Trydent
1. Refleksja nad „zrodzeniem"
Jeżeli prawdą jest to, iż jedynie Chrystus może „objawić nam Ojca", to winniśmy koniecznie się zbliżyć do Niego. Jednak droga, jaką musimy przebyć - wyprzedzająca tą, która została wytyczona Jego przypowieściami, Jego nauką lub Jego czynami - została nam podana w samym imieniu, pod jakim został On przedstawiony światu: Syn jednorodzony, który jest w łonie Ojca (J 1,18). Powinniśmy przeto przemyśleć, przed czymkolwiek innym, samo „rodzenie" w Bogu. Pojawiają się jednak natychmiast w umyśle rozliczne trudności.
W roku 1999, poprzedzającym Wielki Jubileusz, a poświęconym refleksji nad Ojcostwem Boga, nie ma prawie że dokumentu lub jakiejś pomocy duszpasterskiej, które by nie poczuwały się do obowiązku zwrócenia już na samym wstępie uwagi na „kryzys obrazu ojca", jaki odczuwają tak boleśnie nasze czasy i nasze społeczeństwa. Sama refleksja zostaje jednak siłą rzeczy nazbyt zacieśniona takim właśnie punktem wyjścia. Niewątpliwie słuszne jest zwracanie na ten fakt uwagi, ale na szczęście samo Pismo święte przychodzi tutaj z pomocą, ucząc nas oczyszczania naszego języka, i to z nieodzowną stanowczością: „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie" (Mt 23,9); „Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi" (Ef 3,14-15).
Rozumiemy tym samym, że musimy pogłębiać nasze analogie: analogonem, czyli punktem wyjścia lub odniesienia, nie jest w tym przypadku „ojciec ziemski", lecz „Ojciec niebieski". Ideę ojcostwa wyprowadzamy przeto nie z ojca ziemskiego, lecz od Ojca niebieskiego, którego objawił nam Chrystus i ukazał na tej ziemi. L. Bouyer wyjaśnia: „Wydaje się - jak mówił już św. Atanazy — że nasze doświadczenie ojcostwa nie polega bynajmniej na określaniu Ojcostwa Bożego, lecz wprost przeciwnie: jest to oglądanie ojcostwa przewyższającego to wszystko, co możemy sobie jedynie wyobrazić, które to ojcostwo nadaje w konsekwencji blask, oczyszcza i podnosi ku sobie ojcostwo ludzkie. Istnieje zaiste pewien rodzaj przemiany ludzkiego doświadczenia ojcostwa, który doprowadził do dostrzegania związków i przemieszczeń, które je oczyszczają i nieskończenie poszerzają. Istnieje podwójny proces przemiany ojcostwa ludzkiego: najpierw pojawia się coś, co przekracza całkowicie wszelką, czysto ludzką wizję ojcostwa, a następnie to coś znajduje swój odblask w ojcostwie ludzkim, przemieniając je dogłębnie"1.
Chodzi zatem o zebranie doświadczenia Chrystusa (Jego sposobu wyrażania się i „opowiadania o sobie"), a więc tego „czegoś", co się pojawia i zostaje wprowadzone do naszych ludzkich doświadczeń ojcostwa-synostwa, przekraczając je najpierw, a następnie dogłębnie je przemieniając.
Najpierw powinniśmy uświadomić sobie, że różnica płciowa między „mężczyzną" i „kobietą" należy wyłącznie do naszych ograniczeń wynikających z faktu stworzenia. Dlatego też mówienie, że Bóg jest Ojcem, nie oznacza żadną miarą tego, że jest On mężczyzną2. Ale nie jest On także kobietą! Nazywamy Boga, posługując się męskim pojęciem Ojca, albowiem tak właśnie czynił Jezus, ale także dlatego, że w naszym ludzkim doświadczeniu ojcostwo tkwi u samych początków procesu rodzenia. I ten właśnie początek chcemy głównie zaakcentować. Jednak w „ojcostwie" Boga zawierają się wszystkie doświadczenia i wszystkie funkcje „ojcowsko-macierzyńskie", związane z rodzeniem.
Dlatego też Pismo święte nie waha się przypisywać Bogu Ojcu cech, które nazywamy kobiecymi, albowiem przynależą one na ziemi do doświadczeń matki. Możemy zatem mówić o Bogu zarówno w rodzaju męskim, jak i żeńskim, aby wyrazić tą drogą możliwie to wszystko, kim On jest, pod warunkiem jednak, że nie uczyni się Go ani mężczyzną, ani kobietą. Żadne dążenie do ideologicznej feminizacji Boga (czymś innym są obrazy i symbole!) nie rozwiąże błędów pewnej maskuliniza- cji teologicznej, ale jedynie je pogłębi, doprowadzając w końcu do zgoła śmiesznej polaryzacji dwu biegunów sobie nawzajem przeciwnych.
Słuszne jest jednak stwierdzenie: ojcostwo Boga jest nacechowane męskością.
Tak więc na przykład Ewangelia Janowa posługuje się z całym spokojem wyrażeniem: „Syn Jednorodzony, który jest na łonie (dosłownie: we wnętrznościach) Ojca", mając na uwadze odwieczne rodzenie Słowa Bożego. Teologia trynitarna - mówiąc o odwiecznym rodzeniu Słowa - przypisywała zawsze Bogu Ojcu funkcje zarówno męskie, jak i żeńskie, zbliżając się chętnie do słów św. Jana, jak też do Psalmu 109, który wkłada w usta Boga następujące wyrażenia: „Z łona jutrzenki jak rosę Cię zrodziłem" (w. 3). Już św. Klemens Aleksandryjski wyjaśniał, że Ojciec w odniesieniu do Słowa wypełnia zadanie Ojca i Matki, posługując się nieprzetłumaczalnym wprost wyrażeniem: expers matripater.
