Odcinek 22
Gwiazdy. Patrzyła na nie przez chwilę, potem odstawiła kieliszek z koniakiem i schyliła się do szuflady, by wyjąć z niej malutki przedmiot. Usiadła w fotelu tyłem do okna i dopiero wtedy popatrzyła na to, co trzymała w ręce. Była to niewielka fotografia przedstawiająca młodą, roześmianą kobietę w sukni ślubnej, a obok niej kroczącego szczęśliwego szczupłego bruneta o roześmianych oczach. Westchnęła, starając się powstrzymać zdradzieckie łzy.
- Muszę być twarda, po prostu muszę - powtarzała sobie w kółko. - Wtedy zawiodłam, stchórzyłam, ale teraz wypełnię swoją misję, to się nie może tak skończyć, odnajdę was, przysięgam, odnajdę was!
Pogładziła palcem oboje na zdjęciu, kobietę z tęsknotą, mężczyznę z czułością przyjaciela.
- Antonio i Jessica...Moi najdrożsi...Szwagier i siostra, dwie osoby, które najbardziej na świecie kochałam. Jessica umarła tak strasznie, wypchnięta z okna, Antonia zamknęli w szpitalu psychiatrycznym na tak długo...Luis, mój malutki, taki słodki braciszek Antonia...Gdzie jesteście, chłopcy? Co się z wami dzieje? Jak ułożyliście sobie życie po tych tragicznych zdarzeniach? Zgubiłam was z oczu po tym, jak Antonio wyszedł ze szpitala, a Luis uciekł od rodziny zastępczej. Na pamięć Jessici, mojej siostry, przysięgam, że was odnajdę, przysięgam też, że pomszczę jej śmierć.
Zadumała się. Dwa lata temu była tak blisko spełnienia drugiej ze swoich obietnic. Dwa lata temu zawiodła, nie miała szczęścia, nie udało jej się zabić człowieka, którego pragnęła uśmiercić. Śledziła go od samego rana, aż w końcu dopadła, kiedy wychodził z budynku. Wystarczyło tylko przycisnąć gaz i samochód z hukiem uderzył w niespodziewającego się niczego Carlosa Santa Marię. Jakaż była jej wściekłość, kiedy nazajutrz przeczytała, że przeżył! Owszem, po pewnym czasie okazało się, że pozostanie kaleką do końca życia, ale siostrze Jessici to nie wystarczało, ona chciała jego śmierci. Śmierci za zgon jej siostry.
- Zniszczyłeś życie rodowi de La Vega i mojej Jessice, teraz ja zniszczę twoje. Wtedy musiałam się ukryć, bałam się, że ktoś zorientuje się, że twój wypadek to była próba zabójstwa, ale ja nie zrezygnuję, przeklęty Santa Maria!
W szufladzie miała też inne zdjęcie, fotografię Carlosa. Trzymała ją po to, by pamiętać, jak wygląda człowiek, którego tak bardzo nienawidziła. Wyjęła ją teraz i spojrzała mu w oczy. Zdjęcie przedstawiało Santa Marię wychodzącego ze szpitala, a raczej wywożonego na wózku przez Vivianę - dziennikarze interesowali się nim wtedy ze względu na to, iż rok wcześniej zakończyła się sprawa Felicii. Teraz zainteresowanie Carlosem zniknęło, ale dwa lata temu jego pobyt w szpitalu budził ciekawość.
Minerwa, kobieta o długich, brązowych włosach spadających kaskadami na ramiona, wypluła takie słowa pod adresem Santa Marii:
- Wtedy straciłeś władzę w nogach, ale kiedy się znów do ciebie dobiorę, stracisz nie tylko nogi, ale i życie. Wszystko, co ukradłeś mojej siostrze i jej rodzinie, zwrócisz co do grosza, a potem umrzesz.
Jej życzenie było bardzo bliskie spełnienia nawet bez udziału samej Minerwy. Kiedy usłyszał o dzieciach, jego zmęczony umysł nie był już w stanie znieść nic więcej, sam nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo kocha własną córkę, póki nie dowiedział się, że być może nie jest jego. Teraz, kiedy przez przypadek Andrea przypomniała mu to, co wcześniej wykrzyczała Viviana, organizm się poddał. Dosyć walki, dosyć nienawiści, jakiej ostatnio doświadczył, on już nie chce słyszeć więcej słów, które tak bardzo ranią. Miłość do Andrei była ogromna, ale na Carlosa zwaliło się wszystko w jednej chwili, jedno po drugim. Nawet do końca nie zdawał sobie sprawy, jak wielu rzeczy się dowiedział, jeszcze ich nie przełożył na codzienne życie, nie dotarło do niego, wśród jakich kłamstw żył.
