"Edukacja Aleksandra (I)"
Autor: latarnia_morska · 27 luty 2010
Edukacja AleksandraCzęść I - Inicjacja (listopad)
Aleksander obudził się przed świtem. Przez chwilę jeszcze leżał nieruchomo, uświadamiając sobie, gdzie jest. W głowie szumiał mu jeszcze wczorajszy alkohol, smak w ustach przypominał popielniczkę zmieszaną ze starą gumą.
- Eech... cholera - mruknął - chyba przesadziłem.
Zwlókł się z łóżka i sięgnął po butelkę z wodą mineralną. Chłodny płyn przyjemnie nawilżał wysuszony przełyk. Spojrzał w lustro i skrzywił się z niesmakiem. Czerwone oczy, spierzchnięte wargi, włosy sterczące we wszystkich możliwych kierunkach. I ta wygnieciona koszula w kratkę, jasno dająca do zrozumienia, że tak trochę zapomniał chyba zdjąć ubranie...
"Uff... co za gówno..." - pomyślał - "jeśli Marta mnie tak widziała..."
Zebrał się w sobie i najciszej jak potrafił przemknął do łazienki.
Stojąc pod prysznicem rozpamiętywał wczorajszą imprezę i swoją kolejną porażkę. Sobotnie wyjście na piwo z kolegami z roku zapowiadało się świetnie. W szóstkę wyskoczyli do znajomego pubu naprzeciwko wydziału. Potem pojawiły się jeszcze trzy koleżanki z roku, w tym, na nieszczęście Olka, Marzena. Od początku października, od pierwszych dni zajęć, była obiektem jego zainteresowania. Długie blond włosy, sięgające za ramiona, zgrabna, szczupła sylwetka, ponętnie zaokrąglone biodra i średnie, idealne dla niej piersi powodowały, że Olek wodził za nią wzrokiem. Dotychczas jednak nie ośmielił się podejść do dziewczyny, nie bardzo wiedział, o czym mógłby porozmawiać. O uczelni, zajęciach, to było takie nudne... A o bardziej prywatnych sprawach... Nie bardzo wiedział, jak zacząć.
Wczoraj miało być inaczej, tak sobie przynajmniej wyobrażał. Będąc już po dwóch piwach odważył się przysiąść do Marzeny. Już nie bardzo pamiętał od czego właściwie zaczął... powiedział jej, że jest piękna, zaczął jej opowiadać o miłości, literaturze, swoich zainteresowaniach... Marzena się śmiała. A potem przyszedł Paweł, też kumpel z roku. Marzena straciła zainteresowanie Olkiem. A potem, kiedy poszedł zamówić sobie kolejne piwo, zobaczył jak się całują... A potem... kiedy pił kolejne piwo... zobaczył, jak wychodzą razem... A potem... wypił jeszcze jedno piwo... poprawił setką wódki... i zamówił jeszcze jedno... i...
"Pies ją trącał, głupia suka" - pomyślał, myjąc zęby.
Tak, Aleksander miał problem. Duuuży problem...
Wychowywał się w małym miasteczku, wśród lasów i jezior Pojezierza. Ojca właściwie nie pamiętał, był dyrektorem miejscowego liceum, zginął tragicznie w wypadku, kiedy Olek miał trzy lata. Matka potem nie związała się już z nikim i od tej pory jego dom rodzinny był mocno sfeminizowany - matka, babcia i dwie starsze siostry. Ta sytuacja, trwająca przez następne siedemnaście lat, spowodowała, że Aleksander odstawał od większości swoich rówieśników. Najlepszy uczeń w szkole, poważny, odpowiedzialny, kulturalny i oczytany, a jednocześnie, częściowo z powodu wrodzonego charakteru, a częściowo z uwagi na środowisko domowe, romantyczny, subtelny i zdecydowanie, jak na mężczyznę, wrażliwy. Te cechy utrudniały mu życie.
Z kolegami, przyjaciółmi czy znajomymi dogadywał się bez problemu. Po pierwszych bójkach w szkole podstawowej, kiedy obrywał za każdym razem, zrozumiał, że aby nie być wiecznym nieudacznikiem, musi założyć maskę, upodobnić się do otoczenia. Nauczył się bić, potrafił całkiem przyzwoicie zabluźnić, nie miał oporów przed, na przykład, wagarami, popalaniem papierosów w szkolnej toalecie czy popijaniem wieczorami z kumplami wina nad jeziorem. Mimikra spowodowała, że był lubiany przez chłopaków, a jednocześnie, przy znakomitych ocenach z nauki, permanentnie zaniżano mu stopień z zachowania. Tylko całkowicie prywatnie, w zaciszu domowym stawał się sobą.
Problemem były relacje z kobietami. Tu nie było żadnej maski. Ze starszymi od siebie dogadywał się znakomicie. Ale wobec rówieśniczek czuł się całkowicie nagi. Nie potrafił podrywać dziewczyn, tak jak koledzy, beznadziejnie szło mu flirtowanie, "wyrywanie". Dodatkowo był cholernie nieśmiały. Toteż wszystkie próby kończyły się tak, jak wczorajsza...
Dwudziestoletni Olek był całkowitym prawiczkiem. No, prawie prawiczkiem, raz całował się z dziewczyną. Ta sytuacja krępowała go i trochę nawet przerażała. Jego koledzy "chodzili z panienkami", zmieniali je albo one zmieniały ich, opowiadali nad jeziorem o łóżkowych podbojach, a Olek był jedynie obserwatorem i słuchaczem. Fizycznie był zupełnie dobrze rozwiniętym młodzieńcem, hormony w nim buzowały, też chciałby tak, jak oni, cóż z tego, kiedy nie potrafił. Onanizował się więc wieczorami, rozładowując napięcie i wyobrażając sobie, że robi TO z koleżanką, nauczycielką czy którąś z ulubionych aktorek.
I to był właśnie jego problem...
Skończył się myć i wrócił do pokoju. Gorąca kąpiel trochę go otrzeźwiła. Marta chyba jeszcze spała, drzwi od jej pokoju były zamknięte. Nie pamiętał, czy była wczoraj, kiedy wrócił. Prawdę mówiąc niewiele pamiętał. Wolałby, żeby jej nie było. Dopiero miałaby ubaw.
Ubierając się popatrzył przez okno. Świtało. Dzień zapowiadał się ponuro, tak, jak jego dzisiejszy nastrój. Drobny deszcz zacinał z ukosa, kołysząc gałęziami drzew, całkowicie prawie pozbawionymi liści. Chłodno, nieprzyjemnie, byle jak. Koniec listopada. Światła samochodów odbijały się w mokrej szybie. Z wyciem syreny przemknął ambulans.
Przyjechał do stolicy dwa miesiące temu, pod koniec września, tuż przed swoimi dwudziestymi urodzinami. Zdana z wyróżnieniem matura i wiedza, którą posiadał, pozwoliły mu bez problemu dostać się na pierwszy roku studiów na wymarzonym kierunku na Uniwersytecie. Jedynym problemem było mieszkanie. Akademik był dla Olka ostatecznością. Na szczęście rozwiązaniem okazała się Marta.
Marta była kuzynką Aleksandra. Właściwie, kuzynką, to za wiele powiedziane. Była przyrodnią córką brata matki Olka. Starsza od młodzieńca o siedem lat, skończyła już studia i pracowała w dużej, stołecznej korporacji. Powodziło jej się zupełnie nieźle, miała własne, dwupokojowe mieszkanie, mieszkała w dodatku całkiem sama. Pół roku temu jej burzliwy, dwuletni związek z pewnym gitarzystą rockowym rozpadł się definitywnie. W tej sytuacji Aleksander, początkujący student, otrzymał do swojej dyspozycji całkiem przyjemnie urządzony pokój.
Na myśl o Marcie Olek się uśmiechnął. Ta dziewczyna bardzo mocno na niego działała. Wysoka, szczupła, z czarnymi włosami opadającymi do pasa, ponętnymi dużymi piersiami i ślicznie zaokrąglonym tyłeczkiem, który niesamowicie zgrabnie poruszał się podczas chodzenia, stała się cichym obiektem seksualnych marzeń chłopaka. Wieczorami, w swoim pokoju, dość często masturbował się, marząc o Marcie, o tym, że rozbiera ją, pieści jej piersi, muszelkę, że wchodzi w nią, tak jak widział na filmach i w erotycznych czasopismach. Bardzo łatwo osiągał wtedy orgazm.
W rzeczywistości nigdy jednak nie zdobył się na jakiekolwiek niestosowne zachowanie. Nie pozwalała mu na to jego nieśmiałość, a także świadomość, że była jego, daleką, bo daleką, ale kuzynką.
Zbliżała się ósma. Drzwi od pokoju Marty nadal były zamknięte. Najwyraźniej nadal spała. Olek przeszedł do kuchni, wstawił wodę, zrobił śniadanie. Najbliższe trzy dni miał zostać sam. Marta około dziesiątej wyjeżdżała na służbową konferencję nad morze. Miała wrócić w środę.
"Fajnie ma" - pomyślał - "też bym chciał pojechać".
Przygotowawszy śniadanie zapukał do pokoju dziewczyny. Cisza, brak odpowiedzi. Zapukał ponownie, a potem nacisnął klamkę.
- Marta - powiedział półgłosem - Marta, śniadanie na stole, wstawaj.
Zajrzał do pokoju. Story w oknach były zaciągnięte, więc widział tylko zarys jej sylwetki na łóżku. Tak słodko spała. Chętnie dałby jej poleniuchować, ale przecież miała wyjechać. Musiał ją obudzić.
Wszedł do pokoju.
- Martuś, jest już po ósmej. Spóźnisz się na pociąg.
Podszedł do łóżka i osłupiał. Dziewczyna spała na wznak, z prawą ręką wsuniętą pod głowę. Nocna koszulka podsunęła się do góry, całkowicie odsłaniając bielutką prawą pierś, ze ślicznym, otoczonym dużą czerwoną obwódką, sutkiem. Z kolei czarne, koronkowe majteczki nieco się zsunęły i widać było wyraźnie włoski łonowe. Na ten widok penis Olka wyprężył się natychmiast, rozpierając nogawkę spodni. Pierwszy raz na żywo zobaczył kobiecą pierś i było to tak niesamowite przeżycie, że miał ochotę z miejsca wytrysnąć. Stał i patrzył na jej cudowną, pełną pierś, pięknie zaokrąglony brzuszek, przechodzący niżej, w miejscu gdzie zaczynały się włoski, w...
Nie. Olek nawet nie chciał sobie tego wyobrażać. Czuł, że zaraz nie wytrzyma. Z jednej strony miał ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć piersi, cudownie gładkiej skóry, już sobie wyobrażał jej dotyk, z drugiej... czuł się zawstydzony, miał ochotę uciec...
Już miał się wycofać z pokoju, kiedy Marta poruszyła się i otworzyła oczy.
- Mmmm... hmmm... - mruknęła rozkosznie i uśmiechnęła się do chłopaka - Dzień dobry Olek...
Uniosła się i usiadła, szybkim ruchem opuszczając koszulkę.
- Która godzina? - spojrzała na leżący przy łóżku zegarek - O Boże! Strasznie późno!
- Yyyy... Śniadanie jest gotowe. Tylko wystarczy zalać kawę... - wyjąkał Olek.
Niemożliwe, żeby nie zauważyła, jak się czerwieni.
- Kochany jesteś. Dzięki. Nie wiem, jak bym bez Ciebie zdążyła - podniosła się z łóżka i pocałowała chłopaka w policzek.
Poczuł dotyk jej ust. Tak cudownie delikatny, ciepły... Nie mógł dłużej wytrzymać...
- To... ja... zrobię tą kawę!... - odwrócił się i szybko, aby nie zauważyła, jak bardzo jest podniecony, wyszedł do kuchni.
- Nie spiesz się tak bardzo! - zawołała za nim - Poczekaj jeszcze piętnaście minut. Muszę doprowadzić się do ładu i wziąć prysznic.
Marta patrzyła za Olkiem z rozbawieniem. Oczywiście, że zauważyła wypieki na jego twarzy i wybrzuszenie w spodniach. Tak niezręcznie próbował ukryć przed nią swoje podniecenie. Wiedziała, że zauważył jej odsłoniętą nieopatrznie w trakcie snu pierś.
"Kochany chłopak" - pomyślała - "taki mądry, a jednocześnie taki niedoświadczony".
Stanęła przed lustrem i zdjęła koszulkę. Uwolnione, pełne piersi zakołysały się swobodnie. Dotknęła ich. Ze zdumieniem stwierdziła, że myśl o tym, iż jej młodszemu o siedem lat kuzynowi podoba się jej ciało, powoduje też jej podniecenie. Wiedziała, że to naturalne w jego wieku, był przecież dorosłym, w pełni rozwiniętym mężczyzną.
"Chyba pora, żeby znalazł sobie dziewczynę" - pomyślała.
Olek oparł się o ścianę w kuchni, oddychał ciężko. Dłonią pieścił przez spodnie wyprężonego penisa. Wyobrażał sobie, że dotyka piersi Marty, ona się nie broni, zdejmuje z niej majteczki, całuje ją...
"Nie wytrzymam" - pomyślał, czując, że za chwilę wytryśnie.
Ostrożnie, aby nie zauważyła, zajrzał przez uchylone drzwi do sypialni i... po raz drugi w dniu dzisiejszym oniemiał. Marta stała przed lustrem bez koszulki, dotykała swoich piersi. Widział wyraźnie jej pełny biust w całej okazałości, sterczące brodawki i te cudowne, duże obwódki wokół nich. Dziewczyna nieświadoma, że jest podglądana, dotknęła sutka, masowała go delikatnie, westchnęła. To już było dla Aleksandra za wiele. Poczuł znajome pulsowanie członka, znajome delikatne swędzenie, a potem... gorącą wilgoć rozlewającą się w spodniach. Spuścił się. Wytrysnął w bieliznę.
Tak zawstydzony jak teraz nie czuł się chyba nigdy w życiu. Policzki mu płonęły. Szybko, jak najciszej potrafił, pobiegł do swojego pokoju. Musiał się przebrać, zatrzeć ślady... Miał trochę czasu, zanim Marta się umyje...
Dwadzieścia minut później spotkali się w kuchni. Marta w zielonkawym kostiumie wyglądała cudownie. Bardzo subtelny makijaż podkreślał jej urodę, a delikatne oprawki okularów dodawały uroku jej twarzy. Olek patrzył z zachwytem. Przebrał się już, chowając mokre majtki i spodnie do szafy. Zapierze je, kiedy zostanie sam. Jego emocje trochę opadły, choć teraz, patrząc na Martę pijącą kawę i jedzącą przygotowane kanapki, znów poczuł ekscytację.
- Późno wczoraj wróciłeś? - pytanie dziewczyny przerwało zachwyt chłopaka.
- Yyyy... - Olek zająknął się. Dopiero teraz przypomniał sobie swoje poranne obawy - tak... chyba koło północy... mmm... spałaś już?
- Nie. Nie było mnie w domu. Myślałam, że zauważyłeś.
- Było ciemno w pokoju i nie zaglądałem - powiedział z ulgą - "Uff, nie widziała".
- Wróciłam dopiero koło czwartej - ziewnęła - strasznie jestem niewyspana.
- Byłaś na randce? - zapytał, starając się, aby jego głos zabrzmiał spokojnie. Poczuł, wbrew sobie, ukłucie zazdrości.
- Taaa... - odpowiedziała z przekąsem, patrząc na niego poważnie - Na randce... Z Edytą. Siedziałam u niej i starałam się ją podtrzymać na duchu. Martwię się o nią. Jest w strasznym stanie.
Olek nic nie odpowiedział. Edyta, trzydziestopięcioletnia sąsiadka z naprzeciwka, była pierwszą osobą, którą poznał po zamieszkaniu u Marty. Nieco niższa od kuzynki, odrobinę tylko tęższa, z brązowymi włosami sięgającymi ramion, pełnymi piersiami i dość szeroką, ale zgrabną pupą, zwróciła od początku jego uwagę. Oczywiście, wolał Martę, ale Edyta w nie mniejszym stopniu przyciągała jego spojrzenie.
Obie kobiety były zaprzyjaźnione, więc dość często odwiedzały się nawzajem. Edyta, z zawodu nauczycielka, była zamężna. Jej mąż, Andrzej, prowadził własną, dobrze prosperującą firmę. W przeciwieństwie do Edyty, zawsze życzliwej i uśmiechniętej, nie budził sympatii Aleksandra. Pewny siebie i zarozumiały, był typowym przykładem nowobogackiego buca. Edyta i Andrzej nie mieli dzieci, choć, jak słyszał, bardzo się o nie starali.
Cztery dni temu Andrzej wyprowadził się z domu, podobno do jakiejś dziewczyny poznanej w firmie. Edyta była załamana. Została sama, w trzypokojowym mieszkaniu, porzucona przez męża, ze świadomością, że jej nauczycielska pensja nie wystarczy nawet na pokrycie bieżących świadczeń. Jej młodsza siostra, Danusia, mieszkająca na drugim końcu miasta, wyjechała wraz z mężem i córką na zaplanowaną od dawna wycieczkę do Egiptu i wracała dopiero za tydzień, a innej rodziny w stolicy nie miała. Toteż młodsza o osiem lat Marta stała się siłą rzeczy najbliższą jej powierniczką, w ostatnich dniach przesiadując u sąsiadki, kiedy tylko mogła, długie godziny i podtrzymując ją na duchu.
- Boję się o jej stan - przerwała rozmyślania Olka Marta - Jest przerażona, w szoku, nie potrafi sobie z niczym poradzić. A w dodatku ten mój wyjazd...
Popatrzyła na Aleksandra z namysłem.
- Wiesz co, Olek? Chciałabym Cię o coś prosić. Przez te trzy dni, jak mnie nie będzie... zajrzyj do niej. Jesteś mądrym chłopakiem, a ona potrzebuje teraz towarzystwa... Nie można zostawiać jej samej. Może zrobisz jej jakieś zakupy, pomożesz w czymś... A w najgorszym razie posiedź po prostu z nią i pogadaj...
- Jasne, Martuś... Spróbuję ją rozerwać. Mam nawet w pokoju granat - ten akurat dowcip był zdecydowanie nie na miejscu.
- Przestań gadać głupoty. Mówię poważnie - Marcie nie było do śmiechu.
- Żartowałem. Masz rację, to było głupie. A tak serio... oczywiście, że możesz na mnie liczyć.
- Mam nadzieję... Bo jak nie, to policzymy się po powrocie - Marta wstała od stołu i pocałowała Olka w policzek - Muszę już lecieć. Do środy...
Olek wyszedł za nią do przedpokoju. Założyła jesienne kozaczki i ten brązowy płaszczyk, w którym tak świetnie wyglądała.
- Pa, Olku! Zajrzę jeszcze do Edyty!
- Uważaj na siebie i wracaj cało! - zawołał chłopak za nią stając w otwartych drzwiach.
Patrzył z przyjemnością, jak idzie korytarzem, jak zgrabnie kołysze biodrami. Marta podeszła do drzwi sąsiadki i zadzwoniła.
- Cześć, Edytko... Wyjeżdżam - powiedziała, gdy nauczycielka otworzyła drzwi.
- Udanej podróży Marto - Edyta miała zaczerwienione oczy, widać było, że niedawno płakała - baw się dobrze...
Marta popatrzyła na sąsiadkę uważnie, a potem spojrzała na Aleksandra.
- Edyta! Olek zostaje. Rozmawiałam z nim. Gdybyś cokolwiek potrzebowała... wiesz, zakupy... albo zwyczajnie pogadać... Zawsze możesz wejść...
- Coś Ty... Nie będę chłopaka fatygować... - nauczycielka machnęła ręką - Poradzę sobie.
- Ale to naprawdę żadna fatyga! - zawołał Aleksander - Ja... z przyjemnością... jeżeli tylko będziesz chciała...
