POWSTANIE W WARSZAWSKIM GETCIE I POLACY cz. 2
Wielka deportacja latem 1942 i jej następstwa
Zaczynają się zmieniać żydowskie postawy
The Great Deportation in Summer 1942 and Its Aftermath
Jewish Attitudes Begin to Change
Między końcem lipca i połową września 1942, Niemcy deportowali co najmniej 265.000 Żydów z warszawskiego getta do obozu śmierci w Treblince. Tę operację poprzedził okres wzmożonego terroru, kiedy niemal co nocy agenci Gestapo wchodzili do getta i mordowali ofiary albo losowo, albo z listy przygotowanej przez ich agentów w getcie. [128] Historyk Yehuda Bauer potwierdził, że zydowska policja porządkowa odegrała "główną rolę" w wielkiej deportacji, z podobną rolą odegraną przez żydowskie siły policyjne w innych miastach takich jak Lublin, Kraków i Łódź. [129] (Żydowska policja – w liczbie około 2.500 – była 3 razy liczniejsza niż żydowscy bojownicy w getcie. Polska policja nie uczestniczyła w łapankach Żydów. [130]) Żydowska policja otrzymała pomoc od pracowników Judenratu (Rady Żydowskiej), pogotowia i innych służb społecznych, jak i lekarzy ze szpitali, wyłapywaniu Żydów. [131] Operacja nie napotkała na żaden opór ze strony żydowskiej społeczności. Liczbę Żydów zmniejszono do około 60.000 – w większości młodych i zdrowych Żydów potrzebnych do funkcjonowania niemieckich warsztatów.
Co warszawscy Żydzi wiedzieli o niemieckich planach? Począwszy od końca 1941, do warszawskiego getta docierały liczne informacje o masowym mordzie Żydów. Raporty żydowskich informatorów Gestapo pokazują, że zasięg wiedzy i dyskusji o różnych nazistowskich okrucieństwach przez mieszkańców getta był dużo większy niż przyznają żydowskie źródła. [132] Pierwszy raport z placówki zagłady w Chełmnie (Kulmhof), gdzie Żydów gazowano w grudniu 1941, prawdopodobnie dotarł do warszawskiego getta pod koniec stycznia 1942, i szeroko o nim pisano w podziemnej prasie w getcie. [133] Marek Edelman, lider Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB), mówi, że zrozumiał prawdziwe zamiary Niemców pod koniec 1941, kiedy zaczął funkcjonować pierwszy obóz śmierci w Kulmhof: "Słyszeliśmy historie o masowych mordach, ale nie wierzyliśmy w nie. Po rozmowach z ludźmi którzy uciekli z Chełmna, uwierzyłem, że wszystko było możliwe". [134]
[128] Samuel D. Kassow, Kto napisze naszą historię? / Who Will Write Our History? Emanuel Ringelblum, the Warsaw Ghetto, and the Oyneg Shabes Archive (Bloomington and Indianapolis: Indiana University Press, 2007), 299.
[129] Yehuda Bauer, Przemyślenia o holokauście / Rethinking the Holocaust (New Haven and London: Yale University Press, 2001), 143–44.
[130] Raul Hilberg, jeden z najwybitniejszych historyków holokaustu, twierdzi: "Ze wszystkich tubylczych sił policyjnych w Europie wschodniej, te Polsce najmniej uczestniczyły w akcjach przeciwko Żydom… Niemcy mogli nie postrzegać ich jako kolaborantów, bo w oczach Niemców nawet nie zasługiwali na tę rolę. Oni z kolei nie mogli dołączyć do Niemców w głównych operacjach przeciwko Żydom czy polskim oponentom, by nie byli uważani za zdrajców przez praktycznie każdego polskiego obserwatora. Dlatego ich zadanie w niszczeniu Żydów było ograniczone". Zob. Raul Hilberg, Sprawcy, ofiary, gapie: żydowska katastrofa 1933-1945 / Perpetrators, Victims, Bystanders: The Jewish Catastrophe, 1933–1945 (New York: Aaron Asher Books/HarperCollins, 1992), 92–93. Mary Berg pisze w swoim dzienniku 3.06.1942, że polskiej policji nakazano rozstrzelać 110 Żydów w więzieniu przy Gęsiej w Warszawie, ale odmówili. Wtedy rozkazano im obserwować egzekucję. "Jeden ze świadków powiedział mi, że kilku polskich policjantów płakało" – powiedziała – "i że niektórzy z nich odwracali wzrok podczas egzekucji". Zob. Mary Berg, Warszawskie getto: dziennik / Warsaw Ghetto: A Diary (New York: L.B. Fischer, 1945), 154.
[131] Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 672; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 5.1 (“The Great Deportation Aktion, 21 July–24 September 1942”).
[132] Christopher R. Browning i Israel Gutman, "Raporty żydowskiego 'informatora' w warszawskim getcie" / The Reports of a Jewish ‘Informer’ in the Warsaw Ghetto—Selected Documents, Yad Vashem Studies, vol. 17 (1986): 247–73.
[133] Stefan Ernest, O wojnie wielkich Niemiec z Żydami w Warszawie, 1939–1943 (Warsaw: Czytelnik, 2003), 133 n.70; Daniel Blatman, En direct du ghetto: La presse clandestine juive dans le ghetto de Varsovie (1940–1943) (Paris: Cerf; Jerusalem: Yad Vashem, 2005), 441–44.
[134] Sheldon Kirshner, wywiad z Markiem Edelmanem. "Komendant warszawskiego getta wybacza oprawcom" / Warsaw Ghetto commander forgives tormentors,” The Canadian Jewish News (Toronto), 9.11.1989. Zob. też See Marek Edelman, "Walki w getcie" /The Ghetto Fights, w The Warsaw Ghetto: The 45th Anniversary of the Uprising (Warsaw: Interpress, 1988), posted online at <http://www.english.upenn.edu/~afilreis/warsaw-uprising.html>. Edelman mówi, że "kilkadziesiąt kopiii raportu o mordach w Chełmnie krążyło w getcie".
Niestety, bardzo niewielu innych w warszawskim getcie podzielało to przekonanie. Vladka Meed pisze: "Kilka miesięcy wczesniej, trzech zydowskich grabarzy, którzy jakimś cudem uciekli z Chełmna, zdumieli getto opowiadaniami o Żydach gazowanych na śmierć. Niektórzy nie chcieli wierzyć w tę historię, nawet ci którzy nie chcieli myśleć iż pewnego dnia może nas spotkać taki sam koniec. Że Warszawa, nasza stolica, miałaby doświadczyć takiego nieszczęścia przekraczało myślenie". [135]Żydzi nie chcieli wierzyć docierającym ze wschodniej Polski doniesieniom: "W listopadzie 1941 miało miejsce masowe rozstrzeliwanie Żydów w Wilnie, Słonimie, Białymstoku i Baranowiczach. W Ponarach (koło Wilna) w szybkim rozstrzeliwaniu zginęły dziesiątki tysięcy Żydów. Wiadomość dotarła do Warszawy, ale niedoinformowana społeczność znowu przyjęła krótkowzroczny pogląd na sytuację". [136]Tę informację znali nawet Żydzi w ostępach. [137] Informacja o brutalnej deportacji Żydów z Lublina, głównego miasta w Geberalnej Guberni, w marcu i kwietniu 1942, szybko dotarła do warszawskiego getta i wywołała wielką panikę. Ale ostrzeżenia wydane przez żydowską organizację podziemną w warszawskim getcie, głównie postrzegano ze sceptycyzmem nie słuchano. David Wdowiński, lider Żydowskiego Związku Wojskowego poinformował:
Zimą 1941-1942 z Wilna do Warszawy przybyło czterech młodych ludzi. Dwaj z nich należeli do naszego ruchu młodzieżowego Betar. Przedostali się udając Aryjczyków. Przez nich dostaliśmy pierwsze prawdziwe raporty z polskich wschodnich regionów. Powiedzieli nam o masowych deportacjach, egzekucjach, unicestwianiu. W ciągu kilku tygodni z 70.000 Żydów w Wilnie zostało tylko 13.000. Jeszcze gorsze były raporty z innych miast. Całkowita likwidacja… 80% czy więcej żydostwa we wschodnich regionach już zgładzono…
Pod koniec kwietnia 1942 z Lublina przyjechali by spotkać się ze mną dwaj członkowie Betaru, bracia Zvi i Moshe Zilberberg. Mówili o tym, że zlikwidowano getto w Lublinie. W ciagu kilku dni zastrzelono lub spalono na śmierć ponad 40.000 lubelskich Żydów. To samo już miało miejsce z Żydami w mniejszych rejonach koło Lublina. Sytuacja była jasna. Eksterminacja Żydów nie miała nic wspólnego z tym czy tamtym terenem, czy nawet tą czy tamtą administracją… Z tą informacją poszedłem do przewodniczącego Rady Żydowskiej., Eugeniuszem Czerniakowem. Dwaj uciekinierzy z Lublina powtórzyli mu co powiedzieli mnie. Wiadomości uznał za przesadzone. Wtedy powiedział, że miał zapewnienie od głównego gubernatora Franka, że 3 duże getta zostaną – Warszawa, Radom i Kraków…
Następnie poszedłem do syjonistycznych liderów, miedzy innymi do dr Schippera, byłego członka Polskiego Sejmu, do dyrektora naczelnego Żydowskiego Funduszu Narodowego, p. Blocha, i do dyrektora Wspólnego Komitetu Dystrybucyjnego, Davida Guzika. Powiedziałem im co wydarzyło się w Lublinie. W międzyczasie z Lublina przyjechał inny uciekinier… i powtórzył historię braci Silberberg. Zaproponowałem żebyśmy zorganizowali obronę.Dr Schipper, bardzo inteligentny i dobrze wykształcony człowiek, spojrzał na mnie jakbym miał gorączke i majaczył. "Wy rewizjoniści zawsze byliście pasjonatami", powiedział mi z przyjaznym usmiechem. "Niemożliwa jest likwidacja pół miliona dusz" – stwierdził. "Niemcy nie ośmieliliby się zgładzić największej społeczności zydowskiej w Europie. Oni będą musieli liczyć się z opinia publiczną. I w końcu, jest zapewnienie gubernatora generalnego Franka, że Warszawa, Radom i Kraków zostaną".
[135]Vladka Meed, Po obu stronach muru: wspomnienia z warszawskiego getta / On Both Sides of the Wall: Memoirs from the Warsaw Ghetto (New York: Holocaust Library, 1979), 14.
[136] Marek Edelman, "Walki w getcie" / The Ghetto Fights, w Warszawskie getto: 54 rocznica powstania / The Warsaw Ghetto: The 45th Anniversary of the Uprising (Warsaw: Interpress, 1988), online: <http://www.english.upenn.edu/~afilreis/warsaw-uprising.html>.
[137] Tekst ten pochodzi z dzienników wojennych z Sokołów, miasteczka koło Białegostoku: "W tych dniach znowu szerzyły się straszne pogłoski o masowym mordzie Żydów. Tym razem pogloski dotarły z terenu wokół Warszawy. Latem 1942 każdego dnia Niemcy łapali tysiące Żydów z Warszawy i okolic i wysyłali ich wagonami do Treblinki, miejsca gdzie Niemcy wybudowali ogromną rzeźnię do zabijania Żydów prądem elektrycznym i duszeniem gazem. Dokładne szczegóły jak zabijali Żydów nie są jeszcze znane, ale wiadomo było, że codziennie dziesiątki wagonów załadowanych Żydami przybywały do Treblinki". Zob. Michael Maik, Uwolnienie: dziennik Michaela Maika. Prawdziwa historia / Deliverance: The Diary of Michael Maik. A True Story (Kedumim, Israel: Keterpress Enterprises, 2004), 84−85. Nie ma żadnych podstaw by twierdzić, że przeciętny Polak w jakiś sposób wiedział więcej niż Żydzi o istnieniu obozów śmierci. Prawdopodobnie jest odwrotnie.
Odszedłem z pustymi rękami, nic nie osiągając. [138]
Sytuacja nie uległa zmianie nawet kiedy uciekinierzy z Treblinki wrócili do Warszawy przed wielką deportacją, i przekazali szczegółowe opisy tego czego byli świadkami. Bernard Goldstein, działacz Bundu, wspomina:
Do trudnego zadania zdobycia bardziej dokładnych informacji mianowaliśmy Zalmana Friedrycha [Friedrich], jednego z najodważniejszych i niestrudzonych jednostek w podziemiu…
Polski socjalista, kolejarz, który często jeździł tą linią i znał kierunek wybrany przez pociągi deportacyjne, poradził Friedrychowi którą trasę badać. Z wielką trudnością Friedrych w końcu dotarł do Sokołowa. Tam dowiedział się, że Niemcy zbudowali mała odnogę kolei do wioski Treblinka. Codziennie załadowane Żydami pociągi skręcały na nową odnogę. W Treblince był Duzy obóz podzielony na dwie części, jedna dla Żydów, jedna dla Polaków. Mieszkańcy Sokołowa słyszeli, że w Treblince działy się przerażające rzeczy,ale nie mieli dokładnych informacji.
W Sokołowie Friedrych natknął się na naszego towarzysza, Azriela Wallacha, bratanka [sowieckiego ministra spraw zagranicznych] Maxima Litvinova, który właśnie uciekł z Treblinki. Był w strasznym stanie, bardzo posiniaczony, pokrwawiony, ubranie w strzępach. Od Wallacha Friedrych dowiedział się, że wszystkich Żydów przywożonych do Treblinki natychmiast wysyłano na śmierć. Rozładowywano ich z wagonów i mówiono, że zostaną wykąpani zanim zabierze się ich do kwater i wyznaczy im pracę. Następnie prowadzono ich do wielkich hermetycznie zamykanych komór i gazowano. Wallacha złapano w Warszawie. Wywieziono go do Treblinki, ale oszczędzono przed natychmiastową śmiercią dzięki pracy przy sprzątaniu wagonów towarowych i zdołał uciec.
Z tą informacją Friedrych wrócił do Warszawy. Natychmiast opublikowaliśmy makabryczny raport w specjalnym wydaniu Storm. W ten sposób mogliśmy przekazać gettu relacje świadka tego co faktycznie działo się z codziennymi ładunkami deportowanych.
Jeszcze raz Storm ostrzegł: "Nie dajcie się oszukać. Odrzućcie iluzje! Zabierają was na śmierć i zagładę. Nie pozwólcie im was niszczyć! Nie oddawajcie się dobrowolnie w ręce zabójców". [139]
[138] David Wdowinski, I nas się nie ratuje / And We Are Not Saved (New York: Philosophical Library, 1985), 53, 54–55.
[139] Bernard Goldstein, Gwiazdy to poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 118. Zob. też Vladka Meed, Po obu stronach muru: dzienniki z warszawskiego getta / On Both Sides of the Wall: Memoirs from the Warsaw Ghetto (New York: Holocaust Library, 1979), 103–104; Jacob Celemenski, Elegia dla mojego narodu: dzienniki podziemnego kuriera żydowskiego Bundu w okupowanej przez nazistów Polsce 1939-1945 / Elegy For My People: Memoirs of an Underground Courier of the Jewish Labor Bund in Nazi-Occupied Poland 1939–45 (Melbourne: The Jacob Celemenski Memorial Trust, 2000), 124; Daniel Blatman, En direct du ghetto: La presse clandestine juive dans le ghetto de Varsovie (1940– 1943) (Paris: Cerf; Jerusalem: Yad Vashem, 2005), 476–81. Przykładów pomocy ze strony rolników i kolejarzy uciekinierom z Treblinki, albo częściej, z jadących tam pociagów, jest wiele, pomimo częstych polowań prowadzonych przez Niemców szukających Żydów. W relacji z maja 1944 (odtworzonej tutaj) Joseph S. Kutrzeba pisze: "W pierwszych dniach września 1942, w wieku 14 lat, wyskoczyłem z jadącego do Treblinki pociągu przez okienko bydlęcego wagonu załadowanego do pełna Żydami z warszawskiego getta. Włócząc się po polach, lasach i wioskach, najpierw w okolicy Wołomina, później Zambrowa, znalazłem się, pod koniec listopada, na terenie Hodyszewa (koło Łomży). W czasie tych wędrówek chłopi w większości byli przyjaźni w dawaniu mi noclegu i nakarmienia mnie - niektórzy albo podejrzewając moje pochodzenie, albo naciskając bym to potwierdził". Ruth Altbeker Cyprus, która wyskoczyła z pociągu jadącego do Treblinki, wspomina rózne przypadki pomocy kolejarzy, chłopów, przechodniów, pasażerów a nawet gangu rabusiów. Zob. Ruth Altbeker Cyprys, Skok o życie: dziennik ocalonej z okupowanej przez nazistów Polski / A Jump for Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 97, 102–110. Żyd który uciekł z obozu śmierci w Treblince wspominał pomoc otrzymaną od chłopów: "Byłem wolny. Poszedłem do wioski… Zapukałem by poprosić o chleb. Chłopi patrzeli na mnie w milczeniu. 'Chleb, chleb'. Widzieli moje czerwone ręce, podartą marynarkę, podarte kapcie, i dali mi trochę twardego, szarego chleba. Wieśniaczka, opatulona szalami, dała mi miskę gorącego mleka i worek. Nie rozmawialiśmy: moje ciało było czerwone i niebieskie od wiatru i zimna, i ubranie, wszystko mówiło Żyd! Ale dali mi chleb. Dziękuję wam polscy wieśniacy. Spałem w stajni koło zwierząt, rano pijąc ciepłe mleko od krowy. Worek wypełniony chlebem". Zob. Martin Gray i Max Gallo, Dla tych których kochałem / For Those I Loved (Boston and Toronto: Little, Brown, 1972), 178. A.L. Bombe, uciekinier z Treblinki, dostał pomoc od kilku lokalnych chłopów: "Leżąc na polu, zobaczyliśmy przejeżdżającego wozem chłopa. Zaczepiliśmy go i powiedzieliśmy, ze uciekliśmy z Treblinki, i może mógłby zabrac nas do swojej stodoły… W końcu przekonaliśmy go i wskazał nam z odległości stodołę i poszliśmy do niej. Ale on nic nie wiedział. I jeśli zapytają, powinnismy powiedziec, że się wkradliśmy. I tak zrobiliśmy. Byliśmy tam przez cały dzień. W nocy przyszedł szef wioski i wskazał nam drogę. Zabrał nas do głównej drogi, i szliśmy aż do rana. Rankiem doszliśmy do wioski. Przed domem zobaczyliśmy, że kobieta otwiera drzwi. Podeszliśmy do domu i kobieta kazała nam wejść. Tam byliśmy tydzień. Drugi tydzień spędzilismy u przyjaciela chłopa w tej samej wiosce. Pamiętam, że ten chłop nazywał się Piotr Supel… Było to w wiosce Zagraniki [Ogrodniki] koło Ostrovek Vengravski [Ostrówek Węgrowski]. Chłop pojechał z nami do Warszawy". Zob. A.L. Bombe, "Moja ucieczka z Treblinki" / My Escape from Treblinka, Czentochov: A New Supplement to the Book “Czenstochover Yidn”, Internet: <http://www.jewishgen.org/yizkor/Czestochowa/Czestochowa.html>, translation of S.D. Singer, ed., Tshenstokhover: Naye tsugob-material tsum bukh “Tshenstokhover Yidn” (New York: United Relief Committee in New York, 1958), 57ff. Abraham Kolski uciekł z Treblinki z dziewięcioma przyjaciółmi podczas powstania 2 sierpnia 1943; ukrywano ich w piwnicy domu koło obozu przez resztę wojny. Zob. wywiad z Abrahamem Kolskim, przez Linda Gordon Kuzmack, 29.03.1990, United States Holocaust Memorial Museum, Washington, D.C. Pomimo kary śmierci za najmniejszą polską pomoc Żydom, lokalni polscy chłopi pomogli Samuelowi Willenberg nie mniej niż w dziewięciu róznych okazjach w pierwszych dniach po jego ucieczce z Treblinki. Zob. Samuel Willenberg, Przeżyć Treblinkę / Surviving Treblinka (Oxford: Basil Blackwell w powiązaniu z Institute for Polish-Jewish Studies, 1989), 143–48. Bracia Sandor i Shalom Spector wyskoczyli z dwóch innych pociągów jdących do Treblinki i obaj przeżyli z pomocą przyjaznych Polaków. Zob. Sandor Spector, "Wyskoczyłem z pociągów śmierci" / I Jumped From the Death Trains, w Yerachmiel Moorstein, red., Zelva Memorial Book (Malwah, New Jersey: Jacob Solomon Berger, 1992), 81–82. Według trzech osobnych świadectw żydowskich uciekinierów z obozów śmierci w Treblince i Sobiborze, "chodzili po wioskach" gdzie "wszyscy ich znali", łącznie z pomocnikami w gospodarstwie i uczniami, nikt nie doniósł. Zob. Teresa Prekerowa, “Stosunek ludności polskiej do żydowskich uciekinierów z obozów zagłady w Treblince, Sobiborze i Bełżcu w świetle relacji żydowskich i polskich,” Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu—Instytutu Pamięci Narodowej, vol. 35 (1993), 108. Więcej relacji Żydów którzy uciekli z Treblinki albo jadących tam pociągów, i którzy wrócili bezpiecznie do swoich domów przy pomocy przypadkowych Polaków po drodze, zobacz relację Davida Wolfa w Entertainment and Ball Given by the United Wisoko-Litowsker and Woltchiner Relief, Internet: <http://www.jewishgen.org/yizkor/Vysokoye/Vysokoye.html>, przekład Samuel Levine i Morris Gervitz, reds., Yisker zhurnal gevidmet diumgekumene fun Visoka un Voltshin (New York: United Wisoko-Litowsker and Woltchiner Relief, 1948); Alexander Donat, ed., The Death Camp at Treblinka: A Documentary (New York: Holocaust Library, 1979), 135, 142, 248–89 (Jednym z Polaków który pomógł był członek prawicowo- nacjonalistycznej organizacji); Michał Grynberg, Księga sprawiedliwych (Warsaw: Wydawnictwo Naukowe PWN, 1993), 438–39, 481; Richard Glazer, Trap With a Green Fence: Survival in Treblinka (Evanston, Illinois: Northwestern University Press, 1995), 149–53 (autor przeszedł przez szereg miejsc i kiedy w końcu został złapany, to nie przez Polaka a Volksdeutsche); Alina Bacall-Zwirn i Jared Stark, Niezwykłe: świadectwo o holokauście Aliny Bacall-Zwirn / No Common Place: The Holocaust Testimony of Alina Bacall-Zwirn (Lincoln and London: University of Nebraska Press, 1999), 32–35; Eddi Weinstein, Hartowana stal: historia ucieczki z Treblinki / Quenched Steel: The Story of an Escape from Treblinka (Jerusalem: Yad Vashem, 2002); Irene Shapiro, Powrót do cieni: wspomnienia od rozdartej wojną Polsaki do Statuły Wolności / Revisiting the Shadows: Memoirs from War-torn Poland to the Statue of Liberty (Elk River, Minnesota: DeForest Press, 2004), 189–90; Israel Gutman i Sara Bender, red., The Encyclopedia of the Righteous Among the Nations: Rescuers of Jews during the Holocaust (Jerusalem: Yad Vashem, 2004), vol. 4: Poland, cz. 1, 246, 348, 362–63, 364, 366–65, 384, i t. 5: Poland, cz. 2, s.703; Michael Maik, Wyzwolenie: dziennik Michaela Maika: prawdziwa historia / Deliverance: The Diary of Michael Maik. A True Story (Kedumim, Israel: Keterpress Enterprises, 2004), 87; Halina Grubowska, Haneczko, musisz przeżyć (Montreal:
Z wojennego raportu Yitzhaka Zuckermana, członka żydowskiego podziemia:
Likwidacja Żydów w Generalnej Guberni rozpoczęła się w Passover 1942. Pierwszymi ofiarami byli Żydzi z miasta Lublin, i wkrótce potem Żydzi z całego regionu Lublina. Ewakuowano ich do Bełżca, i tam zabito w nowych komorach gazowych wybudowanych specjalnie w tym celu. Żydowskie dzienniki podziemne opisywały szczegóły tej masowej rzezi. Ale warszawscy Żydzi nie wierzyli! Zdrowy ludzki rozsądek nie mógł zrozumieć iż możliwa była eksterminacja dziesiątków i setek tysięcy Żydów. Uznawali, że Żydów transportowano do pracy na roli w częściach Rosji okupowanej przez Niemców… Żydowską prasę krytykowano i oskarżano o wywoływanie paniki, mimo że opisy 'wykorzeniania' populacji dokładnie pokazywały rzeczywistość. W zbrodnie niemieckie nie wierzono nie tylko zagranicą, ale nawet tutaj, blisko Ponarów, Chełmna, Bełżca i Treblinki, nie wysłuchano tych informacji! [140]
Samuel Kassow, amerykański historyk:
Kiedy inni uciekinierzy z Wilna przyjeżdżali do Warszawy, z nimi też rozmawiał personel Oyneg Shabes [tajne archiwum w getcie]… rabin [Shimon] Huberband… spisał raporty młodej kobiety o [masowym] rozstrzeliwaniu w Ponarach [koło Wilna]…
Kiedy w grudniu 1941 do Warszawy przybyła grupa reprezentująca różne ruchy młodzieżowe z Wilna, "nikt nie uwierzył w ich historie o jawnej eksterminacji Żydów, i nikt nie chce wojny ani buntu przeciwko Niemcom".
