POWSTANIE W WARSZAWSKIM GETCIE I POLACY cz. 4
W sierpniu lub wrześniu 1943 przyszedł do nas na aryjską stronę ocalony z getta… Ten człowiek powiedział nam o grupie około 20 Żydów którzy żyli i ukrywali się w gruzach.
Mój znajomy, polski policjant, zgodził się pomóc ratować tę grupę z getta w określonym dniu. Ponieważ policjant mógł poruszać się w czasie godziny policyjnej, moglibyśmy wieczorem przeprowadzić jednego z naszych ludzi do getta. Zdecydowaliśmy, że gdyby ktoś pytał kogo zabierał, odpowie, że aresztował człowieka – czy ludzi – i zabierał ich na najbliższy posterunek policji. Ta akcja poszła zgodnie z planem.
Udało się nam wyciągnąć grupę, i policjant zaprowadził ich do chwilowej kryjówki przy Mokotowskiej 1, gdzie ich spotkałem. [346]
"Kazik" też wykorzystał Adamczyka do dostarczenia broni Żydom w Częstochowie, mieście około 275 km na płd-zachód od Warszawy:
Jedną z pierwszych wyznaczonych mu przeze mnie misji był transport broni (pistolety i pociski) dla grupy Żydów, w ten sposób zmniejszając niebezpieczeństwo. Wykonał zadanie lojalnie i skutecznie. Nie zrobił tego dla pieniędzy, a czysto z motywów humanitarnych. Jedyną zapłatą jaka otrzymał od nas było pokrycie kosztów podróży i dniówka jaką stracił by wykonać dla nas zadanie.
Utrzymywałem kontakty z Adamczykiem do czasu polskiego powstania. Wtedy zniknął i straciliśmy jego ślad. [347]
"Kazik" zorganizował odbiór pewnych ocalonych bojowników z getta przez GL przy włazie przy Prostej, i zabranie ich do Łomianek, wioski na skraju Puszczy Kampinoskiej niedaleko Warszawy.
Wiedzieliśmy, że nie była to idealna kryjówka, ale nie mieliśmy nic lepszego. [Pomógł nam jeden z miejscowych chłopów, Jan Sikorski, który chciał od nas zapłaty za tę pomoc, co wtedy dla nas tak dużo znaczyło.] Teraz moje wysiłki polegały głównie na poszukaniu innej kryjówki dla bojowników, i wkrótce potem przeniesiono ich, jednych do lasó wokół Wyszkowa, innych do tajnych mieszkań w i wokół Warszawy. Opiekowałem się też tymi, którzy wyszli z getta głodni, niemal nadzy w w złym stanie zdrowia. Musieliśmy zapewnić im odzież, a zwłaszcza i natychmiast – żywność…
Nawiązaliśmy kontakt z wieśniakiem w wiosce Łomianki, którego nazwaliśmy "Chłop", nazywał się Sikorski, o dobrym sercu i serdecznej duszy, który zgodził się dostarczać żywność naszym towarzyszom. Mogliśmy dać mu pieniądze i kupowałby żywność w róznych miejscach żeby nie wywołać podejrzeń u sklepikarzy. Wieczorem zaprzęgał konia do wozu i dowoził im jedzenie. Zawsze dodawał coś do picia, czasem ugotowaną przez siebie zupę. Z pomocą dzieci, przynosił żywność i zupę do lasu, i ostrzegł grupę kiedy usłyszał, że Niemcy planowali poszukiwania. Sytuacja uległa pogorszeniu i baliśmy się, że Gestapo nas znajdzie. Kiedy przebywali w Łomiankach, zmarł z osłabienia jeden z naszych towarzyszy i może skutków trującego gazu jaki wdychał w ściekach. Musiał być pochowany na miejscu, i chłop pożyczył im łopaty i inne narzędzia do wykopania grobu…
Po skontaktowaniu się z polskim podziemiem, które wydawało rozkazy swoim członkom w terenie, większość bojowników zabrano do wyszkowskiego lasu. Nie można było przebywać po aryjskiej stronie bez dokumentów. Kiedy towarzysze byli w Łomiankach, polskie podziemie pomogło mi dostać Kennkarte (wydawany przez Niemców Generalnej Guberni dowód tożsamości zastępujący polski dowód). Wysłano mnie do biura na jednym z przedmieść Warszawy. Podszedłem do urzędnika i poprosiłem o metrykę urodzenia (wymaganą do otrzymania Kennkarte). Poinstruowali mnie co mam mówić. Był to dokument którego prawdziwy posiadacz, ktoś w moim wieku, już nie zył. Urzędnik spojrzał na mnie ostro i wyrzucił z siebie: 'Śmieszny świat – jedna osoba umiera, a druga chodzi i ją udaje". Nic nie odpowiedziałem. Poprosił mnie o adres, imiona rodziców i inne szczegóły wymagane na całym świecie. Odpowiedziałem krótko, i w końcu dostałem metrykę.
[346] Ibid., 63.
[347] Ibid., 71–72.
Stąd poszedłem do biura rejestracyjnego, gdzie Polacy pracowali z Niemcami, i złożyłem odpowiedni wniosek o Kennkarte. Pobrano mi odciski palców jak każdemu innemu polskiemu obywatelowi. Na końcu tego procesu miałem Kennkarte na nazwisko Antoni Julian Księżopolski – powszechne wśród polskiej arystokracji. Jednocześnie dostałem Kennkarte z polskiego podziemia na inne nazwisko. Trzymałem dokument na nazwisko Księżopolski przy sobie, a drugi "w domu" w razie kłopotu. [Dali mi też Arbeitskarte (dokument o zatrudnieniu). (To ostatnie zdanie znajduje się w polskim przekładzie tej książki, a pominięto je w wersji angielskiej. – red.) [348]
Po nieudanym powstaniu warszawskim w sierpniu 1944, który zakończył się na początku października tego roku, pozostali bojownicy ŻOB znowu potrzebowali pomocy od polskiego podziemia żeby uniknąć wpadki w ręce Niemców. Tym razem to AK przyszła z pomocą. Dr Stanisław Śwital, członek AK, zgromadził zespół pracowników szpitala by wyrwać 14 żydowskich bojowników z getta z ukrycia w piwnicy opuszczonego domu we wtedy ewakuowanej Warszawie pod nosami Niemców. Wśród uratowanych w listopadzie tego roku byli Marek Edelman, Yitzhak Zuckerman, Tuvia Borzykowski i Zivia Lubetkin, który napisał następujące świadectwo:
Niemcy zaczęli usuwać ze stolicy całą polską populację. Miasto stało się puste. Nie było ani zywności, ani wody. Po błąkaniu się godzinami po brzegu Wisły, znaleźliśmy zakamuflowaną piwnicę gdzie ukrywaliśmy się przez 6 tygodni. Pewnego dnia nasi przyjaciele, którzy znaleźli schronienie w okolicy Warszawy dowiedzieli się, że jeszcze żyjemy, i że wróg ciągle nam zagrażał. Zorganizowali delegację Polskiego Czerwonego Krzyża, która weszła do Warszawy pod pretekstem, ze musiała usunąć ze zniszczonego miasta rannych i chorych na tyfus. Członkowie Czerwonego Krzyża pojawili się z noszami, i tych z nas o wyraźnych żydowskich cechach twarzy zabandażowali i na nie położyli. Reszta z nas miała znaczki Czerwonego Krzyża i pomagaliśmy jak każdy inny członek zespołu usunąć "chorych"… W końcu udało się nam wyjść. Los, najwyraźniej, chciał byśmy przeżyli. [349]
[348] Ibid., 59–61. Zob. też Simcha Rotem "Kazik", Wspomnienia bojowca ŻOB (Warsaw: Wydawnictwo Naukowe PWN, 1993), 73–75.
[349] Lubetkin.net: wysiwyg://49/http://homepages.msn.com/BondSt/lubetkin/promise.htm.
Zob. też Tuvia Borzykowski, Między walącymi się murami / Between Tumbling Walls (Tel Aviv: Beit Lohamei Hagettaot/Ghetto Fighters’ House and Hakibbutz Hameuchad Publishing House, 1972), 220–23; Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 552–55. Historia dr Stanisława Świtala, kierującego szpitalem gdzie zorganizowano ratunek, w Richard C. Lukas, Wyjście z piekła: Polacy pamiętają holokaust / Out of the Inferno: Poles Remember the Holocaust (Lexington, Kentucky: The University Press of Kentucky, 1989), 159–61. Po uratowaniu przez AK w grudniu 1944, Yitzhak Zuckerman, Marek Edelman i inni bojownicy z getta mieszkali w Grodzisku, miasteczku koło Wraszawy, pod ochroną AK, która nawet przekazywała im tajną korespondencję z zagranicy. Szarlatan Roman Grunspan przypisuje sobie, między innymi fabrykacjami, zadanie odnalezienia Yitzhaka Zuckermana w warszawskim bunkrze po "wyzwoleniu" tego miasta przez Armię Czerwoną w styczniu 1945. Wspomnienia Grunspana paradują dookoła pod oszukańczym tytułem: Powstanie martwego pudła Warszawy: książka-dokument o życiu chrześcijan i żydów pod rządami nazistów w warszawskim getcie i w nie-żydowskim rejonie Warszawy / The Uprising of the Death Box of Warsaw: A Documentary Book about Jewish and Christian Lives under Nazi Rule in the Warsaw Ghetto and in the Non-Jewish Region of Warsaw (New York: Vantage Press, 1978), 201. Grunspan twierdzi też, iż był częścią 3-osobowego zespołu zabójców pn. "Parasol", który zabił notorycznego kata gen. Franza Kutscherę, szefa SS i policji Regionu Warszawy, przy "Alei Szucha"(sic) w Warszawie. W książce jest nawet fotografia pokazująca proste nałożenie ręki trzymającej karabin maszynowy z następnym podpisem: "Po prawej widzisz karzącą rękę autora z karabinem maszynowym, która zabiła nazistowskiego lunatyka". (Ibid., 172,) Ale ta powszechnie znana operacja przeprowadzona przez AK mało przypomina bajkę Grunspana: "1 lutego 1944, po tygodniach planowania, pluton Pegaz dowodzony przez 20-letniego Bronisława Pietraszkiewicza, zaatakował auto Kutschery w Alejach Ujazdowskich. W trwającej niecałą minutę akcji, Kutschera wraz z kilku innymi Niemcami zginęli, ale 4 z atakujących, w tym Pietraszkiewicz, zginęli". Zob. Richard C. Lukas, Zapomniany holokaust: Polacy pod niemiecką okupacją 1939-1944 / The Forgotten Holocaust: The Poles under German Occupation, 1939–1944 (Lexington: The University Press of Kentucky, 1986), 92; Norman Davies, Powstanie 1944: 'Bitwa o Warszawę' / Rising ‘44: ‘The Battle for Warsaw’ (London: Macmillan, 2003), 197–98. Avrom Feldberg jest kolejnym ocalonym z warszawskiego getta, który opowiada bajkę o heroizmie w ten sam sposób. Rzekomo członek ŻOB, który połączył się z anonimowymi polskimi partyzantami, Feldberg twierdzi iż kierował zespołem 5 polskich partyzantów, którzy zabili anonimowego szefa policji na aryjskiej stronie jesienią 1942. Zob. Alvin Abram, Światło po ciemności II: 6 dalszych historii po utracie wszelkiej nadziei… / The Light After Dark II: Six More Stories of Triumph After All Hope Had Gone… (Toronto: AMA Graphics Incorporated, 2000), 132–33. (Co ciekawe, on twierdzi też, że później spotkał Żydówkę, która powiedziała mu że szef policji ukrywał ją w piwnicy swojego domu.) Ale egzekucji szefa "granatowej" policji Aleksandra Reszczyńskiego, który współpracował z kontrwywiadem AK, i nie patrzyli na niego przychylnie Niemcy, dokonał 4-osobowy zespół z Gwardii Ludowej [GL], 5 marca 1943, w okolicznościach mało przypominających te opisane przez Feldberga. Zob. Adam Hempel, Pogrobowcy klęski: Rzecz o policji “granatowej” w Generalnym Gubernatorstwie 1939–1945 (Warsaw: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1990), 321–23, 383–87. Innym rażąco szarlatanerskim wspomnieniem jest to Maurice'a Shainberga, rzekomo pochodzącego z "rodziny prominentnych rabinów". Shainberg twierdzi, iż był ochroniarzem lidera ŻZW Pawła Frankela, a mało wie o tym jak powstała organizacja, i jak współdziałała z ŻOB, myli się w kwestii roku powstania w getcie, o rok, wykonuje wszelkiego rodzaju odważne misje (np. zbombardowanie konferencji nazistów wiosną 1941, w którym ginie 38 niemieckich policjantów), uczestniczy w spotkaniu z polskim podziemiem w nieistniejącym kościele, uważa, że Żagiew, żydowska organizacja kolaboracyjna, była "trzema pro-niemieckimi polskimi grupami" [“three pro-German Polish groups”?], i wychodzi z fantastycznym twierdzeniem, że ŻZW zabiła około 600 (sic) "członków tych antysemickich organizacji", nie wie, że żydowska policja brała udział w wielkiej deportacji latem 1942, i uważa, że miała ona miejsce wiosną 1943, twierdzi, że to nie była żydowska policja i żydowscy agenci Gestapo, a raczej "Polacy… obserwowali każdy nasz krok, informowali Niemców o naszych działaniach i kryjówkach". Po sowieckim "wyzwoleniu" Shainberg twierdzi, że dołączył do sekcji wywiadowczej polskiej armii, szybko awansował do stopnia majora, i został osobistym asystentem płk. Zajcewa [Zaitsev], szefa sowieckiego wywiadu w Polsce. W tej roli rzekomo spenetrował tajny dziennik Zajcewa zwierający szczegółowe informacje o rzezi w Katyniu, i skopiowane z dziennika strony powierzył księdzu Zmartwychwstańcowi w Pooznaniu o nazwisku Kwiatkowski. Zob. Maurice Shainberg, Zerwanie z KGB: bojownik z warszawskiego getta… oficer wywiadu… dezerter na Zachód / Breaking from the KGB: Warsaw Ghetto Fighter…Intelligence Officer…Defector to the West (New York, Jerusalem, and Tel Aviv: Shapolsky, 1996), 70–99, 165–74. Shainberga nie wymienia szczegółowa monografia ŻZW Chaima Lazara Litai Muranowska 7: powstanie w warszawskim getcie / Muranowska 7: The Warsaw Ghetto Rising (Tel Aviv: Massada–P.E.C. Press, 1966). Ustalono, że wtedy w Poznaniu nie było żadnego ks. Kwiatkowskiego, i choć Shainberg twierdzi, że dostał stopień majora przed kwietniem 1944 (s.155), zdjęcie polskiego wojskowego zaświadczenia z maja 1946 pokazuje jego stopień jako "podporucznika". Kilka reprodukowanych w książce zdjęć wydają się być obrazami nałożonymi. Co więcej, przyjete przez Shainberga nazwisko (Mieczysław Prużański) nie występuje w teczkach osobistych Ministerstwa Bezpieczenstwa Publiczngo 1944-1947 pod żadnym stopniem. Zob. Andrzej Krzysztof Kunert i Rafał E. Stolarski, “Bijące serce partii”: Dzienniki personalne Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, t. 1: 1945–1947 (Warsaw: Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, and Adiutor, 2001), 235ff. Kolejnym oczywistym fałszerstwem jest rażąco rasistowska praca Jacoba Biermana [Bermana?] Kara niewinności: z dziennika Yakoiv Zeiv Weilera / The Penalty of Innocence: From the Diary of Yakoiv Zeiv Weiler (New York, Washington and Hollywood: Vantage Press, 1973), która jest "poświęcona prawdzie i sprawiedliwości", i oczywiście rzekomo jest "prawdziwą historią" Yakoiva, który rzekomo blisko pracował z Komunistyczną Partią Polski [Communist Polish People’s Party], twierdzi, że "przerzucił duże ilości broni, amunicji, granatów ręcznych [sic]… przez mur getta", i po walce, chłopcy Yakoiva "czekali przy każdej dziurze by pomóc uciec z getta tysiącom Żydów".
Koło muru getta rzekomo widział "tłumy Polaków… walczących między sobą o martwe żydowskie ofiary. Ostrymi nożami kroili twarze by łatwiej wyciagać złote koronki z ust ofiar". Ibid., 87–89. Żaden z historyków holokaustu nie postawił takich zarzutów. Kolejnym mniej oczywistym a niewątpliwie sfabrykowanym dziennikiem jest Martina Graya (z Maxem Gallo), Dla tych których kochałem / For Those I Loved (Boston and Toronto: Little, Brown and Company, 1972), w przekładzie z francuskiego. Autor twierdzi, że dołączył do ŻOB w marcu 1943, ze wspaniałą znajomością labiryntu ścieków, mógł przemycać do getta broń i amunicję zdobytą dzięki kontaktom z GL i AK. Później został bojownikiem o herkulesowych proporcjach, który, w wolnym czasię, wyprowadzał ściekami do bezpieczeństwa kobiety, dzieci i starców, jak i bojowników. Ibid., 198–211. Rzekome wyczyny Graya znalazły się pod ścisłą i druzgocącą analizą polskich historyków i zostały ostro zganione przez Yisraela Gutmana. Podsumowanie dyskusji jaka pojawiła się w wielu polskich dziennikach łącznie z Gazetą Wyborczą, zob. Jerzy Robert Nowak, Spory o historię i współczesność (Warszawa: von Borowiecky, 2000), 359–61. W 1983 pojawił się 145-minutowy film we francuskiej wersji językowej oparty na dziennikach Graya W imieniu wszystkich moich / Au nom de tous les miens, reżyserowany przez Roberta Enrico z gwiazdą Michaelem Yorkiem, i w 1990 amerykański w angielskiej wersji językowej. Kolejnym dziennikiem pełnym rażących rewelacji, pod którymi nie podpisał się żaden poważny historyk jest ten Jacka Eisnera, który w 1962 założył Organizację Oporu Warszawskiego Getta. W dzienniku Ocalony / The Survivor (New York: William Morrow and Company, 1980), Eisner twierdzi, że wstąpił do niezrzeszonej grupy podziemnej dowodzonej przez Artka Milnera, i że przez jego dostawcę broni udało mu się za $1.000 kupić nowiuśki karabin maszynowy Schmeissera, skradziony z magazynu SS. Eisner kwestionuje powszechnie panującą opinię, że w getcie trudno było dostać broń: "Do tej pory byłem uzbrojonym przemytnikiem z bunkrem, jak wielu innych w centralnym getcie, którzy też mieli broń i bunkry". Gang szmuglerów Eisnera kontrolował też tunele do getta, "myto" z którego przynosiło ogromne dochody. Tylko w ciągu jednego dnia zebrali "ponad 100.000 zł – wystarczająco by zakupić 6 butelek Mołotowa i kilka pistoletów". Jedną z jego śmiałych misji była, rzekomo, egzekucja oficera żydowskiej policji -
Kronenberga. To prawdopodobnie odnosi się do Firstenberga, wysokiego stopnia oficera żydowskiej policji w getcie zabitego przez ŻZW w lutym 1943. Zob. Chaim Lazar Litai, Muranowska 7: The Warsaw Ghetto Rising (Tel Aviv: Massada–P.E.C. Press, 1966), 196. Eisner twierdzi również, że w styczniu 1943, w trzecim dniu (sic) walk, wraz z przyjacielem Artkiem Milnerem otworzyli ogień na niemieckich żołnierzy, którzy weszli do getta by łapać Żydów do deportacji, i wymyślił trasę, o której raczkująca ŻOB mogła tylko pomarzyć: "Antek szepnął 'Teraz albo nigdy', i wycelował Schmeissera, rozpylając burzę pocisków. W ciągu sekund 6 Niemców leżało we własnej krwi. Spanikowane konie zaczęły galopować we wszystkich kierunkach. Rudy i ja zaczęliśmy strzelać z pistoletów". Tych wydarzeń nie potwierdzili żadni historycy. To po tym wyczynie Artek postanowił, że jego grupa ponad 50 członków powinna dołączyć do ŻZW. Wbrew temu co pisze Eisner, wszystkie wiarygodne źródła potwierdzają, że polska flaga wisiała obok żydowskiej (syjonistycznej) ŻZW 19 kwietnia 1943, w pierwszym dniu powstania. W swoim dzienniku SS Brigadeführer Jürgen Stroop, niemiecki generał który tłumił powstanie, napisał: "Główna żydowska grupa bojowa, wymieszana z polskimi bandytami, już wycofała się w pierwszym i drugim dniu na tzw. Plac Muranowski. Tam wzmocniła ją znaczna liczba polskich bandytów. Planowała zachować getto wszelkim sposobem żeby uniemożliwić nam inwazję na getto. Polską i żydowską flagę wciągnieto na betonowy budynek jako wyzwanie dla nas. Ale te dwie flagi zdobyła drugiego dnia akcja specjalnej grupy". Polski świadek mieszkający poza murami getta, naprzeciwko ulicy siedziby ŻZW, tak opisuje to wydarzenie w dzienniku: "na dachu naprzeciwko zobaczyliśmy spacerujących ludzi, wszyscy nieśli broń. W pewnym momencie przed nami pokazał się unikalny widok – oni wciągnęli biało-niebieską flagę i biało-czerwoną. Wybuchnęliśmy okrzykami. 'Patrz! Patrz! Żydowska flaga! Żydzi zdobyli Plac Muranowski!... Obejmowaliśmy się i całowali wzajemnie. Zob. Alicja Kaczyńska, Obok piekła: Wspomnienia z okupacji niemieckiej w Warszawie (Gdańsk: Marpress, 1993). David Landau, czołowy członek ŻZW, zorganizował wywieszenie polskiej flagi, poprosił polskiego kolegę Jana Kostańskiego by przyniósł ją do getta. Zob. David J. Landau, alias Dudek, Janek and Jan, Zaklatkowany… / Caged: A Story of Jewish Resistance (Sydney: Macmillan, 2000), 216, 222–24. Zob. też Władysław Bartoszewski, "Męczeństwo i walka Żydów w Warszawie za niemieckiej okupacji 1939-43" /The Martyrdom and Struggle of the Jews in Warsaw under German Occupation 1939–43, w Władysław Bartoszewski i Antony Polonsky, red., Żydzi w Warszawie: historia / The Jews in Warsaw: A History (Oxford: Basil Blackwell in association with the Institute for Polish-Jewish Studies, 1991), 339; Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 736–37; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 779–80; Marian Apfelbaum, Powrót do warszawskiego getta / Retour sur le ghetto de Varsovie (Paris: Odile Jacob, 2002), 195. Ale Eisner uważa, że tę polską flagę wystawiono dopiero kiedy AK poskarżyła się ŻZW, i że z powodu jego znajomości ścieków zdobytej jako szmugler, był tym którego wysłano do eskortowania wysłannika AK, który 20 kwietnia przyniósł do getta flagę, w nieco innych okolicznościach. Zob. Jack Eisner, Ocalony / The Survivor (New York: William Morrow and Company, 1980), 141–81. August Grabski, historyk z warszawskiego Żydowskiego Instytutu Historycznego, też kwestionuje prawdziwość dziennika Eisnera, jak i dziennika Maurice Shainberga Odejście z KGB / Breaking From the KGB. Zob. August Grabski, "Czy Polacy walczyli w powstaniu w getcie? Rzecz o polskich sojusznikach Żydowskiego Związku Walki", Kwartalnik Historii Żydów, no. 4 (2007): 423. (Na podstawie książki Eisnera Susan Nanus napisała sztukę i wystawiono ją na Broadwayu w marcu 1981; film, Miłość i wojna / War and Love, reżyserowany przez Moshe Mizrahi, sztukę przez Abby Mann, producent Jack Eisner, i pokazany przez Cannon Group, 1985, i operę Jacek, autorstwa Davida A. Yeagleya (2000).)
Bernard Goldstein, działacz Bund, o ucieczce żydowskich bojowników z oblężonego getta:
Szeregi walczącej organizacji już zostały zdziesiątkowane. Poparzeni ogniem, duszeni dymem i gazem, porozrywani pociskiem z działa, mała resztka zaczynała szukać sposobów ucieczki z getta.
Jedyną drogą do i z getta był podziemny system ściekowy, który nosił brudy dużego miasta. Ścieki były skomplikowaną siecią pod całą Warszawą. Czołganie się ściekami bez dobrej znajomości ich geografii oznaczało pewną śmierć – uduszenie lub utonięcie we wstrętnym strumieniu. Wielu już próbowało tej metody ucieczki i napotkało na straszną śmierć w zdradzieckim labiryncie.