- Kochany jesteś - Edyta po raz pierwszy się uśmiechnęła - Dzięki. To może wejdziesz wieczorem na kolację? Będzie mi miło. A nie chcę być sama...
- Jasne! - Olek przyglądał się Edycie ze współczuciem. W brązowej, sięgającej kolan spódnicy, świetnie komponującej się z jej włosami i białej bluzeczce, pod którą wyraźnie uwypuklały się duże piersi, wyglądała naprawdę pociągająco. Tylko zaczerwienione z niewyspania i płaczu oczy psuły widok ponętnej kobiety.
"Co za palant" - pomyślał o Andrzeju - "zostawić Taką laskę...".
- W takim razie wejdź o szóstej. Ja do tego czasu trochę się ogarnę.
- No to jesteście umówieni! - zawołała Marta - Olek! - mrugnęła do chłopaka porozumiewawczo i zbiegła po schodach.
Olek zamknął drzwi. Właściwie zaproszenie na kolację spadło mu z nieba. Nie miał planów na wieczór, po wczorajszym nieudanym wieczorze nie chciało mu się nigdzie wychodzić, a siedzenie samemu przed telewizorem jakoś go nie kręciło. Poza tym, lubił Edytę, lubił z nią rozmawiać, od początku zresztą, mimo dzielącej ich różnicy lat, byli ze sobą na ty. Dodatkowo, jej krągłości działały na jego wyobraźnię prawie tak mocno, jak widok Marty. A jeżeli do tego jeszcze mógł jej jakoś pomóc...
Przez następnych kilka godzin Aleksander był zajęty. Pozmywał, zrobił pranie (ten nieszczęsny poranny wypadek), zjadł na szybko jakiś obiad, a potem usiadł do nauki. We wtorek czekało go kolokwium, a materiału do przerobienia było sporo. Dopiero zapadający zmierzch i konieczność zapalenia lampki uświadomiła mu, że jest już późno. Pomyślał, że, skoro jest zaproszony, nie wypada pójść z pustą ręką. Ubrał się i zbiegł do pobliskiego sklepu. Kupił czerwone, portugalskie wino, półsłodkie - wiedział, że Edyta takie lubi. Wracając wstąpił do kwiaciarni. Czerwona róża wydała mu się odpowiednim dodatkiem do wina.
"Będzie jej miło" - pomyślał - "Niech nie myśli, że wszyscy faceci są jak ten palant".
Wrócił do domu i opakował butelkę w ozdobny papier, przewiązując szyjkę sizalową wstążeczką. Wziął prysznic, ogolił się, założył jedną z lepszych koszul i punktualnie o osiemnastej stanął przed drzwiami sąsiadki.
Edyta siedziała w fotelu. Stół już był dawno nakryty, kolacja czekała. Mrok pokoju rozświetlały świece i mały kinkiet nad stołem. Przygotowywała kolację z przyjemnością, dzięki temu nie musiała bez przerwy myśleć o Andrzeju. Jedynym elementem nieco psującym idealny obraz była do połowy opróżniona butelka koniaku na kredensie. Przez ostatnie dni, zwłaszcza, kiedy była sama, alkohol rozgrzewał ją, stępiał trochę jej strach, rozpacz, przerażenie. Dziś też już jej leciutko szumiało w głowie, ale ograniczyła chęć sięgnięcia po następny kieliszek. Czekała z niecierpliwością na młodego gościa. Polubiła go bardzo od chwili, kiedy sprowadził się do Marty. Przystojny, szczupły, wyższy od niej, kulturalny i oczytany, był kompletnym przeciwieństwem jej męża - teraz prawie już byłego męża. Patrząc na Olka nieraz myślała - "Chciałabym, żeby mój syn był podobny do niego".
"Mój syn.... nienarodzony..." - ta myśl bolesną zadrą szarpnęła ją do głębi. Ból powrócił. Tak mocno, tak dotkliwie. Czuła, że zaraz nie wytrzyma. Wstała i sięgnęła po butelkę. Nie zdążyła jednak napełnić kieliszka, gdy zadzwonił dzwonek. Szybko schowała butelkę do barku i otworzyła drzwi.
Olek patrzył zdumiony na Edytę. Spodziewał się, że ujrzy ją taką samą jak rano, z zapuchniętymi, zaczerwienionymi oczami. Tymczasem wyglądała fantastycznie. Oczy jej błyszczały, zupełnie inaczej niż przed południem. Biała bluzeczka rozsunęła się nieco, ukazując jej kształtną szyję. A poniżej, ukryte pod ubraniem, były... były... takie duże...
Nauczycielka uśmiechnęła się do młodzieńca. Miała taki promienny uśmiech.
- Witaj Olku. Wejdź. Czekałam na Ciebie.
- Ja... - Olek otrząsnął się z zaskoczenia, wyciągnął trzymane za plecami wino i różę - To dla Ciebie. Nie wypada przychodzić z pustymi rękami...
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Jesteś słodki. Taki kochany.
Pochyliła się i pocałowała go w policzek. Poczuł woń jej perfum, delikatny dotyk warg. Zrobiło mu się gorąco. Pomyślał, że gdyby tak.... Nie, nie mógł nawet o tym myśleć. To była jego sąsiadka, starsza o piętnaście lat.
Wszedł do pokoju. Płonące świece tworzyły ciepłą, przytulną atmosferę. Stanął zaskoczony.
- Podoba Ci się? - Edyta wniosła herbatę.
- Jest... jest pięknie...
- Zawsze lubiłam odpowiednią oprawę, nastrój. Zawsze tak się dla niego starałam... - głos jej się załamał. Podeszła i objęła Aleksandra od tyłu - Tak się cieszę, że przyszedłeś. Nie chciałam być sama...
Olek poczuł jej ciepło, miękkość... jej dłonie na swoich piersiach... jej piersi... dotykające jego pleców przez koszulę... Wbrew sobie poczuł podniecenie. Był tak blisko prawdziwej Kobiety... Penis w spodniach wyprężył się.
- To jaaa... Może coś pomogę... - powiedział szybko.
- Usiądź, jesteś moim gościem. Już podaję mięso - Edyta puściła go i poszła do kuchni.
"Dzięki Bogu" - pomyślał Olek. Usiadł i głęboko odetchnął. Pomasował wyprężonego członka.
"Uspokój się wariacie. To tylko sąsiadka. Mąż ją zostawił, ma problemy... Co ty sobie wyobrażasz..."
Edyta podała gorące danie, nalała wina. Jedli i rozmawiali. Kobieta wypytywała Aleksandra o studia, o plany na przyszłość. Olek chętnie jej opowiadał. Napili się wina. Jeden kieliszek, potem drugi...
Wcześniejszy koniak, zmieszany teraz z winem, rozgrzewał Edytę. Czuła się rozluźniona. Z przyjemnością patrzyła na młodzieńca siedzącego naprzeciwko. Spokojny, opanowany, elokwentny, a przy tym tak kulturalny... Do tego taki zgrabny, przystojny chłopak... Poczuła, jak gdzieś głęboko, w jej wnętrzu rodzi się podniecenie. Czuła, że robi się wilgotna. Policzki ją paliły. Zaczęła ciężko oddychać. Ten młodzieniec, tyle lat od niej młodszy... jej sąsiad... działał na nią...
Edyta zawsze lubiła seks. Z Andrzejem kochali się prawie codziennie, w weekendy nawet częściej. Ta sfera ich życia nigdy nie szwankowała. A jednocześnie.... właśnie dlatego....
Oboje bardzo pragnęli dziecka. Edyta nie była już najmłodsza, czuła, że czas jej ucieka. Andrzej zresztą też bardzo chciał potomka. Pobrali się późno, oboje mieli już po trzydzieści lat. Rok, drugi, piąty... Tak bardzo chciała zajść w ciążę, tak bardzo się starali... Przez ostatni rok specjalnie nawet czekali co miesiąc na jej dni płodne oszczędzając wcześniej siły, aby właśnie w tym czasie, właśnie wtedy... Bezskutecznie. Miesiąc za miesiącem... Proponowała Andrzejowi wizytę u lekarza, zrobienie badań, on jednak z niewytłumaczalnym uporem odrzucał jej prośby. Twierdził, że Z NIM wszystko jest w porządku. Z kolei sama... krępowała się pójść, przebadać... Na tym tle coraz częściej dochodziło do wymiany zdań. Zwykle przegrywała, był tak pewny siebie... Przestawała czuć się kobietą, czuła się jak puste naczynie, niepotrzebny worek, który nigdy nie zostanie napełniony...
Przypomniała sobie ostatnią rozmowę z mężem. To było we wtorek. Wrócił z pracy, zrobiła kolację, zupełnie tak, jak dzisiaj. Od niedzieli zrobili sobie przerwę w igraszkach, chcieli zebrać siły na kolejną próbę, na WCZORAJ I DZISIAJ... Właśnie teraz była w najbardziej płodnym okresie. Właśnie teraz powinni podjąć próbę...
Po kolacji Andrzej oznajmił jej, że odchodzi, że nie chce już dłużej próbować. Był taki wstrętny... Powiedział... powiedział, że chce mieć syna, chce mieć dzieci... i będzie miał. Pieprzony skurwiel... Od trzech miesięcy spotykał się z Mariolą, rozwódką z córką, księgową w jego firmie. Okłamywał ją cały ten czas. Teraz do niej się wyprowadzał...
"Ona przynajmniej da mi dzieci" - powiedział.
Był taki zimny, taki obojętny... Płakała, prosiła... Potraktował ją jak niepotrzebny, bezużyteczny mebel...
Tej nocy zerżnął ją dwa razy, na pożegnanie... Leżała całkowicie obojętna, bezwolna, nie czująca nic. Wchodził w nią i wychodził. Wchodził i wychodził. Przygniatał ją swoim ciężarem, a ona, jak bezwładna lalka przyjmowała jego pchnięcia. W końcu... w końcu spuścił się w nią. Raz, potem drugi... Zalał nasieniem jej bezużyteczną, bezpłodną macicę... Było jej wszystko jedno. Chciała krzyczeć, przeklinać go, wyrzucić z siebie rozpacz, swoją zrujnowaną miłość. Nie potrafiła...
W środę rano się wyprowadził.....
Świeże wspomnienia zalały ją falą rozpaczy. Nie potrafiła powstrzymać łez. Jej życie stało się pustką, nikomu niepotrzebne, bezużyteczne....
- Edyta! Edyta, co się stało?! - Olek zauważył nagłą zmianę na jej twarzy, łzy, które popłynęły po policzkach.
- Nie... To nic... Przepraszam... Zaraz mi przejdzie... - kobieta otarła dłońmi twarz.
Aleksander przyglądał jej się uważnie. W świetle migoczących świec wyglądała pięknie. A jednocześnie tak żałośnie... Poczuł falę współczucia wzbierającą w nim od środka, szarpiącą go, wydostającą się na zewnątrz... Nie chciał, żeby płakała. Musiał coś zrobić, musiał jakoś zareagować...
Pochylił się i przez stół pogładził ją po ręce. Miała taką jedwabiście gładką skórę.
- Proszę Cię... Nie płacz... - słowa same wypływały mu z ust, nie mógł ich powstrzymać - Proszę Cię, Edyto... Ten palant... Jesteś taka piękna, taka dobra... Nie wiem, jak mógł Cię zostawić... Ja bym tego nigdy nie zrobił...
Kobieta czując dotyk dłoni Aleksandra drgnęła. Poczuła, jakby przeszył ją prąd. A jego słowa uderzyły w nią jak kamień. Spojrzała na młodzieńca. Patrzył na nią tak poważnie, z takim ciepłem w oczach.
Andrzej pewnie jest teraz z Mariolą. Pewnie leżą w łóżku. Pieprzą się. Na pewno nie myśli teraz o niej. A ona jest tu, z tym młodzieńcem. Takim przystojnym, wrażliwym. I co z tego, że młodszym o piętnaście lat? Tak naprawdę to nie ma znaczenia...
Poczuła, że jej muszelka jest całkiem wilgotna. Czuła, że podniecenie wzbiera w niej, narasta. Jego dotyk był taki przyjemny. Gładził ją tak delikatnie.
"W cholerę z tym wszystkim, niech się dzieje, co chce. Mam cię w dupie, Andrzej!" - pomyślała.
Przestała płakać. Dłonią chwyciła jego wyciągniętą dłoń. Spojrzała młodzieńcowi w oczy.
- Olek, mam pytanie. Tylko powiedz mi szczerze - powiedziała pewnym głosem.
Wzrok Aleksandra, zaskoczonego nagłą zmianą na jej twarzy, był jednym wielkim znakiem zapytania.
- Czy Ty dotychczas byłeś z jakąś kobietą? No wiesz, tak blisko...
- Yhmmm... - twarz Aleksandra przybrała momentalnie kolor dojrzałego buraka, dając w pełni wyczerpującą odpowiedź.
- Nigdy, prawda? Nigdy się nie kochałeś?
Zawstydzony Olek gwałtownie wyrwał dłoń i usiadł w pozycji grzecznego chłopczyka, z zaciśniętymi kolanami, dłońmi na udach i opuszczoną głową. Wyglądało to nawet komicznie u dwudziestoletniego, w pełni rozwiniętego mężczyzny.
Edyta wstała, podeszła do niego i ukucnęła. Pogładziła go po policzku.
- Popatrz na mnie - powiedziała łagodnie - To żaden wstyd.
Olek spojrzał szeroko rozwartymi oczami. Była tak blisko. Jej oczy błyszczały. Znów czuł jej zapach, czuł jej piersi opierające się o jego kolana. Wstyd walczył w nim ze wzbierającym pożądaniem. Erekcja nastąpiła momentalnie, wręcz boleśnie. Edyta nie mogła tego nie zauważyć.
Wyciągnęła rękę i dotknęła jego wyprężonego penisa przez materiał spodni. Jego zażenowanie, jego młodzieńcze podniecenie dodatkowo ją rozpalały. Czuła, jak jest wilgotna. Czuła, jak jej sutki zesztywniały, trąc o materiał bluzki. Nie miała na sobie stanika, nigdy go w domu nie zakładała.
- Jeśli chcesz, pokażę Ci dzisiaj wszystko - powiedziała patrząc mu w oczy - nauczę Cię być mężczyzną.
- Ekhm... jaaa... - wyjąkał Olek. Był przerażony. Chciał tego i... bał się potwornie.
- Podobam Ci się? - Edyta chwyciła rękę Aleksandra i położyła na swojej piersi. Czuł przez bluzkę jej ciepło, jej miękkość. To był jakiś sen... Czuł, że zaraz eksploduje, że stanie się to samo, co rano...
Cofnął rękę gwałtownie i wyprostował się w fotelu. Najchętniej wstałby i uciekł, ale kobieta była tak blisko niego, przysunęła się jeszcze. Widział wypieki na policzkach, czuł ciepło bijące z jej ciała. Ręka kobiety delikatnie, okrężnymi ruchami masowała jego członka w spodniach.
- Chcesz tego? - szepnęła Edyta.
Olek skinął głową. Nie potrafił wydusić z siebie słowa. Edyta zbliżyła się jeszcze bardziej. Młode męskie ciało, takie jeszcze niedoświadczone... Chciała tego. Podniecała ją myśl o tym, że będzie pierwszą jego kobietą. Widziała jego półotwarte usta, tak zachęcające... Pragnęła mężczyzny...
- Wiesz Olek - szepnęła, zarzucając mu ręce na szyję - zawsze Cię lubiłam...
Dotknęła dłońmi jego policzków, zbliżyła swoje usta do jego warg. Aleksander poczuł jej język na swoim. Jego strach gdzieś znikał...
Z początku niewprawnie, bojaźliwie i ostrożnie, oddał jej pocałunek. Jego ręce, całkowicie bez jego woli, objęły Edytę. Przyciągnął ją do siebie. Czuł teraz jej piersi na swoich. Tak blisko... Tracił kontrolę nad sobą. Jego penis, wyprężony boleśnie do granic możliwości, uwięziony w materiale, domagał się uwolnienia.
Języki kobiety i młodego mężczyzny splotły się w tańcu miłości. Olek dopasował się do rytmu Edyty. Całował ją zachłannie, penetrując wnętrze jej ust. Ona odpowiadała mu tym samym. Ich ślina wymieszała się w namiętnym pocałunku, wargi zwarły w miłosnym boju. Dłonie Olka splotły się na plecach kobiety, przyciskał ją mocno do siebie. Czuł, że zaraz... Jego penis zaczął drgać, dając znak, że zaraz, ponownie...
- Oooch... Zaraz... Nie wytrzymam... - jęknął odrywając się od jej ust. Uświadomił sobie, że jeszcze chwila i wytryśnie. Nie chciał przeżyć tego ponownie.
Edyta odsunęła się od Olka. Widziała, jak jest rozpalony, wiedziała, że zaraz dojdzie. Sama była podniecona do granic możliwości. Czuła, jak wilgoć wycieka z niej, wsiąkając w materiał bielizny.
- Jeszcze nie - szepnęła - poczekaj...
Rozpięła spodnie młodzieńca, rozsunęła suwak. Wsunęła dłoń w majtki chłopca i chwyciła wyprężonego członka, wydobywając go z krępującego materiału. Silnie, boleśnie, ścisnęła palcami u nasady, nie pozwalając na wytrysk.
- Jest taki duży, taki piękny - mruknęła.
Pochyliła się i objęła purpurową główkę ustami. Olek westchnął. Trzymając nadal nasadę ręką powoli wsunęła penisa do ust. Zaczęła go ssać, z początku wolno, potem coraz szybciej. Wsuwała i wysuwała. Coraz głębiej, szybciej... Nie trwało to długo.
- Aaach... przestań... aaaa... nie wytrzymaaaam... - jęknął Olek. Nigdy nie czuł się tak cudownie. Odchodził od zmysłów. Zamknął oczy i wyprężył biodra. Miał wrażenie, że jego nasienie za chwilę rozsadzi jądra.
Edyta czując w ustach drgający członek młodzieńca, wiedziała, że za chwilę tryśnie. Wsunęła go jak najgłębiej, puszczając ściskaną dotychczas nasadę. Językiem poczuła, jak mięśnie penisa skurczyły się, drgnęły... Fala gorącego nasienia zalała jej gardło... Jedna, druga, trzecia... Jego smak był inny, zupełnie inny, niż spermy Andrzeja. Bardziej słodki, nie taki piekący... Ssała i łykała łapczywie nasienie zalewające jej usta. Olek jęczał z zamkniętymi oczami. Dłonie położył na głowie Edyty, przyciskając ją do swego podbrzusza. Miał wrażenie, że za chwilę zemdleje...
Wiotczejący penis młodzieńca, błyszczący od nasienia zmieszanego ze śliną, wysunął się z ust kobiety. Edyta klęczała przed Olkiem, oddychającym ciężko i powoli wracającym do rzeczywistości. Jej rozpalona kobiecość domagała się spełnienia. Chciała tego młodzieńca, pragnęła by wszedł w nią, by ją zerżnął z całą siłą swej młodości. Uniosła się i pocałowała Aleksandra w usta. Poczuł dziwny smak, smak swojego nasienia na jej języku.
- Chodź do sypialni - powiedziała z uśmiechem.
Pociągnęła go za rękę. Wstał i bezwolnie udał się za nią. Było mu tak dobrze. W głowie kręciło się z wrażenia. A ona była taka piękna, taka cudowna...
Posadziła młodzieńca na łóżku i zapaliła nocną lampkę. Jego oczy, zamglone i wielkie, patrzyły na nią z czułością. Stanęła przed nim i sięgnęła dłońmi do guzików bluzki.
- Pokażę Ci to, co dotychczas tylko mój mąż widział.
Rozpięła jeden guzik, drugi, kolejny... Zsunęła bluzkę z ramion, pozwalając opaść jej na podłogę. Jej ponętne piersi z nabrzmiałymi z podniecenia sutkami zakołysały się swobodnie. Na widok nagiego kobiecego ciała, tak blisko niego, Olek poczuł, jak jego męskość ponownie budzi się do życia. Wpatrywał się oniemiały.
