojennych Smysłowski uciekł do Szwajcarii, gdzie według informacji UB był kierownikiem organizacji "Złota Korona", zrzeszającej byłych członków wywiadu niemieckiego wywodzącego się z jego oddziału wywiadowczego. Jesienią 1947 r., wraz z grupą swych byłych podkomendnych, na zaproszenie rządu J. Perona udał się do Argentyny i na dłuższy czas osiadł w Buenos Aires, skąd wysłał kartkę Walterowi. Ponieważ kontakty Smysłowskiego były rozpracowywane w akcji "Problem", natychmiast informacja ta trafiła do UB.
Osobliwa może się wydawać znajomość szefa komórki wywiadu niemieckiego z masonem-okultystą. Aby dopełnić obraz, czas na przedstawienie jeszcze jednego aktora dramatu.
Jan Korwin Czarnomski
Urodzony 26 VIII 1912 roku, historyk studiujący na Uniwersytecie Warszawskim, wolnomularz i ezoteryk. Do wybuchu wojny mieszkał w Paryżu, gdzie pod opieką naukową profesora Gaston-Martina (masona należącego do Wielkiego Wschodu Francji) obronił pracę doktorską pod tytułem Les influences secretes en Pologne au XVIII siecle.
Był uczniem i spadkobiercą Czesława Czyńskiego (1858-1932) w Zakonie Martynistów. Ubiegał się o przyjęcie do regularnej masonerii, jednak ze względu na jego zbyt młody wiek, kandydatura ta została odrzucona.
Jego dziadek był plenipotentem rodu Czartoryskich, dzięki koneksjom z Ludwiką z Kraśniskich ks Adamową Czartoryską, miał swobodny wstęp na salony najwyższej arystokracji europejskiej. Mimo jego rodowych koligacji, nie dysponował wielkim majątkiem. Ze swych podróży po Włoszech wysyłał niemal codziennie kartki do Waltera, a że na emigracji niemal przymierał głodem, Walter ścigał w kraju jego wierzycieli, by odzyskane sumy przesyłać pod wskazany adres.
Czarnomski piastował wiele ważkich funkcji związanych z masonerią ezoteryczną. Był legatem Gnostycznego Kościoła Powszechnego, wspomnianego Zakonu Martynistów (także na Grecję i Madagaskar) oraz założycielem warszawskiej loży Zakonu Iluminatów. Ponadto był członkiem światowej rady Zakonu Różokrzyżowców i z dniem 21 X 1934 r. mianowany został przez Suwerenne Sanktuarium Francji w Lyonie przedstawicielem na Polskę Pierwotnego i Starożytnego Rytu Memphis-Misraim w 90 stopniu wtajemniczenia. W 1935 roku otrzymał 95 stopień, przyjmując tym samym funkcję Wielkiego Mistrza Świateł. 26 czerwca 1944 r., w mieszkaniu przy ul. Okólnik został zastrzelony. Ze śmiercią tą wiąże się wiele niewyjaśnionych dotąd wydarzeń, które omówimy w części dalszej.
Jak zauważa L. Chajn, a co potwierdza wywiad Armii Krajowej, Czarnomski pałał żądzą wybicia się. Jego marzeniem było stanowisko ministra spraw zagranicznych lub ambasadora Francji. Językiem francuskim władał bieglej niż polskim. Przed II wojną światową odziedziczył spory majątek po swym bracie Stanisławie. Dzięki tej schedzie jego działalność masońska nabrała rozmachu, a o rycie który reprezentował, zaczęło być głośno.