Polskie podziemie nam pomogło. Dało nam kilku ludzi zatrudnionych w systemie ścieków. Oni wyznaczyli trasy, przez które najłatwiej i najbezpieczniej było dotrzeć na konkretne spotkanie w getcie. Ponadto, nawiązaliśmy kontakty z kilkoma szmuglerami, którzy wykorzystywali ścieki jako trasę handlową. Kazik [Shmuel Ratheiser, później znany jako Simha Rotem] wrócił z nimi do getta na misję ratunkową.
1 maja (May Day), bojownicy w getcie zorganizowali jednodniową "ofensywę". Wieczorem zorganizowali apel dla swoich zdziesiątkowanych szeregów i odśpiewali "Międzynarodówkę". [350]
Henryk (Mordecai Khaim) Zylberberg, komendant jednostki ŻOB, potwierdza, że jego i 29 innych Żydów uratowała jednostka AK w szczególnie niebezpiecznych warunkach:
30 maja [1943] Zylberberg wraz z kilkoma ocalonymi z jego grupy udali się do włazu na rogu Smoczej i Nowolipie, i szukali drogi z getta przez ścieki. 'Nie będę opisywał jak to było, nie mógłbym tego zrobić', wspominał 27 lat później. 'Tysiące zwłok przewracały się w wirującym prądzie kanałów ściekowych. W każdym odgałęzieniu ścieków byli Żydzi czekający na cud jaki nigdy się nie mógł się wydarzyć. Ludzie łączyli się w grupy, później rozdzielali się znowu, i próbowali pojedynczo dotrzeć na powierzchnię. Wiele razy uciekaliśmy przed granatami ręcznymi wrzucanymi przez Niemców przez włazy. Ci którzy już nie mogli uciekać umierali. Napędzani głodem wyczołgiwaliśmy się nocą i jak szczury poszukiwaliśmy w smieciach skórki od chleba albo łupiny ziemniaka. Stopniowo traciłem siły, ciało miałem pokryte wrzodami, oklejone ekskrementami i innym brudem nogi wyglądały jak dotkniete trądem.
Dwunastego dnia w ściekach, kiedy Zylberberg z towarzyszami leżeli w mule czekając na koniec, pojawili się Żydzi z latarką, jeden z nich powiedział im, że przyszedł by zaprowadzić ich do bezpieczeństwa. Szli za nim, i razem przy włazie na rodu Pańskiej i Wroniej pojawiło się 30 Żydów, i zobaczyli, że otaczali ich 15 SS-manów uzbrojonych w karabiny półautomatyczne. Przekonani, że wpdli w zasadzkę, Żydzi wchodzili do 3 ciężarówek, które zawiozły ich przez Wisłę na przedmieście Pragę, gdzie skręciły na północ.Kiedy ciężarówki zatrzymali żandarmi na blokadzie na skraju Pragi, Zybelberg usłyszał SS-manów mówiących do nich po niemiecku, że Żydów zabierali na miejsce egzekucji. Trzy ciężarówki minęły Legionowo i pojechały do lasu chotomowskiego, gdzie się zatrzymały, i Żydom kazano wychodzić. Zrobili to oczekując, że zostaną rozstrzelani, ale usłyszeli jednego z SS-manów mówiącego po polski: 'Jesteście wolni. Uratowaliśmy was'.
Innym dziennikiem który fałszywie przypisuje osiągnięcia batalionu Żośka z AK komunistycznej Gwardii Ludowej, a mianowicie uwolnienie kilkuset zagranicznych Żydów z tzw. obozu koncentracyjnego Gęsiówka w Warszawie (a nie Pawiaka jak twierdzi autor) 5 sierpnia 1944, jest ten Yehuda Nir, Utracone dzieciństwo: dziennik / The Lost Childhood: A Memoir (San Diego, New York and London: Harcourt, Brace, Jovanovich, 1989), 132, 159.
Poza poważnym rozważaniem uczciwości jest powieść Leona Urisa Miła 18, która jest słabo ukrytą antypolską diatrybą pełną historycznych nieścisłości i wątpliwej wartości literackiej. Co ciekawe, historyk David Engel zdemaskował rolę warszawskiego Żydowskiego Instytutu Historycznego w manipulowaniu i cenzorowaniu dziennika Calela Perechodnika zatytułowanego Czy jestem mordercą?: Testament żydowskiego policjanta w getcie / Am I a Murderer?: Testament of a Jewish Ghetto Policeman (Boulder, Colorado: Westview Press/HarperCollins, 1996); rękopis Perechodnika, który znajdował się w archiwach Yad Vashem, opublikowała w nieokrojonej wersji Karta Centre w Warszawie w 2004.
[350] Bernard Goldstein, Gwiazdy poświadczą / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 198.
SS-mani okazali się być członkami AK. Zyberberg i jego towarzyszy podzielono na 4-osobowe grupy, ulokowano w rodzinach chłopskich, i w końcu włączono do partyzanckich jednostek AK. Zybelberg znalazł się w jednostce Jana Gutka, działającej koło Kraśnika w rejonie lubelskim. W lipcu 1944 Zylberberg i kilku towarzyszy wydano rozkaz powrotu do Warszawy, gdzie powierzono im zadanie trasportu broni do różnych miejsc gdzie AK miała ją odebrać na początku planowanego powstania. Zybelberg walczył w powstaniu i dzięki jego 'aryjskiemu' wyglądowi i fałszywym dokumentom uciekł przed egzekucją, kiedy polscy powstańcy poddali się Niemcom. [351]
Historyk Jörg Böttger [JB] odpowiada w H-Holocaust Net Discussion List (12.04.2002) na oskarżenia, że resztki ŻOB nie dołączyli do AK podczas powstania warszawskiego w sierpniu 1944 z powodu postawy AK:
Steve Paulsson pisze (9 kwietnia): "A zatem Żydzi dołączyli do tych grup (komunistyczna AL. i sowieccy partyzanci - JB) kiedy mogli, z konieczności, a nie z sympatii politycznych. (Dlatego Antek pisze, że dowodzony przez niego żydowski pluton w powstaniu warszawskim 1944 oddał się AK, i dopiero po tym kiedy liderzy AK "chrząkali" o tym, że dołączyli do AL)".
Co? Pozwolę sobie mieć inne zdanie. Zuckerman jest dość nieugięty, że nie zamierzał wstąpić do AK. Jego negocjacje z AK dotyczyły publikacji obwieszczenia przez resztki ŻOB by dołączyli do AK per se. Negocjacje nie były o "Antku" i jego ludziach wchodzących w szeregi AK.
Zuckerman writes: "Obwieszczenie opublikowali komuniści i później AK w całej prasie podziemnej funkcjonującej na początku powstania. KIEDY JE PISAŁEM, WIEDZIAŁEM, ŻE BĘDĘ WALCZYŁ W SZEREGACH KOMUNISTYCZNEJ ARMII LUDOWEJ. Ale moja odpowiedzialność publiczna mówiła mi, że deklaracja musiała być ogólna i musiała wezwać Żydów do dołączenia do bojowników o demokratyczną, wolną Polskę, nie wspominając po której stronie… Choć WIEDZIAŁEM, ŻE MOJE MIEJSCE BYŁO W SZEREGACH AL, kontynuowałem też negocjacje z AK…" (Yitzhak Zuckermann ("Antek"), Nadmiar wspomnień… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising. Tłum. i red. Barbara Harshav, Berkeley, Cal.: University of California Press, 1993, s. 523).
Zuckerman kontynuuje: "Nie powiedziałem do kogo dołączyć. Choć postanowiliśmy dołączyć do AL, nie byłem upoważniony do działania jako osoba prywatna czy jako przedstawiciel małej grupy". (Ibid., s. 527).
Zuckerman mówi wyraźnie gdzie leżą jego sympatie polityczne: "Mówię teraz o komunistach z 1944… Nie mogę zapomnieć jakie miałem szczęście, że wtedy byłem z grupą komunistów – idealiści, lojalni wobec socjalistycznej idei, prawdziwi polscy komuniści". (Ibid., s. 523).
Dla komendantów AK w Warszawie "Antek" nie był kimś obcym, gdyż już z nimi działał przed i podczas powstania warszawskim getcie 1943. Jego polityczne afiliacje i sympatie były oczywiście dobrze znane do sierpnia 1944. "Antek" był członkiem lewicowej syjonistycznej organizacji młodzieżowej Hashomer Hatsa’ir, która już wtedy miała zdecydowanie prosowiecką orientację. To nie oznaczało że był w AK.
Prawdopodobne jest, że być może czynniki polityczne były ważniejsze dla dołączenia czy przyjęcia do polskiego podziemia, przynajmniej na czas powstania warszawskiego 1944. Jakieś poparcie tego argumentu pochodzi z pochodzenia Żydów uczestniczących w walkach.
Jedno źródło wymienia nazwiska 25 weteranów ŻZW z powstania w warszawskim getcie, którzy walczyli i zginęli w szeregach AK. Nie ma żadnych weteranów ŻZW wymienionych na liście, którzy służyli i zginęli w szeregach komunistycznej AL. Jednoczesnie wymienionych jest 6 weteranów ŻOB, którzy walczyli i zginęli w szeregach AL, a 4 innych weteranów ŻOB jest wymienionych , którzy służyli i zginęli w szeregach AK. (Zob. Benjamin Meirtchak, Żydowskie ofiary wojenne w polskich armiach w II wojnie światowej / Jewish Military Casualties in the Polish Armies in World War II, t. IV, Tel Aviv: Association of Jewish War Veterans of Polish Armies in Israel, 1997, s. 62–80).
[351] Reuben Ainsztein, Żydowski ruch oporu w okupowanej przez nazistów Europie wschodniej / Jewish Resistance in Nazi-Occupied Eastern Europe (London: Paul Elek, 1974), 664–65.
Choć daleko od rozstrzygających, te liczby sugerują, że sympatie polityczne Żydów naprawdę odegrały rolę do której polskiej formacji podziemnej chcieli dołączyć, lub która z nich chętniej by ich przyjęła w swoje szeregi.
Marysia Warman (z domu Bronisława albo Bronka Feinmesser), żydowska działaczka i łącznik na 'aryjskiej' stronie Warszawy, małżonka Zygmunta Warmana, bojownika ŻOB, który uciekł z getta razem z Yitzhakiem Zuckermanem i Markiem Edelmanem:
Kiedy wybuchło polskie powstanie, Antek [Zuckerman] i Marek [Edelman] udali się do wysokich oficerów polskiej AK, i poprosili ich by przyjęli nas jako grupę, jako ŻOB. Odmówili. "Pojedynczo, proszę przychodźcie, ale nie jako grupa; nie damy wam żadnego dowódcy". Dlatego poszli do AL, i oni przyjęli nas jako grupę. Dali nam oficera dowodzącego. [352]
Zarzut, ze AK wykazywała antypatię do Żydów w czasie powstania warszawskiego w 1944, został obalony przez lidera ŻOB, Yitzhaka Zuckermaa, który napisał: "Kiedy byłem na Starym Mieście, ani razu nie wyczułem antysemityzmu, ani od społeczności cywilnej, ani od AK; wręcz odwrotnie". [353] AK nie mogła pozwolić sobie na ryzyko powiązane z tworzeniem w swoich siłach jednostek etnicznych, zwłaszcza w swietle masowych dezercji Żydów z armii gen. Andersa w Palestynie. Dezercje na komunistyczną stronę narażałyby polskie podziemie na nieobliczlne szkody, kiedy stało się jasne, że siły sowieckie ponownie wchodziły do Polski w roli okupantów. Biorąc pod uwagę kontakty Zuckermana z komunistyczną PPR i AL, decyzja o nie informowaniu resztek ŻOB o planowanym powstaniu, czy przyjęciu ich w szeregi AK jako grupy, była całkowicie uzasadniona. Ponadto, ŻOB też odmówiła połączenia się z ŻZW w przeddzień powstania w getcie, i podkreślała, żeby członkowie ŻZW wstępowali do ŻOB indywidualnie, a nie jako grupa.
[352] Zob. świadectwo Marysi Warman w Brana Gurewitsch, red., Matki, siostry, przeciwnicy: werbalne historie kobiet które przeżyły holokaust / Mothers, Sisters, Resisters: Oral Histories of Women Who Survived the Holocaust (Tuscaloosa and London: The University of Alabama Press, Tuscaloosa and London, 1998), 288. Zob. też Gustaw Kerszman, Jak ginąć, to razem (Montreal: Polish-Jewish Heritage Foundation, 2003), 123. Natomiast Reuben Ainsztein twierdzi, że dowództwo AK kategorycznie powiedziało Zuckermanowi, że "nie było miejsca dla jego ludzi w AK". Zob. Reuben Ainsztein, Żydowski ruch oporu w okupowanej przez nazistów Europie wschodniej / Jewish Resistance in Nazi-Occupied Eastern Europe (London: Paul Elek, 1974), 674. Jednak Zuckerman twierdzi: "Negocjowałem z AK i odstraszyli mnie chrząkając", bez podania żadnej daty. Zuckerman mówi jasno, że kiedy prowadził te negocjacje, "wiedziałem że będę walczył w szeregach komunistycznej AL". Zob. Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 523, 534. (Ta wersja jest często powtarzana w drugorzędnych źródłach, np. Matthew Brzezinski, Armia Izaaka…. / Isaac’s Army: A Story of Courage and Survival in Nazi-Occupied Poland (New York: Random House, 2012), 331–32.) Simha Rotem "Kazik", bliski kolega Zuckerman, jest tak samo niejasny: "zniknęła AK, zostawiając nas w wątpliwościach czy do nich dołączyć. Niektórzy z naszych członków byli przeciwni współpracy z AK, gdyż było ta skrajnie prawicowa organizacja… W końcu Antka [Zuckermana] i mnie wyznaczono do negocjacji z dowództwem AL. na Starówce". Zob. Simha Rotem ("Kazik"), Wspomnienia bojownika w getcie warszawskim: przeszłość we mnie / Memoirs of a Warsaw Ghetto Fighter: The Past Within Me (New Haven and London: Yale University Press, 1994), 120. Jeszcze inna wersja zob. Basia Temkin-Bermanowa, Dziennik z Podziemia (Warsaw: Twój Styl and Żydowski Instytut Historyczny, 2000), 208. Żydzi w prawicowych organizacji tem mieli problemy połączenia się z lewicową ŻOB. Sol Rosenberg wspomina: "Wtedy Sol powiedział Anielewiczowi, że był członkiem młodzieżowego ruchu Betar, i niepokoiło go uczestnictwo w podziemiu. Anielewicz powiedział, że Sol byłby mile widziany jako jednostka, ale że nieporozumienia o strukturze organizacyjnej ruchu oporu uniemożliwiły ŻOB przyjęcia do organizacji Betaru". Zob. Richard Chardkoff, Historia Sola: triumf ludzkiego ducha / Sol’s Story: A Triumph of the Human Spirit (Nashville, Tennessee: Cold Tree Press, 2002), 87.
[353] Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień…. / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 561.
Ruth Altbeker Cyprys wspomina los Żydów w powstaniu warszawskim sierpień 1944 i po wypędzeniu warszawskiej populacji do obozu zatrzymań lub tranzytu w Pruszkowie:
W tym okresie… poznałam młodego Żyda. Powiedział mi, że był w więzieniu z dużą grupą Żydów na Pawiaku, i uwolniony przez powstańców, którym zapewniono kwaterę i odzież. Po kilku dniach rozstał się z grupą i przyszedł mieszkać z dobrym przyjacielem przy Noakowskiego, gdzie dostał dobre schronienie. "Teraz mam wszystko, ale co się stanie kiedy, nie daj Boże, kiedy upadnie powstanie i wrócą Niemcy? Spójrz na mnie, moje straszne żydowskie cechy. Czy dostałem wolność tylko po to żeby tak szybko stracić ją na zawsze? Muszę wyznac, że codziennie się modlę o sukces powstania nie dla siebie, a dla powstańców którzy mnie uwolnili. Nawet jeśli moja wolność będzie krótka, na zawsze pozostanę wdzięczny chłopcom za tygodnie wolności jaką miałem. Prawie całe jedzenie daję naszym żołnierzom… Praktycznie co noc jestem z nimi na warcie, szczęśliwy, że mogę uczestniczyć w ich żartach i w ich towarzystwie". [354]
Żołnierzy Wehrmachtu którzy się poddali, albo innych złapanych w walce, zabierano do więzienia, a ludzi, policjantów i wszelkiego rodzaju donosicieli i szpiegów rozstrzeliwano… Niemieckich więźniów kierowano do pracy. Kiedyś wszedłem do budynku przy Kruczej by zobaczyć złapanych Niemców. Widziałem ich wykonujących brudną robotę. Dwaj młodzi dobrze ich traktowali i chronili przez możliwymi atakami przez społeczeństwo, Nie wolno nam było nawet pluć im w twarze. Jednoczesnie Niemcy strzelali do każdego polskiego żołnierza bez litości, nawet uwięzionych cywilów, odmawiając im praw kombatanta. [355]
Ustanowiono milicję w której zakaz mieli wszyscy "granatowi" policjanci. Sądy zaczęły funkcjonować poprawnie. Przy Kruczej mieściły się biura powstańcze, a Komitet Bezpieczeństwa miał siedzibę w naszej okolicy… Sądy zaczęły zajmowac się przestępstwami, nawet tymi odnoszącymi się do czasów przed powstaniem. Niemcy, Volksdeutsche i Polacy byli sądzeni za wszelkiego rodzaju wykroczenia… Wyroki publikowano w dziennikach… "Granatowych" skazywano za ich gorliwość w wysługiwaniu się siłom okupacyjnym, i wydawano wyroki śmierci za dręczenie Żydów, wykorzystywanie ich osłabionej pozycji w ukrywaniu, i wydawanie ich Niemcom. Jest oczywiste, że tylko nieliczne takie sprawy kierowano pod uwagę sądu, ale wszystkie traktowano z pełną ostrością sprawa. [356]
Mieliśmy zostać wysłani do obozu przejściowego w Pruszkowie, a stamtąd - Bóg tylko wiedział gdzie.… Niemcy, gdy stali po obu stronach długich rzędów zmęczonych ludzi, którzy byli pochyleni pod ciężarem ciężkich plecaków, dbali o to, by nikt się nie wymknął by się ukryć. Teraz mogliśmy widzieć pełen zasięg okropnych zniszczeń Warszawy. Kobiety i dzieci, starcy i kaleki, musieli iść szybko, zawsze szybko, podczas gdy nasi niemieccy strażnicy śmiali się do rozpuku. [357]
Zaczęliśmy przygotowywać się do podróży rano i zauważyłem grupę ludzi stojących w pobliżu. Jedno spojrzenie na nich przekonało mnie, że są Żydami. Tylko tak duże zgromadzenie ludzi i panujący chaos mogły tłumaczyć to, że do tej pory byli niewykryci. Wszyscy donosiciele, czarodzieje i inni łajdacy mieli zbyt wiele własnych problemów, by pamiętać Żydów. [358]
[354] Ruth Altbeker Cyprys, Skok dla życia… / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi- Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 208–209.
[355] Ibid., 194–95.
[356] Ibid., 195–96.
[357] Ibid., 213.
[358] Ibid., 215.
Ocena polskiej pomocy
An Assessment of Polish Help
Marek Edelman, ostatni żyjący lider ŻOB powstania w warszawskim getcie:
Nie otrzymaliśmy wystarczającej pomocy od Polaków, ale bez ich pomocy nie moglibyśmy rozpocząć powstania.
Musicie pamiętać, że Polakom samym brakowało broni. Stroną winną jest nazizm, faszyzm – a nie Polacy". [359]
David Wdowiński, lider ŻZW:
Dowództwo Irgun Zvai Leumi [ŻZW] było w kontrakcie z polskim ruchem podziemia. Przez krótko przysyłali nam instruktorów do nauki naszych ludzi. Nasi bojownicy musieli nauczyć się posługiwania różną bronią i granatami ręcznymi. Poza tym dowiedzieli się jak budować barykady, jak zachowywać się w walkach ulicznych, jak bronić bunkrów. Kontakt z polską organizacją wojskową umożliwił nam na początku kupować broń, granaty ręczne, koktajle Mołotowa, amunicję. Później mieliśmy własne źródła dostaw. Poza tym, można było zawsze nabywać te rzeczy w ograniczonej ilości od niemieckich żołnierzy, którzy za pieniądze i złoto zrobiliby wszystko. [360]
Marian Fuks, żydowski historyk, piszący dla Biuletynu Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie:
"Jest absolutnie pewne, że bez pomocy i nawet aktywnego udziału polskiego ruchu oporu niemożliwe byłoby wszczęcie powstania w warszawskim getcie". [361]
Stefan Korboński, szef obywatelskiego oporu w okupowanej przez Niemców Polsce:
Nasuwa się pytanie: czy AK powinna pomagać Żydom więcej z bronią, akcjami dywersyjnymi, i wysiłkami otwarcia tras ucieczkowych dla żydowskich bojowników? Odpowiedź musi być negatywna. Nawet cała siła AK w Warszawie nie mogłaby uratować getta czy przynieść zwycięstwo. Była znaczna koncentracja armii niemieckiej, SS, i sił żandarmerii w Warszawie i okolicach, które można by natychmiast wysłać do akcji, i z jednym możliwym skutkiem – miażdżącą klęską zarówno dla ŻOB jak i AK. Powstanie w getcie mogłoby być więcej niż heroicznym i tragicznym gestem protestu i samoobrony tylko gdyby armia sowiecka przyszła na ratunek na czas żeby zwyciężyć. Jedyną alternatywą byłby całkowity chaos w niemieckim wojsku. Ale w kwietniu 1943 sowieci byli setki kilometrów od Warszawy, i niemieckie wojska nie okazywały znaków słabości, walcząc uparcie na wszystkich frontach wojny.
Pod koniec powstania w getcie, rozpoczęła się zorganizowana ewakuacja żydowskich bojowników… Uciekali tunelami wykopanymi od piwnicy do piwnicy i miejskimi ściekami. Członkowie przyjaznych polskich organizacji takich jak Socjalistyczna Organizacja Walcząca czekali na nich na aryjskiej stronie z ciężarówkami, które transportowały uratowanych Żydów do lasów koło Warszawy. [362]
Henryk Woliński, szef żydowskiego biura w Biurze Informacji i Propagandy wysokiego dowództwa polskiej Armii Krajowej:
Nieprawdą jest, że AK, szczególnie oficerowie wyznaczeni do współpracy z ŻOB, nie interesowali się zwiększeniem pomocy Żydom, i faktycznie byli antysemitami. Pomoc AK dla Żydów była naprawdę ofiarna.
[359] Sheldon Kirshner, wywiad z Markiem Edelmanem, "Dowódca warszawskiego getta wybacza oprawcom" / Warsaw Ghetto commander forgives tormentors, The Canadian Jewish News (Toronto), November 9, 1989.
[360] David Wdowinski, I nie uratowaliśmy się / And We Are Not Saved (New York: Philosophical Library, 1985), 81–82.
[361] Marian Fuks, "Pomoc Polaków bojownikom getta warszawskiego", Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce (Warsaw), (styczeń-marzec) 1989, t. 149, nr 1, 44.
[362] Stefan Korboński, Żydzi i Polacy w II wojnie światowej / The Jews and the Poles in World War II (New York: Hippocrene, 1989), 60, 62.
Taka była też opinia Jurka (Arie Wilner) i Borowskiego (Adolf Berman). Zaprzeczam żeby antysemityzm był powodem ograniczeń pomocy wojskowej udzielonej ŻOB przez AK. Pomoc AK była mała w stosunku do potrzeb ŻOB, ale trzeba mierzyć możliwości wtedy dostępne dla AK, one nie były wielkie. Broni brakowało nawet dla żołnierzy walczących w powstaniu warszawskim w 1944. [363]
Dr Andrzej Sławiński, powstanie w warszawskim getcie i Armia Krajowa – Pytania i Odpowiedzi: [364]
W 1940 prawie 500.000 polskich Żydów do zamknietej części Warszawy spędzili prawdziwi władcy okupowanej Polski – niemiecka policja i SS. Mieszkańcy getta egzystowali w warunkach niewyobrażalnego plugastwa, głodu i chorób zbierających codzienne żniwo.
