Historia noża w plecach
(cz. II)
Powiedzenie o „nożu w plecach” przytacza się u nas
najczęściej w odniesieniu do bolszewickiego ataku
na Polskę 17 września 1939 roku. Bardzo niesłusznie...
Dziesiąty raz Kościół katolicki wbił Polscenóż w plecy po zwycięstwiepod Byczyną.
Na elekcji w 1587 r. Kościół aktywnie popierał kandydaturę arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, syna cesarza
niemieckiego. Działał wówczas nuncjusz papieski Hannibal z Kapui, krążyło niemieckie złoto na łapówki.
Szlachta wybrała jednak na króla Zygmunta III Wazę. To nie przeszkadzało mniejszości podjudzanej przez papieskiego nuncjusza „wybrać” następnego dnia Maksymiliana. „Wybór” ogłosił i prawo złamał katolicki biskup Woroniecki.
Wybuchła wojna, wojska niemieckie wkroczyły do Polski, usiłowały zdobyć Kraków, spustoszyły szmat kraju. Kanclerz i hetman Jan Zamojski wyparł je na Śląsk, rozbił pod Byczyną i wziął do niewoli Maksymiliana.
Wytworzyła się wspaniała dla Polski sytuacja: Niemcy pobici, syn cesarza wzięty do niewoli, w której spędził prawie dwa lata. Nie okupowano, niestety, Śląska. Zagrożeni przez Turcję Habsburgowie, których władza w Niemczech była poważnie osłabiona postępami reformacji, byli w poważnych kłopotach.
Wtedy jak zwykle włączył się Kościół. Papież przysłał swego legata Aldobrandiniego (późniejszy papież
Klemens VIII), by doprowadził do porozumienia - oczywiście, korzystnego dla Niemców. Zawarto „wieczyste
przymierze”. Polska na swoim zwycięstwie nie zyskała NIC, nawet nie podjęto próby odzyskania choćby części Śląska. A przecież diecezja wrocławska należała nadal do polskiej prowincji kościelnej. Legitymacja więc była. Maksymiliana wypuszczono z niewoli „na słowo”, które natychmiast złamał. Skończyło się kompromitacją Polski i jej króla. Kolejny raz, gdy wróg został pobity (patrz: nóż czwarty, piąty, siódmy i dziewiąty), Kościół zmarnował
Polsce owoce zwycięstwa.
Jedenasty raz Kościół katolicki wbił Polsce nóż w plecy na sejmie w roku 1589, torpedując pierwszą próbę naprawy państwa - projekt uregulowania wolnych elekcji.
Przedstawił go kanclerz Jan Zamojski, chcąc uniknąć niechybnej katastrofy: spośród trzech dotychczasowych
elekcji dwie skończyły się groźnymi wojnami, nie mówiąc o szalejącej na elekcjach korupcji. Mądry Kanclerz proponował, by kandydować mogli tylko potomkowie króla, a jeśli by ich nie było - kandydaci krajowi. To eliminowało Niemców Habsburgów. Chciał też skrócić czas bezkrólewia, które anarchizowało państwo, wykluczyć biorących pieniądze z zagranicy i pozbawić prawa głosu hołotę szlachecką, klientelę magnatów. Taki program
reform bił wprost w Kościół i jego sojuszników Habsburgów.
Toteż nuncjusz papieski di Capua, płatny agent Habsburgów, przed sesją sejmu zobowiązał biskupów, by bronili przywilejów Kościoła, a więc swoich. Prymas Karnkowski, który przewodniczył senatowi, zażądał, by królem mógł być tylko katolik. Innowiercy gotowi byli ustąpić pod warunkiem zaprzysiężenia konfederacji warszawskiej. Na to nie zgodzili się biskupi, kierowani zza kulis przez nuncjusza. Projekt Kanclerza upadł, a nuncjusz słał triumfalne listy do papieża, co bez wątpliwości określało, komu służyła w Polsce anarchia. Brak prawnych uregulowań elekcji pozwolił Kościołowi w przyszłości pogwałcić dwie elekcje (o czym niżej), co zaważyło na losach Polski.
