www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=91339 2007-08-22
Trzeba się modlić, bo w Polsce źle się dzieje - apelował ks. abp Kazimierz Nycz 15 sierpnia w Warszawie. Z kolei ksiądz Prymas Józef Glemp w Częstochowie wyraził dezaprobatę wobec kłótni, niezgody i walk słownych wśród polskich polityków. Chciałem poprzeć te mądre głosy. Polacy bowiem przeżywają znowu rozczarowanie. Zarówno osoby duchowne, jak i świeckie powinny się modlić nieustannie o opamiętanie dla uczestników sceny politycznej w Polsce, o mądrość rządu, parlamentu i polityków, a także o ich dobrą wolę, szczere intencje i wyższą moralność. Trzeba również podejmować zdecydowane działania dla ratowania
Polski, przynajmniej poprzez udział w ewentualnych wyborach, aby dźwigającej się ponownie naszej Ojczyzny nie oddać i tym razem na pastwę wrogich sił.
Stawiamy sobie zasadnicze pytanie: dlaczego doszło jednak do kapitulacji i PiS, i całej koalicji? Oczywiście nie można uważać, że wina była tylko po stronie Samoobrony i LPR, raczej bowiem po stronie PiS. Czy nastąpiło jakieś zmęczenie psychiczne lub materialne? Czy dołączył się dyktat obcych sił politycznych? Czy PiS samo z siebie zmieniło swój program wyborczy, ograniczając się niemal do walki z korupcją i układami?
Czy może dopełniła wszystkiego olbrzymia kara nałożona na PiS przez Państwową Komisję Wyborczą?
Politycy nigdy nie mówią wszystkiego. Tak czy inaczej jest to bardzo niekorzystne dla Polski. Koalicjanci Samoobrona i LPR popełniali błędy, dawali się wciągać w pyskówkę rządową w mediach, ale z drugiej strony nie można pochwalać także ciągłego ubliżania im, krytykowania, ironizowania, posługiwania się podsłuchami, a wszystko to bez informowania społeczeństwa dokładnie, jakie jest meritum sporu.
Wydaje się, że niektóre ataki na koalicjantów były sztuczne. Weźmy tzw. seksaferę. Kobieta, która nie wie, kto spośród dziesięciu mężczyzn jest ojcem jej dziecka, ma być dopuszczona do komisji sejmowej, żeby atakować, rzekomo wiarygodnie, jednego z ważnych polityków i członków rządu. Przez członków PiS jest traktowana niemal jak księżna Diana. W oczywisty sposób jest to szukanie haków na całą partię koalicyjną. Ponadto jest i druga rzecz, która wygląda na prowokację ze strony rządu, choć nie wiadomo, czy z inicjatywy naszych służb, czy obcych, wrogich Samoobronie. Cała sprawa wygląda na niejasną i od tego nie można uzależniać losów odradzającej się Polski.
Zerwanie koalicji wygląda fatalnie w horyzoncie sytuacji ogólnej, polskiej i unijnej. Oto PiS, gdy przystępowało do wyborów, przedłożyło program szeroko akceptowany przez społeczeństwo polskie. Ale od razu zorientowaliśmy się, że dostaje się pod potężne ataki, zwłaszcza po stworzeniu koalicji. Owe siły brukselskie i polskie - otworzyły cztery fronty dodatkowe, nie licząc frontu przeciwko samemu PiS:
front totalny przeciwko Samoobronie jako partii ludowo-narodowej broniącej wsi polskiej przed likwidacjąpo latach w UE;
przeciwko LPR jako partii narodowo-katolickiej, wrogiej traceniu przez Polskę suwerenności w państwieeuropejskim;
przeciwko medium toruńskiemu, niezależnemu od ideologii nihilistyczno-liberalnej iniepodporządkowanemu żadnemu koncernowi medialnemu, ateistycznej poprawności politycznej, a mającemu tak szeroki wpływ na polskie społeczeństwo katolickie;
przeciwko duchowieństwu katolickiemu, żeby je nadal trzymać z dala od forum publicznego, a zamykaćtylko do forum prywatnego, do czego dążą konsekwentnie ośrodki ateistyczne od czasów oświecenia. Ataki te były i są nadal bardzo silne i czytelne. Zdaje się, że pan premier sądził, iż ułagodzi wrogów, gdy będzie sprzyjał lobby żydowskiemu, gdy będzie raz po raz publicznie krytykował w mediach Samoobronę i LPR, zarzucając im "niemoralność", trudność współpracy, radykalizm i zacofanie. Przy tym nie bronił też
Radia Maryja przed niesłusznymi i potwornymi atakami gangsterów medialnych. I wreszcie marginalizował Kościół i etykę katolicką, zbliżając się po trosze do ideologii liberalnej. Poza tym nie możemy zrozumieć powolnych, ale ciągłych ustępstw wobec imperium europejskiego i ideologii liberalnej, np. co do ochrony życia, eurokonstytucji, tolerancji, wynaturzeń moralnych itd.
