Zakochana egzorcystka - Opowieść wielu możliwości
Artykuł - Thomas French, Laureat Nagrody Pulitzera
Publicysta St.Petersburg Times, Floryda, USA
Piątek, 24 grudnia 2004 r.
Prolog
Pomyśl o tym jak o historii miłosnej jak żadna inna. To co właśnie masz przeczytać, można bez zbytniej przesady opisać jako miedzygalaktyczną, międzygwiezdną opowieść o reinkarnowanej pasji. Kosmiczny romans rozwijający się podczas zmierzchu jednej ery oraz świtu kolejnej. A wszystko to przydarza się rzeczywistym ludziom. Cała historia osadzona w realiach okręgu Pasco na Florydzie w USA. W skrócie: Chłopak poznaje dziewczynę. Dziewczyna nie jest taka jak inne. Dziewczyna ma niezwykłe zdolności i zainteresowania -- delikatnie mówiąc -- ale optuje za konwencjonalnym stylem życia, a przynajmniej sprawia takie wrażenie z zewnątrz. Dziewczyna wychodzi za mąż za chłopaka, wychowuje rodzinę, usiłuje być zupełnie normalna. Wiele lat później, po wielokrotnych doświadczeniach z rzekomymi opętaniami demonicznymi, światłami na niebie i innymi fenomenami niewytłumaczonymi przez naukę, dziewczyna rezygnuje z całego normalnego życia. Decyduje, że chłopak jest nieodpowiedni, zupełnie niedopowiedni, i że siły ciemności prawdopodobnie zastąpiły go kopią oryginalnego męża. Dziewczyna rozwodzi się z chłopakiem/ciemną kopią chłopaka, popada w depresję, szuka pocieszenia w swojej karierze, która - tak się składa - polega na walce ze złem i channelingowych komunikacjach, jak sama uważa, z grupą Obcych. Rzekomych Obcych, którzy najwyraźniej wiedzą to i owo o koszmarze współczesnego romansu i współczują dziewczynie wrabiając ją w randkę w ciemno . . .
Zaczekajcie. Wybiegamy jednak zbytnio przed siebie.
Laura
Rozdział 1
Historia zaczyna się, kiedy egzorcystka jest jeszcze dzieckiem.
Było to na wiele lat zanim zaczęła rozmawiać ze zmarłymi i z istotami, które nigdy nie żyły w ciele. Zanim jeszcze zrozumiała, kim i czym jest, oraz zaakceptowała fakt, że nie pasuje do otoczenia. Było to także jeszcze przed złożeniem ślubów małżeńskich i sprowadzeniem na ten świat piątki dzieci. Zanim następnie zeskoczyła z klifu na skraju swego życia, zanim otworzyła się na wizje, zanim stanęła do konfrontacji z bezimiennymi bytami, żeby następnie zepchnąć je z powrotem w wieczną ciemność. Było to jeszcze zanim odebrała dyktando z innego zakątka galaktyki, zanim zawiozła swojego syna, żeby odwiedził swój grób z poprzedniego życia, zanim miała jakiekolwiek pojęcie, co myśleć o twarzy za oknem czy też o śnie o dziecku w lesie, zanim poświęciła lata na rozważanie tajemnic wszechświata, żeby w końcu odkryć, że nie ma niczego bardziej tajemniczego niż jej własne serce.
Dla Laury Knight wszystko zaczęło się długo przed jakąkolwiek z powyższych rzeczy. Zaczęło się kilka dekad wcześniej, kiedy była jeszcze dzieckiem dorastającym na zachodnim wybrzeżu Florydy. Nawet wtedy żyła na fali ciekawości. Oto od czego się to wszystko naprawdę zaczęło: od monstrualnej, zapierającej dech, epickiej ciekawości Laury. Od najmłodszych lat odmawiała wiary w przypadkowość. Była przekonana, że istnieją kosmiczne plany, jakaś leżąca u podstaw struktura znaczenia, i chciała się o tym dowiedzieć. Pochłaniała książki z wielu biblotek. Zanurzyła się w fizyce cząstek elementarnych. Przegryzła się przez Freuda oraz Junga. Studiowała grecki, żeby pomógł jej przy czytaniu Nowego Testamentu. Pragnęła zrozumieć strukturę macierzową przypływów, język układu okresowego i wabiącą progresję Sonaty Księżycowej Beethovena.
Rozumienie tych rzeczy nie wystarczało jej. Laura pragnęła nie tylko samego zrozumienia, ale doświadczenia, więc pewnego dnia wpakowała się w oko cyklonu.
Był rok 1966, a huragan Alma kręcił kołami od wozu w Zatoce Meksykańskiej. W tamtym czasie Laura miała 14 lat i mieszkała wraz z rodziną na farmie na północy okręgu Pasco, nieopodal Hudson, mniej niż pół mili od wybrzeża. Usłyszała w radiu, że huragan Alma powodował powstawanie wysokich jak góry fal i chciała zobaczyć ich potęgę na własne oczy. Poprosiła matkę, żeby ta zabrała ją na plażę, ale odpowiedź brzmiała: nie.
Jak przypomina sobie Laura, wyruszyła późnym popołudniem. Matka przysnęła podczas rozwiązywania krzyżówki -- wiele lat później Laura ciągle się dziwi, że ta kobieta była w stanie zajmować się na czymś tak przyziemnym w tak spektakularnym dniu -- a Laura złapała jakąś lornetkę i wymknęła się na zewnątrz. Skierowała się ku ulubionemu drzewu, górującemu kamforowcowi, na które się często wspinała, żeby wpatrywać się w zatokę. Idealne do tego, co miała teraz zrobić. Powoli parła po drodze w kierunku drzewa, opierając się całym ciałem naporowi wiatru i deszczu, idąc jak pijana przez morze błota i różnych przywianych rzeczy. Wokół siebie wyczuwała rozpoznawalny zapach ozonowych perfum pachnących ziemią, kłujących, prawie siarkowych -- huraganu Alma, który zaznaczał w ten sposób swoją obecność.
photo
Kiedy Laura dotarła wreszcie do drzewa, wspinała się tak długo, aż dotarła do swojego punktu obserwacyjnego - rozgałęzienia trzech konarów, które formowały blisko szczytu naturalną kołyskę, jakieś 30 stóp nad ziemią. Zaklinowując się, zajęła swoje miejsce w samym sercu wiru. Kamforowiec kołysał się gwałtownie, wiatr gwizdał i wył, deszcz walił prosto w nią napierając na jej powieki i usta. Spoglądając na zachód przez zbryzganą deszczem lornetkę, mogła jedynie wypatrzyć czarny, kipiący obszar zatoki.
Laura zmusiła się do zachowania spokoju. Kiedy wychodziła z domu, jakaś jej część bała się, ale teraz wzniosła się ponad strach. Podczas gdy huragan kołysał ją w jej kołysce, otaczając ją i resztę widzialnego świata, została przeniesiona w podwyższony stan jednczesnego doskonałego spokoju oraz absolutnego uniesienia. Stała się okiem burzy, świadomością wewnątrz chaosu. Nie bała się już umrzeć.
W tamtym momencie pytania dotyczące życia Laury, pytania które towarzyszyć jej miały przez wszystkie następne lata, pojawiły się raz i na dobre. Czy zapuszczanie się w ten huragan był z jej strony oznaką odwagi, czy było to po prostu głupie? Czy stanowiło dowód na istnienie w niej czegoś wspaniałego, czy pierwszą oznakę, że nie wszystko z nią w porządku?
Laura nie miała czasu zastanawiać się nad takimi pytaniami. Ujeżdżała burzę w jej całej furii, przecierała wodę z oczu, czuła wzrastające uniesienie. Zwróciła twarz ku czarnemu niebu, poddając się mocy i urokowi oraz chwale rzeczy będących poza jej kontrolą.
* * *
Kolejne pytanie:
Co może przydarzyć się komuś, kto zechce ujeżdżać burzę? Dokąd zabierze ją wiatr? Czy rozerwie ją na strzępy, czy uniesie ją w jakieś miejsce ponad chmurami? A co z ludźmi, którzy się do niej zbliżą? Czy burza pozostawi ich nietkniętych? Czy zostaną także zmieceni?
Laura już znalazła odpowiedź. Przynajmniej znalazła swoją odpowiedź. Mieści się ona gdzieś w szczegółach, które tworzą resztę jej życia. W świadectwie, którym mam zamiar się z Wami podzielić.
Kilka zdań wyjaśnienia - śledziłem życie Laury, z bliska i z daleka, przez pięć lat. Spotkałem ją w Clearwater na zjeździe grupy ludzi, którzy interesują się tematem UFO i spotkań z obcymi. Większość kariery poświęciłem na pisanie historii, jakich oczekuje się od reportera, pisałem o prawnikach, nauczycielach, policjantach. Poszedłem na to spotkanie szukając odmiany w mojej pracy. Chciałem teraz śledzić losy innego rodzaju osoby, kogoś niezwykłego, kogoś odmiennego. Liczyłem, że może ktoś taki będzie tam, na tym spotkaniu.
Nigdy wcześniej nie słyszałem o Laurze. Jak się okazało, była tam w charakterze zaproszonego wykładowcy. Jeśli poszedłbym na inne spotkanie, innego popołudnia, nigdy bym jej nie spotkał. Nazwałbym to zbiegiem okoliczności. Jednak Laura tak by tego nie nazwała.
Stojąc przed grupą wyłożyła zasadnicze elementy swojej historii. Powiedziała, że jest medium psychicznym i channelingowym oraz hipnoterapeutką pracującą z ludźmi, którzy prawdopodobnie zostali porwani przez obcych. Przelotnie, prawie bez namysłu wspomniała, że jest także egzorcystką. Jakby tego było mało powiedziała, że wraz z dziećmi widziała kiedyś dwa statki UFO szybujące po niebie nad ich domem w New Port Richey.
Siedziałem na widowni próbując pojąć to, co słyszałem. Bardziej niż jej historia, zwróciła moją uwagę sama kobieta. Była autentyczna, bystra i zabawna. Kobieta, którą można bardzo polubić. Nie twierdziła, że rozumie wszystko, co opisuje. Przyznała bez śladu usprawiedliwiania się, że była daleko, daleko w polu jeśli chodzi o pełne zrozumienie. Powiedziała nam, że nie była nawet pewna w co ma wierzyć, a w co nie.
- Dotąd byłam i dalej będę sceptykiem w tych sprawach, jednak czuję, że jesteśmy na dobrym tropie - powiedziała widowni.
W następnych latach wielokrotnie przeprowadzałem z Laurą wywiady, jeździłem za nią na konferencje UFO, brałem udział w niektórych sesjach channelingowych, podczas których próbowała komunikować sie z istotami z innej części naszej galaktyki, jednakże ciągle nie wiem, co z nią zrobić. Wiele z tego, co według Laury zdarzyło się jej, jest szokujące, dziwne i więcej niż poruszające. I mimo że sam byłem świadkiem części scen, które opisuje, to jednak większość tego świadectwa oparta jest z konieczności na wspomnieniach Laury. Na jej słowach i jej spostrzeżeniach. Dosłownie całość tego świadectwa, jak sami zobaczycie, jest otwarta na dyskusję i interpretację.
Nie mam pojęcia, czy Laura jest naprawdę medium parapsychicznym. Nie mogę nawet rozpocząć udowadniania bądź obalania tego, czy kiedykolwiek naprawdę stanęła twarzą w twarz z demonem, czy rozmawiała z istotami pozaziemskimi. Prawdę mówiąc, zdaję sobie sprawę, że mogła zmyślić wiele spraw dotyczących jej życia, o których mi opowiadała. W dalszym ciągu jednak nie wierzę, że tak właśnie jest. Spędziłem wystarczająco dużo czasu z Laurą, żeby ufać jej autentyczności. Nie wiem czy naprawdę widziała dwa statki UFO lecące nad jej domem. Jestem wszakże przekonany, że widziała.
Jednak dla mnie ta historia nigdy nie była historią o duchach zmarłych, demonach czy też o UFO. Od początku postrzegałem ją jako świadectwo pewnej kobiety, próbującej poznać i zrozumieć to co jest niemożliwe do poznania, szukającej czegoś, co jest poza zasięgiem.
Wielu z nas po swojemu kroczy ścieżką podobnych poszukiwań. Fizycy na przykład pracują nad zrozumieniem pochodzenia kosmosu. Jak dotąd najlepszym wytłumaczeniem, które wymyślili, jest teoria, że na początku była jedynie pustka, a potem w jednej chwili cała materia wszechświata, która dzisiaj tworzy nasze ciała, naszą planetę, nasze słońce, każdy układ słoneczny i każdą galaktykę we wszechświecie, nagle zaistniała w efekcie potężnej eksplozji. Taka jest ich teoria. W jednym momencie nic, a w następnym wszystko.
Osobiście uważam to wytłumaczenie za zbyt daleko idące i głęboko niesatysfakcjonujące, ale niekoniecznie oznacza to, że nie jest ono prawdziwe.
Miliony Amerykanów każdej niedzieli chodzi do kościoła i kontempluje historię pewnego człowieka, który urodził się 2000 lat temu, syna boskiego ojca i ludzkiej matki. Tradycja podaje, że człowiek ten wyrósł, żeby wskrzeszać zmarłych i dokonywać innych cudów, aż w wieku 33 lat został poddany torturom i zabity, następnie powstał z grobu, żeby dołączyć do swojego ojca w niebie. Od tamtej pory jednym z najświętszych rytuałów dla wyznawców tej historii jest symboliczne picie krwi i spożywanie ciała tego syna bożego.
Moją intencją nie jest okazanie braku szacunku względem tych, którzy wierzą w tę szczególną historię. Sam dorastałem w tej wierze. Podczas lekcji katechezy w czasie mojego katolickiego dzieciństwa uczono mnie, że komunia nie jest wcale symboliczna, że każdej niedzieli na mszy naprawdę konsumujemy ciało Chrystusa. W każdej mierze jest to zwariowana historia.
O ile bardziej niesamowite są możliwości, które dopuszcza Laura?
Jeśli wierzysz w istnienie duszy, na ile trudno jest zaakceptować możliwość, że duchy mogą przechadzać się między nami? Wiedząc to, czego dowiedzieliśmy się dotąd o ewolucji życia na Ziemi. Jak wielki skok myślowy jest wymagany, żeby wziąć pod uwagę możliwość powstania życia na innych planetach, które krążą wokół innych gwiazd, i że niektóre z form życia tam zamieszkujących mogą faktycznie zapuszczać się w nasze okolice?
photo
Kto to może stwierdzić?
Każdego z nas pociąga nieznane. Tajemnice trzymają nas przy życiu tak samo jak jedzenie czy woda. Wyciągają nas z łóżka, dają nam coś do roboty, nadają naszemu życiu jakąś głębię, wyraz i znacznie. Jest dla mnie oczywistym, że Laura wyniosła te poszukiwania na zupełnie inny poziom. Wielu ludzi jest skłonnych zaakceptować możliwość istnienia obcych, niewielu jednak spróbowałoby tak jak Laura prowadzić z nimi pogawędki podczas seansów przeprowadzanych w salonie, których celem byłaby zmiana na lepsze sytuacji na świecie.
Kiedy zacząłem spędzać z nią czas, zacząłem zastanawiać się, co jej poszukiwania odpowiedzi oznaczały dla niej samej i jej rodziny. Dokąd prowadziło to wszystko, co jej się przydarzało, czego doświadczała lub też wydawało się jej, że doświadcza? Jeśli chcecie, możecie wątpić w to, co Laura - w swoim przekonaniu - widziała. Możecie wątpić w jej wnioski, jej logikę, jej stan umysłu. Jednak musicie wiedzieć, że sama Laura jest realna. Posiada prawo jazdy i płaci podatki. Ma rodzinę i jak wielu z nas próbuje po prostu zrozumieć siebie, swoje życie i swoje miejsce na tym świecie.
Oto jej historia.
Opowieść o tym, co się stało, kiedy egzorcystka zeszła z drzewa.
Rozdział 2
Jest tuż przed świtem, a przedrzeźniacz już nawołuje z lasu za domem. Zapach kawy, bardzo mocnej, z toną śmietanki wypływającej na brzegi filiżanki trzymanej przez Laurę. Nie odzywa się jeszcze dzięki Bogu ten przygłupi cap sąsiadów.
Laura, w siódmym miesiący ciąży, odczuwająca już jej trudy, powoli przechadzała się po ogrodzie. Kąpała się w bezruchu wczesnego poranka, czekając na słońce, rozmawiając ze swoimi różami.
- Witajcie - powiedziała do nich swoim najdelikatniejszym i kojącym głosem. - Tęskniłyście za mną?
Laura ceniła te chwile w ogrodzie. Jej mąż, Lewis Martin, zajęty był szykowaniem się do pracy w tartaku. Czwórka starszych dzieci spała jeszcze w domu, piąte cichutko pływało w jej łonie. Jeśli chodzi o capa sąsiada, czworonożnego terorystę z wielkimi rogami i nabrzmiałymi krwią oczami, lubiącego przeciskać się przez wszystko, co znalazło się na jego drodze, to zwykle czekał do wschodu Słońca. Dopiero wtedy po cichu przypuszczał jeden ze swoich ataków.
Wszystko to oznaczało, że przełom nocy i dnia stanowił dla Laury najlepszą szansę na złapanie kliku chwil dla siebie. Każdego ranka zrywała się więc około 5:30 i wymykała się na zewnątrz, żeby zająć się kwiatami, popijać kawę i myśleć.
Było lato 1989 roku. Laura mieszkała z rodziną w pobliżu Hudson w wiejskiej okolicy niedaleko domu, gdzie jako dziewczynka wspinała się na wspomniane wcześniej drzewo. Miała teraz 37 lat, przenikliwe zielone oczy, gęste brązowe włosy opadające prawie do pasa i szczery wyraz twarzy, jakby ciągle poszukiwała czegoś więcej. Nie wiedziała czego właściwe szuka. Wiedziała tylko, że czuje wewnętrzną, desperacką potrzebę zrozumienia. Tę samą ciekawość, która napędzała ją w młodym wieku. Jednak teraz Laurze towarzyszyła pustka, której nie potrafiła nazwać. Niejasne poczucie, że nie wszystko w jej życiu było w porządku.
Po latach małżeństwa Laurę nachodziło czasami uczucie, że Lewis nie jest tym mężczyzną, z którym miała spędzić życie, że istnieje ktoś inny i gdzieś na nią czeka. Wmówiła sobie, że te uczucia były warte śmiechu, romantyczne fantazje uczennicy. A jednak trwały, napędzając ją. Laura była podekscytowana rosnącym w niej dzieckiem. Dzięki niemu miała wrażenie, że może mimo wszystko sprawy poukładają się dobrze. Doszła do wniosku, że nie była po prostu w ciąży z jakimś tam dzieckiem. Była w ciąży z szansą na nowe życie, także dla siebie samej.