- Chcesz więcej? - zapytała Edyta z uśmiechem.
Aleksander przełknął ślinę, która, nie wiadomo dlaczego, bardzo obficie zgromadziła się mu w ustach. Skinął głową.
Kobieta zgrabnym gestem rozpięła suwak spódnicy, która zsunęła się na ziemię obok bluzki. Była teraz tylko w samych majteczkach, wilgotnych od soków wyciekających z niej coraz mocniej. Żądza zawładnęła nią całkowicie. Podniecało ją to, że na nią patrzy, podniecało ją, że się przed nim rozbiera.
- Jeszcze więcej?
- Och, Edyta... Jesteś piękna... - jęknął Olek. Jego członek powrócił prawie do poprzednich rozmiarów.
Edyta zsunęła z siebie ostatnią część ubrania. Stała teraz przed nim całkowicie naga, oświetlona delikatnym światłem lampki nocnej. Patrzyła na młodzieńca roziskrzonymi oczyma. Odruchowo sięgnęła dłonią do łona, poczuła gorące soki wypływające z jej wnętrza na uda. Nie mogła się dłużej hamować...
- Spójrz... To jest najbardziej tajemna część kobiecego ciała... - palcami delikatnie dotknęła nabrzmiałego guziczka.
Podeszła do Olka, oddychającego coraz ciężej. Chwyciła jego głowę i przytuliła ją do swoich pełnych piersi.
- Całuj mnie...
Młodzieniec poczuł jedwabisty dotyk skóry, jej miękkość. Ustami chwycił sutek, który pod dotykiem warg wyprężył się jeszcze mocniej. Wpił się w ten sutek z całej siły. Ssał go i przygryzał delikatnie jak zgłodniałe dziecko, pragnące poczuć smak matczynego mleka. Chwycił w pasie Edytę i zagarnął ją na łóżko. Upadła obok niego szeroko rozkładając nogi i eksponując w całej okazałości różową muszelkę. Czuł, jak wije się pod nim. Jego podniecenie powróciło.
- Pieść mnie.... pieść... - Edyta złapała Aleksandra za głowę i zsuwała niżej, na łono.
Dłońmi pieścił jej cudowne, duże piersi. Pocałunkami okrywał ślicznie zaokrąglony brzuszek, niżej, coraz niżej... Chwilę zatrzymał się przy pępku, liżąc go językiem, a potem jeszcze niżej, pomiędzy ślicznie przystrzyżone ciemne włoski... Poczuł ostrą, cudownie podniecającą woń soków kobiety... Zobaczył cudownie zaróżowione wnętrze, szeroko otwarte, zapraszające do środka i duży, zaczerwieniony guziczek. Chwycił go wargami i zaczął ssać.
- Aaaaa... - krzyknęła Edyta nie panując nad sobą - taaaak! Liż mnieee!...
Aleksander wpił się ustami w mokre od soków wargi. Jego język zataczał koła na guziczku łechtaczki. Smak soków wypływających z kobiety był tak niesamowity, tak rozpalający... Czuł je na swych wargach, na twarzy, spływały mu po brodzie. Chwycił palcami różowiutkie brzegi warg, rozciągając je na boki. Całował i ssał jak szalony, wsuwając język coraz głębiej w rozpalone wnętrze...
Edyta szalała z namiętności, wijąc się po łóżku. Pieszczoty młodzieńca doprowadzały ją na skraj rozkoszy. Mimo braku doświadczenia poczynał sobie znakomicie. Pieścił ją tak cudownie, tak delikatnie. Żądza opanowała jej ciało.
- Taaak.... taaak!!... - nie panując nad sobą chwyciła jego dłoń i wsunęła środkowy palec Olka w rozpaloną pochwę - głębieeej....
Olek poczuł, jak jego palec zanurza się w mięsiste, gorące i wilgotne wnętrze. To było niesamowite uczucie. Zaczął nim poruszać w środku, nie przerywając jednocześnie pieszczenia ustami nabrzmiałego guziczka. Kobieta rozsunęła nogi jeszcze szerzej, dając mu pełny dostęp. Niewiele myśląc wsunął w nią drugi palec, potem trzeci... Czuł, jak muszelka kobiety rozciąga się, jak dopasowuje do jego dłoni... Penis w spodniach, które Aleksander ponownie, idąc do pokoju, naciągnął na siebie, prężył się rozpychając nogawkę.
- Aaaaah... mocnieeej... - jęczała Edyta - mooooocnieeeej!...
Rzucała głową po pościeli. Rękami chwyciła swoje piersi, pieściła je i ugniatała. Olek coraz mocniej, coraz głębiej wsuwał palce w jej pochwę. Wreszcie poczuł, że dociera do przeszkody, ścianki we wnętrzu kobiety, ścianki, która drgała i kurczyła się rytmicznie. Poczuł, jak guziczek w jego ustach staje się jeszcze większy...
Edyta poczuła, jak palce młodzieńca dotknęły tylnej ścianki jej macicy. Jej rozkosz wybuchła z niepowstrzymaną siłą. Krzyknęła krótko, przeraźliwie i wyprężyła się, zastygając w bezruchu. Z jej łona popłynęły soki, wypływając na pościel, dłoń Olka i jego usta...
Olek czując skurcze muszelki zastygł w bezruchu. Po raz pierwszy w życiu był na żywo świadkiem orgazmu kobiety. I te, które widział w oglądanych potajemnie filmach, nie umywały się do tego, co zobaczył. Czuł, że zaraz eksploduje. Sam był tym zdumiony. Jego członek ponownie, pomimo dwukrotnego już dziś wytrysku, domagał się spełnienia.
Edyta leżała z zamkniętymi oczami i otwartymi szeroko ustami. Wyglądało, jakby bezgłośnie krzyczała. Dawno nie przeżyła tak potężnego orgazmu. Czuła jak pulsuje, jak zaciska się na palcach tkwiących w niej głęboko. Chciała jeszcze...
- Rozbierz się - wysapała, z trudem łapiąc oddech - rozbierz się... i wejdź we mnie.
Te słowa przeszyły Olka jak prąd. A więc za chwilę to się stanie. Jego marzenia się spełnią. Poczuje, co to znaczy wejść w kobietę...
Zerwał się i gwałtownie, nie myśląc o niczym innym, zerwał z siebie koszulę. Drugi od góry guzik, oderwany gwałtownym szarpnięciem przeleciał łukiem przez łóżko i odbił się od ściany. Zsuwając spodnie i majtki w pośpiechu zaplątał się w nogawkę i upadł bokiem na łóżko obok kobiety. Otworzyła oczy i patrzyła z uśmiechem na jego gorączkowe i niezdarne poczynania. Penis Olka prężył się w olbrzymim wzwodzie.
- Chodź do mnie - wyciągnęła ręce do młodzieńca.
Olek dysząc z podniecenia nasunął się na Edytę. Poczuł znów jej dłoń obejmującą jego penisa, delikatnie nakierowała go na szeroko rozwartą, gotową na jego przyjęcie muszelkę.
- Aaaach... - westchnęła głęboko, czując, jak potężny pal wchodzi w nią, rozpychając wilgotne wnętrze.
- Oooch... - Olek poczuł ciepło, wilgoć... Tak cudowne uczucie, odbierające zmysły...
Poruszył się w kobiecie raz, drugi, trzeci... Nie zdążył więcej... Podniecenie jego pierwszego razu było tak olbrzymie, że całkowicie stracił kontrolę. Poczuł znajome skurcze członka. Sperma szeroką falą chlusnęła do środka, sporo wyciekło na zewnątrz. Spuścił się, zanim jeszcze zaczął na dobre... Drżąc cały w spazmach swojego pierwszego razu, a jednocześnie płonąc ze wstydu (w filmach wyglądało to inaczej), opadł na Edytę...
Kobieta gładziła ciężko oddychającego młodzieńca po głowie, bawiła się jego włosami. Taki napalony.... taki kochany.... Wiedziała, że wytrysnął, czuła nasienie wypływające z niej szeroką strugą, wiedziała też, że w tej chwili jest strasznie zawstydzony. Podniosła głowę i pocałowała go w policzek.
- Mój kochany chłopiec - powiedziała ciepło - strasznie byłeś spragniony...
- Jaaa... - oczy Olka były pełne obawy - ja przepraszam...
- Daj spokój głuptasie - uśmiechnęła się do niego - odpocznij, nie przejmuj się.
Jego dłonie zaczęły błądzić po jej piersiach, usta odnalazły sutek i ponownie się w niego wpiły. Edyta gładziła chłopaka po plecach, dotykała jego jędrnych, zgrabnych pośladków. Czuła, jak ją przygniata cudownym ciężarem. Malejący penis wysunął się z niej...
Dochodząc do siebie po przeżytym uniesieniu ponownie pomyślała o Andrzeju. Po raz pierwszy go zdradziła. Po raz pierwszy inny członek niż męża wszedł w jej ciało i zostawił w nim swoje nasienie. No, może nie tak do końca wszedł... Ale nasienie...
Wcześniej w uniesieniu o tym nie myślała. Teraz jednak uświadomiła sobie to, co było jej przekleństwem, co spowodowało odejście Andrzeja. Właśnie teraz, w ten weekend, mieli podjąć następną próbę... Była płodna, przynajmniej miała taką nadzieję, a on, ten skurwiel...
"A jeżeli TO TY jesteś bezpłodny?" - pomyślała po raz pierwszy.
Wcześniej takie myśli nie przychodziły jej do głowy. Andrzej był taki pewny siebie, odmawiał badań... A przecież to z nią mogło być wszystko w porządku. Przypomniała sobie smak spermy, tamta była tak gorzka... Ten młodzieniec... tak blisko niej... ze zdrowym nasieniem... Wszystko w jej głowie zaczęło się układać. Wiedziała już czego chce... I ta myśl zaczęła ją podniecać.
Olek wtulony w Edytę czuł jej ciepło. Była taka cudowna, taka kochana. Czuł jej dłonie pieszczące jego pośladki, miękkość jej ciała, smak jej wspaniałych piersi. Pod wpływem jego pieszczot sutki kobiety ponownie stały się sterczące. Przez ciało przebiegł dreszcz. Poczuł, jak rozsuwa ponownie nogi, jak jej stopy zaplatają się na jego plecach. Ze zdumieniem poczuł też, że jego męskość, tak wyeksploatowana, ponownie zaczyna budzić się do życia. To było niewiarygodne! Czwarty raz w ciągu dnia! Żądza zaczęła w młodzieńcu narastać. Ma ją... Tak blisko... Może spróbować jeszcze raz...
- Olek - usłyszał jej szept - Zrób mi dziecko...
Po raz kolejny w dniu dzisiejszym osłupiał. Słowa kobiety uderzyły go jak pięść. Zdumiony poniósł wielkie oczy i napotkał jej spokojne spojrzenie.
- Cooo?... - wyjąkał przerażony.
- Chcę, żebyś mnie zapłodnił. Chcę mieć dziecko.
- Ale... - nie wierzył własnym uszom.
- Posłuchaj mnie uważnie - uścisk jej dłoni na plecach nie pozwalał mu się wyrwać - Nie bój się niczego. Chcę tylko Twojego nasienia. Ten skurwiel, Andrzej... zostawił mnie, bo twierdził, że jestem bezpłodna. Udowodnię mu, jak się pomylił... Zerżnął mnie we wtorek... zanim się wyprowadził... Nie udowodni, że to nie on... Alimenty go zniszczą...
Oczy Edyty płonęły żądzą i szaleństwem. Jej uścisk był tak mocny, że Olek nie mógł wykonać żadnego ruchu. A jej słowa... Jej słowa, całkowicie wbrew jego woli, podniecały go... Wiedział, że to chore, kompletnie poronione, a jednocześnie... Jego penis wyprężył się, dotykając wilgotnej muszelki. Odpływał, znikał gdzieś pomiędzy żądzą rozkoszy i strachem...
- Zrób to... - usłyszał szept - Wejdź we mnie... Nikt nie będzie wiedział, że to Ty... Spuść się we mnie... Daj mi dziecko....
"Boże, to szaleństwo, to wariatka" - pomyślał - "Nie mogę tego zrobić, nieee..."
Wymieszane uczucia zalały go potężną falą. Tracił rozsądek, gubił rozum. Jego ciało przestawało go słuchać. Musiał się uwolnić... Zebrał wszystkie siły i... Pchnął.
Jego wyprężony członek bez trudu, bez pomocy, odnalazł drogę do jej wilgotnego, rozwartego rozkosznie wnętrza. Jęknął czując, jak zanurza się w jej pochwie, jak gorące ścianki otulają szczelnie jego penisa. Wszedł w nią gwałtownie, głęboko, jak najgłębiej. Wbił się z całą swoją młodzieńczą siłą w wilgotną, niezabezpieczoną muszelkę. Zatrzymał się na chwilę, po czym zaczął się poruszać. Od razu mocno, gwałtownie.
Nie myślał o niczym. Ukryte w nim zwierzęce instynkty, pobudzane przez burzę hormonów, całkowicie wzięły górę nad rozumem. Nie myślał o konsekwencjach. Kopulował jak zwierzę. Był samcem alfa, brał, w pradawnym tańcu miłości i pożądania, samicę w rui. Płodną, szeroko otwartą, gotową na jego przyjęcie samicę... Coraz szybciej, gwałtowniej...
Edyta wiła się pod nim. Trzymała go mocno w uścisku. Czuła, jak jego tors rozpłaszcza jej piersi. Czuła jego członka wchodzącego w nią, głęboko, jak najgłębiej, ocierającego się o tylną ściankę macicy. Jej żądza... Nie pamiętała, aby kiedykolwiek przy mężu tak się czuła... To było niesamowite. Jego młode ciało przygniatające ją, jego penis wbijający się w nią z całej siły, tak doskonale dopasowany do jej muszelki...
- Jeszczeee... głębieeeej... - zaczęła krzyczeć.
Czuła, jak ogarnia ją ogień rozkoszy. Wiedziała, że za chwilę dojdzie. Za chwilę.... jego nasienie...
Wbiła paznokcie w plecy młodzieńca. Z całej siły, boleśnie. Czuła, że penis zaczyna drgać w niej, czuła, że też jest blisko...
Olek poczuł znajome, przyjemne drapanie w członku. Wiedział, że za chwilę wytryśnie. Czuł, jak po raz kolejny jego nasienie wyrywa się z jąder, płynie kanałami członka... Ostatnim przebłyskiem rozsądku pomyślał, czy nie przerwać, czy nie wycofać się z niej, zanim nie będzie za późno. W tym momencie jednak poczuł jej paznokcie wbijające się w plecy. Pazury samicy, przytrzymującej samca... To odczucie, tak niesamowite, pozbawiło go woli. Wbił się z całej siły jak najgłębiej w kobietę. Raz... potem drugi... Czuł, jak ociera się o coś w głębi jej ciała, jak zanurza się cały, jego jądra dotykały wilgotnej muszelki. Głębiej wejść już nie mógł...
- Edytaaa... - jęknął.
Poczuł, jak jej wnętrze zaciska się na nim, jak pulsuje w miarowych skurczach... Wbił się jeszcze raz, do samego końca...
- Aaaaah...
Gorący biały płyn zalał wnętrze Edyty. Ten wytrysk, co oczywiste, nie był już tak silny, jak poprzednie, niemniej nasienie wypełniło ją całą. Setki tysięcy plemników popłynęły w głąb kobiety, szukając jajeczka ukrytego być może w macicy. Mięśnie muszelki zaciskały się na penisie, zmuszając go do kolejnych ejakulacji, wciągając nasienie wciąż głębiej i głębiej...
Kobieta rozluźniła uścisk. Wyczerpany młodzieniec zsunął się z niej, opadł na pościel. Jego jądra były kompletnie puste, członek, wyczerpany zaciętym bojem, ostatecznie zmalał. Z norki Edyty wypływało nasienie zmieszane z jej sokami. Oboje powoli dochodzili do siebie...
W miarę, jak Aleksander odzyskiwał zdolność rozumowania, uświadamiał sobie, co zrobił. Właśnie przeżył swój pierwszy, prawdziwy raz z kobietą, jego sąsiadką, starszą o piętnaście lat. To było cudowne, niesamowite... Edyta była taka piękna. Czuł, że pożąda ją nadal, młodzieńczą, szaloną miłością. Chciał jeszcze... A jednocześnie, z drugiej strony, panika ścisnęła mu serce. A jeżeli ona naprawdę zajdzie w ciążę???
- Edyta - wyszeptał - Edyta, co myśmy zrobili?!
- Ciii... - kobieta przytuliła się do niego, dłonią gładziła tors Olka - Wszystko będzie dobrze...
- Edyta, Ty naprawdę chcesz?...
Kobieta uniosła się i popatrzyła na Aleksandra z uśmiechem. W jej oczach było tyle ciepła, tyle czułości.
- Jesteś piękny, wiesz? - pocałowała go w usta - Chyba się w Tobie zakocham...
Przykryła ich oboje kołdrą. Głowę złożyła na piersiach młodzieńca, nogę zarzuciła na jego uda. Jej dłoń cały czas błądziła po ciele kochanka, po brzuchu, podbrzuszu, bawiła się skarłowaciałym penisem...
- Śpij ze mną - mruknęła - Zostań do rana...
Aleksander leżał bez ruchu. Dłonią pieścił włosy Edyty, czuł ich zapach, ich miękkość. Było mu dobrze, bardzo dobrze. I był pełen obaw. Co teraz będzie? Jak wytłumaczy się Marcie? Czuł się zakochany, pierwszą, szczeniacką miłością. Miał cudowną dziewczynę. Nieważne, że tyle starszą, nadal jeszcze zamężną. Marzena, inne jego koleżanki, nie umywały się do niej. Były takie głupie...
Bał się, że spełni się to, o czym mówiła. Jeśli będą mieli dziecko... Nie wyobrażał sobie, aby jej mąż, ten palant Andrzej, miał być jego ojcem. A on... nie chciał jeszcze być tatusiem. Co z jego studiami... Co ma zrobić, jeżeli?...
Nie potrafił znaleźć odpowiedzi. W głowie plątały mu się myśli. Był szczęśliwy i pełen niepokoju. Czuł miarowy, spokojny oddech Edyty, tak szybko usnęła. Była taka kochana, taka cudowna... Chciał z nią być, ale...
Wreszcie zmęczony rozważaniami, nie potrafiąc rozgryźć szarady, w którą się wpakował, czując przy boku ciepło wtulonej w niego Edyty, odpłynął w krainę snu. Wyczerpany przeżyciami dnia zasnął mocno.
Nie zauważył więc nikłego, ciemnego cienia za oknem, nie usłyszał chrobotu pazurków o szybę. Cień pokręcił się trochę przy oknie, powęszył. Nie znalazłszy jednak żadnej szczeliny, przez którą mógłby się wślizgnąć do środka, niepozorny skulił się na parapecie i cierpliwie czekał...
"Edukacja Aleksandra (II)"
Autor: latarnia_morska · 10 marzec 2010
Edukacja AleksandraCzęść II - Intryga (luty)
- Wiesz co, Edytko, jestem coraz bardziej sfrustrowana. Chyba zaczynam mieć początki depresji.Edyta spojrzała na siostrę. Rzeczywiście, wyglądała nieciekawie. Blada cera, podkrążone oczy. Siedziały właśnie w śródmiejskiej kawiarni. Za oknami drzewa uginały się pod ciężarem białego puchu, w zapadającym zmroku na nieodległej parkowej górce tabuny dzieciaków z sankami cieszyły się zimą. Był początek lutego, czas ferii w szkołach i końcówka przerwy dla studentów.
Po południu Danka, młodsza od siostry dwa lata, zadzwoniła do Edyty i zapytała, czy mogłaby wpaść. Nauczycielka była akurat w mieście, więc naturalną koleją rzeczy umówiły się na spotkanie w tym właśnie miejscu. Musiała to być naprawdę wyjątkowa sprawa, skoro siostra, tak bardzo opanowana, była w trakcie rozmowy telefonicznej zupełnie roztrzęsiona. Edyta nie pamiętała jeszcze jej w takim stanie.
