Wywiad z Michaelem Rose, autorem książki Żegnajcie dobrzy ludzie / mężczyźni
An
Interview with Michael Rose, an author of Goodbye, Good Men
Lato
2002
Żegnajcie dobrzy ludzie, jak liberałowie wprowadzili zepsucie do Kościoła Katolickiego
TLM: Opowiedz nam trochę o twojej nowej książce Żegnajcie dobrzy ludzie. Dobry tytuł. Co on oznacza?
Rose: Książka sprowadza się do tego: przez ponad 30 lat odpowiedni kandydaci do kapłaństwa są odrzucani dokładnie z powodów politycznych. Nie dlatego, że okazali się być nieodpowiedni do seminarium czy ordynacji, a ponieważ postrzega się ich jako zagrożenie dla liberalnego status quo. W książce piszę o systematycznej, ideologicznej dyskryminacji ortodoksyjnych kandydatów do kapłaństwa.
TLM: Co dokładnie oznacza "ortodoksyjny" kandydat?
Rose: Kiedy używam tego terminu w całej książce, "ortodoksyjny" oznacza przywiązanie do Magisterium Kościoła i pełną akceptację prawdziwego nauczania Kościoła. Odnosi się do człowieka, który nie popiera ordynacji kobiet, który broni nauki Kościoła o ludzkiej seksualności i sztucznej kontroli urodzeń, który przejawia pobożność wobec nabożeństw takich jak Różaniec i adoracja Eucharystii, i który akceptuje rozumienie Kościoła o kapłaństwie i nie ma w programie jego redefiniowania i "ponownego wyobrażania".
TLM: Można by uważać, że ortodoksyjny kandydat, przynajmniej pod wieloma względami, byłby idealnym kandydatem do kapłaństwa w Kościele Katolickim.
Rose: Tak, to jest na pewno to co dyktowałby zdrowy rozsądek, ale, niestety, w ostatnich 3 dekadach były inne działające siły, które przeciwstawiają się zdrowemu rozsądkowi, nawet ignorują zwykłą przyzwoitość. Odrzucanie kandydatów którzy wyraźnie i dumnie przyjmują naukę Kościoła porównuje się z rekrutami do komandosów odrzucanymi z powodu miłości do Ameryki – czy może dokładniej, gdyż nie przyjmują programu komunistycznego, programu który osłabiłby naród per se.
TLM: Wymieniłeś "działające siły". Co masz na myśli? Czy to "dym szatana" który wszedł do Kościoła?
Rose: To jeden sposób ujęcia tego – i najbardziej precyzyjny. Uważam, że powinniśmy pamiętać, że szatan wykorzystuje mężczyzn (i kobiety też, oczywiście) do wykonywania swoich dzieł. I co widzimy to zbuntowani katolicy którzy porwali kapłaństwo żeby nielegalnymi sposobami zmieniać Kościół od wewnątrz – strukturę Kościoła, jego dyscyplinę i naukę. Często troszczą się o usprawiedliwienie własnego stylu życia, własnych grzechów, zwłaszcza w kwestii grzechu seksualnego.
TLM: W jednym z rozdziałów podajesz szczegóły sposobów w jakie heterodoksja odpędza "dobrych mężczyzn" od seminariów. Jaki jest tu modus operandi?
Rose: Zanim odpowiem wyjaśnię jak doszło do napisania tej książki o powołaniach i seminariach. Kiedy byłem redaktorem St. Catherine Review, zająłem się seminarium w Cincinnati. Dowiedziałem się, że jeden profesor (Aaron Milavec), zatrudniony do nauczania pokolenia przyszłych księży, odrzucał 2 zasadnicze doktryny wiary katolickiej: kapłaństwo służebne i Prawdziwą Obecność Pana Jezusa w Eucharystii. I inny profesor teologii, siostra Barbara Fiand, która nauczała tam przez 17 lat, była zdecydowanym przeciwnikiem męskiego, celibatowego kapłaństwa. Seminarzyści mówili, że sprawiała wrażenie, że nie chciała ordynacji mężczyzn do kapłaństwa, nawet nie tych liberalnych, co zgadzało się z jej programem.
TLM: Trudno uwierzyć żeby profesorowie seminarium nie wierzyli w katolickie kapłaństwo.
Rose: Jest to oburzające – i mogę dodać - obłudne. Badając dalej okazało się, że profesorowie jak Milavec i Fiand nie byli anomaliami.
TLM: Wiem, że to może być naiwne pytanie – a jeszcze oczywiste – ale, dlaczego nie zostaną oni protestanckimi teologami i profesorami protestanckich seminariów.
