Nadzieja umiera ostatnia
Rozmawia Izabela Górnicka-Zdziech
2009-03-27 10:15
Początek formularza
Poleć ten artykuł
Dół formularza
Życie nas pochłania, zajmuje, porywa. Itak biegniemy za nim bez wytchnienia. Zatrzymujemy się dopiero wchwili śmierci bliskiej osoby. Gdy nasza rozpacz zamienia się wsmutek, pojmujemy, że mimo wszystko musimy iść dalej.
◗ Podczas przygotowań do naszego spotkania zastanawiałam się, jak podjąć temat śmierci, który mnie samą paraliżuje. Czy dla Pani rozmowa oodchodzeniu jest trudna?
Eleni: Nie.
◗ Auważa Pani, że potrzebna?
E.: Powinniśmy rozmawiać oodchodzeniu jak najczęściej, właśnie dlatego że ludzie tak bardzo boją się śmierci. Rozmowa pomaga przetrwać trudne życiowe momenty, gdy dotyka nas tragedia rozstania ztymi, których kochamy. Wkażdym drzemie lęk przed tym, że utraci kogoś bliskiego. Trudno nam tak po ludzku się ztym pogodzić. Czujemy nieutulony żal. Bardzo tęsknimy, atęsknota często człowieka osłabia. Nagłe odejście nas zaskakuje, nie jesteśmy na nie gotowi. Im więcej więc będziemy otym rozmawiać, tym lepiej będziemy przygotowani isilniejsi.
◗ Seneka powiedział „Przez całe życie trzeba uczyć się umierać”. Chyba taką nauką jest dla nas samych śmierć naszych bliskich.
E.: Pierwszy raz zetknęłam się zodejściem bliskiej osoby, gdy kończyłam szkołę podstawową. Wtedy umarła moja babcia. Bardzo to przeżyłam. Babcia była ukochaną osobą wrodzinie. Pomagała rodzicom, opiekowała się mną, moimi siostrami ibraćmi, wychowywała nas. Pamiętam, jak opowiadała nam bajki. Zawsze miała czas dla swoich wnuków. Chwile spędzone zbabcią wspominam jako najpiękniejsze. W1990 roku umarł na zawał nasz tata. To także było trudne, choć miał 80 lat ikażdy uważał, że dobrze przeżył swoje życie. Był szczęśliwy widząc, że jego dzieci dorosły, pożeniły się, powychodziły za mąż, miały własne dzieci. Jednak zawsze się myśli, że ukochana osoba mogłaby wciąż żyć. Przecież ojciec był wpełni sił iczuł się dobrze. Po nim zmarła moja mama. Rodzice byli ze sobą mocno związani. Myślę, że to tęsknota mamy za tatą spowodowała, że zgasła zaledwie 2 lata po jego śmierci. Wtedy uważaliśmy, że doszła co prawda do pięknego wieku, 77 lat, ale mogła jeszcze żyć. Początkowo znowu trudno nam było się ztym pogodzić, dopiero zperspektywy czasu ja imoje rodzeństwo uznaliśmy, że rodzice odeszli wspokoju. W1994 roku nastąpiła śmierć mojej córki, która była dla mnie imojego męża zupełnym zaskoczeniem.
◗ To jedno ztakich zdarzeń, na jakie przygotować się nie da?
E.: Tak, ale śmierć mojej babci, apotem rodziców spowodowała, że nasza rodzina stała się silniejsza. Przeżyliśmy te odejścia isię wzmocniliśmy. Dlatego, mimo cierpienia iżalu, byliśmy wstanie sprostać tragicznej śmierci mojej córki. Wtakiej chwili człowiek bardzo głęboko wchodzi wgłąb siebie izastanawia się nad sensem życia. Zadaje sobie pytanie, co jest najważniejsze. Zmienia się jego hierarchia wartości. Nagle postrzega otaczających ludzi iwszystkie problemy winnej perspektywie, według której, rodząc się, musimy wiedzieć, że umrzemy. Wraz ze śmiercią Afrodytki wszystko się zawaliło, runął cały świat, wszelkie marzenia ioczekiwania związane zcórką. Sens życia zniknął zdnia na dzień…
◗ Czy coś pozostało?
E.: Tak, fundament - miłość iwiara, które pomogły życie odbudować na nowo. To nie znaczy, że człowiek zapomina. Do końca naszych dni pozostanie nieutulone cierpienie ipoczucie straty, ale są one już inne - to bardziej tęsknota za własnym dzieckiem, którego nie ma fizycznie, ajest duchowo.