Andrea nie musiała jednak biec po lekarza, bo Victor jakby wyczuł niebezpieczeństwo i zajrzał dosłownie w tej samej chwili, kiedy kreska znów alarmująco przelewała się przez monitor. Przez kilka sekund serce dziewczyny praktycznie stało w miejscu, drżąc o życie ukochanego; usiłowała nie rozpłakać się, rozszlochać na cały głos, bo to mogłoby wyrwać Bolivaresa ze skupienia. Dziękowała tylko losowi, że Victor wszedł akurat teraz, przynajmniej uniknęli kolejnych wrzasków Viviany.
Kryzys trwał zaledwie kilka sekund, lekarz nie miał zbyt wiele do roboty, serce samo podjęło pracę, ale doktor ze smutkiem pokręcił głową.
- Andreo...- widział, jak bardzo jest zdenerwowana, podszedł i odruchowo ją przytulił. - Andreo...Santa Maria żyje. On nadal walczy, ale...muszę ci przekazać pewną wiadomość. Każdy z takich ataków osłabia jego organizm, już i tak strasznie wycieńczony całą tą sprawą. Mam pewne podejrzenia co do jego choroby, ale o nich opowiem ci później. Teraz chcę, żebyś wiedziała, że musisz być silna. Bo...on właśnie przeżył wylew, Andreo.
- Wylew...? - szepnęła. - Co to oznacza?
- Tuż przed przywiezieniem go do szpitala, w ten sam dzień rano, kiedy jeszcze czuł się dobrze, rozmawiałem z nim. Zaprosił mnie do swojego domu, żeby porozmawiać o swojej szansie na odzyskanie władzy w nogach. Chciał przeprowadzić dodatkowe badania, upewnić się, czy naprawdę nie ma szansy na wyzdrowienie. Mieliśmy umieścić go w szpitalu, sprawdzić, nawet wykryłem coś, co pozwoliło mi sądzić, że może jakimś cudem, może kiedyś Carlos będzie chodził. A teraz...kiedy dostał wylewu...Nie mam nawet pewności, czy jeśli odzyska przytomność, będzie mógł mówić, poruszać czymkolwiek, czy nawet nie zostanie całkowicie sparaliżowany. Przeprowadzę badania, ale musisz być przygotowana na najgorsze. Ostatnie zdarzenia, wszystko złożyło się na ogromny stres, jeszcze ta choroba i przez to krew wylała się do mózgu. Konsekwencje poznam dopiero za jakiś czas, najpewniej, jak się obudzi. Możesz...jeśli nadal go kochasz i chcesz się nim opiekować...możesz zajmować się rośliną, Andreo. Wylew był naprawdę rozległy.
Nie zdając sobie sprawy z tego, co czyni, zaczęła bić pięściami doktora po piersiach.
- Nie, to nie może być prawda! Nie Carlos! Dlaczego, proszę mi powiedzieć, dlaczego?! Co winien jest najcudowniejszy człowiek, jakiego znam, co winien jest ten, który i tak już zbyt wiele wycierpiał?!
- Nie wiem, Andreo - Bolivares nawet nie próbował jej uspokoić. - Wiem tylko, że on cię teraz naprawdę potrzebuje. Wiesz...przeglądałem jego wyniki poprzednich badań. Zauważyłem coś dziwnego, pewną substancję, w zasadzie związek, który jest konieczny dla człowieka, ale on miał go w sobie o wiele zbyt dużo. Podejrzewam - nabrał tchu - podejrzewam, że ktoś go otruł.
- Viviana...jego żona...i Felipe...brat...to oni, na pewno oni, cały czas chcieli go skrzywdzić! - już miała się wyrwać i pobiec oskarżać wymienionych, ale tym razem Victor ją zatrzymał.
- Zaczekaj. Rozumiem twój gniew, ale zaczekaj, w moim gabinecie są wyniki badań, pokażę ci je później i objaśnię, wyślę je do pewnej instytucji, tam stwierdzą, czy mam rację, a do tego czasu nie daj nic po sobie poznać, może znajdziemy inne dowody ich winy. Poza tym jeśli się dowiedzą, że znasz prawdę, mogą cię skrzywdzić. Tak, jak skrzywdzili jego...- wskazał głową chorego.
