Seks to nie tylko orgazm
- Nie widzę powszechnego zachwytu nad ludzkim geniuszem za wymyślenie lateksu. Wielu mężczyzn, z którymi rozmawiam, narzeka, że prezerwatywy są niewygodne i powodują dyskomfort przed i po współżyciu. Chłopy mówią wprost, że jest o połowę mniej przyjemnie - mówi o. Ksawery Knotz*.
W swojej książce "Akt małżeński. Szansa spotkania z Bogiem i współmałżonkiem" radzi Ojciec, jak osiągnąć superorgazm. Francuska Agencja Prasowa okrzyknęła Ojca "autorem katolickiej Kamasutry". Przystoi duchownemu mówić o takich sprawach?
Trzeba odróżnić sensacyjne tytuły wymyślone przez dziennikarzy od rzeczywistości. Ludzie szukają odpowiedzi, jak żyć dobrze i pięknie. Daję odpowiedź nie w schemacie: "to wolno, a to jest zakazane", tylko zapraszam do poszukiwania szczęścia. Mówię więc najpiękniej, jak potrafię, że Bóg stworzył człowieka także po to, aby przeżywał przyjemność i orgazm. Wśród ludzi wierzących spotykam się z dużą przychylnością. Dla ludzi, którzy traktują sferę seksualną jako tabu, nieczystość i zło, może być oburzające, że ksiądz mówi o takich świńskich rzeczach. O czymś, co robi się po ciemku, zupełnie tak jak złodziej, który kradnie w nocy. A gdy go złapią, udaje, że nic złego nie robił. Oni żadnego orgazmu nie przeżywają i nawet go nie chcą mieć. Swojego przesłania nie kieruję do takich osób. Mówię do ludzi, dla których sfera seksualna jest ważna i chcą ją pięknie przeżywać. Jest ich przeważająca większość. Tego, co piszę, nie wyssałem z palca, ale odpowiadam na konkretne pytania. Nie tylko dotyczące takich spraw jak aborcja czy antykoncepcja, ale również zrozumienia przyjemności. Czy jest grzeszna? Czy można się nią cieszyć? Ludzie oczekują mówienia w sposób bezpośredni i otwarty, dlatego nie uciekam od trudnych pytań. Kto chce znać moje poglądy, niech osobiście przeczyta, co piszę na wortalu szansaspotkania.net.
Często pojawia się zarzut, np. ze strony seksuologów: co duchowny żyjący w celibacie może wiedzieć o seksie?
A co może o nim wiedzieć seksuolog, z którym żona nie wytrzymała? Ilu jest rozwiedzionych psychologów, którzy uczą rozwiązywania konfliktów? Nikt ich nie pyta, czy skoro nie umieją sobie pomóc, to czy umieją pomagać innym? Współżyć seksualnie każdy potrafi, ale z tego jeszcze nic nie wynika. Urwali się z choinki i pewnie wyobrażają sobie, że ja żyję w średniowieczu, a oni są już oświeceni. Pewnie nawet myślą, że nie wiem jak smakuje Żywiec. Jeśli ktoś nie umie być tolerancyjny dla ludzi wybierających życie dla Boga w celibacie, sam jest zaściankiem. To jego sprawa, ale dlaczego kwestionuje prawo kapłana do mówienia katolikom, jak ich Kościół patrzy na sferę seksualną? I to w dzisiejszym świecie, w którym wiele grup mówi o swoich ideałach i walczy o nie.
Kościół katolicki naucza, że seksualność może być realizowana tylko w małżeństwie. Dlaczego?
Ta sfera życia jest, a przynajmniej powinna być dla chrześcijan święta. W Kościele dużym szacunkiem obdarzamy takie wartości jak miłość, małżeństwo, seks, urodzenie i wychowanie dzieci. Najlepszym miejscem realizacji takiego życia jest trwały związek.
Wiele wątpliwości wywołuje to, co wolno, a czego nie wolno małżonkom przy zbliżeniach fizycznych.
