Bogucka Kazimierz Jagiellończyk


Maria Bogucka

KAZIMIERZ JAGIELLOŃCZYK

Książka i Wiedza” Warszawa 1970

Kolegium redakcyjne:

Irena Koberdowa — przewodnicząca, Marian M. Drozdowski, Jan Reychman, Jerzy Topolski, Waldemar Tuszyński

Okładka, strony tytułowe i rozdziałowe Ewy Walawskiej

Redaktor Teresa Kowalska Redaktor techn. Ewa Leśniak Korektor H. Maryańska

Copyright by “Książka i Wiedza", 1970 Warszawa, Polana

I. Urodzony pod złą gwiaz

Po odbytym zjeździe w Horodle Władysław król polski udał się do ziemi ruskiej i tam całą je­sień przepędził; po czym wyjechał do Litwy, gdzie przez zimę zabawiał się łowami. Zofia zaś, królowa polska, ściągnioną na siebie hańbą i uwięzieniem swoich dworzan, jako też wydaleniem panien słu­żebnych zmartwiona i nie do uwierzenia prawie dotknięta, ustawicznym płaczem i narzekaniem użalała się, że ją niesłusznie zohydzono. Z rozpo­rządzenia i nakazu króla Władysława z Rusi prze­niosła się do Krakowa, gdzie w sobotę, dnia 29 listopada, w wigilę św. Jędrzeja Apostoła wydała na świat trzeciego syna, którego Zbigniew, biskup krakowski, w niedzielę dnia 21 grudnia (1427 r.)

ochrzcił w kościele krakowskim i dano mu imię Kazimierz.

Ale jak narodzenie pierwszego syna Władysława było Polakom miłe i pożądane, dla obcych zaś i po­stronnych straszne, tak przeciwnie, przyjście na świat tego ostatniego stało się dla swoich przykre i obmierzłe, a wielce pocieszne dla obcych, którzy z przyczyny rzuconej na królową i Jej dziecko potwarzy różne rozsiewali gadki i naśmie-wiska."

Takie oto plotki, zanotowane skrupulatnie przez kronikarza, narobiły swego czasu dużo hałasu w całej Polsce i nie tylko w Polsce. Bo też wielu wrogów miała królowa Zofia, czwarta żona Wła­dysława Jagiełły, córka kniazia ruskiego Andrzeja Holszańskiego. Już w roku 1422, kiedy stary król postanowił raz jeszcze wstąpić w związki małżeń­skie, osoba kandydatki na oblubienicę budziła wiele sprzeciwów. Jagiełło odrzucił jednak pod­suwane sobie inne projekty i uparł się przy mał­żeństwie z młodziutką, wesołą, ładną Sonką.

Wesele odbyło się w Nowogródku z wielką oka­załością" — wspomina Długosz, dodając zaraz zło-śliwostki na temat nierównego wieku oblubieńców i charakteru Zofii, “kwitnącej wówczas dziewicy",

jednakże rzekomo “urodą więcej niźli cnotami za­leconej".

Początkowo wszystko układało się pomyślnie. Młoda królowa wniosła na dwór krakowski wdzięk i niefrasobliwość. Od dawna nikt nie śmiał się tu tak serdecznie! Sonkę w owym czasie niewiele obchodziła polityka. Otoczona gronem dworek, lu­biących jak ona muzykę, tańce, swawole, spędza dnie na zabawach, na przymierzaniu strojów, słu­chaniu opowieści. Stary Jagiełło pobłażliwie trak­tował młodziutką żonę, a gdy dała mu upragnio­nych synów: Władysława, późniejszego Warneń­czyka (1424), i Kazimierza (1426), zmarłego zresztą rychło, bo już w roku 1427, wydawało się, iż trud­no o bardziej szczęśliwe stadło.

Nie wszystkim jednak podobał się tryb życia królowej; jej zalotność gorszyła stare matrony i księży, stroje wydawały się zbyt swobodne. Od tego krok tylko do posądzeń o niewierność. I oto rozchodzi się wieść, że królowa znów brzemienna. Czy być może? Wszak król jest tak wiekowy...

Nikt w Krakowie nie odważył się zakomuniko­wać tego rodzaju podejrzeń Jagiełłę. Dopiero w Horodle, na zjeździe z Witoldem, padły fatalne słowa. Stary władca, wściekły z gniewu, nie my­ślał nawet o sprawdzeniu pogłosek. Aresztowani zostali rycerze: Hińcza z Rogowa, Piotr Kurowski, Wawrzyniec Zaremba z Kalinowej i Jan Kraska. Jan z Koniecpola oraz bracia Piotr i Dobiesław ze Szczekocin uniknęli więzienia tylko dlatego, że pospiesznie zdołali zbiec.

Represje spadły także na dworki królowej. “Dwie panny dworskie, Katarzynę i Elżbietę Szczukowskie, od dworu królowej Zofii oddalono i zawieziono do Aleksandra Witolda do Litwy, gdzie, powydawane za mąż, stale już zamieszkały." Starano się od nich wydobyć potwierdzenie plo­tek, nie cofając się przed groźbami i szantażem. “Badano je — opowiada kronikarz — z wielką usilnością, azali wiedziały coś o małżeńskiej nie­wierności królowej, i postanowiono wydać je na męki, jeśliby prawdy rzetelnej wyjawić nie chcia­ły." . :

Przerażone panny, “każniami zmuszone", po­twierdziły podejrzenia. Wszczęła się wrzawa nie­mała, żądano “ukarania śmiercią cudzołożników". Opuszczona przez wszystkich królowa postanowiła się bronić. Zgłosiła się odważnie wraz z siedmioma dworkami do biskupa Oleśnickiego i zaprzeczyła kategorycznie plotkom. Aby zaś rzecz nie mogła

) budzić wątpliwości, złożyła uroczystą publiczną przysięgę “oczyszczającą" przed biskupem i do­stojnikami królestwa. Haniebny proces Został od­wołany.

Narodziny trzeciego syna Władysława Jagiełły, późniejszego króla Kazimierza Jagiellończyka (29 XI 1427), otaczała więc niezbyt miła atmosfera. Wprawdzie złośliwe wieści obiegające kraj wkrót­ce przycichły, ale pogodny nastrój na Wawelu prysnął bezpowrotnie. Spoważniała i Sonka. Po­rzuca płoche zabawy, zaczyna myśleć o przyszło­ści: jaki los spotka ją i synów po śmierci Jagiełły? Zanim rozpocznie wielką grę polityczną, udaje się, jak tylu ludzi średniowiecza, po horoskopy do astrologa.

Był podówczas w Akademii Krakowskiej mistrz Henryk, rodem z Czech, w nauce gwiazdar-skiej z wrodzonego dowcipu i nabytej umiejętno­ści na podziw biegły. Ten, przywołany do królo­wej Zofii przy powiciu pierwszego, drugiego i trzeciego syna, ze znaków niebieskich, pod któ­rymi każdy z nich się rodził, przepowiedział, że ' pierwszy, Władysław, przeznaczony był, aby rządy państwa i wielu królestw osiągnął, gdyby mu lo­sy dłuższego życia dozwoliły; drugi syn, Kazimierz,

wielce do matki swej przywiązany, miał żyć krót-(ko; trzeci, także Kazimierz, dłuższe wprawdzie niż tamci miał obiecane życie, ale los nie bardzo szczęśliwy, pod jego bowiem panowaniem czekały Polskę rozliczne przygody, a tylko opatrzność bo­ska miała ją od ostatecznej zguby ochronić. Twier­dził, że ich poczęciu i narodzeniu świeciła nieszczę­śliwa gwiazda."

Czy rzeczywiście czeski astrolog ułożył tak nie­pomyślne horoskopy dla synów Jagiełły? Czy współtwórcą tej przepowiedni nie jest — w pew­nej przynajmniej mierze — sam kronikarz? Trud­no dziś powiedzieć. O ile bowiem horoskop trafny jest w stosunku do Warneńczyka i zmarłego w wieku niemowlęcym królewicza Kazimierza, o tyle krzywdzi chyba trzeciego syna Jagiełły. Pod jakąkolwiek urodzony gwiazdą, był on jednym z najwybitniejszych władców, jakich miała Pol­ska.

Nieświadomi niepomyślnych wróżb ani złośli­wych potwarzy związanych ze swoimi narodzina­mi, wychowywali się młodzi królewicze — starszy o trzy lata Władysław i Kazimierz Andrzej (bo ta­kie nosił drugie imię) —na Wawelu pod troskli­wym okiem matki oraz przydanych sobie przez

12

ojca i radę królewską opiekunów. Zaszczytną tą funkcją obarczono mistrza nauk wyzwolonych, ku­stosza gnieźnieńskiego, kantora krakowskiego i podkanclerzego królestwa Wincentego Kota z Dębna oraz dzielnego szlachcica i mężnego żoł­nierza Piotra Ryterskiego.

Wychowanie, wbrew insynuacjom niechętnego kronikarza, otrzymali młodzi Jagiellonowie ,,przy­stojne". Pomyślano, aby objęło ono nie tylko nau­kę czytania i pisania, ale i języków obcych, ele­menty historii Polski i dziejów starożytnych. Nie zaniedbywano przy tym ćwiczeń fizycznych i kształcenia w rzemiośle rycerskim. Jazda konna, szermierka, strzelanie z łuku i broni palnej, udział w polowaniach wypełniały niemało czasu króle­wiczom.

Podczas gdy na Wawelu rośli synowie Jagiełły, i w Polsce, i na Litwie toczyły się ostre targi w kwestii ich praw do dziedziczenia ojcowskiego tronu. Od chwili narodzin synów zapewnienie dzie­dziczności tronu polskiego —a nie tylko wielko­książęcego stolca litewskiego — stało się głów­nym celem polityki Jagiełły.

- Rzecz nie była jednak prosta i łatwa do prze­prowadzenia. Wprawdzie panowie polscy z Ole-13

śnickim na czele, a także znaczna część szlachty, gotowi byli uznać następcą starszego królewicza, Władysława, ale żądali za to sowitej zapłaty: roz­szerzenia i tak niemałych przywilejów oraz zobo­wiązania, iż ziemie litewskie i ruskie po śmierci aktualnego wielkiego księcia Witolda zostaną włą­czone do Królestwa Polskiego.

Były to ogromnie ciężkie warunki i Jagiełło z trudem tylko mógł przystać na ich część. Na zjeździe w Brześciu Kujawskim 1425 r., a więc w rok po narodzinach pierworodnego, król, aczkol­wiek niechętnie, przyrzekł potwierdzić stare i na­dać szlachcie nowe przywileje. Już jednak w rok później, na zjeździe w Łęczycy, starał się uchylić od tego zobowiązania. Doszło wówczas do wiel­kiego wzburzenia. Szlachta rozniosła na szablach akt zgody na sukcesję i rozjechała się do domów, przysięgając, iż nie uzna synów chytrego Litwina dziedzicami polskiego tronu. Trzeba było wielu lat zapobiegliwych starań, aby rzecz odrobić.

Dopiero w 1432 r. w Sieradzu udało się Jagiełłę przeforsować swe projekty dynastyczne. Król przybył na ów zjazd z żoną i obu synami. Roztrop­ni, żywi chłopcy zdobyli sobie z miejsca dużą po­pularność. Po naradach obecni na zjeździe zobo-

14

wiązali się wreszcie, że po śmierci starego króla wyniosą na tron królewicza Władysława, “za co król Władysław wraz z królową Zofią obecnym prałatom i panom najżywsze składał dzięki".

Był już zresztą czas najwyższy. W czerwcu 1434 r. zmarł przeszło osiemdziesięcioletni Ja­giełło.

Wkrótce po uroczystościach pogrzebowych Kra­ków stał się- widownią nowego, wspaniałego ob­chodu. W katedrze wawelskiej odbyła się korona­cja ,,jedynej nadziei ojczyzny" — królewicza Wła­dysława. Ale dziesięcioletni chłopiec nie mógł przecież sprawować rządów. Władzę zagarnęli więc możnowładcy. Właściwym panem kraju stał się biskup Zbigniew Oleśnicki, który już pod ko­niec życia Jagiełły potrafił zdobyć ogromne wpły­wy. Kierował on radą królewską, która w czasie małoletności króla sprawowała rządy.

Oleśnicki nie był jednak popularny wśród rzesz coraz bardziej aktywnej i domagającej się udzia­łu w rządach szlachty. Wyrazem wzrostu inicja­tywy szlacheckiej było powołanie w każdej zie­mi tzw. opiekunów; mieli oni trzymać w zastawie zamki i dobra królewskie do czasu, aż król po­twierdzi prawa. Małoletni Władysław nie mógł na

16

razie tego uczynić. Rychło też między dumnym możnowładcą, jakim był Oleśnicki, a szlacheckim społeczeństwem miało dojść do otwartego kon­fliktu. Pretekstu dostarczyła sprawa czeska, na­brzmiewająca już od początku XV stulecia.

Panowanie Jagiełły nie było — trzeba to pod­kreślić — okresem spokojnym dla Polski. Szybko rozwijający, się pod względem gospodarczym i spo- . łecznym kraj znajdował się w stanie ciągłego wrzenia. Na wsi — zwłaszcza pod koniec rządów tego króla —.rósł wyzysk chłopstwa, w miastach zaogniały się stosunki między patrycjatem -a po­spólstwem i biedotą. Pogłębiał się także stary konflikt między rycerstwem-szlachtą a możno-władcami, zwłaszcza duchownymi. Szlachta wobec kościoła była nastrojona opozycyjnie. Rozlegały się sarkania na dziesięciny, na opłaty wysyła­ne do Rzymu oraz na pozywanie przed sądy duchowne.

W sąsiednich Czechach wielki reformator Jan Hus popchnął lud do walki z kościołem i wielkimi feudałami, do walki z niemczyzną. W tym czasie zrodził się plan połączenia dwu bratnich krajów, przed którymi stały podobne zadania.

Polska od wielu lat toczyła wojny z zakonem

2 Kazimierz Jagiellończyk

17

krzyżackim. W 1420 r. narzucił się na rozjemcę w tym sporze król Zygmunt Luksemburczyk i przyznał Pomorze krzyżakom. Zbiegło się to w czasie z otwartym buntem czeskich husytów przeciw Luksemburczykowi, który jako król cze­ski dopuszczał się w tym kraju licznych nadużyć “ku uciesze łakomych księży i całej nacji nie­mieckiej". I oto z Pragi ruszyło do Polski posel­stwo ofiarowując czeską koronę Jagiełłę.

Ta ponętna propozycja wprawiła polskiego władcę w niemałe zakłopotanie. Czy przyjąć ją i narazić się na zarzut popierania heretyków? By­łoby to niewygodne zwłaszcza dla świeżego chrze­ścijanina, jakim był Jagiełło. Król polski nie przy­jął więc oficjalnie godności, poparł jednak na tron czeski wielkiego księcia Witolda. Wysłano nawet do Czech jako namiestnika bratanka Wi-toldowego, Zygmunta Korybutowicza. Cała im­preza załamała się jednak wskutek oporu biskupa Oleśnickiego i możnowładców polskich, niechęt­nych radykalnemu społecznie husytyzmowi.

Sprawa czeska miała odżyć wkrótce po śmierci Jagiełły. W 1438 r., po zgonie Zygmunta Luksem-burczyka, czescy husyci powołali na tron młod­szego syna Jagiełły — Kazimierza. Jedenastoletni

18

wówczas królewicz,-przebywa jacy na dworze'bra­ta i nie mający'na razie większych perspektyw, po raz pierwszy stanął w obliczu wielkiej kariery', Czy pozwolą mu jednak objąć tron “heretycki"? Co gorsza, wysuwa też do niego pretensje zięć Lu-ksemburczyka, Albrecht Habsburg.

W Polsce zdania były podzielone. .Magnaci z Oleśnickim na czele byli przeciwni. Szlachta, niechętna rządom magnackim, a w dużej mierze “zarażona" husytyzmem, popierała Czechów. Na Pragę ruszyły polskie oddziały. Doszło do walk z Habsburgiem, który szybko się koronował, aby ubiec Kazimierza. Władysław, zbyt młody, aby mieć własne zdanie, naciskany przez Oleśnickiego, nie pomógł bratu z należytą energią. Na Trzech Króli 1439 r. Władysław spotkał się we Wrocła­wiu z Albrechtem, obecny był również Kazimierz. Rozmowy wrocławskie nie doprowadziły do ni­czego, ale wkrótce potem poprzez posłów zawarto rozejm w Namysłowie.

Oleśnicki triumfował. Konfederacja szlachecka, zawiązana pod przewodem sprzyjającego husyty­zmowi Spytka z Melsztyna w 1439 r. i skierowana przeciw rządom biskupa, została rozbita pod Grot-nikami. Po raz drugi tron czeski wysuwał się

2*

19

z rąk Jagiellonów. Wszechwładza Oleśnickiego w Polsce wydawała się być ugruntowana.

W tym samym czasie jednak otwierały się przed Jagiellonami nowe perspektywy międzynarodowe:

tron węgierski. Szybki podbój Półwyspu Bałkań­skiego przez Turków w połowie XV wieku zagra­żał południowo-wschodniej Europie. W bezpo­średnim niebezpieczeństwie znalazły się przede wszystkim Węgry. Po rychłej śmierci panującego tam Albrechta Habsburga prawa do tronu przy­padały mającemu dopiero przyjść na świat na­stępcy.

Tymczasem sytuacja kraju wymagała energicz­nego, szybkiego działania. Szesnastoletni król Polski, młodzieniec rycerskiego ducha, bardziej, pasował do zagrożonego przez półksiężyc tronu niż niezaradne niemowlę. Już na zapusty roku 1440 przybyło do Krakowa poselstwo węgierskich panów, ,,naprzeciw którym Władysław brata swo­jego Kazimierza ze znaczną liczbą prałatów i pa­nów wysłał za. miasto", po czym kazał ich “w przystojne wprowadzić gospody i we wszyst­kie rzeczy potrzebne hojnie i wspaniale opatrzyć".

Objęcie węgierskiego tronu uśmiechało się mło­demu królowi. Marzył o wielkich szynach, o zwy-

21

cięstwach, które by wsławiły jego imię w całej Europie. Niemałą atrakcję stanowiła także za­pewne perspektywa wyrwania się spod uciążliwej opieki Oleśnickiego i magnatów, którzy ciągle traktowali go jak niedowarzonego młokosa. Jasne było, że tym razem nie założą weta. Szło tu prze­cież nie o popieranie ,,niebezpiecznych herety­ków", lecz o walkę w obronie chrześcijaństwa. Była to także — choć nikt z rządzącej kliki do tego by się głośno nie przyznał — znakomita spo­sobność pozbycia się z kraju młodzieńca, który już wkrótce mógł próbować sięgnąć po władzę.

Istniał jednak w tej całej sprawie jeden pro­blem, i to poważny. Właśnie przybyli do Krakowa gońcy z wieścią o zamordowaniu ówczesnego, wielkiego księcia litewskiego Zygmunta. Na do­brą sprawę Władysław powinien był jechać nie na Węgry, lecz do rodzinnej Litwy, gdzie burzyli się bojarzy. Młody król wiedział, że Jagiellonom nie wolno lekceważyć wielkoksiążęcego tronu: Li­twa to ich ziemia ojczysta, to ich dziedzictwo, siła, na której mogą się wesprzeć, gdy zawiodą inne, może bardziej błyskotliwe, ale mniej pewne kom­binacje polityczne.

Łakomym okiem spoglądali także na Litwę

22

polscy magnaci. Śmierć Zygmunta otwierała spo­sobność odbudowania rozluźnionej unii na bar­dziej ścisłych zasadach. A może w ogóle perspek­tywy włączenia tego kraju do królestwa? O Li­twie myślała również królowa-matka, dawna lekkomyślna Sonka, obecnie stateczna wdowa, pragnąca swym synom ułatwić wielką karierę. To ona — choć myśl o rozstaniu z niedorosłym chłop­cem nie mogła być matce miła — rzuciła projekt wysłania na Litwę królewicza Kazimierza. Prze­konała Władysława do swoich planów, zdobyła zgodę Oleśnickiego i innych potentatów.

Oczywiście nie ma mowy o wyniesieniu Kazi­mierza na tron wielkoksiążęcy; nie leży to ani w in­teresie Władysława, ani polskich możnych. Króle­wicz miał zostać namiestnikiem aż do dalszych-postanowień w tej sprawie.

Gdy się czyta opis owych wydarzeń u dokład­nego, jak zwykle, Długosza, trudno się oprzeć wrażeniu, iż Władysław był jednak trochę niespo­kojny, gdy puszczał na Litwę brata. Podobny nie­pokój zdradzają w ostatniej chwili polscy pano­wie. Otrzymuje więc królewicz wiele nauk, “aby przede wszystkim Boga się obawiał, sprawiedli­wość miłował, jedność między Królestwem Pol-

23

skim a Wielkim Księstwem Litewskim i miłość wzajemną utrzymywał i żadnych wojen bez ze­zwolenia Władysława nie przedsiębrał, a w świe­żej zawsze pamięci mając dobrodziejstwa od Kró­lestwa Polskiego odebrane, starał się gorliwie o jego dobro, pomnożenie i sławę".

Nie poprzestając na morałach, przydano Kazi­mierzowi “statecznych opiekunów": kasztelana i starostę krakowskiego Jana z Czyżowa, wojewo­dę sandomierskiego Dobiesława z Oleśnicy, kasz­telana sandomierskiego Jana Głowacza z Oleśnicy, starostę chełmskiego Dzierżka z Rytwian i sta­rostę lubelskiego Jana ze Szczekocin. Panowie ci mieli kontrolować postępowanie królewicza i czu­wać nad wszystkimi jego posunięciami na Litwie.

Wkrótce syn Jagiełły “w otoczeniu licznej mło­dzieży szlacheckiej" i z przydanymi sobie mało­polskimi panami wyjechał na Litwę. Nikt nie przypuszczał, że młodziutki Jagiellończyk tak szybko upora się z przydaną sobie strażą.

2. Ojcowizna

Pospiesznym marszem na Sandomierz, Lublin, Brześć i Bielsk ciągnął trzynastoletni królewicz Kazimierz ku ziemi swoich przodków. Szło z nim dwa tysiące wyborowych kopijników, wiele wo­zów i tabory. Wkraczali w kraj coraz bardziej dziki, porosły ogromnymi puszczami, pełnymi wszelakiego zwierza. Ówczesna Litwa była bo­wiem słabo zaludniona. Wsie i miasta rzadko roz­rzucone, nie tak dostatnie jak w Polsce, mniej pól uprawnych, rzadsze i gorsze drogi.

Panowie polscy towarzyszący Kazimierzowi -z lękiem myśleli, co napotkają w Wilnie. Kraj był wzburzony, bojarzy coś knuli. Bunt przeciw dotychczasowej władzy i zamordowanie Zygmun-

25

ta Kiejstutowicza świadczyły o poważnym wrze­niu. Chodziły słuchy, iż po władzę sięga syn za­mordowanego, Michał. Jakie przyjęcie czeka pol­ski orszak i jadącego na jego czele chłopca?

. Na postoju w pobliżu rzeki Swisłoczy nastąpiło pierwsze spotkanie z Litwinami. To Michał Zyg-muntowicz na czele zbrojnego pocztu złożonego z 500 jeźdźców przybył z Grodna powitać Kazi­mierza Jagiellończyka. “I wyznał mu hołd wier­ności i posłuszeństwa", a następnie dołączył po­korną prośbę, “aby go książę Kazimierz utrzymał przy jego posiadłości ojczystej i służących mu prawach, a pomścił się niesprawiedliwej śmierci jego ojca". Kazimierz “przyjął prośbę łaskawie", nie zobowiązując się jednak do niczego.

W Dubnie przyjęli królewicza inni panowie li­tewscy. Zwiększony orszak ruszył do stolicy kra­ju — Wilna. Tu syn Jagiełły został wspaniale przyjęty przez mieszkańców, duchowieństwo, bo­jarów. Przy wtórze trąb i radosnych okrzyków zaprowadzono go na zamek. Do późna w noc w mieście błyszczały światła i niosło się daleko ' echo wesołej wrzawy. Litwa witała dziedzica sta­rej dynastii.

Wkrótce po przybyciu okazało się, że panowie

26

litewscy nie czują się wcale związani decyzjami, jakie zapadły gdzieś w Krakowie w stosunku do królewicza. Myślą o wyniesieniu go na tron wiel­koksiążęcy wbrew Polsce, są zdecydowani zerwać unię i rządzić krajem wedle swej woli.

Oczywiście cała rzecz ma posmak zamachu sta­nu. Zawiązano więc spisek i opracowano plan działania w głębokiej tajemnicy przed towarzy­szącymi królewiczowi panami małopolskimi. Li-. twini działają metodą zaskoczenia: wczesnym ran­kiem, “kiedy panowie polscy jeszcze w łożach spoczywali i nie domyślali się niczego", ogłoszono Kazimierza wielkim księciem. Nakazano bić w dzwony i śpiewać hymny. Całe Wilno wiwatuje na cześć młodego władcy. Zaskoczeni Polacy na próżno usiłują protestować. . .

Czy Kazimierz wiedział wcześniej o tych za­miarach? Trudno rozstrzygnąć. W każdym razie pochwycił natychmiast rolę, jaka mu przypadła, i rozwinął ją z dużą zręcznością. Odprawił przy­danych sobie w Sączu polskich opiekunów. Wrę­czając każdemu jakiś upominek, łagodnie, lecz stanowczo namawiał ich do powrotu. Po ich wy­jeździe uczy się szybko litewskiej mowy i litew­skich obyczajów. Na razie rządzą wprawdzie Li-

28

twą możni bojarzy, zwłaszcza potężny Jan Gasz-tołd, ale już wkrótce Kazimierz zacznie odgrywać coraz bardziej samodzielną rolę.

Najważniejsze było oczywiście umocnienie po­zycji. Jagiellończyka jako wielkiego księcia Litwy, a więc legalizacja dokonanego przewrotu. Per­traktacje- z Władysławem nie dawały jednak re­zultatu. Postępowała natomiast — i to szybko — stabilizacja stosunków wewnętrznych na Litwie. Zamieszki, które w ostatnim okresie dawały się tak bardzo we znaki, zostały stłumione. Głównych wichrzycieli — zarówno mordercę' Zygmunta Kiejstutowicza, Iwana Czartoryskiego, jak i syna zamordowanego, 'księcia Michała Zygmuntowi-cza — wydalono z kraju. Zlikwidowano powstanie w ziemi smoleńskiej (1440), separatyzm żmudzki zażegnano (1442), tworząc tam odrębną jednostkę administracyjną, równorzędną z województwem wileńskim czy trockim.

W tym samym roku zaszachował Kazimierz stronników Swidrygiełły, oddając byłemu wiel­kiemu księciu w zarząd Wołyń i litewską część Podola. Było to jednocześnie znakomite posunię­cie taktyczne wobec pretensji, jakie do tych ziem wysuwali Polacy. Jedynym wyłomem w procesie /

29

centralizacji Litwy było przyznanie — ze wzglę­du na machinacje wciąż potężnego Jana Gasztoł-da — księstwa kijowskiego wnukowi Olgierda, księciu Olelkowi Włodzimierzowiczowi. Kijów na długie lata miał się stać kuźnią intryg przeciw Ja-giellończykowi.

Natomiast spór z Mazowszem o Podlasie (Wę­grów i Drohiczyn), grożący niemal wojną, zakoń­czył się w roku 1444 polubowną ugodą między Kazimierzem a Bolkiem mazowieckim, dodatkowo umacniając pozycję wielkiego księcia Litwy. W ciągu czterech lat dokonał Kazimierz, mimo młodego wieku i niedoświadczenia, wielkiego dzieła.

Tymczasem niespodziewane wydarzenia wstrzą­snąć miały już wkrótce zarówno Polską, jak i Li­twą. 10 listopada 1444 roku na dalekich Bałkanach Władysław, król Polski i Węgier, zginął w walce z Turkami. Tron polski był znowu nie obsadzony. Gdy wieść o klęsce pod Warną dotarła do Krako­wa, nikt nie chciał wierzyć w śmierć młodego władcy. Krążyły fantastyczne wieści, że tylko zaginął, że wkrótce da znać o sobie. Wysłano jed­nak gońców na Litwę. Zła nowina ,,napełniła ża­lem wielkim i wycisnęła książęciu łzy rzewne nad

30

stratą jedynego brata" — notuje kronikarz, prze­milczając, iż synowie Jagiełły byli przecież po­różnieni z sobą z powodu Litwy.

Osobista żałoba nie przesłoniła Kazimierzowi nowej sytuacji politycznej i perspektyw, jakie się

przed nim otwierały. Osierocony tron polski na­turalną rzeczy koleją musiał przyciągnąć jego 'uwagę'. Jako syn Jagiełły i wielki książę Litwy miał do niego niezaprzeczone prawa.

W Polsce tymczasem zwołano na dzień 23 kwiet-.nia 1445 roku zjazd do Sieradza. Co robić: czekać .' ha dalsze wieści z Węgier? Większość była za natychmiastowym wyborem nowego władcy. Zbyt długo już krajem rządził coraz bardziej zniena­widzony Oleśnicki! Gdy więc zaczęto myśleć o no­wym królu, nasunęła się .natychmiast kandydatu­ra Kazimierza. Tylko on mógł odnowić unię polsko-litewską, zerwaną ku wielkiemu niezado­woleniu panów polskich. Liczono przy tym, że Kazimierz w zamian' za wybór potwierdzi i znacz­nie rozszerzy przywileje udzielone szlachcie przez swoich poprzedników, a także podporządkuje Li­twę Polsce.

' Aby łatwiej osiągnąć zgodę na owe żądania, postanowiono zaprosić Kazimierza na najbliższy

32

zjazd do Piotrkowa, na 24 sierpnia tegoż roku, i nawet powierzyć mu rządy, ale tylko tymczaso­wo i zastępczo, niby to w oczekiwaniu na dalsze wieści o losach Warneńczyka. Z takim to dość za­wiłym poselstwem ruszyli na Litwę czterej wy­brani na posłów rycerze: Piotr Chrząstowski, Piotr Szamotulski, Piotr Oporowski i Mikołaj Czar­nooki.

Kazimierz przyjął wysłanników łaskawie, lecz powściągliwie. Już w pierwszych rozmowach wy­kazał duży — jak na osiemnastoletniego mło­dzieńca — zmysł polityczny. Pozornie pędząc bez­troski żywot, zajęty łowami w wielkich puszczach litewskich, jeździectwem, rycerskimi ćwiczeniami, w istocie prowadził już od pewnego czasu własną politykę, i to zarówno na Litwie, jak i poza jej granicami, na arenie międzynarodowej. '

Niepostrzeżenie prawie uwolnił się spod opieki Gasztołda; coraz zręczniej narzucał też swą wolę panom litewskim, wykorzystując dzielące ich wa­śnie. Osłabiał zbyt niezależnych i hardych boja­rów, urywając im przy różnych okazjach skrawki •majętności, przenosząc w inne dzielnice, odma­wiając synom opozycjonistów zgody na dziedziczenie ojcowskich urzędów i dóbr. Jednocześnie

33

nawiązuje kontakty z innymi władcami, śle po­słów do wielkiego mistrza krzyżaków i do papieża.

Kazimierz zdawał sobie doskonale sprawę, że na Litwie jego kandydatura na tron polski budziła niechęć. Panowie litewscy obawiali się zarówno odnowienia unii z Polską — i to na niekorzyst­nych, być może, dla Litwy warunkach! — jak po­wrotu do rządów namiestników. Nie leżało to jed­nak i w jego interesie. Jagiellończyk pragnął wprawdzie objąć osierocony przez brata tron, ale nie kosztem podporządkowania swego dziedzicz­nego księstwa Polsce.

Rozumiał znakomicie, że dziedziczne władanie Litwą wzmacnia jego pozycję także w Polsce, i .nie zamierzał się tego wyrzec. Nie myślał też płacić za wybór przywilejami, sądził bowiem, że i bez tego Polacy obwołają go królem. Trzeba tylko — nie okazując zbytniego entuzjazmu — grać na zwłokę, czekać! Czas jest sprzymierzeń­cem przewidujących polityków!

Ostatecznie więc rycerze polscy wrócili z Litwy z niczym. Przybyli na zjazd piotrkowski w końcu sierpnia 1445 r. panowie i szlachta mieli się bar­dzo rozczarować: Kazimierz nie przybył! Jego posłowie oświadczyli, iż książę boleje bardzo nad

34

śmiercią brata, lecz uważa, że czas nie jest odpo­wiedni, aby obejmować po nim tron. Trzeba za­czekać na pewniejsze wieści z Węgier, które — być może — zaprzeczą pogłosce. Na razie zaś mogą w Polsce rządzić zastępcy króla, jak to było w la­tach małoletności Władysława czy w okresie jego pobytu na Węgrzech. Pośpiech w tak smutnej i niejasnej sprawie nie jest na pewno wskazany.

Ta dyplomatyczna odpowiedź rozpoczęła okres dwuletnich targów i pertraktacji, kontredans po­selstw, słanych z Piotrkowa do Wilna i z Wilna do Piotrkowa, poprzez które obie strony starały się przeforsować swój punkt widzenia. W istocie bowiem szło o warunki, na jakich Kazimierz ma objąć tron polski. Pośredniczyła w rokowaniach królowa Zofia, niespokojna mimo wszystko, czy syn nie utraci w ogóle ojcowskiego tronu. Polacy bowiem, zdesperowani chłodem Kazimierza, wy­dawali się być bliscy wyboru innego pana.

Wysuwano nawet konkretne kandydatury: Fry­deryka Hohenzollerna i książąt mazowieckich Bo­lesława i Ziemowita. Pierwszy był jednak w Pol­sce jako Niemiec bardzo niepopularny, pozostali nie chcieli się angażować poważnie w walkę wy­borczą z obawy przed zemstą Kazimierza. Projek-

3»

35

ty te mogły spełnić jedynie rolę szantażu poli­tycznego. A posłowie polscy oświadczali w Wilnie:

Prosimy cię i błagamy, abyś raczył zmienić twój umysł, póki jeszcze można i godzi się, i póki nie zasiądzie na stolicy królewskiej kto inny, po­tężniejszy od ciebie, któremu będziesz musiał

podlegać!

Sami zresztą nie bardzo wierzyli w to, co mó­wią. Kazimierz nie pozostał zresztą dłużny i za­powiadając, iż “gdyby kto mimo woli jego usiąść chciał na polskim tronie, tego uważać będzie za swego wroga i postara się wszelkimi siłami, aby go strącić z niego i wygnać".

Wojna wisiała w powietrzu. We wrześniu 1446 roku Polacy zjechali się do Parczewa, a Litwini do Brześcia. O wspólnym zjeździe nie było mowy. Obie strony lękały się napaści i zdrady. Pertrak­tacje prowadzone przez posłów, raz wraz przery­wały targi i kłótnie. Litwini przypominali swe stare pretensje do ziemi podolskiej, łuckiej i Ole­ska. Polacy żądali zatwierdzenia swobód i praw w rozmiarach, które nie mogły być miłe przyszłe­mu władcy.

Powoli i z trudem rodził się; kompromis. Kazi­mierz, znużony dwuletnią walką, zaniepokojony,

36

że znaleźli się rywale do polskiej korony, wydał wreszcie dokument, że połączy oba narody związ­kiem braterskim (nie było więc mowy o podległo­ści Litwy!), że będzie nad nimi panował i bronił przed nieprzyjaciółmi. Zobowiązał się także 24 czerwca 1447 roku przybyć do Krakowa, by przyjąć koronę polską oraz zatwierdzić przywi­leje i prawa obu państw.

Było to więc ustępstwo, cena, którą należało zapłacić za tron! Jednocześnie na ustępstwa szła także strona polska. Panowie polscy dali gwaran­cję, że Kazimierz będzie mógł swobodnie powró­cić na Litwę, gdy tylko tego zapragnie i ile razy zapragnie. Podobny dokument kazał sobie niegdyś wystawić Jagiełło. Przeszło pół wieku unii nie zniweczyło wzajemnej nieufności: Kazimierz, obejmując tron ojca i brata, zabezpieczał się prze­ciw własnym poddanym.

Po załatwieniu rzeczy w ten sposób rozjechano się z Brześcia i Parczewa". Kazimierz podążył na Litwę, gdzie porządkował sprawy przed wyjazdem do Polski. Najważniejsze jego posunięcie z tego okresu to wystawienie Litwie wielkiego przywi­leju: rozszerzał on swobody osobiste i prawa ma­jątkowe bojarów, a równocześnie przyrzekał urzę-

37

dy na Litwie nadawać tylko mieszkańcom Wiel­kiego Księstwa i zachować państwo w granicach Witoldowych, tj. nie odrywać od niego ziem spor­nych z Polską, czyli Podola i Wołynia. Tak więc wbrew stanowisku feudałów polskich państwo li­tewskie nie tylko nie utraciło pełnej niezawisło­ści, ale Jagiellończyk manifestował wyraźnie, iż o jego interesy będzie dbał jak o swoje własne.

W czerwcu 1447 r. orszak młodego króla prze­kroczył granicę polsko-litewską. W Sandomierzu spotkała syna królowa Zofia, w Korczynie witali go niewidziani od lat: Oleśnicki i wojewoda kra­kowski Jan z Tęczyna.

Wjazd do Krakowa odbył się wspaniale. Stolica uroczyście witała syna Jagiełły, reprezentanta dy­nastii, którą Polska przywykła już uważać za swoją. ,,Wszystek lud miejski wyszedł na jego spotkanie, Akademia także i szkoły, Wincenty ar­cybiskup gnieźnieński, Zbigniew krakowski, Ję­drzej poznański i Paweł płocki -— biskupi witali jego królewską mość."

Tak skrupulatny zwykle Jan Długosz przemil­cza wszakże jedno ważne wydarzenie: mowę po­witalną, którą — jak chcą niektórzy — wygłosił przy tej okazji profesor Akademii Krakowskiej,

doktor medycyny, wykształcony w Padwie syn chłopski, Jan z Ludziska. W wystąpieniu jego, obok wysławiania świetności i starożytności rodu Jagiellonów i wyliczenia cnót elekta, wiele miej­sca zajęły ustępy poświęcone reformie państwa polskiego oraz sprawie coraz nieznośniejszego uci­sku wsi.

Rolnicy są tu straszliwie uciskani niewo­lą (...) więcej niż jeńcy kupowani lub wzięci w bi­twie i uprowadzeni do niewoli! — oświadczyć miał Jan z Ludziska, podobno wyznawca rewolu­cyjnej ideologii Husa.

Warto poświęcić chwilę uwagi stosunkom, jakie panowały na wsi polskiej w tym okresie. Schyłek XIII i wiek XIV były wyjątkowo pomyślne dla ludności wiejskiej. Uregulowane stosunki prawne w okresie tzw. kolonizacji, niezbyt wysokie świad­czenia, szybki rozwój techniki w rolnictwie — wprowadzenie regularnej trójpolówki, nawożenia, pługów z żelaznymi częściami i bron — wszystko to umożliwiało wzrost zamożności chłopów. Bar­dziej przedsiębiorczy dorabiali sobie dodatkowo lichwą i handlem, kupowali sołectwa, często prze­nosili się do miast. -

Ale gdy jeden chłop dorabiał się i powiększał

swe .gospodarstwo, inny sprzedawał część swej ziemi i zostawał zagrodnikiem. Coraz więcej krę­ciło się w związku z tym na wsi różnych parob­ków i najmitów żyjących z pracy u zamożnych gospodarzy. Była więc wieś tego Okresu organi­zmem mocno zróżnicowanym. Na jej szczycie znajdowali się oczywiście sołtysi. Wieki XIV i XV to okres szybkiego rozwoju posiadłości sołtysów zwanych folwarkami. Liczyły one kilka, czasem kilkanaście łanów i dostarczały zboża na sprzedaż w pobliskim mieście. Na ich znaczne dochody ła­komie spoglądali panowie świeccy i duchowni.

Rozwój miast i zapotrzebowanie na płody rolne z jednej strony, a jednocześnie spadek wartości pieniądza, a więc spadek wartości czynszów wno­szonych przez chłopów za uprawianą ziemię — oto powody powstawania folwarków. Biskupi, klasztory, szlachta zaczęli teraz sami brać pod uprawę ziemię. Karczowano lasy lub usuwano chłopów, zagarniając ich gospodarstwa. Księgi są-. dowe z przełomu XIV i XV wieku pełne są skarg rolników, którym ,,kazano z dziedziny precz". Ciągnęły szlachtę także dobrze zagospodarowane folwarki sołtysie. W 1423 r. w Warcie uchwalono więc przepis dozwalający usunięcie “nieużytecz-"

40

nego" lub “buntowniczego" sołtysa poprzez przy­musowy wykup sołectwa. Umożliwiło to usunięcie w ciągu kilku dosłownie dziesięcioleci tak moż­nych dotąd sołtysów. Ich ziemie znalazły się w obrębie majętności kościelnych i szlachec­kich. ,. ;

Folwark szlachecki nie zatrudniał — jak fol­wark sołtysi — najemników. Szlachcic nie miał zamiaru płacić za pracę przy orce czy żniwach;

o wiele łatwiej i wygodniej było mu zmusić chło­pów do wykonywania tych czynności za darmo. Wraz z wprowadzeniem — początkowo w niewiel­kim rozmiarze — pańszczyzny ograniczano prawa chłopów do opuszczania wsi. Wspomniany wyżej statut warcki zawiera ostre postanowienia prze­ciw ,,parobkom i dziewkom niewolnym uchodzą­cym lub uciekającym", ponieważ przynosi to ,,nie małe szkody" ich panom.

Chłopi usiłowali na różne sposoby przeciwsta­wiać się wzrastającemu wyzyskowi. Wierzyli, że znajdą sprawiedliwość, wydobywali więc ze skrzyń stare przywileje, jeździli do sądów. Przy­bycie do Krakowa króla Kazimierza Jagiellończy-ka obudziło nadzieje, zwłaszcza iż przed wyja­zdem do Polski, 2 maja 1447 r., uwolnił on chło-

41

pów litewskich od pewnych bardzo uciążliwych podwód. Nie tylko więc Jan z Ludziska wierzył, że będzie to władca, który zniweczy ,,fałsz moż­nych" i usunie “niewolę chłopską, najgorszą pla­gę ze wszystkich nieszczęść, jaka dla ludzi wol­nych cięższa jest od wszelkiej kary", który spro­wadzi “wolność dla chrześcijańskich mieszkańców królestwa".

Nie wiemy na pewno, czy została wygłoszona i jakie wrażenie wywarła śmiała mowa krakow­skiego uczonego na nowym władcy. Niewątpliwe jest natomiast, że przybył do Polski z zamiarem wprowadzenia daleko idących zmian i ulepszeń. Świadczy o tym choćby przebieg koronacji na Wa­welu, która odbyła się 25 czerwca 1447 roku, w obecności dostojników królestwa, panów litew­skich, licznie przybyłych książąt z Mazowsza, Ru­si i Śląska, posłów zagranicznych, ba! nawet szlachty czeskiej i morawskiej, ściągniętej cieka­wością barwnego widowiska.

Astrologowie nie tuszyli dobrze o tej koronacji, że się odbyła w dniu złym" — notuje Długosz. Zdaje się, że idzie tu o fakt, że nie obyło się w mo­mencie tak uroczystym bez zwady. Nowy król od­rzucił mianowicie żądanie przedstawicieli obozu

43

móżnowładczego, by zatwierdził przywileje w brzmieniu ze schyłku panowania Jagiełły i cza­sów Władysława Warneńczyka. Był to wstęp do rozpoczynającej się ostrej walki między królem a obozem możnowładczym o zakres władzy mo­narszej.

