AKT PIERWSZY
Noc. Pokój sypialny młodej damy w małym mieście bułgarskim,
koło Przełęczy Dragomana. Koniec listopada 1885 roku. Przez
otwarte drzwi oszklone, wychodzące na mały balkon, widać jeden ze
szczytów gór bałkańskich. fantastycznie biały i piękny, iskrzący się
śniegiem W świetle gwiazd: wydaje się tuż tuż, choć w istocie
oddalony jest o wiele kilometrów. Wnętrze pokoju nie przypomina
żadnego zachodnio-europejskiego wnętrza. Jest to mieszanina
bułgarskiego przepychu i wiedeńskiej tandety. Nad wezgłowiem
łóżka. które stoi pod wąska ścianą, w lewym rogu pokoju, znajduje
się drewniany złoto-niebieski ołtarzyk z figurą Chrystusa z kości
słoniowej i lampką umieszczoną w wydrążonej kuli metalowej
zwisającej na trzech łańcuszkach. Głównym meblem do siedzenia,
umieszczonym po drugiej stronie pokoju naprzeciw drzwi
balkonowych, jest turecka otomana. Kołdra i pokrycie łóżka, firanki,
mały dywanik i reszta ozdobnych tkanin są wschodniego
pochodzenia i wspaniałe; tandetne tapety na ścianach pochodzą z
zachodu. Umywalka pod ścianą, bliżej otomany i drzwi
balkonowych, składa się z emaliowanej miednicy, pod którą stoi na
malowanej metalowej podstawce wiaderko: na żelaznej poręczy z
boku wisi tylko jeden ręcznik. Toaletka między łóżkiem i drzwiami
balkonowymi to zwyczajny stół sosnowy pokryty barwną tkaniną:
na toalecie kosztowne lustro. Drzwi wewnętrzne są w ścianie obok
łóżka: między tymi drzwiami i łóżkiem stoi komoda pokryta także
pstrą tkaniną swojskiego wyrobu: na komodzie stos powieści w
oprawach papierowych, pudło z pralinkami oraz duża stojąca
fotografia niezwykle przystojnego oficera, którego wyniosłą postawę
i magnetyczne spojrzenie można wyczuć nawet z fotografii. Pokój
jest oświetlony parą świec, z których jedna znajduje się na
komodzie, druga na toalecie, obok niej pudełko zapałek. Drzwi
balkonowe są szeroko otwarte. Drewniane okiennice, otwierające się
na zewnątrz, też są otwarte. Na balkonie młoda dama głęboko
przejęta romantycznym urokiem nocy i świadoma tego, że jej własna
młodość i uroda są częścią składową tego piękna, wpatruje się w
ośnieżone Bałkany. Ma na sobie koszulą nocną pod długim
futrzanym płaszczem, którego wartość, skromnie licząc, przewyższa
przynajmniej trzykrotnie wartość umeblowania całego pokoju. Jej
marzenia przerywa matka. Katarzyna Petkow, kobieta po
czterdziestce, władcza i energiczna. z wspaniałymi czarnymi
włosami i oczami, która mogłaby być świetnym okazem żony
górskiego gazdy, lecz woli uchodzić za wiedeńską damę, dzięki
czemu nosi o każdej porze modną suknie popołudniową.
Katarzyna
wchodzi pospiesznie, przynosząc dobre wieści
Raino! (wymawia to imię akcentując środkowe i) Raino! (podchodzi
do łóżka spodziewając się znaleźć w nim córkę) Co to?
Gdzież...
Raina zagląda do pokoju.
Na Boga! Dziecko moje, przeziębisz się na śmierć w tym mroźnym
powietrzu! Łuka mówiła ml, że śpisz.
Raina
marząc
Odprawiłam ją, chciałam być sama. Gwiazdy są tak cudowne! A co
się stało?
Katarzyna
Co za wiadomości! Stoczyliśmy bitwę...
Raina
z rozbudzonymi oczami
Ach!...
Podbiega żywo do matki.
Katarzyna
Wielką bitwę pod Śliwnicą! Zwycięstwo! Wszystko dzięki
Sergiuszowi!
Raina
z okrzykiem radości
Ach!
Obejmują się w zachwycie.
Och, mamo! (nagle z obawą) A ojciec? Zdrów, cały?
Katarzyna
Oczywiście! Od niego te wieści. Sergiusz jest bohaterem chwili,
bożyszczem całego pułku!
Raina
Mów! mów! Jak to było! (w uniesieniu) Och, mamo, mamo, mamo!
Pociąga matkę na otomanę, całują się zapamiętale.
Katarzyna
z rosnącym zapałem
Nie masz pojęcia, jakie to wszystko cudowne! Wspaniała szarża
kawalerii! Pomyśl tylko! Sergiusz nie czekał na rozkazy naszych
rosyjskich dowódców. Działał bez rozkazów! Poprowadził do ataku
na własną odpowiedzialność! Sam stanął na czele! On pierwszy
przedarł się przez armaty wroga! Raino, czy ty możesz to sobie
wyobrazić? Nasi dzielni, wspaniali Bułgarzy, z obnażonymi
szablami w dłoniach i roziskrzonymi oczami, runęli w dół jak
lawina i rozbili w puch nędznych Serbów i ich wymuskanych
austriackich oficerów! Och, Raino! A ty, ty kazałaś Sergiuszowi
czekać cały rok, zanim zgodziłaś się zostać jego narzeczoną. Ha!
Jeśli w żyłach twoich płynie bodaj kropla bułgarskiej krwi, będziesz
go czciła jak bohatera, gdy tylko wróci z pola walki.
Raina
Cóż go teraz obchodzi moje małe, biedne uwielbienie, kiedy cała
armia bohaterów oddaje mu cześć? Ale mniejsza o to... Jestem taka
szczęśliwa! taka dumna! (wstaje i chodzi po pokoju w widocznym
podnieceniu) To, co się stało, to tylko dowód, że wszystko, cośmy
sobie wyobrażali, było prawdziwe.
Katarzyna
oburzona
Wszystko, cośmy sobie wyobrażali, było prawdziwe! Nie rozumiem
ciebie!
Raina
Nasze wyobrażenie o tym, jak Sergiusz postąpi. Nasz patriotyzm.
Nasze bohaterskie ideały. Czasem wątpiłam, czy są czymś więcej
niż snem. Och, jakimi małodusznymi stworzeniami są młode
dziewczęta! Kiedy przypasałam Sergiuszowi szablę, wyglądał tak
szlachetnie! Przecież to było po prostu niecną zdradą myśleć w
takiej chwili o rozczarowaniu, o poniżeniu, o klęsce! A jednak... a
jednak... (siada nagle z powrotem obok matki) Przyrzeknij mi, że
mu tego nigdy nie powiesz.
Katarzyna
Nie wymagaj ode mnie przyrzeczenia, dopóki się nie dowiem, co
mam przyrzec.
Raina
Słuchaj, kiedy on trzymał mnie w ramionach i patrzył w moje oczy,
przyszło mi na myśl, że może te nasze bohaterskie ideały zrodziły
się z naszej namiętnej lektury Puszkina i Byrona i z naszych
rozkosznych zachwytów nad operą w Bukareszcie w tym sezonie.
Prawdziwe życie tak rzadko jest podobne do tych cudów! właściwie
nigdy, przynajmniej tak mi się wtedy zdawało, (z żalem) Mamo,
pomyśl tylko, ja wątpiłam, zastanawiałam się, czy te wszystkie jego
bohaterskie przymioty i żołnierska odwaga nie okażą się po prostu
złudą, gdy Sergiusz znajdzie się w wirze prawdziwej bitwy. Był we
mnie lęk i niepokój, że może się ośmieszyć wobec tych wszystkich
wyszkolonych oficerów z carskiego dworu.
Katarzyna
Ośmieszyć! Wstydź się, dziewczyno! Serbami dowodzą austriaccy
oficerowie, równie dobrze wyszkoleni jak Rosjanie, a jednak
bijemy ich w każdej bitwie!
Raina
Śmiejąc się i tuląc do matki
Tak, tak, to ja byłam zwyczajnym, małodusznym tchórzem. I
pomyśleć, że to wszystko prawda! Że Sergiusz jest właśnie tak
wspaniałym i szlachetnym bohaterem, na jakiego wygląda! Że świat
jest naprawdę cudownym światem dla kobiet, które umieją dostrzec
jego cuda, i dla mężczyzn, których czyny tworzą jego romantyczne
piękno! Jakież to szczęście! Jakie niewypowiedziane spełnienie
snów i marzeń!
Dalsze ich wynurzenia przerywa wejście Łuki, przystojnej i dumnej
dziewczyny w pięknym ludowym stroju bułgarskim i podwójnym
fartuszku, jest tak pewna siebie, że jej usłużność wobec R a i n y
graniczy z zuchwalstwem. Czuje respekt wobec Katarzyny, ale i w
stosunku do niej posuwa zuchwałość tak daleko, jak się odważy.
Łuka
Proszę pani, kazano zamknąć wszystkie okna, a okiennice szczelnie
przymocować; mówią, że może być strzelanina na ulicy.
Raina i Katarzyna zrywają się zaniepokojone
Serbowie uciekają przez przełęcz i ludzie mówią, że mogą wpaść do
miasta. Nasza kawaleria następuje im na pięty, a nasi ludzie tylko
czekają, żeby im dać dobrego łupnia, kiedy tak wyrywają w
popłochu.
Wychodzi na balkon i przymyka zewnętrzne okiennice, po czym
wraca do pokoju
Katarzyna
rzeczowo, jak skrzętna gospodyni
Muszę dopilnować, żeby na dole pozamykano wszystkie okna i
drzwi.
Raina
Wolałabym, żeby nasi ludzie nie byli tak okrutni. Cóż to za zaszczyt
zabijać nędznych zbiegów?
Katarzyna
Okrutni! Czy sądzisz, że tamci zawahaliby się zabić ciebie lub
zgotować ci los gorszy od śmierci?!
Raina
do Łuki
Zostaw okiennice przymknięte, zamknę je, gdybym usłyszała jakiś
hałas.
Katarzyna
stanowczo, odwracając się od drzwi
Nie, moja droga. Okiennice muszą być zaryglowane. Położysz się,
zaśniesz na pewno i zostawisz je otwarte. Łuka, pozasuwaj rygle
szczelnie.
Łuka
Dobrze, proszę pani.
Wychodzi na balkon i zasuwa sztaby.
Raina
Nie obawiaj się o mnie, mamo. Jak tylko usłyszę strzał, zgaszę
świecę, zwinę się w kłębek i nakryję się powyżej uszu.
Katarzyna
Tak będzie najrozsądniej, kochanie. Dobranoc.
Raina
Dobranoc, (jej wzruszenie wraca na chwilę) Życz mi dużo, dużo
radości!
Całują się.
To najszczęśliwsza noc mojego życia... żeby tylko nie było tych
zbiegów.
Katarzyna
Idź spać, kochanie, i nie myśl o zbiegach.
Wychodzi.
Łuka
poufnie do Rainy
Gdyby panienka chciała otworzyć okiennice, wystarczy je
popchnąć. O, tak. (popycha okiennice, które się otwierają, i zamyka
je z powrotem) Jedna z nich powinna mieć rygiel na dole, ale nie
ma.
Raina
karcąc ją z godnością
Dziękuję ci, ale musimy robić to, co nam kazano.
Łuka odpowiada pogardliwym grymasem ust.
Dobranoc.
Łuka
niedbale
Dobranoc.
Wychodzi z zuchwałą miną. Zostawszy sama, Raina zdejmuje futro
i rzuca je na otomanę, po czym podchodzi do komody i wpatruje
się w stojącą na niej fotografię z uczuciem uwielbienia, którego nie
można wyrazie słowami. Nie całuje jej, nie przyciska do piersi, nie
okazuje fizycznie żadnego uczucia, po prostu ujmuje ją w dłonie i
unosi w górę jak kapłanka.
Raina
podnosząc oczy ku fotografii
Nigdy już nie będę niegodna ciebie, bohaterze mej duszy; nigdy,
nigdy, nigdy! (stawia fotografię uroczyście z powrotem na
komodzie; z małego stosu książek wybiera jakąś powieść,
przewraca kartki w błogim zamyśleniu; znajduje szukaną stronicę,
rozkłada książkę grzbietem do środka i z westchnieniem szczęścia
kładzie się do łóżka zamierzając czytać do snu, lecz przed
zanurzeniem się w świat wyobraźni, unosi jeszcze raz oczy w górę
myśląc o błogiej rzeczywistości i szepce)
Bohaterze mój, bohaterze!
Daleki strzał przerywa ciszę nocy. Raina podnosi się nasłuchując:
dwa nowe strzały, znacznie bliższe, sprawiają, że wyskakuje z
łóżka, podbiega do komody i pospiesznie gasi jedną świecę,
następnie z palcami w uszach biegnie do toaletki, gasi drugą świecę
i z pośpiechem wraca do łóżka, po ciemku; nie widać nic prócz
migotania płomyka w wydrążonej metalowej kuli przed figurą
Chrystusa i gwiazd dostrzegalnych przez szpary w górnej części
okiennic. Strzelanina wybucha na nowo; straszliwa kanonada
rozlega się tuż pod samymi oknami; jeszcze jej echo nie ucichło,
gdy nagle okiennice znikają, otwarte z zewnątrz, i na krótką chwilę
prostokąt śnieżnego światła gwiazd obrębia czarną sylwetę męskiej
postaci: okiennice zamykają się od razu pogrążając pokój w
ciemnościach: lecz ciszę przerywa teraz odgłos zdyszanego
oddechu. Po chwili słychać pocieranie zapałki i płomyk ukazuje się
w środku pokoju.
Raina
skulona na łóżku
Kto tam?
Zapałka gaśnie momentalnie.
Kto tam? Kto to?
Glos Mężczyzny
w ciemności, stłumiony lecz groźny
Sza, sza! proszę nie krzyczeć, bo strzelę. Proszę zachować się
spokojnie, a nic złego panią nie spotka!
Słychać, że Raina wyskakuje z łóżka i zmierza ku drzwiom.
Proszę uważać, na nic się nie zda uciekać!
Raina
Ale kto...
Głos
ostrzegawczo
Proszę pamiętać, najmniejsze podniesienie głosu — a strzelam,
(rozkazująco) Proszę zapalić światło. Chcę panią widzieć. Słyszy
pani?
Znowu chwila milczenia i ciemności, podczas gdy Raina cofa się w
stronę komody. Tajemniczość kończy się, gdy Raina zapala świecę.
Mężczyzna ma lat około trzydziestu pięciu i znajduje się w stanie
godnym politowania: cały pokryty błotem, śniegiem i krwią: pas i
rzemyki rewolwerowego futerału podtrzymują strzępy niebieskiej
kurtki oficera artylerii serbskiej. Skąpe światło świecy i zaniedbana
powierzchowność przybysza pozwalają rozeznać, że jest to
mężczyzna średniego wzrostu i pospolitego wyglądu; barczysty i
mocny w karku, o okrągłej, zdradzającej upór głowie. pokrytej
kędzierzawymi brunatnymi włosami, o jasnych, bystrych oczach,
ładnym czole i ustach oraz beznadziejnie prozaicznym nosie
upartego dziecka; ma żołnierską postawę i energiczne ruchy:
cechuje go całkowita przytomność umysłu pomimo desperackiego
położenia, co więcej, wyczuwa nawet humor sytuacji, lecz bez
najmniejszej intencji igrania z ogniem lub pominięcia jakiejkolwiek
sposobności wybrnięcia z opresji. Zorientowawszy się szybko co
do osoby R a i n y, jej wieku, pozycji społecznej, charakteru,
wreszcie stopnia jej przerażenia, mówi dalej tonem grzeczniejszym,
lecz równie stanowczym:
Proszę wybaczyć, że pani przeszkadzam, ale pani poznaje mundur?
Serbski! Jeśli mnie złapią, pójdę na rozwałkę! (groźnie) Czy pani
zrozumiała?
Raina
Tak. -
Mężczyzna
Otóż ja nie mam ochoty ginąć, jak długo jest jakaś nadzieja
ocalenia, (jeszcze groźniej) Czy pani rozumie?
Spokojnie, lecz szybko zamyka drzwi na klucz.
Raina
pogardliwie
Nie bardzo, (prostuje się wyniośle i patrzy mu prosto w twarz
dodając z wymownym naciskiem)
Widzę, że niektórzy żołnierze boją się śmierci.
Mężczyzna
z wisielczym humorem
Wszyscy, łaskawa pani, proszę mi wierzyć, że wszyscy. Naszą
powinnością jest żyć tak długo, jak się da. Otóż, gdyby pani
podniosła alarm...
Raina
przerywając mu
Zastrzeli mnie pan. A skąd pan wie, że j a się boję śmierci?
Mężczyzna
przebiegle
Rozumiem. Ale przypuśćmy, że ja pani nie zastrzelę, co wtedy?
Banda waszych kawalerzystów wpadnie do tego pięknego pokoju i
zarżnie mnie tu jak wieprza, bo ja będę walczył jak opętany demon;
nie uda im się wyprowadzić mnie stąd na ulicę, żeby się tam ze
mną pobawić. Znam ja tych ptaszków. Czy pani jest przygotowana
na przyjęcie tego rodzaju towarzystwa w tym negliżu?
Raina świadoma nagle, ze jej całym strojem jest nocna koszula,
cofa się instynktownie i ściąga koszulę dokoła szyi. Przybysz bledli
jej ruchy i dodaje bezlitośnie:
Trudno nazwać go odpowiednim do przyjmowania gości. Raina
zwraca się w stronę otomany. Przybysz momentalnie podnosi
rewolwer i woła:
Stać!
Ona zatrzymuje się.
Dokąd pani idzie?
Raina
z cierpliwą godnością
Tylko po mój płaszcz.
Mężczyzna
podchodząc szybko do otomany i chwytając futro
Świetna myśl! Zaopiekuję się tym futrem, a pani postara się o to,
żeby tu nikt nie wszedł i nie oglądał pani bez tego okrycia. To
lepsza broń niż rewolwer, prawda? Rzuca rewolwer na otomanę.
Raina wzburzona
To nie jest broń dżentelmena!
Mężczyzna
Ale dobra dla człowieka, którego od śmierci dzieli tylko osoba
pani.
Kiedy mierzą się wzajemnie przez chwilę oczami, przy czym Raina
nie chce uwierzyć, że nawet serbski oficer może być tak mało
rycerski i tak cynicznie samolubny, ostra strzelanina na ulicy
wyrywa ich z tego stanu. Zimny powiew zagrażającej śmierci tłumi
głos Mężczyzny, który dodaje:
Słyszy pani? Jeśli pani zamierza wpuścić tutaj tych łotrzyków, musi
ich pani przyjąć w negliżu.
Na zewnątrz hałas i zamieszanie. Ścigający tłuką w drzwi domu
krzycząc: „Otwierać! Otwierać drzwi! Wstawać! Zbudźcie się!"
Głos Służącego rozlega się wewnątrz wołając gniewnie: ,.To jest
dom majora Petkowa! Tu nie można wchodzić!" Lecz wznowiony
hałas i mocne dobijanie się do drzwi zmusza Służącego do otwarcia
drzwi z łańcucha, który spada z brzękiem, po czym słychać tupot
ciężkich kroków i wrzawę tryumfalnych okrzyków opanowanych
wreszcie przez stanowczy głos Katarzyny, która z oburzeniem
zapytuje Oficera: „Co to znaczy, proszę pana! Czy pan wie, w
czyim domu pan się znajduje?" Hałas nagle cichnie.
Łuka
na zewnątrz, stukając do sypialni Rainy
Panienko, panienko! Proszę wstawać prędko i otworzyć, bo inaczej
oni zaraz wyważą drzwi!
Zbieg podrzuca głowę z gestem człowieka. który widzi, że
wszystko stracone; porzuca ton, którym chciał nastraszyć Rainę.
Mężczyzna
glosem szczerym i uprzejmym
Wszystko na nic. Jestem zgubiony, (rzucając futro w stronę Rainy)
Szybko, proszę włożyć, zaraz tu będą.
Raina
Och, dziękuję panu!
Otula się futrem s widoczną ulgą.
Nie ma za co.
Mężczyzna
przez zęby
Raina
z niepokojem
Co pan teraz zrobi?
Mężczyzna
ponuro
O tym dowie się pierwszy człowiek, który tu wpadnie. Niech się
pani usunie na bok i proszę nie patrzeć. To nie potrwa długo, ale
widok nie będzie miły.
Wyciąga szable z pochwy i staje naprzeciw drzwi w postawie
wyczekującej.
Raina
impulsywnie
Pomogę panu. Ocalę pana!
Mężczyzna
To niemożliwe.
Raina
To możliwe. Schowam pana. {ciągnie go do okna} Tu, za tą
zasłoną!
Mężczyzna
ulegając jej
Może, może, jeśli Pani zachowa przytomność umysłu.
Raina zaciągając zasłonę
Sz...sz!
Podbiega do otomany.
Mężczyzna
wysuwając głowę
Proszę pamiętać, że...
Raina
Że co?
Mężczyzna
Że na dziesięciu żołnierzy, dziewięciu to zwyczajni durnie
Raina
Och!
Zaciąga zasłonę z gniewem.
Mężczyzna
wysuwa głowę z drugiej strony
Przyrzekam pani, że jeśli mnie znajdą, będę się bił jak sto diabłów!
Raina tupie nogą; głowa znika pospiesznie za zasłoną. Raina
zdejmuje futro i rzuca je niedbale w nogach łóżka, po czym z miną
zaspaną i zaniepokojoną otwiera drzwi. Wpada podniecona Łuka.
Łuka
Widziano, że jeden z tych przeklętych Serbów wspinał się po
rynnie na balkon. Nasi ludzie chcą przeszukać dom, ale są wściekli
i pijani, zachowują się jak dzikusy, (przechodzi na drugą strona
pokoju, żeby być jak najdalej od drzwi) Pani prosi, żeby panienka
ubrała się zaraz i...
Spostrzega rewolwer na otomanie i milknie stając jak wryta.
Raina
nadąsana, udając oburzenie z powodu całego zajścia
Tutaj nie mają nic do szukania. Dlaczego wpuszczono ich do
domu?
Katarzyna
wchodząc szybko
Raino, kochanie, nie spotkało cię nic złego? Czyś ty coś słyszała?
Czy widziałaś kogo?
Raina
Słyszałam strzelaninę. Żołnierze chyba nie odważą się wejść do
mojego pokoju.
Katarzyna
Na szczęście jest z nimi oficer rosyjski, który zna Sergiusza.
[mówiąc do kogoś za uchylonymi drzwiami) Proszę, niech pan
wejdzie. Córka moja przyjmie pana.
