Koziebrodzki Władysław HRABIA MARYAN


Koziebrodzki Władysław

HRABIA MARYAN

Napisawszy niniejszą Komedyę, nazwałem ją "Hrabia Maryan" gdyż pragnąłem przez to zwrócić uwagę czytelnika lub widza, na studyum charakteru, około którego ugrupowałem głównie intrygę. W przedstawieniu jednakże na scenie lwowskiej nazwa pierwotna sztuki zmienioną, została na "Dzisiejsi. " A chociaż zmiana ta nastąpiła z moją wiedzą, wyznaję jednakże, iż nie jest odpowiednią ani dość wiążącą się z treścią niniejszej pracy. Dla tego też oddając obecnie komedyą do druku, zwracam jej pierwotną nazwę z przyczyn, które tuszę iż szanowny czytelnik uzna również za słuszne.

Ludwinów września .

W. Koziebrodzki.

OSOBTY

Michał Grocki ... p. Królikowski.

Elżbieta, jego żona ... Pna Zalewska.

Michalina ich córka ... Pna Bieńkowska.

Zenon Grocki synowiec ... P. Baranowski.

Hr. Maryan Uroczyski ... P. Szymański.

Stanisław Parski dyrektor fabryk ... P. Wilkoszewski.

Baronowa Sydonja ... Pani Linkowska.

Róża jej córka ... Pa. R. Popielówna.

Kalasanty Kulski ... P. Linkowski.

Pankracy jego syn ... P. Doroszyński.

Walenty służący ... P. Bąkowski.

(Rzecz dzieje się na wsi w Galicyi).

(Komedya niniejsza przedstawiona, była po raz pierwszy na scenie lwowskiej, dnia lutego roku, lecz pod tytułem "Dzisiejsi. ")

() Podaję nazwiska Sz. PP. Artystów podług obsady pierwszego przedstawienia.

AKT I.

(Duży salon umeblowany bez gustu, kanapy, fotele, krzesła, jeden duży stolik na boku z przyborami do pisania, stół do kart, drzwi po bokach i jedne w głębi, po jednej stronie okno na ogród).

Scena I.

(Grocki, lat , ogolony i łysy, ubiór wygodny lecz dawnej mody, siedzi przy stole i pisze — Elżbieta, lat , ubrana ciemno i bardzo skromnie, siedzi na kanapie i czyta).

GROCKI

(pisząc)

"Twój stryj Michał Grocki" (składa list). List ten nie będzie mu miły, lecz sumienie nie pozwala mi inaczej postąpić.

ELŻBIETA

(odkładając książkę).

Więc odmawiasz stanowczo ?....

GROCKI.

Z bólem serca,.... jednak muszę odmówić; posyłam reńskich, to summa!....

ELŻBIETA.

Ależ Zenon!....

GROCKI.

Niechcę go mieć w domu — jeszcze w tej chwili.... nie....

ELŻBIETA.

Zlituj się.... pisze, że taki nieszczęśliwy....

GROCKI.

Sam sobie winien.... próżniak, lampart, demagog!....

ELŻBIETA.

Bardzo zdolny!

GBOCKI.

I na cóż używa tych zdolności?.... pisze paszkwile i brudy, głosi przewrotne zasady w dzienniku, którego szczęściem nikt nie czytuje.

ELŻBIETA.

Może się odmienić!....

GROCKI.

Nie chcę!.... jeszcze w tej chwili... nie! nie!

musiałbym się wstydzić za niego w obec...

(dzwoni).

ELŻBIETA.

Błagam cię!....

GROCKI.

Ja tak chcę! nie mamy o czem mówić!....

ELŻBIETA.

To syn twego brata, ktory....

GROCKI.

Dość o tem! ja tak chcę!.... chociaż Bóg widzi jak mię serce boli!....

(wstaje).

Scena II.

(GROCKI i WALENTY, ubranie wytarte).

GROCKI

(do Walentego podając list).

Powiedz, aby posłaniec bezzwłocznie zaniósł ten list na pocztę.

WALENTY.

Dobrze proszę pana.

GROCKI.

Gdzie jest Panna Michalina?

WALENTY.

Nie widziałem.

GROCKI.

Spiesz się.

(Walenty wychodzi).

Scena III.

(ELŻBIETA — GROCKI).

ELŻBIETA.

Potrzebujesz Michaliny? (wstaje).

GROCKI.

Tak,.... lecz pierwej ciebie wtajemniczę w mój zamiar....

ELŻBIETA.

Zamiar?.... jaki?....

GROCKI.

Nie przerywaj!.... Z planem tym noszę się już od dawna.... lecz miałem wiele trudności... przeszkód.... Dziś pora działać!....

ELŻBIETA.

Co takiego ?

GROCKI.

Chcę Michalinę wydać za hr. Maryana!

ELŻBIETA.

Michalinę za hr. Maryana?

GROCKI.

Cóż cię tak dziwi?

ELŻBIETA.

Wszak hr. Maryan ma się żenić z panną Różą....

GROCKI.

Rozerwę ten związek!...

ELŻBIETA.

Ale jak?

GROCKI.

To moja rzecz!....

ELŻBIETA.

Michalina mało zna pana Maryana.

GROCKI.

Poznają się.... poźniej....

ELŻBIETA.

Czy hrabia zechce.... ?

GROCKI.

Tak sądzę.... bo wyboru mieć nie będzie; interesa jego fatalnie pokrzyżowane, — nierządem, dziwnemi pomysłami zadłużył majątek.... Przed tygodniem przegrał proces, który się ciągnął od lat , a który go pozbawia połowy fortuny!.... Familia jego skąpa, nie dopomoże mu.... Ciotka żyć będzie jeszcze lata!.... No, no, hrabia jest w moich rękach!.... Uroczyska są jak moje.... a to gniazdo rodzinne !....

ELŻBIETA.

Mój Boże.... ale pomyśl, nasza przeszłość.... rodzina hrabiego.

GROCKI.

To jedyny powód, dla którego chcę wydać Michalinę za Maryana; bo hrabia dla Michaliny nie jest żadną świetną partyą. Gdyby nie nazwisko, które nosi, gdyby nie koligacye, tobym nie dbał o niego.... ten śmieszny marzyciel na nic by mi się przydać nie mógł.... lecz to do ciebie nie należy. Ja hrabiego wezmę w kuratelę — będzie musiał robić co każę, złamię go, a w moich rękach przestanie być ideologiem.

ELŻBIETA

(cicho).

Czyż się godzi tak postępować?....

GROCKI.

Proszę cię, żadnych uwag! żadnych uwag! Już wiesz jaki mój zamiar. Powinnaś mię więc wspie

rać i działać stósownie. A teraz idź i przywołaj Michalinę.,..

ELŻBIETA.

Idę zaraz (odchodzi).

Scena IV.

(GROCKI — sam chodzi po scenie).

GROCKI.

Proces wygrany!.... dukatów z to letniemi procentami.... to summa!.... i nikt o tem nie wie, że to moje, że to ja kierowałem!.... (zaciera ręce) Ha! ha! (uderza się w głowę). Tu jest trochę!.... (po chwili) Jeszcze nieco pracy, przebiegłości, a dojdę!.... a przez związek z Maryanem złamię i opinią, która mię przygniata. Mam majątek — dziś potrzebuję poważania, szacunku.... dziś pragnę działać na szerszeni polu, a teść hrabiego Uroczyskiego stanie na równi z wszystkiemi !... Teść hrabiego Uroczyskiego musi być równy wszystkim !.... Przeszłość zapomną. — Ja ludzi znam!.... ha!... ha!....

Scena V.

(GROCKI — PARSKI — z papierami w rękach, lat — ubrany skromnie).

PARSKI.

Czy nie przeszkadzam?

GROCKI.

Nigdy, nigdy, mój kochany Dyrektorze.... mój zbawco!.... no jakże? Parski Zrobiłem bilans roczny— fabryka przyniosła od sta czystego.

GROCKI

(zacierając ręce).

Dobrze!.... dobrze!.... Parski. Nie licząc w to nowej maszyny parowej, która kosztuje tysięcy.

GROCKI

(ściskając go).

Mój zbawco!.... Parski. Robiłem co mógłem.

GROCKI.

Uratowałeś mnie.... Przed tobą do fabryk dokładałem tylko, a jak stanąłeś na czele, zmieniło się wszystko....

PARSKI.

Szczęśliwy jestem, iż moją pracą mogę być panu użytecznym.

GROCKI.

Złoty człowieku!.... no, a jakże inne interesa?

PARSKI.

Oto jest wykaz majątku hrabiego Maryana.

GROCKI

(bierze papiery).

Jak pan sądzisz... co warte Uroczyska.

PARSKI.

Nie znam....

GROCKI.

Musisz je pan obejrzeć temi dniami; (po chwili) zresztą będzie to zależeć....

PARSKI.

Okolica bogata.... i szkoda, że hrabia Maryan, którego tak powszechnie chwalą, który tak jest uczynnym, zaniedbał majątek.

GROCKI.

Nie dość być uczynnym, trzeba być i rozsądnym.... (po chwili) A jakże Błonia?....

PARSKI.

To jest wykaz hypoteczny (podaje papiery).

GROCKI

(przegląda).

Dokładne, dokładne!,...

PARSKI.

Błonia przeciążone długami.... Pani baronowa nie zdoła się utrzymać.

GROCKI.

Tak!.... tak!.... większa połowa długów do mnie należy.... tylko ci Liscy....

PARSKI.

Są z summą tysięcy.

GROCKI.

Wiem, wiem.... i właśnie w tym interesie chciałbym pomówić z panem.... Podobno jesteś w ścisłych stosunkach z niemi?....

PARSKI.

Tak jest, od lat dawnych.

GROCKI

Oto.... widzisz pan.... jabym chciał ich pretensye nabyć.

PARSKI.

Nic łatwiejszego.... wiem, że są potrzebni....

GROCKI.

To też dla tego.... dla tego pragnę pośrednictwa....

PARSKI.

Cóż mam uczynić?

GROCKI.

Chcę nabyć tę summę; więc przedewszystkiem należy im wytłumaczyć, iż są tak nisko w tabuli, że przy licytacyi nie utrzymają się nigdy.

PARSKI.

Tej obawy nie ma....

GROCKI.

Wiem o tem.... i dla tego chcę tę summę nabyć.... i spodziewam się, że mi pan dopomożesz.

PARSKI.

Ja? ja?

GROCKI.

Napisz do nich, a panu uwierzą.... no... iż tylko przez wzgląd na pana.... dam im czwartą część.

PARSKI.

Ja miałbym zrobić coś podobnego?

GROCKI.

Cóż się pan dziwi?... w interesach robi się tak zawsze...

PARSKI.

Nie zrobię....

GROCKI.

Ostre słowo !....

PARSKI.

To nie ma nazwiska....

GROCKI.

Ależ to tak zwykłe.... naturalne....

PARSKI.

Nigdy!....

GROCKI

(namiętnie).

Ja chcę!....

Scena VI.

(Grocki— Parski— Michalina, ubrana zbytkownie, lat ).

MICHALINA.

Wołałeś mnie ojcze?

PARSKI

(n. s. ).

Ona!....

GROCKI.

Tak!

(chodzi żywo po scenie — n. s. ).

Złamać go muszę! (po chwili głośno) Przykro mi, lecz odmowa pańska dalszy nasz stosunek czyni niemożebnym....

PARSKI.

Jakto?

GROCKI.

Ja przedewszystkiem żądam, aby spełniano moją wolę.

MICHALINA.

O cóż to chodzi ojcze?

GROCKI.

Pan Parski nie chce zrobić o co go proszę!

MICHALINA.

Pan?....

(do Parskiego)

To być nie może!

GROCKI.

Odmawiał

MICHALINA.

Nie — pan tego nie zrobi.... ja proszę.... ja bardzo proszę!....

PARSKI.

Ależ pani nie wie, iż to....

MICHALINA.

Pan zrobi.... dla mnie!....

PARSKI

(walcząc).

Niepodobna.

MICHALINA.

Dla mnie?

PARSKI.

Ależ....

(po chwili patrząc na nią)

Pani żąda!....

MICHALINA.

Proszę.... tylko....

PARSKI

(wybiegając).

Zrobię!....

GROCKI.

Czekam za chwilę!

Scena VII.

(GROCKI— MICHALINA).

GROCKI

(n. s. ).

Domysły moje mnie nie zwodzą!... ha! ha!.... kocha się.... ale go potrzebuję....

MICHALINA.

Cóż mi masz powiedzieć ojcze?

GROCKI

(siadając na kanapie).

Siadaj i słuchaj! Dziś przyjeżdża tu hrabia Maryan, nasz sąsiad.

MICHALINA.

Słyszałam o tem.

(siada)

GROCKI.

Hrabia Maryan jest młody, przystojny, ma tytuł — tyś młodą, ładną i bogatą.... Czy się domyślasz ?

MICHALINA.

Ojcze!....

GROCKI.

Ja tak chcę!.... jesteś już dorosłą....

MICHALINA.

Ależ ja go znam tak mało....

GROCKI.

To najmniejsza.... a uprzedzam cię dla tego, abyś wiedziała, w jakim celu przyjmuję go w domu....

MICHALINA.

Czy on już ojcu co mówił?

GROCKI.

Nie jeszcze — ale ty wiesz, iż ja umiem wszystko nagiąć do mojej woli!

MICHALINA.

A jak mu się nie spodobam?

GROCKI.

Staraj się podobać — to twoja rzecz !

Scena VIII.

(GROCKI — MICHALINA — ELŻBIETA).

ELŻBIETA.

Ktoś zajechał.... zapewne hrabia Maryan!

MICHALINA.

O Boże! muszę ubranie poprawić.

ELŻBIETA.

To spiesz się....

GROCKI.

Niecierpliwy! dobry znak!

Scena IX.

(GROCKI — MICHALINA — ELŻBIETA — i ZENON, lat , ubranie zaniedbane podróżne, włosy długie, blady).

WSZYSCY.

Zenon! (chwila milczenia — Grocki i Michalina odwracają się od niego, tylko Elżbieta postępuje ku niemu).

ZENON

(stoi chwilkę we drzwiach i patrzy szyderczo). Jakto?__ Zenon! i więcej nic?.... ha! ha! ha! to tak mnie wita czuła rodzina!....

(idzie naprzód).

Tak, Zenon w swojej osobie!.... Nie mógłem się odpisu doczekać od najukochańszego stryja i pospieszyłem osobiście rzucić się w jego ramiona

(postępuje ku Grockiemu).

Lecz ramiona te zamknięte dla mnie jak bramy raju!.... A ty Michalino...

MICHALINA

(nieśmiało).

Jak się masz?

ZENON.

Dzięki za tę czułą pamięć.... słaby jestem i śmiertelnie.... na życie.... I przyjechałem leczyć się w gronie serdecznej rodziny! Witam stryjenkę!

(całuje Elżbietę w rękę, ona go w czoło).

GROCKI.

Dziś odpisałem ci, iż niechcę abyś przyjeżdżał do nas.

ZENON.

Ostry wyrok!.... a dla czego?....

GROCKI.

Tłumaczyć się nie potrzebuję.

ZENON.

Nie dla ciekawości pytałem, lecz aby rozmowę podtrzymać — bo to planów moich nie zmienia.

GROCKI.

Jakich planów?

ZENON.

Postanowiłem kilka miesięcy żyć pośród pięknej natury, sielskiego powietrza... i serc nie zepsutych... bo mi to potrzebne dla zdrowia, dla kieszeni i dla literackich studjów — zatem zostaję.

GROCKI.

Jakto? Śmiałbyś....

ZENON.

Dom stryja jest mi zawsze przytomnym w pamięci — szczególniej owe lata dziecinne — gdy mię niemiłosiernie bito za to, żem się uczyć nie chciał; bito za to, żem zjadał siostry podwieczorki; bito za wszystko i zawsze!— Wspomnienia takie rozczulają mię — i postanowiłem odnowić te roskoszne chwile, tem więcej, iż mię to uwalnia od płacenia pomieszkania, obiadów, oddziela od dłużników i zawiści literackich!.... Sądzę, że po tym wywodzie stryj dowodnie pojmie, iż go szalenie kocham!....

GROCKI.

Ale ja cię każę wyrzucić!

ZENON.

Stryj najukochańszy tego nie zrobi.

GROCKI

(idzie do dzwonka).

Zrobię!

ELŻBIETA.

Mężu!....

MICHALINA.

Ojcze!

ZENON.

Tylko spokojnie

(przystępując do Grockiego półgłosem).

Jak mię stryj każe wyrzucić, to ja tę scenę wydrukuję w moim dzienniku.... czarno na

białem.... pod tytułem: "Biedny synowiec i bogaty stryj".... a wtedy.... ha! ha!.... stryj wie, że dotrzy

muję słowa zawsze! — a ja mam wiele, bardzo wiele ciekawych szczegółów familijnych, o których nie życzyłby sobie stryj kochany, żeby świat wiedział, (głośno) Prawda, iż stryj zezwala, abym pozosłał?

GROCKI

(namiętnie).

Nikczemny!....

ZENON

(z ironią).

Tylko synowiec!.... Zostaję więc i dołożę wszelkich starań, aby być miłym gościem!....

GROCKI

(z gniewem).

Możesz pozostać jeżeli chcesz.... możesz pozostać.... ale pamiętaj, abyś mi nie wszedł w drogę!....

(do żony i córki)

Chodźcie, mam z wami jeszcze pomówić,

(wychodzą, Michalina patrzy ciekawie na Zenona — Elżbieta przechodząc podaje mu szybko rękę).

ZENON.

Do widzenia serdeczna rodzino! do widzenia!....

Scena X.

(ZENON sam).

ZENON.

Ha! ha! spadłem im tutaj jak petarda!.... Odpychają mnie.... wstydzą się mnie, bom biedny!.... Lecz zostanę, muszę zostać.... bo to jedyna droga, aby się zbliżyć do niej!.... Ztąd niedaleko Błonia.... a tam ten anioł! Róża! Ja ją będę widział! Ja!.... ha! ha!.... człowiek bez wczoraj i bez jutra.... a ona?.... Lecz czy serce zważa na przedziały jakie? Przedziały społeczne, to wymysł ludzki!.... O! jak ja nienawidzę ludzi!.... (idzie do okna i zamyśla się)..

Scena XI.

(ZENON — PARSKI z listem w ręku).

Parski

(d. s. )

Uległem!.... lecz ona żądała tego!

Zenon

(odwracając się).

Jakto?.... ty?.... ty tutaj?

PARSKI.

Zenon!....

(ściskają się ).

ZENON.

Cóż ty tu robisz, mój gieniuszu inżynierski między temi dorobkowiczami?

PARSKI.

Jestem dyrektorem fabryki.

ZENON.

U mego stryja?.... winszuję ci!

(po chwili )

Nie widzieliśmy się lat tyle!.... Pamiętasz ty te dnie studenckie, gdyśmy się dzielili suchym kawałkiem chleba i twardym siennikiem?

PARSKI.

Od tego czasu zmieniło się moje położenie.

ZENON.

A tak! słyszałem — podobno spadła na ciebie jakaś sukcessya!

PARSKI.

Nie — lecz znalazłem opiekuna, dobroczyńcę!....

ZENON.

W kimże to?

PARSKI.

W nieznajomym.... bezimiennym.

ZENON.

Jakto? w nieznajomym?.... bezimiennym?.... to coś na farsę wygląda!

Parski.

Pewnego dnia, kiedy umierałem prawie z niedostatku, z głodu, z zimna; w chwili, kiedy ostateczne chwytało mię zwątpienie, wszedł do mnie listonosz z pieniądzmi i przyniósł reńskich i list, w którym nieznajomy dobroczyńca donosi mi, iż do skończenia studjów, summę taką będę pobierał co pół roku.

ZENON.

I pobierałeś?

PARSKI.

Jak najregularniej.... i nie dość na tem, później dostałem jeszcze na wyjazd i dalsze kształcenie za granicą.

