Tadeusz Kotarbiński
(1886-1981)
Twórca oryginalnych koncepcji:
Prakseologia;
Realizm praktyczny;
Etyka niezależna;
Opiekun spolegliwy.
Biografia Tadeusza Kotarbińskiego wyraźnie wskazuje na to, że mamy do czynienia z postacią nieprzeciętną. Nie jest to kandydat na świętego, ani do ustawiania go na cokole, aczkolwiek jest to postać kryształowo czysta moralnie. Współczesny filozof Marian Przełęcki tak napisał o T. Kotarbińskim: „(…) był nie tylko wybitnym filozofem - był niezwykłym człowiekiem. Na wszystkich, którzy mieli szczęście zetknąć się z nim bliżej, oddziaływał całą swą osobowością, swym postępowaniem, swą postawą wobec świata i ludzi. Dał nam pewien wzór życia, nie tylko wzór myślenia”. Całym swoim życiem Kotarbiński dawał przykład stosowania w praktyce swoich poglądów filozoficznych. Zanim poglądy te zostaną zaprezentowane i omówione poniżej, podanych zostanie kilka przykładów postawy życiowej Kotarbińskiego.
Z życia Kotarbińskiego wzięte:
Przed II wojną światową na polskich uniwersytetach aktywność przejawiały bojówki antyżydowskiej młodzieży wszechpolskiej. Niejednokrotnie dochodziło do agresji z ich strony. Nie chcieli, aby żydowscy studenci studiowali na polskich uniwersytetach, a jeśli już, to wyraźnie oznakowani (np. opaski z gwiazdami na rękawach) lub by siedzieli w osobnych, „oślich” ławkach. Żydzi w przedwojennej Polsce byli tak traktowani, jak czarnoskóra mniejszość w USA, którą z wielkimi oporami dopuszczono tam do studiowania dopiero po II wojnie światowej. Gdy polscy studenci bili na uniwersytetach Żydów, Kotarbiński, choć wątły fizycznie, osobiście ich rozdzielał, nie pozwalając na taką jawną niesprawiedliwość.
W trakcie trwania II wojny światowej narażając życie przechowywał Żydów we własnym mieszkaniu. Wykładał na konspiracyjnym uniwersytecie, często również w swoim mieszkaniu. Podczas Powstania Warszawskiego Niemcy podpalili dom, w którym Kotarbiński mieszkał. Płonęły wszystkie jego rękopisy, lecz filozof mający już ponad 60 lat niósł na plecach jeszcze starszą od siebie kobietę, „spopielały ze zmęczenia” - jak donosi naoczny świadek. Na pytanie, dlaczego to robił i nie pozostawił jej na pastwę losu, Kotarbiński dawał niezmiennie tą samą odpowiedź: „bo tak trzeba”. Następnie, pomimo ciężkiej choroby, wykładał filozofię i inne nauki na prowincji: tam, gdzie rzucił go los.
Po wojnie organizował od początku zrujnowany Uniwersytet Warszawski oraz - nowo powstały - Uniwersytet Łódzki. Nieustannie dojeżdżał latami pomiędzy obydwoma miastami, pisząc przy świeczce w pociągu podręczniki dla studentów; „bo tak trzeba”. Nie była to postać ze spiżu, lecz człowiek „z krwi i kości”, który świadom powagi sytuacji, w których się znajdował, starał się rozwiązywać ludzkie problemy.