Tak wiele się już Laurze przydarzyło. Dorastała w Tampa na Florydzie na farmie dziadków. Tej z drzewem, na które się wspinała. Jej ojciec pracujący w rodzinnej aptece odszedł zanim się urodziła, a matka - księgowa - robiła co mogła dla dobra Laury i jej starszego brata. Po rozwodzie rodziców rodzina przeprowadzała się z miejsca na miejsce, czasami mieszkając u rodziców Laury matki albo u innych członków rodziny. W kolejnych latach matka wychodziła za mąż i rozwodziła się jeszcze cztery razy.
Laura walczyła, żeby znaleźć swoje miejsce. Rozwijała się za szybko. Matka mówi, że Laura umiała czytać i pisać już w wieku 3 lat i radziła sobie dobrze w szkole. Co najwyżej uważała, że szkoła była zbyt łatwa. Przy całym jej nadobowiązkowym czytaniu przewyższała innych w nauce bez poświęcania minuty na zadania domowe. Jednak wraz z dorastaniem zaczęły się u niej problemy z dopasowaniem się. Inne dzieci w jej wieku skupiały się na meczach piłkarskich i spotkaniach z rówieśnikami. Dla Laury stymulującym popołudniem było przekopywanie się przez jakąś książkę z historii. Rówieśnicy chcieli umówić się na randkę w sobotni wieczór, a ona chciała zrozumieć podstawy biochemii...
- Z nią nie ma żadnego problemu - Laura i jej matka pamiętają jego słowa. - Faktem jest, że Laura jest bystrzejsza od nas wszystkich tutaj razem wziętych i od wszystkich swoich nauczycieli.
Jednak było coś jeszcze. Laura od dziecka czuła, że jest zupełnie inna. Była przekonana, że wie rzeczy, których w żaden sposób nie mogła się dowiedzieć. Umiała zaglądać ludziom do wnętrza, czuć ich esencję, odczytywać wzory energii odgrywane w ich życiu. Miała dziwne sny, które wydawały się spełniać. Przejeżdżając przez osiedle wyczuwała, że może widzieć, słyszeć i odbierać wrażenia zapachowe fragmentów tego, co działo się wewnątrz każdego z mijanych domów. Jej matka, zapytana później o te sprawy, potwierdziła, że córka miała jakiś dar.
- Miewała coś, co my nazywaliśmy przeczuciami - wspomina Pani Knight. - Rozumiała pewne sprawy obecne w życiu różnych ludzi.
Było to dość przytłaczające dla Laury i jej matki. Inne epizody były jeszcze bardziej przerażające. Kiedyś w wieku 3 lat Laura obudziła się ze snu z poczuciem, że coś się wydarzy. Usłyszała zbliżające się kroki na żwirze przed domem i zastanawiała się, czy powinna pobiec do szafy, czy wczołgać się pod łóżko. Zanim jednak zdążyła się ruszyć, za oknem sypialni pojawiła się dziwna twarz, podobna do twarzy dużej jaszczurki. W myślach słyszała, jak ta twarz do niej przemawia:
- Nie ma sensu myśleć o ukryciu się - powiedziała. - Kiedy nadejdzie czas, znajdziemy cię, nie ważne gdzie pójdziesz i co zrobisz.
Podobne przypadki zdarzały się Laurze częściej. Kiedyś zobaczyła otwierające się okno sypialni, jakby coś próbowało ją dopaść. Innym razem obudziła się tuż po zaśnięciu i zobaczyła scenę, w której przerażające stwory podobne do jaszczurek, właśnie takie jak ta twarz w oknie, zabrały ją do lasu i pokazały jej płytki grób z ciałem dziecka z odciętymi rękami i stopami. Stwory ostrzegły ją, że może łatwo skończyć w ten sam sposób.
Gdy rozmawiała z matką o tych sprawach, matka mówiła jej, że jest niemądra.
- Po prostu sobie to wyobrażasz - stwierdziła pani Knight.
Laura sama chciała w to uwierzyć. W miarę dorastania wmówiła sobie, że wszystkie tamte momenty były po prostu snami na jawie, fantastycznymi wytworami jej wyobraźni. Nauczyła się nie rozmawiać z nikim na temat tych incydentów, a zwłaszcza z dorosłymi. Jednak te epizody się nie skończyły. Trwały dalej, gdy chodziła do szkoły średniej w okręgu Hillsborough i później, kiedy spotkała Lewisa, poślubiła go i zaczęła wychowywać dzieci.
Robiła co mogła, żeby być kimś zwyczajnym. Miała dzieci. Najpierw dwie córki, potem syna, a następnie kolejną córkę. Pracowała z przerwami w różnych miejscach, żeby pomóc opłacić rachunki. Chodziła do kościoła. Choć Laura została wychowana jako metodystka, to teraz wraz z Lewisem uczęszczała do kościoła zielonoświątkowców. Dbała o swój ogród, kupowała artykuły spożywcze oraz martwiła się o finanse rodziny, jak każdy inny człowiek.
Niezależnie jednak jak usilnie próbowała, Laura po prostu nie mogła się dopasować. W dalszym ciągu postrzegała świat w inny sposób, tak jak widziała go będąc dzieckiem. Dalej czytała całą masę tekstów na każdy możliwy temat, poczynając od mitologii a kończąc na astronomii, szukając odpowiedzi. Ciągle spotykały ją tajemnicze, niewytłumaczalne doświadczenia.
Zdarzały się noce, kiedy Laura budziła się i wyczuwała, że coś było w pokoju razem z nią i z Lewisem. Często źle się czuła po takich incydentach, przechodziła infekcje uszu i miewała inne dolegliwości. Czasami część domu dziwnie się wychładzała. Szklane przedmioty pękały w jej obecności, albo tłukły się, gdy była zdenerwowana albo przestraszona, i działo się to, mimo że ich nie dotykała. Dotyczyło to szklanek, lampy, okna nad jej łóżkiem a nawet szyby w nowym BMW należącym do jej koleżanki.
Aż nadeszła noc, kiedy Laura obudziła się obok męża, żeby odkryć, że cały dom skąpany jest w białym świetle. Wciąż na wpół śpiąca powiedziała sobie, że to nic takiego, po prostu jacyś ludzie na zewnątrz w swoich furgonetkach świecą przednimi światłami w okna. Poszła z powrotem spać. Jednak gdy się obudziła, była obrócona w łóżku głową w miejsce nóg i z nogami na poduszce. Spód jej koszuli nocnej był przemoczony i zabrudzony chwastami, jakby spacerowała gdzieś na zewnątrz.
W końcu Laura zaczęła akceptować, że nigdy w najmniejszym choćby stopniu nie będzie kimś zwyczajnym. Życie byłoby o wiele prostsze, gdyby była taka jak każdy, ale zdała sobie wreszcie sprawę, że takie życzenie nie mogło się spełnić. Wtedy właśnie, gdy otworzyła się na nowe kierunki, zaczęła przeprowadzać sesje uwalniania od duchów oraz egzorcyzmy.
- Och, czy to jakiś niedobry robak siedzi na tobie? - mówiła, spoglądając na liście kolejnego krzaku róży w swoim ogrodzie. - Zdejmijmy go natychmiast.
Lubiła bywać tutaj o brzasku, gdy poświata nowego dnia przesączała się między drzewami, a na źdźbłach trawy ciągle jeszcze była rosa - mogła zagubić się wtedy między kwiatami. Wsłuchiwała się w bzyczenie przelatujących pszczół, przyglądała się kolibrom zawieszonym w powietrzu nad kwiatami i przypominała sobie, że istnieje na tym świecie równowaga. Uwielbiała swoje lilie, lilie doliny, lilie dzienne, filiżankowe, spodkowe i nagietki, które eksplodowały oszałamiającą ścianą żółci. Jednak to róże były jej ulubienicami. Były tak delikatne, tak wymagały jej opieki i czasu, że myślała o nich jak o swoich dzieciach. Hodowała je po wschodniej stronie domu, tuż obok swojej sypialni. W nocy pogrążała się we śnie otoczona ich wonią.
Laura kochała życie w tym domu otoczynym lasami. Jednak nie tak dawno temu otrzymała zaskakującą przepowiednię. Wyciągnęła tablicę Ouija i bawiła się nią, zadając pytania co zrobić z gospodarstwem zmarłych dziadków, mieszczącym się nieopodal. Kładła palce na planszecie, małym kawałku plastyku z wyczuwalnymi wodzikami, a następnie zadawała swoje pytania i przyglądała się, jak planszeta szybuje w przód i w tył przemieszczając się pomiędzy literami alfabetu widniejącymi przed nią na tablicy. Literka po literce tabliczka udzielała odpowiedzi. Teraz mówiła, żeby sprzedać nieruchomość dziadków, żeby przygotować się na kolejną zmianę w życiu. Laura z rodziną mieli się przeprowadzić, stwierdziła tablica. Mieli udać się do Montany.
Laura nie rozumiała. Całe życie mieszkała na Florydzie. Jednak tablica obstawała przy swoim.
Pojawiły się litery "M-O-N-T-A-N-A".
Laura niekoniecznie była przeciwna tej idei. Może Montana byłaby dobra, jednak nie potrafiła myśleć o tak drastycznym ruchu w tym czasie, zwłaszcza z piątym dzieckiem w drodze. Szła przez ogród i czuła wewnątrz siebie swoje dziecko, myślała o wszystkim, co jej się przydarzyło i próbowała zrozumieć, co to oznacza. Myślała o tym co przed nią. Istniało tak wiele możliwości, prawdopodobnych alternatyw, zarysowujących się rzeczywistości walczących między sobą o szansę zaistnienia.
Wciąż nawiedzało ją poczucie, że ma coś więcej do zrobienia. Od dzieciństwa czuła, że wszystko co się jej zdarzyło, miało jakieś ukryte znaczenie. Istniał jakiś plan, utrzymywany poza zasięgiem jej wzroku. Teraz była tego pewna. Odczuwała wzrastające wewnętrzne przekonanie, że wszystkie jej studia i doświadczenia, nawet te przerażające, położyły fundament pod jakąś rolę, którą Laura miała odegrać.
Ale jaka to rola? Brak wiedzy był dręczący.
Próbowała wydobyć jakąś odpowiedź od Boga. Ranek za rankiem, pośród swoich róż, prosiła Boga, by łaskawie dopuścił ją do tego planu. Obiecała go nie zawieść. Jeśli tylko udzieliłby jej paru odpowiedzi, ona postarałaby się wykorzystać je możliwie najlepiej. Tak przysięgała. Jednak musiała zrozumieć, dlaczego została stworzona w sposób, w jaki została swtorzona. Dlaczego czuła pęd do nauki? Co dokładnie miała zrobić z tym wszystkim, co przepełniało jej wnętrze? Dlaczego czuła się tak pusta? Czy to w związku z małżeństwem? Czy też z nią było coś nie do końca w porządku?
Odpowiedz mi - prosiła. - Jeśli istniejesz i jeśli istnieje jakiś powód, dla którego jestem tutaj, powiedz mi, co to za powód. Pokaż mi drogę. Powiedz mi, gdzie mam postawić następny krok. Proszę.
* * *
Dom rozbrzmiewał Mozartem. Dźwięk dochodził z głośników magnetofonu wznosząc się, opadając, drażniąc się ze słuchaczem z humorem człowieka, który od 200 lat nie żyje i nie dba o nic.
Laura słuchała teraz Wolfganga cały czas. Przygotowała sobie taśmę ze swoimi ulubionymi kawałkami - Eine Kleine Nachtmusik, fragmenty z Zaczarowanego Fletu - i włączała ją popołudniami podczas pracy, mruczała i podśpiewywała razem z nią ścieląc łóżka, zmywając naczynia, pielęgnując swoją córeczkę. Córeczce dała imię Arielle.
W kilka miesięcy po swojej rozmowie z Bogiem Laura była wreszcie szaleńczo szczęśliwa. Rzeczywistości duchów nie były już duchami. Teraz duchy były żywe.
Pierwsze co się wydarzyło, to to, że Laura osiągnęła pewne pozrozumienie Bogiem. Zdecydowała, że nie ma sensu próbować wyduszać z niego odpowiedzi. Cokolwiek Bóg dla niej zaplanował, pokaże jej, kiedy nadejdzie właściwy czas...
Tymczasem miała dość spraw na głowie, opiekując się nowonarodzonym dzieckiem. Arielle przyszła na ten świat dość dramatycznie. Pewnego sierpniowego popołudnia Laura poczuła pierwsze skurcze, walczyła do północy, aż w końcu lekarz zdecydował się na cesarskie cięcie. Jednak było to warte wysiłku. Córka była prześliczna i Laura wreszcie mogła ją przytulać.
Było też jeszcze coś innego do zrobienia. Z przyjściem na świat piątego dziecka Laura i Lewis zdecydowali, że potrzebują większego domu. Laura znalazła taki w New Port Richey, niezbyt daleko od centrum. W środku był ruiną ."Coś specjalnego dla złotej rączki", głosiła reklama w biurze nieruchomości, ale miał wielkie podwórko i pięć sypialni.
Laura była bardzo poruszona. Miała jakąś intuicję związaną z tym nowym domem. Oto gdzie miała żyć - mówiła sobie. Oto gdzie rozpocznie się to, co miało się jej zdarzyć. Czuła to.
Była tylko jedna sprawa. Coś czego świadomość Laury nawet nie zarejestrowała, gdy Laura po raz pierwszy zobaczyła ten dom. Coś o czym nawet nie myślała, aż do momentu kiedy wraz z Lewisem dokonała zakupu.
Dom mieścił się przy Montana Avenue.
Rozdział 3
Nazistowscy żołnierze na ulicy, gigantyczne bumerangi na niebie
- Chciałabym, żeby to cholerne światło się zmieniło - powiedziała kobieta na tapczanie.
Miała zamknięte oczy, ciało wyprostowane pod kocem, a jej zgięte w łokciach ręce spoczywały na kocu, lekko się poruszając. Myślami ciągle była za kierownicą.
Laura, siedząc w swoim fotelu oddalonym o kilka stóp, nie zrozumiała.
- Co?
- Właśnie czekam na zielone światło - mówi kobieta. Nagle jej głos się zmienia. - O mój Boże, Patryk! Coś ty zrobił?
Coś było nie tak. Przeszły przez wszystko razem, Laura i ta kobieta. Laura sprawiła, że oczy kobiety zamknęły się a rytm oddechów się spowolnił. Kobieta zanurzyła się i wypłynęła ponownie w samym środku tamtej nocy, przy samym szlabanie. Powiedziała już Laurze, co się zdarzyło. Teraz, wciąż pod wpływem hipnozy, opowiadała to ponownie, pozwalając, żeby całe zajście przebiegało w jej myślach jak sceny w filmie.
Ona i jej nastoletni syn, Patryk, wracali z pogrzebu w Pittsburgu. Padał śnieg. Była mgła i lód. Pojechali objazdem w kierunku innej autostrady, próbując trafić na lepszą pogodę. Wtedy kobieta spostrzega to światło na wprost tablicy reklamowej. Światło mieni się odcieniami niebieskiego, jakby blady owal w kolorze dziecięcego błękitu i ten owal wisi tam, przed tą tablicą reklamową, to nie ma żadnego sensu, kobieta myśli, że jej się to tylko wydaje, przeciera oczy, ale to nie pomaga, światło nie znika, tylko staje się coraz większe, pyta Patryka czy on to widzi, ale on nie widzi, tylko mówi coś o elektryczności, a potem ona czuje, jak coś przejmuje kontrolę nad jej samochodem, teraz już nie ona prowadzi, coś innego to robi, a to światło ciągle narasta.
Przeskok.
Nagle ona i syn są kawałek dalej, w miasteczku Waynesboro, nieopodal autostrady, trochę na północ od granicy stanu Maryland. Coś się stało. Pięćdziesiąt mil przewinęło się na liczniku, a oni nie wiedzą, kiedy i jak pokonali te mile. Wiedzą tylko, że stoją na skrzyżowaniu na światłach w Waynesboro. Kobieta siedzi za kierownicą, czekając na zmianę świateł, obok jej syn próbuje otworzyć puszkę z ciastkami, którą ktoś dał im po pogrzebie. Nie udaje mu sie dostać do ciastek, matka mówi mu wiec, żeby zajrzał do schowka na rękawiczki, tam jest scyzoryk, więc on wyjmuje scyzoryk, męczy się z tą puszką z ciastkami i w końcu się kaleczy. Krwawi. Stoją na światłach, a ręka Patryka krwawi.
- O mój Boże, Patryk! - mówi kobieta. - Coś ty zrobił? Tam, na tylnim siedzeniu jest ręcznik. Weź go.
Siedząc wciąż w swoim fotelu, Laura przygląda się uważnie kobiecie. Freddie Irland, przyjaciel Laury, również się przygląda, rejestrując na wideo całą sesję.
Kobieta była coraz bardziej roztrzęsiona. Coś ją denerwowało i nie chodziło tylko o ranę na ręce jej syna. Oddychała szybciej. Skrzyżowała ręce na piersiach, jakby próbowała się ochronić.
Laura powiedziała, że wszystko jest w porządku. Przypomniała kobiecie, że ona i jej syn są bezpieczni. Ale muszą wrócić do początku, do szlabanu, i zacząć jeszcze raz.
- Przejdźmy przez to ponownie - powiedziała Laura. - Tym razem troszkę wolniej.
Była czwartkowa noc, 15 kwietnia 1993 roku. Laura i Freddie wraz z ich pacjentką pracowali w pokoju dziennym Laury w jej domu w New Port Richey, właśnie tam, na Montana Avenue. Na zewnątrz trwała burza. Wewnątrz panował całkowity spokój z wyjątkiem wzajemnej gry głosów: Laury - uspokajającego lecz stanowczego, i kobiety - zmieszanego i ostrego. Od czasu do czasu dawały się słyszeć piskliwe głosy papużek mieszkających z rodziną oraz pomrukujący głos Freddiego szepczącego kilka słów do Laury.
Więcej pytań. Freddie chciał, żeby Laura zadała kobiecie o wiele więcej pytań. Był bardzo podekscytowany, a kiedy Freddie ulegał podekscytowaniu, stawał się lekko natarczywy. Laura nie przejmowała się tym. Uwielbiała Freddie'go. Ponadto niepisana umowa pozwalała mu bywać natarczywym.
Freddie i Laura nie byli jedynie przyjaciółmi. Byli kosmicznymi badaczami próbującymi rozwiązać tajemnice wszechświata. Nieśmiałość nie zaprowadziłaby ich daleko.
Tego wieczoru mieli dom tylko dla siebie. Dzieci Laury - włącznie z Arielle, mającą teraz 3 lata - były z matką Laury. Lewis pracował do późna.