ZENON.

Czy ty żartujesz ze mnie?

PARSKI.

Opowiadam świętą prawdę. Co więcej, dobroczyńca mój zostawił mi zupełny wybór kierunku studjów.... i z całą delikatnością prosił, abym nigdy

nie starał się odkryć tajemnicy, którą, się osłaniał! Był to jedyny warunek, jaki mi stawiał.

ZENON.

Gdybym nie wiedział, iż miałeś ślubnych rodziców, tobym przypuszczał iż jesteś synem.... jakiego....

PARSKI.

Me zmieniłeś się!.... dobroczyńcy temu jestem winien wszystko: naukę, stanowisko, przyszłość!.... O! gdybym mu się mógł kiedy wywdzięczyć!....

ZENON.

Nie masz tak dalece za co, wierzaj mi!.... Jeżeli ci dawał pieniądze, to pewnie iż miał ich do zbytku, i niewiedząc co z niemi zrobić, bawił się w szlachetność.

PARSKI.

Czy ty z przekonania to mówisz ?

ZENON.

Najzupełniej!

PARSKI.

To cię żałuję!....

ZENON.

Nie żałuj!.... Ha! ha! wierzysz w szlachetne pobudki.... widać, iż ani razu jeszcze nie spotkałeś się z prawdziwą grozą życia!

PARSKI.

Spotkałem się — j dla tego wierzę!

ZENON.

Boś zaślepiony — ludźmi kieruje tylko namiętność — nawet nie interes; bo każdy interes jest tylko środkiem do zaspokojenia namiętności.

PARSKI. Żal mi cię!

ZENON

( idzie do okna ).

Ja szczęśliwy z tem jestem, bo w ludzi patrzę jak w przeźroczystą wodę.... i widzę na dnie wszystek muł i wszystkie chwasty.

PARSKI

(po chwili milczenia).

Cóż ty porabiasz teraz ?....

ZENON.

Nic — zabijam czas — walczę z nędzą.... rzucam błotem.... i czekam.

PARSKI.

A przyszłość?

ZENON.

Przyszłość!.... nie mów o niej!

PARSKI.

Czasby pomyśleć!

ZENON.

Zdobędę ją!....

( po chwili )

Lecz wróćmy do ciebie — jesteś tu....

PARSKI.

Jak ci mówiłem, dyrektorem fabryki i zarządzam interesami.

ZENON.

Powiedz mi, czy stryj mój bogaty?

PARSKI.

Bardzo bogaty!.... Ma znaczny majątek ziemski i kapitały — obecnie dokupuje Błonie od....

ZENON.

Błonie?.... od baronowej Sydonji?

PARSKI.

Czy znasz ją ?

ZENON.

Czy znam?.... ( po chwili )

Mówisz, że stryj mój dokupuje ten majątek — Ja stryja mego znam!.... Powiedz, to musi być nieczysty interes.

PARSKI.

Wcale nie.... baronowa zadłużyła....

ZENON.

Powiedz mi, ile w tym domu co dnia spełnia się podłości....

PARSKI.

Ależ....

ZENON

( patrząc mu w oczy ).

Ciebie mój inżynierze coś magnesem tutaj trzymać musi....

PARSKI.

Zkądże?....

ZENON.

Bronisz się?.... czyby oczy Michaliny miały cię związać jak Herkulesa? ale strzeż się!.... ja stryja znam!

Scena XII.

( PARSKI — ZENON i ELŻBIETA ).

ELŻBIETA

( do Zenona ).

Jesteś tu... dobrze!.... dobrze!.... Stryj się już uspokoił, chodź mój Zenonie! Zenon. Cieszy mnie....

ELŻBIETA.

Bądź wyrozumiałym! Stryj jest prędki.... twój przyjazd niespodziewany rozgniewał go.... byłeś ostry.... no! no! ale się to ułoży! A możeś głodny ? Chodź zaprowadzę cię do twego pokoju!

ZENON.

Stryjenka mnie rozbraja.... Jakto? mam mieć i mój pokój ? byle nie ten przez którego powałę deszcz pada i słońce przyświeca... już odwykłem od takiego namiotu.

ELŻBIETA.

Chodź, chodź, dobrze ci będzie — będę pamiętać o tobie.

Zenon ( do Parskiego ). Do widzenia ( odchodzą ).

Scena XIII.

(PARSKI sam ).

PARSKI

( po chwili ).

"Ale strzeż się!.... ja stryja znam. złowrogie słowa!.... "strzeż się!" ten list.... to wspólnictwo.... ( siada i zamyśla się ). Ja kocham.... Michalinę!.... w jej głosie tyle było prośby.... tyle w spojrzeniu uczucia!.... ( po chwili ) Uczucia? więc ja marzę o wzajemności?.... Dla czego nie?.... i mnie się trochę szczęścia należy!.... ( po chwili ) Ja sierota!.... samotny życie cale!.... ja potrzebuję serca!.... ja potrzebuję uczucia!.... ja kocham!....

Scena XIV.

( PARSKI — GROCKI ).

GROCKI.

No jakże?

PARSKI

( pomięszany ).

List napisany.

GROCKI

( biorąc list ).

Tak to lubię! spodziewałem się tego!.... No, no.... bardzo dobrze! dziękuję, bardzo dziękuję!.... odwdzięczę się.

PARSKI.

Zrobiłem to tylko....

GROCKI.

Ktoś zajechał....

(idzie do okna ).

A!.... baronowa Sydonia z córką i hrabia Maryan z niemi.... Baronowa punktualna!.... Co to? Zenon wita się tak serdecznie z niemi.... i z Maryanem?.... (patrzy

i po chwili do Parskiego ).

O innych interesach pomówimy później, gdyż widzę, iż baronowa zdąża tutaj.... zostaw nas pan!

( Parski wychodzi bocznemi drzwiami, a Grocki idzie ku drzwiom środkowym ).

Scena XV.

( GROCKI sam ).

GROCKI.

Muszę rozpocząć kampanię... Zobaczymy!... Ale zkąd Zenon zna Maryana?....

Scena XVI.

(GROCKI — BARONOWA SYDONIA dość przystojna — lat — ubrana z pretensyą ).

GROCKI.

Witam panią baronowę!

SYDONIA.

Nie mogłam się doczekać kochanego sąsiada, i przyjechałam odwiedzić z Rózią.... i hr. Maryan przyjechał z nami!

GROCKI.

A!.... może pani baronowa zechce usiąść?

SYDONIA

( siadając ).

Ma podobno także interes do kochanego sąsiada.... naszego Krezusa, Rotszylda!

GROCKI.

Pani baronowa żartuje z biednego człowieka....

SYDONIA.

O twoim majątku wszyscy tylko mówią....

GROCKI.

Jak zwykle, przesada! Biedny jestem.... bardzo biedny!

SYDONIA.

Nie udawaj kochany sąsiedzie i nie strasz....

(po chwili ).

Czyś pan mój list odebrał?

GROCKI.

Odebrałem i jestem gotów oddać wszelkie usługi pani baronowej!

SYDONIA.

Dziękuję serdecznie!.... Widzisz kochany sąsiedzie, zima się zbliża.... ja nie mogę znosić klimatu naszego kraju.. ani Rózia — Rózia jest tak deli

katną.... pragnę więc wyjechać do Włoch na parę miesięcy.... i potrzebuję pieniędzy !....

GROCKI.

Jak wielkiej summy potrzebuje pani?

SYDONIA.

Ośm tysięcy reńskich.

GROCKI.

Wielka summa! ogromna summa!

SYDONIA.

Niech cię to nie dziwi kochany sąsiedzie.... ale za granicą są ogromne wydatki.... zresztą przyszły związek Rózi z Maryanem....

GROCKI

( przerywając ).

Jakież zapewnienie otrzymam od pani baronowej pożyczając tę summę?

SYDONIA.

Mój majątek.

GROCKI.

Pani baronowa zapomina, iż Błonia są już wystawione na licytacya.

SYDONIA

( zmieszana ).

To pozornie tylko.... mój wuj książe Jan obiecał spłacić....

GROCKI.

Złudne nadzieje!.... Książę Jan wiem, nie da ani grosza.

SYDONIA.

Przecież las w Błoniach....

GROCKI.

Wycięty, pani baronowo !

SYDONIA.

Raty propinacyjne....

GROCKI.

Wybrane.

SYDONIA.

Zkąd wiesz o tem panie Grocki?

GROCKI.

Przypadkiem.... zwykłym przypadkiem.

SYDONIA.

Więc odmawiasz?

GROCKI.

Nie mówię tego, tylko czekam na lepsze zapewnienie!....

SYDONIA.

To go mieć możesz. Rózia ma iść za mąż wkrótce za hrabiego Maryana, a jego majątek....

GROCKI.

Nie w lepszym stanie jak pani baronowej.

SYDONIA

( wstaje pomięszana ).

Co ?.... co mówisz ?....

GROCKI.

Świętą prawdę, o której może się pani baronowa dowodnie sama przekonać

( wstaje i podaje

papiery ). Oto jest wykaz hipoteczny, a tu jest wyrok, mocą którego hrabia przegrał temi dniami proces pozbawiający go połowy fortuny.... pani baronowa musiała słyszeć o tym procesie z małoletniemi?

SYDONIA.

To był proces niesłuszny....

GROCKI.

Ale hrabia zaniedbał go, i już przegrał w najwyższej instancyi.... proszę przejrzeć....

SYDONIA.

Ja się na tem nie znam....

GROCKI.

Szkoda!.... boby się, przekonała pani baronowa, iż hrabia Maryan jest zupełnie zrujnowanym.

SYDONIA.

Przecież ciotka.....

GROCKI.

Ciotka żyć będzie jeszcze lata!.... a zanim słońce zejdzie, rosa oczy wykole....

SYDONIA

( coraz więcej pomięszana ).

Przerażona jestem! nic o tem nie wiedziałam. Pan Maryan żył tak skromnie, oszczędnie.

GROCKI.

Żył skromnie i oszczędnie prawda.... lecz komuż nie jest znanym niepraktyczny charakter hr. Maryana, który oddany zawsze jakimś urojeniom, nie zajmował się nigdy własnemi interesami. Ideolog, dążył zawsze do jakichś niemożebnych celów, nie bacząc co się do koła niego działo. Egzaltowany a chwiejny, dawał się powodować zawsze ludziom, którzy

umieli zręcznie przemówić do jego wrażliwej natury.... Hr. Maryan we wszystkiem szukał poetycznej strony — szło mu zawsze więcej o poetyczną piękność, niźli o pożyteczność... Ruina musiała być następstwem tak niepraktycznego a dziwacznego usposobienia.

SYDONIA.

Ależ to okropne!.... to tylko u nas....

GROCKI.

Tak, bo tylko u nas na nieszczęście rodzi się niemało takich ludzi....

SYDONIA

( siadając z przerażeniem ).

Ale to straszne!.... straszne!.... Biedna Róża!

GROCKI

( po chwili ).

Jabym dat pani baronowej jedną radę....

SYDONIA.

Słucham.

GROCKI.

Widzi pani baronowa, są chwile w życiu ludzkiem, w których obowiązkiem jest zapanować nad wszystkiemi uczuciami.... i kierować się tylko rozumem, zimnym rozumem.... Pani baronowa jest właśnie w jednej z chwil takich....

SYDONIA.

Jakto?

GROCKI.

Pani baronowa wybaczy, iż będę mówił może rzeczy bolesne.... lecz przyjaźń moja, mój głęboki szacunek dla pani, nakazują mi być otwartym, choćby to nawet było bolesnem.

SYDONIA.

Słucham!.... słucham!...

GROCKI.

Panna Róża majątku niema... a jak się pani baronowa dowiaduje, hr. Maryan jest zrujnowanym; pytam panią, jaki los ich czeka, gdy się pobiorą?

SYDONIA

( pomieszana ).

A!....

GROCKI.

Jaka przyszłość czeka panią baronową?.... która przecież znaleść powinna spokój i opiekę....

SYDONIA.

To straszne!

GROCKI.

Prawda, że straszne, ale to jest rzeczywistość, której trzeba koniecznie w oczy spojrzeć.... Czeka was wszystkich nędza!....

SYDONIA

( z przerażeniem ).

Nędza!....

GROCKI.

Nędza.... a to straszne słowo!.... szczególniej dla kogoś, który się z niem zapoznaje raz pierwszy!

SYDONIA.

Przerażasz mnie pan.

GROCKI.

Spełniam mój obowiązek i odwołuję się do serca pani — do serca matki!.... Spójrz i osądź położenie.

SYDONIA.

Ale cóż mam robić?

GROCKI.

Powinnaś pani bezzwłocznie rozerwać związek panny Boży z hr. Maryanem.

SYDONIA.

Rozerwać!,... rozerwać związek.... ułożony od tak dawna!....

GROCKI.

To żaden argument.

SYDONIA.

Oni się kochają.

GROCKI.

W tym wieku o nic łatwiej jak o miłość!.... Lepiej żeby cierpieli dziś, niż całe życie.

SYDONIA.

Strasznym pan jesteś!

GROCKI.

Przeciwnie, pragnę dobra pani baronowej i panny Róży. Panna Róża jest piękną, młodą, starannie wychowaną — znajdzie zagranicą nie jedną świetną, bogatą partyą; mogę zaręczyć za to.... nawet zaręczam z góry, gdyż na to zapewnienie tylko pożyczę żądaną summę.

SYDONIA.

Jakto?

GROCKI.

Jeżeli tylko pani baronowa rozerwie związek z hr. Maryanem, to ja na wyjazd do Włoch dam pieniądze, ( po chwili ) Niech się pani nie namyśla, bo rada moja jest dobra, jest konieczna!

SYDONIA.

Położenie moje jest tak bolesne, tak okropne — to niepodobna — niepodobna....

GROCKI.

Hr. Maryan nie jest mężem dla panny Róży.... ani jego stanowisko obecne, ani jego charakter, jak to objaśniłem, nie są rękojmią szczęścia dla córki pani. Marzycielstwo nie da środków do ży

cia. ( po chwili )

Wyjazd pani baronowej za granicę nastręcza tak wyborny powód zerwania....

SYDONIA.

Ależ on cierpieć będzie!

GROCKI

( śmiejąc się ).

O to najmniejsza! Pani baronowa wie, iż hr. Maryan jak nie ma cierpień rzeczywistych, to stwarza sobie urojone; — to już taki charakter! Tą razą, będzie miał przynajmniej słuszny powód do rozpaczy.... będzie cierpiał, ale zgodzi się na wszystko.... zaręczam. Niech tylko pani baronowa przemówi do jego poetyczności....

SYDONIA.

Jesteś pan bez serca!

GROCKI.

Mówię prawdę, bo znam hr. Maryana; ten więc wzgląd niech panią nie wstrzymuje. ( po chwili ) Co pani baronowa postanawia?

SYDONIA.

Nie nalegaj pan... tak wiadomościami temi

jestem wzruszoną!... rozważyć, namyślić się muszę.... Krok tak stanowczy....

GROCKI

(przerywając)

Niezbędny.

Scena XVII.

(GROCKI — br. SYDONIA — MICHALINA — ZENON — ROŻA lat , skromnie lecz gustownie ubrana — Hrabin, Maryan lat , długie włosy, broda, ubranie zaniedbane ).

RÓŻA

( do Grockiego ).

Witam pana.

GROCKI.

Już z kwiatami?....

RÓŻA.

To pan Maryan zrobił mi ten bukiet i pan Grocki....

MARYAN.

Pan się za rabunek ten nie będzie gniewał.

GROCKI.

Ależ Michalina bukietu nie ma....

RÓŻA

( do Sydonji ).

Co ci to droga mamo? jesteś tak pomięszana —

( idzie do matki i rozmawia z nią ).

ZENON

( na boku sceny do Maryana ).

Jak ci mówię,

dziennik upada, potrzeba jest niezbędnie reńskich, bo inaczej nie dociągniemy do półrocza.

MARYAN.

Czemużeś mi znać nie dał pierwej?

ZENON.

Nie wiedziałem gdzie jesteś.... A nie można dopuścić, aby dziennik upadł. Zasady jego już w kraj przechodzą; chorągiew której bronimy znajduje coraz silniejszą falangę.

GROCKI

(n. s. — patrząc na Zenona i Maryana).

Tak są dobrze.... ten stosunek przyda mi się!....

SYDONIA.

Moja Róziu, należałoby się przebrać trochę; tak masz zmiętą suknię....

RÓŻA.

Dobrze marno... pójdź Michalinko!

SYDONIA.

I ja pójdę poszukać pani Grockiej.

MICHALINA.

Mama jest przed domem.... rozdaje lekarstwa biednym....

RÓŻA.

Ale chodźmy, (przy drzwiach)

Panie Maryanie, amój bukiet?

(Zenon i Maryan biorą bukiety ze stołu — biegną obydwa i podają).

RÓŻA

(odbiera od Maryana).

Dziękuję pięknie.

ZENON.

A mój?

RÓŻA.

Dziękuję, lecz Michalinie należy się drugi.

ZENON.

Nie był zerwanym dla niej.

RÓŻA

(biorąc go). Lecz go przyjmie odemnie, (wychodzi).

MARYAN.

Będę, paniom towarzyszył (odchodzi).

ZENON

(n. s. )

Czyby on?... (patrzy) więc tacy wiecznie mi na drodze stać będą?

Scena XVIII.

(GROCKI — ZENON).

GROCKI

(odprowadza baronowę do drzwi i patrzy chwilę na Zenona).

Zenonie, zkąd znasz baronową?....

ZENON.

Uczyłem pannę Różę literatury.

GROCKI.

Teraz rozumiem!.... (po chwili)

Tyją kochasz!

ZENON

(po chwili).

A gdyby i tak było?....

GROCKI.

To dobrze żeś przyjechał!

(Zasłona spada).

Koniec Aktu I.

AKT II.

(Ten sam salon — stół do gry rozstawiony z kartami).

Scena I.

(RÓŻA leży na kanapie — MICHALINA klęczy przy niej).

MICHALINA.

Już ci lepiej?

RÓŻA

(podnosząc się).

Trochę lepiej.... powiedz mi, co się stało ?

MICHALINA.

Po zemdleniu przynieśli cię tutaj.

RÓŻA.

Ale nie wiesz co się stało z panem Maryanem ?

(wstaje).

MICHALINA.

Wyniósł szczęśliwie dziecko z płomieni.

RÓŻA.

Prawda, jaki odważny!....

MICHALINA.

Bardzo odważny, lecz się narażał wcale niepotrzebnie....

RÓŻA.

Niepotrzebnie — przecież....

MICHALINA

(przerywając).

Mógł był to kazać zrobić któremu z chłopów.

RÓŻA.

Chciał dać przykład....

MICHALINA.

Zresztą był przy tem i ojciec tego dziecka, to on był powinien....

RÓŻA

(siadając).

Tak przerażoną jestem....

MICHALINA.

Zemdlałaś....

RÓŻA.

Bo pan Maryan....

MICHALINA.

Ty go bardzo kochasz Róziu?....

RÓŻA.

Pytasz się? (po chwili). Czy pożar ugaszony?

MICHALINA.

Zapewne — (idzie do okna). Już ognia

nie widać.... Róża. A gdzie mama?...

Scena II.

(RÓŻA — MICHALINA — GROCKI — ZENON).

GROCKI.

No ! Już wszelkie niebezpieczeństwo minęło....

RÓŻA.

A pan Maryan?....

Grocki.

Popalone ma suknie, lecz wyszedł zdrów zupełnie.

RÓŻA.

Jakie szczęście!

ZENON.

Los pana Maryana panią bardzo obchodzi!

RÓŻA

(patrząc z obojętnością).

Tak!....

(do Grockiego)

Więc na prawdę nic się panu Maryanowi nie stało ?

GROCKI

(śmiejąc się).

Nic zupełnie.... tylko się dymu nałykał, ale sam sobie winien.

RÓŻA.

Narażał się z taką odwagą!....

