Jedno z moich marzeń spełniło się tamtej nocy. Jasper odwzajemniał moje pocałunki i na chwilę oboje zatraciliśmy się w tamtej chwili. Choć na moment…
Wszystko bardzo szybko wróciło do normy. Jazz - tak zwykłam go ostatnio nazywać - nigdy już nie pozwolił na taką bliskość, ale nie martwiło mnie to. Zawsze był blisko, chętniej ze mną rozmawiał. Może rzeczywiście chciał być chociaż dobrym przyjacielem, skoro nie mógł mi ofiarować niczego więcej. Tylko on wie, jak to jest naprawdę; czy mam rację, czy nie.
Tydzień po tamtej magicznej nocy udaliśmy się w podróż do Springfield. Było mi trochę żal opuszczać chatkę w lesie, ale nie mogliśmy tam dłużej zostać. Musieliśmy nadal szukać swojego miejsca na ziemi.
Springfield nie było daleko, więc podróż nie zajęła nam wiele czasu. Podróżowaliśmy głównie nocami, gdyż pogoda wyjątkowo dopisywała.
Nadal nie wiedzieliśmy dlaczego mamy się tam udać. Nie spotkaliśmy po drodze nikogo, kto mógł by nam o tym miejscu powiedzieć. Nie było też żadnego znaku. Tylko moja wizja.
- Nadal nic - odezwał się Jasper, gdy przystanęliśmy na skraju lasu. - Nie wiemy dlaczego mamy iść właśnie tam.
Spojrzałam na niego, krzyżując ręce na piersiach.
- Sama chciałabym to wiedzieć, ale co mam poradzić?! Ciebie też zobaczyłam tak po prostu. Powodu wizji nie znałam. Trochę optymizmu - uśmiechnęłam się.
Widziałam jak Jazz wywraca oczami. Ale ja tam wiedziałam swoje. Wtedy wiedziałam…
- To chyba tutaj - wskazałam na dworek, który wyłonił się przed nami. - Całkiem nieźle się trzyma - faktycznie z zewnątrz wyglądał solidnie. Był nieduży, ale prześliczny; pomalowany na biało.
- Ciekawe czy ktoś tu mieszka - mruknął Jasper. - Nie wiem czy powinniśmy tam wchodzić.
- Maruda! - syknęłam, ruszając w stronę wejścia. Zapukałam do drzwi, ale nikt ich nie otworzył. - Widzisz, nikogo tu nie ma! - powiedziałam z satysfakcją.
Jasper otworzył drzwi, korzystając ze swojej siły i przepuścił mnie po dżentelmeńsku do środka jako pierwszą.
Wszystko w środku było pozakrywane kapami, lub folią, na których widać było cienką warstwę kurzu. Właściciele musieli wyjechać już kilka miesięcy wcześniej.
Nie zwracając uwagi na to, co powie Jasper, odsłoniłam meble, by zobaczyć jak wyglądają.
- Jakie to piękne! - pisnęłam z zachwytu, patrząc na zabytkowe wyposażenie domu. - Wszystko jest takie cudowne, poozdabiane haftami, wzorami… - dodałam, dotykając rzeczy. - Muszą być bardzo stare.
- Przypominają mi te, które były u mnie w domu - odpowiedział na uwagę Jasper. - Kiedyś tak się zdobiło wszystko. Już takie wnętrza widziałem.
- Szczęściarz, ja nigdy czegoś takiego nie spotkałam - weszłam do pokoiku obok i położyłem na krześle torbę ze swoimi rzeczami. - A tu będzie mój pokój - zaśmiałam się, odsłaniając meble.
- Mnie za to pokój nie potrzebny. Zostanę w salonie - odparł blondyn, pojawiając się w drzwiach.
- No coś ty - podeszłam do niego i zadarłam głowę do góry. - Zaraz ci coś znajdę.
Wyminęłam go i podeszłam do następnych drzwi.
- To chyba sypialnia właścicieli - powiedziałam cicho, wchodząc do środka. - Pokój jest duży i jest podwójne łóżko - wskazałam na mebel. - I według mnie wnętrze jest ładniejsze, niż obok - dodałam, podchodząc do łóżka, a potem do mebli, dotykając ich poprzez folię. I pomyśleć, że gdyby Jasper i ja… Moglibyśmy zająć ten pokój. Być razem. Ale byliśmy tylko przyjaciółmi…
Tutaj będzie ci dobrze - pokazałam mu kolejny pokój. - Jest nawet biurko. I biblioteczka - zawołałam uradowana. - Podoba się?
Jasper wszedł do pomieszczenia i wzruszył ramionami.
- Wszystko mi jedno- odpowiedział. Już miałam się odezwać, gdy moje oczy zaszły mgłą. Zobaczyłam siebie, na ulicy. Szłam, zadowolona, trzymając coś rękach.
- Jasper, chyba muszę wyjść na chwilę. Coś znajdę na ulicy, może jakieś pieniądze? Nie widziałam tego dokładnie. Zostań tutaj, a ja niedługo wrócę. I pamiętaj, nigdzie się nie ruszaj! - powiedziałam poważnie i wybiegłam z domu.
- To chyba gdzieś tutaj - mruknęłam, rozglądając się. Faktycznie, w cichym zaułku znalazłam dwa banknoty. - Znalezione, nie kradzione… - uśmiechnęłam się i odwróciłam się, by wrócić do dworku. Za kilka minut Jasper z zadowoleniem zobaczy, że nasz start tutaj jest lepszy, niż mogliśmy sądzić.
Nagle ktoś zastąpił mi drogę. Była to kobieta. Wysoka, szczupła, czarnowłosa , o dużych… czerwonych oczach.
- Nareszcie - zaśmiała się. - Witaj Alice. W końcu się spotykamy - podeszła bliżej. - Wreszcie zapłacisz za to, co mi zrobiłaś. Za to, że odebrałaś mi Jaspera - nagle dołączyło do niej kilka innych postaci. Ich oczy płonęły szkarłatem.
Zrozumiałam, że to pułapka, a kobietą była Maria…