61 Michael Reaves, Maya Kaathryn Bohnhoff Era Powstania Imperium Mroczne gry

MROCZNE GRY

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN BOHNHOFF

Przekład Anna Hikiert

&

AMBER

Redakcja stylistyczna Magdalena Stachowicz

Korekta

Katarzyna Pietruszka Barbara Cywińska

Ilustracja na okładce Scott Biel

Druk

Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.

Tytuł oryginału Shadow Games

Copyright c 2011 by Lucasfilm Ltd. & R or ™ where indicated. All Rights

Reserved. Used Under Authorization.

For the Polish translation

Copyright c 2012 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 978-83-241-4481-5 Warszawa

2013. Wydanie I

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.

02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel. 22 620 40 13,22 620 81 62

www.wydawnictwoamber.pl



Gerry'emu Conwayowi Michael Reaves

Stanowi Schmidtowi, ktory kupił moją pierwszą powieść science fiction

Maya Kaathryn Bohnhoff







ROZDZIAŁ 1

- To jest to, Eadenie. Zapamiętaj ten dzień: dzień, w ktorym pobiliśmy rekord

Solo. - Rozparty w fotelu pilota „Outridera" Dash Rendar promieniał z dumy.

Musiał przyznać, że to fajne uczucie; wręcz przechodziły go dreszcze. Miła była

też myśl, że będzie się pewnie tak czuł za każdym razem, kiedy zacznie

opowiadać, jak szybko pokonał Trasę na Kessel. Koniec końcow był to ostateczny

test zdolności pilota... a także umiejętności zachowania zimnej krwi w każdej

sytuacji. Zawsze podczas pokonywania tej trasy delikwent ryzykował utratę

ładunku, życie i reputację, ale dostarczał dzięki temu towar znacznie szybciej,

niżby to zrobili ostrożniej si piloci; a poza tym mogł potem dumnym,

rozkołysanym krokiem i z nosem zadartym do gory wejść do jakiegokolwiek portu

kosmicznego, jak galaktyka długa i szeroka. Im szybciej doleciał - tym bardziej

rozkołysanym krokiem i z tym wyżej zadartym nosem.

- Megaloman - mruknął Eaden Vrill, wlepiając wielkie, ciemne oczy w wyświetlacz

taktyczny. Jego niski, chrapliwy głos był przystosowany do środowiska wodnego,

nie do atmosfery, więc niektórzy mieli początkowo problemy ze zrozumieniem

twardych spółgłosek szczelinowych i syczących, ale Dash przywykł do tego; on i

Vrill pracowali razem już jakiś czas.

- Jestem po prostu świadom własnej wartości - odparł Dash, zły, że Nautolanin

wyrywa go z błogostanu. - „Outrider" jest co najmniej dwa razy lepszy od

„Sokoła". - Coż, zdaniem Dasha, w porownaniu z jego poważnie zmodyfikowanym

YT-2400 statek Solo był rozklekotaną balią.

Eaden łypnął na niego okrągłym okiem.

- Mylisz poczucie własnej wartości z osiągami maszyny. Statek nie jest tobą, a

poza tym to nie ty go zbudowałeś. To tylko zasługa prędkości...

- .. .będącej w dużej mierze wynikiem moich profesjonalnych modyfikacji.

- Tego akurat nie byłbym wcale taki pewien - skwitował z denerwującym spokojem

Nautolanin. - Udoskonalenia to prawie wyłącznie skutek napraw przeprowadzonych

przez LE-B02D9. Reszta to efekt moich zdolności nawigacyjnych.

Dash przyjrzał mu się, podnosząc drwiąco brwi.

- Tak? Czy ktoś tu coś przypadkiem mowił o megalomanii? Tyle pychy...

- Sugerujesz, że się przechwalam? Zapewniam cię, że to mylne wrażenie, ale

możesz wyprowadzić mnie z błędu, jeśli źle zrozumiałem twoje kwieciste

słownictwo. Probuję się skupić. - Zawahał się lekko i po chwili dodał: -

Wchodzimy w obszar Jamy.

Dash zamilkł. Fakt, że zbliżali się do Jamy, był zdecydowanie dobrym powodem,

żeby maksymalnie się skupić. Pochylił się w swoim fotelu i wcisnął guzik

interkomu.

- Leebo? Wlatujemy właśnie do Jamy - rzucił do mikrofonu.

- Nie posiadam się z radości. - Sarkastycznej odpowiedzi Leebo udzielił głosem

poprzedniego właściciela droida serwisowego, Kooda Gareedy, komika występującego

na terenie Rubieży.

- Tak przypuszczałem.

- Postaraj się nie zepsuć statku. Znowu - poprosił Leebo dobitnie. - i nie każ

Strona 1

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

mi do niczego strzelać.

- Dla ciebie wszystko. - Dash wyłączył autopilota i sięgnął do drążka

sterowniczego. - Kurs? - rzucił pod adresem Eadena.

Nautolanin wpisał wspołrzędne lotu do komputera nawigacyjnego i wkrotce na

wyświetlaczu taktycznym pojawił się żołty łuk. Dash zmarszczył niepewnie czoło.

- Hej, przecież nie lecimy trasą widokową...

- Chodzi ci o kurs naszej podroży?

Dash westchnął i wskazał monitor.

- Spojrz tylko na tę krzywą. Widzisz gdzieś kolor czerwony?

Eaden spojrzał posłusznie na ekran.

- Nie, nie widzę czerwonego.

- No właśnie. To dlatego, że kurs, ktory ustawiłeś, jest... bezpieczny.

- A to problem, bo...?

- Bo lecąc bezpiecznym kursem, nie pobijemy rekordu Solo? - podsunął Rendar.

Eaden Vrill zamrugał ogromnymi, ciemnobrązowymi oczami i skierował na

przyjaciela końcowki dwoch z czternastu wyrastających mu z głowy macek.

- Chcesz, żebym obliczył nowy kurs?

- Chcę utrzeć nosa Solo.

- Jestem po prostu ostrożny. Wieziemy drogi ładunek, za ktorego dostarczenie

jeszcze nam nie zapłacono.

- To tylko jeszcze jeden powod, dla ktorego powinniśmy go szybko dostarczyć -

stwierdził Dash i wskazał znow na monitor. - Zmień, proszę, kurs. Musimy

prześliznąć się rownie blisko Otchłani, jak Solo. A jeśli to możliwe, jeszcze

bliżej.

Eaden parsknął cicho, ale posłusznie zabrał się jeszcze raz do obliczania trasy.

Za chwilę na wyświetlaczu pojawiła się nowa linia; była teraz bardziej wyrownana

i przebiegała bliżej Otchłani, w pobliżu ktorej jej kolor z żołtego przechodził

w oranż - aby wreszcie zmienić się w upragniony przez Dasha szkarłat.

- Pamiętaj - przestrzegł go Eaden - że w galaktyce wszystko jest zmienne.

Trajektorie gwiazd, układow...

- ...są bez znaczenia w kontekście długości życia ludzi i humanoidow - dokończył

za niego Dash, przewracając oczami. - Gdybym był Cephalonem... o, wtedy to co

innego; miałbym się o co martwić. - Popchnął drążek i nakierował „Outridera" na

nową trasę lotu, a potem włączył hipernapęd.

Był to właściwie tylko mikroskok, ktory miał przenieść ich w pobliże trasy.

Okrążanie Jamy przez nadprzestrzeń było czystym szaleństwem. I nie chodziło

tylko o to, że nawet jeśli statek był wyposażony w zmodyfikowane systemy

awaryjne (o co oczywiście Dash zadbał), to studnia grawitacyjna mogła go

wyciągnąć z nadprzestrzeni w ułamku sekundy. Znacznie większe niebezpieczeństwo

stanowiło silne promieniowanie, otaczające skrywającą pole asteroid mgławicę. To

ono powodowało, że instrumenty pokładowe dostawały świra. Trzymanie się

ustalonego kursu w normalnej przestrzeni wokoł Jamy było jedynym znanym

Dashowi sposobem na pokonanie tej trasy względnie cało i zdrowo. Najmniejsze

odchylenie w jedną stronę mogło poskutkować zderzeniem z dryfującą asteroidą;

odchylenie w drugą mogło posłać statek w objęcia przyciągania grawitacyjnego

Otchłani, gromady czarnych dziur zakrzywiających w tym miejscu przestrzeń. Taka

wpadka mogła się dla nieuważnego pilota i jego załogi skończyć bardzo źle - na

przykład rozciągnięciem ich atomow w nieskończoność przez zachłanne fale, ktore

tylko czyhały na podobne ofiary.

Dash obliczał właśnie czas do wyjścia z nadprzestrzeni, kiedy „Outriderem"

zatrzęsło gwałtownie, wprawiając dłonie, ramiona, a potem resztę ciała Rendara w

silne drżenie. Skrzywił się i szybko sprawdził instrumenty pokładowe. Co, do

jasnej...? Otwierał właśnie usta, żeby coś powiedzieć, kiedy statek stanął dęba

jak znarowiony tauntaun i... wyskoczył z nadprzestrzeni.

- Co, u...?

- Na matkę chaosu! - przerwał mu jęk Leeba; akompaniowała mu seria szumow i

trzaskow interkomu. - Już po nas!

- Co się dzieje? - Dash wbił wzrok w wyświetlacz taktyczny. To nie miało sensu,

przecież nigdzie w pobliżu nie było studni grawitacyjnej...

- Imperialni! - oświecił go Leebo. - Na ogonie mamy imperialny krążownik typu

Interceptor! Ściągają nas!

Dash zaklął w trzech językach, dodając do tego kilka gardłowych warknięć w

shyriiwooku. Interceptory miały po cztery silne generatory grawitacyjne, ktore

mogły gładko wyciągnąć mały statek z nadprzestrzeni lub uniemożliwić mu

ucieczkę, wytwarzając sztuczną studnię grawitacyjną. Wpadli prosto w pułapkę na

przemytnikow, najprawdopodobniej zastawioną na samym początku Trasy na Kessel.

Frachtowiec przechylił się znienacka na lewą burtę, a Leebo wydał przenikliwy,

metaliczny kwik.

Strona 2

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Dash nie spuszczał wzroku z wyświetlacza taktycznego, na ktorym wreszcie zaczęły

się pojawiać jakieś sensowne odczyty. „Outrider" wyskoczył z nadprzestrzeni tak

blisko Jamy, że pole asteroid mieli teraz praktycznie w zasięgu ręki. Gdyby

studnia grawitacyjna krążownika ściągnęła ich dosłownie parę sekund wcześniej,

mogliby w coś uderzyć i naprawdę zrobić sobie kuku.

- Szlag by to! - zaklął znow pod nosem.

Z trudem odsunął od siebie czarne myśli i skupił się na wyświetlaczu. Kilkaset

klikow od ich lewej burty obracała się powoli planetoida o mniej więcej owalnym

kształcie, dorownująca rozmiarom staroświeckiemu statkowi arce. Dryfowała

leniwie w strumieniu skalistych okruchow, wirując wokoł własnej osi. Dash nie

namyślał się długo i naprędce ułożył prowizoryczny plan: ukryją się za nią i

wykorzystają jako osłonę podczas ucieczki.

Kiedy szarpnął drążkiem sterowniczym w lewo i zwiększył dopływ paliwa do

silnikow jonowych, „Outrider" skoczył gwałtownie ku jajowatej planetoidzie,

skierowany lekko dziobem w doł, szykując się do zniknięcia lada chwila za jej

bryłą.

Gdy byli już na tyle blisko, że przedni iluminator wypełniła szorstka

powierzchnia planetoidy, w kabinie rozległo się ostrzegawcze pikanie alarmu

zbliżeniowego, a Eaden zastygł bez ruchu w swoim fotelu nawigatora.

- Cel przed nami! - zawołał.

- I w gorze! - wrzasnął Leebo przez interkom. W tej samej chwili w stronę gornej

krawędzi planetoidy poszybowała salwa z wieżyczki działek laserowych

„Outridera". Dash podniosł wzrok i poczuł w piersi nieprzyjemny chłod: tuż nad

obrysem szarej bryły majaczył dziob lekkiego krążownika imperialnego. Jego

działka bluzgały w ich stronę promieniami szkarłatnej energii. Ogień Leeba nie

robił okrętowi najmniejszej krzywdy - strzały odbijały się od silnych pol

ochronnych.

Dash pchnął drążek do przodu i „Outrider" zanurkował posłusznie, przyspieszając

w poszukiwaniu osłony, jaką dawała planetoida. W ślad za nimi poszybowała seria

z działek imperialnego okrętu.

- Co ty wyprawiasz?-jęknął Leebo.

- Udowadniam, że rozmiar to nie wszystko! - Dash katował przepustnicę,

rozpędzając „Outridera" coraz bardziej i bardziej. Minęli oś długą asteroidy i

zaczęli się wznosić po jej przeciwnej stronie. Krążownik był jakieś pięć razy

większy niż ich frachtowiec, co oznaczało, że jest też co najmniej pięć razy

mniej zwrotny. Zanim jego kapitan zorientuje się, co zamierzają, i zdoła zmienić

pozycję albo chociaż wyznaczyć nowy cel, „Outrider" już dawno będzie poza ich

zasięgiem. Coż, przynajmniej Dash na to liczył.

Frachtowiec zakreślił idealny połokrąg, wykorzystując promienie odpychające do

zwiększenia pola manewru w pustce przestrzeni kosmicznej. Okrążył planetoidę,

lecąc dziobem w doł w stosunku do płaszczyzny krążownika, i śmignął pod nim w

stronę Otchłani.

- Musimy szybko nanieść poprawkę na kurs - oznajmił Eadenowi Dash i zaryzykował

szybkie spojrzenie na wsteczny wyświetlacz. Zgodnie z jego oczekiwaniami kapitan

krążownika zinterpretował jego manewr jako probę ucieczki i zaczął odwracać swoj

statek tak, żeby moc ruszyć za nim w pościg do Jamy. Wciąż jeszcze skręcali na

lewą burtę, kiedy „Outrider" przemknął koło nich w przeciwnym kierunku, biorąc

kurs na gromadę czarnych dziur.

- Czasem mam wrażenie - bąknął flegmatycznie Eaden, wpisując do komputera nowe

komendy - że uciekłeś z domu wariatow. Domyślam się, że chcesz lecieć kursem,

ktorym nie polecą za nami Imperialni?

- Chcę, żeby Imperialni pomyśleli, że wolę śmierć od hańby - oznajmił z emfazą

Dash.

Nautolanin łypnął na niego spod oka.

- Całkiem możliwe, że się o nią doprosisz.

- Świetnie. Ile mamy do obrzeży Otchłani?

- Dwie przecinek trzy godziny świetlne z tendencją spadkową.

Dash omiotł wzrokiem wyświetlacz taktyczny, przyglądając się

obrzeżom kolejnych studni grawitacyjnych, symbolizowanych na ekranie rozległymi

plamami o pomarańczowych obwodkach. Jeśli umkną krążownikowi, wejdą w

nadprzestrzeń w odpowiedniej chwili i zanurkują w Otchłań pod właściwym kątem,

może - pod warunkiem że będą mieli więcej szczęścia, niż ktokolwiek miał prawo

oczekiwać - uda im się prześliznąć po zewnętrznej krawędzi obszaru, niczym

płaski kamień, odbijający się od tafli jeziora... Coż, przynajmniej teoretycznie

- jeśli oczywiście fale grawitacyjne generowane przez zapadnięte masy nie

zafałszują ich danych nawigacyjnych ani nie wyciągną ich znow z

nadprzestrzeni... I jeśli zdołają utrzymać bezpieczny kurs po skomplikowanych

meandrach orbitalnych, kreowanych przez nienaturalne zjawiska w tym obszarze. No

Strona 3

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

i - przede wszystkim - jeśli zdołają znaleźć się w odległości od generatorow

grawitacyjnych na tyle bezpiecznej, żeby w ogole wykonać skok.

Eaden wyliczył te wszystkie warunki z denerwującym spokojem, a Leebo wtorował mu

jeszcze bardziej irytującą histerią. Dash z trudem zdołał ich obydwu uciszyć.

- Chociaż nie znoszę cytować własnych wrogow - westchnął ponuro - tym razem

jestem zmuszony zrobić wyjątek. Pamiętacie, co Han mawia w takich sytuacjach?

- Oświeć mnie, proszę - mruknął Eaden. Dash nie mogł się nadziwić, że ten

ziemnowodny humanoid potrafi się zdobyć na sarkazm w tak mrożących krew w żyłach

okolicznościach.

- Żeby nie mowić mu nic o szansach.

Ledwie skończył zdanie, komputer nawigacyjny zapiszczał, a Rendar odpowiedział

mu zwiększeniem dopływu paliwa do silnikow jonowych. Na maksa.

ROZDZIAŁ 2

„Uwielbiam cię i mam nadzieję, że to dostrzeżesz. Nie mogę się doczekać Twojego

następnego koncertu, przyjdę na niego tylko po to, żeby Ciebie zobaczyć. Do

zobaczenia na najbliższym show. Twoj wzdychający z tęsknoty fan". Javul Charn

wlepiała szeroko otwarte oczy w holograficzną wiadomość, ktora wisiała przed nią

w powietrzu. Na pierwszy rzut oka list wyglądał niegroźnie - dostawała takich na

pęczki, ale tym razem przeczucie mowiło jej, że to nie jest zwykła

korespondencja od fana. To było ostrzeżenie.

Czytając list od nowa, palcem wybrała wyrożnione kursywą wyrazy i ich fragmenty,

składając je w całość pod wiadomością. Nie mogła się nadziwić, jakim cudem ten

holomail umknął uwagi jej menedżerki Kendary Farlion, wyczulonej na wszelkie

tego typu komunikaty. Dara przywykła do dziwacznych wyznań kierowanych pod

adresem jej pracodawczyni, ale raczej do tych typowych.

A ten list nie był typowy.

Javul przeczytała nowe zdanie, złożone z fragmentow listu: „Strzeż się. Przyjdę

po Ciebie na najbliższym show. Zdychaj".

Czy powinna wziąć to sobie do serca? A może to były czcze pogrożki, ktorymi nie

powinna się przejmować?

„Na najbliższym show", zapowiadał nadawca, ale to nie dawało Javul gwarancji, że

będzie bezpieczna aż do koncertu. Jej następny planowy występ miał się odbyć za

tydzień na Rodii i zapoczątkować torunee po światach Jądra. Ostatni koncert

miała dać na Alderaanie.

Powoli, ale nieuchronnie zaczęła wpadać w sidła paniki; nagle ogarnęło ją

przytłaczające poczucie samotności. Za drzwiami, na zewnątrz luksusowej kabiny

jej rownie luksusowego prywatnego jachtu „Serca Nowej" (nazwanego tak od tytułu

jej pierwszego holoalbumu, ktory sprzedał się w dziesięciu miliardach

egzemplarzy), jej zespoł i załoga wypełniali niezliczone rutynowe zadania,

nadzwyczaj ważne podczas organizacji jej - na pozor - niemającego końca cyklu

koncertow, holoaudycji, wystąpień publicznych i wywiadow. A mimo to ktoś zdołał

przeniknąć przez pilnie strzeżone mury jej najświętszego sanktuarium i dostać

się aż tutaj...

Znad jej ramienia wystrzeliła nagle szczupła ręka o skorze w kolorze

polerowanego brązu. Palec wskazujący ręki był oskarżycielsko wycelowany w groźbę

wiszącą przed nią w powietrzu.

- Na piekielny chaos, JC! Co to, u licha, ma być?!

Javul o mało nie dostała zawału.

- Jasne gowno, Daro! Nie możesz robić trochę hałasu, kiedy wchodzisz do moich

kwater?! Może raczyłabyś łaskawie zastukać, czy coś? - Wyłączyła wiadomość i

odwrociła się do swojej asystentki. Dara wyglądała na zbitą z tropu.

- Od kiedy niby mam pukać przed wejściem do twoich kwater? I, hm... coż to za

język, moja panno? Gdyby coś takiego wymknęło ci się przed holokamerą, zmieszają

cię z błotem we wszystkich szmatławcach, stąd aż po Odległe Rubieże.

Javul wzruszyła ramionami.

- Wybacz, ale naprawdę przestraszyłaś mnie jak jasne go... - Ugryzła się w

język. - No-o, tego... bardzo mnie wystraszyłaś.

- Nie dziwię się. - Kendara pokręciła z dezaprobatą głową. - Kto to przysłał?

- Co przysłał? - Javul zatrzepotała niewinnie rzęsami.

- Za poźno. Widziałam. - Dara łypnęła na nią ponuro. - „Strzeż się". Co to ma

znaczyć? Nie widziałam tego w twojej poczcie.

- To tylko fragment całości. Część słow w liście napisano kursywą. Kiedy je

połączyłam, utworzyły to... przesłanie.

- Chyba groźbę. - Dara pokręciła z niedowierzaniem głową.

Javul zacisnęła usta, bojąc się przyznać, że doszła do tego samego wniosku.

- Nie wiem, czy „groźba" to...

- Właściwe słowo? - podsunęła Kendara. - Z całą pewnością. Możesz mi wierzyć,

Strona 4

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

JC. Nie mam co do tego wątpliwości. - Spojrzała na nią szeroko otwartymi

fioletowymi oczami. - Masz psychofana. Nie wiemy tylko, jak poważne on, ona albo

to ma zamiary.

Psychofan, powtorzyła w myślach Javul. Raz wypowiedziane, słowo to nagle nadało

wszystkiemu przerażającego realizmu. W porządku. Weź głęboki, naprawdę głęboki

oddech, nakazała sobie w myśli.

- Hm, na to wygląda - przyznała niechętnie. - To... no, nie pierwsze

ostrzeżenie, ktore dostałam. Poprzednie było wśrod holomaili, ktore przyszły po

ostatnim koncercie. Pamiętasz czarne ogniste lilie?

- Czy pamiętam? Jasne, że tak. Chcesz powiedzieć, że to nie był wyraz uznania?

Javul pokręciła głową przypominając sobie deszcz lśniących czarnych kwiatow o

przenikliwym zapachu. Spadł na nią i jej zespoł, kiedy wchodzili po trapie jej

jachtu po występie na Imperial Center.

- Podejrzewam, że to także było ostrzeżenie. Chciał mi dać przedsmak tego, czego

mogę się spodziewać.

- On?

- Tylko zgaduję. Listy nie były podpisane.

- Rozumiem. Czyli te wszystkie brednie o znaczeniu kulturowym i szczegolnej

czci, jaką Elomowie darzą te kwiaty...

- Zmyśliłam to na poczekaniu. Nie chciałam, żebyście... no, wiesz.

Kendara wsparła ręce na biodrach i łypnęła gniewnie na przyjaciołkę zza

przesłaniającego jej oko rudego pasemka.

- Tak, wiem. Nie chciałaś, żebyśmy wiedzieli, że twoje życie jest zagrożone. Co,

jeśli mam być szczera, jest nieco... hm, jakby to odpowiednio nazwać? Ach, już

wiem: idiotyczne. Coż, jestem

wprawdzie tylko menedżerką twojej trasy i szefową twojej ekipy, ale... na co ci

ta ekipa, jeśli nie pozwalasz nam się o ciebie troszczyć? Nie mogę uwierzyć, że

probowałaś zataić przede mną coś takiego! Pomijając fakt, że dla ciebie pracuję,

jestem twoją najlepszą przyjaciołką, o ile się nie mylę. Wyciągam cię z

tarapatow od czasu, gdy byłyśmy nastolatkami. Czy naprawdę muszę ci przypominać,

do czego są zdolni psychofani? Zapomniałaś już, co się wydarzyło na Tatooine?

Zapomniałaś o tym Zabraku, ktory uznał, że będziesz świetnym materiałem na

żonkę? I tym kolesiu, ktory chciał przekupić Chalmuna i zrobić z ciebie swoją

osobistą szansonistkę? A co ze szturmowcami, ktorzy...

Javul podniosła dłoń, przerywając wywod przyjaciołki.

- Tak, tak, masz rację, jak zawsze. Powinnam była ci o tym powiedzieć, ale...

Coż, na początku pomyślałam, że to po prostu następny zadurzony fan, a

poźniej... sama nie wiem. Sądziłam, że skoro on jest na Coruscant... to znaczy,

w Imperial Center, a my odlatujemy...

- Ta-a. Wygląda jednak na to, że on też wyruszył we własną trasę.

Kiedy do Javul dotarło znaczenie słow Dary, ścisnęło ją w gardle. Splotła dłonie

na podołku i wyprostowała palce; tęczowe kamienie, ktorymi miała przystrojone

paznokcie, rozbłysły w ciepłym świetle lamp.

- No dobrze. Skoro już wiesz, to co zrobimy z tym fantem?

Kendara przechyliła głowę na ramię i zastanawiała się nad

czymś przez chwilę.

- Musimy zadbać o dwie rzeczy - zawyrokowała wreszcie. - Po pierwsze,

rozdzielimy naszą grupę na dwa zespoły, a po drugie, wynajmę ci ochroniarzy.

- W porządku, jestem za rozdzieleniem, ale żeby od razu ochrona...?

- Właśnie tak. Mięśniakow o zimnych oczach, obwieszonych bronią.

Javul pokręciła sceptycznie głową.

- No, nie wiem, Daro... W tej branży i tak już wystarczająco trudno jest nie

zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi, a jeśli zawrzemy umowę z firmą

ochroniarską jeszcze łatwiej będzie nas namierzyć. Będziemy mieli większy

bagaż... i więcej osob, ktore nam patrzą na ręce.

- Nie mam na myśli firmy ochroniarskiej - sprostowała Kendara.

- No to skąd weźmiemy tych obwieszonych bronią mięśniakow o zimnych oczach?

Dara uśmiechnęła się szeroko, ukazując białe, rowne zęby.

- Nigdy nie sądziłam, że powiem coś takiego, ale pochodzenie z Mos Eisley ma

plusy. Doskonale wiem, gdzie możemy znaleźć kogoś takiego.

ROZDZIAŁ 3

Leebowi nie podobał się pomysł skakania przez nadprzestrzeń na samym skraju

Otchłani - i to bardzo.

- Przestań skrzeczeć jak mynock na uwięzi i zabezpiecz lepiej baterie działek -

zaordynował Dash, w duchu besztając się za to, że w ogole zgodził się przyjąć w

ramach zapłaty droida, ktorego oprogramowanie uwzględniało strach przed

dezintegracją graniczący z paranoją. Tym bardziej że to oprogramowanie było

wpisane tak trwale w jego pamięć, że jego usunięcie wiązałoby się z poważną

Strona 5

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

modernizacją ktora prawdopodobnie uczyniłaby z Leeba cybernetyczny odpowiednik

surowego purniksa.

Tak czy inaczej, w niektorych sytuacjach - takich jak ta - podobna perspektywa

wydawała się Dashowi bardzo pociągająca.

- Daj na... - rzucił do Eadena i zerknął na wyświetlacz taktyczny. - Zero

przecinek zero trzy.

- Nie za blisko? - zaniepokoił się Nautolanin.

- Myślisz? Leebo, przygotuj środki prewencyjne.

- Chcesz, żebym wyrzucił za burtę trochę złomu, szefie?

- Owszem, ale określenie „środki prewencyjne" brzmi bardziej profesjonalnie.

- Wciąż probują nas zestrzelić - zauważył trzeźwo Eaden.

- Świetnie - stwierdził lekko Dash. - Za chwilę uznają że im się to udało.

- Gotowe - zameldował Nautolanin.

Dash dostroił kurs statku i znow dodał gazu. Na wyświetlaczu pojawiła się

trajektoria ostatniego strzału krążownika; „Outrider" zadrżał gwałtownie, kiedy

promień energii odbił się od pol ochronnych.

- Leebo, środki prewencyjne.

- Złom za burtą.

Rendar przyglądał się na wstecznym wyświetlaczu chmurze szczątkow dryfujących za

ich rufą miotanych przez fale grawitacyjne i prądy wirowe w rożne strony. Chwilę

poźniej „Outrider" zaczął się stawiać; drążek sterowniczy przestał się poddawać

sile nacisku, całkiem jakby tęskno mu było do znalezienia się w samym sercu

ktorejś z otaczających ich osobliwości przestrzeni kosmicznej; zresztą w istocie

tak właśnie było. Rendar zacisnął zęby i zaczął odliczać:

- Tysiąc sto, dwa tysiące sto, trzy tysiące sto, cztery tysiące sto...

- Zero przecinek zero trzy.

Dash szarpnął drążek i przyspieszył, z determinacją przeciwstawiając się woli

statku, dryfującego odwroconym łukiem w tył. Poruszali się teraz z najwyższą

prędkością podświetlną jaką mogli osiągnąć bez skakania w nadprzestrzeń. Otchłań

przyciągała ich niczym prąd powrotny przyboju, wabiąc statek ku swoim zabojczym

głębiom. „Outrider" zadrżał, a wkrotce to drżenie przeszło w regularne wibracje,

ktore stopniowo się nasilały, aż zaczęły przypominać atak jakiejś dziwnej

choroby albo przedśmiertne drgawki.

- Nasz lewy silnik zaraz padnie - oznajmił cicho Eaden, nie spuszczając wzroku z

wyświetlacza czujnikow wewnętrznych. W przeciwieństwie do ekranu taktycznego, te

działały bez zarzutu.

Niech to szlag, zaklął w myśli Dash. Dlaczego nie mogł nawalić napęd centralny?

Wtedy zdołaliby się wykaraskać bez naruszania stabilności statku - nawet gdyby

stracili manewrowość, zmuszeni korzystać tylko z silnikow zewnętrznych. Nie

przestając przeklinać, Dash szarpnął znow drążek i podniosł statek o

dziewięćdziesiąt stopni z nadzieją na zwiększenie łuku wznoszenia.

- Lewy silnik zaczyna tracić moc - zameldował Eaden.

Dash czuł to na własnej skorze - w drżenie statku zaczęły się

wkradać słabe tąpnięcia - a po chwili poczuł też dziwne mrowienie między

łopatkami. Pocił się, a świadomość tego faktu sprawiła tylko, że zaczął się

pocić jeszcze bardziej. Pot ściekał mu po czole i szyi, ale nie zaryzykował

otarcia twarzy; wiedział, że jeśli w ciągu kilku najbliższych sekund nie wyjdą

cało z tego szaleńczego manewru, nic mu to nie pomoże. Silnik padnie i wejdą w

niekontrolowaną spiralę, a jeśli odetnie zasilanie, zostaną wessani przez

Otchłań. Chyba że...

- Dezaktywuj systemy awaryjne - zarządził. - Wchodzimy w nadprzestrzeń.

- Jesteśmy za blisko... - zaczął protestować Eaden.

- Wiem! - przerwał mu Dash. - Po prostu rob, co mowię!

- Kierujemy się do Dzikich Przestworzy...

- Wiem! - powtorzył ze zniecierpliwieniem Rendar. - Po prostu zrob, co mowię!

Eaden posłusznie odciął systemy awaryjne, a Dash aktywował hipernapęd. Nic się

jednak nie stało. Rendar spiorunował Nautolanina wzrokiem.

- Kazałem ci wyłączyć systemy awaryjne!

- Słyszałem. Są wyłączone.

- W takim razie co u...

- Najwyraźniej doszło do awarii...

- Bajer. Przejdź na system pomocniczy.

Eaden przestawił zasilanie na zapasowe wsparcie hipernapędu. Szybko zaskoczyło -

szybciej niż było to bezpieczne, a tym bardziej w tych warunkach - ale Dash miał

nieodparte wrażenie, że minęły całe lata świetlne. Wreszcie zorientował się, że

jego nawigator patrzy na niego wyczekującym wzrokiem.

- Grozi nam... - zaczął Nautolanin, kiedy wreszcie podchwycił spojrzenie

partnera.

Strona 6

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Wiem, co nam grozi! - warknął Dash, przenosząc wzrok z powrotem na konsolę. W

tej samej chwili, kiedy system zaskoczył, aktywował hipernapęd.

Przez chwilę zdawało mu się, że statek się waha - co było oczywiście złudzeniem,

ale i tak zjeżył mu się włos na głowie - jednak już za moment punkciki gwiazd

rozmyły się w pokrzepiające smugi światła: opuścili zwykłą przestrzeń i

zostawili Otchłań daleko w tyle, kierując się ku Dzikim Przestworzom.

- Ta-a - dobiegł z głośnika głos Leeba. - To była świetna zabawa, ale proszę,

powiedzcie mi, że nie będziemy powtarzać tego w najbliższym czasie... Najlepiej

potem też nie.

- Hej, chwileczkę! Czy nie powinniście mi przypadkiem najpierw pogratulować? -

Dash wypuścił wreszcie drążek sterowniczy z kurczowego uścisku, otarł pot z

czoła i przeczesał palcami włosy. - Właśnie umknęliśmy Imperialnym, uniknęliśmy

pewnej śmierci i... - Zerknął na chronometr. - Ha! I skosiliśmy Trasę na Kessel

o zero przecinek trzysta trzydzieści trzy parseka!

- Jest jeszcze jeden drobiazg - ostudził jego zapał Eaden. - Oddalamy się od

Kessel... i od Nal Hutta.

Dash machnął lekceważąco ręką Przepełniała go radość, czuł się oszołomiony.

- E tam. Wyskoczymy z nadprzestrzeni, jak tylko się wystarczająco oddalimy od

tych nieprzyjaznych rejonow, i weźmiemy kurs na Nal Hutta. Dotrzemy tam na długo

przed wyznaczonym terminem i zarobimy dość, żeby naprawić silnik nawet dwa razy.

Eaden wlepiał posępnie wzrok w konsolę.

- No, nie wiem.

- Bo?

Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, „Outrider" wyskoczył nagle z nadprzestrzeni,

przenosząc ich na skraj Dzikich Przestworzy.

- Bo - podjął Eaden - nasz system wsparcia hipernapędu też padł.

Pobieżna inspekcja silnikow wykazała, że nie zdołają zgromadzić wystarczającej

liczby niezbędnych (i działających) części, żeby naprawić ktoryś z nich.

Pozostawało im tylko połatać silniki jonowe i wziąć kurs z prędkością

podświetlną na najbliższy kosmoport. Potrwa to...

- Trzydzieści dwie przecinek sześć standardowych godzin - poinformował Eaden po

konsultacji z komputerem nawigacyjnym. -Ale nie mają tam warsztatu.

Tak daleko do najbliższego kosmoportu?! Dash wpatrywał się nieprzytomnym

wzrokiem w punkciki świetlne za iluminatorem.

- A ile mamy do Nal Hutta?

- Czterdzieści cztery przecinek siedem godzin - nadeszła odpowiedź.

Rendar obliczył szybko w myśli. Jeśli Imperialni patrolują najczęściej używane

korytarze przemytnicze, proba dostania się na Nal Hutta trasą podświetlną będzie

bardzo ryzykowna. A gdyby wpadli w następną pułapkę... Coż, mieli marne szanse.

- Ile nam zajmie lot na Tatooine?

- Jakieś trzydzieści sześć godzin. A czemu akurat tam?

No właśnie, dlaczego? - pomyślał z roztargnieniem Dash. Tatooine była zapyziałym

zadkiem galaktyki. Mimo to...

- ... tam mieszka Kerlew, a on zna te silniki na wylot. Nie mowiąc o tym, że

jest jedynym mechanikiem, ktoremu ufam na tyle, żeby pozwolić mu grzebać w

bebechach „Outridera".

- Ech, wy, ludzie - westchnął Eaden. Jesteście tacy sentymentalni...

- Są głupi, ot co - dołożył swoje trzy kredyty Leebo przez interkom. - Zakładam,

że wiesz, że będziesz musiał wysłać ładunek na Nal Hutta na innym statku, co

oznacza, że będziemy się musieli podzielić naszą dolą z jakimś innym kosmicznym

łazęgą. To znaczy... właściwie nie wiadomo, czy zostaną nam jakieś kredyty na

zreperowanie tej ba...

Dash uciszył wywod droida, zamykając kanał.

- Na co jeszcze czekasz? - spytał Eadena. - Bierzemy kurs na Tatooine.

ROZDZIAŁ 4

Zła wiadomość była taka, że „Outrider" będzie musiał trochę pogrzać dok. Gorsza

- że naprawa będzie ich słono kosztować, a ponieważ musieli się liczyć z

koniecznością zlecenia dostarczenia ładunku kapitanowi innego statku, mogło się

okazać, że na tym interesie nic nie zarobią. Poza tym zdawali sobie sprawę, że w

Mos Eisley nie będzie im łatwo znaleźć kogoś, kto: a) jest godny zaufania, b)

potrzebuje szybkiej gotowki i c) zgodzi się przewieźć na Nal Hutta ładunek w

niezbyt sprzyjających okolicznościach, gdyż doszło tam do niesnasek między

klanami Jiliac i Besadii. W głownej mierze odpowiadał za nie wiecznie knujący za

plecami swoich ziomkow Jabba.

Aby znaleźć kogoś takiego, Dash i Eaden zostawili statek na lądowisku dziewięć

dwa za aleją Pilotow i ruszyli do kantyny

Chalmuna, położonej w pobliżu placu Kernera. Tak naprawdę niewielu mowiło o tym

miejscu jako o kantynie Chalmuna. Większość nazywała je po prostu kantyną albo

Strona 7

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

tą kantyną w Mos Eisley, z naciskiem na słowko „ta". W mieście były oczywiście

inne knajpy, ale lokal prowadzony przez Chalmuna był największy i najłatwiej

było się w nim wtopić w tłum, co - szczegolnie kiedy prowadziło się nie do końca

legalne interesy - było zdecydowanie korzystne. Chalmun miał u siebie do wyboru,

do koloru boksow i niewielkich pokoikow na tyłach knajpy, idealnie nadających

się do dobijania targow z dala od wścibskich oczu i uszu. Zapobiegawczy Wookie

zadbał też o tylne wyjście i podziemne przejście awaryjne - w razie gdyby jego

klienci musieli się salwować nagłą ucieczką.

Kiedy razem z Eadenem weszli z korytarza kantyny do głownej, hałaśliwej sali,

Dash nie był w zbyt dobrym nastroju, ale dzielnie przykleił na twarz fałszywy

uśmiech i omiotł wzrokiem tłum bywalcow w poszukiwaniu znajomych twarzy. Owszem,

rozpoznał sporo osob, ale niewielu z nich było pilotami - i to na dodatek

takimi, ktorym odważyłby się powierzyć swoj ładunek. W istocie znaczną część

klienteli stanowili podstarzali piloci wyścigowi, w większości rozpoznawalni

dzięki rożnym honorowym odznakom - ktore, między innymi, uprawniały ich do

darmowych drinkow.

- Wygląda na to, że w mieście odbywa się akurat jakiś zjazd czy coś - mruknął. -

Ty weź lewą stronę sali, a ja zajmę się prawą. Sprobujemy pociągnąć kilka osob

za języki i sprawdzimy, czy ktoś nie rozgląda się za szybką robotą.

Nautolanin wbił w niego urażone spojrzenie.

- Nie zamierzam nikogo... jak to się nazywa? Ciągnąć za język. Ani za nic

innego.

Mimo długich miesięcy pracy ze swoim nautolańskim nawigatorem Dash wciąż jeszcze

uczył się kolejnych rzeczy, ktore - zdaniem Eadena - były poniżej jego godności.

- Wiesz w ogole, co to znaczy? - Westchnął ciężko.

- Cokolwiek znaczy, nie zamierzam tego robić - oznajmił kategorycznie Eaden. -

Mogę podpytać potencjalnych kandydatow, czy nie szukają ładunku do transportu i

czy nie zgodziliby się zabrać towaru na Nal Hutta. To wszystko.

Dash przeczesał palcami czuprynę i znow westchnął. Pewnie tłumaczenie Eadenowi

frazeologicznej definicji zwrotu „ciągnąć za język" nie było zbyt dobrym

pomysłem.

- No dobra, niech ci będzie. W takim razie upewnijmy się, że obaj jesteśmy na

tym samym gwiezdnym szlaku, jeśli chodzi o to, czego szukamy.

Eaden posłał mu kolejne nieprzeniknione spojrzenie.

- Mowiłeś, wolnych od zobowiązań i łasych na szybką kasę?

- I godnych zaufania - dopowiedział Dash. - Nie zapominaj

o tym. I tak już jesteśmy wystarczająco umoczeni, skoro pewnie nic na tym nie

zyskamy. Jeśli powierzymy ten transport komuś, kto nas wkopie...

Eaden rozejrzał się po klientach kantyny, a potem znow spojrzał na Dasha i

mrugnął dobitnie obydwiema parami powiek - tak gwałtownie, że dało się słyszeć

wyraźne mlaśnięcie. Rendar znał Nautolanina na tyle dobrze, żeby rozpoznać ten

gest jako odpowiednik ludzkiego ironicznego podniesienia brwi.

- W porządeczku - podsumował. - A teraz znajdźmy transport.

I w miarę uczciwego pilota.

Eaden ruszył powoli przed siebie z ospałym wdziękiem charakterystycznym dla jego

rasy, pozostawiając Dashowi jego zadanie zlustrowania drugiej części

pomieszczenia. Między stolikami zajętymi przez klientelę stało kilka grupek

stałych bywalcow; inni zajmowali ogrodzone boksy, zapewniające większą

prywatność. Dash dobrze wiedział, że niegrzecznie - i niebezpiecznie - byłoby

wtykać nos w te ciasne, ciemne loże, ale zawsze mogł swobodnie zagadnąć istoty

stłoczone w ogolnodostępnej przestrzeni i liczyć na to, że ci zajmujący boksy go

dostrzegą.

Podjął więc niespieszną wędrowkę między klientelą starając się podchwycić

spojrzenia jak największej liczby osob; kiedy był mniej więcej w połowie sali,

namierzył znajomą twarz. Sullustanin Dwanar Gher także go zobaczył i gestem

zaprosił do stolika. Oprocz niego siedzieli przy nim nieznany mu Toydarianin i

kobieta, ktorą - ku swojemu rozczarowaniu - natychmiast rozpoznał. Nazywała się

Nanika Senoj; kiedyś coś ich łączyło. Na jej widok stanął jak wryty,

przytłoczony falą wspomnień. Nadal wyglądała olśniewająco, nie mogł temu

zaprzeczyć; jej miedzianorude, przetykane ciemnoczerwonymi pasemkami włosy,

mlecznobiała cera i wielkie brązowe oczy wciąż robiły na nim wielkie wrażenie.

Dash znał jąjednak aż za dobrze i wiedział, jaka jest ambitna i narwana.

Nieważne, gdzie była czy co robiła - ani z kim była - w dzień czy w noc, na

jawie czy we śnie, musiała zawsze dać z siebie wszystko... i dostać wszystko.

Na jej widok, siedzącej tutaj i uśmiechającej się do niego znad opartej o

podbrodek pięści, miał ochotę wymamrotać nieskładne przeprosiny i się wycofać.

Tak byłoby najlepiej. Mimo to interesy nagliły - i obowiązek wziął gorę nad

rozsądkiem.

Strona 8

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Cześć, Nani - wykrztusił, kiedy wreszcie się opamiętał. - Jak forma w prożni?

- Nie narzekam - odparła z promiennym uśmiechem. - No, może poza faktem, że

trochę tam zimno, kiedy nie ma się u boku ciepłego ciałka, do ktorego można by

się przytulić - dodała z błyskiem w oku. Kątem oka Dash zauważył, że Gher

odwraca wzrok, żeby ukryć szeroki uśmiech.

- Nie wciskaj mi takich bancich plackow - rzucił, unosząc brew. - Widzę, że

trzymasz rękę na pulsie, słoneczko? Leebo informuje mnie na bieżąco.

- Leebo? - Nanika spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. - Wierzysz temu

rozsiewającemu plotki droidowi? Ja nigdy nie pozwoliłabym mojemu robotowi

rozgłaszać podobnych głupot, nieważne, kto go zaprogramował. A tym bardziej

takich durnych, złośliwych plotek! Jeśli o mnie chodzi, stary...

- Spoko - wszedł jej w słowo Dash i przeniosł wzrok na Sullustanina. - Witaj,

Dwanarze. Jak żyjesz?

Sullustanin uśmiechnął się do niego.

- Moj wspolnik - kiwnął głową w stronę pulchnego Toydarianina, ktorego skrzydła,

zdaniem Dasha, nie pozwoliłyby mu się unieść na więcej niż dziesięć metrow nad

ziemię, zanim ich właściciel nie padłby na nią trupem z wyczerpania - szuka

właśnie pilota do nieźle płatnej roboty.

Serce Dasha natychmiast zabiło szybciej. Przez chwilę słowa „nieźle płatna

robota" sprawiły, że zapomniał, czego sam szuka. Kiedy się opamiętał, pokręcił

głową.

- Z chęcią bym skorzystał, Dwanarze, ale chwilowo, hm... Coż, „Outrider" jest

uziemiony. Jeśli mam być szczery, sam szukam właśnie kogoś, kto przewiozłby mi

ładunek na Nal Hutta.

Gher prychnął lekceważąco.

- A jeśli ja mam być szczery, staram się ostatnio trzymać z dala od interesow

Huttow. Wiesz, jak wygląda sytuacja z klanami.

Nani uparcie milczała; upiła łyk ze swojej szklanki i łypnęła na Dasha znad jej

brzegu. Gdyby wzrok mogł ranić, Rendar musiałby niebawem pilnować swoich

interesow z czeluści zbiornika z bactą.

- Nie da rady - wycedził Toydarianin, przypatrując się Dashowi z otwartą

nienawiścią - Marnujesz moj czas, Gherze. Obiecałeś, że znajdziesz mi pilota,

ktory podejmie się...

- I spełnię swoją obietnicę - wszedł mu w słowo Sullustanin, posyłając mu

uspokajające spojrzenie. - Cierpliwości, Unko...

- Łatwo ci mowić - warknął jego towarzysz. - To nie ty tracisz tysiąc pięćset

kredytow na godzinę!

- Dlaczego nie mielibyście wziąć z Nani tej pracy? - spytał Dash.

- Mamy teraz inną robotę, a Unko potrzebuje kogoś, kto będzie mogł wystartować

natychmiast.

- Coż, w takim razie chyba ma rację. - Dash westchnął. - Rozmowa ze mną to

strata czasu. Nigdzie się nie wybieram. - Zasalutował im niedbale i wrocił do

przepatrywania klienteli, głowiąc się nad tym, co powiedział Gher. Jeśli nawet

Toydarianin płacił komuś za znalezienie pilota i statku, sytuacja nie wyglądała

rożowo.

I rzeczywiście - jego poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. Każdy był

albo zajęty, albo niezbyt chętny na wycieczkę do przestrzeni Huttow, albo chciał

za kurs zbyt dużo. Stanowczo zbyt dużo. Dotarł na tyły sali, odwrocił się i

obrzucił wzrokiem bar; czuł się odrobinę przybity. Skoro do tej pory Eaden się z

nim nie skontaktował, znaczyło to, że nie powiodło mu się lepiej niż jemu

samemu.

Coż, w takim układzie nie zaszkodzi się napić, uznał - pod warunkiem oczywiście,

że zdoła się przepchać przez tłum podstarzałych pilotow ścigaczy, otaczających

bar szczelnym wianuszkiem i wymieniających się historyjkami o dniach minionej

chwały.

Pomyślał ponuro, że wolałby sczeznąć i zgnić, niż na starość skończyć tak jak ci

tutaj i za najbardziej ekscytującą rzecz w perspektywie mieć rozpamiętywanie bez

przerwy chwalebnej, przebrzmiałej przeszłości.

Kiedy wreszcie udało mu się dotrzeć do lady, z zaskoczeniem zobaczył, że za

barem stoi dziś sam Chal. Zwykle Wookie pracował w swoim biurze, podczas gdy

obsługą klienteli zajmował się jego personel. Zaraz sobie jednak przypomniał, że

Chalmun jest wielkim fanem zawodow ścigaczy - co wyjaśniało jego obecność za

barem, skoro knajpa była dziś pełna pilotow. Wookie wsłuchiwał się właśnie w

kłotnię dwojki starych dziwakow, spierających się o jakąś głupią zasadę

dotyczącą zawodow; wydawał się wniebowzięty.

- Cześć, Chalu. Dostanę drinka czy będę musiał sobie załatwić jedną z tych

kosmicznych plakietek? - zagadnął.

Wookie podniosł na niego wzrok, wydał z siebie radosny pomruk, pochylił się nad

Strona 9

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

ladą i poklepał Dasha przyjacielsko po plecach, niemal zwalając go przy tym z

nog.

- Whiiinu dasallal - spytał. W shyriiwooku znaczyło to: „Czym mogę służyć"?

- Koreliańskie ale - poprosił Dash. - A przy okazji, masz może kogoś z pustą

ładownią kto szuka szybkiego zlecenia? - Prześlizgiwał się wzrokiem po twarzach

wokoł baru.

Chal postawił przed Dashem jego ale i zaryczał potwierdzająco. W ciągu wielu lat

Rendar osłuchał się na tyle z językiem tych potężnych futrzakow, że zwykle

trafnie odczytywał znaczenie ich mowy, chociaż często miewał problemy z

odpowiednią interpretacją modulacji głosu. Shyriiwook był językiem tonalnym, co

oznaczało, że intonacja miała w nim kluczowe znaczenie. W zależności od niuansow

fonologicznych to samo wyrażenie mogło oznaczać zarowno: „Czuję się

zaszczycony/a twoją obecnością", jak i: „Cuchniesz jak zdechły dewback".

Tym razem jednak Rendar był pewien znaczenia odpowiedzi Wookiego, zaakcentowanej

machnięciem włochatej głowy w bliżej nieokreślonym kierunku.

- Serio? - ożywił się. - Gdzie?

W odpowiedzi Chalmun wskazał niewielki boks po przeciwnej stronie estrady, w

pobliżu tylnego wyjścia. Był tam tylko jeden stolik; Dash nie widział siedzącej

przy nim osoby, oprocz trzymającej szklankę ręki na stole. Wokoł stało już kilka

oprożnionych naczyń.

- Dzięki, Chalu. - Wziął swoje ale, upił łyk i skierował się do boksu w rogu

sali. Mogłby przysiąc, że kiedy się odwrocił, usłyszał rozbawione parsknięcie,

ale kiedy obejrzał się przez ramię, Wookie był bez reszty pochłonięty

przygotowywaniem drinkow.

Kiedy mijał drzwi wejściowe, wpadł na Kubaza, ktory nagabywał właśnie zespoł,

żeby się szybciej ogarnęli i zaczęli wreszcie grać. Dash zatoczył się, ale - o

dziwo - nie uronił ani kropelki swojego ale, więc kiedy dotarł do boksu,

uśmiechał się od ucha do ucha.

Uśmiech ten zniknął jednak bez śladu, jak tylko rozpoznał osobę siedzącą za

stołem.

- A niech to Sith kopnie! To ty!

Han Solo spojrzał na Dasha znad swojego drinka; minęła chwila, zanim udało mu

się skupić na nim wzrok.

- Hej, mnie też jest miło. Czy to tak wita się starego kumpla?

- Starego kumpla?! - wybuchnął Rendar. - Jaja sobie robisz? Słyszałem te

wszystkie bzdury, ktore rozpowiadasz o mnie i o moim statku za moimi plecami w

każdym kosmoporcie. Poza tym, o ile dobrze pamiętam, ostatnim razem, kiedy się

widzieliśmy, przywaliłeś mi w łeb!

- Hej, spokojnie. Byłem trochę... wcięty.

Dash spojrzał znacząco na puste szklanki zastawiające blat.

- Nie tak jak teraz, co?

- Racja. Nie jestem wcięty. Jeszcze nie. Ale daj mi trochę czasu. Szybko to

naprawię.

Dash zmarszczył czoło i usiadł naprzeciwko Solo.

- Co jest grane? I gdzie Chewie? - Do głowy przyszła mu niepokojąca myśl;

wyprostował się i spojrzał na Hana badawczo. - Wszystko u niego w porządku,

prawda?

Solo machnął lekceważąco ręką.

- Ta-a. No, może poza tym, że został ojcem. Jest na Kashyyyku z Mallą i ich

synem.

- O, proszę. Jak mu dali na imię?

- Lump... Lumparrwa... Lumpawarrump.

- Lumpa-co?

- Ta-a, też mam z tym czasem problemy.

- Czyli Chewbacca jest w domu z rodziną a ty zalewasz się w trupa u Chala?

Han spojrzał na niego ze świętym oburzeniem.

- Rerak... relaksuję się.

- A więc wy, ludzie, tak nazywacie ten stan? Zawsze mnie to ciekawiło - odezwał

się Eaden Vrill, stając w. progu boksu z ręką pozornie niedbale zatkniętą za pas

z bronią.

Han uśmiechnął się do niego szeroko.

- Vrill, stary druhu! Dobrze się widzieć! Widzę, że wciąż bujasz się z

frajerami?

- Na to wygląda. - Eaden przeniosł spojrzenie na Dasha. - Jak idzie?

- Nijak. - Dash westchnął, ale zaraz zerknął z namysłem na Hana. - Chyba że... -

Skoro Solo był taki wyluzowany, znaczyło to najprawdopodobniej, że jest przy

kasie. Jeśli Dash dobrze kombinował, może udałoby mu się go trochę naciągnąć...

Chociaż na tyle, żeby zdołał naprawić „Outridera" bez konieczności wynajmowania

Strona 10

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

innego statku.

- Jak idzie z czym? - zainteresował się Han.

- Hm, stary, nie masz przypadkiem ochoty pożyczyć mi kilku kredytow?

Han ostentacyjnie nadstawił ucha i zmarszczył brwi.

- Chwileczkę. Czyja dobrze słyszę? Prosisz mnie o przysługę? Nie, jeszcze

lepiej... prosisz mnie o pieniądze? A niech mnie!

Dash zacisnął zęby i zmusił się do zachowania spokoju.

- Czy nie możemy przez chwilę porozmawiać poważnie? „Outrider" jest uziemiony, a

ja mam w ładowni towar, ktory muszę jak najszybciej dostarczyć na Nal Hutta.

- Uch - stęknął Han, poważniejąc. - Co się stało twojej łajbie?

- Spalony hipernapęd. Doszczętnie.

- Obydwa silniki? Jak ci się to udało?

- Wpadliśmy na Imperialnych na Trasie na Kessel. Mało brakowało, żeby nas

zestrzelili, potem prawie wpadliśmy na planetoidę i o mały włos nie wessała nas

Otchłań. Wyszliśmy z tego cało, ale spaliliśmy silniki. Tak to w skrocie

wygląda.

Han wyprostował się i pochylił w stronę Dasha.

- Zaraz, zaraz, nie tak szybko. - Zerknął na Eadena. - To jakiś żart? Nabijacie

się ze mnie?

- Chciałbym, żeby tak było, ale to prawda. Mało brakowało, a by nas tu nie było.

Han opadł na oparcie siedzenia i upił długi łyk.

- No, no. Wygląda na to, że naprawdę mieliście niezły fart.

- Ta-a - mruknął smętnie Dash. - Pomijając fakt, że utknąłem w tej dziurze z

zepsutym statkiem i ładunkiem, ktory muszę dostarczyć na Nal Hutta. - Oparł

łokcie na stole i pochylił się w stronę Hana, przywołując na twarz swoją

najbardziej rozbrajającą minę (na jego matkę ta sztuczka zawsze działała). -

Potrzebuję tylko tyle, żeby naprawić silniki...

- Nawet jeśli Kerlew da ci sporą zniżkę, będzie cię to słono kosztować -

zauważył Han. - Więcej niż mam. Sądzisz, że siedziałbym tutaj, gdybym miał

zlecenie... zlecenie?

Coż, wszystko wskazywało na to, że jego matka była wyjątkiem.

- Tylko kilka kredytow, żeby...

Eaden wypuścił głośno powietrze i przerwał mu:

- Jeśli mogę się wtrącić... Mamy ładunek. Han ma statek. Nabywca ma kredyty,

ktorych potrzebujemy, żeby zdobyć statek. Czy mam powtorzyć?

Dash spojrzał na Hana, a Han - na Dasha. Han Solo był ostatnią osobą w

galaktyce, ktorej Dash Rendar powierzyłby przewiezienie swojego ładunku na Nal

Hutta, ale...

Na twarz Hana powoli wypełzł krzywy uśmieszek.

- Ha! Wygląda na to, że jestem ci potrzebny!

Dash zerwał się od stołu tak szybko, że jeszcze trochę, a wszedłby na orbitę.

- Zapomnij! Nie potrzebuję ta... - Urwał, bo poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.

- Ci, ktorzy unoszą się dumą, zwykle spadają na dno długo i boleśnie - zauważył

refleksyjnie Eaden, po czym spojrzał na Solo. - Ile byś sobie policzył za

przewiezienie pełnego ładunku na Nal Hutta... i kilku rzeczy na Nar Shaddaa?

Han obliczał przez chwilę w myśli.

- Czterdzieści procent - ocenił wreszcie.

Dash, ktory zdążył już usiąść, zerwał się znow na rowne nogi i oparł na stole

zaciśnięte pięści.

- To rozboj w biały dzień! - wołał z oburzeniem.

- To interes - odrzekł spokojnie Han, ale Rendar kontynuował swoją tyradę:

- To kradzież! To... auu! - Eaden zacisnął ostrzegawczo silne palce na ramieniu

partnera i zaproponował:

- Dwadzieścia procent.

- Powinienem cię udusić tymi twoimi mackami - wycedził Dash przez zaciśnięte

zęby.

- Trzydzieści pięć - rzucił Han, znow doprowadzając Dasha do furii.

- Ratując ten ładunek, o mało nie zginęliśmy! Uniknęliśmy rozpylenia na atomy

przez Imperium! Ocaliliśmy go przed wessaniem w Otchłań! Innymi słowy, drogi

kolego, odwaliliśmy całą czarną robotę! A ty miałbyś teraz zgarnąć całą kasę?

Niedoczekanie!

Han otworzył szeroko oczy, zrobił najbardziej niewinną minę, na jaką go było

stać, i wzruszył ramionami.

- Dobra już, dobra. Wyluzuj, co? Znaj moje dobre serce: trzydzieści i dostarczam

całość na Nar Shaddaa.

- Dwadzieścia pięć - nie ustępował Eaden. - i dostarczasz ładunek na Nal Hutta.

- Ej, jeśli pokażę się teraz na Nal Hutta, ryzykuję własne życie! -

zaprotestował Han. - Na wypadek gdybyście nie zauważyli, jest tam ostatnio

Strona 11

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

ciut... gorąco. No wiesz, te zabojstwa i inne niefajne akcje... Poza tym

słyszałem, że Jabba jest nie w sosie. Chodzą słuchy, że ktoś mu puścił cały

ładunek przyprawy. - Poskrobał palcem niewidoczną plamkę na szklance. -

Dwadzieścia siedem.

- Dobra - przystał Eaden, z determinacją zmuszając przyjaciela, żeby wreszcie

usiadł. Dash w końcu się poddał i zwiesił z rezygnacją głowę, a Han wyszczerzył

zęby w promiennym uśmiechu.

- Świetnie. Gdzie trzymasz tę starą balię?

Dash zazgrzytał zębami.

- Ta... balia ma imię. Nazywa się „Outrider". I nie jest wcale stara. Poza tym

to nie balia, tylko statek. Tam gdzie zwykle, na lądowisku dziewięć dwa. Kiedy

możesz lecieć?

- Jak tylko załadujecie towar.

- My załadujemy?

Han wstał i jednym haustem dokończył swojego drinka.

- A na co liczyłeś? Gdybyście wyskubali te marne trzydzieści procent, z radością

pomogłbym wam w przeładunku, ale chwilowo, w przeciwieństwie do ciebie, nie mam

pomocnika, więc chyba nie mamy o czym rozmawiać. Jeśli nie masz nic przeciw" ko,

pojdę przygotować „Sokoła" do startu. Ładownie są pełne, zgadza się?

- Ta-a.

- Hm, to nie powinno być problemem. Na „Sokole" spokojnie zmieścicie wszystko i

jeszcze powinno zostać trochę miejsca. Do zobaczenia wkrotce na lądowisku,

chłopaki. - Zasalutował im niedbale, odwzajemnił lekki ukłon Eadena i odszedł,

pogwizdując pod nosem.

Dash przez chwilę patrzył w ślad za nim, po czym spojrzał z ukosa na swojego

towarzysza.

- Muszę przyznać, że masz nerwy z durastali, stary. Ja bym ustąpił przy

trzydziestu.

- I właśnie dlatego każdy z nas zajmuje się tym, czym się zajmuje - odparł

spokojnie Nautolanin. - Wiedziałem, że zejdzie niżej. - Na podkreślenie swoich

słow wyprężył kilka macek.

- Czy nie wspominałeś mi kiedyś przypadkiem, że empatyczne sztuczki nie zawsze

działają poza wodą?

Eaden odpowiedział mu nautolańską wersją wzruszenia ramion, podnosząc lekko

skroniowe macki.

- Co mogę powiedzieć? Chyba ubiliśmy dobry interes.

ROZDZIAŁ 5

- Nie denerwujesz się? Ani trochę?

- Nie.

Javul Charn poprawiła pas z bronią i przejrzała się w lustrze w swoim

apartamencie na pokładzie „Serca Nowej". Szeroki pas miał kilka kieszonek

zawierających pociski ogłuszające, zwoj mocnej linki, rozpraszacz o ograniczonym

zasięgu i kilka innych „ustrojstw", jak pogardliwie nazywała je Dara. Całość

wieńczyły zmodyfikowany blaster DH-17 w kaburze na jednym biodrze i wibronoż w

pochwie na drugim. Obcisły syntjedwabny kombinezon pod spodem sprawiał wrażenie

warstwy farby nałożonej bezpośrednio na ciało.

Wyglądasz groźnie, powtorzyła sobie w myśli Javul. Wyglądasz jak ktoś, z kim

lepiej nie zadzierać.

W głębi duszy miała jednak ponurą pewność, że - nieważne, ile razy będzie

starała przekonać siebie samą że jest inaczej - w rzeczywistości wygląda mniej

więcej tak groźnie, jak koreliański spukamas. Miała cichą nadzieję, że

przynajmniej jej głos brzmi przekonująco.

Kendara przyjrzała się z uznaniem jej odbiciu w lustrze.

- Zdumiewasz mnie, moja droga. Jeśli o mnie chodzi, to czuję się nieco niepewnie

na myśl o tym, że mam wejść do speluny pełnej złodziei, z ktorych pewnie co

najmniej połowę znam osobiście. Co będzie, jeśli ktoś cię rozpozna?

- Opowiem mu po prostu, jakie to dla mnie ekscytujące przeżycie - stwierdziła

lekko Javul z niewinną miną. - I jak bardzo niecodzienne. I że zawsze chciałam

spotkać prawdziwego pirata.

Dara podniosła dłoń.

- Wybacz, ale korzystając z okazji, stwierdzam, że jesteś bardziej niż odrobinę

szurnięta.

Javul parsknęła śmiechem.

- Nie jestem szurnięta, tylko ekscentryczna! Wszyscy celebryci są ekscentrykami,

a ja jestem po prostu, hm, nieco dziwniejsza niż większość. Tak mi się zdaje. -

I bardzo przerażona, dodała w myśli. A rzeczą ktora przerażała ją najbardziej,

wcale nie była „pełna złodziei speluna" Dary. - Poza tym - dodała rezolutnie -

zapomniałaś o mojej oficjalnej biografii. Urodziłam się w mrocznych slumsach

Strona 12

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Coruscant i dorastałam w otoczeniu groźnych gangow, terroryzujących całą

okolicę.

- Co jest w rzeczywistości wierutnym poodoo - podsumowała Dara. - Jeśli mam być

szczera, to jestem urażona faktem, że twoj spec od PR-u uznał slumsy Imperial

Center za miejsce przyzwoitsze od Tatooine.

Javul uśmiechnęła się do przyjaciołki promiennie.

- Nie przyzwoitsze, tylko bardziej inspirujące. I bardziej niebezpieczne.

Dara prychnęła z pogardą.

- To zależy od punktu widzenia.

Javul ukryła swoje lśniące, srebrzyste włosy pod jaskrawoturkusowym turbanem.

- Czas rozpocząć polowanie na ochroniarzy.

Chociaż wydawało się to niemożliwe, wieści o stanie „Outridera" były gorsze, niż

przypuszczali. Części silnikow były nie tylko spalone na skwarki; zniszczona

została także ich obudowa. Koszt naprawy znacznie by nadwerężył ich budżet i

pochłonął lwią części wynagrodzenia za zlecenie, nawet gdyby zatrzymali całość

dla siebie. A że musieli zapłacić Hanowi, oznaczało to, że wyjdą w najlepszym

razie na zero. Okazało się też, że opłata za dokowanie wynosiła więcej, niż Dash

zdołał wyskrobać ze swojego konta.

Kerlew, także Korelianin, był przyzwoitym facetem i nawet zgodził się zacząć

naprawę na kredyt - w wolnej chwili - ale Dash wiedział, że jego zaufanie

wyparuje bez śladu, jeśli nie zapłacą za dokowanie. Musieli znaleźć jakąś

robotę, byle co, byle szybko.

Odesławszy więc Hana na Nal Hutta, Dash i Eaden zaglądali dzień w dzień do

kantyny Chalmuna, a także do innych knajp, w ktorych bywali piloci, szukając

właściciela statku, ktory potrzebowałby załogi.

Trzeciego dnia Dash natknął się znow na Dwanara Ghera i jego uroczą towarzyszkę

przy ich ulubionym stoliku w kantynie.

- O, zmieniłeś branżę? - spytał Dwanara.

Sullustanin zamrugał nieprzytomnie, co w wykonaniu istoty o oczach wielkości jaj

popiołanioła wyglądało naprawdę imponująco.

- Co masz na myśli? - spytał podejrzliwie.

- Kiedy widzieliśmy się ostatnio, robiłeś za błazna tego toydariańskiego

typka... jak mu tam?

- Unko.

- A, tak. Unko. Coś wtedy przebąkiwałeś o niemożności dostarczenia jego gratow

tam, dokąd chciał je przewieźć...

Nanika przewrociła oczami.

- Nie tyle nie mogliśmy, ile nie chcieliśmy mu pomoc - stwierdziła kwaśno. -

Nalegał, żebyśmy przeszmuglowali mu jakąś kontrabandę na Imperial Center, a

ostatnio interesuje się nami Imperialne Biuro Bezpieczeństwa.

- Serio? Co zbroiliście?

Nanika i Dwanar wymienili spojrzenia.

- Jesteśmy podejrzani o pomoc w odbiciu kilku poszukiwanych przestępcow. - Senoj

wzruszyła ramionami.

- To po cholerę się w to wpakowaliście?

- A kto mowi, że się w to wpakowaliśmy? - Uśmiechnęła się do niego łobuzersko.

Dash znał tę minę wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że to blef.

- Czy wasz przyjaciel nadal szuka statku? - spytał; w głowie kiełkował mu pewien

pomysł.

- Z tego, co wiem, to tak - przyznała Nanika.

- No coż, tak sobie pomyślałem, że skoro ja nie mam z Imperialnymi na pieńku,

może mogłbym pożyczyć od was statek i zrobić dla niego ten kurs? Ma się

rozumieć, podzielilibyśmy się dolą...

Nanika roześmiała się na całe gardło.

- Daj spokoj, Dash! Jeszcze mi nie odbiło. Za nic w galaktyce nie dałabym ci

pilotować mojego statku w imperialnej przestrzeni. Znajątam mnie i znają

„Urwisa". Może Dwanar da ci popilotować swoją krypę...

- Nikt nie będzie nigdzie latał moim statkiem - burknął Sullustanin. - A

zwłaszcza ty.

Dash z trudem powstrzymał gniew.

- Słuchaj no, jako pilot jestem...

- Jako pilot - wszedł mu bez pardonu w słowo Dwanar - jesteś znany z tego, że

zbyt często ryzykujesz, i to w sposob wybitnie głupi nawet jak na Korelianina.

Nie będziesz się bawił moim statkiem w „stary rankor mocno śpi", co to, to nie.

Coż, to by było na tyle, pomyślał smętnie Dash. Spędziwszy w kantynie Chalmuna

jeszcze godzinę bez większych efektow, podszedł do baru i zamowił sobie

koreliańską whisky - na ktorą właściwie nie powinien sobie pozwalać, zważywszy

na wątły stan jego funduszy. Kiedy skończył pierwszą kupił drugą i właśnie

Strona 13

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

zaczynał się wprowadzać w błogi nastroj użalania się nad sobą, kiedy dotarło

do niego, że rodiański barman coś do niego mowi.

- Czego? - warknął niechętnie. - Przecież zapłaciłem, wyłupiastooki.

- Hej! Trochę kultury, rożowoskory! - odgryzł się Rodianin. Nic ci nie zrobiłem.

Wręcz przeciwnie, probuję ci zrobić przysługę. Szukasz zlecenia, zgadza się?

- Tak. A o co chodzi?

- Hm, wygląda na to, że zlecenie właśnie cię znalazło.

Dash przetrzeźwiał z prędkością nadświetlną.

Gdzie?

Rodianin wskazał coś za jego plecami. Kiedy Dash spojrzał w tym kierunku,

zobaczył ten sam boks, w ktorym zaledwie kilka dni temu rozmawiał z Hanem Solo.

Przymknął oczy, przytłoczony wrażeniem deja vu. Equani mieli na to specjalne

określenie, przypomniał sobie i zmarszczył czoło, szukając w pamięci zapomnianej

nazwy. Ach, tak: ceno-ka. Hm, może nie powinien już więcej pić? Czyżby trafił w

jakąś obłędną pętlę czasu i miał spędzić resztę swoich dni w lokalu Chalmuna? No

dobra, uznał ze znużeniem. Przełknął resztki whisky, podziękował Rodianinowi i

ruszył do trefnego boksu.

Kiedy do niego dotarł, zauważył, że tym razem siedzą w nim dwie osoby. Kobiety.

Dwie młode kobiety. Dwie młode, niezwykle piękne kobiety, wpatrujące się w niego

z oczekiwaniem. Jedna z nich miała krociutko przystrzyżone, postawione na żel,

przypominające kolce włosy w rożnych odcieniach rudości, druga nosiła na głowie

jaskrawoturkusowy turban.

Uśmiechnął się promiennie.

- Miłe panie! - Ukłonił się teatralnie. - Kendo, moj przyjaciel za barem,

twierdzi, że szukają panie pilota...

Kobiety spojrzały po sobie, podnosząc jednocześnie podkreślone lśniącym

makijażem brwi.

- Nie do końca - odezwała się ta w turbanie. - Jeśli chodzi o ścisłość, szukamy

ochroniarza.

Jak zwykle, Dashowi zabrało dobrą chwilę, zanim jego mozg ocknął się z miłego

odrętwienia i przeanalizował informację.

- Ochroniarza - bąknął połprzytomnie. - Hm, miłe panie... jestem pilotem, i to,

nieskromnie mowiąc, cholernie dobrym. Nie podejmu...

- A my cholernie dobrze płacimy - weszła mu bezceremonialnie w słowo ruda z

kolcami. - Stawka nie gra roli.

Dashowi sporo czasu zajęło przetrawienie tych czterech słow. Coż, może i dla

tych dam pieniądze nie grały roli, ale dla niego -jak najbardziej. Klapnął

ciężko na siedzenie i przyjrzał się krytycznie swoim - być może - przyszłym

pracodawczyniom. Obie nosiły pryzmatyczne soczewki, zmieniające cyklicznie barwę

ich tęczowek, więc nie mogł jednoznacznie określić koloru ich oczu - tak samo

jak nie potrafił rozszyfrować ich obojętnych min.

Kamuflaż, podpowiedział mu instynkt. Laski działają incognito. Ale dlaczego?

Coż, prawdopodobnie kluczem do tej zagadki była przyczyna, dla ktorej szukały

ochrony.

- Zamieniam się w słuch. - Westchnął. - O co dokładnie chodzi?

Kobiety znow wymieniły spojrzenia. Kolczasta pochyliła się w jego stronę i

oparła łokcie na stole.

- O to - zaczęła - że tu obecną moją szefową prześladuje pewien natręt. Całkiem

możliwe, że to nic poważnego, po prostu nadgorliwy fan, ale wolałybyśmy nie

ryzykować. Potrzebujemy kogoś, kto będzie miał na nią oko. - Kiwnęła głową w

stronę towarzyszki; Dash przeniosł wzrok na jej koleżankę.

- Nadgorliwy fan? Czy ja powinienem cię znać?

- Jeśli nie jesteś wieśniakiem z najbardziej zapyziałego zadupia galaktyki... -

zaczęła Kolczasta.

- Moja przyjaciołka trochę przesadza - przerwała jej Turban, uśmiechając się na

wpoł zalotnie, na wpoł wstydliwie.

- Zdradzisz mi swoją tożsamość? - spytał Dash.

- Hm, jeśli weźmiesz tę robotę, chyba nie będę miała innego wyjścia.

Rendar nie potrafił stwierdzić, czy nieznajoma mowi poważnie, czy żartuje. Coż,

tak czy siak, chciał się dowiedzieć więcej.

- No dobra. Jakieś szczegoły? Jak miałaby wyglądać ta praca?

- Chodzi głownie o chronienie mnie na pokładzie mojego jachtu... I na terenie

wszystkich docelowych kosmoportow. Wszędzie, gdzie trafię. Ta... osoba... dała

mi do zrozumienia, że potrafi bez trudu przeniknąć do mojego otoczenia, więc ty

także musiałbyś zawsze trzymać się blisko mnie.

- Coż, słoneczko, myślę, że nie będzie problemu. - Dash obdarzył ją szelmowskim

uśmiechem.

- Bardzo blisko nie znaczy za blisko - uściśliła zjadliwie Kolczasta.

Strona 14

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Coż, to się zawsze może zmienić, stwierdził w duchu Dash, nie przestając się

uśmiechać.

- W normalnych okolicznościach - westchnął ostentacyjnie - nie byłbym

zainteresowany taką fuchą. Jestem pilotem. Niestety, tak się składa, że moj

statek jest chwilowo uziemiony, więc nie mam specjalnie wyjścia, dopoki nie

zostanie naprawiony, a to najprawdopodobniej zajmie dobrą chwilę.

- Jak długo? - spytała Kolczasta.

- Coż, jestem elastyczny. - Dash znow błysnął zębami.

- Założę się.

- A więc możesz zacząć już teraz? - spytała Turban.

- Hm, jeśli chodzi o ścisłość, to nie tylko ja. Mam partnera, Nautolanina. Tak

się składa, że jest mistrzem teras kasi. - Z zadowoleniem odnotował reakcję

kobiet. Najwyraźniej wiedziały co nieco o tej starożytnej sztuce walki, znanej

jako „stalowe dłonie".

- Jestem pewna, że ktoś mający takie umiejętności bardzo nam się przyda -

stwierdziła po namyśle Turban. - Dobrze się składa, że to Nautolanin. Chodzą

słuchy, że sporo przedstawicieli tej rasy jest wrażliwych na Moc.

- Hm, Eaden twierdzi co prawda, że potrafi odczytywać emocje innych istot nawet

poza środowiskiem wodnym, ale moim zdaniem nieco przesadza. Mamy też droida.

- No, ja myślę - parsknęła Kolczasta. - Nie znam pilotow, ktorzy nie mieliby na

swoich usługach robotow. Bez nich błądzilibyście jak dzieci we mgle.

Dash odwzajemnił jej drwiące spojrzenie i pochylił się ku niej, opierając łokcie

na stole.

- Wybacz, złotko, ale cię rozczaruję. Mam na swoim koncie całkiem sporo misji

wypełnionych bez pomocy laserowych możdżkow. Może cię to zdziwi, ale przekonasz

się, że Leebowi daleko do zwykłego blaszaka. Bardzo sobie cenię jego

towarzystwo.

- Czyżby?

- Właśnie tak. Zna mnostwo kawałow. Większość z nich to starocie - przyznał

niechętnie - ale ważne, że w ogole ma poczucie humoru.

Kolczasta chrząknęła z rozbawieniem. Dash uznał to za niezbyt kobiece; taka

reakcja mogłaby się najwyżej spodobać jakiemuś nieokrzesanemu Zabrakowi.

- Co o tym sądzisz, JC? - zagadnęła swoją towarzyszkę.

- Jak ci na imię? - spytała Turban Dasha.

- A tobie... JC? - odpowiedział pytaniem.

Turban zamrugała i spojrzała na niego oczami o barwie polerowanego srebra tak,

że Dash zapomniał nagle języka w gębie. Nieznajoma spoważniała nagle, westchnęła

i szepnęła:

- Javul Charn.

Rendar wyprostował się i opadł powoli na oparcie kanapy. Czuł się, jakby właśnie

kopnęła go bantha. Znał to imię - rownie dobrze, jak te srebrzyste oczy.

Patrzyły na niego z tylu holoplakatow i holoteledyskow, że dawno stracił

rachubę. Poruszył się niespokojnie na niewygodnej kanapie, nagle doskonale

rozumiejąc nadgorliwego fana gwiazdy.

- Eee, a ja... jestem Dash. Dash Rendar. Pilot - wykrztusił.

- Ta-a - mruknęła Kolczasta. - Mowiłeś już.

Eaden Vrill nie był zbytnio zachwycony nową fuchą przynajmniej Dash miał takie

wrażenie. Właściwie to trudno mu było to ocenić, bo adepci teras kasi mieli

denerwującą umiejętność ukrywania swoich emocji, a z wielkich, ciemnych oczu

Nautolanina trudno było cokolwiek wyczytać. On i Leebo stali na lądowisku, w

kompletnej ciszy wysłuchując entuzjastycznych okrzykow Dasha, zachwycającego się

nową pracą.

Kiedy skończył, Eaden milczał przez jakieś dziesięć sekund, po czym spytał

rzeczowo:

- Ile na tym zarobimy?

Kiedy jego partner wymienił sumę, skinął głową obrocił się na

pięcie i ruszył do statku, żeby się spakować.

Dash odwrocił się do Leeba.

- No, a ty co o tym sądzisz? Skomentujesz to jakoś w ogole? Opowiesz mi kawał?

Zastrzelisz mnie?

- Najlepszą obroną jest atak, prawda? - zapytał filozoficznie droid. -

Potrzebujemy kredytow, a ty zobowiązujesz się nam je zapewnić. W takim układzie

jestem skłonny udzielić ci kredytu zaufania w zamian za kredyty, ha-ha -

spuentował swoją wypowiedź niemiłym dla ucha ni to szczęknięciem, ni to

parsknięciem. Dash przewrocił oczami. To nie pierwszy i z pewnością nie ostatni

raz Leebo raczył go podobnymi drętwymi żartami. Pogodził się z tym jednak już

dawno i w gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko

Leebo podniosł chwytak przy akompaniamencie cichego rzężenia serwomotorow.

Strona 15

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Czy mogę zadać pytanie?

- Tak.

- Będziemy pracować na pokładzie statku tej kobiety?

- Tak.

- Jak się nazywa?

- Jak? Przecież już ci mowiłem. To Javul Charn, no wiesz, ta Javul Charn,

hologwiazda.

Leebo znow wydał z siebie dziwny metaliczny dźwięk.

- Nie chodzi o kobietę. Dlaczego miałbym sobie zawracać głowę organiczną samicą?

Mam na procesorach nazwę statku, proteinowy możdżku. Jak się nazywa ich statek?

Wbrew własnej woli Dash parsknął śmiechem.

- Zapomniałem, że gustujesz w mechanice i że jara cię napęd jonowy - stwierdził

pobłażliwie. - To „Serce Nowej", jacht SoroSuub PLY-3500.

- Och... - jęknął Leebo. - Chyba się zakochałem! - Odwrocił się i skłonił głowę

w stronę „Outridera", stojącego obok. - Spokojna głowa, staruszku. Jestem

pewien, że nie dopuszczą mnie nawet w pobliże maszynowni. - Odwrocił się i

ruszył w stronę trapu, mamrocząc pod nosem specyfikację PLY-3500: podwojne

gondole silnikow jonowych i hipernapędu... programowalne transpondery...

unikatowe stabilizatory żyroskopowe... spokojnie, moja pompo recyrkulacyjna,

tylko spokojnie...

Dash westchnął. Zdecydowanie wolałby pilotować „Outridera", niż bawić się w

płatnego ochroniarza na luksusowym jachcie - i to niezależnie od stawki. W głębi

duszy podejrzewał też, że jako obstawa sławnej i bogatej gwiazdy będą na jej

statku bardziej pasażerami niż załogą. Najpewniej trzeba będzie łazić za nią

krok w krok, jadać tam gdzie ona i mieszkać w pobliżu jej kwater. Nie miał co

prawda żadnego doświadczenia w tej dziedzinie, ale zamierzał dać z siebie

wszystko - i udowodnić, że jest profesjonalistą. Fucha nie zapowiadała się na

poważną robotę, jednak mimo to planował zrobić, co w jego mocy, żeby się

sprawdzić.

Umowił się ze swoją nową szefową (niech to szlag - to słowo z trudem

przechodziło mu przez gardło) na przelanie zaliczki, ktorą podzielił się z

Eadenem; lwią część pozostałej kwoty pochłonął czynsz za wynajęcie doku, a

reszta powędrowała do kieszeni Kerlewa (w ramach gestu dobrej woli). Kiedy

wszystkie formalności zostały już załatwione, Dash, Eaden i Leebo zameldowali

się w kosmoporcie, z ktorego prom miał ich zabrać na orbitujący nad Tatooine

jacht ich zleceniodawczyni. Dash miał co prawda mieszane uczucia - a to dlatego,

że „Serce Nowej" nie dokowało na Tatooine - ale po krotkim namyśle uznał, że ma

to prawdopodobnie coś wspolnego z chęcią zachowania przez Javul Charn

anonimowości. Pewnie nie chciała zwracać na siebie uwagi albo informować tego

swojego wydumanego „nadgorliwego fana", gdzie się zatrzymuje, uznał. Coż, nie

mogł się nie zgodzić, że to rozsądne posunięcie.

Kto jak kto, ale Dash Rendar doskonale rozumiał potrzebę zachowania

anonimowości. W ciągu swojej kariery pilota z konieczności sam stał się mistrzem

kamuflażu, podstępu i działania w ukryciu. Dzięki temu miał pewność, że

połączenie umiejętności Eadena z jego wrodzonym instynktem samozachowawczym

zapewnią uroczym damom, ktore ich wynajęły, sto procent bezpieczeństwa, na co

przecież liczyły.

PLY-3500 był chodzącą reklamą SoroSuub - a nawet czymś więcej. Po wejściu na

pokład jachtu i powitaniu przez stewarda w postaci androida protokolarnego

E-3PO, ktory wskazał im ich kwatery, położone w pobliżu pokładu widokowego, Dash

natychmiast dostrzegł kilka „udoskonaleń", nie wchodzących w standardowe

wyposażenie statku. Podczas krotkiej wycieczki po jachcie starał się zapamiętać

plan pokładow i rozmieszczenie wszelkich zakamarkow i kryjowek, w ktorych mogł

się ukryć potencjalny pasażer na gapę. Kiedy zasugerował, że ktoś może się

niepostrzeżenie dostać na pokład, hologwiazdka stanowczo zaprzeczyła, ale Dash

był na tyle spostrzegawczy, żeby zauważyć, że jego uwaga wyraźnie zbiła ją z

tropu i zaniepokoiła. Widział, że jest przerażona, ale już to, że wcześniej nie

brała pod uwagę możliwości dostania się psychofana na statek, oznaczało, że ma

się czego bać.

Wraz z Eadenem zostali zakwaterowani w apartamentach na rufie, sąsiadujących z

wyjściem awaryjnym. Kajuta Kendary Farlion znajdowała się naprzeciwko ich pokoi,

a apartamenty Javul Charn - po przeciwnej stronie, w pobliżu kwater Dasha i

Eadena.

- Wyższe sfery - stwierdził Eaden filozoficznie, przyglądając się globowi

Tatooine przez ogromny transpastalowy iluminator, zajmujący całą zewnętrzną

ścianę ich kwater. Oświetlona łagodnym światłem głowna kabina była wyposażona w

moduł konfiguracji kolorystyki i oświetlenia, a także ozdobiona dziełami sztuki

wielu znanych artystow; meble - na przykład zachwycające antygrawitacyjne

Strona 16

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

formofotele, obciągnięte najlepszą koreliańską skorą - były wysmakowane i miały

eleganckie, opływowe kształty.

- No coż, to całkiem niezłe warunki jak na zawod elitarnego ochroniarza... A

przy tym mieszkamy drzwi w drzwi z jedną z największych sław świata rozrywki, a

na dodatek niezłej laluni.

- Lepiej, żeby nie usłyszała, że ją tak nazywasz - zauważył Eaden.

- Spokojna głowa. Będę grzeczny.

Nautolanin uśmiechnął się szeroko; wyglądało to nieco upiornie.

- Szczerze? Bardzo w to wątpię. Chyba powinieneś zacząć ćwiczyć mowienie „tak

jest, psze pani".

Od strony drzwi do ich luksusowych kwater dobiegło dziwne, metaliczne

westchnienie i obaj jak na komendę odwrocili się w tę stronę. W pobliżu wejścia

stał Leebo; wydawał się dziwnie zrezygnowany, co objawiało się głownie w jego

postawie, jako że droidy były pozbawione możliwości wyrażania reakcji za pomocą

mimiki.

- Co jest? - spytał go Dash.

- Jakby to was w ogole obchodziło - mruknął gorzko Leebo. - Jesteście

pochłonięci bez reszty swoimi głupimi sprzeczkami, podczas gdy ja stoję tutaj i

wszystkim się zajmuję. To znaczy, a teraz mowię poważnie... wy dwaj macie

zajęcie, aleja? Rownie dobrze moglibyście mnie wyłączyć i używać jako wieszaka

na ubrania.

- Niezły pomysł - skwitował Dash. - Co mogę dla ciebie zrobić?

Leebo podniosł głowę ze słabym skrzypieniem.

- Przedstaw mnie inżynierowi statku. Powiedz mu, jaki jestem genialny,

wytłumacz, że nigdy nie zdołałbyś utrzymać „Outridera" w całości beze mnie i

że...

- Wybacz, stary - przerwał litanię droida Dash. - Po pierwsze: naprawdę nigdy

nie zdołałbym utrzymać „Outridera" w całości bez ciebie? Nie chciałbym ci psuć

tych korozyjnych urojeń, chłopie, ale świetnie sobie radziłem z naprawami

„Outridera" na długo, zanim się pojawiłeś. Po drugie: czy mam ci przypomnieć,

gdzie jest w tej chwili nasz statek? A to chyba kiepska reklama tego twojego

domniemanego geniuszu.

- Ale to - zaoponował Leebo, prostując się z wyczuwalną urazą - nie była moja

wina.

- A co, może moja?

- To nie ja pilotowałem statek, to nie ja wpakowałem go w zasadzkę i to nie ja

probowałem go z niej wyciągnąć, ocierając się o osobliwości.

- Tego już za wiele - zapienił się Dash. - Słuchaj no, ty kupo przerdzewiałych

sworzni...

- Wiesz o tym, że kłocisz się z maszyną? - wszedł mu w sło wo Eaden.

Jego pytanie, zadane denerwująco spokojnym głosem, wprawiło Rendara w

konsternację, ale tylko na chwilę.

- Ta-a, masz rację - mruknął. - Powinienem go po prostu wyłączyć.

- Protestuję! - oburzył się Leebo.

- Po co, skoro może nam się przydać? - zauważył Eaden. - W najgorszym wypadku

mamy dzięki niemu dodatkową parę oczu... że użyję metafory. Poza tym on nie musi

spać.

Twarz Dasha rozjaśnił uśmiech.

- Nocna straż, co? Dobry pomysł. - Odwrocił się do Leeba. Wygląda na to, że tym

razem ci się upiekło.

- Omdlewam z ulgi i tryskam entuzjazmem.

Od strony drzwi doleciał ich melodyjny kurant i chwilę poźniej do środka weszła

Kendara Farlion. Teraz, kiedy zdjęła zmieniające barwę soczewki, jej oczy miały

kolor głębokiego fioletu, podobnie jak lśniące klejnoty przyozdabiające jej łuki

brwiowe.

- Słychać was w całym korytarzu, a ten statek jest naprawdę dobrze wygłuszony.

Jesteście pewni, że się nawzajem nie pozabijacie jeszcze przed rozpoczęciem

pracy?

- Wszystko w porządku - zapewnił ją Dash. - Takie tam przyjacielskie pogawędki.

- Miło słyszeć. Gotowi na wycieczkę po statku?

- Bardziej niż gotowi - oznajmił Rendar i wyszedł za nią z kabiny.

ROZDZIAŁ 6

Dash spodziewał się, że „Serce Nowej" go rozczaruje, a przynajmniej potwierdzi

jego niezbyt dobre mniemanie o tego typu jednostkach. W końcu nie było to

narzędzie pracy, tylko jacht, co w słowniku Rendara było synonimem zabawki. Nie

minęło jednak pięć minut, kiedy stwierdził z niechęcią (ale i podziwem), że

cacko zostało świetnie zaprojektowane, a kolejne pięć minut poźniej był skłonny

przyznać się przed sobą samym, że to prawdziwe dzieło sztuki - i to pod każdym

Strona 17

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

względem. Oczywiście zachował te informacje dla siebie.

Każdy kąt był idealny i dokładnie wymierzony, każda obłość cieszyła oko, każde

spojenie było wręcz perfekcyjne. Wnętrze było wysmakowanym połączeniem

szczotkowanej durastali i materiałow, ktore podkreślały satynowy połysk metalu.

Podczas wizyty na „Ślicznotce" Landa Calrissiana - PLY-3000 - Rendar z

rozbawieniem stwierdził, że hazardzista pieczołowicie ukrył konstrukcję statku

pod warstwami bogatych, czasem tandetnych elementow wyposażenia. „Serce Nowej"

było zupełnym przeciwieństwem „Ślicznotki". Jego klasyczne, wdzięczne wnętrze

urządzono prosto i ze smakiem. Statek był w każdym calu elegancki -jego pełna

gracji, prawie kocia, a jednak emanująca siłą sylwetka była ucieleśnieniem

kobiecości. Na pierwszy rzut oka widać było, że jacht należy do prawdziwej damy.

Dash nie poświęcił kwaterom załogi i przedziałom pasażerskim zbyt wiele uwagi.

Znacznie bardziej zainteresowały go pokłady serwisowe, techniczne i mostek.

Przypuszczał, że Eadena tak samo, ale właściwie kto mogł to wiedzieć?

W maszynowni zwolnił tempo ich wycieczki, dokładnie oglądając wszystkie elementy

systemu napędu i układow wspomagania. Kolczasta przewracała co prawda oczami

średnio co dwadzieścia sekund, ale kapitan, posępny Zabrak o nazwisku Serdor

Marrak, sprawiał wrażenie... hm, posępnego. Z Eadenem Vrillem u jednego i

zabrakańskim kapitanem u drugiego boku Dash czuł się, jakby odbierał najczystszy

spokoj w stereo. Uczucie było tak osobliwe, że niecierpliwość i rozdrażnienie

Kolczastej witał niemal z ulgą.

- Widzę, że macie szostki Chempata - zauważył Dash, węsząc wokoł lśniących

systemow pol ochronnych generatorow. - Ale ta cewka rezonatora nie wygląda mi na

typową. - Wskazał długą na metr zwojnicę, wykonaną ze spłaszczonej transpastali

wysokiej jakości, o średnicy około poł metra, owiniętą wokoł przewodu zasilania

układu osłon.

- Bo nie jest fabryczna - potwierdził Marrak. - To zmodyfikowany Chem-6.

Powiedziałbym nawet, że to sześć i poł.

- Czy to nie wszystko jedno? - spytała wyraźnie poirytowana Kolczasta, zerkając

ostentacyjnie na chronometr. - Maszyna to maszyna.

- Serio? - zainteresował się Dash, nie zwracając na nią uwagi. -Amogę spytać,

jakie modyfikacje w niej wprowadziłeś?

- Charn zależy, i nie bez powodu, na możliwie cichym i szybkim przemieszczaniu

się z miejsca na miejsce i... coż, nie chce, żeby ktoś deptał jej po piętach, że

się tak wyrażę. Zmodyfikowaliśmy generator zgodnie z jej potrzebami.

Dash spojrzał na niego znad cewki rezonatora.

- Moduł maskujący? Przekształciliście generator w urządzenie maskujące?

Kapitan wzruszył ramionami.

- Raczej coś w stylu urządzenia zakłocającego namierzanie. Aktywuje się

samoczynnie w przestrzeni kosmicznej. Zainstalowaliśmy rozpraszacze o

maksymalnej mocy, zwiększyliśmy wydajność cewek i wyregulowaliśmy elementy

nadtonowe tak, żeby zniekształ cały i rozmywały naszą sygnaturę łączności...

między innymi.

- Jakimi „innymi"? - zaciekawił się Eaden, także zdradzając zainteresowanie

konstrukcją statku.

- Podciągnęliśmy wydolność ablacyjną pol, skoro już o tym mowa. Są właściwie nie

do przebicia dla sygnałow komunikacyjnych. .. jeśli tego zechcemy. Poza tym

odbijają nawet całkiem spore szczątki kosmiczne, a gdybyśmy z jakiegoś powodu

zostali zaatakowani, znakomicie spełnią też funkcję ochrony przed bro nią

energetyczną

Dash zmarszczył czoło, wyraźnie zbity z tropu.

