Odcinek 13
W przeciwieństwie do Sonyi Andrea nie miała się z czego cieszyć. Owszem, powiedziała słowa, które chciała powiedzieć, wyrzuciła z siebie cały żal i ból. Wydawało się, że to pomoże, że kiedy się oczyści, łatwiej jej będzie pogodzić się z przyszłością...bez Carlosa. Wracała do domu, do posiadłości Monteverde, gdzie pracowała, ale robiła to automatycznie, jej umysł zajmowało tylko wspomnienie ostatniej rozmowy z ukochanym człowiekiem. Jego słowa, zawód w oczach, tak przez nią cenionych i kochanych! I ta ręka, długo wyciągnięta w jej stronę, tęskniąca, czekająca! Odrzuciła ją, odrzuciła wszystko, co mogło spotkać dziewczynę, gdyby została w domu Santa Maria. Nie łudziła się, że Carlos kiedykolwiek ją pokocha, ale mogłaby być blisko niego, dbać, opiekować się nim.
Nagle się zatrzymała. Tuż po wypadku nad basenem Santa Maria powiedział do brata, iż Felipe udaremnił próbę zabójstwa. Później starano się go przekonać, że się mylił, że wózek się ześlizgnął. Ale Carlos był taki pewien! Czuł, że ktoś go popchnął! W domu wtedy - poza nią - była tylko Viviana, Sonya, Felipe i służba. Nie podejrzewała służby o próbę morderstwa, gdyby ktoś z nich miał o coś żal do swojego pana, już dawno by coś zauważyli - przynajmniej Andrea miała taką nadzieję, a wszyscy z domowej ekipy odnosili się przecież do siebie tak miło! Ale rodzina Santa Maria...Czy to możliwe, że ktoś z jego bliskich usiłował go zabić? Nie, to niemożliwe...Chociaż...To, jak traktowała go Viviana...Czy jakiś obcy mógłby wtargnąć na teren domu? Wątpliwe. Dom jest doskonale przecież strzeżony.
Jej myśli wciąż krążyły wokół postaci Viviany. Zdecydowana, pewna siebie kobieta. Na pewno osiągała wszystko, o czym marzyła. Czy mogła marzyć o wcześniejszym zgonie męża? Z całą pewnością wiedziała, że wtedy cały majątek przypadnie jej, córce i Felipe - Carlos na pewno się z tym nie krył.
- Co mam zrobić? Nie mogę podzielić się z tobą moimi podejrzeniami, bo i tak mi nie uwierzysz. Tak bardzo się boję...tak bardzo się boję, że w końcu dopną swego, najdroższy. Czy powinnam wrócić do twojego domu i cię pilnować? Ale po naszej ostatniej rozmowie na pewno nie chcesz mnie widzieć...
Carlos Santa Maria jak na razie radził sobie bardzo dobrze.
- Felipe, zawieź mnie do domu. Robi się zimno.
- Zaczekajmy jeszcze trochę. Dzień jest taki piękny, a my tak dawno nie spędzaliśmy ze sobą czasu. Może porozmawiamy?
- O czym? Jesteśmy tu już godzinę, a ty nie wyrzekłeś ani słowa. Wracamy do domu, Felipe. Natychmiast!
Gregorio Monteverde jeszcze nie wyszedł, toteż Felipe starał się gorączkowo coś wymyśleć.
- Słuchaj, właśnie chciałem się zapytać o nasz samochód, czy mógłbym...
- Samochód? Zrób z nim, co zechcesz, ja i tak nigdzie nie jeżdżę. - przerwał mu Carlos. - A skoro nie chcesz zaprowadzić mnie do domu, sam to zrobię.
Ku zdumieniu brata chory całkiem sprawnie zakręcił na ścieżce i pojechał w kierunku domu. Felipe prawie pobiegł za nim, w myślach powtarzając: "Zhardziałeś, braciszku. Ale nie martw się, już niedługo się z tobą policzę".
Młodszy Santa Maria był z siebie bardzo zadowolony. Nie rozumiał, jakim cudem dał się zamknąć na dwa lata w pokoju koszmarów. Przecież życie jest takie interesujące! Dobrze się bawił obserwując reakcje rodziny, zaczynał zauważać to, o czym mówiła Andrea. W duszy nawet był jej wdzięczny - to dzięki niej odrodził się na nowo, przestał być meblem we własnym domu. A miał jeszcze jeden plan w zanadrzu...
Te przyjemne myśli rozwiał widok mężczyzny wychodzącego z jego domu. Carlos przyspieszył, ramiona miał mocne, więc niedługo dogonił tamtego przy bramie.
- Gregorio Monteverde? Już drugi raz nachodzisz moją rodzinę! Czego tu szukasz, można zapytać?!
- Nie twoja sprawa, ułomny palancie. Nie przyszedłem do ciebie i nie mam zamiaru się tłumaczyć. A teraz wybacz, spieszę się do domu. Andrea parzy świetną kawę. - Monteverde z zaciekawieniem obserwował Carlosa, ale ten trzymał się dzielnie i odparł:
- Bacz tylko, aby nie wsypała ci czegoś do kawy, którą tak chwalisz! A jeśli jeszcze raz cię tu zobaczę...