W 1942 SS rozpoczęła swój program "Przesiedlenia warszawskich Żydów do obozów pracy na Wschodzie". Do końca 1942 w getcie pozostało ich tylko 70.000.
Po otrzymaniu od polskiego podziemia przekonujących dowodów, że deportacje były naprawdę do obozów śmierci, ŻOB postanowiła walczyć z SS i policją usiłującą likwidować getto:
P.: Czy walki w warszawskim getcie miały jakąś szansę sukcesu?
A.: Nie w sensie militarnym. Był to heroiczny akt sprzeciwu, a w istocie samobójczy. Była to sytuacja często napotykana w okupowanej przez nazistów Polsce: w obliczu pewnej śmierci wielu członków ruchu oporu wybierało śmierć w walce. Słowami jednego z liderów powstania, Marka Edelmana: "Powstanie było skazane na fiasko. Był to bardziej symboliczny gest żeby uznał nas świat". (1)
P.: Naród polski nie powstał by pomóc bojownikom w getcie. Dlaczego?
O.: Powstanie narodowe jest możliwe tylko kiedy do miejsca zamierzonej akcji zbrojnej zbliża się armia wyzwoleńcza (i nawet wtedy nie zawsze, jak pokazało fiasko powstania warszawskiego 1944!) W każdej sytuacji byłoby to bezowocnym i kosztownym gestem. Należy też pamiętac, że sami Polacy byli pod okupacją, z narzuconymi na nich dużymi ograniczeniami przez wrogich okupantów.
P.: Czy Warszawski Garnizon AK, składający się wtedy z kilku tysięcy członków był w stanie pomóc bojownikom w getcie?
O.: Wojskowa interwencja była niemozliwa z powodów wymienionych w odpowiedzi na poprzednie pytanie, ale też dlatego, że pod koniec 1942 i na początku 1943 Warszawski Garnizon AK był praktycznie nieuzbrojony.
P.: Jak może być przydatna organizacja oporu bez broni?
O.: Jednostki partyzanckie AK działające w lasach wschodniej Polski były stosunkowo dobrze uzbrojone, choć tylko w broń lekką. Jednostki w dużych miastach, takich jak Warszawa, przygotowywały się do możliwego powstania narodowego. W szkoleniach posługiwania się bronią często używano tego samego pistoletu, w szkoleniach dziesiątków czy nawet setek żołnierzy uzywano jeden karabin czy jeden karabin półautomatyczny. Mieli tylko kilka sztuk broni. Jedna mała jednostka w specjalnych zbrojnych akcjach była dobrze wyposazona w broń, ale wiele tysięcy nie miało broni. Wyobrażano sobie, że kiedy nadejdzie czas na powstanie, broń zdobędzie się ze zrzutów spadochronowych sojuszników.
P.: Czy warszawska AK mogła pomóc bojownikom w getcie w inny sposób?
O.: Tak, dostarczając im broń. Ale były poważne ograniczenia w tej kwestii. Powołam się znowu na Marka Edelmana: "Ruch oporu Polaków wtedy dopiero się rozpoczynał (1942). Nie było nic niezwykłego w tym, że nasze wysiłki zdobycia broni i amunicji… napotykały na duże trudności". (2)
P.: Czy AK dostarczała broń bojownikom w getcie?
O.: Dowództwo AK było niechętne dostarczać broń warszawskiemu gettu dlatego, że było bardzo mało broni, i że dostarczając ją gettu z małych dostaw dalej zmniejszy zbrojny potencjał AK nie ułatwiając żydowskim powstańcom sukcesu. Dokładny obraz można dostać od kogoś kto tam był i był jednym z liderów. Marek Edelman twierdzi: "Pod koniec grudnia 1942 otrzymaliśmy transport broni od AK. Nie był duży – tylko 10 pistoletów w całym transporcie – ale to umożliwiło nam przygotować się do pierwszej dużej akcji". (3)
"Pod koniec stycznia 1943 z dowództwa AK dostaliśmy 50 większych pistoletów i 55 granatów ręcznych". (4)
"Teraz (marzec 1943) każdy bojownik był wyposażony, średnio, w 1 pistolet (plus 10 czy 15 rund amunicji), 4-5 granatów ręcznych, 4-5 koktajli Mołotowa. Każdemu 'terenowi' dano 2-3 karabiny. Był 1 karabin maszynowy w całym getcie". (5)
Poza pomocą udzieloną ŻOB przez AK, inna grupa oporu w warszawskim getcie, ŻZW otrzymała dostawy broni, amunicji i materiałów wybuchowych od dwóch polskich organizacji powiązanych z AK: KB i PLAN. Pewne dostawy przysłała też komunistyczna GL.
P.: Czy ta pomoc była skuteczna?
O.: Bojownicy w getcie na pewno potrzebowali więcej broni i amunicji, ale biorąc pod uwagę rzadkość broni w AK i wielkie trudności i niebezpieczeństwo w transporcie ich przez Warszawę i w getcie (wtedy zupełnie oddzielonym przez niemiecką policję i ich litewskich pomocników), wysiłki AK pomocy żydowskim powstańcom powinno się uważać za zaszczytne. Skuteczność tej pomocy tak podsumował Marek Edelman: "…niemieckie ofiary: ponad 1.000 zabitych lub rannych i ogromne straty materialne doznane przez niemieckie fabryki produkcji wojennej podpalonych i zniszczonych przez ŻOB". (6)
Mimo że ich walka była głównie samotna, powstańcom w getcie udzielono pomocy, może o bardziej symbolicznym charakterze, choć kilka akcji walki w getcie w czasie powstania wszczęły AK i GL. Obie organizacje w końcu przeprowadziły kilka udanych misji ratowania ocalonych bojowników z getta.
W przeszłości były sprzeczne ze sobą raporty o zasięgu udzielonej żydowskim bojownikom przez AK. Opinia Marka Edelmana wyróżnia się jako prawdziwa i obiektywna, i powinno się ją uważać za wiarygodną.
Przypisy:
(1)Marek Edelman, Getto walczy / The Ghetto Fights (Bookmark, London 1990), s. 28.
(2) Ibid.
(3)Ibid., s. 69.
(4)Ibid., s. 71.
(5)Ibid., s. 73-74.
(6)Ibid., s. 94.
[363] Richard C. Lukas, red., Z piekła: Polacy pamiętają holokaust / Out of the Inferno: Poles Remember the Holocaust (Lexington: The University Press of Kentucky, 1989), 178.
[364] Internet: <http://www.polishresistance-ak.org/5%20Article.htm>.
Sylwetki członków polskiego podziemia, którzy pomagali żydowskim powstańcom:
"Wśród nich zawsze byli polscy bandyci", napisał do swoich zwierzchników w Berlinie gen. Jurgen Stroop, dowódca sił niemieckich w czasie powstania w warszawskim getcie…
Jeśli chodzi o chrześcijańskich Polaków których Stroop wykrył walczących z Żydami, odnosi się do nich jako "bandyci, kryminaliści, terroryści i podludzie". Jego żołnierze znajdowali ich w ściekach, dołach, strzelających z balkonów i z poza getta. Przez miesiące szmuglowali broń i fałszywe karty tożsamości w przygotowaniu do powstania.
Kilku z tych "bandytów" teraz mieszka w Kanadzie. Ich "kryminalne" działania obejmowały ukrywanie Żydów, dostarczanie im fałszywych kart, szmuglowanie broni i dołączenie do nich w tej najbardziej nierównej i tragicznej walce. Ich historie były nieznane przez dziesięciolecia. Niektórych chrześcijańskich bojowników zidentyfikował dr Zdzislaw Przygoda, mieszkaniec Toronto, którego uratowali tacy bandyci, i który działał z nimi żeby ratować innych.
Dwóch innych uznał Yad Vashem i przyznał im medale Sprawiedliwych wśród Gojów / Righteous Among Gentiles. Wszyscy byli członkami polskiego podziemia, i większość należała też do Żegoty, katolickiej Rady Pomocy Żydom…
W miesiącach poprzedzających powstanie Polacy pomagali Żydom w zdobywaniu i szmuglowaniu broni. To nie było proste w kraju zupełnie odciętym od sojuszników. Polska AK była słabo wyposazona, zrzuty spadochronowe rzadkie, to zostawiało kradzież i zakup broni od niemieckich żołnierzy.
"Zakup broni był możliwy" – powiedział Jerzy Rozwadowski, który był rezerwowym w lotnictwie kiedy wybuchła wojna, i teraz mieszka w Toronto [teraz już nie żyje]. "Szczególnie po klęsce Niemców pod Stalingradem, gdzie spadło morale i dyscyplina".
Złapany przez Niemców Rozwadowski uciekł i dołączył do podziemia. Jego szwagier kierujący zespołem fabrykującym podrobione dokumenty, wydał mu przepustkę pozwalającą mu wyjść z warszawskiego getta. Tam miał kontakt z kolegą oficerem rezerwy, Mieczyslawem Tomkiewiczem, który poprosił go o zakup broni i amunicji dla żydowskiego podziemia. Rozwadowski je kupił i wykonał około 12 dostaw w mieszkaniach wyznaczonych poza gettem.
"Nigdy nie zadawałem pytań" – powiedział Ludwik Buczynski, inny polski bojownik. "Na mojej małżonce Gestapo dokonało egzekucji, a ja chciałem tylko wykonywać swoje zadania". Między innymi podłożył materiał wybuchowy żeby wyrwać dziurę w murze getta przed rozpoczęciem powstania. Kryty przez dwóch innych, przykleił plastykową bombę, nastawił detonator i uciekł.
Rozwadowski też miał wyznaczone zadania przy murze getta. Jego jednostka miała zniszczyć posterunek z karabinem maszynowym. Na miejscu błąkali się ludzie, umożliwiając im podejść niezauważenie, potem wszystko poszło szybko: zabili Niemców i uciekli przed przybyciem posiłków.
Jerzy Burski odbierał pistolety i granaty ręczne z wyznaczonych miejsc na Starym Mieście, wchodził do getta przez dziurę, i przekazywał je człowiekowi identyfikującemu się hasłem. Nie znał prawdziwych nazwisk ludzi w swojej jednostce, ani ludzi w getcie. Pytanie o nie byłoby bardzo podejrzane.
Najmłodszym z "bandytów" był Lech Halko, który miał 17 lat kiedy dołączył do podziemia i Żegoty w styczniu 1943. Zwerbowany przez wuja gdyż miał "semicki" wygląd, miał zadanie przenoszenia do getta fałszywych dokumentów wchodząc w żydowskie brygady pracy powracające z fabryki. Kiedy już przeszedł, zmieniał ubranie i wychodził używając przepustki pracownika miejskiego wodociągu.
"W getcie spotkałem Icka Cukiermana [Yitzhak Zuckerman], członka ŻOB" – powiedział Halko. "Poprosił mnie o zakup pistoletu i amunicji. Mój wujek uważał, że to było dla mnie zbyt niebezpieczne, więc sam je kupił i dostarczył do getta"….
Broń było trudno dostać, tak jak pieniądze. Stanislaw Milczynski, który teraz mieszka w Metro, wraz ze swoim zespołem sabotazowym z AK, porwał transport futer dla niemieckich żołnierzyka rosyjskim froncie, sprzedał je, i za zyski kupił broń dla getta.
Uczestniczyło w tym wielu ludzi, od kuśnierza który im to podpowiedział, do tych którzy przechowywali, wydawali i nabywali i szmuglowali broń. Oni przemycili 3 Żydów kiedy dostali broń i wszyscy trzej dołączyli do zespołu sabotażowego. Milczynski powiedział z dumą: "Oni walczyli z nami w powstaniu warszawskim (Polacyt przeciwko Niemcom w 1944)".
Stanislaw Karlinski uciekł z sowieckiego więzienia we wschodniej strefie i dołączył do AK w rodzinnym mieście Piotrków. To getto było jednym z pierwszych założonych, i jego rodzina już działała tam w pomocy Żydom. Posiadali duże gospodarstwo i szmuglowali jedzenie do przyjaciół. Jednostka Karlinskiego produkowała fałszywe dokumenty i pomogli wielu Żydom żyć jako "Aryjczycy". Przekonał też niektórych by podjęli ryzyko ucieczki i dołączyli do partyzantów w lesie. On jeszcze utrzymuje kontakty z ocalonymi w ten sposób.
W 1943 wysłano go do Warszawy. Tam szmuglował granaty i inną broń wchodząc do getta w przebraniu konduktora tramwaju. Niebezpieczeństwo było normą. "Codziennie miały miejsce łapanki i zabijanie na oślep". Trzech z jego przyjaciół złapano, jednego zastrzelono, dwóch zginęło w obozach koncentracyjnych.
Edward Kemnitz, członek podziemnej prawicowej organizacji Narodowe Siły Zbrojne [NSZ], był synem warszawskiego przemysłowca, którego rodzina miała kontakty z byłymi partnerami biznesowymi w getcie. Przez jakiś czas mogli prowadzić biznes. "W naszej fabryce przetwarzaliśmy surowce, a następnie przekazywaliśmy im dochody i żywność do getta" – wyjaśnił.
Rodzina Kemnitz dostarczała papier na fałszywe dokumenty dla przyjaciół. Część zabierali do domu w Warszawie, część do wiejskiej posiadłości, a część umieszczali u przyjaciół. Po dołączeniu do Żegoty, jego pomoc poszerzyła się na innych, których nie znał. Cała rodzina ryzykowała śmiercią. "Oczywiście baliśmy się, ale nie moglismy znieść tego co widzieliśmy. Mój ojciec był dobrym katolikiem, i to była obelga wobec człowieka i Boga".
Kiedy Kemnitza poproszono o zdobycie broni do getta, już miał swoje źródło – ostro pijący niemiecki żołnierz. Od niego kupił skrzynki pistoletów i amunicji. Ukryte w wagonach dostawczych ojca, przekazywał je z przesyłkami wyrobów metalowych legalnie wchodzącymi do getta… Zarówno on jak i [nieżyjący już] ojciec zostali uhonorowani przez Yad Vashem w 1983. [365]
Lech Hałko, członek Żegoty, który przemycał broń do warszawskiego getta, w wywiadzie dla Canadian Jewish News:
Hałko, emerytowany architekt [z Toronto], ryzykował zdrowie i życie żeby pomóc Żydom w warszawskim getcie. W okresie 2 miesięcy w 1943, w przeddzień heroicznego powstania, przeszmuglował do getta fałszywe karty tożsamości, broń i amunicję.
Ale Hałko nie jest jedynym Polakiem mieszkającym w Kanadzie, który uczestniczył w pomocy dla żydowskiego podziemia w przygotowaniach do ostatecznie straconego powstania 19 kwietnia. Inni w sieci to Ludwik Buczynski [Buczyński], Jerzy (George) Burski, Stanislaw Karlinski [Stanisław Karliński, nom de guerre "Burza"], Stanislaw Milczynski [Stanisław Milczyński] i Jerzy Rozwadowski, zdaniem Kanadyjskiego Kongresu Polskiego / Canadian Polish Congress.
Hałko, 68, został wciągnięty w to humanitarne przedsięwzięcie kiedy jego wuj, Lubomir Konarski, członek AK, największej polskiej organizacji podziemnej, zapytał go czy by nie zgłosił się na ochotnika. Komitet Konrada Zegota [Żegota] utworzony przez polski rząd na uchodźstwie w Bryytanii dla pomocy i ratowania Żydów, poszukiwał młodych ochotników o semickim wyglądzie, jak Hałko, którzy mogli wślizgnąć się do i z getta niezauważenie. Zgodził się by działac jako kurier, gdyż nienawidził niemieckiej okupacji jego ojczyzny i czuł, że chrześcijańskim obowiązkiem było "robić dobre uczynki".
Może Hałko wziął też przykład bezinteresowności z jego owdowiałej matki. W 1940, po zamknięciu getta, zaprosiła starą przyjaciółkę, Żydówkę znaną jako ciotka Regina, by mieszkała z rodziną w ich zatłoczonym warszawskim mieszkaniu. Ciotka mieszkała z nimi i ich róznymi krewnymi przez około 3 lata. Tuż po wybuchu powstania warszawskiego w sierpniu 1944, ciotka Regina, którą Hałko nazywa "drogą osobą", trafiła ją niemiecka kula i zginęła na miejscu.
W marcu 1943, 8 miesięcy po skontaktowaniu go przez wuja, Hałko otrzymał instrukcje sposobu wykonania pierwszej misji. Kazano mu ubrać się w stare ciuchy i na ramię nałożyć opaskę z niebieską Gwiazdą Dawida, żeby mógł wmieszać się w kolimnę żydowskich robotników wracających z pracy w niemieckich warsztatach poza gettem. Miał przemycić do getta zwitek podrobionych fałszywych kart tożsamości, i wynieść nowe zdjęcia Żydów, których można by przemycić później. Getto opuściłby pokazując swoją kartę, jako pracownik miejskich wodociągów, i z podrobioną niemiecką przepustką zezwalającą na wejście do getta.
[365] Irene Tomaszewski, "Polacy pomogli Żydom w powstaniu" / Poles helped Jews in uprising, The Toronto Star, 16.04.1993. W tygodniku Głos Polski w Toronto z 1.05.1993 pojawił się artykuł zatytułowany "Polacy, którzy pomagali Żydom przed i w czasie Powstania w Getcie". Historia Edwarda Kemnitza znajduje się w Richard C. Lukas, Z piekła: Polacy…. / Out of the Inferno: Poles Remember the Holocaust (Lexington: The University Press of Kentucky, 1989), 87–89; i w Irene Tomaszewski i Tecia Werbowski, Żegota: Rada pomocy Żydom w okupowanej Polsce… / Żegota: The Council for Aid to Jews in Occupied Poland, 1942–1945 (Montreal: Price-Patterson, 1999), 116–18. Na ceremonii upamiętniającej 50 rocznicę powstania w warszawskim getcie, jaka miała miejsce w Toronto 9.05.1993, i sponsorowanej przez Fundację Dziedzictwa Polsko-Żydowskiego / The Polish-Jewish Heritage Foundation, za "heroizm i altruizm" w udzielaniu pomocy bojownikom z getta rząd Prowincji Ontario uhonorował następujące osoby: Ludwika Buczyńskiego, Jerzego Burskiego, Lecha A. Hałko, Stanisława Burzę-Karlińskiego, Stanisława Milczyńskiego, Jerzego Rozwadowskiego i Zdzisława Przygodę.
Nie miał żadnych problemów z przejściem obok niemieckich strażników, którzy bali się złapania wszy i szalejących w getcie chorób. Ale ucierpiał z rąk przed żydowskich policjantów w getcie. Bezlitośnie go pobili, gdyż nie miał łapówki w formie szmuglowanej żywności. "Żerowali na ludziach wchodzących do getta" – wspomina. "Byli bardzo brutalni. W getcie panował straszny głód, i ludzie zachowywali się jak zwierzęta".
Zostałby ponity na śmierć gdyby nie uratował go człowiek, którym, uważa, był Yitzhak Zukerman [Zuckerman], lider ŻOB… Spędził 3 dni w getcie żeby wyleczyć się z ran. Nie mógł wyjść z siniakami na twarzy. Opiekowano się nim i dano nowe ubranie. Przed wyjściem Zukerman poprosił Hałko by następnym razem dostarczył broń. Dał mu pewną kwotę na zakup i poinformował go, że bunt był nieuchronny.
Halko wrócił na aryjską stronę bez żadnych incydentów, tylko by się dowiedzieć, że miał na sobie wszy. Podczas drugiej wyprawy do getta, Hałko przemycił więcej fałszywych dokumentów oraz pistolet Walther P-38, 2 klipsy i pociski zakupione od pijanego niemieckiego żołnierza. Tym razem nie zawracali sobie nim głowy żydowscy policjanci, po przekupieniu ich bajglami. Ale zatrzymali go ludzie, którzy uważali go za Żyda. Kazano mu ściągnąć spodnie. Po zbadaniu zezwolono mu odejść.
Podczas trzeciego i ostatniego wypadu do getta, kilka tygodni przed powstaniem, przemycił kilka pistoletów i granatów przekazanych przez AK. "To nie było bardzo dużo, ale sami nie mieliśmy dużo" – mówi. Hałko przeszedł bezpiecznie ściekami. Gdyby go złapano, zostałby zastrzelony jak parchaty pies.
Do dnia dzisiejszego jest pod wrażeniem desperackiej odwagi godności żydowskich bojowników których spotkał, choć przelotnie, w getcie. "Oni wiedzieli, że to był koniec, że Niemcy ich zlikwidują". W niedawno wydanych wspomnieniach, Nadmiar wspomnień / A Surplus of Memory, Zukerman twierdzi, że oprócz 49 pistoletów i granatów ręcznych, AK odmówiła pomocy ŻOB. Hałko tak mówi o tym zarzucie: "Nie mieliśmy dużej ilości broni dla swoich żołnierzy, a jeszcze podzieliliśmy się z Żydami". I dodaje: "Gdyby czynnikiem był tu antysemityzm w myśleniu AK, nie przemycalibyśmy im żadnej broni. To nie była symboliczna dostawa. To było wszystko na co mogliśmy sobie pozwolić"…
Zdaniem Hałko, przeciętny Polak sympatyzował z żydowskimi bojownikami. "Panował głęboki smutek. To była tragedia. Żaden poczciwy człowiek nie mógł być szczęśliwy". [366]
Tadeusz Borowski, członek AK, który przemycał broń do getta i szkolił żydowskie podiemie do walki:
Jego pseudonim był "Irek", ale większość ludzi znała go jako Tadeusz Borowski. Jedynie inni bojownicy w polskim podziemiu znali go pod pseudonimem "Irek". Jako drugi porucznik w polskiej AK, "Irek" odpowiadał za ludzi o następujących imionach: "Szczur", "Ludwik", "Jurek" i "Chawcki". Dostawał rozkazy od "Waligóra", a.k.a. maj. Jan Tarnowski, komendant warszawskiej dzielnicy "Wola".
[366] Sheldon Kirshner, "Polscy katolicy pomogli warszawskim Żydom" / Polish Catholics helped Warsaw Jews, The Canadian Jewish News (Toronto), 26.08.1993. Podobny los spotkał Jana Nowakowskiego, który szmuglował do getta podziemne publikacje, żywność i nawet broń na rozkaz ojca, członka PPR. Na początku kwietnia 1943 złapała go żydowska policja i przekazała Niemcom. Na szczęście, niemiecki żandarm w którego ręce oddano 14-letniego Jana Nowakowskiego, miał więcej współczucia niż żydowscy odpowiednich: po udzieleniu mu ostrego wykładu i daniu mu kopa, wyrzucono go przez bramę getta. Zob. Tadeusz Bednarczyk, Życie codzienne warszawskiego getta: Warszawskie getto i ludzie (1939–1945 i dalej) (Warsaw: Ojczyzna, 1995), 230.
Ubrani w ukradzione niemieckie mundury, albo zwykłe ciuchy uliczne, ci domowej roboty żołnierze byli polskim podziemiem – bojownikami oporu w okupowanej przez nazistów Polsce. Ojcowie, dziadkowie i młodzi chłopcy walczyli ramię w ramię z jedynie biało-czerwonymi opaskami dla identyfikacji. Gromadzili się by bronić najlepiej jak mogli, swojej ukochanej ojczyzny. Walczyli polskimi pistoletami i niemieckimi "szmajzerami", automatycznymi i półautomatycznymi karabinami, które albo ukradli, albo kupili od nazistów. Swoją cenną broń ukrywali na cmentarzach i na terenie szpitali.
Ścieki stały się ich teatrem, siedzibą i trasą. Młodsi – nastolatkowie pracowali jako łącznicy, biegając przez ścieki i szmuglując dostawy i przekazując zakodowane widomości i rozkazy.
"Pewnej nocy" – mówi Borowski – "dostaliśmy rozkaz, żeby nasze opaski przenieść na prawe ramię". Niemcy zinfiltrowali ich szeregi. "Rano poinstruowano nas by strzelać do każdego z opaską na lewej ręce".
Przez mokre śmierdzące ścieki poruszali się jak szczury w systemie kanalizacji, poziom ścieków sięgał klatki piersiowej. "Musieliśmy zdejmować broń" – mówi Borowski – "i przenosić ją z amunicją nad głową by się nie zamoczyła".