Laura ciągle nie wiedziała, co myśleć o swoim małżeństwie. Lewis był dobrym człowiekiem, uczciwym i ciężko pracującym, i starał się zachowywać jak najlepiej w stosunku do dzieci. Laura miała jednak wrażenie, że stawał się jakby coraz bardziej nieobecny. Prawie już se sobą nie rozmawiali. Wydawało się, że Lewis w obecnej sytuacji nie wiedział, co począć z Laurą. Był przy niej, ale jednocześnie daleko od niej. A może to ona z nich dwojga była gdzieś daleko.
Pewnej nocy Laura miała niepokojący sen. Widziała się w innym życiu, gdzieś w Europie, podczas II Wojny Światowej. W tym śnie była żoną innego człowieka, a jej serce należało do niego w sposób, w jaki nigdy nie należało do Lewisa. Byli szczęśliwi, a ich szczęście przychodziło naturalnie, bez wysiłku. Jednak nie trwało to długo. W tym śnie zobaczyła, jak jej mąż zostaje zabity. Stała na balkonie ich domu, a nazistowscy żołnierze byli na dole na ulicy. Patrzyła, jak zabrali jej męża i rozstrzelali go.
Ten sen Laurę prześladował. Nie tylko z powodu zakończenia pełnego przemocy, ale z powodu głębi uczuć, jakimi darzyła tamtego mężczyznę. Jeszcze długo po tym śnie pozostawał w jej myślach. Czuła, że tamten mężczyzna był realny, nie był jedynie wymysłem jej podświadomości. Wydawało się jej, że go naprawdę dobrze znała i że on ją znał, i że oboje nie tylko byli małżeństwem, ale byli sobie przeznaczeni.
Zdecydowała, że ten sen nie był wcale snem, ale wizją z poprzedniego życia. Miała już inne wizje, co do których była przekonana, że są z innych wcieleń - widziała siebie w starożytnym Egipcie i w Paryżu podczas Rewolucji Francuskiej - ta wizja była jednak najsilniejsza. I nie chciała Laury opuścić.
Laura robiła wszystko, żeby odepchnąć takie myśli. Co w tym dobrego, że spędza dnie w rozmarzeniu? Była żoną Lewisa, mieli dzieci i było o wiele za późno, żeby cokolwiek zmieniać. Dzieciaki rosły -- Aletheia, najstarsza córka, miała teraz 14 lat -- i Laura zdecydowała się uczyć je w domu. Po własnych doświadczeniach ze szkołą, Laura nie miała zbyt dobrego zdania na temat edukacji publicznej. Uważała, że szkoły nie były wystarczająco wymagające i że w rzeczywistości nauczały dzieci bycia cicho, nie zadawania pytań, komformizmu i żeby stały się potulnymi konsumentami, którzy robią co im się mówi i kupują co im się każe.
Miała pod ręką masę książek; ściany domu pokryte były półkami, jedna za drugą. Miała tablicę i kredę. A najważniejsze, że dysponowała ciekawością swoją oraz swoich dzieci. Uczyła je fizyki, prowadziła przez literaturę i mitologię, zaznajamiała je prawie z każdym tematem, na który można było się natknąć w bibliotece. Jej klasa nie należała do tradycyjnych. Dla niej życie było prawdziwą szkołą, a ich życie w szczególności stanowiło prawdziwą edukację. Każdego dnia próbowała połączyć to wszystko razem. Kiedy dzieci brały kąpiel, ona uczyła ich anatomii, pokazując na ich ramionach mięśnie, a na nogach ścięgna. Gdy piekli coś razem, dawała wykład na temat chemii, wyjaśniając, jak wszystkie składniki łączą się ze sobą w ciasto marchewkowe.
- Ich klasą - mawiała - jest ten świat.
Laura chciała, żeby jej dzieci rozwijały się, chciała uwolnić wodze ich wyobraźni. Przebywała z nimi prawie nieprzerwanie. Po latach pracy w wielu różnych miejscach, Laura nie pracowała już poza domem. Nie była wielkim fanem instytucji dziennej opieki czy opiekunek do dzieci.
- Nie wierzę w dobrze spędzony z dziećmi czas - stwierdzała. - Wierzę jedynie w cały czas [spędzony z dziećmi - przyp. tłum.].
Dzieci nie były jedynymi osobami, które pobierały nauki. Sama Laura uczyła się w coraz większym stopniu. Przez ostatnie kilka lat dała sobie zupełną swobodę poszukiwania odpowiedzi na wszystkie kłębiące się jej w głowie pytania, które przez tak długi czas próbowała od siebie odepchnąć.
Studiowała astrologię i stawiała horoskopy sobie i innym. Czytała książki na temat projekcji astralnych, aur parapsychicznych i postrzegania pozazmysłowego, zagłębiając się w kryształy i medytację, oraz w doświadczenia poza ciałem. Kontynuowała także swe eksperymenty z tablicą Ouija. Często prowadziła te eksperymenty ze swym przyjacielem o imieniu Freddie.
Freddie miał 34 lata, był wysoki i szczupły, mówił głosem o cichym brzmieniu. Jego oficjalną pracą było pełnienie funkcji kierownika biura w lokalnej firmie produkującej materiały reklamowo-informacyjne. Jednak Laura, która spotkała go kilka lat wcześniej, wierzyła, że Freddie był utalentowanym medium na swych własnych prawach. Z początku, gdy obydwoje wyciągali tablicę Ouija, robili to jedynie w celu odgadywania liczb na loterię, z nadzieją, że się wzbogacą. Teraz jednak próbowali rozmawiać ze zmarłymi oraz z duchami z "innych rzeczywistości", jak to Laura i Freddie określali.
Laura zawsze szukała śladów głębszych schematów. Studiowała pogodę, przeglądała gazety, śledziła i zapisywała powodzie i trzęsienia ziemi, a nawet ruchy robactwa wewnątrz jej domu, próbując odnaleźć jakiś sposób na powiązanie wszystkiego.
Czasami dzieci przewracały z tego powodu oczami.
- Mamo - mówiły - weź się w garść.
Sporo czasu Laura poświęcała teraz na sesje hipnozy, które czasami przeradzały się w egzorcyzmy. Laura interesowała się hipnozą od wielu lat - czytała niezmordowanie na ten temat i chodziła na kursy. Stosując hipnozę zaczęła przeprowadzać - jak to nazywała - "odczepianie duchów". Wprowadzała wówczas taką osobę w stan hipnozy i odnajdywała - w swoim przekonaniu - duchy zmarłych, które przyczepiły się do żyjącego nosiciela. Pewnego razu, jak to później wyjaśniała, wniknęła do wnętrza pewnej osoby i znalazła ducha mężczyzny, który zmarł w pożarze domu. Innym razem, podczas przeprowadzania "odczepiania" na młodej osobie, znalazła ducha chłopca, który został śmiertelnie potrącony przez samochód na parkingu sklepu spożywczego i odczuwał potrzebę towarzystwa innego dziecka.
Techniki Laury były dość proste. Wprowadzała swoich pacjentów w stan hipnozy, lokalizowała duchy i rozmawiała z nimi, dowiadywała się co je gryzie, a następnie mówiła im, że jest zupełnie w porządku, żeby odeszły i ruszyły w stronę światła. Zasadniczo uznawała siebie za doradcę zmarłych.
Egzorcyzmy były inne. Dotyczyły "ciemnych istot", jak je nazywała Laura, które nigdy nie miały własnego życia. Niektórzy nazwaliby je demonami.
Przeprowadziła jedynie kilka egzorcyzmów. Czasami pracowała z dziećmi, które zachowywały się w niepokojący sposób, kiedy indziej pracowała z dorosłymi, których niepokoiły ich własne destrukcyjne zwyczaje i zastanawiali się, co jest ich powodem.
Laura przygotowywała się do egzorcyzmów najlepiej jak potrafiła. Przeczytała wszystko, co mogła znaleźć na temat opętania demonicznego. Przestudiowała literatuę na temat tradycyjnych egzorcyzmów, jak przeprowadzał je Kościół Katolicki. Jej wersja takiej ceremonii była mniej oficjalna. Hipnotyzowywała podmioty swej pracy, odnajdywała własną drogę do istoty, a następnie ją odsyłała.
Rozmawianie z istotami pozostawiało czasami Laurze odczucie jakby potrzebna jej była kąpiel. One były oślizłe, odrażające, fałszywe. Przerażały ją.
- Jak masz na imię? - spytała jedną z nich.
- Nigdy nie miałam imienia - padła odpowiedź.
- Kto cię przysłał?
- Mój Pan mnie przysłał.
Czy Laura naprawdę spotykała się z istotami demonicznymi, nie miała pojęcia. Wiedziała jedynie, że coś, jakaś forma negatywnej energii, znalazła sposób, żeby dostać się do wnętrza tych wszystkich ludzi, a po takiej sesji, którą ona zwykła nazywać egzorcyzmami, ta energia odchodziła.
Była wdzięczna, że takie sesje należały do rzadkości. Odczepianie duchów było o wiele bardziej powszechne. Czasami Laura była wzywana w tym celu nawet raz na tydzień. Nie przeszkadzało jej to. Odczepianie nie było nawet po części tak stresujące jak wgzorcyzmy i wymagało od niej o wiele mniej energii emocjonalnej. Podchodziła do tego jak do zwykłego doradztwa, po prostu ruszała na kolejną sesję terapeutyczną.
- Gadanie z martwymi kolesiami - jak to zwykła nazywać.
Nigdy wszakże nie natrafiła na nikogo takiego jak ta kobieta, leżąca tego wieczoru przed nią na tapczanie.
- Tak bym chciała, żeby to cholerne światło się zmieniło - mówiła znowu kobieta.
Jak Laura później powiedziała, poznała tę kobietę pare tygodni wcześniej. Rozmawiały ze sobą i Laura napomknęła, że zajmuje się terapią hipnotyczną, a kobieta opowiedziała jej o tym dziwnym doświadczeniu sprzed kilku lat na autostradzie w Pensylwanii. Coś się stało, a ona nie wiedziała, co. Jednak za każdym razem, kiedy o tym myślała, stawała się bardzo zdenerwowana. Zdenerwowana do tego stopnia, że nie miało to żadnego sensu. Chciała wiedzieć, dlaczego. Chciała zrozumieć, co stało się tamtej nocy. Kiedy Laura zaoferowała sesję hipnotyczną, kobieta zgodziła się.
Teraz była tutaj, w salonie Laury, leżąc z zamkniętymi oczami, przechodząc ponownie przez wydarzenia tamtej nocy. Każdym razem, gdy odtwarzała to Laurze, wychodziło tak samo. Ona i jej syn podjeżdżali do szlabanu i skręcali na objazd, a potem widziała niebieskie światło. Następnie przeskok. Ten sam przeskok za każdym razem. Nagle znajdowali się na światłach skrzyżowania w Waynesboro, 50 mil dalej, a jej syn otwierał nożem puszkę z ciastkami i kaleczył sobie dłoń.
Laura zaparła się, żeby dotrzeć do tego, co stało się podczas tamtych 50 mil. Freddie, nagrywający na taśmę wideo, był pewien, że już wie. To był powód, dla którego był tak podekscytowany.
- To było porwanie przez obcych - powiedział Laurze.
Freddie bardzo interesował się UFO. Podobnie jak Laura, doskonale zdawał sobie sprawę, że coraz więcej Amerykanów (dokładna liczba pozostawała nieznana) ujawniało w ostatnich latach historie poruszających spotkań ze stworzeniami, które przybyły tu z innych planet. Wielu z tych ludzi wierzyło - a przynajmniej tak twierdzili - że obcy porwali ich z samochodów czy sypialni w jakiś sposób czyniąc ich obezwładniając, a następnie zabrali ich na pokład jakiegoś statku kosmicznego, poddali badaniom medycznym czy naukowym, a potem zwrócili ich do dotychczasowego życia, podczas gdy wszelkie wspomnienia takich porwań zostały zablokowane. Kiedy tacy ludzie próbowaliby przypomnieć sobie co się stało, po prostu mieliby w głowie pustkę. Ich wspomnienia o obcych zwykle ujawniały się dużo później, często w czasie hipnozy.
Freddie był przekonany, że opowieści tych ludzi wymagają uwagi. Nie tylko on, wielu innych ludzi śledziło ten fenomen, włącznie z Johnem Mack, psychiatrą z Harvardu, który przeprowadził wywiady z niektórymi z rzekomych porwanych.
Laura nie była taka pewna. W wyniku nalegań Freddiego czytała relacje z porwań, ale odbierała je jako nieprzekonywujące. Laura była gotowa uwierzyć w wiele rzeczy. Całe jej życie było poświęcone na rozpatrywanie różnych możliwości we wszechświecie, które inni uznawali za niedorzeczne. Pomimo tego miała problemy z uwierzeniem, że małe szare ludziki kradły setki czy nawet tysiące osób i bawiły się z nimi w doktora na jakimś skomplikowanym statku kosmicznym unoszącym się nad Ziemią. Jeśli przydarzało się to tak wielu, to dlaczego nie ma dowodu? Dlaczego nikomu nie udało się doprowadzić do jednego niepodważalnego schwytania któregoś z tych obcych czy nawet jednego z ich statków? Gdzie był ten film wideo? Dlaczego obcy nie pojawiali się w telewizyjnym programie Geraldo?
Jak wielu innych, Laura uważała za o wiele bardziej prawdopodobne, że ci ludzie przeszli przez jakąś poważną traumę. Może molestowanie seksualne, którego doświadczyli w dzieciństwie, i teraz podświadomie przekształcali swe zagrzebane wspomnienia tych doświadczeń w spotkania innego rodzaju. Może było im łatwiej wyobrazić sobie obcego potejemnie wkradającego się do ich sypialni i gwałcącego ich, niż stawić czoła prawdzie, że był to w rzeczywistości ich ojczym lub narzeczony ich matki.
Laura myślała, że odkryła element masowej histerii w mnożących się świadectwach porwań. Możliwe, że wraz ze zbliżającym się rokiem 2000 ci ludzie stawali się po prostu trochę bardziej świrnięci. "Choroba Milenijna", jak ją nazywała.
Wszystko to tłumaczyło, dlaczego Laura podejmowała takie wysiłki, żeby dowiedzieć się, co dokładnie przydarzyło się owej kobiecie. Przed zahipnotyzowaniem Laura wypytała tę kobietę o jej dzieciństwo, szukając jakiś śladu molestowania, problemów rodzinnych, czy też czegokolwiek sugerującego emocjonalną lub mentalną niestabilność. Jednak nie znalazła niczego, co mogłoby wyjaśnić brakujący czas w opowieści tej kobiety.
Laura była nieugięta. Zdecydowała się zahipnotyzować ją jeszcze głębiej, spowalniając jeszcze bardziej jej rytm oddychania i skłąniając, żeby odtworzyła tamtą noc jeszcze raz. Tym razem kobieta przypomniała sobie jakiś parking. Widziała jak to niebieskie światło powiększało się i poczuła jak samochód opuścił autostradę, a teraz wraz z synem stali na parkingu restauracji, nieopodal drogi, niedaleko tablicy reklamowej, gdzie wcześniej zauważyła dziwne światło.
- Co się potem zdarzyło? - spytała Laura.
- Chciałabym, żeby to cholerne światło wreszcie się zmieniło - powiedziała kobieta.
Znowu przeskok. Cokolwiek to było, zdarzyło się gdzieś pomiędzy momentem postoju na parkingu a momentem, gdy jej syn skaleczył sobie dłoń.
Laura spróbowała więc ponownie, hipnotyzując kobietę najgłębiej jak potrafiła. Mówiąc delikatnie, poprosiła ją o wyobrażenie sobie siebie siedzącej w swoim ulubionym pokoju. Może w salonie w swoim domu, a może w studio. W dowolnym miejscu, gdzie czuje się bezpiecznie. Tam miała wyobrazić sobie fotel z odchylanym oparciem. Siedziała w tym fotelu odpoczywając wygodnie, a przed nią był telewizor. Na jego ekranie miała oglądać sceny z tamtej nocy i opisywać co widzi.
W wyniku Laury sugestii kobieta trzymała w ręce pilota i mogła sterować przebiegiem akcji toczącej się przed jej oczami. Mogła przewijać do przodu, do tyłu, lub wszystko wyłączyć. Mogła zrobić wszystko czego by potrzebowała, żeby czuć się bezpiecznie i mieć kontrolę.
Laura przeniosła ją z powrotem na autostradę, syn był obok. Wjeżdżali na tamten objazd. Zbliżała się tablica reklamowa.
- Zwolnij teraz - powiedziała Laura. - Użyj pilota i naciśnij pauzę. pozwalając taśmie przesuwać się po jednej klatce na raz.
To światło. Widziała niebieskie światło. Było przed tą tablicą reklamową. Powiększało się. Traciła kontrolę nad samochodem. Auto zjeżdżało z drogi. Następnie byli już na parkingu. Stali na miejscu parkingowym przed restauracją. Nie wiedzieli, dlaczego. Zaraz. Ktoś nadchodzi. Ktoś zbliża się do samochodu.
Laura poprosiła ją, żeby opisała tego kogoś.
- Nie mogę - odpowiedziała kobieta.
Znowu robiła się zdenerwowana. Oddychała bardzo szybko, jak przy hiperwentylacji, ramiona jej drżały, pocierała sobie ręce, jakby odczuwała ból.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie możesz? - spytała Laura.
- Oni mi nie pozwalają.
Laura naciskała na kobietę, by ta powiedziała jej, co się działo. O kim mówiła? Kto powstrzymywał ją od mówienia?
Kobieta po prostu potrząsała głową.
- Nie mogę powiedzieć - stwierdziła. - Nie mogę.
* * *
To była ta noc, kiedy inne niewidzialne rzeczywistości zaczęły wkraczać w życie Laury. Kiedy to jej zrozumienie zaczęło się zmieniać, a wszechświat zmieniał się wraz z tym.To była ta noc, kiedy inne niewidzialne rzeczywistości zaczęły wkraczać w życie Laury. Kiedy jej zrozumienie zaczęło się zmieniać, a wszechświat zmieniał się wraz z tym.
To wszystko nie zdarzyło się na raz, ale powoli, kawałek tu, kawałek tam.
Tamtego wieczoru, gdy kobieta na wersalce stawała się coraz bardziej zdenerwowana, Laura postanowiła zakończyć tę sesję. Chciała kontynuować badanie, ale na ten moment było to zbyt traumatyczne. Laura wybudziła więc kobietę z hipnozy i powiedziała jej, że spróbują jeszcze raz podczas kolejnej sesji. Laurze pozostało rozważanie implikacji tego, co ujawniła pacjentka. Czy Freddie miał rację? Czy ta kobieta i jej syn zostali porwani przez obcych?
