Marek Hłasko, Pierwszy krok w chmurach. Opowiadania, Czytelnik, Warszawa 1958
Pijany o dwunastej w południe
Ulicą szedł pijany mężczyzna, któremu w jakiś cudowny sposób trzymał się na głowie kapelusz, gdyż trzeźwemu już by dawno spadł. W pewnym momencie upadł na trawę a w koło niego zebrali się ludzie. Rzecz działa się na Pradze, na której pełno wraków ludzkich. Wśród zebranych ludzi nawiązały się rozmowy:
(1) Władek Majtlocha, człowiek w granatowym garniturze i jasnej cyklistówce, opowiada o tym jak kiedyś za szwagrem mógł pić codziennie, wszyscy ich przez to znali
dziewczyna z zadartym nosie: przeżywała jak ten mężczyzna mógł się tak upić, robi z siebie takiego bydlaka; nie było jej go żal i chciała żeby zabrała go milicja; zastanawiała się czy ma rodzinę, pracę czy się uczy; ktoś z tłumu stwierdził, że on nie ma rodziny, że nikt go nie kocha, że mieszka sam i nie chce mu się wracać do pustego domu; na co dziewczyna wybuchnęła śmiechem i stwierdziła że w życiu trzeba mieć cel, a samotności nie ma; po czym do dziewczyny podszedł chłopak i zaprosił ja do kina. Odeszli.
(1) opowiada dalej o sobie i swoim szwagrze, jak to często zabierali ich na komisariat
(2) człowiek w spodniach montera z wytatuowanym na lewym ramieniu wężem, budzący zaufanie; potrząsnął brutalnie leżącym
(3) jeden mężczyzna z tłumu stwierdził że zna pijanego, widział go w barze „Schron u marynarza”, pijany przychodził tam i rozmawiał z właścicielem, prosił aby ten go zapamiętał
(2) na stwierdzenie kogoś z tłumu że wiele ludzi się rozpiło oburza się; zarabia tysiąc złotych, a ma kobietę i dwoje dzieci; prosi aby mężczyzna pomógł mu odprowadzić pijanego
(1) włącza się w rozmowę; ktoś z tłumu go rozpoznaje; oskarża go że wraz ze szwagrem są karciarzami i prosi aby lepiej odszedł bo inaczej dostanie w zęby; mężczyzna w granatowym garniturze odchodzi
człowiek w skórzanej kurtce, szofer: jadąc szybko wieczorem wyskoczył mu nagle z ciemności ten pijak i szczupakiem zasunął pod wóz; wtedy był trzeźwy, ale cały się trząsł; szofer chciał go odwieźć, a ten mu odpowiedział: „Człowiek, który odszedł od swoich, nie ma dokąd pójść. Wszędzie, gdzie pójdzie zastanie pusty plac”.; potem odszedł; szofer zapalił papierosa i odszedł
(3) do (2) mówi że ten pijany był kiedyś porządnym chłopem; przed wojną pracował na tramwajach, przechowywał ludzi podczas okupacji, wierzył że przyjdzie zwycięstwo i ludziom będzie żyło się dobrze
(2) domyślając się dalszego ciągu życia pijanego; przyszło zwycięstwo i było bardzo ciężko; inny szli do góry, a on został w tyle; nie wytrzymał i zaczął się bać
(3) przyznaje rację, że pijany zaczął się bać
(2) był partyjniakiem, który swoje wątpliwości przeżywał poza partią; człowiek z wężem sam opowiadał się za wyrzuceniem go z partii; „Gość partyjny, który nie idzie tam, gdzie jego partia, musi zamienić się w takiego jak on”
(2) odszedł wraz z (3)
(3) stwierdził do (2) że zapomniał zajść do teściowej; pożegnali się
jak tylko (3) zniknął za rogiem (2) wrócił do pijanego mężczyzny, pochylił się nad nim, wciągnął go na siebie i prowadząc go mówił z żalem: „Dlaczego się uchlałeś? Dlaczego się uchlałeś w samo południe?”
