JADWIGA KOWALIKOWA
Słownictwo każdego języka etnicznego zawiera tzw. wyrazy brzydkie. Polszczyzna również dysponuje tego rodzaju środkami leksykalnymi o szczególnym poznaczeniu. A skoro istnieją, znajdują również użytkowników. One same zaś stają się przedmiotem naukowego opisu. Badania nad nimi obejmują też proces komunikacyjny, w którym pełnią one funkcje nośników określonych informacji – zarówno w warstwie znaczeniowej, jak i ekspresywnej.
Wobec zjawiska posługiwania się wulgaryzmami można zająć dwa stanowiska:
podejście opisowo – analityczne – jego reprezentanci stawiają pytania o cechy, składniki, przyczyny, cele oraz okoliczność użycia wulgaryzmów. interesuje ich anatomia zjawiska, jego wymiar komunikacyjny (więc socjolingwistyczny i pragmalingwistyczny). konfrontują je też z normą kulturalnojęzykową. nie wartościują badanych zjawisk, nie kategoryzują dobre – złe, a jedynie poprawne – niepoprawne.
podejście naukowo – pedagogiczne – wyjście poza rolę rzetelnego obserwatora i analityka. Stawianie się także w roli nauczyciela i wychowawcy, miłośnika pięknej i poprawnej polszczyzny. Dążenie do wpływania na zachowania językowe ocenione przez siebie negatywnie. Możliwość popularyzacji tego rodzaju polityki językowej widzi w popularyzacji edukacji.
WŚRÓD wulgaryzmów znajdują się:
zarówno słowa pojedyncze, jak i struktury wieloskładnikowe;
wulgaryzmy właściwe oraz ich eufemistyczne zastępniki;
biorąc pod uwagę pełniona funkcję, wypada wyodrębnić grupę epitetów używanych potocznie w celu obrażenia partnera, okazania mu lekceważenia czy wrogości (używane czasem jako zwroty adresatywne);
różnorodne przekleństwa;
nieprzyzwoite parafrazy i aluzje;
wulgaryzmy wtórne – wyrazy, które atrybutu „brzydkości” nabierają dopiero w określonych kontekstach i na skutek intencji autora wypowiedzi.
W naszym języku używanie wulgaryzmów nabrało charakteru powszechnego. Wie to każdy, kto zwraca uwagę nie tylko na sens, ale i formę wypowiedzi.
Leksykę tego typu zna polszczyzna od zawsze. I zawsze sięgali do niej użytkownicy języka – zarówno ci niskiego stanu, niewykształceni, źle wychowani, nieświadomi wymogów kultury języka, jak i przedstawiciele warstw oświeconych, wyróżniających się wiedzą i rozwiniętą świadomością językową oraz dobrym gustem. Tak trzeba postrzegać pisarzy, którzy nie stronili od słów mocnych i pikantnych. Dzięki nim możemy się przekonać, że współczesne określenia rubaszne, ordynarne, obsceniczne nie pojawiły się znikąd. Mają swój rodowód, a ich użycia – tradycję. Bogatą, osadzoną w historii i kulturze.
Sięgając do źródeł polskich wulgaryzmów, można zauważyć, że wywodzą się one głównie z nazw obsługujących trzy obszary:
anatomię ludzkiego organizmu;
jego funkcje fizjologiczne;
erotykę.
Obecność „wyrazów brzydkich” w tekstach literackich to dowód, że funkcjonowały one zarówno w mowie, jak i piśmie. Jednak zakres ich użycia był nieporównywalnie mniejszy niż dzisiaj. Norma kulturowa i obyczajowa nie traktowała ich jako zwykłych składników tworzyw językowego. Świadczy o tym graficzny sposób ich oznaczania (stosowany jeszcze w XX wieku). Po pierwszej literze pojawiały się kropki zastępujące resztę. Często teksty zawierające pikantne anatomiczno – erotyczne treści przeznaczone były jedynie dla wąskiego grona odbiorców. Wiązały się tez ze szczególnymi sytuacjami komunikacyjnymi, np. biesiadami.