- Co się stało siostrzyczko? Coś w pracy?
- Nie, to nie to... - Danusia zawiesiła głos.
- To o co chodzi?
- Wiesz, nie mam się kogo poradzić... Ty jesteś jedyną osobą... Chodzi o Jacka.
- Dzwonił do Ciebie? Coś mu się stało? - Edyta przestraszyła się nie na żarty.
Jacek był mężem Danki. Trochę od niej starszy, z zawodu inżynier budowlany, pracował przy nowej linii metra. Wspólnie wychowywali trzyletnią córkę Natalię i uchodzili, przynajmniej tak się wydawało, za idealną, kochającą się rodzinę. Edyta nieraz, zwłaszcza przez ostatnie ponad dwa miesiące zazdrościła w skrytości serca młodszej siostrze. Kiedyś, dawno temu, jak to w życiu bywa, Andrzej i Jacek byli konkurentami. Wybrała Andrzeja i patrząc na szczęśliwy związek siostry uważała teraz, że popełniła błąd.
Na początku tygodnia Jacek z Natalią wyjechał do rodziny, nad morze. Danusia, będąca kustoszem muzeum archeologicznego, nie mogła, w związku z przygotowywaną dużą wystawą, wziąć urlopu, została więc w mieście. Mąż i córka mieli wrócić za dwa dni.
- Nieee... nic - Danka ukryła twarz w dłoniach - Edyta, ja już nie wytrzymam... Moje małżeństwo... Nie ma go...
- Co ty wygadujesz! Ty i Jacek?.. Przecież... - Edyta patrzyła na siostrę z rosnącym przerażeniem.
- Siostro posłuchaj mnie... To bardzo trudne dla mnie, ale muszę ci to powiedzieć. Od trzech lat, od chwili, kiedy urodziłam Natalkę, Jacek kompletnie stracił mną zainteresowanie. Najpierw myślałam, że to przejściowe, że minie, ale... Zawsze, kiedy próbowałam go rozbudzić, uwierz mi, robiłam wszystko, żeby zainteresował się mną, odpowiadał, że jest zmęczony, że jego libido wysiadło, że to z powodu pracy. Rzeczywiście wracał coraz później, mówił, że to problemy na budowie... Cały czas mówił, że kocha mnie jako żonę, ale jako mężczyzna... Staliśmy się "białym małżeństwem"...
- Danusiu, a nie próbowaliście pójść z tym do lekarza, psychologa, poradzić się?
Danka podniosła załzawione oczy.
- Edytko, o czym Ty mówisz? Przypomnij sobie swoje boje z Andrzejem. Opowiadałaś mi przecież... A poza tym, to nie wszystko...
Nauczycielka chwyciła siostrę za rękę i przytrzymała mocno.
- Danka... Czy chodzi o kobietę?
- Gdyby chodziło o jedną, gdyby... Gdyby miał kochankę, może jeszcze bym to jakoś zniosła... Edyta... kiedy Jacek z Natalką wyjechali, postanowiłam zrobić generalne porządki z jego ubraniami. Wiesz, przejrzeć, pocerować... Zupełnie przypadkiem z kieszeni marynarki... wypadła karta stałego klienta z agencji towarzyskiej... potem znalazłam jeszcze kilka... do tego rachunki... Ten łajdak cały czas mnie okłamywał! Jaki brak libido?! Przynajmniej dwa razy w tygodniu korzystał z usług... Kurwy!!! Jestem dla niego mniej warta niż zwykłe kurwy!!!
Ostatnie słowa pani kustosz wyrzuciła z siebie z krzykiem. Ludzie siedzący przy sąsiednich stolikach odwrócili głowy i spojrzeli z zainteresowaniem pomieszanym z dezaprobatą. Edyta z całej siły ścisnęła rękę siostry. Danusia rozpłakała się.
Przez dłuższą chwilę panowało milczenie. Edyta przyglądała się siostrze ze współczuciem. Z figury podobna do niej, blondynka o krótkich włosach, niebieskich oczach i obfitym (większym nawet niż jej) biuście, mogła podobać się i niewątpliwie podobała się mężczyznom. Cóż z tego, kiedy jako archeolog oddana była w całości swojej pracy i w zasadzie dotychczas nie widziała świata poza muzeum i wykopaliskami, córką i mężem. Nauczycielce zaświtał w głowie pomysł.
- Danka, Danusiu do cholery... uspokój się...
- Już... zaraz... przepraszam... - siostra ocierała oczy chusteczką - już dobrze...
- Danka, posłuchaj mnie - uścisk dłoni był prawie bolesny - Danka, pieprzyć Jacka... To też masz prawo do własnego życia... Skoro nasi faceci tacy są... Andrzej i Jacek... Danka, miej to w dupie. Też znajdź sobie kochanka.
- Edytko, o czym ty mówisz - Danusia otworzyła szeroko oczy - Ja? Kochanka???
- Siostrzyczko, wiem, co mówię - nauczycielka lekko się uśmiechnęła - Jak myślisz, dlaczego tak szybko otrząsnęłam się w listopadzie, po tym, jak Andrzej odszedł?...
- Ty???
- Nie mówiłam Ci tego, tak samo, jak Ty mnie o swoich problemach... Spójrz...
Edyta wyjęła z torebki telefon i pokazała siostrze zdjęcie Aleksandra. Zrobiła mu je w grudniu, w czasie wspólnego wypadu do opery.
- No wiesz?... - Danka była kompletnie zaskoczona - Jest... jest bardzo przystojny i... bardzo młody...
- Studiuje na pierwszym roku prawa. To kuzyn mojej sąsiadki, Marty. Mieszka u niej.
- I tak... od razu... go znalazłaś...
- Sam się znalazł - Edyta uśmiechała się - Bardzo mi wtedy pomógł. To dzięki niemu przełamałam swój wstyd, poszłam do ginekologa. I wiesz co się okazało? Zaburzenia jajeczkowania. To dlatego miałam takie problemy z miesiączką... Od miesiąca biorę hormony, a wyniki, wczoraj byłam u lekarza, są naprawdę obiecujące. To można było załatwić już dawno. Gdyby Andrzej nie był głupi, a ja taka uległa...
- Leczysz się... - Danka też zaczęła się uśmiechać - Siostro, czy Ty... czy wy... razem...
- Spotykamy się od czasu do czasu. W tajemnicy. To miły chłopak... Bardzo dobry kochanek. Taki młodziutki, jeszcze naiwny... I zakochany we mnie jak głupi. Nawet, zaraz po Nowym Roku, zaczął mówić o wspólnym zamieszkaniu... Musiałam go trochę ostudzić. A na razie go nie ma, wyjechał po sesji do matki, na Pojezierze. Wraca jutro wieczorem.
- A Ty... Też go?...
- Danusiu... - nauczycielka spoważniała - Jest bardzo kochany, bardzo mi pomógł. Ale to jeszcze młodzieniec. Ja potrzebuję mężczyzny, który da mi stabilizację, będzie odpowiedzialnym ojcem moich przyszłych dzieci, a nie dobrego, wrażliwego studenta... On będzie musiał iść w końcu swoją drogą, poznać dziewczynę w swoim wieku. Nasz związek nie ma szans. Piętnaście lat różnicy to za dużo. Lubię go bardzo, ale... Pomógł mi się podnieść, ale teraz muszę zacząć układać sobie życie.
Danusia pokręciła z niedowierzaniem głową. Starsza siostra już nie raz ją zaskakiwała i teraz uczyniła to po raz kolejny.
- Zawsze byłaś bardziej przebojowa ode mnie. Ja bym tak nie potrafiła. Może to co mówisz, to nawet dobre rozwiązanie, ale ja... nie umiem, tak jak Ty... Jacek był moim pierwszym facetem i... Wiesz, że nie umiem flirtować...
Edyta pokiwała głową. Oczywiście, jej siostra była zawsze cichą, spokojną "myszką", zagrzebaną po uszy w tej swojej "kulturze łużyckiej". A na starożytnych cmentarzyskach istotnie dość trudno o amanta, chyba, że takiego pra-amanta. A może... W jej głowie zaczęło się rodzić rozwiązanie.
Spojrzała na zegarek. Było już późno, a ona była jeszcze dziś umówiona.
- Mam pewien pomysł siostrzyczko - powiedziała - Może będę mogła Ci pomóc, jeżeli się zgodzisz. Zapłaćmy i chodźmy już. Opowiem Ci po drodze...
Donośny zgrzyt hamulców i nagłe szarpnięcie wyrwały Aleksandra z drzemki. Przetarł oczy i rozejrzał się wokoło. Jeszcze tylko trzy stacje. Trzy stacje i... Edyta. Czuł się wypoczęty i szczęśliwy. Przez ostatni tydzień odpoczywał od stolicy w rodzinnym domu, spacerował z psem nad zamarzniętym jeziorem, odwiedzał znajomych, spędzał czas z matką i siostrami. Cudowny tydzień leniuchowania. Cudowny i przepojony tęsknotą...
Aleksander był zakochany pierwszą, szaleńczą, młodzieńczą miłością. Kochał Edytę, jak nikogo dotąd, był gotów spełnić wszystkie jej pragnienia, rzucić jej świat do stóp, marzył o wspólnym życiu...
Wbrew obawom pierwsza wspólna noc nie zaowocowała konsekwencjami, których Aleksander mimo wszystko się obawiał. Nie chciał jeszcze komplikować sobie życia. Spędził wówczas z Edytą cudowne dni, aż do środy rano. Potem jednak wróciła Marta, zaś Aleksander, jakby nigdy nic, pojawił się w domu.
Nie, wtedy nie chciał tak wrócić. Chciał wykrzyczeć z siebie całe swoje uczucie, zwierzyć się Marcie, powiedzieć jej, jak cudowną kobietą jest ta, którą miał się opiekować. Chciał krzyczeć całemu światu, że kocha ją, kocha Edytę! Nie zrobił tego.
Edyta stwierdziła, że lepiej, aby ich związek na razie pozostał tajemnicą, przynajmniej do czasu, aż nie ureguluje swoich spraw. Spotykali się więc w tajemnicy, nawet przed Martą, kochając się za każdym razem namiętnie.
Trzy tygodnie temu Marta, robiąca błyskotliwą karierę w firmie, została wysłana na trzymiesięczny staż do centrali w Niemczech. Olek został w mieszkaniu sam. Od tej chwili wykorzystywał każdą wolną chwilę na spotkania z kochanką. Po ostatnim zdanym egzaminie, mając dwa tygodnie wolnego, chciał zostać w stolicy, spędzić cudowny czas z Edytą. Ona jednak przypomniała mu, że nie może zapomnieć o matce. Wyjechał zatem na tydzień do domu. Tylko na tydzień, aby mieć jeszcze czas dla ukochanej, zanim zaczną się zajęcia. Zostawił jej klucze od mieszkania, kwiaty przecież musiały być podlewane. A teraz właśnie wracał...
Pociąg zatrzymał się na stacji. Aleksander odetchnął głęboko, wstał i otworzył okno. Sama myśl o spotkaniu z Edytą budziła jego podniecenie, czuł to wyraźnie w spodniach. Musiał chwilę ochłonąć. Wejdzie do domu i... natychmiast rzuci się na nią. Zedrze z niej ubranie. Weźmie ją tak od razu, w przedpokoju, na podłodze...
- Przepraszam - usłyszał kobiecy, znajomy głos - czy będzie tu wolne miejsce?
Olek odwrócił się zaskoczony. W drzwiach przedziału stała Marzena, koleżanka z roku, jeszcze parę miesięcy temu, zanim poznał Edytę, przedmiot westchnień młodzieńca.
- Cześć - mruknął - jasne, wchodź.
- Oooo... Cześć Olek - uśmiechnęła się dziewczyna.
Marzena położyła torbę na siedzeniu i usiadła naprzeciw Aleksandra.
- Słyszałam, że sesja poszła Ci rewelacyjnie?
- Taaak, wszystko w terminie - Olek nie miał specjalnej ochoty na rozmowę. Że też musiała się teraz napatoczyć... Wyjął z plecaka książkę. Może w ten sposób ją zniechęci.
Dziewczyna przyglądała się koledze. Przystojny, szczupły, o ciemnych włosach... Do tego cholernie inteligentny, jeden z najlepszych na roku... Ciekawy facet.
"Szkoda, że wcześniej się nim nie zainteresowałam" - pomyślała.
Marzena nie miała oporów przed licznymi kontaktami z mężczyznami. Była nimfomanką, świadomą swych pragnień. Jej credo życiowe sprowadzało się do stwierdzenia - "Wyszaleć się teraz na maksa, potem przyjdzie czas na stabilne życie". Potem, to znaczy kiedy pozna statecznego, dobrze sytuowanego mężczyznę, który zapewni jej dostatek i życie na poziomie. Była jedynaczką, rodzice świetnie sytuowani, nie wyobrażała więc sobie innej przyszłości. A na razie... Nie miała skrupułów przed podrywaniem mężczyzn i porzucaniem ich, kiedy się znudzili. Zwłaszcza ciekawych mężczyzn... A ten chłopak, tak cichy i spokojny, budził jej zainteresowanie.
- Co czytasz - zapytała zaglądając Olkowi w książkę. Pochyliła się przy tym tak, aby poczuł zapach jej perfum. Stać ją było zawsze na najlepsze.
- "Zahira" Coelho - Olek oderwał wzrok od lektury.
- Hmm... Romantyczny jesteś... Lubisz takie książki?
- Taaak... W ogóle lubię literaturę południowoamerykańską... - dziewczyna ślicznie pachniała. Do tego przysunęła się blisko i patrzyła mu prosto w oczy.
"Cholera, ładna jest" - pomyślał Aleksander - "Zawsze mi się podobała".
Marzena wstała i zdjęła kurtkę.
- Strasznie grzeją w tym przedziale. Chyba zdejmę sweter - mówiąc te słowa ściągnęła golf przez głowę.
Na wprost oczu Olka ukazała się biała bluzeczka, opinająca średniej wielkości, kształtne piersi. Widać było wyraźnie sutki, zaznaczające się pod materiałem.
"Nie ma stanika" - uświadomił sobie Olek.
Wbrew sobie samemu poczuł ponownie rosnące podniecenie. Ona nadal na niego działała...
- Wiesz co, chciałam Ci coś powiedzieć - Marzena usiadła obok niego - Ale trochę się wstydzę...
- Aaaa... Nie ma czego... - dziewczyna przysunęła się blisko, bardzo blisko, wzięła go pod rękę. Byli sami w przedziale.
- Wiesz, zawsze mi się podobałeś. Ale nie wiedziałam, jak Ci to powiedzieć...
Przysunęła się jeszcze bliżej. Młodzieniec czuł, jak biodro koleżanki oparło się o jego udo. Złożył książkę i opuścił ją na dół, zasłaniając miejsce, gdzie spodnie wyraźnie się uwypukliły. Nie mógł jej przecież pokazać, że jest podniecony.
- Naprawdę?... Yyyy... Myślałem, że Tobie podobają się... No, bo nigdy nie zwracałaś na mnie uwagi...
- Od samego początku zwróciłam. Jesteś inny, niż większość chłopaków z roku. Subtelny, wrażliwy. Ja też taka jestem. A moje zachowanie to tylko pozory...
Jej twarz była coraz bliżej. Lekko rozchylone usta, oczy wpatrzone w niego... Olek zapominał o Edycie. Tu blisko miał dziewczynę, piękną dziewczynę, Marzenę, która tak bardzo mu się podobała..., zaraz... zaraz ją pocałuje... Pochylił się, zamknął oczy, rozchylił wargi...
W tym momencie zadzwoniła jego komórka.
Dzwonek z filmu "Love Story" mógł oznaczać tylko jedną osobę. Aleksander momentalnie otrzeźwiał. Boże! Jak mógł się tak zapomnieć! Zerwał się, przeprosił Marzenę i wyszedł na korytarz. Za oknem pociągu przelatywały przedmieścia stolicy, niechybny znak końca podróży.
- Cześć Kochanie! Co tam? Ja już dojeżdżam - powiedział, starając się, aby jego głos brzmiał normalnie.
- Witaj Olku! Słuchaj, mam problem - głos Edyty był wyraźnie zdenerwowany.
- Co się stało, Kochana?
- Słuchaj, zadzwonił do mnie mój dyrektor ze szkoły. Na tych zimowiskach w górach, które organizujemy dla dzieciaków, koleżance z pracy wydarzył się wypadek. Dzieciaki zostały bez dozoru, a jutro wracają. No więc... Poprosił mnie, żebym pilnie pojechała na tę jedną noc razem z kierowcą, autokarem... I jutro po południu, koło czwartej, wrócę razem z dziećmi...
- Nie mogłaś wcześniej zadzwonić? Przecież nie mam kluczy?
- Przepraszam Olku, to wyszło przed chwilą. Sprawa jest naprawdę pilna. Wzięłam tylko bieliznę na zmianę. Właśnie wsiadam do autokaru, pojechał po mnie pod dom.
- Edytko, Kochanie, to co ja mam zrobić - Aleksander zmartwił się nie na żarty. Nie uśmiechała mu się perspektywa spędzenia nocy na dworcu.
- Nic się nie martw Olku. Zadzwoniłam już do mojej siostry, Danusi. Przenocujesz u niej, nie ma problemu. Jej mąż i córka wyjechali do rodziny, więc miejsce się znajdzie. Obiecała, że zaraz wsiada w samochód i odbierze Cię z dworca. Ma czerwonego "Passata", blondynka, krótkie włosy. Na pewno się spotkacie.
- No dobrze, ale to nie będzie głupio wyglądało?... - Olek nie był przekonany.
- Daj spokój, nie przejmuj się. Jutro się zobaczymy, zrekompensuję Ci dzisiejszą noc, zobaczysz... Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz wychodził od Danusi. Wiesz, na drogach może być różnie. Przepraszam Olku, ale muszę już jechać, kierowca się denerwuje. Pa!
Edyta się rozłączyła. Oszołomiony młodzieniec włożył telefon do kieszeni. To wszystko było bardzo dziwne. Jej nagły wyjazd... Załatwiła mu nocleg u siostry, a do niego zadzwoniła dopiero potem... Aż nieprawdopodobne...
"Niesamowity zbieg okoliczności" - pomyślał.
Wrócił do przedziału. Marzena, która w międzyczasie przesiadła się z powrotem na poprzednie miejsce, zauważyła jego zmieszanie.
- Jakiś problem? - zapytała.
- Nieee... Tam takie... Nic ważnego - Olek nie miał najmniejszej ochoty tłumaczyć - O! Już dojeżdżamy!
Dziewczyna była trochę zawiedziona. Ten cholerny telefon... Ale nic, spróbuje jeszcze raz...
- Wiesz co, Olku? Wydaje mi się, że jesteśmy pokrewnymi duszami. Podobne książki czytamy... Słuchaj, jestem sama do końca tygodnia w akademiku. Wiesz, poprawka, nie każdy ma szczęście za pierwszym razem - uśmiechnęła się zachęcająco - Może wpadłbyś do mnie... Pogadamy...
- Yyyy... To miłe, ale... Nie wiem, czy będę miał czas...
- Nie ma sprawy - wyjęła notes i długopis - Tu masz mój numer telefonu. Zadzwoń, proszę, bardzo chciałabym z Tobą pogadać. Jesteś świetnym chłopakiem.
Aleksander schował kartkę z numerem do kieszeni kurtki. Pociąg właśnie wjeżdżał na dworzec centralny. Pomógł Marzenie zabrać bagaż i wysiedli.
- Pa! Zadzwoń, proszę! - dziewczyna pocałowała go w policzek.
Olek patrzył za koleżanką, jak idzie peronem, zmysłowo kręcąc biodrami. Odwróciła się i pomachała mu z ruchomych schodów.
