Maria Kuncewiczowa –
Cudzoziemka
Cudzoziemka
należy niewątpliwie do najwybitniejszych dzieł w dorobku
literackim Kuncewiczowej i jest jedną z najwybitniejszych w
dwudziestoleciu międzywojennym powieści
psychologicznych.
(*)
Utwór przedstawia poziom artystycznej
doskonałości.
W formie dojrzałej występują tu wszystkie elementy pisarstwa
autorki. Cudzoziemka jest studium psychologicznym kobiety, która
czuje się wszędzie obca, nieprzystosowana, jakby była
"cudzoziemką" nawet pośród najbliższych. Ucieka od
teraźniejszości w przeszłość, we wspomnienia przekształcane pod
kątem młodzieńczych, niespełnionych marzeń o przyszłym życiu,
o wielkiej miłości, urodzie i muzycznej karierze.
Tylko
tam czuje się "prawdziwa", odnajduje
swą tożsamość.
Róża z powieści Kuncewiczowej nie wynosi jednak ze wspomnień
akceptującej, łagodnej przychylności wobec świata - jej duszę
wypełnia niechęć, nienawiść, pomieszana z egoistyczną miłością
i ustawiczna chęć odegrania się na wszystkich za własne życiowe
niepowodzenia.
Stefan Licheński twierdzi, że
"Cudzoziemka":
"to najświetniejsze z artystycznych zwycięstw Kuncewiczowej. Jest to właściwie tylko jeden portret psychologiczny, ale jak określony! Z jakim bogactwem szczegółów i odcieni!" |
(*) Powieść psychologiczna - odmiana powieści, która przedstawia życie wewnętrzne postaci, koncentruje uwagę na jej przeżyciach, wyobrażeniach, procesie odczuwania. Powieść psychologiczna wypracowała swoje własne techniki; mowę pozornie zależną, monolog wewnętrzny, strumień świadomości. Początki powieści psychologicznej sięgają XVII w. "Księżna de Cleves Madame de Lafayette. Arcydziełem powieści psychologicznej jest dzieło Marcela Prousta "W poszukiwaniu straconego czasu".
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- |
„Cudzoziemka” - streszczenie szczegółowe
I
Róża
przyszła z wizytą do swojej córki, lecz od grubej służącej
Sabiny dowiedziała się, że Marta
wyszła z domu.
Matka postanowiła zaczekać w mieszkaniu. Było ono umeblowane
dopiero co kupionymi meblami. Gdy spostrzegła na jednej ze ścian
portret swojego ojca natychmiast zdjęła go z haczyka i schowała do
torby. Róża stojąc przed lustrem wspominała dzień, gdy razem z
Martą wybrały sweter,
który miała właśnie na sobie. Córka zaproponowała, by matka
kupiła ten najciemniejszy z białym kołnierzykiem i mankietami.
Róża, przymierzając go, poczuła się staro. Mimo że Marta
uważała, że matka wygląda w czarnym swetrze doskonale, ta
zmierzyła ją chłodnym wzrokiem i wybrała ten w pąsowe i srebrne
skrzydła, który miała właśnie na sobie. Następnego dnia strój
uzupełniła parasolką, paryskim gorsetem, jasnym paltem i gumowym
wyszczuplającym jej talię pasem.
Wciąż
wpatrując się w lustro, Róża ponownie zdała sobie sprawę z
tego, że do szesnastego roku życia nigdy nie patrzyła na swoje
odbicie. Zmieniło się to wtedy, gdy jako nastolatka pobierała w
Warszawie lekcje
gry na skrzypcach
od dyrektora Januarego Bądskiego. Mistrz był niezwykle czarującym
mężczyzną. Czasami zdarzało się, że pod nieobecność
nauczyciela lekcje prowadziła jego córka Aniela, pianistka. Róża
była niegdyś pierwszą adeptką skrzypiec Warszawskiego
Konserwatorium na Tamce. Pewnego wieczora, gdy zajęcia prowadziła
córka mistrza, do pokoju wszedł Michał
Bądski,
jego syn. Chłopak podszedł ukradkiem do Róży i przytulił się do
niej. Aniela powiedziała mu wówczas po francusku, że
szesnastolatka ma piękny nos. Róża nie wiedziała jak ma się
zachować w tej niecodziennej sytuacji. Gdy wróciła do domu i
zamknęła się w swoim pokoju, tak by ciocia Luiza jej nie
przeszkadzała. Właśnie wtedy stanęła przed lustrem i po raz
pierwszy wpatrywała się w swoją urodziwą twarz.
Zaprzyjaźniła
się z Michałem, który bardzo chętnie odprowadzał ją po lekcjach
muzyki do domu. Pewnego razu na prośbę chłopaka Róża okłamała
ciotkę, że tego dnia lekcja u mistrza będzie wyjątkowo długa.
Dzięki temu mogli wynająć karetę i po zajęciach wyjechali
za miasto.
Podczas przejażdżki Michał wciąż prawił dziewczynie
komplementy, z czasem zaczął ją namiętnie całować. Róża
wpadła wtedy w oszołomienie i zaczęła zanosić się płaczem.
Poprosiła, by odwiózł ją do domu. W swoim pokoju stanęła naga
przed lustrem i po raz pierwszy dostrzegła nie tylko piękną twarz,
ale i piękne ciało. Dotarło do niej, że jest kobietą i to
niezwykle urodziwą.
Zakochała
się w Michale bez pamięci, co uczyniło ich rozstanie niezwykle dla
niej bolesnym. Syn mistrza skrzypiec musiał wyjechać do Rosji,
gdzie czekała na niego posada inżyniera powiatowego. Jego żoną
została moskiewska kursistka.
Róża mieszkała u
ciotki Luizy
od czternastego roku życia. Tante, jak nazywała ją bohaterka,
sprowadziła do pod swój dach również rodziców dziewczynki. Ich
sytuacja materialna z każdym dniem stawała się coraz gorsza,
ponieważ Warszawa nie była przychylna dla oficerów rosyjskiej
armii, a właśnie nim był ojciec dziewczynki. Matka Róży,
lekkomyślna Sophie, namawiała ją, by bogato wyszła za mąż i
podratowała w ten sposób rodzinny budżet. Dziewczyna jednak wciąż
cierpiała po utracie Michała i nie słuchała tego, co podpowiadało
jej najbliższe otoczenie.
Minęło kilka lat i w sercu bohaterki zaszła wyraźna zmiana:
Róża postanowiła się zemścić. Na Polsce, gdzie ją nieszczęście spotkało, i na mężczyznach. Uroda błyszczała na niej wtedy jak książęcy strój, wszyscy na ulicy odwracali głowy. Nie chciała ładnych paniczyków ani potężnych starców – takiego właśnie chciała: cichego, nic nie znaczącego Adama, żeby na niego zwalić swoją piękność jak miażdżący głaz. Żeby nic jej nie mógł ofiarować w zamian za dar okrutny – ani rozkoszy, ani bogactwa – żeby za nic nie musiała być wdzięczna. Chciała takiego właśnie bezwolnego petersburskiego studenta z Darwinem pod pachą, z obrazkiem Częstochowskiej w kieszeni, z kacapską brodą i romantycznym, nadwiślańskim sercem. |
Róża i Adam wzięli ślub w kościele u Panny Marii na Lesznie. Młode małżeństwo zamieszkało w Saratowie, gdzie mężczyzna dostał pracę w gimnazjum jako nauczyciel matematyki. Na znak żałoby po ukochanym Michale, Róża postanowiła ubierać się na czarno. Dla Adama była oschła i nieprzystępna. W łożu małżeńskim zachowywała się niezwykle biernie, lecz ich małżeństwo zaowocowało szybko dwójką dzieci. Kobieta bez przerwy wzbudzała w mężu zazdrość, kokietując innych mężczyzn:
Szły długie lata dobrego zdrowia, kwitnącego wyglądu, szumiących kanausowych halek, częstych łatwych triumfów Róży nad męskimi żądzami. Polubiła tę grę – cierpienia mężczyzn podtrzymywały ją jak alkohol. |
Nadal była piękna i bardzo dbała o swoją urodę. Używała wielu kremów i maści, a nawet spała w rękawiczkach, aby nie zniszczyć dłoni. Każda zmarszczka lub przebarwienie skóry przyprawiały ją niemal o omdlenie. Obawiała się, że jej ciało zbyt szybko się starzeje.
II
Róża
wciąż czekała na powrót Marty w jej mieszkaniu. Nie mogła znieść
myśli, że córka ją lekceważy, bo przecież umówiły się na to
spotkanie. Bohaterka sięgnęła do torby i wyjęła z niej gamasze,
czyli ręcznie wykonane męskie pończochy.
Zrobiła je na drutach dla swojego męża. Przy akompaniamencie radia
wzięła się za wykończenie robótki. Znudzona przeszła do salonu.
Tam, na ścianie, wisiał ozdobny szal, który niegdyś należał do
jej babki Zwardeckiej. W 1831 roku krewna Róży wraz z mężem
została zesłana na Kaukaz,
wtedy powstańcze wojsko biło się w mundurach, wtedy cesarz Wszechrosji tytułował się królem Polski, wtedy matrony nie chodziły jeszcze w czerni, z krzyżami na hebanowych różańcach, nie oddawały klejnotów na żebracki skarb narodowy, wtedy Polska nie nazywała się cette malheureuse et sublime martyre (franc. Ta nieszczęsna i wzniosła ofiara), nie skamlała po emigracjach, nie pleniła się po szczurzemu w niewoli, tylko gryzła wędzidło jak świeżo osiodłana klacz. Dla Róży Polska skończyła się w 1931 roku. |
Bohaterka
usiłowała zerwać szal ze ściany, ale okazało się, że był do
niej przybity wielkimi ordynarnymi
gwoździami, dlatego gdy szarpnęła mocniej sfatygowana tkanina po
prostu pękła. Na biurko zięcia Marty stał osłonięty kloszem
krucyfiks
ulepiony z chleba przez jego ojca na zesłaniu.
Bohaterka sięgając po nożyk do rozcinania kart przypadkowo
zrzuciła krzyż na podłogę. Rozsypał się w drobny mak, lecz
kobieta wcale się tym nie przejęła. Za pomocą nożyka wyciągnęła
gwoździe ze ściany, zdjęła zniszczony szal babki i chowała go do
torby.