Młody Oficer rosyjski w bułgarskim mundurze wchodzi z szablą w
dłoni.
Oficer
z lisim ugrzecznieniem, zachowując sztywną żołnierską postawę
Dobry wieczór, łaskawa pani. Przepraszam za najście, ale na tym
balkonie kryje się serbski zbieg, może panie będą łaskawe wyjść na
chwile, muszę dokonać rewizji...
Raina
nadąsana
To nie ma sensu, proszę pana, przecież pan widzi, że na balkonie
nie ma nikogo.
Otwiera na oścież okiennice, stojąc plecami do zasłony, za którą
kryje się Zbieg, i pokazując balkon oświetlony księżycem. Tuż pod
balkonem rozlegają się dwa strzały. jedna kula trafia w szybę
naprzeciw Rainy, która przymyka oczy i łapie oddech, ale nie rusza
się z miejsca; Katarzyna słania się z krzykiem, a Oficer
zawoławszy „proszę uważać", wypada na balkon.
Oficer
na balkonie, wrzeszcząc dziko na ludzi stojących na dole
Nie strzelać, durnie, słyszycie?! Nie strzelać mówię, do stu tysięcy
diabłów! (przez chwile patrzy jeszcze w dół, po czym zwraca się do
Rainy usiłując mówić znowu tonem ugrzecznionym}
Czy bez wiedzy pani mógł ktokolwiek dostać się tutaj? Czy pani
spała?
Raina
Nie, nie kładłam się wcale.
Oficer
zniecierpliwiony, wracając do pokoju
Sąsiedzi państwa mają głowy tak pełne serbskich zbiegów, że
widzą ich wszędzie, (z kurtuazją) Łaskawa pani, przepraszam
tysiąckrotnie. Dobranoc.
Składa wojskowy ukłon, na który Ruina odpowiada chłodnym
skinieniem głowy, drugi ukłon składa Katarzynie, która wychodzi
za nim. Raina zamyka okiennice, obraca się i spostrzega Łukę,
która obserwowała całą scenę z widocznym zaciekawieniem.
Raina
Łuko, nie odstępuj od pani, póki wszyscy żołnierze nie wyjdą z
domu.
Łuka rzuca spojrzenie na R a i n ę, na otomanę i na zasłanę, przy
czym zaciska usta tajemniczo, wybucha bezczelnym chichotem i
wychodzi. Raina oburzona bardzo tym popisem idzie za nią do
drzwi. które zatrzaskuje i zamyka gwałtownie na klucz. Mężczyzna
wysuwa się natychmiast spoza zasłony chowając szable do pochwy,
po
czym
pozbywszy
się
nieaktualnej
już
myśli
o
niebezpieczeństwie podchodzi uprzejmie do Rainy.
Mężczyzna
O włos chybili... ale o włos znaczy to samo co o milę. Szanowna,
droga pani, jestem sługą pani na całe życie. Przez wzgląd na panią
żałuję, że nie zaciągnąłem się do bułgarskiej armii, nie jestem
rodowitym Serbem.
Raina
wyniośle
Oczywiście, że nie. Pan jest jednym z tych Austriaków, którzy
nakłonili Serbów, żeby nas pozbawili wolności narodowej i którzy
dowodzą serbską armią. Nienawidzimy was z całej duszy!
Mężczyzna
Ja Austriakiem? Nic podobnego! Niech łaskawa pani pozbędzie się
nienawiści do mnie. Jestem Szwajcarem. Biorę udział w tej wojnie
jako zawodowy żołnierz. Zaciągnąłem się do armii serbskiej, gdyż
w drodze ze Szwajcarii natknąłem się najpierw na Serbów. Proszę o
wspaniałomyślność. Pobiliście nas na głowę.
R ai n a
Czyż nie byłam wspaniałomyślna?
Mężczyzna
Szlachetna! Bohaterska! Ale ja nie jestem jeszcze ocalony. Ta fala
pościgu skończy się wkrótce, ale pościg ogólny będzie trwał z
przerwami do rana. Muszę spróbować ucieczki podczas takiej
spokojnej przerwy, (ujmująco) Pani pozwoli mi poczekać tu kilka
chwil?
Raina
przybierając najwytworniejszy ton rozmowy towarzyskiej
Ależ bardzo proszę. Zechce pan usiąść.
Mężczyzna
Dziękuję.
Siada w nogach łóżka. Raina podchodzi z wyszukanym wdziękiem
do otomany i zajmuje na niej miejsce; na nieszczęście siada na
porzuconym rewolwerze i zrywa się z krzykiem. Mężczyzna
roztrzęsiony nerwowo, rzuca się na drugą stronę pokoju jak
przestraszony koń i mówi z irytacją:
Niechże mnie pani tak nie straszy! Co się stało?
Raina
Pański rewolwer! Przez cały czas leżał tu na oczach tego oficera.
Pan ma szczęście!
Mężczyzna rozzłoszczony tym niepotrzebnym przestrachem
I to wszystko?
Raina
patrząc nań coraz wynioślej w miarę jak jej opinia o nim maleje, a
ona sama czuje się coraz swobodniejsza
Przepraszam, że pana przestraszyłam, {ujmuje rewolwer i wręcza
mu} Proszę się uzbroić przeciwko mnie.
Mężczyzna
z uśmiechem znużenia w odpowiedzi na jej sarkazm, biorąc
rewolwer
To na nic, łaskawa pani. Nie nabity.
Chowa rewolwer do futerału z kpiącym grymasem.
Raina
Więc niechże go pan nabije, bardzo proszę.
Mężczyzna
Nie mam amunicji. Co za korzyść z nabojów w czasie bitwy?
Zamiast nich noszę zawsze czekoladę. Ale ostatni kawałek zjadłem
już dobrych kilka godzin temu.
Raina
urażona w swoich najświętszych ideałach męskiej dzielności
Czekoladę? Pan napycha sobie kieszenie słodyczami, jak uczniak,
nawet na polu bitwy?
Mężczyzna
z uśmiechem
Ano tak. To godne pogardy, prawda? (zgłodniały) Żałuję, że nie
mam już ani kawałka.
Raina
Pan pozwoli, (żegluje majestatycznie do komody i wraca z dużym
pudlem czekoladek)
Przepraszam, że zjadłam prawie wszystkie, ale jeszcze kilka
zostało. Proszę...
Podaje mu pudło.
Mężczyzna
żarłocznie
Pani jest aniołem! (łyka zawartość pudła) Ha, miętowe w
czekoladzie! Co za rozkosz! (szuka na dnie, lecz nie znajduje nic
więcej, wygarnia palcami resztki cukru i oblizuje palce, kiedy i ten
pokarm się kończy, przyjmuje swój los z humorem i mówi głosem
pełnym wdzięczności) Niech pani Bóg wynagrodzi, łaskawa pani!
Pani może zawsze rozpoznać starego doświadczonego żołnierza
według zawartości jego olstrów i pasa ładunkowego. Młodzi noszą
broń i amunicję, starzy — żywność.
Dziękuję.
Wręcza jej pudło; Rai n a chwyta je z pogardą i odrzuca na bok. On
znowu uchyla się jakby z obawy, ze ona chce go uderzyć.
Ha! Niech pani poniecha takich nagłych ruchów. To nie godne
łaskawej pani mścić się za to, że panią przestraszyłem przed chwilą.
Ra i n a
wyniośle
Pan mnie przestraszył? Czy pan da wiarę, że chociaż jestem tylko
słabą kobietą, jestem w duszy tak samo odważna jak pan?
Mężczyzna
Owszem, wierzę w to. Ale pani nie była w pierwszej linii ognia
przez trzy dni, tak jak ja. Dwa dni mogę wytrzymać, nie pokazując
wiele po sobie, ale żaden człowiek nie wytrzyma trzech dni. Gonię
ostatkiem nerwów... [siada na otomanie ujmując głowę w dłonie)
Czy zrobiłoby pani przyjemność, gdybym się rozpłakał?
Raina
zaniepokojona
Nie, nie!
Mężczyzna
Gdyby pani zechciała zobaczyć moje łzy, wystarczyłoby mnie
skarcić, jak piastunka karci małego brzdąca. Gdybym był teraz w
namiocie, moi towarzysze broni kpiliby ze mnie bez końca.
R a i na
lekko wzruszona
Przepraszam. Nie będę pana karciła.
Wzruszony jej współczuciem podnosi głowę i patrzy na nią z
wdzięcznością. Raina natychmiast odsuwa się przybierając sztywną
minę. Proszę mi wybaczyć, ale nasi żołnierze nie są tacy.
Oddala się od otomany.
Mężczyzna
Tacy sami, łaskawa i droga pani. Są tylko dwa rodzaje żołnierzy:
starzy i młodzi. Mam już za sobą czternaście lat służby, połowa
waszych ludzi nie wąchała dotąd prochu. Więc jak się to stało, że
pobiliście nas? Sprawiła to zupełna nieznajomość sztuki wojennej,
nic więcej, (oburzony) Nigdy jeszcze nie widziałem tak amatorskiej
armii.
Raina
z ironią
Ach, więc pan uważa, że pobiliśmy was po amatorsku?
Mężczyzna
No, proszę pani! Czy to metoda zawodowa rzucić cały pułk
kawalerii na baterię karabinów maszynowych mając niezawodną
pewność, że gdy ta bateria zacznie grać, ani jeden koń, ani jeden
jeździec nie doleci nawet na pięćdziesiąt metrów do linii ognia?!
Nie chciałem wierzyć własnym oczom, gdy to zobaczyłem...
Raina
zwracając się ku niemu skwapliwie, w nagłym przypływie
entuzjazmu i marzeń o wielkości
Pan widział tę wielką szarżę kawalerii? Niech mi pan opowie o
niej, niech mi pan ją opisze.
Mężczyzna
Pani nie widziała nigdy szarży kawalerii?
Raina
Przecież nie miałam okazji.
Mężczyzna
Prawda, prawda, oczywiście, że nie! Więc... to bardzo zabawny
widok. To tak, jakby ktoś rzucił garść grochu w szybę: najpierw
jedno ziarnko uderza o szybę, zaraz potem dwa lub trzy, a potem
cała reszta na raz.
Raina
z roziskrzonymi oczami podnosząc w ekstazie splecione dłonie w
górę
Tak! ale najpierw ten jeden! Najdzielniejszy z dzielnych!
Mężczyzna
prozaicznie
Hm! Gdyby pani zobaczyła tego bohaterskiego biedaka
hamującego swego konia!
Raina
A dlaczego, dlaczego miałby hamować konia?
Mężczyzna
zniecierpliwiony tym niedorzecznym pytaniem
Bo koń wyrywa się naprzód i pędzi na oślep. Czy pani przypuszcza,
że ten jeździec pragnie dotrzeć do celu pierwszy, żeby znaleźć
pewną śmierć? Bo potem nadlecą wszyscy razem. Można odróżnić
młodych po ich dzikości i szalonych ciosach. Starzy pędzą zbitą
kupą, bardzo ostrożnie, oni wiedzą, że są po prostu żywymi
pociskami i że żadna próba walki nic im nie pomoże. Rany, jakie
odnoszą, to przeważnie rozbite kolana, na skutek zderzenia się
koni.
Raina
Okropność! Ale nie wierzę, że ten pierwszy jeździec jest tchórzem.
Jestem głęboko przeświadczona, że to bohater!
Mężczyzna
z dobrodusznym humorem
Tak, każdy kto zobaczyłby pierwszego jeźdźca w dzisiejszej szarży,
powiedziałby to samo.
Raina
z zapartym tchem, przebaczając mu wszystko
Ach, wiedziałam to! Niech pan mówi! Niech mi pan opowie o nim!
Mężczyzna
Cóż mogę pani powiedzieć? Rolę swoją wykonał jak bohaterski
tenor w operze. Przystojny junak, z płomiennymi oczami i
wspaniałym wąsem, pędził rycząc swój okrzyk wojenny i atakując
jak donkiszot wiatraki. Śmieliśmy się do rozpuku!
Raina
Mieliście czelność śmiać się?
Mężczyzna
Mieliśmy. Ale kiedy nasz sierżant, blady jak trup, podbiegł z
oznajmieniem, że przysłano nam nieodpowiednią amunicję i że nie
będziemy mogli oddać ani jednego strzału przez następne dziesięć
minut, usta nasze wykrzywiły się innym uśmiechem. Jak żyję nie
miałem takich mdłości, choć zdarzyło mi się nieraz być w ciężkiej,
prawie beznadziejnej sytuacji. W dodatku nie miałem nawet
jednego naboju rewolwerowego, a w pasie ładunkowym była tylko
czekolada. Nie mieliśmy bagnetów; słowem, zbrojni w karabiny
maszynowe, byliśmy bezbronni! Nic dziwnego, że zrobili z nas
siekaninę. A nasz donkiszot wrzeszczał, jakby walił w dziesięć
bębnów, przekonany, że dokonał niesłychanej rzeczy, podczas gdy
w rzeczywistości należało go postawić przed sąd wojenny. Ze
wszystkich błaznów puszczonych luzem na polu bitwy, ten był
chyba najbardziej obłąkany. On po prostu popełnił samobójstwo z
całym swoim pułkiem. Tyle tylko, że samobójcza broń zawiodła.
Rewolwer nie wystrzelił, w tym cały gips.
Raina
dotknięta głęboko, lecz wierna swoim ideałom
Tak pan sądzi? Czy pan poznałby go, gdyby go pan zobaczył?
Mężczyzna
Nigdy nie zapomnę tej twarzy!
Raina podchodzi znowu do komody, on śledzi jej ruchy z
nieokreśloną nadzieją, ze ona przyniesie coś do zjedzenia, lecz
Raina zdejmuje fotografię i wraca z nią na swoje miejsce.
Raina
To jest fotografia dżentelmena, patrioty i bohatera, z którym jestem
zaręczona.
Mężczyzna
poznaje od razu, zaskoczony
Przepraszam panią jak najmocniej, (patrząc jej w oczy] Czy to się
godziło ciągnąć mnie za słowo? (spogląda znowu na fotografię)
Tak, to nasz donkiszot. Nie ma najmniejszej wątpliwości.
Tłumi śmiech.
Raina
szybko
Dlaczego pan się śmieje?
Mężczyzna
przepraszając, choć jeszcze rozbawiony
Zapewniam panią, że się nie śmiałem... W każdym razie nie miałem
najmniejszego zamiaru. Ale kiedy pomyślę, jak atakował te
wiatraki w przekonaniu, że dokonuje naprawdę wielkiej rzeczy...
Dławi się tłumionym śmiechem.
Raina
surowo
Proszę mi oddać tę fotografię.
Mężczyzna
ze szczerą skruchą
Służę, Naturalnie. Najmocniej przepraszam raz jeszcze. Podaje jej
fotografię. Raina rozmyślnie całuje ją patrząc mu prosto w oczy
przed odniesieniem jej na właściwe miejsce, na komodzie. On idzie
za nią usprawiedliwiając się:
Może ja się mylę, na pewno się mylę, proszę pani.
Prawdopodobnie, a raczej na pewno się mylę: musiał się skądś
dowiedzieć o naszym braku amunicji i wiedział, że może wykonać
swój zamiar zupełnie bezpiecznie.
Raina
Chce pan powiedzieć, że to tchórz, który udawał bohatera! Takiego
zarzutu nie ważył się pan przedtem postawić.
Mężczyzna
z komicznym gestem rozpaczy
Widzę, że to wszystko na nic... Pani nie myśli jak zawodowy
żołnierz. Gdy zwraca się w kierunku otomany, dwa strzały
rozlegają się w oddali grożąc nowym niebezpieczeństwem.
Raina
surowo, widząc że on nasłuchuje z niepokojem
Tym lepiej dla pana!
Mężczyzna
odwracając się
Jak to? Nie rozumiem.
Raina
Pan jest moim wrogiem i jest pan zdany na moją łaskę. Jaki byłby
los pana, gdybym była zawodowym żołnierzem?
Mężczyzna
To prawda łaskawa i droga pani; pani zawsze ma rację. Przecież
wiem, ile dobroci okazała mi pani. Do końca życia nie zapomnę
tych trzech czekoladek z miętą. To nie był czyn żołnierski, to był
czyn anielski.
Raina
chłodno
Dziękuję. A teraz postąpię po żołniersku. Pan nie może zostać tutaj
po tym wszystkim, co pan powiedział o moim przyszłym mężu.
Otóż ja wyjdę na balkon i zbadam, czy pan może zejść bezpiecznie
po tej rynnie na ulicę.
Zwraca się do okna.
Mężczyzna
ze zmienioną twarzą
Co? Zejść na dół po tej rynnie? Proszę się zatrzymać! Proszę
poczekać! Nie mogę, nie dam rady, nie mam odwagi! Na samą
myśl o tym dostaję zawrotu głowy! Wspiąłem się po niej na balkon
jakoś szybko, bo czułem śmierć za plecami. Ale teraz spuścić się po
niej na dół z zimną krwią!... (opada na otomanę) Nie! Nie! Nie
mogę! Wolę się poddać... jestem pobity! Proszę zaalarmować cały
dom...
Opuszcza głowę na ręce w zupełnym przygnębieniu.
Raina
rozbrojona i pełna litości
No, no, głowa do góry!
Pochyla się nad nim niemal jak matka, lecz on potrząsa tylko
głową.
Och, to taki żołnierz z pana?. Czekoladowy żołnierz! No, głowa do
góry! Proszę pamiętać, że zejście po rynnie wymaga mniej odwagi
niż klęska w bitwie.
Mężczyzna
marzycielsko ukołysany jej słowami
Nie, nie, klęska oznacza tylko śmierć, a śmierć to sen... Och, spać,
spać, spać... spać niezakłóconym snem! A schodzić po tej rynnie —
znaczy działać, wysilać się... myśleć! Łatwiej dziesięć razy zginąć!
Raina
przejęta i zdziwiona, wpadając mimo woli w rytm jego znużenia
Taki pan śpiący?
Mężczyzna
Od dnia zaciągu nie zaznałem ani dwóch godzin spokojnego snu. A
przez ostatnich czterdzieści osiem godzin nie zmrużyłem oka ani na
jedną chwilę.
Raina
bezradna i zrozpaczona
Więc co ja mam zrobić z panem?
Mężczyzna
wstając i zataczając się ze zmęczenia, pobudzony jej rozpaczą
Oczywiście, muszę coś zrobić, (otrząsa się, przytomnieje i mówi z
wigorem i nową odwaga) Widzi pani, wyspany czy niewyspany,
głodny czy syty, zmęczony czy wypoczęty, człowiek zawsze potrafi
coś zdziałać, gdy wie, że musi. Otóż ja muszę zejść po tej rynnie...
(uderza się w pierś) Słyszysz, ty czekoladowy żołnierzu?
Zwraca się do okna.
Raina
z obawą
A jeśli pan spadnie?
Mężczyzna
To zasnę na kamieniu jak na puchowym łożu. Żegnam panią.
Rusza odważnie na balkon, w chwili gdy ręka jego ujmuje
okiennice, z ulicy rozlega się ostra strzelanina.
Raina
podbiegając do niego
Stać! {chwyta go bezceremonialnie i obraca twarzą w stronę
pokoju]
Tam pana zabiją!
Mężczyzna
ozięble, lecz uprzejmie
Mniejsza o to; śmierć należy do mojego codziennego programu.
Muszę zaryzykować, (stanowczo) A teraz musi pani wykonać moje
polecenie. Przede wszystkim proszę zgasić świecę, żeby ci z dołu
nie zobaczyli światła, gdy otworzę okiennicę. Proszę stać z daleka
od okna, bo gdyby tamci mnie zobaczyli, wezmą mnie na pewno na
cel.
Raina
nie odrywając się od niego
Na pewno pana zobaczą. Noc jest jasna, księżycowa. Ocalę pana.
Och, jak można być tak obojętnym! Czy pan chce, żebym pana
ocaliła, czy nie?
Mężczyzna
Ja tylko nie chcę przysparzać pani kłopotu.
Raina potrząsa nim zniecierpliwiona.
Zapewniam panią, że nie jestem zobojętniały na śmierć. Pani chce
mnie ocalić. Ale jak to zrobić?
Raina
Przede wszystkim niech pan odejdzie od okna.
Pociąga go silnie na środek pokoju; z chwilą gdy go puszcza, on
mechanicznie odwraca się w stronę okna. Ona znowu odciąga go
od okna wołając:
Proszę się nie ruszać!
On stoi wreszcie bez ruchu jak zahipnotyzowany, nie panując
dłużej nad nowym atakiem znużenia; ona puszcza go mówiąc
tonem opiekunki:
Niech pan posłucha! Pan musi zaufać naszej gościnności. Pan
jeszcze nie wie, w czyim domu pan się znajduje.
Jestem z domu Petkowówna.
Mężczyzna
Jaka?
Raina
z pewnym oburzeniem
To znaczy, że należę do rodu Petkowów, najbogatszego i
najbardziej znanego w całym kraju.
Mężczyzna
Rozumiem i bardzo przepraszam. Oczywiście! Co za dureń ze
mnie! Petkowie...
R a i na
Niech pan nie udaje, po co się zniżać do fałszu? Przecież pan nigdy
w życiu nie słyszał o tym rodzie.
Mężczyzna.
Pani wybaczy! Jestem tak wyczerpany, że myśleć trudno. A zmiana
tematu była tak nagła i niespodziewana. Niechże mnie pani nie łaje.
Raina
Przepraszam, zapomniałam. Mógłby się pan rozbeczeć.
On potakuje zupełne poważnie. Raina wydyma usta, po czym mówi
dalej tym samym tonem opiekunki:
Muszę panu powiedzieć, że mój ojciec posiada najwyższy stopień,
jaki w naszej armii osiągnął kiedykolwiek Bułgar. On jest (z dumą)
majorem!
Mężczyzna
udając, ze jest pod wrażeniem
Majorem! Ach doprawdy! Kto by się tego spodziewał!
Raina
Okazał pan wielką ignorancję sądząc, że na nasz balkon trzeba się
wspinać po rynnie. Nasz dom jest jedynym prywatnym domem
piętrowym, a wewnątrz są schody, po których schodzi się na dół i
wchodzi na górę.
Mężczyzna
Schody? Niesłychane! Pani żyje w wielkim zbytku, łaskawa pani.
Raina
Czy pan wie, co to jest biblioteka?
Mężczyzna
Biblioteka? Taki pokój pełen książek?
Raina
Zgadł pan. Otóż my mamy bibliotekę... Jedyną bibliotekę w całym
kraju.
Mężczyzna
Naprawdę? Prawdziwą bibliotekę. Rad bym ją zobaczyć.