Z początku Laura pozostawała sceptyczna. Potem, wraz z upływem kolejnych tygodni, zdarzyło się coś, co pozbawiło ją wątpliwości. Gazety i stacje telewizyjne donosiły o wielokrotnych obserwacjach UFO w jej okolicy. Od połowy do końca kwietnia 1993 roku, ponad tuzin ludzi w gminach Pasco, Hernando i Pinellas twierdziło, że widziało duże statki w kształcie bumerangu poruszające się po niebie. Jeden ze świadków, zastępca szeryfa gminy Hernando, powiedział, że statek ten nie miał żadnego oznakowania, otoczony był niebieskimi światłami, a rozpiętość jego skrzydeł sięgała przynajmniej 200 stóp. Obserwował go przez kilkanaście minut, jak twierdzi, zanim obiekt wystrzelił do przodu z prędkością niemożliwą do osiągnięcia dla jakiegokolwiek statku zrobionego przez człowieka.
- W oparciu o to, co wiem teraz, nie uważam, że jest to coś z tej planety - powiedział reporterowi St. Petersburg Times zastępca szeryfa. - Nic na Ziemi nie jest w stanie tak wisieć i ciągać swój tyłek w taki sposób.
Czytając relacje w gazetach Laura zdumiona była odkryciem, że pierwsza rzekoma obserwacja obiektu w kształcie bumerangu została odnotowana w New Port Richey w czwartek wieczorem 15 kwietnia, tej samej nocy, kiedy ona przeprowadzała w swoim salonie sesję hipnotyczną z tamtą kobietą. Osoba, która widziała obiekt tamtej nocy, mieszkała jedynie sześć bloków od domu Laury i twierdziła, że widziała ten statek przez okno swojej sypialni około 10:00 wieczorem, po tym jak zaczął się program L.A. Law.
Czytając szczegóły tej relacji Laura uświadomiła sobie coś jeszcze. Świadek twierdził, że widział gigantyczny bumerang dokładnie w momencie, gdy Laura była w zaawansowanym stadium swojej sesji. W rzeczywistości sąsiadka owa twierdziła, że widziała go jak wisiał w pobliżu domu Laury.
Dla Freddie wszystko to stanowiło dowód, że ta kobieta z brakującym czasem mówiła im tamtej nocy coś niebezpiecznego. Coś, czym obcy nie chcieli, żeby się podzieliła. Dlatego właśnie jej blokada pamięci była taka silna - twierdził. To wyjaśniało, co miała na myśli, mówiąc, że "oni" nie pozwalają jej kontynuować tej historii.
Laura ciągle jeszcze nie była gotowa kupić teorii Freddiego. Dla niej ten zalew obserwacji był po prostu kolejnym wybuchem choroby milenijnej. Jedna osoba twierdziła, że widziała gigantyczny bumerang, a inni prawdopodobnie to usłyszeli, a następnie w podekscytowaniu wyobrazili sobie, że zobaczyli ten sam obiekt. Jeśli gdzieś tam daleko było tyle statków kosmicznych, w których podróżowali ci wszyscy obcy łapiący biednych Ziemian, to gdzie jest na to dowód?
- Gdzie są dowody? - pytała Freddiego. - Pokaż mi jakiegoś cholernego obcego, na miłość boską!
Jak się okazało, żadne dowody nie miały się pojawić ze strony kobiety z brakującym czasem. Po pierwszej sesji z Laurą zadzwoniła i powiedziała, że zmieniła zdanie. Nie zamierzała wrócić na kolejną sesję.
Laura kontynuowała swoje badania - czytała o obserwacjach UFO i o innych zdarzeniach paranormalnych. Nie zarzuciła również uwalniania od duchów, a od czasu do czasu zdarzało się jej wykonywać egzorcyzmy. Razem z Freddiem dalej eksperymentowali z tablicą Ouija, próbując skontaktować się z istotami z innych rzeczywistości.
Właśnie wtedy, pewnej nocy u schyłku lata, Laura miała zaskakujące doświadczenie. Był 16 sierpnia 1993 roku. Laura z rodziną zjedli właśnie kolację. Robiło się późno. Lewis był w domu, a Laura na podwórku za domem wraz z trójką swoich dzieci pływała w rodzinnym basenie i wpatrywała się w niebo. Tego tygodnia był deszcz meteorów i Laura wraz z dzieciakami mieli nadzieję zrelaksować się w wodzie i pogapić się trochę na spadające gwiazdy.
Jak Laura to później opisała, wpatrywali się w niebo zaledwie przez krótką chwilę, gdy nagle ogromny czarny obiekt w kształcie bumerangu pojawił się bezpośrednio nad ich domem i nad basenem. Był nisko, może 10 stóp ponad dachem domu. Poruszał się powoli. Nie wydawał żadnego dźwięku.
- Mamo, popatrz na to! - wołały dzieci. - Co to?
Laura nie wiedziała, co powiedzieć.
- Stado gęsi - stwierdziła, usiłując dać jakiekolwiek wyjaśnienie. - Lecą na południe przed zimą.
Potem nadleciał drugi bumerang.
W stosunku do trasy poprzedniego obiektu ten był jakieś 50 stóp bardziej na zachód, leciał podobnie nisko, trochę ponad domem. Unosząc się na wodzie Laura bacznie studiowała ten obiekt. Oczekiwała łopotania skrzydeł, nasłuchiwała charakterystycznego gęgania, jednak nie widziała i nie słyszała niczego, co mogłoby sugerować stado gęsi. To był pojedynczy, lity obiekt o czarnej, metalicznej powierzchni. Na jego połyskującej zewnętrznej powłoce była w stanie zobaczyć odbicia świateł rodzinnego basenu.
Powoli przeleciał nad nimi, nad sąsiadującymi domami i nad szkołą średnią mieszczącą się nieco dalej przy tej ulicy. Potem odleciał w noc.
Dzieci były obok siebie. Wszystkie krzyczały. Laura nie wiedziała, co powiedzieć. Gdy jej mąż Lewis wyszedł na zewnątrz, żeby zorientować się, czego dotyczyły te krzyki, Laura trzymała się swego wcześniejszego stwierdzenia i powiedziała mężowi, że właśnie zobaczyli dwa stada gęsi.
Laura wiedziała, że to było niemożliwe. Nie, to nie były żadne ptaki. Nie mogła wymazać ze świadomości tego, co zobaczyła na własne oczy.
Ale co dokładnie zobaczyła?
W dniach po tym wydarzeniu Laura zawęziła to do dwóch możliwości. Albo została zainfekowana, doświadczając swojej własnej choroby milenijnej, albo UFO stanowiły niezaprzeczalną, nieuniknioną, obiektywną rzeczywistość.
* * *
Było jeszcze coś innego, co Laura musiała wziąć pod uwagę:
Kobieta z brakującym czasem. Jej relacja z owej nocy na autostradzie zawierała elementy, które wydały się Laurze poruszająco znajome. W rzeczywistości to samo dotyczyło relacji wielu innych ludzi, którzy także doświadczyli epizodów z brakującym czasem i którzy później utrzymywali, że zostali porwani przez obcych. Te historie miały jakiś związek z przeżyciem Laury. Czuła to.
Wszystkie te relacje zawierały elementy podobne do wielu dziwnych rzeczy, które zdarzyły się w czasie jej życia. Ta twarz w oknie, sen o lesie, obecność, którą odczuwała w swojej sypialni raz po raz. I oczywiście ta noc - kiedy śniła, że jasne światła zalewały okno jej sypialni, żeby później odkryć, że spacerowała na zewnątrz w ciemnościach.
Laura przez tak długi czas odpychała od siebie związki łączące te wydarzenia. To dlatego miała opór przed teoriami Freddiego. To dlatego walczyła z dowodami stojącymi przed nią.
To wszystko było zbyt realne.
Rozdział 4
Autor, ku swemu zaskoczeniu, spotyka Złotego Barbarzyńcę
Laurę Knight spotkałem półtora roku po tym, jak rzekomo widywała gigantyczne, latające bumerangi.
Nigdy nie słyszałem o mrocznych istotach ani o odczepianiu duchów. Nie sądziłem, że ktokolwiek w okolicach zatoki Tampa faktycznie zajmuje się wykonywaniem ezgzorcyzmów.
Oczywiście nie przewidziałem, że nadejdzie dzień, w którym przyjdzie mi z całą powagą napisać zdanie zakończone słowami "gigantyczne, latające bumerangi".
Moje pierwsze spotkanie z Laurą miało miejsce w sobotnie popołudnie, 25 lutego 1995 roku, we wschodnim skrzydle biblioteki Clearwater. Obydwoje byliśmy tam, aby spotkać się z miejscowym oddziałem towarzystwa ufologicznego, znanym jako MUFON, organizacją badającą informacje o UFO i doniesienia o porwaniach przez obcych. Nie byłem świadom, że w ogóle istniał jakiś oddział w zatoce Tampa, a tym bardziej, że zrzeszał wystarczająco liczne grono członków, by mogło zgromadzić się w publicznej bibliotece. Chciałem wiedzieć więcej, więc poszedłem.
Był to wczesny etap powszechnej obecnie, ogólnokrajowej obsesji na punkcie wszystkich tych spraw związanych z UFO. Serial Z archiwum X emitowano dopiero drugi sezon, tak zwane video z sekcji zwłok kosmity nie ujrzało jeszcze światła dziennego w sieci Fox, a jedyną osobą, którą znałem osobiście i która widziała UFO - a przynajmniej przyznała mi się do tego - był mój były fryzjer.
Niemniej jednak, tej soboty zebrani w bibliotece byli podekscytowani. Wiedzieli, że w całym kraju wzrasta zainteresowanie innymi światami i obcymi cywilizacjami. Czuli, że należą do pierwszej fali głębokich zmian, polegających na gotowości społeczeństwa do uznania, że być może wizyty obcych są sprawdzalnym faktem. Faktem dotyczącym życia na tej planecie. Po latach wyszydzania, ludzie ci zyskiwali jakąś uwagę i szacunek.
Powiedzieć, że tego dnia Laura zrobiła wrażenie, byłoby niedomówieniem. Kiedy nadeszła jej kolej, by mówić, natychmiast przejęła kontrolę nad salą. Miała taką prezencję, że była niemal radioaktywna. I prezencja ta była niezwykła. Nie można by jej wziąć za gwiazdę filmową - miała nadwagę, włosy z lekka rozczochrane, a jej ubrania były niemal buntowniczo niemodne. Nosiła legginsy - o ile sobie przypominam, nieco zbyt obcisłe - i tunikę malowaną w złote spirale, ozdobioną bursztynowymi koralami. Spojrzałem na nią i powiedziałem sobie: "założę się, że ma w swoim salonie popiersie Elvisa".
Jednakże Laura w jakiś sposób wykorzystała wszystkie te cechy na swoją korzyść. Była ponad to, wiedziała o tym i nie dbała o to. Jeśli cokolwiek uzewnętrzniała w swej wyjątkowości, to dawało jej to olbrzymią siłę przebicia. Jej oczy błyszczały, włosy powiewały swobodnie, a z lekka skrzywiony uśmiech rozpalał wokół niej atmosferę.
W krótkim przemówieniu, wygłoszonym rzecz jasna bez żadnych notatek, Laura dokonała przeglądu swego życia, opowiadając trochę o dzieciństwie, swojej pracy egzorcystki, o sesji hipnotycznej kobiety z zagubionym czasem, o nocy, gdy ona i dzieci ujrzeli dwa statki nad swoim basenem. Mówiła także o niektórych ostatnich doświadczeniach z tabliczką spirytystyczną, która, jak zrozumiałem, była podobna do tabliczki Ouija, lecz bardziej skomplikowana. Powiedziała, że używając tej tabliczki, ona i Freddie oraz kilku innych przyjaciół, zaczęli komunikować się z czymś, co nazwała "istotami szóstej gęstości" nadającymi z gwiazd składających się na konstelację Kasjopei.
Historia Laury była niewątpliwie najbardziej szalona spośród wszystkich, jakie słyszałem tego dnia. To nie miało znaczenia. Ona sama była błyskotliwa, zachwycająca, całkowicie prawdziwa. Żartowała z samej siebie, ze swoich dzieci, męża, ze swej rodziny zdecydowanie nieprzystającej do zwyczajowego rytmu życia klasy średniej. Żartowała nawet z owych istot szóstej gęstości, kimkolwiek były. Nazywała ich "chłopcami z Brazylii" i sposób, w jaki to robiła, pobudzał mnie do śmiechu, choć nie miałem nawet pojęcia, o czym mówiła.
Dawała przedstawienie i nie byłem jedynym wśród publiczności, którego to bawiło. Na spotkanie do MUFONU przybyła ze mną Cherie Diez, fotograf Timesa, z którą pracowałem od wielu lat. Szukaliśmy wspólnie czegoś niezwykłego dla gazety. Tego dnia, po zobaczeniu i wysłuchaniu Laury, Cherie i ja uwierzyliśmy, że znaleźliśmy temat, który przewyższał wszystkie nasze oczekiwania.
Pomiędzy różnymi projektami, nad którymi pracowaliśmy, wciąż nas ciągnęło do domu Laury w New Port Richey. Przesiadywaliśmy tam wtedy godzinami z jej rodziną i przyjaciółmi. Podczas każdej wizyty widzieliśmy kobietę prowadzącą życie na własnych zasadach, określającą siebie każdego dnia. Życie Laury przepełnione było z pozoru absurdalnymi elementami. Tak, była chodzącym zbiorem zjawisk paranormalnych. Ale była także matką pięciorga dzieci, gotującą obiady i robiącą pranie, w międzyczasie ganiającą za obcymi oraz demonicznymi duchami. Była wspaniałą mieszanką, połączeniem Bette Midler, Ojca Damiena, Donny Reed i agentki Scully.
Laura rzucała wyzwanie wszelkim kategoriom. Nie pasowała, nie mogła pasować do żadnej przegródki, łącznie z tą, w której próbowałem ją umieścić pierwszego dnia na spotkaniu MUFONU. Kiedy odwiedziłem jej dom, nie znalazłem żadnego popiersia Elvisa w salonie. Ale na gzymsie kominka stał niesamowity, niemal widmowy ceramiczny dzban z podobizną Edwarda VIII. Dziadkowie Laury kupili go w 1937 roku, zaraz po tym, jak Edward zrzekł się angielskiego tronu, żeniąc się z Wallis Simpson.
To tyle, jeśli chodzi o mój stereotyp.
Dom Laury był jedną wielką encyklopedią jej życia, wypełnioną przedmiotami świadczącymi o jej wyjątkowości i szerokim spektrum zainteresowań.
Na ścianach wisiały wiktoriańskie portrety jej dziadków, obraz Jezusa, mapa świata, fragmenty prac plastycznych jej dzieci, przewyższająca dopuszczalne rozmiary reprodukcja karty tarota, plakaty Star Treka powieszone przez dzieciaki. Pracownia Laury zastawiona była regałami wypchanymi setkami, tysiącami książek. Przeglądając zaledwie niewielką ilość tytułów, odnalazłem: Angels and Aliens, The Bible as History, On the Dead Sea Scrolls, Alien Intelligence, Genesis Revisited, UFO Encounters & Beyond, Infinity and the Mind, Extra-Terrestrials Among Us.
Pewnego dnia, rozmawiając z Laurą w tejże pracowni, zapytałem, co lubi czytać zupełnie dla zabawy, kiedy nie przyswaja wiedzy naukowej z podręczników ani nie prowadzi badań paranormalnych. Jej syn, Jason - miał wtedy 12 lat i lubił towarzyszyć naszym wywiadom - zaczął się śmiać potrząsając głową.
- Czyta dziecinne książki - powiedział.
Nie zrozumiałem.
- Wiesz - wyjaśniał Jason - mężczyzna i kobieta zakochują się w sobie, są razem, a potem mają dzieci.
Sięgnął na jedną z półek po dobrze podniszczoną książkę w miękkiej oprawie. Był to Złoty Barbarzyńca, książka z jedną z tych okładek, na których kobieta z wielkim biustem oddaje się mężczyźnie z napiętymi bicepsami. Jason uniósł ją do góry z porozumiewawczym uśmiechem.
- Sprawdź na stronie 193 - powiedział, nachylając się poufale w moją stronę.
Był to jeden z tych momentów, kiedy zdawałem sobie sprawę z niemożliwości oddzielenia Laury od jej życia. Próba znalezienia sposobu na zrozumienie kobiety, która uważała się za egzorcystkę i medium, za przekaźnik "rozmów zamiejscowych" z oświeconymi obcymi, to jedna sprawa. Ale ktoś interesujący sie takimi sprawami, a do tego wychowujący dorastającego syna, który wiedział, gdzie znajduje się ten cały pikantny dział w jej romansach? Zaczynałem powoli ją rozgryzać. Pomogło mi to dobrze się z nią rozumieć, nawet jeśli nie podpisywałem się pod tym wszystkim, w co wierzyła.
Choć niektóre z jej dzieci były czasami zapisywane do szkół publicznych na semestr lub dwa, to jednak w dużej mierze Laura uczyła je w domu. Wydaje się, że wykonała kawał dobrej roboty. Jason i jego rodzeństwo - Jason był środkowym dzieckiem i jedynym chłopcem - byli bystrzy i gruntownie wykształceni. Nieustannie rysowali, czytali, grali na fortepianie, pracując nad problemami matematycznymi wymyślali dla zabawy własne, tajemne kody. Kiedykolwiek pytałem ich o historię, naukę lub literaturę, okazywali się wiedzieć więcej niż inne dzieci w ich wieku.
W pewnym sensie ich życie było osobliwe. Co najmniej dwójka dzieci twierdziła, że tak jak ich matka, posiadają zdolności paranormalne. Kilka lat przed pojawieniem się filmu Szósty zmysł Jason powiedział mi bez śladu uśmiechu na twarzy, że widuje duchy zmarłych ludzi, przechadzające się wokół niego na ulicy. Pomimo wszakże tych niezwykłości, Jason i jego rodzeństwo byli po prostu dziećmi. Narzekali na wynoszenie śmieci. Sprzeczali się kto ma siedzieć na przednim siedzeniu rodzinnego vana. Mogli oglądać godzinami telewizję, rozwaleni na kanapach przed odbiornikiem, jak leniwe kocury.
Aletheia i Anna, dwie najstarsze dziewczynki - kiedy je poznałem miały 16 i 13 lat - wstydziły się za swoją matkę. Nie było w tym nic dziwnego. Właściwie każda dojrzewająca dziewczyna jest czasem zażenowana swoja mamą. Ale w tym przypadku Aletheia i Anna były zakłopotane, gdyż ich matka zbierała się z przyjaciółmi w sobotnie wieczory, żeby komunikować się z istotami z szóstej gęstości.
- Mamo - mówiła Aletheia - czy nie możesz grać w bingo? Czy nie mogłabyś sprzedawać pojemników na jedzenie, na litość boską?
