AKT PIERWSZY
Noc. Pokój sypialny młodej damy w małym mieście bułgarskim, koło Przełęczy Dragomana. Koniec listopada 1885 roku. Przez otwarte drzwi oszklone, wychodzące na mały balkon, widać jeden ze szczytów gór bałkańskich. fantastycznie biały i piękny, iskrzący się śniegiem W świetle gwiazd: wydaje się tuż tuż, choć w istocie oddalony jest o wiele kilometrów. Wnętrze pokoju nie przypomina żadnego zachodnio-europejskiego wnętrza. Jest to mieszanina bułgarskiego przepychu i wiedeńskiej tandety. Nad wezgłowiem łóżka. które stoi pod wąska ścianą, w lewym rogu pokoju, znajduje się drewniany złoto-niebieski ołtarzyk z figurą Chrystusa z kości słoniowej i lampką umieszczoną w wydrążonej kuli metalowej zwisającej na trzech łańcuszkach. Głównym meblem do siedzenia, umieszczonym po drugiej stronie pokoju naprzeciw drzwi balkonowych, jest turecka otomana. Kołdra i pokrycie łóżka, firanki, mały dywanik i reszta ozdobnych tkanin są wschodniego pochodzenia i wspaniałe; tandetne tapety na ścianach pochodzą z zachodu. Umywalka pod ścianą, bliżej otomany i drzwi balkonowych, składa się z emaliowanej miednicy, pod którą stoi na malowanej metalowej podstawce wiaderko: na żelaznej poręczy z boku wisi tylko jeden ręcznik. Toaletka między łóżkiem i drzwiami balkonowymi to zwyczajny stół sosnowy pokryty barwną tkaniną: na toalecie kosztowne lustro. Drzwi wewnętrzne są w ścianie obok łóżka: między tymi drzwiami i łóżkiem stoi komoda pokryta także pstrą tkaniną swojskiego wyrobu: na komodzie stos powieści w oprawach papierowych, pudło z pralinkami oraz duża stojąca fotografia niezwykle przystojnego oficera, którego wyniosłą postawę i magnetyczne spojrzenie można wyczuć nawet z fotografii. Pokój jest oświetlony parą świec, z których jedna znajduje się na komodzie, druga na toalecie, obok niej pudełko zapałek. Drzwi balkonowe są szeroko otwarte. Drewniane okiennice, otwierające się na zewnątrz, też są otwarte. Na balkonie młoda dama głęboko przejęta romantycznym urokiem nocy i świadoma tego, że jej własna młodość i uroda są częścią składową tego piękna, wpatruje się w ośnieżone Bałkany. Ma na sobie koszulą nocną pod długim futrzanym płaszczem, którego wartość, skromnie licząc, przewyższa przynajmniej trzykrotnie wartość umeblowania całego pokoju. Jej marzenia przerywa matka. Katarzyna Petkow, kobieta po czterdziestce, władcza i energiczna. z wspaniałymi czarnymi włosami i oczami, która mogłaby być świetnym okazem żony górskiego gazdy, lecz woli uchodzić za wiedeńską damę, dzięki czemu nosi o każdej porze modną suknie popołudniową.
Katarzyna
wchodzi pospiesznie, przynosząc dobre wieści
Raino! (wymawia to imię akcentując środkowe i) Raino! (podchodzi do łóżka spodziewając się znaleźć w nim córkę) Co to?
Gdzież...
Raina zagląda do pokoju.
Na Boga! Dziecko moje, przeziębisz się na śmierć w tym mroźnym powietrzu! Łuka mówiła ml, że śpisz.
Raina
marząc
Odprawiłam ją, chciałam być sama. Gwiazdy są tak cudowne! A co się stało?
Katarzyna
Co za wiadomości! Stoczyliśmy bitwę...
Raina
z rozbudzonymi oczami
Ach!...
Podbiega żywo do matki.
Katarzyna
Wielką bitwę pod Śliwnicą! Zwycięstwo! Wszystko dzięki Sergiuszowi!
Raina
z okrzykiem radości
Ach!
Obejmują się w zachwycie.
Och, mamo! (nagle z obawą) A ojciec? Zdrów, cały?
Katarzyna
Oczywiście! Od niego te wieści. Sergiusz jest bohaterem chwili, bożyszczem całego pułku!
Raina
Mów! mów! Jak to było! (w uniesieniu) Och, mamo, mamo, mamo!
Pociąga matkę na otomanę, całują się zapamiętale.
Katarzyna
z rosnącym zapałem
Nie masz pojęcia, jakie to wszystko cudowne! Wspaniała szarża kawalerii! Pomyśl tylko! Sergiusz nie czekał na rozkazy naszych rosyjskich dowódców. Działał bez rozkazów! Poprowadził do ataku na własną odpowiedzialność! Sam stanął na czele! On pierwszy przedarł się przez armaty wroga! Raino, czy ty możesz to sobie wyobrazić? Nasi dzielni, wspaniali Bułgarzy, z obnażonymi szablami w dłoniach i roziskrzonymi oczami, runęli w dół jak lawina i rozbili w puch nędznych Serbów i ich wymuskanych austriackich oficerów! Och, Raino! A ty, ty kazałaś Sergiuszowi czekać cały rok, zanim zgodziłaś się zostać jego narzeczoną. Ha! Jeśli w żyłach twoich płynie bodaj kropla bułgarskiej krwi, będziesz go czciła jak bohatera, gdy tylko wróci z pola walki.
Raina
Cóż go teraz obchodzi moje małe, biedne uwielbienie, kiedy cała armia bohaterów oddaje mu cześć? Ale mniejsza o to... Jestem taka szczęśliwa! taka dumna! (wstaje i chodzi po pokoju w widocznym podnieceniu) To, co się stało, to tylko dowód, że wszystko, cośmy sobie wyobrażali, było prawdziwe.
Katarzyna
oburzona
Wszystko, cośmy sobie wyobrażali, było prawdziwe! Nie rozumiem ciebie!
Raina
Nasze wyobrażenie o tym, jak Sergiusz postąpi. Nasz patriotyzm. Nasze bohaterskie ideały. Czasem wątpiłam, czy są czymś więcej niż snem. Och, jakimi małodusznymi stworzeniami są młode dziewczęta! Kiedy przypasałam Sergiuszowi szablę, wyglądał tak szlachetnie! Przecież to było po prostu niecną zdradą myśleć w takiej chwili o rozczarowaniu, o poniżeniu, o klęsce! A jednak... a jednak... (siada nagle z powrotem obok matki) Przyrzeknij mi, że mu tego nigdy nie powiesz.
Katarzyna
Nie wymagaj ode mnie przyrzeczenia, dopóki się nie dowiem, co mam przyrzec.
Raina
Słuchaj, kiedy on trzymał mnie w ramionach i patrzył w moje oczy, przyszło mi na myśl, że może te nasze bohaterskie ideały zrodziły się z naszej namiętnej lektury Puszkina i Byrona i z naszych rozkosznych zachwytów nad operą w Bukareszcie w tym sezonie. Prawdziwe życie tak rzadko jest podobne do tych cudów! właściwie nigdy, przynajmniej tak mi się wtedy zdawało, (z żalem) Mamo, pomyśl tylko, ja wątpiłam, zastanawiałam się, czy te wszystkie jego bohaterskie przymioty i żołnierska odwaga nie okażą się po prostu złudą, gdy Sergiusz znajdzie się w wirze prawdziwej bitwy. Był we mnie lęk i niepokój, że może się ośmieszyć wobec tych wszystkich wyszkolonych oficerów z carskiego dworu.
Katarzyna
Ośmieszyć! Wstydź się, dziewczyno! Serbami dowodzą austriaccy oficerowie, równie dobrze wyszkoleni jak Rosjanie, a jednak bijemy ich w każdej bitwie!
Raina
Śmiejąc się i tuląc do matki
Tak, tak, to ja byłam zwyczajnym, małodusznym tchórzem. I pomyśleć, że to wszystko prawda! Że Sergiusz jest właśnie tak wspaniałym i szlachetnym bohaterem, na jakiego wygląda! Że świat jest naprawdę cudownym światem dla kobiet, które umieją dostrzec jego cuda, i dla mężczyzn, których czyny tworzą jego romantyczne piękno! Jakież to szczęście! Jakie niewypowiedziane spełnienie snów i marzeń!
Dalsze ich wynurzenia przerywa wejście Łuki, przystojnej i dumnej dziewczyny w pięknym ludowym stroju bułgarskim i podwójnym fartuszku, jest tak pewna siebie, że jej usłużność wobec R a i n y graniczy z zuchwalstwem. Czuje respekt wobec Katarzyny, ale i w stosunku do niej posuwa zuchwałość tak daleko, jak się odważy.
Łuka
Proszę pani, kazano zamknąć wszystkie okna, a okiennice szczelnie przymocować; mówią, że może być strzelanina na ulicy.
Raina i Katarzyna zrywają się zaniepokojone
Serbowie uciekają przez przełęcz i ludzie mówią, że mogą wpaść do miasta. Nasza kawaleria następuje im na pięty, a nasi ludzie tylko czekają, żeby im dać dobrego łupnia, kiedy tak wyrywają w popłochu.
Wychodzi na balkon i przymyka zewnętrzne okiennice, po czym wraca do pokoju
Katarzyna
rzeczowo, jak skrzętna gospodyni
Muszę dopilnować, żeby na dole pozamykano wszystkie okna i drzwi.
Raina
Wolałabym, żeby nasi ludzie nie byli tak okrutni. Cóż to za zaszczyt zabijać nędznych zbiegów?
Katarzyna
Okrutni! Czy sądzisz, że tamci zawahaliby się zabić ciebie lub zgotować ci los gorszy od śmierci?!
Raina
do Łuki
Zostaw okiennice przymknięte, zamknę je, gdybym usłyszała jakiś hałas.
Katarzyna
stanowczo, odwracając się od drzwi
Nie, moja droga. Okiennice muszą być zaryglowane. Położysz się, zaśniesz na pewno i zostawisz je otwarte. Łuka, pozasuwaj rygle szczelnie.
Łuka
Dobrze, proszę pani.
Wychodzi na balkon i zasuwa sztaby.
Raina
Nie obawiaj się o mnie, mamo. Jak tylko usłyszę strzał, zgaszę świecę, zwinę się w kłębek i nakryję się powyżej uszu.
Katarzyna
Tak będzie najrozsądniej, kochanie. Dobranoc.
Raina
Dobranoc, (jej wzruszenie wraca na chwilę) Życz mi dużo, dużo radości!
Całują się.
To najszczęśliwsza noc mojego życia... żeby tylko nie było tych zbiegów.
Katarzyna
Idź spać, kochanie, i nie myśl o zbiegach.
Wychodzi.
Łuka
poufnie do Rainy
Gdyby panienka chciała otworzyć okiennice, wystarczy je
popchnąć. O, tak. (popycha okiennice, które się otwierają, i zamyka je z powrotem) Jedna z nich powinna mieć rygiel na dole, ale nie ma.
Raina
karcąc ją z godnością
Dziękuję ci, ale musimy robić to, co nam kazano.
Łuka odpowiada pogardliwym grymasem ust.
Dobranoc.
Łuka
niedbale
Dobranoc.
Wychodzi z zuchwałą miną. Zostawszy sama, Raina zdejmuje futro i rzuca je na otomanę, po czym podchodzi do komody i wpatruje się w stojącą na niej fotografię z uczuciem uwielbienia, którego nie można wyrazie słowami. Nie całuje jej, nie przyciska do piersi, nie okazuje fizycznie żadnego uczucia, po prostu ujmuje ją w dłonie i unosi w górę jak kapłanka.
Raina
podnosząc oczy ku fotografii
Nigdy już nie będę niegodna ciebie, bohaterze mej duszy; nigdy, nigdy, nigdy! (stawia fotografię uroczyście z powrotem na komodzie; z małego stosu książek wybiera jakąś powieść, przewraca kartki w błogim zamyśleniu; znajduje szukaną stronicę, rozkłada książkę grzbietem do środka i z westchnieniem szczęścia kładzie się do łóżka zamierzając czytać do snu, lecz przed zanurzeniem się w świat wyobraźni, unosi jeszcze raz oczy w górę myśląc o błogiej rzeczywistości i szepce)
Bohaterze mój, bohaterze!
Daleki strzał przerywa ciszę nocy. Raina podnosi się nasłuchując: dwa nowe strzały, znacznie bliższe, sprawiają, że wyskakuje z łóżka, podbiega do komody i pospiesznie gasi jedną świecę, następnie z palcami w uszach biegnie do toaletki, gasi drugą świecę i z pośpiechem wraca do łóżka, po ciemku; nie widać nic prócz migotania płomyka w wydrążonej metalowej kuli przed figurą Chrystusa i gwiazd dostrzegalnych przez szpary w górnej części okiennic. Strzelanina wybucha na nowo; straszliwa kanonada rozlega się tuż pod samymi oknami; jeszcze jej echo nie ucichło, gdy nagle okiennice znikają, otwarte z zewnątrz, i na krótką chwilę prostokąt śnieżnego światła gwiazd obrębia czarną sylwetę męskiej postaci: okiennice zamykają się od razu pogrążając pokój w ciemnościach: lecz ciszę przerywa teraz odgłos zdyszanego oddechu. Po chwili słychać pocieranie zapałki i płomyk ukazuje się w środku pokoju.
Raina
skulona na łóżku
Kto tam?
Zapałka gaśnie momentalnie.
Kto tam? Kto to?
Glos Mężczyzny
w ciemności, stłumiony lecz groźny
Sza, sza! proszę nie krzyczeć, bo strzelę. Proszę zachować się spokojnie, a nic złego panią nie spotka!
Słychać, że Raina wyskakuje z łóżka i zmierza ku drzwiom.
Proszę uważać, na nic się nie zda uciekać!
Raina
Ale kto...
Głos
ostrzegawczo
Proszę pamiętać, najmniejsze podniesienie głosu — a strzelam, (rozkazująco) Proszę zapalić światło. Chcę panią widzieć. Słyszy pani?
Znowu chwila milczenia i ciemności, podczas gdy Raina cofa się w stronę komody. Tajemniczość kończy się, gdy Raina zapala świecę. Mężczyzna ma lat około trzydziestu pięciu i znajduje się w stanie godnym politowania: cały pokryty błotem, śniegiem i krwią: pas i rzemyki rewolwerowego futerału podtrzymują strzępy niebieskiej kurtki oficera artylerii serbskiej. Skąpe światło świecy i zaniedbana powierzchowność przybysza pozwalają rozeznać, że jest to mężczyzna średniego wzrostu i pospolitego wyglądu; barczysty i mocny w karku, o okrągłej, zdradzającej upór głowie. pokrytej kędzierzawymi brunatnymi włosami, o jasnych, bystrych oczach, ładnym czole i ustach oraz beznadziejnie prozaicznym nosie upartego dziecka; ma żołnierską postawę i energiczne ruchy: cechuje go całkowita przytomność umysłu pomimo desperackiego położenia, co więcej, wyczuwa nawet humor sytuacji, lecz bez najmniejszej intencji igrania z ogniem lub pominięcia jakiejkolwiek sposobności wybrnięcia z opresji. Zorientowawszy się szybko co do osoby R a i n y, jej wieku, pozycji społecznej, charakteru, wreszcie stopnia jej przerażenia, mówi dalej tonem grzeczniejszym, lecz równie stanowczym:
Proszę wybaczyć, że pani przeszkadzam, ale pani poznaje mundur? Serbski! Jeśli mnie złapią, pójdę na rozwałkę! (groźnie) Czy pani zrozumiała?
Raina
Tak. -
Mężczyzna
Otóż ja nie mam ochoty ginąć, jak długo jest jakaś nadzieja ocalenia, (jeszcze groźniej) Czy pani rozumie?
Spokojnie, lecz szybko zamyka drzwi na klucz.
Raina
pogardliwie
Nie bardzo, (prostuje się wyniośle i patrzy mu prosto w twarz dodając z wymownym naciskiem)
Widzę, że niektórzy żołnierze boją się śmierci.
Mężczyzna
z wisielczym humorem
Wszyscy, łaskawa pani, proszę mi wierzyć, że wszyscy. Naszą powinnością jest żyć tak długo, jak się da. Otóż, gdyby pani podniosła alarm...
Raina
przerywając mu
Zastrzeli mnie pan. A skąd pan wie, że j a się boję śmierci?
Mężczyzna
przebiegle
Rozumiem. Ale przypuśćmy, że ja pani nie zastrzelę, co wtedy? Banda waszych kawalerzystów wpadnie do tego pięknego pokoju i zarżnie mnie tu jak wieprza, bo ja będę walczył jak opętany demon; nie uda im się wyprowadzić mnie stąd na ulicę, żeby się tam ze mną pobawić. Znam ja tych ptaszków. Czy pani jest przygotowana na przyjęcie tego rodzaju towarzystwa w tym negliżu?
Raina świadoma nagle, ze jej całym strojem jest nocna koszula, cofa się instynktownie i ściąga koszulę dokoła szyi. Przybysz bledli jej ruchy i dodaje bezlitośnie:
Trudno nazwać go odpowiednim do przyjmowania gości. Raina zwraca się w stronę otomany. Przybysz momentalnie podnosi rewolwer i woła:
Stać!
Ona zatrzymuje się.
Dokąd pani idzie?
Raina
z cierpliwą godnością
Tylko po mój płaszcz.
Mężczyzna
podchodząc szybko do otomany i chwytając futro
Świetna myśl! Zaopiekuję się tym futrem, a pani postara się o to, żeby tu nikt nie wszedł i nie oglądał pani bez tego okrycia. To lepsza broń niż rewolwer, prawda? Rzuca rewolwer na otomanę.
Raina wzburzona
To nie jest broń dżentelmena!
Mężczyzna
Ale dobra dla człowieka, którego od śmierci dzieli tylko osoba pani.
Kiedy mierzą się wzajemnie przez chwilę oczami, przy czym Raina nie chce uwierzyć, że nawet serbski oficer może być tak mało rycerski i tak cynicznie samolubny, ostra strzelanina na ulicy wyrywa ich z tego stanu. Zimny powiew zagrażającej śmierci tłumi głos Mężczyzny, który dodaje:
Słyszy pani? Jeśli pani zamierza wpuścić tutaj tych łotrzyków, musi ich pani przyjąć w negliżu.
Na zewnątrz hałas i zamieszanie. Ścigający tłuką w drzwi domu krzycząc: „Otwierać! Otwierać drzwi! Wstawać! Zbudźcie się!" Głos Służącego rozlega się wewnątrz wołając gniewnie: ,.To jest dom majora Petkowa! Tu nie można wchodzić!" Lecz wznowiony hałas i mocne dobijanie się do drzwi zmusza Służącego do otwarcia drzwi z łańcucha, który spada z brzękiem, po czym słychać tupot ciężkich kroków i wrzawę tryumfalnych okrzyków opanowanych wreszcie przez stanowczy głos Katarzyny, która z oburzeniem zapytuje Oficera: „Co to znaczy, proszę pana! Czy pan wie, w czyim domu pan się znajduje?" Hałas nagle cichnie.
Łuka
na zewnątrz, stukając do sypialni Rainy
Panienko, panienko! Proszę wstawać prędko i otworzyć, bo inaczej oni zaraz wyważą drzwi!
Zbieg podrzuca głowę z gestem człowieka. który widzi, że wszystko stracone; porzuca ton, którym chciał nastraszyć Rainę.
Mężczyzna
glosem szczerym i uprzejmym
Wszystko na nic. Jestem zgubiony, (rzucając futro w stronę Rainy) Szybko, proszę włożyć, zaraz tu będą.
Raina
Och, dziękuję panu!
Otula się futrem s widoczną ulgą.
Nie ma za co.
Mężczyzna
przez zęby
Raina
z niepokojem
Co pan teraz zrobi?
Mężczyzna
ponuro
O tym dowie się pierwszy człowiek, który tu wpadnie. Niech się pani usunie na bok i proszę nie patrzeć. To nie potrwa długo, ale widok nie będzie miły.
Wyciąga szable z pochwy i staje naprzeciw drzwi w postawie wyczekującej.
Raina
impulsywnie
Pomogę panu. Ocalę pana!
Mężczyzna
To niemożliwe.
Raina
To możliwe. Schowam pana. {ciągnie go do okna} Tu, za tą zasłoną!
Mężczyzna
ulegając jej
Może, może, jeśli Pani zachowa przytomność umysłu.
Raina zaciągając zasłonę
Sz...sz!
Podbiega do otomany.
Mężczyzna
wysuwając głowę
Proszę pamiętać, że...
Raina
Że co?
Mężczyzna
Że na dziesięciu żołnierzy, dziewięciu to zwyczajni durnie
Raina
Och!
Zaciąga zasłonę z gniewem.
Mężczyzna
wysuwa głowę z drugiej strony
Przyrzekam pani, że jeśli mnie znajdą, będę się bił jak sto diabłów!
Raina tupie nogą; głowa znika pospiesznie za zasłoną. Raina zdejmuje futro i rzuca je niedbale w nogach łóżka, po czym z miną zaspaną i zaniepokojoną otwiera drzwi. Wpada podniecona Łuka.
Łuka
Widziano, że jeden z tych przeklętych Serbów wspinał się po rynnie na balkon. Nasi ludzie chcą przeszukać dom, ale są wściekli i pijani, zachowują się jak dzikusy, (przechodzi na drugą strona pokoju, żeby być jak najdalej od drzwi) Pani prosi, żeby panienka ubrała się zaraz i...
Spostrzega rewolwer na otomanie i milknie stając jak wryta.
Raina
nadąsana, udając oburzenie z powodu całego zajścia
Tutaj nie mają nic do szukania. Dlaczego wpuszczono ich do domu?
Katarzyna
wchodząc szybko
Raino, kochanie, nie spotkało cię nic złego? Czyś ty coś słyszała? Czy widziałaś kogo?
Raina
Słyszałam strzelaninę. Żołnierze chyba nie odważą się wejść do mojego pokoju.
Katarzyna
Na szczęście jest z nimi oficer rosyjski, który zna Sergiusza. [mówiąc do kogoś za uchylonymi drzwiami) Proszę, niech pan wejdzie. Córka moja przyjmie pana.