3. Król czy kardynał?

Władza monarsza w Polsce była od lat ogrom­nie osłabiona. Korzenie tego zjawiska sięgały głę­boko, jeszcze w epokę rozbicia dzielnicowego. Au­torytet tronu podźwignął wprawdzie w XIV w. mądry Kazimierz Wielki, ale po jego bezpotomnej śmierci w kraju znów decydujący głos uzyskało możnowładztwo duchowne i świeckie. Ludwik Wę­gierski nigdy nie czuł się pewnie na polskim tro­nie, lawirował między magnatami i szlachtą, czy­nił ustępstwa na prawo i lewo, nie myśląc o ich konsekwencjach.

Również Jagiełło, niedawny poganin, wyniesio­ny przez panów małopolskich i koronowany dzięki małżeństwu z Jadwigą, znajdował się w niełatwej

45

sytuacji. Jedynym atutem w rozgrywkach między nim a możnymi i szlachtą było dziedziczne włada­nie Litwą, niestety nadszarpnięte przez bunty Wi­tolda oraz Swidrygiełły. Trzeba więc było decydo­wać się na ustępstwa wobec licznej i energicznej szlachty polskiej. A ta coraz ostrzej zgłaszała pre­tensje do współrządów, konkurując pod tym względem z magnatami. Jagiełło znajdował się chwilami między młotem a kowadłem. Pamięta­my, ile trudów i zabiegów kosztowało go zapew­nienie sukcesji synowi.

Krótkie rządy Warneńczyka, który najpierw nie mógł jako niepełnoletni sprawować władzy, a po­tem bawił na Węgrzech, umocniły niepomiernie stanowisko panów małopolskich, zwłaszcza zaś ich potężnego przywódcy — biskupa krakowskie­go Oleśnickiego.

Ale młody, energiczny król nie zamierzał po­godzić się z tym stanem rzeczy. Potrzebował jed1-nak sojuszników. Na jakiej grupie społecznej moż­na się oprzeć bez obawy, że okaże się zbyt słaba lub nieudolna? Myśl o szlachcie narzucała się sa­ma: wrogo nastawiona wobec Oleśnickiego i moż­nych, aktywna, rzutka!

Ale wobec tego nie można było nawet marzyć

o jakichkolwiek ulgach dla chłopów. Nowy wład­ca musiał od razu zrezygnować z programu sugerowanego mu przez Jana z Ludziska, a raczej pod­jąć go częściowo w antymagnackim aspekcie.

Już następnego dnia po koronacji — opowiada Długosz — ,,w kilku wsiach klasztoru tynieckiego, które odmówiły nowemu królowi Kazimierzowi dostawy niezwykłych podwód, pozabierano lu­dziom dobytki. Rozżalone taką krzywdą niewiasty z pomienionych wsi, przybiegłszy ze swoim byd­łem, napełniły cały kościół krakowski, nabożeń­stwem właśnie zajęty, płaczem i krzykiem wiel­kim, i sprawiły zamieszanie w kościele. Wielu wzięło to bardzo do serca, że król Kazimierz od ta­kich zelżywości poczynał swoje panowanie".

Tyle kronikarz, niechętny zresztą królowi, może więc trochę przesadnie ujmujący sprawę. . Nie­mniej jednak było prawdą: Kazimierz Jagiellończyk, licząc na pomoc szlachty przeciw magnatom, musiał przymknąć oczy n'a wzrost wyzysku chłop­stwa i wszystkie niekorzystne przemiany na wsi.

A miasta? Czy król mógł liczyć na sojusz z mia­stami, które np. w Europie zachodniej wspierały władzę królewską? Nie byłaby to zła kalkulacja, Nasze miasta w XV wieku brały jeszcze czynny

48

udział w życiu politycznym. Wysyłały swych przedstawicieli na walne zjazdy stanów królestwa, uczestniczyły w takich wydarzeniach państwo­wych, jak elekcje, zawieranie międzynarodowych traktatów. Mieszczanie byli bogaci. Istniały tra­dycje współpracy mieszczaństwa z tronem, i to .z niezbyt odległych czasów Kazimierza Wielkie­go. Do tych tradycji będzie się starał nawiązy­wać — ze zmiennym powodzeniem w różnych mo­mentach — także Kazimierz Jagiellończyk.

Pierwsze lata panowania były dla syna Jagiełły szczególnie trudne. Po kilkuletniej nieobecności przybywał do kraju niechętnie nastrojonego, roz­goryczonego długimi przetargami i prolitewskim nastawieniem króla. Odmowa zatwierdzenia przy­wilejów — wbrew obietnicy — pogłębiła niechęć. W początkowym okresie mógł więc Jagiellończyk liczyć tylko na to, że Oleśnicki był jeszcze bardziej niepopularny niż on sam. A właśnie rozgrywka z Oleśnickim i popierającą go grupą małopolskich wielmożów była wstępem do odbudowania autory­tetu władzy monarszej w Polsce, do prób stworze­nia silnego, scentralizowanego państwa, jakie bu­dowali w tym czasie królowie francuscy czy an­gielscy.

4 Kazimierz Jagiellończyk

49

'Dla ukrócenia wszechwładzy potężnego biskupa wykorzystał Kazimierz antagonizm między Mało­polską a Wielkopolską. Wielkopolanie czuli się od­suwani przez Małopolan od rządów, lekceważeni. Tutaj najłatwiej można było znaleźć ludzi wrogo wypowiadających się o rządach biskupa. Oleśnicki nie pozostał jednak dłużny królowi. Zagrożony w swych wpływach, nawiązał kontakty z niechęt­ną Kazimierzowi grupą możnych litewskich i ra­zem z nimi poparł syna zamordowanego Zygmun­ta Kiejstutowicza, Michała, który od dawna — już to prośbami, już podstępem — starał się odzyskać majątki ojcowskie i stanowisko.

Jeszcze w 1447 r., wkrótce po koronacji, gdy Ka­zimierz udawał się z matką do Wielkopolski, Mi­chał zabiegł mu drogę w Kaliszu. Błagał króla o przebaczenie za dotychczasowe knowania i prosił o przywrócenie posiadłości. “Ale król, któ­rego tak wielka losu zmiana powinna była poruszyć do litości, wzgardził prośbami czołgającego się z pokorą książęcia".

Wykazawszy w ten sposób znaczną roztropność, Kazimierz szedł dalej konsekwentnie obraną dro­gą. Jesienią tego samego roku usunął ze' stanowisk na Litwie stronników Michała; on sam przebywał

50

jakiś czas na Mazowszu, potem w niewoli krzy­żackiej — dostał się do niej próbując przedrzeć się na Żmudź. Wreszcie wyjechał na Śląsk, poszuku­jąc i tam pomocy przeciw Jagiellończykowi.

Wkrótce widzimy go znów na Litwie. Wiosną 1449 roku opanował Starodub, Nowogródek Sie-wierski i inne zamki. Wspomagany przez Tatarów, siał postrach i zniszczenie. W sierpniu król Kazi­mierz, zebrawszy wojska litewskie i ruskie, do których przyłączył się poczet Polaków — ,,samych tylko dworzan", ruszył na Michała. Do starcia jed­nak nie doszło, gdyż na wieść o zbliżaniu się króla Michał oddał zamki i zagarnięte obszary, a sam umknął.

Jesienią, opanowawszy ostatecznie sytuację na Litwie, Kazimierz powrócił do Polski. Czekała go tu walna rozprawa z Oleśnickim. We wrześniu 1449 r. dumny biskup otrzymał od papieża czer­wony kapelusz kardynalski. Przysporzyło mu to tylko wrogów i rozjątrzyło opozycję, ośmieloną poparciem króla. Na zjeździe w Piotrkowie w grudniu 1449 r. doszło do poważnych starć.

Przybył tu “Zbigniew kardynał z liczną drużyną braci i przyjaciół (doszła go bowiem była wiado­mość, że niektórzy panowie polscy odkazywali się

4*

51

przeciw niemu z jakimiś groźbami i obelgami), i wszedłszy do pałacu królewskiego z wielką okaza­łością, udał się do izby obrad. Władysław zaś arcybi­skup gnieźnieński, obawiając się, aby nie był zmu­szony ze starszego miejsca ustąpić, opuścił izbę wraz z Jędrzejem biskupem poznańskim tudzież wojewodami Łukaszem poznańskim i Wojciechem Malskim łęczyckim i innymi panami koronnymi, którzy niechętnym okiem patrzyli na to wyniesie­nie Zbigniewa, utyskując, iż godność kardynalska udzielona mu została z ich krzywdą i zniewagą, aby przodek i pierwszeństwo należące się arcy-biskupowi sobie przywłaszczył i aby tego jednego, które im służyło, prawa starszeństwa ziemi wiel­kopolskiej ustąpić musieli krakowskiej, gdy przed wszystkimi innymi zawżdy przodkowali."

Panowie wielkopolscy, jak opowiada dalej Dłu­gosz, zebrali się na osobną naradę i zaprosiwszy na nią króla, wystąpili ze skargami na Oleśnickiego. Kazimierz wysłuchał chętnym uchem, uznał jed­nak, iż jeszcze za wcześnie na bezpośredni atak. Całą sprawę zakończono kompromisem: ,,Zeby ato­li żadna strona nie zdawała się zelżoną i na czyje-kolwiek wystawioną przekąsy, uproszono kardyna­ła, że jednocześnie z Władysławem arcybiskupem

52

gnieźnieńskim z>Piotrkowa ustąpił. Po ich odjeź­dzie dopiero poczęto radzić o sprawach publicz­nych..."

W istocie jednak ów kompromis był głęboką po­rażką Oleśnickiego. Po raz pierwszy dumny mag-

, nat musiał się zgodzić, że najważniejsze sprawy państwowe rozstrzygano .bez niego. Wyjechał, ale uraza pozostała i nie ułagodziło jej przyznane mu przez zjazd piotrkowski wiosną 1451 r. pierwsze miejsce w senacie, a więc ów ,,przodek" przed ar­cybiskupem gnieźnieńskim.

W tym samym roku doszło do otwartego starcia między królem a potężnym kardynałem. Wkrótce po zjeździe piotrkowskim spotkali się obaj w No-

-wym Korczynie. Odbywał się tu zjazd prowincjo­nalny szlachty ziemi krakowskiej, sandomierskiej i lubelskiej. Oleśnicki wykorzystał nieobecność

'niechętnych sobie panów wielkopolskich i zaata­kował króla.

Przebieg dramatycznej sceny zanotował skrupu­latnie kronikarz.

Widzisz to i poznajesz, Najjaśniejszy Kró­lu — miał rzec kardynał —że wszystkie twoje dzieła i sprawy, z jakąkolwiek bacznością i usil-

nością przedsiębrane, na złe i n'a straty wychodzą.

53

Kardynał Oleśnicki (ryć. z 1443 r.)

Nie dzieje się to bez przyczyny. Albo my z tobą, albo ty sam jesteś w grzechu... Jagłellończyk zażądał wyjaśnienia insynuacji:

Cóż rozumiesz, czy jestem pod zaklęciem ja­kiej winy?

Tak jest! —odpowiedział kardynał Zbig­niew.

Powiedzże mi — rzekł król — jaka to ciąży iia mnie wina? ,Na to kardynał:

Między sprawami ludzkimi, a zwłaszcza u chrześcijan, nie ma nic ważniejszego, nic święt-szego nad przysięgę. Ty pogwałciłeś ją, królu, strą­ciwszy ze stolicy i wypędziwszy z dziedzictwa, oj­czystego książęcia Michała, brata twego, a syna Zygmunta wielkiego księcia litewskiego. A co wię­cej jeszcze majestat boski obraża — upokorzone­mu i żebrzącemu litości, zrzekającemu się nawet swoich praw i ojcowizny, byleby cię tylko mógł przebłagać, odmówiłeś przebaczenia.

Była to więc otwarta obrona starego wichrzycie­la i wroga Kazimierza. Nie wiadomo, jak zakonr-czyłaby się cała sprawa, gdyby nie śmierć Michaia na przełomie 1451 i 1452 roku.

Już na pierwszym zjeździe pc, feorosnacji, 55

w Piotrkowie, wystąpili panowie i szlachta z proś­bami, aby król zatwierdził prawa i przywileje da­ne im przez poprzednich panujących oraz aby obie­cał przyznać Polsce sporne z Litwą tereny: Po­dole i Wołyń. Kazimierz uchylił się wówczas od definitywnej odpowiedzi i szybko wyjechał na Li­twę. Żądania te powtarzano i w roku 1448, a w grudniu 1449 stały się powodem zerwania obrad i unieważnienia uchwał podjętych w Piotrkowie.

Był to ten sam zjazd, z którego wycofać się mu­siał Oleśnicki. Doszło tu niemal do rebelii przeciw Jagiellończykowi. “Skoro bowiem n'a prośby ca­łego zgromadzenia usłyszano taką króla odpo­wiedź, że nie może z ujmą Wielkiego Księstwa Li­tewskiego potwierdzić praw Królestwu Polskiemu, natychmiast za zgodą powszechną zniesiono wszy­stkie uchwały. Oburzyły się przeciw królowi umy­sły radców; odstąpili go i nic stanowczo nie załat­wiwszy, opuścili obrady. Oznajmili przy tym wszyscy królowi, że jego rozporządzeń nie mogą ani słuchać, ani wykonywać; odmawiają mu nawet wszelkiego posłuszeństwa, dopóki praw i,swobód Królestwa Polskiego wyraźnie pismem i przysięgą nie zatwierdzi."

Spór zaostrzył się jeszcze w 1451 r. w związku

56

z chorobą, a następnie śmiercią Swidrygiełły, po którym pozostała ziemia łucka — kość niezgody między Litwinami i Polakami. Zajęcie zamku łuc-kiego przez załogę litewską i pogłoski obiegające Polskę, że nastąpiło to w porozumieniu z królem bawiącym właśnie na Litwie, omal nie doprowa­dziły do wojny. Wzburzona szlachta, jątrzona przez głównych wrogów króla: Oleśnickiego, wojewodę krakowskiego Jana z Tęczyna i wojewodę sando­mierskiego Jana z Oleśnicy, domagała się, aby zie­mie sandomierska, lubelska i ruska chwyciły za broń ,i ruszyły pod Łuck. Na szczęście Oleśnicki miał zbyt wielu przeciwników nawet na terenie Małopolski, aby plany jego zostały zrealizowane.

Zaniepokojony Jagiellończyk poszukał starym sposobem oparcia w Wielkopolsce. Wysłał zatem król rycerza Tomasza Secygniewskiego do prała­tów l panów Wielkiej Polski z ostrą skargą n'a Zbigniewa kardynała, użalając się, że w Sando­mierzu, składał osobne zjazdy z niektórymi pana­mi do swego przeciągnionymi stronnictwa i pod­burzał .powszechność przeciw królowi". Oleśnicki rozgłaszał między innymi, że Kazimierz Jagielloń­czyk wywiózł z Polski na Litwę wielkie skarby oraz zapasy broni; namawiał także szlachtę, aby

57

wymówiła królowi posłuszeństwo i wstrzymała wypłatę dochodów z dóbr królewskich.

Było to więc otwarte podżeganie do buntu. Wal­ka między królem a “niekoronowanym. władcą" —-księciem kościoła wkraczała w fazę rozstrzyga­jącą.

Za pośrednictwem Secygniewskiego Jagiellończyk wezwał przychylnych sobie panów i szlachtę na zjazd do Sandomierza w Zielone Święta 1452 roku. Jakoż przybyli tu: biskup włocławski Jan, wojewoda poznański Łukasz Górka, wojewoda brzeski Mikołaj Szarlejski oraz wielu innych Wielkopolan znanych z niechęci do kardynała. Sta­wili się także ,,niektórzy wezwani listami pano­wie krakowscy" popierający króla w tym sporze. Narady trwały cały tydzień. Stronników Oleśnic­kiego nie dopuszczono na nie.

Zjazd sandomierski zaniepokoił Oleśnickiego i związanych z nim wielmożów. Spostrzegli bo­wiem, że król zdobył sobie w ciągu kilku lat po­ważne grono stronników i że się ono bardzo szyb­ko powiększa. Należało liczyć się z istnieniem obo­zu królewskiego. Gdy Jagiellończyk przybył na uroczystości Bożego Ciała do Krakowa, ,,Zbigniew kardynał i wojewodowie krakowski i sandomier-

58

ski, przybywszy do rady królewskiej, użalali się gorzko na króla o wytoczone przeciw nim oskarże­nia, oświadczając, iż gotowi byli tłumaczyć się i usprawiedliwiać z czynionych im zarzutów".

Kazimierz Jagiellończyk przyjął — tak się przy­najmniej wydawało — za dobrą monetę ową ma­nifestacyjną chęć pojednania. Ze była krótkotrwa­ła, okazało się już wkrótce. Kardynał znów za­rzucał królowi, że nie dba o pomyślność Polski, faworyzuje Litwę, odrywa od królestwa należne jej prawnie ziemie łucką i podolską; zamiast wy­mierzać sprawiedliwość i chronić poddanych od napaści łotrów, “oddawał się zbytkom i rozko­szom, trawiąc czas na próżnowaniu, łaźniach i bie­siadach".

Poparli gorąco Oleśnickiego: wojewoda kra­kowski Jan z Tęczyna i sandomierski Jan z Oleś­nicy, po czym cała trójka usunęła się ostentacyj­nie z Wawelu i przestała przychodzić na posiedze­nia rady królewskiej, utrudniając w ten sposób jej funkcjonowanie. Nie miało to zresztą większe­go znaczenia, gdyż król wyjechał wkrótce do Wielkopolski. W Łęczycy przyjmowali go wspa­niale panowie wielkopolscy, zwłaszcza arcybiskup gnieźnieński. Stąd Jagiellończyk udał się do Nie-

59

szawy, “gdzie zaproszonego do siebie mistrza pru­skiego wraz ,z biskupami i komturami we czwar­tek po 'Sw. Jakubie wspaniałą uraczył biesiadą i szubami sobolowymi tudzież innymi darami hoj­nie poczcił". Następnego dnia król z kolei był go­ściem krzyżaków w Toruniu, spożył wraz z wiel­kim mistrzem obiad i otrzymał od niego dary. Spotkanie przebiegało w pozornie przyjaznej at­mosferze.

Z Wielkopolski ruszył król do Sieradza, gdzie w dniu 24 sierpnia miał się zacząć zjazd walny panów i szlachty całego królestwa. Kardynał Oleś­nicki ostentacyjnie na obrady nie przybył. Zjawi­li się natomiast posłowie litewscy. “Prośba ich była tej treści: aby ich zostawiono przy całości granic, a zwłaszcza ziemi podolskiej i łuckiej, któ­re książę Witold posiadał, nie dopuszczą bowiem żadnego umniejszenia kraju."

Ale nie tylko spory graniczne były przedmiotem litewskiego poselstwa. Oświadczyli bowiem Li­twini, “że nie chcą w żaden sposób do Polski być wcielonymi ani jej podległymi i woleliby raczej wszyscy zginąć, niżeli na to zezwolić, aby ich do Królestwa Polskiego przydzielono i służyć mu ka­zano. Jeśli więc te żądania odrzucone będą,

oświadczyli, że postarają się o innych sprzymie­rzeńców i przyjaciół, bez naruszenia wierności i posłuszeństwa Kazimierzowi".

Wystąpienie posłów litewskich było ogromnie nie na rękę Jagiellończykowi. A właśnie w czasie sieradzkiego zjazdu przypuszczono do niego gene­ralny atak, aby zatwierdził wreszcie prawa i przy­wileje, jak to był obiecał w czasie pertraktacji o tron. Tylko wielki talent dyplomatyczny i zręcz­ność Kazimierza sprawiły, że przełożono sprawę do następnego walnego zjazdu, który miał się od­być dopiero za rok. Załatwiwszy sprawy polskie, ruszył Jagiellończyk na jesień i zimę do Wilna.

Rok 1453 był specjalnie brzemienny w wyda­rzenia. Wiosnę król spędził jeszcze dosyć beztro­sko n'a łowach w ulubionych litewskich puszczach. Ale już 13 czerwca był w Parczewie, gdzie miał się odbyć zjazd polsko-litewski dla ostatecznego załatwienia wiecznych sporów. Litwini zatrzymali się jednak w Brześciu, a do Parczewa przysłali tylko posłów, którzy powtórzyli stare postulaty. Przybyli tu także posłowie książąt mazowieckich upomnieć się o zabrane przez Litwę powiaty: Go-niądz i Tykocin. Kazimierz dość szorstko odmówił, co wywarło złe wrażenie na Polakach, a Oleśnic-

62

3ciemu dało okazję do nowych ataków na króla. Wyciągnięto też sprawę zatwierdzenia przywile­jów.

W końcu zebrani rozjechali się, nie uchwaliwszy nic konkretnego prócz terminu następnego spot­kania. Odbyło się ono 24 czerwca w Piotrkowie. Atmosfera była bardzo gorąca. Zebrani wydobyli ze skrzyni starannie przechowywane oświadczenie króla, w którym zobowiązywał się potwierdzić-prawa koronne, ,,i takowe publicznie odczytano". Kazimierz zwlekał cały dzień, wreszcie oświadczył dyplomatycznie, iż może potwierdzić prawa i przywileje Korony, ale tylko jako król polski. W związku z tym w akcie zatwierdzenia opuszczo-'ny zostanie tytuł wielkiego księcia litewskiego.

To oświadczenie króla, chociaż zdawało się na pozór słuszne, gdy je atoli głębiej roztrząśniono, po­znano, że mieściło w sobie ukrytą zdradę". W ten sposób związek Polski z Litwą nie tylko nie uleg­nie wzmocnieniu, ale wprost przeciwnie — osłab­nie! W Piotrkowie zawrzało. Gdy dalsze pertrak­tacje nie przynosiły rezultatu, partia wroga Ja­giellończykowi posunęła się do groźby wypowie­dzenia mu posłuszeństwa. Doszły do tego inne jeszcze uciążliwe i upokarzające żądania, aby wy-

63

dalio z Polski wszystkich Litwinów, a -Księstwo Litewskie oddać w zarząd specjalnie wybranemu namiestnikowi, królowi zaś wyznaczyć czterech doradców, “bez których by zezwolenia nie mógł nic ważniejszego poczynać". Wszystkie te punkty odczytał Jagiellończykowi nie bez wielkiej saty­sfakcji jego śmiertelny wróg i główny wichrzy­ciel — kardynał Zbigniew.

Urodzony dyplomata i realista, jakim był przy całej swej apodyktyczności i absolutystycznych zapędach, Kazimierz zrozumiał, że zwyciężyć Oleśnickiego może tylko godząc się na żądania szlachty. Choć z ciężkim sercem, rezygnuje z wal­ki, którą prowadził wytrwale od kilku lat. Było to przykre, ale jedyne wyjście. W obecności mag­natów i dwunastu spośród szlachty wypowiada więc znamienne słowa:

Ja, Kazimierz, król polski, wielki książę li­tewski i dziedziczny pan Rusi, przysięgam, ślubu­ję 'i przyrzekam na tę świętą boską Ewangelię, że wszystkie prawa, swobody, przywileje, zapisy i nadania mojego Królestwa Polskiego, duchowne i świeckie, kościołom i Królestwu Polskiemu, bi-. skupom i książętom, panom, rycerstwu, miastom, mieszkańcom kraju, zgoła wszystkim poddanym

64

wszelkiego stanu i powołania, przez świętej pa­mięci książąt, królów, rządców i jakichkolwiek bądź panów i dziedziców Królestwa Polskiego, a mianowicie przez Władysława ojca i Władysła­wa brata mego, królów polskich, udzielone, daro­wane i nadane, utrzymam, zachowam i wykonam we wszystkich warunkach i opisach. Cokolwiek zaś niesprawiedliwie od tego Królestwa oderwano albo wydarto, to według możności mojej usiłować będę przywrócić i z całością państwa spoić; gra­nic jego nie uszczuplę, ale owszem, całymi siłami przyrzekam ich bronić i starać się o ich rozszerze­nie.

Tym oświadczeniem Kazimierz zrywa z dotychczasową polityką, wiąże się ze szlachtą, rezygnuje - z dużej części swych pierwotnych ambitnych pla­nów. Do niektórych z nich wróci jeszcze — ale już nigdy nie uda mu się w pełni ich przeprowadzić. fiyła to cena, którą musiał zapłacić za ostateczne zwycięstwo nad kardynałem, a także za możli­wość rozwinięcia szerokiej gry międzynarodowej, aby odzyskać ziemie “niesprawiedliwie od tego Królestwa wydarte": Pomorze. Trzeba bowiem pamiętać, że do Piotrkowa przybyli posłowie Związku Pruskiego, a zaraz za nimi zjechali wy-

5 Kazimierz Jagiellończyk

6§

słannicy wielkiego mistrza krzyżaków. Na Pomo­rzu zaczynała się wielka burza i Kazimierz dosko­nale oceniał możliwości i perspektywy, jakie sta­wały właśnie przed Polską.

Wojna trzynastoletnia wisiała w powietrzu.

4. Małżeństwo i dyplomacja

W osobistym życiu władca nie powinien rządzić się sercem. Najbardziej prywatne sprawy podpo­rządkowane muszą być racji stanu. Małżeństwo królewskie rodzi się więc jako wynik dyploma­tycznych rozważań, przewidywań kierunków roz­woju sytuacji międzynarodowej, ewentualnych rozgrywek między panującymi domami.

Dziesięć dni trwały narady posłów polskich i króla węgierskiego Władysława Habsburga, któ­rzy zjechali się w 1453 r. we Wrocławiu. Wkrótce ogłoszono uroczyście, że król polski Kazimierz Ja-giellończyk poślubi siostrę Władysława, a córkę Albrechta, niegdyś władcy Czech i Węgier i kró­la rzymskiego, Elżbietę Habsburżankę. Dwa wiel-

s*

67

kie rody panujące połączą się mocnym węzłem. Który wyciągnie stąd większe korzyści, pokaże przyszłość. Doradcy obu stron roztaczają przed władcami różne ponętne perspektywy...

Narzeczona miała niespełna siedemnaście lat, była nieładna nawet mimo uroku młodości. Por­trecik dostarczony Kazimierzowi, zachęcające re­lacje dworaków nie mogły przesłonić tego faktu. Ale nie o urodę chodziło przecież roztropnemu królowi! Nie o posag — 100 tysięcy czerwonych złotych, które Władysław obiecał wypłacić sio­strze, nigdy zresztą swej obietnicy nie wypełnia­jąc. Elżbieta da mu synów, wzmocni dynastię ja­giellońską. Spowinowacenie się z Habsburgami umożliwi już niezadługo prowadzenie szerokiej, międzynarodowej gry. Stary dom litewski wy-dźwignie się na wielką potęgę Europy środkowej.

Termin ślubu wyznaczono na luty 1454 roku. Kazimierz zobowiązał się zapisać swej przyszłej' żonie dosyć hojne wiano w ziemi sandomierskiej i łęczyckiej, m. in. miasta: Koło, Opoczno, Prze-decz. Miesiące jesienne i początek zimy strawił Kazimierz — wedle kronikarza — polując w pu­szczach litewskich i przygotowując wielkie zapa­sy dziczyzny, by godnie przyjąć narzeczoną i przy-

68

Królowa Elżbieta (wg drzewa genealogicznego cesarza Maksymiliana I)

byłych na zaślubiny gości. Solone, wędzone lub wprost zamrożone sztuki zwierzyny —- nie brakło wśród nich słynnych z doskonałego mięsiwa nie­dźwiedzi, których łapy zwłaszcza uchodziły w średniowieczu za przysmak — transportowano ha saniach przez całą Polskę aż do Krakowa.

Wkrótce ich śladem ruszył sam król, zatrzymu­jąc się po kilka dni w znaczniejszych grodach i miastach, załatwiając ważniejsze sprawy pań­stwowe i przyjmując posłów. W Sandomierzu za­biegli mu drogę posłowie Związku Pruskiego z wielmożą pomorskim Gabrielem Bażyńskim na czele. Kazimierz przyjął ich łaskawie, a na goto­wość poddania ziem pruskich Polsce zalecił, aby przysłano oficjalne w tej sprawie poselstwo.

25 stycznia 1454 roku król wjechał do Krakowa, witany uroczyście przez dostojników, rycerstwo, mieszczan i studentów. Zabrano się żwawo do przygotowania uroczystości weselnych. Naprzeciw narzeczonej ruszyć miał orszak złożony z naj­przedniejszych panów i szlachty. Król dobrał sta­rannie uczestników, powierzając tak zaszczytną misję Janowi z Czyżowa, kasztelanowi i staroście krakowskiemu, Janowi z Tęczyna, wojewodzie krakowskiemu, Stanisławowi Ostrorogowi, woje-

70

wodzie kaliskiemu i Piotrowi z Szamotuł, kaszte­lanowi poznańskiemu. Mieli więc witać Elżbietę zarówno Małopolanie, jak Wielkopolanie. Jagiel-lończyk taktownie podzielił owo wyróżnienie mię­dzy obie zwalczające się grupy, bacząc, by nowy spór prestiżowy nie zaognił sytuacji wewnątrz kraju.

Wielmożom towarzyszyły ich żony, stateczne matrony, które miały się zająć młodziutką Habs-burżanką i dotrzymać jej towarzystwa. Dołączono także do orszaku dla większej okazałości ,,mło­dzież wybrańszą królewskiego dworu", cały za­stęp dzielnych rycerzyków, paziów, giermków, służby, tak iż cały poczet liczył ponad dwa tysią­ce osób, przybranych strojnie i kolorowo, na do­borowych koniach. Kawalkada ruszyła gwarnie, z muzyką i śpiewami, przez zaśnieżone drogi, ku Śląskowi, skąd przybyć miała narzeczona.

Elżbieta, eskortowana przez grono znakomitych pań i panów czeskich, węgierskich i austriackich, zjechała do Cieszyna 2 lutego. Tutaj, po dwudnio­wym odpoczynku, nadeszła chwila rozstania ze znajomymi i przyjaciółmi. Przybyli do Cieszyna Polacy mieli odtąd towarzyszyć młodej narzeczonej i wieść ją na Wawel.

71

Droga, mimo że orszak starał się ją uczynić jak najmniej przykrą, nie była ani łatwa, ani miła. “Mrozy ostre tegorocznej zimy — pisze kroni­karz — trwały aż do dnia 6 lutego, a ogromnie śniegi wszystkie drogi pozawalały. Nie tylko trzo­dy domowe, ale i dzikie zwierzęta po lasach nie miały się czym żywić." Grajkom nadwornym, któ­rzy umilać mieli czas Elżbiecie, grabiały ręce; wy­cie wilków goniło orszak całymi milami. Noclegi, acz przygotowane zawczasu starannie (jechano na Pszczynę, Oświęcim, Skawinę), nie zawsze były dostatecznie przytulne. W dodatku Kazimierz wy­słał specjalnych gońców, którzy o trzy dni wstrzy­mali wjazd do Krakowa, przygotowania bowiem nie zostały na czas ukończone.

Na Wawelu tymczasem wrzały gorączkowe pra­ce. Najlepsi rzemieślnicy krakowscy odświeżali sprzęty, krawcy szyli stroje, miecznicy i płatnerze polerowali stare zbroje i broń, aby błyszczała w dzień ślubu jak nowa. Złotnicy, haf tarze, kuś­nierze od lat nie mieli tylu korzystnych zamówień. Piekarze, cukiernicy i pasztetnicy również uwijali się gorączkowo. W mieście panowała radosna przedświąteczna atmosfera. Trzosy kupców i ban­kierów pęczniały. W cenę szły korzenie i wina,

72

których dwór potrzebował ogromne ilości, jedwa­bie i sukna kupowane przez gotujących się do oka­załego wystąpienia magnatów i rycerzy.

W piątek 8 lutego rozeszła się po Krakowie wieść, że uroczysty wjazd odbędzie się następnego dnia, “w godzinie pacierzy kapłańskich zwanych tercją", tj. w połowie przedpołudnia. Na ulice, od­świętnie wymiecione i przybrane, wyległy tłumy, okna domów na trasie przejazdu pełne były cie­kawych. Pachołkowie miejscy z trudem utrzymy­wali porządek.

Kazimierz wyjechał naprzeciw narzeczonej w otoczeniu panów duchownych i świeckich; to­warzyszyli mu także książęta śląscy: Wacław ra­ciborski oraz Janusz i Wacław oświęcimscy. “Wspa­niale i przepysznie wydawał się król Kazimierz w swoim przybraniu pełnym blasku, gdy samo siodło, wędzidło, strzemiona i odzienie królewskie, prócz koni nakrytych rzędami z aksamitu i zło­togłowiu, na 40 tysięcy czerwonych złotych ce'-niono".

Orszak królewski aż kłuł w oczy blaskiem szla­chetnych kruszców, kamieni, barwami strojnych szat. “Przesadzali się w tym przepychu niektórzy panowie polscy — notuje z pewną przyganą Dłu-

73

gosz — wystąpiwszy wraz ze swoimi drużynami na koniach suto przybranych, w świetnym stroju, błyszczącym złotem i purpurą". Niestety, nie­sprzyjająca pogoda zepsuła nieco barwne widowi­sko, “od rana bowiem do wieczora ulewny deszcz padał, za czym te bogate stroje, przemokłe od sło­ty, w większej części poniszczały".

Ociekający wodą król, nadrabiając miną, powi­tał narzeczoną ,,z radością i wesołą twarzą". Na­stępnie powitała Habsburżankę królowa Zofia, po czym zabrała ją do swego powozu i powiozła n'a Wawel. Z powodu tłoku orszak poruszał się po­woli (a więc nie wszystkich deszcz rozproszył!) i dopiero ku wieczorowi dotarł na zamek.

Tutaj nastąpiły nowe ceremonie. U wrót kated­ry wawelskiej czekał na przyszłą królową kardy­nał Zbigniew i duchowieństwo krakowskie. Po mowach powitalnych zaprowadzono ją do kościo­ła, gdzie po krótkiej modlitwie złożyła na ołtarzu ofiarę". Dopiero potem, upadającą ze zmęczenia, odprowadzono do przygotowanych pokoi. Po krót­kim odpoczynku i zmianie szat czekała ją jeszcze wystawna wielogodzinna uczta. Życie królów me jest łatwe!

Ślub miał się odbyć następnego dnia, t j. w nie-

74

dzielę 10 lutego. Tymczasem rano wybuchł nowy zatarg między panami wielkopolskimi i małopol­skimi. Szło o to, kto ma młodej parze dawać ślub — kardynał Zbigniew Oleśnicki czy też ar­cybiskup gnieźnieński Jan Odrowąż Sprowski. Zwaśnieni reprezentanci wrogich obozów wdali się w gorszącą kłótnię, nie bacząc na to, że królew­scy narzeczem, przybrani w ślubne szaty, czekają w swych komnatach. “Na tej sprzeczce zeszło pra­wie aż do południa" — notuje kronikarz. Wreszcie rzecz załatwiono kompromisowo: ślub dawał Oleś­nicki, a koronował Elżbietę na królową arcybiskup Sprowski.

Po wielogodzinnym męczącym wyczekiwaniu uroczystość odprawiono ,,z wielkim pośpiechem, z przyczyny nadchodzącego już wieczora". Złego wrażenia nie mogły zatrzeć zabawy, turnieje i ba­le, wyprawiane przez osiem dni. Nie rozproszyły też naprężonej atmosfery Wawelu. Prawdziwie beztrosko bawili się tylko młodzi niewiele znaczą­cy dworzanie, służba, a u podnóża zamku pospól­stwo krakowskie — ci wszyscy, którzy nie zda­wali sobie sprawy, iż kraj stoi w przededniu waż­nych i trudnych wydarzeń.

Jednym z najważniejszych zadań, jakie stały

'75

przed państwem polskim w drugiej połowie XV wieku, było zjednoczenie wszystkich ziem pol­skich, zwłaszcza zaś odebranie krzyżakom Pomo­rza Gdańskiego. Zakon nakładał wysokie cła na -polskie towary i hamował kontakty handlowe miast polskich z pomorskimi. Cierpiał na tym han­del zagraniczny, dla którego Bałtyk stanowił waż­ną drogę wywozu polskich produktów i przywozu różnych towarów obcych.

Pomorze również odczuwało odcięcie od natu­ralnego zaplecza, jakim były dla niego ziemie nad środkową i górną Wisłą. Przywóz żywności i su­rowców z Polski miał duże znaczenie dla miast pruskich, które pozostawały w stałym niemal kon­flikcie z zakonem krzyżackim. Ten bowiem, jako zwierzchnik feudalny ziem pruskich, usiłował nie dopuścić do rozwoju samorządu miejskiego oraz obciążał miasta wysokimi podatkami.

Jednocześnie zakon', który na własną rękę pro­wadził ożywiony handel z krajami Europy zachod­niej, był poważnym konkurentem dla Gdańska, Torunia, Elbląga i innych miast pruskich. Wrogie krzyżackiej władzy nastroje spotęgowały się zwła­szcza po wielkiej wojnie z lat 1409—1411.

W czasie wojny mistrz i zakon raczej z zam-

76

Spisywanie skarg na krzyżaków (ryć. z XVI w.)

ków spoglądali na nasze nieszczęścia, niż nam do­pomagali! — skarżyła się ludność.

Krzyżacy, wszczynając awanturnicze wojny z Polską, działali na niekorzyść swych poddanych. Próżno całe Pomorze protestowało przeciw prze- .

77

dłużaniu się zbrojnych zatargów i domagało się pokoju. Zakon nie chciał się wyrzec swej agresyw­nej polityki. W związku z tym kwitnący niegdyś i ludny kraj ubożał. Obalenie rządów krzyżackich stawało się dla ludności Pomorza sprawą życia lub śmierci.

5. Powrót nad Bałtyk

Eberhard von Kynsberg, poseł krzyżacki na uro­czystościach zaślubin królewskich, spotkał się na Wawelu z Gabrielem Bażyńskim i innymi Pomo-rzanami. Łatwo się domyślił, czego na polskim dworze szukają najwybitniejsi członkowie Związ­ku Pruskiego. Zresztą wieść, że król przyjął Po-morzan bardzo łaskawie, rozeszła się już po zam­ku. Kynsberg zrozumiał niebezpieczeństwo, jakie zawisło nad zakonem, i postanowił działać, wyko­rzystując opozycyjne nastroje Małopolan wobec króla.

Posłuchajmy, co mówi o tym Długosz: ,,Na uro­czystość zaślubin królewskich wysłany był od mi­strza i zakonu podskarbi wielki ze zleceniem, aby

79

50 tysięcy czerwonych złotych, które wziął ze so­bą, rozdał w podarunku królowi i panom koron­nym... a starał się odwieść króla od przyjęcia szlachty i miast pruskich pod swoją opiekę i rzą­dy. Podskarbi, nie dopełniwszy tak zbawiennych zleceń, a wyrozumiawszy, że król i panowie radni skłaniali się do prośby szlachty i miast pruskich, jak tylko wziął odprawę, opuścił natychmiast Kra­ków i najkrótszą drogą wyruszył do Śląska, a po­tem do Miśni i Saksonii, aby za owe 50 tysięcy złotych zbierać zaciągi na obronę mistrza i za­konu.

Przed wyjazdem atoli z Krakowa, dowiedziaw­szy się, że król Kazimierz przyjął pod swą zwierzchność Prusaków, zasiał zgubne ziarno nie­zgody. Był bowiem pod te czasy Piotr Szafraniec, podkomorzy krakowski, jeden z panów koronnych,' z przyczyn swoich chytrych knowań w wielkiej u króla Kazimierza niełasce. Człek ladaco jakich mało, złodziejów i rozbójników spólnik i obrońcą, szczwany matacz i podstępca, kłamstwy barwio­nymi umiejący własnych najzaufańszych przyja­ciół podchodzić, a otumanionych łotrowsko zaprze'-dawać; śmiały zdrajca i sprzysiężnik, przezorny przy tym i układny.

Do tego więc udał się podskarbi krzyżacki, a przenajętego złotem i hojnymi obietnicami użył jako narzędzia najskuteczniejszego do popierania swojej sprawy, a szkodzenia królowi i Królestwu. Doradził mu wzniecić domową wojnę dla prze­szkodzenia wojnie zewnętrznej. Aby zaś zamie­rzoną zbrodnię tym lepiej ukryć w tajemnicy, nie­wielu przypuścił do spisku i w nocy składał nara­dy. Lubo ten zamach zdradziecki nietajny był kró­lowi i panom koronnym, gdy jednak rzecz wnie­siono na radę, podobało się puścić wszystko pła­zem."

Ostatecznie intrygi krzyżackie nie przyniosły rezultatu. Nie pomógł również opór Zbigniewa Oleśnickiego, który doradzał usilnie, “aby wbrew. zawartym sojuszom i przysiędze nie przyjmować nad Prusakami opieki i panowania". Ogromną większością głosów rada królewska poparła Zwią­zek. Sojusz króla z Wielkopolanami wydał owoce. 6 marca 1454 r. kancelaria królewska opublikowa­ła dokument, w którym Kazimierz Jagiellończyk ogłaszał uroczyście i podawał współczesnym do wiadomości włączenie Prus w skład Korony Pol­skiej. Pomorze, które “krzyżacy, fałszywie nazwa­ni braćmi zakonnymi, z dopustu bożego... pota-

jemnie najechali, zajęli i bezprawnie zatrzymali wbrew naleganiom króla, na zatratę swych dusz i wbrew miłości bliźniego", miało po 150 latach powrócić do macierzy.

Ale od ogłoszenia inkorporacji do rzeczywistego przyłączenia Pomorza wiodła daleka i uciążliwa droga. Obóz szlachecki i miasta pruskie, które po­dejmowały walkę o zjednoczenie Pomorza z ma­cierzą, miały przeciw sobie w kraju grupę potęż­nych magnatów. Cesarz i papież opowiadali się po stronie zakonu, który stawał do walki mając tak potężnych sojuszników.

Początek działań wojennych nie był dla krzy­żaków pomyślny. Decydującą rolę odegrała szyb­kość działania zbuntowanych stanów pruskich. Akcję antykrzyżacką prowadziła tu już od dawna szlachta pruska wchodząca w skład działającego' od r. 1397 tzw. Związku Jaszczurczego. W r. 1440 ' powstał tzw. Związek Pruski, skupiający oboik szlachty również mieszczan.

Na wieść o przychylnym stosunku Polski do sprawy pomorskiej w Prusach wybuchło powsta­nie. Za przykładem Torunia i Gdańska, które pierwsze obaliły rządy krzyżackie, poszedł Gru­dziądz, Elbląg i Królewiec. W krótkim czasie

82

z większych twierdz w rękach zakonu pozostał je­dynie Malbork, Sztum i Chojnice. W końcu maja 1454 roku Kazimierz Jagiellończyk wkroczył uro­czyście do Torunia.

Wstąpiwszy na majestat wśród rynku miasta Torunia ustawiony i świetnie przyozdobiony, sam mając na sobie kapę i wszelkie znamiona dostojno­ści królewskiej: koronę na głowie, jabłko i berło w ręku, przy boku miecz, a wkoło siebie grono prałatów i panów polskich, odbierał przysięgę Wierności i hołd Ziemi Chełmińskiej, którą w jej imieniu składał wojewoda Gabriel Bażyński wraz z przedniejszymi panami i starszyzną miast Chełmna i Torunia, niosąc chorągiew i godła Zie­mi Chełmińskiej, a na znak podległości i posłu­szeństwa rzucając je pod nogi królewskie."

