Rozdział 3
Herbatka dla dwojga
Popołudnie minęło szybko. Po lunchu podążyłam za Sophie i Kate na czwartą lekcję. Czułam się wspaniale siedząc pomiędzy nimi i czekając na kolejne zajęcia. Czułam się bardziej swojsko, niż przez ten cały dzień. Zaczęłam rozpoznawać niektóre dzieciaki, które spotkałam na porannych wykładach. Nieliczni uczniowie uśmiechali się do mnie. Już nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. Cieszyłam się z tego powodu.
W piątym bloku lekcyjnym wróciła na łono natury. Antropologia Kulturowa: Folklory i Legendy. Lekcje te brzmiały znacznie bardziej interesująco niż zwykły kurs antropologii wykładany na Windsor. Co ciekawe, dyrektor został nazwany instruktorem. Po podwójnym sprawdzeniu numeru pokoju, upewniwszy się, że jestem we właściwym miejscu, weszłam do środka. Klasa była znacznie mniejsza, niż wszystkie, które do tej pory widziałam, a wszystkie biurka ustawione były w półkole. Nie rozpoznając nikogo, wślizgnęłam się na puste miejsce.
Wykopałam z torebki notatnik wraz z długopisem i zaczęłam coś bazgrać, nudząc się niemiłosiernie, nie mogąc doczekać się rozpoczęcia lekcji. Po minucie, albo dwóch, coś strzeliło mi do łba, jakaś dziwna świadomość jego obecności. Spojrzawszy w górę, zobaczyłam Aidana Graya, sadowiącego się naprzeciwko. Wspaniale. Po prostu wspaniale. Przez niego, nie mogłam się na niczym skoncentrować, zwłaszcza, że ciągle się na mnie gapił, badając mnie, jak jakiś interesujący obiekt pod mikroskopem.
Wciąż czekając na Dr. Blackwella, zdecydowałam się przestudiować Aidana. Był wysoki, blisko 180cm. Był długi i gibki, ale niezbyt napakowany. Miał na sobie ciemne spodnie, do których dobrał wojskowe buty. Na górze miał czarną bluzę z kapturem, oraz wielokolorowy szalik zwisający bezwładnie z jego szyi. Gdzieś zniknęła jego baseballówka, a włosy lśniły blaskiem zachodzącego słońca.
Nagle, odwróciłam głowę w kierunku drzwi, a sekundkę później pojawił się w nich Dr. Blackwell. Uśmiechnął się zobaczywszy mnie, i mogłabym przysiąść, że mrugnął do mnie, gdy mijał moją ławkę.
- Czy poznaliście naszego nowego ucznia?- zapytał, stając przy tablicy. Po raz dwudziesty tego dnia, wszyscy zaczęli się znów na mnie lampić.
- Nie? - zapytał Dr. Blackwell słysząc jakieś pomrukiwania.
- Cóż. Zatem, czy mogłaby panienka McKenna wstać?
Wstać? Och, błagam, tylko nie to. Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego nauczyciele nękali mnie tym? Czując się jak na kacu, ledwo wstałam.
- Klasa, proszę powitajcie nową uczennicę, panienkę Violet McKenna. Jestem pewien, że zrobicie wszystko, aby czuła się w tej klasie jak u siebie w domu.
Nikt nic nie powiedział. W klasie zapanowała głucha cisza, przerywana jedynie pomrukami wiatru.
- Dziękuję - powiedział nauczyciel.
- Możesz już usiąść, panienko McKenna. Wydaje mi się, że dyskutowaliśmy wczoraj o plemiennym tańcu ludowym w Afryce Zachodniej, czyż nie tak?
Wszyscy zgodnie potaknęli, gwałtownie otwierając zeszyty i pstrykając nerwowo długopisami. Niechcący wgryzłam się w długopis, całkowicie świadoma faktu, że Aidan wciąż się na mnie gapi, podczas gdy Dr. Blackwell rozpoczął swój wykład. Wyglądało to tak, jakby próbował mnie zdekoncentrować. Albo wkurwić. Wahałam się nad tymi dwiema możliwościami, nie mogąc zdecydować się, która jest prawidłowa. Nie patrz na niego. Nie spoglądaj w górę. Wytężałam cały swój umysł, by wysłuchać tego, co właśnie opowiadał nam Dr. Blackwell. O czym to on tak właściwie mówił? O tańcach ludowych? W Afryce?