- Blokują łączność? Po co?

- Żeby uniemożliwić podsłuchiwanie - wyjaśniła usłużnie Kolczasta. - Nie chcemy,

żeby wszyscy znali plany Javul, no nie?

Wierz mi, nie chcesz wiedzieć, jaki to koszmar, kiedy podchodzimy do lądowania i

okazuje się, że na orbicie czeka już na nas horda rozhisteryzowanych fanow.

Javul nie lubi rozgłosu. Mam nadzieję, że to docenicie.

Dash zerkał właśnie przez długie, wąskie okienko do gondoli lewego silnika.

- Połączony napęd nadświetlny i jonowy, hę?

Kapitan skinął głową, a stojący w pobliżu Leebo wydał pełne zachwytu

westchnienie. Dash stłumił cisnący mu się na usta uśmiech.

- Też jest zmodyfikowany?

- Odrobinę - przyznał Zabrak. - Oryginalne były przystosowane tylko do

nadświetlnej, ale wydusiliśmy z nich nieco więcej mocy. Moj mechanik ma żyłkę

do... no, do innowacji.

Dash pokiwał z uznaniem głową.

- Chciałbym go bliżej poznać.

- Ją.

Strona 18

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Ee... ach, elektronowy możdżek?

Kapitan zamrugał niepewnie.

- Przepraszam?

Dash zaśmiał się krotko.

- Nie mowię o twojej pani mechanik, chociaż ona pewnie też ma mozg robota. Moj

na przykład ma. - Wskazał kciukiem przez ramię Leeba, ktory rozglądał się

dookoła maślanym wzrokiem Wookiego w rui. - Mowię o statku. Mam... znajomego,

ktory zainstalował u siebie w pełni skomputeryzowany system autopilota i układy

kontrolne.

- Ach, rozumiem. Tak się składa, że moja pani mechanik to Twi'lekanka. Nazywa

się Arruna Var. Z kolei nasz steward ma rzeczywiście elektronowy możdżek. Tak

samo jak pokładowy lekarz.

- Szkoda, że ty nie masz elektronowego mozgu - mruknęła z przekąsem Kolczasta. -

Wtedy załadowalibyśmy ci te wszystkie informacje prosto do kory mozgowej.

Oszczędziłoby to całkiem sporo czasu. - Zerknęła znow na chronometr.

- Fantastyczny pomysł! - Dash uśmiechnął się do niej szeroko. - Gdyby dało się

podłączyć Leeba do systemu statku i przesłać mu te wszystkie informacje do jego

sieci neuralnej, byłoby kosmicznie! Eaden i ja przejrzelibyśmy je poźniej.

Dara przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu.

- Dobrze, ale czy moglibyśmy się pospieszyć z resztą zwiedzania? Musimy się

upewnić, że jesteśmy bezpieczni przed opuszczeniem przestrzeni Tatooine.

- A jak myślisz, co w tej chwili robię? - odgryzł się Dash. - To „zwiedzanie",

jak je nazwałaś, to część mojego sposobu na upewnienie się, że jesteśmy

bezpieczni. Jeśli nie obejrzę pod lupą każdego centymetra tego statku, jak mam

przewidzieć kłopoty?

Kendara spiorunowała go spojrzeniem fioletowych oczu, a potem gestem kazała

Leebowi pojść za nią na wyższe pokłady.

- Nerwowa ta mała, co nie? - mruknął pod nosem Rendar.

Jakimś cudem zdołała go usłyszeć. Odwrociła się na pięcie, pomaszerowała do

niego z powrotem i stanęła tak blisko, że niemal stykali się nosami. Zmrużyła

oczy i wycedziła:

- Kto jest mały, ty kosmoludzie? Nie jestem mała! Prawie dorownuję ci wzrostem!

Spojrzał w doł.

- Oszukujesz. Stoisz na palcach.

Dara opadła z impetem na pięty, odwrociła się i odmaszerowała z drepczącym za

nią posłusznie Leebem.

- Te informacje, o ktorych pani wspominała - zagadnął ją po drodze droid - czy

to może plany holograficzne? Trojwymiarowe?

- Oczywiście - zapewniła go.

Tymczasem Dash, Eaden i kapitan Marrak kontynuowali swoją wędrowkę od mostka do

rufy, zatrzymując się nawet na chwilę na achterdeku pokładu obserwacyjnego, żeby

spojrzeć z tego punktu na statek. Dash przechylił głowę na bok i obrzucił

czujnym spojrzeniem dolną część kadłuba.

- Wydaje się... głębszy niż standardowe 3500. Ma obniżoną wrężnicę pod linią

środkową.

- Też mi się tak wydaje - potwierdził Eaden.

Kapitan przyłączył się do nich i także zerknął na opływową burtę.

- To jeszcze jedna modyfikacja naszej szefowej - wyjaśnił. -; Zwiększona

ładownia. Na każdy swoj występ zabiera mnostwo sprzętu i sporą załogę. My

oczywiście jesteśmy tylko częścią jej anturażu.

- To znaczy?

- Ostatnio rozdzieliliśmy ładunek między dwa statki: „Serce Nowej" i

frachtowiec „Głębokie Jądro". Każdy wiezie dość sprzętu żeby nasza gwiazda mogła

dać show z odpowiednim rozmachem. - na wypadek gdyby coś niespodziewanego

przydarzyłoby się drugiemu statkowi albo ładunkowi. Javul nienawidzi zawodzić

swoich fanow.

- A czy kiedykolwiek jej się to zdarzyło? - zdziwił się Dash.

- Nie, ale jakieś sześć miesięcy temu mało brakowało, a doszłoby do katastrofy.

Okazało się, że jeden z kontenerow jest pusty. Miał zawierać elementy oprawy

wielkiej panoramicznej konstrukcji, z ktorej korzysta podczas koncertow, ale

jakimś cudem przeoczono ją przy pakowaniu... lub skradziono.

Dash zastanawiał się, ile kapitan wie na temat ostatnich ustaleń.

- Czy Charn powiedziała wam, co tu robimy?

- Oczywiście. Jesteście konsultantami do spraw bezpieczeństwa.

Dash skinął głową.

- W takim razie na pewno zrozumiesz, jeśli zapytam, czy ostatnio... nie

wydarzyło się coś innego: podejrzanego, dziwnego albo nawet... groźnego?

Marrak spojrzał na niego i pokiwał głową.

Strona 19

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Masz na myśli coś, co mogłoby ją skłonić do zatrudnienia... konsultanta do

spraw bezpieczeństwa?

- Tak, coś w tym stylu.

Pierwszy raz, odkąd się spotkali, zabrakański kapitan okazał ślad emocji - widać

było po nim niepokoj.

- Coż, na pewno opowie ci o czarnych liliach... hm, przynajmniej tak sądzę. Wiem

aż za dobrze, że jeśli osoba, ktora to zorganizowała, orientuje się w

symbolice... wtedy powiedzmy, że można to uznać za groźbę. A jeszcze

wcześniej... jakieś trzy tygodnie przedtem... mieliśmy pasażera na gapę. Jeden z

jej fanow ukrył się w ktorymś z pudeł i znaleźliśmy go dopiero po wylądowaniu w

następnym porcie docelowym. Domyślam się, że kiedy go znaleźli, musiał być w

bardzo kiepskim stanie. Tyle czasu bez jedzenia, wody i z ograniczoną ilością

tlenu... - Zabrak wzruszył ramionami; jego rytualne tatuaże poruszyły się,

całkiem jakby na chwilę ożyły.

- Naprawdę? - Dash zmarszczył czoło. - Czy ktoś jeszcze na pokładzie wie o tym

wypadku?

Marrak znow wzruszył ramionami.

- Dara. I oczywiście frachtmistrz, Yanus Melikan. Od tamtej pory sprawdza

wszystkie pakunki po dwa razy.

- Moim zdaniem powinien sprawdzać je nawet po trzykroć - stwierdził Dash, Eaden

posłał mu rozbawione spojrzenie i spytał:

- Czy poinformowaliście o tym Javul Charn?

Marrak cmoknął niepewnie.

- Nie mam pojęcia. Farlion robi wszystko, żeby nie martwić naszej hologwiazdki

podobnymi incydentami. Bywa... nadopiekuńcza.

- Serio? Nie zauważyłem - parsknął Dash. Coż, pewnie wkrotce sam przekona się na

własne oczy, jak Kolczasta się stara chronić ich wspolną pracodawczynię.

Z pokładu obserwacyjnego przeszli na pokład szalupowy, gdzie podczas inspekcji

kapsuł ratunkowych Dash odkrył, że „Serce Nowej" jest wyposażone w dodatkowy

prom - ładniejszego, bardziej lśniącego brata niewielkiego skoczka, w ktorym

przybyli na pokład. Wahadłowiec mogł pomieścić sześć osob i droida

nawigacyjnego, miał około ośmiu metrow długości i kształt zbliżony do klina.

Jego długi, smukły kadłub był zakończony groźnie wyglądającym szpicem, ktory

lekko nachylony względem skierowanych do tyłu płatow stabilizatorow i z przednim

iluminatorem w kształcie litery V, nadawał statkowi wygląd przyczajonego do

skoku drapieżnika. Dash nie miał wątpliwości, że patrzy na myśliwiec, nie zaś na

pojazd do beztroskich przejażdżek.

- A niech mnie. Niezłe cacko. To także jedna z modyfikacji Charn?

Marrak pokręcił głową.

- To akurat oryginalne wyposażenie. Falleeński projekt, o ile się nie mylę.

Na wzmiankę o Falleenach Dash skrzywił się w duchu. Coż, to by wyjaśniało grozę,

ktorą emanowała ta maszynka. Rendar nie darzył tej rasy szczegolną sympatią - a

zwłaszcza pewnego konkretnego jej przedstawiciela, księcia Xizora. Chociaż

rzadkie, wszystkie jego dotychczasowe kontakty z tym Falleenem były

niebezpieczne i tragiczne w skutkach. Zdaniem Rendara wszyscy Falleenowie są

obłudni i podstępni.

poczuł się, jakby wzdłuż kręgosłupa przemaszerowało mu stado dantariańskich

ogniomrowek. Otrząsnął się i przyjrzał jeszcze raZ uważnie falleeńskiemu

promowi.

- Oryginalne wyposażenie, tak? - mruknął. - Jeśli mam być szczery, nie wygląda

mi to na standard...

- Bo nim nie jest - przyznał kapitan. - O ile mi wiadomo, tę modyfikację

wprowadził poprzedni właściciel statku. Może lubił szybkie wycieczki?

Ta-a, pewnie szybkie i groźne wycieczki. Dash z trudem odsunął od siebie

nieprzyjemne uczucie podejrzliwości. Człowieku, uspokoj się! - powtorzył sobie w

duchu. To tylko cholerny prom!

- Chciałbym zobaczyć mostek.

- Ja także - zawtorował mu Eaden.

Mostek - coż, robił wrażenie. Przestronne pomieszczenie o kształcie otwartej

kropli było wyposażone w formofotele dla kapitana i pierwszego oficera, i tylko

odrobinę mniej imponujące stanowiska przy trzech innych konsolach,

rozmieszczonych wzdłuż pochyłych grodzi. Między konsolą kapitana a iluminatorem

znajdował się holograficzny wyświetlacz taktyczny, na widok ktorego Dash o mało

się nie zapluł z zachwytu. Nawet Lando nie miał czegoś podobnego na pokładzie

„Ślicznotki". No tak, racja, przypomniał sobie smętnie. Javul zarabiała w ciągu

dnia pewnie tyle samo, ile Lando - albo on sam - w ciągu roku. I to dobrego

roku.

- To także nie jest standardowe wyposażenie - zauważył.

Strona 20

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Kapitan uśmiechnął się pod nosem.

- Nie, nie jest. Z tego co wiem, kosztowało mniej więcej tyle, co pole

asteroid... albo coś koło tego.

- Pewnie tak - wymamrotał Eaden, podchodząc do konsoli lotow jak przyciągany

niewidzialnym magnesem.

- Domyślam się, że to konsola komunikacji, a to bezpieczeństwa? - Dash wskazał

stanowiska po lewej stronie mostka. - Ale co jest tam? - Kiwnął głową w stronę

pulpitu na prawo od fotela drugiego pilota.

- Posterunek kontroli uzbrojenia - wyjaśnił Marrak. - Jeszcze jedna pamiątka po

poprzednim właścicielu. Zamontował na kadłubie gniazda działek. - Wskazał na

gorę, a potem w doł. - Wciąż

tam są, ale nie mieliśmy nigdy okazji ich używać. Niegrzecznie byłoby strzelać

do własnych fanow, nawet jeśli są naprawdę denerwujący.

- Ta-a. - Dash przyglądał się właśnie z zaciekawieniem fotelowi kapitana. - Hm,

mogę? - Skinął głową w stronę konsoli lotow.

Marrak uśmiechnął się do niego.

- Ależ proszę uprzejmie.

Kiedy wreszcie ich wycieczka dobiegła końca, Dash padał] z nog, a głowa pękała

mu od natłoku informacji. Wiedział z doświadczenia, że wszystkie one powinny się

poukładać w ciągu kilku godzin porządnego snu. Kiedy obudzi się jutro, żeby

rozpocząć pełnienie obowiązkow jako konsultant do spraw bezpieczeń* stwa Javul

Charn, wszystkie pokłady, pomieszczenia i korytarz „Serca Nowej" utworzą w jego

głowie schludny, uporządkowany plan. Dash zwykł mawiać, że jego umysł pracuje

najlepiej wtedyj kiedy go nie używa.

Został jednak zmuszony do korzystania z niego podczas obiadu, kiedy wraz z

Eadenem przedstawiono ich załodze statku jako nowych oficerow bezpieczeństwa.

Ekipa powitała ich obecność z zainteresowaniem, wymieniając między sobą

porozumiewawcze spojrzenia. Wśrod obecnych w mesie oficerow byli: twi'lekańska

pani mechanik Arruna Var, pierwszy oficer Marraka, Bran Finnick, i frachtmistrz

Yanus Melikan (ten ostatni, podobnie jak Dash, pochodził z Korelii).

Największe zainteresowanie Dasha wzbudził chyba Melikan, człowiek mający ogromną

wiedzę na temat dolnych pokładow! statku - najdogodniejszego punktu

przeniknięcia na pokład dla kogoś, kto zechciałby znaleźć się trochę bliżej

wspaniałej Javul Charn. Rendar dał mu do zrozumienia, że chce z nim porozmawiać,

jednak nie nastąpiło to szybko. Po posiłku oficerowie wrocili na swoje

stanowiska, żeby przygotować statek do startu i chociaż Dash zamierzał dotrzymać

frachmistrzowi towarzystwa, jego probę pociągnięcia Melikana za język zniweczyła

Javul Charn, ktora domagała się niezwłocznie zdania relacji z pobieżnej kontroli

stanu bezpieczeństwa „Serca".

- I jak? Co o tym sądzisz? - spytała, kiedy wraz z Eadenem i Darą stawili się w

jej apartamencie.

- Sądzę - zaczął - że dobrze byłoby, gdybym podczas przygotowań do lotu

dotrzymał towarzystwa twojemu frachtmistrzowi. Z tego, co napomknął kapitan

Marrak, wnioskuję, że ładownia może być słabym punktem w systemie bezpieczeństwa

twojego

statku.

javul zmarszczyła nos.

- A co dokładnie ci powiedział?

Zanim Dash odpowiedział, zerknął na Kolczastą.

- Coż, może wspominając o tym, wyrwę się przed szereg, ale przebąkiwał coś o

incydencie z fanem, ktory załapał się na przejażdżkę w jednej ze skrzyń. -

Spodziewał się, że Charn będzie wzburzona albo przerażona, a może nawet mu nie

uwierzy, ale jedyną jej reakcją był nagły rumieniec, ktory wystąpił na jej bladą

skorę. Efekt był dziwnie urzekający; wyglądała niemal jak Zeltronka.

- Tt... tak - wymamrotała. - To było... straszne.

- To wskazuje jeden z punktow dostępu do twojego statku, ktorym należy się

lepiej przyjrzeć i ewentualnie je zabezpieczyć - dodał Dash, zanim jednak Javul

zdołała skomentować, odezwała się Kolczasta:

- Jestem pewna, że podjęto już odpowiednie kroki.

- Czy mogę wiedzieć, co stało się z tym fanem? - spytał Rendar.

- Trudno to... - zaczęła menedżerka.

- Zmarł w szpitalu na Coruscant - weszła jej w słowo Javul. Wyglądała na

naprawdę przygnębioną. - Mel był załamany. Wziął całą winę na siebie, chciał

nawet odejść. Twierdził, że zasnął na swoim stanowisku. - Pokręciła smutno

głową. - Nie mogłam mu na to pozwolić. To dobry człowiek i świetny fachowiec.

Jest najlepszy.

- Zakładam, że nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zadam mu kilka pytań na

temat protokołow i stosowanych przez niego procedur? - Dash bardziej poczuł, niż

Strona 21

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

zobaczył, jak Eaden przygląda mu się kątem oka.

Javul znow pokręciła głową; wydawała się tak przybita, że Dash poczuł nagle

nieodpartą potrzebę otoczenia jej ramieniem i pocieszenia, ale jedno spojrzenie

na Kolczastą wystarczyło, żeby mu przeszło. Gdyby tylko pozwoliłoby się to

pozbyć psychofana...

- Protokoły i procedury? - spytał Eaden, kiedy wrocili do swoich kwater. - Od

kiedy masz jakieś pojęcie o protokołach i procedurach?

Było dość poźno, jeśli wierzyć chronometrowi na statku, i Dash był trochę zły,

że musi odłożyć swoje śledztwo do następnego dnia. Wzruszył ramionami i

rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Leeba, ale droida nie było nigdzie w

pobliżu. Pewnie sterczał koło gondoli silnikow jonowych, szepcząc im czułe

słowka.

- Chciałem po prostu brzmieć jak... oficer bezpieczeństwa - burknął.

- Chciałeś zrobić wrażenie na lasce - poprawił go Eaden.

- Nie słyszałeś, co powiedziałem?

- No to jakie będą nasze protokoły i procedury, oficerze Rendar?

- Zamierzam wykonać tę pracę porządnie. Możemy sobie być po prostu drogimi

niańkami pięknej diwy, ale zamierzam jej zapewnić najlepszą ochronę, jaką

zdołam.

- I czego oczekujesz w związku z tym ode mnie i od mojego wielce utalentowanego

mozgu?

Dash pochylił się w swoim formofotelu, ignorując gwiezdną panoramę za

iluminatorem.

- Chciałbym, żebyś zakręcił się koło tej mechanik, Arauny..' możesz jej przy

okazji napomknąć, że to śliczne imię... i dowiedzieć się możliwie jak najwięcej

o systemach statku. Najwięcej uwagi poświęć tym, ktore można łatwo sabotować.

Jeśli ktoś naprawdę zagraża naszej nowej szefowej, kluczowym punktem planu musi

być jej uspokojenie.

- Sądzisz, że ta groźba jest jakoś związana z czarnymi liliami?

- Chyba głupio byłoby zakładać, że nie.

Eaden wstał i ruszył w stronę swojej kajuty, ale w drzwiach zatrzymał się i

obejrzał na Dasha.

- Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie, ale wyczułem, że między KendarąFarlion a

kapitanem zachodzi... wymiana energii.

- Wymiana energii? - Rendar spojrzał na przyjaciela podejrzliwie. - Czy mogłbyś

się wyrażać nieco jaśniej?

Kilka macek Eadena zadrgało lekko.

- No coż, powiedzmy, że są siebie nawzajem bardzo... świadomi.

- Rzeczywiście, to wiele wyjaśnia - parsknął z przekąsem Rendar. - Ja też jestem

bardzo świadomy obecności Kolczastej.

- Wątpię, czy w ten sam sposob, co kapitan - skwitował Eaden i zniknął w swojej

sypialni.

ROZDZIAŁ 7

Leebo wrocił dopiero nad ranem. Dasha i Eadena obudziło jego fałszywe

pogwizdywanie.

- Jesteś droidem - jęknął Rednar, rzucając się na jeden z formofoteli w salonie.

- Jakim cudem możesz w ogole fałszować?

- To hołd wobec istoty, ktora mnie zaprogramowała. Nie potrafił wydać z siebie

ani jednego czystego dźwięku.

- Miał wrodzony brak wrażliwości na dźwięki - poprawił go Dash. - A ty nie masz

cech wrodzonych. Potrafisz idealnie odtworzyć każdy dźwięk.

Przy akompaniamencie wizgu serwomotorow Leebo zamarkował coś na kształt

wzruszenia ramionami.

- Traktuję to jako środek wyrazu artystycznego.

Dash otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ubiegł go Eaden, ktory

bezszelestnie pojawił się w drzwiach swojej sypialni.

- Dash, przypominam ci po raz kolejny, że sprzeczasz się z droidem. Leebo, gdzie

byłeś całą noc?

Rendar zamknął z kłapnięciem usta. Jeśli nawet Eaden zauważył jego poirytowanie,

nie dał niczego po sobie poznać; czekał na odpowiedź robota.

- W przedziale medycznym - usłyszał wreszcie.

Dash i Eaden wymienili spojrzenia.

- Aż się boję pytać - mruknął Rendar - po co?

- Okazało się, że świetnie się dogaduję z tutejszą medyczką. Jest fascynująca.

Wie więcej na temat oficerow i załogi tego statku niż ktokolwiek z krwi i kości.

- Ona? - Dash łypnął podejrzliwie na droida. - Czy to... istota żywa? Hm,

dziwne, nie sądzisz? Na pokładach większości statkow tej wielkości funkcję

medykow pełnią roboty.

Strona 22

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Tu także - potwierdził Leebo. - Jest droidem medycznym typu GA-7 i tak się

składa, że ma oprogramowanie żeńskie. Powiedziałem przecież, że wie o załodze

tego statku więcej niż ktokolwiek z krwi i kości.

- No dobra już, dobra, czyli to...

- Ona. Dash przewrocił oczami.

- A więc jest źrodłem informacji. Dobrze wiedzieć. Przejdźmy do pytania za sto

kredytow: zdobyłeś schematy?

- Schematy jej budowy? Niestety nie, przecież dopiero co się poznaliśmy -

stwierdził z pewną urazą w głosie Leebo.

Dash znow przewrocił oczami.

- Mam na myśli plany statku, ty spięty na krotko pasożycie! Wiesz, po co cię

wysłaliśmy?

- A, o to chodzi. - Leebo machnął lekceważąco ręką. - OczyR wiście, że mam.

Domyślam się, że chciałbyś je teraz przejrzeć?

- To idealny moment. Lepszego nie będzie.

- Racja. Chyba że już był.

Plany nie były tak imponujące jak sam statek. Bazowały na oryginalnym projekcie

zakładow SoroSuub i nie uwzględniały żadnych poźniejszych modyfikacji ani nie

wspominały, kiedy ich dokonano.

Dash i Eaden skonsultowali się z panią mechanik w mesie oficerskiej przy kubku

gorącego napoju. Podczas gdy Leebo wyświetlał nad stolikiem holoschematy, Arruna

wskazywała punkty, w ktorych plan nie pokrywał się z jej informacjami, pomagając

wprowadzić do rejestru poprawki.

- Czy to nie dziwne, że nikt nie zajął się tym wcześniej? - zdziwił się Dash.

Niebieskoskora Twi'lekanka odsłoniła w uśmiechu śnieżnobiałe zęby.

- Nie, jeśli ten obowiązek spoczywa na kimś, kogo boli głowa na samą myśl, że ma

do odwalenia durną robotę.

- Durną robotę? - powtorzył Eaden, wprowadzając do schematu zaktualizowane dane

na temat ablacyjnej osłony cieplnej. Plany wiszące w powietrzu przed

Nautolaninem zmieniły się zgodnie z naniesionymi informacjami.

- Uwielbiam swoją pracę, ale nienawidzę papierkowej roboty. Może inaczej:

chętnie poświęcam się lekturze ciekawych specyfikacji i wtedy jestem stracona

dla świata, ale nienawidzę spisywać zmian i nanosić żmudnych poprawek. Takie

rzeczy wbija się do głowy, a za chwilę z niej wylatują. Mimo to uwielbiam

patrzeć, jak ktoś zmienia je dla mnie. - Obdarzyła Eadena promiennym uśmiechem,

ktorego Nautolanin zdawał się nie zauważać (chociaż co najmniej trzy z jego

macek zauważalnie drgnęły).

- Mowiłaś, że kadłub jest wzmocniony warstwą bandorium - mruknął pod nosem. - To

całkiem niezłe rozwiązanie.

- Zwykłe tarcze ablacyjne i urządzenia zakłocające są dobre dla przeciętnych,

mało wymagających właścicieli jachtow - wyjaśniła Arruna, przyglądając się, jak

Eaden zapisuje nowe pliki w pamięci Leeba. - A Javul do nich nie należy. -

Wzruszyła lekceważąco swoimi lekku. - Poza tym idę o zakład, że każdy, kto

kupuje ktoreś z tych cacek, jakoś je modyfikuje. Słyszałam, że cieszą się sporą

popularnością wśrod przemytnikow. - Posłała Dashowi nieprzeniknione spojrzenie

uderzająco niebieskich oczu.

- Nie wiedziałem - stwierdził lekko Rendar. - Do kogo należało „Serce Nowej",

zanim kupiła je Javul Charn?

Arruna znow wzruszyła lekku i Dash miał nieodparte wrażenie, że kątem oka

zauważył, jak kilka z czternastu macek Eadena drgnęło w odpowiedzi.

- Nie wiem. Słyszałam co prawda plotki...

- Jakie?

- Naprawdę nie lubię rozgłaszać plotek. - Twi'lekanka wbiła wzrok w stoł. -

Spytajcie Darę albo Javul.

Dash skinął głową. Nie zamierzał jej ciągnąć za język, zresztą rozmowa z uroczą

hologwiazdką wydawała się miłą perspektywą. Przez chwilę przyglądał się w

milczeniu zmianom, ktore Arruna poleciła nanieść na schemat, a potem zostawił

Arrunę i Eadena samych i skierował kroki do ładowni.

Znalazł Yanusa Melikana w jego biurze na głownym pokładzie ładunkowym,

ślęczącego nad wykazem towaru. Najwyraźniej rzeczywiście sprawdzał wszystko

dwukrotnie. Frachtmistrz przywitał go uśmiechem, kazał mu zwracać się do siebie

per Mel i zabrał na wycieczkę po ładowni.

Było tu czysto, wręcz sterylnie, i panował wyjątkowy porządek. Każdy ładunek

ustawiono zgodnie z wielkością i kształtem, każda przejście między stertami

skrzyń było rowniutkie jak od linijki; nigdzie nie było śladu wystających czy

porzuconych palet ani paczek. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Dziwne, uznał Dash.

- Jakim cudem ktoś zdołał się tu ukryć? - spytał, kiedy wędrowali skrzętnie

Strona 23

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

wytyczonymi przez Mela alejkami. - Według mnie stwierdzenie, że utrzymujesz na

statku porządek, to... duże niedopowiedzenie.

Frachtmistrz pokręcił głową.

- Jeśli dobrze się orientuję, nasz pasażer na gapę musiał się dostać do

kontenera, kiedy byłem na służbie. Może wykorzystał przerwę w załadunku albo

fakt, że kogoś odwołano do innego zadania? Wystarczyłoby, żeby ktoś odwrocił

wzrok, a gość mogł się wtedy wśliznąć i gdzieś zaszyć. Wtedy skrzynie są

pieczętowane, no i koniec. Wtedy już nie ma ratunku. - Na kanciastej, wydłużonej

twarzy Mela malowała się powaga. - Zagłodzenie na śmierć. uduszenie... Przykre

sposoby na opuszczenie tego wszechświata.

- A są w ogole jakieś miłe?

Mel zaśmiał się smutno i pokręcił głową.

- Może tak, a może nie... Ale ty chyba powinieneś wiedzieć coś na ten temat, mam

rację?

Dash zatrzymał się i obejrzał na frachtmistrza, dziwnie pewien, że nie spodoba

mu się kierunek, jaki obierze ta rozmowa.

- Co masz na myśli?

- Czytałem w holowiadomościach o tym, co przydarzyło się twojemu bratu. To

straszne, co Palpatine zrobił tobie i twojej rodzinie. Wtedy... niektorzy mowili

nawet, że Stantonowi się upiekło dzięki śmierci w katastrofie. Nie wyobrażam

sobie, jakie to musiało być dla ciebie straszne.

Dash przyjrzał się uważnie jego twarzy w poszukiwaniu drwiny, ale nie znalazł

nic takiego.

- Było - potwierdził po chwili milczenia. - Ale cieszę się, że Stan uniknął kary

z ręki Imperium i że nie musiał patrzeć na to, co stało się z naszą rodziną i z

rodzinnym interesem.

- Byłeś w tym czasie w Akademii Imperialnej na Caridzie zgadza się?

_- Ta-a. To było wieki temu. Skąd o tym wiesz?

- Żartujesz sobie ze mnie? Twoja rodzina... hm, coż, daleko jej było do

anonimowości, Dash. We wszystkich mediach aż o tym huczało: syn miejscowych

przyjęty do Akademii! Nie tak łatwo dostać się do Caridy... Domyślam się, że

jesteś świetnym pilotem.

Dash wyprostował się i podniosł podbrodek.

- Hm, tak się składa, że najlepszym.

Mel skrzywił się lekko.

- Ze statkiem w naprawie, tak się składa? Coż, jak pech, to

pech.

Dash skinął głową zadowolony ze zmiany tematu.

- Dlatego wziąłem tę fuchę. Charn trafiła akurat na dobry moment.

Mel skinął głową i podjął marsz przejściem między spiętrzonymi ładunkami, a Dash

ruszył za nim.

- A więc... jeśli chodzi o twoj system pracy, to kto załadowuje sprzęt? Istoty

żywe czy roboty?

- Rożnie. Po wypadku z pasażerem na gapę zadbałem, żeby na każdą osobę w załodze

frachtowej przypadał jeden droid. Wprowadziłem też nową zasadę: nigdy nie

zostawiaj skrzyni otwartej, jeśli musisz akurat zrobić coś innego. Załoga ma

także nakazane, żeby nigdy nie otwierać kontenera, ktory nie ma zostać

natychmiast załadowany albo rozładowany.

Dash zatrzymał się i położył dłoń na sporym, węgloplastowym pojemniku wielkości

kapsuły ratunkowej. Wiedział, że zmieściłoby się w nim nawet dwanaście osob,

gdyby były wystarczająco zdesperowane.

- Sądzisz, że to może się powtorzyć? To znaczy, czy fan, ktoremu naprawdę zależy

na dostaniu się bliżej Charn, mogłby odwrocić czyjąś uwagę i wśliznąć się na

pokład albo... zostawić jej mały, zabojczy podarunek?

Melikan rzucił Dashowi mrożące krew w żyłach spojrzenie; jego oczy były tak

blade, że niemal nie dało się określić ich koloru.

- To nie jest zwykła obsesja czy uwielbienie - stwierdził rownie zimnym głosem.

- To sabotaż.

- A czy jedno nie idzie w parze z drugim?

Frachtmistrz podniosł bladorude brwi, ale zanim zdążył odpowiedzieć, panującą w

ładowni ciszę przeszył przenikliwy dźwięk

alarmu; Dash prawie wyskoczył z butow. Chwilę poźniej rozległ się spokojny

damski głos, melodyjnie obwieszczając wiadomość będącą jednym z najgorszych

koszmarow każdego pilota:

- Uszkodzenie kadłuba w okolicach rufowej nadbudowki. Wyciek atmosfery.

Uszkodzenie kadłuba w okolicach rufowej nadbudowki. Wyciek atmosfery. - Kiedy

„Serce Nowej" wyskoczyło z nadprzestrzeni, alarmy znow się rozwyły.

- Wyłączcie to cholerstwo! - zagrzmiał Mel, biegnąc do turbowindy razem z

Strona 24

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Dashem, depczącym mu po piętach.

- Sir? - Tuż za drzwiami biura natknęli się na młodego Sullustanina o wielkich,

okrągłych oczach i na droida naprawczego typu Otoga-222. - Czy ma pan na...

- Tak, do jasnej cholery! Wyłączcie te alarmy i zostańcie tu!

- Ale jeśli kadłub został naru...

- Miej pod ręką komunikator, Nik - poradził mu Mel. - Jeśli będzie kiepsko,

zostaniesz poinformowany o konieczności opuszczenia statku. Jeśli nie, sygnał

oznajmi, że wszystko w porządku. Tak czy inaczej, nie ruszaj się stąd ani na

krok, dopoki nie dostaniesz rozkazow. Zrozumiano?

- Ta-jest!

- Czyja także mam zostać tutaj, panie frachtmistrzu? - spytał grzecznie droid,

kiedy Mel i Dash wsiadali do turbowindy.

- Tak! - warknął Melikan i drzwi zamknęły się za nimi. - Ech, roboty - wypluł z

pogardą. - Wszystko trzeba im dwa razy powtarzać.

Chociaż Nik wyłączył alarm w ładowni, na wyższych pokła dach syreny wciąż

zawodziły w najlepsze, prawie ogłuszając Korelian, kiedy wyszli z windy do

przedniej części nadbudowki. Nie oni pierwsi zareagowali na sygnał alarmu. Kilka

metrow przed nimi korytarzem pędzili Arruna Var i jej nowy nautolański asystent,

a także Leebo i droid medyczny Gea.

Twarz Arruny zakrywała maska oddechowa; Twi'lekanka właśnie starała się uzyskać

odczyty dotyczące stanu atmosfery w rufowej części pokładu, ktora została

automatycznie zapieczętowana, kiedy rozległy się alarmy. Mimo iż Dash był

stosunkowo nowym członkiem załogi, szybko zorientował się w otoczeniu. Jego

kwatery znajdowały się po przeciwnej stronie drzwi awa ryjnych... tak samo jak

Javul Charn.

puścił się pędem przed siebie.

Wkrotce wraz z Yanusem Melikanem dotarł do grupki stłoczonej przy śluzie

bezpieczeństwa. Arruna Var właśnie zdejmowała maskę oddechową i wyciągała rękę

do panelu kontrolnego drzwi, umieszczonego na grodzi po lewej stronie.

Najwyraźniej zamierzała przestawić kontrolki na awaryjne sterowanie ręczne.

Dash chwycił ją za ramię.

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął, żeby usłyszała go przez wycie alarmu. - Chcesz

wyssać całą tę sekcję w prożnię?!

Twi'lekanka pokręciła głową aż jej lekku zakołysały się gwałtownie.

- Nie ma przecieku. Spytaj swojego droida. - Strząsnęła jego rękę z ramienia i

wcisnęła kontrolkę. Nic się nie wydarzyło.

- Jasny szlag! - wybuchnęła; w tej samej chwili wycie alarmu umilkło. W

korytarzu słychać było tylko echo jej odbijanego od ścian przekleństwa. Mel

utorował sobie drogę do panelu i zaczął wpisywać komendy.

- Co to znaczy, że nie ma przecieku? - spytał Leeba Dash. - Wszystko wskazuje na

to, że...

- Z całym należnym szacunkiem, proszę pana, ale systemy statku są w błędzie -

wszedł mu w słowo robot. - Nie ma żadnej rożnicy w poziomach ciśnienia po obu

stronach tej grodzi ani też śladu, że powietrze wydostaje się tędy, ktorędy nie

powinno.

Dash wskazał na drzwi bezpieczeństwa.

- Czy Javul Charn jest tam?

- Nie wiemy.

- Nie probowaliście się z nią skontaktować?

- Wszystko wskazuje na to, że łączność została naruszona w związku z tym

incydentem - wyjaśnił Eaden. - Cokolwiek to

było...

Dash odwrocił się do Mela i Arruny, ktorzy wciąż dłubali przy panelu kontrolnym.

- Jakieś postępy? - spytał.

Twi'lekanka obejrzała się na niego przez ramię.

- Wszystko padło.

Dash skinął głową.

- Leebo, otworz je.

Droid skupił na nim fotoreceptory.

- Słucham? Masz na myśli, na siłę? Jakby to coś dało... Jak myślisz, wyglądam na

droida roboczego 11-88?

- Odsuńcie się - warknął Dash, gestem nakazując Melowi i Arrunie odejść od

drzwi.

Kiedy posłuchali, wyciągnął swoj pistolet blasterowy, wycelował i wypalił dziurę

w panelu kontrolnym, tuż nad jego przejrzystą osłoną. Skrzynka otworzyła się

wśrod krotkiej eksplozji iskier, ktorym towarzyszył przenikliwy syk. Dash

schował broń.

- A teraz - zwrocił się do Leeba - otwieraj.

Strona 25

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Nie powiedziałeś magicznego sło...

W mgnieniu oka blaster Rendara znalazł się znow w jego dłoni; na jego widok

droid dokończył bez zająknienia:

- .. .domyślam się jednak, że jesteś bardzo zestresowany. Rozumiem cię. -

Pospiesznie podszedł do panelu i wsunął do serwomechanizmu palec wskazujący. Nie

zadziałało.

- Hm - stwierdził. - To dziwne. Wygląda na to, że w panelu w ogole nie ma

zasilania... - Przyłożył do płyty drugą rękę, zamykając obwod, i posłał do

środka ładunek energii. Serwomotor obudził się z wizgiem do życia i po chwili

drzwi zaczęły się rozsuwać. Kiedy szpara między nimi miała jakieś poł metra

szerokości, zatrzymały się.

- Więcej nie dam rady, szefie - zameldował Leebo.

- Wystarczy - zapewnił go Dash i wśliznął się przez szczelinę do korytarza. Było

tu ciemno, najwyraźniej światła awaryjne także zostały wyłączone, i dziwnie

cicho. Nie było słychać najmniejszego szmeru, nic ze zwykłych, nieodłącznie

towarzyszących aktywności na statku przytłumionych dźwiękow: kliknięć

przekaźnikow, łagodnego szumu przetwarzanego powietrza, bardziej wyczuwalnych

niż słyszalnych wibracji generatorow. Najwyraźniej w tej sekcji odcięto nie

tylko światło. Obok Dasha pojawił się Eaden; wyprężone macki na jego głowie

sugerowały najwyższą czujność.

Wszystkie drzwi w korytarzu były zamknięte na głucho. Daleko na jego końcu

Rendar widział pulsujący splot światła i ciemności, towarzyszący podroży przez

nadprzestrzeń. Przeciek czy nie przeciek, odczuwał nieprzyjemne mrowienie w

całym ciele, a szczęka bolała go od zaciskania zębow. Sprobował rozluźnić

mięśnie twarzy, ale nie na wiele się to zdało.

Gestem nakazał Eadenowi, żeby trzymał się prawej strony korytarza, a sam

podkradł się do lewej ściany. Nawet nie oglądając się za siebie czuł, że Mel i

Arruna są za nimi.

- Arruno? - zawołał szeptem. - Przejdź do stacji technicznej i sprobuj

zdiagnozować, co się stało z zasilaniem w tej sekcji.

- Się robi - rzuciła Twi'lekanka i posłusznie zawrociła. W jej głosie brzmiała

ulga i Dash wcale się jej nie dziwił.

- Mel? Jak dobrze radzisz sobie z blasterem? - spytał frachtmistrza.

- W skali od jednego do dziesięciu? Dwanaście - nadeszła

odpowiedź.

- Świetnie. - Dash wyciągnął z ukrytej kabury drugi blaster i podał go

Melikanowi. - Na wszelki wypadek.

Mel przyjrzał się podejrzliwie broni.

- To znaczy, mowiłem o skali, w ktorej jeden oznacza mistrzostwo...

Dash zatrzymał się w poł kroku i obejrzał na niego. Melikan wzruszył niepewnie

ramionami.

- Wybacz - bąknął. - Nie trafię w ścianę ładowni, nawet od wewnątrz.

Dash westchnął głęboko i zauważył, że jego oddech paruje w powietrzu. Jacht,

chociaż był świetnie zaizolowany, szybko się wychładzał. Rendar szybko pokazał

Melowi, jak trzymać broń, i upewnił się, że palec mężczyzny spoczywa pod osłoną

spustu.

- Kiedy tu naciskasz, siejesz śmierć i spustoszenie. Zrozumiano? Fajnie. Leebo,

bądź czujny.

- Spokojna głowa, szefie. Właśnie zamierzałem.

Dash minął drzwi własnej kwatery i skierował się w stronę pokoi Dary Farlion.

Eaden wyprzedzał go o poł kroku i dotarł do wejścia do jej apartamentow

pierwszy. Podniosł kilka macek i zastukał delikatnie ich końcowkami w gładką

powierzchnię drzwi, nasłuchując bacznie.

Chwilę poźniej opuścił je i pokręcił głową.

- Pusto. A przynajmniej nie ma tam nikogo, kto chciałby wyjść.

- Gdyby Kolczasta była w swojej kajucie, słyszelibyśmy jąjuż w ładowni - mruknął

Dash.

- Kolczasta? - zdziwił się Mel.

- Taki tam przydomek. - Dash zbliżył się do drzwi Javul. Nie potrzebował

głowomacek, żeby stwierdzić za pomocą samych uszu i palcow, że za nimi był ktoś,

kto w bardzo hałaśliwy i gwałtowny sposob starał się, żeby za nimi nie być.

Dał znak Eadenowi, ktory szybko do niego dołączył.

- Słyszę dwa głosy - powiedział.

Eaden skinął głową.

- Fakt. Wygląda na to, że są tam obydwie. I o ile jestem w stanie stwierdzić,

jak najbardziej żywe... A przynajmniej dopoki działa system podtrzymywania

życia.

Dash podszedł do zewnętrznego panelu kontrolnego. Nie działał.

Strona 26

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Dash... - Eaden obejrzał się na niego; jedną ręką i kilkoma mackami dotykał

powierzchni drzwi. - Przestały krzyczeć.

- Co takiego? - Dash przyskoczył do drzwi i załomotał w nie pięścią. - Javul?

Daro! Halo?

Cisza. Znow rąbnął w metalową płytę.

- Hej! Javul! Daro! Jeśli mnie słyszycie, uderzcie w drzwi! R

Nic.

- Leebo!

Droid przecisnął się przez na wpoł otwarte drzwi i już po chwili był przy Dashu

i Eadenie.

- Tak, moj panie, oczywiście, moj panie - wymamrotał bez entuzjazmu.

Dash wskazał drzwi.

- Przestań ględzić i weź się do tego panelu.

- Z przyjemnością ale pozwol, że tym razem to ja się zajmę osłoną. Twoje metody

są takie... barbarzyńskie. - Spojrzał znacząco na blaster w ręku Dasha i

podreptał do panelu; przycisnął palec wskazujący do lewego gornego rogu martwej

płyty, a po chwili osłona ustąpiła z cichym „ping!" Leebo wsunął - tak jak

poprzednio - ten sam palec w gniazdo panelu. Nikły trzask kontaktu zastąpiło

zaraz niskie brzęczenie, przy ktorego akompaniamencie drzwi do apartamentu

otworzyły się, ukazując puste wnętrze, oblane upiornym blaskiem świateł

awaryjnych. Coż, najwyraźniej przynajmniej tutaj działały.

Nie żeby w czymś im to pomogło. Dash, Eaden i Mel szybko sprawdzili wszystkie

pokoje, ale nigdzie nie było śladu po Kendarze Farlion ani Javul Charn.

ROZDZIAŁ 8

- No dobra, fakt numer jeden - powiedział Dash. - System bezpieczeństwa statku

uznał, że wykrył naruszenie kadłuba na tym poziomie, i aktywował alarm. Fakt

numer dwa: nie doszło jednak do naruszenia kadłuba, co oznacza, że albo

nastąpiła awaria systemu, albo ktoś przy nim majstrował. Fakt numer trzy: tuż po

tym, jak zamknęły się drzwi awaryjne, w rufowych kwaterach zostało odcięte

zasilanie. Mogło to zostać spowodowane wspomnianą awarią... albo czymś innym.

Fakt numer cztery: podczas awaryjnego odcięcia pokładu Javul i Dara zostały

zatrzaśnięte w swojej kabinie. Fakt numer pięć: zniknęły.

- Fakt numer sześć - dorzucił Leebo - mamy niezłe kłopoty.

- Zasilanie nie zostało odcięte ani z mostka, ani ze stanowiska technicznego -

dodała Arruna, ktora wrociła na pokład rufowy natychmiast, kiedy nakłoniła

system do działania. - Wyłączono je w węźle sekcji.

Dash zmarszczył brwi.

- Ręcznie?

- Będę musiała sprawdzić centralę. Udało mi się przesłać sygnał wznowienia

zasilania z mostka do stacji końcowej na środokręciu, ale tylko inspekcja stacji

pozwoli wyjaśnić, czy ingerowano w niego ręcznie, czy zdalnie.

- Chwileczkę. Co sugerujesz? - spytał pierwszy oficer Bran Finnick, ktory wrocił

z mostka wraz z Arruną. Mel w tym czasie udał się do ładowni, żeby przeprowadzić

własne protokoły bezpieczeństwa. - Sądzisz, że znow komuś udało się przekraść na

pokład?

- Niekoniecznie - odparła ostrożnie Twi'lekanka. - Tak jak wspomniałam, możliwe,

że dokonano tego zdalnie.

- Niby jak? Przecież kiedy to się zdarzyło, byliśmy w nadprzestrzeni. Jeśli

awaria została wywołana z innego statku, musieli wszystko zaplanować, zanim

skoczyliśmy, a to oznacza, że nas śledzili. Musieliby nam deptać po piętach.

Wykrylibyśmy ich.

- Nie, jeśli ich jednostka była wyposażona w podobne systemy Jak „Serce" -

zauważył Dash. - To mogli być piraci.

- Ktorzy weszli na statek i dokonali sabotażu? - zastanawiał się Finnick z

powątpiewaniem.

- Albo zdobyli w jakiś sposob kody - stwierdził ponuro Rendar.

Arruna zdecydowanie pokręciła głową.

- Gdyby to byli piraci, zmusiliby nas do wyjścia z nadprzestrzeni i sprobowali

się wedrzeć na pokład. Obstawiałabym, że to wszystko było zgrane w czasie.

- Albo przeprowadzone od środka - podsunął Dash.

Kiedy wszyscy wlepili w niego zdumiony wzrok, podniosł rękę, jakby w obronie

przed ich zaskoczeniem i niedowierzaniem.

- Chciałem tylko powiedzieć... - zaczął się tłumaczyć. - Nieważne. Nie dowiemy

się niczego, jeśli nie przeprowadzimy małego śledztwa, mam rację? Tymczasem

sądzę, że powinniśmy poszerzyć zakres poszukiwań zaginionych.

- Poszerzyć? - powtorzył Finnick. - Były w tym pokoju. Słyszałeś je przecież.

- Ta-ak, a teraz w tym pokoju ich nie ma. - Rendar westchnął. - To oznacza, że w

jakiś sposob się z niego wydostały.

Strona 27

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Finnick parsknął lekceważąco.

- Niby jak?

Dash rozejrzał się po luksusowym apartamencie, w ktorym stali, probując nie

wyglądać, jakby mentalnie drapał się po głowie. To był absurd, musiał to

przyznać. Nie istniało żadne racjonalne wytłumaczenie. Jak mogły zniknąć z

zamkniętego pomieszczenia? W apartamencie nie było żadnych dodatkowych włazow;

przeszukali szafy i zajrzeli pod każdy mebel, pod ktory dało się zajrzeć. Nie

było śladu po Javul i Darze - całkiem, jakby... wyparowały.

Coż, może właśnie tak było, przemknęło Dashowi przez myśl, ale jakoś wcale nie

wydało mu się to zabawne.

Splotł ostentacyjnie ręce, a potem zatarł je z udawaną werwą

- No dobra. Sprawdziliśmy wszystkie meble na okoliczność kryjowek. Teraz

sprawdźmy je w poszukiwaniu potencjalnych wyjść.

- Wyjść? - powtorzył znow Finnick i Dash ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć

czegoś dosadnego na temat echa.

- Na przykład stoły umieszczone na ruchomych płytach - wyjaśnił cierpliwie. -

Szafy o fałszywych dnach, regały, ktore odsuwają się albo przekręcają albo...

Słuchajcie, czy nie możemy po prostu wziąć się do badania tego rodzaju rzeczy?

Finnick znow prychnął i Dash pomyślał ze znużeniem, że powoli zaczyna mieć dosyć

jego niechęci do wspołpracy.

- Bzdury rodem z tanich kryminałow - mruknął pod nosem pierwszy oficer, ale

wziął się do poszukiwań, tak samo jak Leebo, ktorego jednak Dash zatrzymał

słowami:

- Ty nie. Chciałbym, żebyś przeskanował pokoj w poszukiwaniu broni.

Słysząc jego słowa, wszyscy jeszcze raz zamarli i wlepili w niego wzrok.

- Co masz na myśli? - spytał Finnick.

- Bądźmy poważni - zaczął Dash. - Poprzedni właściciel tego statku

najprawdopodobniej zajmował się nie tylko uczciwymi interesami, na co wskazuje

chociażby szybki, groźny prom będący na jego wyposażeniu, mam rację? To, a także

tarcze ablacyjne i inne środki bezpieczeństwa, ktorymi wasza szefowa nie musiała

sobie zawracać głowy, bo już tu były, tak? Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym,

że „Serce Nowej" należało wcześniej do przemytnika, ktory z powodzeniem mogł

zainstalować w apartamentach skomplikowany system bezpieczeństwa, zawierający

między innymi systemy obronne przeciwko intruzom. Może coś uruchomiło je

wcześniej lub w trakcie sytuacji awaryjnej i...

Z twarzy Brana Finnicka odpłynęła cała krew.

- I uznały Javul i Darę za intruzow? - spytał z lękiem. - Nie - dodał po chwili

stanowczo. - Nie było tu nic takiego. - Spojrzał błagalnie na Arrunę. - Prawda?

Twi'lekanka także wyraźnie zbladła.

- W oryginalnych planach nie ma o nich żadnej wzmianki...

- Co wcale nie znaczy, że nie istnieją - dokończył Dash. - Ten Pomysł nie podoba

mi się wcale bardziej niż wam, ale trzeba go Potwierdzić albo wykluczyć. -

Odwrocił się do swojego droida. - Leebo, wywołaj plany i sprawdź, czy zdołasz na

nich znaleźć Jakieś rozsądne miejsce, w ktorym można by ukryć sprzęt

monitorujący i obronny.

Leebo potwierdził rozkaz i bez szemrania wyświetlił holografii schematy

konstrukcji statku. Dash przyglądał się przez chwilę, jak Eaden, Arruna i

Finnick zabierają się do oględzin mebli w kajucie, a potem zaczął niespieszny

obchod pokoju. Kiedy odwrocił się od grodzi dzielącej mały, ale luksusowy salon

i sypialnię, uderzyło go nagłe spostrzeżenie: pomieszczenie wydawało się...

dziwne, jednak za nic w galaktyce nie umiałby powiedzieć, co spowodowało takie

odczucie. Wciąż jeszcze probował rozgryźć tę zagadkę, gdy jego rozmyślania

przerwał Leebo.

- No... - mruknął i odwrocił się do grodzi po przeciwnej stronie kabiny. - Hm,

szefie? Chyba przydałoby się to sprawdzić.

Dash podszedł do droida i rzucił okiem na wyświetlany przez niego na

wypolerowanej, brązowej grodzi schemat pomieszczenia.

- Co jest?

- Ten obszar, ktory specjalnie dla ciebie podświetliłem na czerwono, to

oryginalne plany tych apartamentow.

- Tak, widzę. I co jest w nich takiego niezwykłego?

- Szefie - podjął Leebo głosem, ktory jak na droida całkiem udanie symulował

kończącą się cierpliwość. - Co jest nie tak na tym obrazku?

Dash obrzucił jeszcze raz spojrzeniem podświetlony na czerwono obszar... i

natychmiast zauważył rożnicę. Dotarło do niego wreszcie, dlaczego przed chwilą

coś w pomieszczeniu wydało mu się takie niepokojące.

- Ten schemat sugeruje, że wszystkie kabiny mają ten sam metraż. - Przesunął

palcem wzdłuż korytarza. - Ale tak nie jest. To pomieszczenie jest mniejsze niż

Strona 28

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

nasz apartament, a przynajmniej salon... o jakieś poł metra.

- Hurra! - mruknął Leebo z udawanym entuzjazmem. - A więc umiesz się jeszcze

uczyć...

Dash przeszedł przez labirynty czerwonych świetlnych linii i przycisnął dłoń do

ściany.

- Coś tam jest - zauważył. Podszedł do rogu kajuty, a inni. porzuciwszy żmudne

badanie zakamarkow pomieszczenia, zbili się obok w grupkę, zaglądając mu

ciekawie przez ramię. - Według planu ta ściana powinna być odsunięta około poł

metra dalej w stronę rufy - mruknął, przesuwając po powierzchni grodzi dłonią w

poszukiwaniu jakichś wyczuwalnych nierowności, spawow albo łączeń.

- Ee, szefie? - zagadnął Leebo. - Mam wrażenie, że lepiej sobie z tym poradzę...

chyba że dorobiłeś się ostatnio bionicznych

palcow.

- Droid ma rację - uznał Finnick. - Jeśli wszystko inne zawiedzie, możemy się

przeciąć przez ścianę.

- Naprawdę wolałabym tego uniknąć. Dopiero co ją odnowiliśmy. - Na dźwięk tych

słow wszyscy odwrocili się w stronę ich źrodła. Od razu zgodnie wybałuszyli oczy

na widok stojącej w progu Javul Charn, opartej jakby od niechcenia o framugę.

Obok niej stali Dara i Mel.

Dash z trudem powstrzymał się od wyartykułowania wybitnie niecenzuralnego

przekleństwa.

- Gdzie, do jasnej i ciężkiej, byłyście?! - wykrztusił tylko. Dara przewrociła

oczami.

- Jakbym słyszała własnego ojca. Mel przeszedł przez prog.

- Prawie się sfajdałem ze strachu, kiedy pojawiły się w ładowni, dosłownie

znikąd! - poskarżył się.

- Nie znikąd - poprawiła go Javul. Wyglądała na wyraźnie skruszoną. - Wyszłyśmy

z panelu bezpieczeństwa, ktory łączy...

Dash wskazał punkt na planie.

- Tutaj - skwitował krotko.

- Nie wiedziałyśmy, co się dzieje, Dash. - Javul posłała mu przepraszające

spojrzenie. - Alarmy zaczęły wyć, zasilanie wysiadło, a my byłyśmy przekonane,

że kadłub został naruszony. Probowałyśmy sprowadzić pomoc, łomocząc w drzwi, ale

w pewnej chwili dotarło do nas, że będzie z nami naprawdę kiepsko, jeśli system

otwierania drzwi zawiedzie, więc skorzystałyśmy z awaryjnej windy.

- Już im wyjaśniłem - wtrącił Mel - że tak naprawdę nie doszło do uszkodzenia

kadłuba i że to coś innego wywołało alarm.

- Tak, najprawdopodobniej sabotaż - mruknął pod nosem Dash. Na dźwięk jego słow

Javul zbladła tak bardzo, że jej skora stała się niemal przezroczysta.

- A czy jest jakiś sposob, żeby się tego dowiedzieć? - spytała.

- Zamierzam najpierw sprawdzić końcową stację zasilania - odezwała się ponuro

Arruna. - Chciałabym jednak, żeby ktoś mi przy tym pomogł. Najlepiej ktoś z

blasterem... i kto potrafi obchodzić się z bronią - Odwrociła się w stronę

Eadena, ktory skłonił się z gracją i podążył za nią kiedy wyszła z pokoju.

- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? - zastanawiał się Finnick, zwracając się

do Javul.

Hologwiazda skinęła głową.

- Nn... nic mi nie jest - bąknęła. - Może postaralibyście się zabezpieczyć

statek i przeprowadzić diagnostykę systemow? Jak tylko Arruna i kapitan

stwierdzą że wszystko w porządku, wrocimy do hiperprzestrzenni, dobrze? -

zaproponowała niepewnie. - Nie chcemy się chyba spoźnić na show na Rodii, no

nie?

Systemy statku nie wykazały śladow uszkodzeń ani sabotażu; kadłub był

nienaruszony, a droid naprawczy G2 został oddelegowany do naprawienia zepsutych

paneli drzwiowych. Arruna ustaliła, że przerwa w zasilaniu rufowych kwater

została wywołana zdalnie, więc natychmiast zniknęła w towarzystwie pierwszego

oficera Finnicka, żeby prześledzić dane z komputerow. Oznajmiła, że jeśli

odcięcie mocy zostało spowodowane celowo, gdzieś w rejestrach musi być

odnotowane jako impuls, sygnał, a jeśli będą mieli odrobinę szczęścia - nawet

jako sekwencja komend.

Tymczasem Dash i Eaden zajęli się inspekcją windy, dzięki ktorej Javul i Dara

dostały się do ładowni. Rendar zachodził cały czas w głowę, jakim cudem jego

nowa fucha, ktora z początku wydawała się tak prosta, przeobraziła się w zadanie

dla detektywa.

Winda okazała się bardzo sprytnym urządzeniem, wyposażonym w oparcia dla rąk i

nog, dopasowane dla przedstawicieli wielu ras (Huttowie byli oczywistym

wyjątkiem), niezależny filtr powietrza (dzięki ktoremu mogła też służyć jako

kryjowka), a także panel z emitującej światło plastali, ktory wymagał bardzo

Strona 29

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

mało energii i mogł oświetlać pomieszczenie niemal bez końca. Systemy

antygrawitacyjne tu nie działały, aby uniemożliwić wyśledzenie

niewytłumaczalnego ujścia energii.

- Chyba będę musiał zaopatrzyć się w coś takiego - ocenił, kiedy skończył

inspekcję i pojawił się w ładowni. - Z mostka „Outridera" prosto do ładowni, no,

no...

- A co wywalimy, żeby zainstalować takie ustrojstwo? - wytknął mu Eaden. -

„Outrider" jest za mały, żebyśmy mogli pozwolić sobie na takie... szaleństwo.

Dash uśmiechnął się zabojczo.

- Zrobimy na nią miejsce w twoich kwaterach. Przecież i tak cały czas się

przechwalasz, jak niewiele potrzebujesz snu.

- Wcale się nie przechwalam - sprostował Nautolanin. - Po prostu stwierdzam

fakt. Dzięki znajomości teras kasi sypiam mniej i czujniej niż większość

aktywnych w dzień ras.

Dash już miał mu się odgryźć, kiedy jego wzrok przyciągnął idący ku nim między

rzędami skrzyń Yanus Melikan. Wyglądał na zmartwionego.

- Arruna i Bran coś znaleźli - oznajmił, zanim Dash zdążył spytać. - Chcą żebyś

przyszedł na mostek.

- Mniej więcej minutę i dwadzieścia sekund przed włączeniem alarmu

skontaktowaliśmy się z centrum lotow Rodii, prosząc ich o wspołrzędne -

zameldował Finnick. - Wysłaliśmy im standardowe dane wektora i otrzymaliśmy

standardowe potwierdzenie. Poza tym, dzięki dodatkowej fali nośnej, dotarło do

nas to. - Wskazał ciąg przewijających się po ekranie terminalu rodiańskich

symboli.

Arruna nachyliła się nad wyświetlaczem i przesunęła palcem wzdłuż ciągu liter i

cyfr.

- Nastąpiła prawidłowa wymiana protokołow - objaśniła. - Potem system

poinformował o jakimś wydarzeniu na tyłach pokładu pasażerskiego, a statek

zinterpretował jako naruszenie kadłuba... Dlatego nakazał systemom odciąć

zasilanie do dotkniętych awarią obszarow.

- Czy to dotyczyło konkretnego obszaru statku? - dociekał Dash.

Arruna wklepała kod.

- Komenda dotyczy kwater rufowych, zajmowanych przez Javul, jej gości i

oficerow.

- Coż, to wiele wyjaśnia...

Lekku Arruny zadrżały.

- Ale mimo wszystko jest dziwne. To nie komenda spowodowała awarię, za ktorą,

jak można by się spodziewać, powinna odpowiadać. A to oznacza, że nastąpił

fałszywy alarm. Dlaczego?

- Może to wiadomość? - zasugerował Dash.

- Wiadomość? Jeśli tak, to na pewno nie wyrazy uznania.

- Nie. Raczej groźba.

Arruna splotła lekku. Dash wiedział, że ten gest jest u Twi'lekow oznaką

szczegolnego niepokoju.

- Ale dlaczego? - spytała znow.

- Nie wiem, ale sądzę, że ktoś to musi wiedzieć.

Rendar przeprosił zebranych, opuścił mostek i ruszył na poszukiwanie Javul.

Znalazł ją na rufie w towarzystwie Dary, ale na widok wyrazu twarzy Dasha

dziewczyna natychmiast odprawiła asystentkę.

- Porozmawiajmy, Javul - zaproponował, kiedy Kolczasta opuściła pokład. -

Opowiedz mi wszystko, co wiesz o twoim nadgorliwym fanie.

- Przecież już ci powiedziałam.

- No dobra. W takim razie pozwol, że ja ci powiem to, co wiem o nim... o niej

albo o tym. To nie jest przeciętny fanatyczny wielbiciel. Ma na twoim punkcie

obsesję. I wszystko wskazuje na to, że nie jest zwykłym świrem. Ten... ktoś jest

cwany, a poza tym na pewno bardzo bogaty. Powiedziałbym, że dysponuje

prawdopodobnie środkami przewyższającymi zasoby rządu niewielkiej planety.

Javul zbladła i otworzyła oczy tak szeroko, że wydawały się ogromne jak u lalki.

Wyglądały dziwnie rozbrajająco w jej słodkiej, porcelanowej twarzyczce, a

wrażenie potęgowała jeszcze malująca się w nich bezbronność. Dash przełknął

głośno ślinę. Coż, nic dziwnego, że fani tak za nią szaleli. Wyglądała...

nieskończenie uroczo.

- Dlaczego tak uważasz? - zapytała go z lękiem.

- Coż, czarne lilie na pewno sporo kosztowały, nie mowiąc o kosztach ich

transportu do portu i przekupienia jego pracownikow, a także umieszczenia ich w

polu statycznym nad twoim lądowiskiem... To jednak nic w porownaniu z tym, przez

co właśnie przeszliśmy. Sygnał, dzięki ktoremu statek zgłosił fałszywe

naruszenie kadłuba i odciął zasilanie w kwaterach, został nadany na fali nośnej

Strona 30

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

wysłanej z rodiańskiej kontroli lotow. Wymagało to uzyskania wszystkich

właściwych uprawnień, no i wiedzy, gdzie dokładnie znajdują się twoje

apartamenty... Wygląda na to, że ktoś. kto za tym wszystkim stał, nie miał

problemow z dotarciem do tych informacji.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - domagała się dokładniejszych wyjaśnień

łamiącym się głosem. - Że jest to fanatyk, ktory ma za dużo czasu i kredytow?

- Nie, to znacznie głębsze poodoo.

javul zamrugała niepewnie.

- Słucham?

- To ktoś znacznie gorszy i sądzę, że doskonale o tym wiesz.

- Kogo masz na myśli?

- Kogoś, kto naprawdę jest na ciebie wściekły. Kogoś z rodzaju osob, ktore żywią

urazę przez całe życie, a nawet dłużej, jeśli się da. - Skrzyżował ramiona na

piersi. - Bądźmy szczerzy, jaśnie ekscelencjo. Jak dla mnie, ten ktoś zbytnio za

tobą nie przepada; gorzej: naprawdę porządnie cię nienawidzi. I jeśli mam być

szczery, wcale mi się to nie podoba. Nie przepadam za lataniem na ślepo na

wstecznym przez pole asteroid, nie lubię stawiać czoła rankorowi, mając związane

ręce, i nie jestem zachwycony całą tą sytuacją. Wcale a wcale. Dlatego czas na

małą spowiedź. Co takiego zrobiłaś? Wyrzuciłaś kogoś na zbity pysk z ekipy?

Odmowiłaś randki jakiemuś nadzianemu draniowi? Zniszczyłaś komuś życie? Złamałaś

serce?

Javul stała przez chwilę w milczeniu, opierając czoło o transpastalowy panel

iluminatora, wpatrzona w przestrzeń, podczas gdy Dash przyglądał się jej

odbiciu.

- Nie do końca - wymamrotała wreszcie.

Dash westchnął ostentacyjnie.

- Nie do końca co? Nie do końca zniszczyłaś komuś życie czy nie do końca

złamałaś mu serce?

- Nic nie zrobiłam. - Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy, ale zaraz znow

odwrociła wzrok i zapatrzyła się w gwiazdy. - Ale to wygląda na sprawkę... tego

viga...

Dasha przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

- Vigo? Coś jak z Czarnego Słońca?

Javul spojrzała na niego niepewnie.

- A są jacyś inni?

Dash nie zamierzał mieć nic wspolnego z niesławnym i potężnym syndykatem

przestępczym. Nie bał się Czarnego Słońca, ale bał się własnej, głęboko

zakorzenionej chęci zemsty.

- Za ile dotrzemy na Rodię? - spytał. - Jeśli masz na pieńku z vigiem, wracam

pierwszym statkiem na Tatooine.

ROZDZIAŁ 9

Javul zmrużyła oczy i spojrzała na niego gniewnie.

- Nie dałeś mi dokończyć. Ten vigo... miał dziewczynę. Nazywała się, o ile

dobrze pamiętam, Alai Jance. Zaczynała tak samo jak ja... jako szansonistka w

układzie koreliańskim. Skumała się z tym vigiem... nie pamiętam, jak mu było...

i błyskawicznie zrobiła karierę. Potem facet poszedł w odstawkę, a ona zniknęła

bez śladu, co raczej nie było zbyt dobrym posunięciem dla jej kariery.

- A co to ma wspolnego z tobą? - spytał rzeczowo Dash.

- Cierpliwości, właśnie do tego zmierzam. - Westchnęła z rozdrażnieniem, jakby

rozmawiała z droidem serwisowym. - Kiedy ja... także zyskałam sławę, często mnie

z nią mylono. Najwyraźniej jesteśmy do siebie... trochę podobne. Musiałam włożyć

dużo czasu, pieniędzy i wysiłku w kampanię PR-ową. Miała ona na celu

uświadomienie wszystkim, że nie jestem zdzirą z Nar Shaddaa, nie mam czerwonych

włosow, nie jestem byle chorzystką ani idiotką ktora zawrociła w głowie szefowi

Czarnego Słońca i teraz probuje się wybić z nową tożsamością.

- Mowisz poważnie? - spytał podejrzliwie Dash.

- Śmiertelnie - potwierdziła Javul. - Nie miałam o niczym pojęcia, dopoki nie

zaczęłam dostawać jakichś kretyńskich maili... A teraz te czarne lilie... -

Potarła dłońmi przedramiona, jakby nagle zrobiło jej się zimno.

- A więc sugerujesz, że ten nadgorliwy typ to ktoś, kto ci nie wierzy? - upewnił

się Rendar. - Wiesz, jakoś mnie to nie dziwi.

Podniosł dłoń, ucinając jej protesty. - Masz jakiś pomysł, kto to może być?

pokręciła głową.

- Może jakiś rywal? Ktoryś z jego zastępcow? Ktoś, kto sądzi, że podliże się

swojemu szefowi, jeśli... no, nie wiem, da jego byłej nauczkę? A może ktoś

zupełnie inny? Nie mam pojęcia.

- No dobrze. Jeśli to konkurent albo przydupas, to należy o wszystkim

poinformować samego zainteresowanego i pozwolić, żeby to on zajął się własnymi

Strona 31

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

problemami.

javul się skrzywiła.

- Wspomniałam, że to jego była, prawda? Nie obchodzi go, co się z nią stanie...

a mnie tym bardziej.

- Jeśli jest twoim fanem, to może wręcz przeciwnie - skwitował Rendar. - To

znaczy... słuchaj, jesteś gwiazdą. Bardzo prawdopodobne, że zainwestował już w

ciebie sporo kredytow. Jeśli dowie się, że galaktyka może stracić niewątpliwy

skarb, jakim jest talent Javul Charn, z powodu jego rywala... albo jeszcze

gorzej, własnego człowieka...

- Wierz mi - przerwała mu gorzko. - Ona go nic a nic nie obchodzi. Były facet

Alai Jance, gdziekolwiek ona teraz jest, mają gdzieś. - Wyprostowała się,

odwrociła od iluminatora i wytarła dłonie w bluzę, jakby dzięki temu mogła się

pozbyć problemu. - Posłuchaj, wkrotce wylądujemy na Rodii. Muszę się zająć

przygotowaniem mojego show.

- Żartujesz sobie, prawda? - parsknął. - Nie masz chyba zamiaru wystąpić po...

po tym wszystkim?

Javul wzruszyła ramionami.

- Nie mam wyboru, Dash. Podpisałam umowę. Liczy na mnie mnostwo osob. Nie mogę

ich zawieść. - Odwrociła się do niego plecami i odmaszerowała bez słowa z wysoko

podniesioną

głową.

Występ na Rodii odbywał się w mieście zwanym Equator City. Nie było to dla Dasha

żadne zaskoczenie... no, może poza faktem, że miasto okazało się jednym z

centrow działalności Czarnego Słońca i obfitowało w sieć jego kasyn. Krotko

mowiąc, była to pralnia kredytow syndykatu. Rendar sądził, że - ze względu na

okoliczności - Javul Charn będzie się raczej chciała trzymać z dala od takich

miejsc. Był zaskoczony, że postanowiła w ogole wystąpić na tej planecie.

Powiedział jej to podczas podroży na miejsce spotkania, na ktore udali się z

prywatnego lądowiska specjalnym promem. Holosseum, do ktorego lecieli, było

imponującą budowlą z transpa i durastali - wystarczająco dużą żeby zdołała

pomieścić „Sen Nowej", „Outridera" i „Sokoła Millenium" naraz. Dash stwierdził,

że przypomina mu olbrzymie kryształowe jajo, na wpoł pogrzebane w ziemi, węższym

końcem do gory.

- Właściwie - wyznała mu podczas podroży - czuję się tu bezpieczniej niż

gdziekolwiek indziej. Ktokolwiek uwziął się na Alai Jance, pewnie będzie się bał

działać pod samym nosem vigow.

Dash spojrzał na nią spode łba.

- Vigow...?

- No, szwenda się tu pewnie jeden albo dwoch - oznajmiła wymijająco. - A

przynajmniej tak słyszałam.

- Ta-a? Od kogo?

- Tak się składa, że ode mnie - wtrąciła się Kolczasta.

Rendar obejrzał się na menedżerkę. Obok niej siedział ze skrzyżowanymi nogami

Eaden. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby spał, na co wskazywały zakryte

powiekami oczy, jednak jego macki sugerowały coś zgoła innego. Były wymierzone w

Dasha, całkiem jakby Nautolanin szpiegował przyjaciela.

- Od ciebie? - żachnął się Dash. - Masz kontakty z Czarnym Słońcem?

- Wychowałam się na Tatooine - wyjaśniła Dara. - Moj tata prowadził sklep z

grogiem, dopoki nie wykupił go Chalmun.

- Masz na myśli kantynę?

Kendara pokręciła głową.

- Nie. To mała knajpka na placu Kerner. Chalmun urządził tam lokal dla swojej

żony. Tata zresztą całkiem nieźle na tym zarobił... Tak czy siak, w sklepie z

grogiem można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy.

- Tak, domyślam się - mruknął Rendar. - A słyszałaś może ktorzy vigowie rezydują

na Rodii?

- No coż, obiło mi się o uszy kilka nazwisk...

Cholerna wiedźma, pomyślał ze złością Dash, zły, że musi ją ciągnąć za język.

- Jakich?

- Był tam ktoś, na kogo wołali... Clezo. Rodianin.

- Hm, brzmi znajomo - mruknął Rendar. - Taki mały cwaniaczek z wyłupiastymi

gałami?

_- Owszem - potwierdziła Kendara. - Clezo nie grzeszy wzrostem. A jeśli chodzi o

wyłupiaste oczy... coż, wszyscy Rodianie takie mają.

- Ale on się pod tym względem wyrożnia nawet wśrod Rodian. - Dash przez chwilę

zastanawiał się nad czymś. - Ktoś jeszcze? - spytał wreszcie.

Dara zamyśliła się na moment.

- Ten raczej nie był miejscowy. Niech no pomyślę... Aha, już mam. Były

Strona 32

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Mandalorianin, ale... jak tam mu było? - Zerknęła na javul, ale ta wzruszyła

tylko ramionami i pokręciła głową.

- Staram się nie zwracać na takie rzeczy uwagi - wymamrotała.

Dash nie skomentował; wiedział, że gdyby tylko otworzył usta, wydobyłby się z

nich okrzyk frustracji na bardzo wysokich tonach, ktore zdołałby pewnie usłyszeć

tylko bardzo wyczulony Ortolanin.

Kolczasta strzeliła wreszcie palcami.

- Kris! - wykrzyknęła triumfalnie. - Właśnie tak... tak mi się przynajmniej

zdaje. Chodziły plotki, że plątał się gdzieś w rodiańskiej przestrzeni i działał

Clezowi na nerwy.

- O ile się nie mylę, Clezowi wszystko działa na nerwy - mruknął Dash.

- Znasz go? - weszła mu w słowo Javul. - A miałeś do mnie pretensję o kontakty z

Czarnym Słońcem! Jesteś hipokrytą wiesz?

- Nie miałem do ciebie pretensji - zaczął się tłumaczyć Dash. - Martwiłem się

tylko, że zadarłaś z vigiem. To duża rożnica.

- Ale ty najwyraźniej się spotykałeś z Czarnym Słońcem...

- Nie ma o czym mowić.

Javul prychnęła lekceważąco i wyjrzała przez owiewkę promu, ktory właśnie

zatrzymał się naprzeciwko potężnego gmachu Holosseum.

- Zgaduję, że w dasho-rendarowym znaczy to tyle co „nie chcę o tym rozmawiać"?

Dash zmełł w ustach przekleństwo.

- Dlaczego zatrzymujemy się od frontu? - spytał tylko. - Czy nie powinniśmy

wchodzić tylnym wejściem?

- Hm, front jest bardziej... widowiskowy. Spojrz tylko. - Javul wskazała

podbrodkiem barierkę, za ktorą kłębił się tłum rozhisteryzowanych fanow; machali

im, podskakiwali i robili wszystkie rzeczy typowe dla tłumu rozhisteryzowanych

fanow. Wszyscy krzyczeli aż do utraty tchu, niemal wypluwając przy tym płuca,

tchawki, oskrzela i inne organy oddechowe, co tam ktory przedstawiciel danej

rasy miał.

- Lubisz być w centrum uwagi, co? - mruknął.

- Lubię być bezpieczna - poprawiła go Javul. - Moim zdaniem to mało

prawdopodobne, żeby fanatyk sprobował jakichś sztuczek w takim tłumie, a poza

tym i tak nie zdołałabym się przekraść niezauważenie obok nich, prawda?

- Przekraść? - Dash nie krył zdumienia. - Przecież sama ich poinformowałaś o

tym, że przylatujesz!

- Nieprawda - stwierdziła beztrosko Javul. - Nie ja, tylko reklama.

- Co do sekundy? - zapytał z powątpiewaniem Rendar.

Kolczasta pochyliła się do przodu i spojrzała na niego z dezaprobatą.

- Koczowali tu całą noc, laserowy możdżku - oznajmiła. - Nie widzisz tych

namiotow?

Dash rozejrzał się dookoła. Coż, nie mogł zaprzeczyć, Dara miała rację.

Większość zgromadzonych za barierką miała ze sobą plecaki prożniowe, menażki i

śpiwory. Gdzieś za nimi zdołał nawet dojrzeć kilka namiotow, rozstawionych na

trawiastym dziedzińcu. Najwyraźniej rzeczywiście byli to najbardziej zagorzali

fani, przywykli do surowych warunkow, byle tylko zobaczyć ukochaną idolkę.

Kiedy wysiedli z promu i weszli na lśniący, durabetonowy chodnik, w gęstym,

wilgotnym powietrzu Dash poczuł się, jakby ktoś owinął go mokrym ręcznikiem.

Spojrzał do gory, na rozciągniętą ponad miastem kopułę energetyczną. Wszystko

wskazywało na to, że nieważne, jak bardzo zaawansowani technologicznie są

Rodianie - nie okiełznali jeszcze do końca środowiska, w ktorym przyszło im żyć.

Większości istot ludzkich planeta przypominała jedno wielkie bagno - chłodne i

zamglone w skrajnych rejonach południowych i połnocnych, ale gorące i parne w

pobliżu rownika.

Dash i Eaden stali po bokach Javul Charn, podczas gdy hologwiazda machała i

pozdrawiała swoich fanow. Od rozszalałego tłumu dzieliło ich rozciągnięte kilka

metrow dalej pole siłowe, ale Dash i tak czujnie rozglądał się dookoła w

poszukiwaniu czegoś podejrzanego.

- Jesteś tu zbyt... odsłonięta - mruknął, ujmując ją pod ramię. - Chodźmy do

środka. - Ze zdziwieniem przyjął brak protestow z jej strony.

W Holosseum było zdecydowanie przyjemniej - mniej wilgotno i mniej parno. Przez

wysoko sklepiony przedsionek, ktory sprawiał wrażenie jaja umieszczonego w

większym jaju, przeszli do głownego korytarza. Kiedy znaleźli się wewnątrz, Dash

musiał zrewidować swoje pierwsze wrażenie na temat ilości i wielkości statkow,

ktore hala pomieściłaby w środku - nie docenił jej gabarytow. Większą jej część

zajmowała scena. Duży fragment obłej ściany zajmowały repulsorowe siedzenia,

przeznaczone dla publiki. Teraz były one wpuszczone w podłogę, jedne na drugich,

tak że widoczne były tylko te na szczycie stosow. Kiedy publiczność już wejdzie

do środka, zostaną rozłożone odpowiednio do przynależnych sektorow, sięgających

Strona 33

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

aż pod sufit. Dash wiedział co prawda, że większość hal koncertowych jest

wyposażona w podobny sprzęt, ale tutaj robiło to naprawdę niesamowite wrażenie.

Większa była chyba tylko holokopuła na Coruscant, ale ona została zbudowana w

staroświecki sposob - widzowie docierali do wbudowanych w ściany albo

utrzymywanych na solidnych rusztowaniach siedzeń za pomocą specjalnych wind.

Javul z uśmiechem wkroczyła na wykonaną z białej połprzejrzystej plastali scenę,

lśniącą niczym muszla nautolańskiego księżycowego ślimaka i podświetloną

łagodnym, ciepłym światłem.

- Uwielbiam tu śpiewać. - Westchnęła z zachwytem. - Czuję się jak... jak w

jakimś sanktuarium.

Dash podążył za nią na scenę, cały czas podejrzliwie patrząc Pod nogi.

- Ta-a, racja - mruknął. - Ja też mam wrażenie, że za chwilę doznam objawienia.

- Ledwie zdążył to powiedzieć, pośrodku sceny pojawiła się dziura. Podłoga

zapadła się, całkiem jakby

stali w oku olbrzymiej bestii. - Padnij! - krzyknął i natychmiast przykucnął z

blasterem wycelowanym w otwor... z ktorego wynurzyły się gorne połowy Yanusa

Melikana i jego droida załadunkowego.

- Daj spokoj - powiedział frachtmistrz ze wzrokiem utkwionym w mniej bezpieczny

koniec broni Rendara. - Czy naprawdę musisz wyciągać blaster za każdym razem,

kiedy coś cię zaskoczy?

Dash zerknął na Javul, ktora przyglądała mu się szeroko otwartymi oczami i

najwyraźniej z trudem powstrzymywała się od śmiechu. Kolczasta nie miała jednak

z tym problemu. Parsknęła zupełnie niekobiecym śmiechem, od ktorego rozbolały go

uszy. Chwilę poźniej Javul nie wytrzymała i także się roześmiała, ale całkiem

inaczej - miło było jej słuchać. Wyciągnęła dłoń w stronę Dasha, przenoszącego

nasrożony wzrok od nich na Mela i z powrotem, na znak, żeby się nie gniewał.

- Wy... wybacz - wykrztusiła, kiedy udało jej się nieco opanować - ale masz taką

minę...

Dash schował broń i odwrocił się, słysząc nad uchem dziwne, melodyjne syczenie.

Na widok wyrazu jego twarzy Eaden zamrugał i zesznurował usta.

- Nie śmiałeś się chyba ze mnie? - wycedził podejrzliwie Dash, celując

oskarżycielsko palcem w jego pierś.

Nautolanin znow zamrugał.

- Ja? Skądże znowu!

- Jak niby miałem zareagować? - spytał z pretensją w głosie Rendar. - W podłodze

nagle otwiera się dziura i...

- Coż, musimy jakoś dostarczać na scenę cały sprzęt - stwierdził Mel, wzruszając

ramionami. - A przy trojwymiarowej przestrzeni, w ktorej będzie się odbywało

show, nie mamy innego wyjścia.

Dash i Eaden zbadali najlepiej jak umieli okolice tajnego przejścia, podczas gdy

zespoł techniczny, złożony z istot żywych i robotow, zajął się rozstawianiem

sprzętu. Pomieszczenie na dole było przestronne i trudno by w nim znaleźć

kryjowkę... dopoki do środka nie zaczęły wjeżdżać jedna po drugiej platformy

antygrawitacyjne Javul. Wtedy stało się prawdziwym labiryntem.

- Naprawdę podrożujesz z tym wszystkim? - zdumiał się Dash, przyglądając się

przygotowaniom do występu. - Czy holowystęp nie powinien być bardziej, eee...

holograficzny, jak sama nazwa wskazuje?

- Właśnie taki jest - zapewniła go Javul z uśmiechem, ktory znow na chwilę go

rozproszył. - Holografia osiągnęła ostatnio taki poziom zaawansowania, że nic

nie jest prawdziwe. To znaczy, gdyby ci ludzie nie zobaczyli, jak wchodzę tu

frontowymi drzwiami, nie mieliby żadnego dowodu na to, że naprawdę jestem tutaj,

anie w jakimś studiu w Imperial Center. Aby wzmocnić ten efekt, korzystam

częściowo z prawdziwych rekwizytow: okablowania, bram i hakow.

- Hakow? - Dash spojrzał na nią z ukosa. - Po co ci haki?

Javul wskazała wielką rotundę nad ich głowami; Dashowi przemknęło przez myśl, że

jest dość duża, żeby mieć własny system klimatyczny.

- Latam - wyjaśniła jakgdyby nigdy nic Charn. - To znaczy dosłownie, nie w

przenośni. I nie używam do tego urządzeń antygrawitacyjnych, tylko włokien

optycznych. - Uśmiechnęła się na widok jego przerażonej miny, a potem nachyliła

się w jego stronę i dodała: - Są tak cienkie, że wcale ich nie widać.

Drugi albo nawet trzeci raz tego dnia Dashowi odjęło mowę. Bawił się w berka z

imperialnymi krążownikami, przelatywał przez pola asteroid, stawiał czoło

piratom, łowcom nagrod, imperialnym terrorystom, agentom Czarnego Słońca,

rankorom, a nawet Inkwizytorowi, ale to... Przez chwilę widział oczyma duszy

mrożący krew w żyłach obraz Javul, zawieszonej setki metrow nad wystawioną na

widok publiczny sceną bujającej się na lśniącym włoknie optycznym, grubym jak

włos z nosa Gamorreanina. Gdyby ktoś zechciał je przeciąć...

- W normalnych okolicznościach - zaczął, siląc się na spokoj - nie przejąłbym

Strona 34

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

się tym zbytnio... No dobra, może odrobinę. Ale obecnych okoliczności nie można

raczej nazwać normalnymi. Gdyby takie były, nie potrzebowałabyś mojej pomocy.

Javul położyła mu dłoń na ramieniu.

- Jestem w tym naprawdę dobra, Dash. Mam to w małym palcu. Robiłam to setki

razy. Przychodzi mi z taką łatwością... - wskazała ruchem głowy wysoki sufit -

...jak tobie pilotowanie

twojego statku. Czy nigdy nie musiałeś robić czegoś, co naraziłoby cię w oczach

innych na opinię czubka... a i tak to robiłeś, bo po prostu mogłeś?

Przed oczami mignęła mu jego podroż Trasą na Kessel i wydarzenia, ktore

sprawiły, że wraz z Eadenem trafili właśnie tutaj. Czuł się bardzo źle z tym, że

jej słowa prawie do niego trafiały. Coż, prawie.

- Eaden? - zawołał Nautolanina, ktory cichym mruknięciem potwierdził, że jest w

pobliżu, gotow wypełniać jego rozkazy. - Zostań tutaj i miej oko na naszą małą

hologwiazdkę. Ja i Leebo wybierzemy się do biura kontroli lotow w kosmoporcie.

Postaramy się wyciągnąć jakieś informacje na temat tej zaszyfrowanej proby

sabotażu, do ktorej doszło na „Sercu"... na przykład, kto za niąjest

odpowiedzialny.

Javul wyraźnie się nadąsała.

- Przegapisz moją probę.

Posłał jej lodowate spojrzenie. Wiedział, że potrafi nim zmrozić młodszych,

mniej doświadczonych pilotow, ale Javul tylko się roześmiała.

W siedzibie kontroli lotow Equator City wrzało jak w ulu. Grzeczna prośba Dasha

o dostęp do wiadomości wychodzących, nadawanych na „Serce Nowej", nic nie dała.

Sfrustrowany i zły, wypełnił formularz skargi, w ktorym zaznaczył, że statkowi

przesłano błędne informacje, dzięki czemu wreszcie udało mu się zwrocić czyjąś

uwagę.

- Jakiego rodzaju informacje otrzymaliście państwo? - spytał rodiański

funkcjonariusz średniego szczebla.

- Informacje, z powodu ktorych statek zarejestrował urojone naruszenie kadłuba.

Nasze systemy bezpieczeństwa zwariowały i odcięły część statku, wskutek czego

jego właścicielka niemal udusiła się we własnym apartamencie. - Coż, nie

zaszkodzi odrobinę podkoloryzować, usprawiedliwił się sam przed sobą Dash.

Administrator kontroli lotow sprawdził coś na swoim holoterminalu.

- „Serce Nowej" wylądowało dwie standardowe godziny temu - stwierdził. -

Zakładam, że ta wymiana wprowadzających w błąd informacji, o ktorych pan mowi,

wystąpiła wcześniej? i - Podczas podejścia do lądowania - uściślił Dash. - To

była część drugiego zestawu instrukcji przekazanych nam przez waszą kontrolę.

Rodianin wzruszył ramionami.

- Od tego momentu na pewno przeprowadzono już diagnostykę i wyjaśniono tę

anomalię.

- To nie była anomalia - tłumaczył z naciskiem Dash, opierając się chęci

wyszarpnięcia Rodianina zza jego konsoli i sprawdzenia systemu osobiście - tylko

wyjątkowa sytuacja i bardzo niebezpieczny komunikat.

Rodianin zamrugał niepewnie.

- Sugeruje pan, że to było celowe działanie?

- Właśnie probuję się tego dowiedzieć. A teraz, czy byłby pan tak miły i

pozwolił mi przejrzeć łączność między tą placowką a „Sercem Nowej"?

Zielonoskora istota pokręciła smutno głową.

- Przykro mi, kapitanie... przepraszam, nie dosłyszałem imienia...

- Dash. Dash Rendar.

Palce funkcjonariusza tańczyły przez chwilę wśrod wirtualnych przyciskow i

kontrolek wyświetlanych w powietrzu.

- Proszę mi wybaczyć, kapitanie Rendar, ale zarejestrowanym dowodcą „Serca

Nowej" jest Serdor Marrak. - Rodianin wywołał na wyświetlacz podobiznę Marraka,

nie zawracając sobie nawet głowy odwroceniem obrazu w stronę Dasha, żeby ten

mogł przeczytać dane. - To Zabrak - dodał z naciskiem. - A pan, o ile się nie

mylę... hm, nie jest Zabrakiem. A jeśli się mylę, to powinien pan powiedzieć coś

do słuchu pańskiemu chirurgowi plastycznemu. - Zakończył rubasznym kwiknięciem,

ktore było pewnie rodiańskim odpowiednikiem śmiechu.

- Nie jestem kapitanem tego statku - wyjaśnił Dash resztką cierpliwości. - I

nigdy tak nie twierdziłem. Jestem oficerem bezpieczeństwa Charn.

Wyłupiastooki znow zamrugał.

- Charn? Jak Javul Charn?

No, pomyślał Dash z ostrożną ulgą może teraz coś się ruszy... Uśmiechnął się z

przymusem.

- Dokładnie ta sama. W chwili, kiedy rozmawiamy, rozstawia swoj sprzęt w

Holosseum. Poprosiła mnie, żebym tutaj przyszedł i wyjaśnił tę sprawę. Czy teraz

mogłbym zajrzeć do dziennikow lotu?

Strona 35

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Przykro mi, panie Rendar, ale nie mogę panu na to pozwolić.

Dash przyglądał się administratorowi przez chwilę w milczeniu, potem zerknął na

Leeba i przywołał na twarz chytry uśmieszek.

- Może moglibyśmy się jakoś dogadać...

- Nie, nie moglibyśmy. - W głosie Rodianina brzmiał prawdziwy żal, ale i

stanowczość. - Muszę przestrzegać przepisow. Nie mogę udzielać dostępu do

systemu cywilom. I to pod żadnym pozorem. Złożył pan oficjalną skargę. Jej

rozpatrzenie zajmie kilka dni, ale może pan być pewien, że się nią zajmiemy.

- Za kilka dni będziemy całe lata świetlne stąd! - wybuchnął Dash.

- To już nie moj problem, proszę pana. Życzę miłego dnia.

Rozdrażniony tą bezceremonialną odprawą Rendar wymaszerował z furią na korytarz

biura kontroli lotow. Dlaczego ze wszystkich administratorow, ktorzy byli akurat

tego dnia na służbie, musiał trafić na uczciwego?

- Jakie jest prawdopodobieństwo czegoś takiego? No, jakie? - spytał z żalem sam

siebie.

- Co robimy, szefie? - zagadnął uprzejmie Leebo.

- Chyba możemy poczekać na następną zmianę. Może trafimy na kogoś, kogo da się

przekupić. Oczywiście, to trochę potrwa.;!

- Jeśli chodzi o ścisłość, szanse trafienia na przekupnego pracownika biura

wynoszą siedem przecinek zero cztery i cztery standardowe godziny - podsunął

usłużnie Leebo. - Nie mamy.:≪

- .. .tyle czasu - dokończyli chorem.

Dash zmarszczył czoło i rozejrzał się po korytarzu w poszukiwaniu systemow

komunikacji publicznej.

- Gdybyśmy znaleźli węzeł łączności, może udałoby się do niego włamać i... -

Urwał na widok Leeba kręcącego powoli głową.

- Nie bez powodu nazywają to centralą łączności, szefie - zauważył słusznie

robot. - Ich systemy są zbyt dobrze strzeżone, nie wspominając o skomplikowanych

protokołach bezpieczeństwa.

podczas gdy Dash rozważał w milczeniu jego słowa, droid wydał z siebie ciche

metaliczne westchnienie.

- Czy naprawdę muszę to mowić?

- Mowić co?

- Mam pewien pomysł, szefie. To zresztą chyba oczywiste, że zawsze to ja mam

pomysł...

Dash łypnął na niego spode łba.

- Ta-ak? Zamieniam się w słuch.

- Operacje porządkowe.

- Że niby co?

- Droidy i urządzenia porządkowe muszą się podpinać pod terminale protokolarne,

żeby pobierać instrukcje. Porty nie są strzeżone. Kogo obchodzi, czy ktoś

wykradnie plany zsypu? Wszystkie systemy są w pewnym punkcie połączone. Musi tak

być, bo jeśli dojdzie do konieczności zrestartowania całego systemu albo

ponownego aktywowania go po awarii, nie można odpalać wszystkich systemow

osobno, bo zajęłoby to wieki... to znaczy, jeśli chodzi o ścisłość, zaledwie

siedemnaście przecinek dziewięć standardowych godzin, ale zawsze... Przepraszam,

czy wydał pan z siebie jakiś dźwięk?

Dash wydał powtornie ten sam dźwięk:

- Łapię - jęknął. - Mowisz o zależności i podsystemach łączących cały ten

bajzel, jak na przykład operacje porządkowe.

- Rzeczywiście, łapie pan, proszę pana - pochwalił go Leebo. - Nie posiadam się

z radości.

- Zamknij tę swoją blaszaną jadaczkę - burknął Dash - i lepiej zacznij szukać

terminalu.

Nawet na najniższych poziomach budynku nie kręciło się zbyt wiele droidow

konserwacyjnych typu Leeba, zaangażowanych w działania porządkowe. Te obecne

nadzorowały pracę mniejszych, prostszych urządzeń serwisowych, ktore kręciły się

tu i tam, zajęte przyziemnymi pracami - czyszczeniem podłog, zbieraniem śmieci

czy pochłanianiem pyłu. Mimo to Leebo bezceremonialnie, jakby nigdy nic, złapał

jednego z droidow sprzątających MSE-6, wsadził go sobie pod pachę i (całkiem

przekonująco, zdaniem Dasha) zaczął udawać, że dostraja coś w jego porcie

komunikacyjnym.