Młody Oficer rosyjski w bułgarskim mundurze wchodzi z szablą w dłoni.
Oficer
z lisim ugrzecznieniem, zachowując sztywną żołnierską postawę
Dobry wieczór, łaskawa pani. Przepraszam za najście, ale na tym balkonie kryje się serbski zbieg, może panie będą łaskawe wyjść na chwile, muszę dokonać rewizji...
Raina
nadąsana
To nie ma sensu, proszę pana, przecież pan widzi, że na balkonie nie ma nikogo.
Otwiera na oścież okiennice, stojąc plecami do zasłony, za którą kryje się Zbieg, i pokazując balkon oświetlony księżycem. Tuż pod balkonem rozlegają się dwa strzały. jedna kula trafia w szybę naprzeciw Rainy, która przymyka oczy i łapie oddech, ale nie rusza się z miejsca; Katarzyna słania się z krzykiem, a Oficer zawoławszy „proszę uważać", wypada na balkon.
Oficer
na balkonie, wrzeszcząc dziko na ludzi stojących na dole
Nie strzelać, durnie, słyszycie?! Nie strzelać mówię, do stu tysięcy diabłów! (przez chwile patrzy jeszcze w dół, po czym zwraca się do Rainy usiłując mówić znowu tonem ugrzecznionym}
Czy bez wiedzy pani mógł ktokolwiek dostać się tutaj? Czy pani spała?
Raina
Nie, nie kładłam się wcale.
Oficer
zniecierpliwiony, wracając do pokoju
Sąsiedzi państwa mają głowy tak pełne serbskich zbiegów, że widzą ich wszędzie, (z kurtuazją) Łaskawa pani, przepraszam tysiąckrotnie. Dobranoc.
Składa wojskowy ukłon, na który Ruina odpowiada chłodnym skinieniem głowy, drugi ukłon składa Katarzynie, która wychodzi za nim. Raina zamyka okiennice, obraca się i spostrzega Łukę, która obserwowała całą scenę z widocznym zaciekawieniem.
Raina
Łuko, nie odstępuj od pani, póki wszyscy żołnierze nie wyjdą z domu.
Łuka rzuca spojrzenie na R a i n ę, na otomanę i na zasłanę, przy czym zaciska usta tajemniczo, wybucha bezczelnym chichotem i wychodzi. Raina oburzona bardzo tym popisem idzie za nią do drzwi. które zatrzaskuje i zamyka gwałtownie na klucz. Mężczyzna wysuwa się natychmiast spoza zasłony chowając szable do pochwy, po czym pozbywszy się nieaktualnej już myśli o niebezpieczeństwie podchodzi uprzejmie do Rainy.
Mężczyzna
O włos chybili... ale o włos znaczy to samo co o milę. Szanowna, droga pani, jestem sługą pani na całe życie. Przez wzgląd na panią żałuję, że nie zaciągnąłem się do bułgarskiej armii, nie jestem rodowitym Serbem.
Raina
wyniośle
Oczywiście, że nie. Pan jest jednym z tych Austriaków, którzy nakłonili Serbów, żeby nas pozbawili wolności narodowej i którzy dowodzą serbską armią. Nienawidzimy was z całej duszy!
Mężczyzna
Ja Austriakiem? Nic podobnego! Niech łaskawa pani pozbędzie się nienawiści do mnie. Jestem Szwajcarem. Biorę udział w tej wojnie jako zawodowy żołnierz. Zaciągnąłem się do armii serbskiej, gdyż w drodze ze Szwajcarii natknąłem się najpierw na Serbów. Proszę o wspaniałomyślność. Pobiliście nas na głowę.
R ai n a
Czyż nie byłam wspaniałomyślna?
Mężczyzna
Szlachetna! Bohaterska! Ale ja nie jestem jeszcze ocalony. Ta fala pościgu skończy się wkrótce, ale pościg ogólny będzie trwał z przerwami do rana. Muszę spróbować ucieczki podczas takiej spokojnej przerwy, (ujmująco) Pani pozwoli mi poczekać tu kilka chwil?
Raina
przybierając najwytworniejszy ton rozmowy towarzyskiej
Ależ bardzo proszę. Zechce pan usiąść.
Mężczyzna
Dziękuję.
Siada w nogach łóżka. Raina podchodzi z wyszukanym wdziękiem do otomany i zajmuje na niej miejsce; na nieszczęście siada na porzuconym rewolwerze i zrywa się z krzykiem. Mężczyzna roztrzęsiony nerwowo, rzuca się na drugą stronę pokoju jak przestraszony koń i mówi z irytacją:
Niechże mnie pani tak nie straszy! Co się stało?
Raina
Pański rewolwer! Przez cały czas leżał tu na oczach tego oficera. Pan ma szczęście!
Mężczyzna rozzłoszczony tym niepotrzebnym przestrachem
I to wszystko?
Raina
patrząc nań coraz wynioślej w miarę jak jej opinia o nim maleje, a ona sama czuje się coraz swobodniejsza
Przepraszam, że pana przestraszyłam, {ujmuje rewolwer i wręcza mu} Proszę się uzbroić przeciwko mnie.
Mężczyzna
z uśmiechem znużenia w odpowiedzi na jej sarkazm, biorąc rewolwer
To na nic, łaskawa pani. Nie nabity.
Chowa rewolwer do futerału z kpiącym grymasem.
Raina
Więc niechże go pan nabije, bardzo proszę.
Mężczyzna
Nie mam amunicji. Co za korzyść z nabojów w czasie bitwy? Zamiast nich noszę zawsze czekoladę. Ale ostatni kawałek zjadłem już dobrych kilka godzin temu.
Raina
urażona w swoich najświętszych ideałach męskiej dzielności
Czekoladę? Pan napycha sobie kieszenie słodyczami, jak uczniak, nawet na polu bitwy?
Mężczyzna
z uśmiechem
Ano tak. To godne pogardy, prawda? (zgłodniały) Żałuję, że nie mam już ani kawałka.
Raina
Pan pozwoli, (żegluje majestatycznie do komody i wraca z dużym pudlem czekoladek)
Przepraszam, że zjadłam prawie wszystkie, ale jeszcze kilka zostało. Proszę...
Podaje mu pudło.
Mężczyzna
żarłocznie
Pani jest aniołem! (łyka zawartość pudła) Ha, miętowe w czekoladzie! Co za rozkosz! (szuka na dnie, lecz nie znajduje nic więcej, wygarnia palcami resztki cukru i oblizuje palce, kiedy i ten pokarm się kończy, przyjmuje swój los z humorem i mówi głosem pełnym wdzięczności) Niech pani Bóg wynagrodzi, łaskawa pani! Pani może zawsze rozpoznać starego doświadczonego żołnierza według zawartości jego olstrów i pasa ładunkowego. Młodzi noszą broń i amunicję, starzy — żywność.
Dziękuję.
Wręcza jej pudło; Rai n a chwyta je z pogardą i odrzuca na bok. On znowu uchyla się jakby z obawy, ze ona chce go uderzyć.
Ha! Niech pani poniecha takich nagłych ruchów. To nie godne łaskawej pani mścić się za to, że panią przestraszyłem przed chwilą.
Ra i n a
wyniośle
Pan mnie przestraszył? Czy pan da wiarę, że chociaż jestem tylko słabą kobietą, jestem w duszy tak samo odważna jak pan?
Mężczyzna
Owszem, wierzę w to. Ale pani nie była w pierwszej linii ognia przez trzy dni, tak jak ja. Dwa dni mogę wytrzymać, nie pokazując wiele po sobie, ale żaden człowiek nie wytrzyma trzech dni. Gonię ostatkiem nerwów... [siada na otomanie ujmując głowę w dłonie) Czy zrobiłoby pani przyjemność, gdybym się rozpłakał?
Raina
zaniepokojona
Nie, nie!
Mężczyzna
Gdyby pani zechciała zobaczyć moje łzy, wystarczyłoby mnie skarcić, jak piastunka karci małego brzdąca. Gdybym był teraz w namiocie, moi towarzysze broni kpiliby ze mnie bez końca.
R a i na
lekko wzruszona
Przepraszam. Nie będę pana karciła.
Wzruszony jej współczuciem podnosi głowę i patrzy na nią z wdzięcznością. Raina natychmiast odsuwa się przybierając sztywną minę. Proszę mi wybaczyć, ale nasi żołnierze nie są tacy.
Oddala się od otomany.
Mężczyzna
Tacy sami, łaskawa i droga pani. Są tylko dwa rodzaje żołnierzy: starzy i młodzi. Mam już za sobą czternaście lat służby, połowa waszych ludzi nie wąchała dotąd prochu. Więc jak się to stało, że pobiliście nas? Sprawiła to zupełna nieznajomość sztuki wojennej, nic więcej, (oburzony) Nigdy jeszcze nie widziałem tak amatorskiej armii.
Raina
z ironią
Ach, więc pan uważa, że pobiliśmy was po amatorsku?
Mężczyzna
No, proszę pani! Czy to metoda zawodowa rzucić cały pułk kawalerii na baterię karabinów maszynowych mając niezawodną pewność, że gdy ta bateria zacznie grać, ani jeden koń, ani jeden jeździec nie doleci nawet na pięćdziesiąt metrów do linii ognia?! Nie chciałem wierzyć własnym oczom, gdy to zobaczyłem...
Raina
zwracając się ku niemu skwapliwie, w nagłym przypływie entuzjazmu i marzeń o wielkości
Pan widział tę wielką szarżę kawalerii? Niech mi pan opowie o niej, niech mi pan ją opisze.
Mężczyzna
Pani nie widziała nigdy szarży kawalerii?
Raina
Przecież nie miałam okazji.
Mężczyzna
Prawda, prawda, oczywiście, że nie! Więc... to bardzo zabawny widok. To tak, jakby ktoś rzucił garść grochu w szybę: najpierw jedno ziarnko uderza o szybę, zaraz potem dwa lub trzy, a potem cała reszta na raz.
Raina
z roziskrzonymi oczami podnosząc w ekstazie splecione dłonie w górę
Tak! ale najpierw ten jeden! Najdzielniejszy z dzielnych!
Mężczyzna
prozaicznie
Hm! Gdyby pani zobaczyła tego bohaterskiego biedaka hamującego swego konia!
Raina
A dlaczego, dlaczego miałby hamować konia?
Mężczyzna
zniecierpliwiony tym niedorzecznym pytaniem
Bo koń wyrywa się naprzód i pędzi na oślep. Czy pani przypuszcza, że ten jeździec pragnie dotrzeć do celu pierwszy, żeby znaleźć pewną śmierć? Bo potem nadlecą wszyscy razem. Można odróżnić młodych po ich dzikości i szalonych ciosach. Starzy pędzą zbitą kupą, bardzo ostrożnie, oni wiedzą, że są po prostu żywymi pociskami i że żadna próba walki nic im nie pomoże. Rany, jakie odnoszą, to przeważnie rozbite kolana, na skutek zderzenia się koni.
Raina
Okropność! Ale nie wierzę, że ten pierwszy jeździec jest tchórzem. Jestem głęboko przeświadczona, że to bohater!
Mężczyzna
z dobrodusznym humorem
Tak, każdy kto zobaczyłby pierwszego jeźdźca w dzisiejszej szarży, powiedziałby to samo.
Raina
z zapartym tchem, przebaczając mu wszystko
Ach, wiedziałam to! Niech pan mówi! Niech mi pan opowie o nim!
Mężczyzna
Cóż mogę pani powiedzieć? Rolę swoją wykonał jak bohaterski tenor w operze. Przystojny junak, z płomiennymi oczami i wspaniałym wąsem, pędził rycząc swój okrzyk wojenny i atakując jak donkiszot wiatraki. Śmieliśmy się do rozpuku!
Raina
Mieliście czelność śmiać się?
Mężczyzna
Mieliśmy. Ale kiedy nasz sierżant, blady jak trup, podbiegł z oznajmieniem, że przysłano nam nieodpowiednią amunicję i że nie będziemy mogli oddać ani jednego strzału przez następne dziesięć minut, usta nasze wykrzywiły się innym uśmiechem. Jak żyję nie miałem takich mdłości, choć zdarzyło mi się nieraz być w ciężkiej, prawie beznadziejnej sytuacji. W dodatku nie miałem nawet jednego naboju rewolwerowego, a w pasie ładunkowym była tylko czekolada. Nie mieliśmy bagnetów; słowem, zbrojni w karabiny maszynowe, byliśmy bezbronni! Nic dziwnego, że zrobili z nas siekaninę. A nasz donkiszot wrzeszczał, jakby walił w dziesięć bębnów, przekonany, że dokonał niesłychanej rzeczy, podczas gdy w rzeczywistości należało go postawić przed sąd wojenny. Ze wszystkich błaznów puszczonych luzem na polu bitwy, ten był chyba najbardziej obłąkany. On po prostu popełnił samobójstwo z całym swoim pułkiem. Tyle tylko, że samobójcza broń zawiodła. Rewolwer nie wystrzelił, w tym cały gips.
Raina
dotknięta głęboko, lecz wierna swoim ideałom
Tak pan sądzi? Czy pan poznałby go, gdyby go pan zobaczył?
Mężczyzna
Nigdy nie zapomnę tej twarzy!
Raina podchodzi znowu do komody, on śledzi jej ruchy z nieokreśloną nadzieją, ze ona przyniesie coś do zjedzenia, lecz Raina zdejmuje fotografię i wraca z nią na swoje miejsce.
Raina
To jest fotografia dżentelmena, patrioty i bohatera, z którym jestem zaręczona.
Mężczyzna
poznaje od razu, zaskoczony
Przepraszam panią jak najmocniej, (patrząc jej w oczy] Czy to się godziło ciągnąć mnie za słowo? (spogląda znowu na fotografię) Tak, to nasz donkiszot. Nie ma najmniejszej wątpliwości.
Tłumi śmiech.
Raina
szybko
Dlaczego pan się śmieje?
Mężczyzna
przepraszając, choć jeszcze rozbawiony
Zapewniam panią, że się nie śmiałem... W każdym razie nie miałem najmniejszego zamiaru. Ale kiedy pomyślę, jak atakował te wiatraki w przekonaniu, że dokonuje naprawdę wielkiej rzeczy...
Dławi się tłumionym śmiechem.
Raina
surowo
Proszę mi oddać tę fotografię.
Mężczyzna
ze szczerą skruchą
Służę, Naturalnie. Najmocniej przepraszam raz jeszcze. Podaje jej fotografię. Raina rozmyślnie całuje ją patrząc mu prosto w oczy przed odniesieniem jej na właściwe miejsce, na komodzie. On idzie za nią usprawiedliwiając się:
Może ja się mylę, na pewno się mylę, proszę pani. Prawdopodobnie, a raczej na pewno się mylę: musiał się skądś dowiedzieć o naszym braku amunicji i wiedział, że może wykonać swój zamiar zupełnie bezpiecznie.
Raina
Chce pan powiedzieć, że to tchórz, który udawał bohatera! Takiego zarzutu nie ważył się pan przedtem postawić.
Mężczyzna
z komicznym gestem rozpaczy
Widzę, że to wszystko na nic... Pani nie myśli jak zawodowy żołnierz. Gdy zwraca się w kierunku otomany, dwa strzały rozlegają się w oddali grożąc nowym niebezpieczeństwem.
Raina
surowo, widząc że on nasłuchuje z niepokojem
Tym lepiej dla pana!
Mężczyzna
odwracając się
Jak to? Nie rozumiem.
Raina
Pan jest moim wrogiem i jest pan zdany na moją łaskę. Jaki byłby los pana, gdybym była zawodowym żołnierzem?
Mężczyzna
To prawda łaskawa i droga pani; pani zawsze ma rację. Przecież wiem, ile dobroci okazała mi pani. Do końca życia nie zapomnę tych trzech czekoladek z miętą. To nie był czyn żołnierski, to był czyn anielski.
Raina
chłodno
Dziękuję. A teraz postąpię po żołniersku. Pan nie może zostać tutaj po tym wszystkim, co pan powiedział o moim przyszłym mężu. Otóż ja wyjdę na balkon i zbadam, czy pan może zejść bezpiecznie po tej rynnie na ulicę.
Zwraca się do okna.
Mężczyzna
ze zmienioną twarzą
Co? Zejść na dół po tej rynnie? Proszę się zatrzymać! Proszę poczekać! Nie mogę, nie dam rady, nie mam odwagi! Na samą myśl o tym dostaję zawrotu głowy! Wspiąłem się po niej na balkon jakoś szybko, bo czułem śmierć za plecami. Ale teraz spuścić się po niej na dół z zimną krwią!... (opada na otomanę) Nie! Nie! Nie mogę! Wolę się poddać... jestem pobity! Proszę zaalarmować cały dom...
Opuszcza głowę na ręce w zupełnym przygnębieniu.
Raina
rozbrojona i pełna litości
No, no, głowa do góry!
Pochyla się nad nim niemal jak matka, lecz on potrząsa tylko głową.
Och, to taki żołnierz z pana?. Czekoladowy żołnierz! No, głowa do góry! Proszę pamiętać, że zejście po rynnie wymaga mniej odwagi niż klęska w bitwie.
Mężczyzna
marzycielsko ukołysany jej słowami
Nie, nie, klęska oznacza tylko śmierć, a śmierć to sen... Och, spać, spać, spać... spać niezakłóconym snem! A schodzić po tej rynnie — znaczy działać, wysilać się... myśleć! Łatwiej dziesięć razy zginąć!
Raina
przejęta i zdziwiona, wpadając mimo woli w rytm jego znużenia
Taki pan śpiący?
Mężczyzna
Od dnia zaciągu nie zaznałem ani dwóch godzin spokojnego snu. A przez ostatnich czterdzieści osiem godzin nie zmrużyłem oka ani na jedną chwilę.
Raina
bezradna i zrozpaczona
Więc co ja mam zrobić z panem?
Mężczyzna
wstając i zataczając się ze zmęczenia, pobudzony jej rozpaczą Oczywiście, muszę coś zrobić, (otrząsa się, przytomnieje i mówi z wigorem i nową odwaga) Widzi pani, wyspany czy niewyspany, głodny czy syty, zmęczony czy wypoczęty, człowiek zawsze potrafi coś zdziałać, gdy wie, że musi. Otóż ja muszę zejść po tej rynnie... (uderza się w pierś) Słyszysz, ty czekoladowy żołnierzu?
Zwraca się do okna.
Raina
z obawą
A jeśli pan spadnie?
Mężczyzna
To zasnę na kamieniu jak na puchowym łożu. Żegnam panią.
Rusza odważnie na balkon, w chwili gdy ręka jego ujmuje okiennice, z ulicy rozlega się ostra strzelanina.
Raina
podbiegając do niego
Stać! {chwyta go bezceremonialnie i obraca twarzą w stronę pokoju]
Tam pana zabiją!
Mężczyzna
ozięble, lecz uprzejmie
Mniejsza o to; śmierć należy do mojego codziennego programu. Muszę zaryzykować, (stanowczo) A teraz musi pani wykonać moje polecenie. Przede wszystkim proszę zgasić świecę, żeby ci z dołu nie zobaczyli światła, gdy otworzę okiennicę. Proszę stać z daleka od okna, bo gdyby tamci mnie zobaczyli, wezmą mnie na pewno na cel.
Raina
nie odrywając się od niego
Na pewno pana zobaczą. Noc jest jasna, księżycowa. Ocalę pana. Och, jak można być tak obojętnym! Czy pan chce, żebym pana ocaliła, czy nie?
Mężczyzna
Ja tylko nie chcę przysparzać pani kłopotu.
Raina potrząsa nim zniecierpliwiona.
Zapewniam panią, że nie jestem zobojętniały na śmierć. Pani chce mnie ocalić. Ale jak to zrobić?
Raina
Przede wszystkim niech pan odejdzie od okna.
Pociąga go silnie na środek pokoju; z chwilą gdy go puszcza, on mechanicznie odwraca się w stronę okna. Ona znowu odciąga go od okna wołając:
Proszę się nie ruszać!
On stoi wreszcie bez ruchu jak zahipnotyzowany, nie panując dłużej nad nowym atakiem znużenia; ona puszcza go mówiąc tonem opiekunki:
Niech pan posłucha! Pan musi zaufać naszej gościnności. Pan jeszcze nie wie, w czyim domu pan się znajduje.
Jestem z domu Petkowówna.
Mężczyzna
Jaka?
Raina
z pewnym oburzeniem
To znaczy, że należę do rodu Petkowów, najbogatszego i najbardziej znanego w całym kraju.
Mężczyzna
Rozumiem i bardzo przepraszam. Oczywiście! Co za dureń ze mnie! Petkowie...
R a i na
Niech pan nie udaje, po co się zniżać do fałszu? Przecież pan nigdy w życiu nie słyszał o tym rodzie.
Mężczyzna.
Pani wybaczy! Jestem tak wyczerpany, że myśleć trudno. A zmiana tematu była tak nagła i niespodziewana. Niechże mnie pani nie łaje.
Raina
Przepraszam, zapomniałam. Mógłby się pan rozbeczeć.
On potakuje zupełne poważnie. Raina wydyma usta, po czym mówi dalej tym samym tonem opiekunki:
Muszę panu powiedzieć, że mój ojciec posiada najwyższy stopień, jaki w naszej armii osiągnął kiedykolwiek Bułgar. On jest (z dumą) majorem!
Mężczyzna
udając, ze jest pod wrażeniem
Majorem! Ach doprawdy! Kto by się tego spodziewał!
Raina
Okazał pan wielką ignorancję sądząc, że na nasz balkon trzeba się wspinać po rynnie. Nasz dom jest jedynym prywatnym domem piętrowym, a wewnątrz są schody, po których schodzi się na dół i wchodzi na górę.
Mężczyzna
Schody? Niesłychane! Pani żyje w wielkim zbytku, łaskawa pani.
Raina
Czy pan wie, co to jest biblioteka?
Mężczyzna
Biblioteka? Taki pokój pełen książek?
Raina
Zgadł pan. Otóż my mamy bibliotekę... Jedyną bibliotekę w całym kraju.
Mężczyzna
Naprawdę? Prawdziwą bibliotekę. Rad bym ją zobaczyć.