Gdy wraz z Cherie kontynuowaliśmy wywiad z Laurą, prosząc ją o wypełnienie luk we wszystkich tych latach, dzieci słuchały, dopowiadając własne wrażenia i szczegóły tego, co widziały osobiście. W dużej mierze były one świadkami Laury - przeważnie kręciły się gdzieś w pobliżu, kedy działo się to, co opisywała Laura, i mogły potwierdzić jej historie. Zapamiętały bumerangi latające nad basenem, widziały także sesje channelingowe. Chociaż dzieciom nie wolno było towarzyszyć egzorcyzmom, wiedziały również i o tych sesjach.
Lewis Martin, który był o 10 lat starszy od Laury, niewiele mówił na temat paranormalnych działań żony. Wiele razy, podczas gdy Cherie i ja odwiedzaliśmy ten dom, Lewisa nie było w pobliżu. Zatrudniony był wtedy w przedsiębiorstwie budowlanym i przez większość czasu przebywał poza domem, pracując lub łowiąc ryby. Raz, kiedy rozmawialiśmy, Lewis powiedział mi, że wychowywał się na południu Florydy i większość dzieciństwa spędził na wędrówkach po Everglades, zwiedzając i polując ze swoim ojczymem. Wciąż uwielbiał przebywać na świeżym powietrzu.
Lubiłem Lewisa. Był zawsze uprzejmy i przyjacielski - miał mocny, szorstki i męski uścisk dłoni - i wydawało się, że cieszyły go dzieciaki. Jason i jego rodzeństwo, jak większość dzieci, łaknęli ojca uwagi i adorowali go, gdy zabierał ich swoim pickupem na ryby. Kiedy jednak obserwowałem Lewisa szwendającego się po podwórzu, nie mogłem mu pomóc, ale zastanawiałem się, jak on się ma z tym kierunkiem, jaki obiera w życiu jego żona. Nigdy nie słyszałem od niego złego słowa na jej temat, ale także nigdy nie widziałem, żeby interesował się działalnością Laury. Ona wraz z Freddiem i resztą prowadziła badania, komunikowała się z Kasjopeanami, a Lewis zwykle był w drugim pokoju, jadł kanapkę albo oglądał telewizję. Czasami, gdy wracał do domu, nie wchodził zaraz do środka, tylko siedział w swej ciężarówce, na podjeździe i słuchał radia.
Dystans Lewisa był stosunkowo życzliwą reakcją na to, co działo się pod jego dachem. Miałem frajdę obserwując Laurę i te jej wszystkie egzotyczne dążenia, ale nigdy nie musiałem żyć z tym dnniami i nocami. Sądząc po moich z nią kontaktach wiedziałem już, jak wyczerpujące może być obcowanie z nią. To nie był tylko channeling czy odczepianie duchów. Laura bez przerwy czytała mnóstwo książek o Atlantydzie, katalogowała swoje sny, kontemplowała naturę zła, kreśliła astrologiczne kosmogramy i pisała opasłe rozprawy o wampirach i obcych, jeździła na zjazdy ufologiczne, wysyłała e-maile na temat obcych widzianych ostatnio w Brazylii.
Jak większość małżeństw, Lewis i Laura wiedli oczywiście równoległe życia. Nie słyszałem jednakże jak dotąd, żeby Laura narzekała na małżeństwo. Czasami sprawiała wrażenie zmęczonej i roztargnionej, z rzadka jej głos zdawał się brzmieć nieco przygaszonym tonem. Ale to było wszystko. Przez większość czasu była chyba zbyt zapracowana, by czuć przygnębienie. Poruszała się w niegasnącej trąbie powietrznej, podwożąc dzieci, przerzucając kolejne porcje prania z pralki do suszarki , czytając o kręgach zbożowych, przepisując transkrypcje z sesji channelingowych.
Laura zawsze dudniła taką czy inną muzyką ze swej wieży stereo. Odpływała przy Beethovenie, Brahmsie, licznych operach i muzyce chóralnej, nie wspominając już o Pink Floyd. Do przewidzenia jest, że jedną z jej ulubionych płyt była "Dark Side of the Moon". Uwielbiała chodzić do kina, wymykać się na wypady z Freddiem i innymi przyjaciółmi, szczotkować włosy swojej córki i śmiać się z Jasona gdy naśladował Data, androida ze Star Treka: Następne pokolenie. I nigdy nie traciła poczucia humoru.
Kiedyś zatrzymaliśmy się po drodze na śniadanie. Kelnerka, przyjmująca zamówienie Laury, zapytała, czy życzy ona sobie frytki, czy grys kukurydziany.
- Kto gotował kukurydzę?" - zapytała Laura.
Kelnerka przestała zapisywać i spojrzała na nią zza swego notatnika?
- Mój brat - odpowiedziała, uśmiechając się niepewnie.
- Urodził się na Florydzie? - zapytała Laura.
- Nie.
- Więc wezmę frytki.
Za Laurą trudno było nadążyć. Wraz z Cherie szliśmy jej śladem najlepiej jak potrafiliśmy. Braliśmy udział w jednym seansie odczepiania duchów, byliśmy na kilku sesjach channelingowych prowadzonych przez Laurę i Freddiego. Dodatkowo rozmawialiśmy z wieloma ludźmi z otoczenia Laury. Spotkaliśmy kobietę z Pasco, której historia zagubionego czasu tak głęboko wstrząsnęła Laurą. Syn tej kobiety, który siedział z nią w samochodzie wzmiankowanej nocy, przyłączył się do naszego wywiadu. Chociaż zarówno kobieta jak i jej syn woleli pozostać w publikacji anonimowi, potwierdzili przynajmniej podstawy tego, co opowiedziała nam Laura. Oglądałem także taśmę wideo z nagraną przez Freddiego nocną hipnozą kobiety. Taśma nie ukazywała całej sesji i wiele z tego, co mówiła kobieta trudno było usłyszeć - mówiła bardzo cicho - ale wyglądało na to, że taśma zasadniczo przedstawiała sesję tak, jak opisywali ją Laura, Freddie i owa kobieta.
Nigdy nie pozwolono nam uczestniczyć w żadnych egzorcyzmach Laury. Wydawało się, iż zdarzały się rzadko, a Laura powiedziała nam, że sesje te miały zbyt osobisty i subtelny charakter, by mogła zezwolić na naszą obecność lub pozwolić nam rozmawiać z egozrcyzmowanymi po zakończeniu sesji. Ponadto, mówiła, że egzorcyzmy zawsze działają na nią rozbijająco i próbowała ograniczyć tę cześć swojej pracy. Mniej więcej rok po naszym pierwszym spotkaniu Laura całkowicie zaprzestała prowadzenia egzorcyzmów.
Innymi słowy, nasze pojmowanie tej szczególnej części pracy Laury oparte było prawie całkowicie na opisach Laury, na jej słowach. Jedyne potwierdzenie mieliśmy ze strony Freddiego, który pomagał czasami Laurze w tych sesjach.
Od początku braliśmy pod uwagę możliwość, że Laura może nas okłamywać w temacie egzorcyzmów i wielu innych kwestiach. Mogła zmyślić swe wspomnienia o twarzy jaszczura w oknie, sny, potłuczoną szybę. Gdyby chciała tak postąpić - a wymagałoby to współpracy nie tylko jej dzieci, ale także wielu innych ludzi - musiałaby przez kilka lat inscenizować dla nas niemożliwie wręcz skomplikowaną mistyfikację.
Ani Cherie, ani ja, nie zauważyliśmy niczego, co mogłoby wskazywać na takie oszustwo. Po kilku latach spędzonych w jej towarzystwie, nigdy nie znaleźliśmy dowodów sugerujących, że Laura jest oszustką, fałszującą swe badania paranormalne w celach zarobkowych albo żeby osiągnąć rozgłos. Wszystko wskazywało na to, że jest kimś, kto z całych sił stara się zdać pełną i poprawną relację ze swego życia.
Kiedy zadawałem trudne pytania, nie wykręcała się od odpowiedzi. Sama z siebie dzieliła się ze mną emocjonalnymi chwilami ze swojej przeszłości, chwilami, kiedy popełniała błędy lub robiła coś, czego potem żałowała, jak chociażby próba samobójcza w młodym wieku 20 lat, kiedy to zaczęła wariować z powodu rozpadu związku i śmierci dziadka. Nie było jej łatwo mówić o tym, ale robiła to.
Co więcej, porażająca rozpiętość jej aktywności, nie tylko same sesje channelingowe, ale tysiące stron notatek, szkiców i rozpraw, świadczyły za autentyczną głębią zainteresowań Laury. Poświęciła się tym zagadnieniom o wiele wcześniej, niż weszliśmy w jej życie. O egzorcyzmach i channelingu mówiła już na pierwszym spotkaniu MUFONU, nie wiedząc, że jesteśmy wśród publiczności. Kiedy już ją odszukaliśmy, Laura niejednokrotnie wyrażała swoją ambiwalencję co do pomysłu opublikowania jej historii w gazecie. Czasami, gdy niepokoiła się, jak czytelnicy zareagują na jej opowieść, prosiła nawet o ponowne przeanalizowanie w ogóle zasadności pisania o niej.
Pieniądze nigdy nie stanowiły siły napędowej aktywności Laury. Mieszkała skromnie, jeździła używanym vanem i wychowywała swoje dzieci w domu, który stale wymagał napraw. Laura wykazywała śladowe zainteresowanie zarabianiem pieniędzy przy pomocy swoich paranormalnych zajęć. Pobierała jakieś drobne opłaty za sesje, ale nigdy nie osiągnęły one wysokich kwot. Kilka lat temu, kiedy wykonała dla nas kilka transkrypcji swoich sesji channelingowych, zapłaciliśmy jej 100 dolarów i odtąd ofiarowywała nam wiele setek stron tych transkrypcji odmawiając wzięcia grosza więcej za swój trud.
Jeżeli wyjeżdżała, by zarobić jakieś pieniądze, czuła się z tym okropnie.
* * *
Przegapiłem coś.
Przez cały ten czas spędzony z Laurą, nieustannie rozmyślając o niej i starając się złożyć w całość wszystkie kawałki układanki, pominąłem jeden prosty szczegół, widoczny od samego początku. Szczegół, który powinien był powiedzieć mi tak wiele o tym, co działo się w jej wnętrzu.
Dziecinne książki.
Przy tym wszystkim, co stało już na półkach Laury, przy tych wszystkich naukowych i historycznych książkach oraz tomach o tematyce paranormalnej czekających na przeczytanie, dlaczego, na boga, marnowała czas czytając romanse? Dlaczego te książki były dla niej ważne? Co w nich znajdowała, czego nie mogła odnaleźć nigdzie indziej?
Miałem to przed nosem.
A ja tego nie widziałem.
Rozdział 5
Echa wojny w Wietnamie: Zagadka Janie i jej zmarłego brata
O godzinie 22:41 Laura włączyła magnetofon.
- Dobra, ludzie. Dziś jest 3 lutego 1996 roku.
W POSZUKIWANIU KOSMICZNEJ ODPOWIEDZI: Laura i Freddie byli przekonani, że przy użyciu spirytystycznej tabliczki, którą znaleźli w jakimś katalogu, ustanowili kontakt z bytami z gwiazdozbioru Kasjopeja.
Laura z Freddiem siedzieli przy tabliczce spirytystycznej leżącej na stole w salonie. Dwa place prawej dłoni Laury i dwa palce dłoni Freddiego wyciągnięte były w kierunku centrum tabliczki, delikatnie spoczywając na planszecie. Wokół planszety rozciągał się wydrukowany na tabliczce krąg liter alfabetu.
- Cześć - powiedziała Laura, a planszeta zaczęła się poruszać, sunąc od litery do litery. Laura monotonnym głosem odczytywała litery, jedną za drugą, w nieprzerwanym ciągu.
"S-Ł-O-W-A-N-I-E-W-I-E-L-E-Z-N-A-C-Z-Ą"
W kącie pokoju, z notatnikiem i długopisem siedziała przyjaciółka Laury - Susan Vitale. Laura wypowiadała głośno litery, a Susan zapisywała je w notesie. Kiedy Laura przestawała mówić, Susan patrzyła na kartkę i głośno odczytywała to, co te litery właściwie mówiły.
"Słowa niewiele znaczą".
Wokół, w pokoju siedzieli ludzie. Byliśmy tam z Cherie, tym razem był również Lewis. Przyszliśmy, żeby obserwować, słuchać oraz dowiedzieć się wszystkiego, czym Kasjopeanie - lub ktokolwiek inny, naprawdę dostarczający tych odpowiedzi - chcieli się z nami podzielić.
- Okej - mówiła Laura. - Mamy dzisiejszego wieczoru kilka pytań. Po pierwsze: czy macie jakąś specjalną wiadomość dla kogoś z nas?
Planszeta poruszyła się.
"P-O-T-R-Z-E-B-A-D-O-S-T-A-R-C-Z-A-N-I-A-W-I-A-D-O-M-O-S-C-I-W-Y-P-Ł-Y-W-A-N-A-T-U-R-A-L-N-I-E"
Strumień liter wydawał się płynąć bez końca. Susan studiowała to co napisała, robiąc pauzy, aby podzielić ten strumień na słowa.
"Potrzeba dostarczania wiadomości wypływa naturalnie. Nie da się ustawić tej procedury poprzez specjalne wymagania czasowe".
A więc rozpoczęli. Laura i jej przyjaciele zadawali pytania. Planszeta podróżowała po tabliczce. Odpowiedzi były zapisywane, a potem głośno odczytywane.
Tego wieczoru tematy dyskusji były zróżnicowane. Laura i reszta pragnęli zapytać o zasłyszane doniesienia na temat pewnego gigantycznego statku kosmicznego, pojazdu, rzekomo wielkości ziemi, widzianego nieopodal planety Saturn. Kompletny nonsens - odpowiedzieli Kasjopeanie.
Ich dokładna odpowiedź, podana w następnym strumieniu liter brzmiała: "TO SZTUCZNIE STWORZONA OPOWIEŚĆ".
Laura zapytała, czy człowiek, którego zna, jest kontrolowany przez obcych. Czasami - nadeszła odpowiedź. Zapytała o chupacabrę, dziwne stworzenie mordujące zwierzęta i pijące ich krew, o którym to donoszono ostatnio z Puerto Rico. Niektórzy sądzili, że istota ta to obcy.
- Więc? - zapytała Laura.
Odpowiedź: "TO JEST CZYM JEST".
- Czy jest w jakimkolwiek stopniu możliwe, że ten stwór zaatakuje ludzi?
"JESZCZE CAŁKOWICIE NIE ROZUMIECIE MECHANIKI TEGO".
CZTERY ŻYWIOŁY: Symbole ziemi, wody, powietrza i ognia ozdabiają rogi tabliczki spirytystycznej używanej przez Laurę do channelingu.
Tak to się toczyło. Planszeta wciąż poruszała się od jednej litery do następnej. Na tabliczce znajdowały się także znaki interpunkcyjne, takie jak przecinek, kropka i zestaw cudzysłowów. Czasem planszeta również wędrowała w ich stronę.
Siedząc tuż obok, obserwowałem wszystko uważnie. Studiowałem ułożenie ramion i dłoni Laury oraz Freddiego, szukając znaków świadczących o tym, że celowo popychają planszetę. Niczego takiego nie zobaczyłem, ale to niczego nie dowodzi. Słuchałem odpowiedzi odczytywanych przez Laurę litera po literze. Zwykle litery pojawiały się szybko, płynąc razem bez przerw. Laura czytała je wciąż tym samym monotonnym tonem.
Wyglądała na całkowicie skupioną, skoncentrowaną jedynie na tabliczce. Jednakże kiedy ktoś siedzący w pokoju cokolwiek mówił w przerwach między pytaniami, słyszała to i odpowiadała. Freddie wyglądał, jakby zapadł w jakiś trans. Miał półprzymknięte oczy i chyba spowolniony oddech.
Była to czwarta bądź piąta sesja channelingowa, w której uczestniczyłem, i wciąż nie miałem pojęcia, co się tak naprawdę dzieje. Czy Laura i/lub Freddie świadomie albo nieświadomie kierowali planszetą? Czy może odpowiedzi rzeczywiście pochodziły z drugiego końca Drogi Mlecznej? Już samo to pytanie było absurdalne. Jedyne co mogłem uczynić, to siedzieć, patrzeć i wytężać uwagę.
Laura i Freddie prowadzili te sesje od 1994 roku. Po latach eksperymentów z tabliczką spirytystyczną - Laura znalazła tę tabliczkę w dziale paranormalnym, w katalogu dystrybutora książek - stwierdzili, że nawiązali w końcu łączność z istotami z innej (odrębnej) rzeczywistości. Byli to tak zwani Kasjopeanie lub - jak Laura zwykle ich nazywała - K's. Teraz Laura i Freddie odbywają z nimi konwersacje każdego sobotniego wieczora.
Po uczestnictwie w sesjach, ciągle czułem nieodpartą potrzebę opisania tego, kim mogłyby być te istoty z szóstej gęstości i dlaczego tak chętnie przesiadują w New Port Richey, godzinami gawędząc z Laurą i Freddiem. Wiedziałem tylko to, że ponoć egzystują one na wyższym planie niż zwykli śmiertelnicy - my niestety osiągnęliśmy poziom zaledwie trzeciej gęstości - co tłumaczy, dlaczego mogą one tak po prostu wpadać do salonu Laury i dzielić się z nią tajemnicami nie tylko z przeszłości i teraźniejszości, ale również z przyszłości.
Laura czuła potrzebę wyjaśnienia kilku zagadek. Przy okazji każdej sesji wypytywała K's o swoje życie, przeszłość, los Ziemi, o wszystko, co wpadło jej do głowy. Pytała o historię, naukę, religię. Pytała o Wielką Stopę, Hitlera, prezydenta Kennedy'ego.
Od miesięcy pytała K's o swego syna, Jasona. Działo się z nim coś dziwnego już od czasu, gdy był małym chłopcem. Mówiła, że od wieku 3 czy 4 lat Jason prowadził inne życie, odrębne od tego, w którym żył teraz. Podawał szczegóły. Opowiadał o innym domu, o innej rodzinie. Mówił o czarnym psie o imieniu Samson, o braciach i siostrach, a zwłaszcza o swej przyjaciółce. Czasami prowadził długie rozmowy z tą przyjaciółką. Siadywał w łazience i wciąż z nią rozmawiał, tak jakby była przy nim. Nazywał ją Janie.
To nie wszystko. Jason wiedział, jak był umarł w tamtym, innym życiu. Opowiadał o tym już wiele lat temu, podczas hipnozy. Powiedział, że pamięta siebie w samolocie. Leciał tym samolotem i zobaczył nadlatujący pocisk, a potem dym i ciemność.