Podobne zadanie wymagało podłączenia tak zwanego myszobota do jednego z portow

konserwacyjnych, wbudowanych w każdy panel obok korytarzy serwisowych. Leebo

dokonał tego z iście mechanicznym rozmachem; wydał z siebie mechaniczny

odpowiednik ludzkiego „cii!" i podłączył się do portu, korzystając z MSE-6 jako

łącznika.

Dash przyglądał mu się z miejsca, w ktorym udawał, że czeka na windę; w pewnej

Strona 36

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

chwili zmartwiał na widok rodiańskiego nadzorcy, ktory zatrzymał się, żeby

sprawdzić, co robi Leebo.

- Co jest nie tak z tą jednostką MSE? - spytał Rodianin. - Jeśli jest zepsuta,

zabierz jąpo prostu do warsztatu i każ im przydzielić drugą To oszczędzi czasu.

- To nie będzie konieczne, proszę pana - zapewnił go Leebo. - Wszystko wskazuje

na to, że po prostu źle zinterpretował instrukcje. Sądzę, że uda mi się z tym

uporać natychmiast, jak tylko ustalę źrodło problemu. W tej chwili - dodał, bo

zauważył, że Rodianin spostrzegł, że jest podłączony do systemu za pośrednictwem

małego robocika - upewniam się, że usterka nie jest spowodowana błędem w

zestawie instrukcji.

- Ach, tak - mruknął Rodianin. - Rozumiem. Świetnie. W takim razie nie

przeszkadzaj sobie. - Technik odmaszerował, Dash odetchnął z ulgą a Leebo podjął

przedzieranie się przez system konserwacyjny władz portu.

Nadzieje Dasha, że korytarz pozostanie pusty, były płonne; chwilę poźniej drzwi

windy się otworzyły i ze środka wysiadła trojka sullustańskich mechanikow. Nie

miał innego wyjścia, niż wejść do windy, wjechać kilka poziomow wyżej i wrocić,

kiedy tamci sobie pojdą. Zanim Leebo skończył swoje tajemnicze rytuały, musiał

powtarzać ten manewr jeszcze kilkakrotnie.

Wrocił na poziom serwisowy już chyba czwarty raz, kiedy za drzwiami windy

ukazała się postać Leeba.

- Misja wypełniona - oznajmił triumfalnie droid.

- Masz nagrania?

Robot postukał się w czerep metalowym palcem.

- Wszystko jest tutaj.

- Trafiłeś na coś ciekawego?

- Nie miałem czasu, żeby dokonać analizy. Wrocił ten wścibski Rodianin.

Dash spojrzał na droida z ukosa.

- - A co zamierzasz zrobić z tym myszobotem?

_- Eee... czy mogłbym go zatrzymać? Zawsze chciałem mieć

jakiegoś pupila...

- Żartujesz sobie ze mnie.

- Droidy nie żartują - pouczył go Leebo. - Po prostu cytujemy wyuczone

odpowiedzi. Dlaczego nie miałbym chcieć go zatrzymać? Powiedziałem technikowi,

że zabieram go do warsztatu, ale winda ciągle nie chce przyjechać... Mogł to

zauważyć.

- W takim razie wypuść go po prostu, kiedy wysiądziemy.

- To nie jest zbyt dobry pomysł. Ma przypisany unikatowy identyfikator. Jeśli

ktoś podejrzewa, że w nim majstrowałem, mogą zechcieć go namierzyć i odkryć, co

z nim robiłem. - A ja korzystałem z jego protokołow, żeby włamać się do systemu.

- Przecież droidy nie zostawiają odciskow palcow... - zaprotestował Dash.

- Widać, jak mało o nas wiesz. Kiedy podłączyłem się do tego MSE-6, zostawiłem w

jego systemach ślad mojej bytności. Jeżeli nie wyczyszczę mu doszczętnie

pamięci, mogą w razie potrzeby zidentyfikować moj kod.

- W takim razie w czym problem? Wyczyść mu pamięć.

Leebo aż się cały wyprężył, najwyraźniej wstrząśnięty jego

uwagą.

- Coż za bestialska propozycja! - Poklepał metalową obudowę robocika. - Udawaj,

że tego nie słyszałeś, mysiu.

- Mysiu?!

- To droid czyszczący MSE-6, zwany myszobotem. Numer seryjny E3E3EEK. Mysia

wydaje mi się właściwym, jeśli nawet niewyszukanym imieniem - poinformował

Leebo.

- Eee, no więc... - chrząknął Dash, zbity z tropu. - I jak niby zamierzasz go

stąd zabrać?

W tej właśnie chwili drzwi windy otworzyły się na przestronny, zatłoczony

korytarz, prowadzący do jedynego wyjścia z budynku władz kosmoportu.

- Trochę dziś ciepło, proszę pana, nie sądzi pan? - zauważył Leebo uprzejmie. -

Proszę mi pozwolić wziąć pana kurtkę.

ROZDZIAŁ 10

Javul była zdenerwowana - i to bardzo. Nie czuła się tak stremowana jeszcze

nigdy w swojej karierze. Przed każdym występem bywała ożywiona, podekscytowana i

zaaferowana; nie mogła się doczekać wyjścia na scenę. Teraz jednak zwyczajnie

się denerwowała. Czuła się rozbita. Podminowana - jakby powiedziała Dara.

Zresztą, jak mogło być inaczej? Zanim się okazało, że prześladuje ją psychofan,

jej największym zmartwieniem było, że zapomni słow albo jakiegoś rekwizytu, że

dojdzie do usterki sprzętu... A teraz... nie miała pojęcia, czego się

spodziewać.

Stała na scenie pod kopułą Holosseum i przyglądała się olbrzymiemu rusztowaniu,

Strona 37

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

ktore służyło za oprawę jej show. W przestrzeni pod sufitem zawieszono cztery

oddzielne zestawy scenerii: stylizowany las, w ktorym rolę drzew odgrywały

aluminiowe maszty przystrojone zielonym syntjedwabiem, z „chmurami" z tkaniny

zoosha, znikające na rozkaz starszego asystenta dekoracji, dryfujące między

konarami, balkonem - jedyną stabilną powierzchnią w mieście chmur, zbudowaną z

paneli, wstęg i fal przejrzystego materiału - oraz dwiema osobnymi

scenografiami, symbolizującymi wspolnie dwoistość Coruscant/Imperial Center.

Pierwsza była lśniąca i imponująca - i wznosiła się w stronę odległego słońca;

druga - mroczna i tajemnicza składała się z ostrych, sprawiających odpychające

wrażenie kształtow.

Te elementy dekoracji Javul zaprojektowała osobiście. Oczywiście, nigdy jawnie

nie potwierdziła, że mają one reprezentować przeszłość i teraźniejszość

planety-miasta. To by było jawne sprzeciwianie się władzy, a Javul Charn starała

się podczas swoich występow trzymać tak daleko od polityki, jak to możliwe; nie

miała jednak nic przeciwko odrobinie nostalgii.

Garderobiana przyniosła parę skrzydeł i zaczęła mocować je na plecach Javul,

uważając przy tym, żeby nie naruszyć włokien optycznych, przymocowanych do

ultralekkiej uprzęży. Konstrukcja była prawdziwym cackiem - delikatne pręty ze

szlachetnego metalu obciągnięto warstwami zooshy, a miniaturowy generator

nasycał tkaninę światłem mieniącym się wszystkimi barwami tęczy, a nawet

kolorami niewidocznymi dla ludzkiego oka. Niewielki reaktor wytwarzał też

zabezpieczające pole antygrawitacyjne - na wypadek gdyby włokna optyczne

zawiodły. W zwykłych okolicznościach dzięki niemu Javul będzie mogła lekko

spłynąć

na ziemię.

Rodiańskie Holosseum było jednak niezwykłe pod każdym wZględem - zarowno

rozmiarow, jak i przepychu. Z całą pewnością było to największe i najbardziej

luksusowe miejsce, w ktorym kiedykolwiek miała okazję występować; kopuła

sklepienia wydawała się odległa od sceny o co najmniej kilometr.

Javul wzięła głęboki oddech, aktywowała głosem pole antygrawitacyjne i odbiła

się lekko od podłogi.

- Phroszę, uwhażaj na khostiumy - przypomniała jej projektantka garderoby,

Bothanka o imieniu Tereez Dza'lar. - Nie kchciałabym, żheby thwoj show

przypadkhowo zhmienił się w kholoskhtriptiz.

Javul uśmiechnęła się i mruknęła pod nosem:

- Akt pierwszy, scena druga.

Bladoszary, jednoczęściowy kombinezon, ktory miała na sobie, zamigotał i znikł,

zastąpiony przez połprzezroczystą suknię w kolorze nieba, usianą złotymi

punkcikami, ktore zdawały się przemieszczać po powierzchni materiału.

Postrzępiony rąbek spodnicy unosił się swobodnie wokoł bioder i kolan, a włosy

otoczyły jej twarz lśniącą aureolą w kolorze bladego złota.

- Świethnie - pochwaliła Tereez. - Theraz sphrobuj czhegoś mniej fhrywolnegho.

- Akt drugi, scena trzecia.

Na dźwięk jej słow suknia rozpłynęła się w powietrzu, a na jej miejscu pojawiły

się bluza i spodnie stylizowane na mundur oficerow wywiadu. Nic nie mogło

bardziej kontrastować ze zwiewną niebieską sukienką niż kostium w zgaszonym

zgniłozielonym kolorze, ze lśniącymi insygniami na piersi.

Tereez roześmiała się głośno. Brzmiało to jak coś pomiędzy sykiem a mruczeniem.

- Skhrzydła!

Kiedy Javul spojrzała na wyświetlany obok holoobraz, także Parsknęła śmiechem.

Imperialny kostium ze skrzydłami wyglądał P°o prostu groteskowo.

- O rany, to jest dopiero pomysł! - stwierdziła z ukontentowaniem. - Imperialna

wrożka! Jak myślisz, mogłybyśmy to wykorzystać w przedstawieniu?

Tereez pokręciła głową.

- Sądzę, żhe to by bhyło shamobojstwo. Impherator nigh. dy bhy czhegoś thakiego

nie pochwalił. Shprobhuj khostium z phierwszhego aktu. Osthatnim rhazem czhapka

szwhankhowała.

Javul wydała cichą komendę i po chwili zaprezentowała się projektantce w

zielonej bluzie, zielonych, obcisłych spodniach i rownie zielonej, zawadiacko

przekrzywionej czapeczce z jaskrawoczerwonym piorkiem, pasującym do jej nowego

koloru włosow. Tym razem wszystko zadziałało jak trzeba i skrzydła zniknęły. Tak

naprawdę ich obecność przy imperialnym mundurze nie była spowodowana błędem ani

usterką - po prostu nigdy wcześniej nie nosiła go w parze ze skrzydłami podczas

występu na żywo.

- Whyghląda dhobrze - oceniła Tereez. - Whyghląda nha tho,

żhe whszysthko ghra.

Javul obrzuciła jeszcze raz krytycznym wzrokiem całą konstrukcję, mając w

pamięci starą estradową zasadę, głoszącą że jeśli podczas proby wszystko idzie

Strona 38

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

jak z płatka, podczas show coś musi się sknocić. Przyłapała się na tym, że ma

nadzieję, iż lada chwila coś pojdzie nie tak.

- Na miejsca, proszę! - zawołała do członkow zespołu. - Powtorzmy pierwszy

numer, dobrze?

Wszyscy rozbiegli się do swoich stanowisk... oprocz Eadena Vrilla, ktory stał

niewzruszenie na brzegu sceny z rękami skrzyżowanymi na piersi i mackami

wijącymi się lekko wokoł ramion. Dara wychyliła się spod sceny i klepnęła go w

stopę.

- Wybacz, wielkoludzie, ale nie możesz tu zostać. Nautolanin rzucił ostatnie

spojrzenie na kopułę i posłusznie

opuścił scenę. Kiedy zniknął w cieniach między siedzeniami, powiewając mackami,

jakby targał nimi niewyczuwalny wiatr, Javul poczuła ukłucie niepokoju. Gdzie

się podziewał Dash i czego dowiedział się w kosmoporcie?

- Jest uszkodzona - zauważył Finnick. Wrocił do punktu przekazu, w ktorym

zaczynała się tajna wiadomość. Nie zawierała

żadnych jasnych wskazowek, a jedynie ciąg niezrozumiałych sygnałow, z ktorych

ani Leebo, ani system łączności statku nie potrafił sklecić nic sensownego. -

Przypuszczam, że została zaprogramowana na autodestrukcję po nadaniu.

- Wciąż jednak mamy jej treść u nas w systemie, zgadza się? - spytał Dash.

- Wątpię - Finnick wywołał nagrania z modułu łączności statku i wyszukał

odpowiedni urywek: bezwartościowy szum. Dash usiadł w fotelu obok Finnicka na

mostku „Serca Nowej". - W takim razie jesteśmy udupieni. Nic z tego nie

wyciągniemy.

- A może jednak? - wtrąciła Arruna, nachylając się nad ramieniem Finnicka i

wskazując początek wiadomości wysłanej z kontroli lotow. - To zostało

wprowadzone „z palca". Domyślam się, że z konsoli nadawcy.

- Skąd wiesz? - spytał Dash, marszcząc brwi.

- Jeśli zostało wysłane z odległego źrodła, na pewno da się w tej wiadomości

znaleźć ślady pozostałe po przekierowaniu. Powinien to być, hm, głownie kod

naruszenia i przesłania. To znaczy kod, ktory utworzył przerwę w strumieniu

danych i dostarczył wiadomość. Jak widać - wskazała fragment odczytu z punktu z

kontroli lotow, a następnie wiadomość z modułu łączności statku - te dwa kawałki

kodu, chociaż są całkowicie niezrozumiałe, to identyczne fragmenty całkowicie

niezrozumiałych informacji. Są nieczytelne w ten sam określony dokładnie sposob.

- Ta-a - mruknął Rendar. - Łapię. W naszej wiadomości nie było sekwencji

włamania, więc jeśli zaistniała jakaś podczas wymiany w porcie, będziemy ją

widzieć jako... szum.

- Dokładnie.

- Ale to oznacza, że ktokolwiek siedział za konsolą kontroli lotow, celowo

wprowadził nas w błąd, czyli jest wspołspiskowcem. - Bardzo mu się nie podobało

to ostatnie słowo, ale trzeba było nazwać rzeczy po imieniu.

- Może był to jakiś pomagier, ktory wykonywał tylko rozkazy, nie mając pojęcia,

co mogą spowodować - podsunął Finnick - ale masz rację, bardzo prawdopodobne, że

zrobił to ktoś, kto był świadom konsekwencji.

Dash wstał i odszedł od konsoli.

- A zrobił to, bo albo chciał celowo do tego doprowadzić, albo zapłacono mu,

żeby to zrobił, albo dostał taki rozkaz od kogoś wyżej postawionego. W tej

chwili nie mamy żadnego konkretnego tropu.

- Ale wiemy jedną rzecz - poprawiła go twi'lekańska mechanik. - Żeby to zrobić,

ten ktoś musiał mieć wtyki w porcie. A to oznacza...

- .. .że był to ktoś dysponujący nieograniczonymi środkami.R dokończył Dash. Na

przykład vigo, dopowiedział w myśli. Potarł zesztywniały kark. Od tego

wszystkiego rozbolała go głowa.

Ubrana w kostium wrożki Javul szybowała nad sceną zawieszona wysoko pod kopułą;

jej skrzydła lśniły na tle sztucznego, usianego gwiazdami nieba. Otaczały ją

dźwięki muzyki - fraza otwierająca środkową część drugiego aktu. Wrożka opłakuje

swoją miłość do istoty ziemskiej, ktora nie potrafi latać i dlatego muszą zostać

rozdzieleni na wieki.

Niesiona na skrzydłach melodii i harmonii, otworzyła usta i zaintonowała:

Widzę cię w dole, na tym łez padole;

Moje serce krwawi i dławi mnie bol.

Linka z włokna optycznego rozwinęła się i Javul zanurkowała, zawisając ledwie

kilka metrow nad sceną.

Chcę do ciebie biec;

Walczyć o ciebie i cię strzec;

Uwolnić cię...

Podniosła ręce we wdzięcznej tanecznej pozie i znow poszybowała do gory.

Lecz jeśli odnajdę cię i uwolnię,

Strona 39

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Czy, miły moj, dasz mi rękojmię,

Że bol twoj to nie są zwykłe sidła?

Że nie pułapka to przebrzydła?

Dotarła znow do wierzchołka kopuły i pozwoliła, aby dźwięki ostatniego wersu

wybrzmiały długo i żałośnie, zanim przeszła do następnej figury napowietrznego

tańca. Zaczęła schodzić spiralą w doł, z każdym obrotem zmniejszając jej

średnicę. Siedzący w dole widzowie będą mieli - w zależności od scenerii -

wrażenie że znajdują się w lesie na Kashyyyku, Mieście w Chmurach na Bespinie

albo wśrod strzelistych iglic i mrocznych podziemi Imperial Center. Zejdzie tak

blisko nich, że będą mieli wrażenie, jakby mogli wyciągnąć rękę i jej dotknąć.

Kiedy zanurkowała znow w doł, jej oczom ukazały się leśna panorama Kashyyyka i

holograficzne wyobrażenia ogromnych pni, ciągnących się w doł i w doł.

Po chwili jednak spostrzegła coś jeszcze: szczelinę otwierającą się pośrodku

sceny.

Zanim zdążyła się zastanowić, co też Mel robi na scenie podczas jej proby,

powietrze wypełniły głębokie wibracje, po ktorych usłyszała mechaniczny huk.

Przy akompaniamencie upiornego wizgu wszystkie siedzenia, ustawione w stosy,

wystrzeliły w powietrze, ku kopule Holosseum.

Javul krzyknęła i przerwała spiralny lot desperackim saltem w tył, ktore posłało

ją na środek przestrzeni nad sceną. Fotele poruszały się jednak znacznie

szybciej, niż powinny... i to wszystkie naraz. Z rożnych stron uderzyły w nią

prądy powietrza, zakłocając trasę jej lotu. Zatoczyła się bezładnie w bok, a

kiedy uniosła głowę, zobaczyła rząd siedzeń szybujący prosto na nią; w ostatniej

chwili uskoczyła następnym saltem. Fotele minęły ją o włos, ale zahaczyły o

jedno z jej skrzydeł, rozdzierając materiał i wykrzywiając metalową ramę.

Przez chwilę Javul poruszała się chaotycznie w niekontrolowanym pędzie, ale

szybko się opamiętała; sięgnęła do gory, do włokna optycznego. Linka wydała

odgłos przypominający smagnięcie batem i zaczepiła o najwyższe krzesło,

maksymalnie naprężona. Fotel zachybotał się i runął na bok szerokim łukiem,

pociągając za sobą gwiazdę uczepioną na końcu lśniącej smyczy... prosto na

Przewracający się właśnie następny rząd siedzeń.

Nie miała wyjścia. Sięgnęła za siebie, przez warstwę swojego holograficznego

kostiumu, i szarpnęła uchwyt bezpieczeństwa

uprzęży. Zadziałało i sekundę poźniej Javul koziołkowała bezwładnie w doł.

Jak przez mgłę usłyszała krzyk kogoś w dole, na miniaturowej z tej wysokości

scenie. To była Dara. Jej okrzykowi zawtorowała Tereez. Javul aktywowała

generator antygrawitacyjny skrzydeł, ktory szybko złapał ją w niewidzialną sieć

i spowolnił upadek. Wciąż spadała, ale teraz zdecydowanie wolniej; to już był

upadek kontrolowany. Wszystko w porządku, powtarzała sobie w duchu. Sytuacja

znow jest pod kontrolą.

Sprobowała ustabilizować swoją pozycję, żeby wylądować na scenie, zamiast wpaść

w otwor pośrodku podłogi, ale bez powodzenia. Była zamknięta w antygrawitacyjnej

bańce i nie miała szansy zmienić swojego położenia. Tak czy inaczej, była

bezpieczna. Kiedy szczelina w podłodze zaczęła się zamykać, Javul odetchnęła

głęboko i sprobowała się uspokoić. W dole widziała Darę, Tereez, Mela i Eadena -

czekali na nią a spośrod cieni spowijających boczne części sceny wynurzały się

sylwetki innych członkow jej zespołu, pokazujących ją sobie palcami,

wykrzykujących rozkazy, kręcących z niedowierzaniem głowami i zasłaniających

usta w niemym przerażeniu.

- Otworzcie je! - wrzeszczał do kogoś Mel. - Otworzcie!

Kiedy była jakieś dwadzieścia kilka metrow od sceny, generator

przestał działać i Javul znow zaczęła spadać - coraz szybciej - w stronę szybko

zamykającego się otworu. Jeśli ten zamknie się do końca, zanim...

Już tylko kilka centymetrow dzieliło ją od czarnej czeluści, kiedy coś uderzyło

w nią z wielką siłą; wokoł jej talii zamknęły się czyjeś silne ramiona.

Usłyszała jeszcze szczęk, z jakim zamknęła się szczelina w podłodze, i stłumiony

okrzyk (bolu? zaskoczenia?) jej wybawcy. Po chwili jego ciało rąbnęło z hukiem w

podłogę, a ona wylądowała na nim.

Przez chwilę panowała dziwna cisza, ktorą przerwała narastająca stopniowo fala

szeptow, szlochow i przekleństw. Javul uświadomiła sobie, że z całej siły

zaciska powieki, więc wreszcie otworzyła je i spojrzała do gory. Zobaczyła

wyciągnięte w jej stronę ramiona Dasha Rendara. Twarz miał poszarzałą ze

strachu.

- Chyba obyło się bez złamań - zawyrokował i zabrał ją z ramion... Eadena

Vrilla. Jego oblicze wykrzywiał bolesny grymas.

ale Nautolanin szybko wstał i wyprostował się z zadziwiającą

płynnością i gracją. Javul przyszła do głowy idiotyczna myśl, że może ma

wbudowane w ubranie moduły antygrawitacyjne.

Strona 40

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- o jej, o rety, Eadenie... Tak bardzo ci dziękuję! - Jej ciałem wstrząsnął

nagły dreszcz. Musiała usiąść; bała się, że inaczej za chwilę ugną się pod nią

kolana i znow upadnie.

- Ta-a, wielkoludzie - mruknął Dash. - Niezła z ciebie obstawa. Ten skok był

naprawdę imponujący. Wszystko gra?

- Chyba nie do końca. Jestem... ranny. - Eaden spojrzał na swoje macki, ktore

właśnie starał się ułożyć w jakim takim porządku. Jedna z nich została obcięta

jakieś dwa centymetry od końcowki - tak gładko, jakby cięcia dokonano

wibroostrzem.

Javul podniosła ręce do ust i zadygotała jak w febrze. Do oczu napłynęły jej

łzy, ale siłą woli nie pozwoliła im spłynąć po policzkach.

- Och, Eaden! Nie wiem, co powiedzieć... Tak mi przykro!

Dash otoczył ją ramieniem.

- Hej, już dobrze. Nic mu nie będzie. Wykonywał tylko swoją pracę. Nie stało się

nic strasznego. Powiedz jej, że nie stało się nic strasznego, Ead. - Spojrzał

błagalnie na przyjaciela.

Nautolanin podniosł wzrok na Javul; grymas na jego twarzy był już mniej bolesny.

- Nie stało się nic strasznego - potwierdził bez przekonania.

Nic strasznego? - pomyślała nieprzytomnie Javul. Przecież to

okropne! Kolana znow się pod nią ugięły.

- Muszę usiąść - oznajmiła słabym głosem i już za chwilę u jej bokow pojawiły

się Dara i Tereez, sprowadzając ją ostrożnie ze sceny.

Zanim z niej zeszła, usłyszała jeszcze, jak Eaden grobowym głosem powtarza:

- Nie stało się nic strasznego, ta-a?

- To tylko koniuszek malutkiej macki... - upierał się Dash.

- Serio? A co by się stało, gdyby ktoś obciął ci koniuszek jednego z twoich

malutkich paluszkow? Niewiele, samą opuszkę, w ktorej masz wszystkie zakończenia

nerwowe? Te, dzięki ktorym masz w nim czucie?

~ Ee, no dobra - zgodził się niechętnie Dash. - Ale przecież nadal zostałoby mi

dziewięć palcow. A ty masz... niech no policzę...

- Nawet nie probuj. Wątpię, czy umiesz liczyć do tylu. javul zachichotała. Nie

mogła przestać. Tak naprawdę bała się, że już nigdy nie przestanie się śmiać.

ROZDZIAŁ 11

- Pierwsza awaria nastąpiła w systemach widowni Holosseum i w podsystemach

sceny. A dokładniej, doszło do spięcia, ktore w jakiś sposob uruchomiło systemy

rozkładania siedzeń i w rezultacie przekroczenia normalnej prędkości tego

procesu.

Arruna Var siedziała ze skrzyżowanymi nogami na formofotelu w głownym centrum

kontrolnym olbrzymiej hali. Wielka sala o łukowato sklepionych ścianach,

umieszczona wysoko pod krzywizną sufitu rotundy, dawała zapierający w piersi

widok. Wokoł niej zgromadzili się Dash, Eaden, garderobiana Tereez i Yanus

Melikan. Leebo i droid serwisowy Mela, Oto, stali bez ruchu kawałek od grupy.

Dara była z Javul w garderobie.

- Druga usterka - ciągnęła Twi'lekanka, wskazując linie zasilania na

wyświetlonym na ekranie schemacie złożonych systemow budynku - nastąpiła w

układzie kontroli wrot na scenę.

- Czy właśnie to spięcie spowodowało awarię drzwi w podłodze? - spytał Mel.

Arruna pokręciła głową.

- Nie jest to niemożliwe, ale raczej mało prawdopodobne. Jeśli chodzi o poziom

kontroli, to te dwa systemy nie są ze sobą powiązane. Łączą się oczywiście z

siecią zasilania, ale drzwi na scenę korzystają z osobnego źrodła w przypadku

awarii. Dlatego, jeśli głowna sieć z jakiegoś powodu padnie, powinny się

otworzyć, aby umożliwić ewakuację. Ten system służy także jako spust modulacji

zasilania. Jeśli zarejestruje spięcie, ktore zostało odnotowane przez układy

diagnostyczne, powinien odciąć się od całej sieci i czerpać moc ze źrodła

zasilania awaryjnego. Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie się stało. Moim

zdaniem komendy otwarcia się... i zamknięcia... zostały przesłane przez sieć

kontroli.

Stojący za plecami Dasha Leebo wydał z siebie metaliczny odpowiednik

chrząknięcia. Rendar obejrzał się za siebie.

- Masz coś? - spytał.

- przeskanowałem systemy kontrolne wrot pod względem śladow genetycznych i

odciskow palcow - poinformował droid. -

I... nic.

- Bajer. - Dash westchnął. - Kto miał dostęp do panelu kontrolnego?

Mel spojrzał na swoje pięści, oparte o konsolę.

- My wszyscy - wymamrotał. - Każdy z członkow zespołu. Jeśli chodzi o ścisłość,

także ekipa konserwacyjna budynku, chociaż oni akurat otrzymali status wsparcia

Strona 41

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

drugiego poziomu. Głowne kontrolki znajdują się w pomieszczeniu pod sceną ale

można je obejść z tego miejsca. To jednak nie wyjaśnia drugiej partii usterek:

uprzęży Javul i jej generatora antygrawitacyjnego.

- Jha bhyłam osthatnią oshobą kthora shię nhimi zhajmowała - odezwała się

Tereez, zwężając w szparki źrenice wielkich, złotych oczu. - Jheśli zhrobiłam

coś, co zniszczhyłoby urzhądzenia... możhe kiedy mocowhałam whłokna...

- Cokolwiek się stało - wszedł jej w słowo Dash - to z całą pewnością nie był

przypadek. A więc jest mało prawdopodobne, żebyś nawet nieświadomie spowodowała

zwarcie w generatorze. - Nie umknęło jego uwagi, że na dźwięk tych słow Tereez

odruchowo położyła uszy po sobie. Coż, trudno, nawet jeśli zranił jej uczucia.

Skoro doszło do sabotażu, to każdy z obecnych był podejrzany.

- Wszystko zostało świetnie zgrane w czasie - zauważył trzeźwo Eaden. - Musimy

jednak pamiętać, że to sama Javul odczepiła

linę...

- Zgadza się - przyznała Arruna - ale zrobiła to, bo kabel zahaczył o siedzenia,

do czego by nie doszło, gdyby nie spięcie.

Dash zmarszczył czoło.

- Mimo wszystko, nawet jeśli przyjmiemy, że doszło do sabotażu w siedzeniach na

widowni, ktoś, kto do tego doprowadził, nie mogł przewidzieć, że kabel o nie

zawadzi.

- Racja, ale ta sama usterka, ktora uruchomiła rozkładanie siedzeń, zakłociła

też działanie metalowej ramy na sklepieniu - zauważyła Arruna. - Spojrz tylko. -

Wprowadziła do programu

diagnostycznego komendę, odtwarzającą sekwencję zdarzeń, ktore nastąpiły podczas

incydentu. System natychmiast wyświetlił symulację przepływu zasilania. Spięcie

zostało oznaczone podświetloną na żołto linią ktora wspięła się ku kopule i

przeniknęła do złączki włokna optycznego, a potem zeszła nim w doł, aż do linki,

na ktorej zawieszona była Javul. Na wyświetlonej symulacji linia kabla lśniła

niczym roztopiony metal, meandrując w powietrzu, jakby uwieszony na niej pasażer

nic nie ważył.

- A więc wystąpiły cztery rożne usterki - podsumował Mel. W jego głosie słychać

było napięcie, a nachmurzony wzrok powodował, że jego ciche słowa brzmiały

dziwnie groźnie. - Cztery świetnie zgrane w czasie... albo nieskończenie

nieprawdopodobne i przypadkowe awarie.

- Zależy od tego, skąd liczysz - zauważył filozoficznie Dash. - Spięcie w

systemie zasilania spowodowało wystrzelenie krzeseł i odcięło właz w podłodze.

Może też posłało przez przewody wystarczającą ilość prądu, żeby zamknąć i

otworzyć klapę? - Spojrzał pytająco na Arrunę, ktora skinęła głową i wzruszyła

nieznacznie swoimi lekku.

- To mało prawdopodobny scenariusz - stwierdziła - ale...R

- ...ale jest to możliwe - dokończył za nią Dash. - Usterka sprawiła także, że

włokno optyczne zaczęło szaleć, więc jedyną zmienną za ktorą absolutnie nie może

być odpowiedzialne zwarcie, jest awaria napędu anty grawitacyjnego.

- Jeśli chodzi o ścisłość, szefie - wtrącił Leebo - to nie do końca prawda.

Jeśli zasilana prądem linka optyczna zetknęła się z uprzężą przy wystarczająco

silnym ładunku, mogła zdestabilizować generator. Wiem, że jestem tylko stertą

metalowego złomu, ale moim skromnym zdaniem jedynym aspektem tego fascynującego

ciągu incydentow, ktorego raczej nie spowodowało zwarcie, jest nieprawdopodobnie

wręcz idealnie obliczony czas zamknięcia się włazu w scenie.

- Racja - przyznała Arruna. - Spięcie mogło spowodować otworzenie się drzwi, ale

gdyby zaskoczyło zasilanie awaryjne, musiałyby one zostać zamknięte z budki

kontroli sceny. Co więcej - dodała, wywołując na ekran sieć kontroli - mogły

zostać zamknięte tylko z tej konsoli także dlatego, że w tym momencie systemy

obsługujące scenę były już niezależne.

Dash rozważał przez chwilę w milczeniu jej słowa. Może ktoś widział, jak wrota

się otworzyły, i nie zdając sobie sprawy z innych usterek, sprobował je zamknąć?

- Podniosł wzrok na Mela, ktory zmrużył oczy i przyjrzał mu się krytycznie. -

Niefortunny zbieg okoliczności? Naprawdę sądzisz, że to

prawdopodobne?

- Nie. - Dash westchnął. - Ani trochę. To znaczy, mogłoby się to zdarzyć, ale

głupio byłoby zakładać taki scenariusz. Chcę przez to powiedzieć, że moim

zdaniem ktokolwiek to wszystko zaplanował, jest bardzo sprytny. Może nawet na

tyle sprytny, żeby przewidzieć naszą reakcję, ktora wszystko pogorszy...

Sabotażysta wiedział, że kiedy otwor w scenie zostanie pozbawiony zasilania,

straci nad nim kontrolę...

Mel podniosł brew.

- Więc wykorzystał impuls zasilania, żeby go otworzyć, i liczył na to, że ktoś w

budce sprobuje go zamknąć? To trochę ryzykowne, nie sądzisz?

Strona 42

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Może nie miał innego wyjścia... O ile oczywiście nie był sam w budce.

Mel zmierzył go lodowatym wzrokiem.

- Co sugerujesz?

Dash podniosł ręce w obronnym geście.

- Nic. Nic a nic. Tyle tylko, że ktokolwiek zamknął otwor, musiał to zrobić z

budki, prawda?

Mel opadł na oparcie krzesła, najwyraźniej uznając, że lepiej nie brać do siebie

insynuacji Rendara.

- Niekoniecznie - stwierdził z namysłem. - Szczerze powiedziawszy, stawiałbym na

to, że został on zamknięty zdalnie. Bo jeśli rzeczywiście klapa została

aktywowana z budki, ktokolwiek za tym stoi, musiałby po sobie posprzątać na tyle

dobrze, żeby skanery nie wykryły śladow materiału organicznego.

Dash odwrocił się do Arruny.

- Przyglądałaś się systemom, ktore dotknęła awaria. Jakimi środkami trzeba by

dysponować, żeby doprowadzić do czegoś takiego?

Arruna spojrzała na niego spokojnie. ~ Zasilanie jest podłączone do miejskiej

sieci, Dash. Miejskiej - powtorzyła z naciskiem. - A więc publicznej. To nie do

przeskoczenia dla wściekłego byłego chłopaka. Nawet jeśli jest vigiem.

Coż, coś takiego było na pewno także poza zasięgiem ktoregokolwiek z członkow

zespołu Javul. A to oznaczało... spisek?

- Zależy, ktorym vigiem, prawda? - mruknął Rendar. Wstał, podszedł do drzwi

pomieszczenia i wyjrzał na korytarz, w ktorym pracownicy Holosseum - droidy i

żywe istoty - uwijali się jak w ukropie, żeby usunąć bałagan spowodowany

wystrzeleniem siedzeń. - Vigo spoza planety musiałby być porządnie szurnięty,

żeby probować czegoś takiego na podworku innej szychy. Kto by ryzykował coś

takiego, byle tylko wystraszyć byłą dziewczynę?

- Istota żywa - podsunął uprzejmie Leebo. - Ktoż je zrozumie?

- Mam wrażenie, że to było obliczone na coś więcej niż tylko przestraszenie -

oznajmił cicho Eaden. - Sądzę, że chodziło co najmniej o okaleczenie... a może

nawet o uśmiercenie.

Dash wypuścił powoli powietrze.

- Ta-a. A to podnosi stawkę, prawda? Ale to wszystko nadal jest bez sensu... To

chyba lekka przesada.

- Poza tym przeprowadzenie takiej akcji wymagałoby załatwienia wtyczek w

odpowiednich miejscach - słusznie zauważył Eaden.

Nastała długa cisza; Dash niemal czuł, jak za jego plecami wszyscy wymieniają

między sobą zaniepokojone spojrzenia. $

Milczenie przerwał Mel, zmieniając temat:

- Nie przekazałeś nam jeszcze, czego takiego dowiedziałeś się w porcie.

- Ktoś celowo wysłał wprowadzającą w błąd wiadomość z kosmoportu do „Serca

Nowej". Zgodnie z tym, co mowi Leebo, wiadomość wyszła z konsoli łączności w

komputerowym centrum kontroli. W tym układzie, jeśli to wszystko zaplanował

nieszczęśliwie zakochany vigo, Eaden ma rację: on musi mieć ludzi we właściwych

miejscach.

Dash obrocił się na pięcie i skierował do drzwi.

- Czas porozmawiać jeszcze raz z naszą szefową. Coś tu jest cholernie nie w

porządku.

_- Nie odwołam przedstawienia - upierała się Javul. - Poradzimy sobie z tym.

Siedzenia nie są szczegolnie uszkodzone, a szef grupy serwisowej twierdzi, że

zdołają je naprawić do jutra wieczor.

- To nie jest twoje największe zmartwienie - przypomniał jej

surowo Dash - i doskonale o tym wiesz. Doceniam twoj wrodzony upor, ale jak

zamierzasz zyskać pewność, że sprzęt zapasowy nie zawiedzie?

- Moj zespoł sprawdzi wszy...

- Ktoś z twojego zespołu - wszedł w jej słowo Dash, przykucając obok jej fotela

w luksusowej garderobie Holosseum - może być człowiekiem twojego prześladowcy,

kimkolwiek on jest.

Javul spojrzała na niego szeroko otwartymi, srebrzystymi oczami.

- Nie. Jestem pewna, że...

- Javul, na litość Mocy, spojrz w oczy faktom! Ktoś sterował otworem w podłodze,

kiedy wysiadło zasilanie, i zamknął go w dokładnie wybranej chwili twojego

upadku! Eaden ledwie zdążył na czas. Gdyby nie był mistrzem teras kasi, nie

dokonałby tego i zostałabyś przecięta na poł.

- Ale kto? - jęknęła Javul. - Kogo o to podejrzewasz?

Dash wstał i zaczął przechadzać się tam i z powrotem po pomieszczeniu, skubiąc z

namysłem dolną wargę.

- Na pewno nie Dara - mruknął. - Miała za dużo innych okazji, żeby ci

zaszkodzić. Chyba że twoj tajemniczy wielbiciel dotarł do niej dopiero niedawno.

Strona 43

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Javul pokręciła głową.

- Nie. To na pewno nie Dara. Znałam ją kiedy jeszcze byłam nikim.

- Ta-ak, poza tym była na gorze, kiedy nastąpiła awaria włazu. Jeśli chodzi o

wiedzę techniczną to bez wątpienia przoduje tu Arruna. Jak dobrze ją znasz?

- Jest moją mechaniczką od jakichś dwoch lat. To Mel ją zatrudnił.

- No dobrze. Przyjmijmy w takim razie, że nie jest do końca Pewna... chociaż

kiedy doszło do tego... incydentu była podobno na statku i zajmowała się

diagnostyką. Poproszę Leeba, żeby to sprawdził. Co z samym Melem?

Javul pokręciła głową.

- Nie. On na bank nie. To nie może być on, dlatego że... no, Mel wyciągnął mnie

z tylu tarapatow, że nawet nie potrafię zliczyć. Jest ze mną od samego początku.

- Ale ma też wiedzę techniczną, ktorą mogłby wykorzystać do przeprowadzenia

sabotażu, a poza tym dostęp do sprzętu. Nikt nie kwestionowałby jego obecności

na stanowisku kontrolnym.

- To nie Mel - powtorzyła z uporem Javul.

- Skąd wiesz? - nie ustępował Rendar.

- Po prostu... wiem. - Sposob, w jaki Javul zaciskała szczęki, powiedział mu, że

nie ma sensu probować przemowić jej do rozsądku, a coś w jej głosie sprawiło, że

przeszedł go dreszcz. - Dobrze go znasz, mam rację?

- On jest... no, tak. Dobrze.

Dash zaczerpnął głęboko powietrza.

- Czy jesteście ze sobą... blisko? To znaczy, no wiesz... czy jesteście

przyjaciołmi?

- Oczywiście, że... - Javul urwała w poł zdania i podniosła na niego zaskoczony

wzrok.

Podchwycił go i przez moment patrzyli sobie w oczy; wreszcie Dash odwrocił wzrok

i podjął spacer po pokoju.

- Masz na myśli, czy jesteśmy kochankami? - dokończyła Jawul.

Machnął wymijająco ręką.

- Hej, to nie moj interes...

- Nie, nie sypiamy ze sobą. Posłuchaj, po prostu mu ufam. i>

- A czy jest ktoś, komu nie ufasz? - parsknął. - Co z Tereez? Może to ona

pracuje dla kogoś, kto za tym wszystkim stoi? W końcu sama powiedziała, że jako

ostatnia osoba miała w ręku generator antygrawitacyjny. Jak długo ją znasz?

Javul westchnęła.

- Niezbyt długo. Dołączyła do nas jakieś dziewięć miesięcy temu w Mieście w

Chmurach na Bespinie. Szukałam wtedy garderobianej i zgłosiła się jako jedna z

kandydatek. Jest naprawdę.- niesamowicie zdolna. To prawdziwa artystka.

- Na Bespinie - powtorzył Dash z namysłem. - To nieco. - niezwykłe, nie sądzisz?

Bothańska projektantka strojow na Bespinie?

- pracowała dla administratora korporacji wydobywczej, Landa Calrissiana.

Projektowała dla niego stroje, mundury dla jego ludzi i... Co? Nie mow, że go

znasz!

Dash zatrzymał się w poł kroku i zrobił dziwną minę.

- Hm, coż... rzeczywiście, znam go.

Javul uśmiechnęła się do niego.

- Jaka ta galaktyka mała...

- Dlaczego postanowiła zmienić pracę? - wrocił do tematu Rendar.

- Nie podobało jej się mieszkanie na dryfującej platformie. - Javul westchnęła.

- Twierdzi, że czuła się, jakby świat usuwał jej się spod stop i lada chwila

miała zawisnąć w przestrzeni.

Całkiem jakby życie na jachcie było lepsze, parsknął w myśli Dash. Argument był

jak dla niego zdecydowanie naciągany, ale nic nie powiedział. Uznał, że poźniej

przyjrzy się Bothance nieco dokładniej. Teraz miał na głowie ważniejsze sprawy.

Stanął naprzeciwko dziewczyny.

- No dobrze, w takim razie podsumujmy: komuś naprawdę zależy, żeby cię dorwać.

Czarne lilie może i miały wyprowadzić cię z rownowagi, a fałszywy alarm na

statku był demonstracją możliwości twojego prześladowcy, ale ten ostatni

wypadek... mogł się dla ciebie zakończyć co najmniej okaleczeniem, a w

najgorszym przypadku śmiercią. Moim zdaniem, jeśli to rzeczywiście sprawka viga

spoza planety, wszedł on mocno w paradę innemu, ktory sprawuje tu jurysdykcję.

Zasadniczo sprawę powinno załatwić szepnięcie słowka ktorejś z miejscowych

szych.

Javul pokręciła głową.

- Jednak - dodał z naciskiem, nie dopuszczając jej do głosu - mam wrażenie, że

to raczej jeden z miejscowych oligarchow. A to zawęża nam podejrzanych do

dwojki: Cleza i Mandalorianina Hityamuna Krisa.

- Hitch - wymruczała cicho Javul.

Strona 44

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Słucham?

- Nazywa się Hitch Kris. Jest lordem tego systemu, bardzo Potężnym, i to on chce

mnie dorwać...

- Chciałaś powiedzieć, że chce dorwać Alai Jance. - Dash Poczuł nieprzyjemne

mrowienie. Na wspomnienie historii sobowtora Javul znow stał się podejrzliwy.

Dziewczyna podniosła na niego wzrok i przyglądała mu się przez chwilę z dziwnym

wyrazem twarzy.

- Nie - zaprzeczyła wreszcie cicho. - On chce dorwać mnie. To ja byłam...

jestem... Alai Jance, niedoszłą żoną Hitcha Krisa.

ROZDZIAŁ 12

Najdziwniejsze, że pierwszym odruchem Dasha była chęć parsknięcia śmiechem.

Dziewczyna miała tupet, bez dwoch zdań. Przyjąć oświadczyny viga, zacząć karierę

dzięki jego kontaktom, a potem... bum! - skończyć wszystko, bo nie podobają się

jej zwyczaje gościa.

- Brał udział w najgorszych możliwych zbrodniach - wyznała. - Morderstwach,

zabojstwach, w handlu narkotykami, porwaniach... Nie mogłam tego dłużej znieść.

Miał ochotę ją spytać, co kazało jej myśleć, że wyjdzie z tego obronną ręką ale

ugryzł się w język i zamiast tego zagadnął:

- Jak spotkałaś taką szumowinę?

- Występowałam w klubie na Coruscant... w Quarek'ku, popularnej spelunie

prowadzonej przez Neimoidian, w ktorej spotykały się rożne wysoko postawione

męty. Czarne Słońce, Imperialni, najemnicy - wszyscy, ktorzy coś znaczyli. Nie

wyobrażam sobie nawet, ile szemranych interesow ubija się tam co wieczor... i,

szczerze powiedziawszy, nie chcę tego wiedzieć. Śpiewałam, tańczyłam i

odgrywałam kilka scenek z rożnych mitologii. Tak jak teraz o tym myślę, chyba

właśnie od tego się zaczęło, od tych kawałkow ulubionych gwiezdnych legend czy

parodii ikon kulturowych. To dlatego Hitch zwrocił na mnie uwagę. Wykonywałam

cykl pieśni o ludzkich imigrantach na Mandalorze; wyznał, że słuchając mnie miał

łzy w oczach.

Dash znow z trudem powstrzymał chichot. Vigo i mandaloriański najemnik,

szlochający do wtoru śpiewającej w nocnym klubie szansonistki... A to ci

dopiero!

- Uznałaś go więc za wielkiego, słodkiego miłośnika sztuki,

co?

- Może przez jakieś pięć minut miałam takie wrażenie - przyznała niechętnie. -

Dopoki nie poznałam ludzi, z ktorymi robi interesy. Tak, miałam pojęcie, czym

zajmuje się Hitch Kris, zanim- zanim zdecydowałam się z nim związać. - Urwała

na widok zdegustowanej miny Rendara. - Każdy z nas dokonuje czasem złych

wyborow. Może mi powiesz, że ty nigdy? - spytała zaczepnie. - Każdemu się to

zdarza. Na szczęście niekiedy pojmujemy swoj błąd, chociaż poniewczasie...

- No dobrze. Dlaczego w takim razie związałaś się z Hitchem Krisem?

Zanim odpowiedziała, przyjrzała mu się badawczo.

- Sądziłam, że pomoże mi w karierze, bo mnie kocha. Bo wierzy, że mam talent. W

pewnej chwili, na skutek błędow popełnionych przez jego ludzi, domyśliłam się,

że robi to, bo dzięki moim występom może załatwiać pewne interesy, nie

wzbudzając niczyich podejrzeń. Wykorzystywał mnie jako przykrywkę. Imperialni i

konkurujący vigowie znali jego flotę... tak samo jak Lord książę Xizor. Kiedy

Hitch chciał coś przeszmuglować, trafiało to na pokład mojego statku.

Przemycałam narkotyki, broń, nawet biologiczną i... ludzi. I nikt o tym nie

wiedział, włącznie ze mną. Przez długi czas żyłam w błogiej nieświadomości, co

się dzieje za moimi plecami.

- A potem? - spytał Dash.

- A potem w jednym z kontenerow na moim statku znaleziono ciało poszukiwanego

przez Imperium dyplomaty. Odkryliśmy go zupełnie przypadkiem. Mieliśmy serię

kłopotow, ktora zmusiła nas do nagłego wyjścia z nadprzestrzeni; statkiem nieźle

trzęsło. Skrzynia się rozpadła, a kiedy Mel zabrał się do robienia porządku,

odkrył tego biedaka. Martwego.

- Co zrobiliście z ciałem?

- Zwrociliśmy je władzom na Coruscant. To wszystko. Oficjalna wersja była taka,

że to fan, ktory dostał się jakoś na pokład i zmarł wskutek uduszenia.

- Ta-a - mruknął z przekąsem Dash. - Jakbym to już gdzieś słyszał. Ajaka była

prawda?

- Prawda jest taka, że Imperialni ambasadorzy na ogoł nie ukrywają się w

ładowniach hologwiazdek.

- Czy to był pierwszy pasażer na gapę?

- Tak - przyznała, blednąc. - Ale nie ostatni.

Nawet po jej rozstaniu z Krisem, kiedy uciekła i zaczęła robić karierę na własną

rękę, występując pod pseudonimem, musiała być czujna, bo jej były amant wciąż

Strona 45

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

starał się wykorzystywać jej statek do przemytu kontrabandy. Dash nie naciskał,

ale wszystko wskazywało na to, że porzucenie i miłosny zawod nie były ostatnią

rzeczą za ktorą vigo mogł być wściekły na swoją byłą dziewczynę.

Najprawdopodobniej chciał się zemścić z powodu utraty możliwości prowadzenia

zyskownych interesow bez wzbudzania podejrzeń.

A to z kolei skłoniło Dasha do refleksji nad zamierzonym celem ostatnich

incydentow. Czy Kris chciał zabić swojąeksnarzeczoną, czy też dostać ją w swoje

ręce żywą? Oczywiście, wskutek ostatniego incydentu mogła zostać ranna, ale

Javul miała na swoich usługach droidy, a na pokładzie statku zbiorniki z bactą.

Na statku dokonano sabotażu, ale przeprowadzono go w taki sposob, że jego ofiary

mogły skorzystać z sekretnego przejścia. A Dash szedł o zakład, że Hityamun Kris

znał „Serce Nowej" rownie dobrze, jak jego obecna właścicielka. Wszystko

wskazywało na to, że „Serce" było wcześniej statkiem przemytniczym - liczne

udoskonalenia i modyfikacje mogły to potwierdzać. A ktoż mogł znać się na

przemycie lepiej niż vigo Czarnego Słońca?

No, oczywiście poza samym Dashem.

Nie, Kris zdecydowanie nie miał powodu, żeby okaleczać albo zabijać Javul. Gdyby

to zrobił, zniweczyłby szansę na odzyskanie lukratywnego sposobu dorabiania

sobie na boku. A to oznaczało, że albo Krisem powodowała czysta, niepohamowana

wściekłość (co wydawało się mało prawdopodobne), albo za wszystkim stał ktoś,

komu nie zależało na życiu ofiary - rywalizujący vigo, a może ktoś niżej

postawiony, z ambicją awansu na drabinie hierarchii Czarnego Słońca.

Javul była odważna i pewna siebie, ale Dash podejrzewał, że dziewczyna nie ma

pojęcia, w co tak naprawdę się wpakowała. Odnalezienie na pokładzie tego

martwego dyplomaty pewnie ją przestraszyło, ale najwyraźniej nie nauczyło jej

szacunku dla władzy przedstawicieli Czarnego Słońca. Z kolei on sam miał aż za

dobre pojęcie, z czym wiązało się zadzieranie z przestępczą organizacją.

Zaczął się poważnie zastanawiać, czy na następnym przystanku na trasie artystki

nie zwinąć manatkow i nie dać drapaka. W czasie, ktory upłynął między szczerą

rozmową z Javul (lub Alai) a rozpoczęciem występu, rozważał tę możliwość setki

razy, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że potrzebuje pieniędzy. Poza tym,

kogo zamierzał oszukać? Nie chciał, żeby dziewczyna skończyła rozsmarowana na

ktorejś z galaktycznych teatralnych scen. Był też jeszcze jeden powod, dla

ktorego zdecydował się zostać, a ktory napełniał go chęcią skopania Czarnemu

Słońcu tyłkow... a może nawet czegoś więcej.

Zamiast więc opuścić ekipę, wygłosił w obecności wszystkich członkow załogi

wykład na temat czujności, upewnił się, że każdy ma przy sobie komunikator,

podzielił personel na dwuosobowe zespoły i przykazał im surowo wezwać jego,

Leeba albo Eadena, jeżeli cokolwiek - i to naprawdę cokolwiek - ich zaniepokoi

lub wyda im się podejrzane albo jeśli stracą z oczu swojego partnera. Potem

sprawdził swoją broń, wybrał sobie obszar działania - taki, żeby mieć na oku

Javul - i patrolował pobliski teren przez cały czas trwania występow, ktore

gwiazda uparła się odbyć.

Było ich trzy i Dash w miarę ich trwania zaklasyfikował je jako „bez zakłoceń",

„w większości bez zakłoceń" (zaginął na chwilę jeden rekwizyt) i „a niech to

wszystko jasny szlag!". Trzeciego wieczoru, po dwoch bardzo nerwowych

przedstawieniach, Dash już miał spojrzeć na wszystko jaśniej... gdyby nie kto

inny, tylko sam Hityamun Kris. Vigo pojawił się w holu wraz z obstawą złożoną z

trzech mandaloriańskich osiłkow i poszedł w stronę jednej z prywatnych

napowietrznych loż.

Dash był go bardzo ciekaw. Owszem, kiedyś zetknął się z kilkorgiem Mandalorian

rożnych ras, ale nigdy nie spotkał żadnego, ktory opuściłby własny klan, żeby

robić karierę w interesach, a już na pewno nie w szeregach Czarnego Słońca.

Krotko mowiąc, Kris był wyjątkiem. A Dash nie lubił wyjątkow.

Kiedy facet wszedł do Holosseum jak do siebie, Rendar stał akurat pod sceną

jednym uchem słuchając, jak Javul omawia z Tereez jakieś szczegoły dotyczące

kostiumow. Coż, tak naprawdę wcale nie mogł być pewien, że Hitch istotnie nie ma

udziałow w budynku. Czy to by nie wyjaśniało kłopotow z zasilaniem?

Stojący przy stanowisku menedżera Mel syknął, żeby zwrocić uwagę Javul, a kiedy

obejrzała się na niego, wskazał jej głową pobliski monitor ochrony. Dash

zobaczył Krisa wcześniej niż ona, więc przyglądał się jej, kiedy podniosła wzrok

na wyświetlacz.;

- Idzie tu - rzucił Mel pełnym napięcia głosem.

Kris minął windę, ktorą powinien był wjechać na poziom napowietrznych loż, i

powiodł swoj mały pochod w stronę specjalnych wind dla gości i obsługi,

prowadzących na korytarz za sceną, przy ktorym mieściły się garderoby.

Javul zbladła. Najwyraźniej miała się czego bać - i Dash wcale jej się nie

dziwił, całkowicie go za to zaskoczyła jej następna reakcja. Oddała Tereez jakiś

Strona 46

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

zwiewny ciuszek, ktory właśnie trzymała, i ruszyła w stronę korytarza.

Kompletnie zdezorientowany Dash musiał podbiec, żeby ją dogonić. Kiedy się

zrownali, złapał ją za ramię.

- Gdzie się wybierasz? - spytał, zdyszany. - Chcesz, żebym interweniował?

Spojrzała na niego spode łba.

- Zamierzam się z nim spotkać.

- Spotkać?! - parsknął Dash. - Kompletnie ci odbiło? Probował cię zabić!

- Może - burknęła. - A może nie.

- Może nie?! Jesteś szurnięta, jeśli wydaje ci się, że...

Javul westchnęła i strząsnęła jego dłoń z ramienia.

- Posłuchaj, co jak co, ale na pewno nie zastrzeli mnie w miejscu publicznym.

Poza tym wątpię, żeby chciał mnie zabić... jeśli w ogole to rzeczywiście on za

tym wszystkim stoi.

- Mogłaś mnie oszukać - wytknął jej. - Poza tym powiem ci coś: miałem już

kontakt z Czarnym Słońcem, więc wierz mi, jeśli on będzie naprawdę chciał cię

zabić, to nie będzie się oglądał na świadkow. Wyciągnie blaster i strzeli ci w

łeb, nawet jeśli będzie musiał to zrobić na oczach całego Holosseum. Dla osob

jego pokroju setki świadkow, a nawet tysiące, Javul, tysiące, znaczą tyle co

nic. Nie kiedy cała planeta może w razie potrzeby poświadczyć, że gdy doszło do

morderstwa, on był tysiące lat świetlnych stąd.

Teraz to ona położyła mu dłoń na ramieniu.

- Zamierzam załatwić to w cywilizowany sposob, Dash - wymruczała cicho. - Możesz

iść ze mną jako moja ochrona, ale nie wtrącaj się, proszę.

- Niech ci będzie. - Westchnął. Wiedział, że nie ma sensu się z nią kłocić.

Obejrzał się przez ramię i machnął na Leeba, ktory przyglądał się pracy droida

Mela, Ota, i jego asystenta, Nika. - Leebo, będziesz mi potrzebny.

- Spoko, szefie - odparł flegmatycznie droid - to znaczy, byłoby spoko, gdyby

nie polecono mi pilnować tutaj mojego partnera Nika...

- Tak, tak, sam ci to zleciłem - burknął ze zniecierpliwieniem Dash. - Odwołuję

polecenie.

Oto odwrocił się w stronę Leeba.

- Mogę nadzorować pracę Nika za ciebie - oznajmił.

Tymczasem Javul ruszyła przed siebie.

- Hej, a dokąd to? - zawołał Dash i rzucił się za nią, zapominając o droidach.

Kiedy dotarł do korytarza, drzwi windy właśnie się otwierały. Javul zawahała

się, ale zaraz podniosła głowę, wyprostowała plecy i wyszła na spotkanie Krisowi

i jego obstawie.

Mandalorianin zobaczył ją w chwili, kiedy weszła na wyściełający podłogę gruby

dywan. Zatrzymał się i patrzył, jak idzie prosto do niego. Kiedy dzielił ich już

tylko metr, spojrzał na Dasha, uniosł drwiąco brew, a potem znow przeniosł wzrok

na eksdziewczynę i uśmiechnął się do niej.

Dash zadrżał mimowolnie. Facet miał bez dwoch zdań najzimniejsze, najbardziej

nieczułe oczy, jakie kiedykolwiek widział. Miały kolor lodu - były jak błękit

światła księżyca odbity w ostrzu noża. Jego skora była zaskakująco blada, nie

tak lśniącoperłowa jak u Javul, ale mieniąca się lekko złotawym blaskiem,

przywodzącym na myśl spalone słońcem skały na Tatooine. Pomyślał niechętnie, że

ta dwojka byłaby wspaniałą parą... gdyby nie straszne, zimne oczy Krisa. Jak

ktoś taki jak Javul mogł pokochać podobnego świra? Nie potrafił sobie tego

wyobrazić. Coż, tak czy inaczej, sama wyznała mu przecież, że czasami ludzie

dokonują złych wyborow. Czasem też z tego wyrastają.

Bywa jednak, że życie nie daje im na to szansy.

Javul zatrzymała się przed Krisem na wyciągnięcie ramienia, a Dash stanął tuż za

nią Słyszał cichy szum serwomotorow Leeba, ktory zatrzymał się nieopodal.

Vigo założył kciuki za pas i uśmiechnął się drwiąco.

- Coż to, moja mała Alai, nie dostanę buzi na powitanie? Och, a może powinienem

był powiedzieć: Javul? Nie spodziewałem się po tobie takiej... oziębłości.

- Mam powody, żeby trzymać się z dala od ciebie - rzuciła chłodno Javul. -

Uzasadnione. Po co tu przyszedłeś?

Kris rozrzucił teatralnie ramiona.

- Wiesz przecież, że uwielbiam cię oglądać. A występ na żywo w tak wspaniałym

miejscu... coż, nie mogłem przepuścić okazji, mimo że nasze drogi... nieco się

rozeszły. Poza tym znasz chyba to powiedzenie o nadziei... - Położył rękę na

sercu. - Zawsze umiera ostatnia.

- Nadziei?! - powtorzyli prawie chorem Dash i Javul. Kiedy Rendar zobaczył minę

Charn, zamknął usta z głośnym kłapnięciem.

- A to kto? - Kris wskazał Dasha podbrodkiem. - Twoj nowy chłopak, co? Hm, nie,

to raczej mało prawdopodobne... nie jest w twoim typie. Aspirujący kochaś? A

może ochroniarz? - Stojący obok Hityamuna goryle w mandaloriańskich zbrojach

Strona 47

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

obrzucili Dasha pogardliwym spojrzeniem, ale nie poświęcili mu więcej uwagi.

Rendar spiorunował viga wzrokiem.

- Chłopak - wycedził w tej samej chwili, kiedy Javul oświadczyła:

- Ochroniarz.

Znow rzuciła mu gniewne spojrzenie przez ramię.

- To szef mojej ochrony, Dash Rendar - uściśliła.

Kris przechylił głowę na ramię.

- Rendar - powtorzył z namysłem. - Jakbym już gdzieś słyszał to nazwisko. Czy

nie tak nazywali się właściciele RenTransu, zanim firmę przejął książę Xizor? -

Dash nawet nie mrugnął. - Ale ty chyba nie jesteś z nimi spokrewniony, co?

Słyszałem, że wybili do nogi cały ich klan.

Jeden z ochroniarzy Krisa - ten bez zbroi, stojący za jego plecami - pochylił

się i szepnął coś swojemu szefowi na ucho. !

- Ach, prawda! Syn marnotrawny, ktory zamiast zająć się rodzinnym interesem

wolał wstąpić do Akademii Imperialnej! Co tu dużo gadać, miałeś fart, chłopie!

Ale, ale... to chyba oznacza, że jesteś z zawodu pilotem, mam rację? - Przywołał

na twarz wyraz fałszywego zdziwienia i przez chwilę udawał, że się nad czymś

zastanawia. - Zaraz, zaraz. Pilot z Akademii ochroniarzem zepsutej,

rozkapryszonej hologwiazdki? Jak, na chaos, do tego doszło?

- Jestem szefem ochrony - powtorzył za Javul Dash i przywołał na twarz złośliwy

uśmieszek. - Ale zaraz, zaraz... Co my tu mamy? Wytrawny wojownik, ktory mogłby

zostać Mandalorianinem, służący jako vigo takiemu zepsutemu, rozkapryszonemu

bandycie jak książę Xizor? Jak to, u licha, się stało?

Kris zamrugał, a strażnik stojący po jego lewej stronie zrobił poł kroku

naprzod. Dash położył rękę na kolbie swojego blastera, zanim jeszcze Kris dał

swojemu gorylowi znak, żeby się zatrzymał.

- Proszę, Dash... - odezwał się ugodowo. - Czy mogę ci mowić Dash? Nie ma

powodu, żebyśmy sprzeczali się o głupstwa. Jestem tu, żeby obejrzeć występ i

zobaczyć się przy okazji ze starą przyjaciołką.

- Jesteś pewien, że nie przyszedłeś tu, żeby policzyć się z byłą kochanką? -

wypalił Rendar.

Javul odwrociła się jak użądlona i spojrzała na niego gniewnie.

- Dash! - syknęła i natychmiast odwrociła się z powrotem do Krisa. - Mam

nadzieję, że występ ci się spodoba, Hitch. Przez wzgląd na stare, dobre czasy. I

to jedyna nadzieja, na ktorą możesz liczyć z mojej strony.

Mandalorianin westchnął teatralnie.

- Po tym wszystkim, co zrobiłem, żeby udowodnić ci szczerość moich uczuć?

Łamiesz mi serce.

- Wątpię. Na pewno wiesz, że ostatnio mało brakowało, a to Ja skończyłabym

porządnie połamana. Jestem pewna, że twoi szpiedzy donieśli ci o naszych...

problemach, ktore zaczęły się zresztą w dniu mojego przyjazdu.

- Problemach?

Jeśli niepokoj i zmarszczone z fałszywą troską brwi Krisa nie były kwintesencją

obłudy, to Dash nie umiał oceniać ludzi.

- Właśnie tak - stwierdził. - Zanim podeszliśmy do lądowania, ktoś przesłał na

pokład „Serca Nowej" fałszywą informację

o stanie systemow statku. Część pokładu została odcięta. .. przypadkiem akurat

ta, w ktorej przebywały Javul i jej asystentka. Trzy dni temu doszło zaś do

awarii, w wyniku ktorej mało brakowało, a nasza przyjaciołka zostałaby przecięta

na poł. Gdyby nie to, że moj pomocnik jest mistrzem teras kasi, nie byłoby jej

pewnie teraz z nami.

Kris zmrużył oczy. Dash nie umiał powiedzieć, czy maluje się w nich

niedowierzanie, złośliwa satysfakcja czy coś zupełnie innego.

- Mistrz teras kasi? - powtorzył vigo. - Adept sztuki walki

I elitarny pilot? Co za dobrana para! Pozwol, że złożę ci propozycję nie do

odrzucenia, Dash. Zostaw tę bandę pajacow i zostań moim pilotem. Zatrudnię też

twojego asystenta. Ktoś taki bardzo mi się przyda jako ochroniarz. Potroję

stawkę, ktorą ona - wskazał Javul - ci płaci.

Dash usłyszał za plecami metaliczny gwizd podziwu, a przez głowę przemknęła mu

absurdalna myśl, o ile szybciej zdołałby dzięki takiej sumie naprawić

„Outridera". Jednak szybko ją odegnał.

- Przykro mi, ale mam zobowiązania.

- Płacę poczwornie - podbił stawkę Mandalorianin.

- Dziękuję, nie skorzystam.

Vigo wzruszył ramionami.

- Coż, twoja strata. Gdybyś jednak zmienił zdanie, nasza urocza przyjaciołka

wie, gdzie mnie szukać. Prawda, najdroższa? - Kiedy Javul nie odpowiedziała,

postąpił poł kroku i pochylił się lekko w jej stronę. Dash odruchowo wzmogł

Strona 48

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

czujność, ale vigo wymamrotał tylko: - Nie bądź głupia, Alai. Zapomniałaś już,

jaką cenę przyszło ci zapłacić za upor? - Wyprostował się, obrocił na pięcie i

pomaszerował do windy.

Dash i Javul stali przez chwilę bez ruchu, patrząc w milczeniu za nim i jego

ochroną. Minęło kilka sekund, zanim do Rendara dotarło, że dziewczyna cała drży.

Odwrocił się w jej stronę, a kiedy spojrzał jej w oczy, zdjęło go przerażenie -

było w nich tyle smutku i rozpaczy, że miał ochotę pognać co sił w nogach do

loży Hityamuna Krisa i wgnieść mu nos do mozgu. Po chwil' javul opamiętała się

jednak i przywołała na twarz profesjonalną zawadiacką minę.

- A niech mnie, co za cyrk - mruknęła i ruszyła w stronę wejścia na scenę.

Dash położył jej dłoń na ramieniu; nie wiedział, co powiedzieć.

Javul pokręciła głową i uwolniła się od jego ręki.

- Daj spokoj - mruknęła. - Chcę po prostu mieć to wszystko za sobą. - Westchnęła

ze znużeniem. - Jutro wieczorem będziemy już na pokładzie „Serca Nowej", daleko

stąd.

Dash odprowadził ją na scenę, zachodząc po drodze w głowę, co, u licha, powinien

zrobić. Kiedy mijał Leeba, droid wydał z siebie niski, pytający dźwięk.

- Na co się gapisz? - warknął do niego Dash.

- Kto? Ja? - spytał niewinnie robot. - Ależ na nic. Właśnie zamierzałem wrocić

do pracy.

Rendar zatrzymał się w drzwiach prowadzących na scenę i patrzył przez chwilę,

jak Javul rzuca się w wir ostatnich przygotowań do występu - sprawdza uprzęże i

linki, a także resztę rekwizytow, z ktorych korzystała na scenie. Nagle wyczuł

obok czyjąś obecność.

- Asystent, co? - parsknął wściekle Eaden. Rendar przewrocił oczami.

- Oj tam, samo mi się tak powiedziało.

- Wolałbym wspołpracownika albo partnera - zauważył Nautolanin. - I wolałbym

też, żeby w przyszłości nic ci się „samo" nie mowiło. Jeśli mogę coś

zasugerować, powinieneś konsultować wcześniej swoje wypowiedzi z mozgiem. O ile

oczywiście nie przekracza to twoich możliwości.

Leebo przechylił głowę na ramię.

- Nie było tak źle, jak na improwizację. Dash spiorunował go wzrokiem.

- Już nic nie mowię - dodał droid. Rendar obejrzał się na Eadena.

- Chcesz powiedzieć, że słyszałeś całą rozmowę?

- Tak. - Vrill podniosł jedną z macek i wyprostował ją powoli' - Muszę przyznać,

że to było... interesujące. Ona się boi, co nie Powinno dziwić, ze względu na

okoliczności. Nawet ty musiałeś

to wyczuć. Ale ten cały Kris... emanuje mieszanką silnych, bardzo chaotycznych

uczuć. A ty...

Dash spojrzał na niego ostro.

- Co ja?

- Zrezygnowałeś z poczwornej stawki. - Nic w głosie ani wyrazie twarzy

Nautolanina nie sugerowało, że ta uwaga jest czymś więcej niż tylko

stwierdzeniem faktu, i Dash czuł się z tym... dziwnie. Wytrąciło go to z

rownowagi.

- Posłuchaj, przykro mi, ale...

- Nie mam do ciebie pretensji - przerwał mu Vrill, wciąż de nerwująco spokojny.

- Stwierdzam fakt.

Dash odetchnął głęboko.

- No... tak. Fakt.

ROZDZIAŁ 13

Dash obudził się w środku nocy, zlany potem. Śniła mu się Ja vul, spadająca raz

za razem ze sztucznego nocnego nieba odtworzonego pod kopułą Holosseum, a przez

ten sen doznał ponurego objawienia. Wielokrotnie słyszał opisy incydentow,

poprzedzają cych probę sabotażu - a nawet był naocznym świadkiem jednego z nich

- ale instynkt mowił mu, że tym razem chodzi o coś innego.

Dlaczego? Co się zmieniło?

Wstał, ubrał się, nalał sobie kubek kafu z ekspresu, a potem usiadł i zapatrzył

się na lądowisko za oknami apartamentu.

Rusz no mozgownicą Dash, nakazał sobie w myśli. Głowkuj, Rendar, głowkuj. Co tu

jest nie tak?

W myśli odtworzył jeszcze raz konfrontację Javul i Hitcha, całą wymianę zdań i

zachowanie obojga.

Coś tu nie pasuje. Co jest nie tak na tym obrazku? - zastanawiał się.

Sprobował postawić się na miejscu Krisa: wyobrazić sobi że Charn jest jego byłą

dziewczyną że pokrzyżowała mu plany,

pomieszała szyki, a potem nie dała się zastraszyć i wyszła obronną ręką z proby

zamachu na jej życie.

Strona 49

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Rany, byłby zły jak cholera, i to z co najmniej kilku powodow. A gdyby jeszcze

do tego zobaczył ją z innym facetem... facetem, ktorego najwyraźniej coś z nią

łączy - chyba przegrzałby się mu z wściekłości mozg. A mimo to stary spryciarz

Hitch cały czas się kontrolował i był opanowany niczym droid w dziale obsługi

klientow na linii pomocniczej HoloNetu.

To zaś, zdaniem Dasha, nie trzymało się kupy. Najpierw groźba, potem nieudana

proba zabojstwa, a mimo to Hitch Kris nie wydawał się w najmniejszym stopniu

rozdrażniony. Dash szedł o zakład, że koleś jest aż do przesady metodyczny i

zorganizowany, cierpliwy i stanowczy, ale na pewno nie sprawiał wrażenia kogoś,

kto ma mordercze zamiary.

Co to mogło znaczyć?

To znaczy, że facet jest prawdziwym vigiem, podpowiedział mu zdrowy rozsądek. Ma

za duże poczucie własnej godności i zanadto troszczy się o swoje interesy, żeby

tracić nerwy z powodu jakiejś baby. To dla niego biznes, nie zemsta. W tym

szaleństwie jest metoda, powtorzył sobie, musisz tylko zgadnąć jaka.

Odstawił kubek na stolik, włożył kurtkę i wyszedł na korytarz. Na jego widok

strzegący kwater Javul Charn Leebo wyprostował się i zrobił krok w jego stronę.

- Czy wiesz, że kiedy metal stygnie, to trzeszczy? - spytał

go

- Czy wiesz, z jaką łatwością mogłbym odciąć ci głowę parą

szczypiec?

- Głupie żarty.

Rendar podszedł do niego bliżej.

- Coś się działo?

- Stoję tu od kilku ładnych godzin, wsłuchując się w trzeszczenie metalu. Jak

sądzisz?

Pilot wyminął robota i podszedł do drzwi. Zawahał się na ułamek sekundy, ale

zaraz wcisnął guzik dzwonka na panelu. Ze środka dobiegł melodyjny dźwięk

kuranta. Dash czekał.

Nic.

Wcisnął guzik jeszcze raz.

Dalej nic.

Zaniepokojony, nacisnął dla odmiany kontrolkę interkomu i zawołał:

- Javul? Tu Dash. Musimy porozmawiać.

Cisza.

Niepokoj zaczął się przeradzać w bardzo złe, bardzo mroczne przeczucie, pełznące

lodowatym dreszczem wzdłuż kręgosłupa i mrożące na kość żołądek. Bardzo

prawdopodobne, że mieli w załodze wtyczkę... ktora znała teraz ostatnią trasę

ucieczki Javul.

Klnąc pod nosem, wpisał ręcznie kod odbezpieczający. Drzwi się rozsunęły,

ukazując tonący w przyćmionym świetle salon.

- Zostań na korytarzu - nakazał Leebowi, a potem wszedł do środka.

- A tak bardzo chciałem ryzykować życie u twego boku - poskarżył się z

metalicznym westchnieniem droid. - Ale coż, to ty jesteś szefem.

Dash zignorował jego sarkastyczną uwagę i omiotł pomieszczenie wzrokiem. Chociaż

panował tu połmrok, jeszcze zanim się rozejrzał, wiedział, że nie znajdzie

Javul. Łożko było zaścielone, w pokoju panował porządek. Nie było szans, żeby

dziewczyna przemknęła niezauważenie obok droida. A to znaczyło tylko jedno: że

Dash Rendar jest idiotą, bo nie postawił strażnika w ładowni, na drugim końcu

tajnego przejścia z kwater Javul Charn.

- Nie ma jej - poinformował Leeba, kiedy wrocił na korytarz. - Obudź, proszę,

Eadena.

- Ostatnim razem, kiedy obudziłem Eadena, zostałem wgnieciony w grodź jego

kwatery - poskarżył się droid.

- Tym razem będzie inaczej.

- Czemu jesteś tego taki pewien?

- Bo grodzie są tu miękkie, więc nic ci się nie stanie. A teraz ruchy!

Droid posłuchał, mamrocząc coś pod nosem, a Dash podszedł do sąsiednich drzwi i

nacisnął kilkakrotnie guzik dzwonka. Po dziesiątym razie otworzyła mu Dara -

rozczochrana bardziej niż zwykle, połprzytomna i otulona aksamitnym szalem.

- Rany, co się dzieje? Życie ci niemiłe? Lepiej, żebyś...

- Javul zniknęła.

- Co takiego?

- Nie ma jej. Zniknęła - powtorzył Dash, tracąc cierpliwość. - Musiała wyjść

tajnym przejściem. Zakładam, że dobrowolnie, chociaż mogę się mylić. Nie ma

śladow walki, ale niewykluczone że ktoś wkradł się do jej kwater i ją czymś

odurzył.

para, całkiem już przytomna, zerknęła w stronę drzwi przyjaciołki

Strona 50

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Nie przy włączonym ala...

- Czy muszę ci przypominać, że komuś udało się dotrzeć do niej na tyle blisko,

żeby majstrować przy sprzęcie i rekwizytach? - spytał ostro.

- Co mam zrobić?

- Obudź wszystkich i powiedz im, co się stało. Ja w tym czasie rozejrzę się i

poszukam jakichś śladow... czegokolwiek.

Kiedy wracał do kwater Javul, w korytarzu pojawił się Eaden w towarzystwie

robota.

- Leebo mowi, że Javul zniknęła - odezwał się, zapinając pas. - Tajne przejście?

- Ta-a - mruknął Dash. - Aha, Leebo... miej Kolczastą na oku. Ma obudzić

wszystkich, skrzyknąć ich w jedno miejsce i poinformować o zniknięciu Charn.

Razem z Eadenem otworzyli sekretne przejście i, zachowując ostrożność, zeszli do

ładowni. Po drodze także nie zauważyli żadnych śladow walki. Pomieszczenie na

dolnym pokładzie, pozbawione większości zapełniających je zazwyczaj skrzyń i

pakunkow, czekających na załadunek pod sceną Holosseum, wydawało się dziwnie

opustoszałe. Dash z zaskoczeniem spostrzegł, że w biurze Mela pali się światło.

Był jeszcze bardziej zdziwiony, kiedy okazało się, że pomocnik frachtmistrza,

Nik, jest mimo poźnej pory na nogach. Kiedy zajrzał do jego kwatery przez

otwarte drzwi, młody Sullustanin prawie podskoczył znad swojej konsoli.

- Gdzie szef? - spytał Dash.

- Eee... - zająknął się Nik. - Śpi. Jak wszyscy.

- Ta-a? A czemu ty nie śpisz?

- Praca domowa. - Sullustanin westchnął. - Mel nalega, żebym się uczył.

- Odrabiasz pracę domową w środku nocy po trzydniowej harowie? - zastanawiał się

Dash z niedowierzaniem.

Młody wyglądał na skrępowanego.

- Ja... trochę się leniłem w tym tygodniu. Częściowo z powodu występow -

wyjaśnił z poczuciem winy. - Mel mi przykazał, żemam dziś nadgonić albo nie będę

mogł pomagać przy załadunku.

Rendar pokręcił z niedowierzaniem głową. Pomagać? Czy przed chwilą słyszał coś o

lenistwie?

- Długo tu siedzisz?

Nik pokiwał gorliwie głową.

- Widziałeś, żeby ktoś się kręcił po ładowni?

Sullustanin przeniosł wzrok z Dasha na Eadena i z powrotem.

- Ktoś...?

- Charn - uściślił Rendar. - Widziałeś tu dziś wieczor Javul Charn?

Nik skinął głową; minę miał nietęgą.

- Tak - wymamrotał. - Tak, widziałem ją. Ona... ee, wychodziła.

- Wiemy, że wychodziła. Czy była sama?

Młody znow przytaknął.

- A mowiła, dokąd idzie?

- Nie rozmawiałem z nią. - Po prostu... szła przed siebie; kierowała się do luku

rozładunkowego.

Dlaczego to zawsze idzie jak po grudzie? - westchnął w duchu Dash.

- Widziała cię?

- Tak. Wyszedłem na kładkę; kiedy mnie zobaczyła, przyłożyła palce do ust i... i

wyszła.

- I nie przyszło ci do głowy, żeby obudzić Mela albo poinformować o tym Darę?

- Nie, proszę pana - wymamrotał Nik. Wyglądał, jakby zbierało mu się na płacz. -

To znaczy, Mel zawsze powtarza: „Cokolwiek widziałeś, nie widziałeś tego" i...

- Często ci tak mowi?

- Czasami...

- Coż, jestem pewien, że nie miał na myśli takiej sytuacji - stwierdził Dash. -

Nik, nie dalej jak trzy dni temu ktoś probował zabić naszą szefową. A to

oznacza, że, hm, nie powinna raczej szwendać się sama po mieście, co?

Nik sprawiał wrażenie naprawdę skruszonego.

- Nie, chyba nie.

_- No dobra, młody, posłuchaj. - Rendar westchnął. - To ważne. Jak była ubrana?

- Wyglądała, yy, bardzo... egzotycznie. Miała na sobie tonę tapety - Oczy

wysmarowane dookoła tym błyszczącym czymś i... i na środku czoła przyklejony

jakiś lśniący kamień. Była ubrana w ten połyskujący stroj... - Na płaty

policzkowe i imponujące małżowiny uszne młodego Sullustanina wystąpił głęboki

rumieniec. - Taki, przez ktory widać wszystko, co jest pod spodem. Ana głowie

miała jedną z tych... rzeczy ze sztucznych, cienkich włokien.

- Dawno wyszła?

Nik wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Byłem zajęty pracą domową straciłem poczucie

Strona 51

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

czasu.

Dash sięgnął po komunikator, wywołał Leeba i nakazał mu odesłanie wszystkich z

powrotem do łożek. Najwyraźniej nie doszło do porwania.

- Domyślam się, że nie wiesz, w ktorą stronę poszła?

Policzki Sullustanina wrociły do naturalnej barwy.

- Tak się składa, że wiem. Patrzyłem za nią kiedy schodziła po rampie i szła

przez lądowisko. To znaczy - zająknął się - nigdy wcześniej nie widziałem jej

tak ubranej. Nigdy - dodał i przełknął głośno ślinę.

Dash spojrzał na niego z ukosa, ale Nik tylko wzruszył ramionami.

- Moim zdaniem ludzkie dziewczęta są bardzo ładne, a Javul jest... wyjątkowo

ładna.

- Dokąd poszła?

- Na zachod. W stronę miasta.

Idąc za wskazowkami Nika, Dash i Eaden trafili do tętniącego życiem labiryntu

lokali rozrywkowych - kafejek, klubow muzycznych, palarni przyprawy, jaskiń

hazardu i innych miejsc, łączących w sobie cechy wszystkich powyższych. Chociaż

był środek nocy, ulice przemierzał tłum przedstawicieli najrożniejszych ras'

życie nocne Equator City trwało tu w najlepsze.

Dash i Eaden zatrzymali się u szczytu rozświetlonej setkami świateł głownej

ulicy, rozglądając się krytycznie dookoła. Nie mieli pojęcia, jak dawno temu

Javul opuściła statek, dokąd się udała ani po co, a to oznaczało, że będą

musieli szukać na ślepo

- Masz przy sobie komunikator? - spytał towarzysza Dash. Nautolanin skinął

głową.

- Dobra. W takim razie ty bierzesz prawą stronę ulicy, a ja lewą. Jeśli ją

zobaczysz... albo chociaż coś, co...

Ale Eadena już nie było; zniknął w tłumie i jakimś cudem natychmiast się w niego

wtopił, pomimo prostego, zgrzebnego ubioru, ktory wydawał się tu zdecydowanie

nie na miejscu. Dash wziął głęboki oddech i wymamrotał krotką modlitwę,

skierowaną do panteonu koreliańskich bostw - na wypadek gdyby ktoreś akurat

nasłuchiwało. Pomyślał smętnie, że jeśli to zawiedzie, niewykluczone, że pomoże

mu Moc... o ile oczywiście nie załatwiała w tej chwili jakichś ważniejszych

spraw. Ruszył dziarsko do pierwszego z przybytkow położonych po lewej stronie

ulicy.

Minęło sporo czasu, odkąd Dash stracił rachubę w liczeniu drzwi, przez ktore

wchodził do oblanych jaskrawym blaskiem albo tonących w mroku pomieszczeń.

Kolejny klub, do ktorego prowadziła szeroka, łukowato sklepiona brama, obiecywał

wszelkie rodzaje uciech. Nazywał się zresztą adekwatnie - szyld nad drzwiami

głosił: „Raj Uciech". Szybka lustracja wnętrza ujawniła, że trafił na coś w

rodzaju bazaru - wzdłuż głownego przejścia ciągnęły się rzędy arkad, udekorowane

całkiem zgrabnymi malunkami, sugerującymi, czego można się spodziewać w każdym

kramie.

Niektore z pomieszczeń były rzęsiście oświetlone, inne skrywał cień; jeszcze

inne wypełniał płynny, przytłumiony blask we wszystkich kolorach tęczy. W

jednych rozbrzmiewała głośna muzyka, część spowijała cisza, a z jeszcze innych

dobiegały delikatne odgłosy tajemniczych szmerow, dzwonkow wietrznych lub szumu

fal. Dash mijał je powoli, żałując, że nie ma jakiegoś szostego zmysłu,

wskazującego miejsce, do ktorego powinien zajrzeć. Niestety, mogł liczyć tylko

na intuicję... w przeciwieństwie do Eadena. A przynajmniej teoretycznie.

Przystanął w niszy wypełnionej ruchomymi rzeźbami postaci o z grubsza

humanoidalnych kształtach, wyciągnął z kieszeni komunikator i wywołał

przyjaciela.

Wkrotce Nautolanin zjawił się u jego boku; Rendar wskazał mu szereg sklepionych

wejść.

- Czytałeś wcześniej Javul, prawda?... No, mniej więcej - zagadnął - Sądzisz, że

dałbyś radę ją tu namierzyć?

Eaden zerknął na niego sceptycznie.

- Moj zmysł Mocy... to tylko zmysł, nic więcej - przypomniał mu - To nie jest

przyrząd do pomiarow naukowych. - Tak, wiem, ale to wszystko, co w tej chwili

mamy. Nautolanin wzruszył ramionami i zaczął powolny marsz wzdłuż szerokiej,

bogato udekorowanej galerii, co jakiś czas kierując macki w tę czy w inną

stronę. Kiedy po kolei mijali drzwi, mamrotał pod nosem w kilku słowach, co

wyczuwa, na przykład:

- Taniec. Bezrozumne świętowanie. - Albo: - Gniew... aha, to oczywiście jaskinia

hazardu. - Lub: - Chaos... Krolestwo przyprawy, jak sądzę...

Kiedy dotarli już prawie do końca galerii, Eaden zatrzymał się przed pogrążonym

w mroku wejściem i skłonił głowę; jego macki zafalowały niespokojnie.

- Jest tu coś... czego nie powinno być - stwierdził z namysłem.

Strona 52

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Warto zerknąć do środka? - spytał Dash.

Eaden nie odpowiedział. Przeszedł bez słowa przez drzwi, wymijając grupkę

tarasujących wejście klubowiczow. Dash zapamiętał ich liczbę i pozycje, na

wypadek gdyby wraz z Vrillem musieli opuścić lokal w pośpiechu. Przestronne,

długie pomieszczenie spowijał mrok, rozświetlony tylko niewielkimi płomyczkami

lamp umieszczonych na stołach i ściennych kinkietow, co pozwalało dostrzec

otoczenie w promieniu zaledwie kilku metrow. W takim oświetleniu twarze

klienteli wyzierały z ciemności niczym oblicza bezcielesnych duchow. Co jakiś

czas w blasku migała ręka - albo jej odpowiednik - aby zabrać z tacy lub

pojemnika na stole jakiś smakołyk lub drinka, i zaraz znikała w ciemności.

Wzdłuż ścian ciągnęły się podobne do tych na zewnątrz (tyle że mniejsze)

łukowato sklepione przejścia, prowadzące do pojedynczych boksow. Wszystkie były

chronione polami wytłumiającymi, zapewniającymi prywatność. Żeby zobaczyć, co

jest w środku, trzeba było przejść przez takie pole. Kiedy Dash zbliżył się do

jednej z kabin, włosy zjeżyły mu się na głowie, naelektryzowane słabym ładunkiem

elektrostatycznym, zapobiegającym wtargnięciu do środka niepowołanych gości.

Eaden poprowadził Dasha na sam koniec sali; po drodze mijali grupki osob

pogrążonych w rozmowie, pijących, palących aromatyzowane igiełki śmierci i

ogolnie sprawiających wrażenie wrogo nastawionych do siebie nawzajem i do

świata. Kiedy dotarli do ściany, Nautolanin zawahał się i przez chwilę

przechylał głowę to na jedną to na drugą stronę.

- Co jest? - zaniepokoił się Rendar.

- Sprobujmy tutaj. - Eaden wskazał podbrodkiem drzwi naprzeciwko. W środku

panował pozorny spokoj, ale tylko na pierwszy rzut oka; każdy z klientow mogł -

i pewnie właśnie tak robił - słuchać własnej muzyki, zanurzony w falach

naddźwiękow.

Dash oparł się odruchowej chęci ucieczki - mnogość fal dźwiękowych sprawiała, że

ogarnęło go lekkie rozdrażnienie.

- Jest tutaj? - spytał z nadzieją.

- Nie wiem - odparł Nautolanin. - Czuję w pobliżu dziwną... energię. Coś

podobnego wyczułem wcześniej, kiedy rozmawiała z Krisem.

- Hm, w takim razie to musi być chyba ona, nie? - Dash zrobił krok do przodu...

i stanął jak wryty na widok przechodzącej obok kobiety, ubranej w obcisły,

lśniący (i bardzo skąpy) stroj. Po tkaninie jej kostiumu niczym rozedrgane fale

blasku przemykały świetlne impulsy, przyprawiając Dasha o oczopląs. Podobne

światło tańczyło na jej naładowanych elektrycznością włosach, wydobywając z nich

deszcz iskier. Długie pasma okalały twarz i spływały na ramiona rozmigotaną

kaskadą płonących blaskiem lokow, nadając im wszystkie kolory widoczne dla

ludzkiego oka.

Kobieta wpadła na niego, mamrocząc nieskładne przeprosiny, podniosła wzrok... i

urwała w poł słowa, prawie się przy tym

zachłystując.

- Dash? - bąknęła, zmieszana. - Eaden?

- Coż - mruknął Nautolanin, kreśląc mackami w powietrzu skomplikowane wzory. -

Przynajmniej nie cierpi na amnezję.

- Całe szczęście. - Dash pochwycił wzrok Javul. - Bo naprawdę zaczynałem się już

bać, że to amnezja, skoro najwyraźniej zapomniałaś, co przydarzyło ci się kilka

dni temu i z kim miałaś dziś wątpliwą przyjemność się spotkać...

, Nie tutaj! - syknęła Charn, biorąc go pod ramię i rozglądając się spłoszonym

wzrokiem. - Wszędzie cię szuka... - zaczął Rendar.

- No i znaleźliście, tak? - przerwała mu stłumionym szeptem - A teraz może na

chwilę spuścicie z tonu i przestaniecie odgrywać wielkich, strasznych goryli?

Dziewczyna czasem musi się wyszumieć, no nie?

- Wyszumieć? Wy-szu-mieć?! - parsknął Dash. - Moja droga, chyba cię trochę po...

Ciemność za plecami Javul nagle zgęstniała i po chwili wynurzył się z niej

wysoki, szczupły osobnik nieokreślonej rasy i płci. Drugi rzut oka ujawnił, że

to mężczyzna, ale jego twarz pokrywała tak gruba warstwa makijażu (podobnego do

tego, ktory nosiła Javul), zaś jego włosy - a może były to piora? - otaczały

jego głowę i ramiona taką dziką kaskadą że trudno było w jego rysach rozpoznać

cokolwiek oprocz nienaturalnie olbrzymich, złocistych oczu.

- Wszystko w porzo, Nocny Kocie? - spytał dziwny przybysz. - Czy ci panowie cię

niepokoją?

- Nocny Kocie?! - powtorzył Rendar. - Nocny... ufff! Eaden zręcznie wsunął się

między Dasha a nieznajomego, żeby

dać przyjacielowi czas na ochłonięcie po ciosie, ktory wymierzył mu łokciem w

splot słoneczny.

- Jesteśmy jej wspołpracownikami - poinformował spokojnie.

- Tt...tak. Właśnie tak - zapewniła artystka. - Chyba czas, żebyśmy wrocili do

Strona 53

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

naszego... hotelu. Chodźcie, chłopcy. - Obrociła się na pięcie i ruszyła żwawym

krokiem przed siebie, kołysząc biodrami i rozświetlając mrok blaskiem

zmieniających kolory pasemek peruki. Zanim jej towarzysze opuścili klub,

wyrownali jeszcze rachunek z jej niedoszłym obrońcą.

Dogonili ją na zewnątrz i w milczeniu zajęli miejsca po jej bokach - bardzo

blisko; najwyraźniej nie zamierzali stracić jej z oczu po raz wtory.

Na ten widok Javul Charn parsknęła perlistym śmiechem.

- Co, na litość wszystkich pacjentow zakładow psychiatrycznych w galaktyce,

robiłaś w tym miejscu? I to po tym, co się ostatnio wydarzyło?! - złorzeczył

Dash, przechadzając się nerwowo za plecami Javul, ktora przed wielkim lustrem w

swoim apartamencie zmywała właśnie obfity makijaż. Wyłączyła niewielki

generator, elektryzujący jej fryzurę, zdjęła nakładki, dzięki ktorym jej nos

wydawał się dłuższy, a twarz bardziej pociągła, i wyjęła soczewki nadające jej

źrenicom bladofioletowy kolor (nieco bardziej jaskrawy od kombinezonu, ktory

miała na sobie) Wcześniej zamieniła wyzywający stroj na długą puszystą bluzę

odsłaniającą kolana.

- Przecież już wam mowiłam - jęknęła, wyraźnie zniecierpliwiona. - Chciałam się

wyszumieć, odreagować. Musiałam to zrobić, tym bardziej po tym, co się ostatnio

wydarzyło - tłumaczyła się. - Macie w ogole pojęcie, jak to jest być tak blisko

śmierci?

Dash zatrzymał się w poł kroku i podchwycił jej wzrok w lustrze.

Spojrzała na niego nieprzytomnie i zamrugała, speszona.

- Och. No tak. Pewnie coś o tym wiesz. Wybacz...

- Co tam robiłaś? - spytał ostro. - Wciągałaś przyprawę?

Pokręciła głową.

- A ten pokręcony koleś? Czy ty i on...

Uśmiechnęła się, ale znow pokręciła głową. Coż, to by się zgadzało z tym, co

wyczuł Eaden, uznał Dash. Niechętnie stwierdził, że poczuł większą ulgę, niż

chciałby przyznać.

- No więc co tam się działo... Nocny Kocie? - spytał zjadliwie.

Javul zrobiła udręczoną minę.

- Wszyscy w takich miejscach korzystają z pseudonimow. Facet kazał na siebie

mowić Gniew Rankora. Rany, Dash, to tylko knajpa! O co ci chodzi?

- Knajpa - powtorzył cierpko Dash - z wystarczającą liczbą mrocznych zakamarkow,

stroboskopow i naddźwiękow, żeby dać potencjalnemu zabojcy sto możliwości

załatwienia ciebie.

Javul wbiła wzrok w swoje kolana, ale zaraz spojrzała znow w lustro.

