Sny z nazwiskami
Sny z nazwiskami - odcinek 13 - Jacek Gutorow
Autor
⋅
W sobotnie popołudnie publikujemy kolejne somnambuliczne zwierzenia, tym razem na temat
Jacka Gutorowa.
300302
Jacek Gutorow oraz jego trzech znajomych, których nie znam, spływa rwącą rzeką na
skonstruowanej przez siebie łódce, która przypomina ponton amerykańskich komandosów. Łódka
ma na burcie wymalowaną nazwę: “LOCUS SOLUS”. Rzecz dzieje się na afrykańskiej rzece.
Widzę Jacka, jak walczy z nurtem, kieruje łodzią, pokrzykuje na swoich towarzyszy. Jest cały
mokry, nie ma na sobie suchej nitki. Na sobie ma fioletowy kapok i fioletowy kask. Jest bardzo
umięśniony. Potem zbliżenie, jego twarzy, taka zmęczona, zagryzał wargi, mrużył oczy. Nie
uśmiechał się wcale, jakby nie sprawiało mu to wcale przyjemności. Jakby cały ten spływ, był tylko
jakąś robotą, którą musi wykonać, by mu zapłacili.
230803
Razem z Jackiem Gutorowem pracujemy w ogrodzie. Jest ciepło, świeci słońce, ale nie jest nam
gorąco. Rozmawiamy mało, zdawkowe komunikaty w stylu: zrób to, zrób tamto. Nie ma między
nami stosunków podległości - zwierzchnictwa. Pracujemy już dość długo. Przychodzi ktoś, by
skontrolować naszą pracę. Nie jest zadowolony. Nakazuje nam przekopać grządki. Przesadzić
krzaki w to miejsce, z którego je przenieśliśmy. Odchodzi. Stoimy z Jackiem i patrzymy na siebie,
nic nie mówimy, po chwili zabieramy się w milczeniu do roboty. Do końca dnia nie wypowiadamy
do siebie ani słowa.
200404
W nocy, któryś raz z kolei, rozmawiam przez gg z pewnym chłopcem, którego nigdy na oczy nie
widziałem. Nie rozmawia nam się dobrze, co chwilę któryś z nas musi sztucznie podtrzymywać
rozmowę, ale gdy proponuję, byśmy dali sobie spokój, on prosi, bym z nim wciąż rozmawiał. Więc
rozmawiam, choć zwykle są to proste odpowiedzi w stylu: “Tak”, “Nie”, “Hm…” i inne takie. Tej
nocy rozmowa idzie szczególnie opornie, mi się nie chce. Szybko wychodzę z kawiarenki
internetowej. Wracając do domu ulicą Kramarską dostaję od niego sms, w którym prosi, abym nie
zrywał z nim kontaktu. Następnego dnia jestem w komisji egzaminacyjnej. W komisji jest także
Jacek Gutorow. Przyjmujemy młodzież do szkoły językowej. Wśród zdających jest też ten chłopiec,
który zdaje egzamin z języka polskiego, posługuje się nim świetnie, dostaje najlepszą ocenę.
Chociaż Jacek uważa, że lepiej mu szło podczas egzaminu z tajskiego.
251204
W bibliotece okładam książki w szary papier. Flamastrem podpisuję książki, wpisując na grzbiecie
jedynie nazwisko autora, tytuł oraz jakiś numer. Chcę wypożyczyć “Moby Dicka”. Chodzę między
regałami, ale mimo tego, że książka jest na stanie biblioteki, nie potrafię jej znaleźć. Podchodzę do
Jacka Gutorowa i pytam, gdzie ona stoi, gdzie mogę ja znaleźć. Jacek szelmowsko się uśmiecha i
sięga pod ladę, stamtąd ją wyciąga. Klękam i sprawdzam co tam jest. A pod ladą stoi oszklony
regał. Są tam wszystkie książki, które chciałbym mieć w domu.