Gdy rozległ się dzwonek telefonu Róża
natychmiast odebrała. Po drugiej stronie słuchawki był Adam, który
miał nadzieje porozmawiać z córką. Kobieta odpowiedziała, że
właśnie na nią czeka. Zaprosiła go, by jej potowarzyszył, a przy
okazji odebrał gamasze.
Róża od zawsze uwielbiała
śpiewać.
Miała wieczny żal do ciotki Luizy, że zmuszała ją do nauki gry
na skrzypach. Tante przeniosła się z petersburskiej pensji dla
szlachetnie urodzonych panien do Warszawy. Ukończyła tam pensję,
by przenieść się na jakiś czas do Paryża. Tam uczęszczała do
słynnego Hotelu Lambert. Luiza znała klika języków obcych,
odrzuciła miłość urzędnika samorządowego z Rosji carskiej,
pozyskała przyjaźnie rodzin ziemiańskich na Kujawach. Przez długie
lata pracowała w wielu domach, gdzie nauczała francuskiego. W końcu
zebrała kapitał pieniężny, a także pamiątki po wychowankach –
kolekcję zegarków, i zjawiła się w rodzinnym Tagangrodzie.
Mieszkali tam jej brat, czyli ojciec Róży, niegdysiejszy bohater
narodowy, a teraz przymuszony do służby carowi i jego żona Sophie,
która ciągle chodziła po klubach oficerskich zapominając o całym
świecie. Po rozmowie z bratem Luiza zdecydowała, że zabierze Różę
do siebie, do Warszawy, aby ocalić dziewczynkę przed zmoskaleniem
w dzikim kraju.
Po przyjeździe do Polski kobieta zapisała podopieczną na prywatną
pensję oraz do konserwatorium na lekcje muzyki. Po latach Róża
miała pretensje do ciotki, że zniszczyła jej marzenia o śpiewaniu
i to, że zabrała ją od przyjaciół z Tagangrodu, tylko dlatego,
że zachciało się jej ratować polskie dziecko.
III
W
mieszkaniu Marty pojawił się Adam.
Ucałował kobietę na powitanie w rękę i zapytał o samopoczucie.
Róża wyżaliła mu się, że ich córka zapomniała o niej, że
wszyscy ją ignorują i nikt się nią nie interesuje na starość.
Ze złością w głosie wypomniała mu, iż dla niego znacznie
ważniejsza jest pani
Kwiatkowska,
z którą Adam mieszkał już przeszło rok. Mężczyzna stanął w
obronie poczciwej kobiety, starając się uspokoić jednocześnie
swoją rozmówczynię.
Ciotka
Luiza nadała kiedyś Róży nowe imię – Eveline,
ze względów prestiżowych. Kiedyś podczas spaceru w parku
Łazienkowskim Tante krzyczała na dziewczynkę używając jej
prawdziwego imienia. Słyszący imię Róża Warszawiacy oburzali
się:
Do czego to dochodzi! Nawet tu, w Łazienkach, schronienia nie ma przed parchami? A na Nalewki z powrotem! Do ogrodu Krasińskich! Suma jeszcze się odprawia u Świętego Krzyża, a tu Rojza kudłami swymi potrząsa! (…) Złapać i do zrewidowania odstawić, niech prowadzi do cyrkułu! To bezprawie – tu Żydom nie wolno. |
Od
tego przykrego wydarzenia Luiza oznajmiła Róży, że jest córką
kapitana włoskich legionów, a ludzie przez imię dziewczynki uznali
ją za Żydówkę. Dlatego też Tante wymyśliła imię Eveline, by
do takich sytuacji więcej nie dochodziło.
Adam przez
całe życie zwracał się niej Elciu. Mężczyzna przymierzając
gamasze skarżył się Róży na bóle krzyża, które powracały do
niego coraz częściej. Z grymasem na twarzy Adam rozwiązywał swoje
trzewiki. Róża, przyglądając się jego nieporadnym palcom u rąk,
zaczęła z niego kpić
i szydzić.
Wpadła w furię, a z oczu bił jej niemal prawdziwy ogień. Właśnie
tego najbardziej obawiał się Adam, tych jej napadów i drwin.
Byli małżeństwem od ponad czterdziestu lat. Przez te
wszystkie lata wiedział, że żona nigdy go nie pokochała. Gdy
ujrzał ją pierwszy raz, była zauroczony jej urodą. Kiedy zgodziła
się za niego wyjść był najszczęśliwszym człowiekiem na
świecie. Myślał, że wszystko jakoś między nimi się ułoży i
będą oboje kochać się na zabój. Jednak na samym początku ich
małżeństwa, pewnej nocy Róża leżała zapłakana na łóżku z
fotografią innego mężczyzny przyciśniętą do piersi. Pokazała
mu ją mówiąc: Patrz,
to Michał.
IV
Przez wszystkie wspólnie spędzone lata Adam nauczył się cierpliwości i wyrozumiałości w stosunku do żony. Teraz, będąc w mieszkaniu ich córki, musiał wysłuchiwać jak wyśmiewała się z jego rąk. Róża wypominała mu, jakie złe życie z nim miała, że kiedyś musiała dawać prywatne lekcje, szyć po nocach, trzymać uczniów na stancji, biegać po tańsze zapasy warzyw na targ, aby mogli żyć na w miarę dobrym poziomie. Adam wtrącał co jakiś czas, że równie ciężko pracował na dom, na nią, na dzieci.
Róża
krzyczała coraz głośniej i stawała się coraz bardziej agresywna.
Wypomniała mu, że gdy umierał
ich syn Kazio,
któremu nie pomogły: konsylium, operacja, profesor sprowadzony z
Moskwy, błagała go, żeby coś robił, a on jej odrzekł jedynie:
Bóg
dał, Bóg wziął.
Kobieta rzuciła się na Adama z pięściami i okładała go
krzycząc, że Bóg zabrał jej najukochańsze dziecko i nikt nie
chciał jej pomóc.
Mężczyzna podniósł się z fotela
i kazał Róży natychmiast zamilknąć. Zabolały go te słowa, bo
przecież on również cierpiał, gdy Kazio umierał. Między parą
doszło do małej szarpaniny, ponieważ Adam usiłował uspokoić
Róże. Kobieta zaczęła wówczas krzyczeć, że ją mordują i
zemdlała. Mąż ułożył ją na kanapie i zaparzył herbatę. Gdy
już oprzytomniała i się uspokoiła poprosiła Adama, by zadzwonił
po Władysława, ich syna.
Ze szkoły wrócił syn Marty,
czyli ich wnuk, Zbyszek.
Chłopak nigdy nie lubił swojej babki, ponieważ na przemian albo
grała na skrzypcach, albo na kogoś krzyczała lub komuś dokuczała.
Dziadek nie był dla niego ważną postacią, po prostu był.
Róża
spojrzała na wnuka, był podobny do Marty, do której ona zawsze
czuła niechęć, gdyż była bardzo
przypomniała Adama.
Jej synowie Władyś i nieżyjący Kazio z kolei byli podobni do
niej, dlatego wyobrażała sobie, że to Michał był ich ojcem.
Zbyszek był też trochę podobny do jej zięcia, którego ona
zupełnie nie znosiła.
Krzyknęła do wnuka, że gdy się
wchodzi do mieszkania mówi się dzień
dobry.
Kazała mu wyjść z pokoju. Zbyszek odburknął jej pod nosem, żeby
sama wyniosła się jego domu. Wtedy Róża ponownie wpadła w szał.
Nie mogła pojąć jakim prawem rodzony wnuk wypędza ją z domu jej
córki. Adam poprosił ją aby dała chłopakowi spokój, bo to
jeszcze dziecko. Próbował jej wytłumaczyć, że nie zachowuje się
jak człowiek tylko jak ktoś opętany z nienawiści.
V
Do
domu Marty przybył Władysław z
żoną Jadwigą.
Nie był człowiekiem silnym. Róża dała pierworodnemu organizm drobniutki, choleryczny – owoc panieńskiej anemii, zaostrzonej udręką niemiłego małżeństwa. W to wątłe ciało o wielkiej śledzionie, śledzionie nerwowym sercu, o bolesnych ambicjach uwikłanych w kompleks niższości – Adam wlał balsam swojej flegmatycznej natury. (…) Władysław wyrósł na mężczyznę popędliwego i wyrozumiałego zarazem: pełnego żółci wobec drobnych szykan, wobec prawdziwie ciężkich sprzeciwów życia –pełnego stoicyzmu. |
Nie znosił hałasu, niepunktualności, złej pogody, bał się choroby. Niedawno odwołano go ze stanowiska państwowego w Królewcu, więc jego kariera zawodowa zawisła w próżni. Wciąż poszukiwał nowej pracy, lecz bezskutecznie. Jego żona Jadwiga Żagiełtowska – duża i uśmiechnięta kobieta – była mu bardzo oddana, uważała go wręcz za bohatera. Mieli trójkę dzieci.
Władysław
już od drzwi wyczuł niepokój i napiętą atmosferę. Nie wiedział
dlaczego matka go wezwała, miał nadzieję, że nic poważnego się
nie stało. Widok matki leżącej na kanapie wcale nie zdziwił
Władysława. Róża zawsze żądała od dzieci, by nie niepokoili
się o nią i nie przejmowali jej zdrowiem. Z czasem opanowali tę
sztukę do perfekcji. Syn przywitał się z matką po kilkudniowej
rozłące. Witając się z Władysławem, Róża przypomniała sobie
pewne zdarzenie. Władzio
miał wtedy sześć lat.
Była umówiona na piętnastą na próbę w Klubie Szlacheckim przed
koncertem. Przed południem ćwiczyła w salonie, a domownikom nie
wolno było jej wówczas przeszkadzać. Gdy trenowała grę na
skrzypcach w domu panowała grobowa atmosfera. Matka Róży –
Sophie, w przeddzień próby otrzymywała od córki dyspozycje
zapisane na karteczkach co ma robić, jak prowadzić dom, aby jej nie
przeszkadzać.