Raina
z afektacją
Mówię panu o tych rzeczach na dowód, że pan nie znajduje się w domu ciemnych wieśniaków, którzy zabiliby pana natychmiast po zobaczeniu pańskiego serbskiego munduru. Nie, pan jest wśród ludzi cywilizowanych. My wyjeżdżamy co rok na sezon operowy do Bukaresztu, byłam także w Wiedniu... cały miesiąc.
Mężczyzna
Domyślałem się tego, droga pani. Wyczułem od razu, że Pani jest światową damą.
Raina
Był pan kiedy na operze „Ernani"?1
1/Mowa tu o operze Verdiego pod tym tytułem, której libretto napisane jest do dramatu Victora Hugo: „Hernani".
Mężczyzna Czy to może ta z diabłem w czerwonych trykotach i z chórem żołnierzy?
Raina
pogardliwie
Nie!
Mężczyzna
tłumiąc głębokie westchnienie znużenia
W takim razie nie byłem.
Raina
Myślałam, że może pan pamięta tę wielką scenę, w której Ernani, uciekając przed wrogami właśnie tak, jak pan dzisiaj, chroni się w zamku najzaciętszego wroga, starego szlachcica kastylskiego. Szlachcic nie oddaje go w ręce władz, gdyż osoba gościa jest dla niego święta.
Mężczyzna
szybko, lekko ożywiony
Czy rodzice pani podzielają ten pogląd?
Raina
z godnością
Moja matka i ja możemy zrozumieć ten pogląd, jak się pan wyraża. Otóż, gdyby zamiast grozić mi rewolwerem, jak to pan zrobił, zaufał pan naszej gościnności, mógłby się pan czuć tak bezpieczny jak w domu własnego ojca. Mężczyzna
Naprawdę?
Raina
odwracając się od mego z niesmakiem
Widzę, że pan tych rzeczy nie zrozumie.
Mężczyzna
Niech się pani nie gniewa. Pani rozumie, jak niefortunne byłoby moje położenie, gdyby mnie taka ufność zawiodła. Ojciec mój jest człowiekiem bardzo gościnnym, posiada sześć hoteli, ale nie zaufałbym mu aż do tego stopnia. A co by zrobił ojciec pani?
Raina
Ojciec mój jest pod Śliwnicą. Walczy o wolność naszej ojczyzny. Tutaj ja odpowiadam za bezpieczeństwo pana. Daję panu na to moją rękę. Czy to panu wystarczy? Podaje mu dłoń.
Mężczyzna
oglądając niepewnie własną rękę
Droga pani, lepiej nie dotykać moich rąk. Musiałbym je najpierw umyć.
Raina
wzruszona
To bardzo ładnie z pańskiej strony. Widzę, że pan jest dżentelmenem.
Mężczyzna
zaskoczony
Nie rozumiem...
Raina
Pan może myśli, że jestem zaskoczona? Otóż moi rodacy dobrze wychowani, tak jak nasza rodzina, myją ręce prawie codziennie. Dlatego umiem ocenić pańską delikatność. Możemy sobie podać dłonie.
Podaje mu dłoń powtórnie.
Mężczyzna
całuje jej rękę, założywszy swoje w tył
Dziękuję, łaskawa pani. Czuję się nareszcie bezpieczny. A teraz może pani byłaby tak dobra i zawiadomiła swoją matkę! Będzie lepiej, jeśli moja obecność tutaj jak najprędzej przestanie być tajemnicą.
Raina
Ale pan zachowa się spokojnie podczas mej nieobecności?
Mężczyzna
Oczywiście...
Siada na otomanie. Raina podchodzi do łóżka i otula się futrem. On zamyka oczy. Ona podchodzi do drzwi i rzucając na niego ostatnie spojrzenie stwierdza, że on zasypia.
Raina
przy drzwiach
Ale pan nie zaśnie, prawda?
On mruczy cos niezrozumiale, ona podbiega i potrząsa, nim.
Słyszy pan? Niech się pan zbudzi... pan już zasypia.
Mężczyzna
Co? Ja... zasypiam? Nie, nie, nigdy w życiu. Ja się tylko zamyśliłem... Wszystko w porządku. Czuwam.
Raina
surowo
Proszę wstać... Będzie pan czekał na mój powrót, stojąc.
On wstaje niezbyt chętnie.
Przez cały czas, rozumie pan?
Mężczyzna
stojąc niezbyt pewnie
Oczywiście. Oczywiście... Może pani na mnie polegać. Raina spogląda na niego z powątpiewaniem. On uśmiecha się blado. Ona odchodzi niechętnie, odwraca się przy drzwiach i niemal przyłapuje go w trakcie ziewania, po czym wychodzi.
Mężczyzna
sennie
Spać, Spać, Spać, Spa... (słowa zamieniają się w pomruk; budzi się nagle i dzięki temu nie przewraca się) Gdzie ja jestem? Chciałbym to wiedzieć... gdzie ja jestem? Muszę czuwać. Nic mnie tak nie otrzeźwi jak niebezpieczeństwo. To trzeba pamiętać, (z naciskiem) Niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo, niebezpiecz... (znowu niezrozumiały pomruk i znowu przebudzenie z przestrachem) Gdzie niebezpieczeństwo? Muszę poszukać. (krąży dookoła pokoju szukając czegoś) Czego ja szukam? Sen... niebezpieczeństwo... nie wiem. (potyka się o łóżko} O, właśnie, teraz już wiem. Wszystko w porządku. Mam się położyć do łóżka, ale nie wolno mi zasnąć. Nawet się nie położę, tylko usiądę... (siada na łóżku, błogi wyraz pojawia się na jego twarzy) Och, jak dobrze!
Z radosnym westchnieniem pada jak długi na łóżko, ostatnim wysiłkiem wyciąga nogi w butach i zasypia natychmiast kamiennym snem. Wchodzi Katarzyna, za nią Raina.
Raina
spoglądając na otomanę
Nie ma go! Zostawiłam go tutaj.
Katarzyna
Tutaj? Więc musiał zejść po rynnie.
Raina
rzuciwszy okiem na łóżko
Och!
Wskazuje palcem.
Katarzyna
zgorszona
Coś niesłychanego!
Kieruje się do łóżka. Staje z jednej, a Raina z drugiej strony. Śpi jak zabity! A to brutal!
Raina
zatroskana Sz...szsz!
Katarzyna
potrząsając nim
Panie! (szarpie go mocniej) Panie!! (szarpie go gwałtownie) Panie!!!
Raina
chwyta matkę za rękę
Dosyć, dosyć, niech go mama nie szarpie. Kochane biedaczysko wycieńczony do cna! Niech śpi.
Katarzyna
zdumiona wracając się do Rainy
„Kochane biedaczysko"? Raino!!!
Patrzy surowo na córkę. Mężczyzna Śpi głęboko.
AKT DRUGI
Szósty marca 1886 roku. W ogrodzie domu majora Petkowa. Piękny poranek wiosenny; ogród tchnie świeżością i urokiem. Poza ogrodzeniem widać szczyty dwóch minaretów, które dowodzą, że w głębi znajduje się kotlina, a w niej małe miasteczko. O kilka kilometrów dalej wznoszą się Góry Bałkańskie, które zamykają krajobraz. Patrząc ku nim z wnętrza ogrodu, widzi się z lewej strony boczną ścianę domu z furtką wiodącą do ogrodu, do którego schodzi się po kilku stopniach. Na prawo stajnia, z dziedzińcem i wrotami, wdziera się niemal w ogród. Wzdłuż ogrodzenia i domu rosną krzewy owocowe, na których suszy się świeżo wyprana bielizna. Przy domu biegnie ścieżka, która podnosi się o dwa schodki na rogu i znika na skręcie. W środku, niewielki stół, z parą krzeseł z giętego drzewa, nakryty do śniadania; widzimy na nim turecki imbryk do kawy, filiżanki, bułki itp. Stan filiżanek i pieczywa wskazuje, ze już jest po śniadaniu. Pod ścianą, na prawo, stoi drewniana ławka ogrodowa.
Łuka, z papierosem w ustach, stoi między stołem i domem odwrócona z gniewną pogardą tyłem do służącego, który prawi jej kazanie. Jest to mężczyzna w średnim wieku, spokojnego usposobienia, o niewielkiej, lecz bystrej inteligencji; cechuje go zadowolenie z siebie samego i ze swojego stanowiska służącego oraz niewzruszony spokój dobrego kalkulatora, wolnego od wszelkich złudzeń. Nosi biały bułgarski strój ludowy: kurtkę z haftowanym szlakiem i szarfą, szerokie szarawary i wyszywane kapce. Głowę ma ogoloną aż do czubka, co daje mu wysokie japońskie czoło. Na imię mu Mikoła.
Mikoła Ostrzegam cię, póki czas, Łuko, zmień swoje zachowanie. Znam naszą panią. Jest tak pyszna, że jej się nawet nie śni, żeby ktoś ze służby mógł jej okazać dysrespekt; ale niech tylko raz się spostrzeże, że ją lekceważysz, wyrzuci cię.
Łuka
A żebyś wiedział, że ją lekceważę. I będę ją lekceważyć. Nic mi na niej nie zależy!
Mikoła
Jak będziesz koty darła z tym domem, to tak jakbyś się ze mną pokłóciła! Nie mógłbym się z tobą ożenić.
Łuka
To ty stajesz po jej stronie, przeciw mnie?
Mikoła
spokojnie
Zawsze będę zależny od życzliwości tego domu. Kiedy skończę tu służbę i otworzę sklep w Sofii, dostawy dla nich będą połową mojego dochodu. A jedno złe słowo z ich strony mogłoby mnie zrujnować.
Łuka
Ty nie masz w sobie za grosz ducha. Niechbym ja usłyszała jedno złe słowo z ich ust!
Mikoła
z politowaniem
Oj, Łuko, Łuko, kiedy ty dojdziesz do rozumu? Ale co młode, to głupie! A ty jesteś taka młoda... taka młoda!
Łuka
Właśnie... i dlatego tak ci się podobam, prawda? Znam ja kilka sekretów tej rodzinki, która nie byłaby zachwycona, gdybym je rozgłosiła, choć jestem taka młoda. Niech mnie wyrzucą, jeśli się odważą!
Mikoła
z wyższością i politowaniem
A czy ty wiesz, co by zrobili, gdyby to usłyszeli?
Łuka
A cóż mogliby zrobić?
M i k o ł a
Wyrzuciliby cię ze służby za kłamstwo! I kto by potem uwierzył twoim słowom? Kto przyjąłby ciebie do służby? Kto w tym domu miałby odwagę przemówić do ciebie na oczach innych choć jedno słowo? Jak długo twój ojciec cieszyłby się swoją zagrodą?
Łuka zniecierpliwiona rzuca na ziemię niedopałek papierosa i depcze go nogami.
Dziecko, ty nie wiesz, jaką moc mają tacy możni bogacze nad takimi jak ty i ja, gdybyśmy chcieli wydobyć się z naszej nędzy na przekór ich woli. (podchodzi do niej i mówi zniżając glos) Patrz na mnie. Dziesięć lat jestem w ich służbie. Czy myślisz, że nie znam ich sekretów? Wiem takie rzeczy o starej, że wolałaby dać tysiąc lewów, żeby się stary o tym nie dowiedział. A o nim to wiem tyle, że jakbym jej ździebko wypaplał, nie dałaby mu spokoju przez pół roku. A panienka! Znam jej sprawki i to jej narzeczeństwo z Sergiuszem rozleciałoby się w mig, gdybym...
Łuka atakując go szybko Skąd wiesz? Ja ci nigdy nie powiedziałam ani słowa!
Mikoła
otwierając szeroko oczy, chytrze
Aha! Więc to jest twój sekret?! Domyślałem się, że o to ci chodzi. Ja ci mówię, słuchaj mojej rady i nie żałuj respektu dla nich. Niech stara czuje, że choć wiesz to i owo, umiesz trzymać język za zębami i będziesz wiernie służyć rodzinie. Im w to graj, a tym sposobem wyciągniesz od nich, co będziesz chciała.
Łuka
z ostrą ironią
Ty masz duszę służalca!
Mikola
zadowolony z siebie
Nic nie szkodzi... To sekret powodzenia w pańskiej służbie.
Z dziedzińca słychać głośne uderzenia rączką bicza o drewniane drzwi.
Męski Głos
z zewnątrz
Hej tam! Hej tam! Mikoła!
Łuka
To nasz pan! Wraca z wojny!
Mikoła
szybko
Widzisz, wojna skończona! Zabieraj się stąd i przynieś świeżej kawy!
Wybiega na dziedziniec.
Łuka
ustawiając na tacy imbryk do kawy i filiżanki, żeby je zanieść do kuchni
Nigdy nie zrobisz ze mnie służalczej duszyczki, nigdy!
Z dziedzińca wchodzi Major Petkow, zanim Mikoła. Petkow to dobroduszny, porywczy, pospolity i niezbyt okrzesany mężczyzna lat około pięćdziesięciu, pozbawiony jakichkolwiek wyższych ambicji; dba tylko o wzrost dochodu i poszanowanie wśród miejscowego towarzystwa; zdobyty na wojnie stopień majora raduje go niepomiernie, gdyż czuje, że to podnosi jego znaczenie w miasteczku. Dziarski patriotyzm, który atak Serbów obudził w sercach wszystkich Bułgarów, dodawał mu ducha podczas kampanii, ale najwyraźniej rad jest z powrotu do domu.
Petkow
wskazując biczem na stół
Śniadanie tu, w ogrodzie?
Mikoła
Tak, proszę pana majora. Pani i panienka skończyły właśnie śniadanie i poszły na pokoje.
Petkow
siadając i zabierając się do pieczywa
Idź i powiedz, że wróciłem. Niech mi przyniosą świeżej kawy.
Mikoła
Kawa zaraz będzie. Odchodzi w stronę drzwi i mija się z Łuką, która niesie na tacy świeżą kawę, czystą filiżankę i butelkę koniaku.
Powiedziałaś pani?
Łuka
Powiedziałam, zaraz tu przyjdzie.
Mikoła wchodzi do domu. Łuka przynosi kawę do stołu.
Petkow
No i cóż, Serbowie nie porwali cię do lasu?
Łuka
Nie, proszę pana.
Petkow
To dobrze. Przyniosłaś może koniak?
Łuka s
tawiając butelkę na stole
Tak, proszę pana.
Petkow
Doskonale.
Wlewa trochę do kawy. Katarzyna, która o tak wczesnej porze miała czas tylko na powierzchowną toaletę, narzuciła bułgarski fartuch na niegdyś świetny, a obecnie podniszczony szlafrok; gęste krucze włosy ujęła w barwną chusteczkę; w tym stroju, z dodatkiem tureckich pantofli na bosych stopach, wychodzi z domu, wyglądając zadziwiająco ładnie i majestatycznie w tak niedbałej toalecie. Łuka wchodzi do domu.
Katarzyna
Kochany Pawle, cóż za niespodzianka dla nas! (pochyla się nad poręczą krzesła, żeby go pocałować) Dali ci świeżej kawy?
Petkow
Owszem. Łuka zajęła się moim śniadaniem. No, wojna skończona. Trzy dni temu podpisaliśmy w Bukareszcie traktat pokojowy, a wczoraj wydaliśmy dekret o demobilizacji naszej armii.
Katarzyna
prostując się, z błyskawicami w oczach
Dopuściliście do tego, że Austriacy zmusili was do zawarcia pokoju?
Petkow
ulegle
Moja droga, mnie nikt o radę nie pytał. Cóż j a mogłem zrobić?
Katarzyna
siada i odwraca się od niego.
Oczywiście zrobiliśmy wszystko, żeby ten traktat był na warunkach honorowych. Ustanawia pokój...
Katarzyna
oburzona
Pokój!
Petkow
uspokajając ją
...lecz nie wznawia przyjaznych stosunków. Nie zapominaj o tym. Byli tacy, którzy chcieli wstawić odpowiedni paragraf, ale ja się stanowczo oparłem. Cóż więcej mogłem zrobić?
Katarzyna
Mogłeś zaanektować całą Serbię i ogłosić księcia Aleksandra Imperatorem Bałkanów. Oto, co ja bym zrobiła!
Petkow
Nie wątpię w to ani przez chwilę, moja droga. Ale musiałbym najpierw pokonać całe imperium austriackie. A to zatrzymałoby mnie zbyt długo z dala od ciebie. Nie masz pojęcia, jak mi cię brakowało.
Katarzyna
rozbrojona
Ach!
Wyciąga czule rękę nad stołem, żeby uściskać jego dłoń.
Petkow
No, a jak ty sobie radziłaś, kochanie?
Katarzyna
Doskonale. Nic mi nie dolegało prócz zwykłego bólu gardła.
Petkow
z głębokim przekonaniem
To dlatego, że myjesz szyję codziennie. Mówiłem ci już nie raz.
Katarzyna
Bzdura, mój Pawle!
Petkow
popijając kawę i paląc papierosa Nie wierzę w przesadne stosowanie tych nowoczesnych zwyczajów. Całe to mycie nie może być dobre dla zdrowia, to nie jest naturalne. Znałem w Filippopolis pewnego Anglika, który oblewał się cały zimną wodą każdego rana po wstaniu z łóżka. Coś obrzydliwego! To wszystko mamy do zawdzięczenia Anglikom. Powietrze w Anglii jest tak brudne, że muszą się ciągle myć. Bierz przykład z mojego ojca. Nie kąpał się nigdy w życiu, a dożył dziewięćdziesięciu ośmiu lat i był najzdrowszym człowiekiem w Bułgarii. Rozumiem, wyszorować się dobrze raz na tydzień dla podtrzymania pozycji towarzyskiej, ale robić to codziennie to śmieszna przesada.
Katarzyna
Mój Pawle, w głębi duszy jesteś jeszcze ciągle barbarzyńcą. Mam nadzieję, że umiałeś zachować się jak należy wobec tych wszystkich rosyjskich oficerów.
Petkow
Robiłem, co mogłem. W każdym razie wszyscy wiedzą, że mamy w domu bibliotekę.
Katarzyna Ale nie powiedziałeś im, że mamy elektryczny dzwonek w naszej bibliotece. Kazałam zainstalować elektryczny dzwonek.
Petkow
A co to jest elektryczny dzwonek?
Katarzyna
Naciskasz w pokoju guzik, a w kuchni coś dzwoni i po chwili Mikoła wchodzi do pokoju.
Petkow
To nie wystarczy huknąć na tego draba?
Katarzyna
Cywilizowani ludzie nie hukają na służbę. Dowiedziałam się o tym podczas twojej nieobecności.
Petkow
Ja także nauczyłem się czegoś na wojnie. Cywilizowani ludzie nie suszą wypranej bielizny w ogrodzie, na oczach całego świata, (wskazuje rozwieszoną bieliznę) Więc każ to wszystko zdjąć i rozwiesić gdzie indziej.
Katarzyna
Co za niedorzeczność! Mój Pawle, jestem przekonana, że prawdziwie wytworni ludzie nie zwracają uwagi na takie rzeczy.
Sergiusz
stukając do bramy od dziedzińca
Mikoła! Otwieraj!
Petkow
To Sergiusz! (Wołając) Hej, tam! Mikoła!
Katarzyna
Pawle, nie krzycz tak, to naprawdę nie wypada.
Petkow
Głupstwo! (wola jeszcze głośniej) Mikoła!
Mikoła
zjawia się w drzwiach domu
Słucham pana.
Petkow
Czyś ty ogłuchł? Nie słyszysz, że major Saranow dobija się do bramy?! Przyprowadź go tutaj.
Mikoła
Rozkaz, panie majorze.
Biegnie w stronę dziedzińca.
Petkow
Moja droga, musisz go zabawiać rozmową, dopóki Raina nie uwolni nas od jego towarzystwa. Zanudza mnie na śmierć swoimi żalami, że nie daliśmy mu awansu... Ten szczeniak chciałby dostać stopień wyższy od mojego!
Katarzyna
Moim zdaniem, on powinien awansować po ślubie z Rainą. Ojczyzna powinna się domagać bodaj jednego rodzimego generała.
Petkow
Właśnie, żeby mógł posyłać na śmierć już nie pułki, ale całe brygady. Nic z tego, moja droga! Sergiusz nie ma najmniejszych widoków awansu, dopóki nie będziemy mieli pewności, że pokój będzie trwały.
Mikoła
anonsując przy otwartej bramie
Major Sergiusz Saranow!
Odchodzi do domu i wraca zaraz przynosząc trzecie krzesło, które stawia przy stole, po czym wychodzi. Major Sergiusz Saranow, oryginał fotografii z pokoju Rainy, to wysoki, romantycznie przystojny mężczyzna, obdarzony męską tężyzną, brawurą i wrażliwą wyobraźnią nieokiełznanego wodza górali. Ale to, co w nim uderza najbardziej, jest wytworem specyficznej cywilizacji. Końce jego brwi zakręcone jak znaki zapytania nad zewnętrznymi kątami oczu; jego oczy obserwujące wszystko przenikliwie; jego nos — cienki. ostry, zdradzający inteligencję, mimo wojowniczego wysokiego mostka i szerokich nozdrzy; jego wydatny, mocny podbródek — wszystko to byłoby na miejscu nawet w paryskim salonie, dowodząc, że bystry i pełen wyobraźni barbarzyńca posiada wybitne zdolności krytyczne puszczone w ruch dzięki wtargnięciu cywilizacji zachodniej na Bałkany. Rezultat jest ten sam, jaki wydała nowa myśl dziewiętnastego wieku w Anglii, mianowicie — bajronizm. Rozmyślania nad ustawiczną klęską spotykającą nie tylko innych, ale i jego samego, ilekroć pragnie żyć zgodnie ze swymi ideałami; wynikająca stąd cyniczna pogarda dla ludzkości; dziecinne przekonanie o absolutnej wartości własnych pojęć i bezwartościowości świata, który nie chce ich uznać; odruchy słabości i szyderstwa wywołane małostkowymi rozczarowaniami, którymi każda godzina spędzona wśród ludzi karmi jego wrażliwy zmyśl obserwacyjny — wszystko to dało mu na wpół tragiczny, na wpół ironiczny wyraz twarzy, tajemnicze zasępienie, aurę jakiejś dziwnej i strasznej przeszłości, po której nie zostało nic prócz niewygasłego żalu — słowem, dało mu cechy, którymi Childe Harold fascynował babki angielskich rówieśników Sergiusza. Jest rzeczą jasną, że idealny bohater Rainy znajduje się tu albo nigdzie. Katarzyna jest niemniejszą jego entuzjastką, różni się od swojej córki tylko tym, że jest mniej powściągliwa w okazywaniu swojego entuzjazmu. Toteż gdy Sergiusz wchodzi przez bramę dziedzińca, Katarzyna wstaje, żeby go powitać jak najserdeczniej. Petkow jest wyraźnie mniej usposobiony do okazywania przesadnej serdeczności.
