Rządowe paserstwo czy układy między żydami?
PRZEMYSŁ CMENTARNY czyli nagroda ministra dla Żydówki od kirkutów.
Dawno, dawno temu prezydent bogatego, płynącego mlekiem i miodem kraju, podpisał przyjętą przez Sejm 20 lutego 1997 r. ustawę o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich. Ustawa zakładała, że spadkobiercami majątków należących do przedwojennych gmin żydowskich staje się Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich.
Aby usprawnić proces zwracania majątku, stworzono Komisję Regulacyjną, która miała rozpatrywać wnioski o zwrot majątku jak i decydować o wartość zwracanego mienia. To instytucja rządowa, trudno jednak czegokolwiek dowiedzieć się o jej działalności – nie wie, jakie i ile nieruchomości i gruntów zwrócono Żydom lub za które przyznano odszkodowanie, nie dysponuje żadnym zestawieniem wyceny majątku, który oddano.
Nikt w Komisji Widmo i nadzorującym ją ministerstwie nie jest w stanie lub nie chce podsumować procesu restytucji majątków. Nie ma też sprawozdania z jej prac. Do dziś nie wiemy, jakim majątkiem tak naprawdę obracała. Innymi słowy Państwo Polskie nie ma pojęcia o tym, co oddało i ile pieniędzy wypłaciło. A dodać trzeba, że często chodziło o nieruchomości w prestiżowych lokalizacjach, w centrach największych miast.
Dziś wiemy już nieco więcej – 9 gmin zrzeszających niespełna tysiąc żydów dostało ponad 5 tysięcy nieruchomości. Tylko Kraków zmuszony był oddać 16 nieruchomości o wartości kilkuset milionów. Znajdowały się w nich szkoły, szpital, w jednej było uniwersyteckie Collegium Medicum.
Profesor Finkelstein tak o tym pisał: „czy odrodzenie żydowskiego życia rzeczywiście wymaga, aby na każdego polskiego żyda przypadała jedna synagoga, szkoła lub jeden budynek szpitalny?”
Na temat majątku zwracanego Kościołowi toczyła się (i toczy), wywołana przez „Gazetę Wyborczą”, ogólnonarodowa dyskusja. W chwili wejścia ustawy w życie Geremek, który miał b. duże doświadczenie i duże zasługi w szkalowaniu Polski za granicą, złożył wypowiedź: „Sądzę, że Kościół wpadł w triumfalizm i posunął się o wiele za daleko w żądaniach takich jak rewindykacja dawnej własności”. Na temat rewindykacji mienia pożydowskiego milczał.
Kolejne władze ze wszystkich opcji politycznych chowają głowę w piasek. Żeby coś dotarło do opinii publicznej, potrzebna była kłótnia we własnym żydowskim gronie, którą w miesięczniku „Forbes” opisał Seweryn Aszkenazy. W tekście podzielił się wiedzą o korupcji w gminach żydowskich i naszkicował portrety jej przywódców: „Michael Schudrich – naczelny rabin Polski, który nie studiuje i nie naucza, nie upomina i nie nawołuje do przestrzegania zasad przyzwoitości, nie pociesza strapionych i nie doradza zagubionym. Zamiast tego zajął się biznesem”.
Zgodnie z ustawą powołano też specjalną Fundację Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego (w rzeczywistości wcześniej założyły ją gminy żydowskie i Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego – WJRO), która miała zajmować się „ochroną materialnych reliktów kulturowego dziedzictwa Żydów w Polsce”, tj. dbać o zwracane cmentarze, zabytkowe mykwy, synagogi, budynki.
Nadzieja, że tak będzie szybko prysła. Rozpoczął się proceder szybkiej sprzedaży odzyskanych nieruchomości i gruntów. Zwrócony majątek trafiał niemal natychmiast w łapy deweloperów. O ochronie żydowskiego dziedzictwa i poszanowaniu zabytków nie było nawet mowy. Pieniądze pochodzące z wyprzedaży rozeszły się w tryby wysublimowanego mechanizmu dystrybucji, w hermetycznym środowisku menedżerów skupionych wokół Związku Wyznaniowych Gmin Żydowskich i Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego. Oba podmioty działały (i działają) w myśl potajemnie zawartej w 1996 r. umowy pomiędzy przedstawicielami polskich gmin i Światową Organizacją Restytucji Mienia Żydowskiego oraz Światowym Kongresem Żydów.
