Islamofaszyzm czy energofaszyzm?
Wizja powstającego wrogiego imperium w formie islamofaszyzmu używana jest zarówno w propagandzie neokonserwatystów-syjonistów w rządzie Busha, przez lobby Izraela, jak i przez ekstremistów izraelskich. Budowniczy wielkiego Izraela korzystają z faktu, że zaczyna się globalna walka o malejące zasoby energii, przybierająca formę zbrojnego energofaszyzmu, w ramach którego amerykańska maszyna wojenna staje się "globalną służbą ochrony złóż ropy naftowej i gazu ziemnego", a jednocześnie daje okazję do ekspansji Izraela kosztem Arabów.
Monolityczny kalifat
W miarę pogłębiania się katastrofy w Iraku neokonserwatyści podkreślają zagrożenie ze strony islamofaszyzmu, budowanego jakoby przez zwolenników Osamy bin Ladena w formie monolitycznego kalifatu, rządzonego metodami talibów z Afganistanu, na terenach muzułmańskich od Gibraltaru do Indonezji. Kalifat ten, według Busha, będzie "wrogiem wszelkiej wolności politycznej i religijnej". Samobójczy terroryzm jest bronią słabych i upokorzonych, natomiast tak zwany energofaszyzm to walka zbrojna USA o kontrolę malejących zasobów energetycznych na świecie. Ilustruje to dzisiejsza pacyfikcja Iraku. W wypadku Polski próbką energofaszyzmu rosyjskiego jest uzależnianie od dostaw paliwa z Rosji takich państw, jak Ukraina, Białoruś i Gruzja. Zagraża to też innym państwom. Wcześniej czy później konsumenci paliwa mogą znaleźć się pod stałą kontrolą państwa, żeby nie zużywali więcej paliwa niż narzucone im przydziały i nie handlowali benzyną na czarnym rynku.
Nietrudno sobie wyobrazić powstawanie energofaszyzmu wobec stosowania amerykańskiej maszyny wojennej do światowego nadzoru paliwa oraz do ochrony zamorskich źródeł paliwa, rurociągów etc. Widmo Rosji jako superpotęgi energetycznej jest dobrze znane w Europie. Natomiast proces zabezpieczania sobie przez USA zasobów energii w formie ropy naftowej, gazu ziemnego i uranu w Afryce i Ameryce Łacińskiej, na Bliskim Wschodzie i w Azji jest już od dawna w toku. W imię "żywotnych potrzeb narodowych" w XX wieku powstał faszyzm. Podobnie dzieje się obecnie. Interwencje wojskowe, stałe zmiany reżimów w zdominowanych krajach, szerzenie się korupcji i ucisk ludności, której stopa życiowa stale spada, mimo że jej kraj jest bogaty w zasoby paliwa. Wzrastający nadzór nad ludnością jest przewidywany w miarę rozpowszechniania się elektrowni nuklearnych i związanej z nimi możliwości budowania broni nuklearnych.
W latach 1955-2005 dzienne zapotrzebowanie na płynne paliwo na świecie wzrosło z 15 milionów standardowych baryłek do 82 milionów, czyli o 450 procent. Na razie produkcja dotrzymywała kroku, ale przy rozwoju gospodarczym Chin, Indii i innych krajów trzeciego świata trudno się spodziewać, żeby produkcja paliwa nadążała za popytem. Eksperci uważają, że w latach 2010-2015 wydobycie ropy naftowej osiągnie szczyt i potem zacznie maleć. Spowoduje to poważny brak płynnego paliwa na skalę światową. Zasoby węgla są prawdopodobnie wystarczające do połowy XXI wieku, ale węgiel przyczynia się do ocieplania atmosfery ziemskiej, co z kolei może ciężko uszkodzić środowisko. Gazu ziemnego i uranu wystarczy na kilkadziesiąt lat dłużej niż ropy naftowej. Oba te paliwa w końcu zostaną wyczerpane.