Przyjechał "Szlamek". Religijny Żyd z Izbicy [Izbica Kujawska koło Koła], pod koniec stycznia 1942, w końcu rozwiał wszelkie wątpliwości jakie mieli Oyneg Shabes czy Ringelblum o niemieckich planach. Szlamek był uciekinierem z Chełmna, mordującej instalacji w Warthegau, która zabijała Żydów w ciężarówkach gazowych w grudniu 1941. Szlamek pracował w Chełmno Sonderkommando i dał świadectwo naocznego świadka Oyneg Shabes z niemieckiego obozu śmierci…
W pierwszych kilku dniach, pamiętał Szlamek, ofiarami byli Cyganie, później zaczęły przyjeżdżać transporty Żydów z pobliskich miast i z getta w Łodzi… Szlamek opowiedział szczegóły o funkcjonowaniu Chełmna, i jak Niemcy oszukiwali ofiary do ostatniej chwili… Relacja Szlamka zdobyła wiarygodność dzięki bogactwu szczegółów osobistych…
Polish-Jewish Heritage Foundation of Canada, 2007), 73–74; Israel Cymlich i Oscar Strawczynski, Ucieczka z piekła w Treblince / Escaping Hell in Treblinka (New York and Jerusalem: Yad Vashem and The Holocaust Survivors’ Memoirs Project, 2007), 188; Samuel D. Kassow, Kto napisze naszą historię? / Who Will Write Our History? Emanuel Ringelblum, the Warsaw Ghetto, and the Oyneg Shabes Archive (Bloomington and Indianapolis: Indiana University Press, 2007), 310. Uciekinier z Treblinki Samuel Willenberg podkreśla ryzyko wynikające z pomocy Żydom. Kiedy grupa Żydów uciekła z Treblinki, Niemcy zmobilizowali swoje siły (w tym ukraińskich strażników obozowych) i przeprowadzili dokładne przeszukiwania na całym terenie, ustanawiając punkty kontrolne na drogach i przeczesując pobliskie wioski i przeszukując domy wieśniaków. Zob. Willenberg, Przeżyć Treblinkę / Surviving Treblinka, 25, 144. Richard Glazer pisze, że bandyckie gangi pustoszyły okolice rabując i udając partyzantów, "nie mając nic wspólnego z partyzantami oprócz nazwy". Zob. Glazer, Zasadzka z zielonym płotem / Trap With A Green Fence, 105. Uciekinierzy z Treblinki musieli radzić sobie z okradaniem ich z pieniędzy przez pozbawionych skrupułów braci Żydów. Zob. Alexander Donat, red., Obóz śmierci Treblinka: historia dokumentalna / The Death Camp Treblinka: A Documentary History (New York: Holocaust Library, 1979), 141–42.
[140] Z raportu z marca 1944, i wysłanego do Londynu Mat 24, 1944 [Mat = marzec, maj?], przez polskie podziemie, opublikowanego w Yitzhak Arad, Yisrael Gutman i Abraham Margaliot, red., Documents on the Holocaust: Selected Sources on the Destruction of the Jews of Germany and Austria, Poland, and the Soviet Union (Jerusalem: Yad Vashem, 1981), 277–78.
[Po ucieczce] Szlamek zapukał do drzwi polskiego chłopa i dostał jedzenie i wskazówki do najbliższej osady Drabów. W Grabowie Szlamek natychmiast pytał o rabina, Jacoba Shulmana.
W drodze do Warszawy pod koniec stycznia 1942, Szlamek, pod nazwiskiem Jacob Grojanowski, szerzył informacje w róznych mijanych przez niego gettach.
Rabin Shulman wysłał listy ostrzegawcze do innych miast, w tym do Warszawy i Łodzi. W liście do krewnych w Warszawie… rabin Shulman podkreślił, że nie było minuty do stracenia. Warszawskie żydostwo, przypomniał krewnym, było nadal ważną siłą, największą społecznością żydowską w Europie. Teraz Żydzi "musieli zaalarmować świat i wymyślić metody i strategię ratowania tych zagrożonych strasznym dekretem"…
Oyneg Shabes przekazał raport Szlamka z Chełmna innym liderom w getcie… Biorąc pod uwagę to, że komitet wykonawczy Oyneg Shabes miał bezpośrednie związki z Bundem, Syjonistami, Połączonymi, i ruchami młodzieżowymi, historia Szlamka wkrótce stała się powszechną wiedzą wśród politycznego i kulturowego przywództwa getta.
Liderzy Oyneg Shabes wiedzieli, że Niemcy zrobią wszystko by znaleźć Szlamka jak i dwóch innych uciekinierów z Chełmna, i postanowili wysłac go z warszawskiego getta do Zamościa, gdzie miał bratową… Kiedy tylko Szlamek przybył do Zamościa w 1942, wysłał list błagający Wassera żeby zabrał go z powrotem do Warszawy… W tym samym liście napisanym między 5 i 12 kwietnia, Szlamek dodał mrożącą krew w żyłach informację. Niemcy, napisał, zbudowali kolejny obóz śmierci bardzo blisko Zamościa, koło miasta Bełżec… Waser odpisał, ale za późno: Szlamka zagazowano w Bełżcu z innymi Żydami z Zamościa…
Oyneg Shabbes dostał też wiadomość o nowych niemieckich obozach śmierci w Sobiborze i Treblince. Jeden list z Włodawy, napisany w jidysz, przeszmuglowano do warszawskiego getta w czerwcu 1942. Była w nim wiadomość o zagazowaniu włodawskich Żydów w Sobiborze w maju 1942… Wkrótce potem Eliyahu Gutkowski przesłuchał dwie kobiety kurierki (Frumka Plotnicka i Chava Folman), które potwierdziły informacje o Sobiborze.
Dla partii politycznych i ruchów młodzieżowych w getcie, wiadomości z Wilna, Chełmna, Lublina i z innych miast rozpoczęły okres bolesnej inwentaryzacji. Niedowierzanie i sceptycyzm powoli uległy zrozumieniu, że kolej na Warszawę nadejdzie… Główne ruchy młodzieżowe teraz zaczęły docierac do szerszej populacji getta krążącymi publikacjami piszącymi o masowych mordach. Na przykład Dror zaczął wydawać nową podziemną gazetę Yedies (Wiadomości), w oparciu o informacje dostarczane przez Gutkowskiego i Oyneg Shabes. W bezkompromisowym artykule z czerwca 1942, Yedies krytykował Żydów z warszawskiego getta za upór w lekcewazeniu złych wiadomości i próbowaniu prowadzenia normalnego życia, i beształ liderów wspólnotowych i politycznych za martwienie się ich o szkoły i gar-kuchnie. Wszystko co się liczyło teraz, ostrzegał artykuł, to przyznanie prawdy i przygotowania się do sprzeciwu. (Cały arsenał Drora i Hashomer składał się wtedy z kilku pistoletów.)
Narastające zrozumienie, że Niemcy zmienili swoje plany wobec Żydów dały nowe poczucie pilności próbom zjednoczenia partii politycznych i ruchów młodzieżowych w celu przygotowania oporu. Syjonistyczne ruchy młodzieżowe podjęły się prowadzenia, zapraszając przedstawicieli głównych partii politycznych i grup młodzieżowych na wspólne spotkanie w marcu 1942. W spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele Dror, Hashomer Hatzair, prawicy i lewiocy z Poalei Tsioyn, i Bund. Zdaniem [Yitzhaka] Zuckermana, program obejmował ustanowienie żydowskiej organizacji bojowej, utworzenie żydowskiego organu, który mogłby negocjować z polskim podziemiem, i przygotowanie jednostki po strpnie aryjskiej, która zdobywałaby i produkowała broń…
Skoro Bund był najlepiej zorganizowaną partią polityczną i miała najlepsze kontakty z polskim podziemiem, jej współpraca była kluczowa w ustanowieniu zdolnej do walki żydowskiej organizacji bojowej i dostarczania broni. Ale na marcowym spotkaniu, cytując tradycyjną niechęć doktrynalną do współpracy z innymi partiami żydowskimi, Bund odmówił stania się częścią wspólnej organizacji.
Mimo że postawa Bundu była gorzkim rozczarowaniem, duże nadzieje przyszły z innego kierunku – komunistów i nowo utworzonej Polskiej Partii Robotniczej (PPR). Dla liderów lewicowej i prawicowej Poalei Tsiyon i ruchów młodzieżowych, komuniści stanowili wazny most do Związku Sowieckiego i jego Armii Czerwonej, gwarancja, że Żydzi w getcie nie byli sami…to głównie w warszawskim getcie PPR, utworzona w styczniu 1942, mogłaby znaleźć choćby odrobinę wsparcia. Przywódcy PPR rozpoczęli rozmowy z LPZ i dwie grupy z kolei podjęły zabiegi u Hashomer, Dror i prawicowej Poalei Tsyon [Zion]. Razem organizacje te utworzyły Blok Antyfaszystowski. Nie-komuniści w tym czasie mieli przesadne wyobrażenie o rzeczywistej sile PPR i jej dostępie do broni i sowieckiego wsparcia. … Pod względem militarnym Antyfaszystowski Blok nie osiągnął niczego. Jego pro-sowiecka orientacja i bojkot Bundu wykluczały wszelką nadzieję wsparcia ze strony polskiego podziemia… PPR praktycznie nie miała żadnej broni ani wsparcia ze strony polskiego społeczeństwa. Żeby pogorszyć sprawę, Niemce przedostali się do PPR i aresztowali jej lidera Andrzeja Schmidta. To osłabiło zdolność Bloku do rekrutowania i trenowania bojowników. W przeciwieństwie do komunistycznej powojennej propagandy blok nie był zatem organizacyjnym prekursorem żydowskiej organizacji walczącej, która została założona przez syjonistyczne grupy młodzieżowe w sierpniu 1942. [141]
Adek Stein (Bulkowstein) przynosi wiadomość o mordach w Treblince:
Duch walki Adka Steina podsycał jego determinację do przetrwania. Ani Żydzi w warszawskim getcie, ani Niemcy po wojnie nie mogli uwierzyć w to co on zrobił. "Bez żadnej pomocy od reszty świata, dokonałem niemożliwego" – zadeklarował. W sierpniu 1942 uciekł z obozu śmierci w Treblince.
Wąchał grozę komór gazowych, widział tysiące maszerujących na śmierć i musiał sortować pozostałą odzież. Widział setkę swoich towarzyszy zastrzelonych każdej nocy, i wiedział, że jego czas się kończy. Podczas ładowania pociągu ubraniami zabitych ukrył się w wagonie między ubraniami. Kilka dni później udało mu się wyskoczyć z pociągu w nocy i wrócić do warszawskiego getta. Opowiedział Radzie Żydowskiej o okropnościach których był świadkiem. Nikt mu nie uwierzył. I jako podejrzany powiedział: "Oskarżono mnie o szerzenie makabrycznej propagandy". [142]
Martin Gilbert, brytyjski historyk:
W Warszawie, major SS, Hermann Höfle, został mianowany na pełnomocnika ds. deportacji. 22 lipca 1842 poszedł na spotkanie z przewodniczącym Rady Żydowskiej, Adamem Czerniakowem, który w swoim dzienniku zamieścił rozkaz Höfle’a, "że wszyscy Żydzi, bez względu na płeć i wiek, z pewnymi wyjątkami, będą deportowani na Wschód. Na 16:00 dzisiaj trzeba wyznaczyć kontyngent 6.000 ludzi. I taki będzie minimalny codzienny kontyngent"….
Tego samego dnia, 22 lipca, mury getta otoczyli ukraińscy i łotewscy straznicy, w mundurach SS, w odległości co 25 metrów. Teraz rozpoczęły się łapanki i deportacje Żydów z Warszawy.
Deportacje z Warszawy trwały, niemal bez przerwy, do 12 września. W ciągu tych 7 tygodni wysłano 265.000 Żydów pociągami do "przesiedlenia na Wchód". Ich prawdziwym celem była Treblinka, i jej 3 komory gazowe. Śmierć, a nie niewolnicza praca, była ich przeznaczeniem. Była to największa rzeź pojedynczej społeczności, żydowskiej czy nie-żydowskiej, podczas II wojny światowej…
Każdego dnia kilka tysięcy Żydów zabierano z domów czy łapano na ulicach [przez żydowską policję], a następnie maszerowali do ciężarówek albo ciągniętych przez konie wozów, i dowożono na Umschlagplatz. Tym których Niemcy chcieli zatrzymać w getcie do produktywnej pracy wydano specjalną kartę zatrudnienia, albo Ausweis…Każdego bez takiej karty deportowano…
Takie sceny powtarzały się codziennie, na każdej ulicy. Wielu Żydów, opierających się lub uciekających, zabijali na miejscu ukraińscy, łotewscy lub litewscy ochotnicy, albo niemieccy oficerowie SS…
[141] Samuel D. Kassow, Kto napisze nasza historię? / Who Will Write Our History? Emanuel Ringelblum, the Warsaw Ghetto, and the Oyneg Shabes Archive (Bloomington and Indianapolis: Indiana University Press, 2007), 286–95.
[142] Australijskie wspomnienia z holokaustu: <http://www.holocaust.com.au/mm/j_adek.htm>.
3 września w Warszawie nieszczęście spadło na raczkującą Żydowską Organizację Bojową. Jednego z jej liderów, Yisraela Zeltzera, aresztowano z grupą młodzieży. I 3 wrześnnia aresztowano kolejnego z jej liderów, Josepha Kaplana. Jego kolegę, Shmuela Braslawa, kiedy próbował się dowiedzieć gdzie przetrzymywano Kaplana, zatrzymali na ulicy umundurowani Niemcy. Próbował wyciągnąć z kieszeni scyzoryk, ale zastrzelono go na miejscu. Zaalarmowani Yitzhak Zuckerman i pozostali liderzy postanowili przenieść ich :skarb", małą skrzynkę granatów i rewolwerów, których nie potrafili poskładać, do nowej kryjówki. Ukryty w worku z warzywami "skarb" niosła do nowej kryjówki Reginka Justman, kiedy zatrzymała ją straż, broń zarekwirowano i Reginkę rozstrzelano…
Niektórzy sugerowali by wychodzić na ulice, atakować Niemców gołymi rękami, i umierać. Ale Yitzhak Zuckerman i Zivia Lubetkin przekonali ich do próby odbudowy siły…
Następnego wieczora, 12 września, była wigilia Dnia Pokuty. W ciągu dnia kolejnych 2.196 warszawskich Żydów, w większości kobiety i dzieci, złapano, wysłano do Treblinki, i zagazowano, i liczba całkowita deportowanych w ostatnich 7 tygodniach doszła do 253.741. Teraz w warszawskim getcie zostało nie więcej niż 55.000 Żydów, w większości robotników, i ukrywających się. Kolejnym 8.000 Żydom udało się nielegalnie przejść z getta do aryjskiej Warszawy. [143]
Chaim Lazar, kronikarz Żydowskiej Organizacji Bojowej:
Wyznaczeni do deportacji Żydzi mieli gromadzić się na "Umschlagplatz', placu przed żydowskim szpitalem przy ulicy Stawki, i stąd maszerować do "Transferstelle" by wejść do oczekującego pociągu. Mury getta wkrótce oklejono plakatami ogłaszającymi przenoszenie żydowskiej społeczności do przesiedlenia na wschód, i żydowska policja rozpoczęła wyłapywanie przeznaczonych do deportacji.
Kontyngent pierwszego dnia łatwo spełniono. Wszystko co miała zrobić żydowska policja to opróżnić z pozbawionych środków do życia ludzi w ośrodkach pomocy, opróżnić więzienie przy Gęsiej z więźniów wykonujących wyroki za różne przestępstwa, wyłapać żebraków z ulic i usunąć przewlekle chorych ze szpitala. Oni utworzyli nędzną procesję przez ulice getta… [Prawdopodobnie znienawidzonych Cyganów w getcie wyłapano na wcześniejszym etapie deportacji.]
Początkowo Niemcy tylko patrzyli jak żydowska policja przeprowadzała deportację pod dowództwem adwokata Jakoba Leikina…
Pośmierci Czerniakowa [szef Judenratu 23 lipca popełnił samobójstwo], zydowska policja przejęła całkowitą kontrolę; zmuszali urzędników Judenratu do współpracy grożąc wysłaniem ich też na Umschlagplatz, jeśli nie pomogą dostarczać codziennego kontyngentu ofiar.
Przewidując i zapobiegając powstaniu ewentualnego oporu, biuro deportacyjne uznało za konieczne głoszenie pogłoski wśród żydowskich członków Gestapo, że deportacje będą trwały tylko 3 dni i będą dotyczyć jedynie biednych osób niezdolnych do pracy, i że po wysłaniu tych nieproduktywnych elementów, wszyscy pozostali w getcie zostaną zatrudnieni w koniecznej pracy dla niemieckiego wysiłku wojennego…
[141] Samuel D. Kassow, Kto napisze nasza historię? / Who Will Write Our History? Emanuel Ringelblum, the Warsaw Ghetto, and the Oyneg Shabes Archive (Bloomington and Indianapolis: Indiana University Press, 2007), 286–95.
[142] Australijskie wspomnienia z holokaustu: <http://www.holocaust.com.au/mm/j_adek.htm>.
3 września w Warszawie nieszczęście spadło na raczkującą Żydowską Organizację Bojową. Jednego z jej liderów, Yisraela Zeltzera, aresztowano z grupą młodzieży. I 3 wrześnnia aresztowano kolejnego z jej liderów, Josepha Kaplana. Jego kolegę, Shmuela Braslawa, kiedy próbował się dowiedzieć gdzie przetrzymywano Kaplana, zatrzymali na ulicy umundurowani Niemcy. Próbował wyciągnąć z kieszeni scyzoryk, ale zastrzelono go na miejscu. Zaalarmowani Yitzhak Zuckerman i pozostali liderzy postanowili przenieść ich :skarb", małą skrzynkę granatów i rewolwerów, których nie potrafili poskładać, do nowej kryjówki. Ukryty w worku z warzywami "skarb" niosła do nowej kryjówki Reginka Justman, kiedy zatrzymała ją straż, broń zarekwirowano i Reginkę rozstrzelano…
Niektórzy sugerowali by wychodzić na ulice, atakować Niemców gołymi rękami, i umierać. Ale Yitzhak Zuckerman i Zivia Lubetkin przekonali ich do próby odbudowy siły…
Następnego wieczora, 12 września, była wigilia Dnia Pokuty. W ciągu dnia kolejnych 2.196 warszawskich Żydów, w większości kobiety i dzieci, złapano, wysłano do Treblinki, i zagazowano, i liczba całkowita deportowanych w ostatnich 7 tygodniach doszła do 253.741. Teraz w warszawskim getcie zostało nie więcej niż 55.000 Żydów, w większości robotników, i ukrywających się. Kolejnym 8.000 Żydom udało się nielegalnie przejść z getta do aryjskiej Warszawy. [143]
Chaim Lazar, kronikarz Żydowskiej Organizacji Bojowej:
Wyznaczeni do deportacji Żydzi mieli gromadzić się na "Umschlagplatz', placu przed żydowskim szpitalem przy ulicy Stawki, i stąd maszerować do "Transferstelle" by wejść do oczekującego pociągu. Mury getta wkrótce oklejono plakatami ogłaszającymi przenoszenie żydowskiej społeczności do przesiedlenia na wschód, i żydowska policja rozpoczęła wyłapywanie przeznaczonych do deportacji.
Kontyngent pierwszego dnia łatwo spełniono. Wszystko co miała zrobić żydowska policja to opróżnić z pozbawionych środków do życia ludzi w ośrodkach pomocy, opróżnić więzienie przy Gęsiej z więźniów wykonujących wyroki za różne przestępstwa, wyłapać żebraków z ulic i usunąć przewlekle chorych ze szpitala. Oni utworzyli nędzną procesję przez ulice getta… [Prawdopodobnie znienawidzonych Cyganów w getcie wyłapano na wcześniejszym etapie deportacji.]
Początkowo Niemcy tylko patrzyli jak żydowska policja przeprowadzała deportację pod dowództwem adwokata Jakoba Leikina…
Po śmierci Czerniakowa [szef Judenratu 23 lipca popełnił samobójstwo], zydowska policja przejęła całkowitą kontrolę; zmuszali urzędników Judenratu do współpracy grożąc wysłaniem ich też na Umschlagplatz, jeśli nie pomogą dostarczać codziennego kontyngentu ofiar.
Przewidując i zapobiegając powstaniu ewentualnego oporu, biuro deportacyjne uznało za konieczne głoszenie pogłoski wśród żydowskich członków Gestapo, że deportacje będą trwały tylko 3 dni i będą dotyczyć jedynie biednych osób niezdolnych do pracy, i że po wysłaniu tych nieproduktywnych elementów, wszyscy pozostali w getcie zostaną zatrudnieni w koniecznej pracy dla niemieckiego wysiłku wojennego…
Chaim Kaplan w dzienniku wojennym opisuje łapanki w getcie:
Na początku… Judenrat dostał dyrektywę deportowania 6.000 osób dziennie; a teraz deportowali prawie 10.000. Żydowska policja, której okrucieństwo nie jest mniejsze od nazistów, do "punktu transferu" przy Stawki dostarcza więcej ludzi niż kontyngent do którego Judenrat się zobowiązał. Niekiedy kilka tysięcy ludzi czeka dzień czy dwa na transport z powodu braku wagonów. Krążą pogłoski, że naziści są zadowoleni z tego, że zagłada Żydów dokonuje się z całą wymaganą wydajnościa. To zadanie wykonują żydowscy rzeźnicy. [151]
[28 lipca 1942]: Każdemu kto na własne oczy widział wypędzenie z Warszawy mogłoby pęknąć serce. Getto zamieniło się w piekło. Ludzie stali się zwierzętami. Każdy jest o krok od deportacji, na ludzi poluje się na ulicach jak na zwierzęta w lesie. To żydowska policja jest najbardziej okrutna wobec skazanych. Czasem robi się blokadę konkretnego domu, czasem całego bloku domów. W każdym budynku przeznaczeni na zniszczenie zaczynają obchodzić mieszkania i żądają dokumentów. Wszystkim nie posiadającym dokumentów upowazniających do pozostania w getcie czy pieniędzy na łapówki każe się zapakować tobołek 15 kg – i stanąć do transportu koło bramy. Wszędzie gdzie blokuje się dom wybucha niewyobrażalna panika. Mieszkańcy nie mający dokumentów ani pieniędzy ukrywają się w każdym zakamarku, w piwnicach i na strychach. Kiedy jest możliwość przejścia między jednym podwórkiem a drugim, uciekinierzy zaczynają przeskakiwać dachy i płoty ryzykując zyciem… Ale wszystkie te metody jedynie opóźniają to co nieuchronne, i w końcu policja zabiera mężczyzn, kobiety i dzieci. Biedni i bez środków do życia są pierwszymi do deportacji. W sekundzie ciężarówka staje się pełna… Ich krzyki i płacz rozdzierają serce.
Zwłaszcza dzieci rozdzierają niebiosa swoimi krzykami. Starzy i w średnim wieku deportowani przyjmują wyrok milczącą uległością i stoją z małymi tobołkami pod pachą. Ale smutek i łzy młodych kobiet nie mają granic, czasem jedna z nich próbuje wymknąć się swoim oprawcom, a potem rozpoczyna się straszna walka. W takich przypadkach osiąga szczyt przerażająca scena. Dwie strony walczą, zmagają się. Po jednej stronie kobieta z dzikimi włosami i podartą bluzką resztkami sił zadaje ciosy żydowskim złodziejom, usiłując uciec z ich rąk. Z jej ust wypływa gniew i jest jak lwica gotowa zabić. I po drugiej stronie dwaj policjanci, jej "bracia w nieszczęściu", którzy ciągną ją z powrotem na śmierć. Oczywiste jest, że policja wygrywa…
Ale pojedyncze zdarzenia nie wstrzymują operacji. Policja robi to co musi. Po zakończeniu aresztowań w jednym budynku, przechodzą do kolejnego. Judenrat przygotowuje codzienną listę budynków w których dokona się tego dnia blokadę. I tu otwiera się nowe źródło dochodów dla policji. Bogaci i średniej klasy jeszcze muszą być doprowadzeni do transportu. Dla tych nie mających dokumentów, banknoty zamieniają się dokumenty. Jest prawie ustalona cena za wykup, ale dla niektórych jest niższa, wszystko zależy od klasy wykupywanego i liczby osób w gospodarstwie. [152]
[29 lipca 1942]: Wypędzenia osiągają punkt kulminacyjny. Zwiększają się z dnia na dzień. Naziści są zadowoleni z pracy żydowskiej policji, plagą żydowskiego organizmu, i policja też jest zadowolona: naziści, skoro dzięki przemysłowi i okrucieństwu policji udało się dostarczać uchodźców powyżej wymaganego codziennego kontyngentu, i prawie 70.000 ludzi już udało się na uchodźstwo; policja, skoro wypychają sobie kieszenie. Ten dochód jest przypadkowy i oczywiście nie jest niebezpieczny. Naziści nie przejmują się szczegółami… W każdym razie ulga jaka daje łapówka jest tylko chwilowa. Blokowany dzisiaj budynek może być też blokowany jutro, i następnego dnia, itd. ad infinitum. Człowiek zwolniony dzisiaj może być złapany znowu – nawet przez tego samego policjanta, który zwolnił go pierwszym razem – szczególnie jeśli policja ma prawie 2.400 psów. Podstępy policjantów nie znają granic. Oprócz brania łapówek oni też okradaja i rabują. Jak? Rozkazują mieszkańcom budynku zejść na dół, kiedy oni sami zostają w niestrzeżonym mieszkaniu. W ten sposób zyskują na tym co jest porzucone.
[150] Abraham I. Katsh, red., Zwój agonii: warszawki dziennik Chaima A Kaplana / Scroll of Agony: The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan (New York: Macmillan; London: Collier-Macmillan, 1965), 324.
[151] Ibid, 325-327.