Stenogramy z rozmów pokazują genezę „rabunku”: Polscy Żydzi uzyskali od swych partnerów zza Oceanu 800 tysięcy dolarów pożyczki na zorganizowanie całego przedsięwzięcia; potem odbyła się wyprzedaż odzyskanego majątku; synagogi, ubojnie rytualne, mykwy i kirkuty, często zabytkowe poszły pod młotek; gminy żydowskie podzieliły się odzyskanym majątkiem ze swoimi partnerami z zagranicy po połowie.
Z szacunkowych wyliczeń wynika, że wartość dokonanych od roku 1997 „transferów” za Ocean sięga 7 miliardów dolarów.
Najdosadniej opisał to „Jewish Week”: „Kiedy uruchomiono proces restytucji mienia żydowskiego w 1997, przypadkowi ludzie tworzyli grupy, nazywając siebie gminami żydowskimi po to tylko, aby móc rościć sobie prawo do żydowskiego mienia. Polski urząd, któremu podlegają związki wyznaniowe był w pełni świadomy tej patologii. Nie miał jednak odwagi reagować w obawie posądzenia o antysemityzm. Polscy Żydzi milczeli, bo wmówiono im, że skandal wywoła antysemickie rozruchy. No i bali się swoich liderów w USA i Izraelu”.
Czymś zadziwiającym jest, że w suwerennym państwie, za jakie uważa się Polska, do zarządzania majątkiem należącym przed wojną do polskich obywateli dopuszczono obcokrajowców. Nawiasem mówiąc ustawodawca nie mówił o żadnym „zwrocie”, lecz „przeniesieniu własności” majątków należących przed wojną do rożnych gmin żydowskich, które nie postawiły po sobie prawnych spadkobierców.
Proceder dotyczył mienia bezspadkowego, i był zatem defraudacją mienia państwowego, przy naruszeniu konstytucji. Był także ewenementem prawnym – ktoś nie kradnie ci samochodu, ale „przenosi własność” na siebie.
„Przeniesienie własności” miało się zakończyć wiele lat temu. 12 maja 2012 r. to dzień, w którym powinno zakończyć się ostatnie postępowanie. Nic bardziej mylnego. „Przeniesienie własności” jak trwało, tak trwa. Prawie połowa postępowań jeszcze się toczy. I końca prac nie widać. Przypomnijmy – Kwaśniewski i rząd Cimoszewicza przepchnęli w Sejmie zapisy ustawy, a posłowie uznali, że dla dobra Polski należy szybko oddać mienie żydowskie.
Przypomnijmy – Ustawa ostatecznego kształtu nabrała dopiero po ściągnięciu do Izraela Kwaśniewskiego i Cimoszewicza. Na obu wywierano tam naciski na wpisanie do ustawy WJRO, jako jednego z beneficjentów zwracanego majątku.
Kwaśniewski i posłowie zdawali sobie sprawę z następstw ustawy, która zezwalała na handel zabytkami i usunięcie ich, na zawsze, z krajobrazu naszych miast i miasteczek. O ochronie żydowskiego dziedzictwa i poszanowaniu historii nie było nawet mowy. Tak więc jeszcze trochę i w Polsce jedynym śladem po Żydach będą obozy koncentracyjne. Szczególnie haniebne było sprzedawanie terenów odzyskanych jako miejsca pochówku, z których potem robotnicy wyrzucali w foliowych workach czaszki i piszczele.
A przypomnijmy, że to właśnie nakazywany przez judaizm szacunek dla doczesnych szczątków był powodem, dla którego odpowiedzialny za haniebne zaoranie dawnych kirkutów rabin Schudrich wraz z Lechem Kaczyńskim uniemożliwił ekshumacje w Jedwabnem, niezbędne do wyjaśnienia prawdy o zbrodni.