O. De Berulle napisał: „Dwie funkcje, jakie w rodzeniu ludzkim i naturalnym są podzielone pomiędzy matkę i ojca, zespalają się w Bogu, który rodzi swojego Syna jedynego jak ojciec, ale poczyna Go i nosi w sobie jak matka"3.
Możemy zatem czytać, ze spojrzeniem scalającym, zarówno teksty biblijne, nazywające Boga Ojcem, jak i te, które nazywają Go Ojcem, ale przypisują Mu zachowania matczyne, jak wreszcie te, które porównują Go wyraźnie do matki. Syntezą tego wszystkiego mogą być słowa Ewangelii: „Ojciec wasz jest miłosierny" (Łk 6,36)4.
5 Le grandezze di Cristo, Milano 1935, s. 325.
4 Wypada przypomnieć w tym miejscu, iż pojęcia hebrajskie rahum (miłosierny) i rahamim (mpólczucie, miłosierdzie) - którymi najczęściej określa się Boga w Starym Testamencie - wiążą się z rehem (lono, wnętrzności matczyne). A oto wypowiedzi na temat ojco- stwa-macierzyństwa Boga względem swego ludu: „To mówi Pan: Synem moim pierworodnym jest Izrael" (Wj 4,22); „Jak orzeł, co gniazdo swoje ożywia, nad pisklętami swoimi krąży, rozwija swe skrzydła i bierze je, na sobie samym je nosi - tak Pan sam go prowadził" (Pwt 32,11-12). Ozeasz (11,1 —4> nazywa Boga Ojcem, ale odmalowuje Go za pomocą rysów i postaw, a także nastawień i uczuć, typowo macierzyńskich: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze byl dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Im bardziej ich wzywałem, tym bardziej odchodzili ode Mnie (...) A przecież )a uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem: oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go". Pbr. także Iz 49,14—15: „Mówił Syjon: «Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał». Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie". Oraz Iz 54,9: „(...) w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem, mówi Pan, twój Odkupiciel"; Iz 63,15-16: „Miłosierdzia Twego nie powstrzymuj, proszę: Boś Ty naszym Ojcem! Zaiste, nie poznaje nas Abraham, Izrael nas nie uznaje; Tyś, Ranie, naszym Ojcem, «Odkupiciel nasz» to Twoje imię odwieczne"; Iz 64,7: „A jednak, Ranie, Tyś naszym Ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy"; Iz 66,13: „Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę"; Ir 3,19: „la zaś powiedziałem sobie:
8 Tajemnica.
2. Istotne ojcostwo i istotne synostwo
Inna nieodzowna „poprawka" polega na tym, że ojcostwo Boga (ze wszystkimi jego cechami macierzyńskimi) powinno być wyrażane w sposób „doskonały", „istotny". Podobnie także winno być pojmowane synostwo Jezusa.
Ojcostwo i macierzyństwo ludzkie są niedoskonałe: mężczyzna i kobieta stają się ojcem i matką (nie są nimi od zawsze i na zawsze), ani też nie są całkowicie i w każdym momencie pochłonięci swoją funkcją „rodziców". Byli przecież kiedyś także dziećmi, a ich rola stopniowo poniekąd maleje.
Natomiast Bóg jest wyłącznie i całkowicie Ojcem: od całej wieczności i na całą wieczność nie żyje rozlicznymi odniesieniami, jak to ma miejsce w przypadku ojca ziemskiego, lecz tą jedyną relacją, która Go absorbuje i pochłania całkowicie. Wszystko to, o czym myśli i czego pragnie - także wtedy, gdy myśli o świecie i go pragnie - myśli i pragnie jako Ojciec, w Synu i przez Niego (por. Kol l,15nn).
Również „synostwo" ludzkie jest pełne niedoskonałości: dziecko musi wyjść z łona matki (a potem z łona rodziny), aby zrealizować się w pełni i nie jest nigdy - w stosunku do swoich rodziców - całkowicie i w pełni dzieckiem.
Jakże chciałbym zaliczyć cię do synów i dać ci przepiękną ziemię (...) Myślałem: będziesz Mnie nazywał: «Mój Ojcze!» i nie odwrócisz się ode Mnie"; Jr 31,9: „Jestem bowiem ojcem dla Izraela, a Efraim jest moim synem pierworodnym"; Jr 31,20: „Czy Efraim nie jest dla Mnie drogim synem lub wybranym dzieckiem? (...) Ilekroć bowiem się zwracam przeciw niemu, nieustannie go wspominam. Dlatego się skłaniają ku niemu moje wnętrzności; muszę mu okazać miłosierdzie!"; Ml 2,10: „Czyż nie mamy wszyscy jednego Ojca? Czyż nie stworzył nas jeden Bóg?"; Ml 1,6: „Syn powinien czcić ojca, a sługa swego pana. Lecz skoro Ja jestem Ojcem, gdzież jest cześć moja (...) ?"; Tb 13,4: „On sam Ojcem naszym i Bogiem po wszystkie wieki"; Mdr 14,3: „(...) steruje nim (naszym statkiem) Opatrzność Twa, Ojcze! Bo i na morzu wytyczyłeś drogę, wśród bałwanów ścieżkę bezpieczną"; Prz 3,12: „Bowiem karci Pan, kogo miłuje, jak ojciec syna, którego lubi"; Syr 36,11: „Panie, zlituj się nad narodem, który jest nazwany Twoim imieniem, nad Izraelem, którego przyrównałeś do pierworodnego"; ft 26,10: „Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie"; P> 22,10-12: „Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona; Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki. Tobie mnie poruczono przed urodzeniem, Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki, Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela"; Ps 71,6: „Ty byłeś moją podporą od narodzin; od łona matki moim opiekunem"; Ps 139,15- 16: „Nie tajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi. Oczy Twoje widziały me czyny i wszystkie są spisane w Twej księdze; dni określone zostały, chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał".