W jednej niemal komicznej operacji, mówiący perfekcyjnie po niemiecku Borowski, ubrał się w skradziony strój tyrolskiego górala – nawet z kapeluszem z piórkiem. Z pomocą 3 swoich ludzi, którzy jechali za nim dyskretnie w "pożyczonym" niemieckim aucie, Borowski zaprzyjaźnił się z 3 nazistowskimi oficerami. Wtedy szarlatan nieśmiało wmanewrował niemieckich oficerów do spokojnego zaułka, gdzie czekali jego 3 partnerzy.
Za dnia Borowski pracował za murami warszawskiego getta jako inżynier w Fabryce Tytoniowej przy Dzielnej 62. Korzystając ze swobody przechodzenia przez dobrze strzeżone bramy getta bez podejrzeń, Borowski przemycał broń, amunicję i podrobione dokumenty dla bojowników żydowskiego podziemia. Pracował też z żydowskim podziemiem potajemnie przygotowując żydowskich mężczyzn i chłopców do walki.
"Żegota" była zakodowaną nazwą polskiej Rady Pomocy Żydom ustanowionej za zgodą kilku polskich organizacji 4 grudnia 1942. Z siedzibą w Warszawie, Żegota miała filie w kilku miastach… całej Polski. Żegota pomagała Żydom zarówno wewnątrz jak i zewnątrz gett dostarczając im sfałszowane dokumenty, żywność, zakwaterowanie, leki i wsparcie finansowe.
Tadeusz Ireneusz Borowski senior był jednym z kilku tysięcy bojowników polskiego oporu. Dzięki dobrej znajomości 4 języków i talentowi w sztuce wojny, stał się wielokrotnym bohaterem. Za czynny udział w powstaniu w getcie warszawskim jak i w szmuglowaniu broni do getta, został odznaczony Krzyżem Męstwa i Krzyżem Zasługi z Mieczem. W 1948 dostał najwyższy medal honoru przyznawany polskiemu żołnierzowi, Virtuti Militari klasy V. Nawet 40 lat później, Borowski przyleciał do Warszawy, gdzie znowu dostał medale, w tym jeden z napisem "Bohaterom warszawskiego getta 1940–1943".
Nie cały heroizm Borowskiego miał charakter wojskowy. Żyje jeszcze Żydówka na wybrzeżu Kalifornii, bo uratował ją "Irek" kiedy miała 5 lat. Umieścił ją w polskiej katolickiej rodzinie, która też miała małą córeczkę. Co miesiąc wysyłal rodzinie pieniądze na jej utrzymanie. Dwie dziewczynki mieszkały i bawiły się razem jako siostry do czasu kiedy katolicka dziewczynka, Basia, zginęła w czasie sowieckiego ataku lotniczego w czerwcu 1942. Rodzice Basi dali małej Żydówce tożsamość córki. To nowe imię i dokumenty ułatwiły "Basi" oszukiwać nazistów.
Ścigany przez sowiecką policję polityczną (NKWD), nawet po wojnie, w 1950 Borowski opuścił Polskę i emigrował do USA z małżonką Heleną, która pracowała jako podwójna agentka w niemieckiej bazie łodzi podwodnych dla polskiego wywiadu. Wychowali 3 dzieci, i Mr Borowski pracował jako inżynier projektów dla Lockheed. Dzisiaj Borowski, teraz wdowiec, mieszka ze swoją suczką "Lady" w płd Kalifornii. Prawdziwy polski patriota nawet w wieku około 80 lat, Borowski nadal działa w scoutingu i polskiej społeczności. Jego dom to muzeum książek, zdjęć, medali i polskiej sztuki ludowej. Jest bezwstydnie dumny ze swoich osiągnięć wojennych, ajego poczucie dumy przysłania neo-krytyka okupowanej Polski i polskiego narodu w czasie holokaustu. "Ryzykowałem swoje zycie by ratować życie" – mówi Borowski ze wschodnio europejskim akcentem. "Nie szukam chwały, tylko chcę by ludzie poznali prawdę o tym co się działo". [367]
Polacy pomogli też uratować Emanuela Ringelbluma, który z róznych powodów wrócił do warszawskiego getta kiedy znalazł schronienie u Polaków. Ringelblum znalazł się w pułapce w płonącym getcie 19 kwietnia, został złapany i wywieziony do obozu pracy w Trawnikach koło Lublina. Dwoje nieustraszonych kurierów, Polak Teodor Pajewski, i Żydówka Emilka Kossower, udali się do Trawników by go wyciągnąć. Przekupili jednego z ukraińskich strażników by spojrzał w drugą stronę, kiedy Ringelblumowi udało się wyślizgnąć z brygady robotniczej. Później Ringelblum wspominał kiedy się ukrywał: "Mam dług wobec Polaków za uratowanie mi życia dwa razy w czasie tej wojny: raz zimą 1940 kiedy święta ręka Polaka z podziemia uratowała mnie przed pewną śmiercią, i drugi raz kiedy wyciągnęli mnie z obozu pracy SS, gdzie zmarłbym w wyniku epidemii albo od kuli Ukraińca czy SS-mana". Ringelblum uznał, że naród polski ani nie mógłby zapobiec holokaustowi, ani uratować większości żydowskich sąsiadów. [358]
Yitzhak Zuckerman, jeden z organizatorów i liderów ŻOB:
Każdy kto żywi nienawiść do narodu polskiego popełnia grzech! Musimy zrobić odwrotnie. Na tle antysemityzmu i ogólnej apatii ci ludzie są wspaniali. Bardzo niebezpiecznie było nam pomagać, nie tylko dla nich, a dla ich rodzin, czasem dla całej kamienicy w której mieszkali… Powtarzam to dzisiaj: żeby doprowadzić do śmierci 100 Żydów, wszystko co potrzebne to jeden polski donosiciel, ale żeby uratować jednego Żyda, czasami potrzebna była pomoc 10 porządnych Polaków, pomoc całej polskiej rodziny, nawet jeśli robili to za pieniądze. Jedni oddawali swoje mieszkanie, inni robili karty tożsamości. Nawet bierna pomoc zasługuje na uznanie. Np. piekarz który nie doniósł. To stanowiło problem dla 4-osobowej polskiej rodziny, która nagle musiała zacząć kupować podwójne ilości bułek czy mięsa. A jaki to był kłopot chodzić daleko żeby kupić by utrzymać ukrywająca się z nimi rodzinę… I twierdzę, że nieważne czy brali pieniądze, życie nie było łatwe dla Polaków, i nie było sposobu zarobku na utrzymanie. Były wdowy i urzędnicy którzy zarobili kilka złotych na pomocy. I byli róznego rodaju ludzie którzy pomagali.
Jeśli oceniam to zjawisko to przez jedną z najwspanialszych postaci, jaką znałem, Irenę Adamowicz, która pomagała Żydom celowo i świadomie, jako pobożna chrześcijanka, która pomagała jak mogła, ale nie mogę zignorować faktu, że widziała także inną misję dla siebie: nawracać Żydów, ponieważ nie ma większego przykazania niż nawracanie Żydów na chrześcijaństwo, któremu towarzyszy wiara, która uratuje świat. Nie mówię, że opuściłaby kogoś gdyby nie myślała o tym chrześcijańskim celu, ale spójrzmy na to z innej strony: np. gdyby rabin ryzykował rtowanie Goja. Nie widziałby nic złego w tym, w tej okazji, zacząłby opowiadać mu o religii Mojżesza i róznych praktykach judaizmu. Czy jest w tym coś złego? Irena też wykonywała takie "misje". Wiem o co najmniej 4 czy 5 takich przypadkach. [369]
[367] Terese Pencak Schwartz, "Irek z podziemia" /Irek from the Underground:
<http://www.remember.org/forgotten/irek-e.html>.
[368] Samuel D. Kassow, Kto napisze naszą historię? Emmanuel Ringelblum, warszawskie getto, i Archiwum Oyneg Shabes / Who Will Write Our History? Emanuel Ringelblum, the Warsaw Ghetto, and the Oyneg Shabes Archive (Bloomington and Indianapolis: Indiana University Press, 2007), 359–60, 379–81 .
[369] Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley, London and Oxford: University of California Press, 1993), 461, 463.
Płatnej pomocy nie powinno się odrzucać jako niemoralną w warunkach okupowanej Polski, gdzie ogromna większość populacji żyła w strasznej nędzy, i nie mogła zapewnić nikomu długotrwałej pomocy. Każdy usiłował przeżyć jak mógł najlepiej w tej sytuacji. Pomoc udzielona Żydom przez braci Żydów często wiązała się z dużą zapłatą, jak poświadcza Sholem Kamienny:
Zwykle ukrywaliśmy się tam w czasie każdej Aktion. Kiedyś zauważył nas żydowski policjant, i kiedy podczas Aktion przyszedł do naszej kryjówki, zamknęliśmy go razem z nami (zgodził się za znaczną opłatą). Po Aktion wypuściliśmy go…
Uratował mnie chrześcijanin, Szczepański – oficer polskiej armii. Kiedy wrócił do Warszawy po niemieckiej inwazji, zrobiłem mu przysługę i dałem mu cywilne ubranie z mojego sklepu. Jego małżonka odnalazła mnie kiedy przyszła do sklepu żeby kupić ubranie i pościel. Mieszkanie Szczepańskiego było przy Mariańskiej 10, wcześniej zajmowali je Żydzi. To tam ukrywałem się z żoną i dzieckiem.
Było to w grudniu 1942, kiedy 85.000 Żydów jeszcze mieszkało w Warszawie. Wchodziłem i wychodziłem z getta żeby przenieść rzeczy z naszego domu przy Nalewki. 13 grudnia wszedłem by zabrać jakieś rzeczy dla małżonki i dziecka na aryjską stronę, i kiedy 2 dni później chciałem wyjść, Żyd ostrzegł mnie, że otoczone było całe getto. Ta konkretna Aktion trwała 3 dni. Znowu ukryłem się na strychu synagogi i wyszedłem trzeciej nocy. Getto dalej było oblężone, i Żyd zaproponował mi, za pieniądze, zabrać mnie na aryjską stronę.
Zapłaciłem żądaną sumę, i jak uzgodniono, czekałem około północy na podwórku na rogu Nalewki i Miłej. O czasie stawił się człowiek wraz z młodym towarzyszem. Zabrali mnie na ulicę, otworzyli pokrywę ścieku i weszliśmy, z nim za nami i z rewolwerem w jego dłoni. Szliśmy przez śmierdzące ścieki, co jakiś czas łapiąc oddech na skrzyżowaniach. W pewnym miejscu zatrzymaliśmy się na sygnał z ulicy powyżej. Jeszcze raz otworzyliśmy pokrywę i wyszliśmy. Czekał na nas Goj – na Pl. Bonifratrów. Zaprowadził nas do swojego mieszkania, dał nam jeść i pić (ja, po 3 dniach głodu i pragnienia). Żyd zabrał jakieś paczki z żywnością i poszedł by wyciągnąć innych (z getta). [370]
* * * * * * * * * *
Polacy mogą być dumni z Sendlerowej
Z Israelem Gutmanem rozmawiał Piotr Zychowicz Rzeczpospolita (Warszawa), 13.05.2008
Irena Sendlerowa była najprawdopodobniej najbardziej odważna z polskich kobiet, odważnych kobiet z inteligencji, które całe serce włożyły w pomoc Żydom. W wywiadzie z Piotrem Zychowiczem, Israel Gutman, historyk z Yad Vashem Institute in Jerusalem, powiedził: "To było człowieczeństwo w najczystszej formie".
PZ: Czy śmierć Ireny Sendlerowej zauważono w Izraelu?
IG: Oczywiście nie ma tak wielkiego zainteresowania jak w Polsce, ale pani Sendlerowa nie była tu postacią anonimową. Gdy Polska i Izrael wystąpiły wspólnie o nadanie jej Nagrody Nobla, w tutejszej prasie ukazało się wiele poświęconych jej artykułów, wielu izraelskich dziennikarzy dzwoniło do mnie, abym o niej opowiedział. Nie oszukujmy się jednak. Wiedza na temat pani Sendlerowej i jej dokonań jest największa wśród ocalałych Żydów z Polski, ludzi, którzy interesują się historią Holokaustu. Reszta społeczeństwa ma o niej raczej mgliste pojęcie.
PZ: Być może dlatego, że jej historia nie pasuje do stereotypu Polak- szmalcownik (szantazysta, donosiciel)...
IG: Ludzie, którzy nadal hołdują temu stereotypowi, też na pewno w Izraelu się znajdą. Ale ten negatywny obraz, który rzeczywiście niegdyś był niemal powszechny, powoli ulega zmianie. Spory wpływ mają na to zapewne doskonałe relacje pomiędzy naszymi krajami. Dziś, gdy ktoś powie coś o "wrodzonym polskim antysemityzmie", od razu pojawiają się głosy protestu. W Izraelu zmienia się sposób myślenia na temat Polaków. Coraz częściej mówi się nie tylko o holokauście, ale również o blisko tysiącu lat wspólnego współżycia na polskiej ziemi.
[370] Sholem Kamienny, "Z landslayt Kałuszyn w warszawskim getcie" / With Kałuszyn Landslayt in the Warsaw Ghetto, w A. Shamri i Sh. Soroka, red., Sefer Kaluszyn: Geheylikt der khorev gevorener kehile (Tel Aviv: Former Residents of Kaluszyn in Israel, 1961), 411ff., przekład jako Kięga pamięci Kałuszyna / The Memorial Book of Kaluszyn, Internet: <http://jewishgen.org/Yizkor/kaluszyn/Kaluszyn.html>.
PZ: A o Polakach, którzy ratowali Żydów? Dlaczego o "dobrym Niemcu" Schindlerze wie w Izraelu każde dziecko, a o Sendlerowej tylko nieliczna grupa ocalałych?
IG: Początkowo uważałem Polaków za kolaborantów, szmalcowników, sąsiadów, którzy nie przyszli z pomocą. Świadectwa Sprawiedliwych wśród Narodów Świata spowodowały, że zmieniłem zdanie
W dużej mierze to efekt głośnego filmu Stevena Spielberga. Ale czy pan myśli, że w Polsce zawsze mówiło się tak dużo na temat Sendlerowej? Za czasów PRL komunistyczne władze specjalnie nie chwaliły się tą postacią. Nie wiedziało o niej nawet wielu Polaków. Wróćmy jednak do sprawy polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Tak się składa, że wczoraj byłem na promocji drugiego hebrajskiego wydania wspomnień Barbary Berman, która podczas okupacji była w Warszawie po aryjskiej stronie i ratowała uciekinierów z getta. Na spotkaniu było mnóstwo ludzi, zainteresowanie książką jest bardzo duże.
PZ: Czego Izraelczycy dowiedzą się z tych wspomnień?
IG: Berman opisuje w niej pewien typ Polaków, a właściwie Polek. Dzielnych kobiet z inteligencji, które całym sercem zaangażowały się w pomaganie Żydom. To był humanizm w najczystszej postaci. Nikt przecież im nie kazał tego robić. Ale one czuły, że to, co się działo, było sprzeczne z ich etosem, z ich wizją świata wyniesioną z domów. Czuły, że muszą działać, nie oglądając się na konsekwencje. Te kobiety nie chciały się pogodzić z tym, że ludzie zamienili się w zwierzęta. Ratowały nie tylko Żydów, ratowały człowieczeństwo. Irena Sendlerowa była być może najdzielniejszą z tych polskich kobiet.
PZ: Dwa i pół tysiąca uratowanych dzieci. To rzeczywiście robi wrażenie.
IG: Proszę sobie wyobrazić, co kryje się za tą suchą liczbą. Jaka wielka praca i poświęcenie. Uratowanie każdego dziecka to była skomplikowana operacja. Najpierw trzeba było wejść do getta i je stamtąd wyciągnąć. Potem znaleźć dla niego dom lub instytucję – najczęściej był to katolicki klasztor – gdzie można by je umieścić. Przekonać ludzi, żeby je przyjęli, a samo dziecko nauczyć maskowania swojego prawdziwego pochodzenia. Trzeba było wyrobić fałszywe dokumenty, drogi ucieczki, jedzenie i ubrania. I wszystko to pod nosem Gestapo! Taka operacja nawet w czasach pokojowych jest wyjątkowo trudna, a co dopiero robić to potajemnie? Niemcy w każdej chwili mogli złapać Sendlerową.
PZ: Co jej groziło?
IG: Śmierć. Tylko w Polsce Niemcy narzucili tak drakońską karę za pomaganie Żydom. A mimo to Polacy stanowią największą liczbę "Sprawiedliwych". To właśnie w dużej mierze "Sprawiedliwi" sprawili, że obraz Polski znacznnie się poprawił. Tak też to wpłynęło na mnie. Ja też na początku przyjąłem te negatywne stereotypy za prawdę. Kolaboranci, szantażyści, sąsiedzi którzy nie pomogli. Tak pisano kiedyś we wszystkich artykułach, książkach. Ale gdy Yad Vashem opublikował Encyklopedię Sprawiedliwych - byłem jej redaktorem – musiałem zbadać znowu historie opowiadane przez ocalonych Żydów. Niełatwo zmieniam zdanie, ale te świadectwa zmieniły je diametralnie.
PZ: Pamięta pan jakąś szczególną historię?
IG: Każda z tych historii jest szczególna. Ale opowiem panu o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce gdzieś we wschodniej Polsce. Pewnego razu do chłopskiej chałupy zapukał Żyd i poprosił o jedzenie. Wpuszczono go i okazało się, że człowiek ten od kilku dni tułał się po lasach wraz z żoną i dwójką dzieci. Biedni chłopi zaprosili ich do siebie. Z czasem obie rodziny tak się zżyły, że stały się niemal jedną. Pewnego razu chłop wrócił z sąsiedniej wsi i powiedział, że Niemcy znaleźli tam ukrywającą się żydowską rodzinę i zamordowali zarówno Żydów, jak i ukrywających ich Polaków.
Zapadła pełna napięcia cisza. Żydzi zrozumieli, że nie mogą dłużej narażać swoich gospodarzy i w nocy spakowali swoje rzeczy. Rano do ich pokoju weszli Polacy. "Rozmawialiśmy na ten temat. Zostańcie. Co będzie z wami, niech będzie i z nami". I ci ludzie przeżyli. Takich historii były tysiące.
PZ: Czy przeciętny Izraelczyk wie o takich ludziach?
IG: Powoli ta wiedza się do nich przedostaje. Pozwala ona spojrzeć na Polaków jak na ludzi z krwi i kości. Takich samych jak Żydzi. W archiwach Yad Vashem znalazłem świadectwa na temat takich czynów, o których wiem, że ja nie byłbym do nich zdolny. I to nie daje mi spokoju. Nie pozwala mi również wydawać żadnych ogólnych sądów na temat narodu polskiego. To był moment próby, egzamin z człowieczeństwa. Czy my byśmy go zdali w podobnej sytuacji? Wszyscy – i Polacy, i Żydzi – jesteśmy tylko ludźmi. Nie jesteśmy święci. Tak, byli w Polsce szmalcownicy, ale byli i bohaterowie. Tacy jak Irena Sendlerowa, z której możecie być dumni.
Israel Gutman jest żydowskim historykiem z instytutu Yad Vashem. Podczas okupacji niemieckiej był członkiem ŻOB, uczestniczył w powstaniu w warszawskim getcie, a później więźniem nazistowskich obozów w Majdanku, Auschwitz-Birkenau i Mauthausen-Gusen. W 1961 był świadkiem na odbywającym się w Izraelu procesie Adolfa Eichmanna.
Polskie podziemie przekazuje na Zachód wiadomości o holokauście
The Polish Underground Transmits News about the Holocaust to the West
Samuel Kassow, amerykański historyk:
Oyneg Shabes [tajne archiwum w warszawskim getcie] teraz przyjęło nowe priorytety i obowiązki: udokumentowanie procesu zagłady, dostarczenie materiału dla polskiej i żydowskiej prasy podziemnej, i przekazać te informacje poza Polskę… Oyneg Shabbes zaczęło wydawać biuletyn w jidysz, Miteylungen, który przekazywał informacje o mordach… wtedy Oyneg Shabes zorganizował też biuro prasowe przekazujące materiał polskiej i żydowskiej prasie podziemnej…Oyneg Shabbes miało 2 potencjalne kanały przekazywania tych informacji z Polski. Oba szły przez polskie podziemie. W jednym uczestniczył Aleksander Kamiński, był szefem Biura Informacji i Propagandy polskiej AK, i był też redaktorem głównego dziennika podziemnego AK, Biuletyn Informacyjny. Jak widzieliśmy, Kamiński był przyjacielem Ireny Adamowicz, która miała bliskie związki z Hashomer i Dror. Oyneg Shabes dostarczało większość materiału publikowanego przez Biuro Informacji i Propagandy o mordowaniu Żydów…
Drugi kanał to był Bund. Ringelblum na pewno do Bundu podchodził podejrzliwie i z rozczarowaniem, ale polityczna rywalizacja bladła gdy chodziła o konieczność zaalarmowania zewnętrznego świata i wiele osobistych powiązań łączyło Oyneg Shabes z Bundem … w pierwszych miesiącach 1942 Oyneg Shabes blisko współpracowało z Bundem żeby przemycić z Polski pierwsze raporty o ostatecznym rozwiązaniu. Dzięki długotrwałym relacjom z Polską Partią Socjalistyczną, Bund był jedyną żydowską organizacją w warszawskim getcie z dobrymi koneksjami z wyższym poziomem polskiego podziemia. Z kolei polskie podziemie wykorzystywało sympatyzujących szwedzkich biznesmenów mieszkających w Warszawie do przekazywania raportów z Polski pod koniec 1941 i na początku 1942. Ci biznesmeni - Carl Wilhelm Herslow, Sven Normann i Carl Gustafsson – mieszkali w Warszawie przez wiele lat. Mając zaufanie polskiego podziemia, podróżowali regularnie między Szwecją i Polską, przekazując informacje na rolkach 35 mm filmu. Zdaniem [historyka Waltera] Laqueura, w ten sposób raport z Chełmna i list Bundu o niemieckich okrucieństwach dotarły do Londynu. Ostatnia wizyta Normana do Polski miała miejsce w maju 1942. Gestapo aresztowało dwu pozostałych Szwedów w lipcu, kiedy tylko rozpoczęła się wielka deportacja.
A zatem, pod koniec maja 1942, dwa pierwsze raporty Oyneg Shabes dotarły do Brytanii, jak i szczegółowy raport Bundu. 2 czerwca 1952 BBC przekazała wiadomość, że Niemcy zamordowali 700.000 polskich Żydów… Potem były inne programy, ku zadowoleniu Ringelbluma. [371]
Walter Laqueur, profesor historii, Tel Aviv University i ekspert od spraw międzynarodowych:
Polskie podziemie odegrało kluczową rolę w przekazywaniu wiadomości [o holokauście] na Zachód… Większość informacji o nazistowskiej polityce zagłady dotarła do kręgów żydoskich zagranicą przez polskie podziemie…
Przypadek Polski jest w wielkim skrócie taki, że robili co mogli, zazwyczaj bardzo ryzykując i w trudnych warunkach. Jeśli w wiadomość o masowych mordach nie uwierzono zagranicą, to nie była żadna wina Polaków. Była to, przynajmniej po części, wina polskich Żydów, którzy, początkowo, nie chcieli wierzyć, było to też obowiązkiem żydowskich liderów zagranicą, którzy początkowo byli raczej sceptyczni…
Polski rząd jako pierwszy zaalarmował rządy sojusznicze i światową opinię publiczną, ale zarzucono mu przesadę. Nawet po przyjęciu w Londynie i Waszyngtonie, że informacje o masowej rzezi były prawdziwe, brytyjski i amerykański rząd uważał, że nie powinno się im dawać zbytniego rozgłosu.
[671] Samuel D. Kassow, Kto napisze naszą historię?... / Who Will Write Our History? Emanuel Ringelblum, the Warsaw Ghetto, and the Oyneg Shabes Archive (Bloomington and Indianapolis: Indiana University Press, 2007), 295–98.
