Ballada o trzeźwym diable
Pod wieczór dobrze było, gdy na polu pełnym wzgórz a G a
Z Diabłem się spotkał dobry Pan i jego Anioł Stróż C G C E
Diabeł był zdrowy jak ten rydz, po prostu Czart na schwał a G a
Anioł zalany w drobny mak na nogach ledwo stał a G a
U, u, na nogach ledwo stał G a
Chłop, gdy usłyszał boski głos, poprosił ich na stronę
I poczęstował z flachy wprost wybornym samogonem
Pociągnął zdrowo Anioł Stróż i flachę Panu dał
A Czart do gardła nie lał nic, a Czart się tylko śmiał
U, u, a Czart się tylko śmiał
Ksiądz Proboszcz, który wracał z mszy prywatnym samochodem
Zaprosił na plebanię i ugościł starym miodem
Pociągnął zdrowo Anioł Stróż i flachę Panu dał
A Czart do gardła nie lał nic, a Czart się tylko śmiał
U, u, a Czart się tylko śmiał
Robotnik, co z roboty szedł przez drogi asfaltowe
Wyciągnął z torby chleba pół i tyleż wyborowej
Pociągnął zdrowo Anioł Stróż i flachę Panu dał
A Czart do gardła nie brał nic, a Czart się tylko śmiał
U, u, a Czart się tylko śmiał
Minister wyznań witał się z Panem jak z własnym bratem
A potem piękny toast wzniósł wytwornym araratem
Pociągnął zdrowo Anioł Stróż i flachę Panu dał
A Czart do gardła nie brał nic, a Czart się tylko śmiał
U, u, a Czart się tylko śmiał
A rano, gdy ich dopadł kac w przydrożnym wiejskim rowie
Anioł do Pana rzecze tak: Mój dobry Boże, powiedz
Czy Diabeł sobie wszył, czy co, że trzeźwy musi być
Pan odpowiedział: Spójrz na kraj: Czart już nie musi pić!
U, u, Czart już nie musi pić
On już już nie musi pić G a
Nie musi pić G a