Tymczasem, mówiąc o odwiecznym zrodzeniu Syna Bożego, już Tertulian stwierdzał: A matrice excessit, non secessit: wyszedł z łona Ojca, ale się bynajmniej nie oddalił. Ojciec rodzi Syna i nosi Go w swym łonie: „łono" to jest miejscem narodzin Słowa, a zarazem Jego odwiecznym mieszkaniem (De Berulle). Jego synostwo jest zatem „doskonałe" i „istotne": Jest On Synem całkowicie i istotowo, od zawsze i na zawsze. Nie ma potrzeby „oddalania się" od łona Ojca, aby móc się urzeczywistnić, ale jedynie po to, aby „doświadczyć" całkowitej immanencji, pogrąża się niejako ustawicznie, i to coraz bardziej, w Nim samym. Objawiają to właśnie wyraźnie i dokładnie te wypowiedzi, za pomocą których sam Chrystus wyraża w sposób absolutny swoje odniesienie do Ojca w pojęciach wzajemnej immanencji: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy" (J 10,30); „Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu" (J 10,38)3.
Jak doskonałe i absolutne było odniesienie Jezusa do Ojca, ukazała to także wyraźnie reakcja wrogów Jezusa: „Dlatego więc usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu" (J 5,18).
3. Ziemskie narodziny
„Istotna" i „doskonała" relacja między Bogiem Ojcem i Jego Boskim Synem jest wieczna i niebieska zarazem. Jednak wraz z Wcieleniem relacja ta przenosi się na ziemię i obejmuje także człowieczeństwo: człowieczeństwo Jezusa i — wraz z Nim, przez Niego i w Nim - także człowieczeństwo tych, którzy Mu się powierzają.
Narodziny Jezusa są wydarzeniem, którego tajemnicza natura zostaje objawiona w dialogu zawierającym dwa ujmujące całościowo wezwania: Ojciec mówi do Jezusa: Ty jesteś (albo: To jest mój...) moim Synem... fednorodzonym... Umiłowanym, w którym sobie bardzo upodobałem (Łk 1,1; 3,22; Mt 3,17; 17,5); Jezus zaś mówi do Ojca: Abba! (Tato, Tatusiu!) — sformułowanie jedyne i niepowtarzalne, które ukazuje jedyność i jak najgłębszą intymność relacji, a które Ewangelia (pisana po grecku) przytacza wyjątkowo w języku aramejskim, w jakim rozmawiał Jezus z uczniami. Cała reszta Ewangelii (słowa i czyny) zawiera się, by tak powiedzieć, i zostaje nam przekazana w doskonałości tego właśnie tak istotnego dialogu. Jezus jest zatem, także jako człowiek, „Synem Jednorodzonym, który jest na łonie Ojca" (J 1,18).
Jego odniesienie do Ojca jest „wyłączne" w tym sensie, że może się ono otworzyć tylko dzięki całkowicie darmowemu wylaniu tej miłości, jaka Ich zespala: „Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić" (Mt 11,27). W sposób doskonale zbilansowany Jezus może stwierdzić: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie" (J 14,6) oraz: „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał" (J 6,44)4.
To przeniesienie się na ziemię (które stanowi „drugie narodziny" Syna) dokonuje się w Maryi (por. Mt 1,20) i przez Maryję (z Maryi: ex Maria Virgine)-, a dokonuje się dzięki działaniu Ducha Świętego („za sprawą Ducha Świętego" — jak mówi Symbol Nicejsko-Konstantyno- politański). To Ojciec „posyła" Syna, posłannictwo zaś to jest przedłużeniem Jego wiecznego rodzenia - w czasie. Dziewiczość Maryi jest znakiem tego, że niebo i ziemia zostały poruszone, że czas i wieczność weszły w relację, tak jak zespoliły się nierozłącznie natura ludzka z boską naturą. Maryja, Matka Jezusa, jest na ziemi najwspanialszym możliwym przejawem miłosiernego Ojcostwa Boga.
Trzeba ponadto odnotować, że Ojciec posyła na ziemię swojego Syna właśnie jako Ojciec. Przed Jezusem zdawało się istnieć na ziemie tylko to, co Bóg utworzył jako Stwórca, wszystko zaś na świecie wpatrywało się w Boga, słuchało Go i oddawało Mu cześć (albo też odwracało swój wzrok od Niego, nie słuchało Go i nie szanowało) właśnie dlatego, że był Bogiem. Ściśle rzecz biorąc - zauważa De
Berulle - zdawało się nie istnieć na ziemi żadne synowskie odniesienie do Boga. Wraz z Jezusem Bóg może być wreszcie oglądany, słuchany i wysłuchiwany oraz czczony jako Ojciec.
Jest to oczywiste, że Jezus objawił ludziom również to, iż wszystko zostało stworzone przez Ojca w Synu i dla Syna, a więc „po ojcowsku"; ale to właśnie było „tajemnicą, dla dawnych wieków ukrytą" (Rz 16,25), którą grzech uczynił jeszcze bardziej „zakrytą".
Przekonanie ludzi o tym, że został „posłany przez Ojca", aby głosić i przekazywać ludziom „Jego miłość miłosierną", stało się celem „powtórnych narodzin Syna w czasie" z Dziewicy Maryi. Ta Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym (por. Mk 1,1) ma jedyny i nie dający się niczym zastąpić cel, jakim jest „ukazanie Ojca"5.
4. Przyjąć Syna
Wraz z narodzeniem i posłannictwem Syna zaczyna się proces świata - dla zbawienia świata; z jednej strony sam Ojciec mówi: To jest mój Syn umiłowany (...) Jego słuchajcie, a wraz z Ojcem Syn, który nazywa Go Abba, przekazuje nam słowa Ojca, objawiając Jego wolę miłości; z drugiej zaś strony szatan prowokuje Go, aby wystawił na próbę swojego Ojca (przejmując całkowitą władzę nad słowem Ojca, zamiast Go słuchać i być Mu uległym): Jeśli jesteś Synem Bożym (Mt 4,3.6); w środku natomiast są ludzie, którzy albo przyjmują wyzwanie (podszepty) szatana podsuwającego wątpliwość, aby „kusić" w ten sposób Syna i synów6, albo też akceptują w pełni głos Ojca, który ma upodobanie w swoim Synu umiłowanym i w tych synach i córkach, którzy Go słuchają7.