Historia polskiego podziemia i polskiego rządu na uchodźstwie nie była idealna, jeśli chodzi o publikację wiadomości o "ostatecznym rozwiązaniu", ale długi raport przedstawiony przez Edwarda Raczyńskiego, polskiego przedstawiciela rządów alianckich, z 9 grudnia 1942 zawierał najpełniejsze badanie "ostatecznego rozwiązania". Żaden inny sojuszniczy rząd nie był tak zdeklarowany wtedy i długo później. Jeśli znajduje się w nich winę, to co można powiedzieć o Rosjanach, którzy rozmyślnie bagatelizowali to od początku do dnia dzisiejszego? A co z brytyjskim MSZ, który postanowił pod koniec 1943 usunąć wszelkie odniesienia do używania komór gazowych, gdyż dowody były niewiarygodne? Co z amerykańskimi urzędnikami, którzy próbowali tłumić "nieautoryzowane wiadomości" ze wschodniej Europy? Co z żydowskimi liderami, którzy dalej wątpili w prawdziwość wiadomości dużo później, kiedy było oczywiste, że nie należało już wątpić? W poszukiwaniu kozłów ofiarnych niewielu zostanie bez szwanku.
Dużo lepiej byłoby gdyby Żydzi nie polegali całkowicie na przekaźnikach AK czy delegacie [biuro delegata w Polsce polskiego rządu na uchodźstwie w Londynie] w kontaktach ze światem zewnętrznym. Ta zależność jest jedną z licznych zagadek z tego okresu. Trudno było produkować broń w gettach, ale konstrukcja przekaźników radiowych była tak ogromnym zadaniem. Były dziesiątki, jeśli nie setki, którzy byli ekspertami. Tysiące Żydów pracowały w warsztatach czy małych fabryczkach. Materiały potrzebne można było ukraść czy kupić, szyfr ustalić z zagranicznymi organizacjami żydowskimi. W 1942 nie potrzeba było drugiego Edisona czy Marconiego do budowy przekaźnika 20-30 watów, który mógłby być odbierany zagranicą. Polski opór w końcu miał około 100 takich przekaźników. Były stosunkowo małe i Niemcom, choć bardzo próbowali, udało się zlokalizować zaledwie kilka. [372]
Brytyjski historyk Michael Fleming potwierdza ważną rolę odegraną przez Polaków w przekazywaniu informacji na Zachód
3 września 1943, informację zawartą w Sprawozdaniu 4/43 o masowych mordach Żydów w Oświęcimiu (Auschwitz) opublikował The Polish Jewish Observer, dodatek jedynie na abonament, o ograniczonym nakładzie do The City and East London Observer. Zamieszczony na s. 1 artykuł zatytułowany "Oświęcim [sic] jest grobem 629.000 Żydów, Polaków i Rosjan" /Oswiecim [sic] is Grave of 629,000 Jews, Poles and Russians, poinformował, że "Co najmniej 520.000 Żydów, 83.000 Polaków i 26.000 rosyjskich więźniów wojennych zmarło lub zostało zamordowanych w obozie koncentracyjnym Oświęcim w Polsce do końca 1942". Liczbę zabitych Żydów opublikował też w skrócie artykuł na s.8 The Jewish Chronicle 10.09.1943. Ale żaden z tych artykułów nie dostał się na strony prasy krajowej czy audycji krajowej BBC [Home Service]. Uważam, że to milczenie było z powodu brytyjskiej polityki "dobrowolnej" cenzury – polityki która zachęcała redaktorów do "odpowiedzialnego" działania i słuchania częstych nieformalnych porad dawanych im przez rząd poprzez Ministerstwo Informacji i MSZ…
Brytyjscy urzędnicy zniechęcali do publikowania informacji o sytuacji Żydów Europy. 25 lipca 1941 dokument planowania Ministerstwa Informacji zatytułowany "Zwalczanie apatycznego poglądu albo 'co mam do stracenia nawet jeśli Niemcy wygrają?" / Combating the apathetic outlook or ‘What have I got to lose even if Germany wins?’ zwięźle ilustruje brytyjską politykę w kwestii szerzenia wiadomości o okrucieństwach. Takie informacje, twierdzi, powinno się "wykorzystywać bardzo oszczędnie, i muszą dotyczyć zawsze traktowania bezsprzecznie niewinnych ludzi. Nie brutalnych przeciwników politycznych. I nie Żydów".
[372] Walter Laqueur, Straszna tajemnica: tłumienie prawdy o 'ostatecznym rozwiązaniu' Hitlera The Terrible Secret: The Suppression of the Truth About Hitler’s ‘Final Solution’(Boston: Little/Brown, 1981), 200, 106, 201, 121–22, 107. Badanie oficjalnej publikacji polskiego rządu na uchodźstwie, zob. Piotr Wróbel, “Dziennik Polski, The Offcial Organ of the Polish Government-In-Exile, and the Holocaust, 1940−1945,” Gal-Ed of the History of the Jews in Poland, vol. XVII (Tel Aviv: Center for Research on the History of Polish Jewry, Diaspora Research Institute, Tel Aviv University, 2000): 57−83. Stanowisko polskiego rządu na uchodźstwie co do wykorzystywania swoich kanałów dyplomatycznych do pomocy Żydom było diametralnie inne od tego USA. Amerykański dyplomata Hiram Bingham IV, wicekonsul w Marsylii, Francja, kiedy wybuchła II wojna światowa, naraził się na niezadowolenie departamentu stanu za pomoc Żydom. Kiedy kontynuował działalność po tym, jak sekretarz stanu nakazał mu jej zaniechać, został zwolniony ze stanowiska i przeniesiony do Buenos Aires w 1941. Kiedy zwrócił uwagę na nazistowskich zbrodniarzy wojennych, którzy uciekli z Niemiec i mieszkali w Ameryce Płd., znowu rozgniewał swoich zwierzchników, i departament stanu wykazał swoje niezadowolenie kilkakrotnie pomijając go w awansach. W 1946 Bingham zrozumiał, że jego kariera się zakończyła, i opuścił służbę dyplomatyczną. Zob. Rafael Medoff, Oni przemówili: Varien Fry i Hiram Bingham IV / They Spoke Out: Varien Fry and Hiram Bingham IV (Melrose Park, Pennsylvania: David S. Wyman Institute for Holocaust Studies, 2004).
Uzasadnieniem tej polityki było to, że podkreślanie tego, co dzieje się z Żydami w Europie, może uwydatnić antysemickie nastroje powszechne w Brytanii. Ten pogląd nie był bezpodstawny, sądząc po raportach brytyjskiego wywiadu krajowego, które monitorowały brytyjską opinię publiczną w czasie wojny. Raport z 31 grudnia 1942 ocenił opinię po Deklaracji ONZ z 17 grudnia 1942 - deklaracji potępiającej niemieckie okrucieństwa wobec Żydów - i odnotował "brak dowodów na to, że popularność Żydów w tym kraju wzrosła". Raport podsumował brytyjską opinię publiczną w następujący sposób: "Zagranicą - największa sympatia [dla Żydów]; w Anglii - ogólne poczucie, że oni bardzo chcą rządzić".
Liberalna asymilacja dominująca w Brytanii zachęcała również do marginalizacji "żydowskich" historii w prasie, ponieważ preferowanymi osobami byli obywatele różnych krajów (np. Francuzi, Polacy, Holendrzy itd.). Na przykład przez całą wojnę PWE, brytyjskie biuro odpowiedzialne za propagandę, starało się przedstawić to co działo się z Żydami "jako część wspólnego wzorca". Ministerstwo Informacji, które było odpowiedzialne za rozpowszechnianie informacji w samej Brytanii również przestrzegało tej strategii. Ramy te hamowały szerzenie wiadomości o szczególnie antyżydowskich działaniach nazistów…
Dwa główne czynniki hamowały szerszą propagację informacji z Auschwitz pod koniec 1943. Pierwszy, wszystkie raporty z Polski wymagały czasu do przetworzenia i oceny, i drugi, polski rząd był wrażliwy na politykę brytyjskiego rządu marginalizowania wiadomości o niemieckich okrucieństwach wobec Żydów. Orientacyjnie, raport Jankowskiego i Roweckiego z marca 1943, który stwierdził, że ponad milion Żydów zginęło w Auschwitz, opublikowano na początku września 1943 w The Polish Jewish Observer i The Jewish Chronicle, ale nie opublikowały go żadne media krajowe. Biorąc pod uwagę wyzwania, jakie stwarza brytyjski kontekst w rozpowszechnianiu wiadomości o Żydach i okrucieństwach, możliwe jest, że polscy urzędnicy starali się rozpowszechniać informacje, gdy pojawiła się okazja przyjęcia jej (a nie natychmiastowe odrzucenie) przez kluczowych sluchaczy…
Przez cały 1943 polski rząd na uchodźstwie zobaczył, że kluczowi słuchacze – a mianowicie brytyjski i amerykański rząd – były nieufne wobec wiadomości z Auschwitz. Raporty o obozie rzadko pokazywano w kontrolowanych przez sojuszników mediach, a to co pokazano było cenzurowane. Sytuacja zmieniła się, przynajmniej w USA, w styczniu 1944, kiedy prezydent Roosevelt utworzył Zarząd Uchodźców Wojennych / War Refugee Board. Pod dyrektoriatem Johna Pehle'a, ten organ zmienił dynamikę amerykańskiego przekazu o holokauście, i pobudził amerykańskie żydostwo do bardziej czynnej reakcji na wydarzenia w kontynentalnej Europie. W pierwszych kilku miesiącach 1944, Zarząd Uchodźców Wojennych naciskał na Roosevelta żeby wygłosił deklarację o sytuacji Żydów. 45 Ale środowisko polityczne w USA nieszczególnie sprzyjało temu wysiłkowi. Jak Laurel Leff pisze w ważnym badaniu dziennika New York Times, wiadomości o holokauście przekazywano, ale zagrzebane na dalszych, wewnętrznych stronach …
Do tej pory badania holokaustu sugerowały, że polskie podziemie i / lub polski rząd wstrzymywały lub opóźniały przekaz wiadomości o holokauście zachodnim aliantom. W swojej ostatniej pracy o polskim podziemiu, Adam Puławski stwierdził, że były opóźnienia i marginalizacja wiadomości o Żydach, a praktyki te można częściowo wytłumaczyć różnicami społecznymi między Polakami i Żydami. Ale jest też tak, że zachodni sojusznicy ani nie prosili Polaków o informacje o Żydach, ani też, jak się wydaje, nie chcieli by je prezentowano; miało to miejsce zwłaszcza w 1943, kiedy brytyjskie MSZ próbowało odrzucić żądania hojnej polityki uchodźczej. W odniesieniu do Auschwitz konkretnie, każda informacja, której, jak sugeruje David Engel, nie przekazano, faktycznie została rozprowadzona. Problemem nie był brak informacji przekazywanych na Zachód, a odpowiedź…
Założenie, że polski rząd skłaniał się ku ukrywaniu informacji – interpretacja która dużo mówiła do tej pory o dużej części nauki – powinno się odrzucić. Próba śledzenia dokumentów ma większe szanse powodzenia, jeśli przyjmiemy robocze założenie, że informacje przekazywano zachodnim sojusznikom, kiedy uczeni będą realizować to zadanie z większą energią. Takie podejście może prowadzić do większego skupienia się na konkretnych historiach poszczególnych raportów w różnych momentach wojny, a w rezultacie do bardziej szczegółowych historii mających na celu wyjaśnienie, dlaczego niektóre raporty wydaje się przyspieszano, a inne leżały niepublikowane przez miesiące.80 Takie badania dałyby większe zrozumienie działań kluczowych graczy: polskiego podziemia, polskich agentów wywiadu w Londynie, polskiego ministra spraw wewnętrznych, członka Rady Narodowej Ignacego Schwarzbarta, właścicieli gazet, redaktorów i dziennikarzy, brytyjskiego ministra informacji Brackena, MSZ, PWE, brytyjskiego i amerykańskiego wywiadu itd.
Historia raportu z lata 1943 też sugeruje, że brytyjskie przywództwo polityczne wiedziało więcej o obozie niż dotychczas sądzono. Nie znaleziono żadnego dokumentu jasno wskazującego, że minister spraw zagranicznych Anthony Eden czy premier Winston Churchill wiedzieli, że Żydów systematycznie gazowano w Auschwitz. Ale skoro raport z lata 1943 (miedzy innymi) szeroko rozpowszechniono, to argument, że Eden i Churchill nie wiedzieli o nim przed dotarciem raportu Vrba / Wetzlera w czerwcu 1944 trudno jest utrzymać. [373]
"Kazik" - Shmuel lub Shimek Ratheiser, późni9ej znany jako Simha Rotem - potwierdza, że ŻOB nie chciała podejmować ryzyka posiadania odbiornika radiowego.
Od czasu do czasu Antek [Zuckerman] wysyłał mnie do pewnych miejsc w mieście, by posłuchać wiadomości w BBC lub z Moskwy, i wracałem i zdawałem mu raport. Nie mieliśmy ani jednego radia w ŻOB, nawet w naszych bazach mieszkalnych. Nie chcieliśmy ryzykować, ponieważ słuchanie zagranicznych stacji było surowo zabronione. Nie trzeba nawet wspominać o posiadaniu aparatu odbiorczego i nadawczego. [374]
[373] Michael Fleming, "Wiedza sojuszników o Auschwitz: (kolejne) wyzwanie dla narracji 'nieuchwytności'" / Allied Knowledge of Auschwitz: A (Further) Challenge to the ‘Elusiveness’ Narrative,” Holocaust and Genocide Studies, vol. 28, no. 1 (wiosna 2014): 31–57.
[374] Simha Rotem ("Kazik"), Wspomnienia bojownika z warszawskiego getta: przeszłość we mnie / Memoirs of a Warsaw Ghetto Fighter: The Past Within Me (New Haven and London: Yale University Press, 1994), 86.
Pomoc udzielona przez katolickich duchownych
Assistance Provided by the Catholic Clergy
Wielu z zakonów i księży udzielano pomocy powstańcom żydowskim w getcie warszawskim. Siostry karmelitanki zapewniły schronienie szczególnie zagrożonym liderom żydowskich organizacji podziemnych w klasztorze przy Wolskiej 27, położonym w pobliżu murów getta. Pomagali Żydom na różne sposoby: to było jedno z miejsc, do których dostarczano Żydom fałszywe dokumenty, tam też, łącznicy z żydowskiego podziemia (ŻOB) po aryjskiej stronie - Arie Wilner, Tuvia Szejngut i inni – mieli tajne pokoje. W 1942 i 1943 siostry żyły w ciągłym zagrożeniu śmierci, ale nigdy nie odmówiły współpracy, nawet w najbardziej ryzykownych sytuacjach. [375] Wzruszającą rozmowę z Matką Przełożoną Karmelitanek, zapisaną przez polsko-żydowską dziennikarkę Hannę Krall w książce Osłanianie płomienia / Shielding the Flame, jej część zamieszczamy poniżej. Chaim Lazar Litai, kronikarz powstania w warszawskim getcie, opisała pomoc udzielaną przez polski kler katolicki ŻZW w książce Muranowska 7,też zamieszczamy poniżej. Ta organizacja zbudowała w z 3 tuneli na aryjską stronę poprzez katolickie instytucje: jeden pod Karmelicką prowadzący na dziedziniec Klasztoru Karmelitanek, drugi z Kościoła Narodzenia Najświętszej Maryi Panny przy Leszno. Dwa inne katolickie kościoły w getcie – Wszystkich Świetych przy Pl. Grzybowskim i Św. Augustyna przy Nowolipki – też służyły jako chwilowe magazyny do przekazywania broni do getta. [376] Szerokiej pomocy, opisanej poniżej, udzielali Żydom księża z Kościoła Wszystkich Świętych. Księża z Kościoła św. Augustyna (który był formalnie zamknięty, choć niektórzy księża pozostali), łącznie z biskupem Karolem Niemira, ks. Władysławem Głowackim (odznaczonym
przez Yad Vashem), i ks. Leonem Więckiewiczem, działali w przemycie Żydów, zwłaszcza konwertytów, z getta. [377] Ks. Franciszek Garncarek został zastrzelony przez niemów przed plebanią kościelną 20 grudnia 1943, za pomoc Żydom. Ks. Więckiewicza aresztowano 3 grudnia 1943 za działalność w imieniu zarówno Żydów jak i Polaków, i deportowano do obozu koncentracyjnego w Gross Rosen, gdzie zginął 4 sierpnia 1944. [378]
Pomimo tych niezaprzeczalnych osiągnięć, dokudramat NBC "Powstanie" z 2001 postanowił stłumić informacje o tych osiągnięciach, i zamiast tego wymyślił złośliwy scenariusz sfabrykowany przez Żydowską Agencję Telegraficzną w następujący sposób: "W jednym szczególnie potwornym incydencie, w katedrze odprawia się mszę Wielkanocną, podczas gdy do kościoła wdziera się dym z płonących budynków i ciał w getcie. Reakcją księdza było zamknięcie okien i kontynuowanie nabożeństwa". To że msze dalej odprawiano w kościołach, szczególnie w najważniejszy dzień w chrześcijańskim kalendarzu, nie jest ani zaskoczeniem, ani źródłem hańby. Żydzi też organizowali Passover w getcie, [379] i setki Żydów mieszkających na "aryjskiej" stronie – wśród nich Emmanuel Ringelblum – wrócili do getta z tego powodu niczego nie podejrzewając w przeddzień powstania. [380]
[375] Władysław Bartoszewski, Łączy nas przelana krew… / The Blood Shed Unites Us: Pages from the History of Help to the Jews in Occupied Poland (Warsaw: Interpress Publishers, 1970), 189–90.
[376] Tadeusz Bednarczyk, Obowiązek silniejszy od śmierci: Wspomnienia z lat 1939–1944 o polskiej pomocy dla Żydów w Warszawie (Warszawa: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1982), 56 (wyd. 1986).
[377] Halina Gorcewicz, Dlaczego, Boże, dlaczego? / Why, Oh God, Why?, online: <http://www.books-reborn.org/klinger/why/Why.html>. Zob. rozdziały "Getto, koniec września 1940" / Ghetto, end of September 1940, "Getto, ostatnie dni kwietnia i maja 1943" / Ghetto, the last days of April & May, 1943, i "Warszawa, konniec maja 1943" / Warsaw, end of May, 1943.
[378] Wacław Zajączkowski, Męczennicy miłości, cz. 1 /Martyrs of Charity, Part One (Washington, D.C.: St. Maximilian Kolbe Foundation, 1987), 253 (wpisy 574 i 590); Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodnik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), 621; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 652.
[379] Żydowskie źródło tak opisuje przygotowania do tych świąt: "Zbliżał się Passover i Żydzi potrzebowali matzoh, wino i inne pokarmy do odpowiedniego świętowania tego dnia. Rabin [Menahem] Zemba mianował specjalny komitet Passover składający się z 3 wybitnych liderów wspólnoty: Jacob Trockenheim, przed wojną był bogatym przemysłowcem i członkiem polskiego Senatu, Joseph Koenigsberg, bogaty fabrykant i przewodniczący Yeshiva w Lublinie, i Eliezer Gershon Friedenson, wcześniej redaktor Beth Jacob Journal i członek warszawskiej Rady Wspólnoty Żydowskiej. W najbardziej niekorzystnych warunkach, jakie można sobie wyobrazić, ci ludzie pracowali bezinteresownie, by zdobyć pokarmy paschalne i udostępnić je jak największej liczbie Żydów. Mieszkanie rabina Joshua Perlowa, Novominsker Rav, bezpośrednio po drugiej stronie ulicy od domu rabina Zemby przy Kupieckiej 7, zostało przekształcone w magazyn paschalnej żywności. Przez cały dzień tłumy wchodziły do budynku z paskami, aby zapłacić za wino i macę, i wychodziły z pełnymi torbami. Pomimo niepewności i lęku, getto wydawało się naberać świątecznego nastroju". Zob. Simon Zuker, comp., Niezwyciężony duch: obrazy żydowskiego ducha religijnego którego nie mogli zniszczyć naziści / The Unconquerable Spirit: Vignettes of the Jewish Religious Spirit the Nazis Could Not Destroy, wyd. 2 (New York: Zachor Institute, 1980/1981), 83.
Zdaniem Yisraela Gutmana, "Żyjąca resztka warszawskiego getta przygotowywała się do świętowania Passover, starając się zdobyć rytualne pokarmy na Passover (matzos i wina) i wyczyścić naczynia i ubrania zgodnie z prawem religijnym". [381] Jak zauważył Israel Shahak (cytowany dalej), "bez wątpienia, gdyby ocalony z jednego z wielu małych miast podbitego ZSRR, gdzie większość Żydów została już eksterminowana, przybył na typowe święto Paschy wiosną 1942 w warszawskim getcie,albo na jeden z licznych balów publicznych, koncertów itd., powiedziałby, gdyby był tak głupi jak ocalony z warszwskiego getta, którego [Claude] Lanzmann wybrał [do dokumentalnego filmu Shoah], że kiedy zabijano Żydów na jego terenie, w warszawskim getcie 'życie toczyło się normalnie jak wczesniej'".[382] Ale to nie głupota motywuje konsultantów historycznych do programów politycznych.
[380] Yitzhak Zuckerman pisze: "…Zbliża się Passover, a skoro nie oczekiwałem wydarzeń ani dużego punktu zwrotnego w bliskiej przyszłości, zamierzałem wrocić do getta z grupą robotników na Passover Seder". Następnie mówi, że dostał listy od Mordechai Anielewicza i Zivia Lubetkin, oba mówiące by nie wracał gdyż jego obowiązki były na aryjskiej stronie. Niemniej jednak Antek postanowił wrócić, choć to nigdy mu się nie udało, bo "byłem strasznie samotny. Nienawidziłem być w obcym miejscu na Passover, na Seder… gdybym wiedział 19 kwietnia, czy wróciłbym do getta na Passover?... Nie wróciłbym". Zob. Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley: University of California Press, 1993), 350–51. Ale setki Żydów przybyli do getta na Passover. Marian Berland opisuje ukrywanie się w bunkrze na początku powstania, w którym było kilka osób, którzy wrócili na Pesach. Niektórzy z nich później znowu uciekli z getta. Natomiast Josephowi Szmekura nie udalo się wrócić na aryjską stronę: "W getcie przy Nalewki mieszkał rabin. Na 'aryjskiej' stronie krążyła pogłoska, że rabin organizował 'Seder' by świętować Passover, i że zaproszeni są wszyscy. W przeddzień Passover, późnym popołudniem, dzieczyna z apteki, moja przyjaciółka i ja wślizgnęliśmy się do getta. Wielu młodych mieszkających poza gettem zrobiło to samo by uczestniczyć w 'Seder'. Jego relacja, "Uratowany od komory gazowej" / Saved from the Gas Chamber, jest w Gedaliah Shaiak, zebr. & red., Łowicz: miasto na Mazowszu (Księga wspomnień) / Lowicz: A Town in Mazovia (Memorial Book) (Melbourne and Sydney: Lowitcher Landsmanshaften, 1966), xix. Avrom Feldberg, rzekomo członek ŻOB na aryjskiej stronie, też mówi, że wrócił po matkę tuż przed wybuchem powstania i w nim walczył. Zob. Alvin Abram, światłość po ciemności II: 6 historii więcej o triumfie po utracie wszelkiej nadziei… / The Light After Dark II: Six More Stories of Triumph After All Hope Had Gone… (Toronto: AMA Graphics Incorporated, 2000), 134–35. Dodatkowe przykłady Żydów którzy wrócili do getta tuż przed powstaniem są w następujących źródłach: Leon Najberg, Ostatni powstańcy getta (Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny, 1993), 41–42; Peretz Hochman, Odwaga by żyć / Daring to Live (Tel Aviv: Ministry of Defense Publishing House, 1994), 129; Simha Rotem ("Kazik"), Pamiętniki bojownika z warszawskiego getta: przeszłość jest we mnie / Memoirs of a Warsaw Ghetto Fighter: The Past Within Me (New Haven and Yale: Yale University Press, 1994), 19; Denise Nevo i Mira Berger, red., Pamiętamy: świadectwa 24 członków kibuca Meggido ocalonych z holokaustu / We Remember: Testimonies of Twenty-four Members of Kibbutz Megiddo who Survived the Holocaust (New York: Shengold, 1994), 136; Władysław Dov Kornblum, Ostatnia latorośl: Wspomnienia małego chłopca z getta warszawskiego (Warsaw: Yspsylon, 2002), 105; “Listy Emanuela Ringelbluma,” in Zagłada Żydów: Studia i materiały,vol. 1 (2005): 194.