Rose: Żeby na to odpowiedzieć trzeba zrozumieć, że istotą ich akademickich karier nie wydaje się być nauczanie ich idiosynkratycznej teologii, mimo że to jest na pewno ich przesłanką. Istotą ich karier jest zmiana struktury, doktryn i misji Kościoła Katolickiego. Oni wydają się uczyć w katolickich seminariach głównie tych seminarzystów jak nie być księżmi.
TLM: I wracając do dyskryminacji ortodoksyjnych seminarzystów, jak to pasuje?
Rose: Cóż, to działa na kilka sposobów. Niektórych kandydatów bada się od samego początku, zabrania się im nawet wejścia do seminarium. Teraz, wprawdzie Kościół ma poważny obowiązek sprawdzania kandydatów nie należącego do seminarium, ale są liczne powody by nie wpuścić danego mężczyzny. Ale niemowie tu o procesie odrzucania fałszywych powołań, a raczej to, że ortodoksyjny kandydat często musi przejść, że tak powiem, test papierkiem lakmusowym.
TLM: Jest to rodzaj testu określającego czy kandydat jest czy nie jest "poprawny politycznie"? [PP]
Rose: Dokładnie tak. Dlatego co widzimy w ostatnich ok.30 latach jest to, że kandydatów którzy np. wyrażali naukę Kościoła o sprawach seksualnych określano jako "zaburzonych seksualnie" albo "nieugiętych".
TLM: Kim są ci "portierzy", którzy określają kandydatów według PP?
Rose: Mówimy tu o urzędzie powołań i psychologach zatrudnianych do oceny odpowiedniości kandydata. Jeśli chodzi o urząd powołań, jednym z dociekliwych pytań jest "Co myślisz o kobietach księżach", i zbyt często uczciwy kandydat twierdzący poprawnie, że Kościół nie ma zdolności ordynowania kobiet do kapłaństwa – zostaje odrzucony. Poprawną politycznie odpowiedzią jest "Oh, tak, na to jestem otwarty".
Co do psychologów, co często ma miejsce to mężczyzna lub kobieta nie akceptujący nauk Kościoła czy nawet nie rozumiejący tych nauk oceniają ortodoksyjnego kandydata. Pytania zadawane przez psychologów o celibacie i homoseksualizmie są częścią tego testu papierkiem lakmusowym. Ortodoksyjny kandydat, który przyjmuje celibat w kapłaństwie, albo który mówi, że nie akceptuje gejowskiego stylu życia, ryzykuje negatywną oceną psychologiczną, wykorzystywaną do zawrócenia go od bramy seminarium.
TLM: Ale oczywiście niektórzy ortodoksi dostają się do seminarium, i co wtedy?
Rose: Ważne jest by zrozumieć, że są pewne diecezje, które nie poddają swoich seminarzystów nieetycznym testom psychologicznym, ani testom papierka lakmusowego na PP. Zasadniczo są to te same diecezje, które nie mają kryzysu powołań czy niedoboru księży, i to nie jest przypadek. Ale, tak, nawet inne diecezje i zakony religijne wpuszczają przez bramę pewnych ortodoksyjnych facetów – może oczekując, że da się ich uformować zgodnie z normami PP by przyjęli dogmaty feminizmu, gejowski program, sekularyzm i modernistyczne praktyki liturgiczne.
Ortodoksyjny człowiek którzy przyjeżdża do seminarium oczekując znaleźć myślących podobnie jak on wykładowców i rówieśników może być zawiedziony. Ale mógłbym tu dodać, że teraz – przynajmniej od połowy mniej więcej lat 1990, problemy są bardziej z wykładowcami niż ze studentami. Seminarzyści w XXI wieku są, generalnie, dużo bardziej konserwatywni i tradycyjnie myślący niż seminarzyści 20 czy 30 lat temu.
TLM: Czy to wywołuje napięcia między młodym ortodoksyjnym seminarzystą i w średnim wieku modernistą?
Rose: Tak. Księża wydziałowi i formacyjni i zakonnice w wielu seminariach dalej mają trudności w ukrywaniu swojej wrogości do Kościoła i kapłaństwa. I ich skutki dla seminarzystów są szkodliwe. Niektórzy faceci trzymają się i "pogrywają", mówiąc to co chcą słyszeć liberalni wykładowcy, udają głupich itd. I niektórzy z nich mogą dojść do święceń. Inni są odepchnięci – wypędzeni naprawdę, przez afront wobec nauczania i dyscypliny Kościoła, którego są świadkami. Oni odchodzą z własnej inicjatywy, nawet jeśli uważają, że dalej mają prawdziwe powołanie do kapłaństwa. Innych ortodoksyjnych seminarzystów wysyła się na konsultacje psychologiczne żeby ich "nawrócić", albo tylko zastraszyć. Innych wyśmiewa się i prześladuje i wypędza za "sztywność" czy "doktrynerstwo". Ich przestępstwa to pobożność, oddanie, miłość Kościoła i jego nauk.
