Performerska Grupa Sędzia Główny
Tekst: Dorota Jarecka
2006-06-12, ostatnia aktualizacja 2006-06-05 00:00
One tak się dogadują, że nie wiadomo, która którą prowadzi. Pół świata i tak uważa, że to lesbijki. A to są bliźniaczki sztuki
Fot. Anna Bedyńska
Sędzia Główny - Aleksandra Kubiak i Karolina Wiktor
Fot. Archiwum grupy Sędzia Główny
'Rozdział X', festiwal Kontperformance, galeria Kont w Lublinie, 2003 r. Ola i Karolina od 2001 r. swoje akcje nazywają 'Rozdziałami'
Fot. Anna Bedyńska
Performance 'Lans', Warszawski Aktyw Artystów, 2005 r.
Fot. Agata Kaczuba
Performance w galerii Stara Winiarnia w Zielonej Górze, 2003 r.
Fot. Archiwum grupy Sędzia Główny
Performance Rozdział II, BWA w Zielonej Górze, 2002 r.
Fot. Marek Święch
Aleksandra Kubiak w performance 'Rozdział XX' w ramach akcji 'Święto kobiet' w Krakowie, 2004 r.
ZOBACZ TAKŻE
Barbie Girls - pierwszy polski lesbijski kabaret (27-10-09, 01:00)
Aleksandra Kubiak (lat 28) i Karolina Wiktor (lat 27). Grupa Sędzia Główny.
- Ludzie pytają nas o dwie rzeczy: po pierwsze, dlaczego taka nazwa, po drugie, dlaczego występujemy nago.
Pierwszy performance: 2001 rok, Uniwersytet Zielonogórski. W hallu budynku Wydziału Artystycznego są schody, które na pierwszym piętrze mają wspólny podest, potem rozdzielają się na dwa biegi i łączą znów na parterze. To była akcja spontaniczna. Zrobiły ją w chwili, kiedy przyszła im do głowy. Karolina i Ola położyły się obok siebie na podeście pierwszego piętra. Zaczęły się toczyć każda w swoją stronę. Spotkały się na dole poobijane i posiniaczone i znów się do siebie przytuliły.
Potem przez rok szukały dla siebie nazwy. Wreszcie w czasie weekendu u znajomych w Gubinie poszły na spacer i na nieczynnym poligonie zobaczyły tablicę z napisem 'Sędzia Główny'. Nie podobają im się nazwy typu Ładnie, Luxus, Fluxus, bo za bardzo się kojarzą ze sztuką. A Sędzia Główny jest przewrotna.
A nagość?
- To przełamanie tabu - mówi Karolina Wiktor, która pierwszy performance zrobiła na początku studiów na zajęciach u prof. Antoniego Zydronia w odpowiedzi na ćwiczenie 'Konstrukcja, destrukcja, przenikanie się form'. Weszła naga do wanny i przykryła się niebieską folią, a potem nagle zerwała z siebie tę folię. - Ja się wstydzę i Ola też się wstydzi. Ale jeśli chce się być uczciwym, to do pewnych performance trzeba się rozebrać.
Równy wkład cierpienia
Przyszły z różnych miejsc i różnych domów. Karolina jest z Konina. Przyjechała studiować do Zielonej Góry na Wydział Artystyczny, bo nie zdała do Poznania na akademię. Poszła na malarstwo. Po roku zdawała jeszcze raz do Poznania, znów bez skutku. Pojechała też na egzamin do ASP w Warszawie. Okazało się, że wpisowe to 250 zł, nie było jej stać. W domu maluje. Z doświadczeń artystycznych wymienia występy w teatrze szkolnym w liceum w Koninie oraz wizytę na dniach otwartych szkoły filmowej w Łodzi. Kiedy sprawdzili jej uzębienie i zapewnili, że będą się starać, by na Wydział Aktorski zdawały tylko ładne blondynki, bo polskie kino musi się odrodzić, nie wróciła na egzamin. - Poczułam, że nie chcę być klaczą - mówi.