- Ale ja...Mam tak po prostu patrzeć im w twarz po tym, co zrobili Carlosowi i udawać, że o niczym nie wiem? Ja...nie potrafię.
- Posłuchaj mnie uważnie. Zawsze ceniłem i szanowałem Santa Marię, widzę, że jesteś po jego stronie, więc zamierzam wam pomóc. Zrób to dla niego, bo tylko dzięki tobie ma jakiekolwiek szanse na powrót do świata żywych i utrzymanie całego majątku. Zrób to dla Carlosa, Andreo.
Przestała się trząść, głos jej stwardniał, kiedy mówiła:
- Dobrze, doktorze Bolivares. Dla niego zrobię wszystko.
- W porządku - puścił ją, już wiedział, że wytrzyma. - Teraz zawołam pielęgniarkę, a sami przekażemy wiadomość rodzinie i pójdziemy do mojego gabinetu, dobrze?
Mogła tylko skinąć głową. Zanim wyszła, spojrzała jeszcze na leżącego z szeptem:
- Ja wrócę. Wrócę niedługo i obiecuję, że nie pozwolę cię zabić, przysięgam.
Znaleźli się na korytarzu, Bolivares wydał polecenia pielęgniarce, po czym podeszli do Viviany i Felipe i lekarz rozpoczął przemowę:
- Dobrze, że są tu wszyscy, mam do zakomunikowania coś ważnego - pan Santa Maria doznał właśnie wylewu. Jego stan jest jeszcze poważniejszy, niż przedtem, ale dołożę wszelkich starań, by utrzymać go przy życiu.
- Wylewu? - Viviana skrzętnie ukryła radość, jaką jej to sprawiło. - Jak tylko ta wywłoka została z nim sam na sam, jego stan się pogorszył! - podniosła głos do krzyku. - Żądam natychmiastowego...
- Proszę się uciszyć, pani Santa Maria, albo wezwę ochronę, tu jest szpital, zakłóca pani spokój chorym! - Victor nie miał zamiaru dać się zastraszyć. - Jak na razie, obecność pani Orta tylko dobrze wpływała na chorego. Wydaję mi się jednak, że od rozmowy na temat zbędności lub nie Andrei ważniejsze są informacje o stanie Carlosa, o które pani nie zapytała - nie potrafił odmówić sobie tych złośliwych uwag. - Przechodząc do tego tematu, pacjent jest obecnie nieprzytomny i dokładniejszych odpowiedzi będę mógł udzielić po tym, jak się obudzi. Proszę jednak wiedzieć, że może być całkowicie sparaliżowany i wymagać całodobowej opieki. W związku z tym najlepiej będzie, jak zatrudnią państwo pielęgniarkę.
- Moja siostra ma odpowiednie kwalifikacje, może ona mogłaby...- zaryzykował Juan. Nagle głos uwiązł mu w gardle - Felipe Santa Maria prawie zamordował go wzrokiem, przypominając o groźbie, jaką wypowiedział kilkanaście minut temu.
- Andrea Orta nie zostanie w naszym domu kimkolwiek, a już tym bardziej nie zajmie się moim mężem! - zaprotestowała gwałtownie Viviana.
- W takim razie sam kogoś wybiorę, będę też nadzorował opiekę nad pacjentem, odwiedzając państwa w domu - Bolivares za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, czy podejrzenia Andrei są słuszne, a jako dobry lekarz dbał o zdrowie i bezpieczeństwo chorego również poza szpitalem.
- Niech pan robi, co chce. Kiedy możemy go zabrać do domu? - przed oczami Viviany stanęły sytuacje, które może wykorzystać do uśmiercenia Carlosa.
- Nie wiem, pewnie za kilka dni. Teraz musimy się dowiedzieć, jakie szkody poczynił wylew. Proszę wybaczyć, wzywają mnie. Oczywiście wszystkie wizyty u chorego pozostają zawieszone, jedynie pani Orta może go odwiedzać - dodał jeszcze i odszedł.
Wtedy Viviana i Felipe odwrócili się do rodzeństwa Orta.
- Posłuchaj, ty szmato - Felipe zmierzył wzrokiem Andreę jak najgorszego śmiecia z ulicy. - Twój braciszek nie zdążył ci jeszcze powiedzieć, co z nim ustaliliśmy. Otóż w tej chwili opuszczasz szpital i nigdy więcej nie spotykasz się z Carlosem, z nami, z kimkolwiek z tej rodziny, zrozumiałaś? Zniknij z naszego życia na zawsze, ty nędzna...