Dash zrozumiał, że zapędził ją w nerfi rog, więc skorzystał z tej

chwilowej przewagi:

- Nie pomyślałaś o tym, prawda? Co by było, gdyby ktoś się tam na ciebie

zaczaił? Ktoś, kto znałby cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że wyjdziesz „się

wy szaleć"? Co, gdyby ktoś cię śledził?

javul zanurzyła palce we włosy, żeby je rozburzyć, ale zatrzymała się w poł

ruchu. Po chwili ciszy opuściła, zrezygnowana, ręce i odwrociła się do Rendara.

Jej twarz była tak blada, że prawie przezroczysta.

- Sądzisz, że tak właśnie było? Że śledził mnie ktoś inny niż tylko ty i Eaden?

- Nie - warknął Dash z nieskrywanym rozdrażnieniem. - Dlatego, że wciąż żyjesz.

- Racja. - Wzięła głęboki, spazmatyczny oddech. - Masz rację -

Dash przysiadł w nogach jej łożka.

- Javul, posłuchaj mnie uważnie. Sporo o tym wszystkim myślałem. Zanim doszło do

tych incydentow... mam na myśli lilie, wiadomość, fałszywy alarm... wszystko to

było oczywiście niepokojące, ale nie zagrażało bezpośrednio twojemu życiu.

Jednak ten ostatni incydent mogł się skończyć tragicznie. Javul pokiwała

potulnie głową.

- Racja. Łapię.

- I...?

Wzruszyła obojętnie ramionami.

- Niech cię szlag i jasna cholera, Javul! - wybuchnął Dash. - Nie bądź

dzieckiem! Możesz myśleć o tym, co zrobiłaś, jako

o probie zabawienia się, ale rownie dobrze mogłaś w ten sposob dać się zabić!

Rozumiem, że czujesz się skrępowana ciągłym nadzorem, ale bardzo możliwe, że to

właśnie dzięki niemu wciąż żyjesz!

- Tak, tak - wymamrotała, skruszona. - Wiem o tym, wierz mi albo nie. Jest

jednak... pewien problem. W tej chwili nie mam pojęcia, komu nie powinnam ufać.

Wiem tylko, komu mogę zaufać. - Spojrzała mu prosto w oczy. - To bardzo

nieliczna grupa, a ty i Eaden się do niej zaliczacie.

- No dobra. Co w takim razie zamierzasz z tym fantem zrobić?

Javul znow głęboko odetchnęła.

Strona 54

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Zamierzam kontynuować moją trasę, Dash, bo... nie mam innego wyjścia. Muszę po

prostu... mieć oczy szeroko otwarte

i bardziej na siebie uważać.

~ Przydałoby się - burknął z przekąsem.

- Czy mogę już iść spać? - spytała płaczliwie. - Padam z nog.

Coż, Dash wcale jej się nie dziwił. Wstał i pokręcił powoli głową. Czuł bezsilny

gniew.

- Jesteś szalona, dziewczyno - mruknął na odchodnym. Kiedy wyszedł, wydało mu

się, że przez ścianę słyszy stłumiony szloch

ROZDZIAŁ 14

Następnego dnia z samego rana załoga - złożona w głownej mierze z droidow -

zajęła się sprzętem scenicznym, ktory załadowała sprawnie na dwa statki.

Załadunek trwał do wczesnego popołudnia. „Głębokie Jądro", jako wolniejsza

jednostka, zostało spakowane pierwsze i wyruszyło w podroż wcześniej, a „Serce

Nowej" opuściło Rodię dwie godziny poźniej i obrało kurs na Christophsis. Javul

miała dać tam występ na otwartym powietrzu, wykorzystując naturalny krystaliczny

krajobraz iglic i wzgorz planety, ktory miał upiększyć pokaz.

Arruna przekalibrowała system łączności statku, żeby w razie potrzeby wyłapać

nieścisłości w komunikatach przesyłanych z rodiańskiej kontroli lotow (a także z

innych źrodeł), a Bran Finnick trzymał rękę na pulsie podczas podroży do punktu

docelowego.

Mimo to Dash cały czas był w nerwach. Fakt, że ktoś miał władzę, pozwalającą

mieszać w komunikatach nadawanych przez rodiańską kontrolę lotow i przesyłać

fałszywe dane do lądujących statkow, przyprawiał go o bol głowy. Uspokoił się

dopiero, kiedy weszli w nadprzestrzeń.

Ledwie opuścili system, na statku zawyły alarmy zbliżeniowe Kapitan Marrak

wyprostował się w swoim fotelu dowodzenia: nie spuszczał oczu z głownego

iluminatora. - A niech to chaos pochłonie! - zaklął. - Unik! Szybko!

Finnick aż podskoczył przy swoim pulpicie, ale chwilę poźniej sprawnie obrocił

statek lekko na lewą burtę.

Przez iluminator Dash spostrzegł mały, przypominający strzałkę stateczek,

schodzący w ich stronę pod ostrym kątem. Jego kadłub był matowoszary, co

sprawiało, że w rozmazanych smugach gwiazd wydawał się prawie niewidoczny. ~ co

do li. - nie zdążył dokończyć myśli, bo statkiem wstrząsnął kolejny szalony

manewr. „Serce Nowej" skręciło gwałtownie, unikając serii błękitnozielonych

promieni energii, wystrzelonych spod dziobu małej jednostki. Jacht zadygotał,

rzuciło nim na lewo, na prawo, a potem powietrze przeszył jęk alarmow. Marrak

obrzucił szybkim spojrzeniem konsolę i zaklął brzydko w zabrakańskim.

- Tracimy ciśnienie - poinformował. - Wygląda na to, że mamy uszkodzoną

ładownię.

Chwilę poźniej rozległ się sygnał interkomu, potwierdzający jego przypuszczenia.

To był Mel.

- Dostaliśmy - powiedział krotko. - Mamy wyciek atmosfery; śluza uszkodzona. Oto

zdołał uszczelnić właz, ale nie ruszymy się stąd, dopoki nie usuniemy awarii.

- Zaraz u was będę - rzucił Marrak.

Dash pobiegł za nim do windy i chwilę poźniej dotarli na poziom ładowni. Kiedy

wysiedli z windy, zastali droida Otogę-222, spawającego brzegi potężnej,

duraplastowej bańki, ktora otaczała wyjście awaryjne. Mel doglądał uszczelnień,

przyklejając do spawow kawałki przejrzystej taśmy i szukając przeciekow.

- Jak rozległe są uszkodzenia? - spytał rzeczowo Marrak.

Mel zakończył inspekcję, wyprostował się i zmarszczył brwi.

- Trudno stwierdzić na sto procent, ale kadłub jest lekko wgięty i straciliśmy

szczelność w okolicach włazu - zameldował. - Co się w ogole wydarzyło?

- Zostaliśmy zaatakowani - oznajmił grobowym głosem zdenerwowany Dash.

- Zaatakowani? - powtorzył z niepokojem Mel. - Przez kogo, do diaska?

- Nie wiemy. - Marrak westchnął. - Nie wiemy nic oprocz tego, że to była mała i

nieoznakowana jednostka. Czy uszkodzenia są. bardzo poważne?

- Dosyć. - Mel potarł z troską czoło. - Nie wiem, czy w takim stanie zdołamy

wejść w nadprzestrzeń. A jeśli nawet, to raczej nie na długo.

Dash podszedł do zabezpieczonej bańki i zajrzał do środka obrzucając krytycznym

wzrokiem wewnętrzny właz. Z tego miejsca widział fragment wewnętrznej ściany,

wgiętej na długości około metra - i to wszystko. Na zewnątrz dostrzegł usianą

gwiazdami czerń przestrzeni kosmicznej i zdeformowany fragment kadłuba.

Uszkodzenie znajdowało się na wysokości ramienia dorosłego człowieka... a rama

włazu została wygięta na zewnątrz.

- Niezły strzał - podsumował Mel. - Najwyraźniej strzelec

wiedział, co robi.

- Ktoś mu w tym pomogł - stwierdził Dash, odrywając wzrok od kadłuba. Mel i

Strona 55

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Finnick spojrzeli na niego zdziwieni.

- Rama włazu jest wypaczona na zewnątrz - wyjaśnił. - A to oznacza, że eksplozja

nastąpiła wewnątrz śluzy.

Mel zmrużył oczy i przyjrzał mu się podejrzliwie.

- Jesteś pewien?

- Nie na sto procent - przyznał Dash - ale sam zobacz. Mel stanął obok niego i

przez chwilę oglądał przejrzystą bańkę;

w końcu pokręcił głową.

- On ma rację, kapitanie. To nie wygląda dobrze.

- Będzie jeszcze gorzej, jeśli nie zdołamy wejść w nadprzestrzeń i utkniemy

tutaj. Dotarcie do Christophsis na samym podświetlnym zajmie nam całe wieki.

Będziemy musieli dowlec się

z powrotem na Rodię...

- Nie wrocimy na Rodię - warknął zdegustowany Dash, zanim

zdążył ugryźć się w język. Zabrak uniosł brew.

- Możliwe, że właśnie o to chodzi naszym prześladowcom Czy muszę panu

przypominać, co się wydarzyło podczas naszej ostatniej podroży na tę planetę?

Naprawdę chce im pan dać drugą

szansę? - dodał Rendar.

- A czy możemy ryzykować skok w nadprzestrzeń? - odpowiedział pytaniem kapitan.

Mel zacisnął wargi.

- No coż, będę to musiał skonsultować z Arruną ale niewykluczone, że to się

uda... o ile nie będziemy za długo zwlekać To znaczy, istnieje szansa, że

dotrzemy do Christophsis, ale tam nie ma żadnego dużego zakładu SoroSuub. Pewnie

da się to i owo

wyklepać i zaszpachlować, ale tak naprawdę musimy wymienić obydwa włazy,

zewnętrzny i wewnętrzny. Kapitan skinął głową.

- W takim razie najrozsądniej byłoby lecieć do Edic Bar. Tamtejsze zakłady

poradzą sobie z naprawami lepiej niż ktokolwiek inny. Mel pokręcił głową.

- Obawiam się, że nie dolecimy tak daleko. Marrak westchnął ciężko.

- Świetnie. A co z krotkimi skokami? Skoro sądzisz, że damy radę dolecieć na

Christophsis, to tak zrobmy. Reszta skokow będzie stosunkowo krotka i...

- Ze Stacji Bannistar na Bacranę? - wszedł mu w słowo Dash. - Nie nazwałbym tego

krotkim skokiem.

Melowi drgnął zauważalnie kącik ust.

- Domyślam się. Poza tym w takich przypadkach skumulowane naprężenie jest tak

samo niebezpieczne jak długotrwałe naprężenie. Pamiętajmy, że statek jest,

potocznie mowiąc, dziurawy. Oczywiście, wyślę tam droida, żeby załatał

pęknięcie, ale nie da nam to gwarancji bezpieczeństwa podczas podroży przez

nadprzestrzeń. Zważywszy na stan statku, odradzałbym wykonywanie więcej niż

jednego skoku.

Co tu dużo gadać, frachtmistrz miał rację; Marrak skinął tylko

głową.

- Przypuszczam, że najrozsądniejszym rozwiązaniem będzie lecieć na Christophsis

i trzymać się planu. Spędzimy tam cztery dni. Może podczas pobytu uda nam się

dokonać poważniejszych napraw, znaleźć właz zastępczy albo jakieś inne

rozwiązanie?

Mel prychnął z dezaprobatą.

- Jakie? Kupić nowy statek?

Mina Marraka sugerowała, że nie uważa tego pomysłu za całkiem poroniony.

- Chyba czas zapytać o zdanie Javul.

Javul wbijała wzrok w blat stołu, jakby rozłożono na nim alternatywy, ktore

powinna rozważyć. Dash musiał przyznać, że żadna z nich nie była

satysfakcjonująca, a Javul pewnie by się z nim zgodziła. Wreszcie podniosła

wzrok na załogę zgromadzoną Wokoł stołu i powiedziała;

- Polecimy na Tatooine. Jest w naszym zasięgu.

Wszyscy gapili się na nią w milczeniu. Wszyscy, to znaczy

Dash, Eaden, Mel, kapitan Marrak, Bran Finnick, Arruna Var i Kolczasta. No coż,

jeśli chodzi o ścisłość, to Eaden nie tyle się gapił, co mrugał powoli i

poruszał mackami, skierowanymi w stronę Charn, ale zasadniczo wśrod załogi

panowała atmosfera niedowierzania.

- A co takiego jest na Tatooine? - spytał wreszcie niepewnie kapitan.

- Ogolnodostępne źrodło rozklekotanych frachtowcow - odparła Javul bez wahania.

Dara pokiwała głową.

- Racja. Powinnam była sama na to wpaść. To chyba najlepsze wyjście.

- Wcale nie! - zaprotestował Finnick. - Potrzebujemy nowego włazu. To prawda,

możemy znaleźć na Tatooine statek zastępczy, ale to nie jest rozwiązanie na

dłuższą metę, mam rację?

Strona 56

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Dlatego rozmawiamy o statku zastępczym. Za-stęp-czym - przesylabizowała Dara.

- A to lepsze rozwiązanie niż brak włazu - dodał Dash.

- Posłuchajcie! - Javul podniosła ręce, uciszając towarzystwo. - W takim stanie

nie dolecimy nawet na Byblos. Moim zdaniem najrozsądniej będzie wysłać na

Christophsis „Głębokie Jądro", podczas gdy my wylądujemy na Tatooine, znajdziemy

jakiś frachtowiec, ktory pomieści nasz ładunek, i dołączymy na jego pokładzie do

„Jądra". Jestem pewna, że z Byblos będą mogli nam przesłać nowy właz, ktory

zainstalujemy na Tatooine. Znajdziemy tam kogoś, kto sobie z tym poradzi.

- Racja - potwierdził Dash. - Właściwie to znam taką jedną osobę; naprawia mi

właśnie „Outridera". To jeden z najlepszych w swoim fachu.

- Wspaniale - ucieszyła się Javul. - W takim razie powierzymy mu „Serce Nowej".

Może przy okazji sprawdziłby, czy nie ma na nim innych ukrytych niespodzianek?

Dash zamrugał. Nie pomyślał o tym wcześniej, ale to był rozsądny krok.

- No dobrze - zgodził się Marrak. - Brzmi sensownie. Kiedy naprawimy statek,

dołączymy do was na jednym z ostatnich przystankow trasy. Mam nadzieję, że nie

poźniej niż na Korelii. - Wstał od stołu. - Wydam polecenie zmiany kursu.

Reszta grupy wrociła do swoich obowiązkow, ale kiedy Dash i Eaden zaczęli się

zbierać do wyjścia, Javul gestem poprosiła ich, żeby zaczekali. Kiedy zostali

tylko we trojkę, spojrzała na Dasha.

- Mowiłeś, że ten mechanik naprawia twojego „Outridera", zgadza się? Ile jeszcze

potrwa naprawa?

- Nie mam pojęcia. To znaczy, nie wiem, ile Kerlew już zrobił. Jakby to

powiedzieć... - zająknął się. - Nie mogłem zapłacić mu całej kwoty za naprawę.

Dlatego przyjąłem tę robotę, jeśli pamiętasz.

- Oczywiście. Czy... gdybym zapłaciła za naprawę, „Outrider" pomieściłby ładunek

„Serca Nowej"?

Dash i Eaden popatrzyli po sobie; Nautolanin wzruszył po swojemu mackami.

- Spokojnie. Jeszcze zostanie miejsce.

- Czy to szybki statek?

- Najszybszy.

- Mam wrażenie, że jesteś troszkę... mało obiektywny - parsknęła Javul. -

Pozwol, że zasięgnę opinii u twojego przyjaciela. - Przeniosła wzrok na Eadena.

- Czy jest tak szybki, jak on mowi?

- Prawie. Znam może z jeden... albo ze dwa statki tak samo szybkie. - Dash

posłał mu gniewne spojrzenie. - Ale żaden nie jest jakoś przesadnie szybszy -

dodał Eaden natychmiast.

Javul skinęła głową.

- Świetnie. W takim razie wracamy na Tatooine i sprobujemy doprowadzić twoj

statek do stanu używalności. Zobaczymy, czy zdołamy dolecieć nim na Christophsis

na czas.

Kiedy Javul opuściła świetlicę, Dash roześmiał się radośnie i rąbnął

entuzjastycznie pięścią w blat.

- Słyszałeś to? Słyszałeś, stary? Odzyskamy naszego „Outridera"! I nie będzie

nas to kosztować ani kredyta!

- I z czego się tu cieszyć? - spytał chłodno Eaden. - Wiesz Przecież, że

prześladowcy naszej przełożonej nadal będą probowali ją dorwać. Tak ci pasuje,

że będziemy ją wtedy mieli na pokładzie naszego statku?

Dash wyobraził sobie podziurawiony salwami z działek kadłub ≫Outridera" i

zrzedła mu mina. Spojrzał na Eadena spode łba.

- Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś najgorszym psujem humoru w galaktyce?

Poł godziny po lądowaniu na Tatooine Dash był już w warsztacie Kerlewa,

obiecując mu zapłacić całość kwoty za szybką naprawę „Outridera". Kerlew był

bardzo zadowolony, tak samo zresztą jak Dash. Właściwie to wszyscy byli

zadowoleni i panowała bardzo miła atmosfera... do czasu, aż Kerlew podał

Rendarowi szacunkowy termin, w ktorym zdołałby naprawić hipernapęd.

- Tydzień?-jęknął Dash.

- Coś koło tego.

- Muszę mieć go szybciej, Ker. I to znacznie szybciej. Tak szybko, jak tylko

zdołasz. Moja klientka musi być na Christophsis za cztery dni.

Kerlew spojrzał na niego krzywo.

- Lot na Christophsis z Tatooine trwa połtora dnia. To daje mi na naprawę dwa

dni. Jestem dobry, ale nie aż tak dobry. Poza tym mam też inne zlecenia...

- Przełoż je na poźniej - błagał Dash. - Zapłaci ci więcej, jeśli zajmiesz się

„Outriderem" w pierwszej kolejności.

Kerlew przyjrzał mu się nieufnie.

- Jest aż tak bogata?

- Nawet sobie nie wyobrażasz. To poważna sprawa, Ker. Bardzo.

Mechanik obejrzał się na stojącego w doku „Outridera". Jego silniki były

Strona 57

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

dosłownie w proszku. Westchnął.

- No dobra, zrobię, co w mojej mocy. Ale to będzie płatne z gory. Będę musiał

kupić nowe złącza zasilania do silnikow prawoburtowego i centralnego, a wiesz,

że Watto nie daje nic na krechę.

- To żaden problem - obiecał Dash.

- Mamy problem - poinformował Dash Javul Charn. - Kerlew

chce zapłaty z gory.

Javul przechyliła głowę na bok i zmarszczyła nos. Siedziała na brzegu fotela,

ubrana w lekkie, dopasowane spodnie i przemytniczą kurtkę z mnostwem kieszeni;

na nogach miała wysokie czarne oficerki, podobne do tych, ktore nosił Dash.

, Zważywszy na okoliczności, spodziewałam się tego.

- Serio? - zdziwił się Dash. - To znaczy, zapłacisz mu? - Ściągnął brwi. -

Chwila... Co to znaczy „zważywszy na okoliczności"? Jakie niby okoliczności?

- Mam na myśli, że on nie wie, dla kogo teraz naprawia statek. na pewno przywykł

do ludzi, ktorzy go kantują.

- Chyba nie mowisz o mnie? - żachnął się Dash. - Nigdy nie oszukałem Kerlewa. I

nigdy bym tego nie zrobił. A on o tym dobrze wie.

Javul podniosła ręce do gory.

- Nie to miałam na myśli. Tak czy inaczej, możemy mu zapłacić z gory. Zaraz się

tym zajmę. - Wstała, ale Dash zatrzymał ją.

- Eee, to nie takie proste - bąknął. - To znaczy, chodzi o to, że Ker nie da nam

gwarancji, że uwinie się z naprawami na czas.

Javul zmarszczyła brwi.

- A ile potrzebuje na naprawę?

- Około tygodnia.

Javul klapnęła z powrotem na krzesło.

- To stanowczo za długo, Dash. Musimy dotrzeć na Christophsis planowo, czyli za

cztery dni. - Zastanawiała się nad czymś przez chwilę, po czym dodała: -

Zaproponuj mu, że zapłacimy więcej. Może jeśli zatrudni jeszcze parę osob i

będzie miał więcej rąk do pracy... Tymczasem ja sprobuję wymyślić plan awaryjny.

Kerlew zapatrzył się w sufit doku i przejechał dłonią po poznaczonej bruzdami

twarzy, rozważając propozycję Javul: więcej pieniędzy za zwiększenie tempa

pracy.

- Wiesz, ile miesięcy chodzi w ciąży bantha?

Oparty o jedną z goleni „Outridera" Dash obrzucił starszego mężczyznę

nieprzytomnym spojrzeniem.

- A co ma do tego bantha?

- Nie wiesz? To ci powiem: około jedenastu.

- No i...?

- Gdybym miał jedenaście banth, to jak sądzisz, czy co miesiąc rodziłaby mi się

jedna mała bantha?

Dash zacisnął zęby.

- Nie. Oczywiście, że nie. Ale „Outrider" nie jest banthą.

Kerlew westchnął.

- Posłuchaj, Dash. Wszystko sprowadza się do zależności Mając więcej kredytow,

zdobędę złączki. Jeśli chodzi o ścisłość mogłbym je mieć nawet w ciągu godziny.

Ale ich zamontowanie zabierze tyle samo czasu, niezależnie od tego, czy będę

miał na jedną złączkę czterech mechanikow, czy dwoch. Jeśli zaś chodzi o

podpięcie ich do głownej szyny zbiorczej... to w tunelu kanałowym może przebywać

tylko jedna osoba. No, chyba że mowimy

o Sullustanach, ale ci z kolei mają za krotkie rączki, żeby dosięgnąć do panelu

szyny. Potem trzeba przeprowadzić testy. Nie przeskoczysz tego ani nie

przyspieszysz. Mając więcej pieniędzy

i rąk do pracy, może uda mi się przesunąć naprawę o dzień, ale to wszystko.

Dash potarł skronie. Czuł, że w ekspresowym tempie zbliża się bol głowy o sile

wybuchu supernowej.

- No dobra, w porządku. Po prostu zrob, co w twojej mocy.

Kerlew spojrzał na niego z urazą.

- Zawsze robię, co w mojej mocy.

Dash wrocił na lądowisko, na ktorym dokowało „Serce Nowej". Okazało się, że

załoga zaczęła już wznosić rusztowania potrzebne do naprawy zewnętrznego włazu.

Wspiął się na gorę, żeby ocenić z zewnątrz uszkodzenia. Dziwne, uznał,

przyjrzawszy się osmaleniom od strzałow. Biegły wzdłuż boku kadłuba i przecinały

usunięty teraz właz, ale smuga nie była głęboka - na pewno nie na tyle, żeby

wyrwać płytę luku. A na pewno nie bez pomocy kogoś na pokładzie. Najwyraźniej

komuś zależało na tym, żeby właz został wysadzony. Komuś z załogi „Serca".

W środku panowało spore zamieszanie. Znalazł Mela w jego biurze, sprawdzającego

list frachtowy.

Strona 58

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Przyglądałeś się uszkodzeniom z zewnątrz? - spytał go.

Frachtmistrz skinął głową.

- Tak. Miałeś rację. Został wygięty od wewnątrz. Włączył się awaryjny system

ewakuacyjny, ktory wysadził pokrywę.

Dash zmarszczył czoło.

- Czy to zostało spowodowane atakiem?

Mel wzruszył ramionami.

- Nie powinno było do tego dojść. - Zawahał się, a po chwili dodał: - System

ewakuacyjny ma cztery klamry zabezpieczające uzbrojone w ładunki wybuchowe, po

jednym w każdym rogu portalu. W razie zagrożenia powinny wybuchnąć wszystkie

naraz, żeby wysadzić właz na wypadek, gdyby zaszła potrzeba wyrzucenia towaru za

burtę. Jeden z nich został wcześniej uszkodzony - ktoś go wysadził. To właśnie

ślad po tej eksplozji widziałeś na gorze przy lewej klamrze. Podejrzewam, że

naruszenie wywołało reakcję łańcuchową i wybuch reszty klamer.

- Mowiłeś o tym Javul?

- Jeszcze nie.

- Powinna o tym wiedzieć.

Jednak Javul nie było nigdzie w pobliżu i nikt nie umiał powiedzieć, gdzie się

podziewa - włącznie z Kolczastą, co, zdaniem Dasha, było bardzo dziwne.

Kiedy przeszukał już cały statek od dziobu po rufę, zaczął mieć naprawdę złe

przeczucie. Dowiedział się, że Mel zlecił Leebowi pomoc w oprożnianiu ładowni

dla przeprowadzenia napraw, więc wyruszył na poszukiwania Eadena. Znalazł go w

ich wspolnej kwaterze, medytującego (chociaż, zdaniem Dasha, „medytacja" nie

była tu zbyt trafnym określeniem, ze względu na pozycję, w jakiej zastał

przyjaciela).

Eaden siedział ze skrzyżowanymi nogami... jakieś piętnaście centymetrow nad

ziemią. Opierał się na jednej ręce, przełożonej między nogami. Dash zatrzymał

się w drzwiach i zagapił na niego z otwartymi ustami. Potem zaszurał nogami.

Wreszcie odchrząknął.

Eaden odemknął do połowy jedno ciemne oko, ale zaraz znow je zamknął. Dash

patrzył w milczeniu, jak mistrz teras kasi rozprostowuje powoli nogi - nadal

wsparty na jednej dłoni - dopoki nie ułożył ich rownolegle do podłogi. Potem

przeszedł płynnie do stania na rękach, by wreszcie z gracją drapieżnika

polującego na ofiarę saltem skoczyć na rowne nogi.

- Co to było? - spytał Dash.

- Co było co?

Dash wskazał miejsce, w ktorym jeszcze przed chwilą „siedział" Eaden.

- To... co przed chwilą robiłeś - wykrztusił. - Czy to te wasze sztuczki teras

kasi?

- Sztuczki?

- No dobra, ćwiczenia. Czy to były ćwiczenia teras kSi? To znaczy, widziałem,

jak wcześniej ćwiczyłeś, ale...

- Medytowałem w pozycji znanej jako Śpiący Krayt, nazwanej tak od smoka krayt,

ktory zresztą pochodzi z tej planety. Potem wykonałem Skaczącego Veermoka.

- O rany - mruknął z podziwem Dash. - Nie boli cię ręka? Bo mnie rozbolała od

samego patrzenia.

- Nie, nie boli mnie ręka - uspokoił go Eaden. - Chciałeś czegoś ode mnie?

- Co? A, tak. - Otrząsnął się z lekkiego szoku. - Ona znow zniknęła - poskarżył

się płaczliwie. - To znaczy Javul. Trzeba ją znaleźć, zanim znow zrobi coś

głupiego.

- Głupszego niż do tej pory?

Mając świeżo w pamięci nocną wycieczkę Javul na Rodii, Dash musiał przyznać, że

trudno byłoby coś takiego przebić.

- Chyba powinniśmy najpierw zajrzeć do Chalmuna - zaproponował Dash, kiedy szli

pylistą alejką w stronę placu Kernera. - Tam spotkaliśmy ją po raz pierwszy,

więc może wpadła na pomysł, że znajdzie tam coś, co pomoże jej ułożyć plan

awaryjny Jeśli jej tam nie zastaniemy, może trafimy przynajmniej na kogoś, kto

ją widział.

Eaden nie odpowiedział, ale jego macki wydawały się - przynajmniej Dashowi -

postawione w stan najwyższej czujności. Po drodze Rendar rozglądał się na lewo i

prawo, ale nigdzie nie zauważył śladu bytności Javul Charn. W zatłoczonym

wnętrzu mrugał przez dobrą chwilę, probując przyzwyczaić wzrok do panującego tu

połmroku po oślepiającym blasku bliźniaczych słońc.

Eaden, ktory miał na sobie specjalny, utrzymujący wilgoć kombinezon i gogle

ochronne, nie miał z tym problemu. Podszedł prosto do baru i zagadnął barmana.

Kiedy Dash do niego dołączył, Nautolanin odwracał się właśnie od lady.

- Jest tutaj - oznajmił i kiwnął głową w stronę boksu na samym końcu.

Dash głośno wypuścił powietrze.

Strona 59

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Dziękuję... ktoremukolwiek bostwu, ktore chroni przed głupimi pomysłami -

dodał. - Chodźmy.

Ruszyli do boksu, w ktorym całkiem niedawno po raz pierwszy spotkali Javul Charn

i jej rudą asystentkę. Po drodze Dash układał w głowie surową moralizatorską

mowę - między innymi o dopraszaniu się kłopotow. Może nawet zada gwieździe

pytanie, czy jej plan awaryjny uwzględnia narażanie się na śmierć? Czy powinien

na nią nakrzyczeć? A może postarać się brzmieć protekcjonalnie?

Stanął w wejściu do boksu, zdecydowany zachować się lekceważąco.

- Czy tak właśnie wygląda twoj sposob wymyślania planu awaryjnego?-zaczął i... o

mało się nie zakrztusił. -Tt... ty...?!

Han Solo rozłożył ręce w teatralnym geście udawanej bezradności.

- No, na to wygląda. W całej okazałości. - Przysunął rękę do ucha. - Co mowiłeś?

„Dzięki, Han, za dostarczenie mojego parszywego ładunku na Nal Hutta"? Żaden

problem, stary. To znaczy, wiesz, trwa tam akurat jakiś bunt pałacowy czy coś...

na pewno obiło ci się o uszy... i chyba nawet Jabby tam nie było. Oznaczało to,

że musiałem rzucić cały towar na rynek na Nar Shaddaa. „Jak się miewasz, Han"?

A, dziękuję, całkiem nieźle. Miałem do dostarczenia więcej ładunku, niż się

spodziewałem, biorąc pod uwagę okoliczności, ale jestem tutaj, cały i zdrowy.

Dzięki za troskę, a twoja dola jest już na twoim koncie. Niewiele tego, ale

zawsze coś.

Dash przez chwilę probował wyartykułować coś sensownego, ale szybko dał za

wygraną. Spojrzał na Javul.

Charn sprobowała ukryć uśmiech - z kiepskim skutkiem.

- Tak - powiedziała.

- Co „tak"?

- Tak właśnie wygląda moj sposob wymyślania planu awaryjnego. Właściwie to

akurat patrzysz na moj plan awaryjny. Kapitan Solo zabierze nas na Christophsis

- i dalej, jeśli będzie trzeba.

ROZDZIAŁ 15

- Rezygnuję.

Javul i Han przyglądali się Dashowi bez słowa. Z miny Charn trudno było

cokolwiek wyczytać, a Han przewrocił ostentacyjnie oczami.

- Żartujesz? - spytała wreszcie Javul. - Dash, jesteś mi teraz potrzebny jak

nigdy dotąd.

- Och, czyżby? A dlaczegoż to? Masz tu Pana Mądralę, po co ci ktoś taki jak ja?

- Ten tutaj Pan Mądrala będzie pilotował statek - wyjaśniła cierpliwie Javul. -

A ja wciąż potrzebuję szefa ochrony.

- Ta-a - mruknął Solo z tym swoim denerwującym, krzywym uśmieszkiem. - A ja

potrzebuję drugiego pilota i nawigatora. A Chewie nadal jest na Kashyyyku i nie

wroci na Tatooine wcześniej niż za dwa tygodnie.

Dash aż spąsowiał.

- Niby mnie masz na myśli? - warknął. - Ja? Ja mam być twoim nawigatorem?

Prędzej Mustafar zamarznie.

- Właściwie to miałem na myśli Eadena - wyjaśnił ze spokojem Han. - Słyszałem,

że jest całkiem niezłym drugim pilotem.

- Ty niewydarzony, bezczelny synu okulawionego nerfa, cuchnący zgni...

Javul w samą porę złapała Rendara za rękę.

- Dash, proszę. Naprawdę cię potrzebuję. Boję się. Serio, mowię poważnie.

Strząsnął jej rękę ze swojego przedramienia.

- Do zobaczenia na statku - rzucił oschle. - Poźniej porozmawiamy. - Spojrzał

ponuro na Hana. - Kiedy odlatujesz?

- Jak tylko wasza załoga przerzuci fracht na pokład „Sokoła". Zaraz idę na

lądowisko. Muszę otworzyć przedział pasażerski i przewietrzyć kwatery. Minęło

trochę czasu, odkąd ostatni raz woziłem gości.

- Doskonale - stwierdził Dash i odmaszerował. Usłyszał jeszcze, jak za jego

plecami Han pyta Eadena:

- Latałeś kiedykolwiek YT-1300? Oczywiście „Sokołowi" daleko do standardowego

modelu... - To nie powinien być problem.

Zanim Javul wrociła na pokład, Dash zdążył już zabrać swoje rzeczy z kwater

„Serca Nowej". Zamierzał przenieść je z powrotem na „Outridera", a potem namowić

jakoś Kerlewa, żeby skończył naprawy. Może miał na koncie dość kredytow, żeby

postawić znow statek na golenie? Wkrotce jednak jakiś cichy głosik zaczął mu

coraz natrętniej szeptać do ucha, że naprawdę powinien schować dumę do kieszeni

i zanieść swoje rzeczy na dokującego na lądowisku dziewięć cztery „Sokoła".

Javul była w niebezpieczeństwie - teraz był tego pewien bardziej niż

kiedykolwiek wcześniej. Nie było szans, żeby właz został zniszczony bez pomocy

kogoś z załogi. Zanim się wycofa - o ile się wycofa - musi się chociaż

dowiedzieć, czyja to sprawka, uznał.

Strona 60

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Nie zostawiaj mnie, Dash - poprosiła go Javul, kiedy wreszcie znalazła go w

jego kwaterach, z nachmurzoną miną wyglądającego przez iluminator na lądowisko.

Nie odpowiedział, patrzył tylko bez słowa przed siebie. Javul westchnęła ciężko.

- Co ci szkodzi zostać?

Odwrocił się do niej, zrobił krok naprzod... i prawie się przewrocił o małego

MSE, ktorego Leebo zatrzymał jako pupilka, a ktory zajęty był właśnie

odkurzaniem dywanu.

To była kropla, ktora przelała czarę goryczy. Kopnął robocika, aż ten przeturlał

się przez cały pokoj i wyleciał przez otwarte drzwi na korytarz; myszobot

wylądował na boku, ale szybko przewrocił się z powrotem na kołka i popędził co

sił przed siebie, szukając schronienia między nogami Leeba, ktory był akurat w

pobliżu, więc wszystko widział.

- Hej! - zawołał z oburzeniem. - Znajdź sobie do kopania kogoś o twoich

gabarytach!

- Hm, może ciebie? - spytał Dash, zatrzymując się przed nim, ledwie droid

skończył mowić. Zanim Leebo zdążył odpowiedzieć, Rendar sięgnął do włącznika na

jego szyi i go dezaktywował. Ciało robota natychmiast oklapło bezwładnie jak

marionetka, ktorej Przecięto sznurki.

Dash, ktoremu nagle minął cały gniew, obejrzał się na Javul. Dziewczyna uniosła

brew.

- Wiesz, chyba Leebo ma rację - stwierdziła z dezaprobatą. - Naprawdę powinieneś

sobie znaleźć kogoś twojego kalibru.

- A może ciebie? - warknął Rendar. - No, szczerze, Javul, kaf na ławę. O co

naprawdę chodzi z tym twoim byłym?

- Nie wiem, o czym mowisz.

- Tu nie chodzi tylko o zawod miłosny, mam rację? I nie o to, że zabrałaś mu

kilka zabawek... bo zakładam, że przynajmniej „Serce" było przez jakiś czas jego

własnością?

- Akurat tu się mylisz - odburknęła. - „Serce Nowej" należało do kogoś innego,

komu potrzebne były skrytki i tajne przejścia.

- Ale...?

Przygryzła wargę.

- No dobra, niech ci będzie. To wszystko... było tak: kiedy zostawiłam Hitcha,

był oczywiście wściekły. Groził mi i błagał... chociaż głownie groził... żebym

do niego wrociła. Wciąż odmawiałam, więc ostentacyjnie zerwał ze mną wszystkie

kontakty, ale wtedy odkryłam, że na pokładzie mojego statku nadal przewożone są

nielegalne towary, tak jak wspominałam: narkotyki, broń, sprzęt i... ludzie.

- Chwileczkę: chcesz powiedzieć, że to się wciąż zdarzało po tym, jak się

rozstaliście? Mowiłaś, że probował cię wykorzystać, ale...

- Nie wiem, jak to zrobił, w każdym razie dopiął swego - przerwała mu. -

Pamiętasz, jak wspomniałam, że martwy ambasador nie był ostatnim pasażerem na

gapę, ktory znalazł się na pokładzie statku? Kris podrzucał nam też inne

niespodzianki. Coraz to natrafialiśmy w ładowni na coś... albo na kogoś, kogo

nie powinno było tam być. Jeśli udało nam się ich znaleźć odpowiednio wcześnie,

zostawialiśmy ich na najbliższym lądowisku, jednak nie zawsze trafialiśmy na

nich w porę. Udało mu się przeszmuglować w taki sposob całkiem sporo osob...

głownie żywych.

- Kim oni byli?

- Część okazywała się ofiarami walki o wpływy między Hitchem a innymi vigami,

niektorzy byli ukrywającymi się przestępcami, jeszcze inni uprowadzonymi

politykami. Sądzę, że

Kris nie był jedyną osobą, ktora miała dostęp do mojego statku i ładowni.

- Dlaczego tak uważasz? - zagadnął Dash, wstrząśnięty do

głębi.

- Bo nie wszyscy przeżyli, jak na przykład ten ambasador. Przypuszczam, że jego

śmierć nie była przypadkowa.

- Ile było takich osob?

- Trzy... a przynajmniej tyle znaleźliśmy. Najprawdopodobniej wszyscy zginęli od

uduszenia. - Javul otoczyła ramiona rękami, jakby nagle zrobiło jej się zimno.

- I co z tym zrobiłaś?

- Tak jak mowiłam, poszłam do Imperialnego Biura Bezpieczeństwa. Weszli na

pokład, skonfiskowali „towar" i... - zawahała się i wzięła głęboki oddech. -

Aresztowali kilku członkow Czarnego Słońca, między innymi wysoko postawionych

oficjeli, bliskich wspołpracownikow Krisa. Wystartowaliśmy na czysto i od tamtej

pory panował względny spokoj...

- .. .aż do teraz - dopowiedział Dash. - A więc nie tylko pomieszałaś Hitchowi

szyki i pozbawiłaś go statku kurierskiego; właściwie puściłaś go z torbami.

- Dokładnie.

Strona 61

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- I pomieszałaś Czarnemu Słońcu szyki.

- Na to wygląda.

- To zaś nasuwa jeden wniosek: Kris chce się na tobie zemścić.

- Najwyraźniej. - Javul spuściła wzrok. - Tak naprawdę nie mam wyboru: mogę albo

zaszyć się gdzieś z podkulonym ogonem, albo... dać się zabić. On chce nie tylko

mojego statku. Chce mnie.

- A więc to wszystko kara za zadzieranie z Czarnym Słońcem, prawda?

Przez chwilę wydawała się tak zagubiona, że znow miał ochotę ją przytulić.

Zamiast tego wsparł ręce na biodrach i miał nadzieję, że wygląda odpowiednio

surowo.

- Chyba najwyższy czas przestać się oszukiwać, Javul. To nie z Hitchem Krisem

masz na pieńku, co? Tylko z samym Czarnym Słońcem, a dokładniej z księciem

Xizorem.

Znow wbiła oczy w podłogę, otuliła się ciaśniej ramionami i skinęła głową.

- No dobrze. Tego właśnie chciałem się dowiedzieć. Teraz pozwol, że zdradzę ci,

co sam wiem: śluza w ładowni została wysadzona od wewnątrz.

Javul zbladła i przysiadła na brzegu stołu.

- System... awaryjnego wyrzucania ładunku? - zgadła.

- Mel sądzi, że został uruchomiony celowo.

Przełknęła ślinę, przyglądając mu się spod wpołprzymkniętych powiek.

- Jak?

- Atak mogł oczywiście uszkodzić właz, ale ktoś chciał się upewnić, że dojdzie

do eksplozji. Ktoś na pokładzie „Serca Nowej". Wszystko wskazuje na to, że ten

ktoś podłożył niewielki ładunek pod jeden z czterech elementow mechanizmu

bezpieczeństwa. Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy został on aktywowany od

wewnątrz, czy wybuch spowodowało trafienie. Było, nie było...

- ...ktoś ma dostęp do mojego statku. Albo mamy znow pasażera na gapę, albo

wśrod załogi jest konfident. - Podniosła na niego wzrok. - Sprzęt - powiedziała.

- Jeśli przeniesiemy go na statek Hana...

Co, już jesteście po imieniu? - pomyślał z przekąsem Dash.

- Już się tym zająłem - poinformował ją. - Mel i Oto sprawdzają każdą skrzynię,

ktora opuszcza ładownię. Sama zresztą to przyznałaś: nie tylko Hitch ma dostęp

do „Serca Nowej".

- Tak - szepnęła. - Rozumiem.

Milczał przez chwilę, a potem spytał:

- Czy zastanawiałaś się już nad tym, kto ma z nami lecieć na pokładzie „Sokoła"?

Uśmiechnęła się do niego niespodziewanie i tak uroczo, że nagle przyspieszył mu

puls.

- Z nami? Czy to znaczy, że nadal będziesz moim szefem ochrony?

- Ta-a, nadal będę twoim szefem ochrony - mruknął. - Kto zabiera się z nami na

przejażdżkę?

- Mel, Nik, Dara, ty, Eaden i Leebo - wyliczyła. - Mel zabierze ze sobą

oczywiście Ota i kilka droidow załadunkowych. Cała reszta może zostać na

pokładzie „Serca".

Spojrzał na nią z rosnącym podziwem. Naprawdę o wszystkim pomyślała. Zamierzała

zabrać ze sobą tylko tę załogę, ktora była . : njezbędna, co dawało sporą

szansę, że wtyka zostanie na Tatooine. Zastanawiał się, czy jest jakiś sposob na

odkrycie, kim jest ten ktoś, zanim „Serce" znow będzie na chodzie...

- Pojdę pomoc Melowi i Otowi - oznajmił. - Wezmę ze sobą Leeba. - Aktywował

droida.

Leebo wyprostował się, a jego fotoreceptory zalśniły.

- I co, masz już dość? - spytał Rendara.

- Chodź - powiedział tylko Dash i wyszedł z pokoju.

Leebo z wyciem serwomotorow powlokł się za nim.

- Ludzie - rzucił gorzko przez ramię do Javul - nie umieją walczyć czysto.

MSE popędził w ślad za nim.

Opuścili Tatooine natychmiast po załadowaniu sprzętu na pokład „Sokoła". Mel

najpierw długo narzekał na nieznajome wymiary ładowni „Sokoła" i jej

niecodzienny układ, a kiedy już sprawdził wraz z Dashem i Nikiem centymetr po

centymetrze każdy przedział, poszedł porozmawiać z Javul, ktora właśnie

wprowadzała się do swoich kwater na dolnym pokładzie.

Eaden z Leebem i Hanem zaszyli się w sterowni i ślęczeli nad terminalem

komputera, zaznajamiając się ze statkiem i jego licznymi modyfikacjami, więc

Dash został sam na sam z Otem. Uznał, że ta chwila jest rownie dobra jak każda

inna, żeby sprobować się czegoś od niego dowiedzieć.

- Powiedz mi, Oto - zagadnął - jak długo podrożujesz z Javul Charn?

- Trzy standardowe lata, proszę pana - odparł droid, odhaczając pozycje na

liście frachtowym, ktorego sprawdzenie zlecił mu Mel.

Strona 62

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- A wcześniej?

- Służyłem panience Charn, odkąd nabyła „Serce Nowej".

- Tak? A twoj szef, Melikan? On też zawsze pracował dla

Javul?

- Nie, proszę pana. Yanus Melikan był wcześniej zatrudniony na innym statku.

- O, coś podobnego! W sektorze komercyjnym czy w służbie Imperium?

- W sektorze komercyjnym, proszę pana.

Dash zapamiętał sobie, żeby to poźniej sprawdzić.

- A co z Nikiem?

Droid wydał z siebie cichy metaliczny odgłos, ktory u Leeba Dash odczytałby jako

odpowiednik westchnienia.

- Jak to, co z Nikiem, proszę pana?

- Jak do was dołączył?

- Zaczął pracować na statku jakiś rok temu. Zatrudnił go frachtmistrz Melikan.

Dash zastanawiał się nad tym przez chwilę.

- Wydaje się bardzo młody jak na czeladnika. Wciąż się uczy czy nie ma rodzicow?

- Jest sierotą, jak sądzę. Nie wiem o nim nic więcej.

- Hm, jakiś czas temu przyłapałem go poźno w nocy na odrabianiu lekcji w biurze

Mela. Często mu się to zdarza?

- Całkiem często. - W mechanicznym głosie Ota jakimś cudem zabrzmiało coś na

kształt pogardy. - Odnoszę wrażenie, że jest leniwy.

- Ale Mel go lubi - zauważył Dash.

Droid nie odpowiedział.

- Melikan to dobry człowiek - dodał Rendar. - Jest opanowany, rzetelny i

przewidywalny, prawda?

Oto znow wydał z siebie metaliczny odgłos.

- Trudno mi stwierdzić, czy jest dobrym człowiekiem, ale zgodzę się z panem:

jest opanowany i rzetelny.

- A co z przewidywalnością? - Dash nie omieszkał zauważyć, że droid pominął tę

cechę. - Czy zachowuje się czasem... nieprzewidywalnie?

- Od czasu do czasu wydaje polecenia, ktore wydają mi się co najmniej

nieuzasadnione.

- Tak? Na przykład?

Droid milczał.

Cholerne blaszaki, zaklął w myśli Dash. Czasem trzeba się z nimi tyle namęczyć!

- Nik wyznał mi raz, że Melikan sugeruje mu, żeby nie zwracał na pewne rzeczy

uwagi. Czy nakazał ci kiedyś coś podobnego? - uściślił.

- Od czasu do czasu żąda, żebym nie zauważał, jak pewne osoby przychodzą i

wychodzą - odparł robot.

- Na przykład kiedy Javul wymyka się ze statku w przebraniu?

Droid zamrugał fotoreceptorami.

- Nie zauważyłbym tego, proszę pana.

pewnie, że byś nie zauważył, gdybyś dostał takie polecenie, westchnął w myśli

Dash.

- Czego jeszcze mogłeś nie zauważyć?

Kliknięcie.

- Gdybym czegoś nie zauważył, proszę pana, skąd miałbym wiedzieć, czego nie

zauważyłem?

Rendar poczuł, że za chwilę rozboli go głowa, więc wrocił do kwater załogi, w

myśli odtwarzając całą rozmowę z robotem. Wynikało z niej, że Yanus Melikan jest

na wymarzonej wręcz pozycji, jeśli chodzi o sabotaż na statku. Czy rzeczywiście

był to zwykły przypadek, że kilka incydentow dotyczyło w jakiś sposob ładowni

albo jej zawartości? Mel miał ucznia, ktory był młody i ślepo posłuszny, a także

droida, ktory był... hm, coż, droidem. Miał też bliski kontakt z Javul.

Dash zatrzymał się nad tą my ślą nieco dłużej, rozważając rożne związane z nią

możliwości. Kiedy dotarł do mesy, nalał sobie kubek kafu, upił łyk i zmarszczył

nos. Paskudna lura, chociaż, prawdę powiedziawszy, nie spodziewał się po tej

należącej do Solo stercie szmelcu niczego lepszego. Zaniosł kaf do stołu

pośrodku pomieszczenia i usiadł. Zdmuchując znad kubka parę, rozważał w myśli

prawdopodobieństwo udziału Mela w spisku.

Frachtmistrz miał znakomity dostęp do Javul. Dziewczyna mu ufała, a poza tym

krył ją podczas jej tajemniczych wypadow - może dla własnych celow?

W pewnym punkcie logika jednak zawodziła. Mel był blisko Javul. Bardzo blisko. W

istocie tak blisko, że gdyby pracował dla kogoś, kto chciał jej śmierci,

artystka już dawno skończyłaby martwa. Ale co to oznaczało? Czy Mel rzeczywiście

był winny... tylko dlatego, że wydawał się zanadto troskliwy? A może był wtyczką

ale ktoś, dla kogo pracował, nie chciał wcale śmierci Javul? Może po prostu

pragnął upozorować probę zabojstwa?

Strona 63

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Ale dlaczego ktoś miałby stwarzać pozory, że chce jej śmierci? - mruknął pod

nosem.

- Stawiałbym na technikę zaganiania nerfow - odpowiedział ktoś.

Dash strząsnął z dłoni krople gorącego kafu i podniosł wzrok na wejście, w

ktorym jakby nigdy nic stał Eaden.

- Nigdy więcej nie rob mi takich niespodzianek - burkną) gniewnie. - Chyba że

masz ochotę zarobić z blastera.

- Niby jak? - zdziwił się Nautolanin. - Przecież nawet nie zauważyłeś, kiedy

przyszedłem.

- Rozmyślałem.

- I mowiłeś do siebie - dodał Eaden. - A żadna z tych rzeczy nie świadczy dobrze

o twoim rozsądku.

- Daruj sobie - warknął Rendar. - Co miałeś na myśli, mowiąc

o zaganianiu nerfow?

Eaden wzruszył ramionami; podszedł do automatu z napojami

i nalał sobie jakiejś podejrzanie pachnącej cieczy.

- Tylko to, o czym mowiłem wcześniej: że to wszystko jest obliczone nie tyle na

uśmiercenie Javul Charn, co na jej zmiękczenie.

- To by miało sens, tylko gdyby ją dręczył zazdrosny kochaś. A tak nie jest. Z

tego, co mi wyznała nasza szefowa, wynika, że sprawa jest znacznie poważniejsza.

- Pochylił się w stronę przyjaciela. - Nasza koleżanka ma na pieńku z całym

Czarnym Słońcem. Wszystko wskazuje na to, że jej proba uwolnienia się od Krisa

wplątała w tę sprawę Imperialne Biuro Bezpieczeństwa, co z kolei poskutkowało

udupieniem kilku vigow Xizora. A wiesz, jak bardzo ta książęca gadzina nie lubi

Imperialcow...

- Tak samo jak ty nie kochasz Czarnego Słońca - skwitował Eaden.

Wypowiedział tę uwagę spokojnie, ale Dash i tak poczuł się, jakby dostał w

twarz. O nie, on nigdy by się tak nie zachował. Nie pozwoliłby, żeby jego

porachunki z Czarnym Słońcem przerodziły się w coś takiego. Potrafił się

kontrolować w obecności Hitcha Krisa i nie zamierzał dać się ponieść chęci

zemsty na księciu Xizorze. A jednak...

- To nie to samo - zaprotestował. - Moja rodzina nie była dla nikogo

zagrożeniem. Po prostu... staliśmy Xizorowi na drodze.

- A jego rodzina nie stanowiła zagrożenia dla Imperium - przypomniał mu

denerwująco spokojnie Vrill. - Po prostu przypadkiem znalazła się za blisko

nieszczęsnego laboratorium Vadera -

w ktorym opracowywano feralną broń biologiczną. Można by rzec, że jego rodzina

zginęła z powodu nadmiernej dumy i głupoty

- Ta-ak? A co byś powiedział o przyczynach śmierci mojej rodziny? ~ spytał z

oburzeniem Dash. - Może według ciebie zginęli z powodu chciwości?

Eaden milczał.

- Naprawdę sądzisz, że to Xizor jest w to wszystko zamieszany? - spytał po

dłuższej chwili.

- Czuję w tym wszystkim jego rękę - potwierdził Dash. - Słuchaj, a co, jeśli...

w tym wszystkim bierze udział więcej niż jedna osoba? I jeśli kierują się one

rożnymi motywami?

- Masz na myśli sabotaż?

- Tak. To jedyne logiczne rozwiązanie, jakie mi się nasuwa. Masz rację, wszystko

wskazuje na to, że ktoś probuje sobie ustawić stado nerfow po swojej myśli. Mimo

to część tych wypadkow mogła się skończyć prawdziwą tragedią. Co, jeśli są to

dwie rożne grupy, mające odmienne plany? Co, jeśli Kris chce odzyskać Javul, ale

ktoś inny pragnie jej śmierci? Może działa tu dwoch sabotażystow?

Eaden znow zamilkł; czułe i przeważnie ruchliwe macki leżały na jego ramionach

dziwnie nieruchomo.

- Jeśli jednym z nich jest książę Xizor - podjął wreszcie - w takim razie znow z

nim zadarłeś.

- Nigdy z nim nie zadzierałem - warknął Dash. - To był zbieg okoliczności!

Chodziło mu tylko o RenTrans - przypomniał przyjacielowi. - Mnie oberwało się

rykoszetem. Tak naprawdę gowno go obchodzę.

Dziwne, ale chociaż był pewien, że jest ponad to wszystko, uwaga przyjaciela go

zabolała. Właściwie powinien być zadowolony, mogąc potwierdzić, że książę Xizor

jest jego osobistym wrogiem i że Falleen go nienawidzi, a jednak był gorzko

świadom faktu, że szef Czarnego Słońca pewnie nawet nie wie o jego istnieniu,

nie mowiąc już o tym, żeby się nim przejmował. Rendarowie nikomu nie wadzili...

do czasu, kiedy statek brata Dasha nie zniszczył imperialnego mienia, co z kolei

doprowadziło jego rodzinę do ruiny i przejęcia rodzinnego interesu przez Xizora.

Coż, zwykły dzień z życia viga.

- Może powinniśmy się z tego wycofać, Dash - odezwał się cicho Eaden. - Jeśli

Strona 64

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Charn rzeczywiście ma porachunki z samym Xizorem, chyba lepiej by było, żebyś

się w to nie mieszał... żeby znow ci się nie oberwało rykoszetem zbiegu

okoliczności.

Wycofać się? Ta myśl przez chwilę nęciła Dasha, ale odsuną} ją od siebie

stanowczo.

- Nie wycofam się, Eadenie - oświadczył. - A na pewno nie wtedy, kiedy ktoś na

mnie liczy. Zostaję w grze.

- To nie jest gra.

Dash spojrzał na Nautolanina ostro.

- Wyczuwasz coś? To znaczy, no wiesz... - Wykonał nieokreślony gest.

Eaden zmarszczył czoło - to znaczy, skrzywił się w sposob, ktory wydawał się

nautolańskim odpowiednikiem zaniepokojenia.

- Czuję się... nieswojo - wyznał.

- Dlaczego?

- Niepewnie - uściślił Vrill. - Coś w tym wszystkim nie jest dla mnie jasne, ale

zdecydowanie mi się nie podoba.

- Niepewnie... - powtorzył z westchnieniem Dash. - Naprawdę zaczyna mi się robić

niedobrze, kiedy słyszę to słowo. Sam czuję się bardzo niepewnie, przede

wszystkim jeśli chodzi o stwierdzenie, kto tu kogo probuje zapędzić w nerfi rog.

- Przybliżył Eadenowi swoje przemyślenia na temat potencjalnego udziału w tym

wszystkim Mela. - Pomyśl tylko - dodał - bez trudu i bez wzbudzania niczyich

podejrzeń mogłby podkładać ładunki, ukrywać w skrzyniach nielegalny towar,

umożliwić komuś dostęp do statku. Jestem jednak pewien, że to nie on chce

śmierci Javul, bo inaczej Charn dawno by nie żyła. Właściwie to możliwe, że w

jakiś sposob ją chroni... może nawet na zlecenie samego Krisa? Kto wie?

- To nieźle zagmatwany scenariusz - stwierdził Eaden. - A co z ostatnim

sabotażem?

- Nie mam pojęcia. - Dash westchnął. - Wszystko mogło się naprawdę źle skończyć,

ale z kolei to sam Mel mi powiedział o incydencie.

- A jakie motywy mogłyby go skłonić do przeprowadzenia podobnego sabotażu?

Rendar rozparł się w fotelu i wlepił wzrok w sufit.

- No coż, zacznijmy od skutkow, jakie to wywarło na plany javul: zostaliśmy

zmuszeni do przeprowadzenia naprawy statku lub wynajęcia nowego; straciliśmy

większość załogi, co może oznaczać, że nasza artystka jest teraz bardziej

odsłonięta na atak... albo mniej, to zależy; trafiliśmy na Tatooine...

Nautolanin przechylił głowę na ramię.

- A dlaczego akurat na Tatooine?

- Hm, właśnie probuję to rozkminić.

- Nie myślisz chyba, że Han Solo... - zagadnął Vrill.

- Nie - przyznał Dash. - Czasem mu odwala, ale ma swoj honor. Nigdy nie skumałby

się z Czarnym Słońcem, nawet gdybyś wcisnął go w dyszę plazmową „Sokoła" i

zagroził, że odpalisz silniki.

- W takim razie...

- Czy to nie oczywiste? - zastanawiał się Dash. - Gdybyśmy polecieli prosto na

Byblos albo Christophsis, nadal mielibyśmy pełen skład załogi. Teraz Javul

została odseparowana od reszty stada. To oznacza, że musimy radzić sobie sami.

ROZDZIAŁ 16

Dash był zdenerwowany. Nie, nie zdenerwowany, powtorzył sobie w myśli. Nigdy nie

bywał zdenerwowany. Był po prostu rozdrażniony i zmęczony czekaniem.

Nienawidził czekać. Naprawdę kiepsko to znosił, a w tej chwili nie miał

właściwie nic innego do roboty. Oczekiwanie polegało głownie na przemierzaniu

korytarzy statku, wtykaniu wszędzie nosa i trzymaniu się blisko Javul. To

ostatnie nie było zbyt trudne, ale narażało go na notoryczny kontakt z Hanem

Solo, starającym się spędzać jak najwięcej czasu z piękną hologwiazdką - a także

z Kolczastą, ktora bezustannie mu w tym przeszkadzała. Na szczęście Han spędzał

większość czasu w sterowni „Sokoła".

Dash z ulgą przyłapał wreszcie Javul samą mniej więcej w połowie ich podroży na

Christophsis. Han urządził niewielkie

pomieszczenie socjalne w magazynie między jego kwaterami a kabiną, ktorą

zajmowały Javul i Dara, i Rendar właśnie tam ją przydybał, wpatrzoną ze

zmarszczonymi brwiami w ekran datapada... a może czytającą książkę albo

oglądającą holofilm? Wyłączyła urządzenie natychmiast, jak tylko wszedł do

pomieszczenia, i uśmiechnęła się do niego promiennie.

- Jak się miewa moj cień? - zaszczebiotała radośnie.

Dash zatrzymał się w poł drogi do krzesła, stojącego przy małym, prowizorycznym

stoliku, ktory Han zaimprowizował z cylindrycznego pojemnika i z pokrywy włazu

awaryjnego, i spojrzał na nią podejrzliwie.

- Twoj cień? - powtorzył.

Strona 65

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Nie rozmawialiśmy ostatnio zbyt często, ale cały czas czuję twoją obecność.

Chodzisz za mną krok w krok, węszysz...

- W twoich ustach brzmi to... paskudnie.

- Nieprawda, to całkiem miłe - zaprotestowała. - Dzięki tobie czuję się

bezpieczna. Bardzo dawno nie czułam się tak bezpieczna.

Nie jesteś bezpieczna! - miał ochotę wykrzyczeć jej w twarz. Wśrod nas może być

zdrajca! Po chwili jednak naszła go refleksja: czy powinien jej o tym mowić?

Żeby ukryć wzburzenie, udał, że całkowicie pochłania go odsuwanie krzesła od

stołu.

Powiem jej, uznał.

Nie, nie powinieneś tego robić, szepnął mu do ucha jakiś głosik. Niepotrzebnie

ją tylko wystraszysz.

A właśnie że powinieneś to zrobić, upierał się pierwszy głos. Nie możesz

pozwolić, żeby poczuła się zbyt bezpieczna, zanadto pewna, że nic jej nie grozi.

- No to jak - przerwała jego rozmyślania Javul - powiesz mi czy nie?

Spojrzał na nią nieprzytomnie.

- Że niby co? - spytał, udając, że nie wie, o czym mowi.

- O tym, co cię gryzie - odparła beztrosko Javul. - Zdradzisz mi, o co chodzi?

Rany, czyżby tak łatwo dał się przejrzeć?

- Zastanawiałem się po prostu, ile mogę ci przekazać - bąknął zakłopotany.

Charn uniosła brew.

_- Na temat...? Odetchnął głęboko.

^ Kiedy podjęliśmy decyzję o podzieleniu załogi... domyślam się, że liczyłaś na

to, że pozbędziemy się wtyczki, mam rację? Javul skrzywiła się i przygryzła

wargę. - Rzeczywiście, przeszło mi to przez myśl.

- Nie byłbym tego taki pewny. To znaczy tego, czy nam się udało - wyjaśnił. - I

mam pewne podejrzenia co do celowości ataku na „Serce Nowej". Spojrzała na niego

z ukosa.

- Jestem pewna, że był celowy. Ktoś chciał uszkodzić statek.

- Albo skłonić cię do powrotu na Tatooine... albo rozdzielić z resztą załogi.

- Ale kto?

Dash się zawahał. Wiedział, że to nie będzie dla niej miłe.

- Jak dobrze znasz Yanusa Melikana? - dociekał. Wpatrzyła się w niego szeroko

otwartymi oczami. Minęła długa

chwila, aż wreszcie Javul parsknęła śmiechem. W normalnych okolicznościach

zachwyciłby go cudownie wibrujący tembr jej głosu, ale teraz brzmiał w jego

uszach dziwnie przykro.

- Mel? - spytała, kiedy wreszcie złapała oddech. - Sądzisz, że nie powinnam mu

ufać? Niby dlaczego?

- Bo to jedyna osoba, ktora wie o każdym twoim wybryku, szczegolnie o tych

ostatnich... no i mogła uczestniczyć we wszystkich incydentach, ktore ostatnio

się wydarzyły. To on rządzi w ładowni - dodał, uprzedzając jej protesty. -

Nadzoruje cały ładunek, a do tego notorycznie instruuje Nika i Ota, żeby

przymykali na pewne sprawy oko.

- Masz na myśli moje małe wycieczki? - parsknęła z rozbawieniem. - Robi to, bo

go poprosiłam o zapewnienie mi odrobiny

prywatności.

- I jesteś pewna, że tylko o to chodzi?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, do pomieszczenia wszedł Han Solo, uśmiechnięty swoim

firmowym krzywym uśmieszkiem.

- Przeszkadzam? - zapytał, popatrując to na Dasha, to na Javul.

- Jakby cię to w ogole obchodziło - warknął Rendar. Han uśmiechnął się szerzej.

- Racja.

- Czy nie powinien pan być przypadkiem w sterowni tego gruchota, kapitanie Solo?

- spytał oschle Dash.

- A czy pan, panie Rendar, nie powinien przypadkiem właśnie sprawdzać ładunku

albo zajmować się innymi niecierpiącymj zwłoki obowiązkami... szefa ochrony? -

odgryzł się Han.

- Dziękuję za troskę, ale wszystko zostało już sprawdzone.

Han pokręcił głową i wszedł do środka.

- No coż, nigdy nie należy grzeszyć zbytnią pewnością siebie, stary druhu. To

znaczy, nikt nie jest w stanie cały czas mieć ładunku na oku...

- Rozstawiłem droidy przy każdym wejściu - burknął Dash.

- Droidy? - parsknął Solo. - Chłopie, przy takim nastawieniu wylądowałbyś

głęboko w zadzie banthy, gdyby ten wasz cały sabotażysta wiedział choć z

grubsza, jak przekabacić robota. Do tego nie trzeba nawet specjalnych zdolności

w manipulowaniu siecią neuralną.

Coż, miał rację, Dash nie mogł się z nim nie zgodzić. Musiał przyznać, że

Strona 66

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

wcześniej się nad tym nawet nie zastanawiał.

- Fakt, chyba czas na obchod - stwierdził. Wstał i wskazał gestem swoje krzesło.

- Zapraszam.

Han uśmiechnął się zdawkowo i zajął jego miejsce.

- Dash? - rzuciła za Rendarem Javul. Kiedy obejrzał się przez ramię, dodała: -

Jestem pewna.

Zawahał się, probując sobie przypomnieć, o czym rozmawiali, zanim przerwało im

wejście Hana. W końcu do niego dotarło: pytał ją czy ufa Melowi. Mimo to w

chwili, kiedy ich spojrzenia się spotkały, odniosł wrażenie, że w jej oczach

widzi niepewność.

- Sprawdzę jeszcze raz ładownię - oznajmił i wyszedł.

Najpierw przejrzał wszystko w towarzystwie Leeba i Ota - poprosił ich, żeby

sprawdzili roboty, ktore strzegły włazow do ładowni.

- Czego, jeśli chodzi o ścisłość, mam szukać? - spytał Leebo. - Oto ma łączność

z każdym i jak dotąd nie wydarzyło się nic godnego uwagi.

- Sprawdź, czy nie zarejestrowały żadnych podejrzanych wyjść albo wejść -

polecił mu Dash.

- podejrzanych wyjść albo wejść? - zdumiał się robot. - No, słoWo daję, to

naprawdę bardzo konkretny opis. Co o tym sądzisz, Oto? Czy twoim zdaniem droid

powinien rozumieć, co znaczą podejrzane wyjścia albo wejścia"?

- Nie wiem, jak powinienem odpowiedzieć na to pytanie, LE-Bo-2D9 - stwierdził

drugi robot. - Nie mam w moich bibliotekach wewnętrznych opisu, jak

zidentyfikować „podejrzane wyjścia albo wejścia".

Leebo odwrocił się w stronę Dasha.

- Słyszałeś? Jasne jak czarna dziura. Masz jeszcze jedną szansę.

Dash zamrugał i obrzucił droida krytycznym spojrzeniem. Starał się pamiętać o

tym, że tak naprawdę nie rozmawia z wyszczekaną istotą a jedynie z

zaprogramowanym automatem. Takie stwierdzenie było w rzeczywistości prośbą o

bardziej specyficzne informacje, powtorzył sobie w myśli; Leebo tak naprawdę

chciał przez to powiedzieć: „uściślij, proszę". Wziął głęboki oddech.

- Przepytajcie droidy, czy nie zauważyły nikogo... a mam tu na myśli naprawdę

nikogo... wchodzącego do ładowni albo majstrującego przy skrzyniach lub

robotach.

Leebo pochylił głowę na jedną a potem na drugą stronę.

- O, to, to. Naprawdę było aż tak trudno? - Ruszył w stronę wyjścia, ale Dash

położył mu dłoń na metalowym ramieniu.

- Zaczekaj - poprosił. - Spytaj jeszcze, czy ktoś się do nich zbliżał. To

znaczy, może się okazać, że ktoś manipulował ich pamięcią: kombinował coś z

ładunkiem, a potem usunął nagranie.

Oto wydał z siebie nieprzyjemny zgrzyt.

- Takie przeprogramowanie oznaczałoby, że tym kimś był frachtmistrz Melikan. Tak

samo, jeśli ktoś poinstruował je, żeby czegoś nie zauważyły... polecenie

musiałoby wyjść od niego.

- Spytajcie mimo to - nalegał Dash. - To rozkaz. Chcę wiedzieć nawet to, że ktoś

na ktoregoś chuchnął.

- Chuchnął, proszę pana? - zdziwił się Leebo. - Czy naprawdę

mam....

~ To tylko taka metafora - wyjaśnił zniecierpliwiony Dash. - Dowiedzcie się po

prostu, czy ktoś nie kręcił się w pobliżu ładowni, czy do niej wchodził albo

zbliżał się do robotow. Czy to jasne?

- Tak jest - potwierdził Leebo, jakimś cudem sprawiając wrażenie rozdrażnionego.

- Na wypadek gdybyś nie zauważył, je- steśmy trochę inteligentniejsze od

automatow żywnościowych.

- Probowałem tylko być precyzyjny. Bomba w ładowni nieznaleziona na czas, bo nie

zadałem właściwego pytania, to ostatnia rzecz, na ktorą mam ochotę.

Kiedy odsyłał droidy do ich zadań, Oto szczęśliwie milczał, a Leebo

ostentacyjnie wychwalał cnoty „rozsądnie zaprogramowanych osobnikow". Dash

przeszedł się po statku, sprawdzając, gdzie kto jest. Mel spał w kwaterach,

ktore dzielił z Nikiem na prowizorycznej koi w kącie przedniej ładowni;

Sullustanin odrabiał w tym czasie pracę domową. Dara gnębiła w sterowni Eadena,

a Han i Javul byli tam, gdzie ich zostawił - w świetlicy.

Upewniwszy się, że cała załoga jest w komplecie, zabrał się do sprawdzania

głownej lewoburtowej ładowni. Okazało się, że Leebo już tu był i przepytał

roboty. Nikt tu nie wchodził - oprocz oczywiście Dasha, ktory mimo to sprawdził

wszystkie kąty, szukając czegoś, co mogł przeoczyć. Nic takiego nie znalazł.

Droid, ktorego zostawił na straży między ładowniami przednią i numer dwa, zdał

mu identyczną relację, tak samo jak ten przy numerze trzecim.

Zaczął się zastanawiać, czy jest w ogole sens sprawdzać trojkę. Westchnął i

Strona 67

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

zerknął na chronometr. Jeśli dobrze ocenił, wyjdą z nadprzestrzeni wystarczająco

wcześnie, żeby wziąć poprawkę kursu. Powinien mieć dość czasu na szybki obchod.

Wszedł do ładowni i zamknął za sobą właz. Wszystko wyglądało zupełnie normalnie.

Ładownia numer trzy - tak naprawdę komora frachtowa, umiejscowiona tuż za

potężnymi elektromagnetycznymi szczękami „Sokoła" - była dość przestronnym

pomieszczeniem. Ruszył przed siebie; czujny, ostrożnie zaglądał w ciemne

przestrzenie między skrzyniami, bębnił co jakiś czas od niechcenia w ktorąś z

nich palcami, rozglądał się po podłodze, suficie i migających światełkami

panelach dostępu. Stłumił ziewnięcie.

Kto, do jasnej supernowej, wykonuje taką pracę na stałe? zachodził w głowę. Nie

wiedział, czy powinien podziwiać Mela czy mu wspołczuć.

Właśnie miał sprawdzić panel kontroli otoczenia przy drzwiach ładowni, kiedy

statek zadrżał gwałtownie. Przez chwilę czuł lekki zawrot głowy, kiedy „Sokoł"

wyszedł z nadprzestrzeni. Coż, był na to przygotowany... w przeciwieństwie do

tego, że dokładnie w tej samej chwili przestała działać sztuczna grawitacja.

Dash poczuł, że odrywa się od podłogi, a uniesione nagle w powietrze skrzynie

zaczynają krążyć chaotycznie wokoł niego. Wpadł między nie, tracąc kontrolę nad

swoim ciałem.

Brak grawitacji nie był mu co prawda obcy - w Akademii szkolono ich w warunkach

0G i nieraz przebywał w takim środowisku podczas akcji w przestrzeni poza

statkiem, ale żadne z tych doświadczeń nie przygotowało go do konieczności

unikania wielkich, niebezpiecznych obiektow.

Szczęście w nieszczęściu, że dryfował w stronę panelu kontrolnego przy drzwiach;

niestety, dotarł do niego zbyt szybko i uderzył boleśnie ramieniem w grodź.

Impet uderzenia posłał go z kolei prosto na duży walcowaty pojemnik. Kiedy

Rendar zamachał rękami i odepchnął się od niego, cylinder poszybował, wirując

powoli, w stronę sufitu, Dash zaś - w kierunku pokładu.

Odbił się od niego dłońmi i kolanami, starając się wybić nieco wyżej, na wypadek

gdyby system grawitacji znow zaskoczył - wolał nie myśleć, co by się stało,

gdyby zwaliły się na niego wszystkie te skrzynie. Dotknął palcami metalowej

płyty, odbił się od niej, probując skierować się w stronę włazu, ale,

niefortunnie, ruch posłał go nieco wyżej, niż się spodziewał - ponad cylinder,

od ktorego odepchnął się chwilę wcześniej.

Pojemnik obracał się powoli w poziomej pozycji; jego powierzchnia lśniła w

przytłumionym świetle lamp w ładowni. Dash z zadowoleniem spostrzegł, że kręci

się akurat w tę stronę, co trzeba. Pochylił głowę i pozwolił, żeby metalowa

powierzchnia zetknęła się z jego plecami. Ruch wypchnął go do przodu i w doł;

poszybował w stronę panelu kontrolnego, tym razem pamiętając o tym, żeby w

odpowiedniej chwili złapać się framugi i wyhamować upadek. Dosięgnął otwartą

prawą dłonią płyty włazu i pozwolił, żeby łokieć ugiął się pod impetem ciała,

jednocześnie lewą ręką sięgając do futryny. Był już bezpieczny... przez chwilę.

Miał nadzieję, że nie będzie potrzebował więcej czasu.

Namierzył kontrolki sterowania grawitacją i zaczął nimi manipulować, ale po

chwili zrezygnował, skonsternowany. Według odczytow na wyświetlaczu grawitacja

wciąż działała i była ustawiona na standardowym poziomie, typowym dla Korelii.

Mimo to sięgnął do suwaka i przesunął go w doł, żeby zwiększyć przyciąganię, ale

prawie natychmiast dotarło do niego, że jeśli podkręci zbyt mocno i grawitacja

nagle wroci, przy takiej wartości ktoraś z tych wiszących w powietrzu skrzyń

może wyrządzić statkowi - nie mowiąc już o nim samym - poważną krzywdę. Zerknął

do gory, na mniejsze pakunki, ktore zbiły się nad nim w gromadkę, a potem

przesunął suwak do gornego końca skali i zaczął go opuszczać powoli w doł -

bezskutecznie. No coż, trudno, stwierdził w duchu. Musi sprobować innego

sposobu.

Wcisnął przycisk otwierania włazu, ale - podobnie jak wcześniej - informacje

wyświetlane na panelu nie pokrywały się z rzeczywistością. Chociaż kontrolki

sugerowały, że drzwi są otwarte,

płyta włazu ani drgnęła.

Dash wziął głęboki oddech, cofnął prawą dłoń i powoli sięgnął po komunikator. W

tej samej chwili statek wyhamował gwałtownie, skręcił ostro na prawą burtę i

właśnie wtedy Dash przekonał się, że lokalne tłumienie pola inercyjnego także

nie działa: cały sprzęt dryfujący w ładowni rąbnął z impetem w lewą grodź

pomieszczenia.

Weszliśmy w pole asteroid, pomyślał z lękiem.

Statek znow się przechylił i zrobił unik, tym razem na lewo. Zawieszone

bezwładnie skrzynie i paki nie zmieniły położenia, dopoki nie zderzyła się z

nimi prawa grodź. Impet uderzenia rozproszył je na wszystkie strony. Zabłąkany

pręt jarzeniowy, ktory ktoś najwyraźniej zostawił tam, gdzie nie powinien,

przeleciał obok głowy Dasha i odbił się od wewnętrznej grodzi.

Strona 68

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Rendar oprzytomniał w końcu, przysunął komunikator do ust

i włączył go.

- Eaden? Tu Dash. Macie tam u siebie grawitację?

Nastała długa cisza i Dash zaczął się już obawiać, że w sterowni

też wydarzyło się coś niedobrego, ale po chwili z głośnika dobiegł

zdziwiony głos Eadena:

- Co masz na myśli, mowiąc „tam u siebie"?

- W sterowni - wyjaśnił niecierpliwie Rendar. - I na reszcie pokładu. Czy tam,

gdzie jesteś, działa normalnie sztuczna grawitacja?

- Tak. A tam, gdzie ty jesteś, nie działa?

- Nie. Jestem w ładowni numer trzy. Przyciąganie siadło i nie mogę otworzyć

włazu, a nade mną krąży radośnie kilka naprawdę ciężkich pakunkow. Wolałbym,

żeby żaden nagle nie spadł mi na głowę, Eadenie.

Statkiem znow zarzuciło i ładunek jeszcze raz zareagował zgodnie z kierunkiem

manewru. Dash wydał z siebie okrzyk zgrozy. - Muszę stąd wyjść, Ead! - wrzasnął

do komunikatora. - I to

szybko!

Słyszał, jak w tle toczy się ożywiona dyskusja; rozpoznał podniesiony głos Hana,

a za chwilę w głośniku rozbrzmiał znow głos Eadena.

- Będziemy hamować, Dash - poinformował go Nautolanin. - Tak łagodnie, jak to

możliwe, ze względu na fakt, że raczej nie mamy zbyt dużego pola manewru. Lecimy

przez pole asteroid...

- Już niedługo - rozległ się w tle głos Hana. - Zamierzam wylądować na tej tam,

takiej wielkiej, i załatwić sprawę przyciągania w ładowni.

- Nie chcę przyciągania! - wrzasnął Dash, zezując w stronę cylindra, ktory

zbliżał się nieubłaganie w jego stronę. - Chcę stąd

wyjść!

- Spokojnie - odezwał się Han. - Wiem, co robię.

- Co takiego? - krzyknął Dash. - A co robisz? Eadenie? Co

on...

- Manewruje, Dash - uspokoił go przyjaciel. - Idę do ciebie.

- Ale co on...?

Statkiem szarpnęło i skrzynie w ładowni odbiły się od najbliższych grodzi.

Sekundę poźniej wszystkie opadły lekko wskutek działania słabego pola

grawitacyjnego. Dash odepchnął się z całej siły na bok, starając się ustawić

plecami do płyty włazu i ukryć w płytkiej wnęce drzwi. Miała tylko poł metra

głębokości, ale

Powinna dać mu jakąś ochronę - a przynajmniej taką miał nadzieję.

Ledwie zdołał się przykleić plecami do metalowej płyty, statek zNieruchomiał,

grawitacja wrociła i wszystkie skrzynie opadły

na podłogę z odgłosem przypominającym laserową kanonadę Cylindryczny pojemnik, o

wysokości dwoch metrow i średnicy rownej wzrostowi Dasha, odbił się od podłogi i

toczył w jego stronę po przekątnej pomieszczenia. Rendar przykleił się jeszcze

mocniej plecami do włazu.

- Eadenie!

W tej chwili drzwi za nim się otworzyły i Rendar wypadł przez nie na korytarz;

sekundę poźniej płyta zasunęła się z powrotem przy akompaniamencie ogłuszającego

huku, kiedy zderzył się z nią rozpędzony pojemnik. Dash leżał rozpłaszczony na

pokładzie, zdyszany, a serce waliło mu jak młotem.

Eaden podał mu rękę i pomogł wstać.

- Co się stało? - spytał go.

- Kiedy wyszliśmy z nadprzestrzeni, padła grawitacja. Uprzedzając twoje następne

pytanie, czy sądzę, że to był niefortunny wypadek, odpowiedź brzmi: nie. -

Odwrocił się do samotnego droida załadunkowego, ktorego zostawił na straży przed

ładownią. - Czy udzielałeś komukolwiek dostępu do tego pomieszczenia? - dociekał

ostro.

- Nie - odparł grzecznie robot.

- Nie? - powtorzył Dash; adrenalina jeszcze podkręciła jego wściekłość. -

Słuchaj no, ty kuble przerdzewiałych nitow...

Eaden położył mu dłoń na ramieniu.

- Już ci nieraz wspominałem, że wykłocanie się z droidem jest bezcelowe.

Proponuję, żebyśmy sprawdzili resztę ładowni.

Dash skinął głową i razem ruszyli do ładowni numer dwa. Kiedy zajrzeli do

środka, wszystkie skrzynie były na swoich miejscach. Głowna ładownia i schowki

pod pokładem także wydawały się nietknięte.

Rendar odwrocił wzrok od rowniutko ułożonych stosow skrzyń i spojrzał na Eadena.

- To... dziwne - stwierdził.

Nautolanin zamrugał powoli.

Strona 69

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Masz wybitny talent do umniejszania pewnych rzeczy.

ROZDZIAŁ 17

podczas gdy „Sokoł Millenium" dokował na dziobatej powierzchni asteroidy, Dash

zwołał załogę w świetlicy. Poza Leebem wszyscy mieli ponure miny. Nagła utrata

ciążenia w ładowni wyglądała bez dwoch zdań na sabotaż. Pytania brzmiały: kiedy

go dokonano, jak i kto za tym stał.

Leebo zdołał wyjaśnić drugą zagadkę, podłączając się do systemu „Sokoła" i

namierzając anomalię. Rzeczywiście, wina leżała po stronie systemu sztucznej

grawitacji. Okazało się jednak, że polecenia dezaktywacji nie wprowadzono z

panelu kontrolnego dotkniętej usterką ładowni, tylko w skrzynce zespołu obwodow

na stanowisku technicznym przy głownej ładowni, co oznaczało...

- Że mogł to zrobić ktokolwiek - mruknął Dash.

- A „ktokolwiek" w tym przypadku oznacza kogoś z nas - zauważył cicho Mel.

Dash rozejrzał się po osobach zgromadzonych wokoł stołu w świetlicy. Oprocz

niego byli to Mel, Nik, Javul i Kolczasta. Eaden opierał się o piętrową koję w

kącie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy; jego macki wiły się lekko wokoł ramion.

Obok niego stał Leebo, a Han tarasował przejście, nie spuszczając wzroku z

Javul.

- Albo mamy pasażera na gapę - zauważyła trzeźwo Dara.

- Nie powiedziałbym, że to niemożliwe, ale na pewno mało prawdopodobne -

stwierdził Mel. - Sprawdziliśmy wszystko dokładnie, zanim załadowaliśmy nasz

sprzęt na pokład.

- Może ktoś wśliznął się niepostrzeżenie na statek, kiedy przeprowadzaliśmy

procedury przedstartowe? - zasugerował Dash. - Mogł wbiec po trapie, kiedy go

podnosiliśmy, albo wspiąć się po podwoziu...

- Czy to możliwe? - spytała Javul.

Han prychnął i się wyprostował.

- Niemożliwe - zawyrokował. - Nie ma szans, żeby ktoś zdołał dostać się na

statek bez mojej wiedzy.

Dash miał w głębi duszy nadzieję, że stary wyga gwiezdnych Przestworzy przesadza

i rzeczywiście mają na pokładzie pasażera na gapę. Czuł się bardzo niekomfortowo

z myślą że sabotażu

dokonał ktoś z nich. Rozejrzał się znow po twarzach załogi: Kolczastej, Mela i

Nika. Nie znał ani tej całej Farlion, ani Melikana nawet w połowie tak dobrze,

jak Javul - albo tak jak Charn sądziła, że ich zna. W istocie fakt, że Mel

opiekował się ładunkiem a także jego specyficzne podejście do pewnych spraw

czyniły go najbardziej podejrzanym ze wszystkich. Jeśli jednak Mel pracował dla

Hitcha Krisa, wtedy - na logikę - byłby odpowiedzialny tylko za incydenty, ktore

krzyżowały im plany i uprzykrzały podroż, nie zaś za wypadki, ktore potencjalnie

stanowiły zagrożenie życia załogi.

A przynajmniej aż do teraz.

Poza tym ostatni wypadek był wymierzony w Dasha, nie w Javul Charn.

Ta myśl sprawiła, że Rendar poczuł się w jakiś dziwny sposob dumny z siebie.

Najwyraźniej ktoś wyczuł, że jest niebezpiecznie blisko odkrycia, kto za tym

wszystkim stoi, i postanowił go uciszyć. Jedna z osob w tym pomieszczeniu była

teraz najprawdopodobniej bardzo, ale to bardzo rozczarowana. Musiał tylko się

dowiedzieć ktora.

Nik? Trudno mu było podejrzewać o coś takiego młodego Sullustanina. To tylko

dzieciak... ale przecież nawet dziecko można było zmusić do popełnienia

odrażających czynow, jeśli tylko użyło się odpowiednich argumentow.

Leebo wydał z siebie ciche piknięcie.

- Przepraszam, że się wtrącam, ale ten sabotaż wcale nie musiał zostać dokonany

z pokładu statku. System grawitacji i panel kontrolny zostały zablokowane przez

niewielki tłumik w magistrali zasilania ładowni, wprowadzony przez terminal

techniczny Tłumik został nastawiony na wykrywanie zmiany stanu hipernapędu,

dlatego włączył się, kiedy wyskoczyliśmy z nadprzestrzeni i zezwolił na

doprowadzenie tylko minimalnego zasilania.

Dash pokiwał głową.

- Żeby nie dopuścić do aktywacji alarmu - zgadł.

- Tak sądzę - przytaknął Leebo. - Jest jednak pewien szkopuł szefie: jeśli

zasadzka została zastawiona, zanim jeszcze opuściliśmy Tatooine, to raczej nie

była pułapka, prawda? Skąd sabotażysta mogł wiedzieć, że ktoś będzie w ładowni w

chwili, kiedy wyjdziemy z nadprzestrzeni?

Dash łypnął na droida spode łba.

- Sądziłem, że według ciebie sabotażysta dokonał manipulacji i zbiegł. Jeśli

grawitacja miała paść, kiedy będę w ładowni, zgodnie z twoją teorią nie mogła

zostać wcześniej zaprogramowana.

- Wiem, że to będzie cios dla twojego przerośniętego ego - odparował robot - ale

Strona 70

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

chcę po prostu przez to powiedzieć, że może to nie ty byłeś celem sabotażu.

- A dlaczego ktoś miałby chcieć, żeby skrzynie w tej jednej ładowni latały w

powietrzu, a w innych nie? - odpowiedział pytaniem Dash.

- Dobre pytanie - stwierdził Leebo. - Przypuszczam, że to mogł być zbieg

okoliczności.

- Nie wierzę już w zbiegi okoliczności. - Dash spojrzał na Mela spode łba. - Co

jest w tej komorze? Jaki sprzęt?

Frachtmistrz odpowiedział natychmiast, bez zastanowienia:

- Największe elementy konstrukcji scenicznej, generatory antygrawitacji...

głowny i zapasowy, a także wielkie matryce holograficzne...

- Czy to możliwe, że sprawca zamieszania chciał je zniszczyć? Mel wzruszył

ramionami.

- Niewykluczone. Ale gdyby ktoryś z tych elementow został zniszczony, o czym

przekonalibyśmy się na pewno, zanim byśmy go wykorzystali, wtedy albo użylibyśmy

zapasowego sprzętu, znajdującego się na pokładzie „Głębokiego Jądra", albo

przeorganizowali wszystko tak, żeby nie potrzebować tych elementow, albo

odwołali show.

Dash bez słowa patrzył mu przez długą chwilę w oczy.

- To znaczy, że odkryłbyś uszkodzenia i poinformowałbyś

o tym, czy są poważne, tak jak kiedy powiadomiłeś nas o tym, co

się stało w ładowni „Serca" podczas ostatniego ataku... Albo tak,

jak kiedy skierowałeś nas na Tatooine, sugerując, że nie zdołamy dotrzeć na

Byblos?

Mel nie dał się sprowokować, ale Dara nie pozostała obojętna na aluzję.

- Rany, na litość... - wybuchnęła. - Pogięło cię, czy co? Rownie dobrze mogłbyś

podejrzewać mnie.

- A kto mowi, że tak nie jest?

Javul pokręciła głową.

- Nie uwierzę, że...

Mel położył jej dłoń na ramieniu.

- Daj spokoj, Javul - poprosił spokojnie. - Nie dziwię się, .e Dash mnie

podejrzewa. Szczerze powiedziawszy, gdybym dobrze wypełniał swoje obowiązki...

większość tych rzeczy nie powinna się w ogole wydarzyć. Powinienem był to

wyłapać, zanim doszło do tragedii. Gdybym był na twoim miejscu, Dash, też bym

siebie podejrzewał, ale na pewno nie Darę, ktora jest z Javul od samego

początku.

- A nawet wcześniej - poprawiła go chłodno Kendara i posłała mu spojrzenie,

ktore kogoś mniej odpornego niż on wgniotłoby

pewnie w pokład.

Tymczasem Javul przeniosła wzrok na Yanusa Melikana; przez chwilę wymieniali

znaczące spojrzenia, ktorych znaczenia Dash nie potrafił rozszyfrować. Wreszcie

Mel spuścił wzrok i pokręcił smutno głową. Co to mogło oznaczać? - zastanawiał

się Rendar. I dlaczego w odpowiedzi Javul zmarszczyła brwi?

Coż, cokolwiek to znaczyło, nie było wystarczającym dowodem, żeby obarczać kogoś

odpowiedzialnością za sabotaż - nawet frachtmistrza. Dash odwrocił się do Leeba.

- A więc uważasz, że sabotażu dokonano przed startem, a tłumik miał zadziałać,

kiedy wyskoczymy z nadprzestrzeni?

- Albo kiedy znow wejdziemy w nadprzestrzeń - dodał robot. - Zmiana stanu,

pamiętasz? To jedno jest pewne. Niestety, nie mogę stwierdzić ze stuprocentową

pewnością, że nie istniało drugie źrodło aktywacji, na przykład uruchamiane

wejściem do ładowni... albo że ktoś nie dokonał tego zdalnie.

- A więc nie ma szans na ocenienie, czy sabotaż był wycelowany w osobę, czy w

sprzęt? - upewnił się Dash.

- Coż, przypuszczam, że nie dowiemy się tego, dopoki ten ktoś... ktokolwiek to

był... nie sprobuje tego ponownie - wtrącił Han; jak tylko Dash na niego

spojrzał, mina zmieniła mu się gwałtownie w sposob, ktory Rendar w innych

okolicznościach uznałby za zabawny. - Chwila, chwila... zmiana stanu? Musimy

wrocić do nadprzestrzeni. A co, jeśli gdzieś w systemie są inne takie tłumiki?

Albo coś jeszcze gorszego?

Leebo odwrocił się do Hana.

- To byłoby bardzo... niefortunne.

Solo podszedł do droida.

- potrafiłbyś to wykryć?

- Może. Pewnie tak, skoro teraz wiem, czego szukać. Han wycelował palec między

jego fotoreceptory. - W takim razie już cię tu nie ma! Zmykaj do konsoli

technicznej i zacznij się przekopywać przez systemy. Zamierzam zabrać nas z tej

skały najszybciej jak się da, co oznacza, że lepiej dla ciebie będzie, jeśli

sprawdzisz wszystko, zanim przelecimy przez to pole.

Strona 71

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Dlaczego nie poprosisz od razu, żebym teleportował nas na Christophsis? -

spytał filozoficznie droid.

Han posłał mu mordercze spojrzenie.

- Masz jakiś problem, chodząca puszko?

- Tak, żywaku, mam problem - odgryzł się Leebo. - Opuszczenie pola asteroid

zajmie nam około trzech godzin i czterdziestu dwoch minut, uwzględniając

poprawkę na fluktuacje orbitalne. A to za mało czasu na coś więcej niż pobieżna

kontrola systemow.

- W takim razie weź sobie do pomocy tego drugiego blaszaka... tego, jak mu tam,

Ota? Wtedy powinniście dać radę o połowę szybciej.

- Pańskie braki w rozumieniu wyższej matematyki są zadziwiające, kapitanie Solo

- oznajmił z wyższością Leebo. - Jestem pewien, że Oto doceni pańską wiarę w

jego możliwości. - Z tymi słowy Leebo wyruszył na poszukiwanie Ota, pełniącego

straż w ładowni numer trzy; podniesiona głowa i wyprostowane plecy przydawały

jego posturze więcej godności, niż można by się spodziewać po automacie.

Han skłonił się zdawkowo Javul i wycofał do sterowni, a Dash, ktory obserwował

całe zajście z lekkim rozbawieniem, skupił się znow na probie rozwiązania

problemu.

- Javul, co by się stało, gdyby sprzęt został poważnie uszkodzony i nie mogłabyś

dać występu na Christophsis? - spytał.

- Tak jak powiedział Mel - odparła artystka. - W najgorszym wypadku musielibyśmy

odwołać imprezę. W najlepszym dalibyśmy show na mniejszą skalę, w skromniejszej

oprawie. Tak czy siak, musielibyśmy wymienić albo naprawić zepsute elementy.

- A to zaburzyłoby ci plan tournee.

- Tak. Rzeczywiście. - Javul wpatrywała się w swoje złożone na stole dłonie,

gładząc w zamyśleniu lśniące, wypolerowane paznokcie.

- A czy to byłby duży problem? - dociekał.

- Chyba sobie kpisz! - parsknęła Dara. - Stracilibyśmy miliony kredytow! Zwroty

za bilety, wynagrodzenia albo wydatki na ustawienie nowych terminow w miejscach,

z ktorych nie skorzystaliśmy... masakra. Nie wiadomo, jak zareagowaliby

promotorzy i udziałowcy. Nie mowiąc już o klęsce wizerunkowej. To nie

skończyłoby się dla nas dobrze,

- Och, daj spokoj! - wszedł jej w słowo Dash. - Jestem pewien, że dałoby się

wszystko przedstawić w odpowiednim świetle, a fani Javul odetchnęliby z ulgą że

ich idolka w ogole żyje. Atak na statek, sabotaże, czarne lilie... nawet ja

potrafię dostrzec plusy ujawnienia tych rewelacji.

- Musimy się trzymać grafiku - upierała się Javul. - Jeśli się ugniemy,

sabotażysta postawi na swoim.