Po południu Adam wrócił z pracy z
gimnazjum. Gdy nadeszła pora obiadu mąż Róży poszedł po nią do
salonu. Kobieta
wpadła w szał, ponieważ przerwał jej próbę.
Zaczęła krzyczeć, żeby domownicy zjedli obiad bez niej, lecz Adam
nie ustąpił. Z płaczem zasiadła przy stole. W takich chwilach
tylko Kazio umiał ją udobruchać miłymi słówkami czy śmieszną
miną. Przy stole Adam oznajmił, że zabrani jej gry na skrzypcach i
występów, jeśli nie będzie wypełniać rodzinnych obowiązków.
Gdy pojechała na próbę w domu zrobiło się natychmiast wesoło, a
babcia Sophie dała dzieciom konfitury.
Róża szukała w macierzyństwie ukojenia. Kiedyś zraniona przez Michała, dla pierworodnego syna Władysława chciała być bóstwem. On z kolei patrząc na dziwactwa, rozpacz i furię matki myślał, że wszystkie kobiety są do niej podobne. Róża nauczyła syna gry na fortepianie, ponieważ odziedziczył po niej smykałkę do muzyki. Adam zawsze chodził na jej koncerty, a po nich towarzyszył małżonce w drodze do domu. Gdy Władyś miał szesnaście lat pierwszy raz akompaniował jej przed publicznością. Róża szczyciła się synem, gdy stali ramię w ramię, młodzi i piękni, na scenie w deszczu oklasków.
VI
W
wieku dwudziestu paru lat Władyś przebywał za
granicą na studiach.
Poznał tam brzydką i biedną Halinę.
Po pół roku znajomości zawiadomił rodziców o swoich zaręczynach.
Róża natychmiast pojechała do niego do Berlina. Władyś przywitał
ją na dworcu kolejowym z kwiatami w ręku i zawiózł do pensjonatu.
Wieczorem pojechali do opery, gdzie panowie zachwycali się urodą
Róży. Ona patrzyła na nich z pogardą, gdy szła u boku syna.
Rozdawała jedynie sztuczne uśmiechy na prawo i lewo, niczym
królowa, a mężczyźni ustępowali jej miejsc i schodzili z drogi.
Nazajutrz zwiedziła galerię sztuki, a po obiedzie
Władyś przywiózł do pensjonatu Halinę, aby przedstawić ją
matce. Dziewczyna ubrała się odświętnie, a o jej przejęciu
sytuacją świadczyły wypieki na twarzy. Odpowiadała spokojnie na
pytania Róży, która potraktowała
ją oschle.
Bohaterka nawet nie poruszyła tematu zaręczyn. Nie było tajemnicą,
że obie panie nie przypadły sobie do gustu.
Gdy
zasmucona Halina wyszła, zapłakany Władysław miał pretensje do
matki, że tak potraktowała jego narzeczoną. Jednak nie potrafił
się jej sprzeciwić i pogodził się z jej decyzją. Doskonale
pamiętał, jak matka dbała o niego i o brata w dzieciństwie.
Zawsze byli schludnie i czysto ubrani, nie chodzili głodni,
przyjaźnili się z synami wysokich dygnitariuszy, uczęszczali do
dobrych szkół. Zawdzięczał
jej zbyt wiele,
by teraz jej się przeciwstawić. Matka zarabiała wystarczająco
dużo dzięki występom, by opuścić niezaradnego ojca i poszukać
szczęścia gdzie indziej, jednak nigdy tego nie zrobiła. Nie
opuściła ich, choć mogła, ponieważ była niezwykle utalentowana
i piękna.
Odrzuciła Halinę jako kandydatkę na żonę Władysława i musiał się z tym pogodzić. Powiedziała wówczas do niego:
Idź i tej zmokłej kury nie próbuj ty wpychać, nie imponują mnie „wspanialsze zalety”, twojemu tatusiowi ją prezentuj!
Niemcy, słysząc jej akcent mówili o niej cudzoziemka. Nie dziwiło ją to, powiedziała Władysiowi, że od bardzo dawna, gdziekolwiek by nie była, wszyscy tak ją tak nazywają słysząc rosyjską wymowę. W Taganrogu, gdzie mieszkała jako dziecko, nie chodziła do cerkwi, tylko do kościoła. Kiedy ciotka zabrała ją do Warszawy, ludzie pytali ją be przerwy: pani z Kresów czy z Rosji? Do końca jej pobytu w Berlinie nie rozmawiali z synem o Halinie, poprosiła go jedynie o zerwanie tej znajomości, ponieważ dziewczyna nie była wystarczająco dobra dla niego. Kiedy Róża wyjechała Władysław udał się do Haliny i wycofał zaręczyny.
VII
Róża często odwiedzała syna i synową. Władyś witał ją wtedy niczym królową, a matka traktowała Jadwigę jak powietrze, jak zło konieczne. W upalne dni kazała, aby jej paliła w piecu, narzekając, że mieszkanie jest zawilgocone. Żądała wyszukanych potraw, zatrzymywała syna w domu, uniemożliwiając mu pracę w biurze. Władysław spełniał jej zachcianki, uspokajał, a na swoją żonę patrzył z wrogością, chociaż ta robiła wszystko, co jej kazali. Róża wtrącała się do prowadzenia domu, kuchni, a także zgłaszała zastrzeżenia co do garderoby syna i jego żony. Pod obecność Władysława kobieta była pozornie dobra i uprzejma wobec Jadwigi. Jednak gdy wychodził urządzała istne piekło, wyśmiewała dziewczynę, mówiąc, że jej matka, choć pochodziła z wysokich polskich sfer, niczego jej nie nauczyła. Nie mogąc tego dłużej znosić, Jadwiga krzyknęła teściowej w twarz: Tylko o mojej matce nie wolno! Tylko już matki i Polski proszę nie tykać! Spokój powracał do domostwa w momencie, gdy Róża siedziała w pociągu i jechała do siebie.
Sytuacja
domowa Jadwigi zmieniła się, gdy na świat przyszło ich troje
dzieci.
Wychowywała je w miłości i czułości, aby nie miały
nieszczęśliwego dzieciństwa, jak jej mąż. Natomiast Róża
nie poświęcała wnukom żadnej uwagi. Cieszyła się tylko, że
odziedziczyły po Władysławie. Gdy bywała u nich wspólne
posiłki były swoistym egzaminem dla dzieci. Służba i
nauczyciele wnuków w obecności Róży pracowali staranniej i
ciężej niż zazwyczaj, obawiając się ostrej reprymendy z jej
strony. Na słowo uznania z jej strony nie mieli jednak co liczyć.
Gości syna i synowej traktowała podejrzliwie, nie wierzyła w
bezinteresowną przyjaźń, w ludzką dobroć. Wszędzie wietrzyła
podstęp i fałsz.
Z nikim się nie spoufalała i to samo radziła synowi. Na czas
jej pobytu dom zamieniał się w arenę wytężonej pracy.
Gotowanie, szycie, szorowanie pod jej nadzorem trwało
nieustannie. Jadwiga w dni, kiedy była u nich teściowa,
dostawała nerwicy.
Pewnego
razu syn zabrał ją na raut
do ambasady.
Tak jej się tam spodobała, że postanowiła urządzić podobne
przyjęcie w domu Władysława. Kazała zmienić meble i cały
wystrój domu, czym naraziła syna na wielkie koszty. Jadwiga
postanowiła, że i tym razem nie będzie się wtrącać.
Władysław
przeprosił ambasadora za słowa matki, mówiąc, że kiedyś
pewien niesumienny profesor skrzypiec January Bądski zepsuł jej
karierę. Ten wieczór gubił Różę w sercu syna. Nazajutrz
kobieta była już w drodze powrotnej do domu.
Wysyłał
jej pieniądze na w miarę dostatnie życie i wszelkie kuracje. Róża odwiedziła Władysława i Jadwigę, w Królewcu, dokąd przenieśli się wraz z dziećmi z Rzymu. Bohaterka z wiekiem stała się niesłychanie wyczulona na komfort, dlatego też wiecznie narzekała mieszkając u syna, chociaż niczego jej tam nie brakowało. Między nią, a Jadwigą, nadał istniała niewidzialna ściana. Wnukom przywoziła prezenty, ale wciąż się nimi nie interesowała. Spacerowała po mieście, robiła na drutach, niewiele czasu spędzała z synem. Taki stan rzeczy odpowiadał obu stronom. Wyjeżdżała od nich zawsze o ustalonym wcześniej terminie.
W
mieszkaniu Marty
ojciec opowiedział Władysławowi, dlaczego matka się
zdenerwowała. Róża, gdy tylko zobaczyła syna podniosła się
na łóżku i, jak zwykle, zaczęła narzekać, że nikt się o
nią nie martwi, że mieszka sama w wynajętym mieszkaniu, bo Adam
zostawił ją dla Kwiatkowskiej, że jej się bardzo nudzi, że ma
dość słuchania radia i haftowania, i tego, że córka każe jej
na siebie czekać, chociaż były umówione.
XI
Gdy
wróciła z cmentarza do domu Władysław siedział nad zadaniem z
matematyki, za rok miał zdawać maturę. Miała mu za złe, że
nie zwraca na nią uwagi. Pomyślała nawet, że go zastrzeli,
albo zaatakuje Adama nożem, wtedy ktoś ją zauważy, chociażby
śmierć.
Nocą sięgnęła po rewolwer męża, w świetle księżyca
sprawdziła, czy w komorze są naboje, mocując się z cynglem
upuściła broń. Podnosząc ją z podłogi oprzytomniała i
pomyślała: Jezus,
Maria, toż ja chciałam syna zabić! Dlaczego?
Schowała rewolwer, przeszła do salonu i chwyciła za skrzypce.
Zaczęła na nich grać bez opamiętania, z czoła spływał jej
pot, a serce waliło co sił. Wreszcie zapłakana padła na
podłogę. Do domu wrócił Adam, od razu przeprosił za
spóźnienie, ponieważ w pracy zatrzymało go nieplanowane
zebranie, a potem był u fryzjera.