Autorzy dawnych epok rozgraniczali użycie „wyrazów brzydkich” do tekstów niejako prywatnych – tworzonych dla siebie i przyjaciół. Nie czynili z nich środków wyrazu artystycznego, tak jak to robią przedstawiciele literatury współczesnej, u których przestały one służyć określonej stylizacji, np. środowiskowej, a stały się po prostu zwyczajnie i dosłownie wykorzystywanym budulcem wypowiedzi. Funkcjonują jako nośniki informacji na takich samych prawach jak inne jednostki leksykalne. Warto o tym pamiętać, gdyż wolno dopatrywać się tu jednego z źródeł ekspansji i upowszechniania się wulgaryzmów.
Taka ekspansja wulgaryzmów powinna skłaniać do reinterpretacji wyznaczników polszczyzny potocznej i do włączenia do jej rejestru „słów brzydkich”. Bowiem ich stałość i regularność występowania nadaję polskiemu językowi potocznemu charakterystycznego piętna.
Wulgaryzmy występują bowiem w komunikatach nadawanych i odbieranych, w sytuacjach oficjalnych i nieoficjalnych, w lokalach prywatnych i miejscach publicznych, mowie i piśmie itd. Sięgają po nie mężczyźni i kobiety, ludzie należący do różnych środowisk i wykonujących różne zawody. Wniknęły nawet do parlamentu unieważniając kategorię wyrazów „nieparlamentarnych”. Jak dotąd opiera im się jedynie język religijny, jednak i tu widać pewne rozluźnienie reguł. Szczególnie widoczne jest to w kazaniach dla dzieci i młodzieży, gdzie coraz częściej pojawiają się kolokwializmy. Mają one służyć skracaniu dystansu między nadawcą i odbiorcą, oraz neutralizacji oficjalności. Ma to służyć skuteczności komunikacji i przychylności odbiorców.
Pod hasłem troski o skuteczność wypowiedzi rozpoczął się proces odchodzenia od normy wysokiej. Nie omija on nawet sfery sacrum. Jak na razie nie skutkuje on wprawdzie powszechnym użyciem słów dosadnych i rubasznych, ale granica, która pozwala odróżnić wulgaryzację od silnego nacechowania ekspresją, bywa delikatna i chwiejna.
Jak wynika z zarysu pojemności kategorii „wulgaryzm”, należące do niej wymienione środki językowe różnią się stopniem nieprzyzwoitości, ordynarności czy obraźliwości. W obrębie każdej wydzielonej grupy możliwe jest dalsze różnicowanie.
Należy zwrócić uwagę na dwa zsuwiska związane z pojemnością zasobów słownictwa ordynarnego i nieprzyzwoitego:
stosunkowo mała liczba słów o swoistym odrębnym znaczeniu, co wiąże się zapewne z ograniczoną liczebnością nazw fizjologiczno-erotyczno-anatomicznych. Dużo bogatsza jest grupa wyzwisk i przezwisk (nie zawsze o charakterze wulgarnym – przynajmniej w pierwotnym znaczeniu).
Kreatywność użytkowników kompensująca szczupłość podstawowego repertuaru pomysłowością w tworzeniu różnorodnych derywatów i przekształceń.
Studenci polonistyki wymienili następujące podstawowe motywacje użycia wulgaryzmów:
potrzeba odreagowania stresu, wyzwolenia z wymogów społecznych konwenansów;
chęć (naturalna!)”poświntuszenia”, zejścia z poziomu kultury wysokiej do prozy życia;
szukanie jednocześnie mocnych i oszczędnych środków ekspresji nadających się do sugestywnego przekazania uczuć, poglądów, intencji, ocen;
zaspokajanie potrzeb ludycznych dzięki traktowaniu słownictwa dosadnego, rubasznego i sprośnego jako nośnika humoru;
przekora wobec krytykujących używanie wulgaryzmów; chęć poirytowania ich, po to, by bawić się ich oburzeniem;
nonszalancja, demonstrowanie prawa do wolności słowa;
hołdowanie modzie na tzw. luz;
podejmowanie środowiskowego obyczaju posługiwania się wulgaryzmami z obawy przed odrzuceniem;
chęć posmakowania „zakazanego owocu”;
użycie bezrefleksyjne i nawykowe.
