Rozdział 12 Alice i Jasper


Niechętnie odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Wiedziałam, że był zakłopotany. A cóż innego mógłby poczuć?

         - Alice, co ty...? - miał wyraźne problemy z dojściem do siebie. Brawo Alice! - mruknęłam do siebie.

         - Ja..., to znaczy...jemioła - popatrzyłam w górę, mając nadzieję, że nie będzie doszukiwał się w tym wszystkim podtekstów. - Wiesz, taki zwyczaj... - uśmiechnęłam się krzywo.

        - Rozumiem - odpowiedział. Widziałam w jego oczach tajemniczy błysk. Domyślał się pewnie, że nie jestem z nim szczera; musiał to wyczuć.

        - Wesołych świąt - dodałam pospiesznie. - To jak, idziemy na to polowanie? - zapytałam wesoło. Zmienić temat, to podstawa!- powtarzałam w myślach.

        - Tak, możemy iść - rzekł Jasper spokojnie. - Ale możesz się ubrudzić. Szkoda takiej ładnej sukienki - powiedział cicho.

        - Nie ubrudzę się - zaśmiałam się dźwięcznie. Bo nie będę polować - dodałam w myślach. - Dziś będę pilnować ciebie, kochany!

        - Jak uważasz - odrzekł łagodnie, nadal przygladając mi się ciekawie. - Jest trochę śniegu, więc zwierzęta nam nie uciekną tak łatwo. Sami się przy tym nie natrudzimy - dodał.

        - Yhm - mruknęłam, kierując się ku drzwiom. - Idź przodem, dobrze? - zatrzymałam się przed wejściem, udając, że nad czymś się zastanawiam.

        - Wszystko w porządku? - spytał cicho.

        Popatrzyłam mu w oczy i wolno pokiwałam głową.

        - Nic nie jest w porządku... - mówiło serce.

 

        Jasper pobiegł w las, szukając zwierzyny. Wiedziałam, że nie czeka go nic przykrego. Żaden człowiek nie zapuścił się tu dzisiaj, na nasze szczęście. Chociaż tyle dobrego.

        Sukienka przeszkadzała mi w biegu, ale jakoś dawałam sobie radę, pokonując zaspy i zwalone konary drzew. Mój towarzysz pochłonięty był polowaniem, więc nie mógł zauważyć, że go śledzę. I o to chodziło...

        W końcu jednak postanowiłam dać sobie spokój. Usiadłam na śniegu pod drzewem i skuliłam się, obejmując kolana rękami. Było mi źle. Choć nie chciałam się do tego przyznawać, dotarło do mnie, że nie mam żadnego planu na przyszłość. Miałam go znaleźć - znalazłam, mamy dotrzeć do Cullenów i dotrzemy, ale co potem? Moje życie jest z nim związane, tego jestem pewna, ale... No właśnie, zawsze to "ale"!

        Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Jak długo jeszcze mam żyć w tej niepewności? Bałam się, bardzo się bałam, że coś się złego wydarzy, albo że on po prostu odejdzie. Gdybym wiedziała, gdzie jest ta rodzina... Ale nadal nie umiałam niczego konkretnego powiedzieć. Ciągle przebłyski nadziei i nic poza tym. Nic, zupełnie nic...

       - Dlaczego płaczesz? - usłyszałam cichy głos, gdzieś za mną. Pospiesznie otarłam łzy i starałam się zapanować nad swoim głosem.

       - Ja nie płaczę - odpowiedziałam, choć i tak kłamstwo było nie potrzebne. Przecież widział, słyszał i czuł jaka była prawda.

       - Alice, bądź ze mną szczera, proszę - podszedł do mnie i usiadł na przeciwko. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Mój wzrok zatrzymał się na kosmyku jego ślicznych, jasnych włosów.