Później był mąż, dzieci, dom, udzielanie prywatnych lekcji muzyki, przyjmowanie uczniów na stancji. Miała żal do Adama, że jej w niczym nie pomógł. Skarżyła się za swój los, na swoje życie. Zaczęła grać dla męża, gdy mu wszystko wygarnęła. Zdenerwowany Adam krzyknął: Nie po to tu jesteś, żebyś grała po nocach. Wytrącił jej smyczek i zaciągnął do sypialni. Ona krzyczała, płakała, lecz nic to nie dało. Tej nocy poczęła się ich córka Marta, w dziesiątą rocznicę śmierci Kazia.
XII
Gdy zaczęła się nauka szkolna prowadziła ją na pensję, a popołudniami tkwiła z nią nad książkami. Wymagała od córki samych piątek i wyróżnień. Brała udział we wszystkich szkolnych egzaminach i występach Marty. Strofowała córkę, aby się nie garbiła i nie robiła głupich min. W wakacje uczyła ją robótek ręcznych i wpajała zasady konwenansów. Nie pozwalała dziewczynce na to by miała przyjaciółki czy chociażby koleżanki. Zezwalała tylko na to, by Marta raz do roku zapraszała inne dzieci do domu na przyjęcie z tortem. Po ich wyjściu mówiła córce, że jej koleżanki są brzydkie, zepsute i źle wychowane. Dziewczynka mogła dwa, a czasami trzy, razy rocznie udać się na wizyty do swoich rówieśniczek. Jednak nie mogła wrócić zbyt późno, ponieważ czekała ją awantura. Tak strzegła Róża córki Adama – nienawistnego swego skarbu, wydartego śmierci.
XIII
XIV
Teraz,
przy wyborze szkoły dla Marty, zadecydowała, że przeniosą
się znowu do Warszawy.
Zbieg okoliczności sprawił, że Adam dostał intratną
propozycję objęcia kierownictwa kursów
matematyczno-przyrodniczych w stolicy, co przypieczętowało
przeprowadzkę. Róża wymarzyła sobie, że Marta
zostanie wielką śpiewaczką,
a nie ogrodnikiem.
Podczas odwiedzin Władysław zauważył, że Marta jest jakaś nieswoja i roztargniona. Niezwłocznie powiedział o tym matce. Róża wystraszyła się, że córka się przeziębiła, przez co będzie musiała na jakiś czas odłożyć lekcje śpiewu. Wieczorem zapędziła ją z powrotem do ćwiczeń. Matka rozłożyła nuty, zasiadła do fortepianu i spoglądając surowo na córkę zaczęła grać. Marta zaśpiewała pierwszą frazę piosenki patrząc w lustro, Policzki Marty ścierpły – twarz w lustrze pobladła. Marta zrozumiała: żal, gniew, obłudne przebaczenie – to były jej własne uczucia; twarz w lustrze była jej twarzą; pieśń Schumanna stała się jej pieśnią. Śpiewała dalej, wtedy po raz pierwszy w życiu melodia ją poniosła w inny świat, poczuła ją, zrozumiała muzykę, która nią zawładnęła. Kiedy skończyła śpiewać, czuła jakby przebudziła się z transu. Po chwili ciszy ktoś w salonie zapalił światło. Spostrzegła ojca siedzącego na kanapie, pytająco patrzył jej prosto w oczy. Brat stał pod ścianą, jego twarz wyglądała inaczej niż zwykle. Władysław rzekł, że dopiero teraz dostrzegł podobieństwo Marty do matki, właśnie podczas śpiewu. Róża po raz pierwszy była zachwycona głosem córki. Podeszła do niej i powiedziała patrząc w oczy: Córeczko moja… własna…
Marta
oparła głowę na ramieniu matki. Płakała ze szczęścia, a
Róża tuliła ją do siebie. Zgarbiony i smutny ojciec powłócząc
nogami wyszedł z salonu.
Podczas
obiadu Róża zachowywała się inaczej niż zwykle. Miała
zwyczaj narzekać na jedzenie, a teraz jadła z wielkim apetytem,
bez słowa skargi. Przy stole opowiedziała wnukowi o swoich
najszczęśliwszych latach życia, czyli dzieciństwie
spędzonym w Taganrogu.
Paweł,
Marta, Zbyszek i Adam zasłuchali się w jej opowieść. Wszyscy
patrząc na kobietę byli zaszokowani jej zachowaniem, spokojem,
opanowaniem. Marta, choć w swoim życiu doznała wielu krzywd i
upokorzeń ze strony matki, teraz przytuliła się do niej.
Wnuczek przeprosił babcię za swoje wcześniejsze niegrzeczne
zachowanie w stosunku do niej.
Opuszczając dom Marty, poprosiła ją, aby jeszcze dziś przyszła do jej mieszkania, bo ma jej coś bardzo ważnego do powiedzenia. Jeszcze raz przeprosiła zięcia i wnuka za swoje wcześniejsze zachowanie i poprosiła o przebaczenie. Zapytała Adama czy ją odprowadzi, ponieważ musi się z nim poważanie rozmówić. Kiedy wyszli Marta się rozpłakała. Widząc tak odmienioną matkę zaczęła się o nią bać.
XVII
Kiedy za Martą zaczęli oglądać się chłopcy, matka mówiła jej, że w życiu serce warto ofiarować tylko sztuce. Dziewczyna w to uwierzyła. Spotykała się z pewnym chłopcem o imieniu Stefan, ale za namową Róży rozstali się. Wtedy dziewczyna zupełnie oddała się muzyce. Przez pierwsze dwa lata nauki zdobyła sławę jako śpiewaczka. Potem poznała Pawła, ambitnego naukowca. Za namową matki zgodziła się przyjąć jego oświadczyny. Róża uważała go za odpowiedniego partnera dla córki, ponieważ lubił słuchać jej śpiewu i rozumiał sztukę. Pobrali się, po jakimś czasie urodził się Zbyszek. Paweł wstydził się okazywania swoich uczuć wobec żony.
Marta
przekonała się, że sama też jest typem zimnej
kobiety.
Współżycie z mężem uważała za przykry fizjologiczny
przymus. Nie była z nim szczęśliwa. Ich małżeństwo przybrało
formę bardziej bezinteresownego koleżeństwa. Na pierwszym
miejscu zawsze była jego praca i jej śpiew. Wspierali się
nawzajem w zawodowych sukcesach. Uważali, że wychowaniem ich
syna powinna zająć się szkoła i pedagodzy.
Dopiero teraz wybaczyła Michałowi zdradę, choć nie wiedziała, czy on jeszcze żyje. Przeprosiła wszystkich i sama też prosiła o przebaczenie. Wiedziała, że córka nie jest szczęśliwa ze swojego życia. Na koniec powiedziała jej:
Przytuliły
się na pożegnanie. Róża powiedziała córce, że listownie
umówiła się na wizytę u doktora Gerthardta.
Jej paszport stracił ważność, ale jak Władysław załatwi
nowy, natychmiast wyjedzie. Od doktora miała zamiar uczyć się
życia. Wpół do drugiej w nocy Marta otrzymała telefon od pana Strawskiego. Mężczyzna zawiadomił ją o złym stanie zdrowia jej matki. Marta przez cały miniony dzień miała złe przeczucie, które właśnie się potwierdziło. Wiedziała, że jej matka umiera. Natychmiast z Pawłem taksówką pojechali do mieszkania Róży. Lekarz, który był już na miejscu powiedział, że z matką nie jest dobrze. Zrobił jej dwa zastrzyki po których powinna zasnąć, a ona wciąż była przytomna. Poprosił Martę, by co jakiś czas mierzyła chorej tętno, a jeśli zacznie ono gwałtownie słabnąć lub będzie gwałtownie kaszlała, to niech natychmiast po niego dzwonią.
Róża
siedziała w łóżku wsparta o poduszki. Po chwili przyszedł
Władysław
z Jadwigą.
Syn był blady i smutny. Nikt o nic nie pytał. Matka powiedziała,
że niepotrzebnie się do niej fatygowali po nocy, bo nic
wielkiego się nie stało.
Zapłakaną
kobietę z podłogi podniósł mąż. W drzwiach pojawił się
zatroskany
i przerażony Adam,
który w kółko powtarzał: Elciu,
Elciu kochana.
Myślał, że Róża jeszcze żyje, ponieważ ułożona była w
pozycji siedzącej, a jej oczy wciąż były otwarte. Władysław
przykładając palec do ust dał mu jednak znak, że kobieta nie
żyje. Adam padł na kolana i sunął w kierunku łóżka.
Szeptał, że musi jej jeszcze coś ważnego powiedzieć, o coś
zapytać. Nie docierało do niego, że żona nie żyje. Dopiero
Władysław z Pawłem dźwignęli go z podłogi posadzili na
sofie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Charakterystyka Róży ŻabczyńskiejStworzona przez Marię Kuncewiczową postać Róży Żabczyńskiej jest jedną z najbardziej złożonych i wielowymiarowych w polskiej literaturze. Dzieje się tak za sprawą niezwykłej kreacji psychologicznej. Główna bohaterka jest kobietą skrzywdzoną, która postanawia zemścić się na wszystkich za swoje cierpienie. Zawirowania historyczne i doświadczania życiowe ukształtowały jej charakter i sprawiły, że do ostatniego dnia życia pozostawała osobą zimną, szorstką, wyniosłą i niesympatyczną nawet wobec najbliższej rodziny.Od
pierwszego kontaktu z Różą czytelnik orientuje się, że ma do
czynienia z osobą temperamentną,
pełną werwy, ale i wyniosłą i zarozumiałą.
Wpadając do mieszkania Marty spodziewała się iście
królewskiego przyjęcia i nie mogła pojąć, jakim cudem córka
zapomniała o jej wizycie. Przechadzając się przez mieszkanie
Marty nie krępuje się zmieniać jego wystrój. Krytycznie
spogląda na rozstawienie mebli i ściąga ze ścian rodzinne
pamiątki, które w jej mniemaniu zostały zbezczeszczone. Wtrąca
się do wszystkiego, ponieważ jest święcie przekonana, że ma
do tego prawo, gdyż jest osobą wyjątkową.