ZENON.

Widział się podziwianym przez panie.... przy takim parterze nie trudno cudów dokazywać.

RÓŻA.

Widać, że trudno, skoro był sam jeden tylko....

ZENON.

Przymówka niezasłużona; na nieszczęście jedno się tylko dziecko paliło, i jeden był tylko możebny zbawca.

RÓŻA.

Bardzo praktyczna uwaga, (do Grockiego)

A gdzie mania?....

GROCKI.

Pani baronowa powraca tutaj z moją żoną, niespokojna jest o panią. Róża. Chodźmy naprzeciw nich Michalinko....

ZENON.

Czy mogę towarzyszyć.

RÓŻA.

Dziękujemy bardzo (wychodzą).

Scena III.

(ZENON — GROCKI).

ZENON

(do siebie).

Ani spojrzenia. dla mnie.

GROCKI

(do siebie).

Trzeba ich złamać, (głośno)

Co patrzysz tale na drzwi, któremi wyszła Róża?

ZENON.

Stryj wie!.... ja ją kocham!

GROCKI.

Ty!.... i cóż z tej miłości?..

ZENON.

Nie rozumiem!....

GROCKI.

Spójrz w położenie twoje: jesteś bez teraźniejszości, bez stanowiska w świecie.... Ha! ha!.... jaki cię przedział nieskończony dzieli od Róży!....

ZENON.

Rzucasz mi w twarz szyderstwa stryju? pastwisz się? to ci powiem, że wczoraj nadzieje moje były może zuchwalstwem,.... dziś nie!....

GROCKI.

Zkąd taka zmiana?

ZENON.

Bom się dziś dowiedział stryju, że matka panny Róży zrujnowana.... Róża jest ubogą — a ubóstwo równa wszystkich jak śmierć!

GROCKI

(po chwili).

A gdyby Róża kochała?.... gdyby była kochaną?....

ZENON.

Gdyby....

(panując nad sobą)

Stryju — po co ta rozmowa?....

GROCKI.

Dla twego dobra.

ZENON.

Ha! ha.... dla mego dobra karmisz mię szyderstwem i żółcią!

GROCKI.

Myślałem, że ty kochasz Różę.

ZENON.

Kocham ją.... nie więcej od siebie, lecz więcej ., od wszystkiego na świecie!

GROCKI

(przystępując ku niemu).

To działaj!

ZENON.

Działać?.... (po chwili) Jaki masz w tem interes stryju?....

GROCKI.

Przebiegły jesteś!

ZENON.

Jaki interes?

GROCKI.

Chcę Michalinę wydać za hrabiego Maryana.

ZENON.

Cóż z tego?

GROCKI.

Związek Róży z Maryanem ułożony od dawna! muszę go rozerwać!

ZENON.

Róży z Maryanem?

GROCKI.

Nie wiedziałeś o tem?

ZENON.

Mów dalej, stryju.

GROCKI.

Związek ten rozerwałem już prawie!.... lecz to nie dość.

ZENON.

Piekło!....

GROCKI.

Zazdrość szarpie tobą?....

ZENON.

Mów! stryju.... mów!

GROCKI.

Widzę, że jesteś dobrze z Maryanem, pomagaj mi...

ZENON

(po chwili).

Co otrzymam w zamian?

Scena IV.

(ZENON — GROCKI — BARONOWA SYDONIA — ELŻBIETA i po chwili hr. MARYAN).

SYDONIA.

I tu Rózi nie ma?....

GROCKI.

Była przed chwilą i wyszła naprzeciwko pani z Michalinką....

SYDONIA.

Więc jej lepiej?

ZENON.

Przyszła zupełnie do siebie.

ELŻBIETA.

Ach! bo cóż to za straszne nieszczęście.... Gdyby nie pan Maryan, to biedne dziecko byłoby się spaliło.... Poczciwa Janowa błogosławi zbawcę.

MARYAN.

Każdy na mojem miejscu byłby to samo zrobił....

GROCKI.

Jużto kochany sąsiedzie postąpiłeś sobie odważnie i pięknie, lecz narażałeś się wcale niepotrzebnie.... bo chłop jest wprawniejszym do takich rzeczy.

Elżbieta.

Biedni ludzie, ta chata była ich całym majątkiem, w stodole spłonął całoroczny dobytek, a tu zima nadchodzi.... biedni....

Grocki.

Bierzesz to za uczuciowo — niech pracują a dorobią się.

Sydonia.

Masz pan słusznie.....

Zenon.

O tak! śliczna teorya stryju!

Sydonia

(do Grockiego).

Chciałabym jeszcze pomówić z panem zanim odjadę,....

Grocki.

Służę pani baronowej.... (wychodzą).

Scena V.

(ZENON — HR. MARYAN — ELŻBIETA).

Elżbieta.

Zostawiam panów, gdyż muszę pomyśleć o odzieży dla tych nieszczęśliwych.

Maryan.

Pozwoli pani słowo....

Zenon

(n. s. ).

Przerwaną rozmowę dokończyć muszę! Piekło wre we mnie!

Maryan

(do Elżbiety cicho).

Chciałbym dopomódz tym biednym ludziom (podaje pieniądze). Oto pieniądze!

Elżbieta.

O dziękuję!.... dziękuję w ich imieniu!

Maryan.

Tylko pani raczy o tem nikomu nie mówić.... byłoby mi to przykre.... bardzo przykre,

Elżbieta.

Bądź pan spokojnym (przegląda) reńskich!

Maryan

Więcej nie mam — za te pieniądze choć chwilowo zażegnają nędzę.

Elżbieta.

Biegnę im oddać (odchodzi).

Scena VI.

(ZENON — MARYAN).

ZENON

(z ironią).

Jak Scevola igrałeś dziś z ogniem i z sukcesem....

MARYAN.

Nie mówmy o tem (po chwili). Myślałem ciągle o dzienniku, i może zdołam dostarczyć potrzebnych pieniędzy.

ZENON.

Pomocy potrzebujemy nagle!

MARYAN.

Gotówki nie mam w tej chwili.... a interesa moje są bardzo pokrzyżowane, lecz mam nadzieję... myślę pożyczyć od twego stryja..

ZENON.

Może ci to robi różnicę? może cię już znudziło?

MARYAN.

Nie mów o tem!.... Cel przed nami wielki!.... olbrzymi! świeci jak biegunowa gwiazda, dopominająca się poświęceń i ofiar, zaparcia i pracy!. Ku celowi temu iść nam wiecznie, wytrwale, nie padać, nie cofać się, choćby przez ofiary największe, zaparcia niepodobne, boleści bezgranicznej

ZENON

(z ironią).

W twoich słowach jest wulkaniczny pożar natchnienia.... jesteś wielki! piękny jesteś!

MARYAN

(zapałając się).

I któż pójdzie, jeżeli my młodzi nie pójdziemy naprzód?.... Kto da przykład, jeżeli my czujący pierwsi nie staniemy w szeregu? Kto skupi się koło sztandaru, jeżeli my miłujący chorągwi trzymać nie będziemy w dłoni!

ZENON.

Sztandarem tym dziennik nasz.... lecz motłoch nie pojmuje tego!

MARYAN.

Bo myśli wielkie są jak gromy!.... rodzą się w chmurach zanim na ziemię spadną.

ZENON

(ironicznie).

Piękne, poetyczne to! podziwiam cię!

MARYAN

(z zapałem)

Chcę być iskrą w tym stosie,

palącym się chwałą przyszłości!... chcę być stopniem w tym pochodzie całego pokolenia ku lepszej przyszłości!.... Chcę być drobnym kwiatem, którym dzisiejsi witają radośnie wschodzące jutro i chciałbym jak kwiat ten zwiędnąć i zginąć!

ZENON.

Jak kwiatów takich jak ty niewiele!.... i jak ludzi nie umieją ocenić!

MARYAN.

Mniejsza o poklask tłumu — mniejsza o gwarne uznanie, byle dłoń jedna, serce jedno....

ZENON.

Niewieście do tego....

MARYAN

(nie zważając).

A serce takie znalazłem, dłoń taka wyciągnięta ku mnie....

ZENON.

Kochasz się?

MARYAN

(opierając ręce na jego ramionach).

Czy ty ziemię pytasz, czy kocha słońce?.... czy ty pytasz kwiatu, czy kocha rosę?

ZENON.

A wzajemność?

MARYAN.

Zenonie! myślałem żeś mię pojął lepiej, w takim związku dusz któż o wzajemność pyta?...

ZENON.

Spyta życie samo, spyta rzeczywistość, która po mgłach nie lubi wiekować.

MARYAN.

Związek nasz ułożony od dawna.

ZENON.

Więc to panna Róża?

Maryan.

Co ci jest? — zbladłeś.

ZENON.

Nic... Więc to panna Róża?

MARYAN.

Pytasz się?.... któż jak nie ona!

ZENON.

I masz wzajemność?

MARYAN.

Ludzie dziećmi złączyli nas. Jeszcze nie znaliśmy uczuć naszych.... gdy....

ZENON

(z żółcią).

Szczęśliwy!....

MARYAN.

Tak, szczęśliwy jestem, lecz mnie to szczęście

przestrasza. To za wielka nagroda! to czar za wielki!.... lękam się tego!

ZENON.

Lękasz się szczęścia?....

MARYAN.

Tak, bo ja życie swoje hartowałem w boleści... w zawodach.... w nieszczęściach.... ja szukałem cierni.... aby krwawiąc się cierpieć i milczeć. A przyszłość taka jasna.... spokojna...

ZENON

(ironicznie)

Ha! ha ! ha!

Scena VII.

(ZENON — MARYAN — BARONOWA SYDONIA zamyślona).

SYDONIA

(do siebie)

Wątpić nie moge.... Maryan zrujnowany — Grocki ma słuszność. Muszę tak postąpić.... dla Róży! dla, siebie (spostrzegając) A!....

ZENON

(u. s. )

Jaka pomięszana!

SYDONIA

(n. s. )

Nie mogę się wąchać — im prędzej tem lepiej (głośno). Wybaczy pan iż pragnęłabym chwilę pomówić z panem Maryanem....

ZENON

(odchodząc, n. s).

Czyby stryj mój grom już ukuł?.... muszę rozmowę z nim skończyć.

Scena VIII.

(MARYAN — BARONOWA SYDONIA).

SYDONIA

(po chwili).

Panie Maryanie, mam z panem do pomówienia w przedmiocie bolesnym.... bardzo bolesnym.... lecz jako matka muszę spełnić ten przykry obowiązek.

MARYAN.

Słucham.

SYDONIA

(po chwili).

Wyjeżdżamy w tych dniach za granicę.

MARYAN.

To projekt ułożony od dawna, a jak tylko interesa załatwię, pospieszę za paniami.

SYDONIA.

Właśnie tego sobie nie życzę.

MARYAN.

Jakto?

SYDONIA.

Proszę pana i żądam abyś pan zaniechał swej podróży do Włoch.

MARYAN

(po chwili).

Czy panie na długo wyjeżdżają?

SYDONIA

Na rok — może na dłużej....

MARYAN.

Więc miałbym przez tak długi przeciąg czasu nie widzieć panny Róży?

SYDONIA.

Tak!.... tem więcej iż żądam aby rozłączenie to było dłuższe....

(po pauzie)

na zawsze!

MARYAN

(wstając pomięszany).

Na zawsze?.. na zawsze! Pani zapewne mimowolnie wymówiła to słowo ?

SYDONIA.

Nie — powtarzam: pragnę, aby rozłączenie między panem a Różą....

MARYAN.

Na Boga! nie kończ pani!.... w tem słowie zaklęta moja przyszłość.... to niemożebne!

SYDONIA.

Usiądź pan!.... uspokój się. Wiem jak słowa moje są bolesne dla pana, lecz jeżeli trzeźwo, spokojnie powody moje rozważysz, to przyznasz, iż jako matka niemogę... nie powinnam inaczej postąpić.

MARYAN

(zakrywa twarz rękami i siada — chwila milczenia).

Słucham!

SYDONIA.

Związek pana z moją córką ułożony od dawna, prawda — na związek ten patrzyłam przychylnie, mając nadzieję iż los Róży będzie świetny.... zapewni jej odpowiednią przyszłość; iż dla mnie stanie się źródłem pociechy.... spokoju. Lecz stosunki się zmieniły.

MARYAN.

Jakie stosunki?

SYDONIA.

Moje i pańskie....

MARYAN.

Nie rozumiem!

SYDONIA.

Moje i pańskie.... powtarzam.

(po chwili)

Wysłuchaj mnie pan, bo chcę mówić z całą szczerością, z otwartością całą. (po chwili) Po śmierci mego męża otrzymałam majątek zadłużony. Ja ani mogłam, ani umiałam zająć się interesami, tak że dziś.... dziś jestem prawie zrujnowaną. Róża nie będzie mieć żadnego posagu.

MARYAN

(z uczuciem).

To stosunku zmienić nie może, ja nie wymagam nic!... ja nie żądam nic...

prócz ręki panny Róży.

SYDONIA.

Wiem o tem — i oceniam szlachetne serce pana!

MARYAN.

Ja pannę Różę otoczę szczęściem....

SYDONIA.

Panie Maryanie! pan na świat patrzysz za idealnie!.... pan się nie rachujesz z rzeczywistością, a życie to codzienna proza, smutna — realna.

MARYAN.

Czyste uczucia stoją ponad tem....

SYDONIA.

Lecz uczucia same do życia nie wystarczają, ani wystarczyć mogą, i widzę ze smutkiem, iż pan odwracasz oczy od rzeczywistości!

MARYAN.

Od rzeczywistości?

SYDONIA.

Bo do szczęścia... oprócz uczucia, jak pan mówisz, potrzeba jeszcze bardzo wielu warunków.... potrzeba spokoju, pewnej przyszłości.... nie trzeba tych trosk codziennych....

MARYAN.

Ja troski te usunę z pod stóp panny Róży.

SYDONIA.

Panie Maryanie, to ideały.... do tego potrzeba majątku, przedewszystkiem majątku....

MARYAN.

Co pani chce powiedzieć?

SYDONIA.

O!.... niemyśl pan, abym umyślnie badała stan interesów pańskich, lecz wiadomość ta doszła do mnie przypadkiem.... i co boleśnie.... że jej wierzyć muszę!

MARYAN.

A!...

SYDONIA.

Zaniedbałeś pan proces, który przeciwna strona popierała energicznie — proces ten przegrany pozbawia pana większej części majątku.

MARYAN.

To był proces małoletnich.

SYDONIA.

Ale niesprawiedliwy....

MARYAN.

Ludzie ubodzy....

SYDONIA.

To rzeczy nie zmienia; dość, że proces ten rujnuje pana stanowczo.

MARYAN

(po chwili).

Słowa pani są prawdziwe.... lecz ja kocham pannę Różę; ja zdołam przywiązaniem.... pracą.... zdobyć dla niej przyszłość....

SYDONIA.

Jaką?

MARYAN.

Przyszłość cichą.... spokojną.... uroczą....

SYDONIA.

To marzenia wszystko! a ja losu Róży na taką szalę rzucać nie mogę.

MARYAN.

Pani!

SYDONIA.

Bądź pan rozsądnym, wysłuchaj mnie: Róża przyzwyczajoną jest do wygód; jest młodą, delikatnego zdrowia... ja nic mogę zawiązywać jej przyszłości.... skazywać jej na życie smutne, życie niedostatku.

MARYAN.

Tak nie będzie nigdy!.... Ja pracą, poświęceniem....

SYDONIA.

Praca, poświęcenie, to piękne słowa ! lecz serce matki nie może im powierzać losu córki. Paneś młody jeszcze, nie znasz życia!.... Związek wasz w tak smutnych warunkach zawarty, byłby nieszczęściem tylko.

MARYAN.

Zlituj się pani! na kolanach błagam.... cofnij tak okrutne postanowienie!.... Ja kocham!

SYDONIA

(wstaje).

Postanowienie moje jest nieodwołalne!

MARYAN

(z boleścią okropną). Ale cóż panna Róża?.... Ja znam jej serce.... ona nie zechce.... ona nie zezwoli nigdy.

SYDONIA.

Wiem o tem.... i w tym celu żądać będę pomocy pana!

MARYAN.

Mojej?

SYDONIA.

Tak jest — Wiem panie Maryanie, iż jesteś szlachetny, iż masz wzniosłe uczucia.... iż kochasz Różę, dla tego pomocy mi nie odmówisz.

MARYAN.

A!....

SYDONIA.

Ja chcę.... ja żądam, abyś pan sam zwrócił Róży dane słowo! abyś sam uznał, iż w związku tym nie znajdziesz szczęścia.... bo Róża tylko wtedy uzna się za wolną — tylko wtedy zezwoli na zerwanie....

MARYAN

(z rozpaczą).

Pani żądasz odemnie niemożebności!

SYDONIA

(z powagą).

Żądam tylko spokoju i szczęścia córki.... a tego żądać mam prawo od pana. Wszak kochasz Różę?

MARYAN.

To niemożebne!.... to nad siły!

SYDONIA.

Nie, to nie nad siły, bo to obowiązek! (po chwili) Ja wiem ile w tej chwili pan cierpisz.... ja wiem jak serce twoje krawię, ja wiem jak postanowienie moje jest dla pana bolesne! — lecz cierpieniami twojemi okupisz spokój, przyszłość Róży! Ona potrzebuje dostatku.... wygód.... zastanów się i bądź sprawiedliwy! (po pauzie) To ja błagam pana teraz, ja zaklinam na wszystko co masz świętego, poświęć się!.... poświęć twoje uczucia!. to godnem będzie ciebie!

MARYAN.

Och!.... co ja cierpię!

SYDONIA.

Pan mi togo me odmówisz.... nie możesz odmówić.... prawda?

MARYAN.

Pani, litości!....

SYDONIA.

Pan to zrobisz.... dla Róży!.... (po chwili)

Idę po nią! (wychodzi ku drzwiom).

MARYAN

(postępuje kilka kroków za nią i woła z rozpaczą. )

Matko!

SYDONIA

(zwraca się i podaje mu szybko rękę).

Odwagi!.... Miej dość siły za siebie i za Różę. (wychodzi).

Scena IX.

(Maryan sam).

MARYAN

(sam — chwilę stoi w rozpaczy). Milcz serce!... (po chwili w osłupieniu)

Niedostatek. a może nędza.... Tak! nędza! (po chwili) Zrujnowany, czy mogę ją ciągnąc.... czy mogę ją związać z moją przyszłością?__ (po chwili z największą boleścią) Nie!.... Serce matki jasnowidzące!.... precz odemnie marzenia szczęścia!... precz dni jasne i uśmiechnięte!.... precz sny kwietne i czarowne!.... precz!.... (po chwili) Niech miłości mojej wyrówna poświęcenie!.... Piersi ma nie pękniej.... serce krwią się nie zalej, gdy ustami kłamane będę mówił zaparcia!

Scena X.

(MARYAN — KULSKI, lat , tłusty, rumiany, duże wąsy, ubranie obszerne — PANKRACY lat , chudy, wysoki, rumiany, jasny blondyn, z niezgrabną pretensyą ubrany).

KULSKI

(za sceną).

No proszę, taki wypadek!.... (wchodząc w drzwiach)

Nieuwaga!... nieuwaga!... A! i tu

kochanego sąsiada niema! (spostrzega Maryana) Jak się pan hrabia dobrodziej miewa?....

MARYAN

(pomieszany).

Witam pana! (podaje rękę),

KULSKI.

No proszę!.... zobaczyliśmy z ganku dym i płomienie.... właśnie co tylko wstawaliśmy od obiadu; powiadam do Pankrasia: Pankrasiu! to się u Grockiego pali! Pankraś na to.... Ale pan hrabia nie zna mego syna Pankrasia.... (biorąc go za rękę) przedstawiam: chłopiec dopiero co ze szkół powrócił i skończył.... Pankrasiu, cóżeś skończył?

PANKRACY.

Skończyłem klasy, proszę tatka.