Zapanowała pełna napięcia cisza, ktorą przerwał Eaden:

- Wszystko wskazuje na to, że nie znamy motywu, albo motywow, tego cyklu akcji

sabotażowych, nie mowiąc już o tożsamości ich sprawcy. Niezależnie od tego, czy

sabotażysta jest wśrod nas, czy ukrywa się gdzieś na pokładzie... jak sądzicie,

czy dopiąwszy swego, po prostu odpuści?

Dash westchnął w duchu. Gdyby to było takie proste...

- Widziałem, że badałeś atmosferę w świetlicy - zagadnął go poźniej Dash. -

Wyczułeś coś?

- Tylko niejasne wrażenie, że prawie każdy z obecnych ukrywa coś przed resztą -

odparł Will.

- Prawie - powtorzył Dash. - A kto nic nie ukrywa?

- Han Solo. - Nautolanin wzruszył mackami. - Jego zainteresowanie Javul Charn

jest wyczuwalne.

- Świetnie - parsknął Dash. - Dzięki temu czuję się zdecydowanie lepiej.

ROZDZIAŁ 18

Do Christophsis dotarli bez dalszych przygod. Leebo i Oto nie natrafili w

systemach „Sokoła Millenium" na żadne tłumiki ani inne niespodzianki, więc Dash

zachodził w głowę, czy oznacza to, że zostawili sabotażystę na Tatooine, czy

może po prostu ten ktoś chce, żeby tak właśnie myśleli.

Przepytywał po kolei każdego członka załogi: czy zaobserwowali, żeby ktoś z

ekipy „Serca Nowej", ktora została na pustynnej planecie, kręcił się w pobliżu

statku, zanim wystartowali? Niestety, nie dowiedział się niczego sensownego.

Ktoś przebąkiwał, że widział gdzieś w okolicach jachtu Arrunę - zresztą Dash sam

był tego świadkiem - ale nikt nie spostrzegł w jej zachowaniu niczego

podejrzanego; Twi'lekanka rozmawiała tylko z Eadenem. Według doniesień Dary

gdzieś tam przemknął też kapitan Marrak, ale przemknięcie a grzebanie w

pomocniczym panelu technicznym to były dwie rożne rzeczy.

Christophsis była jedną z ulubionych planet Dasha, nawet pomimo faktu, że

Imperium miało tu swoje kopalnie. Podobał mu się tutejszy krajobraz. Całą

powierzchnię planety pokrywały potężne skupiska kryształow, wśrod ktorych, wokoł

Strona 72

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

nich i na nich wzniesiono głowne miasta. Nie mogł też powiedzieć, żeby nie

podobało mu się tutejsze podziemie. Swego czasu - i to więcej niż raz -

szmuglował na pokładzie „Outridera" kontenery kryształow i rudy z Crystal City.

To wspomnienie sprawiło, że zatęsknił za swoim statkiem. Zaczynał się poważnie

zastanawiać, czy jeszcze kiedyś będzie miał okazję nim polatać.

Koncert Javul miał się odbyć w amfiteatrze w stolicy planety, Chaleydonii,

znanej też jako Crystal City. Na miejscu spotkali się z resztą ekipy; podczas

powitania Dash miał dziwne wrażenie, że jego żołądek probuje się wywinąć na lewą

stronę. Oddelegował Leeba i Ota do nadzorowania rozładunku i osobiście

dopilnował, żeby ten pierwszy przeprogramował pilnujące ładowni droidy. Miały

być szczegolnie wyczulone na działalność wszelkich istot żywych, kręcących się w

pobliżu. Kazał im nawet ustawić sensory olfaktoryczne na maksymalną czułość i

zgłaszać wszystko, co Podejrzanie pachniało.

Miejsce, w ktorym Javul miała dać swoj występ, wyglądało po prostu bajecznie,

Dash musiał to przyznać. Cały amfiteatr zbudowano z pochodzących z planety

kryształow - włącznie z otaczającym go „płotem" z wysokich iglic. Podświetlone

reflektorami i wykorzystane jako tło dla hologramow, kryształowe słupy lśniły i

pulsowały niesamowitym blaskiem, wznosząc się ku niebu i sprawiając wrażenie,

jakby łączyły powierzchnię planety z kosmosem. W takiej oprawie widzowie show

Javul zapominali, gdzie są a widok artystki unoszącej się ponad sceną jeszcze

potęgował wrażenie, że odrywają się od ziemi i dryfują między gwiazdami i

planetami w powodzi mgły i światła.

Koniec końcow, przedstawienie - olśniewające, zapierające dech w piersi i

wprawiające w zachwyt - przebiegło zaskakująco spokojnie. Dash nie miał pojęcia,

czy stało się tak dzięki środkom bezpieczeństwa, ktore przedsięwziął, czy może

przypadkiem - ale też nie zastanawiał się nad tym zbytnio. Ważne, że po

trzydniowych występach Javul nadal była cała i zdrowa. Nic nie wybuchło, nic się

nie rozpadło i nikt nie został przyłapany na gorącym uczynku. Krotko mowiąc -

wszystko przebiegło zgodnie z planem.

A mimo to Dash nie czuł ulgi, jakiej się spodziewał. Całkiem możliwe, że było to

częścią planu sabotażysty - planu, ktorego nie znali. Względny spokoj mogł

oznaczać, że on - albo oni - starali się uśpić ich czujność. A może po prostu

czekali na chwilę, w ktorej Dash i reszta załogi skupią się na czymś innym?

Rownie dobrze mogło to też sugerować, że starali się skierować podejrzenia na

kogoś innego. Albo... I tak dalej, i tak dalej; po kilku dniach kombinowania na

rożne sposoby Dash zaczął się bać, że wkrotce jego mozg eksploduje.

Ostatnia możliwość wydawała mu się najrozsądniejsza, ale też nasuwała serię

niewygodnych pytań, na przykład: jeśli to dwa niezależne podmioty były

zaangażowane w sabotaże, to dlaczego obydwie strony działają praktycznie

jednocześnie?

Podczas gdy Javul śpiewała, tańczyła i czarowała widownię swoim występem, Dash

wraz z Eadenem roztrząsali wszelkie możliwe opcje, analizując dotychczasowe

incydenty. Podzielili je na dwie kategorie: ataki zdalne (a przynajmniej takie -

ktore sprawiały wrażenie przeprowadzonych zdalnie), jak ten w rodiańskiej

przestrzeni, i te, ktore musiały zostać przeprowadzone od wewnątrz, w rodzaju

awarii uprzęży Javul na Rodii. Dash żywił początkowo nadzieję, że potencjalnie

śmiertelne ataki da się zaklasyfikować do jednej z tych kategorii, ale na

prożno.

Tuż po ostatnim przedstawieniu załadowali sprzęt na statek, licząc na

opuszczenie planety najszybciej jak to możliwe. Dash wolał nie ryzykować zwłoki.

Następnym przystankiem na ich trasie miał być Falleen, chociaż Rendar na

wszelkie możliwe sposoby starał się odwieść Javul od występu w stolicy planety,

nazwanej - co nie dziwiło, ze względu na wrodzoną pychę przedstawicieli

zamieszkującej ją rasy - Tronem Falleenow.

Podczas gdy Han czuwał nad rozładunkiem sprzętu z „Sokoła Millenium", Dash

postanowił sprobować jeszcze raz przekonać swoją szefową do pominięcia tego

punktu trasy. Ruszył do garderoby Javul, mieszczącej się w luksusowych

pomieszczeniach na tyłach sceny. Kiedy był w pobliżu, usłyszał podniesione głosy

- Javul i kogoś jeszcze, ale nie wiedział, kto to taki. Był jednak pewien, że

nie jest to członek załogi. Zwolnił kroku; poruszał się teraz ciszej i

ostrożniej. Kiedy znalazł się w pobliżu na wpoł uchylonych drzwi, przystanął i

nadstawił ucha.

- ...co robisz - mowił męski głos.

- To, co robię, to już nie twoj problem - stwierdziła Javul. Ton jej głosu

sugerował, że wyjaśniała już swojemu rozmowcy tę kwestię, i to nieraz.

- Ośmielę się z tobą nie zgodzić - mowił mężczyzna. - Wszystko, co dotyczy

bezpieczeństwa oraz interesow Czarnego Słońca, jest moim problemem.

Kris, pomyślał gorączkowo Dash. To musi być on. Z trudem powstrzymał się przed

Strona 73

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

wtargnięciem do środka i wyrzuceniem viga na zbity pysk; wiedział, że robiąc

taki głupi krok, ryzykowałby życie. Uznał, że woli pożyć nieco dłużej, a przy

okazji może dowiedzieć się czegoś więcej.

- Chciałeś powiedzieć: wszystko, co dotyczy twoich interesow - odparła gorzko

Javul. - Daj spokoj, Hitch. To sprawa między

tobą a mną i Czarne Słońce nie ma tu nic do rzeczy. Nigdy nie miało. Chroniłeś

własne brudne interesy. Jedyny raz, kiedy obchodziło cię coś poza tym, był

wtedy, kiedy zainteresował się tobą Xizor.

- Ta-ak; i pozwol, że coś ci przypomnę: zainteresował się mną dzięki tobie.

Wiesz, że chciał cię zabić? Tylko cudem udało mi się odwieść go od wydania na

ciebie wyroku śmierci, kiedy mu obiecałem, że od tej pory będę cię lepiej

pilnował.

Javul roześmiała się na głos.

- Ty? Pilnował mnie? Chyba śnisz!

- Jesteś pewna? - spytał złym, dwuznacznym głosem Mandalorianin. Na chwilę

zapanowała cisza; Dash żałował, że nie ma w oczach rentgena, pozwalającego

widzieć przez ściany. Podszedł jeszcze parę krokow do na wpoł otwartych drzwi,

drżąc z ciekawości.

- Zakładam - oświadczyła wreszcie Javul - że masz na myśli twoje podłe ataki i

akty sabotażu?

- Odniosły skutek.

- Ale chyba nie ten zamierzony.

- Masz na myśli...?

- .. .że wciąż żyję - odparła. - To musiało być dla ciebie prawdziwe

rozczarowanie.

Kiedy Kris znow się odezwał, jego głos brzmiał inaczej, bardziej ... mrocznie;

brzmiało w nim silne wzburzenie:

- Nie, Alai, nigdy bym się do tego nie posunął. Nigdy nie przeszłoby mi przez

myśl, żeby zrobić ci krzywdę. Chociaż pewnie w to nie uwierzysz, wciąż cię

kocham i nadal mam nadzieję, że do mnie wrocisz. Słaba to nadzieja, ale nie

potrafię jej porzucić. Wiem jednak, że nawet ona na niewiele się zda, jeśli

będziesz się narażać siłom, ktore są poza moją kontrolą

Dash usłyszał, jak Javul porusza się niespokojnie. Podkradł się jeszcze bliżej i

zobaczył, że dziewczyna siedzi na brzegu blatu toaletki. Widział też Krisa -

Mandalorianin stał tyłem do drzwi i zaciskał prawą dłoń w pięść. Coż, to by było

na tyle, jeśli chodzi o spokoj i żelazną samokontrolę viga, pomyślał z

przekąsem. Facet najwyraźniej ma poważne problemy z panowaniem nad sobą

- Dostałem pełny raport na temat tego, co wydarzyło się przed twoim występem na

Rodii - mowił. - O mały włos nie zginęłaś!

- I chcesz mi wmowić, że to nie była twoja sprawka? - Par' sknęła Javul.

Kris zrobił krok w jej stronę; wciąż zaciskał pięść, ale teraz roZwierał ją co

chwila i zamykał, jakby w rytm uderzeń swojego serca - jeśli je w ogole miał.

- Już ci mowiłem, Alai, to nie byłem ja. Nie ja za tym stałem; nigdy nie

dopuściłbym się czegoś takiego. Owszem, przerwa w zasilaniu była moim pomysłem.

Rzeczywiście chciałem cię przestraszyć, ale to, do czego poźniej doszło,

włącznie z awarią twojej uprzęży antygrawitacyjnej, nigdy nie miało się

wydarzyć. Przysięgam ci na wszystko, na co tylko zechcesz, że nie byłem za to

odpowiedzialny.

- Na wszystko, Hitch? - spytała gorzko. - Dobrze. W takim razie przysięgnij na

swoją władzę. To jedyna rzecz, na ktorej ci naprawdę zależy i ktorą darzysz

jakimkolwiek szacunkiem.

- Nie, nie jedyna - zaprotestował. - Coż, jeśli tego właśnie pragniesz, proszę

bardzo: przysięgam na wszystko, co mam i na wszystko, co mam nadzieję zdobyć, że

nie zrobiłem nic, żeby cię skrzywdzić.

- A awaria systemu statku podczas podroży na Rodię? Czy to nie ty za tym stałeś?

Kris zrobił jeszcze jeden krok w jej stronę.

- Jaka znow awaria?

Spytaj go o ten ostrzał, ktory zmusił nas do powrotu na Tatooine, podsunął jej w

myśli Dash. To powinno być ciekawe.

Javul, oczywiście, nie spytała. Zamiast tego wstała, pokręciła głową i zniknęła

z pola widzenia Dasha.

- Nieważne - stwierdziła. - Ważne, żebyś zrozumiał, że do ciebie nie wrocę. Ani

do ciebie, ani do twojej... organizacji.

- Jeśli tego nie zrobisz, nie będę mogł cię chronić.

- Nie chcę twojej ochrony. Chcę tylko, żebyś się ode mnie odczepił!

- Chodzi o tego bezmozgiego mięśniaka, ktorego wynajęłaś jako swojego goryla? -

warknął Kris. - Tego całego... Rendara? Czy to dlatego wydaje ci się, że mnie

nie potrzebujesz? Dlatego mnie nie chcesz?

Strona 74

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Javul odetchnęła głęboko.

- Przykro mi, że muszę powiedzieć coś tak banalnego i oklepanego, ale... tu nie

chodzi o ciebie.

- A więc o niego?

Ta-a, pomyślał Dash, wytężając słuch. O mnie?

- Nie, po prostu... - zająknęła się. - No dobrze. Jeśli naprawdę chcesz

wiedzieć, to tak, chodzi o Dasha. Ufam mu. A tobie nie. A teraz wybacz, ale

muszę wracać do swoich obowiązkow. Za sześć dni musimy być na Falleenie.

- Nie rob tego, Alai. - Te słowa zostały wypowiedziane cicho, ale z niezwykłą

mocą - Falleen to ostatnia planeta w galaktyce, na ktorą powinnaś lecieć.

- Powiedz to moim ubezpieczycielom, Hitch - odburknęła Javul. - Mam kontrakt i

muszę go wypełnić, a tak się składa, że przewiduje on występy w Tronie Falleenow

przez rok.

- Falleen może być dla ciebie niebezpiecznym miejscem, Alai - ostrzegł ją Kris.

- Nie powinnaś tam lecieć.

- Sugerujesz, że książę Xizor nie ma nic lepszego do roboty i tylko czeka, żeby

mnie dopaść? - parsknęła.

- Wcale bym się nie zdziwił, zważywszy na to, jak dałaś się we znaki jego

organizacji. Przez ciebie stracił częściowo kontrolę nad koreliańskim szlakiem

handlowym.

Dash wypuścił powoli powietrze. Stracił... częściowo kontrolę nad koreliańskim

szlakiem handlowym? No-no, to było zdecydowanie poważniejsze przewinienie niż

wsypanie kilku vigow. Ile jeszcze połprawd skrywała przed nim Javul Charn/Alai

Jance? Ta prawdziwa?

- Książę Xizor jest teraz na Imperial Center - zaprotestowała Javul.

- To, gdzie przebywa fizycznie, nie ma żadnego znaczenia i doskonale o tym wiesz

- wytknął jej Kris. - Nie możesz lecieć na Falleena.

- Zamierzasz mnie powstrzymać? - W jej głosie brzmiała nuta zdenerwowania, ktore

niepokoiło Dasha.

- Zrobię wszystko, co będę musiał, żeby powstrzymać cię od... popełnienia

jakiejś głupoty. - Kris znow ruszył z miejsca i tym razem podszedł prosto do

Javul.

- Łapy precz! - warknęła Charn i w tym momencie Dash uznał, że czas wkroczyć do

akcji. Szybkim krokiem wszedł do pokoju.

- Hej, kochanie, reszta załogi na ciebie czeka - rzucił i otworzył szeroko oczy,

udając zdziwienie na widok Hitcha Krisa, ściskającego ramię Javul. - Jakiś

problem?

- Tylko jeden, zresztą właśnie wychodził - odparła Javul. Wyszarpnęła się z

uścisku i poszła po swoj bagaż.

Rozwścieczony Mandalorianin ruszył za nią i znow złapał ją za ramię.

- Nie polecisz na żadnego Falleena - warknął.

- Polecę. A teraz puść moją rękę.

- Nie. Polecisz ze mną. Na Rodię.

- Kolega nie rozumie w basicu? - Dash wyciągnął z kabury blaster i wycelował w

pierś Krisa. - Puść ją.

- Jeśli chociaż trochę obchodzi cię jej bezpieczeństwo... - zaczął vigo, nie

spuszczając oka z Javul.

- Ktore niby ty miałbyś jej zapewnić? - parsknął Rendar. - No, no, nie ma co...

sabotaż to naprawdę przekonujący sposob na udowodnienie troski.

Kris puścił rękę dziewczyny i cofnął się, a po chwili odwrocił do Dasha z

niewielkim blasterem w dłoni. I chociaż zdaniem Rendara z faceta był kawał

podłego drania, poczuł coś na kształt podziwu dla jego zręczności - ręka

Mandalorianina była zasłonięta ciałem Javul zaledwie przez chwilę, a mimo to w

tym ułamku sekundy zdołał wyciągnąć broń. Dash parsknął.

- A to co? Czy tak właśnie walczą Mandalorianie?

Kris pokręcił głową zerkając w stronę drzwi za plecami Dasha.

- Nie. Ale tak zastawiają zasadzki.

Javul także spojrzała w stronę, w ktorą patrzył Hityamun; twarz jej zbladła, a w

oczach pojawiło się przerażenie.

- Hitch, nie!

Dash poczuł na karku nieprzyjemne mrowienie i wiedział natychmiast, bez

oglądania się za siebie, że ktoś za nim stoi. Odwrocił lekko głowę, ale nie po

to, żeby spojrzeć przez ramię, tylko żeby zobaczyć odbicie przestrzeni za jego

plecami w wypolerowanej powierzchni wielkiej, ozdobnej urny stojącej obok Javul.

Zgadza się: przejście tarasowało dwoch osiłkow w zbrojach. Chociaż powierzchnia

urny była zbyt wypukła, żeby widział wszystko jak w lustrze, Dash nie miał

problemu z rozpoznaniem ich ras. Jeden był Trandoshaninem, drugi -

Shistavanenem. Obaj trzymali w łapach blastery DL-44, wycelowane w jego plecy.

Strona 75

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Dash poczuł między łopatkami paskudne swędzenie; nagle miał wrażenie, że Jest

dziwnie... nagi.

- No dobra - powiedział do Krisa. - Wygląda na to, że mnie masz w garści, w

związku z czym poproszę jeszcze raz jak cywilizowanego człowieka: puść ją.

Kris uśmiechnął się paskudnie.

- A ja odpowiem ci jak cywilizowany człowiek, że tego nie zrobię. Nie mogę,

przykro mi. A teraz rzuć broń albo...

- .. .ty odłożysz swoją; w przeciwnym razie przerobię te twoje karki na

mielonkę.

Dash nigdy by się nie spodziewał, że ucieszy się na dźwięk tego głosu. Rzucił

znow okiem na urnę: w korytarzu stał Han Solo ze zmodyfikowanym karabinem

blasterowym DC-15A. To cacko bez trudu wypaliłoby dymiące dziury w pancerzach

gadziny i wilkopodobnego - i każdy z obecnych najwyraźniej doskonale o tym

wiedział. Obok Hana stali Eaden i Mel, także uzbrojeni.

Solo wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Taka mała koreliańska zagrywka. Dżentelistoty, proszę powoli i ostrożnie

położyć spluwy na podłodze, skierowane lufami do ściany, jeśli łaska.

Kris zacisnął szczęki, ale skinął głową i odłożył posłusznie broń; jego

ochroniarze także.

- Javul, złotko - dodał Han - weź no blaster Krisa i wyjdź na zewnątrz.

Wodząc spojrzeniem od Krisa do Dasha i z powrotem, Javul uwolniła się z uścisku

byłego chłopaka, zgarnęła jego broń i podeszła do drzwi, w ktorych Rendar

otoczył ją ramieniem. Razem wycofali się między pachołkami Krisa na zewnątrz,

zatrzymując się po drodze tylko na chwilę, żeby kopnąć ich blastery na korytarz,

gdzie natychmiast zajął się nimi Eaden.

- Zabierz ją na statek - odezwał się cicho Han, kiedy zrownali się z nim w

przejściu. - Kris - dodał nieco głośniej - chciałbym, żebyś razem ze swoimi

koleżkami przeszedł pod tamtą ścianę, jeśli łaska. - Wskazał gestem ścianę

naprzeciwko drzwi i obejrzał się na Dasha i Javul, a kiedy Kris i jego osiłki

posłuchali polecenia, zatrzasnął za nimi drzwi garderoby.

Dogonił Rendara i Charn przy drzwiach wyjściowych i eskortował ich podczas

krotkiego marszu na lądowisko, na ktorym czekał gotowy do startu „Sokoł

Millenium". „Głębokie Jądro' już wystartowało.

- Nie żebym miał coś przeciwko - bąknął Dash mimochodem, kiedy wchodzili z Javul

po trapie. - Nawet lubię, jeśli czasami dla odmiany ktoś inny uratuje sytuację,

ale czemu zawdzięczamy tę demonstrację siły?

- Trudno nie zauważyć tych wielkich, zakutych w pancerze zbirow, ktorzy się za

nim snują - stwierdził Han. - Nie mowiąc już o tym, że Shistavanenowie i

Trandoshanie nie należą do najmilej pachnących istot w galaktyce, a kiedy

wietrzą rozrobę... - Han zamachał sugestywnie ręką przed nosem i się skrzywił. -

Stary! To gorsze niż mokry Wookie! Właśnie stąd wiedzieliśmy, gdzie się kręcą.

Kiedy nagle zniknęli w pomieszczeniach za sceną... coż, staliśmy się

podejrzliwi.

- Dzięki - oznajmił Dash. - Miałem wszystko pod kontrolą ale...

- Żartujesz sobie? - parsknął Han. - Pod kontrolą to ledwie miałeś swoj pęcherz.

Nie żebym ci się dziwił... - Zatrzymał się wewnątrz śluzy i spojrzał na Dasha. -

Stary, nie mow o tym nikomu, dobra? - Nagle wyglądał dziwnie poważnie. - Mowię

serio. Nikomu. A na pewno nikomu, kto mnie zna.

- Co takiego? - Dash nie posiadał się ze zdumienia. - Nie chcesz być bohaterem?

Nie chcesz być tym człowiekiem, ktory uratował Javul Charn z łap wielkiego,

złego viga?

- Nie chcę - mruknął Han, spuszczając wzrok. - To by źle wpłynęło na moj

wizerunek. - Wcisnął kontrolki włazu i trap zaczął się podnosić.

Eaden i Mel ruszyli na swoje stanowiska, ale Javul została w głownym korytarzu z

rękami skrzyżowanymi na piersi i wściekłą miną. Spojrzała na Hana zmrużonymi

oczami.

- „Złotko"?

- Hej. - Han podniosł ręce w udawanym geście obrony. - Po Prostu chciałem się

upewnić, że stary, dobry Hitch nie pomyśli sobie, że usychałaś za nim z

tęsknoty!

Javul przeniosła wzrok na Dasha.

- „Kochanie"?

- Poszedłem za twoim przykładem - zaczął się tłumaczyć Rendar. - Stwierdziłem,

że jeśli pomyśli, że związałaś się z kimś innym, może zwątpić, że... eee...

- Usychałaś - podsunął Han. - Z tęsknoty.

- Posłuchaj - dodał Dash już nieco poważniej. - Nie podobają mi się metody

Krisa, ale nie mogę się z nim w pewnej kwestij nie zgodzić. Nie powinnaś zbliżać

się do Falleena i dobrze o tym wiesz. Gdybyś była rozsądna... To znaczy,

Strona 76

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

rozsądniejsza - poprawił się na widok piorunującego spojrzenia - kazałabyś

Hanowi lecieć prosto na Stację Bannistar.

Han powiodł wzrokiem od dziewczyny do przemytnika.

- Dlaczego? - spytał podejrzliwie. - Dlaczego nie powinna lecieć na Falleena?

Przecież Hitch panoszy się na Rodii.

Javul spojrzała na Dasha pytająco. Czy powinni wtajemniczyć Hana w potencjalne

konsekwencje podroży na ojczystą planetę księcia Xizora?

Rendar wzruszył ramionami.

- Znasz to stare przysłowie: to, czego nie wiesz, nie może cię zranić? - Han

pokiwał głową - Coż, to wierutna bzdura. To, czego nie wiesz, może cię bardzo

zranić, a jeśli się o tym dowiesz, i tak ci się oberwie. To znacznie bardziej...

- Skomplikowane - dokończyła Javul.

- Skomplikowane? - powtorzył Han podejrzliwie. - Jak bardzo skomplikowane?

Podczas podroży do sterowni Javul wyjaśniła mu pokrotce, jak bardzo:

- Nie chodzi tylko o to, że zostawiłam Hitcha. Trochę... ee, zirytowałam jego

szefa.

Han zbladł.

- Jego szefa. Chyba nie masz na myśli Xizora? - Zatrzymał się w drzwiach do

sterowni, pokręcił głową i spojrzał z niedowierzaniem na Dasha. - Jakim cudem

wpakowałeś nas w to poodoo?

- Nas? - zjeżył się Rendar. - Ja wpakowałem? Na pewno w nic nas nie pakowałem.

- Nie ty? A niby kto? - Han zniknął w sterowni.

Dash zastanawiał się przez chwilę, czy za nim nie iść i nie powiedzieć mu

jeszcze kilku ciepłych słow, ale po chwili uznał, że lepiej będzie, jeśli skupi

się na przekonaniu Javul, że nie powinna dawać występu na Falleenie. Odwrocił

się w jej stronę, ale nie było jej nigdzie w pobliżu. Klnąc pod nosem, wyruszył

na jej poszukiwanie.

ROZDZIAŁ 19

Nie znalazł jej w żadnym z trzech miejsc, gdzie zajrzał na początku, a kiedy

wreszcie namierzył ją, wpatrzoną w gwiazdy za iluminatorem prawoburtowego

pierścienia dokującego, był już pewien, że go unika.

- Czy masz jeszcze jakieś inne sekrety, ktorymi chciałabyś się ze mną podzielić?

- spytał ostrzej, niż zamierzał.

Nie pofatygowała się nawet, żeby na niego spojrzeć.

- Nie.

Zatrzymał się i patrzył na nią przez chwilę w milczeniu, a potem pokonał krotki

korytarz i stanął obok niej, opartej plecami o wewnętrzną pokrywę włazu śluzy.

- Mam to uznać za odpowiedź?

- Przykro mi, ale to jedyna odpowiedź, ktorej mogę ci w tej chwili udzielić.

- Wygląda na to, że twoj chłopak jest pewny, że ktoś wydał na ciebie wyrok.

Wzruszyła ramionami.

- Były chłopak - przypomniała mu. - A poza tym, naprawdę obchodzi cię, co on

myśli?

- Dlaczego tak bardzo upierasz się przy wizycie na Falleenie?

- Już ci mowiłam - burknęła. - Mam kontrakt. Umowa zobowiązuje nas do występow

na tej planecie.

- Wielkie mi halo - parsknął. - Od czego są prawnicy? Jestem pewien, że masz

prawnikow, i to pewnie najlepszych...

- Owszem, mam. Ale mam rownież skrupuły, a poza tym fanow, ktorych nie chcę

rozczarować. Nie mowiąc już o tym, że nie zamierzam pozwolić Hitchowi Krisowi...

ani nikomu innemu... powstrzymać mnie przed robieniem tego, co kocham.

- Ta-a - mruknął Dash z przekąsem. - To może wyjaśnij mi, co, zdaniem Hitcha,

planujesz zrobić, kiedy dotrzesz na miejsce?

- Co takiego? - odwrociła się w jego stronę.

- Kiedy przeszkodziłem wam w rozmowie, mowił coś o tym, co zrobiłaś, i

sugerował, że teraz masz zamiar zrobić coś naprawdę głupiego.

- Tak, lecieć na Falleena. Uważa, że książę Xizor uzna to za afront, ale dla

mnie to tylko interesy, a Xizor na pewno rozumie to lepiej niż ktokolwiek inny.

- Tak samo jak to, że zdarzyło ci się pozbawić go części kontroli nad

koreliańskim szlakiem handlowym?

Spojrzała na niego badawczo.

- Słyszałeś to, prawda? - spytała cicho.

- Tak. I sporo innych rzeczy, ktore bardzo mi się nie podobały i ktorych nie

mogę przemilczeć.

Znow wzruszyła ramionami i nagle Dash poczuł się bardzo, ale to bardzo wściekły.

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był taki zły. Złapał ją za ramiona i potrząsnął

nią gwałtownie - ku własnemu i jej zdziwieniu.

- Javul, przestań mnie okłamywać! - zawołał desperacko. - Od samego początku

Strona 77

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

wciskasz mi tylko kit. Najpierw psychofan, potem pomylone tożsamości, poźniej

zazdrosny chłopak, obrażony vigo, olany lord, a teraz jeszcze utrata kontroli

nad szlakiem handlowym, i to szlakiem handlowym nikogo innego, tylko samego

Xizora! Co będzie następne? Kogo jeszcze obraziłaś, rzuciłaś albo doprowadziłaś

do ruiny?

A niech to szlag, pomyślał, patrząc w jej blade, świetliste oczy. Te oczy...

śmiały się do niego. Javul się śmiała.

- Jesteś taki słodki, kiedy się wściekasz - zauważyła, uśmiechając się szeroko.

- Przestań - warknął. - To poważna sytuacja. - Uznał, że miarka się przebrała.

Skończyła mu się cierpliwość, więc zrobił jedyną rzecz, ktorą mogł zrobić w tej

sytuacji... poza oczywiście wycofaniem się, bo ta możliwość nie wchodziła w

rachubę. Pocałował ją.

Nie opierała mu się; nie probowała wydrapać mu oczu ani go spoliczkować.

Odwzajemniła pocałunek - może nie namiętnie, ale chętnie. Kiedy wreszcie oderwał

się od jej ust, patrzyła mu w oczy, ale w jej spojrzeniu nie było już tych

psotnych ognikow, ktore widział przed chwilą.

- Biedny, głupiutki Dash - odezwała się do niego łagodnie i denerwująco słodko.

- Czy ciebie także doprowadziłam do ruiny?

- Nie. Na razie jesteśmy na etapie olewania. Co miał na myśli Kris, mowiąc, że

pomieszałaś szyki Xizorowi?

Spuściła rzęsy i zamilkła na chwilę; oczami duszy widział niemal jak układa w

głowie stosowną odpowiedź.

- Wyładowujesz gniew pocałunkami? - spytała wreszcie. - Rany, wolałabym nie

wiedzieć, co robisz z kobietami, ktore naprawdę lubisz...

Spojrzał na nią z furią.

- Zadałem ci pytanie. Co takiego zrobiłaś Xizorowi, że twoja wizyta w Tronie

Falleenow może być rownoznaczna z wyrokiem

śmierci?

- pozbawiłam go bardzo ważnego ładunku - wyznała Javul, spuszczając wzrok. -

Przeze mnie na koreliańskim szlaku handlowym aresztowano kilku agentow i vigow

Czarnego Słońca. Przekazałam też Imperialnym sporo ważnych informacji, włącznie

z nazwami statkow i nazwiskami ich kapitanow, planowanymi trasami i terminami,

potencjalnymi ładunkami, metodami działania... i kodami rozpoznawczymi

organizacji. Poinformowałam Imperialnych, jak mogą namierzać operacje syndykatu

i im zapobiegać.

Dash puścił ją i opadł na grodź obok.

- To oznacza, że Xizor nie tylko musiał wymienić swoich ludzi... - zaczął

niepewnie.

- Musiał też przeorganizować wszystkie operacje prowadzone na szlaku i

wprowadzić nowy system kodow - dopowiedziała

Javul.

- Ożeż... - Tylko tyle zdołał wykrztusić Rendar.

Javul uśmiechnęła się do niego i podniosła brew.

- Co, zamierzasz mnie znow pocałować?

- Chyba powinienem bić przed tobą pokłony - stwierdził z uznaniem. - Dałbym tyle

błyszczostymu, ile sam ważę, żeby tak pomieszać szyki Xizorowi.

Pokiwała wolno głową nie spuszczając z niego oczu.

- Rozumiem - przyznała. - Ty też chciałbyś się na nim zemścić, prawda?

- Chciałbym... - Urwał. Co takiego chciał osiągnąć? Wymierzyć sprawiedliwość?

Odegrać się? Prawda była taka, że chciał odzyskać swoją rodzinę, a to było

nierealne. Jedynym cieniem nadziei, jaki mu pozostał, było to, że nie znaleźli

we wraku „Pani

Dorielli" ciała Stantona, co prawdopodobnie znaczyło tyle, że wykazywał resztki

dziecinnej naiwności.

- Nie chcę niczego od Xizora - oznajmił cicho. - Tak jak powiedział mi kiedyś

Eaden, dla niego także wszechświat nie był miły.

- To nie wszechświat zabił twojego brata i zrujnował twoją rodzinę, Dash -

upomniała go Charn. - Stała za tym osoba z krwi i kości. Falleen. Xizor.

- Ta-a; osoba, ktora ma wszelkie powody, żeby usunąć ze swojej drogi ciebie i

mnie, i ktorej ludzie są ekspertami we wszelkich rodzajach sabotaży - dodał

gorzko. Także tych, ktore spowodowały katastrofę „Pani Dorielli" i uszkodziły

„Serce Nowej", pomyślał.

- Boisz się go? - dociekała.

Wiedział, że nie probuje mu grać na ambicji; pytała, bo chciała znać odpowiedź.

- Musiałbym być skończonym głupcem, żeby się nie bać. To bardzo potężna i

wpływowa osoba. Słyszałem, że nawet Vader woli z nim nie zadzierać.

Javul uśmiechnęła się krzywo.

Strona 78

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Coż, jeśli mnie słuch nie myli, na końcu tego zdania chyba czai się jakieś

małe ale...

Dash westchnął.

- Masz rację: ale gdybym miał sposobność odpłacić mu za troski, ktorych

przysporzył mojej rodzinie... sądzę, że bym się przed tym nie zawahał. Czy tak

właśnie powinienem postąpić? To proponujesz?

Pokręciła głową.

- Nie mam zamiaru wchodzić Xizorowi w drogę podczas wizyty na Falleenie, jeśli o

to pytasz.

- Podczas wizyty na Falleenie? A poźniej?

- Sądzę, że nie powinieneś się o to martwić. Nie na dłuższą metę.

Dash spuścił wzrok. Gdzie twoj instynkt samozachowawczy, Rendar? - upomniał się

w myśli. Powinieneś się ogarnąć i wiać, jakby ugryzł cię w dupsko kosmiczny

ślimak!

Po chwili uznał jednak, że na to już za poźno. Tak czy siak, byli w drodze na

Falleena.

prędzej czy poźniej będzie, co ma być, uznał, mając jednocześnie dziwne

przeczucie, że oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko będzie gorzej, i to

szybciej niż myślisz".

Dash przewidział wszystkie scenariusze oprocz tego, ktory się wydarzył,

mianowicie... że nic się nie stanie.

Hitch Kris nie rzucił się za nimi w pościg. Xizor nie zaczaił się na nich w

porcie kosmicznym, kiedy wylądowali. Rozładowali statek, załadowali sprzęt na

potężne platformy transportowe i dotarli do miejsca, w ktorym miał się odbywać

koncert. Zastali tam resztę zespołu, ale nie doszło do żadnego sabotażu; nie

zasadzili się na nich pachołkowie Czarnego Słońca ani mandaloriańscy najemnicy.

To wszystko sprawiło, że Dash chodził nieustannie podminowany. Przyłapał się na

tym, że prawie modli się, żeby Xizor coś zrobił.

Po wyładowaniu sprzętu ze statku Rendar wraz z ekipą skrupulatnie go sprawdził.

Odkryli co prawda kilka drobnych uszkodzeń zawartości wielkiego cylindrycznego

pojemnika, ktory omal nie rozsmarował Dasha na drzwiach ładowni, ale nie było to

nic, czego nie dałoby się zastąpić zapasowym wyposażeniem z pokładu „Głębokiego

Jądra" (ktorego, oczywiście, Dash nie omieszkał także sprawdzić). „Sokoł" został

zamknięty na trzy spusty i zostawiony pod opieką Ota i dwoch jednostek R2, ktore

Javul nabyła od jednego z tutejszych handlarzy.

Pierwsze przedstawienie przebiegło wręcz podejrzanie gładko i jeśli nawet Xizor

opuścił Imperial Center, żeby zjawić się na nim osobiście, nie dostrzegli

żadnego śladu jego bytności - o ile oczywiście nie był jednym z anonimowych

falleeńskich fanow, śledzących show z zapartym tchem i zmieniających kolor skory

w zależności od nastroju towarzyszącego danej części występu.

Dash nigdy wcześniej nie widział niczego podobnego - zbiorowej manipulacji

uczuciami audytorium wypełnionego po brzegi Falleenami. Wybuchy emocji,

manifestowane u tej rasy jako emanacja feromonow i zmiana barwy skory, obmywały

widzow niczym fale, wirujące, odbijające się od siebie nawzajem i zawracające.

Zjawisko to kojarzyło się Dashowi z basenami pływowymi na Złotej Plaży na

Korelii: od zieleni do błękitu, potem poprzez ^oto do czerwieni zachodu słońca.

Było... hipnotyzujące.

Stał za sceną i przyglądał się widowni, śledzącej z zapartym tchem popisy

głownej bohaterki show - olśniewającej i zachwycającej; to naturalnej wielkości,

to powiększonej do monstrualnych rozmiarow. Najpierw istoty śmiertelnej, potem

wrożki, a jeszcze poźniej bogini. Zastanawiał się, jakby to było być

nie-Falleenem pośrod tej burzy feromonow, szalejącej na widowni. Sądząc po

wyrazie twarzy tych nielicznych ludzi, ktorych dostrzegał wśrod publiki podczas

zmiany świateł, przypominało to stan upojenia przyprawionym ale, utrwalony

okoblasterem.

Wreszcie przedstawienie zakończyło się wśrod burzy oklaskow. Javul dała dwa

bisy, a kiedy tłum zaczął się rozchodzić, Dash upewnił się, że gwiazda jest

bezpieczna w swojej garderobie i dobrze strzeżona. Poźniej wrocili na pokład

„Sokoła", gdzie czekały na nich pomyślne wieści z Tatooine: kapitan Marrak

poinformował ich, że „Serce Nowej" wkrotce będzie na chodzie. Przypuszczał, że

zdołają wyruszyć w ciągu kilku najbliższych dni i przy odrobinie szczęścia

dołączą do nich dwa przystanki dalej, na Bacranie.

Mimo to Dash nie czuł ulgi. Przed opuszczeniem Falleena czekały ich jeszcze dwa

występy, a potem pojedynczy koncert na Stacji Bannistar. Rendar cieszył się, że

nie zostaną tam dłużej - znaczyło to, że szybko się uwiną

Miał nadzieję, że zdołają tam dotrzeć bez przeszkod; obiecał sobie, że jeśli na

Falleenie nie przydarzy im się nic złego, na Stacji Bannistar pojdzie od razu do

pierwszej lepszej kantyny i zaleje się w trupa.

Strona 79

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Teraz starał się mieć oczy dookoła głowy i zaczynał od tego dostawać świra.

Mimo to pod koniec trzeciego występu, kiedy nie wydarzyło się nic

nieoczekiwanego, czuł się wreszcie prawie komfortowo... dopoki nie przyszła mu

do głowy natrętna myśl, że najlepszym sposobem na pozbycie się uprzykrzonej

osoby w rodzaju Javul Charn byłoby zorganizowanie cichego wybuchu po opuszczeniu

przez jej statek falleeńskiej przestrzeni. Ktokolwiek za tym wszystkim stał,

udowodnił już, że może wysłać za nimi jednostkę jako wsparcie dla

przeprowadzonego na pokładzie ich jachtu sabotażu. ;

- Dzisiaj - poinformował Ota i Leeba ostatniego wieczoru na Falleenie -

sprawdzimy każdy centymetr statku i każdy system, żeby upewnić się, że pod naszą

nieobecność nikt niepowołany nie podrzucił nam jakiegoś zgniłego jaja,

zrozumiano?

- Jak pan sobie życzy, proszę pana - potwierdził Oto, a Leebo zamanifestował

udawaną nudę „pogawędek" ze statkiem Hana

Solo:

- To pudło jest strasznie prożne - poskarżył się. - Uważa, że jest pępkiem

galaktyki. Solo zapchał jego komputer centralny jakimiś farmazonami.

- Farma... czym? - spytał zbity z tropu Dash.

Leebo zamrugał fotoreceptorami.

- Och, zabawne. Nie mam w mojej bazie danych definicji tego pojęcia, a jedynie

coś w rodzaju wyjaśnienia: „Coś, w co wdepnął Kood Gareeda". To chyba znaczy, że

jest pełne poodoo.

- Co za niespodzianka!

Dwie godziny po połnocy lokalnego czasu „Głębokie Jądro" opuściło planetę.

„Sokoł Millenium" zwlekał jeszcze z odlotem, podczas gdy Dash, Eaden, Han i

Leebo w dwuosobowych grupach sprawdzali statek. Solo i droid Dasha zajęli się

głownymi systemami statku, a Rendar i Eaden przy pomocy Mela, Nika i Ota skupili

się na przetrząsaniu ładowni.

Rendar właśnie skończył zabezpieczać ostatnią z tajnych skrytek Hana i

umieszczał płytę podłogową z powrotem na swoim miejscu w głownym korytarzu,

kiedy kątem oka złowił ruch: ktoś najwyraźniej właśnie przemknął korytarzem w

pobliżu kwater załogi.

Wstał i ruszył za nim.

Dotarł do krotkiego korytarzyka, prowadzącego do śluzy powietrznej pierścienia

dokującego, akurat na czas, żeby zobaczyć, jak zamyka się klapa wewnętrznego

włazu i zapala kontrolka informująca o korzystaniu z zewnętrznej klapy. Ktoś

probował uciec ze statku! Pognał co sił w nogach korytarzem dostępu do włazu,

otworzył go i prześliznął się przez niezabezpieczoną śluzę. Kiedy wyjrzał na

zewnątrz, zobaczył, kto to: Javul. Coż, przynajmniej wydawało mu się, że to była

ona. Kobieca postać nosiła długą czarną perukę i była ubrana w powłoczystą złotą

szatę, zebraną w fałdy wokoł nog; przy każdym ruchu wydawało się, że w powietrze

wzbijają się kłęby pyłu gwiezdnego.

Klnąc pod nosem, Dash sięgnął po komunikator i połączył się z Eadenem.

- Javul znow nawiała. Przygotuj razem z Hanem statek <do startu - polecił

przyjacielowi. - Ja sprobuję ją dogonić. - Ledwie dosłyszał ciche potwierdzenie

Nautolanina, bo biegł już co tchu za złotą postacią po kładce prowadzącej z

lądowiska szostego do długiego, wielopoziomowego terminalu i dalej, do głownej

hali kosmoportu.

Javul najwyraźniej bardzo się spieszyło, bo pędem dopadła turbowindy na

połączeniu terminalu dokowego i głownego przejścia. Dash zatrzymał się na chwilę

i patrzył, jak zjeżdża w doł; pokonała dwadzieścia dwa piętra i zatrzymała się

na poziomie ulicy.

Kiedy upewnił się, że wie, w ktorą stronę się udała, wszedł do drugiej windy,

znajdującej się po przeciwnej stronie szerokiego korytarza terminalu. Wysiadł z

niej pod osłoną potężnego filara wspierającego konstrukcję portu i rozejrzał się

po głownej hali. O tak wczesnej porze nie było tu zbyt tłoczno, chociaż w

pobliżu kręciło się kilka osob. Większość osobnikow, przemierzających

przestronny, imponujący budynek tak wcześnie rano, składała się jednak z droidow

serwisowych i załadunkowych. Dash nie zwracał na nie uwagi; wzrok miał utkwiony

w złocistej postaci, zmierzającej szybkim krokiem ku frontowi budynku.

Rozejrzała się dookoła, jakby w obawie, że może być śledzona, a potem wyszła na

ulicę. Dash zaczekał, dopoki nie znalazła się na zewnątrz, obawiając się, że

może zauważyć jego odbicie w transpastalowej szybie, a potem ruszył za nią.

Drzwi wychodziły na szeroką aleję, ktora wydawała się wybrukowana lśniącą czarną

skałą. Javul nie wzięła taksowki; zamiast tego przecięła ulicę i przemknęła

przez położony po przeciwnej stronie plac, otoczony oświetlonymi miękkim

światłem budynkami i kunsztownie przystrzyżoną zielenią.

Dash odczekał kilka sekund i ruszył za nią akurat w chwili, kiedy zniknęła w

Strona 80

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

cieniu najbliższego budynku; widział ją jak co chwila wynurza się z mroku w

plamach łagodnego światła, kiedy okrążała budowlę. Starał się utrzymać między

nimi stały dystans, a postać poruszała się dosyć szybko, więc tym większym

zaskoczeniem było dla niego, kiedy zamarła raptownie w cieniu między dwoma

budynkami.

Zanim do niego dotarło, że przestała się poruszać, i też się zatrzymał, uszedł

jeszcze kilka długich krokow; serce waliło mu w piersi, a oczy miał utkwione w

złotej szacie. Minęło rowne pięć sekund, a złocista postać dalej trwała w

bezruchu. Zbity z tropu, podkradł się nieco bliżej, starając się trzymać cieni

rzucanych przez ozdobne krzaki w donicach po jego lewej stronie. Plama złotego

blasku nadal się nie ruszała, co wyglądało bardzo nienaturalnie - wręcz

podejrzanie.

Wynurzył się z cienia i podkradł do postaci. Wyciągnął w jej stronę dłoń... i

chwycił pusty materiał. Szata wisiała na gałęzi wysokiego drzewa iglastego,

jednego z wielu tworzących szpaler między dwoma budynkami. Kiedy jej dotknął,

zsunęła się bezwładnie na lśniący permabeton u jego stop.

Podniosł ją i rozejrzał się gorączkowo dookoła. Gdzie, u licha, mogła zniknąć?

Spokojnie, Rendar, powtorzył sobie w myśli. Skup się. Weź głęboki oddech...

Plac był pusty. Uciekinierka mogła się oczywiście schować za jednym z kamiennych

kwietnikow, ale wątpił w to. Nie wykorzystałaby fortelu z szatą tylko po to,

żeby zyskać na czasie i się ukryć. Bez dwoch zdań kierowała się w jakieś

konkretne miejsce. Ruszył znow przed siebie, mając po prawej frontową ścianę

budynku. Ozdabiały ją rozmieszczone w rownych odstępach, rzeźbione w kamieniu

głowy fantastycznych zwierząt; każda z nich miała wbudowaną lampę. Światło nie

było ostre - rzucało ciepły złoty blask. Między zwierzętami umieszczono dziwne

symbole, a co jakiś czas niszę, w ktorej znajdowała się figurka... a może raczej

ikona.

Uświadomił sobie, że właśnie mija kompleks Świątyni Wędrowca - zespołu kapliczek

i miejsc kultu z rożnych światow, rozmaitych obrządkow religijnych i

filozoficznych, wzniesiony tu po to, aby pobożni podrożnicy czy pątnicy mogli

podczas podroży oddać cześć własnym bostwom. Czego mogła tu szukać Javul? Nigdy

nie rozmawiał z nią o jej wyznaniu religijnym, więc nie miał pojęcia, czy

przyszła tu po to, żeby pomodlić się w ktorejś z kapliczek. Szczerze

powiedziawszy, nie miał też pojęcia, z jakiej planety pochodzi, więc jeśli

przyszła tu oddać cześć swoim bogom, Dash został na lodzie.

Dotarł do wejścia do budynku - rzeźbionych drewnianych drzwi. Były zamknięte,

ale przez szpary we framudze przeświecało światło. Chwycił osobliwą w kształcie

klamkę i naparł na wrota. Ustąpiły i otworzyły się bez najmniejszego szmeru czy

pisku - najwyraźniej były dobrze naoliwione, żeby przypadkowy hałas nie

przeszkadzał wiernym w medytacji i modlitwie. W środku było pusto, z wyjątkiem

gigantycznej rzeźby, ktorą Dash dostrzegł na przedzie pomieszczenia. Zamrugał.

Bostwo - jeśli tym właśnie było to szkaradzieństwo - wyglądało wypisz, wymaluj,

jak powiększony do monstrualnych rozmiarow Eaden Vrill, z dodatkowym kompletem

chwytnych macek wyrastających z brody.

Oderwał wzrok od rzeźby i nadstawił uszu. Nie słyszał najmniejszego szmeru.

Odszedł na bok i minął jedną z prostych kapliczek; ta akurat była poświęcona

Milczącym - tajemniczej sekcie, ktora przestrzegała zasady wiecznego milczenia i

potrafiła emitować coś w rodzaju kojących, uzdrawiających fal medytacyjnych.

Javul mogłaby wejść do środka tylko pod warunkiem, że złożyłaby przysięgę

milczenia, więc nie zawracał sobie głowy zaglądaniem za zasłonę. Miał trudności

z wyobrażeniem sobie Javul Charn, obiecującej milczeć aż po grob.

Minął jeszcze trzy opustoszałe eremitoria i dotarł na tyły budynku, gdzie

skręcił w lewo, żeby zbadać następny szereg kapliczek. Pierwsza z brzegu była

ucieleśnieniem prostoty i skromności architektonicznej. Nie wyglądała surowo;

przyozdobiono ją z gustem miłymi dla oka elementami dekoracyjnymi, ale pośrod

większych, bogatszych przybytkow wydawała się dziwnie mała. Dochodził z niej

aromat kadzidełek, ktory nasunął Dashowi dziwne, na wpoł zapomniane wspomnienia:

zapach dymu z ogniska, deszczowych nocy, przypraw, ciepło słońca, ukojenie

niesione przez słowa pocieszenia, krzepiący sen, przebudzenie w ramionach...

Otrząsnął się i podszedł do wejścia. Przesłaniały je tylko sznury srebrnych

paciorkow, ktore w łagodnym świetle sączącym się ze środka wydawały się świecić

wewnętrznym blaskiem. Na tyłach pomieszczenia znajdował się skromny ołtarz, nad

ktorym obracał się powoli hologram przedstawiający uproszczoną wersję galaktyki.

Na ścianie pod i nad nim widniały duże, czarno-białe owalne symbole, ktorych

gładkie powierzchnie odbijały holograficzną galaktykę.

Dash znał ten znak: to był znak Ekwilibrystow - wyznawcow Kosmicznej Harmonii,

religijno-filozoficznego obrządku, według ktorego każde działanie wywoływało

przeciwną reakcję. Szczęście jednej osoby oznaczało nieszczęście innej i vice

Strona 81

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

versa.

Dash nie podejrzewał, żeby Javul Charn była osobą głęboko wierzącą a tym

bardziej wyznawczynią takiego kultu. Gdyby wydawała zasadę ekwilibrystow,

musiałaby uznać, że jej olbrzymi sukces był ceną za tragiczny los jakiegoś

biednego gnojka po drugiej stronie galaktyki. Rendar zdążył jąjuż poznać na tyle

dobrze, żeby wiedzieć, że świadomość czegoś takiego spędzałaby jej sen z powiek.

A może nie było aż tak źle? Może w ramach czegoś w rodzaju intergalaktycznej

polisy ubezpieczeniowej zła passa, zamiast trafiać na jednego nieszczęśnika,

była dzielona między miliony osob?

Dash zajrzał do środka; przy ołtarzu klęczała ubrana całkiem na czarno osoba.

Dash się zawahał. Nie mogł mieć pewności, że to Javul. Pamiętał jej czarne buty,

ale poza tym nie miał pojęcia, co ma teraz na sobie. Postanowił wejść do

kaplicy, ale zatrzymał się w poł kroku, kiedy z cienia po lewej stronie ołtarza

wyszła druga postać. Czarna szata z kapturem, ktorą miała na sobie, zdawała się

pochłaniać całe światło w pomieszczeniu. Dash zgadywał, że to mnich albo ksiądz

z obrządku Ekwilibrystow. Postać zatrzymała się obok pogrążonego w modlitwie

wyznawcy i pochyliła w jego stronę, mamrocząc pod nosem coś, czego Dash nie

dosłyszał - tak samo jak odpowiedzi udzielonej przez klęczącą osobę; był jednak

pewien, że ten drugi głos należy do kobiety.

Prześliznął się przez sznury srebrnych paciorkow i stanął w cieniu filara - w

tej samej chwili, w ktorej klęcząca wstała. Zobaczył grzywę lśniących czarnych

włosow i zgrabne, szczupłe ciało.

Przełknął ślinę. Javul...

Ale kim jest tajemniczy gospodarz?

- Czego tu szukasz, corko? - Trudno było określić nawet jego płeć po głosie,

ktory był głęboki, dźwięczny i w jakiś dziwny sposob kojarzył się z aromatem

kadzidełka, przesycającym wnętrze.,

- Rownowagi - odparła Javul. - Harmonii ciała i duszy. Harmonii serca i umysłu.

Harmonii linii prostych i krzywych. Szukam Przejścia nocy w świt.

- To ukryta droga, ktorą może poznać tylko niewielu. - Kapłan, o ile

rzeczywiście nim był, rozłożył ręce... o długich, smukłych palcach i

szarozielonej skorze.

Serce podeszło Dashowi do gardła. Falleen! Sięgnął po blaster, nie spuszczając

oka z Javul, ktora odpowiedziała kapłanowi niezdecydowanym gestem. Falleen

skłonił zakapturzoną głowę i sięgnął za pazuchę.

Dash wstrzymał oddech, wziął falleeńskiego kapłana na muszkę, położył palec na

spuście... kiedy jednak Falleen wyciągną} znow dłoń, nie było w niej broni,

tylko jakiś drobiazg - zbyt mały, żeby Dash zdołał go rozpoznać. Czip z danymi?

Oparł się z ulgą plecami o filar. Nie zauważył, co się stało z przedmiotem, ale

przypuszczał, że Javul wzięła go od kapłana. Tajemniczy osobnik podniosł głowę,

zawahał się, a potem wyciągnął dłoń i przycisnął kciuk do czoła dziewczyny.

- Będę się modlił, żebyś niczego za sobą nie pozostawiła - oznajmił, odwrocił

się i zniknął w cieniach kruchty.

Dash był tak pochłonięty obserwowaniem falleeńskiego kapłana, że zauważył Javul

dopiero, kiedy była w połowie nawy. Przylgnął mocniej do filara, ale kiedy

znalazła się obok, przystanęła i spojrzała w jego stronę.

- Zamierzasz dopilnować, żebym trafiła na statek, czy co? - spytała i nie

czekając na odpowiedź, wyszła na skąpany w ciepłym świetle hol.

Dogoniwszy ją w trzech susach, zarzucił jej na ramiona złotą szatę.

- Dzięki. - Otuliła się nią szczelniej, a potem razem wyszli z budynku.

Miał ochotę zasypać ją lawiną pytań i pretensji, ale ugryzł się w język.

Wiedział, że jeśli teraz otworzy usta, nie zdoła się opanować i wybuchnie

gniewem. Był na nią wściekły; bał się o nią. nie mowiąc już o tym, że... zżerała

go ciekawość.

W milczeniu przecięli plac. Dopiero kiedy przeszli na drugą stronę ulicy i

znaleźli się w pobliżu kosmoportu, Javul przerwała ciszę.

- Chcesz mnie o coś spytać?

Odetchnął głęboko. Minęła dłuższa chwila, zanim znalazł odpowiednie słowa.

- Hitch ma rację - zauważył. - Igrasz ze śmiercią.

- Nie, nie igram - odparła cicho. Zatrzymała się i odwrociła w jego stronę. - To

był moj duszpasterz.

Dash zamrugał, nie kryjąc zaskoczenia.

- Należysz do Ekwilibrystow?

- Zgadza się, wierzę w Kosmiczną Harmonię.

- Eee... hm - bąknął tylko Dash i pokręcił z niedowierzaniem głową - Nigdy bym

cię o to nie podejrzewał.

- Dlaczego?

- Ze względu na twoj sukces... To znaczy, chyba powinnaś rozumieć, że skoro tak

Strona 82

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

świetnie ci się wiedzie, gdzieś w galaktyce musi być całe mnostwo

nieszczęśnikow, ktorzy za to płacą. Mam rację?

- Nie jestem odpowiedzialna za ich los bardziej, niż ty byłbyś odpowiedzialny na

przykład za to, że niektorzy ludzie są...

brzydcy.

- Co takiego? - Spojrzał na nią z ukosa; lewy kącik jej ust uniosł się w

figlarnym uśmiechu. - Czy to miał być komplement?

- Zgadza się.

Przez sekundę czy dwie dosłownie pękał z dumy, ale w końcu westchnął ciężko i

wrocił do tematu.

- Nie probuj mnie znow bajerować, Javul. Czego tam szukałaś? Jesteśmy

praktycznie gotowi do odlotu. Twoje życie jest w wielkim niebezpieczeństwie i

doskonale o tym wiesz. Po co ci to było?

- Potrzebowałam harmonii, Dash - jęknęła żałośnie. - Naprawdę tak trudno to

zrozumieć? Potrzebowałam... wskazowki. Błogosławieństwa. Rady.

- I to właśnie dał ci ten szarlatan na czipie?

- Straciłam moj egzemplarz Fulkrum. Kapłan dał mi nowy.

Fulkrum było świętym pismem wyznawcow Kosmicznej Harmonii. Dash musiał przyznać,

że jej odpowiedź brzmi rozsądnie i logicznie... a jednak miał wrażenie, że coś

przed nim ukrywa.

Przeszli przez salę i wsiedli do windy, ktora miała ich zabrać na poziom

dwudziesty drugi.

Dash policzył do dziesięciu, żeby się uspokoić, zanim spytał:

~ Co naprawdę jest na tym czipie, Javul?

Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo w tej samej chwili winda się zatrzymała, a kiedy

drzwi się otworzyły, zobaczyli stojącego kilka metrow dalej wysokiego Anomida,

ubranego w jakiś rodzaj przylegającej ciasno do ciała metaloidowej zbroi. Dolną

część jego twarzy przesłaniała standardowa maska z wokabulatorem, jakie nosili

przedstawiciele jego rasy, pozwalającym komunikować się z innymi gatunkami

(natura nie obdarzyła Anomidow strunami głosowymi), ale to przedmiot, ktory

istota trzymała w sześciopalczastej dłoni, przykuł natychmiast uwagę Dasha:

kerestiańskie mrokostrze o długiej, zakrzywionej klindze, przywodzącej na myśl

szpon jakiejś mitycznej bestii. Na tym się jednak nie kończyło. U pasa Anomida

wisiały repulsorowy brzeszczot i maczeta ryyk, a zza jego ramion wystawały

rękojeści piki Mocy i cortosisowej pałki Morgukai.

Dash ocenił jego uzbrojenie w mgnieniu oka, jednocześnie wpychając Javul z

powrotem do windy z okrzykiem:

- Zamykanie awaryjne! - Zanurkował do środka tuż za nią. Zanim winda się

zatrzasnęła, zdążył jeszcze dostrzec błysk w pomarańczowych oczach Anomida i

lśniący łuk szybującego ku nim kerestiańskiego ostrza, ktore z metalicznym

szczękiem wbiło się w płytę drzwi.

Klinga weszła w grubą na pięć centymetrow durastal jak w masło i zatrzymała się

na poziomie oczu Dasha.

ROZDZIAŁ 20

- Poziom pierwszy! - krzyknął Dash i winda zaczęła zjeżdżać w doł; pęd wagonika

złamał broń w miejscu połączenia ostrza z rękojeścią i klinga upadła na podłogę

u stop Rendara. Pokrywała ją lepka, czerwonawa maź.

- K... kto to był? - wykrztusiła Javul, skulona w kącie windy Dash podał jej

rękę i pomogł podźwignąć się z ziemi, unikając

kontaktu z ostrzem.

- Nie mam pojęcia. Myślałem, że ty będziesz wiedzieć...

, Ja? Nn... niby skąd? - zająknęła się. Wyglądała na naprawdę przestraszoną; „w

końcu!" - pomyślał z przekąsem Dash. Teraz mogło jednak już być za poźno. Javul

oddychała szybko i płytko a Jej twarz była tak blada, że niemal przejrzysta.

Drżała jak w febrze.

Przyciągnął ją do siebie, probując myśleć szybko i trzeźwo, jeśli zjadą na

pierwszy poziom i sprobują dostać się na „Sokoła", wybierając inną drogę...

Sięgnął po komunikator i wywołał Vrilla. - Eadenie? - Dorwałeś Javul?

- Tak, ale przed chwilą mało brakowało, a ktoś dorwałby nas oboje. Jesteśmy w

turbowindzie i zjeżdżamy na pierwszy poziom. Ściga nas zabojca, Ead. Anomid, i

to uzbrojony po zęby, o ile Anomidowie mają zęby. Mamy kłopoty i potrzebujemy

wsparcia. Dotrzemy na pierwszy poziom przed nim, ale... - Przerwał mu

dobiegający z głośnika głos Hana:

- Nie na pierwszy! Zjedźcie na sam doł, na dolny poziom i kierujcie się w stronę

„Sokoła". Nie wjeżdżajcie na poziom dokow,

bo on na pewno właśnie tam się uda. Kapewu? Będziemy musieli

go znaleźć i zdjąć.

- Ta-a, jasne, dolny poziom - wymamrotał Dash i wcisnął odpowiedni guzik. To

Strona 83

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

brzmiało całkiem rozsądnie, musiał przyznać. I tak w końcu będą musieli dotrzeć

do lądowiska, na ktorym czekał „Sokoł", więc zabojca nie musiał robić nic

więcej, tylko tam na nich zaczekać. Chyba że... Do głowy przyszła mu pewna

myśl. - Han, słuchaj, czy pod albo nad wami jest jakieś wolne

lądowisko?

- Co takiego? Hm, tak. Jest jedno wolne, jakieś trzy poziomy pod nami. Właśnie

opuścił je bothański frachtowiec.

- To będzie poziom dziewiętnasty, tak? Sprowadź tam „Sokoła" i wyląduj na sucho

- dodał, nie czekając na odpowiedź na

swoje pytanie. - Wyślij kogoś, żeby nas osłaniał. Będzie nam się

trochę spieszyć...

- Wiesz, że to nielegalne? - spytał Han. - Wpakujesz nas w kłopoty z władzami

portowymi.

~ Han...

~ Żartuję! Już się robi.

Kiedy zjechali, Dash przytrzymał przez chwilę drzwi windy i obejrzał się na

Javul.

- Masz jakąś broń?

- Tak.

Pewnie jakiś bezużyteczny kieszonkowy blaster, pomyślą smętnie.

- Wyjmij - polecił i wybałuszył oczy, kiedy wyciągnęła zza pazuchy ni mniej, ni

więcej, tylko deathhammera siedemnastkę

BlasTecha.

- Skąd to masz?

- Mel mi załatwił, o ile w tej chwili ma to jakieś znaczenie. Dash sięgnął po

własną broń - znacznie mniejszy BlasTech

DL-22, ktory w porownaniu z bronią Javul wydawał się dziwnie niepozorny. Ta-a,

najwyższy czas na zazdrość o zabawki, skarcił

się w myśli, głośno zaś rzucił:

- Będziemy musieli zmienić windy... na wszelki wypadek.

jasne? Gotowa? Javul skinęła głową.

- No to do dzieła!

Dash otworzył drzwi i wyszli razem na pogrążony w połmroku, opustoszały korytarz

- jeśli nie liczyć niewielkiego droida serwisowego, polerującego podłogę

naprzeciwko jednej z kabin.

W sam raz, uznał.

Złapał robocika, wrzucił go do najbliższej turbowindy i wcisnął poziom

dwudziesty drugi, a potem popchnął Javul w stronę wagonika po przeciwnej stronie

korytarza. Kiedy winda nadjechała.

wsiedli i ustawili poziom dziewiętnasty.

Podczas podroży Dash patrzył w sufit i starał się uspokoić oddech. Javul także

probowała odzyskać nad sobą panowanie.

- Jak tylko droid wyjedzie z windy... - zaczął.

- Tak, wiem.

Kiedy winda stanęła i drzwi się otworzyły, natychmiast wybiegli na korytarz; ich

kroki odbijały się metalicznym echem od ścian. Lądowisko numer sześć było

trzecie po prawej stronie terminalu; dzieliło ich od niego jakieś sto metrow.

Dash modlił się, żeby zdołali pokonać ten dystans, zanim do ich nowego

anomidzkiego znajomego dotrze, że został wymanewrowany.

Miał nadzieję, że nie zerknie na panel kontrolny turbowindy, bo wtedy

natychmiast się zorientuje, że drugi wagonik wjechał na poziom dziewiętnasty.

pędzili korytarzem, jakby goniło ich stado wściekłych dzikowilkow (w głębi duszy

Dash podejrzewał, że anomidzki zabojca jest znacznie bardziej niebezpieczny niż

dzikie bestie). Kiedy mijali lądowisko numer cztery, z korytarza prowadzącego do

szostki jakieś piętnaście metrow od nich, wynurzyli się Eaden i Han.

Błyskawicznie zajęli miejsca po obu stronach korytarza i zaczęli powoli

przesuwać się na czoło terminalu.

Po drugiej stronie pojawił się Mel z karabinem blasterowym. Na jego widok Dash

poczuł ukłucie paniki, bo przypomniał sobie, że Yanus Melikan może być

sabotażystą pracującym dla ich prześladowcy... Jednak Mel zajął tylko pozycję w

niszy i czekał z bronią w pogotowiu.

Han machnął na nich nagląco ręką wpatrując się z napięciem w turbowindy, od

ktorych dzieliła ich teraz spora odległość. Nagle, bez uprzedzenia, puścił się

pędem w ich stronę z podniesionym do strzału karabinem i wzrokiem wbitym w coś -

albo kogoś - za ich plecami. Dasha zalała fala zimnej, elektryzującej

adrenaliny.

- Ognia! - krzyknął Han. Opadł na jedno kolano i posłał serię strzałow z

blastera obok biegnącej pary.

Strona 84

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Stojący po drugiej stronie korytarza Eaden poszedł w jego

ślady.

Dash usłyszał świst przelatujących obok blasterowych promieni i poczuł ostry

zapach, towarzyszący przemianie atomow tlenu w reaktywny ozon. Kątem oka

widział, jak Javul ogląda się przez ramię, a potem probuje zdjąć z siebie

falującą złotą szatę. Co ona wyprawia? - przemknęło mu przez myśl. Sięgnął i

sprobował jej wyrwać połyskujący materiał, ale trzymała go mocno.

- Zostaw! Biegnij! - wydyszała.

Chwilę poźniej bardziej poczuł, niż zobaczył, jak między nimi coś przelatuje z

dzikim wizgiem - coś płaskiego, wielkości mniej więcej jego głowy... Dopiero

kiedy przedmiot zawrocił kilka metrow przed nimi i zaczął lecieć z powrotem,

dotarło do niego, że to ostrze do rzucania, ktore widział ostatnio zawieszone u

pasa Zabojcy. Broń (do tej pory myślał, że używająjej tylko rodiańscy

łowcy nagrod) miała zębaty brzeszczot najeżony trojkątnymi "kłami" i moduł

samonaprowadzający, ktory sprawiał, że działała^ zasadzie zabojczego bumerangu.

Mogła dosięgnąć ofiary rzucona w jej stronę albo wracając do właściciela... albo

jedno i drugie.

Dash wyhamował z poślizgiem na durastalowej podłodze, podniosł blaster do

strzału, wycelował... i chybił. Ostrze leciało prosto na niego, wycelowane w

jego pierś. Rzucił się w bok, wiedząc że jest za poźno... ale wtedy usłyszał

stłumiony okrzyk Javul a przed oczami mignęła mu złota chmura. Poczuł, jak coś

uderza w niego z ogromną siłą, i padł pod siłą tego ciosu na podłogę.

Natychmiast zerwał się na rowne nogi - tylko po to, żeby zobaczyć, jak szata

Javul pędzi w stronę wind z niebywałą prędkością, jakby miała własny napęd.

Obejrzał się na Charn; biegnąc tyłem, dziewczyna strzelała do skłębionej

złocistej materii ze swojego deathhammera. Zaplątane w nią ostrze

przekoziołkowało jeszcze kilka razy, a potem ze szczękiem upadło na podłogę i

znieruchomiało. Wtedy Javul odwrociła się i puściła biegiem przed siebie, w

stronę lądowiska szostego, od ktorego dzieliło ich teraz już

tylko kilka metrow. Nagle Dash poczuł, że ktoś łapie go za ramię. - Biegniesz

albo strzelasz, zdecyduj się. - Jakby dla podkreślenia swoich słow Han podniosł

karabin i wystrzelił kilkakrotnie

w stronę wind.

Rendar rozejrzał się w poszukiwaniu napastnika - zabojca opuścił właśnie portal

wejściowy do lądowiska drugiego, w ktorym się schronił, i zbliżał się do nich,

trzymając blisko ściany. Jedną rękę wyciągnął przed siebie wnętrzem dłoni w ich

stronę, a drugą już sięgał po następną broń z arsenału u pasa. Wszystko

wskazywało na to, że strzały Hana i Eadena nie wyrządziły mu najmniejszej

krzywdy ani go nie odstraszyły. Na oczach Dasha następny promień energii,

wystrzelony przez Nautolanina albo Mela, odbił się od niewidzialnej... tarczy?

pola? - rozpostartego przed wyciągniętą dłonią Anomida.

- Pole osobiste! - zawołał Dash, probując przekrzyczeć huk

blasterowej kanonady.

- Nie może być! - Han obejrzał się na Eadena. - Potrzebuję

bardziej zwartej osłony ognia!

Nautolanin skinął głową. - Co chcesz zrobić? - spytał Dash, gdy Eaden zwiększył

częstotliwość strzałow. Solo wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Patrz i ucz się, synu... a przy okazji także możesz mnie osłaniać.

Rendar posłuchał, posyłając w stronę zabojcy serię z blastera, podczas gdy Han

padł płasko na podłogę i wycelował swoj karabin w Anomida. Dash dostrzegł, że

oprych ma na prawym nadgarstku zamontowanąjeszcze jedną broń: elastyczną tubę,

zachodzącą przedłużeniem na palec wskazujący - wyrzutnię strzałek.

Han znow otworzył ogień.

Promień energii przemknął pod dolną krawędzią pola i dosięgnął lewego

nagolennika zabojcy tuż nad kostką ścinając go z nog. Anomid runął jak długi,

chociaż trzeba mu przyznać, że nie stracił zimnej krwi - wciąż trzymał

wycelowany w nich palec wskazujący prawej ręki, zwalniając spust i posyłając w

ich stronę śmiercionośne strzałki.

Dash rozpłaszczył się na ziemi, mając nadzieję, że dzięki temu uniknie pociskow.

Kiedy wydawało się, że zagrożenie minęło, wstał, pociągnął Hana za sobą i pognał

w stronę statku. Po drodze dołączył do nich Eaden, biegnąc zakosami i nie

przestając się ostrzeliwać, a Mel i Javul - ktora dotarła już do względnie

bezpiecznej przystani lądowiska - osłaniali go ogniem.

Zanim Dash skręcił za rog, kierując się w stronę pierścienia dokującego,

obejrzał się jeszcze przez ramię. Anomid musiał zarobić kilka niezłych trafień,

bo jego zbroja w paru miejscach była poznaczona dymiącymi pręgami. Z łydki,

ktorą przestrzelił mu Han, sączyła się ciemnopurpurowa krew.

Przelotna ulga Dasha i radość z tego, że im się udało i że żyją wyparowały bez

Strona 85

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

śladu, kiedy zabojca podniosł bladosiną głowę i rzucił mu ostatnie, nienawistne

spojrzenie. Zawarte w nim przesłanie było jasne: to jeszcze nie koniec.

ROZDZIAŁ 21

Dash nie zdążył jeszcze do końca ochłonąć, kiedy zorientował się, że Eaden -

wcielenie spokoju w każdej, choćby nie wiem jak trudnej sytuacji - jest

wyjątkowo wzburzony. Nie wiedział, czy jego uwagę zwrociło drżenie macek

przyjaciela, czy gwałtowne mruganie powiek, ale nie mogł zaprzeczyć, że widok

zdenerwowanego przyjaciela wzbudził w nim silny niepokoj. Kiedy byli już

stosunkowo bezpieczni w nadprzestrzennym tunelu i wszyscy spotkali się w

świetlicy, obserwował go z narastającą troską.

Han zostawił sterownię ustawionego na autopilota statku pod opieką Leeba i

dołączył do reszty. Na wyraźny rozkaz Mela robotowi towarzyszył Nik, wysłany tam

pod pretekstem nauki pilotażu.

Ciszę, ktora zapanowała, kiedy zebrali się już wszyscy, przerwał Han:

- O co w tym wszystkim, do jasnej i gwałtownej, chodzi? - Kiedy nikt nie

pofatygował się z odpowiedzią poszukał wzrokiem Dasha. - Na litość prożni, Dash,

wiedziałeś, że może dojść do czegoś takiego? Że temu całemu Hitchowi aż tak

bardzo zależy na jej wykończeniu? - Nie patrząc na Javul, wskazał ją przez ramię

kciukiem.

- Nie miałem pojęcia - wyznał Rendar. - Po spotkaniu z nim odniosłem wrażenie,

że wcale nie zależy mu na jej śmierci. To było... coż, chyba nikt się tego nie

spodziewał.

- No, ja myślę - mruknął z przekąsem Solo. - Anomidowie są znani z tego, że to

rasa pacyfistow. Nigdy nie słyszałem, żeby ktoryś z nich pracował jako zabojca

albo najemnik. Może to jakiś łowca nagrod? - Zerknął z ukosa na Javul. - Czyżbyś

łamała prawo tak samo często jak serca?

- Nie jestem przestępczynią - odparła cicho Charn. - I, o ile mi wiadomo, nikt

nie wyznaczył nagrody za moją głowę. O ile mi wiadomo - powtorzyła z naciskiem i

spojrzała błagalnie na Dasha

Co z tego, co mowiła, było prawdą a co kłamstwem? - zastanawiał się Rendar.

Karmiła go połprawdami, odkąd się spotkali Z drugiej jednak strony, czy mogło

być coś gorszego niż pomieszanie szykow w interesach Czarnemu Słońcu?

Wzruszył ramionami.

_- Przykro mi, ale nie mam pojęcia, kto albo co...

- Edge - wszedł mu ni z tego, ni z owego w słowo stojący w kącie Eaden.

_- słucham? - spytała Kolczasta; odkąd usiadła obok Javul, cały czas trzymała ją

kurczowo za rękę.

Kilka macek Nautolanina wykonało w powietrzu skomplikowany taniec.

- Tak się nazywa ten zabojca. Edge - powtorzył Vrill. - Uwielbia wszelkiego

rodzaju broń białą. Lubi zadawać swoim ofiarom rany, a potem pastwić się nad

nimi i wykańczać je podczas walki wręcz. Lubi też kolekcjonować... trofea.

- Skąd to wiesz? - Dash zmarszczył brwi.

- Spotkałem go już kiedyś. On... zabił wtedy przywodcę duchowego mojego zakonu.

Oczy wszystkich zwrociły się w stronę Nautolanina. Dash wspołczuł mu w duchu. Na

pewno musiało to być dla niego stresujące.

- Mowisz o teras kasi? - upewnił się. Eaden skinął głową.

- Jestem... byłem... członkiem zgrupowania religijnego zwanego Sala i Kasi:

Ukryta Dłoń. Wszyscy byliśmy przynajmniej w minimalnym stopniu wrażliwi na Moc.

Jakiś czas temu - kiedy Imperium wydało Rozkaz 66, wskutek ktorego zginęli

wszyscy Jedi - wzięli na tapetę także Ukrytą Dłoń, bo jej członkowie byli

teoretycznie użytkownikami Mocy. Polowali na nas systematycznie i wybijali

jednego po drugim, dopoki nie zostało tylko trzech nowicjuszy i nasz mistrz

Neaed Fisto.

- Fisto? - Dash zmarszczył brwi. - Czy to jakiś krewny generała Fista?

Mistrz Jedi Kit Fisto wsławił się (albo zniesławił, w zależności od punktu

widzenia), dowodząc oddziałami wojsk Republiki w Wojnach Klonow. Był członkiem

Rady Jedi, dopoki Imperator nie zniszczył Zakonu. Kto by się spodziewał, że miał

krewnych na Glee Anselm?

Eaden skinął głową.

~ Był bratem jego matki, wujem... tak się to chyba nazywa u ludzi. Przypuszczam,

że Moc była w nim tak samo silna,

jak w Kicie Fiście. Neaed był osobą niezwykłą i tak poważaną przez moją rodzinę,

że moja matka postanowiła nadać mi po ni^ imię.

Dash wiedział, że Nautolanie nie lubią szukać poklasku ani robić wokoł siebie

szumu; w istocie byli rasą tak skromną że nazwanie dziecka po kimś sławnym albo

znanym z chwalebnych czynow mogło zostać wśrod nich uznane za nietakt. Pewnym

wyjściem było w tej sytuacji utworzenie imienia poprzez anagramowanie, ale i to

Strona 86

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

balansowało na granicy dobrego smaku.

- I ten cały Edge go zamordował? - spytał Han, przysiadając na niewielkiej

skrzyni, zaadaptowanej na siedzisko.

- Tak. - Eaden pokiwał głową. - Byłem akurat w siedzibie naszego zakonu, kiedy

Edge po niego przyszedł. Neaed Fisto poświęcił się, żebyśmy mogli uciec.

Dash mogł się tylko domyślać, jak wielkie emocje kryją się za tymi

wypowiedzianymi z pozornym spokojem słowami. Kiedy mu na tym zależało, Eaden był

niezrownany w sztuce skrywania uczuć.

- Ale jeśli ten koleś chciał wykończyć was wszystkich - zauważył trzeźwo Han -

czy nie zależało mu także na pozbyciu się ciebie? To znaczy, zastanawiam się,

kogo tym razem chciał zabić: ciebie czy Javul?

Macki Eadena zafalowały niespokojnie.

- Do dziś byłem pewien, że Edge uznał nas za martwych. Po śmierci Neaeda troje

pozostałych przy życiu członkow zakonu: ja, moja siostra Eawen i moj kuzyn

Nautif, stwierdziliśmy, że musimy zniknąć, więc rozdzieliliśmy się i ukryliśmy.

Czekaliśmy na sposobność do odbudowania zakonu, i jeśli będzie to możliwe,

obalenia Imperium.

Han parsknął krotkim śmiechem.

- Wiesz co, brzmi fantastycznie. Oto, co dostaję w zamian za wynajęcie mojego

statku... niejedną ale dwie osoby ścigane listem gończym! - Odwrocił się do

Dasha. - Właśnie dlatego staram się trzymać z dala od ciebie, Rendar. Zawsze

pakujesz się w najgorsze tarapaty. Za twoją dziewuchą lata szurnięty eks, a twoj

partner jest ścigany przez zbirow Imperium. Nie masz mi przypadkiem czegoś do

powiedzenia o tym blaszaku, ktoremu powierzyłem stery „Sokoła"? Dopuścił się

jakiegoś chwalebnego

czynu, o ktorym powinienem wiedzieć? Ma w zanadrzu jakąś bombową niespodziankę?

- Gorzej - oznajmił ze śmiertelną powagą Dash. - Non stop sypie sucharami. -

Poszukał wzrokiem Javul. - Javul, coś mi tu nie gra - Wcześniej byłem święcie

przekonany, że Hitch Kris nie chce twojej śmierci. Wyprowadź mnie, proszę, z

błędu, jeśli się mylę...

- Nie, masz rację - przyznała niechętnie hologwiazda. - Wątpię, żeby to on za

tym stał.

- A więc Xizor?

- Gdybym miała snuć domysły - westchnęła Javul - powiedziałabym, że ta druga

możliwość jest znacznie bardziej prawdopodobna.

Dash spojrzał na Eadena, ktory stał oparty niedbale o grodź. Nie potrafił sobie

nawet wyobrazić, jak Nautolanin musi się czuć po publicznym ujawnieniu tak

strasznego wydarzenia z jego przeszłości.

- Chwileczkę - odezwał się. - Mowiłeś, że twoj zakon był na muszce Palpatine'a w

tym samym okresie, w ktorym trwało polowanie na Jedi. Chcesz powiedzieć, że ten

zabojca pracuje dla Imperium?

- Nie wiem, dla kogo pracuje teraz, ale jestem pewien, że wtedy rzeczywiście był

imperialnym najemnikiem.

- No dobra, moi mili. - Han wstał ze skrzyni. - Jakby nie było, tego już dla

mnie za wiele. Zostawiam was na Stacji Bannistar i wracam na Tatooine.

Javul spiorunowała go wzrokiem.

- Zapłacę ci podwojnie, jeśli zabierzesz nas na Bacranę. Tam przesiądziemy się

na „Serce Nowej" i będziesz mogł sobie lecieć, gdzie ci się żywnie podoba.

Solo oparł się pięściami o stoł i posłał jej mordercze spojrzenie.

- Bacrana? - prychnął. - Wątpię, złotko. Za tydzień mam się spotkać na Tatooine

z Chewiem. Bacrana nie jest mi po drodze.

- Musimy opuścić Stację Bannistar o czasie, Han - nalegała Javul. - Musimy -

powtorzyła z naciskiem. - Jeśli nas tam zostawisz, nasze szanse złapania

transportu na Bacranę będą w najlePszym razie marne i doskonale o tym wiesz. -

Na jej twarzy malowało się skrajne napięcie.

- Masz na myśli wiążące cię kontrakty?

Pokiwała głową w milczeniu.

- Ktore są ważniejsze niż życie twoje i twojej załogi?

Nie odpowiedziała.

- O co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, Javul? - spytał ze znużeniem Han.

Kiedy odpowiedź nie nadchodziła, Dash spojrzał na Mela, ktory od początku ich

spotkania milczał jak zaklęty. Jego twarz też wyrażała najwyższe napięcie i

czujność.

Kolczasta nie wytrzymała.

- Co jest? Więc banda rozwścieczonych inwestorow, udziałowcow i agencji

reklamowych to dla ciebie niewystarczający powod?

- Może - stwierdził Han lodowato. - A może nie.

- Musimy dotrzymać terminow - wtrącił cicho Mel.

Strona 87

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Przykro mi, ale to już nie moj problem - poinformował zgromadzonych Han i

wyszedł ze świetlicy.

Dash ruszył za nim. Złapał go w prawoburtowym korytarzu na środokręciu.

- Nie możesz zostawić Javul na Stacji Bannistar, Han - zaprotestował. - Słuchaj,

mogę polecieć „Sokołem" na Bacranę, a ty zostaniesz na stacji i weźmiesz sobie

trochę wolnego...

- Ty... polecieć... „Sokołem"? - Han prawie się zakrztusił. - Chwilunia. Wiem,

że jesteś dobrym pilotem, Dash, ale, hm, no coż... nie oszukujmy się, nie jesteś

mną.

- Jeśli coś mu się stanie, możesz być pewien, że Javul ci to wynagrodzi -

upierał się Dash. - Właściwie to... jeśli coś mu się stanie, będziesz sobie mogł

wziąć „Outridera".

Od początku ich rozmowy Solo probował cały czas wyminąć Dasha, ale ten

skutecznie mu to utrudniał. Teraz Han zatrzymał się i zagapił na Rendara z

otwartymi ustami.

- Chyba naprawdę cię pogięło - oznajmił wreszcie, kręcąc z niedowierzaniem

głową. - Naprawdę mi cię żal, Dash, mowię poważnie. Dać babie tak sobie wleźć na

głowę... Powiem ci coś: ja nigdy nie dam żadnej kobiecie zrobić ze sobą czegoś

takiego

- Chyba masz rację, jesteś na to zbyt uparty - zgodził się smętnie Dash. - Ale

mylisz się co do mnie. Nie chodzi o to, że Javul zawrociła mi w głowie. Chcę po

prostu, żeby nie musiała się rozstawać ze swojągłową a na razie najlepszym na to

sposobem jest dopilnowanie, żeby trzymała się trasy.

- Łżesz! - zarzucił mu Han. - Wszystko widziałem! Już wiem, .e wynajęła mnie po

części po to, żeby moc się urwać swojej ekipie. Czy nie wspomniałeś przypadkiem,

że wśrod jej załogi jest kapuś? Proba trzymania jej na smyczy to jak proba

zmuszenia rankora do przejścia na wegetarianizm. Nie, Dash, przykro mi. Wydaje

ci się, że zdołasz ją ocalić, ale tak nie jest. Zaufaj mi. - Położył mu dłoń na

ramieniu. - Przestrzegam cię, stary. Porwałeś się z motyką na nową. W cokolwiek

ona jest wplątana, jest to niebezpieczne, i to bardziej niż ci się wydaje.

Powinieneś się trzymać od tego wszystkiego z daleka. - Han wyminął Dasha i

zniknął w sterowni, zostawiając go sam na sam z jego chaotycznymi myślami. Kiedy

Rendar zawrocił do świetlicy, spotkał Eadena.

- Niech ci się nie wydaje, że się go pozbyliśmy. Mam na myśli Edge'a -

oświadczył Nautolanin bez zbędnych wstępow. - Jeśli żyje, nie odpuści nam. Zna

plan jej trasy i możemy być pewni, że spotkamy go znow na Stacji Bannistar.

Dash wpatrywał się przez kilka sekund bez słowa w ciemne oczy przyjaciela, zanim

odwrocił wzrok.

- Będę mieć to na uwadze - wymamrotał i wrocił do świetlicy.

W środku zastał tylko Javul; dalej siedziała przy stole ze wzrokiem utkwionym w

blat.

- Eaden powiedział, że... - zaczął.

- Słyszałam.

Usiadł naprzeciwko niej i ujął jej dłonie w swoje.

- Javul - zaczął cicho - zamierzam ci coś zaproponować i mam nadzieję, że nie

odrzucisz tej propozycji. Zostaw to wszystko. Zmień znow nazwisko. Leć ze mną.

Wrocimy po „Outridera" i zaszyjemy się gdzieś, gdzie nawet Edge nie zdoła cię

znaleźć...

Uśmiechnęła się do niego najsmutniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział, i

pokręciła głową.

- Nie masz pojęcia, jak nęcąco to brzmi, Dash, ale... nie mogę tego zrobić.

Spojrzał na ich splecione dłonie, wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie to,

co nie dawało mu spokoju już od jakiegoś czasu.

~ Kapłan na Falleenie dał ci pewien przedmiot. Przypuszczam, że ma to coś

wspolnego z powodem, dla ktorego jesteś ścigana,

prześladowana, padasz ofiarą sabotaży i prob zabojstwa. Mam rację? Masz w tym

wszystkim jakiś interes, prawda? I to dlatego Czarne Słońce chce cię dopaść?

- Mm... można tak to ująć - zająknęła się.

Zła odpowiedź, pomyślał Dash. Zbyt... ostrożna, zbyt wyrachowana. Znow będzie

musiał z niej wydusić prawdę - był tego pewien tak samo jak tego, że Edge

wreszcie ich dopadnie. Spojrzał jej w oczy.

- Kiedy Edge zamordował Mistrza Eadena, pracował dla Imperium. Teraz też dla

niego pracuje, mam rację?

Nie odpowiedziała, ale nieomal widział kłębiące się jej pod czaszką myśli.

- Daj spokoj, Javul - poprosił łagodnie. - Tym razem chcę usłyszeć całą prawdę.

Jeśli mam ci pomoc i chronić cię, muszę wiedzieć, z czym przyjdzie mi się

zmierzyć. Mowię poważnie. W innym wypadku może stać się tak, że źle ocenię

sytuację, będę podejrzewał nie te osoby, co trzeba, i cały czas szukał po

Strona 88

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

omacku, podczas gdy problem będzie leżał zupełnie gdzie indziej, tak jak to było

w przypadku ściemy z psychofanem.

- Powiedz mu.

Dash aż podskoczył; zerwał się na rowne nogi i odwrocił w stronę źrodła głosu,

sięgając po blaster. W przejściu stał Yanus Melikan z rękami skrzyżowanymi na

piersi i oczami utkwionymi w Javul.

- Jesteś pewien? - spytała Charn bez przekonania.

- Nie jestem. Przykro mi. Jeśli chodzi o ścisłość, uważam, że to ogromne ryzyko,

ale Dash ma rację. Tak długo, jak długo jest wśrod nas, nie może cię chronić,

jeśli nie wie przed kim.

Rendar poczuł między łopatkami nieprzyjemne mrowienie.

- Wiesz co, Mel? - Westchnął. - Dlaczego sobie nie usiądziesz? - Wskazał mu

krzesło obok Javul.

Melikan uśmiechnął się krzywo.

- Chcesz mnie mieć na oku? - Obszedł stoł i spojrzał spode

łba na hologwiazdę.

Ta wyprostowała się i popatrzyła Rendarowi prosto w oczy.

- No dobrze, Dash, skoro nalegasz... oto cała prawda: nie prowadzę na boku

żadnych interesow i nie wykorzystuję mojego tournee jako przykrywki dla

szmuglowania nielegalnych towarow. Biorę udział w czymś o wiele, wiele

poważniejszym. Ja... to znaczy. my ~ wskazała ruchem głowy Mela - przewozimy

ładunki i informacje mające kluczowe znaczenie dla Sojuszu Rebeliantow.

Dash poczuł się, jakby ktoś właśnie wypchnął go przez śluzę powietrzną w

prożnię. - AHitch Kris...

- Moj związek z Hitchem - przerwała mu - a także kariera, ktora rozpoczęła się

od znajomości z nim, były tylko zasłoną dymną dla naszych działań. Dawała nam do

pewnego stopnia ochronę i środki pozwalające na bezkarne przekazywanie sprzętu i

informacji. Dzięki temu dysponowaliśmy także rozległą siatką informacyjną;

mieliśmy oko zarowno na poczynania Czarnego Słońca, jak i Imperium. Na każdej

planecie, ktorą odwiedzam, działają rebelianccy agenci, a dzięki temu, że jestem

w ciągłym ruchu, mam z nimi kontakt na bieżąco.

W głowie Dasha kilka kawałkow układanki wskoczyło na swoje miejsca.

- To te twoje małe wypady? - domyślił się. Javul przytaknęła.

- Kiedy Hitch zaczął wykorzystywać moj statek do przemytu własnych towarow i

agentow, narażał na niebezpieczeństwo całą sieć. Jak tylko się zorientowałam, co

się święci, nie miałam wyjścia, musiałam się z nim rozstać.

- Prawie nas nakrył - dopowiedział cicho Mel. - Jeśli o mnie chodzi, sądzę też,

że podejrzewa Javul o działalność wywrotową ale nie bardzo wie, co z tym zrobić.

Czarne Słońce nie darzy Imperium zbytnią sympatią.

Dash kiwnął głową.

- No dobra... w takim razie te proby sabotażu miały cię po prostu powstrzymać,

tak?

- Wydaje mi się, że początkowo miały na celu zmuszenie mnie do powrotu -

stwierdziła ostrożnie Javul. - Kiedy jednak spotkaliśmy się na Christophsis...

Przypuszczam, że właśnie wtedy domyślił się, dlaczego tak się przy tym wszystkim

upieram, i zrozumiał, że do gry wkroczył ktoś jeszcze.

- Ktoś, kto chce się ciebie pozbyć - uściślił Dash. Pokiwała głową.

- Imperator - podsunął.

- Całkiem możliwe - zgodziła się. - A może ktoś inny, kto podejrzewa, co się za

tym wszystkim naprawdę kryje, i komu się to nie podoba? Może Xizor?

Dash pokręcił głową.

- Xizor nie kocha Imperium.

- Za mną także nie przepada. Szczerze powiedziawszy, nie zdziwiłabym się, gdyby

uznał mnie za imperialną agentkę, donoszącą na Czarne Słońce.

- A więc kiedy wkopałaś Hitcha i Xizora, zrobiłaś to po to żeby Imperialni

sądzili, że jesteś przykładną obywatelką Imperium?

- Dokładnie tak - potwierdziła. - Dzięki temu tylko zyskaliśmy, bo Czarne Słońce

zaprzestało przemytu tym samym korytarzem handlowym, z ktorego korzystaliśmy.

Poza tym nie zaszkodzi utrzymywać Xizora w przekonaniu, że mam w Imperium wtyki

na wysokim szczeblu.

- Ale to z kolei oznacza - zauważył Dash - że wśrod twojej załogi jest być może

imperialny szpieg...

- Albo był - wtrącił Mel. - Nie jestem pewien, czy nie zostawiliśmy go na

Tatooine. Sabotaż ładowni, jak zauważył Leebo, mogł zostać dokonany jeszcze

przed naszym odlotem i wywołany zdalnie.