Petkow
Co, już tutaj, Sergiuszu? Radzi cię widzimy.
Katarzyna
Mój drogi!
Wyciąga do niego obie ręce.
Sergiusz
całuje je z wyszukaną rycerskością
Droga mamo, jeśli mi wolno użyć tego słowa.
Petkow
sucho
Teściowo, Sergiuszu, teściowo! Siadaj! Napijesz się kawy?
Sergiusz
Nie, dziękuję!
Odchodzi kilka kroków od stołu z wyrazem lekkiego niesmaku na widok Petkowa, raczącego się kawą z koniakiem, i opiera się ze świadomą godnością o poręcz schodków wiodących do domu.
Katarzyna
Wyglądasz wspaniale. Ta kampania wojenna wyszlachetniła cię. Wszyscy tu szaleją za tobą. Ogarnął nas szalony entuzjazm na wieść o tej wspaniałej szarży kawalerii.
Sergiusz
z ironią pełną powagi
Droga pani, to była kolebka i grób mojej wojskowej kariery.
Katarzyna
Jak to?
Sergiusz
Wygrałem bitwę nieprawidłowo, podczas gdy nasi dostojni generałowie rosyjscy przegrywali ją prawidłowo. Słowem, pokrzyżowałem ich plany i zraniłem ich poczucie własnej godności. Dwaj pułkownicy kozaccy wydali swoje pułki na rzeź według najbardziej prawidłowych zasad naukowej metody walki; dwaj generałowie zginęli ściśle według etykiety wojskowej. Ci dwaj pułkownicy są teraz generałami, a ja jestem ciągle zwyczajnym majorem.
Katarzyna
Nie będziesz nim długo, Sergiuszu. Kobiety są po twojej stronie i dopilnują, żeby ci oddano sprawiedliwość.
Sergiusz
Za późno. Czekałem tylko na podpisanie pokoju, żeby wnieść podanie o zwolnienie ze służby.
Petkow
upuszczając filiżankę ze zdumienia
O zwolnienie?!
Katarzyna
Och, musisz je cofnąć!
Sergiusz
ze stanowczym, spokojnym naciskiem, krzyżując ręce
Nigdy niczego nie cofam.
Petkow
zirytowany
Któż mógł przypuszczać, że coś podobnego strzeli ci głowy?
Sergiusz
z ogniem
Każdy, kto mnie zna. Ale dość o mojej osobie i moich sprawach. Jak się ma Raina? Gdzie jest Raina?
Raina
wychodząc nagle spoza domu i zatrzymując się na stopniach ścieżki
Raina jest tu.
Wszyscy zwracają się w jej stronę. Wygląda bardzo uroczo. Suknia jej składa się z bladozielonego jedwabnego spodu udrapowanego po wierzchu cienkim płótnem koloru kremowego, haftowanym złotem; na głowie ma wytworną czapeczkę wschodnią ze złotego brokatu. Sergiusz zmierza ku niej impulsywnie. Raina podaje mu dłoń królewskim gestem; on przyklęka po rycersku na jedno kolano i całuje jej dłoń.
Petkow
po cichu do Katarzyny, pełen rodzicielskiej dumy
Ładna szelma, co? Zawsze zjawia się jak na zawołanie.
Katarzyna
zniecierpliwiona
Nic dziwnego, bo podsłuchuje. Ma ten paskudny zwyczaj.
Sergiusz prowadzi R a i n ę w kierunku stołu z rycerską szarmanterią. Kiedy podchodzą do stołu, ona dziękuje mu skinieniem głowy, on składa jej ukłon i tak się rozchodzą: on wraca na swoje miejsce, ona staje za krzesłem ojca.
Raina
pochylając się i całując ojca
Ojcze drogi, jak to dobrze, że wróciłeś!
Petkow
klepiąc ją pieszczotliwie po policzku
Jak się masz pieszczotko?
Całuje ją. Raina zajmuje krzesło przyniesione przez Mikołę dla Sergiusza.
Katarzyna
Więc nie jesteś już żołnierzem, Sergiuszu?
Sergiusz
Nie jestem już żołnierzem. Żołnierka, droga pani, to tchórzowska sztuka: atakuje się niemiłosiernie, gdy się jest silnym, i unika się walki, gdy się jest słabym. To cały sekret wygrywania bitew. Uderzyć na nieprzyjaciela, gdy jest w niekorzystnej sytuacji, ale nigdy nie toczyć z nim walki na równych warunkach.
Petkow
Nasi wodzowie nie pozwolili nam wydać uczciwej bitwy na równych warunkach. Ale przypuszczam, że żołnierka opiera się na tych samych prawach handlowych co każdy inny interes.
Sergiusz
Właśnie, a ja nie mam ambicji przodować jako handlarz, dlatego poszedłem za radą tego komiwojażera i kapitana w jednej osobie, który załatwiał z nami sprawę wymiany jeńców w Pirot, i podałem się do dymisji.
Petkow
Co, ten Szwajcar? Niech go kule biją! Myślałem często o tej wymianie jeńców i, wiesz, doszedłem do przekonania, że on nas okpił z tymi końmi.
Sergiusz
Oczywiście, że nas okpił. Jego ojciec był hotelarzem i trzymał stajnię z końmi do wynajęcia. Ten kapitan zaczął karierę od handlu końmi, (z udanym entuzjazmem) Ach, ten ci był żołnierzem! Żołnierzem w każdym calu! Ha, gdybym ja tak zakupił konie dla mojego pułku zamiast szaleńczo narażać go na niebezpieczeństwo, byłbym teraz feldmarszałkiem.
Katarzyna
Szwajcar? A cóż on robił w serbskiej armii?
Petkow
Zaciężny ochotnik, moja droga. Paliła go chętka do zawodowej żołnierki, (parska śmiechem) Nie wiedzielibyśmy nawet, jak przystąpić do bitwy, gdyby ci cudzoziemcy nie nauczyli nas, jak się to robi. Byliśmy jak tabaka w rogu, a Serbowie wiedzieli nie więcej od nas. Do czarta, bez tych cudzoziemców nie byłoby wcale wojny!
Raina
A czy w armii serbskiej jest dużo szwajcarskich oficerów? Petkow
Nie, sami austriaccy, tak jak naszymi oficerami byli sami Rosjanie. To był jedyny Szwajcar, jakiego spotkałem. Nigdy w życiu nie będę już wierzył Szwajcarowi. Tak nas zbałamucił, że wydaliśmy mu pół setki zdrowych, mocnych ludzi za dwie setki wycieńczonych i zużytych szkap. Nawet jeść nie można było tej koniny!
Sergiusz
Byliśmy parą dzieciaków w rękach tego wytrawnego żołnierza — parą naiwnych niewiniątek, majorze!
Raina
A jak on wyglądał?
Katarzyna
Raino, co za niemądre pytanie?!
Sergiusz
Jak komiwojażer w mundurze. Zwyczajny burżuj od stóp do czubka głowy.
Petkow
z szerokim uśmiechem
Sergiuszu, opowiedz Katarzynie tę nieprawdopodobną historyjkę o jego ucieczce po bitwie pod Śliwnicą, którą jego przyjaciel nas uraczył. Pamiętasz? O tym jak go dwie bułgarskie damy ukrywały.
Sergiusz
z gorzką ironią
Pamiętam! To bardzo romantyczna historyjka! On pełnił służbę właśnie w tej baterii, którą ja zaatakowałem tak niefachowo. Będąc żołnierzem zawodowym wiał, jak inni żołnierze, przed pościgiem naszej kawalerii, która jechała na ich karkach. Aby uniknąć ciosów naszych szabel, zdołał wspiąć się po rynnie na jakiś balkon i schronić się w sypialni młodej damy bułgarskiej, którą oczarował manierami komiwojażera. Ta dama zabawiała go skromnie przez dobrą godzinę, a potem wezwała do pokoju mamę, z obawy, by jej zachowanie nie zostało poczytane za brak skromności dziewiczej. Starsza dama dała się równie łatwo oczarować, a zbieg udał się w dalszą drogę rano, przebrany w stary surdut pana domu, który bawił na wojnie.
Raina
wstając z widoczną godnością
Życie obozowe uczyniło cię nieokrzesanym, Sergiuszu. Nie przypuszczałam, że mógłbyś powtórzyć w mojej obecności taką anegdotę.
Odwraca się z wyraźnym chłodem.
Katarzyna
wstając także
Raina ma słuszność, Sergiuszu. Jeśli takie kobiety istnieją, należało nam oszczędzić tej wiadomości.
Petkow
Głupstwo! Bzdura! Rzecz bez znaczenia.
Sergiusz
zawstydzony
Nie, majorze, postąpiłem niewłaściwie, (do Rainy, ze szczerą skruchą) Proszę o przebaczenie. Zachowałem się szkaradnie. Przebacz mi, Raino.
Raina odpowiada sztywnym ukłonem. Panią proszę i błagam o to samo.
Katarzyna obdarza go łaskawym spojrzeniem i zajmuje z powrotem swoje miejsce. Sergiusz mówi dalej uroczyście, zwracając się do Rainy:
Pod wpływem brudu życia, z którym zetknąłem się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, stałem się cynikiem, ale nie powinienem był tego cynizmu wnosić tutaj, a już w każdym razie nie w twojej obecności, Raino! Ja...
Zwracając się do wszystkich zamierza widocznie wygłosić dłuższe przemówienie, lecz Major Petkow przerywa mu.
Petkow
Nie pleć głupstw, Sergiuszu, bo nie ma o czym. Córka żołnierza powinna bez obrazy wysłuchać dykteryjkę obozową. (wstaje) Chodźmy do domu, najwyższy czas zabrać się do roboty. Musimy się zastanowić, jak te trzy pułki odesłać do Filippopolis, na szosie do Sofii nie zdobędą żadnej żywności. (kieruje się w stronę domu) Chodźmy!
Sergiusz zamierza iść za nim. lecz Katarzyna wstaje i zatrzymuje go.
Katarzyna
Och, Pawle, zostaw nam Sergiusza choć na małą chwilę. Raina zaledwie kilka słów z nim zamieniła. Ja ci pomogę w tej sprawie żywności dla wojska.
Sergiusz
protestując
To niemożliwe, droga pani...
Katarzyna
zatrzymując go, tonem żartobliwym
Ty zostaniesz tutaj, Sergiuszu, nie ma gwałtu, a ja mam ważną sprawę do omówienia z Pawłem.
Sergiusz cofa się z ukłonem.
Mój drogi, (bierze Pawła pod ramię) chodź ze mną, pokażę ci elektryczny dzwonek.
Petkow
Dobrze, dobrze...
Idą do domu razem, bardzo czule. Sergiusz, pozostawiony sam na sam z Rainą, spogląda na nią z niepokojem w obawie, że jest jeszcze obrażona. Lecz ona uśmiecha się i wyciąga do niego obie ręce.
Sergiusz
spiesząc do niej
Przebaczasz?
Raina kładąc mu ręce na ramionach patrzy nań z podziwem i uwielbieniem Mój bohater! Mój król!
Sergiusz
Królowa moja!
Całuje ją w czoło.
Raina
Sergiuszu, jak ci zazdrościłam! Byłeś na dalekim świecie, na polu bitwy, gdzie dowiodłeś, że jesteś godny każdej kobiety w świecie; a ja musiałam siedzieć bezczynnie w domu, marząc bezużytecznie, nie robiąc nic, co by mi dało prawo nazwać się godną jakiegokolwiek mężczyzny.
Sergiusz
Wszystkie moje czyny, najdroższa, były twoimi. Ty byłaś moim natchnieniem. Brałem udział w tej bitwie jak rycerz w turnieju, z damą serca spoglądającą nań z wysokiej trybuny!
Raina
Ani na jedną chwilę nie przestałam o tobie myśleć, (bardzo uroczyście) Sergiuszu, zdaje mi się, że my dwoje znaleźliśmy miłość wyższego rzędu. Gdy myślę o tobie, czuję, że nigdy nie byłabym zdolna do niskiego czynu, do niegodnej myśli.
Sergiusz
Moja pani i moja święta!
Obejmuje ją z czcią.
Raina
obejmując go tak samo
Panie mój i...
Sergiusz
Sz...sz...sz... Pozwól, że ja będę twoim czcicielem, najdroższa. Bo ty nie wiesz, jak niegodnym czystej dziewiczej miłości jest nawet najlepszy mężczyzna!
Raina
Kocham cię i ufam ci! Wiem, że nie zrobisz mi nigdy zawodu.
Z wnętrza domu słychać Śpiew Łuki. Oboje szybko odstępują od siebie.
Nie potrafię mówić o rzeczach obojętnych w jej obecności. Serce moje jest zbyt pełne!
Łuka wychodzi z domu z tacą. Zbliża się do stołu i zaczyna sprzątać odwrócona do nich plecami.
Pójdę po kapelusz. Mamy czas do obiadu. Miałbyś ochotę się przejść?
Sergiusz
Ale śpiesz się. Pięć minut będzie mi się dłużyć jak pięć godzin.
Raina biegnie po schodach i z ostatniego stopnia przesyła mu pocałunek obiema rękami, po czym znika w drzwiach. Sergiusz spogląda za nią przez chwile z miłością i odwraca się zwolna, z twarzą rozpromienioną najwyższą egzaltacją. Wykonany ruch przesuwa pole jego widzenia, tak że obejmuje ono teraz koniec fartuszka Łuki. Przykuwa to zaraz jego uwagę; obserwując ją spod oka zaczyna podkręcać wąsa ze swawolnym uśmiechem oparłszy lewą rękę o biodro. Wreszcie z elegancją kawalerzy przechodzi na drugą stronę stołu i znalazłszy się naprzeciw Łuki zaczyna rozmowę:
Łuko, czy wiesz, co to jest miłość wyższego rzędu?
Łuka
zdumiona
Nie, proszę pana.
Sergiusz
To bardzo męczące przez dłuższy czas, moja Łuko! Po takiej miłości człowiek czuje potrzebę odprężenia.
Łuka
naiwnie
Może pan chciałby się napić trochę kawy?
Wyciąga rękę poprzez stół po kawę.
Sergiusz
biorąc ją za rękę
Dziękuję ci, Łuko!
Łuka
udaje, że chce cofnąć rękę
Co pan robi? Pan wie, że ja nie miałam tego na myśli... Dziwię się panu.
Sergiusz
oddalając się od stołu i ciągnąc ją za sobą
Sam się sobie dziwię. Co by powiedział Sergiusz, bohater spod Śliwnicy, gdyby mnie teraz zobaczył? Co powiedziałby Sergiusz, apostoł miłości wyższego rzędu, gdyby mnie teraz zobaczył? Co powiedziałoby tych pół tuzina Sergiuszów, którzy ciągle wyskakują z tej mojej ładnej postaci, gdyby nas tu przyłapali?(puszczając jej rękę i obejmując zręcznie jej kibić) Łuko, czy uważasz, że mam ładną figurę?
Łuka
Proszę mnie puścić! Pan mnie hańbi, {usiłuje się wydostać z jego objęcia, ale on trzyma ją mocno] Czy pan mnie puści?
Sergiusz
patrząc jej prosto w oczy
Nie!
Łuka
To niech się pan cofnie w tył, żeby nas nikt nie zobaczył. Gdzie pan podział rozum?
Sergiusz
O! to głos zdrowego rozsądku.
Pociąga ją pod bramę dziedzińca, skąd nie widać domu.
Łuka
tonem skargi
Mogli mnie już zobaczyć z okien: Panna Raina na pewno szpieguje każdy krok pana.
Sergiusz
dotknięty, puszcza ją
Uważaj, Łuko! Ja mogę być nicponiem, który zdradza miłość wyższego rzędu, ale ty nie obrażaj tej miłości.
Łuka
trzeźwo
Nie zrobiłabym tego za nic w świecie. Czy mogę wrócić do mojej roboty, proszę pana?
Sergiusz
otaczając ją znowu ramieniem
Jesteś kuszącą małą czarownicą, Łuko. Gdybyś się zakochała we mnie, czy szpiegowałabyś mnie z okien?
Łuka
To byłoby trudno zrobić, skoro pan mówi, że w panu jest na raz sześciu innych panów.
Sergiusz
oczarowany
Dowcip i uroda.
Usiłuje ją pocałować.
Łuka
unikając jego ust
Nie, nie potrzebuję pańskich pocałunków. Państwo wszyscy jednacy. Pan zaleca się do mnie za plecami panny Rainy, a ona robi to samo za plecami pana.
Sergiusz cofając się o krok
Łuko!
Łuka
Widać z tego, jak mało warta jest wasza miłość.
Sergiusz
porzucając ton poufałości i mówiąc z lodowatą grzecznością Łuko, jeśli mamy częściej rozmawiać ze sobą, musisz pamiętać, że dżentelmen nie mówi o postępowaniu swojej narzeczonej z jej pokojową.
Łuka
Trudno wiedzieć, co dżentelmen uważa za właściwe. Skoro pan chciał mnie pocałować, myślałam, że pan nie jest taki subtelny.
Sergiusz odwracając się od niej i uderzając się w dolo, w drodze od bramy do ogrodu A to wcielony diabeł.
Łuka
Cha, cha, cha! Zdaje się, że jeden z tej pańskiej szóstki jest bardzo podobny do mnie, choć jestem tylko pokojową panny Rainy. Wraca do swojej roboty przy stole nie zwracając na niego wiecej uwagi,
Sergiusz
do siebie
Który z tych sześciu jest naprawdę mną? Oto pytanie, które mnie dręczy. Jeden z nich to bohater, drugi — bufon, trzeci — blagier, czwarty — może kawałek szubrawca. (urywa patrząc ukradkiem na Łukę i dodaje z głęboką goryczą)
A jeszcze jeden przynajmniej jest tchórzem. Zazdrosny jak wszyscy tchórze, (podchodź do stołu) Łuko...
Łuka
Słucham.
Sergiusz
Kto jest moim rywalem?
Łuka
Tego nie dowie się pan nigdy ode mnie, za żadne skarby.
Sergiusz
Dlaczego?
Łuka
Wszystko jedno dlaczego. Zresztą pan powiedziałby, że to ja panu powiedziałam i straciłabym miejsce.
Sergiusz
wyciąga prawą rękę na dowód, że mówi prawdę
Nie! Na honor... (urywa, a ręka jego opada, gdy dodaje sardonicznie) na honor człowieka zdolnego do zachowania się tak, jak ja się zachowuję od pięciu minut. Kto to jest?
Łuka
Nie wiem. Nigdy go nie widziałam. Słyszałam tylko jego głos przez drzwi jej pokoju.
Sergiusz
Ha, piekło! Jak śmiesz?!
Łuka
cofając się
Och, nie mówię nic złego. Pan nie ma prawa przeinaczać moich słów. Pani Katarzyna wie o wszystkim. A to jeszcze panu powiem, że gdyby ten dżentelmen zjawił się tu jeszcze raz, panna Raina wyjdzie za niego, czy on będzie chciał, czy nie. Bo ja wiem, jaka jest różnica między tym, co wy sobie mówicie, a prawdziwą miłością.
Sergiusz wstrząsa się jak ugodzony ciosem, po czym przybrawszy surowy wyraz twarzy, podchodzi do niej i ujmuje jej ramiona powyżej łokci.
Sergiusz
Słuchaj mnie, ty...
Łuka
cofając się
Nie tak mocno... boli.
Sergiusz
Mniejsza o to. Splamiłaś mój honor czyniąc mnie wspólnikiem twojego podsłuchiwania. Poza tym zdradziłaś swoją panią.
Łuka
wijąc się z bólu
Proszę…
Sergiusz
To dowodzi, że jesteś wstrętnym, małym zlepkiem pospolitej gliny ze służalczą duszą.
Odtrąca ją jak cos nieczystego i oddala się, otrzepując ręce w stroną ławki pod ścianą, gdzie siada z odwróconą głową, w ponurym zamyśleniu.
Łuka
jęcząc gniewnie dotyka dłońmi ramion
Pan potrafi zadać ból ręką i słowem. Ale teraz, kiedy się przekonałam, że pan jest z tej samej gliny co ja, nie dbam o ten ból. A co do niej, to zwyczajny kłamczuch; jej piękne miny — to oszukaństwo, jestem warta pół tuzina takich jak ona.
Opanowuje ból wysiłkiem woli, podrzuca dumnie głowę i zabiera się do przerwanej roboty, ustawiając naczynie na tacy. S e r g i u s z spogląda na nią z wahaniem. Łuka kończy sprzątać ze stołu i składa obrus, żeby od razu zanieść wszystko do domu. Gdy się pochyla, żeby dźwignąć tacę, Sergiusz wstaje.
Sergiusz
Łuko!
Ona zatrzymuje się i patrzy nią niego wyniośle. Dżentelmen nie ma prawa zadawać bólu kobiecie w żadnych okolicznościach, (z prawdziwą skruchą, odkrywając dłonie) Proszę o wybaczenie.
Łuka
Takie przeproszenie może zadowolić damę. Na cóż może się przydać służącej?
Sergiusz
dotknięty, rezygnuje z gorzkim uśmiechem ze swej rycerskości i mówi lekceważąco
Ach, o to ci chodzi? Chcesz zapłaty za ból?
Wkłada na głowę czako i wyjmuje z kieszeni pieniądze.
Łuka
z oczami pełnymi łez wbrew własnej woli
Nie. Nie chcę pieniędzy! Moja krzywda musi być naprawiona.
Sergiusz
otrzeźwiony jej tonem
W jaki sposób?
