13.10.98 Nr 240
NA POLSKIM RYNKU
Niskie ceny gruntów i przychylność lokalnych władz sprawiły, że wiele marketów działa prawie w centrum miast. Jeszcze do niedawna supermarkety, hipermarkety i centra handlowe Polacy znali tylko z zagranicznych podróży. Dzisiaj sklepy wielkopowierzchniowe mają ok. trzydziesto - czterdziestoprocentowy udział w obrotach handlu detalicznego. Duże zachodnie sieci handlowe nie spieszyły się zbytnio z wejściem do Polski wybierając na początek bliższe i mniejsze rynki Czech, Węgier i Słowacji. Pierwsze zainteresowały się naszym rynkiem firmy średniej wielkości i to raczej bez globalnych ambicji, rozwój sieciowego handlu zapowiadał się znacznie spokojniej.
Pionierzy pojawili się w 1990 roku
Austriacka Billa, która swój pierwszy supermarket w Warszawie otworzyła już w 1990r. uruchomiła do 1998r. 10 sklepów. Brytyjska sieć Tesco zapowiadała, że tylko do końca 1998r. uruchomi 18 nowych sklepów, głównie supermarketów. Pionier na rynku hipermarketów - niemiecki HIT, od 1994 do końca 1997r. uruchomił 5 sklepów, a tempo rozwoju przyspieszył dopiero w 1998 roku, kiedy wyraźnie już widać, że na rynku liczy się każdy miesiąc. Po sukcesach pionierów w 1995r. do Polski ruszyła fala inwestycji zachodnioeuropejskich gigantów, którzy rozpoczęli wyścig do najlepszych lokalizacji licytując się w budowie coraz to większych sklepów. Według badającej polski handel firmy konsultingowej CAL w Polsce działają hipermarkety różnych branż o powierzchni sprzedaży powyżej 2500 mkw., których w 1995r. było 7, w 1996r. wzrosła do 17, a do końca 1997 roku zwiększyła się do 42. Według CAL, podobny 2-3-krotny wzrost liczby hipermarketów w ciągu roku potrwa jeszcze kilka lat. W 2000 r. ich udział w obrotach zwiększył się do około 30-40 proc., a liczba hipermarketów do około200.
Na wielkich obrotach
Na liście 50 największych firm handlu detalicznego w Polsce, którą przygotowuje co roku branżowy miesięcznik "Handel", w 1997 r. większość zachodnich sieci awansowała na wyższe pozycje. W pierwszej piątce detalistów o największych obrotach znaleźli się zagraniczni operatorzy hipermarketów i tanich sklepów dyskontowych, takich jak: HIT, Plus Discount, Geant, Jeronimo Martins i Ahold. Obroty w 1997 roku 5 hipermarketów lidera grupy Hita, wyniosły 839 mln zł. Jak ocenia CAL, na każdy metr kwadratowy powierzchni sprzedaży supermarketów przypada 7 - 18 tys. zł obrotu, w hipermarketach jest to średnio 15 - 22 tys. zł rocznie. W rzeczywistości ta kwota - szczególnie w dłużej działających sklepach - może być znacznie większa, bowiem często pod koniec roku otwierane są nowe sklepy, co zwiększa łącznie powierzchnię sieci, a wzrost obrotów widać dopiero w następnych miesiącach. W tej sytuacji faktyczna wielkość obrotów na mkw. może być w dłużej działających sklepach znacznie większa.
Polskie atrakcje
Dla wielu z działających u nas zachodnich sieci handlowych Polska jest kolejnym celem zagranicznej ekspansji. Proces globalizacji, czyli światowej ekspansji, duże europejskie firmy handlowe rozpoczęły już w połowie lat 80., gdy zaczęły napotykać coraz większe bariery rozwoju na lokalnych rynkach. Po etapie fuzji i przejęć na krajowych rynkach, sieci handlowe jeszcze w latach 80. ruszyły na podbój rynków zagranicznych docierając często do Azji i Ameryki Łacińskiej. Po upadku komunizmu w Europie Wschodniej otworzył się przed nimi teren bliski i dziewiczy pod względem wielkopowierzchniowego handlu. Pytani o powody zainteresowania Polską, przedstawiciele zachodnich sieci (bez względu na to czy są to hipermarkety, supermarkety, czy też tanie sklepy dyskontowe) mówią o wielkości prawie 40-milionowego rynku, który w połączeniu z dużym tempem wzrostu gospodarczego, rosnącą siłą nabywczą konsumentów i stabilnością polityczną, tworzy bardzo zachęcające perspektywy.