Z ostatnim punktem wiąże się charakterystyczne zjawisko wtórnej asemantyczności – wyrazy ordynarne i nieprzyzwoite nie występują we właściwym dla siebie znaczeniu, lecz pełnią funkcję przerywników, a zarazem operatorów spójności wypowiedzi oraz jawią się jako słowa natrętne (przykład: wyraz „kurwa”).
Rejestr ten należałoby uzupełnić o jeszcze jeden składnik o charakterze socjologiczno – kulturowym. Słowniki, podając znaczenie przymiotnika „wulgarny”, a więc ordynarny, prostacki, grubiański, nieprzyzwoity, wskazują jednocześnie na jego etymologię. Podkreśla ona jego rodowód, wskazując związek z mową ludu. Przejście od znaczenia „ludowy” – właściwy ludowi – do obowiązującej dziś interpretacji semantycznej dokonała się w wyniku aktu wartościowania. To wartościowanie zastąpiło charakterystykę socjologiczną i socjolingwistyczną. Na ten proces złożyła się też motywowana narzuconym ustrojem społeczno – politycznym moda na poprawne politycznie podkreślenie także za pomocą języka ludowości i proletariackości nadała jego składnikom dosadnym, niewybrednym, prostackim innego wymiaru. Ideologia dała inspirację działaniom artystycznym i pseudoartystycznym idącym ze strony literatury. A jako skutek pojawiło się chamienie języka, jego wulgaryzacja.
Z wymienionych motywów i intencji sięgania po wulgaryzmy wynika, iż pełnią one w wypowiedziach różne funkcję językowe:
informacyjną;
ekspresywną;
impresywną (perswazyjną);
fatyczną.
Z poszczególnymi motywami użycia wyrazów wulgarnych wiążą się określone czynniki sprawcze. Za takie można uznać:
upodobanie Polaków do dosadności i rubaszności;
moda na zachowania populistyczne, w których mieści się równanie w dół, schlebianie niewyszukanym gustom odbiorców ze strony dziennikarzy, polityków, artystów;
ekspansja polszczyzny potocznej – wulgaryzmy stały się jej istotnymi składnikami;
realizowanie swoiście pojmowanej wolności słowa;
osłabienie wrażliwości na nieprzyzwoitość czy ordynarność używanych wyrazów;
nawiązywanie do tradycji środowiskowych (polszczyzna wojskowa);
naśladowanie „antywzorów” (do których należą też utwory literackie).
Z motywami i czynnikami sprawczymi łączą się ogólne przyczyny szerzenia się wulgaryzmów we współczesnej polszczyźnie. Mają one charakter:
obyczajowy – tzw. demokratyzacja, luzactwo, moda na wulgarne wyrażanie się;
psychologiczny – rozładowanie napięcia; identyfikacja z grupą; dowartościowanie się; upodobanie do określonego rodzaju humoru;
kulturowy – dominacja kultury popularnej i szerzenie się jej wykładników; prymitywizacja języka; kompensowanie braków słownikowych określeniami uniwersalnymi, ale równocześnie „mocnymi”; (wulgaryzmy bowiem pasują do wszelkich kontekstów; wchłaniają dowolne wynikające z nich znaczenia; są wszechstronne w warstwie ekspresywnej; w zależności od potrzeb mogą wyrażać wiele emocji).
komunikacyjny – dążenie do perswazyjności, skutecznego działania poprzez język za pomocą skracania dystansu, zastąpienia oficjalności nieoficjalnością, sięgania po ekspresywizmy;
społeczny – moda na prostactwo, zanik inteligencji, szerzenie się agresji jako sposobu na sukces komunikacyjny i życiowy;
edukacyjny – obniżanie się kultury języka dzieci i dorosłych mimo szerokiego dostępu do szkolnictwa; działanie „antywzorów”, a w tym także literatury już niepięknej; media ( talk – show, rozrywka, muzyka, filmy, np. „Dzień Świra).