Całe ziemskie życie Jezusa zmierza do tego, aby ukazać, przybliżyć i przyswoić ludziom oblicze Ojca w obliczu Syna: w Jego słowach (zwłaszcza w przypowieściach), w cudach, działaniach, a przede wszystkim w tym najważniejszym momencie: Daru.
Przypowieść o „synu marnotrawnym" można by uznać za zespalającą w sobie całe nauczanie, jakie Jezus nam przekazuje, aby doprowadzić nas do Ojca, o ile tylko uświadomi się sobie fakt, że to sam Jezus (opowiadający tę przypowieść) stanowi część integralną całego opowiadania: bądź to dlatego, że celem tej przypowieści jest uzasadnienie (przed faryzeuszami, którzy lamentowali jako ci starsi bracia pozbawieni rzekomo miłosierdzia) Jego zwracania się do grzeszników, bądź też dlatego, że sam Jezus jest tą właśnie osobą dramatu, jak można to dostrzec z niektórych przynajmniej fragmentów samej przypowieści. Zarówno bowiem w przypowieści, jak też faktycznie, w życiu, dwaj synowie (faryzeusze i celnicy) są poniekąd równie dalecy od Ojca i ich obu trzeba do Niego z powrotem przyprowadzić.
Jezus ma coś istotnego do powiedzenia im obu: z jednej strony, On sam jest prawdziwym synem marnotrawnym swą krwią (Peguy), który się oddala od Ojca i idzie do ziemi grzeszników, aby dzielić ich los, po to jednak, by doprowadzić z powrotem wraz ze sobą, drogą właściwą, tego brata młodszego. Z drugiej zaś strony, On jest prawdziwym starszym bratem, w pełni świadomym słów Ojca (Wszystko moje jest twoje!]0), bratem, który nie traci nigdy szczęścia bycia z Ojcem, in sinu Patris, godząc się jednak na to, by zostać wysłanym w dalekie strony.
Również przepełnione radością słowa ojca: Mój syn był umarły, a znów ożył, odnoszą się przede wszystkim do Ojca niebieskiego w Jego relacji do „Jezusa marnotrawnego" i jedynie z tego względu można je rozciągać na wszystkie dzieci „marnotrawne".
W końcu, na tych, którzy słuchali Syna (a tym samym byli posłuszni Ojcu), spocznie modlitwa Jezusa: będą zachowani (ustrzeżeni) na zawsze w miłości i w nierozrywalnym uścisku Trójcy świętej".
5. „Trzecie narodziny" Syna Bożego
Już te ostatnie akcenty, jakie uczyniliśmy odnośnie do ewentualnej chrystologicznej interpretacji przypowieści o „Ojcu miłosiernym", wprowadzają nas w dalszą refleksję, która zdaje się być całkowicie nieobecna w rozważaniach i opracowaniach, jakie się pojawiają na temat „ojcostwa Boga": chodzi o refleksję nad „dramatem" Ojca, który musi przecież być obecny przy śmierci swojego Syna.
Może refleksja taka nie jest aż tak zupełnie nieobecna, ale przeprowadza się ją na ogół w sposób bardzo powierzchowny i bezowocny: ogranicza się ją bowiem tylko do stwierdzenia, iż Ojciec poświęcił życie swojego Syna dla naszego zbawienia, dla naszego odrodzenia. A przecież zgoła inne spojrzenie na to wydarzenie może mieć i ma faktycznie istotne znaczenie dla jego właściwego zrozumienia.
Pismo święte ukazuje wystarczająco wyraźnie odwieczne zrodzenie Słowa na łonie Ojca (tradycyjnie uważa się je za pierwsze narodziny); mówi dalej obszernie o narodzeniu „Słowa Wcielonego z łona Maryi" (drugie narodziny); ale mówi także o tych narodzinach, jakie się dokonują w dniu Zmartwychwstania (które niekiedy słusznie się nazywa trzecim narodzeniem8).
De Berulle9 pisze: „Jest to plan Ojca Przedwiecznego co do Syna swojego (...) wydobyć Go spoza śmierci i grobu: chce On Mu powiedzieć po raz trzeci: «Ego hodie genui te!», ze względu na te trzecie narodziny, w których chce On Mu dać nowe, potężniejsze i chwa- lebniejsze życie od tego, jakie żyd Mu odebrał".
Do tych nowych narodzin tenże autor stosuje słowa Hioba (29,18), który ubolewa nad swoimi marzeniami o długim życiu na łonie własnej rodziny, mówiąc: Dicebam: in nidulo meo moriar („Mówiłem sobie: umrę w mojej rodzinie"). Tymczasem Jezus zgodził się właśnie na to, aby wydarzenie śmierci stało się łonem nowych narodzin.
Podstawy biblijne tej oto refleksji są bardzo wyraźne. Wystarczy tylko odczytać, niejako na nowo, trzy teksty podstawowe: Dz 13,32-33: „My właśnie głosimy wam Dobrą Nowinę o obietnicy danej ojcom; że Bóg spełnił ją wobec nas jako ich dzieci, wskrzesiwszy Jezusa. Tak też jest napisane w psalmie drugim: Ty jesteś moim Synem, fam Ciebie dziś zrodził"; Rz 1,3-4: „Jest to Ewangelia o Jego Synu - pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym według Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy Synem Bożym - o Jezusie
Chrystusie, Panu naszym"; Hbr 5,5: „Podobnie i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale uczynił to Ten, który powiedział do Niego: Ty jesteś moim Synem, Jam Cię dziś zrodził" (po czym następuje dłuższa refleksja nad męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa).