Raina
z afektacją
Mówię panu o tych rzeczach na dowód, że pan nie znajduje się w
domu ciemnych wieśniaków, którzy zabiliby pana natychmiast po
zobaczeniu pańskiego serbskiego munduru. Nie, pan jest wśród
ludzi cywilizowanych. My wyjeżdżamy co rok na sezon operowy
do Bukaresztu, byłam także w Wiedniu... cały miesiąc.
Mężczyzna
Domyślałem się tego, droga pani. Wyczułem od razu, że Pani jest
światową damą.
Raina
Był pan kiedy na operze „Ernani"?1
1/Mowa tu o operze Verdiego pod tym tytułem, której libretto
napisane jest do dramatu Victora Hugo: „Hernani".
Mężczyzna Czy to może ta z diabłem w czerwonych trykotach i z
chórem żołnierzy?
Raina
pogardliwie
Nie!
Mężczyzna
tłumiąc głębokie westchnienie znużenia
W takim razie nie byłem.
Raina
Myślałam, że może pan pamięta tę wielką scenę, w której Ernani,
uciekając przed wrogami właśnie tak, jak pan dzisiaj, chroni się w
zamku najzaciętszego wroga, starego szlachcica kastylskiego.
Szlachcic nie oddaje go w ręce władz, gdyż osoba gościa jest dla
niego święta.
Mężczyzna
szybko, lekko ożywiony
Czy rodzice pani podzielają ten pogląd?
Raina
z godnością
Moja matka i ja możemy zrozumieć ten pogląd, jak się pan wyraża.
Otóż, gdyby zamiast grozić mi rewolwerem, jak to pan zrobił,
zaufał pan naszej gościnności, mógłby się pan czuć tak bezpieczny
jak w domu własnego ojca. Mężczyzna
Naprawdę?
Raina
odwracając się od mego z niesmakiem
Widzę, że pan tych rzeczy nie zrozumie.
Mężczyzna
Niech się pani nie gniewa. Pani rozumie, jak niefortunne byłoby
moje położenie, gdyby mnie taka ufność zawiodła. Ojciec mój jest
człowiekiem bardzo gościnnym, posiada sześć hoteli, ale nie
zaufałbym mu aż do tego stopnia. A co by zrobił ojciec pani?
Raina
Ojciec mój jest pod Śliwnicą. Walczy o wolność naszej ojczyzny.
Tutaj ja odpowiadam za bezpieczeństwo pana. Daję panu na to
moją rękę. Czy to panu wystarczy? Podaje mu dłoń.
Mężczyzna
oglądając niepewnie własną rękę
Droga pani, lepiej nie dotykać moich rąk. Musiałbym je najpierw
umyć.
Raina
wzruszona
To bardzo ładnie z pańskiej strony. Widzę, że pan jest
dżentelmenem.
Mężczyzna
zaskoczony
Nie rozumiem...
Raina
Pan może myśli, że jestem zaskoczona? Otóż moi rodacy dobrze
wychowani, tak jak nasza rodzina, myją ręce prawie codziennie.
Dlatego umiem ocenić pańską delikatność. Możemy sobie podać
dłonie.
Podaje mu dłoń powtórnie.
Mężczyzna
całuje jej rękę, założywszy swoje w tył
Dziękuję, łaskawa pani. Czuję się nareszcie bezpieczny. A teraz
może pani byłaby tak dobra i zawiadomiła swoją matkę! Będzie
lepiej, jeśli moja obecność tutaj jak najprędzej przestanie być
tajemnicą.
Raina
Ale pan zachowa się spokojnie podczas mej nieobecności?
Mężczyzna
Oczywiście...
Siada na otomanie. Raina podchodzi do łóżka i otula się futrem. On
zamyka oczy. Ona podchodzi do drzwi i rzucając na niego ostatnie
spojrzenie stwierdza, że on zasypia.
Raina
przy drzwiach
Ale pan nie zaśnie, prawda?
On mruczy cos niezrozumiale, ona podbiega i potrząsa, nim.
Słyszy pan? Niech się pan zbudzi... pan już zasypia.
Mężczyzna
Co? Ja... zasypiam? Nie, nie, nigdy w życiu. Ja się tylko
zamyśliłem... Wszystko w porządku. Czuwam.
Raina
surowo
Proszę wstać... Będzie pan czekał na mój powrót, stojąc.
On wstaje niezbyt chętnie.
Przez cały czas, rozumie pan?
Mężczyzna
stojąc niezbyt pewnie
Oczywiście. Oczywiście... Może pani na mnie polegać. Raina
spogląda na niego z powątpiewaniem. On uśmiecha się blado. Ona
odchodzi niechętnie, odwraca się przy drzwiach i niemal przyłapuje
go w trakcie ziewania, po czym wychodzi.
Mężczyzna
sennie
Spać, Spać, Spać, Spa... (słowa zamieniają się w pomruk; budzi się
nagle i dzięki temu nie przewraca się) Gdzie ja jestem? Chciałbym
to wiedzieć... gdzie ja jestem? Muszę czuwać. Nic mnie tak nie
otrzeźwi jak niebezpieczeństwo. To trzeba pamiętać, (z naciskiem)
Niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo, niebezpiecz... (znowu
niezrozumiały pomruk i znowu przebudzenie z przestrachem)
Gdzie niebezpieczeństwo? Muszę poszukać. (krąży dookoła pokoju
szukając czegoś) Czego ja szukam? Sen... niebezpieczeństwo... nie
wiem. (potyka się o łóżko} O, właśnie, teraz już wiem. Wszystko w
porządku. Mam się położyć do łóżka, ale nie wolno mi zasnąć.
Nawet się nie położę, tylko usiądę... (siada na łóżku, błogi wyraz
pojawia się na jego twarzy) Och, jak dobrze!
Z radosnym westchnieniem pada jak długi na łóżko, ostatnim
wysiłkiem wyciąga nogi w butach i zasypia natychmiast
kamiennym snem. Wchodzi Katarzyna, za nią Raina.
Raina
spoglądając na otomanę
Nie ma go! Zostawiłam go tutaj.
Katarzyna
Tutaj? Więc musiał zejść po rynnie.
Raina
rzuciwszy okiem na łóżko
Och!
Wskazuje palcem.
Katarzyna
zgorszona
Coś niesłychanego!
Kieruje się do łóżka. Staje z jednej, a Raina z drugiej strony. Śpi
jak zabity! A to brutal!
Raina
zatroskana Sz...szsz!
Katarzyna
potrząsając nim
Panie! (szarpie go mocniej) Panie!! (szarpie go gwałtownie)
Panie!!!
Raina
chwyta matkę za rękę
Dosyć, dosyć, niech go mama nie szarpie. Kochane biedaczysko
wycieńczony do cna! Niech śpi.
Katarzyna
zdumiona wracając się do Rainy
„Kochane biedaczysko"? Raino!!!
Patrzy surowo na córkę. Mężczyzna Śpi głęboko.
AKT DRUGI
Szósty marca 1886 roku. W ogrodzie domu majora Petkowa. Piękny
poranek wiosenny; ogród tchnie świeżością i urokiem. Poza
ogrodzeniem widać szczyty dwóch minaretów, które dowodzą, że w
głębi znajduje się kotlina, a w niej małe miasteczko. O kilka
kilometrów dalej wznoszą się Góry Bałkańskie, które zamykają
krajobraz. Patrząc ku nim z wnętrza ogrodu, widzi się z lewej strony
boczną ścianę domu z furtką wiodącą do ogrodu, do którego
schodzi się po kilku stopniach. Na prawo stajnia, z dziedzińcem i
wrotami, wdziera się niemal w ogród. Wzdłuż ogrodzenia i domu
rosną krzewy owocowe, na których suszy się świeżo wyprana
bielizna. Przy domu biegnie ścieżka, która podnosi się o dwa
schodki na rogu i znika na skręcie. W środku, niewielki stół, z parą
krzeseł z giętego drzewa, nakryty do śniadania; widzimy na nim
turecki imbryk do kawy, filiżanki, bułki itp. Stan filiżanek i
pieczywa wskazuje, ze już jest po śniadaniu. Pod ścianą, na prawo,
stoi drewniana ławka ogrodowa.
Łuka, z papierosem w ustach, stoi między stołem i domem
odwrócona z gniewną pogardą tyłem do służącego, który prawi jej
kazanie. Jest to mężczyzna w średnim wieku, spokojnego
usposobienia, o niewielkiej, lecz bystrej inteligencji; cechuje go
zadowolenie z siebie samego i ze swojego stanowiska służącego
oraz niewzruszony spokój dobrego kalkulatora, wolnego od
wszelkich złudzeń. Nosi biały bułgarski strój ludowy: kurtkę z
haftowanym szlakiem i szarfą, szerokie szarawary i wyszywane
kapce. Głowę ma ogoloną aż do czubka, co daje mu wysokie
japońskie czoło. Na imię mu Mikoła.
Mikoła Ostrzegam cię, póki czas, Łuko, zmień swoje zachowanie.
Znam naszą panią. Jest tak pyszna, że jej się nawet nie śni, żeby
ktoś ze służby mógł jej okazać dysrespekt; ale niech tylko raz się
spostrzeże, że ją lekceważysz, wyrzuci cię.
Łuka
A żebyś wiedział, że ją lekceważę. I będę ją lekceważyć. Nic mi na
niej nie zależy!
Mikoła
Jak będziesz koty darła z tym domem, to tak jakbyś się ze mną
pokłóciła! Nie mógłbym się z tobą ożenić.
Łuka
To ty stajesz po jej stronie, przeciw mnie?
Mikoła
spokojnie
Zawsze będę zależny od życzliwości tego domu. Kiedy skończę tu
służbę i otworzę sklep w Sofii, dostawy dla nich będą połową
mojego dochodu. A jedno złe słowo z ich strony mogłoby mnie
zrujnować.
Łuka
Ty nie masz w sobie za grosz ducha. Niechbym ja usłyszała jedno
złe słowo z ich ust!
Mikoła
z politowaniem
Oj, Łuko, Łuko, kiedy ty dojdziesz do rozumu? Ale co młode, to
głupie! A ty jesteś taka młoda... taka młoda!
Łuka
Właśnie... i dlatego tak ci się podobam, prawda? Znam ja kilka
sekretów tej rodzinki, która nie byłaby zachwycona, gdybym je
rozgłosiła, choć jestem taka młoda. Niech mnie wyrzucą, jeśli się
odważą!
Mikoła
z wyższością i politowaniem
A czy ty wiesz, co by zrobili, gdyby to usłyszeli?
Łuka
A cóż mogliby zrobić?
M i k o ł a
Wyrzuciliby cię ze służby za kłamstwo! I kto by potem uwierzył
twoim słowom? Kto przyjąłby ciebie do służby? Kto w tym domu
miałby odwagę przemówić do ciebie na oczach innych choć jedno
słowo? Jak długo twój ojciec cieszyłby się swoją zagrodą?
Łuka zniecierpliwiona rzuca na ziemię niedopałek papierosa i
depcze go nogami.
Dziecko, ty nie wiesz, jaką moc mają tacy możni bogacze nad
takimi jak ty i ja, gdybyśmy chcieli wydobyć się z naszej nędzy na
przekór ich woli. (podchodzi do niej i mówi zniżając glos) Patrz na
mnie. Dziesięć lat jestem w ich służbie. Czy myślisz, że nie znam
ich sekretów? Wiem takie rzeczy o starej, że wolałaby dać tysiąc
lewów, żeby się stary o tym nie dowiedział. A o nim to wiem tyle,
że jakbym jej ździebko wypaplał, nie dałaby mu spokoju przez pół
roku. A panienka! Znam jej sprawki i to jej narzeczeństwo z
Sergiuszem rozleciałoby się w mig, gdybym...
Łuka atakując go szybko Skąd wiesz? Ja ci nigdy nie powiedziałam
ani słowa!
Mikoła
otwierając szeroko oczy, chytrze
Aha! Więc to jest twój sekret?! Domyślałem się, że o to ci chodzi.
Ja ci mówię, słuchaj mojej rady i nie żałuj respektu dla nich. Niech
stara czuje, że choć wiesz to i owo, umiesz trzymać język za zębami
i będziesz wiernie służyć rodzinie. Im w to graj, a tym sposobem
wyciągniesz od nich, co będziesz chciała.
Łuka
z ostrą ironią
Ty masz duszę służalca!
Mikola
zadowolony z siebie
Nic nie szkodzi... To sekret powodzenia w pańskiej służbie.
Z dziedzińca słychać głośne uderzenia rączką bicza o drewniane
drzwi.
Męski Głos
z zewnątrz
Hej tam! Hej tam! Mikoła!
Łuka
To nasz pan! Wraca z wojny!
Mikoła
szybko
Widzisz, wojna skończona! Zabieraj się stąd i przynieś świeżej
kawy!
Wybiega na dziedziniec.
Łuka
ustawiając na tacy imbryk do kawy i filiżanki, żeby je zanieść do
kuchni
Nigdy nie zrobisz ze mnie służalczej duszyczki, nigdy!
Z dziedzińca wchodzi Major Petkow, zanim Mikoła. Petkow to
dobroduszny, porywczy, pospolity i niezbyt okrzesany mężczyzna
lat około pięćdziesięciu, pozbawiony jakichkolwiek wyższych
ambicji; dba tylko o wzrost dochodu i poszanowanie wśród
miejscowego towarzystwa; zdobyty na wojnie stopień majora raduje
go niepomiernie, gdyż czuje, że to podnosi jego znaczenie w
miasteczku. Dziarski patriotyzm, który atak Serbów obudził w
sercach wszystkich Bułgarów, dodawał mu ducha podczas
kampanii, ale najwyraźniej rad jest z powrotu do domu.
Petkow
wskazując biczem na stół
Śniadanie tu, w ogrodzie?
Mikoła
Tak, proszę pana majora. Pani i panienka skończyły właśnie
śniadanie i poszły na pokoje.
Petkow
siadając i zabierając się do pieczywa
Idź i powiedz, że wróciłem. Niech mi przyniosą świeżej kawy.
Mikoła
Kawa zaraz będzie. Odchodzi w stronę drzwi i mija się z Łuką,
która niesie na tacy świeżą kawę, czystą filiżankę i butelkę koniaku.
Powiedziałaś pani?
Łuka
Powiedziałam, zaraz tu przyjdzie.
Mikoła wchodzi do domu. Łuka przynosi kawę do stołu.
Petkow
No i cóż, Serbowie nie porwali cię do lasu?
Łuka
Nie, proszę pana.
Petkow
To dobrze. Przyniosłaś może koniak?
Łuka s
tawiając butelkę na stole
Tak, proszę pana.
Petkow
Doskonale.
Wlewa trochę do kawy. Katarzyna, która o tak wczesnej porze
miała czas tylko na powierzchowną toaletę, narzuciła bułgarski
fartuch na niegdyś świetny, a obecnie podniszczony szlafrok; gęste
krucze włosy ujęła w barwną chusteczkę; w tym stroju, z dodatkiem
tureckich pantofli na bosych stopach, wychodzi z domu, wyglądając
zadziwiająco ładnie i majestatycznie w tak niedbałej toalecie. Łuka
wchodzi do domu.
Katarzyna
Kochany Pawle, cóż za niespodzianka dla nas! (pochyla się nad
poręczą krzesła, żeby go pocałować) Dali ci świeżej kawy?
Petkow
Owszem. Łuka zajęła się moim śniadaniem. No, wojna skończona.
Trzy dni temu podpisaliśmy w Bukareszcie traktat pokojowy, a
wczoraj wydaliśmy dekret o demobilizacji naszej armii.
Katarzyna
prostując się, z błyskawicami w oczach
Dopuściliście do tego, że Austriacy zmusili was do zawarcia
pokoju?
Petkow
ulegle
Moja droga, mnie nikt o radę nie pytał. Cóż j a mogłem zrobić?
Katarzyna
siada i odwraca się od niego.
Oczywiście zrobiliśmy wszystko, żeby ten traktat był na warunkach
honorowych. Ustanawia pokój...
Katarzyna
oburzona
Pokój!
Petkow
uspokajając ją
...lecz nie wznawia przyjaznych stosunków. Nie zapominaj o tym.
Byli tacy, którzy chcieli wstawić odpowiedni paragraf, ale ja się
stanowczo oparłem. Cóż więcej mogłem zrobić?
Katarzyna
Mogłeś zaanektować całą Serbię i ogłosić księcia Aleksandra
Imperatorem Bałkanów. Oto, co ja bym zrobiła!
Petkow
Nie wątpię w to ani przez chwilę, moja droga. Ale musiałbym
najpierw pokonać całe imperium austriackie. A to zatrzymałoby
mnie zbyt długo z dala od ciebie. Nie masz pojęcia, jak mi cię
brakowało.
Katarzyna
rozbrojona
Ach!
Wyciąga czule rękę nad stołem, żeby uściskać jego dłoń.
Petkow
No, a jak ty sobie radziłaś, kochanie?
Katarzyna
Doskonale. Nic mi nie dolegało prócz zwykłego bólu gardła.
Petkow
z głębokim przekonaniem
To dlatego, że myjesz szyję codziennie. Mówiłem ci już nie raz.
Katarzyna
Bzdura, mój Pawle!
Petkow
popijając kawę i paląc papierosa Nie wierzę w przesadne
stosowanie tych nowoczesnych zwyczajów. Całe to mycie nie może
być dobre dla zdrowia, to nie jest naturalne. Znałem w Filippopolis
pewnego Anglika, który oblewał się cały zimną wodą każdego rana
po wstaniu z łóżka. Coś obrzydliwego! To wszystko mamy do
zawdzięczenia Anglikom. Powietrze w Anglii jest tak brudne, że
muszą się ciągle myć. Bierz przykład z mojego ojca. Nie kąpał się
nigdy w życiu, a dożył dziewięćdziesięciu ośmiu lat i był
najzdrowszym człowiekiem w Bułgarii. Rozumiem, wyszorować
się dobrze raz na tydzień dla podtrzymania pozycji towarzyskiej, ale
robić to codziennie to śmieszna przesada.
Katarzyna
Mój Pawle, w głębi duszy jesteś jeszcze ciągle barbarzyńcą. Mam
nadzieję, że umiałeś zachować się jak należy wobec tych
wszystkich rosyjskich oficerów.
Petkow
Robiłem, co mogłem. W każdym razie wszyscy wiedzą, że mamy w
domu bibliotekę.
Katarzyna Ale nie powiedziałeś im, że mamy elektryczny dzwonek
w naszej bibliotece. Kazałam zainstalować elektryczny dzwonek.
Petkow
A co to jest elektryczny dzwonek?
Katarzyna
Naciskasz w pokoju guzik, a w kuchni coś dzwoni i po chwili
Mikoła wchodzi do pokoju.
Petkow
To nie wystarczy huknąć na tego draba?
Katarzyna
Cywilizowani ludzie nie hukają na służbę. Dowiedziałam się o tym
podczas twojej nieobecności.
Petkow
Ja także nauczyłem się czegoś na wojnie. Cywilizowani ludzie nie
suszą wypranej bielizny w ogrodzie, na oczach całego świata,
(wskazuje rozwieszoną bieliznę) Więc każ to wszystko zdjąć i
rozwiesić gdzie indziej.
Katarzyna
Co za niedorzeczność! Mój Pawle, jestem przekonana, że
prawdziwie wytworni ludzie nie zwracają uwagi na takie rzeczy.
Sergiusz
stukając do bramy od dziedzińca
Mikoła! Otwieraj!
Petkow
To Sergiusz! (Wołając) Hej, tam! Mikoła!
Katarzyna
Pawle, nie krzycz tak, to naprawdę nie wypada.
Petkow
Głupstwo! (wola jeszcze głośniej) Mikoła!
Mikoła
zjawia się w drzwiach domu
Słucham pana.
Petkow
Czyś ty ogłuchł? Nie słyszysz, że major Saranow dobija się do
bramy?! Przyprowadź go tutaj.
Mikoła
Rozkaz, panie majorze.
Biegnie w stronę dziedzińca.
Petkow
Moja droga, musisz go zabawiać rozmową, dopóki Raina nie
uwolni nas od jego towarzystwa. Zanudza mnie na śmierć swoimi
żalami, że nie daliśmy mu awansu... Ten szczeniak chciałby dostać
stopień wyższy od mojego!
Katarzyna
Moim zdaniem, on powinien awansować po ślubie z Rainą.
Ojczyzna powinna się domagać bodaj jednego rodzimego generała.
Petkow
Właśnie, żeby mógł posyłać na śmierć już nie pułki, ale całe
brygady. Nic z tego, moja droga! Sergiusz nie ma najmniejszych
widoków awansu, dopóki nie będziemy mieli pewności, że pokój
będzie trwały.
Mikoła
anonsując przy otwartej bramie
Major Sergiusz Saranow!
Odchodzi do domu i wraca zaraz przynosząc trzecie krzesło, które
stawia przy stole, po czym wychodzi. Major Sergiusz Saranow,
oryginał fotografii z pokoju Rainy, to wysoki, romantycznie
przystojny mężczyzna, obdarzony męską tężyzną, brawurą i
wrażliwą wyobraźnią nieokiełznanego wodza górali. Ale to, co w
nim uderza najbardziej, jest wytworem specyficznej cywilizacji.
Końce jego brwi zakręcone jak znaki zapytania nad zewnętrznymi
kątami oczu; jego oczy obserwujące wszystko przenikliwie; jego
nos — cienki. ostry, zdradzający inteligencję, mimo wojowniczego
wysokiego mostka i szerokich nozdrzy; jego wydatny, mocny
podbródek — wszystko to byłoby na miejscu nawet w paryskim
salonie, dowodząc, że bystry i pełen wyobraźni barbarzyńca posiada
wybitne zdolności krytyczne puszczone w ruch dzięki wtargnięciu
cywilizacji zachodniej na Bałkany. Rezultat jest ten sam, jaki
wydała nowa myśl dziewiętnastego wieku w Anglii, mianowicie —
bajronizm. Rozmyślania nad ustawiczną klęską spotykającą nie
tylko innych, ale i jego samego, ilekroć pragnie żyć zgodnie ze
swymi ideałami; wynikająca stąd cyniczna pogarda dla ludzkości;
dziecinne przekonanie o absolutnej wartości własnych pojęć i
bezwartościowości świata, który nie chce ich uznać; odruchy
słabości i szyderstwa wywołane małostkowymi rozczarowaniami,
którymi każda godzina spędzona wśród ludzi karmi jego wrażliwy
zmyśl obserwacyjny — wszystko to dało mu na wpół tragiczny, na
wpół ironiczny wyraz twarzy, tajemnicze zasępienie, aurę jakiejś
dziwnej i strasznej przeszłości, po której nie zostało nic prócz
niewygasłego żalu — słowem, dało mu cechy, którymi Childe
Harold fascynował babki angielskich rówieśników Sergiusza. Jest
rzeczą jasną, że idealny bohater Rainy znajduje się tu albo nigdzie.