Po tej ceremonii król udał się do kościoła Sw. Jana, gdzie odśpiewano Te Deum laudamus. “Dzień cały spędzono wśród powszechnej radości i uweselenia" — notuje kronikarz.

Podobnie było w Elblągu, gdzie hołd królowi składał m. in. biskup chełmiński. Na stałą kwa­terę wybrał król Toruń. Tu załatwiał najpilniej­sze sprawy pruskie, m. in. przywileje dla Gdań­ska, Torunia i Elbląga. Do pobliskiej Nieszawy

6*

83

Poselstwo pruskie u Kazimierza Jagiellończyka (wg miniatury z 1496 r.)

ściągnęła wkrótce nowo poślubiona królowa Elż­bieta.

Upojenie pierwszymi sukcesami nie trwało jed­nak długo. Wojsko polskie ustępowało pod wzglę­dem jakości świetnie wyćwiczonym najemnym oddziałom zakonu. Ciągnąca na wojnę szlachta była niekarna i kłótliwa. Z Niemiec napływały niepokojące wieści o pośpiesznych zaciągach dla wielkiego mistrza. Zakon szykował się do odwetu. Bardziej doświadczeni w sprawach wojskowych doradcy królewscy naglili do pośpiechu. Rozgryw­ka o Pomorze dopiero się zaczynała, a jej przebieg miał być trudny i skomplikowany.

Upalne lato 1454 r. miało się właśnie ku końco­wi, gdy rycerstwo z Wielkopolski, z którym król wiązał duże nadzieje, otrzymało rozkaz stawienia się pod Chojnicami.

Już sam pochód wojsk polskich nie zapowiadał nic dobrego. Naprzeciw karnym, zdyscyplinowa­nym oddziałom krzyżackim ciągnęła niesforna tłuszcza, rabując leżące po drodze włości, niszcząc dobytek chłopów, grabiąc wsie i miasteczka. Na całym szlaku, którym posuwało się pospolite ru­szenie, podnosiły się krzyki i płacze pokrzywdzo­nej ludności. Na koniec “przybyli w miejsce wy-

85

znaczone, do wsi Cerekwicy". O dwie mile leżały Chojnice, oblegane bezskutecznie przez wojsko królewskie, zajęte — jak powiada Długosz •— “ra­czej zbytkami i swawolą niżeli dobywaniem mia­sta". ,' .

Wielkopolanie rozłożyli się w Cerekwicy bez­ładnym i hałaśliwym obozem, który wkrótce za­mienił się w burzliwie obradujący sejmik. Gdy król nadciągnął od strony Chojnic, niesforne tłu­my, “zapomniawszy dawnej karności rycerskiej, posłuszeństwa i uszanowania", otoczyły go i zażą­dały potwierdzenia starych oraz nadania nowych przywilejów dla szlachty, grożąc, że ,,w przeciw­nym razie nie pójdą wcale do walki".

Moment był niezwykle trudny. Z Niemiec Ciąg­nęła na pomoc oblężonym w Chojnicach krzyża­kom potężna odsiecz. Jej przednie straże — jak 'donosiły wysłane na zwiady oddziały — były już niedaleko. Od postawy Wielkopolan zależały teraz losy oblężenia, a nawet — jak się wydawało kró­lowi — losy całej wojny. Przyparty do muru, obie­cał spełnić wszystkie żądania szlachty, zgodził się rozszerzyć jeszcze bardziej i tak niemałe jej pra­wa. Ustępliwość króla ułagodziła nieco rozgorącz­kowaną tłuszczę. Zmęczona gardłowaniem i zado-

86

wolona z łatwego triumfu szlachta dała się zebrać, uporządkować i wreszcie poprowadzić na Choj­nice.

Rankiem 18 września 1454 r. wojska polskie, podzielone na 7 hufców bojowych, zajęły stanowiska na wzgórzach leżących na południowy za­chód od Chojnic. Od zachodu, to jest od strony, z której miał nadciągnąć nieprzyjaciel, chroniły je głębokie jezioro i bagna przecięte wąską groblą. Była to więc pozycja obronna, niezwykle wygod­na dla tak niedoświadczonego żołnierza, jak wiel­kopolskie pospolite ruszenie. Wysłane na zwiady poprzedniego dnia straże donosiły, że nieprzyja­ciel jest już zupełnie blisko, a więc w obozie pol­skim spodziewano się go od rana. Sam król, przy­brany jak do bitwy, spoglądał co chwila w stronę, gdzie na drugim brzegu jeziora miały się ukazać wrogie zastępy. Ale nadbrzeżne łąki były wciąż puste, czerniejące zaś w dali zarośla nieruchome i milczące.

I tak “stało wojsko przez dzień cały, czekając od rana aż do godziny nieszpomej ochoczo i z wiel­kim upragnieniem walki". Było' już dobrze pod wieczór, kiedy ukazały się pierwsze oddziały krzyżaków. Za nimi postępowały w milczeniu następne

87

doborowe i sprawne hufce. Okryci żelazem rycerze, siedzący na ogromnych koniach, wyda­wali się z daleka, wśród oparów wstających z ba­gien i jeziora, podobni do baśniowych olbrzymów.

Na widok coraz to nowych zastępów strach opa­nował Wielkopolan, “niewielu bowiem było wśród nich rycerzy ćwiczonych w boju, ale najwięcej nowo zaciężnych, którzy — jak to ludziom wro­dzone — przy pierwszym spotkaniu odczuli trwo­gę". Również wodzowie polscy — wojewoda po­znański Łukasz z Górki, wojewoda kaliski Stani­sław z Ostroroga, wojewoda inowrocławski Miko­łaj Szarlejski oraz kasztelan rozpierski Dzierżek a- Rytwian — wszyscy stronnicy królewscy i zau­fani Kazimierza, jako wojownicy byli niezbyt do­świadczeni.

Pomimo to początek bitwy był dla Polaków po­myślny. Krzyżacy dotarli do jeziora i tu ustawili się w szyki. Podzielili się na 5 hufców, każdy w kształcie klina, według niemieckiego obyczaju. Dwa wojska gotowe do boju mierzyły się teraz wzrokiem poprzez dzielącą je spokojną taflę wo­dy. Nagle w wieczornej ciszy rozległa się głucha, potężna pieśń: to rycerstwo niemieckie ze śpie­wem gotowało się do bitwy.

88

Do ataku pierwsi ruszyli Polacy. Chorągwie przebyły groblę i uderzyły na nieprzyjaciela z ta­ką siłą, że jego szeregi zmieszały się. Rozpoczęła się zaciekła walka wręcz. Poległo wielu rycerzy, a główny dowódca niemiecki Bernard Szumborski dostał się nawet chwilowo do niewoli. Już wśród Niemców rozlegały się krzyki rozpaczy, a zwycię­stwo zdawało się chylić na polską stronę, kiedy załoga krzyżacka zamknięta w Chojnicach wypa­dła nagle z twierdzy i uderzyła na tylne straże polskie.

Tego nie przewidzieli ani Kazimierz Jagiellończyk, ani jego dowódcy. We wziętym w dwa ognie wojsku powstał zamęt i panika. Pierwszy rzucił się ze swym hufcem do ucieczki rzekomo Stani­sław Ostroróg. Za nim poszli inni, pozostawiając na placu boju chorągwie i broń. Na próżno garst­ka mężnie j szych rycerzy usiłowała stawić czoło nieprzyjacielowi i zatrzymać uchodzących! W nie­równej walce padł podkanclerzy Piotr ze Szcze-kocin, starosta kolski — syn słynnego Zawiszy _: Czarnego — Jan Zawisza z Rożnowa i wielu in­nych.

Nie n'a wiele się również zdało osobiste męstwo Kazimierza Jagiellończyka. Sam król—pisze

Nagrobek Jana

Zawiszy

z Rożnowa

poległego

pod Chojnicami

kronikarz — o mało nie wpadł w ręce nieprzyja­ciół, z zaciętą bowiem wytrwałością dotrzymywał placu, krzepiąc i usiłując odświeżyć bitwę; zale­dwie ci, którym straż jego była powierzona, zdo­łali opierającego się zabrać z pola i zmusić do ucieczki."

Klęska pod Chojnicami wywołała wielką radość wśród krzyżaków, a strach i zamieszanie na całym Pomorzu. Ustało oblężenie Malborka. Niektóre zamki i miasta ponownie dostały się w ręce krzy­żackie. Oblężenie Chojnic skończyło się niepowo­dzeniem. Zdawało się, że bitwa ta zaciąży na dal­szym przebiegu wojny. Stronnictwo Oleśnickiego, od początku niechętne walce, przeżywało cichą sa­tysfakcję. Małoduszna i wygodna szlachta, ta sa­ma, która pod Cerekwicą wymogła na królu przy­wileje, a pod Chojnicami niesławnie uciekła, wo­łała teraz, że przyczyną klęski było nieudolne dowództwo. Wodzowie ze swej strony składali winę na niedoświadczenie i tchórzostwo żołnierza.

- Najchlubniej zachowało się mieszczaństwo. Kie­dy uchodzący z pola bitwy król, “smutny i wyrze­kający na los przeciwny", przybył do Bydgoszczy, o. potem do Nieszawy, odszukało go tam poselstwo miast pomorskich i zaniosło, usilną prośbę, “aby

91

się nie zrażał doznaną przeciwnością, ale czym prędzej nowe zbierał wojska". Dzielni mieszczanie oświadczyli, że “wszyscy majątki swe chętnie po­święcą na powetowanie tej klęski, a wiary swojej i przychylności nie złamią do śmierci". Pokrze­piony tym Jagiellończyk miał oświadczyć, iż “klę­ska doznana bardziej go rozgniewała, niż pokona­ła", i postara się, aby nieprzyjaciel nie cieszył się długo swymi sukcesami.

Tak zakończył się akt pierwszy zmagań polsko--krzyżackich. Mimo wszystko oznaczał on, że Pol­ska ponownie stanęła nad Bałtykiem. Ugrunto­wanie tego osiągnięcia przynieść jednak miały do­piero lata następne.

Prowadzenie wojny wymaga jednak pieniędzy. Lata, które nastąpiły po klęsce pod Chojnicami, to dla Kazimierza Jagiellończyka okres nieustan­nych zabiegów o środki na dalszą akcję militarną na Pomorzu.

Jeszcze w r. 1454 powołano pod broń pospolite ruszenie z wszystkich ziem polskich z wyjątkiem lwowskiej i podolskiej, zagrożonych najazdami tatarskimi. Ale — król rozumiał to doskonale — nie było ono w stanie skruszyć sił zakonu — świet­nie wyćwiczonych, zawodowych wojsk zacięż-

92

nych. W Brześciu Kujawskim n'a walnej naradzie-

-dyskutowano dalsze perspektywy walk. W toku wojny bowiem coraz większą rolę odgrywać ipo-częli najemnicy, werbowani także poza granicami kraju — na Śląsku, Morawach, w Czechach. Po­trzeba było na to mnóstwo pieniędzy, skoro żołd tygodniowy konnego wahał się w tym czasie od l do 2 złotych węgierskich.

Kapitały mieszczańskie, złożone przez takie miasta, jak Gdańsk, Toruń, Kraków, nie mogły już wystarczyć. Pozostało odwołać się do szlach­ty, aby zgodziła się na podatki. “Ale szło to leni­wo, choć potrzeby były palące" — stwierdza kro­nikarz. Zwłaszcza Małopolanie niechętnie przyłą­czali się do uchwał finansowych. Na wielu sejmi­kach wołano wprost, “aby szlachty nie niszczyć częstymi wyprawami i pieniężnymi ofiarami".

Protestowało przeciw ponoszeniu ciężarów na wojnę również duchowieństwo. Gdy w roku 1456 Jagiellończyk gorączkowo poszukiwał środków na wykupienie Malborka z rąk zaciężnych oddziałów czeskich, udał się do biskupa i kanoników kra­kowskich (a było to już po śmierci niechętnego wojnie Oleśnickiego) z prośbą o pożyczenie naczyń

i klejnotów. W kapitularzu doszło do dramatycz-

93

nej sceny: król z płaczem błagał o pomoc, przy­pominał, że kraj jest w potrzebie. Wreszcie du­chowieństwo zgodziło się poręczyć za króla u kup­ców krakowskich, którzy zebrali na pożyczkę 6 tysięcy czerwonych złotych. Na wykup zaś trze-. ba było 436 tysięcy!

Stały brak pieniędzy odbijał się na przebiegu działań wojennych. A były to lata wielkich zma­gań. Krzyżacy z pomocą-własne j floty i dostar­czonych przez Danię okrętów starali się opanować sytuację na morzu. Było to groźne niebezpieczeń­stwo zwłaszcza dla Gdańska. Król począł więc werbować żeglarzy do swej służby, wydając im tzw. listy kaperskie, upoważniające do zajmowa­nia i uprowadzania nieprzyjacielskich statków. Powstała dzięki temu polska flota odniosła w 1456 r. zwycięstwo koło wyspy Bornholm nad okrętami duńskimi. W rezultacie zniechęceni po­rażką Duńczycy przestali pomagać krzyżakom.

Inne świetne zwycięstwo na wodzie odniesiono w 1463 r. w pobliżu Elbląga. Łączy się ono ściśle z dziejami miasta Gniewa. Była to silna twierdza krzyżacka, długo oblegana bezskutecznie przez polskie rycerstwo. Na czele oblegających stał mężny i biegły w sztuce wojennej wódz Piotr Du-

94

nin. Zdobycie twierdzy gniewskiej było sprawą niezwykle palącą. Kto bowiem panował nad Gni&-wem, ten miał w swych rękach drogę wiślaną do Malborka i całych Prus. Usadowieni w Gniewie krzyżacy uniemożliwiali swobodny spław ku mo­rzu towarów z ziem polskich. Cierpiały na tym bardzo miasta pomorskie.

Nic też dziwnego, że pod Gniewem toczyły się długie zacięte boje. W końcu Dunin postanowił wziąć twierdzę głodem. Zamek i miasto otoczono szańcami. Wisłę zablokowała flota gdańska, zło­żona z czółen, barek i niewielkich rzecznych stat­ków.

Na odsiecz Gniewa ruszył z Królewca sam wiel­ki mistrz z flotą liczącą 44 okręty. Od strony lądu miał zaatakować wojska Dunina Bernard Szum-borski z 2 tysiącami zaciężnych. W sumie armia idąca na Gniew liczyła 3 500 ludzi, o l 500 więcej, niż posiadał Dunin. Nie zapewniło to jednak woj­skom zakonnym zwycięstwa. Flota krzyżacka zja­wiła się wcześniej niż armia lądowa. Wielki mistrz, chwiejny i niezdecydowany, zląkł się samotnej walki i rozpoczął odwrót. W ślad za nim ruszyły okręty gdańskie i elbląskie, razem 25 jednostek.

14 września 1463 r. wielki mistrz i goniący go

95

mieszczanie dotarli do Elbląga. Szczupła ilościowo flota związkowa otoczyła zbite ciasno okręty krzy­żackie. Atak nastąpił w kilkanaście godzin póź­niej, o świcie 15 września. W słabym świetle je­siennego poranka okręty gdańskie i elbląskie ru­nęły na wroga. W ciągu paru minut zarzucono haki i pomosty, okręty sczepiły się bokami. Roz­poczęła się zaciekła walka wręcz. Około południa bitwa była skończona. Wielki mistrz uciekł w po­płochu w stronę Królewca, rad, że unosi głowę z pogromu. W ręce zwycięzców wpadło 600 jeńców i niemal cała flota krzyżacka.

Tymczasem na lądzie krzyżaków również spo­tykały niepowodzenia. Do z dawna opowiadają­cych się po stronie Polski mieszczan dołączył się szeroko rozlewający się na całym Pomorzu ruch chłopski. Tylko w niewielu okręgach chłopi opo­wiadali się za krzyżakami. W 1457 r. w ręce pol­skie wpadł zamek malborski, a choć krzyżacy zdołali go odebrać, w 1460 został ponownie, tym razem definitywnie, zajęty przez nasze wojska, W dwa lata później (1462) Dunin odniósł świetne zwycięstwo koło Pucka nad Jeziorem Zarnowiec-kim.

Barwny opis tej bitwy zamieszcza Długosz.

1 Kazimierz Jagtellończyk

97

Pierwsze starcie, z obu stron poprowadzone z im­petem, wypadło zwycięsko dla Polaków, ponieważ dworzanin królewski, Paweł Jasieński, znany si­łacz, skoczył z boku na nieprzyjaciela i kopie krzyżackie pokruszył lub powybijał z rąk żołnie­rzy. Bohaterski ten czyn otworzył drogę polskie­mu rycerstwu, które ochoczo runęło na wroga. Zaczęła się zacięta walka, która trwała trzy godzi­ny. Potem znużeni zapaśnicy cofnęli się do taborów dla krótkiego odpoczynku. Następne starcie przy­niosło znów sukces Polakom: dowódca krzyżacki Frycz Rawnecke został raniony.

Kilkakrotnie jeszcze podrywali się krzyżacy do ataku, próbowali przeciwdziałać rozsypce wojska, zewrzeć szeregi. Wszystko na próżno! Polskie ry­cerstwo gromiło przeciwnika coraz dzielniej. Po­legli wkrótce wodzowie krzyżackich oddziałów, a naczelny dowódca, Frycz, po beznadziejnej obro­nie zwalił się z konia.

,,Zwycięstwo było zupełne — pisze Długosz. —-Zabrali Polacy 200 wozów, 15 dział i wszystek obozowy rynsztunek. Ze strony nieprzyjacielskiej legło w bitwie 2 tysiące ludzi, 600 dostało się do niewoli. Z Polaków, prócz Hektora Chodorowskie-go herbu Bróg, żaden szlachcic nie zginął; tylko

98

z gminu, talk z konnych, jak i pieszych, stu mę­żów." Było jednak wielu rannych. “Sani nawet dowódca wojsk, Piotr Dunin, odniósł ciężką, cho­ciaż nie niebezpieczną ranę w rękę, prócz tego draśnięty w udo przy pęknięciu od strzału działo­wego zbroi."

Bitwa stanowiła punkt zwrotny wojny. Wkrót­ce opanowano większość ziem zakonnych. Broniły się już tylko dwa gniazda krzyżackie na Pomorzu Gdańskim: Starogard i Chojnice. Starogard oblę­żony został w grudniu 1465 r. Krzyżacy odcięli zaopatrzenie, oblegający czuli głód; zamknięta w twierdzy załoga nękała ich wycieczkami. Twier­dzę zdobyto dopiero w lipcu 1466 roku.

Równie ciężkie boje toczono o Chojnice, “przy­stało bowiem Polakom zetrzeć z czoła hańbę po­niesionej pod Chojnicami klęski". Od 28 lipca 1466 r. zaczęło się oblężenie: ,,0blężeńcy, pobu­dzeni do wściekłości i rozpaczy, miotali na Pola­ków strzały zatrute, od których wielu rannych umierało. Ta jednak, choć tak zgubna i barba­rzyńska srogość, nie zachwiała stałości Polaków, którzy jakby ślepi i zapamiętali, śmierć lekcewa­żąc, rzucali się na mordercze ciosy nieprzyja­ciół..."

7"

99

W sierpniu siły oblegających wzrosły o oddzia­ły zajęte dotąd przy zdobywaniu Starogardu. W sumie stanęło-pod Chojnicami 6 tysięcy ludzi. Otoczono miasto i twierdzę wałem i okopami. Król “nakazał surowo ze wszystkich miast, wsi i mia­steczek Wielkiej Polski i Kujaw sprowadzić ro­botników i chłopów z wozami, łopatami i innymi narzędziami pod Chojnice, aby jak najśpieszniej dokoła stawiać kosze, kopać rowy i sypać wały. Posłuchano natychmiast rozkazu, przybyło wiel­kie mnóstwo wozów i robotników i z jednej strony miasta podnosiły się szybko izbice i okopy. Padł niemały strach na oblężeńców..."

Zaczynało się więc regularne, wedle prawideł sztuki wojennej, oblężenie miasta. Na próżno zamknięci w Chojnicach krzyżacy urządzali wy­cieczki, które przeradzały się w formalne bitwy. 14 września np., ,,chcąc jakby ostatecznie spróbo­wać szczęścia, w czasie pacierzy kapłańskich zwa­nych tercją, wypadłszy z miasta, w znacznej sile uderzyli na obóz królewski. Ale pobici i zmuszeni do odwrotu, wkrótce potem, kiedy Polacy obia­dowali, z większą jeszcze siłą i natarczywością powtórzyli wycieczkę. Trwała bitwa przez kilka godzin, obie strony zarówno dotrzymywały placu,

100

z jednej i drugiej strony padało mnóstwo zabitych i rannych."

Wielkim ciosem dla oblężonych był pożar wznie­cony przez Polaków za pomocą strzał ognistych. ,,Na próżno oblężeńcy usiłowali gasić ogień, mia­sto bowiem Chojnice wszystkie domy miało po­kryte słomą. Spłonęła zatem czwarta część miasta, z wielkimi zapasami żywności i dobytkami miesz­kańców". 28 września krzyżacy ,,wydali w ręce wodzów królewskich miasto, działa i wszelkie statki wojenne. A siadłszy zaraz na konie, łzami zalani, wyrzekali na książąt niemieckich i ich gło­wę (tj. cesarza), którzy im obiecanych nie przy­słali posiłków".

Tak padł ostatni punkt oporu krzyżackiego na Pomorzu. Nic więc dziwnego, że król Kazimierz, “odebrawszy wiadomość o poddaniu się miasta Chojnic, kazał po kościołach odprawiać nabo­żeństwa i śpiewać hymny dziękczynne". Woj­na się kończyła! Kraj zaczął oddychać — po raz pierwszy od tylu lat — spokojniej. Chłopi, kryją­cy się dotychczas z bydłem i dobytkiem po lasach, wracali na zgliszcza swych domostw. Gdzienie­gdzie rozlegał się już stuk siekier — to wiejscy cieśle rozpoczynali odbudowę zniszczonych chat.

101

Zaludniały się puste od wielu lat drogi. Kupcy na ładownych wozach ciągnęli na jarmarki, czelad­nicy rozpoczynali zwykłą wędrówkę od miasta do miasta. Na całym Pomorzu odżywał dawny ruch i gwar.

Październik 1466 roku przyniósł wielki zjazd i uroczystości w Toruniu. Choć w mieście graso­wała właśnie zaraza, przybyli tu: król polski Ka­zimierz Jagiellończyk, wielki mistrz krzyżacki Ludwik von Erlichshausen, legat papieski Rudolf, senatorowie, przywódcy Związku Pruskiego i inni możni. 19 października w pięknie sklepionej sali toruńskiego Dworu Artusa podpisano uroczysty traktat pokojowy.

Po spełnieniu i zatwierdzeniu ugody wieczy­stego pokoju — pisze Długosz — której warunki i opisy przez dni kilka układano, i po spisaniu jej językiem łacińskim w formie przywileju z podpi­sem własnoręcznym Rudolfa legata apostolskiego i trzech pisarzów publicznych, a nadto opatrzeniu jej pieczęciami króla Kazimierza i mistrza krzy­żackiego tudzież prałatów i radców stron oby­dwóch, przybyli osobiście do giełdy (t j. do Dworu Artusa) toruńskiej król Kazimierz, i mistrz Lud­wik z licznym panów orszakiem.

102

Gdy się obydwaj wzajemnie i po przyja­cielsku przywitali, na­kazano milczenie, a Ru­dolf, legat apostolski, ogłosił w całej osnowie umowę wieczystego po­koju między Kazimie­rzem królem polskim i jego królestwem z •jednej a Ludwikiem mistrzem pruskim i za­konem z drugiej strony szczęśliwie zawartego i naprzód językiem nie­mieckim, gdyż po pol­sku nie umiał, a potem przez Wincentego Kieł­basę, sekretarza, pol­skim wszystkie jego warunki i opisy szcze-,gółowo wyłuszczył. Na które, gdy obie strony przystały i zezwoliły, naprzód Kazimierz król

Strój wielkiego mistrza krzyżackiego

polski, a potem Ludwik mistrz pruski, przyklęk­nąwszy, na wizerunku krzyża Chrystusowego do rąk Rudolfa apostolskiego legata złożyli przysię­gę, mocą której zobowiązali się pokój umówio­ny we wszystkich warunkach, opisach i zastrze­żeniach jak najwierniej zachować.

Toż samo uczynili: Jan arcybiskup gnieźnieński, Jakub biskup włocławski, Paweł biskup warmiński i wszyscy, tak ze strony królewskiej, jako i ze strony mistrza senatorowie, wojewodowie, kom-turowie, urzędnicy, dostojnicy i miast obywatele;

Potem z giełdy udali się wszyscy do kościoła fran­ciszkańskiego Panny Marii, gdzie odśpiewano Te Deum laudamus, a mszę wielką na cześć Trójcy Przenajświętszej odprawił uroczyście legat Ru­dolf w obecności króla i mistrza. Nareszcie mistrz wraz z wszystkimi panami swymi zaproszony do stołu królewskiego, przyjęty był wspaniale i ucz­ciwie. Dzień cały przepędzono na wielkiej radości i ochocie."

Radość była w pełni uzasadniona. ,,Ziemie, o które toczyła się walka przez lat półtorasta, przyznane zostały słusznie Królestwu Polskiemu". Zwyciężony zakon zwracał Polsce Pomorze Gdań­skie z Ziemią Chełmińską, Dobrzyńską i Warmią,

104

czyli tereny zwane od tej pory Prusami Królew­skimi. Krzyżakom pozostała jedynie niewielka część Prus ze stolicą w Królewcu — tzw. Prusy Zakonne. Wielki mistrz uznał się lennikiem Polski i musiał złożyć hołd królowi Kazimierzowi. Potę­ga zakonu po trzynastoletnich zmaganiach leżała wreszcie nieodwołalnie w gruzach.

6. Wielkie i male rozgrywki

Kończąc opowieść o dziejach wojny trzynasto­letniej, Jan Długosz napisał: “Przeniknęła mnie, piszącego niniejsze roczniki, niemała radość z po­wodu zakończenia wojny pruskiej i przywrócenia ziem niegdyś oderwanych... Ja, który z boleścią znosiłem, że Królestwo Polskie przez różne narody jest rozszarpywane, za szczęśliwego uważam sie­bie i moich współczesnych, którym po tylu wie­kach udało się widzieć zjednoczenie. Za szczęśliw­szego zaś jeszcze uważałbym siebie, gdyby mi się udało widzieć Śląsk, ziemię lubuską i słupską... przywrócone i połączone. Weselej bym stąd od­szedł i spokojnie spał w grobie."

Niestety, marzenia naszego kronikarza nie

106

miały się spełnić ani za jego życia, ani w ciągu najbliższych stuleci. A przecież Kazimierz Jagiel-'lończyk, zmierzając do objęcia wszystkich ziem polskich swą władzą, nie poprzestał na rewindy­kacji ujścia Wisły.

Pobliskie Mazowsze, podzielone na drobne księ­stwa, pozostające we władaniu książąt piastow­skich, prędzej czy później musiało wejść w skład Korony. Król zwracał baczną uwagę na rozwój sytuacji na tym terenie. Korzystny moment nada­rzył się, gdy w lutym 1462 r. zmarł młodziutki książę Władysław II, po którym pozostała bogata spuścizna: księstwo płockie, bełskie, ziemia wiska, gostynińska, rawska, sochaczewska i inne. Preten­dentów do spadku nie brakło. Królowi jednak udało się ubiec ich i wcielić do Korony księstwo bełskie, ziemię gostynińska i rawską.

Rozpoczął się przewlekły proces o te tereny, jak i o resztę schedy (ziemię sochaczewska, księstwo płockie), do których zgłaszali pretensje: książę warszawski Konrad II, zwany Rudym, oraz Kon­rad Czarny z Oleśnicy, żonaty z piękną Małgorza­tą, córką Ziemowita V (ojciec jej był swego czasu panem Rawy, Sochaczewa i Gostynina).

Mimo iż zajęty wojną z krzyżakami, król nie

107

Zamek książąt mazowieckich w Ciechanowie

zaniedbywał Mazowsza. Było ono dla niego tym cenniejsze, że stanowiło naturalny pomost między Polską centralną a odzyskanym właśnie z takim trudem Pomorzem. Aby sprawę załatwić możliwie jak najformalniej, Kazimierz powołał specjalny sąd dla rozstrzygnięcia sporu o spadek po Włady­sławie. Na sędziów wybrał własnych poddanych

108

i bliskich współpracowników: marszałka nadwor­nego Jana Rytwiańskiego, pisarzy Jakuba z Szad-ka oraz Jana Ostroroga. Nie ulegało wątpliwości, że przysądzą oni sporne tereny królowi Kazimie­rzowi.

Nie mogło się to podobać ubiegającym się o spa­dek książętom. Świeżo właśnie upełnoletniony Konrad — miał zaledwie około 14 lat — przybył do Piotrkowa na sejm walny, otwarty uroczyście 11 listopada 1462 roku, by zgłosić zastrzeżenia wobec takiego składu sędziów. Gdy zaś jego sprze­ciw nie odniósł skutku, porywczy młodzieniec za­pałał srogim gniewem i “wraz z całą swoją dru­żyną, porwawszy się nagle, wyszedł z izby, w któ­rej się sprawa odbywała". .

Król, któremu szło głównie o zwłokę i temu ce­lowi służyć miał proces sądowy, pozwolił spokoj­nie odjechać Konradowi, a drugiego pretenden­ta — księcia oleśnickiego Konrada — rozbroił na razie podarkami. Ten bez skrupułów przyjął 200 czerwonych złotych oraz dwie szuby sobolowe i powrócił do domu.

Pierwszy akt rozgrywki zakończył się zwycię­stwem dyplomatycznym Kazimierza. Sprawa od­żyła jednak w roku następnym. Książętom nale-

109

gającym, by wyznaczyć sąd bardziej bezstronny, odpowiedziano dyplomatycznie, a nie bez dumy, iż ,,królowi polskiemu, który nad sobą nie zna ni­kogo wyższego, nie przystało, aby go ktokolwiek inny prócz jego panów koronnych sądził".

Spór ciągnął się przez lat kilka. W 1465 r. znu­żony Konrad oleśnicki zrzekł się pretensji za 20 tysięcy czerwonych złotych, które król obiecał wypłacić mu w ciągu 4 lat.

Już po pokoju toruńskim pomyślał Jagieliończyk o dalszym rozszerzeniu swego zwierzchnic­twa na Mazowszu. W roku 1476 mimo protestów książąt mazowieckich Janusza II i Bolesława V zajął na podstawie ugody z wdową po Władysła­wie, Anną, ziemię sochaczewską. Akcję przepro­wadził błyskawicznie, tak aby zainteresowani książęta nie mogli mu przeszkodzić. Ponieważ szpiedzy donieśli o podejrzanych ruchach konku­rentów, król całą noc pędził na czele oddziału zau­fanych rycerzy do Sochaczewa. Do miasta wpadli, gdy było jeszcze ciemno, a koguty nie zaczęły je­szcze piać. Rozbudzeni nagle mieszczanie, w pierw­szej chwili zatrwożeni, czy to nie napad nieprzy­jaciela, poznawszy króla, pobiegli budzić księżnę Annę. Przy odziana naprędce, wprowadziła króla

110

pospiesznie na zamek, który obsadzono mocną

polską załogą.

W ten sposób Sochaczew — miasto słynące ze zręcznych rzemieślników i targów na bydło — wszedł w skład Korony Polskiej. Z objętych przez Kazimierza ziem mazowieckich sformowano wkrótce oddzielne województwo rawskie. Pierw­szy — i to niemały — krok na drodze do scalenia Mazowsza z resztą ziem polskich został zrobiony wbrew separatystycznym tendencjom miejsco­wych Piastowiczów. Następcy Kazimierza kroczyli już dalej szlakiem przez niego utorowanym i wy­tyczonym z dalekowzroczną przezornością.

Nie były Kazimierzowi obojętne i sprawy Ślą­ska. Ta bogata i ludna kraina, która w dziejach politycznych Polski XII i XIII wieku odgrywała tak poważną rolę, nie weszła po 1320 roku w skład zjednoczonego państwa polskiego. Do połowy XIV wieku większość książąt śląskich uznała się lenni­kami Czech. Mimo to Śląsk nadal gospodarczo i kulturalnie ciążył do Polski; liczne kontakty handlowe, przepływ ludności itp. stwarzały mocną więź mimo politycznego rozdziału.

Kazimierz Jagiellończyk pamiętał o tradycjach dawnej wspólnoty i o więzach współczesnych. Już

111

wkrótce po przybyciu do Polski, w lecie 1448 ro­ku, przyjmował wspaniale w Krakowie książąt raciborskich Mikołaja i Wacława oraz oświęcim­skich — Wacława i Janusza. Zimą 1450 roku Wa­wel znów podejmował gości śląskich: ponownie książąt raciborskich oraz księcia cieszyńskiego Bo­lesława. Zwłaszcza Bolesław słynął z życzliwości do Polski. Mówiono o nim, iż nie przód chciałby umrzeć, nim by cały Śląsk widział przywrócony do jedności z Królestwem Polskim".

Oczywiście problem Śląska trudniejszy był i bardziej zawikłany niż sprawy mazowieckie. Król musiał się tu liczyć z roszczeniami Czech do tych terenów. Z różnych względów, o których bę­dzie jeszcze mowa niżej, nie chciał wszczynać z Czechami sporu o Śląsk. Niemniej chętnie wi­dział i wspaniale przyjmował książąt śląskich na swym dworze, rozumiejąc doskonale wagę kon­taktów towarzyskich dla dyplomacji.

Dla uczczenia przybyłych (książąt ze Śląska) rycerstwo polskie z rozkazu króla Kazimierza wy­prawiało przez całe zapusty (roku 1450) gonitwy rycerskie z kopiami; dawano i inne widowiska" — wspomina kronikarz. Występowali więc skoczko­wie i wesołkowie, pląsały specjalnie z Litwy spro-

112

wadzone tresowane niedźwiedzie. Wieczory wy­pełniały wystawne uczty, w czasie których bie­siadującym przygrywali muzykanci.

Nie same chyba jednak zabawy i przyjęcia in­teresowały przybyłych, a Kazimierz również wy­korzystywał zapewne odwiedziny na rozmowy polityczne. Niestety nikt me zanotował ich treści. Nie wiemy więc, o czym radzono w owe dni na Wawelu.

Lata następne przyniosły pogorszenie się sto­sunków ipolsko-śląskich. Narastał konflikt między kupcami wrocławskimi a krakowskimi, starający­mi się utrudnić bogatym Ślązakom handel z zie­miami polskimi. Dochodziło do starć między kup­cami a ludnością pogranicza. Ludność polska skarżyła się na “łupiestwa Ślązaków", ci zaś wy­suwali pretensje wobec polskiego rycerstwa i mie­szczan?.

W 1452 r. Bolesław Opolczyk urządził formalny najazd na ziemię siewierską i wieluńską. W na-' stępnym wybuchła otwarta wojna z Januszem oświęcimskim, zakończona zresztą poważnym na­bytkiem terytorialnym: Kazimierz zakupił księ­stwo oświęcimskie i włączył je do Korony. Był to zresztą ostatni jego sukces na tym terenie.

8 Kazimierz Jagiellończyk

.113

W latach następnych Śląsk jest już tylko elemen­tem w rozgrywkach dynastycznych.

Inny punkt newralgiczny polityki Jagiellonczy-ka to Pomorze Zachodnie. Konszachty Eryka szczecińskiego i Henryka słupskiego z krzyżaka­mi, które napsuły królowi niemało krwi, nie były długotrwałe. Wobec naporu Brandenburgii wład­com Pomorza Zachodniego zależało na dobrych stosunkach z Polską. W czasie wojny trzynastolet­niej Eryk związał się silnie z władcą Polski, zo­stając jego lennikiem z pogranicznych ziem: lę­borskiej i bytowskiej. Flirt królewski z księżną szczecińską Zofią — Kazimierz ponoć żałował, że nie ożenił się swego czasu z tą mądrą, piękną i dowcipną kobietą — miał raczej polityczne nie uczuciowe podłoże.

Zacieśniały się także kontakty gospodarcze pomorsko-polskie, zwłaszcza wielkopolskie. Szczecin! stał się głównym pośrednikiem między dorzeczem Odry a morzem. Tędy szło z Wielkopolski zboże ze szlacheckich folwarków, tędy przywożono do Polski sukno, śledzie, sól i inne poszukiwane arty­kuły. Próby zahamowania tego handlu, jakie czy­niła Brandenburgia, godziły zarówno w Pomorze, jak i w Polskę. Nic też dziwnego, że Kazimierz

114

Jagiellończyk interweniował wielokrotnie na rzecz książąt pomorskich, zwłaszcza w trudnych dla nich latach wojny o sukcesję szczecińską (1464— ,1475) oraz wojny z Brandenburgią (1478—1479).

Chyba właśnie stanowisko Polski zmusiło Bran-denburczyków do pokoju z Pomorzem mimo przewagi militarnej. Objęcie rządów na Pomorzu przez Bogusława X przyniosło nie tylko stabiliza­cję i wzmocnienie tego kraju, ale także okres wzmożonych tendencji zjednoczeniowych z Pol­ską. Wyrazem tego było m. in'. jego małżeństwo (1491) z córką Kazimierza Jagiellończyka Anną.

Ale zarówno Śląsk, jak i Pomorze Zachodnie to tylko margines ówczesnej polityki zagranicznej Polski. Zdobyta jeszcze przez Kazimierza Wiel­kiego Ruś wytyczyła inne kierunki zainteresowań, Jpostawiła przed polskimi władcami nowe proble­my, tym istotniejsze, że jednocześnie byli oni wielkimi książętami Litwy. Południowo-wschod-Jlie rubieże obu państw połączonych unią były w stałym niebezpieczeństwie. Napady tatarskie powtarzały się niemal co roky; nikt tu nie był pewny dnia ani godziny.

W XV wieku doszło na terenie Tatarszczyzny do ważnych przeobrażeń. Rozpadła się Złota Orda;

115

powstały oddzielne chanaty — kazański, astra­chański, wyodrębniła się orda nogajska i Wielka Orda, zwana także Kipczacką. Na Półwyspie Krymskim powstał chanat krymski pod wodzą Hadżi, a potem Mengli Gireja. Girejowie słali do króla polskiego poselstwa z darami — raz był to nawet wielbłąd, który wzbudził wielki podziw na dworze — i zapewnieniami przyjaźni. A przecież napaści nie ustawały i tak zwane kresy stale były zagrożone.

Już w 1448 r., zaledwie kilkanaście dni po wy­jeździe Kazimierza Jagiellończyka z Podola, wtar­gnęła tu horda tatarska. Płonęły osady, przerażo­na ludność porzucała w popłochu domy i dobytek. Nie wszystkim jednak udawało się zbiec. Na szczęście większość jeńców odbito, a łupy odebrał energiczny starosta Teodor Buczacki, który za­biegł drogę wracającym już do siebie czambułom, rozproszył je i zmusił do ucieczki.

W roku 1450, gdy rycerstwo polskie przeby­wało na wyprawie wołoskiej i kraj był bezbronny, Tatarzy znów spustoszyli Ruś i Podole. W 1452 ich zagony dotarły aż pod Lwów, bogate i wa­rowne miasto. Gdy wieści o tym dotarły do Sie­radza, gdzie obradował właśnie zjazd, zaniepoko­ił?

jony król powierzył obronę kasztelanowi krakow­skiemu Janowi z Czyżowa i wojewodzie krakow­skiemu Janowi z Tęczyna. Otrzymali oni kilka tysięcy grzywien na zaciąg wojska, ponieważ po­spolite ruszenie nie było w stanie zapewnić bez­pieczeństwa kresom.

Na szczęście tym razem wśród Tatarów wybu­chły zamieszki i sami wycofali się z kraju. Ale już w rok później spustoszyli ziemię łucką i oleską, a nie napotkawszy nigdzie oporu, ,,z wielką zdo­byczą ludzi i bydła wrócili do swego kraju", wio­dąc podobno 9 tysięcy brańców! Napady takie po­wtarzały się i w latach następnych. “Wszystek kraj podolski, prawie w każdym zakątku, od człe­ka aż do bydlęcia zakrwawiony i sprzewracany, a z nim część znaczna Rusi, wydały jęk bole­sny!" — powie o jednym z nich kronikarz.

Problem tatarski komplikowały dodatkowo sto­sunki litewsko-moskiewskie. Były to lata, gdy państwo moskiewskie zyskiwało stopniowo pry­mat na Rusi. Próby powstrzymywania niewygod­nej dla Litwy ekspansji moskiewskiej przy pomo­cy sojuszu z Tatarami nie udawały się. Dwa razy przygotowywano wspólną wyprawę na Moskwę — w 1472 i 1480 — i dwa razy nie doszła ona do

118

Bitwa z Tatarami (wg Miechowity)

skutku. Natomiast układ o przyjaźni Kazimierza z chanem Wielkiej Ordy Achmedem spowodował kontrprzymierze chana krymskiego Mengli Gire-ja z księciem moskiewskim i wzmożone napady na południowo-wschodnie rubieże zarówno Polski, jak i Litwy. Łuny pożarów i zgiełk wojenny stały się nieodłącznym elementem kresowego krajo­brazu.

Pozornie Mengli Girej pragnął zachować przy­jazne stosunki z Polską. Obiecywał przysłać na dwór królewski swego syna jako rękojmię przy­jaźni, przymawiał się o podarki. Wśród wymiany gładkich, życzliwych listów i uprzejmości gotował jednak zdradzieckie ciosy. Jednym z najstraszliw*

119

szych był niespodziewany wielki najazd na ruskie obszary wielkiego księstwa pod wodzą samego chana, l września 1482 r. Tatarzy dotarli do bram Kijowa.

Napaść była tak nieoczekiwana, że ówczesny wojewoda kijowski Iwan Chodkowicz Fedwie zdą­żył zamknąć się w twierdzy wraz z rodziną i znaczniejszymi mieszkańcami Kijowa. Niestety, próba obrony zakończyła się tragicznie. Tatarzy podpalili drewnianą kijowską warownię. Ucieka­jących z płomieni, zaczadziałych od dymu kijo-wian Tatarzy chwytali z łatwością. W ten sposób dostał się do niewoli sam wojewoda wraz z żoną, synem i córką. Dopiero po latach udało się wy­kupić z jasyru Chodkowiczową i syna Aleksandra. Wojewoda wraz z córką zmarli w pętach — los jakże częsty w owych czasach dla mieszkańców pogranicza!

Spaliwszy zamek i wziąwszy do niewoli jego obrońców, Tatarzy rozbiegli się po mieście, łupiąc bogate kijowskie cerkwie, składy i sklepy, plądru­jąc mieszkania bogatych kijowian. Ludność, która się ukryła w pieczarach pobliskiej Ławry, podusili dymem.. Potworne zniszczenia dotknęły prawie całe województwo kijowskie i bracławskie.

120

W odpowiedzi powołano pod broń pospolite ru­szenie z całego Wielkiego Księstwa Litewskiego:

40 tysięcy ludzi ruszyło pod wodzą namiestnika połockiego Bohdana Andrejewicza. Odbudowano Kijów i umocniono inne zamki — Żytomierz, Czerkasy, Kaniów. Poszły też ostre noty dyplo­matyczne do Mengli Gireja, a gdy nie dały spo­dziewanych rezultatów, Kazimierz Jagiellończylk nawiązał na nowo kontakty z wrogą chanowi krymskiemu ordą zawołżańską, gdzie po śmierci Achmeda władzę objęli jego dwaj synowie: Szach--Achmed i Murtoza. Wynikiem owej dywersji dy­plomatycznej były starcia między Ordą a Tatara­mi krymskimi na przełomie 1484—1485 r.