Zastosowanie uranu do produkcji elektryczności, a następnie plutonu grozi na dalszą metę rozpowszechnieniem broni nuklearnych i związanym z tym zagrożeniem. To z kolei będzie uzasadniać potrzebę zaostrzenia nadzoru państwowego w USA, Chinach, Japonii i Unii Europejskiej. Dziś już jest oczywiste, że wolny rynek nie jest w stanie przez dłuższy czas rozwiązać spraw popytu i podaży paliwa na skalę światową. Typowy jest przykład delty rzeki Niger, gdzie ostatnio produkcja podupadła z powodu buntu mieszkańców narażonych na potworne zanieczyszczenie ich środowiska, podczas gdy nieproporcjonalnie małe dochody z produkcji osiągane przez obce firmy pozostają w stolicy. Lepiej wygląda sytuacja w Arabii Saudyjskiej pod protektoratem USA. Podobny układ jest stosowany wobec Ilhama Alijewa, prezydenta Azerbejdżanu.
"Wielka gra"
Przypomina to "wielką grę" z czasów otwartego kolonializmu w Azji, tym razem w formie energofaszystowskiego świata, w którym Pentagon jest komendą główną "globalnych służb bezpieczeństwa energii", które mają zabezpieczać zamorskie źródła energii i transport w formie rurociągów i okrętów, i dróg morskich, i lądowych. Mówił o tym prezydent Jimmy Carter już w 1980 roku i stworzył w tym celu Rapid Deployment Joint Task Force (RDJTF), które prezydent Ronald Reagan nazwał w 1983 roku Central Command (Centcom). Centcom nadzoruje Irak, Zatokę Perską, Afganistan i Róg Afryki oraz eksport ropy naftowej z tego regionu, którego najwrażliwszym miejscem jest cieśnina Hormuz.
Nowym dowódcą Centcomu jest admirał William Falton, były dowódca Pacomu (Pacific Command), którego nominacja zbiegła się z groźbą akcji zbrojnej Busha przeciw Iranowi z powodu pomagania ruchowi oporu w Iraku, jak też wzbogacania uranu na terenie Iranu. USA jako jedyna superpotęga na globie "przyjmuje na siebie odpowiedzialność za utrzymanie dostępu do źródeł energii wszędzie na świecie", a zwłaszcza w Zatoce Perskiej, regionie Morza Kaspijskiego, w Nigerii i całej zatoce Gwinei w zachodniej Afryce. Dzieje się to w ramach "szerzenia demokracji i walki przeciwko terroryzmowi", a opisane jest w opracowaniu CIA pod tytułem "Skutki dla bezpieczeństwa państwowego USA z powodu zależności od importu paliwa".
Morski transport paliwa ma największe znaczenie strategiczne dla USA, które zużywają jedną czwartą paliwa na świecie, a mają 5 procent ludności globu. Siły USA chronią drogi morskie prowadzące do Ameryki, Japonii i NATO. Drogi te są używane przez amerykańskie korporacje i siły zbrojne Pentagonu, które rocznie używają więcej paliwa niż na przykład cała Szwecja. Z działalności sił zbrojnych USA korzysta głównie gospodarka amerykańska. Wielkie korporacje korzystają kosztem narażania życia żołnierzy USA chroniących rurociągi i rafinerie, jak również kosztem nędzy biedoty krajów eksploatowanych, których środowisko jest rujnowane, bez kompensaty dla ich mieszkańców. Koszty tych kolosalnych operacji rosną. Przykładem jest pacyfikacja Iraku, napadniętego dla dobra Izraela, ale w dalszej perspektywie wielkiego źródła paliwa, drugiego co do wielkości po Arabii Saudyjskiej.
Michael T. Klare, profesor na Hampshire College, jest autorem książki "Krew i nafta: niebezpieczeństwa i skutki uzależnienia USA od stale rosnącego importu paliwa", w której przewiduje rosnące zagrożenie dostaw paliwa do USA i potrzebę poboru do wojska w celu podniesienia liczby żołnierzy potrzebnych do ochrony zagranicznych pól ropy naftowej, rurociągów, rafinerii i transportu morskiego. Według tego autora, światu zagraża bez porównania bardziej energofaszyzm niż islamofaszyzm wymyślony przez radykałów żydowskich, budowniczych wielkiego Izraela, o megalomańskich ambicjach zdobycia hegemonii od Nilu do Eufratu.
prof. Iwo Cyprian Pogonowski, Blacksburg, USA
2