Zamiast słuchać wykładu, skupiłam całą swą uwagę, na dźwięku, który wydobywał mój długopis podczas drapania, darcia kolejnej kartki w zeszycie. Do moich nozdrzy dotarł zapach kredy unoszący się w powietrzu. Próbując stłumić kichnięcie, spojrzałam w okno, gdzie promyki słoneczne rzucały swój blask na zielony dywan znajdujący się na dziedzińcu. Pyłki kurzu latały w powietrzu, wyglądem swym przypominając małe owady. Wiedziałam, że powinnam skupić się na słuchaniu przemowy Dr. Blackwella, nie pozwalając swojemu umysłowi marzyć o niebieskich migdałach, ale cóż.. Czułam też w głębi serca, że Aidan wciąż mnie obserwuje. Czułam na sobie jego nieubłagany wzrok.
To co sobie pomyślałam, było dość śmieszne. Wyprostowując się na siedzeniu, musiałam przezwyciężyć lenistwo.
- … w celu odpędzenia złych duchów i istot nadprzyrodzonych… - właśnie to powiedział Dr. Blackwell, gdy znów odleciałam w nieświadomość.
Dziewczyna siedząca niedaleko mnie, po lewej stronie podniosła rękę.
- Tak, panno Anderson?
- Czy do nadprzyrodzonych istot zalicza pan…?
- Dobre pytanie - zinterpretował, potakując.
- Ale nie. Znani są pod różnymi imionami, tak samo jak my. Ale wilkołaki, wampiry. Różne stworzenia nocy i…
Dr. Blackwell nie zdążył odpowiedzieć na to pytanie, gdyż zabrzmiał dzwonek. Zaczęłam się szybko zbierać. O Boże, to chyba były najdłuższe pięćdziesiąt minut w moim życiu.
- Proszę przeczytajcie na jutro rozdział siódmy i przygotujcie się na test - zawołał nauczyciel, próbując przekrzyczeć szkolny dzwonek, co oczywiście nie było takie łatwe. Usłyszawszy taką wiadomość, klasa zaczęła zamykać zeszyty i się zwijać. Uważając, aby nie podnieść swojego wzroku znad podłogi, dotarłam do torby, spakowałam się, mając nadzieję na to, że Aidan wyrwie jak zawsze pierwszy z klasy i będę mogła nigdzie się nie śpieszyć, ani zbytnio panikować.
Ale niestety miałam totalnego pecha.
- Panienka McKenna, panie Gray - zawołał Dr. Blackwell.
- Proszę chwilkę zaczekać.
Z walącym sercem, trzęsąc się podeszłam do biurka. Aidan zatrzymał się dwa kroki z tyłu.
- Panie Gray, słyszałem, że Dr. Penworth poprosił cię, abyś pomógł panience McKennie nadrobić wszystkie zaległości związane z historią.
Aidan potaknął.
- Tak, właśnie o to mnie poprosił.
- Poproszę cię zatem, o taką samą przysługę. Czy to zbyt wiele?
Spojrzenie, jakie przemknęło pomiędzy Aidanem, a Dr. Blackwellem, lekko mnie przeraziło. W końcu przemówił Aidan:
- Oczywiście, że to nie sprawi mi żadnych kłopotów.
- A zatem bardzo dobrze panie Gray. Dziękuję.
Spojrzał na mnie.
- Panienko McKenna, przysięgam panience, że nie znajdzie panienka tutaj, lepszego korepetytora niż pan Gray. Pan Gray pomoże nadrobić panience wszystkie zaległości w okamgnieniu.
- Wspaniale - wymruczałam, ukradkowo spoglądając na Aidana.
- Zatem, możecie iść.
Skinął głową w kierunku drzwi.
Szósta lekcja, była moim ostatnim zajęciem na dzisiaj. Jedynym problemem, który mnie spotkał, było to, że nie wiedziałam, gdzie znajdę salę. Pędząc z powrotem do biurka, aby odzyskać swą torbę, sięgnęłam po harmonogram. Szósta lekcja, Szermierka Variety, Sala Gimnastyczna A. Tylko tyle wiedziałam. Odwróciłam się do biurka pana Blackwella, ale nagle zniknął. Przerzucając torbę przez jedno ramię, wkroczyłam na korytarz, mając nadzieję, że spotkam kogoś znajomego, którego będę mogła spokojnie zapytać o tę salę.