1. Prakseologia, zdaniem Kotarbińskiego, była nauką idealną dla Polaków po II wojnie światowej. Prakseologia to nauka o praktycznym, skutecznym, efektywnym, nastawionym na sukces, konkretnym działaniu ludzkim. Nie „machaniu szabelką”, jak to Polacy mają w zwyczaju, nie braniu udziału w beznadziejnych przedsięwzięciach, w których przyjmując heroiczną postawę, Polacy męczeńsko giną - „za słuszną sprawę” - stając się bohaterami (i najlepszymi żołnierzami w cudzych armiach). Większość świąt państwowych, które Polacy obchodzą, to rocznice przegranych. Nie tego Polakom trzeba. Nie widowiskowego męczeństwa, martyrologii, ale nauczenia się takich prostych, efektywnych działań, w jakich specjalizują się np. Niemcy: precyzja, skrupulatność, pedanteria, skuteczne rozwiązywanie najtrudniejszych problemów. Dzięki temu produkują niezawodne maszyny (BMW, Mercedes) i jeżdżą po bezpiecznych autostradach. W tym czasie Polacy z dumą szarżują kilkunastoletnimi autami na „podwójnym gazie” z ułańską fantazją po dziurawych drogach rozjeżdżonych przez tiry i bez opamiętania zajmują się polityką. Zamiast wziąć się do ciężkiej, solidnej roboty.
2. Realizm praktyczny, według Kotarbińskiego polega na tym, że ludzie w dążeniu do celu powinni kierować się zasadami praktycyzmu, racjonalizmu i realizmu. Aby być skutecznymi, powinni swoje działania dopasowywać do konkretnych okoliczności, w których się znajdują i w których przyszło im żyć. Zwłaszcza wtedy, gdy mają do czynienia z ludźmi, z których każdy jest innym mikroświatem; z odmiennymi cechami i wadami, potrzebami i pragnieniami, charakterem, lękami, obawami. W kontaktach z innymi, zwłaszcza przy rozwiązywaniu trudnych spraw (których w życiu nie brakuje, a których nie da się uniknąć), należy szukać arystotelesowskiego „złotego środka”. Czasem trzeba na kogoś nakrzyczeć, bo dopiero wtedy zrozumie, a czasem dokładnie odwrotnie - zamilknąć, bo to będzie najlepsze rozwiązanie. Czasem głośno wołać, innym razem nie powiedzieć nic. Czasem uderzyć, czasem uciekać, czasem gonić. A czasem nawet zabić - gdy zajdzie taka potrzeba. Będzie o tym mowa dalej.
Ale uwaga! Tu nie wchodzi w grę makiaweliczna zasada, że wszystkie chwyty dozwolone, że cel uświęca wszelkie przedsięwzięte środki. To nie tak. W naszym działaniu musimy zawsze kierować się dążeniem do dobra siebie i innych osób (to nie musi być osobne dobro) oraz minimalizowaniu cierpienia. Swojego działania nie powinniśmy podejmować jedynie z uwagi na jakieś ewentualne nagrody, zwłaszcza w domniemanym „niebie”. Kotarbiński był świeckim filozofem. W swoich działaniach nastawionych na czynienie dobra nie możemy oglądać się na innych (że ktoś zamiast nas ustąpi staruszce miejsca w tramwaju, przeprowadzi niewidomego na drugą stronę ulicy, albo - gdy widzimy wypadek samochodowy - że pewnie zaraz przyjedzie karetka i lekarz pomoże). Nie możemy chować się za czyjekolwiek plecy, lecz zawsze być w pierwszym szeregu, działać bezinteresownie, nie patrząc na zyski i nagrody ani ze strachu przed karą (np. w pośmiertnym „piekle”).
Tak jak pani w dziekanacie dla studentów niestacjonarnych dobrze zrobi zostając czasem trochę dłużej, by pomóc studentowi/studentce fizjoterapii ruchowej, który/a przyjechał/a z daleka rozwiązać jego/jej problem (choć może spóźnić się przez to na randkę). Tak jak wykształcony na AWF-ie fizjoterapeuta czasem będzie mógł nie przerywać rozpoczętej terapii pacjenta, który straciwszy pracę nie może mu za resztę zabiegów zapłacić. Bo czasem „tak trzeba”. Jeśli i on (pacjent) okaże się dobrym człowiekiem, to dobro mu wyświadczone zwróci się. Kiedyś (choć niekoniecznie) odwdzięczy się za wyświadczoną mu przysługę.