"Szkoda, że Edytka załatwiła już siostrę" - pomyślał - "Ale z drugiej strony... Ta rozmowa mogłaby się skończyć różnie... Ech, lepiej, że jest tak, jak jest"
Podniósł torbę, zarzucił na ramię plecak i skierował się do wyjścia.
Danuta była zdenerwowana. Zastanawiała się, czy dobrze robi. Początkowo na wczorajszą propozycję siostry zareagowała, trochę pod wpływem emocji, entuzjastycznie. Teraz jednak ogarniały ją coraz większe wątpliwości. Nie była pewna, czy robi dobrze. Nie mogła jednak się już wycofać. Była coraz bardziej zła na Edytę.
"I tak pewnie z tego nic nie będzie" - myślała - "Nie nadaję się do tego".
Stała jednak przy samochodzie, wypatrując Aleksandra. Tłum ludzi wysypywał się z wejścia, wyraźnie pociąg właśnie przyjechał. Zapadający wieczór i padający śnieg czynił sylwetki nierozpoznawalnymi, wszyscy, starzy i młodzi, wyglądali podobnie.
- Przepraszam, czy Pani jest może siostrą Edyty? - usłyszała za sobą miły męski głos.
Wzięła głęboki oddech i odwróciła się.
Stojący przed nią młodzieniec był bardzo przystojny. Wyglądał nawet lepiej, niż na zdjęciu w komórce. Sypiące płatki śniegu osiadały na jego ciemnych włosach, co wyglądało nawet zabawnie.
"Boże, jaki młody" - pomyślała.
- Taak, to ja. A Ty pewnie jesteś...
- Aleksander. Edyta dzwoniła do mnie kilka minut temu, powiedziała, że Pani będzie czekać. Tak się złożyło... Ja... Przepraszam za kłopot, jaki sprawiam, ale wie Pani pewnie, że Edyta musiała...
- Tak wiem wszystko - powiedziała szybko, nie chcąc kontynuować tematu - Tak się złożyło... Wsiadaj do samochodu. Nie będziemy rozmawiać w taką pogodę na dworze.
W trakcie jazdy wymieniali zdawkowe uwagi. Rozmawiali o jego podróży pociągiem, o pogodzie, warunkach na drodze... Aleksander obserwował ukradkiem Danusię. Był bardzo zaskoczony. Wiedział od Edyty, że jej dwa lata młodsza siostra jest archeologiem, że pracuje w muzeum, wyobrażał sobie więc ją jako typowego muzealnika, naukowca i pasjonata, w okularach, niemodnym ubraniu, pochyloną z pietyzmem nad każdą starożytną skorupą. Tymczasem była, wbrew jego oczekiwaniom, piękną kobietą, zadbaną pod każdym względem. Krótkie, proste blond włosy fantastycznie komponowały się z niesamowicie niebieskimi oczami, grzywka niesfornie opadała na czoło. Beżowy, dwurzędowy płaszczyk, idealnie skrojony, wyraźnie uwydatniał się na piersiach, jak mógł oczekiwać, co najmniej tak dużych, jak Edyty. Całości dopełniały jasne, zimowe kozaczki sięgające przed kolana, zakończone delikatnym futerkiem.
"Piękna kobieta" - pomyślał Aleksander - "Wcale nie wygląda na muzealnika. Gdybym miał wybór, Edyta i jej siostra... No nie wiem".
Nie powiedział jednak tego głośno. To byłoby oczywiście niestosowne.
Dojechali na miejsce. Danuta mieszkała w niedużym, jednorodzinnym domu w dzielnicy willowej. Zaparkowała samochód na podjeździe, otworzyła drzwi.
- Wejdź, proszę. Rozgość się, a ja zamknę bramę, zrobię herbatę i coś do jedzenia. Na pewno zmarzłeś i jesteś głodny.
Aleksander wszedł do salonu. Tak jak się spodziewał, tu także widać było dobry gust gospodyni. Jedną ze ścian zajmowała ogromna biblioteka, świadcząca wprost o domownikach, pozostałe meble były jednak starannie dobrane, tworząc niezwykle ciepły klimat pomieszczenia. Całości dopełniało przyćmione światło stojącej w rogu starej, mosiężnej lampy.
"Prawdziwy brytyjski dom kolonialny" - pomyślał Olek z podziwem.
Podszedł do biblioteki i przyglądał się tytułom. Odwrócony tyłem nie widział Danki, która obserwowała go z przedpokoju.
"Zabawne. Pierwsze, co zrobił, to podszedł do książek. Mało który młodzieniec tak się zachowuje. Rzeczywiście, Edyta miała rację - wyjątkowy chłopak. Tylko... czy ja będę umiała...".
Pełna wątpliwości poszła do kuchni.
Gdy wróciła po kilkunastu minutach z filiżankami gorącej herbaty i kanapkami na tacy, zastała Olka na kanapie, przeglądającego "Mitologię Słowian". Na jej widok odłożył książkę.
- Przepraszam, pozwoliłem sobie sięgnąć z półki bez pytania. Mam nadzieję, że się Pani nie gniewa...
- Nie ma sprawy - postawiła filiżanki na ławie i usiadła na przeciwko Olka - A tak w ogóle, to spokojnie możesz mówić mi po imieniu. Jestem Danka.
- Dzięki. A ja Olek - Aleksander uśmiechnął się do kobiety.
Następne pół godziny jedli przygotowaną na szybko przez kobietę kolację, rozmawiając o różnych sprawach. Danusia otworzyła butelkę wina, wypili kieliszek, potem drugi. Olek opowiadał o studiach, o swoich planach na przyszłość. Danka mówiła o swojej pracy, o ostatnim sezonie wykopaliskowym. Młodzieniec słuchał z zainteresowaniem, a jednocześnie przyglądał się kobiecie.
W mieszkaniu było ciepło. Danusia miała na sobie tylko bluzkę z krótkimi rękawami, pod którą wyraźnie uwidaczniał się obfity biust. Dodatkowo, obcisłe jasne spodnie podkreślały tylko jej zgrabną, szczupłą sylwetkę, opinając się kusząco na biodrach. Młodzieniec, wbrew sobie, musiał przyznać, iż Danka była atrakcyjniejsza od swojej starszej siostry. Całkowicie niezależnie od siebie pomyślał, co by się stało, gdyby... Nie, nie mógł o tym myśleć. To byłoby nie fair wobec Edyty.
Danusia zauważyła spojrzenie Aleksandra. Zauważyła, jak jego wzrok spoczął na jej piersiach, a potem prześlizgnął się w dół, na biodra. Spostrzegła delikatny rumieniec na twarzy chłopaka.
"Podobam mu się" - pomyślała.
Wstała, odłożyła książkę na półkę i przesiadła się na kanapę, obok Aleksandra.
- Wiesz - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy - Edyta dużo mi o Tobie opowiadała.
- Słucham? - Aleksander zaskoczony otworzył szeroko oczy - Jak to opowiadała?
Ich związek przecież, na wyraźne życzenie Edyty, miał być tajemnicą. W związku z tym Olek, bardzo niechętnie, przestrzegał tych ustaleń. A tu jej siostra?...
- Rozmawiałyśmy ostatnio o Tobie - Danka uśmiechnęła się - Opowiedziałam jej o swoich problemach i stwierdziła, że jesteś osobą, która mogłaby mi trochę pomóc.
- Nnnnie bardzo rozumiem - wyjąkał Olek. Gdzieś w głębi duszy zaczął się rodzić niepokój. O co tu właściwie chodzi?
Danusia przysunęła się bliżej. Czuła, jak jej muszelka staje się coraz bardziej wilgotna. Podniecenie, zapowiedź nadchodzącej rozkoszy, przeszywała ją dreszczem. Tak długo nie czuła mężczyzny, tak długo była lekceważona przez męża. Teraz się odegra. Teraz... Jej poprzednie wątpliwości gdzieś zniknęły. Myśl o tym, że zaraz, z tym młodzieńcem... potęgowała jej żądzę... Była samicą, potrzebowała samca... A ten był tuż obok, patrzył jej w oczy...
Cudownie niebieskie oczy kobiety były tak głębokie, tak ciepłe... Olek poczuł, że gdzieś w głębi niego narastać, budzić się zaczyna podniecenie. Była tak blisko...
- Jesteś wspaniałym młodzieńcem, wiesz? - powiedziała kobieta patrząc na niego z uśmiechem.
Olek odruchowo odsunął się. Cała ta sytuacja była tak nierealna, tak dziwna, że wydawała się jedynie snem. Nie, musi się obudzić. Zaraz wstanie, zerwie się, krzyknie - "Co Pani sobie wyobraża?", odepchnie ją...
- Nie bój się mnie - powiedziała Danka miękko.
- Ale... - w głowie plątały mu się myśli. Ta kobieta, siostra Jego Dziewczyny... Nie może tego zrobić... Kocha Edytę, a ta kobieta... podnieca go...
- Posłuchaj! Jesteś cudownym chłopcem. Potrzebuję Cię. Mój mąż... mój mąż mnie zdradza. Zaniedbuje mnie. Od trzech lat... Pomóż mi.... Proszę...
- Jak... jak mam pomóc? - Olek w głowie zaczynał czuć pustkę. Wiedział doskonale, do czego Danka dąży. W zasadzie, gdyby nie Edyta... To jakiś koszmar, jakaś nieprawdopodobna historia! W listopadzie słyszał bardzo podobne słowa od Edytki, a teraz, jej siostra...
- Olek... - kobieta pochyliła się nad nim. Był teraz wciśnięty w oparcie kanapy. Dalej już nie mógł się odsunąć.
- T... tak?... Mmhmm...
Poczuł jej usta na swoich. Poczuł je, kiedy zatkała mu usta pocałunkiem. Chwyciła go mocno i przyciągnęła do siebie. Jej piersi oparły się o jego tors. Czuł wyraźnie ich miękkość przez materiał swojego swetra i jej bluzki. Była niesamowicie podniecona. Jej język wdarł się w jego usta gwałtownie, nawet zbyt gwałtownie. Wręcz rzuciła się na niego. Próbował się uwolnić, ale trzymała go mocno, przyciskając ramionami do siebie.
"Nie chcę tego!" - jego podniecenie narastało wbrew niemu, wbrew jego rozumowi usiłującemu panować nad sytuacją - "Nie... chcę tego! Nie, chcę tego!"
Przestał myśleć. Emocje wzięły górę. Odpowiedział na jej pocałunek.
Była tak gorąca, tak rozpalona, tak namiętna. Przylgnęła do niego całą sobą, wpijając się łapczywie w jego usta. Nie panując nad sobą wsunął dłonie pod jej bluzkę, poczuł jak drgnęła, kiedy objął jej nagie plecy. Przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Nie myśląc o tym, co robi, wsunął dłonie pod zapięcie stanika i odpiął sprzączkę. Danka stęknęła i nie przerywając pocałunku uniosła się nieco, pozwalając opaść swobodnie piersiom. Przesunął dłonie do przodu i dotknął ich. Były takie duże, miękkie, sutki sterczały mocno, świadcząc wyraźnie o podnieceniu kobiety. Zaczął je pieścić. Czuł, jak jego członek w spodniach wypręża się, jak domaga się uwolnienia.
Danusia oderwała się od ust Olka, chwyciła brzeg jego swetra i szybkim ruchem ściągnęła przez głowę. Był teraz w samym t-shircie. Uniósł jej bluzkę i ujrzał cudownie duże, większe niż Edyty, piersi, swobodnie kołyszące się w rytm jej oddechu. Zbliżył usta i zaczął całować jej sutki. Jeden, potem drugi... Ssał, lizał je na przemian. Ścisnął jej piersi i językiem zanurzył się w rowek pomiędzy piersiami.
- Aaach... cudownie... - jęknęła kobieta.
Chwyciła jego głowę ręką i przycisnęła do swoich piersi. Drugą ręką sięgnęła do jego spodni. Przez chwilę masowała wyprężonego penisa przez materiał, po czym rozpięła spodnie i chwyciła go dłonią. Olek poczuł, jak jej palce dotknęły główki członka, przesunęła je w dół, do nasady, po czym powoli, delikatnie zaczęła nimi poruszać w górę i w dół.
- Jaki duży! - jęknęła - Jaki cudowny!
"Boże, to jest niewiarygodne! Napalona, prawie obca kobieta mnie gwałci! Muszę to przerwać!" - resztki zdrowego rozsądku krzyczały bezskutecznie gdzieś w głębi głowy młodzieńca. Olek wiedział, że dłużej nie zdoła pohamować swojej żądzy. Ostatnim wysiłkiem woli szarpnął się jednak, wyswobadzając głowę z jej uścisku.
- Danka, proszę, przestań... Nie możemy... Edyta... - miał zamiar wykrzyczeć te słowa, ale ściśnięte gardło sprawiło, że wypowiedział je szeptem.
- Cicho, głuptasie - kobieta ponownie go przytuliła, nie przestając drażnić wyprężonego członka - Możemy. Dziś możemy. Edyta nie ma będzie miała nic przeciwko temu. W listopadzie pomogłeś jej, kiedy... Cały czas jej pomagasz. A teraz ja... Jestem w bardzo podobnej sytuacji. Pomóż mi, proszę... Chcę znów poczuć się kobietą...
- Aaach... - resztki oporu młodzieńca zniknęły. Poddał się. Był rozpalony, pragnął jej, pragnął być uwiedziony przez młodszą siostrę swojej dziewczyny. Chwycił brzeg jej bluzki i zsunął razem ze stanikiem przez głowę. Ponownie wpił się w jej cudownie jędrne piersi, całując maksymalnie wyprężone sutki.
Pieszczoty piersi przyprawiały Dankę o dreszcze. Tak dawno tego nie czuła. Tak dawno... Płonęła z pożądania. Zapomniała o swoich obawach, o mężu, jego dziwkach... Była całkowicie mokra, jej muszelka domagała się spełnienia. Była gotowa oddać się temu młodzieńcowi teraz, tutaj, na podłodze. Wiedziała jednak, że tak nie chce. Upokorzy Jacka do końca. Zrobi to na górze, w sypialni. W ich wspólnym małżeńskim łożu. Pozwoli wejść w siebie napalonemu chłopcu, pozwoli spuścić mu się w jej wnętrze, wypełnić macicę jego młodym nasieniem. Nie bała się ciąży, wiedziała, że jest bezpieczna, dwa dni temu skończyła jej się miesiączka. Tak, pozwoli się zerżnąć... Ale jeszcze nie teraz... Jeszcze nie...
Oderwała się od Olka i zsunęła na kolana przed nim. Szybkim ruchem rozpięła spodnie młodzieńca do końca i zsunęła do kolan.
- Pozwól mi się nim zająć - wyszeptała patrząc w rozpalone oczy Aleksandra.
Dłonią cały czas pieściła wyprężonego członka. Zsunęła się jeszcze niżej i zaczęła całować wewnętrzną stronę ud Olka. Wsunęła język w pachwinę, a potem zaczęła drażnić twarde, naprężone jądra. Olek jęknął. Zamknął oczy i oparł dłonie na głowie kobiety, zanurzając palce w jej miękkich włosach. Było mu nieziemsko dobrze. Edyta nie raz już tak go pieściła, ale tym razem było to zupełnie inne doświadczenie, tak delikatne, tak subtelne, tak podniecające... Zawsze miał bardzo wrażliwe pachwiny, a pieszczoty Danki doprowadzały go na skraj orgazmu. Czuł, że zaraz nie wytrzyma. Czuł, prawie fizycznie, jak nasienie wrze w jądrach, jak za chwilę, w ogromnym skurczu popłynie na zewnątrz. Na czubku penisa gromadziły się pierwsze kropelki śluzu...
Danka czuła, że młodzieniec jest blisko. Przerwała pieszczoty i ścisnęła dłonią nasadę członka. Zbliżyła usta do główki penisa. Dotknęła ją delikatnie językiem, polizała, smakowała zupełnie inaczej niż penis męża. Czerwona, rozpalona... Chwilę ssała samą główkę, a potem, nie przerywając uścisku nasady, wsunęła członka w usta. Najpierw tylko trochę, cofnęła, potem głębiej, jeszcze głębiej w gardło. Jej usta dotknęły palców ściskających nasadę. Zaczęła ssać, drażnić żołądź, coraz mocniej, coraz szybciej...
- Dankaaa... aaach... - z ust Olka wydobył się skowyt. Rzucał głową na prawo i lewo. Dłonie zacisnął na włosach kobiety. Czuł, jak nasienie usiłuje wyrwać się z jąder, jak przemieszcza się do nasady i tak zatrzymuje blokowane silnym uściskiem. To uczucie było cudowne, a jednocześnie prawie bolesne.
Kobieta poczuła, jak członek młodzieńca drga. Wiedziała, że zaraz wytryśnie. Wysunęła go z ust i włożyła w rowek pomiędzy piersiami.
- Zrób to tak, tryśnij na nie - szepnęła.
Takiego uczucia Olek nigdy jeszcze nie doznał. Fantastyczna miękkość jędrnych, kobiecych piersi, otulających jego penisa, zamykających go, ściskających niczym w pochwie. Z Edytą nigdy tak nie próbował. To było zupełnie nowe, niesamowite...
Danka chwilę potrzymała członka nieruchomo, a potem zaczęła unosić się i opuszczać na piętach, drażniąc organ młodzieńca tkwiący pomiędzy piersiami. Puściła nasadę członka i ścisnęła piersi mocno poruszając się długimi powolnymi ruchami. Trwało to tylko krótką chwilę....
- Aaaaaaa... - krzyknął Aleksander, wyrzucając biodra do góry.
Potężny skurcz jąder wyrzucił salwę białego, gorącego nasienia wprost na twarz kochanki, na jej włosy... Potem drugi, trzeci... Nasienie spływało po policzkach, wargach, po szyi Danki, po jej piersiach... Członek drgał jeszcze chwilę, wyrzucając nasienie, coraz słabiej i słabiej... Aleksander opadł na kanapę, wciąż z zamkniętymi oczyma, ciężko oddychał...
Danusia wysunęła język i oblizała wargi. Po raz pierwszy spróbowała innej spermy niż męża. Była rzeczywiście inna, bardziej słodka. Pochyliła się i delikatnie possała tracącego swą sztywność penisa, tkwiącego cały czas pomiędzy jej piersiami.
- To było... to było niesamowite... - wyszeptał Olek.
- Podobało Ci się? - zapytała Danka, wypuszczając członka młodzieńca spomiędzy piersi.
Aleksander nie był w stanie odpowiedzieć. Skinął jedynie głową. Kobieta podniosła się i pocałowała go w usta. Poczuł na języku dziwny smak. Słodki, odrobinę kwaśny... Smak własnego nasienia...
- Strasznie tu nabrudziłeś - Danusia patrzyła na niego z uśmiechem - Chyba musimy się umyć. Rozbierz się i chodź do łazienki.
Wstała i pociągnęła Olka za rękę. Podniósł się i zsunął z siebie do końca spodnie i koszulkę. Było mu cudownie dobrze. Zapomniał w tej chwili o Edycie, o swoich wątpliwościach. Poszedł bezwolnie za kobietą...
Ciepła woda, spływająca z prysznica, przyjemnie chłodziła rozpalone ciała kochanków. Stali spleceni ze sobą całując się namiętnie. Aleksander trzymaną w ręku gąbką długimi, powolnymi ruchami masował ciało Danki, zmywając ślady własnego uniesienia. Jej nagie ciało było tak fantastyczne... Obfite, jędrne piersi, delikatnie zaokrąglony, bez śladu tłuszczu, brzuszek, a niżej cudownie okrągłe, dość szerokie, choć proporcjonalne, biodra. I te cudowne sterczące pośladki... Olek schodził gąbką coraz niżej i niżej. Dotknął łona kobiety, krótko przystrzyżonych, ciemnych włosków. Wsunął dłoń jeszcze niżej pomiędzy uda. Poczuł, jak drgnęła i rozchyliła uda. Puścił gąbkę i dotknął palcami rozchylonych płatków. Ociekały wilgocią.
- Uuuuch... - cichutko jęknęła Danka.