- Zamknij się, imbecylu - Monteverde znudził się tym dialogiem. - I przestań mi grozić, bo to ty możesz najbardziej ucierpieć. A i jeszcze jedno - masz przemiłą córkę. Sonya jest taka piękna...
Gregorio specjalnie użył dwuznacznych słów, chciał jak najbardziej zdenerwować swojego rozmówcę. I faktycznie, udało mu się to.
- Czego chcesz od mojej córki, gnido?! Zostaw ją w spokoju, bo...
- Bo co? Dasz mi kopniaka? - zadrwił Monteverde i odszedł.
Felipe słyszał całą wymianę zdań, ale nie reagował. Podszedł chwilę później i pomógł bratu dostać się do jego pokoju. Carlos nachmurzony odezwał się dopiero teraz:
- Widzę, że kiedy toczę bój z wrogiem rodziny Santa Maria, jestem sam. Wezwij Vivianę.
Kiedy żona weszła do pokoju, usłyszała jedno krótkie pytanie:
- Co ty knujesz z Monteverde?
- Knuję? Skarbie, zrobiłeś się ostatnio niemożliwy. Prawie na nas krzyczysz. Co zrobiła ci ta dziewczyna, Andrea? Czy to przez nią jesteś taki...
- Jaki? Nadal nie mam władzy w nogach, ale odzyskałem wzrok, Viviano. Dwa lata! Dwa lata pustki, gdzie towarzyszem był mi notes z historią, której nikt nie czytał.
Zakłuło go w sercu. Nieprawda. Był ktoś, kto przeczytał i nawet chwalił. Andrea Orta. Ktoś dobry, czuły, ktoś, kto czuwał przy nim, kiedy zawał czaił się przy drzwiach. Nie, dosyć! Nie będzie więcej o niej myślał!
- Dwa lata niczego, dwa lata śmierci za życia. Widzę, że ominęło mnie wiele rzeczy, jak na przykład twoja spółka z Monteverde. Czy dowiem się, o co wam chodzi?
Podeszła bliżej i próbowała go pocałować, Carlos zdecydowanie się odsunął. Niezrażona powiedziała:
- Gregorio chce naprawić dawne winy i zastanawia się, jak tego dokonać. Może czasem faktycznie jest nieprzyjemny, ale to również i twoja wina, on sam chciałby się w końcu pogodzić.
- Pogodzić? O czym ty mówisz? Mam podać rękę zabójcy mojej siostry? Czyś ty kompletnie oszalała? Wyjdź, Viviano. Muszę coś przemyśleć. I przyślij do mnie Clarę z telefonem. Muszę kiedyś zainstalować i tutaj aparat, to nie do pomyślenia, żeby chory człowiek nie miał dostępu do telefonu.
- Gdzie chcesz dzwonić? Jeśli musisz coś załatwić, powiedz mi, a ja...
- Ty masz swoje tajemnice, ja mam swoje. I nie próbuj podsłuchiwać, bo pożałujesz. Powiedziałem, wyjdź! - wizyta Monteverde jeszcze spotęgowała to, co zaczynało rosnąć w Carlosie Santa Maria - zrozumienie. Zrozumienie, z jakimi ludźmi przyszło mu żyć.
Za kilka chwil otrzymał telefon. Kiedy uzyskał połączenie, poprosił o rozmowę z Victorem Bolivaresem.
- Z tej strony Carlos Santa Maria. Mam do pana prośbę, doktorze. Czy mógłby pan odwiedzić mnie w domu jutro rano? Tak? Dziękuję, będę czekał.
Za moment wybrał drugi numer i znów powiedział krótko:
- Mecenas Oreiros? Proszę o spotkanie jutro po południu.
Na nieszczęście nie wiedział, że Viviana za wszelkę cenę chciała dowiedzieć się, z kim i o czym jej mąż zamierza rozmawiać i wbrew zakazom Carlosa stanęła pod drzwiami. Słyszała oba telefony i teraz zeszła na dół, do Felipe, by ten coś poradził.
- Mój mąż dzwonił do doktora Bolivaresa i mecenasa Oreirosa. Boję się, że on chce zmienić testament, Felipe!
- Ale po co mu doktor? Musimy się wszystkiego jutro dowiedzieć. Nie martw się, mam już plan, jak nareszcie pozbyć się tego debila. Nie możemy tego zrobić tak, jak wcześniej zamierzaliśmy, nie ma tu Andrei, a kolejny wypadek wyglądałby bardzo podejrzanie. Ale znam kogoś, kto zajmuje się pewnymi niewykrywalnymi substancjami...
- Chcesz go otruć? A co z wizytą Oreirosa? Jeśli zdąży jutro zmienić testament, twój zamiar na nic.
- Wizytę można odwołać, zapobiec w jakikolwiek sposób. A po kilku dawkach tego, co mu zaaplikujemy, nie będzie miał siły na żadne wizyty.
- Felipe...Jeśli wszystko się uda, przysięgam, wyjdę za ciebie!
- Uda się kochana, zobaczysz. Majątek Santa Maria będzie nasz. I tylko nasz!
Koniec odcinka 13