Ale za panowania Kazimierza Jagiellończyka rodzi się nowy niebezpieczny problem: Turcja, z którą polskie rycerstwo starło się niedawno na polach Warny, rzuciła cień na Mołdawię — stare­go lennika polskich władców. Rychło ów cień wy­dłużył się tak dalece, że chłodem od niego powiało aż na Kraków.

Od roku 1387 księstwo albo — jak je wówczas zwano — hospodarstwo mołdawskie stanowiło, choć z przerwami, lenno Polski. Jego burzliwe losy śledzono bacznie na Wawelu. Mołdawia to

121

kraj hodowców bydła, pędzonego stąd przez Mało-polskę i Kraków na Śląsk, a nawet dalej, a także kraj ruchliwych kupców, wrota na wschód dla polskiego mieszczaństwa. Tędy, za pośrednictwem miast nad Morzem Czarnym, szły do nas w XIV i XV wieku atrakcyjne, poszukiwane na rynkach polskich, jak i zagranicznych, towary.

Głównymi ośrodkami ożywionej wymiany były:

po stronie polskiej Lwów, a po stronie mołdaw­skiej Suczawa. Tutaj można było kupić z łatwo­ścią różnokolorowe jedwabie, wzorzyste adamasz­ki, wymyślne ozdoby do siodeł, zwane tybinkami, "uprząż końską z pięknymi srebrnymi guzami, tu zaopatrywano się w pieprz, oliwki i tymian, •w greckie wina, ryby z Morza Czarnego, futra, ko­nie, bydło. Z Polski wywożono do Mołdawii sukno, czapki, różne części gotowej odzieży, nierzadko broń, zwłaszcza zaś miecze i noże dobrej krakow­skiej roboty.

Hospodarowie na tronie mołdawskim zmieniali się często. Od śmierci Aleksandra Dobrotliwego w 1432 aż do roku 1457, kiedy to rządy objął Ste­fan III Wielki, walki o tron mołdawski i skompli­kowana sytuacja wewnętrzna kraju nie ułatwiały 'Polsce utrzymywania wpływów na tych terenach.

122

Pierwsze dziesięciolecie rządów Kazimierza Ja-giellończyka obfitowało w momenty drażliwe i krytyczne. W roku 1448 ówczesny hospodar Piotr ociągał się ze złożeniem hołdu i dał schronie­nie wichrzycielowi z Litwy Michałowi Zygmun-towiczowi.

W roku 1450 Polska wystąpiła zbrojnie przeciw pretendującemu do tronu mołdawskiego synowi naturalnemu Aleksandra Dobrotliwego, Bogdano­wi. Interwencja ta zakończyła się jednak klęską naszego wojska na Krasnym Polu. Zaważył tu zresztą podstęp Bogdana, który początkowo za­warł z Polakami ugodę, a następnie, uśpiwszy ich czujność, napadł niespodzianie. Mimo to podjęto dalsze układy z wiarołomnym partnerem. Wkrót­ce jednak został on zamordowany znienacka w czasie uczty przez innego pretendenta do tronu.

Stabilizacja władzy za panowania Stefana Wiel­kiego przypada na lata, gdy groza turecka zawisła już bezpośrednio nie tylko nad Mołdawią, ale tak­że nad Polską i całą Europą. W lecie 1453 r. ro­zeszła się straszliwa wieść o upadku Konstanty­nopola. Nie poprzestając na tej zdobyczy, Turcy szykowali się do nowych podbojów.

Póki nie osiągniemy Białogrodu serbskiego,

123

.Białogrodu czarnomorskiego i Kilii — oświadczył sułtan Mohammed II zwany Zdobywcą — poty •nie będzie miała należytego powodzenia walka ;z chrześcijanami!

Mołdawia i północne brzegi Morza Czarnego miały być więc obiektem następnej agresji fana­tycznego półksiężyca, którego ideą naczelną było panowanie nad całym światem.

Jakoż już w roku 1456 jeden z krótkotrwałych hospodarów mołdawskich, wspomniany już Piotr, musiał uznać zwierzchnictwo sułtana i obiecać mu stały haracz. Od tej pory Turcy stale wysuwali dalsze roszczenia i pretensje. W tej sytuacji Ste­fan III Wielki musiał szukać oparcia. Znajdował je u dwóch rywalizujących o wpływy na terenie moł­dawskim władców: Kazimierza Jagiellończyka i króla węgierskiego Macieja. Sam zresztą był człowiekiem rycerskiego ducha: rzutki i energicz­ny, potrafił odnosić sukcesy. W tym samym roku, gdy sułtan zajął Kaffę (1475), hospodar mołdawski odniósł nad Turkami świetne zwycięstwo nad Je­ziorem Rakowieckim, upamiętnione przez Długo­sza piękną inwokacją:

O mężu podziwienia godny! Od bohaterskich wodzów, których tak podziwiamy, w niczym nie

124

mniejszy, któryś w naszych* czasach pierwszy wśród książąt świata tak wspaniałe nad Turkami odniósł zwycięstwo!"

Nie zaślepiony powodzeniem, Stefan nadal za­biegał o pomoc w Polsce, słał posłów z prośbami do Wenecji i Rzymu. Jakoż sprawa turecka sta­nęła w owych latach na porządku dziennym we wszystkich państwach okalających Turcję, od Ne­apolu, przez Rzym, Wenecję, Budę, Wiedeń po Kraków. Przez Europę szły straszliwe, częściowo zresztą wyolbrzymione wieści o potędze i dzikości Turków. Szeptano, iż sułtan chce uderzyć od mo­rza na Włochy, że gotuje się do zdobycia stolicy chrześcijaństwa — Rzymu, aby w bazylice Sw. Piotra urządzić stajnię dla swych koni. Opowiada­no o męstwie i okrucieństwach janczarów, o cier­pieniach, jakie znoszą chrześcijanie znajdujący się w pogańskiej niewoli.

Sułtan w owym czasie nie pragnął konfliktu z Polską. Na dworze Jagiellończyka w latach 1475—1478 pojawiali się bardzo często jego posło­wie z przyjaznymi listami i darami: srebrnymi na­czyniami misternej roboty, postawami aksamitu, złotogłowia i innych kosztownych materii. Dla ła­twiejszego porozumiewania się z tymi egzotyczny-

125

mi wysłannikami utworzono nawet przy dworze nowy, specjalny urząd dragomana (tłumacza).

Król pertraktował z Turkami, rozumiejąc jed­nak dobrze, że jest to tylko cisza przed burzą, a poselstwa z darami nie mogą przesłonić grożą­cego niebezpieczeństwa. Nie zaniedbywał więc kontaktów z Rzymem i Wenecją. Z jego ramienia w 1477 r. przybył do Włoch osiadły już wówczas w Polsce humanista Kallimach, aby m. in. omówić zrodzony tu projekt użycia Tatarów przeciw Tur­kom. Autorem tego pomysłu był wenecjanin Ber­nard Giustiniani. Ten zażarty wróg Turcji alarmo­wał Europę, że grozi jej straszliwe niebezpieczeń­stwo. W Polsce plany jego oceniano zresztą bar­dzo krytycznie. Kazimierz spodziewał się jednak, iż — wygrywając problem turecki — poselstwo Kallimacha odciągnie Rzym i Wenecję od popie­rania starego wroga Jagiellonów — króla Węgier Macieja.

Nie minęło dziesięć lat od upadku Kaffy, gdy latem 1484 roku nowa nawała turecka ruszyła na Mołdawię. W ciągu dziesięciu dni padł Białogród, Kilia broniła się tylko 5 dni. Następca Mohamme-da Bajezyd II zrealizował program swego poprzed­nika. Porty czarnomorskie, centra wielkiego hand-

lu, wpadły w jego ręce. Wojna polsko-turecka wi­siała na włosku, zwłaszcza że Stefan, nie docze­kawszy się pomocy Węgier, z całą energią rozpo­czął starania na dworze Jagiellończyka.

Sejm, który obradował w Piotrkowie przez cały grudzień 1484 r., uchwalił na żądanie króla poda­tek w wysokości 12 groszy z łana. Również ducho­wieństwo zgodziło się dać “podatek podwójny". Odmówili natomiast nie zainteresowani sprawami mołdawskimi mieszkańcy Prus Królewskich i wielki mistrz krzyżacki Marcin Truchsess. Nie zrażony tym Jagiellończyk czynił dalsze przygo­towania do wyprawy mołdawskiej. Kupcy kra­kowscy służyli królowi pożyczkami. Gromadzono broń, żołnierzy zaciężnych z Czech i Niemiec, przygotowywano tabory.

Trzon wojska, które już w drugiej połowie czerwca ruszyło z królem na Mołdawię, stanowili zaciężni; pospolite ruszenie powołano jedynie z Rusi, z innych dzielnic szli wyłącznie ochotnicy. Jagiellończyk słusznie starał się mieć może mniej liczną, ale za to bardziej sprawną armię. Doświad­czenia wojny trzynastoletniej nie były daremne.

Po dwóch tygodniach dość spiesznego marszu wojsko polskie dotarło do Kołomyi i rozłożyło się

128

w pobliżu miasta obozem. Wkrótce przybył tu tak­że hospodar Stefan i 15 września 1485 roku zło­żył królowi polskiemu hołd. Uroczystość odbyła się z wielkim przepychem. Kazimierz Jagielloń­czyk zasiadł na tronie ustawionym w kosztownym namiocie z wschodniej tkaniny, otoczony dostoj­nikami Królestwa, którzy dzierżyli symbole jego władzy: berło i jabłko. Głos trąb obwieścił zbliża­nie się hospodara Stefana na czele orszaku boja­rów mołdawskich. Przed namiotem hospodar zsiadł z rumaka; zbliżywszy się do tronu, ukląkł i pochylił niesioną przez siebie chorągiew Mołdawii aż do ziemi, po czym rzekł:

Najmiłościwszy królu mój, ja waszej kró­lewskiej mości hołd czynię i składam ze wszyst­kimi ziemiami i ludźmi moimi i proszę o obronę waszej królewskiej mości oraz o zachowanie mnie przy prawach i przy prawie moim, tudzież przy godnościach moich.

Arcybiskup lwowski Jan Wątróbka podał klę­czącemu krzyż, na który Stefan złpżył królowi polskiemu przysięgę wierności. Wówczas przemó­wił Kazimierz:

My ciebie i ziemie twoje pod naszą obronę przyjmujemy i zostawiamy cię przy wszystkich

9 Kazimierz- Jagielloficzyk

129

godnościach i prawach ziem twoich, jako naszego

wojewodę.

Jak podaje Wapowski, w czasie ceremonii ścia­ny namiotu w pewnym momencie opadły, aby całe rycerstwo zobaczyło Stefana klęczącego przed pol­skim królem. Teraz hospodar otrzymał obiecaną ipomoc: oddział zaciężnych pancernych, złożony z 3 tysięcy doborowych żołnierzy pod wodzą Jana Karnkowskiego. Czas był najwyższy, bo Turcy podeszli już pod samą Suczawę. Skoro jednak Ste­fan, wspomagany przez Polaków, ruszył na nich, wycofali się ku Dunajowi.

Jagiellończyk zamierzał nie tylko zabezpieczyć Mołdawię i utrwalić jej zależność od Polski, ale odzyskać Kilię i Białogród. W grudniu 1485 r. ru­szyły z Polski dwa poselstwa: do Rzymu oraz do cesarza i Wenecji. Celem obu było zmontowanie akcji antytureckiej. Posłowie do Rzymu — Jan z Targowiska i Rafał z Leszna — uzyskali tyle, że papież Innocenty VIII ogłosił krucjatę przeciw Turkom i Tatarom. Dokument z 5 lipca 1486 roku obejmuje całe państwo Jagiellończyka, prócz tego zaś Mazowsze, Inflanty, Niemcy, Czechy i obiecuje wszystkim, którzy wezmą udział w walce z poga­nami pod wodzą króla polskiego, odpust zupełny.

130

Duszą drugiego poselstwa był znany humanista Kallimach. Usiłował on uzyskać pomoc wenecjan w pertraktacjach z Turcją, a dwór habsburski ściślej związać z polskim poprzez małżeństwo ce­sarza Maksymiliana, owdowiałego właśnie, z jed­ną z polskich królewien. Starania jego nie zostały jednak uwieńczone sukcesem.

Tymczasem król na sejmach nadal zabiegał o fundusze na wyprawę przeciw Turkom. Miał na­dzieję, że w roku 1487 ruszy do Mołdawii, a może i dalej, królewicz Jan Olbracht. Plany te rozbiły się wskutek niebezpieczeństwa tatarskiego. Za ku­lisami aktywności tatarskiej stali jednak Turcy. Zamiast wyprawy ruszyło więc z Krakowa posel­stwo do Turcji, znów z energicznym Kallimachem na czele. Uwinął się tak zręcznie, że gdy w po­czątkach roku 1488 wracał do Polski, jechało z nim poselstwo sułtana, gotowe do rokowań pokojo­wych.

Posłów przyjęto na sejmie w Piotrkowie. Posta­nowiono raz jeszcze skierować do Konstantynopo­la wysłanników z Mikołajem Firlejem z Dąbrowi-cy na czele. Polecono mu sfinalizować rozmowy tak, “aby przymierze było i list przymierny był dany". Miał się Firlej domagać zwrotu Kilii i Bia-

9*

131

Płyta nagrobna Kallimacha w kościele dominikanów w Krakowie

łogrodu, gdy to jednak się nie powiodło, podpisano dwuletni pokój na zasadzie status quo (początek 1489 r.). Jeden z jego ważnych punktów zapewniał poddanym króla polskiego wolny handel w pań­stwie sułtana.

Porozumienie polsko-tureckie rozgoryczyło Ste­fana. Hospodar mołdawski szuka więc pomocy na Węgrzech, stara się unieważnić hołd złożony Ja-giellończykowi w Kołomyi. Na pograniczu polsko--mołdawskim dochodzi do gwałtów i starć tak poważnych, iż w lecie 1490 r. powołano nawet po­spolite ruszenie przeciw Wołochom. W Polsce po­dejrzewano, że agenci Stefana buntują chłopów na Pokuciu (właśnie szerokie rozruchy wszczął tu słynny Mucha), że intryguje on przeciw Pol­sce na terenie Moskwy i wśród Tatarów.

Kończył się również etap pokojowych stosun­ków z Tatarami. Kronika pruska podaje/że w 1486 r. nie zasiewano w Polsce pól z obawy przed Tatarami. Wiadomość na pewno przesadzo1-na, ale w jakimś stopniu oddaje atmosferę grozy i niepokoju na kresach. Niepokojące wieści pły­nęły zarówno od zawołżańskiej ordy, jak i chanatu krymskiego. Turcy starali się zjednoczyć wszy­stkich wyznawców islamu przeciw chrześcijanom.

133

Już wiosną 1486 r. ruszyli ordyńcy zawołżańscy ku granicom Litwy, zatrzymali się jednak nad do­pływami pogranicznej Worskli. Do napadu doszło następnego roku. Szczęśliwym zbiegiem okolicz­ności Polska mogła odpowiedzieć natychmiast:

królewicz Jan Olbracht, idący właśnie przeciw Wołochom, zmienił kierunek i dopędził zagon ta­tarski. 8 września pod Kopystrzynem na Podolu doszło do bitwy. 1500 napastników padło na miej­scu, innych wybito w czasie ucieczki lub pobrano do niewoli. Dowódcę łupieskiej wyprawy ścięto z rozkazu Olbrachta. Cała Polska cieszyła się z po­wodu “tak świetnych prymicji rycerskiego zawo­du i dzielności" królewicza. Śpiewano Te Deum po kościołach, Jagiellończyk rozesłał zwycięskie biuletyny po całym kraju.

Już jednak przy końcu następnego roku zagro­ził Polsce nowy najazd tatarski. Cała zima upły­nęła królowi na zabiegach o zgodę na podatki, aby móc wystawić wojsko przeciw zimującym na Po­dolu Tatarom. Jakoż w początkach lipca 1489 r. Olbracht ruszył ponownie. Przebieg tej wyprawy nie jest dokładnie znany, wiemy tylko, iż Tatarzy zostali z kraju wypłoszeni. Nie na długo! Jesienią

134

1490 r. ich zagony grasują znów po Rusi, pustoszą Wołyń, podchodzą niemal pod Lublin.

Jan Olbracht, zajęty właśnie na Węgrzech, nie mógł tym razem stanąć na czele wojska zgroma­dzonego pospiesznie przeciw ordyńcom. Powoła­no pod broń wszystkich “szlachetnie urodzonych" z Rusi i Wołynia. W styczniu 1491 r. powiodło ich dwu wodzów: kasztelan lwowski Mikołaj z Chod-cza i marszałek ziemi wołyńskiej, starosta łucki, książę Semert Holszański. 25 stycznia 1491 r. pod Zasławiem nad Horynią dognano lotne watahy ta­tarskie. Polacy spadli na wroga jak sępy. Zaczęła się krwawa bitwa, która skończyła się straszliwą rzezią Tatarów: z 9 tysięcy ujść miało z życiem podobno zaledwie 50! Wyswobodzono brańców, odebrano łupy. Wracające w triumfie wojska przyjmował radośnie Lwów. Mieszczki ściskały spracowanych rycerzy, wytaczano na ulice beczki piwa, sypano owies utrudzonym koniom.

U schyłku panowania uporał się więc Kazimierz Jagiellończyk z Tatarami zawołżańskimi. Ale po­głębiał się konflikt z chanatem krymskim i szły wieści o coraz bardziej nieprzyjaznym wobec Pol­ski nastawieniu Mengli Gireja. Za Tatarami stała

135

zaś Turcja. Ten fakt pociągał za sobą daleko idące konsekwencje.

Zaangażowanie się na terenie Mołdawii otwo­rzyło epokę starć z półksiężycem, starć, które wy­pełniać miały dwa następne stulecia. Zajmowały one coraz więcej miejsca w polityce zagranicznej Polski, a na pewnym etapie niemal wyparły wszel­kie inne zainteresowania. Trudno jednak z tego powodu czynić zarzuty Kazimierzowi Jagiellończykowi czy jego czasom.

7. Wielki książę Litwy

Władając Polską, nie zapominał Jagiellończyk o Litwie. Za jego rządów, a także za rządów jego następców, aż do roku 1569 Litwa i Polska to dwa niezależne suwerenne państwa, związane jedynie dość wątłą nicią — osobą monarchy. Dzieliło zaś je wiele sprzecznych interesów, że warto przy­pomnieć choćby wieloletni spór o Podole i Wołyń, przybierający momentami bardzo drastyczne for­my, mimo iż Kazimierz Jagiellończyk starał się z wrodzoną zręcznością utrzymywać status quo, t j. pozostawić przy Polsce Podole, przy Litwie zaś Wołyń.

Niełatwo było rządzić obu krajami. Gdy zaś uprzytomnimy sobie rozległość obu krajów, ów-

137

czesny sposób podróżowania, wymagający mnó­stwa czasu i dobrego zdrowia, utrudnione możli­wości porozumiewania się w sprawach nagłych i wymagających szybkiej decyzji — to zrozumie­my, iż rządzenie w tych warunkach to nieustanne pokonywanie wielkich przeszkód.

Wśród problemów stojących w owym czasie przed Litwą na czoło wysuwał się stosunek do Moskwy. Zręczny władca Iwan III prowadził wła­śnie szeroką akcję jednoczenia ziem ruskich. Wiel­kie Księstwo Litewskie, którego terytorium w znacznej części składało się z ziem ruskich i w którym Rusini stanowili niemal 3/4: ludności, nie mogło na to patrzeć bez niepokoju.

Litwa owych lat to w większości kraj słabo za­ludniony, porosły wielkimi lasami, o rzadko roz­rzuconych siedzibach. Miasta, a nawet zamki bu­dowano z drewna; murowane twierdze posiadały tylko: Wilno, Troki, Kowno, Łuck i Krzemieniec. 'Wśród puszcz rozrzucone były niewielkie poletka, uprawiane prymitywnymi narzędziami, z których płody rolne nie wystarczały na pokrycie potrzeb. Podobnie słabo było rozwinięte rzemiosło. Import z zagranicy musiał uzupełniać te braki.

Drogami wśród puszczy przedzierały siętkara-

138

Iwan III (ryć. współczesna)

wany kupców, ciągnęły wozy ładowane suknem, żelazem, solą. Na eksport szły prawie wyłącznie płody leśne oraz zgrzebne płótna lniane. Transport był powolny i niebezpieczny ze względu na zły stan traktów, grasujących tu i ówdzie łotrzyków, brak karczem i zajazdów. Rzeki przebywać trzeba było w bród. Nierzadko ładowne bryki grzęzły wśród trzęsawisk i mokradeł, a zmęczeni podróżni -oganiać się musieli przed dzikimi zwierzętami.

Lasy też i trzęsawiska stanowiły głównie o obronności kraju. W największych nawet ośrod­kach, na zamkach takich jak wileński czy łucki, nie było dział, broni palnej, pancerzy. Wprawdzie i w Polsce, o tyle zamożniejszej i lepiej rozwinię­tej, nie każdego było w owym czasie stać na konia bojowego i zbroję, na Litwie jednak wyposażenie takie należało do rzadkości, a najpopularniejszą broń stanowiły jak za Olgierdowych czasów łuki i berdysze.

Kazimierz Jagiellończyk, oceniając trzeźwo za­soby i możliwości Litwy, pragnął uniknąć kon­fliktu z Wielkim Księstwem Moskiewskim. Jeszcze w początkach panowania, w latach 1440—1449, za­warł szereg korzystnych, choć pełnych umiaru traktatów z Nowogrodem, Pskowem, Twerem,

140

a także z samą Moskwą. Ustalały one granice Li­twy po źródła Wołgi i brzegi Ugry oraz Oki, a więc potwierdzały stan z czasów Witolda. O ekspansji na dalsze terytoria ruskie Kazimierz raczej nie myślał. Z jednej strony pochłaniały go sprawy polskie, a więc rozgrywki o Pomorze, a także wiel­ka gra o trony węgierski i czeski, z drugiej trzeź­wo i realnie oceniał możliwości Księstwa Litew­skiego.

Stosunki moskiewsko-litewskie zaostrzyły się w latach 1471—1472, między innymi w związku z podbojem Republiki Nowogrodzkiej przez lwa-;

na III. Nowogrodzianie szukali wówczas pomocy w Wilnie. Krystalizował się pomysł wspólnego — wraz z Tatarami nieprzyjaznymi Iwanowi — •ade-rzenia na Moskwę. Niektórzy panowie litewscy dążyli zdecydowanie do wojny.

Przeciw wielkiemu księciu Moskwy kiedy Li­twini pragnęli wystąpić orężnie, odwodził ich od tego zamiaru król polski Kazimierz — powiada kronikarz. — Mądrze i umiarkowanie odradzał im szukać starcia z księciem, którego wzmogły licz­ne zwycięstwa i skarby, zanimby — nowicjusze sami — nie postarali się o posiłki wprawnych żoł­nierzy z Polski. Niechby też niewiele pokładali

141

nadziei w Rusinach do swego państwa przynale-, żących lub jemu podległych, którzy dla odmienno­ści wyznania byli im nieprzychylni i gotowi w ra­zie walki z Moskwą raczej przyczynić się do zgu­by niż do zwycięstwa Litwinów. Chętnie tych słów mądrzejsi i rozważniejsi słuchali, uznawszy, że król prawdę mówił i przepowiadał."

Stosunki wewnętrzne na Litwie nie pozwalały zresztą myśleć o wojnie z Moskwą. Bojarzy litew­scy sprawiali królowi od lat niemało kłopotów. Wrogo nastawieni do związku z Polską, niechętnie patrzyli na połączenie obu tronów — litewskiego i polskiego. Ten separatyzm zamiast słabnąć w to­ku rządów Kazimierza wzrastał. Ciągłe wyjazdy króla do Polski, przedłużająca się nieobecność w Wilnie, dawały pretekst do wzmożonych nale­gań, aby zarząd' Litwą oddał, jak to czynił niegdyś Jagiełło, specjalnemu namiestnikowi.

Oczywiście nie brakło kandydatów na to stano­wisko. Ale Kazimierz, dobrze rozumiejąc, ile zna­czy dziedziczny tron litewski, między innymi dla umocnienia jego pozycji w elekcyjnej Polsce, od­rzucał te sugestie stanowczo. Mimo to powracały one stale, a Litwini nie cofali się przed intrygowa­niem w łonie samej rodziny królewskiej. W roku

142

1478 doszło do tego, iż król odmówił swemu ulu­bionemu synowi Janowi Olbrachtowi, gdy ten ze łzami w oczach prosił, aby mu powierzył rządy na Litwie. Oświadczył szorstko, iż “póki życia" nigdy nikomu nie odda namiestnictwa w Wielkim Księ­stwie.

Jednocześnie starał się stopniowo osłabiać miej­scowych książąt i bojarów. Służyło temu stałe podkopywanie zasad dziedziczenia, urywanie przy różnych okazjach po kawałku włości co najmoż-niejszym rodom, oddawanie ważniejszych, zwła­szcza pogranicznych grodów zaufanym ludziom, którym Kazimierz nadawał tytuł i władzę na-miestniczą na danym terytorium. Po śmierci ksią­żąt z reguły odbierał synom dzielnice dzierżone przez ojców; w zamian nadawał nowe, skromniej­sze obszary, położone na odległych krańcach Li­twy, gdzie nie byli ani znani, ani lubiani.

Przykładem tej długofalowej, lecz niezawodnej polityki mogą być losy księstwa kijowskiego. Je­szcze w XIV wieku Witold usunął ze stolicy ki­jowskiej tamtejszego udzielnego księcia Włodzi­mierza Olgierdowicza i oddał zarząd Kijowa w rę­ce namiestnika. Kazimierz, na żądanie potężnego Gasztołda, zdecydował się zwrócić Kijów jego zię-

143

ciowi, a synowi wywłaszczonego księcia Włodzi­mierza, Olelkowi.

Gdy jednak ów wkrótce zmarł, król był już na tyle panem sytuacji na Litwie, że odmówił ka­tegorycznie podziału spadku między synów zmar­łego. Jako ekwiwalent dał jednemu z Olelkowi-czów Słuck i Kopyl, drugiego, Semena, zostawił wprawdzie panem na Kijowie, ale tylko w formie dożywocia. Po śmierci Semena (1471) jego dzieci otrzymały zaopatrzenie już w zupełnie innych re­jonach kraju, a księstwo kijowskie uległo ostatecz­nej likwidacji — Kazimierz przekształcił je po prostu na województwo.

Tego rodzaju posunięcia, zwłaszcza że chodziło tu nie o pojedyncze wypadki, lecz przemyślany i konsekwentnie realizowany system, nie mogły oczywiście zadowolić kniaziów i bojarów. Nie brakło też buntów i spisków na życie Jagiellończy-ka. W roku 1442 głową takiej rebelii był potentat ze starego rodu — książę Jur Lingwenowicz. W 1456 r. słychać o rozruchach wzniecanych na Litwie przez odsuniętego od rządów potężnego do niedawna Gasztołda, którego wspólnikiem był książę Jerzy Ostrogski. Wykorzystując separatyzm litewski, chcieli oni rozerwać unię personalną

144

z Polską. Wielkim księciem miał zostać Semen Olelkowicz z Kijowa. Jako potomek Olgierda mógł on liczyć na poparcie pewnej części ludności.

Na wieść o groźnych rozruchach jesienią, 1456 roku król porzucił wojnę w Prusach i pospieszył na Litwę. W tłumieniu opozycji i uspokajaniu wichrzycieli częściowo siłą, częściowo groźbą, a także poprzez darowizny i kaptowanie stronni­ków dyplomacją, przeszła Kazimierzowi cała zi­ma 1457 roku.

Lata następne nie przyniosły trwałego uspoko­jenia. Mimo to król starał się lać oliwę na wzbu­rzone morze nastrojów. Długosz wspomina, iż w roku 1460 przybył do Brześcia na Niedzielę Pal­mową i pozostał tu osiem dni na naradach z pana­mi litewskimi, odwodząc ich cierpliwie od projek­tów zbrojnej napaści na Podole, pozostające we władaniu Polaków. Pokój został uratowany, ale możni litewscy oskarżali Kazimierza o stronni­czość, o trzymanie strony polskiej przeciw Litwie. Podobne zarzuty stronniczości, tylko na rzecz Li­twy, wysuwali Polacy.

Wiosną 1461 roku, w czasie pobytu Kazimierza w Wilnie, Litwini postawili mu formalne ultima­tum: albo zamieszka na stałe na Litwie, albo odda

10 Kazimierz Jagiellończyk

145

ją w zarząd Semenowi Olelkowiczowi. A więc po raz drugi wypłynęła kandydatura potomka Olgier­da, tym niebezpiecznie j sza, że z projektem wystę­powali nie rebelianci, lecz lojalni doradcy królew­scy. Kazimierz — mistrz w odwlekaniu decyzji, gdy tego było potrzeba, i przekładaniu spraw “na później" — wywinął się od stanowczej odpowiedzi i ruszył do Polski, gdzie jego obecności wymagał tok wojny trzynastoletniej.

Już jednak na Boże Narodzenie 1463 r. pospie­szył do Grodna, aby uśmierzyć “niektórych panów litewskich wszczynających rozruchy", po czym ca­łą zimę i wiosnę spędził na Litwie.

Dzieląc czas między oba kraje, Kazimierz do­prowadził w latach następnych do znacznego utrwalenia unii i stabilizacji stosunków we­wnętrznych w Wielkim Księstwie. A przecież w ostatnich latach panowania, w przeddzień wy­prawy planowanej wspólnie z Tatarami (z ordą zawołżańską i chanem Achmedem) na Moskwę, która odrzuciła roszczenia Litwy do Rżewa i Wiel­kich Łuków, odkryto przerażający spisek. Musiało to uświadomić niemłodemu już królowi, jak kru­che jest dzieło, któremu poświęcił tyle lat i trudu.

Ośrodkiem spisku był Kijów, odebrany — jak

146

Pieczęć majestatyczna Kazimierza Jagiellończyka

wiemy — Olelkowiczom i przekształcony w wo­jewództwo, stanowiący wciąż jednak ośrodek sta­rej tradycji wielkoksiążęcej. Tutaj biło serce opo­zycji przeciw Jagiellończykowi.

Zaczęło się od tego, że w połowie roku 1480, po śmierci oddanego królowi wojewody trockiego Stanka Sudywojowicza, ów najwyższy na Litwie urząd przeszedł w ręce dotychczasowego wojewo­dy kijowskiego Marcina Gasztołda. Wakujące zaś po nim stanowisko otrzymał, nie, jak się tego spo­dziewał, odsunięty do Słucka, lecz nie rezygnują­cy z wielkiej kariery potomek Olgierda, Michał Olelkowicz, ale ,,człowiek królewski", zwykły bo-jarzyn, wyniesiony na szczyty za wierną służbę Jagiellończykowi, Iwan Chodkowicz (wojewodą kijowskim Chodkowicz nie był zresztą długo;

spotkał go — jak wiemy — straszny los jeńca i śmierć w tureckiej niewoli). Wybór ten oburzył nie tylko Olelkowicza, lecz i innych reprezentan­tów arystokracji litewskiej.

Zazdrość wybuchła powszechna; przypominano stare krzywdy i zniewagi, wywlekano dawne ro­szczenia i pretensje. Powoli rodziły się projekty zgładzenia Kazimierza Jagiellończyka i osadzenia na tronie litewskim reprezentanta jednego ze sta-

148

rych rodzin litewskich. Najaktywniejsi uczestnicy spisku to kniaziowie: Michał Olelkowicz, Fedor Bielski i Iwan Holszański. Udało im się uzyskać poparcie wielkiego księcia Moskwy i przygotować wszystko do zamachu na życie bawiącego właśnie na Litwie króla wraz z synami. Towarzyszącą mę­żowi królową Elżbietę zamierzano oszczędzić i tyl­ko wtrącić do więzienia.

' Z relacji nieco późniejszej, bo pochodzącej z XVI wieku, dowiadujemy się szczegółów tej sen­sacyjnej afery. Zamach miał się odbyć w Palmową Niedzielę, tj. 15 kwietnia 1481 r., w czasie wesela Fedora Bielskiego z księżną Anną Kobryńską, na które spodziewano się przybycia króla z rodziną. Plan był obmyślony w najdrobniejszych szczegó­łach. Pokrzyżował go sam Kazimierz nie zjawia­jąc się w Kobryniu, rzekomo z powodu zmęczenia łowami, których — jak wiadomo — był namięt­nym miłośnikiem. W istocie został ostrzeżony przez pewnego tapicera, który ozdabiał komnaty na gody i odkrył, że we framugach pochowana jest broń, a następnie wyśledził spiskowców.

Czy powieść ta jest prawdziwa? Trudno sądzić. Szczegóły takie czy inne nie mają zresztą istotne­go znaczenia. Sam fakt, że sprzysiężenie istniało

149

i zostało wykryte, nie ulega najmniejszej wątpli­wości. Pod zarzutem planowanego królobójstwa uwięziono dwóch głównych spiskowców — Micha­ła Olelkowicza i Iwana Holszańskiego. 30 sierpnia wobec dowodów “jaśniejszych od słońca" zostali ścięci z wyroku trybunału nadzwyczajnego, w skład którego weszli najwyżsi ówcześni litewscy dostojnicy: wojewoda wileński Olechno Sudymon-towicz i wojewoda trocki Marcin Gasztołd.

Nie od rzeczy będzie zwrócić uwagę na fakt, iż byli oni bliskimi krewnymi jednego ze skazanych. Gasztołd żonaty był z rodzoną siostrą Iwana Hol­szańskiego Anną, córka zaś wojewody wileńskiego, Zofia, była żoną Aleksandra Holszańskiego, brata Iwana. Surowość wyroku świadczy, że mimo węz­łów rodzinnych i przyjaźni trybunał rozporządzał niezbitymi dowodami winy; za podniesienie ręki na majestat królewski nie mogło być innej kary prócz kary śmierci. Owej surowej epoce, a nie okrucieństwu Kazimierza przypisać należy krwa­wą rozprawę ze spiskowcami.

Jednemu z nich, kniaziowi Fedorowi Bielskiemu, udało się zmylić pogoń i umknąć poza granice Litwy. Znalazł on schronienie w Moskwie. Biadał tam bardzo, że musiał uciekać następnego dnia po

150

ślubie, zostawiając nie tylko majątek, ale i młodą żonę, z którą spędził zaledwie jedną noc. Wstawiał się za nim Iwan III u Kazimierza Jagiellończyka i prosił o wydanie Anny Kobryńskiej mężowi, ale król się nie zgodził.

Jednodniowa oblubienica wyszła zresztą wkrót­ce po raz drugi zamąż i kiedy po latach, już za panowania Aleksandra, zezwolono jej na wyjazd do Moskwy do pierwszego męża, odrzuciła propo­zycję. Tak więc i kniaź Bielski został ukarany za plany królobójstwa — choć nie gardłem, lecz utra­tą majątku i żony.

W rezultacie tych wydarzeń Kazimierz zrezyg­nował z wyprawy na Moskwę. Cztery następne la­ta spędził na Litwie (1480—1484). W Krakowie w czasie nieobecności zastępował go, przynajmniej częściowo, syn — królewicz Kazimierz. Znany z pobożności młodzieniec dotknięty był gruźlicą płuc i każdej jesieni i wiosny jego stan się pogar­szał. W połowie 1483 roku podążył do rodziców na Litwę. Jego śmierć, która nastąpiła 4 marca 1484 r. w Grodnie, była wielkim ciosem dla ro­dziny królewskiej.

Niejaką pociechę stanowił fakt, że Kazimierz miał opinię świątobliwego. Przypieczętował więc

151

stosunkowo świeżą chrześcijańskość domu Jagiel­lońskiego. Posiadanie w rodzinie świętego lub na­wet świętego in spe było atutem nie do pogardze­nia w dyplomacji ówczesnej epoki, przełamującej się już wprawdzie ku renesansowi, lecz nie wy­zbytej jeszcze tak całkiem średniowiecznych ry­sów światopoglądowych.

Zreasumowanie rządów Kazimierza Jagiellończyka na terenie Litwy nie należy do rzeczy pro­stych. “Czasy rządów Kazimierza dla Polski moż­na uznać za pomyślne, natomiast za niefortunne dla Litwy — pisze w Polskim słowniku biograficz­nym znany historyk M. S. Kuczyński. — Kazi­mierz dopuścił do tak wielkiego upadku znaczenia Litwy na Rusi, zawiódł tak bezwzględnie wszy­stkich sojuszników litewskich na wschodzie, że konsekwencją tego musiało być uzyskanie przez Moskwę hegemonii w Europie wschodniej, upadek wpływów Jagiellońskich w Mołdawii i rozwiąza­nie spraw tatarskich na korzyść Moskwy, a na nie­korzyść Litwy."

Osąd to chyba zbyt ostry i jednostronny. Istot--nie, Kazimierz unikał wojny z Moskwą, starał się łagodzić konflikty i pograniczne zatargi, 'rozwią­zywało mu to bowiem ręce do działania na innym

153

terenie. Dzięki taktyce Kazimierza otwarta wojna moskiewsko-litewska zaczęła się dopiero za jego następców. Okazało się wówczas, iż bez. wsparcia Polski Litwini nie mogą sobie poradzić z przeciw­nikiem. A przecież za rządów Kazimierza sytuacja byłaby jeszcze trudniejsza!

Chyba słusznie oceniał Kazimierz perspektywy ewentualnej rozgrywki, gdy ostrzegał Litwinów przed pochopnym atakiem na Wielkie Księstwo Moskiewskie, przypominając o składzie narodo­wościowym kraju, o antagonizmach wyznanio­wych. Zbyt wielkie kęsy ziem ruskich mogły się okazać niestrawne dla tego wielkiego, lecz mało spoistego organizmu, w dodatku znajdującego się na dość niskim stopniu rozwoju gospodarczego.

Największą zasługą Kazimierza na terenie Wiel­kiego Księstwa było jednak przełamanie dążeń od­środkowych, centralizacja państwa, stabilizacja władzy i stabilizacja społeczeństwa — a więc to wszystko, do czego dążył także na terenie Polski, ze zmiennym zresztą powodzeniem.

8. Król i papież

Szanował kler!" — taką opinię wydał Miecho­wita królowi, który całe prawie życie strawił na mniej lub bardziej ostrych zatargach z papieżem i na którego nuncjusz Baltazar de Piscia (oddany zresztą wrogowi Jagiellończyka — Maciejowi wę­gierskiemu) odważył się w pewnym momencie rzu­cić nawet klątwę. Koncepcja państwa i władzy kró­lewskiej, jaką reprezentował Kazimierz, zrywają­ca ze średniowiecznym schematem, w którym wła­dza duchowna była czymś nadrzędnym w stosunku do świeckiej, wymagała nowego ułożenia stosun­ków Polski z papiestwem. Jagiellończyk ów nowy stosunek forsował od pierwszych chwil swego pa­nowania.

155

Sytuacja, jaką zastał w Polsce, nie była łatwa. W okresie rozbicia dzielnicowego i za rządów świe­żo ochrzczonego Jagiełły wzrosły niepomiernie przywileje duchowieństwa. Kościół, uzależniony od dalekiego Rzymu, tworzył jak gdyby państwo w państwie. Dostojnicy duchowni kierowali się interesem własnym lub kościoła, nie zawsze zgod­nym z polską racją stanu. Co roku płynęły z Pol­ski do Rzymu wielkie sumy pieniędzy jako tzw. annaty. Ludność sarkała na te obciążenia coraz głośniej.

Nie podobało się również, iż duchowni zwolnie­ni byli od udziału w obronie kraju i cieszyli się specjalnymi ulgami podatkowymi. Dobrowolny datek na wojnę, tzw. subsidium charitatwum, uchwalał kler z rzadka i bardzo niechętnie. Nato­miast dziesięciny wybierano bardzo gorliwie, ścią­gając na duchowieństwo zarzut chciwości i egoiz­mu. Wpływy husyckie z sąsiednich Czech sprzy­jały krytyce życia kleru, zwłaszcza zakonników;

jakoż w istocie było ono dalekie od ideału! Wszy­stko to sprawiało, że nie tylko król, ale także sze­rokie rzesze ludności wysuwały wobec kościoła i duchowieństwa różne pretensje.

Zaraz po objęciu tronu Kazimierz Jagiellończyk

156

zażądał od papieża prawa do obsadzania benefic-jów i stanowisk kościelnych w całej Polsce. W ten sposób pragnął wprowadzić w skład episkopatu ludzi wiernych sobie, którym by mógł ufać i któ­rych by mógł używać do zadań politycznych. Mo­ment był bardzo sprzyjający dla króla polskie­go — okres walk papieża Mikołaja V z antypa-pieżem Feliksem V — i kurii zależało bardzo na poparciu Polski.

Wkrótce po koronacji Kazimierz uznał Mikoła­ja V, co miało tym większe znaczenie, że Zbigniew Oleśnicki, głowa możnowładztwa małopolskiego, był zwolennikiem antypapieża Feliksa. W ten spo­sób walka Kazimierza z opozycją wewnętrzną splotła się z rozgrywką w Rzymie. Za uznanie za­żądał Kazimierz od Mikołaja prawa do obsadzania godności duchownych w Polsce oraz części sum zbieranych na rzecz Rzymu.

Jakoż Mikołaj uznał uprawnienia króla do ob­sady 20 beneficjów oraz zgodził się na pobranie 10 tysięcy dukatów od duchowieństwa z przezna­czeniem na walkę z Tatarami. Jednocześnie prze­słał królowi polskiemu ,,złotą różę" — wyraz uznania i miłości ojcowskiej, przyznawaną przez papieży osobom szczególnie zasłużonym wobec ko-

157

ścioła. “Ważyła ona — powiada kronikarz — sto czerwonych złotych". .

Już w roku 1448 uczynił Kazimierz użytek z bulli papieskiej, forsując na opróżnione arcybi-skupstwo gnieźnieńskie swego kandydata Włady­sława Oporowskiego. Ale dalszy bieg wydarzeń we Włoszech nie był dla nas pomyślny. Rok 1449 przyniósł powszechne uznanie Mikołaja V. Utrwa­liwszy swą pozycję w Rzymie, papież bez skrupu­łów porzuca swego niedawnego sojusznika; co węcej, godzi się z Oleśnickim, potwierdza mu (na­daną przez antypapieża Feliksa V) godność kardy­nalską i popiera wysuwanego przez niego kandy­data na biskupstwo włocławskie dziekana krakow­skiego Mikołaja Lasockiego, wbrew desygnowane­mu przez króla Janowi Gruszczyńskiemu.

Mimo że sojusz z papieżem rozpadł się tak szyb­ko, Kazimierz nie myślał rezygnować ze swej po­lityki w zakresie spraw kościelnych. Zarządził więc, aby nie dopuszczono Lasockiego do objęcia urzędu; musiał się on zadowolić posiadłościami bi­skupstwa leżącymi na Pomorzu, które usłużnie udostępnił mu — zachwycony aferą — wielki mistrz krzyżacki. Tak więc wewnętrzny spór prze­rodził się w konflikt międzynarodowy. Ów alians

158

Sala gotycka w zamku malborskim

Rzym—krzyżacy rozwinął się w latach następ­nych, zwłaszcza w okresie wojny trzynastoletniej, poważnie nam szkodząc na różnych płaszczyz­nach.