A propos, 96-stronicowy stenogram z rozmów podpisany przez działaczy międzynarodowych organizacji żydowskich i działaczy z Polski to zapis negocjacji czysto biznesowych, nawet wtedy gdy dotyczył cmentarzy. „Moglibyśmy na tych terenach ewentualnie – to jest pytanie do tego komitetu doradczego do spraw halachicznych – wziąć odszkodowania za różne rzeczy, które się mieszczą na cmentarzach. Zapłaciliby, ale my nie wiemy, czy nam za to wolno wziąć pieniądze – o ile wiemy z tego, co pytaliśmy różnych rabinów, to nam nie wolno” – zastanawia się Andrzej Zozula. I zwraca się z nadzieją do amerykańskich Żydów: „– Ale myślę, że wy bez wątpienia będziecie potrafili znaleźć rabinów, którzy dadzą na to zgodę”.
Od rabunku mienia do nagrody ministra
12 czerwca 2019 r. minister kultury i dziedzictwa narodowego, podczas uroczystej gali w Teatrze Narodowym w Warszawie, odznaczył i wręczył doroczne nagrody twórcom, animatorom i mecenasom, których działalność w sposób szczególny przyczynia się do rozwoju, upowszechniania i ochrony kultury. Piotr Gliński podkreślił: To jest taki moment, kiedy Polska może oddać hołd wielkim artystom czy ludziom kultury. Wyróżnienie ministra otrzymała Monika Krawczyk. Kim jest owa kobiecina? W ujawnionej przez Wikileaks tajnej depeszy ambasadora USA w Warszawie czytamy: „16-17 lutego 2005 r. delegacja World Jewish Restitution Organization (WJRO) w składzie: przedstawiciel Światowej Federacji Żydów Polskich Kalman Sultanik, przewodniczący amerykańskiego Komitetu Restytucyjnego Holocaustu Yehuda Evron, przewodniczący Stowarzyszenia Żydów Polskich w Izraelu Arye Edelist i doradca WJRO Monika Krawczyk, omawiała z ambasadorem USA, liderem SLD Józefem Oleksym, liderem opozycji Janem Marią Rokitą, ministrem Skarbu Państwa Jackiem Sochą, i marszałkiem Sejmu Włodzimierzem Cimoszewiczem sprawę restytucji własności prywatnej […]
Delegacja rzuciła pomysł, aby wypracować oddzielne „uregulowanie” (settlement) dla żydowskich właścicieli nieruchomości. Ambasador pisze, że podczas spotkania z Józefem Oleksym, Sultanik zaskoczył wszystkich propozycją: „ponieważ cierpienia Żydów były największe i unikalne, oddzielne prawo odnoszące się do żydowskiej własności prywatnej powinno być rozważone”.
Krótko mówiąc – Monika Krawczyk w rozmowach z polskimi władzami była członkiem delegacji WJRO, reprezentowała nie Żydów polskich, lecz Żydów nowojorskich i domagała się zwrotu wszystkich majątków pożydowskich.
Z corocznego raportu Agencji Praw Podstawowych (powołanej w 2007 r. agencji UE z siedzibą w Wiedniu, doradzającej instytucjom UE i rządom krajowym w kwestiach rasizmu i ksenofobii) dowiadujemy się, że w Polsce wprowadzono nowy system rejestrowania przestępstw z nienawiści. Jego celem jest zapewnienie MSWiA pełnego wglądu do przypadków takich przestępstw oraz zbieranie informacji o wszystkich dochodzeniach prowadzonych przez policję.
Z raportu wynika, że system zasilany jest danymi Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, która „zgłasza incydenty antysemickie do prokuratury, policji lub innych władz w Polsce”.
Nagrodzona przez ministra kultury Monika Krawczyk to była dyrektor generalna (przez 14 lat) Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego. Gdy szefowała fundacji jej głównym zadaniem była restytucja mienia gmin żydowskich, chociaż statutowo miała nim być „ochrona materialnych reliktów kulturowego dziedzictwa Żydów w Polsce”, to jest dbanie o zwracane zabytkowe budynki, cmentarze, mykwy, synagogi. Dziennikarz „Forbes” przytacza jej niby „żartobliwą” wypowiedź: Jak miliona dolarów w pierwszym roku nie zarobię, to jestem pierdoła.