Jeśli małżonkowie nie umieją wyrażać miłości i tworzyć więzi w ramach swoich ciał, można mieć wątpliwości, czy wszystko jest w porządku. Wtedy zaczyna się wymyślanie nowych sposobów pobudzania się, np. za pomocą wibratorów czy innych gadżetów. W ramach ciała jest dozwolone wszystko, co służy budowaniu i pogłębianiu więzi między mężczyzną i kobietą. W grę wchodzi także stymulacja oralna czy manualna. Jest to jednak delikatna sfera, dlatego należy uwzględniać odczucia obu stron. Należy dążyć do pełnego stosunku seksualnego. Wychodząc poza ciało, wchodzi się na równię pochyłą.
A seks analny?
Seks ma służyć budowaniu więzi. Znam małżeństwa, które próbowały seksu analnego, ale żadne nie mówi, że zbliżył ich do siebie. Paweł VI w encyklice Humanae vitae uczy, że akt seksualny powinien służyć przekazywaniu życia i umacnianiu jedności małżeńskiej. Oczywiście nie zawsze nastąpi poczęcie dziecka. Tym bardziej, że pogłębianie więzi między małżonkami można realizować także w sytuacji, gdy wiadomo, że nie dojdzie do zapłodnienia, czyli w okresach niepłodnych kobiety. Forma współżycia, o której Pan mówi, także wyklucza możliwość prokreacji. To nie jest po prostu normalny stosunek między mężczyzną a kobietą.
W encyklice, o której Ojciec wspomina, jest mowa również o antykoncepcji, którą Kościół "potępia jako zawsze zabronioną".
Zadaniem Kościoła jest dawać pewien drogowskaz, jak dojść do Boga. Człowiek jest wolny i może wybrać, co chce, ale i sam będzie ponosił odpowiedzialność za swoje wybory. Z wolności ludzie różnie korzystają. Antykoncepcja jest modyfikacją kobiecego ciała, zakwestionowaniem biologii, która wyznacza granice naszych możliwości. Kobieta nie jest cały czas płodna. Proponujemy poznawanie ciała, obserwację, rozpoznanie faz cyklu kobiety, co umożliwiają nowoczesne metody naturalne.
Złośliwi określają je mianem "watykańskiej ruletki". Jaka jest ich skuteczność?
W teorii metody NPR mają podobną skuteczność jak pigułka hormonalna. Praktyczna efektywność zależy od tego, jak silną ma się motywację, jak bardzo się uważa. To metoda naukowa mająca swoje reguły, których trzeba się nauczyć i ściśle przestrzegać. Znam kobiety, które zachodzą w ciążę, bo zapomniały wziąć pigułki albo dawka okazała się za mała. Skuteczność prezerwatywy jest 80-procentowa. Nie jest więc tak, że antykoncepcja jest superskuteczna, a metoda NPR zawodna. Poza tym nie widzę powszechnego zachwytu nad ludzkim geniuszem za wymyślenie lateksu. Wielu mężczyzn, z którymi rozmawiam narzeka, że prezerwatywy są niewygodne i powodują dyskomfort przed i po współżyciu. Chłopy mówią wprost, że jest o połowę mniej przyjemnie. Woleliby mieć satysfakcję 100-procentową. I mają rację. Współżycie bez gumki to trudniejsza droga, ale pozwala przeżyć bardzo atrakcyjny i głęboki seks.
No tak. Ale w okresie bezpłodnym kobieta zwykle jest mniej zainteresowana współżyciem...
Spotykam wiele kobiet, które mają takie problemy, i widzę, że przyczyna nie leży tylko po stronie biologii. Hormony odgrywają dużą rolę, ale człowiek nie jest tylko biologią. Te niedogodności można pokonać na poziomie kultury, komunikacji i duchowości. Małżonkowie często nie są kreatywni w tych wymiarach. Trzeba uwzględnić całego człowieka, troszcząc się o relację rozumianą szerzej niż cielesność. W tym czasie mężowie muszą się dodatkowo "napracować", by żony były bardziej chętne, a potem zadowolone. To owocuje głębokim poczuciem jedności, które odnawia związek.