Mimo podeszłego wieku pozostała kobietą piękną, była nią przez całe życie. Odkryła swoją urodę jako szesnastolatka: Twarz odtąd stałą się dla Róży na długo przedmiotem wytężonej uwagi, wielkiej troskliwości. Z niepokojem studiowała cerę, ściągała wargi i rozciągała w uśmiechu, mrużyła, to znów rozszerzała oczy, wkładając kapelusz przed lustrem. Za sprawą Michała odkryła również swoje ciało: Ożyły piersi, biodra, kolana – wszystko, czego dotykały poprzez suknię dłonie Michała. Ze swojej niebagatelnej urody uczyniła swój największy oręż, który miał jej posłużyć w walce z wszystkimi mężczyznami świata. To właśnie swoim pięknem zamierzała zmiażdżyć Adama, który nie miał jej w zamian nic do zaoferowania. Róża była kobietą wielce próżną, powierzchownie postrzegała też innych. Duże znaczenie przywiązywała do stroju. Jak zauważa Urszula Lementowicz: Jest kobietą piękną, zadbaną, o ciągle młodej zdrowej cerze. Stara się retuszować mankamenty figury, stosuje pas wyszczuplający. Lubi barwy jasne, pastelowe i kolorowe stroje, unika czerni i kreacji czarno-białych, ponieważ uważa, że nadają się dla osób starszych. Mimo wieku, czuje się młoda i naiwnie nie zgadza się na upływający czas.
W
postaci Róży łatwo dostrzec specyficzne rozdwojenie.
Pisze o tym sama Kuncewiczowa: Dwa
imiona – dwa życia: pierwsze krótkie i prawdziwe; drugie –
wymyślone, długie, nadto długie… Pierwsze – kwiat, miłość
i szczęście. Drugie: szacunek ludzki, honor, powolna śmierć
duszy.
Tak opisuje fakt, iż bohaterka jako dziecko nazywała się Róża,
lecz jako panna i dorosła kobieta nosiła imię Eveline. Jednak
rozdwojenie
wewnętrzne
bohaterki jest o wiele głębsze. Była zdolna do skrajnie różnych
zachowań względem najbliższych osób. Raz zachwycała się
Władysławem, a raz z chęci zwrócenia na siebie uwagi sięgnęła
po rewolwer, aby go zastrzelić. Przez myśl przeszło jej nawet
otrucie Marty, aby ukarać Adama odbierając mu jego największy
skarb – córkę. Z drugiej strony to właśnie Władysław i
Marta mieli z nią najlepszy kontakt, ponieważ podzielali jej
pasję, czyli muzykę. Poprzez wspólne koncerty chociaż na
moment stawali się prawdziwą rodziną.
Zupełnej przemianie uległa natomiast po wizycie u doktora Gerthardta w Królewcu, który uzmysłowił jej, że przez całe życie żyła przeszłością, czym krzywdziła siebie i najbliższych. W ostatnich godzinach życia Róża stała się spokojna, stonowana, uprzejma, przyjacielska, pogodziła się z wiekiem. Udało jej się uzyskać przebaczenie Adama i rodziny zanim zmarła.
Charakterystyka Adama
Adam
– mąż Róży, ojciec Władysława i Marty, był cichy, skryty,
spokojny, dobry, ustępliwy i cierpliwy. Za młodu studiował w
Petersburgu matematykę. Jego ojciec był burmistrzem Nowego
Miasta. Po powrocie z Rosji z dyplomem poznał Różę i szybko
wzięli ślub.
Dopiero
gdy po ponad dziesięciu latach od śmierci Kazia na świat
przyszła Marta, obdarzył ją wielką ojcowską miłością i
uczynił swoim największym skarbem. Opiekował się dziewczynką
do momentu, kiedy zachorowała w wieku siedmiu lat. Potem odebrała
mu ją Róża. Od początku małżeństwa nie układały mu się
relację z żoną, chociaż początkowo miał nadzieje, że
rozkocha ją w sobie. Jednak gdy zastał ją płaczącą ze
zdjęciem Michała w ręku zrozumiał, iż nigdy nie będzie
miłością jej życia. Zawsze był na drugim planie, stał z
boku. Kochał Różę, znosił jej humory i kłótnie z pokorą,
pieszczotliwie nazywając Elcią przez ponad czterdzieści lat
wspólnego życia.
Charakterystyka pozostałych bohaterów Cudzoziemki
Władysław – pierworodny syn Róży i Adama, mąż Jadwigi, nie był silnym człowiekiem. Drobny, popędliwy, wyrozumiały, odczuwał potrzebę ciągłych zmian, przewodnictwa, triumfów, lecz również strach przed odpowiedzialnością. Był podobny do swej matki. Nauczyła go ona gry na fortepianie, by akompaniował jej w czasie koncertów. Razem wzbudzali zachwyt słuchających ich tłumów. Studiował w Berlinie, gdzie poznał Halinę. Zakochany w ubogiej dziewczynie zerwał z nią zaręczyny, kiedy nie zaaprobowała jej Róża. Matka była jego wyrocznią i bóstwem. Nie posiadał się ze szczęścia, kiedy zaakceptowała jego drugą narzeczoną, pochodzącą z dobrego domu i bogatą Jadwigę. Razem z żoną i dziećmi wyjeżdżał na placówki do Rzymu i Królewca. Aktualnie poszukiwał posady. Był dużo starszy od Marty, swojej siostry. Kiedy ona miała roczek, on wyjeżdżał właśnie do Berlina na studia. Praktycznie jej nie znał, ale bardzo lubił. Jednak to matka była największą miłością jego życia. Opiekował się nią, przyjmował w gościnę, chociaż nikt jej nie znosił, opłacał leczenie, zabierał na spacery, na koncerty, dbał, by nigdy niczego jej nie brakowało.
Kazio
– drugi syn Róży i Adama, który w dzieciństwie zapadł na
dyfteryt. Pomimo konsylium lekarskiego i operacji chłopczyk
zmarł. Róża kochała go szczególnie mocno, ponieważ nie był
podobny do Adama, przez co mogła wyobrażać sobie, że tej
dziecko jej i Michała. Dlatego niezwykle dotkliwie przeżyła
jego śmierć i nigdy się z nią nie pogodziła. Miała za złe
Adamowi, że pogodził się losem i wybaczył Bogu, że zabrał
ich wspaniałego synka. Pragnęła nawet śmierci Marty, będącej
oczkiem w głowie Adama, by mąż poczuł się tak, jak ona
kiedyś.
Adolf Żabczyński – ojciec Róży i niegdysiejszy kapitan włoskich legionów, był bohaterem narodowym, kiedy pojawił się w Taganrogu. Tam poślubił piękną Sophie, z którą miał sześcioro dzieci, lecz przeżyła jedynie Róża. Pozostała piątka chłopców zmarła w dzieciństwie na dyfteryt. Pan Żabczyński był dobrym, pracowitym, szlachetnym, ale i smutnym człowiekiem, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, iż żona nigdy go nie kochała. Dwa lata po oddaniu Róży pod opiekę Luizy, sprzedał majątek i konie w Taganrogu i razem z małżonką przyjechał do Warszawy, do córki. Życie w stolicy okazało się zbyt trudne dla weterana i oficera rosyjskiej armii, dlatego też popadli w niedostatek.
Sophie
Żabczyńska
– matka Róży, która w wieku piętnastu lat została zmuszona
przez ojca do poślubienia Adolfa. Kobieta dzieliła z nim swój
los aż do jego śmierci, chociaż nigdy nie była szczęśliwa u
jego boku. Zanim wyjechali do Warszawy Sophie większość czasu
spędzała z koleżankami bawiąc się w klubach oficerskich. Nie
przejmowała się życiem, dziećmi, była lekkomyślna. Na
starość prowadziła dom Róży i mieszkała w nim. Nikt się z
nią nie liczył, lecz wszyscy odczuli jej brak, gdy po jej
śmierci nagle domownikom przestano usługiwać.
Michał Bądski – jedyna prawdziwa miłość w życiu Róży. Był synem Januarego Bądskiego, dyrektora Warszawskiego Konserwatorium na Tamce i nauczyciela gry na skrzypcach głównej bohaterki powieści. Poznali się w mieszkaniu mistrza, gdzie Róża przychodziła na lekcje. Młodzi szybko zakochali się w sobie i spędzali mnóstwo czasu ze sobą. Dziewczynka oszukiwała ciotkę, by wymykać się do Michała. Na studiach w Petersburgu ożenił się z moskiewską kursistką. Po powrocie do kraju złamał serce Róży i wyjechał z żoną do Wierchnieudinska, gdzie czekała na niego posada inżyniera. Nigdy więcej się nie spotkali, chociaż bohaterka do końca trzymała blisko siebie jego zdjęcie i śniła o nim.
Paweł
–
mąż Marty, zięć Róży i Adama, był ambitnym naukowcem, który
jednocześnie wysoko cenił i rozumiał sztukę. Mężczyzna ten
wstydził się okazywać publicznie swoje uczucia do żony.
Małżeństwo z Martą miało dla niego formę bezinteresownego
koleżeństwa. Wspierali się tylko w sprawach zawodowych. Nie
przykładał się do wychowywania Zbyszka, swojego syna,
pozostawiając je szkole i pedagogom. Nie znosił Róży, a ona
jego.
Portret Róży Żabczyńskiej
Powieść to portret kobiety złej, jędzy, neurasteniczki. Róża nie jest niezwykłym zjawiskiem. Jest nieszczęśliwą kobietą, wyżywającą się na bliskich za swoje nieszczęśliwe życie. Została pokazana cała jej złość. Autorka nie tuszuje jej wad, nie stara się wybielić. Portret kreśli przekonująco, nie obawia się ośmieszenia bohaterki. Ukazuje pierwotną, prostą złość. Dopóki Róża znajduje się na tle codziennych, zwykłych spraw, jest zwyczajną złośnicą, wybucha pospolitą złością, okazuje się prostą sekutnicę.
Ukazana
na tle innych warunków, wyjątkowych sytuacji, całkowicie
się zmienia.
Jest inną istotą, kobietą przeznaczoną do wielkiego,
bohaterskiego życia, do niezwykłych przeżyć, do których klucz
może dać tylko muzyka lub niezwykła miłość.