Dwunasty raz Kościół wbił Polsce nóż w plecy w 1596 r., zawiązując unię brzeską.
Unia ostatecznie zburzyła w Rzeczypospolitej pokój religijny, który był podstawą jej potęgi. Gwarantowała go konfederacja warszawska, uchwalona przez sejm w 1573 r. Ten pokój religijny był solą w oku Kościoła katolickiego, gdyż zbory protestanckie rozwijały się o wiele prężniej niż katolickie parafie. Toteż biskupi
na synodzie w Piotrkowie w 1577 r. rzucili na akt konfederacji klątwę.
Papież potwierdził tę klątwę bullą z 1578 r.
Konfederacja warszawska, akt bezprzykładnej tolerancji religijnej w ówczesnej Europie, został przez UNESCO wciągnięty na listę Pamięć Świata.
Tomasz Jefferson przyznawał, że pisząc konstytucję amerykańską, wzorował się na konfederacji warszawskiej. Smaczku temu dodaje, że jest to akt przez Kościół nadal wyklęty, co daje obraz „tolerancyjnego” i „miłosiernego”
Kościoła. Tolerancyjnego i miłosiernego inaczej...
Kościół dążył do podporządkowania prawosławia. Zabiegi legata Possevino przedstawiono przy dziewiątym
nożu. W 1589 r., wykorzystując utworzenie patriarchatu moskiewskiego,
Kościół przy pomocy jezuitów przekonał Zygmunta III do zawiązania unii i uznania jej za jedyną reprezentację
„religii greckiej” w Rzeczypospolitej. Skutki, dokładając do tego wyjątkowo partackie wykonanie, były dla Polski straszliwe. W czasie synodu w Brześciu, w którym brało udział aż 44 jezuitów (!), hierarchowie uniccy i prawosławni obrzucili się nawzajem klątwami.
Dzięki uznaniu unii przez Wazę - „króla jezuitów” - i faktycznej delegalizacji prawosławia, unici, korzystając
ze wsparcia władzy państwowej, siłą odbierali prawosławnym cerkwie, klasztory i majątki. Dochodziło do najazdów, morderstw, regularnych bitew. Nienawiść ludu ruskiego do Polski i Kościoła rosła, aż wybuchła w okrucieństwie słynnych rzezi w czasie powstań kozackich.
Kozacy ogłosili się obrońcami prawosławia, a stałym punktem ich żądań była likwidacja unii. Ich powstania
z czasem przekształciły się w wojny religijne. Zaczęli przy tym szukać poparcia w Moskwie.
Unia brzeska dała Moskwie pretekst do ingerencji w sprawy polskie. Powstanie Chmielnickiego wykrwawiło
Polskę i złamało jej potęgę, a wykorzystały to Rosja i Szwecja.
To Kościołowi Polska zawdzięcza wszystkie swoje klęski w XVII wieku, które były przyczyną późniejszej
utraty niepodległości. Wszystkie wojny w XVII wieku Polska toczyła z państwami innych wyznań.
Trzynasty raz Kościół wbił Polsce nóż w plecy, wciągając ją w dymitriady. Kolejną okazję podporządkowania prawosławia Kościół dostrzegł po pojawieniu się Dymitra Samozwańca.
To nuncjusz papieski Rangoni w 1604 r. osobiście wprowadził Samozwańca do „króla jezuitów” i zapewnił
jego poparcie dla moskiewskiej awantury. Włączyli się biskupi i jezuici, tym bardziej że oszust potajemnie
przyjął katolicyzm i obiecał go krzewić w Rosji.
Wyprawę w 1609 roku papież Paweł V ogłosił krucjatą, nawet pobłogosławił dla Zygmunta III miecz i kapelusz - atrybuty „rycerza Kościoła”. Skończyło się katastrofą. Polacy zostali z Moskwy przegnani,
Wielka Smuta do dziś jest dla Rosji pretekstem do poczynań nieprzyjaznych wobec Polski, a rocznica
wygnania polskich interwentów jest świętem narodowym Rosji. Wojsko po powrocie zażądało zapłaty żołdu w wysokości... 20 milionów złotych! Zawiązało konfederację i zanim sejm uchwalił podatki, zaczęło łupić kraj. Kler katolicki dał na krucjatę... 300 tys. zł! Straszliwy to rachunek za chodzenie na pasku Kościoła.