Brunet dość wysokiego wzrostu, szczupły. Śniada cera, ostre wydatne rysy. Duże ciemne oczy. Niskie czoło. Dominującą cechą charakteru pycha i chęć wybicia się pod każdym względem, zaakcentowana przez złe warunki materialne dzieciństwa i wczesnej młodości. (...) Słowny i punktualny. Odwaga cywilna i poczucie odpowiedzialności. Pozer i snob. (...) Wysoko ceni pieniądze. Lubi interesy handlowe i obracanie walutami. (...) Matka Laura z Grabowskich (rodzina frankistowska). Ojciec na kilka lat przed wojną popełnił samobójstwo. (...) Z nastawienia i szeregu wypowiedzi Cz(arnomskiego) należy przypuszczać, że zarówno on, jak i całe jego najbliższe środowisko związane było z IS (Intelligence Service - Z.Ł.). (...) Bardzo wrogi stosunek do Rosji Sowieckiej (podkreślenie Z.Ł.). (...) stosunek Cz(arnomskiego) do polskich organizacji wojskowych jest zasadniczo lekceważący. Uznaje jedynie Delegaturę, jako czynnik oficjalny, twierdząc, że ma z nią bliskie kontakty przez swoich ludzi. (...) Z masonów jest w kontakcie z Wofkem *[Najprawdopodobniej chodzi tu o Mieczysława Wolfke (1883-1947), fizyka, który w latach okupacji miał brać udział w rozszyfrowywaniu tajnych planów fabryk pracujących na potrzeby Niemiec. Był uczestnikiem spotkań w mieszkaniu inż. Stefana Ossowieckiego, dotyczących zjawisk paranormalnych. Był członkiem jednej z lóż warszawskich Wielkiej Loży Narodowej Polski, imię zakonne "Władysław Holender". Mógł on rzeczywiście posiadać nadajnik radiowy.], który rzekomo utrzymuje radiową łączność z Londynem: nadawane przez grupę masońską Czarnomskiego meldunki. *[Opracowanie na temat Czarnomskiego dokonane przez AK]
"Elpher", "Waltari", i "Hermes" czyli agenda wywiadu Memphis-Misraim
Powstanie Starożytnego i Pierwotnego Rytu Egipskiego Wschodniego Memphis-Misraim datuje się na rok 1881, kiedy to pierwszym dożywotnim Wielkim Mistrzem na świat został Giuseppe Garibaldi (1807-1882). Tym samym doszło do połączenia, działających u swych początków odrębnie, Rytu Memphis i Rytu Misraim. Ryt Egipski wysokich stopni (90) Misraim, narodził się we Włoszech w roku 1805, by za sprawą trzech braci Bedarride trafić do Francji w roku 1814. W legendzie założycielskiej rytu ważką rolę ogrywał syn biblijnego Chama - Misraim, który to odkrył nauki tajemne Ozyrysa i Izydy. Ryt zrzeszał wielu jakobinów i antyklerykałów, przez co był prześladowany przez policję.
Za protoplastów drugiego z rytów, Memphis, uważa się S. Honisa z Kairu i Gabriela-Mathieu Marconisa vel "de Negre". Jego pierwsi członkowie rekrutowali się z byłych żołnierzy armii napoleońskiej, a jego misterium konstytuowały podwaliny filozoficznego wtajemniczenia egipskiego. Ten gnostyczno-ezoteryczny zakon przekazywał nauki o czerwonym i czarnym słońcu czyli bliźniaczych aspektach Ozyrysa-Ra. Najwyższe władze lokowały się w Egipcie. Zdaniem założycieli tego rytu, jego nauki przypominały misteria dionizyjskie.
Oba ryty, tak w swej konstrukcji hierarchicznej, jak i misteryjnej były bardzo zbliżone. Nawiązywały do hermetyzmu, gnozy, kabały i ezoteryki, co w konsekwencji doprowadziło do ich połączenia.
Jan Korwin Czarnomski, reaktywując rozbity po wykreowanej przez prasę "aferze satanistów" Zakon Martynistów, przystąpił równolegle do tworzenia zrębów ściśle związanego z martynizmem wolnomularstwa obrządku Memphis-Misraim. W 1935 roku powstało w Warszawie Wielkie Templum Mistyczne czyli Loża stopni najwyższych. W tym samym roku - widocznie niezorientowany jeszcze w planach Czarnomskiego - Robert Walter napisał list do Wielkiej Loży Francji z prośbą o informację na temat założenia Rytu (nie doczekał się jednak odpowiedzi).