Te słowa to szczęście i tragedia Róży. Według nich odczytywała swoje życie. Kiedy ich zabrakło, nie chciała przyjąć żadnego zadośćuczynienia. Odrzucała wszystkie kontrpropozycje świata. Jej życie zatrzymało się. Róża nie chciała namiastki życia, żadnych zastępstw. Nie obchodziło ją nic, co stanowiło treść życia i szczęścia każdej normalnej kobiety: małżeństwo, dzieci, ich szczęście, kariera. To dla niej świat zewnętrzny, niewłaściwy.
Życie
ukazane jako kompleks,
złapane jak w potrzask, wyrywa się jednak ku wolności przez
sztukę, ambicję, karierę. I Róża rozpaczliwie chwyta się
tych możliwości. Najtragiczniejsze są chyba jej spotkania z
muzyką. Nie dopuszcza do siebie myśli, że nie ma wielkiego
talentu. A im jest starsza, tym bardziej jej możliwości maleją.
Mimo to walczy o swoje miejsce na muzycznych wyżynach. Piękny
jest fragment, gdy Róża gra koncert skrzypcowy D-dur Brahmsa.
Wydaje się wtedy na moment te wyżyny osiągnąć. Zdaje się być
przez chwilę wolna i szczęśliwa. W chwili uniesienia przeżycie
estetyczne staje się metafizycznym, objawia tajemnicę
świata. |
OPRACOWANIE
Znaczenie tytułu „Cudzoziemka”
Mój kraj… W Taganrogu nie chodziłam do cerkwi, tylko do kościoła. Koleżanki, kiedy pop szedł korytarzem, odsuwały się ode mnie: Polaczka. A w kościele kazania były po francusku i nikt na mnie jak na swoją nie patrzył… Do Warszawy przyjechałam – powiedzieli „moskiewka, akcent kacapski i śniada jak diablica”. W Petersburgu – warszawskaja barysznia. Nad Wołgę mąż zawiózł – grafinia ze stolicy, artystka. Teraz na starość – do Warszawy z powrotem. Znowu to samo: „pani z kresów czy z Rosji? Bo od razu poznać, że obca”. No i tutaj: eine Fremde… Czyż nieprawda? Zawsze i wszędzie tak: cudzoziemka.
To słowa wypowiedziane przez Różę do Władysława podczas jednego z ich wspólnych spacerów w Berlinie. Oddają one znakomicie położenie tytułowej bohaterki, która gdziekolwiek się nie pojawiła, to nigdzie do końca nie pasowała.
Od
najmłodszych lat nosiła piętno
odmienności.
Jedynym miejscem, gdzie czuła się na swoim miejscu była muzyka.
Grając na skrzypcach, przenosiła się w inny świat, w którym nie
ważne było jej pochodzenie, akcent, wiara, przekonania, karnacja.
Wszędzie indziej Róża zawsze postrzegano jako cudzoziemkę, osobę
z zewnątrz. Ona sama się tak czuła nawet w małżeństwie, czy
jako matka. Pozostawała obca i zimna wobec Adama przez ponad
czterdzieści lat ich wspólnego życia. Marcie nie okazała
matczynej czułości aż do momentu, gdy ta nie poczuła muzyki w
sercu na drugim roku studiów.
Zwykli cudzoziemcy mają
jednak o tyle dobrze, że mają możliwość powrotu do siebie, do
domu. Róża takiej szansy nie miała. Zawirowania historyczne
sprawiły, że nie mogła czuć się do końca Polką i nie do końca
Rosjanką. Była
kimś pomiędzy.
Nie miała swojej ojczyzny, była skazana na wieczną tułaczkę.
Między innymi na tym polegał tragizm Róży Żabczyńskiej.
Czas i miejsce akcji „Cudzoziemki”
Budowa powieści warunkuje brak rygoru chronologicznego, przynajmniej na jednej płaszczyźnie czasowej. Cudzoziemka posiada bowiem dwie płaszczyzny, nazwijmy je teraźniejszą i przeszłą. Na pierwszej zawarte są wydarzenia z ostatniego dnia życia Róży, czyli wizyta w mieszkaniu Marty, spotkanie z rodziną, obiad, powrót do mieszkania z Adamem i śmierć w otoczeniu najbliższych.
Druga płaszczyzna związana jest z faktem, iż jest to powieść psychologiczna. Część akcji rozgrywa się niejako w głowie, w świadomości, w pamięci tytułowej bohaterki, a nie w rzeczywistości. Poszczególne opisywane wydarzenia nie wynikają z poprzednich, brak tutaj ciągu przyczynowo-skutkowego, chronologii. Cudzoziemka w doskonały sposób naśladuje ludzki umysł, ponieważ opisywane fakty pojawiają się na zasadzie skojarzeń, na przykład widząc Martę w drzwiach, Róży przypomniała się noc, kiedy poczęła córkę. Jak pisze Urszula Lementowicz:
Różne bodźce wywołujące minione sytuacje, sylwetki osób, wypowiedziane słowa są nagłe, przypadkowe. Wychodząc od nich, Róża Żabczyńska zatapia się we wspomnieniach, na nowo przeżywa przeszłe chwile, wracają silne doznania, rzadziej przyjemne, znacznie częściej przykre, smutne a nawet potworne lub pełne rozpaczy.
Płaszczyzny
ty przecinają się wielokrotnie. Wydarzenia z
ostatniego dnia z życia Róży
poprzeplatane są jej wspomnieniami z przeszłości. Można
zaobserwować, że w czasie teraźniejszym dzieje się o wiele mniej.
To wydarzenia z przeszłości są najważniejsze w powieści. To na
ich tle obserwujemy zaskakującą przemianę
tytułowej bohaterki w ostatnim dniu jej życia.
Również
miejsce akcji rozłożone jest na dwie płaszczyzny, ściśle
związane z tymi czasowymi. I tak, wydarzenia teraźniejsze toczą
się głównie
w warszawskim mieszkaniu Marty,
którego wygląd przybliża nam następujący fragment:
Róża, złowroga, sunęła w głąb mieszkania. Przystawała przy nowoczesnych, niedawno nabytych sprzętach, mruczała zjadliwie nad niskim dressoirem i nad wileńską tkaniną. W stołowym, między zegarem a lustrem, wisiał portrecik jej ojca (…)
Drugim miejscem, do którego przenosi się akcja rzeczywista jest mieszkanko Róży, a raczej pokoik przy ulicy Wilczej. Tam rozmawia z Adamem i Martą, a w nocy umiera.
We wspomnieniach Róża przenosi nas do bardzo wielu miejsc. Szeregując je chronologicznie odwiedzamy: czasy młodości i dzieciństwa bohaterki w Taganrogu, okres spędzony z ciotką Luizą w Warszawie, przeprowadzka z Adamem do Saratowa, powrót do Warszawy. Róża składała również wizyty Władysławowi, który najpierw studiował w Berlinie, a kilka lat później mieszkał w Rzymie i Królewcu. Odwiedzając syna w Niemczech, bohaterka zwiedzała galerie sztuki, chadzała na koncerty. W Rzymie gościła na rautach, koncertach, wyjechała też nad morze do Ostii. W Królewcu odwiedziła gabinet doktora Gerthardta, który odmienił jej życie.
Problematyka „Cudzoziemki”
Cudzoziemka jest dziełem wielowymiarowym, poruszającym wiele problemów. Pierwszym, najbardziej widocznym (nawet w tytule) jest samotność głównej bohaterki. Róża Żabczyńska jest cudzoziemką we własnym państwie, a nawet we własnej rodzinie. Jako osoba o bardzo skomplikowanej i nadwrażliwej psychice, trudno jej budować normalne relacje z otoczeniem, tym bardziej, że myślami wciąż tkwiła w przeszłości. Niespełniona miłość z czasów młodości odcisnęła na niej piętno na całe życie. Od momentu rozstania z Michałem do końca pozostała samotna, mimo że przez ponad czterdzieści lat żyła z Adamem i mieli razem trójkę dzieci. Poprzysięgając zemstę wszystkim mężczyznom po tym jak porzucił ją ukochany, wyrządziła sobie i przyszłemu małżonkowi wielką krzywdę. Zrujnowała i sobie i jemu życie. Powieść można odczytywać zatem jako piętnującą zacietrzewienie, kompleksy, rozdrapywanie starych ran, życie przeszłością, instrumentalne traktowanie innych ludzi, ale również jako studium psychiki kobiety skrzywdzonej i samotnej.
Powieść
Kuncewiczowej porusza również problem
zawodowego i życiowego niespełnienia.
Róża od dziecka marzyła o zostaniu śpiewaczką, lecz została
zmuszona do pobierania nauki gry na skrzypcach. Chciała być do
końca życia żoną Michała, ale wyszła za Adama, u boku którego
nie zaznała szczęścia przez ponad czterdzieści lat. Marta chciała
być ogrodnikiem, lecz jej matka zdecydowała za nią i posłała ją
na studia śpiewu, aby realizowała jej marzenia. Córka Róży
wyszła za Pawła, chociaż go nie kochała, lecz posłuchała namowy
matki. Władysław nie chcąc postępować wbrew woli Róży zerwał
zaręczyny z Haliną. Wszystkie wymienione przypadki odnoszą się do
niespełnionych marzeń bohaterów, którzy poddawali się zbyt łatwo
lub ulegali presji. Członkowie rodziny Żabczyńśkich nie potrafili
podążać za głosem własnego serca, dlatego tak niewielu z nich
zaznało prawdziwego szczęścia.
Cudzoziemka
porusza również w bardzo wyraźny sposób temat relacji
małżeńskich i rodzinnych.