Teraz Laura chciała, by K's pomogli jej to zrozumieć. Dlaczego Jason dźwigał te wspomnienia o innej rodzinie? Dlaczego jest przekonany, że umie latać samolotem?
Odpowiedzi ją zaskoczyły. W poprzednim życiu, powiedzieli jej K's, Jason był pilotem Air Force i zginął podczas wojny w Wietnamie, gdy jego samolot został zestrzelony przez pocisk ziemia-powietrze. Dziś, twierdzili K's, przypomina sobie szczegóły katastrofy oraz swojego wcześniejszego życia.
Czasami, jakchoćby w tym wypadku, odpowiedzi przychodzące z tabliczki były proste i bezpośrednie. Bardzo często jednak były mętne i pogmatwane. Istniało wiele tematów, o których K's nie chcieli rozmawiać mówiąc, że poruszanie ich narusza wolną wolę ludzkości. Jak się okazało, K's przykładali wielką wagę do wolnej woli.
Wszystkie odpowiedzi, bez względu na to jak zagmatwane, były nagrywane na taśmę oraz zapisywane. Na koniec rozmowy były przepisywane w formie transkryptów. Do tej pory było już blisko 1000 stron maszynopisu i Laura zgłębiała je wszystkie, szukając wskazówek, związków, sugestii mogących w następstwie ukierunkować jej energię. Kiedy słuchało się, jak Laura o tym mówiła, było jasne, że przypuszcza, iż być może - po prostu "być może" - odkryła w końcu kosmiczny plan. Teraz próbowała dowiedzieć się, jak go odszyfrować.
Jeśli to brzmi fascynująco, to pomyślcie jeszcze raz. Czasami owszem, odpowiedzi płynące z tabliczki były interesujące, a nawet zabawne. Kilka razy K's sami kierowali je bezpośrednio do mnie lub do Cherie. Pewnego wieczora odłożyłem swój notes i szykowałem się do wyjścia, kiedy powiedzieli, żebym usiadł z powrotem. Byli przy tym kulturalni, acz niewzruszeni.
"PROSIMY NIECH PAN JESZCZE NIE WYCHODZI, PANIE FRENCH" - mówił strumień liter płynący z tabliczki.
Laura zatrzymała się.
- Dlaczego? - zapytała.
"CHCEMY POWIEDZIEĆ MU PARE RZECZY".
Usiadłem więc. Kiedy istoty z szóstej gęstości mówią ci, abyś coś zrobił, raczej ich słuchasz. Nie mogłem jednak nic poradzić na to, że chciało mi się śmiać.
To, co nastąpiło dalej, było zachęcające, lecz niespecjalnie dramatyczne. K's powiedzieli mi, że miałem trudne chwile, ale ostatecznie otworzyłem "przejście do podświadomości" i nauczyłem się, jak przeprowadzić "metamorfozę mojego bycia". Trafili tam, gdzie było trzeba.
"NADEJDZIE JESZCZE WIELE ZMIAN".
Nie wydawało się to szczególnie znaczące ze strony K's.
Większość materiału pochodzącego z tych sesji była raczej monotonna. Wydawało się, że odpowiedzi trwają wieki, każde słowo było sylabizowane po literze i zwykle odpowiedzi odnosiły się do czakr i impulsów elektromagnetycznych lub innych koncepcji, które jak się okazało, rozumieli tylko Laura i Freddie. Wielokrotnie, siedząc w salonie Laury, tłumiłem ziewanie.
Osobiście jednak odnajdywałem w tej nudzie jakieś potwierdzenie. To rzeczywiście - przynajmniej dla mnie - nadawało owym sesjom channelingowym odrobinę wiarygodności. Dlaczego przypuszczamy, że obcy będą interesujący? Czyż nie jest bardziej prawdopodobne, że gdybyśmy faktycznie mieli usiąść w ich towarzystwie, to niektórzy z nich zanudziliby nas na śmierć opowiadając o konserwacji ich hiper-pojazdów i podobnych historiach? Mówię poważnie. Jeśli K's przekazywaliby nam galaktyczne wiadomości z ostatniej chwili, obiecując nam wskazówki co do tego, jak wyleczyć raka, żyć wiecznie i odnaleźć ciało Jimmiego Hoffa, byłbym podejrzliwy. Moim zdaniem zwiększałoby to prawdopodobieństwo, że Laura tym dyryguje, próbując się popisywać. Mijał jednak tydzień za tygodniem, a sesje posuwały się z mozołem, podążając wciąż ta samą, niezgłębioną ścieżką.
" ABSOLUTNA PRAWDA JEST NIEUCHWYTNA", ogłosili K's pewnego wieczoru.
- Co więc mamy robić? - zapytała Laura.
"ZROBICIE TO, CO ZROBICIE"
Przepisywanie sesji było żmudną pracą, a mimo to Laura angażowała się w nią, zwykle ślęcząc nad klawiaturą do późnych godzin nocnych. Mówiła, iż czuła jak krok po kroku zbliża się do niektórych odpowiedzi.
W tym czasie Laura porzuciła wszelkie poważne opory w kwestii idei obcych interwencji na Ziemi. Wydawało się, iż była gotowa przyjąć do wiadomości, że obiekty UFO istnieją, a wiele relacji z porwań było prawdziwych.
Po miesiącach studiowania transkryptów kasjopeańskich, Laura mówiła o bitwie toczonej na tej oraz innych planetach, bitwie pomiędzy siłami dobra i zła - batalii podobnej do walki światła z ciemnością, którą wcześniej opisywała na podstawie przeprowadzonych egozrcyzmów. Okazało się, twierdziła Laura, że istnieje wiele rozmaitych ras obcych, pochodzących z różnych części galaktyki. Niektórzy z nich, jak K's, zainteresowani byli tylko niesieniem nam pomocy w zrozumieniu wszechświata. Inni byli mniej przyjaźni. Laura wielokrotnie powtarzała mi, że te mroczne istoty żywią się energią, a nawet ciałem ludzkim.
Nie jesteśmy na szczycie łańcucha pokarmowego, mawiała.
Owi mroczni obcy, dowodziła Laura, byli tymi samymi gadopodobnymi kreaturami, które nawiedzały ją w dzieciństwie. Złożywszy to w całość, jej teoria mówiła, że obcy - "Jaszczury", jak zwykle ich nazywała - zagrażali jej oraz pragnęli ją kontrolować, a nawet zniszczyć.
Im więcej pytań na ten temat zadawała Kasjopeanom, tym jej teorie o Jaszczurach stawały się bardziej złowrogie. Opowiadała o spotkanej kobiecie, która śniła, że została zgwałcona przez podobną do aligatora bestię, a dokładniej, przez Jaszczura. Laura widziała ich wszędzie. Mówiła, że wszczepiają w ludzkie ciała pewne urządzenia, żeby monitorować ludzi. Innym razem poszła jeszcze dalej. Istnieją ludzie jak zombie, którymi manipulują Jaszczury, kradnąc lub paraliżując osobowości tych ludzi, a potem używają ich pustych powłok w roli szpiegów lub żołnierzy. Nawet wyczuwała obecność Jaszczurów kryjących się za falą przemocy obecną na całej naszej planecie.
Pewnego dnia, w marcu 1996 roku, przeprowadzałem z Laurą wywiad w jej domu, kiedy pojawił się Lewis opowiadając o strzelaninie w Szkocji. Uzbrojony człowiek wtargnął do szkoły i otworzył ogień, zabijając szesnaścioro dzieci oraz ich nauczycielkę.
-To jest dokładnie to, o czym mówię - stwierdziła Laura.
Lewis zadrwił. Najwyraźniej nie kupował tych wszystkich teorii swojej żony.
- Zwykle jestem zrównoważony, ale mogę być implantowany - mówił wywracając oczami. - Nie wiadomo.
Laura zignorowała go. Lewis wyszedł.
Po wysłuchaniu wszystkich teorii Laury na temat Jaszczurów, zapytałem ją, czy sądzi, że byli oni także odpowiedzialni za wiele domniemanych porwań przez obcych. Odpowiedziała, że tak, oraz że albo przeprowadzają porwania sami, albo też za pośrednictwem humanoidalnych obcych. Są to "Szaraki" - małe, szare istoty z wielkimi, czarnymi oczami, obecne w relacjach z porwań wielu ludzi.
A co z Laurą? Czy patrząc wstecz na te wszystkie nocne przygody ze swojej przeszłości, też uważała, że była porwana?
Kiedy pierwszy raz o to zapytałem, Laura nie odpowiedziała. Oczywiście myślała o takiej możliwości, ale gdy moje pytanie wkraczało na to terytorium, stawała się wyraźnie zakłopotana. Minęło trochę czasu i sprawiała wrażenie coraz bardziej gotowej do rozmowy na ten temat. Powiedziała, że zbierała się na odwagę, żeby zapytać o to K's, a oni potwierdzili, iż rzeczywiście, Jaszczury porywały ją niejednokrotnie od czasów dzieciństwa. Mimo tego, Laura nie chciała rozwodzić się nad tym, co dokładnie się wydarzyło.
We wszystkich rozmowach z Laurą był to jedyny temat, którego wstydliwie unikała. Kiedy wywierałem na nią naciski w tej kwestii, wierciła się na krześle, bladła i odwracała wzrok.
Nie chcę o tym myśleć - mówiła, powstrzymując łzy.
W miarę upływu czasu stawało się coraz bardziej oczywiste, że temat ten był źródłem tego, co działo się z Laurą.
Wraz z Cherie czuliśmy, że Laura autentycznie wierzy w rzeczy, o których nam opowiada. Przydarzyło jej się coś złego. Ale co to było?
Nie miałem pojęcia, że rzeczywiście Laura oraz inni ludzie mogli cierpieć na skutek potwornych spotkań z pozaziemskimi istotami. Sam nigdy nie widziałem UFO, ale nie miałem problemu z zaakceptowaniem możliwości, iż obce formy życia mogą istnieć i naprawdę niektórzy z nich mogą nie być szszególnie serdeczni czy przyjaźni. Wciąż nie bardzo wiedziałem, co mam zrobić z tym, o czym mówiła Laura.
Kiedy pewnego dnia zastanawiała się nad ludźmi, którzy są przekonani co do swojego porwania, w konwencjonalny sposób pomyślałem, iż Laura cierpi na jakiś rodzaj traumatycznego przeżycia z czasów gdy była dziewczynką, a które wkomponowane zostało w całą tę historię z obcymi, by zatuszować jej wspomnienia o molestowaniu. Niektóre szczegóły z jej wczesnej historii wydawały się pasować do tej teorii. Przez jej dzieciństwo przemaszerowała cała parada mężczyzn. Po rozwodzie rodziców, matka Laury cztery razy wychodziła za mąż, a kiedyś, jak opowiadała Laura, jeden z jej ojczymów porwał ją na kilka dni.
Zapytałem, czy kiedykolwiek została zgwałcona przez ojczyma albo kogokolwiek innego. Odpowiedziała, że nie, absolutnie nie. Kiedy spytałem o szczegóły porwania, nie znała ich. Mówiła, że prawie zupełnie niczego nie pamięta, pustka kompletna.
Przyszły mi na myśl inne możliwości. Zastanawiałem się, czy może Laura nie wyobraziła sobie tej twarzy w oknie i innych dziwnych historii po to, by wprowadzić trochę dramatyzmu do swojego życia. Czy istniała taka możliwość, że była znudzona albo samotna lub też po prostu tak zdesperowana, żeby znaleźć coś, co zajmie jej umysł, że stworzyła tę gigantyczną fantazję? A co, jeśli to wszystko - egzorcyzmy, odczepianie duchów, channeling z K's - było tylko ciężką i nieskładną grą, którą nieprzerwanie reżyserowała jej podświadomość, aby utrzymać rzeczy interesującymi?
Istaniało oczywiście również najprostsze wytłumaczenie. A jeśli Laura jest ofiarą jakiejś psychozy?
Możliwe, że Laura co i rusz sama się nakręcała.
"Czasami myślę, że tracę zmysły" - mówiła. "Czy tak wygląda bycie szalonym? Bo wiesz, niektórzy rzeczywiście szaleni ludzie, mogą w rzeczywistości wydawać się zdrowi".
Za każdym razem gdy Laura poruszała tę kwestię, szybko odsuwała od siebie taką myśl. Powiedziała, że bywała sporadycznie, jak każdy z nas, u psychologów i doradców, ale według jej wiedzy, nigdy nie została zdiagnozowana u niej żadna choroba psychiczna.
Zatanawiałem się wcześniej, czy nie poprosić Laury o możliwość zbadania jej przez psychiatrę na koszt gazety. Ale jeśli lekarz przyklei jakąś etykietkę do tego, co działo się z Laurą? A jeśli orzeknie, że Laura ma psychozę maniakalno-depresyjną, omamy albo nawet schizofrenię?
Ostatecznie jednak nigdy nie zaproponowałem Laurze, żeby położyła się pod mikroskopem. Nie byłoby to w porządku. Im więcej czasu z nią spędzałem, tym mniej było we mnie chęci do zaszufladkowania jej. Cokolwiek się z nią działo, przebiegało to w niezwykły sposób. Laura wychowywała dzieci, cieszyła się przyjaźnią Freddiego i innych osób, czytała, cały czas się uczyła, eksplorując granice swej wyobraźni.
Ta kobieta kierowała swoim życiem. Życiu temu daleko było do doskonałości. Jednak było to jej życie i było ono zadziwiające. I nie mnie w nie ingerować.
* * *
Przede mną rozgrywały się sprawy, których nie potrafiłem wyjaśnić. Laura robiła rzeczy, małe rzeczy, których nie mogłem pojąć. Tak jak liter z tabliczki, kiedy przeprowadzała channeling. Czasami recytowała je tak szybko, że płynęły nieprzerwanym strumieniem. Jak ona to robiła? Jeśli preparowała odpowiedzi, lub robiła to jej podświadomość, to w jaki sposób komponowała je z taką szybkością, bez wahania, bez przerw?
To nie były tylko odpowiedzi typu "tak" lub "nie". Czasem były długie i skomplikowane. Niektóre brzmiały podobnie do tych, których mogłaby udzielić Laura. Mogłem wyobrazić sobie jak je obmyśla, a potem dzieli, wymawiając poszczególne litery. Ale innym razem odpowiedzi zupełnie nie brzmiały jak Laury. Brzmiały, jakby pochodziły od kogoś innego, kogoś, kto wiedział o rzeczach, o których Laura wiedzieć nie mogła.
Tak czy owak, nie mogłem zrozumieć, jak czasem udaje jej się wymawiać litery w takim tempie. Mogłem wsłuchiwać się w sypiące się głoski i próbować dosłuchać się ukrytych za nimi słów, ale mój mózg nie nadążał. Litery stapiały się w wielką, niekończącą się plamę.
Być może to niczego nie dowodzi. Może rzeczy te ukazywały, że Laura była bardziej bystra i szybsza niż ktokolwiek, kogo dotąd spotkałem.
Wszelako żadna z tych rzeczy nie przygotowała mnie na podróż do Punta Gorda.
* * *
Laura sądzi, iż istnieje możliwość, że Jason był tym kapitanem w poprzednim życiu. Rodzina zmarłego uznała to za nieprawdopodobne.
To był Jason.
Laura ciągle rozmyślała o wspomnieniach syna z jego poprzedniego życia, o braciach, których nigdy nie miał, o samolocie, z którym został zestrzelony. Wciąż pytała o to K's, próbując dowiedzieć się jak najwięcej. Podali jej imię.
Dokładnie podali jej dwa imiona. Mogło to być pierwsze imię i nazwisko bądź pierwsze i drugie imię, trudno stwierdzić. Dla przyczyn, o których powiem później, nie przytoczę tutaj tych imion.
Laura i jej przyjaciele prowadzili na własną rękę pewne badania w związku z tymi imionami. Znaleźli wzmiankę o kapitanie Air Force, którego samolot rozbił się podczas wojny wietnamskiej w kwietniu 1969 roku. Pierwsze i drugie imię owego kapitana pasowało do tych dostarczonych przez K's.
W toku poszukiwań okazało się, że kapitan Air Force dorastał w Punta Gorda, tylko kilka godzin jazdy na południe od Pasaco Country. Laura zadzwoniła do domu pogrzebowego, który zajmował się pochówkiem kapitana, i odnalazła człowieka znającego żyjących członków jego rodziny. Powiedział on Laurze, że dwie siostry kapitana ciągle mieszkają w okolicy. Z jego pomocą zaaranżowane zostało spotkanie Laury, Jasona i obydwu sióstr.
Pewnego jasnego, sobotniego poranka, podążaliśmy z Cherie za Laurą i Jasonem, wprost do Punta Gorda. Spotkaliśmy się z siostrami w ich domu. Jedna miała 59 lat, druga 63. Podczas tego towarzyskiego spotkania, najbardziej niezwykłego ze wszystkich, w jakich zdarzyło mi się uczestniczyć, siostry zachowywały się z ogromną serdecznością i wdziękiem. Siedzieliśmy w salonie, a siostry dzieliły się z nami rodzinnymi historiami i pozwoliły obejrzeć albumy z fotografiami.
- To nasza matka - powiedziała jedna.
- Nasza matka - powiedziała druga.
Siostry opowiedziały o swoim bracie, o jego cierpieniu, gdy samolot spadał. Zabrały nas na cmentarz, gdzie pochowany był brat. Jason stał i gapił się na nagrobek kapitana. Ledwie wydukał jedno słowo przez cały ranek. Teraz też milczał.
Z tego dnia zapamiętałem jeszcze, oprócz obrazu stojącego nad grobem Jasona, że szczegóły z życia kapitana zazębiały się z tym, co opowiadał Jason, kiedy był dzieckiem.
Jason, jedyny chłopiec w rodzinie, wspominał, że miał braci. W rodzinie kapitana było siedmioro dzieci. Czterech chłopców, trzy dziewczynki.
Jason opisywał czarnego psa o imieniu Samson. W rodzinie kapitana był pies. Czarny chow-chow o imieniu Sambo.
Była też Janie. W trakcie opowiadania owym siostrom o tym, co Jason zwykł był mówić o swym drugim życiu, Laura prawie przelotnie wspomniała o rozmowach, jakie prowadził ze swoją szczególną przyjaciółką, Janie.
Jedna z sióstr - ta, która nie miała na imię Janie - nagle znieruchomiała.
Tak zwykł nazywać ją jej zmarły brat, powiedziała. Ich dwójka była przez kilka lat rozdzielona, a byli ze sobą bardzo blisko. I tak jak reszta rodzeństwa, brat zwracał się do niej Janie.
- Nikt spoza rodziny nie wiedział, że miałam przezwisko" - mówiła.
* * *
Laura nie była pewna, co ma o tym sądzić.
Spotkanie z siostrami zwiększyło prawdopodobieństwo tego, że Jason był pilotem w poprzednim życiu.