Katarzyna jest niemniejszą jego entuzjastką, różni się od swojej
córki tylko tym, że jest mniej powściągliwa w okazywaniu swojego
entuzjazmu. Toteż gdy Sergiusz wchodzi przez bramę dziedzińca,
Katarzyna wstaje, żeby go powitać jak najserdeczniej. Petkow jest
wyraźnie mniej usposobiony do okazywania przesadnej
serdeczności.
Petkow
Co, już tutaj, Sergiuszu? Radzi cię widzimy.
Katarzyna
Mój drogi!
Wyciąga do niego obie ręce.
Sergiusz
całuje je z wyszukaną rycerskością
Droga mamo, jeśli mi wolno użyć tego słowa.
Petkow
sucho
Teściowo, Sergiuszu, teściowo! Siadaj! Napijesz się kawy?
Sergiusz
Nie, dziękuję!
Odchodzi kilka kroków od stołu z wyrazem lekkiego niesmaku na
widok Petkowa, raczącego się kawą z koniakiem, i opiera się ze
świadomą godnością o poręcz schodków wiodących do domu.
Katarzyna
Wyglądasz wspaniale. Ta kampania wojenna wyszlachetniła cię.
Wszyscy tu szaleją za tobą. Ogarnął nas szalony entuzjazm na wieść
o tej wspaniałej szarży kawalerii.
Sergiusz
z ironią pełną powagi
Droga pani, to była kolebka i grób mojej wojskowej kariery.
Katarzyna
Jak to?
Sergiusz
Wygrałem bitwę nieprawidłowo, podczas gdy nasi dostojni
generałowie rosyjscy przegrywali ją prawidłowo. Słowem,
pokrzyżowałem ich plany i zraniłem ich poczucie własnej godności.
Dwaj pułkownicy kozaccy wydali swoje pułki na rzeź według
najbardziej prawidłowych zasad naukowej metody walki; dwaj
generałowie zginęli ściśle według etykiety wojskowej. Ci dwaj
pułkownicy są teraz generałami, a ja jestem ciągle zwyczajnym
majorem.
Katarzyna
Nie będziesz nim długo, Sergiuszu. Kobiety są po twojej stronie i
dopilnują, żeby ci oddano sprawiedliwość.
Sergiusz
Za późno. Czekałem tylko na podpisanie pokoju, żeby wnieść
podanie o zwolnienie ze służby.
Petkow
upuszczając filiżankę ze zdumienia
O zwolnienie?!
Katarzyna
Och, musisz je cofnąć!
Sergiusz
ze stanowczym, spokojnym naciskiem, krzyżując ręce
Nigdy niczego nie cofam.
Petkow
zirytowany
Któż mógł przypuszczać, że coś podobnego strzeli ci głowy?
Sergiusz
z ogniem
Każdy, kto mnie zna. Ale dość o mojej osobie i moich sprawach.
Jak się ma Raina? Gdzie jest Raina?
Raina
wychodząc nagle spoza domu i zatrzymując się na stopniach ścieżki
Raina jest tu.
Wszyscy zwracają się w jej stronę. Wygląda bardzo uroczo. Suknia
jej składa się z bladozielonego jedwabnego spodu udrapowanego po
wierzchu cienkim płótnem koloru kremowego, haftowanym złotem;
na głowie ma wytworną czapeczkę wschodnią ze złotego brokatu.
Sergiusz zmierza ku niej impulsywnie. Raina podaje mu dłoń
królewskim gestem; on przyklęka po rycersku na jedno kolano i
całuje jej dłoń.
Petkow
po cichu do Katarzyny, pełen rodzicielskiej dumy
Ładna szelma, co? Zawsze zjawia się jak na zawołanie.
Katarzyna
zniecierpliwiona
Nic dziwnego, bo podsłuchuje. Ma ten paskudny zwyczaj.
Sergiusz prowadzi R a i n ę w kierunku stołu z rycerską
szarmanterią. Kiedy podchodzą do stołu, ona dziękuje mu
skinieniem głowy, on składa jej ukłon i tak się rozchodzą: on wraca
na swoje miejsce, ona staje za krzesłem ojca.
Raina
pochylając się i całując ojca
Ojcze drogi, jak to dobrze, że wróciłeś!
Petkow
klepiąc ją pieszczotliwie po policzku
Jak się masz pieszczotko?
Całuje ją. Raina zajmuje krzesło przyniesione przez Mikołę dla
Sergiusza.
Katarzyna
Więc nie jesteś już żołnierzem, Sergiuszu?
Sergiusz
Nie jestem już żołnierzem. Żołnierka, droga pani, to tchórzowska
sztuka: atakuje się niemiłosiernie, gdy się jest silnym, i unika się
walki, gdy się jest słabym. To cały sekret wygrywania bitew.
Uderzyć na nieprzyjaciela, gdy jest w niekorzystnej sytuacji, ale
nigdy nie toczyć z nim walki na równych warunkach.
Petkow
Nasi wodzowie nie pozwolili nam wydać uczciwej bitwy na
równych warunkach. Ale przypuszczam, że żołnierka opiera się na
tych samych prawach handlowych co każdy inny interes.
Sergiusz
Właśnie, a ja nie mam ambicji przodować jako handlarz, dlatego
poszedłem za radą tego komiwojażera i kapitana w jednej osobie,
który załatwiał z nami sprawę wymiany jeńców w Pirot, i podałem
się do dymisji.
Petkow
Co, ten Szwajcar? Niech go kule biją! Myślałem często o tej
wymianie jeńców i, wiesz, doszedłem do przekonania, że on nas
okpił z tymi końmi.
Sergiusz
Oczywiście, że nas okpił. Jego ojciec był hotelarzem i trzymał
stajnię z końmi do wynajęcia. Ten kapitan zaczął karierę od handlu
końmi, (z udanym entuzjazmem) Ach, ten ci był żołnierzem!
Żołnierzem w każdym calu! Ha, gdybym ja tak zakupił konie dla
mojego pułku zamiast szaleńczo narażać go na niebezpieczeństwo,
byłbym teraz feldmarszałkiem.
Katarzyna
Szwajcar? A cóż on robił w serbskiej armii?
Petkow
Zaciężny ochotnik, moja droga. Paliła go chętka do zawodowej
żołnierki, (parska śmiechem) Nie wiedzielibyśmy nawet, jak
przystąpić do bitwy, gdyby ci cudzoziemcy nie nauczyli nas, jak się
to robi. Byliśmy jak tabaka w rogu, a Serbowie wiedzieli nie więcej
od nas. Do czarta, bez tych cudzoziemców nie byłoby wcale wojny!
Raina
A czy w armii serbskiej jest dużo szwajcarskich oficerów? Petkow
Nie, sami austriaccy, tak jak naszymi oficerami byli sami Rosjanie.
To był jedyny Szwajcar, jakiego spotkałem. Nigdy w życiu nie będę
już wierzył Szwajcarowi. Tak nas zbałamucił, że wydaliśmy mu pół
setki zdrowych, mocnych ludzi za dwie setki wycieńczonych i
zużytych szkap. Nawet jeść nie można było tej koniny!
Sergiusz
Byliśmy parą dzieciaków w rękach tego wytrawnego żołnierza —
parą naiwnych niewiniątek, majorze!
Raina
A jak on wyglądał?
Katarzyna
Raino, co za niemądre pytanie?!
Sergiusz
Jak komiwojażer w mundurze. Zwyczajny burżuj od stóp do czubka
głowy.
Petkow
z szerokim uśmiechem
Sergiuszu, opowiedz Katarzynie tę nieprawdopodobną historyjkę o
jego ucieczce po bitwie pod Śliwnicą, którą jego przyjaciel nas
uraczył. Pamiętasz? O tym jak go dwie bułgarskie damy ukrywały.
Sergiusz
z gorzką ironią
Pamiętam! To bardzo romantyczna historyjka! On pełnił służbę
właśnie w tej baterii, którą ja zaatakowałem tak niefachowo. Będąc
żołnierzem zawodowym wiał, jak inni żołnierze, przed pościgiem
naszej kawalerii, która jechała na ich karkach. Aby uniknąć ciosów
naszych szabel, zdołał wspiąć się po rynnie na jakiś balkon i
schronić się w sypialni młodej damy bułgarskiej, którą oczarował
manierami komiwojażera. Ta dama zabawiała go skromnie przez
dobrą godzinę, a potem wezwała do pokoju mamę, z obawy, by jej
zachowanie nie zostało poczytane za brak skromności dziewiczej.
Starsza dama dała się równie łatwo oczarować, a zbieg udał się w
dalszą drogę rano, przebrany w stary surdut pana domu, który bawił
na wojnie.
Raina
wstając z widoczną godnością
Życie obozowe uczyniło cię nieokrzesanym, Sergiuszu. Nie
przypuszczałam, że mógłbyś powtórzyć w mojej obecności taką
anegdotę.
Odwraca się z wyraźnym chłodem.
Katarzyna
wstając także
Raina ma słuszność, Sergiuszu. Jeśli takie kobiety istnieją, należało
nam oszczędzić tej wiadomości.
Petkow
Głupstwo! Bzdura! Rzecz bez znaczenia.
Sergiusz
zawstydzony
Nie, majorze, postąpiłem niewłaściwie, (do Rainy, ze szczerą
skruchą) Proszę o przebaczenie. Zachowałem się szkaradnie.
Przebacz mi, Raino.
Raina odpowiada sztywnym ukłonem. Panią proszę i błagam o to
samo.
Katarzyna obdarza go łaskawym spojrzeniem i zajmuje z powrotem
swoje miejsce. Sergiusz mówi dalej uroczyście, zwracając się do
Rainy:
Pod wpływem brudu życia, z którym zetknąłem się w ciągu
ostatnich kilku miesięcy, stałem się cynikiem, ale nie powinienem
był tego cynizmu wnosić tutaj, a już w każdym razie nie w twojej
obecności, Raino! Ja...
Zwracając się do wszystkich zamierza widocznie wygłosić dłuższe
przemówienie, lecz Major Petkow przerywa mu.
Petkow
Nie pleć głupstw, Sergiuszu, bo nie ma o czym. Córka żołnierza
powinna bez obrazy wysłuchać dykteryjkę obozową. (wstaje)
Chodźmy do domu, najwyższy czas zabrać się do roboty. Musimy
się zastanowić, jak te trzy pułki odesłać do Filippopolis, na szosie
do Sofii nie zdobędą żadnej żywności. (kieruje się w stronę domu)
Chodźmy!
Sergiusz zamierza iść za nim. lecz Katarzyna wstaje i zatrzymuje
go.
Katarzyna
Och, Pawle, zostaw nam Sergiusza choć na małą chwilę. Raina
zaledwie kilka słów z nim zamieniła. Ja ci pomogę w tej sprawie
żywności dla wojska.
Sergiusz
protestując
To niemożliwe, droga pani...
Katarzyna
zatrzymując go, tonem żartobliwym
Ty zostaniesz tutaj, Sergiuszu, nie ma gwałtu, a ja mam ważną
sprawę do omówienia z Pawłem.
Sergiusz cofa się z ukłonem.
Mój drogi, (bierze Pawła pod ramię) chodź ze mną, pokażę ci
elektryczny dzwonek.
Petkow
Dobrze, dobrze...
Idą do domu razem, bardzo czule. Sergiusz, pozostawiony sam na
sam z Rainą, spogląda na nią z niepokojem w obawie, że jest
jeszcze obrażona. Lecz ona uśmiecha się i wyciąga do niego obie
ręce.
Sergiusz
spiesząc do niej
Przebaczasz?
Raina kładąc mu ręce na ramionach patrzy nań z podziwem i
uwielbieniem Mój bohater! Mój król!
Sergiusz
Królowa moja!
Całuje ją w czoło.
Raina
Sergiuszu, jak ci zazdrościłam! Byłeś na dalekim świecie, na polu
bitwy, gdzie dowiodłeś, że jesteś godny każdej kobiety w świecie; a
ja musiałam siedzieć bezczynnie w domu, marząc bezużytecznie,
nie robiąc nic, co by mi dało prawo nazwać się godną
jakiegokolwiek mężczyzny.
Sergiusz
Wszystkie moje czyny, najdroższa, były twoimi. Ty byłaś moim
natchnieniem. Brałem udział w tej bitwie jak rycerz w turnieju, z
damą serca spoglądającą nań z wysokiej trybuny!
Raina
Ani na jedną chwilę nie przestałam o tobie myśleć, (bardzo
uroczyście) Sergiuszu, zdaje mi się, że my dwoje znaleźliśmy
miłość wyższego rzędu. Gdy myślę o tobie, czuję, że nigdy nie
byłabym zdolna do niskiego czynu, do niegodnej myśli.
Sergiusz
Moja pani i moja święta!
Obejmuje ją z czcią.
Raina
obejmując go tak samo
Panie mój i...
Sergiusz
Sz...sz...sz... Pozwól, że ja będę twoim czcicielem, najdroższa. Bo
ty nie wiesz, jak niegodnym czystej dziewiczej miłości jest nawet
najlepszy mężczyzna!
Raina
Kocham cię i ufam ci! Wiem, że nie zrobisz mi nigdy zawodu.
Z wnętrza domu słychać Śpiew Łuki. Oboje szybko odstępują od
siebie.
Nie potrafię mówić o rzeczach obojętnych w jej obecności. Serce
moje jest zbyt pełne!
Łuka wychodzi z domu z tacą. Zbliża się do stołu i zaczyna sprzątać
odwrócona do nich plecami.
Pójdę po kapelusz. Mamy czas do obiadu. Miałbyś ochotę się
przejść?
Sergiusz
Ale śpiesz się. Pięć minut będzie mi się dłużyć jak pięć godzin.
Raina biegnie po schodach i z ostatniego stopnia przesyła mu
pocałunek obiema rękami, po czym znika w drzwiach. Sergiusz
spogląda za nią przez chwile z miłością i odwraca się zwolna, z
twarzą rozpromienioną najwyższą egzaltacją. Wykonany ruch
przesuwa pole jego widzenia, tak że obejmuje ono teraz koniec
fartuszka Łuki. Przykuwa to zaraz jego uwagę; obserwując ją spod
oka zaczyna podkręcać wąsa ze swawolnym uśmiechem oparłszy
lewą rękę o biodro. Wreszcie z elegancją kawalerzy przechodzi na
drugą stronę stołu i znalazłszy się naprzeciw Łuki zaczyna
rozmowę:
Łuko, czy wiesz, co to jest miłość wyższego rzędu?
Łuka
zdumiona
Nie, proszę pana.
Sergiusz
To bardzo męczące przez dłuższy czas, moja Łuko! Po takiej
miłości człowiek czuje potrzebę odprężenia.
Łuka
naiwnie
Może pan chciałby się napić trochę kawy?
Wyciąga rękę poprzez stół po kawę.
Sergiusz
biorąc ją za rękę
Dziękuję ci, Łuko!
Łuka
udaje, że chce cofnąć rękę
Co pan robi? Pan wie, że ja nie miałam tego na myśli... Dziwię się
panu.
Sergiusz
oddalając się od stołu i ciągnąc ją za sobą
Sam się sobie dziwię. Co by powiedział Sergiusz, bohater spod
Śliwnicy, gdyby mnie teraz zobaczył? Co powiedziałby Sergiusz,
apostoł miłości wyższego rzędu, gdyby mnie teraz zobaczył? Co
powiedziałoby tych pół tuzina Sergiuszów, którzy ciągle wyskakują
z tej mojej ładnej postaci, gdyby nas tu przyłapali?(puszczając jej
rękę i obejmując zręcznie jej kibić) Łuko, czy uważasz, że mam
ładną figurę?
Łuka
Proszę mnie puścić! Pan mnie hańbi, {usiłuje się wydostać z jego
objęcia, ale on trzyma ją mocno] Czy pan mnie puści?
Sergiusz
patrząc jej prosto w oczy
Nie!
Łuka
To niech się pan cofnie w tył, żeby nas nikt nie zobaczył. Gdzie pan
podział rozum?
Sergiusz
O! to głos zdrowego rozsądku.
Pociąga ją pod bramę dziedzińca, skąd nie widać domu.
Łuka
tonem skargi
Mogli mnie już zobaczyć z okien: Panna Raina na pewno szpieguje
każdy krok pana.
Sergiusz
dotknięty, puszcza ją
Uważaj, Łuko! Ja mogę być nicponiem, który zdradza miłość
wyższego rzędu, ale ty nie obrażaj tej miłości.
Łuka
trzeźwo
Nie zrobiłabym tego za nic w świecie. Czy mogę wrócić do mojej
roboty, proszę pana?
Sergiusz
otaczając ją znowu ramieniem
Jesteś kuszącą małą czarownicą, Łuko. Gdybyś się zakochała we
mnie, czy szpiegowałabyś mnie z okien?
Łuka
To byłoby trudno zrobić, skoro pan mówi, że w panu jest na raz
sześciu innych panów.
Sergiusz
oczarowany
Dowcip i uroda.
Usiłuje ją pocałować.
Łuka
unikając jego ust
Nie, nie potrzebuję pańskich pocałunków. Państwo wszyscy
jednacy. Pan zaleca się do mnie za plecami panny Rainy, a ona robi
to samo za plecami pana.
Sergiusz cofając się o krok
Łuko!
Łuka
Widać z tego, jak mało warta jest wasza miłość.
Sergiusz
porzucając ton poufałości i mówiąc z lodowatą grzecznością Łuko,
jeśli mamy częściej rozmawiać ze sobą, musisz pamiętać, że
dżentelmen nie mówi o postępowaniu swojej narzeczonej z jej
pokojową.
Łuka
Trudno wiedzieć, co dżentelmen uważa za właściwe. Skoro pan
chciał mnie pocałować, myślałam, że pan nie jest taki subtelny.
Sergiusz odwracając się od niej i uderzając się w dolo, w drodze od
bramy do ogrodu A to wcielony diabeł.
Łuka
Cha, cha, cha! Zdaje się, że jeden z tej pańskiej szóstki jest bardzo
podobny do mnie, choć jestem tylko pokojową panny Rainy. Wraca
do swojej roboty przy stole nie zwracając na niego wiecej uwagi,
Sergiusz
do siebie
Który z tych sześciu jest naprawdę mną? Oto pytanie, które mnie
dręczy. Jeden z nich to bohater, drugi — bufon, trzeci — blagier,
czwarty — może kawałek szubrawca. (urywa patrząc ukradkiem na
Łukę i dodaje z głęboką goryczą)
A jeszcze jeden przynajmniej jest tchórzem. Zazdrosny jak wszyscy
tchórze, (podchodź do stołu) Łuko...
Łuka
Słucham.
Sergiusz
Kto jest moim rywalem?
Łuka
Tego nie dowie się pan nigdy ode mnie, za żadne skarby.
Sergiusz
Dlaczego?
Łuka
Wszystko jedno dlaczego. Zresztą pan powiedziałby, że to ja panu
powiedziałam i straciłabym miejsce.
Sergiusz
wyciąga prawą rękę na dowód, że mówi prawdę
Nie! Na honor... (urywa, a ręka jego opada, gdy dodaje
sardonicznie) na honor człowieka zdolnego do zachowania się tak,
jak ja się zachowuję od pięciu minut. Kto to jest?
Łuka
Nie wiem. Nigdy go nie widziałam. Słyszałam tylko jego głos przez
drzwi jej pokoju.
Sergiusz
Ha, piekło! Jak śmiesz?!
Łuka
cofając się
Och, nie mówię nic złego. Pan nie ma prawa przeinaczać moich
słów. Pani Katarzyna wie o wszystkim. A to jeszcze panu powiem,
że gdyby ten dżentelmen zjawił się tu jeszcze raz, panna Raina
wyjdzie za niego, czy on będzie chciał, czy nie. Bo ja wiem, jaka
jest różnica między tym, co wy sobie mówicie, a prawdziwą
miłością.
Sergiusz wstrząsa się jak ugodzony ciosem, po czym przybrawszy
surowy wyraz twarzy, podchodzi do niej i ujmuje jej ramiona
powyżej łokci.
Sergiusz
Słuchaj mnie, ty...
Łuka
cofając się
Nie tak mocno... boli.
Sergiusz
Mniejsza o to. Splamiłaś mój honor czyniąc mnie wspólnikiem
twojego podsłuchiwania. Poza tym zdradziłaś swoją panią.
Łuka
wijąc się z bólu
Proszę…
Sergiusz
To dowodzi, że jesteś wstrętnym, małym zlepkiem pospolitej gliny
ze służalczą duszą.
Odtrąca ją jak cos nieczystego i oddala się, otrzepując ręce w stroną
ławki pod ścianą, gdzie siada z odwróconą głową, w ponurym
zamyśleniu.
Łuka
jęcząc gniewnie dotyka dłońmi ramion
Pan potrafi zadać ból ręką i słowem. Ale teraz, kiedy się
przekonałam, że pan jest z tej samej gliny co ja, nie dbam o ten ból.
A co do niej, to zwyczajny kłamczuch; jej piękne miny — to
oszukaństwo, jestem warta pół tuzina takich jak ona.
Opanowuje ból wysiłkiem woli, podrzuca dumnie głowę i zabiera
się do przerwanej roboty, ustawiając naczynie na tacy. S e r g i u s z
spogląda na nią z wahaniem. Łuka kończy sprzątać ze stołu i składa
obrus, żeby od razu zanieść wszystko do domu. Gdy się pochyla,
żeby dźwignąć tacę, Sergiusz wstaje.
Sergiusz
Łuko!
Ona zatrzymuje się i patrzy nią niego wyniośle. Dżentelmen nie ma
prawa zadawać bólu kobiecie w żadnych okolicznościach, (z
prawdziwą skruchą, odkrywając dłonie) Proszę o wybaczenie.
Łuka
Takie przeproszenie może zadowolić damę. Na cóż może się
przydać służącej?
Sergiusz
dotknięty, rezygnuje z gorzkim uśmiechem ze swej rycerskości i
mówi lekceważąco
Ach, o to ci chodzi? Chcesz zapłaty za ból?
Wkłada na głowę czako i wyjmuje z kieszeni pieniądze.
Łuka
z oczami pełnymi łez wbrew własnej woli
Nie. Nie chcę pieniędzy! Moja krzywda musi być naprawiona.
Sergiusz
otrzeźwiony jej tonem
W jaki sposób?