- Przed salą.
- Och!.
Zatrzymałam się na krótko, próbując złapać oddech. Aidan stał tam, podpierając ścianę.
- Przeraziłeś mnie.
- Przepraszam - powiedział, wzruszając ramionami.
- Studio A, znajduje się przed siłownią. Chodź, zaprowadzę cię tam.
- Nie masz zajęć, albo czegoś do zrobienia? - zapytałam, próbując unormować swój oddech, kiedy odepchnął się od ściany, i stanął przy mnie.
- Nie. Na szóstej lekcji, mam wolne. Niezależne badania.
Mogłam jedynie potaknąć.
- To nie fair - powiedział.
- Musisz wrócić z powrotem na dziedziniec, jeden budynek znajduje się niedaleko fontanny, kolejne dwa natomiast są za akademikiem. Trzeba tylko pokonać wszystkie schodki.
- Jestem pewna, że dam sobie radę - wymamrotałam, czując się dziwnie niespokojnie. To wcale nie było tak, jakbym nie chciała przy nim być, w rzeczywistości było wręcz odwrotnie. Chciałam spędzić z nim więcej czasu, a mnie wstydzić się z tego powodu. Kiedy znajdowałam się przy nim, niełatwo udawało mi się sklecić normalne zdanie.
- Nie chciałem cię odprowadzić - powiedział, uśmiechając się.
Popołudniowe słońce przesłoniło szare, gęste chmury. Bryza porwała niektóre liście przede mną. Zadrżałam.
- Wydaje mi się, że zmarzłaś - powiedział Aidan, podnosząc brwi.
- Jest mi zimno.
Potarłam rękę o rękę. Może staczałam się na dół, lecz może właśnie dlatego zaśmiałam się.
- Masz.
Zanim o czymś pomyślałam, Aidan zdjął swój wielokolorowy szalik i owinął go o moją szyję.
- Nie mogę pozwolić na to, abyś umarła na hipotermię, zanim nadrobisz wszystkie zaległości.
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a moje serce zaczęło skakać jak na skakance.
Nie myśląc podniosłam szalik do nosa, i go powąchałam. I nagle zauważyłam, jak chodnik zaczął przemieszczać się przed moimi oczyma.
Aidan wyciągnął rękę przytrzymując mnie, drugą chwytając mnie za nadgarstek. Wzięłam głęboki oddech, a jego twarz też się rozpłynęła w nicości.
- Naprawdę nie wyglądasz dobrze - powiedział.
Potrząsnęłam głową, próbując odrzucić od siebie wszystkie złe myśli. Nie wiedziałam, co było nie tak, ale wiedziałam, że coś na pewno.
- Wszystko w porządku - skłamałam.
- Niezbyt dużo dzisiaj zjadłam. Boże, jakie ty masz zimne łapska.
Wyrwał je, stawiając pierwszy krok na klatce schodowej.
- Chodź, znam skrót.
Pokiwawszy głową, podążyłam za nim, próbując iść normalnie, stopa za stopą. W końcu stanęliśmy na samej górze. Musiałam przez chwilę odpocząć, gdyż okropnie się zmęczyłam. Aidan czekał cierpliwie, wciąż mnie obserwując. Wzięłam dwa głębokie, uspokajające oddechy - a następnie wydarzyło się to, co zdarzało się już tysiąckroć.
Nagle wszystko pociemniało, a ja osunęłam się na kolana z jękiem. Z zamkniętymi oczyma, walczyłam z pojawiającą się wciąż wizją, próbując odsunąć ją na dalszy plan. Ale na nic się to zdało, gdyż zobaczyłam ją, jak migawki z filmu.