Odlatujemy w niebo
Sobota jest wesołym dniem bo ludzie wcześniej kończą pracę. W sobotę ludzie stają się lepsi i milsi. Tylko bazy transportowe nie są ogarnięte zadowoleniem soboty, tam się nawet pracuje dłużej. Każda sobota w bazie transportowej jest podobna, poza sobotami w których następuje wypłata.
W pewną czerwcową sobotę, w dzień wypłaty, do bazy wrócił kierowca Tadeusz Jabłoński. Po zastanowieniu zaparkował samochód. Chciał już pójść po wypłatę gdy przyszedł pomocnik i zapytał czy będą coś robić. Tadeusz odpowiedział że nie ma czasu bo umówił się z kobietą. Pomocnik odjechał samochodem, a Tadeusz poszedł do dyspozytorni po wypłatę. Po krótkiej rozmowie z dyspozytorem, panem Konopko, Tadeusz odebrał wypłatę i pokwitował ją. Bardzo mu się śpieszyło. Pan Konopka znów chciał się rozgadać, ale Tadeusz wszedł mu w słowo, powtarzając że bardzo mu się śpieszy. Wtem w głośnikach rozległ się głos, przerywający rozmowę: ”Uwaga, uwaga! Dziś o godzinie szesnastej trzydzieści w sali świetlicy związkowej prelegent Towarzystwa Wiedzy Powszechnej wygłosi pogadankę pod tytułem „Jak i kiedy polecimy na księżyc”. Wykład ilustrowany będzie przezroczami. Po prelekcji dyskusja. Powtarzam. Dziś o godzinie szesnastej trzydzieści...”. Gdy Tadeusz chciał już wyjść zarobaczył za sobą Zawadzkiego. Mężczyzna powiedział że czeka na Tadeusza już dwie godziny, że chce z nim porozmawiać i poprosił aby wyszli. Kroczyli obok siebie w milczeniu. Zawadzki powiedziała że pójdą na łączkę, bo tak najlepiej się rozmawia, poza tym szwagier tam czeka. Tadeusz od razu pomyślał i powiedział: Dwóch na jednego”, jednak Zawadzi od razu go wyprowadził z błędu i powtórzył że chce tylko porozmawiać. Szli dalej. Znów w głośnikach rozległ się rykliwy komunikat: ”Uwaga, uwaga! Dziś o godzinie szesnastej trzydzieści w sali świetlicy związkowej prelegent Towarzystwa Wiedzy Powszechnej wygłosi pogadankę pod tytułem „Jak i kiedy polecimy na księżyc”. Wykład ilustrowany będzie przezroczami. Po prelekcji dyskusja. Powtarzam. Dziś o godzinie szesnastej trzydzieści...”. Kiedy głośnik umilkł Tadeusz ze zniecierpliwienia zapytał „Czego chcesz?” na co Zawadzki że mu powie ale najpierw chce żeby usiedli. Podeszli do mężczyzny leżącego koło płotu i usiedli na cegłach. Mężczyzna zerwał się i zapytał „Robimy flakon?”, Zawadzki odpowiedział swojemu szwagrowi „Poczekaj, Rysiek”. Po czym spojrzał na Tadeusza i powiedział: „Wiem wszystko”. Tadeusz zapytał się kiedy się dowiedział. Zawadzki na to że sama mu powiedziała dziś rano, nie bił jej, ani nic innego, dodał też że mogą robić jak chcą. Tadeusz oczywiście potwierdził, że zrobią jak chcą i zapytał się czy Zawadzki nie ma żalu. Zawadzki powiedział że nie po czym dodał że nie wiedzą co robią. Tadeusz powiedział że ją kocha i że tylko to go obchodzi. Zadaje sobie sprawę że Zawadzi to dobry człowiek i że jest mu bardzo przykro że to jego żona, ze nie może mu patrzeć w oczy, ale „życie to jest życie”. Tadeusz powiedział również że nie może żyć bez niej. Zwadzki patrząc w ziemie powiedział do Tadeusza, że mu wszystko jedno, w życiu nie jedno przeszedł i nikomu tego nie życzy. Jednakże chce wiedzieć co zrobi Tadeusz potem jak zabierze mu kobietę z dzieckiem. Tadeusz tylko powiedział Że po prostu