Łuka zakasuje rękaw lewej ręki powyżej łokcia, ujmuje prawą ręką
odkryte przedramię i spogląda na siniak, potem podnosi głowę i
patrzy mu prosto w oczy, wreszcie królewskim gestem nadstawia
zbolałe miejsce do pocałowania. Zdumiony Sergiusz spogląda na
nią, na jej obnażone ramię i znowu na nią, waha się, wreszcie z
widocznym przejęciem woła: „Nigdy!" i odsuwa się od niej jak
najdalej. Jej ręka opada. Bez słowa, z nieporuszoną godnością. Łuka
ujmuje tacę i idzie do drzwi domu, z których wychodzi właśnie
Raina, w kapeluszu i kostiumie według zeszłorocznej wiedeńskiej
mody z roku 1885. Łuka dumnie ustępuje jej miejsca, po czym
wchodzi do domu.
Raina
Jestem gotowa. Co ci się stało? {żartobliwie} Czy może flirtowałeś
z Łuką?
Sergiusz
pospiesznie
Nie, nie! Jak możesz myśleć coś podobnego?
Raina
zawstydzona
Przebacz, mój drogi. Żartowałam. Taka jestem dziś szczęśliwa!
Sergiusz podchodzi szybko do niej i całuje ją w rękę ze skruchą.
Katarzyna wychodzi z domu i woła do nich z najwyższego stopnia
schodków.
Katarzyna
schodząc ku nim
Przepraszam was, moje dzieci, ale ojciec szaleje po prostu z
powodu tych trzech pułków. Sam nie ma pojęcia, jak je wyprawić
do Filippopolis, a moje wszystkie rady odrzuca. Sergiuszu, musisz
iść i pomóc mu. Jest w bibliotece.
Raina
zawiedziona
Ale właśnie wybieramy się na spacer.
Sergiusz
Nie zabawię długo. Poczekaj na mnie pięć minut.
Wbiega szybko po schodkach.
Raina
Idąc za nim do schodków i patrząc w górę ku niemu z nieśmiałą
kokieterią
Pójdę dookoła domu i stanę pod oknami biblioteki. Zwróć uwagę
ojca na mnie. Jeśli będziesz tam dłużej niż pięć minut, przyjdę i
wyciągnę cię, choćby te trzy pułki stały na drodze.
Sergiusz
śmiejąc się
Doskonale!
Znika w drzwiach. Po jego zniknięciu Raina porzucając sztywność
przechadza się tam i z powrotem w zamyśleniu po ścieżce
ogrodowej.
Katarzyna
Pomyśl tylko, znają tego Szwajcara i wiedzą o wszystkim! Pierwszą
rzeczą, o którą ojciec twój prosił, był właśnie ten stary surdut, w
którym wyprawiłyśmy tamtego! W ładną kabałę nas wpędziłaś!
Raina
nie zatrzymując się, wpatrzona w żwir ścieżki
A to ziółko!
Katarzyna
Jakie ziółko! Co za ziółko!
Raina
Nie wytrzymał, wygadał się! Ha! Gdyby mi teraz wpadł w ręce, to
bym mu wypchała buzię czekoladkami tak, żeby się udławił!
Katarzyna
Nie pleć głupstw, Raino! Powiedz mi prawdę, jak długo był w
twoim pokoju, zanim przyszłaś po mnie?
Raina
skręcając i maszerując w przeciwnym kierunku
Nie wiem, zapomniałam.
Katarzyna
Musisz wiedzieć! Takich rzeczy się nie zapomina. Czy on naprawdę
wspiął się po rynnie już po odejściu oficera, czy był w twoim
pokoju podczas rewizji?
Raina
Nie... Tak... Zdaje mi się, że był już wtedy.
Katarzyna
Tobie się zdaje! Och, Raino, Raino, czy ciebie może cokolwiek
nauczyć mówienia prawdy? Jeśli Sergiusz się dowie, wszystko
będzie skończone między wami!
Raina
z chłodną impertynencją
Och, wiem, że Sergiusz jest twoim ulubieńcem. Czasem
wolałabym, żebyś ty mogła za niego wyjść za mąż zamiast mnie.
Byłabyś dla niego idealną żoną. Dogadzałabyś mu, psułabyś go,
niańczyła jak rodzona matka.
Katarzyna
patrząc na nią szeroko otwartymi oczami
No, coś podobnego!
Raina
kapryśnie, na wpół do siebie
Mam stale ochotę zrobić lub powiedzieć mu coś potwornego, coś,
co by obraziło jego nienaganną przyzwoitość, co by zgorszyło
wszystkie jego pięć zmysłów... (do Katarzyn y, przewrotnie) Nie
dbam wcale o to, czy się dowie o moim czekoladowym żołnierzyku,
czy nic. Prawie chciałabym, żeby się dowiedział.
Odwraca się znowu i przechadza się po ścieżce z miną czupurną.
Katarzyna
Tak? A cóż ja miałabym wtedy powiedzieć ojcu?
Raina
przez ramię z wysokości dwu schodków
Biedne ojczysko! Któż by się z nim liczył?
Skręca i znika za rogiem domu.
Katarzyna
patrzy za nią i czuje, jak ja ręka swędzi
Ha, gdybyś ty była o dziesięć lat młodsza!
Z domu wychodzi Łuka ze srebrną tacą, którą niesie tak, że zwisa u
jej boku.
Czego chcesz?
Łuka
Proszę pani, przyszedł właśnie jakiś pan. Oficer serbski.
Katarzyna
z odruchowym wzburzeniem
Serb? Co za bezczelność! {opanowując się, z goryczą) Prawda,
prawda... przecież zawarliśmy pokój. Zapomniałam. Będą tu teraz
przyłazić codziennie z wizytami. Ale skoro to oficer, dlaczego nie
idziesz do pana? Pan jest w bibliotece z majorem Saranowem.
Dlaczego przychodzisz z tym do mnie?
Łuka
Bo on pyta o panią. Na mój rozum to on nie wie, jak pani się
nazywa, bo powiedział tylko „pani domu". Dał mi dla pani taki
mały bilecik.
Wyjmuje z zanadrza kartę wizytową, kładzie ją na tacy i podaje
Katarzynie.
Katarzyna
czyta
„Kapitan Bluntschli"? To niemieckie nazwisko.
Łuka
Ja myślę, że szwajcarskie, proszę pani.
Katarzyna
zrywając się z miejsca tak gwałtownie, że Łuka się cofa
Szwajcarskie? Jak on wygląda?
Łuka
nieśmiało
Ma dużą torbę podróżną.
Katarzyna
Na Boga! Przyjechał, żeby oddać surdut. Odpraw go, powiedz, że
nas nie ma w domu... poproś, żeby zostawił swój adres... napiszę do
niego! Nie, nie, stój! To nie wypada. Czekaj!
Rzuca się na krzesło i zastanawia się, co zrobić. Łuka czeka.
Pan z majorem Saranowem są bardzo zajęci w bibliotece, prawda?
Łuka
Tak, proszę pani.
Katarzyna
zdecydowanie
Przyprowadź tego pana tutaj, ale zaraz, (stanowczo) Bądź dla niego
bardzo uprzejma. Nie trać czasu. Gdzie idziesz? (wyrywając jej tace
z ręki) Zostaw to tutaj i idź zaraz!
Łuka
Słucham panią.
Idzie.
Katarzyna
Łuko!
Łuka
zatrzymuje się
Słucham panią.
Katarzyna
Czy drzwi do biblioteki zamknięte?
Łuka
Chyba tak, proszę pani.
Katarzyna.
Jeśli nie, zamknij je, jak będziesz koło nich przechodziła.
Łuka
Dobrze, proszę pani.
Rusza w stronę domu.
Katarzyna
Stój!
Łuka zatrzymuje się.
On musi przyjść tędy. (wskazuje bramę) Powiedz Mikole, żeby tu
przyniósł za nim torbę podróżną. Nie zapomnij.
Łuka
zdziwiona
Jego torbę?
Katarzyna
Tak, tutaj, jak najprędzej, (gwałtownie) Spiesz się!
Łuka biegnie do domu. Katarzyna zdziera z siebie fartuch i wyrzuca
go za krzewy. Następnie ujmuje w rękę srebrną tackę i używa jej
jako lustra; w wyniku tej lustracji chusteczka z głowy dzieli los
fartucha. Kilka lekkich dotknięć włosów rękami i mocne
strzepnięcie szlafroka dokańczają jej toalety.
Och, och, jak można być takim wariatem! Wybrać tak
nieodpowiednią chwilę na wizytę!!
Łuka ukazuje się w drzwiach domu anonsując: Kapitan Bluntschli!
Staje z boku, przepuszcza gościa i znika za drzwiami. Gość jest tym
Zbiegiem, który się zjawił o północy w pokoju R a i n y. Umyty,
uczesany, w dobrze leżącym mundurze, w innym stanie ducha, ale
mimo tych różnic — ten sam. Po zniknięciu Łuki Katarzyna
podbiega do niego i mówi przymilnie, natarczywie i nagląco.
Kapitanie Bluntschli, jestem niezmiernie rada, że pana widzę, ale
musi pan natychmiast opuścić ten dom.
On unosi brwi ze zdziwienia. Właśnie wrócił mój mąż z naszym
przyszłym zięciem, o niczym nie wiedzą. Gdyby się dowiedzieli,
skutki byłyby okropne. Pan jest cudzoziemcem, pan nie rozumie
naszych narodowych animozji. Jeszcze ciągle nienawidzimy
Serbów. Po zawarciu tego pokoju mój mąż czuje się jak lew,
któremu odebrano zdobycz. Jeśli odkryje naszą tajemnicę, nie
przebaczy mi nigdy, a życie mojej córki będzie po prostu w
niebezpieczeństwie. Pan jest rycerskim dżentelmenem i żołnierzem,
czy zechce pan łaskawie opuścić nas, zanim mój mąż pana
zobaczy?
Bluntschli
zawiedziony, ale z filozoficznym spokojem
Natychmiast, łaskawa pani. Przybyłem tylko żeby paniom
podziękować i zwrócić surdut łaskawie mi pożyczony. Jeśli pani
pozwoli, wydobędę go z mojej torby i odchodząc wręczę
służącemu. Nie będę pani dłużej zatrzymywał. Zwraca się do drzwi
domu.
Katarzyna
chwytając go za rękaw
Nie tędy, nie tędy, proszę pana! (prowadząc go przymilnie w stronę
bramy} To najkrótsza i najprostsza droga. Bardzo panu dziękuję.
Tak się cieszę, że mogłyśmy przyjść panu z pomocą. Żegnam pana.
Bluntschli
A moja torba podróżna?
Katarzyna
Odeślę ją panu. Proszę mi zostawić swój adres.
Bluntschli
Oczywiście. Pani pozwoli.
Wyjmuje z portfelu kartę wizytową i zaczyna wypisywać na niej
adres. Katarzyna umiera z niecierpliwości. W chwili gdy Bluntschli
wręcza jej kartę, z domu wypada Petkow, z gołą głową, widocznie
podniecony, za nim biegnie Sergiusz.
Petkow
biegnąc ze schodków
Drogi kapitanie Bluntschli...
Masz ci los!
Katarzyna
Opada na ławkę pod ścianą.
Petkow nie zważając wcale na nią ściska serdecznie dłoń
Blutschliego
Moja głupia służba myślała, że jestem tu w ogrodzie, a nie (chrząka
znacząco) w bibliotece, (nie może wprost wspomnieć o bibliotece
bez zdradzenia, jak dumny jest z niej) Zobaczyłem pana przez okno
i dziwiłem się, dlaczego nie wszedł pan do domu. Saranow jest u
nas. Pan pamięta Saranowa, co?
Sergiusz
salutując z uśmiechem i podając rękę z wyszukaną grzecznością
Witam, witam naszego przyjaciela-wroga!
Petkow
To już nie wróg, na szczęście. Mam (z lekkim niepokojem)
nadzieję, że pan odwiedza nas jako przyjaciel, a nie w sprawie koni
lub jeńców.
Katarzyna
Oczywiście, że jako przyjaciel. Właśnie prosiłam kapitana
Bluntschliego, żeby został na obiedzie, lecz oświadczył, że musi
zaraz wracać.
Sergiusz
Sardonicznie
Bluntschli, to niemożliwe. Spadł pan jak z nieba, musi nam pan
pomóc. Mamy odesłać trzy pułki kawalerii do Filippopolis i nie
mamy najmniejszego pojęcia, jak to zrobić.
Bluntschli nagle zainteresowany, rzeczowo
Do Filippopolis? Przypuszczani, że chodzi o żywność i paszę?
Petkow
uradowany
Właśnie! (do Sergiusza) On już widzi wszystko jak na dłoni.
Bluntschli
Mam wrażenie, że to się da zrobić.
Sergiusz
Nieoceniony człowiek! Chodźmy!
Wyższy o całą głowę, kładzie rękę na ramieniu Blunischliego i
prowadzi go do schodków, za nimi podąża Petkow. Raina ukazuje
się w drzwiach, gdy Bluntschli stawia stopę na pierwszym stopniu.
Raina
Och, Czekoladowy Żołnierz!
Bluntschli stoi wyprostowany. Sergiusz zaskoczony, spogląda na
Rainę, potem na Petkowa, który, równie zdziwiony, spogląda na
Sergiusza, a potem na swoją żonę.
Katarzyna
z wielką przytomnością umysłu
Raino, czy nie widzisz, że mamy gościa? Kapitan Bluntschli, jeden
z naszych nowych serbskich przyjaciół. Raina i Bluntschli
wymieniają ukłony.
Raina
Przepraszam najmocniej! (schodzi po schodkach i zajmuje miejsce
miedzy ojcem i Bluntschlim) Zrobiłam dziś rano bardzo ładny
ornament z czekolady, chciałam udekorować nim lody, a ten głuptas
Mikoła złożył na nim stos talerzy i popsuł wszystko. (do
Bluntschliego z ujmującym uśmiechem) Mam nadzieję, kapitanie
Bluntschli, że pan nie wziął do siebie tego określenia.
Bluntschli
śmiejąc się
A wie pani, że owszem, tak myślałem... (rzucając na nią ukradkowe
spojrzenie) Dopiero wyjaśnienie pani uspokoiło mnie.
Petkow
podejrzliwie do Rainy
A odkąd to zaczęłaś zajmować się kuchnią, co?
Katarzyna
Od chwili twojej wyprawy na wojnę. To jej najnowsza fantazja.
Petkow
opryskliwie
A od kiedy ten Mikoła zaczął pić? Przed wojną nie odważył się
nigdy na coś podobnego! Najpierw prowadzi kapitana do ogrodu,
choć dobrze wie, że jestem w bibliotece, potem idzie do piwnicy i
psuje czekoladowego żołnierza Rainy. Musiał dobrze...
Na szczycie schodków ukazuje się Mikoła z torbą podróżną;
schodzi po schodkach i z wielkim respektem umieszcza ją przed
Bluntschlim oczekując dalszych rozkazów. Ogólne zdumienie.
Mikoła, nieświadom wrażenia, które wywołał, patrzy z wyrazem
zadowolenia. Gdy Petkow odzyskuje władzę mówienia, krzyczy na
niego:
Mikoła! Czyś ty oszalał?!
Mikoła
zaskoczony
Ja?!
Petkow
Po co przyniosłeś to tutaj ?
Mikoła
Rozkaz pani, majorze. Łuka powiedziała mi.
Katarzyna
przerywając mu
Mój rozkaz? Po cóż ja miałam dawać rozkaz, żebyś tu przyniósł
rzeczy kapitana Bluntschliego? W głowie ci się pomieszało?
Mikoła
po chwili oszołomienia zwracając się do Bluntschliego mówi jakby
był wcieleniem służalczej dyskrecji
Pan kapitan wybaczy. (do Katarzyny) Moja wina... Mam nadzieję,
że pani mi daruje.
Kłania się i ująwszy torbę zmierza do schodków, gdy Petkow woła
za nim z gniewem.
Petkow
Idź do piwnicy i rzuć jeszcze tę torbę na lody panny Rainy! To już
za wiele dla M i k o ł y. Torba wypada mu z ręki i o mało nie
przygniata stóp majora Petkowa, wywołując ryk gniewu. Precz stąd,
ty ośle dardanelski!
Mikoła
chwytając torbę i znikając za drzwiami
Słucham, panie majorze!
Katarzyna
Och, nie unoś się tak, Pawle, nie gniewaj się!
Petkow
parskając z gniewu
A to łajdak! Rozbrykał się tutaj, gdy mnie nie było. Ja go nauczę!
Łotr przeklęty! Za tydzień od soboty fora ze dwora! W całym
gospodarstwie trzeba będzie zrobić porządek...
Urywa pod wpływem pieszczot żony i córki, które obejmują go za
szyję.
Katarzyna i Raina
razem
No, no, no, nie gniewaj się. Nic złego się nie stało. Uspokój się mój
drogi. Szsz... szsz... Tyle hałasu pierwszego dnia po powrocie.
Zrobię świeże lody. Dość, dość, dość!
Petkow
ulegając ich prośbom
No dobrze już, dobrze! Chodźmy, kapitanie, ale już ani słowa o tym
zamierzonym odejściu! Pan wie doskonale, że do Szwajcarii nie
może pan jeszcze wracać, więc zostanie pan u nas do czasu
wyjazdu.
Raina
Niech pan zostanie, kapitanie Bluntschli, proszę!
Petkow
do Katarzyny
No, Katarzyno, twoja kolej, widocznie przed tobą strach go
obleciał. Poproś go ładnie, to zostanie.
Katarzyna
Ależ, oczywiście, będę niezmiernie rada, jeśli {błagalnie} kapitan
Bluntschli naprawdę będzie miał ochotę zostać. Wie doskonale,
jakie są moje życzenia.
Bluntschli
po żołniersku
Jestem na pani rozkazy.
Sergiusz
serdecznie
Świetnie, sprawa załatwiona!
Petkow
serdecznie
Oczywiście!
Raina
A widzi pan, musi pan zostać.
Bluntschli
z uśmiechem
Ha, trudno, jak mus, to mus.
Gest rozpaczy ze strony Katarzyny.
AKT TRZECI
W bibliotece po obiedzie. Z prawdziwą biblioteką pokój ten
niewiele ma wspólnego. Jego wyposażenie w postaci książek składa
się z jednej wbudowanej w ścianę półki, wypełnionej szeregiem
starych powieścideł w miękkich okładkach z połamanymi
grzbietami, poplamionych kawą i zniszczonych, oraz z dwóch
wiszących małych półeczek z kilkoma otrzymanymi w prezencie
książkami: resztę miejsca na ścianach zajmują trofea myśliwskie i
wojenne. Ale jest to bardzo wygodna bawialnia. Z trzech
obszernych okien znajdujących się w jednym rzędzie widać górską
panoramę prezentującą się obecnie bardzo łagodnie w ciepłym
świetle popołudnia. W rogu najbliższym prawego okna duży
kwadratowy piec kaflowy — prawdziwa wieża z błyszczącej
ceramiki — wznosi się prawie do sufitu, dając wrażenie
dostatecznego ciepła. Otomana ustawiona jak w pokoju R a i n y, i
tego samego typu, a ławy pod oknami wyłożone są mnóstwem
ozdobnych poduszek. Jeden tylko mebel odbija fatalnie od reszty
otoczenia, mianowicie mały zniszczony stół kuchenny urządzony
jako biurko, z blaszaną puszką pełną piór, kieliszkiem do jaj
napełnionym atramentem i świstkiem dobrze już zużytej różowej
bibuły. Przy tym stole, który człowiek stojący na wprost okna
miałby po lewej ręce, B l u n t s c h l i pilnie wypisuje rozkazy
studiując dwie mapy rozłożone przed nim. U szczytu stołu siedzi
Sergiusz, który rzekomo też pracuje, lecz w istocie ogryza pierze
gęsiego pióra medytując nad szybkim, pewnym i rzeczowym
postępem pracy Bluntschliego z uczuciem zazdrosnej irytacji z
powodu własnej niezdolności i z pełnym czci zdumieniem na widok
umiejętności kapitana, które wydają mu się niemal cudem, choć ich
prozaiczny charakter zabrania mu żywić dla nich głębszy szacunek.
Major Petkow rozsiadł się wygodnie na otomanie z gazetą w ręku i
turecką fajką tuż obok. Katarzyna siedzi przy piecu, obrócona do
nich plecami, zajęta haftowaniem. Raina spoczywa na tapczanie,
zatopiona w marzeniach, wpatrzona w krajobraz bałkański, z
zapomnianą powieścią na kolanach. Drzwi są po tej samej stronie,
co piec, dalej od okna. Po drugiej stronie, za Bluntschlim jest guzik
elektrycznego dzwonka.
Petkow
podnosząc oczy znad gazety i patrząc badawczo na pracujących
przy stole
Kapitanie, czy pan jest pewny, że moja pomoc jest wam
niepotrzebna?
B l u n t s c h l i
nie przerywając pisania i nie podnosząc oczu
Zupełnie pewny, dziękuję. Saranow i ja damy sobie radę.
Sergiusz
ponuro
Tak, tak, poradzimy sobie. On decyduje, co należy zrobić, pisze
odpowiednie rozkazy, a ja podpisuję. Ładny podział pracy!
Bluntschli podaje mu papier do podpisu.
Co, znowu? Dziękuję, (rozkłada papier przed sobą, ustawia
odpowiednio krzesło i podpisuje z policzkiem na łokciu i
wysuniętym językiem poruszającym się w ślad za ręką) Ta ręka
przywykła bardziej do szabli niż do pióra.
Petkow
To bardzo zacnie z pańskiej strony, kapitanie, że pan się dał zaprząc
do tej roboty. Bardzo zacnie, ale czy ja naprawdę nie mógłbym w
czym pomóc?
Katarzyna
przyciszonym głosem, ostrzegawczo
Mógłbyś nie przeszkadzać, Pawle.
Petkow
podnosząc się i patrząc w jej stronę
Co? Aha, masz rację, kochanie, masz rację, (zabiera się na nowo do
gazety, lecz po chwili odrzuca ją) Widzisz, moja Katarzyno, ty nie
odbyłaś kampanii wojennej. Ty nie masz pojęcia, jaka to rozkosz
dla nas siedzieć tutaj po dobrym obiedzie, bez żadnej troski, i
cieszyć się życiem. Jednej rzeczy mi brak do zupełnego szczęścia.
Katarzyna
Cóż to takiego?
Petkow
Starego surduta. W tym nie czuję się u siebie w domu; mam
wrażenie, że cały czas jestem na paradzie.
Katarzyna
Mój drogi, zabiłeś sobie klina tym starym surdutem! Jestem
przekonana, że wisi w niebieskim alkierzu, tam gdzie go zostawiłeś.