Pragnęła pieszczot. Rozkosz sprawiona Olkowi rozpaliła ją niesamowicie. Pragnęła poczuć go w sobie. Pragnęła... Oderwała się od młodzieńca i rozsunęła szerzej nogi.
Aleksander, wyczuwając pragnienia kobiety, osunął się na kolana. Dłonie oparł na jej pośladkach, pieszcząc i ugniatając je mocno. Ustami dotknął różowiutkiego, wyeksponowanego guziczka, chwilę possał, po czym wsunął język pomiędzy wilgotne wargi. Śluz wyciekał z wnętrza Danki zwilżając twarz młodzieńca. Zaczął lizać, zataczać koła, powracając co chwila do nabrzmiewającej coraz bardziej łechtaczki.
- Aaach, Bożeee... aach... - jęczała Danusia.
Jej biodra wyginały się w rytm pieszczot chłopaka. Obawiając się, że straci za chwilę równowagę, dłońmi oparła się o ściany kabiny. Jej kobiecość, uśpiona trzyletnim postem, wybuchła teraz z całą siłą, zawładnęła nią całkowicie, bez reszty. Tak dawno nikt jej w tym miejscu nie dotykał, nie całował...
To był moment. Absurdalnie krótka chwila od pierwszego dotyku ust Aleksandra do wybuchu żądzy, eksplozji rozkoszy. Wyposzczone ciało zareagowało gwałtownie. Danuta wygięła się w łuk, krzycząc głośno. Cała drżała, fale orgazmu przepływały przez jej ciało, nogi się trzęsły. Wilgoć popłynęła obfitą falą z jej muszelki, zalewając usta Aleksandra. Zaskoczony gwałtowną reakcją kobiety mężczyzna przerwał pieszczoty i przytrzymał ją mocno. Gdyby nie to, z pewnością runęłaby na ziemię...
Dłuższą chwilę trwali tak w milczeniu, dochodząc do siebie. On na kolanach, przytrzymując ją w pasie, ona skulona, pochylona do przodu, trzymając go za głowę. Drżenie ciała kobiety stopniowo ustępowało, fale rozkoszy były coraz słabsze, coraz łagodniejsze...
- Jesteś cudowny - wyszeptała - Jeszcze nigdy, z żadnym mężczyzną nie było mi tak...
Uniosła Aleksandra i pocałowała go głęboko w usta. Przytulił się do niej z całej siły. Poczuła, jak jego członek ponownie obudził się do życia, jak oparł się wyprężony o jej łono. Chwyciła Olka za pośladki i przycisnęła do siebie. Czuła wyraźnie jego męskość ocierającą się o nią, gotową zanurzyć się w jej wilgotnym wnętrzu, zespolić w odwiecznym akcie mężczyzny i kobiety. Ona też już była gotowa. Gotowa poczuć go, gotowa dopełnić zemsty...
- Nie tutaj, kochany - szepnęła, odrywając się od Aleksandra - Zróbmy to w sypialni...
Ogromne małżeńskie łóżko w sypialni przykryte błyszczącą, satynową pościelą w kolorze ciemnego wina wyglądało niesamowicie zachęcająco. Dwa narożne, mosiężne kinkiety, dawały delikatne światło, tworząc przytulną, bardzo erotyczną atmosferę. Danka wtuliła się w Aleksandra.
- Podoba Ci się? - zapytała.
- Jest... wspaniale...
- To specjalnie dla Ciebie. Chodź do mnie...
Pociągnęła go za sobą. Oboje nadzy opadli na pościel. Olek po raz kolejny tego dnia zatopił się w cudownych piersiach kochanki. Ugniatał je i lizał, jednocześnie pieszcząc ręką gładki brzuch kobiety. Schodził dłonią coraz niżej, do podbrzusza, gładził włosy łonowe, dotknął palcami muszelki...
Danka nie chciała dłużej czekać. Chwyciła dłonią wyprężonego, całkowicie przywróconego już do poprzednich rozmiarów członka mężczyzny i rozsunęła nogi.
- Zrób to... Teraz... Wejdź we mnie...
Olek nasunął się na kobietę. Leżała rozwarta, z wyeksponowaną muszelką ociekającą sokami, całkowicie gotowa na jego przyjęcie. Pochylił się i dłońmi chwycił jej piersi. Główka członka dotknęła wilgotnych warg. Powoli, delikatnie wsunął się kawałek do środka.
- Naprawdę chcesz tego? - gdzieś w umyśle Aleksandra, opanowanego całkowicie żądzą, błysnęła, przebiła się, ostatnia myśl o Edycie, o tym, co właśnie robi.
Zamiast odpowiedzi kobieta uniosła biodra, dłońmi chwyciła pośladki młodego mężczyzny i przyciągnęła je gwałtownie do siebie. Członek wszedł od razu głęboko, aż po same jądra, w wilgotne, gorące wnętrze.
- Aaaach....
Aleksander opadł na kobietę. Ich usta splotły się w pocałunku. Zaczął poruszać się w niej, z początku powoli, potem coraz mocniej, szybciej. Poczuł, jak wypełnia ją do samego końca, dotykając żołędziem w kolejnych posunięciach szyjki macicy. Wilgotna pochwa kobiety szczelnie otulała penisa, stymulując go dodatkowo.
Danka rozwarła jeszcze szerzej nogi, krzyżując stopy na plecach kochanka. Po raz pierwszy od tak długiego czasu czuła męskiego członka, czuła, jak ją wypełnia całkowicie, jak wbija się w nią z całą młodzieńczą siłą, głęboko, bardzo głęboko w jej wnętrze. Coraz mocniej i mocniej... Wiła się w pościeli w miłosnym uniesieniu. Czuła, że jeszcze chwila, jeszcze moment, a po raz kolejny sięgnie szczytów rozkoszy...
- Taaak... taaak... - jęczała.
Olek wbijał się już teraz w nią z całą siłą. Inna, niż Edyty, pochwa Danusi była nieco luźniejsza, być może po urodzeniu dziecka, ale właśnie dlatego stymulowała go jeszcze bardziej. Coraz szybciej i głębiej poruszał się w niej, czując nadchodzący orgazm.
- Zaraz... zaraz.... będę... - szepnął.
- Zrób to.... Tryśnij... We mnieee... - jęknęła Danuta.
Rozkosz nie mogła narastać w nieskończoność. Kobieta drżała czując nadchodzące skurcze orgazmu. Jej gorące wnętrze zaciskało się miarowo w skurczach na penisie mężczyzny. Aleksander poczuł, jak jego nasienie szalonym pędzie płynie kanalikami ku główce. Jeszcze dwa pchnięcia, jeszcze jedno...
- Ooooch....
Olek wbił się w Dankę najgłębiej jak potrafił, do samego końca, wypełnił ją całkowicie i znieruchomiał. Strugi gorącego, białego nasienia popłynęły w kolejnych wytryskach głęboko we wnętrze kobiety, do szeroko rozwartej szyjki macicy. Sperma wypełniła ją całą.
Danusia czując drgania członka sama nieomal straciła zmysły. Ogarnął ją potężny orgazm, większy nawet, niż ten poprzedni. Drżała cała z rozkoszy. Wiedziała, że jej kochanek trysnął w nią, że wypełnił ją życiodajnym płynem. Wiedziała i była szczęśliwa... Wreszcie znów czuła się kobietą...
Wyczerpani kochankowie leżeli obok siebie, delikatnie się pieszcząc. Nasienie Aleksandra wypływało, pomieszane z sokami Danki z jej obrzmiałej, zaspokojonej muszelki. Olek gładził włosy kobiety, obsypując jej szyję pocałunkami.
- Danusiu...
- Mmmhm... - mruknęła rozkosznie.
- Wiem, że to teraz może zabrzmi głupio, ale chciałbym... Chciałbym, żebyś powiedziała mi, dlaczego to zrobiłaś. Opowiedz mi o swoim mężu...
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - kobieta uniosła się i przykryła ich kołdrą - To nie ma żadnego znaczenia.
- Nie mogę zrozumieć, jak można zdradzać, zaniedbywać Taką Kobietę. Jesteś cudowna.
- Naprawdę tak myślisz, głuptasie?
- Wiesz, myślałem o Tym od chwili, kiedy Cię poznałem... I chyba muszę Ci to powiedzieć... Jesteś piękniejsza od Edyty. Gdybym... gdybym nie był z nią... A tak, nie wiem, co teraz...
- Nie myśl o tym - pogładziła go po piersi - w ogóle nie myśl.
- Ale...
- Teraz jesteśmy tylko my dwoje. Teraz, tej nocy. Jutro wraca mój mąż i córka. Jutro wrócisz do Edyty... - Danka zamknęła usta Aleksandra pocałunkiem.
Aleksander zamknął oczy. Słowa kobiety nie uspokoiły go. Gdzieś w głowie kołatały się rodzące na nowo wątpliwości. Ale, tak jak powiedziała, starał się nie myśleć. Czuł się cudownie. Czuł ciepło jej ciała, miękkość jej piersi. Położył dłoń na jej biodrze i... zasnął.
Obudził się prawie w południe, wyspany i wypoczęty. Przez chwilę leżał nieruchomo z zamkniętymi oczyma, uświadamiając sobie gdzie jest. Szelest miękkiej pościeli, szczekanie psów za oknem... Przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Miejsce obok niego było puste. Za oknem sypał śnieg, zimowe słońce blado oświetlało świat w niedzielny poranek. Przez chwilę jeszcze leżał, przypominając sobie szczegóły ostatniej nocy. To było takie niesamowite, takie nieprawdopodobne... Gdzieś w głębi duszy tliły się wyrzuty sumienia, ale Danka... Siostra Edyty była tak cudowna...
Drzwi do sypialni się otworzyły. Danusia wniosła tacę z parującymi filiżankami.
- Dzień dobry Panie Hrabio - powiedziała żartobliwie, stawiając tacę na stoliku - Ależ Pan długo spał? Na dole czeka śniadanie. A Marysia przyniosła kawę.
Wyglądała cudownie, ubrana jedynie w bordowy, aksamitny szlafrok, podkreślający jej figurę. Poły szlafroka, lekko rozsunięte, ukazywały jej ponętne uda, zaś góra rozchylała się, ledwie skrywając piękne piersi.
- Mmmhmm... Nie chcę jeszcze śniadania - mruknął Olek. Na widok kobiety jego lędźwia przebiegł znajomy dreszcz podniecenia, a skryty pod kołdrą penis ponownie zaczął budzić się do życia.
- To czego Pan Hrabia sobie życzy? - Danka usiadła na brzegu łóżka.
Wstała prawie dwie godziny temu i przez ten cały czas myślała o tym młodzieńcu, śpiącym na miejscu jej męża. Powinna czuć się podle, zdradziła przecież, pierwszy raz w życiu, Jacka. A jednak była szczęśliwa. Podniecało ją to, co się stało, podniecała ją świadomość, że potrafi się podobać, że podoba się temu młodzieńcowi, kochankowi jej siostry. Zaczęła nawet się zastanawiać, czy Edyta, chyba już nim trochę znudzona, nie mogłaby... Nie, to było niedorzeczne. Chociaż, co szkodzi porozmawiać z siostrą... I tak pewnie będzie ciekawa... Zadzwoni do niej wieczorem, tak, jak się umówiły, koło dziesiątej, na razie siostra też była bardzo zajęta...
Pochyliła się i pocałowała Aleksandra w usta. Poczuł delikatny zapach jej kosmetyków do kąpieli. Jego podniecenie powróciło. Była tak blisko, była jego, tak jak poprzedniej nocy. Nie myślał... nie chciał myśleć o Edycie... Co powiedziała mu Danka w nocy? "Jutro wrócisz do Edyty?" Wróci, ale najpierw... niech się dzieje, co chce. Chwycił kobietę w pół i przyciągnął do siebie.
- Eeech, Olek, przestań, co Ty wyprawiasz... - stęknęła, czując jak zapada się w pościel.
Zamknął jej usta pocałunkiem. Sprawnie rozwiązał szlafrok i rozsunął poły, zsuwając go z jej ramion. Pociągnął ją na łóżko. Upadła na bok. Jej duże piersi oparły się na torsie mężczyzny.
- Olek, śniadanie... kawa... - wydyszała.
Jego nagły atak zaskoczył ją. Był taki podniecony, gwałtowny... Rozpalał ją. Chciała tego, chciała jeszcze raz... Poddała się.
Aleksander obrócił ją na brzuch, przylegając piersiami do jej pleców. Poczuła jego wyprężony członek pomiędzy pośladkami, taki gorący, gotowy do boju. Jęknęła z rozkoszy. Jej muszelka ponownie, momentalnie stała się wilgotna. Odwieczny taniec hormonów... Była samicą, przygniataną przez samca... Chciała go poczuć w sobie, teraz...
Uniosła pośladki w geście oddania, ułatwiając penetrację. Olek uniósł się i przytknął czerwonego żołędzia do jej rozwartej muszelki. Ukląkł przy tym za nią, a ona oparła się na łokciach i uniosła na kolana, rozszerzając uda. Bez jednego słowa, bez żadnej gry wstępnej, wbił się w nią głęboko.
- Ooooch... - stęknęła kobieta, czując, jak wypełnił ją całą.
W tej pozycji penetracja była jeszcze głębsza, niż poprzednio. Aleksander poczuł, jak dotarł do samego końca, do zagradzającej drogę ścianki, cofnął się trochę i wbił ponownie. Czuł, jak wilgotne ścianki pochwy otulają jego penisa. Nie mógł się już dłużej hamować. Gwałtownie, pełen żądzy, zaczął posuwać kobietę.
Piersi Danki falowały w rytm pchnięć mężczyzny. Pochylił się i dłońmi chwycił jej sztywniejące sutki. Danusia czuła, jak jego jądra ocierają się o jej guziczek, stymulując go dodatkowo. To było niesamowite uczucie, wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Pochyliła się jeszcze bardziej, ułatwiając mu jeszcze głębszą penetrację. Aleksander wchodził w nią coraz szybciej, coraz mocniej... Oboje dyszeli ciężko. To była dzika, zwierzęca kopulacja samca i samicy, eksplozja odwiecznej żądzy kierującej światem... Bez słów, bez pieszczot... Pradawny taniec dwóch płci łączących się ze sobą...
Kobieta doszła pierwsza. Drżenie rozkoszy przebiegło przez jej ciało. Fale spełnienia przepływały przez nią, promieniując od mózgu, poprzez całe ciało, aż do muszelki i z powrotem, do głowy. Mięśnie pochwy zacisnęły się na penisie... Kolana ugięły się pod nią, nie wytrzymując rozkosznego drżenia. Z dzikim, zwierzęcym nieomal skowytem Danka upadła na pościel, pociągając za sobą Aleksandra. Trzęsła się cała, na plecach pojawiły się krople potu...
Olek czując, że kochanka znalazła się na szczycie, wbił się w nią jak najgłębiej. Leżała bezwolna pod nim, nadal wypinając do góry pośladki. Młody mężczyzna nie miał jeszcze dość. Doprowadził kobietę wysoko, wyżej niż wczoraj, ale sam także pragnął spełnienia. Wiedział czego chce. Parę tygodni temu spróbował tego raz z Edytą i teraz chciał ponownie...
Wyszedł z rozpalonej muszelki i rozchylił pośladki kochanki. Anus Danki był wilgotny, zwilżony sokami wypływającymi z niej. Nakierował dłonią członka i pchnął. Główka bez problemu zanurzyła się w mniejszym otworze kobiety.
Danusia drgnęła, czując penisa napierającego na jej odbyt. Nigdy jeszcze nikt nie posiadł jej w ten sposób. Poczuła, jak główka członka zanurza się w niej coraz głębiej...
- Nieeee... nie tam - jęknęła.
Aleksander był zbyt rozpalony, aby słuchać. Cofnął się nieco i naparł jeszcze raz, mocniej. Członek zanurzył się głębiej. Zaczął poruszać się w niej.
- Nieee... niee... przestań... Oleeek... - kobieta czuła, jak wnika w nią coraz dalej. Nie chciała tego, ale jednocześnie to doznanie, tak zupełnie dla niej nowe, przeszywało ją dreszczem. Nie było bolesne, jak się spodziewała. Było... było przyjemne...
- Aaaach... nie, nieee... - jęcząc słowa sprzeciwu, uniosła pośladki w geście oddania.
Była ciasna, bardzo ciasna. Mięśnie anusa zaciskały się na penisie, zanurzonym w niej już do połowy. To była dodatkowa stymulacja. Olek czuł, że zaraz, za chwilę... dojdzie. Wytryśnie w jej tyłek... Pochylił się jeszcze bardziej i zaczął poruszać się w niej coraz mocniej.
- Olek, Oleeek! Co Ty wyp... rawiaaasz... Ooooch...
Poczuła, jak członek młodzieńca w jej tyłku wchodzi głęboko, jak drga wbijając się w jej trzewia. Aleksander jęknął głośno z rozkoszy...
- Oleeeek.....
Potężna fala spermy trysnęła w głąb kobiety, o niej druga i kolejne, coraz słabsze. Nasienie zalało trzewia kochanki. Po raz pierwszy w życiu doświadczyła takiego uczucia. Było niesamowite. Zupełnie inne od wszystkiego, co dotychczas znała... Olek, drżąc z rozkoszy opadł na jej plecy...
Kochankowie powoli dochodzili do siebie. Zwiotczały penis mężczyzny wysunął się z kobiety. Cienka strużka nasienia wypływała z jej odbytu plamiąc satynową pościel. Danka leżała nieruchomo na brzuchu, Olek zsunął się obok niej, gładził delikatnie jej spocone plecy.
- Coś ty zrobił? - szepnęła kobieta, odwracając twarz do młodzieńca.
- Podobało Ci się? - Olek pochylił się i pocałował ją w usta.
- Yyyhm... To było niesamowite... Zupełnie inne...
Danka uniosła się na bok i spojrzała na młodzieńca. Był taki piękny...
"Gdyby był trochę starszy, a ja niezamężna" - pomyślała.
Podniosła rękę i pogładziła go po policzku.
- Jesteś cudownym kochankiem - powiedziała cicho - Dziękuję. A teraz chodźmy się umyć, śniadanie czeka, a niedługo pora obiadu. Nie możesz chodzić głodny. To wpłynie źle na Ciebie i niego - pogładziła zwiotczałego penisa - Obaj jesteście cudowni...
Zmierzchało. Minęła piąta. Cały czas sypał śnieg. Aleksander wracał do domu. Zostałby dłużej u Danki, zatrzymywała go zresztą po obiedzie, ale wkrótce, koło ósmej, miał wrócić jej mąż i córka. Danusia na pożegnanie ucałowała go gorąco i wręczyła karteczkę z numerem telefonu.
- Zadzwoń do mnie, kochanie - powiedziała - Za tydzień mój mąż wyjeżdża w delegację...
Szyby autobusu, brudne jak zazwyczaj, pokrywała z zewnątrz warstewka lodu. Teraz, kiedy zimowy chłód ostudził emocje dwóch ostatnich dni, powróciły wątpliwości. Aleksander był zły na siebie. Pozwolił się ponieść żądzy, wczoraj dał się uwieść siostrze swojej dziewczyny, a dziś zerżnął ją, nie myśląc o Edycie...
"Boże, co ja zrobiłem" - zastanawiał się - "Jak wytłumaczę się Edytce".
Przerażenie ściskało mu serce. Zdradził ją. Przespał się z jej siostrą. Co ma zrobić? Przyznać się? Tłumaczyć? Przepraszać? To było cudowne zapomnienie, cudowna przygoda, ale teraz... Co dalej?
Autobus zatrzymał się na jego przystanku. Wysiadł i brnął przez tworzące się zaspy. Im bliżej bloku, tym szedł wolniej. Teraz był już wściekły na siebie, wściekły na Dankę... Chciał wykrzyczeć swoją złość... Żałował, że nie ma Marty, gdyby była... Gdyby bała opowiedział by jej wszystko, poradził się... A tak...