Kryminalna policja jest dzieckiem Judenratu. Jaki ojciec, taki syn. Swoimi występkami znieważają imię polskiego żydostwa, które nawet bez tego zostało splamione. W punkcie transferowym gdzie gromadzą się wypędzeni policjanci handlują chlebem. Te bochenki chleba, które policja dostaje za darmo i w dużej ilości, sprzedawane są głodnym i ciemiężonym więźniom po 80 zł. Za dostarczenie listu – 10 zł. Oni się bogacą na tych zyskach, i chwilowo doświadczają wiecznej nagrody w tym zyciu – dopóki naziści też będą litować się nad nimi. Ich dzień nadejdzie, i oni też zostaną zniszczeni, ale będą ostatnimi…
Natychmiast powstał wielki ruch organizowania fabryk do pracy dla dobra niemieckiej armii, i niemiecki komendant zaprosił niemieckie firmy do ustanawiania filii w Generalnej Guberni. Żydowskie warsztaty dostawały surowce od tych firm i zaczynały produkcję dla każdej tego co wymagano by spełnić obowiązki wobec komendanta. Tym sposobem otwierano fabryki i rózne warsztaty zatrudniające dziesiątki tysięcy ludzi… Odtąd jedynie ten który był zapisany jako robotnik w jednej z fabryk pod ochroną pewnej niemieckiej firmy ma prawo pozostania w getcie. Karta (Ausweis) wydana przez firmę Rzeszy ma moc ratowania posiadacza przed wypędzeniem… W ciagu tygodnia dziesiątki tysięcy rzemieślników, kupców, bezrobotnych, , szerzycieli fałszywych plotek, i obiboków zamieniono w kreatywnych robotników, oni siedzą pochyleni nad igłą, przyszywając guziki na parę wojskowych spodni.
Całe getto jest olbrzymią fabryką produkująca na rzecz niemieckiej armii. Staliśmy się pośmiewiskiem! [153]
[30 lipca 1942]: jest jedna kategoria wśród tych "zabezpieczonych" przed wypędzeniem, których oczy pokazują strach, którzy pomimo dokumentów w kieszeni, nigdy nie wychodzą poza drzwi domów… Są to "oficjele" z Żydowskiego Stowarzyszenia Samopomocy", których na początku katastrofy było ponad 2.000… Przed wypędzaniem Samopomoc zatrudniała około 400 osób zarejestrowanych w urzędzie zatrudnienia… Tysiące ludzi zostawiono bez żadnej prawnej ochrony i skazanych na wypędzenie. W związku z tym, dyrektorzy Stowarzyszenia , za zgodą Judenratu, postanowili zapewnić swoim przyjaciołom przystań prawną w formie "legitymizacji", dokumenty stwierdzające, że taki a taki był oficjelem w stowarzyszeniu… Ustanowiono prawdziwą fabrykę legitymizacji. Każdy mający jakieś koneksje z działaniami stowarzyszenia… otrzymał poświadczenie jako jednego z jego oficjeli.
W ciagu 3 dni przygotowano i rozdano ponad 2.000 certyfikatów… Prawdę mówiąc to uratowało wielu ludzi… Ich aresztowano i później zwolniono. [154]
[31 lipca 1942]: Polowanie idzie pełna siłą… Zydowska policja spełnia swoje humanitarne obowiązki w możliwy sposób, a naziści są tak zadowoleni z ich pracy, że niektórzy z nich są wysyłani do Radomia i Kielc, gdzie także rozkazano wypędzanie…
Codziennie powstają nowe fabryki. Teraz jest to jedyne źródło ratunku.. Wielu ludzi pędzie rejestrować się do fabryk… Każdy wpycha się do "sklepu" i jest gotów sprzedać wszystko co posiada i da ostatniego centa, żeby uważano go za produktywnego…
Żadna z nowo wybudowanych fabryk nie ma żadnej wazności czy przyszłości, jeśli nie zostanie włączona w sieć fabryk jakiejś niemieckiej firmy; i ten przywilej też musi być kupowany za gotówkę od Niemców, którzy żądają ogromnych pieniędzy w zamian za prawo do pracy dla niemieckiej armii. [155]
[153] Ibid., 329–31.
[154] Ibid., 332–33.
[155] Ibid., 333–34.
Vladka Meed opisuje łapanki w getcie:
Żydowscy policjanci w getcie są teraz bardzo waznymi ludźmi. Naziści polegali na nich w wykonywaniu ich łapanek, kontroli kart pracy, i ładowaniu bezrobotnych Żydów do wozów i transportowaniu ich do oczekujących wagonów. Oczywiście nikt nie bardzo lubił policji, nawet w lepszych czasach byli znani z dręczenia ludzi codziennie upierając się na rygorystycznym przestrzeganiu nazistowskich przepisów. Teraz stali się jeszcze bardziej wodzy i agresywni. Obawiano się ich, a jednocześnie byli przedmiotami zazdrości. Najważniejsze, żydowska policja była bezpieczna; nawet Niemcy jak dotąd zostawiali ich krewnych w spokoju. Nigdy nie groziło im "przesiedlenie".
Pewnego popołudnia w pierwszym tygodniu deportacji, tak się stało że byłem w domu z matką kiedy kolumna policji nagle odcięła nasz budynek. Wszystkim mieszkańcom nakazano zejść na dół i zgromadzić się na podwórku. Zaalarmowani ludzie usiłowali złapać kilka rzeczy, ale najeźdźcy, niektórzy mieli opaski "Judenrat" na ramieniu, powiedzieli im: "Będziecie mieć czas na zabranie swoich rzeczy kiedy przyjadą tu wozy". A zatem, to nie była już tylko policja, ale i funkcyjni z Judenratu oddelegowani do pomocy w "przesiedlaniu".
Nieszczęśliwi mieszkańcy budynku poddali się rozkazom tych ludzi. Bez protestu zmuszono ich do schodzenia po schodach. Z bezduszną arogancją uprzywilejowanych, policja żydowska ciągnęła dzieci, starców i chorych na dziedziniec. Chociaż wielu mieszkańców posiadało karty zatrudnienia, twarze wszystkich były blade ze strachu. Rodziny trzymały się razem dla komfortu jaki mogą mieć w bliskości.
Starszych wypchnięto do tyłu, a młodych ustawiono z przodu. Dzieci tuliły się do dorosłych. Z walącymi sercami, zrozpaczeni mieszkańcy przygotowywali się do inspekcji. Kilka kobiet przemykało niegrzecznie i podchodziły do policji, wymachując swoimi kartami pracy.
"Te kobiety zwolni się natychmiast", mruknął jeden ze świadków. "Ich małżonkowie są w siłach policyjnych". I rzeczywiście, kiedy policjanci zobaczyli te karty, ich arogancja zmiękła; uśmiechali się i wskazano kobietom by wracały do domów. Gdy odchodziły szły za nimi zazdrosne spojrzenia.
Do policjantów podeszli trzej mężczyźni. Ktoś za mną szepnął, że byli to najbogatsi Żydzi w naszej kamienicy. Łatwo było domyślić się, że zamierzali ich przekupić. Policja nigdy nie sprzeciwiała się smarowaniu ich rąk…
Przeznaczeni do deportacji Żydzi nie wykonali żadnego ruchu. Biali ze strachu błagali policję o litość…
Bez skutku. Ludzie w mundurach ignorowali ich udrękę. Kilku mniej zatwardziałych, widocznie zakłopotani tą sytuacją, wyszli z podwórza.
Staliśmy jakbyśmy zamienili się w kamienie. Ktoś obok mnie mruknął: "Boże drogi! Skończ tę nędzę!" Ale ani jeden z oszczędzonych 150 Żydów nie podjął wysiłku by pomóc. Oni nie chcieli narażać swojego dobrego losu. Jedna grupa dziękowała Panu za miłosierdzie, druga, pokonana i pogodzona z losem, przekazywała swoje worki i koszyki, i powoli wchodziła do czekającego wagonu. Stąd patrzyli na pozostały tłum. Niektórzy z nich rozpłakali się z rozpaczy. Jaki smutek odbijał się w ich oczach! Co za niemy zarzut! Staliśmy tam oszołomieni, milczący i z poczuciem winy…
Ale dlaczego nikt nie pomógł innym? Dlaczego ktoś – dlaczego ja nie ująłem się za nimi? Wzdrygając się, starałem się uciszyć te pytania by usprawiedliwić swoje tchórzostwo, mówiąc do siebie: "Nasze własne szanse na pozwolenie na pozostanie w getcie były małe. Nie moglibyśmy pozwolić sobie na podstawianie swoich karków za innych".
Wkrótce potem policja zablokowała róg Zamenhofa i Nowolipki, gdzie poddano inspekcji karty wszystkich przechodniów. Każdy Żyd bez odpowiednich dokumentów był zmuszany do czekającego wagonu. Pokazałem swoją kartę i mnie przepuszczono. [156]
David Landau opisuje łapanki w getcie:
Od pierwszego dnia deportacji ustalono rutynę… rano odcinano blok ulic, żydowska policja ogłaszała, że ulica jest otoczona i nikt nie mógł opuścić swojego mieszkania; dozorcy budynków natychmiast zamykali bramy kamienicy i każdy znaleziony na ulicy zostanie albo zastrzelony na miejscu albo przekazany policji. Niemcy z asystentami wchodzili wtedy od kamienicy do kamienicy i żydowska policja wołała do uwięzionych mieszkańców: "Alles herunter!" (wszyscy schodzić na dół). Wywierano presję by się spieszyli "Schnell, schnell!" Obowiązkiem żydowskiej policji było najpierw sprawdzanie mieszkań w przypadku gdyby ktoś nie wykonał rozkazu. Olicja wyciągałaby tych znalezionych by zajęli się nimi Niemcy albo ich pomocnicy…
Kiedy na podwórku zgromadzono wszystkich mieszkańców, rozpoczynała się selekcja… Wybranych do deportacji przekazywano żydowskiej policji. Razem z aryjskimi kolegami policja prowadziła ofiary do Umschlagplatz pieszo lub na wozach. [157]
Przed świtem do naszego domu przyszedł wysłannik ŻZW by kazac mi się ukryć w miejscu przygotowanym dla czynnych członków… Zwróciłem się do liderów ŻZW, którzy pilnie usiłowali ukryć swoich członków. [158]
Ruth Altbeker Cyprys opisuje łapanki w getcie:
Tuż po ogłoszeniu "Rozkazy Przesiedlenia" rozpoczęło się polowanie na ludzi. Na ulicach pojawiły się zwykłe duże wozy wraz z kilkoma żydowskimi policjantami. Wszystkich z nieodpowiednimi dokumentami, albo bez, siłą zmuszano do wchodzenia na wozy…
Widziałem wypędzenie Sierocińca Korczaka… W dniu kiedy opuszczali getto szli w dziwnej procesji wzdłuż Śliskiej, prowadzeni przez starszego, dystyngowanego człowieka, i towarzyszącymi im tylko kilku policjantami… Pan Korczak nie zostawiłby swoich dzieci. Później dowiedziałem się, że tak samo odpowiedział swoim aryjskim przyjaciołom kiedy kilkakrotnie próbowali zabrać go na aryjską stronę.
W pierwszych tygodniach po rozkazie wypędzenia Niemcy nie pokazywali się w getcie. Samym Żydom, jak np. żydowskiej policji, powierzono to zadanie. To oni sprawdzali dokumenty tożsamości na ulicach i nawet na Umschlagplatz, gdzie byli obecni Niemcy, im zostawiono ładowanie i zmuszanie Żydów do wchodzenia do wagonów. W końcu "punkty" i inne miejsca zbiorowej żydowskiej nędzy oczyszczono, nieustannie prowadzono łapanki uliczne…
Prowadzona przez żydowską policję instytucja blokad stała się codzienną rutyną. Podczas blokady, która z zasady odbywała się wczesnym rankiem, silny oddział policji odgrodził całą ulicę lub część dużej drogi, i zaczynał oczyszczać bloki. Przeraźliwy gwizd i krzyki "Wszyscy na dół, wszyscy na podwórzec", które ogłaszały początek blokady. Po chwili policja wchodziła do mieszkań i wypędzała mieszkańców. Byli bardzo skuteczni w przeszukiwaniach, nawet zbyt dokładni, bo zaglądali do nocnych szafek i szuflad, wspinali się na strych i schodzili do piwnic. Podwórze roiło się policjantami, i kiedy zgromadzili się tam mieszkańcy, oficer rozpoczynał sprawdzanie. Mających szczęście posiadaczy dobrych Ausweis umieszczali po jednej stroni, wszystkich pozostałych po drugiej. Następnie wyganiano ich na ulicę ładowano na czekające wozy…
[156] Vladka Meed, Po obu stronach muru: wspomnienia z warszawskiego getta / On Both Sides of the Wall: Memoirs from the Warsaw Ghetto (New York: Holocaust Library, 1979), 26–28.
[157] David J. Landau, alias Dudek, Janek and Jan, Zaklatkowany: historia żydowskiego oporu / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 133–34.
[158] Ibid., 137–38.
6 sierpnia [1942] odpoczywałem w domu po nocnej zmianie, kiedy nagle usłyszałem straszny hałas na ulicy, głośne krzyki, strzały i okrzyki "Alles runter" (wszyscy na dół). Wiedziałem co to oznaczało. Ulica była pełna Niemców, Ukraińców i żydowskiej policji. Rozpoczęła się normalna blokada. Wszyscy mieliśmy wyjść na ulicę pilnowani przez Niemców, Ukraińców i Shaulis (Litwini), a policja przeszukiwała pokoje i kryjówki, ciągle wyciągając kogoś…
Niestety, nie sprawdzali żadnych dokumentów. Tylko rodziny policji zwolniono na miejscu. Reszta, uformowana w piątki, spieszyła na Umschlagplatz. Droga była usiana przerażającymi widokami…
Przez cały ten czas żydowska policja ładowała wagony towarowe walczącymi ludźmi, zamknęła ich, kiedy pociągi zatrzymały się na stacji… [159]
Zosia Goldberg opisuje łapanki w getcie:
Pewnego dnia Niemcy otoczyli kamienicę przy Leszno 42, i wszystkich wezwali do zejścia na dół. Byłam z matką i spałyśmy na podłodze z ciotkami i miałyśmy zejść z nimi na dół. Zamiast tego pobiegłam na górę do Bolka, młodego faceta, przyjaciela. On znał wielu żydowskich policjantów i mówił po rosyjsku, więc powiedziałam mu: "Zejdź i zobacz co możesz zrobić". Razem z niemieckimi nazistami byli tam Ukraińcy, Litwini, Łotysze i żydowscy policjanci.
"Spróbuj zwolnić całą rodzinę", powiedziałam Bolkowi. Już formowali linie do marszu do pociągów na Umschlagplatz. Wrócił i rzekł "Widziałem Mariana. On jest z policji. Zobaczę co może zrobić". Ale Marian, mój były małżonek, którego poślubiłam i rozwiodłam się przed wojną, po prostu umył od nas ręce i odwrócił się… Nie ruszył palcem by nam pomóc…
Wtedy Bolek próbował rozmawiać z Ukraińcem rozumiejącym jego rosyjski. Wymyślił historyjkę, że moja matka była jego matką a ja jego siostrą. Powiedział, że nasza rodzina zmarła. Może ponieważ Bolek mówił do niego po rosyjsku, który jest bliski ukraińskiemu, poczuł sympatię. Nie wiem dlaczego, może szczęście, ale Ukrainiec powiedział możesz wyciągnąć z linii matkę i siostrę, ale nikogo więcej. Każdy inny musiał zostać. [160]
Adolf i Barbara Berman opisują łapanki w getcie:
Rankiem 24 lipca była blokada kamienicy przy Ogrodowej 29. Około 6:00 obudził nas niesamowity hałas: duża dywizja ŻSP (Żydowska Służba Porządkowa) pojawiła się na zewnątrz i stanęła na straży przy bramach. Chwilę później rozbrzmiał rozkaz: "Wszyscy mieszkańcy wychodzą! Ewakuowani zabierają 15 kg bagażu. Zwolnieni z ewakuacji pokazują papiery". Nastąpiło wielkie zamieszanie. Pół-ubrani ludzie zbiegali w dół na podwórzec, pokazując papiery i karty tożsamości. Policja rozeszła się i przeszukiwała klatki schodowe, strychy i piwnice, i zaczęli wyciągać ukrywających się. Po chwili zatrzymały się ciężarówki i zaczęli wrzucać ludzi których wyciągnęli… Odjechały cztery ciężarówki załadowane ludźmi – około 120. [161]
[28–29 lipca]: Razem z blokadami przeprowadzanymi przez ŻSP, Niemcy rozpoczęli swoje systematyczne blokady z pomocą ukraińskich jednostek i litewskiej piechoty. Dokonywano ich z wyjątkową brutalnością i ogólnie obejmowały nie konkretną kamienicę, a całe bloki i ulice. Blokady rozpoczynały się intensywnymi strzałami, zabijającymi ludzi wyglądających z okien i balkonów, i tych usiłujących się ukryć. Potem był okrzyk "Alle herunter". Ukraińcy sztormowali klatki schodowe i mieszkania, i bijąc mieszkańców kolbami wypędzali ich na zewnątrz gdzie kazano im ustawić się. Niemcy sprawdzali dokumenty… Ogromną liczbę ludzi zgromadzono w wielkiej kolumnie po pięciu w rzędzie, otoczonych przez kordon Ukraińców, którzy pędzili ich na Umschlagplatz. Ci którzy próbowali uciec, którzy próbowali z kimś się porozumieć, albo nie stali w szeregu – rozstrzeliwano. [162]
[159] Ruth Altbeker Cyprys, Skok po życie… / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 49–50, 54–57.
[160] Zosia Goldberg jak powiedziała Hilton Obenzinger, Bieg przez ogień… / Running Through Fire: How I Survived the Holocaust (San Francisco: Mercury House 2004), 34–35.
[161] Władysław Bartoszewski, "Męczeństwo i walka Żydów w Warszawie pod niemiecką okupacją 1939-1943" / The Martyrdom and Struggle of the Jews in Warsaw under German Occupation 1939–43, w Władysław Bartoszewski i Antony Polonsky, reds., Żydzi w Warszawie: historia / The Jews in Warsaw: A History (Oxford: Basil Blackwell in association with the Institute for Polish-Jewish Studies, 1991), 319–20.
Abraham Lewin, nauczyciel i historyk, napisał w dzienniku:
Zdziczenie [żydowskiej policji] podczas łapanek, mordercza brutalność. Wyciągają dziewczyny z ryksz, opróżniają mieszkania, i zostawiają wszędzie porozrzucane rzeczy. Pogrom i i mord jakiego nigdy nie widziano. [163]
Charles G. Roland o policji w getcie:
Rubinlicht twierdzi, że członkowie żydowskiej Ordnungsdienst albo gwałcili młode Zydówki, albo wymuszali od nich usługi seksualne na Umschlagplatz. Młode kobiety złapane w Aktion i zdesperowane do ucieczki zezwalały na wszystko "żeby obiecano im zwolnienie z piekła. Oczywiście ich nigdy nie zwolniono. Ale straznicy robili z nimi co chcieli". [164]
Reuben Ainsztein, żydowski historyk, o roli agentów żydowskiego Gestapo w oszukiwaniu populacji w getcie:
Później, w sierpniu [1942], kiedy prawda [o miejscu docelowym deportowanych, a mianowicie Treblince] stała się powszechnie znana, były trudności psychologiczne jej zaakceptowania… Co więcej, naziści dopilnowali żeby ich ofiary mogły odrzucić prawdę dając im fałszywe nadzieje. Hoefle [major SS Hermann Höefle] przywiózł ze sobą z Lublina bandę żydowskich agentów Gestapo, którzy byli gotowi zrobić wszystko by żyć trochę dłużej. Umieszczono ich przy Żelaznej 101, obok numeru 103 gdzie Hoefle miał swoją siedzibę, i tam, przy pomocy żydowskich agentów Gestapo z warszawskiego getta, fabrykowali listy, które rzekomo miały być napisane przez "przesiedlonych" z obozów pracy w Rosji i innych miejscach. [165]
… większość [żydowskiej policji w getcie], zdaniem [Emanuela] Ringelbluma "z największą gorliwością wykonywała rozkazy Niemców. Faktem jest, że przez większość dni żydowska policja dostarczała więcej ofiar niż żądał niemiecki kontyngent. Robili to by mieć rezerwę na następny dzień.
Wiele kryjówek znalazła żydowska policja, która zawsze chciała się pokazać plus catholique que le pape [bardziej katolicka od papieża], i w ten sposób zdobyć przychylność Niemców. Ofiary które uciekły spod oka Niemców były łapane przez żydowskich policjantów. Przez 2 godziny obserwowałem marsz ofiar do pociągów na Umschlagplatz, i widziałem grupy zwolnione z deportacji i siłą wpędzane do pociągów przez żydowskich policjantów. Dziesiątki, może setki Żydów wysyłali na śmierć w ciągu tych 2 godzin żydowscy policjanci". Szmerling, były bokser, olbrzym z bródką i twarzą zabójcy, który dowodził żydowską policją na Umschlagplatz, nie wahał się użyć bata i wykorzystywał swoją pozycję do wymuszania pieniędzy i biżuterii od bogatych ofiar za pozwolenie im uciec z punktu deportacji do Treblinki. Jego podwładni działając w partnerstwie z Sonderdienst składającym się z polskich Volksdeutsche [etnicznych Niemców], Ukraińskich i łotewskich rzezimieszków, żądali 1.000 do 10.000 zł od ofiar za pozwolenie im na ucieczkę. "Były przypadki kiedy policja żądała od ofiar, oprócz pieniędzy, zapłaty w naturze: kobiety musiały ulec ich żądzom".
[162] Ibid., 322.
[163] Ibid., 321.
[164] Charles G. Roland, Oblężona odwaga: głód, choroby i śmierć w warszawskim getcie / Courage Under Siege: Starvation, Disease, and Death in the Warsaw Ghetto (New York and Oxford: Oxford University Press, 1992), 51.
[165] Reuben Ainsztein, Żydowski opór w okupowanej przez nazistów Europie wschodniej / Jewish Resistance in Nazi-Occupied Eastern Europe (London: Paul Elek, 1974), 581.
W ostatnich tygodniach Wielkiej Likwidacji policja doszła w głębię swojej podstawowości, kiedy tysiące ocalałych odmówiły wykonania rozkazów poddania się deportacji, nawet jeśli oznaczało to śmierć w kryjówkach. Każdemu policjantowi kazano codziennie dostarczać 7 ofiar lub dzielić się z rodziną losem innych Żydów. Policjanci, którzy już sprzedali swoje dusze nazistowskiemu diabłu, starali się wykonać rozkaz.
To nie powstrzymało nazistów od mordu ponad 1.700 policjantów i [członków?] ich rodzin pod koniec Wielkiej Likwidacji. [166]
Kiedy zakończono Wielką Likwidację, Niemcy dowiedzieli się, że kilkaset dzieci których rodziców zamordowano w Treblince, dalej mieszkały w getcie, więc pewnego dnia oficer SS wezwał Judenrat i powiedział jego oficjelom, że dziećmi powinny opiekowac się sierocińce, którym władze niemieckie zapewnią żywność. Jak zwykle oficjele z Judenratu posłuchali, i kiedy dzieci zgromadzono w sierocińcach, spadli na nie naziści, zapakowali dzieci na ciężarówki i wysłali do Treblinki. [167]
Emanuel Ringelblum, kronikarz warszawskiego getta:
Dlaczego nie sprzeciwialiśmy się kiedy zaczęli przesiedlać 300.000 Żydów z Warszawy? Dlaczego pozwoliliśmy prowadzić się jak barany na rzeź? Dlaczego wszystko poszło wrogowi tak łatwo? Dlaczego wśród oprawców nie było ani jednej ofiary? Dlaczego 50 SS-manów (niektórzy mówią nawet mniej), z pomocą dywizji około 200 ukraińskich strażników i takiej samej liczby Letts [Łotyszy], przeprowadzili operację tak gładko? [168]
Yisrael Gutman, izraelski historyk i były bojownik w getcie (ŻOB):
Mimo to, ekstrawagancka reakcja Niemiec na przejawy fizycznego oporu dalej nie tłumaczy dlaczego ludzie którzy wiedzieli co czekało deportowanych w Treblince nie buntowali się czy choć walczyli. Po Aktion Ringelblum skomentował, że pozostali w getcie Żydzi ulegli poczuciu wyrzutów sumienia i zarzutów, nie tylko dlatego, że nie powstali przeciwko uzbrojonym Niemcom, a dlatego, że nawet nie podjęli walki z uzbrojonymi w pistolety żydowskimi policjantami.
Historycy próbowali wyjaśnić to zagadkowe zjawisko, które odnosi się nie tylko do Warszawy, ale było charakterystyczne dla Żydów w całej okupowanej przez nazistów Europie. [169]
Marek Edelman, ostatni ocalony lider z Żydowskiej Organizacji Bojowej, opisuje nastrój w getcie przed wielką deportacją do Treblinki latem 1942:
Ale opinia publiczna była przeciwko nam. Większość uważała taką akcję za prowokacyjną i skoro można było dostarczyć wymagany kontyngent Żydów, to resztę getta zostawi się w spokoju. Instynkt samozachowawczy w końcu doprowadził ludzi do stanu umysłu, pozwalając im zlekceważyć bezpieczeństwo innych, aby ratować siebie. To prawda, że jak dotąd nikt nie wierzył, że deportacja oznaczała śmierć. Ale Niemcom udało się już podzielić ludność żydowską na dwie odrębne grupy – tych których już skazano na śmierć, i tych którzy nadal mieli nadzieję przeżyć. Następnie, krok po kroku, Niemcom uda się ustawić te dwie grupy przeciwko sobie, i spowodować, że jedni Żydzi zaprowadzą innych na pewną śmierć, żeby ratować własną skórę…
[166] Reuben Ainsztein, Żydowski opór w okupowanej przez nazistów Europie wschodniej / Jewish Resistance in Nazi-Occupied Eastern Europe (London: Paul Elek, 1974), 583.