KULSKI

(śmiejąc się).

Widzi pan hrabia!.... chłopiec moja krew, tęsknił za koniem.... za strzelbeczką.... mizerniał, chudł, mizerniał panie dobrodzieju!.... więc odebrałem.... bo to i na niewiele się zda ta książkowa nauka! Przywiózłem chłopca do domu i wprowadzam w stan obywatelski! (do syna na stronie) Pankrasiu, powiedzże co....

PANKRACY.

I owszem.... tylko....

MARYAN.

Pan zapewne szuka pana Grockiego?

(siada na boku).

KULSKI

(chodząc po scenie).

Tak panie hrabio.... ale nie skończyłem. Pankraś powiada: Tatku, to się pali u pana Grockiego.... Zaraz też wsiedliśmy na bryczkę i jesteśmy.... (patrząc na Maryana wzrusza ramionami n.s.) Nad czem on zawsze tak medytuje... zamyślony, jakby miał świat zbawić. A, panie dobrodzieju!... do niczego.... do niczego.... (po chwili głośno) No i cóż się spaliło?

Maryan.

Chałupa i stodoła....

Kulski.

Dworskie?

Maryan.

Nie.

KULSKI. No, to chwała Bogu. (patrząc na zegarek). Nawet nie jechaliśmy pół godziny — A co Pankrasiu, nie powiedziałem?

PANKRACY.

Tatko powiedział.... pół godziny.

KULSKI.

Ale pan hrabia nie zna moich siwoszów!.... a koniki, ha! ha! koniki__ po Sanguszkowskich ogierach. Ale jakie — jakie nóżki, a łebki, a ogony — jak fontanny, a chód.... a chód.... tylko wiater w uszach świszcze.... i miga się wszystko!

MARYAN (do siebie).

O! jak ja cierpię!

KULSKI

(na stronie z pogardą). Co w nim za krew — koni nie lubi!.... (głośno) Eh! cóż polował już pan hrabia tego roku?....

MARYAN.

Nie poluję nigdy.

KULSKI.

Nie poluje!.... nie poluje, (odchodząc) A!... to cóż pan hrabia w domu robi? (po chwili na stronie) To mi filozof, (głośno — idąc ku oknu) Ale że też Grockiego niema. (przy oknie) Pankrasiu! Pankrasiu! chodźno tutaj.

PANKRACY.

Jestem, proszę tatka.

KULSKI

(przy oknie pokazując).

Widzisz w tej alei tę panienkę?

PANKRACY.

Widzę tatku!

KULSKI

(cicho).

To jest panna Michalina.... rozumiesz?

PANKRACY.

Rozumiem.

KULSKI.

Powiadam ci Pankrasiu, jesteś młody, urodziwy, to panna dla ciebie. A ładna!.... a bogata!.... Pankrasiu, pamiętaj abym był z ciebie kontent, bo inaczej nie dam siwoszów — i odbiorę pensyą na cygara.... Pankrasiu pamiętaj!... Pankrasiu pamiętaj!

PANKRACY.

Będę pamiętał proszę tatki!

(chce odejść).

KULSKI

(bierze go za rękę).

Słuchajno.... (do ucha) Tylko się ty bardzo nie zaprzyjaźniaj z hrabią Uroczyskim, bo choć to hrabia, ale on szlachty nie lubi.... i pragnie ją zgubić....

PANKRACY.

Hę ? A jak proszę tatka ?

KULSKI.

Jak? niewiem — ale tak wszyscy mówią w okolicy.... rozumiesz?

PANKRACY.

Jak mamę kocham, ja zawsze wszystko rozumiem co tatko mówi.

KULSKI.

Idź więc do ogrodu.... i pamiętaj.... no! bo siwoszów nie dam! (po chwili) Czekaj, pójdę z tobą, muszę cię zapoznać, (głośno) Hrabia wybaczy, ale muszę Pankrasia przedstawić pannie Michalinie. Niech się młodzież bawi.... ale powrócę, powrócę — a może z panem Grockim, aby czasu nie tracić, zrobimy jaką partyjkę.... hę? wrócę zaraz, (odchodząc) Chodź Pankrasiu! a pamiętaj podobać się pannie! (wychodzą).

Scena XI.

(Maryan sam).

MARYAN.

Nadeszła chwila wielkich poświęceń! (po chwili) Serce matki patrzy jasno w przyszłość... biedny ja!.... biedny! (po chwili wstając) Odwagi! Ja dorosnę do krwawych tych cierpień, jakie jeszcze w żadnej ludzkiej nie gościły piersi!.... ja stanę na szczycie poświęceń!

Scena XII.

(Maryan — baronowa Sydonia — Róża).

SYDONIA.

Różo ! umyślnie wezwałam cię tutaj, abyś z ust pana Maryana usłyszała potwierdzenie jego

postanowienia, (po chwili) Panie Maryanie, prawda, iż przed chwilą prosiłeś mnie sam, abym zerwała związek, który cię łączy z moją córką.

ROŻA

(na stronie).

Czy to być może?

Maryan

(opierając się o krzesło)

Pani!....

SYDONIA.

Powodów które wyłuszczyłeś nie powtarzam; . lecz w moich oczach nie odejmują one panu ani szacunku, ani poważania.... i podzielam je zupełnie, tak iż teraz sama żądam.... sama pragnę....

RÓŻA.

Mamo!

SYDONIA.

Potwierdź pan.... potwierdź.... patrz jak Róża cierpi.... niech się dowie....

MARYAN. Wybacz pani iż wzruszenie....

SYDONIA

(idąc ku niemu — dobitnie).

Panie Maryanie! czekam! czekam....

MARYAN

(Po walce).

Tak!

RÓŻA.

A!.... (stoi chwilę, potem zakrywa twarz rękami — i po chwili zdejmuj e pierścionek z palca z stłumioną boleścią). Pierścionek ten dałeś mi pan__ kiedym miała prawo go nosić — Jest to pierścionek twej matki.... dany z błogosławieństwem!.... dziś błogosławieństwa te nie dla mnie, zwracam, bądź pan szczęśliwy!

MARYAN

(Odbiera powoli pierścionek). O! (odchodzi na bok) Okropne!

Scena XIII.

(Róża — Maryan — Sydonia — Zenon z gazetą w ręku).

ZENON.

Maryanie! patrz jaki paszkwil na księcia Jana!

(spostrzega) pani baronowa....

SYDONIA

(podając rękę córce) Chodź! chodź!

RÓŻA

(chwiejąc się i patrząc na Maryana)

Mamo ! mamo!.... jakież smutne to życie! (wychodzą).

Scena XIV.

(Zenon — Maryan).

ZENON

(patrząc na nich).

Tu się jakiś odegrał dramat! (do Maryana). Maryanie, co tobie? (patrząc mu w oczy). W twoich oczach łzy?

MARYAN.

Ostatnie!

ZENON.

Czy związek twój rozerwany?

MARYAN.

Rozerwałem go sam! własnemi rękami.... i patrzaj, na rękach tych nie znać ani krwi mego serca, ani łez rozpaczy!

ZENON.

Ty rozerwałeś sam? Ty? dla czego?

MARYAN.

Dla pieniędzy!.... bom zrujnowany!.... bo nad głową moją nędzy widmo!

ZENON

(na stronie).

Stryj mój jest mistrzem! (głośno). A Róża?

MARYAN.

Ja jej nie chcę z sobą ciągnąć w przepaść, na dnie której tylko trud życia! będę cierpieć, lecz sam!

ZENON.

I panna Róża przystała?

MARYAN.

Patrzaj, ogniwo tego pierścienia zaślubiło mnie z wiecznem cierpieniem!

ZENON (do siebie). Szaleniec! (głośno). Czy panna Róża wie dla czego zerwałeś?

MARYAN. Nie!

ZENON

(na stronie).

Stryj odgadł wszystko ! sposobność nastręcza się sama... pomogę stryjowi.... i sam.... ha! ha! ha! (głośno). Więc dla pieniędzy ten związek zerwany?

MARYAN.

Tak!

ZENON.

Maryanie, patrzaj gdzie dziś pieniądz sięga! jakie związki rozrywa.... jakie uczucia depcze! Pieniądz okrągły jak świat, a płaski jak ludzie, dziś Bogiem!... Słuchaj, z duszą twoją bolesną, z rozbitemi nadziejami, z pociągiem twoim ku wszystkiemu co wielkie i szlachetne, jabym dzisiaj na przekór boleści i rozpaczy, na przekór światu, pragnął Krezusa posiąść skarby.... aby szyderczym uśmiechem bogacza odpłacić za wszystkie te cierpienia !

MARYAN.

Zrujnowany jestem....

ZENON.

Potęgą woli dojdziesz wszędzie.

MARYAN.

Sił nie mam!.... przybity jestem.... cierpię!

ZENON.

Zbudź się!.... tyś do wielkich stworzony przeznaczeń! kraj ciebie potrzebuje.... my potrzebujemy ciebie ! idź naprzód!

MARYAN.

Co mam robić?

ZENON

(po chwili).

Stań się bogaczem! (po chwili). Gdyby biała dłoń dziewicy.... drżąca tajemną, miłością, dawała ci i skarby uczucia i potęgę bogactwa ?

MARYAN.

Zostaw mnie.... cierpię!

ZENON.

Nie wierzysz!

MARYAN.

Ja kocham!

Scena XV.

(Maryan — Zenon — Grocki — Pankraoy — Kulski — Elżbieta — Michalina ).

ZENON

(na stronie). Nie będzie łatwym, to stryja rzecz! Kulski. Więc panie dobrodzieju! taki wypadek! No proszę! (do syna) Pankrasiu, przybliż się do panny! Pankracy. Tatku, nieśmiem....

KULSKI

(do syna).

Pankrasiu! bo nie dam siwoszów.

PANKRACY

(na stronie).

Taka pyszna!.... (głośno) Jak mamę kocham, tak gdzieś panią widziałem....

ZENON

(do Grockiego).

Stryju, dam ci dobrą radę, porusz wszelkie sprężyny!.

GROCKI.

Jakto?

ZENON.

Z Maryanem nie dojdziesz łatwo.

GROCKI.

Czyś mówił co?

ZENON.

Marzy i cierpi — a to zły znak.... ha! ha!

KULSKI.

A co? kochany sąsiedzie, jest nas czterech, możebyśmy czasu nie tracili i małego wiścika, hę?... (do syna) Ty Pankrasiu grać niebędziesz — młodzież przy pannach.

PANKRACY.

Dobrze tatku, (głośno do Michaliny) Czy pani lubi tańczyć krakowiaka?

MICHALINA

(na stronie).

Jakiż nieznośny!

GROCKI

(do Zenona).

Proszę cię, przywołaj mi zaraz Parskiego.

ZENON

(na stronie). Nas dwóch!.... to potęga! (odchodzi).

Scena XVI.

(Grocki — Maryan — Elżbieta — Kulski — Pankracy — Michalina ).

MARYAN

(do Elżbiety). Więc pani zajęła się ich losem?

ELŻBIETA

Błogosławią pana!

KULSKI.

Kochany sąsiedzie? hę? co? nie traćmy czasu... jest nas trzech, może preferansa ?

GROCKI.

Chwilkę, (na stronie) Przymuszę! cofnie się przed ostatecznością.... to gniazdo rodzinne, rozmarzą go wspomnienia.

MARYAN. Będę z przyjemnością towarzyszyć pani....

ELŻBIETA.

Szkółka niedaleko, (odchodzą).

Scena XVII.

(Grocki — Kulski — Pankracy — Michalina przy oknie).

KULSKI

(do syna).

Pankrasiu, bo siwosze....

PANKRACY

(na stronie). Cóż ja jéj powiem?

(głośno) Ja z kwiatków to najlepiej lubię tulipana, a pani ?

KULSKI.

Jest nas dwóch kochany sąsiedzie.... hę? aby czasu nie tracić — może maryjaszyka?

(siada przy stole do gry).

Scena XVIII.

(Kulski — Grocki — Zenon — Michalina — Pankracy — Parski).

GROCKI

(idąc ku drzwiom bierze Parskiego na stronę).

Jedź pan dziś jeszcze i otaksuj Uroczyska dokładnie.

PARSKI.

Jak tylko pan żąda....

GROCKI. Ufam zupełnie.... przepatrz pokłady ziemne....

ZENON (do Pankracego smutnego).

Pankrasiu! co ci to? "O melancholio, nimfo! zkąd ty rodem?"

PANKRACY.

Nimfo? kto nimfa? (wzdycha).

ZENON.

Wzdychasz? dam ci lekarstwo....

PANKRACY.

Na co?

ZENON.

Na wzdychanie....

PANKRACY.

Hę! hę! żartujesz.

ZENON.

Popatrz się tylko do zwierciadła....

PARSKI

(rozmawia z Grockim i odchodząc spotyka się w pół salonu z Michaliną, która odeszła od okna ). Pożar musiał panią przerazić ?...

MICHALINA.

Paneś się także tak narażał — a moje nuty?

Parski.

Przepisane.

MICHALINA.

I słowa także?

PARSKI.

Przyniosę zaraz.

MICHALINA.

Pójdę zagrać

(wzchodzą).

ZENON

(do Pankracego).

Ty musisz być bardzo do kobiet szczęśliwy..... Don Juanie!

PANKRACY.

Ha! ha! jeszcze jak!....

ZENON.

A cóż tatko na to ?

PANKRACY (z tajemniczą miną). Tatko nie wie nic, pst!....

ZENON

(uderzając go w czoło).

Gieniuszem jesteś! i podobasz mi się!

Scena XIX.

(Kulski — Grocki — Zenon — Pankracy).

KULSKI

(przy stoliku, ułożywszy karty).

Hę i cóż? już marki rozebrane. A co? Panna Michalina, wyszła Pankrasiu?

PANKRACY.

Tatku!....

(przybliża się do Kulskiego)

GROCKI

(na stronie).

Muszę przyśpieszyć.

KULSKI

(do syna).

Osioł jesteś Pankrasiu! (głośno)

A co kochany sąsiedzie?.... zagramy? aby czasu nie tracić.

GROCKI.

Zaraz będę służył, tylko muszę wpierw jeszcze słów kilka pomówić z moim dyrektorem.

(odchodzi szybko).

Scena XX.

(Zenon — Kulski — Pankracy).

KULSKI

(do Pankracego).

Cóżeś jej takiego powiedział ?

PANKRACY.

Że mi się bardzo podoba, i że lubię tulipany.

KULSKI.

Pankrasiu! osioł jesteś.... nie dam siwoszów.

ZENON

(na stronie). Sięgnę po ten kwiat i zerwę.

KULSKI.

Nie mogę czasu tracić.... hę, panie Zenonie dobrodzieju!... możebyśmy we dwóch zrobili partyjkę pikiety ?

ZENON.

Grać!.... dzisiaj!.... w tej chwili!

KULSKI.

Albo co?

ZENON.

Chyba pan nie wiesz co się na świecie dzieje!

KULSKI.

Co takiego?

ZENON.

Rewolucya!

KULSKI

(przerażony).

Rewolucya!.... gdzie?

ZENON.

W Hiszpanji.

KULSKI.

Chwała Bogu że tak daleko!

ZENON.

Nie ciesz się pan.... horyzont polityczny strasznie zachmurzony.... straszny!

(odchodząc) straszny!

Scena XXI.

(Kulski — Pankracy).

Kulski

(przerażony).

Straszny!.... straszny!.... a moja gorzelnia?...

(idzie do stolika z kartami).

I ten Pankraś jeszcze.... Idź mi zaraz za panną!

PANKRACY.

Dobrze proszę tatki! (wychodząc) Co ja z nią będę mówił? taka pyszna....

KULSKI

(sam).

Rewolucya

(po chwili)

hę!.... tak daleko!.... czasu niemogę tracić.... muszę pociągnąć pasyansa.... hę!.... czy się Pankraś ożeni?

(Zasłona spada).

Koniec Aktu II.

AKT III.

(Ten sam salon).

Scena I.

(Michalina siedzi i przerzuca książkę, — Zenon na pół klęczy na krześle i patrzy w okno).

ZENON.

Więc?

MICHALINA.

I nic więcej.

ZENON.

To nie wiele! to mniej niż niewiele, to nic.

MICHALINA.

Nie sądzę.

ZENON.

Widać masz szczerą i nieprzymuszoną wolę zostać hrabiną Uroczyska! Szumne nazwisko! Co Parski na to powie?

MICHALINA.

Cóż znów!

ZENON.

Wszak on wzdycha.... i ogniste rzuca spojrzenia.

MICHALINA. Ależ zkąd ?

ZENON.

Może o tem nie wiesz! (wstaje) Co? Może nie wiesz że on ciebie kocha? (patrzy jéj w oczy). Ha! ha! wy kobiety! to jest jedyna rzecz na świecie o której wiecie.... nie ucząc się jej notabene !

MICHALINA.

Nieznośny jesteś!

ZENON. Więc to nie dla ciebie marnuje Parski czas i zdolności pośród tych gór monotonnych? ty go uśmiechem nie wabisz ?

MICHALINA

(wstaje)

Przestań!

ZENON.

Nie koniec jeszcze listy — moja siostra jak barwisty kwiatek.... pełno koło niej motyli!... a Pankraś.... hę? a Pankraś cudne imię — szczególniej w zdrobnieniu!

(idzie do okna).

Zdaje mi się że ktoś jedzie?

MICHALINA.

Kto jedzie?

(idzie do okna).

ZENON.

(przypatrując się)

Fura z sianem!

MICHALINA.

A!

ZENON.

Myślałaś może że hrabia Maryan!....

(po chwili)

Nie spieszy się jakoś....

(po chwili idąc do Michaliny)

Powiedz mi, którego ty kochasz?

MICHALINA.

Nie jestem na spowiedzi.

ZENON.

Pankrasia?

MICHALINA.

Cóż znów?

ZENON.

Nie! Nie zarumieniłaś się ani trochę.

MICHALINA.

A!

ZENON.

Maryana?

MICHALINA.

Zenonie!

ZENON.

I tego nie! Diano cywilizowana!

MICHALINA

(przerywając).

Lecz to...

ZENON

(szybko).

Stanisława Parskiego....

(bierze ją za ręce).

MICHALINA.

Puść mnie!

ZENON.

Tego troszeczkę.... homeopatycznie, boś zbladła, (odchodząc od niej) Jesteś godną córką twojego ojca!.... dla uczucia nie zrobisz nic w życiu!

MICHALINA.

Co ci do tego ?

ZENON.

Mnie do tego nic... tylko mi żal Parskiego, iż biedne serce dyrektora fabryki przykuł do dumnych stóp córki bogatego pana Grockiego! Co za zuchwalstwo ! w dziewiętnastem stuleciu!.... Tylko wi

dzisz Michalinko.... w twoim wieku należałoby już umieć więcej kombinować. Hrabia Maryan żyje tylko poświęceniami.... dopatrzywszy uczucia Parskiego, gotów dostać skrupułów sumienia i odstąpić cię dla poezyi poświęcenia!

MICHALINA.

O hrabi Maryanie mówisz tak stanowczo....

ZENON.

Bo nad rodziną Grockich świeci dziś pomyślna gwiazda!... tylko sobie dopomagajmy nawzajem.... a wydostaniemy się z tego błota w którem żyjemy.

MICHALINA.

Nieznośny jesteś !....

ZENON.

Ja ci pomogę!.... lecz i ty pracuj dla mnie....

MICHALINA.

Dla ciebie?

ZENON.

Wybadaj Różę....

MICHALINA.

Ona ciebie nie lubi....

ZENON

(namiętnie).

Nie mów więcej!....

MICHALINA.

A! to ty ją kochasz! domyśliłam się tego!....

ZENON. Kocham!.... i zmuszę do wzajemności....

MICHALINA. Trudno!

ZENON.

Ty mnie nie znasz! słuchaj, za chwilę, pani baronowa ma tu przyjechać.... ja muszę, sam na sam pomówić z Różą.