Kazimierz tymczasem konsekwentnie szedł da­lej. Kiedy w styczniu 1452 r. zmarł biskup prze­myski Piotr Chrząstowski, król, nie radząc się ani kapituły, ani panów małopolskich, osadził na sto-

159

licy biskupiej Mikołaja z Błażejowie, Ślązaka z pochodzenia. Był to kamień obrazy dla chciwych zaszczytów i majętności duchownych z Małopol­ski. W roku następnym podobnie arbitralnie roz­porządził opróżnionymi biskupstwami w Wilnie i Kamieńcu, a na arcybiskupstwo gnieźnieńskie wprowadził swego pisarza, kanonika Jana Sprow-skiego, wbrew lansowanemu przez część kapituły Tomaszowi Strzępińskiemu. Papież był zmuszony ów wybór zatwierdzić.

Strzępiński został zresztą wkrótce biskupem krakowskim, również z poparcia Kazimierzowego, co nie rozładowało jednak chyba jego urazy do króla, nie pozwolił bowiem dać owych naczyń ko­ścielnych, o które błagał Jagiellończyk kapitułę ze łzami w roku 1456, by wykupić Malbork z rąk czeskich zaciężnych żołnierzy.

Wojna trzynastoletnia zaostrzyła ogromnie sto­sunki między dworem polskim a papiestwem. Pa­pież opowiedział się jawnie po stronie krzyżaków i wyklął zbuntowanych przeciw nim członków Związku Pruskiego. Głowa kościoła w Polsce, kar­dynał Zbigniew Oleśnicki, starał się za wszelką cenę odwieść króla od walki o Pomorze. Jagielloń­czyk nie uląkł się jednak interdyktu i — wspoma-

160

gany przez Wielkopolan — dokonał wielkiego dzieła zjednoczenia.

Intrygi Rzymu wzmogły się w owym czasie. Rozgrywka toczyła się na dwu płaszczyznach: mię­dzynarodowej i wewnętrznej. Właśnie w latach sześćdziesiątych wybuchł wielki spór o obsadę bi­skupstwa krakowskiego, który sprawił królowi niemało kłopotu, ale jednocześnie wykazał słusz­ność jego polityki.

6 września 1460 r. zmarł biskup krakowski To­masz Strzępiński. Kapituła wystąpiła do króla z pokorną prośbą, aby nie wyznaczał następcy, lecz zdał się na samych kanoników, których w tak ważnej materii miał jakoby oświecić sam Duch Święty.

Była to próba uniezależnienia się od decyzji kró­la, na co ten nie mógł się zgodzić. Polecił więc ka­pitule biskupa włocławskiego Jana Gruszczyńskie-go. Wybory okazały się jednak jawną rebelią: kan­dydat królewski otrzymał zaledwie trzy głosy, prawie wszyscy opowiedzieli się za podkancle-rzym Janem, synem Lutka z Brzezia.

Najbliższy sejm w Piotrkowie był widownią .gorszącego sporu między dwoma kandydatami do biskupiego stolca. Jan' zląkł się zresztą rychło

11 Kazimierz Jagiellończyk

161

gniewu królewskiego i ustąpił z przyznanej sobie godności. Cała sprawa zakończyłaby się szybko, gdyby się nie wmieszał niechętny Polsce papież Pius II, który — korzystając z zamieszania — wy­znaczył trzeciego pretendenta na biskupstwo: Ja­kuba z Sienna.

Teraz rozpętała się prawdziwa wojna. Kazi­mierz uznał incydent za bunt, papieskiego pupila wraz ze stronnikami pozbawił majątków i wygnał z kraju. Wykonanie wyroku nie było jednak ła­twe. Króla absorbowała wojna w Prusach, miał też kłopoty na Litwie. Gdy zimą 1460—1461 r. bawił na Litwie, Jakub zjawił się w Krakowie, został konsekrowany na biskupa przez tamtejsze­go sufragana i rozpoczął urzędowanie. Na wieść o zbliżaniu się króla wiosną 1461 r. umknął jednak przezornie.

Kazimierz zjechał do stolicy l czerwca; dla zwolenników Jakuba nastał sądny dzień! Wygna­ny sufragan Jerzy schronił się aż w Opolu. Straszliwe gromy spadły na głowy prałatów i ka­noników krakowskich, którym król surowo zaka­żał wpuszczać Jakuba do dóbr i zamków biskup­stwa. Do Rzymu ruszyli posłowie — starosta san­domierski Jan Rytwiański i kanonik włocławski

162

Maciej z Raciąża z poleceniem, by odwołano Ja­kuba, a zatwierdzono na biskupstwie królewskiego kandydata.

Tymczasem Jakub Sieneński, schroniwszy się w Piędziczowie (Pińczów), słał listy do kapituły krakowskiej, żądając wprowadzenia do dóbr bi­skupstwa, a opornym grożąc klątwą. Ze swej stro­ny król zapowiadał wszystkim, którzy opowiedzą się po jego stronie, konfiskatę dóbr oraz wygna­nie. Miał jednak biskup-buntownik stronników wśród magnatów małopolskich. Gdy rozeszła się wieść, że król zamierza oblec Piędziczów, Jakuba ukrył w Tęczynie Jan Tęczyński; w jakiś czas po­tem przechowywał go w Melsztynie Jan Mel-sztyński. Opozycja małopolska wykorzystała ów moment dla zademonstrowania swych nastrojów wobec króla.

2 stycznia wrócili posłowie królewscy z Rzymu, wioząc dwie bulle papieskie. Nie mogły one nie­stety zadowolić Kazimierza. Pius polecał zarząd biskupstwa krakowskiego archidiakonowi krakow­skiemu Janowi Pniewskiemu aż do przybycia do Polski i rozpatrzenia sporu przez legata papieskie­go Hieronima. Swój gniew król wyładował na stronnikach Jakuba: zajął dziesięciny tych du-

ir

163

>

HISTORIA POLONICA

IOANN15

DŁYGOSSl

SEY LONGIN1

C A N O N I C I CRACOVIEN.

IN TResI O M O S

D1C E S TA

Autonfate & Sumptibus H E R B V L T l DOBR.OM1LSK1

r A

DOBROMILI, TnOfficina loannisSzcIigJt-, Anno D. >6)S

Strona tytułowa Historii Długosza

chownych krakowskich, którzy opowiadali się za Jakubem. Ofiarą tych represji ipadł m. in. także nasz sławny dziejopis Jan Długosz. Odtąd też da­tuje się zapewne jego niechęć do króla, której wyraz daje niejednokrotnie w swych Dziejach Pol­ski.

Jesienią, gdy Kazimierz zamykał sejm w Piotr­kowie i zbierał się do odjazdu na Litwę, przybył legat papieski. Hieronim z Krety nie był fortun­nie obrany dla tej bądź co bądź delikatnej misji. Niezręczny dyplomata, pasjonat, z góry źle uspo­sobiony do Polski i Polaków, oświadczył, że przy­był w trzech sprawach: ,,uspokojenia" kościoła krakowskiego, uśmierzenia wojny pruskiej, zachę­cenia do wojny tureckiej. Pragnął więc papież rzucić Polskę przeciwko półksiężycowi, odciążając w ten sposób krzyżaków i tworząc ,wał obronny przeciw ,,niewiernym".

Narady trwały dni kilka, w czasie których za­równo Kazimierz, jak i legat ,,-rozpalali się gnie­wem". Nie szło już o Jakuba z Sienna, lecz o pierwszeństwo w Polsce władzy świeckiej nad duchowną, a więc zasadę, o którą walczył od po­czątków panowania. Nic też dziwnego, że ,,rych­lej całe zgubi królestwo — oświadczył w pewnym

165

momencie — niż dozwoli, aby Jakub posiadł bi­skupstwo krakowskie". Na co Hieronim:

Chociażby trzy królestwa zginęły, mniej byłoby szkody, niż gdyby Stolica Apostolska w swoich prawach upadła!

, Starcie się dwu krańcowych koncepcji świato­poglądowych było tym ostrzejsze, że ścierali się ludzie o gwałtownych temperamentach, nieskorzy do ustępstw i wybuchowi.

Ostatecznie jednak — jak powiada kroni­karz — “pomiarkowali .się". Kazimierz, wobec powagi sytuacji, zrezygnował ze spędzenia zimy ' na Litwie. Postanowiono, iż 17 stycznia 1463 r. odbędzie się sejm w Piotrkowie, na którym stanie Jakub wraz z kapitułą krakowską i dotychczaso­wym zarządcą diecezji “dla załatwienia sprawy zgodnym sposobem". Czas, który pozostał do sej­mu, wykorzystał legat na narady z krzyżakami, Kazimierz zaś na zhołdowanie ziemi rawskiej i go-stynińskiej, które przyłączył do Korony, korzysta­jąc ze śmierci jednego z książąt mazowieckich.

Styczniowy sejm to wielki sukces Kazimierza. Mimo ożywionej działalności Hieronima nikt nie ośmielił się opowiedzieć za Jakubem. Główny jego sojusznik, Jan Tęczyński, w ogóle się nie zjawił.

166

Osamotniony Jakub musiał się ukorzyć i zrzec biskupstwa. Za to król przebaczył jemu i jego stronnikom, a duchownym krakowskim (m. in. i Janowi Długoszowi) przywrócił łaskawie ich “chleby duchowne".

Do Rzymu ruszyło poselstwo z prośbą, aby pa- . ipież, wobec przeniesienia biskupa włocławskiego Jana Gruszczyńskiego na stolicę krakowską, na tamtym biskupstwie zatwierdził podkanclerzego królestwa Jana z Brzezia. Dla Jakuba z Sienna przeznaczył Kazimierz wakujące właśnie biskup­stwo płockie. Król, gdy woli jego stało się zadość, potrafił być łaskawy.

Misja Hieronima nie powiodła się więc. Gdy zaś na majowym zjeździe w Brześciu Kujawskim z krzyżakami okazał jawną przyjaźń zakonowi, m. in. występując gwałtownie przeciw przybyłym na obrady delegatom Gdańska, Torunia i Elbląga, skompromitował się na terenie Polski zupełnie. Stanisław Ostroróg oświadczył mu wręcz przy ja­kiejś okazji, iż ,,nie o zjednanie pokoju, dla któ­rego przysłany był od papieża, starał się, ale ra­czej niecił zarzewie klęsk i mordów". Wybuchła głośna awantura, legat bowiem, jak wspomniano, nie był zręcznym dyplomatą. Następnego dnia

167

obrażony Hieronim wyjechał z Brześcia i udał się do Wrocławia.

W latach następnych Kazimierz już' bez prze­szkód obsadzał swymi ludźmi opróżnione biskup­stwa, a zarówno Pius II, jak i jego następca Pa­weł II zadowalali się zatwierdzaniem kandydatów królewskich.

Nieprzyjaźń Rzymu ujawniła się jednak wkrót­ce z okazji zakończenia — pomyślnego dla Pol­ski — wojny trzynastoletniej. Papież mimo naglą­cych poselstw Jagiellończyka zwlekał z zatwier­dzeniem pokoju toruńskiego i zdjęciem klątwy ciążącej na szlachcie oraz miastach pruskich. Kiedy zaś wypłynęła sprawa korony czeskiej dla najstarszego syna Kazimierzowego Władysława, Rzym opowiedział się za Maciejem węgierskim. Wojna dyplomatyczna nie ustawała. Wkrótce zaś miało przyjść do nowych konfliktów i zadraż­nień: zbliżał się zatarg z Tungenem, którego czas

trwania i rozmiary daleko przekroczyły wojnę o biskupstwo krakowskie.

9. Pruskie kłopoty

26 lipca 1467 roku, a więc w kilka miesięcy po zawarciu pokoju toruńskiego, zmarł biskup war­miński Paweł Legendorf. Kazimierz Jagiellończyk mianował natychmiast na opróżniony stolec bi­skupa chełmińskiego Wincentego Kiełbasę. Kapi­tuła, nie zważając na to, obrała własnego kandy­data, mieszczanina z Ornety, a więc miejscowego pochodzenia, dziekana warmińskiego Mikołaja Tungena. Zaczynał się przeszło dziesięcioletni spór, który współcześni nazwali wojną księżą al-ibo popią.

Skomplikował go dodatkowo szereg elementów o międzynarodowym znaczeniu -— a więc: wystą­pienie przeciw królowi wielkiego mistrza, niedaw-

no pokonanego, ale wciąż knującego zdradę; dalej nieżyczliwa wobec Polski polityka papieska, powi­kłania na terenie Czech i Węgier, wreszcie zbyt powolne, nie pozbawione tarć zrastanie się Prus, Królewskich z resztą kraju. Król uważał, że tylko on ma prawo rozporządzać godnością biskupią na Warmii.

Nie chcemy niczego od biskupstwa, skoro też nic od niego nie mamy — oświadczył — jak tylko byśmy posiadali tam osobę, która by nam była wierną!

Tymczasem Tungen nawiązał kontakty z nie­przyjaciółmi króla i Polski, zwłaszcza z królem węgierskim Maciejem. W dodatku Kazimierz oba­wiał się, aby jakiekolwiek ustępstwo nie stało się precedensem: ,,Jeśliby święty ojciec, papież, mógł tam swego umieszczać biskupa, to mogłoby to przejść w zwyczaj i król, a także kraj i miasta (tj. Prusy) zostałyby obrabowane z tego uprawnie­nia".

Kapituła wszakże uporczywie trwała przy swym kandydacie, gdyż był to człowiek miejscowy. Wprawdzie Kiełbasa posiadał szlachectwo pru­skie, ale na Warmii traktowano go jako ,,cudzo­ziemca". Tak więc zarówno Kiełbasa, jak i drugi

170

Najstarsza

pieczęć miasta Chełmna

(uszkodzona)

wysunięty przez króla kandydat, kanonik gnie­źnieński Andrzej Oporowski, budzili na Warmii specjalną niechęć jako ludzie “obcy".

Wkrótce spór przerodził się w otwartą wojnę. W 1472 r. “Mikołaj Tungen, oburzony niegodnie i rozgniewany, że Sykstus IV papież z warmiń­skiego biskupstwa przeniósł go na kamieńskie,-

171

widząc przy tym, iż Kazimierzowi królowi polskie­mu nie najlepiej na Węgrzech się powiodło", ze­brał 500 najemnych rycerzy i opanował szereg zamków na Warmii. Zaczynały się regularne dzia­łania wojenne, które z przerwami trwały aż do roku 1479.

Sykstus IV, pragnąc zachęcić Kazimierza do wojny z Turcją, przeniósł niewygodnego biskupa z Warmii na Pomorze Zachodnie, do Kamienia. Niestety, przychylność kurii rzymskiej wobec Ja--;

giellończyka okazała się — jak zwykle — bardzo nietrwała. Już wkrótce papież znów związał się z nieprzyjaznym Polsce Maciejem Korwinem i za­czął wspierać Tungena, który stopniowo stawał się panem Warmii.

Nie mogły tego rodzaju posunięcia zapewnić papieżowi w Polsce popularności. Kazimierz Ja-giellończyk natomiast, ze swymi koncepcjami cen­tralizacji oraz suwerenności państwa wobec wła­dzy duchownej, zyskiwał poparcie coraz szerszych rzesz polskiej szlachty. Wyrazem jej opinii i po­stępowych dążeń stał się opracowany właśnie w czasie zatargu z Tungenem w latach siedem­dziesiątych XV wieku przez kasztelana poznań­skiego Jana Ostroroga traktat pt. Monumentum

172

pro Reipublicae ordinatione. Żądał w nim Ostro-róg całkowitego uniezależnienia Polski od papie-stwa oraz zerwania z uległością mogącą sugero­wać, ,,jakoby król w okowach w więzieniu papieża był trzymany".

Występował więc przeciw wysyłaniu opłat do Rzymu, przeciw zwyczajowi apelacji do kurii rzymskiej w niektórych procesach sądowych, przeciw składaniu przez biskupów przysięgi papie­żowi. Żądał, aby obciążyć podatkami wszystkie stany, aby nikt nie był zwolniony od udziału w obronie kraju, nawet duchowieństwo. Były to', wedle ówczesnych pojęć, żądania na wskroś rewo­lucyjne.

Zatarg o biskupstwo warmińskie trwał. Na wio­snę 1476 roku Kazimierz na czele dwu tysięcy zaciężnych żołnierzy osobiście ruszył do Prus. Otaczało go rycerstwo wielkopolskie, spodziewa­no się także przybycia panów i szlachty z Mało­polski. Niestety Małopolanie ociągali się, pienią­dze zaś przeznaczone na żołd dla zaciężnych roz­chodziły się bardzo szybko. Król zabawił jakiś czas w Toruniu, po czym udał się do Malborka, gdzie przyjmował uroczyście wielkiego mistrza Henryka von Richtenburga.

173

Zamek w Malborku (ryć. z XIX w.)

Obdarowany i ugoszczony wspaniale chytry mnich wyparł się wszelkich kontaktów z królem węgierskim Maciejem, co było wierutnym kłam­stwem. Oświadczył także, iż “do złożenia z biskup­stwa Mikołaja Tungena, za porozumieniem się ze swymi panami, da królowi skuteczną i pomoc i radę". I to wszakże było jedynie wykrętem, gdyż

174

pod koniec 1476 r. zawarł z Tungenem “zgodę i przymierze" przeciw “wspólnemu wrogowi", tj. królowi polskiemu. W początkach zaś roku 1477 biskup-buntownik oraz popierająca go kapituła poddali się “szczególnej obronie i wieczystej opie­ce króla Węgier". Był to już nie tylko bunt, ale zdrada.

20 lutego 1477 r. zmarł Henryk von Richten-burg. Następcą został wojowniczy Marcin Truch-sess von Wetzhausen, którego Długosz nazywa wprost “przeniewiercą i wrogiem". Nie tylko sprzymierzył się z Tungenem, ale nie złożył Ka­zimierzowi hołdu, Wkroczył zbrojnie' do Prus i opanował Brodnicę, Chełmno oraz Starogard.

Przeciwko krzyżakom i Tungenowi ruszyło z Polski,,poczesne wojsko" pod dowództwem Jana Białego i Jana Żelezińskiego. Oddziały krzyżackie musiały ustąpić. Wielki mistrz “ze wstydem i sromotą zwinął obóz i z całym wojskiem wrócił do domu". Maciej Korwin nie wspomógł swych sojuszników, co więcej, właśnie toczyły się między nim a Kazimierzem rokowania pokojowe. Nowe starcia w Prusach w początkach 1479 roku zakoń­czyły się także niepowodzeniem buntowników. Cała Warmia była w rękach króla. Tungen, ,,nie

175

mając już kędy bezpiecznie ani stopy postawić", zbiegł do krzyżaków.

Nadeszła wiosna 1479 roku, niosąc kres “popiej wojny". Na sejm. piotrkowski zjechało mnóstwo panów z całej Polski, było bowiem — jak infor­muje Długosz — wiele urzędów do rozdania. Przybyli też reprezentanci Prus — Mikołaj Ba-żyński oraz rajcy trzech największych miast:

Gdańska, Torunia i Elbląga. Przybyli także dwaj kanonicy warmińscy z upoważnieniem od kapitu­ły, aby złożyć królowi należną przysięgę. Prosili, aby na nowo uznał się “opiekunem i obrońcą" warmińskiego kościoła. Przybyli wreszcie — ra­dzi nieradzi — wielki mistrz Marcin Truchsess i pokonany Mikołaj Tungen.

Biskup, “rzuciwszy się do nóg królowi, z po­korą i łzami wyznał swoje winy". Kazimierz, zwyciężywszy, potrafił przebaczać. Uznał więc Tungena biskupem warmińskim, zastrzegłszy jed­nak swe wyraźne i wyłączne prawo do obsadzania tego stanowiska. 15 lipca Mikołaj Tungen złożył Jagiellończykowi uroczysty hołd.

Ustalono jednocześnie tryb składania hołdu kró­lowi przez kolejnych biskupów. W przeciągu trzech miesięcy od zatwierdzenia przez Rzym każ-

176

dy biskup warmiński ma osobiście stawić się przed' królem, jeśli zjedzie on w tym czasie do Prus. W razie nieobecności króla przysięgę wierności odbierze w kościele katedralnym w Malborku bi­skup wyznaczony przez króla w obecności woje­wody-i starosty malborskiego oraz burmistrzów Gdańska, Torunia i Elbląga.

Postanowiono także, iż podobną przysięgę skła­dać będzie co dziesięć lat cała ludność Warmii. Postanowienie to nie było zresztą w przyszłości egzekwowane.

Ostatnim aktem “wojny popiej" był hołd złożo­ny Jagiellończykowi 9 października 1479 roku przez wielkiego mistrza. ,,W zamku nowokorczyńskim — pisze Długosz — w sali wielkiej, Marcin Truchsess mistrz pruski, komturowie, szlachta i obywatele miast pruskich, po wielu trudnościach i namowach, wśród których rzeczony mistrz za­klinał się, że pierwej da z siebie żywego skórę zdjąć i posiekać się na drobne kawałki, złożywszy ostatecznie swój upór, wykonali Kazimierzowi królowi i Polsce... uroczystą przysięgę".

Kres “wojny popiej" nie oznaczał jednak końca zatargów Kazimierza z papieżem i duchowień­stwem. Znów odżyła stara nieprzyjaźń z Macie-

12 Kazimierz Jagiellończyk

177

jem Korwinem, który szukał jak zwykle pomocy w Rzymie. Niekiedy Kazimierz wręcz groził pa­pieżowi, że sam będzie mianował wszystkich bi­skupów (niektóre stanowiska pozostawały bowiem w dyspozycji papieskiej), odwoła Polaków z kurii oraz ogłosi jako ostatnią instancję dla kościoła polskiego parlamentum regis (tutaj w znaczeniu rady królewskiej). Podobne koncepcje wysuwano w kilkadziesiąt lat później, w połowie XVI wieku, za rządów Zygmunta Augusta. Można więc Jagiel-lończyka uznać za prekursora idei polskiego ko­ścioła narodowego.

Koniec zatargu z Tungenem oznaczał ważny krok w dziele przyspieszenia zrastania się Prus z resztą kraju, a więc sprawy, która od lat leżała bardzo Jagiellończykowi na sercu.

Wysiłki w kierunku unifikacji rozpoczęto już w kilka miesięcy po zawarciu pokoju toruńskiego, w roku 1467.

Jeszcze w roku 1454 król wprowadził na terenie Prus urzędy analogiczne do tych, jakie były w Ko­ronie, a więc województwa, kasztelanie i staro­stwa. W 1467 zniesiono istniejący od dawna na tych ziemiach urząd gubernatora-wielkorządcy i ustanowiono w zamian, wzorem Wielkopolski

178

i Rusi, godność naczelnego starosty ziem pruskich, przywiązaną do starostwa malborskiego. Głową Prus został nie możny tamtejszy Scibor Bażyński, któremu odebrano wielkorządztwo, lecz zaufany człowiek Jagiellończyka, starosta malborski Jan Kościelecki.

Ostatniego wielkorządcę-gubernatora Ścibora Bażyńskiego mianował król wojewodą malbor-skim. Mimo to Bażyński uważał się za pokrzyw­dzonego. I nie tylko on. Wielu możnych pruskich, którym nie dość było “chlebów" rozdanych ,w czasie wojny, zazdrosnym okiem patrzyło na powstałą w Prusach, obok hierarchii ziemskiej, hierarchię urzędników ' królewskich, podległych wyłącznie woli króla, odpowiadających przed są­dami jego komisarzy, niezależnych od sądów pru­skich i prawa chełmińskiego.

W roku 1469 wprowadzono na terenie Prus sy­stem sądowniczy na wzór koronnego, a więc sądy grodzkie i ziemskie. Jednocześnie przybyli tu ko­misarze królewscy -— biskup włocławski i cheł­miński oraz bohater wojny trzynastoletniej, pod­komorzy sandomierski Piotr Dunin, którzy ,,naj­przód w Gdańsku, a potem w Elblągu zasiedli do spraw miejscowych". Działalność ich nie była mi-

12*

179

Elbląg (ryć. z XVI w.)

ła miejscowej oligarchii. Rozpoczęło ją wezwanie do Scibora Bażyńskiego, “aby się więcej nie mienił wielkorządcą" — widocznie magnat, mimo iż “zdetronizowany" od dwu prawie lat, nadal uży­wał starego tytułu.

Potem rozpatrzono podstawy prawne różnych posiadłości. I tu nie było lepiej. Bażyńskiemu ko­misarze “odebrali włości, które posiadał na Żuła­wach, i przyłączyli' je do zamku malborskiego. Dobra zaś w powiecie gdańskim, tczewskim

180

i puckim, za ich (tj. komisarzy) namową oddane dobrowolnie przez gdańszczan, którzy je mieli w zastawie od 'króla za pewne należytości pienięż-, ne, częścią rozdzielili między szlachtę pomorską i pruską za dochowaną wierność królowi, częścią odkażali do skarbu królewskiego. Elblążanom od­jęli jezioro Drużno, dla wielkiej ryb obfitości, i przydzielili je do zamku malborskiego. Nałożyli na tychże elblążan podatek, który w ilości 2 ty­sięcy czerwonych złotych węgierskich królowi i królestwu corocznie mieli opłacać."

Tyle kronikarz. Można sobie wyobrazić burzę, jaka się kryła za tymi powściągliwymi słowami. Już nie tylko Bażyński czuł się dotknięty i “ogra­biony". Rewindykacja dóbr na korzyść starostwa .malborskiego uderzyła w potężny Gdańsk i — choć nie w tym samym stopniu znaczny — El­bląg. Miasta te cieszyły się na terenie Prus nie­małymi wpływami. Kazimierz, jednocząc Prusy z Koroną i tworząc silne oparcie ekonomiczne dla władzy królewskiej, miał przeciw sobie zgodny front miejscowych potentatów, zarówno pruskich oligarchów, jak miasta.

W roku 1472 król udał się do Prus osobiście. Kilkutygodniowy pobyt w Toruniu wypełniły roz-

181

mowy z przedstawicielami miejscowego społeczeń­stwa. Chodziło o podcięcie wpływów Tungena w tym środowisku. Ale zarówno szlachta, jak i reprezentanci miast wykorzystali ową okazję, aby wysunąć własne skargi, czyli — jak je wów­czas zwano — gravamina. Między innymi żądali, aby zamki pruskie powierzano tylko ludziom miejscowym. Król wymówił się brakiem pienię­dzy na spłatę osadzonych na nich rycerzy.

W 1476 r. Jagiellończyk przeprowadził w Pru­sach ujednolicenie praw, przyjmując za podstawę prawo chełmińskie. Rok później starostą malbor-skim został zasłużony wódz z okresu wojny z krzyżakami, znany dobrze mieszkańcom całego Pomorza Piotr Dunin. Król powierzył mu naj­większy zamek w Prusach w obliczu nowego za­grożenia ze strony wiarołomnego zakonu. -

Dunin był człowiekiem godnym pełnego zaufa­nia, a jego doświadczenie wojskowe mogło się okazać specjalnie w tym momencie przydatne. Twardość charakteru, niezłomność, z jaką realizo­wał politykę króla, doprowadziły go jednak wkrótce do konfliktu ze stanami pruskimi.

Dunin nie był dyplomatą. Jego listy i wystąpie­nia utrzymane były w tonie surowym i stanow-

182

czym. Zachowana jego korespondencja z Gdań­skiem rzuca światło na przyczyny nieprzy jaźni między nim a miastem. Starosta malborski zarzu­cał gdańszczanom fałszowanie wag i miar, konfskował podejrzane towary. Wobec zamknięcia dowozu soli zamorskiej na Mazowsze — miało być zaopatrywane z salin królewskich — groził wię­zieniem gdańskim kupcom, jeśli ów zakaz łamali. Domagał się, aby rajca gdański Jerzy Brandt pła­cił czynsz należny z dóbr trzymanych przezeń w Kościelcu na Żuławach.

Żądał od rady gdańskiej karania chłopów ze wsi podległych miastu, gdy popełnili jakieś przestęp­stwo, a równocześnie brał tychże chłopów w obro­nę, gdy byli nadmiernie uciskani przez bogatych mieszczan gdańskich. Ulubionym powiedzeniem

Dunina było:

Kto jest winien, ma być ukarany! Tego rodzaju człowiek nie mógł być popularny i lubiany — ale takiego właśnie starosty potrzebo­wał król. Wkrótce zresztą miał się pojawić nowy powód do zatargów. Przez szereg lat po zakończe­niu wojny trzynastoletniej król nie żądał od lud­ności Prus żadnych podatków. Rozumiał, iż Po­morze, wykrwawione i wyniszczone w czasie woj-

183

ny, ofiarne w obliczu zmagań z krzyżakami, musi mieć czas na regenerację. Niech odżyje wieś po­morska, obrosną w dostatki chłopi, wzbogaci się szlachta. Niech miasta rozwiną dalekosiężny han­del i zarobią na nim tak, aby pieniądze zgarniał nie tylko patryc j at, lecz także drobni kupcy, rze­mieślnicy, przekupnie. Niemal dwadzieścia lat po­zostawiono Prusom Królewskim całkowitą wol­ność od ciężarów na rzecz władzy centralnej.

W końcu jednak król był zmuszony odwołać się do zasobnej kiesy stanów pruskich. Skarb królew­ski stale był pusty. W roku 1485, w obliczu gro­żącej wojny z Turcją, Jagiellończyk zwrócił się do stanów pruskich z prośbą o pomoc finansową, ale zjazd w Toruniu prośbę królewską odrzucił.

Właśnie wówczas zmarł Piotr Dunin i sprawy finansowe splotły się z problemem obsady trzech ważnych starostw: malborskiego, osieckiego i gru­dziądzkiego. Starostą malborskim został towarzysz Dunina z okresu wojny trzynastoletniej Paweł Ja-sieński, starosta chełmski i bełski oraz stolnik san­domierski, a w latach 1474—1477 podskarbi kró­lewski.

Wybór był niezwykle trafny. Jasieński, ulubie­niec króla i niezastąpiony towarzysz w czasie roz-

Bogaty mieszczanin w XV w. (ołtarz Jana Jałmużnika)

rywek myśliwskich, był człowiekiem o nieprze­ciętnych zdolnościach w dziedzinie skarbowości, a jednocześnie układnym, giętkim dyplomatą. Istotnie doprowadził on do rozładowania nastro­jów, obiecując wielmożom pomorskim ustępstwa, m. in. w sprawie obsady starostwa grudziądzkiego. Jego nagła śmierć w początkach 1485 roku pozba­wiła króla tak bardzo cennego pomocnika na te­renie Prus.

Następcą Jasieńskiego został podkomorzy kra­kowski, Zbigniew Tęczyński, syn Jana, znanego stronnika kardynała Oleśnickiego. Przeszedł on do obozu królewskiego, jak się zdaje, ujęty surowym wyrokiem Kazimierza na mieszczan krakowskich winnych zabójstwa jego stryja Jędrzeja Tęczyńskiego. Teraz, jako zaufany króla, obejmował sta­rostwo malborskie, a na stanowisku tym miał nie­raz okazywać pogardliwy i niechętny stosunek do miast i ich mieszkańców, nawet jeśli chodzi o po­tężnych gdańszczan.

Na terenie Prus Królewskich Tęczyński otrzy­mał bardzo szerokie pełnomocnictwa. Był on nie tylko przełożonym starostów królewskich w Pru­sach, ale zwoływał sejmiki pruskie z ramienia króla i w ogóle występował jako mąż zaufania Ja-

186

giellończyka. Miał także'dostarczać królowi pie­niędzy. '.'•

Nie były to jednak łatwe zadania, zwłaszcza wobec istnienia podwójnej administracji Prus. Staroście malborskiemu podporządkowani byli starostowie przybyli z Korony, a więc ci, którzy siedzieli w Gniewie, Nowem, Grudziądzu, Swie-ciu, Tucholi, Jasieńcu, Rogoźnie, Kiszewie, Ko­ścierzynie, Lipienkach, Kowalewie, Człuchowie, Czarnem, Białoborze, Osieku, Brodnicy, Bratianie. W sumie 17 zamków podlegało Tęczyńskiemu. Trzynaście było od niego niezależnych: Puck, Mi-rachowo, Tczew, Starogród, Skarszewy, Sztum, Dzierzgoń i Tolkmicko, Starogard, Radzyń, Po-krzywno, Popowo, Golub, Bierzgłowo. Podlegały one naczelnikowi krajowemu, który prócz tego zwoływał zjazdy stanów, gdzie przekazywał w czasie ich obrad rozkazy i rozporządzenia kró­la, słowem — pośredniczył między reprezentacją społeczeństwa Prus Królewskich a królem.

Naczelnikiem krajowym był jakiś czas Mikołaj Bażyński, ale ze względu na swą niechęć do króla manifestacyjnie złożył urząd. Król dymisji tej formalnie nie przyjął, w praktyce wyznaczał jed­nak na naczelników Prus innych wojewodów. Za-

187

targi między nimi a starostą generalnym kom­plikowały ogromnie administrowanie Prusami.

Zwłaszcza dużo kłopotów sprawiał Tęczyńskie-mu potężny, nie liczący się z nikim i z niczym. Gdańsk. To wielkie, bogate miasto dawało się we znaki okolicznej szlachcie. Gdańszczanie bezcere­monialnie porywali ,,szlachetnie urodzonych" i stawiali ich przed sądami miejskimi lub więzili długie miesiące w wieży. Toczyli wielorakie spory z opatem cystersów z Oliwy, mieszali się do rzą­dów okolicznych starostów, odmawiali płacenia sum na pensje dla sędziów ziemskich i ławników z terenów Pomorza, wskutek czego cierpiał wy­miar sprawiedliwości.

Tęczyński nie pozostawał jednak dłużny w od­powiedzi. Jego listy kierowane do miasta pełne są nie tylko napomnień, ale i pogróżek, wielokrotnie je istotnie realizował. Więzi więc starosta np. przewoźnika z Koźlin, podległego radzie gdań­skiej, tylko dlatego, że pobrał opłatę od jadącego do niego lekarza. Broni granic Żuław i Mierzei, domaga się, aby gdańszczanie naprawiali tamy i rowy. Ba! — zdarzają się wypadki, że skierowuje transporty towarów przeznaczonych dla Gdańska-przez Nogat do Elbląga!

188

Mieszają się — jak widać — w jego działalności posunięcia słusznie i usprawiedliwione z krzyw­dzącymi i niesprawiedliwymi. I jedne, i drugie irytowały możny gdański patryc j at, którego człon­ków pyszny magnat tytułował uparcie tylko ,,sła­wetnymi", a nie ,,wielmożnościami", jak to czynili inni w tym czasie.

Nie znajdował Tęczyński wspólnego języka tak­że z możnymi pruskimi i tamtejszą szlachtą. Woj­na trzynastoletnia podkopała materialnie szlachtę pomorską; dobra były zniszczone, wsie popalone, chłopi wybici lub rozproszeni. Za zniszczenia, a także za przeciwstawianie się krzyżakom i wier­ność Kazimierzowi w czasie walk wszyscy spo­dziewali się niemałych nagród.

Tymczasem “chleby", którymi rozporządzał Ka­zimierz, nie były liczne. W dodatku król pamiętał, aby najważniejsze zamki i godności powierzyć swoim ludziom. Dla miejscowych zostało niewiele, a byli i tacy, którzy nic nie otrzymali. W przeci­wieństwie do szlachty z Ziemi Chełmińskiej, któ­rą od lat łączyły różnorakie więzy ze szlachtą koronną, między innymi rodzinne, czuli się oni czymś innym, odrębnym w stosunku do reszty kraju.

- 189

Dochodził do tego lęk przed utratą przy­wilejów, praw i zwyczajów krajowych.

Głową malkontentów był syn ostatniego guber­natora Scibora Bażyńskiego, wojewoda malborski Mikołaj, pragnący odebrać starostom z Korony zamki i dobra królewskie i przeznaczyć je miej­scowym możnym. Tęczyński starał się go nie .przejednać, ale złamać. .

Na zjeździe toruńskim w 1486 r. Bażyński skar­ży się na wyrządzone krzywdy: Fakty W istocie błahe, takie jak kłótnia o prawo wyrębu drzew w puszczy sztumskiej, o polowania, o dochody z młynów, urastały wobec krewkiego charakteru obu oponentów do wielkiej epopei. Wprawdzie w styczniu 1486 r. rozeszła się wieść, iż starosta malborski chce się pogodzić z wojewodą (pośred­niczyli w owej ugodzie starosta z Rogoźna Gotard z Radlina oraz rajcy gdańscy), ale spokój nie trwał długo.

Brak talentów dyplomatycznych i krwisty tem­perament Zbigniewa Tęczyńskiego wpływały nie­wątpliwie na zaostrzanie się pruskich kłopotów Kazimierza Jagiellończyka. Przecież udawało się królowi wprowadzać to, co uznał za stosowne, choć z wolna i bardzo mozolnie. W roku 1485 zgo-

Zamek w Toruniu (ryć, z XIX w.)

dził się na żądane podatki Toruń, w 1487 Elbląg, a w 1488 — szlachta chełmińska. Wydawało się, iż zapalny problem rozwiązano. Tymczasem zbli­żał się nowy akt dramatu, ponowny zatarg ó bi­skupstwo warmińskie.

Już dawno zamyślał Kazimierz Jagiellończyk osadzić na tym bogatym beneficjum jednego ze swych synów — Fryderyka. Byłoby to nie tylko świetne zaopatrzenie dla młodzieńca, ale także związałoby Warmię mocniej z Jagiellonami. Stary wróg królewski Mikołaj Tungen zwietrzył owe zamiary, gdyż począł się starać w Rzymie o bullę papieską, która miała pozbawić króla wpływu na wybór biskupa warmińskiego. I oto 4 marca 1488 r. papież Innocenty VIII oświadczył, iż, choć dawno przyznano królowi polskiemu prawo ob­sadzania niektórych beneficjów w kościołach jego państwa, to jednak wyłącza się niniejszym War­mię z owego zwyczaju. Raz jeszcze Rzym zdradził się ze swą nieprzyjaźnią wobec Polski.

Tungen, zbrojny w bullę papieską, sam zaś już stary człowiek, postanowił zdobyć się na znaczne wyrzeczenie, aby tylko zapewnić diecezji następ­stwo wedle swej woli. 31 stycznia 1489 r. zrzekł się godności biskupiej na rzecz młodszego i bar-

192

dziej energicznego kanonika warmińskiego Łuka­sza Watzenrode, zastrzegając sobie jedynie doży­wotnie utrzymanie. Były to zresztą ostatnie dni jego życia: zmarł 14 lutego tegoż roku. W pięć dni później kapituła jednomyślnie obrała biskupem Łukasza Watzenrode i nie oglądając się na króla, wysłała listy do Rzymu z prośbą o zatwierdzenie wyboru.

Tymczasem król, gdy dotarła wieść o śmierci Tungena, w piśmie do papieża przypominał mu dawniejszą obietnicę, iż biskupstwo otrzyma syn królewski. Jednocześnie wysłał na Warmię mar­szałka koronnego Rafała z Leszna oraz kanonika krakowskiego Jana Lubrańskiego. Mieli oni za­komunikować kapitule wolę króla w sprawie osa­dzenia w Lidzbarku królewicza Fryderyka.

Wobec oporu kapituły sprawę przekazano sej­mowi pruskiemu, który zebrał się w Tczewie 26 kwietnia 1489 r. Atmosfera obrad była bardzo burzliwa. Ale nieprzychylne królowi nastroje miały ulec rychłej zmianie. W maju całe Prusy obiegła trwożna wieść, że wojska królewskie prze­kroczyły granice. Dwa tysiące jezdnych i 600 pie­szych maszerowało w głąb Pomorza pod wodzą Jana Jaśnickiego. Kazimierz Jagiellończyk dawał

13 Kazimierz Jagiellończyk

193

niedwuznaczną odpowiedź na zuchwalstwo kano­ników warmińskich.

W dodatku w samych Prusach nie było jedności. Część szlachty nie chciała drażnić króla i gotowa była przystać na jego projekty. Zwłaszcza wśród szlachty Ziemi Chełmińskiej rozlegały się głosy pojednawcze. Wkrótce doszło w Chełmnie do osobnego zjazdu, na którym zebrani uchwalili podatki żądane przez króla oraz wyrazili zgodę na objęcie przez królewicza Fryderyka biskupstwa warmińskiego. Pod wpływem tego zjazd stanów w Grudziądzu, który się zebrał ostatniego maja, przebiegł w atmosferze bardziej pojednawczej;

nie brakło głosów tłumaczących się z niedawnych wystąpień, a nawet przepraszających króla.

Sprawy powikłała niespodzianie decyzja papie­ża. Innocenty wystosował dwa listy: 18 maja do kapituły i 13 czerwca do samego Kazimierza — oba o zatwierdzeniu na biskupstwie Łukasza Wa— tzenrode.

Król natychmiast odpowiedział papieżowi w to­nie ostrym, prawie niedyplomatycznym. Oskarżał go, że przyczynia się do rozpętania w Polsce krwa­wej wojny, że podnieca poddanych do niegodnego buntu przeciw władzy. Pełne goryczy słowa sta-

194

rego króla zawierają właściwie podsumowanie wieloletniego sporu, jaki przez całe życie toczył z papiestwem.

W końcu lipca przyjął Jagiellończyk poselstwo, w skład którego weszli: biskup i wojewoda cheł­miński, kilku szlachty oraz rajcy Elbląga. Audien­cja miała przebieg burzliwy. Posłowie zeznawali potem, iż ,,nigdy króla nie widzieli tak zagniewa­nym." W imieniu królewskim przemawiał do przybyłych kanclerz Jakub z Dębna. Oświadczył on, iż król spodziewa się, że Prusy uchwalą podat­ki na wojnę z Turkami niezależnie od sprawy biskupstwa. Są to dwa różne zagadnienia, których łączyć nie należy. Co zaś do Łukasza Watzenrode, to splamił się on intrygowaniem w Rzymie. Król zakazuje niniejszym kategorycznie przekazywać mu biskupstwo i oddawać w. j ego ręce dobra bi­skupie.

Rozwój sytuacji nie był jednak pomyślny dla zamierzeń króla. W sierpniu na sejmie w Piotr­kowie doszła go niemiła wiadomość, że Łukasz cichaczem dostał się na Warmię i 22 lipca nastąpił uroczysty jego wjazd do stolicy biskupiej. W do­datku sytuacja międzynarodowa nie sprzyjała interwencji w Prusach. Właśnie król węgierski

13*

195

Maciej żądał zerwania sojuszu z Czechami, gdzie już panował najstarszy syn Jagiellończyka — Władysław, i domagał się zmiany granic Śląska;

królewicz Jan Olbracht wyprawił się na Tatarów i lęk ogarniał króla o wyniki tej ekspedycji, powierzonej niedoświadczonemu młodzieńcowi;

w Królewcu zmarł wielki mistrz i z niepokojem oczekiwano, jakiego człowieka obiorą krzyżacy na to stanowisko. Niepewność ze wszystkich stron paraliżowała inicjatywę Jagiellończyka.

Chmury przetrzeć się miały dopiero na jesieni. Olbracht pokonał Tatarów, z Węgier przyszła wieść o ciężkiej chorobie króla Macieja, który przynajmniej na czas jakiś stawał się mniej nie­bezpieczny. Wielkim mistrzem wybrany został Jan Tiefen, starzec mało przedsiębiorczy i pokojo­wego raczej usposobienia. 18 listopada złożył on hołd Kazimierzowi i obiecał nie wspomagać Łu­kasza Watzenrode.