Obiecała. Obiecała doktorowi, że się nie podda, że będzie walczyć dla dobra swojej miłości. Dlatego teraz odparła:
- Nie. Nie zerwę z nim kontaktu i choć obrzydzenie budzi we mnie myśl o rozmowie z wami, z ludźmi, którzy tak traktują zarówno mnie, jak i jego, będę przy nim trwać. Carlos mnie potrzebuje i zamierzam dopilnować, żeby wyzdrowiał.
- Dopilnować? Moja droga Andreo...Muszę ci uświadomić, że jeśli nie spełnisz naszych żądań, pogrzebiesz go na zawsze. Wiedz, że twój ukochany, którego tak cenisz, jest zwykłym śmieciem. Pewnego dnia, dziesięć lat temu, doprowadził do upadku rodziny de La Vega, podstępem odebrał im cały majątek, a kiedy żona Antonio de La Vega przyszła do biura Carlosa błagać go o litość dla swojego męża i jego malutkiego braciszka, Luisa, który miał wtedy zaledwie dwa lata, wiesz, co zrobił twój Carlos? Wypchnął ją przez okno i tylko cudem - oraz z moją pomocą - uniknął kary więzienia. Gdyby nie ja, nie uznanoby śmierci Jessici de La Vega za wypadek, tylko za to, czym naprawdę była - za morderstwo!
- Nie wierzę! Kłamiecie, żeby rozdzielić mnie z ukochanym!
Ale Felipe po prostu kontynował:
- Po tym wszystkim Antonio de La Vega oszalał i zamknięto go w domu wariatów, a Luisa oddano do rodziny zastępczej. Niedawno Antonia wypuścili, nie wiadomo, gdzie jest, a Luis uciekł, cały czas tęskniąc za bratem. Może się spotkali i teraz razem gdzieś głodują, może nie, może umarli z głodu, któż to wie...
- Jeśli to prawda, to czemu nie zajęliście się tą rodziną? - była już bliska szaleństwa, starała się chwytać wszystkiego, byleby tylko ocalić honor Santa Marii.
- Bo Carlos mi zabronił! Powiedział, że jeśli się nimi zajmiemy, to będzie to jak przyznanie się do winy, a to źle wpłynie na jego wizerunek na świecie! On jest biznesmenem, może kaleką, ale wszystko przelicza na pieniądze! Zrozum, dla niego liczy się tylko dom i majątek, cała reszta to fasada, a sądzisz, że Viviana nie musiała znosić jego romansów, kiedy jeszcze był sprawny? Wybaczyła mu wszystko, bo go kochała, ale ciebie już nie zniesie, to za wielkie upokorzenie, w końcu pochodzisz z niskiej sfery i...
Nawet obraza jej pochodzenia nie ubodła jej tak, jak oskarżenie Carlosa o posiadanie kochanek.
- Kłamstwa! To Viviana sama go zdradzała razem z panem, to ona ma nieślubne dziecko, to wam tylko chodzi o majątek, to wam...to wam chodzi tylko o jego śmierć! Chcieliście go otruć!
A jednak to wykrzyczała. Zimne oczy Felipe zwęziły się:
- Otruć? Jesteś szalona. Pomyliłaś coś i teraz wmawiasz nam, że własna żona...Viviana już tyle wycierpiała, zdrady męża, morderstwo, kradzież, a ty jeszcze tak ją obrażasz! Wynoś się i więcej nie pokazuj, bo cię zniszczę. Zarówno ciebie, twojego brata, jak i te zwłoki, Carlosa Santa Maria! Pamiętaj - zbliżył się do niej - jeśli kiedykolwiek ty lub twój brat pojawicie się w naszym życiu, gorzko tego pożałujecie. Carlos też! Jedyne, co możesz teraz zrobić, to pożegnać się z moim bratem. Daję ci dwie minuty.
- Ależ, Felipe...Po co tej dziwce...- wtrąciła się Viviana.
- Niech się z nim pożegna - przerwał szwagier. - Niech po raz ostatni ujrzy swojego ukochanego, niech zapamięta go takim, jak umrze - bez świadomości, bez życia, z perspektywą spędzenia reszty dni jak roślina, nieświadoma nawet swego istnienia. Wchodź, Andreo, zobacz, kogo kochasz, zobacz tego, kto ukradł, zniszczył i zabił - zobacz jeszcze raz Carlosa Santa Marię!
Koniec odcinka 22