Scena II.

(Michalina — Zenon i Grocki z listem w ręku)

GROCKI

(do Michaliny).

Ha! ha! wybornie! Kulski prosi o twoją rękę dla syna!....

ZENON.

Dla Pankrasia.... młodzieńcowi hymenu się zachciało....

MICHALINA.

To ten list?

GROCKI.

Czytaj....

(podaje list).

ZENON.

Styl musi być bardzo podniosły — styl rodziny Kulskich!....

MICHALINA.

I cóżeś odpowiedział ojcze ?

GROCKI.

Żeś za młoda!....

ZENON.

Jakżeś szczęśliwą Michalino!

GROCKI.

Chociaż Kulski — wcale nie zła partya.... maładny majątek.....

ZENON.

Gdyby to stryju za dwóch można wydać Michalinę?

GROCKI

(odchodząc).

Już ta; proszę cię Michalino, dowiedz się czy Parski nie wrócił jeszcze z Uroczysk?

MICHALINA

(wychodząc). Czemu to nie hr. Maryan.... Biedny pan Stanisław!.... (wychodzi).

Scena III.

(Zenon — Grocki przy stoliku przegląda papiery).

ZENON

(po chwili).

Ukończmy stryju nasz układ.

GROCKI.

Nie widzę potrzeby.

ZENON.

Jakto?

GROCKI.

Myślałem żeś zręczniejszy i że masz większy wpływ na Maryana.

ZENON.

Odrzucasz mnie stryju jak brudną i zużytą rękawiczkę.... na śmiecie.

GROCKI.

Pozostawiam przyszłość wypadkom.

ZENON.

W których rolę opatrzności przyjmujesz na siebie — lecz ja się tak odtrącić nie dam.

GROCKI.

Śmieszny jesteś.

ZENON.

Ja na tę kartę postawiłem całą przyszłość moją?

GROCKI.

Ha! ha! deklamacya!

ZENON.

Nie śmiej się stryju.... bo ty nie wiesz ile żądz, ile namiętności w tej piersi — ty nie wiesz iż uczucie dla Róży jest przełomem mego życia — albo wybiję się z tej szarugi, z tego błota w którem grzęznę.... lub stoczę się na sarno dno brudu i podłości !

GROCKI.

Ha! ha! i czegóż żądasz?

ZENON.

Mówiłeś stryju iż masz baronowę w rękach.

GROCKI.

Ha! ha! więc. chcesz wyjść z błota.... kałużą?

ZENON.

A ty jak idziesz stryju?

GROCKI

(namiętnie).

Milcz!

ZENON.

I ty idziesz tą drogą.... bobyś stryju inną nie potrafił.

GROCKI

(po chwili).

Czego żądasz?

ZENON.

Żądam poparcia u baronowej, i pieniędzy.

GROCKI.

Szalony jesteś!

ZENON.

Stryju! zrobisz jedno, a dasz drugie.

GROCKI.

Nigdy!

ZENON.

Rozważ tylko stryju, jak pogardzana dotąd rodzina Grockich wzbije się na szczyty stanowisk spółecznych.... Michalina będzie hrabiną Uroczyska!.... Róża żoną nieznanego Zenona Grockiego!.... to nas bengalskim oświeci ogniem!.... sądzę stryju, że to ci pochlebić powinno.... dopomożesz ?

GROCKI.

Nadzieje te wybij sobie z głowy.

ZENON.

Dlaczego?

GROCKI.

Baronowa nie zezwoli na to nigdy — a Róża kocha Maryana.

ZENON.

Nie troszcz się panną, Różą stryju ... ja sobie poradzę.

GROCKI.

Jesteś biednym.

ZENON.

Ty dasz pieniędzy!

Grocki.

Zapracuj!

ZENON.

Jak? ha! ha!

GROCKI

(idąc ku oknu).

Rozmowa nasza nie doprowadzi nigdzie.

ZENON.

Stryju, dasz mi pieniędzy?

GROCKI. Jakiem prawem żądasz?

ZENON.

Mówię: dasz!....

(po chwili)

przymuszę!

GROCKI

(z pogardą).

Żmija!

ZENON.

Tak, pełny jestem jadu i wściekłej goryczy.

GROCKI. Odejdź!

ZENON.

Stryju, nie odpychaj.... bo ja mam miecz w dłoni!

GROCKI.

Nie boję, się.... Zenon. O!.... Ty myślisz stryju że ciebie nikt odgadnąć niezdoła!.... Słuchaj, bogaczem dziś jesteś, panem! lecz ty zazdrościsz nie jednemu nędzarzowi skarbu, który mu na ramiona włożyło uczciwe życie.... zazdrościsz szacunku i poważania ludzi— boś człowiekiem!

GROCKI

(wściekle).

Milcz!

ZENON.

Słuchaj mnie stryju.... bo pirs moja piękna... pragniesz stać się napowrót członkiem tego spółeczeństwa, które eksplotowałeś życie całe. Pragniesz stanąć z podniesioną głową w kole uczciwych i prawych, tak, aby nie znać było plam na twojem czole ani krzywd na dłoni. Chcesz aby ci ludzie dali wielkie rozgrzeszenie za wszystko.... za wszystko!.... Ludzie go dadzą, bo chwiejny u nas moralności trybunał.... dla tych szczególniej co do celu doszli.— Ale ja stanę w drodze.... i nie zezwolę!.... A patrzaj jak gryźć i kąsać umiem!.... To biografia księcia Jana! ... Ja bez stanowiska, bez wpływów, jak rzymski prokurator powołuję przed sąd wielkiego pana, i stawiam przed kratki jak winowajcę.

GROCKI.

To podły paszkwil!....

(rzuca na ziemię).

ZENON.

Paszkwil powiadasz? lecz będzie on jak cieni u sukni wlókł się życie całe, na pociechę skrzywdzonych i zawistnych!....

(po chwili)

Stryju, ja

się z namiętnością nie rachuję nigdy.... a twoje życie będzie niewyczerpanym skarbem.

GROCKI.

Podły!

ZENON.

Takim wychowałeś mnie stryju — dzieckiem w domu twoim uczyłem się nic nie szanować....

(po chwili)

Zrobisz stryju co żądam?

GROCKI

(rzuca się na krzesło w osłupieniu).

Kat!...

Scena IV.

(Grocki— Zenon i Walenty).

WALENTY.

Pani baronowa przyjechała.

GROCKI.

Dobrze.

ZENON.

Stryju, żądam i liczę....

(Walenty wychodzi).

Scena V.

(Grocki— Zenon— Sydonia—,Róża— Michalina)

SYDONIA.

Witam pana ... punktualnie staję na terminie.

GROCKI

(pomięszany).

Pani baronowa bardzo łaskawa — wszystko już przygotowane, może pani zechce przejrzeć akta.... Chodźmy.

SYDONIA.

Bardzo chętnie, ty zostań Róziu.

ZENON

(do Grockiego).

Stryju, działaj!

GROCKI.

A!....

(wychodząc na stronie)

Związał mnie!

Scena VI.

(Michalina — Róża— Zenon).

ZENON

(na stronie).

W żałobie, jakaż cudowna! Michalina. Czegoś taka smutna Róziu?

ROŻA.

Pytasz się!

MICHALINA.

Powinnaś się cieszyć!.... wyjeżdżacie za granicę, do Włoch.

RÓŻA.

Mnie się ta podróż nie uśmiecha. Michalina. Będziesz się bawić.

ZENON

(do Michaliny cicho).

Zostaw nas, odejdź. Róża. Do zabaw trzeba usposobienia.

MICHALINA.

Ach! zapomniałam!.... pozwolisz Róziu, iż uwiadomię mamę o waszym przyjeździe,

(wychodzi).

Scena VII.

(Zenon— Róża).

ZENON

(na stronie).

Sam z nią....

RÓŻA

(siada i bierze książkę— na stronie).

Jakże mi smutno!

ZENON. Widząc panią tak schyloną nad książką, żywo stają mi w pamięci te dni szczęśliwe, w których przychodziłem opowiadać pani dzieje przeszłości naszej.

RÓŻA.

To tak dawno!

ZENON. Dla pani może, lecz nie dla mnie.... w mojej pamięci wszystkie szczegóły stoją wydatnie, tak jakby się to stało wczoraj.... zdaje mi się że to wczoraj. Roża. Zbyt pan grzecznym jesteś (wstaje).

ZENON.

Ale wtedy, nie miałaś pani tej czarnej sukni na sobie.... ani tych łez smutku w oczach.

RÓŻA.

Byłam dzieckiem,

(chce odejść)

Michalinka nie wraca.

ZENON.

Powróci za chwilę.... Wesołą byłaś pani wtedy... pamiętam....

RÓŻA

(przerywając).

Pozwoli pan, iż pójdę poszukać ... Zenon. Ol chwilę jeszcze!.... jakże ten smutek na czole pani bolesne robi wrażenie.... ile współczucia bu

dzi!— Każdyby pragnął świat nachylić do stóp pani, aby uśmiech swobodny....

RÓŻA.

Byłaby to próżna praca, gdyż się nie skarżę, (chce odejść).

ZENON.

Pani nie chce mnie słuchać.... a jednak kto wie, czyby nie było w mej mocy.... choć w części, choć trochę może.... zażegnać cierpienia pani.

RÓŻA

(na stronie).

Co on mówi? Zenon. Możebym zdołał jak przykry sen rozwiać tę boleść?

RÓŻA.

Nie rozumiem, (chce odejść).

ZENON.

O Wierzaj mi pani..... słowa moje dyktuje głębokie współczucie.... głos wewnętrzny każe mi....

RÓŻĄ

(chce odejść). Dziękuję panu za to współczucie, na które nie zasłużyłam niczem — lecz smutek mój, jak pan nazywasz, jest....

ZENON

(żywo przerywając).

Nie kończ pani... ten smutek jak kir całunu ciąży nad panią.... ale jednem słowem rozerwać go można__ a tem słowem: Pogarda!

RÓŻA.

Pogarda?

ZENON.

Tak! pogarda!

RÓŻA

(dumnie).

Nie rozumiem.

ZENON.

Nie dziwi mnie to ; bo w wieku pani, z sercem tak pięknem, z uczuciami tak wzniosłemi i szlachetnemi.... to pojąć niełatwo, a jednakże tak jest!

RÓŻA.

Co pan chcesz powiedzieć ?

ZENON

(namiętnie). Pragnę wtajemniczyć panią w szczegóły bolesne, odrażające!.... w szczegóły, które jak pioruny podruzgocą w sercu pani ideały życia, ale które zarazem muszą rozwiać i tę boleść tęskną z białego czoła.

RÓŻA.

Ja pana nie rozumiem zupełnie.... i pozwoli pan, że odejdę,

(zwraca się).

ZENON.

Nie, pani zostanie.... bo to nie chwila tajemnic!... Ja wiem, spełniam przykry, bolesny obowięzek, lecz spełnić go muszę, muszę....

(po chwili)

Ja wiem wszystko. — Związek pani z panem Maryanem rozerwany— rozerwał go hrabia Maryan, lecz czy pani wie dla czego?

RÓŻA.

Nie wiem i wiedzieć nie chcę.... i dziwią mnie słowa pana.

ZENON.

Nie potępiaj mnie pani— bo ja w tej chwili cierpię tyle, co pani.... więcej nawet może, lecz pani się zastanów nad postępowaniem Maryana.

RÓŻA

(dumnie).

Postępowanie pana Maryana było zawsze szlachetne.... i tą razą nie mogło być inne.

ZENON

(z goryczą).

O! jak go pani kocha!.... a jak on niegodny tej miłości!

RÓŻA

(idzie ku drzwiom— dumnie).

Panie!....

ZENON

(z wściekłością).

Niegodnym, gdyż on zerwał ten związek dla interesu! dla pieniędzy!... bo się dowiedział, że matka pani zrujnowana!

RÓŻA

(stoi chwilę— chwyta się za serce).

Boże!

(pochyla się)

To nie prawda!

ZENON.

To prawda, która nawet dowodów nie potrzebuje.

RÓŻA

(z boleścią słaniając się i siadając na kanapę).

Czy to być może?

ZENON

(z goryczą— zapałem— namiętnie).

Czy to być może? pytasz pani?.... O tak! czy to być może? aby pokochawszy panią, aby zyskawszy jej wzajemność, potargać takie szczęście dla pobudek tak nikczemnych— aby majątek przenieść nad serce, nad panią!... na to nazwiska niema!

(po chwili)

Lecz niechaj to panią nie dziwi — Maryan nie kochał— nie mógł kochać panią; bo uczucia wielkie.... prawdziwe.... nieskończone.... nie rachują nigdy! a pani takiej tylko miłości godna!

RÓŻA

(na stronie— z pomięszaniem największem).

Niewiem co się ze mną dzieje__ to niemożebne !

ZENON.

Hrabia Maryan nie umiał.... nie zdołał ocenić panią!.... jego serce nie umiało wzbić się w wyższe kręgi ponad świat ten rzeczywisty, po nad ten świat zwykłych uciech i zadowolnień! ... przykuty stosunkami, skrępowany przyzwyczajeniami, niemiał na tyle sił, aby poświęceniem bezgranicznem, walką bezmierną sięgnąć po skarb taki jak pani! On nie godzien tych łez, tego żalu!

RÓŻA

(wstając z gniewem).

Przestań pan, przestań!

ZENON.

Głos pani drży gniewem oburzenia.... O tak! obrażoną pani jesteś w najświętszych uczuciach dziewicy.... to pogardą odpłać!

RÓŻA

(dumnie).

Przestań pan__ słowa pana są straszne!.... ja ich nie rozumiem. Nie chcę rozumieć!

ZENON.

Pani jeszcze nie wierzysz!.... ha! ha! żal mi panią.

RÓŻA.

Pan mnie przerażasz.... a cała przeszłość...

ZENON.

Gardź pani przeszłością.... bo to kłamstwem było!

(namiętnie)

W przyszłość patrz pani, a znajdziesz jeszcze serce.... znajdziesz człowieka, który panią kocha miłością....

ROŻA

(idąc ku drzwiom — dumnie).

Postępek pana jest nieszlachetny!

ZENON

(z wielką goryczą).

Pani! ...

(idzie ku niej — we drzwiach staje Maryan).

On!

(chwila milczenia i pomięszania).

Scena VIII.

(Zenon— Róża — Maryan).

RÓŻA

(zwraca się ku Maryanow i).

Panie Maryanie !

(zapanowuje nad sobą, i odwraca się stojąc chwilę).

Ach!

ZENON

(na stronie).

Przeklęty!

MARYAN.

To pomięszanie — te łzy.... panno Różo!

RÓŻA

(stoi chwilę — wacha się i wychodząc szybko na stronie).

Nie mogę!....

(wychodzi).

MARYAN

(na stronie).

Jakiż ja nieszczęśliwy!

ZENON

(na stronie z ironią).

Trucizna już działa.

Scena IX.

(Zenon— Maryan).

MARYAN

(siadając z boleścią— po chwili).

deszła!

ZENON

(spokojnie).

Zkądżeś tak spadł niespodziewanie?

MARYAN.

Przyjechałem w interesie,

(po chwili).

Okropne życie!

ZENON.

Co dumasz tak?

MARYAN.

Pytasz? O Wierzaj, są cierpienia, które znieść można, które choć wielkie, olbrzymie lecz jednak do nich dorość można!.... lecz cierpienia moje są nad siły ludzkie — padam!

ZENON.

Bądź mężnym— cierpienie dla duszy, to ogień dla stali.

MARYAN.

Życie mi cięży!

ZENON.

Zbudź się!.... nad miłość kobiety postaw świętszej miłości ołtarze!.... to będzie godnem ciebie.... zapomnij.

Scena X.

(Zenon— Maryan i Grocki).

GROCKI.

Dowiedziałem się, iż pan hrabia przyjechał, i pospieszam przywitać.

Maryan.

Przyjechałem dziś do pana w interesie bardzo ważnym dla mnie.

Zenon.

Nie przeszkadzam!

(odchodząc na stronie).

Dojdę!

SCENA XI.

(Grocki— Maryan).

GROCKI.

W czem mogę być użytecznym panu hrabiemu ?

Maryan.

Podobno masz pan zamiar kupić Uroczyska?

Grocki.

Zamiar mój był zawsze bardzo daleki, gdyżnie wiedziałem, czy pan hrabia pragnie sprzedać.

Maryan.

Dziś pragnę sprzedać i to jak najprędzej.

Grocki

(pomięszany).

Jakto? Uroczyska!.... gniazdo rodzinne.

Maryan.

Muszę!

Grocki.

Możeby się znalazł sposób jaki.... rada.

Maryan.

Wątpię— bo mnie zawiodły wszystkie nadzieje, oto są warunki sprzedaży,

(podaje papiery).

Scena XII.

(Grocki — Maryan i Walenty).

WALENTY.

Pan dyrektor przyjechał i pragnie koniecznie widzieć się z panem.

GROCKI

(na stronie).

W samą porę!...

(do Maryana).

Najmocniej przepraszam pana hrabiego, iż na chwilę przerwę rozmowę...lecz muszę pomówić z panem Parskmi w interesie, który nie cierpi zwłoki.

MARYAN.

Z największą chęcią, zaczekam w ogrodzie.

GROCKI.

Przepraszam bardzo. W ogrodzie spotka pan Michalinę.

(Maryan wychodzi).

Proś pana Parskiego.

(Walenty wychodzi).

Scena XIII.

(Grocki— sam).

GROCKI

(sam— po chwili).

Muszę sprzedaż Uroczysk odwlec i zatrzymać Maryana!...

(po chwili).

Tu Zenon znów.... Jak się go pozbyć.... on gotów mścić się.... co robić?.... do paszkwilu dopuścić nie mogę.

Scena XIV.

(Grocki — Parski).

GROCKI.

Czekałem na pana z niecierpliwością.

PARSKI.

Nie mogłem wcześniej powrócić, gdyż pragnąłem cały stan majątku rozpatrzyć szczegółowo, a hrabiego Maryana nie zastałem.

GROCKI

Wiem o tem. No i cóż?

PARSKI.

Uroczyska bardzo zrujnowane, gospodarstwo zaniedbane — budynki opuszczona...

GROCKI.

I cóż więcej ?

PARSKI.

Lecz mimo to, majątku tego kupić pan nie możesz.

GROCKI.

A dla czego?

PARSKI.

Bo jest wart krocie, jeżeli nie miliony.

GROCKI.

Krocie? miliony? zkąd?

PARSKI.

Jak pan sam poleciłeś, badałem pilnie grunta i pokłady.... i znalazłem olbrzymie źródła nafty.

GROCKI

(chwytając się za głowę).

Co? co? co? czy się pan nie mylisz ?

PARSKI

Nie mylę się, gdyż za granicą specyalnie zajmo

wałem się czas dłuższy tym przedmiotem — i zresztą przekonałem się o tem dowodnie.

GROCKI

(w osłupieniu).

Nafta! miliony!.... a! a!

PARSKI.

Z początku nie wierzyłem sam sobie — dlatego podwoiłem usiłowania— a po subtelnych i najszczegółowszych badaniach przekonałem się dowodnie.

GROCKI.

Więc to pewne! pewne?

PARSKI

(śmiejąc się).

Najpewniejsze w świecie— a do tego źródła obfite i silne. Nie uwierzy pan jak mnie odkrycie to ucieszyło___ i pragnąłem zaraz o tem uwiadomić hrabiego Maryana.

GROCKI

(chodząc— namiętnie).

Pan się nie mylisz?.... przekonałeś się?

PARSKI.

Głową ręczę.... zresztą przywiózłem okazy ze sobą.... O! hrabia Maryan nie będzie już potrzebował Uroczysk sprzedawać, spłaci wszystkie długi i...

GROCKI.

Nafta!.... Nafta !....

PARSKI.

Tak szczęśliwy jestem, iż tutaj zastałem hrabiego Maryana!.... może pójdziemy razem udzielić mu tej wiadomości.....