- W takim razie domyślam się, że atak na „Serce Nowej" był zbiegiem

okoliczności?

Mel i Javul wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

Strona 89

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Nie do końca - oznajmił z ociąganiem Mel.

Dash pochylił się w jego stronę.

- Kpisz sobie ze mnie? Upozorowałeś to?

- My upozorowaliśmy - poprawiła go Javul. - Tak naprawdę wymyśliłam to

ostatniego wieczoru na Rodii. Pamiętasz Gniew Rankora? - W jej oczach zalśniły

psotne ogniki. - Musieliśmy wrocić na Tatooine i pozbyć się części załogi pod

pretekstem zdobycia innego statku. Widzisz, nie wiedziałam, komu nie mogę ufać.

Wiedziałam tylko, komu mogę. - Obejrzała się na

Mela.

- Nie żebym coś sugerował - bąknął Dash - ale czy jesteś stuprocentowo pewna

tego gościa?

Javul uśmiechnęła się do niego szeroko i promiennie.

- Kapitanie Rendar, chciałabym panu przedstawić komandora yanusa Melikana,

członka Sojuszu Rebeliantow i Koreliańskiej

Straży.

W głowie Dasha zaczęła powoli kiełkować nowa teoria.

- Hm, komandor, tak? - Mel skłonił dumnie głowę. - No dobra. Świetnie. Tkwię po

dziurki w nosie w rebelianckim spisku. A ja naprawdę bardzo, ale to bardzo nie

mam ochoty się mieszać w rebelianckie spiski... Chciałbym tylko zarobić dość

kredytow, żeby naprawić własny statek, moc zadbać o własne interesy i... -

przyłapał się na tym, że kłamie. Okłamywał sam siebie, bo chciał czegoś więcej.

Spotkanie z Edge'em uświadomiło mu, chociaż do tej pory nie zdawał sobie z tego

sprawy, że pragnie powetować krzywdy wyrządzone jego rodzinie, a także wszystkim

innym niewinnym istotom, ktore nieświadomie znalazły się w krzyżowym ogniu

porachunkow lorda Czarnego Słońca i Imperium. Zżerał go żal i gniew, że Xizor

wykorzystał jego brata, aby wyszarpać swoj ochłap ze szponow Imperium i zdobyć

kontrolę nad RenTransem. Był oburzony, że Eaden także stracił część swojego

życia z powodu niezaspokojonego apetytu Palpatine'a na władzę. Nie dał jednak

niczego po sobie poznać. Zamiast tego oświadczył:

- Domyślam się jednak, że siedzę w tym wszystkim zbyt głęboko, żeby się teraz

wycofać. Dobrze, w takim razie niech będzie i tak. Co takiego chronimy,

szmuglujemy czy co tam robimy innego?

Javul zerknęła niepewnie na drzwi; Mel szybko wstał i sprawdził, czy w pobliżu

nie ma nieproszonych gości. Pokręcił głową ale został na straży przy wejściu.

Javul nachyliła się do Dasha i zniżyła głos do szeptu.

- W tej chwili krążą w obiegu plany, ktore mogą poważnie zagrozić potędze

militarnej Imperium. Nie wiemy, gdzie dokładnie są ani kto je ma... Mogą być

teraz rownie dobrze w moich rękach, co w jakimś miejscu po drugiej stronie

galaktyki. Nikt z nas tego nie wie, co oznacza tyle, że Imperium także nie wie.

- Robisz za przynętę - domyślił się Dash.

- Nie wiem - odparła po prostu. - Może tak, a może nie? Może właśnie jestem

prawdziwym kurierem?

Rendar pokiwał głową; jak przez mgłę docierało do niego, że Jego instynkt

samozachowawczy chyba właśnie zwinął się w kłębek i poszedł sobie spać. A może

został po prostu zakneblo wany i ogłuszony?

- Co to za misja? - spytał zrezygnowany.

- Na Stacji Bannistar mamy odebrać pewien ładunek. Teoretycznie zawiera on

części zamienne do mojej konstrukcji holograficznej, wykorzystywanej podczas

show, ale tak naprawdę nie wiemy, co to jest. Musimy go dostarczyć naszemu

łącznikowi na Alderaanie.

- A co z czipem z danymi?

- To kody identyfikacyjne schowka zawierającego ładunek

i nowe instrukcje.

- Po opuszczeniu Stacji Bannistar - wtrącił Mel - nie możemy dalej działać

zgodnie z harmonogramem. To zbyt niebezpieczne. Musimy pakować manatki i lecieć

prosto na Alderaana.

Prosto na Alderaana, westchnął w duchu Dash. Cudownie. Po drodze muszą tylko

uważać, żeby nie dać się zabić Edge'owi. zatrzymać sabotażyście Czarnego Słońca

albo wysadzić w powietrze przez jakiś imperialny krążownik.

Żaden z tych problemow nie wydawał mu się jednak w tej chwili tak wielkim

wyzwaniem, jak przekonanie Hana Solo, żeby zabrał ich na Alderaana.

- Sojusz Rebeliantow? - wykrztusił Solo. - Sojusz? Rebeliantow? - Opadł na

siedzenie swojego fotela i zagapił się na Dasha, zajmującego miejsce drugiego

pilota. Wyglądał, jakby zaraz miał go trafić szlag. - Jaja sobie robisz? Co to

za zabawa? Prowokacja dnia?

- Nie, i dobrze o tym wiesz - starał się go uspokoić Rendar. - Ona jest

zdeterminowana wypełnić tę misję.

- Misję - wymamrotał Han i pokręcił głową. - Nigdy nie ufaj kobiecie, ktora ma

Strona 90

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

misję. - Usiadł znow prosto, oparł łokcie na konsoli, a głowę na rękach. Minęło

kilka chwil, zanim podniosł wzrok. - No dobra. Zrobimy tak: zostawimy tę waszą

wesołą gromadkę na Stacji Bannistar i wrocimy na Tatooine...

- Nie rozumiesz - wszedł mu w słowo Dash. - Nie chcę, żebyśmy się z tego

wycofywali, Han. Powinniśmy pociągnąć to dalej Musimy zawieźć Javul na

Bannistar. Podczas gdy ekipa będzie się przygotowywała do występu, my możemy

odebrać paczkę - dostarczyć ją na pokład „Sokoła" i...

Han podniosł obie ręce do gory.

, Hola, hola, stary! Wolnego! Chcesz, żebym pomogł ci załadować ten towar na moj

statek? Chcesz, żebym szmuglował rebelianckie zabawki pod samym nosem

Imperatora?

- Jesteś przemytnikiem, Han. Szmuglowanie to twoj zawod.

- Ta-a, ale nie dla Sojuszu Rebeliantow! - jęknął Solo. - To jest szaleństwo, a

ja nie oszalałem... jeszcze. Czy masz w ogole pojęcie, co by się stało, gdyby

ktoś nas na tym przyłapał?

- Coż, skoro już o to pytasz, to tak, mam. I właśnie dlatego proponowałem, żebyś

został na Stacji Bannistar z...

- „Sokoł" nie poleci nigdzie, dokąd nie chcę, żeby leciał. Czy to jasne?

- A więc wchodzisz w to?

Han zerwał się tak gwałtownie, że rąbnął głową o osłonę nad

konsolą.

- Rany! Nie, nie wchodzę w to! Pogięło cię? To samobojstwo! Możesz sobie

ryzykować dla tej laski życie, aleja na pewno nie

zamierzam.

Dash także wstał i przysunął się do Solo tak blisko, że prawie stykali się

nosami.

- Tu nie chodzi o laskę. Czy to dla twojego otłuszczonego mozgu zbyt

skomplikowane?

- Och, czyżby? - Han usiadł. - W takim razie oświeć mnie, proszę, panie mądralo,

o co w tym wszystkim chodzi? Co niby jest takie ważne, żeby ryzykować za to

życie?

Jego pytanie zbiło Dasha z pantałyku. No właśnie, o co tu chodziło? Zdał sobie

sprawę, że sam tak do końca nie jest tego pewien. Sprobował wszystko sobie

uporządkować i ubrać w słowa.

- Chodzi o to... że naszym życiem kierują siły, ktore są poza naszą kontrolą.

- Że co niby?

- Spojrz tylko na mnie... na Eadena, na Javul. Spojrz na samego siebie...

- A co jest ze mną nie tak? - spytał podejrzliwie Han.

- Chodzi nie tyle o ciebie, ile o twoje życie. Jesteś zależny od silniej szych

od siebie i tak naprawdę nie masz wpływu na to, co Się z tobą dzieje. Mam na

myśli Jabbę, Imperium...

~ Ej, nie jestem od nikogo zależny!

- Rany, zamknij się i posłuchaj chociaż przez chwilę! Dlaczego zgodziłeś się

przetransportować moj ładunek na Nar Shaddaa'≫

Han zamrugał, zbity z tropu.

- Hm, bo...

- ...nie miałeś roboty, bo Jabba cię wykiwał - dokończył za niego Dash. - On

także probuje ugryźć więcej, niż zdoła przełknąć. Polityka klanowa, polityka

imperialna... wszystko jedno A ja żyję z dnia na dzień, bo vigo Czarnego Słońca

wydał wyrok na moją rodzinę, co zrobił po części dlatego, że Imperium wykonało

wyrok na jego rodzinie. Spojrz na Javul: robi to, co robi, bo Imperium kieruje

naszym życiem niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie. Musimy

nieustannie uważać na to, z kim się zadajemy, gdzie bywamy, co i komu mowimy. A

teraz okazuje się, że życie Eadena potoczyło się tak, a nie inaczej z tych

samych powodow. Więc może, no wiesz, ta laska, o ktorej mowisz, rzeczywiście

robi na mnie jakieś wrażenie, ale przede wszystkim chodzi mi o to, żeby przerwać

tę stagnację - ciągnął. - Nie chcę cały czas tylko chować głowy w piasek,

trzymać kciuki i udawać, że wszystko jest super, skoro wcale tak nie jest. Javul

znalazła na to sposob i uważam, że jest on wart mojego czasu i wysiłku.

Han kiwał co jakiś czas głową całkiem jakby naprawdę go słuchał.

- Ta-a, ale czy jest to warte twojego życia? - spytał, kiedy Dash skończył swoje

płomienne przemowienie. - Bo z całym szacunkiem, ale wygląda na to, że ta twoja

rebeliancka lalunia wymaga od ciebie rzucenia go na szalę losu.

Dash zastanawiał się przez chwilę nad jego słowami.

- Tak. Możliwe, że masz rację.

Han parsknął.

- Stary, daj spokoj! Cokolwiek ta cała Javul ma przetransportować, dlaczego to

ma robić rożnicę? Mają jakieś informacje czy coś tam... Wielkie mi halo! O co

Strona 91

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

ten cały raban?

- Efekt kaskadowy - wyjaśnił Dash. - Ktoś robi coś i w ten sposob udowadnia, że

można zrobić coś więcej. A potem inni robią coś jeszcze, udowadniając następnym

ludziom, że wszystko jest możliwe, więc oni także postanawiają coś zrobić. Jak

dotąd Imperium osiągało dzięki takiej polityce same sukcesy: wytrzebili Jedi, co

pociągnęło za sobą wybicie członkow zakonu Eadena.

potem wykończyli rodzinę Wizora, a to odbiło się z kolei na mojej rodzinie.

Jeśli pomożemy Javul, może uda nam się osiągnąć podobne skutki po przeciwnej

stronie barykady? Twarz Hana stężała w napięciu.

- Co ty powiesz? - warknął. - Wiem o efekcie kaskadowym więcej, niżbym chciał.

Wiem też jednak, że Sojusz Rebeliantow to zgniłe jajo. A ja nie mam ochoty

wąchać jego smrodu.

- Dobra, w porządku. Nie brudź sobie rączek. - Obaj mężczyźni odwrocili się

gwałtownie na dźwięk głosu Javul Charn, stojącej w wejściu do sterowni. -

Zabierz nas tylko na Stację Bannistar i stamtąd na Alderaana. Początkowo

planowaliśmy dać na Alderaanie występ i zostawić pakunek w punkcie, z ktorego

nasz łącznik miał go odebrać jako zaginioną własność. Wszystko było opracowane.

Okazuje się jednak, że nie możemy działać zgodnie z planem, bo nasz harmonogram

znają osoby trzecie.

- Mogłabyś go tam wysłać na pokładzie „Głębokiego Jądra" - podsunął Dash. - To

znaczy, pewnie sama już na to wpadłaś...

- Nie, nie wpadłam. Dzięki, to niegłupi pomysł. W ten sposob wszystko będzie

wyglądało naturalnie.

- Jasne, wszystko pięknie, ładnie - zauważył z przekąsem Han - ale, jak

stwierdziłaś, twoje plany znają osoby trzecie. Skąd możesz wiedzieć, że na

Bannistarze nie będzie na ciebie czekał komitet powitalny?

- Racja, możemy tam mieć pewne problemy - przyznała ostrożnie Javul - ale

przypuszczam, że zbiorniki z paliwem znajdujące się na tej stacji skłonią

każdego do dwukrotnego przemyślenia pomysłu wysadzenia jej w powietrze albo

wszczęcia strzelaniny. Jestem kurierem i w tym całym kosmicznym układzie moje

życie nie liczy się bardziej niż żywoty innych istot.

Dash nie mogł się z tym zgodzić. W głębi duszy przypuszczał, że życie Javul jest

znacznie cenniejsze, niż ona sama była skłonna to przyznać.

Han opadł na oparcie swojego fotela.

- To zbyt ryzykowne - stwierdził krotko.

Rendar spojrzał na niego gniewnie i już otwierał usta, żeby

się odgryźć, ale Javul położyła mu dłoń na ramieniu i pokręciła

głową

~ Ile chcesz? - spytała Hana.

- Nie masz tyle pieniędzy, moja droga - odparował Solo. - Pomogę ci odebrać twoj

ładunek i zabiorę cię ze Stacji Bannistar, ale nie zamierzam ryzykować mojego

statku ani życia, żeby zabrać cię do Światow Jądra. To by było samobojstwo, a ja

nie jestem może zbyt radosnym typem, ale nie mam też skłonności samobojczych. Do

zakończenia tej operacji będziesz musiała sobie znaleźć innego jelenia.

- Podwoję sta...

Urwała, widząc, że Han znow kręci głową

- Pozwol, że wyjaśnię to bardziej obrazowo: diament wielkości jądra gwiazdy

neutronowej nie byłby wystarczający.

- Dobrze, niech będzie i tak. - Javul westchnęła. - Daj mi znać, kiedy będziemy

w pobliżu stacji. Muszę wysłać pewną wiadomość i umowić się z załogą „Serca

Nowej". - Urwała i spojrzała na Dasha; z jej oczu przezierała desperacja. - A co

z tobą, Dash? Też chcesz się wycofać, zanim dotrzemy na Alderaana?

- Nie - odrzekł Rendar, nie spuszczając oczu z Hana. - Jestem z wami. Do samego

końca.

Solo pokręcił tylko głową.

ROZDZIAŁ 22

Setki metrow nad powierzchnią planetoidy, zbyt mało znaczącej, żeby nadawać jej

imię, dryfowały wielkie skupiska zbiornikow z paliwem, połączone z kompleksem

rafineryjnym spowitym kłębami chmur. Samą rafinerię obsługiwały głownie droidy.

Każda żywa istota przy zdrowych zmysłach trzymała się od niej z dala,

zasiedlając pierścienie mieszkalne i wieże osadzone w sercu zbitki zbiornikow;

zabudowania przypominały pestki w ogromnym owocu. „Sokoł Millenium" leciał do

największego ze skupisk - centrum sterowania i kontroli.

Javul Charn osobiście wysłała prośbę o przyznanie im portalu dokującego,

wyjaśniając, że wskutek uszkodzeń musiała zmienić statek i wynająć koreliański

frachtowiec. Oficer dyżurny był

tak zaskoczony widokiem twarzy pięknej hologwiazdy na ekranie komputera, że

najpierw zapomniał języka w gębie, a potem zaczął się jąkać. Dash wcale mu się

Strona 92

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

nie dziwił.

- Panienko Charn, co... cc... coż za... co za miła niespodzianie! To znaczy, to

nie tyle niespodzianka, że pani tu... eee, jest, bo się pani oczywiście

spodziewaliśmy, tylko... ee, to znaczy, oczekiwaliśmy „Serca Nowej" i

wyznaczyliśmy lądowisko... to znaczy... my...

Javul roześmiała się perliście.

- Ach tak, rozumiem... „Sokoł Millenium" to nie to, czego się spodziewaliście,

tak? - spytała. - Mam nadzieję, że znajdziecie coś, z czego będziemy mogli

skorzystać. Jeśli to możliwe, jak najbliżej węzła centralnego...

- Och... ojejku, oczywiście, że tak! - zapewnił ją gorliwie oficer dyżurny. -

Ee, czy chciałaby pani, żeby to było w pobliżu „Głębokiego Jądra"? Jeśli tak...

- Nie, to nie będzie konieczne - zapewniła go Javul. - Będę potrzebowała tylko

załogi, nie sprzętu z „Jądra".

- Świetnie. Coż, w takim razie zaraz poszukam wolnego lądowiska. Jest pani

YT-1300... to znaczy - zaśmiał się nerwowo - miałem na myśli, że pani statek

to... - Odchrząknął i powtorzył, zmieszany: - Poszukam wolnego lądowiska. -

Rozłączył się i kilka sekund poźniej pojawił się znow na wizji, żeby podać im

dane nawigacyjne i wspołrzędne doku. Han zapoznał się z nimi i wyłączył system

autodokowania, najwyraźniej mając zamiar wylądować na sterowaniu ręcznym.

- Co robisz? - zaciekawiła się Javul. - Czy twoj statek nie ma autodokowania?

Dash skrzywił się lekko.

- Han ma coś w rodzaju fobii, jeśli chodzi o lądowanie „Sokołem" za pomocą

komputera.

- Ta-a - mruknął Solo. - Szczegolnie w sytuacji, w ktorej możemy być zmuszeni do

szybkiego... odwrotu. Jeśli posadzę go sam, będę przynajmniej wiedział, jak stąd

wylecieć, nie wbijając się przy okazji w jedną z tych wielkich kosmicznych

kopalni albo nadziewając na ktoreś z przęseł.

- Poza tym, gdybyśmy włączyli autodokowanie, mogliby nas ściągnąć systemem

przechwytywania - dodał Dash. - Wtedy moglibyśmy mieć trudności z szybkim

odwrotem...

- Brzmi rozsądnie - oceniła Charn. - Pojdę się przygotować

- Pomoc ci w czymś? - spytał Dash Hana, kiedy wyszła.

- To nie operacja na otwartym mozgu - burknął Solo. Fakt, może i nie była to

operacja na otwartym mozgu, ale lądowanie okazało się procedurą znacznie

bardziej złożoną niż Han albo Dash mogliby przypuszczać. Weszli w pole

zbiornikowca i przelecieli wzdłuż rzędu boi do portu w pobliżu największej grupy

zbiornikow. Było ich sześć; tworzyły pierścień połączony ze sobą pomostami

roboczymi. Na rozmaitych stanowiskach wokoł nich dokowały kilka mniejszych

frachtowcow i samotna imperialna korweta. Han pokręcił głową i podprowadził

„Sokoła" na wyznaczone

miejsce.

- Nie podoba mi się to - stwierdził chmurnie. - Widzisz tę korwetę po drugiej

stronie modułu sterowania? Jeśli będziemy wracać tą samą drogą ktorą tu

przylecieliśmy, będziemy musieli ją minąć. Poza tym... to istny labirynt! Jeśli

trzeba będzie się stąd

zabierać w pośpiechu...

- Coż, w takim razie lepiej chyba mieć nadzieję, że tak nie będzie - skwitował

Dash, przyglądając się pobliskiemu zbiornikowi. Jego potężna, spłaszczona bryła

majaczyła w gorze; sprawiała przytłaczające wrażenie.

- Wcale mnie nie pocieszyłeś - burknął Han. Rendar wstał i poklepał go po

ramieniu.

- Spojrz na to w inny sposob - oznajmił beztrosko. - Obejrzysz za darmochę

koncert Javul Charn!

„Skromniejszy" - takim mianem Javul określiła swoj występ na Stacji Bannistar.

Zdaniem Dasha, show był na swoj sposob jeszcze bardziej efektowny i widowiskowy

niż koncert pod gołym niebem, ktory gwiazda dała na Christophsis. Większe

elementy i części scenerii, ktore podrożowały na pokładzie „Głębokiego Jądra",

nie zostały tym razem użyte; Javul planowała dać występ w przestrzeni między

kilkoma grupami zbiornikow, wykorzystując panującą tu niską grawitację, żeby

przemieszczać się swobodnie między elementami dekoracji. Jej uprząż grawitacyjna

została w tym celu odpowiednio dopasowana. Sceną miały być zbiornik1 i sieć

łączących je kładek.

Wspaniale, pomyślał ponuro Dash, cudowne miejsce do tego, żeby coś poszło nie

tak.

- To nie wygląda zbyt praktycznie - osądził nie kto inny, jak nieoceniona

menedżerka Javul (ktora notabene okazała się także rebeliancką agentką), a więc

osoba, po ktorej na pewno nie spodziewałby się takiej opinii. - To znaczy -

wyjaśniła, kiedy pomostem remontowym po przeciwnej stronie zbiornika szli do

Strona 93

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

głownej wieży, w ktorej mieściło się centrum sterowania i kontroli - te skupiska

zbiornikow są połączone z rafineriami, ale nie między sobą A to oznacza, że

skaczą sobie radośnie jak dantooińskie bagienne kroliczki! Powinny być ze

sobąjakoś połączone, no nie?

- Tak, ale właśnie takie jest ich przeznaczenie, widzisz? - Javul wskazała ręką

ogromny blok wiszącego najbliżej nad nimi zbiornika.

Kiedy Dash spojrzał we wskazanym kierunku, zobaczył spod pobliskiej kładki.

Przebiegała pod zbiornikiem i za jego bryłą łączyła się z okrągłym pomostem

zbiorczym. Nawet stąd widział rusztowania i systemy hydrauliczne, ktore

pozwalały wysuwać kładkę nad ich głowami poza obwod. Domyślił się, że pomost, po

ktorym szli, też dałoby się tak rozsunąć.

- Można je rekonfigurować - wyjaśniła Javul. - Zostały do tego stworzone.

Zaproponuję ich odpowiednie ustawienie na czas trwania występu: połączenie kilku

obszarow mieszkalnych razem i podpięcie ich do głownej wieży.

Dash spojrzał na nią bystro. Tu nie chodziło o występ, wiedział o tym.

- No, dobra. Dlaczego chcesz je połączyć? - spytał.

- Żebyśmy mieli dostęp do magazynu, ktory jest tam.

Chodziło jej o grupę czterech zbiornikow otoczonych pierścieniem magazynującym,

ktory dryfował jakieś dwa kliki dalej. Na każdym ze zbiornikow wymalowano

znakami trzy razy większymi niż wzrost przeciętnej istoty ludzkiej symbole „4B".

- Ach, tajemnicza paczka - domyślił się Han.

- Czy nie lepiej było poprosić obsługę o lądowisko w tamtej okolicy? - spytał

Dash.

- A dlaczego niby mielibyśmy chcieć tam dokować? - odpoWiedziała pytaniem Javul.

- Wszystko, czego potrzebujemy, jest tutaj, w centrum kontroli: prowiant,

kwatery, sceny... wszystko.

Nie wiem jak ty, aleja wolałabym wzbudzić jak najmniej podejrzeń. Prośba, ktorą

można złożyć na karb wybujałego ego gwiazdy, może być dziwaczna, ale raczej nie

zostanie potraktowana podejrzliwie.

- Ta-ak, a jak niby zamierzasz przekonać dowodcę stacji do przekonfigurowania

tych zbiornikow?

Obejrzała się na niego przez ramię i posłała mu beztroski uśmiech.

- Hm, niech no pomyślę. - Wydęła usta w udawanym zamyśleniu. - Tak samo, jak

przekonałam ciebie?

Idący z tyłu Han parsknął śmiechem.

- Rany, człowieku, ona naprawdę ma cię w garści!

- To może ty z nim pogadasz? - zaproponował lekko zjeżony Dash. - Przecież

jesteś jednym z nas.

- Ta-a, ale, pozwol, że ci przypomnę, dlaczego: dlatego, że mi płacą a nie

dlatego, że dałem się przekonać do dobrowolnego udziału w tym szaleństwie.

- Coż, skoro wszyscy jedziemy na tym samym wozku - odgryzł się Dash - to chyba

nie ma znaczenia, w jaki sposob na niego trafiliśmy?

Przeszli między potężnymi zbiornikami do centrum gromady. Gorowała nad nim

wielopiętrowa wieża, do ktorej podpięto wszystkie ogromne baki. Było tu dziwnie

cicho, ale co jakiś czas do ich uszu docierał jęk wiatru, świszczącego między

liniami dopływu paliwa i laminaniumowymi przęsłami. Do Dasha dotarło, że kładka,

po ktorej idą także drży w podmuchach tego samego wiatru.

- Zawsze się zastanawiałem, jak oni utrzymują takie konstrukcje w powietrzu -

mruknął Han, kiedy znaleźli się w pobliżu wejścia do wieży.

Dash przeszedł na czoło grupy i wysunął się przed Javul, żeby aktywować

kontrolkę drzwi wejściowych. Zanim jednak zdążył sięgnąć do panelu, skrzydła

drzwi rozsunęły się, ukazując wysokiego, barczystego mężczyznę o krotko

przyciętych, siwiejących czarnych włosach i lodowatych błękitnych oczach. Miał

na sobie imperialny mundur... coż, przynajmniej częściowo - bluza była skrojona

na imperialną modłę, ale wyzierała spod niej zdecydowanie nieprzepisowa koszula

z jakiegoś srebrzystego, połyskliwego materiału. W ręku trzymał oficerski

cylinder kodowy, u pasa miał blaster w kaburze, a na ustach pewny siebie

uśmieszek.

Mężczyzna zignorował Dasha i spojrzał wprost na Javul - wzrokiem, ktory postawił

w stan alarmu wszystkie męskie instynkty przemytnika.

- Jak się domyślam, pani Javul Charn? - zapytał. - Witamy na pokładzie Stacji

Bannistar. Nazywam się D'Vox i jestem jej dowodcą.

Javul wyminęła Dasha i wyciągnęła rękę na powitanie.

- Panie D'Vox, coż za miła niespodzianka! Nie spodziewałam się, że wyjdzie nam

na powitanie ktoś tak wysoko postawiony...

Usta D'Voksa rozciągnęły się w uśmiechu, ktory wydawał się tyleż miły, co

upiorny. Dowodca ujął w dłoń rękę Charn, a potem ją... ucałował.

Dash usłyszał, jak za jego plecami Han parska z rozbawieniem. Pocieszył się

Strona 94

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

myślą, że Javul z pewnością nie będzie miała najmniejszego problemu z owinięciem

sobie gościa wokoł palca - co oznaczało, że facet spełni każdą jej zachciankę.

D'Vox już teraz wyglądał na absolutnie oczarowanego.

- Proszę mi wierzyć, nie pozwoliłbym powitać osobistości o takiej sławie nikomu

innemu, panno Charn - stwierdził szarmancko.

- Proszę mowić mi Javul, panie dowodco - odparła Javul.

- W takim razie nalegam, żeby pani zwracała się do mnie Amo - poprosił D'Vox,

zginając się w ukłonach. - Zaprowadzę panią do kwater, a potem zapraszam na małą

wycieczkę po naszej placowce.

Dash zerknął ukradkiem na Charn, zastanawiając się, czy zanosi właśnie modlitwy

do bostw Kosmicznej Harmonii o to, żeby facet znow nie obślinił jej dłoni. Nie

zrobił tego, wziął ją tylko pod rękę i zaprowadził do windy. Reszta grupy

ruszyła za nimi, wymieniając niepewne i zdziwione spojrzenia. Dash postanowił

trzymać się tak blisko Javul Charn, jak to tylko możliwe.

Javul nalegała, żeby podczas wycieczki po placowce towarzyszył jej szef jej

ochrony. Dash z kolei upierał się, żeby na obchod Udał się z nimi jego partner.

Leeba udało się zatrudnić do ukradkowej „pogawędki" z systemami stacji na tematy

takie, jak liczba

imperialnych jednostek dokujących obecnie na jej terenie, czas ich przybycia i

planowy termin odlotu. Pod pretekstem szacowania liczby spodziewanych widzow

szukał anomalii: statkow kierowanych niespodziewanie do stacji albo takich,

ktore nie figurowały w rejestrach centrum kontroli, niespodziewanych oddelegowań

oddziałow żołnierzy - czegokolwiek, co sugerowałoby, że zostali

namierzeni.

Dash miał nadzieję, że dzięki graniczącemu z paranoją zamiłowaniu Imperium do

utajniania wszystkiego, co zakłocało komunikację, i wprowadzaniu w życie

rozmaitych sekretnych planow D'Vox był trzymany w nieświadomości co do wszelkich

działań leżących poza jego kompetencjami. Wszystko wskazywało na to, że facet

nie jest zbytnim miłośnikiem protokołu i regulaminow -jeśli oczywiście można go

było oceniać po wyglądzie. Jego zdecydowanie lekceważące podejście do stroju

mogło świadczyć o tym, że przełożeni mieli opory przed powierzaniem mu ważnych

informacji.

Kolczasta, Mel i Nik wyruszyli na obchod tej części konstrukcji, ktora miała

zostać wcielona do show jako fragment scenerii, a tymczasem Oto pilnował

droidow, wyładowujących sprzęt z pokładu „Sokoła Millenium". Han gdzieś zniknął,

a Dash był dziwnie pewien, że przemytnik zapuścił się w czeluści najbliższego

sektora rozrywkowego stacji.

D'Vox nie był zbytnio zadowolony, że jego gość życzy sobie spacerować w

towarzystwie swojej ochrony, ale jedynym jego komentarzem do tej sytuacji było

zapewnienie Javul:

- Jesteś przy mnie całkowicie bezpieczna, moja droga. Nie potrzebujesz żadnych

najemnych mięśniakow. Moje mięśnie w zupełności wystarczą żeby cię obronić. -

Dla podkreślenia swoich

słow naprężył imponujący biceps.

Jakby się domyślała, że Dash przewrocił na te słowa oczami, artystka zerknęła na

niego przez ramię i skrzywiła się zabawnie. Na ten widok Rendar wybuchnął

głośnym śmiechem, co z kolei naraziło go na nieprzychylne spojrzenie D'Voksa.

- Eee, przepraszam - bąknął zmieszany Rendar. - Eaden właśnie opowiedział mi

kawał.

- Coś podobnego - zdziwił się dowodca stacji. - Niby kiedy

Nie słyszałem, żeby się odzywał.

- Wczoraj. - Dash wzruszył ramionami. - Dopiero teraz załapałem.

Wycieczka była bardzo pouczająca. Dzięki niej Dash zyskał dość dobre rozeznanie

w rozkładzie pomieszczeń w module kontrolnym, ktory - jak wiedział - miał

przełożenie na nieco mniejszą skalę w innych skupiskach zbiornikow. W ogromnej

pionowej wieży mieściły się kwatery załogi i gości, pomieszczenia socjalne i

centra dowodzenia. Zbiorniki były z nią połączone siecią platform, kładek i

konstrukcji, ktore otaczały wieżę i prowadziły od niej we wszystkich możliwych

kierunkach. Zgodnie z przypuszczeniem Javul pomosty i rusztowania można było

dowolnie wydłużać i łączyć ze zbiornikami i modułami mieszkalnymi w rozmaite

konfiguracje. Pytanie brzmiało: czy Javul Charn zdoła przekonać Arna D'Voksa,

żeby je dla niej ustawił w pożądanej pozycji?

Po krotkiej inspekcji centrum sterowania i kontroli - a przy okazji podziwianiu

z umieszczonego na samym szczycie wieży mostka konstrukcji stacji - przeszli na

tereny mieszkalne, gdzie przez jakiś czas przechadzali się szerokimi alejami,

mijając sklepy, restauracje, kluby i lokale rozrywkowe. Javul i D'Vox szli na

przedzie grupy, pogrążeni w cichej rozmowie, a Dash i Eaden kroczyli za nimi,

zamykając pochod. D'Vox właśnie powiedział coś, co wzbudziło u Javul wybuch

Strona 95

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

fałszywego - bez dwoch zdań - śmiechu, kiedy zbliżył się do nich ubrany w sposob

jeszcze mniej oficjalny niż dowodca człowiek i zatrzymał ich pochod.

- Musimy porozmawiać - odezwał się do D'Voksa, obrzucając Javul taksującym

spojrzeniem.

Dash i Eaden jak na komendę przyspieszyli kroku. Oficer prawie dorownywał

D'Voksowi wzrostem, ale brakowało mu jego imponującej postury. Był potężny, ale

niezbyt umięśniony, o szopie kasztanowych włosow, niechlujnej brodzie i szalonym

błysku w brązowych oczach. Patrzył na Javul w sposob, ktory kazał Dashowi

odruchowo sięgnąć do kabury.

- Nie wiem, czy zauważyłeś - zbeształ podwładnego D'Vox -

ale jestem właśnie zajęty oprowadzaniem naszego gościa po stacji.

~~ To pilne - warknął oficer, przenosząc wzrok z D'Voksa na Dasha i Eadena. Jego

wargi wykrzywił dziwny grymas.

D'Vox westchnął, jakby jego cierpliwość była na wyczerpaniu

- To moj szef ochrony, Red Rishyk - przedstawił Javul oficera. - Musisz mu

wybaczyć. Jest wyjątkowym służbistą. Rishyk pozwol, że ci przedstawię...

- Tak, wiem, kim ona jest - mruknął Rishyk, wyraźnie zniecierpliwiony. - Musimy

porozmawiać.

D'Vox odwrocił się w stronę artystki.

- To nie potrwa długo - zapewnił ją. - Może zaczekasz na mnie w kantynie, moja

droga? - Wskazał po drugiej stronie alei krzykliwie udekorowany lokal, z ktorego

dochodziły dźwięki głośnej muzyki.

- Ależ oczywiście - przytaknęła skwapliwie Javul i ruszyła do wskazanego miejsca

tanecznym, rozkołysanym krokiem. Dash i Eaden poszli za nią.

W kantynie było tłoczno, a każdy ze stolikow mogł pomieścić jednego albo dwoje

klientow - nawet trojkę, jeśli odpowiednio się stłoczyli. Dash uznał, że dadzą

radę usadowić się przy jednym z nich. Wypatrzył wolny stołek i przysunął do

wskazanego przez Javul stolika. Bez wątpienia wybrała go ze względu na

lokalizację - znajdował się tuż obok barierki tarasu; mieli stąd dobry widok na

ulicę, dzięki czemu mogli obserwować - a może nawet słyszeć - wymianę zdań

między D'Voksem a jego szefem ochrony. Prawdę mowiąc, nie wyglądała ona na

swobodną pogawędkę.

Dash zastygł w bezruchu i wytężył słuch. Miał szczerą nadzieję, że tematem

rozmowy nie są Javul i jej świta. Zerknął na Eadena. ktory nie patrzył co prawda

w stronę mężczyzn, ale z pewnością „węszył", używając do tego tańczących

pozornie od niechcenia w powietrzu macek.

- Jak tam? - zagadnął Nautolanina.

- Nic, czego byś sam nie wyczuł - mruknął Vrill. - Rishyk jest podniecony i z

jakiegoś powodu wzburzony. Gdybym jednak mial zgadywać, D'Vox zapewniłby nas

pewnie, że to u niego normalne.

- Nie wiesz, czemu gość jest taki podminowany? - spytał Dash. - Albo co

spowodowało jego wzburzenie?

Javul skrzywiła się kwaśno.

- Wzburzenie? - powtorzyła. - A niby czemu miałoby to nas obchodzić?

- Jeszcze pytasz? - odparł Rendar. - Jeśli o mnie chodzi, to chciałbym wiedzieć,

czy jest wzburzony, bo zorientował się, że sympatyzujesz z Rebelią, czy może

dlatego, że jakiś dowcipniś podłożył mu do szafki bombę. - Przeniosł wzrok na

Eadena. - I jak?

- Gdybyśmy wszyscy byli zanurzeni w cieczy - odparł Nautolanin - chyba mogłbym

ci podać przybliżoną wartość jego wzburzenia i podniecenia w jakiejś skali, ale

tak... - Wzruszył ramionami. - Jestem tylko wyrzuconym na suchy ląd

Nautolaninem.

Javul odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się w głos, a Eaden wydał z siebie

dziwny, syczący dźwięk, ktorego Dash nie potrafił zinterpretować.

- Co was tak rozbawiło? - spytał D'Vox, ktory wyrosł nagle obok nich jak spod

ziemi; Rishyka nie było widać nigdzie w pobliżu.

- Ach, nic takiego - wyjaśniła beztrosko Javul. - Eaden właśnie opowiedział

dowcip.

D'Vox rozejrzał się podejrzliwie po sali.

- Kawalarz z niego, co? Widzę tam wolny stolik dla dwojga, do ktorego

moglibyście się przesiąść - oznajmił, znacząco patrząc na Rendara. - Tutaj nie

zmieścimy się we czworkę.

Rendar podchwycił jego spojrzenie i uniosł w milczeniu brew. Mężczyźni mierzyli

się wzrokiem, dopoki Javul nie położyła dłoni na ramieniu Dasha.

- Dash, chyba należy się wam mała przerwa - zauważyła z wymuszonym uśmiechem. -

W towarzystwie Arna będę całkowicie bezpieczna. To w końcu jego włości.

Nie, pomyślał ponuro Rendar, kiedy wraz z Eadenem kierowali się do stolika, z

ktorego ledwie mogli widzieć D'Voksa i Javul. To nie jego włości. To włości

Strona 96

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Imperium. Tak czy siak, poszedłby o zakład, że Arno D'Vox ma czasem problem z

pamiętaniem o tym szczegole.

ROZDZIAŁ 23

- Co masz na myśli, mowiąc, że wybierasz się na kolację z D'Voksem? - Dash gapił

się na Javul z głupawą miną jaka zwykle pojawiała się na jego twarzy w obecności

gwiazdki.

- Potrzebujesz tłumacza? - prychnęła Charn. - Zamierzam zjeść posiłek w

towarzystwie dowodcy tej stacji - wyjaśniła cierpliwie, jakby rozmawiała z

połgłowkiem.

- Sama?

Uśmiechnęła się do niego i zakryła jasne włosy niebieską lśniącą peruką zezując

do lustra umieszczonego nad toaletką w luksusowym apartamencie, ktory

przydzielił jej D'Vox.

- Coż, jestem dziwnie pewna, że nie zaprosił na nią mojego szefa ochrony. Ani

nikogo innego. Poza tym chciałabym, żebyście ty i reszta ekipy opracowali

najlepszy sposob na wydostanie z tej stacji naszego mienia - dodała znacząco.

Dash usiadł w nogach ogromnego łoża.

- Chwileczkę. Chcesz powiedzieć, że jeszcze nie masz planu? - spytał z dziwną

miną.

- No, niby mam - westchnęła Javul - ale nie jestem pewna, czy w tych

okolicznościach jest on wciąż bezpieczny. Sądzę, że powinniśmy go zmienić.

- A jaki to plan?

W odpowiedzi na jego pytanie Javul wzięła do ręki wisiorek, ktory przed chwilą

założyła na szyję, otworzyła go i wyjęła ze środka czip, ktory otrzymała w

świątyni Ekwilibrystow. Przytrzymała go między palcem wskazującym a kciukiem i

podetknęła mu pod nos.

- Tutaj są zapisane dokładne wspołrzędne i dane identyfikacyjne ładunku, a także

kod dostępu do jego skrytki - poinformowała go.

- W module 4B - zgadł Dash.

- Tak - potwierdziła. - Schowek numer dziewiętnaście, aktualnie naprzeciwko

modułu kontrolnego. „Serce Nowej" miało dokować w jego pobliżu, dzięki czemu bez

trudu przejęlibyśmy towar. Umieścilibyśmy tam jakąś część naszego ładunku, a

podczas odlotu zabrali go ze sobą. Teraz jednak, skoro plany uległy

zmianie, nie możemy tego zrobić. Chciałabym, żebyście wraz z Melem i Eadenem

opracowali plan awaryjny. I to szybko. Teraz - Podała mu czip z danymi; Rendar

schował go do kieszeni.

- Jakiej wielkości jest ta... paczka? - spytał.

- Ma jakieś dwa metry wysokości, metr szerokości i połtora metra długości -

wyjaśniła Javul. - Dokładne wymiary są zapisane w czipie.

- Ta-a, domyślam się - mruknął Rendar. - Pewnie oprocz informacji, co zawiera?

- Tak, masz rację. Tak czy inaczej, pakunek jest na tyle nieduży, żebyście mogli

go przenieść nawet najwęższą z kładek.

- Pod warunkiem że nakłonisz D'Voksa do ich rekonfiguracji - przypomniał jej.

- Tak, pod tym warunkiem... - Odwrociła się do lustra i przyjrzała krytycznie

swojemu odbiciu.

Zdaniem Dasha wyglądała olśniewająco. Spływające kaskadami na plecy, opalizujące

włosy, mieniące się wszystkimi kolorami błękitu - od lazuru do kobaltu, w

połączeniu z dopasowanym kolorystycznie obcisłym kombinezonem i zwiewną peleryną

robiły naprawdę piorunujące wrażenie. Oczy Javul, nieprzesłonięte tym razem

maskującymi soczewkami, miały kolor skrzącego się lodu - wyglądały jak

bliźniacze księżyce w pełni.

Upomniał się w duchu; nie powinien się teraz rozpraszać.

- Czy mogę cię o coś spytać? - zagadnął, kiedy doszedł do siebie. - Czy D'Vox

nie wydał ci się... zaniepokojony, kiedy wrocił do nas po rozmowie ze swoim

podwładnym?

Javul pokręciła zdecydowanie głową.

- Nie. Chociaż muszę przyznać, że też się tego obawiałam. Ten cały Rishyk mogł

dostać jakieś informacje od ścisłego dowodztwa. .. Ale to chyba mało

prawdopodobne.

- Dlaczego? - spytał Dash. - Koniec końcow, to imperialna

stacja.

- Zgadza się, ale leży na obrzeżach imperialnych wpływow. Wybraliśmy ją na punkt

przejęcia ładunku, bo D'Vox ma reputację renegata. Żadna z niego szycha.

- Tyle to sam zauważyłem - mruknął Dash i pokręcił głową. - Rany, za to ten cały

Rishyk wygląda bardziej... piracko niż większość piratow, ktorych spotkałem w

swojej karierze!

- D'Vox jest nieco bardziej... cywilizowany - stwierdziła Javul sceptycznie - i

Strona 97

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

nie mam na myśli tylko jego higieny osobistej Zgodnie z informacjami

dostarczonymi przez wtyki Mela nie zależy mu wyłącznie na kredytach.

- A więc jeśli sprawy przybiorą najgorszy obrot... -zaczął Dash

Wzruszyła ramionami.

- Zaproponujemy mu łapowkę, chociaż, jeśli mam być szczera, wolałabym tego

uniknąć.

- Ale dlaczego? - zdziwił się Dash. - Przecież nie brak ci środkow.

- Masz rację, nie brak - westchnęła - ale nie o to chodzi. Jeśli chodzi o

ścisłość, mam nawet sztabki aurodium. Jeśli jednak zapłacimy D'Voksowi za to,

żeby nie zwracał na nas uwagi, paradoksalnie ją na siebie ściągniemy. On jest

tylko jedną z wielu osob, ktore są stanowczo zbyt blisko prawdy. A to czyni go

ważnym elementem naszego planu... od tego zależy jego powodzenie albo porażka.

Całkiem możliwe, że ktoś zapłaci mu więcej za trzymanie nas na oku i wkroczenie

w razie potrzeby do akcji. Lepiej będzie, jeśli nasze działania umkną jego

uwagi.

- Ta-a - parsknął Dash. - Wielka gwiazda i show na niespotykaną skalę... na

pewno da się nabrać i przymknie oko.

Javul posłała mu szelmowski uśmiech.

- Oszołomię go samym tylko kręceniem tyłka. Albo wytrącę z rownowagi jakimś

innym durnym poodoo.

Dash poczuł w żołądku nieprzyjemny chłod.

- Znajdź jakąś wymowkę, żeby mnie ze sobą zabrać na tę kolację - poprosił cicho.

- Powiedz, że doszło do zamachow na twoje życie, że masz psychofana... Coż,

właściwie to prawda.

Javul spoważniała.

- Nie mogę, Dash - odparła. - i doskonale o tym wiesz. Muszę sprawić, żeby

pozbył się tych wszystkich głupich męskich podejrzeń, ktore go opadają kiedy

kręcisz się w pobliżu.

- Wcale się nie kręcę... - zaprotestował Dash.

- Właśnie że się kręcisz. I jestem ci za to wdzięczna, ale nie dziś. Nie tym

razem. Dzisiaj musisz wymyślić, jak zdobędziemy naszą paczkę. Poza tym mam przy

sobie komunikator. Gdyby coś się stało, na pewno się z tobą skontaktuję.

Do głowy przyszła mu pewna myśl.

- Wiesz, mam pomysł! - rzucił. - Co powiesz na podwojną randkę? Weź ze sobą Mela

i Kolczastą.

Javul pochyliła się w jego stronę i zmarszczyła komicznie brwi.

_- Kolczastą?

Dash przewrocił oczami.

- A niech mnie, powiedziałem to na głos? Chciałem powiedzieć, Darę...

- Kolczastą? - powtorzyła Javul.

Słyszał jej śmiech jeszcze na korytarzu.

Javul nie była zaskoczona, kiedy odkryła, że Arno D'Vox wybrał na miejsce ich

spotkania prywatną salkę, położoną w restauracji na najniższym piętrze głownego

modułu stacji. Nazywała się Nadir i rozciągał się z niej zapierający dech w

piersiach widok na planetoidę w dole. Tego wieczoru był to widok naprawdę

niesamowity - promienie świecącej mdłym światłem gwiazdy nasycały cienką warstwę

atmosfery złotoczerwonym blaskiem i malowały kłębiące się wokoł stacji chmury

setkami przepięknych odcieni. Oglądając to niezwykłe zjawisko, Javul prawie

zapomniała, że otaczają ją skąpane w mglistym połmroku Bannistar, brzydkie,

nagie konstrukcje rafinerii. Z tego miejsca wszystko wydawało się magiczne,

rozmigotane olśniewającymi refleksami.

- Tak, nawet to zaniedbane miejsce ma swoj urok - stwierdził refleksyjnie D'Vox,

jakby czytał jej w myślach.

Oderwała wzrok od wspaniałego widoku planetoidy i chmur na bezkresnym niebie i

usiadła na krześle, ktore jej uprzejmie odsunął. Stolik stał na skraju balkonu,

zawieszonego tuż nad wklęsłą transpastalową kopułą.

- To... naprawdę piękne zjawisko - odezwała się i postanowiła także pobawić się

w czytanie w myślach: - I masz rację, jestem zaskoczona. Kiedy powiedziałeś mi,

gdzie zjemy kolację... muszę Przyznać, że nie bardzo wiedziałam, co o tym

myśleć.

Zajął miejsce naprzeciwko niej.

- Zamowiłem na dzisiejszy wieczor wiele wyjątkowych dań - rzucił znacząco. - Nie

ukrywam, że chciałbym ci ukazać moje małe włości z jak najlepszej strony.

. ~ Wcale nie takie małe - zauważyła z uśmiechem. - Ten widok Jest godny samego

Imperatora. A może nawet... boga!

- To by się nawet zgadzało - oświadczył i posłał jej nieodgadnione spojrzenie -

skoro właśnie patrzę na boginię.

O rany, jęknęła w duchu Javul. To najgorsza brednia, jaką kiedykolwiek słyszałam

Strona 98

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

na randce. Głośno zaś odparła:

- Och, widzę, że jesteś nie tylko szarmancki, ale i srebrnousty!

Właśnie w tej chwili na stole pojawiło się pierwsze danie, przyniesione przez

trojkę androidow protokolarnych. Każdy z nich reprezentował inny model; Javul

podejrzewała, że pochodzą z odzysku i że D'Vox stał się ich właścicielem podczas

rożnych imperialnych misji dyplomatycznych.

Jedzenie było naprawdę smaczne i pięknie podane. Nie miało nic wspolnego z

mdłymi warzywami hodowanymi hydroponicznie i tylko przypomniało Javul, od jak

dawna żywi się parszywymi racjami z zapasow statku i żarciem z automatu w mesie.

- A więc, moja droga - zaczął jej gospodarz, kiedy droidy zostawiły ich samych -

co cię sprowadza na Stację Bannistar? To znaczy, co skłoniło cię do zaplanowania

występu w takim miejscu jak to?

- Moj agent uznał, że ma do spłacenia dług wobec załogi stacji i że jej

mieszkańcom należy się nieco rozrywki, ktorej nie mają tu chyba zbyt wiele.

Jutro mam też udzielić wywiadu na żywo. Zwykle dajemy bardzo duże

przedstawienia, ale tutaj nie zdołam niestety rozstawić nawet połowy mojego

sprzętu.

- Och, jestem rozczarowany!

- Przykro mi, ale nie macie tu wystarczająco dużej zadaszonej powierzchni.

- A gdyby tak zorganizować występ na zewnątrz? - podsuną) z namysłem D'Vox.

Javul uśmiechnęła się szeroko, zadowolona, że ją wyręczył i sam to zaproponował.

Dzięki temu będzie przekonany, że to jego pomysł.

- Coż... na Christophsis dałam koncert pod gołym niebem. - rzuciła pozornie

niedbale.

- A czy tutaj byłoby to możliwe?

- Hm, będę musiała to przemyśleć. Wiesz, Arno, ta zupa jest wyśmienita.

Przypomnij mi, proszę, z czego to? Z mynocka?

W końcu znaleźli Hana w pogrążonej w mroku kantynie, wypełnionej głośną,

jazgotliwą muzyką, płynącą ze wszystkich stron. DaSh miał wrażenie, jakby pływał

pośrod spiętrzonych fal dźwiękow.

podszedł do baru, przy ktorym Solo siedział pogrążony w rozmowie z samicą rasy

Wookie i z niskim Advozse - i klepnął kapitana „Sokoła" w ramię.

- Czego? - Han odwrocił się i zamrugał z zaskoczenia na widok Eadena, Mela, Nika

i Leeba, wyglądających zza plecow Dasha. Skrzywił się z niesmakiem. - Co jest?

Jestem zajęty. Robię interesy.

Advozse zarechotał i podrapał się w podstawę grubego, krotkiego rogu, ktory

wyrastał pośrodku jego bezwłosej czaszki.

- Kim są twoi przyjaciele? - spytał.

Dash zignorował zaczepkę.

- Musimy przeprowadzić małą burzę mozgow w związku z pakunkiem, ktory mamy

odebrać - oznajmił Dash.

- Może poźniej - mruknął Solo. - W tej chwili jestem naprawdę zajęty. Staram się

właśnie wykombinować coś, żeby ta podroż mi się opłaciła.

Rendara ogarnęło nagłe rozdrażnienie.

- Czy Javul nie dopilnowała przypadkiem, żeby ci się opłaciła? - spytał z

przekąsem.

Han westchnął.

- No dobra, stary. Dołączę do was, jak tylko skończę negocjacje. Usiądźcie sobie

gdzieś tutaj... i poczekajcie chwilę. - Machnął ręką w stronę stolika w

wyjątkowo mrocznym kącie sali. - Aha, i postarajcie się nie wyglądać jak ekipa

rekrutacyjna...

Wściekły Dash obrocił się na pięcie i już zamierzał odmaszerować, ale Han

zatrzymał go, kładąc mu dłoń na ramieniu.

- Nie mogliście zostawić dzieciaka na statku? - mruknął pod nosem.

- Na wypadek gdybyś zapomniał - szepnął Dash - ten dzieciak to część naszego

alibi. Jesteśmy twoją załogą... kapitanie Solo - dodał znacząco.

~ Ach, rzeczywiście. - Han nie wydawał się specjalnie szczęśliwy, że mu o tym

przypomniano. - Chyba się dokądś wybierasz. Nie będę cię zatrzymywał.

Rendar zaprowadził wszystkich do stolika i zamowił kolejkę; przy okazji obraził

Nika, proponując mu sok owocowy.

- Przestawić moduły? - Arno D'Vox nawet nie mrugnął.

- Domyślam się, że to może być problem, ale to jedyny sposob, jaki przychodzi mi

do głowy, dzięki ktoremu mogłabym dać pełnowartościowe widowisko... - wyjaśniła

Javul.

- Mam kilka innych pomysłow.

- Nie wątpię. - Posłała mu powłoczyste spojrzenie. Nie była prożna, ale

doskonale wiedziała, jak wywrzeć odpowiedni efekt, bo mężczyźni już nieraz

Strona 99

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

wyznawali jej, jak na nich działa.

D'Vox uśmiechnął się szerzej.

- Szczerze powiedziawszy, połączenie modułow w innej konfiguracji nie jest wcale

takim dużym problemem. Ilu będziesz potrzebowała?

Javul przywołała w myśli obraz obecnego ustawienia kładek. Ta, ktorej

potrzebowała, była najbliżej modułu kontrolnego, ale lepiej dmuchać na zimne,

uznała. Da sobie radę z trzema, ale...

- Cztery? Czy to nie za dużo?

- Dla ciebie, moja droga, absolutnie nie. - D'Vox złożył swoją serwetkę, położył

ją na stole i wstał. - Co powiesz na to, żebyśmy poszli teraz do mojego biura?

Zaprezentuję ci, co będę mogł dla ciebie zrobić.

Ta-ak, tego się właśnie obawiam, parsknęła w myśli Javul.

Wstała niechętnie od stołu, modląc się w duchu do wszystkich bostw kosmosu, żeby

przeszkodził im Red Rishyk. Niestety, tak się nie stało, i już po kilku minutach

Arno D'Vox wprowadził ją do swojego prywatnego gabinetu, mieszczącego się obok

jego kwater. W rzeczywistości wyglądał on bardziej na poczekalnię. Stały tam

biurko z holokonsolą barek, a także kilka foteli i kanapa, ustawione naprzeciwko

obłej transpastalowej szyby.

Super, stwierdziła w myśli Javul bez entuzjazmu.

Mimo to była zaskoczona, kiedy D'Vox poprowadził ją prosto do holowyświetlacza,

na ktory niezwłocznie wywołał plany stacji W ciągu kilku sekund na obraz stacji

została nałożona warstwa siatki taktycznej, przedstawiająca skupiska zbiornikow.

Moduł 4B był umocowany niżej i kilka klikow dalej na wschod od wieży - inne

dryfowały nieco dalej na południe, południowy zachod i połnoc, ale zasadniczo

zachowywały tę samą wysokość, co moduł kontrolny.

- Jak je przesuwacie? - spytała Javul, tylko częściowo udając zainteresowanie.

Potężne konstrukcje naprawdę ją fascynowały. - A jeśli już o tym mowa, to jak

utrzymujecie je w tej konfiguracji?

D'Vox roześmiał się, ukazując rowne, białe zęby.

- To zasługa stosunkowo niskiej grawitacji planetoidy i gęstej atmosfery plus

technologia antygrawitacyjna i wspomagająca - wyjaśnił. - Przenoszenie ich w

inne miejsca to kwestia przesunięcia drugiego końca przęsła i przeniesienia

modułu do nowego punktu.

Javul otworzyła szeroko oczy i zatrzepotała rzęsami.

- To musi być bardzo skomplikowane...

- Niekoniecznie - zapewnił ją wspaniałomyślnie D'Vox. - Głownym etapem

ustawiania przęseł zajmują się wielkie, zmodyfikowane droidy budowlane,

sprzężone z naszymi systemami nawigacyjnymi. - Przez chwilę studiował schemat w

milczeniu. - Co by było, gdybyśmy przesunęli te trzy moduły... - holograficzne

elementy, ktorych dotknął, podświetliły się na zielono - ... tutaj, tutaj i tu?

- Przesunął je po kolei na nowe miejsca. - Czy to wystarczy?

Charn przyjrzała się krytycznie nowemu ustawieniu, skupiając się głownie na

module 4B, ktory wciąż tkwił nieruchomo na swoim miejscu, dwa kliki na wschod.

- Hm... oczywiście, byłoby doskonale, ale czy nie rozsądniej byłoby przesunąć

ten tutaj? - Wskazała 4B. - To znaczy, on jest bliżej, prawda?

Najwyraźniej nie uznał jej pytania za dziwne. Uff.

- Zgadza się, jest bliżej, ale dołączono do niego mniej modułow mieszkalnych, a

jego nadbudowa nie ma tyle przestrzeni widokowej. Poza tym, jak widać, jest

położony niżej niż inne moduły.

- Aha...

- To moduł ładunkowy... a poza tym zbiorniki w pobliżu zostały dopiero co

napełnione.

- Och, a więc ich przesunięcie byłoby trudniejsze...

~ Znacznie.

A to pech! Javul zaczęła się gorączkowo zastanawiać, jakby się tu skontaktować z

Dashem i poinformować go, że dowodca stacji D'Vox właśnie wywrocił cały ich plan

do gory nogami.

- Coż, moim zdaniem taki układ jest doskonały, Arno - powiedziała wreszcie

wylewnie. - Jak zamierzasz tego dokonać?

- Muszę tylko wydać odpowiedni rozkaz. Wszystko powinno być gotowe w ciągu dwoch

godzin.

- Nie musisz prosić o pozwolenie ani informować odpowiednich władz? - udała

zdziwienie.

- Dowodzę tym obiektem, Javul - przypomniał jej jowialnie. - To ja tu jestem

odpowiednią władzą. Nie proszę o pozwolenia... ja ich udzielam. - Na

potwierdzenie swoich słow sięgnął po komunikator. - Mowi D'Vox - rzucił do

mikrofonu. - Proszę mnie skontaktować z oficerem dyżurnym centrum sterowania i

kontroli.

Strona 100

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Z tej strony porucznik Ashel, sir - dobiegło po chwili z głośnika.

- Za chwilę prześlę wam nowe wspołrzędne konfiguracji modułow. Sprawdźcie je pod

kątem problemow logistycznych i wprowadźcie w życie po wystosowaniu

standardowych ostrzeżeń.

- Ale, sir... to nie jest planowy manewr - zauważył niepewnie oficer.

- Tak, wiem. To sytuacja wyjątkowa. - Obejrzał się na Javul. -

Bardzo wyjątkowa.

- Tak jest, sir. Zajmę się tym niezwłocznie po otrzymaniu nowych wspołrzędnych.

- Już wysyłam. - D'Vox zakończył połączenie i uśmiechnął

się do Javul, ktora odwzajemniła uśmiech.

- Dziękuję ci, Arno. Postaram się nie rozczarować mieszkańcow stacji.

Podszedł do niej bliżej; czuła się przytłoczona jego obecnością i bezbronna.

- Wątpię, żebyś potrafiła rozczarowywać.

Spojrzała na niego zalotnie spod wpołprzymkniętych powiek.

- Pochlebca!

Pachniał jakimiś ciężkimi, dymnymi perfumami, od ktorych kręciło jej się w

głowie. Mogła się założyć, że to jakaś nasycona feromonami mieszanka.

Cofnęła się o krok.

- Czy mogłbyś mi wskazać toaletę? Chciałabym się nieco... odświeżyć. - i znaleźć

sposob, jak się uwolnić od twojego towarzystwa, dodała ponuro w myśli.

Kiedy wskazał jej drzwi po lewej, szybko zniknęła w środku, pierwszą rzeczą jaką

zrobiła, było sprawdzenie, czy nie ma tu kamer. Nie zauważyła żadnej - co

oczywiście nie znaczyło, że ich nie ma - ale spostrzegła drzwi prowadzące do

apartamentu, w ktorym ulokował ją D'Vox. Z trudem stłumiła chęć ucieczki;

zamiast tego sięgnęła po komunikator i pod pretekstem mycia rąk i poprawiania

makijażu nawiązała połączenie...

Po połgodzinie czekania, aż Han zakończy swoje negocjacje, Dash miał dość; Nie

zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jest zdenerwowany, dopoki Leebo nie

nachylił się ku niemu i nie powiedział teatralnym szeptem:

- Rany, szefie, nie miałem pojęcia, że ludzie działają na parę!

- Co takiego?

- Para ci tryska uszami.

Nik parsknął śmiechem, a Mel uśmiechnął się blado, wpatrzony w zawartość swojej

szklanki.

- Jeśli Han cię tak bardzo irytuje - stwierdził rozsądnie Eaden - dlaczego nie

pojdziesz i nie poprosisz go, żeby się odrobinę pospieszył?

Dash odsunął na wpoł oprożniony kufel swojego drugiego koreliańskiego korzennego

ale.

- Wiesz co? Chyba tak właśnie zrobię. - Wstał i podszedł do baru. Wszystko

wskazywało na to, że faza negocjacyjna została zamknięta i rozmowa zeszła na

luźne tematy, bo Han opowiadał właśnie dowcip:

- Wookie i Ewok wchodzą do kantyny i... Dash klepnął go w ramię.

- Ta-a, znam to - stwierdził beznamiętnie. - Puenta brzmi: ≪Mowiłem do

Wookiego".

Siedząca przy barze Wookie odrzuciła głowę do tyłu i wydała z siebie dźwięk

przypominający metaliczny jęk. Advozse podrapał się po głowie i spytał: ~ Że co?

Jak to? Nie łapię.

- Czas nagli - oświadczył Dash. - Mamy pewne... sprawy do załatwienia.

- Halo, kolego - burknął Solo. - Jeśli ten interes nie popłaCa nie wchodzę w to.

- A za co ona ci płaci, nerfi możdżku? - odgryzł się Rendar.

- Probuję sobie tylko dorobić na boku. Masz z tym problem?

- Niekoniecznie - odparł Dash. W tej samej chwili zadźwięczał jego komunikator.

- Za chwilę wrocę. Nigdzie się nie ruszaj. - Przeszedł na koniec długiego,

lśniącego czarnego blatu i odebrał.

Kiedy Javul wyszła z odświeżacza, okazało się, że D'Vox przygotował dla nich

drinki. Obrzuciła krytycznym spojrzeniem szklankę bursztynowego płynu, ktorąjej

podał.

- Co to?

- Ambrostyn - odpowiedział Arno. - Mocny i słodki, całkiem jak ty.

Ambrostyn, jęknęła w duchu. Mocny, słodki i szybko mąci w głowie. Słyszała o tym

trunku od Dary - usuwał wszelkie zahamowania, a ona nie mogła sobie na to

pozwolić. Nie w takiej chwili. I nie chodziło nawet o dyskomfort sytuacji, w

jakiej mogła się przez to znaleźć, tylko o prawdopodobieństwo, że wymknie się

jej coś na temat powiązań z Rebelią.

Z ociąganiem, ostrożnie wzięła od niego szklankę. Za chwilę - a przynajmniej

taką miała nadzieję - Dash powinien się z nią skontaktować i poinformować, że

mają problem z modułem holoemitera, więc musi rzucić na to okiem, i to teraz

albo zaburzy im to cały grafik i nigdy nie uda im się zorganizować wszystkiego

Strona 101

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

na czas.

Uśmiechnęła się do D'Voksa, ktory właśnie zaproponował toast.

- Za nasz... - zaczęła.

- Wzajemny podziw - dokończył.

Nie mając innego wyjścia, podniosła szklankę do ust i upiła łyk. Ambrostyn

smakował jak ognisty miod. Przytrzymała napoj w ustach tak długo, jak mogła,

udając, że napawa się aromatem, a potem połknęła. Poczuła, że pali ją przełyk, a

potem żołądek, ale uczucie nie było nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie.

- Może usiądziesz? - zaproponował D'Vox; położył jej dłoń na ramieniu i popchnął

ją delikatnie w stronę pluszowej kanapy, z ktorej rozciągał się doskonały widok

na dwa moduły zbiornikow z paliwem.

Cholerny Rendar! - zaklęła w myśli Javul. Gdzie on się podziewa?

Zrobiła krok w stronę kanapy i z zaskoczeniem odkryła, że od ambrostynu już

kręci jej się w głowie. A może była to wina tych karkolonych feromonowych

perfum? Poruszała się powoli, z wyrachowaną gracją zmuszając D'Voksa do

śledzenia jej ruchow. Wyraz jego oczu byłby dla niej miłym widokiem w innych

okolicznościach... i u innej osoby. W tej chwili był po prostu przerażający i

odrażający.

Usiadła. On także.

I wtedy zadzwonił kurant u drzwi.

Javul prawie podskoczyła. Czyżby Dash postanowił zjawić się po nią osobiście?

Miała nadzieję, że nie. Chociaż był sprytny, wątpiła, żeby natchnęło go to do

działania. W istocie jedną z rzeczy, ktore tak bardzo jej się w nim podobały,

była łatwość, z jaką dawał się ponosić emocjom.

D'Vox wstał, klnąc pod nosem, i ruszył do drzwi.

- Proszę!-zawołał.

Za drzwiami nie stał jednak Dash, tylko szef bezpieczeństwa Rishyk. Jego twarz,

i tak już odpychającą zniekształcał groteskowy wręcz grymas wściekłości.

- Czy to pan dał rozkaz połączenia tych cholernych pierścieni? - chciał się

dowiedzieć, zanim jeszcze D'Vox zdążył spytać go o cel wizyty.

- Oczywiście, że ja - odwarknął dowodca. - Kto inny miałby

go wydać?

- Czy zdaje pan sobie sprawę, ile portow paliwowych odetniemy w ten sposob? Czy

wie pan, że w tej chwili na niskiej orbicie oczekują na tankowanie trzy

imperialne zbiornikowce?

Ze swojego miejsca na kanapie Javul widziała, jak kark D'Voksa przybiera

stopniowo ciemnoburaczkowy kolor.

- To ja zajmuję się sprawami związanymi z działaniem stacji! - wybuchnął

dowodca. - i nie ma to nic wspolnego z twoimi kompetencjami!

- Jasne, że nie ma! - odciął się Rishyk. - Przekonasz się o tym kiedy Imperialcy

się wściekną i zaczną węszyć wokoł, wtykając wszędzie swoje nosy!

Javul wstała gwałtownie i odwrociła się w stronę mężczyzn.

- Może... - Na widok spojrzenia, ktorym spiorunował ją Rishyk, zrobiło jej się

nagle zimno. - Może... zostawię was samych żebyście mogli porozmawiać w spokoju

- dokończyła i ruszyła do drzwi, żałując, że musi przy okazji przejść koło

Rishyka.

- Javul - D'Vox wyciągnął w jej stronę dłoń - zostań, proszę. To zajmie tylko

chwilę.

- Jak cholera! - parsknął Rishyk. - Czy ona ma coś wspolnego z tym idiotycznym

manewrem?

- A jeśli nawet, to co? - odgryzł się D'Vox. - Przypominam ci, że to ja jestem

dowodcą tej placowki, Rishyk. I sugeruję, żebyś w przyszłości o tym pamiętał.

Javul zatrzymała się w przejściu i odczekała chwilę, a potem zaczęła się żegnać.

- Daj mi proszę znać, gdyby okazało się, że zmiana konfiguracji modułow będzie

niemożliwa. - Zmierzyła Rishyka od stop do głow lodowatym spojrzeniem. -

Zrozumiem, jeśli okaże się to poza waszymi możliwościami. - Wyszła, mając

nadzieję, że podbechtała ambicję D'Voksa wystarczająco, żeby uparł się przy

rekonfiguracji dla samego udowodnienia jej, że jest inaczej. Nie miało to już co

prawda znaczenia dla misji przechwycenia ładunku, ale może dzięki temu przy

okazji będą mogli przeparkować „Sokoła Millenium".

Skręciła za rog, a kiedy była już bezpieczna w swoim apartamencie, oparła się,

skołowana, o ścianę. Dosłownie sekundę poźniej zadzwonił jej komunikator.

- Trochę się spoźniłeś - poinformowała Dasha z przekąsem.

- Co takiego? Co masz na myśli, mowiąc, że się spoźniłem? - spytał zbity z tropu

Dash. - Nie chcesz chyba powiedzieć, że... - Nagle pomieszczenie wydało mu się

nieznośnie duszne i ciasne.

- Chcę powiedzieć, że musiałam skorzystać z innej wymowki, żeby się wymknąć -

wyjaśniła mu Charn. - Idę o zakład, że D'Vox i Rishyk krążą właśnie wokoł siebie

Strona 102

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

jak para żądnych krwi rankorow, wykłocając się o przeniesienie modułow.

Dash poczuł obezwładniającą ulgę.

- Zdaniem Rishyka to pewnie zły pomysł, co nie?

- Ha! Żeby tylko! Wpadł do środka, warcząc i chrząkając niczym wściekły

dzikowilk. Przypuszczam jednak, że D'Vox przeforsuje ten pomysł, bo uraziłam

jego rozbuchane ego. Mam też nadzieję, że dzięki temu będziemy mieli wymowkę,

żeby przestawić „Sokoła" do innego doku.

- A jeśli tak się nie stanie? - spytał markotnie Rendar.

- Liczę na pana, kapitanie Rendar. - Oczami duszy widział, jak mowiąc to, się

uśmiecha.

Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.

- Hm, no coż, ja liczę na Hana - mruknął. Rozłączył się i wrocił do baru, przy

ktorym Solo wciąż przerzucał się dowcipami z samicą rasy Wookie i jej partnerem:

- A wtedy on mowi do Baragwina: „Hej, co to za mina?"

Tym razem Advozse zaśmiał się tak histerycznie, że prawie

zakrztusił się swoim drinkiem. Dash przyszedł mu z pomocą i przez kilka sekund

klepał go po plecach; wreszcie zagadnął:

- No to, kapitanie, co robimy z naszym interesem? Jak się do tego zabierzemy?

Han spojrzał na niego nieprzytomnie.

- Do czego niby?

- Na wypadek gdyby pan nie zauważył, kapitanie, wokoł jest pełno Imperialnych. W

najlepszym interesie naszego klienta będzie zachowanie najwyższej ostrożności.

Wookie powiedziała coś w shyriiwooku, na co Han odpowiedział:

- Oczywiście, że jestem dyskretny. Zawsze jestem dyskretny. Masz jakiś pomysł? -

zapytał Dasha.

ROZDZIAŁ 24

Javul nie miała pojęcia, czy D'Vox wygrał słowną utarczkę z Rishykiem, czy może

użył argumentu władzy, ale skończyło Się na tym, że cztery skupiska ogromnych

zbiornikow połączono jednak razem. Mel i Nik zajęli się nadzorowaniem

rozstawiania sprzętu holograficznego i scenografii, tymczasem Han i jego załoga

zaczęli przygotowania do lotu „Sokołem" na moduł 4B, gdzie ich klienci mieli

zarezerwować część schowka numer dziewiętnaście na ich przesyłkę.

- Nie musicie przestawiać statku - upierał się D'Vox, kiedy Dash poinformował go

o ich planach. - Tam, gdzie dokuje, jest całkowicie bezpieczny.

- Coż, tak, ale kapitan Solo jest... nieco przewrażliwiony na punkcie swojego

statku. Poza tym mamy nieco sprzętu do rozładowania...

- Czyżby? - spytał podejrzliwie D'Vox. - Czy to coś związanego z występem?

- Nie, właściwie to... interesy. Jak każdemu innemu najemnemu pilotowi,

kapitanowi Solo zdarza się czasem dostarczać przy okazji rożne towary. Tak się

składa, że ma ładunek przeznaczony dla kapitan Kyobuk i jej przyjaciela Sarsa

Tarąuhara.

- Ach, rozumiem.

Dash miał szczerą nadzieję, że dowodca nie rozumie.

- No właśnie. Dlatego podlecimy „Sokołem" do ich magazynu i dokonamy rozładunku.

D'Vox nie wydawał się specjalnie zainteresowany i Dash nie sądził, żeby to były

tylko pozory. Nawet jeśli Imperialni ostrzegli go, żeby miał ich na oku i

powstrzymał przed tym, co ewentualnie zamierzali, to raczej będzie się starał

zawrzeć z nimi umowę, żądając czegoś w zamian za przymknięcie oka. Na razie nic

na to nie wskazywało, i to był dobry znak.

Podczas gdy potężne moduły przejeżdżały na swoje nowe miejsca, „Sokoł Millenium"

opuścił swoj dok przy module centralnego węzła, kierując się do modułu 4B i

schowka numer dziewiętnaście. Kapitan Kyobuk, ktora udostępniła już magazyn,

czekała na nich w śluzie powietrznej.

Narobili dużo szumu wokoł rozładunku stosunkowo dużej skrzyni z towarem, ktory

Han sprzedał samicy rasy Wookie. Han i Leebo przenieśli ją na przod hangaru, w

okolice wewnętrznego portalu. Dash z ulgą powitał decyzję kapitan, ktora

nalegała, żeby wraz ze swoim partnerem sprawdzić skrzynię i jej zawartość na

miejscu. Podczas gdy Wookie i Advozse skupili się bez reszty na swoim pokazie,

Dash, Eaden i Leebo wyruszyli na poszukiwania tajemniczej skrzyni.

Znaleźli ją w niszy w pobliżu zewnętrznego włazu; była łatwo dostępna i

wyglądała całkiem zwyczajnie - wysokością dorownywała wzrostowi Dasha, ale była

dwa razy szersza i grubsza, wystarczająco duża, żeby w środku zmieściło się

dwoje ludzi. Albo trojka Sullustan. Kiedy przenosili ją ukradkiem na statek,

Dash zastanawiał się, czy ich ładunek nie jest przypadkiem... żywy.

- To cholerstwo jest strasznie ciężkie! - zaczął narzekać, kiedy wstawili

skrzynię do jednego z tajnych schowkow pod podłogą „Sokoła". - Co tam może być?

- Mnie pytasz? - odpowiedział pytaniem Leebo. - Czyżbyś podejrzewał mnie o

rentgena w fotoreceptorach? Rany, powinienem chyba bardziej uważać. Kiedy mi go

Strona 103

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

zainstalowałeś?

- To było pytanie retoryczne. - Dash westchnął. - Zajmijcie się zamknięciem

schowkow. Ja pojdę sprawdzić, jak idzie Hanowi.

Kiedy wyszedł ze statku, Solo właśnie zderzał się czołem z Sarsem Tarąuharem w

tradycyjnym u Advozse geście przypieczętowania umowy. Tarąuhar, najwyraźniej

bardzo zadowolony z transakcji, włożył w ten ruch dużo serca.

Po załatwieniu formalności Han wrocił z Dashem na pokład „Sokoła", sprawdziwszy

po drodze stan swojego konta. Rendar zauważył, że jego czoło zrobiło się

czerwone i wyglądało, jakby lada chwila miał na nim wyrosnąć potężny guz.

Uśmiechnął się pod nosem. Coż, natura nie wyposażyła Hana - jako człowieka - w

rog czołowy; na pewno wkrotce czeka go poważny bol głowy.

Czekali na pokładzie statku, obserwując majestatyczny taniec maszyn,

przemieszczających cztery potężne moduły tak, aby utworzyły jedną całość, a

potem wrocili do przypisanego im doku pod modułem 1A.

Dash odetchnął z ulgą: kolejny problem z głowy. Zastanawiał się, czy udałoby mu

się przekonać Javul, żeby odwołała przedstawienie i żeby opuścili stację

wcześniej. Zachodził też w głowę, czy ktoś przypadkiem nie ma ich na oku, czy

D'Vox wie, że interesuje się nimi Imperium, i myślał o całym mnostwie innych

rzeczy, ktore nie napawały go zbytnim optymizmem. Wreszcie uznał, że najwyższy

czas przestać się zastanawiać i pomoc Melowi przy dekoracjach.

Połączone w nową konfigurację zbiorniki tworzyły czworobok. Każdy ze zbiornikow

w grupie był skierowany na zewnątrz, dzięki czemu mieszkańcy wież mieli

znakomity widok na scenę. Do centrow poszczegolnych modułow zostały przyłączone

nowe platformy, z ktorych widzowie mogli także oglądać show. W samych wieżach

pomieszczenia konferencyjne, placowki rekreacyjne i restauracje swoje miejsca

siedzące udostępniły chętnym, a przedsiębiorczy właściciele luksusowych kwater

prywatnych przekształcili je w loże widokowe. Oczywiście zorganizowano też

sprzęt holotransmisyjny, za pośrednictwem ktorego widowisko miało być

przekazywane do pomieszczeń położonych w głębi budynkow.

Mel i Nik nadzorowali rozmieszczenie holoemiterow i napowietrznych elementow

dekoracji, podczas gdy Oto i jego zespoł droidow czuwali nad ich ustawieniem i

kalibracją. Dash oddelegował im do pomocy Leebo, licząc na to, że dzięki temu

organizacja pojdzie sprawniej.

- Poradzisz sobie z kalibracją? - zapytał uprzejmie Leeba Oto.

- Rany, ty durna puszko - obruszył się droid. - Potrafię skalibrować wszystko,

do czego dasz mi schematy!

Oto rozważał przez chwilę w milczeniu jego słowa.

- Ty także jesteś blaszakiem, LE-Bo2D9, prawda? - stwierdził wreszcie.

Leebo wydał z siebie zgrzytliwy szczęk, co skłoniło Dasha do interwencji.

- Prześlij mu po prostu dane następnego emitera, Oto - poprosił robota. - Możesz

potem poprawić kalibrację, jeżeli coś sknoci.

- Sknoci? - powtorzył Leebo z oburzeniem. - To mało prawdopodobne.

Otoga-222 zanurzył mechaniczny palec w porcie dostępu Leeba. Transmisja danych

przebiegła bez zakłoceń i w całkowitej ciszy; kiedy dobiegła końca, Oto

oznajmił:

- To dane dla następnych dwoch emiterow. Sprawdź, czy poradzisz sobie z ich

ustawieniem.

O dziwo, Leebo nie odgryzł się żadnym złośliwym komentarzem, całkiem jakby

postanowił uszanować dyplomatyczną interwencję Dasha. Zamiast tego skłonił głowę

i z ciekawością przyjrzał się jednemu z dwoch wspomnianych emiterow.

Dash pokręcił głową i wrocił do własnych spraw - czyli do przemierzania galerii

w poszukiwaniu potencjalnych zagrożeń, nic nie zauważył, ale to go wcale nie

uspokoiło.

- Denerwujesz się? - spytał Dash Javul, ktora czekała właśnie na sygnał do

wejścia na scenę.

- Tak - przyznała niepewnie. - Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Stali w przytulnej salce, ktorą D'Vox urządził dla artystki za sceną. W pobliżu

kręcili się członkowie jej zespołu - Dara Farlion z ekipą, specjaliści od

rekwizytow, Tereez Dza'lar i inni garderobiani. Wszystkie elementy dekoracji

leżały albo wisiały w takim porządku, w jakim miały być wykorzystywane, po obu

stronach szerokiego wejścia, wychodzącego na przylegający do sali prywatny

balkon, na ktorym Mel rozłożył się ze swoją konsolą. Z tego miejsca mogł

nadzorować cały sprzęt towarzyszący imponującemu show - od holoemiterow po

liczne elementy scenografii.

Jej głowną część stanowiły lśniące, spiralne transpastalowe schody, wysokie na

sześć pięter, zawieszone w centrum czworoboku tworzonego przez moduły

zbiornikow. Ich widok zapierał dech w piersi - tworzyły rozmigotaną światłami,

iście koronkową przejrzystą konstrukcję, sprawiającą wrażenie, jakby wykonano ją

Strona 104

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

z wody i lodowych kryształow. Stojąc na niej, Javul miała wykonać większą część

swojego koncertu - dać popis śpiewu, tańca... i latania.

Dash przyglądał się jej krytycznie przez dłuższą chwilę; wreszcie pokręcił

sceptycznie głową.

- Hm, sama ta... rzecz przyprawia mnie o zawrot głowy.

- Masz na myśli spiralę? - sprecyzowała Javul. - Wierz mi, to akurat najmniejszy

powod do zmartwień. Bardziej niepokoją mnie... no wiesz, inne rzeczy.

- Chodzi ci o ładunek? - zgadł Rendar.

- Dokładnie - przytaknęła. - Każda sekunda dzieląca mnie od zakończenia trasy...

każdy kilometr między tym miejscem a przystankiem końcowym... mam wrażenie, że

ciągnie się jak wieczność. Niekończąca się podroż.

Dash żałował, że nie powiedziała „koniec kłopotow".

- Domyślam się, że jest za poźno na spakowanie gratow i...?

- Owszem. - Nie dała mu dokończyć, domyślając się, co ma na myśli. -

Zdecydowanie za poźno. - Odwrociła się i spojrzała mu w oczy; nosiła soczewki

wyposażone w zestaw miniaturowych holoemiterow, prawdziwe, malutkie dzieło

sztuki, ktore wydawały się wirować niczym nieustannie obracające się koła. -

Musimy to zrobić, Dash. Tak jak zawsze. Tak jak zwykle. Wyjdę, zatańczę i

zaśpiewam, odegram swoje scenki, a potem się spakujemy i ruszymy dalej.

Coż, Rendar mogł się z nią nawet zgodzić... tylko że było jedno małe ale:

następnym przystankiem „Głębokiego Jądra" miała być Bacrana, „Sokoł Millenium"

zaś miał lecieć bezpośrednio na Alderaana. Dash miał szczerą nadzieję, że

Imperialni - o ile mieli ich na oku - polecą za „Jądrem". Jeśli jednak agenci

Imperium śledzili każdy ich krok, musieli się bardzo dobrze maskować, bo - jak

dotąd - nie zauważył nic podejrzanego. Leebo nie natrafił też na żadne ślady ich

działalności w zapisach łączności stacji - nawet w prywatnych dziennikach

D'Voksa i Rishyka. Zdaniem Dasha o niczym to nie świadczyło - no, może poza

faktem, że nie są oficjalnie przedmiotem żadnego imperialnego spisku ani

dochodzenia.

Może właśnie przez ten podejrzany skądinąd brak aktywności Imperium Dash

zapragnął się upewnić, że Han i „Sokoł" będą gotowe do startu w razie nagłej

potrzeby. Statek Solo dokował na sucho w swoim hangarze - w skrocie oznaczało to

tyle, że zaciski magnetyczne były zwolnione. Dzięki temu w razie konieczności

zdołają szybko odlecieć - ta stara sztuczka była bardzo popularna wśrod

przemytnikow.

Niestety, nie dawała im pewności, że stacji nie wyposażono w promienie

ściągające; jeśli tak było, przekonają się o tym na własnej skorze - w ostatniej

chwili.

- Już pora - oznajmiła Dara, wyrastając obok nich jak spod ziemi; na dźwięk jej

głosu Dash prawie podskoczył.

Javul posłała mu olśniewający uśmiech.

- Życz mi pomyślnych lotow - poprosiła i mrugnęła do niego.

Z całej siły starał się odegnać od siebie złe przeczucia, skręcające mu

wnętrzności - bezskutecznie; nachylił się więc do niej i ją pocałował.

- Pomyślnych lotow - mruknął i odprowadził ją wzrokiem na balkon, z ktorego

spłynęła na krystaliczną spiralę schodow, podziwiana przez tysiące fanow

zgromadzonych w galeriach i na kładkach. Przyglądał się jej drobnej postaci,

podświetlonej kolorowymi reflektorami, prześlizgującymi się w gorę i w doł

strzelistych wież.

Kiedy ją całował, wyczuł jej strach - drżące wargi, urywany oddech. Wiedział

jednak, że to nie jego obecność przyprawia ją o drżenie; dziś wieczorem Javul

Charn miała prawo obawiać się poważniejszych problemow niż powodzenie występu.

Wziął głęboki oddech i rozejrzał się w poszukiwaniu Eadena. Nautolanin stał nad

Melem, przyglądając się, jak Korelianin aktywuje sekwencję do uruchomienia

modułu sztucznej inteligencji, ktory miał zawiadywać występem. Rendar podszedł

do nich, nie spuszczając oka z Javul, ktora właśnie zstępowała z balkonu w

przestrzeń, aktywując uprząż antygrawitacyjną

W chwili, kiedy jej stopy opuściły rusztowanie, Dash zamarł w napięciu; minęła

dobra chwila, zanim się zrelaksował. Uprząż działała. Uff. Przynajmniej na

razie...

Wsłuchał się w jej śpiew, kiedy zaczęła wykonywać swoj pierwszy utwor - nieco

pretensjonalny numer o samotnym farmerze wilgoci. Jej czysty, rozedrgany sopran

wydawał się dochodzić zewsząd naraz, gdy zawodziła: „Moje jałowe życie na

Tatooine..."

Tłum zgromadzony na kładkach i balkonach natychmiast podchwycił melodię znanego

utworu i odpowiedział gromkim aplauzem.

Dash przycisnął dłoń do brzucha i pomyślał smętnie, że chyba po raz pierwszy w

życiu obawia się nabawienia wrzodow żołądka. Jak przez ścianę słyszał śmiech

Strona 105

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Mela; kiedy się na niego obejrzał, spostrzegł, że Yanus szczerzy się do niego w

krzywym uśmieszku.

- Ciebie też dopadło, co? - spytał frachtmistrz, wskazując własny brzuch.

- Chyba działa na wszystkich tak samo - mruknął Rendar.

- Na wszystkich, ktorzy się o nią troszczą - uściślił Mel. - Dlatego chciałbym

ci podziękować. Za to, że się nią opiekujesz.

Dash wzruszył ramionami.

- Praca jak każda inna. A teraz, jeśli mam się na coś naszej diwie przydać,

lepiej przejdziemy się z Eadenem na zewnątrz, żeby mieć na wszystko oko.

Będziesz potrzebował do czegoś Leeba? Jeśli nie, znajdę mu zajęcie.

- Hej, to twoj droid. Bierz go, jasne. Właściwie to możesz także zgarnąć Ota.

Dzięki temu będziemy mieli człowieka albo droida przy każdym z modułow.

- Przydałoby się więcej - skwitował Dash.

- Przykro mi, ale nie mamy już nikogo... komu moglibyśmy zaufać.

Wśrod powodzi świateł i dźwiękow Dash i Eaden odszukali roboty i opuścili obszar

chroniony polem siłowym, ktore Rishyk przy akompaniamencie utyskiwań łaskawie

wzniosł na rozkaz D'Voksa wokoł kulis. Na zewnątrz Rendar upewnił się, że każda

osoba z jego zespołu ma specjalny kod (ktory dostarczył im rownie niechętnie

Rishyk); dzięki niemu mogli patrolować kładki z ograniczonym dostępem położone

na przedzie widowni. Kiedy wszyscy potwierdzili kody, wjechali windą

grawitacyjną na najwyższą platformę i się rozdzielili.

- Ja wezmę głowny moduł - zarządził Dash. - Eaden, zajmij się 2A, Leebo 5C, a

Oto 3C. Będziemy schodzić z najwyższego poziomu do najniższego, a następnie z

powrotem. Zrozumiano?

- Tak jest - potwierdził Oto.

- Jasne, szefie - zawtorował mu Leebo. - Będę się rozglądał za rozwścieczonymi

Anomidami. To nie może być specjalnie trudne.

Dash i Eaden zaczekali, aż droidy odejdą zająć się swoimi modułami.

- A więc co ci tam mowi twoje przeczucie? - spytał Dash Nautolanina, modląc się

w duchu o pomyślne wieści. Niestety, czekało go rozczarowanie.

- Niezbyt dobrze daję sobie radę w otoczeniu tylu istot żywych, tak bardzo

skupionych i stłoczonych na tak małej powierzchni.

- Czyli... to twoje hokus-pokus z Mocą tu nie działa?

- To nie jest żadne hokus-pokus z Mocą - zaprotestował Eaden. - Tylko wrażliwość

na Moc i inne... indywidualne energie. I nie chodzi o to, że nie działa; ta więź

jest w takim miejscu po prostu... przeładowana, dlatego trudniej mi odczytać

poszczegolne impulsy.

- No coż, w takim razie życzę ci miłego sortowania. Daj mi znać, jeśli wyczujesz

jakieś mordercze zamiary żywione przez kogoś innego niż Rishyk, dobra?

- Wątpię, żeby ktoryś z widzow miał mordercze zamiary, ale część publiczności to

na pewno chłodne, niewzruszone typy.

Dash spojrzał bystro na przyjaciela. Czyżby Eaden coś sugerował? Jeśli nawet, to

wyraz jego twarzy niczego nie zdradzał - był tak samo nieprzenikniony jak

zawsze.

- Świetnie, w takim razie miej macki wyczulone także na chłodne i niewzruszone

typy.

- Tak też zrobię. - Eaden skinął mu głową i ruszył w stronę swojego modułu.

Dash patrolował swoją platformę niespiesznie i dokładnie. Galerie widokowe miały

po jakieś dziesięć metrow szerokości, dzięki czemu mieściły całkiem sporą liczbę

widzow. Ruszył wzdłuż przedniego krańca, korzystając z wąskiej kładki

bezpieczeństwa położonej tuż pod głowną platformą aby omijać grupy ciasno

stłoczonych widzow. Na szczęście w regularnych odstępach prowadziły z niej

bramki do częściowo zamkniętej przestrzeni. Na nieszczęście jednak, kiedy był

zmuszony ich używać, właśnie ktoś chciał się za nim przecisnąć, jednak

przepraszający uśmiech i błyśnięcie identyfikatorem, ktory dostarczyła mu Javul,

informującym, że jest on oficjalnie szefem jej ochrony, wystarczyły, żeby

uniknąć szarpaniny.

Kiedy skończył obchod najwyższego poziomu, przed zejściem na następny zatrzymał

się, żeby namierzyć Eadena. Nie było to trudne, bo w tłumie widzow Nautolanin

był jedną z nielicznych istot poruszających się z determinacją w tym samym

kierunku co on, a poza tym trudno go było przeoczyć - jego wzrost i

charakterystyczny odcień bladej skory rzucały się w oczy nawet w tym ścisku.

Kiedy Vrill dotarł do platformy z windą na końcu platformy, zatrzymał się, żeby

nawiązać z Rendarem kontakt wzrokowy.

Potrząsnął lekko głową a Dash odpowiedział mu tym samym i zaczął schodzić na

następny poziom, po drodze sięgając po komunikator, żeby skontaktować się z

Leebem i Otem. Kiedy droidy Potwierdziły, że one także nie natrafiły na nic

podejrzanego, zabrał Się do patrolowania szerokiej galerii, zerkając co jakiś

Strona 106

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

czas na

scenę. Z centrum modułu patrzył na niego gigantyczny holowizerunek Javul,

śpiewającej tęskną pieśń o utraconej miłości. Tłum umilkł, chłonąc w milczeniu

każdą nutę, co było bardzo korzystne dla Dasha i reszty jego prowizorycznego

patrolu.

Gdy Rendar był w połowie drogi, na froncie modułu 1 A, przysunął się do

barierki. Javul zaczęła właśnie swoj napowietrzny taniec, korzystając z

transpastalowej spirali. Sprawdził moduł po lewej i przy okazji namierzył Leeba,

przeciskającego się przez tłum na własnej galerii i rozglądającego czujnie wśrod

widzow. Spojrzał w prawo - Oto schodził akurat kładką bezpieczeństwa; po

przeciwnej stronie modułu Dasha Eaden właśnie wynurzał się zza holowizerunku

Javul.

Nagle zatrzymał się i podniosł głowę, a jego macki drgnęły nieznacznie.

Ten widok przyprawił Dasha o lekki atak paniki, ktora się pogłębiła, kiedy Eaden

spojrzał w lewo i zastygł w bezruchu.

Przemytnik starał się wypatrzyć źrodło niepokoju Nautolanina, skanując tłum

zgromadzony na drugiej platformie naprzeciwko modułu 3C. Na odległym krańcu

kładki osłona szybu windy rzucała na ścianę modułu głęboki cień, w ktorym

najwyraźniej ktoś stał - a było to dziwne, zważywszy, że kto żyw pchał się do

przodu, byle bliżej barierki, aby mieć lepszy widok na holograficzny wizerunek

Javul Charn.

Eaden wreszcie ruszył się z miejsca i zaczął się przeciskać pospiesznie w stronę

modułu 3C. Niemal w tej samej chwili Javul zakończyła swoj popis taneczny, a

publiczność nagrodziła ją gromkimi oklaskami i ogłuszającym chorem pełnych

uznania okrzykow. Dash został niemal wypchnięty za barierkę platformy, na kratkę

kładki bezpieczeństwa. Gnany strumieniem czystej, palącej adrenaliny, szybko się

pozbierał i zaczął przeciskać w stronę prawego końca platformy, jednak okazało

się to trudniejsze, niż się spodziewał.

- Hej, ty cholerny debilu! - warknął do niego Zabrak, obok ktorego Dash probował

przejść. - Probuję oglądać występ!

- Ochrona - burknął Rendar. - Muszę przejść.

- Ochrona, jasna cholera! Zaraz ci dam ochronę!

Dash usunął się z toru pięści Zabraka i pokonał kilka metrow zgięty wpoł. Kiedy

się wyprostował, zlustrował wzrokiem cień przy następnym module. Nikogo tam nie

było. Ten, kogo spostrzegł Eaden i kto stał tam wcześniej, zniknął.