Zanim zajmiemy się tym problemem z punktu widzenia ściśle chrystologicznego, przyjrzymy się mu osobno z punktu widzenia Boga i z punktu widzenia człowieka: z punktu widzenia Boga, między boskim rodzeniem Słowa a ziemskimi narodzinami Jezusa istnieje coś w rodzaju błogosławionej ciągłości. Stąd właśnie wynika, że Boże Narodzenie jest tak pełne pokoju, radości, chwały, pomimo uniżenia, pokory, ubóstwa, jakim Syn Boży się poddaje. Jakkolwiek by nie było, narodzenie jest wydarzeniem — świętem, by tak powiedzieć — dobrze znanym Trójcy świętej... To, co się dzieje na ziemi w Boże Narodzenie, ogląda z upodobaniem Ojciec, chociaż widoczna jest już wyraźnie ta „zamiana", nad którą zgłębiali się mistycy: Syn Boży porzucił swój niebieski uśmiech, aby wziąć na siebie nasze ziemskie łkanie...10. Już sam ten fakt przypomina nam, że Syn Boży zstępuje na ziemię nie tylko po to, aby się urodzić, ale i umrzeć: moń missus.
A to jest właśnie tym, czego Bóg nie zna, gdyż z samej definicji jest On nieśmiertelny i śmierci jako takiej nie stworzył. Wcielenie zapowiada zatem dramat wprost niewypowiedziany, jaki w nim samym już się zawiera: Bóg się przygotowuje na przyjęcie wyzwania śmierci. Ale nie byle jakiej śmierci - i z tego właśnie powinniśmy sobie zdawać sprawę, kiedy ubolewamy najpierw nad naszym ludzkim doświadczeniem.
Z punktu widzenia człowieka natomiast, najgorsza nie jest śmierć, lecz oglądanie śmierci osoby umiłowanej. To zawsze jest prawdą, szczególne jednak zranienie („krzyż niepocieszony") następuje wówczas, gdy chodzi o dziecko, które umiera wcześnie, jeszcze przed swymi rodzicami. Kiedy człowiek może umierać „pełen dni swoich", błogosławiąc swoje dzieci i przekazując im swoje dziedzictwo fizyczne i duchowe, przeżywa wówczas swego rodzaju zmartwychwstanie naturalne: dalsze życie jego duszy nieśmiertelnej (które może przynajmniej niejasno przeczuwać) i namacalna wprost oczywistość sił fizycznych u własnych dzieci są dla niego rodzajem możliwego do przyjęcia zmartwychwstania (jak miało to miejsce przez tyle wieków u żydów).
Prawdziwy dramat śmierci i samo jej istnienie jako „zapłaty za grzech" ukazują się natomiast wyraźnie, kiedy sam Syn umiera przed swoim Rodzicem, i to jeszcze śmiercią tak okrutną (sprowokowaną przez innego syna!). Dlatego też śmierć weszła na świat nie wraz z końcem życia Adama lub Ewy, ale wraz ze śmiercią niewinnego Abla. Tego uczą nas także Patriarchowie, ojcowie naszej wiary: oni sami czują się już zagrożeni śmiercią, zanim jeszcze mogli się nacieszyć darem dziecka; potem zaś czują się ponownie zagrożeni utratą tegoż dziecka, narodzonego po tak długim oczekiwaniu.
Od Abrahama Bóg zażądał próby bardzo bolesnej: „ofiary z Izaaka", aby mógł się on uchwycić, w wierze, uprzedniej nadziei na zmartwychwstanie11. Jakub płacze niepocieszony: Już mnie dwóch (synów) pozbawiliście (...) moja siwizna zstąpi do Szeolu i to w wielkim żalu! (Rdz 42, 36-38). Ale i on ujrzy Józefa jakby jakimś cudem: Dość, że jeszcze żyje syn mój, Józef! Pójdę go zobaczyć, zanim umrę! (Rdz 45,28). Od Księgi Jeremiasza aż po Nowy Testament rozlega się „płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żali, bo ich już nie ma" (Mt 2,18), a jest to płacz nad przedwczesną śmiercią „niewinnych zupełnie niemowląt", który poprzedza i zwiastuje lament Maryi u stóp Krzyża.
Nie kończący się jest orszak ojców i matek, powoływanych codziennie do doświadczania niesłychanie trudnej do przetrzymania śmierci własnych dzieci. A także „biblia ludzkości" zawiera na ten temat najpiękniejsze stronice12 przepełnione bólem. W pewien sposób tylko „śmierć syna" objawia cały skandal „umierania".
Nie tylko zatem Bóg „nie zna" śmierci w ogóle, śmierci jako takiej, ale nie zna „tej śmierci": śmierci syna, która rozszarpuje niemal ojca, który nie umiera. Jest to krzyk, który wznosi się ku niebu. I jest to krzyk, który powinien być wysłuchany we wcieleniu Syna wysłanego w ciele podlegającym śmierci, posłanego po to, „aby dać życie".
Jeżeli dobrze się zastanowimy, dostrzeżemy, że właśnie w śmierci Chrystusa Ojcostwo Boga doznaje najsilniejszego wyzwania. Nie jest bez znaczenia to, że ewangelista Marek — ten jedyny, który podaje aramejskie wyrażenie Abba - przytacza to słowo właśnie w kontekście męki: to w ogrodzie Getsemani Jezus zwraca się tak do Boga, swojego Ojca, dodając bardzo wymownie: dla Ciebie wszystko jest możliwe.
To wszechmoc Boża zostaje w ten sposób przywołana, z tym że ta właśnie „wszechmoc ojcowska" — jako wszechmoc miłości, wszechmoc, która wysłała i wydała Syna — jest zobowiązana wyrazić zgodę na dalszy przebieg dramatu.