(idzie ku drzwiom).

GROCKI

(rzuca się szybko i chwyta go za ręce).

Gdzie pan idziesz?

PARSKI.

Do pana Maryana.

GROCKI.

Po co? Na co?

PARSKI.

Aby mu udzielić tę szczęśliwą wiadomość.

GROCKI

(chwyta go za rękę).

Jemu? jemu? tego pan zrobić nie możesz.

PARSKI.

Nie mogę?

GROCKI

(żywo— namiętnie).

Nie możesz.... nie możesz powtarzam— ten majątek ja kupuję.... ja kupiłem już prawie.... te skarby są moją własnoscią.... Moją!.... rozumiesz pan! moją!

PARSKI.

Nie sądzę — hrabia Uroczysk jeszcze nie sprzedał.... a jak się o źródłach nafty dowie, wątpię.

GROCKI.

Nie powinien się dowiedzieć.... nie może się dowiedzieć.... nie! nie!

PARSKI.

Nie rozumiem pana.

(idzie ku drzwiom).

GROCKI

(chwytając go namiętnie).

Ja pana nie puszczę.... nie puszczę! ja sobie milionów wydrzeć nie dam.

PARSKI.

Co pan chcesz robić?

GROCKI.

Ja te skarby mieć muszę!.... nasunęły się do ręki same.... w jednym dniu....

PARSKI.

Próżne marzenia!

GROCKI.

Nie! Hrabia jest tutaj... pragnie Uroczyska sprzedać!.... kupię je dziś.... za godzinę.... zaraz....

PARSKI.

Przyjdź pan do siebie.... to nie ma podstawy.

GROCKI.

Zrobię kontrakt... napiszę.

PARSKI.

Hrabia nie sprzeda.

GROCKI.

Sprzeda.... musi sprzedać.... ja go mam w ręku.

PARSKI

(z oburzeniem).

Postępek taki byłby niegodnem oszustwem.

GROCKI.

O słowo mi nie idzie — tu krocie są w grze.... fortuna....

PARSKI.

Pana namiętność w tej chwili zaślepia, dla tego zaprzestaję wszelkich uwag.... lecz oświadczam, iż hrabiemu Maryanowi opowiem cały stan rzeczy. A nie wątpię, iż pan ochłonąwszy trochę, sam uznasz moje postępowanie.

GROCKI.

Nigdy!.... nigdy!.... słuchaj pan.... ja wiem, jesteś młody.... jesteś biedny.... ty nie wiesz co to

pieniądz, co to majątek__ słuchaj! ja milczenie twoje zapłacę.... zapłacę dobrze.

PARSKI.

Panie I...,

GROCKI.

Dam . ! dam tysięcy.... no, tysięcy dam.... tylko milcz!

PARSKI.

Nie przyjmę wspólnictwa....

(idzie ku drzwiom, Grocki rzuca się i zasłania sobą drzwi).

GROCKI

(namiętnie).

Nie puszczę!....

(błagając)

Słuchaj, zrobię więcej, przyjmę cię do współki, zrobię dyrektorem.... dam.... no dam tysięcy....zlituj się, nie żądaj więcej!.... A może nie wierzysz.... to ja ci napiszę wszystko, tylko milcz!

PARSKI.

Przestań pan! hrabiemu te źródła w jednym roku uczynią więcej.

GROCKI

(błagalnie).

Zlituj się.... powiedz czego żądasz, a uczynię wszystko, tylko milcz!

PARSKI

Nie!

GROCKI

(na stronie pomieszany).

Wypuścić nie mogę... fortuna taka!

(po chwili głośno)

Powtarzam, żądaj co chcesz, a zrobię.

PARSKI

Próżne nalegania!

GROCKI.

Zaklinam! nie męcz mnie! — ty mnie nie znasz... ja całe życie pracowałem krwawo!___ składałem grosz do grosza aby dojść do fortuny!... dziś skarby otwierają się przedemną, ja tego sobie wydrzećnie dam!

PARSKI

(na stronie).

Okropny jest!

GROCKI.

Zastanów się tylko.... rozważ dobrze.... jesteś młody ... za pieniądze które ci daję możesz żyć wygodnie!.... spokojnie!.... Świat się otworzy dla ciebie.... będziesz niezależnym.... tylko milcz!

PARSKI

(na stronie).

Szatan nie człowiek!

GROCKI.

Tylko rozważ... ty nie znasz jeszcze świata, nie znasz jego roskoszy!... ty nie wiesz co za pie

niądze mieć można!.... zastanów się tylko.... zastanów się chwilę.... a milczeć będziesz !

PARSKI

(odchodząc).

Puść mnie pan!

GROCKI

(namiętnie).

Okropny jesteś! ty litości dla mnie nie masz!.... patrzaj jak ja cierpię!...

(obcierając czoło)

Zlituj się!....

(po chwili)

Czy ty sądzisz, że milczenie twoje będzie występkiem? rozważ tylko!.... wszak odkrycie to winieneś własnym zdolnościom.... własnej nauce tylko — to nagroda za twoje trudy, za zdolności twoje. Te skarby są twoje! ja je tylko odkupuję.... ja tylko dzielę, się z tobą. To twoje — twoje sumiennie i prawnie!... Tyś je odkrył!... to twoje!... to zdobycz twojej nauki!.... nikt ci postępku tego nie zgani!... nikt! nigdy ! to wina hrabiego Maryana, że mniej umie od ciebie — dla czego masz dla niego poświęcać własną przyszłość!

PARSKI

(na stronie).

Słowa jego mnie gnębią!

GROCKI.

Więc cóż?.... przystajesz?

PARSKI

(po chwili).

Nie!

GROCKI.

Ach!

(w pomieszaniu do siebie)

Nie mogę skarbów wypuścić.... nie mogę.... jak się Maryan dowie, nie sprzeda, ożeni się z Różą.... wszystko stracone!.... a!.... tak, tak zrobić muszę!.... to jedyna droga,

(do Parskiego)

Słuchaj, ty nie wiesz jak ja cię cenię — jak cię szanuję — jak pragnę twego szczęścia.... a ja jeden tylko mogę cię zrobić szczęśliwym.... ja jeden.

PARSKI.

Co pan mówisz?

GROCKI

(śmiejąc się).

Ha! ha! nie dziw się!.... choć ja stary, ale mam bystre oko!.... ja uczucia pojmuję.... ja wiem, ty się kochasz.

PARSKI.

Ja?

GROCKI.

Nie dziw się, lecz oko starego bystre! — ty kochasz.... nie spuszczaj tak oczów.... hal ha! w tem nie ma nic złego — ja zezwalam, zezwalam całem sercem.

PARSKI

(żywo).

Pan!....

(po chwili)

Boże!

GROCKI.

Cóż się wachasz?... czego tak stoisz pomięszany? nie spodziewałeś się tego!.... no! no! szczęście nie do odrzucenia!.... a ja wiem.... Michalina ci wzajemną.

PARSKI

(z boleścią).

O!.... co za walka!

GROCKI.

Zezwalam.... zezwalam.... myślałem ja o tem już dawno !.... wachałem się.... lecz dziś przeszkody usunięte; przynosisz taką, fortunę z sobą!....

(po chwili)

Co to?.... milczysz?.... więc ty ją tak kochasz?... ha! ha!.... nie spodziewałem się tego.... to ty tak kochasz?

PARSKI.

Panie!

GROCKI.

Ha! ha!.... to miłość, dla której nie umiesz żadnego zrobić poświęcenia!.... to nie mówmy o tem! ha! ha! nie mówmy o tem.... to ja teraz odchodzę.

PARSKI.

Wstrzymaj się pan!

GROCKI.

Myślałem że kochasz Michalinę.... a ty dla niej nie chcesz zrobić poświęcenia z jakichś dziwnych skrupułów sumienia!.... bądź zdrów.... ha! ha!

PARSKI.

Chwilę jeszcze!....

(na stronie).

Co robić!.... Ja tak kocham Michalinę!

GROCKI

Dziecko jesteś!... pamiętaj iż szczęście raz tylko nastręcza się w życiu!... dziś taka chwila

dla ciebie!.... nie odtrącaj.

PARSKI.

Boże!.... Boże!....

GROCKI.

Więc cóż postanawiasz?

PARSKI.

Ależ Maryan !....

GROCKI.

Jeszcze o nim myślisz!.... ha! ha!.... i cóż cię Maryan obchodzi — człowiek obcy, który stracił majątek!.... i cóż ci do tego ?.... zkąd obowiązek poświęcenia?... On sam sobie los taki zgotował.... zostaw go!.... tyś nie opatrzność.

PARSKI

(na stronie).

Jakaż walka we mnie!

GROCKI.

Zamiast myśleć o Maryanie, spojrz tylko jaka cię przyszłość czeka szczęśliwa !.... pomyśl, jak wspólną pracą dorobimy się fortuny ogromnej.... jak przez fortunę staniemy ponad wszystkich.... a ty szczęśliwy przy kobiecie którą kochasz.... czyś ty mogł nawet marzyć kiedy o tem? —

(po chwili).

No, no.... widzę iż rozsądek bierze u ciebie górę!..

(biorąc go za rękę).

Nie wachaj się!

PARSKI.

Panie!

GROCKI.

No, no!.... już rzecz skończona.... biegnę po Michalinę!... Chwała Bogu!....

(wraca się).

Ale! masz tutaj wszystkie papiery hrabiego Maryana.... przeglądnij zaraz.... trzeba jeszcze dziś kontrakt zrobić,

(po chwili).

Wracam zaraz!....

(na stronie)

Milijony będą moje... wielka fortuna zatrze moją przyszłość(wychodząc) a dziś nocą pojadę do Uroczysk przekonać się.

Scena XV.

(Parski — sam).

PARSKI

(sam — po chwili — z papierami w ręku).

GROCKI

ma słuszność.... skarby te są moją własnoscią!.... to ja je odkryłem!.... to moją!....

(po chwili).

Ja serca tylko słucham!.... ja kocham!.... ona.... Michalina będzie moją!....

Czyja marzyć o tem mogłem kiedy.... ja biedny....

(po chwili wstając).

I któż mi pogardą w twarz rzucić się ośmieli?.... kto?.... a jednak....

(po chwili).

To podstęp!... to.... Nie! to zwycięstwo pracy i nauki!.... Co mnie Maryan obchodzi!

(po chwili).

Maryan.... precz te myśli!.... przedemną szczęście otwarte.... szczęście!...

(gwałtownie).

Ja chcę być szczęśliwym — i będę!.... precz wszystkie myśli!.... już się stało!...

(siada i rozkłada gwałtownie papiery).

Jakiż niepokój we mnie —

(po chwili przegląda papiery).

To pismo!.... to pismo.... co to jest? to ręka Maryana —

(wstaje pomięszany).

Tak! to pismo!.... a.... a!....

(przygląda się).

Wątpić nie mogę.... to ta sama ręka co mi przysyłała na kształcenie pieniądze!.... Boże!.... Maryan to mój dobroczyńca!....

(pada na krzesło).

(Zasłona spada).

Koniec Aktu III.

AKT IV.

(Ten sam salon).

Scena I.

(Kulski — Pankracy wchodzą).

KULSKI.

A widzisz Pankrasiu! zawsze ci mówiłem żeś osioł!.... Nie umiałeś brać się do panny, i ot

(pokazuje na dłoni)

zdmuchnęli ci ją z przed nosa. Jeszcze kto ?... taki Parski!.... ani z pierza ani z mięsa! i ot w godzin oświadczył się i przyjęty.... i dziś zaręczyny! A ty, syn szlachecki!.... rodziny osiadłej od wieków na roli!.... dostałeś odkosza!... Pankrasiu, siwosze już nie twoje!

PANKRACY.

Tatku, co ja winien?.... Panna nie chciała do mnie gadać.

KULSKI

(przerywając).

Co to nie chciała?.... jak byłem w twoim wieku Pankrasiu, — to mnie i djabeł od panny nie odsadził.... hę! hę!.... ale we mnie krew płynęła nie woda. Pankrasiu, do niczego jesteś!....

(po chwili).

A passyans powiedział, że ty się z nią ożenisz.... komu teraz już wierzyć ?

PANKRACY.

Niech się tatko tak nie martwi.

KULSKI.

Nie mam się martwić?

PANKRACY.

Proszę tatki, ja jeszcze bardzo młody.

KULSKI.

Wczesne ożenienie, ranne wstanie, to tylko na zdrowie człowiekowi!.... no, ale cóż?.... już się stało! Słuchaj Pankrasiu! teraz muszę cię nauczyć jak masz dziś postępować.

PANKRACY.

Słucham tatka!

KULSKI.

Widzisz, przyjechaliśmy tu dzisiaj umyślnie, aby pokazać Grockiemu iż nie mamy do niego żadnego resentymentu.... Trzeba i okolicy pokazać, że nam obojętne co się stało, — żeby się z nas nie śmiali żeś dostał harbuza.... od kogo?.... od takich Grockich! Od dorobkowicza, który przyszedł do fortuny tak....

(ogląda się).

No, ale to nie ma nic do rzeczy. Musisz więc dzisiaj być wesoły Pankrasiu... bardzo wesoły.... tylko się nie upij!

PANKRACY.

Tatku, nie upiję się....

(po chwili). Więc do panny nie potrzebuję już gadać?

KULSKI.

Jak chcesz, tylko bądź wesoły! —

(idzie do stolika do gry). A teraz możesz pójść do ogrodu — ja pociągnę jeszcze passyansa, żeby czasu nie tracić.

PANKRACY

(wychodząc).

Widziałem w ogrodzie ładną dziewczynę co plewła.... (śmiejąc się). A tatko mówi że ja osioł!

Scena II

(Kulski — sam).

KULSKI

(przed stolikiem siada i układa passyansa — do siebie).

Król do asa. — walet do dziesiątki.... dobrze idzie.... dobrze — czwórka do piątki.... walet do.... do.... do....

Scena III.

(Kulski — Parski — Michalina).

PARSKI.

Więc dziś... dziś!.... Ja memu szczęściu nie wierzę.

MICHALINA.

Ja sama pojąć jeszcze nie mogę.

PARSKI.

Gdy panią widzę przy sobie — gdy mi wolno uścisnąć tę białą rękę.

KULSKI (uderzając pięścią w stół). Ani rusz! ... ten walet się uwziął!....

MICHALINA.

Ah!

PARSKI.

Pan tutaj ?

KULSKI

(na pół wstając).

Przyjechałem przed chwilą, i dowiedziałem się że pan Grocki wyjechał.

MICHALINA.

Ojciec miał jakiś bardzo ważny interes.... lecz niezadługo powróci.

KULSKI.

Aby czasu nie tracić ciągnę passyansa; państwo pozwolą.... prawda? jestem w bardzo ważnej chwili.

PARSKI.

Nie przeszkadzamy zupełnie.

MICHALINA

(siadając). Ja żądam koniecznie, abyśmy pojechali do Włoch.... do Paryża.... nieprawda?

PARSKI.

Żądania pani są rozkazem dla mnie — lecz nie wiem czy ojciec zezwoli.

MICHALINA.

Zezwoli — zresztą masz pan tak wielki wpływ nad nim.... wszak związek nasz....

KULSKI

(do siebie).

Przyłożyłem waleta!.... wymyśliłem przecież! naturalnie do damy.

PARSKI

(biorąc Michalinę za rękę).

Ja panią tak kocham!..... niemówmy — o tem.... nie mówmy o przeszłości!.... Wczoraj snem było tylko.... dziś otwiera się dla mnie życie.... Panno Michalino, czego pani taka zamyślona?

MICHALINA.

Ja ?.... o nie!

KULSKI

(do siebie).

Wszystko idzie jak po mydle.... wybornie !

PARSKI.

Dziś przyszłość przed nami świetna, szczęśliwa!.... ja tak kocham panią!.... W czarownych chwilach, które nas czekają, zapomnimy o wszystkiem... o wszystkiem!...

(pieści jej rękę)

prawda?

KULSKI

(do siebie).

Wyjdzie.... no.... wyjdzie! ha! ha!.... Pankraś się ożeni!.... a passyans nie może mylić.

PARSKI.

Będziemy pić pełną czarą to szczęście, do którego nawet marzeniem nie sięgałem nigdy!... Aniele mój!... czy pani szczęście moje podziela?

KULSKI

(radośnie).

Wyszedł!.... ożeni się Pankraś!....

(wstaje)

ha! ha!.... ale ciężko szło!....

PARSKI.

Czego pan dobrodziej tak uradowany?

KULSKI.

To tajemnica! he! he!.... to tajemnica!

Scena IV.

(Parski — Kulski — Michalina i Maryan).

PARSKI

(na stronie).

Maryan! a!

MARYAN.

Dzień dobry!

(do Parskiego podając rękę)

Natrętny może jestem — lecz pan Grocki nie wraca, przeto zmuszony jestem do pana udać się z bardzo wielką prośbą.

PARSKI.

Do mnie?

MARYAN.

Tak.... i liczę, że pan mi jej nie odmówisz.

MICHALINA.

To panów zostawiam,

(do Parskiego)

Do widzenia.... lecz nie baw się pan, ja tu powrócę.

MARYAN.

Bądź pani spokojną — narzeczonego nie będę trzymać długo.

KULSKI.

I ja wychodzę — muszę, poszukać Pankrasia, muszę czuwać nad nim.

(wychodzą).

Scena V.

(Parski— Maryan).

PARSKI.

Słucham pana.

MARYAN.

Przyszedłem pana prosić o oddanie mi wielkiej łaski! (po chwili) Pragnę prędko, jak najprędzej ukończyć interes sprzedaży Uroczysk.... zaraz.... bezzwłocznie. Pan Grocki nie wraca.... a każda chwila dla mnie jest męczarnią.

PARSKI.

Dla czego pan hrabia tak się spieszy? jestem przekonany, iż pan Grocki....

MARYAN.

Uczyń pan zadość mej prośbie... wiem iż masz pełnomocnictwo do działania; zatem przepatrzmy tylko kontrakt....dopełńmy formalności— i podpiszę... byle prędko.

PARSKI.

Ale dla czegóż ten pośpiech?

MARYAN.

Z panem będę otwartym.... Dziś u was z powodu zaręczyn będzie zjazd większy — a ja nie chcę.... nie chcę ludzi widzieć. Zrób więc to pan dla mnie i zakończ interes.... Błagam pana, zrób to dla mnie!

PARSKI.

Kiedy pan tego żądasz

(siada przed stołem i przegląda papiery)

estem na usługi.

MARYAN

(siadając).

Byle prędko.

PARSKI

(pisząc).

Więc cena tysięcy.

MARYAN.

Tak.

PARSKI.

Pan Grocki napisał, iż z wszelkiemi inwentarzami.

MARYAN.

Niech i tak będzie!

PARSKI.

Ależ to ogromna różnica!.... niech pan zwróci na to uwagę.... inwentarze warte co najmniej ty

MARYAN.

Nie wiem co warte.... i zdaję się zupełnie na sąd pański.

PARSKI.

To dodam, że inwentarze będą zapłacone osobno.

MARYAN.

Szlachetny pan jesteś — ale czy tylko niebędzie to ze stratą dla pana Grockiego?

PARSKI

(na stronie).

Męczarnia!....

(głośno). Przyjmuję w jego imieniu!—

(przegląda papiery).

Jest tu punkt także tyczący się tegorocznej krestencyi — Pan Grocki napisał, iż przechodzi na własność kupującego — może pan hrabia postanowi inaczej?

MARYAN.

A ileż warta moja krestencya?

PARSKI

(przegląda papiery).

Podług rachunków z folwarków które pan trzymałeś na siebie, blisko tysięcy.

MARYAN.

O! to nie mogę tak obciążać pana Grockiego.

PARSKI

(na stronie).

Pot zimny mnie oblewa, (głośno). Pan Grocki wiem iż zapłaci osobno — wykreślimy ten punkt także.

MARYAN.

Jesteś pan stronnym dla mnie — i nie wiem czy przyjąć mogę?