Ruszył naprzod; w tej samej chwili zaczął się następny numer , powietrze

przeszyła donośna, rytmiczna muzyka, punktowana dźwiękami perkusji, przy ktorej

tłum zaczął zbiorowo podrygiwać i klaskać. Holograficzna Javul rozpoczęła nowy

żywiołowy taniec, wijąc się wokoł spiralnych schodow.

Dash przedarł się do barierki, chcąc się przedostać na kładkę bezpieczeństwa.

Gdy podniosł wzrok na platformę po przeciwnej stronie, zobaczył przeciskającego

się przez tłum Eadena, roztrącającego bez ceregieli stojących mu na drodze

widzow. Spojrzenie miał utkwione w moduł 3C. Dash zawahał się, wytężając wzrok,

żeby sprawdzić, na co patrzy Nautolanin. Tym razem zobaczył: przez tłum w stronę

barierki przeciskał się potężnie zbudowany Anomid; zbliżał się właśnie do

pozycji zajmowanej przez Ota na kładce bezpieczeństwa pod balkonem.

Dash sięgnął po komunikator i wywołał droida.

- Oto! Edge jest tutaj! Na platformie nad tobą!

Droid zwolnił kroku.

- Nade mną?

- Tak, do jasnej cholery! Dokładnie tak, tuż nad tobą! - Dotarł do wejścia na

swoją kładkę i wpisał kod dostępu.

- Dziękuję, proszę pana. - Patrolujący sektor 3C Oto zatrzymał się i podniosł

chwytak do panelu przy własnej furtce.

- Oto, zaczekaj! - krzyknął do głośnika Dash. - Czekaj...!

Furtka otworzyła się dokładnie w chwili, kiedy dotarł do niej

Edge. Anomid bez wahania zszedł na kładkę; na jego widok Oto cofnął się o krok i

opuścił podniesione do panelu kontrolnego ramię. Furtka się zamknęła, a robot

stał bez ruchu w czymś na kształt mechanicznego stuporu, obserwując, jak Edge

odpina od pasa sporą wyrzutnię strzałek i celuje nią w holograficzną Javul,

całkiem jakby widział w sercu projekcji prawdziwą kobietę.

Dash przeskoczył przez barierkę galerii na kładkę bezpieczeństwa, jeszcze w

locie wyciągając blaster. Kiedy jego buty szczęknęły o durastalową kratkę

podłogi, stracił rownowagę i zaklął cicho; między nim a chmurami w dole nie było

praktycznie nic i ten widok napełniał go dziwnym lękiem. Nie miał czasu, żeby

dokładnie celować. Posłał w stronę Anomida desperacki strzał,

nagle wdzięczny za brak odrzutu. Salwa z miotacza pociskow mogłaby go strącić z

kładki.

Strona 107

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Chybił, ale atak wytrącił zabojcę z rownowagi - Anomid zawahał się, zanim

wystrzelił strzałkę, ktora poszybowała przez otwartą przestrzeń i zniknęła w

hologramie.

Sekundę poźniej na holograficznej twarzy Javul pojawił się strach. Gwiazda

przerwała taniec w poł ruchu i krzyknęła; okrzyk zwielokrotniony przez

skomplikowany system wzmacniaczy, boleśnie ugodził w każdy nerw w ciele Dasha.

Rendar pobiegł kładką starając się nie zwracać uwagi na zaniepokojonych widzow.

Na pewno będą się zastanawiać, czy to część show - jakiś dramatyczny przerywnik,

a może coś poszło nie tak?

Mel na pewno od razu się zorientuje, co się dzieje, ale Dash nie miał pojęcia,

jak on może zareagować. Nie było czasu na wyjaśnianie wszystkiego przez

komunikator. Razem z Eadenem będą zmuszeni działać, nie licząc na wsparcie. Na

razie muszą dotrzeć do miejsca, w ktorym stał anomidzki zabojca. Dash pędził w

jego stronę, trzymając swoj DL-22 obiema rękami; probował nie zwracać uwagi na

mglistą pustkę w dole, skupiony bez reszty na groźnym przeciwniku. Miał

wrażenie, że od końca kładki dzieli go nieskończona odległość.

Edge pochylił zamaskowaną twarz ku Dashowi; jego dziwne, żołte oczy lśniły

złowrogo w połmroku. Przez ułamek sekundy przemytnik był pewien, że napastnik

wyceluje w niego, ale tego nie zrobił. Zasalutował mu tylko kpiąco, a potem

przerzucił jedną nogę przez barierkę kładki.

Co on, u licha, wyprawia? - zachodził w głowę Rendar.

Dopiero kiedy znalazł się w pobliżu końca własnej kładki, dotarło do niego, że z

wizerunkiem ogromnej Javul - czy raczej konstrukcją na ktorej stała artystka -

łączy go cienka, laminastalowa linka. Tamta strzałka nie miała zabić gwiazdy,

tylko umożliwić zabojcy dotarcie bliżej ofiary, skąd będzie ją mogł zaatakować

bezpośrednio. Dash przypomniał sobie słowa Eadena, ktorego zdaniem facet lubił

walkę na bliski dystans.

Z okrzykiem na ustach Dash pokonał ostatnie kilka metrow dzielące go od końca

kładki. Jego kroki na stalowym rusztowaniu dźwięczały niczym głuche uderzenia

dzwonu. Edge przerzucał już przez barierkę drugą nogę...

Niech to szlag! Nigdy mi się nie uda zdążyć na czas, pomyślał gorączkowo Dash.

Nagle, nie wiadomo skąd, nad kładką bezpieczeństwa wylądował Eaden, wydając

dziwny okrzyk, ktory napędziłby niezłego stracha nawet naprawdę największej

kreaturze. Od Edge'a dzieliło go teraz tylko kilka metrow. Anomid zawahał się

tylko przez chwilę, ale dla mistrza teras kasi było to wystarczająco długo.

Nautolanin rzucił się naprzod, złapał w locie kratownicę wieńczącą kładkę i

wyrzucił obie nogi przed siebie, celując w tułow Edge'a. Anomid poleciał na

barierkę, a jego wyrzutnia strzałek - ciężki miotacz Velocity-7 - upadła z

grzechotem na podłogę pomostu, uwięziona na lince zamocowanej w kryształowej

spirali.

Dash zaryzykował spojrzenie w tym kierunku. Holograficzna Javul koncentrowała

się na czymś, wpatrzona w daleki punkt, a jej ruchy sugerowały, że idzie w

kierunku tego... obiektu. Rendar domyślał się, że to strzałka. Ale po co ona to

robi? Dlaczego nie wykorzysta swojej uprzęży antygrawitacyjnej, żeby przenieść

się w bezpieczne miejsce?

Odwrocił się znow w stronę Eadena, ktory mierzył się teraz z Edge'em. Zatrzymał

się i podniosł blaster do strzału, modląc się o trafienie...

A wtedy Anomid sięgnął za plecy i wydobył cortosisową pałkę Morgukai. Jej

naelektryzowany koniec zalśnił niczym pochodnia, kiedy Edge rzucił ją w stronę

Nautolanina... po ktorym w tym miejscu nie było już śladu. Ułamek sekundy

wcześniej wskoczył z powrotem na szynę i zastygł w pozycji przypominającej

Śpiącego Krayta, w ktorej Dash widział go wcześniej medytującego. Tym razem

jednak w jego ruchach nie było nic ospałego ani podobnego do medytacji.

Opierając się na jednej ręce, Nautolanin obrocił tułow i nogi wokoł własnej osi

i obiema nogami kopnął w szczękę przeciwnika, odpychając go w stronę krańca

kładki.

Edge upadł, a Eaden wylądował lekko obok i odkopał cortosisową pałkę na bok.

Zabojca sprobował chwycić go za nogę, ale znow zbyt wolno - jego palce zacisnęły

się na powietrzu, bo Eaden błyskawicznie wykonał salto w tył i wylądował pewnie

tuż obok miotacza strzałek. Sięgnął po broń, ale Edge był już na

nogach i pędził w jego stronę z przypominającym szpon kerestiańskim ostrzem w

zaciśniętej pięści.

Nie mając czystej linii strzału, Dash ruszył naprzod, obliczając dystans, jaki

przyjdzie mu pokonać, żeby dotrzeć do następnej kładki.

Eaden przykucnął, a zanim Rendar dotarł do końca pomostu, Nautolanin wyskoczył

do gory, chwycił się kraty nad głową i kopnął Anomida w zamaskowaną twarz.

Trzydziestocentymetrowe, zakrzywione zatrute ostrze przeleciało pod jego nogami,

nie robiąc mu najmniejszej krzywdy. Eaden zeskoczył płynnym ruchem na kładkę,

Strona 108

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

chwycił Edge'a za nadgarstek i skręcił rękę.

Rozległ się chrzęst, ktory Dash usłyszał nawet poprzez hałas własnych krokow i

okrzyki tłumu, a potem Anomid stęknął głucho i wypuścił broń. Nautolanin szybko

po nią sięgnął i odrzucił ją daleko poza zasięg napastnika.

Tymczasem Dash dotarł do końca kładki i przeskoczył na sąsiednią. W rozbłysku

światła zobaczył, że Edge sięga wolną ręką po następną broń, ale Eaden

przewidział jego krok i zablokował mu rękę przedramieniem, a potem wykonał ruch,

ktorego Dash nie widział zbyt dobrze z miejsca, gdzie się znalazł - ale za to

bardzo dobrze rozpoznał słuchem: towarzyszył mu charakterystyczny dźwięk

solidnego kopniaka, a potem odgłos uderzenia czegoś twardego o metalową

kratownicę kładki. Kiedy Dash wylądował na kładce, anomidzki zabojca toczył się

jeszcze po kratownicy; zatrzymał się o kilka metrow od miejsca, w ktorym upadł.

Wstał szybko i zerknął na Ota, ktory nadal stał jak zaklęty na końcu kładki,

ledwie kilka centymetrow od niego. W tej samej chwili droid poruszył się i

zaczął iść w stronę Eadena, a Edge podążył za nim.

Zbity z tropu Dash zeskoczył z zadaszenia pomostu na kładkę, jakieś dwa metry za

plecami Eadena. Nautolanin nie powiedział ani słowa; wskazał tylko wyrzutnię

strzałek zwisającą za barierką.

No właśnie, uprzytomnił sobie Dash, gdyby tylko udało mu się odciąć tę drogę

ucieczki...

Ruszył w stronę broni z zamiarem przecięcia linki, ledwie jednak do niej dotarł,

wydarzyło się jednocześnie kilka rzeczy: Edge rzucił się na Eadena, ktory

skoczył mu na spotkanie, a Oto przemknął za Nautolanina, żeby usunąć się z

drogi. Dwaj wojownicy spotkali się w połowie drogi; impet zderzenia odrzucił

obydwu do tyłu. Anomid odbił się od barierki kładki, a Eaden zatoczył się na

Ota, potem zaś opadł ciężko na kratownicę.

Wylądował na plecach, zamiast jednak skoczyć znow saltem na rowne nogi, co Dash

widział w jego wykonaniu wiele razy, zachłysnął się i skręcił z bolu, jakby

złapał go nagły atak jakiejś dziwnej choroby.

Dash wyrzucił miotacz strzałek za barierkę i przykucnął u boku przyjaciela.

Kiedy pomacał ręką jego plecy, natrafił na twardą zimną rękojeść kerestiańskiego

ostrza, mokrego od krwi Eadena. Nagle zrobiło mu się zimno. Podniosł wzrok na

Ota.

- Pomoż mu, ty kriffolony blaszany kuble!

Ledwie zdążył to powiedzieć, kątem oka złowił jakiś ruch. Kiedy spojrzał w tę

stronę, spostrzegł stojącego na drugim końcu kładki Edge'a, ktory trzymał drugą

wyrzutnię strzałek. Dash sięgnął po swoj pistolet, ale Anomid nie zwracał na

niego uwagi. Podciągnął się na barierkę, przerzucił nogi na drugą stronę i

wystrzelił w hologram Javul Charn drugą kotwiczkę. Dash wycelował w niego i

strzelił, ale zabojcy już nie było - szybował w powietrzu, niesiony na

laminastalowej lince; wkrotce zniknął we wnętrzu hologramu.

Oto nie ruszył się z miejsca.

- Prosiłem, żebyś mu pomogł - warknął Dash. Zaciskając zęby, ciągnął ostrożnie

zakrzywione ostrze z plecow Eadena. Wiedział, że jest już za poźno. Kiedy

patrzył przyjacielowi w oczy, droid wreszcie ruszył się z miejsca. Ciemne

źrenice Eadena przepełniał niewyobrażalny bol.

- Javul... - wychrypiał, ledwie poruszając ustami.

- Tak, ale ty... - zaczął Dash.

Eaden pokręcił słabo głową

- Zostaw mnie.

- Nie mogę...

Eaden podźwignął się na jednym łokciu, a drugą ręką odepchnął Rendara.

- Idź!

Dash zawahał się, popatrując niepewnie na klęczącego przy Nautolaninie Ota.

Droid wyglądał na zakłopotanego.

- Nie mam oprogramowania medycznego...

Eaden dotknął ramienia Dasha.

- Już... - wychrypiał - martwy... - Dash musiał nadstawić ucha, żeby usłyszeć

jego szept.

- Tak mi... przykro - odpowiedział, ale Eaden już go chyba nie słyszał.

Zostawił przyjaciela w metalowych rękach Ota i podszedł do barierki.

Holograficzna Javul unosiła się nad widownią w pozycji obronnej z szeroko

otwartymi, lśniącymi oczami pełnymi lęku.

Dlaczego nie uciekła?

Może jej uprząż nie zadziałała i teraz jest uwięziona na spiralnych schodach? -

pomyślał Dash. W tej samej chwili holograficzny obraz zamigotał i zniknął,

ukazując przerażającą rzeczywistość: pośrodku modułu wielka kryształowa spirala,

podwieszona na rusztowaniu, zachwiała się pod ciężarem skoku Edge'a. Zabojca

Strona 109

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

złapał się jednego z podtrzymujących ją w dole kabli, probując znaleźć lepsze

oparcie dla stop. Jakieś siedem albo osiem metrow nad nim Javul wspięła się już

prawie na samą gorę, ale Dash wiedział, że kiedy dziewczyna tam dotrze, nie

będzie miała dokąd uciec.

Zaklął pod nosem i sprobował namacać pod spodem pierwszą wyrzutnię. Na pewno

gdzieś tam była, ale nie widział jej. Odległość między nim a spiralą wciąż się

zmniejszała. Podciągnął się na barierkę. Spirala była teraz przechylona w jego

stronę, ale zaczekał, aż ruch wychylny dobiegnie końca - może wtedy zdoła do

niej dosięgnąć...

Nie, nie uda mu się to, ocenił. A może jednak?

Musi się udać; nie ma innego wyjścia.

Sprobował wyrzucić z umysłu wszystkie myśli i skupić się bez reszty na lśniącej

kryształowej wieży. Okrzyki i wrzawa publiczności, zapach strachu, wywołane

paniką wibracje, od ktorych drgała konstrukcja pod nim - wszystko zniknęło,

zastąpione hipnotycznym ruchem spiralnych schodow. Kiedy osiągnęły stan

najdalszego wychylenia i zaczęły wracać, Dash jak przez mgłę spostrzegł Javul,

wspinającą się powoli na szczyt konstrukcji, i podążającego za nią Edge'a.

Napiął mięśnie, a przed oczami zamajaczyły mu punkciki światła.

Teraz widział tylko lśniące wahadło, płynące w jego stronę - tuż nad niego,

zwalniające...

Skoczył.

Stopami dosięgnął twardej powierzchni i wkrotce kucał już na wąskiej wewnętrznej

krawędzi przejrzystego rusztowania. Gwałtownie rzucił się naprzod, desperacko

szukając czegoś, czego mogłby się chwycić.

Na szczęście transpastal nie była tak śliska, na jaką wyglądała. Dosięgnął

głownego wspornika spirali obiema rękami i podciągnął się do pionu. Pod jego

uderzeniem schody nabrały jeszcze większego pędu - kiedy rozejrzał się wokoł, by

się rozeznać w sytuacji, czuł wiatr na twarzy. Był teraz między Javul a Edge'em,

ale bliżej napastnika niż jego ofiary.

Przytrzymał mocniej trzon schodow i sięgnął po blaster, zerkając w doł, poprzez

przejrzyste wsporniki i koronkowe stopnie, probując zobaczyć, co robi Anomid.

Zabojca miał w ręku broń, ale Dash nie widział dokładnie jaką. W każdym razie

coś małego. Dopiero kiedy Edge odchylił się w tył i zgiął ramię, dotarło do

niego, że Anomid trzyma jedno z ostrzy do rzucania.

Wycelował i wystrzelił w stronę zabojcy.

Kryształowa spirala wyglądała wprawdzie delikatnie i krucho, ale w

rzeczywistości wcale taka nie była. Strzał odbił się i obsypał jego przeciwnika

deszczem stopionych kropli transpastali, co zaskoczyło nieprzygotowanego na taki

ruch Rendara. Edge nie zareagował; kiedy zabojca spojrzał w gorę i zobaczył go

wiszącego nad nim, do Dasha dotarło, że może tylko odwlec nieuchronne na kilka

sekund. Jak tylko transpastalowy deszcz ustał, Edge znow podniosł ramię... i

cisnął ostrzem.

ROZDZIAŁ 25

Dash patrzył, jak rodiańska broń go mija, i nawet obejrzał się za nią szybującą

łagodnym łukiem w gorę. Tuż nad nim Javul kontynuowała swoją wspinaczkę; nie

było szans, żeby zauważyła ostrze. Nie miało to jednak znaczenia, bo jeśli Dash

szybko czegoś nie zrobi, poczuje je, i to bardzo boleśnie - był tego pewien.

Podniosł pistolet do strzału i krzyknął:

- Javul! Kryj się!

Obejrzała się, zobaczyła broń w jego dłoni i zanurkowała pod stopień nad swoją

głową.

Dash namierzył ostrze, ktore właśnie zwalniało, osiągając najwyższy punkt lotu

około czterech metrow nad głową dziewczyny Szybko obliczył w myśli trajektorię

spadkową i ustawił cel na spodziewanym torze lotu. Nic wielkiego, pomyślał.

Łatwiejsze to niż strzelanie do wężonietoperzy na bagnistym księżycu Naboo.

Podczas strzelania do nietoperzy trzeba było odgadnąć, gdzie zamierzają zawisnąć

na ułamek sekundy, i wtedy...

Wystrzelił. Ostrze eksplodowało wśrod fontanny iskier, posyłając we wszystkich

kierunkach ostre odłamki. Poczuł, że coś ukłuło go w policzek i wyorało palącą

ścieżkę wzdłuż szyi. Prawe oko zapiekło go i zaczęło łzawić, ale zignorował bol

i obejrzał się na Edge'a.

Zaczerpnął z głośnym sykiem powietrza. Zabojca wykorzystał fakt, że Dash skupił

się na ostrzu, i był teraz znacznie bliżej - co najmniej o trzy metry. Kiedy

Dash mu się przyglądał, mrugając załzawionym okiem, Anomid sięgnął po zawieszone

u pasa następne ostrze.

Spirala była teraz bliska osiągnięcia centralnego punktu łuku. Dash szybko wziął

rękojeść blastera w zęby i zaczął się wspinać. Był już jakieś dwa metry wyżej,

kiedy nachylenie konstrukcji uniemożliwiło mu dalszą wspinaczkę. Chwycił się

Strona 110

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

stopnia nad sobą zaczepiając stopy o centralny rdzeń, żeby nie spaść, i wtedy

Edge cisnął w powietrze drugie ostrze.

Tym razem Javul zauważyła je i schowała się najlepiej jak mogła pod najbliższym

stopniem. Dash zauważył, że jedną ręką manipuluje przy zapięciu kurtki, i modlił

się, żeby to oznaczało, że ma broń. Niestety - Javul zdjęła tylko kurtkę i

rzuciła ją do gory. Czyżby probowała tej samej sztuczki, co wcześniej ze złotą

peleryną? Jeśli tak, to fatalnie - tym razem to nie mogło zadziałać.

Spojrzał znow w doł, na Edge'a. Zamaskowany humanoid znow podjął wspinaczkę,

zmniejszając dystans między sobą a Dashem z każdym ruchem szczupłego, bladego

ciała.

A niech to szlag!

Rendar wycelował i strzelił w jego stronę, powstrzymując na chwilę tę wędrowkę.

Ale ostrze...

Zerknął do gory, przeklinając swoje prawe oko, na ktore już prawie nic nie

widział. Javul wyrzuciła w gorę nie tylko kurtkę, ale także uprząż

antygrawitacyjną. Sprobował się skupić, boleśnie świadom, że brak refleksu i

chwila nieuwagi mogą stać się przyczyną niepowodzenia. Ostrze zmieniło lekko

kurs - leciało teraz prosto na kurtkę; przecięło ją gładko na poł, mijając Javul

zaledwie o kilka centymetrow i wracając wśrod opadających strzępkow materiału w

stronę swojego właściciela. Kiedy znalazło się obok Edge'a, ktory wyciągnął po

nie rękę, Dash wychylił się i znow wystrzelił w jego stronę. Strzał trafił w

schody tuż nad głową zamaskowanego przeciwnika, odłupując od nich pokaźną porcję

transpastali.

Edge wyrzucił w gorę rękę, żeby osłonić oczy... i wtedy ostrze uderzyło. Trafiło

go w prawe ramię, zraszając lśniącą krystaliczną powierzchnię kropelkami krwi, a

potem poszybowało dalej, w doł, na majaczącą w dali powierzchnię planetoidy. W

tłumie obserwującym widowisko zawrzało, a Dash wypuścił długo wstrzymywane

powietrze.

Gdzieś z boku ktoś wystrzelił z blastera - strzał trafił w chybotliwą

konstrukcję tuż nad głową Edge'a, co Rendar przywitał z niekłamaną radością.

Następny strzał doszedł jeszcze bliżej celu. Dash mocniej chwycił rękojeść

własnej broni i także wziął przeciwnika na cel... a wtedy wszystkie światła

zgasły, pogrążając scenę i widownię w kompletnych ciemnościach.

- O nie, tylko nie to - jęknął, ale i tak strzelił. Promień energii rozświetlił

na chwilę kryształową konstrukcję schodow; w jego blasku Dashowi mignęła postać

Edge'a, wspinającego się nieuchronnie w jego stronę. Jakby tego było mało,

tajemniczy strzelec znow podjął na ślepo ostrzał schodow. Dash spojrzał do gory,

żeby sprawdzić, czy uda mu się namierzyć Javul, i wydało mu się, że ten ktoś

strzela do drutow, na ktorych zawieszona była cała konstrukcja, ale teraz miał

inne zmartwienia. Pomimo łzawiącego oka widział Charn całkiem dobrze - lśniące

soczewki w jej oczach emitowały tęczę światła, czyniąc ją zdecydowanie zbyt

dobrym celem. Artystka chyba też zdała sobie z tego sprawę, bo ściągnęła z głowy

perukę i cisnęła ją w doł. Niestety, z soczewkami sprawa nie była już taka

prosta. Dzięki nim Edge mogł dobrze wycelować i na pewno nie zawaha się tego

zrobić. Dash widział, jak Anomid się zbliża, czepiając się sprawnie stopni

rusztowania i pokonując dzielący ich dystans; jego srebrzysty kombinezon lśni} w

odległych światłach stacji i majaczył na tle chmur skłębionej trującej atmosfery

planetoidy w dole. Jego uporczywe milczenie - pomimo niezaprzeczalnego wysiłku,

jaki musiała go kosztować wspinaczka po odniesieniu takich ran - dodawało całej

tej scenie

jeszcze więcej grozy.

Dash zaklął i wystrzelił w jego stronę, a potem jeszcze raz. Chwilę poźniej

poczuł, jak nad głową przelatuje mu strzał z widowni, prawie przysmażając mu

włosy.

- Hej, jestem tym dobrym! - zaprotestował, jakby ktoś mogł

go usłyszeć.

Sprobował schować broń do kabury, ale rozchybotane schody zadrżały nagle, jakby

w coś uderzyły. W ciemności, trzymając się kurczowo rdzenia konstrukcji, nie

trafił. Blaster wypadł mu z dłoni i poszybował w stronę planetoidy. Dash

podciągnął się wyżej, uczepił następnego stopnia i powtarzał teraz tę operację

raz po raz. Nie miał pojęcia, co zrobi, kiedy dotrze do Javul; wiedział tylko,

że musi przy niej być.

Wreszcie znalazł się tuż obok; otoczył ją ramieniem, probując ochronić

dziewczynę własnym ciałem.

- Zamknij oczy - polecił jej - i słuchaj uważnie.

Zrobiła, co jej kazał.

- Starają się nas strącić z tego cholerstwa - wyszeptał jej do ucha. -A przecież

jesteśmy niepokonani. Mam wciąż to. - Wyciągnął podręczny blaster, kieszonkowy

Strona 111

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Q2, i wcisnął go na chwilę Javul do ręki, żeby wiedziała, co to takiego.

Skinęła głową.

- Gdzie on jest? - spytała szeptem, ktory Dash ledwie dosłyszał poprzez świst

wiatru w rusztowaniu spirali.

- Jakieś trzy metry pod nami. - Żałował, że nie może kazać jej otworzyć oczu, bo

w świetle z holoemiterow w jej soczewkach mogłby zobaczyć dokładnie gdzie. Takie

rozwiązanie nie wchodziło w grę. O ile...

Spojrzał jej w twarz. W połmroku świateł stacji widział na niej skupienie i

napięcie.

- Posłuchaj mnie, Javul - szepnął. - Schyl głowę... lekko, o jakieś dwa

centymetry... O, tak. Kiedy powiem „teraz", otworz na chwilę oczy, wyświetl coś,

a potem zamknij je szybko, dobrze?

- Jestem odłączona od tablicy kontrolnej - zaprotestowała cicho. - Nie mam czego

wyświetlać...

- To nie musi być nic szczegolnego - zapewnił ją. - Potrzebuję tylko trochę

światła. - Nie powiedział jej, że widzi prawym okiem na tyle kiepsko, by nie

dostrzec nic oprocz blasku.

Mruknęła potwierdzająco.

Dash zerknął w doł, na postać zabojcy, ktory zbliżał się nieuchronnie.

- No, chodź, ty parszywy synu tairna! - zawołał do Edge'a. - Bliżej, bliżej!

Trzy metry pod nimi Anomid wyciągnął wibroostrze. Rendar widział sztych broni

jako rozmazany świetlny punkt i czuł w powietrzu lekkie wibracje.

Wiedział, że jego podręczny blaster na nic się nie zda, dopoki zabojca nie

dotrze do punktu, w ktory Javul miała skierować wzrok. Zanim to nastąpi, będzie

ich chronił tylko zakręt schodow.

Na wpoł ślepy, odliczał sekundy, obracając się powoli w powietrzu. Schody znow

podskoczyły. Co to było? Nie mogł sobie pozwolić na utratę koncentracji. Musiał

wszystko dokładnie zgrać w czasie.

Anomid minął zakręt schodow jakiś metr pod nimi.

- Teraz! - krzyknął Dash.

Javul otworzyła oczy i utkwiła holograficzne spojrzenie w miejscu, w ktorym

znajdował się Edge. Plamki światła padły na ciało zabojcy na poziomie jego

ramion, ale dziewczyna szybko podniosła odrobinę wzrok, tak że patrzyła mu teraz

prosto w oczy.

Dash wystrzelił. Salwa z Q2, ktora uderzyła w pierś zabojcy, została odbita

przez jego elastyczny pancerz, ale jej siła wytrąciła go z rownowagi. Rendar

znow strzelił - dokładnie w ten sam Punkt, co przed chwilą.

Edge był teraz tuż pod nimi. Zapierając się o schody nogami, odchylił się do

tyłu; w każdej dłoni trzymał po wibrooostrzu Javul otworzyła znow oczy i na

ułamek sekundy oślepiła Edge'a spojrzeniem, zanim opuścił broń.

Dashowi został jeden strzał z Q2. Wycelował, modląc się, żeby nie zadrżała mu

ręka...

Kiedy nacisnął spust, zabojca sięgnął do gory jedną ręką rzucając się naprzod.

Końcowka wibroostrza dosięgnęła do lufy blastera i wytrąciła go z dłoni Rendara,

a potem opadła w doł, zagłębiając się w cholewkę buta i łydkę pilota. Dash

krzyknął z bolu i wierzgnął dziko.

Tuż przed sobą widział zamaskowaną twarz o pałających oczach. Edge podniosł oba

wibroostrza i...

Dash był pewien, że wizg przecinający powietrze będzie ostatnią rzeczą, jaką

usłyszy. Przez ułamek sekundy wpatrywał się w bliźniacze ostrza jak

zahipnotyzowany, ale nagle ciało Anomida zachwiało się, uderzone z boku przez

jakiś ciężar. Po chwili konsternacji Dash rozpoznał potężną sylwetkę Nautolanina

i duże, ciemne, okrągłe oczy.

- Nigdy nie odwracaj się plecami do przeciwnika - wychrypiał Eaden, zaciskając

ramię dookoła szyi zabojcy. - Szczegolnie tego martwego. - Impet ataku wytrącił

Edge'a z rownowagi i obydwaj, razem z Eadenem, poszybowali w doł, w ciemność.

Javul zamknęła oczy i opadła bezwładnie w ramiona Dasha. Trwali tak przez jakiś

czas, huśtani na rozkołysanej konstrukcji spirali, aż wreszcie rusztowanie znow

zadrżało, przechyliło się gwałtownie i zatrzymało we właściwej pozycji,

unieruchomione przez liny.

- Już po wszystkim - wymamrotała Javul, ale Dash ledwie ją słyszał. Zdrowym

okiem wpatrywał się w szarą skłębioną warstwę chmur w dole, starając się znaleźć

obiekt, ktorym były splecione ciała Eadena Vrilla i zabojcy. Miał nadzieję, że

jego przyjaciel umarł, zanim spadł na ziemię.

ROZDZIAŁ 26

- To był płatny zabojca. Za ktore z was wyznaczono nagrodę?

W westybulu za sceną Arno D'Vox prowadził dochodzenie ze swoim szefem ochrony u

boku i kilkoma uzbrojonymi strażnikami strzegącymi drzwi, na ktore nerwowo

Strona 112

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

popatrywał Dash. Po opatrzeniu obrażeń - włącznie z założeniem prowizorycznego

opatrunku na oko Rendara - tylko odrobinę spokojniejsi siedzieli wraz z Javul na

ławce pod ścianą. W pobliżu drzwi balkonu stał Yanus Melikan, przyglądając się

smętnie zniszczeniom. Wszyscy inni zostali odesłani; „Głębokie Jądro" odleciało

podczas całego zamieszania z zamiarem lądowania na Bacranie.

Arno D'Vox i jego szef ochrony kipieli wściekłością - D'Vox pewnie głownie z

uwagi na fakt, że Rishyk przestrzegał go przed spełnianiem prośby Javul i

połączeniem modułow zbiornikow. Coż, ich wzburzenie było w pewnym stopniu

uzasadnione. Proby ich ekipy, aby doprowadzić do zatrzymania rozbujanych

schodow, poskutkowały zniszczeniem kilku platform stacji, a fasady wszystkich

elementow były osmalone ogniem z blastera.

D'Vox powtorzył pytanie.

Dash i Javul wymienili spojrzenia; wreszcie Rendar wymamrotał:

- Ją spytaj.

D'Vox podszedł do artystki i nachylił się nad nią, a Rishyk wciąż wpatrywał się

ponuro w Rendara, jakby odliczał sekundy do chwili, w ktorej będzie go mogł

rozerwać na strzępy. Dasha nie bardzo obchodziło, co sobie myśli Rishyk. Starał

się ze wszystkich sił powstrzymać i uporządkować targające nim emocje, z ktorych

żadnej nie miał ochoty poświęcać szczegolnej uwagi. Wściekłość, żal, strach...

gdyby D'Vox i Rishyk postanowili zatrzymać Javul, ich misja byłaby skończona, a

Eaden zginąłby wyłącznie dla zemsty. To wszystko brzmiało paskudnie.

Była taka chwila - może jakieś pięć minut temu - kiedy Dash sam by uznał, że

zemsta jest dobrym powodem do tego, żeby umrzeć. Czy w końcu on sam nie

zastanawiał się od czasu do czasu, jak by tu wywrzeć zemstę na Xizorze i Czarnym

Słońcu? Czy naprawdę było to bez znaczenia w procesie podejmowania decyzji

o towarzyszeniu Javul? Czy nie podobała mu się myśl, że będzie ją chronił przed

niesprawiedliwym prześladowaniem ze strony Czarnego Słońca? A kiedy się okazało,

że nie ma w tym żadnej pomyłki, czy nie ucieszył się w głębi duszy na myśl o

konfrontacji z vigiem przestępczej organizacji? Czy nie był zadowolony kiedy

okazało się, że Javul pomieszała szyki samemu Xizorowi?

Dash mogł spokojnie zginąć, dopełniając zemsty, a tymczasem spotkało to Eadena -

spokojnego, rozsądnego Eadena... Co Dash miałby mu do powiedzenia, gdyby jego

nautolański przyjaciel stanął teraz przed nim i spojrzał mu w oczy?

Pokręcił głową Ten statek już odleciał, pomyślał ponuro. Jedyną osobą z ktorą

mogł teraz roztrząsać zasadność zemsty, był on sam, a jego opinia brzmiała:

zemsta to gra o sumie stałej. Wszyscy przegrywają.

Zerknął na Javul, podziwiając, z jaką niewzruszoną miną dziewczyna wytrzymuje

nienawistne spojrzenie D'Voksa. Mogł sobie wmawiać, że Eaden zginął, żeby ją

ocalić, ale w głębi duszy wiedział, że udział w tej całej sprawie Javul był dla

Eadena tylko pretekstem, żeby żyć kilka minut dłużej i zabrać ze sobą Edge'a.

- No, moja droga Javul - warknął D'Vox, nie kryjąc gniewu. - Zadałem ci pytanie.

Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego doborowy zabojca chciał zdobyć nagrodę za twoją

śliczną głowkę?

- Książę Xizor - odparła bez zmrużenia oka Charn.

Dash gapił się na nią bezmyślnie. Co ona, u licha, wyprawia?

Tymczasem D'Vox wyprostował się i także wpatrywał w nią przez dobrą chwilę.

Wyglądało na to, że nie wie, o czym ona mowi.

- A co, do ciężkiej cholery, ma z tym wspolnego Xizor?

- Spytałeś, czemu ten zabojca probował mnie zabić, więc ci wyjaśniłam.

Dash poruszył się niespokojnie.

- Javul...

Rishyk podniosł trzymany w dłoni blaster i wycelował go w głowę Rendara.

- Zamknij dziob i daj jej skończyć.

- Coż - podjęła Charn. - Byłam zaręczona z jednym z vigow Xizora, facetem

nazwiskiem Kris, Hitch Kris. Może o nim słyszeliście...

- Tak, słyszałem o nim - przyznał niecierpliwie D'Vox - ale co to ma wspolnego

z...

- Właśnie do tego zmierzam. Miałam go poślubić i zerwałam zaręczyny. Probował

mnie zmusić, żebym do niego wrociła i... zrobił kilka głupich rzeczy, żeby

utrudnić mi realizację trasy, między innymi umieszczając na pokładzie mojego

statku nielegalne ładunki...

- Co ty wyprawiasz? - wszedł jej w słowo Dash. - Nie mieszaj w to Czarnego

Słońca!

Rishyk podszedł i uderzył go w twarz wierzchem uzbrojonej w blaster dłoni; siła

uderzenia sprawiła, że Dash upadł na podłogę.

- Kazałem ci się zamknąć! - warknął oficer.

Świetnie, teraz Dash miał twarz obitą symetrycznie. Javul siedziała jak na

szpilkach; wpatrywała się w niego gniewnie, wbijając palce w brzeg ławki tak

Strona 113

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

mocno, że zbielały jej knykcie.

- Czarne Słońce już jest w to zamieszane, Dash - wysyczała. - Tak jak Xizor. Po

samą szyję. - Przeniosła znow wzrok na D'Voksa, a Dash otarł krew z pękniętej

wargi. - Przemycali na pokładzie mojego statku towary - powtorzyła Javul. -

Zrobili ze mnie kuriera, dostarczającego ich tajną kontrabandę. Wreszcie

stwierdziłam, że mam już dość bycia jedyną osobą ktora nie czerpie z tej

sytuacji korzyści, i postanowiłam... wziąć sprawy w swoje ręce.

Dash przyglądał się jej z otwartymi ustami. Co takiego? O czym ta kobieta mowi?

Pojął, o co chodzi, kiedy wpatrzony w hologwiazdę D'Vox otworzył szerzej oczy;

malował się w nich teraz lęk pomieszany z szacunkiem.

- Okradłaś Czarne Słońce?

- Powiedzmy, że uszczknęłam kawałeczek z ich dobr. Xizorowi bardzo się to nie

spodobało. Zmusił Hitcha, żeby zapłacił za to z własnych przepastnych kieszeni.

A to... - Uśmiechnęła się pod nosem. - Coż, powiedzmy, że Hitch nie był z

takiego obrotu spraw specjalnie zadowolony.

- Ktory z nich wynajął Edge'a? - huknął Rishyk. Mowił do Javul, ale nie

spuszczał oczu z Dasha, całkiem jakby czekał, aż ten zrobi coś na tyle głupiego,

że będzie mogł znow go za to ukarać.

- Nie wiemy - wymamrotał Rendar. - Wiemy tylko, że kiedy nie powiodła się proba

zabicia Javul na Rodii, wściekli się i Wysadzili miejsce, w ktorym dawała

koncert.

No dobra, usprawiedliwił się w duchu, może nieco podkoloryzowałem, ale kłamstwo

osiągnęło oczekiwany skutek. Zarowno D'Vox, jak i Rishyk cofnęli się od Javul o

krok, jakby nagle nie mieli ochoty przebywać w jej towarzystwie.

- Przylecieliśmy tutaj, bo sądziliśmy, że tu będzie bezpieczniej - dodała

wyjaśniająco Javul. - Uznaliśmy, że skoro to teren Imperium, nie odważą się

sprobować. Chyba jednak się przeliczyliśmy...

- A więc - podjął D'Vox po chwili namysłu - jeśli oddamy cię Xizorowi, wszyscy

będą zadowoleni, mam rację? No, może z wyjątkiem waszej dwojki - dodał z

paskudnym uśmiechem.

Dash ostatkiem sił powstrzymał głośny jęk. Najwyraźniej blef nic nie dał.

Spojrzał w stronę Mela, ktory oderwał wzrok od widoku rozciągającego się z

balkonu i przysłuchiwał się uważnie całej rozmowie. Rebeliant zerknął na Charn i

podrapał się po karku.

- Na wypadek gdybyś nie zauważył - rzuciła cicho Javul - Xizorowi na mnie nie

zależy. Stara się mnie zabić i nie obchodzą go skutki uboczne. Jak znam życie,

jego agenci obstawili już pewnie całą stację. Wkrotce się dowiedzą... o ile

jeszcze się nie dowiedzieli... że Edge'owi się nie powiodło...

Rishyk zawarczał jak wściekły pies i z frustracją machnął ręką.

- Najlepiej będzie, jeśli się stąd wyniosą D'Vox, zanim Czarne Słońce obwini nas

o udaremnienie zabojstwa.

O, właśnie, pomyślał Dash z nadzieją, ale D'Vox pokręcił głową.

- Nie. Uważam, że możemy na tym całkiem dobrze wyjść. Musimy tylko znaleźć

sposob, żeby dać Xizorowi i Krisowi znać, że mamy ich małą śliczną przyjaciołkę.

Coż, moja piękna - zwrocił się do Javul - trzeba ci to przyznać, naprawdę masz

tupet.

Uśmiechnęła się do niego hardo, ale Dash widział przyczajony na dnie jej oczu

strach.

- Dziękuję - powiedziała. - Musisz jednak wiedzieć, że dysponuję też całkiem

niezłą sumą kredytow, na tyle dużą żeby wynagrodziła ci wszystkie...

niedogodności i sprawiła, że puścisz je w niepamięć.

D'Vox znow pokręcił głową; na ten widok Rishyk podszedł i pochylił się w jego

stronę.

- Niech cię szlag, D'Vox! Co ty sobie myślisz? Jesteś dowodcą sterty

przerdzewiałych imperialnych bakow na największym zadupiu galaktyki! Mieszanie

się w sprawy Czarnego Słońca to ostatnia rzecz, jakiej nam potrzeba. Przymykanie

oka na ich interesy to jedno, ale ubijanie ich z nimi to zwykłe samobojstwo!

Moim zdaniem powinniśmy wziąć jej kredyty i pozbyć się ich najszybciej, jak się

da.

- A moim zdaniem... - zaczął D'Vox, ale nigdy nie usłyszeli, co o tym wszystkim

sądzi, bo w tej samej chwili drzwi do westybulu otworzyły się z sykiem.

Para strażnikow, bez reszty skupionych na kłotni między przełożonymi, dała się

całkowicie zaskoczyć Darze i Nikowi, ktorzy weszli do środka uzbrojeni w

blastery. Dash z uznaniem zauważył, że Sullustaninowi nawet nie drgnęła ręka.

Wziął oficerow na muszkę, a Kolczasta poprosiła:

- Rzućcie broń.

Lufa blastera Rishyka lekko drgnęła.

- Nie robiłbym tego, stary - dobiegł głos z drugiego końca pomieszczenia. -

Strona 114

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Dopiero co naprawiłem mechanizm spustu tego grata i nie jestem do końca

zadowolony z jego działania. - W drzwiach balkonowych stał Han Solo z „gratem"

wycelowanym w pierś Rishyka. - Chodzi jak na moj gust nieco zbyt lekko i...

jeszcze się do tego nie całkiem przyzwyczaiłem.

Jakby na potwierdzenie jego słow DL-44 „przypadkowo" wystrzelił, wypalając

dymiącą dziurę w grodzi tuż obok Rishyka.

- Ojej - stwierdził Han z udawanym zdziwieniem. - Jeszcze lżej niż myślałem!

Przepraszam, postaram się, żeby to się już więcej nie powtorzyło.

Mel także był, jak się okazało, uzbrojony - w kieszonkowy blaster, ktory w

magiczny sposob pojawił się nagle w jego ręku, wyciągnięty zza szerokiego

kołnierza kurtki. Kolczasta pozbawiła strażnikow, D'Voksa i Rishyka broni, a

potem zapędziła ich do odświeżacza. Zamknęła drzwi, strzeliła w zewnętrzny panel

kontrolny z blastera i dała znak Javul i Dashowi, żeby podeszli w stronę

balkonu.

- Nasłuchiwaliśmy na rożnych imperialnych częstotliwościach - poinformowała

przyjaciołkę. - Coś się kroi, a my chyba

nie możemy sobie pozwolić na utknięcie w samym środku tego bałaganu.

Kiedy Dash dokuśtykał do progu i wyszedł na zewnątrz, zobaczył, że Han

podprowadził już „Sokoła" tuż pod centralny rdzeń przestawionych modułow stacji.

Statek wisiał na wysokości balkonu; właz był otwarty, oświetlając łagodnym

światłem durabetonową powierzchnię. W ciągu trzydziestu sekund wszyscy znaleźli

się na pokładzie, gotowi do startu, a Han zmienił Leeba za sterami i odcumował

od rdzenia stacji. Chwilę po opuszczeniu studni grawitacyjnej planetoidy

skoczyli w nadprzestrzeń.

- Mogę na słowko? - spytał Dash, zaglądając przez uchylone drzwi do kwater

„gościnnych" „Sokoła". Javul i Dara siedziały ze skrzyżowanymi nogami na swoich

kojach, ustawionych naprzeciwko siebie w ciasnym pomieszczeniu. W innych

okolicznościach wziąłby je za parę przyjaciołek, zwierzających się sobie po

ciężkim dniu. Trudno uwierzyć, że zaledwie poł godziny temu Javul była o włos od

śmierci.

Dara skrzywiła się i skinęła podbrodkiem w stronę Charn.

- Zostawić was samych? - Przytaknął, a wyraźnie zmęczona menedżerka wstała ze

swojej koi i ruszyła do wyjścia. - Tylko nie strasz jej już bardziej; wystarczy

wrażeń na dziś - ostrzegła go, wymijając w drzwiach. - i lepiej, żeby to nie

trwało za długo.

Obydwie potrzebujemy snu.

Kiwnął głową, wszedł do środka i usiadł na łożku obok

Javul.

- Hej - przywitała go cicho. Nie patrzyła na niego, ale widział, że ma

spłoszony, zatroskany wzrok.

- Wszystko w porządku? - spytał. - To znaczy... naprawdę...

To było ciężkie przeżycie...

- Mowisz o mnie? A ty... To znaczy, czy... - Sięgnęła i uścisnęła jego dłoń. -

Tak mi przykro - wymamrotała. - Mam na myśli Eadena. On był... to było... - Po

jej policzku spłynęła łza. Sprobowała ją otrzeć, ale chybiła.

Dash odruchowo sięgnął i starł łzę delikatnie kciukiem.

- Ja... nic mi nie będzie. Dojdę do siebie... za jakiś czas. Traciłem już

wcześniej przyjacioł. To jest... - Roześmiał się ponuro i pokręcił głową.

- Myślałby kto, że z czasem to będzie łatwiejsze, co? A wcale tak nie jest... -

W jej głosie brzmiała taka gorycz, że podniosł na nią wzrok, zaskoczony.

- Kogo straciłaś?

- Matkę i ojca. Kiedy miałam czternaście lat. Mieszkaliśmy wtedy na Nar Shaddaa.

Zmarszczył czoło.

- Wydawało mi się, że urodziłaś się i dorastałaś na Coruscant. - Nagle go

olśniło. - To historia wymyślona na potrzeby mediow, tak?

Pokiwała głową.

- Moj młodszy brat Ayx i ja przeprowadziliśmy się na Tatooine, gdzie

mieszkaliśmy z rodziną Dary. Nasi ojcowie byli bliskimi przyjaciołmi, służyli

wspolnie w kosmicznym korpusie myśliwskim Republiki.

- Niech zgadnę... Imperialni mieli z tym coś wspolnego? - domyślił się.

Znow pokiwała głową.

- Imperialni zawsze mają z tym coś wspolnego.

- Ta-a. Wygląda na to, że stoją za większością tragedii w galaktyce. - Nagle

uderzyło go, że nawet Xizor musiał być o Imperium podobnego zdania. Zastanawiał

się, czy za każdym razem, mając kontakt z Vaderem albo Palpatine'em, falleeński

książę myślał o swoich utraconych bliskich. - Co się stało? - spytał.

Wzruszyła ramionami.

- Imperium nie chciało ryzykować buntu, a ci wszyscy świetnie wyszkoleni

Strona 115

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

eksżołnierze i ekspiloci stanowili dla nich zagrożenie. Nawet jeśli byli na

emeryturze i zajmowali się rolnictwem albo pracowali jako najemnicy i muzycy,

pewnego dnia, w sprzyjających okolicznościach, ktoś mogłby podburzyć ich do

walki. I właśnie dlatego... - Znow wzruszenie ramion. - Pozbyli się ich. Mama i

tata byli muzykami. Dawali występy na Środkowych i Zewnętrznych Rubieżach,

czasem w przestrzeni Huttow. Starali się nie rzucać w oczy, ale najwyraźniej to

nie wystarczyło. Pewnego dnia Imperialni urządzili łapankę w mieście, w ktorym

występowali na Bothawui. Kiedy skończyła się strzelanina, mama, tata i troje

członkow ich zespołu nie żyli.

- Przykro mi.

- Mnie też. - Westchnęła. - Ale moi rodzice wiedzieli, że to, co robią, jest

niebezpieczne. Ayx i ja rozumieliśmy, że robią to dla nas

Spojrzał jej w oczy.

- Chcesz powiedzieć, że byli członkami ruchu oporu?

- Wędrowne życie muzyka to doskonały sposob na przekazywanie informacji. -

Skrzywiła się. - To nie Mel mnie zwerbował. Kiedy byłam już dorosła, sama go

odnalazłam.

- A twoj brat?

- Pracuje w komorce na Alderaanie. Miałam nadzieję, że się z nim spotkam.

Gdybyśmy się trzymali pierwotnego planu, mogłoby się udać. - Stłumiła

ziewnięcie. - Czy twoja rodzina... To znaczy, wiem, że straciłeś brata,

Stantona...

- Moi rodzice wciąż żyją chociaż nie wiedzie im się zbyt dobrze. Nie widziałem

ich całe lata. Tak naprawdę nie wiem nawet, gdzie mieszkają. Utrata Stantona i

rodzinnego interesu w tym samym czasie... zmieniła ich. Wszystkich nas zmieniła.

Poczuł na ramieniu ciężar jej głowy i odruchowo objął ją w talii, ale kiedy na

nią spojrzał, spodziewając się zobaczyć w jej wielkich, srebrnych oczach

wspołczucie... a może coś więcej?... spostrzegł, że ma zamknięte powieki;

poczuł, jak jej ciało wiotczeje. Westchnął i ostrożnie położył Javul na łożku.

Nie obudziła się; oddychała rowno, spokojnie. Ucałował ją w czoło, zawahał się

chwilę i złożył pocałunek także na jej ustach.

Po wyjściu z jej kajuty ruszył do sterowni. Musiał namowić Hana na podrzucenie

ich przynajmniej w pobliże Korelii. Tam uda im się złapać następny statek, był

tego pewien.

Zastał Solo siedzącego w fotelu pilota, z rękami opartymi na pulpicie, gapiącego

się markotnie w prożnię. Opadł na fotel obok niego i przymknął oczy.

- Nie możesz tu spać - upomniał go Han.

Napięcie w jego głosie sprawiło, że Rendar otworzył oczy i przyjrzał mu się

uważnie. Han miał posępną minę - zresztą kto mogł mieć o to do niego pretensję?

- Słuchaj. - Dash westchnął. - Wiem, że chciałbyś się nas pozbyć tak szybko, jak

to możliwe. Będziesz miał nas z głowy gdy tylko spotkamy się z „Sercem Nowej".

Chciałbym ci powiedzieć, kiedy dokładnie to nastąpi, ale niestety nie jestem

dopuszczany do takich tajemnic. Kapitan Marrak da nam znać, kiedy...

- Probujesz mnie obrazić, Rendar? Dlaczego niby mielibyście lecieć „Sercem

Nowej", skoro macie „Sokoła Millenium"?

- Co takiego?

- Zabiorę was na Alderaana.

Dash wyprostował się w fotelu i łypnął na niego podejrzliwie.

- Dlaczego? Dopiero niedawno chciałeś się od nas uwolnić przy pierwszej

nadarzającej się okazji. Co się zmieniło?

Han milczał przez chwilę, a potem posłał mu nieprzeniknione spojrzenie.

- Wiesz, o czym myślałem, siedząc tutaj samotnie?

- Nie.

- O tym pustym fotelu drugiego pilota. - Wskazał podbrodkiem miejsce Dasha. -

Myślałem o tym, jakbym się czuł, gdyby miało już zostać puste... Gdyby dzisiaj

to Chewie tam... zginął.

Rendar skinął głową wytrzymując jego wzrok. Nie trzeba było mowić nic więcej.

Han odwrocił się z powrotem do iluminatora.

- Podsłuchiwałem trochę na kanałach Stacji Bannistar. Nie znaleźli jeszcze ciał.

Sądzą że mogli wpaść do zbiornika wodnego na obrzeżach kompleksu rafineryjnego.

Dash wziął głęboki oddech.

- Mam nadzieję, że nigdy ich nie znajdą. Edge nie zasługuje na pogrzeb, a

Eaden... Eaden czuje się w wodzie jak w domu.

Milczeli jakiś czas, aż wreszcie Han westchnął i podjął:

- To były dobre wieści. Złe są takie, że wysłali za nami w pościg dwie

imperialne korwety i pancernik. A jeszcze gorsze, że z Byblos leci na nas

niszczyciel gwiezdny.

- No to jesteśmy udupieni...

Strona 116

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Han uśmiechnął się drapieżnie.

- To się jeszcze okaże. Poza tym, z tego, co wiem, kierują się na Bacranę.

Wreszcie na pewno dotrze do nich, że nie lecimy razem z „Głębokim Jądrem", ale

mam nadzieję, że wtedy już zostawimy ich daleko w tyle. Koniec końcow, możemy

się przecież kierować dosłownie wszędzie. - Spojrzał na Dasha z ukosa i dodał: -

Wyglądasz jak kupa rankora, stary. Idź coś przekąsić i się położ. Ja popilotuję

na Alderaana.

Rendar był śmiertelnie zmęczony. Było mu ciężko na duszy, czuł się otępiały i

obolały. Skinął więc bez protestow głową wstał i wyszedł ze sterowni.

W korytarzu spotkał Leeba.

- Gdzie się pan wybiera, szefie? - zagadnął robot.

- Położyć się, Leebo. Idę spać. Istotom organicznym czasem się to przydaje.

- Chciałbym, żebyś zrobił najpierw mały obchod.

Dash opadł ze znużeniem na grodź.

- Czy to nie może poczekać? - jęknął.

- Nie bardzo.

- No dobra, ale zrobmy to szybko, co? Padam z nog.

- Dzięki, szefie. Znalazłem po prostu coś w przednim schowku i chciałbym, żebyś

rzucił na to okiem.

Leebo ruszył przodem. Zatrzymał się przy stercie skrzyń, wśrod ktorych stał

robot Otoga-222 Mela - nieruchomy i sprawiający wrażenie, jakby zapadł w sen. Po

szybkiej inspekcji Dash zauważył, że zamontowano mu ogranicznik.

- Co mu się stało?

- Wiem, że moje zdanie rzadko się liczy, ale gdyby ktoś mnie spytał,

powiedziałbym, że ktoś poważnie namieszał w jego oprogramowaniu.

- Co masz na myśli?

- Coż, szefie... podczas gdy ty i ta miła dama zażywaliście szalonej rozrywki na

rozhuśtanej spirali, to on probował cię zestrzelić.

ROZDZIAŁ 27

Kiedy wezwany przez niego Mel zjawił się w dziobowej ładowni, Dash był już w

pełni przytomny i całkiem odechciało mu się spać. Rewelacje Leeba, ktore

wstrząsnęły nim na tyle, że zupełnie się rozbudził, dosłownie ścięły

frachtmistrza z nog. Melikan usiadł na jego prowizorycznej koi i wlepił w droida

okrągłe jak spodki oczy.

- Oto? Oto strzelał w liny podtrzymujące spiralę? - Przy akompaniamencie cichego

szumu serwomotorow Leebo pokiwał głową. - Ale dlaczego? Po co miałby to robić?

- Może z tego samego powodu, dla ktorego grzebał mi w mozgu, kiedy przekazał mi

specyfikacje dla holoemiterow?

- Wyjaśnij, proszę, co masz na myśli - poprosił Mel.

- Kiedy odebraliśmy waszą skrzynię, Dash kazał, żebym pomogł Otowi ustawić

holoemitery do show. Oto przekazał mi wytyczne, gmerając mi w mozgu... i to

dosłownie. Podczepił się do mojego rdzenia pamięci, co mnie trochę wzburzyło.

Coś podobnego! Co za brak wychowania!

Dash wiedział, o czym mowi robot, bo był świadkiem tej sceny.

- Pamiętam. Zdziwiłem się nawet wtedy, bo nie obsztorcowałeś go za to, że ci się

odgryzł, nazywając cię blaszakiem.

- Zauważyłeś to, co? Ta-ak. Podczas grzebania w moim mozgu opowiedział mi kawał,

niezbyt śmieszny, zresztą chyba wcale nie miał taki być, ale... coż, to moja

działka! Tak czy inaczej, od tej chwili zacząłem być podejrzliwy i podczas

patrolu miałem go na oku. Byłem pewien, że coś jest nie tak, kiedy wpuścił

zabojcę na kładkę ochrony. - Skupił fotoreceptory na Rendarze. - Szczerze

powiedziawszy, byłem zaskoczony, że nie zrobiłeś z niego wtedy sterty złomu.

Dash poczuł się skołowany.

- Myślałem po prostu, że probuje...

- Co takiego, zastrzelić tego gościa? Nie mogł go zastrzelić. Po pierwsze: nie

był uzbrojony. Po drugie: nie ma odpowiedniego oprogramowania. Dawał po prostu

zabojcy dostęp do jego celu.

Rendar przypomniał sobie całą scenę: jak wołał do droida, że Edge jest na

platformie nad nim, jak potem Oto dziękuje mu uprzejmie i odwraca się, żeby

otworzyć furtkę... I jego nagłą niechęć do działania. Dash założył wtedy, że

droid był po prostu zdezorientowany...

- Rany, chwila... poczekaj. - Odetchnął głęboko. - Chcesz powiedzieć, że właśnie

Oto jest sabotażystą?

Mel pokręcił stanowczo głową.

- To niemożliwe. Ktokolwiek za tym wszystkim stoi, narażał Javul, i wszystkich

innych, na niebezpieczeństwo. I to kilkakrotnie. Sam powiedziałeś, że Leebo nie

ma oprogramowania pozwalającego działać przeciwko istotom żywym.

- Nie bezpośrednio - sprostował Leebo.

Strona 117

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Masz rację - wymamrotał Dash, przywołując w myśli serię incydentow: deszcz

czarnych lilii, doprowadzenie do fałszywego alarmu, popsucie włazu w podłodze na

Rodii, uszkodzenie grawitacji w ładowni „Sokoła"... - Żadne z tych działań nie

wywoływało bezpośrednio zagrożenia ludzkiego życia. Nie nacisnął spustu,

dostarczał tylko amunicję.

- Dokładnie - zgodził się Leebo. - Albo inaczej: otworzył drzwi.

Mel wstał i podszedł do Otogi-222.

- W porządku - skwitował. - Przypuśćmy, że rzeczywiście to wszystko jego

sprawka. Ale co z pozornie wykluczającymi się celami działań? Z jednej strony

chęć zniechęcenia i zastraszenia, z drugiej zaś proba wyrządzenia krzywdy?

- Nie mam pojęcia - przyznał Leebo. - Dlaczego nie spytamy o to jego samego?

Mel z ponurą miną sprawdził ogranicznik, sięgnął do włącznika. .. ale w poł

ruchu zatrzymał się i sprawdził ogranicznik jeszcze raz. Dopiero wtedy aktywował

robota.

Duże, połkoliste fotoreceptory zajaśniały. Zachowanie robota przypominało

Dashowi kogoś obudzonego z drzemki. Oto zaszumiał serwomotorami, zaszczękał

palcami i rozejrzał się nieprzytomnie dookoła.

- Czy mogę w czymś pomoc? - spytał uprzejmie.

- Owszem, możesz - odparł Mel. - Możesz nas oświecić, dla kogo pracujesz.

- Pracuję dla pana, frachtmistrzu Melikanie. I, oczywiście, dla Javul Charn.

- Nie to mam na myśli. Pytam, kto cię zaprogramował, żebyś sabotował trasę Javul

Charn.

- Czy mogłby pan wyrażać się bardziej dokładnie? Ktory sabotaż ma pan na myśli?

Mel wybałuszył oczy; wpatrywał się w robota przez dobrą chwilę w milczeniu, a

wreszcie obejrzał się z niedowierzaniem na Dasha.

Rendar skinął głową. Nagle wszystkie kawałki układanki wskoczyły na swoje

miejsca. No, przynajmniej większość. A w każdym razie na pewno spora część.

- Oto, jeśli dobrze rozumiem, zostałeś zaprogramowany przez rożne osoby, mające

rozmaite plany - zagadnął ostrożnie.

- Tak jest, proszę pana. To prawda.

- No dobrze. Kto w takim razie odpowiada za co? Zacznij może od tego, kto chciał

przestraszyć Javul, aby zachowała się w określony sposob.

- To Vigo Hityamun Kris życzył sobie, żeby panienka Charn zaprzestała działań,

ktore, jak początkowo sądził, miały na celu usunięcie ze stanowiska księcia

Xizora. Uważał, że naraża się w ten sposob. Chciał także, żeby wrociła do jego

sfery wpływow. Polecono mi przeprowadzić sabotaż, ktory albo poskutkuje

wywołaniem w niej lęku, albo uniemożliwi jej planowe kontynuowanie trasy.

- Na przykład przez popsucie sztucznej grawitacji w ładowni? - domyślił się

Dash.

- Tak jest, proszę pana. To bardzo dobry przykład.

- Ale ktoś jeszcze planował ją powstrzymać. I to... hm, ostatecznie.

- Znowu ma pan rację, proszę pana. Imperialny agent zaprogramował mnie, abym

szpiegował panienkę Charn i gromadził dowody potwierdzające, że jest ona

informatorem Sojuszu Rebeliantow. Ponieważ takie dowody rzeczywiście się

pojawiły, zostałem zobowiązany do jej powstrzymania, a jeśli to możliwe, do

schwytania jej w sytuacji, w ktorej takie działanie spowoduje możliwie jak

największe szkody dla Rebelii.

Mel wyraźnie zbladł.

- Jak na przykład podczas dostarczenia paczki...

- Ten moment wydawałby się idealny.

Dash uniosł brwi i pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Ktoś się nieźle napracował, obchodząc twoje protokoły bezpieczeństwa. Jak im

się...

- Nie skończyłem jeszcze, szefie ochrony Rendar - wszedł mu w słowo Oto. - Jest

jeszcze jedna strona.

- Co takiego? Kto?

- Książę Xizor. On także życzył sobie, żeby powstrzymać panienkę Charn. To

właśnie księciu Xizorowi zależy na doprowadzeniu do jej śmierci.

Dashowi opadła szczęka.

- To żart?

- Nie, proszę pana. Nie jestem zaprogramowany do opowiadania kawałow.

- Czy ja dobrze słyszę? - mruknął Leebo.

- Nie jestem zaprogramowany do opowiadania kawałow - powtorzył posłusznie Oto.

Dash podniosł w gorę obie ręce, żeby powstrzymać Leeba przed kontynuowaniem

dyskusji.

- Jak to się stało, Oto? - spytał robota. - Jak udało im się ciebie

przeprogramować?

- Hityamun Kris przeprogramował mnie pierwszy podczas mojej zaplanowanej wizyty

Strona 118

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

diagnostycznej przed rozpoczęciem drugiej połowy naszej ostatniej trasy.

- Ale jakim cudem jego programiści uzyskali do ciebie dostęp? - zdziwił się Mel.

- Znam człowieka serwisującego naszego Otogę od dziesięciu prawie lat - wyjaśnił

Dashowi. - Dałbym sobie rękę uciąć, że jest w pełni godny zaufania.

- Tak jest, proszę pana. Nie wiedział jednak, że dostęp do mojego podprogramu

standardowego ma ktoś jeszcze.

- Kto, Oto? - indagował Mel. - Kto dopuścił do ciebie programistę viga?

- Pierwszy oficer Finnick, proszę pana.

Mel zaklął. Głośno i brzydko.

- Bran? Na wszystkich bogow chaosu! Jak go do tego namowili?

- Nie wiem, proszę pana.

- Czy Finnick jest agentem? - dopytywał Mel. - Czy pomagał ci w twoich

sabotażach?

- Nie wiem, czy jest aktywnym agentem, proszę pana. Nie kontaktował się ze mną

ani nie pomagał mi w moich zaprogramowanych misjach. Umożliwił tylko

przeprogramowanie mnie.

- A Xizor? - spytał Dash. - Jak udało mu się dobrać do twojego oprogramowania?

- Programista wiedział, że książę Xizor interesuje się Javul Charn. Poinformował

go, że ma dostęp do mojego oprogramowania, a książę wykorzystał standardowe

podprogramy, ktore ten zainstalował, do wprowadzenia własnych instrukcji.

Większość tych poleceń dotyczyła czegoś, co nazywał „podbijaniem stawki". Miałem

zrobić odrobinę więcej niż to, czego żądał ode mnie Hityamun Kris, a potem

umożliwić wkroczenie do akcji agentom Xizora.

- A co z Imperium?

- Imperialne Biuro Bezpieczeństwa kontaktowało się ze mną za pośrednictwem

„Serca Nowej", proszę pana. Przesyłali wiadomości kanałem podprzestrzennym.

Oczywiście, wszystkie poprzednie zmiany w oprogramowaniu uczyniły ich zadanie

łatwiejszym do wykonania.

Mel zbladł jeszcze bardziej.

- Sygnał z rodiańskiej kontroli lotow...

- Dokładnie tak, proszę pana. To był jeden z ich komunikatow.

- Chwileczkę - wtrącił Dash. - Powiedziałeś, że to nie Imperium chce zabić

Javul, tylko Xizor. - A więc na powierzchnię znow wypływała sprawa zemsty.

- Tak, proszę pana. A przynajmniej tak wynika z moich instrukcji.

- W takim razie... czy to Xizor wynajął Edge'a?

Oto skłonił swoją obłą głowę i błysnął fotoreceptorami.

- Ja... nie jestem pewien, szefie ochrony. Moje oprogramowanie zostało

wielokrotnie... modyfikowane. Ale wydaje się to logiczne.

Dash i Mel wymienili spojrzenia.

- Ciekawe, czy Xizor wie, że mu się nie powiodło - zastanowił się na głos Dash.

- Oczywiście, że wie, proszę pana - odparł Oto. - To była część mojego zadania,

zarowno w przypadku wizora, jak i Imperialnego Biura Bezpieczeństwa. Poza tym

mam mu przesłać nasze wspołrzędne, jak tylko wyskoczymy z nadprzestrzeni.

Jak na komendę Dash, Mel i Leebo rzucili się w stronę robota. Leebo dopadł do

Ota pierwszy i wyłączył go, wprowadzając znow w stan uśpienia.

Mel spojrzał na Dasha.

- Bran wie, że mamy się spotkać z „Sercem Nowej". Musimy się jakoś skontaktować

z kapitanem Marrakiem i poinformować go, że mają na pokładzie szpiega.

- Przepraszam, że się wtrącam - odezwał się Leebo - ale czy Finnick nie jest

także przypadkiem oficerem łączności?

- Owszem, jest - potwierdził Mel.

- Coż, to nam nieco komplikuje sprawy.

Dash rozważał w milczeniu i ze zmarszczonym czołem rożne elementy tej

skomplikowanej układanki, cele i plany stron zaangażowanych w spisek.

- Może i tak - oznajmił wreszcie z namysłem. - A może właśnie upraszcza.

ROZDZIAŁ 28

Kiedy Dash i Mel zwołali wszystkich do ładowni, przedstawili poszlaki, ktore

doprowadziły ich do Ota i wyjaśnili całą sytuację, Han roześmiał się głośno.

- Jak rozumiem, oznacza to, że lord Czarnego Słońca i banda Imperialcow czekają

tylko, aż Oto zaprosi ich na imprezkę? Brzmi wyśmienicie!

- Nie widzę w tym nic śmiesznego - burknęła Kolczasta. - Gdyby nie

spostrzegawczość Leeba...

- Jak to nie widzisz w tym nic śmiesznego? - zdziwił się Han. - Wyobraź sobie,

co by się stało, gdyby fregata Czarnego Słońca i imperialny pancernik wyskoczyły

z nadprzestrzeni w tym samym miejscu. Chętnie bym zapłacił, byle tylko to

zobaczyć!

- Może nie będziesz musiał - skwitował Dash.

Strona 119

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Dara spojrzała na niego spode łba.

- Wyłączyliście droida, prawda? - spytała podejrzliwie. - A skoro jest

wyłączony, nie może wysłać sygnału...

- Tak, ale moim zdaniem powinniśmy mu na to pozwolić - zasugerował Rendar.

Han podchwycił jego spojrzenie i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Czy myślisz o tym samym co ja?

- Wyskoczymy z nadprzestrzeni z dezaktywowanym Otem i wyślemy kapitanowi

Marrakowi informację, że ma na pokładzie wtyczkę - wyjaśnił Dash.

- A potem aktywujemy robota i pozwolimy mu wysłać sygnał - dopowiedział Han.

Rendar skinął głową

- Wtedy znow skoczymy w nadprzestrzeń i zwiejemy.

- A wspołrzędne punktu docelowego podamy tylko kapitanowi Marrakowi - dokończyła

Javul.

Solo zmarszczył czoło.

- Ale dlaczego? Przecież mowiłem, że zabiorę was na Alderaana.

- Możliwe, że będziemy potrzebowali kogoś do pomocy, po prostu do odciągnięcia

sfory. Serdor jest w tym dobry.

- A jak zamierzasz wysłać kapitanowi wiadomość, nie ostrzegając o wszystkim

Finnicka? - spytał Dash.

- Wszystkie rebelianckie komorki posługują się specjalnym szyfrem - wyjaśnił

Mel. - Możemy go wykorzystać, żeby poinformować o szpiegu na pokładzie „Serca".

- A Finnick nie zna tego kodu?

- Bran Finnick nie jest częścią naszej komorki ruchu oporu - wyjaśniła Javul. -

Nie wszyscy z naszej załogi są członkami Rebelii, chociaż byłam pewna, że przed

zatrudnieniem każdego dobrze go sprawdziliśmy. Finnick był zwolennikiem

Republiki i nie miał żadnych powiązań z Czarnym Słońcem, ale najwyraźniej Hitch

jakoś go przekabacił.

Dash parsknął lekceważąco.

- Założę się, że wiem jak.

Javul pokręciła głową obchodząc z wolna uśpionego Ota.

- Czegoś tu nie rozumiem. Oto był przeprogramowany od zeszłego roku. A to

oznacza, że byliśmy wystawieni na atak przez cały czas, on zaś działał po

kryjomu. A teraz wszystko wyśpiewał. Dlaczego nie powiedział nam o niczym

wcześniej?

- Gdybyś wiedziała cokolwiek o programowaniu - odezwał się Leebo - nie

zadawałabyś takich pytań.

Javul uniosła brew i spojrzała na niego wyczekująco.

- To proste - rzucił Leebo. - Nikt nie zapytał go wprost.

Mel roześmiał się ponuro.

- A niby po co ktoś miałby go pytać o coś takiego? Kto by podejrzewał droida o

to, że jest potrojnym agentem?

Minęli Bacranę, trzymając się kursu, ktory miał ich doprowadzić do Cyrillii.

Między Cyrillią a Rhommamoolem wyskoczyli

z nadprzestrzeni, żeby wysłać „Sercu Nowej" zaszyfrowaną wiadomość, ktora

głosiła: „Plany się zmieniły. Trzymamy się wytycznych jak w naszej pierwszej

oficjalnej wersji trasy. Będziemy w kontakcie".

Usadowiony obok Javul przy konsoli łączności podświetlnej, Dash przyglądał się,

jak dziewczyna wysyła wiadomość.

- Nie kumam. I gdzie tu ukryty komunikat?

- To się nazywa szyfr JWN - wyjaśniła Javul - co jest skrotem od ,jesteś w

niebezpieczeństwie". Chodzi o trzy kolejne słowa, zaczynające się na, j", „w" i

„n".

- Ale skąd Finnick będzie wiedział, kto naraża go na niebezpieczeństwo?

- Przyjrzyj się dwom pierwszym słowom po JWN - podsunęła Javul i skinęła głową w

stronę ekranu. - Czy z niczym ci się nie kojarzą?

- Eee... „pierwszej oficjalnej"? - Wzruszył ramionami, ale po chwili załapał: -

Ach, „pierwszy oficer"! O to chodzi?

- Dokładnie. Pozostaje pytanie: co Marrak z tym zrobi? Może trzymać Finnicka w

nieświadomości, że wie o jego zdradzie, i tylko ostrzec resztę załogi albo go

uziemić.

- Jak sądzisz, co postanowi?

- Mogę się założyć, że załatwi sprawę po cichu. Możliwe, że Finnickowi zapłacono

za wykonanie tylko tego jednego prostego zadania, ale rownie dobrze może być

aktywnym agentem, nawet jeśli Oto o tym nie wie. Niewykluczone, że Hitch czeka

na informacje od niego.

Po wysłaniu wiadomości wskoczyli z powrotem w nadprzestrzeń, zbaczając jeszcze

bardziej z pierwotnie obranego kursu i kierując się do układu Circarpous.

- Dlaczego akurat tam? - spytał Hana Dash, kiedy przygotowywali się do

Strona 120

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

realizacji następnego etapu ich planu.

- Bo to dosyć popularny układ. Panuje tam duży ruch, a dzięki temu będziemy

mogli przelecieć szybko i niezauważeni przez stosunkowo mało zaludniony region

poza najbardziej uczęszczanym szlakiem. No i stamtąd będziemy mieli prostą drogę

na Alderaana.

Javul zajrzała przez drzwi do sterowni.

- Han, Leebo jest gotowy do włączenia Ota. Czeka tylko na twoj znak.

Dash wstał z fotela drugiego pilota.

- W takim razie lepiej do nich pojdę, na wypadek gdyby ten blaszak miał dla nas

w zanadrzu więcej niespodzianek.

- Jak sobie chcesz - mruknął Han.

W ładowni Dash, Javul, Leebo i Mel czekali w napięciu, aż „Sokoł Millenium"

wyskoczy z nadprzestrzeni. Zanim jeszcze Solo przesłał im wiadomość ze sterowni,

poczuli, że skok się zakończył - a mimo to zaczekali na sygnał. Kiedy ten

nadszedł, uzbrojeni w blastery Dash i Mel zajęli miejsca po obu stronach robota,

a Leebo reaktywował go, zachowując odpowiednie środki ostrożności. To on

zasugerował, że powinni się upewnić, czy robot nie wyśle jakichś dodatkowych

informacji albo sygnału alarmowego.

Oto „obudził się", rozejrzał dookoła i spytał Leeba:

- Jesteśmy z powrotem w normalnej przestrzeni, prawda?

- Normalność to kwestia punktu widzenia - stwierdził filozoficznie Leebo. - Ale

tak, wyszliśmy już z nadprzestrzeni, jeśli o to pytasz.

- To właśnie chciałem wiedzieć - potwierdził Oto. Przez chwilę trwał nieruchomo,

a jego fotoreceptory to rozbłyskiwały mocniej, to przygasały. - W czym mogę

pomoc? - spytał kilka sekund poźniej.

- Wysłałeś nasze wspołrzędne? - upewnił się Dash.

- Tak jest, panie Rendar, wysłałem.

- W takim razie wykonałeś już swoją pracę. Zdrzemnij się. - Skinął na Leeba.

- Roboty nie potrzebują drze... - Oto zamilkł w poł zdania, a jego fotoreceptory

zgasły, kiedy Leebo wycofał palec złącza z portu danych drugiego droida.

- No i? - zagadnął go Dash. - Wysyłał jakieś inne informacje?

Leebo pokręcił głową stukając się jednocześnie palcem w metalowe czoło.

- Nie... wysłał tylko komunikat, ale...

- Ale co? To bomba z zapalnikiem czasowym? Wezwał samego Dartha Vadera? O co

chodzi?

- Spokojnie - zapewnił go droid. - To nic takiego, tylko słyszałem jakieś dziwne

szmery w tle.

Mel spojrzał na droida z marsową miną

- Szmery w tle? Jakie znow szmery?

Całkiem jakby w odpowiedzi na jego pytanie w ładowni zawyły syreny alarmowe.

Javul krzyknęła i zasłoniła uszy dłońmi, a Mel i Dash poszli w jej ślady. W tej

samej chwili z interkomu dobiegł głos Hana:

- Dash? Szybko do mnie! Mamy problem!

Rendar popędził do sterowni, krzywiąc się z powodu hałasu i bolu w zranionej

nodze. Wpadł do kabiny tuż przed tym, jak Han wyłączył sygnał.

- Co się dzieje? - spytał, zajmując w pośpiechu fotel drugiego pilota. -

Dlaczego nie...? - I wtedy zauważył „problem", o ktorym wspomniał Han: nad nimi,

niczym widmo bliskiej zguby, wisiał potężny, czarny kadłub jachtu ze trzy razy

większego od „Sokoła". Jednostka była nieoznakowana, a szybki rzut oka na pulpit

łączności potwierdził, że się nie wylegitymowała.

Przełknął głośno ślinę.

- Skąd... to coś się wzięło?

- Po prostu się pojawił. Wyskoczył z nadprzestrzeni tuż nad nami.

Dashowi zaschło w ustach.

- Czarne Słońce...

Han zerknął na niego z ukosa.

- Mowisz?

- Czy nie możemy po prostu wrzucić wstecznego i wiać?

- Widzisz te stanowiska działek? A tamto duże wycelowane prosto w nas? Cześć,

przyjemniaczki! Halo! Jak leci? - Pomachał statkowi przez iluminator.

Dash wziął głęboki oddech.

- To najprawdopodobniej Xizor - stwierdził.

- Jeśli to Xizor, to dlaczego wciąż żyjemy? I jakim cudem znalazł nas tak

szybko? Przecież nasz mały blaszany konfident dopiero przed chwilą wysłał nasze

wspołrzędne.

- Niech cię szlag, ty banci synu! - zaklęła Javul, ktora niezauważona, wśliznęła

się do sterowni i klapnęła właśnie na fotel pasażera. - Ty cholerny, zawszony,

durny, uparty banci bobku! Mamy z nimi łączność?

Strona 121

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Han wskazał konsolę, a Javul natychmiast przecisnęła się między nimi i nawiązała

połączenie:

- Tu Javul Charn, wzywam załogę jednostki Czarnego Słońca. Co wy wyprawiacie?

Han spojrzał na Dasha; oczy miał wielkości spodkow.

„Co ona robi?", spytał bezgłośnie.

Upłynęło kilka sekund pełnej napięcia ciszy, a potem w głośnikach zabrzmiał

męski głos:

- Mogłbym spytać cię o to samo.

- Mnie? - warknęła do mikrofonu Javul. - Coż, właśnie czekam, aż rozpyli nas na

atomy książę Xizor, wspomagany przez małą imperialną flotę. A ty?

- Śledzę cię.

- Javul - wtrącił Dash - może powinnaś...

Zignorowała go.

- Hitch, posłuchaj: jeśli szybko się stąd nie zwiniemy, może się wydarzyć

mnostwo naprawdę niemiłych rzeczy.

- O czym ty mowisz?

- Nie mam czasu! Zamierzasz nas ostrzelać?

- Niewykluczone - przyznał Mandalorianin.

Javul rozłączyła się i opadła z powrotem na fotel.

- Blefuje. Zabierajmy się stąd.

- Tak jest, psze pani. - Hanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Włączył

silniki manewrowe, wycofał statek i skierował dziobem w doł, a potem obrocił go

i dał całą naprzod w stronę układu Circarpous.

- Skąd wiedział? - spytał Dash. - Skąd wiedział, gdzie będziemy? Oto dopiero co

wysłał wspołrzędne i... - Urwał, przypominając sobie, co mowił Leebo o „dziwnych

szumach w tle".

Han przyglądał mu się podejrzliwie.

- Złe przeczucia?

- Bardzo złe. - Rendar wyszedł i ruszył do przedniej ładowni.

Wciąż byli tam Mel, Leebo i uśpiony Oto, a teraz także Nik;

Sullustanin siedział na prowizorycznej koi pod grodzią i wyglądał na

przestraszonego.

- Co jest? - spytał Mel.

Dash podniosł dłoń.

- Za chwilę. Leebo, te szumy w tle, ktore odbierałeś, kiedy Oto wysyłał

wiadomość... czy możliwe, żeby to był jakiś sygnał naprowadzający?

Gdyby droidy miały powieki, Leebo na pewno by zamrugał.

- Hm, eee...

- Czy Oto mogł go wysyłać nawet kiedy był wyłączony? Proszę, powiedz, że nie...

- Nie mogł go wysłać, kiedy był wyłączony... aczkolwiek..

- Nie chcę tego słyszeć - stwierdził prędko Dash. - Ee, „aczkolwiek" co? -

zreflektował się.

- Powiedziałeś przed chwilą że nie chcesz tego słyszeć.

- Cofam to.

- Aczkolwiek teoretycznie możliwe jest, że ktoś wyposażył go w niezależny

transponder.

- A jak możemy to sprawdzić?

W odpowiedzi Leebo stanął naprzeciwko Otogi i wsunął palec transmisyjny do

szczeliny portu danych za lewym fotoreceptorem Ota. Chwilę poźniej odwrocił

głowę i spojrzał na Dasha.

- Wciąż nadaje.

Dash wyciągnął blaster, ale Mel wstał i zamachał gwałtownie rękami.

- Nie rob tego... chyba że naprawdę nie będziemy mieli innego wyjścia. Ma dla

nas dużą wartość, chociażby z tego względu, że będziemy mogli zbadać, jak

zostało zmodyfikowane jego oprogramowanie. Możliwe też, że on ma informacje na

temat operacji Czarnego Słońca i Imperium.

Dash nienawidził podobnych utrudnień. Schował jednak blaster i zamiast tego

wycelował w Ota oskarżycielsko palec.

- Znajdź to urządzenie, Leebo. Jeśli będzie trzeba, rozbierz tego mechanicznego

zdrajcę na części, ale znajdź ten transponder.

- Się robi, szefie - obiecał LE-Bo2D9. - Co mam z nim zrobić, kiedy go już

znajdę? Wyrzucić przez śluzę powietrzną?

- Nie. Jeszcze nie.

- Gdzie mieliśmy się spotkać z „Sercem Nowej"? - Dash wrocił do sterowni, w

ktorej zastał Javul, wciąż siedzącą w fotelu pasażera.

Han wywołał na konsolę obraz regionu przestrzeni kosmicznej i wskazał palcem

układ Circarpous Major.

- Gdzieś tutaj, w pobliżu Mimbana.

Strona 122

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Mimban to była lokalna nazwa Circarpous V, jednej z planet rozbudowanego układu

gwiezdnego. Jego słońce, Cicarpous Major, było gwiazdą typu O, dzięki czemu na

znacznej części Mimban panowały sprzyjające dla większości istot żywych warunki.

Sam układ był bardzo uprzemysłowiony — funkcjonowały tu rożnego rodzaju

platformy wydobywcze, kursowały lotniskowce przewożące rudę, frachtowce, statki

pasażerskie i jednostki rozrywkowe, a więc panował tu spory ruch. A ruch, jak

twierdził Han, był dokładnie tym, czego potrzebowali.

- Ale nie możemy tam lecieć, jeśli mamy na pokładzie boję namierzającą -

zauważył słusznie. - Czy blaszak już rozwiązał nasz mały problem?

Dash zawrocił do ładowni, ale nie zdążył do niej dojść. Znalazł Leeba w przednim

przedziale technicznym tuż obok głownej ładowni. On, Mel i Nik pochylali się nad

przedmiotem, ktory leżał przed nimi na konsoli. Na kanapie obok holowyświetlacza

siedziała Dara, probując - bez specjalnych sukcesow - rozgryźć holograficzną

trojwymiarową łamigłowkę.

Na widok Dasha Leebo odwrocił się do niego i wyciągnął w jego stronę niewielką

rzecz o nieregularnych kształtach.

- Proszę, szefie.

Transponder. Dash przyjrzał się urządzeniu podejrzliwie.

- Jest dezaktywowany?

- Ależ skąd - odparł droid. - Odpaliliśmy go, żeby całe Czarne Słońce i

imperialna flota dowiedziały się, gdzie dokładnie jesteśmy.

- Nawet nie wiesz, ile radości sprawiłoby mi wgniecenie ci nosa... gdybyś miał

nos i gdybym sobie przy tym nie połamał ręki - burknął Dash. - Nie

majstrowaliście przy nim? Będzie można go z powrotem włączyć?

- Tak, ale nie mam pojęcia, czemu mielibyśmy to robić.

- I właśnie dlatego to ja jestem kapitanem, a ty blaszanym popychadłem.

ROZDZIAŁ 29

Wyszli z nadprzestrzeni sporo poniżej płaszczyzny ekliptyki układu i wynurzyli

się z cienia grawitacyjnego Mimbana po ciemnej stronie największego z jego

księżycow - niewielkiej plamki świetlnej, jednej z setek na tle czerni kosmosu.

Han wprowadził statek na orbitę selenocentryczną i nakazał swojej załodze

obsadzenie wieżyczek strzelniczych.

- Nie mam ochoty znow dać się zaskoczyć, a już na pewno nie jakiemuś wściekłemu,

wielkiemu Anomidowi - oznajmił. - Dlatego chciałbym, Dash, żebyś zajął się...

- Zostaję z tobą w sterowni - przerwał mu Rendar. - Będę obsługiwać przednie

działka.

- Właśnie to chciałem powiedzieć. Leebo, ty zajmiesz się środkami prewencyjnymi.

Droid zamarkował salut.

- Środki prewencyjne, tak jest.

- Świetnie. Daro, dasz sobie radę z głownym stanowiskiem

strzelniczym?

- Spokojnie. Zjadłam zęby na działkach laserowych.

- Jestem sobie w stanie to wyobrazić - zauważył Leebo, jakby czytał rozbawionemu

Dashowi w myślach. Kolczasta zignorowała uwagę i pomaszerowała do wieżyczki na

środokręciu.

- Mel, dolna wieżyczka.

Melikan zerknął na Javul i skinął na potwierdzenie głową.

- Nik, może pojdziesz ze mną? Chyba czas, żebyś nauczył się czegoś poza

noszeniem skrzynek.

Młody Sullustanin w ułamku sekundy był przy nim; jego wielkie, czarne oczy

lśniły z ekscytacji.

- Tak jest!

- A co ze mną? - spytała Javul.

- Będę potrzebował kogoś tutaj, w maszynowni... na wypadek gdybyśmy oberwali -

wyjaśnił Han. - i do trzymania na oku tego... sprzedawczyka. - Skinął głową w

stronę uśpionego Ota. ktory stał w kącie ładowni, gdzie Leebo i Mel przenieśli

go po pospiesznym zamontowaniu transpondera.

Byli na swoich stanowiskach od jakiejś godziny, kiedy rozległ się sygnał

przychodzącego połączenia. Han postawił wszystkich w stan czujności i odebrał.

To było „Serce Nowej". Javul najwyraźniej połączyła się ze swoim statkiem z

maszynowni, bo zanim Solo zdążył się odezwać, usłyszał, jak oznajmiła:

- Przyjęłam. - Potem przerwała połączenie.

Gapił się na konsolę z otwartymi ustami.

- Obeszła mostek! - bąknął z niedowierzaniem. - Ma moje kody kontrolne! Jakim

cudem dobrała się do moich kodow?

Dash nie był zaskoczony.

- Coż, jest sprytna - stwierdził.

- Ale się wkopałem - jęknął Han.

Strona 123

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Dash parsknął śmiechem.

- Ty się wkopałeś? Coś podobnego! - Zaczął odliczać na palcach: - To ja miałem

zapewniać jej ochronę przed psychofanem. Okazało się, że jest nim vigo Czarnego

Słońca, ktory uwziął się na nią rzekomo w związku z pomyloną tożsamością. Hm,

zaraz... nie tak do końca pomyloną! W rzeczywistości ochraniam ją przed

rozwścieczonym, porzuconym byłym narzeczonym. Niestety, nie chodzi tylko o

wyjątkowo zawziętego byłego chłopaka i viga, bo jest w to zamieszany także sam

lord Czarnego Słońca. Ten pierwszy chce, żeby wrociła, a ten drugi chce ją

zabić. Na celowniku ma ją jednak nie tylko książę Xizor, ale rownież Imperium,

co oznacza Palpatine'a, Vadera i cholera wie kogo jeszcze. Ogarnięty obsesją

fan, porzucony vigo, rozsierdzony lord i imperialne szychy. .. Czy można chcieć

więcej?

Han gapił się na niego bez słowa.

- Eee... Chcesz powiedzieć, że... - wykrztusił wreszcie.

- Tak, to właśnie chcę powiedzieć.

- Ale to wszystko... po tym wszystkim... nie wycofałeś się?

Dash spojrzał na niego spode łba.

- Na moim miejscu pewnie od razu spakowałbyś manatki, co?

- Jasna cholera, pewnie że tak!

- No właśnie. A mimo to siedzisz tu na dupie, z tym supertajnym

cokolwiek-to-jest w ładowni twojego własnego statku, okradziony z własnych kodow

kontrolnych, podczas gdy ona wykorzystuje twoj moduł łączności do pogaduszek ze

swoimi kumplami. Tymczasem na ogonie siedzą nam Czarne Słońce i Imperium. Coś

przeoczyłem?

Han nie odpowiedział. Wbił wzrok w ekran czujnikow.

- Coż, przynajmniej mamy pewność, że to „Serce Nowej".

- Han, w tej chwili nie byłbym zbytnio zaskoczony, gdyby nagle się okazało, że

załoga tego czarnego jachtu to Jedi, a Imperium wysłało po nas samego Dartha

Vadera.

Han zbladł jak ściana.

- Proszę, powiedz, że żartujesz.

Dash westchnął, przyglądając się na wyświetlaczu, jak jacht Javul dobija do nich

od strony rufy.

- Ta-a, żartuję. Wszyscy wiedzą że Jedi zostali wycięci w pień.

- Dash? - Z głośnika na konsoli rozległ się głos Javul.

- Tak?

- Potrzebuję tego transpondera, ktory Leebo wygrzebał z bebechow Ota. Czy możesz

mi go przynieść do maszynowni?

- A mogłbym wiedzieć, po co ci on?

- Wykorzystamy go na pokładzie „Serca Nowej", żeby zmylić pościg.

- To pierwszy sensowny pomysł, jaki słyszę w tym tygodniu - skomentował Han,

kiedy Dash opuścił sterownię.

Kiedy Dash dotarł do maszynowni, zastał tam oprocz Javul Mela, Nika i Darę.

Niespodzianką była obecność ładunku, ktory zabrali ze Stacji Bannistar, a ktory

jakimś cudem opuścił swoj tajny schowek i znalazł się w głownej ładowni.

- Co robisz? - spytał Dash, ale Javul zignorowała jego pytanie i wyciągnęła do

niego rękę.

- Masz go? Znaczy, transponder?

Dash się zawahał.

- Zaufaj mi - poprosiła.

Coż, właściwie to czemu nie? - pomyślał. Był już za bardzo tym wszystkim

zmęczony, żeby protestować. Wyciągnął urządzenie z kieszeni i podał jej.

Uśmiechnęła się do niego.

- Trochę szkoda, że niedługo będziesz musiał zdjąć tę przepaskę z oka. Dzięki

niej wyglądasz jak jakiś kosmiczny pirat.

- Ta-a, a poza tym mam gownianego cela - mruknął. - Co robisz? - ponowił

pytanie. - i co jest w tej skrzyni?

- Skrzynia i transponder powędrują na pokład „Serca Nowej" - odparła Javul.

- No dobra, transponder to jeszcze rozumiem, ale po co skrzynia?

- W tej chwili mamy na kadłubie namalowaną wielką jaskrawą tarczę strzelniczą -

Westchnęła. - A „Serce Nowej" chwilowo nikogo nie interesuje.

- Nie do końca to rozumiem, ale coż, twoja sprawa.

Javul skinęła głową.

- Dokładnie tak. Dzięki, Dash.

- Za co?

Uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Za zaufanie, chociaż dałam ci mnostwo powodow, żebyś mi nie wierzył.

Statkiem zatrzęsło lekko, kiedy jacht zacumował do lewoburtowego pierścienia

Strona 124

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

dokującego „Sokoła Millenium". Mel poszedł zająć się śluzą powietrzną i chwilę

poźniej właz się otworzył, a w przejściu pojawił się kapitan Marrak.

Javul wręczyła transponder Kolczastej, ktora uśmiechnęła się radośnie i podeszła

z nim do tunelu dostępu, łączącego „Sokoła" z „Sercem". Przekazała go Marrakowi,

a potem ucałowała go wystarczająco namiętnie, żeby Dashowi skoczyło ciśnienie.

Tymczasem Mel i Nik przesuwali ostrożnie skrzynię w stronę tunelu łączącego dwa

statki. Na konsoli za plecami Javul rozbłysła kontrolka panelu czujnikow. Zanim

Dash zdołał sięgnąć do przycisku komunikatora, statek zadrżał.

Rendar wbił kurczowo palce w oparcie fotela, probując złapać rownowagę.

- Czyżbyśmy mieli kłopoty? - jęknął.

Javul krzyknęła cicho, a z głośnika interkomu dobiegł głos Hana:

- Rendar! Chodź tutaj! Szybko!

Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać.

Statek był matowoczarny i wydawał się pochłaniać światło - do tego stopnia, że

nie w pełni sprawny wzrok Dasha postrzegał go jako dziurę w kosmicznej

przestrzeni. Zbliżał się do nich, okrążając pobliski księżyc Mimbana.

- To znow Hitch Kris - mruknął Dash. - Niech Javul z nim gada.

- Jasne, i lepiej, żeby tym razem była dla niego miła, bo właśnie ostrzelali nam

dziob - zauważył z przekąsem Han.

Rendar uświadomił sobie, że gorna wieżyczka jest pusta. Coż gdyby Javul zdołała

wyperswadować Mandalorianinowi użycie przemocy, nie byłoby potrzeby jej

obsadzać... Całkiem jakby vigo czytał mu w myślach, czarny olbrzym wystrzelił w

ich stronę następną salwę skoncentrowanej energii; „Sokołem" zatrzęsło

gwałtownie.

- On jest naprawdę wściekły, Dash - zauważył z niepokojem Solo. - Dawaj tu tę

swoją Javul!