będzie z nią a reszta musi się ułożyć. Zawadzki zaczął go uświadamiać że nie ma mieszkania, że przyjdzie im mieszkać w hotelu, a w hotelu na sali mieszka parę osób, że nie będą mieli prywatności, że tam ciągle awantury. Tadeusz na to że on kocha ją, a jak się kocha to można dużo wytrzymać. Wtedy szwagier znów się ocknął i zapytał „Robimy flakon?” Natomiast Zawadzki dalej mówił do Tadeusza. Zaczął mu opowiadać ile on potrafił wytrzymać, że nie będzie go brał na litość i mówił że zabiera mu to co dla niego najważniejsze, to co dla niego jest wszystkim. Po czym stwierdził że Tadeusz tego nie wytrzyma, bo jest za młody i chce jeszcze żyć, a życie rodzinne to coś zupełnie innego, dostanie odliczone pieniądze, nie będzie mógł się umówić z kolegami na kielich i będzie musiał żyć ze świadomością że wychowuje obce dziecko. A pewnego dnia stwierdzi że ma dość i choć będzie miał do tego święte prawo to kobieta zacznie go błagać, robić wymówi i przyjdzie taki dzień, gdy Tadeusz na nią popatrzy, że się już postarzała, itd. i ja uderzy. Umilkli obaj. Wtedy znów szwagier się ocknął i zapytał „Robimy flakon?”. Nie zdążyli mu odpowiedzieć gdyż z głośników znów zaczął ryczeć głos: ”Uwaga, uwaga! Dziś o godzinie szesnastej trzydzieści w sali świetlicy związkowej prelegent Towarzystwa Wiedzy Powszechnej wygłosi pogadankę pod tytułem „Jak i kiedy polecimy na księżyc”. Wykład ilustrowany będzie przezroczami. Po prelekcji dyskusja. Powtarzam. Dziś o godzinie szesnastej trzydzieści...”. Szwagier poprosił aby dorzucono mu dyche po czym odszedł. Wtedy nagle rozpaczliwym głosem odezwał się Tadeusz: „Ja tego nie wytrzymam...” Po czym dodał, że on nigdy nikogo nie miał, ale zawsze wierzył w miłość i nie wie jakby mógł zyć bez niej. Po czym spojrzał na Zawadzkiego i powiedział „Ty teraz powiesz, że jestem za młody i znajdę sobie sto innych, tak?” Tadeusz usiłował wymusić na nim powiedzenie tego, ale Zawadzki jedynie odpowiedział „Rany jedynego Boga!”. Po czym wskazał ręką przed siebie, zatoczył nią koło i zaczął mówić, a właściwie zadawać pytania, jak długo jeszcze tak będzie na tym świecie, on wie jak to jest w życiu, czasami wydaje mu się że jest w piekle. Wtedy Tadeusz zrozumiał że jego miłość i plany życiowe przepada nie przez zdradę czy śmierć, ale przez „małe, uprzykrzone i nędzne sprawt, o których mówił tamten człowiek”. Wtedy wybełkotał ochryple „Chryste” i zaczął biec przed siebie nie bacząc na nic anji na nikogo. Wszystko co napotkał po drodze niszczył i rozwścieczeniu ludzie zaczęli za nim biec. Tadeusz biegł w stronę bocznicy kolejowej, gdzie ciągle przetaczano pociągi. Zobaczył nadjeżdżającą lokomotywę i dopadł do toru. Pomyślał wtedy „To wszystko nieprawda”. Rozwścieczeni ludzie już się zbliżali. Już chciał się rzucić po koła gdy ktoś z nadludzką sił krzyknął Uwaga. Tadeusz się zatrzymał, lokomotywa przejechała. Głos mówił dalej: ”Uwaga, uwaga! Dziś o godzinie szesnastej trzydzieści w sali świetlicy związkowej prelegent Towarzystwa Wiedzy Powszechnej wygłosi pogadankę pod tytułem „Jak i kiedy polecimy na księżyc”. Wykład ilustrowany będzie przezroczami. Po prelekcji dyskusja. Powtarzam. Dziś o godzinie szesnastej trzydzieści...” Nie usłyszał nic dalej bo w tym momencie dopadli i powalili go ludzie.