◗ Wtakim tragicznym momencie, jaki Państwo przeżyli, nie rodzi się uczucie, że chciałoby się życie zatrzymać, abyśmy nie musieli już iść dalej?
E.: Ono się zatrzymuje… Przez pierwsze miesiące, rok, dwa wciąż trwa okres żałoby. To trudny czas, gdy człowiek trwa winnej rzeczywistości. Dzieje się tak nie tylko wmomencie śmierci najbliższych. Rok po śmierci Afrodytki zmarł mój 58-letni szwagier, mąż najstarszej siostry. Dla rodziny była to kolejna tragedia. Wmłodym wieku odchodzili też moi przyjaciele. Wnaszej codzienności wciąż stykamy się ze śmiercią. Słyszymy oniej. Jest tuż obok, tak nierozerwalnie związana zżyciem. Nie wiemy, co czeka nas inaszą rodzinę wnajbliższej nawet przyszłości.
◗ Jednak czy myślenie otym nie prowadzi do życia wlęku, że oto wkażdej chwili może się wydarzyć coś złego?
E.: Chodzi oto, by przyjąć do wiadomości, że nikomu życie nie jest ofiarowane na zawsze, że ma swój niewiadomy kres idlatego powinno się codziennie dziękować Panu Bogu za kolejny darowany dzień.
◗ Co czuła Pani następnego dnia po śmierci córki? Złość czy rozpacz?
E.: Ludzie często oto pytają. Nie było we mnie złości. Od początku wiedziałam, że zdarzyła się tragedia dwóch rodzin: naszej ichłopaka, który to zrobił. Jego rodzice też się nie spodziewali takiego dramatu. Pochodził zdobrego, spokojnego domu. Podsumowywałam iszukałam przyczyn, dlaczego do tego doszło, gdzie my, dorośli, popełniliśmy błąd, czego nie zauważyliśmy. Co zrobiły nasze dzieci, że doprowadziły do takiej tragedii. Jak to się stało, że nie wiedzieliśmy wszystkiego? Starałam się nie obwiniać do końca chłopaka Afrodytki, pomimo jego złego czynu, ale dojść, co spowodowało, że to zrobił.
◗ Czy sądzi Pani, że wkażdym człowieku śmierć bliskich wyzwala inne emocje?
E.: Każdy reaguje inaczej. Wiele zależy od tego, co się wyniosło zdomu rodzinnego. Jeśli fundamenty zbudowane wdzieciństwie nie były trwałe, człowiek zaczyna nienawidzić, dążyć do ukarania sprawcy, zatrzymuje się raz na zawsze wprzeszłości. To często prowadzi do dalszego rozpadu rodziny, wzajemnego obwiniania, kolejnych dramatów, bo taka osoba ginie za życia, sama się niszczy, ku rozpaczy bliskich. Jeśli fundamenty były mocne, człowiek wybacza igodzi się zlosem. Ważne, czy odejście najbliższych jest skutkiem długoletniej choroby, nagłego wypadku czy zbrodni. Niby wkażdym przypadku koniec jest ten sam, ale nasze przygotowanie - inne. Wchorobie człowiek wie, że czyjś czas się kończy, ale zdrugiej strony zawsze ma nadzieję, że stanie się cud, coś się odmieni, bliska osoba zwalczy problem. Nadzieja umiera ostatnia. Rodzina jest przygotowana na różne ewentualności, nie dopuszczając jednocześnie myśli, że ostatecznie ktoś odejdzie. Niespodziewana śmierć młodej osoby na skutek wypadku rodzi tysiące pytań, na które nie ma odpowiedzi. Jeszcze trudniej jest wprzypadku dzieci. Nie mieści nam się wgłowie, dlaczego dochodzi do ich niepotrzebnych śmierci. Buntujemy się przeciw nim. Pogodzenie się ze śmiercią kogoś nam drogiego ujednych trwa dłużej, inni do końca nie potrafią się ztym uporać, nawet jeśli chcą, ale wtedy jest im bardzo ciężko. Tak naprawdę nie da się żyć do końca normalnie, ale trzeba żyć.
◗ Wchwili tragedii chyba trudno jest te słowa przekuć wczyny?