Panowała ciemność, zapewne północ, a ja szłam w dół prawie wyludnionej ulicy. Wiedziałam, że to był Nowy York, chociaż nigdy nie byłam na tej uliczce. Była ona bardziej zaniedbana niż sąsiadująca z nim dzielnica East Side. Ciemność, wirująca mgła przesłoniła chodnik, gdy śpieszyłam się, goniąc za kimś. Za czymś. Jakiś ruch po prawej stronie przyciągnął moją uwagę. Przyśpieszyłam, nieświadoma żadnego niebezpieczeństwa. Ulotkę na poczcie JAK NAPISAĆ POWIEŚĆ W ZALEDWIE W JEDEN TYDZIEŃ, wydrukowano wielkim, czarnymi literami. Przed sobą, zobaczyłam jakąś postacią materializującą się we mgle, ciemny, czarny cień. „Aidan” - zapłakałam, zamykając buzię rękoma.
Aidan? I właśnie wtedy moja wizja zniknęła. Nie minęło więcej niż kilka sekund, więc miałam nadzieję, że wyglądało to po prostu tak, jakbym się potknęła.
Zobaczyłam Aidana, który spróbował podnieść mnie na równe nogi.
- Co się stało?
- Nic.., ja tylko się potknęłam. To wszystko.
Cała się zarumieniłam, kiedy się zachwiałam. Cholera, nienawidziłam tego. Nienawidziłam tego. Dlaczego, nie mogłam być normalną osobą? To był mój pierwszy dzień w tej szkole, w nowym państwie na Boga, a każdy będzie mógł zobaczyć to, czego zauważenie zajęło moim przyjaciołom parę dobrych lat.
Potrząsnął głową.
- Nie upadłaś. Nie wiem, co się wtedy z tobą wydarzyło, ale kilka razy zawołałaś moje imię.
- Nie, nieprawda.
A może..? Nie. Nie. Nie mówiłam nic. Słyszałam jak wołałam jego imię w tej wizji, lecz w rzeczywistości nic nie powiedziałam. Przynajmniej, nie myślałam, że mogłabym to zrobić.
- Zapomnij o szóstej lekcji - powiedział. - Zabieram cię do pielęgniarki. Teraz.
Bez słowa, sięgnął po moją rękę i pociągnął mnie za sobą.
- Wszystko ze mną w porządku.
Próbowałam uwolnić rękę z jego uścisku, ale to tylko pogorszyło całą sprawę. Wiedziałam, że chciał mi pomóc, ale to było takie upokarzające - prawdopodobnie pomyślał, że miałam jakiś atak albo coś innego. Oczywiście, to było lepsze, niż to, aby poznał prawdę.
Po raz pierwszy, odkąd pojawiłam się w Winterhaven, marzyłam aby zostać w Atlancie na zawsze.
- Jesteś zdrowa jak ryba - ogłosiła pielęgniarka szkolna radosnym irlandzkim akcentem. Pielęgniarka Campbell, tak się nazywała. - Żadnej temperatury, twoje ciśnienie jest normalne. Czy jadłaś coś dzisiaj?
- Nie za bardzo - wymamrotałam. - Tylko parę kęsów kanapki z kurczakiem i sałatą.
- Może właśnie tutaj tkwi problem. Wy młodzi jesteście tacy zajęci, biegacie z jednego miejsca do drugiego, ale nie macie czasu, na zjedzenie czegokolwiek.
Spojrzała na mnie dziwnie, marszcząc brwi.
- Chyba nie jesteś na żadnej dziwnej diecie, prawda?
- Nie, oczywiście że nie - powiedziałam z oburzeniem. Po prostu zdenerwowałam się.
- Cieszę się słysząc taką wiadomość. Możecie zatem już iść. Wyślę odpowiednią notatkę do biura i powiem, że obydwoje jesteście zwolnieni z szóstych wykładów. Znajdź czas na zjedzenie obiadu, dobrze, kochanie?
Odsunęła białe zasłony, a ja podążyłam za nią, do kolejnej kabiny.
Aidan wciąż stał tam, gdzie go zostawiłam. Opierał się ciągle o ścianę, przylegającą do recepcji.
- Czy mogę liczyć na to, że odprowadzisz ją do akademika, panie Gray? - zapytała pielęgniarka.
- Tak, z pewnością - powiedział. - Czy wszystko w porządku?
- Zjedzenie czegoś z pewnością jej pomoże - odpowiedziała, klepiąc mnie po ramieniu.
- Przypilnuj, żeby coś zjadła, dobrze?
Czując się jak dziecko, spojrzałam na Aidana, uśmiechając się lekko.