Najchętniej duże miasta
Dla obrotów sklepu, zwłaszcza dużego, najważniejsze jest zapewnienie sobie stałego napływu klientów. Nic więc dziwnego, że zachodnie sieci otwierały swoje pierwsze sklepy jak najbliżej centrów albo dużych dzielnic wielkich miast. Pierwszym celem ich ekspansji stała się Warszawa, a potem Poznań, Wrocław, Kraków, Górny Śląsk, Łódź i Trójmiasto. Niskie ceny gruntów i przychylność lokalnych władz sprawiły, że wiele hipermarketów i hurtowych hal Cash & Carry, które na zachodzie Europy lokowane są zazwyczaj na obrzeżach miast, w Polsce działa prawie w śródmieściu pełniąc również funkcję sklepów osiedlowych i niszcząc drobną konkurencję wokół. Samorządy lokalne popełniły w wielu miastach poważne błędy wydając wielkim sieciom zezwolenia bez żadnej koncepcji rozwoju. Śródmieścia nie są dla wielkich sieci, centra dzielnic też nie. I tak, na zasadach radosnej twórczości, zrobiono wiele rzeczy, które zaszkodziły polskiemu kupiectwu .
Mniej i drożej
Wiele sieci zabezpiecza sobie pole ekspansji na przyszłość wcześniej inwestując w bardziej atrakcyjne grunty. Według przedstawicieli Metro AG, koncern już w 1997roku miał wykupione w Polsce tereny za ok. 400 mln marek pod przyszłe hipermarkety i centra handlowe. Francuska sieć Auchan w połowie 1997 roku miała w kraju 10 lokalizacji, każda po ok. 15 ha. Można uznać, że większość inwestycji, jakie duże sieci zapowiadała w najbliższych dwóch latach, będzie przeprowadzana na terenach, które już do nich należą. Wiele z nich będzie też zlokalizowanych poza miastami, przy trasach wylotowych. Sieci coraz częściej decydują się na takie inwestycje biorąc po uwagę niższą cenę gruntu poza miastem, jak również tempo rozwoju motoryzacji w Polsce.
Czas wielkiego wyścigu
Ocenia się, że decydująca faza rozwoju super- i hipermarketów zakończy się do 2005r., kiedy już zostaną zajęte najlepsze lokalizacje. Do tego czasu każda z sieci będzie starała się opanować jak największą część rynku. Przy coraz większej liczbie wielkich sklepów, będzie nasilała się między nimi walka konkurencyjna, której początki widać już teraz, gdy w pobliżu jednego hipermarketu otwierają się następne. Potem nastąpi proces fuzji, przejęć, a niektórzy gracze po prostu wycofają się z rynku. Gorsze perspektywy mają przed sobą supermarkety, zwłaszcza te położone nieco na uboczu, z dala od dużych dzielnic i śródmieść. Supermarkety są bowiem zbyt duże na sklepy osiedlowe (tutaj przegrywają z coraz bardziej popularnymi tanimi sklepami dyskontowymi), a jako miejsce na tygodniowe zakupy nie mają szans w cenowej rywalizacji z hipermarketami.