TLM: Oczywiście jedną z wielkich zasług Żegnajcie dobrzy ludzie jest to, że pomaga zrozumieć obecne nasilenie się skandali nadużyć seksualnych jakie nękają Kościół w tym roku. Jakie są powiązania między obecnymi skandalami i tym co przedostało się do seminariów w ostatnich 30 latach?
Rose: Wprowadzając "rewolucję seksualną" do Kościoła, liberałowie miło widzieli – nawet preferowali – zradykalizowanych aktywnych homoseksualistów do ortodoksyjnych seminarzystów w imię "tolerancji". Teraz tę tolerancję zdemaskowano jako tolerancję czynów przestępczych. Zasięg tych skandali seksualnych i towarzyszących wypłat i tuszowania dziwił wielu wiernych, którzy po prostu nie rozumieją jak do tego doszło, i dlaczego zamiatano to pod dywan przez tak długo. Żegnajcie dobrzy ludzie pokazuje dowody na to, że źródło tego problemu – zarówno tuszowania jak i samo wykorzystywanie seksualne – sięga aż do miejsca gdzie kiełkują powołania do kapłaństwa: seminarium. Zepsuta, ochronna sieć powstaje w tych seminariach, gdzie seminarzystów zachęcano do "działania" albo "zbadania ich seksualności" bardzo niewłaściwymi metodami.
Przez seminaria liberałowie moralni i religijni wprowadzili moralną odwilż w katolickie kapłaństwo. Jeśli skandale seksualne które wstrząsnęły Kościołem Katolickim mają się zakończyć, to jednostki odpowiedzialne za tę odwilż moralną muszą zostać wyrzucone. Dopiero wtedy "mroczny cień podejrzeń" jak nazywa to papież zostanie usunięty od "wszystkich innych dobrych księży wykonujących swoją posługę uczciwie i ze skromnością, i często z heroicznym poświęceniem".
TLM: Czytałem recenzje Żegnajcie dobrzy ludzie. Jedne były bardzo pozytywne – w świeckich gazetach jak Philadelphia Inquirer i w niektórych katolickich czasopismach jak Crisis i Homiletic & Pastoral Review. The New York Post nawet zamieścił fragmenty książki. Ale zauważyłem, że inne były bardzo krytyczne, nie tak wobec twoich tez jak twojej metodologii. Niektóre tzw. katolickie czasopisma zamieściły bardzo krytyczne recenzje. Dlaczego tak się przejmują?
Rose: Większość negatywnych recenzji ma problem z tym, że znaczna część pokazanych przeze mnie dowodów jest anegdotyczna. W czasie moich badań przeprowadziłem 150 wywiadów, większość z nich z byłymi i obecnymi seminarzystami, z których ok. połowa teraz jest katolickimi księżmi. Głównie za tych wywiadów mogłem zidentyfikować szablon. Z małymi różnicami ci ludzie mówili mi zasadniczo o tych samych nienaturalnych przeszkodach stawianych na drodze prawdziwych powołań do kapłaństwa: tendencyjny proces sprawdzania wniosków o przyjęcie, nadużywanie doradztwa psychologicznego, seminaryjnej podkultury gejowskiej, promowanie pomysłów i nauki, które osłabiają wiarę katolicką, jawna pogarda dla tradycyjnych nabożeństw i liturgii itd.
Razem świadectwa 150 z którymi rozmawiałem pokazują jak powszechne były te problemy w ostatnich 30 latach. Jak inaczej można było napisać taką książkę jak Żegnajcie dobrzy ludzie, gdyby nie uwzględniać prawdziwych osobistych świadectw pokazujących te przeszkody?
TLM: Ale twoja książka wydaje się opierać na czymś więcej niż tylko anegdoty, czy tak?
Rose: Absolutnie. Recenzuję podręczniki seminaryjne. Przedstawiam porównywalne dane statystyczne i ogromną ilość informacji z wcześniej publikowanych źródeł pod jedną okładką. To jest dużo więcej niż tylko dowody anegdotyczne. Niektórzy wydają się chcieć obwiniać mnie za nie pisanie o "raporcie o obecnym stanie seminariów". Cóż, to nie jest napisana przeze mnie książka. Żegnajcie dobrzy ludzie nie ma być analizą socjologiczną, statystyczną. Co robi moja książka to opowiada historie o ludziach, którzy, do tej chwili, nie mogli się odwołać do sprawiedliwości, i którzy byli upokarzani i uciszani przez liderów ich ukochanego Kościoła.