Pierwszy krok w chmurach
W sobotę miast wygląda inaczej, gdyż traci swą pracowitą twarz. Natomiast na przedmieściach jest trochę inaczej, pojawiają się obeswatorowie , życie tu jest bardziej zagęszczone. Ludzie wynoszą krzesła przed domy i obserwują. Pan Gienek, malarz pokojowy, od 40 lat mieszka na Marymoncie i od tyluż obseruje życie. Dlatego też i tej soboty siedział i obserwował. Dzień był upalny i nic się nie działo póki nie zobaczył swojego sąsiada malinowskiego który zaproponował by razem poszli w pewne miejsce. Pan Gienke za raz zaczął się dopytywać gdzie i po co. Na co Maiszewski stwierdził że widział chłopka z dziewczyną. Pan Gienek się ożywił i zapytał czy ładna, na co Maliszewski: „I ładna, i młoda (...) dobra robota tam odchodzi”.
Pan Gienek miał wątpliwość że zanim oni tam dojdą to już będzie po wszystkim, na co Maliszewski go uspokoił że tamci są młodzi i mogą bardzo długo. Po czym dodał że właśnie jego szwagier będzie wracał z roboty, więc wstąpią również po niego. Idąc rzeczywiście spostrzegli idącego ulicą młodego mężczyznę. Maliszewski go zawołał i opowiedział o tym co widział na działce. Heniek od razu na to zapytał „Szmata?”. Maliszewski zaprzeczył, po czym chceniek przytaknął i poszli. Podczas drogi Heniek opowiadała że w zeszłym roku widział jak jakiś chłopak z dziewczyną przychodził przez całe lato. Zaczęli dyskutować o tym i rozważać powody dla jakich tu przychodzili i dlaczego taka ładna dziewczyna zadaje się z takim łachudrą. Rozmowa ta przypomniała panu Gienkowi jego brzydką i głupia żonę co spowodowało że się zdenerwował. Nagle się uciszyli, podeszli na palcach i zobaczyli dziewczynę leżącą na ramieniu chłopka, przytulała się do niego całym ciałem. Leżeli zmęczeni miłością i upałem. Byli młodzi i piękni. Sukienka dziewczyny była uniesiona, widać było jej długie, mocno brązowe nogi. Wszyscy trzej stwierdzili że to bardzo ładna dziewczyna. Po czym Heniek z Maliszewski stwierdzili że zrobią coś takiego, żeby się nie pozbierali ze śmiechu do końca życia. Heniek wyszedł zza drzewa i rzekł „W tatę i mamę się bawicie? Smacznego!”. Chłopak zerwał się na równe nogi i wyjąkał: „Czego pan chce?”. Heniek na to że przyszedł tylko powiedzieć :”Uważaj jak jedziesz”. Wtedy zza drzewa wyszedł Maliszewski i stwierdził że ładna dziewczyna i że sam by chciał taką zapoznać. Dziewczyna się na to bardzo obruszyła i wyzwała go od idiotów. Maliszewski jej na to odpowiedział że jest szmatą i kurwą. Chłopka poprosił aby mężczyźni odeszli. Dziewczyna jednak powiedziała do Jaka aby ich o nic nie prosił. Zaczęła im odpyskowywać. Heniek szarpnął ją za rękę, a na to chłopak uderzył go w twarz. Lecz Henik złapał go uderzył pięścią w usta i rzucił na ziemię. Dziewczyna otarła chłopakowi twarz z krwi po czym powiedziała żeby poszli już stąd. Z daleka krzyknęła jeszcze histerycznie: „Jesteście stare szmaty, nie mężczyźni!”. Henie natomiast stwierdził że jest parno i będzie padać po czym rzekł ”To była ładna dziewczyna. Dlaczego jej powiedziałeś, że jest kurwa? Przecież jej nie znasz?” Wywiązała się dyskusja i z której okazało się że Maliszewski znał ta dziewczynę. Widział ich oboje już tu wielokrotnie, słyszał ich rozmowę i wie że to był ich pierwszy raz. Słyszał jak chłopak ją prosił, choć oby dwoje bali się jak dzieci. Chłopak porównywał pierwszy raz do pierwszego kroku w chmurach. Po czym Maliszewski stwierdził że ci dwoje naprawdę bardzo się kochali. Gienek na to powiedział, że teraz, po tym co się wydarzył oni się już kochać nie będą, bo gdyby jego coś takiego spotkało to on by już dziewczyny nie kochał. Heniek przytaknął. Powiedział że jego już coś takiego spotkała i on po tym swojej dziewczyny już nie kochał. Maliszewski stwierdził że każdego coś takiego spotkało, ale po co Heniek go uderzył. Heniek zaczął się tłumaczyć że to nie on zaczął po czym postanowili pójść na piwo. W drodze Maliszewski się przyznał że jego dziewczynę też ktoś kiedyś tak nazwał i choć nie wie za co to już po tym jej nie kochał, a następnie dodał ze złością „Nie wierzę w żadną miłość. Kobiecie swojej też nie wieżę.”. wszyscy stwierdzili że będzie padać i idą na piwo. Pan Gienek raz jeszcze pomyślał o swojej ohydnej żonie, o tym co zaszło...