Łuka zakasuje rękaw lewej ręki powyżej łokcia, ujmuje prawą ręką odkryte przedramię i spogląda na siniak, potem podnosi głowę i patrzy mu prosto w oczy, wreszcie królewskim gestem nadstawia zbolałe miejsce do pocałowania. Zdumiony Sergiusz spogląda na nią, na jej obnażone ramię i znowu na nią, waha się, wreszcie z widocznym przejęciem woła: „Nigdy!" i odsuwa się od niej jak najdalej. Jej ręka opada. Bez słowa, z nieporuszoną godnością. Łuka ujmuje tacę i idzie do drzwi domu, z których wychodzi właśnie Raina, w kapeluszu i kostiumie według zeszłorocznej wiedeńskiej mody z roku 1885. Łuka dumnie ustępuje jej miejsca, po czym wchodzi do domu.
Raina
Jestem gotowa. Co ci się stało? {żartobliwie} Czy może flirtowałeś z Łuką?
Sergiusz
pospiesznie
Nie, nie! Jak możesz myśleć coś podobnego?
Raina
zawstydzona
Przebacz, mój drogi. Żartowałam. Taka jestem dziś szczęśliwa!
Sergiusz podchodzi szybko do niej i całuje ją w rękę ze skruchą. Katarzyna wychodzi z domu i woła do nich z najwyższego stopnia schodków.
Katarzyna
schodząc ku nim
Przepraszam was, moje dzieci, ale ojciec szaleje po prostu z powodu tych trzech pułków. Sam nie ma pojęcia, jak je wyprawić do Filippopolis, a moje wszystkie rady odrzuca. Sergiuszu, musisz iść i pomóc mu. Jest w bibliotece.
Raina
zawiedziona
Ale właśnie wybieramy się na spacer.
Sergiusz
Nie zabawię długo. Poczekaj na mnie pięć minut.
Wbiega szybko po schodkach.
Raina
Idąc za nim do schodków i patrząc w górę ku niemu z nieśmiałą kokieterią
Pójdę dookoła domu i stanę pod oknami biblioteki. Zwróć uwagę ojca na mnie. Jeśli będziesz tam dłużej niż pięć minut, przyjdę i wyciągnę cię, choćby te trzy pułki stały na drodze.
Sergiusz
śmiejąc się
Doskonale!
Znika w drzwiach. Po jego zniknięciu Raina porzucając sztywność przechadza się tam i z powrotem w zamyśleniu po ścieżce ogrodowej.
Katarzyna
Pomyśl tylko, znają tego Szwajcara i wiedzą o wszystkim! Pierwszą rzeczą, o którą ojciec twój prosił, był właśnie ten stary surdut, w którym wyprawiłyśmy tamtego! W ładną kabałę nas wpędziłaś!
Raina
nie zatrzymując się, wpatrzona w żwir ścieżki
A to ziółko!
Katarzyna
Jakie ziółko! Co za ziółko!
Raina
Nie wytrzymał, wygadał się! Ha! Gdyby mi teraz wpadł w ręce, to bym mu wypchała buzię czekoladkami tak, żeby się udławił!
Katarzyna
Nie pleć głupstw, Raino! Powiedz mi prawdę, jak długo był w twoim pokoju, zanim przyszłaś po mnie?
Raina
skręcając i maszerując w przeciwnym kierunku
Nie wiem, zapomniałam.
Katarzyna
Musisz wiedzieć! Takich rzeczy się nie zapomina. Czy on naprawdę wspiął się po rynnie już po odejściu oficera, czy był w twoim pokoju podczas rewizji?
Raina
Nie... Tak... Zdaje mi się, że był już wtedy.
Katarzyna
Tobie się zdaje! Och, Raino, Raino, czy ciebie może cokolwiek nauczyć mówienia prawdy? Jeśli Sergiusz się dowie, wszystko będzie skończone między wami!
Raina
z chłodną impertynencją
Och, wiem, że Sergiusz jest twoim ulubieńcem. Czasem wolałabym, żebyś ty mogła za niego wyjść za mąż zamiast mnie. Byłabyś dla niego idealną żoną. Dogadzałabyś mu, psułabyś go, niańczyła jak rodzona matka.
Katarzyna
patrząc na nią szeroko otwartymi oczami
No, coś podobnego!
Raina
kapryśnie, na wpół do siebie
Mam stale ochotę zrobić lub powiedzieć mu coś potwornego, coś, co by obraziło jego nienaganną przyzwoitość, co by zgorszyło wszystkie jego pięć zmysłów... (do Katarzyn y, przewrotnie) Nie dbam wcale o to, czy się dowie o moim czekoladowym żołnierzyku, czy nic. Prawie chciałabym, żeby się dowiedział.
Odwraca się znowu i przechadza się po ścieżce z miną czupurną.
Katarzyna
Tak? A cóż ja miałabym wtedy powiedzieć ojcu?
Raina
przez ramię z wysokości dwu schodków
Biedne ojczysko! Któż by się z nim liczył?
Skręca i znika za rogiem domu.
Katarzyna
patrzy za nią i czuje, jak ja ręka swędzi
Ha, gdybyś ty była o dziesięć lat młodsza!
Z domu wychodzi Łuka ze srebrną tacą, którą niesie tak, że zwisa u jej boku.
Czego chcesz?
Łuka
Proszę pani, przyszedł właśnie jakiś pan. Oficer serbski.
Katarzyna
z odruchowym wzburzeniem
Serb? Co za bezczelność! {opanowując się, z goryczą) Prawda, prawda... przecież zawarliśmy pokój. Zapomniałam. Będą tu teraz przyłazić codziennie z wizytami. Ale skoro to oficer, dlaczego nie idziesz do pana? Pan jest w bibliotece z majorem Saranowem. Dlaczego przychodzisz z tym do mnie?
Łuka
Bo on pyta o panią. Na mój rozum to on nie wie, jak pani się nazywa, bo powiedział tylko „pani domu". Dał mi dla pani taki mały bilecik.
Wyjmuje z zanadrza kartę wizytową, kładzie ją na tacy i podaje Katarzynie.
Katarzyna
czyta
„Kapitan Bluntschli"? To niemieckie nazwisko.
Łuka
Ja myślę, że szwajcarskie, proszę pani.
Katarzyna
zrywając się z miejsca tak gwałtownie, że Łuka się cofa
Szwajcarskie? Jak on wygląda?
Łuka
nieśmiało
Ma dużą torbę podróżną.
Katarzyna
Na Boga! Przyjechał, żeby oddać surdut. Odpraw go, powiedz, że nas nie ma w domu... poproś, żeby zostawił swój adres... napiszę do niego! Nie, nie, stój! To nie wypada. Czekaj!
Rzuca się na krzesło i zastanawia się, co zrobić. Łuka czeka.
Pan z majorem Saranowem są bardzo zajęci w bibliotece, prawda?
Łuka
Tak, proszę pani.
Katarzyna
zdecydowanie
Przyprowadź tego pana tutaj, ale zaraz, (stanowczo) Bądź dla niego bardzo uprzejma. Nie trać czasu. Gdzie idziesz? (wyrywając jej tace z ręki) Zostaw to tutaj i idź zaraz!
Łuka
Słucham panią.
Idzie.
Katarzyna
Łuko!
Łuka
zatrzymuje się
Słucham panią.
Katarzyna
Czy drzwi do biblioteki zamknięte?
Łuka
Chyba tak, proszę pani.
Katarzyna.
Jeśli nie, zamknij je, jak będziesz koło nich przechodziła.
Łuka
Dobrze, proszę pani.
Rusza w stronę domu.
Katarzyna
Stój!
Łuka zatrzymuje się.
On musi przyjść tędy. (wskazuje bramę) Powiedz Mikole, żeby tu przyniósł za nim torbę podróżną. Nie zapomnij.
Łuka
zdziwiona
Jego torbę?
Katarzyna
Tak, tutaj, jak najprędzej, (gwałtownie) Spiesz się!
Łuka biegnie do domu. Katarzyna zdziera z siebie fartuch i wyrzuca go za krzewy. Następnie ujmuje w rękę srebrną tackę i używa jej jako lustra; w wyniku tej lustracji chusteczka z głowy dzieli los fartucha. Kilka lekkich dotknięć włosów rękami i mocne strzepnięcie szlafroka dokańczają jej toalety.
Och, och, jak można być takim wariatem! Wybrać tak nieodpowiednią chwilę na wizytę!!
Łuka ukazuje się w drzwiach domu anonsując: Kapitan Bluntschli! Staje z boku, przepuszcza gościa i znika za drzwiami. Gość jest tym Zbiegiem, który się zjawił o północy w pokoju R a i n y. Umyty, uczesany, w dobrze leżącym mundurze, w innym stanie ducha, ale mimo tych różnic — ten sam. Po zniknięciu Łuki Katarzyna podbiega do niego i mówi przymilnie, natarczywie i nagląco. Kapitanie Bluntschli, jestem niezmiernie rada, że pana widzę, ale musi pan natychmiast opuścić ten dom.
On unosi brwi ze zdziwienia. Właśnie wrócił mój mąż z naszym przyszłym zięciem, o niczym nie wiedzą. Gdyby się dowiedzieli, skutki byłyby okropne. Pan jest cudzoziemcem, pan nie rozumie naszych narodowych animozji. Jeszcze ciągle nienawidzimy Serbów. Po zawarciu tego pokoju mój mąż czuje się jak lew, któremu odebrano zdobycz. Jeśli odkryje naszą tajemnicę, nie przebaczy mi nigdy, a życie mojej córki będzie po prostu w niebezpieczeństwie. Pan jest rycerskim dżentelmenem i żołnierzem, czy zechce pan łaskawie opuścić nas, zanim mój mąż pana zobaczy?
Bluntschli
zawiedziony, ale z filozoficznym spokojem
Natychmiast, łaskawa pani. Przybyłem tylko żeby paniom podziękować i zwrócić surdut łaskawie mi pożyczony. Jeśli pani pozwoli, wydobędę go z mojej torby i odchodząc wręczę służącemu. Nie będę pani dłużej zatrzymywał. Zwraca się do drzwi domu.
Katarzyna
chwytając go za rękaw
Nie tędy, nie tędy, proszę pana! (prowadząc go przymilnie w stronę bramy} To najkrótsza i najprostsza droga. Bardzo panu dziękuję. Tak się cieszę, że mogłyśmy przyjść panu z pomocą. Żegnam pana.
Bluntschli
A moja torba podróżna?
Katarzyna
Odeślę ją panu. Proszę mi zostawić swój adres.
Bluntschli
Oczywiście. Pani pozwoli.
Wyjmuje z portfelu kartę wizytową i zaczyna wypisywać na niej adres. Katarzyna umiera z niecierpliwości. W chwili gdy Bluntschli wręcza jej kartę, z domu wypada Petkow, z gołą głową, widocznie podniecony, za nim biegnie Sergiusz.
Petkow
biegnąc ze schodków
Drogi kapitanie Bluntschli...
Masz ci los!
Katarzyna
Opada na ławkę pod ścianą.
Petkow nie zważając wcale na nią ściska serdecznie dłoń Blutschliego
Moja głupia służba myślała, że jestem tu w ogrodzie, a nie (chrząka znacząco) w bibliotece, (nie może wprost wspomnieć o bibliotece bez zdradzenia, jak dumny jest z niej) Zobaczyłem pana przez okno i dziwiłem się, dlaczego nie wszedł pan do domu. Saranow jest u nas. Pan pamięta Saranowa, co?
Sergiusz
salutując z uśmiechem i podając rękę z wyszukaną grzecznością
Witam, witam naszego przyjaciela-wroga!
Petkow
To już nie wróg, na szczęście. Mam (z lekkim niepokojem) nadzieję, że pan odwiedza nas jako przyjaciel, a nie w sprawie koni lub jeńców.
Katarzyna
Oczywiście, że jako przyjaciel. Właśnie prosiłam kapitana Bluntschliego, żeby został na obiedzie, lecz oświadczył, że musi zaraz wracać.
Sergiusz
Sardonicznie
Bluntschli, to niemożliwe. Spadł pan jak z nieba, musi nam pan pomóc. Mamy odesłać trzy pułki kawalerii do Filippopolis i nie mamy najmniejszego pojęcia, jak to zrobić.
Bluntschli nagle zainteresowany, rzeczowo
Do Filippopolis? Przypuszczani, że chodzi o żywność i paszę?
Petkow
uradowany
Właśnie! (do Sergiusza) On już widzi wszystko jak na dłoni.
Bluntschli
Mam wrażenie, że to się da zrobić.
Sergiusz
Nieoceniony człowiek! Chodźmy!
Wyższy o całą głowę, kładzie rękę na ramieniu Blunischliego i prowadzi go do schodków, za nimi podąża Petkow. Raina ukazuje się w drzwiach, gdy Bluntschli stawia stopę na pierwszym stopniu.
Raina
Och, Czekoladowy Żołnierz!
Bluntschli stoi wyprostowany. Sergiusz zaskoczony, spogląda na Rainę, potem na Petkowa, który, równie zdziwiony, spogląda na Sergiusza, a potem na swoją żonę.
Katarzyna
z wielką przytomnością umysłu
Raino, czy nie widzisz, że mamy gościa? Kapitan Bluntschli, jeden z naszych nowych serbskich przyjaciół. Raina i Bluntschli wymieniają ukłony.
Raina
Przepraszam najmocniej! (schodzi po schodkach i zajmuje miejsce miedzy ojcem i Bluntschlim) Zrobiłam dziś rano bardzo ładny ornament z czekolady, chciałam udekorować nim lody, a ten głuptas Mikoła złożył na nim stos talerzy i popsuł wszystko. (do Bluntschliego z ujmującym uśmiechem) Mam nadzieję, kapitanie Bluntschli, że pan nie wziął do siebie tego określenia.
Bluntschli
śmiejąc się
A wie pani, że owszem, tak myślałem... (rzucając na nią ukradkowe spojrzenie) Dopiero wyjaśnienie pani uspokoiło mnie.
Petkow
podejrzliwie do Rainy
A odkąd to zaczęłaś zajmować się kuchnią, co?
Katarzyna
Od chwili twojej wyprawy na wojnę. To jej najnowsza fantazja.
Petkow
opryskliwie
A od kiedy ten Mikoła zaczął pić? Przed wojną nie odważył się nigdy na coś podobnego! Najpierw prowadzi kapitana do ogrodu, choć dobrze wie, że jestem w bibliotece, potem idzie do piwnicy i psuje czekoladowego żołnierza Rainy. Musiał dobrze...
Na szczycie schodków ukazuje się Mikoła z torbą podróżną; schodzi po schodkach i z wielkim respektem umieszcza ją przed Bluntschlim oczekując dalszych rozkazów. Ogólne zdumienie. Mikoła, nieświadom wrażenia, które wywołał, patrzy z wyrazem zadowolenia. Gdy Petkow odzyskuje władzę mówienia, krzyczy na niego:
Mikoła! Czyś ty oszalał?!
Mikoła
zaskoczony
Ja?!
Petkow
Po co przyniosłeś to tutaj ?
Mikoła
Rozkaz pani, majorze. Łuka powiedziała mi.
Katarzyna
przerywając mu
Mój rozkaz? Po cóż ja miałam dawać rozkaz, żebyś tu przyniósł rzeczy kapitana Bluntschliego? W głowie ci się pomieszało?
Mikoła
po chwili oszołomienia zwracając się do Bluntschliego mówi jakby był wcieleniem służalczej dyskrecji
Pan kapitan wybaczy. (do Katarzyny) Moja wina... Mam nadzieję, że pani mi daruje.
Kłania się i ująwszy torbę zmierza do schodków, gdy Petkow woła za nim z gniewem.
Petkow
Idź do piwnicy i rzuć jeszcze tę torbę na lody panny Rainy! To już za wiele dla M i k o ł y. Torba wypada mu z ręki i o mało nie przygniata stóp majora Petkowa, wywołując ryk gniewu. Precz stąd, ty ośle dardanelski!
Mikoła
chwytając torbę i znikając za drzwiami
Słucham, panie majorze!
Katarzyna
Och, nie unoś się tak, Pawle, nie gniewaj się!
Petkow
parskając z gniewu
A to łajdak! Rozbrykał się tutaj, gdy mnie nie było. Ja go nauczę! Łotr przeklęty! Za tydzień od soboty fora ze dwora! W całym gospodarstwie trzeba będzie zrobić porządek...
Urywa pod wpływem pieszczot żony i córki, które obejmują go za szyję.
Katarzyna i Raina
razem
No, no, no, nie gniewaj się. Nic złego się nie stało. Uspokój się mój drogi. Szsz... szsz... Tyle hałasu pierwszego dnia po powrocie. Zrobię świeże lody. Dość, dość, dość!
Petkow
ulegając ich prośbom
No dobrze już, dobrze! Chodźmy, kapitanie, ale już ani słowa o tym zamierzonym odejściu! Pan wie doskonale, że do Szwajcarii nie może pan jeszcze wracać, więc zostanie pan u nas do czasu wyjazdu.
Raina
Niech pan zostanie, kapitanie Bluntschli, proszę!
Petkow
do Katarzyny
No, Katarzyno, twoja kolej, widocznie przed tobą strach go obleciał. Poproś go ładnie, to zostanie.
Katarzyna
Ależ, oczywiście, będę niezmiernie rada, jeśli {błagalnie} kapitan Bluntschli naprawdę będzie miał ochotę zostać. Wie doskonale, jakie są moje życzenia.
Bluntschli
po żołniersku
Jestem na pani rozkazy.
Sergiusz
serdecznie
Świetnie, sprawa załatwiona!
Petkow
serdecznie
Oczywiście!
Raina
A widzi pan, musi pan zostać.
Bluntschli
z uśmiechem
Ha, trudno, jak mus, to mus.
Gest rozpaczy ze strony Katarzyny.
AKT TRZECI
W bibliotece po obiedzie. Z prawdziwą biblioteką pokój ten niewiele ma wspólnego. Jego wyposażenie w postaci książek składa się z jednej wbudowanej w ścianę półki, wypełnionej szeregiem starych powieścideł w miękkich okładkach z połamanymi grzbietami, poplamionych kawą i zniszczonych, oraz z dwóch wiszących małych półeczek z kilkoma otrzymanymi w prezencie książkami: resztę miejsca na ścianach zajmują trofea myśliwskie i wojenne. Ale jest to bardzo wygodna bawialnia. Z trzech obszernych okien znajdujących się w jednym rzędzie widać górską panoramę prezentującą się obecnie bardzo łagodnie w ciepłym świetle popołudnia. W rogu najbliższym prawego okna duży kwadratowy piec kaflowy — prawdziwa wieża z błyszczącej ceramiki — wznosi się prawie do sufitu, dając wrażenie dostatecznego ciepła. Otomana ustawiona jak w pokoju R a i n y, i tego samego typu, a ławy pod oknami wyłożone są mnóstwem ozdobnych poduszek. Jeden tylko mebel odbija fatalnie od reszty otoczenia, mianowicie mały zniszczony stół kuchenny urządzony jako biurko, z blaszaną puszką pełną piór, kieliszkiem do jaj napełnionym atramentem i świstkiem dobrze już zużytej różowej bibuły. Przy tym stole, który człowiek stojący na wprost okna miałby po lewej ręce, B l u n t s c h l i pilnie wypisuje rozkazy studiując dwie mapy rozłożone przed nim. U szczytu stołu siedzi Sergiusz, który rzekomo też pracuje, lecz w istocie ogryza pierze gęsiego pióra medytując nad szybkim, pewnym i rzeczowym postępem pracy Bluntschliego z uczuciem zazdrosnej irytacji z powodu własnej niezdolności i z pełnym czci zdumieniem na widok umiejętności kapitana, które wydają mu się niemal cudem, choć ich prozaiczny charakter zabrania mu żywić dla nich głębszy szacunek. Major Petkow rozsiadł się wygodnie na otomanie z gazetą w ręku i turecką fajką tuż obok. Katarzyna siedzi przy piecu, obrócona do nich plecami, zajęta haftowaniem. Raina spoczywa na tapczanie, zatopiona w marzeniach, wpatrzona w krajobraz bałkański, z zapomnianą powieścią na kolanach. Drzwi są po tej samej stronie, co piec, dalej od okna. Po drugiej stronie, za Bluntschlim jest guzik elektrycznego dzwonka.
Petkow
podnosząc oczy znad gazety i patrząc badawczo na pracujących przy stole
Kapitanie, czy pan jest pewny, że moja pomoc jest wam niepotrzebna?
B l u n t s c h l i
nie przerywając pisania i nie podnosząc oczu
Zupełnie pewny, dziękuję. Saranow i ja damy sobie radę.
Sergiusz
ponuro
Tak, tak, poradzimy sobie. On decyduje, co należy zrobić, pisze odpowiednie rozkazy, a ja podpisuję. Ładny podział pracy!
Bluntschli podaje mu papier do podpisu.
Co, znowu? Dziękuję, (rozkłada papier przed sobą, ustawia odpowiednio krzesło i podpisuje z policzkiem na łokciu i wysuniętym językiem poruszającym się w ślad za ręką) Ta ręka przywykła bardziej do szabli niż do pióra.
Petkow
To bardzo zacnie z pańskiej strony, kapitanie, że pan się dał zaprząc do tej roboty. Bardzo zacnie, ale czy ja naprawdę nie mógłbym w czym pomóc?
Katarzyna
przyciszonym głosem, ostrzegawczo
Mógłbyś nie przeszkadzać, Pawle.
Petkow
podnosząc się i patrząc w jej stronę
Co? Aha, masz rację, kochanie, masz rację, (zabiera się na nowo do gazety, lecz po chwili odrzuca ją) Widzisz, moja Katarzyno, ty nie odbyłaś kampanii wojennej. Ty nie masz pojęcia, jaka to rozkosz dla nas siedzieć tutaj po dobrym obiedzie, bez żadnej troski, i cieszyć się życiem. Jednej rzeczy mi brak do zupełnego szczęścia.
Katarzyna
Cóż to takiego?
Petkow
Starego surduta. W tym nie czuję się u siebie w domu; mam wrażenie, że cały czas jestem na paradzie.
Katarzyna
Mój drogi, zabiłeś sobie klina tym starym surdutem! Jestem przekonana, że wisi w niebieskim alkierzu, tam gdzie go zostawiłeś.
Petkow
Moja kochana, mówiłem ci, że tam go nie ma. Przecież chyba mogę wierzyć własnym oczom.