- Powiedziałam ci, że wszystko ze mną w porządku.
- Hmmm, jeżeli tak mówisz. Chodź, odprowadzę cię.
Potaknęłam milcząc. Aidan przytrzymał otwarte drzwi, a ja przyśpieszyłam kroku, ze zwisającym z szyi wielobarwnym szalikiem.
- Chcesz wrócić do swojego pokoju, a może czujesz się w miarę dobrze, aby nadgonić trochę materiału?
Spojrzałam na niego, zdziwiona.
- Oczywiście. Możemy przejść przez to wszystko teraz.
- Okej, więc chodźmy. Do kawiarenki, gdzie będziesz mogła coś przegryźć.
Podążyłam za nim.
- Do kawiarenki?
- Tak, a jeśli chcesz, możemy zamówić tę herbatę tutaj.
- Zamówić herbatę? Czy masz na myśli, takie zamówienie ciastek, wraz z obsługą?
- Tak. Malutkie kanapeczki i bułeczki z gęstą śmietaną. To tylko jedno z dziwactw Dr. Blackwella - wyjaśnił.
Przekonana, że robi sobie ze mnie jaja podążyłam za nim przez podwójne, szklane drzwi, wzdłuż długiego korytarza, który wyglądał dziwnie znajomo.
- Szósta lekcja, jeszcze się nie skończyła, więc zapewne nikogo tam nie znajdziemy. Chodźmy tędy.
Dotarliśmy do końca korytarza oraz przeszliśmy przez duży, przeszklony przedsionek ze szklanymi drzwiami znajdującymi się po obu jego stronach. Po lewej stronie, znajdowało się coś co wyglądało jak szkolny sklepik - szara bluza sportowa z emblematem Winterhaven zdobiącym każde okna, włącznie z plecakami i zeszytami, wszystko z logo naszej szkoły. Po prawej stronie zobaczyłam kawiarenkę, z kilkoma stolikami na zewnątrz, i kilkoma wewnątrz. Zaraz za kawiarenką, znajdowała się księgarnia.
Gdy weszliśmy do kawiarni, zabrzmiał dzwonek, a lady wypełniły się kanapkami i ciastkami. Aidan ruszył w kierunku jednego z najdalszych stolików w tym pomieszczeniu.
- Pójdę tam i coś zamówię. Chcesz herbatę?- zapytał, a ja potaknęłam, siadając.
Minutę, lub dwie później, dołączył do mnie.
- Okej, herbata wkrótce się tutaj pojawi - powiedział. Dopiero po tym, gdy Aidan usiadł obok mnie, wyciągając z czarnego plecaka zeszyt wraz z długopisem, nie wiedziałam, czy zapamiętałam tę wizję. Nie widziałam, aby coś złego się tam wydarzyło. Mimo to, to wszystko w pewien sposób mnie poruszyło. Dlaczego podążałam za Aidanem po Nowym Jorku, a w dodatku o północy? I co on tam robił, poruszając się w tej mgle?
Na moment, pozwoliłam sobie zastanowić się nad tym, czy ta wizja przeminie, czy utkwi w mojej pamięci na zawsze. Oczywiście, wszystkie wizje tkwiły w mojej pamięci. Nie ważne co robiłam, aby temu zapobiec to nic nie pomagało. To było moim przekleństwem, które próbowałam ukryć przed resztą świata.
Mogłabym przysiąc, że usłyszałam w swojej głowie głos Aidana.
Wszyscy mamy coś do ukrycia - usłyszałam to dość wyraźnie, tak jakby mówił to wszystko na głos.
Spotkałam jego spojrzenie, a moje serce zaczęło bić szybciej. Wyglądał na bardzo zaskoczonego. Bardzo, bardzo zaskoczonego. jego źrenice poszerzyły się, kolor oczu zmienił się z szarego na zamgloną burzę, a następnie przyjrzał mi się, gdy zagryzłam wargę.
Moja głowa pękała, moje dłonie nagle się spociły. Co się do cholery wydarzyło? Co to było? Czy ja to naprawdę słyszałam, czy to zwykła wyobraźnia? Traciłam zmysły, słyszałam jakieś głosy. I to nie był zwykły głos, lecz głos Aidana.
Jakimś cudem dowiedział się o mojej tajemnicy.
str. 9