potop szwedzki


Powstanie kozackie 1648 r. i potop szwedzki

Król Władysław IV zmarł w maju 1648 r., wkrótce po wybuchu powstania Chmielnickiego. Jego następca Jan Kazimierz (1648-68) próbował załagodzić sytuację, lecz spotkało się to ze sprzeciwem partii wojennej na czele z księciem Jeremim Wiśniowieckim. Spowodowało to rozprzestrzenienie się powstania kozackiego na większość obszaru Ukrainy. Wspierani przez Tatarów Kozacy rozbili wojska koronne pod Żółtymi Wodami, Korsuniem (kwiecień-maj) i Piławcami (wrzesień). Wojska Chmielnickiego podeszły aż pod Lwów i Zamość. Król wraz z kanclerzem Jerzym Ossolińskim zdecydował się w tej sytuacji nawiązać rokowania. W lipcu 1649 r. Kozacy rozpoczęli oblężenie Zbaraża bronionego przez stosunkowo nieliczne siły polskie pod wodzą Wiśniowieckiego. Zmierzające z odsieczą twierdzy wojska królewskie zostały otoczone pod Zborowem. Przekupieni Tatarzy porzucili jednak Kozaków, co zmusiło Chmielnickiego do zawarcia umowy (zborowskiej), która przyznawała Kozakom województwa kijowskie, bracławskie i czernihowskie oraz podwyższała rejestr do 40 000.

Wznowienie działań wojennych nastąpiło w 1651 r. Siły kozacko-tatarskie poniosły druzgocącą klęskę pod Beresteczkiem. Ugoda w Białej Cerkwi, którą następnie zawarto, zmniejszyła rejestr o połowę, a Kozakom pozostawiła tylko województwo kijowskie i zakazywała im zawierania sojuszy zagranicznych. W latach 1652-53 miała miejsce wyprawa Chmielnickiego na Mołdawię. Pod Batohem Kozacy rozbili armię koronną i wycięli wziętych do niewoli jeńców. Idąca z odsieczą armia polska została oblężona pod Żwańcem. Porażki polskie przyczyniły się do przywrócenia warunków ugody zborowskiej. Chmielnicki zaczął jednak szukać oparcia w Rosji.

W 1654 r. zawarta została unia perejasławska, na mocy której Kozacy podporządkowali się Moskwie. Wywołało to jej wojnę z Rzeczpospolitą i niezadowolenie Turcji. Po początkowej klęsce Litwinów wojska koronne sprzymierzone z Tatarami pokonały Rosjan i Kozaków w bitwie pod Ochmatowem (1655), ale dalszy przebieg wojny był już dla Polski niekorzystny.

W 1655 r., wobec kryzysu Rzeczypospolitej, Szwedzi podjęli decyzję o wkroczeniu na jej terytorium. Kapitulacja pospolitego ruszenia pod Ujściem (25 lipca) oraz zdrada hetmana Janusza Radziwiłła na Litwie (15 sierpnia) otworzyła im drogę w głąb Rzeczpospolitej. Jan Kazimierz zmuszony był uciekać na Śląsk. Do końca roku wojska szwedzkie opanowały większość obszaru Korony i część Wielkiego Księstwa. W listopadzie-grudniu 1655 r. oblegały one bezskutecznie Jasną Górę, która stała się narodowym symbolem oporu. Wkrótce też powrócił do kraju król, a 29 grudnia zawiązała się antyszwedzka konfederacja tyszowiecka. Jednym z dowódców sił wiernych królowi był kasztelan kijowski Stefan Czarniecki.

W 1656 r. Szwecja zawarła przymierze z elektorem brandenburskim Fryderykiem Wilhelmem, będącym jako władca Prus lennikiem Polski. Stanowiło to początek realizacji planów króla szwedzkiego Karola Gustawa dotyczących rozbioru Rzeczypospolitej między Szwecję, Brandenburgię, Siedmiogród (Jerzy Rakoczy) oraz Kozaków i Bogusława Radziwiłła (układ w Radnot). Polska szukała w tej sytuacji ratunku w akcji dyplomatycznej. Podpisała rozejm z Rosją w Niemieży, z elektorem brandenburskim w Welawie (znoszący zależność lenną Prus Książęcych od Rzeczypospolitej), a w 1658 r. ugodę hadziacką z Kozakami, którym po śmierci Chmielnickiego przewodził Jan Wyhowski. (Zgodnie z nią województwa kijowskie, bracławskie, czernihowskie stanowić miały trzecią, obok Korony i Litwy, część Rzeczypospolitej). W 1660 r. podpisany został traktat w Oliwie kończący wojnę szwedzką. Polska zrzekła się Inflant aż po Dźwinę, a polscy Wazowie pretensji do korony szwedzkiej.

W latach 1660-67 nastąpiło natomiast wznowienie wojny o Ukrainę między Rzeczypospolitą i Rosją. Polacy (w sojuszu z Tatarami) odnieśli w niej zwycięstwa pod Połonką i Cudnowem, jednak ich działania paraliżowały konfederacje niepłatnego wojska (Związek Święcony, 1661). Po zaspokojeniu roszczeń żołnierzy Jan Kazimierz zorganizował w latach 1663-64 wyprawę moskiewską, która nie przyniosła jednak rezultatów. Wyczerpanie wojną i rosnące niebezpieczeństwo ze strony Turcji skłoniło obie strony do podpisania w 1667 r. rozejmu w Andruszowie (na 13,5 roku). Sankcjonował on utratę Smoleńszczyzny, Czernihowszczyzny i Siewierszczyzny przez Rzeczpospolitą oraz wprowadzał podział Ukrainy wzdłuż linii Dniepru. Położyło to kres przewadze Rzeczypospolitej na Wschodzie.

W 1686 r. podpisany został z Rosją traktat Grzymułtowskiego, który potwierdzał warunki andruszowskie.

Potop szwedzki
0x08 graphic

W lipcu 1656 roku miała miejsce pod Warszawą przegrana bitwa wojsk polskich ze Szwedami. Bitwa rozgrywała się na prawym brzegu Wisły, m.in. również na terenach obecnej gminy Białołęka. Jej skutki tak opisuje prof. Andrzej Sołtan w książce pod roboczym tytułem "Dzieje Białołęki" - przygotowywanej pod kierunkiem prof. Marka Drozdowskiego. Książka ukaże się pod koniec br.

***

Awans polityczny Warszawy, która w XVII wieku stała się faktyczną stolicą państwa, podniósł atrakcyjność jej okolic, w tym również terenów na prawym brzegu Wisły, zwracając na nie uwagę związanych z dworem królewskim dygnitarzy duchownych i świeckich oraz zamożnej szlachty. Zainteresowanie budziły nie tylko wsie położone naprzeciwko Starej i Nowej Warszawy, ale także nieco dalej, czego dowodem choćby przejęcie w początkach tego stulecia Białołęki przez Wawrzyńca Gembickiego (zm. 1624), późniejszego prymasa, a naonczas biskupa chełmińskiego i podkanclerzego Koronnego, czy Dąbrówek Wielkich przez Grzybowskich, możną rodzinę mazowiecką, do której w 1652 r. należały liczne wsie w tej części Równiny Praskiej. Zapoczątkowany w ten sposób proces rozrostu większej własności szlacheckiej zahamowany został jednak na długie lata przez częste od połowy XVII wieku wojny, zapoczątkowane "potopem" szwedzkim.

Szczególnie ciężkie straty zadała tym okolicom zwłaszcza wielka trzydniowa bitwa, jaką stoczyły na prawym brzegu 28-30 lipca 1656 r. połączone siły szwedzko-brandenburskie z broniącymi dostępu do Warszawy wojskami polskimi. W drugim dniu walk spalona została Białołęka, Żerań i Bródno, trzeciego - Praga, Skaryszew i Kamion. Panorama płonącej Białołęki utrwalona jest na dwóch z trzech miedziorytów ukazujących przebieg bitwy, sporządzonych przez Willema Swidde'a podług szkiców Ericha Jonsona Dahlbergha, rysownika towarzyszącego królowi szwedzkiemu Karolowi Gustawowi podczas jego kampanii w Polsce. Znalazły się na nich m.in. także pierwsze znane widoki Tarchomina i Bródna.

O rozmiarach strat w dobrach królewskich mówi lustracja przeprowadzona w latach 1660-1661, w której przy opisach Żerania, Bródna czy Grodziska powtarza się uwaga: "wioska funditus spalona, pożytku żadnego nie czyni". W Grodzisku wraz z osadą, zamieszkałą do wojny już przez 40 poddanych, zniszczony został także kościółek i bernardyńska rezydencja ze znajdującą się w niej biblioteką i archiwum.

Życie na tym terenie wracało wolno, niektóre wsie wyludniły się tak dalece, że jeszcze po latach nie było w nich mieszkańców. Według rejestru poborowego z 1661 r. w Tarchominie Średnim istniały dwa domy, w Tarchominku Świderskim jeden, a Tarchomin świecił całkowitą pustką. Stosunkowo szybko odbudowała się Białołęka, gdzie w tymże roku stało już 38 domów. Była ona podówczas własnością Jana Kazimierza, który nabył ją od sukcesorów prymasa Gembickiego. W 1668 r. na sejmie abdykacyjnym darował ją król z kolei jezuitom na opatrzenie otwartego przez nich w Warszawie kolegium i szkół.

Potop szwedzki
data publikacji: 09-03-2005 autor: ks.Edward Krysciak

www.historicus.pl

Konflikt polsko-szwedzki za panowania Zygmunta IV Wazy zakończył się pokojem w 1629 r., ale nie oznaczało to ostatecznego zakończenia konfliktu, ponieważ Szwecja nie zrezygnowała ze swoich planów. Pokój w Altmarku w 1629 r. był raczej zawieszeniem broni potrzebnym Szwecji w celu takim, by mogła zaangażować się w sprawy Rzeszy Niemieckiej. Wojna 30 letnia zakończyła się w Europie podpisaniem traktatu westfalskiego w 1648 r. Szwecja stanęła przed bardzo ważnym problemem: co zrobić z armią ? Z armią, która uczestniczyła w wojnie, a teraz straciła zajęcie. W tym samym roku, gdy kończy się wojna 30 letnia w Europie Rzeczpospolita wchodzi w fazę konfliktu, wybucha powstanie Chmielnickiego. Później do tego konfliktu włączyła się Rosja. Słabość Rzeczpospolitej Szwecja postanowiła wykorzystać. To wyczerpanie Rzeczpospolitej wojnami zarówno z Turcją, Tatarami jak i Rosją dawało nadzieję na to, że Szwecja zrealizuje swoje wcześniejsze plany, czyli uczyni z Morza Bałtyckiego wewnętrzne morze. Ponieważ w wojnę Rzeczpospolitej z Kozakami włączyła się Rosja i zaczęła odnosić zwycięstwa zajmując terytorium Litwy, zdobywała tym samym terytoria bliskie Morza Bałtyckiego i to Rosja mogła zdobyć panowanie na Bałtyku, Szwecja postanowiła interweniować. W 1655 r. do chodzi do konfliktu polsko-szwedzkiego. Nie była to jedyna przyczyna. Przyczyną było także i to, że królem polski po śmierci Władysława IV został Jan Kazimierz, który zgłosił pretensje do tronu szwedzkiego. W tym sprowadzeniu Szwedów do Polski brała czynny udział magnateria polska. Symbolem zdrady, zdrajcą głównym był Hieronim Radziejowski, były podkanclerzy koronny, który został skazany na banicję przez sąd marszałkowski. Schronienie znalazł w Szwecji i on stał się pośrednikiem pomiędzy magnatami polskimi a królem Szwecji. Przy pomocy szwedzkiej magnaci chcieli odzyskać utracone na rzecz Rosji tereny litewskie. To przejęcie władzy przez króla szwedzkiego było tak zaplanowane by nie naruszyć przywilejów szlacheckich. Szlachta, magnateria polska nic nie tracili ze swoich przywilejów, natomiast objęcie władzy przez króla szwedzkiego, unia personalna Szwecji i Rzeczpospolitej dawała szansę na odebranie terenów litewskich: ziemi smoleńskiej, ziemi czernichowskiej i kijowskiej. W lipcu 1655 r. armia szwedzka z terytorium Pomorza Szczecińskiego uderzyła na Rzeczpospolitą. Wkroczyła do Wielkopolski. Natomiast druga część armii szwedzkiej wkroczyła na terytorium Litwy od strony Inflant. Armia szwedzka liczyła wówczas 40 tys. ludzi. Jan Kazimierz tej armii mógł przeciwstawić tylko 10 tys., z czego połowę stanowiło pospolite ruszenie. W lipcu wojska polskie, pospolite ruszenie skapitulowało pod Ujściem na terenie Wielkopolski przed armią szwedzką. Cała Wielkopolska została poddana pod zwierzchnictwo króla szwedzkiego Kar ola Gustawa X. Armia wkraczająca od strony Inflant, wkraczała na Litwę z hasłami wspólnej walki przeciwko Rosji. Te hasła znalazły poparcie wśród magnaterii litewskiej. Janusz Radziwiłł, jego kuzyn Bogusław licząc na znaczne majątki, a także licząc na to, że uda się im przejąć panowanie w Rzeczpospolitej poparli Karola Gustawa, podpisując układ w Kiejdanach. Ten układ mówił o unii litewsko-szwedzkiej i zrywał unię Litwy i Korony. Już we wrześniu 1655 r. wojska koronne zostały rozbite przez wojska szwedzkie pod Wojniczem, Żarnowcem, kapitulował Kraków, poddany przez Czarnieckiego. Magnaci i szlachta polska uznawała władzę króla polskiego, odstąpiła od Jana Kazimierza. Znaczna część armii koronnej przeszła na stronę Szwecji, natomiast sam król i nieliczni jego zaufani ludzie musieli szukać schronienia za granicą. Tak w ciągu w ciągu 4 miesięcy upadło państwo, które uważane było w Europie za jedną z największych potęg. W listopadzie 1655 r. armia szwedzka stanęła pod Częstochową i zażądała poddania Klasztoru Jasnogórskiego. Przeor Jasnej Góry Augustyn Kordecki odmówił poddania klasztoru i wytrzymał kilkutygodniowe oblężenie. Z obawy przed nadchodzącą odsieczą generał Müller musiał ustąpić. Atak na Jasną Górę związany był z nadzieją na zdobycie bogactw. Ten atak na Jasną Górę zadecydował o przegranej Szwecji. Do tej pory król polski Jan Kazimierz mówił jedynie o agresorze politycznym jakim była armia szwedzka, w tej chwili do propagandy antyszwedzkiej dołączono także aspekt religijny. Szwedzi byli ukazywani jako najeźdźcy, którzy są także wrogami wiary. Teraz hetmani, którzy wcześniej opowiedzieli się po stronie króla szwedzkiego wypowiadają mu posłuszeństwo. Oskarżyli go o łamanie przyjętych wcześniej zobowiązań. 29 grudnia 1655 r. została zawiązana konfederacja, która przyjęła nazwę od miejscowości konfederacka tyszowiecka, skierowana przeciwko Szwedom. Na początku 1656 r. do Rzeczpospolitej wrócił Jan Kazimierz. Ponieważ znaczny udział w walce ze Szwedami mieli chłopi, Jan Kazimierz złożył we Lwowie ślubowanie, w którym mówił, że będzie się starał uwolnić chłopów od wszelkich obciążeń i niesprawiedliwości. Karol Gustaw dążył do zajęcia Prus. Toruń kapitulował przed wojskami szwedzkimi bez walki. Po oblężeniu skapitulował Malbork. Natomiast większe kłopoty królowi szwedzkimi sprawiał Gdańsk, który uzyskał pomoc holenderską. Następnie, kiedy zostały opanowane Prusy przez wojska szwedzkie Karol Gustaw zawarł układ z Fryderykiem Wilhelmem - księciem pruskim i w zamian za to, że do Prus została przyłączona Warmia, uzyskał poparcie księcia pruskiego. Po zabezpieczeniu sobie północy, Karol Gustaw znowu uderzył na południe. Chciał doprowadzić do otwartej bitwy z wojskami polskimi, licząc na to, że w otwartym polu odniesie zwycięstwo. Natomiast hetman Czarniecki otwartej bitwy w polu unikał. Prowadził wojnę o charakterze partyzanckim, oddziały szwedzkie atakowane były znienacka, szarpane, i wojsko polskie uciekało. To stworzyło sytuację, że wojsko szwedzkie nie mogło być nigdy pewne. Wojsko szwedzkie w swoim pochodzie zatrzymało się. Następnie wojska polskie zaczęły stopniowo wypierać Szwedów. Najpierw zmuszono Szwedów do ustąpienia spod Zamościa, następnie Szwedzi musieli zrezygnować z ataku na Lwów. Chłopi, którzy zostali zachęceni przez króla obietnicą zniesienia obciążeń stanęli po stronie Jana Kazimierza i zmusili Szwedów do opuszczenia linii Sanu. Wojska szwedzkie zostały zamknięte w widłach Wisły i Sanu. Armia szwedzka, która spieszyła na pomoc zamkniętej armii w widłach Wisły i Sanu została rozbita przez Czarnieckiego pod Warką. Szwedzi zostali wyparci z Małopolski, choć w ich rękach pozostał Kraków. Następnie zostali wyparci z terytorium Wielkopolski. Widząc, że szala zwycięstwa przechyla się na stronę Polaków Karol Gustaw obiecał Brandenburgii Wielkopolskę, w zamian za udzielenie pomocy. Pomoc uzyskał. Otrzymanie posiłków brandenburskich sprawiło, że na swoją korzyść król szwedzki rozegrał bitwę pod Warszawą. Aby rozbić sojusz Brandenburgii, Szwecji i Prus wojska polskie uderzyły na Prusy. Fryderyk Wilhelm - książę pruski musiał się wycofać. Jesienią 1656 r. na mocy porozumienia do wojny wkroczyła Rosja atakując wojska szwedzkie. Litwa dzięki interwencji rosyjskiej została oczyszczona z garnizonów szwedzkich. Wówczas Karol Gustaw uświadomił sobie, że podbój całej Rzeczpospolitej jest niemożliwy. Wysunął plan rozbioru Rzeczpospolitej. W tym celu Prusom nadał pełną niezależność. Zjednoczone siły szwedzko-pruskie uderzyły na Rzeczpospolitą od północy, od południa uderzyły wojska kozackie oraz wojska wojewody siedmiogrodzkiego Jerzego Rakoczego. Nie udało się mimo tego ataku zniszczyć polskiej armii. Jan Kazimierz zawarł sojusz z Habsburgami. Cesarz jako zwierzchnik książąt i królów Rzeszy Niemieckiej miał doprowadzić do upadku sojuszu brandenbursko-szwedzkiego. Zaangażowanie się cesarza pozwoliło wojskom polskim uderzyć na Siedmiogród. Po stronie Rzeczpospolitej przeciwko Szwecji wystąpiła także Dania. W 1657 r. doszło do podpisania traktatów bydgosko-welawskich. Były to traktaty dla Rzeczpospolitej niekorzystne. Jan Kazimierz godził się na pełną autonomię Prus. Dawał także prawo swobodnego przemarszu wojsk pruskich przez Pomorze Zachodnie oraz dodawał do posiadanej już ziemi w Prusach Ziemię Kwidzyńską. Prusy Książęce miały wrócić do Rzeczpospolitej po wygaśnięciu linii Hohenzollernów. Udział państw europejskich w tej wojnie, w konflikcie polsko-szwedzkim wiązał się z obawami Europy, by Szwecja nie zbudowała w tej części Europy zbyt wielkiej potęgi, stąd wkroczyła Dania i Rosja. Sojusz z Habsburgami jaki zawarł Jan Kazimierz przyspieszył proces wypierania Szwedów z ziem Rzeczpospolitej. W 1658 r. po 5 miesiącach oblężenia skapitulowała załoga szwedzka w Toruniu. Natomiast nie ustąpiły załogi Malborka i Elbląga. Wojna z terytoriów Rzeczpospolitej przeniosła się na terytorium Danii. Dania została zmuszona do zawarcia bardzo niekorzystnego dla siebie pokoju. Natomiast koalicja habsbursko-polska zaatakowała Szwedów najpierw na terytorium Pomorza Szczecińskiego, a następnie w Danii, gdzie wsławił się Stefan Czarniecki. W 1659 r. pokonał wojska szwedzkie pod Nyborgiem. W styczniu 1660 r. rozpoczęły się pertraktacje pokojowe. W czasie ich trwania zmarł Karol Gustaw. 3 maja 1660 r. podpisany został traktat pokojowy w Oliwie. Na mocy tego traktatu stan sprzed wojny czyli z 1655 r. uznany został za obowiązujący. Kurlandia pozostawała w rękach polskich, Szwecja zobowiązywała się szanować swobodę w handlu na Bałtyku. Zobowiązywała się także zwrócić zrabowane w Rzeczpospolitej biblioteki i archiwa, czego nigdy nie dotrzymała w 100%. Protestanci w Prusach Królewskich (Pomorze Gdańskie) uzyskali swobodę kultu. Potwierdzone zostały w traktacie oliwskim traktaty bydgosko-welawskie.

Mianem potop szwedzki określa się szwedzki najazd na Polskę w 1655 roku w czasie II wojny północnej (1655-1660).

Po europejskiej wojnie trzydziestoletniej Szwecja usadowiła się mocno na południowych wybrzeżach Bałtyku, miała wielkie bezczynne armie i puste kasy królewskie. Sprawą zasadniczą dla Szwedów stało się więc uruchomienie tychże armii, celem zdobycia łupów na żołd dla nich. Takim łatwym łupem wydawała się być Rzeczpospolita, wyczerpana po wojnach z Kozakami Chmielnickiego i Rosją. Poza tym Szwedzi kontrolowali handel na prawie całych wybrzeżach Bałtyku, prócz Pomorza, więc jego zdobycie pozwoliłoby Szwedom na rozszerzenie wpływów z handlu. W takich okolicznościach Hieronim Radziejowski, niegdyś potężny magnat w Polsce, później wydziedziczony i skazany na śmierć, udał się do króla szwedzkiego Karola X Gustawa, by namówić go do napaści na Polskę.

Faktycznie w 1655 r. wojska szwedzkie wkroczyły do Rzeczypospolitej. Była to jakby kontynuacja wojny, jaką ze Szwedami prowadził w Kurlandii Zygmunt III Waza, a później także Władysław IV, gdyż nie skończyła się ona traktatem pokojowym, a tylko rozejmem. Wobec beznadziejnej sytuacji militarnej, poszczególne województwa, miasta i oddziały wojska, niechętne zresztą własnemu królowi, poddawały się Szwedom bez walk. Zaś 20 października 1655 r. w Kiejdanach książę Janusz Radziwiłł zerwał unię Litwy z Koroną i podpisał pakt, wiążący Wielkie Księstwo Litewskie ze Szwecją, za co król szwedzki zobowiązywał się odzyskać dla Litwy ziemie stracone przez nią w wojnie z Rosją.

Król Polski Jan II Kazimierz opuścił Warszawę w sierpniu 1655 r. i udał się do Krakowa, a potem uciekł na Śląsk. Jednak na wiosnę 1656 r. powrócił, by na czele konfederacji tyszowieckiej walczyć ze Szwedami. We Lwowie poczynił symboliczne śluby, obiecując między innymi poprawę losu chłopów. Następnie by uzyskać przychylność Brandenburgii zwolnił Prusy Książęce z zależności lennej (traktaty welawsko-bydgoskie).