E.: Zdaję sobie sprawę, że mówię teraz rzeczy, które dla kogoś, kto stracił niedawno bliską osobę, są nie do przyjęcia. Rozumiem to. Nie pocieszam, że wszystko będzie dobrze, bo na początku nie będzie. Mówię prawdę. Potrzeba czasu. Minęło już 14 lat od utraty córki iteraz mogę powiedzieć, że te lata pozwoliły ranie się zabliźnić. Często proszą mnie oradę ludzie, którym śmierć zabrała bliskich. Opowiadam im wtedy, że nic nie zmieni tego, że pierwsze lata po takim zdarzeniu są wyrwane zżycia, jakby ich nigdy nie było. Niewiele ztego okresu pamiętam, działałam mechanicznie, jedną połową byłam na ziemi, adrugą - wniebie. Był to złożony proces godzenia się ztym, co zaszło, inauczenia się, że Afrodytki nie ma fizycznie, ajest duchowo. Nie można dać się bólowi wchłonąć, lecz należy mieć świadomość, że dalej trwamy. Inaczej co - odebrać sobie życie? Nie oto przecież chodzi.
◗ Czy płacz wtedy pogrąża człowieka wjeszcze większym smutku?
E.: Trzeba to wypłakać. Człowiek nie powinien się przed tym wzbraniać, ale dać sobie prawo do łez. Ja starałam się nie robić tego przy ludziach, próbowałam wtedy być silna. Płakałam wdomu, kiedy przesiadywałam wpokoju córki, oglądałam zdjęcia. Ludzie pytali, jak mogę patrzeć na jej fotografie ustawione wróżnych miejscach. Dziwili się, twierdząc, że oni by je schowali. Aja muszę je mieć na wierzchu. Dzięki temu córka jest obok. Dla mnie to także rodzaj terapii, podobnie jak płacz.
◗ Trzyma Pani nadal rzeczy córki, wchodzi Pani do jej pokoju?
E.: Tak, mam wszystkie jej ciuszki. Od czasu do czasu je piorę, przecież się kurzą. Jej pokój pozostał bez zmian - zachowałam zeszyty, książki ze szkoły, jej rysunki iobrazki. Czasem robię porządki, siadam, przeglądam zdjęcia, niekiedy płaczę albo się śmieję do swoich wspomnień. Zkażdej podróży, trasy koncertowej przywożę jej upominek istawiam wjej pokoju. Zawsze szukam rzeczy, które Afrodytka lubiła. Wten sposób ona nadal jest…
◗ Rzeczy córki zostaną na zawsze wtym pokoju?
E.: Tak, na pewno nigdy się ich nie pozbędę.
◗ Przestała Pani rozmawiać odzieciach po swojej tragedii?
E.: Nie, ale kiedy spotykałam się jak dawniej zprzyjaciółkami, one starały się unikać tego tematu, choć nie zabraniałam im mówić odzieciach. Nie dało się przed tym uciec, bo życie toczy się dalej. Musiałam przeżyć zetknięcie się zrzeczywistością, gdy koleżanki opowiadały oswoich dzieciach, by stać się silniejszą, przełamać ból. Wychodziłam na ulicę iwidziałam Afrodytkę wszędzie, wosobach jej rówieśników. Potrzebowałam się ztym zmierzyć, aprzez to - wzmocnić. To pomaga. Nawet jeśli człowieka boli, to musi przejść tę drogę. Nie ma innej. Zczasem się przywyka. Pewnie, że są momenty, wktórych wszystko wraca, choćby zakończenie roku szkolnego, gdy się zawsze rozczulam. Takie chwile będą nam towarzyszyć do końca życia. Nie możemy ich odrzucić. Czasem jestem wkościele ibez żadnej przyczyny chce mi się płakać.
◗ Jak dźwigać każdego dnia krzyż straty ukochanej osoby? Skąd czerpać siłę, by dalej żyć?
E.: Zwiary ipogodzenia się zwolą Bożą, zwartości wyniesionych zdomu rodzinnego, jeśli takie są. Ja wyniosłam miłość do człowieka, która bardzo pomogła mi wdorosłym życiu. Siłę stanowią osoby najbliższe, wspierające nas każdego dnia - rodzina iprzyjaciele, którzy pokazali, że naprawdę nimi są. Po śmierci bliskiej osoby sens życia pozwala odnaleźć działanie, unikanie zamykania się wczterech ścianach domu. Bardzo dobrym lekarstwem jest praca - zawodowa icharytatywna, pomaganie innym. Ja odnalazłam sens życia imogę dziś powiedzieć zpełną odpowiedzialnością, że spotkanie zdrugim człowiekiem jest najlepszą terapią. Pomogło mi przebywanie wśród ludzi, uczestniczenie wuroczystościach religijnych, wspólnota wkościele, chór. Zkażdego spotkania człowiek wychodzi bogatszy odobrą energię. Siłą jest drugi człowiek. Nie rozumiem tych, którzy mówią, że nie mogą pomóc innym dzieciom, gdyż przypominają im ich własne, bezpowrotnie utracone. Kiedy idę do młodych ludzi, widzę wśród nich moją Afrodytkę. Rozmawiam znimi, myśląc, że może to, co im powiem, przyda się wich dorosłym życiu, pomoże wtrudnych sytuacjach, wproblemach podobnych do tych, jakie miała moja córka. Wspieranie drugiej osoby, często nie finansowe, ale psychiczne, pomaga nam samym. Trzeba przemóc wsobie strach ispróbować.