W życiu należy kierować się czymś, co nazwać by można „empatycznym racjonalizmem”. Polegałoby to na wczuciu się w potrzeby innej osoby, zrozumieniu jej sytuacji, pochyleniu się nad nią i jej problemem (którego częścią mimochodem staliśmy się) i wspólne, elastyczne rozwiązanie tego problemu. Kotarbiński pisał: „(…) podstawowe zależności powtarzają się we wszystkich społeczeństwach, a i uczuciowość człowieka obfituje w zasadnicze niezmienniki. Jesteśmy istotami śmiertelnymi, krótkowiecznymi, podległymi procesom starzenia się, kalectwu, chorobom, bólom, i wiemy o tym, i szukamy na to wszystko bądź leków, bądź ochrony, bądź przynajmniej pociechy”.
Ćwiczenie z wyobraźni:
Spróbujcie wyobrazić sobie następującą sytuację, która może zdarzyć się każdemu z nas. Podczas podróży samochodem zabrakło nam paliwa, a z jakiegoś powodu nie mamy pieniędzy, aby móc je kupić (okradziono nas, brak akceptacji karty kredytowej itp.). Jesteśmy setki kilometrów od domu i nikogo tu nie znamy. Czy nasza historia wzruszy personel stacji benzynowej? Raczej nie. Co wtedy? Czy zdarzyło się to już komuś z Was? Czy współczujący klienci stacji, obcy ludzie, nie podarowali („pożyczyli”) Wam wtedy pieniędzy? „Kiedyś może ja znajdę się w takiej sytuacji lub ktoś do mnie podobny, to pan/pani pomoże wtedy jemu”). Bo czasem „tak trzeba”, jak pewnie powiedziałby i zrobiłby Tadeusz Kotarbiński.
3. Etyka niezależna Tadeusza Kotarbińskiego.
Według tego filozofa zasady etyki (postępowania moralnego, etycznego) powinny być niezależne zarówno od jakiejkolwiek religii, jak też i od jakiejkolwiek filozofii. Być tak powinno dlatego, że zazwyczaj w każdym okresie ludzkiego życia funkcjonuje się właśnie w obrębie jakiejś obowiązującej religii lub filozofii. Zwykle nakazują one co ludzie mają robić, autorytatywnie i odgórnie uznając, co jest dobre, a co jest złe. Ponadto za dobre nagradzając, a za złe karząc. Wiele wojen religijnych, także i dziś toczy się w imię domniemanych lub prawdziwych zasad religijnych. Również i podczas dzisiejszych wojen (fundamentaliści różnego asortymentu) uznaje się za dobre zabijanie innych w imię jakichś abstrakcyjnych zasad. Podobnie jest z takimi filozofiami, jak faszystowska czy marksowska. W okresie, w którym one obowiązywały (jak dobrze, że przeminęły), dzierżyły władzę „nad rzędami dusz” (czy raczej umysłów) i pod panowaniem tych filozofii były miliony osób przed dziesiątki lat.
Niemniej jednak wedle Kotarbińskiego należy czytywać „święte księgi” (zarówno filozoficzne, jak i religijne), bo w każdej z nich zawarta jest wielka mądrość. Zarówno w „Biblii” („Piśmie Świętym”), jak i w „Koranie”, „Upaniszadach”, „Wedach” i wielu, wielu innych. Dzieci powinny nawet mieć w szkołach naukę o religii, aby dowiedziały się od nich jak najwięcej (niczym z „krynicy mądrości”) i aby same wybrały, która religia najbardziej im się podoba lub jakieś jej elementy. Lekcje takie powinien prowadzić jednak wykwalifikowany religioznawca, a nie kapłan danej religii, który nie może być w tym przypadku obiektywny. Niczym przedstawiciel handlowy będzie starał się „sprzedać” swój „towar”, a nie „towar” konkurencji.