Panowanie Szwedów w Koronie od razu przybrało postać krwawej okupacji i masowych grabieży. Przyczyniło się to do buntów chłopstwa oraz do rozprzestrzenienia się walk partyzanckich, które rozpraszały i osłabiały siły szwedzkie. Wojnę partyzancką prowadziły też regularne chorągwie polsko-litewskie, wspomagane przez sprzymierzonych Tatarów. Głównymi siłami koronnymi dowodził kasztelan kijowski Stefan Czarniecki, wielokrotnie zmuszając wojska Karola Gustawa do odwrotu. Szwedzi nigdy nie zdobyli Podhala, Gdańska, Lwowa, Zamościa, klasztoru na Jasnej Górze w Częstochowie oraz całych połaci kraju na wschodnich rubieżach Korony i Litwy.

W 1657 r. po stronie Szwecji udział w wojnie wziął książę Siedmiogrodu Jerzy II Rakoczy, którego wojska, wspomagane przez Kozaków, wsławiły się wielkimi okrucieństwami. Osaczony na Podolu przez Czarnieckiego i Tatarów stracił swą armię, w znacznej części zagarniętej w jasyr tatarski, i wrócił w niesławie do Siedmiogrodu. Gdy do wojny ze Szwecją przystąpiły też Dania i Brandenburgia, Czarniecki przeprawił się przez morze i walczył ze Szwedami na terenie Danii.

Pokój ze Szwecją zawarty został 3 maja 1660 r. w Oliwie. Wojna i okupacja prawie całego kraju przez potop wojsk szwedzkich, spowodowały w Rzeczypospolitej ogromne zniszczenia materialne, wielkie straty dóbr kulturalnych, zagrabionych przez okupanta, także znaczne straty ludnościowe na skutek działań wojennych i zarazy, wreszcie utratę Inflant i zwierzchnictwa nad Prusami Książęcymi.

Ważnym elementem w walce ze Szwedami była obrona Jasnej Góry prowadzona przez ks. Augustyna Kordeckiego w 1655 roku. Szwedom nie udało się zdobyć tego klasztoru, co znacznie powiększyło nadzieje Polaków, odtąd Maryję nazywano Królową Polski.

Wydarzenia historyczne potopu szwedzkiego polski powieściopisarz Henryk Sienkiewicz opisał w części Trylogii zatytułowanej Potop.

Potop szwedzki

(Data publikacji 11-Maj-2003, Odsłon: 1481)

Konflikt polsko-szwedzki za panowania Zygmunta IV Wazy zakończył się pokojem w 1629 r., ale nie oznaczało to ostatecznego zakończenia konfliktu, ponieważ Szwecja nie zrezygnowała ze swoich planów. Pokój w Altmarku w 1629 r. był raczej zawieszeniem broni potrzebnym Szwecji w celu takim, by mogła zaangażować się w sprawy Rzeszy Niemieckiej. Wojna 30 letnia zakończyła się w Europie podpisaniem traktatu westfalskiego w 1648 r. Szwecja stanęła przed bardzo ważnym problemem: co zrobić z armią ? Z armią, która uczestniczyła w wojnie, a teraz straciła zajęcie. W tym samym roku, gdy kończy się wojna 30 letnia w Europie Rzeczpospolita wchodzi w fazę konfliktu, wybucha powstanie Chmielnickiego. Później do tego konfliktu włączyła się Rosja. Słabość Rzeczpospolitej Szwecja postanowiła wykorzystać. To wyczerpanie Rzeczpospolitej wojnami zarówno z Turcją, Tatarami jak i Rosją dawało nadzieję na to, że Szwecja zrealizuje swoje wcześniejsze plany, czyli uczyni z Morza Bałtyckiego wewnętrzne morze. Ponieważ w wojnę Rzeczpospolitej z Kozakami włączyła się Rosja i zaczęła odnosić zwycięstwa zajmując terytorium Litwy, zdobywała tym samym terytoria bliskie Morza Bałtyckiego i to Rosja mogła zdobyć panowanie na Bałtyku, Szwecja postanowiła interweniować. W 1655 r. do chodzi do konfliktu polsko-szwedzkiego. Nie była to jedyna przyczyna. Przyczyną było także i to, że królem polski po śmierci Władysława IV został Jan Kazimierz, który zgłosił pretensje do tronu szwedzkiego. W tym sprowadzeniu Szwedów do Polski brała czynny udział magnateria polska. Symbolem zdrady, zdrajcą głównym był Hieronim Radziejowski, były podkanclerzy koronny, który został skazany na banicję przez sąd marszałkowski. Schronienie znalazł w Szwecji i on stał się pośrednikiem pomiędzy magnatami polskimi a królem Szwecji. Przy pomocy szwedzkiej magnaci chcieli odzyskać utracone na rzecz Rosji tereny litewskie. To przejęcie władzy przez króla szwedzkiego było tak zaplanowane by nie naruszyć przywilejów szlacheckich. Szlachta, magnateria polska nic nie tracili ze swoich przywilejów, natomiast objęcie władzy przez króla szwedzkiego, unia personalna Szwecji i Rzeczpospolitej dawała szansę na odebranie terenów litewskich: ziemi smoleńskiej, ziemi czernichowskiej i kijowskiej. W lipcu 1655 r. armia szwedzka z terytorium Pomorza Szczecińskiego uderzyła na Rzeczpospolitą. Wkroczyła do Wielkopolski. Natomiast druga część armii szwedzkiej wkroczyła na terytorium Litwy od strony Inflant. Armia szwedzka liczyła wówczas 40 tys. ludzi. Jan Kazimierz tej armii mógł przeciwstawić tylko 10 tys., z czego połowę stanowiło pospolite ruszenie. W lipcu wojska polskie, pospolite ruszenie skapitulowało pod Ujściem na terenie Wielkopolski przed armią szwedzką. Cała Wielkopolska została poddana pod zwierzchnictwo króla szwedzkiego Kar ola Gustawa X. Armia wkraczająca od strony Inflant, wkraczała na Litwę z hasłami wspólnej walki przeciwko Rosji. Te hasła znalazły poparcie wśród magnaterii litewskiej. Janusz Radziwiłł, jego kuzyn Bogusław licząc na znaczne majątki, a także licząc na to, że uda się im przejąć panowanie w Rzeczpospolitej poparli Karola Gustawa, podpisując układ w Kiejdanach. Ten układ mówił o unii litewsko-szwedzkiej i zrywał unię Litwy i Korony. Już we wrześniu 1655 r. wojska koronne zostały rozbite przez wojska szwedzkie pod Wojniczem, Żarnowcem, kapitulował Kraków, poddany przez Czarnieckiego. Magnaci i szlachta polska uznawała władzę króla polskiego, odstąpiła od Jana Kazimierza. Znaczna część armii koronnej przeszła na stronę Szwecji, natomiast sam król i nieliczni jego zaufani ludzie musieli szukać schronienia za granicą. Tak w ciągu w ciągu 4 miesięcy upadło państwo, które uważane było w Europie za jedną z największych potęg. W listopadzie 1655 r. armia szwedzka stanęła pod Częstochową i zażądała poddania Klasztoru Jasnogórskiego. Przeor Jasnej Góry Augustyn Kordecki odmówił poddania klasztoru i wytrzymał kilkutygodniowe oblężenie. Z obawy przed nadchodzącą odsieczą generał Müller musiał ustąpić. Atak na Jasną Górę związany był z nadzieją na zdobycie bogactw. Ten atak na Jasną Górę zadecydował o przegranej Szwecji. Do tej pory król polski Jan Kazimierz mówił jedynie o agresorze politycznym jakim była armia szwedzka, w tej chwili do propagandy antyszwedzkiej dołączono także aspekt religijny. Szwedzi byli ukazywani jako najeźdźcy, którzy są także wrogami wiary. Teraz hetmani, którzy wcześniej opowiedzieli się po stronie króla szwedzkiego wypowiadają mu posłuszeństwo. Oskarżyli go o łamanie przyjętych wcześniej zobowiązań. 29 grudnia 1655 r. została zawiązana konfederacja, która przyjęła nazwę od miejscowości konfederacka tyszowiecka, skierowana przeciwko Szwedom. Na początku 1656 r. do Rzeczpospolitej wrócił Jan Kazimierz. Ponieważ znaczny udział w walce ze Szwedami mieli chłopi, Jan Kazimierz złożył we Lwowie ślubowanie, w którym mówił, że będzie się starał uwolnić chłopów od wszelkich obciążeń i niesprawiedliwości. Karol Gustaw dążył do zajęcia Prus. Toruń kapitulował przed wojskami szwedzkimi bez walki. Po oblężeniu skapitulował Malbork. Natomiast większe kłopoty królowi szwedzkimi sprawiał Gdańsk, który uzyskał pomoc holenderską. Następnie, kiedy zostały opanowane Prusy przez wojska szwedzkie Karol Gustaw zawarł układ z Fryderykiem Wilhelmem - księciem pruskim i w zamian za to, że do Prus została przyłączona Warmia, uzyskał poparcie księcia pruskiego. Po zabezpieczeniu sobie północy, Karol Gustaw znowu uderzył na południe. Chciał doprowadzić do otwartej bitwy z wojskami polskimi, licząc na to, że w otwartym polu odniesie zwycięstwo. Natomiast hetman Czarniecki otwartej bitwy w polu unikał. Prowadził wojnę o charakterze partyzanckim, oddziały szwedzkie atakowane były znienacka, szarpane, i wojsko polskie uciekało. To stworzyło sytuację, że wojsko szwedzkie nie mogło być nigdy pewne. Wojsko szwedzkie w swoim pochodzie zatrzymało się. Następnie wojska polskie zaczęły stopniowo wypierać Szwedów. Najpierw zmuszono Szwedów do ustąpienia spod Zamościa, następnie Szwedzi musieli zrezygnować z ataku na Lwów. Chłopi, którzy zostali zachęceni przez króla obietnicą zniesienia obciążeń stanęli po stronie Jana Kazimierza i zmusili Szwedów do opuszczenia linii Sanu. Wojska szwedzkie zostały zamknięte w widłach Wisły i Sanu. Armia szwedzka, która spieszyła na pomoc zamkniętej armii w widłach Wisły i Sanu została rozbita przez Czarnieckiego pod Warką. Szwedzi zostali wyparci z Małopolski, choć w ich rękach pozostał Kraków. Następnie zostali wyparci z terytorium Wielkopolski. Widząc, że szala zwycięstwa przechyla się na stronę Polaków Karol Gustaw obiecał Brandenburgii Wielkopolskę, w zamian za udzielenie pomocy. Pomoc uzyskał. Otrzymanie posiłków brandenburskich sprawiło, że na swoją korzyść król szwedzki rozegrał bitwę pod Warszawą. Aby rozbić sojusz Brandenburgii, Szwecji i Prus wojska polskie uderzyły na Prusy. Fryderyk Wilhelm - książę pruski musiał się wycofać. Jesienią 1656 r. na mocy porozumienia do wojny wkroczyła Rosja atakując wojska szwedzkie. Litwa dzięki interwencji rosyjskiej została oczyszczona z garnizonów szwedzkich. Wówczas Karol Gustaw uświadomił sobie, że podbój całej Rzeczpospolitej jest niemożliwy. Wysunął plan rozbioru Rzeczpospolitej. W tym celu Prusom nadał pełną niezależność. Zjednoczone siły szwedzko-pruskie uderzyły na Rzeczpospolitą od północy, od południa uderzyły wojska kozackie oraz wojska wojewody siedmiogrodzkiego Jerzego Rakoczego. Nie udało się mimo tego ataku zniszczyć polskiej armii. Jan Kazimierz zawarł sojusz z Habsburgami. Cesarz jako zwierzchnik książąt i królów Rzeszy Niemieckiej miał doprowadzić do upadku sojuszu brandenbursko-szwedzkiego. Zaangażowanie się cesarza pozwoliło wojskom polskim uderzyć na Siedmiogród. Po stronie Rzeczpospolitej przeciwko Szwecji wystąpiła także Dania. W 1657 r. doszło do podpisania traktatów bydgosko-welawskich. Były to traktaty dla Rzeczpospolitej niekorzystne. Jan Kazimierz godził się na pełną autonomię Prus. Dawał także prawo swobodnego przemarszu wojsk pruskich przez Pomorze Zachodnie oraz dodawał do posiadanej już ziemi w Prusach Ziemię Kwidzyńską. Prusy Książęce miały wrócić do Rzeczpospolitej po wygaśnięciu linii Hohenzollernów. Udział państw europejskich w tej wojnie, w konflikcie polsko-szwedzkim wiązał się z obawami Europy, by Szwecja nie zbudowała w tej części Europy zbyt wielkiej potęgi, stąd wkroczyła Dania i Rosja. Sojusz z Habsburgami jaki zawarł Jan Kazimierz przyspieszył proces wypierania Szwedów z ziem Rzeczpospolitej. W 1658 r. po 5 miesiącach oblężenia skapitulowała załoga szwedzka w Toruniu. Natomiast nie ustąpiły załogi Malborka i Elbląga. Wojna z terytoriów Rzeczpospolitej przeniosła się na terytorium Danii. Dania została zmuszona do zawarcia bardzo niekorzystnego dla siebie pokoju. Natomiast koalicja habsbursko-polska zaatakowała Szwedów najpierw na terytorium Pomorza Szczecińskiego, a następnie w Danii, gdzie wsławił się Stefan Czarniecki. W 1659 r. pokonał wojska szwedzkie pod Nyborgiem. W styczniu 1660 r. rozpoczęły się pertraktacje pokojowe. W czasie ich trwania zmarł Karol Gustaw. 3 maja 1660 r. podpisany został traktat pokojowy w Oliwie. Na mocy tego traktatu stan sprzed wojny czyli z 1655 r. uznany został za obowiązujący. Kurlandia pozostawała w rękach polskich, Szwecja zobowiązywała się szanować swobodę w handlu na Bałtyku. Zobowiązywała się także zwrócić zrabowane w Rzeczpospolitej biblioteki i archiwa, czego nigdy nie dotrzymała w 100%. Protestanci w Prusach Królewskich (Pomorze Gdańskie) uzyskali swobodę kultu. Potwierdzone zostały w traktacie oliwskim traktaty bydgosko-welawskie.

Wydarzenia historyczne, Historia Polski, Polska, Szwecja
Wojny polsko-szwedzkie (1563-1721)

Informacje ogólne

Wojny polsko-szwedzkie 1563-1721, wojny prowadzone przez Polskę i Szwecję o Inflanty, a także o tron szwedzki.

Wojna 1563-1568

1563 do wojny polsko-moskiewskiej o Inflanty wmieszała się Szwecja, występując początkowo jako sojusznik Moskwy. 1568, po objęciu tronu przez Jana III Wazę, ożenionego z Katarzyną Jagiellonką, Szwecja stała się sojusznikiem Polski.

Wojna 1600-1611

Po detronizacji Zygmunta III Wazy przez Szwedów (1598) i ogłoszonej przez niego inkorporacji północnej Estonii do Polski, wojska szwedzkie wkroczyły do Inflant (1600) i zajęły tereny po Dźwinę. Przeciwdziałania ze strony polskiej doprowadziły 1602-1603 do odzyskania Inflant bez Rewla, Parnawy i Narwy.

Dalsze sukcesy militarne, zwycięstwa K. Chodkiewicza pod Białym Kamieniem (1604) i Kircholmem (1605) nie zostały przez Polskę wykorzystane w związku z zamieszkami wewnętrznymi spowodowanymi rokoszem sandomierskim. Odwołanie z Inflant wojsk Chodkiewicza w 1607 pozwoliło Szwedom na zdobycie dalszych miast i twierdz.

1611 podpisano rozejm polsko-szwedzki, a obydwa państwa objęły terytoria, jakie posiadały w dniu zawarcia rozejmu. Rozejm był kilkakrotnie (1617, 1620, 1621) zrywany przez Szwedów, którzy dokonali zaboru dalszych części polskich Inflant, zdobywając m.in. Dyneburg, Rygę i Mitawę.

Wojna 1625-1629

Kolejne działania zainicjowane przez Szwedów (1625-1629) doprowadziły do opanowania przez nich całych Inflant i wkroczenia na Litwę, do Prus Królewskich i Książęcych.

Wojna zakończyła się niekorzystnym dla Polski 6-letnim rozejmem podpisanym w 1629 w Altmarku (Starym Targu). Przy Szwecji pozostały całe Inflanty oraz porty bałtyckie: Elbląg, Tolkmicko, Braniewo, Piława i Kłajpeda. Elektorowi brandenburskiemu wydano w sekwestr Sztum, Głowę oraz Malbork.

Dopiero w wyniku drugiego rozejmu, podpisanego w 1635 w Sztumskiej Wsi, Polska odzyskała porty bałtyckie, Inflanty zaś pozostały przy Szwecji.

Potop szwedzki 1655-1660

Podtrzymywanie pretensji do korony szwedzkiej przez Jana II Kazimierza stało się pretekstem do kolejnego najazdu Szwedów na Polskę (1655), zwanego potopem szwedzkim, który rozpoczął wojnę północną 1655-1660.

Wykorzystując walkę Rzeczypospolitej z Moskwą, Karol X Gustaw wkroczył na ziemie polskie od strony Pomorza i Inflant. Pospolite ruszenie szlachty poznańskiej i kaliskiej na czele z wojewodą poznańskim K. Opalińskim i wojewodą kaliskim A.K. Grudzińskim 25 lipca 1655 pod Ujściem poddało się bez walki wojskom szwedzkim, dowodzonym przez A. Wittenberga.

Szwedzi, także bez walki, zajęli Litwę, którą 18 sierpnia 1655 poddali hetman wielki litewski J. Radziwiłł i jego brat stryjeczny Bogusław, zawierając 20 października 1655 w Kiejdanach układ, który zrywał unię polsko-litewską i przewidywał zawarcie w przyszłości unii Litwy ze Szwecją.

Wojska komputowe oraz pospolite ruszenie ziemi sieradzkiej i łęczyckiej doznały porażki pod Piątkiem, co otworzyło Szwedom drogę w głąb kraju, umożliwiając im zajęcie Warszawy (8 września 1655) i Krakowa (17 października 1655).

Na stronę Karola X Gustawa przeszli także obaj hetmani koronni z wojskiem kwarcianym - M. Potocki i S. Lanckoroński. Król Jan II Kazimierz schronił się na Śląsku. 17 stycznia 1656, podpisując traktat w Królewcu, Fryderyk Wilhelm, elektor brandenburski, zerwał związek lenny z Polską i stał się lennikiem Karola X Gustawa.

Mimo szybkiego podboju całej Polski, Szwedzi mieli kłopoty z utrzymaniem nad nią władzy - rósł opór zbrojny, organizowała się wojna partyzancka (zwłaszcza w Wielkopolsce i na Podkarpaciu) z udziałem chłopów i mieszczan, skutecznie bronił się klasztor jasnogórski (19 listopada - 27 grudnia 1655). 29 grudnia 1655 z inicjatywy S. Czarnieckiego zawiązano konfederację tyszowiecką, skierowaną przeciw Szwedom. Z wygnania powrócił Jan II Kazimierz, który 30 czerwca 1656 odbił Warszawę z rąk szwedzkich. Przeciwko Szwecji wystąpiła Rosja.

Wobec rosnącej przewagi wojsk polskich, Karol X Gustaw zdecydował się szukać sojuszników, doprowadzając do zawarcia 6 grudnia 1656 układu w Radnot o rozbiorze Rzeczypospolitej. Sygnatariuszami układu obok monarchy szwedzkiego byli: elektor brandenburski, książę siedmiogrodzki Jerzy II Rakoczy, B. Chmielnicki i B. Radziwiłł.

Do działań politycznych włączyli się Habsburgowie austriaccy, którzy w obawie przed nadmiernym zbliżeniem polsko-rosyjskim doprowadzili w 1657 do podpisania polsko-pruskich układów welawsko-bydgoskich, eliminujących elektora brandenburskiego z koalicji zawiązanej przez króla szwedzkiego. Klęską zakończyła się wyprawa Jerzego II Rakoczego do Polski (1657). Po wypowiedzeniu przez Danię wojny Szwecji Karol X Gustaw opuścił Polskę, pozostawiając załogi wojskowe w Krakowie i na Pomorzu.

Walki polsko-szwedzkie trwały na ziemiach polskich jeszcze do 1660. Wojnę zakończył pokój oliwski z 23 maja 1660, który przywrócił stan posiadania sprzed wybuchu walk.

Udział Polski w wojnie północnej 1700-1721

Na początku XVIII w. na ziemiach Rzeczypospolitej miały miejsce walki toczone w ramach wojny północnej 1700-1721, w których elektor saski i król polski August II Mocny walczył z królem szwedzkim Karolem XII. August II prowadził wojnę głównie przy użyciu wojsk saskich, Polska nie brała w niej aktywnego udziału. 1704 przeciwna Augustowi II grupa magnaterii i szlachty zawiązała konfederację w Warszawie, ogłosiła abdykację monarchy i obrała nowym królem Stanisława Leszczyńskiego, popieranego przez Karola XII. Po klęsce Karola XII pod Połtawą (1709), na tron polski powrócił August II

O. Konstancjusz Kunz, OSPPE

Z pożółkłych kart historii wyczytujemy takie opowiadanie.

Kiedy król Jan Kazimierz musiał opuścić Kraków i udać się na wygnanie na Śląsk, wówczas Wawel, stolicę polskich królów, obejmo­wał w swoje posiadanie król szwedzki, Karol X Gustaw. Ks. Szymon Starowolski, pełniący obowiązki opiekuna Wawelu i jego pamiątek, oprowadzał po katedrze samego króla szwedzkiego. Wieść niesie, że miał zatrzymać się przy grobie Władysława Łokietka i powiedzieć:

»Tu leży król, który kilka razy był zmuszony opuścić stolicę i tułać się, aż do niej zwycięsko powrócił«. Biorąc to za aluzję do bieżących wypadków w Polsce, miał Gustaw powiedzieć z przekąsem: »Ale wasz Jan Kazimierz tu więcej nie powróci«. Na to odpowiedział kanonik krakowski: Fortuna mutabilis, Deus mirabilis, co można prze­tłumaczyć przysłowiem polskim: »Fortuna kołem się toczy«.

Tak się też stało i to wcześniej, niż ktokolwiek mógł przewidy­wać, a to głównie dzięki bohaterskiej obronie Jasnej Góry. (Ks. W. Zaleski SDB, Jasna Góra, Łódź 1982).

30 października 1938 r. na tym samym miejscu, na którym my stanęliśmy zgromadzili się przedstawiciele Wojska Polskiego z mar­szałkiem Rydzem Śmigłym, kapelanem polowym bpem Gawliną i innymi osobistościami Kościoła i władz państwowych, aby oddać hołd człowiekowi sprzed trzystu laty - bohaterowi w białym habicie, o. Augustynowi Kordeckiemu, paulinowi odsłonięto pomnik. Modlono się w pokornej postawie, dziękując Bogu, że przeorowi Jasnej Góry w czasie potopu szwedzkiego w 1655 r. dał moc i siłę na miarę gigantów ducha. Polskie Radio transmitowało całą uroczystość, pod­kreślając w ten sposób, że rolę, którą odegrał ten biały mnich w historii naszego narodu, należy przypominać pokoleniom współczes­nej Polski, ku pamięci i ku odwadze.

Fantasta czy realista?

»Przeor Jasnej Góry nie był szaleńcem, był realista, ale Bożym realistą. Nie podjąłby walki bez nadziei zwycięstwa. Z nadprzyrodzo­nym realizmem szaleńców Bożej sprawy ujrzał ratunek i ocalenie w Tej, która «dana jest jako pomoc ku obronie naszego Narodu» i która - jak sam mówił - «Tarczą jest Królestwa Polskiego». Nie tylko podjął decyzję obrony - sam jeden wśród fal «potopu», jak kapitan na tonącym statku - ale znalazł ratunek w Maryi, w niezwyciężonej Dziewicy, Matce Boga Człowieka i Królowej Polski« . (List pasterski biskupów polskich z 29 IV 1973 r.).