[381] Yisrael Gutman, Warszawscy Żydzi 1939-1945:… / The Jews of Warsaw, 1939–1945: Ghetto, Underground, Revolt (Bloomington, Indiana: Indiana University Press, 1982), 367. Ba procesie Adolfa Eichmanna, Zivia Lubetkin zeznała: "Pamiętam też, że drugiego dnia – był to Passover Seder – w jednym z bunkrów przez przypadek natknęłam się na rabina Meisela… Podziemny ruch Halutz, w swoich działaniach, nie zawsze był dobrze postrzegany przez żydowską społeczność – nie zawsze nas akceptowała. Byli tacy, którzy uważali, że im szkodzimy… Ale tym razem, kiedy weszłam do bunkra, ten żyd, rabin Meisel, przerwał Seder, położył dłoń na mojej głowie i powiedział: 'Bądź błogosławiona. Teraz jest dobry czas bym umarł. Szkoda, że nie zrobiliśmy tego wcześniej'".
[382] Żyd który przeżył zniszczenie getta w swoim miasteczku Złoczów, we wschodniej Galicji, wspomina: "Paradoksalnie, w tym samym czasie dotarły listy z warszawskiego getta, że życie w nim toczyło się dość normalnie. Prawda, Żydzi mieli zakaz opuszczania getta, i Goje zakaz wchodzenia do getta, ale to było dobre. Żydom w getcie dano spokój. Założono szkoły i były teatry i kluby nocne. Sam widziałem list jaki dosta ka kuzynka mojej żony, Klara Kogut". Zob. Samuel Lipa Tennenbaum, Pamiętniki ze Złoczowa / Zloczow Memoir (New York: Shengold, 1986), 199.
Wymyślony scenariusz jak ten dokudramatu NBD też przeczy czystej pogardzie wobec polskich Gojów. Co ważniejsze, tłumi prawdę o pomocy udzielonej przez księży z kościoła katedralnego św. Jana Chrzciciela na warszawskich Starym Mieście: oni nie tylko wydawali fałszywe metryki chrztu i organizowali garkuchnie w getcie z żywnością, ale i ukryali Żydów w podziemiach katedry. [383]
Poniżej przykłady pomocy Żydom ze zbioru źródeł ze szczegółami o wysiłkach ratowania przez polski katolicki kler: < http://www.savingjews.org/ >.
Philip Friedman, historyk holokaustu:
W 1942, podczas masowych niemieckich nalotów na Żydów w warszawskim getcie, trzech pozostałych rabinów otrzymało propozycję azylu od członków katolickiego kleru. Rabini wdzięcznie odmówili podarowanej szansy ucieczki i zginęli wraz ze swoimi wspólnotami. [384]
Ks. prałat Marceli Godlewski, pasterz Kościoła Wszystkich Swiętych, teraz zamkniętego w getcie, i jego księża wikariusze Antoni Czarnecki i Tadeusz Nowotko, jak i księża z innych instytucji katolickich, udzielali pomocy każdemu w getcie – konwertytom i Żydom.
Kiedy wokół warszawskiego getta wzniesiono mury, Kościół Wszystkich Świętych znalazł się wewnątrz. Jego proboszczem był Marceli Godlewski, dobrze znany przed wojną z anty-żydowskich poglądów. [Faktycznie nie lubili go Żydzi za promowanie polskich biznesów i unii kredytowych.] Ale kiedy zobaczył straszne prześladowania Żydów, swoją energię Godlewski poświęcił zadaniu pomagania jak tylko mógł. Robił to pozostając w getcie i zajmując się Żydami którzy nawrócili się na chrześcijaństwo. Proponował też schronienie w kościele wielu innym którzy do niego się zwrócili.
Żydom którzy do niego przychodzili ks. Godlewski dawał metryki urodzenia zmarłych parafian, umożliwiając im ucieczkę na "prawdziwy" dokument. Pod swoimi szatami przemycał dzieci z getta, i pomagał znaleźć schronienie i zapewnić żywność na drugiej stronie dla tych którym udało się uciec.
Godlewski często spotykał się z Adamem Czerniaków, przewodniczącym Judenratu, słuchając go z sympatią i usiłując dawać nadzieję. Caritas, katolicka organizacja charytatywna, otworzyła w getcie garkuchnię pod kierownictwem ks. Michała Kliszko [wikariusz w kościele katedralnym parafii Św. Jana Chrzciciela]. Była otwarta dla każdego kto przyszedł. Kilkuset Żydów ukrywało się u byłych parafian Godlewskiego po polskiej stronie i w kaplicy przy Złotej 49.
Ks. Godlewski wraz z młodszymi wikariuszami pozostał w getcie do czasu kiedy ich wypędzono, ale dalej działali poza murami getta. [385]
Za ekranem w rozmównicy klasztoru trzymano łóżko dla Arie Wilnera ("Jurek"), oficera łącznikowego ŻOB, do spania w razie potrzeby. Ducha tamtych czasów z niezwykłą zjadliwością pokazała polsko-żydowska dziennikarka Hanna Krall.
[383] Władysław Bartoszewski i Zofia Lewin, red., Sprawiedliwi wśród narodów: jak Polacy pomagali Żydom 1939-1945 / Righteous Among Nations: How Poles Helped the Jews, 1939–1945 (London: Earlscourt Publications, 1969), 233, 330.
[384] Philip Friedman, Opiekunowie/straznicy ich braci / Their Brothers’ Keepers (New York: Holocaust Library, 1978), 125–26.
[385] Irene Tomaszewski i Tecia Werbowski, Żegota: Rada Pomocy Żydom w okupowanej Polsce 1942-1945 / Żegota: The Council for Aid to Jews in Occupied Poland, 1942–1945 (Montreal: Price-Patterson, 1999), 36.
Klasztor Karmelitanek przy Wolskiej w Warszawie koło getta był jednym z miejsc spotkań żydowskiego podziemia. Slużył też jako magazyn broni dla bojowników w getcie.
Jako przedstawiciel ŻOB na aryjskiej stronie… Jurek Wilner cały czas kontaktował się z "Wacławem" i innymi polskimi oficerami, a kiedy nie mógł zabrać do getta wszystkich paczek, zostawiał je u Henryka Grabowskiego albo u sióstr Karmelitanek Bosych przy Wolskiej: czasami pistolety, czasami noże, a nawet materiały wybuchowe…
Siedzę teraz w tej samej rozmównicy po jednej stronie czarnych żelaznych krat, z Matką Przełożoną w kąciku po drugiej, o zmierzchu, i rozmawiamy o tych transportach broni dla getta jakie szły przez klasztor prze niemal rok. Czy nie miały żadnych obaw? Matka Przełożona nie rozumie…
"W końcu, broń w takim miejscu?"
"Myślisz, być może, że broń jest do zabijania ludzi?" – pyta Matka Przełożona. Nie, z jakiegoś powodu nigdy tak nie myślała. Jej jedyną myślą było to, że Jurek w końcu wykorzysta tę broń, i że kiedy przyjdzie jego ostatnia godzina, dobrze będzie jeśli uda mu się dokonać aktu skruchy i pogodzić się z Bogiem. Nawet poprosiła go by to jej obiecał, i teraz pyta mnie co ja myślę, czy pamiętał obietnicę kiedy zastrzelił się w bunkrze przy Miłej?
Kiedy Jurek z przyjaciółmi korzystali z tej broni, niebo w tej części miasta stało się czerwone, i ten blask nawet sięgał do przedsionka klasztoru. Właśnie dlatego tam, a nie w kaplicy, bose karmelitanki zbierają się co wieczór by czytać psalmy ("Lecz to przez wzgląd na Ciebie ciągle nas mordują, mają nas za owce na rzeź przeznaczone. Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie?"), i modliła się do Boga żeby Jurek Wilner napotkał śmierć bez obaw. [386]
Żydzi z podziemia też gromadzili się w innych katolickich instytucjach na 'aryjskiej" stronie, takich jak to Sióstr Zmartwychwstanek, które uważano za najbardziej bezpieczne miejsca , gdyż były poza wzrokiem żydowskich agentów Gestapo czających się w getcie.
Vladkę Meed, młodą żydowską kurierkę-łączniczkę między dwiema żydowskimi grupami [Leona] Feinera i [Adolfa] Bermana… wprowadził do getta w grudniu 1942 Michał Klepfisz, który później zginął w powstaniu w getcie. Zabrał ja na spotkanie z Bermanem i Feinerem w garkuchni obsługiwanej przez zakonnice w klasztorze przy Sewerynów. To spokojne ustronne miejsce było regularnym miejscem spotkań nie tylko Żegity, ale i ŻOB. [387]
Ukrywający się Żydzi często przypadkowo spotykali się na ulicach, w restauracjach i kościołach. Przy Sewerynów znajdował się Ośrodek Katolickiej Wspólnoty św. Józefa, w której była dobrze zorganizowana restauracja. To że była w spokojnej ulicy, i że obsługiwały ją zakonnice było tak przyjemne, że ściągało do niej wielu Żydów. Przychodzili na obiad i żeby spotkać przyjaciół – Żydów i Gojów. Znana była niemal wszystkim ukrywającym się w Warszawie Żydom, i proponowała godzinę wytchnienia od okrutnego świata zewnętrznego. Atmosfera była spokojna, każdy znał każdego, i strachu, chwilowo, nie było. Chodziłem do restauracji codziennie przez ponad rok. Z zasady unikałem tych, których podejrzewałem iż byli Żydami, zawsze próbowałem siadać z Polakami. Okazało się, że ci tak bardzo katoliccy Polacy, byli, faktycznie, Żydami. Wśród gości często widywałem dawnych przyjaciół i uczniów. Spoglądaliśmy na siebie, ale rozmowa nie wchodziła w grę.
Był jeden gość, który zawsze zwracał szczególną uwagę; mocno zasłonięta kobieta w czerni, która zawsze nosiła się jak wdowa. Nikt nigdy nie widział jej twarzy. Ciężki strój żałobny, który nosiła latem i zimą, oraz gruba zasłona były symbolami jakiejś wielkiej tragedii - i byłem pewien, że ona też była Żydówką. Któregoś dnia zapytałem kolegę, kim jest. Powiedział mi, że to pani Basia Berman, żona czynnego działacza żydowskiego podziemia Adolfa Bermana. Grała dobrze, a czasami przesadzała w roli zasłoniętego katolika. [388]
[386] Hanna Krall, Osłanianie płomienia… / Shielding the Flame: An Intimate Conversation with Dr. Marek Edelman, the Last Surviving Leader of the Warsaw Ghetto Uprising (New York: Henry Holt and Company, 1986), 100–101.
[387] Irene Tomaszewski i Tecia Werbowski, Żegota: Rada Pomocy Żydom w okupowanej Polsce… / Żegota: The Council for Aid to Jews in Occupied Poland,1942–1945 (Montreal: Price-Patterson, 1999), 71. Zob. też opis w Vladka Meed, Po obu stronach muru:… / On Both Sides of the Wall: Memoirs from the Warsaw Ghetto (New York: Holocaust Library, 1979), 84–85.
[388] Michael Zylberberg, Dziennik warszawski… / A Warsaw Diary, 1939–1945 (London: Vallentine, Mitchell, 1969), 120–21.
Oprócz Kościoła Wszystkich Świetych przy pl. Grzybowskim, którego proboszcz ks. Marceli Godlewski wraz z wikariuszami byli szczególnie aktywni w udzielaniu pomocy Żydom, pomoc dla żydowskiego podziemia pochodziła też z Kościoła Narodzenia Najwiętszej Maryi Panny przy Leszno, który służył jako brdzo skuteczna kryjówka dla ŻZW, kolejnej żydowskiej grupy z podziemia w warszawskim getcie, który miał bliskie kontakty z polskim podziemiem.
W tamtym czasie była znaczna liczba byłych żydów którzy przeszli na chrześcijaństwo; jednym z ich ośrodków był Kościół Panny Najświętszej przy Leszno… Jednym z tych konwertytów był Fodor [ks. Tadeusz Puder] , [389] ksiądz w Kościele Panny Najświętszej i bliski przyjaciel dr Marcelego Godlewskiego, czołowego dygnitarza Kościoła Katolickiego. Później Fodora uratował Godlewski przed deportacją i ukrył w aryjskiej części miasta.
W trakcie wspólnych wysiłków ks. Godlewski zaprzyjaźnił się z wieloma Żydami, wśród nich Łopatą, jednym z liderów Betaru. Bardzo szybko Łopata był w stanie wywrzeć znaczny wpływ na księdza, co pozwoliło na realizację pomysłu wykopania tunelu z getta do kościoła, przez który można było ewakuować dzieci. Ten tunel wykorzystywała też ŻOB do transportu ludzi, dostaw i broni, i jako środka komunikacji z częścią aryjską.
Tunel wykopano od budynku koło kościoła przy Leszno pod kryptą kościoła, gdzie powstał wielki bunkier. Dobrze ukryty otwór zrobiono w podłodze krypty do bunkra poniżej (podłoga krypty to faktycznie dach bunkra). Otwór dawał dostęp z bunkra do krypty, skąd po drabinie wychodziło się przez usuwane deski w podłodze do przedsionka kościoła, kilka kroków od wejścia. Krótkie schody prowadziły w dół do Leszno, ruchliwa arteria otwarta dla Polaków i Aryjczyków, poprzecinana torami tramwajowymi z zachodu miasta na wschodnie przedmieścia.
Bunkier miał inne wyjście przez dziurę w ścianie krypty, prowadzące do przyległego budynku zajmowanego przez zakonnice. W nagłym wypadku było dodatkowa droga ucieczki przez 'komin', wąski szyb w pustej ścianie za ołtarzem kościoła, prowadzący w dół do bunkra. Budowany przez inżynierów, czonków ŻZW, bunkier miał prąd elektryczny, system alarmowy i inne konieczne instalacje.
Gabriela "Bronka" Łajewska, nie-Żydówka, utrzymywała łączność między AK i ŻZW… Jej głownym zadaniem była pomoc w ewakuacji żydowskich dzieci z getta. Z zasady przejmowała opiekę nad dziećmi przy wejściu do tunelu na cmentarzu albo koło Kościoła Wszystkich Świętych i przekazywała je pod opiekę ks. Godlewskiego. Ostatni raz kiedy była w getcie, tuż przed główną Aktion [lipiec 1942], została złapana usiłując wyprowadzić dzieci z getta przejściem koło Pawiaka, i wysłana do więzienia. W lipcu 1944 przeniesiono ją z więzienia do obozu w Ravensburg [obóz koncentracyjny Ravensbrück?]. …
[389] Historia pobytu ks. Pudra w getcie jest legendą. Żeby chronić ks. Tadeusza Pudra, żydowskiego konwertyty o wyraźnym semickim wyglądzie, warszawski arcybiskup Stanisław Gallw listopadzie 1939 mianował go kapelanem w domu dziecka Sióstr Rodziny Maryi w Białołęce koło Warszawy, gdzie pomagał ratować żydowskie dzieci. Ks. Pudra aresztowało Gestapo w kwietniu 1941, ale dzięki wstawiennictwu zakonnic i przyjaciół umieszczono go w Szpitalu św. Zofii w Warszawie koło klasztoru Sióstr Rodziny Maryi, ale pod kontrolą Gestapo. W lipcu 1942 zorganizowano ucieczkę i ks. Puder wrócił do Białołęki, i przeniesiono go do innej instytucji sióstr w Płudach, gdzie przeżył wojnę. Barbara Engelking i Jacek Leociak, Getto warszawskie: Przewodmik po nieistniejącym mieście (Warsaw: IFiS PAN, 2001), s. 621–22; The Warsaw Ghetto: A Guide to the Perished City (New Haven, Connecticut, and London: Yale University Press, 2009), 653.
W sumie Gabriela uratowała ponad 70 dzieci, z których dużą część przeniesiono do Domu dla Dzieci Niewidomych [Sióstr Franciszkanek Służek Krzyża] w miasteczku Laski [poza Warszawą]. [390]
Maria Rajbenbach, Żydówka która uciekła z warszawskiego getta tuż przed wybuchem powstania, zdobyła fałszywe dokumenty dzięki pomocy księdza z Katedry św. Jana:
Jak zdobyliśmy nasze dokumenty? Wykorzystaliśmy brata malarza Malickiego, razem z jego małżonką, z Biura Ewidencji Administracji Miejskiej. Razem z proboszczem [katedralnej parafii św. Jana Chrzciciela] sfałszowali świadectwa urodzenia i zgonu w rejestrach by zdobyć chrześcijańskie metryki urodzenia dwu zmarłych kobiet. Tym sposobem kilka osób musiało współpracować w przygotowaniu takich metryk. Państwo Maliccy dostarczyli wielu Żydom takie metryki. Niestety, ci Żydzi zostali odkryci przez Gestapo i w ten sposób poznali nazwiska tych 3 osób. Proboszcza rozstrzelano, Malickich wysłano do obozu koncentracyjnego w Treblince [faktycznie do Majdanka], Malickiemu połamali ręce i nogi w próbie wymuszenia od niego nazwisk innych uratowanych Żydów, ale ich nie zdradził. Oboje zginęli w obozie w Treblince. [391] [Naprawdę p. Malicka przeżyła.]
Zob. też Mark Paul, Ratowanie Żydoów podczas II wojny światowej przez katolicki kler: świadectwa ocalonych / Wartime Rescue of Jews by the Polish Catholic Clergy: The Testimony of Survivors
Internet:
http://www.glaukopis.pl/pdf/czytelnia/WartimeRescueOfJewsByThePolishCatholicClergy_MarkPaul.pdf
http://www.kpk-toronto.org/archives/clergy_recue_kpk.pdf
[390] Chaim Lazar Litai, Muranowska 7: The Warsaw Ghetto Rising (Tel Aviv: Massada–P.E.C. Press, 1966), 134–36, 169–70.
[391] Władysław Bartoszewski i Zofia Lewin, red., Sprawiedliwi wśród narodów… / Righteous Among Nations: How Poles Helped the Jews, 1939–1945 (London: Earlscourt Publications, 1969), 233.
Reakcja polskiego społeczeństwa
Reaction of the Polish Population
Adolf Berman i Leon Feiner, żydowscy członkowie wykonawczy Żegoty, w przesłanej wiadomości radiowej w drugim dniu walk:
"W mieście panuje wielkie podniecenie. Warszawiacy obserwują walkę z podziwem i otwartą sympatią do walczącego getta". [392]
Ulotka wydana przez ŻOB 23.04.1943:
Obywatele – Polacy, żołnierze wolności!
Wiemy, że obserwujecie toczoną przez nas od wielu dni wojnę z naszym okrutnym okupantem ze szczerym poczuciem smutku i łzami solidarności, i z podziwem i obawą o rezultat tej walki. [393]
Wiersz autorstwa anonimowego polskiego robotnika:
"Płonące getto"
Patrzę
na ciebie, dzielnico żydowska -
z
szeroko otwartymi oczami…
oczami,
które często napotykały strach.
Nie
mogę przestać się zastanawiać
i
zadaję sobie pytanie: czy nie ma Boga?
Boga
który traktuje każdego człowieka tak samo.
Patrzę
na ciebie, północną część miasta
otoczony
morzem płomieni:
strzelanie
w górę kolumn ognia i dymu.
Patrzę
nocą na płomienie na czerwonym niebie
i
chmury ukryte przez dym.
Słucham
strzelania z pistoletów,
Słyszę
grzechot karabinów maszynowych,
wybuch
granatów;
O
dziwo! Synowie Izraela bronią się!
Patrzę
i podziwiam was, Żydzi: podziwiam wasze bohaterskie
czyny,
Podziwiam,
że staliście się bojownikami,
bojownikami
w ostatniej godzinie. [394]
Komentarze jak te poniżej obalają opinie, że Polacy generalnie czyli 'przyjazną neutralność' wobec zagłady Żydów przez Niemców. Widzimy też, że pozornie nieczułe polskie uwagi niekoniecznie były takie, a w każdym razie Polacy używali porównywalnych uwag w odniesieniu do siebie.
[392] Władysław Bartoszewski, Jednoczy nas przelana krew… / The Blood Shed Unites Us: Pages from the History of Help to the Jews in Occupied Poland (Warsaw: Interpress Publishers, 1970), 153.
[393] Paweł Szapiro, red., Wojna żydowsko-niemiecka: Polska prasa konspiracyjna 1943–1944 o powstaniu w getcie Warszawy (London: Aneks, 1992), 224.
[394] Z broszury wydanej przez polskie podziemie. Zob. Kazimierz Iranek-Osmecki, Kto ratuje jedno życie / He Who Saves One Life (New York: Crown Publishers, 1971), 145.
Ludwik Landau, znany żydowski ekonomista, tak napisał w swojej wojennej kronice:
20 kwietnia 1943: W całym mieście było ogromne poruszenie… dominuje nastrój współczucia i aprobaty.
21 kwietnia 1943: … nawet wśród obojętnych czy wrogich jest zdecydowany nastrój aprobaty, i wszędzie jest ożywione, nawet troskliwe zainteresowanie.
22 kwietnia 1943: Postawa wobec Żydów z różnych grup społecznych wydaje się zmieniać na korzyść walki: w kierunku pokazującym aprobatę za zorganizowanie oporu, i może nawet więcej współczucia jakie się odczuwa.
26 kwietnia 1943: Dzisiaj wywieszono nowe ogłoszenia…szef policji Okręgu Warszawskiego nie tylko przypominał o groźbie śmierci za udzielanie wszelkiej pomocy Żydom poza gettem, ale też ostrzegł, że ci którzy nie poinformują policji o Żydach poza gettem zostaną wysłani do obozów karnych.
27 kwietnia 1943: Walki trwają i napotykają na aprobatę nawet najbardziej antysemickich grup. W pogłoskach jest dużo przesady.
30 kwietnia 1943: Tę walkę wszędzie powitano z aprobatą, wywołała współczucie nawet u tych, którzy do tej pory raczej nie okazywali go Żydom, zwłaszcza w świetle jednoznacznej postawy całej tajnej prasy. [395]
Zdzisław Przygoda, były prezes Stowarzyszenia Polskich Inzynierów w Kanadzie, Polak pochodzenia żydowskiego udający chrześcijanina w okupowanej przez Niemców Warszawie:
Przedmieście Warszawy Żoliborz zamieszkiwała klasa średnia, w większości członkowie polskiej inteligencji. Wielu Żydów ukrywało się wśród nich.
W dniu kiedy rozpoczęło się powstanie w getcie [19.04.1943] jechałem tramwajem koło getta. Wwywiązała się żywa dyskusja, w której wydawała się uczestniczyć większość zatłoczonych pasażerów. Jednen z pasażerów krzyknął radośnie: "Patrzcie jak palą się Żydzi. Wreszcie się ich pozbędziemy". Na tę uwagę większość tłumu zareagowała oburzeniem. "Nie ma pan wstydu" – krzyknął jeden z nich. Pierwszy pasażer ledwie uniknął ataku wyskakując z tramwaju i uciekając. [396]
Jacob Celemenski, członek żydowskiego podziemia na aryjskiej stronie:
Wskoczyłem do pierwszego tramwaju do Żoliborza żebym mógł dotrzeć do kontaktu przed godziną policyjną o 21:00. Obawiając się wejść do getta, naziści ostrzeliwali je artylerią z daleka.
W tramwaju było wiele przychylnych komentarzy o Żydach… [397]
Ruth Altbeker Cyprys, Żydówka uchodząca za chrześcijankę na aryjskiej stronie:
Kilka razy dziennie jeździłam tramwajem wzdłuż muru getta…
Moi współpasażerowie różnie reagowali na dźwięki walk w getcie. 'Dlaczego Żydzi mieliby się bronić?' - zapytała kobieta w kapeluszu z różowym piórkiem. 'Nie masz racji, Żydzi ją mają' – usłyszałam starszego pana mówiącego poważnie i widziałam jak robił znak krzyża. 'Dobrze tym złym niemieckim tchórzom. Słyszałem wczoraj, że Żydzi zabili 10 niemieckich łajdaków' - wtrącił się robotnik. Tramwaj mijał mury getta wjeżdżając w Miodową. Kiedy słabły odgłosy walki, zmienił się temat rozmów. [398]
[395] Ludwik Landau, Kronika lat wojny i okupacji, Volume 2: Grudzień 1942–czerwiec 1943 (Warsaw: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1962), 355, 358, 362, 369, 370, 380.