Na łamach książki Kuncewiczowa zaprezentowała niebywały
przypadek związku, który trwał ponad czterdzieści lat, a który
od pierwszego dnia skazany był na niepowodzenie. Mowa oczywiście o
Róży i Adamie. O ile mężczyzna wydawał się przez cały czas
kochać małżonkę, był wyrozumiały, cierpliwy, zwracał się do
niej pieszczotliwie, to ona nigdy nie powiedziała mu, ze go kocha,
wręcz przeciwnie pokazała mu zdjęcie Michała oznajmiając, że to
jest jedyna miłość jej życia. Róża często kpiła z Adama, nie
mogła na niego patrzeć, nie znosiła jego niezaradności i
niezdecydowania. Właściwie nie wiadomo jakim cudem wytrzymali ze
sobą tyle czasu, lecz wreszcie po przyjeździe do Warszawy się
rozstali. Można przypuszczać, że Adam był jej potrzebny jedynie
do dania potomstwa. Najbardziej cieszyła się z chłopców, którzy
nie byli podobni do ojca. Dzięki temu wyobrażała sobie, że ma
Władysia i Kazia z Michałem. Zupełnie inaczej, przynajmniej do
czasu, traktowała Martę, będącą podobną do Adama. Przez
pierwsze sześć lat życia nie
uważała jej za własną córkę.
Róża zbyt mocno ingerowała w życie własnych dzieci, przez co w
jakiś sposób uzależniła je od siebie. Widać to najlepiej na
przykładzie Władysława, którego żona nie może znieść
obecności teściowej, a mimo to on wciąż cieszył się na przyjazd
matki, która rozstawiała po kątach wszystkich domowników i
służbę.
Powieść ukazuje też jak wielkie znaczenie w życiu człowieka może odgrywać sztuka. Gdyby nie muzyka i piękny śpiew Marty, matka pewnie nigdy by jej nie zaakceptowała. Gdyby nie gra na skrzypcach, Róża nie miałaby żadnego „azylu”, nie miałaby jedynego świata, gdzie nie czuła się cudzoziemką.
Powieść porusza też tematy filozoficzne, o czym pisze Ludwik Fryde w opracowaniu dziełu Kuncewiczowej:
Finał Cudzoziemki – objawienie potwornej pustki nie poza życiem, ale w nim samym, w jego ostatecznym rozrachunku – może budzić uczucia metafizyczne i przejmować dreszczem Tajemnicy Istnienia. Używamy terminów Stanisława Ignacego Witkiewicza – bo też znaleźliśmy się na jego terenie.
Patrząc na powieść z tej perspektywy możemy stwierdzić, że opowiada ona o sensie ludzkiego życia. Róża spoglądając w przeszłość pojmuje popełnione przez siebie błędy, wyrządzone bliskim krzywdy i przeprasza za nie. Kuncewiczowa w subtelny sposób pokazuje nam jak żyć, aby być szczęśliwym.
„Cudzoziemka” jako powieść psychologiczna
Powieść psychologiczna jako odrębny gatunek powstała w okresie międzywojnia. Jej podstawową cechą, która wyróżnia ją od pozostałych rodzajów powieści, jest prezentacja życia wewnętrznego postaci, jej psychologizm. Celem autora jest wskazanie psychologicznych uwarunkowań ludzkich działań, wyborów, decyzji.
W klasycznej postaci powieść psychologiczna zawiera monologi wewnętrzne bohaterów (tak jest między innymi w W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta czy Pani Dalloway Wirginii Woolf). Podobnie jest też w Cudzoziemce, o czym zapewnia Halina Turkiewicz w pracy O twórczości Marii Kuncewiczowej pod redakcją Lecha Ludorowskiego:
Ocena zjawisk otaczającego świata przez pryzmat widzenia jednostki, subtelna analiza psychologiczna, mistrzowskie operowanie najbardziej złożonymi jej sposobami (indywidualizacja postaci, mowa pozornie zależna, monolog wewnętrzny, zestrajanie wnętrza duszy z obrazem przyrody, swobodne kojarzenie), pozwalają umieścić utwór Kuncewiczowej pośród arcydzieł prozy psychologicznej.
Cudzoziemka, której akcja utkana jest z retrospekcji i wspomnień głównej bohaterki, przeplatającej się z rzeczywistością, ukazuje mechanizmy działania jej psychiki. Powieść jest swoistym studium psychologicznym nieszczęśliwej kobiety, niezwykłej kobiety. Róża jest nadwrażliwa, skomplikowana, skryta. Autorka poddała jej psychikę głębokiej analizie, w efekcie czego odkrywamy między innymi, że:
Postać Róży – to bardzo udany w literaturze polskiej przykład rozdwojenia jaźni. Dwa jej oblicza symbolizują dwa imiona. Żeby pokazać miotające bohaterką sprzeczności, został jakby wprowadzony sobowtór, któremu na imię Ewelina. Imię Róża – to symbol życia pełnym tego słowa znaczeniu, to znak wywoławczy dla innych symboli: Taganrog, Michał, a więc dzieciństwo, młodość, wiosna, miłość itp. Imię Ewelina, nadane przez zrzędzącą ciotkę, używane przez niekochanego męża Adama – to symbol sztuczności, śmierci niemal. Skłonna do samoanalizy bohaterka doskonale zdaje sobie sprawę z tej dwoistości.
Kuncewiczowa poszerza jednak perspektywę studium psychologicznego Róży o takie aspekty jak historia, jej pochodzenie, pozycja społeczna, obyczajowość. Dzięki temu poznajemy główną bohaterkę na wielu płaszczyznach, jest ona trójwymiarowa, rzeczywista. Znamy ją od podszewki, rozumiemy jej zachowanie, chociaż jest ono złe, a czasami i okrutne. Towarzysząc jej podczas ostatniego dnia życia, obserwujemy, jak odzyskuje ona wewnętrzną równowagę, by umrzeć pogodzona z otoczeniem i samą sobą.
Jedną z najważniejszych cech powieści jest oddanie złożoności, zawiłości kobiecej psychiki. Właśnie jako studium kobiecej psychiki można ona być przestrogą przed zasklepieniem się w kompleksach i w przeszłości, wskazówką do przekraczania granic własnej psychiki w kierunku wyzwolenia się z obciążeń i zmierzania do szczęścia osobistego, pisze Lementowicz.
Tragizm Róży Żabczyńskiej
Cierpienie, krzywda, niezrozumienie, brak miłości, niespełnienie zawodowe i życiowe – to tylko część z odczuć, z jakimi przez całe życie musiała radzić sobie Róża Żabczyńska. Bohaterka Cudzoziemki jest postacią tragiczną pod wieloma względami. Już jako nastolatka straciła miłość swojego życia. Nie potrafiła zapomnieć o Michale, chociaż ten zostawił ją dla moskiewskiej kursistki. Zakochana bez pamięci postanowiła zemścić się na wszystkich mężczyznach, przez co sama zamieniła swoje życie w pasmo udręk.
Pragnęła
męża, którego mogłaby zdominować swoją urodą i dostała Adama.
Szybko dała mu do zrozumienia, że go nie kocha i nigdy nie pokocha,
ponieważ jej serce należy do Michała. Przez czterdzieści lat ich
związku nie przybliżyli się do siebie ani o krok. Róża nigdy nie
wyrzekła się miłości do Michała, przez cały ten czas cierpiąc
katusze zakochanej nastolatki.
Niechęć do Adama i tęsknota za Bądskim zrujnowały jej zdrowie.
Nie dość, że cierpiała na ataki nerwicy, to na starość
zachorowała na serce.
Na własne życzenie ściągnęła
na siebie cierpienie
i ból,
nie potrafiąc pogodzić się przeszłością. Zmarnowała życie nie
tylko sobie, ale przede wszystkim Adamowi, który kochał ją pomimo
jej wad. Dzięki ostatnim godzinom życia, kiedy zrozumiała swoje
błędy i za nie przeprosiła, udało jej się odmienić swój
tragiczny los. Można powiedzieć, że w ostatnich chwilach znów
była uśmiechniętą Różą, a nie zgorzkniałą i gnuśną
Eweliną.
Konstrukcja i język „Cudzoziemki”
Powieść składa się z dwudziestu jeden rozdziałów o mniej więcej jednakowej długości. Najważniejszą jej cechą jest dwupłaszczyznowość czasowa. Akcja toczy się na dwóch torach: w teraźniejszości i we wspomnieniach głównej bohaterki. Ważniejsze wydają się być wydarzenia przeszłe, ponieważ pozwalają czytelnikowi spojrzeć na Różę z właściwej perspektywy. Poznając jej przeszłość, rozumiemy jej zachowanie w teraźniejszości. Aby osiągnąć efekt wniknięcia w psychikę tytułowej bohaterki, Kuncewiczowa posłużyła się subiektywną narracją. Dzięki niej czytelnik poznaje wszelkie intymne przeżycia Róży, jej przemyślenia, tajemne myśli, lęki, pasje, odczucia wobec otaczających ją ludzi.
Jak zauważa Urszula Lementowicz:
Kuncewiczowa dostosowuje do treści język dzieła. Narrator często przejmuje perspektywę Róży i posługuje się jej językiem. Ona zaś jest przecież Cudzoziemkę – słychać w jej języku rusycyzmu, mówi się o jej specyficznym akcencie. Ponadto Róża pochodzi przecież z rodziny szlacheckiej, w której dbano o językowe kształcenie – stąd upodobanie do francuszczyzny. Jest osobą zafascynowaną pieśniami niemieckimi i włoskimi ariami (…) W jej języku odbija się z całą konsekwencją owa nieakceptowana „cudzoziemskość”.
To doskonałe spostrzeżenie najlepiej uwypuklą następujące fragmenty zaczerpnięte z powieści:
- Zagram czy nie zagram? Allegra nie ma co próbować. Adagio. Pamiętam każdą nutę. Tylko czy pasaże wyjdą?
- Kiedy wstałam, doktor powiada: „Wam nie igrat’ na skripkie, a czułki wiazat’ – sjerdce jele bjotsa.
- Asystując przy egzaminach lub innych jakichś występach publicznych córki matka patrzyła na nią przez face-á-main, jak na obcą.
- Wszystko jest we mnie. To tętno Michała w mojej piersi. Jego ciepło w sercu… Ruhe, Ruhe, mein Kind. Michał cały jest we mnie.
Niezwykle cennego spostrzeżenia odnośnie całej twórczości Kuncewiczowej dokonał Lech Ludorowski w Laudacji Promotora z okazji nadania pisarce tytułu doktora honoris causa na UMSC w Lublinie w 1989 roku:
(…) to, co szczególnie wyróżnia sztukę pisarską Marii Kuncewiczowej – jej niezwykłe wprost umuzykalnienie, jej muzyczne oczarowanie. W wielkich działach Autorki Cudzoziemki zdaje się królować muzyczna sztuka kontrapunktu – przenikająca wszystkie jej warstwy ontologiczne i kształtująca ich literacką fakturę wedle reguł form muzycznych: allegra sonatowego, wariacji, koncertu, fugi, symfonii.