Zdaje się, że teraz PiS zostało przyciśnięte, by zgodzić się na wybory i na koalicję z PO, gdyż Platforma
Obywatelska jest bardzo miękka w stosunku do "anachronizacji" Polski i Kościoła. Wynika to z założenia, że PO wygra przyszłe wybory. W razie czego pomoże Państwowa Komisja Wyborcza. Stratedzy zachodni obawiają się, że sama Platforma Obywatelska będzie za mało reprezentatywna, zwłaszcza że do wyborów pójdzie znikoma liczba Polaków, i dlatego chcą dołączyć na drugim planie PiS, żeby nie było rozłamu społecznego. SLD nie będzie popierany przez Zachód, bo uchodzi za dziecko Rosji, a psują się stosunki Zachodu z Putinem.
Źle się dzieje, że przywódcy PiS nie stosują, jak się okazało, dyplomacji pozytywnej, lecz negatywną, i to także w ważnych sprawach. Przypomina mi się wymowny przypadek wielkiej dyplomacji pozytywnej, rzymskiej, Papieża Leona Wielkiego w V wieku (440-461). Oto w Konstantynopolu uważanym przez Wschód za siedzibę patriarchatu usunięto prawowitego biskupa Flawiana, a cesarz mianował na jego miejsce
Anatoliusza, heretyka, monofizytę. I gdyby Papież zastosował dyplomację negatywną, czyli gdyby potępił
Anatoliusza, zamiast go uznać, to już w 449 r., a nie dopiero w 1054 r. Kościół rozpadłby się na dwie połowy: Zachodni i Wschodni. Co robi Leon? Śle listy do biskupa Anatoliusza, zachęcając go, by trwał w prawdziwej wierze. Pisze do cesarza Teodozjusza II, który też skłaniał się ku monofizytyzmowi, żeby podtrzymywał
Anatoliusza w wierze jako "najbardziej chrześcijański król". A wreszcie prosi cesarzową, wierną katoliczkę, żeby czuwała nad obydwoma. W każdym razie Leon nie stosował prowokacji, żeby poznać, czy ktoś jest monofizytą, czy nie.