Sienkiewicz wkłada w usta o. Kordeckiego takie słowa:

»Dzieci! Jeszcze Najświętsza Panna okaże, iż od burzących kolubryn mocniejsza. A potem przyjdzie koniec waszych trosk i umę­czenia... Kto z was będzie śmiał rzec, że Ta Najświętsza Królowa nie potrafi Was zasłonić i zwycięstwa nam zesłać (...) Kto cudom Maryi, łasce Jej, ratunkowi Tego Królestwa i Wiary katolickiej zechce przeszkodzić?«.

Podejmując obronę Jasnej Góry wiedział przeor Kordecki -zaznaczają Księża Biskupi - że porwie za sobą wszystkich rodaków. Wiedział także król szwedzki, że »atakowanie obrazu Maryi wywoła u Polaków jeszcze większy gniew« (z listu Karola Gustawa do Millera). Miał rację Sienkiewicz, gdy pisał, że »jest takie miejsce w narodzie, którego bezkarnie dotknąć nie wolno, bo wtedy naród zawyje z bólu i zerwie się do okropnej walki - a miejsce to zwie się Jasna Góra«.

"Święty gniew Polaków" z powodu napaści Szwedów na naj­większe Sanktuarium Narodowe wstrząsnął całym krajem i zatargał sercami. Ojciec Augustyn kazał codziennie zapalać pochodnie na jasnogórskiej wieży, by płonące nocami żagwie wołały, że Jasna Góra się broni. Na wieść o tym cały Naród budził się ze snu, wyrywał z depresji, dźwigał, porywał do walki. Wkrótce Rzeczypospolita sta­nęła w ogniu. Przywiązany do wiary Chrystusowej i Bogurodzicy lud polski ujął w swe mocne ręce kosy, topory i cepy, aby razem z rycerstwem i szlachtą przepędzić ostatecznie wroga.

Owocowanie czynu o. Kordeckiego

"Szydzi z nas i pogardza nami nieprzyjaciel pytając, co nam z dawnych cnót pozostało? - woła Kordecki w "Potopie". A ja odpo­wiem: wszystkie zginęły, jednak coś jeszcze pozostało, bo pozostała wiara i cześć dla Najświętszej Panny, na którym to fundamencie reszta odbudowaną być może".

Zaznaczają Księża Biskupi:

"Wydarzenia, które miały miejsce później, tkwię korzeniami w cudownej obronie Jasnej Góry, Śluby Królewskie, 1 kwietnia 1656 r. w katedrze lwowskiej, gdy tułaczy król oddawał swą koronę Królowej Niebieskiej, czyniąc Ją po wszystkie czasy Królową Polski - to owo­cowanie wiary, mocy i bohaterskiego czynu Ojca Kordeckiego. Po zwycięskiej obronie, 2 lipca 1656 r. ówcześni biskupi polscy z Pryma­sem Leszczyńskim i królową Marią Ludwiką na czele, zebrani na Jasnej Górze postanowili, aby Jasna Góra odtąd «Górą Zwycięstwa" się nazywała (Nowa Gigantomachia).

A gdy Ojciec św. Pius XI zatwierdził urzędowo tytuł "Królowej Polski" - widzimy uwieńczenie dalszej drogi zwycięstw Pani Jasno­górskiej.

Gdy nadeszły lata stalinizmu, otwartej walki z Kościołem i chrze­ścijańską kulturą Narodu, wówczas za przykładem o. Kordeckiego biskupi polscy podjęli nową "obronę Jasnej Góry-ducha Narodu", tego co najświętsze - wiary, moralności, związku z Kościołem Chrys­tusowym i Maryją (fragment Listu biskupów).

Wielka Nowenna, Peregrynacja, Milenium, Papież-Polak, Polski Sierpień, obchody Jubileuszu 600-lecia obecności Matki Bożej na Jasnej Górze - to dalsze owocowanie ducha, wiary, miłości do Maryi w życiu o. Kordeckiego.

"Na postać Augustyna Kordeckiego można patrzeć z różnych stron i rozmaicie oceniać jego działalność i znaczenie w historii. Przed każdym jednak, kto bezstronnie wnika w kontekst dziejowy, w historię i samą osobowość Kordeckiego staje się on jako wielki Polak i kapłan, człowiek Kościoła i charyzmatyk, dyplomata i wódz. Dla paulinów jest on przede wszystkim wzorowym zakonnikiem - pauli­nem, jest kontynuatorem myśli i ducha dawnych Ojców, od bł. Euzebiusza poczynając, jest wyrazicielem czystych i zdrowych tradycji paulińskich, obrońcą i patronem autentycznego charakteru naszej wspólnoty w Kościele. Na niego możemy zawsze i sami spoglądać w poszukiwaniu wzorów życia i skierować wzrok każdego, kto nas pyta o paulińskie »patrimonium«. Od niego uczymy się postawy szczerości i wierności dla swego paulińskiego powołania i to zarówno w sprawach największej wagi, jak i w tych, tak często lekceważonych szczegółach codziennego życia i codziennych obowiązków, wynikają­cych z Konstytucji zakonnych, podjętych w w duchu posłuszeństwa". (Z listu generała Zakonu o. Jerzego Tomzińskiego, marzec 1973 r.).

Kim był ojciec Kordecki

1. jako człowiek - chrześcijanin,

2. jako zakonnik,

3. jako bohater narodowy,

4. jak jego postawa rzutuje na religijność polskich pokoleń?

o. Kordecki - jako chrześcijanin

O. Augustyn Kordecki urodził się w Iwanowicach koło Kalisza, na terenie ówczesnej diecezji gnieźnieńskiej, 16 listopada 1603 r. Rodzicami jego byli Marcin i Dorota. W kościele parafialnym w Iwanowicach znajduje się zabytkowa chrzcielnica, w której prawdopodo­bnie został ochrzczony, otrzymując imię Klemens. Ojciec jego był burmistrzem miasteczka. Klemens, nasz bohater, uczęszczał do Ko­legium Jezuitów w Kaliszu, gdzie ukończył studia filozoficzno-teologiczne. Mając 29 lat pielgrzymował pieszo z Kalisza na Jasna Górę. Być może, że ta pielgrzymka piesza zadecydowała o jego powołaniu do Zakonu Paulinów, Braci Pustelników Św. Pawła.

W uroczystość św. Józefa w 1633 r. Klemens przyjmuje habit zakonny na Jasnej Górze, otrzymując imię zakonne Augustyn. Rok później składa swoje pierwsze śluby zakonne: ubóstwa, posłuszeń­stwa i czystości w święto Zwiastowania Matki Bożej. Wkrótce przyj­muje niższe i wyższe święcenia. Jeszcze przed święceniami kapłań­skimi został mianowany podprzeorem w klasztorze w Wieluniu. Świę­cenia kapłańskie miał zaszczyt przyjąć z rąk prymasa Jana Wężyka.

W Zakonie pełnił różne odpowiedzialne stanowiska. Był zastępca mistrza nowicjatu, przeorem w Wieluniu, w Wielgomłynach, definitorem prowincji polskiej, przedstawicielem na kapitułę Zakonu na Wę­grzech, profesorem wykładowcę w seminarium, a w 1644 r. zostaje mianowany przeorem Jasnej Góry. Rok później rezygnuje z przeorstwa na Jasnej Górze i udaje się na stanowisko podprzeora do Beszowej, aby wkrótce objąć urząd przeora w Oporowie k. Kutna. Następnie przełożeni wyżsi powierzają mu wizytację klasztorów w Brdowie i Oporowie, aby zweryfikował życie zakonników zgodnie z ich zakonne konstytucję.

5 lipca 1653 r. zostaje obrany definitorem prowincji i przeorem Sanktuarium Jasnogórskiego. Aż 6 razy zostaje wybrany w różnych okresach na stanowisko przeora Jasnej Góry. Przeżywał chwile rado­ści i smutku, które wywoływały wydarzenia zarówno na Jasnej Górze, jak i w innych klasztorach. Przeżywał także bolesny fakt spalenia się wieży jasnogórskiej. Wyjeżdżał na liczne wizytacje klasztorów w Pol­sce i za granicę, m. in. był w Rzymie i na Węgrzech. Największym jednak wydarzeniem, które rozsławiło jego imię było oblężenie Jasnej Góry przez Szwedów w 1655 r., oblężenie nazwane przez historię "potopem szwedzkim".

W czasie swojego sześciokrotnego urzędowania o. Kordecki wybudował na Jasnej Górze refektarz klasztorny, kaplicę św. Pawła Pierwszego Pustelnika, patrona Zakonu Paulinów, uroczyście wpro­wadza paulinów do nowej placówki - klasztoru Św. Ducha w Warsza­wie, wizytuje liczne domy paulińskie rozsiane w całym kraju. Podczas ostatniej wizytacji konwentu w Wieruszowie bardzo podupada na zdrowiu. 15 marca już jest wszystkim wiadomo, że choroba jest śmiertelna. Pięć dni później Pan powołał go do wieczności. 24 marca 1673 r. zostaje pochowany na Jasnej Górze, gdzie spędził większość swojego pracowitego zakonnego życia.

Ujmując w skrócie życie o. Kordeckiego jeden z paulinów pisał:

Był człowiekiem niepodległego ducha, który także został wciągnięty w prawo paradoksów najrozmaitszych. W trzydziestym roku życia (1633 r.) ukrył się w klasztorze, a mając 52 lata stał się sławnym i tak widocznym, że "cała Polska mogła go dojrzeć i uznać w nim ideał oporu, miarę tego, co każdy Polak potrafi dokonać" (A. Mickie­wicz).

Chciał być pokornym mnichem, a musiał odbierać hołdy, chociaż z pokory nie zrezygnował do końca, nie chcąc również w tym prze­konaniu przyjąć biskupstwa, jako nagrody i uznania.

Ślubował posłuszeństwo, a przypadło mu rozkazywać innym i zmuszać do uległości zarówno zbuntowanych, jak i małodusznych.

Uciekł od zawiłych mechanizmów świata w sferę życia religijne­go, a życie wciągnęło go w polityczną grę i w wojskowe awantury wojenne.

Miłował pokój, był człowiekiem czyniącym pokój, a musiał stanąć do walki na wałach obronnych.

Warto przytoczyć refleksję zakonną nad tą wspaniałą postacią bohatera w białym habicie przekazaną przez o. Eustachego Rakocze­go:

"Nie zamknął się w klasztorze tylko dla kontemplacji i modlitwy, ale wyszedł naprzeciw ludzkim potrzebom.

Swoje oddziaływanie przygotowywał na kolanach. Wyszedł do walczącej załogi i pokazał, że nie straszne mu są kule szwedzkie. Nie był rycerzem, miecz powierzył żołnierzowi, a sam z Najświętszym Sakramentem chodził po wałach walczącej twierdzy. Zakonnikom nakazał paść krzyżem przed Cudownym Obrazem, by modlitwa i szczęk oręża szły w parze, bo Kordecki walczył za wierność Bogu i Ojczyźnie, za honor i cześć Matki Bożej. Kiedy straże nocne czuwały na murach, przeor Kordecki czuwał w Cudownej Kaplicy.

Na modlitwie czerpał on siłę i moc do codziennych, jakże odpo­wiedzialnych obowiązków. Największą jego bronią były kolana. On modlił się we dnie na wałach, a w nocy w Kaplicy. Na wszystkich promieniował duchem swego zbliżenia się do człowieka, zrozumie­niem jego trosk i zwyczajnych ludzkich potrzeb. Odkrywał tajniki duszy. Nie tylko jako spowiednik, ale także jako przełożony załogi wojskowej. W rozterce duchowej i zwątpieniu, nawet poszczególnych mnichów potrafił natchnąć duchem pobożności i męstwa. Poza tym zdawał sobie sprawę, że rola Jasnej Góry nie ograniczała się tylko do samej obrony największej świętości narodu jaką jest Cudowny Obraz Matki Bożej, ale jest czynnikiem pobudzającym ducha narodu, zniewalającym do ofiar i poświęceń. Cześć Matki Bożej stawiał on na pierwszym miejscu, ale również i cześć Ojczyzny była mu droga" (Biuletyn Zakonu Paulinów Nr 38).

Co o o. Kordeckim mówią Szwedzi i Polacy?

A. Szwedzi

Historyk szwedzki, Westrin, tak go charakteryzuje: "Kordecki to niezwykła mieszanina gorącej wiary, zimnego wyrachowania, prakty­cznej siły w działaniu, wymowy i męstwa". Tenże historyk usiłuje określić bliżej, w czym była największa zasługa Kordeckiego: "Jego bohaterstwo polega na tym, że Jasną Górę jakby fachowy generał przygotował do obrony; że w momencie najważniejszym nie zawahał się; że w ciągu walki nie dał się złamać słabym duchom, i zwyciężył". (Ks. Zaleski SDB, Jasna Góra, s. 65).

Obrona Jasnej Góry była punktem zwrotnym dla Szwedów w okupowanej Polsce. Oto zeznania historyka Emila Hildebranda:

»Rok 1655 nie doszedł jeszcze do końca, gdy nagle, jak na dany znak wybuchła zawierucha. Możni Polacy, którzy kłócili się między sobą i dlatego byli niedoceniani, złączyli się z końcem grudnia (...). Szła za nimi masa ludowa, zbudowana przez fanatyzm, gdyż widziała kościoły i klasztory aż do dzwonów wydane na łup żołnierstwu - a powstała z taką odwagą, jak ten, co broni zagrożonego życia. Wędrowni księża powiększali wzburzenie, opowiadając już to o dzikim postępowaniu obcych, już to o dzielności, z jaką garść mnichów częstochowskiej świątyni rozbiła bandę tysięcy Szwedów" (tamże, s. 62).

B. Polacy

»0. Augustyn Kordecki - to jedna z najpiękniejszych postaci naszych dziejów. Nie dziw też, że pisali o nim ludzie tej miary, co:

Józef Ignacy Kraszewski w osobnej powieści pod tytułem "Kordecki" i Henryk Sienkiewicz w swojej Trylogii. Hołd oddała mu również poezja polska w przedstawicielach, jak Adam Mickiewicz, Cyprian Norwid, Władysław Syrokomla, Teofil Lenartowicz, Wincenty Pol, Jan Kasprowicz czy Stanisław Wyspiański.

Z historyków polskich Ludwik Kubala w swoich studiach krytycz­nych zajął się o. Kordeckim specjalnie w dziele swoim »Wojna Szwe­dzka". Na płótnie unieśmiertelnili postać wielkiego paulina: Jan Ma­tejko, Henryk Rodakowski, January Suchodolski, Elwir Andriolli, Piotr Stachiewicz, Kazimierz Alchimowicz, Jan Rose.

Jeszcze za życia pisali o nim poematy: Stanisław Kobierzyński w długim wierszu łacińskim i ks. Walenty Odymalski w epopei, szkoda, że tak mało znanej, w 12 księgach pt. "Oblężenie Jasnej Góry« (tamże, s. 62, 63).

"Polska niełatwo może ukazać w dziejach swoich geniusz czynny takiej potęgi, jaka miał geniusz bierny tego człowieka. Podniósł się on do wysokości, skąd już dawało mu się widzieć przyszłość; jego męstwa nie było męstwem oficera, gotowego zginąć na stanowi­sku, rzucić się na śmierć z rozpaczą.

Przeciwnie zawsze jest on spokojny, pokorny nawet, w jego odwadze nie masz nic ludzkiego, bo kiedy go młodzież i żołnierze opuszczają, kiedy liczyć może na kilku starców, pokłada całą ufność w uczuciu moralnym obowiązku i trwa niezachwiany.

Zdaje się, że Opatrzność wyczerpała wszystkie sposoby na doświadczenie jego mocy. Przychylne perswazje wojaków, upadek ducha w szlachcie, groźby Szwedów, rokosz własnych żołnierzy, zwątpienie zakonników, wszystko odparł, sam jeden został i wszyst­kiemu zaradził...

Kordecki był jednym z tych ludzi, których Opatrzność zsyła od czasu do czasu na wzór do kształtowania pokoleniom. Nigdy idea polska nie okazała się tak zupełnie uosobiona, jak w tym człowieku. Późniejsi bohaterowie mają ledwo niektóre rysy charakteru w nim jaśniejące całkowicie. Czułość Jana Kazimierza, wiara Sobieskiego z różnych stron przypominają nam jedną postać moralną, tego mni­cha, co łącząc razem prostoduszność, zapał, skromność, dał przykład w najwyższym stopniu słowiańsko-polskiej cnoty«. (A. Mickiewicz, Literatura słowiańska wykładana w Kolegium Francuskim, Poznań 1865, s. 37).

Zasługi o. Kordeckiego tak streszcza List Biskupów:

"Zorientowanie się w sytuacji, przeniknięcie zamysłów wroga i straszliwych skutków poddania się - to pierwsza zasługa Kordec­kiego (...) gdy już prawie cała Polska leżała u jego stóp (króla K.G.) Jasna Góra pozostała nietknięta. Dla Polski - ostatnia siła, ratunek i ocalenie? Zrozumiał to Przeor Kordecki, że broniąc Jasnej Góry będzie bronił Narodu, Wiary i zagrożonego katolicyzmu. Zrozumiał, że cios zadany religii katolickiej byłby śmiertelny dla Polski, a znisz­czenie religii byłoby zniszczeniem fundamentów Narodu. Tak silna bowiem była i jest więź wiary i polskości, że podważenie już jednej, prowadzi do ruiny drugiej. Dlatego przeor Jasnogórski zamknął bramy klasztoru przed Szwedami. Podjął nieugięta decyzję: bronić za wszelką cenę! Bronić Sanktuarium, bo jest to obrona zagrożonej Ojczyzny i Kościoła. Wierzył, że obrona podjęta z najczystszych pobudek religijnych i ojczystych, obudzi ducha w Narodzie i poderwie go do zwycięskiej walki«.

Sam o. Kordecki w swym dziele o obronie pt. »Gigantomachia« stwierdza: "Pilnie na to zważać potrzeba, żeśmy się podjęli bronić Kościoła Bożego i dobra całej najdroższej Ojczyzny...".

H. Sienkiewicz w "Potopie" pisze:

"Opór, który się tu począł - szerzył się jak pożar. Spostrzegł jenerał w końcu, o co księdzu Kordeckiemu chodziło (...), że więc nie o owo gniazdo skaliste, nie o Jasną Górę, nie o skarby, nagro­madzone w klasztorze, nie o bezpieczeństwo zgromadzenia, ale o lo­sy całej Rzeczypospolitej. Spostrzegł Miller, że ów ksiądz cichy wie­dział co czyni, że miał świadomość swej misji, że powstał jak prorok, aby zaświecić krajowi przykładem, by głosem potężnym zawołać na wschód i zachód, na północ i południe - Sursum corda!«.

Jan Paweł II, jeszcze jako metropolita krakowski mówił o o. Kordeckim w Wieruszowie z okazji 300-lecia jego śmierci:

»I kogóż można przeciwstawić tej postaci, kogóż można wska­zać, w kim by się prawda o naszych dziejach i niepodległości pols­kiego ducha wyraziła pełniej i głębiej? Bo przecież to był pokorny człowiek, to był skromny mnich. Zamknął się w murach klasztornych, ukrył się przed oczyma ludzi, ażeby niczego o nim nie wiedziano. Ale kiedy przyszła dziejowa potrzeba, objawił się, a raczej nie on się objawił, objawiła go Opatrzność Boża, objawia go Matka Boża i pozwoliła mu błyszczeć na horyzoncie naszych dziejów jako wspania­łej przewodniej gwieździe".

Kończąc swoje przemówienie w Wieruszowie Ojciec Św. podkre­śla: "Przybyliśmy tutaj, ażeby się od niego na nowo uczyć tej postawy (niepodległości ducha), tego męstwa, które zdecydowało o podjęciu decyzji: będziemy bronić Jasnej Góry. Przybyliśmy tutaj, ażeby się od niego nauczyć tej wiary, tej nadziei, która wszystko przewyższa, staje ponad każdym zagrożeniem tej wiary i tej nadziei, która pisze dzieje Kościoła i dzieje Polski. To jest treść naszej wspólnej modlitwy.

Z tą modlitwą przybyliśmy i przybliżamy się do ołtarza, z tą modlitwą stajemy wobec miejsca, na którym spoczęły doczesne szczątki mni­cha żołnierza, bohatera dziejów Ojczyzny, dziejów Kościoła. Te dwa wątki tak się głęboko splotły w polskiej duszy, że Polacy śpiewają: «Nie rzucim ziemi skąd nasz ród, nie damy pogrześć mowy». l śpie­wają: «Nie rzucim Chryste świątyń Twych, nie damy pogrześć wiary». l te dwa wątki splatają się w jeden, brzmi w nim hymn naszej przeszłości i pieśń naszej współczesności.

Ufamy, że ta pieśń śpiewana przez miliony serc będzie słyszana wszędzie, dosłyszana na ziemi tam, gdzie się powinno decydować o sprawach człowieka i społeczeństwa z całym poszanowaniem praw człowieka i społeczeństwa.

(...) przystąpmy do ołtarza (...) żeby (...) dziękować Bogu za Ojca Augustyna Kordeckiego, wielkiego geniusza naszych dziejów, wspaniały wyraz polskiego ducha, i prosić zarazem, ażeby jego duch żyt w nas, ażebyśmy przez to bezgraniczne zawierzenie, zaufanie do Matki Bożej, do Pani Jasnogórskiej, potrafili dla naszych dni zapewnić zwycięstwo duchowi wolności, wolności sumienia, wolności religii, prawom osoby i rodziny na dzisiaj i na jutro. Bo pamiętamy, że pracujemy dla przyszłości, jak Ojciec Augustyn Kordecki, który podejmował swą heroiczną decyzję w określonym momencie dziejów, pracował dla dalekiej przyszłości swojej Ojczyzny i Kościoła, tak i my pracujemy dla dalekiej przyszłości naszej Ojczyzny i Kościoła, i dla­tego jest nam potrzebny ten duch, który go ożywia". (Ks. kard. Karol Wojtyła, Oto Matka Twoja, Rzym 1979, s. 231-233).

"l dziś musi być przeprowadzona w Polsce: "Obrona Jasnej Góry" już nie z pomocą armat i pocisków, ale przez potężny ładunek myśli i uczuć, roznieconych przez Ojca św. Jak ongiś mrowie wojsk najeźdźczych tak i dziś szturmują "Polską Jasną Górę" istne potopu świata fale, wżerające się w mury duszy Narodu nienawiścią imienia Bożego, pasją grzechu i potwornych nałogów. "Polska Jasna Góra" jest podminowaną przez ducha nienawiści społecznej, przez progra­mową apostazję moralną, przez zadawnione wady narodowe, które rzucają cienie na świetlany Naród ochrzczony. Stokroć to groźniejszy potop od szwedzkiego. (Ks. Prymas Kardynał Wyszyński, Wielka Nowenna Tysiąclecia).

Pomnik, który dzisiaj uroczyście odsłoni Ksiądz Prymas, kard. Józef Glemp w obecności Episkopatu jest więc hołdem dla bohater­stwa Ojca Augustyna Kordeckiego i uczczeniem kapłana w białym habicie, który zaufawszy Bożej Matce i Królowej Polskiego Narodu - zwyciężył.

Wielkość i potęgę ducha scharakteryzowano również na pom­niku o. Kordeckiego na Skałce w Krakowie:

Gdy większość narodu zwątpiła i omdlała,

On wierzył, kochał, walczył i zwyciężył.

ODSŁONIĘTO POMNIK - RELACJA Z UROCZYSTOŚCI

W niedzielę, 19 września 1982 r. (o godz. 12.00), na terenie pa­rafii Iwanowice w miejscowości Szczytniki, gdzie urodził się o. Augu­styn Kordecki, przeor i obrońca Jasnej Góry, wieloletni prowincjał polskiej prowincji Zakonu Paulinów i bohater narodowy, miała miejsce uroczystość poświęcenia pomnika ku jego czci.