Czas akcji i narracja w „Cudzoziemce”
W Cudzoziemce wydarzenia nie są przedstawiane chronologicznie. Ukazywane są zgodnie z kolejnością wspomnień bohaterki tudzież z jej czynnościami w ostatnim dniu życia. Poznajemy Różę w różnych momentach jej życia i w różnych rolach: raz starszą, raz młodszą, jako córkę, matkę, żonę i babkę. Gdy np. Róża siada do fortepianu, następuje dygresja o znaczeniu muzyki w jej życiu. Później, gdy kolejno pojawiają się członkowie rodziny, dowiadujemy się o ich życiu i stosunku głównej bohaterki do nich. Na koniec większy nacisk położony jest na teraźniejszość i ostatnie rozmowy Róży z Adamem i Martą. Czas teraźniejszy jest tu klamrą, rozpoczyna i kończy powieść, a w jej trakcie „przypomina” o sobie od czasu do czasu. Powieść sprawia wrażenie „autobiograficznego filmu”, który ponoć wyświetla się w pamięci człowieka w chwili jego śmierci. |
Czas
wydarzeń biegnie w obrębie ostatniego
dnia życia
- lecz wciąż rwie się, na pozór bezwładnie podążając za
tokiem myśli bohaterki. Toteż funkcję ważniejszą niż właściwa
akcja pełnią w Cudzoziemce dygresje, przekształcające się jakby
w osobne opowieści, mające swój początek i koniec. Wycieczki w
przeszłość - dla których pretekstem stają się nagłe
skojarzenia, widok jakiegoś przedmiotu, spojrzenie w lustro -
stanowią klucz do zrozumienia charakteru Róży, lecz zbyt są
epizodyczne, by wedle nich można było zrekonstruować jej
biografię.
Rola narratora
zewnętrznego zostaje ograniczona do minimum, w ukazywaniu świata
przedstawionego dominuje perspektywa bohaterki (taki sposób
rezygnacji narratora z tradycyjnej wszechwiedzy nazywa się narracją
personalną). Znika dzięki temu osobliwa dwugłosowość, która w
tradycyjnych realistycznych powieściach wprowadzała postrzeganie
świata równolegle w dwóch wersjach: przez postacie i przez
narratora. Tu ów podział został zatarty.
Konstrukcja „Cudzoziemki”
Konstrukcję
powieści można porównać do konstrukcji
muzycznej.
W pierwszym rozdziale podany jest temat, czyli psychika Róży.
Kolejne rozdziały rozwijają to, podają różne warianty. Ton
utworu podnosi się w punktach kulminacyjnych (myśl o zabiciu syna,
poczęcie córki).
Obok, stopniowo, pojawia się drugi
temat, kontrtemat
–
przemiana charakteru bohaterki, oczyszczenie psychiczne i jego
konsekwencje. Tok utworu robi się mętny, dwa tematy idą razem,
nakładają, krzyżują. Dopiero w finale wszystko się wyjaśnia.
Przeszłość wpada w teraźniejszość, zlewają się, godzą ze
sobą. Róża, przebaczywszy wszystkim, umiera spokojna, pogodzona ze
światem.
Takie
myślenie bez troski o chronologiczny porządek i wzajemne związki
wynikania nazywa się w psychologii, a w psychoanalizie w
szczególności, swobodnym kojarzeniem lub myśleniem
przypadkowym.
Rolę korelatora różnorodnych zdarzeń w powieści Kuncewiczowej
pełni narrator, którego pozycja ulega ciągłym zmianom. Wkracza on
do akcji, gdy trzeba dokonać przejścia od jednego wątku do
drugiego. Wtręty czystej narracji znajdujemy w każdym rozdziale,
one informują czytelnika o przeskokach czasowych w akcji, jak też o
dowolności w doborze fragmentów. Ów wszechwiedzący narrator
relacjonuje, jak naoczny świadek, perypetie życiowe bohaterki, jej
opinie, sądy i myśli.
Podobieństwo konstrukcji
powieści do mechanizmu
marzeń sennych
pojawia się w dynamice, zmienności obrazów, wątków, motywów,
które przepływają przez świadomość, powracając w trochę
zmienionej postaci. Ta metoda artystyczna, oparta na technice
swobodnego kojarzenia, czyli na zespalaniu różnych treści
psychologicznych, dała świetne rezultaty w manipulowaniu czasem
powieściowym.
Akcja powieści rozmieszczona jest na
dwóch planach czasowych. Czas teraźniejszy nazwać by można czasem
narratora, który ukazuje wydarzenia ostatniego dnia życia Róży;
drugą płaszczyznę czasową, obszerniejszą od poprzedniej, stanowi
plan retrospektywny. W tym właśnie planie wydarzenia nie układają
się chronologicznie, lecz pojawiają przemieszane; co najwyżej
narratorska lojalność nakazuje zaznaczyć, że od opisanych
wypadków minęło kilka tygodni, miesięcy czy lat. Takie wypowiedzi
narratora prowadzą do selekcji spraw i zagadnień; porządkują ten
dziwny konglomerat zdarzeń o różnej wartości emocjonalnej i
odmiennej motywacji psychologicznej. Funkcjonalna wartość takiego
układu faktów ukazuje się dopiero po ogarnięciu całości dzieła.
Wtedy dopiero każdy szczegół, z początku sprawiający wrażenie
zbytecznego, okazuje się zapowiedzią jakiegoś istotnego epizodu
lub sceny.
Płaszczyzny czasowe przenikają się tu wzajemnie. W punktach ich przecięcia powstaje - przez dublowanie motywów - coś w rodzaju zgrubień fabularnych, a równocześnie dokonuje się dopełnianie treści. Świadome powtórzenia nawet tych fraz w różnych rozdziałach są klamrą spinającą całość na płaszczyźnie współczesności.
Walory językowe „Cudzoziemki”
Kuncewiczowa
zastosowała w Cudzoziemce motywy
muzyczne,
które przewijają się w różnych wariantach jako element
fabularny, konstrukcyjny i jako regulator napięć psychicznych.
Autorka wykorzystała w tej książce również
możliwości ekspresywne języka, dostosowując do treści i stanów
emocjonalnych swoich bohaterów sposób informowania czytelnika o
sytuacji psychicznej postaci. Zmiana rytmiki frazy idzie zawsze w
parze ze zmianami sytuacji i napięć emocjonalnych. Relacje
narratora o rzeczach, ludziach czy wydarzeniach, te o charakterze
czysto informacyjnym, mają spokojny, długi oddech, niezakłóconą
płynność. Jest to objaw stabilizacji wewnętrznej narratora i
dystansu, jaki go dzieli do opowiadanych zdarzeń. Natomiast Róża
nigdy nie mówi spokojnie. Ile razy zabiera głos, zawsze odnosi się
wrażenie niepokoju, paniki, która udziela się otoczeniu.
Posłużyła
się Kuncewiczowa w Cudzoziemce
w sposób wirtuozowski onomatopeicznymi
właściwościami języka,
wykorzystując pewne głoski, które same w sobie nie mają wartości
dźwiękonaśladowczej, ale odpowiednio użyte, kilkakrotnie
powtarzane nabierają znaczenia - pisze T. Milewski w książce
Zasady analizy stylistycznej tekstu. Skupienie głosek sz, s,
(szelest, szyba, plusk, sadzawka, szklisty, słyszała) i z, ź, ś,
cz, f wywołuje efekt miękkości, łagodności; wskazanie na
określone instrumenty, wiolonczele, flety, altówki, potwierdza
autentyczność tego wrażenia. Orkiestracja przenosi się w sferę
syntaktyczną języka, kształtuje frazę, która jest
podporządkowana tempu i rytmowi muzycznej partytury. Wzrastające
tempo muzyki domaga się zdań krótkich i pisarka subordynuje język
muzyce również w tym przypadku.
Umiejętne
rozmieszczenie akcentów uczuciowych w tekście pozwala pisarce
dyktować czytelnikowi typ przeżycia. Jest to jak w muzyce. Jeśli
się ją rozumie, można się poddać jej działaniu i przeżywać
najpiękniejsze złudzenia.
Nastąpiło przebudzenie z
marzenia, w którym spełniły się tęsknoty niedouczonej
skrzypaczki do wirtuozerii i wielkich osiągnięć, tęsknoty,
których w całym życiu nie dane jej było zrealizować.
Takie
jest właśnie tworzywo fabularne Cudzoziemki. Uczucie Róży
obumarło dawno, a teraz, sprowokowane przez sytuację, wyłania się
z głębi świadomości, aby jeszcze raz wywołać dreszcze w sercu
nieszczęśliwej kobiety. Symfonia Kuncewiczowej jest tak
przerażająco smutna, opiewa bowiem uczucia niespełnione.
Jak pisze krytyk, w opisie wykonywania koncertu Brahmsa
"[...] Kuncewiczowa zdobyła rzadki rekord: dokonała orkiestracji słownej skomplikowanego przeżycia muzycznego. Tak! Właśnie przeżycia. Bo w koncercie Brahmsa chodzi nie tylko o uplastycznienie doznań akustycznych, ale i o wzbierający dramat wirtuozowskiego natchnienia Róży. Ten fragment demaskuje nie tylko wyjątkową muzykalność autorki, ale i jej kongenialność w przekładzie niematerialnej mowy tonów na konkretny język słów."
Według Magdaleny Lubelskiej –
"...cała "Cudzoziemka" jest takim ekwiwalentem nienowoczesnego portretu z profilu. Uwydatniającym klasyczny kształt nosa i pół wieku cierpienia roztopionego w pełnym godności starczym uśmiechu. Gdyby taka fotografia kiedyś powstała lub gdyby pisarka miała taki portrecik swej matki, byłby on, na kształt wszystkich dawnych fotografii, obwiedziony owalnym konturem, wypełnionym jakimś nieziemskim, pierzastym powietrzem.”