Kotarbiński uważał, że podstawowe wartości etyczne są niezależne od poszczególnych religii, nauk czy filozofii i są identyczne na całym świecie; tak samo na wszystkich kontynentach. Człowiek przyzwoity ceni i szanuje takie wartości etyczne, jak dobro, uczciwość, wierność, sprawiedliwość, męstwo, odwaga itp. Wie, że kradzież jest złem, że nie wolno krzywdzić innych, że długi należy oddawać, że trzeba opiekować się dziećmi (zwłaszcza sierotami), chorymi, kalekimi, niedołężnymi i starszymi. Że nie wolno zabijać bez powodu i jeśli już - to tylko w uzasadnionych sytuacjach (np. wojna - obrona przed najeźdźcą). Podpowiada mu to elementarna instancja etyczna - sumienie. Każdy coś takiego ma na swoim wyposażeniu. Sumienie pomaga rozwiązać podstawowe, proste problemy natury moralnej.
Przykład:
Znalazłem portfel, jest tam trochę pieniędzy i karta kredytowa, ale też legitymacja studencka i bilet sieciowy. Po chwili wahania (a jakże) decyduję się skontaktować z tą osobą, która portfel zgubiła (adres widnieje na legitymacji). Choć żal oddawać znalezione pieniądze (prawo przewiduje znaleźne - 10%), to rekompensatą jest radość i wdzięczność tego, któremu zgubę oddajemy. Jego spojrzenie... I łechcące słowa: „a więc są jeszcze dobrzy ludzie na świecie”.
Bo tymi dobrymi i mądrymi ludźmi możemy być my! Wystarczy tylko słuchać głosu sumienia. Ono nam podpowiada, jak mamy postępować. To ten cichy głosik w nas, który do nas coś mówi. Nie trzeba się obawiać słysząc ten głos. Gorzej, gdy ktoś słyszy liczne głosy . Sumienie nagradza nas za dobre postępowanie, „gryzie” zaś wtedy, gdy postąpimy nie tak, jak postąpić powinniśmy. Czasem jednak sumienie „mówi” do nas zbyt cicho i niesłyszalnie, „mamrocze” coś - jak pisał Kotarbiński. I wtedy jego zaleceń nie możemy usłyszeć lub są zbyt niewyraźne. Ponadto ono czasem nie potrafi nam pomóc, bo samo spotyka się z tym problemem po raz pierwszy, więc „nie wie”. Wtedy musimy zmierzyć się z problemem własnymi siłami. Większość poważnych problemów życiowych, to mogą być takie właśnie problemy. I będą dotyczyły zarówno nas, jak też i innych osób. Szczególnie trudne będzie to wtedy, gdy osoby te będą niepełnosprawne i zależne od naszej pomocy.
Opiekun spolegliwy
Według T. Kotarbińskiego jest to osoba, na której zawsze możemy polegać i na którego pomoc zawsze możemy liczyć - w każdej sytuacji. Gdy zajdzie taka potrzeba - pożyczy pieniądze, zejdzie z nami na parking pomóc uruchomić samochód (choć pada deszcz i jest bardzo zimno), możemy podrzucić mu dziecko „na przechowanie”, gdy coś nam nagle wyskoczy. Opiekun spolegliwy to ktoś, kogo moglibyśmy porównać do idealnego sąsiada. Obok swojego pragnie również naszego dobra i bezinteresownie pomaga nam je osiągnąć. Nie zawsze jednak będzie to łatwe.
Etyka T. Kotarbińskiego była etyką kontekstualną w tym sensie, że środki na rozwiązanie konkretnej sytuacji, w której się znaleźliśmy, za każdym razem musimy dobierać zależnie od kontekstu, indywidualnie - zależnie od sytuacji. Nie możemy liczyć na pomoc religii czy filozofii, bo one zwykle dają zalecenia: „rób zawsze tak”, „nigdy nie rób tak”, jakby ich zasady miały obowiązywać wiecznie i niezależnie od okoliczności. Nie możemy posługiwać się „ściągami” typu: „nadstaw drugi policzek”, „nie kłam”, „nie kradnij”, „nie zabijaj”. Kotarbiński pisze: „(...) do etyki miłości bliźniego religia nie jest potrzebna. Życzliwość, prawość, odwaga, dzielność, opanowanie, godność własna nie dlatego zasługuje na szacunek, że tego żąda Opatrzność (...) lecz po prostu dlatego, że postępować w duchu dobrego opiekuństwa jest czcigodne, a postępować wedle motywacji przeciwnej - haniebnie”.