Już w 1938 r. ówczesny prymas ks. kard. August HIond przy udziale marszałka Polski oraz najwyższych władz państwowych i cy­wilnych poświęcił w Szczytnikach przy drodze z Kalisza do Sieradza pomnik o. Augustyna Kordeckiego. W czasie okupacji hitlerowcy zbu­rzyli ten kamienny monument pozostawiając jedynie granitowe ogro­dzenie przypominające swoim wyglądem mury jasnogórskie.

Myśl o odbudowie pomnika zniszczonego w czasie okupacji w 1942 r. nie była obca paulinom. Konieczność jej realizacji uwyda­tniła się zwłaszcza z okazji uroczystości 300-lecia śmierci o. Augu­styna Kordeckiego, obchodzonych w 1973 r. na Jasnej Górze i w Wieruszowie. Pomyślne warunki społeczno-polityczne, przygotowania do uroczystości jubileuszu 600-lecia Jasnej Góry oraz osobista ini­cjatywa o. Konstancjusza Kunza, przeora Jasnej Góry przyczyniły się głównie do podjęcia tego dzieła budowy nowego i wspanialszego niż poprzedni pomnika o. Augustyna Kordeckiego w miejscu jego urodze­nia, w parafii Iwanowice. Przeor jasnogórski swoją myślą podzielił się z ks. proboszczem Janem Kaliszewskim byłym wychowankiem pau­linów, który również okazał się wielkim entuzjastą projektowanego dzieła. Po wzajemnej konsultacji o. Przeora z ks. Kaliszewskim, proboszczem parafii Iwanowice, postanowiono zamiar przedstawić ks. biskupowi Janowi Zarębie, ordynariuszowi diecezji włocławskiej.

Księdzu biskupowi bardzo spodobała się ta inicjatywa i przyjął ją za swoją. Powołał nawet specjalny Komitet Budowy Pomnika. Ks. Janowi Kaliszewskiemu zawierzono sprawę realizacji tej inicjatywy jako administratorowi parafii. On jako inwestor występował o zezwo­lenie do kompetentnych władz gminnych i wojewódzkich oraz osobi­ście dozorował realizację projektu budowy pomnika.

Komitet Budowy Pomnika postanowił zlecić opracowanie pro­jektu pomnika prof. Leonowi Machowskiemu z Warszawy. Koncepcję ogólną oraz tematykę czterech tablic, teksty i treść płaskorzeźb należy przypisać o. Konstancjuszowi Kunzowi, przeorowi Jasnej Góry, który sercem angażował się w erekcję dzieła.

Ks. Biskup i Przeor zapewnili pomoc finansową. Ks. Biskup zarządził na ten cel specjalna tacę niedzielną w całej diecezji. Na Jasnej Górze zaś zorganizowano specjalne zbiórki wśród licznie przy­byłych pielgrzymów i rozdawano specjalne blankiety, by indywidualni ofiarodawcy mogli wpłacać na konto budowy.

Odlewu dokonali pracownicy Zakładów Mechanicznych im. Nowotki w Warszawie. Wykonawca granitowego cokołu był zespół pra­cowników pod kierunkiem inż. Włodzimierza Mikusińskiego z Warsza­wy. Całością prac wykonawczych i uporządkowaniem terenu kierował ks. Jan Kaliszewski, który w dowód wdzięczności i uznania został z tej racji mianowany przez biskupa kanonikiem honorowym. Wszys­tkie prace nadzorował inż. Andrzej Fajans.

W ten sposób przy współudziale architektów i innych fachowców, w Jubileuszowym Roku 600-lecia Jasnej Góry, na miejscu dawnego stanął nowy, wspaniały, może nawet jeden z najpiękniejszych pomni­ków Polski. Pięciometrowa figura z brązu przedstawia kroczącego zakonnika w habicie, z różańcem przy boku i z ryngrafem Maryi na piersi. Wzniesione nad głową ręce bohatera trzymają wielką monstra­ncję - symbol Eucharystii w kształcie krzyża. Wysoki na sześć metrów cokół z polerowanego granitu, a przed nim pięknie obramowana sadzawka i dawne granitowe mury w otoczeniu drzew, tworzą dosko­nałą harmonię i ukazują o. A. Kordeckiego jako symbol patriotyzmu i wiary, jako "wielki znak" na polskim niebie.

Przed uroczystością poświęcenia miały miejsce występy orkie­stry dętej i śpiewy chóralne. Historyczne wprowadzenie ukazujące o. A. Kordeckiego przedstawił o. Konstancjusz Kunz - przeor Jasnej Góry.

W uroczystości wziął udział Prymas Polski ks. kard. Józef Glemp. Razem z nim uczestniczyło ok. 20 biskupów z całej Polski, liczne grono paulinów z o. Generałem Zakonu dr Józefem Płatkiem na czele, duchowieństwo diecezjalne i zakonne oraz około 30 tys. wiernych.

Sumę pontyfikalną celebrował sekretarz Episkopatu ks. abp Bro­nisław Dąbrowski, a Słowo Boże wygłosił ks. Prymas, ukazując boha­tera Jasnej Góry jako wzór dla wszystkich na nasze czasy.

Po hymnie »Ecce Sacerdos« nastąpiły powitania gości przez miejscowych parafian, następnie przemówił przedstawiciel kombatan­tów. Z kolei współgospodarz uroczystości, biskup włocławski powitał wszystkich i odczytał nadesłany na jego ręce z Rzymu okolicznoś­ciowy telegram od Ojca św. Jana Pawła II. Po czym Prymas Polski dokonał poświęcenia pomnika, l znowu po raz drugi zagrały jasnogórskie fanfary. Bracia nowicjusze i klerycy paulińscy wykonywali razem z chórami kaliskimi przeznaczone im śpiewy liturgiczne i objęli asystą pontyfikalną cała uroczystość. Obok pomnika stanęli strażacy, harce­rze i harcerki, a także tzw. straż rzymska w barwnych strojach.

Pod koniec uroczystości przemówił Generał paulinów podkreśla­jąc, że uroczystość ta jest wypełnieniem narodowej powinności i spła­ceniem długu wdzięczności Ojcu Kordeckiemu.

Wśród uczestników uroczystości byli również naoczni świadko­wie poświęcenia pierwszego pomnika w 1938 r. "Miałem wówczas 13 lat - mówi obecny proboszcz ze Stawiszyna - i pamiętam tamten dzień, ale dzisiejszy jest wspanialszy". »Ja byłem wówczas dowódcą działań artylerii 25 pułku artylerii lekkiej w Kaliszu i brałem udział w defiladzie wszystkich rodzajów broni przed pomnikiem przedwojen­nym. Obecnie noszę mundur strażacki i jestem szczęśliwy, że mogłem doczekać

OJCIEC AUGUSTYN KORDECKI W DUCHOWEJ I MATERIALNEJ PAMIĘCI NA JASNEJ GÓRZE - FAKTY

Jasna Góra w Częstochowie, sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski, przypieczętowane od 1382 roku obecnością cudownego obrazu Maryi i stróżowaniem „białych mnichów” - paulinów - jest jednym z tych miejsc, w których człowiek-pielgrzym oddaje chwałę swemu twórcy. Na Jasnej Górze czcimy Najwyższego Boga poprzez pośrednictwo Matki Naszego Pana Jezusa Chrystusa, nadziei wszystkich ziemian.

Tradycje militarne jasnogórskiego wzgórza datują się od połowy XIV wieku. W 1 połowie XVII stulecia Jasna Góra staje się „Fortalitium Marianum”, chroniącym Komnatę Królowej Polski - Dom Matki Narodu. Nie jest możliwe w tak krótkim tekście przypomnieć wszystkie fakty z historii sanktuarium. Skupmy się więc na postaci Ojca Augustyna Kordeckiego. Okazją stało się przypadające w 2005 roku 350-lecie Cudownej Obrony Jasnej Góry. Już w 2003 roku obchodzono 400-lecie urodzin oraz 330-lecie jego śmierci, a Przeor Jasnej Góry, Ojciec Marian Lubelski, ogłosił tamten rok ROKIEM OJCA AUGUSTYNA KORDECKIEGO BOHATERA NARODOWEGO. Znane są szeroko zdania, jakie o Ojcu Kordeckim wygłosił Ojciec Sumienia Narodu Prymas Tysiąclecia Stefan Kardynał Wyszyński. Ten wielki Sługa Boży, przywołując zwycięskie odparcie w 1655 roku ataku Szwedów przez załogę niewielkiej twierdzy jasnogórskiej, pogardliwie zwanej przez oblegających ją wrogów „kurnikiem”, sformułował także ważne porównanie, pozwalające na nowo odczytać w języku współczesności głęboki sens obrony Jasnej Góry w XVII wieku. W Jasnogórskich Ślubowaniach Wielki Prymas powiedział: „I dziś musi być przeprowadzona w Polsce: »Obrona Jasnej Góry« już nie z pomocą armat i pocisków, ale przez potężny ładunek myśli i uczuć, roznieconych przez Ojca Świętego. Jak ongiś mrowie wojsk najeźdźczych, tak i dziś szturmują »Polską Jasną Górę« istne potopu świata fale, wżerające się w mury duszy Narodu nienawiścią Imienia Bożego, pasją grzechu i potwornych nałogów. »Polska Jasna Góra« jest podminowaną przez ducha nienawiści społecznej, przez programową apostazję moralną, przez zadawnione wady narodowe, które rzucają cienie na świetlany Naród ochrzczony: Stokroć to groźniejszy potop od szwedzkiego”.


Oblężenie szwedzkie

Natomiast Ojciec Święty Jan Paweł II, będąc jeszcze metropolitą krakowskim, w 1973 roku, w Wieruszowie, miejscu śmierci bohaterskiego obrońcy Jasnej Góry, powiedział: „Przystąpmy do modlitwy, żeby podziękować Bogu za Ojca Augustyna Kordeckiego, wielkiego geniusza naszych dziejów, wspaniały wyraz polskiego ducha, i prosić zarazem, ażeby jego duch żył w nas, ażebyśmy przez to bezgraniczne zawierzenie, zaufanie do Matki Bożej, do Pani Jasnogórskiej, potrafili dla naszych dni zapewnić zwycięstwo duchowi wolności, wolności sumienia, wolności religii, prawom osoby i rodziny na dzisiaj i na jutro. Bo pamiętamy, że pracujemy dla przyszłości, jak Ojciec Augustyn Kordecki, który podejmował swą heroiczną decyzję w określonym momencie dziejów, pracował dla dalekiej przyszłości swojej Ojczyzny i Kościoła, tak i my pracujemy dla dalekiej przyszłości naszej Ojczyzny i Kościoła, i dlatego jest nam potrzebny ten duch, który go ożywia”.

O samej twierdzy Jasna Góra, przyczynach jej powstania, a także nieco o oblężeniu szwedzkim w czasie potopu w 1655 roku, mowa jest w innym tekście zamieszczonym obok. Tu skupimy się na faktach duchowej i materialnej pamięci o heroicznym zakonniku, jakim był Ojciec Augustyn Kordecki. Warto sobie uświadomić jakie są jego największe zasługi, jako obrońcy sanktuarium przed szwedzkim najazdem: 1. Jako przeor Jasnej Góry Ojciec Kordecki osobiście dopilnowywał budowy twierdzy. 2. Zajmował się także - jak byśmy powiedzieli używając dziś stosowanej terminologii - logistycznym przygotowaniem na czas obrony zarówno zakonników, jak i załogi zajmującej budynek garnizonu. 3. Ojciec Augustyn Kordecki jako komendant wykazał się umiejętnościami prowadzenia zręcznej gry dyplomatycznej i zdolnością do podejmowania mądrych decyzji. 4. Jako zakonnik okazał się obrońca Jasnej Góry mężem wielkiej wiary, pobożności i męstwa. 5. W czasie oblężenia prowadził po murach twierdzy procesje, udzielając błogosławieństwa załodze. 6. Nocami, samotnie, Ojciec Kordecki leżał krzyżem przed cudownym obrazem Matki Bożej i szeptał cichą modlitwę: „Najświętsza Panienko, Ty na pewno okażesz się mocniejsza od kolubryn szwedzkich!”. 7. Wszystkich bohaterskich czynów dokonał będąc nie żołnierzem i nie szlachcicem, lecz skromnym, wierzącym i pracowitym zakonnikiem. 8. W ostateczności to Ojciec Augustyn Kordecki doprowadził do zwycięstwa nad oblegającymi Jasną Górę wojskami szwedzkimi. 9. To Ojciec Kordecki obronił sanktuarium przez profanacją, rabunkiem i zniszczeniem.

Zwycięstwo przyszło po 40 dniach oblężenia. Jasna Góra stała się odtąd symbolem, Górą Zwycięstwa. Pamięć o tym wydarzeniu trwała przez wieki dodając otuchy wielu pokoleniom Polaków w trudnych dla Ojczyzny chwilach. Duchowe i materialne pamiątki po Bohaterze Narodowym Ojcu Augustynie Kordeckim, pozostają cały czas żywym świadectwem tamtych czasów, tamtego zwycięstwa i tamtej bohaterskiej postawy.

O pamiątkach duchowych, o tak ciągle żywych echach postawy, jak odznaczył się Ojciec Kordecki, o jego zasługach, które mają dla nas charakter wzorców, była już mowa. Niemniej znaczące są pamiątki materialne, pozwalające nam zobaczyć niejako wprost tego wielkiego Polaka w chwilach jego największej chwały.


Ojciec Augustyn Kordecki

Jasna Góra przechowuje portret Ojca Augustyna Kordeckiego wykonany niedługo po jego śmierci, przedstawiający go stojącego, pogrążonego w modlitwie przez cudownym obrazem Matki Bożej, z widocznym w tle wyobrażeniem oblężenia Jasnej Góry przez Szwedów. W skarbcu sanktuarium zachowały się dwie bezcenne monstrancje: gotycka, z 1542 roku, ufundowana przez króla Zygmunta I Starego - tę nosił Ojciec Kordecki w procesjach po obleganych murach Jasnej Góry, a także druga, szczerozłota, z 1672 roku, wykonana staraniem Ojca Augustyna przez warszawskiego złotnika Wacława Grotko, będąca wotum całego narodu złożonym w podzięce za szczęśliwe uwolnienie Jasnej Góry od Szwedów. W klasztorze przechowywany jest także osobisty bursztynowy różaniec Ojca Kordeckiego, na którym odmawiał on Maryjne pacierze. Niezwykłymi pamiątkami są liczne kule i odłamki wrzucone na teren sanktuarium przez ogień artyleryjski armat szwedzkich, pieczołowicie zebrane i przechowywane dla pouczenia potomnych. Wreszcie w Archiwum Jasnej Góry pozostały autografy wielkiego przeora, które zostały przez niego złożone pod licznymi dokumentami, a Biblioteka przechowuje egzemplarz jego „pamiętnika” oblężenia klasztoru, napisanego po łacinie i wydanego około 1658 roku w Krakowie pod znamiennym tytułem „Nova Gigantomachia”.

Komendant Ojciec Augustyn Kordecki skończył swe życie 20 marca 1673 roku w Wieruszowie, a pochowany został w podziemiach kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze, w zakonnej krypcie. Do dziś możemy oglądać urnę z napisem „Ojciec Augustyn Kordecki”, przy której paulini i pielgrzymi modlą się, składają kwiaty oraz zapalają znicze. Postać Ojca Augustyna Kordeckiego stała się tematem wielu dzieł sztuki - obrazów, rzeźb (na Jasnej Górze stoi pomnik wielkiego obrońcy sanktuarium), ornatów i wielu innych...

Przywołajmy tu chociażby godne wyliczenia materialne ślady czci osoby Ojca Augustyna Kordeckiego, jakie zobaczyć możemy w Iwanowicach koło Kalisza, w miejscu urodzenia wielkiego przeora Jasnej Góry. Są tu: chrzcielnica z XVI wieku, będąca bez wątpienia świadkiem chrztu tak później słynnego mieszkańca Iwanowic, witraż z jego wyobrażaniem, dzwon jego imienia, dwie tablice poświęcone jego pamięci i dwie chorągwie procesyjne z jego wizerunkiem. W pobliskiej miejscowości Szczytniki znajduje się pomnik Ojca Kordeckiego wniesiony w 1938 roku, zburzony w czasie wojny i ponownie wystawiony w 1983 roku. Inne rzeźby i pomniki są w samych Iwanowicach: dwie rzeźby autorstwa Tadeusza Flaka ustawione na terenie przykościelnym, tablica na frontonie szkoły im. O. A. Kordeckiego, zawierająca podobiznę patrona, dwie inne tablice na terenie Iwanowic i tamże, przy ul. Garbarskiej, wykonany według projektu Jaromira Sowy.

Wiele by jeszcze można wymieniać dowodów czci i pamięci, jaką otoczony jest w Polsce Ojciec Augustyn Kordecki. Największy, duchowy pomnik, wystawił sobie on sam, swoją wiarą, swoim życiem, działaniem i słowem, które przytoczmy tu na końcu, czyniąc z niego jakże aktualne na dziś credo: „Podjęliśmy się bronić Kościoła Bożego i dobra całości najdroższej Ojczyzny, już przez to samo, że broniliśmy całości Jasnej Góry”.

o. Jan Golonka, Kustosz Zbiorów Sztuki Wotywnej na Jasnej Górze

Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz; Oryginał: www.racjonalista.pl/kk.php/s,88

Kordecki - kolejny zdrajca

Ileż się mówi o dzielności paulinów z Jasnej Góry, a zwłaszcza o bohaterstwie ich szefa - przeora Kordeckiego, który miał stawiać dzielny opór podczas potopu szwedzkiego, który miał być ostoją patriotyzmu, wśród powszechnej zdrady, który wreszcie miał dać siły moralne do obrony kraju. Nic bardziej mylnego. Taki z niego patriota jak i św. Stanisław. Jego postać została wykreowana w polskiej świadomości głównie przez Sienkiewicza i jego Potop. Ludzie obecnie zapominają, że Trylogia, nie miała być relacją historyczną, a służyć "pokrzepieniu serc"...

W rzeczywistości w Kordeckim było tyle patriotyzmu, co w średniowiecznych franciszkanach śląskich. Rzekoma obrona klasztoru i jej przełomowa rola w potopie szwedzkim nie znajduje odzwierciedlenia w licznych dokumentach z owego okresu, a było ich niemało. Zarówno polskich, łacińskich, niemieckich i francuskich.. Zawierzenie przez Jana Kazimierza korony polskiej Matce Boskiej nie miało bynajmniej źródła w postawie paulinów, lecz w wszechobecnym kulcie maryjnym wśród Polaków.. Listy Kordeckiego serwowane nam przez zwolenników teorii cudu jasnogórskiego są sfałszowane, co zostało udowodnione. Co więcej naukowcy odnaleźli w szwedzkich archiwach prawdziwy list przeora do Karola Gustawa. Oto jego fragment:

"Niechaj się dowie szanowna i szlachetna Dostojność Wasza, że nasz stan zakonny nie posiada prawa wybierania królów, lecz czci tych, których szlachta ktrólestwa wybrała. Ponieważ Jego Królewską Mość Króla Szwecji całe królestwo uznaje i na swego pana wybrało, przeto i my z naszym miejscem świętym (...) pokornie poddaliśmy się Jego Królewskiej Mości Szwecji (...) Czcimy więc jako ulegli poddani Jego królewską Mość Szwecji, Pana naszego najłaskawszego, nie zamierzamy też podnieść zaczepnego oręża przeciw wojsku Jego Królewskiej Mości (...) Nasz klasztor (...) zasyła do Boskiego Majestatu modlitwy za bezpieczeństwo Najjaśniejszego Króla Szwecji, Pana i protektora naszego królestwa, jak i nas samych, których bynajmniej nie jest powołaniem opierać się potędze królów (...) Cokolwiek Jego Królewska Mość rozkaże, spełnimy".

Ot i cały patriotyzm Kordeckiego ! Nie dość, że nie stawiał opisywanego oporu, to na dodatek wznosił modły za bezpieczeństwo króla Szwecji.

Podobnym patriotą okazał się prymas Polski. 18 września 1655 roku nuncjusz papieski meldował papieżowi, że prymas prowadzi tajne rozmowy ze Szwedami i ma zamiar przeprowadzić proces koronacyjny innego króla.

Trzeba powiedzieć jasno: zdrajca! Ktoś powie: jednak później nie wpuścił tych Szwedów do swojego klasztoru. I coż z tego? Podobnie potraktował wojska Jana Kazimierza, walczące z rokoszem Lubomirskiego. Poza tym nie po to gromadził swoje skarby, żeby mu teraz je ktoś odbierał. Z Karolem Gustawem osiągnął konsensus i król szwedzki nie widział konieczności szturmowania wrót klasztoru.

Zdradziła cała Polska, ale później musiano wykreować wygodnym winnych. Tradycyjnie oberwało się Żydom, poza tym Lutrom, Niemcom, ale najbardziej arianom, czyli braciom polskim. Z ambon księża nawoływali do łupienia majątków ariańskich (jakież to chrześcijańskie), a w końcu w 1658 wygnano ich z kraju. Niezgodnie z prawdą nadano później wojnie charakter religijny. Miało to zapewne ułatwić nasilenie kontrreformacji i walnie się przyczyniło do pokutującego do dziś wizerunku Polaka-katolika. Wkrótce potem (1668) zabroniono pod karą śmierci odstępstwa od katolicyzmu.

Dodaj komentarz do strony.. Zobacz komentarze (2)..

Ojciec Augustyn Kordecki - przeor bohater

ZOBACZ TAKŻE

• Wielkie widowisko pod Jasną Górą (09-09-05, 19:54)

• Częstochowska Victoria (06-09-05, 19:38)

ds 06-09-2005 , ostatnia aktualizacja 06-09-2005 19:33

Choć był zakonnikiem i w pierwszym odruchu nie chciał podejmować walki, to właśnie on zorganizował obronę Jasnej Góry w czasie potopu szwedzkiego i przeszedł do historii jako narodowy bohater.

Urodził się 16 listopada 1603 roku w Iwanowicach niedaleko Wieruszowa. Na chrzcie otrzymał imię Klemens, a imię Augustyn przyjął po wstąpieniu do zakonu. Ukończył prawdopodobnie studia filozoficzno-teologiczne u jezuitów w Kaliszu i Poznaniu, a w 1633 roku wstąpił do zakonu paulinów. Trzykrotnie wybierano go na przeoraklasztoru na Jasnej Górze, a dwukrotnie na prowincjała, czyli przełożonego wszystkich paulinów w Polsce. Pełnił też inne ważne funkcje w Zakonie oo. Paulinów.

Podczas wojny 1655 r. za cel postawił sobie uchronienie Jasnej Góry przed rabunkami i dewastacją ze strony wojsk szwedzkich. W tym celu wysłał nawet do króla Karola X Gustawa list - przechowywany do dzisiaj w archiwum w Sztokholmie, w którym zgadzał się poddać twierdzę w zamian za gwarancję nienaruszalności sanktuarium. Kiedy jej nie otrzymał, zdecydował się zbrojnie bronić Jasnej Góry.

Dzieje oblężenia przedstawił w pamiętniku, a na jego podstawie napisał "Nową Gigantomachię" - beletrystyczny utwór o obronie częstochowskiego sanktuarium. Zmarł 20 marca 1673 roku, przeżywszy 70 lat. Stało się to w Wieruszowie, dokąd pojechał na wizytację tamtejszego klasztoru.

Urna z prochami o. Kordeckiego jest przechowywana w Kaplicy Cudownego Obrazu, a monstrancja, z którą miał prowadzić procesję podczas walk, bywa używana tylko podczas najważniejszych świąt.