[167] Ibid, 592.
[168] Dziennik Ringelbluma, wpis z 15.10.1942. Zob. Jacob Sloan, red., Dziennik Emmanuela Ringelbluma / The Journal of Emmanuel Ringelblum (New York: Schocken, 1974), 310. We wcześniejszym wpisie Ringelblum wspomina, że agenci Gestapo, Kohn i Heller, którzy mieli kontakty z rabinami, przyjęli chasydzkich Żydów by uniknęli deportacji, i że Żydzi którzy kierowali warsztatami prowadzili lukratywne biznesy sprzedając karty pracy bezrobotnym Żydom w getcie. Zob. Emanuel Ringelblum, Kronika getta warszawskiego: Wrzesień 1939–styczeń 1943 (Warsaw: Czytelnik, 1983), 408–409.
[169] Yisrael Gutman, Warszawscy Żydzi 1939-1945…. / The Jews of Warsaw, 1939–1945: Ghetto, Underground, Revolt (Bloomington, Indiana: Indiana University Press, 1982), 224–25.
Żebyśmy mogli dowiedzieć się definitywnie i szczegółowo o losach ludzkich transportów opuszczających getto, rozkazano Zalmenowi Frydrychowi [Zygmunt] śledzić jeden z transportów na "aryjską stronę". Ale jego podróż "na wschód" była krótka, trwała jedynie 3 dni. Tuż po opuszczeniu murów getta nawiązał kontakt z pracownikiem warszawskiego Dworca Gdańskiego pracującego na trasie Warszawa-Małkinia. Podróżowali razem do Sokołowa, gdzie Zygmuntowi powiedzieli lokalni kolejarze, że było rozwidlenie torów, jeden z nich prowadził do Treblinki. To wykazało, że codziennie miejscowy pociąg towarowy z ludźmi z Warszawy jechał w jednym kierunku i niezmiennie wracał pusty. Na tej linii nigdy nie widziano transportów z żywnością. Cywilom zabroniono podchodzić do dworca w Treblince.
To samo w sobie było ostatecznym dowodem na to, że ludzi przywożonych do Treblinki mordowano gdzieś w pobliżu. Byli dwaj Żydzi, zupełnie pozbawieni ubrań, i Zygmunt spotkał ich na targowisku w Sokołowie i zdobył pełne szczegóły o przerażającej procedurze. A zatem to nie była już sprawa pogłosek, a fakty ustalone przez relacje świadków (jednym z uciekinierów był nasz towarzysz Wallach).
Po powrocie Zygmunta opublikowaliśmy drugie wydanie On Guard ze szczegółowym opisem Treblinki. Ale nawet teraz społeczność uparcie nie chciała uwierzyć w prawdę. Po prostu przymykali oczy na nieprzyjemne fakty i zwalczali je wszelkimi sposobami jakimi dysponowali.
Tymczasem Niemcy, niezbyt dyskryminacyjni w wyborze metod, wprowadzili nowy przekręt propagandowy. Obiecali – i faktycznie dali – 3 kg chleba i 1 kg marmolady każdemu kto dobrowolnie zarejestrował się na "deportację". Propozycja była bardziej niż wystarczająca. Rzucono jeden kęs, a propaganda i głód zrobiły resztę. Wartość propagandowa metody polegała na tym, że był to naprawdę wspaniały argument przeciwko "historyjkom" o komorach gazowych ("dlaczego mieliby rozdawać chleb, skoro zamierzali ich zabić?...").
Głód, jeszcze silniejszy doradca, powiększał obraz trzech brązowych, chrupiących bochenków chleba, dopóki nic nie widziano poza nim. Ich smak można było niemal czuć w ustach – był to tylko krótki spacer do "Umschlagplatz" z którego odjeżdżały wagony – oślepiał ludzi na wszystkie inne rzeczy na końcu tej samej drogi. Ich zapach, znany, wspaniały, przyćmiewał umysł, uniemożliwiał pojmowanie rzeczy które zwykle nie byłyby tak oczywiste. Były przypadki kiedy setki ludzi musiały czekać w kolejce przez kilka dni na "deportację". Liczba ludzi chcących zdobyć 3 kg chleba była taka, że transporty, teraz odchodzące 2 razy dziennie z 12.000 ludźmi, nie mogły pomieścić ich wszystkich…
[Niemieccy] żandarmi, Ukraińcy i żydowska policja dobrze współpracują. Role są skrupulatnie i precyzyjnie podzielone. Żandarmi otaczają ulice, Ukraińcy przed żandarmami blisko okrążają budynki, żydowska policja wchodzi na podwórka i wzywa wszystkich mieszkańców. "Wszyscy Żydzi muszą zejść na dół. Pozwolenie na 30 kg bagazu. Pozostali wewnątrz zostaną zastrzeleni…" I jeszcze raz te same wezwania. Ludzie zbiegają z wszystkich klatek schodowych. Nerwowo, biegnąć, ubierają się w cokolwiek jest pod ręką. Jedni zbiegają jak są, czasem prosto z łóżka, inni niosą wszystko co mogą zabrać, plecaki, paczki, garnki. Ludzie rzucają na siebie przestraszone spojrzenia, najgorsze się wydarzyło. Trzęsąc się, tworzą grupy przed budynkiem. Nie wolno im rozmawiać, a jeszcze chcą zdobyć litość policjantów. Z pobliskich domów wychodzą podobne grupy trzęsących się, zupełnie wyczerpanych ludzi, i ustawiają się w jedną długą kolumnę. Żandarm przywołuje karabinem przypadkowego przechodnia, który, ostrzeżony zbyt późno, nie był w stanie uciec z fatalnej ulicy. Żydowski policjant wciąga go za rękaw albo szyję do kolumny przed budynkiem. Jeśli policjant jest choć trochę poczciwy, ukryje mały kawałek papieru z napisanym adresem rodziny ofiary – by ich powiadomić… Teraz opuszczone budynki, wejścia do mieszkań szeroko otwarte zgodnie z przepisami, są szybko przejrzane prez Ukraińców. Otwierają zamkniete mieszkania pojedynczym kopem ciężkich butów, jednym uderzeniem kolby karabinu. Dwa, trzy strzały oznaczają śmierć tych nielicznych którzy nie posłuchali wezwania i pozostali w domach. "Blokada" jest zakończona. Na czyimś stole niewypita filiżanka herbaty stygnie, muchy kończą czyjś kawałek chleba.
Ludzie poza "zablokowanym" terenem beznadziejnie szukają krewnych i przyjaciół wśród prostokątnych grup otoczonych przez Ukraińców i żydowskich policjantów. Kolumny powoli maszerują ulicami. Za nimi w pojedynczym rzędzie zarekwirowane "ryksze" wiozą starców i dzieci…
Możliwości opuszczenia "Umschlag" istniały, ale były kroplą w oceanie tysięcy czekających na pomoc… Ponadto, żydowska policja też "pomagała" żądając niewyobrażalnych pieniędzy, złota i kosztowności od "głowy" za szansę ucieczki. Ale ci którzy zostali uratowani, stosunkowo nieistotna liczba, zwykle pokazywali się na "Umschlag" drugi i trzeci raz, i w końcu znikali w fatalnym wnętrzu wagonu kolejowego z resztą ofiar…
Po tej chwilowej przerwie deportacje z Warszawy rozpoczęły się od nowa ze wzmocnioną siłą. Teraz blokady były dla nas jeszcze bardziej niebezpieczne, bo było mniej ludzi i teren stał się mniejszy. Ale były też dużo trudniejsze dla Niemców, gdyż ludzie już nauczyli się ukrywac. Dlatego zastosowano nową metodę; każdy żydowski policjant był odpowiedzialny za przyprowadzenie na "Umschlag" 7 "głów" dziennie. I tym sposobem Niemcy grali w najlepszą grę. Nigdy wczesniej nikt nie był tak nieugięty w przeprowadzaniu akcji jak żydowski policjant, nigdy wczesniej nikt nnie był tak nieugięty w trzymaniu złapanej ofiary jak jeden Żyd w stosunku do drugiego Żyda. Dlatego żeby mogli dostarczyć t "głów", żydowscy policjanci zatrzymują lekarza w białym kitlu (kitel można sprzedać za fantastycznie wysoką cenę później, na "Umschlag"…), matkę z dzieckiem na rękach, albo samotne, zagubione dziecko szukające domu.
Tak, żydowska policja na pewno napisała swoją historię swoimi czynami. [170]
Zdaniem Henryla Makovera, poza biciem niewspółpracujących Żydów, żydowska policja grabiła opuszczone mieszkania na masową skalę, często gromadząc znaczne fortuny dla siebie. Było dużo przechwałek o tym w getcie. [171] Później, po wielkiej deportacji w warszawskim getcie latem 1942, pozostali Żydzi grabili własność pozostawioną przez deportowanych Żydów. [172]
Israel Shahak, profesor i działacz praw człowieka, Jerozolima, który mieszkał w warszawskim getcie:
W warszawskim getcie, nawet w okresie pierwszej masowej zagłady (czerwiec – październik 1942), prawie nie widziało się niemieckich żołnierzy. Prawie całą praca administracji, i później pracę transportowania setek tysięcy Żydów na śmierć, wykonywali żydowscy kolaboranci. Przed wybuchem powstania w warszawskim getcie (którego planowanie rozpoczęło się po eksterminacji większości Żydów w Warszawie), żydowskie podziemie zabijało, z idealnym uzasadnieniem, każdego żydowskiego kolaboranta jakiego mogli znaleźć. Gdyby tego nie zrobili, to powstanie nigdy by się nie rozpoczęło. Większość populacji getta nienawidziła kolaborantów bardziej niż niemieckich nazistów. Każde żydowskie dziecko uczono, i to uratowało życie niektórym z nich "kiedy wejdziesz na plac na którym są trzy wyjścia, jedno jest pilnowane przez niemieckiego SS-mana, jedno przez Ukraińca i jedno przez żydowskiego policjanta, to najpierw powinieneś próbować przejść koło Niemca, później może Ukraińca, a nigdy Żyda".
Jedno z moich najsilniejszych wspomnień jest takie, że kiedy pod koniec lutego 1943 żydowskie podziemie zabiło podłego kolaboranta koło mojego domu, tańczyłem i spiewałem wokół jeszcze krwawiącego ciała wraz z innymi dziećmi. Dalej tego nie żałuję, wręcz odwrotnie.
[170] Ibid. (Gutman). Zob. też Władysław Bartoszewski, Przelana krew nas jednoczy: strony z historii pomocy Żydom w okupowanej Polsce / The Blood Shed Unites Us: Pages from the History of Help to the Jews in Occupied Poland (Warsaw: Interpress Publishers, 1970), 46–47.
[171] Henryk Makower, Pamiętnik z getta warszawskiego: Październik 1940–styczeń 1943 (Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1987), 62.
[172] Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 472, 706; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 479, 749; Joanna Wiszniewicz, And Yet I Still Have Dreams: A Story of a Certain Loneliness (Evanston, Illinois: Northwestern University Press, 2004), 53.
Jasne jest, że takie wydarzenia nie były wyłącznie dla Żydów, cały sukces nazistów w łatwym i kontynuowanym rządzeniu milionami ludzi pochodził z subtelnego choć diabelskiego wykorzystywania kolaborantów, którzy wykonali większość brudnej roboty za nich. Ale czy ktoś teraz wie o tym? To, a nie to co "się wmawia" było rzeczywistością. Nie chcę w ogóle mówić o teatrze w Yad Vashem (oficjalne państwowe muzeum holokaustu w Jerozolimie)… [173]
Calel Perechodnik, policjant w getcie w Otwocku, poza Warszawą:
Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla żydowskiego policjanta w Warszawie. Oni nie mogą się bronić tłumacząc, że mieli zaćmienie umysłowe. To można robić na jeden dzień, a nie na 3 długie miesiące. Ich serca zamieniły się w kamień, wszystkie ludzkie uczucia stały się dla nich obce. Ograbiali ludzi, znosili w ramionach dzieci z mieszkań, okradali kiedy była mozliwość. Dlatego nie dziwiło to, że Żydzi nienawidzili własnej policji bardziej niż Niemców, bardziej niż Ukraińców. Nie ma nic jak ustawianie brata przeciwko bratu. [174]
Yitzhak Zuckerman, jeden z organizatorów i liderów Żydowskiej Organizacji Zbrojnej, o roli żydowskiej policji:
Jeszcze raz złapała mnie policja. I przez co przeszedłem jest niczym w porównaniu z tym co przeżyli inni Żydzi. Wspominam to w związku z żydowską policją. W dwóch przypadkach żydowska policja wykonała swoje zadanie… Oczywiście oni nie mieli wyboru – od chwili kiedy postanowili być policjantami. Były inne rodzaje policjantów, bardziej brutalni i mniej brutalni. To byli tacy którzy przyjmowali łapówki i ci którzy uważali, że musieli przodować… Było ich wielu – tysiące… Oni służyli niemieckiemu okupantowi, chcąc nie chcąc, i uważali, że w ten sposób mogli uratować swoje zycie i swoich rodzin…
Kiedy w Warszawie były setki tysięcy Żydów, Niemcy nie mogliby wysyłać transportów do Treblinki bez pomocy samych Żydów. To żydowscy policjanci łapali i wywozili masy Żydów. Byli uzbrojeni w kije, moglibyśmy użyć kijów i noży przeciwko nim; moglibyśmy ich udusić i powiesić… Oczywiście, Niemcy też przyszli – wystarczyło by pokazał się jeden Niemiec, dziesięciu Niemców. Ale większość policji było Żydami, i oni wiernie wykonywali swoją pracę. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że Żydów zabierano na śmierc…
I muszę powtórzyć jeszcze raz, nawet gdybyśmy rozpoczęli wojnę z policją Judenratu 22 lipca [1942] i zrobili wszystko co możliwe, nie uratowalibyśmy narodu. Nie o to nas obwiniam. Nasza wina jest taka, że opóźniliśmy wyrok, mogliśmy utrudnić Niemcom, mogliśmy zmusić ich do sprowadzenia 10.000 Niemców do zadania wykonanego przez 2.000-3.000 żydowskich policjantów. W tej sprawie każdy Niemiec byłby mniej skuteczny niż żydowski policjant. Byłby bardziej brutalny, gdyż miał karabin maszynowy a nie kij, i niewątpliwie zabijałby ludzi na miejscu.
Ale naszym celem, faktycznie, było sprowadzenie Treblinki do Warszawy. Gdyby tak się stało, Żydzi zrobiliby najlepiej uciekając i chowając się, skoro nie wierzyli Niemcom, ale kiedy prosty Żyd widział wołającego go żydowskiego policjanta, trudno mu było wyobrazić sobie, że jego brat zaprowadzi go na śmierć. [175]
Ale Żydzi, żydowska policja wykonała ohydną pracę Niemców. Jedni próbują ich bronić, inni ich oskarżają. Co myślę jest naszą winą, moją winą (skoro większość moich towarzyszy już nie żyje)? Nasza wina była od razu, że od pierwszego dnia nie zaczęliśmy ostrej wojny z żydowską policją! Czy uratowalibyśmy naród? Nie! Absolutnie nie! Ale wyraźnie Niemcy nie wykonaliby swojego zadania tak łatwo czy tak szybko – bez żydowskiej policji. Bo Żydzi na pewno uciekliby przed Niemcami, ale kiedy zobaczyli żydowskiego policjanta, nie przyszłoby im do głowy, że on zaprowadzi ich na śmierć. I żydowska policja wiedziała, jak ja wiedziałem, i nie później niż ja się dowiedziałem czym była Treblinka, skoro sama zydowska policja przyniosła informacje o trwającej tam rzezi.
[173] List prof. Izraela Shahaka do redaktora opubl. w Kol Ha’ir (Jerusalem), 19.05.1989.
[174] Calel Perechodnik, Czy jestem mordercą?: Testament żydowskiego policjanta w getcie / Am I a Murderer?: Testament of a Jewish Ghetto Policeman (Boulder, Colorado: Westview Press/HarperCollins, 1996), 104.
[175] Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień: kronika powstania w warszawskim getcie / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 207–208, 209.
Można powiedzieć, że oni uczestniczyli w budowaniu Treblinki, i są na to dowody. Pewnej nocy w getcie Niemcy powierzyli Judenratowi i żydowskiej policji zgromadzenie żydowskich wykwalifikowanych robotników: stolarzy, blacharzy, ślusarzy i murarzy; nakazali Judenratowi zdobyć drut kolczasty, rózne narzędzia potrzebne do zorganizowania obozu; wszystko to poszło do Treblinki. Było to w Passover 1942, kiedy pierwszy raz usłyszałem o Treblince…
Minął rok od tego czasu i nie zrobiliśmy w ogóle nic: żydowską policję uzbrojono w gumowe pałki i noże. To wszystko, oni nie mieli pistoletów. Wszystko co mieliśmy zrobic to ich zabic. Gdyby zabito kilku z nich, inni baliby się żeby dołączyć do policji… Mogliśmy wysłać naszych chłopców i ich wystraszyć, ale tego też nie zrobiliśmy. I jest rzekomo "legalny" argument, że każdemu kto nie wykonał rozkazu grożono śmiercią. A jakie niebezpieczeństwo groziło policji? W najgorszym razie to co przydarzyło się Żydom.
Nigdy nie wybaczyłem sobie bezczynności, nie zrobienia tego co powinniśmy zrobić. Taka była sytuacja do pewnego momentu. Później, kiedy zaczęliśmy tak robić, było za późno. W ten sposób zmusilibyśmy Niemców do wejścia do getta i by wykonali swoje zadanie własnymi rękami.
Tego zażądałem na pierwszym spotkaniu komitetu społecznego jakie miało miejsce w mieszkaniu Kirshenbauma przy Leszno 56, 22 lipca 1942 … Zaproponowałem żeby obecni i ich towarzysze, liderzy wspólnoty (mogliśmy zgromadzić kilkuset Żydów) demonstrują na ulicach getta z hasłem "Treblinka to śmierć!" Niech Niemcy przyjdą i nas zabiją. Chcielismy by Żydzi zobaczyli krew na ulicach Warszawy, nie w Treblince. Ponieważ dzień po rozpoczęciu Akcji, 23 lipca, może nawet tego dnia, wiedzieliśmy czym i gdzie była Treblinka. Policja na Umschlagplatz widziała wracające stamtąd po kilku godzinach pociągi. To pokazało nam jak daleko była od Warszawy. Ponadto, kiedy drzwi wagonów otwarto by wepchnąć tam więcej ludzi, odkryli krwawe plamy, a nawet ciała. Wagonów nie sprzątano dobrze…
To był kierunek mojego myslenia, wyjaśniłem to tak: nie mamy żadnego wyboru. Świat nie słyszy, nie wie… skoro nie możemy nikogo uratować – to przynajmniej niech Żydzi to wiedzą! Żeby mogli się ukryć. Powiedziałem też, że musimy atakować żydowską policję. Gdybysmy działali w tym duchu, moglibyśmy przedłużyć proces, utrudnić Niemcom jego wykonanie, bo zagłada byłaby nieco trudniejsza do "zorganizowania" z 450.000 Żydami niż z 50.000 później. Musieliby sprowadzić siły wojskowe i wykorzystywać je dzień i noc by wyłapać wszystkich Żydów…
Po 2 czy 3 dniach, kiedy zobaczyliśmy, że oni [liderzy społeczni] nie przychodzili na spotkania, próbowaliśmy zebrać lewicę, elementy proletariackie. Nie uważam żeby jeszcze byli komuniści… Grupy obejmowały Po’alei Zion Left, Po’alei Zion–Z.S., Ha-Shomer, Ha-Tza’ir, i Dror; Gordonia zniknęła. Ale to się rozpadło. Oni po prostu nie przychodzili na spotkania… W świetle tej sytuacji, niemal haniebne jest przyznanie się do tego co się stało – wydaliśmy proklamację z wezwaniem: "Żydzi, nie idźcie, Treblinka to śmierć!" I Żydzi zdarli naszą proklamację z murów, siłą, ciosami. Żyd to postrzegał jako niemiecką prowokację. Słyszałem to od naszych towarzyszy rozwieszających te plakaty, którzy opowiadali to ze łzami w oczach. Yosefa Kaplana i Shmuela Braslawa pobito. Mieliśmy wielu gotowych i chetnych ludzi. Gdzieś, jak pamiętam, Braslaw znalazł noże sprężynowe, i nie mając innej broni, zamierzali użyć jej, i nawet próbowali zabić nimi kilku policjantów…
Podczas akcji każdy chciał ratować swoje zycie. Nie było żadnego przywództwa w getcie… Juden wydał następujący dokument do wszystkich dostojników: Ten człowiek jest kluczowy dla wysiłku wojennego". [176]
[176] Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień…. / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 192–94, 196–97.
Rachel Auerbach, działaczka w getcie, bardzo krytyczna wobec zachowania braci Żydów:
Auerbach podkreśliła genialne użycie czynników psychologicznych przez Niemców, aby zniszczyć warszawskie żydostwo i wykorzystać siły Żydów przeciwko nim. Niemcy bawili się z Żydami i ich naturalnymi ludzkimi instynktami samo-przetrwania i nadziei. W swoich błyskotliwych obserwacjach masowej histerii, która ogarnęła warszawskie getto latem 1942, Auerbach opisała jak bardzo cechy, które tak dobrze służyły Żydom w przeszłości - praktyczność, pragmatyzm, zatwardziałość, seykhel i naturalny optymizm - teraz przyspieszyły ich podróż w otchłań.
I jeszcze inni Żydzi. Z szerokimi ramionami, grubym głosem, z potężnymi rękami i sercami. Rzemieślnicy, robotnicy. Woźnicy, tragarze, Żydzi, którzy uderzeniem pięści mogli powalić każdego chuligana, który ośmielił się wejść na ich teren.
Gdzie byliście kiedy zabierano wasze żony i dzieci, starych ojców i matki? Co się stało, że uciekaliście jak bydło w popłochu przed ogniem? Czy nie było nikogo kto dałby wam cel w zamieszaniu? Zostaliście wymiecieni przez potop, razem z tymi którzy byli słabi.
I wy chytrzy sprytni kupcy, filantropi w krótkich futrzanych płaszczach i czapkach. Jak to się stało, że nie zrozumieliście morderczego oszustwa? [177]
Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW) już istniał i był wyposażony w broń dzięki po części kontaktom z polskim podziemiem. Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB) jeszcze nie utworzono: "W styczniu 1942 [pewnie w marcu] zwołano konferencję międzypartyjną. Partie zgodziły się, że opór zbrojny był jedyną właściwą odpowiedzią na prześladowania. Organizacje Hashomer i Hechalutzpo raz pierwszy zaproponowały plan dla wspólnej organizacji walczącej… Ale wtedy wspólnej organizacji nie ustanowiono". [178] Pomimo wielu rozmów, poważnych planów zdobycia broni i amunicji nie zrealizowano do czasu wielkiej deportacji latem 1942. Próby utworzenia organu przedstawicielskiego, który przejąłby kierownictwo żydowskiego ruchu podziemnego w lipcu 1942 zostały udaremnione, podobnie jak wcześniejsze wysiłki na rzecz zorganizowania oporu przez te frakcje - większość w Żydowskiej Radzie Społecznej - które zdecydowały się na kurs "czekaj i zobacz". Raczkujące żydowskie podziemie zinfiltrowali żydowscy agenci Gestapo i informatorzy, i został praktycznie zniszczone.
Biorąc pod uwagę te wydarzenia, łatwo zauważyć, że każda interwencja zbrojna polskiego podziemia, do której nie byli oni upoważnieni, była nie tylko skazana na niepowodzenie, ale także ustawiłaby ich przeciwko Żydom - na pewno przeciwko żydowskiej policji i wielu innym, którzy nie chcieli antagonizować Niemców. Po pierwsze, w getcie nie było żadnego istotnego żydowskiego podziemia gotowego do podejmowania czy dołączenia do operacji wojskowych przeciwko Niemcom: ŻOB na przykład utworzono i w większości była fikcją. Ponadto szeregi podziemia zostały poważnie przetrzebione na skutek donosów (np. 17-18 kwietnia 1942 Gestapo zabiło 52 prominentnych żydowskich działaczy społecznych w getcie; [179] lewicowych liderów podziemia wyłapano 9 maja 1942, paraliżując tzw. Blok Anty-Faszystowski [180).
[177] Samuel Kassow, "Warszawskie getto w pismach Racheli Auerbach" / The Warsaw Ghetto in the Writings of Rachel Auerbach, w Glenn Dynner i François Guesnet, red., Warszawa: żydowska metropolia / Warsaw: The Jewish Metropolis (Leiden and Boston: Brill, 2015), 507–8.
[178] Marek Edelman, "Getto walczy" / The Ghetto Fights, w Getto warszawskie: 45 rocznica powstania / The Warsaw Ghetto: The 45th Anniversary of the Uprising (Warsaw: Interpress, 1988), <http://www.english.upenn.edu/~afilreis/warsaw-uprising.html>.
[179] Edelman opisuje reakcję w getcie: "Następnego dnia całe getto, przerażone, sparaliżowane i strapione… Większość uważa, że skoro redaktorów nielegalnych gazet zastrzelono, akcję skierowano przeciwko działaczom politycznym, i że działania konspiracyjne powinno się zatrzymać dla uniknięcia niepotrzebnego wzrostu liczby ofiar". Zob. Władysław Bartoszewski, "Męczeństwo i walka Żydów w Warszawie pod niemiecką okupacją 1939-43" / The Martyrdom and Struggle of the Jews in Warsaw under German Occupation 1939–43, w Władysław Bartoszewski i Antony Polonsky, red., Żydzi Warszawy: historia / The Jews in Warsaw: A History (Oxford: Basil Blackwell in association with the Institute for Polish-Jewish Studies, 1991), 315.
[180] Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście, (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 648; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 683–84.