Obecna dyplomacja wewnętrzna w Polsce zdaje się opierać na prostej zasadzie: winien czy nie winien. Panuje ogólna podejrzliwość, nieufność, walka, ubliżanie, obrzucenie się epitetami typu złodziej czy chory psychicznie. Oliwy do ognia tej niecnej praktyki dolewają jeszcze media, zwłaszcza telewizja. Na forum publicznym jesteśmy świadkami, jak przełożeni nie uznają honoru i ambicji swoich podwładnych, nawet bliskich współpracowników. Przecież można najbardziej drażliwe sprawy omówić w gabinecie w cztery oczy, a nie dawać to od razu do mediów. Natomiast skończonym chamstwem jest, gdy stawia się podwładnemu jakiś ostry zarzut na forum publicznym, zanim się z nim porozmawia. Trzeba szanować godność, honor i ambicję każdego człowieka, nawet przestępcy, nawet małego dziecka, a cóż dopiero mówić o prezydencie, premierze, wicepremierach itd. Według naszej tradycji polskiej każdy dorosły człowiek honor i ambicję ceni sobie najbardziej. Podam wymowny, a prosty przykład. W słynnym Godziszowie po wojnie ks. proboszcz Czesław Dmochowski udziela ślubu poza Mszą Świętą. Za nupturientami stoi uroczyście wystrojony orszak weselny na czele ze starszym drużbą. I w pewnym momencie temu człowiekowi wypadła z wewnętrznej kieszeni duża butelka wódki, rozbiła się o posadzkę na drobiazgi. Proboszcz krzyknął z oburzenia. A ten kawaler powiada: "Niech mnie proboszcz trzaśnie w mordę, byle nic z ambony". Dziś by powiedział: byle nie w telewizji. Godziszowianie są bardzo patriotyczni, dzielni, samodzielni i honorowi. Jakie to cenne, że u większości ludzi na wsi obecna jest szlachecka ambicja bardziej niż obrotowa inteligencja. Różne mniejszości w Polsce i ludzie Zachodu nie rozumieją tej szlacheckości chłopa polskiego. A jak widać, przeważnie nie rozumieją jej także nasze władze i nasi politycy.
Antysemityzm?
Nie trzeba dowodzić, że my, Polacy, szanujemy, podziwiamy i lubimy Żydów. I jak przedstawia to genialnie prof. Jerzy Robert Nowak - większość Żydów, naszych i światowych, szanuje nas, lubi nasz kraj, docenia naszą łagodną kulturę. Ale do ciężarów naszej obecnej sytuacji dołącza się i to, że pewne bardziej wpływowe jednostki i grupy atakują Kościół i Polskę uporczywie, ostro, choć bez obiektywnych powodów. I czynią to ciągle w kraju, w UE, USA i niemal na całym świecie. Sytuacja ta jest dla normalnego Polaka nie do zniesienia. Ostatnio również z powodu słów przypisanych ojcu Tadeuszowi Rydzykowi, że prezydent zbytnio ulega lobby żydowskiemu, poruszyły się owe grupy: ambasador Izraela w Polsce Dawid Peleg, Centrum
Wiesenthala, Europejski Kongres Żydów i inne, z żądaniami, by Ojca Dyrektora pozbawić pełnionej funkcji.
Europejski Kongres Żydów zaczął nawet ubliżać Papieżowi Benedyktowi XVI, że przyjął ojca Tadeusza Rydzyka w Castel Gandolfo, zamiast go zniszczyć. W swoich bezpodstawnych emocjach nie dostrzegają sprzeczności, że nawet gdyby tamte słowa rzeczywiście wypowiedział ojciec Tadeusz Rydzyk, to ich działania właśnie potwierdzają taką myśl, że Żydzi mają wielki wpływ na władze państwowe i kościelne.
W ogóle smutne jest to, że w naszym współżyciu różnych grup, światopoglądów i orientacji niemal wszystkie dysputy są nierzeczowe. Aż człowiekowi szkoda bardzo wielu wybitnych profesorów, jak Bogusław Wolniewicz, Jerzy Robert Nowak, ks. Waldemar Chrostowski i tylu innych, którzy starają się rzeczowo, ze znawstwem problemów i obiektywnie przedstawiać różne nasze sprawy i podejmować dyskusję z inaczej myślącymi. Tamci bowiem często doskonale rozumieją to samo, co i my, tylko mają złą wolę. Dyskusja wtedy jest pustą i fałszywą szermierką słowami. Wspaniale przedstawił to prof. W. Chrostowski, jeśli chodzi o dialog katolicko-żydowski czy polsko-żydowski. Po wielu latach uczestniczenia w tego rodzaju dialogu stwierdził, że pomimo porozumienia stron zdarza się, że brakuje dobrej woli. Bolączką całej naszej polskiej wymiany myśli jest to, że dominuje zła wola i nienawiść. Nasze życie intelektualne nie ma etyki ani kultury. Często nie chodzi o prawdę, lecz o zniszczenie człowieka. Dlaczego np. nie atakuje się u nas prawdziwych antysemitów?