Autor tekstu: Bogdan Motyl; Oryginał: www.racjonalista.pl/kk.php/s,2807

Ciemne sprawy Jasnej Góry #1

Autor tekstu: Bogdan Motyl

W mentalności oraz świadomości zdewociałej części naszego społeczeństwa, nic tak nie koduje się w pamięci, jak różnego rodzaju cuda, będące rzekomym dowodem szczególnej opieki niebios nad Polską. Jeżeli nawet cud się nie wydarzył, to można go stworzyć, wykorzystując do tego fakty historyczne...

Któż nie słyszał o "obronie" Jasnej Góry przed Szwedami w roku 1655?. [_1_] Osobliwością tego historycznego faktu jest natomiast to, że nie było żadnej cudownej obrony jasnogórskiego kurnika, ani nadzwyczajnego heroizmu paulinów, co wychwalał swojego czasu obecny papież. Oto jakimi słowami kłamstwa opiewał "geniusz" i "odwagę" Kordeckiego, metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła w homilii wygłoszonej w Wieruszowie 6 maja 1973 r.: "... geniusz dziejowy ojca Kordeckieg osławił w swoich paryskich wykładach największy poeta i wieszcz narodowy, Adam Mickiewicz... kiedy cała Polska jest już zalana potopem, ten moment dziejowy wskazuje na to, że jego geniusz był zapoczątkowaniem nowych czasów , zadań dziejów i ducha polskiego (...) nie ma już miejsca na ziemi polskiej, które by było niepodległe, a co gorsza, szerzy się przekupstwo i zdrada (...) przeor jasnogórski podejmuje swoją decyzję: Nie oddamy Jasnej Góry, będziemy jej bronić do ostatka... Decyzja żołnierska, ale o dziwo, podejmuje ją mnich, kapłan. Widać do takiej wielkiej decyzji trzeba było nie tylko odwagi wodza, ale także poświęcenia i pokory zakonnika..."

Podczas narady w klasztorze rozprawiano o szansach jego obrony. Przeor Kordecki przygnieciony argumentami wojskowych, będących wynikiem rozważenia wszystkich "za" i "przeciw", im właśnie, "dowódcom zostawia decyzje". Siły obrońców liczyły 160 zaciężnych żołnierzy, 70 zakonników, i około 20 rodzin szlacheckich, które znalazły w klasztorze schronienie. Ponadto dysponowali 24 działami i sporym zapasem prochu i kul .

Tuż przed przybyciem Szwedów, obraz Matki Boskiej Częstochowskiej został wyjęty z ramy i wyekspediowany z klasztoru, i wiele nie brakowało, a wpadłby w ich ręce. Ikonę wywieziono w nocy z 7 na 8 listopada 1655 r. do Lublińca na Śląsku i ukryto w zamku Andrzeja Cellari'ego, a następnie w Głogówku u tamtejszych paulinów. Tak więc już początek mitu o cudownej obronie klasztoru, zawiera kłamstwo: podczas oblężenia Jasnej Góry, domniemanego sprawcy cudu, niemniej cudownego obrazu, po prostu tam nie było! W ramy oryginału paulini wstawili wierną kopię, o czym w ogóle nie wiedziała załoga klasztoru.

Paulini złożyli w Krakowie marszałkowi Arvidowi Wittenbergowi hołd poddaństwa "Najjaśniejszemu Panu, Królowi Karolowi Gustawowi", uzyskując od szwedzkiego monarchy glejt, zapewniający nietykalność sanctuarium . Mnisi jednak mieli swoje powody, aby zbytnio nie wierzyć protestantom, i mimo wszystko czynili ciche przygotowania do obrony "kurnika". I okazało się, że mieli rację.

Wojska dowodzone przez generała Müllera stanęły pod Jasną Górą 18 listopada 1655 r. i praktycznie zaczęło się oblężenie. Drobne potyczki, utarczki, wzajemne ostrzeliwanie się bez widocznych efektów, i nade wszystko rokowania - to przebieg czterdziestodniowego biwakowania Szwedów pod klasztorem. Przeor Augustyn Kordecki (1603-1673) sam tak o tym pisze: "Uporczywe te usiłowania nieprzyjaciół nie bardzo oblężonym szkodziły". Nieprawdziwe są kolorowe opisy przedstawiające walczących na murach klasztoru i inne opinie wyobrażające obrońców klasztoru w walce z wojskami Karola X Gustawa. Nieprawdziwą jest także lansowana przez Kościół legenda o rzekomej "determinacji"obrońców i ich niczym niezachwianej woli walki. 26 listopada 1655 r. część załogi - w tym także paulini! - zbuntowała się, żądając poddania klasztoru Szwedom. Przeor Kordecki zażegnał bunt podwojeniem żołdu, a najbardziej kapitulancko nastawionych, wyprawił z Jasnej Góry.

Rozkaz Karola X Gustawa (1622-1660) z 12 stycznia 1656 r. po raz kolejny nakazywał gen. Müllerowi przerwanie oblężenia. Aby jednak Szwedzi "zachowali twarz", król polecił zawarcie układu, w którym paulini "oddadzą się na łaskę" i nie będą utrzymywać żadnych kontaktów z polskim królem, Janem Kazimierzem. Należy przyznać, iż paulini wykazali się przebiegłością w trakcie rokowań ze Szwedami. Kordecki przyznaje, że poczynania zakonników (bynajmniej nie na polu walki!) doprowadziły do wycofania się napastników: "Müller trapił się niepomału wyrzutami towarzyszy, a szczególnie starszyzny wojskowej, że dał się oszukać kuglarstwom mnichowskim i odstąpił od zdobywania klasztoru." Jednak w innym miejscu swojego pamiętnika jasnogórski przeor mówi o odmiennych przyczynach odstąpienia Müllera, o czym wspomnimy dalej.

Rokowania dotyczyły kwestii obsadzenia klasztoru załogą szwedzką. Kolejne rozmowy, jakie miały miejsce między 15 a 18 grudnia, bardzo urealniły poddanie się obrońców. Kordecki jednak stawiał warunek, aby dowódcą załogi został Polak-katolik, co było nie do przyjęcia przez Müllera,

Nagle w nocy z 26 na 27 grudnia 1655r. wojska szwedzkie zwinęły obóz pod Jasną Górą i wycofały się w różnych kierunkach, m.in.: Piotrkowa, Kościana, Krakowa i Wielunia. Zanim jednak napastnicy odstąpili od klasztoru, w jego murach ponownie odezwały się głosy (wśród nich - paulinów), aby poddać twierdzę. Nastroje te spowodowała wieść, że Szwedzi planują przypuścić zdecydowany szturm. Widząc Szwedów zwijających obóz, obrońcy uznali, że są to przygotowania do ataku.

Nie znamy powodów nagłego wycofania się najeźdźców spod Jasnej Góry... Müller jakoś dziwnie ociągał się z odstąpieniem od murów mimo kilkakrotnie ponawianych rozkazów kwatery głównej króla Karola X Gustawa. Niewykluczone, iż w końcu otrzymał okup, którego od początku oblężenia domagał się od klasztoru?

Przeor Augustyn Kordecki twierdzi natomiast, że gen. Müller wycofał się spod Jasnej Góry "jedynie za przyczyną słowa i groźnej twarzy poważnej kobiety, która przed nim stanęła." (...) "Jenerał przez kobietę, która mu się ukazała, surowo upomniany został, ażeby od oblężenia odstąpił, bo inaczej całe jego wojsko ze szczętem zginie". Jak zapewniają nas kościelni kronikarze, Matka Boska Częstochowska, przechadzając się po murach klasztoru, osobiście celowała z armat do Szwedów. I po co tyle fatygi?! Nie prościej było tak pokierować biegiem wydarzeń, aby Szwedzi w ogóle nie stanęli pod "kurnikiem"?!

Święte kłamstwa

Kordecki opisał przebieg oblężenia w pamiętniku Nowa Gigantomachia wydanym jakoby w roku oblężenia, czyli w 1655 (sic!). Przytacza tam m.in. treść listu z 21 listopada 1655 r. do gen. Müllera, w którym niczego szczególnego nie znajdujemy. I pozostalibyśmy po wsze czasy w błogiej niewiedzy i zarazem kłamstwie historycznym stworzonym przez Kościół, gdyby nie prawdziwy cud! Oto dyrektor królewskiego archiwum Szwecji, Theodor Westrin, odnalazł oryginał tegoż listu, i opublikował w roku 1904. Jego treść zaszokowała badaczy "potopowego" okresu... Okazało się, że przeor Augustyn Kordecki poddał klasztor królowi Karolowi X Gustawowi!

Oto co naprawdę napisał (m.in.) Kordecki w liście do gen. Müllera 21 listopada 1655 r.: "Ponieważ całe królestwo polskie posłuszne jest Najjaśniejszemu Królowi Szwecji i uznało Go za swego Pana, przeto i my wraz ze świętym miejscem, które dotąd królowie polscy mieli we czci i poszanowaniu, pokornie poddajemy się Jego Królewskiej Mości Panu Szwecji, zgodnie z listem z dnia 28 października, nadesłanym nam przez Wielmożnego Posła Wittenberga. Nasze poddanie się ponawiamy w liście do Warszawy (do króla Karola Gustawa - przyp. B.M.), na który łaskawej obecnie czekamy odpowiedzi. Jako wierni poddani Jego Królewskiej Mości Króla Szwecji, a naszego Najmiłościwszego Pana, nie myślimy podnosić więcej oręża przeciwko wojsku Waszej Dostojności". (tj. Müllera - B.M.). "Zanosimy ustawiczne modły do Boga i Najświętszej Bogarodzicy, czczonej w tym miejscu, o zdrowie i pomyślność Najjaśniejszego Pana, Króla Szwecji, Pana i Protektora naszego Królestwa..." O polskim królu, Janie Kazimierzu, Kordecki najwyraźniej już zapomniał!

W Nowej Gigantomachii przeor Augustyn Kordecki zakłamał treść owego listu do gen. Müllera. Próżno w nim szukać wiernopoddańczych deklaracji pod adresem szwedzkiego władcy. Kordecki oddał się w opiekę Karolowi X Gustawowi, uznając go za swojego króla. Niewykluczone, że mając na uwadze poddanie się protestantom, Kordecki miał przekonanie, że Müller działał na własną rękę, przeto i bronił klasztor, przynajmniej do czasu wyjaśnienia tej sprawy.

Obalony też został klerykalny mit o wierności paulinów polskiemu królowi. Fakty przeczą, że w obliczu niebezpieczeństwa paulini stali przy Janie Kazimierzu.

Kościół budował dalej "cudowną" martyrologię obrony jasnogórskiego sanktuarium, dopuszczając się bezceremonialnie rozmaitych fałszerstw i kombinacji. Pamiętnik oblężenia napisany przez Kordeckiego ukazał się z datą wydania 1655 r.! Data miała za zadanie uwiarygodnić autentycznośći prawdziwość zapisów, czynionych jakoby "na bieżąco". Trzeba przyznać, iż byłoby to iście cudowne tempo wydania , mając na uwadze, że oblężenie zakończyło się na pięć dni przed końcem 1655 roku. Z wielu egzemplarzy pierwszego wydania Nowej Gigantomachii, które wpadły w łapy Kościoła, usunięto z czasem kartę, na której widniała data: "20 X 1657", która była datą kościelnej cenzury i zgody na druk. Tym sposobem chciano zataić fakt wydania pamiętnika dopiero w 1657 roku! Zawarte w nim opisy i relacje były wyolbrzymione, nieprawdziwe i przedstawiające w korzystnym świetle Kordeckiego. Także jego postawa względem Jana Kazimierza była już "właściwa", bowiem okazało się, ze jednak nadal Jan Kazimierz, a nie Karol X Gustaw, był królem Polski. Chcąc podnieść własne notowania, Kordecki zawyżył liczbę wojsk szwedzkich, oblegających Jasną Górę. Według niego było tam 9000 jazdy, podczas gdy w rzeczywistości tylko 1100 i kilkaset piechoty. Był to oddział niewiele wart pod względem przydatności do walki. Przemarznięci, schorowani i wygłodzeni napastnicy, nocujący zimą praktycznie pod gołym niebem, nie mogli stanowić realnego zagrożenia. Nawet wówczas, kiedy 10 grudnia nadciągnęły dwa ciężkie działa, spośród których, jedno rzeczywiście się "rozpukło". Generał Müller potwierdza słabość własnych oddziałów w liście do króla Karola Gustawa z 22 listopada 1655 r.: "Trzymać się będą tem uparciej, że nie widzą u mnie wielkiej masy żołnierza ani odpowiedniej artylerii".

Kościelni mimo wszystko utrzymują, że Kordeckiego należy uznać za bohatera narodowego. Nie przyjmują do wiadomości aktu poddania się szwedzkiemu królowi, a fakt obrony klasztoru, należy rozpatrywać w kategorii "cudu", geniuszu i bohaterstwa Kordeckiego. Musi jednak zastanawiać fakt, dlaczego Watykan nie chciał ani słyszeć o beatyfikacji przeora Augustyna Kordeckiego?. Czyżby kuria rzymska nie mogła mu wybaczyć, że nie tylko poddał katolicki klasztor protestanckiemu władcy, ale na dodatek zdradził katolickiego, prawowitego króla polskiego?!

Tak więc wygląda prawda o oblężeniu Jasnej Góry i jej cudownej obronie. Polski ciemnogrodzki grajdołek dewocyjny nie bacząc na prawdę, której się brzydzi, jeżeli nie służy jego własnym celom, nurza się w kloace kłamstwa, pieczołowicie ją pielęgnując, bacząc uważnie, aby nikt nie naruszył jego świętości. Okazuje się często, że historia Polski jest "tworzona" pod określone zapotrzebowanie, a wówczas nie liczą się fakty, ale ideologia... Gdyby na Westerplatte w roku 1939 był bodaj jeden ksiądz katolicki, bohaterstwo obrońców byłoby bez wątpienia przypisane jemu właśnie, no i oczywiście niebiosom. Kościół już o to by się postarał.

Najskuteczniejszą ochroną przed krytyką jasnogórskiego klasztoru i tamtejszych lokatorów, jak propagandowa aureola świętości, stworzona przez nich samych. Wytresowana pobożność wiernych nawiedzających narodowe sanctuarium nakazuje zostawiać mnichom ślubującym ewangeliczne ubóstwo tak zwane "datki", bez zastanowienia, co się z tymi pieniędzmi dzieje. A dzieją się różne rzeczy... Zawartość klasztornego skarbca mogłaby być obiektem pożądania niejednego banku centralnego, a mimo to, potrzeby paulinów są ciągle niezaspokojone. Ciekawą informację o "depozytowej" wiarygodności bankierów w białych habitach, znajdujemy w "Pamiętniku Dziecka Warszawy" [_2_]:

"Był wówczas słynny oryginał, znany dobrze całej Warszawie, hrabia Męciński, kiedyś pan bogaty, a teraz zbankrutowany, który wiódł proces z Paulinami Częstochowskimi o wielki skarb jaki oni mieli sobie zagrabić, chociaż był złożony u nich w depozycie. Męciński przy swej oryginalności miał wiele dowcipu. Kiedy raz w uroczysty dzień Matki Boskiej, ujrzano go jak szedł za procesyą, jeden z jego znajomych mówi:

- Ja kto, pan hrabia tu, a procesujesz się z Matką Boską Częstochowską?

- Nic nie szkodzi, odpowiada poważnie: przyjaźń przyjaźnią, a interes interesem."

Około roku 1850 w Krakowie odbył się proces pasera-jubilera, niejakiego Westfalkiewicza, którego oskarżono m.in. o kupno złotych guzików od żupana, wysadzanych brylantami, skradzionych na Jasnej Górze... Sprzedającym był paulin.

Z kolei w roku 1904 jeden z warszawskich adwokatów miał wnieść pozew do sądu przeciwko któremuś z jasnogórskich zakonników. Powódka dołączyła do akt sprawy spory pakiecik listów miłosnych, zabarwionych tak wyrafinowanym erotyzmem, wulgaryzmami i zwyrodniałą zmysłowością, że publiczne ich odczytanie mogłoby wywołać niemały skandal.

Ów paulin nie tylko, że osobiście nawiedzał powódkę, ale na dodatek raczył ją listami w stylu wyżej wspomnianym. Kochanka mnicha gromadziła jego "literacką" twórczość, którą jej przysyłał, aż wreszcie zażądała od niego dość znacznej sumy, za jakieś niespełnione deklaracje. Mnich jednak zdecydowanie odmówił. Wtedy postanowiła wystąpić na drogę sądową i oddała adwokatowi sprawę. Wobec takiego dictum, odezwał się jasnogórski zakon... Zapłacił za wybryki swojego pobratymca i odebrawszy listy-dowód, zatarł wszelkie ślady po szykującym się skandalu.

Relacja rzeźbiarza Stanisława Szukalskiego (1895 -?) jest kolejnym dowodem wyjątkowej więzi paulinów z Narodem polskim, na koszt którego, wiodą spokojny i dostatni żywot, nie wstrząsany żadnymi uwarunkowaniami ekonomicznymi. Zachowuję pisownię oryginału.

"... było to, zdaje się w roku 1924, kiedym w Krakowie zmarnował jeden rok. Pan Adolph Szyszko-Bochusz, [_3_] widząc moją skorość rzeźbienia czegoś dla Wawelu, zaproponował mi zrobienie "tabernaculum" dla Jasnej Góry. Ojcowie Paulini zwrócili się do niego, by znalazł "kogoś", ktoby w blasze złotosrebrnej zrobił to dla wielkiego ołtarza.

... charakterystyczne jest to zdanie się na trzecie osoby z wyborem artysty. Gdyby pan Bochusz nie był inżynierem, bawiącym się w architekta i miał trochę humoru, powinien się zwrócić do rzeźbiarza Hohmana. Boć Ojcom Paulinom nie chodziło o talent, wyznanie, i.t.p., lecz o "kogoś"-kolwiek.

... wybór taki, zdecydowanie się kapłanów na przypadkowego "kogoś" dawało niezbite dowody niewytłumaczonego pośpiechu. Zapytany o to pan Adolph Bochusz objaśnił mnie: Rząd Polski w trosce o zbudowanie złotego polskiego (10.000.000 marek na 1 dolar) w tragicznej potrzebie postawienia finansów państwa uwolnionego, nosi się z zamiarem skonfiskowania złotych i srebrnych wotów, które w tysiącznych ilościach uzbierały się na Jasnej Górze i leżą w kufrach bezużyteczne. Otóż Ojcowie Paulini, by im Rząd tych martwych bogactw nie zabrał i nie zamienił na pomoc materialną dla Polskiego narodu w katastrofie ekonomicznej, zdecydowali się stopić na "blachę" wszystkie te błyskotki i zrobić z niej "tabernaculum". Wtedy już głodna ręka narodu nie waży się sięgnąć po "poświęconą błyskotkę", chyba pod "niebezpieczeństwem" klątwy świętokradztwa.

... mimo oburzenia odpowiedziałem grzecznie panu Adolphowi, że do świństw ręki nie przykładam.

...gdybym był więcej chrześcijaninem niżeli Polakiem, tobym podjął się tej "roboty". Lecz będąc więcej Słowianinem niżeli Łacińcem, więcej Polakiem niżeli chrześcijaninem, więcej Obywatelem niżeli Katolikiem, nie przyjąłem jednej z licznych "okazyj" zarobienia pieniążków drogą obłudy. Wierzyłem, że Bóg zadowolony będzie ze mnie, iż wolałem aby Naród otrzymał pomoc w nieszczęściu, niżeliby "jego" nibyto Kościół dodał więcej zbędnych świecidełek do ołtarzy jego świątyń.

... woli On niegramatyczne słowa modlitwy dziękczynnej, niżeli złoto pomylonych kapłanów w świątyniach, gdzie jęki nędz-ubogich się rozlegają i szlochanie zawodzi pod jego sklepienia.

... woli On, by chleb wypełnił nędzą padłe policzki ludu, który w Niego wierzy, niżeli by świecidełka złote miały wypełniać kufry pleśnią cechłe, lub kruszec krwawego złota walał stół, na którym Franciszek z Assyżu ofiary z chleba i wody czynił. Gwoździe co zawieszały Chrystusa na krzyżu - nie były ze złota.

... obstalunku podjął się i dotrzymał "umowy" krakowski rzeźbiarz, Zahukan."

Czytelników zwiedzających kaplicę jasnogórskiego sanctuarium, a zdolnych współczuć łaknącym, głodnym, nienasyconym i bezdomnym, proszę o chwilę zadumy i refleksji, kiedy będą spoglądać na "złoto-srebrną blachę" tabernaculum... Nie znam przypadku, aby jakikolwiek biskup rzymski, stacjonujący w Polsce, oddał swój skromny pałac na potrzeby bezdomnych. Ba, próżno szukać przykładu, aby jakiś proboszcz oddał chociaż jedną salkę katechetyczną! Tak już jest ten chrześcijański świat dziwnie urządzony... Ci, którzy mają żyć w skromności, potrzebują zawsze najwięcej! Boy-Żeleński miał po stokroć rację, mówiąc, że Kościół rzymski to w 80% doskonale zorganizowane przedsiębiorstwo finansowe, a zaledwie w 20% - to religia.

*

Tak zwana "tradycja" tworzona przez Kościół, często wbrew faktom historycznym, powiada, że obraz znany jako Matka Boska Częstochowska, 31 sierpnia 1384 r. przywiózł do Polski książę Rusi, Władysław Opolczyk (?-1401). Niestety, owa "tradycja" nie mówi, czy malunek miał od czasu powstania cudowne właściwości, czy też nabył ich dopiero u paulinów? Należy przyjąć, że ten nic niewart obraz (jego wartość materialna oraz artystyczna jest zerowa), został swojego czasu skradziony prawowitym właścicielom, to jest Rusinom.

W roku 1620 na sejmie warszawskim, Laurenty Drzewiński, "deputat" ziemi wołyńskiej, oskarżał Polaków w obecności króla Zygmunta III Wazy (1566-1632) o gnębienie i prześladowania jego rodaków. W swoim wystąpieniu domagał się sprawiedliwości i poszanowania dla ciemiężonych. Zebrani usłyszeli z ust Drzewińskiego między innymi: "...zmuszeni będziemy zapozwać was przed trybunał Boski i razem z prorokiem zawołać: "Osądź mnie Boże, rozsądź sprawę moją!". Będziemy wzywać dotąd, dopóki imię Polski nie będzie wymazanym z pomiędzy narodów niezależnych. Święcie wierzymy, że na sądzie tym, stanie po naszej stronie Matka Boska Częstochowska, którąście zrabowali na Rusi!"

Niebiosa wysłuchały próśb Wołynian, a i zrabowana na Rusi M.B.Cz. stanęła po ich stronie, gdyż nie długo trzeba było czekać, aby Polskę zalał z północy POTOP, a nieco później została "wymazaną z pomiędzy narodów niezależnych", stając się łupem zaborców, w czym ma swój haniebny udział Kościół.

W klasztorze na Jasnej Górze zawsze się działo coś ciekawego. Zgnilizna moralno-obyczajowa nie ominęła narodowego sanctuarium, którego lokatorzy słysząc zew ludzkiej natury, dawali niejednokrotnie upust jej niepohamowanym potrzebom. Nie mówię teraz o wszelkich ewangelicznych cnotach i zasadach, które są ustawicznie łamane, gdyż są one kwintesencją słów Zbawiciela: "Strzeżcie się pilnie fałszywych proroków, którzy do was przychodzą w odzieniu owczym, a wewnątrz są wilcy drapieżni. Z owoców ich poznacie je." (Mt. 7: 15-16) "Biada wam, doktorowie i faryzeusze obłudnicy, iż jesteście podobni grobom pobielanym, które z wierzchu zdają się piękne ludziom, ale wewnątrz są pełne kości umarłych i wszelakiego plugastwa. Także i wy z wierzchu się wprawdzie zdajecie ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości." (tamże; 23: 25-27)

U schyłku XVI wieku dały się zauważyć tendencje dość luźnego i swobodnego traktowania życia klasztornego, które cechowała zasada: "wolność Tomku w swoim domku". Zjawisko to było na tyle niepokojące, że w roku 1623 kapituła generalna powierzyła prowincji polskiej zreformowanie reguły zakonnej, a zadanie to mieli wykonać prawnicy akademii krakowskiej. Klasztory paulinów miały tak złą reputację, że papież Urban VIII (1623-1644) nosił się z zamiarem zniesienia zakonu i wcielenia go do dominikanów.