Śliczna dziewczyna
W parku na ławce siedział z chłopcem dziewczyna. Każdy kto obok nich przechodził zwracał uwagę na urodę dziewczyny. Rozmawiała z chłopcem. Zapytała się czy zrobi o co go prosi. Chłopiec na to że już powiedział, na to ona zapytała czy nie będzie żałował, on natomiast ze to jego sprawa. Po czym zapalił papierosa. Dziewczyna powiedział że też pali, no co chłopak jej odpowiedział że to bardzo nie dobrze, bo nikotyna szkodzi i człowiek brzydnie. Rozmowę przerywali im przechodzący ludzie, wcześniej starusze, teraz urzędnik. Dziewczyna zapytała czy chłopiec jej da, on na to że nie lubi się powtarzać, ona popatrzyła na niego i rzekła cicho „Ty skurwysynu”. Chłopak roześmiał się i stwierdził że on nie jest jej dzieckiem. Dziewczyna powiedziała że gdyby był to ona by już wiedziała co z nim zrobić, więc chłopka na to jej że skoro tak to czemu jego się pyta „co zrobić ze swoim”. Dziewczyna odpowiedziała że „jest także i twoje”. Chłopak szybko odparł że pięknie mówi, ale on wtedy nie był sam, był też Mitek i Romek i jeszcze paru innych. To dlaczego właśnie do niego przychodzi po „forsę”., skoro wychodziła i z nimi na dwór. Dziewczyna się zaczęła bronić że z tamtymi nic nie miała, a wychodziła żeby odetchnąć bo wtedy piękna noc była. Chłopak zgasił papierosa i oznajmił że już od dawna nie wierzy w cuda i jeszcze nie słyszłą aby dziewczyna szła w nocy nad rzekę z mężczyzną popatrzeć na księżyc. Dziewczyna popatrzyła mu w oczy, w ręku miała gałązkę która miażdżyła. Przechodził wtedy obok nich literat, który już od dawna szukała natchnienia, spojrzał na dziewczynę i nagle zaczęły mu po głowie trzepotać sceny, dialogi. Literat przeszedł, a dziewczyna powiedziała do chłopaka: „Dobrze. Jak chcesz. Ale ja cię załatwię. Inni też się dowiedzą o naszej słodkiej tajemnicy. Wylecisz na zbity łeb. Zapomnisz, że chciałeś być inżynierem(...)”. Chłopka jej na to odpowiedział że zaczyna być śmieszna i on się w życiu niczego nie boi. Potem dodaje ze może jej przypomnieć o pewnych faktach. Mówi o chłopaku który jest w wojsku i myśli o swoje dziewczynie, tęskni bardzo za nią, marzy o spotkaniu. Tymczasem dziewczyna a bawi się w „Kameralnej” z dwoma podtatusiałymi facetami, po czym kompletnie zalana idzie z nimi do mieszkania i się z nimi barłoizy. Rano opowiada im historyjkę, że ojciec siedzi niewinnie w więzieniu, a ona z matką cierpią z głodu. Następnie pożycza od jednego 500 zł i kupuje 2 pary nylonów. Dziewczyna na ta historie opowiada chłopakowi inną. O chłopaku który sfałszował dane w ankietach by dostać się na studia, poza tym mówił to co było mu w danej chwili potrzebne. Udawał biedaka, a tymczasem ojciec przysyła mu bogate paczki z Nowego Jorku. Chłopka po tej historii stwierdził że da dziewczynie połowę pieniędzy a resztę ma sobie sama załatwić. Dziewczyna się nie zgodziła. W końcu po wymianie zdań chłopka stwierdził że da jej pieniądze, ale za dwa tygodnie. Dziewczyna powiedział że to za późno, że i tak jest już późno. Zaczęli się nawzajem oskarżać, że trzeba było uważać.