Aleksandra Kubiak pochodzi z Olszyny w powiecie lubańskim na Śląsku. W tym niewielkim mieście mieszkają tata i babcia. Po liceum ekonomicznym poszła do Zielonej Góry na edukację artystyczną. Do tej pory jej babcia się martwi, kiedy Ola wreszcie zostanie nauczycielką wychowania plastycznego w szkole.
Jak tylko się spotkały, poczuły, że mają coś wspólnego. Pewnego wieczora zapaliły papierosy i zaczęły sobie opowiadać zmyśloną historię o wilkach i psach. I już się nie rozstały.
- Któregoś dnia - opowiadają o pomyśle na pierwszą wspólną akcję artystyczną, jeszcze przed spadaniem ze schodów - siedziałyśmy w mieszkaniu, które wynajmowałyśmy, i robiłyśmy spis rzeczy, które zrobimy ze swoimi ciałami po to, żeby się upodobnić do siebie. Np. Karolina ma większe piersi, więc ja powiększyłabym piersi - mówi Ola. - Niestety, ja byłabym nadal wyższa, więc zastanawiałyśmy się nad rozciągnięciem Karoliny. Poziom cierpienia włożony w tę prace miał być ten sam. Powstałyby dwie hybrydy.
- Chodziło o złamanie schematu indywidualizmu w sztuce. Artyści myślą: jesteśmy wyjątkowi, nasze pomysły są odkrywcze. A na drugim końcu globu ktoś może mieć taki sam pomysł, tylko ma większe pieniądze i zrobi to lepiej, i dzięki temu jest pierwszy - mówi Karolina. - Kiedy się poznałyśmy, spędzałyśmy ze sobą 24 godziny na dobę i mówiłyśmy: 'Jezus Maria, co się dzieje, poznałam osobę, która jest prawie że identyczna'. Cudem się odnalazłyśmy. Widzę w tym rolę kosmosu. To coś, co sprawiło, że jestem na świecie, sprawiło też, że jest Ola.
19 maja 2005 r., Racibórz. Na monumentalnym pomniku Matki Polki wyświetlają napis: 'Gdziekolwiek jesteś, jestem z tobą' - w wielu językach, drobnymi literami na czarnym tle jak w czołówce filmu 'Matrix'. A potem wychodzą w tłum i szepczą ludziom do ucha: 'Pamiętaj, zawsze będą przy tobie'. Ola niedawno przeżyła śmierć swoich bliskich.
- Performance to forma katharsis, doświadczenia, które dla wielu jest nieodkryte - dodaje Karolina. - Ludzie się boją przejść pewne granice, a przez całe życie szukają, by ktoś odczuł coś podobnego co oni. My przekraczamy te granice i mówimy o naszym związku, o związku z drugim człowiekiem.
Dlaczego odczuwają tak samo? Związały je podobne doświadczenia życiowe. Ale nie będą o tym mówić.
Siostry sztuki
2002 r., BWA Zielona Góra: stały nagie owinięte w plastikowe folie, każda zamknięta w przezroczystej tubie. Połączone rurą włożoną w usta oddychały tym samym powietrzem. Jak podają w biogramie, działanie 'zakończyło się akcją ratunkową podjętą przez widzów'.
2003 r., galeria Stara Winiarnia w Zielonej Górze: zawinęły się w liście kapusty i w wielkiego, specjalnie na tę okazję upieczonego hot doga, który leżał na rozciągniętej na podłodze polskiej fladze z amerykańskimi gwiazdami, i wystawiły się na sprzedaż.
W 2003 r. na festiwalu Kontperformance w galerii Kont w Lublinie weszły do plastikowej muszli na postumencie. Rurki zakończone igłami miały wbite w pośladki. Objęły się i zaczęły całować. Pomieszczenie wypełniało ultrafioletowe światło, migał stroboskop. Całość przypominała obraz Botticellego 'Narodziny Wenus'. Kiedy wychodziły z sali, całowały napotkanych po drodze ludzi.