Katarzyna wstaje, przechodzi przez pokój i naciska guzik dzwonka elektrycznego.
Cóż ty się tak popisujesz tym dzwonkiem?
Ona spogląda na niego majestatycznie, wraca do swojego krzesła i podejmuje robótkę.
Moja droga, jeśli sądzisz, że upór kobiecy może zrobić surdut z dwóch starych szlafroków Rainy, twojego płaszcza deszczowego i mojego płaszcza, to się grubo mylisz. A tylko te rzeczy znajdują się obecnie w niebieskim alkierzu. Do pokoju wchodzi Mikoła.
Katarzyna
Mikoła, przynieś z niebieskiego alkierza ten stary, szamerowany surdut, który pan major nosi zwykle w domu.
Mikoła
Słucham panią.
Wychodzi.
Petkow
Katarzyno…
Katarzyna
Słucham cię. Pawle.
Petkow
Założę się z tobą o każdą sztukę biżuterii, jaką sobie wybierzesz w Sofii, przeciw tygodniowym wydatkom gospodarskim, że mojego surduta tam nie ma.
Katarzyna
Przyjmuję zakład!
Petkow
podniecony tym hazardem
Tak to lubię! Trochę sportu nie zaszkodzi. Kto się przyłącza do zakładu? Kapitanie, zaryzykuje pan? Sześć do jednego.
BIuntschli
nieporuszony
To byłby rabunek na prostej drodze, majorze. Mam wrażenie, że pani Katarzyna ma na pewno rację.
Nie podnosząc oczu, posuwa w stronę Sergiusza nowy plik papierów.
Sergiusz
także podniecony
Brawo, Szwajcaria! Majorze, stawiam w zakład mojego najlepszego konia bojowego przeciwko arabskiej klaczy dla Rainy, że Mikoła znajdzie surdut w niebieskim alkierzu.
Petkow
zainteresowany
Twojego najlepszego...
Katarzyna
przerywając mu pospiesznie
Zastanów się, Pawle. Arabska klacz będzie cię kosztowała pięćdziesiąt tysięcy lewów.
R a i n a
budząc się nagle z malowniczego rozmarzenia
Moja mamo, jeśli ty masz dostać biżuterię, nie widzę powodu, dlaczego masz mi żałować arabskiego konia.
Mikoła wraca z surdutem i podaje go Majorowi, który nie wierzy własnym oczom.
Katarzyna
Powiedz, gdzie był?
Mikoła
Wisiał w niebieskim alkierzu, proszę pani.
Petkow
Niech mnie dia...
Katarzyna
powstrzymując go
Pawle!
Petkow
Mógłbym przysiąc, że go tam nie było. Tak, starość nie radość. Widocznie miewam halucynacje, (do Mikoły) Pomóż mi zmienić surdut. Kapitanie, proszę mi wybaczyć. (zaczyna się przebierać przy pomocy Mikoły) Sergiuszu, nasz zakład nie doszedł do skutku. Będziesz musiał sam postarać się o tę arabską klacz dla Rainy, skoro obudziłeś jej apetyty. Co, Raino? (obraca się i spogląda na nią, ale ona jest znowu wpatrzona z zachwytem w krajobraz; z dumą i miłością ojcowską pokazuje ją obecnym mówiąc) Marzy jak zwykle.
Sergiusz
Zapewniam, że nie dozna zawodu.
Petkow
Tym lepiej dla niej. Ja się nie wykpię tak tanio.
Skończył się przebierać. Mikoła wychodzi z nowym surdutem. No, nareszcie wiem, że jestem w domu.
Siada i bierze gazetę z pomrukiem zadowolenia.
Bluntschli
do Sergiusza, podając mu papier
To już ostatni rozkaz.
Petkow
zrywając się
Co?! Robota skończona?
Bluntschli
Skończona.
Petkow
z dziecinną zazdrością
Nie da mi pan jakiegoś rozkazu do podpisania?
Bluntschli
Nie potrzeba. Jego podpis wystarczy.
Petkow
wydymając pierś i uderzając w nią ręką
Jak na jeden dzień odwaliliśmy kawał roboty. Czy jest jeszcze coś do zrobienia?
Bluntschli
Lepiej, żeby panowie zobaczyli się z ludźmi, którzy powiozą te rozkazy.
Sergiusz wstaje.
Trzeba ich natychmiast wyprawić i pokazać im, że na każdym rozkazie jest wyznaczony dzień i godzina doręczenia. Powiedzcie im, że jeżeli będą się zatrzymywali po gospodach i przez to spóźnią się choćby o pięć minut, władze będą z nich pasy darły.
Sergiusz
sztywniejąc, oburzony
Powiem im, (zdąża do drzwi) a jeśli który z nich okaże się na tyle mężczyzną, żeby mi napluć w twarz za tę obrazę, wykupię go ze służby i dam mu dożywotnią pensję.
Wychodzi.
Bluntschli
poufnie
Niech pan dopilnuje, majorze, żeby on z nimi gadał jak trzeba.
Petkow
służbiście
Racja, racja, kapitanie. Już ja go dopilnuję, (idzie do drzwi z ważną miną, lecz przystaje na progu) Wiesz, Katarzyno, chodź i ty ze mną. Oni będą czuli większy respekt przed tobą niż przede mną.
Katarzyna
odkładając robótkę
Pewnie, że pójdę. Ty narobiłbyś tylko dużo hałasu. Wychodzi. Petkow przytrzymuje drzwi i idzie za nią.
Bluntschli
Cóż to za wojsko! Armaty robi się tutaj z pni drzew wiśniowych, a oficerowie posyłają po żony dla utrzymania
dyscypliny!
Zaczyna porządkować i składać papiery. Raina, która wstała z tapczanu, maszeruje zwolna przez pokój, z rękami założonymi w tył, i spogląda nań filuternie.
Raina
Wygląda pan o wiele korzystniej niż podczas naszego pierwszego spotkania.
On spogląda na nią zdziwiony.
Jak pan to zrobił?
Bluntschli
Umyłem się, uczesałem, wyspałem i zjadłem śniadanie. To cała tajemnica.
Raina
Udało się panu wtedy ujść bezpiecznie?
Bluntschli
Owszem. Dziękuję.
Raina
Czy przełożeni pana gniewali się za tę ucieczkę przed szarżą kawalerii Sergiusza?
Bluntschli
z grymasem uśmiechu
Nie. Byli zadowoleni, bo oni by tak samo uciekali.
Raina
podchodzi do stołu i nachyla się przez stół w kierunku kapitana Musieli się wspaniale ubawić tą historyjką o mnie i o moim pokoju.
Bluntschli
Kapitalna anegdota. Ale opowiedziałem ją tylko jednemu z nich: najlepszemu przyjacielowi.
Raina
Na którego dyskrecję mógł pan zupełnie liczyć?
Bluntschli
Absolutnie.
Raina
Hm! A on opowiedział wszystko mojemu ojcu i Sergiuszowi w dniu wymiany jeńców. Odchodzi od stołu i maszeruje z miną obojętną na drugi koniec pokoju.
Bluntschli
głęboko przejęty, z niedowierzaniem
Nie! Pani chyba żartuje...
Raina
zwracając się do niego z nagłą powagą
Nie, nie żartuję. Ale oni nie wiedzą, że pan się schronił w tym domu. Gdyby Sergiusz wiedział, wyzwałby pana na pojedynek i zabiłby pana.
Bluntschli
Naprawdę? To niechże mu pani nie mówi.
Raina
To nie żarty, kapitanie Bluntschli. Czy pan nie zdaje sobie sprawy, ile mnie kosztuje to ciągłe oszukiwanie go? A ja pragnę być wobec Sergiusza bez zarzutu! Nie chciałabym, żeby między nami było coś małego, coś niskiego, coś fałszywego. Mój stosunek do niego, to jedyna naprawdę piękna i szlachetna strona mojego życia. Mam nadzieję, że pan to rozumie.
Bluntschli
sceptycznie
To znaczy, że pani nie chciałaby, żeby on się dowiedział, że ta cała historyjka o lodach, o czekoladowym ornamencie, to było takie sobie, no... pani wie, co chcę powiedzieć?
Raina
dotknięta
Niech pan nie będzie taki uszczypliwy. Wiem, że skłamałam, ale zrobiłam to, żeby panu ocalić życie. On by pana zabił. Po raz drugi w życiu powiedziałam nieprawdę. Bluntschli wstaje szybko i patrzy na nią krytycznie, a nawet cokolwiek surowo
Pan pamięta pierwszy raz?
Bluntschli
Ja? Nie. Czy byłem przy tym?
Raina
Owszem! Powiedziałam oficerowi, szukającemu pana, że pana nie ma w pokoju.
Bluntschli
To prawda. Powinienem był o tym pamiętać.
Raina
z rosnącą pewnością siebie
Ach, to zupełnie naturalne, że pan w pierwszej chwili zapomniał. Pana to nic nie kosztowało. Ale mnie kosztowało kłamstwo! Kłamstwo!
Siada na otomanie patrząc przed siebie, objąwszy rękami kolana. Bluntschli, wzruszony, podchodzi do otomany, z wyrazem szczególnie uspokajającym i życzliwym, i siada obok niej.
Bluntschli
Droga pani, niech się pani tym nie przejmuje. Proszę pamiętać, że jestem żołnierzem. Otóż dwie rzeczy zdarzają się żołnierzowi tak często, że w końcu nie przywiązuje do nich żadnej wagi. Jedna — to ciągłe słuchanie ludzkich kłamstw,
Raina odsuwa się.
druga — to fakt, że różnego typu ludzie w różny sposób ocalają mu życie.
Raina
wstaje z protestem oburzenia
Dlatego żołnierz staje się istotą niezdolną dochować wiary, niezdolną do wdzięczności.
Bluntschli
krzywiąc twarz
Czy pani lubi wdzięczność? Bo ja nie. O ile litość jest bliska miłości, o tyle wdzięczność jest bliska nienawiści.
Raina
Wdzięczność! (napadając na niego) Jeśli pan nie jest zdolny do wdzięczności, to pan nie jest zdolny do żadnego szlachetnego uczucia. Nawet zwierzęta czują wdzięczność. Teraz wiem już dokładnie, co pan o mnie myśli! Pana nie zdziwiło moje kłamstwo. Dla pana to było coś, co ja popełniam co dzień, może co godzinę! To są męskie pojęcia o kobietach.
Maszeruje po pokoju z tragiczną miną.
Bluntschli
z powątpiewaniem
Wszystko ma swoje racje. Pani mówi, że pani skłamała tylko dwa razy w życiu. Droga pani, czy to nie za mały kontyngent? Ja jestem człowiekiem dosyć prostolinijnym. Ale przydział dwóch kłamstw nie wystarczyłby mi nawet na pół dnia.
Raina
patrząc na niego wyniośle Czy pan zdaje sobie sprawę, że pan mnie obraża?
Bluntschli
Nic na to nie poradzę, droga pani. Kiedy pani przybiera tę szlachetną pozę i przemawia tym urzekającym głosem, czuję dla pani podziw, ale nie mogę uwierzyć ani w jedno słowo pani.
Raina
dumnie
Kapitanie Bluntschli!
Bluntschli
nieporuszony
Słucham panią.
Raina
stojąc nad nim, jak gdyby nie dawała wiary swoim zmysłom
Czy pan naprawdę myśli to, co pan teraz powiedział? Czy pan wie, co pan powiedział?
Bluntschli
Tak!
Raina
bez tchu
Że ja!... Że ja!...
Wskazuje palcem na siebie, jakby chciała powiedzieć: „Że ja, Raina Petkow, kłamię?" On wytrzymuje jej spojrzenie. Ona nagle siada obok niego i dodaje przechodząc z tonu heroicznego do dziecinnej poufałości. Jakim sposobem zdołał pan przejrzeć mnie tak na wylot?
Bluntschli
bez chwili wahania
Instynkt, droga pani, instynkt i znajomość świata.
Raina
zastanawiając się
Czy pan da wiarę, że pan jest pierwszym człowiekiem, który nie potraktował mnie poważnie.
Bluntschli
Pani chce powiedzieć, że jestem pierwszym mężczyzną, który potraktował panią zupełnie poważnie.
Raina
Ma pan słuszność, to właśnie miałam na myśli, (przymilnie, z zupełną swobodą) Jakże inaczej słucha się, gdy ktoś mówi tak jak pan! Czy pan wie, że ja zawsze przybierałam... jak to pan powiedział?
Bluntschli
Pani ma na myśli...
Raina
Już wiem... szlachetną pozę i urzekający głos.
Śmieją się oboje.
Kiedy byłam malutka, częstowałam tym moją piastunkę. Ona w to wierzyła. Częstuję tym moich rodziców. Oni także w to wierzą. Gram tę rolę wobec Sergiusza. I on w to wierzy.
Bluntschli
Tak, bo on sam lubi robić te sztuczki.
Raina
zaskoczona
Co? Sądzi pan?
Bluntschli
Pani zna go lepiej niż ja.
Raina
Czyżby? Ciekawam, bardzom ciekawa! Gdyby tak było... (zniechęcona) Ale mniejsza o to. Przypuszczam, że teraz, po tym odkryciu, pan mną gardzi.
Bluntschli
wstając, serdecznie
Nie, moja droga pani, nie, nie, nie, po tysiąckroć nie! Przecież to wyraz pani młodości, pani wdzięku i uroku... Jestem w jednym szeregu z piastunką pani, rodzicami i Sergiuszem: jestem oczarowanym wielbicielem pani!
Raina
uradowana
Naprawdę?
B l u n t s c h l i
uderzając się w pierś na modłę niemiecką
Hand aufs Herz! Święta prawda!
Raina
bardzo uszczęśliwiona
A co pan o mnie pomyślał, gdy dałam panu moją fotografię?
Bluntschli
zdumiony
Pani fotografię? Pani nie dała mi żadnej fotografii.
Raina
szybko
Czy to znaczy, że pan jej nie otrzymał?
Bluntschli
Nie (siada obok niej z wznowionym zainteresowaniem i pyta, zadowolony z siebie) Kiedy ją pani wysłała?
Raina
oburzona
Nie wysyłałam jej wcale, (odwraca głowę i dodaje z niechęcią) Włożyłam ją do kieszeni tego starego surduta.
Bluntschli
otwierając szeroko oczy i wydymając wargi Oh...o...oh! Nie znalazłem jej. Musi być dotąd w kieszeni.
Raina
zrywając się
Co? Dotąd w kieszeni?! Żeby ją ojciec znalazł, gdy sięgnie ręką do kieszeni? Och, jak pan mógł być taki głupi?
Bluntschli
wstając także
Przecież to nic strasznego, przypuszczam, że to tylko fotografia. Przecież ojciec nie będzie wiedział, dla kogo była przeznaczona. Niech mu pani powie, że sam ją tam włożył.
Raina
gorzko
Dziękuję za mądrą radę! (z desperacją) Co ja teraz zrobię?
Bluntschli
Rozumiem. Pani tam coś napisała. To było nierozsądne.
Raina
rozdrażniona niemal do leź
Ha, zrobić coś takiego... i dla kogo? Dla pana, który nie dba o nic, który się tylko śmieje ze mnie... och! Czy pan jest pewny, że tego surduta nikt nie ruszał?
Bluntschli
Niestety, nie mogę mieć absolutnej pewności. Widzi pani, nie mogłem go ciągle nosić ze sobą; w czynnej służbie nie można mieć dużo bagażu.
Raina
Więc co pan z nim zrobił?
Bluntschli
Kiedy dotarłem do miasta Pirot, musiałem go złożyć na przechowanie w jakimś bezpiecznym miejscu. W pierwszej chwili myślałem o przechowalni na dworcu kolejowym. Ale tam najłatwiej o rabunek podczas wojny. Więc zastawiłem surdut w lombardzie.
Raina
Pan zastawił surdut ojca?!!
Bluntschli
Wiem, że to brzmi nieładnie. Ale to było naprawdę najbezpieczniejsze miejsce. Przedwczoraj wykupiłem ten skarb. A Bóg tylko wie, czy właściciel lombardu nie opróżnił jego kieszeni.
Raina
wściekła, rzucając mu obelgi w twarz
Pan ma umysł nędznego sklepikarza. Pan ma pomysły, które nie przyszłyby do głowy prawdziwemu dżentelmenowi.
Bluntschli
flegmatycznie
To już jest narodowy charakter Szwajcarów.
Wraca do stołu.
Raina
Żałuję, że pana w ogóle spotkałam!
Odchodzi z godnością na bok i siada pod oknem dysząc z gniewu. Wchodzi Łuka ze stosem listów i depesz na tacy i zmierza swoim dumnym, swobodnym krokiem do stołu. Jej lewy rękaw jest podwinięty i spięty broszką na ramieniu, ukazując nagie ramię z szeroką bransoletą zakrywającą siniak.
Łuka
do Bluntschliego
Dla pana. (zsypuje jednym ruchem wszystko z tacy na stół) Posłaniec czeka.
Jest zdecydowana nie okazywać grzeczności wrogowi, choć musi mu usługiwać.
Bluntschli
do R a i n y
Pani wybaczy! Ostatnią pocztę odebrałem trzy tygodnie temu. Dlatego tyle listów i cztery depesze, sprzed tygodnia. (otwiera jedną depesze) Oho, złe nowiny!
Raina
wstając i zbliżając się do stołu z lekkim żalem
Złe nowiny?
Bluntschli
Mój ojciec umarł.
Spogląda na depeszę wydymając wargi i rozmyślając nad nieoczekiwaną zmianą losu. Łuka z pośpiechem robi znak krzyża.
Raina
To bardzo smutna wiadomość!
Bluntschli
Tak. Za godzinę będę musiał ruszyć w drogę do domu. Ojciec zostawił mnóstwo dużych hoteli, którymi trzeba się zająć, (bierze do ręki gruby list w długiej niebieskiej kopercie) Ten gruby list to od adwokata rodziny, (wyrzuca z koperty załączniki i przegląda je pobieżnie) Tam do licha! Siedemdziesiąt... Dwieście (z rosnąca niechęcią) Czterysta! Cztery tysiące!! Dziewięć tysięcy sześćset!! Co ja pocznę z tym wszystkim?!
Raina
nieśmiało
Dziewięć tysięcy hoteli?
Bluntschli
Hoteli? Co znowu! Ha, żeby pani wiedziała, jakie to wszystko śmieszne! Przepraszam najmocniej, ale muszę wydać polecenie ordynansowi w związku z wyjazdem. Opuszcza pokój pospiesznie, z dokumentami w ręku.
Łuka
czując instynktownie, ze dokuczy Rainie wyrażając się ujemnie o Bluntschlim
Ten Szwajcar nie ma wcale serca. Nie powiedział ani jednego słowa żalu po stracie ojca.
Raina
gorzko
Żalu! Szukasz żalu u człowieka, który przez całe lata nie robił nic innego tylko zabijał ludzi! Gdzie on ma serce? Jaki żołnierz ma serce?
Zmierza do drzwi z trudem wstrzymując łzy.
Łuka
Major Saranow także walczył z wrogiem, ale to nie zabiło w nim serca.
Raina przy drzwiach prostuje się wyniośle i wychodzi.
Aha, wiedziałam, że nie doszukasz się serca w tym twoim żołnierzu.
Zmierza również do drzwi, przez które wchodzi właśnie Mikoła z naręczem drzewa do pieca.
Mikoła
uśmiechając się do niej zalotnie
Całe popołudnie starałem się przyłapać cię samą, bodaj na minutkę, moja kochaneczko. {wyraz jego twarzy zmienia się, gdy dostrzega jej lewą rękę;) A to co znowu? Cóż to za moda zakasywać rękaw na ramieniu?
Łuka
dumnie
Moja własna moda.
Mikoła
Patrzcie, patrzcie! Jak pani to zobaczy, to cię nauczy moresu.
Układa szczapy pod piecem i rozsiada się wygodnie na otomanie.
Łuka
To jeszcze nie powód, żebyś ty mi prawił kazanie.
M i k o ł a
Tylko mi się nie stawiaj... Mam dobre nowiny dla ciebie. Łuka siada obok niego. On wydobywa trochę papierowych pieniędzy. Łuka z pożądliwym błyskiem w oczach usiłuje wyrwać mu je z ręki, ale on przekłada je szybko do lewej ręki. Widzisz, dwadzieścia lewów. Dostałem od Sergiusza, za nic, pański kaprys. Głupiego pieniądz się nie trzyma! O, widzisz, tu mam jeszcze dziesięć lewów. To ten Szwajcar mi dał za to, że podtrzymałem łgarstwa pani i Rainy o nim. Ho, ho! ten ci nie głupi, nie! Żebyś ty słyszała, jak stara Katarzyna przepraszała mnie w kuchni, jak mnie grzecznie prosiła, żebym sobie nic z tego nie robił, że major jest czasem prędki i popędliwy, jak mi kadziła, że drugiego takiego sługi nie ma. Zapomniała już, że zrobiły ze mnie głupka i łgarza na oczach wszystkich! Ta dwudziestka pójdzie do naszych oszczędności, a ta dziesiątka dla ciebie, ale musisz pogadać ze mną jak z człowiekiem, bo i mnie się czasem przykrzy być tylko sługą.
Łuka
To ty myślisz, że jak siebie sprzedasz za trzydzieści lewów, to mnie kupisz za dziesięć? [wstaje z pogardą) Zabierz swoje pieniądze. Urodziłeś się, żeby być sługą. Ja — nie. Kiedy otworzysz swój sklep to zamiast być sługą jednych państwa, jak teraz, zostaniesz sługą wszystkich.
Odchodzi zasępiona od stołu i jak królowa rozsiada się w krześle Sergiusza.
Mikoła
podnosi szczapy i niesie je do pieca
Poczekaj, to zobaczysz. Będziemy mieli wieczory dla siebie, a ja potrafię być panem w moim domu, za to ręczę.
Przyklęka i wkłada drzewo do pieca.
Łuka
Ale nigdy nie będziesz panem w moim domu.
Mikoła
klęcząc osuwa się na łydki i zwraca się do niej przybity jej nieubłaganą wzgardą.
Wysoko mierzysz, dziewczyno! Jakby ci się poszczęściło, pamiętaj, że to ja zrobiłem z ciebie człowieka.
Łuka
Ty?!