Król miał więc ręce rozwiązane w stosunku do

Prus. Komisarze królewscy: Zbigniew Tęczyński, wojewoda inowrocławski Mikołaj Działyński i sę­dzia kaliski Sapiński, przybyli w końcu września na zjazd stanów w Tczewie, występowali szorst­ko i energicznie. Pod ich naciskiem uczestnicy

. 197

obrad godzili się uchwalić podatek, ale pod pew­nymi warunkami. Oto najważniejsze z nich: usu­nąć ze starostw przybyszów z Korony, wyprowa­dzić wojska królewskie z Prus, sprawy pruskie załatwiać tylko z radą pruską bez panów koron­nych, przyłączyć do Prus oddane księciu słup­skiemu ziemie — lęborską i bytowską, zachować przywileje Warmii. Od części owych żądań obra­dujący zresztą ustąpili.

Kiedy wyniki rokowań przedstawiono Jagiel-lończykowi i jego doradcom, wśród rady koronnej przeważały nastroje pokojowe. Pod ich wpływem król zrezygnował z wysłania na Warmię karnej ekspedycji, a także przestał posługiwać się w per­traktacjach z Prusakami tak bardzo nielubianym przez nich Tęczyńskim.

Nastąpiło więc pewne odprężenie, choć istota sporu nie została zlikwidowana. W Grudziądzu w początkach stycznia 1490 roku stany uchwaliły wreszcie roczny podatek od całych Prus, a w grud­niu tegoż roku pojawiło się na sejmie w Piotrko­wie poselstwo z wojewodą malborskim Mikołajem Bażyńskim na czele, które prosiło o łaskę dla Łu­kasza Watzenrode.

Na zimę król wyjechał, jak to było w jego zwy-

198

czaju, na Litwę. 8 lutego 1492 roku przybyło tam nowe poselstwo z Prus, aby usprawiedliwić zwło­kę w przekazywaniu obiecanych pieniędzy do skarbu i ponownie prosić o zgodę na utrzymanie Łukasza Watzenrode na stolicy biskupiej. Aby le­piej usposobić króla, zarówno Łukasz, jak i cała Warmia przyłączyli się do ogólnej uchwały podat­kowej Prus. Kazimierz pozostał jednak nieugięty.

Tak więc sprawa konfliktu z możnymi i ducho­wieństwem Prus Królewskich nie została roz­strzygnięta za jego panowania. Ale dzieło, którego dokonał na tym terenie, choć nie pozbawione ry­sów i skaz, przetrwało wiele dziesiątków lat i póź­niej, w drugiej połowie XVI stulecia, stało się bazą dla ostatecznej unifikacji terenów pomorsko--warmińskich z resztą Polski.

10. Korony dla synów

l marca 1456 roku “po godzinie dziewiątej w nocy — notuje skrupulatny kronikarz — Elż­bieta królowa polska powiła syna dziwnej nadob-ności, kształtnego i na schwał urodnego ciała. Gwiazdarze przepowiadali, że postać nieba i po­łożenie planet w godzinie jego przyjścia na świat wróżyły mu pomyślną przyszłość i panowanie nad wielu narodami i królestwy. W oktawę uroczysto­ści Wielkiejnocy ochrzczony przez Tomasza bi­skupa krakowskiego, przyjął imię dziada swego Władysława".

Wkrótce grono wnuków Jagiełły miało się po­większyć. 3 października 1458 roku urodził się drugi syn, Kazimierz, świątobliwy i chorowity,

zmarły — jak wiadomo — w początkach 1484 ro­ku; 27 grudnia 1459 roku urodził się Jan Olbracht, przyszły król Polski (w latach 1492—1501);

5 sierpnia 1461 roku przyszedł na świat Aleksan­der, który miał panować w Polsce w latach 1501— 1506; l stycznia 1467 roku urodził się Zygmunt, zwany później Starym, król Polski w latach 1506—1548; wreszcie 27 kwietnia 1468 roku uj­rzał światło dzienne najmłodszy syn Jagiellończyka, Fryderyk, ten sam, którego król miał wy­suwać na biskupstwo warmińskie, a który już jako dwudziestoletni młodzieniec (w 1488 r.) zo­stał mianowany biskupem krakowskim, a Wkrótce potem arcybiskupem gnieźnieńskim i kardynałem (1493).

W sumie miał więc Kazimierz sześciu synów, z których jeden zmarł bardzo młodo, a jeden obrał karierę duchowną. Na pozostałych czterech czeka­ły korony.

Córek było aż siedem: urodzona w roku 1457 Jadwiga, która w przyszłości miała zostać żoną księcia bawarskiego Jerzego; urodzona w roku 1464 Zofia, która została małżonką margrabiego brandenburskiego Fryderyka; Elżbieta (1465), zmarła w niemowlęcym wieku, i jej młodsza sio-

stra (urodzona 1472) tegoż imienia, również wcze­śnie zgasła; w roku 1476 ujrzała światło dzienne Anna, przyszła żona księcia pomorskiego Bogu­sława, w dwa lata po niej (1478) Barbara, wydana potem za księcia saskiego Jerzego; około roku 1483 przyszła na świat najmłodsza córka Jagiellończy-ka, której nadano imię dwu starszych, zmarłych przedwcześnie sióstr — Elżbieta. Została ona w przyszłości żoną Fryderyka II z Legnicy.

Na dworze królewskim chowała się więc liczna gromadka dzieci, którym rodzice starali się za­pewnić staranne wykształcenie (nauczycielami by­li ludzie tej miary co Długosz i Kallimach), a tak­że życiową karierę. Córki, jak widać, powydawano dość korzystnie zamąż, mimo iż nie miały zbyt wielkich posagów. Przy małżeństwach królewien dwór polski kierował się zresztą nie tylko chęcią zabezpieczenia ich losu; szło tu także o korzystne alianse polityczne, o wykorzystanie tego atutu, jakim w ówczesnych rozgrywkach dyplomatycz­nych były więzy rodzinne panujących.

Ale nie córki były głównym przedmiotem tro­ski królewskich rodziców. Całą swą ambicję skie­rowali oni na synów, potomków z jednej strony wielkiego Jagiełły, z drugiej, przez matkę, Al-

203

brechta, króla rzymskiego, czeskiego i węgier­skiego.

Niektórzy historycy czynią zarzut Kazimierzowi Jagiellończykowi, że zbyt przejął się ideami dy­nastycznymi (zapewne m. in. pod wpływem żony, dumnej Elżbiety Habsburżanki), że poświęcał in­teresy Polski dla korzyści rodziny, jak to było np. ze Śląskiem. Czy można jednak mieć o to preten­sję do piętraastowiecznego władcy, który państwo utożsamiał z osobą królewską? Dla którego wynie­sienie domu Jagiellonów było jednoznaczne z wy­niesieniem krajów, którymi władali?

Pierworodny wnuk Jagiełły miał niewiele ponad rok, gdy pod koniec 1457 roku dotarła do Polski wieść o śmierci króla węgierskiego i czeskiego Władysława Pogrobowca. I choć dwór polski zaję­ty był wojną o Pomorze, nie zaniedbano wysłać posłów na Węgry i do Czech, którzy demonstracyj­nie przypomnieli o prawach, jakie Kazimierz i je­go synowie mają do tych ziem.

Jakoż nie brakło tam zwolenników Elżbiety, pa­miętających, iż jest ona córką Albrechta, władcy Czech i Węgier; przybył nawet do Krakowa szlachcic węgierski Jan Iskra z propozycją, aby Kazimierz wystąpił przeciw “uzurpatorowi" na

204

tronie węgierskim Maciejowi Korwinowi, ale król odpowiedział odmownie, ponieważ zbyt był zaab­sorbowany wojną z krzyżakami. Podobnie odpra­wiono z niczym posłów z Wrocławia i Namysłowa, szukających opieki Kazimierza przeciw Jerzemu z Podiebradu, który zajął tron czeski po Włady­sławie.

Jerzemu lub — jak go dość pogardliwie nazywa Długosz — Jerzykowi zależało na porozumieniu z Jagiellończykiem. Już w roku 1458 posłowie jego przybyli do Krakowa, ofiarowali pomoc na wojnę -pruską, obiecywali poskromić łupiestwa i niepoko­je na granicy śląskiej, ba, oświadczyli nawet, że uznaje on prawa Jagiellonów do korony czeskiej i gotów jest wydać odpowiednie instrukcje, aby na wypadek jego śmierci przeszła ona w ich ręce.

Jerzyk, popierany przez obóz husycki, miał przeciw sobie silną opozycję panów katolickich w Czechach, a także papieża, dlatego szukał poro­zumienia z Kazimierzem Jagiellończykiem. Ten zaś, nakłaniany przez papieża i katolików czeskich do “krucjaty" przeciw “kacerskiemu" władcy Czech, nie spieszył się z decyzją w tej sprawie. Rokowania się przeciągały.

205

W zimie 1460 roku zjechali do Bytomia panowie polscy i czescy. Z Polski przybyli: wojewoda kali­ski Stanisław z Ostroroga, podkomorzy i starosta krakowski Mikołaj Pieniążek z Witowic oraz ku­stosz wiślicki i kanonik krakowski Jan Długosz. Ze strony czeskiej zaś książę cieszyński Przemy­sław, Zdenek Konopnicki ze Sternberga, burgrabia praski oraz brat stryjeczny Jerzego Jan Zajkacz. Czesi proponowali, aby zorganizować spotkanie obu władców, Polacy żądali uznania praw synów Elżbiety do tronu czeskiego.

Po kilku spotkaniach wstępnych doszło wresz­cie do zjazdu obu królów w Głogowie w maju 1462 roku. Oto jak opisuje go Długosz: “We wto­rek, dnia 18 maja, wyruszył (Kazimierz) ze Wscho­wy i rycerstwo swoje podzieliwszy na 6 hufców, w najpiękniejszej postawie i szyku, w najokazal­szym przyborze, postępował tym porządkiem, że pięć hufców szło naprzód, król Kazimierz zaś z prałatami i panami swymi w szóstym zastępie. A gdy już zbliżał się do Głogowa, Jerzy, król cze­ski, wyjechał na jego przyjęcie wraz z biskupami, 'książętami i panami swymi o milę od miasta. Po­witali się obydwaj z konia, po czym króla Kazi­mierza odprowadzono do głogowskiego zamku,

206

sam zaś król czeski przeniósł się gospodą do wiet-nicy" (t j. do ratusza miejskiego).

Następny dzień spędzono na układach, trzeci na biesiadach i rozrywkach. Król polski wydał ucztę tak wspaniałą i kosztowną, że król czeski, bojąc się, aby i w tej okazji nie był pośledniejszym, wstrzymał się od wzajemnego zaproszenia". Je­szcze ponad tydzień trwały narady, po czym za­przysiężone uroczyście dożywotnie przymierze między obu monarchami. Król Jerzy, nie mogąc przekazać tronu czeskiego własnym synom, zobo­wiązał się pomóc synowi Jagiellończyka, sześcio­letniemu wówczas zaledwie Władysławowi, aby został po nim władcą Czech.

Układ głogowski w pełni zaspokoił ambicje dy­nastyczne Kazimierza. Zapewniając korzystne wy­posażenie jego najstarszemu synowi, pozwalał tymczasem działać w innych kierunkach. Włady­sław był zbyt mały, aby można było aktualnie myśleć o osadzeniu go na tronie czeskim, najko­rzystniej było czekać na przyobiecane przez Je­rzego następstwo, szczególnie iż sytuacja we­wnętrzna w Czechach była powikłana i stwarza­łaby niemałe kłopoty każdemu, kto by w tym czasie w nią ingerował.

207

Spór między husytami a katolikami nie wyga­sał, zwłaszcza że podżegał go Rzym. W roku 1466 papież, któremu ugoda głogowska była bardzo nie n'a rękę, wyklął Jerzego z Podiebradu jako “wroga wiary świętej" i obrzydłego kacerza" oraz wy­wierał nacisk na Kazimierza, aby zajął tron czeski.

Legat papieski Rudolf, ten sam, który brał udział w zawieraniu pokoju toruńskiego z krzyżakami wręcz obiecywał Polsce za wystąpienie przeciw Jerzemu Śląsk i Łużyce. Istotnie w tym czasie była taka możliwość, zwłaszcza wobec sporów Je­rzego z najpotężniejszym miastem na Śląsku — Wrocławiem.

Ale Kazimierz, mając w perspektywie osadzenie najstarszego syna w Czechach, nie podchwycił tej koncepcji. Wedle układu głogowskiego Śląsk i tak prędzej czy później miał przejść pod berło jagieł lońskie, a to było dla króla bardziej istotne niż fakt, w granicach jakiego państwa się znajdzie.

W latach 1466 i 1467 Jagiellończyk lawiruje więc między poselstwami, które ślą do niego często z Czech, zarówno zaniepokojony, błagając o utrzymanie sojuszu Jerzy, jak i katoliccy pano wie proszący, aby objął tron czeski.

Nie życzył sobie bowiem król Kazimierz — wy­jaśnia Długosz — po ukończeniu wojny pruskiej wikłać się w inną, świeżo w Czechach zapaloną, która z obu stron z wielką toczyła się zawziętością 'i sił wytężeniem, wolał raczej zwlekać i na obie strony wątpliwą dając odpowiedź, oczekiwać spo­kojnie, jak się sprawa czeska ostatecznie rozwią­że". Wydaje się, że na takiej postawie zaważył w dużej mierze pusty skarb i ogromne zadłużenie króla z okresu wojny z krzyżakami.

W związku z tym odrzucił również szantaż, do jakiego posunął się papież w owym czasie: obie­cywał mianowicie zatwierdzić pokój toruński i zdjąć klątwę z Prus pod warunkiem, że sam król polski lub któryś z jego synów przyjmie czeską koronę. “Nie podobał się królowi i panom koron­nym ten warunek" — stwierdza kronikarz.

Wysyłani przez Kazimierza w tym czasie do Czech posłowie starali się doprowadzić do pokoju między Jerzym a jego zbuntowanymi poddanymi. Niestety, z zamieszek czeskich skorzystał król wę­gierski Maciej Korwin i pod pozorem chronienia katolików przed “gwałtem heretyków" najechał zbrojnie Czechy, aby je połączyć z Węgrami pod wspólnym — jak to było niegdyś — berłem. Tego

210

rodzaju konkurencja zagrażała poważnie intere­som Kazimierza Jagiellończyka.

8 kwietnia 1468 roku przybył do Krakowa jeden z wodzów czeskiej partii katolickiej, biskup ołomuniecki Protazy. Oświadczył on' królowi, że je­dzie do króla Macieja, który wziął czeskich kato­lików przeciw ciemiężącemu ich Jerzemu z Podie-bradu w obronę. Jednocześnie poinformował, że utworzyła się przeciw Jerzemu koalicja (Maciej Korwin, papież i cesarz Fryderyk) i zachęcał kró­la, aby do niej przystąpił. Szkoda by było — do­wodził — gdyby król węgierski ubiegł Jagielloń­czyka i zagarnął koronę czeską dla siebie. Sugero­wał również, że jest okazja wydania za mąż córek królewskich: Jadwigi za Macieja, a Zofii za syna cesarza Fryderyka — Maksymiliana.

Król dał odpowiedź wymijającą, obiecując, że rzecz rozważy, w sprawie małżeństwa Jadwigi z Maciejem wypowiedział się jednak odmownie. Korwin spustoszył niedawno ziemię spiską, intry­gował przeciw Polsce na terenie Mołdawii, nie godzi się więc królowi brać takiego nieprzyjaciela za zięcia. Zresztą do drzwi pukali już następni posłowie — tym razem Jerzego. Rychło z Krakowa ruszyło poselstwo złożone ze znakomitych mężów

14*

211

do Czech. Polacy usiłowali, jak uprzednio, pogo­dzić zwalczające się na terenie Czech ugrupowa­nia oraz odsunąć od tronu Macieja. Niestety, bez skutku. Co więcej, wiosną obrano Macieja królem czeskim.

Wprawdzie tłumaczyli się z tego gęsto katolicy tamtejsi przed Jagiellończykiem, a przybyły w czerwcu 1469 r. na Wawel kanclerz czeski Jan Zając, “zaszczycony zaufaniem królewiców, poj-rzawszy na nich, rzekł ze łzami, że wielce nad tym ubolewa, iż pominąwszy synów królewskich, pra­wych korony czeskiej dziedziców, dano ją Macie­jowi, węgierskiemu królowi. Ze nie z własnej chę­ci, ale raczej z drugich namowy na jego wybór zezwolił".

Była to jednak duża porażka dynastycznej poli­tyki Kazimierza.

Wkrótce jednak pomyślniejsze wieści zaczęły napływać z Czech. Partia przeciwna Maciejowi okrzyknęła oto królem Władysława Jagiellończy-łka, a Jerzy z Podiebradu, rad nierad, poparł ów wybór, zastrzegając sobie jedynie dożywotnie spra­wowanie rządów. Chciał jeszcze Jerzy przy okazji wydać za młodego królewicza swą córkę Ludmiłę, ale “nikomu, prócz -kilku radców, nie zdawało się

212

to wcale, aby królewicz tak znakomity kalał się związkiem z kobietą w błędach kacerskich wycho­waną, i tak z ojca, jako i z matki nikczemne ma­jącą pochodzenie". Tak upadły projekty związku, który zarówno król Kazimierz, jak i Elżbieta oce­nili jako mezalians.

Jagiellończyk starał się teraz uzyskać uznanie Władysława królem czeskim przez papieża i ce­sarza, a także wyperswadować Jerzemu dożywot-niość rządów. Władysław nie był już bowiem dzieckiem i można było zacząć myśleć o istotnym osadzeniu go na tronie. Sprawę ułatwiła śmierć Jerzego z Podiebradu; zmarł 22 marca 1471 roku.

Kazimierz, dotąd kunktator w sprawach cze­skich, natychmiast skierował do Pragi poselstwo, .aby dopilnowało praw królewicza polskiego do ko­rony czeskiej. Rozminęło się ono z poselstwem czeskim, dążącym pospiesznie na Wawel pod wo­dzą Scibora Towaczowskiego, wielkorządcy Mo­raw, z wieścią o wyborze Władysława przez sejm w Kutnej Horze.

16 lipca 1471 roku ,,w sali większej krakowskiej, gdy w czasie nabożeństwa odbywającego się w ok­tawie Bożego Ciała posłowie czescy powtórzyli swoje zlecenia, Władysław, król nowo obrany,

213

w obecności ojca swego Kazimierza, przesławnego króla polskiego, tudzież Jana arcybiskupa gnieź­nieńskiego, Jakuba biskupa włocławskiego, pa­nów, rycerstwa, szlachty i mnogiego zebrania lu­du, przemówił w języku polskim tak wymownie i pięknie, że wielu słuchających do łez poruszył, i za powszechną zgodą, na cześć Boga Wszechmo­gącego, pomnożenie wiary chrześcijańskiej i za­szczyt ludów słowiańskich przyjął rządy królestwa czeskiego, przyrzekając nieprzezornie, że zapłaci wszystkie długi królestwa, które rozumiał, iż nie były tak wielkie."

Tyle kronikarz, z góry uprzedzający swych czy­telników współczesnych i potomnych o kłopotach finansowych, jakie stać się miały udziałem nowego króla Czech. Na razie ruszył on spiesznie do swej nowej ojczyzny, odprowadzony przez ojca daleko, bo aż za Oświęcim. 19 sierpnia 1471 r. Praga wi­tała uroczyście nowego władcę. W tydzień później odbyła się koronacja na Hradczanach.

Urządziwszy Władysława w Czechach, postanowił Kazimierz skorzystać z niechęci niektórych panów węgierskich do Macieja i na podsta­wie uprawnień królowej Elżbiety do tego tro­nu osadzić tam drugiego syna. W początkach

214

Królowa , Elżbieta (A. Lesser)

września 1471 roku ruszył więc z 12 tysiącami żoł­nierzy królewicz Kazimierz na podbój korony wę­gierskiej. Zakończyła się ta wyprawa — w dużej mierze z powodu braku pieniędzy na opłacenie za-ciężnych oddziałów — fiaskiem.

Po kilku miesiącach królewicz Kazimierz wrócił “nie bez wielkiego smutku i sromu". Stary król musiał nawiązać z Maciejem rokowania pokojowe, które toczyły się wiele miesięcy, przerywane i wznawiane w zależności od układu stosunków

międzynarodowych i... krewkości temperamentów obu stron.

Tym usilniej dokładał Kazimierz starań, by po­móc Władysławowi w utrzymaniu się na tronie czeskim. Syn, zagrożony przez króla węgierskiego, słał coraz to nowe prośby o pomoc finansową i mi­litarną. Sytuacja była w istocie groźna, bowiem Maciej zajął Morawy, Śląsk i Łużyce.

Na usiłowaniach, aby wycisnąć z sejmującej szlachty nowe podatki, mijały Kazimierzowi ty­godnie i miesiące. Zżerała go troska o Władysława, tak niedoświadczonego jeszcze, a narażonego na tyle niebezpieczeństw. Chodziły przecież wieści po Europie, iż Maciej nasyła na niego skrytobójców. Jednego takiego złapano w Kutnej Horze z wenec-

216

trucizną, ,,która mieściła w sobie jad tak potęż­ny, że bez zatrucia nią nawet jadła lub napoju i bez pomazania ciała, samym tchem i wonią za­bijała każdego".

Czy była to prawda, czy tylko wymysły? Trud­no dziś dociec. Maciej tak bardzo intrygował prze­ciw Jagiellończykowi, tak łączył się ze wszystkimi jego wrogami, iż w końcu przypisywano mu różne winy nie popełnione. I tak gdy w lecie 1473 roku panowała w Polsce wielotygodniowa susza, która spowodowała pożary w różnych miastach (Kra­ków, Wieliczka, Sandomierz, Konin, Bełz, Chełm, Lubowla), wśród ludności krążyły plotki, że to “król węgierski wysłał do Polski podpalaczy i cza­rowników, którzy takowe urządzali pożogi".

Pod koniec roku 1473 cesarz po długim ociąga­niu uznał wreszcie Władysława królem czeskim i zawarł “przyjazne związki" z królem polskim. Odpowiedzią na to ze strony Macieja było naru­szenie południowych granic Polski zimą 1474 ro­ku (spalenie Pilzna, napaść na Żmigród) oraz przy­mierze z wichrzącym właśnie w Prusach Tunge-nem. Dla odparcia najazdu węgierskiego zwołano pospolite ruszenie. Cóż, kiedy ,,szlachta, w długo­letnim pokoju do miękkości nawykła i zniewieścia-

217

ła, mając nadto za wymówkę porę zimową, leni­wo zbierała się na wyprawę; w ściąganiu objadała dobra duchowne, a z domów wypychając włościan, sama w nich rozpierała się i ukrywała przed woj­ną".

Maciej namówił również księcia żagańskiego Ja­na, aby najechał na Wielkopolskę. I tu obrona za­wiodła. “Panowie i szlachta Wielkiej Polski — opowiada Długosz — których przywódcami byli:

Łukasz Górka poznański i Stanisław z Ostroroga kaliski, wojewodowie, tudzież Maciej z Moszyna starosta wielkopolski, lubo zebrali wojsko dwana­ście tysięcy głów wynoszące i przez kilka tygodni stali obozem w okolicy Kościana i Wschowy, nie stawili jednak żadnego oporu nieprzyjaciołom, którzy w ich oczach włości polskie palili dokoła i z tak bliska, że im perzyny n'a twarze leciały. Taka była w nich tchórzliwość, iż dozwolili bez­karnie i w oczach swoich 600 wsi z dymem puścić i zdobycz wszystką uprowadzić."

W odwet Kazimierz poprowadził wielką wypra­wę na Śląsk, nie po to jednak, aby go do Polski przyłączyć, lecz by zapewnić tu panowanie swego syna Władysława jako króla czeskiego. 24 paź­dziernika w okolicach Oławy (Polacy rozbili tu ty-

218

dzień wcześniej wojska węgierskie) doszło do spot­kania ojca z synem po kilkuletniej rozłące. Po wzruszającym powitaniu obaj władcy połączyli swe siły (Kazimierz miał około 60 tysięcy, Włady­sław 20 tysięcy) i ruszyli pod Wrocław, gdzie oczekiwał na nich wróg Jagiellońskiego domu — Maciej.

Kampania nie przebiegała jednak — jak się tego spodziewano — pomyślnie. Wprawdzie wojska polskie i czeskie złupiły bezlitośnie Śląsk, ale nie­wiele obchodziło to Macieja, który ze swej strony słał swych żołnierzy na pogranicze Ziemi Wieluń­skiej i Wielkopolski. W dodatku w obozie polsko--czeskim szerzyła się zaraza, wybuchały swary i kłótnie, brak było subordynacji.

W tych warunkach Kazimierz, choć z ciężkim sercem, zdecydował się na rokowania. Nie szły one gładko, jako że ,,ukazały się wzajemne niechęci między królem czeskim a królem węgierskim: je­den na drugiego marszczył twarz surową i groź­ną, a przy podawaniu sobie dłoni odwracali na bok oczy".

Kiedy zawiodły bezpośrednie kontakty, rzecz załatwili pełnomocnicy. 8 grudnia zawarto rozejm na trzy lata, przewidujący wzajemny zwrot zagar-

219

niętych zamków i jeńców. Wojna “śląska" była skończona. “Królowie polski i czeski podali sobie dłonie, poczcili się nawzajem upominkami i nic ważnego nie zdziaławszy, odjechali z powro­tem" — wspomina nie bez złośliwości Długosz. Śląsk, Morawy i Łużyce pozostały w rękach Ma­cieja, co potwierdził także układ z roku 1478, da­jący jedynie Władysławowi Jagiellończykowi pra­wo wykupienia ich z rąk zdobywcy.

Korona czeska pozostała jednak w rękach Ja­giellonów.

Upalny lipiec roku 1479 miał wreszcie przynieść ostateczny kres wieloletniej wojnie; toczyła się ona ze zmiennym nasileniem, to przygasając, to wybuchając, gdy kończyły się terminy rozejmów. Napsuła wiele krwi wszystkim zainteresowanym i wszyscy już byli nią znużeni.

Wielki zjazd królów w Ołomuńcu, przebiegający początkowo w sztywnej atmosferze, zakończył się niemal przyjacielsko. Zarówno Władysław czeski, jak i węgierski Maciej porzucili pozy i dąsy, któ­re jeszcze kilka lat temu uniemożliwiały osobiste rozmowy na Śląsku. Może odegrała tu pewną rolę przyjaźń, jaka wywiązała się niespodziewanie mię­dzy królową węgierską Beatrycze a młodym Ja-

220

giellończykiem? Oboje namiętni szachiści, prze­siadywali całe popołudnia przy tej grze.

Podczas gdy król Maciej popijał chłodne piwo, a Beatrycze i Władysław kontynuowali rozgrywki szachowe, sekretarze królewscy i kanceliści pra­cowali pilnie nad ostateczną redakcją traktatu, który miał być podpisany. Nie przynosił on rewe­lacji. Obaj przeciwnicy siedzieli mocno w swych siodłach — Władysław w Czechach, Maciej na Węgrzech — i Kazimierz Jagiellończyk pojmował to doskonale. Potwierdzono więc jedynie istniejący stan rzeczy, godząc się, choć z żalem, na pozosta­wienie w rękach króla węgierskiego Moraw, Łu-życ i Śląska, z tym jednak zastrzeżeniem, iż po bezpotomnej jego śmierci może je król czeski od­kupić za 400 tysięcy dukatów od korony węgier­skiej.

Korona węgierska! Mimo uroczystego pokoju w Ołomuńcu ani na chwilę nie przestał o niej Ka­zimierz Jagiellończyk marzyć dla swych synów.

Już Wkrótce po zawarciu traktatu w Ołomuńcu zaczęły się między królem polskim a Maciejem no­we nieporozumienia. Korwin intryguje przeciw-Jagiellończykowi w dalekiej Moskwie, na terenie Rzymu; Kazimierz popiera niechętną Korwinowi

221

politykę Czech. Otwarta waśń wybucha w roku 1485 z powodu Mołdawii. Złożony przez Stefana w Kołomyi hołd Kazimierzowi potraktował Maciej jako pogwałcenie praw korony węgierskiej i na wiosnę 1486 r. wytoczył o to sprawę przed papie­żem. Odpowiedzią na to ze strony króla polskiego były kontakty z cesarzem Fryderykiem prowadzą­cym właśnie wojnę z władcą Węgier.

Bardziej jednak niż skargi zanoszone do Rzymu zaniepokoiły Kazimierza Jagiellończyka inne po­sunięcia Korwina. Wedle postanowień traktatu ołomunieckiego w razie bezpotomnej śmierci Ma­cieja Władysław miał prawo wykupić Morawy, Śląsk i Łużyce. Otóż Korwin, nie mogąc doczekać się potomstwa z legalnej żony, postanowił zapew­nić sukcesję po sobie naturalnemu synowi, zro­dzonemu ze związku z pewną Siązaczką — Janowi Korwinowi.

W roku 1487 odbył się uroczysty ślub młodego Korwina z księżniczką mediolańską Blanką Sforzą. Przy okazji król węgierski obiecał legitymować Jana i zapewnić mu jeśli nie dziedzictwo na Wę­grzech, to przynajmniej panowanie na Morawach, Łużycach i Śląsku. Wkrótce potem Maciej począł przygotowywać objęcie Śląska przez Jana. Scią-

222

gając jedno lenno po drugim, oddawał je synowi. Oczywiście godziło to w interesy książąt śląskich i musiało wywołać protest. Tak wybuchła wojna głogowska.

Głogów w owym czasie należał do księcia żagań­skiego Jana, tego samego, który niedawno, pod­żegany przez Macieja, pustoszył granice Wielko­polski. Jan nie miał syna, posiadał natomiast trzy dorodne córki. Wedle obowiązujących praw nie mogły one jednak dziedziczyć księstwa. Oczywi­ście myśl, że będzie musiał oddać swe ziemie Kor­winowi, nie była miła księciu. Porozumiał się więc z księciem ziębickim Henrykiem, którego małżonka obdarzyła aż trzema synami, i wypra­wiono potrójne wesele.

Wkrótce Jan zaczął nakłaniać mieszkańców Gło­gowa, aby uznali spadkobiercami księżniczki i ich mężów i aby złożyli im hołd. Tu wmieszał się jed­nak Maciej, pragnąc zagarnąć Głogów dla własne­go syna. Śląsk stanął w ogniu wojny, tym uciąż-liwszej, że domowej, część bowiem książąt i miast stanęła po stronie Jana żagańskiego i Henryka zię-bickiego, część zaś opowiedziała się po stronie kró­la węgierskiego.

Maciej wysłał na Śląsk znaczne siły wojskowe,

223

które zdobyły Głogów i pobiły pod Tomkowicami opierającego im się księcia Henryka. 28 grudnia 1488 roku książę żagański zrzekł się swych księstw w zamian za dożywotnie zaopatrzenie. Henryk zię-bicki wykręcił się rezygnacją jedynie z Ząbkowic Śląskich.

Korwin triumfował. Chodziły pogłoski, iż szy­kuje się do ogłoszenia na wiosnę roku 1490 swego syna królem czeskim.

Poczynania króla Węgier obserwował zaniepo­kojony Kazimierz Jagiellończyk. Wiosną 1489 r. zawarto porozumienie między Polską a Czechami dla obrony traktatu ołomunieckiego. Król węgier­ski nie chciał jednak otwartego zerwania. Na Wa­welu pojawił się biskup waradyński Jan, zręczny dyplomata, który usiłował zatrzeć niemiłe wraże­nie, jakie wywarła działalność Macieja na Śląsku., Starał się skierować uwagę króla polskiego na nie­bezpieczeństwo tureckie, proponując utworzenie li­gi przeciw “niewiernym". Natomiast w innych kra­jach przedstawiał Korwina jako władcę zagrożo­nego właśnie przez sojusz polsko-czeski i domagał się rozbicia owej “niebezpiecznej dla pokoju spół­ki".

Sejm piotrkowski obradujący w sierpniu 1489

224

roku przyjął Maciej owego posła dość zimnu f z re­zerwą. Zarzuty, które wysuwał w stosunKu do Polski i Czech, zostały odparte. Ujęto jednak dłoń, która się wyciągała z propozycją porozumienia. Kazimierz Jagiellończyk za zgodą rady koronnej wysunął projekt spotkania polsko-węgierskiego jeszcze tego roku, późną jesienią, we Wrocławiu. Jakoż zaczęły się przygotowania do owego zjazdu, w początkach listopada wynajmowano już od' wrocławian gospody, potem jednak sprawa się roz­chwiała.

Tymczasem we wrześniu 1489 r. król węgierski zażądał od Polski zwrotu Spiszą. Ziemia spiska, leżąca na południowych stokach Karpat, w dolinie górnego Popradu, bogata i ludna, oddana została w r. 1108 Węgrom jako posag córki Bolesława Krzywoustego Judyty. W roku 1412 wróciła w większej części do Polski jako zastaw Zygmunta Luksemburczyka, obejmując 13 miast spiskich w zamian za pożyczkę od Jagiełły. Za panowania Kazimierza sprawa wykupu była już przedawnio­na, żądanie Macieja było więc wyraźnym pretek­stem. Zatarg przedstawiony został papieżowi, któ­ry wobec oczywistych dowodów przedawnienia

226

musiał uznać bezzasadność roszczeń węgierskich. Sędziowie papiescy przysądzili Spisz Polsce.

Kiedy sprawa spiska upadła, Maciej tym żywiej rzucił się w wir intryg przeciw Polsce. Z tego okresu datują się jego wzmożone kontakty z Mo­skwą, a także z poplecznikiem Iwana III, chanem .tatarskim Mengli Girejem. Nie należy się też dzi­wić, iż wieść o chorobie króla Węgier przyjęto na polskim dworze z dużym zainteresowaniem i na­dzieją. Maciej Korwin zmarł 6 kwietnia 1490 r., opróżniając tron, który już od dawna przyciągał uwagę Jagiellonów.

Do Polski nowina dotarła bardzo szybko, z pew­nym opóźnieniem na bardziej odległą Litwę. Ale już 7 maja wyjeżdża król z ogromnym pośpiechem z Grodna, kierując się najkrótszymi drogami na Kraków.

Ponieważ królewicz Kazimierz, przeznaczony swego czasu na tron węgierski, już nie żył, król zamierzał osadzić na Węgrzech trzeciego wedle starszeństwa syna, Jana Olbrachta. Za tą kandy­daturą oświadczyła się grupa możnych węgier­skich, z potężnym wojewodą siedmiogrodzkim Ba­torym na czele. Szansę Olbrachta były istotnie bardzo duże, gdy niespodziewanie rodzony brat

15*

227

pokrzyżował mu szyki. Oto część węgierskich magnatów, między innymi potężny Zapołya, opo­wiedziała się za Władysławem. 8 maja 1490 r. za­warto w tej sprawie tajne porozumienie.

Do konkurencji o koronę węgierską stawało więc dwu braci. Obaj rozwinęli szeroką działalność w zakresie kaptowania stronników. Rozgrywka zapowiadała się interesująco. Na elekcyjny sejm węgierski, zwołany do Pesztu na dzień 17 maja, przybyli posłowie z Polski: kanclerz Krzesław z Kurozwęk, prawa ręka Jagiellończyka w ostat­nich latach jego rządów, starosta sądecki i spiski Piotr Kmita z Wiśnicza oraz kasztelan wieluński Piotr Myszkowski. Mieli oni forsować Olbrachta. Jakoż istotnie 7 czerwca 1490 roku szlachta, prze­ważnie górnowęgierska, okrzyknęła władcą młod­szego królewicza.

Niestety, Batory okazał się sojusznikiem nie­stałym. Magnaci rej wodzący na elekcji uznali proklamację z 7 czerwca za nieważną. Zaczęły się nowe przetargi i dyskusje, dni płynęły.

Obok obu Jagiellończyków ubiegali się o spadek po Macieju: jego syn Jan Korwin oraz syn cesarza Fryderyka Maksymilian. Niewiele brakowało, a Węgry stanęłyby w ogniu wielkiej wojny domo-

228

Władysław Jagiellończyk na karcie tytułowej ' utworu Pawła z Krosna (XVI w.)

wej. Wreszcie 15 lipca .1490 roku królem Węgier okrzyknięty został syn Kazimierza Jagiellończy-ka, król czeski .Władysław.

W Polsce jednak wyboru tego nie uznano. Jan Olbracht, zaopatrzony przez Kazimierza w wojsko i pewne zasoby gotówki, ruszył pod koniec czerw­ca z Krakowa i pierwszego lipca przekroczył gra­nicę polsko-węgierską. 10 sierpnia, idąc niezbyt szybkim marszem, stanął pod Pesztem. Starszy brat jednak, choć ogólnie uważany za leniwego i bardzo dbałego o uciechy stołu, tym razem oka­zał się prędszy: dzień wcześniej zajął Budę, insta­lując się w mocnym zamku.

Tak więc bracia stanęli naprzeciw siebie jako wrogowie. Zaaranżowane spotkanie zamiast spo­dziewanej ugody zakończyło się kłótnią. Żaden nie myślał zrezygnować na rzecz drugiego.

W tym pojedynku Olbracht okazał się stroną słabszą. Wprawdzie przez cały czerwiec radził w Krakowie sejm nad sposobem sfinansowania jego wyprawy, wprawdzie Kazimierz Jagiellończyk pozastawiał, co się dało, i pozaciągał pożycz­ki, ale niewiele uzbierał. e płatne wojsko 01-brachta było niesubordynowane i niezbyt wojow­nicze, dawało się za to we znaki spokojnej ludno-

230

ści, rabując, paląc, gwałcąc. Nie była to najlepsza propaganda na rzecz kandydatury Olbrachta.

W październiku 1490 roku królewicz polski obiegł bogate i ludne miasto Koszyce. W lutym 1491 roku nadciągnął tu także Władysław: między obu wojskami doszło do potyczek. Wojna trwałaby jeszcze długi czas, gdyby nie interwencja Kazi­mierza Jagiellończyka. Król polski zrozumiał wre­szcie, iż Jan Olbracht niewielkie miał szansę na Węgrzech. Trzeba było zapobiec bezpłodnej, hań­biącej zwadzie braci. Ostatecznie tak czy owak tron węgierski przypadł Jagiellonom. Marzenie tylu lat ziściło się wreszcie.

Ruszyli więc na Węgry raz jeszcze posłowie z Polski: arcybiskup lwowski Andrzej Róża, zbroj­ny w autorytet szat duchownych, i wojewoda po­znański, wymowny a przebiegły Maciej z Bnina. Nie wiemy, jakich użyli perswazji i argumentów. .W każdym razie 20 lutego 1491 roku podpisano pokój, zwany od miejsca zawarcia koszyckim. Władysław zostawał królem Węgier, Olbracht zaś otrzymał na Śląsku księstwo głogowskie, Oleśnic-' ko-wołowskie i opawskie. W wypadku jednak bezpotomnej śmierci Olbrachta lub obrania go królem Śląsk przechodził z powrotem na koronę'

231

węgierską. W ten sposób przekreślano ewentual­ność wejścia owych księstw w granice Polski. Na wypadek bezpotomnej śmierci Władysława Wę­grzy obiecywali obrać jego następcą Olbrachta.

Pokój został podpisany i królewicz winien był opuścić terytorium, na którym zaczął panować jego starszy brat. Ale Olbracht zwlekał z powro­tem do Krakowa. W drugiej połowie lipca 1491 r. jego żołnierze znów poczęli grasować po kraju. W końcu sierpnia Olbracht obiegł Bardyjów i pu­stoszył górne Węgry, a więc krainę, gdzie jeszcze niedawno miał tylu stronników. Ze robił to bez wiedzy, a nawet wbrew woli Kazimierza Jagiel-lończyka, świadczy najlepiej fakt, iż w tym wła­śnie czasie stary król zdecydowanie występował na terenie Niemiec w obronie praw Władysława czeskiego do korony węgierskiej.

,,Partyzantka" Olbrachta trwała kilka miesięcy. W sam Nowy Rok 1492 r. został rozbity pod Pre-szowem przez wojska wiernego Władysławowi Zapołyi. Był to kres wyprawy węgierskiej pecho­wego Jagiellończyka. Zmuszony potwierdzić raz jeszcze warunki koszyckie, powrócił do Polski.

Mimo że wyprawa Olbrachta zakończyła się •klęską, polityka dynastyczna Kazimierza Jagieł-232

Jan Olbracht (Kronika Bielskiego)

lończyka święciła triumfy. Pod koniec życia udało mu się skupić pod berłem jagiellońskim ogromne obszary. Polska, Litwa, Czechy i Węgry — cztery wielkie kraje znalazły się w rękach potomków 'Jagiełły. Powstał blok, któremu nie było równego w całej Europie środkowej. Dom Jagiellonów stał u szczytu potęgi. Nie przypuszczał też nikt wów­czas, że rozsypie się w ciągu kilku dziesięcioleci.

Zbyt krótki okres trwania dzieła Kazimierza Jagiellończyka jako twórcy potęgi dynastycznej sprawił też chyba, że Polska nie wyciągnęła stąd realniejszych korzyści. Panowie polscy nie za­dbali nawet, aby w toku rozgrywek przywrócić macierzy Śląsk. Czyni się z tego często zarzut Ka­zimierzowi Jagiellończykowi.

Sprawy tej nie można chyba jednak rozpatry­wać z punktu widzenia ocen i poglądów XX wie­ku. Kazimierz, jak i inni współcześni mu władcy, uprawiał politykę dynastyczną, a kładł na nią tym większy nacisk, im bardziej niepewny był elek­cyjny tron polski. W większości wypadków różne kraje wyciągały niemałe korzyści z sukcesów dy­nastycznych swych panujących, Polsce to się jed­nak nie udało. Czy winę za to ponosi król? Trudno na to odpowiedzieć jednoznacznie.

11. O nowy kształt państwa

Jakim gospodarzem był Kazimierz Jagielloń,czy'k, zaabsorbowany stale wielkimi rozgrywkami na arenie międzynarodowej? Czy poświęcał na­leżytą uwagę sprawom mniej efektownym, ale decydującym o sile i prężności kraju? Jak kształ­towała się polityka wewnętrzna tego władcy?

Przyjrzyjmy się przede wszystkim terenom i ludziom, nad którymi panował. W pierwszych latach panowania Kazimierza Jagiellończyka ob­szar Korony wraz z lennym Mazowszem (31 847 km2) wynosił około 235 tyś. km2, a po przyłącze­niu Prus Królewskich (19 657 km2) i Warmii (4 250 km2) około 260 tysięcy km2. W chwili śmierci króla terytorium obu państw, tj. Korony

235

i Litwy, ale bez ziem lennych, tj. bez Prus Zakon­nych, Lęborka i Bytowa, Mazowsza i Mołdawii, wynosiło około l 115 tyś. km2.

Na tym ogromnym obszarze żyło prawie 5 mi­lionów ludzi — przeciętna gęstość zaludnienia nie . była więc wysoka, o wiele mniejsza niż w krajach Europy zachodniej, wyższa jednak niż np. w Wiel­kim Księstwie Moskiewskim. Z tego jednak znacz­ną część ludności stanowili Litwini i Rusini, nie licząc innych mniejszości narodowych, jak Niem­cy, Włosi, Francuzi, Żydzi, Ormianie itd., zwła­szcza silnie reprezentowanych w miastach. A więc mozaika narodowościowa z wszystkimi swymi konsekwencjami — antagonizmy narodowościowe, wyznaniowe itd., a także niezwykle nierówno­mierne rozmieszczenie osad ludzkich; obok krain ludnych, takich jak Prusy czy Małopolska, ogrom­ne tereny puszcz i pustek na tzw. kresach.