Kronikarze jasnogórscy rozpaczają, że kiedy "wszyscy królowie polscy korzyli się przed majestatem Matki Bożej na Jasnej Górze", król Stanisław August Poniatowski (1732-1798), nigdy nie zaszczycił swoją obecnością murów sanctuarium. Co gorsze! Nie dał mnichom niczego w darze lub ofierze. I cokolwiek nie powiedzieć o Stanisławie Auguście, z punktu widzenia nauk Zbawiciela, pomagał on trwać paulinom w ewangelicznym ubóstwie, "zagrabiając" im z klasztornego skarbca złoto i srebro na potrzeby mennicy państwowej.

28 października 1793 r. paulini z honorami podejmowali króla Prus, Fryderyka Wilhelma II (1786-1797), który nazajutrz zwiedził m.in. kościół oraz skarbiec. Przełożeni klasztoru otrzymali od monarchy w prezencie złote medale, a pozostali zakonnicy, srebrne. Ponadto Wilhelm II zostawił paulinom 3200 złp. w celu wspomożenia biednych. Być może pruski gość uznał za stosowne w ramach rewanżu, zabrać paulinom dwa stoły z klasztornej biblioteki. Tylko i wyłącznie fakt, iż nie można ich było wynieść przez drzwi w stanie nienaruszonym, uratował mnichów przed zabraniem mebli. Po prostu stoły były zbyt duże i nie mieściły się w drzwiach.

Prusacy stanęli 28 lutego 1793 roku pod murami Jasnej Góry, a już 7 marca byli w klasztorze! Tym razem nie było "cudownej" obrony! Tegoż 1793 roku na sejmie grodzieńskim spierano się z przedstawicielem Prus, Buchholtzem o zwrot jasnogórskiej ryciny, którą Prusacy bezceremonialnie zabrali ze sobą, opuszczając narodowe sanctuarium. Fakt ten jest skrzętnie skrywany przed opinią publiczną, bowiem w żadnym razie nie podnosi notowań samego obrazu, a wręcz przeciwnie: kompromituje cudowne moce, które - jak się okazało- zawiodły na całej linii!

Fryderyk Wilhelm II osobiście nakazał zwrócić paulinom ich pokaźne źródło dochodów finansowych. Ci, w dowód wdzięczności za oddanie "interesu", przesłali królowi Prus wiernopoddańczy list, deklarując w nim urabiać pątników na wiernych poddanych pruskiej korony... Zobowiązali się ponadto tępić u pielgrzymów uczucie patriotyzmu i zarzewia buntu przeciwko Najjaśniejszemu Panu, ponadto "uprawiać szpiegostwo na rzecz Prus, a może i pomagać pruskim władzom w wybieraniu rekruta spośród pątników napływających na Jasną Górę, z różnych stron kraju".

W klasztorze na Jasnej Górze pojawił się także cesarz Wszechrosji, Aleksander I (1777-1825). Paulini wyjątkowo kochali tego władcę, przynajmniej póki żył! Aleksander I przybył do klasztoru 18 października 1820 roku... Jak mówią źródła kościelne, "dzień 18 października, nader był szczęśliwym dla mieszkańców okolic Częstochowy, w którym o godzinie 12 w nocy, pierwszy raz ujrzano Najjaśniejszego Gościa, w osobie Cesarza i Króla". Paulini z całą wyszukaną prezencją i gościnnością przygotowali się na przyjęcie niecodziennego gościa... "Wizytator Jeneralny XX. Paulinów, przybrany w ubiór kościelny, otoczony całem swem Zgromadzeniem, w drzwiach głównych kościoła powitał Monarchę, i z zwykłą uroczystością przed Obraz św. wprowadził. Odbyto wielkie nabożeństwo, za szczęśliwe przybycie Najłaskawszego Monarchy" - czytamy w zapiskach kronikarzy-paulinów. Trzeba przyznać, że nawet etosowych bonzów politycznych III RP, paulini nie witali z taką pompą i oddaniem. W klasztorze znalazło się nawet miejsce vis a vis ołtarza NMP na popiersie cesarza Aleksandra I. Po raz drugi cesarz przybył do klasztoru 2 września 1822 roku, o godz. 19, dając w prezencie przeorowi Skibińskiemu złoty pierścień. Po śmierci "umiłowanego" władcy, paulini odprawili uroczyste nabożeństwa, a w klasztorze zapanowała głęboka żałoba...

Skoro mowa o paulinach i ich klasztorze, owym "cudownym" i nadzwyczajnym miejscu, "drogiemu każdemu Polakowi", należy dodać, że jasnogórski "kurnik" palił się wiele razy. Niebiańska straż pożarna nie uczyniła nic, aby ratować ulewą deszczu sanctuarium. Przeto paulini w pierwszym odruchu samoobrony przed ogniem, ratowali "cudowny" obraz, czyli klasztorny interes, bez którego znaczenie klasztoru, byłoby zerowe. "Źródło polskości" podlegało wszelkim nieszczęściom jakie są udziałem normalnych domostw i siedzib ludzkich.

Hitlerowski okupant nie miał nadzwyczajnych trudności w pozyskaniu sojuszników w Częstochowie. Gubernator GG, Hans Frank (1900-1946), zezwolił w roku 1940 wydawać katolickiego "Rycerza Niepokalanej" i inne pisma diecezjalne. Najwcześniej władze okupacyjne pozwoliły wydawać (od 14 września 1939 r. do stycznia 1945 r.) "katolicki organ prasowy Generalnego Gubernatorstwa", noszący tytuł "Kurier Częstochowski". Tytuł i miejsce wydawania, zostawię bez komentarza.

KATOLICKIE PRZEKRĘTY HISTORII

Artykuł wysłany przez: Bogdan_Motyl dnia 07-04-2005 o godz. 08:56:39
Dział:
Kościoły i religie

Nawet papież, Jan Paweł II nie cofnął się przed kłamstwem, jeżeli tylko dało się nim podnieść wymiar cudowności siedziby Najświętszej Maryi Panny na Jasnej Górze.
Nic tak nie chroni jasnogórskich mnichów przed krytyką, jak propagandowa aureola świętości…


"CUDOWNA" OBRONA JASNEJ GÓRY


Osobliwością historycznego faktu oblężenia Jasnej Góry przez Szwedów w roku 1655 jest to, że nie było żadnej „cudownej” obrony, a tym bardziej heroizmu paulinów oraz interwencji niebios...

Oto jakimi słowami kłamstwa, opiewał „geniusz” i „odwagę” przeora Kordeckiego, metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła w homilii wygłoszonej w Wieruszowie 6 maja 1973 r.:

... geniusz dziejowy ojca Kordeckiego sławił w swoich paryskich wykładach największy poeta i wieszcz narodowy, Adam Mickiewicz... (...)kiedy cała Polska jest już zalana potopem, ten moment dziejowy wskazuje na to, że jego geniusz był zapoczątkowaniem nowych czasów , zadań dziejów i ducha polskiego... (...) nie ma już miejsca na ziemi polskiej, które by było niepodległe, a co gorsza, szerzy się przekupstwo i zdrada... (...) przeor jasnogórski podejmuje swoją decyzję: Nie oddamy Jasnej Góry, będziemy jej bronić do ostatka... Decyzja żołnierska, ale o dziwo, podejmuje ją mnich, kapłan Widać do takiej wielkiej decyzji trzeba było nie tylko odwagi wodza, ale także poświęcenia i pokory zakonnika...

Jeszcze zanim Szwedzi podeszli pod klasztor, naradzano się o sposobie i szansach jego obrony. Przeor Kordecki pod ciężarem argumentów wojskowych, po rozważeniu wszystkich „za i przeciw”, „dowódcom zostawia decyzje”. Siły obrońców liczyły 160 zaciężnych żołnierzy, 70 zakonników, i około 20 rodzin szlacheckich, które znalazły w klasztorze schronienie. Ponadto dysponowano 24 działami i sporym zapasem prochu oraz kul.

Stała się jeszcze inna, niezmiernie ciekawa rzecz. Tuż przed przybyciem Szwedów, obraz Matki Boskiej Częstochowskiej został wyjęty z ramy i wywieziony w nocy z 7 na 8 listopada 1655r. do Lublińca na Śląsku i ukryto w zamku Andrzeja Cellari'ego, a następnie w Głogówku u tamtejszych paulinów. Zresztą dużo nie brakowoało a wpadłby w ręce Szwedów.

Już początek mitu o cudownej obronie klasztoru, zawiera kłamstwo. Podczas oblężenia Jasnej Góry, domniemanego sprawcy cudu, obrazu, po prostu tam nie było, a tylko wierna kopia, o czym nie wiedziała nawet załoga klasztoru!

Paulini złożyli w Krakowie marszałkowi Arvidowi Wittenbergowi hołd poddaństwa “Najjaśniejszemu Panu, Królowi Karolowi Gustawowi”, uzyskując od szwedzkiego monarchy glejt, zapewniający nietykalność. Mimo wszystko, czynili oni ciche przygotowania do obrony.

Wojska pod wodzą generała Müllera, stanęły pod Jasną Górą 18 listopada 1655 r. i zaczęło się oblężenie. Drobne potyczki, utarczki, wzajemne ostrzeliwanie się bez widocznych efektów i nade wszystko rokowania - to przebieg czterdziestodniowego biwakowania Szwedów pod klasztorem.
Przeor Augustyn Kordecki (1603-1673) tak o tym pisze:
Uporczywe te usiłowania nieprzyjaciół nie bardzo oblężonym szkodziły."

Nieprawdziwą jest legenda, którą rozpowszechnia Kościół, o rzekomej „determinacji” obrońców i ich niczym "niezachwianej woli walki".
26 listopada 1655r., część załogi - w tym także paulini! - zbuntowała się, żądając poddania klasztoru. Kordecki zażegnał bunt podwojeniem żołdu, a świeckich zwolenników kapitulacji, wyprawił z Jasnej Góry.

Rozkaz Karola X Gustawa (1622-1660) z 12 stycznia 1656 r., po raz kolejny nakazywał gen. Mullerowi przerwanie oblężenia. Aby jednak Szwedzi “zachowali twarz”, król polecił zawarcie układu, w którym paulini “oddadzą się na łaskę” i nie będą utrzymywać żadnych kontaktów z polskim królem, Janem Kazimierzem. Należy przyznać, iż paulini wykazali się przebiegłością w trakcie rokowań. Kordecki przyznaje, że poczynania zakonników (bynajmniej nie na polu walki!), doprowadziły do wycofania się napastników:
Müller trapił się niepomału wyrzutami towarzyszy, a szczególnie starszyzny wojskowej, że dał się oszukać kuglarstwom mnichowskim i odstąpił od zdobywania klasztoru.

Jednak w innym miejscu swojego pamiętnika, wspomina o innych przyczynach odstąpienia Mullera!

Rokowania dotyczyły kwestii obsadzenia klasztoru załogą szwedzką. Kolejne rozmowy, jakie miały miejsce między 15 a 18 grudnia, bardzo urealniły poddanie się obrońców. Kordecki stawiał warunek, aby dowódcą załogi został Polak-katolik, co było nie do przyjęcia przez Müllera...

Nagle w nocy z 26 na 27 grudnia 1655r., wojska szwedzkie zwinęły obóz pod Jasną Górą i wycofały się w różnych kierunkach, m.in.: Piotrkowa, Kościana, Krakowa i Wielunia. Zanim jednak napastnicy odstąpili, w klasztorze ponownie odezwały się głosy (wśród nich paulinów), aby poddać twierdzę.

Nastroje te spowodowała wieść, że Szwedzi planują przypuścić zdecydowany szturm. Widząc Szwedów zwijających obóz, obrońcy uznali, że są to przygotowania do ataku.

Nie znamy powodów nagłego wycofania się najeźdźców spod Jasnej Góry. Müller jakoś dziwnie ociągał się z odstąpieniem od murów mimo kilkakrotnie ponawianych rozkazów kwatery głównej króla Karola X Gustawa. Niewykluczone, iż w końcu otrzymał okup, którego od początku oblężenia domagał się od klasztoru?

Przeor Augustyn Kordecki twierdzi natomiast, że gen. Müller wycofał się spod Jasnej Góry, „
jedynie za przyczyną słowa i groźnej twarzy poważnej kobiety, która przed nim stanęła.(...) Jenerał przez kobietę, która mu się ukazała, surowo upomniany został, ażeby od oblężenia odstąpił, bo inaczej całe jego wojsko ze szczętem zginie.

Jak zapewniają nas kościelni kronikarze, Matka Boska Częstochowska, przechadzając się po murach klasztoru, osobiście celowała z armat do Szwedów. Ale mimo wszystko, nie mogła tak pokierować biegiem wydarzeń, aby Szwedzi w ogóle nie stanęli pod „kurnikiem”?!

Kordecki opisał przebieg oblężenia w pamiętniku „Nova Gigantomachia...” wydanym jakoby w roku oblężenia, czyli w 1655 (sic!)
Przytoczony jest tam m.in. treść listu z 21 listopada 1655 r,. do gen. Müllera, w którym niczego szczególnego nie znajdujemy. I pozostalibyśmy na zawsze w kłamstwie historycznym Kościoła, gdyby nie prawdziwy cud!
Oto dyrektor królewskiego archiwum Szwecji, Theodor Westrin odnalazł oryginał tegoż listu, i opublikował w roku 1904. Jego treść zaszokowała badaczy “potopowego” okresu...
Okazało się, że przeor Augustyn Kordecki poddał klasztor królowi Karolowi X Gustawowi!

Oto co naprawdę napisał Kordecki w liście do gen. Müllera 21 listopada 1655 r.:
-
Ponieważ całe królestwo polskie posłuszne jest Najjaśniejszemu Królowi Szwecji i uznało Go za swego Pana, przeto i my wraz ze świętym miejscem, które dotąd królowie polscy mieli we czci i poszanowaniu, pokornie poddajemy się Jego Królewskiej Mości Panu Szwecji, zgodnie z listem z dnia 28 października, nadesłanym nam przez Wielmożnego Posła Wittenberga.
Nasze poddanie się ponawiamy w liście do Warszawy,
(do króla Karola Gustawa - przyp. B.M.) na który łaskawej obecnie czekamy odpowiedzi. Jako wierni poddani Jego Królewskiej Mości Króla Szwecji, a naszego Najmiłościwszego Pana, nie myślimy podnosić więcej oręża przeciwko wojsku Waszej Dostojności. (tj. Müllera - B.M.).
Zanosimy ustawiczne modły do Boga i Najświętszej Bogarodzicy, czczonej w tym miejscu, o zdrowie i pomyślność Najjaśniejszego Pana, Króla Szwecji, Pana i Protektora naszego Królestwa...

O polskim królu, Janie Kazimierzu, przeor Augustyn Kordecki najwyraźniej już zapomniał!

W „Nowej Gigantomachii...” zakłamano treść listu do gen. Müllera. Próżno w nim szukać wiernopoddańczych deklaracji pod adresem szwedzkiego władcy. Kordecki oddał się w opiekę Karolowi X Gustawowi, uznając go za swojego króla.

Obalony też został klerykalny mit o wierności paulinów polskiemu królowi. Fakty zaprzeczają, że w obliczu niebezpieczeństwa paulini stali przy Janie Kazimierzu.

Ale Kościół dalej budował “cudowną” martyrologię obrony jasnogórskiego sanktuarium, dopuszczając się bezceremonialnie rozmaitych fałszerstw i kombinacji.

Pamiętnik oblężenia napisany przez Kordeckiego ukazał się z datą wydania 1655 roku. Data miała uwiarygodnić autentyczność i prawdziwość zapisów, czynionych jakoby „na bieżąco”. Trzeba przyznać, iż byłoby to iście cudowne tempo wydania, mając na uwadze, że oblężenie zakończyło się na pięć dni przed końcem 1655 roku.

Z wielu egzemplarzy pierwszego wydania “Nowej Gigantomachii...”, które wpadły w ręce Kościoła, usunięto kartę, na której widniała data: „
20 X 1657", która była datą kościelnej cenzury i zgody na druk.
Tym sposobem chciano zataić fakt wydania pamiętnika dopiero w 1657 roku! Zawarte w nim opisy i relacje były wyolbrzymione, nieprawdziwe i przedstawiające w korzystnym świetle Kordeckiego.
Także jego postawa względem Jana Kazimierza była już „właściwa”, bowiem okazało się, ze jednak Jan Kazimierz, a nie Karol X Gustaw był królem Polski.

Chcąc podnieść własne notowania, Kordecki zawyżył liczbę wojsk szwedzkich, oblegających Jasną Górę.
Według niego było tam 9000 jazdy, podczas gdy w rzeczywistości tylko 1100 i kilkaset piechoty. Był to oddział niewiele wart pod względem przydatności do walki. Przemarznięci, schorowani i wygłodzeni napastnicy, nocujący zimą praktycznie pod gołym niebem, nie mogli stanowić realnego zagrożenia, mimo, że na pomoc nadciągnęły 10 grudnia dwa ciężkie działa, z których jedno rzeczywiście się „rozpukło”.

Generał Müller potwierdza słabość własnych oddziałów, w liście do króla Karola Gustawa z 22 listopada 1655r,:
-
Trzymać się będą tem uparciej, że nie widzą u mnie wielkiej masy żołnierza ani odpowiedniej artylerii.

Kościelni mimo wszystko utrzymują, że Kordeckiego należy uznać za bohatera narodowego. Nie mówią o poddaniu się szwedzkiemu królowi, a fakt „obrony” klasztoru według nich, należy rozpatrywać w kategorii „cudu”, geniuszu i bohaterstwa Kordeckiego.

Musi jednak zastanawiać, dlaczego Watykan nie chciał słyszeć o beatyfikacji przeora Augustyna Kordeckiego? Z pewnością w kurii rzymskiej nie chciano mu wybaczyć, że nie tylko poddał katolicki klasztor protestanckiemu władcy, ale na dodatek zdradził katolickiego, prawowitego króla polskiego!

Tak więc wygląda prawda o oblężeniu Jasnej Góry i jej cudownej obronie. Polski ciemnogrodzki grajdołek dewocyjny nie bacząc na prawdę, której się brzydzi, jeżeli nie służy jego celom, nurza się w kloace kłamstwa, bacząc, aby nikt nie naruszył jego świętości.

Tak zwana „tradycja” czyli perfidne kłamstwo, tworzona przez Kościół, często wbrew faktom historycznym, powiada, że obraz znany jako Matka Boska Częstochowska, 31 sierpnia 1384r., przywiózł do Polski książę Rusi, Władysław Opolczyk (?-1401). Owa „tradycja” nie wspomina, czy malunek miał od czasu powstania cudowne właściwości, czy też nabył ich dopiero u paulinów?

O tym, że obraz, (jego wartość materialna oraz artystyczna jest niemal zerowa), został swojego czasu skradziony prawowitym właścicielom, czyli Rusinom, o czym mówił w 1620 roku na sejmie warszawskim, Laurenty Drzewiński, „deputat” ziemi wołyńskiej. W obecności króla Zygmunta III Wazy (1566-1632) oskarżając Polaków o gnębienie i prześladowania, domagał się sprawiedliwości i poszanowania dla swoich rodaków.
Zebrani usłyszeli z ust Drzewińskiego, między innymi:
-
...zmuszeni będziemy zapozwać was przed trybunał Boski i razem z prorokiem zawołać: »Osądż mnie Boże, rozsądż sprawę moją!«. Będziemy wzywać dotąd, dopóki imię Polski nie będzie wymazanym z pomiędzy narodów niezależnych. Święcie wierzymy, że na sądzie tym, stanie po naszej stronie Matka Boska Częstochowska, którąście zrabowali na Rusi!

Z braku miejsca nie mówię o innych, haniebnych dokonaniach paulinów, jak np. okradanie "cudownego" obrazu. Wspomnę tylko, że kiedy Prusacy stanęli 28 lutego 1793 roku pod murami Jasnej Góry, 7 marca byli już w klasztorze! Tym razem nie było „cudownej” obrony, gdyż po prostu spokojnie wkroczyli doń wkroczyli. Tegoż 1793 roku na sejmie grodzieńskim targowano się z Buchholtzem o zwrot jasnogórskiej ryciny, którą Prusacy zabrali ze sobą, opuszczając klasztor.

Kilka miesięcy później, 28 października 1793 r., paulini z honorami podejmowali króla Prus, Fryderyka Wilhelma II (1786-1797), który nazajutrz zwiedził m.in. kościół oraz skarbiec.

Przełożeni klasztoru otrzymali od monarchy w prezencie złote medale, a pozostali zakonnicy, srebrne. Ponadto Wilhelm II zostawił paulinom 3200 złp. w celu wspomożenia biednych. Być może pruski gość uznał za stosowne w ramach rewanżu, zabrać paulinom dwa stoły z klasztornej biblioteki. Tylko i wyłącznie brak możliwości wyniesienia ich przez drzwi w stanie nienaruszonym, uratował mnichów przed stratą.

Fakt ten jest skrzętnie skrywany przed opinią publiczną, bowiem w żadnym razie nie podnosi notowań „cudownego” obrazu, a wręcz przeciwnie: kompromituje cudowne moce, które - jak się okazało- zawiodły tu na całej linii!

W każdym razie Fryderyk Wilhelm II nakazał zwrócić paulinom ich pokaźne źródło dochodów finansowych, a ci w dowód wdzięczności, przesłali królowi Prus wiernopoddańczy list, w którym deklarowali urabiać pątników na wiernych poddanych korony pruskiej. Ponadto zobowiązali się tępić u pielgrzymów uczucie patriotyzmu i zarzewia buntu przeciwko Najjaśniejszemu Panu, oraz „uprawiać szpiegostwo na rzecz Prus, a może i pomagać pruskim władzom w wybieraniu rekruta spośród pątników napływających na Jasną Górę, z różnych stron kraju.”

Hitlerowski okupant nie miał żadnych trudności w pozyskaniu sojuszników na Jasnej Górze. niemieccy dygnitarze byli tam przyjmowani bardzo gościnnie, a Gubernator GG, Hans Frank (1900-1946), zezwolił w roku 1940 wydawać katolickiego “Rycerza Niepokalanej” i inne pisma diecezjalne. Najwcześniej władze okupacyjne pozwoliły drukować (od 14 września 1939r., do stycznia 1945r.), „Katolicki organ prasowy Generalnego Gubernatorstwa” noszący tytuł „Kurier Częstochowski”.

Należy jeszcze dodać, że paulini nie mając pewności co do samych siebie, woleli nie kusić szatana, przeto zabezpieczyli obraz przed kolejnymi kradzieżami, bardzo zmyślnym urządzeniem.

A więc srebrną blachę, przymocowano na trzy calową stalową płytę, a pod obrazem umieszczono stalową skrzynię. Zasłona zakrywająca ikonę wchodziła swoim brzegiem do skrzyni, która samoczynnie zatrzaskiwała się w razie próby dotknięcia obrazu. W ten sposób M.B.Cz. w chwili niebezpieczeństwa “ewakuowała się” do owego stalowego i ogniotrwałego pudła.
Klasztorny biznes, lub jak kto woli, “majątek narodowy” doczekał się ludzkiej, porządnej ochrony, gdyż do tej pory był bezbronny i “niemocny”.