Po zarobieniu owego miliona, to jest po tym, gdy „pierdołą” okazało się nie ona, lecz Państwo Polskie, w styczniu br. została wybrana na przewodniczącą zarządu Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP. „Myślę, że to wielki zaszczyt objąć to stanowisko, niezależnie od tego, czy jesteś kobietą czy mężczyzną, ale ta okoliczność jest niewątpliwie historyczną chwilą” – powiedziała w rozmowie z Jewish Telegraphic Agency.
Zaznaczyła też, że nadal jej priorytetem będzie restytucja mienia. „Jest to najważniejsze źródło finansowania społeczności żydowskiej w Polsce, zarówno religijne, jak i kulturowe, a także ochrona unikatowych zabytków”.
„Nasi” politycy, w tym ministrowie kultury, mają niebywały talent i skłonności do zadawania się z oszustami i złodziejami. W marcu 2007 premier Jarosław Kaczyński przyjął i odbył przyjacielską pogawędkę z Izraelem Singerem, szefem Rady Politycznej Światowego Kongresu Żydów. Po spotkaniu Singer pouczał: „Jesteśmy tu po to, by zwrócić się do polskiego rządu o przyjęcie ustawy o zwrocie mienia lub 100-procentowych rekompensatach”.
A nadmienić trzeba, że premier przyjął człowieka, który wcześniej zasłynął z pogróżki: „jeżeli Polacy nie spełnią naszych żądań, to będziemy nękać ich tak długo, dopóki Polska znów nie pokryje się lodem”. W kilka tygodni po tym spotkaniu, oskarżony o sprzeniewierzenie wyduszonych ze szwajcarskich banków dolarów, Singer został zdymisjonowany ze wszystkich funkcji. W tym samym miesiącu „padł” także inny interlokutor polskich polityków (a raczej polityków z Polski) izraelski minister Skarbu Hirschon, główny organizator „Marszu Żywych” oraz wycieczek izraelskiej młodzieży do „polskich obozów zagłady”, podejrzewany o kradzież setek tysięcy dolarów.
Lecha Kaczyńskiego w Izraelu podejmował prezydent Mosze Kacaw i premier Ehud Olmert. Obaj wkrótce trafili do więzienia, gdyż udowodniono im – w przypadku prezydenta gwałty, zaś w przypadku premiera branie łapówek.
Andrzej Duda powitał wylewnym listem otwarcie w Muzeum Polin biura Amerykańskiego Komitetu Żydów. Na czele biura stanęła ambasador Elena Poptodorowa, która już pierwszego dnia swej misji w Polsce zdradziła się ze swoich intencji – okradła sklep na lotnisku w Warszawie. Może więc równie „szczęśliwą rękę” będzie miał minister kultury w przypadku Krawczyk?
„Światowy Kongres Żydów liczy na szybkie znalezienie kompromisu z Polską w sprawie restytucji mienia żydowskiego, zrabowanego przez hitlerowców i znacjonalizowanego przez rządy komunistyczne” – oświadczył w czerwcu 2007 r. prezes Ronald Lauder.
„Wierzę, że w Polsce jest zrozumienie, że musimy w kwestii restytucji iść do przodu. Zbyt wiele czasu zostało stracone” – dodał.
Pytany przez zachodnich dziennikarzy o ocenę rządów Lecha i Jarosława Kaczyńskich, Lauder odpowiedział: „finansowana przez mnie fundacja spotykała się zawsze z pomocą polskich władz. Zawsze mieliśmy bardzo dobre stosunki”.
Bolesław Szenicer, były wieloletni dyrektor cmentarza żydowskiego przy ulicy Okopowej w Warszawie, tak opisał Laudera: „to taka sama żydowska hiena jak Singer. Widać to po jego 10-letnim zarządzaniu zabytkowymi kamienicami przy ulicy Próżnej w Warszawie, które przejął za darmo w swe brudne łapska od miasta. Miał tam budować centrum żydowskie, tymczasem dziś już wiemy chodziło mu tylko o wzbogacenie się na sprzedaży tych zabytków”.