Przykłady:
Są sytuacje, w których lepiej będzie kłamać, kraść, uderzyć, a nawet kogoś zabić. I to będzie dobre - w tej i tylko w tej konkretnej sytuacji. Gdy np. zabijemy napastnika, który chciał nas zabić. Lub ukradniemy jedzenie lub picie dla umierających z głodu lub pragnienia dzieci. Lub damy klapsa bardzo niegrzecznemu dziecku. Lub nie oddamy pożyczonych od sąsiada pieniędzy wtedy, gdy wiemy, że będąc alkoholikiem przepije je i - jak zawsze w takich okolicznościach - będzie się awanturował i stosował przemoc domową w stosunku do swojej rodziny. Wtedy też może go okłamiemy, mówiąc, że nie mamy pieniędzy (choć w rzeczywistości mieć je będziemy). Nie oddamy rewolweru przyjacielowi wtedy, gdy przyjdzie po odbiór swojej własności będąc w stanie depresji i mając myśli samobójcze. W pewnych sytuacjach zataimy prawdę o stanie zdrowia pacjenta, gdy jeszcze nie będzie gotów jej udźwignąć. Innym razem koniecznie musimy powiedzieć pacjentowi całą prawdę. Czasem - jako fizjoterapeuci - udamy, że stosujemy zalecany przez lekarza zabieg, w sytuacji, w której byłby on dla pacjenta nie do zniesienia. Winniśmy zawsze postępować dobrze i właściwie nawet wtedy, gdy to się nam nie opłaca, np. finansowo.
Wartość życia
Kotarbiński nakazywał kierować się trzeźwym, życiowym pragmatyzmem z jednej, racjonalizmem z drugiej strony, a uczuciami z trzeciej strony. Wszystkie te trzy elementy są równie ważne. Najlepszym przykładem jest stosunek do zwierząt. Jedne zwierzęta musimy jeść, inne z kolei jesteśmy zmuszeni zabijać po to, aby samemu móc przeżyć. Ale żadnego z tych zwierząt nie można dręczyć ani sprawiać mu bólu ponad to, co jest w danej sytuacji bezwzględnie konieczne. W przeciwnym razie mamy do czynienia z okrucieństwem. „Gdy trzeba zabić cielę dla zaspokojenia głodu - zabijmy je, gdy trzeba wytępić szczury roznoszące zarazę - wyniszczmy je do szczętu, lecz miejmy sobie za przestępstwo przedłużać agonię zabijanego zwierzęcia o pół minuty”.
Nasze miłosierne reakcje w stosunku do zwierząt są stosunkowo proste, niemal mechaniczne. Gdy mamy do czynienia ze zwierzęciem w beznadziejnym stanie, (chorym na raka, potrąconym przez samochód), to na ogół „dobrze wiemy”, co mamy robić i jak możemy temu nieszczęsnemu zwierzęciu pomóc. Podpowiada nam to elementarna wiedza etyczna, ten specyficzny głos, który przemawia do nas szeptem - sumienie. Zanosimy wówczas cierpiące zwierzę do weterynarza i z ulgą i zrozumieniem zgadzamy się na jego uśpienie. Przepełnieni smutkiem i żalem wracamy do domu z pustymi rękoma, ale jednak z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Bo jak zauważa Kotarbiński, w tak skonstruowanej sytuacji „(...) życzliwość wymaga, by skrócić udrękę biednego stworzenia. I oto paradoks: cofamy się przed okazaniem człowiekowi takiego aktu życzliwości, na jaki zdobywamy się w stosunku do zwierzęcia”.