Stwarzało to dodatkowe problemy nie tylko go­spodarcze, ale także militarne (kwestia obronności granic południowo-wschodnich). Wzrost teryto­rialny państwa spowodował zwiększenie liczby województw: po roku 1450 utworzono wojewódz­two bełskie i rawskie, w 1474 lubelskie z ziemią łukowską. Na terenie Prus Królewskich powstały

236

trzy województwa: pomorskie, malborskie i cheł­mińskie.

System zarządzania państwem nie zmienił się w zasadzie od czasów Kazimierza Wielkiego. Obok dostojników ziemskich, których rola malała z bie­giem czasu (a których, jak np. na terenie Prus, król starał się świadomie ograniczać), prawdziwy­mi zarządcami kraju z ramienia panującego byli starostowie generalni (dla całych ziem) oraz gro­dowi i niegrodowi (dla mniejszych obszarów). Ka­zimierz Jagiellończyk starał się, aby te ważne sta­nowiska obsadzać przez oddanych sobie, energicz­nych ludzi. Sprawy te omawialiśmy już na przykładzie specjalnie trudnego, specyficznego terenu, jakim były Prusy. Nie zawsze jednak od­powiedni element dostawał się na starostwo. Brak pieniędzy zmuszał króla do zastawiania starostw tym, którzy mogli poratować go pożyczką; z wy­kupem z reguły bywały kłopoty.

Przybyły do kraju syn Jagiełły — jak widzie­liśmy — nie miał początkowo stronników, a wro­gów, zwłaszcza wśród potężnych Małopolan, mu nie brakło. Od samego początku pracuje Kazi­mierz nad pozyskaniem sobie ludzi i powoli two­rzy się krąg oddanych doradców i współpracow-

237

ników. Naturalnym jego sprzymierzeńcem byli od początku Wielkopolanie — ci, których Długosz nazywa “młodszymi panami królestwa". Zazdro­śni o wpływy Małopolan, dążący do obalenia dyk­tatury Oleśnickiego, do zjednoczenia z Polską Po­morza, porozumieli się bardzo szybko z młodym Jagiellończykiem. Wspólnota interesów gwaranto­wała, iż współpraca będzie wieloletnia i owocna.

Jan Ostroróg, późniejszy wojewoda poznański i autor słynnego Monumentum pro Reipublicae ordinatione, gorący zwolennik silnej władzy kró­lewskiej i wróg papiestwa, to najbardziej znana i najbardziej reprezentatywna postać z tej grupy. Obok niego wymienić należy starostę generalnego Wielkopolski Łukasza z Górki, brata biskupa ku­jawskiego i następcę Górki na stanowisku starosty generalnego Macieja z Bnina, wojewodę inowroc­ławskiego Mikołaja Szarlejskiego, wojewodę łę­czyckiego Mikołaja z Kutna i wielu innych. Wszy­scy oni dzięki królowi obrośli nie tylko w za­szczyty, lecz powiększyli wydatnie swe majątki. Byli też jego prawdziwą ,,gwardią".

Zresztą na terenie Małopolski również zacho­dziły pewne przemiany. I tutaj królowi udało się przełamać niechęć i stworzyć koło sobie przychyl-

238

ne. Zadanie pod tym względem ułatwiła śmierć Zbigniewa Oleśnickiego. Kardynał zmarł l kwiet­nia 1455 roku, a więc na progu wojny pruskiej, której tak był przeciwny. Obóz wrogi królowi pozbawiony został głowy. Reszty dokonało umie­jętne rozdawanie dóbr i urzędów; każdy wakans oznaczał wzmocnienie partii królewskiej. Odda­nymi przyjaciółmi króla byli zwłaszcza dwaj ko­lejni kanclerze koronni — Jakub z Dębna oraz Krzesław z Kurozwęk.

W latach końcowych panowania Kazimierza se­nat składał się już w większości z oddanych Ka­zimierzowi ludzi. Nawet episkopat, mianowany przez króla, zmienił swe oblicze i współpracował z monarchą. Wyrazem najbardziej plastycznym owej nowej atmosfery wokół tronu może być fakt, iż bratanek osławionego kardynała o tym samym imieniu — Zbigniew Oleśnicki — wiąże swą karierę z Jagiellończykiem, debiutuje w jego kancelarii, zostaje stopniowo biskupem włocław­skim i podkanclerzym, a w roku 1481 arcybisku­pem gnieźnieńskim, cały czas wiernie służąc kró­lowi. Były to rezultaty przemyślanej polityki Kazimierza, jego talentów dyplomatycznych, umiejętności pozyskiwania sobie ludzi.

239

Zyskawszy oparcie w gronie dobranych staran­nie dostojników, mógł Kazimierz myśleć o wzmoc­nieniu swej władzy, o scentralizowaniu państwa, o nadaniu Polsce bardziej nowożytnego kształtu. W tym samym czasie podobne dążenia nurtowały także inne kraje. We Francji Ludwik XI (1461—-1483) likwidował rezultaty feudalnej anarchii. W Anglii Henryk VII Tudor (1485—1509) kładł podwaliny pod monarchię absolutną. Podobny charakter miała działalność Iwana III (1462—1505) na terenie Wielkiego Księstwa Moskiew­skiego.

Na dworze krakowskim obserwowano owe po­czynania z dużym zainteresowaniem. Dojrzewało przekonanie o konieczności zmian w Polsce, gdzie wszystko toczyło się trybem wytyczonym niegdyś przez Kazimierza Wielkiego. Nowe czasy wyma­gały nowych form rządzenia. Grono przyjaciół i doradców króla dyskutowało nieraz zapewne o potrzebie reformy państwa, o przystosowaniu go do nowej epoki, uczynieniu bardziej prężnym i silnym.

Nawoływał do reform m. in'. Jan Ostroróg, na­dając owym ideom kształt literacki w wielkim, wspomnianym już dziele Monumentum pro Rei-

240

publicae ordinatione. Zawarte w nim wywody na­leży traktować w pewnej mierze jako program Kazimierza, konsekwentnie rozwijany i uzupeł­niany w miarę rozwoju wypadków. I tak niewąt­pliwie szereg pomysłów zrodzonych z ducha zachodnioeuropejskiego absolutyzmu podsuwał królowi i jego doradcom Włoch przebywający "w Polsce, słynny Filip Buonaccorsi, zwany Kalli-machem. Ścigany przez papieża za udział w spisku na terenie Rzymu, znalazł schronienie w Polsce, tu też rozwinął ożywioną działalność jako propa­gator humanizmu, nauczyciel dzieci królewskich, pzęsty poseł z ramienia Kazimierza do różnych

władców.

O jakich konkretnie reformach myślał Kazi­mierz Jagiellończyk i jego współpracownicy? Na pierwszy plan wysuwała się tu oczywiście sprawa unifikacji i centralizacji państwa, o której już była częściowo mowa. Łamanie starych, ze śred­niowiecza głębokiego się wywodzących separaty­stycznych tendencji występowało jednak nie tylko na ziemiach świeżo za panowania Kazimierza do Królestwa Polskiego przyłączonych, takich jak Pomorze ; Gdańskie czy niektóre części Mazow­sza.

16 Kazimierz Jagiellończyk

241

Chodziło także królowi — i było to nie mniej , ważne — o wzmocnienie spójni między Małopol­ską a Wielkopolską, które — jak widzieliśmy— były wrogo do siebie nastawione w początkach jego rządów. Chodziło też o silniejsze zespolenie z resztą kraju Rusi, zdobytej jeszcze przez Kazi­mierza Wielkiego, ale różniącej się narodowością, wyznaniem i obyczajem od Korony, o likwidację wreszcie starych, ostrych antagonizmów polsko--litewskich.

Były to zadania ogromne, przewyższające moż­liwości i środki, jakimi król dysponował, i dlatego nie zawsze wykonalne. Mimo najszczerszych wysiłków Kazimierza jego następcy otrzymali w spadku wielkie terytorialnie, ale niespójne we­wnętrznie państwo, nurtowane przez silne ten­dencje odśrodkowe.

Drugą naczelną wytyczną polityki wewnętrznej Kazimierza, związaną zresztą z jego polityką za­graniczną, była sprawa możliwie mocnego podda­nia kościoła polskiego wpływom króla. I o tym mówiliśmy wyżej. Podkreślenie przez króla nie­zależności Polski od papiestwa uczyniło wpraw­dzie z Rzymu jego zaciętego wroga i doprowa­dziło do różnych antypolskich wystąpień na are-

242

nie międzynarodowej, niemniej wielkim sukcesem królewskim było przejęcie obsady najważniej­szych beneficjów. Pozwoliło to na umiejętny do­bór osób na wyższe stanowiska kościelne w Polsce, wzmocniło autorytet tronu i dało królowi do ręki ważny atut w licznych przetargach i rozgryw­kach, zarówno krajowych, jak i na forum mię­dzynarodowym.

Wiele miejsca w planach Kazimierza zajmowały sprawy skarbu i wojska, wymagające gruntownej w owym czasie reformy. Rozumiał to doskonale nie tylko król, ale także inni światlejsi ludzie epoki. Pisał o tym Ostroróg, dyskutowano na ten temat nie tylko na dworze, ale także wśród szlachty.

Podstawą siły militarnej ówczesnej Polski było pospolite ruszenie szlachty, unormowane jeszcze przez Kazimierza Wielkiego jako ciężar gruntowy. Służyć ono miało wyłącznie do obrony kraju, a w razie wyjścia poza granice król obowiązany był płacić żołd w wysokości 5 grzywien od kopii. W dodatku przyjął się zwyczaj, iż powołanie po­spolitego ruszenia wymagało uprzedniej zgody stanów, tak w każdym razie w praktyce już za czasów Kazimierza w większości wypadków po-

16*

243

stepowano". Wymogła to szlachta na królu u progu wojny trzynastoletniej.

Było więc pospolite ruszenie machiną ciężką, niełatwą do puszczenia w ruch, a w dodatku mało przydatną bojowo. To, co było dobre w XIV wie­ku, zawodziło w XV. Słabo wyćwiczona, niezdy­scyplinowana szlachta zawodziła — jak wykazały już pierwsze lata wojny trzynastoletniej — w starciu z zaciężnymi, zawodowymi oddziałami, które stanowiły trzon v armii naszych sąsiadów Wytym okresie.

Wodzem pospolitego ruszenia był wojewoda — często człowiek zupełnie pozbawiony talentów wojskowych. Szlachta stawiała się na wyprawę źle uzbrojona, nierzadko w słomianych kapelu­szach zamiast hełmów, z bronią przestarzałą, ' odziedziczoną po dziadach. Bardziej myślała o po­rzuconej gospodarce, o nie dokończonych siewach czy nadchodzących żniwach niż o nieprzyjacielu, którego należało pokonać. Nie byli to już średnio­wieczni wojowniczy rycerze, lecz spokojni rolni­cy, których niełatwo było zamienić w żołnierzy.

Jedynym wyjściem z sytuacji był zaciąg najem­ników, których w XV wieku nie brakło. Wykształ­cił się w owym czasie typ zawodowego żołnierza,

244

Broń z XV w.

obeznanego doskonale ze swym rzemiosłem, słu­żącego każdemu, kto tylko miał pieniądze i płacił regularnie żołd. Werbowano ich setkami na tere­nie Czech, Śląska, Niemiec i posługiwano się nimi we wszystkich konfliktach wojennych tej epoki. Takich właśnie najemników rzucił Kazimierz Ja-giellończyk na krzyżaków po klęskach pospolitego ruszenia, odniesionych w początkach wojny o uj­ście Wisły.

Posługiwanie się zaciężnymi oddziałami wyma­gało jednak pieniędzy. Najemnicy, jeśli nie otrzy­mali w porę żołdu, albo “odbierali" sobie sami należność rabując kraj, albo przerzucali się do .obozu przeciwnika. Był to miecz ostry, ale obo­sieczny, i należało operować nim ostrożnie, aby '••-.

nie zadać ciosu samemu sobie.

Dochody, jakimi rozporządzał Kazimierz, były

bardzo niewielkie. Gospodarował nimi roztropnie i oszczędnie — oskarżano go nawet z tego powo­du o skąpstwo — ale nie miał naprawdę zbyt dużych możliwości w tym zakresie. Starostwa i tenuty, tj. dochody z dóbr królewskich, były prawie wszystkie zadłużone i obciążone spłatami, przynosiły więc bardzo niewiele. Wpływy z żup solnych również zmniejszyły się, zwłaszcza po

wydaniu statutów nieszawskich (1454), które usta­liły cenę soli dla szlachty na 8 groszy, podczas gdy od kupców można było dostać i po 15 groszy

za cetnar.

Trochę pieniędzy przynosiły cła, ale już w tym

czasie podnosiły się głosy żądające zwolnienia ,,szlachetnie urodzonych" od tego rodzaju opłat, Należy więc sądzić, że szlachta zaczynała się już w praktyce od nich uchylać, co zapewne zmniej­szało dochody skarbowe króla. Niewielkie sumy przynosiło również poradine, ustalone przez przy­wilej koszycki na 2 grosze od łana, zwłaszcza że często Kazimierz musiał je już z góry zastawiać, aby opędzić najpilniejsze potrzeby. Ratowała go trochę olbora z kopalń olkuskich (Vio wydobywa­nego kruszcu), ale była to kropla w morzu po­trzeb. Roczny dochód skarbu królewskiego wahał się w latach 1480—1490 od kilku do dwudziestu tysięcy dukatów. Cóż to znaczyło, skoro utrzy­manie tysiąca jezdnych kosztowało w owym

czasie około 24 tysięcy dukatów rocznie?

Musiał więc Kazimierz Jagiellończyk, chcąc nis

chcąc, zabiegać, aby sejm uchwalił pobory nad­zwyczajne. Nie było to łatwe, gdyż szlachta, nie­chętnie sięgająca do kies, z trudem tylko dawała W

się namówić na dodatkowe świadczenia. Zresztą nawet z takim wysiłkiem i oporami uchwalony pobór nie przynosił zbyt wiele. Wynosił on za­zwyczaj po 12 groszy z łana, co przy opieszałości egzekucji, częstym zaleganiu całych okręgów itp.

dawało kilkanaście, najwyżej dwadzieścia kilka tysięcy dukatów.

Do tego dochodził podatek od mieszczan — tzw. szos — wynoszący zwykle po dwa grosze od grzywny (można go w sumie rachować na kilka tysięcy dukatów) i akcyzy przynoszące niespełna dwa tysiące dukatów. A ile płaciło duchowień­stwo? Nie mamy żadnych danych o subsidium charitatwum, choćby szacunkowych. Wiemy wszakże, że za rządów Kazimierza sięgano do tego źródła, aczkolwiek nieczęsto.

Ostatecznie wyrywane społeczeństwu z takim trudem uchwały podatkowe mogły dać rocznie-najwyżej kilkadziesiąt tysięcy dukatów. Na tej podstawie niektórzy historycy — np. znany ba­dacz okresu Fryderyk Papee — szacują roczne dochody Kazimierza w najbardziej “tłustych" la­tach na 50—70 tysięcy dukatów.

Było to bardzo niewiele. Roczny dochód elek­tora brandenburskiego wynosił w owym czasie

248 .

około 100 tysięcy dukatów, i to wpływających regularnie, niezależnie od chwilowych uchwał po­datkowych. Maciej Korwin, wróg Jagiellonów, miał podobno co roku około 400 tysięcy dukatów, a Ludwik francuski jeszcze więcej. Ubogi skarb Jagiellończyka nie mógł nastarczyć na potrzeby chwili. W pierwszym okresie jego rządów ogrom­ne sumy pochłaniała wojna trzynastoletnia, w drugim — wojna popia i polityka dynastyczna na terenie Czech.

Wystarczy dla zorientowania czytelnika przy­pomnieć, iż Malbork wykupiono od zaciężnych czeskich w roku 1456 za 436 tysięcy dukatów, z czego połowę dały Prusy, przede wszystkim bo­gate tamtejsze miasta, resztę Korona. Nic dziw­nego, że król czynił wszystko, aby wydusić z sej­mujących ofiarniejszy gest. Jakoż uchwalono wówczas pobór podwójny lub może nawet po­trójny (24 lub 36 groszy z łana), dzięki czemu rok 1456 zapisał się trwale w pamięci szlachty;

wspomina o tym Sarnicki, dodając, iż był to po­datek, jakiego nie było nigdy przedtem ani potem.

Wojna popia również kosztowała niemało. I tak np. w Nowym Korczynie w roku 1479 zobo­wiązano się wypłacić krzyżakom za zwrot zaję-

249

tych przez nich trzech zamków pruskich: Brod­nicy, Chełmna, Korczyna, 8 tysięcy dukatów, a w roku następnym obiecano dalsze trzy tysiące jako odszkodowanie wojenne. Spłata zobowiązań wobec najemników z okresu wojny trzynastolet­niej trwała jeszcze kilka lat po zawarciu pokoju toruńskiego. A obrona granic przed Tatarami? A koszty wypraw mołdawskich, wojny “śląskiej"?

Potrzeby wciąż były większe niż środki, toteż magazyny królewskie stale świeciły pustkami, zamki były źle konserwowane. Remont Wawelu, zaczęty w roku 1461, został wkrótce zarzucony z braku funduszów. Król chodził w wytartym kubraku, a królowa zastawiała swą suknię hafto, waną perłami krakowskim lichwiarzom. Kiedy w roku 1479 wydawano za mąż królewnę Zofię za elektora brandenburskiego, to — jak notuje zgorszony kronikarz — “odprawiano gody wesel­ne... tak licho i ubogo, że nawet dworzanom kró­lewskim nie dano zwykłej strawy..."

Nie był to rezultat złej gospodarki króla czy jego nieudolności, lecz konsekwencje wadliwego systemu wojskowo-skarbowego. Rozumiał to Ka­zimierz, pojmowali doskonale jego współpracow­nicy. Ostroróg w swym dziele wyraźnie żądał

250

reform w tym zakresie. Aby je jednak przepro­wadzić, trzeba było rozporządzać sojusznikiem potężniejszym, bardziej masowym niż grupa do­stojników i senatorów, skupionych wokół tronu.

Jakie zaplecze społeczne posiadała monarchia Kazimierza Jagiellończyka? Na kogo król mógł liczyć i w jakim zakresie? Odpowiedź na te py­tania stanowi klucz do zrozumienia, dlaczego dą­żenia reformatorskie syna Jagiełły nie powiodły się w pełni.

Kiedy król Kazimierz znajdował się na wy­prawie pruskiej i był już w Inowrocławiu, zdarzył się w Krakowie okropny wypadek, który między mieszczanami krakowskimi a szlachtą, osobliwie zaś Toporczykami, długie i straszliwe zapalił nie­zgody" — opowiada kronikarz. 16 lipca 1461 roku “rycerz znakomity, Jędrzej z Tęczyna, rozgnie­wany na Klemensa płatnerza, że mu wychodzą­cemu na wojnę nie wygotował na czas i w zu­pełności zbroi", złajał go i pobił. Klemens pobiegł na ratusz ze skargą na krewkiego klienta i rajcy ujęli się za pokrzywdzonym mieszczaninem. De­legacja udała się na zamek, aby prosić o spra-

252

wiedliwość królową Elżbietę, która obiecała naza­jutrz rozsądzić sprawę.

Wieść o zatargu obiegła tymczasem miasto. Mieszkańcy Krakowa z oburzeniem komentowali wybryk magnata. Na ulicach zbierały się grupki ludzi, wykrzykiwano obelgi pod adresem “szla­chetnie" urodzonych. Tęczyński, wbrew radom, aby się schronił, na zamek i przeczekał tam burzę, przechadzał się ulicami. Ta demonstracja dolała oliwy do ognia.

Wprawdzie magnat, zorientowawszy się wresz­cie, iż niebezpieczeństwo jest poważne, zabaryka­dował się w swej gospodzie przy ul. Brackiej, ale wzburzony tłum obiegł kamienicę i gotował się wziąć ją szturmem. W ostatniej chwili Tęczyński wraz z synem umknął do kościoła franciszkanów i skrył się w zakrystii. Ktoś jednak wskazał kry­jówkę. Mieszczanie wyważyli drzwi do zakrystii, wywlekli zza szaf magnata i zamordowali go. Mło­dy Tęczyński uniknął losu ojca tylko dzięki. ogromnej przytomności umysłu. W zamieszaniu:

wypadł z kryjówki i schował się w przyległym. domu: mieszkająca tam wdowa ukryła go litości­wie w piecu. Następnego dnia rankiem, przez ni­kogo nie rozpoznany, opuścił miasto.

25$

Cała Polska, szlachecka powstała przeciw mie­szczanom. Nikogo nie obchodził fakt, że zostali oni sprowokowani, że dumny panek świadomie drażnił tłum, że pierwszy wykroczył przeciw prawu, znieważając i bijąc płatnerza. Wolno mu było, bo szlachcic — tak rozumowali obrońcy Tę­czyńskiego.

Król stanął po stronie szlachty. 9 grudnia 1461 r. w Korczynie odbyła się pierwsza rozpra­wa przeciw rajcom krakowskim. Jako oskarżycie­le wystąpili: brat zamordowanego, kasztelan kra­kowski Jan Tęczyński, i syn, też Jan Tęczyński, starosta rabsztyński. W imieniu oskarżonych, którzy nie stawili się na sąd, wystąpił szlachcic Jan Oraczowski. Przedstawił on przywilej, wy­dany jeszcze przez Kazimierza Wielkiego, który zastrzegał, iż “żaden z rajców nie mógł gdzie in­dziej pozywany być przed króla do sądu tylko w Krakowie".

Wściekłość szlachty zwróciła się przeciw obroń­cy. Uczepiono się małej nieformalności — Ora­czowski nie miał formalnego pełnomocnictwa. W związku z tym skazano go na zapłacenie trzech grzywien kary. Kiedy się okazało, że nie ma przy sobie również pieniędzy, obecni chcieli go rozszar-

254

pac. Kazimierz Jagiellończyk ledwo osłonił nie­fortunnego przyjaciela krakowian. Ostatecznie sąd odłożono na osiem dni, a gdy w nowym ter­minie zatrwożeni rajcy znów się nie stawili, ska­zano ich na karę śmierci, zastrzegając “zakład pieniężny" w wysokości 80 tysięcy czerwonych złotych.

Boże Narodzenie spędził król w Krakowie. Po świętach wznowiono rozprawę, jak tego domagali się Tęczyńscy, a także “wielka liczba rycerstwa". Rajcy, po raz trzeci pozwani przed sąd, tym ra­zem przybyli. Prosili jednak, aby ich “utrzymano przy właściwych przywilejach", tzn. aby byli są­dzeni przez sąd miejski. Nie zwrócono na to uwagi i wyrok “gardłowy" powtórzono. Tego samego dnia straż zamkowa aresztowała na ratuszu 9 mieszczan uważanych za głównych sprawców zabójstwa Tęczyńskiego — w tym czterech raj­ców. “Dla ochronienia reszty mieszczan wydani zostali" — tak komentuje kronikarz brak oporu ze strony miasta.

Egzekucja — mimo próśb królowej Elżbiety — nastąpiła 15 stycznia 1462 roku. “Zaprowadzono ich — relacjonuje Długosz — przed dom Jędrzeja Tęczyńskiego podle kościoła §w. Michała. Piotr

255'

z Waszmutów, sędzia sandomierski, ogłosił wyrok i sześciu spomiędzy wydanych, jako to: Konrada Langa, Stanisława Leymithera, Jarosława Szar-leja — rajców, Wojciecha — malarza, Mikołaja Szarlanga — wyrobnika ostróg i Mikołaja — rot­mistrza sług miejskich... w zamku mieczem ka­towskim ścięto u wieży Tęczyńską zwanej (dla uniknięcia między pospólstwem zaburzenia, gdy­by ich na rynku tracono) i w kościele Panny Marii pod cyborium w jednym grobie, nie bez płaczu i szlochów całego miasta, pochowano."

Los trzech pozostałych, choć nie tak okropny, również nie był do pozazdroszczenia. Byli to: rajca Marcin Bełza, “za którym całe zgromadzenie bra­ci bernardynów ze łzami i żałością wielką prosi­ło", oraz Jan Tesznar i Jan Wolfram. Wtrącono ich do więzienia, z którego wyszli po przeszło ro­ku, gdy miasto zapłaciło 6 200 czerwonych zło­tych. Płatnerz Klemens musiał w ogóle uchodzić z Polski; przygarnął go Śląsk.

Tak więc w sporze, który wybuchł między Kra­kowem a szlachtą, Jagiellończyk opowiedział się niedwuznacznie po stronie szlachty. A przecież nie był wrogiem mieszczan. W czasie wojny trzy­nastoletniej bratał się z mieszkańcami Torunia

256

i Gdańska, w samym Krakowie miał przyjaciół wśród bogatych kupców, którzy służyli mu kre­dytem w potrzebie. Popierał Kraków w sporach z Wrocławiem, starał się stworzyć kupcom pol­skim pomyślne warunki działalności. Zwłaszcza w początkowym okresie swych rządów wydał wiele przywilej ów i dla miast i miasteczek koron­nych.

Zwalczał szerzące się rozbójnictwo, które utrudniało kontakty handlowe między miastami. Bardzo często grasowali bowiem w tym czasie na traktach i na drogach łotrzykowie szlacheckiego pochodzenia, napadający na. ładowne bryki i wo­zy, łupiąc nielitościwie podróżnych. Tych roz­bójników, bez względu na szlacheckie pochodzenie, kazał król ścigać i skazywać na śmierć bez zwłoki.

Dwie zwłaszcza bardzo głośne historie przypada­ją na jego rządy. Pierwsza to dzieje Krzysztofa Szafrańca z Pieskowej Skały, grasującego na te­renie Małopolski i ściętego jesienią 1484 roku na specjalne polecenie króla. Druga to losy unieszko­dliwienia postrachu Wielkopolski Wawrzyńca Gruszczyńskiego z przydomkiem Kosmider. W la­tach 1484—1485 toczyła się niemal wojna z tym

17 Kazimierz Jagiellończyk

257

rycerzem-bandytą, który zresztą korzystał z pro­tekcji króla węgierskiego Macieja. ,

Nie był więc Jagiellończyk wrogiem miast, ro­zumiał ich potrzeby, popierał rozwój, o ile to tylko leżało w jego możliwościach. Jednocześnie jednak zdawał sobie sprawę, iż w Polsce miasta i mie­szczanie nie odgrywają takiej roli, jaka im przy­padła w innych krajach, np. we Francji czy An­glii. Tam rola polityczna miast W związku z ich potęgą ekonomiczną wzrastała z każdym ro­kiem — u nas malała.

Król musiał się więc opierać na grupie społecz­nej silniejszej, z większą inicjatywą niż mieszcza­nie. Taką grupą była u nas szlachta —- liczna, bogata, energiczna. Występowała ona wyraźnie przeciw mieszczanom, wypierając ich z różnych dziedzin życia, starając się ograniczyć ich zarob­ki. W tym to właśnie czasie pojawiły się cenniki na towary miejskie, wydawane przez wojewodów. Zaczynała się także szerzyć pogarda dla zajęć mieszczańskich, a przy różnych okazjach podkre­śla się niższość stanową mieszczan'.

Narastała atmosfera, która miała doprowadzić do konstytucji antymieszczańskiej z 1496 r. Uchwalono ją już po śmierci Kazimierza, ale

258

grunt dla niej przygotowany został jeszcze za jego rządów. .

Owe nieprzyjazne sygnały nie napotykały opo­ru miast. Każde z nich stanowiło odrębną, za­mkniętą całość gospodarczą, zazdrośnie strzegącą własnych przywilejów. Największe ośrodki, takie jak Kraków, Lublin', Poznań itd., toczyły między sobą zacięte walki konkurencyjne i nie były zdol­ne do solidarnej akcji.

Potężne miasta pomorskie, które od pokoju to­ruńskiego weszły w skład Rzeczypospolitej, uwa­żały, że są to sprawy Korony, że ich nie dotyczą. Ten separatyzm zaszkodził bardzo sprawie miej­skiej. Zresztą najbogatsi mieszczanie kupowali dobra ziemskie i przechodzili w szeregi szlachty. Było to wygodniejsze niż walka o prawa i przy­wileje mieszczańskie, a jednocześnie zaspokajało snobistyczne marzenia o wejściu do kręgu ,,szla­chetnie urodzonych".

Tymczasem szlachta konsekwentnie rozwijała swą ofensywę przeciw miastom. Statuty nieszaw-skie z 1454 r. zawierają przepis, że sprawy o za­bicie lub zranienie szlachcica przez mieszczanina miały podlegać nie miejskim, ale szlacheckim są­dom ziemskim. Było to sprzeczne z przywilejami

17*

259

'•wielu miast, między innymi Krakowa. Niepomyśl­ne dla mieszczan konsekwencje owego przepisu ujawniły się w czasie“rozprawy o zabójstwo Tę-czyńskiego.

Odebrano również miastom prawo głosu w sprawie nakładanych na nie podatków. Kiedy na sejmie prowincjonalnym małopolskim w Kor-czynie w 1456 r. “rajcy krakowscy powoływali się na papierowe dokumenty zwalniające ich od po­datków, król z prałatami, baronami i całą społecz­nością (tj. szlachtą) orzekli, że mają dać podatek".

: Od tego czasu wprowadzono zwyczaj nakładania na mieszczan podatków bez pytania ich o zgodę,

'z wyjątkiem Prus, gdzie inna utrzymała się prak­tyka, ze względu na ogromną zamożność i siłę tamtejszego mieszczaństwa.

Tak więc wypierane ze zjazdów ogólnopaństwo-wych, a nawet prowincjonalnych, obojętnie zresz­tą przyglądające się najważniejszym wydarze­niom politycznym, miasta coraz wyraźniej scho­dziły z areny szerszej działalności.

Sojusz króla i szlachty, zrodzony w ogniu wspólnej walki z magnaterią, a raczej z jej sta­rym odłamem kierowanym przez Oleśnickie­go, przypieczętowany został u progu wojny trzynastoletniej. Wtedy to, we wrześniu 1454 r., zebrane w Cerekwicy, niewielkiej wsi koło Toru­nia, rycerstwo wielkopolskie ,,z wrzaskiem wiel­kim" stłoczyło się przed namiotem królewskim. Grożąc, że nie pójdą do boju — nieprzyjaciel był tuż — wymogli na władcy dokument obiecujący, że w przyszłości nie będzie powoływał pospolitego ruszenia ani nakładał nowych podatków bez zgody zjazdów ziemskich, to jest szerokich rzesz szlachty.

260

261

W kilka tygodni później w podobny sposób wy­mogła na królu analogiczny dokument szlachta małopolska. Rzecz rozegrała się tym razem na te­renie wsi Opoki w pobliżu Nieszawy. Tak doszło do narodzin statutów cerekwicko-nieszawskich, filaru wolności i wpływów szlacheckich w Polsce na długie stulecia.

Kazimierz Jagiellończyk, przyparty dosłownie do muru, poczynił ustępstwa, które już wkrótce zemściły się na nim samym. Za szczególną ironię losu poczytać trzeba fakt, że król, którego idea­łem była scentralizowana, silna monarchia abso­lutna, własnymi rękami położył fundamenty pod demokrację szlachecką w Polsce i podciął źródła niezawisłości tronu.

Wbrew dążeniom Kazimierza Jagiellończyka panowanie jego stało się okresem szybkiego wzrostu znaczenia szlachty. W dużej mierze po­czytać to trzeba za wynik przemian ekonomicz­nych owego czasu. Od zakończenia wojny trzy­nastoletniej Polska zetknęła się bezpośrednio z zaawansowaną w rozwoju ekonomiką krajów Zachodu, takich jak Anglia, Niderlandy, Francja. Port gdański, odzyskany po tylu zmaganiach, sta­nowił pomost, po którym odtąd miało dochodzić

262

do częstych kontaktów między Polską a tymi kra­jami.

Szlachta w lot zrozumiała, jakie korzyści moż­na wyciągnąć z sytuacji panującej na zachodnich rynkach. Amsterdam i inne wielkie miasta cze­kały na chleb z polskiej mąki, na polskie żyto i pszenicę. Wszystkie produkty, jakich dostarcza­ły rozwijające się u nas od początków XV wieku folwarki, mogły liczyć na korzystny zbyt. Dostar­czać ich jak najwięcej! Sprzedawać obcym kup­com, a za uzyskane pieniądze nabywać luksusowe towary: południowe wina i owoce, jedwabne tka­niny, cienkie sukna, koronki i inne wyroby prze­mysłowe wytwarzane w angielskich, holender­skich i francuskich warsztatach — taki program bardzo odpowiadał właścicielom folwarków w ca­łej Polsce.

Jak jednak przewozić towar ciężki, a jednocze­śnie delikatny, źle znoszący deszcze? Najłatwiej drogami wodnymi. Wisła i jej dopływy roiły się każdego lata od szkut i tratw, obciążonych aż do granic wytrzymałości. Już w roku 1446, a więc zaraz po objęciu rządów przez Kazimierza, na walnym zjeździe w Piotrkowie postanowiono, że Wisła, Warta, Dunajec, Bug, Dniestr, Dniepr,

263

Wisłok, Wisłoka i Pilica mają być wolne od wszelkich przeszkód dla spławu. Nie wolno bu­dować na nich tam, zawad czy innych urządzeń utrudniających żeglugę. Postanowienie to, apro­bowane przez młodego króla, otwierało przedsię­biorczej szlachcie szeroką drogę do rozwinięcia handlu wiślanego. ,

Następnym etapem w tej akcji było stopniowe, ale konsekwentne wypieranie mieszczan z owego handlu, skupianie całego zysku ze sprzedaży zbo­ża i innych płodów folwarcznych w rękach szlachty. Tylko z Gdańskiem musieli się liczyć właściciele folwarków, tylko kupcy gdańscy, mo­nopolizujący w swych rękach pośrednictwo przy transakcjach z obcymi żeglarzami i kupcami, zbyt potężni, aby im owe uprawnienia odebrać, nabi­jali sobie kiesy złotem. Inne miasta musiały za­dowalać się ochłapami zysków.

I chociaż niektóre miasta leżące nad Wisłą, ta­kie jak Sandomierz, Kazimierz, Warszawa, ciąg­nęły niemałe zyski ze spławu, to jednak w więk­szości był on spławem szlacheckim, a nie mie­szczańskim. Konstytucja z roku 1496, zwalniająca całą szlachtę od ceł, stwarzała specjalnie dogodne warunki dla szlacheckich eksporterów.

26ł

Oczywiście,'obok handlu drogą morską rozwijał się w owym czasie także handel lądowy, roz­kwitały jarmarki (np. lubelskie), z Rusi pędzono przez Małopolskę stada wołów na Śląsk, i dalej, do Niemiec. Ten handel był domeną kupców ra­czej, choć i tu zdarzało się szlachcie robić inte­resy. " '.. '

Najgorzej na rozwoju eksportu zboża za granicę wychodzili oczywiście chłopi. Rozwój folwarku, bogacenie się szlachty, szło tylko jedną drogą:

przez wzmożony wyzysk chłopstwa. Toteż — jak widzieliśmy na początku niniejszej książeczki —-Kazimierz nie mógł podjąć podsuwanej sobie roli ,,króla chłopów", opiekuna uciśnionego ludu wiej­skiego. Sojusz ze szlachtą wymagał określonej po­lityki także w tym zakresie.

Zresztą król sam eksportował zboże i drewno ze swych dóbr na Podlasiu i koło Grodna. Potrze­bując stale pieniędzy, chciał wykorzystać ową złotą żyłę, która pomnażała dostatki szlachty. Z konieczności przymykał więc oczy na wzrost wyzysku chłopów, na utrudnienia czynione im przez właścicieli dóbr, gdy chcieli odejść ze wśi (sam w pewnym momencie zakazał chłopom na Żuławach opuszczać gospodarstwa, co prawda

265

tylko do swego przyjazdu do Prus!); na podnosze­nie wymiaru prac przymusowych. I chociaż wieś za jego panowania była jeszcze zamożna, a sto­sunki w niej uważać można w świetle później­szych wydarzeń za całkiem znośne, to jednak nadciągały już zwiastuny wtórnego poddaństwa, które w perspektywie dobrze prosperującą gospo­darkę chłopską doprowadzić miało do upadku.

Czy w świetle powyższego można mówić o ab­solutyzmie Kazimierza Jagiellończyka? Na pewno król nie był zwolennikiem rządów czy nawet tyl­ko współrządów szlachty. Ustępstwa dla niej, jak np. statuty cerekwicko-nieszawskie, zostały wymu­szone. Kazimierz, wygrawszy wojnę oraz złamaw­szy opozycję możnowładczą, coraz niechętniej wi­dział mieszanie się szlachty do najwyższej poli­tyki.

Istotnie, dzięki osobistemu autorytetowi, zwła­szcza w końcowym okresie panowania, był w praktyce niemal samowładcą. Kiedy możni pru­scy w 1485 r. uchylali się od udzielenia rady w sprawie wojny z Turcją, zasłaniając się bra­kiem pełnomocnictw od “powszechności", Jagiel-lończyk oświadczył:

Ja was obrałem, abyście mi radzili we

266

wszystkich moich sprawach, a nie powszechność kraju!... Wy jesteście radą, którąśmy wybrali z biskupów, wojewodów, rycerstwa i miast!... Nie mamy nic do czynienia z pospólstwem!

I choć w tym samym roku odwołał się Jagiel-lończyk w Toruniu do przedstawicieli szlachty oraz miasteczek, a więc do ,,powszechności", to jednak czynił to niechętnie i z ociąganiem się. Po . złamaniu opozycji możnych, po utworzeniu przy­chylnej sobie grupy senatorów, król starał się wycofać z sojuszu ze szlachtą i opierać tylko na dostojnikach tworzących jego radę. Ułatwiał mu to fakt, że po wygraniu dwu ciężkich wojen, po y/łączeniu Prus Królewskich i osadzeniu syna najpierw w Czechach, a potem i na Węgrzech, powaga i autorytet monarchy w oczach podda­nych wzrósł niepomiernie.

Kazimierz był wielkim i sławnym monarchą, którego lękali się przeciwnicy i szanowała cała Europa. Nawet Turcy — postrach owych lat — liczyli się z królem polskim. Owiany urokiem dzielnego wojownika i potężnego władcy, impo­nował polskiej szlachcie i magnatom. I choć wzra­stało znaczenie sejmików, zwłaszcza generalnych, na których zapadały uchwały podatkowe, to jed-

267

nak Kazimierz potrafił zmusić obradujących, gdy tego wymagały okoliczności. Był to król, który potrafił wzbudzać lęk i szacunek.

Ale ze względu na bazę społeczną, na jakie j Się przez długi czas opierał jego absolutyzm, była to budowla nietrwała i wsparta jedynie na fun­damencie osobistych cech charakteru i zdobytej w toku różnych sukcesów powagi tego króla. Nie udało mu się natomiast przeprowadzić reform skarbowo-wojskowych, uporządkować w pełni za­rządu państwa, wzmocnić i rozszerzyć zakresu władzy monarszej w samej jej koncepcji, a nie tylko w praktyce.

Chociaż pod berłem Kazimierza Jagiellończyka Polska przeżywała czasy prawdziwej potęgi i świetności, wielu palących zagadnień wewnętrz­nych nie udało się rozwiązać. Zaciążyło to na dalszych losach kraju, gdy na tronie Kazimierzo-wym zasiedli jego synowie.

12. Na skraju epok

Kazimierz Jagiellończyk to wojownik i mąż stanu. Pół życia strawił na wojnach, osobiście pa­rając się rycerskim rzemiosłem, drugie pół zajęły mu rozgrywki dyplomatyczne prowadzone z wiel­kim rozmachem na arenie międzynarodowej, a także wewnątrz kraju, na sejmach i sejmikach. Rozwinął ogromną aktywność, poszukując sojusz­ników, zwalczając wrogów, których miał niemało, i uparcie wzmacniając tron, na którym zasiadał

prawie pół wieku.

A były to lata znamienne nie tylko ze względu na przemiany polityczne i gospodarczo-społeczne. Panowanie Jagiellończyka to czasy schyłkowe średniowiecza, czasy narodzin nowej, renesanso-

269

wej epoki. Ożywcze prądy jak świeży wiatr prze­ciągały nad Polską. Upowszechniała się znajomość pisania i czytania, rosła liczba szkół, i to nie tylko w miastach, lecz także na wsi. Synowie bogatej szlachty i patrycjuszy, zdobywszy początki wy­kształcenia w kraju, wyjeżdżali dla uzupełnienia studiów i poznania obcych krain za granicę.

Podnosił się poziom społecznej kultury, przeła­mywał stary sposób myślenia, rodziły nowe zain­teresowania. Jakub z Paradyża, którego schyłek życia przypadł na panowanie Kazimierza, był teo­logiem, sprawy ducha stanowiły dla niego pro­blem najważniejszy, głosił ascezę i wyrzeczenie się świata. Już wkrótce jednak literatura zaczęła nabierać odmiennego zabarwienia: w zbiorach ka­zań i postyllach pojawiły się anegdoty i histo­ryjki o całkiem świeckiej treści, kursowały wier­sze opiewające ziemskie uczucia, listy o ludzkich kłopotach i radościach. Im różnorodniejsze zaś sprawy i nastroje starano się przelać na papier, tym sprawniejsze musiało być pióro, tym zasób słów bogatszy, tym poprawniejsza składnia.

Czyni się czasem zarzut Kazimierzowi, że nie interesował się rozwojem nauki i sztuki, że nie był mecenasem, jak choćby jego własny syn. Zyg-

270

munt I. Istotnie, ten' wiecznie zadłużony, wiecznie potrzebujący pieniędzy na cele militarne lub dy­plomatyczne król nie płacił pensji literatom i ar­tystom, nie gromadził dzieł sztuki, nie budował pałaców. Istniały jednak mocne więzy między nim a pierwszymi humanistami w Polsce: Grzegorzem z Sanoka, Piotrem z Bnina, Jakubem z Szadka, nie mówiąc już o Ostrorogu czy Kallimachu, któ­rego przygarnął na swój dwór i powierzał mu różne ważne misje.

Nie zapominajmy też, że za jego właśnie pano­wania rozwinął się ogromnie Uniwersytet Jagiel­loński. Przybyły trzy nowe katedry: gramatyki i retoryki, poetyki oraz matematyki i astronomii;

zwłaszcza ta ostatnia rozkwitła wspaniale, zalicza­jąc do grona swych profesorów znakomitego uczo­nego Wojciecha z Brudzewa, mistrza — jak chcą niektórzy — Mikołaja Kopernika. Wkrótce uczel­nia poczęła się dusić w starych, zbyt ciasnych mu­rach. Obok Collegium Maius, budynku ufundowa­nego jeszcze przez Jagiełłę, gdzie mieszkali profe­sorowie teologii i filozofii, wzniesiono w roku 1449 na użytek wykładowców z innych dziedzin nowy gmach, zwany Collegium Minus.

' Warto przypomnieć, że w drugiej połowie XV

272

wieku przewinęło się przez krakowską Alma Ma-ter prawie 15 tysięcy scholarów. Była wśród nich młodzież z wszystkich zakątków Korony, nie brak­ło także przybyszów z Pomorza, a nawet z zagra­nicy. Zwłaszcza wielu Ślązaków podążało do Kra­kowa na studia, wzmacniając w ten sposób staro­dawne więzi tej ziemi z resztą Polski. Sława Uniwersytetu rozchodziła się po całej Europie.