W 1937 roku oficjalnie instaluje się w Warszawie loża symboliczna rytu pod nazwą "Piramida Północy w Dolinie Wisły" nr 16 (La Pyramide du Nord en la Vallee de la Vistule) i loża stopni wyższych, Kapituła Różokrzyżowa pod wezwaniem "Pelikana pod Jutrznią Wschodzącą w dolinie Warszawy" nr 36. Równocześnie Czarnomski publikuje kilka tematycznych broszur i, co ciekawe, celowo inspiruje organy prasowe do "nagonki" na nowopowstały Ryt, by tym samym uzyskać wrażenie jego ogromnej ruchliwości. W rzeczywistości Ryt liczy od pięciu do siedmiu osób. Jego trzon to: Jan Korwin Czarnomski vel "Elpher", pełniący funkcję Wielkiego Mistrza Świateł, czyli szefa organizacji; Borys Smysłowski vel "Hermes", przewodniczący kapituły "Pelikan" i Wielki Konserwator Obrządków; oraz Robert Walter vel "Waltari", Wielki Kofta i Tajny Radca. Członkowie: Stanisław Korwin Czarnomski brat Jana i Ryszard Walter, brat Roberta.
Kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że Smysłowski znalazł się w Polsce około roku 1935, stanie się jasne, że musiał on natychmiast szukać przykrywki dla prowadzonych przez siebie akcji szpiegowskich. W archiwach IPN znajdziemy jego krótką charakterystykę: "Ambitny, inteligentny, typowy człowiek czynu. Bez skrupułów. Karierowicz. Gotów do usunięcia każdego, kto stanie na jego drodze (podkreślenie Z.Ł.)."
Nie wiemy, jak doszło do spotkania trójkąta - Walter, Smysłowski i Czarnomski. Przesłuchanie Waltera w sprawie poznania Smysłowskiego jest całkowicie nieczytelne *[Według wywiadu AK, Smysłowski, Czarnomski i Walter znali się jeszcze przed rokiem 1930. Podczas jednego z przesłuchań Walter zeznał, iż Czarnomskiego poznał około roku 1931 na kanwie jego zainteresowania astrologią.]. Znajdujemy jednak inne cenne informacje: "Data przyjęcia do masonerii (Smysłowskiego - przyp. Z.Ł.) nieznana. Od początku jednak wysuwał się na czoło rywalizując ze swoim 'Wielkim Mistrzem' Czarnomskim. W końcu, w pewnym momencie według Czarnomskiego doszło między nimi do takiej rozbieżności linii wytycznych polityki że uznali, iż 'najbardziej chytrym posunięciem' będzie otwarcie kart. Od tego momentu rzekomo ściśle współdziałają. Z wypowiedzi Czarnomskiego odnosi się wrażenie, że masoneria jest tu pokrywką dla działalności polityczno-wywiadowczej *[Oczywiście nie budzi to najmniejszego zdziwienia. Mag i ezoteryk Aleister Crowley (1875-1947) współpracował z wywiadem brytyjskim (zobacz: R. B. Spence, Secret agent 666. Aleister Crowley, British intelligence and the occult, Port Townsend 2008), twórca ezoterycznego zakonu Ordo Templi Orientes był carskim agentem (zob. F. King, Szatan i swastyka, Poznań 1996, s. 73), a polski ezoteryk Lech Emfazy Stefański tajnym współpracownikiem SB (zob. Z. Łagosz, Ezoterycy na służbie, czyli krótka historia współpracy środowisk okultystycznych ze Służbą Bezpieczeństwa na przykładzie Lecha Emfazego Stefańskiego, w przygotowaniu do druku).]. Zdaniem Czarnomskiego specjalnością Smysłowskiego jest wywiad masoński na kraje północne i germańskie (podkreślenie Z.Ł.)." Tym "chytrym posunięciem" i odkryciem kart była - moim zdaniem - odpowiedź na pytanie: jaką agendę wywiadu reprezentujesz? Smysłowski był agentem wywiadu niemieckiego, Czarnomski najprawdopodobniej - wywiadu brytyjskiego.
"Przed 'Anschlussem' Smysłowski siedział w Wiedniu wysłany tam rzekomo przez Czarnomskiego w celu rozpracowania zagadnienia 'Anschlussu'. W tym celu wtajemniczył się w Zakon Wiedeńskich Iluminatów i z gotowym rozpracowaniem wrócił do Warszawy...". Niezwykłe te role naszych masonów powodowały zainteresowanie (w tym także Walterem) wywiadu AK-owskiego podczas okupacji, a znamiona realności nosi hipoteza, która przedłożę - otóż, Czarnomskiego mógł zabić, lub zabójstwo zlecić, Smysłowski.