Petkow
Moja kochana, mówiłem ci, że tam go nie ma. Przecież chyba mogę
wierzyć własnym oczom.
Katarzyna wstaje, przechodzi przez pokój i naciska guzik dzwonka
elektrycznego.
Cóż ty się tak popisujesz tym dzwonkiem?
Ona spogląda na niego majestatycznie, wraca do swojego krzesła i
podejmuje robótkę.
Moja droga, jeśli sądzisz, że upór kobiecy może zrobić surdut z
dwóch starych szlafroków Rainy, twojego płaszcza deszczowego i
mojego płaszcza, to się grubo mylisz. A tylko te rzeczy znajdują się
obecnie w niebieskim alkierzu. Do pokoju wchodzi Mikoła.
Katarzyna
Mikoła, przynieś z niebieskiego alkierza ten stary, szamerowany
surdut, który pan major nosi zwykle w domu.
Mikoła
Słucham panią.
Wychodzi.
Petkow
Katarzyno…
Katarzyna
Słucham cię. Pawle.
Petkow
Założę się z tobą o każdą sztukę biżuterii, jaką sobie wybierzesz w
Sofii, przeciw tygodniowym wydatkom gospodarskim, że mojego
surduta tam nie ma.
Katarzyna
Przyjmuję zakład!
Petkow
podniecony tym hazardem
Tak to lubię! Trochę sportu nie zaszkodzi. Kto się przyłącza do
zakładu? Kapitanie, zaryzykuje pan? Sześć do jednego.
BIuntschli
nieporuszony
To byłby rabunek na prostej drodze, majorze. Mam wrażenie, że
pani Katarzyna ma na pewno rację.
Nie podnosząc oczu, posuwa w stronę Sergiusza nowy plik
papierów.
Sergiusz
także podniecony
Brawo, Szwajcaria! Majorze, stawiam w zakład mojego
najlepszego konia bojowego przeciwko arabskiej klaczy dla Rainy,
że Mikoła znajdzie surdut w niebieskim alkierzu.
Petkow
zainteresowany
Twojego najlepszego...
Katarzyna
przerywając mu pospiesznie
Zastanów się, Pawle. Arabska klacz będzie cię kosztowała
pięćdziesiąt tysięcy lewów.
R a i n a
budząc się nagle z malowniczego rozmarzenia
Moja mamo, jeśli ty masz dostać biżuterię, nie widzę powodu,
dlaczego masz mi żałować arabskiego konia.
Mikoła wraca z surdutem i podaje go Majorowi, który nie wierzy
własnym oczom.
Katarzyna
Powiedz, gdzie był?
Mikoła
Wisiał w niebieskim alkierzu, proszę pani.
Petkow
Niech mnie dia...
Katarzyna
powstrzymując go
Pawle!
Petkow
Mógłbym przysiąc, że go tam nie było. Tak, starość nie radość.
Widocznie miewam halucynacje, (do Mikoły) Pomóż mi zmienić
surdut. Kapitanie, proszę mi wybaczyć. (zaczyna się przebierać
przy pomocy Mikoły) Sergiuszu, nasz zakład nie doszedł do skutku.
Będziesz musiał sam postarać się o tę arabską klacz dla Rainy,
skoro obudziłeś jej apetyty. Co, Raino? (obraca się i spogląda na
nią, ale ona jest znowu wpatrzona z zachwytem w krajobraz; z
dumą i miłością ojcowską pokazuje ją obecnym mówiąc) Marzy jak
zwykle.
Sergiusz
Zapewniam, że nie dozna zawodu.
Petkow
Tym lepiej dla niej. Ja się nie wykpię tak tanio.
Skończył się przebierać. Mikoła wychodzi z nowym surdutem. No,
nareszcie wiem, że jestem w domu.
Siada i bierze gazetę z pomrukiem zadowolenia.
Bluntschli
do Sergiusza, podając mu papier
To już ostatni rozkaz.
Petkow
zrywając się
Co?! Robota skończona?
Bluntschli
Skończona.
Petkow
z dziecinną zazdrością
Nie da mi pan jakiegoś rozkazu do podpisania?
Bluntschli
Nie potrzeba. Jego podpis wystarczy.
Petkow
wydymając pierś i uderzając w nią ręką
Jak na jeden dzień odwaliliśmy kawał roboty. Czy jest jeszcze coś
do zrobienia?
Bluntschli
Lepiej, żeby panowie zobaczyli się z ludźmi, którzy powiozą te
rozkazy.
Sergiusz wstaje.
Trzeba ich natychmiast wyprawić i pokazać im, że na każdym
rozkazie jest wyznaczony dzień i godzina doręczenia. Powiedzcie
im, że jeżeli będą się zatrzymywali po gospodach i przez to spóźnią
się choćby o pięć minut, władze będą z nich pasy darły.
Sergiusz
sztywniejąc, oburzony
Powiem im, (zdąża do drzwi) a jeśli który z nich okaże się na tyle
mężczyzną, żeby mi napluć w twarz za tę obrazę, wykupię go ze
służby i dam mu dożywotnią pensję.
Wychodzi.
Bluntschli
poufnie
Niech pan dopilnuje, majorze, żeby on z nimi gadał jak trzeba.
Petkow
służbiście
Racja, racja, kapitanie. Już ja go dopilnuję, (idzie do drzwi z ważną
miną, lecz przystaje na progu) Wiesz, Katarzyno, chodź i ty ze mną.
Oni będą czuli większy respekt przed tobą niż przede mną.
Katarzyna
odkładając robótkę
Pewnie, że pójdę. Ty narobiłbyś tylko dużo hałasu. Wychodzi.
Petkow przytrzymuje drzwi i idzie za nią.
Bluntschli
Cóż to za wojsko! Armaty robi się tutaj z pni drzew wiśniowych, a
oficerowie posyłają po żony dla utrzymania
dyscypliny!
Zaczyna porządkować i składać papiery. Raina, która wstała z
tapczanu, maszeruje zwolna przez pokój, z rękami założonymi w
tył, i spogląda nań filuternie.
Raina
Wygląda pan o wiele korzystniej niż podczas naszego pierwszego
spotkania.
On spogląda na nią zdziwiony.
Jak pan to zrobił?
Bluntschli
Umyłem się, uczesałem, wyspałem i zjadłem śniadanie. To cała
tajemnica.
Raina
Udało się panu wtedy ujść bezpiecznie?
Bluntschli
Owszem. Dziękuję.
Raina
Czy przełożeni pana gniewali się za tę ucieczkę przed szarżą
kawalerii Sergiusza?
Bluntschli
z grymasem uśmiechu
Nie. Byli zadowoleni, bo oni by tak samo uciekali.
Raina
podchodzi do stołu i nachyla się przez stół w kierunku kapitana
Musieli się wspaniale ubawić tą historyjką o mnie i o moim pokoju.
Bluntschli
Kapitalna anegdota. Ale opowiedziałem ją tylko jednemu z nich:
najlepszemu przyjacielowi.
Raina
Na którego dyskrecję mógł pan zupełnie liczyć?
Bluntschli
Absolutnie.
Raina
Hm! A on opowiedział wszystko mojemu ojcu i Sergiuszowi w
dniu wymiany jeńców. Odchodzi od stołu i maszeruje z miną
obojętną na drugi koniec pokoju.
Bluntschli
głęboko przejęty, z niedowierzaniem
Nie! Pani chyba żartuje...
Raina
zwracając się do niego z nagłą powagą
Nie, nie żartuję. Ale oni nie wiedzą, że pan się schronił w tym
domu. Gdyby Sergiusz wiedział, wyzwałby pana na pojedynek i
zabiłby pana.
Bluntschli
Naprawdę? To niechże mu pani nie mówi.
Raina
To nie żarty, kapitanie Bluntschli. Czy pan nie zdaje sobie sprawy,
ile mnie kosztuje to ciągłe oszukiwanie go? A ja pragnę być wobec
Sergiusza bez zarzutu! Nie chciałabym, żeby między nami było coś
małego, coś niskiego, coś fałszywego. Mój stosunek do niego, to
jedyna naprawdę piękna i szlachetna strona mojego życia. Mam
nadzieję, że pan to rozumie.
Bluntschli
sceptycznie
To znaczy, że pani nie chciałaby, żeby on się dowiedział, że ta cała
historyjka o lodach, o czekoladowym ornamencie, to było takie
sobie, no... pani wie, co chcę powiedzieć?
Raina
dotknięta
Niech pan nie będzie taki uszczypliwy. Wiem, że skłamałam, ale
zrobiłam to, żeby panu ocalić życie. On by pana zabił. Po raz drugi
w życiu powiedziałam nieprawdę. Bluntschli wstaje szybko i patrzy
na nią krytycznie, a nawet cokolwiek surowo
Pan pamięta pierwszy raz?
Bluntschli
Ja? Nie. Czy byłem przy tym?
Raina
Owszem! Powiedziałam oficerowi, szukającemu pana, że pana nie
ma w pokoju.
Bluntschli
To prawda. Powinienem był o tym pamiętać.
Raina
z rosnącą pewnością siebie
Ach, to zupełnie naturalne, że pan w pierwszej chwili zapomniał.
Pana to nic nie kosztowało. Ale mnie kosztowało kłamstwo!
Kłamstwo!
Siada na otomanie patrząc przed siebie, objąwszy rękami kolana.
Bluntschli, wzruszony, podchodzi do otomany, z wyrazem
szczególnie uspokajającym i życzliwym, i siada obok niej.
Bluntschli
Droga pani, niech się pani tym nie przejmuje. Proszę pamiętać, że
jestem żołnierzem. Otóż dwie rzeczy zdarzają się żołnierzowi tak
często, że w końcu nie przywiązuje do nich żadnej wagi. Jedna —
to ciągłe słuchanie ludzkich kłamstw,
Raina odsuwa się.
druga — to fakt, że różnego typu ludzie w różny sposób ocalają mu
życie.
Raina
wstaje z protestem oburzenia
Dlatego żołnierz staje się istotą niezdolną dochować wiary,
niezdolną do wdzięczności.
Bluntschli
krzywiąc twarz
Czy pani lubi wdzięczność? Bo ja nie. O ile litość jest bliska
miłości, o tyle wdzięczność jest bliska nienawiści.
Raina
Wdzięczność! (napadając na niego) Jeśli pan nie jest zdolny do
wdzięczności, to pan nie jest zdolny do żadnego szlachetnego
uczucia. Nawet zwierzęta czują wdzięczność. Teraz wiem już
dokładnie, co pan o mnie myśli! Pana nie zdziwiło moje kłamstwo.
Dla pana to było coś, co ja popełniam co dzień, może co godzinę!
To są męskie pojęcia o kobietach.
Maszeruje po pokoju z tragiczną miną.
Bluntschli
z powątpiewaniem
Wszystko ma swoje racje. Pani mówi, że pani skłamała tylko dwa
razy w życiu. Droga pani, czy to nie za mały kontyngent? Ja jestem
człowiekiem dosyć prostolinijnym. Ale przydział dwóch kłamstw
nie wystarczyłby mi nawet na pół dnia.
Raina
patrząc na niego wyniośle Czy pan zdaje sobie sprawę, że pan mnie
obraża?
Bluntschli
Nic na to nie poradzę, droga pani. Kiedy pani przybiera tę
szlachetną pozę i przemawia tym urzekającym głosem, czuję dla
pani podziw, ale nie mogę uwierzyć ani w jedno słowo pani.
Raina
dumnie
Kapitanie Bluntschli!
Bluntschli
nieporuszony
Słucham panią.
Raina
stojąc nad nim, jak gdyby nie dawała wiary swoim zmysłom
Czy pan naprawdę myśli to, co pan teraz powiedział? Czy pan wie,
co pan powiedział?
Bluntschli
Tak!
Raina
bez tchu
Że ja!... Że ja!...
Wskazuje palcem na siebie, jakby chciała powiedzieć: „Że ja, Raina
Petkow, kłamię?" On wytrzymuje jej spojrzenie. Ona nagle siada
obok niego i dodaje przechodząc z tonu heroicznego do dziecinnej
poufałości. Jakim sposobem zdołał pan przejrzeć mnie tak na
wylot?
Bluntschli
bez chwili wahania
Instynkt, droga pani, instynkt i znajomość świata.
Raina
zastanawiając się
Czy pan da wiarę, że pan jest pierwszym człowiekiem, który nie
potraktował mnie poważnie.
Bluntschli
Pani chce powiedzieć, że jestem pierwszym mężczyzną, który
potraktował panią zupełnie poważnie.
Raina
Ma pan słuszność, to właśnie miałam na myśli, (przymilnie, z
zupełną swobodą) Jakże inaczej słucha się, gdy ktoś mówi tak jak
pan! Czy pan wie, że ja zawsze przybierałam... jak to pan
powiedział?
Bluntschli
Pani ma na myśli...
Raina
Już wiem... szlachetną pozę i urzekający głos.
Śmieją się oboje.
Kiedy byłam malutka, częstowałam tym moją piastunkę. Ona w to
wierzyła. Częstuję tym moich rodziców. Oni także w to wierzą.
Gram tę rolę wobec Sergiusza. I on w to wierzy.
Bluntschli
Tak, bo on sam lubi robić te sztuczki.
Raina
zaskoczona
Co? Sądzi pan?
Bluntschli
Pani zna go lepiej niż ja.
Raina
Czyżby? Ciekawam, bardzom ciekawa! Gdyby tak było...
(zniechęcona) Ale mniejsza o to. Przypuszczam, że teraz, po tym
odkryciu, pan mną gardzi.
Bluntschli
wstając, serdecznie
Nie, moja droga pani, nie, nie, nie, po tysiąckroć nie! Przecież to
wyraz pani młodości, pani wdzięku i uroku... Jestem w jednym
szeregu z piastunką pani, rodzicami i Sergiuszem: jestem
oczarowanym wielbicielem pani!
Raina
uradowana
Naprawdę?
B l u n t s c h l i
uderzając się w pierś na modłę niemiecką
Hand aufs Herz! Święta prawda!
Raina
bardzo uszczęśliwiona
A co pan o mnie pomyślał, gdy dałam panu moją fotografię?
Bluntschli
zdumiony
Pani fotografię? Pani nie dała mi żadnej fotografii.
Raina
szybko
Czy to znaczy, że pan jej nie otrzymał?
Bluntschli
Nie (siada obok niej z wznowionym zainteresowaniem i pyta,
zadowolony z siebie) Kiedy ją pani wysłała?
Raina
oburzona
Nie wysyłałam jej wcale, (odwraca głowę i dodaje z niechęcią)
Włożyłam ją do kieszeni tego starego surduta.
Bluntschli
otwierając szeroko oczy i wydymając wargi Oh...o...oh! Nie
znalazłem jej. Musi być dotąd w kieszeni.
Raina
zrywając się
Co? Dotąd w kieszeni?! Żeby ją ojciec znalazł, gdy sięgnie ręką do
kieszeni? Och, jak pan mógł być taki głupi?
Bluntschli
wstając także
Przecież to nic strasznego, przypuszczam, że to tylko fotografia.
Przecież ojciec nie będzie wiedział, dla kogo była przeznaczona.
Niech mu pani powie, że sam ją tam włożył.
Raina
gorzko
Dziękuję za mądrą radę! (z desperacją) Co ja teraz zrobię?
Bluntschli
Rozumiem. Pani tam coś napisała. To było nierozsądne.
Raina
rozdrażniona niemal do leź
Ha, zrobić coś takiego... i dla kogo? Dla pana, który nie dba o nic,
który się tylko śmieje ze mnie... och! Czy pan jest pewny, że tego
surduta nikt nie ruszał?
Bluntschli
Niestety, nie mogę mieć absolutnej pewności. Widzi pani, nie
mogłem go ciągle nosić ze sobą; w czynnej służbie nie można mieć
dużo bagażu.
Raina
Więc co pan z nim zrobił?
Bluntschli
Kiedy dotarłem do miasta Pirot, musiałem go złożyć na
przechowanie w jakimś bezpiecznym miejscu. W pierwszej chwili
myślałem o przechowalni na dworcu kolejowym. Ale tam
najłatwiej o rabunek podczas wojny. Więc zastawiłem surdut w
lombardzie.
Raina
Pan zastawił surdut ojca?!!
Bluntschli
Wiem, że to brzmi nieładnie. Ale to było naprawdę
najbezpieczniejsze miejsce. Przedwczoraj wykupiłem ten skarb. A
Bóg tylko wie, czy właściciel lombardu nie opróżnił jego kieszeni.
Raina
wściekła, rzucając mu obelgi w twarz
Pan ma umysł nędznego sklepikarza. Pan ma pomysły, które nie
przyszłyby do głowy prawdziwemu dżentelmenowi.
Bluntschli
flegmatycznie
To już jest narodowy charakter Szwajcarów.
Wraca do stołu.
Raina
Żałuję, że pana w ogóle spotkałam!
Odchodzi z godnością na bok i siada pod oknem dysząc z gniewu.
Wchodzi Łuka ze stosem listów i depesz na tacy i zmierza swoim
dumnym, swobodnym krokiem do stołu. Jej lewy rękaw jest
podwinięty i spięty broszką na ramieniu, ukazując nagie ramię z
szeroką bransoletą zakrywającą siniak.
Łuka
do Bluntschliego
Dla pana. (zsypuje jednym ruchem wszystko z tacy na stół)
Posłaniec czeka.
Jest zdecydowana nie okazywać grzeczności wrogowi, choć musi
mu usługiwać.
Bluntschli
do R a i n y
Pani wybaczy! Ostatnią pocztę odebrałem trzy tygodnie temu.
Dlatego tyle listów i cztery depesze, sprzed tygodnia. (otwiera
jedną depesze) Oho, złe nowiny!
Raina
wstając i zbliżając się do stołu z lekkim żalem
Złe nowiny?
Bluntschli
Mój ojciec umarł.
Spogląda na depeszę wydymając wargi i rozmyślając nad
nieoczekiwaną zmianą losu. Łuka z pośpiechem robi znak krzyża.
Raina
To bardzo smutna wiadomość!
Bluntschli
Tak. Za godzinę będę musiał ruszyć w drogę do domu. Ojciec
zostawił mnóstwo dużych hoteli, którymi trzeba się zająć, (bierze
do ręki gruby list w długiej niebieskiej kopercie) Ten gruby list to
od adwokata rodziny, (wyrzuca z koperty załączniki i przegląda je
pobieżnie) Tam do licha! Siedemdziesiąt... Dwieście (z rosnąca
niechęcią) Czterysta! Cztery tysiące!! Dziewięć tysięcy sześćset!!
Co ja pocznę z tym wszystkim?!
Raina
nieśmiało
Dziewięć tysięcy hoteli?
Bluntschli
Hoteli? Co znowu! Ha, żeby pani wiedziała, jakie to wszystko
śmieszne! Przepraszam najmocniej, ale muszę wydać polecenie
ordynansowi w związku z wyjazdem. Opuszcza pokój pospiesznie,
z dokumentami w ręku.
Łuka
czując instynktownie, ze dokuczy Rainie wyrażając się ujemnie o
Bluntschlim
Ten Szwajcar nie ma wcale serca. Nie powiedział ani jednego
słowa żalu po stracie ojca.
Raina
gorzko
Żalu! Szukasz żalu u człowieka, który przez całe lata nie robił nic
innego tylko zabijał ludzi! Gdzie on ma serce? Jaki żołnierz ma
serce?
Zmierza do drzwi z trudem wstrzymując łzy.
Łuka
Major Saranow także walczył z wrogiem, ale to nie zabiło w nim
serca.
Raina przy drzwiach prostuje się wyniośle i wychodzi.
Aha, wiedziałam, że nie doszukasz się serca w tym twoim
żołnierzu.
Zmierza również do drzwi, przez które wchodzi właśnie Mikoła z
naręczem drzewa do pieca.
Mikoła
uśmiechając się do niej zalotnie
Całe popołudnie starałem się przyłapać cię samą, bodaj na minutkę,
moja kochaneczko. {wyraz jego twarzy zmienia się, gdy dostrzega
jej lewą rękę;) A to co znowu? Cóż to za moda zakasywać rękaw na
ramieniu?
Łuka
dumnie
Moja własna moda.
Mikoła
Patrzcie, patrzcie! Jak pani to zobaczy, to cię nauczy moresu.
Układa szczapy pod piecem i rozsiada się wygodnie na otomanie.
Łuka
To jeszcze nie powód, żebyś ty mi prawił kazanie.
M i k o ł a
Tylko mi się nie stawiaj... Mam dobre nowiny dla ciebie. Łuka
siada obok niego. On wydobywa trochę papierowych pieniędzy.
Łuka z pożądliwym błyskiem w oczach usiłuje wyrwać mu je z
ręki, ale on przekłada je szybko do lewej ręki. Widzisz, dwadzieścia
lewów. Dostałem od Sergiusza, za nic, pański kaprys. Głupiego
pieniądz się nie trzyma! O, widzisz, tu mam jeszcze dziesięć
lewów. To ten Szwajcar mi dał za to, że podtrzymałem łgarstwa
pani i Rainy o nim. Ho, ho! ten ci nie głupi, nie! Żebyś ty słyszała,
jak stara Katarzyna przepraszała mnie w kuchni, jak mnie grzecznie
prosiła, żebym sobie nic z tego nie robił, że major jest czasem
prędki i popędliwy, jak mi kadziła, że drugiego takiego sługi nie
ma. Zapomniała już, że zrobiły ze mnie głupka i łgarza na oczach
wszystkich! Ta dwudziestka pójdzie do naszych oszczędności, a ta
dziesiątka dla ciebie, ale musisz pogadać ze mną jak z człowiekiem,
bo i mnie się czasem przykrzy być tylko sługą.
Łuka
To ty myślisz, że jak siebie sprzedasz za trzydzieści lewów, to mnie
kupisz za dziesięć? [wstaje z pogardą) Zabierz swoje pieniądze.
Urodziłeś się, żeby być sługą. Ja — nie. Kiedy otworzysz swój
sklep to zamiast być sługą jednych państwa, jak teraz, zostaniesz
sługą wszystkich.
Odchodzi zasępiona od stołu i jak królowa rozsiada się w krześle
Sergiusza.
Mikoła
podnosi szczapy i niesie je do pieca
Poczekaj, to zobaczysz. Będziemy mieli wieczory dla siebie, a ja
potrafię być panem w moim domu, za to ręczę.
Przyklęka i wkłada drzewo do pieca.
Łuka
Ale nigdy nie będziesz panem w moim domu.
Mikoła
klęcząc osuwa się na łydki i zwraca się do niej przybity jej
nieubłaganą wzgardą.
Wysoko mierzysz, dziewczyno! Jakby ci się poszczęściło, pamiętaj,
że to ja zrobiłem z ciebie człowieka.