Norman Finkelstein w swej książce „Przedsiębiorstwo holokaust” o Lauderze pisze tak: „Nikt mu nie dał prawa do reprezentowania ofiar holokaustu. To jest czysta uzurpacja! Wiadomo, że do ofiar holokaustu dociera zaledwie ułamek tego, co te organizacje dotychczas uzyskały. A pozostałe 95 procent znalazły się na dziwnych kontach dziwnych fundacji, czyli praktycznie w kieszeniach żydowskich aktywistów. Ta cała akcja odszkodowań dla Żydów to jeden wielki rabunek […] jest mała grupa bezwzględnych grandziarzy żydowskich usiłujących zrobić wielki biznes na tragedii ofiar holokaustu”.
Dla takiego szmalu hochsztaplerzy nie cofną się przed niczym. Przytoczmy kilka liczb – najbardziej przedsiębiorczy w biznesie holokaustu jest b. przewodniczący ADL Kenneth Bialkin, rocznie wyciąga przeszło milion dolarów; Marvin Hier z Centrum Simona Wiesenthala zarabia 818 tysięcy, a David Harris z Amerykańskiego Komitetu Żydów 539 tysięcy.
Nawiasem mówiąc otwarte z wielką pompą 27 marca 2017 r. przedstawicielstwo Harrisa w Warszawie, wybrało sobie za siedzibę utrzymywane przez polskie ministerstwo kultury Muzeum Polin. Mamy więc do czynienia z politycznym i dyplomatycznym kuriozum – koszty utrzymania obcego przedstawicielstwa są pokrywane z pieniędzy polskiego podatnika, a Muzeum Polin jawnie służy jako baza antypolskiej działalności politycznej.
Fundacja widmo
8 grudnia 2017 Sejm przyjął ustawę o przekazaniu z budżetu państwa 100 milionów złotych na renowację żydowskiego cmentarza przy ulicy Okopowej w Warszawie. Otrzymała je od rządu fundacja, w której zarządzie zasiadają rabin Michael Schudrich i Monika Krawczyk. I tu przypomnienie – gdy gmina żydowska w Warszawie, podobnie jak pozostałych 8 gmin w Polsce (nie mówiąc o nowojorskiej WJRO) otrzymała od Rzeczypospolitej wielki majątek, to pretekstem było, że zadba o żydowskie cmentarze. Tymczasem cmentarz rozsypuje się w gruzy. Co zatem stało się z pieniędzmi uzyskanymi przez warszawską gminę na podstawie wspomnianej ustawy?
Pewne światło rzuca publikacja Bolesława Szenicera, który został usunięty ze stanowiska dyrektora tego cmentarza na skutek konfliktu z gminą żydowską, której zarzucał rozmaite malwersacje. Pytanie drugie – dlaczego minister Gliński tak przejął się losem tego cmentarza? W odpowiedzi nie obejdzie się bez teorii spiskowych – jest to zapłata za szabasową kolację, jaką wydał Jojne Daniels, a w której uczestniczył w jarmułce pan minister. Była to więc kolacja (i nakrycie głowy) bardzo dla Polski kosztowana, tym bardziej że uczestniczył w niej Mateusz Jakub Morawiecki, wówczas wicepremier, ale zaraz po szabasowej kolacji, premier.
Co do stu milionów, to w skrajnej biedzie wciąż żyje w Polsce 1,5 miliona ludzi, a więc tylu, ilu mieszka na obrzeżach cmentarza żydowskiego w Warszawie. Dla porównania trzeba też podać, że w ubiegłym roku na prace konserwatorskie na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie ministerstwo kultury przeznaczyło 930 tysięcy złotych, a na dziedzictwo kulturalne polskich Kresów 10 milionów, czyli 10 razy mniej niż na żydowski cmentarz. Ale na koniec jedna pocieszająca wiadomość – właściciel cmentarza przy ul. Okopowej „zgodził się”, poprzez długoterminową umowę, udostępnić teren cmentarza w celu prowadzenia tam prac porządkowych i konserwatorskich.