Zabójstwo Czarnomskiego
Znaleziono go z rękami skrępowanymi z tyłu na tapczanie. Oczy miał związane opaską. Usta nie. Zabity jednym strzałem prosto w usta. Mieszkanie spenetrowane, ukradzione srebra, zdjęty sygnet, zegarek, pieniądze z portfela. Książki poprzewracane. Druty telefoniczne przecięte. Na podstawie strzału w usta i opaski na oczach policja kryminalna opiera swoje przypuszczenia że to wyrok.
To relacja jednego ze świadków, odmienna od wersji najbliższej znajomej matki Czarnomskiego, która jako pierwsza odnalazła zwłoki w mieszkaniu. "Odnaleziony przez matkę, sąsiadkę i służącą wieczorem o 23-ej dnia 26 07. Siedział półleżąc na tapczanie. Ręce wykręcone w tył, tak jakby były związane i po śmierci rozwiązane, oczy i nos związane chustką. Zastrzelony trzema strzałami w tył głowy, tak że jedno oko było wysadzone. Twarz pokrwawiona od uderzeń. Telefon przecięty. Zrabowany portfel, sygnet, zegarek i walizka ze srebrem, walutami i innymi kosztownościami."
Matka zgłaszała dwie hipotezy morderstwa. Pierwsza to, iż zbrodnię popełnili na tle rabunkowym waluciarze, z którymi syn handlował. Wersja całkiem prawdopodobna zważywszy, że zginęła przetrzymywana w domu gotówka, a jak zeznawał kolejny ze świadków, Czarnomski miał w tym dniu dokonać sporej transakcji finansowej. Hipoteza druga to: "dokonali go okultyści, przyjaciele Czarnomskiego, którzy mieli ukryte powody ku temu. W to osobiście matka Cz(arnomskiego) wierzy i ma jakieś argumenty przemawiające za tym, których nie chce wyjawić". Odnotowano również wersję lansowaną przez Roberta Waltera, który pojawił się u matki zaraz po zabójstwie. Na uwagę zasługuje zapis "Pan Walter stara się sugerować" i tu podaje się jego przypuszczenia: morderstwa dokonano na tle erotycznym (w grę miała wchodzić zazdrość) lub mord z upozorowanym wyrokiem. Jego zdaniem zabił ktoś z dobrych znajomych.
Dlaczego zaintrygował mnie zapis, iż Walter stara się sugerować? Otóż, takie sugestie - czy jak można to odczuć czasem wręcz "nachalne wtręty" - ukazujące ten mord w świetle zazdrości lub upozorowania wyroku, przebijają z każdej wypowiedzi Waltera na ten temat (np. podczas przesłuchań przez UB). Można odnieść wrażenie, że rozmówca celowo lansuje określoną tezę, czasem zbyt mało delikatnie.
Dlaczego Walter miałby ukrywać wiadomości (zakładając że je posiadał) dotyczące śmierci osoby mu doskonale znanej? Co zyskałby Smysłowski (tu hipoteza) zabijając Czarnomskiego?
Wywiad Armii Krajowej zdefiniował wówczas kilka z możliwych wersji inspiracji mordu, a mianowicie:
Morderstwa mogła dokonać grupa związana z Narodowymi Siłami Zbrojnymi mająca na celu likwidację masonerii lub (teza ta była bardziej wiarygodna wśród jej autorów) likwidację elementów lewicowych zwanych "żydo-komuno-masonerią". Zdaniem AK grupa ta jest nieświadomie inspirowana przez Niemców (czy za tą inspiracją mógł stać Smysłowski? - Z.Ł.). Zdaniem AK grupa ta jest już częściowo rozpracowana, dzięki likwidacji zabójców Makowieckiego (z którym to łączono zabójstwo Czarnomskiego - Z.Ł.).
Czarnomskiego zastrzelono myląc go z prof. Czarnowskim. Tę tezę spopularyzował Ludwik Hass, znawca masonerii, jednak jest ona najmniej wiarygodna.