TLM: Kolejną krytyką wobec twojej książki jest twój wybór źródeł. Jedno czasopismo obwinia cię za wykorzystanie, co nazywają, "wątpliwych źródeł". Inne próbują powiedzieć, że ci ludzie mają w tym osobisty interes.
Rose: Żeby wykazać, że wykorzystałem "wątpliwe źródła", jedna publikacja nie zgodziła się z opinią byłego seminarzysty, którego zacytowałem jeden raz w książce. Recenzent, niedawno wyświęcony ksiądz, osobiście nie uważał tego człowieka za wiarygodnego. I przeczytał całe 2 strony i raczej histerycznie. Ale prawda jest taka, że polecili mi go dwaj wybitni i szanowani księża i jeden świecki; chciał to powiedzieć, i jego opinię potwierdziło kilku innych mężczyzn z tego seminarium. Skoro wtedy recenzent-ksiądz prowadził kampanię szkalowania w internecie usiłując zdyskredytować książkę, mimo że, jak sam powiedział, też cierpiał z powodu omawianego w książce, i nawet wyrzucono go z dwóch seminariów.
TLM: Krytycy z National Catholic Register i inni też obwiniają cię za "jednostronność" – bez odpowiedzi seminariów na rzekome zarzuty ze strony seminarzystów.
Rose: Register zamieścił artykuł Davida Pearsona oskarżający mnie – i innych – o niszczenie katolickiego dziennikarstwa (Żegnaj dobre dziennikarstwo? / “Goodbye, Good Journalism?” 30.06.2002). Pearson był "bardzo wściekły", gdyż opublikowałem krytykę jego osobistego przyjaciela, ks. Marcela Taillona, dyrektora powołań diecezji Providence na Rhode Island.
Mówi, że zaatakowałem jego przyjaciela. Ale każdy czytający tę książkę zobaczy, że nigdy nie zaatakowałem ks. Taillona. Jest to kampania medialna promująca krytykowane kapłaństwo – kampania obejmująca reklamę na hałaśliwej stacji kablowej MTV.
Co naprawdę denerwuje Pearsona jest to, że nie zadzwoniłem do ks. Taillona czy jego biskupa o komentarz. Ale Pearson nie wspomina, że zacytowałem jego przyjaciela księdza z wcześniej opublikowanych komentarzy, zaopatrzonych w liczne przypisy, i cytuję też obronę jego kampanii medialnej autorstwa redaktora gazety Diecezji Providence. W końcu pisałem książkę opierającą się na ponad 30-letnich materiałach. Książki często opierają się na wcześniej opublikowanym materiale. Faktycznie niemal każda książka non-fiction na rynku powołuje się na wtórne źródła.
W wielu innych przypadkach cytuję urzędników seminarium, podając ich oficjalne zaprzeczenia, zwykle z pisanych dokumentów. I znowu to wydają się pomijać krytycy. I standardową reakcją na krytykę seminariów na przestrzeni lat jest taki: zaprzeczenie, zaprzeczenie i więcej zaprzeczania. To jest duża część problemu. Oficjalna reakcja jest niezmiennie: "wszystko jest dobrze". Nawet watykańskie dochodzenie w sprawie amerykańskich seminariów w połowie lat 1980 nie mogło wydusić z nich prawdy. To dochodzenie powszechnie uznano za wybielanie.
TLM: Poza tymi kilkoma krytycznymi opiniami, jak przyjęto książkę? Zauważyłem, że książka od kilku tygodni jest na liście bestsellerów w New York Times. Uznaję to za dobry znak?
Rose: reakcje były różne, oczywiście, ale z tego co mogę powiedzieć jest przeważająco pozytywna – szczególnie od księży, którzy od lat czekali na wydanie takiej książki. Jedni biskupi ją chwalą, inni potępiają jako brukowe dziennikarstwo. Wiem ze źródeł w Rzymie, że jest czytana w kręgach watykańskich i traktuje się ją bardzo poważnie. Mam nadzieję, że to prawda.
http://www.latinmassmagazine.com/articles/articles_2002_SU_Rose.html
Czytaj: b. podobna tematyka: Wielka apostazja - ks. Tim Joseph
i Wygięty krzyż – Piers Compton
Oszustwo XX wieku papież Paweł VI
Zdrajcy Kościoła
Stała instrukcja Alta Vendita - na moim chomiku
Tej książki Żegnajcie dobrzy ludzie nie mogę znaleźć w PDF.