[396] Zdzisław Przygoda, “Rocznica powstania w getcie warszawskim,” W służbie polonii kanadyjskiej, 1969–1983 (Toronto: Century Publishing Company Limited, 1983), 150–54. W wydanych wspomnieniach Praygoda tak opisuje te wydarzenia: "W drodze z pracy do domu tramwajem, słuchałem głośnych dyskusji wśród pasażerów. 'Getto płonie! Żydzi się palą, i w końcu ich się pozbędziemy!' - powiedział jeden. Większość p[asażerów szybko zareagowała bijąc go kiedy wyskakiwał z jadącego tramwaju. Jasne było, że większość pasa była zdenerwowana niemiecką akcją, i zadowolona tym, że mieszkańcy getta zaczęli walczyć". Zob. Zdzisław Przygoda, Droga do wolności / The Way to Freedom (Toronto: Lugus Publications, 1995), 54.
[397] Jacob Celemenski, Elegia dla mojego narodu… / Elegy For My People: Memoirs of an Underground Courier of the Jewish Labor Bund in Nazi-Occupied Poland 1939–45 (Melbourne: The Jacob Celemenski Memorial Trust, 2000), 158–59.
[398] Ruth Altbeker Cyprys, Skok dla życia …. / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 132.
Często cytowane polskie uwagi o Żydach w powstaniu w getcie warszawskim "palą się jak robaki", choć niezmiennie przedstawiane jako takie, niekoniecznie były uwłaczające. W końcu, jak zauważa Ruth Altbeker Cyprys, Polacy używali tego samego zwrotu w odniesieniu do siebie w obliczu swojej bezbronności wobec niemieckiego bombardowania zapalającego podczas powstania warszawskiego w 1944. [399]
Dziennik Ruth Altbeker Cyprys przeczy także kolejnemu podżegającemu polonofobicznemu mitowi o holokauście, że Żydzi są transportowani do obozów zagłady i z pełną świadomością ich zbliżającej się śmierci, zmuszeni znosić widok obojętnych lub radosnych polskich gapiów. Wbrew takim bzdurom dowiadujemy się, że pociągi śmierci miały małe, zakratowane okna, znacznie powyżej poziomu oczu, i nie miały nic, na czym mogliby stanąć by na nich patrzeć. [400] Oglądanie (w dowolnym kierunku) było prawie niemożliwe. Autorkę i jej córkę załadowano do pociągu do Treblinki. Dopiero z największą trudnością Cyprys podniesiono i mogła przeciąć pręty, by wyskoczyć i wypchnięto jej córkę. Dla potwierdzenia, że nie było okien w jadących do Sobiboru pociągach zob. Gitany Sereni, Do tej ciemności: rachunek sumienia / Into That Darkness: An Examination of Conscience (New York: Vintage Books, 1974, 1983), 122, obalając tym mit oskazanych Żydach wyglądających i oglądających tłumy obojętnych lub wrogich Polaków.
Zamiast oczerniających uwag, Polacy często rozpowszechniali przesadne opisy żydowskich dokonań.
Alexander Donat, ocalony z warszawskiego getta:
Po buncie w styczniu 1943… niekiedy słyszeliśmy Polaków mówiących coś jak "Brawo Żydki! Tak trzeba. Postawcie się im!" albo "Oni jedzą was na obiad i trzymają nas na kolaję!" albo "Kiedy tylko te …syny was wykończą, będzie nasza kolej". [401]
Israel (Srul) Cymlich, który podsłuchał rozmowy Polaków kiedy ukrywał się w podmiejskiej Falenicy:
Przychodzący do sklepu Polacy opowiadali inne wersje wydarzeń [w getcie], takie jak te, że Żydzi rzekomo uwolnili więźniów z Pawiaka, że zestrzelono 3 samoloty nad gettem, i że "trwają walki obronne". Ale nie bardzo wierzyłem w te historie…
Heroiczne powstanie w warszawskim getcie stało się najczęściej poruszanym tematem. [402]
Helena Elbaum Dorembus, Żydówka ukrywana w Warszawie przez polskich chrześcijan:
Dwoje sąsiadów, Boczek i pani Zaleska, wracają z miasta z niezwykłymi informacjami. Mówią o setkach zabitych Niemców, zniszczonych czołgach i rannych, przerażonych żołnierzach zabieranych do szpitali. Pani Zaleska wydaje się cieszyć kiedy chwali Żydów za ich heroizm.
[399] Ibid., 200. Wzmianka o Żydach w warszawskim getcie palących się jak robaki zob. Martin Gilbert, Holokaust: żydowska tragedia / The Holocaust: The Jewish Tragedy (Glasgow: William Collins, 1986), 661.
[400] Ruth Altbeker Cyprys, Skok dla zycia… / A Jump For Life: A Survivor’s Journal from Nazi-Occupied Poland (New York: Continuum, 1997), 96.
[401]Alexander Donat, Królestwo holokaustu: dziennik / The Holocaust Kingdom: A Memoir (New York: Holocaust Library, 1963, 1978), 123–24.
[402]Israel Cymlich i Oscar Strawczynski, Ucieczka z piekła w Treblince / Escaping Hell in Treblinka (New York and Jerusalem: Yad Vashem and The Holocaust Survivors’ Memoirs Project, 2007), 58.
Dorembus opisuje też scenę uliczną na 'aryjskiej' stronie po podpaleniu przez Niemców getta. Żydowska matka wyskakuje na śmierć z III piętra płonącego budynku trzymając małego synka. Polka w tłumie krzyczy: "Jezu, Jezu, zlituj się. W końcu to są istoty ludzkie". Kobieta zakrywa dłońmi oczy. [403]
Hania Ajzner, mieszkanka katolickiego internatu Sióstr Zmartwychwstanek:
Pewnego wieczoru do sypialni weszła s. Wawrzyna, kiedy dziewczyny już się ułożyły do spania. "Wstańcie, dziewczynki, podejdźcie do okien", i odsunęła zaciemniające zasłony. Wszystko co widziały to czerwony blask nad południowymi polami. "To jest getto, pali się" – powiedziała. "W getcie jest powstanie. Wszystkie musicie się modlić, bo tam walczą i giną bohaterowie".
Ania [Ajzner] stała w milczeniu… Dużo czasu upłynęło zanim poszły z powrotem do łóżek. Było to 19 kwietnia 1943. [404]
Yitzhak Zuckerman, jeden z liderów żydowskiego podziemia, który był na "aryjskiej" stronie kiedy wybuchło powstanie:
Można powiedzieć, że w tamtych dniach polska ulica była prożydowska. Nie mówię tu o skrajnych grupach, które cieszyły się, że w getcie palili się Żydki… co miało miejsce w getcie wywołało niezwykły szacunek dla zydowskich bojowników. Prasa polskiego podziemia była pełna podniecenia i zachwytu, nie tylko jakichś lewicowych i liberalnych liderów, a zwykłej sympatii mas. Musiało się być prawdziwym draniem żeby cieszyć się tym co działo się wtedy z Żydami…ogólna sympatyczna atmosfera na ulicach trochę nam pomagała, odczuwałem ją zwłaszcza dlatego, że nie miałem dokumentów, i wtedy łaziłem, zwykle koło murów getta albo przy włazach, razem z nielicznymi ludźmi ze mną…
Kiedy paliło się getto, mieszałem się w tłum zebrany żeby patrzeć na mury getta. Wtedy była du ża sympatia i podziw dla Żydów, bo wszyscy rozumieli, że walka była z Niemcami. Podziwiali odwagę i siłę Żydów. Ale byli też tacy, w większości podziemne charaktery, którzy patrzyli na nas jak na robaki wyskakujące z płonących budynków. Ale nie powinno się tego generalizować. Na własne oczy widziałem stojących tam płaczących Polaków. Czasem jechałem na Żolibórz, przedmieście Warszawy. Pewnego dnia getto osłaniał dym, i zobaczyłem masę Polaków, bez śladu pogardliwej złośliwości. I gdybym myślał o zdradzie dokonanej wobec mnie przez jednostki, to było wśród nich tak samo wielu Żydów jak Polaków. Na przykład kiedy skazano mnie na egzekucję 18 kwietnia 1942, było to z powodu żydowskiego donosu. [405]
Wbrew temu co potwierdzają Zuckerman i inni świadkowie, autorka Larissa Cain twierdzi, że poza kilkoma wyjątkami, Polacy przychodzili do murów getta żeby patrzeć na pokaz ogniowy (“spectacle des oncendies”) i cieszyć się tym, że Hitler usuwał z Polski jej Żydów. [406]
Było wielu lojalnych wobec nas Gojów. Większości nie płacono za ich pracę. Na niektórych można było tak samo liczyć jak na najbardziej lojalnych Żydów. Żaden z nich nawet delikatnie nie wspomniał o ich trudnej sytuacji, czy prosił o pomoc. Budowa [kryjówek w Warszawie] wymagała pomocy wykwalifikowanych elektryków, murarzy, cieśli i innych ekspertów, a nie było wielu murarzy Żydów. I jeśli wymienię Zydów jak Benjamin (Meed) czy innych którzy budowali, to oni byli "pomocnikami". Ekspertami zawsze byli Polacy… Budowa nie była żydowską profesją w mieście, i większość murarzy stanowili lojalni Polacy. Właścicielka naszego mieszkania, Marysia [Sawicka], była członkiem PPS; myślę, że była blisko prawicowego skrzydła WRN (frakcja PPS która współpracowała z prawicowym [tzn. głównym] polskim podziemiem, ale zakończyła wszelką działalność w polskim podziemiu żeby nie narażać żydowskich przyjaciół [ryzykując możliwym niemieckim odwetem za jej podziemną działalność]. Jej starsza siostra, Anna Wąchalska, zrobiła to samo. [407]
[403] Helena Elbaum Dorembus, "W bezradnych oczach" /Through Helpless Eyes, Moment, t. 18, nr 2 (April 1993). (TPrzekład z jej dzienników Na aryjskiej części / On The Aryan Side, wyd. w Izraelu w 1954, w jidysz.)
[404] Hania Azjner, Wojna Hani / Hania’s War (Caufield South, Victoria, Australia: Makor Jewish Community Library, 2000), 43.
[405] Yitzhak Zuckerman ("Antek"), Nadmiar wspomnień… / A Surplus of Memory: Chronicle of the Warsaw Ghetto Uprising (Berkeley, London and Oxford: University of California Press, 1993), 374, 493.
[406] Larissa Cain, Irena Adamowicz: sprawiedliwi wśród narodów w Polsce / Irena Adamowicz: Une juste des nations en Pologne (Paris: Cerf, 2009), 100.
[407] Ibid., 475.
Bernard Goldstein, lider Bund, wyraził nierealistyczne oczekiwania od Polaków, biorąc pod uwagę to czemu sami musieli stawić czoła ze strony Niemców:
Na wszystkich ulicach wywieszono plakaty "Śmierć dla każdego Polaka ukrywającego Żyda!" Nieustannie szukano zbiegłych Żydów. Niemcy spróbowali oporu w getcie i obawiali się, że Polacy mogą też pobudzić się do przemocy. Po stronie polskiej wzmocniono "środki bezpieczeństwa" by zapobiec incydentom.
Niemiecka prasa krótko informowała o buncie w warszawskim getcie z powodu deportacji do pracy. Nielegalna polska prasa wszelkich odcieni z sympatią pisała o powstaniu, a nawet porównywały ją z historycznym powstaniem Bar Kochby przeciwko Rzymianom. Niemal codziennie publikowały komunikaty z pola walki, podając liczbę i rodzaj niemieckich jednostek które weszły do getta i je opuściły, ile karetek z rannymi Niemcami wyjechało z getta, i o postępie bombardowań artyleryjskich itd. …
Przeciętny Polak nie był taki przyjazny. Wśród grup ludzi gromadzących się przy Świętojerskiej i Krasińskich, by obserwować postępy walki Żydów, słyszano wszelkiego rodzaju opinie. Wiele było sympatycznych, ale często słyszeli cyniczną "Dzięki Bogu Niemcy robią to dla nas". Szeroka rzesza Polaków była całkowicie zdezorientowana. Większość z nich nie miała pojęcia co powstanie oznaczało dla Żydów, czy nawet dla Polaków. …
Nawet wśród czonków zorganizowanego podziemia, którzy wyrażali życzliwość wobec bojowników w getcie, nie było mowy o ścieraniu się z władzą okupacyjną by pomóc Żydom. "Otwarta walka w tym czasie" - mówili – "oznaczałaby całkowitą zagładę dla nas wszystkich". Odmówili zorganizowania demonstracji ulicznych i odrzucili naszą prośbę o strajk protestacyjny w geście współczucia. [408]
W ocenie Polaków, Bernard Goldstein pominął sposób w jaki sami Żydzi reagowali podczas deportacji latem 1942 i bezczynność 20.000 Żydów mieszkających na aryjskiej stronie w obliczu likwidacji getta:
Nie widzieliśmy wyraźnej linii działań… wiedzieliśmy, że zbrojny opór skaże całe getto, a nie tylko 60.000. I kto, bez względu na to jak jest pewny, że całe getto było skazane w każdym przypadku, mógłby wziąć na siebie odpowiedzialność za doprowadzenie do takiej katastrofy?
23 lipca 1942, dzień po rozpoczęciu deportacji, przedstawiciele Bundu i bliskich mu organizacji, spotkali się dla omówienia problemu. Ogólną konferencję wszystkich żydowskich grup wyznaczono na tamto popołudnie żeby rozważyć działania dla getta… Później każdy z nas uważał, że czynny opór i przeszkadzanie w deportacjach były jedyną opcją…
Ale jak zareagują setki tysięcy którym nie groziła natychmiastowa deportacja na taką propozycję? Czy zgodziliby się na masowe samobójstwo? Czy nie spiskowaliśmy sami żeby zdobyć nawet sfałszowane karty pracy dla wielu ludzi?...
Kiedy w końcu delegaci Bundu wrócili, powiedzieli, że przedstawili i bronili naszej opinii na konferencji, a poparli nas jedynie delegaci Hechalutz i Hashomer Hatzair. Przeważająca większość uległa poczuciu paniki… Trzymali się iluzji, że nie planowano nic więcej niż deportację 60.000 do batalionów robotniczych.
Z uwagi na temperament zdecydowanej większości, nie mogliśmy, na naszą własną odpowiedzialność, wzywać do ogólnego czynnego oporu. [409]
[407] Ibid., 475.
[408] Bernard Goldstein, Gwiazdy poświadczą… / The Stars Bear Witness (London: Victor Gollancz, 1950), 194.
[409] Ibid., 110-12.
Stefan Chaskielewicz, ekonomista ukrywany przez Polaków w Warszawie:
Byłem pewien, że wśród znajomych Polaków w Warszawie nie powinienem mieć żadnych szczególnych wrogów – ludzi którzy chcieliby mojej śmierci. Często spotykałem ludzi na ulicy, którzy patrzyli na mnie, ale mnie nie witali, czy którzy witali mnie z wyraźną sympatią…
W Warszawie mówiło się tylko o walkach w getcie. Próbowałem uważnie słuchać tego co mówiono o tej sprawie… Nie usłyszałem nawet od jednej osoby pochwały brutalnego mordu Żydów czy bagatelizować działania bojowników w getcie. Powiedziano mi, że pasażer w tramwaju wyraził głośno zadowolenie, że w Warszawie nie będzie już Żydów, co rozgniewało wszystkich pozostałych pasażerów… Wieczorem sąsiedzi weszli na dach budynku w którym mieszkam by patrzeć na dym unoszący się nad palącymi się budynkami w getcie… Patrzyli na to miejsce ze zgrozą i byli pewni, że kiedy Niemcy wykończą Żydów, przyjdzie kolej na Polaków…
Wielu Polaków czynnie pomagało Żydom na różne sposoby, ukrywając ich lub utrzymując finansowo, dużo tym ryzykując, i nrażając się na różne niebezpieczeństwa. Większość Polaków niewątpliwie czuła wielką sympatię do Żydów i stanowczo potępiała upokarzanie swoich żydowskich współobywateli. Ale byli inni, którzy z dumą podkreślali, że nie byli Żydami i że niemieckie traktowanie Żydów było sprawą obojętności wobec nich. Niiektórzy czuli głębokie współczucie do Żydów, ale podświadomie cieszyli się z korzyści jaki dawało ich zniszczenie. Byli też Polacy – ale na pewno było ich mniej - którzy czynnie współpracowali z Niemcami, i trudno jest ocenić czy robili to z przekonania, czy z powodu korzyści materialnych, czy zmuszał ich do tego niemiecki szantaż.
Czy zatem polskie społeczeństwo Warszawy można kategorycznie nazwać antysemickim czy filosemickim? Czy społeczeństwo jako całość można scharakteryzować czynami jednostek? Nie, ludzie zachowywali się tak samo jak każdy inny by się zachował w podobnej sytuacji, łącznie z żydowskim społeczeństwem. Byli dobrzy ludzi, i byli źli, i byli obojętni. Tak jak zawsze na całym świecie.
Muszę tu zrobić jedną obserwację. Ukrywając się, zrozumiałem jak głęboka była tu humanitarną rola religii, jak bardzo nauki Kościoła Katolickiego wpływały na rozwój tego co było najpiękniejsze i najszlachetniejsze wśród wierzących. Tak jak w krytycznym momencie większość ludzi zwraca się o pomoc do Boga – nawet jeśli ich wiara nie jest szczególnie silna – tak sama myśl o Bogu dyktuje im konieczność pomocy będącemu w niebezpieczeństwie bliźniemu. [410]
Chaskielewicz opisał też jeden incydent jaki miał miejsce w warszawskim tramwaju. Młodą Żydówkę rozpoznała była polska uczennica z jej klasy, która wrzasnęła: "Ona jest Żydówką, łapcie ją". Młoda kobieta, której trudno było chodzić, szybko wyszła z tramwaju i wmieszała się w tłum. Za nią szedł młody chłopak krzycząc "Łapać Żydówkę", ale jego apelu nie posłuchano. [411]
Israel Shahak, profesor i działacz praw człowieka, Jerozolima, który mieszkał w warszawskim getcie:
Weźmy warszawskie getto. Zanim rozpoczęła się faktyczna zagłada latem 1942, kiedy wielu ludzi w tym dzieci wiedziało o zagładzie Żydów w innych miastach (zwłaszcza kiedy przyszła wiadomość o zagładzie w lubelskim getcie), życie toczyło się tam jak zwykle, jak w polskiej Warszawie podczas zagłady warszawskich Żydów.
[410] Stefan Chaskielewicz, Ukrywałem się w Warszawie: Styczeń 1943–styczeń 1945 (Kraków: Znak, 1988), 35, 42, 170–71. Część tej książki przełożono w Władysław Bartoszewski, "Cztery żydowskie wspomnienia z okupowanej Polski" / Four Jewish Memoirs from Occupied Poland, in Polin: A Journal of Polish-Jewish Studies (Oxford: Institute of Polish-Jewish Studies), volume 5 (1990): 391.
[411] Ibid., 138.
Więcej niż to: kiedy latem 1942 dokonano zagłady dużej większości warszawskich Żydów, i później jesienią i zimą był porównywalny zastój w "aktions", tzn. łapaniu Żydów na zagładę, życie w żałośnie małych resztkach getta, które pozostały, wróciło do pewnego poziomu "normalności" dzięki rozrywce i grom w karty lub innym rodzajom rozrywek. Wyjaśnienie jest po prostu takie, że ogromna większość istot ludzkich nie może robić inaczej... Nie sugeruję, że większość ludzi, którzy byli świadkami takich okropności, czy to Polaków, czy Żydów, nie cierpi i nie czuje współczucia dla ofiar, tylko że muszą po krótkim czasie wrócić do normalnego doświadczenia, w którym cierpienia ofiar nie są obsesją i nie zajmują całego życia…
Bez wątpienia, gdyby ocalony z jednego z wielu miasteczek podbitego ZSRR, gdzie większość Żydów została już zgładzona, przybył na typowe święto Paschy wiosną 1942 w getcie warszawskim, lub na jedn z licznych publicznych balów, koncertów itd., to powiedziałby, gdyby był tak głupi jak ocalały z warszawskiego getta, którego [Claude] Lanzmann wybrał [do filmu dokumentalnego Shoah], że gdy Żydzi ginęli na jego terenie, to w warszawskim getcie "życie toczyło się tak naturalnie i normalnie, jak wcześniej".
Oczywiście byli tam polscy policjanci, którzy łapali Żydów i Polaków, którzy santazowali Żydów rozpoznanych jako Żydów… Ale który z żydowskich ocalonych nie wie… że w getcie byli też żydowscy szantażyści, niektórzy z nich o dość znanych nazwiskach, poza gettem, którzy ani nie byli lepsi ani gorsi od polskich, i też żydowscy policjanci w getcie, których obowiązkiem w pierwszych tygodniach zagłady latem 1942 było dostarczenie, przez każdego z nich, określonej liczby żydowskich ofiar "do wysłania" na zagładę…
Próba… Lanzmanna … znalezienia "podstawy" lub "podstaw" polskiej sytuacji jest niesprawiedliwa i zła w obu znaczeniach tego słowa. To jest nieuczciwe i nieprawdziwe. Jest także aroganckie i rasistowskie… [412]
Oczywiście prawdą jest, że istniała inna mała grupa, która albo pomagała nazistom, albo też dość głośno wyrażała swoje zadowolenie, że Żydzi "odeszli". Ale sprawiedliwie należy podkreślić, że w wielu, a może większości, tych okazji był także słowny sprzeciw wobec takiego oświadczenia… Miałem wiele okazji, by pomyśleć o tej i podobnych okazjach, kiedy usłyszałem podobne oświadczenia izraelskich Żydów latem 1982, kiedy mniejszość (ale większa, jestem pewien, niż w podbitej Polsce w 1943) wyrażała radość z każdej informacji o śmierci Palestyńczyków i Libańczyków.
[412] Raul Hilberg pisze: "Intelektualistów z Paryża można było znaleźć w ich zwyczajowych kawiarniach. W tym mieście Pablo Picasso malował, a Jean-Paul Sartre pisał swoje sztuki. Osoby z mniej wzniosłymi aspiracjami szukały ucieczki w filmach, sporcie lub alkoholu. Wszędzie wykonywano codzienne czynności, i w razie potrzeby, powtarzano je. Zadanie było koniecznością, prowadzoną dzień po dniu. Pogrążeni własną egzystencją, sąsiedzi Żydów musieli tylko spojrzeć na społeczność żydowską w jej niebezpieczeństwie, by upewnić się, że nie podzielają losu Żydów. Taka była sytuacja w większości krajów Europy… Najwyraźniej wszystkie przedwojenne podziały między Żydami a nie-Żydami pogłębiły się, gdy nieżydowscy sąsiedzi schowali swoje obawy dla dobra stabilności materialnej i psychicznej. To wtedy świadkowie zdystansowali się od ofiar, tak że fizyczna bliskość nie oznaczała już bliskości osobistej". Zob. Raul Hilberg, Zniszczenie europejskich Żydów / The Destruction of the European Jews, wyd. 3, (New Have and London: Yale University Press, 2003), volume 3, 1122–23.
