„Godzina myśli” (1822-23) Słowacki
GODZINA MYŚLI Powstaje w trakcie pobytu w Genewie (wraz z "Lambro") kończąc młodzieńczy okres twórczości poety. Słowacki wykształcił w tym utworze model "romantycznej biografii", będący zamknięciem pewnego etapu twórczości. To opowieść o przeklętym bohaterze, który dzięki sztuce uzyskać może ocalenie; poezja po raz pierwszy odnosi ostateczne zwycięstwo nad realnym światem. W "Godzinie myśli" przeważa forma podawcza wyznania, "spowiedzi dziecięcia wieku" jak to wtedy nazywano. Jest poetycka transpozycja młodzieńczej przyjaźni Słowackiego ze Spitznaglem. Konstrukcja psychiczna obu postaci jest bardzo charakterystyczna dla epoki - iluzje wypełniające ich dusze zderzają się z realnym światem, a opozycja to stworzyć musi rozdźwięk, pękniętą osobowość. Jeden z przyjaciół jest istotą słabą i nadwrażliwą, drugi jest tytanem pracy, pasjonatem nauki, miłośnikiem obcych języków. Obu jednakże charakteryzuje skrajny pesymizm, przeświadczenie zbliżającej się śmierci. Słowacki zostaje poetą i dzięki temu pokonać może fatum, Spitznagel chcąc być człowiekiem czynu nie potrafi kreować własnych światów, nie został obdarzony talentem, on zatem mimo swej siły ponieść musi klęskę. Spitznagel ucieka z kraju, tymczasem poeta dojrzewa, poznaje życie , pierwsze namiętności i cierpienia (to odprysk fascynacji Ludwiką Śniadecką). Zakończenie utworu to obraz oszalałego przyjaciela, który powrócił z dalekich krajów, aby popełnić w kraju samobójstwo oraz wyznanie Słowackiego, iż tylko tworzenie poezji (co prawda niedoskonałej) uratowało go w tamtym czasie przed podobnym losem.
Incipit
„Głuche cierpiących jęki, śmiech ludzki nieszczery” są hymnem tego świata. Ogółem ziemia przeklęta, szczęśliwy „kto ma sny i o chwilach prześnionych pamięta”. Życie trzeba podzielić na 2 połowy, „jedną godziną myśli - trzeba w przeszłość wrócić”. Ciemny obraz przeszłości obrócić w jasne wspomnienie. Wspomnienie rodzinnego miasta, z białymi domami, największa jest góra Bony, stary, posępny zamek i w tej dolinie wśród topoli blade dziecko ma marzyć o przyszłości. Ale jak ujrzy ją zmysłami, to pozna zbladłe mary. Karmi się marzeniami jak chlebem powszednim, a ten chleb zgorzkniał, „piołun został w głębi czary”. Małe dzieci, jeśli wyśnią sen życia, później są smutne i blade.
Na Litwie [coś dla Doroty:)] w ciemniej szkolnej sali siedzi sama dwójka dzieciaków. Obaj współzawodniczą, dumni, bladzi, wątli. Po młodszym się mniej spodziewali, bo myśleli, że zaraz kipnie (ciężko oddychał, czarne włosy trefione ręką dziewic brały blaski dziewiczych warkoczy). Ludzie do matki chodzili i gadali, że zaraz umrze, a ona z uśmiechem przeczyła, ale w godzinie smutku też się bała i nie śmiała powiedzieć „niech się dzieje wola Boga”, bo w czarnych oczach syna widziała jak go trawi śmiertelna gorączka. Drugi starszy dzieciak: włosy jasne, oczy lazurowe. Ludzie w nim pokładali większe nadzieje, bo „pożerał księgi”, znał inostrannyje jazyki = języki obce:) ogółem kuł jak Pati w czytelni. Jak tak go pochłaniało rycie, to w jego ciemnych, błękitnych, nieruchomych oczach ludziska widzieli obłęd, ale bez skazy. Oba dzieciaki miały świetną młodą pamięć, „przeczuciami życie widzieli do grobu”, nic ich nie dziwiło, smutni stali nad przepaścią życia. W tej ciemnej sali szkolnej smutna poezja duszy. Na wiosnę słuchali szmeru rosnących kwiatów (fajna szkoła:P), w zimie babrali się w śniegu. Później jak im się znudziło wąchanie kwiatków, to wynaleźli sobie dziką i ulotną woń wierzbami opłakanej