Po drugie, żydowskie wezwania do przeciwstawienia się Niemcom, polskie interwencje byłyby postrzegane jako niemiecka prowokacja, a przynajmniej szkodliwa strategia, przez ogromną większość ludności żydowskiej. [181] Natychmiast sprowadzono by ogromne siły niemieckie, i rozlew krwi miałby miejsce zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz getta, za którą wina spadłaby na "antysemickich" i "nieodpowiedzialnych" Polaków. [182] ponadto, pod względem psychicznym, ani żydowskie podziemie, ani Żydzi nie byli przygotowani do buntu przeciwko Niemcom, [183] i bez tego żadna siła nie zmusiłaby ich do działania. Praktycznie bez wyjątków, Żydzi w getcie – zwłaszcza ci o dobrych koneksjach i bogaci, i łącznie z członkami podziemia – zajmowali się własnym przetrwaniem i nie wykazywali zainteresowania oporem. Jak zauważył członek podziemia Jacob Celemenski: "Wiadomości o deportacjach do obozów pracy publicznie ogłoszono na plakatach na murach, i rozpoczęły się 22 lipca 1942.Początkowo uważano, że ci z kartami pracy się uratują od deportacji. Potem wystąpiła napędzana paniką pogoń za kartami pracy. Dostałem ją dla siebie twierdząc, że pracowałem w kuchni publicznej zarządzanej przez towarzysza Basie Buks (później w Australii), przy Nowolipie 68". [184]ostatecznie zorganizowanie buntu przeciwko Niemcom był po prostu niewykonalny dopóki Żydzi nie uporządkują własnego domu. Radę żydowską należało zneutralizować, i żydowską policję i siatki agentów Gestapo, zdrajców i bandytów usunąć. [185] Niemniej jednak, nawet bez zorganizowanej walki zbrojnej, deportację można by poważnie utrudnić, gdyby tysiące Żydów (na 350.000 w getcie) złapało za kije, pałki, kamienie i inne narzędzia przeciwko tym którzy przyszli by ich złapać. Ale nic tego rodzaju się nie wydarzyło. [186]
[181] Rzeczywiście, wydane przez żydowskie grupy ulotki ostrzegające o "deportacji" były fikcją i wzywały Żydów do oporu były szeroko postrzegane jako niemieckie prowokacje. Zob. Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 671–72; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009),
[182] Historyk Marcin Urynowicz też wyznaje ten pogląd. Zob. Marcin Urynowicz, "Stosunki polsko-żydowskie w Warszawie w okresie okupacji hitlerowskiej", w Andrzej Żbikowski, red., Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939–1945: Studia i materiały (Warsaw: Instytut Pamięci Narodowej–Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, 2006), 607–8.
[183] Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście, (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 646; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 682.
[184] Jacob Celemenski, Elegia dla mojego narodu: wspomnienia podziemnego kuriera żydowskiego Bundu w okupowanej przez nazistów Polsce 1939-1945 / Elegy For My People: Memoirs of an Underground Courier of the Jewish Labor Bund in Nazi-Occupied Poland 1939–45 (Melbourne: The Jacob Celemenski Memorial Trust, 2000), 108.
[185] Zob. np. świadectwo Samuela Kenigswajna z lipca 1947, Archive of the Jewish Historical Institute (Warsaw), record group 301, number 5008, który opisuje kilka takich akcji, w tym oślepienie pewnego Kaca, który zdradził kryjówkę podziemia.
[186] Kiedy Niemcy zainscenizowali tzw. Passover pogrom w marcu 1940, do którego wciągnęli i zapłacili młodych zbirów, Żydzi od razu zorganizowali się by odpierać ataki. Żydzi utworzyli kilka zbrojnych kontyngentów, które ulokowali strategicznie, i angazowali w przewlekłe trwające godzinami walki ze zbirami, uzywając żelazne rury i mosiężne kastety. (Przedwojenni bojownicy Bundu często zatrudniali gburowatych tragarzy i wozaków węglowych.) "Zmobilizowano każdy walczący kontyngent – pracowników rzeźni, transportu, członków partii Bund. My zorganizowaliśmy ich w 3 grupy". Tuż przed godzina policyjną oddziały były dyskretnie rozmieszczane w różnych miejscach, aby jednostki wydawały się liczniejsze i wszechobecne. "Kiedy następnego ranka pojawili się pogromiści w tych sekcjach, byli zaskoczeni, że nasi towarzysze czekają na nich. Wybuchła krwawa bitwa. Karetki rzuciły się by zabierać rannych pogromistów…Walka przenosiła się do innych części miasta. Do naszych zorganizowanych grup dołączali inni robotnicy". W dzielnicy Wola, zauważa Bernard Goldstein, "nasi towarzysze dostali pomoc od nie-żydowskich robotników socjalistycznych, do których zwróciliśmy się o pomoc. Wielu chrześcijan usiłowało przekonać pogromi stów by przestali". Walki tego dnia trwały do chwili tuż przed godziną policyjną, i wznowiono je następnego ranka, choć polscy faszyści byli mniej liczni i wydawali się jakby stracili część entuzjazmu teraz, kiedy ktoś oddawał ciosy. 4 czy 5 zł najwyraźniej nie były warte ryzyka posiadania rozwalonej głowy przez krępego rzeźnika, i do 13:00 Granatowa Policja… rozpędziła walczących. Pogrom zakończył się 29 marca, tak szybko jak się rozpoczął". Nie było żadnego niemieckiego odwetu za ten akt fizycznego oporu. Zob. Bernard Goldstein, Gwiazdy to poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 51–53; Bernard Goldstein, Pięć lat w warszawskim getcie / Five Years in the Warsaw Ghetto (Edinburgh, Eest Virgina: AK Press, 2005), 44–45. Marek Edelman twierdzi, że "Bojownicy Bundu przeprowadzili akcje odwetowe. To poskutkowało 4 dużymi walkami ulicznymi".
A zatem jedyną potrzebną siłą i zdolną sparaliżować masowe deportacje Żydów z Warszawy latem 1942, byli sami Żydzi. I oni byli jedynymi którzy mogli postanowić o działaniach. Skoro żydowskim działaczom wszelkiego rodzaju nie udało się zmobilizować własnego narodu, to co mogło zrobić polskie podziemie? Z perspektywy czasu często pojawiają się oskarżenia, że Polacy nie zrobili nic by zapobiec wielkiej deportacji. Ale jednocześnie niezliczone źródła żydowskie powtarzają, że sami Żydzi unikali buntu przeciwko Niemcom, ponieważ obawiali się zbiorowych i brutalnych represji. Ale jest to dokładnie ryzyko, jakiego oczekują od Polaków, organizując akcje pomocowe na korzyść Żydów u szczytu niemieckiej potęgi militarnej. Zrzucenie tej odpowiedzialności na Polaków i domaganie się od nich poziomu inicjatywy i heroizmu, których nie byli gotowi pokazać Żydzi, jest argumentem nie do obrony. Co więcej, ta argumentacja sugeruje (fałszywie), że Polacy mieli siłę militarną by skutecznie zatrzymać wielką deportację. Gdyby tak było, mogliby prawdopodobnie wygonić Niemców z Warszawy i Polski, i oszczędzić siłom alianckim 3 lat walk i milionów ofiar. Typowo, Shmuel Krakowski, żydowski historyk apologeta, twierdzi, wbrew wszelkim dowodom, że "brak broni był głównym powodem braku zbrojnego oporu podczas deportacji z warszawskiego getta latem 1942. [187]
W tym świetle, obciążanie Polaków różnymi niedociągnięciami, których rzekomo byli winni, świadczy o całkowitym braku realizmu, choć służy jako dogodna zasłona dymna dla problemów wewnętrznych społeczności żydowskiej. Yisrael Gutman, na przykład, twierdzi, że Polacy mogli uzbroić żydowskie podziemie w getcie (mimo że ŻZW już wtedy nabył znaczną ilość broni z polską pomocą, ale nie planował wtedy powstania), albo mogliby zakłócić deportacje przez sabotowanie toru kolejowego do Treblinki, czy nawet atak na sam obóz zagłady (sic). [188] Do czasu utworzenia pełnego i zjednoczonego podziemia wojskowego z szerokim poparciem społeczności pod koniec 1942, grupy żydowskie, które omawiały scenariusz działań antyniemieckich, nie były reprezentatywne dla społeczności, ani nie zostały uznane ani upoważnione do działania przez jakąkolwiek organizację parasolową w społeczności żydowskiej. Nie byli w żadnym sensie podziemnym wojskiem i byłoby nierozsądne oczekiwać, że polskie podziemie dostarczyłoby wtedy broń.
Zob. Marek Edelman, "Getto walczy" / The Ghetto Fights, w Warszawskie getto: 45 rocznica… / The Warsaw Ghetto: The 45th Anniversary of the Uprising (Warsaw: Interpress Publishers, 1988), <http://www.english.upenn.edu/~afilreis/warsaw-uprising.html>.
Inne źródło twierdzi: "Ponieważ goyim mieli przewagę, a może zaplanowany podstęp, Żydzi uciekali ulicą Nalewki do Franciszkańskiej. Goje gonili za nimi. Najwyraźniej Żydzi tego się spodziewali, gdyż po dojściu do Franciszkańskiej do Żydów dołączył kontyngent dodatkowych sił żydowskich. Zaatakowali Gojów ze wszystkich stron. Rzucano w nich cegły, kamienie i kawałki betonu ze zbombardowanych budynków. Było wielu rannych Polaków. Wszystko co pozostało "na polu walki" to jakieś worki jakie goyim i shikses zabrali ze sobą by wypełnić je skradzionymi żydowskimi rzeczami, jakieś pałki które przynieśli żeby bić Żydów, i jeden martwy Polak… Ulica była pusta, podjechały auta policji wojskowej i aresztowano wielu ludzi mieszkających w budynkach przy Franciszkańskiej gdzie toczyła się walka. Aresztowano też niektórych Polaków, i każdego zabrano do budynku sądu przy Krasińskiego. Żydów trzymano w areszcie 3 dni… Żydów z budynku koło którego zabito Polaka zaprowadzono do więzienia na Pawiaku, gdzie trzymano ich 3 miesięce, i dopiero wtedy zwolniono". Zob. Shimon Huberband, Kiddush Hashem:żydowskie życie religijne i kulturalne w Polsce w czasie holokaustu / Kiddush Hashem: Jewish Religious and Cultural Life in Poland During the Holocaust (Hoboken, New Jersey: Ktav Publishing House, and Yeshiva University Press, 1987), 57–58. Bund postanowił utworzyć i zacząć szkolić 500-osobową milicję w razie gdyby Niemcy próbowali wszcząć kolejny, bardziej śmiertelny pogrom w Warszawie. Ale nawet do 17 kwietnia 1943, naloty na warszawskie getto, nie osiągnęły praktycznie niczego. Zob. Matthew Brzezinski, Armia Izaaka…. / Isaac’s Army: A Story of Courage and Survival in Nazi-Occupied Poland (New York: Random House, 2012), 118–19, 154–56. Dlaczego nie szkolił swoich członków i nie zakupił broni ponad 20 lat przed wielką deportacją latem 1942, jest po prostu zaskakujące.
[187] Shmuel Krakowski, Wojna straceńców: żydowski opór zbrojny w Polsce 1942-1944 / The War of the Doomed: Jewish Armed Resistance in Poland, 1942–1944 (New York and London: Holmes & Meier, 1984), 215.
[188] Yisrael Gutman, Warszawscy Żydzi 1939-1945… / The Jews of Warsaw, 1939–1945: Ghetto, Underground, Revolt (Bloomington, Indiana: Indiana University Press, 1982), 250.
Co więcej, obwinianie polskiego podziemia za nie wysadzenie torów prowadzących do obozów śmierci ignoruje rzeczywistość. Sabotażowane tory można w kilka godzin naprawić, i Niemcy wzięliby dziki odwet na pobliskich polskich wioskach. Jak wykazuje historyk Gunnar S Paulsson: "Nie powinnismy ulegać złudzeniom, że sabotazowanie torów mogłoby uratować życie wielu Żydów. Te same argumenty które odnoszą się do propozycji zbombardowania torów kolejowych prowadzących do Auschwitz [gdzie do połowy 1942 większość więźniów stanowili chrześcijańscy Polacy] również odnoszą się tutaj. Działania tego rodzaju mogą jedynie służyć w najlepszym przypadku żeby opóźnić i nękać, skoro linię kolejową można naprawić w kilka godzin. Sabotaż kolejowy był przydatny tylko w konkretnych celach wojskowych gdzie krytyczny był czas (najskuteczniej zakłócać niemiecki transport żołnierzy we Francji po D-Day). Z uwagi na koszt dla cywilnej populacji i osiągnięcia ograniczonych korzyści, sabotażu torów nie wykorzystano żeby zatrzymać żydowskie transporty nigdzie w Europie, poza, uważam, jednym przypadkiem w Belgii. Żydowscy partyzanci tez nie próbowali takich akcji". Paulsson pisze, że "sabotaż kolei na dużą skalę przeprowadzono w rejonie Warszawy w październiku 1942, kiedy dokonano sabotażu na stacjach rozrządowych i większości linii kolejowych prowadzących z miasta. Celem była próba zakłócenia gromadzenia niemieckich wojsk w Stalingradzie. Ale to mogło przynieść skutek uboczny opóźnienia deportacji Żydów, poza tym, że niestety nastąpiło to w okresie pomiędzy pierwszą a drugą deportacją. Poskutkowało też masowymi represjami wobec polskiego społeczeństwa". [189] Paradoksalnie, wyjaśnienia proponowane przez Chaima Lazara, kronikarza ŻZW, za żydowską bezczynność podczas wielkiej deportacji zupełnie uniewinniają Polaków.
Po wielkiej deportacji latem 1942, pozostali "produktywni" Żydzi w getcie pracowali w warsztatach. Głód praktycznie wyeliminowano i było dużo żywności. Wznowiono przyjęcia, imprezy artystyczne i spotkania towarzyskie, i otworzono nawet dobrze zaopatrzone kafejki. Było pełno porzuconych towarów do wzięcia w getcie, i szmugiel i handel z "aryjską" stroną kwitł, kiedy polscy robotnicy przemycali do getta zywność w zamian za odzież i inne rzeczy. [190] Tuvia Borzykowski, członek ŻOB pisze, że wielka deportacja zapoczątkowała okres przygnębienia i upadku moralnego, które musiały zostać przezwyciężone, zanim Żydzi mogli dostać hartu ducha, by stawić czoła niemieckim władcom.
Niemal niemożliwe jest opisanie nastroju Żydów w getcie wtedy, tuż po pierwszej akcji eksterminacji. Byli złamanymi ludźmi pozbawionymi wszelkich ludzkich uczuć. Akceptowali wszystko, nawet nie wahali się przechodzić przez martwe ciała, i wszystkie oczy wyrażały tę samą oczywistą prawdę: "Wszyscy skończymy jako mydło". W getcie krążyły cyniczne żarty. Można było słyszeć ludzi żartująco liczących ile tłuszczu wytworzy czyjeś ciało dla niemieckiej machiny wojennej. [191]
Bernard Goldstein, działacz Bundu:
Po usunięciu każdego człowieka z zamknietych sekcji, Niemcy, z typową krzyżacką skutecznością, zaczęli ratować każdą nadającą się rzecz. W tym celu zorganizowali Wertverfassungstelle, celem którego było gromadzenie materiału, sortowanie i pakowanie go w magazynach w budynku synagogi Przy Tłomackiej i katolickiej katedrze [faktycznie tylko kościół – MP] przy Nowolipki, skąd wywożono je z getta.
Wertverfassungstelle miał pewną konkurencję. Kiedy pozostali Żydzi wyzdrowieli z doświadczenia deportacji, konieczność żywności ożywiła przemyt. Goje nie uznawali już pieniędzy [skoro były praktycznie bezużyteczne – MP], ale chętnie brali towary zbierane przez szmuglerów z opuszczonych domów, w zamian za chleb. Śmiali szmuglerzy wkraczali do opuszczonych dzielnic by konkurować ze zorganizowanymi wampirami z Wertverfassungstelle. [192]
[189] Zamieszczony na H-Holocaust Net Discussion List, 21.11.2001.
[190] Leon Najberg, Ostatni powstańcy getta (Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny, 1993), 41; Stefan Ernest, O wojnie wielkich Niemiec z Żydami w Warszawie, 1939–1943 (Warsaw: Czytelnik, 2003), 292, 296, 299; Henryk Bryskier, Żydzi pod swastyką czyli getto w Warszawie w XX wieku (Warsaw: Aspra-Jr, 2006), 222–23.
[191] Tuvia Borzykowski, Między upadłymi murami / Between Tumbling Walls (Tel Aviv: Beit Lohamei Hagettaot/Ghetto Fighters’ House and Hakibbutz Hameuchad Publishing House, 1972), 18.
[192] Bernard Goldstein, Gwiazdy poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 154–55.
Kolejny etap getta polegał na stopniowej konsolidacji podziemia, której kulminacją był zbrojny atak na siły niemieckie, które wkroczyły do getta 18 stycznia 1943, w towarzystwie żydowskiej policji, by przeprowadzić znacznie mniejszą łapankę Żydów do deportacji. Zdaniem Stefana Ernesta, pracownika Arbeitsamt, "Tę operację przeprowadzono przy pomocy kilku kompanii żandarmów i piechoty SS. Żydowska Policja Porządkowa odegrała pomocniczą rolę wyważając drzwi i przeszukując kryjówki… Mieszkańcy ukrywali się najlepiej jak mogli, i w niektórych miejscach, głownie przy Placu Muranowskim [gdzie była siedziba ŻZW] i Miłej 34, był czynny opór. Użyto broni i wróg doznał strat. Najwyraźniej był także opór w trzecim dniu operacji, czyli 20 stycznia, na posiadłości Schultza [warsztat]. W rezultacie tej operacji około 6.000 ofiar deportowano lub zastrzelono na miejscu, z tego około 4.000 w pierwszym dniu operacji. Grabarze doliczyli się do 1.000 ciał które musieli usunąć. Straty wroga rzekomo miały dojść do 21 ofiar śmiertelnych lub poważnie rannych". [193] Kiedy Niemcy znowu weszli do getta 19 kwietnia 1943, zdaniem Stefana Ernesta, "głównymi punktami oporu" były Plac Muranowski, ulica Muranowska, szpital przy Gęsiej i warsztat szczotkarza. [194] (Stefan Ernest napisał raport w maju 1943.) Uczestnictwo ŻZW w walce w styczniu 1943 opisał Chaim Lazar-Litai. [195] Ale inni członkowie ŻZW tacy jak David Landau zaprzeczają jakoby ŻZW brał udział w walce. Landau stawia następujące pytanie o trwającej kolaboracji żydowskiej policji: "Niemcy musieli wchodzić do domów żeby usunąć ludzi których chcieli deportować, i nadal pomagała im żydowska policja. Często pytam się jaka zła siła zmusiła zydowską policję do kooperacji w styczniu 1943, kiedy sami zostali zdziesiątkowani po wielkiej deportacji?" [196]
Chaim Lazar, kronikarz Żydowskiego Związku Wojskowego:
Ale gdzie, może zapytać czytelnik, był wtedy żydowski ruch narodowego oporu? Czy oni też ulegli złudzeniu by oddać się biernemu fatalizmowi?
Więc co stało się z ŻZW, żydowską organizacją wojskową opisaną w poprzednich rozdziałach? Była to jedyna tego rodzaju organizacja w getcie, która posiadała broń i jasno określone cele. Dlaczego nie zaproponowała sprzeciwu na początku pierwszych masowych deportacji?..
Gdzie byli w czasie Aktion? Odpowiedź daje w zeznaniu Wladislaw Zarski-Zaidler [Władysław Zajdler-Żarski] z Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie w czerwcu 1960, jak zapisał prof. [Bernard] Mark. Zarski-Zaidler twierdzi:
"Z jednej strony, Żydzi którzy mogli opuszczać getto ukrywali się w bunkrach (piwnice) przygotowanych dla nich przez członków organizacji i wykorzystywali drogi ucieczki na wschód, kiedy jednocześnie ŻZW konsolidowała się i umacniała swoją pozycję w samym getcie. Dzięki kontaktom z AK, i powiązaniom z KGB (Korpusy Bezpieczeństwa), ŻZW była w stanie, wiosną 1942, nabyć pewną ilość broni, i zgromadzić grupę oddaną jej sprawie. Szefował jej David Appelbaum, znany pod pseudonimem 'Koval'. Wiosną 1942, David Appelbaum otrzymał informację przez
[193] Stefan Ernest, O wojnie wielkich Niemiec z Żydami w Warszawie, 1939–1943 (Warsaw: Czytelnik, 2003), 324.
[194] Stefan Ernest, O wojnie wielkich Niemiec z Żydami w Warszawie, 1939–1943 (Warsaw: Czytelnik, 2003), 350.
[195] Chaim Lazar-Litai, Muranowska 7: powstanie w warszawskim getcie / Muranowska 7: The Warsaw Ghetto Rising (Tel Aviv: Massada–P.E.C. Press, 1966), 189–90. Józef Grynblatt, który twierdzi, że był członkiem ŻZW, też mówi, że ŻZW zorganizował zbrojny opór w styczniu 1943. Zob. Anka Grupińska, "Rozmowa z Józefem Grynblattem, członkiem Betaru i Żydowskiego Związku Walki w czasie powstania w getcie warszawskim", Zagłada Żydow: Studia i materiały, vol. 3 (2007): 317–35, tu s.. 322.
[196] David J. Landau, alias Dudek, Janek i Jan, Zaklatkowany… / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 204–205. Zdaniem Landau, Aktion 18 stycznia 1943 "nigdy nie doszła do naszej części getta".
David Appelbaum dostał wiadomość przez kanały WZWZ [polskie podziemie], że Niemcy planowali masową zagładę warszawskiego getta. Szef Judenratu, Czerniakow, słysząc o planowanej strasznej zbrodni, oficjalnie zaprzeczył w czerwcu 1942, że Żydów zamierzano deportować. Niezadowolony z tej postawy, pod koniec czerwca Applebaum zwołał spotkanie dowództwa ŻZW, w którym uczestniczyli też przedstawiciele WZWZ, w tym Bystry (major Henryk Iwanski [Iwański]) i jego brat Waclaw Iwanski [Wacław Iwański]. Waclaw w jednoznaczny sposób przedstawił los czekający Żydów w warszawskim getcie: "Oni chcą znieczilić wasze zmysły, by łatwiej wyprowadzić was z getta i zniszczyć" – powiedział.
"Spotkanie było burzliwe. Niektórzy z obecnych chcieli rozpocząć zbrojny opór za wszelką cenę. Inni opowiedzieli się za umiarkowaniem i próbowali ochłodzić "pasjonatów" zimnym rozsądkiem. Applebaum był w zasadzie za rozpoczęciem buntu, ale nie chciał sam odjąć takiej fatalnej decyzji.
"Na spotkaniu zdecydowano żeby skonsultować wpływowych członków Judenratu, zdobyć opinie rabinów, i decyzję podjąć w możliwie najszerszym zakresie i z jak najmniejszym opóźnieniem.
"Drugie spotkanie odbyło się w pierwszym tygodniu lipca. Z aryjskiej strony (część miast poza gettem) przyszli Henryk i Waclaw Iwanski oraz Wladislaw Zarski-Zaidler. Spotkanie było w mieszkaniu Leona Urbacha przy Dzielnej, drugi budynek od rogu Karmelickiej. Obecni byli Czerniakow, Lichtenbaum, adwokat David Szulman, Leon Rodal, Heniek Federbusz, Henryk Lifszyc, dwaj rabini (jeden z Twardej, drugi z większego getta), Dłuzyk January, Haim Moritz Leibu, Dremalski (lub Dermatulski), dr Alojzy Lunarski, Appelbaum, dr Goldfarb Maurycy, Leonard Fisz, Haim Lopata, Kalman Mendelson, Pika Janek, dr Temerson (ginrkolog), Wainsztok, Winecki Romualdi, Bialoskornik (Bialoskora) oraz inni, których nazwisk już nie pamiętam.
"Appelbaum przedstawił sytuację, po nim Iwański mówił o niemieckim planie likwidacji getta. Niestety, nikt z obecnych nie był gotów uwierzyć, żeby Niemcy naprawdę zrealizowali taki plan. Podnosili niezliczone zarzuty, że korzyść ekonomiczna jaką Niemcy odnoszą z żydowskiej pracy przymusowej w getcie i jej wkład w niemiecki wysiłek wojenny, sprawiły, że taki plan stał się niewykonalny. Co więcej, twierdzili, że Niemcy nie ryzykowaliby antagonizowania opinii światowej, dokonując tak strasznej i bezsensownej zbrodni.
"Rabini też sprzeciwili się wszelkiemu oporowi zbrojnemu dlatego, że spowodowałby ostry odwet i niepotrzebny rozlew krwi. Jeden rabin zacytował Księgę Hioba (5:17-20): 'Szczęśliwy, kogo Bóg karci, więc nie odrzucaj nagan Wszechmocnego. On zrani, On także uleczy, skaleczy - i ręką swą własną uzdrowi. Od sześciu nieszczęść uwolni, w siedmiu - zło ciebie nie dotknie; w nędzy wykupi od śmierci, na wojnie od miecza wybawi'.
"Te wersety wypowiedział proroczym tonem i po hebrajsku, którego nie rozumiałem. Dopiero później dowiedziałem się, że cytował Księgę Hioba. Musze przyznac, że choć nie rozumiałem znaczenia wtedy, byłem pod wielkim wrazeniem. Wszyscy obecni zamilkli i siedzieli z pochylonymi głowami.
"To był początek końca". – kończy swoje świadectwo Zarski-Zaidler.