W 2003 r. w Modelarni w Gdańsku rodziły jajko. Do portu we Władysławowie zawinął holenderski statek zwany 'kliniką aborcyjną', który Liga Polskich Rodzin chciała odegnać od brzegu. Kucnęły na barze z jajkiem w pochwie i w ustach. Po urodzeniu jajka wyjęły sobie jajka z ust i wsadziły do pochwy. Kiedy zostały zdjęte z baru, rozgniotły jajka i częstowały nimi publiczność.
W 2004 r. w Krakowie wzięły udział w akcji pod tytułem 'Święto kobiet', zrobiły performance w kawiarni. To znaczy zrobiła Ola, bo Karolina była chora na ospę. Ale Sędzia Główny nie robi sztuki obok życia, tylko z tego, co się właśnie w życiu zdarza. Powstał jeden z najpiękniejszych obrazów, jakie do tej pory w swoich akcjach stworzyły. Były to dwie nisze zakryte pleksi i wypełnione czerwonawym światłem. W jednej - projekcja filmu z Karoliną, która smaruje sobie maścią wykwity po ospie, w drugiej - Ola. Powtarza ruchy Karoliny. Wbija sobie w skórę igły zakończone kielichami kwiatów.
Z performerem Pawłem Kwaśniewskim poznały się w 2002 r. w BWA w Zielonej Górze. Paweł robi inny performance, używa rekwizytów, mówi do widzów, nawiązuje kontakt z publicznością. Paweł sprzedaje, a w chwilach hojności rozdaje centymetry kwadratowe swojej skóry, których wartość oblicza na podstawie posiadanych przez siebie aktywów dzielonych przez 10 tys. W styczniu 2006 r. występowali razem w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. Najpierw był performance Pawła, a potem spektakl 'Magnetyzm serca' według Aleksandra Fredry w reż. Grzegorza Jarzyny. Akcja Oli i Karoliny nazywała się 'Wirus'. Publiczność mogła im wydawać polecenia. Skończyło się na spięciu. Aktorzy już nie byli w stanie grać. Ktoś spędził performerki ze sceny.
- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił, jestem przeciw sztuce, która ingeruje w cudze życie - mówi Paweł Kwaśniewski. - Uważam, że uczestnictwa w sztuce nie można wymuszać. Ale podziwiam je. One są spójne, ale nie jak klocki lego, tylko jak okrąg buddyjski, symbol jin i jang. Mam brata bliźniaka i nigdy się z nim tak nie rozumiałem. A one tak się dogadują, że nie wiadomo, która którą prowadzi. Pół świata i tak uważa, że to lesbijki. A to są bliźniaczki sztuki.
- Kłócicie się? - pytam.
- Nie, bo my nie chodzimy ze sobą do łóżka.
Olka, dlaczego to robisz?
- Performance to jest coś takiego, czego nikt za ciebie nie zrobi - mówi Kwaśniewski. - Nie ma prób. Nie wiesz, co się zaraz stanie. Coś cię niesie. To jest praca na strasznie żywym mięsie fizycznym i psychicznym.
Wczesny performance Karoliny Wiktor (2001 r., festiwal Breaking News w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie): - Dowiedziałam się, że nie mogę zajść w ciążę. Miałam 20 lat i byłam załamana. Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, czy chcę mieć dziecko, ale nagle został mi odebrany wybór. Pomyślałam, że muszę zrobić pracę na ten temat, że cokolwiek innego powiem, będzie nieuczciwe. Weszłam do sali naga z misą ciasta. Ugniatałam ciasto klęcząc, dzieliłam na kawały i wkładałam do akwariów z krochmalem. Potem sama weszłam do takiego akwarium. Ciepły krochmal przypomina śluz kobiecy, jest podobnie klejący. Na ekranie było nagranie USG płodu, wszystko było zatopione w niebieskawym świetle. Po performance podeszła do mnie starsza kobieta i mnie przytuliła.
- Performance to jest impuls - mówi Ola - tak jak w złości. Żeby wyjść, stanąć przed ludźmi i coś im wykrzyczeć. To jest zadanie sztuki, żeby mówić o rzeczach, o których publicznie mówić jest ciężko.