Z pewnością brakuje nam słów niezbędnych do tego, aby móc wyrazić „cierpienie Ojca", i narażamy się na niebezpieczeństwo po- padnięcia w tę herezję, która się nazywa „patripasjonizmem". Jednak - twierdząc wyraźnie to, że wcielił się jedynie Syn, a nie Ojciec, aby przeżyć w ciele dramat naszej męki i naszej śmierci — możemy mówić z całą pewnością, iż absolutna i całkowita miłość, jaka zespala Ojca z Synem i Syna z Ojcem, włącza także Ojca w tę mękę w sposób zgoła niewyrażalny.
To przecież autor Listu do Hebrajczyków opowiedział nam ten dramat z największymi szczegółami, kiedy starał się ukazać i wyjaśnić, w jaki sposób Jezus stał się dla nas „wielkim arcykapłanem, który przeszedł przez niebiosa (...) Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu" (Hbr 4,14— 15). Pisał zatem dalej: „Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale uczynił to Ten, który powiedział do Niego: Ty jesteś moim Synem, fam Cię dziś zrodził (...) Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka" (Hbr 5,5-10).
W swym ziemskim życiu Syn Jezus musiał się zatem nauczyć dalszego posłuszeństwa, dalszego jeszcze synostwa, by tak powiedzieć: synostwa Syna, który „cierpi", zanosi do Ojca „modlitwy, prośby, usilne wołania i łzy"; synostwa Syna, który błaga Ojca o „wyzwolenie ze śmierci" (jak każdy syn ziemski zwraca się z płaczliwym wołaniem do swojego ojca i swojej ziemskiej matki).
W tym skrajnym wydaniu swego bezbronnego synostwa sam Syn — rzecz niemożliwa wprost do uwierzenia! - „stał się doskonały": staje się bowiem wyłącznie i całkowicie Synem, który ogołaca siebie i powierza się całkowicie, bez najmniejszego nawet oporu, woli Ojca („nie to, czego Ja pragnę, ale to, co Ty!") i oddaje w Jego ręce („Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego!"), chociaż widzi wyraźnie, że teraz właśnie umiera.
Zauważyć trzeba ponadto, że - zgodnie z Ewangelistami - Jezus odmawia na Krzyżu Psalm 22, w którym modlący się przypomina Bogu swoje pierwsze narodziny i błaga Go o nową interwencję: „Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona; / Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki. / Tobie mnie poruczono przed urodzeniem / Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki, / Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, / a nie ma wspomożyciela" (PS 22,10-12).
W modlitwie tej Jezus zdaje się błagać Ojca faktycznie o swe „nowe narodziny".
„Synowski szacunek" Jezusa osiąga tutaj swój punkt kulminacyjny i Ojciec powinien Mu na to odpowiedzieć: powinien poczuć się odpowiedzialny za Jego zrodzenie — właśnie w chwili śmierci Syna. Syn więc faktycznie zmartwychwstaje, nowo narodzony: „wysłuchany dla swej pobożności".
W śmierci Jezusa narodzenie z Ojca przeżywa największy możliwy kryzys: podlega On przecież największej agresji ze strony szatana i naszych grzechów, ale Ojca dosięga także i porusza dogłębnie ten silny, „pobożny", krzyk Syna, boski sam w sobie. Ojcu nie pozostaje zatem żadna inna możliwość, jak nowe „narodziny z mocą": zmartwychwstanie Syna. Ten krańcowy synowski krzyk Syna staje się dla nas Jego „wiecznym i niebieskim zarazem wstawiennictwem kapłańskim", przyczyną naszego zbawienia, naszego własnego zmartwych- powstania. W śmierci Jezusa ikona, jaką winniśmy kontemplować17,
17 Sztuka chrześcijańska przedstawiała tę tajemnicę na dwa sposoby: najczęściej ukazując Ojca, który podtrzymuje krzyż Syna swymi rękoma, o wiele rzadziej natomiast pokazując Ojca z Synem umarłym, leżącym na łonie (niekiedy Ojca symbolizuje stary )ózef z Arymatei). Podobnie też boleść Maryi podczas Męki - boleść, która nie jest w stanie powstrzymać śmierci Syna: synteza dramatu tylu matek i ojców ziemskich - kończy się gestem Maryi, która „powierza" Syna Ojcu.
jest podwójna: jedna Matki trzymającej w milczeniu w ramionach zmarłego Syna („Pieta") i druga Ojca niebieskiego, w którego ręce Maryja powierza Syna. Ojciec staje się w ten sposób Tym, „który wskrzesił z martwych Jezusa Chrystusa" (Rz 4,24; 8,11; Ga 1,1; Ef 1,19; Kol 2,12), a Jezus jest „Pierworodnym spośród umarłych" (Kol 1,18).
6. „Jesteśmy dziećmi Boga umarłego"13
„Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, (Słowo) dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi" (J 1,12). Jest to dar już uczyniony, ale wyłaniający się dopiero ze śmierci Jezusa. Jesteśmy dziećmi zrodzonymi przez Boga umarłego, i to umarłego na krzyżu. Tak właśnie się wypowiada De Berulle, wyjaśniając, że tylko dzięki śmierci Jezusa (stanowiącej cel Jego ziemskich narodzin) i Zmartwychwstaniu (trzecie narodziny) mogliśmy się odrodzić, razem z Nim, jako synowie Boga14.
Jezus przyszedł na świat, aby nam objawić Ojca i doprowadzić nas z powrotem do Niego, zespalając nas ze swoim własnym i w swoim „synostwie": trzeba „wierzyć w Syna", aby mieć życie (J 1,36).
W pierwszej fazie uczeń uczy się „patrzeć", „oglądać" i „słuchać" Syna, upodabniając swój język i swoją postawę synowską, tak by mógł faktycznie „widzieć", „poznawać", „czcić", „kochać" i „chwalić" Ojca. W tym właśnie celu Jezus nauczył nas „modlić się do Ojca", „naśladować Go w przebaczaniu i w miłosierdziu", „szanować Jego dom", „czcić Go w duchu i prawdzie", „czynić zawsze Jego wolę"...