Pojawiają się głosy katolików, że antykoncepcję można by czasem dopuścić. Na przykład w sytuacji, gdy jedno z małżonków jest zarażone wirusem HIV i któreś z nich jest niepłodne. Skoro akt wyklucza przekazanie życia, nie można by użyć prezerwatywy?
W tym przypadku kondom jest tak samo skuteczny, jak przy zapobieganiu ciąży. Nikt odpowiedzialny nie powie takiej osobie: stosuj, to się nie zarazisz. Gdy ktoś zarazi się, bo uwierzył reklamie Durexa, powie: zapomniałem, że reklama nie zawsze mówi prawdę. Gdyby poleci mu ją Kościół, będzie miał do niego duże pretensje, że go oszukał. Może być tak, że jedni zarażą się przy pierwszym stosunku, inni dopiero po 5 latach. To jest dopiero ruletka.
Czyli tacy małżonkowie powinni powstrzymywać się od współżycia?
Co mamy ludziom poradzić? Różne choroby nas spotykają i trzeba nauczyć się z nimi żyć.
Dlaczego Kościół odnosi się krytycznie do zapłodnienia in vitro?
Chodzi o to, by dziecko poczęło się w akcie seksualnym, który jest czymś więcej niż aktem biologicznym. Obawiamy się, że przekazywanie życia, które jest wielką tajemnicą i misterium, skomercjalizuje się i stechnicyzuje. Pojawiają się nawet pomysły, by dzieci modyfikować genetycznie. Tak, by rodziły się zdrowsze i inteligentniejsze albo z defektami. W USA 3 proc. rodziców chce, by ich pociechy były podobne do nich, czyli np. żeby były głuchonieme lub skarłowaciale. Kliniki spełniają i takie życzenia. My chcemy zostawić te sprawy Panu Bogu i naturze. Drugi powód to fakt, że aby in vitro było skuteczne, trzeba użyć większej liczby zarodków, które dla nas są już ludźmi. Ingeruje się w tajemnicę życia, wiedząc, że przeżyje tylko 20-30 proc. poczętych dzieci. Ta metoda to poczęcie dziecka i aborcja w jednym opakowaniu.
Część naukowców uważa, że niedługo nie będzie problemu zamrażania zarodków. Jednym słowem: jeden embrion - jedna ciąża. Czy zmienicie wtedy zdanie?
Wymiar moralny byłby zupełnie inny, choć pozostanie aspekt sztuczności przekazywania życia.
Czyli też na "nie"?
Cały czas mówimy o pewnym eksperymencie na ludziach. Prowadzi się go od 30 lat, a nie ma jeszcze badań całej populacji dzieci poczętych w taki sposób. Dochodzą informacje, że "dzieci z probówki" mają pewne defekty, np. są bardziej chorowite. Zdaję sobie sprawę, że takie testy nie są w interesie klinik. Dominuje ideologia, która nie liczy się z człowiekiem.
A co z prywatnością takich osób?
Taki pogląd ma dużo racji, ale skoro chodzi o pierwszy, tak poważny eksperyment w historii ludzkości, nie można do tego tak podchodzić. W wielu innych mniej ważnych sprawach ludzi się monitoruje a nawet śledzi.
Katolicy odrzucają aborcję, argumentując, że początkiem człowieka jest poczęcie. W Polsce jest ona dopuszczalna w trzech przypadkach. Gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa lub gdy dziecko jest upośledzone - tu nie ma wątpliwości. Ale dlaczego nie można przerwać ciąży, gdy zagraża ona życiu matki?
Mamy dziś tak rozwiniętą medycynę, że często możemy uratować i kobietę, i dziecko. Dopuszczalne jest jednak leczenie matki nawet, gdy istnieje ryzyko, że dziecko nie przeżyje. I często tak bywa. Lekarz stoi przed wyborem kogo ratować? Musi podjąć jakąś decyzję według swojego rozeznania. Mamy też przykłady matek, które zdecydowały się urodzić, wiedząc, że w wyniku ciąży lub porodu mogą umrzeć. Darzą swoje dziecko taką miłością, że nie są w stanie go zabić. Taka heroiczna decyzja czyni je świętymi.