Zwierzęciu w takich warunkach litościwie pozwalamy „odejść z tego świata” (a czasem nawet czynnie mu w tym pomagamy), człowiekowi zaś zdecydowanie nie. Gdy zaczynamy mówić o sensie życia, umieraniu i śmierci ludzi, sytuacja zmienia się w sposób diametralny. Automatycznie włączają się długie szeregi etycznych argumentacji i wyjaśnienia uzasadniające zakaz pomocy w eutanazji i w samobójstwie. Nawet wtedy, gdy dany człowiek dotkliwie cierpi, obarczony jest bólem nie do zniesienia i żarliwie prosi nas o prawo do śmierci. Cierpiącemu zwierzęciu niechętnie, ale jednak litościwie pomożemy rozstać się z życiem. Cierpiącemu zwierzęciu tak, ale cierpiącemu człowiekowi nie.
Według Kotarbińskiego życie ludzkie nie ma wartości absolutnej, ani tym bardziej nie jest „święte”. Ma wartość tylko wtedy, kiedy ma jednocześnie i sens. Czasem warto (i należy) to życie chronić za wszelką cenę, a czasem godnym pochwały (dobrym, mądrym, szlachetnym) będzie narażać je na śmierć lub nawet z tego życia dobrowolnie zrezygnować.
Przykłady:
Matka opiekująca się swoimi malutkimi dziećmi musi chronić swe życie - dla nich. Żołnierz, który w obronie swego życia chowa się, nie walczy, ucieka, dezerteruje. Janusz Korczak, który nie zostawił samych dzieci będących pod jego opieką (a mógł to zrobić) lecz zdecydował się zginąć razem z nimi. Ratownik GOPR narażający swe życie dla odnalezienia nieznanego mu człowieka lub słabo pływający przypadkowy przechodzeń rzucający się do lodowatej rzeki na ratunek tonącego, choć obaj mogą zginąć. Konspirator w okupowanej Polsce będący w posiadaniu ważnych informacji, po wpadnięciu w ręce gestapo - połyka truciznę. Żołnierz wzięty do niewoli i torturowany - odbiera sobie życie, choć jest młody i pragnąłby żyć - w innych okolicznościach. Starzec, będący w ostatniej fazie beznadziejnej choroby ogromnym wysiłkiem utrzymujący się przy życiu, by doczekać urodzin wnuka. Młody człowiek, który dotkliwie cierpiąc (depresja lub niedawna amputacja kończyn), prosi, by pomóc odebrać mu życie.
Za każdym razem decyzje o tym, czy dane życie ma sens czy też nie podejmuje sam zainteresowany, a my - jako jego opiekunowie (rodzina, lekarz, fizjoterapeuta) - możemy mu w tym współczująco towarzyszyć. Szczególnie dotkliwe są trudne do zniesienia cierpienia fizyczne i duchowe (np. strata bardzo bliskiej osoby, z którą się żyło przez całe życie), które powodują, że niektórzy ludzie tracą poczucie sensu życia i pragną z niego zrezygnować. Zwłaszcza, gdy są beznadziejnie chorzy i bardzo cierpią. W takiej sytuacji Kotarbiński proponuje, aby im w tym pomóc. Nie dla dobra rodziny lub społeczeństwa, którym by się to opłacało, ale dla dobra tego cierpiącego człowieka, tylko i wyłącznie wtedy, gdy on sobie tego życzy i o to uporczywie prosi. Innymi słowy polski filozof postulował dopuszczalność eutanazji i pomocy w samobójstwie (samobójstwie wspomaganym, asyście przy samobójstwie).