Kontrwywiad GK AK łączył zabójstwo Czarnomskiego z najgłośniejszym mordem politycznym okresu okupacji, związanym z "odżydzaniem" Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej, dokonanym na Makowieckich i Widerszalu.
Na czynniki pierwsze sprawę rozebrał Janusz Marszalec twierdząc, iż zabójstwa Czarnomskiego nie dokonała grupa "Sudeczki", która to z inspiracji Bieńkowskiego, Niedenthala i Jamonnta wykonała wyrok na Makowieckich i Widerszalu. "Sudeczko" został zastrzelony przez swoich ludzi 5 lipca 1944 r. na cmentarzu Powązkowskim. Czarnomski zginął 26 lipca 1944 r. Zasadne pozostaje więc pytanie postawione przez J. Marszalca: "Czy wobec tego (likwidacja "Sudeczki" - Z.Ł.) Bieńkowski i Jamontt odważyliby się na 'wynajęcie' nowych egzekutorów? Wydaje się to mało prawdopodobne, aby po szybkim zdekonspirowaniu 'Sudeczki' chcieli ponownie ryzykować. Niczego jednak nie da się wykluczyć". Istnieją jednak pewne elementy zbieżne. Czarnomski znał Ludwika Widerszala ale przede wszystkim z powodu swych historycznych zainteresowań i kwerendy archiwum, jakie prowadził w Archiwum Akt Nowych, w którym ten drugi pracował. Znał również aresztowanego po akcji w BiP-ie i mającego swe miejsce na liście "Żydów w BiP" wybitnego historyka M. Handelsmana, u którego pisał pracę magisterską, dotyczącą wolnomularstwa polskiego w XVIII wieku. Jednak znajomości te da się wytłumaczyć znajomością na polu stricte naukowym.
Oczywiście, Czarnomski, poprzez znajomych, mógł prowadzić swój wywiad, jednak z tego co jest mi wiadomo, nie należał do żadnych polskich oddziałów konspiracyjnych w tym do AK. Jak już wyżej wspomniano Czarnomski miał do tychże stosunek lekceważący. Kontrwywiad AK odnotował również - co podkreśliłem - iż był on wybitnie wrogo nastawiony do Rosji Sowieckiej, a mord na Makowieckich i Widerszalu był programowo nastawiony na zadanie ciosu zbliżającej się okupacji sowieckiej. Jerzy Makowiecki w jednym ze swych artykułów nawoływał do zrewidowania swych poglądów w kwestii podejścia do Rosji, nawet kosztem nowych granic państwa.
Czy zatem "mroczna postać", jaką był Borys Smysłowski, mogła zlecić zabójstwo Czarnomskiego, wykorzystując sposobność zrzucenia odpowiedzialności za zbrodnię na środowisko AK? Dowodów na to brak, jak również na to, że stał on za zabójstwem - istnieją jednak poszlaki.
TW "Maksym" nadaje
Podczas pobytu w więzieniu Roberta Waltera do jego celi wprowadzono konfidenta UB. Pod pseudonimem "Maksym" donosy pisał (wykazując się przy tym niesłychaną pamięcią do dat i nazwisk zasłyszanych podczas rozmowy), Juliusz Wilczur Garztecki (ur. 1920 r.). Jako były oficer kontrwywiadu Armii Krajowej w 1945 roku, z własnej woli przekazał archiwum wywiadu AK Urzędowi Bezpieczeństwa, wydając w ten sposób wszystkich sobie znanych pracowników II Oddziału AK. Co ciekawe, pracował w referacie 994/B jako oficer informacyjny do rozpracowywania organizacji konspiracyjnych ze szczególnym uwzględnieniem organizacji lewicowych. W 1949 roku został aresztowany za działalność antykomunistyczną w ramach właśnie tego oddziału. Śledztwo przeciwko niemu trwało aż do 1954 r., kiedy to uzyskał umorzenie. Podczas pobytu w więzieniu wykorzystywany był jako "agent celny".