Kiedy Laura i Jason wrócili do domu w Pasco Country, siostry kapitana zdążyły przemyśleć całą sprawę. Gdy później zadzwoniłem do jednej z nich, by zapytać o wrażenia, wszystko odwołała.
Stwierdziła, że zgodziły się z siostrą na spotkanie z Laurą i Jasonem jedynie po to, aby sprawdzić czy jest coś w tej historii. Potem zdecydowały, że nie ma. Owszem, Laura i Jason dostarczyli szczegółów zgadzających się z życiem ich brata. Ale wiele innych detali, mówiła, było błędnych.
Na przykład Laura opowiadała o tym, jak kapitan zmarł podczas powrotu z misji. Mówiła, że K's powiedzieli jej o pocisku ziemia-powietrze, który uderzył w samolot. Lecz kiedy Laura i Jason wyszli, siostry napisały do władz federalnych i zdobyły dane na temat śmierci brata. Informacje te wskazywały, mówiła jedna z sióstr, że samolot nie został uderzony przez pocisk, a rozbił się podczas startu. Ponadto, rozmawiała z człowiekiem, który kierował tego dnia wylotem załogi ich brata. Potwierdził, że samolot rozbił się podczas startu.
Coś jeszcze: Laura mówiła, że Jason opowiadał o byciu pilotem, a K's powiedzieli jej, iż rzeczony kapitan kierował samolotem, kiedy ten został zestrzelony. Natomiast siostry powiedziały mi, że ich brat nigdy nie był pilotem, obsługiwał w samolocie sprzęt rozpoznawczy.
Tak więc nie chciała słyszeć o żadnych teoriach Laury. Współczuła Jasonowi i zastanawiała się, czy Laura sama nie zasiała tych sugestii w jego głowie. Co do pasujących do siebie faktów, sądziła, że to przypadek, a także zastanawiała się, czy Laura wcześniej, przed spotkaniem, nie przeprowadziła śledztwa na temat tej rodziny. Ostatecznie siostra nie życzyła sobie, by imię jej brata powiązane zostało z reinkarnacyjną historią.
- Nie wierzę w ani jedno słowo - powiedziała mi.
* * *
Nie miałem pomysłu, co z tym fantem zrobić.
Wiele szczegółów dostarczonych przez Laurę nie pasowało. I owszem, mogła zaaranżować całą sprawę. Jednak widziałem zaskoczenie na twarzach sióstr, gdy pierwszy raz padło przezwisko Janie. Jeśli Janie było tylko rodzinnym przezwiskiem, jak wiele pracy musiałaby włożyć Laura, by je odkryć? Czy w mieście wielkości Punta Gorda rodzina kapitana nie słyszałaby o tym, iż ktoś wypytuje o nich z taką intensywnością?
* * *
Miałem jednak klapki na oczach.
Rozdział 6
Lauro, droga Lauro - brzmiał e-mail - Jesteś prawdziwa. Nie jesteś wymyślona.
PRZED RYZYKOWNĄ DECYZJĄ: Miesiące poprzedzające decyzję o rozwodzie Laura spędziła na próbach zrozumienia, co działo się z jej życiem. "Umierałam", mówi teraz. "Musiałam pojąć, dlaczego, i zmienić to co było konieczne, bym mogła żyć dostatecznie długo, żeby widzieć, jak dorastają moje dzieci. A to doprowadziło mnie do stwierdzenia, że rozwieść się znaczy móc żyć".
2 kwietnia 1996 roku Laura zadzwoniła do mnie i oświadczyła, że zamierza się rozwieść.
- Lewis i ja - powiedziała - rozwiedziemy się za porozumieniem stron.
Aż do tej chwili Laura nie powiedziała nic, co mogłoby świadczyć, iż jej małżeństwo jest na granicy rozpadu. Mimo moich wścibskich pytań, Laura zachowywała dyskrecję w kwestii swojego związku z Lewisem.
W następnych tygodniach powiedziała mi, co poszło źle. Podzieliła się swoim długotrwałym uczuciem izolacji i wyalienowania, poczuciem, że Lewis przez wiele lat zachowywał dystans, swym dokuczliwym podejrzeniem, że poświęciła życie niewłaściwemu mężczyźnie. Chociaż powiedziała, że była to ich obopólna decyzja, jednak czułem, że ostatnie słowo należało raczej do niej.
Laura mówiła rzeczy, które zwykle mówią ludzie, gdy się rozwodzą. Twierdziła, że Lewis jej nie rozumie, że czuje jak ich kłótnie ją osłabiają, że martwi się o dzieci i że nie ma pomysłu jak zapłacić swoje rachunki. Próbowała zaciskać zęby, żeby jakoś się im układało, ale nie pomogło.
- Wierzyłam, że jeśli będę po prostu kochać go wystarczająco długo i wystarczająco mocno, to on się przebudzi - mówiła.
Było coś więcej. Laura twierdziła, że Lewis nigdy nie popierał jej channelingu ani innych paranormalnych zajęć. Wydawało się jej, iż zmienił się w sposób zaskakujący. Stał się bardziej chłodny i zdystansowany. Głośno zastanawiała się, czy Jaszczurki w jakiś sposób go podmieniły lub przekształciły w podobne do zombie stworzenie, co miałoby być częścią kampanii torpedowania jej działań. Mówiła, że to nie jego wina.
- To dzieje się przez jego związek ze mną - stwierdziła.
Lewis wyprowadził się z domu i zniknął. Jednakże pozostawał w kontakcie z dziećmi. Nigdy więcej go nie widziałem, aczkolwiek kiedyś złapałem go przez telefon i rozmawiałem z nim o tym, co poszło nie tak. Jego wersja nie różniła się specjalnie od wersji Laury. Mówił, że od lat borykali się z problemami finansowymi i ostatecznie utracili wzajemne porozumienie. Pomimo ich rozstania, Lewis wypowiadał się o Laurze z szacunkiem. Mówił, iż wierzy, że Laura jest prawdziwym medium i posiada zdolności do komunikowania się z istotami za pomocą channelingu. Starał się wspierać jej działania, ale doprowadziła je do punktu, w którym godziły w jego - chrześcijańskiego fundamentalisty - system wierzeń.
- Próbowałem być tolerancyjny - powiedział - ale to wszystko wymknęło się spod kontroli.
Lewis unikał krytykowania Laury. Przyznał, iż martwił się, że niektóre z istot, z którymi Laura miała channeling mogą być nieżyczliwe. Nie był więc zaskoczony, gdy dowiedział się, że Laura zastanawiała się czy manipulowały nim Jaszczurki, słyszał już wystarczająco dużo. Jednak nie zdawał sobie sprawy, że naprawdę brała po uwagę taką możliwość. Powiedział, że to zraniło jego uczucia.
Mnie specjalnie nie zaszokowały podejrzenia Laury, że Lewis został zmieniony w swego rodzaju zombie. Ludzie używają własnych terminów na opisywanie świata, patrzą przez swój pryzmat. W przeszłości słyszałem od nawróconych (born-again) chrześcijan z problemami małżeńskimi o tym jak to Szatan wtargnął w ich współmałżonka i manipuluje nim. Co to za różnica? Po prostu Laura chciała w ten sposób powiedzieć, że Lewis stał się dla niej obcy i przestała mu ufać.
Wciąż jednak decyzja Laury była niepokojąca. Nie dość, że postanowiła się rozwieść, nie prosiła także o pomoc w utrzymaniu dzieci. Lewis stracił ostatnio pracę w firmie budowlanej i Laura nie sądziła, że może mieć jakąś wolną gotówkę. Chciała natomiast - i według jej słów Lewis przystał na to - zatrzymać dla siebie dom i rodzinnego vana, jedno i drugie już spłacone, oraz połowę ich oszczędności.
Nie mogłem sobie wyobrazić jak Laura zamierza to rozwiązać. Nie miała pracy, pomijając jej paranormalne zajęcia, a i te nie przynosiły sensownego dochodu. Poza tym twierdziła, że rodzinne oszczędności nie są zbyt pokaźne. Jak więc miała zapłacić rachunki? A także, jak miała powstrzymać Lewisa przed próbą przejęcia opieki nad dziećmi? Co jeśli Lewis zeznając przed sądem opowie, ze jego dzieci mieszkają z matką zajmującą się egozrcyzmami, odczepianiem duchów oraz konwersacjami z istotami szóstej gęstości?
Laura miała wtedy 44 lata. Była w najgorszej kondycji psychicznej, w jakiej zdarzyło mi się ją widzieć. Nie było to zaskakujące, gdy wiedziało się przez co emocjonalnie musiała przejść. Miała pięcioro dzieci, w wieku od 6 do 17 lat, ze wszystkimi dramatami i komplikacjami, jakie mogą się z tym wiązać. Miała też dwa psy i dom w kiepskim stanie, wymagający remontu. Z domu tego prawie nie wychodziła, z wyjątkiem zakupów czy podwożenia dzieci. Zwykle spędzała dnie i noce na czytaniu i pisaniu w komputerze.
Decyzja Laury wydawała się szalona. Wybiegając myślą w przyszłość trudno mi było wyobrazić sobie, by rozwód ten mógł przynieść coś dobrego. Widziałem jak Laura traci dom, możliwe, że traci nawet dzieci. Widziałem ją samotną, pogrążoną w goryczy i rozczarowaniu.
Zachowałem te obawy dla siebie. To wciąż było jej życie i walczyła o nie najlepiej jak potrafiła.
* * *
Następne miesiące były ponure.
Laura kontynuowała swoje badania, pisanie oraz w każdy sobotni wieczór - sesje channelingowe. Ale rzecz jasna nie miała do tego serca. Laura przyznała, że sypiała więcej niż zwykle. Przybrała na wadze. Kiedy dzwoniłem wydawało się, że ledwie wystarcza jej sił, by odebrać telefon.
Wcześniej Laura pracowała jak szalona, działała z mocą trzech ludzi. Teraz wszystko w niej jakby się wyłączyło. Snuła się raczej niż poruszała.
Twierdziła, że nigdy nie żałowała swojej decyzji, że rozwód był właściwym rozwiązaniem. Ani razu nie zmieniła zdania w tej kwestii. Wszelako zdawała sobie sprawę, że dla każdego członka rodziny cała ta historia była jak wyrywanie z ciała wnętrzności. Zamartwiała się tym, jak zapłacić rachunki i zaopatrzyć lodówkę w jedzenie. Mówiła, jak bardzo dzieci tęsknią za ojcem i jak ogromnie są zranione.
Mijały tygodnie, Laura zdawała się coraz bardziej pogrążać. Bezustannie kręciła się w wirze bestialskich obrazów świata wokół niej.
- Wydaje mi się - powiedziała pewnego dnia - że istnieją dwa typy ludzi. Są drapieżnicy i są ofiary.
Zapytała K's, dlaczego czuje się tak samotna i sfrustrowana. Odpowiedzieli jej, że nosi w sobie gniew, który związany jest z wieloma sprawami z przeszłości, nie tylko z Lewisem, ale również z Jaszczurkami oraz jej uprowadzeniami w dzieciństwie.
W pewnym momencie poszła do psychiatry. Później opowiadała mi co się stało. Laura przedstawiła psychiatrze historię swego życia, powiedziała o twarzy za oknem oraz innych niepokojących epizodach z dzieciństwa. Psychiatra zasugerował, że powinna wziąć pod uwagę możliwość urazu, powstałego gdy była dzieckiem. Nie zgodziła się z tym. Twierdziła, ze jej wspomnienia tych wypadków są zbyt żywe i prawdziwe, aby mogły zostać wymyślone. Laura naciskała na lekarza, by jej pomógł. Co powinna zrobić? Jak miała uporać się z prześladującymi ją wspomnieniami? Lekarz twierdził, ze powinna spróbować przestać o nich myśleć, nauczyć się wyłączać tę sferę umysłu. Laura nie sądziła, żeby to było możliwe. Jak można wyłączyć coś tak ważnego?
Laura była u psychiatry tylko kilka razy. Powiedziała, że orzekł, iż jest zdrowa i nie musi już do niego wracać.
Minęło kilka tygodni a jej smutek zdawał się rosnąć. Głośno zastanawiała się, czy "mroczne siły" postanowiły ukarać ją za jej śmiałość widzenia ich i mówienia o nich. Cytowała złowieszcze wyjątki z Biblii na temat Ewy zjadającej jabłko z drzewa poznania, a jej oczy zalewały się łzami "słodkogorzkiego morza wiedzy". Przesyłała mi także e-maile brzmiące jak cytaty z Biblii.
Pisała o wybuchających wulkanach, gotujących się morzach pod niebem gotowym zdmuchnąć człowieka niczym garstkę pyłu. Opowiadała mi, jak jadąc przez New Port Richey przekroczyła spokojne prądy rzeki Pithlachascotee i ujrzała baldachim koron dębów rozciągnięty nad drogą oraz obsypane kwiatami drzewa jakarandy, przepuszczające błogosławione światło Słońca. Jednak żaden z tych widoków nie sprawił, że poczuła się lepiej.
- Ponieważ we wszystkich tych rzeczach czai się śmierć i zatrata - pisała. - Wszystko na co patrzysz, pożera coś innego.
Melodramatyczne, owszem.
Jednakże zrozumie to tylko ten, kto przeżył rozwód we własnym życiu.
* * *
E-ROMANS: W sierpniu 1996 r. Laura przygląda się Arkowi na zdjęciu, które właśnie jej przysłał z Polski.
W lipcu, trzy miesiące po rozpadzie małżeństwa, Laura znowu skontaktowała się ze mną, aby podzielić się kolejna porcją nowin.
Mówiła, że poznała mężczyznę. To znaczy nie poznała go osobiście. Rozmawiała z nim za pomocą komputera. Była zachwycona.
Twierdziła, iż to K's nakierowali ją na tego człowieka. Sama ledwie w to wierzyła, ale to była prawda. K's dali jej pewne instrukcje i kierując się nimi, trafiła wprost do niego. Opowiadała o nim nie mogąc złapać tchu.
Był fizykiem.
Mieszkał w Polsce.
Byli zakochani.
* * *
Wszystko zaczęło się dość normalnie, od grawitacji.
Tak, grawitacji. Niewidzialnej siły, która spają ze sobą obiekty. Przejawiające się w całym wszechświecie przyciąganie pomiędzy planetami, gwiazdami i innymi ciałami niebieskimi.
Pewnego wieczoru, kilka tygodni wcześniej, Laura tłumaczyła mi o co chodziło K's w kwestii grawitacji. Kiedy Laura i Freddie przeprowadzali channeling, próbowali rozmawiać z K's o czymś innym. Ale K's chcieli mówić o "niestabilnych falach grawitacji", czymkolwiek one były. Powiedzieli jej, iż powinna zgłębić ten temat.
- Dobra - odpowiedziała Laura - Niestabilne fale grawitacji. Zobaczymy, co uda mi się odnaleźć.
K's na tym nie skończyli. Chwilę później powiedzieli jej:
"MAMY NA MYŚLI CIEBIE LAURO, MEDYTUJ NAD NIESTABLINYMI FALAMI GRAWITACJI, JAKO NAD CZĘSCIĄ BADAŃ. NIESTABILNE FALE GRAWIATCJI UJAWNIĄ NIEZNANE JESZCZE SEKTERY FIZYKI KWANTOWEJ, CO UCZYNI OBRAZ KRYSTALICZNIE CZYSTYM".
W następnych tygodniach K's wracali do tematu grawitacji. Laura złożyła ze sobą wszystkie fragmenty dotyczące grawitacji, dodała do tego inne związane z fizyką i zamieściła to w internecie, na liście dyskusyjnej popularnej wśród badaczy UFO, astronomów oraz różnego rodzaju naukowców. Potrzebowała pomocy. Czy ktoś mógłby przeczytać ten materiał i powiedzieć jej, o co w tym chodzi?
Kilka dni później otrzymała e-mail od mężczyzny, który chciał dowiedzieć się czegoś więcej na temat jej badań. Wyjaśnił jej, iż jest profesorem na Uniwersytecie Wrocławskim, w Polsce, w instytucie fizyki teoretycznej. Mówił, ze nazywa się Arkadiusz Jadczyk, ale prosił by nazywała go Ark.
Wymieniali się e-mailami przez następnych kilka dni. Na początku rozmawiali głównie o fizyce. Okazało się, że Ark ma stronę w internecie, poświęconą, między innymi, falom grawitacji. Po przeczytaniu zawartości strony, Laura była podekscytowana. Kontynuowali korespondencję, coraz lepiej się poznając. Nawet za pośrednictwem komputera i przez cała szerokość oceanu Laura czuła wzrastającą pomiędzy nimi energię.
Sprawy przybrały taki obrót, że w ciągu kilku tygodni, dzieląc się historiami swojego życia, porównując zapiski, flirtując w internecie, wyznali sobie miłość. Sami niemal nie mogli uwierzyć w to, co się dzieje.
"Lauro, droga Lauro", pisał Ark w jednym z e-maili, "jesteś prawdziwa. Nie jesteś wymyślona".
Mówił, ze ma 52 lata. Był żonaty, ale małżeństwo to było martwe od lat. Co więcej, był fizykiem, który poświęcił swoje życie badaniom natury świadomości, czasu i przestrzeni, struktury rzeczywistości - czyli wszystkich tych rzeczy, które zajmowały Laurę od dziecka.
Wymienili się fotografiami. Laura wysłała klika, z różnych okresów życia. Ark przysłał portret przedstawiający smukłego mężczyznę o delikatnych rysach i przerzedzonych, białych włosach. Przysłał także taśmę, na której śpiewa dla niej po polsku. Kiedy mi ją włączyła, nie rozumiałem z tego nic, z wyjątkiem jednego słowa, wyśpiewywanego łagodnym głosem:
"Laura.. Laura..."
Niebawem Laura zaczęła mówić o nich dwojgu w kategoriach wieczności. powiedziała, że połączeni są "miłością kosmiczną". Była przekonana, że Ark był tym mężczyzną, o którym śniła tyle lat wcześniej, mężem zabitym przez nazistów, którego widziała w swojej wizji. Twierdziła, że przeznaczeniem ich jest być razem. Była tego pewna.
E-maile Arka jednoznacznie mówiły, iż czuje dokładnie to samo. Facet wpadł po uszy.
"Zobacz co się stało", napisał do Laury pod koniec sierpnia, zaledwie w miesiąc od rozpoczęcia korespondencji. "Niemożliwe stało się rzeczywistością. To co zrobiliśmy przez tych czterdzieści dni jest zupełnie nieprawdopodobne. Jak eksplozja, jak potop. Jak fuzja - ale kontrolowana".
Uwielbiałem fuzje. I tego fizyka pracującego nad nimi.