Niemożliwość proponowania oporu tak opisuje dr David Wdowinski [lider ŻZW]:
"Nasza organizacja nie posiadała wtedy wystarczającej ilości broni by rozpocząć powstanie, ale nawet gdybyśmy mieli wystarczającą broń i walczących ludzi, sam Ruch Rewizjonistyczny nie przyjąłby odpowiedzialności za konsekwencje. W zaistniałej wtedy sytuacji wszelki opór i bunt wymagałby poparcia całej wspólnoty żydowskiej. Tego nie mieliśmy. Dla wszystkich było boleśnie jasne, że takki opór wywoła krwawy niemiecki odwet w getcie. Oczywiście, wtedy obwiniani bylibyśmy my za Aktion i na zawsze musielibyśmy znosić znak hańby. Czy mogliśmy wziąć na siebie taką odpowiedzialność?"
Struktura społeczna i polityczna społeczności żydowskiej w tym czasie prawie nie nadawała się do utworzenia zjednoczonej siły, która mogłaby powstać i doprowadzić do zgranej walki z Niemcami. Żydzi byli podzieleni na różne partie, frakcje i ruchy, a mianowicie: ortodoksi, rewizjoniści, Benei Akiva, General Zionists, prawicowy Poalei Zion, Dror, Gordonia, Hashomer Hatzair – lewicowy Poalei Zion, bundyści, komuniści, i dużą liczbę odłamów grup i ruchów o różnych odcieniach politycznych. Można do nich dodać 'towarzyszy podróży', urzędników i asymilatorów, którzy trzymali się z daleka, właścicieli nieruchomości, których interesowała wyłącznie ochrona ich bogactwa, większość robotników fabrycznych, którzy uważali się za lepszych od innych, ponieważ wierzyli, że mają najlepsze szanse na przeżycie, tzw. elementy "produktywne" i szerokie masy, które zajmowały się wyłącznie ponurymi realiami życia w getcie i próbami przezwyciężenia nierozwiązywalnych codziennych problemów. Taki był przekrój wspólnoty, która musiałaby być wezwana do powstania przeciwko wysoce zdyscyplinowanym i zorganizowanym uzbrojonym siłom niemieckim, które ślepo wykonywały każdy rozkaz Führera.
Czy ledwie garstka bojowników z ŻZW, tak oddana, mogłaby dołączyć do tych wszystkich odłamów razem i zjednoczyć ich w skonsolidowaną siłę, gotową i zdolną do zaangażowania Niemców w walkę?
Polityka odpowiedzialności zbiorowej – i zbiorowe środki karne – przyjmowane przez wroga stanowiły dalsze, i może kluczowe, przemyślenie. Jeśli chodzi o Niemców, wszyscy Żydzi odpowiadali za czyny jednego z nich. Nie będzie żadnych wątpliwości, że każde powstanie wywoła represje na dużą skalę, i prawdopodobnie do całkowitej zagłady żydowskiej populacji. I nawet ci którzy wszyscy opowiadali się za oporem, stali w obliczu tragicznego dylematu, czy mieli moralne prawo narażania żydowskich mas na ryzyko pewnej śmierci, przeciwko mniejszemu ryzyku uratowania nie więcej niż kilku.
Kiedy różne [żydowskie] ruchy oporu debatowały o kluczowej sprawie jaki będzie najlepszy czas rozpoczęcia powstania, opinia była przeciwko rozpoczęciu działań oporu zanim stało się jasne, poza wszelkimi wątpliwościami, że Niemcy mieli przeprowadzić swoją ostateczną Aktion, czyli przed całą wspólnotą żydowską stała calkowita zagłada, i nie było już najmniejszego promyka nadziei, żeby ktoś mógł przeżyć. Ale dopóki deportacje były częściowe i niektórzy Żydzi mogli mieć nadzieję na ocalenie, powstanie należy zawiesic. I to miało miejsce w Wilnie, Białymstoku jak i w Warszawie, bo wszyscy zrozumieli, że kiedy rozpocznie się powstanie, nikt by się nie uratował.
Dobrze pamiętam jak stanęliśmy w obliczu tego tragicznego dylematu w wileńskim getcie, i tam stanowisko było nieporównywalnie lepsze , bo wszystkie ruchy podziemne, od Betaru do komunistów, były mocno zjednoczone…
Teraz widzimy, z perspektywy historycznej, jak rację miała mniejszość upierając się w tym, że powstanie powinno się rozpocząć bezzwłocznie. Bo było jasne, że deportowani niezmiennie byli przeznaczeni na śmierć, i że taki był los jaki oczekiwał każdego w getcie, było jedynie sprawą czasu, i bardzo krótkiego czasu. Odpowiedni moment na rozpoczęcie buntu w żadnym wypadku nie powinien zostać zmarnowany ze względu na tydzień lub najwyżej miesiąc wytchnienia. Ale mniejszość, która utrzymywała ten pogląd, nie mogła sprawić, by inni widzieli to w tym świetle, i w rezultacie: masy żydowskie prowadzono jak barany na rzeź; organizacja walcząca straciła najlepszych walczących; wszystkie ruchy żydowskie straciły siły rezerwowe potencjalnych bojowników, którzy mogli zadać ciężkie straty wrogowi, gdyby zostali wezwani do tego w odpowiednim czasie; a masom żydowskim odmówiono możliwości buntu i wejścia w burzę buntu, jak to zrobili ocaleni w kwietniu 1943. Jakże inna mogła być sytuacja, gdyby pół miliona Żydów przyłączyło się do masowego powstania, zmuszając wroga do przywołania całych dywizji wojska, aby je stłumić! [197]
[197] Chaim Lazar Litai, Muranowska 7: The Warsaw Ghetto Rising (Tel Aviv: Massada–P.E.C. Press, 1966), 122–28. Potwierdzenie szerokiej pomocy daje Henryk Iwański ("Bystry") w dziennikach David J. Landau, alias Dudek, Janek i Jan, Zaklatkowany:… / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 40–41, 80–81.
David Wdowiński, lider ŻZW, o wyrokach dla kolaborantów i za przywłaszczanie pieniędzy w getcie:
Za wszystko musieliśmy bardzo dużo płacic. To pociągało za sobą wydatki milionów złotych. Skąd braliśmy takie ogromne sumy pieniędzy? Dzięki rosnącej popularności naszej organizacji otrzymywaliśmy dobrowolne datki. Wykonywaliśmy wyroki kary śmierci na wielu wyższego stopnia oficerach żydowskiej policji, którzy notorycznie wyróżniali się podczas transferu [tj. deportacji Żydów do Treblinki]. W kieszeniach jednego z tych oficerów znaleźliśmy plan Gestapo "pokojowego" transferu i likwidacji warszawskiego żydostwa. Nasza organizacja dokonała też egzekucji na kilku żydowskich zdrajcach, konfidentach Gestapo, jak i na kilku Żydach zawierających układy z Niemcami w grabieniu populacji…
Ale duże pieniądze otrzymywano mając na muszce rewolweru kogoś z jeszcze bogatych Żydów. W getcie byli bogaci Żydzi, ci którzy bogacili się kosztem biednych. Byli łącznikami między Niemcami i żydowską populacją getta, żydowskimi kierownikami niemieckich firm, pozbawionymi skrupułów spekulantami w żywności i innymi hienami społecznymi. Do nich mieliśmy inne podejście. Jeśli nie dali żądanej sumy, aresztowaliśmy ich. Mieliśmy więzienia zarówno w getcie jak i w sklepach[?]. Takie indywidua trzymaliśmy o chlebie i wodzie dotąd aż spełnili nasze żądania, takie jak pół miliona złotych, biżuterię, albo jeszcze lepiej – w obcej walucie. Za nią łatwiej było dostać broń. [198]
Yitzhak Zuckerman, lider ŻOB, o o donosicielach i przywłaszczeniach w getcie:
Po masowej deportacji… zmniejszył się status żydowskiej policji i Judenratu, i donosiciele – Żydzi zachowujący kontakt z różnymi filiami niemieckiej policji – stanowili największe zagrożenie dla ŻOB i szerszego ruchu oporu. [199]
Po powstaniu styczniowym (1943)… zaczęły pojawiać się grupy "dzikich kotów", niezorganizowanych ludzi chcących wykorzystać sytuację… z bronią i przemocą, żeby bogacić się kosztem Żydów. Atakowali i grabili żydowskie domy, przedstawiając się jako ŻOB, i pod jej egidą dokonywali swoich rabunków. Rozpoczęliśmy wojnę z tymi grupami i niszczyliśmy je, zarówno metodą negocjacji jak i siłą. [200]
Była komunistyczna grupa "Exes" dokonująca "przywłaszczeń" [tzn. rabunków] w getcie, i komendant mówił, że działał na rozkaz z góry. Wtedy to zbadaliśmy i polscy komuniści ostro zareagowali, że nigdy nie prosili swoich członków żeby zbierali pieniądze w getcie. [201]
Organizacji ŻOB udało się zdominować Judenrat i zmusiła radę do wykonywania jej rozkazów. Przywłaszczyła też 250.000 zł od Judenratu na zakup broni. Kiedy ówczesnemu szefowi Judenratu, Lichtenbaumowi, zagrożono zabiciem syna jeśli nie da pieniędzy, gotówkę przekazano ŻOB w ciągu 3 dni , i członkowie rady tylko prosili, żeby usunąć z podanych powodów płatności punkt, że "karę wymierzono za przysługi dla Niemców". [202]
[198] David Wdowinski, I nas nie uratowano / And We Are Not Saved (New York: Philosophical Library, 1985), 82.
[199] Yitzhak Zuckerman (“Antek”), Nadmiar wspomnień: kronika powstania w warszawskim getcie / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 341. Gutman mówi o "wielu agentach i zdrajcach… w getcie". Zob. Israel Gutman, Sprzeciw: powstanie w warszawskim getcie / Resistance: The Warsaw Ghetto Uprising (Boston and New York: Houghton and Mifflin, 1994), 219.
[200] Yitzhak Zuckerman (“Antek”), Nadmiar wspomnień… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 227.
[201] Ibid., 399.
[202] Ibid., 342.
Mieliśmy przyjaciela w Judenracie o imieniu Mayofis… W budynku Judenratu był sejf. I dzieki Mayofisowi, wiedzieliśmy kto miał klucze… Israel Kanal ubrał się w swój mundur żydowskiego policjanta i o świcie poszedł do skarbnika Judenratu i grożąc mu dostał od niego klucze. Drugi raz był tuż przed akcją, ale wtedy nie byłem już głównym getcie. Innym razem zaatakowaliśmy skarb w Judenracie w środku dnia… Ludzie podeszli do banku, weszli do środka i zabrali pieniądze; była to bardzo udana operacja. [203]
Matthew Brzezinski o przywłaszczeniach w getcie:
[Hanoch] Gutman był jednym z bohaterów powstania ze stycznia 1943, i jego zespół wykonał pewne brudne roboty dla ŻOBu: tzw. "Exes", które obejmowały zarówno egzekucje zdrajców jak i przywłaszczenia funduszy dla finansowania zakupu broni. Jednostka była po części grupą zabójców, po części wymuszania – ale jej celami nie były niewinne ofiary. Notoryczny agent Gestapo Alfred Nossig… był pierwszym zastrzelonym. Po nim był Mieczyslaw Brzezinski, szef znienawidzonej jednostki Umschlagplatz żydowskiej policji…
Marek Edelman był bardziej wylewny o rodzaju ofiary zastrzelonej przez ŻOB i stosowaniu mafijnej taktyki: "Żydowski policjant, prawdziwy s…syn, nie chciał dac nam pieniędzy" – wspominał. "Powiedzieliśmy 'Nie chcesz płacić? Dobrze', i zastrzeliliśmy go".
Działania ŻOB w czasie tego krótkiego a kontrowersyjnego okresu swojej ewolucji były podobne do tych stosowany przez amerykańską mafię. Każdy 'podziemny' piekarz w getcie musiał płacić ŻOB dostarczając mu codziennie darmowy chleb. Sprzeciwiającym się niszczono sklepy. Ponieważ Organizacja musiała zebrać równowartość milionów dolarów na zakup broni dla swoich członków, żądała od bogatych specjalnego "podatku". Nieproporcjonalny odsetek ocalałych mieszkańców był zamożny, ponieważ pieniądze, złoto i diamenty były tym, co trzymało ludzi przy życiu w diabolicznie skorumpowanym nazistowskim systemie. Nie brakowało też przemytników i współpracowników, z których mogliby wycisnąć. "Porwalibyśmy ich dzieci i wykupiliby je", wyjaśnił Simha jedną z taktyk gwarantujących składki na fundusz broni ŻOB…
Tyle pieniędzy zebrano przez wymuszenie, że niemal wybuchła gwałtowna wojna o wpływy. Rywalizujący Żydowski Związek Wojskowy miał własny program Exes, a rywalizacja między obu grupami o terytorium i marki doprowadziła ostatecznie do konfrontacji. Zuckerman, Edelman i Anielewicz udali się na spotkanie z nienazwanymi przywódcami JMU, by próbować rozwiązać spór. "Oni wyciągnęli pistolety, my też przynieśliśmy też pistolety" - powiedział Edelman. "Nie będę o tym więcej dyskutował". [204]
Simha Rotem (Ratajzer) "Kazik", bliski kolega Zuckermana, który wykorzystał stereotypy rasowe w dokonanych w getcie atakach, jednocześnie rozwiewa opinię znajdującą się w niektórych żydowskich źródłach, że polskie gangi przedarły się do getta by dokonać wymuszeń:
Na rozkaz Hanocha [Gutman], poszliśmy na "exes" by "pozbierać" pieniądze od bogatych Żydów. Obserwowaliśmy dom pewnego człowieka, zebraliśmy informacje, i ustaliliśmy datę operacji. Mieszkanie było na II piętrze. Jeden z nas zapukał do drzwi, i kiedy je otworzono, wdarliśmy się do środka, zidentyfikowaliśmy pana domu, stanęliśmy naprzeciwko niego w "perswazyjnej" postawie, i i zadeklarowaliśmy: "Przyszliśmy by dostać twój wkład dla ŻOB". Żyd odmówił. Przyłożyłem mu lufę mojego rewolweru; zamarł i nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Wtedy Hanoch rozkazał: "Kazik, zabij go!" Kiedy nazwał mnie "Kazik", dał mi do zrozumienia, że miałem pokazać się jako Kazik, czyli jako Polak. Przyjąłem dziwny wyraz twarzy, przewróciłem oczami, nadąłem pierś, złapałem Żyda za kołnierz, i zaciągnąłem go w róg pokoju. "Słuchaj, ze mną nie będziesz się bawił!" – powiedziałem mu. Kiedy usłyszał imię "Kazik", zrozumiał, że miał do czynienia z Gojem, i nie przechytrzysz Goja, zwłaszcza nie w tych czasach. Załamał się, poprosił o trochę czasu, usał się do kryjówki, wyciągnął jakieś pieniądze, i niechętnie dał nam swój "wkład"…
[203] Yitzhak Zuckerman (“Antek”), Nadmiar wspomnień… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 316–17.
[204] Matthew Brzezinski, Armia Izaaka: Historia odwagi i przetrwania w okupowanej przez nazistów Polsce / Isaac’s Army: A Story of Courage and Survival in Nazi-Occupied Poland (New York: Random House, 2012), 234–35. O wymuszeniach dokonywanych w warszawskim getcie przez różne podziemne grupy i egzekucjach kolaborantów, zob. też Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście, wyd. 2 poszerzone (Warsaw: Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, 2013), 790–94.
"Wąchacze" – ludzie z naszego wywiadu – zidentyfikowali bardzo bogatego Żyda w sektorze szczotkarzy. Rozważaliśmy jak dostac od niego pieniądze kiedy odmówi dobrowolnego wkładu. W siedzibie postanowiono zabrac na zakładnika jego piękną córkę… Zabraliśmy dziewczynę do zamkniętego pomieszczenia na strychu w sektorze szczotkarzy… Ta dziewczyna miała napisać list do ojca, który jej podyktowaliśmy i dostarczyliśmy do jej domu przez posłańca… Jeszcze raz grałem chrześcijanina, przedstawiciela polskiego podziemia, rzekomo współpracującego z ŻOB w getcie.
Wkrótce potem ojca przyprowadzono do więzienia… kiedy wsadzono go do zamknietej celi, nasza trójka usiłowała wycisnąć z niego pieniądze, które, według naszych informacji, był w stanie wypłacić. Był prawdziwym twardzielem. Pomimo naszych gróźb, twierdził, że nie mógł dać nam takiej wielkiej sumy. Faktycznie najpierw zażądał uwolnienia jego i córki za nic. To trwało 2 lub 3 dni…
W ostateczności moi dowódcy postanowili włączyć mnie w próbę "przekonania" go, żeby wiedział, że nie miał do czynienia z "litościwymi Żydami", a z prawdziwymi Gojami, dla których zabicie człowieka, nie mówiąc o Żydzie, nie było czymś żeby się wahać… od początku uzgodniliśmy, że na pewnym etapie zaczniemy grać rolę "mordercy", tzn. postawimy go przy ścianie, odblokujemy naszą broń, policzymy do trzech, zgodnie z zasadami egzekucji, oczekując, że człowiek w końcu się złamie. Dlatego kiedy nie udało się mi przekonać go marchewką, musiałem trzymać się egzekucji. Odblokowałem broń w ręku. Palec na spuście. Powiedziałem: "Zastrzelę cię jeśli nie odpowiesz". Człowiek złamał się i zaczął negocjować kwotę… Uważał, że przed nim stał Goj, czysty Aryjczyk. [205]
Pnina Greenspan, członek ŻOB, o wymuszeniach w getcie:
Zbieranie funduszy było pilnym priorytetem. Pnina Greenspan była specjalistką w tej dziedzinie. "Mieliśmy tajny wywiad" – wspomina. "Lokalizowaliśmy bogatych Żydów w getcie, tych którzy w domach mieli biżuterię, diamenty i złoto. Przychodziliśmy do nich i grzecznie ich prosiliśmy. Raz, dwa, trzy razy. Jeśli chcieli, dawali. Jeśli nie chcieli, i dak dawali… To proste – celujesz pistoletem w kobietę czy mężczyznę. Przeszukiwaliśmy ich czy mają biżuterię. Czasem musieliśmy ich rozbierac. Czasem musieliśmy nawet przeszukiwać ciała kobiet, wiesz gdzie. To było bardzo nieprzyjemne". [206]
Inne raporty potwierdzają, że getto musiało walczyć z gangami zwykłych kryminalistów składającymi się z Żydów, co osłabiało żydowski opór w zbieraniu funduszy na zakup broni: "oszustwo i defraudacje też kwitną. Uzbrojeni gangsterzy dalej działają w getcie. Oni też odwiedzają mieszkania pozornie żeby zbierać pieniądze dla oporu, a pieniądze które kradną idą do ich kieszeni. Włamują się nocą i najpierw zabierają odzież – wiedząc, że Żydzi w getcie zwykle zaszywali pieniądze i kosztowności w ubrania by ukryć je przed nazistami". [207] Zdaniem Yisraela Gutmana, były grupy rabusiów działających pod przykrywką organizacji podziemnych przygotowujących się do walki zbrojnej, które kamuflowali jako działania "organizacji walczącej".
[205] Simha Rotem ("Kazik"), Dzienniki bojownika w warszawskim getcie: przeszłość we mnie / Memoirs of a Warsaw Ghetto Fighter: The Past Within Me (New Haven and London: Yale University Press, 1994), 28–31. Adam Halperin, na przykład, twierdzi: "Każdej nocy bandy Polaków zaczęły przedostawać się do getta przez ścieki; nałydali na bezbronnych Żydów, okradali ich z kilku pozostałych rzeczy, gwałcili kobiety, a następnie wracali bezpiecznie na aryjską stronę". Zob. Adam Halperin, "Rola Betaru w powstaniu w warszawskim getcie" / Betar’s Role in the Warsaw Ghetto Uprising, w Yisrael Gutman i Livia Rothkirchen, reds., Katastrofa europejskich Żydów: przeszłość, historia, refleksje, wybrane dokumenty / The Catastrophe of European Jews: Antecedents, History, Reflections. Selected Papers (Jerusalem: Yad Vashem, 1976), 552–53.
[206] Vered Levy-Barzilai, "Buntownicy są wśród nas" / The Rebels Among Us, Haaretz, 11.10.2006. Ten artykuł publikuje też słowa Mashy Putermilch (Gleitman), która skopiowała i zredagowała dziennik małżonka Jacoba Putermilcha: "Są pewne rzeczy o których lepiej nie mówić. Kiedy pisał książkę, poprosiłam go by usunął te rzeczy. Napisał ręcznie i ja na maszynie – były rzeczy które usunęłam".
[207] Hillel Seidman, Dzienniki z warszawskiego getta / The Warsaw Ghetto Diaries (Southfield, Michigan and Nanuet, New York: Targum/Feldheim, 1997), 231. Seidman był głównym archiwistą warszawskiego Kahału / Warsaw Kehillah.
Rzekomo ŻOB zastawiła zasadzkę i złapała grupę tego rodzaju podczas dokonywania rabunku. [208] Jest wiele innych relacji opisujących jak zdobywano "wkłady" na zakup broni od bogatych Żydów przez członków podziemia i Żydów tak się podszywających, jak i powszechnie stosowanych praktyk korupcji, wymuszeń i zwykłego złodziejstwa, często przez Żydów zajmujących stanowiska wpływu. [209] ŻŻW dokonywał też własnych bardzo zyskownych wymuszeń – kombinacja siłowych przejęć, dobrowolnych wkładów i "opłat" – na zakup broni [210] jak i metod opracowanych dla pozbycia się kolaborantów z getta. Twierdzi, że wydał wyroki śmierci i dokonał egzekucji na licznych żydowskich agentach Gestapo i donosicieli, szczególnie po wielkiej deportacji latem 1942. [211]
Organizacje takie jak Bund były dobrze uposażone za okupacji i nigdy nie brakowało im funduszy. [212] Ale "większość pieniędzy" na zakup broni była "wymuszona pod presją", a nie zebrana z dobrowolnych wkładów.
[208] Yisrael Gutman, Warszawscy Żydzi 1939-1945: getto, podziemie, bunt / The Jews of Warsaw, 1939–1945: Ghetto, Underground, Revolt (Bloomington, Indiana: Indiana University Press, 1982), 350.
[209] Zob. np. Piotr Weiser, red., Patrzyłam na usta…: Dziennik a warszawskiego getta (Kraków: Homini; and Lublin: Państwowe Muzeum na Majdanku, 2008), 33–35, 49–51, 83–91; account of Pnina Grynszpan-Frymer (née Papier) w Anka Grupińska, Po kole: Rozmowy z żydowskimi żołnierzami (Warsaw: Alfa, 1991), 92; Irena Birnbaum, Non omnis moriar: Pamiętnik z getta warszawskiego (Warsaw: Czytelnik, 1982), 86–87, 90, 112, 114, 116, 124, 148–49; and Alicja Zawadzka-Katz, Refleksje pewnego życia (Paris: Institut Littéraire, 1967), rozdz. 2.
[210] Chaim Lazar Litai, Muranowska 7: The Warsaw Ghetto Rising (Tel Aviv: Massada–P.E.C. Press, 1966), 162–64: "Najpierw konieczne było zmuszanie [bogatych] ludzi do płacenia przystawiając im broń a nawet trzymać ich zamkniętych w jednej z tajnych cel zatrzymań organizacji w getcie czy na terenie fabryki… Zdarzało się nawet, że kiedy ŻZW miał więcej pieniędzy by natychmiast użyć je do zakupu broni… Kiedy działalność zbierania funduszy przez podziemne organizacje stały się powszechną wiedzą w getcie, rózne gangi oszustów zaczęły stosować podobne metody zdobywania pieniędzy pod fałszywymi pretekstami…"
[211] Marek Edelman, "Getto walczy" / The Ghetto Fights, w Warszawskie getto: 45 rocznica powstania / The Warsaw Ghetto: The 45th Anniversary of the Uprising (Warsaw: Interpress Publishers, 1988), tutaj: <http://www.english.upenn.edu/~afilreis/warsaw-uprising.html>; Chaim Lazar Litai, Muranowska 7: The Warsaw Ghetto Rising (Tel Aviv: Massada–P.E.C. Press, 1966), 178–84, 194–96, 320–21. Wśród tych na których ŻZW dokonał egzekucji byli: dwaj agenci Gestapo zastrzeleni przy wejściu do restauracji Schultza przy Karmelickiej (wiosną 1942); Adolf Borensztein (znany jako "13-sty człowiek" / “13th man”), zastrzelony na Elektoralnej (marzec 1942); porucznik policji z posterunku policji przy Leszno, zastrzelony przy jednym z wejść przez tunel ŻZW (latem 1942); siatka 11 szpiegów Gestapo (8 mężczyzn i 3 kobiety), zastrzeleni w piwnicy domu Kosieradzkiego przy Karmelickiej, po "procesie" (czerwiec 1942); 2 kobiety agentki Gestapo, jedna z nich Haya Blumberg; Jacob Leikin, zastępca komendanta żydowskiej policji, zastrzelony na Gęsiej (29.10.1942); Israel Firszt lub First, szef Wydziału Gospodarczego Judenratu (29.11.1942); Leon (Lolek) Skosowski (który uciekł powaznie ranny na aryjską stronę, gdzie później dokonała na nim egzekucji Armia Krajowa), Pawel Bludarski, Arik Waintraub (miał szczegółową listę bunkrów dla Gestapo), H. Mangiel, Lydia (Anya) Radziszewska, wszyscy zastrzeleni na terenie fabryki szczotek przy Świętojerskiej 38 (21.02.1943); Jerzy Firstenberg, wysokiego stopnia oficer żydowskiej policji w getcie (luty 1943), Moniek Prozanski i jego syn Anders, zastrzeleni kiedy zamierzali uciec na aryjską stronę; Zinger, zastrzelony w restauracji przy Nowolipie; dwaj portierzy Pinya i Elia ("Małpa") na Nowolipki; Nosek, zastrzelony na terenie fabryki szczotek (on też posiadał szczegółową listę bunkrów).