Mikoła
gramoląc się na równe nogi i podchodząc do niej
Tak, ja! Kto sprawił, że przestałaś nosić na głowie dwa funty fałszywych kłaków i malować na czerwono wargi i policzki, jak pierwsza lepsza bułgarska dziewczyna? Ja! Kto cię nauczył obcinać paznokcie, utrzymywać czysto ręce i dbać o swój wygląd jak dama rosyjska z wielkiego świata? Ja! Słyszysz? Ja!
Ona podrzuca wyzywająco głowę, on odwraca się dodając spokojniej:
Nieraz sobie myślałem, ze gdyby Raina nie stała na drodze i gdybyś ty była trochę mniej durna, a Sergiusz trochę więcej, to mogłabyś zostać jedną z najbogatszych moich klientek zamiast być tylko moją żoną i narażać mnie na wydatki.
Łuka
Tak, ja też myślę, że ty wolałbyś być moim sługą niż mężem. Wyciągnąłbyś ze mnie więcej. Och, znam tę twoją służalczą duszę!
M i k o ł a
podchodząc do niej bliżej, aby nadać swym słowom więcej wagi
Zostaw w spokoju moją duszę, a słuchaj lepiej mojej rady. Jeśli chcesz zostać damą, musisz zmienić zachowanie wobec mnie, chyba że jesteśmy sam na sam. Ono jest zbyt szorstkie i zanadto bezczelne, a bezczelność to rodzaj poufałości, która dowodzi, że masz dla mnie uczucie. Ale nie próbuj też okazywać mi jaśniepańskich fochów. Bo ty jesteś jak każda dziewucha ze wsi. Tobie się zdaje, że to po pańsku traktować służącego tak, jak ja traktuję stajennego. Pamiętaj, że to tylko twoja ciemnota. I nie bądź taka wyzywająca wobec wszystkich i każdego. Postępuj tak, jakbyś przywykła wszystko robić po swojemu, a nie jakbyś się obawiała, że inni będą tobą rządzić. Bo droga do powodzenia jest taka sama dla damy jak dla sługi. Trzeba znać swoje miejsce, to cała tajemnica. Możesz być pewna, że ja będę znał swoje miejsce, jeśli tobie się poszczęści. Pomyśl trochę nad tym, dziewczyno. Ja zawsze stanę po twojej stronie, bo sługa powinien poprzeć innego sługę.
Łuka
wstając zniecierpliwiona
Muszę postępować po swojemu. Twoja wyrachowana mądrość odbiera mi całą odwagę. Pal w piecu, bo na tym się rozumiesz.
Zanim M i ko ł a ma czas odpowiedzieć, wchodzi Sergiusz, który zatrzymuje się zobaczywszy Łukę, po czym podchodzi do pieca.
Sergiusz
do M. i k o ł y
Nie przeszkadzam ci?
Mikoła
łagodnym starczym głosem
Nie, proszę pana majora. Właśnie robiłem wymówki tej niemądrej dziewczynie, że jak tylko złapie wolną chwilę, to w te pędy leci do biblioteki, żeby się dorwać do jakiejś książki. Ta jej edukacja szkodzi jej, proszę pana... wytwarza nawyczki ponad jej stan. (do Łuki} Sprzątnij stół dla pana majora.
Wychodzi statecznym krokiem. Łuka. nie patrząc na Sergiusza udaje, że porządkuje papiery na stole. Sergiusz podchodzi do niej zwolna i ogląda jej lewe ramię.
Sergiusz
Pozwól mi zobaczyć... Czy jest jakiś ślad?
Podnosi bransoletę i widzi siniak, wywołany jego mocnym chwytem.
Ona stoi bez ruchu, nie patrząc na niego, przejęta, lecz, czujna. Fiu! Czy to boli?
Łuka
Tak.
Sergiusz
Czy mam to uzdrowić?
Łuka
cofając się natychmiast dumnie, ale jeszcze nie patrząc na niego
Nie. Teraz pan nie może tego uzdrowić.
Sergiusz
władczo
Jesteś tego pewna?
Czyni ruch, jakby chciał ją objąć.
Łuka
Proszę ze mną nie igrać. Oficer nie powinien igrać ze służącą.
Sergiusz
dotykając bezlitosnym ruchem bolącego miejsca
To nie była igraszka.
Łuka
cofając się i spoglądając na niego po raz pierwszy
Czy pan żałuje?
Sergiusz
krzyżując ręce, dobitnie i miarowo
Ja nigdy niczego nie żałuję!
Łuka
smutnie
Chciałabym uwierzyć, że mężczyzna może być aż tak niepodobny do kobiety. I tak sobie myślę: czy pan jest naprawdę odważny?
Sergiusz
bez pozy, rzeczowo
Owszem, jestem odważny. Przy pierwszym strzale serce mi zabiło tak po kobiecemu, ale podczas szarży przekonałem się, że jestem odważny. Tak, przynajmniej to jedno jest prawdziwe we mnie.
Łuka
Czy podczas szarży przekonał się pan także, że żołnierze, których ojcowie są biedni, jak mój, mają mniej odwagi od oficerów, którzy są bogaci jak pan?
Sergiusz
z gorzką swawolą
Wcale nie. Wszyscy oni rąbali, przeklinali i ryczeli jak bohaterowie. Ha, nie trzeba wielkiej odwagi, żeby wpaść w szał i mordować. Mam angielskiego terriera, który posiada tyle odwagi tego rodzaju co cały naród bułgarski i rosyjski razem wzięte. Ale mimo to mój pies znosi baty mego służącego. Tacy są właśnie żołnierze! Nie, nie, Łuko, ci biedacy, o których ci chodzi, potrafią podrzynać gardła, ale boją się swoich oficerów; znoszą bez protestu obelgi i bicie, stoją i patrzą, kiedy ich towarzyszom wymierza się kary jak dzieciom, a kiedy się im rozkaże, to jeszcze w tym pomagają. A oficerowie!!! Cóż, (z urywanym śmiechem} przecież sam jestem oficerem, (z przejęciem) Och, pokażcie mi człowieka, który do ostatniego tchu przeciwstawi się każdej potędze na ziemi czy na niebie skierowanej przeciw jego woli i sumieniu, a powiem: oto odważny człowiek!
Łuka
To się tak łatwo mówi. Mężczyźni nigdy nie są dorośli, myślą jak sztubacy. Pan nie wie, co to jest prawdziwa odwaga.
Sergiusz
ironicznie
Proszę! Może zechcesz mnie oświecić!
Rozsiada się wspaniałym gestem na otomanie.
Łuka
Niech pan spojrzy na mnie! Czy mnie wolno mieć własną wolę? Muszę sprzątać pokój pana, muszę zamieść, zetrzeć kurze, wynieść, co niepotrzebne i przynieść, co potrzebne. Czy to może mnie poniżyć, jeśli pana nie poniża, że ktoś musi to wszystko dla pana zrobić? Ale, (z tłumioną pasją) gdybym ja była imperatorową Rosji, osobą najwyżej postawioną, wtedy!! Och, wtedy... chociaż według pana nie mogłabym okazać żadnej odwagi, wtedy zobaczyłby pan, zobaczyłby pan wtedy!
Sergiusz
Cóż byś zrobiła najjaśniejsza imperatorowo?
Łuka
Poślubiłabym człowieka, którego bym kochała! Zrobiłabym to, czego nie ma odwagi zrobić żadna królowa w Europie. Gdybym kochała pana, to choćby pan był o tyle niżej ode mnie postawiony, o ile ja stoję teraz niżej od pana, miałabym odwagę traktować pana jak równego. Czy pan miałby odwagę zrobić to, gdyby pan mnie kochał? Nie! Gdyby pan poczuł, że w panu budzi się miłość do mnie, nie pozwoliłby pan jej się rozwinąć. Pan nie miałby odwagi. Pan ożeniłby się z córką bogacza, bo pan bałby się tego, co ludzie powiedzą.
Sergiusz
zrywając się
Łżesz! Przysięgam na wszystkie gwiazdy, że tak nie jest! Gdybym cię kochał, to choćbym był samym carem, posadziłbym cię na tronie obok siebie. Ty wiesz, że kocham inną kobietę, o tyle wyższą od ciebie, o ile niebo jest wyższe od ziemi, i jesteś o nią zazdrosna.
Łuka
Nie mam powodu być zazdrosna. Ona nigdy nie wyjdzie za pana. Człowiek, o którym mówiłam, wrócił. Ona poślubi Szwajcara.
Sergiusz
cofając się
Szwajcara?!
Łuka
Wart dziesięciu takich jak pan. Wtedy pan przyjdzie do mnie, a ja odprawię pana z kwitkiem. Pan nie jest mnie wart.
Zwraca się do drzwi.
Sergiusz
jednym skokiem dopada do niej i chwyta ją gwałtownie w ramiona Zabiję Szwajcara, a z tobą zrobię, co zechcę.
Łuka
w jego ramionach, bierna, lecz nieustępliwa
Może Szwajcar zabije pana. Pobił pana w miłości, może pobić w walce.
Sergiusz bijąc się z myślami
Ty myślisz, że ja wierzę... że ona! ona! której najgorsze myśli są wyższe od twoich najlepszych, jest zdolna do igrania z innym mężczyzną za moimi plecami?
Łuka
A pan myśli, że ona uwierzyłaby Szwajcarowi, gdyby jej powiedział, że jestem teraz w pańskich ramionach?
Sergiusz
puszczając ją, w rozpaczy
Piekło! Och, piekło! Szyderstwo! Wszędzie szyderstwo! Każdy mój czyn szydzi z każdej mojej myśli, (bijąc się z gniewem w piersi) Tchórz! Kłamca! Dureń! Czy mam zginąć z własnej ręki jak mężczyzna, czy mam żyć i udawać, że śmieję się z samego siebie?
Łuka zmierza znowu do drzwi.
Łuko!
Ona zatrzymuje się przy drzwiach.
Pamiętaj! Jesteś moja!
Łuka
zwracając się ku niemu
Co to znaczy? Nowa obelga?
Sergiusz
tonem rozkazującym
To znaczy, że ty mnie kochasz i że ja trzymałem cię w ramionach, może jeszcze będę trzymał. Nie wiem, czy to jest obelga i nic mnie to nie obchodzi. Tłumacz to sobie, jak ci się podoba. Ale ja (z pasją} nie będę ani tchórzem, ani uwodzicielem. Jeśli mi się spodoba kochać ciebie, będę miał odwagę ożenić się z tobą na przekór całej Bułgarii. Jeśli te ręce dotkną cię jeszcze raz, dotkną mojej narzeczonej.
Łuka
Zobaczymy, czy pan będzie miał odwagę dotrzymać słowa. Ale niech pan uważa! Nie będę długo czekać.
Sergiusz
krzyżując znowu ręce i stojąc bez ruchu na środku pokoju
Zobaczymy! A ty będziesz czekała tak długo, jak mi się spodoba.
Wchodzi Bluntschli, bardzo zaaferowany, z papierami w ręku, zostawiając za sobą otwarte drzwi, aby Łuka mogła wyjść; zmierza prosto do stołu rzucając na nią baczne spojrzenie. Sergiusz nie zmieniając stanowczej postawy śledzi go uważnie. Łuka wychodzi zostawiając drzwi otwarte.
Bluntschli
siada przy stole, jak poprzednio, i wkłada papiery mechanicznie, zajęty swoimi myślami
Nadzwyczaj przystojna dziewczyna.
Sergiusz
nie ruszając się z miejsca, poważnie
Kapitanie Bluntschli!
Bluntschli
Proszę?
Sergiusz
Pan mnie oszukał. Pan jest moim rywalem. Ja nie znoszę rywali. O godzinie szóstej będę na placu musztry przy ulicy Klissura, konno, sam z moją szablą. Pan mnie rozumie?
Bluntschli
patrząc szeroko otwartymi oczami, lecz nie zmieniając swobodnej postawy
Owszem, dziękuję za zaszczyt. To jest wyzwanie kawalerzysty. Ja służę w artylerii, a jako wyzwany mam prawo wyboru broni. Jeśli się stawię, stawię się z karabinem maszynowym. Tym razem nie będzie pomyłki co do nabojów.
Sergiusz
czerwieniąc się, lecz z zabójczym spokojem
Niech pan uważa. Nie jest naszym zwyczajem w Bułgarii pozwalać na kpiny z wyzwań tego rodzaju.
Bluntschli
żywo
Niech mi pan nie opowiada o Bułgarii. Wy nie macie pojęcia o technice walki. Ale stanie się zadość życzeniu pana. Proszę przynieść szablę. Przyjmuję wyzwanie.
Sergiusz
gwałtownie uradowany widząc, że jego przeciwnik ma fantazję
Brawo Szwajcaria! Czy mogę służyć panu moim najlepszym koniem?
Bluntschli
Nie, po diabła mi pański koń! Ale za propozycję dziękuję, drogi przyjacielu.
Do pokoju wchodzi niepostrzeżenie Raina, która słyszy dalsze słowa.
Będę się bił z panem pieszo. Konny pojedynek jest zbyt niebezpieczny. Nie chciałbym pana zabić.
Raina
biegnąc na środek pokoju, zaniepokojona
Sergiuszu, słyszałam, co powiedział kapitan Bluntschli. Chcecie się bić! Dlaczego?
Sergiusz odwraca się w milczeniu i podchodzi do pieca, skąd śledzi Rainę, która zwraca się do Bluntchliego.
O co?
Bluntschli
Nie wiem, nie powiedział mi tego; lepiej się nie wtrącać do tej sprawy, droga pani. Nic złego się nie stanie. Często występowałem jako instruktor fechtunku. On nie zdoła mnie nawet dotknąć, a ja nie zrobię mu żadnej krzywdy. To nam oszczędzi wyjaśnień. Rano wyruszę w drogę do domu i pani nie zobaczy mnie więcej. Potem państwo się pogodzicie i będziecie żyli szczęśliwie aż do śmierci.
Raina
odwracając się. głęboko dotknięta, prawie ze łzami w glosie
Nie powiedziałam nigdy, że chciałabym pana jeszcze zobaczyć.
Sergiusz
występując naprzód
Ha! To jest wyznanie.
Raina
wyniośle
Co chcesz przez to powiedzieć?
Kochasz tego pana!
Sergiusz
Raina
oburzona
Sergiuszu!
Sergiusz
Przyjmujesz jego zaloty za moimi plecami, a mnie traktujesz jak oficjalnego narzeczonego za jego plecami! Bluntschli, pan wiedział, co mnie łączy z Rainą, mimo to oszukał mnie pan. Oto za co wyzwałem pana na pojedynek, a nie za to, że pana darzono względami, których ja nigdy nie dostąpiłem.
Bluntschli
zrywając się, oburzony
Bzdura! Idiotyzm! Nie darzono mnie żadnymi względami. Przecież panna Petkow nie wie nawet, czy jestem żonaty, czy nie.
Raina
zapominając się
Och! (opada na otomaną) to pan żonaty?!
Sergiusz
Kapitanie Bluntschli, pan widzi zaniepokojenie tej młodej damy. Wszelkie zaprzeczenia są zbyteczne. Obdarzono pana szczególnymi względami. Ta młoda dama przyjęła pana w swoim pokoju, późną nocą...
Bluntschli
przerywając mu, zaperzony
Tak, głupcze! Przyjęła mnie, bo jej groziłem rewolwerem. Twoja kawaleria następowała mi na pięty! Byłbym roztrzaskał jej głowę, gdyby pisnęła.
Sergiusz
zaskoczony
Bluntschli! Raino! Czy to prawda?
Raina
wstając w całym majestacie obrażonej godności
Och, jak śmiesz, jak śmiesz!
Bluntschli
Przeproś, człowieku, przeproś!
Zajmuje z powrotem swoje miejsce przy stole.
Sergiusz
krzyżując ręce na piersiach, powoli, z naciskiem
Ja nigdy nie przepraszam!
Raina
z pasją
To wszystko robota pańskiego przyjaciela, kapitanie Bluntschli. To on rozgłasza tę ohydną plotkę o mnie.
Chodzi podniecona po pokoju.
Bluntschli
Nie. On nie żyje. Spalony żywcem.
Raina
zatrzymuje się wstrząśnięta
Spalony żywcem?
Bluntschli
Schował się do drewutni i tam dostał kulę w biodro. Nie mógł się sam wydostać, a drzewo zajęło się od pocisków waszych ludzi. Spalił się żywcem wraz z pół tuzinem innych nieszczęśników, którzy znaleźli się w tej samej pułapce.
Raina
To straszne!
Sergiusz
I śmieszne! Ach, wojna, wojna! Marzenie patriotów i bohaterów! To oszustwo, kapitanie Bluntschli! Nędzna komedia jak miłość!
Raina
oburzona do głębi
Jak miłość! I ty to mówisz w mojej obecności?!
Bluntschli
Niech się pan zastanowi, majorze Saranow, ta sprawa została wyjaśniona!
Sergiusz
Powtarzam, nędzna komedia! Czy pan wróciłby tutaj, gdyby między wami nic nie zaszło prócz tej rewolwerowej groźby? Raina się myli co do pańskiego spalonego przyjaciela... To nie on był moim informatorem.
Raina
Więc kto? (nagle odgaduje prawdę) Ha, to Łuka! Moja pokojówka! Moja sługa! Dziś rano spędziłeś z nią cały czas po tym... po tym... Och! Jakież to bożyszcze ja czciłam?
Sergiusz odpowiada na jej spojrzenie sardonicznym uśmiechem wywołanym jej rozczarowaniem. Rozgniewana jeszcze bardziej, Raina zbliża się do niego i mówi ciszej, ale z większą pasją:
Czy ty wiesz, że kiedy poszłam na górę, wyjrzałam oknem, żeby jeszcze raz popatrzeć na mojego bohatera, wtedy zobaczyłam coś, czego nie mogłam zrozumieć. Teraz wiem, że się zalecałeś do niej.
Sergiusz
z ponurym humorem
Widziałaś?
Raina
Aż nadto wyraźnie!
Odwraca się i rzuca się na tapczan pod środkowym oknem, oszołomiona zupełnie.
Sergiusz
cynicznie
Raino, nasza romantyczna miłość została rozbita. Życie jest farsą!
Bluntschli
do Rainy, żartobliwie
Widzi pani, teraz on odkrył prawdziwego siebie.
Sergiusz
podchodząc do niego
Kapitanie Bluntschli, nie protestowałem, gdy pan nazwał mnie głupcem, może pan jeszcze nazwać mnie tchórzem. Nie będę się bił z panem. A wie pan dlaczego?
Bluntschli
Nie, ale to nieważne. Nie pytałem o powód, kiedy mnie pan wyzwał, nie pytam teraz, gdy pan wyzwanie odwołuje. Jestem zawodowym żołnierzem. Walczę, kiedy muszę, i jestem szczęśliwy, kiedy nie muszę. Pan jest tylko amatorem. Dla pana walka jest zabawą.
Sergiusz
siadając przy stole naprzeciw niego
Mimo to, mój zawodowy żołnierzu, powiem panu, dlaczego nie będę się bił z panem. Do rzetelnej walki potrzeba dwóch mężczyzn, prawdziwych mężczyzn, mężczyzn z sercem, krwią i honorem. Otóż z panem nie mógłbym walczyć, tak samo jak nie mógłbym zalecać się do brzydkiej kobiety. Pan nie ma żadnego magnetyzmu, pan nie jest człowiekiem, pan jest maszyną.
Bluntschli
usprawiedliwiając się
Ma pan rację. To prawda. Bardzo mi przykro, ale zawsze byłem taki.
Sergiusz
Ba! W tym sęk!
Bluntschli
Ale teraz, kiedy pan się przekonał, że życie nie jest farsą, lecz czymś bardzo sensownym i poważnym, nie ma już chyba żadnej przeszkody do waszego szczęścia.
Raina
wstając
Panu bardzo leży na sercu moje szczęście i jego... Ale pan zapomina, że jego nowa miłość to Łuka. Już nie z panem musi się teraz bić, lecz ze swoim rywalem Mikołą.
Sergiusz
Rywalem!!
Jednym susem jest w środku pokoju
Ra i n a
To ty nie wiesz, że są zaręczeni?
Sergiusz
Mikoła? Nowa przepaść otwiera się przede mną. Mikoła!
Raina
sarkastycznie
Co za poświęcenie! Jakaż wstrząsająca ofiara! Prawda? Taka uroda! Taki intelekt! Taka skromność! I to wszystko ma się zmarnować w małżeńskim jarzmie z niemłodym służącym. Naprawdę, Sergiuszu, nie powinieneś na to pozwolić. Byłoby to niegodne twojej rycerskości!
Sergiusz
tracąc panowanie nad sobą
Żmija! Żmija!
Rzuca się po pokoju jak szalony.
Bluntschli
Majorze Saranow, pan przegrywa tę sprawę.
Raina
ze wzrastającym gniewem
Kapitanie Bluntschli, czy pan zdaje sobie sprawę z tego, co on zrobił? Namówił tę dziewczynę, żeby nas szpiegowała, a w nagrodę zaleca się do niej.
Sergiusz
Fałsz! Potworny fałsz!
Raina
Fałsz?! {patrząc mu w oczy) Czy możesz zaprzeczyć, że to ona powiedziała ci o bytności kapitana Bluntschliego w moim pokoju?
Sergiusz
Nie, ale...
Raina
przerywając
Czy możesz zaprzeczyć, że zalecałeś się do niej, kiedy ci o tym powiedziała?
Sergiusz
Nie, ale powtarzam...
Raina
przerywając mu pogardliwie
Nie potrzebujesz nam nic więcej mówić. To nam zupełnie wystarczy.
Odwraca się od niego i zmierza majestatycznie ku oknu.
Bluntschli
spokojnie, podczas gdy Sergiusz, doszczętnie przybity, opada na otomanę ściskając głowę pięściami
Powiedziałem panu, że pan przegrywa tę sprawę.
Sergiusz
Tygrysica!
Raina
podbiegając w podnieceniu do Bluntschliego
Kapitanie, pan słyszy, jakimi epitetami raczy mnie ten człowiek?
Bluntschli
Cóż innego mu pozostaje, droga pani? Musi się jakoś bronić. Ale dość tego. (przekonywająco) Nie kłóćcie się państwo! To nie prowadzi do niczego.