I tak naprawdę, to nigdy nie będziemy wiedzieć na czym polega „cudowność” jasnogórskiego obrazu. Chyba, że chodzi tu o fantastyczne przysparzanie gotówki jego właścicielom.

Ci, którzy głoszą i propagują “cudowność” obrazu N.M.B. sami w te jego wszystkie nadprzyrodzone cechy nie wierzą. Kardynał Aleksander Kakowski (1862-1938) wolał wyjechać w roku 1934 do sanatorium w Karlsbad (Karlovy Vary) w heretyckich Czechach w celu podratowania zdrowia, niż udać się z prymicją na Jasną Górę, aby tam wymodlić cudowne uleczenie. No, bo któż może doświadczyć dobroczynnych skutków nadzwyczajnych właściwości obrazu, jak nie katolicki ksiądz, a co dopiero biskup?!

Na początku XX stulecia w prasie ukazała się informacja, że Józef Chełmoński namalował na gołej desce jasnogórski obraz w roku 1903. I chodzi o ten malunek, który był (?) pokazywany publicznie. Jeżeli tak jest w istocie, to znaczy, że i kopia będąca dziełem Chełmońskiego jest cudotwórcza.
“Tygodnik Ilustrowany” z 1903 roku zamieszcza reprodukcję madonny pędzla Chełmońskiego, a pod nią informację, że jest to jasnogórski obraz. Natomiast wewnątrz numeru, czytam: (Pisownia oryginału).
-
Na pierwszej stronie zamieszczamy kopię z cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Jest to najwierniejsze do tej pory odzwierciedlenie oryginału, dokonane z pietyczną sumiennością przez słynnego mistrza pendzla, Józefa Chełmońskiego.
Należy dodać, iż kopia ta powstała na zamówienie OO. Paulinów, którzy przez uzyskanie dokładnej podobizny cudownego obrazu Bogarodzicy pragnęli przyjść z pomocą malarzom częstochowskim, nie mającym możności należytego odtworzenia oryginału ze względu na zmrok, panujący stale w kaplicy.
Otóż w wielki czwartek r.b. w jednym dniu, w którym obraz przez całą dobę jest zasłonięty blachą złotą, przenieśli go OO. Paulini do Skarbca i, umieściwszy w świetle dziennym, polecili skopiować wezwanemu w tym celu Józefowi Chełmońskiemu. Następnie, po wykonaniu kopii, zrobiono z niej pod kierunkiem tegoż artysty szereg zdjęć fotograficznych, które odtąd służyć będą za pierwowzór licznym malarzom częstochowskim.


Oglądałem obie podobizny i twierdzę, że nawet niezbyt wytrawne oko dostrzeże, że obraz skopiowany „z pietyczną sumiennością” przez Chełmońskiego jest diametralnie inny. To nie te same rysy madonny i Dzieciątka; to nie te same twarze!

Ale oto jeszcze raz “Tygodnik Ilustrowany”. Tym razem jeszcze wcześniejszy, gdyż z roku 1901. Na pierwszej stronie okładki zamieszczono reprodukcję częstochowskiej ikony, a niżej tekst głosi: „Obraz Cudowny Matki Boskiej Częstochowskiej”.

I tu jest niezmiernie ciekawa sprawa! Wizerunek ten z całą pewnością nie jest oryginałem, ale też nie kopią Józefa Chełmońskiego, gdyż artysta dopiero w dwa lata później ją stworzył!

Jest to w takim razie jeszcze wcześniejsza jakaś kopia, którą publika podziwiała i być może nadal podziwia jako oryginał cudowności! Gdyby w istocie tak było, to znaczy, że oryginał paulini zabezpieczyli z uwagi na różnego rodzaju zagrożenia. Wiadomo, że mieli oni jego wiele kopii.

BOGDAN MOTYL

Andrzej Solak
http://www.krzyzowiec.prv.pl

Twierdza

W grudniu 1655 r. na zamku w Krzepicach umierał w strasznych męczarniach jego aktualny rezydent. Pułkownik Horn, oficer wojsk szwedzkich okupujących polskie ziemie, przybył tu z dalekiego kraju po własną śmierć. Ciężko ranny podczas oblężenia jasnogórskiego klasztoru, prosił Boga o łaskę - o rychły zgon. Dusza nie chciała jednak opuścić udręczonego ciała.

Podbój Rzeczypospolitej przez regimenty króla Szwecji Karola Gustawa miał wszelkie cechy niepohamowanego kataklizmu. Zgnuśniała, oglądająca się jedynie za własnym interesem polska szlachta nie była w stanie zorganizować skutecznego oporu. Kraj, jeszcze niedawno niekwestionowana potęga w tej części Europy, upadł zalany morzem nieprzyjaciół. Wszędzie stanęły garnizony obcego wojska. Pułkownik Horn, z zasłużonej szwedzkiej familii, mianowany został gubernatorem Krzepic.

Brutalne postępowanie żołnierzy szwedzkich wywoływało ostre konflikty. Jedną z najważniejszych przyczyn zatargów były różnice wyznaniowe. Protestanccy okupanci z osobliwym upodobaniem profanowali katolickie obiekty kultu.

8 listopada 1655 r. dwustu szwedzkich rajtarów, pod wodzą czeskiego awanturnika, hrabiego Weyharda Wrzesowicza, próbowało zająć duchową stolicę Polski - klasztor na Jasnej Górze. Napastnicy zastali zamknięte bramy; z zemsty spalili zabudowania przy kościele św. Barbary. Cztery dni później Wrzesowicz ponownie najechał posiadłości klasztorne.

18 listopada nadciągnęły główne siły nieprzyjaciela. Jenerał Burchard Miller wiódł 1600 żołnierza - Szwedów, Finów, Niemców i posłusznych im Polaków, oraz 8 dział. W następnych tygodniach, mimo poniesionych strat, liczebność wojsk Millera wzrosła do 3200 ludzi. Znalazł się wśród nich gubernator krzepicki, pułkownik Horn.

Jenerał Miller (Müller), Niemiec na szwedzkiej służbie, nie przywiązywał wagi do zleconego mu zadania zajęcia klasztoru. On, weteran wojny trzydziestoletniej w Niemczech, uczestnik wielu srogich bojów, przy tym fanatyczny wróg "katolickiego zabobonu", jasnogórską forteczkę nazywał pogardliwie "kurnikiem". Nie mógł przewidzieć, że ów "kurnik" stanie się grobem jego wojennej sławy.

Załogę klasztoru paulinów na Jasnej Górze stanowiło 160 żołnierzy, wspieranych przez 70 zakonników i piątkę szlachty wraz z pocztem - w sumie jakieś ćwierć tysiąca ludzi zdolnych do walki. Murów twierdzy strzegło 20 dział.

Duszą oporu był przeor Augustyn Kordecki, dzielnie sekundowali mu miecznik sieradzki Stefan Zamoyski i Piotr Czarniecki.

Szwedzi uderzyli na przyległy do klasztoru folwark. Zabili rządcę Jana Konopskiego. Potem rozpoczęło się oblężenie. Nieprzyjacielska artyleria bombardowała klasztor, obrońcy odpowiadali ogniem. Pojedynek puszkarzy obu stron przerywały od czasu do czasu zawieszenia broni, podczas których szwedzcy parlamentarzyści usiłowali nakłonić jasnogórców do kapitulacji.

Polacy dokonali dwóch "wycieczek" - zbrojnych wypadów przeciw pozycjom wroga. Przerwali prace minerskie, likwidując korytarz minowy i wybijając górników, zagwoździli też cztery działa. W trakcie pierwszego z rajdów, rażony chłopską kosą, padł pułkownik Horn.

10 grudnia Miller otrzymał nowe posiłki. Z Krakowa przybyło 6 ciężkich dział, w tym dwie 24-funtowe półkartauny. Tylko w następnym dniu na klasztor spadło 340 pocisków dużego kalibru.

Dla jasnogórców nastały ciężkie chwile. Nieprzyjacielski ostrzał spowodował spore zniszczenia. Armatnie kule zdołały przebić gdzieniegdzie umocnienia. Wystrzeliwane na klasztor pochodnie, sporządzone z pozwijanych, oblanych smołą i żywicą konopi, wywołały szereg pożarów. Szczególny respekt budziły granaty i bomby wypełnione prochem. Przeor Kordecki wspominał: "Zwolennik kalwińskich zabobonów mniemając, że nie dosyć srogość swoją nasycić może przez niepokojenie orężem sług Bogarodzicy, umyślił jeszcze zapalczywość swą świętokradztwem powiększyć; wybierał tedy do szturmu dnie ku czci N. Panny przeznaczone. (…) Zdawało się, że piekło samo paszczę otwarło przeciw obrazowi świętemu. (…) gdy po Mszy świętej procesja wyszła pomiędzy przedmurza, sypały się ogromne złomu murów, a świszczące kule (ważące po 26 funtów) przelatywały, nie bez wielkiego przestrachu, ponad głowami modlących się. Nikt przecież w tak okropnym niebezpieczeństwie nie udał się na mury przed ukończeniem nabożeństwa. Po odbytych dopiero modlitwach, ufni w pomoc Bożą, (co tylko było ludzi płci obojej w klasztorze), podzielili między siebie obowiązki i każdy podług swoich sił przykładał się jak najdzielniej do obrony. (…) uniesiony złością Miller puścił wodze swej wściekłości i kazał na nowo straszliwy ogień rozpocząć i okropne pociski rzucać, ogromnym łoskotem, powietrze i ziemię wstrząsając…"

Ostrzałowi artyleryjskiemu towarzyszyły zadziwiające wydarzenia:
"(…) kula rozpalona (…) padła obok kolebki dziecięcia, lecz ani samego niemowlęcia nie uszkodziła, ani kolebki jego nie naruszyła."
"(…) jedna z nich utkwiła wprawdzie w dachu kaplicy Matki Boskiej, lecz nagle odskoczyła; druga (…) jak gdyby siłą ukrytą odtrącona zawróciła się ku obozowi, po powietrzu straszliwy ogień rozrzucając".

W dzień Bożego Narodzenia niespodziewanie eksplodowało największe szwedzkie działo:

"(…) słyszano to od samych Szwedów w obozie (…) że kule działowe przeciw klasztorowi rzucone, odskakiwały często od murów i z gwałtownym zapędem do obozu wracały. (…) siłą odbitej od murów kuli działo zdruzgotanym, a artylerzysta przy nim stojący zabitym został."

Na bluźnierców i świętokradców w szeregach heretyków spadały srogie kary:

"Ten bowiem, ohydną żądzą zysku zapalony, obiecywał sobie i swoim współtowarzyszom obfity łup z rozlicznych bogactw Jasnej Góry. (…) w tej właśnie chwili kula z murów puszczona uderza go w głowę, mówiącego strąca z konia na ziemię i razem z życiem gasi w nim świętokradzką żądzę łupu."

"W (…) uroczystość Niepokalanego Poczęcia N. Panny Maryi żołnierz szwedzki, zacięty nieprzyjaciel Bogarodzicy (…) bluźnił był bezecnymi usty przeciw czci Najświętszej Panny, poległ przed kościołem św. Barbary od kuli działowej…"

"Szczególne zdarzenie wstrzymało zajadłość Millera, gdyż pięciu artylerzystów od zapalenia się prochu oślepło…"

mierć chodziła też krok w krok za Millerem. Ktoś jednak wstrzymywał Swą karzącą rękę, pragnąc widać przekazać znak jakowyś wodzowi heretyków:

"(…) przywódca dział szwedzkich wystrzelił (…) ku stanowisku Millera, tak iż kładącego się spać siostrzeńca jego w brzuch kulą ugodził i na łożu wuja trupem położył. Przypadek ten byłby samego Millera spotkał, gdyby nie był ustąpił owego nieszczęsnego łoża siostrzeńcowi…"

"(…) Miller miał w te dnie okropny widok, albowiem jeden z przywódców wojskowych, podczas kiedy z nim poufale rozmawiał w mieszkaniu swoim, kulą w bok trafiony, padł w jego obliczu i natychmiast skonał."

"Gdy Jenerał siedział u stołu z kilką ze starszyzny wieczorem, kula działowa (…) wpadła pomiędzy biesiadujących, poprzewracała wszystkie butelki i kielichy, i część stołu oderwała…"

Miller zrozumiał wreszcie przesłanie, a może przeraziły go widoczne skutki najazdu na klasztor. Oto ujarzmiony naród, dopiero co rzucony na kolana, powstawał do walki, na wieść o postępku Szwedów. Grzmot oblężniczych dział odzywał się echem w duszy i sercu każdego polskiego katolika. Jasnogórska Pani wiodła swe zastępy do boju przeciw hordom bezbożnych heretyków.

27 grudnia 1655 r. Szwedzi zwinęli oblężenie. Wielu poczytywało za cud, że w walkach poległo tylko sześciu obrońców - czterech podczas ostrzału klasztoru i dwóch w trakcie „wycieczek”. Zdumiewające, że wszyscy nosili imię Jan (siódmą polską ofiarą był zarządca przyklasztornego folwarku, również Jan, zamordowany przez Szwedów na początku oblężenia).

Przerwanie walk przyniosło też ukojenie gubernatorowi Krzepic. Ranny podczas „wycieczki” jasnogórców, przez wiele dni daremnie prosił Boga o litościwą śmierć. Medycy rozkładali ręce, w niemożności ulżenia cierpieniom umierającego, którego ciało gniło za życia, wydzielając ohydny fetor. Dopiero 27 grudnia, w dniu odejścia Szwedów spod Jasnej Góry, pułkownik Horn oddał ducha.

"Wzrastanie" listopad 2003

Poniedziałek, 26 grudnia 2005
350. rocznica oblężenia Jasnej Góry
IAR 16:20

Dzisiejszej nocy mija 350 lat od zakończenia szwedzkiego oblężenia Jasnej Góry. W 1655 roku wojska Karola Gustawa X odstąpiły od klasztoru ponosząc klęskę. Na pamiątkę zatrzymania Potopu Szwedzkiego w jasnogórskim sanktuarium przez cały rok odbywały się jubileuszowe uroczystości. Obchody polegały głównie na modlitwach dziękczynnych za cudowną obronę klasztoru oraz kultywowaniu wartości narodowych i patriotycznych związanych z obroną Jasnej Góry i przeorem klasztoru ojcem Augustynem Kordeckim.

Ojciec Bogdan Waliczek, 76. następca ojca Kordeckiego powiedział, że Rok Jubileuszowy był czasem ogromnej modlitwy, leczenia tożsamości narodowej i rodzenia na nowo miłości do Ojczyzny.



Przez cały rok 18. każdego miesiąca na pamiątkę rozpoczęcia oblężenia na Jasnej Górze odbywały się uroczyste nieszpory i procesja Eucharystyczna po jasnogórskich Wałach. Najświętszy Sakrament niesiony był w monstrancji będącej darem króla Zygmunta I Starego z 1542 r., którą ojciec Kordecki błogosławił walczących w obronie klasztoru.

Kulminacyjny punkt obchodów 350-lecia cudownej obrony Jasnej Góry stanowiły uroczystości ku czci Matki Bożej Jasnogórskiej 26 sierpnia, które zgromadziły ponad 100 tysięcy pielgrzymów.

W zrekonstruowanym historycznym Bastionie świętego Rocha na Jasnej Górze zorganizowana została wystawa "Jasna Góra w dobie potopu - Sanktuarium Matki Bożej za Wazów", na której zaprezentowane zostały liczne dzieła sztuki oraz historyczne eksponaty pochodzące ze zbiorów muzealnych i bibliotecznych Polski oraz Szwecji. Wśród 130 eksponatów znalazła się między innymi srebrna monstrancja fundacji króla Zygmunta l Starego z 1542 roku oraz różaniec ze srebra i bursztynu należący do ojca Kordeckiego. W Bastionie przygotowano również specjalnie na jubileusz 350-lecia "Panoramę oblężenia Klasztoru Jasnogórskiego", obejmującą łącznie ponad 900 postaci wyobrażających obrońców klasztoru i żołnierzy zgrupowań wojskowych oblegających Jasną Górę.

W ramach jubileuszu odbywały się ważne spotkania naukowe; od stycznia do czerwca prowadzony był program informacyjno-edukacyjny dla młodzieży częstochowskich szkół. Dla uczniów i przez uczniów organizowane też były różnorodne konkursy, wystawy, projekcje i prezentacje. Istotny element obchodów Jubileuszu stanowiły koncerty, odbywające się w Bazylice Jasnogórskiej. Prezentowane były utwory pochodzące z okresu od połowy XVII do początków XX stulecia

CZARNA LEGENDA DZIEJÓW POLSKI


[Cykl Drukowany w Tygodniku NASZA POLSKA w Roku 2000]

Jerzy Robert Nowak

"Czarna legenda" dziejów Polski" (3)

Jeden z najzajadlejszych wrogów Polski i Polaków, nazistowski generalny gubernator części ziem polskich okupowanych przez III Rzeszę - Hans Frank pisał w swym dzienniku: Kościół jest dla umysłów polskich centralnym punktem zbiorczym, który promieniuje stale w milczeniu i spełnia przez to funkcję jakby wiecznego światła. Gdy wszystkie światła dla Polski zgasły, to wtedy zawsze jeszcze była Święta z Częstochowy i Kościół. Za ten tak mocny związek z polskością Kościół katolicki zapłacił ogromną daninę krwi od czasów Murawiewa-Wieszatiela po Hansa Franka. A jednak trwał w obronie polskości dalej i w najgorszych czasach powojennych, poprzez wspaniałe wystąpienia Prymasa Tysiąclecia, i później w czasach “Mszy za Ojczyznę”. I trwa dalej, broniąc wartości, Wiary i Narodu. I ten właśnie związek Kościoła i Narodu jest szczególnie nienawistnym dla dzisiejszych niszczycieli wartości, najczęściej ludzi o komunistycznym rodowodzie. Szokują wprost rozmiary i tendencyjność oszczerczych kampanii dzisiejszych rodzimych wrogów Kościoła. Usiłują oni zanegować nawet to, czemu nie przeczyli najzajadlejsi wrogowie Polski - prawdę o szczególnie silnych tradycyjnych więzach katolicyzmu i polskości.

Oszczercze ataki na księdza Kordeckiego

Jednym ze szczególnie jaskrawych przykładów szkalowania dziejów Kościoła była podjęta na przełomie 1999 i 2000 roku próba zdegradowania roli wielkiego narodowego sanktuarium na Jasnej Górze i zniesławienia pamięci bohaterskiego przeora paulinów księdza Augustyna Kordeckiego. Komunistyczni wrogowie Kościoła nigdy nie chcieli się pogodzić z rolą odgrywaną w narodowej pamięci przez dzieje heroicznej obrony klasztoru jasnogórskiego przed Szwedami w 1655 roku. Mało się dziś pamięta, z jaką niechęcią odnosili się do postaci bohaterskiego księdza Kordeckiego różni PZPR-owscy notable partyjni. Niechęć do jego osoby zadecydowała w 1964 roku o przejściowym zablokowaniu realizacji filmu według Potopu Sienkiewicza. Ówczesny kierownik Wydziału Kultury KC PZPR Wincenty Kraśko motywował swój sprzeciw (w liście z 31 grudnia 1964 r.) głównie tym, iż: Istotnym fragmentem sienkiewiczowskiego “Potopu” jest obrona Częstochowy (rola ks. Kordeckiego). Potraktowanie tej sprawy zgodnie z książką Sienkiewicza byłoby niesłuszne, a pominięcie całkowite lub inne przedstawienie biegu wydarzeń naraziłoby nas na zarzuty, że wypaczamy treść dzieła Sienkiewicza, szczególną aktywność rozwinąłby w tej sprawie Episkopat.

Jak widać ówcześni bonzowie komunistyczni nie lubili postaci bohaterskiego przeora, ale woleli unikać otwartego zderzania się z prawdą o jego działalności. Dzisiejsi postkomuniści nie mają już takich skrupułów, uważają, że teraz już można... iść na całość w zohydzeniu postaci jednego z największych Polaków XVII wieku. Bo w tym czasie nastąpiła już tak wielka erozja patriotyzmu i kultu tradycji. Nie było to wcale rzeczą przypadku, że pierwszy atak przeciw postaci bohaterskiego księdza przypuszczono w czasopiśmie “Dziś”, redagowanym przez ostatniego, upadłego premiera PRL i ostatniego pierwszego sekretarza KC PZPR Mieczysława F. Rakowskiego. W czasopiśmie tym od dłuższego czasu kontynuowany jest wieloodcinkowy cykl comiesięcznych, sążnistych, oszczerczych ataków na katolicyzm pt. Grzechy Kościoła autorstwa Józefa Niteckiego. I to właśnie on przypuścił jako pierwszy dwa pełne kalumnii i zafałszowań ataki na postać bohaterskiego przeora Jasnej Góry: Zdrada księdza Kordeckiego (“Dziś” z grudnia 1999 r.) i Jasnogórskie fałsze (“Dziś” ze stycznia 2000 r.).

Ludowe przysłowie powiada, że “kłamca powinien mieć dobrą pamięć”. Józefowi Niteckiemu, oszczercy z marksistowskiego “Dziś”, wyraźnie tej dobrej pamięci brakuje. W grudniu 1999 roku konkludował na temat obrony klasztoru w Jasnej Górze przez paulinów z ks. Kordeckim na czele: bohaterskich bojów tam nie było. Była natomiast zdrada, ugoda i targi o kosztowności i pieniądze (s. 76). Zaledwie miesiąc później, na łamach tegoż “Dziś” ze stycznia 2000 r., ten sam Nitecki przyznawał jednak, iż: Paulini z przeorem Kordeckim na czele włożyli wiele wysiłku w obronę klasztoru i jego otoczenia, łącząc możliwe w tej sytuacji akcje zbrojne z rokowaniami. W tym samym artykule ze styczniowego “Dziś” Nitecki dalej stara się jednak o maksymalne pomniejszenie znaczenia obrony klasztoru przed Szwedami, głosząc tezę o “miękkim oblężeniu Jasnej Góry” i akcentując: Gdyby w czasie oblężenia Szwedzi widzieli w klasztorze znaczący punkt strategiczny, bez wątpienia zajęliby go. Snując tego typu absurdalne dywagacje, Nitecki nie wyjaśnia tylko jednej sprawy, po co więc w ogóle było Szwedom to “miękkie oblężenie” Częstochowy, i to aż przez sześć tygodni od listopada do końca grudnia 1655 roku? Czy Szwedzi robili to z nudów, dla zabawy, czy może dla postraszenia znienawidzonych, katolickich zakonników?

W ciągu zaledwie paru miesięcy po dwóch kalumniatorskich “szarżach” Józefa Niteckiego na pamięć bohaterskiego przeora pojawił się nowy, równie oszczerczy atak pióra Cezarego Leżeńskiego (najpierw na łamach nr 5 “Aneksu”, potem w przedruku w dużo popularniejszej “Angorze”). Warto tu przypomnieć, że kalumniator księdza Kordeckiego - pisarz Cezary Leżeński należy do czołowych polskich masonów (według wydanej w 1999 roku książki Ludwika Hassa: Wolnomularze polscy w kraju i za granicą 1821-1999. Słownik biograficzny).

Nowy kalumniator, bardzo średniego lotu pisarz Cezary Leżeński komunikuje wszem i wobec: stwierdzenia o bohaterskiej obronie Jasnej Góry są mitem, a sam ks. Kordecki był zdrajcą. Szczególnie groteskowo wyglądają łamańce myślowe Leżeńskiego: nie można zaprzeczyć, że ks. Kordecki zdradził swego pana króla Polski Jana Kazimierza. Był jakbyśmy dziś powiedzieli kolaborantem, mimo iż później nie wpuścił Szwedów na Jasną Górę. Jakiż to przedziwny typ “zdrajcy” z tego ks. Kordeckiego?! Tak sprzyja Szwedom, tak z nimi kolaboruje, że aż... nie wpuszcza ich na Jasną Górę i zmusza do sromotnego odwrotu.