Reuben Ainsztein pisze, że rewizjonistyczni historycy błędnie przypisują ŻZW egzekucję Firsta. Zob. Reuben Ainsztein, Żydowski opór w okupowanej przez nazistów Europie wschodniej / Jewish Resistance in Nazi-Occupied Eastern Europe (London: Paul Elek, 1974), 615–17, 904 n.14.
[212] Bernard Goldstein, Gwiazdy poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 50–51: "Jednym ważnym źródłem był 'transfer pieniędzy'. Nasi towarzysze w Ameryce zbierali pieniądze różnymi sposobami. Pieniądze dostawaliśmy od jednostek w Polsce i pisaliśmy do naszych towarzyszy w Nowym Jorku żeby wypłacili równowartość kwoty osobie wyznaczonej przez tego od kogo dostaliśmy pieniądze… Mogliśmy pożyczać zdumiewająco duże pieniądze".
[213] Yisrael Gutman, Warszawscy Żydzi:… / The Jews of Warsaw, 1939–1945: Ghetto, Underground, Revolt (Bloomington, Indiana: Indiana University Press, 1982), 344: "Obowiązkowe opłaty – pn. "Exes" (wymuszenia) – niekiedy zbierano w operacjach podobnych do walki wręcz, gdzie grupy bojowników przejmowały budynek i żądały zapłaty podatku na miejscu. ŻIB nawet utrzymywała improwizowane więzienia, gdzie przetrzymywano krewnych tych którzy odmówili zapłaty dotąd aż uregulowano rachunek".
Zdaniem Yitzhaka Zuckermana, ŻOB zgromadził więcej funduszy niż potrzeba na broń: "Mieliśmy dużo biżuterii w getcie, i były miliony złotych… jak i dolarów i brytyjskich funtów". [214] Zdaniem Marka Edelmana, oni zgromadzili ogromną sumę 10 mln złotych w 3 miesiące, z czego większości nigdy nie wydali na zakup broni, ani nigdy się nie rozliczyli. Zuckerman, mistrz broni ŻOB, postanowił nabyć pistolety, mimo że wydarzenia w styczniu 1943 wykazały, że pistolety nie były skuteczną bronią w walkach ulicznych. [215] Mimo że karabiny były dużo bardziej przydatne, i było ich dużo na czarnym rynku, wniesienie ich do getta było dużo trudniejsze (choć na pewno nie niemożliwe, nawet w duzych ilościach [216]), więc niepotrzebny był duży wysiłek by je zakupić. [217] Jak wyjaśnia Zuckerman: "z całej zakupionej przez nas broni, karabiny można było łatwiej zdobyć niż inną broń, ale potrzebowaliśmy ich mniej niż pistoletów. Nie wiedziałeś co robić z karabinem, gdyż było go trudno nosić… Potrzebowaliśmy też karabinów, ale trudno je było wnieść do getta i ukryć". [218] Natomiast Żydowskiemu Związkowi Wojskowemu (ŻZW) udawało się wnosić większą broń do getta przy pomocy Polaków. Jak zobaczymy, strategia Zuckermana okazała się być błędem, który w nadchodzących miesiącach dużo kosztował bojowników ŻOB.
Władysław Bartoszewski, polski historyk, członek założyciel Żegoty (polskiej wojennej Rady Pomocy Żydom), odznaczony przez Yad Vashem:
Na początku sierpnia 1942, tuż po rozpoczęciu niszczenia warszawskiego getta, tajna katolicka organizacja obywatelsko-edukacyjna - Front Odrodzenia Polski (FOP) wydał 5.000 egzemplarzy specjalnej broszury pn. "Protest". Jej autorka, słynna katolicka pisarka, Zofia Kossak, zaapelowała do serc i umysłów Polaków, którzy wierzyli w Boga, łącznie z tymi którzy wcześniej odczuwali niechęć do Żydów, o czynny opór wobec zbrodni"… Każdy kto milczy w obliczu zbrodni staje się współwinnym mordu. Każdy kto nie potępia, popiera…" "Protest " FOPu wywołał szeroką reakcję w narodzie. [219]
Oficjalny organ Armii Krajowej, Wiadomości Polskie, zajął podobnie bezpośrednie i jednoznaczne stanowisko w wydaniu z 14.08.1942:
[214] Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 378.
[215] Zdaniem Marka Edelmana: "Po walce zrozumieliśmy, że walki uliczne byłyby dla nas zbyt kosztowne, skoro nie byliśmy do nich wystarczająco przygotowani, i brakowało nam odpowiedniej broni". Zob. Marek Edelman, "Getto walczy" / The Ghetto Fights, w The Warsaw Ghetto: The 45th Anniversary of the Uprising (Warsaw: Interpress Publishers, 1988): <http://www.english.upenn.edu/~afilreis/warsaw-uprising.html>.
[216] Marek Edelman tak opisuje ten proces: "Broń szmuglowano do getta dokładnie takim samym sposobem jak inną kontrabandę. Przekupieni polscy policjanci zamykali oczy na ciężkie paczki przerzucane przez mur getta w wyznaczonych miejscach. Łącznicy z ŻOB natychmiast pozbywali się paczek. Żydowscy policjanci stojący przy murach getta nie mieli głosu w tej sprawie. Naszymi najbardziej aktywnymi łącznikami z "aryjską stroną" byli Zygmunt Frydrych (zorganizował pierwszy transport broni), Michał Klepfisz, Celemeński, Fajgele Peltel (Władka [Vladka Meed]), i wielu innych. Michał Klepfisz przy współpracy innych z PS i WRN [polskie podziemie] zawarli niezbędne umowy na dużą skalę zakup materiałów wybuchowych i zapalników (np. 2.000 l benzyny), i później, po transporcie dostawy do getta, ustanowili fabrykę produkującą koktajle Mołotowa i granaty ręczne". Zob. Marek Edelman,"Getto walczy" / The Ghetto Fights, w Warszawskie getto: 45 rocznica… / The Warsaw Ghetto: The 45th Anniversary of the Uprising (Warsaw: Interpress Publishers, 1988), posted online at <http://www.english.upenn.edu/~afilreis/warsaw-uprising.html>.
[217] Yisrael Gutman, Warszawscy Żydzi… / The Jews of Warsaw, 1939–1945: Ghetto, Underground, Revolt (Bloomington, Indiana: Indiana University Press, 1982), 344.
[218] Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień:… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 253.
[219] Władysław Bartoszewski, Łączy nas przelana krew: strony z historii pomocy Żydom w okupowanej Polsce / The Blood Shed Unites Us: Pages from the History of Help to the Jews in Occupied Poland (Warsaw: Interpress Publishers, 1970), 48–49.
"Prześladowanie milionów ludzi tylko z powodów rasowych pokazuje w strasznym świetle ideologię, która wyprodukowała te mordy, jej istotę i ostateczne konsekwencje. Tak więc po 2.000 lat triumfalnego marszu nauki Chrystusa o miłości bliźniego i po jeszcze dłuższym okresie, w którym wszystkie religie świata głosiły przykazanie 'Nie zabijaj', jest naród w centrum Europy, który nazywa się chrześcijańskim, i w imię chrześcijaństwa [nazistowska niemiecka propaganda tylko w rzadkich przypadkach - i cynicznie - powoływała się na rzekomą obronę chrześcijaństwa, by usprawiedliwić swoje czyny - red.], rzekomo walcząc z bezbożnością bolszewizmu, który pogrąża się w popełnieniu takich okrucieństw… Trzeba by się cofnąć gdzieś do przymglonych głębi Średniowiecza, czy nawet dalej – do prehistorycznych jaskiniowców – by znaleźć podobne, brutalne skłonności. Język ludzki nie jest w stanie znaleźć słów odpowiednich do ich opisania". [220]
17 września 1942, Kierownictwo Walki Cywilnej – KWC, wydało ogłoszenie dotyczące prowadzonej przez nazistów kampanii zagłady na polskiej ziemi. W przekazywanym przez liczne podziemne publikacje i transmitowane przez londyńskie radio ogłoszeniu, żeby nadać mu możliwie najszerszy rozgłos o ludobójstwie dokonywanym na Żydach, czytamy:
"Obok tragedii, jakiej doświadcza naród polski, zdziesiątkowany przez wroga, od blisko roku Polska jest miejscem okrutnej, planowanej rzezi Żydów. Te ludobójcze mordy nie mają sobie równych w historii świata. Przy nich bledną wszystkie opowieści o okrucieństwach znanych wcześniej. Z żadnego innego powodu niż przynależność do narodu żydowskiego, niemowlęta, dzieci, młodzież, dorośli, starsi, niepełnosprawni, chorzy, zdrowi, mężczyźni, kobiety, Żydzi wyznania katolickiego, Żydzi wyznania mojżeszowego są bezlitośnie mordowani, gazowani, grzebani żywcem, wypychani z okien na ulice, poddani dodatkowemu cierpieniu z powodu długotrwałej agonii, piekła bezdomnych wędrówek i cynicznego torturowania przez katów. Liczba ofiar zabitych w ten sposób przekracza milion i rośnie z każdym dniem.
"Niezdolne
do czynnego oporu, Kierownictwo Walki Cywilnej protestuje w imieniu
całego narodu polskiego przeciwko zbrodniom popełnianym na Żydach.
Do protestu dołączają wszystkie polskie grupy polityczne i
społeczne.
"Podobnie
jak w przypadku polskich ofiar, prawdziwa odpowiedzialność za
zbrodnie spadnie na katów i ich wspólników".
Nazistowskie władze rozwiesiły plakaty w różnych częściach Generalnej Guberni, w których szefowie lokalnej SS i policji grozili śmiercią wszystkim "świadomie udzielającym pomocy Żydom". [221]
27 września [1942], z inicjatywy Zofii Kossak-Szczuckiej i Wandy Krahelskiej-Filipowicz, z poparciem Delegacji Rządowej, powstał w Warszawie Tajny Komitet Pomocy Żydom. Ten nowy organ miał zjednoczyć różne grupy polskiego podziemia w ratowaniu ofiar prześladowań.
Delegacja Rządowa udzieliła tym działaniom oficjalnego wsparcia w imieniu polskiego rządu na uchodźstwie, i 14.10.1942 ogłosiła to w swoim podziemnym organie prasowym Rzeczpospolita Polska. Działalność Komitetu doprowadziła do ustanowienia w Warszawie na początku grudnia tajnej Rady Pomocy Żydom (regionalne organizacje pojawiły się w kolejnych miesiącach we Lwowie i Krakowie). Do przywództwa Rady weszli przedstawiciele głównych polskich partii demokratycznych i działacze żydowskiego podziemia pracujący poza gettem. [222]
[220] Władysław Bartoszewski, "Męczeństwo i walka Żydów w Warszawie pod niemiecką okupacją 1939-43" / The Martyrdom and Struggle of the Jews in Warsaw under German Occupation 1939–43, we Władysław Bartoszewski i Antony Polonsky, reds., Żydzi w Warszawie: historia / The Jews in Warsaw: A History (Oxford: Basil Blackwell przy współpracy Institute for Polish-Jewish Studies, 1991), 327.
[221] Władysław Bartoszewski, Łączy nas przelana krew… / The Blood Shed Unites Us: Pages from the History of Help to the Jews in Occupied Poland (Warsaw: Interpress Publishers, 1970), 50–51.
[222] Władysław Bartoszewski, "Męczeństwo i walka Żydów…/ The Martyrdom and Struggle of the Jews in Warsaw under German Occupation 1939–43, w Władysław Bartoszewski i Antony Polonsky, reds., Żydzi w Warszawie:… / The Jews in Warsaw: A History (Oxford: Basil Blackwell przy współpracy Institute for Polish-Jewish Studies, 1991), 328.
Apel ogłoszony przez ŻOB do warszawskiego getta, 4.12.1942:
Czy niczego nie nauczyliśmy się ze strasznej przeszłości? Czy jakiś nazistowski morderca znowu będzie mógł oszukać nas swoją gadką, albo jakąś pogłoską rozsiewaną przez Żydów z Gestapo, renegatów czy zdrajców, albo jakichś naiwnych ludzi?...
Spójrzmy odważnie prawdzie w oczy!...
Niemcy jeszcze raz znaleźli sługusów i najemników we wspólnocie żydowskiej. Nie wierzcie żydowskim zdrajcom, szefom 'sklepów', brygadzistom. Oni są waszymi wrogami. Nie dajcie się oszukać.
Nie dajcie się ogłupiać, nie pozwólcie nikomu ogłupiać was byście wierzyli, że bardziej wykwalifikowani i bardziej doświadczeni pracownicy, ci z liczbami, są bezpieczni, więc słabsi i pozbawieni szans powinno się wydawać.
Każdy jest w niebezpieczeństwie!
Nikomu nie wolno pomagać czynnie czy biernie w dostarczaniu zabójcy swojego towarzysza, sąsiada czy wspólnika… [223]
Ludwik Hirszfeld, znany bakteriolog, o zmianie postaw w warszawskim getcie na początku 1943:
Nadeszła pierwsza faza likwidacji getta. Tysiące poszły na rzeź, biernie, bez sprzeciwu. Jeden niemiecki szczeniak prowadził setki ludzi, i żaden z nich nie odważył się rzucić mu do gardła!
Wcześniej, kiedy jeden Żyd szukał w getcie 10 innych żeby utworzyć jednostkę, nie znalazł ich… Każdy miał żonę, dzieci, obowiązki, każdy miał jakiegoś rodzaju zabezpieczenie. Nikt nie chciał umierać za innych. Dziesięciu sprawiedliwych ludzi nie znaleziono w tym przeznaczonym na stracenie mieście.
To było rok temu. Ale pod presją strasznego, nieludzkiego cierpienia, Żydzi zrozumieli, że śmierć nie była najbardziej przerażającą rzeczą. Że ważniejsze było jak się umierało i za co. To dlatego kiedy nadszedł czas drugiej i ostatecznej likwidacji getta 9kwiecień 1943], żydowscy bojownicy postanowili w imieniu całek wspólnoty żydowskiej, że będą umierać z bronią w rękach.
Nie mieli złudzeń o rezultacie ich rozpaczliwej walki. Żydzi musieli umrzeć, choć nie nędzną śmiercią, której nikt nie potrzebował, a śmiercią w obronie ludzkiej godności, i własnego honoru. [224]
Ruth Altbeker Cyprys opisuje dramatyczną poprawę w warunkach życiowych w getcie po wielkiej deportacji:
Po dokonaniu selekcji przy Miłej, 6 września 1942, rozpoczął się okres spokoju. Warszawę opuściło Vernichtungskommando, i bezczynnie stał Umschlagplatz. Optymiści uważali, że likwidacja getta się zakończyła. Niemcy w naszej fabryce powiedzieli, że mieliśmy te same prawa jak niemieccy robotnicy i na pewno będziemy żyć. Ich postawa naprawdę zię zmieniła na lepsze, i sytuacja żywnościowa znacznie się poprawiła. Dano nam specjalne kartki zywnościowe, miód, cukier, nawet cukierki i dużo chleba. Warzywa przynoszono na nasz teren w duzych ilościach i sprzedawano po bardzo niskich cenach. Niemiecka troska o nasz dobrobyt zaszła tak daleko, że wszystkie piwnice zarekwirowano na magazyny ziemniaków i kapusty. Było oczywiste, że mieliśmy spokojnie przeżyć zimę.
[223] Władysław Bartoszewski, Połączyła nas przelana krew…. / The Blood Shed Unites Us: Pages from the History of Help to the Jews in Occupied Poland (Warsaw: Interpress Publishers, 1970), 117.
[224] Ludwik Hirszfeld, Historia jednego życia (Warszawa: Czytelnik, 1946), as cited in Kazimierz Iranek-Osmecki, He Who Saves One Life (New York: Crown Publishers, 1971), 89. Translated as The Story of One Life (Rochester: Rochester University Press, 2010).
Powoli życie na naszej ulicy się zmieniało. Powstała fabryczka produkująca czekoladę i słodycze, dwaj fryzjerzy robili trwałą i farbowali włosy, znaleziono krawca przyjmującego zamówienia, ale najbardziej zajęci byli szewcy, którzy, jakimś szczęściem, znajdowali do wykorzystania surowce. Jednocześnie wszyscy pracowaliśmy w fabryce Schultza. Nasze państewko nazywano żartobliwie 'Szulcowizna'. Mieliśmy wszystko…
Koniec 1942 celebrowano głośno i radosnie. Dla zwykłych ludzi może wydawać się dziwne, ale 31 grudnia 1942 na terenie Rady Żydowskiej, we wszystkich fabrykach i wśród 'banitów' ludzie wspaniale się bawili, pijąc dużo wódki. Przeżyliśmy 5 miesięcy żydowskiej zagłady, trzymając w dłoniach szklanki ludzie mówili 'przezyjemy wojnę'…
Początek 1943 wydawał się naprawdę spokojny. Przyzwyczailiśmy się do pracy, Niemcy dostarczali nam żywność, szmugiel był skuteczny, i w sercach pojawiła się nadzieja. 'Niemcy nas potrzebują, naszej ciężkiej, darmowej siły roboczej, może przeżyjemy'. Dlatego pomimo, że Pani P. zgodziła się ją zabrać, nie odesłałam Ewy, mojej [małej] córki. Dopóki istnieje najmniejsza możliwość zatrzymania jej przy mnie, nie rozstanę się z nią…
Pozorny spokój trwał do 17 stycznia 1943. Wtedy wróciło do Warszawy Vernichtungskommando i ożywił się Umschlagplatz.
Tymczasem Żydzi w getcie zaczęli stawiać opór. Napadający Niemcy napotykali na granaty ręczne i ogień z karabinów i karabinów maszynowych. Pierwszego dnia były ofiary zarówno wśród Żydów jak i Niemców. Po kilku godzinach walk Niemcy się wycofali. Nie byli gotowi na taki jawny opór. Następnego dnia, 18 stycznia, wzmocnieni przez Ukraińców i Shaulis [Litwinów] i z pomoc ą resztki żydowskiej policji Niemcy, wrócili do swojego zajęcia oczyszczania żydowskiej dzielnicy. Żydzi odważnie stawiali opór. Strzelali z okien, piwnic i dachów… W tej sytuacji postępowała likwidacja getta. Dalej człowiek mający dobrą kryjówkę i jakieś granaty ręczne mógł łatwo przetrwać, gdyż Niemcy nigdy nie schodzili w dół do ciemnych piwnic. [225]
David Landau, członek Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW), opisuje to tak:
Ale, na ironię, teraz łatwiej było znaleźć żywność i kwaterę dla nielegalnych 30.000 Żydów, którzy wyszli z ukrycia, niż dla Żydów mieszkających legalnie w getcie przed rozpoczęciem deportacji…
Pod względem materialnym to było łatwe do osiągnięcia: grupy pracujące poza gettem rozpoczęły kwitnącą wymianę towarów potrzebnych po aryjskiej stronie, a stały się bezużyteczne w getcie. W zamian dostawaliśmy żywność, alkohol i papierosy. [226]
Paradoksalnie, była żądza dużej konsumpcji w krótkim czasie jaki został jak możliwe. Szmugiel rozrósł się do wielkich proporcji. Otwierano restauracje w których było pod dostatkiem i dobrej jakości żywność i alkohol. Ci którzy mieli pieniądze, nawet niewielkie, mogli pozwolić sobie na dobry posiłek w restauracjach. Jedna była znana organizatorom ŻOB. Ich komendanta, Mordecai Anielewicza, zabierali tam od czasu do czasu przyjaciele by zjadł posiłek z ryby, który bardzo mu smakował. [227]
[225] Ruth Altbeker Cyprys, Skok po życie… / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 73, 87, 89.
[226] David J. Landau, alias Dudek, Janek and Jan, Zaklatkowany… / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 143–43.
[227] Ibid., 203–204.
Vladka Meed pokazuje, że pomoc od braci Żydów na "dobrych" stanowiskach była kosztowna:
Moim sposobem opuszczenia getta byłoby udawanie członka brygady robotniczej. Niemożliwy był żaden inny sposób ucieczki. Brygadzista gangów robotniczych zatrudniał poza gettem, i niekiedy mógł zorganizować zastępstwo za nieobecnych. Takie okazje były rzadkie i kosztowne. Zapłaciłam…
5 grudnia 1942. Ulica była pełna ludzi spieszących do pracy. Odbywała się szybka wymiana kiedy Żydzi handlowali swoim ostatnim żałosnym dobytkiem – płaszcz, spódnica, stara para butów – tym pracującym po "aryjskiej stronie" za kawałki chleba. Później towary szmuglowano by z getta i sprzedano gojowskim handlarzom. [Ten opis jest wyraźną przesadą w świetle licznych innych relacji mówiących, że odzieży i innych towarów było pełno po deportacji latem 1942.]
Po poszukiwaniach znalazłam żydowskiego lidera batalionu liczącego 40 robotników, który za 500 złotych pozwolił mi dołączyć do swojej grupy. Byłam w niej jedyną kobietą. Maszerowaliśmy w kolumnie do bramy getta, gdzie dołączyliśmy do tysięcy innych robotników, mężczyzn i kobiet.
Poranny strażnik, bardzo wzmocniony, zajmował się sprawdzaniem tłumu. Ludzie przepychali się i szturchali, oczekując iż unikną sprawdzenia przez Gestapo – żeby uciec na "aryjską stronę". Przemycić kilka rzeczy z getta. Inspekcja właśnie się rozpoczęła…
Pojawił się żydowski policjant. Roiło się od wojska i policji, nie było żadnej szansy ucieczki.
"Proszę, pozwól mi wymknąć się kiedy nie ma Niemca" – szepnęłam do policjanta.
"Oczekujesz, że zaryzykuję życie dla ciebie?" – mruknął policjant. "Niemiec zaraz wróci!" Przy wejściu do drewnianej szopy leżał człowiek, posiniaczony i krwawił. Po jednej stronie była mała dziewczynka. Stałam przez moment, osłupiała. Policjant wepchnął mnie ośrodka.[Ona cudownie ocalała przed biciem i uciekła kiedy później zapanowało poruszenie. – MP] [228]
Zosia Goldberg opuściła główne getto i znalazła schronienie w fabryce szczotek, warsztacie dla Żydów, skąd uciekła na "aryjską" stronę:
W jednym dniu straciłam rodzinę ojca… Byli mężczyźni i kobiety i dużo dzieci, i nikt nic nie robił, tylko czekał na moją pomoc. Co zrobili to przyszli do mnie: "Zosia, co mamy zrobić? Dostań dla nas dokumenty, Karty Życia".
Skoro tak pięknie mówili po polsku, bez żadnego żydowskiego akcentu, i skoro wyglądali jak Goje, łatwo mogli się uratować przechodząc na aryjską stronę. Znaleźliby sposób. Ale nie robili nic, a nie byli zupełnie bez pieniędzy. Udałoby się im. Jeśli ktoś jest zdesperowany, może zrobić wszystko. Musi się ratować, nawet jeśli nie ma grosza. Ale oni nie mieli odwagi. Mogliby wejść między Goje nawet bez pieniędzy. Każdy otworzyłby im drzwi, na pewno uważano by ich za Gojów. Ale oni nigdy nawet nie próbowali. [229]
Nie wiedziałam jak, jeszcze nie, ale wiedziałam, że musimy wydostać się z getta… Powiedziałam do mamy: "Idziemy. Zostawiamy dom, nigdy nie wrócimy"…
Matka powiedziała: "Zwariowałaś!" Miała około 45 lat, nie była stara. Ale wszyscy starsi ludzie tak samo myśleli. Starzy chcieli zostać w swoich domach. Nie rozumieli, że następnego ranka, albo 3 dni później, zostaną zabrani i zabici. Oni chcieli zostać w swoich domach. Tylko młodzi uciekali. Kiedy powiedziałam matce, że wyjdę na ulice, była bardzo smutna…
[228] Vladka Meed, Po obu stronach muru: pamiętniki z warszawskiego getta / On Both Sides of the Wall: Memoirs from the Warsaw Ghetto (New York: Holocaust Library, 1979), 76–78.
[229] Zosia Goldberg, jak powiedziała do Hiltona Obenzingera, Bieg przez ogień: jak przeżyłam holokaust / Running Through Fire: How I Survived the Holocaust (San Francisco: Mercury House 2004), 32.
Więc wczesnym rankiem pobiegłyśmy do dziury… Kiedy wyszłyśmy na drugą stronę byłyśmy na Nowolipki. Byłysmy jeszcze w getcie, ale teraz byłyśmy bezdomne i uciekałyśmy…
Byłyśmy na ulicy. Łamałam sobie głowę mysleniem. Matka też łamała mi głowę. "Dokąd teraz pójdziemy? Chcesz spać na ulicy?"