"Masz rację", Ark angażował się coraz bardziej. "Złóżmy to wszystko w książkę, a nikt nam nie uwierzy. SAMI byśmy w to nie uwierzyli. Gdyby nie fakt, że książka ta jest naszego autorstwa. W jakiś sposób udało się nam nie obawiać marzeń. I w jakiś sposób nasze marzenia znalazły drogę realizacji. Jakimś sposobem słowa wypowiadane przez nas z wiarą - choć nie było powodu, by w nie wierzyć - jakimś cudem te słowa się ziściły".
Szedł coraz dalej..
"Każdy dzień jest nowy. Każdy nowy dzień jest oczekiwany. Wiemy, jak wiele jeszcze jest do zrobienia. Wiemy, że nawet nie zaczęliśmy. A mimo to nie ma już odwrotu."
Ark wydawał się idealny dla Laury. W rzeczywistości był niemal zbyt dobry, by mógł być prawdziwy. Więc sprawdziłem to.
Wolałem nie widzieć Laury zdruzgotanej rozczarowaniem. Nie chciałem przekonać się, że jej bratnia dusza jest w rzeczywistości czternastolatkiem z Filadelfii, robiącym to, co zwykle robią czternastolatkowie po drugiej stronie komputerowego łącza. Poprosiłem jednego z badaczy z czasopisma Time o sprawdzenie, czy Arkadiusz Jadczyk istnieje naprawdę.
Faktycznie istniał. Nawet w roku 1995 roku otrzymał coś zwanego nagrodą Humbolta, która jeśli dobrze zrozumiałem, była poważnym osiągnięciem w świecie fizyków. Laura już wcześniej mówiła mi o nagrodzie Humbolta. Kiedy odkryłem, że to prawda, zatrzymałem ten fakt dla siebie. Nie chciałem obrazić jej przyznaniem się, że czułem potrzebę sprawdzenia Arka.
Laura była szczęśliwa jak nigdy. Nagle zaczęła bardziej o siebie dbać. Każdego wieczora pływała w basenie, uprawiała gimnastykę, zwracała uwagę na to, co je. Szybko traciła na wadze.
Jednak transformacja sięgała o wiele głębiej. Laura dobrze się czuła ze sobą, ze swoim życiem, z przyszłością. Znowu się śmiała, znów miała energię do pracy, po raz pierwszy od miesięcy grała na pianinie.
Powiedziała mi, że czynią plany, aby Ark przyjechał do Stanów Zjednoczonych tak szybko jak to możliwe. Najpierw przyjechałby z wizytą, tylko na kilka tygodni, ale potem wróciłby na stałe. Ark zamierzał znaleźć w okolicy posadę nauczyciela. On i Laura zakończyliby swoje sprawy rozwodowe.
Pobraliby się. Do tej chwili rozmawiali ze sobą jedynie za pomocą komputera oraz przez telefon. Co będzie, kiedy w końcu spotkają się osobiście? Co jeśli Ark okaże się inny, niż Laura wierzyła? Co jeśli Laura nie będzie tą osobą, której Ark oczekiwał? Co jeśli dzieci, dom, sesje channelingowe, to będzie dla niego zbyt wiele?
Niebawem się przekonamy.
* * *
Ark wylądował na międzynarodowym lotnisku w Tampa we wtorek, 11 lutego 1997 roku, dzień przed 45 urodzinami Laury.
Chcieliśmy z Cherie być tam obecni. Pragnęliśmy być naocznymi świadkami momentu, kiedy Laura i Ark pierwszy raz spojrzą sobie w oczy. Ale Laura nie podzielała naszych dążeń. Nie ujawniła nawet numeru lotu, numeru linii czy nawet dnia jego planowanego przybycia. W tym momencie chciała mieć Arka tylko dla siebie.
Czy można ją za to winić?
WKRACZA BATMAN: Laura ponownie połączona z Arkiem, na międzynarodowym lotnisku Tampa w październiku 1997r. Wrócił, żeby na stałe zamieszkać w USA, i tym razem miał ten plecak z Batmanem, który przy pierwszej wizycie pomógł Laurze rozpoznać go w tłumie.
Pozwolono nam zobaczyć się z Arkiem kilka tygodni później. Zaprosiliśmy jego i Laurę na obiad. Laura wspomniała, że Ark nie je zbyt dużo, więc wybraliśmy restaurację sałatkową "Słodkie Pomidory" na 19 U.S. Gapiliśmy się na niego znad naszej sałaty.
Ark wygądał jak na zdjęciu, był tylko nieco smuklejszy i bledszy. Biel jego włosów była uderzająca, a akcent miał cudowny. Nigdy nie ważył więcej niż 64 kilogramy. Był uroczy i delikatny. Miał łagodne, acz nieustające poczucie humoru.
Tego wieczoru oraz zawsze, kiedy widziałem Laurę i Arka razem, było zupełnie oczywiste, że się ubóstwiają. Trzymali się za ręce, całowali, nieustannie uśmiechali. Ponadto Ark bardzo dobrze czuł się w towarzystwie dzieci Laury. Lubił je, a można było odnieść wrażenie, że i on im się spodobał.
Jeśli chodzi o sesje channelingowe Laury, to Ark znalazł w nich upodobanie. Jeśli nawet sądził, że nieco dziwacznym było siadanie wokół tabliczki spirytystycznej i zadawanie pytań bezcielesnym istotom, to nie zdradził się z tym. Sam miał wiele pytań do Kasjopean, mówił, że pragnie ich pomocy w swoich badaniach.
Kiedy pierwszy raz usiadł przy tabliczce spirytystycznej, zapytał K's o to, co leżało przed nim. Właśnie czytał zapisy sesji, w których K's mówili, że on i Laura mają "wyznaczoną misję".
- Moje pierwsze pytanie brzmi - mówił Ark - chcę zrozumieć, czym jest ta "przeznaczona misja", co się na nią składa?
"SKŁADA SIĘ Z PODĄŻANIA ŚCIEZKĄ, W OBLICZU KTÓREJ STANĄŁEŚ", nadeszła odpowiedź. "NIE POWIEMY CI O PRZEZNACZONEJ MISJI, BO WTEDY NIE BYŁABY JUŻ 'PRZEZNACZONA'. UCZYSZ SIĘ PRZEZ DOŚWIADCZENIE I JAK SAM CZUJESZ, STOISZ NA PROGU DOŚĆ GŁĘBOKIEGO DOŚWIADCZENIA".
Kiedy Ark zapytał o znaczenie "głębokiego doświadczenia", K's odmówili konkretnej odpowiedzi, mówiąc jedynie, że znalazł się w punkcie zwrotnym. Laura także kontynuowała zadawanie pytań. Chciała wiedzieć więcej na temat swej przyszłości z Arkiem.
- Zastanawiam się... - powiedziała - czy nasze ścieżki mają teraz biec równolegle czy też rozejdą się.
"WYDAJE SIĘ NAM, ŻE WASZE SCIEŻKI SIĘ SPLATAJĄ!"
- Dobrze - rzekła Laura - Jestem zmęczona, Ark jest zmęczony. Chcielibyście powiedzieć nam coś jeszcze dzisiejszego wieczoru?
"POŁĄCZCIE ENERGIE W POSZUKIWANIU ODPOWIEDZI, A RESZTA SAMA WSKOCZY NA SWOJE MIEJSCE".
- Powiedzieliście: "połączcie energie". Czy jest jakiś powód, dla którego ułatwi to poszukiwanie odpowiedzi?
"DOPEŁNIAJĄCE SIĘ DUSZE".
W taki sam sposób widzieli siebie Laura i Ark. Twierdzili, że budują coś więcej niż wspólne życie. Kiedy już odnaleźli się nawzajem, wkroczyli w całkowicie nowy wszechświat możliwości.
Kilka miesięcy później Laura odprowadziła Arka na samolot do Polski. Już mówił o swoim powrocie. Ark miał specjalny plecak, który zabierał w podróż samolotem. Plecak, kupiony gdzieś w Europie, ozdobiony był wizerunkiem Batmana. Po tym Laura miała rozpoznać go na lotnisku w dniu, kiedy przyleciał pierwszy raz. Powiedział jej, że będzie facetem z Batmanem na plecaku.
Teraz wyjeżdża. Ale kiedy wróci, znów będzie miał ze sobą ten plecak.
Oczywiście Ark wrócił do Laury. Znowu przekroczył ocean w towarzystwie wojownika w pelerynie.
Nic nie mogło go powstrzymać.
* * *
ZACZYNAMY: Na początku ceremonii Ark obmywa Laurze stopy. "Ja jestem światłością, która jest ponad wszystkimi rzeczami", brzmiał czytany tekst. "Rozłupcie drzewo, ja tam jestem. Podnieście kamień, a znajdziecie mnie tam",
- Jest pięć po - powiedział jeden z gości patrząc na zegarek. - Już czas. Już czas.
- W porządku - odrzekła Laura - Jesteśmy gotowi, by wziąć ślub.
Było sobotnie popołudnie, 12 września 1998 roku. Wszyscy zebrali się w domu, w New Port Richey, czekając na ceremonię, która miała rozpocząć się w salonie. Obecna była matka Laury, jej brat, a także dzieci z wyjątkiem Alethei, która musiała być w pracy. Był również Freddie wraz z wianuszkiem innych, długoletnich przyjaciół.
Panna młoda ubrana była w haftowana indyjską suknię w kolorze musztardowym oraz perłowy naszyjnik przywieziony jej z Brukseli przez Arka. Pan młody był w czarnych spodniach i czarnej bluzie, kontrastującej z jego białymi włosami. Oboje nie mieli na sobie ani butów, ani skarpetek.
Na początku Laura siedziała na krześle, a Ark przykucnął przed nią, by umyć jej bose stopy. Kiedy skończył, zamienili się miejscami i tym razem Laura umyła jego stopy. Rytuał ten symbolizować miał zaślubiny Nieba i Ziemi. Następnie oboje wstali, zapalili świece i wysłuchali tekstu odczytywanego przez kobietę - przyjaciółkę i zarazem notariusza - która przewodniczyła ceremonii.
"Ja jestem światłością, która jest ponad wszystkimi rzeczami. Ja jestem Pełnią. Rozłupcie drzewo, ja tam jestem. Podnieście kamień, a znajdziecie mnie tam".
Potem nastąpiła przysięga małżeńska, potwierdzenie przysięgi i założenie na palce złotych obrączek.
"Poprzez tę obrączkę poślubiam cię", powiedziała Laura wpatrując się w poważną twarz Arka, "i obdarzam miłością, prawdą i wszystkimi ziemskimi dobrami, które posiadam".
Dalej był pocałunek i oklaski, a Ark ze łzami w oczach objął swoja pannę młodą. No dobra - powiedziała Laura uśmiechając się radośnie podczas krojenia ciasta. - To co dalej?
Epilog
Po tych wszystkich latach nie jestem w stanie powiedzieć, co tak naprawdę dzieje się z Laurą. Wiem, że jest tak samo intrygująca jak zawsze. Od chwili, kiedy ją spotkałem, spowodowała, że rozważam możliwości, których inaczej nie brałbym pod uwagę. Zmusiła mnie do patrzenia i myślenia w nowy sposób.
To prawdziwy dar Laury. Jedyna jej nadzwyczajna umiejętność, którą mogę z całą pewnością potwierdzić.
Kiedy dzielę się historią Laury, ludzie pytają mnie jakie jest jej znaczenie. Odpowiadam im, że nie wiem. Nie potrafię udowodnić, że istoty z szóstej gęstości, pochodzące z jakiejś konstelacji na niebie, naprawdę zetknęły ją z drugim mężem, który doskonale do niej pasował, ale mieszkał za oceanem.
Wiem jedynie, że Laura jest prawdziwa, Ark jest prawdziwy i wbrew wszelkim przeciwnościom losu zdołali się odnaleźć, a teraz są małżeństwem.
Czy to nie wystarczy?
Zdumiewające dla mnie jest to, że Laura spędziła tak wiele czasu na tropieniu obcych oraz innych mrocznych istot po to, by na końcu odnaleźć coś o wiele bardziej nieuchwytnego. Cały czas mówimy o miłości, ale skąd wiemy, że jest prawdziwa? Nie możemy jej zobaczyć, nie możemy jej złapać, nie możemy dowieść, czym naprawdę jest. Miłość to idea, niewidzialne pojęcie bez formy i substancji, które przyjmujemy na wiarę. A jednak spędzamy życie w pogoni za nią. Łakniemy jej, tęsknimy za nią, płaczemy przez nią przed zaśnięciem. Robimy to wszystko, ponieważ wewnętrznie odczuwamy znaczenie miłości, a to jest wszystko czego potrzebujemy, by uznać ją za prawdziwą.
W owych dniach, gdy jechałem spotkać się z Laurą i Arkiem, rozmyślałem o tych sprawach. Ujrzawszy ich razem uświadomiłem sobie, że niewidzialne jest czasem w naszym zasięgu. Byli małżeństwem od półtora roku. Mieszkali w domu przy Montana Avenue. Przeprowadzili tam gruntowny remont. Ściany w salonie pomalowane zostały na osobliwy, z lekka szkarłatny odcień, a na oknach wisiały zasłony z wzorami w leopardzie cętki. Jeden ze znajomych Laury oglądając zmiany, w swej uprzejmości określił styl Laury jako "cudaczny".
"Myślę, że to pogański barok" - oznajmiła Laura z szerokim uśmiechem.
Dzieci podrosły. Dwie najstarsze córki Laury rozpoczęły pracę i wyprowadziły się. Pozostała trójka włącznie z Jasonem nadal została w domu. Ich ojciec, Lewis Martin, mieszkał niedaleko, w Crystal River. Widywał dzieci, kiedy tylko mógł. Jeśli czuł jakąkolwiek gorycz w stosunku do byłej żony, nie dał tego po sobie poznać, kiedy ostatni raz z nim rozmawiałem. Mówił, że żyje dalej, wciąż wierzy w Laurę i uważa ją za osobę "poszukującą".
"Życzę jej wszystkiego dobrego".
Życie Laury i Arka biegło swoim torem. Ark mówił, że pracuje dla Constellation Technology, agencji departamentu obrony w Largo. Przeważnie pracował w domu, wpatrując się w ekran komputera, rozwiązując matematyczne równania oraz problemy z dziedziny fizyki, których nie potrafiłbym wyjaśnić.
Laura także pracowała w domu. Była zajęta dziećmi, towarzyszyła Arkowi przy jego badaniach, podążała w nowych kierunkach we własnej pracy, której charakter był jak zawsze prowokacyjny. Choć nie wykonywała już egzorcyzmów czy odczepiania duchów, wciąż razem z Freddiem komunikowała się z Kasjopeanami. Ark zasiadał wraz z nimi zadając K's pytania z dziedziny fizyki i nie tylko. Laura i Ark skonstruowali także coś, co w opracowaniach Laury nosiło nazwę "psychomantium", a co zasadniczo było czarnym namiotem, podczepionym do sufitu. Z tego co zrozumiałem, Laura zasiadała w tej ciemnej przestrzeni ze świeczką oraz zwierciadłem. Poprzez długie wpatrywanie się w lustro, miała nadzieję ujrzeć pewnego dnia obrazy z przeszłych żyć lub odrębnych rzeczywistości.
W ostatnich miesiącach Laura i Ark poświęcali większość swojego czasu stronie internetowej omawiającej ich życie, ich teorie oraz channeling z K's. Ci, którzy przebrnęli przez zawartość tej strony, mogli przekonać się, że moje opisywanie channelingu jest jedynie prześlizgiwaniem się po powierzchni tematu.
Ciekawość Laury pozostała tak samo imponująca jak zawsze. Nie tak dawno temu zauważyłem dwie sterty książek - właśnie czytanych - piętrzące się obok jej fotela w salonie. Wśród nich były: The Atlas of Early Man (Atlas człowieka pierwotnego), The Myth of the Eternal Return (Mit wiecznego powrotu), Mysteries of the Alphabet (Tajemnice alfabetu), The Etruscans and Subquantum Kinetics (Etruskowie i subkwantowa kinetyka). Nie wszystkie pozycje były tak wysokich lotów. Pomiędzy książki wciśnięty był numer magazynu Woman's World (Świat Kobiet), który wertowała w poszukiwaniu nowej diety.
Jej pragnienie rozwiązania tajemnic kosmosu płonęło tak silnie jak wówczas, gdy widziałem ją po raz pierwszy. Ostatnio zapytałem o jej cel na lata następne. Przedstawiła mi listę:
A - Zmienić świat.
B - Przekroczyć granice czasu i przestrzeni, w czym zawierają się podróże w czasie w przeszłość i przyszłość.
C - Przejść do kolejnej gęstości, jako efekt powyższych.
W międzyczasie Laura i Ark mieli siebie nawzajem. Rozmawiali godzinami. Praktycznie nie wychodzili z domu, z wyjątkiem chwil, gdy Laura wyprawiała się do Klubu Sama, polując na okazje.
"Nigdzie nie chodzimy" - mówiła z radością. - "Nic nie musimy".
Odnosiło się inne niż poprzednio wrażenie, co do życia Laury. Było mniej rozproszone niż wcześniej, mniej niepewne, o wiele spokojniejsze. W domu panowało wyraźne i namacalne poczucie zadowolenia.
Zapytałem ją ostatnio, czego się nauczyła. Nie tyle o UFO czy obcych, ale o swoim sercu.
Laura zastanawiała się przez moment.
Według mnie - powiedziała - życie jest nieskończonym cudem. To prawdziwy cud. Jednej rzeczy nauczyłam się przez te kilka lat, że jeśli nie dostrzegasz niczego cudownego w swoim życiu, jeśli wydaje ci się mroczne lub smutne, czy też stanowi jedynie brzemię, to najbardziej cudowną rzeczą jaką posiadasz jest twoja możność wyboru bycia cudem. Mam na myśli bycie cudem. Myślę, że kiedy ludzie wybierają bycie cudem, wszechświat odpowiada im na to.
Niektórzy nazywaliby to szczęściem. Ale nie Laura.
* * *
Kilka tygodni później, na Sylwestra i Nowy Rok otwierające kolejne tysiąclecie, dołączyłem do Arka i Laury oraz grupki ich przyjaciół. Siedząc w salonie w małych kapelusikach na głowach, jedliśmy miniaturowe cytrynowe ciasteczka i sączyliśmy szampana.
Tuż przed północą wyszliśmy na trawnik przed domem i obserwowaliśmy, jak Laura i Ark odpalali na ulicy fajerwerki. Wokół sąsiedzi strzelali z własnych sztucznych ogni. Laura i Ark zachowywali się jak dzieciaki. Wybiegali na ulicę, zapalali lont po czym pędzili z powrotem na trawnik, śmiejąc się i trzymając za ręce.
Gdy wybiła północ, z pobliskich domów zaczęły dobiegać okrzyki i składane życzenia. Tych dwoje zakochanych całowało się w blasku rozświetlających niebo fajerwerków, przygaszając gwiazdy płonące w dalekiej ciemności.