Po raz czternasty Kościół wbił Polsce nóż w plecy w roku 1605, kiedy „król jezuitów” i najbliżsi mu
senatorowie, w większości biskupi, wyrazili zgodę na objęcie opieką obłąkanego księcia Prus Albrechta
przez elektora brandenburskiego - Joachima Hohenzollerna. Kanclerz Zamojski wcześniej nie dał się
Niemcom przekupić, ale teraz załatwiono sprawę gładko, po cichu i... bez zgody sejmu! Kolejna okazja
wcielenia Prus do Polski została zmarnowana. Kościół i król liczyli na pomoc Hohenzollerna w odzyskaniu
tronu Szwecji i jej rekatolicyzacji, szczególnie że toczyła się właśnie wojna z nią. Jak zawsze za rojenia
Kościoła rachunek zapłaciła Polska.
Piętnasty raz Kościół wbił Polsce nóż w plecy, doprowadzając do wojny domowej - rokoszu Zebrzydowskiego.
Na sejmie w 1605 r. Zygmunt III chciał wzmocnić władzę królewską, wprowadzić stałe podatki, powiększyć armię. Wszystko upadło, ponieważ król, będąc pod przemożnym wpływem jezuitów, nuncjusza i biskupów, odmówił podpisania uchwał sejmu, w tym potwierdzenia konfederacji warszawskiej.
Oburzona szlachta, jasno widząc dążenie do rządów absolutnych, pełnej katolicyzacji kraju i ograniczenia uprawnień sejmu, podjęła program obrony tolerancji religijnej, niezbędnej w państwie wielowyznaniowym.
Na sejmie w 1606 r. stanął projekt „konstytucji przeciw tumultom”. Chodziło o ukrócenie inicjowanych
przez jezuitów pogromów religijnych poprzez karanie ich sprawców. Dotychczas zbrodniarze, osłaniani przez
kler, byli bezkarni. Uzgodniony już projekt król dał do oceny... jezuitom
- Skardze i Bartschowi. Ci uznali, że jest szkodliwy dla wiary katolickiej. Po ich nocnej akcji biskupi, z urzędu senatorowie, mimo uprzedniej zgody, zablokowali ustawę w senacie.
Przepadły także uchwały o podatkach na wojsko. Osobistym, specjalnym listem za pobożność i obronę wiary katolickiej dziękował „królowi jezuitów” papież. Wybuchł bunt - rokosz kierowany przez katolika Zebrzydowskiego. Wojska królewskie zwyciężyły rokoszan w bratobójczej bitwie pod Guzowem.
Program reform i wzmocnienia władzy królewskiej jednak upadł. Zwyciężyła idea „złotej wolności”, której piewcami stali się jezuici, wychowawcy młodzieży. Kościołowi słabe państwo i anarchia zawsze najbardziej odpowiadały.
Po raz szesnasty Kościół katolicki wbił nóż w plecy Polsce w 1612 r., kiedy po śmierci wspomnianego
obłąkanego Albrechta (nóż ósmy i trzynasty) wyrażono zgodę na objęcie Prus w lenno przez Hohenzollerna
brandenburskiego, zamiast wcielić je do Polski. Stało się to mimo uchwały sejmu pruskiego o unii z Polską
na prawach Litwy. Sejm pruski postawił jeden warunek: urzędy w luterańskich Prusach miały być obsadzane tylko przez ewangelików. To było dla Kościoła nie do przyjęcia, bo znacznie wzmocniłoby pozycję ewangelików w Polsce. Kościół rozwinął akcję rękoma nuncjusza, jezuitów i biskupów, którzy byli senatorami, a doszły niemieckie
łapówki. Polscy biskupi zdrajcy woleli oddać Prusy Niemcom. Wykorzystali, że opinia szlachecka żyła interwencją w Rosji, toteż sprawa nie wzbudziła większego zainteresowania. Takie to są „zasługi Kościoła dla Polski”.
Cdn. LUX VERITATIS