Łuka
Ty?!
Mikoła
gramoląc się na równe nogi i podchodząc do niej
Tak, ja! Kto sprawił, że przestałaś nosić na głowie dwa funty
fałszywych kłaków i malować na czerwono wargi i policzki, jak
pierwsza lepsza bułgarska dziewczyna? Ja! Kto cię nauczył obcinać
paznokcie, utrzymywać czysto ręce i dbać o swój wygląd jak dama
rosyjska z wielkiego świata? Ja! Słyszysz? Ja!
Ona podrzuca wyzywająco głowę, on odwraca się dodając
spokojniej:
Nieraz sobie myślałem, ze gdyby Raina nie stała na drodze i gdybyś
ty była trochę mniej durna, a Sergiusz trochę więcej, to mogłabyś
zostać jedną z najbogatszych moich klientek zamiast być tylko
moją żoną i narażać mnie na wydatki.
Łuka
Tak, ja też myślę, że ty wolałbyś być moim sługą niż mężem.
Wyciągnąłbyś ze mnie więcej. Och, znam tę twoją służalczą duszę!
M i k o ł a
podchodząc do niej bliżej, aby nadać swym słowom więcej wagi
Zostaw w spokoju moją duszę, a słuchaj lepiej mojej rady. Jeśli
chcesz zostać damą, musisz zmienić zachowanie wobec mnie,
chyba że jesteśmy sam na sam. Ono jest zbyt szorstkie i zanadto
bezczelne, a bezczelność to rodzaj poufałości, która dowodzi, że
masz dla mnie uczucie. Ale nie próbuj też okazywać mi
jaśniepańskich fochów. Bo ty jesteś jak każda dziewucha ze wsi.
Tobie się zdaje, że to po pańsku traktować służącego tak, jak ja
traktuję stajennego. Pamiętaj, że to tylko twoja ciemnota. I nie bądź
taka wyzywająca wobec wszystkich i każdego. Postępuj tak, jakbyś
przywykła wszystko robić po swojemu, a nie jakbyś się obawiała,
że inni będą tobą rządzić. Bo droga do powodzenia jest taka sama
dla damy jak dla sługi. Trzeba znać swoje miejsce, to cała
tajemnica. Możesz być pewna, że ja będę znał swoje miejsce, jeśli
tobie się poszczęści. Pomyśl trochę nad tym, dziewczyno. Ja
zawsze stanę po twojej stronie, bo sługa powinien poprzeć innego
sługę.
Łuka
wstając zniecierpliwiona
Muszę postępować po swojemu. Twoja wyrachowana mądrość
odbiera mi całą odwagę. Pal w piecu, bo na tym się rozumiesz.
Zanim M i ko ł a ma czas odpowiedzieć, wchodzi Sergiusz, który
zatrzymuje się zobaczywszy Łukę, po czym podchodzi do pieca.
Sergiusz
do M. i k o ł y
Nie przeszkadzam ci?
Mikoła
łagodnym starczym głosem
Nie, proszę pana majora. Właśnie robiłem wymówki tej niemądrej
dziewczynie, że jak tylko złapie wolną chwilę, to w te pędy leci do
biblioteki, żeby się dorwać do jakiejś książki. Ta jej edukacja
szkodzi jej, proszę pana... wytwarza nawyczki ponad jej stan. (do
Łuki} Sprzątnij stół dla pana majora.
Wychodzi statecznym krokiem. Łuka. nie patrząc na Sergiusza
udaje, że porządkuje papiery na stole. Sergiusz podchodzi do niej
zwolna i ogląda jej lewe ramię.
Sergiusz
Pozwól mi zobaczyć... Czy jest jakiś ślad?
Podnosi bransoletę i widzi siniak, wywołany jego mocnym
chwytem.
Ona stoi bez ruchu, nie patrząc na niego, przejęta, lecz, czujna. Fiu!
Czy to boli?
Łuka
Tak.
Sergiusz
Czy mam to uzdrowić?
Łuka
cofając się natychmiast dumnie, ale jeszcze nie patrząc na niego
Nie. Teraz pan nie może tego uzdrowić.
Sergiusz
władczo
Jesteś tego pewna?
Czyni ruch, jakby chciał ją objąć.
Łuka
Proszę ze mną nie igrać. Oficer nie powinien igrać ze służącą.
Sergiusz
dotykając bezlitosnym ruchem bolącego miejsca
To nie była igraszka.
Łuka
cofając się i spoglądając na niego po raz pierwszy
Czy pan żałuje?
Sergiusz
krzyżując ręce, dobitnie i miarowo
Ja nigdy niczego nie żałuję!
Łuka
smutnie
Chciałabym uwierzyć, że mężczyzna może być aż tak niepodobny
do kobiety. I tak sobie myślę: czy pan jest naprawdę odważny?
Sergiusz
bez pozy, rzeczowo
Owszem, jestem odważny. Przy pierwszym strzale serce mi zabiło
tak po kobiecemu, ale podczas szarży przekonałem się, że jestem
odważny. Tak, przynajmniej to jedno jest prawdziwe we mnie.
Łuka
Czy podczas szarży przekonał się pan także, że żołnierze, których
ojcowie są biedni, jak mój, mają mniej odwagi od oficerów, którzy
są bogaci jak pan?
Sergiusz
z gorzką swawolą
Wcale nie. Wszyscy oni rąbali, przeklinali i ryczeli jak
bohaterowie. Ha, nie trzeba wielkiej odwagi, żeby wpaść w szał i
mordować. Mam angielskiego terriera, który posiada tyle odwagi
tego rodzaju co cały naród bułgarski i rosyjski razem wzięte. Ale
mimo to mój pies znosi baty mego służącego. Tacy są właśnie
żołnierze! Nie, nie, Łuko, ci biedacy, o których ci chodzi, potrafią
podrzynać gardła, ale boją się swoich oficerów; znoszą bez protestu
obelgi i bicie, stoją i patrzą, kiedy ich towarzyszom wymierza się
kary jak dzieciom, a kiedy się im rozkaże, to jeszcze w tym
pomagają. A oficerowie!!! Cóż, (z urywanym śmiechem} przecież
sam jestem oficerem, (z przejęciem) Och, pokażcie mi człowieka,
który do ostatniego tchu przeciwstawi się każdej potędze na ziemi
czy na niebie skierowanej przeciw jego woli i sumieniu, a powiem:
oto odważny człowiek!
Łuka
To się tak łatwo mówi. Mężczyźni nigdy nie są dorośli, myślą jak
sztubacy. Pan nie wie, co to jest prawdziwa odwaga.
Sergiusz
ironicznie
Proszę! Może zechcesz mnie oświecić!
Rozsiada się wspaniałym gestem na otomanie.
Łuka
Niech pan spojrzy na mnie! Czy mnie wolno mieć własną wolę?
Muszę sprzątać pokój pana, muszę zamieść, zetrzeć kurze, wynieść,
co niepotrzebne i przynieść, co potrzebne. Czy to może mnie
poniżyć, jeśli pana nie poniża, że ktoś musi to wszystko dla pana
zrobić? Ale, (z tłumioną pasją) gdybym ja była imperatorową Rosji,
osobą najwyżej postawioną, wtedy!! Och, wtedy... chociaż według
pana nie mogłabym okazać żadnej odwagi, wtedy zobaczyłby pan,
zobaczyłby pan wtedy!
Sergiusz
Cóż byś zrobiła najjaśniejsza imperatorowo?
Łuka
Poślubiłabym człowieka, którego bym kochała! Zrobiłabym to,
czego nie ma odwagi zrobić żadna królowa w Europie. Gdybym
kochała pana, to choćby pan był o tyle niżej ode mnie postawiony,
o ile ja stoję teraz niżej od pana, miałabym odwagę traktować pana
jak równego. Czy pan miałby odwagę zrobić to, gdyby pan mnie
kochał? Nie! Gdyby pan poczuł, że w panu budzi się miłość do
mnie, nie pozwoliłby pan jej się rozwinąć. Pan nie miałby odwagi.
Pan ożeniłby się z córką bogacza, bo pan bałby się tego, co ludzie
powiedzą.
Sergiusz
zrywając się
Łżesz! Przysięgam na wszystkie gwiazdy, że tak nie jest! Gdybym
cię kochał, to choćbym był samym carem, posadziłbym cię na
tronie obok siebie. Ty wiesz, że kocham inną kobietę, o tyle wyższą
od ciebie, o ile niebo jest wyższe od ziemi, i jesteś o nią zazdrosna.
Łuka
Nie mam powodu być zazdrosna. Ona nigdy nie wyjdzie za pana.
Człowiek, o którym mówiłam, wrócił. Ona poślubi Szwajcara.
Sergiusz
cofając się
Szwajcara?!
Łuka
Wart dziesięciu takich jak pan. Wtedy pan przyjdzie do mnie, a ja
odprawię pana z kwitkiem. Pan nie jest mnie wart.
Zwraca się do drzwi.
Sergiusz
jednym skokiem dopada do niej i chwyta ją gwałtownie w ramiona
Zabiję Szwajcara, a z tobą zrobię, co zechcę.
Łuka
w jego ramionach, bierna, lecz nieustępliwa
Może Szwajcar zabije pana. Pobił pana w miłości, może pobić w
walce.
Sergiusz bijąc się z myślami
Ty myślisz, że ja wierzę... że ona! ona! której najgorsze myśli są
wyższe od twoich najlepszych, jest zdolna do igrania z innym
mężczyzną za moimi plecami?
Łuka
A pan myśli, że ona uwierzyłaby Szwajcarowi, gdyby jej
powiedział, że jestem teraz w pańskich ramionach?
Sergiusz
puszczając ją, w rozpaczy
Piekło! Och, piekło! Szyderstwo! Wszędzie szyderstwo! Każdy mój
czyn szydzi z każdej mojej myśli, (bijąc się z gniewem w piersi)
Tchórz! Kłamca! Dureń! Czy mam zginąć z własnej ręki jak
mężczyzna, czy mam żyć i udawać, że śmieję się z samego siebie?
Łuka zmierza znowu do drzwi.
Łuko!
Ona zatrzymuje się przy drzwiach.
Pamiętaj! Jesteś moja!
Łuka
zwracając się ku niemu
Co to znaczy? Nowa obelga?
Sergiusz
tonem rozkazującym
To znaczy, że ty mnie kochasz i że ja trzymałem cię w ramionach,
może jeszcze będę trzymał. Nie wiem, czy to jest obelga i nic mnie
to nie obchodzi. Tłumacz to sobie, jak ci się podoba. Ale ja (z
pasją} nie będę ani tchórzem, ani uwodzicielem. Jeśli mi się
spodoba kochać ciebie, będę miał odwagę ożenić się z tobą na
przekór całej Bułgarii. Jeśli te ręce dotkną cię jeszcze raz, dotkną
mojej narzeczonej.
Łuka
Zobaczymy, czy pan będzie miał odwagę dotrzymać słowa. Ale
niech pan uważa! Nie będę długo czekać.
Sergiusz
krzyżując znowu ręce i stojąc bez ruchu na środku pokoju
Zobaczymy! A ty będziesz czekała tak długo, jak mi się spodoba.
Wchodzi Bluntschli, bardzo zaaferowany, z papierami w ręku,
zostawiając za sobą otwarte drzwi, aby Łuka mogła wyjść; zmierza
prosto do stołu rzucając na nią baczne spojrzenie. Sergiusz nie
zmieniając stanowczej postawy śledzi go uważnie. Łuka wychodzi
zostawiając drzwi otwarte.
Bluntschli
siada przy stole, jak poprzednio, i wkłada papiery mechanicznie,
zajęty swoimi myślami
Nadzwyczaj przystojna dziewczyna.
Sergiusz
nie ruszając się z miejsca, poważnie
Kapitanie Bluntschli!
Bluntschli
Proszę?
Sergiusz
Pan mnie oszukał. Pan jest moim rywalem. Ja nie znoszę rywali. O
godzinie szóstej będę na placu musztry przy ulicy Klissura, konno,
sam z moją szablą. Pan mnie rozumie?
Bluntschli
patrząc szeroko otwartymi oczami, lecz nie zmieniając swobodnej
postawy
Owszem, dziękuję za zaszczyt. To jest wyzwanie kawalerzysty. Ja
służę w artylerii, a jako wyzwany mam prawo wyboru broni. Jeśli
się stawię, stawię się z karabinem maszynowym. Tym razem nie
będzie pomyłki co do nabojów.
Sergiusz
czerwieniąc się, lecz z zabójczym spokojem
Niech pan uważa. Nie jest naszym zwyczajem w Bułgarii pozwalać
na kpiny z wyzwań tego rodzaju.
Bluntschli
żywo
Niech mi pan nie opowiada o Bułgarii. Wy nie macie pojęcia o
technice walki. Ale stanie się zadość życzeniu pana. Proszę
przynieść szablę. Przyjmuję wyzwanie.
Sergiusz
gwałtownie uradowany widząc, że jego przeciwnik ma fantazję
Brawo Szwajcaria! Czy mogę służyć panu moim najlepszym
koniem?
Bluntschli
Nie, po diabła mi pański koń! Ale za propozycję dziękuję, drogi
przyjacielu.
Do pokoju wchodzi niepostrzeżenie Raina, która słyszy dalsze
słowa.
Będę się bił z panem pieszo. Konny pojedynek jest zbyt
niebezpieczny. Nie chciałbym pana zabić.
Raina
biegnąc na środek pokoju, zaniepokojona
Sergiuszu, słyszałam, co powiedział kapitan Bluntschli. Chcecie się
bić! Dlaczego?
Sergiusz odwraca się w milczeniu i podchodzi do pieca, skąd śledzi
Rainę, która zwraca się do Bluntchliego.
O co?
Bluntschli
Nie wiem, nie powiedział mi tego; lepiej się nie wtrącać do tej
sprawy, droga pani. Nic złego się nie stanie. Często występowałem
jako instruktor fechtunku. On nie zdoła mnie nawet dotknąć, a ja
nie zrobię mu żadnej krzywdy. To nam oszczędzi wyjaśnień. Rano
wyruszę w drogę do domu i pani nie zobaczy mnie więcej. Potem
państwo się pogodzicie i będziecie żyli szczęśliwie aż do śmierci.
Raina
odwracając się. głęboko dotknięta, prawie ze łzami w glosie
Nie powiedziałam nigdy, że chciałabym pana jeszcze zobaczyć.
Sergiusz
występując naprzód
Ha! To jest wyznanie.
Raina
wyniośle
Co chcesz przez to powiedzieć?
Kochasz tego pana!
Sergiusz
Raina
oburzona
Sergiuszu!
Sergiusz
Przyjmujesz jego zaloty za moimi plecami, a mnie traktujesz jak
oficjalnego narzeczonego za jego plecami! Bluntschli, pan wiedział,
co mnie łączy z Rainą, mimo to oszukał mnie pan. Oto za co
wyzwałem pana na pojedynek, a nie za to, że pana darzono
względami, których ja nigdy nie dostąpiłem.
Bluntschli
zrywając się, oburzony
Bzdura! Idiotyzm! Nie darzono mnie żadnymi względami. Przecież
panna Petkow nie wie nawet, czy jestem żonaty, czy nie.
Raina
zapominając się
Och! (opada na otomaną) to pan żonaty?!
Sergiusz
Kapitanie Bluntschli, pan widzi zaniepokojenie tej młodej damy.
Wszelkie zaprzeczenia są zbyteczne. Obdarzono pana szczególnymi
względami. Ta młoda dama przyjęła pana w swoim pokoju, późną
nocą...
Bluntschli
przerywając mu, zaperzony
Tak, głupcze! Przyjęła mnie, bo jej groziłem rewolwerem. Twoja
kawaleria następowała mi na pięty! Byłbym roztrzaskał jej głowę,
gdyby pisnęła.
Sergiusz
zaskoczony
Bluntschli! Raino! Czy to prawda?
Raina
wstając w całym majestacie obrażonej godności
Och, jak śmiesz, jak śmiesz!
Bluntschli
Przeproś, człowieku, przeproś!
Zajmuje z powrotem swoje miejsce przy stole.
Sergiusz
krzyżując ręce na piersiach, powoli, z naciskiem
Ja nigdy nie przepraszam!
Raina
z pasją
To wszystko robota pańskiego przyjaciela, kapitanie Bluntschli. To
on rozgłasza tę ohydną plotkę o mnie.
Chodzi podniecona po pokoju.
Bluntschli
Nie. On nie żyje. Spalony żywcem.
Raina
zatrzymuje się wstrząśnięta
Spalony żywcem?
Bluntschli
Schował się do drewutni i tam dostał kulę w biodro. Nie mógł się
sam wydostać, a drzewo zajęło się od pocisków waszych ludzi.
Spalił się żywcem wraz z pół tuzinem innych nieszczęśników,
którzy znaleźli się w tej samej pułapce.
Raina
To straszne!
Sergiusz
I śmieszne! Ach, wojna, wojna! Marzenie patriotów i bohaterów!
To oszustwo, kapitanie Bluntschli! Nędzna komedia jak miłość!
Raina
oburzona do głębi
Jak miłość! I ty to mówisz w mojej obecności?!
Bluntschli
Niech się pan zastanowi, majorze Saranow, ta sprawa została
wyjaśniona!
Sergiusz
Powtarzam, nędzna komedia! Czy pan wróciłby tutaj, gdyby
między wami nic nie zaszło prócz tej rewolwerowej groźby? Raina
się myli co do pańskiego spalonego przyjaciela... To nie on był
moim informatorem.
Raina
Więc kto? (nagle odgaduje prawdę) Ha, to Łuka! Moja pokojówka!
Moja sługa! Dziś rano spędziłeś z nią cały czas po tym... po tym...
Och! Jakież to bożyszcze ja czciłam?
Sergiusz odpowiada na jej spojrzenie sardonicznym uśmiechem
wywołanym jej rozczarowaniem. Rozgniewana jeszcze bardziej,
Raina zbliża się do niego i mówi ciszej, ale z większą pasją:
Czy ty wiesz, że kiedy poszłam na górę, wyjrzałam oknem, żeby
jeszcze raz popatrzeć na mojego bohatera, wtedy zobaczyłam coś,
czego nie mogłam zrozumieć. Teraz wiem, że się zalecałeś do niej.
Sergiusz
z ponurym humorem
Widziałaś?
Raina
Aż nadto wyraźnie!
Odwraca się i rzuca się na tapczan pod środkowym oknem,
oszołomiona zupełnie.
Sergiusz
cynicznie
Raino, nasza romantyczna miłość została rozbita. Życie jest farsą!
Bluntschli
do Rainy, żartobliwie
Widzi pani, teraz on odkrył prawdziwego siebie.
Sergiusz
podchodząc do niego
Kapitanie Bluntschli, nie protestowałem, gdy pan nazwał mnie
głupcem, może pan jeszcze nazwać mnie tchórzem. Nie będę się bił
z panem. A wie pan dlaczego?
Bluntschli
Nie, ale to nieważne. Nie pytałem o powód, kiedy mnie pan
wyzwał, nie pytam teraz, gdy pan wyzwanie odwołuje. Jestem
zawodowym żołnierzem. Walczę, kiedy muszę, i jestem szczęśliwy,
kiedy nie muszę. Pan jest tylko amatorem. Dla pana walka jest
zabawą.
Sergiusz
siadając przy stole naprzeciw niego
Mimo to, mój zawodowy żołnierzu, powiem panu, dlaczego nie
będę się bił z panem. Do rzetelnej walki potrzeba dwóch mężczyzn,
prawdziwych mężczyzn, mężczyzn z sercem, krwią i honorem.
Otóż z panem nie mógłbym walczyć, tak samo jak nie mógłbym
zalecać się do brzydkiej kobiety. Pan nie ma żadnego magnetyzmu,
pan nie jest człowiekiem, pan jest maszyną.
Bluntschli
usprawiedliwiając się
Ma pan rację. To prawda. Bardzo mi przykro, ale zawsze byłem
taki.
Sergiusz
Ba! W tym sęk!
Bluntschli
Ale teraz, kiedy pan się przekonał, że życie nie jest farsą, lecz
czymś bardzo sensownym i poważnym, nie ma już chyba żadnej
przeszkody do waszego szczęścia.
Raina
wstając
Panu bardzo leży na sercu moje szczęście i jego... Ale pan
zapomina, że jego nowa miłość to Łuka. Już nie z panem musi się
teraz bić, lecz ze swoim rywalem Mikołą.
Sergiusz
Rywalem!!
Jednym susem jest w środku pokoju
Ra i n a
To ty nie wiesz, że są zaręczeni?
Sergiusz
Mikoła? Nowa przepaść otwiera się przede mną. Mikoła!
Raina
sarkastycznie
Co za poświęcenie! Jakaż wstrząsająca ofiara! Prawda? Taka uroda!
Taki intelekt! Taka skromność! I to wszystko ma się zmarnować w
małżeńskim jarzmie z niemłodym służącym. Naprawdę, Sergiuszu,
nie powinieneś na to pozwolić. Byłoby to niegodne twojej
rycerskości!
Sergiusz
tracąc panowanie nad sobą
Żmija! Żmija!
Rzuca się po pokoju jak szalony.
Bluntschli
Majorze Saranow, pan przegrywa tę sprawę.
Raina
ze wzrastającym gniewem
Kapitanie Bluntschli, czy pan zdaje sobie sprawę z tego, co on
zrobił? Namówił tę dziewczynę, żeby nas szpiegowała, a w nagrodę
zaleca się do niej.
Sergiusz
Fałsz! Potworny fałsz!
Raina
Fałsz?! {patrząc mu w oczy) Czy możesz zaprzeczyć, że to ona
powiedziała ci o bytności kapitana Bluntschliego w moim pokoju?
Sergiusz
Nie, ale...
Raina
przerywając
Czy możesz zaprzeczyć, że zalecałeś się do niej, kiedy ci o tym
powiedziała?
Sergiusz
Nie, ale powtarzam...
Raina
przerywając mu pogardliwie
Nie potrzebujesz nam nic więcej mówić. To nam zupełnie
wystarczy.
Odwraca się od niego i zmierza majestatycznie ku oknu.
Bluntschli
spokojnie, podczas gdy Sergiusz, doszczętnie przybity, opada na
otomanę ściskając głowę pięściami
Powiedziałem panu, że pan przegrywa tę sprawę.
Sergiusz
Tygrysica!
Raina
podbiegając w podnieceniu do Bluntschliego
Kapitanie, pan słyszy, jakimi epitetami raczy mnie ten człowiek?
Bluntschli
Cóż innego mu pozostaje, droga pani? Musi się jakoś bronić. Ale
dość tego. (przekonywająco) Nie kłóćcie się państwo! To nie
prowadzi do niczego.