Wytrychem do otwarcia Waltera była informacja (prawdziwa zresztą) podana przez Garzteckiego, iż należał do Oddziału II. AK i przez swą działalność jest teraz przetrzymywany. Faktem jest, iż lata w których uwięziono Waltera były nacechowane najsilniejszym stalinowskim terrorem wobec wszystkich ludzi podziemia. Taka znajomość, której towarzyszy przeświadczenie, że każdy dzień może być ostatnim, zbliża. Sam "Maksym" notuje, iż od czasu przekazania Walterowi tej informacji, ten: "zaczął mówić o swoich powiązaniach konkretniej niż uprzednio". Walter referował Garzteckiemu, głównie informacje dotyczące jego wiedzy o stanie polskiej ezoteryki - a tę miał gruntowną. W rycie Memphis-Misraim prowadził (jak zeznawał później Garztecki) wywiad masoński na tereny polskie.
Garztecki celowo sprowadzał rozmowy do jego kontaktów ze Smysłowskim, choć nie podawał jego nazwiska, gdyż Walter sam nie powiedział, kto jest głównym obiektem zainteresowania jego przesłuchań.
Prócz ezoteryki, głównym tematem poruszanym przez Waltera był wywiad brytyjski. Opowiadał Garzteckiemu, iż podczas wojny bardzo interesował się działalnością I.S. w Polsce.
Wspominał tylko, że osoba o którą wypytuje UB była: "jednostką wybitną, dobrze znaną AK". Garztecki zanotował w sprawozdaniu, że Walter notorycznie pyta go o działania wywiadu brytyjskiego podczas okupacji, sondując jego wiedzę.
"Walter wykazał szczególne zainteresowanie moim opowiadaniem, że to Intelligence Service w czasie okupacji likwidowało w Polsce komunistów. Następnego dnia wracał dwukrotnie do tego tematu zapytując: 'Czy Rosjanie wiedzą o tym?'. W wyniku dłuższej znajomości Walter bardziej się otworzył. Przyznał w końcu Garzteckiemu, iż głównym tematem zainteresowań UB jest jego znajomość ze Smysłowskim. Ponownie zaczął poruszać zagadnienia wywiadu brytyjskiego i osoby Czarnomskiego. "Walter dawał wyraźnie do zrozumienia, że Czarnomski był jego człowiekiem, nie określając jednak po jakiej linii. (...) Czarnomski odziedziczył znaczny majątek (...). Stosunki między Walterem a Czarnomskim rozluźniły się wówczas, gdyż Cz(arnomski) zaczął 'chodzić na własną rękę'. (...) Na prośbę Waltera Smysłowski przez swój aparat prowadził śledztwo w sprawie morderstwa (Czarnomskiego - Z.Ł.) i ustalił że Piwnicka (narzeczona Czarnomskiego, - Z.Ł.) *[Chodzi o Katarzynę (Kate) Piwnicką. Podług Czarnomskiego udawała ona stan zakochania w jego osobie. Czarnomski prosił Smysłowskiego o jej sprawdzenie czy nie pracuje dla gestapo. Smysłowski odkrył, iż pracuje ona dla jakiejś agencji detektywistycznej, co wielce zasmuciło Czarnomskiego i zerwał z nią kontakt. UB wiązało Piwnicką z siatką wywiadowczą powstałą jako wywiad ODR "Wiry-Mury" pod przywództwem Wiktora Boczkowskiego "Korwina". Czarnomski wyraził w towarzystwie żal, iż Piwnicka nie pracuje dla I.S., wtedy mógłby jej wszystko o sobie opowiedzieć. Miało to wyraźnie sugerować jego konotacje z wywiadem brytyjskim. Piwnicka nie była przesłuchiwana przez UB, w związku z jej chorobą psychiczną.] związana jest z jakąś organizacją konspiracyjną. (...) Podałem wówczas Walterowi że wg moich wiadomości z O. II. AK Czarnomski był zamordowany przez bandę Andrzeja Sudeczki na zlecenie II O NSZ z tzw. 'Listy żydokomuny w Sztabie AK', (...) i że prawdopodobnie był członkiem BiPu, być może pod pseudonimem "Olicki" - Walter odpowiedział że nigdy nie słyszał by Czarnomski był członkiem jakiejkolwiek organizacji konspiracyjnej i że uważa to za mało prawdopodobne by Czarnomski był w BiPie (...). "W rozmowach na temat techniki różnych wywiadów Walter podał, że specjalnością wywiadu francuskiego jest działanie przez instytucje kulturalne, (...) amerykańskiego przez sekty religijne (...), a angielskiego przez grupy okultystyczne (podkreślenie Z.Ł.). W opinii Waltera istnieje ścisłe powiązanie odgórne pomiędzy I.S.em a centrami grup okultystycznych". Niezwykle ważka w świetle naszych dywagacji będzie informacja: "[Walter] zadał mi pytanie 'Czy Oddział II AK wiedział, że Intelligence Service ma swoich ludzi w Gestapo Warszawskim?' Na moją twierdzącą odpowiedź Walter dodał w formie komentarza: 'To i UBP o tym wie'. Przez resztę dnia W(alter) nie odzywał się i okazywał najwyższe przygnębienie (po raz pierwszy od chwili aresztowania)." Wynikać z tego może, iż Walter bardzo bał się, że jeśli bezpieka zna wtyczkę wywiadu brytyjskiego ulokowaną w warszawskim gestapo, to być może za jej pośrednictwem UB zbierze dowody przeciwko niemu.