Zdecydował, że powie wszystko Edycie. Poprosi ją o przebaczenie. Przyzna się... A potem... niech się dzieje co chce.
Dotarł do klatki i z wahaniem wcisnął guzik domofonu. Raz, potem drugi. Cisza. Zaskoczony cofnął się i spojrzał w okna swojej dziewczyny. Ciemno. Odetchnął z ulgą.
"Uff, widocznie jeszcze nie przyjechała".
Rozejrzał się po ulicy. Z pubu naprzeciwko dobiegała muzyka. Znał ten lokal, czasami wpadał tam na piwo.
"Trochę piwa nie zaszkodzi" - pomyślał - "Przecież nie będę tu stał".
Wszedł do pubu, wziął Lecha z nalewaka. Usiadł przy oknie, aby widzieć drzwi wejściowe do domu. W ten sposób zobaczy wracającą Edytę. W tym momencie przypomniał sobie, że przecież prosiła go o telefon, kiedy będzie wychodził od Danki. No tak, całkiem o tym zapomniał. Wyjął komórkę i wybrał jej numer.
- No, cześć! - głos Edyty był wyraźnie rozbawiony.
- Gdzie jesteś Kochana?
- Przepraszam Cię, Olku. Tu są straszne zaspy. Wiesz, mamy opóźnienie. Będę dopiero gdzieś koło siódmej, ósmej...
- Mogłaś zadzwonić.
- Oj, nie chciałam Ci robić problemu. Na pewno razem z Danusią świetnie się bawicie - w głosie Edyty brzmiał śmiech - Nie musisz się spieszyć z wychodzeniem.
- Ale... - Olek zaskoczony próbował wyjaśnić, gdzie się znajduje, jednak Edyta się rozłączyła.
Odłożył telefon na stolik i patrzył z niedowierzaniem.
"Świetnie się bawicie... O co tu chodzi?"
Postanowił zadzwonić jeszcze raz, wyjaśnić gdzie jest. Podniósł komórkę i odruchowo spojrzał w okno...
W świetle latarni zobaczył... Edytę. Zbliżała się do wejścia do domu. Nie była sama. Szła pod rękę z jakimś mężczyzną. Śmiejąc się powiedziała coś do niego... Przystanęli... On pochylił się i pocałował ją... Prosto w usta... Nie broniła się, nie wyrywała... Stali tak i całowali się na oczach osłupiałego Aleksandra...
Edyta oderwała się od nieznajomego, pociągnęła go za rękę. Zniknęli za drzwiami. Za chwilę w jej mieszkaniu zapaliło się światło...
Aleksander nie wierzył własnym oczom. Widok, który zobaczył kompletnie go sparaliżował. W głowie czuł pustkę. Siedział nieruchomo, gapiąc się w drzwi i zapalone w mieszkaniu Edyty światła. To co zobaczył kompletnie nie mieściło mu się w głowie...
"Okłamała mnie..." - to była pierwsza myśl, która się pojawiła - "Właśnie bezczelnie mnie okłamała".
Czuł, jak jego policzki płoną. Ciśnienie krwi skoczyło chyba do 150. Czuł, że musi coś zrobić, iść do niej, zrobić awanturę... Podniósł szklankę i duszkiem wypił całe piwo. Chłodny napój przyjemnie spływał po przełyku, przywracając jasność myślom...
"Kurwa mać. Kurwa, kurwa, kurwa..." - to jedyne słowa, jakie mu przychodziły do głowy.
Co tu było do wyjaśniania? Właściwie to oboje zachowywali się podobnie. On właśnie zerżnął Dankę, a ona... A ona prowadzała się z jakimś facetem... Z tą różnicą, że Olek miał wyrzuty sumienia, chciał powiedzieć jej prawdę, a ona... bez skrupułów go okłamywała...
Zamówił jeszcze jedno piwo i wrócił na miejsce. U Edyty wciąż się świeciło. Spojrzał na zegarek. Zbliżała się szósta. Mógłby teraz pójść, zadzwonić domofonem, przyłapałby ich razem... Tylko po co? I tak już wiedział prawie wszystko, a nie miał w tej chwili ochoty dowiadywać się reszty. Co by mu powiedziała? Jej prawdę? Nie miał ochoty wracać do domu... Nie miał ochoty jej oglądać... Nie teraz... nie po tym, co zobaczył...
Sięgnął do kieszeni po portfel. Pieprzyć to. Napije się jeszcze. Wyjmując rękę z kieszeni poczuł jak wierzchnia strona dłoni zaczepiła o kartki. Kartki z numerami Marzeny i Danusi. Wyjął je z kieszeni i przyjrzał się, jakby widział je pierwszy raz w życiu.
Wziął kolejne piwo. Oddech mu się prawie uspokoił. Już wiedział, co ma zrobić. Usiadł wygodnie, patrząc w okna Edyty i sącząc piwo wystukał numer Marzeny...
Za oknem wciąż padał śnieg. Biały puch przykrywał domy, drzewa, ludzi i zwierzęta. Zmarznięty i nastroszony przestępował z łapki na łapkę na gałęzi czekając niecierpliwie, aż Aleksander wyjdzie z pubu. W przeciwieństwie do Olka nic innego przecież nie mógł zrobić...
"Edukacja Aleksandra (III)"
Autor: latarnia_morska · 19 sierpień 2010
Budzik zadzwonił natrętnie, przerywając sen. Budził się z niechęcią, czując piasek pod powiekami. Za oknem szarzało, pierwsze błyski wschodzącego słońca rozjaśniały ustępującą noc. Zapowiadał się ciepły, kwietniowy dzień, choć Aleksandra wcale to nie cieszyło. Jego złość powróciła. Złość, która siedziała w nim od dłuższego czasu. Złość, która miała przynajmniej kilka przyczyn. Złość, którą chciał z siebie wyrzucić.
Żigolak - to była pierwsza przyczyna. To słowo towarzyszyło mu od dłuższego czasu. Wbiło się w jego głowę i nie chciało stamtąd wyjść. Żigolak - męska prostytutka, zaspokajająca starsze kobiety. Tak powiedziała o nim Marzena, w sobotę, w klubie studenckim. Siedziała z trzema obcymi żulami, jakich wielu kręciło się po osiedlu akademickim w trakcie juwenaliów, lekko już pijana, zaś oni wyraźnie dobierali się do niej. On, też już lekko wcięty, próbował ją stamtąd wyciągnąć, towarzystwo tych trzech nie podobało mu się. Wyśmiała go, ujawniła publicznie jego tajemnicę, z której tylko jej się zwierzył. Cholera, niewiele brakowało... Gdyby wdał się w bójkę z tamtymi... Na szczęście był Paweł.
"Wszystkie kobiety to chuje, a te pizdy to se mogą w dupę wsadzić" - przypomniał sobie jego słowa.
Uśmiechnął się do siebie. Głupie, wulgarne, ale... śmieszne. Paweł wyciągnął go z klubu zanim doszło do czegokolwiek. Wyciągnął... a potem pili całą noc w jego pokoju w akademiku.
"Tak, Paweł to świetny kumpel" - pomyślał.
Myśli Aleksandra wróciły do wydarzeń sprzed niespełna trzech miesięcy. Pojechał wtedy do Marzeny. Pojechał i został do rana. Przegadali wtedy całą noc. Zaufał jej, myślał, że jest taka sama jak on. Opowiedział jej o Edycie, Dance, opowiedział o swoich planach na przyszłość, o pragnieniu miłości, o uczuciach. Potem kochali się. Jeden, jedyny raz. A potem, parę dni potem, kiedy zadurzył się, kiedy zaczęło mu się wydawać... spławiła go. Wtedy po raz pierwszy powiedziała, że z żigolakiem nie ma zamiaru się zadawać. Wtedy... a w sobotę po raz drugi, publicznie, kiedy w trosce o nią, jako koleżankę z roku, chciał się wtrącić.
Marzena po prostu taka była. Było w niej coś dziwnego, coś nieuchwytnie obcego. Traktowała kolejnych facetów jak zabawki, "zaliczając ich" i zostawiając bez skrupułów. Bawiła się i szukała wciąż nowych podniet. Olek doszedł do tego wniosku, kiedy bliżej poznał Pawła.
Paweł był jego kolegą z roku. Też kiedyś, w listopadzie zeszłego roku, po imprezie w pubie, Olek przypominał sobie nawet słabo ten moment, stał się kolejnym, jednorazowym "łupem" Marzeny. Wcześniej nie mieli ze sobą zbyt bliskich kontaktów, ale ostatnio, podczas wspólnego opracowywania referatu na zajęcia, zawarli bliższą znajomość. Mieli wspólne zainteresowania, podobne poglądy na życie, lubili nawet te same gatunki piwa. Szybko się dogadali i był to początek typowej "męskiej przyjaźni".
Jednak nawet najlepszy kumpel nie był w stanie zahamować rosnącej frustracji Aleksandra. Frustracji, która stopniowo przeradzała się w niepohamowaną złość. Marzena była przelotną przygodą, ot - dziwką, która zaliczyła go, bez dalszego ciągu. Ale...
"Żigolak" - to słowo płonęło w umyśle Olka.
Został wykorzystany. Jedna siostra odstąpiła go drugiej, kiedy się jej znudził. Jego uczucia, kiedyś tak namiętne wobec Edyty, legły w ruinie. Wściekało go to. Złościło, że tak dał się wykorzystać i że... godził się na to. Godził się na bycie kochankiem Danki, choć coraz bardziej mu to przeszkadzało. Po ich pierwszym spotkaniu, w lutym, jej relacje z mężem wróciły, tak przynajmniej twierdziła, do normy. Nie zrezygnowała jednak ze spotkań z Olkiem. Spotykali się raz na dwa, trzy tygodnie, kiedy jej męża nie było w domu. Spotykali się tylko po to, aby się kochać, bez żadnych zobowiązań. Na początku nawet mu się to podobało. Był jej prywatnym "pogotowiem seksualnym". Bezpłatnym chłopczykiem z agencji. Stopniowo zaczęła jednak narastać złość. Tak, Danka była jej drugą przyczyną.
Z Edytą już się nie spotykał. To znaczy, spotykał się, ale zupełnie inaczej, niż dawniej. Edyta była z Kaziem. Spotykała się z nim już wtedy, kiedy Paweł myślał, że... Kazio - co za kretyńskie imię. Starszy od niej, też rozwodnik, właściciel firmy pogrzebowej. Bogaty, pieprzony trumniarz... Nieźle się ustawiła, nie ma co. A Olek... pieprzona, kulturalna, dobrze wychowana fajtłapa, nie potrafił przestać jej lubić, mimo, że tak zraniła jego uczucia, mimo, że to ona tak naprawdę go oszukała. Starał się zachowywać normalnie, jakby nic się nie stało. Do tego stopnia, że w poprzedni weekend pomagał jej w przeprowadzce. Edyta, po zakończonym rozwodzie sprzedała mieszkanie i przeprowadziła się do Kazia, do domu w dzielnicy willowej. A on, jak ten głupek, zaoferował jej pomoc... To też go złościło. Jego kretyńska słabość i nieumiejętność odmawiania kobietom... To właśnie - Edyta i jego bezsensowna słabość była kolejną przyczyną złości.
"Pieprzone kurwy. Żigolak pieprzonych dziwek" - w miarę jak rozmyślał, złość narastała w nim coraz mocniej.
Wczoraj wróciła Marta. Wróciła późno w nocy, wykończona podróżą z Niemiec, z paskudnym, migrenowym bólem głowy. Czekał na nią z radością, z kolacją, którą przygotował po powrocie z juwenaliów w niedzielę. Wróciła... z Jurkiem, swoim "chłopakiem", poznanym w trakcie wspólnego stażu. Tego się nie spodziewał. Chciał z nią porozmawiać, opowiedzieć jej o wszystkim, co się przez trzy miesiące wydarzyło, opowiedzieć o Edycie, Dance i Marzenie. Poradzić się. Nie potrafił. Nawet nie zjadła kolacji. Ucałowała Jurka na do widzenia w przedpokoju, zobaczywszy to Olek myślał, że nie wytrzyma, że zaraz kogoś uderzy, wzięła szybki prysznic, potem tabletki nasenne i poszła spać. A Paweł... wypił sam całe wino, które kupił na jej powrót. Marta pogłębiła jeszcze bardziej narastającą w nim wściekłość.
"Suka" - myślał o niej z rozdrażnieniem - "wcale nie lepsza od tamtych".
Wcale nie chciało mu się wstawać. Najchętniej naciągnąłby na głowę kołdrę i przespał cały dzień. Byle nie myśleć, byle się nie frustrować. Ale wiedział, że sen i tak już nie przyjdzie. W zasadzie nie musiałby wstawać. W poniedziałek prawie nie miał zajęć, a jedne ćwiczenia mógł sobie odpuścić. Ale... było coś jeszcze. Coś, co odkrył, grzebiąc ostatnio w komputerze. Nie chciał w to uwierzyć, ale nie miał wyjścia. To właśnie była największa przyczyna jego złości...
"Ty kretynie, idioto, kompletny nieudaczniku" - pomyślał.
Zwlókł się z łóżka i spojrzał z niechęcią na laptopa, stojącego na biurku w rogu pokoju. Pierdolony pedał. Zrobi to dzisiaj. Uwolni się od swojej złości. Zrobi to i... na tym koniec. Nie chce mieć nigdy więcej z tym nic wspólnego. Z tym... i z tymi popieprzonymi babami. Nie będzie więcej żigolakiem, chłopcem na posyłki.
Umył się, ubrał i poszedł do kuchni. Kolacja stała nadal na stole. Wczoraj nawet nie schował jej, wściekły na Martę, na cały ten popieprzony świat, zostawił tak jak stała. Niech się zmarnuje.
Drzwi od pokoju Marty były zamknięte. No tak, późny powrót i tabletki nasenne... Pewnie jeszcze spała. Nie miał ochoty z nią rozmawiać, a jednocześnie... korciło go, aby zajrzeć. Przypomniał sobie chwilę, prawie pół roku temu, kiedy wszedł do jej pokoju, kiedy chciał ją obudzić, kiedy...
Mieszanka złości, napięcia i... podniecenia. Poczuł, jak jego męskość drgnęła. Tam była Marta, samica... suka... dziwka... jak one wszystkie... jak cały ten papierowy świat...
Nie myślał. Dał się ponieść emocjom. Drzwi od pokoju cichutko skrzypnęły, kiedy otworzył je i wślizgnął się do środka.
Padające przez okno pierwsze promienie słońca (Marta zapomniała zaciągnąć story), oświetlały pokój. Dziewczyna leżała na wznak, z włosami rozrzuconymi na poduszce i z ręką na nagim brzuchu, odziana tylko w majteczki i króciutką bluzeczkę na ramiączkach, pod którą rysował się zarys ponętnych piersi, unoszących się i opadających w rytm jej spokojnego oddechu. Nawet nie zdążyła się wczoraj przebrać do snu...
- Marta - szepnął Aleksander.
Nie zareagowała. Podszedł bliżej. Spała mocno. Była tak bezbronna... Pomyślał, że w zasadzie mógłby teraz z nią zrobić wszystko, co chce. Nawet zerżnąć. Przecież tym wszystkim kobietom tak naprawdę tylko o to chodzi. Edyta, Danka, Marzena czy Marta. Wszystko jedno. Ukrywają swoje uczucia, mówią o miłości, a tak naprawdę wszystko sprowadza się do jednego. Chodzi im o to samo, co mężczyznom, tylko ukrywają to pod płaszczykiem wyrafinowania. Pieprzone suki. Suki do pieprzenia...
Czuł, że jego żądza, podsycana jej widokiem i jego wewnętrznym napięciem, zbliża się do granicy, za którą... Nie myślał o tym. Wyciągnął dłoń i dotknął jej brzucha. Był taki ciepły. Przesunął rękę wyżej, chwycił spód bluzeczki i podsunął do góry. Piękne, pełne piersi Marty, z dużymi czerwonymi obwódkami wokół sutków były niesamowicie podniecające. Jego członek wyprężył się natychmiast.
Przestał się zastanawiać. Przestał obawiać się co będzie, kiedy jego kuzynka nagle się obudzi. Dotknął jej piersi. Powoli, delikatnie, czuł jej ciepło. Zaczął masować pierś, sutek wyprężył się. Pochylił się i zaczął go ssać. Był coraz twardszy. Dłoń przesunął na drugą pierś, drugą rozpiął spodnie, uwalniając wyprężonego penisa. Marta drgnęła i westchnęła przez sen. Przerwał na chwilę i popatrzył na nią uważnie. Nie obudziła się.
Patrząc na nią wiedział już, co zrobi. On, Aleksander. Nikt nie będzie mu dyktował, jak ma się zachowywać. Zwłaszcza nie ten głupek, siedzący w jego głowie. Uwolni się. Uwolni swoją złość. Stanie po Ciemnej Stronie...
- Zerżnę Cię - szepnął - zerżnę Cię i nikt mi nie przeszkodzi.
Przesunął się niżej i dłońmi chwycił jej koronkowe majteczki. Ostrożnie, aby nie zbudzić kobiety, zsunął je w dół, do kolan. Cudowny, ciemny trójkącik włosów otulających uśpioną jeszcze muszelkę spotęgował jego żądzę. Czuł się wolny. Jego wściekłość dodawała mu sił.
Pochylił się i językiem dotknął płatków muszelki. Marta ponownie westchnęła i poruszyła się przez sen, odruchowo rozsuwając nieco nogi i ułatwiając mu zdjęcie z niej majtek do końca. Rzucił je na podłogę. Zsunął z siebie spodnie do końca. Ponownie przylgnął wargami do cipki Marty. Była tak ciepła... Zaczął ją lizać, jego język zataczał koła na guziczku, który pod wpływem pieszczot zaczął się coraz bardziej uwypuklać. Dłońmi wciąż pieścił jej piersi.
Marta budziła się. Ciężki, ciemny sen odpływał. Budziła się powoli, z wrażeniem, że coś jest nie tak. Coś miało być zupełnie inaczej...
Muszelka kobiety zaczęła ociekać sokami. Aleksander nie chciał, nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Rozsunął nogi Marty i wsunął się pomiędzy nie. Czerwona główka wyprężonego członka dotknęła wilgotnych płatków...
- Mam Cię - mruknął - Mam Cię suko...
Marta otworzyła oczy. Jej spojrzenie, z początku mętne, zaspane, momentalnie stało się przerażone.
- Boże, Olek, co ty wyprawiasz...
Nie czekał, aż rozbudzi się na dobre. Rozbudzi się i zacznie protestować. Nie czekał.... Pchnął i poczuł, jak jego członek zanurza się w jej lekko wilgotne, ciepłe wnętrze.
- Boże, nieee...
Zaczęła się wić na łóżku, usiłując się wyswobodzić. Opadł na nią całym ciężarem, uniemożliwiając jej ucieczkę. Chwycił jej ręce i przytrzymał nad głową. Trzymał ją z całej siły. Była jego. Tylko jego. Teraz on dyktował warunki. Koniec z kulturalnym, grzecznym fajtłapą. Pokaże wszystkim...
- Olek, błagam, nieeee....
Posuwał ją coraz szybciej. Wbijał się całą siłą w jej cipkę, w jej pochwę. Czuł, że jest głęboko w cipce, tuż przy rozwartej szyjce macicy. Czuł, jak jego sperma, jego nasienie zaczyna gotować się w jądrach, czuł, że za chwilę wytryśnie, spuści się w nią, w tą sukę...
- Oleeek, nieeeee.... Nieeee w środku... Nieee....
Mrowienie penisa dało mu znak. Wbił się najgłębiej jak potrafił i patrząc na jej przerażoną twarz z lubością poczuł, jak z jego członka, fala za falą, wylewają się wprost do jej niezabezpieczonego wnętrza kolejne salwy spermy. Miliony jego plemników popłynęły w głąb Marty, jego suki, jego dziwki, patrzącej na niego ze łzami.