wody. Jesienią bawili się żółtymi liśćmi (może zakładali im konto na n-k:P). Obaj serca mieli podobne, obaj smutna poezja duszy, ale odczuwali inaczej. Młodszy (czarne oczy) natchnienie, myślami żył w 7. niebie, marzenia stawały się przed nim obrazami, ale odłamał się od nich rozumem, wiedział, że kiedyś da tym marzeniom wyraz, miał krainę duchów do zdobycia. Starszy się nie odłamał się rozumem od myśli, połączył je i przez to np. ludzki śmiech go budził do zimnej rzeczywistości, „posągom jego myśli brakowało ciała”, dusza niezupełności wrażeń łamana katuszą. Ale czasem, chociaż inni, składali piękne wspólne obrazy. Na wiosnę, na ścieżce piaskowej, na kwiatach (ślazy, wiśnie, jabłonie) marzyli, uczucia zamieniali w słowa. Księgi ciemne rozumieli nie myślą, ale marzeniem, „na księgach Swedenburga” budowali potężne gmachy z głosami anielskimi, grożące niebu zamachami tytanów. Przez te swoje państwa wiodą dwa łańcuchy 1. światło u góry 2. ciemność na dole i po tych łańcuchach krążą te ich twory rozłamane na 2 ruchy: do światła albo do ciemności. Dusza rodzi się z iskry i przez wieki żyje i umiera, stając się różnymi z tych tworów. W kwiecie jest duszą woni, treścią kolorów. W człowieku myślą, światłem w aniele. Raz pchnięta, dąży do Boga i człowiek silną myślą może się zmienić w anioła. Ten anioł może się rozlać w światło i stać się częścią Boga na tronie żywiołów. Ale żeby nie było tak łatwo, to męty ziemskie osiadają w światła łonie i stąd się biorą np. upadłe anioły ścigane ziemskimi snami grzeszą dumą i spadają na ziemię jak zepchnięta lawina gwiazd. I te upadłe anioły przybierają ludzką postać i stają się jadem w gadzie, trucizną w kwiecie. Tych dwóch chłopaków, patrząc na ludzi, wiedziało którzy spadli z boskiego łona, bo bladzi schodzili po szczeblach w otchłań. Łobuzy swoją czarnoksięską siłę woli wykorzystywali w niecnych celach na ciemnym ludzie:) Zaczarowanie wolą nazywali zaczuciem. Np. w kościele sobie wypatrywali jakąś klęczącą dziołchę i tak się na nią lampili aż (wołali niemym duszy głosem), że ona się odwracała od ołtarza i obłędnym wzrokiem spoglądała wprost na nich, jakby ją wołali po imieniu. Starszy (z błękitnymi oczyma) czasem gadał do młodszego, żeby posłuchał dźwięku mijającej właśnie chwili, która nigdy już nie wróci. Że powinien być szczęśliwy (ten młodszy), bo jego myśli płoną ubrane w słowa, a jego (tego starszego, co gada) myśli gasną zamknięte w sercu, nie cierpią słów, ale czasem w godzinie tajemnic wyrywają mu się z piersi, żeby je wypuścił na świat. „niech świat mi da poezją - dać mu jej nie mogę”. Ma w sobie przepaść pełną myśli, chce napełnić ją życiem, ale jak nie wystarczy, to martwe myśli zaczną gnić. Stanie się grobem dla myśli albo umrze przedwcześnie. Mówi mu, że dzisiaj ujrzał we śnie wschodnie krainy. Były piękne (Beduini, palmy, słońce itp.), jego myśl tam goni, chciałby się tam przenieść. Jak tak sobie marzył, to rosły nad nim wiśnie i kwiaty, a jego myśl dalej biegła i zamknęła go w kole płomieni. Pojechał na północ do wielkiej stolicy, gdzie czytał Koran, poznawał tajemnicy, czytał hieroglify, po 3 latach miał wziąć kij pielgrzyma. Przez te 3 lata ten młodszy dzieciak (z czarnymi oczyma) poznał miłość (pierwszą i ostatnią). Siedział przy stopach dziewicy-anioła, która patrzyła na niego czarnymi oczyma i bladła, bo na jego czole widziała nieszczęśliwą przyszłość, odwracała wzrok i płakała. Wiedziała, że miłość tego dziecka jest daremna, ale chciała go wysłać na ziemię z powrotem ze wspomnieniami szczęścia - wbrew własnej duszy, więc go napychała marzeniami i myślami. Jej słowa były łagodne, drżące, dziecku zdawały się wyrazem miłości. Umiała też rozkazywać wzrokiem i powstrzymać samobójczą rękę. On sam odsuwał od siebie śmierć skupiając się na przyszłości, na teraźniejszość patrzył z przyszłości, szczęście witał rzewnie, nieszczęście półsmutnym uśmiechem, patrzył wzrokiem wędrowca, co na drodze życia na szczycie grobowca patrzy na mgliste krajobrazy. Czasem sobie z tą dziewicą pędził konno przez bory i gadali sobie nawzajem tajemnice i pogrążali się w marzeniach. Bo ten dzieciak przedwcześnie złamany bólem uczuć uciekał od ludzi i wolał po tych chaszczach ganiać, kładł się bladą twarzą na wrzosy i słuchał szumu sosen. Uśpionemu wiatr rozwiewał włosy, a myśli rosły wielkie, ciemne i tajemnicze jak gwiazdy. Albo czasem kładł się twarzą na niebo, wtedy przez drzewa padały na niego promienie słońca i przez gałęzie błękit nieba spadał w jego myśli. Po 3 latach wrócił ten drugi młodzieniec co był na wchodzie, nauczył się języków, przywitał się z tym dzieciakiem, co został i powiedział, że znowu jedzie na wschód w krainę palmową i umilkł. Zmienił się, pobladł, jego oczy z obłąkanych zrobiły się senne, myśli, które go kiedyś ożywiały, teraz go wbijają w ziemię. W martwych jego licach widać tajemnicę. Mało się odzywał, raz mu się tylko wyrwało, że zdradził marzenia, chcą go zabić, wysyłając w kraje bez zim i wiosen. Potem się uśmiechnął i zamknął w sobie. Pożegnał się z matką, druhami itp. i odjechał. W imionniku tego dzieciaka co został napisał pożegnanie, żeby po latach wspomniał przyjaciela, który go zostawił. Wkrótce o wschodzie księżyca dzieciak na ciemnej dębowej ulicy siedział znowu przy stopach dziewicy, jesień (lecą liście, kwiaty oszronione). Tego wieczora żegnał na wieki anioła snów dziecinnych. Bladą twarzą padł na ziemię, zabity swoimi słowami i wstydem, bo miał dumę wielkiego człowieka nakarmioną przeczuciem. Przed oczami miał obrazy świetlanej przyszłości, teraźniejszość widział czarną, z odrzuconą miłością i dumą. Skarby ognistej wyobraźni rzucił na pożarcie, nie było w niej wiary w szczęście ani w Boga. Ludzie mieli w nim druha, ale on w głębi ducha mścił się i budował gmach niedowiarstwa, otwarty dla ludzi, ale żeby tam wejść musieli się zmniejszyć jak szatani Miltona i myślami przybrać postać karłów. Tak w godzinie rozstania zginął anioł-dziewica. Podniósł twarz i już go nie było. Długo dumał (pół nocy), patrzył sobie na księżyc, ale nagle przypomniał sobie o zapieczętowanym piśmie. List był od nieznajomego i przynosił smutne nowiny, że jego przyjaciel wysłany z poselstwem w piramidy po drodze wpadł na 3 dni do przyjaciół rodziców domu. Bawił się, wieczorami opowiadał im powieści. Wczoraj miał jechać dalej, ale widzieli jak rano łaził smutny po jesiennych liściach. Zajechały już konie pocztowe, podano strzemienne kielichy, wesoło się żegnał, odszedł. Wtem usłyszeli strzał, tłumem pobiegli do jego komnaty, ale już nie żył. Kula przeszyła serce, w dłoni trzymał pistolet. Spoczywa na rozdrożu w lesie. Ksiądz poświęcił grób, wierząc zapewnieniom, że samobójstwo było wynikiem choroby, obłąkania. W całym domu żałoba.
„Oto jest romans życia nie skłamany w niczem....
Zabite głodem wrażeń jedno z dzieci kona,
A drugie z odwróconym na przeszłość obliczem
Rzuciło się w świat ciemny... powieść nie skończona...”
Koniec:)
Opracowane na podstawie http://pl.wikisource.org/wiki/Godzina_myśli
mam nadzieję, że to był cały tekst, bo dosyć krótki jest:P