Przede wszystkim jednak opisał nam — za pomocą opowiadań i cudów - niesłychane wprost pragnienie Ojca, aby nas oglądać „powracających do Niego".
Przypowieść o synu marnotrawnym (albo o Ojcu miłosiernym), którą rozważaliśmy, jest bardzo wymowna i syntetyczna zarazem, nie jest jednak z pewnością jedyna. W ten bowiem sposób Syn zaczął „nas wyzwalać z niewoli", aby uczynić nas prawdziwie wolnymi (J 8,36). Następnie Jezus doprowadził nas do uczestnictwa w swojej męce i śmierci, domagając się od nas przyswojenia sobie tej tajemnicy i upodobnienia się do niej. Podarował nam także mistykę, ale rzeczywistą: udział w swojej ofierze poprzez Eucharystię.
Dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa my, ludzie wierzący, zostajemy włączeni w to ożywiające, nierozwiązywalne i wieczne zjednoczenie, jakie zespala Ojca i Syna; Duch Święty natomiast - przez sakramenty i swoje dary - „nas ożywia" nowym życiem, „uświęca nas" i „wprowadza", wciąż coraz to głębiej, w tajemnicę boskiej Komunii.
Według J 20,17, Jezus zmartwychwstały objawia to poszerzenie ojcostwa Bożego na uczniów słowami: Udaj się do moich braci i powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego".
A więc dopiero teraz możemy rozważać w całej ich głębi te teksty biblijne, które mówią o naszym przybraniu za dzieci, i rozkoszować się nimi:
„Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!" (Ga 4,4-6).
„Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze! Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa; skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale. Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych" (Rz 8,14-19).
„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie" (1 P 1,3-4).
Należy zauważyć, że najbardziej osobiste wyrażenie Jezusa, gdy zostaje odniesione do nas, staje się „krzykiem", „wołaniem". Pismo święte podkreśla, że to my „wołamy: Abba!", wspierani przez Ducha Świętego, albowiem jednoczymy się w wierze z Jezusem, który woła na krzyżu do Ojca, aby wyprosić Zmartwychwstanie, to nowe narodzenie.
Chodzi w rzeczy samej o poród. Ta zaś tak bardzo radykalna nasza modlitwa zawiera już w sobie każdą inną prośbę.
Ojcze nasz, modlitwa, której nauczył nas sam Jezus, stanowi faktyczne Breviarium totius Evangelii (skrót czy też streszczenie całej Ewangelii), albowiem wyraża synowskie spojrzenie na Boga, na nas samych, na świat, którego to spojrzenia nauczyliśmy się właśnie od Jezusa: spojrzenie „pewne zmartwychwstania", radosne, które spoczywa na otaczającej nas rzeczywistości ze świadomością nowych narodzin, których trud już się rozpoczął.
Nie jest zamiarem niniejszego artykułu podawać adekwatny komentarz do modlitwy Ojcze nasz, uważam jednak za rzecz pożyteczną, a nawet niemal konieczną, powiedzieć coś niecoś na temat dwóch próśb „najtrudniejszych", tych ostatnich, które tak często zdają się zatrważać chrześcijan lub wprawiać ich w pewne zakłopotanie.
„I nie wódź nas na pokuszenie": wielu chciałoby zmienić choć trochę to wyrażenie, albowiem oblicze Ojca staje się nagle jakby dwuznaczne i niejasne. Ale nie tak szybko! Wymawiając tę prośbę, nie powątpiewamy bowiem o Bogu ani też nie myślimy, jakoby mógł On nas popychać do zła, ale uświadamiamy sobie jedynie tę straszliwą moc naszej własnej wolności, która może nie tylko ulec pokusie, ale także się stawać coraz bardziej skłonna i uległa, posuwając się aż do tego, że sama pokusa — z naszej osobistej winy — przybierze znamiona nieprzezwyciężalności.
A zatem tym, o co prosimy tymi właśnie słowami, jest jedynie to, aby Ojcostwo Boże rozciągało się wciąż ponad te wszystkie ograniczenia, jakie sami tworzymy. Aby to Boże Ojcostwo nigdy nie ustało. Aby nie pojawiła się nigdy pokusa, którą można by faktycznie uznać za niepokonalną. Jeżeli nawet uczyniliśmy wszystko, aby pokusa taką właśnie była, prosimy Boga o coraz to nowe wsparcie ze strony Jego Ojcostwa. A błagamy w ten sposób Go nie dlatego, jakobyśmy powątpiewali w Jego Ojcostwo, albo też uważali je za mało skuteczne i niewystarczające, lecz jedynie dlatego, że — na modlitwie - sami możemy doświadczyć ostatniego niejako zrywu synostwa. Błagamy, aby Boże Ojcostwo mogło się jawić zawsze jako o wiele większe od naszych grzechów. Prosimy, aby nasza nadzieja pokładana w Ojcu i nasze wołanie kierowane do Niego były zawsze w naszym sercu tą ostatnią nadzieją i tym ostatnim wołaniem: ... ostatnim „pokuszeniem".
Jest to więc modlitwa końcowa (chociaż zawsze jeszcze antycypuje tenże koniec): przez nią błagamy Boga, aby u kresu naszego życia zwyciężyła pokusa miłości, pociąganie Ojca. Jest to modlitwa Syna, który nie chce umierać...
„Ale nas zbaw od Złego". „Ojcze" jest pierwszym słowem tej modlitwy... „Zły" natomiast ją kończy, stanowi ostatnie jej słowo. Dzieje się więc tak, jak gdyby wszystkie prośby Ojcze nasz zespalały się na końcu ze sobą i tworzyły jedną zwartą całość, aby niejako przygnieść to ostatnie słowo, wywołujące tego straszliwego „ojca", który „od początku był zabójcą i w prawdzie nie wytrwał" (J 8,44), wszystkie też prośby stają się jednym głośnym wołaniem kierowanym do jedynego prawdziwego „Ojca, który jest w niebie": „Zbaw nas!". Całe Ojcze nasz po to, aby oddalić zło od siebie i przezwyciężyć Złego.