Raina siada na otomanie łapiąc oddech; po nieudanym wysiłku, aby spojrzeć surowo na B l u n t s c h l i e g o, pada ofiarą swego poczucia humoru i opiera się jak dziecko o ramię Sergiusza.
Sergiusz
Zaręczona z Mikołą! Cha, cha, cha! Ma pan rację, kapitanie, że pan traktuje ze spokojem ten olbrzymi humbug, jakim jest świat.
Raina
przymilnie do B l u n t s c h l i e g o odgadując intuicyjnie jego myśli
Mam wrażenie, że pan patrzy na nas jak na parę dorosłych niemowląt.
Sergiusz
ze zjadliwym uśmiechem
Na pewno! Na pewno! Cywilizacja szwajcarska, jak niania, weźmie za rączkę bułgarskie barbarzyństwo, prawda?!
Bluntschli
rumieniąc się
Zapewniam was, że nic podobnego nie myślę. Po prostu cieszę się bardzo, że państwo wracacie do równowagi. Tak, tak, zapomnijmy o obelgach i omówmy całą sprawę po przyjacielsku. Gdzie jest ta druga młoda dama?
Raina
Pewnie podsłuchuje pod drzwiami.
Sergiusz
wstrząsa się jak ugodzony kulą i mówi ze spokojnym, lecz głębokim oburzeniem
Zaraz udowodnię, że to przynajmniej jest oszczerstwem. {podchodzi z godnością do drzwi i otwiera je; wybucha nagle okrzykiem wściekłości, wypada na korytarz i wraca po chwili ciągnąc do pokoju Łukę, którą popycha brutalnie w stronę stołu, wołając) Niech pan ją sądzi, kapitanie, pan, człowiek spokojny i bezstronny. Niech pan sądzi tę podsłuchiwaczkę!
Łuka stoi dumna i milcząca.
Bluntschli
potrząsając głową
Nie mam prawa jej sądzić. Sam podsłuchiwałem raz pod namiotem, kiedy bunt wisiał w powietrzu. Wszystko zależy od stopnia prowokacji. Chodziło o moje życie.
Łuka
Ja się nie wstydzę. Chodzi o moją miłość.
Raina
pogardliwie
Miłość! Masz na myśli ciekawość!
Łuka
patrząc jej w twarz i odpłacając za pogardę z nawiązką
Nie, mam na myśli moją miłość, silniejszą od każdego uczucia, jakie pani może żywić, nawet dla swojego czekoladowego żołnierza.
Sergiusz
z nagłym podejrzeniem, do Łuki
Co to znaczy?
Łuka zajadle
Łuka
zajadle
To znaczy...
Sergiusz
przerywając jej z lekceważeniem
Pamiętam, pamiętam, chodzi o te nieudane lody... nędzny wykręt, dziewczyno!
Wchodzi Major Petkow, bez surduta.
Petkow
Państwo wybaczą mój niekompletny strój. Raino, ktoś nosił mój stary surdut, mogę przysiąc na to. Ktoś, kto miał szersze plecy. Rękawy pod pachami popękały. Twoja matka właśnie je zaszywa. Chciałbym, żeby to nie trwało długo, mogę się przeziębić, (obserwując obecnych z większą uwagą) Czy się co stało?
Raina
Nie.
Siada spokojnie przy piecu.
Sergiusz
Nic się nie stało.
Siada u końca stołu jak poprzednio.
Bluntschli siedząc
Nic, nic.
Petkow
siadając na otomanie na swoim dawnym miejscu
To dobrze, [spostrzega Łukę} Łuko, czy może tobie coś dolega?
Łuka
Nie, proszę pana.
Petkow
jowialnie
Ano to bardzo dobrze, (kicha) Skocz do pani i poproś o mój surdut, ale tak na jednej nodze.
Wchodzi Mikoła z surdutem. Łuka udaje, że ma coś do zrobienia w pokoju, przenosi mały stolik z turecką fajką pod ścianę, blisko okna.
Raina
wstaje szybko widząc surdut w ręku Mikoły
Surdut już jest, papo. Mikoła, podaj go mnie i dołóż jeszcze drzewa do pieca.
Bierze surdut i zbliża się do ojca, który wstaje, żeby go włożyć. Mikoła zajmuje się piecem.
Petkow
do Rainy, drocząc się z nią czule
Aha, chcesz być dobra dla starego biednego papy choćby przez jeden dzień po jego powrocie z wojny, co?
Raina
z uroczystym wyrzutem
Jak papa może mówić coś podobnego?
Petkow
Żartuję, żartuję, moje dziecko. No, pocałuj mnie.
Raina całuje go.
A teraz daj mi surdut.
Raina
A nie, ja papie pomogę. Proszę się obrócić.
Petkow odwraca się tyłem i szuka w powietrzu rękawów. Raina zręcznie wyjmuje fotografię i rzuca ją na stół Bluntschliemu, który przykrywa ją kartką papieru pod samym nosem Sergiusza, zdumionego i zaniepokojonego tym w najwyższym stopniu. Raina tymczasem pomaga ojcu włożyć surdut.
No jak, wygodnie teraz?
Petkow
Zupełnie, zupełnie, kochaneczko. Dziękuję.
Siada z powrotem na otomanie. Raina wraca pod piec.
Och, ale byłbym zapomniał. Znalazłem coś zabawnego. Co to znaczy? [wkłada rękę do tylnej kieszeni) Co to? Gdzież... [szuka w drugiej kieszeni] Przecież mógłbym przysiąc... (zaintrygowany bardzo szuka w bocznej kieszeni) to ciekawe... (szuka jeszcze raz w tylnej kieszeni) Gdzież do diaska... (wstaje i woła) Już wiem, twoja matka zabrała!
Raina
cała w pąsach
Co zabrała?
Petkow
Twoją fotografię z napisem: „Raina swojemu Czekoladowemu żołnierzowi, na pamiątkę." Czuję, że w tym wszystkim kryje się coś więcej, niż się na pozór wydaje. Zaraz się przekonamy, (woła) Mikoła!
M i k o ł a
podchodząc
Słucham pana majora.
Petkow
Czyś ty zepsuł dziś rano jakiś tort zrobiony przez pannę Rainę?
Mikoła
Pan major słyszał, jak panienka mówiła, że zepsułem.
Petkow
To wiem, idioto! Pytam, czy to prawda?
Mikoła
Jestem pewien, że panienka nie jest zdolna do powiedzenia czegoś, co nie jest prawdą.
Petkow
Jesteś pewien? Hm... A ja nie! (zwracając się do obecnych) Ha, wy myślicie, że ja nie wiem, co w trawie piszczy? (podchodzi do Sergiusza i uderza go po ramieniu) Sergiuszu, to ty jesteś tym czekoladowym żołnierzem, no nie?
Sergiusz
zrywając się
Ja?! czekoladowym żołnierzem?! Nie! po stokroć nie!
Petkow
Nie? (spogląda po obecnych, którzy mają miny bardzo poważne i wiele mówiące) Czy to znaczy, że Raina posyła takie rzeczy innym mężczyznom?
Sergiusz
zagadkowo
Świat nie jest tak niewinnym miejscem, jak nam się zdawało, majorze.
Bluntschli
wstaje
Wszystko w porządku, majorze Petkow. Ja jestem czekoladowym żołnierzem.
Petkow i Sergiusz są jednakowo zdumieni.
Panna Raina ocaliła mi łaskawie życie częstując mnie miętą w czekoladzie, kiedy umierałem z głodu. Nigdy nie zapomnę ich smaku! Mój zmarły przyjaciel Stolz opowiedział panom tę historię w Pirot. Ja byłem tym zbiegiem.
Petkow
Pan?! (oddycha z trudnością) Sergiuszu, pamiętasz, jak się zachowywały te dwie niewiasty dziś rano, kiedy wspomnieliśmy o tym?
Sergiusz uśmiecha się cynicznie. Petkow patrzy surowo na Rainę.
Ładna z ciebie narzeczona!
Raina
gorzko
Major Saranow zmienił zamiary. A kiedy podpisywałam tę fotografię, nie wiedziałam, że kapitan Bluntschli jest żonaty.
Bluntschli
z gwałtownym protestem
Ja nie jestem żonaty!
Raina
z głębokim wyrzutem
Sam pan powiedział, że tak.
Bluntschli
Nic podobnego, nigdy tego nie powiedziałem. Nie jestem i nigdy nie byłem żonaty.
Petkow
zirytowany
Raino, może zechcesz mnie łaskawie poinformować, jeśli to nie jest natręctwo z mojej strony, z którym z tych dwóch dżentelmenów jesteś zaręczona?
Raina
Z żadnym. Ta młoda osoba...
Wskazuje na Łukę, która patrzy na wszystkich dumnie.
jest obecnie przedmiotem afektów majora Saranowa.
Petkow
Łuka?! Sergiuszu, czyś ty oszalał? Przecież ta dziewczyna jest narzeczoną Mikoły!
Mikoła
Wybaczenia, panie majorze. To jakaś pomyłka. Łuka nie jest moją narzeczoną.
Petkow
Nie jest twoją narzeczoną? A ty łotrze! To jakim prawem przyjąłeś ode mnie dwadzieścia pięć lewów w dniu waszych zaręczyn?! A Łuka dostała pozłacaną bransoletkę od panny Rainy.
Mikoła z zimnym namaszczeniem
Myśmy to tak między sobą ułożyli, ale to tylko po to, żeby Łuka miała obrońcę. Jej dusza mierzy wyżej niż jej obecna pozycja, a ja byłem jej zaufanym sługą. Pan major wie, że mam zamiar otworzyć sklep w Sofii, więc liczę, że zostanie moją klientką i poleci mnie innym, gdyby jej się udało wyjść za mąż za bogatego szlachcica. Wychodzi z ogromną dyskrecją, zostawiając wszystkich w stanie osłupienia.
Petkow
przerywając milczenie
Do stu biesów! Coś niesłychanego!
Sergiusz
To jest albo najszlachetniejsze bohaterstwo, albo najnikczemniejsza podłość. Co to jest, kapitanie?
Bluntschli
Mniejsza o to, czy bohaterstwo, czy podłość. Mikoła jest najzdolniejszym człowiekiem, jakiego spotkałem w Bułgarii. Jeśli się nauczy mówić po francusku i po niemiecku, zrobię go dyrektorem hotelu.
Łuka
z nagłym wybuchem, do Sergiusza
Wszyscy po kolei obrażali mnie tutaj. Pan dał im przykład. Musi mnie pan przeprosić.
S e r g i u s z jak automat zaczyna krzyżować ręce na piersiach.
Bluntschli
uprzedzając go To na nic! On nigdy nie przeprasza.
Łuka
Nie pana, swego wroga, człowieka równego mu pozycją. Ale mnie, biedną sługę, przeprosi.
Sergiusz
z uznaniem
Masz słuszność, (klęka ceremonialnie na jedno kolano) proszę o przebaczenie!
Łuka
Przebaczam, {podaje mu nieśmiało rękę, którą on całuje) Ten pocałunek czyni mnie twoją narzeczoną.
Sergiusz
wstając szybko
Ach, zapomniałem!
Łuka
Może pan odwołać, jeśli pan sobie życzy.
Sergiusz
Odwołać? Nigdy! Jesteś moja.
Otacza ją ramieniem. Wchodzi Katarzyna, która widząc Łukę w objęciach Sergiusza spogląda ze zdumieniem na obecnych, którzy są niemniej zdumieni.
Katarzyna
Co się tu dzieje?
Sergiusz wypuszcza z objęć Łukę.
Petkow
A bo widzisz, moja droga, pokazuje się, że Sergiusz chce się ożenić z Łuką zamiast z Rainą!
Katarzyna już chce wybuchnąć, lecz Petkow powstrzymuje ją dodając zgryźliwie.
Tylko nie zwalaj winy na mnie! Ja w tym palców nie maczałem!
Odchodzi do pieca.
Katarzyna
Chcesz się żenić z Łuką? Sergiuszu, przecież jesteś związany słowem.
Sergiusz
krzyżując ręce
Mnie nic nie wiąże.
Bluntschli
któremu bardzo się podobają te objawy zdrowego rozsądku
Saranow, oto moja ręka. Składam najlepsze życzenia. Pokazuje się, że te twoje heroiczne deklamacje mają swoją praktyczną stronę, (do Łuki} Łaskawa pani, najlepsze życzenia od republikanina z krwi i kości!
Całuje ją w rękę ku wielkiemu zgorszeniu Rainy i wraca na swoje miejsce.
Katarzyna
Łuko, narobiłaś plotek?
Łuka
Nie wyrządziłam Rainie żadnej krzywdy.
Katarzyna
wyniośle
Rainie?!
Raina również dotknięta niemal prycha z oburzenia.
Łuka
Mam prawo nazywać ją Rainą, skoro ona nazywa mnie Łuką. Powiedziałam majorowi Saranowowi, że ona nigdy nie wyjdzie za niego, jeśli szwajcarski dżentelmen tu wróci.
Bluntschli
wstając, zaskoczony
Hallo! A to co takiego?
Łuka
do Rainy
Myślałam, że wolisz jego niż Sergiusza. Sama wiesz najlepiej, czy miałam słuszność.
Bluntschli
Co za niedorzeczność! Zapewniam pana, majorze, i szanowną panią, że łaskawa panna Raina po prostu ocaliła mi życie, to wszystko. Poza tym nie dbała o mnie wcale. I nic dziwnego. Popatrzcie państwo na nią i na mnie. Ona — bogata, młoda, piękna, marząca o książętach z bajki, szlachetnych charakterach, o szarżach kawalerii i Bóg jeden wie o czym jeszcze! A ja, zwyczajny sobie żołnierz szwajcarski, który po piętnastu latach baraków i wojaczki, zapomniał prawie, co to jest przyzwoite życie; ja włóczęga, człowiek, który zmarnował wszystkie możliwości w życiu przez swoje nieuleczalnie romantyczne usposobienie, człowiek...
Sergiusz
zrywając się jak ukłuty i przerywając Bluntschliemu ze zdumieniem pełnym niedowierzania
Przepraszam, chwileczkę, co zmarnowało pańskie możliwości w życiu?
Bluntschli
szybko
Moje nieuleczalnie romantyczne usposobienie. Kiedy byłem młodym chłopcem, uciekłem z domu dwa razy. Zamiast kształcić się w zawodzie mojego ojca, wstąpiłem do armii. Wspiąłem się na balkon tego domu, kiedy każdy rozsądny człowiek byłby dał nurka do najbliższej piwnicy. Przypętałem się tu z powrotem, żeby jeszcze raz spojrzeć na młodą damę, kiedy każdy inny człowiek w moim wieku byłby odesłał ten stary surdut.
Petkow
Mój surdut!
Bluntschli
Oczywiście, o tym surducie mówię właśnie. Otóż każdy inny człowiek odesłałby ten surdut pocztą, a sam wróciłby spokojnie do domu. Czy państwo przypuszczacie, że ja jestem typem, w którym młoda dziewczyna mogłaby się zakochać? Porównajcie nasz wiek! Ja mam trzydzieści cztery lata, nie przypuszczam, żeby młoda dama miała wiele więcej ponad siedemnaście!
Ta ocena wieku Rainy wzbudza widoczną sensacje wśród obecnych, którzy wymieniają znaczące spojrzenia. Bluntschli naiwnie ciągnie dalej.
Cała ta przygoda, która dla mnie oznaczała życie albo śmierć, dla niej była tylko zabawą pensjonarki. Mięta w czekoladzie i gra w chowanego. O, tu jest najlepszy dowód. (bierze fotografię ze stołu) Pytam państwa, czy kobieta, która by traktowała całą tę sprawę poważnie, mogłaby mi posłać fotografię z napisem: ,,Raina swojemu Czekoladowemu Żołnierzowi na pamiątkę"?
Podnosi tryumfalnie fotografię do góry, jak gdyby to ostatecznie załatwiało sprawę.
Petkow
Tego właśnie szukałem. Skąd, u licha, ona się tam wzięła?
Podchodzi, ogląda fotografię i siada na otomanie.
Bluntschli
do Rainy zadowolony z siebie
Mam nadzieję, że naprawiłem wszystko, łaskawa pani.
Raina
podchodząc do stołu i patrząc mu w oczy
Zgadzam się zupełnie z tym wszystkim, co pan powiedział o sobie. Jest pan romantycznym idiotą!
Bluntschli jest niewypowiedzianie zaskoczony.
Następnym razem może pan będzie umiał odróżnić siedemnastoletnią pensjonarkę od dwudziestotrzyletniej kobiety.
Bluntschli
osłupiały
Dwudziestotrzyletnie j ?
Raina pogardliwie wyrywa mu fotografię z ręki, drze ją na kawałeczki, rzuca mu je w twarz i godnie odchodzi na swoje miejsce.
Sergiusz
ponuro zadowolony z powodu niepowodzenia swojego rywala
Kapitanie, rozwiała się ostatnia moja wiara. Pańska mądrość jest oszustwem jak wszystko inne. Pan ma mniej rozsądku nawet ode mnie!
Bluntschli
oszołomiony
Dwadzieścia trzy lata! Dwadzieścia trzy! (zastanawia się) Hm. (decyduje się szybko i zbliża się do Majora Petkowa) W takim razie, majorze Petkow, oświadczam się formalnie o rękę pańskiej córki w miejsce majora Saranowa, który się wycofał.
Raina
Jak pan śmie!
Bluntschli
Skoro to wszystko, co mi pani powiedziała dziś po południu, wyszło z ust dwudziestotrzyletniej kobiety, muszę te słowa traktować poważnie.
Katarzyna
z wyniosłą uprzejmością
Wątpię, czy pan zdaje sobie całkowicie sprawę z pozycji mojej córki i majora Saranowa, którego miejsce zamierza pan zająć. Rody Petkowów i Saranowów należą do najbogatszych i najbardziej znanych w całym kraju. Nasze nazwisko jest niemal historyczne. Mamy za sobą tradycję dobrych dwudziestu lat.
Petkow
Mniejsza o to, Katarzyno, (do Bluntschliego) Kapitanie, bylibyśmy niezmiernie radzi, gdyby to była sprawa tylko pańskiej pozycji, ale, do licha, Raina przywykła do wielkiego domu. Sergiusz trzyma dwadzieścia koni.
Bluntschli
A po co nam dwadzieścia koni? Przecież nie będziemy prowadzili cyrku.
Katarzyna
surowo
Moja córka, proszę pana, przywykła do pierwszorzędnej stajni.
Raina
Mamo, proszę mnie nie ośmieszać.
Bluntschli
Och, jeśli chodzi o wielki dom, proszę bardzo, (podbiega do stołu, chwyta plik papierów w niebieskiej kopercie i zwraca się do Sergiusza]
Ile pan ma koni?
Sergiusz
Dwadzieścia, szlachetny obywatelu Szwajcarii.
Bluntschli
Ja mam dwieście...
Ogólne zdziwienie,
Ile powozów?
Sergiusz
Trzy.
Bluntschli
Ja mam siedemdziesiąt. Dwadzieścia cztery z nich może pomieścić po dwanaście osób wewnątrz i po dwie osoby na koźle, nie licząc woźnicy i konduktora. Ile obrusów stołowych pan posiada?
Sergiusz
Skąd, u licha mogę wiedzieć!
Bluntschli
Ma pan cztery tysiące?
Sergiusz
Nie!
Bluntschli
Ja mam. Poza tym mam dziewięć tysięcy sześćset par prześcieradeł i koców, dwa tysiące czterysta puchowych kołder, dziesięć tysięcy noży i widelców i taką samą ilość deserowych łyżek. Mam trzysta osób służby. Posiadam sześć zakładów pałacowych, dwie stajnie ze służbą w liberii, kilka ogrodów i prywatną rezydencję. Mam cztery medale za wybitne zasługi wojenne, stopień oficera i pozycję dżentelmena, wreszcie mam trzy ojczyste języki. Pokażcie mi człowieka w Bułgarii, który mógłby równać się ze mną.
Petkow
z dziecinnym strachem
Czy pan jest cesarzem Szwajcarii?
Bluntschli
Posiadam najwyższą godność, jaką zna Szwajcaria: jestem wolnym obywatelem.
Katarzyna
W takim razie, kapitanie Bluntschli, skoro wybór mojej córki padł na pana...
Raina
buntując się
Nic podobnego.
Katarzyna
nie zważając na jej słowa
Ja nie będę przeszkadzała jej szczęściu.
Petkow chce coś powiedzieć.
Major Petkow czuje tak samo.
Petkow
Och, ja jestem bardzo zadowolony. Dwieście koni! Ho, ho!
Sergiusz
A co powie panna?
R a i n a
udając nadąsaną
Panna powie, że on może sobie zatrzymać obrusy stołowe i omnibusy. Czy ja jestem przedmiotem licytacji, żeby mnie sprzedawać temu, który daje najwięcej? Odwraca się plecami.
Bluntschli
Nie przyjmuję tej odpowiedzi. Apelowałem do serca pani jako zbieg, jako żebrak umierający z głodu. Pani nie odtrąciła mnie. Dała mi pani rękę do pocałowania, ofiarowała mi pani łóżko do spoczynku, dach nad głową.
Raina
Nie ofiarowałam tego wszystkiego cesarzowi Szwajcarii.
Bluntschli
Właśnie to mówię, (ujmuje ją za ramiona i obraca twarzą, ku sobie) A teraz niech nam pani powie, komu pani to wszystko ofiarowała?
Raina
ulegle, z nieśmiałym uśmiechem
Mojemu Żołnierzowi z Czekolady.
Bluntschli
wybuchając chłopięcym śmiechem
to wystarczy, dziękuję! (spogląda na zegarek i mówi rzeczowo) Czas leci, majorze. Panowie załatwili tę sprawę trzech pułków kawalerii tak dobrze, że was na pewno poproszą o rozładowanie pewnej ilości piechoty z dywizji Timok. Odeślijcie piechotę drogą na Łom Palanka. Majorze Saranow, niech pan nie bierze ślubu przed moim powrotem.
Będę tu punktualnie o godzinie piątej po południu, za dwa tygodnie od wtorku. Łaskawe panie, (stuka obcasami) żegnam!
Składa wojskowy ukłon i wychodzi.
Sergiusz
Co za człowiek! Czy jest człowiekiem?