- Jesteśmy na miejscu! - zawołałam uradowna, podskakując w miejcu i patrząc na mały, drewniany domek wśród drzew. - Prawda, że wygląda całkiem nieźle? - zapytałam Jaspera, odwracając ku niemu głowę.
Chłopak popatrzył na mnie z mieszanymi uczuciami.
- Widać, że ktoś bardzo lubił samotność, skoro zbudował dom w takim miejscu - odezwał się po chwili.
- Ważne, że już tu nie mieszka i możemy spędzić w jego domku święta - powiedziałam entuzjastycznie. - Chodź, zobaczymy jak jest w środku - chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam w stronę chatki. Czułam jak jego ręka zadrżała, gdy ją ujęłam. Pewnie nie spodziewał się takiego gestu.
Otworzyłam drzwi i weszłam pierwsza do środka. Od razu moja radość zniknęła.
- Nie będę ukrywać, że spodziewałam się czegoś innego - przygryzłam wargę i zaczęłam się rozglądać. - Mały przedpokój i jeden większy pokój. Nie ma nawet łazienki - wyjąkałam z zawodem. - No nic, mamy rzekę w pobliżu. Dobrze, że taka lodowata kąpiel nam nie zaszkodzi - zażartowałam, ponownie odwracając się ku chłopakowi.
Jasper stał w miejscu i nie odzywał się. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Czemu to ja nie posiadam jego daru?! tak bardzo chciałabym wiedzieć, co on teraz czuje...
- No dalej, rozgość się, śmiało! - powiedziałam z uśmiechem. - Razem doprowadzimy to mieszkanko do lepszego stanu - dodałam, odkładając swój płaszcz na krzesło.
Jasper ruszył nieśmiało przed siebie i położył swoje rzeczy w kącie.
- Ty zajmiesz pokój, ja zostanę tutaj - powiedział do mnie cicho, ale nie spojrzał w moim kierunku. A przecież moglibyśmy się jakoś pomieścić razem - pomyślałam, mrucząc tylko pod nosem coś niezrozumiałego. - Alice, przestań! Jak nie chce, to nie! Nie szukaj okazji, by się mu przyglądać! - karciłam się w duchu.
- Jak sobie życzysz - rzekłam spokojnie, szukajac wzrokiem czegoś, co pozwoliłoby mi na oderwanie myśli od niego. Choćby na chwilkę.
- Trzeba tu jak najszybciej posprzątać - powiedziałam do siebie, krzywiąc się na widok kurzu, który pozostał na moim palcu, gdy przejechałam nim po blacie stołu. - O tak, trzeba...
- Jasper, pomógłbyś mi wybrać choinkę? - spytałam nieśmiało, podchodząc do chłopaka. Domek wyglądał już w miarę porządnie, więc teraz brakowało już tylko świątecznego drzewka. - Jutro Boże Narodzenie. Nie będziemy mieć świątecznych dań, prezentów, nie będziemy spiewać, ale... możemy mieć chociaż tyle - szepnęłam, patrząc jak odkłada na bok książkę, którą znalazłam w jednej z szuflad w pokoju.
- Oczywiście - odpowiedział. Popatrzyłam mu w oczy z czułością, której mam nadzieję, nie potrafił odczytać. Z jednej strony chciałam, by wiedział, co czuję, ale z drugiej wiedziałam, że to mogłoby przekreślić wszystko - to, o co walczę od pewnego czasu: o jego szczęście.
- No więc chodźmy - rozpromieniłam się na jego słowa, ale wiedziałam, że uśmiech, który pojawił sięna mojej twarzy, nie obejmował oczu. Tak bardzo chciałam, by choć teraz mógł się nieco zmienić. Choć odrobinkę zatracić się w tym ponoć magicznym i cudownym czasie.
Wyszliśmy z domku i skierowaliśmy się w stonę lasu. Pomknęłam przodem, z gracją przeskakując zwalone konary drzew.
- Tam jest trochę drzewek - wskazałam ręką w danym kierunku. - Może znajdziemy ładne - powiedziałam z entuzjazmem. Jasper szybko mnie dogonił i na miejsce dotarliśmy w tym samym czasie.
- Ta jest za mała - skrzywiłam się, na widok niewielkiego drzewka. - a ta zbyt... no taka... nijaka - powiedziałam o kolejnej. - Ta znowu zbyt obfita - spojrzałam na dosyć szeoką choinę.
- To może ta? - usłyszałam cichy głos, gdzieś za mną. Jasper patrzył na samotną choinkę, rosnącą bliżej innych drzew. Była naprawdę ładna, choć nie imponowała wielkością, czy objętością. Była taka prosta i skromna i taka... samotna, jak on.