PARSKI.

Już ten punkt wykreślony, idźmy dalej! Długi pana hrabiego pan Grocki przyjmuje na siebie.

MARYAN.

To warunek najważniejszy dla mnie — tak nienawidzę wszystkich interesów!....

PARSKI. Długi te są wielkie — bardzo wielkie — a po zapłaceniu procentów, to parni hrabiemu prawie nic... nic nie zostanie.

MARYAN. Wiem o tem.

PARSKI

(patrząc z współczuciem).

Wiadomość tę przyjmujesz pan tak obojętnie.

MARYAN.

Zacny pan jesteś!

PARSKI.

O pozwól pan.... pozwól, iż uczynię jeszcze jedno zapytanie — nie stawiam go z ciekawości, lecz z tego głębokiego współczucia...

MARYAN

(przerywając).

O! mów pan!

PARSKI.

Jesteś pan zrujnowany.... wiem że nie przyjmiesz od nikogo żadnej pomocy — pytam, jakie?... jakie pan masz zamiary na przyszłość?

MARYAN.

Będę pracować!....

(po chwili).

Patrzysz pan na mnie z zadziwieniem.... rozumiem — w oczach pana głęboka litość, bo wiesz, iż chcąc chwycić się jakiej pracy, to trzeba coś umieć — a ja nie umiem nic... nic!.... Lecz cóż ja temu winien?.... tak mnie wychowano — Ale się pan nie lękaj — ja się pracować nauczę — młody jeszcze jestem — przedemną, życie otwarte.... sam sobie przyszłość stworzę. Wrócę do szkół — a przy woli i wytrwałości zdołam za lat kilka zapewnić sobie egzystencyą — będę profesorem.

PARSKI.

Ależ przez te lata.

MARYAN.

Przez te lata czeka mnie ubóstwo ... wiem o tem.

(po chwili marząc)

Lecz ja się ubóstwa nie lękam!.... Na czwartem piętrze w małej izdebce, przy kawałku chleba, jakoś praca pójdzie.... i gdyby nie ból tu....

(wskazuje serce)

to przyszłość taka uśmiechałaby się do mnie — nęciłaby mnie nawet!

PARSKI

(z wzruszeniem).

Szlachetny pan jesteś!

MARYAN.

Nic w tem nadzwyczajnego, biorę życie jakie jest.... Prawda, że mi boleśnie opuszczać rodzinną wioskę, w której dziecinne spędziłem lata, żal mi tego domu, w którym matka tuląc mnie do piersi uczyła modlitwy .... żal tych starych lip, ogrodu,

które poważnie szumiały nad głową, gdym bujał młodzieńczą wyobraźnią po gwiazdach i słońcach!.... żal drzewa, żal kwiatka każdego.... lecz trudno!....

(po chwili)

Zresztą wioska ta przechodzi w ręce pana Grockiego, a kiedyś i pana ... pan z sercem, z usposobieniem, z pracą swoją zastąpisz mnie lepiej ! i nie zapomnisz ani o szkole, ani o ochronce, ani o szpitalu, które założyła moja matka.

PARSKI.

Panie !....

MARYAN.

Pan się zajmiesz tem wszystkiem.... tem więcej iż będziesz szczęśliwy!.... a szczęście prawdziwe musi człowieka robić lepszym! Kochasz.... jesteś kochany.... boś zasłużył na to.

PARSKI

(z boleścią).

Zasłużyłem!

MARYAN.

O! gdyby moje marzenia były się spełniły!

PARSKI.

Więc pan kochasz?

MARYAN

(z boleścią).

Nie mówmy o tem!

PARSKI.

A przecież sam zerwałeś związek ?

MARYAN.

Czy pana to dziwi ?.... wszak zrujnowany jestem.

PARSKI

(z naciskiem).

A gdybyś pan miał majątek?

Maryan.

Gdyby?.... oh!.... lecz cóż o tem mówić!.... daj pan, podpiszę!

PARSKI

(z głębokim wzruszeniem).

Więc odzyskanie majątku wróciłoby panu i szczęście?

MARYAN.

Próżne marzenia!

(bierze papiery ze stołu przegląda i podpisuje)

Skończone — już podpisałem.... Uroczyska nie moje!....

(wstając)

Bądź pan zdrów — formalność dopełniona — odjeżdżam.

PARSKI

(walcząc).

Czekaj pan!

MARYAN.

Nie mogę — za chwilę przyjedzie tu panna Róża, a ja jej już widzieć nie chcę.... nie chcę... bądź pan szczęśliwy!...

(idzie ku drzwiom).

PARSKI

(walczy chwilę i woła z uczuciem).

Maryanie!.... Maryanie!.... ty nie wyjdziesz ztąd!.... dobroczyńco mój!

MARYAN

(zdziwiony).

Co to?

PARSKI.

Serce mi pęka!— skruszony, przybity jestem; u nóg mi twoich dziękować za przeszłe dobrodziejstwa!... Ja wiem.... ja wiem!.... ja tobie winienem wszystko!

MARYAN.

Poczciwy!.... lecz to rzecz tak zwykła.

PARSKI.

Oh!... ja ci się odwdzięczę!... ja dorównam twej szlachetności!...

(porywa kontrakt i przedziera).

Z sprzedaży tej nic!... Maryanie, ty masz skarby w twym majątku — ty Uroczysk sprzedawać nie potrzebujesz!

MARYAN.

Co mówisz?

PARSKI.

Szacując twój majątek, znalazłem olbrzymie źródła nafty!.... Uroczyska warte krocie!

MARYAN

(zdziwiony).

Krocie? Uroczyska? to sen!

PARSKI.

To rzeczywistość prawdziwa... i dla tego Grocki....

(wstrzymując się)

lecz o tem nie mówmy. Tyś mnie pieniądzmi twemi wykształcił, z pomocą twoją zyskałem wiedzę i naukę!... dziś dług ten święty spłacam!

MARYAN.

Pojąć tego nie mogę.

PARSKI.

O tak! źródła nafty są obfite ... wkrótce oczyścisz majątek i będziesz bogaty— bardzo bogaty!

MARYAN.

Ja bogaty?

(marząc) A ja tak już marzyłem pięknie o przyszłości ubogiej, cichej i pracowitej... Tak mi już dobrze było pośród tego świata poświęceń i trudów!

PARSKI

(stanowczo).

Przestań!.... Róża może być twoją napowrót!.... wszak was już nic dzielić nie może!

MARYAN.

Róża?.... Róża!.... a! a! co za szczęście, czy to być może?

PARSKI.

Patrzaj, wszak kontrakt sprzedaży przedarty.

MARYAN

(rzuca się Parskiemu na szyję).

To mnie tobie upaść do nóg zbawco! dobroczyńco mój!... _ To mnie życie całe odpłacać za to szczęście! Róża! Róża będzie moją!.... o! ileż uczuć w mej piersi, zbawco mój! bracie mój!

PARSKI.

Bądź szczęśliwym!....

(na stronie)

Teraz na mnie kolej poświęceń!

MARYAN.

Kiedyż wywdzięczę się tobie?... słów mi brak!... pierś mi pęka z radości!...

(ściska go)

Zkąd tyle szczęścia dla mnie?

PARSKI.

Winieneś to sobie!... sercu twemu!... to nagroda za dobry uczynek.

Scena VII.

(Maryan— Parski i Michalina).

MICHALINA.

Czy już konferencya skończona? bo mama pragnie pomówić z panem Stanisławem, życzy sobie, aby ksiądz proboszcz koniecznie był przy dzisiejszej uroczystości.

PARSKI. A!... przy dzisiejszej uroczystości!...

(po chwili — na stronie)

Wąchać się niemogę — trzeba kielich goryczy do ust przyłożyć,

(do Maryana)

Proszę cię, zostaw mnie na chwilę z panną Michaliną.

MARYAN.

Zostawiam!.... zostawiam!... nie chcesz mieć świadków chwil szczęśliwych.... egoista!....

(do Michaliny)

Wszak pani baronowa obiecała przyjechać?

MICHALINA.

Spodziewamy się jej za chwilę.

MARYAN.

Niespokojny jestem!... No, no, zostawiam cię...

(podaje mu rękę) szczęśliwy!

PARSKI

(na stronie).

On się niedomyśla!... Szczęście moje już niemożebne! znam Grockiego — muszę tak postąpić!

(Maryan wychodzi)

Scena VIII.

(Michalina — Parski).

MICHALINA

(patrząc na Parskiego).

Panie Stanisławie, czego pan taki wzruszony? co się stało?

PARSKI

(po chwili z boleścią).

Panno Michalino, nasz związek stał się niemożebnym.

MICHALINA

(pomięszana).

Co pan mówisz? nasz związek.

PARSKI

(z uczuciem).

O!... Bóg widzi jeden, jak panią kocham!... ile poświęceń gotów jestem uczynić dla pani!.... lecz stało się.... są obowiązki wyższe, świętsze, których niewolno zapominać nigdy... nigdy!

MICHALINA

(ze łzami).

Ale cóż zaszło?

PARSKI.

Zaszły przeszkody.... które nas rozłączyć muszą na wieki,

(po chwili)

O!.... bo czybyś pani chciała porzucić dom, rodzinę?... i wbrew woli ojca, pójść na życie, ciężkiej. pracy... walki.... trudów a może i niedostatku?

MICHALINA

(przerażona).

A!.... co pan mówisz?

PARSKI.

Przedstawiam rzeczywistość, któraby panią czekała ze mną.... innej przyszłości dać pani niemogę.

MICHALINA

(przerywając).

Ależ ojciec wczoraj....

PARSKI

(z boleścią).

Wczoraj! wczoraj!... bo wczoraj przynosiłem z sobą skarby!.... Lecz dziś napowrót jestem tylko biednym, na codzienny chleb zarabiającym człowiekiem!

MICHALINA

(przerażona siada).

Ależ to okropne!

PARSKI.

Tak, okropne!... bo przez to tracę wszelkie prawa do ręki pani.

(po chwili z boleścią)

O! co za boleść być tak bliskim szczęścia.... i tracić je na wieki!...

(po chwili patrzy na Michalinę z wzruszeniem)

Panno Michalino, w oczach pani łzy !... O!... czyby?....

MICHALINA

(ciągle pomięszana)

Ja nierozumiem pana, wszak ojciec życzył sobie!

PARSKI

(z boleścią — po chwili).

Więc to wszystko?.... więc tylko wola ojca.... skłaniała panią do tego związku?

(długa chwila milczenia)

Pani milczysz?.... więc ani słowa pociechy! nadziei!

MICHALINA

(urywanie).

Ja nie wiem co się ze mną dzieje.... nie wiem.... Ojciec... wola ojca rozstrzyga!

PARSKI

(z boleścią).

Rozumiem!.... ha!.... dość.... dość!....

(po chwili).

Jakież straszne rozczarowanie!

MICHALINA.

Ależ....

PARSKI

(panując nad sobą).

Nie robię pani wyrzutów żadnych, bo sam winienem tylko!.... sam!.... trudno.... to wina serca....

(z goryczą)

I dziś bólem spłacam chwilę złudnego szczęścia...

(po chwili)

Zwracam pani dane słowo.... zwracam.... bądź pani szczęśliwą....

(odchodzi kilka kroków, zwraca się i staje).

MICHALINA

(na stronie z największem pomieszaniem).

Co począć? coś tu zaszło strasznego bez ojca!.... nie śmiem.... nie mogę!

(z największą boleścią).

Więc ani słowa!....

(stoi jeszcze chwilę i szybko wychodzi).

Ona niema serca!.... ona mnie nie kochała!.... to sen był!....

(wychodzi).

Scena IX.

(Michalina — sama).

MICHALINA

(sama — siedzi— po chwili).

Przyjść nie mogę do siebie.... co się stało?

(po chwili).

Związek rozerwany.... on go rozerwał ... co świat na to powie?.... W chwili zaręczyn.... a!..., to okropne! W tem jakaś tajemnica!.... Odszedł! odszedł!.... A!— Boże!...

(płacze)

Czybym ja go kochała?

Scena X.

(Michalina na boku siedzi — Zenon we drzwiach).

ZENON

(do siebie).

Ha! ha!.... w tym domu od wczoraj czary się jakieś dzieją!.... odgadnąć nie mogę. Stryj żeni Parskiego z Michaliną.... ze mną czuły i słodki jak karmelek!.... ha! ha! Co wtem być może? Obiecuje mi wioskę, byłem milczał i opuścił dziennik.... obiecuje wpłynąć na baronowę.... Czyby to moja wymowa miała wszystko zrobić?.... Lecz ja przezorny.... napisałem mały ustęp z przeszłości stryja!....

(spostrzega Michalinę)

Dziewico czego ty płaczesz?

(po chwili)

Milczysz? czy cię tak ślubny wieniec przestrasza!

MICHALINA.

Daj mi spokój!

ZENON.

Żal ci że nie będziesz hrabiną Uroczyską? bo to szumne nazwisko!.... Parski.... hm.... Parski.... nazwisko takie krótkie.... pospolite.... Stało się!.... powtórz z Milczkiem: "Niech się dzieje wola Nieba!"

MICHALINA.

Ty chyba nie wiesz?

ZENON.

Że go kochasz.... nie wiem!

MICHALINA.

Przestań!.... związek ten już zerwany!

ZENON.

Cóż znów?.... zerwany?— bez mego stryja?.... któż go zerwał?

MICHALINA.

Pan Parski.... w tej chwili.

ZENON.

On? co ty mówisz? on który do ciebie tak wzdychał jak do świętego obrazka!.... żartujesz chyba!

MICHALINA

(smutnie).

Mówię prawdę.,., przed chwilą zwrócił mi słowo!

ZENON.

Dlaczego? dlaczego?

MICHALINA.

Niechciał powiedzieć.... wspomniał tylko, iż napowrót jest tylko biednym inżynierem.

ZENON.

A ty co na to?

MICHALINA.

Ja bez woli ojca nie mogę nic postanowić.

ZENON

(z ironią — całując ją w czoło).

Ideał córki!.... O kobiety! kobiety!.... ha! ha!— wy dziś macie mniejsze serce od tej główki od szpilki którą przypinacie wasze koronki.... podziwiam was, ideały!

MICHALINA

(zmieszana).

Cóż miałam robić ?

ZENON

(z ironią).

O! tak!.... naturalnie!.... jak tylko mówił, że jest napowrót jeno biednym inżynierem, to nie wypadało inaczej postąpić... nie wypadało... ale....

(zamyśla się)

Więc przed chwilą był czem innem? co w tem za tajemnica?.... w tem jest coś!....

(po chwili do siebie)

Postępowanie stryja? w tem jest jego ręka!.... jakiś podstęp.... podłość jakaś!

MICHALINA.

Tak wzruszoną jestem, iż nie wiem co robić!.... Za chwilę przyjedzie tyle osób.... a tu związek zerwany... ojca niema.

ZENON.

Ha! ha !.... to skandal będzie okropny!....

(po chwili)

Michalino, pod złą urodziłaś się gwiazdą! z trzech pretendentów już dwóch odpadło w tygodniu!.... pozostał jeszcze Pankraś.... namyśl się na Pankrasia.... ha! ha!....

(na stronie)

Odgadnąć jeszcze nie mogę.... ale to musi być coś bar

dzo stanowczego... gdybym wybadał Parskiego ?...

(słychać turkot).

MICHALINA.

Boże!.... ktoś zajechał!... Ukryć się muszę! a ojca niema.... biedna ja!....

(wybiega ).

Scena XI.

(Zenon — sam ).

ZENON

(sam — po chwili).

Parski zerwał!.... dla czego? wczorajsza radość stryja!.... to nie jest bez związku?... Co mnie do tego!.... co mnie oni obchodzą? ja o sobie tylko będę myślał!.... Pójdę wyszukać Parskiego, on mi wytłómaczy...... muszę wiedzieć, aby działać stósownie,

(wychodzi bocznemi drzwiami ).

Scena XII.

(Sydonia — Maryan wchodzą środkowemi drzwiami).

SYDONIA.

O! nie uwierzy pan, jak się tą wiadomością cieszę !

MARYAN.

Ja wątpiłem — wątpiłem do ostatniej chwili, gdyż w życiu mojem tak nieprzyzwyczajony jestem do szczęśliwych wieści.... Lecz pan Parski, który jeździł taksować Uroczyska, przekonał się o tem dowodnie. Znalazł obfite źródła nafty, tak, iż w krótkim czasie oczyszczę mój majątek.... Uroczysk już nie sprzedaję — kontrakt z panem Grockim zerwany — (pokazuje kontrakt).

SYDONIA.

Chwała Bogu! — chwała Bogu! — ale czy tylko ten pan Parski ?...

MARYAN.

Wierzyć mu mogę tem więcej iż dziwnym zbiegiem okoliczności.... już od dawna łączy nas ścisły stosunek pamięć tego stosunku nadaje zu

pełną wiarę twierdzeniu pana Parskiego — zresztą za chwilę odjeżdżam z nim do Uroczysk, aby się sam przekonać.

SYDONIA.

Całem sercem podzielam szczęście pana!

MARYAN.

O pani! wiadomość ta byłaby dla mnie zupełnie obojętną, gdybym odzyskaniem majątku nie odzyskiwał napowrót praw do ręki panny Róży!

(po chwili)

Wszak prawda pani? ubóstwo moje było jedyną przeszkodą, jedynym powodem rozłączenia!

(po chwili)

Ja dziś na kolanach błagam panią, aby dawny nasz stosunek wrócił!

SYDONIA.

Tak nagle ?

MARYAN.

O! pani nie wiesz, jak chwila każda dzieląca mnie od panny Róży jest nieskończoną męczarniął błagam panią!.... nie wąchaj się!....

SYDONIA.

Poczciwy! zacny pan jesteś!

MARYAN.

Ja uległem wpierw woli pani.... uległem, chociaż z największą rozpaczą!..... gdyż smutne położenie moje odbierało mi siły!.... Lecz dziś.... dziś zmieniło się wszystko! — ja będę mógł teraz zapewnić pannie Róży przyszłość szczęśliwą!

SYDONIA

(podając mu rękę ).

Rozrzewniasz mnie pan, panie Maryanie!

MARYAN.

Więc pani zezwala?

SYDONIA.

Właśnie nadchodzi Róża...... sam pan z nią pomów!

Scena XIII.

(Maryan — Sydonia i Róża we drzwiach na widok Maryana wstrzymuje się chwilę).

RÓŻA

(do siebie).

Pan Maryan!...

(chce odejść skłoniwszy mu się z lekka ).

SYDONIA.

Gdziesz się tak spieszysz Róziu?

RÓŻA.

Szukam Michaliny.

SYDONIA.

Zostań chwilę.

RÓŻA

(wacha się).

Mama każe?

SYDONIA.

Pan Maryan pragnie pomówić z tobą.

RÓŻA.

Pan Maryan? (staje w głębi) Słucham!

MARYAN.

Panno Różo!.... przejęty uczuciem.... wzruszony.... wybacz pani....

(po chwili )

Panno Różo !.... ja wiem, iż sam rozerwałem związek, który był marzeniem, szczęściem mego życia!.... Lecz były przeszkody.... ja tak postąpić musiałem.... Dziś przeszkody te usunięte.... usunięte zupełnie.

RÓŻA

(idąc ku matce — chłodno).

Nie rozumiem pana.

MARYAN.

Nie pytaj pani o przeszłość!.... dziś napowrót marzyć mogę o szczęściu — dziś więc napowrót przychodzę o szczęście to błagać!.... i matka pani zezwala.

RÓŻA

(do matki).

Mama?

SYDONIA.

Tak! tak!

MARYAN.

Panno Różo!.... zapomnij pani przeszłość tak smutną, tak bolesną dla mnie!

RÓŻA

(dumnie).

Przeszłość tak smutną, tak boleśna!... wszak ta przeszłość zależała tylko od pana.

MARYAN.

O nie mów pani więcej.

RÓŻA.