W tej samej chwili Javul zmaterializowała się w przejściu do

sterowni.

- Jestem. Co się dzie... - Urwała, gapiąc się w przestrzeń za

przednim iluminatorem.

- Mogłabyś poprosić swojego kochasia, żeby przestał do nas

strzelać? - zagadnął Han.

- To nie jest moj kochaś! - oburzyła się Javul.

- No dobra, byłego kochasia.

Zamiast wejść do sterowni, Charn wycofała się na korytarz.

- Nie. To nawet nie jest moj „były kochaś". - Usłyszeli tupot jej stop, kiedy

biegła korytarzem. - To Xizor! - wykrzyknęła na odchodnym.

Han rąbnął pięścią w kontrolkę interkomu, łącząc się z głowną ładownią.

- Załoga? Koniec imprezy! Odcumowujcie! Natychmiast! - krzyknął.

Chwilę poźniej z interkomu dobiegł głos Javul:

- Nie możemy tego zrobić! Jeszcze nie! Musimy odpowiedzieć ogniem!

Dłonie Hana zatańczyły nad konsolą.

- W takim razie odpowiemy zza tamtego księżyca.

- Nie możemy...

- Rob swoje - ofuknął ją Solo - a ja zajmę się swoją działką. Wyślij kogoś do

wieżyczki, zabierz z pokładu ten ładunek i zamknij śluzy. O resztę się nie

martw. - Nawiązał połączenie z mostkiem „Serca Nowej".

- Co się dzieje? - spytała Dara. Stała w progu śluzy „Sokoła" obok skrzyni; z

drugiego końca korytarza, łączącego dwa statki, przyglądało jej się kilku

członkow załogi jachtu.

- Zmiana planow - wyjaśniła Javul. - Jesteśmy pod obstrzałem.

- Tego się obawiałem. - Mel westchnął. - Wezmę gorną wieżyczkę. Zostań tutaj -

nakazał Nikowi, a sam pognał do windy.

Kiedy Javul podeszła do Dary, żeby pomoc jej przenieść kontener, „Sokoł"

zadygotał jak w febrze, pompując w żyły Charn nową porcję adrenaliny. Silniki

podświetlne statku zamruczały, budząc się do życia: ruszali z miejsca.

- Szybko! - krzyknęła Javul, schylając się po skrzynię.

Połączone ze sobą dwa statki skryły się za księżycem; od jachtu lorda Czarnego

Słońca dzielił ich teraz satelita Bimbana. Niestety wskutek takiego manewru

„Sokoł" i „Serce Nowej" znalazły się bliżej jego powierzchni, niż to było

bezpieczne. Co gorsza, Dash podejrzewał, że jeśli Xizor zdołał przedrzeć się

swoim jachtem przez ruchliwe trasy gorniczych kolonii i wśliznąć się między nich

a planetę, to byli... hm, udupieni.

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - mruknął do Hana.

- Zaufaj mi.

- Ufam. Nie rozumiem natomiast działania Xizora. Gdyby naprawdę chciał ją

dorwać, rownie dobrze mogłby zamienić ten księżyc w kupę żużlu. Gdzie on teraz

jest?

Strona 125

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Han sprawdził odczyty czujnikow.

- W pobliżu połnocnego bieguna księżyca - zameldował. - Zaraz wyleci nam na

spotkanie.

Pocił się. Dash nigdy wcześniej nie widział, żeby Han Solo się pocił.

- Przygotuj się do wystrzelenia pociskow - mruknął Solo.

Dash posłuchał... i sam zaczął się pocić.

Kiedy dziob jachtu Xizora zaczął się wyłaniać zza księżyca, moduł łączności

„Sokoła" obudził się do życia. Dash aż podskoczył, kiedy z głośnika dobiegł

głęboki, aksamitny głos Falleena:

- Wiem, że jesteś na pokładzie ktorejś z tych dwoch blaszanek, Alai Jance.

Dlatego zamierzam oba statki rozpylić na atomy.

Muszę jednak przyznać, że nie wiem, czego się po tobie spodziewać. Pobudziłaś

moją ciekawość w wystarczającym stopniu, żebym sprobował, powtarzam: sprobował

cię schwytać. Podejrzewam, że twoja osoba może mieć jakąś... wartość

strategiczną. To zaś, droga Alai, przekłada się na fakt, że twoja dalsza

egzystencja zależy tylko i wyłącznie od twojego następnego ruchu... Jeśli

planowałaś mnie ostrzelać, proponuję przedtem dwa razy pomyśleć.

Palce Dasha błądziły w pobliżu przycisku aktywującego wyrzutnię; korciło go,

żeby go nacisnąć. Oto miał przed sobą osobę, ktora doprowadziła jego rodzinę do

ruiny. Dwa pociski, odpalone w odpowiedniej chwili i pod właściwym kątem,

mogłyby przebić się przez pola ochronne statku Xizora w najsłabszym punkcie i

zniszczyć jego generator pol. Wystrzelona chwilę poźniej kanonada z działek

mogłaby unieszkodliwić wieżyczki jachtu, odsłaniając jego brzuch na atak. Gdyby

mieli szczęście, w ciągu następnych pięciu sekund, zanim zza księżyca by się

wynurzyły dolne stanowiska działek, baterie „Sokoła" odesłałyby Falleena na

spotkanie z jego przodkami, gdziekolwiek teraz byli. Dash przesunął opuszkami

palcow po kontrolkach, drżąc od nieodpartego pragnienia wcielenia swojego planu

w życie.

Co zatrzymuje Javul? - zachodził w głowę. Ile czasu potrzeba na

przetransportowanie skrzyni na pokład drugiego statku i na

zamknięcie dwoch śluz?

- Spokojnie - mruknął Han, całkiem jakby czytał mu w myślach.

Ułamek sekundy poźniej ciszę przerwał głos Javul:

- Zrobione! Udało się! Zabierajmy się stąd!

- Trzymajcie się! - krzyknął Han i obrocił statek poziomo wokoł własnej osi, a

potem zawinął za księżyc. „Serce Nowej" powtorzyło manewr, po czym skręciło ku

południowemu biegunowi księżyca i odbiło w przeciwnym kierunku.

Han kierował tymczasem „Sokoła Millenium" w stronę serca układu, do obszaru o

wzmożonym ruchu między Circarpous IV a Circarpous V. Dash wiedział dlaczego:

nawet książę Xizor nie odważyłby się ryzykować zniszczeń i ofiar, jakie

pociągnąłby za sobą atak w rownie zatłoczonym korytarzu powietrznym.

Wkrotce jednak okazało się, że Xizor to ostatni problem, ktorym powinni się

martwić. Na ich oczach lecące w pobliżu frachtowce, transportowce wyładowane

rudą i statki pasażerskie rozpierzchły się, ustępując z drogi dwom imperialnym

krążownikom i gwiezdnemu niszczycielowi, ktory wyłaniał się właśnie zza

Circarpous Major.

Han zaklął pod nosem i szarpnął drążkiem, podrywając statek do gory, pod kątem

dziewięćdziesięciu stopni względem płaszczyzny układu. „Sokoł" szybko nabierał

prędkości, zostawiając statek Xizora i jednostki Imperium daleko w dole. Okręty

i jacht leciały teraz na siebie kursem kolizyjnym. Dash uruchomił interkom i

krzyknął do mikrofonu:

- Leebo? Środki prewencyjne! Ładunek za burtę!

Za poźno: niszczyciel rozpoczął już ostrzał. Pierwsza salwa trafiła w ich pola

rufowe, prawie dokładnie w sam ich środek, posyłając „Sokoła" w dziki połobrot.

Drugiej stanęła już na drodze sterta złomu, wyrzucona przez Leebo ułamek sekundy

wcześniej, ale byli tak blisko, że statkiem znow szarpnęło.

Gdyby byli jedynym statkiem w okolicy, „Sokoł" miałby swobodę manewrow, ale

nawet tutaj ruch był na tyle gęsty, że nie mogli sobie pozwolić na zbyt śmiałe

akrobacje. Poza tym, w przeciwieństwie do Czarnego Słońca, Imperium nie miałoby

skrupułow przed otwarciem ognia do cywili. „Sokoł" wykazywał nad nimi tylko

jedną przewagę - gabaryty. Mogł się poruszać w zatłoczonej przestrzeni zwinniej

niż gwiezdny niszczyciel, ale już krążowniki niewiele mu pod tym względem

ustępowały. Szybko zareagowały na zmianę kursu „Sokoła" i puściły się za nim w

pogoń.

Kiedy Han wyminął zgrabnie trzy transportowce, do sterowni weszła Javul. Opadła

ciężko na fotel pasażera.

- Strzelcy na stanowiskach? - spytał ją Han.

- Na gorze jest Mel, ale Darę i Nika odesłałam na „Serce Nowej". Zostaliśmy

Strona 126

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

tylko we czworkę, nie licząc Leeba.

- Tylko? Zazwyczaj ten statek pilotujemy we dwojkę z Chewiem. Jak dla mnie,

teraz panuje tu tłok.

Kolejny strzał minął ich o włos. Krążowniki szybko ich doganiały.

- Czy nie możemy po prostu skoczyć w nadprzestrzeń? - spytała Javul z oczami

utkwionymi w ekranie taktycznym.

- Jeszcze nie - mruknął Han. - Wciąż jesteśmy za blisko studni grawitacyjnej

gwiazdy. - Zerknął na Dasha. - Będziesz musiał zająć się dolnymi działkami.

- Mam lepszy pomysł: ja popilotuję, a ty postrzelasz sobie do Imperium. Co ty na

to? - zaproponował Rendar.

- Po moim trupie. Ty za sterami „Sokoła"? Chyba śnisz. Do wieżyczki, ale już!

Dash oblizał suche wargi.

- Nie mogę. Nie dam rady. Nawet bez opaski wciąż kiepsko widzę prawym okiem, a

już na pewno nie na tyle dobrze, żeby celować.

Han spojrzał na niego spode łba.

- No dobra, przejmij stery, ale rob tylko to, co bym zrobił ja. - Dash przejął

drążek, a tymczasem Han zwolnił fotel pilota i ruszył do wyjścia. W drzwiach

zatrzymał się i wycelował palec w Javul. - Miej go na oku. Nie pozwol mu zrobić

niczego niebezpiecznego. Ani głupiego.

- Tak jest.

Dash zrobił coś zarowno niebezpiecznego, jak i głupiego niemal natychmiast po

wyjściu Hana. Obrocił „Sokoła" i skierował go dziobem w stronę Circarpous Major.

Taki manewr drastycznie ograniczał im widoczność, ale to samo dotyczyło

ścigających - nie tylko będą oślepieni przez blask słońca, ale też ich czujniki

oszaleją. W takich chwilach najlepiej sprawdzały się starsze, proste instrumenty

pokładowe. Nowiutki niszczyciel, prosto z linii produkcyjnej stoczni, na pewno

nie miał czegoś tak przedpotopowego jak antena radarowa, a więc w tej sytuacji

„Sokoł" miał nad nim zdecydowaną przewagę.

Problem w tym, że przyciąganie grawitacyjne i pole magnetyczne wpływały także na

systemy „Sokoła", więc - jak na ironię - w ocenie sytuacji i planowaniu manewrow

Dash był zdany na własny wzrok.

Javul przesiadła się na fotel pilota. Milczała ze wzrokiem utkwionym w przedni

iluminator, ktory pociemniał automatycznie, chroniąc ich oczy przed blaskiem

słońca. Rendar czuł jednak pod skorą że tym razem jej milczenie jest dowodem

zaufania, nie jego braku. Zacisnął mocniej dłoń na drążku sterowniczym, ale całe

skupienie szlag trafił, kiedy z głośnika dobiegł głos oficera Imperium:

- Niezidentyfikowana jednostko, tu komandor Corsa z pokładu imperialnego

krążownika „Mężny". Zostaniecie pochwyceni promieniem ściągającym i pozwolicie

naszym ludziom na wejście na pokład albo was zestrzelimy. Zrozumieliście?

- Och, doskonale, dziękuję - mruknął Dash, koncentrując się na widocznej przed

nimi gwieździe.

- Nie dosłyszałem, kapitanie - odezwał się Corsa. - Powtorzcie.

- Mam dla ciebie coś lepszego, Corsa: strzelać bez rozkazu! - dobiegł z

interkomu głos Hana, po ktorym rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk serii z

działek.

Wpatrzona w iluminator Javul zamarła nagle i wskazała jakiś punkt na horyzoncie.

- Co to?

„To" było czarną plamą na słońcu - plamą w kształcie statku, ktora szybko się do

nich zbliżała i na pewno nie była uciekającym frachtowcem. Serce załomotało

Dashowi w piersi, a w ustach mu zaschło. Jeśli to Xizor... to jego zamiary były

jasne: zestrzelić ich i... i co dalej? Jeśli rzeczywiście miał taki plan, to był

to plan samobojczy, bo statek leciał prosto na Imperialnych. Czyżby naprawdę aż

tak zależało mu na śmierci Javul?

- Alai Jance - doleciało z głośnika.

Javul spojrzała na Dasha, zaskoczona. „Hitch", powiedziała bezgłośnie i

pochyliła się nad konsolą.

- Tak?

- Czy właśnie o to ci chodziło? Musisz to robić?

- Muszę, Hitch. Wiesz, że nie mam innego wyjścia.

Na chwilę w głośniku zapanowała cisza.

- W porządku - odezwał się wreszcie Kris. - W tej chwili czujniki Imperialnych

mnie nie widzą. Jestem w waszym cieniu. Na moj znak nurkujcie pod kątem

dziewięćdziesięciu stopni. Zrozumiałaś?

- Przyjąłem - potwierdził Dash; czoło rosił mu pot, a opaska na oku drażniła

skorę, więc zdjął ją i odrzucił na bok.

Iluminator „Sokoła" wypełniało teraz rosnące z każdą chwilą słońce, a pędzący ku

nim statek był czarną plamą na jego tle - z każdą sekundą większą i większą

rozmazaną czarną plamą.

Strona 127

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Teraz!

Dash naparł na drążek i „Sokoł" zanurkował w doł, ku strefie ruchu powietrznego

układu Circarpous. Kluczył, wykonując zwody, uniki i piruety; pędził w stronę

serca układu i dalej, żeby wylecieć po jego przeciwnej stronie. Wszystko

wskazywało na to, że sztuczka zadziałała i udało im się zgubić pogoń. Kiedy byli

już z dala od pol grawitacyjnych układu, brył asteroid i komet, Dash wpisał

wspołrzędne Alderaana i przygotował się do skoku w nadprzestrzeń. Zanim jednak

opuścili układ Circarpous, znow skontaktował się z nimi Hitch Kris.

- Gratulacje, Alai. Znow ci się udało... Imperialni rozdzielili się, żeby ścigać

inne cele, a moj szef - zaakcentował ostatnie słowo - popędził za „Sercem

Nowej".

- A ty, Hitch? - spytała łagodnie Javul.

Przez kilka sekund z głośnika dobiegały tylko ciche szumy i trzaski.

- Nic tu po mnie, moja droga - skwitował w końcu Hitch. - Pakujesz się w coś, co

jest poza sferą moich wpływow. Powodzenia.

- Tobie też... to znaczy, domyślam się, że jesteś jednym z tych celow, ktore

ściga Imperium?

Roześmiał się.

- Nie martw się o mnie, Alai. To prawda, straciłem ciebie, ale dysponuję

środkami, o ktorych nie wie ani Imperium, ani Lord Xizor. Pomyślnych lotow.

- Pomyślnych lotow - powtorzyła cicho.

Dash oderwał wzrok od pulpitu i spojrzał na nią. Czyżby na jej twarzy dostrzegał

smutek? Czy wciąż czuła sentyment do swojego viga? Aktywował hipernapęd. Przez

chwilę przyglądał się, jak gwiazdy zmieniają się w świetliste smugi, a potem

zamknął oczy.

W drzemce przeszkodził mu Solo, ktory zjawił się w sterowni z żądaniem, żeby

zwrocić mu dowodzenie statku. Dash z chęciąje spełnił. Bolała go noga, miał

zesztywniałe ramiona, a prawe oko pulsowało i kłuło, jakby dostał się do niego

piasek.

Razem z Javul wyszli ze sterowni i ruszyli do świetlicy. Javul pomogła mu

usiąść, a sama wzięła pakiet medyczny i zmusiła go, żeby pozwolił jej się zająć

jego okiem - już czwarty czy piąty raz, stracił rachubę. Przemyła je specjalnym

roztworem, dzięki ktoremu przestało nieznośnie szczypać, a potem nałożyła na nie

nieco maści. Dash opadł na oparcie krzesła, rozpaczliwie spragniony snu. Jego

myśli krążyły leniwie wokoł związku Javul Charn i Hityamuna Krisa.

Coś nie dawało mu spokoju... Nagle otworzył szeroko oczy.

- Co się stało? - Javul patrzyła na niego znad parującego kubka kafu.

- Hitch powiedział, że Xizor ściga „Serce Nowej", prawda?

- Tak.

- Ale dlaczego? Transponder należał do Hitcha, a on już za nikim nie goni.

- Xizor nie leci za transponderem - wyjaśniła Javul. - Tropi Ota.

Reaktywowaliśmy go, daliśmy mu nowe instrukcje i przenieśliśmy na pokład

„Serca". To właśnie dlatego tak długo to trwało. - Uśmiechnęła się na widok jego

zdziwionej miny. - Prześpij się; daj swojemu oku odpocząć.

Usnął, zanim zdołał zebrać siły, żeby jej odpowiedzieć.

ROZDZIAŁ 30

Dash obudził się dziesięć godzin poźniej, święcie przekonany, że wciąż są w

nadprzestrzeni. Przez chwilę był zdezorientowany, bo leżał na swojej koi - nie

zaś podparty ramieniem na stole w świetlicy ani skulony na podłodze pod nim.

Probował sobie wyobrazić Hana zmuszonego do pomocy przy przeniesieniu go na

łożko, ale szybko dał za wygraną. Kiedy się rozejrzał, uświadomił sobie dwie

rzeczy naraz: że jego oko ma się zdecydowanie lepiej i że na najbliższej koi

pochrapuje sobie w najlepsze Solo. Kto w takim razie pilotował statek?

Ta myśl sprawiła, że zerwał się z koi i pognał w te pędy do sterowni. Zastał tam

Leeba rozpartego w fotelu pilota; sąsiednie miejsce zajmował Mel.

- Pozwolił ci pilotować? - spytał Leeba Dash.

- Tak, i nie musiałem nawet udawać, że szwankuje mi fotoreceptor.

- Nie udawałem! - oburzył się Rendar. - Naprawdę mnie boli i słabo widzę!

- Skoro tak mowisz...

Mel zachichotał.

- Skąd go wytrzasnąłeś? - Wskazał Leeba kiwnięciem podbrodka.

- Pewien gość opchnął mi go w zamian za transport z Rodii. Komik.

- Ach, to wiele wyjaśnia.

- Ta-a - mruknął Dash. - Aha, właśnie... Leebo, byłbym wdzięczny, gdybyś

pamiętał, kto nauczył cię pilotażu. Gdyby nie ja, siedziałbyś w ładowni, kręcąc

młynka swoimi malutkimi blaszanymi paluszkami.

- Moje palce nie są ani małe, ani blaszane - obruszył się Leebo. - Są wykonane

ze stopu laminanium i quadranium i pokryte warstwą terenthium.

Strona 128

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Mel zerknął na Dasha z rozbawieniem.

- Tia-a, kiedy się wścieka, bywa hiperdokładny. Nie zaprogramowałem tego i nie

mam pojęcia, kto mogł to zrobić - tłumaczył Rendar.

- Moj poprzedni pracodawca - podsunął usłużnie Leebo.

- Właściciel - poprawił go odruchowo Dash.

- I kto tu teraz jest hiperdokładny? Był znakomitym komikiem - dodał droid.

- Ktory zmienił zawod - dopowiedział Dash - bo udało mu się obrazić rodiańskiego

bossa, Czerwonego Navika.

- Aha, to stąd konieczność opuszczenia Rodii? - domyślił się Melikan.

- Wygląda na to, że sztuczna inteligencja nie może się rownać z organiczną

głupotą - stwierdził robot.

Mężczyźni siedzieli przez jakiś czas w ciszy.

- Jeśli się nie mylę, masz już od dawna na pieńku z księciem Xizorem - oznajmił

wreszcie Mel, zmieniając temat. Dash nie zamierzał się wykręcać.

- Rzeczywiście, można tak powiedzieć.

- Hm, w takim razie pewnie nie jest ci łatwo, zważywszy na okoliczności...

- Spokojnie, jestem dużym chłopcem. Potrafię sobie radzić z problemami.

- Wybacz, że to powiem, Dash, ale dla mnie to brzmi jak jedna wielka ściema.

Rendar otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zamknął je, kiedy podchwycił wzrok

Yanusa. Nie było w nim dezaprobaty, a jedynie szczere wspołczucie. Wziął głęboki

oddech i powoli wypuścił powietrze.

- No dobra, masz rację. Prawda jest taka... że kiedy statek Xizora nas

zaatakował, naprawdę miałem ochotę wystrzelić te pociski. Była taka chwila,

kiedy przestałem się troszczyć o misję Javul, statek Hana, a nawet swoje życie.

Myślałem wtedy tylko o tym, że jeśli wystrzelę je w odpowiedniej chwili, jedna z

torped spenetruje jego pola, a druga wysadzi jego statek.

- Gdybyś dał radę wystrzelić po raz drugi - podkreślił szybko Mel.

- Racja.

- Co cię przed tym powstrzymało?

Dash zarumienił się i z wdzięcznością pobłogosławił panujący w kabinie połmrok,

dzięki ktoremu Melikan prawdopodobnie tego nie zauważył.

- Chciałbym powiedzieć, że się bałem, że jeśli nie wystrzelę ich we właściwej

chwili, Xizor rozpyli statek na atomy i zabije nas wszystkich... Ale wcale tak

nie było. Nie dokonałem wyboru świadomie. To Han mnie powstrzymał. Przez niego

się zawahałem, a chwilę poźniej „Serce" było już wolne i uciekliśmy.

- Żałujesz, że to nie była twoja decyzja?

Dash pokiwał głową.

- Tak, żałuję. W jakiś dziwny sposob... chciałbym wiedzieć, jak bym się

zachował.

Mel spojrzał mu prosto w oczy.

- Wiesz dobrze, co byś zrobił. Nie pozwoliłbyś, żeby pragnienie zemsty

zwyciężyło nad poczuciem obowiązku. Byłbyś dobrym Rebeliantem, Dash.

Potrzebujemy ludzi, ktorzy potrafią przedkładać obowiązek nad własne dobro,

takich jak ty.

Rendar pokręcił głową.

- Nieprawda. Za długo jestem samotnikiem, żebym umiał wypełniać rozkazy tak jak

wy. Ta cała Rebelia... nie czułbym się dobrze jako część takiej skomplikowanej

machiny. Zbyt wiele okazji, żeby kopnąć w kalendarz.

- Dash, z Rebelią nikomu nie jest po drodze. Ja, Dara, Javul... Nikt z nas się

nie prosił o to, żeby być częścią buntu, ale pomyśl

tylko: jakie mamy inne wyjście? Nie wychylać się i pozwolić żeby Imperium nas

doiło i wykorzystywało? Był taki czas, kiedy istoty zamieszkujące Rubieże mogły

całkowicie lekceważyć to, co się dzieje na światach Jądra. To już przeszłość.

Macki Imperium docierają nawet do najdalszych krańcow galaktyki i wysysają z

nich wszystkie soki. Byłeś ostatnio na swojej rodzinnej Korelii? Te imperialne

pasożyty obsiadły ją tak skutecznie, że ludzie ledwie mogą się poruszać i

oddychać bez ściągania sobie na głowę Biura Bezpieczeństwa.

Dash nie wiedział, co odpowiedzieć. Słowa Mela bolały, czuł na sobie jego

świdrujący wzrok. Zmienił więc temat:

- Pozwol, że cię o coś spytam. „Serce Nowej" ma na pokładzie skrzynię i, jak się

domyślam, kieruje się docelowo na Alderaana. Tak się jednak składa, że „Serce"

nadaje też sygnał, ktory nakierowuje przynajmniej część sił Imperium i informuje

Xizora o jego wspołrzędnych. Dlaczego? I dlaczego ty i Javul wciąż jesteście

tutaj, na pokładzie „Sokoła"?

- Javul i ja musimy zdać raport naszemu łącznikowi na Alderaanie.

- Waszemu szefowi?

- Naszemu szefowi.

- To znaczy?

Strona 129

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Mel wzruszył ramionami.

- Wysłałeś na pokład „Serca Nowej" Nika - podjął Dash. - Wiesz, co mi to mowi?

Uznałeś, że będzie tam bezpieczniejszy niż tutaj. - Opadł na oparcie fotela,

splatając ręce za głową. - Mowi mi też, że wciąż mamy na pokładzie skrzynię, mam

rację?

Mel nie odpowiedział. Obejrzał się tylko przez ramię na właz sterowni.

- Witam, kapitanie Solo - oznajmił. - Domyślam się, że chciałby pan odzyskać

swoj fotel pilota? Rusz blaszany tyłek, Leebo. Mam gdzieś u siebie świetny smar,

naprawdę wysokiej klasy. Jestem pewien, że ci się spodoba. - Wstał z fotela i

minął Hana w drzwiach; po drodze klepnął Dasha lekko w ramię. - Jest pan

rozsądnym człowiekiem, kapitanie Rendar. Jestem pewien, że bardzo by się pan

przysłużył Sojuszowi Rebeliantow.

Han stał jeszcze przez chwilę w przejściu, patrząc w ślad za rebelianckim

komandorem.

- Co to miało znaczyć? Czy on cię probował zwerbować?

- Na to wygląda. - Dash naprawdę nie miał ochoty o tym rozmawiać.

Han usiadł na miejscu pilota i sprawdził odczyty na pulpicie, po czym odwrocił

się do Rendara.

- Pytam na serio: on naprawdę probował cię namowić, żebyś dołączył do Rebelii?

Dash wzruszył ramionami.

- Tak. Daremny trud.

- No, ja myślę. Rany, chyba naprawdę muszą być zdesperowani.

- Czyżby? A co, ciebie też probowali namowić?

Han zamrugał, nie zwracając uwagi na zawoalowaną obelgę.

- Ta-a... Jasne, że probowali. Spławiłem ich. Nic z tego. To znaczy, po co

prosić się o kłopoty? Ta twoja laska jest szurnięta, wiesz o tym? Ona i cała jej

załoga. - Palcem wskazującym zakreślił w powietrzu kołko na wysokości skroni.

- Wiem - mruknął Dash.

Dalsza podroż na Alderaana przebiegła bez przygod, dzięki czemu prawie wszyscy

odrobinę się rozluźnili. Prawie, bo Dash stał się dla odmiany bardziej nerwowy.

„Głębokie Jądro" na pewno zostało już zatrzymane i odkryto, że to zwykły statek

towarowy, obsadzony w większości droidami. Załoga „Serca Nowej" dezaktywowała

już pewnie Ota i wyrzuciła transponder, co oznaczało, że Xizor i Imperialni,

wiedząc, że zostali wrobieni, zaczęli poszukiwania mocno zmodyfikowanego

frachtowca YT-1300, ostatnio widzianego w układzie Circarpous.

Rendar złapał się na tym, że prawie modli się o to, żeby ktoś ich zaatakował i

zakończył tę farsę raz na zawsze. Zwierzył się z tego Hanowi, kiedy siedzieli

razem w sterowni i pili kaf.

Solo spojrzał na niego, jakby Rendar postradał zmysły.

- Ugryź się lepiej w język. Na Commenorze musimy zatankować. Jeśli będzie tam na

nas czekał imperialny niszczyciel gwiezdny, zamorduję cię.

- Czy naprawdę musimy tankować na Commenorze? Nie damy rady dowlec się do

Alderaana?

- Możemy sprobować, ale nie zdziwiłbym się, gdyby skończyło się to wyciągnięciem

nas z nadprzestrzeni tuż przed dotarciem do celu. Wolałbym nie ryzykować.

- Sądziłem, że to stare pudło ma większy zasięg. „Outriderowi" udało się

przelecieć ze Stacji Bannistar na Alderaana na jednym tankowaniu.

Han spiorunował go wzrokiem.

- To stare pudło ma na pokładzie więcej załogi i ładunku niż zwykle, a poza tym

wskakuje i wyskakuje z nadprzestrzeni, jakby za sterami siedział jakiś wariat.

- Fakt. Kiedy dotrzemy do Commenora?

Han sprawdził chronometr.

- Za trzy standardowe godziny, plus minus.

- Czy nie powinniśmy wysłać Leeba do ktorejś z wieżyczek? A do drugiej Mela?

Han upił łyk kafu.

- Dash, jesteś większym paranoikiem niż ja, a wierz mi, to już naprawdę coś.

- Daj spokoj, stary... komu to zaszkodzi? Lepiej dmuchać na zimne.

Solo wzruszył ramionami.

- Słuchaj, jeśli masz ochotę wysyłać ludzi na stanowiska ogniowe, nie zamierzam

się z tobą wykłocać, dopoki nie zamarzy ci się znow pilotowanie.

Dashowi przemknęło to co prawda przez myśl, ale jego oko miało się coraz lepiej

i widział nim już na tyle dobrze, że nie miałby problemu z koncentrowaniem go na

celu.

- W porządku, w takim razie daj nam znać dziesięć minut przed końcem skoku.

Plus minus dziesięć minut przed wyjściem z nadprzestrzeni z głośnikow popłynął

głos Hana, informujący ich, że wkrotce znajdą się w układzie Commenora.

- Oto ogłoszenie z woli Dasha Rendara, zawodowego panikarza i naczelnej niańki

galaktyki: wszyscy na stanowiska bojowe! Wszyscy do działek! Nadchodzi

Strona 130

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

nieuchronny kataklizm!

Dash wspiął się do gornej wieżyczki, przeklinając Hana pod nosem za jego

żarciki. Nie mogł nic poradzić na to, że doświadczenie nauczyło go jednej

rzeczy: jeśli ziewasz z nudow, los zwykle płata ci figla i robi wszystko, żebyś

chwilę poźniej doznał wstrząsu.

Kiedy „Sokoł" wyszedł z nadprzestrzeni i skierował się ku czwartej planecie

układu Commenora, gdzie - jak zapewnił Solo - mieli znaleźć paliwo i przyjacioł,

Javul siedziała z Hanem w sterowni.

- Ubiłem na Commenorze wiele interesow - zapewnił ją Solo. - Mało jest

uczęszczanych światow, ktorych mieszkańcy rownie mało przejmowaliby się

Imperium. Szanse, że trafimy tu na Imperialcow, są kosmicznie małe.

Javul wpatrywała się w widniejący za iluminatorem sierp gazowego olbrzyma.

- Jakim cudem udaje im się utrzymać Imperium z dala?

- Jak na ironię, wynika to z faktu, że są dla Imperatora bardzo ważni. Commenor

to głowna furtka handlowa. Wierz mi albo nie, ale przewija się tędy więcej

towarow niż przez Korelię. Podejrzewam, że Imperator dobrze wie o jednym: jeśli

zbytnio się na Commenorze rozpanoszą zamkną sobie tę furtkę. Wyobraź sobie na

przykład, co by się stało na Coruscant albo innych światach Jądra, gdyby nagle

odcięto dostawy kluczowych surowcow? Żywności, paliwa, innych artykułow

pierwszej potrzeby...

Javul skinęła głową.

- Coruscant raczej nie ma własnego przemysłu spożywczego.

- Dokładnie. I właśnie dlatego Imperium wyłazi ze skory, żeby nie rozdrażnić

Commenoran. Ten port jest po prostu zbyt ważny.

Wpatrzona w iluminator Javul zmarszczyła brwi; przed nimi majaczyła wielka

planeta, otoczona rojem statkow. Wskazała na nią.

- Czy to węzeł komunikacyjny? ,

- Tak. Co prawda na innych planetach też panuje spory ruch, ale Commenor to pod

tym względem serce układu. Całkiem fajne miejsce, jeśli chcesz znać moje zdanie.

Można się tu naprawdę nieźle zabawić.

Javul uśmiechnęła się kwaśno.

- Podczas tej podroży miałam dość wrażeń, dzięki.

- Mam na myśli prawdziwą rozrywkę. - Odwrocił się i spojrzał na nią ze znaczącym

uśmiechem. - Gdybyśmy mieli trochę

czasu, chętnie pokazałbym ci, jak wygląda nocne życie w Chasin City...

Javul zachichotała.

- Chcesz się ze mną włoczyć po nocnych klubach? Wydawało mi się, że masz mnie za

świruskę!

- Uważam, że jesteś świruską co nie zmienia faktu, że jesteś bardzo ładną

świruską nie mowiąc już o tym, że sławną. Gdyby mnie z tobą zobaczyli, sporo bym

zyskał w oczach ludzi z kręgow, w ktorych się obracam. Wiesz, co mam na myśli?

- Doskonale wiem, co masz na myśli, ale chyba nie mamy na to czasu.

- Coż, tak mi się właśnie zdawało.

Javul nie odpowiedziała. Nie było sensu mowić mu, że gdyby chciała wyjść się z

kimś rozerwać, wolałaby mieć u swego boku Dasha. Może dlatego, że tyle razem

przeszli? Albo dlatego, że uratował jej życie i nie opuścił jej, nawet kiedy

wyszły na jaw wszystkie jej kłamstewka? A może po prostu dlatego, że spodobał

jej się sposob, w jaki ją pocałował...?

Rozsiadła się wygodniej w fotelu drugiego pilota i zapatrzyła na rosnącą w

iluminatorze sylwetkę Commenora, na coraz wyraźniej rysujące się na jego tle

statki i stacje satelitarne. Niezauważenie w jej myśli wkradł się niepokoj. W

sylwetce jednego ze statkow, ktory leciał w ich stronę, wynurzywszy się

wcześniej zza commenorskiego słońca, było coś paskudnie znajomego - a to

wrażenie spotęgowała jeszcze druga jednostka, ktora wychynęła zza księżyca...

Javul wyprostowała się w fotelu i złapała Hana za rękę.

- Han!

Odwrocił się w jej stronę z uśmieszkiem błąkającym się po ustach, ale na widok

jej miny natychmiast spoważniał.

- O co chodzi?

- Zwrot trzydzieści stopni na sterburtę. - Teraz już wiedziała, co było powodem

jej niepokoju; przeszedł ją zimny dreszcz. - Imperialny pancernik...

- Sądzisz, że wiedzą że...

Nie zdążył dokończyć, bo jakby w odpowiedzi na jego pytanie głośnik zatrzeszczał

komunikatem:

- Rebeliancki frachtowcu, tu komandor Zarin z imperialnego pancernika

„Mściciel". Zatrzymajcie się i przygotujcie do abordażu.

- Rebeliancki frachtowiec? - parsknął Han. - Nie jestem żadnym cholernym

rebeluchem! - Rąbnął pięścią w przycisk interkomu. - Trzymajcie się, spadamy

Strona 131

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

stąd!

Zanurkowali i odbili na lewo, zawracając pędem w stronę księżyca.

- Ale tam jest... - zaprotestowała Javul.

- Widzę! - krzyknął Han z oczami utkwionymi w imperialnej korwecie, ktora

właśnie przed chwilą wyleciała zza naturalnego satelity Commenora. Przyspieszył,

dał nura pod księżyc i wynurzył się pod kilem statku, a chwilę poźniej omijali

już Commenor rozciągniętym „S".

- Wysłali za nami myśliwce TIE! - zawołał z wieżyczki Dash.

- Strzelać bez rozkazu - warknął Han i skupił się na wyprowadzeniu statku poza

układ, żeby mogli wrocić do nadprzestrzeni. Zboczył dziewięćdziesiąt stopni z

kursu, kierując „Sokoła" w stronę Wewnętrznych Rubieży.

W sterowni słychać było kanonadę z laserowych działek, kiedy Dash i Mel

ostrzeliwali roj lecących za nimi myśliwcow.

- Leebo! - zawołał Han.

- Tak, wiem, ładunek za burtę. Już się robi.

Kiedy droid zasypał ich pogoń masą kosmicznego śmiecia, wzięli kurs na granicę

układu. Javul obserwowała, jak na ekranie taktycznym myśliwce TIE i pociski

wystrzelone przez korwetę trafiają na chmurę szczątkow i znikają w rozbłyskach

eksplozji. Statek bez wahania przyspieszył i przemknął przez chmurę złomu,

puszczając się za nimi w pościg.

- Będzie gorąco! - ostrzegł Han. - Na moj znak... Leebo, zaserwuj im następną

porcję!

Szarpnął drążek sterowniczy w stronę lewej burty.

- Teraz! - krzyknął i odpalił hipernapęd. Zawinęli, zostawiając za sobą lśniący

ogon, a ułamek sekundy poźniej opuścili przestrzeń kosmiczną.

Han opadł ciężko na oparcie fotela i spojrzał na Javul.

- Jesteś osobą religijną prawda?

- Można tak powiedzieć...

- A więc modl się, żeby pomyśleli, że skoczyliśmy w okolice Rubieży. Modl się

gorąco.

- Myślę - odezwał się Dash przez interkom - że ona modli się nieustannie od

chwili, kiedy postawiła stopę na tej stercie złomu.

ROZDZIAŁ 31

Dash wiedział jednak, że bardzo by się im w tej chwili przydało, gdyby jakieś

bostwo wysłuchało modlitw Javul. Bez tankowania, ale za to po kolejnych

przejściach, „Sokoł Millenium" był w bardzo kiepskim stanie i dotarcie do

Alderaana stało teraz naprawdę pod znakiem zapytania. Han znow się pocił jak

mysz, ale nie zamierzał się przyznawać, że ma cykora. Nie miał natomiast nic

przeciwko narzekaniu, że pewnie nie zdołają dotrzeć na Alderaana i będą musieli

część podroży wlec się na napędzie jonowym.

- Wiecie, to może potrwać całe dni - marudził - podczas ktorych będziemy

narażeni na atak...

Na szczęście z nadprzestrzeni wyrzuciło ich dopiero na obrzeżach alderaańskiej

przestrzeni, a to oznaczało, że podroż w normalnej przestrzeni zajmie im nie

dni, ale godziny. Mel wrocił do gornej wieżyczki, a Dash i Javul zostali z Hanem

w sterowni. Ledwie przekroczyli granicę układu, zostali wywołani przez system

łączności.

- Niezidentyfikowany frachtowcu, tu Alderaańska Kontrola Lotow. Wylegitymuj się.

Han zaklął pod nosem.

- O co znow chodzi? Latałem na Alderaana setki razy i nikt nigdy nie robił

problemow, a tu nagle chcą kodow?

- To dlatego, że nie nadajesz sygnału identyfikacyjnego, Han - przypomniał mu

Dash. - Jeśli chodzi o ścisłość, nie nadajesz go, odkąd opuściliśmy Bannistar.

- I wcale nie mam ochoty zacząć go teraz nadawać - odburknął Solo.

Javul wychyliła się ze swojego fotela i aktywowała komunikator.

- Alderaańska Kontrolo Lotow, tu Javul Charn. Ten statek jest teraz częścią

mojej floty.

Nastała długa cisza, po ktorej kontroler poprosił ostrożnie:

- Javul Charn, czy zechciałabyś przekazać nam swoj osobisty kod identyfikacyjny?

Javul nachyliła się jeszcze głębiej i wklepała na klawiaturze serię znakow.

- Sprawdzamy kod, proszę o cierpliwość... Aha, właśnie dostałem informację, że

możecie zejść na orbitę Alderaana w każdej, najdogodniejszej dla was chwili.

- Najdogodniejszej chwili - powtorzył Han. - Założę się, że nie to mu

powiedzieli.

Kiedy byli już na orbicie, kontrola lotow skontaktowała się z nimi ponownie. Tym

razem rozmowczynią była kobieta - prawdopodobnie przełożona osoby, ktora

rozmawiała z nimi chwilę wcześniej.

- Charn - zaczęła głębokim kontraltem - czy mogę spytać, co się stało?

Strona 132

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Spodziewaliśmy się ciebie dopiero za dwa tygodnie, na pokładzie innej jednostki.

- Po drodze mieliśmy małą... awarię. Musieliśmy wynająć statek i kapitana, żeby

moc podrożować. Mieliśmy też nieco problemow na Bannistar. Zostaliśmy zmuszeni

do zmiany planow.

- Mam nadzieję, że wszystko w porządku? - zaniepokoiła się kobieta. -

Wspomniałaś o awarii... czy załoga i sprzęt są całe?

- Tak, ale musieliśmy się rozdzielić.

- Wiesz, że statek, na ktorego pokładzie podrożujesz, jest poszukiwany za bliżej

nieokreśloną działalność przeciwko Imperium?

- Hej, chwileczkę! - zawołał Han. - Ja wcale nie...

Javul spiorunowała go wzrokiem.

- Tak, kontrolo - odparła.

- Statek jest podejrzany o przemyt - dodała kobieta.

Javul zerknęła z ukosa na Solo.

- Coż, tak... nasz kapitan ma żyłkę do interesow.

- Trzeba z czegoś żyć - mruknął Han.

- Wygląda na to, że to prawdziwy łajdak - stwierdziła kwaśno kontrolerka.

Dash zerknął na wyświetlacz taktyczny.

- Ee, hm, mamy towarzystwo...

Han poszedł w jego ślady.

- Co znow? O rany, a to kto?

- Hej, kontrolo - rzuciła Javul - chyba mamy eskortę...

- Owszem, macie. - Polecicie za statkiem prowadzącym tę eskortę albo statek na

waszym ogonie interweniuje. Przygotowujemy hangar. Kiedy wejdziecie w atmosferę,

aktywujemy boję naprowadzającą. Wtedy przekażecie kontrolę nad waszym statkiem

autopilotowi.

Dash spojrzał niepewnie na Charn; żołądek zaciskał mu się w nieprzyjemny, zimny

supeł.

- Javul...

- Rob, co mowi.

- Jesteś pewna?

Wzruszyła ramionami.

- A mamy jakieś inne wyjście?

- Możemy zawrocić i nawiać - podsunął Han. - Melikan wciąż jest w wieżyczce.

- Zawrocić i nawiać na czym? - spytała Javul. - Nie mamy paliwa, a poza tym to

nie Imperialni, Han, tylko statki Alderaańskiej Kontroli Lotow. Nasi

przyjaciele.

- Ta-a - mruknął Dash - nie wątpię. Jakoś mi to brzydko zalatuje reżimem

Imperium. - Skinął głową w stronę lewej burty, gdzie na wysokości rownika

planety wisiały złowrogo dwa imperialne krążowniki. Nic nie wskazywało jednak na

to, że przymierzają się do przechwycenia „Sokoła".

Ostatni etap podroży przebiegł bez zakłoceń, ale Dash cały czas siedział jak na

szpilkach. Jedyną rzeczą ktora nieco go uspokajała, był fakt, że Javul wygląda

na nie tyle zdenerwowaną ile zdeterminowaną. Z każdą chwilą widział w niej coraz

mniej ze słynnej diwy, a więcej z rebelianckiej agentki.

Jak tylko zeszli w atmosferę, sterowanie statkiem przejął autopilot, ktory

sprowadził ich do stolicy planety Aldery, a dokładniej do głownego hangaru w

chronionej części kosmoportu. Han i Dash czuli się w związku z tym nieco

niepewnie.

Kiedy podchodzili do lądowania, w sterowni zjawił się także Mel. „Sokoł" zwolnił

i cała czworka przyglądała się w milczeniu, jak pod nimi przemykają labirynty

lądowisk i placowek serwisowych.

Wreszcie znaleźli się w pobliżu grupy połkolistych budynkow; Mel spojrzał na

Dasha, a potem na Hana.

- Chcę, żebyście wiedzieli - oznajmił, nagle dziwnie poważny - że Al... to

znaczy Javul, mowiła serio, kiedy wspomniała, że przydalibyście się Sojuszowi

Rebeliantow. Gdyby nie wy... nie udałoby się nam wypełnić tej misji.

- Popieram - włączyła się Javul. - Mowię poważnie. Dash, Han... ta propozycja

jest nadal aktualna.

Han pokręcił głową.

- Wybacz, siostro, ale... a Dash może to potwierdzić... nie udzielam się

charytatywnie. Jedynym powodem, dla ktorego angażuję się w rożne działania,

jest... - Zawahał się. - Nie zwykłem brać na siebie odpowiedzialności za nikogo

oprocz siebie samego. Nie czuję się więc najlepiej, kiedy inni na mnie liczą.

Mel spojrzał na niego tym swoim przenikliwym wzrokiem, ktory Dash już znał, a

ktory - jak wiedział - potrafił poruszyć do żywego.

- A czy twoj przyjaciel Chewbacca na ciebie nie liczy? Nie może ci zaufać, że

będziesz go wspierał? Jakoś trudno mi w to uwierzyć, kapitanie Solo.

Strona 133

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Han znow pokręcił głową i utkwił spojrzenie w iluminatorze.

- A co z tobą Dash? - spytała cicho Javul. - Nie zechciałbyś do nas dołączyć?

Szczerze powiedziawszy, wygląda na to, że już to zrobiłeś...

Nagle Rendar poczuł się, jakby w sterowni „Sokoła" było tylko ich dwoje.

Spojrzał w bladosrebrzyste oczy i nagle nie był już niczego pewien. Przyszła mu

do głowy brzydka myśl, że Javul Charn jest cholernie dobrym narzędziem

rekrutacyjnym Rebelii, ale szybko ją od siebie odsunął. Mimo to pewien niesmak

pozostał.

- Rozumiem, że walczycie o słuszną sprawę - odezwał się wreszcie - ale... jestem

wolnym strzelcem. Chcę być panem swojego losu, jeśli wiesz, co mam na myśli. Nie

jestem zbyt dobry w wykonywaniu czyichś rozkazow.

Javul wyglądała na prawdziwie zmartwioną nie potrafiłby jednak powiedzieć, czy z

powodow osobistych, czy po prostu dlatego, że rozczarowała ją odmowa

potencjalnego Rebelianta. Żałował, że nie może jej o to spytać, ale obok

siedział Han i łypał na niego kątem oka.

- Przykro mi, że tak uważasz. - Javul westchnęła. - i to z wielu powodow.

Przemyślcie to jeszcze. Obaj. - Przeniosła wzrok na

Hana. - Imperium coraz mocniej nas kontroluje, dzień po dniu coraz bardziej

wnika w nasze życie. Teraz działacie swobodnie, jeśli można tak powiedzieć, więc

pewnie myślicie, że ta walka was nie dotyczy, ale się mylicie. To także wasza

walka. To walka nas wszystkich. Jeśli będziecie biernie czekać, aż Imperium was

dosięgnie, nie potrwa to długo.

- Wybacz - zaczął Dash, a mowił to szczerze. - Po prostu... nie jestem do czegoś

takiego stworzony. Jestem samotnikiem. Działam według własnych zasad; latam

własnymi ścieżkami. Tak jest bezpieczniej... dla wszystkich.

Mel uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Naprawdę w to wierzysz, mam rację?

- Daj spokoj, Mel - Dash westchnął. - Widziałeś mnie w akcji. Nie jestem zbyt

dobry w wypełnianiu rozkazow. A on jest jeszcze gorszy. - Wskazał kciukiem Hana.

- Pewnie wydaje się wam, że bylibyśmy przydatni, ale w praniu okazałoby się, że

tylko przeszkadzamy. W pewnym punkcie zbuntowalibyśmy się i coś sknocili. A tego

nikt z nas chyba nie chce.

Rozmowę przerwał sygnał kontrolny. Dash wyjrzał przez iluminator - jedna z kopuł

lądowiska otworzyła się i zaczynali właśnie schodzić w jej stronę.

- Charn - rozległ się ponownie głos kobiety z centrum kontroli - przygotujcie

się do lądowania. Powinniście wylądować za mniej więcej dwie minuty. Standardowa

procedura.

Javul wdusiła przycisk transmisji na konsoli.

- Potwierdzam. - Obejrzała się na Dasha. - Chyba powinniśmy się przygotować.

- A do czego tu się przygotowywać? - parsknął Han. - To oni tu rządzą. My musimy

tylko pokazać się w śluzie. Co z naszym ładunkiem?

- Nie wiem - odparła Javul. - Tego nie było w planach.

Han zamrugał, zbity z tropu.

- Chcesz powiedzieć, że improwizowałaś?

Uśmiechnęła się do niego uroczo.

- Mniej więcej.

Statek osiadł łagodnie na lądowisku i kopuła nad nimi zamknęła się powoli.

Spoglądając do gory przez iluminator, Han pokręcił głową.

- Nie podoba mi się to - mruknął. - Mam złe przeczucia. - Wstał z fotela pilota

i wyszedł z kabiny, kierując się na rufę.

Mel poszedł za nim, ale Javul została w sterowni. Kiedy Dash podniosł się ze

swojego miejsca, przyjrzała mu się badawczo.

- Nie zmienisz zdania?

- A kto pyta, agentka Rebelii czy kobieta?

- Dwa w jednym, Dash - odparła. - Rebelia nie jest czymś, czym zajmuję się w

wolnym czasie. Żyję tym. - Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze. -

Jeśli jednak pytasz, czy osobiście chciałabym, żebyś został... z moich

egoistycznych pobudek... odpowiedź brzmi „tak". Moje motywy nie pokrywają się

jednoznacznie z celami Sojuszu, i szczerze powiedziawszy, trochę mnie to martwi.

Czasami wydaje mi się, że przywiązywanie się do kogoś to zły pomysł w tych

okolicznościach... Czasem jednak myślę, że...

- Że w życiu wszystko opiera się na przywiązaniu? - dokończył za nią.

Skinęła głową.

- Że przywiązanie do ludzi, o ktorych się troszczymy, ma kluczowe znaczenie dla

walki... i to ono czyni ją tak ważną. - Tym razem to ona go pocałowała. Jego

myśli krążyły przez ten czas wokoł tego, o czym mowiła: wokoł przywiązania i

idei, o ktore warto walczyć, za ktore warto ginąć. Dotarło do niego, że przez

cały czas ich wspolnej podroży to właśnie dla niej się narażał i o nią walczył,

Strona 134

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

raz za razem. Parę razy od śmierci dzielił go dosłownie krok. Eaden zginął,

chroniąc ich oboje, walcząc za nich i za swojego mistrza. I w głębi duszy,

pomimo całego przepełniającego go żalu i bolu Dash podświadomie czuł, wiedział,

że było to słuszne.

Kiedy ich usta oderwały się od siebie i Javul zostawiła go sam na sam z jego

myślami, Dash wiedział już z niezachwianą pewnością: Eaden nie zginął, mszcząc

się za śmierć swojego mistrza. Umarł, żeby ocalić życie dwoch pozostałych

członkow swojego zakonu - swojej siostry i kuzyna.

Patrząc w ślad za odchodzącą Javul, miał ochotę zawrocić ją i oznajmić jej, że

zostanie z nią... z nimi... z Rebeliantami, jednak coś go przed tym

powstrzymało. Probował sobie wmowić, że to zdrowy rozsądek.

Kiedy opuścili statek, czekała już na nich eskorta - sześciu uzbrojonych w

karabiny blasterowe żołnierzy. Załoga „Sokoła Millenium" została sprawnie

rozbrojona i odprowadzona do czegoś w rodzaju poczekalni. Leebo, ktory opuścił

statek wraz z nimi, został odesłany z powrotem na pokład, a resztę zaproszono do

niewielkiego pomieszczenia, gdzie zostawiono ich samych. Niebawem pojawił się

nowy oddział strażnikow, ktory zabrał Mela i Javul na przesłuchanie.

Od spojrzenia, jakie rzuciła Dashowi na odchodnym Javul, zrobiło mu się nagle

gorąco. Jesteśmy na Alderaanie, powtorzył sobie w myśli. To cywilizowani ludzie,

nie zrobią nic głupiego.

- Ci żołnierze - mruknął Han po ich wyjściu. - Zauważyłeś?

- Co takiego? - Dash miał trudności z pozbieraniem myśli.

- To nie było zwykłe wojsko, tylko jakiś elitarny oddział.

To było rzeczywiście niepokojące.

- Elitarny?

- Nie jestem pewien. Nie kojarzę mundurow, ale mieli na kołnierzykach insygnia.

Złote. Coś w stylu odwroconego trojkąta.

Dash pokręcił głową.

- A co to znaczy?

- To znaczy, że być może są to krolewscy gwardziści rodu Organow - wyjaśnił Han.

- To dobrze czy źle?

Han spojrzał na niego z ukosa.

- Ty mi to powiedz. Kto jest łącznikiem twojej laski na Alderaanie?

- Nie mam pojęcia.

- Z tego, co widzę, nie ufa ci zanadto. - Han uśmiechnął się promiennie.

Dash poczuł, jak narasta w nim fala gniewu, ale stłumił jąw zarodku.

- Coż, to chyba logiczne, że mi nie powiedziała. Gdybym trafił w ręce wroga...

- Jak na przykład teraz.

- Możliwe. Chodzi o to, że jeśli nic o kimś nie wiem, nie mogę ujawnić ważnych

informacji i narazić tego kogoś na niebezpieczeństwo. Wiesz, w sytuacji, kiedy

byłbym przesłuchiwany czy coś...

Han sprawiał wrażenie lekko rozbawionego.

- Czy coś? Masz na myśli tortury?

Okazało się jednak, że nie muszą się bać ani przesłuchania, ani tortur. Jakąś

godzinę poźniej drzwi do pomieszczenia otworzyły się i pozwolono im wyjść - bez

przeszkod i problemow.

- Dlaczego nas w ogole nie przesłuchali? — zdziwił się Han, kiedy drzwi

lądowiska zamknęły się za nimi z głuchym hukiem.

- Może dlatego, że nie jesteśmy członkami Sojuszu Rebeliantow? - zgadywał Dash.

- Sądzisz, że uwierzyli Javul, kiedy zeznała, że jesteśmy tylko postronnymi

świadkami? - parsknął Solo.

- A czemu nie? - Dash miał ochotę załomotać pięściami w durastalowe drzwi i

krzyknąć, że chce się pożegnać z Javul, ale rozsądek (a może poczucie godności?)

wziął gorę. Zamiast więc robić przedstawienie, obrocił się na pięcie i wrocił na

pokład.

Głowna ładownia była pusta. Usunięto z niej cały sprzęt należący do Javul. Han

stał w progu i gapił się przez chwilę na pusty przedział.

- Niech to szlag! Ciekaw jestem, co jeszcze zabrali.

Razem z Dashem przetrząsnęli systematycznie wszystkie

schowki. Wszystko wskazywało na to, że z pokładu „Sokoła" zniknął każdy ślad

bytności Javul Charn - nawet jej rzeczy osobiste.

Wyraźnie wzburzony Solo poszedł sprawdzić tajne schowki pod pokładem w

prawoburtowym korytarzu. Przyklęknął, żeby aktywować mechanizm hydrauliczny

uruchamiający podnoszenie płyt. Zirytowany powolnym działaniem przegubow,

zajrzał pod pokrywę, zanim jeszcze podniosła się na pełną wysokość, a potem

opadł na grodź z westchnieniem ulgi. Ładunek, ktory zabrali ze Stacji Bannistar,

był nienaruszony.

- Dobre wieści - ogłosił. - Nie znaleźli kontrabandy.

Strona 135

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Wątpię - sprzeciwił się Dash. - Pewnie znaleźli, ale po prostu ich nie

zainteresowała. - Rozglądał się po przednim przedziale. - Skrzynia zniknęła.

- Skrzynia? Masz na myśli ładunek, ktory zabraliśmy ze Stacji Bannistar? A czemu

niby miałaby tu być? Przecież przenieśliśmy ją na „Serce Nowej".

- Nie, nie przenieśliśmy. - Dash westchnął. - Zamiast tego wzięli droida i

aktywowali jego program namierzający. Skrzynia została u nas. Była na pokładzie

„Sokoła" przez cały czas. Zabrali ją.

- Kto zabrał?

- Wiedzieli, gdzie szukać - mruknął Dash pod nosem. - A to oznacza, że im

powiedziała. - Miał nadzieję, że to znaczyło, że Javul celowo podała im

lokalizację ładunku. Zamknął pusty schowek. Płyta opadła na miejsce z głuchym

jękiem, zablokowana przez mechanizm zatrzaskowy.

Han wyprostował się i przeciągnął.

- Zabierajmy się stąd - stwierdził.

Dash nie ruszył się z miejsca.

- Tak. Chyba nie mamy tu czego szukać...

Han położył mu dłoń na ramieniu.

- Dash, stary, są pewne rzeczy, na ktore nic nie poradzisz. To właśnie jedna z

nich. Nie wiemy, kto zabrał skrzynię. Nie wiemy, gdzie jest. I nie wiemy, gdzie

jest Charn.

Dash nie skomentował - bo i co mogł na to odpowiedzieć? Kiedy przechodzili przez

lądowisko, widzieli Javul u boku drobnej, ciemnowłosej kobiety. Obie obserwowały

ich z wysokiej, przeszklonej galerii, ktora biegła wzdłuż kopuły. Javul wydawała

się spokojna, co w połączeniu ze wzmianką Hana o strażnikach dawało mu pewną

nadzieję, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wiedział, że Bail Organa

nie darzy Imperium zbytnią sympatią. Wicekrol Alderaana był znany ze swojej

niechęci do surowych rządow Imperatora, między innymi do jego niesławnej decyzji

o czystce Jedi.

- Daj spokoj - poprosił Han, kierując się do sterowni. - Spadajmy stąd.

Dash ruszył za nim.

- Ta-a, racja. Gdzie Leebo?

- Nie mam pojęcia. Odesłali go z powrotem na statek, więc pewnie kręci się

gdzieś w pobliżu.

Dash aktywował komunikator.

- Leebo? Gdzie jesteś?

Nie było odpowiedzi, więc sprobował ponownie:

- Leebo? Leebo! Gdzie się podziewasz, ty zatracony blaszaku?

Nadal cisza.

Wszedł za Hanem do sterowni, usiadł na miejscu drugiego pilota i aktywował

interkom.

- Co jest? - Han rozpoczął procedury przedstartowe, sprawdzając jeden po drugim

systemy statku.

- Leebo nie odpowiada. Może nie działa mu komunikator. Leebo? Tu Dash. Ładuj

swoją blaszaną dupę do sterowni! - Wciąż brak odpowiedzi. Dash poczuł ukłucie

niepokoju. - Mam nadzieję, że go sobie nie wypożyczyli - mruknął i połączył się

z kontrolą lotow. Pokrywa kopuły lądowiska zaczęła się powoli odsuwać. -

Kontrolo, tu Dash Rendar z lądowiska alfa dziewięć. Czy zatrzymaliście mojego

droida?

- Sir? - Kontroler sprawiał wrażenie zaskoczonego.

- Mojego droida - powtorzył cierpliwie Dash. - Zmodyfikowanego LE-B02D9. Nie

mogę go nigdzie znaleźć. Czy ktoryś z waszych ludzi zabierał go ze statku?

- Nic o tym nie wiem, sir. Proszę chwileczkę poczekać, sprawdzę to. - Na łączu

zaległa cisza. Dash obejrzał się na Hana. - Czemu nagle są tacy mili?

- Nie mam pojęcia.

Wreszcie z głośnika dobiegł rzeczowy, kobiecy głos:

- Specjalista Rand mowi, że pytaliście o swojego droida. W czym problem?

- Problem w tym, że nie mogę go znaleźć. Co z nim zrobiliście?

- Wasz droid został odesłany na statek.

- Nie skonfiskowaliście go ani nic takiego? - spytał podejrzliwie Rendar.

- Cały wasz frachtowiec został skonfiskowany, kapitanie, wraz z pańską jednostką

LE. Nikt nie widział, jak odlatuje. - W jej głosie brzmiało lekkie rozbawienie.

- Może wykradł się, kiedy rozładowywaliście statek?

- Ale po co miałby to robić? Czy pański robot ma w zwyczaju oddalanie się bez

wyraźnego polecenia?

- Raczej nie - skłamał Dash. - Czy wasi ludzie go wyłączyli?

- Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Przypuszczam, że mogli to zrobić. Czy

jesteście gotowi do startu?

- Na pewno nie bez mojego robota.

Strona 136

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Zapewniam pana, kapitanie, że musi być gdzieś na pokładzie. A jeśli jakimś

cudem go nie ma, znajdziemy go i panu zwrocimy. Teraz zależy nam, żeby pan i

pański kolega opuścili planetę. Jak najszybciej.

- Ee, kontrolo? - zagadnął Han. - Tu mowi „kolega". Zrozumieliśmy. - Odwrocił

się do Dasha. - Idź poszukać swojego blaszaka. Musi gdzieś tu być.

- Jasne. - Dash wstał i zabrał się do poszukiwań Leeba.

ROZDZIAŁ 32

Dash dotarł na rufę i zaczął przeszukiwać systematycznie wszystkie przedziały na

lewej burcie jeszcze raz. Wszystko było w największym porządku, ale nigdzie nie

znalazł śladu Leeba. Kilka razy wywoływał go komunikatorem, a nawet przetrząsnął

schowki w kwaterach załogi; sprawdził maszynownię, wieżyczki i mesę... Nic.

Sfrustrowany i zdenerwowany, ruszył na prawą burtę; przyszło mu do głowy, że

może robot ukrył się w ktorejś z tajnych ładowni. Chociaż Han wcześniej zajrzał

do nich, żeby się upewnić, że ładunek ze Stacji Bannistar jest bezpieczny, żaden

z nich nie wchodził do środka, żeby je dokładnie sprawdzić.

Zaczął od schowka położonego najdalej na rufie. Przyklęknął i wcisnął ledwie

widoczny przycisk zwalniający pierwszy panel podłogowy, ktory za chwilę podniosł

się na hydraulicznych wysięgnikach. W środku był ładunek i... i nic więcej. Dash

wsunął głowę do środka, wyciągnął pręt jarzeniowy i oświetlił wnętrze.

Nic. Zamknął panel i ruszył do następnego schowka. Znow nic. Przyklęknął, żeby

otworzyć kolejny, ale nim zdążył zwolnić blokadę, płyta podniosła się

gwałtownie, ścinając go z nog. Tłoki w ramionach podnośnikow zawyły pod ciężarem

jego ciała. Dash odtoczył się w tył i w bok, uderzając lewym ramieniem o

ościeżnicę włazu prawoburtowego pierścienia dokującego, a potem zatrzymał się na

plecach na progu korytarza dostępu.

Impet uderzenia wyparł mu dech z piersi; kiedy bol nieco zelżał, Dash spojrzał w

stronę otwartego schowka. Nie, to niemożliwe, pomyślał nieprzytomnie. Z tajnej

ładowni wyczołgiwał się właśnie Edge - wyglądał na pokiereszowanego i

zmaltretowanego, ale bez dwoch zdań całego i przytomnego. W swojej

podniszczonej, podziurawionej zbroi przypominał demona zemsty. W jednej ręce

trzymał pałkę z cortosis, a w drugiej - mrokostrze. Najwyraźniej anomidzki

zabojca nie zamierzał powtorzyć swojego ostatniego błędu; kerestiańskie ostrze

ociekało czerwoną substancją, ktora - Dash nie miał co do tego wątpliwości -

była zabojcza.

Dash wycofał się w głąb korytarza i sięgnął po swoj blaster, jednak w tej samej

chwili, w ktorej jego dłoń spoczęła na rękojeści, przypomniał sobie, że

alderaańska ochrona wyjęła z niego ogniwo, a on nie zdążył go jeszcze włożyć z

powrotem.

Teraz nie było już na to czasu. Potężny Anomid przymierzał się właśnie do ataku.

Przyklęknął na brzegu schowka i, zanim Dash się spostrzegł, zamierzył się na

niego lśniącą plazmowymi wyładowaniami pałką z cortosis. Rendar wierzgnął w

odruchu obronnym, trafiając obcasem w lewą dłoń Edge'a. Broń zawirowała i

wypadła zabojcy z ręki, przysmażając bok lewego uda Dasha, ktory stęknął z bolu

i znow wierzgnął, odkopując pałkę na bok, ale Edge już podnosił do ciosu

mrokostrze.

Dash spojrzał w jego dziwne, pomarańczowe oczy. Dawniej były zimne,

nieprzejednane, bezduszne, ale teraz wypełniał je żar. Dash nie miał

wątpliwości, że zabojcę napędza teraz żądza zemsty. Najprawdopodobniej Edge nie

przywykł do tego, że jego ofierze udaje się go zwieść i umknąć - i to więcej niż

raz.

W ułamku sekundy, zanim mrokostrze zaczęło opadać w stronę jego serca, Dash

poczuł przejmujący żal. Ogarnęło go poczucie zdrady, nie był jednak wściekły na

los, jaki spotkał jego samego - tylko Eadena. Czuł pretensję do wszechświata...

albo do Mocy, a może jakiegoś innego bostwa, wszystko jedno... za to, że

pozwoliło Eadenowi zginąć, a tej maszynce do zabijania przetrwać. Ta

niesprawiedliwość paliła żywym ogniem i Dash nie zdołał powstrzymać ryku

bezsilnego gniewu, ktory wydarł mu się z gardła.

Nie wiadomo skąd w zasięgu jego wzroku pojawił się nagle przygarnięty przez

Leeba MSE, pędzący zakosami z jednej strony korytarza na drugą. Ten

niespodziewany ruch rozproszył Edge'a, tylko na chwilę, ale to wystarczyło. Zza

plecow Anomida wystrzeliły dwa promienie energii; pierwszy ze strzałow trafił go

w ramię, w miejscu, gdzie pancerz został już naruszony, a drugi - z niebywałą

dokładnością - w kark, w punkt, gdzie zbroja łączyła się z hełmem. Impet

szarpnął ciałem zabojcy, ktore zaczęło się zsuwać z krawędzi schowka do

wewnątrz.

Han! Dasha zalała fala ulgi... ale zniknęła bez śladu, kiedy Edge z

nieprawdopodobną determinacją rzucił się spazmatycznie naprzod, wciąż zaciskając

palce na rękojeści mrokostrza.

Strona 137

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Dash odtoczył się - na tyle, na ile mogł - w lewo i końcowka zakrzywionego

ostrza rozorała poszycie pokładu w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował

się jego brzuch. Kiedy spojrzał na napastnika, Anomid leżał rozciągnięty na

pokładzie, z głową niedaleko jego stop; palce jego wyciągniętej w gorę dłoni

wciąż zaciskały się na rękojeści ostrza, a z miejsc, w ktore trafiły go strzały

z blastera, unosiły się smużki dymu. Kiedy do jego nozdrzy dotarł swąd spalonego

ciała, Rendarowi zrobiło się niedobrze.

Nagle olbrzym drgnął - jakby jego dusza postanowiła za nic nie opuszczać tego

świata - i Anomid znow sprobował się podźwignąć.

- A niech cię szlag i ciężka cholera! - dobiegł z głownego korytarza okrzyk, po

ktorym nastąpiły dwa kolejne strzały. Tym razem trafiły we wsporniki

podtrzymujące klapę włazu do schowka.

Ciężka durastalowa płyta opadła, miażdżąc ciało Anomida na wysokości talii. Z

jego ust wydobył się przerażający, zduszony okrzyk wściekłości i bolu. Mimo to

zabojca podniosł wzrok i posłał Dashowi nienawistne spojrzenie; potem resztką

sił wyszarpnął ociekające trucizną mrokostrze z pokładu, wziął zamach... i

umarł.

Dash patrzył, jak z jego oczu odpływa resztka światła. Cieszył się, że Eaden nie

był świadkiem tej chwili. Wiedział, że jej wspomnienie, widok jadowitej, zimnej

nienawiści w oczach Edge'a będzie go prześladował jeszcze długo.

Kiedy ciało Anomida zwiotczało, rękojeść mrokostrza wysunęła mu się spomiędzy

palcow i broń upadła z grzechotem na pokład.

Dash profilaktycznie odsunął broń poza zasięg zabojcy, wstał, krzywiąc się z

bolu, ominął ostrożnie ciało i wyszedł na głowny korytarz.

- Han, naprawdę nie... - Ale postać, ktora stała częściowo okryta w przejściu do

pobliskiej ładowni, nie była Hanem. To był Leebo. U jego stop przycupnął

myszobot. Dash otworzył usta i wlepił w robota zdumiony wzrok. - Leebo? -

wykrztusił. - Ale... - Obejrzał się na martwego Anomida. - Przecież ty nie

możesz... Nie powinieneś... Co to ma znaczyć?

Droid drgnął w sposob najbardziej podobny do wzruszenia ramionami, jaki Dash

kiedykolwiek u niego widział.

- Chybiłem.

- Chy... chybiłeś?

- Hm, czyżby tu było echo? Chybiłem. Dwukrotnie. Celowałem we wsporniki.

Trafiłem dopiero za trzecim razem.

- Chybiłeś?

- Właśnie to powiedziałem. - Leebo zerknął na MSE. - Ktoś mi w tym jednak

pomogł.

Dash roześmiał się i pokręcił głową. Jego serce zaczynało się powoli uspokajać.

- To na pewno ty?

- Jestem zmodyfikowaną jednostką serwisową LE-B02D9 produkcji zakładow Cybot

Galactica. Oczywiście, że to ja.

- Hej! - W przejściu prowadzącym do sterowni pojawił się Han. - Co wy tam

robicie, rozkręcacie imprezkę?

Kiedy Han doszedł do siebie po szoku na widok zabojcy przytrzaśniętego klapą

swojej tajnej ładowni, upewnili się, że Anomid jest martwy, rozbroili go i

wpakowali do kapsuły hibernacyjnej na kontrabandę, ktorą Han dodał do

wyposażenia statku. Dash chciał wyrzucić ciało przez śluzę powietrzną ale Han

upierał się, że na pewno ktoś wyznaczył za jego głowę nagrodę, dzięki ktorej do

kieszeni wpadnie im niezła sumka.

Dash niezbyt dobrze czuł się z myślą o zarabianiu na śmierci Edge'a, ale z

drugiej strony miał wrażenie, że była w tym jakaś wzniosła sprawiedliwość. Może

przy odrobinie szczęścia udałoby mu się znaleźć kuzyna albo siostrę Eadena i

przekazać im część nagrody?

W tej chwili bardziej intrygowała go jednak rzekoma usterka, ktorą Leebo winił o

śmierć zabojcy. Droid powiedział, że nie chce o tym rozmawiać; twierdził, że dla

automatu o jego możliwościach czymś upokarzającym jest tak haniebne chybienie

celu. Nie miał jednak żadnych oporow przed opowiedzeniem ze szczegołami, jak to

został sam na pokładzie „Sokoła Millenium" - czy może raczej powinien być sam,

bo szybko się okazało, że ma towarzystwo. Widział, jak Edge opuszcza swoją

kryjowkę w ładowni na rufie i ukrywa się w schowku pod podłogą.

- I nie przyszło ci do tego pustego blaszanego łba, żeby mnie zawołać? - jęknął

Dash.

- Owszem, przyszło, ale doszedłem do wniosku, że jeśli to zrobię podczas twojej

pogawędki z tymi miłymi żołnierzami, mogę cię wpędzić w tarapaty. Dlatego

postanowiłem zaczekać, aż wrocisz na pokład.

- I wrociłem - zauważył Dash - a ty nadal nie raczyłeś tego zrobić.

- Coż, właściwie to napotkałem pewien problem... Ukrywałem się w tej ładowni,

Strona 138

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

kiedy ten wielki, brzydki koleś zaszył się tuż obok. Gdybym chociaż pisnął...

Dash skinął głową

- Ta-a, pewnie przerobiłby cię na złom.

- Otoż to. Postanowiłem więc zaczekać. Kiedy wyszedł ze swojego ukrycia,

uznałem, że... jakby to powiedzieć... czas interweniować.

- I chybiłeś.

- I chybiłem. Ku mojemu zaskoczeniu. To było bardzo upokarzające doświadczenie.

- Masz wbudowany w optykę mechanizm celowniczy BlasTecha - przypomniał mu Dash.

- I to praktycznie nowiutki. Chcesz mi wmowić, że jest wadliwy?

- Może jest źle skalibrowany - podsunął Leebo. - Przeprowadziłem diagnostykę,

więc teraz powinien działać perfekcyjnie.

- Perfekcyjnie.

- Och, znow to echo. Czyżbyś był zapętlony, szefie?

- Nie zmieniaj tematu. To paskudna usterka, skoro w jej wyniku uśmierciłeś

istotę żywą nie sądzisz?

LE-B02D9 milczał przez chwilę.

- To nie była miła istota żywa - zauważył wreszcie. - Początkowo wydawałeś się

zadowolony, że go... zneutralizowałem.

Przez wszystkie lata wspołpracy z droidem Dash zaobserwował, że, zapędzony w

nerfi rog, Leebo ma tendencję do zachowań typowych dla droidow. Teraz brzmiał

kropka w kropkę jak Oto.

- Coż, nie mogę powiedzieć, żeby sprawiło mi to przykrość - przyznał. - Gdybyś

go nie zastrzelił...

- Nie zastrzeliłem go - podkreślił z naciskiem Leebo. - Strzelałem w wysięgnik i

chybiłem.

- No dobrze. Gdybyś nie chybił, pewnie byśmy nie prowadzili tej rozmowy, a ty

przeszedłbyś na własność Hana.

- Mocy uchowaj! - Mechaniczny korpus Leeba przeszedł zauważalny dreszcz.

- Nie lubisz Hana?

- Traktuje mnie jak maszynę.

- Jesteś maszyną.

- O, widzisz? Przejmujesz od niego złe nawyki. Z miłą chęcią wrocę na Tatooine.

Wrocili - na szczęście tym razem bez żadnych przygod - jakieś dziesięć dni

poźniej, lecąc względnie szybko i zatrzymując się jedynie po to, żeby zatankować

na małej stacji z dala od uczęszczanych szlakow. W Mos Eisley odkryli - ku

uciesze Hana - że Solo miał rację co do Edge'a: za jego bladą głowę rzeczywiście

wyznaczono nagrodę. Był poszukiwany żywy lub martwy. Wszystko wskazywało na to,

że podczas wypełniania jednego ze zleceń Czarnego Słońca zabił zbuntowanego

viga, ktory okazał się ulubionym bratankiem samego Mandalora, dlatego przywodca

Mandalorian wyznaczył nagrodę za jego schwytanie.

Han był zachwycony, że udało mu się to, czego nie dokonał sam Boba Fett.

- Nie ma w tym żadnej twojej zasługi, stary - upomniał go Dash, kiedy we trojkę

opuścili mandaloriańską „ambasadę" - apartament w hotelu Dowager Queen. - Tak

naprawdę ja też nie zrobiłem nic poza tym, że o mały włos, a dałbym się

przyszpilić do pokładu mrokostrzem. To Leebo go zabił.

- Wcale go nie zabiłem - zaprotestował znow Leebo. - I byłbym wdzięczny,

gdybyście przestali formułować to w ten sposob.

Ostatnią rzeczą jakiej mi potrzeba, jest reputacja znarowionego robota. Po

prostu chybiłem celu z powodu usterki w moim oprogramowaniu, ktorą zresztą już

usunąłem. Starałem się go tylko unieszkodliwić albo spowolnić, żebyś mogł się z

nim rozprawić osobiście.

- O, widzisz? Nawet Leebo mowi, że tego nie zrobił - wytknął Dashowi Han. - Poza

tym i tak nagroda na nic mu się nie przyda. To tylko maszyna.

Leebo odwrocił się w stronę Dasha.

- Widzisz? Właśnie o tym mowiłem.

- Och, zamknij puszkę, blaszaku - mruknął Solo. - Słuchaj, Dash... co powiesz na

fifty-fifty?

Rendar pokręcił głową. Kłocili się o to całą drogę z Alderaana. Dash upierał

się, że skoro prawie zginął w starciu z zabojcą - i to trzykrotnie - a jego

droid „zneutralizował" Anomida, jest upoważniony do sześćdziesięciu procent. Han

z kolei utrzymywał, że to on uratował Dashowi życie podczas pierwszej proby

zabojstwa i pomogł Javul Charn wypełnić jej misję, a poza tym do ostatniej proby

zabojstwa doszło na pokładzie „Sokoła Millenium", więc należy mu się co najmniej

połowa nagrody. Dash zgodził się wreszcie na podział poł na poł - głownie

dlatego, że miał już dosyć wysłuchiwania gderań Hana.

- No dobra. Niech ci będzie. Mam teraz dość kredytow, żeby odebrać „Outridera"

od Kerlewa. Właściwie to razem z Leebem od razu do niego pojdziemy i się z nim

rozliczymy.

Strona 139

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

- Jesteś pewien? Pomyślałem, że może wpadniemy do Chalmuna na szklaneczkę ale.

Ja stawiam. Umowiłem się tam dzisiaj z Chewiem. Mam nadzieję, że ma coś na

oku... Ta kasa za nagrodę ledwie pokryje większość moich długow.

Dotarli do rogu placu Kernera, z ktorego widać już było kantynę. Dash spojrzał w

stronę knajpy.

- Brzmi kusząco, ale podziękuję. Naprawdę chciałbym już się znaleźć na pokładzie

„Outridera". Trochę się za nim stęskniłem. A poza tym - dodał, marszcząc czoło -

kręci się tu dzisiaj stanowczo za dużo szturmowcow. Trochę mi działają na nerwy.

Rzeczywiście, tego dnia wszędzie jak okiem sięgnąć widać było imperialnych

żołnierzy w charakterystycznych białych zbrojach - kilku z nich stało przed

kantyną.

Han wzruszył ramionami.

- Skoro tak mowisz. W takim razie może spotkamy się poźniej?

- Może. Pozdrow ode mnie Chewiego.

- Pozdrowię. - Han wyciągnął rękę i mężczyźni wymienili serdeczny uścisk dłoni.

- Nie było chyba tak źle, nie? - rzucił na odchodnym Han. - W każdym razie na

pewno się opłacało. Przykro mi, że twoja laska okazała się Rebeliantką i tak

dalej. Domyślam się, że to musi być dla ciebie trochę... bolesne.

Dash spojrzał mu w oczy - dziwnie poważne.

- Coż, trudno. Jakoś to przeżyję. Pomyślnych lotow.

- Tobie też. - Han obrocił się na pięcie i pogwizdując pod nosem, ruszył do

Chalmuna.

Dash i Leebo przecięli plac; mijając grupki szturmowcow, Rendar chował odruchowo

głowę w ramiona. Skręcili w aleję Pilotow i ruszyli w stronę lądowisk. Dash z

ulgą powitał fakt, że jego szyfr dostępu do lądowiska dziewięć dwa wciąż

działał. To oznaczało, że Javul dotrzymała umowy i zapłaciła całą kwotę za

naprawy i lądowisko. W innym przypadku Kerlew na pewno zmieniłby kombinację.

- Dobrze będzie znow wejść na pokład naszego gruchota - odezwał się do Leeba,

kiedy wchodzili na lądowisko. - Stęskniłem się już za własnym kawałkiem podłogi

pod stopami.

Kiedy czujniki ruchu aktywowały światła, Dash zamrugał, wpatrując się z

niedowierzaniem w pusty dok. „Outridera" nie było.

- Hm - stwierdził Leebo. - Wygląda na to, że będziesz musiał potęsknić jeszcze

trochę.

ROZDZIAŁ 33

- Skończyłem naprawy jakieś pięć dni po tym, jak odlecieliście z Hanem -

oznajmił Kerlew, kiedy siedzieli w jego zaskakująco przytulnym biurze. -

Skończylibyśmy dzień wcześniej, ale musieliśmy przepiąć dodatkowy kabel

zasilania do hipernapędu na lewej burcie.

Dash wyprostował się w swoim formofotelu.

- Ker. Gdzie. Jest. Moj. Statek?

- Spokojnie, zaraz do tego dojdę. Jakieś dziesięć dni temu dostałem wiadomość od

menedżerki Charn. Poinformowała mnie, że musi przenieść statek ze względow

bezpieczeństwa. Więc tydzień temu zjawił się tu pilot z załogą zapłacili za

wszystkie naprawy i koszty wynajęcia doku i dorzucili kilka kredytow, żebym

trzymał język za zębami, gdyby ktoś pytał o jego nowe miejsce parkingowe.

Zabrali go.

Dashowi przeszedł po plecach dreszcz.

- Ktoś pytał o „Outridera"?

Kerlew skinął ponuro głową.

- Imperialni. Był tu pułkownik i sześcioosobowa drużyna szturmowcow pustynnych.

Dash, w coś ty się, do cholery, wpakował?

- Ocalał galaktykę - stwierdził kpiąco Leebo.

Rendar spojrzał na niego gniewnie.

- Robiłem za ochronę gwiazdy mającej problemy z natrętami. Okazało się, że to

problem większy, niż początkowo przypuszczałem.

- Imperialni natręci. - Ker pokręcił głową. - Kiepska sprawa.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - Dash sprobował się odprężyć; rozparł się w

fotelu i starał sprawiać wrażenie opanowanego. - No dobra. W takim razie dokąd

go zabrali?

- Nie wiem. Nie powiedzieli. Zostawili tylko to. - Kerlew poszperał w kieszeni

kamizelki i wyciągnął czip z danymi, ktory podał Dashowi. - Jest zakodowany -

poinformował.

Dash ściągnął brwi.

- Jaki jest kod?

- Dwa statki. Powiedzieli, że będziesz wiedział, o co chodzi.

Rendar, początkowo zbity z tropu, szybko załapał, o co chodzi.

Sprawdziwszy stan konta i rozgościwszy się w hotelu nieco mniej ekskluzywnym niż

Strona 140

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

Dowager Queen, wsunął czip do terminalu komputera w swoim pokoju i wpisał „Serce

Nowej Głębokie Jądro". Nie pasowało. Lekko zaniepokojony, sprobował odwrotnej

kombinacji, a kiedy ta nie zadziałała, jeszcze kilku. W końcu natrafił na

właściwą, ktora brzmiała „Nowej Głębokie Jądro Serce".

Informacja zawierała adres w stolicy Tatooine, Bestine, a także jeszcze jeden

kod, po ktorym następowały trzy słowa: „Kup nowe ubranie".

Dash gapił się bezmyślnie w ekran. Dlaczego, do supernowej, Javul wysyłała go do

siedziby służb imperialnych na Tatooine? Do głowy przyszła mu niedorzeczna myśl:

czyżby go wrabiała? Może chciała się go pozbyć, wciągając w pułapkę?

Nie, to bez sensu, uznał. Najprawdopodobniej kierowała go po prostu w ostatnie

miejsce, w ktorym ktoś by go szukał. Teraz mogł mieć tylko nadzieję, że kiedy

odnajdzie „Outridera", ta cała szalona przygoda wreszcie się skończy. Miał już

tego wszystkiego szczerze dość.

- Twoja dziewczyna ma dziwne poczucie humoru - zauważył Leebo w sposob irytująco

typowy dla Hana Solo.

- To nie jest moja dziewczyna - burknął Dash.

- Jasne, jasne, po prostu chciałbyś, żeby nią była. Tak, tak, wiem, co powiesz:

„Zamknij się, blaszaku".

Dash postąpił zgodnie ze wskazowkami Javul: kupił nowe ubranie - porządne, w

ktorym wyglądał bardziej jak zamożny kupiec niż niechlujny przemytnik. Ogolił

się, zafundował sobie drogą torbę podrożną a Leeba wysłał na oliwienie i

polerowanie powłoki.

Złapali pierwszy poranny prom do Bestine, wysiedli na głownej stacji i wyszli

wprost na lśniące ulice stolicy. Bestine była najbardziej kosmopolitycznym i

największym miastem na Tatooine, pełnym eleganckich, rzeźbionych kamiennych

budynkow w kolorze pustyni, otoczonym pasmem czerwonawych gor.

Wzięli taksowkę powietrzną i kazali się zawieźć pod podany adres. Podczas

podroży minęli budynek kapitolu - piękną imponującą budowlę o potężnej kopule i

jednocześnie najwyższy budynek w Bestine. Strzegli go Imperialni szturmowcy,

ktorzy wydawali się tutaj dziwnie nie na miejscu; ich białe zbroje lśniły

oślepiająco w promieniach bliźniaczych słońc Tatooine.

Pod wskazanym adresem mieścił się hotel. Zgodnie z wytycznymi z czipa Rendar i

Leebo skierowali się do apartamentow Jasne Słońce, a dzięki drugiemu kodowi

zostali ulokowani w kwaterach, najbardziej luksusowych, w jakich Dash miał

okazję przebywać od czasow dzieciństwa. Nigdy by się nie spodziewał, że na

Tatooine w ogole istnieje podobne miejsce (chociaż po głębszym namyśle uznał, że

sławni i bogaci tej galaktyki muszą gdzieś mieszkać, odwiedzając tę kupę

piachu). On sam nie kwalifikował się oczywiście do żadnej z powyższych

kategorii, w związku z czym czuł się tu trochę dziwnie. Mimo to nikt z personelu

ani mieszkańcow nie okazał mu specjalnego zainteresowania, ktore świadczyłoby,

że coś jest nie tak. Traktowali go po prostu jak kolejnego dobrze sytuowanego

biznesmena.

Elegancki gabinet jego nowych apartamentow był oczywiście wyposażony w terminal

HoloNetu, do ktorego Dash usiadł niezwłocznie, rozgościwszy się w pokojach. Za

jego plecami Leebo wydał z siebie metaliczny odpowiednik westchnienia i postawił

na ziemi torbę podrożną. Z bijącym sercem Dash aktywował terminal. Czekała na

niego wiadomość.

- Odczytaj wiadomość - polecił.

- Konieczne potwierdzenie głosowe - poinformował go terminal rzeczowym, kobiecym

głosem. - Proszę powtorzyć frazę „bancie poodoo".

- Co takiego?

- Niewłaściwa odpowiedź. Proszę powtorzyć frazę „bancie poodoo".

- Bancie poodoo. - Leebo miał rację, pomyślał Dash, Javul miała dziwne poczucie

humoru.

Chwilę poźniej jej twarz pojawiła się na ekranie - piękna i nieosiągalna jak

zawsze. Hologwiazda miała na sobie tradycyjne alderaańskie szaty - długą do

ziemi suknię w kolorze głębokiego błękitu i srebrzysto-złoty, szeroki pas, ktory

pasował do jej włosow, upiętych w skomplikowane sploty. Uśmiechnęła się do

niego, chociaż miał wrażenie, że w tym uśmiechu jest nieco smutku. A może po

prostu chciał go tam zobaczyć?

- Moja... kuzynka otrzymała prezent, ktory jej wysłałeś - oświadczyła ciepło. -

Sprawiłeś jej nim bardzo dużo radości. Nie wiemy, jak ci dziękować. Mam

nadzieję, że ktoregoś dnia będę mogła podziękować ci osobiście. Tymczasem

przygotowałam dla ciebie małą niespodziankę. To dowod mojego uznania i...

sentymentu, powiedzmy. Czeka na ciebie na stanowisku cztery-jeden-trzy-czteryA w

siedzibie służb portowych Bestine. Możesz go stamtąd zabrać, kiedy tylko

zechcesz.

Dash opadł z ulgą na oparcie fotela. „Outrider" był bezpieczny! Bezpieczny,

Strona 141

MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt

naprawiony i czekał na niego po prostu na wyciągnięcie ręki. Wziął głęboki

oddech i wypuścił powoli powietrze. Przez krotką chwilę czuł się cudownie

beztrosko. Spojrzał w oczy holograficznej Javul.

Całkiem jakby czytała mu w myślach, dodała:

- Mam nadzieję, że zostaniesz tu przez jakiś czas, żeby nacieszyć się drugą

częścią mojego podarunku... A przynajmniej dopoki tutaj, na zewnątrz, sprawy

nieco nie ucichną. Zasłużyłeś na to. Dopilnowałam, żebyś rachunek za pokoj,

obsługę, wyżywienie i bar miał otwarty, więc korzystaj, ile dusza zapragnie. -

Zawahała się. Patrząc na nią, Dash nie miał teraz wątpliwości, że w jej oczach i

uśmiechu widzi smutek i... tęsknotę? - Chciałabym cię znow zobaczyć. To nie w

porządku, skoro ty możesz mnie oglądać, kiedy tylko zechcesz...

Coż, to akurat była prawda, dotarło do Dasha, kiedy sięgnął do terminalu, żeby

zatrzymać obraz. Javul patrzyła na niego z ekranu swoimi niesamowitymi

srebrzystymi oczami. Tak, mogł oglądać Javul Charn dosłownie w każdej chwili -

wystarczyło, że włączy HoloNet i obejrzy ktoryś z jej występow.

Zastanawiał się tylko, czy to dobrze, czy źle. Tak czy inaczej, miała rację.

Sięgnął znow do terminalu i zwolnił pauzę. Chwilę poźniej hologram zmienił się,

ukazując szerszą perspektywę - i drugą kobietę u boku Javul, tę samą ciemnowłosą

piękność, z ktorą widział ją na Alderaanie. Tym razem ją rozpoznał i zamrugał,

wstrząśnięty.

Księżniczka Leia Organa?

„Kuzynka" Javul?

Ale jak...

- Coż - odezwał się za jego plecami Leebo - wspominała, że ma wysoko

postawionych przyjacioł.

Dash nie odpowiedział. Rozmyślał o tym, jak to jest, wspiąć się z nizin

społecznych nie tylko na sam szczyt, ale i awansować do wyższych sfer... moc

fundować swoim przyjaciołom pobyty w najbardziej luksusowych hotelach w tej

części Rubieży na nieokreślony czas... ciągle robić podobne rzeczy, a

jednocześnie być zdolnym do poświęcenia tego wszystkiego, ryzykując uwięzienie z

powodow politycznych i wszelkie możliwe sankcje, byle tylko przyczynić się do

wyzwolenia galaktyki.

Coż, Javul Charn miała klasę, musiał to przyznać.

- To jak - zagadnął go Leebo - nadal nie zamierzasz się do nich przyłączyć,

szefie?

Dash milczał przez chwilę, a potem uśmiechnął się i pokręcił energicznie głową.

- Wiesz co? - rzucił. - Przyłączę się do nich... kiedy Han Solo zostanie

Rebeliantem.

- Sądząc po nastawieniu Hana Solo i opierając się na poczynionych przeze mnie

obserwacjach zachowań istot żywych, jestem dziwnie pewien - oznajmił Leebo - że

ci to nie grozi. Kapitan Solo prędzej dałby się zamrozić w karbonicie, niż

zasilił szeregi Rebelii.

- Właśnie - potwierdził Dash. - Spokojna głowa, żadnemu z nas to nie grozi. -

Wstał, przeciągnął się i rozejrzał po pokoju. - Nie widziałeś tu gdzieś w

pobliżu karafki z koreliańską brandy?

PODZIĘKOWANIA

Chciałabym podziękować naszym nieocenionym redaktorom - Davidowi Pomenco i

Shelly Shapiro, ktorzy sprawowali nad nami pieczę z wielką cierpliwością i

pogodą ducha (szczegolnie wdzięczna jestem za „ wiadomości pozabiurowe "

Davida). Pragnę też złożyć podziękowania Sue i Lelandowi z Lucasfilm Ltd. za ich

wsparcie przy pracach badawczych i pilnowanie spojności, Danowi Wallace'owi i

Jasonowi Fry'owi - za ich niezwykle pomocny przewodnik korzystania ze źrodeł, a

także zespołowi znawcow, ktory zestawił encyklopedię Star Wars, ktorą mam teraz

na laptopie. Uznanie należy się rownież zespołowi ochotnikow na Wookieepedii za

pomoc w wyszukiwaniu rożnych faktow. Jestem ponadto bardzo wdzięczna wszystkim

fanom tworzącym w ramach hołdu te rozmaite niesamowite gwiezdnowojenne strony

internetowe. To przede wszystkim dla was piszemy te książki.

Maya Kaathryn Bohnhoff

Strona 142


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
042 Noce Coruscant III Ścieżki Mocy (Michael Reaves)
040 Noce Coruscant I Pogrom Jedi (Michael Reaves)
031 Michael Reaves, Steve Perry Medstar 2 Uzdrowicielka Jedi
030 Michael Reaves, Steve Perry Medstar 1 Chirurdzy Polowi
041 Noce Coruscant II Aleja Cieni (Michael Reaves)
Michael Stackpole Nowa era Jedi 02 Mroczny przypływ I Szturm
Michael Stackpole Nowa era Jedi 03 Mroczny przypływ II Inwazja
014 Michael Reaves Darth Maul Łowca z mroku
Michael Stackpole Nowa era Jedi 03 Mroczny przypływ II Inwazja
powstanie imperium rosyjskiego, studia
Geneza powstania imperium hiszpańskiego, H I S T O R I A-OK. 350 ciekawych plików z przeszłości !!!
powstanie imperium rosyjskiego PHQEDZC5F4GEBZ3VUEZGQBYGCQWWKFDYV4DFGXY
55 Powstanie imperium osmańskiego
Command Conquer Red Alert 3 Powstanie poradnik do gry
17 18) Geneza i skutki powstania Imperium Mongolskiego oraz jego wpływ na Eu
Myth III Era Wilka poradnik do gry
Elaine Cunningham Nowa era Jedi 10 Mroczna podróż
Chądzyński Wspomnienia powstańca z lat61 1863
Era społeczeństwa masowego i kultury masowej Powstanie przemysłu medialnego i teorii społeczeństwa

więcej podobnych podstron