       - Tak, płakałam - przyznałam w końcu. - Bo jestem beznadziejna. Nic nie potrafię zrobić jak trzeba, nie umiem powiedzieć, gdzie są Cullenowie i... nie umiem sprawić byś mnie lubił - czułam jak słone krople ponownie zaczęły spływać z moich oczu. - Co mam zrobić byś był szczęśliwy, abyś choć trochę się uspokoił, uśmiechnął? No co? Nie potrafię Jasper, nie potrafię... - zaszlochałam. - Czuję się taka...mała i bezradna. Tak bardzo chciałabym, żeby twoje życie nabrało barw, byś znalazł jego sens i co? Nic! To boli, wiesz?! - popatrzyłam na niego smutno. - Zawiodłam ciebie, zawiodłam siebie... Nawet nie wiesz jak bardzo mi na tobie zależy. Przez tyle lat cię szukałam, myślałam o tobie... A teraz nawet nie wiem co robić!

       Jasper popatrzył na mnie z takim samym, szczerym smutkiem i wyciągnął do mnie rękę. Dotknął mojej dłoni i uścisnął ją delikatnie.

       - Chciałbym być inny. Bardzo bym chciał... Ale ja nie potrafię. To, przez co przeszedłem jest zbyt świeże, zbyt bolesne... - spuścił głowę i patrzył teraz martwo w śnieg. - I nie mów, że jesteś beznadziejna, bo to nie prawda. Jesteś wspaniała i dobra. Nigdy nie spotkałem kogoś tak cudownego jak ty. Chciałbym móc się odwdzięczyć za to, co dla mnie robisz, ale nie potrafię. Nie mam nic, co mógłbym ci dać, co mógłbym zrobić...

       - Pozwól mi wygonić ze twojego zbolałego i udręczonego serca wszystkie troski. Walcz o lepsze dni, błagam! - przytuliłam się do niego. Miałam gdzieś to, co sobie może pomyśleć. - Zrób to dla mnie. Zobaczysz, że może być lepiej, tylko w to uwierz! - odsunęłam się od niego i dotknęłam jego twarzy. Sierowałam ją ku sobie. - Nie jesteś sam. Masz mnie! Nigdy cię nie opuszczę, słyszysz? Nigdy! - dotknęłam z czułością blizn na jego twarzy. Wiedziałam, że nie dam już rady ukryć swych uczuć. Musiałam mu w końcu powiedzieć, co czuję. Popatrzyłam mu w oczy i miałam się już odezwać, gdy otworzył usta, by coś powiedzieć. Pokręciłam głową i położyłam swój palec na jego pełnych wargach.

        -  Nie Jasper, nic nie mów. To ja muszę w końcu powiedzieć to, co od dawna nie daje mi spokoju. Nie wiem co zrobisz, co o tym pomyślisz, ale... - wzięłam głęboki oddech i patrząc prosto w jego duże, poważne i smutne oczy, jąkając się, wyznałam:

        - Jasper, ja... ja cię kocham!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział 14 Alice i Jasper
Rozdział 15 Alice i Jasper
Rozdział 13 Alice i Jasper
Rozdział 11 Alice i Jasper
Rozdział 10 Alice i Jasper
Rozdział 7 Alice i Jasper
Rozdział 4 Alice i Jasper
Rozdział 5 Alice i Jasper
Rozdział 2 Alice i Jasper
Rozdział 3 Alice i Jasper
Rozdział 9 Alice i Jasper
Rozdział 8 Alice i Jasper
Rozdział 1 Alice i Jasper Prolog
Rozdział 6 Alice i Jasper
Kurcz Język a myślenie rozdział 12
Rozdzial 12, Zimbardo ksiazka i streszcznie
(1995) WIEDZA KTÓRA PROWADZI DO ŻYCIA WIECZNEGO (DOC), rozdział 12, Rozdział 1
Rozdział 12, Rozdział 12
Bauman Zygmunt - Socjologia, Rozdział 12 - Drogi socjologii

więcej podobnych podstron