Moim zdaniem, wszelkie przesłanki cytowane w tekście wskazują, że tak Walter jak i Czarnomski pracowali dla wywiadu brytyjskiego i wymieniali się wzajemnie informacjami z agentem wywiadu niemieckiego Smysłowskim.
Na Waltera nie było zebranych żadnych dowodów jego działalności, gdyż wielka trójka Memphis-Misraim uległa rozsypce. Czarnomski został zamordowany, a Smysłowski uciekł do Argentyny. Dalej nie wiemy jednak, kto stał za zabójstwem Czarnomskiego.
"Maksym" bardzo zaintrygowany był faktem, iż Walter, prócz trzech jednodniowych stanów przygnębienia, nie okazuje żadnego przejęcia prowadzonym śledztwem. Walter codziennie z wielką systematycznością prowadził szereg ćwiczeń umysłowych służących opanowaniu i spokojowi wewnętrznemu. Dzielił się również ze współwięźniem technikami uwalniania się od ulicznej inwigilacji (techniki szpiegowskie), jak również uczył Garzteckiego wywoływania zjawiska eksterioryzacji (techniki okultystyczne). W jednym ze swych sprawozdań Garztecki stwierdza dobitnie, iż sposób zachowania Waltera oraz jego wiedza są identyczne ze sposobem zachowania osób, które poznał wcześniej, a które były współpracownikami wywiadu brytyjskiego.
Podsumowaniem zagadnienia zabójstwa Czarnomskiego niech będzie kolejne opracowanie Garzteckiego: "Szukał też (Czarnomski - Z.Ł.) poparcia w BiP-ie, także nawet wiosną 1944 wręcz pewne źródła podawały go jako pracownika BiP-u. W każdym razie był coraz bardziej nie na rękę Walterowi i Smysłowskiemu, którym zaczął się wymykać spod kurateli. W czerwcu *[Tu błąd bo Czarnomski został zabity w lipcu.] 1944, równocześnie z Handelsmanem, Krahelską, Makowieckim i in. został Czarnomski zamordowany jakoby też przez bandę Andrzeja Sudeczki".
Materiał tu przedstawiony posiada - co oczywiste - charakter poszlakowy. Jednak przy dalszym wyjaśnianiu sprawy Czarnomskiego nie można pomijać zdefiniowanego już wcześniej, a odrzucanego przez badaczy (jako teoria spiskowa) "mordu masońskiego". Jeśli weźmie się pod uwagę, iż pod płaszczykiem Rytu Memphis-Misriam toczyła się wojna wywiadowcza - sprawy nabiorą innego znaczenia.
Robert Walter był intensywnie przesłuchiwany. Śledztwo trwało do roku 1954, zatem spędził dwa lata w areszcie. Na szczęście nie stosowano przeciwko niemu przemocy fizycznej, czemu zresztą bardzo się dziwił. Ze względu na złą dietę doszło do odnowienia się szeregu chorób z dzieciństwa. Dzięki znajomości wielu technik ezoterycznych rozregulowywał podczas badań rytm swego serca, co dało mu chwilę wytchnienia w szpitalu więziennym, do którego go skierowano. Nie znajduje uzasadnienia stwierdzenie, iż "do końca życia utykał, gdyż podczas przesłuchania połamano mu nogi". Walter w dzieciństwie przeszedł chorobę Heinego-Medina, która spowodowała niedowład.