T. Kotarbiński na konferencji naukowej poświęconej ludziom starym, sam mając już ponad osiemdziesiąt lat, powiedział: „A bywa częstokroć tak, że dla dobra osobnika znajdującego się w fazie agonalnej, byłoby postępowaniem rozumnym, gdyby opieka lekarska stosowała środki uśmierzające nawet w przypadkach, kiedy ich zastosowanie stwarzałoby ryzyko zgonu wcześniejszego niż zgon zagrażający bez zastosowania tych środków. Nie pozwólmy wojnie ani represjom prawa karnego wyprzedzać czynności społeczne opiekuńczych w dziele oszczędzania zbędnych cierpień fizycznych ludziom nieuleczalnie chorym, dla których życie stało się udręką. Trzeba wreszcie pomyśleć poważnie o dojrzewającym w skali światowej i w rozmiarach coraz bardziej masowych problemie eutanazji opiekuńczej, zwłaszcza w odniesieniu do starców chorych nieuleczalnie i wiodących życie wśród cierpień fizycznych w okresie przedzgonnym”.
Filozof ten pragnął, aby eutanazja traktowana była jako dobry uczynek, litościwy akt miłosierdzia, będącego w gestii mądrego, opiekuńczego, spolegliwego społeczeństwa. Za jeden z najważniejszych argumentów przemawiających za odejściem z życia Kotarbiński przyjmował cierpienie fizyczne i psychiczne. Dlatego jego zgoda na eutanazję i samobójstwo nie jest dawana in blanco, ale jest warunkowa. Polski filozof rezerwował ją na sytuacje wyjątkowe, sytuacje, w których śmierć jawi się jako lepsze i bardziej racjonalne rozwiązanie, niż upokarzające i odzierające z resztek godności życie. Głęboko w intencje omawianego myśliciela wniknął pewien lekarz-filozof. Napisał on tak: „Tadeusz Kotarbiński żądał od lekarzy, by byli przyjaciółmi człowieka, w każdej sytuacji życia, nie pozwalali mu cierpieć, a pomagali umrzeć, kiedy życie będzie dobiegało kresu i zbrzydnie. Lekarze nie pomagają jednak umrzeć nikomu, ale przedłużają każde życie noworodka z ciężkimi wadami rozwojowymi i życie cierpiącego starca, który ich błaga o śmierć. Nie ma szans na to, by lekarze zmienili tę swoją fundamentalną zasadę moralną, ale czyniąc tak jak zawsze czynią nie zawsze są pewni, czy czynią dobrze”.
T. Kotarbiński wychodząc naprzeciw rosnącemu zapotrzebowaniu nie tylko na refleksję filozoficzną (w szczególności etyczną), ale i konieczności dostarczenia rozwiązań możliwych do zastosowania w praktyce, zaproponował coś, na co nie odważyłby się chyba żaden inny filozof w tamtym czasie. Postulował, aby zapewniono profesjonalną pomoc medyczną, prawną i społeczną wszystkim tym osobom, którzy zechcą rozstać się z życiem. Zwłaszcza w sytuacji, gdy z różnych powodów osoby te same zrobić tego nie są w stanie. Zaznaczam - pomoc osobom już umierającym w szpitalach i bardzo cierpiącym, a nie takim (którym Kotarbiński również poświęcał wiele refleksji), którym z pozamedycznych powodów żyć się nie chce. Kotarbiński napisał: „(…) jest rzeczą postępowego humanitarnego prawodawstwa przewidzieć, dopuścić, prawnie zorganizować akty dobrowolnego kończenia własnego żywota, gdy ktoś już będzie miał go dosyć. Higiena, lecznictwo i znawstwo środków uśmierzających mogą niezmiernie wiele uczynić dla uwolnienia procesów zanikowych od znamiennych dla nich dziś pospolicie rodzajów udręki, a ulepszenie stosunków międzyludzkich potrafiłoby usunąć wiele powodów ciężkich utrapień moralnych, których nie szczędzi na ogół życie osobom dość długo żyjącym”.