291006
Oprowadzałem Jacka Gutorowa po Poznaniu. Pokazywałem mu “mój” Poznań, taki jaki znam, taki
jaki lubię. Ulica Różana była obok Świętosławskiej. Ostrów Tumski na placu Bernardyńskim. Nie
potrafiłem wytłumaczyć dlaczego, gdy skręciliśmy za róg Wodnej, weszliśmy bezpośrednio na
dziedziniec Szkoły Baletowej, ale to przestało mieć znaczenie, bo Jacek wyciągnął aparat i zaczął
pstrykać zdjęcia, mówiąc: “Pokaż mi coś jeszcze, pokaż mi podobne cuda!”.
Joanna Herman “Sny z Gutorowem”:
Sen 1:
Jestem przy niewielkim sielskim domku, za którym stoi ściana lasu. Domek ma drzwi otwarte na
przestrzał więc wchodzę kolejno do sieni, przedpokoju, salonu z kuchnią, a stamtąd przez ogromne
szklane wrota do ogrodu. Wiem, że jestem u Jacka Gutorowa, ale nie widać go. Ogród jest
niesamowicie zarośnięty, jakby nietknięty ludzką ręką niewielkie rośliny, kwiaty, krzewy, drzewa
przechodzą naturalnie w leśny gąszcz. Wszystko wygląda jakby tak właśnie miało być. Nagle
słyszę z chaszczy teatralny szept: “Joanna Herman, Joanna Herman wezwana do…!” Rozglądam
się, nikogo nie widać. Zieloność razi w oczy, kłuje, wręcz fosforyzuje. Znów słyszę: “Wezwana
na… Herman! Joy! Teraz!…” Wbiegam w wysokie trawy, rozgarniam rękami jakieś gałęzie,
wpadam na drzewo, jest coraz gęściej. I w tym gąszczu na hamaku zawieszonym na starej
kwitnącej jabłoni leży Gutorow. Śpi, uśmiecha się przez sen, ma pomalowane na pomarańczowo
paznokcie. Szturcham go, ale nie reaguje. Szept słychać znowu, biegnę w jego kierunku, budzę się.
Sen 2:
Gutorow czyta wiersze z “Innego tempa” w Gdyni na plaży o zmierzchu. Siedzi tyłem do morza,
owinięty kocem, na głowie ma ogromny słomkowy kapelusz z poszarpanym brzegiem. Na piasku
przed nim poeci i poetki na leżakach, również owinięci kocami, sączą piwo, palą, słuchają.
Najwięcej jest ludzi z Biura Literackiego, widzę też Brzoskę, Meleckiego i Pasewicza. Kiedy Jacek
czyta poemat o mandarynce, do plaży podjeżdża czarna limuzyna z obstawą. Wysiada z niej
Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek, podchodzi do autora i gratuluje mu. Siada na wolnym leżaku,
goryle podają mu koc i wszyscy słuchają w idealnej, obscenicznej wręcz ciszy. Nawet morze nie
szumi.
Jacek Gutorow “Wybieram sen z Bjork:
I po co ta impreza? Zresztą: czy to w ogóle jest impreza? Siedzimy sobie przy stoliku, pijemy piwo.
W pewnym momencie zjawia się między nami Bjork. Co za niespodzianka! Zawsze chciałem się
znaleźć obok Bjork. O coś ją pytam. Odpowiada, więc wyciągam zza pazuchy dyktafon. Ale w tym
momencie Bjork wychodzi z lokalu. Pędzę za nią. Nigdzie jej nie ma, rozpoczynam poszukiwania.
Podświadomie czuję, że skierowała się w jakąś mroczną, zacienioną stronę. Okrążam budynek.
Jakieś olbrzymie krzaczory. Podchodzę do jednego z nich i słyszę chichot. Z zielono-brązowej
gęstwy wylatuje nagle kula: cała czerwona i pożyłkowana, jakby unerwiona. Wisi przez chwilę w
powietrzu. Potem leci w moją stronę. Wygląda to groźnie, ale czuję, że mam przed sobą rodzaj
inicjacji i muszę trochę pocierpieć, aby dostąpić wtajemniczenia. Kula przelatuje nade mną.
Praktycznie przechodzi mi przez głowę, w każdym razie przewraca mnie. Nie boli, ale całe moje
“ja” ulega wywróceniu na drugą stronę. Chichot. Kula oddala się i wraca jak bumerang. I tak kilka
razy. Za każdym razem moje “ja” traci punkt zaczepienia. Gdzie jest ta Bjork?