Podczas przesłuchań zachowywał się nienagannie. Chciałoby się rzec, jak prawdziwy ezoteryk lub szpieg (nie wiem, czy w świetle zebranych danych nie można dać tu znaku równości), nikogo nie denuncjując. Miał przecież ogrom znajomych, a niektórzy zwierzali mu się ze spraw nader osobistych. Zawsze przyznawał się do znajomości, jednak jego zeznania dotyczyły spraw zaangażowania w ezoterykę lub spraw mało istotnych. W tym świetle rażąco wyglądają zeznania niektórych świadków przeciwko niemu.
Juliusz Garztecki wyszedł z więzienia wcześniej niż Walter. Chciał za pomocą fałszywej legendy reaktywować Ryt Memphis-Misraim. Miał podawać, iż asygnował go do tego Walter w więzieniu. Udał się już nawet w tym celu do M. Konopackiego, u którego mieszkał Walter. Walter jako człowiek o wybitnej inteligencji rozpracował Garzteckiego. Zapewne za sprawą swych zwierzeń przed nim, które pojawiały się później jako pytania od oficera SB podczas przesłuchań. Po wyjściu Waltera z więzienia, Garztecki natychmiast wycofał się z jego środowiska.
Z dniem 30 października 1954 roku prokuratura postanowiła umorzyć śledztwo przeciwko Walterowi i zwolnić go z aresztu. Nie potwierdza się więc informacja podana przez L. Hassa, że skazano go na karę śmierci.
Wyrok (4 lata) otrzymał natomiast brat Roberta, Ryszard. Przez jego osobę Robert miał podczas okupacji, jak i w śledztwie, sporo problemów. Ryszard działał w AK, by potem zaproponować współpracę Gestapo. Podczas okupacji został aresztowany i uwięziony. Robert interweniował u Smysłowskiego, by ten pomógł w jego uwolnieniu. Ryszard uciekł podczas odbicia przez AK innych więźniów z transportu (akcja pod Arsenałem). Jego odbicie jest sprawą niezwykle "mętną" i nie jestem pewien, czy Smysłowski rzeczywiście nie miał w tym udziału. Ryszard miał wyrok śmierci zasądzony przez AK, którego z niewiadomych przyczyn nie wykonano. Jednak to sprawa na odrębny artykuł.
Po wyjściu z więzienia Walter dalej był inwigilowany w akcji pod kryptonimem "Alchemik". Dalej przesłuchiwano na jego temat ludzi z kręgu jego znajomych oraz prowadzono operacje wywiadowcze przez tajnych współpracowników.
Na zakończenie pozwolę sobie przedstawić wypis z przesłuchania sympatyka, aspirującego - w owym czasie - do miana ucznia Waltera, Andrzeja Wiercińskiego (1930-2003), wybitnego antropologa i religioznawcy. Przesłuchiwany 12 listopada 1955 r., w charakterze świadka, rzekł: "Walter Robert w rozmowach ze mną i innymi osobami szkalował filozofię marksistowską, mówiąc że jest ona oparta na nienawiści. Również do ustroju Polski Ludowej był on wrogo ustosunkowany. Latem 1954 będąc w ogrodzie Waltera w Komorowie zobaczyłem siedzącego go z kobietą. Była to, o ile się nie mylę, studentka anglistyki U.W. (...) Przechodząc obok Waltera i tej studentki niezauważony przez wymienionych, usłyszałem jak Walter mówił do swojej rozmówczyni, ze interesują go wiadomości o produkcji przemysłowej w Polsce i warunki bytowe robotników. Zdaje się, że padła nazwa Ursus. (...) usłyszałem, że Walter proponował swojej rozmówczyni, zbieranie wiadomości o nastrojach wśród pracowników naukowych na Uniwersytecie Warszawskim. Być może, że była również mowa o wynagrodzeniu pieniężnym za dostarczone Walterowi informacje." *[Andrzej Wierciński był świadomym Tajnym Współpracownikiem SB]
Jak widać, szpiegów było w owych czasach znacznie więcej.