Podniósł się i założył spodnie. Nie miał zamiaru się umyć. To nie miało żadnego znaczenia. Marta leżała zwinięta w kłębek, cicho łkając.
- Olek.... Olek, dlaczego?... To nie miało tak być...
- Baw się dobrze suko - mruknął - Nie będę Twoim fagasem.
Odwrócił się i wyszedł. Ze swojego pokoju zabrał laptopa i schował go do torby na ramię. Przechodząc spojrzał do kuchni. Jedzenie stało na stole. Nie miał ochoty na śniadanie. Chciał się napić.
Wyszedł z domu i wstąpił do monopolowego. Kupił kaloryfer piwa i ruszył piechotą do dzielnicy willowej. Po drodze opróżnił kilka puszek, wyrzucając puste na trawę. Jego złość lekko osłabła. Ale tylko lekko...
Dotarł do nowego domu Edyty. Tak jak się spodziewał, samochodu Kazia nie było na podjeździe. Była w domu, sama...
"Już Ci narobiłem trochę problemów, Ty draniu" - uśmiechnął się do siebie - "Zaraz narobię więcej"
Zadzwonił do drzwi. Edyta otworzyła. Była zaskoczona.
- Cześć, Olek. Co Tu tu...
Była ubrana tak samo, jak wtedy, w listopadzie, kiedy po raz pierwszy... Poczuł, że jego złość powraca.
- Mogę wejść? - zapytał niewinnie.
- No jasne, wchodź - Edyta wpuściła go do środka.
Zdjął buty, kurtkę, postawił torbę z laptopem w przedpokoju. Nauczycielka stojąc w drzwiach pokoju przyglądała mu się z uśmiechem.
- No więc, co Ciebie sprowadza?
- Przyszedłem Cię zerżnąć - odpowiedział spokojnie, podchodząc do niej.
Oczy Edyty zrobiły się okrągłe.
- Co?... Co Ty mówisz...
- Wykorzystałaś mnie. Zrobiłaś ze mnie żigolaka. Darmową pomoc seksualną. Ale teraz już dość. Teraz będziesz moją kurewką - złość w głowie narastała, dodawała mu sił.
Rozerwał jej bluzkę mocnym szarpnięciem. Guziki, jak pociski, poleciały w różne strony. Oczywiście, tak jak się spodziewał, nie miała stanika. Chwycił mocno jej duże, pełne piersi.
- Olek, nie, przestań, proszę... To nie tak...
- Właśnie, że tak. Wiem wszystko. Wiem, że odstąpiłaś mnie siostrze. Wiem, że bawiłaś się ze mną, dopóki Ci się nie znudziłem. Wiem, że leczyłaś się, aby mieć dzieci. Skończyłaś kurację. No to teraz się zabawimy. A tatusiem może być Kazio... Tak jak wcześniej Andrzej...
- Nieee... - wyrwała mu się. Odepchnęła go i pobiegła do pokoju.
Złość i żądza. Żądza i złość. Nie hamował tego. Skoczył za nią i przewrócił ją na podłogę. Upadła na brzuch.
- Ratunku! - krzyknęła rozpaczliwie.
- Zamknij się dziwko! - uderzył ją w głowę - Zamknij się, bo pożałujesz! Zaraz poczujesz swojego żigolaka!
Nie bawił się w ceregiele, w wysublimowane pieszczoty. Zadarł jej spódnicę i rozerwał majtki. Drugą ręką przytrzymywał jej ręce. Już nie krzyczała. Jęczała i próbowała się uwolnić.
- Ale Ty masz dużą dupę - szepnął kładąc się na niej i przygniatając do podłogi - Wcześniej tego nie zauważyłem. No tak, nie mogłem zauważyć.
Wolną ręką rozpiął spodnie i zsunął z siebie. Przytknął wyprężonego penisa do jej sterczących pośladków.
Zaskowyczała i próbowała go zrzucić z siebie.
- Nie szarp się dziwko, bo będzie bolało - wysyczał przez zęby.
Uniósł się nieco i pchnął. Członek bez problemu odnalazł drogę pomiędzy płatki muszelki. Ze zdumieniem poczuł, że jest wilgotna.
- Podoba Ci się, co? Chcesz go? Chcesz, żebym się w Tobie spuścił?
- Nieeee.....
Edyta, czując penisa Olka wchodzącego w jej cipkę, bezskutecznie szarpnęła się, próbując się uwolnić. Wiedziała, że nie ma żadnych szans. Był silniejszy od niej. Obezwładnił ją skutecznie. To nie był Aleksander, jakiego znała, miły, sympatyczny i inteligentny ciamajda. To był jakiś potwór z innego świata. Ktoś zupełnie obcy...
- Olek... Błagam... nie w środku... Nie... proszę... wszystko zepsujesz...
- O to mi chodzi, panienko. Właśnie o to...
Wbijał się w nią z całej siły. Jego złość potęgowała podniecenie. Był panem tego świata. Świadomym panem. Mógł zrobić co zechce. Nikt mu nie przeszkodzi...
- Olek, nieee... błagam...
- Zamknij się, powiedziałem. Nie skowycz mi tu - ponownie uderzył ją otwartą dłonią w głowę.
Zamknęła się. Leżała przerażona potulnie, jęcząc cicho, płacząc i przyjmując kolejne jego pchnięcia.
"To łatwiejsze, niż myślałem" - przyszło mu do głowy - "Taka władza jest bardzo łatwa. Mogę robić co chcę, kiedy chcę i ile razy chcę".
Poczuł, że zaraz się spuści. Przyspieszył tempo i zaczął wbijać się jeszcze mocniej, jeszcze głębiej. Edyta leżała jak lalka. Tylko jej ciche jęki i szloch wskazywały, że żyje.
Jego nasienie pędziło już kanalikami, zbliżając się do wylotu główki. Wbił się jeszcze raz, głęboko w cipkę, aby nie powiedzieć w szeroko rozwartą szyjkę macicy i znieruchomiał.
- Masz prezent, kurewko - stęknął, spuszczając swoją spermę głęboko w cipkę - Masz mojego dzidziusia...
Edyta zakwiliła jak dziecko, czując drgania członka tkwiącego głęboko w pochwie. Wiedziała, że trysnął swoim nasieniem w jej, jak przypuszczała, płodne wnętrze. To nie tak miało wyglądać... To wszystko miało być inaczej...
Aleksander podniósł się i spojrzał z satysfakcją na leżącą na ziemi z zamkniętymi oczami nauczycielkę. Podciągnął i zapiął spodnie.
- Olek.... dlaczego? - szept Edyty był cichutki.
- Już nie jestem Twoim żigolakiem. Nie jestem fajtłapą. Już nie...
Założył kurtkę, buty, zabrał torbę i wyszedł. Jego złość, napięcie, które towarzyszyło mu od samego rana, trochę opadło. Nie myślał o ewentualnych konsekwencjach. Nie zastanawiał się, czy to co zrobił, było dobre czy złe. Działał odruchowo, w złości, która kierowała całym jego postępowaniem. Teraz trochę opadła. Tylko trochę... Tak do połowy... Ale jeszcze istniała...
"Jedna z głowy" - pomyślał - "teraz pora na siostrzyczkę..."
Było już po południu. Na pewno już wróciła z pracy. Wsiadł do autobusu i pojechał na drugi koniec miasta. Po drodze wypił kilka kolejnych piw, wyrzucając puste puszki przez okno autobusu. Zostały ostatnie dwa. Schował je do torby.
Podchodząc pod dom Danki zastanawiał się, jak to rozegrać. Tak, najlepiej będzie, jeśli mąż będzie jeszcze w pracy, a córka w przedszkolu... A Danusia? Na pewno właśnie bierze prysznic.
Zadzwonił domofonem. Nic. Odczekał chwilę i zadzwonił ponownie. I jeszcze raz. Wreszcie odebrała.
- Tak? Kto tam? - jej głos był lekko zdyszany.
- Cześć Danuśka! Tu Olek. Słuchaj mam pilną sprawę. Mogę wejść.
- Olek? Co się stało?
- Wytłumaczę Ci w domu.
Furtka otworzyła się. Danusia stanęła w drzwiach. Była ubrana tylko w szlafrok. No tak, właśnie się kąpała. Wyciągnął ją z łazienki.
- Olek, mogłeś zadzwonić...
- Nie mogłem, to bardzo pilne - zbliżył się do niej - Cudownie wyglądasz.
Objął ją wpół i pocałował.
- Przestań - zaczęła go odpychać - O co chodzi?
- Wszystko Ci wytłumaczę, ale... - puścił ją - Może najpierw idź do łazienki. Musisz skończyć się myć..
- Jasne - popatrzyła na niego - Poczekaj tu na mnie?
Zniknęła w łazience. Usłyszał jak odkręca wodę. Odstawił laptopa, zdjął buty, kurtkę. Przez chwilę się zastanowił i uśmiechnął do siebie.
"Taaak... Władza jest miła".
Rozebrał się do naga. Ostrożnie otworzył drzwi do łazienki. Nie zauważyła go. Stała pod prysznicem odwrócona tyłem. Wszedł do łazienki...
Danusia drgnęła przestraszona, kiedy drzwi kabiny znienacka się rozsunęły. Odwróciła się i zaskoczona zobaczyła nagiego Aleksandra.
- Olek? Co Ty?
Wskoczył do kabiny i popchnął ją. Przyparł do ściany. Nie mogła się ruszyć.
- Olek, przestań!...
- To jest właśnie ta sprawa, która mnie sprowadza - patrzył na nią poważnie - Chcę się z Tobą zabawić.
- Olek, nie możemy... Nie dziś... Mój mąż zaraz wróci...
Złość. Czerwona plama przed oczyma. Złość i podniecenie. Czy ona nie rozumie, kto tu rządzi?
- Mąż nie wróci, dopóki ja tu jestem. A Ty... Ty się mi oddasz. Zaraz...
- Olek, nieee... aaa...
Zabolało. Chwycił ją za włosy i wyciągnął spod prysznica. Przeciągnął przez całą łazienkę i rzucił na sedes. Upadła, opierając się rękami o klapę.
- Zrobiłyście ze mnie żigolaka. Ty i Edyta. Bawiłyście się dobrze. Teraz moja kolej, dziwko...
Uderzył ją w wypięty tyłek.
- Wstań!
Podniosła się i popatrzyła na niego z przerażeniem. To prawda, miał być jej kochankiem jeszcze przez jakiś czas, zanim... Ale to, co robił teraz... To nie tak...
- Olek! Przestań! Nie możesz! Nie wolno Ci! To nie ma być tak...
- Wszystko mi wolno, głupia suko. Wszystko... rozumiesz? Mogę Cię nawet zabić, jeśli będę chciał - jego oczy były pełne wściekłości - Mogę zabić wszystkich i nikt mi nic nie zrobi...
Zrozumiała. Poddała się. Aleksander oszalał. Nikt nie miał nad nim kontroli. Nikt...
- Olek... Co Ty chcesz zrobić... - szepnęła.
Zauważył, że się poddała. Połechtało go to mile.
- Grzeczna sunia - pogładził ją po policzku - A teraz odwróć się i oprzyj o ścianę. Twój fajtłapa da Ci nasionko do brzuszka...
Oczy zaszły jej łzami.
- Olek... Proszę... Nie chcę bez zabezpieczenia... Nie dzisiaj...
- Nie mam czasu na głupoty, dziwko. Odwracaj się! No już!
Szarpnął ją i odwrócił do ściany. Zrezygnowana uległa. Rozsunął jej nogi i stanął za nią. Poczuła, jak jego sterczący członek dotknął wejścia do jej groty.
- Olek... Błagam... Nieee...
Wszedł w nią. Wszedł na całą głębokość. Wszedł i zaczął ją posuwać. Czuł dumę. Dumę, wściekłość i żądzę. Ma ją. Trzecią sunię. Ma je wszystkie. Każdą, którą tylko zechce...
Jęczała cicho, ale nie protestowała. Nie stawiała oporu. Złamał ją. Dobrze. Grzeczna sunia. W nagrodę zrobi to szybko. Spuści się jej do brzucha. Głęboko w jej niezabezpieczoną cipkę. Szybciutko. Dzień się kończy, a on musi załatwić jeszcze jedną sprawę...
Poczuł znajome mrowienie penisa.
"Masz prezencik, dziwko" - pomyślał.
Wbił się głęboko i zastygł, czując ponownie skurcze członka. Po raz trzeci tego dnia miliony plemników popłynęły głęboko w kobiece ciało. Archeolog jęknęła. Poczuła, jak ją wypełnił. Łzy popłynęły jej z oczu. Bezwolna, osunęła się na podłogę.
Aleksander wyszedł z łazienki, zostawiając otwarte drzwi i bez słowa zaczął się ubierać. Patrzyła za nim ze smutkiem.
- Olek... - szepnęła cicho - Proszę, wyjaśnij mi...
Założył już kurtkę i buty. Stanął i popatrzył na nią poważnie.
- Jesteś naukowcem, więc Ci powiem. Choć pewnie tego nie zrozumiesz. Nie istniejesz. Po prostu Ciebie nie ma. Ani Ciebie, ani twojej siostry, ani nawet mojej kuzynki. Tylko ja jestem realny. Mogę zrobić z Wami co chcę. Mogę Was zapłodnić, zabić... Mogę wszystko... Nikt mnie nie powstrzyma. Już nie jestem żigolakiem... Już nie...
Podniósł torbę z laptopem i wyszedł.
Aleksander szedł ulicą. Jego złość znikała. Prawie znikała. Marta, Edyta i teraz Danusia. Marzena była nieważna, była częścią innej bajki, całkiem przypadkiem znalazła się w jego świecie. Został jeszcze jeden powód złości. Powód, który musiał usunąć, aby wreszcie, na zawsze, poczuć się wolnym...
"Teraz pora na Ciebie, skurwysynu" - pomyślał - "Ciekawe, czy tego się spodziewałeś".
Dojechał autobusem do śródmieścia. Po drodze wypił dwa ostatnie piwa. Wysiadł z autobusu i skierował się do najwyższego wieżowca. Drzwi oczywiście były zamknięte. Nacisnął przycisk domofonu.
- Słucham? - głos starszej kobiety był trochę zniekształcony.
- Dzień Dobry, listonosz. Przyniosłem pocztę - starał się brzmieć naturalnie.
Drzwi z cichym bzyknięciem otworzyły się. Wsiadł do windy i wjechał na ostatnie piętro. Znał ten budynek. Przed juwenaliami spenetrował go dokładnie. Już wtedy znał prawdę. Ale musiał udawać. Nie mógł ujawnić tego co wie. Dlatego "grzecznie" poszedł na imprezę na osiedle.
Przeszedł korytarzem do końca i dotarł do włazu na dach. Aby dostać się do niego, musiał wspiąć się po metalowej drabince, zawieszonej dość wysoko. Torba z laptopem trochę mu przeszkadzała, ale zdołał sięgnąć najniższego szczebla. Podciągnął się na rękach i zawisł. Cholera, chyba przeliczył się z siłami. Czuł, że nie da rady podciągnąć się wyżej.
"Żigolak. Fajtłapa. Lowelas. Frajer." - przywołał na pomoc swoją słabnącą złość.
Poczuł przypływ mocy. Zaskoczyło. Podrzucił ciało i chwycił ręką wyższy szczebel. Nogę oparł na najniższym. Dalej poszło już łatwo. Nie zamknięty właz ustąpił.
Wszedł na dach. Usiadł wygodnie, wyjął z torby laptopa i włączył go. Z kieszeni wyjął łącze Wi-Fi i podłączył bezprzewodowy internet. Czekając, aż się załaduje, rozmyślał.
To co odkrył parę dni temu, to był całkowity przypadek. Zdarzenie, które nie miało prawa zaistnieć. Jakiś pieprzony błąd systemowy, spowodowany chyba przez wirusa. Próbował go usunąć i wtedy... przełączył się. Przełączył się i...
"Pierdolony Keanu Reeves" - złość powróciła - "Jebana niebieska tabletka..."
Załadowało się. Wpisał adres i poczekał na otwarcie strony. Oczywiście byli tam. Wszyscy. Ten starszy facet o wyglądzie dobrotliwego dziadka, ta miła kobieta o ciemnych, związanych z tyłu włosach z odsłoniętym ramieniem, wąsaty blondyn wyglądający jak Piast Kołodziej i ten o pociągłej, poważnej twarzy z orlim nosem i ciemnymi włosami opadającymi na ramiona. I był On. Ten skurwiel, łajdak o niebieskich oczach, z rozwianym włosem, patrzący gdzieś dumnie w przestrzeń. Sprawca jego poniżenia...
Nie wyłączał laptopa. Był ciekaw, czy poczują. Podniósł się i podszedł do krawędzi. W dole, 100 pięter niżej, tętniło normalne, nieprawdziwe życie. Wyciągnął ręce poza krawędź...
Patrzył jak spada, jak wiruje w powietrzu, obracając się ekranem raz w dół, raz do góry.
"Ciekawe, czy wrzeszczą z przerażenia" - pomyślał trochę rozbawiony.
Patrzył jak leci, wciąż mniejszy i mniejszy... Jak uderza, maleńka kropka z tej wysokości o bruk. Nie słyszał trzasku. Cofnął się parę kroków i odszedł na środek dachu.
"Masz za swoje głupi sukinsynu" - ostatnia cząstka złości tliła się jeszcze gdzieś w sercu.
Odwrócił się i zaczął biec. Wolny, wreszcie wolny. Teraz może wszystko. Ma władzę nad całym światem. Nogi same niosły go poza krawędź dachu, ponad miasto. Był ptakiem, frunął jak ptak. Świat, piętra, obłoki wirowały. Fruwa, fruwa wolny...
Siedzący na kominie wieżowca spoglądał na roztrzaskujące się o chodnik ciało Aleksandra wybałuszonymi, przerażonymi oczyma. To wszystko rozwinęło się zupełnie nie tak, jak miało być. Aleksander miał przeżyć w kolejnych ośmiu odsłonach swojej Edukacji kolejne przygody miłosne, zawody, rozczarowania i rozterki, aby wreszcie znaleźć miłość swojego życia. Tą miłością miała być Marta. Mieli, pomimo sprzeciwów rodziny, pobrać się, kupić dom w dzielnicy willowej, doczekać się dwójki dzieci, Marka i Moniki, by wreszcie zginąć w katastrofie lotniczej wracając z Barcelony. Wszystko potoczyło się jednak inaczej. Ten niewyżyty głupek Aleksander, nie mogąc doczekać się swoich kolejnych przygód erotycznych, zaczął grzebać w komputerze. Nie wiadomo jakim cudem przełączył się, choć nie powinien, do Internetu. No i oczywiście trafił na "Pokątne". Przeczytał pierwsze dwie części "Edukacji" i zrozumiał, że jest wyłącznie wymyśloną postacią. To położyło wszystko. Pierwszy raz w dziejach wymyślona postać wystąpiła przeciwko swemu twórcy. Udało mu się, nie wiadomo jakim cudem, podszyć się pod Autora i... zyskał pełną kontrolę. A jego złość była tak silna, że nie dało się jej opanować... Całe szczęście, że Autor w ostatniej chwili odzyskał panowanie nad sytuacją i pozwolił Olkowi spaść z dachu wieżowca... Gdyby nie to...westchnął. Nie, Autor go nie pochwali, to było pewne. Miał czuwać nad rozwojem sytuacji, ale chyba trochę przysnął na tej gałęzi nad pubem. Zaspał i pozwolił, aby... Ech... Ale może chociaż ci wszyscy komentatorzy, chociażby ten o zaciętym, wiecznie niezadowolonym wyrazie twarzy starego upierdliwego belfra z ulizanymi tonami żelu niebieskimi włosami zaczesanymi do tyłu, będą usatysfakcjonowani.
Nie miał nic więcej do roboty. Rozwinął skrzydła i uniósł się w przestworza, znikając na zawsze w chmurach, otulających wymyślony świat zagadkowych wytworów fantazji erotycznych...
1
51