Starając się maksymalnie pomniejszyć znaczenie obrony Jasnej Góry, wręcz zanegować jej jakiekolwiek znaczenie militarne, Leżeński pisał: Obronę Jasnej Góry ledwo dostrzeżono w najbliższej okolicy. Dowody na to przytacza wybitny historyk Adam Kersten. Mimo że z wojny polsko-szwedzkiej zachowały się w archiwach i bibliotekach “dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy” dokumentów (...), to według jego badań prawie w żadnym z nich nie wspomina się o oblężeniu Jasnej Góry i o cudownym wpływie jej obrony na cały kraj. Ponadto w żadnym z uniwersałów czy listów królewskich nie ma wzmianki o obronie klasztoru. Także w innych dokumentach z 1655 roku (...) nie podjęto też tej, ponoć tak ważnej dla Rzeczypospolitej sprawy.

Stwierdzenia Leżeńskiego wyraźnie przeinaczają obraz reakcji różnych środowisk w Polsce na obronę klasztoru, przedstawiony w tekstach A. Kerstena, w paru sprawach świadomie go zafałszowując. Podczas gdy Leżeński twierdzi, że według badań Kerstena “prawie w żadnym” (z dokumentów) nie wspomina się o oblężeniu Jasnej Góry, Kersten wyliczył szereg takich dokumentów, pisząc w książce Pierwszy opis Jasnej Góry w 1655 r. Warszawa 1959, s. 214-215 m.in. o podejmującym potrzebę sukursu dla Jasnej Góry liście Jerzego Lubomirskiego czy o piętnującym szwedzki “najazd” na Jasną Górę uniwersał hetmanów polskich w Sokalu z 16 grudnia 1655 r. Trudno uznać za mało znaczące podjęcie sprawy oblężenia klasztoru w Jasnej Górze w tej wagi dokumentach, co uniwersał hetmanów z Sokala czy list Jerzego Lubomirskiego, już wtedy jednej z najbardziej znaczących postaci Rzeczypospolitej, od 1650 roku marszałka wielkiego koronnego. Kersten przypomniał również, iż do oblężenia Jasnej Góry nawiązywały ważne listy sekretarza królowej Piotra des Noyers. Wbrew fałszom Leżeńskiego głoszącym z całą hucpą, że w żadnym liście królewskim nie pisano o obronie klasztoru na Jasnej Górze są (wg Kerstena) przynajmniej dwa listy króla Jana Kazimierza w tej sprawie oraz list królowej Marii Ludwiki. Wszystko to obala zafałszowania Leżeńskiego próbującego przedstawić obronę Jasnej Góry jako coś bardzo mało istotnego.

Sądząc po ogromnej bucie, z jaką marksista Nitecki i mason Leżeński próbowali ściągnąć bohaterskiego przeora z piedestału i okrzyknąć go “zdrajcą”, można by sądzić, że obaj domorośli historycy cudem odkryli jakieś “rewelacyjne” dokumenty, które odsłaniają “prawdę” nieznaną dotąd dla historyków. Otóż nie ma o tym w ogóle mowy. Obaj panowie jako jedyny, za to koronny dowód “zdrady” ks. Kordeckiego przywołują dobrze znany dawnym historykom list przeora Jasnej Góry do szwedzkiego generała Mullera z 21 listopada 1655 r., formalnie godzący się na poddanie zwierzchnictwu Karola Gustawa. Kubala, na którym oparł Sienkiewicz swój opis Jasnej Góry, pisał w Wojnie szwedzkiej (Lwów 1913, s. 421), iż list ten był wyłącznie jednym ze środków rozpaczliwych działań ks. Kordeckiego dla zapobieżenia wejściu wojsk szwedzkich za mury Jasnej Góry. Według Kubali: To były środki obronne. Bronił się armatami i takimi listami, wzywając równocześnie Jasnogórców do walki za wiarę i ojczyznę i prawowiernego króla. Nawet bardzo, ale to bardzo skłonny do “odbrązowiania” historii profesor Adam Kersten przyznawał w swym biogramie ks. Kordeckiego (PSB, t. XIV, s. 54), iż: polityka Kordeckiego konsekwentnie zdążała do tego, by ochronić Jasną Górę przed wprowadzeniem obcej załogi. Zapobiec temu miało złożenie aktu i otrzymanie w zamian listu bezpieczeństwa (salva guardia). Jednocześnie Kordecki szukał pomocy dla klasztoru u króla Jana Kazimierza i polskich dowódców wojskowych. Po podejściu wojsk szwedzkich pod Jasną Górę Kordecki, jak i większość zgromadzenia, zdecydował się na zbrojne przeciwstawienie się próbom wprowadzenia załogi szwedzkiej. Podczas oblężenia klasztoru (18 XI - 26 XII) użył wszelkich sposobów, od wiernopoddańczych w tonie listów do króla szwedzkiego Karola Gustawa, uprzejmych pism do dowódców szwedzkich oraz sojusznika szwedzkiego Hieronima Radziejowskiego, poprzez przeciąganie pertraktacji, aż po zbrojny opór, aby nie dopuścić obcej załogi w mury klasztoru.

Czy ktoś uzna, że ks. Kordecki miał lepszy wybór w sytuacji, gdy prawie nikt nie walczył w Polsce przeciw Szwedom? Przypomnijmy, że w czasie wysłania przez ks. Kordeckiego tego listu do gen. Müllera - 21 listopada 1655 roku przeważająca część Polski znajdowała się pod kontrolą Karola Gustawa. Jego zwierzchność uznała wówczas większość polskiej szlachty (m.in. Jan Sobieski), magnatów, wojska. W sytuacji, gdy nawet Stefan Czarnecki rozważał, po kapitulacji Krakowa, możliwość przejścia pod rozkazy Karola Gustawa. Czy mądrzej byłoby, gdyby zamiast pertraktować ze Szwedami i przeciągać negocjacje, cierpko przeciąć z nimi od razu wszelkie rozmowy, dumnie deklarując: Przy Janie Kazimierzu stoim i stać będziemy. W sytuacji, gdy sam król Jan Kazimierz uciekł za granicę, gdy w rękach Szwedów były Warszawa, Kraków i ogromna część pozostałej Polski. Dążąc do jak najskuteczniejszego zrealizowania swego głównego zadania - ochronienia klasztoru przed wejściem Szwedów - ks. Kordecki walczył i prowadził układy, umacniał obronę klasztoru i zwodził Szwedów obietnicami ustępstw w układach, starając się wciąż o “ociąganie sprawy” z nadzieją, że sama zimowa pora osłabi nieprzyjaciela, albo też nadejdzie pomoc od króla Jana Kazimierza.

I wspaniale, ogromnie skutecznie, wykonał swój cel, broniąc klasztoru i dając znakomity przykład dla innych. Przyznawali to i przyznają najgłośniejsi historycy polscy od tak sceptycznego skądinąd Michała Bobrzyńskiego i Władysława Konopczyńskiego, po współczesnych profesorów: Józefa Andrzeja Gierowskiego i Władysława Czaplińskiego. Ba, obcy historycy jak choćby głośny szwedzki historyk Theodor Westrin Westrin, widzący w księdzu Kordeckim prawdziwy symbol gorącej wiary... praktycznej siły w działaniu i męstwa. Nawet obcy historycy potrafią dostrzec wielkość ks. Kordeckiego, którą próbują podważyć mali polscy ludzie: marksista Piotr Nitecki i mason Cezary Leżeński, domorośli historycy-amatorzy bezkarnie buszujący w narodowej przeszłości. Szokująca jest wprost ignorancja tych “odkrywców” nowych prawd o polskich wielkich. Na przykład Cezary Leżeński, pisząc o czasach Jana Kazimierza, pomylił datę rokoszu Lubomirskiego, jednego z najważniejszych wydarzeń epoki tylko... o 10 lat. Bagatelka!...

Dlaczego tacy żałośni ignoranci zabierają głos, i to z tak wielką hucpą w sprawach, o których nie mają większego pojęcia, za to z jedną wyraźną tendencją, aby zniszczyć najcenniejsze polskie tradycje? Dlaczego można bezkarnie upowszechniać najprzeróżniejsze oszczercze hipotezy próbujące zohydzić pamięć największych polskich patriotów? Dlaczego na tego typu praktyki nie reagują czołowi polscy historycy? Dlaczego nie protestują przeciwko zniesławiającym narodowe dzieje kłamstwom takie gremia, jak władze Polskiego Towarzystwa Historycznego czy Towarzystwa Miłośników Historii?

Fałsze i manipulacje A. Garlickiego

W kontekście oszczerczych ataków na wybitne postaci Kościoła katolickiego w Polsce, a zarazem wybitnych polskich patriotów trudno nie wymienić podręcznika profesora Andrzeja Garlickiego, po raz trzeci już dziekana Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Pisałem już na łamach “Naszej Polski” o jednym podręczniku tegoż autora, obejmującym okres od 1939 roku i zawierającym swoiste “kłamstwo oświęcimskie” (autor, pisząc o mordowaniu w Oświęcimiu Żydów i Cyganów, “zapomniał” w ogóle wymienić Polaków wśród mordowanych ofiar Oświęcimia). Skrajne przekłamania tegoż podręcznika zostały napiętnowane w interpelacji poselskiej pani poseł Krasickiej-Dumki. Tym razem chodzi jednak o podręcznik szkolny A. Garlickiego dla liceów ogólnokształcących, odnoszący się do wcześniejszego okresu (Historia 1815-1939, wydanym w Warszawie w 1998 roku). W podręczniku tym aż roi się od skrajnie tendencyjnych uwag na temat Kościoła katolickiego w Polsce, zgodnie zresztą z bardzo konsekwentną linią tego starego, partyjnego historyka. Przypomnę, że już w 1963 roku Garlicki “wsławił się” tekstem na łamach “Polityki”, w którym szczególnie mocno alarmował wszystkich “stróży komunistycznych idei” przed tym, co się dzieje w tysiącach kościelnych punktów katechetycznych. Otóż - według Garlickiego - nauczano tam historii Polski inaczej niż w szkołach państwowych, mącąc biednym uczniom głowy nieprawomyślnymi klerykalnymi miazmatami.

Dziś w III RP wielce honorowany, nadworny historyk “Polityki” - Garlicki dalej, gdzie może, wbija “szpile” w historię Kościoła katolickiego w Polsce, “odpowiednio” ją zafałszowując. Szczególnie wyraźnie widać jego tendencyjność na kartach podręcznika historii od 1815 do 1939 r. Na stronie 111-112 tej książki natykamy się na najbardziej oburzające kłamstwo Garlickiego, wyrządzające krzywdę pamięci zasłużonego polskiego patrioty - arcybiskupa Zygmunta Felińskiego. Garlicki pisze na jego temat: Wartość nadrzędną stanowił dlań interes Kościoła i jeśli tylko nic mu nie zagrażało, był gotów pozostawać lojalnym poddanym cara. Była to w tym czasie częsta, nie tylko w zaborze rosyjskim, postawa hierarchów kościelnych, niezrozumiała dla patriotycznych kręgów społeczeństwa polskiego. A dla mnie osobiście jest niezrozumiała postawa A. Garlickiego, pomawiającego o brak autentycznego patriotyzmu człowieka, o którym sam pisze kilka stron dalej, że został na 20 lat zesłany przez władze carskie do Jarosławia za próbę wybronienia przed egzekucją księdza Agrypina Konarskiego.

Uściślijmy tu, że o zesłaniu arcybiskupa Felińskiego w głąb Rosji zadecydowało nie wybranianie przez niego powstańczego kapelana kapucyna A. Konarskiego, lecz ostry protest przeciw jego egzekucji. Na rozmiary represji wobec arcybiskupa (spędził 20 lat na zesłaniu w Jarosławiu) najbardziej wpłynął jednak inny fakt - wystąpienie przez Felińskiego z listem do cara, proszącym, aby z Polski uczynił naród niepodległy, dynastycznym tylko węzłem połączony z Rosją (list podany został ku wściekłości władz carskich do publicznej wiadomości na łamach francuskiego “Le Monde”). List arcybiskupa do cara postulujący uczynienie Polaków narodem niepodległym jest najlepszym dowodem skrajnej fałszywości twierdzeń prof. Garlickiego, że Feliński był gotów pozostawać lojalnym poddanym cara, jeśli tylko nic nie zagrażało interesowi Kościoła. Żaden “interes Kościoła” nie zmuszał arcybiskupa Felińskiego do tak ryzykownej patriotycznej deklaracji. Gdyby prof. Garlicki kiedykolwiek czytał wspaniałe pamiętniki arcybiskupa Felińskiego, nie miałby chyba już nigdy wątpliwości na temat siły patriotycznych uczuć słynnego hierarchy. Życzyłbym wszystkim historykom takiej skali identyfikacji z Narodem i tak mocnego przeżywania jego wszystkich dylematów i bólów. Sam arcybiskup Feliński pisał w swych Pamiętnikach (Warszawa 1986, s. 477) m.in.: Prawa narodów do niepodległego bytu są tak święte i niewątpliwe (...). Skażone lub obałamucone jednostki mogą wprawdzie zrzec się tych praw dobrowolnie, łudząc zaborców, że to czynią w imieniu całego narodu, głosy takie wszakże nie odbiją się nigdy żywym echem w sercu ludu; brzmieć owszem będą zawsze jak fałszywa i wstrętna nuta, ci zaś, co ją głoszą, pozostaną zawsze w sumieniu narodu podłymi tylko zdrajcami (...). Kto nie żąda niepodległości lub o możebności odzyskania jej zwątpił, ten nie jest polskim patriotą (...). Warto przypomnieć, że tak fałszywie i tak krzywdząco przedstawiany w podręczniku prof. Garlickiego arcybiskup Feliński już jako 14-letni chłopiec został wciągnięty do prac spiskowych Szymona Konarskiego (wraz z bratem miał się zająć techniczną częścią drukarni spiskowej), a uczestnicząc czynnie w walkach rewolucji 1848 roku w Poznańskiem, został ranny pod Miłosławiem.

Niezależnie od krzywdzącego przedstawienia postaci arcybiskupa A. Felińskiego przyczerniony jest również generalnie obraz zachowań Kościoła katolickiego w Polsce w tym okresie. Przeważająca część polskich biskupów próbowała przeciwdziałać rusyfikowaniu polskiego życia kościelnego i część z nich za to srogo płaciła. Np. biskup płocki Kasper Borowski za swą postawę w tej sprawie zapłacił w 1869 roku trzynastu latami ciężkiego wygnania w Permie. Znakomity historyk Marian Kukiel pisał w swych Dziejach Polski porozbiorowej 1795-1921 (Paryż 1983, s. 451), że w 1870 roku na 15 diecezji tylko 3 były obsadzone. Działo się tak głównie na skutek oporu polskich biskupów, którzy nie chcieli się podporządkować władzy Kolegium Duchownego w Petersburgu. Warto przypomnieć również tak niesłusznie zapomnianą postać administratora archidiecezji warszawskiej Antoniego Białoszewskiego. W 1861 r. wobec profanacji kościoła katedralnego i bernardyńskiego przez żołnierzy rosyjskich nakazał on te kościoły zamknąć i opieczętować, a w innych kościołach zawiesił odprawianie wszelkich nabożeństw, dopóki by rząd nie dał pewnych rękojmi, że podobne bezprawia się nie powtórzą. Został za to wtrącony do cytadeli i skazany na śmierć przez rosyjski sąd wojenny (ostatecznie car zamienił ten wyrok na dwa lata więzienia w Bobrujsku). Szkoda, że prof. Garlicki, tak skory do malowania w czarnych barwach polskiego Kościoła, nie znalazł miejsca w swym podręczniku dla opisania znaczenia animowanych przez hierarchów bractw trzeźwości, zlikwidowanych ze względów politycznych po klęsce Powstania Styczniowego. Że nie znalazł miejsca dla pokazania rozmiarów represji wobec duchowieństwa za udział w Powstaniu Styczniowym (prawie 30 księży ukarano śmiercią, 100 skazano na katorgę, a ogółem represjonowano w ten czy inny sposób aż 466 duchownych - wg J. Kłoczowski i in. Zarys dziejów Kościoła katolickiego w Polsce, Kraków 1986, s. 236).

Pisząc o arcybiskupie Felińskim, A. Garlicki zaznacza, że taka jak jego lojalna wobec zaborcy postawa była częsta nie tylko w zaborze rosyjskim. Dowodem na to może być wspomniana również później przez Autora (s. 144) postać arcybiskupa gnieźnieńsko-poznańskiego Mieczysława Ledóchowskiego. Autor pisze, że Ledóchowski był “całkowicie obojętny wobec sprawy polskiej”. Nawet jednak ten hierarcha, obojętny wobec ruchu polskiego, naraził się władzom pruskim za “popieranie elementu polskiego” (wg hasła w PSB, zeszyt 71), nakazując wykład religii w języku polskim w czterech najniższych klasach. Po wydaleniu przez pruskich rejentów posłusznych mu katechetów, Ledóchowski zarządził pozaszkolne lekcje religii w języku polskim, wkrótce zakazane przez władze. O tym już jednak nie wspomniał prof. Garlicki. Dlaczego ani słowem nie pisze ten “demaskator” tak częstego rzekomo “lojalizmu” hierarchów wobec zaborców o wymownych przykładach jakże innych postaw ze strony dostojników Kościoła i rzeszy duchownych? Choćby o tak pięknej postaci obrońcy polskości w zaborze pruskim - arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego Leona Przyłuskiego. Hierarcha ten stał na czele delegacji polskiej wysłanej wiosną 1848 roku do króla Prus z żądaniami oddzielenia Poznańskiego od Rzeszy, powierzenia urzędów Polakom, poszanowania narodowości polskiej. Arcybiskup Przyłuski nie tylko odegrał wielką rolę w utrwalaniu polskości w życiu kościelnym, ale otwarcie występował z deklaracjami popierającymi walkę Polaków o miejsca w pruskim Landtagu. Przypomnijmy również inną, jakże mało dziś znaną postać wielkiego obrońcy polskości na Śląsku, pochodzącego z niemieckiej rodziny biskupa-sufragana wrocławskiego Bernarda Bogedaina. Zarówno w memoriałach do władz, jak i w działalności wizytatorskiej Bogedain konsekwentnie walczył w obronie języka polskiego (to on zachęcił Karola Miarkę do pisana po polsku).

Sam Autor deklaruje w jednym krótkim zdaniu (s. 166): Wielką rolę w rozbudzaniu i utrwalaniu świadomości narodowej odgrywał Kościół. Deklaruje, lecz konsekwentnie przemilcza najważniejsze fakty na ten temat, milczy o postaciach duchownych najbardziej zasłużonych dla Polski. Szczególnie jaskrawym przykładem tego typu przemilczeń jest całkowite pominięcie w podręczniku Garlickiego postaci tak zasłużonego dla polskiej nauki i gospodarki księdza Stanisława Staszica, postaci tak zasłużonego dla ożywienia polskiej działalności gospodarczej w Wielkopolsce księdza Piotra Wawrzyniaka czy wielkiego obrońcy polskości na Śląsku księdza Józefa Szafranka. Inna sprawa, że cały podręcznik Andrzeja Garlickiego jest w ogóle wprost klinicznym przykładem przemilczeń i pominięć ludzi szczególnie zasłużonych dla historii polskiej kultury, nauki i gospodarki w XIX wieku. W podręczniku zabrakło choćby jednego zdania na przypomnienie roli odgrywanej po 1815 roku przez Uniwersytet Wileński z takimi wykładowcami jak bracia Śniadeccy czy Joachim Lelewel (Garlicki tylko informuje jednym zdaniem o zamknięciu tego uniwersytetu w 1831 roku). W podręczniku Garlickiego zabrakło słowa o roli odegranej w aktywizacji gospodarczej Wielkopolski przez Hipolita Cegielskiego, Karola Libelta czy gen. Dezyderego Chłapowskiego. Jak ocenić podręcznik historii Polski, w którym nie ma w ogóle takich nazwisk jak Jan Matejko, Artur Grottger czy Stanisław Moniuszko. W którym zabrakło w ogóle nazwisk takich postaci polskiej nauki, jak: Samuel Linde, Oskar Kolberg, Tytus Chałubiński, Oswald Balzer, Karol Olszewski, Zygmunt F. Wróblewski czy Marian Smoluchowski, w którym całkowicie pominięto nazwisko wynalazcy lampy naftowej Ignacego Łukasiewicza. W tym samym czasie, gdy w podręczniku aż roi się od różnych postaci marginesowych cudzoziemców typu francuskiego kucharza M.-A. Careme'a czy trzeciorzędnego malarza J.B. Isabeya. I takie podręczniki mamy!

Wśród rozlicznych “szpil” pod adresem Kościoła katolickiego w Polsce, zawartych w podręczniku Garlickiego, znalazło się między innymi stwierdzenie na s. 206, iż: W latach 80. (chodzi o lata 80. XIX wieku - J.R.N.) ukazywały się wrogie Żydom artykuły w “Niwie” i “Głosie”. Nastroje niechęci i wrogości wynikające też z nauczania Kościoła katolickiego, rozpowszechniającego tezę ukrzyżowania Jezusa przez Żydów. Ładnie się to u Garlickiego nazywa - “teza”! Nie to jednak jest najważniejsze. Dlaczego Garlicki tak łatwo pomawiający Kościół katolicki o wszelkie możliwe zło jakoś nie odnotował, że właśnie w latach 80. XIX wieku, a ściślej w 1881 roku, katolicki biskup warszawski Antoni Sotkiewicz starał się zdecydowanie przeciwdziałać inspirowanym przez władze carskie próbom upowszechniania antyżydowskich nastrojów w Warszawie, po zapoczątkowaniu w Rosji pogromów? Biskup Sotkiewicz nakazał wywiesić we wszystkich kościołach warszawskich list pasterski, w którym nawoływał do spokoju, stwierdzając między innymi: Gdyby źli ludzie chcieli was podejść i udając religijną żarliwość chcieliby was przekonać, że przeciwko niewiernym powstawać należy, nie dajcie się łudzić, wytrzymajcie dobrze próbę wiary waszej i odrzućcie zwycięsko wszelkie podszepty.

Ze zdecydowaną obroną Żydów przeciwko wszelkim formom przemocy występował polski biskup Wilna Edward Ropp. W 1905 roku wyszedł na ulice Wilna, aby powstrzymać popierane przez władze carskie próby wywołania pogromu. Władze sprowadziły w tym celu specjalnych “pogromszczyków” z Rosji. Interwencja biskupa Roppa u władz carskich ostatecznie zapobiegła pogromowi. 26 czerwca 1906 r. biskup Ropp ostro potępił pogrom Żydów białostockich, przeprowadzony przez agentów Ochrany i współdziałających z nimi Rosjan, bez udziału jakiegokolwiek Polaka.


"NASZA POLSKA" NR 34/2000



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Karta pracy potop szwedzki, pomoce dla nauczycieli, dla nauczyciela historii
potop szwedzki
2 16 Potop szwedzki
POTOP SZWEDZKI
Karta pracy potop szwedzki, pomoce dla nauczycieli, dla nauczyciela historii
Potop szwedzki cz I
potop szwedzki
potop szwedzki
2 16 Potop szwedzki
Potop Biblijny a Potop Szwedzki
Potop szwedzki cz II
SZWEDZKA SZKOŁA FILMOWA, film teoria
Potop, Nauka, Język Polski
Ławeczka szwedzka
Placek szwedzki
9 Szwedzkie klopsiki
POTOP opracowanie i streszczenie
POTOP NA STAREJ POCZTÓWCE
Potop - Oleńka Billewiczówna, Szkoła, Polski, Lektury

więcej podobnych podstron