Według respondentów do posługiwania się wulgaryzmami mają skłonność zwłaszcza ludzie młodzi. Ich używaniu sprzyjają szczególnie miejsca spędzania wolnego czasu, spotkań towarzyskich, rozrywki. Nie usposabia do tego dom rodzinny.
Różnorodność przyczyn sięgania po wulgaryzmy oraz przypisywanych im funkcji wskazuje, iż zagadnienie to należy badać z punktu widzenia socjolingwistyki. Bowiem inaczej odczuwają ich semantykę i ekspresję użytkownicy należący do różnych środowisk społecznych, grup wiekowych, różniący się wykształceniem. W ich mowie środki te służą wyrażaniu różnych intencji.
Zgodnie z zasadą współwystępowania tendencji przeciwstawnych w rozwoju języka wulgaryzacji towarzyszy dewulgaryzacja. Oba procesy to w istocie podwójny wymiar zjawiska charakterystycznego dla współczesnego słownictwa polskiego. Dewulgaryzacja, czyli zanik cechy ordynarności czy nieprzyzwoitości, dokonuje się wskutek częstego używania wyrazów i struktur wyrazowych będących jej nośnikami. Odbywa się na tej samej zasadzie co osłabienie wyrazistości znaczeniowej słownictwa, po które się wciąż sięga, tworząc wypowiedzi. Piętno wulgarności gubią zwłaszcza eufemizmy. Bywa, że osoby sięgające po nie jako zamienniki dla określeń drastycznych nie zdają sobie z tego sprawy. W rezultacie odczuwają skrępowanie, gdy to czynią. Utraciły wulgarność takie określenia, jak: „pieprzyć”; „ale jaja”; „robić jaja”; „zajebisty” itd.
Dewulgaryzację równoważy zjawisko przeciwstawne, czyli wtórna wulgaryzacja. Ma ona charakter względny, tj. w niejednakowy sposób funkcjonują w świadomości użytkowników języka jej rezultaty. Przykład: zwrot „spuścić się na kogoś”, w znaczeniu „zaufać komuś, powierzając mu określone zadanie”, budzi wśród młodzieży skojarzenia nieprzyzwoite. Podobnie jest z określeniem „siodłać konia”.
O cechę wulgarności ociera się często obraźliwość. Chociaż pojęcie drugie ma szerszy zakres. Wspólna funkcja powoduje, że słownictwo, które się nią charakteryzuje, jest traktowane jako ekwiwalent semantyczno – komunikacyjny.
Respondenci: poproszeni w ankiecie o wymienienie najczęściej używanych przez siebie oraz innych wyrazów „brzydkich” zaliczyli do nich również określenia odzwierzęce: „osioł”; „świnia”, a takie rzeczowniki jak „oferma”; „świr”; „fujara”; „głupol”. W ich świadomości dokonał się zatem proces wtórnej wulgaryzacji wymienionych, prymarnie obraźliwych w znaczeniu metaforycznym, słów. Słusznie natomiast zwrócili uwagę na możliwość eskalacji wulgarności za pośrednictwem ironii czy tez operowania poprzedzający dany wyraz pauzą. Podobną rolę odgrywają również takie składniki sytuacji komunikacyjnej, jak miejsce interakcji, jej uczestnicy oraz intencja, jaką starają się za pośrednictwem słów dosadnych i mało eleganckich przekazać.