Obok nich przechodziła para staruszków. Przeżyli ze sobą wiele, uważali że każdy dzień na ziemi jest podarunkiem od Boga. Staruszka spojrzała na dziewczynę i się rozpłakała. Z ich romowy wynikało że nie mogli mieć dzieci. Staruszek zaczął pocieszać swoją żonę i tłumaczyć że Bóg im wybaczył że nie zostawili potomstwa, że tak widocznie musiało być, a najważniejsze to to że się kochali i kochają. Zgarbieni staruszkowie odeszli.
Chłopka powiedział dziewczynie że jej to zorganizuje, że będzie to w przyszłym tygodniu. Chwilę milczał potem dodał że kiedyś ona będzie miała dom, dzieci i wtedy on przyjdzie pozna jej męża i powspominają stare dzieje. Uzgodni że to się odbędzie w przyszłym tygodniu. Dziewczyna popatrzała w kopuły drzew i zapytała „Długo będziesz czekał?”, na co chłopak jej odpowiedział „na miłość długo się czeka”.
Koło dziewczyny i chłopca przeszło dwóch mężczyzn spieszących się z pracy do domu. Na twarzy jednego było widać wyraźny ból, co zauważył drugi mężczyzna. Pierwszy stwierdził ze ot głupstwo i zaraz wytłumaczył, że kiedy przed wojną sądził że po tym wszytski tak będą wyglądać jego dziewczyny. Jednak w miarę upływu wszystko się zmieniło. Czasem ciężko się robi gdy się pomyśli że takiej dziewczyny się nie maiło. Na co drugi mu odpowiedział że najważniejsze że są takie piękne, że kochają swoich chłopców i że są kochane.
Najświętsze słowa naszego życia
Obudzili się mocno przytuleni. Ona zapytała się go czy to był sen, on jej na to że nic nie wie. Że ona tej nocy tyle razy była z nim, śmiała się, mówiła, wyznawała takie rzeczy o których marzył. On się zapytał czy ona ciągle myśli że to sen, ona mu odpowiedział: „kto wie”. Po chwile powiedział „Więc wiesz, co zrób? Wstań i podejdź do lustra. Chłopak wstał i podszedł do okna, popatrzał przez nie, było jeszcze wcześnie, dopiero zaczęły zgrzytać pierwsze tramwaje. Po czym wskoczył do łóżka. A ona wzięła go za rękę, pociągnęła do lustra i powiedziała : ”Wierzysz teraz? Sny gryzą duszę, ale nie szyję”. Dziewczyna zapytała się czy chłopak żałuje, on jej na to że gdyby żałował to ona nie wyglądałaby taka jak teraz. Rozmawiali o wspólnie spędzonej nocy, o tym że chłopak czekał na nią bardzo długo i marzył o tym. Chłopak znów podszedł do okna, dziewczyna stanęła z nim i powiedziała” Pachniesz mlekiem jak mały piesek (...) naprawdę jesteś małym pieskiem. Żeby tak mogło zostać zawsze. Z żadnym mężczyzną nie byłam tak szczęśliwa. Z nikim nie było mi tak dobrze jak z tobą. Przysięgam ci, nie śniło mi się nawet, że będę kiedyś taka szczęśliwa”. Jeszcze chwile rozmawiali po czym chłopak oznajmił że musi iść do pracy. Chłopak zaczął się ubierać, a dziewczyna oznajmiła że naszykuje mu coś to weźmie do pracy. Chłopak ciągle czuł ją na swoim ciele. Dziewczyna zapytała kiedy przyjdzie, a on jej na to że wieczorem. Na to dziewczyna że będzie czekać, ale nie będą się żegnać, bo nie chce się z nim rozstawać ani na moment.