"Cóż" – powiedziałam – "zapukamy do jakichś drzwi. Oni nas wpuszczą". Zapukałysmy i powiedziałam "Uciekłysmy z Nowolipie. Proszę, wpuścicie nas?" Zamknęli drzwi przed naszymi twarzami. [230]
Pewnego dnia szłam Franciszkańską z matką kiedy zobaczyłam ciotkę Mindlę… Była z trojgiem dzieci – żydowska policja zabierała Mindlę i dzieci na wózek do dworca [na deportację do Treblinki]…
Podeszłam do policjanta i powiedziałam "To moja ciota. Zostaw ją". "Kim jesteś żeby mi kazać?" – odpowiedział. "O czym mówisz! Ty wejdź na wózek". I podniósł mnie i wsadził na wózek… Wtedy podszedł inny żydowski policjant, który bardzo dobrze mnie znał. Powiedział "Zwariowałeś? To Zosia. Zostaw ją". "OK." – odpowiedział pierwszy policjant. "Pozwól jej odejść". I zabrali Mindlę z dziećmi. Płakała, błagając "Zosiu, pomóż!" Co mogłam zrobić? Nic. Nigdy nie zapomnę jej twarzy, jak zabierali ją z trójką dzieci. [231]
Później przenieśli fabrykę szczotek na Świetojerską, na duży dziedziniec… Kiedy fabryka się przeniosła, poszłyśmy mieszkać w budynku z może 8 czy 10 mieszkaniami. Wzięłysmy jedno mieszkanie. Otworzyłam drzwi w weszłam. Nasze mieszkanie miało piękne obrazy, srebro, najdroższą pościel. Było to mieszkanie jakiejś bogatej rodziny która uciekła, a może zmarła. Miałam jeden pokój z matką, i w tym samym pokoju było inne łózko dla mojej przyjaciółki z Café Sztuka, Heleny Goldberg…
Helena była córką jednego z filmowców czy producentów z Café Sztuka. Spotykała się z wielu mężczyznami. Miała męża, ale on nic dla niej nie znaczył, mimo że był żydowskim policjantem w getcie. Robiła wszystko co chciała… Była tak pewna, ponieważ jej mąż był policjantem i znała wszystkich tych szczotkarzy, że będzie bezpieczna. Pewnego dnia ustawili ją w kolejce na śmierć i zabrali ją na Umschlagplatz. Nikt jej nie pomógł. Poszła prosto na dworzec. Zniknęła…
W innym pokoju były rodziny z Leszno 13, siedziby żydowskiego Gestapo. Jedli najdziwniejsze rzeczy jakie można sobie wyobrazić, wszystko przeszmuglowane. Ich bracia, siostry i mężowie pracowali dla Niemców. Dobrze się bawili. Nie bali się niczego. Byli pewni, że przeżyją.
Dalej pracowałam w fabryce szczotek. Zawsze szukałam możliwej okazji do ucieczki z getta…
Szefem naszych szczotkarzy był Żyd z Łodzi. Był inżynierem i pracował z Gojem, Kudasiewiczem, wspaniałym człowiekiem. On naprawdę dużo mi pomógł. [232]
Była inna grupa kolaborująca z Niemcami oprócz Trzynastkowców, grupa nazywana Pogotowie. Oni zabierali martwe ciała i oczyszczali ulice, ale też współpracowali z Niemcami. [233]
Po każdej selekcji Niemcy dawali to co nazywali Kartą Życia, dokument oznaczający, że mogłeś żyć i pracowac. Teraz miałam Kartę Życia, ale matka nie miała gdyż nie poszła na selekcję. Na następnej selekcji musiało się pokazać Kartę Życia otrzymaną na ostatniej selekcji… Więc poszłam do żydowskiego kierownika naszej fabryki szczotek i powiedziałam: "Zrób mi przysługę. Podrób jedną kartę. Zrób mi kartę"…
[230] Ibid., 40–42.
[231] Ibid., 40–42.
[232] Ibid., 43–46.
[233] Ibid., 48.
I powiedział mi "Dziesięć tysięcy dolarów – jeśli masz dziesięć tysięcy dolarów dostaniesz Kartę Życia"…
Miałam mocne paznokcie, więc złapałam go i zaczęłam drapać go po twarzy… Kiedy to się działo podszedł niski niemiecki żołnierz, zwykły żołnierz, i zapytał: "Dlaczego go bijesz?"
Powiedziałem mu prawdę. Poprosiłam kierownika o Kartę Życia, i nie dał mi jej, chyba że dam mu $10.000. I żołnierz powiedział: "Verflucht! Chodź ze mną!" Wszedł do biura, wielkimi butam kopnął drzwi by się otworzyły, wziął Kartę i powiedział: "Bierz".
I dlatego matka była bezpieczna, przynajmniej do następnej selekcji.
Od tej pory miałam przyjaciela. Za każdym razem kiedy wychodziłam, niemiecki żołnierz mnie przywoływał. Codziennie dawał mi chleb. Był starym Niemcem, starym człowiekiem…
Byłam z przyjaciółmi Eli z Łodzi i Szymkiem Katzem. Wychodziliśmy na ulice, udając się na
Umschlaglpatz… Z nami były nasze matki; troszczyliśmy się o nasze matki, próbując je ratować. Nikt inny się nie troszczył. Dzieci nie próbowały ratować rodziców. Rodzice byli dla nich ciężarem, tak jak małe dzieci były ciężarem dla kobiet. Gdyby ciężarna kobieta mogła otworzyć brzuch, zrobiłaby to żeby nie być w ciąży. [234]
… widzieliśmy, że wszyscy z Trzynastki byli szczęśliwi, robili sobie kanapki z sardynkami, najdroższe jedzenie. Jedli, śmiali się, dobrze się bawili… To z powodu Trzynastkowców zniknęło wielu ludzi…
Wyprowadzili nas z fabryki. Miałam kawałek papieru… Kiedy tylko odmaszerowaliśmy z Umschlagplatz, ci szczęśliwi Trzynastkowcy nie byli tak szczęśliwi. Nagle SSman krzyknął "Halt!", i popchnął nas do przodu, a innych popchnął do tyłu – Trzynastkowców – by załadować ich do pociągów. Później maszerowaliśmy pustymi ulicami do szczotkarzy. [235]
Kiedy Helenę Goldberg, przyjaciółkę z Café Sztuka, zabrano do pociągu, zostawiła zimowe ubranie. Miała ciepłe palto. Zabrałam je, zabrałam kapelusz, wszystko. Przygotowałam się do wyjścia z getta następnego poranka…
Poinstruowałam matkę by nigdzie się nie ruszała dopóki nie zorganizuję rzeczy. "Jedno" – powiedziałam jej – "Nie wierz nikomu. Nie mów nikomu. Nie mów dokąd poszłam ani jak"…
Nagle wieczorem ktoś zapukał do drzwi. Otworzyła matka i weszli żydowscy policjanci… Ktoś musiał im powiedzieć że planowałam uciec. Weszli i przynieśli ze sobą też wódkę…
"Jeśli masz pieniądze, możemy ci pomóc wydostać się na aryjską stronę".
"To wspaniałe" – powiedziałam. "Nie mam teraz pieniędzy, ale mogę je dostać jutro. Jak mnie wydostaniecie?"
"Przez cmentarz".
… W końcu wyszli, uważając, że tam będę. Chciałam się ich pozbyć. [236]
[234] Ibid., 49–51.
[235] Ibid., 53.
[236] Ibid., 56–58.
Zosi Goldberg udało się uciec z getta ściekami, ryzykowne i żmudne przedsięwzięcie, z pomocą polskich szmuglerów, którzy okazali się wiarygodni. Kiedy już bezpiecznie wyszła, zorganizowała z tymi samymi przemytnikami wyjście matki z getta.
Zorganizowałam wyjście matki. Zapłaciłam znowu, i ci sami przemytnicy wrócili i ją zabrali. Nie wiem co stało się z żydowskimi policjantami, którzy przyszli tamtego wieczora. Może czekali na mnie na cmentarzu. Może mieli jakąś akcję i zapomnieli o mnie. Cokolwiek to było, miałyśmy szczęście. Gdyby wrócili, matka nigdy by się nie uratowała. Zapłaciliby jej za to co zrobiłam, bo ich oszukałam. Okłamałam. W każdym razie nie zamierzali mi pomóc. Zamierzali jedynie wziąć pieniądze i mnie wydać. [237]
Eugene Bergman, mieszkaniec getta, opisuje niektóre z tysięcy ucieczek z getta:
Grupa robotników z Bronkiem [Bergmanem] w niej wlokła się do wyjścia getta w luźnej formacji wojskowej, z Bronkiem i Hutoranem maszerującymi w ostatnim rzędzie. Przy wyjściu z getta brygadzista celowo pomylił liczbę mężczyzn w jego grupie… do żandarma na służbie, z którym był w zmowie w zamian za dużą łapówkę.
Jak wcześniej uzgodniono, kiedy już byli poza gettem i na aryjskiej stronie, kiedy kolumna zbliżała się do rogu, Hutoran i Bronek zaczęli wlec się za pozostałymi. W końcu zatrzymali się i pochylili, udając iż bardzo powoli zawiązują sznurówki, żeby dać kolumnie wystarczająco dużo czasu na zniknięcie za rogiem. Szybko ściągnęli białe celuloidowe opaski z niebieską Gwiazdą Dawida, wsadzili je do kieszeni, i pobiegli w przeciwnych kierunkach. Widzieli ich polscy przechodnie, którzy biernie obserwowali całe zajście.
Bronek poszedł na Towarową 58, gdzie tatuś wynajmował połowę kuchni, i tam dołączył do niego. [238]
Jeśli chodzi o mamusię, Dadka i mnie, szliśmy do najbliższej bramy getta. Pilnował jej niemiecki żandarm z dwoma policjantami, polskim i żydowskim… To do niego [żydowskiego policjanta] podeszła mamusia, i po szeptanej rozmowie, wręczyła mu gruby zwitek banknotów z jakimiś papierami, które wyglądały jak podrobione polskie karty tożsamości… Ten zwitek i podrobione karty żydowski asystent przekazał wtedy polskiemu granatowemu policjantowi, który pobieżnie im się przyjrzał. Zręcznie schował pieniądze, przekazał karty niemieckiemu strażnikowi i skinął na nas, żebyśmy podeszli. Niemiec również nie zadał sobie trudu zbadania naszych kart. Zwrócił je mamusi i pozwolił nam przejść…
Byliśmy po drugiej stronie. … Mamusia, Dadek i ja przeszliśmy przez mały tłum ciekawskich polskich gapiów. Gapie rozeszli się przed nami. Po przejściu przez kilkanaście bloków, kiedy nikt nas nie śledził, Mamusia zatrzymała starą kobietę i zapytała ją o drogę pod adres gdzie miał być tatuś. [239]
Uciekinierzy wkrótce dowiedzą się, że życie na "aryjskiej" stronie nie było tak spokojne jak wyobrażali sobie w getcie. Jak wspomina Eugene Bergman,
Oczywiście nie miałem świadomości wtedy, że Polacy też nie żyli w raju. Zniewoleni ludzie, żyli na łasce okupanta, i z trudem utrzymywali się przy życiu, ponieważ Niemcy mieli szczególną niechęć do Polaków.
[237] Ibid., 61.
[238] Eugene Bergman, Ocalony artysta; dzienniki z holokaustu / Survival Artist: A Memoir of the Holocaust (Jefferson, North Carolina and London: McFarland, 2009), 74.
[239] Ibid., 79–81.
Niemcy uważali Polaków za podludzi, tylko o jeden stopień wyżej niż Żydów. Byli traktowani jak brud, a ich racje żywnościowe wynosiły tylko połowę tych, które otrzymywali Niemcy, tylko tyle, by nie głodować… Te pozornie normalne, tętniące życiem ulice i mieszkańcy aryjskiej Warszawy byli w rzeczywistości opanowani przez atmosferę terroru, gdyż Niemcy prowadzili codzienne łapanki młodych Polaków na roboty przymusowe w Niemczech, albo jako zakładników na stracenie w setkach za jednego Niemca, ilekroć podziemie zaatakowało Niemca.
Bernard Goldstein, działacz Bundu:
Na początku 1943 terror w całej Polsce wszedł w ostrzejszy i bardziej przerażający etap. Uzbrojone niemieckie bandy spadały na miasteczka i wioski, na oślep wyciągając mieszkańców, mężczyzn, kobiety i dzieci, i ich wywozili. Niemcy nie musieli nawet przechodzić przez formalności wcześniejszych ostrzeżeń. Cała Polska stała się sceną dzikiego polowania na ludzi. Codziennie wywlekano setki Polaków. Ludzie wychodzili na zewnątrz tylko pod presją ekstremalnej konieczności. Nad całym krajem wisiała gęsta mgła strachu.
Getto
było trochę spokojniejsze. Wydawało się jakby bestie zapomniały
o dziesiątkach tysięcy Żydów, którzy jak duchy nawiedzali
pustynię.
Nagle, 18 stycznia 1943, o 6 rano, kilka ulic
getta przy których mieszkali niewolnicy- robotnicy sklepów i
fabryk, wypełniły się okrzykami, salwami strzałów, ostrymi
dźwiękami klaksonów ciężarówek i motocykli. Niemieccy mordercy
wpadali na podwórza i kamienice i wypędzali ludzi…
Tylko czterem grupom: z Zamenhofa, Miłej, Muranowskiej i Franiciszkańskiej udało się wejść w akcję. Otworzyli ogień i rzucili kilka granatów ręcznych…
Debiut bojowników getta wywarł ogromne wrażenie w getcie i poza nim. Sam fakt zorganizowanego uderzenia zbrojnego wzmocnił wolę dalszego oporu i zwiększył tempo przygotowań do przyszłych bitew. Cała polska prasa podziemna, niezależnie od ideologii politycznej, z entuzjazmem powitała bitwę z 18 stycznia. [240]
Marek Edelman, jeden z liderów ŻOB, o potyczkach z Niemcami w styczniu 1943:
W końcu grudnia 1942 otrzymaliśmy pierwszą dostawę broni od Armii Krajowej. Było tego niewiele – tylko 10 pistoletów – ale to pozwoliło nam przygotować się na pierwszą dużą akcję. Planowaliśmy ją na 22 stycznia i miała być odwetem na żydowskiej policji.
Ale 18 stycznia 1943 getto zostało otoczone jeszcze raz, i rozpoczęła się "druga likwidacja". Ale tym razem Niemcy nie byli w stanie zrealizować swoich planów bez oporu. Cztery zabarykadowane grupy bojowe były pierwszym zbrojnym oporem w getcie.
Chrzest bojowy ŻOB przeszła w pierwszej na dużą skalę walce ulicznej na rogu ulic Miłej i Zamenhofa. Tu zginęła najlepsza część organizacji, ale cudownie, dzięki heroicznej postawie, komendant ŻOB, Mordechai Anielewicz, przeżył. Po tej bitwie zdaliśmy sobie sprawę, że walki uliczne były dla nas zbyt kosztowne, gdyż nie byliśmy na nie wystarczająco gotowi, i brakowało nam odpowiedniej broni. Dlatego przeszliśmy na walkę partyzancką. Stoczono 4 główne bitwy w kamienicach przy Zamenhofa 40, Muranowskiej 44, Miłej 34 i Franciszkańskiej 22. Na terenie warsztatu Schultza uczestniczący w deportacji SS-mani zostali zaatakowani przez partyzantów. Czynny udział w akcji wziął towarzysz A. Fajner i w niej zginął…
Ze wszystkich przygotowanych 50 grup tylko 5 brały udział w styczniowych walkach. Pozostałe, nie zgromadziwszy się na czas wejścia Niemców do getta, wyłapano z zaskoczenia i nie mogły dotrzeć do miejsca składowania broni. Jeszcze raz, jak w przypadku pierwszego etapu działań ŻOB, 4 / 5 członków organizacji zginęło.
[240] Bernard Goldstein, Gwiazdy to poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 176–77.
Ale najnowsze wydarzenia mocno wybrzmiały zarówno w getcie jak i poza nim. Żydowska i polska opinia publiczna natychmiast zareagowała na walki w getcie. Teraz, po raz pierwszy, zniweczono niemieckie plany. Po raz pierwszy aureola wszechmocy i niepokonalności została zdarta z niemieckich głów. Po raz pierwszy Żyd na ulicy zrozumiał, że można było coś zrobić przeciwko niemieckiej woli i władzy. Ważniejsze było pojawienie się psychologicznego punktu zwrotnego. Samo to, że z powodu nieoczekiwanego oporu, choć był słaby, Niemcy zostali zmuszeni do przerwania harmonogramu "deportacji", miało wielką wartość.
Tymczasem po całej Warszawie zaczęły krążyć legendy o "setkach" martwych Niemców i "ogromnej" sile ŻOB. Chwaliło nas całe polskie podziemie. Pod koniec stycznia od dowództwa Armii Krajowej dostaliśmy 50 większych pistoletów i 50 granatów ręcznych. Przeprowadzono reorganizację ŻOB. [241]
Leon Najberg, Żyd pracujący poza gettem, wspomina reakcję polskiego społeczeństwa na styczniowe walki:
Z ust innych Polaków słyszeliśmy o rzekomych żydowskich czołgach, które sprowadzono do walki. Każdy okazywał pełną sympatię dla walczących Żydów. Niektórzy polscy robotnicy opowiadali, że na własne oczy widzieli karetki pogotowia wywożące z getta rannych Niemców. [242]
Historyk holokaustu Gunnar S. Paulsson tak pisze o wydarzeniach w getcie:
Do chwili wybuchu powstania w getcie sieć kryjówek i podziemnych przejść była tak szeroka, że w nich mogłaby zniknąć cała populacja getta. Ci historycy którzy podkreślali przygotowania w getcie do oporu w tym okresie czasem opisywali konstrukcję bunkrów jako część tych przygotowań, albo jako formę "biernego oporu". Faktycznie, jak widzimy ze współczesnych świadectw Ringelbluma, podstawową intencją było unikanie, a nie opór: główną alternatywą dla budowy bunkrów w getcie była ucieczka na "aryjską stronę". Cały współczesny zapis świadczy o tym, że większość Żydów z getta wahała się w tamtych czasach między tymi dwiema alternatywami, a tylko niewielka mniejszość, głównie ludzi młodych, myślała o zbrojnym oporze. Rzeczywiście, ci, którzy woleli ukrywać się lub uciekać, postrzegali przyszłe powstanie jako zagrożenie. Jak szczerze to ujął bojownik z getta Simcha Rotem:
"Nasze środowisko nie było zbyt zachęcające. Stosunkowo niewielu Żydów pozostałych w getcie nie było entuzjastycznie nastawionych do naszych działań. W ten sposób ŻOB znalazł się w podwójnym podziemiu, ukrywając się przed Niemcami jak i większością Żydów". [243]
[241] Marek Edelman, "Walki w getcie" / The Ghetto Fights, w Warszawskie getto: 45 rocznica… / The Warsaw Ghetto: The 45th Anniversary of the Uprising (Warsaw: Interpress, 1988), online : <http://www.english.upenn.edu/~afilreis/warsaw-uprising.html>.
[242] Leon Najberg, Ostatni powstańcy getta (Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny, 1993), 37.
[243] Gunnar S. Paulsson, "Unikanie holokaustu: niezbadany ląd historiografii holokaustu / Evading the Holocaust: The Unexplored Continent of Holocaust Historiography, w John K. Roth i Elisabeth Maxwell, red.,Pamięć dla przyszłości: holokaust w erze ludobójstwa / Remembering for the Future: The Holocaust in an Age of Genocide (Houndmills, Basingstoke, Hampshire and New York: Palgrave, 2001), vol. 1, 309–310. W rzeczywistości budowa schronów rozpoczęła się dużo wcześniej. Po pierwszym sowieckim ataku na centrum Warszawy 21 sierpnia 1942, budowano schrony, z niemieckiego rozkazu, wszędzie w mieście, w tym w getcie, dla ochrony mieszkańców. Niemcy dostarczyli Żydom cement i inne konieczne materiały do budowy tych schronów. Wiele z nich stało się bunkrami [blockhouses] dla Żydów ukrywających się podczas akcji niemieckiej policji.
"Kazik" (Simha Rotem) – członek ŻOB – przedstawił mniej korzystny obraz nastroju w getcie:
Do tego czasu – luty lub marzec 1943 – my członkowie ŻOB byliśmy przekonani, że musieliśmy działać, że bezczynne siedzenie to ryzykowanie naszym życiem. Nasze środowisko nie było bardzo zachęcające. Stosunkowo nieliczni Żydzi pozostali w getcie [było ich 50-60.000! – MP] generalnie nie wykazywali entuzjazmu do naszych działań. Dlatego ŻOB znalazł się w podwójnym podziemiu, ukrywając się zarówno przed Niemcami jak i przed większością Żydów. Mieliśmy sympatię i dobrą wolę tylko od małej grupy, która była nam bliska. [244]
Bernard Goldstein, działacz Bundu, o przygotowaniach getta do spodziewanych walk:
W ramach dalszych przygotowań do przyszłych wydarzeń, ŻOB podjęła kroki oczyszczenia getta ze wszystkich wysługujących się Gestapo. Specjalne grupy kontrwywiadowcze wykrywały każdego żydowskiego agenta Gestapo i go likwidowała. Np. był Alfred Noissig, żydowski intelektualista z Galicji. Pisywał artykuły po żydowsku, hebrajsku i niemiecku do róznych czasopism. Służył jako donosiciel o sprawach żydowskich niemieckiego rządu jeszcze przed Hitlerem. Jego specjalizacją było polskie żydostwo. Po I wojnie światowej, kiedy Polska stała się niepodległa, od czasu do czasu przyjeżdżał do Warszawy. Teraz pojawiał się w getcie na specjalnych akcjach dla Gestapo. Jeden z naszych towarzyszy odkrył jego mieszkanie i je przeszukał. Karta tożsamości pokazała, że Nossig służył Gestapo od 1933, roku kiedy do władzy doszedł Hitler. ŻOB wydał wyrok śmierci i został zastrzelony.
Fuerst, były dyrektor Domu Żydowskich Studentów na Pradze [przedmieście Warszawy], i donosiciel Gestapo, został zastrzelony na rozkaz ŻOB. Lolek Kokosovsky, makabejski lider ze Zgierza, był agentem Gestapo, którego specjalnością była informacja polityczna o getto i członkach organizacji podziemnych. Poczatkowo uciekł naszym agentom tylko ze złą raną. Przyjaciele zabrali go z getta, i wyzdrowiał. Ale później został zastrzelony na aryjskiej stronie kiedy wychodził z restauracji.
Sherinsky [Szeryński], Żyd apostata, już wymieniony tu jako komisarz żydowskiej policji. Nasze próby zabicia go poniosły fiasko, mimo że został powaznie ranny. Później popełnił samobójstwo. Laikin, który był prawnikiem przed wojną, był asystentem Sherinsky'ego. Po jego śmierci zajął jego stanowisko jako komisarz żydowskiej policji. Bardzo nienawidzony w getcie, został skazany na śmierć i zastrzelony.
Te egzekucje dalej wzmocniły morale walczących grup i zwiększyło prestiż ŻOB. Teraz poczuła się na tyle potężna, że nałożyła podatek na całe getto żeby kupić broń; nawet opodatkowała Judenrat. Niektórzy bogaci którzy odmówili płacenia tego podatku zostali aresztowani. Autorytet ŻOB zaczęto odczuwać w całym getcie. Jej wpływ i siła zwiększały się z każdym dniem. [245]
David Landau, członek Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW):
Fragment przemówienia lidera ŻZW, Pawła Frenkela: "… zarówno ŻOB jak i ŻZW zbierają duże sumy pieniędzy od bogatych Żydów w getcie i od wydziałów Starszych żeby płacili za broń którą niektórzy z was kupują. Kilka tygodni temu uzgodniliśmy, że będziemy się informować o dokonanych zbiórkach żeby nie duplikować akcji. Oczywiście, tu i tam użyliśmy siły, ale ogólnie nawet ci do których podeszliśmy wiedzieli, że kiedy już zapłacą i kolektorzy wydadzą im poświadczenie, będą czyści. Ale w ostatnich kilku dniach wydaje się, że jacyś sprytni indywidua krążą i zbierają pieniądze do własnych kieszeni w naszym imieniu czy w imieniu ŻOB… skonfiskowaliśmy zebrane pieniądze od indywiduów uważających się za sprytnych, i ostrzegliśmy ich, że grają w bardzo niebezpieczną grę…
[244] Simha Rotem ("Kazik"), Wspomnienia bojownika z warszawskiego getta: przeszłość jest we mnie / Memoirs of a Warsaw Ghetto Fighter: The Past Within Me (New Haven and London: Yale University Press, 1994), 26.
[245] Bernard Goldstein, Gwiazdy to poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 178–79.
Człowiek którego wysłaliśmy by dokonał egzekucji na Żydzie - informatorze Gestapo, spełnił swój obowiązek, zabił zdrajcę… Kobietą była Anna Milewicz, wczesniej należała do Hashomer Hatsair. Została z niej usunięta. Hashomer Hatsair zupełnie zgodziła się z tym co zrobilismy, gdyż okazało się, że pracował sla Gestapo". [246]
Jak Kercelak [targowisko staroci przy Placu Kercelego] na aryjskiej stronie, Restauracja Szczęśliwa na żydowskiej stronie była centrum dla wszystkiego i wszystkich. Liderzy żydowskiego podziemia spotykali się tam, i tak samo było z żydowskimi konfidentami Gestapo. Szmalcownicy przychodzili kupować i sprzedawać towary. Miejsce to było zarówno polem walki wszystkich jak i neutralnym terytorium, z jednym wyjątkiem: żydowscy konfidenci władz niemieckich, informatorzy Gestapo w restauracji, wiedzieli nie tylko kim byli liderzy podziemia, ale także to, że liderów podziemia powinno się traktowac powaznie i ich się bać. Nie byli towarem na sprzedaż Niemcom za cenę. Długie ramię podziemia już usunęło tych, którzy na początku śmiali się z żydowskiego oporu. Teraz było odwrotnie i byli informatorzy przychodzący do Szczęśliwej byli pierwszym źródłem informacji o niemieckich planach. Podziemie dawało im bezużyteczne informacje by zachować wobec nich zaufanie Niemców. Jak pozostali Żydzi w getcie, większość donosicieli ostatnio zaczęła kopac bunkry dla siebie i swoich rodzin. Pół żartując, zaproszeni członkowie przywództwa Judenratu, członkowie ŻOB jak i ŻZW mogli przyjść do ich bunkra gdyby potrzebowali. [247]
[246] David J. Landau, alias Dudek, Janek and Jan, Zaklatkowany:… / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 189–91.
[247] Ibid., 213–14.