Kiedyś w czasie performance położyła się w 140 kilogramach mięsa.
- W galerii było bardzo zimno - opowiada Ola. - Na początku wsunęłam stopę. Mięso było ciepłe, świeżo przywiezione z rzeźni. Okazało się, że jest mi dobrze, osiągam błogostan, stan wewnętrznej ciszy. Zobaczyłam, że jestem z tej samej materii, że też jestem mięsem. Karola zapytała mnie: 'Olka, dlaczego ty to robisz?'. Odpowiedziałam jej, że jestem cząstką wszechświata i ten wszechświat jest podobny do mnie. To było moje pierwsze drastyczne przeżycie w granicach masochizmu.
Kto się obnaża?
Przed swoimi pierwszymi akcjami bały się. Drżały im ręce i nogi. Dzisiaj bardziej się boją czy to, co robią, jest słuszne. W swych ostatnich ryzykownych akcjach wystawiają się na rozkazy przypadkowych osób. Pierwsza pokazana była w 2004 r. w Krakowie, druga w 2005 r. w TVP Kultura w programie 'Noc artystów', na żywo.
- W Polsce jest malkontenctwo - mówi Karolina. - Wszyscy na coś narzekają, opowiadają, co kto zrobił źle. Postanowiłyśmy zobaczyć, czy inni mogą za nas zrobić dobry performance.
W Krakowie stały zamknięte w windzie w galerii Bunkier Sztuki. Polecenia słyszały przez mikrofon. Rozkazy były brutalne: 'Uderzajcie się po twarzy', 'Liżcie podłogę'. Ale też: 'Pokaż życie motyla'. W telewizji przez ponad godzinę stały obok siebie w kusych strojach i czarnych perukach. Mężczyźni najczęściej chcieli, by się rozebrały, ale potem zawsze dzwoniła jakaś kobieta, która prosiła: 'Dziewczyny, ubierzcie się'.
- Człowiek, który wydaje rozkazy przez telefon, jest anonimowy i buduje sobie obraz władzy nad osobą, którą widzi na ekranie - mówi Karolina.
Gdzie jest granica, za k tórą by się nie posunęły w realizacji żądań?
- Nigdy nie zdeptałabym okularów - mówi Ola.
- Granicą jest dla mnie poniżenie - mówi Karolina.
Pytam, czy rozkaz 'zdejmij majteczki' to nie upokorzenie.
- Jeśli ktoś wydaje mi taki rozkaz, to sam się upokarza - mówi Karolina, która napisała pracę magisterską o pornografii.
- W ich sztuce - mówi Izabella Gustowska, prof. ASP w Poznaniu, która wykłada też w Zielonej Górze i u której Ola i Karolina w 2004 r. obroniły pierwszy na tej uczelni dyplom z performance - jest dużo popkultury. Obie są bardzo współczesne, o ostrym, odważnym wizerunku. A jednocześnie odwołują się do tego, co w człowieku pierwotne. Reagują na zew natury. Teraz planują performance w skansenie - przygotowanie do zamążpójścia. Folklor został spłaszczony przez oficjalną kulturę. A one przez rytuał sięgają do natury.
- Mamy być szykowane do ślubu, obmywane, odziewane - opowiada Karolina. - Nagramy to na wideo. Chcemy, by ludowy rzeźbiarz zrobił nam sarkofagi w kształcie fallusa na wzór słowiańskich wyobrażeń boga Peruna. Na wernisażu będzie film, a my wyjdziemy z sarkofagów. Wolne.
- O czym jest ich sztuka? - pytam Wojciecha Kozłowskiego, szefa galerii BWA w Zielonej Górze, który pierwszy zaprosił je do występu.
- To jest moim zdaniem o opresji. O tej opresji, jaką spotyka młoda kobieta na studiach, w rodzinie, na ulicy. Tylko że one idą o krok dalej. Bo nie mówią tylko o opresji, ale o tym, że sobie z nią radzą. To jest duma z tego, że z opresją sobie można poradzić. Że można sobie poradzić ze światem
Źródło: Wysokie Obcasy