I druga, podana przez „Gazetę Wyborczą”, równie pocieszająca wiadomość – polscy robotnicy wywieźli już z terenu cmentarza 17 ciężarówek śmieci. 100 milionów pokutowało mnożeniem się innych teorii spiskowych. Na cmentarzu znajduje się grobowiec Józefa Różańskiego vel Josefa Goldberga – agenta i oficera NKWD, a później szefa Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, kata Witolda Pileckiego i Augusta Emila Fieldorfa „Nila”.
Minister kultury finansuje więc renowację grobowca zbrodniarza, a blokuje poszukiwania dołów śmierci na sąsiadującym cmentarzu powązkowskim, do których Goldberg wrzucał pomordowanych polskich patriotów. A jak traktować gest przyznania tej niebagatelnej kwoty w sytuacji, gdy renowacja niszczejącej i popadającej w ruinę narodowej nekropolii Powązek odbywa się dzięki datkom mieszkańców Warszawy, i jak uda się zebrać w corocznej kweście kilka tysięcy na renowację jednego grobowca, to jest ogromna radość.
W Polsce panuje teza głosząca, że Żyd-komunista i Żyd-ubek jakimś dziwnym sposobem przestawał być Żydem, bo przechodząc na komunizm wyrzekał się religii żydowskiej. Co ciekawe, głównymi głosicielami tej teorii są osoby podkreślające chrześcijański rodowód polskich antysemitów. To jednak chyba nie tak – przecież ci Żydzi nie ukrywali swej narodowości i religii, gdy przystępowali do UB lub NKWD. W ankietach personalnych w rubryce ‚narodowość’ wpisywali: żydowska, w rubryce ‚wyznanie’ wpisywali: mojżeszowe, a przed śmiercią życzyli sobie żydowskiego pogrzebu. Tak było w przypadku Goldberga (i innych zbrodniarzy pochowanych przy Okopowej), który najpierw był Żydem, potem tylko komunistą i ubekiem i wreszcie na łożu śmierci znów 100-procentowym Żydem.
Gdy Sejm przyjmował ustawę dotyczącą 100 milionów, „Za” zgodnie głosowali wszyscy posłowie (oprócz 4), w tym z PiS, PO, Kukiz’15, Nowoczesnej, PSL i „Wolni i Solidarni”.
Kaczyński, Schetyna, Kukiz, Petru, Niesiołowski, Kosiniak-Kamysz – wszyscy głosowali tak samo.
Gdy minister Gliński lekką ręką wydawał pieniądze podatnika, rozgorzała debata na temat żydowskich cmentarzy. Wielu było przekonanych, że Żydzi, kreowani przez media na strażników pamięci, z pieczołowitością dbają o miejsca pochówku swoich ziomków i należy im się wsparcie rządu.
Nic bardziej mylnego – stan cmentarzy, których właścicielem i zarządcą w zdecydowanej większości jest Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, świadczy o czymś zupełnie innym. Fundacja, według statutu, zajmuje się ochroną materialnych reliktów kulturowego dziedzictwa Żydów w Polsce. „Ze szczególnym zaangażowaniem podejmujemy inicjatywy związane z porządkowaniem i upamiętnianiem cmentarzy żydowskich” – pisze na swojej stronie internetowej.
Problem w tym, że zaangażowanie to jest bardziej dewastacją „reliktów kulturowego dziedzictwa” niż „porządkowaniem i upamiętnieniem cmentarzy”. Dowodem cmentarz w Jedwabnem – ruina, sterta zgniłych liści, szok dla Polaków, którzy dbają o groby bliskich, porządkują własnymi rękami nagrobki pomordowanych i bohaterów na Kresach.
Okazuje się, że gminy żydowskie robią na cmentarzach niezły interes – obok zakrojonego na szeroką skalę przemysłu holokaustu prowadzą przemysł cmentarny.
I tu pytanie: czy biznes nie polega na świadomym zaniedbywaniu cmentarzy i wymuszaniu milionowych dotacji na ich renowację? Czy nie jest to szwindel, przy czy szwindel obrzydliwy, bo przy udziale polskiego ministra kultury?
Krzysztof Baliński