- Ta jest piękna - powiedziałam szczerze, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Jest naprawdę wspaniała - dotknęłam jej gałązek i obeszłam ją dookoła, zatrzymując się przy Jasperze. Uśmiechnęłam się do niego promiennie. - Widzisz, masz doskonały gust.
Jasper przeszył mnie swoim wzrokiem, w którym było coś, czego dotąd nie zauważyłam. Nie wiedziałam co to jest, ale to było takie pozytywne, jakby moje słowa go ucieszyły, choć przecież on nie potrafił się radować i śmiać.
- Możesz ją zabrać do chatki? - spytałam, wiedząc, że zaraz to zrobi.
- Oczywiście - odpowiedział krótko i zajął się choinką. Podążałam za nim, mogąc do woli oddawać się swoim marzeniom. A w każdym z nich był on. Ten skromny, cichy, wyniszczony chłopak. Nie, nie chłopak, a młody mężczyzna. Był mi bliski już wtedy, gdy go widywałam w swoich wizjach. A teraz, gdy go znałam, gdy byłam obok po prostu upewniłam się, że naprawdę, szczerze go kocham. I zawsze tak będzie.
- Szkoda, że nie ma żadnych ozdób - powiedziałam smutno, grzebiąc po szufladach. - Chyba potnę jedną zasłonkę na części i po prostu zrobię z tego jakieś wstążeczki - zdradziłam swoje mysli Jasperowi.
Podszedł do mnie i zaczął patrzeć raz na mnie, raz na choinkę.
- Nic innego, chyba się nie nada. Może... - zawahał się. Popatrzyłam na niego ciekawie. - Może ci pomóc z tymi wstążeczkami. No wiesz, powycinam je, a ty zrobisz z tego kokardki, albo coś takiego - powiedział niepewnie.
Podskoczyłam w miejscu, klaszcząc z radości.
- Jesteś wspaniały - pisnęłam, przytulając się do niego.
Jasper nie odtrącił mnie, ale też nie zrobił żadnego ruchu. Ale czy to ważne? Chciał mi pomóc, czyli zależało mu na moim dobrym humorze. Nie chciał siedzieć bezczynnie. To naprawdę było coś!
Kiedy Jasper poszedł nad rzekę, by się umyć, ja skorzystałam z tej chwili i zrobiłam coś szalonego. Jutro święta, a to miał być dla nas choć w pewnym stopniu miły czas. Musiałam zrobić coś, na co nie odważyłabym się w żadnym innym dniu, a co mogło teraz zostać bezkarne.
Gdy Jasper wrócił, udawałam, że wszystko jest tak, jak było wcześniej. Ale nie było. Musiałam próbować zatuszować swoje zniecierpliwienie, podniecenie, a także lekki strach. A to nie było łatwe przy osobie, która na emocjach znała się tak jak nikt inny...
Noc minęła nam spokojnie. Jasper spędził ją przy choince, siedząc pod ścianą i myśląc o czymś intensywnie. Chciałabym wiedzieć o czym...
Ja natomiast ciągle zastanawiałam się, jak zareaguje Jasper, gdy wcielę swój plan w życie. Przecież to nic złego, ale on... może tego nie zrozumiec, albo potraktować inaczej, niż się spodziewam. Mimo wszystko nie opuszczał mnie optymizm. Nie mogło być źle, nie w święta...
Włożyłam swoją najlepszą sukienkę i próbowałam uczesać swoje krótkie włosy jakoś inaczej niż zwykle. Jednak z mizernym skutkiem. Nie zraziło mnie to jednak. Myślami wybiegałam już w bliską przyszłość.
Kiedy opuściłam pokój, Jaspera nie było. Ten moment był dla mnie jak zbawienie. Ostatni punkt programu, przed finałem.
- Wyczułem zwierzynę, będziemy mogli dziś zapolować - powiedział spokojnie, gdy w końcu wrócił. Nie odpowiedziałam, tylko się uśmiechnęłam tajemniczo.
- Podejdź bliżej. Jesteś cały w śniegu - powiedziałam, nie przestając się uśmiechać. Zrobił kilka kroków i stał już tuż przede mną. Zaczęłam go delikatnie otrzepywać z białego puchu, próbując zapanować nad swoimi emocjami. Spojrzałam dyskretnie w górę. Alice, teraz albo nigdy! - powiedziałam do siebie w myślach i nie zważając na nic, złożyłam na jego wargach delikatny pocałunek...