Współczesna filozofka Maria Szyszkowska wyraziła kiedyś publicznie szczególnego rodzaju wątpliwość: „Nie wiem, dlaczego ten, kto z jakichś powodów postanawia nie żyć, ma się np. rzucać pod pociąg, zamiast zakończyć życie w określonym miejscu i dniu, w komfortowych warunkach i bezboleśnie”. Kotarbiński, który był zarówno zwolennikiem eutanazji, jak i samobójstwa oraz szeroko pojętej pomocy przy nim, napisał: „Nie tylko nie przeszkadzać bezwzględnie i wszelkimi sposobami osobom, które po rozumnym namyśle chcą przyśpieszyć koniec własnego bytu i wyzwolić się z nieuchronnej udręki, lecz przeciwnie, okazać im w tej mierze życzliwą pomoc prawną i techniczną. Niechże uczy nas wszystkich medycyna, jak to robić, a pono można to robić nie tylko bez męczarni, lecz nawet z poczuciem euforii”.
W zakończeniu można pokusić się o następujące konkluzje. Sens życia ludzkiego jest czymś bardzo ulotnym, trudno uchwytnym, nieustannie na nowo definiowanym. Sensownym może być bowiem życie osoby nadzwyczaj ubogiej, cierpiącej i obłożnie chorej, niepełnosprawnej, a nawet umierającej. I odwrotnie - bezsensownym życie osoby zdrowej jak rydz, nadzwyczaj sprawnej (fizycznie i umysłowo) i wysportowanej, posiadającej dobra materialne w nielimitowanej ilości, lecz z jakiegoś powodu uznającej swe istnienie za zbędne. Może być tak, że osoba całkowicie sparaliżowana będzie wykazywała silną wolę trwania przy życiu i powinniśmy ją w tym wspierać z całych sił. Zdarza się jednak i tak, że niektóre osoby nie będąc przez nikogo do tego przymuszanym (a jeżeli już, to przez okoliczności losu), przykładają własną rękę do tego, by skrócić swoje (ich zdaniem bezwartościowe) życie. Spróbujmy to zrozumieć, zwłaszcza gdy sens życia straciły stając się osobami niepełnosprawnymi.
M. Przełęcki, Co zawdzięczam Tadeuszowi Kotarbińskiemu, (w:) M. Przełęcki, O rozumności i dobroci. Propozycje i morały, Wydawnictwo Naukowe Semper, Warszawa 2002, s. 115.
T. Kotarbiński, Znaczenie racjonalizacji jako środka zbliżenia kultur odrębnych, (w:) T. Kotarbiński, Studia z zakresu filozofii, etyki i nauk społecznych, Zakład Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo, Wrocław 1970, s. 147.
T. Kotarbiński, Zasady etyki niezależnej, (w:), Studia z zakresu filozofii, etyki i nauk społecznych, op. cit., s. 199.
T. Kotarbiński, O tak zwanej miłości bliźniego, (w:) T. Kotarbiński, Drogi dociekań własnych. Fragmenty filozoficzne, PWN, Warszawa 1986, s. 320.
T. Kotarbiński, Problemy eutanazji, (w:) T. Kotarbiński, Myśli o ludziach i ludzkich sprawach, pod red. J. Kotarbińskiej, PAN, Ossolineum, Wrocław 1986, s. 232.
T. Kotarbiński, Potrzeby ludzi starych w końcowym okresie życia, (w:) T. Kotarbiński, Myśli o ludziach i ludzkich sprawach, op. cit., s. 177.
T. Kielanowski, Od samobójstwa do samozagłady, „Człowiek i Światopogląd”, nr 201, 1982, s. 8.
T. Kotarbiński, Krótkość życia, (w:) T. Kotarbiński, Medytacje o życiu godziwym, wyd. IV, Wiedza Powszechna, Warszawa 1985, s. 78.
K. Surmiak-Domańska, Filozofka w przedziale skinów, „Gazeta Wyborcza”, dodatek „Duży Format”, 13 czerwca 2005, s. 4.
T. Kotarbiński, Być albo nie być, (w:) T. Kotarbiński, Medytacje o życiu godziwym, op. cit., s. 82.