Jan Paweł II otworzył szeroko cały Kościół na świat żydowski, religijny i świecki, i prywatnie sam był można powiedzieć - filosemitą, a jednak jego postawa i jego działania w tym względzie nie przyniosły pożądanych owoców. Wprost przeciwnie, tym śmielej atakuje się Kościół katolicki, w tym i Kościół polski, i Polskę, przeciwstawiając nas pozornie Janowi Pawłowi II. Zarówno Jan Paweł II, jak i dziś Benedykt XVI modlą się po prostu, żeby Żydzi uznali Jezusa z Nazaretu za Mesjasza. A ks. prof. Ryszard Rubinkiewicz, biblista z KUL, bardzo przyjazny światu żydowskiemu, powiada, że prawdziwy judaizm przetrwał właśnie w
Kościele katolickim. I my w Polsce oczekujemy od Żydów, by spełnili swoją misję tak, jak określiła ją święta Księga Tobiasza, a mianowicie, że Bóg rozproszył synów Izraela po świecie po to, by wysławiali Boga przed narodami i by przez nich Pan Bóg ukazywał swoją wielkość (Tb 13, 3-4). Oto Bóg Izraela jest naszym Bogiem. Szkoda tylko, że tak niewielki procent Żydów w diasporze jest wierzących, zwłaszcza spośród arystokracji.
Nasza polska niezgoda
Tragiczny jest fakt, że konflikty i zażarte kłótnie między politykami i urzędnikami, no i partiami, bardzo się nasiliły. Dlaczego? Myślę, że jedną z ważnych przyczyn jest odsunięcie Kościoła Chrystusowego od życia publicznego i brak tkanki łącznej w społeczeństwie. Toteż nie realizujemy przestrogi św. Pawła skierowanej przecież do gorliwych chrześcijan: "A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się nawzajem nie zjedli" (Ga 5, 15). Zdaje się, że niezgodę mamy w genach. Jakże trafnie pisał o Słowianach w VI wieku cesarz bizantyjski Maurycy (582-602) w swoim dziele "Strategikon": "Plemiona Słowian (...) nie dają się w żaden sposób nakłonić do służby i poddaństwa. Bez panującego obywają się, a nienawidzą się nawzajem ogromnie (...). Ponieważ różne opinie wśród nich panują, dlatego albo nie dochodzi do zgody, albo też, kiedy się jedni pogodzą, inni zaraz uchwałę obalają, wszyscy wzajemnie się nienawidzą, a żaden nie chce drugiego słuchać. Ponieważ jest u nich wielu panujących, którzy siebie nawzajem nienawidzą, można więc niektórych przeciągnąć na swoją stronę namową lub darami, zwłaszcza tych, którzy są blisko granic, a na innych wpływać, żeby się nie łączyli w zamiarach nieprzyjacielskich i żeby nie utworzyli monarchii". Zdaje się, że tak samo może dziś pisać o nas, Polakach, kanclerz Niemiec lub przewodniczący Unii Europejskiej.
Beton urzędniczy
Do chaosu życia politycznego dochodzi u nas jeszcze jakiś niedowład życia urzędniczego. Urzędy to są ciągle niedostępne zamki, w których rezydują nasi surowi panowie. Szczególnie daje się to we znaki przy zakładaniu firmy, przy budowie choćby własnego domu, przy wyrabianiu dowodu osobistego i prawa jazdy, w sprawach procesowych, repatriacji, przyznawania obywatelstwa, przy budowie dróg i autostrad, zatrudnianiu pracowników, przy zwrocie akcyzy za sprowadzone samochody, przy ustanawianiu rodzin zastępczych, w podatkach, procesach o odzyskanie własności... Oto tylko niektóre dziedziny biurokracji, których jak do tej pory nikt nie może zhumanizować.