12.02.98
BIAŁYSTOK
We wrześniu 1998 roku otwarto w Białymstoku dużą hurtownię niemieckiej firmy Makro Cash and Carry. Koncern zainwestował w Białymstoku 20 mln $, m.in. wybudował halę na powierzchni 11 877 m2. GBS Polska reprezentowany przez Metro AG dokonał zakupu ponad 7 ha ziemi na Zielonych Wzgórzach, gdzie zamierzał zbudować centrum handlowe, w którym znajdą się takie firmy prowadzące supermarkety jak Adler, Praktiker i Real. Stacje benzynowe wybudowały koncerny: Statoil; Shell; British Petroleum - BP. Auchan wybudował w Białymstoku hipermarket o powierzchni sprzedaży 13 ha. W lipcu 1999 roku francuski holding Altrad Technologies kupił 60 % akcji firmy Spomasz Białystok, za które zapłacił 1,5 mln złotych. W chwili obecnej jest w posiadaniu 90% akcji białostockiej firmy. Francuski Auchan Polska kupił 13 ha na obrzeżach i postawił tam hipermarket. Dwie restaurację wybudował w mieście McDonald's i chętnie postawiłby jeszcze dwie, gdyby nie opór miejscowych handlowców. Podobnie jak w innych polskich miastach, także w Białymstoku wejście zachodnich sklepowych gigantów wzbudza wiele emocji. Białystok żyje kupiectwem, ono wyznacza tu tempo rozwoju miasta. Ludność chce bronić się przed hipermarketami, które oznaczają dla wielu handlowców utratę pracy i źródła dochodów. Markety to realna konkurencja dla białostockich targowisk. A z targowisk utrzymuje się w mieście kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wprowadzanie zagranicznych inwestorów zawsze wzbudza emocje. Białystok ma swoją specyfikę gospodarczą. Najprężniej rozwija się handel i turystyka bazujące na małych, rodzinnych przedsiębiorstwach. I to one czują się najbardziej zagrożone pojawianiem się supermarketów. Zarząd ma na uwadze stanowisko białostockich handlowców. Potrzebna jest jednak pilnie ustawa dotycząca sklepów wielkopowierzchniowych, która przekazywałaby gminom kompetencje do decydowania o umiejscowieniu lub nie supermarketu, nawet na terenie prywatnym. Oprócz Niemców (Metro AG, makro cash and carry), Francuzów (Auchan i Leclerc) i Amerykanów (McDonald's) duże centra handlowe otwiera też kapitał polski. Największy obecnie w Białymstoku prywatny supersklep Marko ma 4600 mkw. powierzchni sklepowej i 100 tys. klientów miesięcznie. Białostocki PHS otworzył Bażantarię - hipersklep o powierzchni 6000 mkw. i parking na 250 samochodów. Polskie sklepy nie mogą się jednak równać z inwestycjami zagranicznymi. Parking francuskiego Auchan obliczony jest na 1400 samochodów.
Wstać przed wielkim konkurentem
Właściciele małych sklepów potrafią dostosować się do sąsiedztwa dużych supermarketów. Otwierają swoje placówki rano, trzy godziny wcześniej niż wielki konkurent. Bazują też na stałych, najczęściej starszych klientach, którzy wolą robić drobne zakupy w przyjaznej im atmosferze. Drobni kupcy narzekają wprawdzie na zbyt niskie ceny u wielkich sąsiadów, ale przyznają, że różnice są znaczne tylko w czasie akcji promocyjnych. W Białymstoku, gdzie kilka zagranicznych koncernów handlowych ma już sklepy albo wykupiony grunt pod ich budowę, trudno znaleźć drobnych sklepikarzy handlujących w pobliżu hipermarketów. Makro Cash & Carry oraz Marko są położone na obrzeżach, skąd do najbliższego sklepiku jest co najmniej kilometr. Po protestach miejscowych środowisk gospodarczych, które sprzeciwiały się lokalizacji wielkich sklepów w Białymstoku, władze miasta zleciły przygotowanie raportu na temat perspektyw lokalnego handlu. Raport opublikowany w maju 1997 roku przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, stwierdza, że powstawanie hipermarketów w takich miastach jak Białystok, niesie więcej szans rozwoju niż zagrożeń, a wbrew obawom kupców, liczba miejsc pracy powinna wzrosnąć dzięki budowie hipermarketów. Przyznano jednak, że praca w hipermarketach może być gorzej wynagradzana niż w sklepach tradycyjnych. Zdaniem ekspertów Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową zagrożeniem dla małych sklepów osiedlowych staną się w najbliższych latach raczej placówki wyspecjalizowane, działające w sieciach oraz tzw. sklepy dyskontowe. W mieście jest zbyt wiele małych sklepów i to one stanowią dla siebie dużą konkurencję. Do zagrożeń wywołanych budową hipermarketów IBnGR zalicza większy ruch samochodów, zakłócenia w infrastrukturze i gospodarce miasta z uwagi na nierównomierny rozwój przestrzenny. Jednak, jak wynika z badań, większość mieszkańców Białegostoku akceptuje tę formę handlu.