◗ Kiedy wdramatycznych okolicznościach odejdzie ukochana osoba, to już wszystko można znieść?
E.: Mnie ta tragedia wzmocniła ichyba już nic mnie wżyciu nie złamie, choć tego nigdy na pewno się nie wie. Natomiast jestem na tyle silna, że na pewno dam radę każdemu ciężarowi, jakikolwiek on będzie. Jestem świadoma tego, że może odejść ktoś zmojego rodzeństwa, bo posuwamy się wlatach, pojawiają się choroby. Pogodziłam się ztym. To trudne, ale zarazem naturalne.
◗ Czy po takiej tragedii człowiek wstydzi się radości? Umie się śmiać?
E.: Czułam coś takiego wpoczątkowych latach. Kiedy się roześmiałam, nadchodził moment, że smutniałam ipytałam się wmyślach: „Boże, przecież nie ma Afrodytki, co ona sobie omnie pomyśli?”. Zczasem zrozumiałam, że muszę starać się żyć normalnie, anie upajać się goryczą. Afrodytka jest ipewnie nie życzyłaby sobie mojego smutku. Niczego już nie mogę cofnąć, ażyć muszę. Dziś myślę, że śmiech nie jest wstydem, araczej naszym „być albo nie być”. Zapomnieć nie można, ale trzeba iść dalej. Nasi bliscy są wsercach, na zdjęciach, filmach wideo, nie zapomnimy ich. Jesteśmy znimi cały czas iprzy szczególnych okazjach: na cmentarzu, wczasie modlitwy. Dopóki onich myślimy, zawsze będą przy nas duchowo.
◗ Pani przebaczyła mordercy córki. Czy przebaczyć to znaczy zapomnieć?
E.: Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć, tylko wyzbyć się negatywnych emocji, które nas zabijają od wewnątrz. Mogę zrozumieć ludzi nieumiejących wybaczyć osobie, która pozbawiła życia kogoś zbliskich. Wiele zbrodni jest dokonywanych ze szczególną brutalnością. Każdy musi sam to przeżyć, poczuć idojść do tego, co jest dla niego najlepsze. Ja przebaczyłam iczuję się wolna wewnętrznie. Mam pokój wsercu. Dzielę się nim zludźmi. Jestem życzliwa nawet dla tych, którzy mnie czasem ranią. Nie umiem inaczej. Dzięki temu mogę dalej żyć ipracować. Potrzebowałam rozmowy zPiotrem, który pozbawił Afrodytkę życia. On też jej potrzebował. Po latach odsiadywania kary czuje skruchę. Ojego życiu zdecydowała sekunda. Był wtedy młodym, 20-letnim człowiekiem, miał życie przed sobą. Dziś jednak dalej ma wybór: podążyć drogą zła albo obrać lepszą. Ja mu pomogłam, przebaczając. Powiedziałam, że powinien się uczyć, by zdobyć zawód, ito robi. Oboje już nic nie zmienimy. Rodziny nadal cierpią, ale możemy zrobić coś dla siebie, by łatwiej nam było żyć ze świadomością, że on zamordował, amy straciliśmy dziecko. Potrzebujemy obustronnego przebaczenia, by na zawsze dźwigać ten ciężar.
◗ Czy pocieszanie przez bliskich pomagało Pani?
E.: Wolę pocieszać kogoś, niż być pocieszaną. To dla mnie źródło siły imocy, oto proszę wmodlitwach. Gdy moi przyjaciele po śmierci Afrodytki nie wiedzieli, jak się zachować, co zrobić ipowiedzieć, wychodziłam temu naprzeciw, żeby im ułatwić, by nie czuli się skrępowani. Musiało im być ciężko.
◗ Co można powiedzieć osobie, którą dotknęła taka tragedia?