Ale przychodzi mi na myśl, że z życiem urzędniczym było tak chyba zawsze. Nie jest bowiem zupełnie banalne to, co napisała mi w pamiętniku gimnazjalnym moja koleżanka:
"Ile liści w kapuście,
Ilu dziadów na odpuście,
Ile w młodości wybryków,
Ilu wrednych urzędników,
Tyle szczęścia i słodyczy
Koleżanka tobie życzy" (Halina Gąskówna).
Chyba tych kwestii nigdy się nie rozwiąże, ale można by je przynajmniej złagodzić.
Cienie antyreligijne
W naszym obecnym życiu państwowym i ideowym niepokoi nas coraz bardziej spychanie na margines religii i Kościoła katolickiego. W sposób szczególny uwidoczniło się to w przeciwdziałaniu zapisom w Konstytucji broniącym życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Innym wydarzeniem była sprawa ks. abp. Stanisława Wielgusa. Daje się zauważyć coraz bardziej radykalny rozdział Kościoła i państwa, odsuwanie biskupów i księży od uroczystości państwowych. Dlaczego gromi się Romana Giertycha za jego publiczną obronę etyki katolickiej, a mianuje ministrem edukacji narodowej kogoś, kto się opowiada za pomniejszeniem znaczenia religii w szkole, podobnie jak to robiła UW. Kościół poddawany jest brutalnym i gangsterskim atakom medialnym, podczas gdy nie ma on żadnych prawnych środków obrony, co uwidoczniło się już w pełni w przypadku bezkarnego znieważenia Jana Pawła II, kiedy sądy wypowiedziały się na korzyść znieważającego. Cieniem kładzie się szerzenie w szkołach różnych treści niemoralnych i antyreligijnych, unikanie słów religijnych w wystąpieniach publicznych czy zamiana hymnu Wojska Polskiego "Bogurodzica" na "Pierwszą Brygadę". Konsekwentnie wycisza się głosy zarówno Jana Pawła II, jak i Benedykta XVI. Pominięto milczeniem rocznicę wizyty Benedykta XVI w Polsce.
Z głębokim smutkiem trzeba powiedzieć, że takich rzeczy jest dużo więcej.
Co teraz?
Zapewne PiS nie przegrało jeszcze wszystkiego, choć popełniło wiele błędów, niektóre ciężkie, jak sprawa ochrony życia. A tak różnilibyśmy się w stosunku do Europy Zachodniej! Prawo i Sprawiedliwość ma dużo osiągnięć i jest ciągle najsilniejsze. Zachodzi jednak obawa, że nowych wyborów nie wygra. Większe szanse zdaje się mieć Platforma Obywatelska, która ma kręgosłup jeszcze bardziej miękki niż PiS (B. Wolniewicz) i gotowa jest puścić Polskę w niepamięć zgodnie z podejściem, że patriotyzm, czyli miłość do całej, także ludzkiej rzeczywistości macierzystej, to rasizm. Jednakże nowe wybory nie zapowiadają dobrego rozwiązania wszystkich problemów, przede wszystkim z racji rozbicia, chaosu i walk o Polskę i przeciw Polsce. Pan Stanisław Michalkiewicz proponuje rząd prezydencki. Ale kto by mógł go zaprowadzić? Może zlekceważyć partie, niech one się wodzą za łby, są nieliczne, a ustanowić rząd fachowców? Ale co byłoby wtedy z rozwijaniem duszy polskiej? Kiedyś z podobnego chaosu wyzwolił Polskę Józef Piłsudski, ale kto by dziś mógł odegrać podobną rolę z pożytkiem dla Ojczyzny?
A co do kłótni, sporów i walk, to śni się nam jakiś niezwykły polonez przyjaźni polskiej i zgody.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
www.radiomaryja.pl Strona