W tym właśnie punkcie nasza modlitwa zespala się z błaganiem Jezusa na krzyżu, który prosi Ojca o wybawienie od śmierci i od całej, niezliczonej wprost, masy naszych grzechów, noszonych wciąż — dla naszego potępienia - przez Złego. W tym punkcie również to nasze „wybaw" przyzywa i wyczekuje tylko zmartwychwstania.
tłum. ks. Lucjan Balter SAC
10 Są to dokładnie te słowa, jakimi sam Jezus się posługuje podczas swojej ostatniej modlitwy, zanim będzie posłuszny Ojcu usque ad mortem.
" „Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego" () 14,21); „Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami" () 15,8); „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości" (J 15,10); „Nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego" (I 15,15); „Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga" (J 16,27); „Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno" (J 17,11); „Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie" (J 17,17-19); „Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posiał" (| 17,20-21); „Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata" (J 17,24).
15 Dz. cyt., s. 417.
14 Por. Św. |an od Krzyża, O Trójcy Przenajświętszej. 9, w: tenże, Dzieła, Kraków 19864, s. 74.
1 L. Bouyer, Internista, Communio 31 (1977) 110.
2 Szerzej na ten temat zob. R. Brague, Czy Bóg Ojciec jest mężczyzną?, Communio 19 (1999) nr 2, s. 29-36. - Dopisek tłum., L.B.
3 Por. także: „Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posiał" (I 12,44); „A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie postał" (| 12,45); „Czy nie wierzysz, że )a jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie?" (J 14,10); „Wierzcie Mi, że )a jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie" () 14,11); „Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posiał" (| 5,22-23); „Wszystko, co ma Ojciec, jest moje" () 16,15); „Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje" (I 17,10); „jak Ty, Ojcze, we Mnie, a (a w Tobie" (J 17,21); „Ojcze, (...) umiłowałeś Mnie przed założeniem świata" (J 17,24); „Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem" (J 17,25); „Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić" (Łk 10,22); „Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca" (1 ) 2,23); Syn „jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem lego istoty" (Hbr 1,3).
4 „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca" (J 6,63).
5 „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca,
Nim pouczył" (J 1,18); „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał" (J 3,16); „Ojciec mój działa aż do tej chwili i |a działam" () 5,17); „Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni" (I 5,19); „Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co On sam czyni" (J 5,20); „Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również
Syn ożywia tych, których chce" (J 5,21); „Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym" () 5,26); „Nie szukam bowiem własnej woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał" (J 5,30); „Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie" (I 5,43); „)ego (Syna) to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec" (J 6,27); „Dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu" () 6,32-33); „Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie" () 6,37); „)est wolą Tego, który Mię posłał, abym ze wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym" (| 6,39); „To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, mial życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym" () 6,40); „Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie" (J 6,45); „Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie" (J 6,57); „Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie posłał, Ojciec, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić" (J 12,49); „To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział" (J 12,50); „Niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał" (| 14,31); „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem" (J 15,9); „Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości" (J 15,10); „Oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego" (J 15,15); „Ojcze, nadeszła godzina. Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył" (J 17,1).
6 Najwyższy kapłan w Sanhedrynie i szydercy pod Krzyżem: „Powiedz nam: Czy Ty jesteś (...) Syn Boży?" (Mt 26,65; 27, 43); cały Sanhedryn (przekonany o bluźnier- stwie): „Więc Ty jesteś Synem Bożym?" (Łk 22,70); kapłani do Piłata: „Powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym" () 19,7); uczeni w Piśmie i faryzeusze: „Jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!" (Mt 27,40). To do nich odnosi się osąd Jezusa: „Jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: «Blużnisz», dlatego, że powiedziałem: «Jestem Synem Bożym»?" (J 10,36); „Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzo- nego Syna Bożego" (J 3,18); „Kto Mnie nienawidzi, ten i Ojca mego nienawidzi" (J 15,23); „Teraz jednak widzieli je (dzieła), a jednak znienawidzili i Mnie, i Ojca mego" (J 15,24); „Każda roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie wyrwana" (Mt 15,13). A osąd ten staje się w końcu niesłychanie mocny i wymowny: „Wy macie diabła za ojca" (J 8,44).
7 Anioł: „Będzie nazwany Synem Najwyższego" (Łk 1,32); Jan Chrzciciel: „Daję świadectwo, że On jest Synem Bożym" (J 1,34); Natanael: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym" (J 1,49); Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego". A Jezus na to: „(...) nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie" (Mt 16,16—17); uczniowie: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym" (Mt 14,33); Marta: „Ja mocno wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który mial przyjść na świat" (J 1 1,27); setnik (Mk 15,39) i jego ludzie obecni pod krzyżem: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym" (Mt 27,54).
8 W niektórych nurtach tradycji wyrażenie to odnoszono zbyt pochopnie do „naro
9dzenia się Słowa w poszczególnej duszy wierzącej". Narodziny w Zmartwychwstaniu bywa
10ły zaś niemal zawsze jakby nieco przyćmione.
11 „I nie zachwiał się w wierze, choć stwierdził, że ciało jego jest już obumarłe (...) i że obumarłe jest łono Sary" (Rz 4,19); „Przez wiarę Abraham, wysławiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen wskrzesić także umarłych" (Hbr 11,17-18).
12 Tytułem samego tylko przykładu możemy tutaj przypomnieć: sceny kończące powieść I. Turgieniewa Ojcowie i dzieci, opowiadanie A. Czechowa Lęk, fragmenty Chants et psaumes d'automme Marie Noël, niektóre utwory P. Cłaudela i C. Péguy itd.
13 De Berulle, dz. cyt., s. 335.
14" Można by tu przywołać także tradycję ludową, która nazywa Jezusa cierpiącego naszym Ojcem.