Dziwi mnie prośba pana — i nie chcę przyczyny zgadywać..... lecz związek nasz sam pan zerwałeś...

(po chwili)

więc związek ten zerwany.

SYDONIA.

Róziu!

MARYAN.

Pani !

RÓŻA

(z goryczą).

Wszak to było żądaniem pana.... prośbą.... sam pan tak postanowiłeś.

MARYAN.

Lecz dziś błagam!.... zaklinani panią!

RÓŻA

(dumnie).

Zapóźno!

SYDONIA.

Róziu!.... co mówisz?

RÓŻA

(przerywając).

Marno, przerwijmy tę rozmowę — postanowienie moje jest nieodmienne!

MARYAN.

Zlituj się pani!.... za cóż tak srogi wyrok!

RÓŻA

(z wzruszeniem).

Chodźmy!.... chodźmy z tąd mamo!

SYDONIA.

Róziu! dla czegóż odmawiasz ?

RÓŻA.

Mamo, i tyś tego pragnęła!

MARYAN.

Panno Różo!

RÓŻA

(idąc ku drzwiom).

Mamo chodźmy!

MARYAN.

Przez litość błagam!

SYDONIA

(do Maryana ).

Ja nie rozumiem postępowania Róży — lecz się pan uspokój — ja ją wybadam,

(wychodzą).

MARYAN.

To nad siły!

Scena XIV.

(Maryan — sam ).

MARYAN

(po chwili ).

Odepchnęła mnie!... więc promyk szczęścia przelotnie tylko błysnął nademną.... i znów noc cierpień czarna! — znów boleść, znów rozpacz bezdenna !...

(po chwili )

O! Róża.... wszak wiem, iż była mi wzajemną.... a dziś?... dla czego?... dla czego odpycha mnie z taką pogardą?

Scena XV.

(Maryan — Kulski ).

KULSKI

(we drzwiach).

Co się dzieje!.... co się dzieje!.... zaręczyny panny Michaliny zerwane !.... ona płacze.... Parski odjeżdża... co się dzieje!....

(po

chwili)

Passyans powiedział prawdę!... tak! tak!... Pankraś się ożeni!....

(po chwili)

Ale gdzie on się podział?..... szukam go od kwandransa....

(do Maryana)

Czy pan hrabia nie widział przypadkiem mego syna Pankrasia? hę?.... chłopiec poszedł do ogrodu — i zginął jak kamień w wodę!.... hę? szukam — chodzę — zdawało mi się, iż coś mignęło się w krzakach..... niby Pankraś — przychodzę..... a tam dziewczyna plewła!... w krzakach!... hm! hm! gdzie się podział?.... nikt go nie widział......

(po chwili do siebie)

Ten zawsze milczący jak rabin!....

(po chwili zacierając ręce)

Teraz tylko śmiało!.... jak Grocki wróci, oświadczę chłopca!.... hal ha!.... Passyans nigdy nie myli!.... Pankraś się ożeni!.... ożeni !....

Scena XVI.

(Maryan — Kulski i Parski).

PARSKI

(we drzwiach do siebie).

Grocki przyjechał — chwila stanowcza nadeszła!

KULSKI

(idąc naprzeciw Parskiego ).

A! panie Parski!.... nie widziałeś pan przypadkiem Pankrasia? gdzieś mi się chłopiec zapodział.... a potrzebuję go zaraz.

PARSKI.

Zdaje mi się, iż przed chwilą wychodził z ogrodu.

KULSKI.

No proszę... a ja go w ogrodzie nie spotkał !....

(na stronie — wychodząc)

Oświadczę dziś jeszcze!... nie mogę czasu tracić.... hę!

(wychodzi).

Scena XVII.

(Maryan — Parski ).

PARSKI

(do siebie).

Trudno!.... zrobiłem podług sumienia !

(do Maryana)

Maryanie, co tobie ? z kąd ta boleść?

MARYAN.

Nie pytaj!

PARSKI.

Co się stało?

MARYAN.

Nie ma przyszłości dla mnie!

PARSKI

(przerywając).

Co ty mówisz? nie ma przyszłości.... w chwili kiedy przed tobą przyszłość jasna i szczęśliwa!

MARYAN.

Dla mnie cierpienia tylko!.... O! słuchaj bracie mój! ty, któryś mi bogactwa rzucił pod nogi..... już skarby te nie dadzą mi szczęście... bo ona... ona odtrąca mnie z pogardą!

PARSKI. Panna Róża?.... to niemożebne!

MARYAN.

Smutek mój bezdenny!... Zrozpaczony bezsilny; jestem!... życie mi ciężarem!

PARSKI.

Więc panna Róża odmówiła?

MARYAN

(z boleścią).

Tak!

PARSKI

(po chwili).

Nie, Maryanie — rozważ.... rozmyśl — to nieporozumienie jakieś, które należy usunąć.

MARYAN.

Cierpię!

PARSKI.

Zbudź się.... i działaj !.... Maryanie, duch twój szlachetny i wzniosły, lecz za słaby... za niewieści!.. Maryanie, to błędem twego żywota — ten wieczny rozłam z rzeczywistością... to chmurne gonienie za urojonemi światami.... to pragnienie wieczne poetycznych wrażeń. Życie, to nie marzenie... lecz walka ciągła, ustawiczna, która nie ma kresu.

MARYAN.

Sił nie mam!

PaRski.

Bo brak ci męzkiej, żelaznej woli!... brak hartu!

MaRyan.

Wszak umiem cierpieć.

PaRski.

To nie dość.... cierpienie to nie czyn!.... cierpienie to ideał tylko dusz słabych i słabych charakterów.

Scena XVIII.

(Parski — Maryan i Grocki ).

GROCKI

(we drzwiach do siebie).

Przekonałem się sam!.... Parski mówił prawdę!... to skarby, skarby!

(spostrzega) Witam, witam panów!... spóźniłem się trochę.... przepraszam!....

(patrzy z zdziwieniem)

Co to? co to?

PARSKI

(na stronie ).

Stanowcza chwila!....

(do maryana ).

Proszę cię, odejdź!.... zostaw mnie z panem Grockim.

MARYAN.

Ależ.

PARSKI

(odprowadzając go ku drzwiom ).

Proszę cię, odejdź! (Maryan wychodzi).

Scena XIX.

(Grocki — Parski ).

GROCKI

(pomięszany).

Co to jest? co się tu stało? co się stało?

PARSKI.

Kupno Uroczysk zerwane!... kontrakt przedarty!

(pokazuje kontrakt).

GROCKI.

Zerwane!.... co ty mówisz?..... dla czego?

PARSKI.

Hrabia Maryan wie wszystko !....

GROCKI

(chwyta się za głowę ).

Wie?.... wie!.... a!... a!.... dowiedział się!.... zgubiony jestem!

PARSKI.

Uspokój się pan!

GROCKI.

Dowiedział się!.... ale od kogo?.... od kogo!....

PARSKI

(po chwili).

Odemnie!

GROCKI

(chwieje się i chwyta namiętnie Parskiego).

Od ciebie?.... czy ty wiesz coś zrobił?..

PARSKI

(poważnie).

Wiem! i z postępku mojego jestem szczęśliwy.

GROCKI

(patrzy na niego chwilę i zaczyna się śmiać).

Ha! ha! ha !... sprzedał mnie!.... sprzedał!.... rozumiem!

PARSKI.

Panie !

GROCKI

(wściekle).

Zrujnował mnie!....

(po chwili przychodząc do siebie).

Dlaczegoś to zrobił?.... powiedz!

PARSKI.

Sumienie tak mi postąpić kazało.

GROCKI

(w osłupieniu).

Ha! ha!... sumienie!...... a gdzież jest to sumienie? gdzie?

(po długiej chwili).

Wie!....... wie!.... Uroczysk nie sprzeda.... (po chwili). Ha! ha!.... straciłem skarby! ha! ha!

(pada na krzesło).

PaRski (na stronie ). Żal mi go!

GROCKI

(po chwili w osłupieniu).

Nafta płynie..... źródła!.... i tu źródła!.... biorę krocie!....

(przychodząc do siebie ). Zrujnował mnie!.... (przyskakując do Parskiego).

Tyś mnie zrujnował!....

PARSKI.

Przyjdź pan do siebie!

GROCKI.

Czego ty tu stoisz? precz!.... precz mi!

PARSKI

(z godnością).

Spodziewałem się tego!

GROCKI.

Czego ty stoisz?.... a!....

(po chwili)

prawda!... ty może myślisz, że Michalina będzie twoją?.... ha! ha!....

PARSKI.

Nie!.... i zwróciłem już posiadane słowo!

GROCKI

(patrząc na niego).

Co ty za człowiek jesteś?.... ty mnie przerażasz!

PARSKI.

Spełniłem obowiązek mój!

GROCKI.

Obowiązek!

(po chwili)

Co to jest obowiązek?...

(po chwili)

A!.... straciłem skarby.... przez ciebie!. — tyś mnie zrujnował! —

(z największą gwałtownością)

Precz!.... precz ztąd!.... precz!

Scena XX.

(Grocki — Parski — Elżbieta — Michalina).

ELŻBIETA.

Mężu!.... co się tu dzieje?

MICHALINA.

Ojcze!

GROCKI.

Od tego człowieka z daleka! on nas zrujnował!

ELŻBIETA.

Pan Parski?.,.. to niemożebne!

GROCKI.

Mówię ci, zrujnował!.... gdyby nie on, miałbym miliony!

Michalina (do siebie). A!.... domyślam się teraz. PaRski (na stronie). Okropny jest!.... (powoli) Gniew unosi pana.

GROCKI

(odskakując).

Odejdź!.... nikczemny!

PARSKI

(walczy i panuje nad sobą po chwili spokojnie).

Masz pan włos biały.

GROCKI.

Precz mil.... precz mi z sumieniem i obowiązkami twemi.

MICHALINA

(żywo ).

Ojcze!

GROCKI.

Milcz!...

(pada na krzesło)

Wszystko mnie zawiodło.... to oszaleć.

ELŻBIETA

(do Parskiego półgłosem błagając).

Odejdź pan.... odejdź.

PARSKI

(chce się zbliżyć do Michaliny ).

Pani!....

(zwraca się)

Nie w tym domu było szczęście dla mnie !....

(wychodzi ).

Scena XXI.

(Grocki — Elżbieta — Michalina).

GROCKI

(po chwili przychodząc do siebie).

Gzy już odszedł?.... już go niema!...

(ogląda się)

A! ten człowiek mnie zabijał!

ELŻBIETA.

Michale — Michale przyjdź do siebie.

GROCKI.

Cicho bądź!....

(po chwili biorąc Michalinę i Elżbietę za ręcę).

Słuchajcie, gdyby nie on, byłbym milijonowym panem.... Cicho!..... żeby się Maryan nie dowiedział.... w Uroczyskach są źródła!.... skarby! .... cicho! ja jeszcze je dostanę!.... bo ja zawsze zrobiłem to co chciałem.... i teraz dojdę! tylko milczcie!

MICHALINA

Ojcze! zlituj się!

GROCKI.

Milcz!

ELŻBIETA.

Boże!.... co się z nim dzieje!

GROCKI.

Ja mówię wam, że zrobię co zechcę.... bom ten sam co dawniej.

Scena XXII.

(Grocki — Michalina — Elżbieta — Kulski)

KULSKI.

A przecież znalazłem kochanego sąsiada... jestem tu już od dwóch godzin.

GROCKI

(przychodząc do siebie).

Witam pana.

KULSKI

(ściskając serdeczniej).

Witam.... ale co to? coś mi kochany sąsiad nie wesoły.

GROCKI

(pomięszany ),

Tak!.... tak....

KULSKI

(biorąc go na stronę — półgłosem). No, no, kochany sąsiedzie, ja wiem przyczynę, ale nie ma się czem tak dalece smucić.... bo tam fabrykant jakiś.... to nie mąż dla panny Michaliny.

GROCKI

(namiętnie).

Nie zła niej.... nie dla niej.

KULSKI

(czule).

Ja to zaraz przeczuwałem... i widzisz sąsiedzie kochany, możnaby to wszystko od razu załagodzić — ułożyć... Pankraś tak kocha pannę Michalinę....

GROCKI.

Chciałbyś pan?

KULSKI

(żywo).

A chłopiec dorodny, poczciwy....

(po chwili).

Sąsiad kochany dasz teraz dwie wioseczki, ja dam mająteczek co graniczy z Uroczyskami.... i wszystko się wybornie ułoży.

GROCKI

(żywo).

Pan masz majątek w sąsiedztwie Uroczysk?

KULSKI.

Graniczy tuż.... tuż.

GROCKI

(zapominając się).

I te same pokłady? ten sam gatunek ziemi?

KULSKI

(żywo).

Widzi kochany sąsiad, cóż to znaczy? ziemia znów nie jest tak licha! Ale Pankraś chłopiec urodziwy i kiedyś po mojej śmierci... najdłuższej....

GROCKI

(na stronie)

Graniczy z Uroczyskami.... może tam będą źródła (ogląda się). Byle się tylko kto nie dowiedział.

KULSKI.

No jakże kochany sąsiedzie ? zakończymy interes ?

GROCKI

(żywo).

Niech tak będzie.... zezwalam, zezwalam. Lecz musisz pan dać tę wioskę.

KULSKI.

Naturalnie, naturalnie

(na stronie).

Passyans przepowiedział.

GROCKI

(do siebie).

Może odkryję źródła?

KULSKI.

Biegnę po Pankrasia.

GROCKI.

Michalino, pan Kulski prosi o twą rękę dla syna.... ja zezwalam.

MICHALINA.

Ojcze ależ....

GROCKI.

Ja tak chcę.

ELŻBIETA.

Tak nagle?

GROCKI.

Ja tak chcę! nie mamy o czem mówić....

(na stronie).

Ja tam naftę odszukam.

KULSKI.

Biegnę po syna! ...chłopiec tak się ucieszy....

(do Michaliny).

Pankraś panią tak kocha....

(wychodzi).

Scena XXIII.

(Grocki — Elżbieta — Michalina).

MICHALINA

(do matki ze łzami).

Marno!.... Marno!.... ja go nie kocham !

ELŻBIETA

(smutnie).

Uspokój się.... nie draźń ojca, moje dziecię drogie.

GROCKI

(wpadając w pomięszanie).

Nafta.... zrujnowany.... a to mogło być moję.... już było moję.... Co począć?.... co począć!

Elżbieta

(do Grockiego).

Michale!... mężu... co tobie?

GROCKI

(żywo).

Wy tutaj?.... zostawcie mnie... zostawcie samego.

ELŻBIETA.

Jesteś tak wzruszony.... rozdrażniony.

GROCKI.

Idźcie precz!...

MICHALINA.

Mamo! ja taka nieszczęśliwa !....

ELŻBIETA.

Chodźmy.... chodźmy — ojciec tego żąda.... chodźmy się pomodlić.... (wychodzą).

Scena XXIV.

(Grocki — sam).

GROCKI

(chwilę stoi w osłupieniu, potem idzie i machinalnie bierze kontrakt). Kontrakt dobry, formalny.... (składa rozdarte połowy).

Podpisany nawet!....

(patrzy z osłupieniem i po chwili zaczyna się śmiać).

Ha! ha! ha!.... więc Uroczyska już były moje!.... te skarby

już ja posiadałem, to oszaleć!...

(po długiej chwili budząc się).

Mówił, iż sumienie kazało mu tak postąpić — obowiązek!

(przeciera ręką czoło).

Sumienie! — a cóż to jest sumienie?....

(zakrywa twarz rękami).

Zawiodło mnie wszystko!... zawiodło... a miałem już w ręku.

(po chwili).

Sumienie kazało mu tak postąpić!....

(po chwili przygląda się kontraktowi).

Byłem już panem Uroczysk, milijonów!... ha! ha!.... ja oszaleję....

(pada na krzesło).

Scena XXV.

(Grocki — Zenon).

ZENON

(wpadając).

Co się stało? Maryan.... Róża?...

(do Grockiego chwytając go za rękę)

Stryju, czy wiesz? Róża idzie za Maryana!.... a Parski staje na czele jakichś fabryk w Uroczyskach!

GROCKI

(w osłupieniu).

Róża.... Maryan.... Parski.... fabryki!...

ZENON

(patrząc na Grockiego).

Co tobie stryju?

GROCKI

(jak poprzednio).

Nafta!.... sumienie....

(po chwili).

Ha! ha!... czego chcesz odemnie?

ZENON.

Chcę wiedzieć co się stało?

GROCKI

(cicho biorąc go za rękę).

Słuchaj!.... są ludzie co mają sumienie, rozumiesz?

ZENON

(na stronie).

Co się z nim dzieje?...

(głośno)

Ależ...

GROCKI.

Słuchaj!... słuchaj dalej... Parski wynalazł skarby i oddał je Maryanowi.

ZENON. Przekleństwo nademną!

GROCKI.

Nad tobą?.... to ja zgubiony jestem.

ZENON

(odchodząc — po chwili).

Stało się! niema dla mnie już nic!.... nic!.... prócz wściekłej niena

wiści....

(namiętnie do Grockiego)

Stryju, pieniędzy potrzebuję.

GROCKI.

Ty?

ZENON.

Odjeżdżam ztąd, i potrzebuję pieniędzy.

GROCKI.

To jedź.

ZENON.

Żyć potrzebuję!

GROCKI.

Nie dam!

ZENON.

Musisz!

GROCKI.

Żyj jak pies!

ZENON

(namiętnie).

To jak pies kąsać będę.

(podając mu papier)

Patrzaj, to początek twego życia.

GROCKI

(rzuca papier na ziemię).

Precz mi z tem.

(po chwili)

Ja miliony zdobędę jeszcze!....

ZENON

(gwałtownie).

Brudy twego życia ja na świat wywlokę.

GROCKI

(wpadając w pomięszanie).

O! to nie dość, nie koniec jeszcze!.... ja wynajdę sposób... te źródła będą moje — tylko tajemnica! ...

(do Zenona, któren mu się ciekawie przypatruje)

Słuchaj... tu źródła!... patrz! płynie nafta... tylko milcz !... milcz.... milcz.... a podzielę się z tobą!...

ZENON

(przerażony).

Ten człowiek zmysły stracił!

Scena Ostatnia.

(Grocki — Zenon — a w głębi sceny drzwiami wchodzą, pod rękę Maiyan z Różą, a za niemi Sydonia).

GROCKI

(chwyta za rękę Zenona i wskazuje Maryana i Różę).

To oni!....

(usuwa się)

ZENON

(do siebie).

Piekło dla mnie.... o! więc wam biada coście w słońcu.

(zasłona spada).



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Koziebrodzki Władysław BYĆ ALBO NIE BYĆ
Koziebrodzki Władysław ZAWIERUCHA
Koziebrodzki Władysław GALICJA I AUSTRIA
Koziebrodzki Władysław BALOWE RĘKAWICZKI
Koziebrodzki Władysław REPREZENTANT DOMU MULLER I SPÓŁKA
Koziebrodzki Władysław PO ŚLISKIEJ DRODZE
Koziebrodzki Władysław SZKICE Z NIEPODLEGŁEJ PRZESZŁOŚCI
Koziebrodzki Władysław U DOKTORA
Carcassonne hrabia krol i poddani
Hrabia? Saint
Wywiad z Władysławem Jagiełłą przed bitwą pod Grunwaldem
Chłopi Władysłwa Reymonta jako swoista epopeja wsi
strozewski, WŁADYSŁAW STRÓŻEWSKI „ONOTOLOGIA”
Droga W│adys│awa úokietka do korony , Droga Władysława Łokietka do korony
O krnąbrnym chłopie i Władysławie Gomółce, DOWCIPY
krolowie, Bolesław III Krzywousty (1085-1138), syn Władysława I Hermana i jego drugiej żony, księżni
Konspekt opisu jesieni z fragmentu, Konspekt opisu jesieni z fragmentu „Chłopów” Władysł

więcej podobnych podstron