E.: Czasem nic, trzeba po prostu przy niej być, wysłuchać. Nie da się do końca pocieszyć. Nie można dawać rad, jeśli się nie było wtakiej sytuacji. To ja, która to przeżyłam, mogę taką osobę pocieszyć, ponieważ nasza płaszczyzna rozmowy jest podobna. Wielu ludzi szukało pomocy iwsparcia wspotkaniu ze mną, wiedząc, że sama przeszłam tragedię. Potrzebują nadziei. Pytają, czy zawsze będą tak cierpieć, aja odpowiadam, że do końca naszych dni, choć zczasem cierpienie przyjmie inną formę. Nie pocieszam, raczej wspieram ipomagam dźwigać krzyż.
◗ Aco można zrobić dla tego, kto odszedł?
E.: Modlić się ospokój jego duszy, zamówić mszę. Pamiętać, by odwiedzać grób izapalać lampki, nie zapominać orocznicach: dacie urodzin iśmierci.
◗ Czy wspomnienia bliskiej osoby nie umykają zczasem?
E.: Wspomnienia rzeczywiście umykają, wiele rzeczy się zaciera, dlatego wpokoju Afrodytki przypominam sobie przeszłość. Kiedy zamykam oczy, niektórych chwil już nie mogę odtworzyć, włączam więc film wideo ipowraca do mnie córka taka jak dawniej.
◗ Myśli Pani otym, jaka dziś byłaby Pani córka?
E.: Nie da się tego uniknąć. Zastanawiam się, kim by była, co by robiła, czy skończyłaby studia artystyczne iprojektowała, rysowała, malowała, czy wyszłaby już za mąż imiała dzieci. Wkażdym roku myślę, wjakim punkcie życia byłaby moja córka. Pamiętam czas, jaki przypadłby na jej maturę, czas ukończenia studiów… Wiem, że wiele osób ma podobne odczucia po tragedii bliskich.
◗ Co zmienia wczłowieku taka tragedia?
E.: Uszlachetnia go, rozwija duchowo. Umnie spowodowała dążenie do prawdziwej miłości. Jeśli człowiek pogodzi się do końca zwolą Bożą, może jeszcze być szczęśliwy, odczuwać radość wsercu. Przez te 14 lat rozwinęłam się wewnętrznie, co mi pomogło wejść bardziej wsiebie, zdystansować się do problemów ispraw, podchodzić do nich ze spokojem. Staram się uspokajać innych itłumaczyć im, że emocje to zły doradca. Uświadamiam im prawdziwą skalę zdarzeń. Zawsze mam odnośnik do tragedii, jaka mnie spotkała. To coś, co pomaga człowiekowi zrozumieć, że każdy problem można lepiej czy gorzej rozwiązać. Poznałam właściwą hierarchię wartości, wktórej najważniejsze jest nasze życie tu iteraz, bycie dobrym iżyczliwym wobec innych. Nikt mi tego nie zburzy.
◗ Publiczność Pani pomagała, pisała listy, zapewniała oswojej życzliwości. Czy miało to wpływ na Pani powrót do śpiewania, nagrywania, anawet koncertów?
E.: Powrót nie był łatwy. Wczasie pierwszego koncertu pomagał mi ksiądz Arkadiusz Nowak. Repertuar był dostosowany do chwili, ajednak przy wielu piosenkach rozpłakałam się, nie wstydząc się tego. Ludzie widzieli, że jestem tylko iwyłącznie człowiekiem, matką, która straciła córkę. Chce dla nich śpiewać, ale emocje biorą górę. Przejście przez to mnie wzmocniło. Ludzie pięknie się zachowywali. Niekiedy wystarczyło, że mnie dotknęli, przytulili, powiedzieli, że byli isą ze mną iproszą, abym dalej śpiewała. Mówili „nasza Eleni”, starsze panie pozwoliły mi odczuć matczyną troskę. To mi dodawało sił. Publiczność przeżywała moją tragedię izawsze mi pomagała. Jestem jej za to wdzięczna. Przychodzą do mnie ludzie, którzy dopiero teraz mogą opowiedzieć, jak się wzwiązku ztym czuli, zwłaszcza kobiety, które miały wrażenie, że same straciły dziecko. Jestem wich życiu ważną osobą, kimś zrodziny, kto jeszcze na dodatek śpiewa. Więź między mną amoją publicznością jest niesamowita.
◗ Dzisiaj częściej pogrąża się Pani wrefleksji nad życiem czy nad śmiercią?
E.: To się przeplata, obie te sprawy nieodłącznie nam bowiem wżyciu towarzyszą.
◗ Bardzo dziękuję za rozmowę.
|
Eleni |
|
|
Rodzice Eleni, Perykles i Despina Milopulos i ich |
|
Afrodyta, córka Eleni |
|
|
To między innymi praca dała Eleni siłę i radość. |