Chłopak wybiegł na ulicę i ruszył szybkim krokiem do pracy, miał spory kawałek drogi a nie mógł się spóźnić. Przy jednym domu przystanął i krzyknął „Heniek, chodź no tutaj”. Przywitali się, chłopak stwierdził że jeszcze wskoczą po Malinowszczaka i pana Cieńka, ale muszą się śpieszyć bo już późno. Podczas drogi Henike zaproponował aby chłopak wpadł wieczorem, Fanfan przyniesie adapter i będzie też flaszka. Chłopak odmówił przyjścia. Heniek zapytał czy to z powodu Baśki. Chłopak na to że to nie jego sprawa. Heniek się rozmarzył, jak to wspaniale było się z nią kochać i że ona tak pięknie mówiła, ze nazywała go małym kotkiem pachnącym mleczkiem. Chłopka się zdenerwowała i stwierdził że Heniek kłamie. Heniek że to straszna kurwa i że nazywała go też małym pieskiem, jednak on ją bardzo kochał, ale ona go rzuciła. Chłopak stwierdził że ona nie mogła tak mówić do Heniak. Doszli do pewnego domu. Heniek krzyknął: „Malinowszczak, wychodź”. Malinowszczak wyszedł, ponieważ czesała się na Fanfana i miała najładniejsze włosy przypadł mu ten zaszczyt noszenia takiego przydomka. Mężczyźni się przywitali i Heniek powiedział do Fanfana „Powiedz jemu, co ci mówiła Baśka, jak ci robiła fleta”. Fanfan jednak stwierdził że późno i że nie może się spóźnić, a Baśka to porządna dziewczyna i nie da o niej złego słowa powiedzieć. Heniek się obruszył że nie o to chodzi żeby złe słowa na nią mówił. Fanfan podniósł czuprynę i powiedział „Ty jesteś moim małym, miodowym niedźwiadkiem” potem dodał że był tez jej pieskiem, małym pieskiem. Szli szybko dalej. Fanfan zapytał czy chłopak przyjdzie wieczorem do Heńka bo będzie adapter i flaszka. Chłopak cichym głosem powiedział że nie bo jest zajęty. Wtedy zauważyli że idzie Pan Ceniek, Fanfan go zawołał, poprosił aby poczekał na nich. Przywitali się i ruszyli razem szybkim krokiem, bo już późno było. Pan Ceniek spojrzał na chłopka przekrwionymi oczami i zapytał: Co ci jest kochany? Romans na tle osnuty, tak? Na co chłopak „Płyń pan dalej”. Wywiązała się rozmowa w której Pan Ceniek powiedział że wiele zdrowia na tej dziewczynie stracił. Ale to w końcu najładniejsza tu na Marymoncie i tak ładnie mówiła do niego. Po czym wszyło że każdemu mówiła również że z żadnym mężczyzną nie było jej taka dobrze oraz i to że nie śniło się jej że może być taka szczęśliwa. Z każdym z nich się również nie żegnała. Przystanęli na chwilę. Chłopak powiedział że musi iść. Że musi teraz załatwić bardzo ważną sprawę, że najwyżej go wyleją z roboty, ale wieczorem przyjdzie do Henia na spotkanie, choć początkowo nie chciał. Powiedział to i odszedł w kierunku skąd przyszli. Jak chłopak odszedł Pan Ceniek nie mógł dojść co się stało z tym chłopakiem, po czym stwierdził że on potrzebuje pomocy, że koniecznie musi sobie porządną dziewczynę znaleźć, która by go pokochała, która by mu powiedziała, cos dobrego, coś świętego.
Pusty plac rozciągający się tuż za terenem bazy, na którym pełno było porozbijanych butelek, pustych konserw, pudełek po papierosach itd. gdzie pito po pracy
1