Raina siada na otomanie łapiąc oddech; po nieudanym wysiłku, aby
spojrzeć surowo na B l u n t s c h l i e g o, pada ofiarą swego
poczucia humoru i opiera się jak dziecko o ramię Sergiusza.
Sergiusz
Zaręczona z Mikołą! Cha, cha, cha! Ma pan rację, kapitanie, że pan
traktuje ze spokojem ten olbrzymi humbug, jakim jest świat.
Raina
przymilnie do B l u n t s c h l i e g o odgadując intuicyjnie jego
myśli
Mam wrażenie, że pan patrzy na nas jak na parę dorosłych
niemowląt.
Sergiusz
ze zjadliwym uśmiechem
Na pewno! Na pewno! Cywilizacja szwajcarska, jak niania, weźmie
za rączkę bułgarskie barbarzyństwo, prawda?!
Bluntschli
rumieniąc się
Zapewniam was, że nic podobnego nie myślę. Po prostu cieszę się
bardzo, że państwo wracacie do równowagi. Tak, tak, zapomnijmy
o obelgach i omówmy całą sprawę po przyjacielsku. Gdzie jest ta
druga młoda dama?
Raina
Pewnie podsłuchuje pod drzwiami.
Sergiusz
wstrząsa się jak ugodzony kulą i mówi ze spokojnym, lecz
głębokim oburzeniem
Zaraz udowodnię, że to przynajmniej jest oszczerstwem.
{podchodzi z godnością do drzwi i otwiera je; wybucha nagle
okrzykiem wściekłości, wypada na korytarz i wraca po chwili
ciągnąc do pokoju Łukę, którą popycha brutalnie w stronę stołu,
wołając) Niech pan ją sądzi, kapitanie, pan, człowiek spokojny i
bezstronny. Niech pan sądzi tę podsłuchiwaczkę!
Łuka stoi dumna i milcząca.
Bluntschli
potrząsając głową
Nie mam prawa jej sądzić. Sam podsłuchiwałem raz pod namiotem,
kiedy bunt wisiał w powietrzu. Wszystko zależy od stopnia
prowokacji. Chodziło o moje życie.
Łuka
Ja się nie wstydzę. Chodzi o moją miłość.
Raina
pogardliwie
Miłość! Masz na myśli ciekawość!
Łuka
patrząc jej w twarz i odpłacając za pogardę z nawiązką
Nie, mam na myśli moją miłość, silniejszą od każdego uczucia,
jakie pani może żywić, nawet dla swojego czekoladowego
żołnierza.
Sergiusz
z nagłym podejrzeniem, do Łuki
Co to znaczy?
Łuka zajadle
Łuka
zajadle
To znaczy...
Sergiusz
przerywając jej z lekceważeniem
Pamiętam, pamiętam, chodzi o te nieudane lody... nędzny wykręt,
dziewczyno!
Wchodzi Major Petkow, bez surduta.
Petkow
Państwo wybaczą mój niekompletny strój. Raino, ktoś nosił mój
stary surdut, mogę przysiąc na to. Ktoś, kto miał szersze plecy.
Rękawy pod pachami popękały. Twoja matka właśnie je zaszywa.
Chciałbym, żeby to nie trwało długo, mogę się przeziębić,
(obserwując obecnych z większą uwagą) Czy się co stało?
Raina
Nie.
Siada spokojnie przy piecu.
Sergiusz
Nic się nie stało.
Siada u końca stołu jak poprzednio.
Bluntschli siedząc
Nic, nic.
Petkow
siadając na otomanie na swoim dawnym miejscu
To dobrze, [spostrzega Łukę} Łuko, czy może tobie coś dolega?
Łuka
Nie, proszę pana.
Petkow
jowialnie
Ano to bardzo dobrze, (kicha) Skocz do pani i poproś o mój surdut,
ale tak na jednej nodze.
Wchodzi Mikoła z surdutem. Łuka udaje, że ma coś do zrobienia w
pokoju, przenosi mały stolik z turecką fajką pod ścianę, blisko
okna.
Raina
wstaje szybko widząc surdut w ręku Mikoły
Surdut już jest, papo. Mikoła, podaj go mnie i dołóż jeszcze drzewa
do pieca.
Bierze surdut i zbliża się do ojca, który wstaje, żeby go włożyć.
Mikoła zajmuje się piecem.
Petkow
do Rainy, drocząc się z nią czule
Aha, chcesz być dobra dla starego biednego papy choćby przez
jeden dzień po jego powrocie z wojny, co?
Raina
z uroczystym wyrzutem
Jak papa może mówić coś podobnego?
Petkow
Żartuję, żartuję, moje dziecko. No, pocałuj mnie.
Raina całuje go.
A teraz daj mi surdut.
Raina
A nie, ja papie pomogę. Proszę się obrócić.
Petkow odwraca się tyłem i szuka w powietrzu rękawów. Raina
zręcznie wyjmuje fotografię i rzuca ją na stół Bluntschliemu, który
przykrywa ją kartką papieru pod samym nosem Sergiusza,
zdumionego i zaniepokojonego tym w najwyższym stopniu. Raina
tymczasem pomaga ojcu włożyć surdut.
No jak, wygodnie teraz?
Petkow
Zupełnie, zupełnie, kochaneczko. Dziękuję.
Siada z powrotem na otomanie. Raina wraca pod piec.
Och, ale byłbym zapomniał. Znalazłem coś zabawnego. Co to
znaczy? [wkłada rękę do tylnej kieszeni) Co to? Gdzież... [szuka w
drugiej kieszeni] Przecież mógłbym przysiąc... (zaintrygowany
bardzo szuka w bocznej kieszeni) to ciekawe... (szuka jeszcze raz w
tylnej kieszeni) Gdzież do diaska... (wstaje i woła) Już wiem, twoja
matka zabrała!
Raina
cała w pąsach
Co zabrała?
Petkow
Twoją fotografię z napisem: „Raina swojemu Czekoladowemu
żołnierzowi, na pamiątkę." Czuję, że w tym wszystkim kryje się coś
więcej, niż się na pozór wydaje. Zaraz się przekonamy, (woła)
Mikoła!
M i k o ł a
podchodząc
Słucham pana majora.
Petkow
Czyś ty zepsuł dziś rano jakiś tort zrobiony przez pannę Rainę?
Mikoła
Pan major słyszał, jak panienka mówiła, że zepsułem.
Petkow
To wiem, idioto! Pytam, czy to prawda?
Mikoła
Jestem pewien, że panienka nie jest zdolna do powiedzenia czegoś,
co nie jest prawdą.
Petkow
Jesteś pewien? Hm... A ja nie! (zwracając się do obecnych) Ha, wy
myślicie, że ja nie wiem, co w trawie piszczy? (podchodzi do
Sergiusza i uderza go po ramieniu) Sergiuszu, to ty jesteś tym
czekoladowym żołnierzem, no nie?
Sergiusz
zrywając się
Ja?! czekoladowym żołnierzem?! Nie! po stokroć nie!
Petkow
Nie? (spogląda po obecnych, którzy mają miny bardzo poważne i
wiele mówiące) Czy to znaczy, że Raina posyła takie rzeczy innym
mężczyznom?
Sergiusz
zagadkowo
Świat nie jest tak niewinnym miejscem, jak nam się zdawało,
majorze.
Bluntschli
wstaje
Wszystko w porządku, majorze Petkow. Ja jestem czekoladowym
żołnierzem.
Petkow i Sergiusz są jednakowo zdumieni.
Panna Raina ocaliła mi łaskawie życie częstując mnie miętą w
czekoladzie, kiedy umierałem z głodu. Nigdy nie zapomnę ich
smaku! Mój zmarły przyjaciel Stolz opowiedział panom tę historię
w Pirot. Ja byłem tym zbiegiem.
Petkow
Pan?! (oddycha z trudnością) Sergiuszu, pamiętasz, jak się
zachowywały te dwie niewiasty dziś rano, kiedy wspomnieliśmy o
tym?
Sergiusz uśmiecha się cynicznie. Petkow patrzy surowo na Rainę.
Ładna z ciebie narzeczona!
Raina
gorzko
Major Saranow zmienił zamiary. A kiedy podpisywałam tę
fotografię, nie wiedziałam, że kapitan Bluntschli jest żonaty.
Bluntschli
z gwałtownym protestem
Ja nie jestem żonaty!
Raina
z głębokim wyrzutem
Sam pan powiedział, że tak.
Bluntschli
Nic podobnego, nigdy tego nie powiedziałem. Nie jestem i nigdy
nie byłem żonaty.
Petkow
zirytowany
Raino, może zechcesz mnie łaskawie poinformować, jeśli to nie jest
natręctwo z mojej strony, z którym z tych dwóch dżentelmenów
jesteś zaręczona?
Raina
Z żadnym. Ta młoda osoba...
Wskazuje na Łukę, która patrzy na wszystkich dumnie.
jest obecnie przedmiotem afektów majora Saranowa.
Petkow
Łuka?! Sergiuszu, czyś ty oszalał? Przecież ta dziewczyna jest
narzeczoną Mikoły!
Mikoła
Wybaczenia, panie majorze. To jakaś pomyłka. Łuka nie jest moją
narzeczoną.
Petkow
Nie jest twoją narzeczoną? A ty łotrze! To jakim prawem przyjąłeś
ode mnie dwadzieścia pięć lewów w dniu waszych zaręczyn?! A
Łuka dostała pozłacaną bransoletkę od panny Rainy.
Mikoła z zimnym namaszczeniem
Myśmy to tak między sobą ułożyli, ale to tylko po to, żeby Łuka
miała obrońcę. Jej dusza mierzy wyżej niż jej obecna pozycja, a ja
byłem jej zaufanym sługą. Pan major wie, że mam zamiar otworzyć
sklep w Sofii, więc liczę, że zostanie moją klientką i poleci mnie
innym, gdyby jej się udało wyjść za mąż za bogatego szlachcica.
Wychodzi z ogromną dyskrecją, zostawiając wszystkich w stanie
osłupienia.
Petkow
przerywając milczenie
Do stu biesów! Coś niesłychanego!
Sergiusz
To jest albo najszlachetniejsze bohaterstwo, albo najnikczemniejsza
podłość. Co to jest, kapitanie?
Bluntschli
Mniejsza o to, czy bohaterstwo, czy podłość. Mikoła jest
najzdolniejszym człowiekiem, jakiego spotkałem w Bułgarii. Jeśli
się nauczy mówić po francusku i po niemiecku, zrobię go
dyrektorem hotelu.
Łuka
z nagłym wybuchem, do Sergiusza
Wszyscy po kolei obrażali mnie tutaj. Pan dał im przykład. Musi
mnie pan przeprosić.
S e r g i u s z jak automat zaczyna krzyżować ręce na piersiach.
Bluntschli
uprzedzając go To na nic! On nigdy nie przeprasza.
Łuka
Nie pana, swego wroga, człowieka równego mu pozycją. Ale mnie,
biedną sługę, przeprosi.
Sergiusz
z uznaniem
Masz słuszność, (klęka ceremonialnie na jedno kolano) proszę o
przebaczenie!
Łuka
Przebaczam, {podaje mu nieśmiało rękę, którą on całuje) Ten
pocałunek czyni mnie twoją narzeczoną.
Sergiusz
wstając szybko
Ach, zapomniałem!
Łuka
Może pan odwołać, jeśli pan sobie życzy.
Sergiusz
Odwołać? Nigdy! Jesteś moja.
Otacza ją ramieniem. Wchodzi Katarzyna, która widząc Łukę w
objęciach Sergiusza spogląda ze zdumieniem na obecnych, którzy
są niemniej zdumieni.
Katarzyna
Co się tu dzieje?
Sergiusz wypuszcza z objęć Łukę.
Petkow
A bo widzisz, moja droga, pokazuje się, że Sergiusz chce się ożenić
z Łuką zamiast z Rainą!
Katarzyna już chce wybuchnąć, lecz Petkow powstrzymuje ją
dodając zgryźliwie.
Tylko nie zwalaj winy na mnie! Ja w tym palców nie maczałem!
Odchodzi do pieca.
Katarzyna
Chcesz się żenić z Łuką? Sergiuszu, przecież jesteś związany
słowem.
Sergiusz
krzyżując ręce
Mnie nic nie wiąże.
Bluntschli
któremu bardzo się podobają te objawy zdrowego rozsądku
Saranow, oto moja ręka. Składam najlepsze życzenia. Pokazuje się,
że te twoje heroiczne deklamacje mają swoją praktyczną stronę, (do
Łuki} Łaskawa pani, najlepsze życzenia od republikanina z krwi i
kości!
Całuje ją w rękę ku wielkiemu zgorszeniu Rainy i wraca na swoje
miejsce.
Katarzyna
Łuko, narobiłaś plotek?
Łuka
Nie wyrządziłam Rainie żadnej krzywdy.
Katarzyna
wyniośle
Rainie?!
Raina również dotknięta niemal prycha z oburzenia.
Łuka
Mam prawo nazywać ją Rainą, skoro ona nazywa mnie Łuką.
Powiedziałam majorowi Saranowowi, że ona nigdy nie wyjdzie za
niego, jeśli szwajcarski dżentelmen tu wróci.
Bluntschli
wstając, zaskoczony
Hallo! A to co takiego?
Łuka
do Rainy
Myślałam, że wolisz jego niż Sergiusza. Sama wiesz najlepiej, czy
miałam słuszność.
Bluntschli
Co za niedorzeczność! Zapewniam pana, majorze, i szanowną
panią, że łaskawa panna Raina po prostu ocaliła mi życie, to
wszystko. Poza tym nie dbała o mnie wcale. I nic dziwnego.
Popatrzcie państwo na nią i na mnie. Ona — bogata, młoda, piękna,
marząca o książętach z bajki, szlachetnych charakterach, o szarżach
kawalerii i Bóg jeden wie o czym jeszcze! A ja, zwyczajny sobie
żołnierz szwajcarski, który po piętnastu latach baraków i wojaczki,
zapomniał prawie, co to jest przyzwoite życie; ja włóczęga,
człowiek, który zmarnował wszystkie możliwości w życiu przez
swoje nieuleczalnie romantyczne usposobienie, człowiek...
Sergiusz
zrywając się jak ukłuty i przerywając Bluntschliemu ze zdumieniem
pełnym niedowierzania
Przepraszam, chwileczkę, co zmarnowało pańskie możliwości w
życiu?
Bluntschli
szybko
Moje nieuleczalnie romantyczne usposobienie. Kiedy byłem
młodym chłopcem, uciekłem z domu dwa razy. Zamiast kształcić
się w zawodzie mojego ojca, wstąpiłem do armii. Wspiąłem się na
balkon tego domu, kiedy każdy rozsądny człowiek byłby dał nurka
do najbliższej piwnicy. Przypętałem się tu z powrotem, żeby
jeszcze raz spojrzeć na młodą damę, kiedy każdy inny człowiek w
moim wieku byłby odesłał ten stary surdut.
Petkow
Mój surdut!
Bluntschli
Oczywiście, o tym surducie mówię właśnie. Otóż każdy inny
człowiek odesłałby ten surdut pocztą, a sam wróciłby spokojnie do
domu. Czy państwo przypuszczacie, że ja jestem typem, w którym
młoda dziewczyna mogłaby się zakochać? Porównajcie nasz wiek!
Ja mam trzydzieści cztery lata, nie przypuszczam, żeby młoda dama
miała wiele więcej ponad siedemnaście!
Ta ocena wieku Rainy wzbudza widoczną sensacje wśród
obecnych, którzy wymieniają znaczące spojrzenia. Bluntschli
naiwnie ciągnie dalej.
Cała ta przygoda, która dla mnie oznaczała życie albo śmierć, dla
niej była tylko zabawą pensjonarki. Mięta w czekoladzie i gra w
chowanego. O, tu jest najlepszy dowód. (bierze fotografię ze stołu)
Pytam państwa, czy kobieta, która by traktowała całą tę sprawę
poważnie, mogłaby mi posłać fotografię z napisem: ,,Raina
swojemu Czekoladowemu Żołnierzowi na pamiątkę"?
Podnosi tryumfalnie fotografię do góry, jak gdyby to ostatecznie
załatwiało sprawę.
Petkow
Tego właśnie szukałem. Skąd, u licha, ona się tam wzięła?
Podchodzi, ogląda fotografię i siada na otomanie.
Bluntschli
do Rainy zadowolony z siebie
Mam nadzieję, że naprawiłem wszystko, łaskawa pani.
Raina
podchodząc do stołu i patrząc mu w oczy
Zgadzam się zupełnie z tym wszystkim, co pan powiedział o sobie.
Jest pan romantycznym idiotą!
Bluntschli jest niewypowiedzianie zaskoczony.
Następnym
razem
może
pan
będzie
umiał
odróżnić
siedemnastoletnią pensjonarkę od dwudziestotrzyletniej kobiety.
Bluntschli
osłupiały
Dwudziestotrzyletnie j ?
Raina pogardliwie wyrywa mu fotografię z ręki, drze ją na
kawałeczki, rzuca mu je w twarz i godnie odchodzi na swoje
miejsce.
Sergiusz
ponuro zadowolony z powodu niepowodzenia swojego rywala
Kapitanie, rozwiała się ostatnia moja wiara. Pańska mądrość jest
oszustwem jak wszystko inne. Pan ma mniej rozsądku nawet ode
mnie!
Bluntschli
oszołomiony
Dwadzieścia trzy lata! Dwadzieścia trzy! (zastanawia się) Hm.
(decyduje się szybko i zbliża się do Majora Petkowa) W takim
razie, majorze Petkow, oświadczam się formalnie o rękę pańskiej
córki w miejsce majora Saranowa, który się wycofał.
Raina
Jak pan śmie!
Bluntschli
Skoro to wszystko, co mi pani powiedziała dziś po południu,
wyszło z ust dwudziestotrzyletniej kobiety, muszę te słowa
traktować poważnie.
Katarzyna
z wyniosłą uprzejmością
Wątpię, czy pan zdaje sobie całkowicie sprawę z pozycji mojej
córki i majora Saranowa, którego miejsce zamierza pan zająć. Rody
Petkowów i Saranowów należą do najbogatszych i najbardziej
znanych w całym kraju. Nasze nazwisko jest niemal historyczne.
Mamy za sobą tradycję dobrych dwudziestu lat.
Petkow
Mniejsza o to, Katarzyno, (do Bluntschliego) Kapitanie, bylibyśmy
niezmiernie radzi, gdyby to była sprawa tylko pańskiej pozycji, ale,
do licha, Raina przywykła do wielkiego domu. Sergiusz trzyma
dwadzieścia koni.
Bluntschli
A po co nam dwadzieścia koni? Przecież nie będziemy prowadzili
cyrku.
Katarzyna
surowo
Moja córka, proszę pana, przywykła do pierwszorzędnej stajni.
Raina
Mamo, proszę mnie nie ośmieszać.
Bluntschli
Och, jeśli chodzi o wielki dom, proszę bardzo, (podbiega do stołu,
chwyta plik papierów w niebieskiej kopercie i zwraca się do
Sergiusza]
Ile pan ma koni?
Sergiusz
Dwadzieścia, szlachetny obywatelu Szwajcarii.
Bluntschli
Ja mam dwieście...
Ogólne zdziwienie,
Ile powozów?
Sergiusz
Trzy.
Bluntschli
Ja mam siedemdziesiąt. Dwadzieścia cztery z nich może pomieścić
po dwanaście osób wewnątrz i po dwie osoby na koźle, nie licząc
woźnicy i konduktora. Ile obrusów stołowych pan posiada?
Sergiusz
Skąd, u licha mogę wiedzieć!
Bluntschli
Ma pan cztery tysiące?
Sergiusz
Nie!
Bluntschli
Ja mam. Poza tym mam dziewięć tysięcy sześćset par prześcieradeł
i koców, dwa tysiące czterysta puchowych kołder, dziesięć tysięcy
noży i widelców i taką samą ilość deserowych łyżek. Mam trzysta
osób służby. Posiadam sześć zakładów pałacowych, dwie stajnie ze
służbą w liberii, kilka ogrodów i prywatną rezydencję. Mam cztery
medale za wybitne zasługi wojenne, stopień oficera i pozycję
dżentelmena, wreszcie mam trzy ojczyste języki. Pokażcie mi
człowieka w Bułgarii, który mógłby równać się ze mną.
Petkow
z dziecinnym strachem
Czy pan jest cesarzem Szwajcarii?
Bluntschli
Posiadam najwyższą godność, jaką zna Szwajcaria: jestem wolnym
obywatelem.
Katarzyna
W takim razie, kapitanie Bluntschli, skoro wybór mojej córki padł
na pana...
Raina
buntując się
Nic podobnego.
Katarzyna
nie zważając na jej słowa
Ja nie będę przeszkadzała jej szczęściu.
Petkow chce coś powiedzieć.
Major Petkow czuje tak samo.
Petkow
Och, ja jestem bardzo zadowolony. Dwieście koni! Ho, ho!
Sergiusz
A co powie panna?
R a i n a
udając nadąsaną
Panna powie, że on może sobie zatrzymać obrusy stołowe i
omnibusy. Czy ja jestem przedmiotem licytacji, żeby mnie
sprzedawać temu, który daje najwięcej? Odwraca się plecami.
Bluntschli
Nie przyjmuję tej odpowiedzi. Apelowałem do serca pani jako
zbieg, jako żebrak umierający z głodu. Pani nie odtrąciła mnie.
Dała mi pani rękę do pocałowania, ofiarowała mi pani łóżko do
spoczynku, dach nad głową.
Raina
Nie ofiarowałam tego wszystkiego cesarzowi Szwajcarii.
Bluntschli
Właśnie to mówię, (ujmuje ją za ramiona i obraca twarzą, ku sobie)
A teraz niech nam pani powie, komu pani to wszystko ofiarowała?
Raina
ulegle, z nieśmiałym uśmiechem
Mojemu Żołnierzowi z Czekolady.
Bluntschli
wybuchając chłopięcym śmiechem
to wystarczy, dziękuję! (spogląda na zegarek i mówi rzeczowo)
Czas leci, majorze. Panowie załatwili tę sprawę trzech pułków
kawalerii tak dobrze, że was na pewno poproszą o rozładowanie
pewnej ilości piechoty z dywizji Timok. Odeślijcie piechotę drogą
na Łom Palanka. Majorze Saranow, niech pan nie bierze ślubu
przed moim powrotem.
Będę tu punktualnie o godzinie piątej po południu, za dwa tygodnie
od wtorku. Łaskawe panie, (stuka obcasami) żegnam!
Składa wojskowy ukłon i wychodzi.
Sergiusz
Co za człowiek! Czy jest człowiekiem?