Wróćmy do spraw małżeńskich. Rośnie w Polsce liczba rozwodów. Aż 30 proc. nowo zawartych małżeństw rozpada się. Czy rozwód cywilny zmienia coś w sytuacji katolickich małżonków?
To bez znaczenia dla ślubu kościelnego. Oczywiście Kościół rozumie, że niektóre małżeństwa nie udają się. Spirala konfliktu dochodzi do takiego etapu, że nie da się dalej żyć razem. Gdy małżeństwo się rozpadnie, są dwa wyjścia. Najpierw należy zbadać, czy przyczyny rozpadu nie leżały jeszcze przed jego zawarciem. Mówiąc wprost, trzeba sprawdzić, czy ślub jest ważny. Jest np. wiele osób bardzo niedojrzałych albo uzależnionych. Często są to sprawy bagatelizowane przed ślubem albo niedostrzegane. Jeśli sakrament okaże się ważny, wyjściem jest separacja. Gdy życie razem niczemu nie służy, a dzieci są znerwicowane, jedna strona może zdecydować się na taki krok mówiąc: nie mogę z tobą żyć, bo robisz wiele krzywdy, ale jestem gotowy wrócić, gdy się zmienisz, zaczniesz leczyć.
Wiele ludzi decyduje się jednak na kolejny, niesakramentalny związek. Jak zmienia się ich status w Kościele?
Ujęcie negatywne wskazuje, że takie osoby żyją w grzechu ciężkim. Pozytywne, że zerwali pełną jedność z Chrystusem. Nie zawsze są odpowiedzialni za rozpad małżeństwa, a nie potrafią żyć samotnie. Ale gdy wejdzie się w związek niesakramentalny, nie można przystępować do komunii świętej, a więc być w pełnej jedności z Chrystusem. Spotykam się z ludźmi, którzy żyjąc w małżeństwie nie doceniali Eucharystii i nie korzystali z niej często. Gdy teraz nie mogą tego uczynić, zaczynają jej pragnąć i odczuwać duchowe cierpienie. Zależy im na pełnym zjednoczeniu z Bogiem. Ludziom, którym życie małżeńskie się nie udało i weszli w niesakramentalny związek, należy przypominać, że Bóg może do nich przyjść w inny sposób niż przez sakramenty. Że nadal są we wspólnocie ludzi wierzących.
W dzisiejszych czasach coraz częściej młodzi ludzie decydują się na zamieszkanie razem bez ślubu. Jak Ojciec to ocenia?
Jeśli chcemy żyć z kimś przez kilka lat, możemy z nim zamieszkać nawet w ciemno. Byleby za bardzo nas nie drażnił. Po kilku latach rozejdziemy się i nie będzie problemu. Badania pokazują, że są to bardzo nietrwałe więzi. Nawet gdy wydaje się, że tak bardzo się kochamy. Drugi model to ujęcie katolickie. Skoro mamy podjąć decyzję na całe życie, na dobre i na złe, jest to decyzja niesamowicie poważna. Trzeba się do niej dobrze przygotować. Najpierw zbudować prawdziwą przyjaźń, a nie zaczynać od seksu. Małżeństwo daje ludziom całkiem nową tożsamość. Niektórzy tego nie rozumieją.
A jeśli mieszkają razem, a nie współżyją?
Takie osoby z jednej strony podejmują odpowiedzialność za siebie i żyją razem, z drugiej - nie współżyją. Często mówią, że się kochają, ale nie są gotowi na małżeństwo. Zwykle to porządni i pobożni ludzie. Chcą być uczciwi, biorąc trochę z ujęcia katolickiego i tego, co proponuje świat. Dlatego jestem daleki od krytyki. Uważam, że trzeba im uświadomić, że taki model jest hybrydą, która na dłuższą metę nie zdaje egzaminu. Odradzam go także ze względu na, to, że młodzi katolicy mają pokazywać ludziom drogę do trwałych związków.