Bardziej typową reakcję większości Polaków można zilustrować zupełnie przypadkową rozmową jaką przypadkiem podłuchałem: Grupa robotników jadła i rozmawiała o braku jedzenia i pieniędzy, a jeden z nich zauważył, że ci, którzy szantażują Żydów "zarabiają dużo pieniędzy. Zrobiłbyś to?" - dodał, zwracając się do drugiego. "Nie" przyszła odpowiedź. "Dlaczego?" "Bo nie mógłbym spojrzeć na siebie w lustrze".… Przytoczę jedną naprawdę typową historię, którą sam żywo pamiętam:
Było to w pociągu, zaraz po sprawdzeniu dokumentów… przeprowadzonym przez niemieckich żołnierzy. Ludzie w zatłoczonym wagonie… zaczęli rozmawiać o cierpieniach z powodu okupacji… kiedy jeden człowiek nagle krzyknął: "…kiedy dostaniemy niepodległość też się dorzucę żeby postawić złoty posąg Hitlera w Warszawie za uwolnienie nas od Żydów". Zapanowała chwila milczenia i inny człowiek krzyknął – i tłumaczę to dosłownie, gdyz jego słowa zapadły mi w pamięć: "Bój się Boga, człowieku! Oni też są ludźmi!" I nastała całkowita, długa cisza… [413]
Calel Perechodnik, policjant w getcie w Otwocku koło Warszawy, widział Polaków w pociągach przejeżdżających koło getta schylających głowy, robiących znak krzyża, i modlących się: "Niech spoczywają w pokoju". Przy innej okazji Polacy stali w milczeniu kiedy na chodniku zobaczyli ślady krwi po zamordowanych Żydach. [414]
[413] Israel Shahak, "Życie śmierci: wymiana" /The ‘Life of Death’: An Exchange.” The New York Review of Books, 29.01.1987. Podobną scenę widział Szmul Zygielbojm, szanowany żydowski członek Polskiej Rady Narodowej w Londynie, który wspominał, że kiedy jechał do Krakowa, usłyszał Polaka wygłaszającego kazanie o Żydach w obecności innych Polaków. W końcu jeden z polskich chłopów, który miał dosyć antysemickiej tyrady, zapytał tego człowieka: "A gdzie nauczyłeś się pouczać tak dobrze po niemiecku?" Antysemita usiłował odpowiedzieć, ale zagłuszył go śmiech prożydowskich Polaków. Zob. Richard C. Lukas, Zapomniany holokaust: Polacy pod okupacją niemiecką / The Forgotten Holocaust: The Poles Under German Occupation, 1939–1944 (Lexington: The University Press of Kentucky, 1986), 142–43. Uchodzący za Polaka Żyd transportowany z innymi Polakami na roboty w Niemczech, wspominał jak jeden z młodych Polaków chciał wszcząć poszukiwania Żydów ukrywających się wśród nich. To napotkało na otrą naganę innego Polaka: "'Stefan, jesteś głupim wieśniakiem. Wszyscy jesteśmy na tej samej łodzi. Najpierw Niemcy wykończą Żydów, a potem nas… Żydzi są polskimi obywatelami i przyczynili się do dobrobytu Polski… Razem, Żydzi i Polacy, musimy walczyć z Niemcami, albo zginiemy razem… Powinniśmy współczuć naszym współobywatelom Żydom i straszen,mu losowi jaki ich dotknął'… Jego imponująca obecność uciszyła na chwilę żarliwość Stefana. Rozmowa tłumu skierowała się na bardziej przyziemne tematy o wydarzeniach w ich wioskach". Zob. David Makow, Niebezpieczne szczęście: wspomnienia o polowaniu na życie / Dangerous Luck: Memories of a Hunted Life (New York: Shengold Publishers, 2000), 39–41. Inny przykład podobnego incydentu w pociągu zob. Andrzej Żbikowski, Archiwum Ringelbluma: Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, vol. 3: Relacje z Kresów (Warsaw: Żydowski Instytu Historyczny IN-B, 2000), 733. Żyd który przeżył w płd-wsch. Polsce pracujący jako agronom napisał w swoim dzienniku: "Za okupacji, uchodząc za Aryjczyka w różnych kręgach, natknąłem się na zdecydowanie antysemickich Polaków, choć niewielu, którzy wyrażali zadowolenie z tego co robił Hitler z Żydami. Ale w tych przypadkach zawsze byli inni Polacy, którzy ostro krytykowali te opinie". Zob. Marek Urban, Polska… Polska… (Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny IN-B, 1998), 171.
Reakcja lokalnej społeczności na los Żydów we wspomnieniach z holokaustu i popularnej literaturze jest często wyrywana z kontekstu wojennego, i czytelnika kieruje się by wierzył, że to oznaczało polską wrogość, czy przynajmniej znieczulicę wobec Żydów i ich cierpienia. Faktycznie było to próbą normalności w obliczu niekończących się tragedii. W rzeczywistości współwięźniowie w Auschwitz też próbowali uciec od horrorów szukając przyjemności, jak wspomina Kitty Hart: "Tańczyliśmy i śpiewaliśmy, nawet założyliśmy mały zespół. Znowu zaczęliśmy się śmiać i żartować… To z pewnością był najbardziej szalony układ na świecie. Wszędzie wokół nas były wrzaski, śmierć, dymiące kominy czyniące powietrze czarnym i ciężkim od sadzy i zapach palących się ciał. Myślę, że nasza główna walka była o normalność, więc śmialiśmy się i śpiewaliśmy w otaczającym nas płonącym piekle. To było niezwykłe, leżeliśmy opalając się, i nie 2 metry dalej, oddzieleni tylko cienkim płotem, kolumny ludzi wszystkich narodowości przechodziły w drodze do sauny i komór gazowych". Zob. Kitty Hart, Żyję / I Am Alive (London, New York and Toronto: Abelard-Schuman, 1961), 92. Na pewno Hart, która była Żydówką, swoim zachowaniem nie znieważała umierających Żydów. Uwagi niektórych Polaków "Żydzi palą się jak robaki" w czasie powstania w warszawskim getcie, a nie szyderstwa z Żydów i ich sytuacji, mogły być formą nihilistycznego wisielczego humoru w obliczu przytłaczających, potwornych wydarzeń. Na przykład Hart widziała taki wisielczy humor w reakcji na horrory Auschwitz: "Ktoś w naszym bloku wymyślił taniec i nazwał go 'POD DYMIĄCYMI KOMINAMI'". (s. 104) Oczywiście nikt nie śmiał się z tych których zamordowano i teraz się kremuje.
[414] Calel Perechodnik, Czy jestem mordercą?: Świadectwo żydowskiego policjanta w getcie / Am I a Murderer?: Testament of a Jewish Ghetto Policeman (Boulder, Colorado: Westview Press/HarperCollins, 1996), 41, 55.
Po ucieczce z getta z pomocą księży w maju 1843, Halina Gorcewicz wsiadła do pociągu do nowego mieszkania na przedmieściu w Pradze:
Mój wzrok bezwiednie skierował się na płonące getto. Starsza kobieta siedząca naprzeciwko zauważyła to i zwróciła się do mnie szyderczo:
"Patrzysz na płonące getto, panienko? Nie zaszkodzi im kiedy się trochę przypieką. Nie będą mówić, że ich są kamienice, a nasze do zamiatania ulice".
Myślałam, że się rzucę na nią. Miałam wrzasnąć… kiedy z rzędu siedzeń po drugiej stronie jakiś mężczyzna krzyknął na nią:
"I co pani złego zrobili Żydzi? Jesteś Niemką czy Volksdeutsche? To jesteś w złym wagonie. Wynoś się, taka i taka, albo zawołam żandarma z pierwszego wagonu!" Jak przyznał później, chciał ją przestraszyć. I ona, jeszcze coś mrucząc, wyszła na następnym przystanku.
"Więc jeszcze mamy wśród nas taki motłoch?" Facet mówił dalej. "Naziści nie biorą do obozów koncentracyjnych takich wulgarnych! Wiecie jak to jest – nie chciałem robić zamieszania. Ale żeby stara baba jak ta wygadywała ironiczne uwagi o tych którzy walczą, których serca pękają i krwawią… muszę krzyczeć…"
Wszedł konduktor i prosił:
"Niebezpieczne jest w tych czasach wchodzić w spory. Upokójcie się. Wiecie jak to krzywdzi Polaków. To tylko stara baba, która nic nie rozumie, albo służy tym na przodzie w osobnym wagonie. Dosyć! Mówienie o tym to strata czasu!" [415]
Roman Solecki, były członek Armii Krajowej, uczestnik powstania warszawskiego (sierpień-październik 1944), emerytowany profesor inżynierii mechanicznej, University of Connecticut, odpowiadając na zarzut, że "w końcu tylko kilku warszawskich Gojów wyraziło solidarność z bojownikami w getcie w jakiś znaczący sposób…":
Zastanawiam się skąd wiesz ilu warszawskich Gojów wyraziło swoją solidarność z bojownikami w getcie? Ja tam byłem. Nie w getcie, a po drugiej stronie: polski Żyd ukrywający swoją tożsamość. Nie mógłbym odpowiedzieć na takie pytanie, ale jestem pewien, że ogromna większość ludzi z którymi miałem kontakt sympatyzowała z bojownikami w getcie. W "znaczny sposób"? Co to znaczy? Wychodzić na ulice i rozpoczynać bunt w obronie getta? Wchodzić do płonącego getta by pomóc żydowskim bojownikom? Nie myślisz tak naprawdę? Byłem szczęśliwy, że oszczędzono mi pewnej śmierci, i założę się, że tak samo czuli inni.
Tak, któregoś dnia w czasie powstania w getcie szedłem z Warszawy Centralnej gdzie byłem uczniem obowiązkowej szkoły handlowej (jak prawdopodobnie wiesz, nauka poza szkołą podstawową była zakazana w okupowanej przez nazistów Polsce) do Żoliborza gdzie mieszkałem. Przechodziłem obok płonącego getta. Wielu ludzi stało i patrzyło. Ja też. Koło mnie stała młoda para. Facet wypowiedział te potworne słowa: "Niemcy robią kotleciki z Żydów". Nikt kto mógł je usłyszeć nie odpowiedział. Ja też. Co mogłeś zrobić? Uderzyć faceta? Kłócić się z nim ryzykując życiem?
I tak, z tego co pamiętam, życie toczyło się na "aryjskiej" stronie. Instynkt samozachowawczy. Wierz mi, ani wtedy nie byłem w ciągłej żałobie. Chodziłem do podziemnej szkoły średniej, z przyjaciółmi grałem w siatkówkę, odwiedzałem narzeczoną, opowiadałem kawały. Kawały opowiadałem też kiedy deportowano mnie do Niemiec albo do polskiego komunistycznego więzienia. Może dlatego żyję i jestem bardziej czy mniej normalny. [416]
George Sten z Tomaszowa Mazowieckiego, udawał chrześcijanina na aryjskiej stronie przy pomocy Polaków:
Miałem problem z sumieniem, i w pewnej chwili myślałem o przejściu przez mur i dołączeniu do bojowników oporu. Powstrzymał mnie mój opiekun. 'Nie bądź głupi' – powiedział. 'Jeśli tam pójdziesz wcześniej czy później zostaniesz zabity. Jeden żydowski bojownik im nie pomoże. Oni są skazani na przegraną. Sympatyzuję z nimi, i sympatyzują z nimi wszyscy przyzwoici Polacy, ale oprócz dostarczania im leków, broni i amunicji, nie jesteśmy w stanie dużo im pomóc'.
[415] Halina Gorcewicz, "Getto, ostatnie ni kwietnia i maja 1943" / Ghetto, the last days of April & May, 1943, Dlaczego, Boże, dlaczego? / Why, Oh God, Why?, <http://www.books-reborn.org/klinger/why/Why.html>.
[416] Na portalu APAP (Stowarzyszenie Polsko-Amerykańskich Profesjonalistów / Association of Polish-American Professionals) Discussion Archives, 6.11.2001.
Na ulicach była mieszana reakcja. W tramwajach słyszałem takie komentarze: 'Palą się żydowskie kotlety. Niemcy robią za nas brudną robotę. Po wojnie w Polsce nie będzie Żydów'. Ale słyszałem też takie: 'Co robią im Niemcy jest nieludzkie'. W końcu nie poszedłem do getta… [417]
Marek Edelman, ostatni żyjący lider powstania w warszawskim getcie, próbował umieścić zarzuty wymierzone przeciwko Polakom we właściwej perspektywie:
Koło getta zawsze był tłum Polaków patrzących na wychodzących do pracy Żydów. Po wyjściu przez bramę getta jeden z Żydów mógł wyjść z kolumny, zdjąć opaskę i uciec. W tłumie kilkuset Polaków zawsze był jeden, dwóch czy trzech zdrajców, którzy podchodzili do Żyda… Ale cały tłum tak nie reagował. Nie wiedziałem kto w tłumie był zdrajcą… Trzeba było pamiętać, że nie było tam tysiąca czy 500 zdrajców, może było ich pięciu. To samo było z sąsiadami, nie wiedziano czy sąsiad był poczciwy. Mieszkaliśmy przy Leszno, i naprzeciwko był podejrzany dom. Nasz też był podejrzany. Po wybuchu powstania warszawskiego [sierpień 1944], okazało się, że był to posterunek AK. Właścicielka domu bała się nas, a my jej. [418]
Stasia Ałapin Rubiłowicz, która uciekła z warszawskiego getta, i pomogło jej wielu Polaków na aryjskiej stronie, opowiadała o niespodziewanym spotkaniu małego zdrajcy:
Stałam na przystanku tramwajowym kiedy usłyszałam chłopca krzyczącego "Żydówka! Żydówka! Łapcie Żydówkę!" Chłopiec, może 9 może 10-letni, wskazywał na mnie. Ucieczka nie miała sensu, byłoby to przyznanie się do winy. W każdym razie to byłam ja, Irena Ponkowska. Inni ludzie na przystanku spojrzeli na mnie bez zainteresowania, obojętnie, i nic nie powiedzieli. Żadnej reakcji – ani "daj jej spokój", ani "tak, wezwij policję". Było tylko "nie angażuj się w to". Oni sami bali się Niemców i bali się deportacji. Chłopiec przyprowadził policjanta, ten zabrał mnie, protestowałam, że nie byłam Żydówką, na posterunek policji. Byłam raczej zdenerwowana: "Po co ja tu jestem?" żądałam odpowiedzi od szefa. "Co zrobiłam?" "Nic" – odpowiedział – "tylko wygląda pani jak kobieta która zabiła kogoś przed kilku minutami". "Ale nikogo nie zabiłam" – powiedziałam oburzona. Wziął moją Kennkarte by sprawdzić jej prawdziwość, oczywiście była prawdziwa, i wrócił, mówiąc mi iż mogę odejść. [419]
Zosia Goldberg, która uciekła z warszawskiego getta z pomocą polskich przemytników, doznała zarówno pomocy od Polaków jak i z niespodziewanych źródeł zagrożenia:
Kiedy weszliśmy do tramwaju, byliśmy tak cuchnący i tak brudni, że motorniczy spojrzał na nas i odwrócił głowę. Zaczął szybko jechać tramwajem, tak szybko jak mógł. Zaczął śpiewać piosenki jakby wracał po pracy do domu… Przemytnicy wymyślili iż będą śpiewać obelżywe piosenki o Żydówkach… motorniczy wiedział kim były te dwie dziewczyny. Widział jak wyglądałyśmy. Jedno jest pewne o tramwajach. Wszyscy motorniczy byli socjalistami z partii Piłsudskiego. Oni pomagali Żydom, pomagali każdemu, byli bardzo dobrzy pod tym względem… ci motorniczy byli bardzo pomocni". [420]
Później, kiedy mieszkałam w części aryjskiej, zobaczyłam pewną kobietę, Gojkę, sąsiadkę która mieszkała w naszej kamienicy zanim powstało getto. Rozpoznała mnie, ale udawała że mnie nie widzi. Mogłaby mnie wydać, ale nie zrobiła tego. [421]
[417] George Sten, Pamiętniki ocalonego / Memoirs of a Survivor (Bondi Junction, New South Wales: n.p., 1996), 27.
[418] “To się dzieje dzisiaj,” (rozmowa z Markiem Edelmanem), Tygodnik Powszechny (Kraków), 18.04.1993.
[419] Heather Laskey, Nocne głosy: słyszane w cieniu Hitlera i Stalina / Night Voices: Heard in the Shadow of Hitler and Stalin (Montreal and Kingston: McGill-Queen’s University Press, 2003), 63.
[420] Zosia Goldberg, w wywiadzie z Hilton Obenzinger, Bieg przez ogień: jak przeżyłam holokaust / Running Through Fire: How I Survived the Holocaust (San Francisco: Mercury House 2004), 60.
[421] Ibid., 41.
Zosia Goldberg wspomina jak Franka, jej żydowska "przyjaciółka" z getta w którym mieszkała, działała blisko z policjantem Volksdeutscher w cywilu żeby wymusić od niej biżuterię kiedy uciekła z getta na 'aryjską' stronę". [422]
Więc znowu chodziłyśmy po ulicach i byłyśmy w prawdziwym kłopocie. Pewnego dnia spacerowałysmy po warszawskiej dzielnicy Praga Natknęłyśmy się na mały domek, i moja matka po prostu zapukała do drzwi. Okazało się, że właścicielem był motorniczy tramwaju. Powiedziałyśmy, że nie mamy rodziny i potrzebny jest nam pokój. "Wynajmiesz nam pokój?" Spojrzał na nas. Natychmiast zrozumiał sytuację, gdyż żaden zwykły Polak nie przyszedłby do czyjegoś domu prosząc o pokój. Musiał to być ktoś kto uciekł z getta. Powiedział "zgoda".
"Zostańcie w tym pokoju" – powiedział. "Nie możecie wychodzić. Dacie mi pieniądze i kupię wam jedzenie". Był wspaniałym człowiekiem. Nie było łazienki, musiałyśmy używać nocnika, więc możesz sobie wyobrazić przyjemność jaką miał sprzątając po nas. Miał ten jeden pokój który nam dał. Mieszkał z żoną w kuchni… [423]
Wyszłyśmy na poszukiwania, pukając do drzwi. Znalazłyśmy miejsce u rodziny, Ukraińcy mieszkający w Warszawie, wyjątkowo proniemieccy. Matka powiedział im, że byłyśmy z innego miasta i musiałyśmy wyjechać…
Ale ta Ukrainka – nie pamiętam jej imienia – zaczęła mieć podejrzenia. Była antysemitką która, jak się później okazało, faktycznie polowała na Żydów. Na początku pomagała im, a kiedy już zdobyła wystarczające dowody, donosiła na nich. Takie było jej zadanie - współpraca z Niemcami, praca z armią. [424]
Trzy razy prawie mnie zdemaskowano na ulicy. Kilka razy widziałam ciężarówki z Żydami którzy pracowali poza gettem, i wiele razy krzyczeli "Zosia, jak tam?" Udawałam że ich nie znam kiedy tak krzyczeli… Nie robili tego celowo by mnie wydać, a tylko szczęśliwi że zobaczyli kogoś znajomego.
Innym razem był facet, nazywał się Lifszitz, którego znałam przed wojną. Był wysoki i chudy, miał bardzo kręcone blond włosy, i pracowaliśmy dla Niemców. Powiedziano mi, że wychodził na aryjską stronę i szukał Żydów by na nich donieść. Pewnego dnia zobaczyłam Lifszitza na ulicy , i szedł w moją stronę. Więc podeszłam prosto do niego i powiedziałam: "Wiesz że mam nóż. Dźgnę cię jeśli spróbujesz mnie wydać. Odejdź!" Uciekł ode mnie, w przeciwnym razie byłabym w dużym kłopocie.
Później pewnego dnia spotkałam moją starą nauczycielkę historii, p. Dinces, która była też małżonką dyrektora mojego gimnazjum. Pan Dinces zmienił wiarę na katolicką, ale to nie gwarantowało bezpieczeństwa żonie. Mówiła po polsku, nie jidysz, i jej polski był tak piękny, że brzmiał jak muzyka, a teraz uciekała z córką. Miała blond włosy z bardzo grubymi warkoczami z tyłu. Kiedy mnie zobaczyła niemal podeszłam do niej by ją przywitać, ale tak się przestraszyła, że przeszła przez jezdnię i uciekła ode mnie. Nie obwiniam jej – bała się mnie, nie wiedziała kim byłam. Trzykrotnie spotkałam ludzi, i za każdym razem mogłam zostać zdemaskowana i by na mnie doniesiono. [425]
Zosię Goldberg złapano na niemieckiej ulicy jako Polkę i zabrano do aresztu śledczego wraz z innymi chrześcijańskimi Polakami. Polaków przetrzymywano do czasu deportacji do Niemiec jako przymusowych robotników."Kiedy pociąg wyruszył, z płaczem odśpiewaliśmy polski hymn. Ja też płakałam jak dziecko. Był to ostatni raz kiedy widziałam Polskę". W jadącym do Niemiec pociągu Zosia wspominała: "Widziałam pracujących na polu Żydów noszących żółte gwiazdy. Rzuciłam im z okna swój chleb. I wszyscy zaczęliśmy rzucać im przez okna chleb". [426] Kiedy już byliśmy w Niemczech, Polaków zabrano do Arbeistfront, miejsca gdzie wyznaczono im pracę dla zwykłych niemieckich cywilów". Niemcy przychodzili i patrzyli na nas tak jak słyszysz w historiach o Czarnych niewolnikach na Południu. Patrzyli na nas by nas draznić. Dotykali naszych mięśni, zaglądali w zęby i oczy". [427]
[422] Ibid., 62–63.
[423] Ibid., 63.
[424] Ibid., 84.
[425] Ibid., 74–75.
[426] Ibid., 83.
[427] Ibid., 85.
W Niemczech Zosia Goldberg spotkała wielu przyjaznych polskich robotników: "Polacy, kiedy byli mili, byli naprawdę mili. Udawali że nie wiedzą. Nie zadawali pytań". [428] Później, kiedy pracowała w fabryce, zauważyła wyraźną różnicę w postawie polskich i rosyjskich robotników, którzy angażowali się w duży sabotaż w fabryce, i ukraińskimmi robotnikami: "ale Ukraińcy byli zdrajcami. Pracowali przeciwko Rosjanom, przeciwko Polakom, przeciwko wszystkim, donosząc cały czas". [429] "Rosjanie mieli nienawiść w oczach kiedy patrzyli na Niemców. Ukraińscy zawsze byli czarująco mili i spiewali 'Heil Hitler!'" [430] "Nie wolno było podróżować z jednej wioski do drugiej. Tylko Ukraińcy mieli to prawo, gdyż byli za Niemcami". [431] Kiedy była w Niemczech udawała Polkę.
Pewnego dnia spotkałam fceta z Warszawy, ze Starego Miasta. Tak wielu tych warszawskich Gojów byli fantastyczni, pomagali Żydom wszędzie gdzie byli. Przychodzili też przemytnicy tej samej części miasta. Robotnicy w miastach, zwłaszcza w Warszawie, byli dużo większymi ignorantami… Oni nie odczuwali tej nienawiści do Żydów i postrzegali ich jako współobywateli. [432]
Kiedy Zosię aresztowano, Polak pracujący jako tłumacz, który podejrzewał iż była Żydówką, doradził jej co do wyglądu i "historii" jaką powinna powiedzieć przesłuchującym. [433] Spotkała też kilku Żydów (i ukraińskiego tłumacza), który zdradziłby ją, i kilku innych Polaków którzy jej pomogli.
Na przesłuchanie zawsze przywożono nas ciężarówką… Pewnego razu dwie te niemieckie Żydówki zobaczyły mnie w ciężarówce w drodze do Gestapo.
Ta która nie była ładna powiedziała policjantowi: "Ona jest Żydówką. Ona jest z Warszawy, ja wiem. Poznaję ją. Ona jest z Warszawy. Jest Żydówką!"…
Policjant nie zwracał zbytniej uwagi, ale i tak doniósł o tym Gestapo. Teraz mieli przewagę.
Pewnego dnia siedziałam czekając na przesłuchanie. Przyprowadzili Żydówkę z żółtą gwiazdą, którą też przesłuchiwano. Starsza kobieta. Złapano ją w pociągu. Niemiecka Żydówka, zamężna z Gojem…
Rozumiałyśmy kim byłyśmy bez żadnych pytań. Powiedziała mi do ucha. "Wiesz, że mam tę gwiazdę którą zdjęłam. Muszę ją naszyć. Masz igłę i nici?"
Tak się stało, że miałam, i dałam jej. Oni to widzieli. Celowo umieścili mnie z Żydówką by zobaczyć jak na nią zareaguję… Obserwowali mnie i zobaczyli, że dałam jej igłę z nitką, i zjadłam kanapkę którą ona mi dała.
Kiedy wezwali mnie na przesłuchanie, zapytali: "Dlaczego zjadłaś jedzenie od tej Żydówki? Nie jesteś zdegustowana?"…
Następny raz kiedy chcieli mnie wrobić bym przyznała się, że jestem Żydówką, sprzątałyśmy biura… był tam jakiś Żyd pracujący z nami. Czułam współczucie do niego i dałam mu jakieś
shtumels [niedopałki] żeby zapalił. Nawiązałam kontakt nie zdając sobie sprawy z tego, że był cholernym zdrajcą. Pracował dla Gestapo.
Podszedł do mnie. "Jak się nazywasz?" – zapytał. "Jestem z Wilna. Jak nazywa się twój ojciec?" Mówił tak cicho, i z żydowskim akcentem…
Dowiedziałam się, że szył ubrania dla gestapowców. Był krawcem. Szył ubrania i tłumaczył kiedy była potrzeba. Był donosicielem. [434]
[428] Ibid., 88.
[429] Ibid., 93.
[430] Ibid., 99.
[431] Ibid., 130.
[432] Ibid., 98.
[433] Ibid., 129.
[434] Ibid., 132–34.