Można odnieść wrażenie, że Kościół jest przeciwny ludzkiej seksualności jako takiej. Dopuszcza zbliżenia tylko, gdy mają na celu prokreację. Przez wiele wieków wzorami byli święci umartwiający swoje ciało.
Związek mężczyzny i kobiety został podniesiony do rangi sakramentu, a więc ma wielką godność. Takie spojrzenie otwiera nową perspektywę. Styl życia, który prowadzą małżonkowie, modląc się, gotując, sprzątając, wychowując dzieci, ale też uprawiając seks, jest drogą do Boga. Miłość i przyjemność towarzysząca aktowi płciowemu jest czymś dobrym, a nawet świętym z racji obecności Boga w życiu małżonków. Poza tym małżeństwo to najstarsze powołanie. Pojawia się już na pierwszych stronach Pisma Świętego, nie wspominając o "Pieśniach nad pieśniami". "Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią upajaj się zawsze" - radzi Księga Przysłów. Pięknych fragmentów w Biblii jest dużo i trzeba je wydobywać. Powołanie do małżeństwa wcale nie ustępuje godności życiu zakonnemu czy kapłańskiemu jako bliższemu Bogu.
Odnoszę wrażenie, że następuje przewartościowanie w podejściu Kościoła do seksu. Kiedy rozmawia się z pokoleniem dzisiejszych rodziców, to widać, że nieświadomość w tych sprawach jest duża, a temat w kręgach katolickich był do tej pory tabu. Teraz widać wychodzenie naprzeciw tym sprawom.
To bardzo wyraźny trend. 10 lat wiekowej różnicy między małżeństwami i już widać inną mentalność w sferze seksualnej. Moja działalność jest adresowana do ludzi, którzy wychowali się po rewolucji seksualnej. Jest im o wiele łatwiej mówić o swoich przeżycia czy dotychczasowych związkach. Nie jest to dla nich temat wstydliwy i trudny. Świat młodych jest całkiem inny niż rzeczywistość dzisiejszych rodziców i dziadków.
Seks jest właściwie wszędzie. W mediach, książkach, reklamie, a nawet polityce. Może Kościół powinien stopować dyskusję na ten temat, a nie potęgować ją?
Dlaczego mielibyśmy robić prohibicję na cielesność? To ważna sfera życia i trzeba ukazywać jej pozytywne strony. Starać się, by służyła budowaniu więzi między ludźmi. Mówić o lepszej i dojrzalszej miłości. W ujęciu, które proponuje świat, seks staje się przereklamowany i pusty. Mówienie tylko o orgazmie nikomu nie pomaga. Być może napędza koniunkturę, ale nie daje głębokiej radości.
W jednym z ostatnich numerów miesięcznik "Więź" stawia tezę, że 40-letnia rewolucja seksualna jest już zmęczona. Tomáš Halík uważa, że "może tymi, którzy za jakiś czas odkryją ponownie dla świata zapomnianą, głęboką tajemnicę ludzkiej seksualności, będą właśnie chrześcijanie". To słuszna prognoza?
Myślę, że jest w tym dużo prawdy. Nie wiem, czy skala zjawiska będzie masowa, ale na pewno Kościół wypracuje sobie swój sposób mówienia o tych sprawach. Sądzę, że będzie to atrakcyjne ujęcie. Już sporo się dzieje.
Badania pokazują, że tylko ok. 30 proc. Polaków stosuje promowane przez Kościół naturalne metody planowania rodziny. Czyli nawet nie wszyscy praktykujący katolicy. Czy nie jest Ojciec zbyt dużym optymistą?
Biorąc pod uwagę dużą nieświadomość i małą siłę przebicia Kościoła, to bardzo dobry wynik.
Dziękuję za rozmowę.
* O. Ksawery Knotz - kapucyn, doktor teologii pastoralnej, duszpasterz małżeństw. Autor książki "Akt małżeński. Szansa spotkania z Bogiem i współmałżonkiem", redaguje stronę szansaspotkania.net