Na czasy panowania Jagiellończyka przypada też rozkwit gotyckiego budownictwa miejskiego, wtedy powstały obronne mury i wieże takich miast, jak np. Kraków czy Gdańsk, wzniesiono wiele katedr i kościołów w większych i mniejszych miastach (że przypomnimy tu tylko Poznań i To­ruń), pobudowano dziesiątki kamienic patrycju-szowskich. Wiązało się to z rozwojem gospodar­czym kraju, z szybkimi obrotami handlu i dosko­naleniem się rzemiosła, z bogaceniem się mie­szczan, których stać było na kosztowne budo­wy.

Również dwory szlacheckie — choć w większo­ści jeszcze drewniane — w owych czasach rozbu­dowywały się i przybierały bardziej zasobny wy­gląd. Szlachta właśnie w czasach Kazimierza Jagiellończyka uzyskała samowiedzę jako grupa

18 Kazimierz Jaglellończyk

273

społeczna l dojrzała do ogromnego skoku gospo­darczego oraz politycznego, co natychmiast odbiło się korzystnie na jej obyczajowości i kulturze. Za zboże sprzedawane w świeżo odzyskanym'' Gdańsku można było wygodniej i bogaciej urzą­dzić wnętrza domów; dywan, książka, zegar, obraz — przedmioty spotykane dotąd tylko w pa­łacach magnatów — zaczęły coraz częściej zjawiać się także w szlacheckich siedzibach.

Tak więc rządy Kazimierza Jagiellończyka sta­nowiły dla Polski świt nowych czasów we wszy­stkich dziedzinach życia. Najmocniejszym tego wyrazem jest fakt, iż dwa największe dzieła po­wstałe za jego panowania — Historia Polski Jana Długosza i Ołtarz Mariacki Wita Stwosza — noszą w sobie więcej zarodków nowej epoki niż cech odchodzącego w przeszłość średniowiecza.

Budowniczy nowożytnego państwa, zrywający ze średniowieczną uległością wobec Rzymu, nie przez przypadek władał krajem właśnie wtedy, kiedy kanonik krakowski przezwyciężał dawną, kronikarską manierę, dając wykład historii zło­żony z faktów powiązanych w łańcuch przyczyn i skutków, a nawet naświetlonych krytycznie, a rzeźbiarz? w podwawelskim grodzie ewangelicż-

274

na scenę ubierał w szaty realnego życia miejskiego z połowyXV wieku.

, Zarówno król, jak artyści i uczeni stali na prze­łomie dwu epok, a to, co czynili, każdy w swym zakresie, kładło podwaliny pod kształt szesnasto-wiecznej Polski, z wszystkimi dobrymi i złymi stronami tego stulecia.

Zmarł Kazimierz Jagiellończyk 7 czerwca 1492 roku w Grodnie, w wieku 65 lat. Pochowano go w Krakowie na Wawelu, gdzie też stanął rozn.o-częty jeszcze za jego życia marmurowy grobowiec w stylu wczesnego renesansu. Wykonał go słynny twórca Ołtarza Mariackiego Wit Stwosz. Na sar­kofagu król w bogato obramowanym płaszczu, spiętym kosztowną klamrą, w koronie na głowie, dzierży symbole władzy: w prawej dłoni jabłko, w lewej berło. U boku monarchy spoczywa wielki miecz, przypominający o dziełach niestrudzonego wojownika i zjednoczyciela. Twarz króla — po­orana zmarszczkami — to pełna bolesnej zadumy twarz doświadczonego władcy, niespokojnego o przyszłe losy ziem, nad którymi panował.

Opinie o Kazimierzu Jagiellończyku już wśród współczesnych były bardzo rozbieżne. Chwalą go Miechowita i Wapowski, nie lubi wyraźnie Dłu-

18*

275

gosz, zarzucając lekkomyślność, lenistwo, obojęt­ność wobec spraw państwowych. Niechęć musiał w nim jako duchownym wzbudzać ten król wal­czący z papieżem, naginający episkopat do swych interesów, nawet w życiu osobistym odchodzący od średniowiecznych ideałów ascezy i pobożności. “Do miłostek skłonny, lubił łaźnię" — powie o nim Miechowita, dając świadectwo umiłowaniu życia i wigorowi tego króla, który wprowadził Polskę w czasy renesansu.

Był zaś król Kazimierz postaci wyniosłej.,. twarzy podłużnej i pełnej... od młodości aż do koń­ca życia zawsze myśliwy i łowca... zawsze trzeźwy, pił wodę, a win i sycery r nie używał i nawet za­pachu ich nie lubił... W biesiadach pobłażliwy i wytrwały, na trudy, zimno, dym, wiatr, upał najcierpliwszy. Kler szanował, od poddanych żą­dał pieniędzy, o przyrzeczeniach pamiętał, był prawdomówny, pożyczki zwracał" — takie świa­dectwo wystawił mu Miechowita.

Pochlebstwa lub niechętne oceny historyków nie zmieniają jednak naszego sposobu widzenia owego króla, który wielkością umysłu i śmiałością

gatunek miodu pitnego

276

zamierzeń dorównał największym władcom Pol­ski, choć nie wszystkie jego wysiłki uwieńczone zostały pomyślnym rezultatem.

Na zakończenie jeszcze jedna sprawa: od lat budzi dyskusje wśród badaczy zagadnienie tak zwanego testamentu politycznego Kazimierza Ja-giellończyka. Miał w nim rzekomo na łożu śmierci polecić starszego syna, Jana Olbrachta, na króla 'polskiego, młodszego zaś Aleksandra na wielkiego księcia Litwy.

Czy tak było istotnie? Czy rzeczywiście Kazi­mierz, który całe życie bronił się energicznie przed oddaniem Litwy w zarząd komukolwiek, nawet własnemu synowi, który w ustawicznych rozjaz­dach starał się godzić niełatwe problemy kierowa­nia dwoma tak rozległymi państwami, pod koniec życia powziął myśl zerwania unii personalnej?

Na decyzji takiej mogła oczywiście zaważyć chęć bardziej równomiernego wyposażenia synów.

Sprawa jest jednak o tyle wątpliwa, że infor­macje o tej rzekomej woli królewskiej są nieco późniejsze niż data samego zgonu. Nie wspomina np. o tym pierwsze wydanie Miechowity, a dopie­ro drugie, zaaprobowane przez cenzurę. Może więc ktoś chciał usankcjonować życzeniem zmarłego

277

stan rzeczy, który nastąpił już po jego śmierci? Trudno na to pytanie znaleźć definitywną odpo­wiedź. Nie jest to zresztą kwestia, która by mia­ła większe znaczenie dla całokształtu biografii króla.

Co warto przeczytać?

O Kazimierzu Jagiellończyku, a raczej o różnych aspek­tach jego działalności, pisano wiele. Brak jednak było dotąd, poza krótkim, encyklopedycznym artykułem w ze­szycie 53 Polskiego słownika biograf iczneg 3 pióra S. M, Kuczyńskiego — pełnej biografii tego króla. Warto oczywiście, dla rozszerzenia zagadnień, które ze względu na charakter niniejszej popularnej książeczki zostały je­dynie naszkicowane, sięgnąć do różnych bardziej szcze­gółowych, specjalistycznych opracowań.

I tak okres wojny trzynastoletniej omawiają obszer­niej:

M. Biskup, Gdansfca flota kaperska w okresie wojny trzynastoletniej, Gdańsk 1953

M. Biskup, Kazimierz Jagiellończyk a początki floty polskiej. Zapiski Tow. Nauk., t. 17, Toruń 1951

M. Biskup, Stosunek Gdańska do Kazimierza Jagiel-lonczyka w okresie wojny trzynastoletniej, Toruń 1952.

279

M. Biskup, Trzynastoletnia wojna z zakonem krzyżac­kim, 1454—1466, Warszawa 1967. .

M. Biskup, Zjednoczenie Pomorza Wschodniego z Pol­ską w połowie XV w.. Warszawa 1959

K. Górski, Pomorze w dobie wojny trzynastoletniej, Poznań 1932

K. Górski, Związek Pruski i poddanie się Prus Polsce, Poznań 1949

A. Vetulani, Rokowania krakowskie 1454 i zjednoczenie ziem pruskich z Polską, “Przegląd Historyczny",'t. .45, Warszawa 1954 ..

O ustawodawstwie nieszawskim pisał:

M. Bobrzyński, O ustawodawstwie nieszawskim Kazi­mierza Jagiellończyka, Kraków 1873 .

Rozwój sejmików i sejmu nakreśliła

-W. Knoppek, Zmiany w układzie sil politycznych w Polsce w drugiej poło XV wieku i ich związek z ge­nezą dwuizbowego sejmu, “Czasopismo . Prawno-Histo-ryczne", t. 7, Poznań 1955 '

A. Pawiński, Sejmiki ziemskie, początek i rozwój, Warszawa 1895 ,

A. Prochaska, Geneza i, rozwój parlamentaryzmu za pierwszych Jagiellonów, Kraków 1899 .

O stosunkach Kazimierza, ze stolicą papieską dowie­dzieć się można ciekawych szczegółów z następujących studiów:

J. Friedberg, Polityka Kazimierza Jagiellończyka wo­bec papieża Piusa II, Czech i Niemiec, Przemyśl 1&01

280

J. Friedberg, Zator g Polski z Rzymem w czasie wojny trzynastoletniej, “Kwartalnik, Historyczny", t. 24, War­szawa 1910

Politykę wewnętrzną króla analizują prace:

K. Górski, Rządy wewnętrzne Kazimierza Jagielloń­czyka w Koronie, “Kwartalnik Historyczny", t. 66, War­szawa 1959 ,

K. Górski, Starostowie malborscy w latach, 1457—1510, Toruń 1960

Dwa obszerne tomy monograficzne poświęcone czasom Kazimierza Jagiellończyka, zwłaszcza zaś ostatniemu dwunastoleciu jego rządów, pozostawił:' ';,

F. Papee, Polska i Litwa na przełomie wieków śred­nich, Kraków 1903

F. Papee, Studia i szkice z Czasów Kazimierza Jagiel­lończyka, Warszawa 1907 .. .

Tych, których interesują zagadnienia gospodarcze i społeczne okresu, z konieczności potraktowane w niniej­szej książce skrótowo, odsyłamy do odpowiednich, roz­działów w pracy:

B. Zientara, A. Mączak, I. Ihatowicz i Z. Landau, Dzie­je gospodarcze Polski eto r. 1939, Warszawa 1965.

Kalendarzyk najważniejszych wydarzeń

1422

1424

1425

1427 1432

1434

1438

1439

1440

282

ślub Władysława Jagiełły z Sonką urodził się Władysław Warneńczyk

Jagiełło nadaje szlachcie przywileje w Brześciu Kujawskim

urodził się Kazimierz Jagiellończyk Zjazd w Sieradzu; szlachta zobowiązuje się obrać następcą Jagiełły królewicza Władysła­wa

śmierć Jagiełły, koronacja Władysława

husyd czescy powołują królewicza Kazimierza na tron

klęska Spytka z Melsztyna pod Grotnikami powołanie Władysława na tron węgierski

1440 — Kazimierz wielkim księciem litewskim

1444 — śmierć Władysława pod Warną

1445 — zjazd panów polskich w Sieradzu 1443,— koronacja Kazimierza Jagiellończyka

1448 ''— Tatarzy pustoszą Podole

1449 wyprawa przeciw Michałowi Zygmuntowiczowi'

1449 — Oleśnicki kardynałem ,-

1450 — najazd Tatarów na Podole, wyprawa mołdawska

1451 — zatarg polsko-litewski o Łuck

1452 — zjazd Wielkopolan w Sandomierzu

1452 — Bolesław Opolczyk najeżdża ziemię siewierską i wieluńską

1453 — Turcy zajmują Konstantynopol

1454 — ślub Kazimierza Jagiellończyka z Elżbietą •c""Hahsburżanką 1454 — wybuch wojny trzynastoletniej, klęska pod

Chojnicami

1454 — przywilej cerekwicko-nieszawski ' 1456 — urodził się królewicz Władysław 1456—1457 — wykup Malborka z rąk zaciężnych cze­skich

1459 — urodził się Jan Olbracht

1460 — zjazd bytomski

1460 — spór o obsadę biskupstwa krakowskiego

1461 — zabójstwo Jędrzeja Tęczyńskiego 'w Krakowie

1461 — urodził się Aleksander

1462 — zwycięstwo nad krzyżakami koło Jeziora Żar-

nowieckiego 1462 — wcielenie do Korony księstwa helskiego, ziemi

gostynińskiej i rawskiej "

283

- zjazd w Głogowie

- bitwa na Zalewie koło Elbląga

- pokój toruński

- początek “wojny popiej"

- urodził się królewicz Zygmunt

- urodził się królewicz Fryderyk

- Władysław Jagiellończyk królem Czech

- śmierć Jerzego z Podiebradu, Władysław osia­da na tronie czeskim

wojna z Maciejem Korwinem, wyprawa na Śląsk - ' , wcielenie ziemi sochaczewskiej do Korony wybuch wojny z krzyżakami.

hołd wielkiego mistrza Truchisessa w Nowym

Korczynie

zjazd w Ołomuńcu

plany wojny litewsko-moskiewskiej

spisek bojarów litewskich na życie Kazimierza

Jagiellończyka

najazd Tatarów na Ruś i spustoszenie Kijowa

Turcy zajmują Kilię i' Białogród

wyprawa mołdawska, hołd hospodara Stefana

w Kołomyi

najazd Tatarów na Podole, zwycstwo 01-

brachta pod Kopystrzynem

wojna głogowska

zatarg z Korwinem o Spisz

spór o obsadę biskupstwa warmińskiego

śmierć Macieja Korwina

1490 — wojna między Janem Olbrachtem i Władysła­wem o tron węgierski

1491 — wielka wyprawa odwetowa na Tatarów 1491 — pokój koszycki

1491 — ślub królewny Anny z Bogusławom .pomorskim

1492 — śmierć Kazimierza Jagiellończyka

Postacie z tej książki

Albrecht II Habsburg (1397—1439), 1401 książę Austrii, 1437 król węgierski, 1438 czeski i rzymski, ojciec Elżbiety — żony Kazimierza Jagiellończyka.

Aleksander Jagiellończyk (1461—1506), syn Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, 1492 wielki książę litewiski, 1501 król polski, za jego

rządów zwyciężyła .demokracja szlachecka (konstytucja Nihii Novi). t

Anna Jagiellonka (1476—1503), córka Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, 1491 żona księ­cia pomorskiego Bogusława X, dzięki czemu zacieśniły się więzy między Pomorzem Zachodnim a Polską. , Anna (zm. ok. 1482), córka Piasta, księcia oleśnickiego Konrada V, 1446 żona księcia mazowieckiego Włady­sława I, oddała w 1476 ziemię sochaczewską Kazimie­rzowi Jagiellończykowi.

B a j e z y d II (1447—1512), 1481 sułtan turecki, postrach 286

ówczesnej Europy, walczył z Węgrami, Wenecją;'Egip­tem, Persją, Mołdawią, zagrażał Polsce.

Barbara Jagiellonka (1478—1534), eórk-a Kazi­mierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, 1496: żo­na księcia saskiego Jerzego Brodatego.

Bażyński Ga'briel (zm. 1474/1475), jeden z głównych działaczy Związku Pruskiego, stał na czele poselstwa, które w lutym 1454 r. poddało Pomorze Polsce, 1454 wojewoda elbląski, 1455—1474 chełmiński, potem gu-

-bernator ziem pruskich; za zasługi otrzymał -wiele sta-rostw (golubskie, -'kiszporsicie, papowskie, radzyńskie,

kowalskie). '

Bażyński Mikołaj (zm; 1503), bratanek Gabriela, syn Ścibora, 1478—1480 kasztelan gdański, 1481—1503 wojewoda malborski, .starosta kiszporski, skarszewski, sztumski, przywódca opozycji pruskiej, zwalczał dąże­nia Kazimierza Jagiellończyka do unifikacji Prus Kró­lewskich z resztą kraju.

Bażyński Ścibor (zm. 1480), brat Gabriela, guber­nator Prus aż do zniesienia urzędu (1467), 1454 woje­woda królewiecki, 1456—1467 elbląski, 1467—1480'mal­borski, starosta elbląski, sztumski, tolkmicki, przywódca opozycji antykrólewskiej w Prusach i reprezentant pru­skiego separatyzmu.

Bielski F e do r (zm. po 1506), uczestnik spisku bojar­skiego na życie Kazimierza Jagiellończyka w 1481, po,. wykryciu zbiegł do Wielkiego Księstwa Moskiewskiego.

Bogdan (zm. 1451), hospodar mołdawski 1449, oporny lennik Polski, co spowodowało wyprawę polską na Moł­dawię, dzięki podstępowi rozbił wojska polskie w 1450

287:

na Krasnym Polu; zamordowany zdradziecko w czasie

uczty przez swego współzawodnika.

Bogusław X (1454—1523), książę na Szczecinie i Słup­sku 1474, Wołogoszczy 1478, zjednoczył całe Pomorze Zachodnie; wychowany na 'dworze Kazimierza Jagiel­lończyka, w 1491 poślubił jego córkę Annę; utrzymywał bliskie związki z Polską.

Bolesław II (zm. 1452), fesiążę cieszyński i frysztacki, utrzymywał przyjazne stosunki z Polską, w 1450 zło­żył na Wawelu wizytę Kazimierzowi Jagiellończykowi.

Bolesław IV (ok. 1415—1454), książę warszawski, czer-siki, zakroczymski, ciechanowski, łomżyński 1428, płoc­ki 1444, po śmierci Władysława Warneńczyka kandy-' dat do tronu polskiego.

Bolesław V (1454—1488), książę warszawski, zakro-. czymski, nurski, płocki, wiski; popadł w zatarg z Ka­zimierzem Jagiellończykiem w związku z pretensjami do ziemi sochaczewskiej.

Chodkowicz Iwan (Chodkiewicz, zm. 1484), bojar wyniesiony przez Kazimierza Jagiellończyka na wyso­kie urzędy, 1476 namiestnik Witebski, 1478 .starosta łucki, 1481 wojewoda kijowski, 1482 dostał się wraz z rodziną do niewoli tatarskiej, gdzie zmarł.

Długosz Jan (1415—1480), 1436 kanonik krakowski, 1480 arcybiskup lwowski, sekretarz i bliski współpra­cownik Oleśnickiego, niechętny Kazimierzowi Jagiel­lończykowi i niektórym jego poczynaniom, 1467 wy­chowawca synów królewskich, znakomity historyk, au­tor dziejów Polski od czasów najdawniejszych aż do 1479 r.

288

Dunin Piotr z Prawkowic (ok. 1415—1484), wojewoda brzesko-kujawski 1430, burgrabia krakowski 1457, mar-,, szalek nadworny 1460 i podkomorzy sandomierski;

w wojnie trzynastoletniej zwyciężył w bitwie pod Puc­kiem 1462, zdobył Gniew 1463 i Chojnice w 1466'; w 1477 prowadził kampanię przeciw Mikołajowi Tungenowi;

jako starosta malborski realizował politykę Kazimierza Jagiellończyka w Prusach.

Elżbieta Habsburżanka (1436/1437—1505), córka króla rzymskiego Albrechta, siostra Władysława Pogro-bowca, króla Czech i Węgier, od 1454 żona Kazimierza Jagiellończyka, •współtwórczyni jego polityki dynastycz­nej.

Elżbieta Jagiellonka (ok. 1483—1517), córka Ka­zimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, od 1515 żona księcia legnickiego Fryderyka II.

Erlichshausen Ludwik (ok. 1410—1467), wielki mistrz krzyżacki od 1450, przegrał wojnę trzynastolet- . nią z Polską, musiał zawrzeć w Toruniu pokój 1466, uanać się lennikiem Kazimierza i zadowolić częścią dawnego terytorium krzyżackiego, tzw. odtąd Prusami Zakonnymi albo Wschodnimi.

Eryk II (ok. 1425—1474), książę wołogosko-słupski, w wojnie trzynastoletniej początkowo sprzymierzył się z Kazimierzem Jagiellończykiem, 1456 otrzymał w len­no ziemię bytowską i lęborską, 1460 związał się z krzy­żakami, po klęsce zakonu odnowił przymierze z Polską.

Fryderyk Jagiellończyk (1468—1503), szósty syn Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, przeznaczony na biskupstwo warmińskie, którego, nie

19 Kazimierz Jagiellończyk

289

uzyskał, potem biskup krakowski 1488, arcybiskup gnieźnieński i 'kardynał 1493. ', . . :

G a s z t o ł d Jan (zm. 1458), wpływowy magnat litewski, 1440 wojewoda trocki, 1443 wileński, stał na czele stron­nictwa, które w 1440 obrało Kazimierza Jagiellończyka .wielkim księciem; przeciwnik ścisłego połączenia Litwy z Polską, stopniowo odsuwany od rządów, przeszedł do Opozycji.

Górka Łukasz (zm. 1475), wojewoda poznański 1441,;

starosta generalny wielkopolski 1451—1453, 1440—1444 przebywał z królem Władysławem na Węgrzech, 1445 posłował na Litwę, aby zaprosić na tron Kazimierza Ja­giellończyka, w wojnie trzynastoletniej dowodził pod Chojnicami 1454; służył także królowi pożyczkami na potrzeby wojenne, 1473 w Opawie prowadził układy z Maciejem Korwinem.

G r u s z c z y ń s k i Jan (1405—1473), 1460 biskup kra­kowski, 1454—1468 kanclerz wielki koronny, 1464 arcy­biskup gnieźnieński.

Grzegorz z Sanoka (ok. 1406—1477), znany huma­nista, przyjaciel i protektor Kallimacha, od 1451 arcy­biskup lwowski.

Ho Iszańskł Iwan (zm. 1481), kniaź ruski, uczestnik spisku na życie Kazimierza Jagiellończyka, ścięty.

Innocenty; VIII (Gioyanni Battista Cibo, 1432—1492), papież od 1484, wydał bullę przeciwko czarownicom (Summis desiderantes); niechętny Kazimierzowi Jagiel-lończykowi, popierał Łukasza Watzenrode na biskup­stwo warmińskie przeciw królewiczowi Fryderykowi.

Iwan III (1440—1505), wielki książę moskiewski 1462,

290

zjednoczył dużą część ziem ruskich, dążył do centrali­zacji państwa, walczył z Litwą już po śmierci Kazi­mierza Jagiellończyka (1492—1494 i 1500—1503). Jadwiga Jagiellonka (1457—150'2), córka Kazi­mierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, o.d 1475. żona księcia bawarskiego Jerzego; małżeństwo nie było udane — Jerzy uwięził ją nawet i zwolnił dopiero na

interwencję Kazimierza.

Jakub z Sienna (1413—1480), krewniak kardynała Oleśnickiego i zwolennik jego polityki, 1460 mianowany przez papieża Piusa II biskupem krakowskim wbrew woli Kazimierza Jagiellończyka, zrzekł się stanowiska, 1464 biskup kujawski, 1473 arcybiskup gnieźnieński.

Jakub z Dębna (ok. 1427—1490), 1469—1473 kanclerz wielki koronny, prawa ręka Kazimierza Jagiellończyka, wielokrotny poseł m. lin. do Czech.

Jakub z S zadka (ok. 1412—1487), prawnik, dyploma­ta w służbie Kazimierza Jagiellończyka.

Jan Olbracht (1459—1501), syn Kazimierza Jagiel­lończyka i Elżbiety Habsburżanki, kilkakrotnie zwy­ciężył Tatarów, 1490—1492 współzawodniczył z bratem Władysławem o koronę węgierską, 1492 król polski, przedsięwziął nieudaną wyprawę na Mołdawię 1497;

za jego panowania chłopi zostali ostatecznie przypisani do ziemi (sejm piotrkowski 1496).

Jan II (1435—1504), książę żagański, 1481—1488 także głogowski; początkowo używany przez Macieja Korwi-na przeciw Polsce, 1488 w wyniku tzw. wojny głogow­skiej został przez Korwina 'pokonany i musiał mu oddać swe księstwa.

19*

291

Jan Głowacz z Oleśnicy (zm. 1460), brat kar­dynała, marszałek Królestwa Polskiego 1431—1440, sta­rosta krakowski 1439—1440, kasztelan sandomierski 1440 i wojewoda sandomierski 1441, 1440 towarzyszył Kazimierzowi Jagiellończykowi na Litwę, po objęciu przez niego tronu polskiego przeszedł do opozycji.

Jan z Czyżowa (zm. ok. 1458), kasztelan i starosta krakowski, w 1440 jeden z opiekunów Kazimierza Ja-giellończyka w drodze na Litwę, stronnik kardynała Oleśnickiego, występował na sejmach przeciw Kazimie­rzowi Jagiellończykowi.

Jan z Ludziska (ok. 1400—ok. 1460), humanista, pro­fesor Akademii Krakowskiej, pochodził z rodziny chłop­skiej, nawoływał do reformy Królestwa Polskiego i po­prawy doli ludu wiejskiego.

Janusz II (1455—1495), książę łomżyński, ciechanow­ski, płocki, wiski, 1476 usiłował ubiec Kazimierza Ja­giellończyka i zawładnąć Sochaczewem.

Janusz III (zm. ok. 1496), książę oświęcimski 1445— 1457, 1448 odwiedzał Kazimierza Jagiellończyka w Kra­kowie, 1452 najechał ze swym bratem Przemkiem zie­mię krakowską, w odwecie wojska polskie opanowały Oświęcim, 1457 odstąpił księstwo oświęcimskie Polsce za 50 tyś. grzywien, a sam osiadł w Gliwicach.

Jasieński Paweł (zm. 1485), starosta chełmski i bełski, stolnik sandomierski, podskarbi koronny 1474— 1477, zasłużony żołnierz z okresu wojny trzynastoletniej, ulubiony współpracownik i towarzysz Kazimierza Ja- • giellończyka, 1485 starosta malborski.

Jerzy z Podiebradu (1420—1471), magnat moraw-

292

ski, zwolennik husytyzmu, niezależności politycznej od kościoła i Niemców, w czasie małoletności Władysława Pogrobowca regent, 1458—1471 król czeski; 1465 papież Paweł II rzucił na niego klątwę i doprowadził do obio­ru królem przez część katolicką czeskiej szlachty Ma­cieja Korwima; układem w Głogowie 1462 następcą swym uznał Władysława Jagiellończyka.

K a 11 i m a c h (Filippo Buonaccorsi, 1437—1496), huma­nista włoski, poeta i dyplomata, zamieszany w spisek przeciw papieżowi Pawłowi II uciekł 1468 z Rzymu i osiadł w Polsce 1470; nauczyciel synów królewskich, po śmierci Kazimierza doradca Jana Olbrachta; 1489 wraz z Konradem Celtesem i innymi humanistami za­łożył towarzystwo literacko-naukowe: Societas Littera-ria Vistulana; napisał: O życiu i obyczajach Grzegorza z Sanoka.

Kazimierz (1458—1484), syn Kazimierza Jagiellończy­ka i Elżbiety Habsburżanki, wychowanek i ulubieniec Długosza; 1471 obwołany przez przeciwników Korwina królem Węgier, nie zdołał uzyskać korony; w czasie nieobecności ojca w Krakowie sprawował władzę na-miestniczą, znany z dobroczynności i pobożności, 1602 kanonizowany.

Konrad IX Czarny (zm. 1471), książę oleśnicko-ko-zielski, bytomski i gliwicki, od 1452 stronnik Jerzego z Podiebradu, 1462—1465 starał się zająć na Mazowszu Rawę, Sochaczew i Gostynin jako dziedzictwo swej żo­ny Małgorzaty, córki Ziemowita V mazowieckiego.

K o n r a d III R u d y (ok. 1450—1503), książę warszawski,

293

Czerski, liwski, występował jako pretendent do Rawy,

Sochaczewa i Gostynina.

Kościelecki Jan (zm. 1475), kasztelan bydgoski 1450, wojewoda inowrocławski 1459, starosta inowroc­ławski, bydgoski, malborski, świecki, tucholski, prawa ręka Kazimierza Jagiellończyka na terenie Pomorza.

Krzesław z Kurozwęk (am. 1503), kanonik kra­kowski 1476, dziekan gnieźnieński 1478—1485, sekretarz królewski i kanclerz wielki koronny 1483, prawa ręka Kazimierza Jagiellończyka.

Maciej z Bnina (zm. 1492/1493), 1467 krajczy koron­ny, 1475 starosta generalny wielkopolski, 1476 wojewo­da kaliski, 1477 poznański, brat znanego humanisty bi­skupa kujawskiego Piotra z Bnina, zaufany współpra­cownik Kazimierza Jagiellończyka.

Maciej Korwin (1440—1490), syn Jana Hunyadyego, 1458 król węgierski, dążył do centralizacji państwa, przeprowadził szereg reform, m. in. wojskowych, starał się opanować tron czeski, co spowodowało wieloletni konflikt z Kazimierzem Jagiellończykiem.

Mengli Girej (zm. 1515), chan tatarski 1469, często łączył się z wrogami Kazimierza Jagiellończyka, m. in. z Moskwą.

Michał Olelkowicz (zm. 1481), potomek Olgierda, syn Aleksandra (Olelka) Włodzimierzowicza, po jego śmierci usunięty z Kijowa 1455, otrzymał od Kazimie­rza Jagiellończyka Słuck i Kopyl; członek opozycji bo­jarskiej, 1481 uczestnik spisku na życie króla.

Michał Zygmuntowicz (ok. 1406—1452), syn wiel­kiego księcia Litwy zamordowanego w 1440, wichrzył

294

przeciw Kazimierzowi JagieUońćzykowi na Litwie, zde­maskowany, zbiegł do Tatarów potem do Moskwy, gdzie

został otruty.

Mikołaj V (Tomasso Parentucelli, 1397—1455), papież od 1447, doprowadził do zakończenia schizmy zapocząt­kowanej na soborze bazylejskim i rezygnacji ostatniego antypapieża Feliksa V; uznał uprawnienia Kazimierza Jagiellończyka do obsady 20 beneficjów na terenie Pol­ski, przygotowywał krucjatę przeciw Turkom, którzy 1453 opanowali Konstantynopol, i starał się wciągnąć

do niej Polskę.

Mohammed II Zdobywca (1430—1481), sułtan tu­recki od 145.1, 1453 opanował Konstantynopol, prowadził podbój Półwyspu Bałkańskiego, walczył z Węgrami, Wenecją, Genuą, rzucając postrach na całą Europę.

Olelko (zm. 1454), syn księcia kijowskiego Włodzimie­rza, osadzony na Słucku i Kopylu, 1441 Kazimierz Ja­gi ellończyk oddał mu księstwo kijowskie w dożywotnie

władanie.

Oleśnicki Zbigniew (1389—1455), biskup krakow­ski 1423, kardynał 1449; w okresie rządów Władysława Warneńczyka i bezkrólewia właściwy kierownik pań­stwa, odsunięty przez Kazimierza Jagiellończyka stanął na czele opozycji magnatów małopolskich; przeciwnik wojny z krzyżakami i inkorporacji Prus.

Oleśnicki Zbigniew (ok. 1430—1493), bratanek kardynała, sekretarz Kazimierza Jagiellończyka, 1472 podkanclerzy koronny, 1473 biskup włocławski, 1481

arcybiskup gnieźnieński. O poro w.s k i Władysław (zm. 1453), arcybiskup

295

gnieźnieński 1448, przeciwnik kardynała Oleśnickiego.

O s t r o g s k i Jerzy (zm. ok. 1500), kniaź ruski, 1456 przywódca buntu bojarów przeciw Kazimierzowi Ja­giellończykowi.

Ostroróg Jan (1436—1501), kasztelan poznański 1476, wojewoda 1500, pisarz polityczny, autor dzieła Monu-mentum pro Reipublicae ordinatione, postulował w nim niezależność Polski od papiestwa, opodatkowanie du­chowieństwa na cele państwa, wzmocnienie władzy królewskiej, reformy skarbowo-wojskowe.

Ostroróg Stanisław (zm. ok. 1477), starosta gene­ralny wielkopolski 1439, 1440, 1449, wojewoda kaliski 1452, poznański 1474; w wojnie trzynastoletniej jeden z dowódców pod Chojnicami, dyplomata i poseł króla do Czech.

Paweł II (Piotr Barbo, 1417—1471), papież od 1464, wyklął Jerzego z Podiebradu i ogłosił przeciw niemu krucjatę, usiłując namówić do niej Kazimierza Jagiel­lończyka.

' Pius II (Eneasz Sylwiusz Picoolomini, 140'5—1464), pa­pież od 1458, humanista i pisarz, przygotowywał krucja­tę przeciw Turkom; jawnie popierał krzyżaków, 1460— 1463 rozpętał niemal wojnę domową w Polsce, popie­rając Jakuba z Sienna wbrew woli króla na biskupstwo krakowskie.

Reiffiin Henryk von Richtenberg (zm. 1477), od 1470 wielki mistrz krzyżacki, intrygował przeciw Kazimierzowi Jagiellończykowi, wiążąc się z Maciejem Korwinem i popierając Tungena.

Semen Olelkowicz (ok. 1420—1470), książę kijow-

296

ski 1455—1470, jako zięć Gasztołda kandydat bojarów na wielkiego księcia Litwy w czasie buntu w 1456 r.

S p r o w s k i Jan Odr o wąż (zm. 1464), sekretarz kró­lewski, arcybiskup gnieźnieński 1453, przeciwnik Ole­śnickiego.

Stefan III Wielki (zm. 1504), hospodar mołdawski od 1457; w obawie przed Turkami szukał pomocy w Pol­sce, na Węgrzech, w Wenecji i Rzymie, 1462 lennik:

Kazimierza Jagiellończyka, 1485 złożył mu uroczysty hołd w Kołomyi.

Stwosz W i t (Stosz, ok. 1447—1538), rzeźbiarz rodem z Norymberg!, działał głównie w Krakowie, gdzie stwo­rzył wspaniałe dzieła odbijające przełom dwu epok: Oł­tarz Mariacki, nagrobek Kazimierza Jagiellończyka i in.

Sykstus IV (Francesco delia Rovere, 1414—1484), pa­pież od 1471, w sporze Kazimierza Jagiellończyka z Tungenem odegrał dość chwiejną rolę.

Szamotulski Piotr (zm. 1473), 1445 posłował na Litwę oferując Kazimierzowi Jagiellończykowi tron polski, 1450 kasztelan kaliski, 1451 poznański, 1461 sta­rosta generalny wielkopolski.

Szarlejski Mikołaj (zm. po 1478), wojewoda in'o-wrocławski 1453, brzeski 1457, starosta brodnicki, prze­ciwnik Oleśnickiego i jego polityki.

Tęczyński Jan (zm. 1470), brat Jędrzeja, podkomo­rzy krakowski 1415, wojewoda sandomierski 1438, kra­kowski 1438, kasztelan krakowski 1458, zwolennik po­lityki Oleśnickiego i przeciwnik Kazimierza Jagielloń­czyka.

297

Tęczyński Jan (zm. 1498/1499), syn Jędrzeja, staro­sta sandomierski 1479, wiślicki 1485—'1490.

Tęczyński Jędrzej (zm. 1461), istarosta rabsztyński 1441, chełmiński 1455, zabity przez mieszczan kra­kowskich po bójce z płatnerzem Klemensem.

Tęczyński Zbigniew (zm. 1498), syn Jana, pod­komorzy krakowski 1481, starosta malborski 1485"— 1495, współpracownik i zaufany pomocnik Kazimierza Jagiellończyka.

Tiefen Jan (zm. 1497), od 1489 wielki mistrz krzyżacki, złożył Kazimierzowi Jagiellończykowi hołd i zobowiązał:

,się nie popierać Łukasza Watzenrode na biskupstwie warmińskim.

T r u c h s e iS s Marcin von W e t z h a u s e n (zm. 1489), od 1477 wielki mistrz krzyżacki, wiązał się prze­ciw Kazimierzowi Jagiellończykowi z Tungenem i kró­lem Maciejem Korwinem.

Tu n g e 'n Mikołaj (zm. 1489), biskup warmiński obra­ny w 1467 przez kapitułę wbrew woli Kazimierza Ja­giellończyka, zajął zbrojnie część posiadłości biskupich, a potem, wspomagany przez krzyżaków i Korwina, ca­łą Warmię; pobity uszedł do Królewca, 1479 ukorzył się przed królem.

Watzenrode Łukasz (zm. 1512), biskup warmiń­ski 1489, obrany przez kapitułę i zatwierdzony przez. papieża wbrew woli Kazimierza Jagiellończyka, który chciał oddać biskupstwo swemu synowi Fryderykowi, wuj Mikołaja Kopernika.

Władysław Jagiellończyk (1456—1516), najstar­szy syn Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsbur-

298

żanki, 1471 król czeski, 1490 węgierski, na zjeździe w Wiedniu 1515 poprzez małżeństwo swych dzieci uznał następstwo Habsburgów w Czechach oraz na Węgrzech.

Władysław III Warneńczyk (1424—1444), król polski 1434, węgierski 1440, zginął w bitwie z Turkami pod Warną.

Władysław Pogrob owiec (1440—1457), brat Elż­biety Habsburżanki, 1453 król Czech, 1450 król Węgier.

Zofia Holszańska (Sonka, ok. 1405—1461), czwarta żona Władysława Jagiełły, córka kniazia ruskiego Andrzeja. Holszańskiego., matka Kazimierza Jagielloń­czyka.

Zofia (ok. 1435/1436—1497), córka Bogusława IX, od 1451 żona księcia ma Wołogoszczy Eryka II, odegrała dużą rolę w zbliżeniu Eryka i Kazimierza Jagielloń­czyka.

Zofia Jagiellonka (1464—1512), córka Kazimierza

. -Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, od 1479 żona margrabiego brandenburskiego Fryderyka, matka księ­cia pruskiego Albrechta.

Zygmunt Jagiellończyk (14-67—1548), syn Kazi­mierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, król polski jako Zygmunt I Stary i wielki książę litewski od 1506 r.

Spis treści

1. Urodzony pod złą gwiazdą 5

2. Ojcowizna 25

3. Król czy kardynał? 45

4. Małżeństwo i dyplomacja 67

5. Powrót nad Bałtyk 79

6. 'Wielkie i małe rozgrywki 106

7. Wielki książę Litwy 137

8. Król i papież 155

9. Pruskie kłopoty 169

10. Korony dla synów 200

11. O nowy kształt państwa 235

12. Na skraju epok 269

Co warto przeczytać? 279

Kalendarzyk najważniejszych wydarzeń. 282

Postacie z tej książki 286

BIBLIOTECZKA . POPULARNONAUKOWA

pod red. mgr A. Klubówny

a Ukazały się:

.(S ,.

f-i l. Henryk Sarnsonowicz: Hanza — władczyni mórz

2. Józef Modrzejewski: Aleksander Macedoński,

& wyd. 2 .

<c 3. Janusz Deresiewicz: Handel chłopami W dawne] Rzeczypospolitej .

Q 4. Jan Reychman; Mahomet i świat muzułmański,

te wyd. 3

O 5. Andrzej Zahorski: Stanisław August — polityk,

S wyd. 2

rt 6. Władysław CzapliftSki: Na dworze króla Władysława IV

7. Henryk S/ska: Twarde życie Tomasza, Noczhic-kiego ' '

9 8. Wanda Wteckowska-Mttzner: Karol Choaklewicz,

? wyd. 2

f, 9. Marian H. Serejski: Karol Wielki na tle swoich czasów

JS 10. Irena Koberdowa; Leon Gambetta

<a 11. Zofia Turska: o kąt dla żaka (historia burs ucz­niowskich i studenckich)

Q 12. Leon Baumgarten: Marzyciele i carobójcy (narodnicy rosyjscy)

g 13. Tadeusz Żbikowsfci; Konfucjusz

;! 14. Krzysztof Dąbrowski: Kalisz prastary

ŚWIATOWID : ŚWIATOWID : ŚWIATOWID

ŚWIATOWID Q

g 0 f-<

< 1-1

Ul

a

1-4

ft

m\ mórz ^ ' sedoński, <

dawnej m iłmański, Q

' .w

^

polityk, Q

!-!

Włady- ^

01

Noczńlc-

akiewicz, 0

. ^ e swoich p

3urs ucz- tn f (naród- Q

0

f-i

. <

m

ŚWIATOWID


SWIATOWIB

f 15. Staw g Zach < 16. Iwan ^ Lews <"" 17. Edwa ków

Q cz- 2 g XVII

§ 18. Lesze

t-; 19. Frań <i g (dzie

^ 20. Wito 21. Laszl 22. Andr B nie j s ^ 23. Wanc ^ (Mar •<< 24. Henr |g 25. Jeara <» manc 26. Magd g lecia g 27. Miro. \0 Razir fr; 28. Romc ? . (Pign ^ 29. Wito czan 30. Anto

S dzi ( g; 31. Marę 0 32. Staw <; (Chol

01

ŚWIATOWID



ŚWIATOWID

SWIATOWin

ATOWID O

h (Wasyl <!

15. Stawomir Sierecfei: Prawda i legenda o Dzikim Zachodzie (USA), wyd. 2 .

16. Iwan Undżiew: Bohater spod znaku lwa (Wasyl Lewski) ,, ^,

17. Edward J. Pokorny: Tropiciele niebieskich szla­ków (historia astronomii), cz. l — starożytność, cz. 2 — średniowiecze i odrodzenie, cz. 3 — wiek XVII—XVIII, cz. 4: Łowcy gwiazd — wiek XIX

18. Leszek .Podhorodecfcż: Sicz Zaporoska

19. Franciszek; Machalski: Od Cyrusa do Mosaddeka (dzieje Iranu)

20. Witold Jakóbczyk: Bismarck

21. Laszlo Maickai: Stefan Batory w Siedmiogrodzie

22. Andrzej Jezierski i Stanisław M. Zawadzki: Cen­niejsze od złota (dzieje hutnictwa)

23. Wanda Więckowsha-Mitzner: Miłość l polityka (Maria Ludwika Gonzaga)

24. Henryk Cywźnskź: Życie pieniądza

25. Jeara Freuźlie: z rodu entuzjastów: (Inesa Ar-mand)

26. Magdalena Witwźńska: Kuligiem przez trzy stu­lecia (zabawy i rozrywki staropolskie) . ,

27. Miroslaw Wierzchowskź: Sokół stepowy (Stiepan Razin)

28. Roman Stopa: Mali ludzie z pustyni l puszczy .(Pigmeje i Buszmeni)

29. Witold Kochanski: Dole i niedole Serbołuży-czan

30. Antoni SIósarczyk: 25 wieków w cleniu góry Fu-dzi (dzieje Japonii)

31. Marek Ruszczyc; Andrzej Strug

32. Sławomir Sżereckź; Tajemnice szalonej rzeki (Chorezm)

ŚWIATOWID

ŚWIATOWID

<n ŚWIATOWID

ŚWIATOWID D

SWIATOWI-D

ŚWIATOWID

ŚWIATOWID O

33. Janusz Tazbir: Piotr Skarga

34. Tadeusz, Żurowski: Świt górnictwa (kopalnia neo­lityczna w Krzemionkach. Opatowskich)

35. Anna Klubówna i Eligiusz Klubu: Cejlon — dzie­je i osobliwości .

36. Danuta Ciepienko-Zielinska: Królewięta na Tul-czynie (Potoccy) /

37. Jan Reychman: Dni świetności i klęski Turcji

38. Wojciech Sulewski: Partyzanci .na powstańczych szlakach (w Kieleckiem)

39. Jan Drohojowski: Abraham Lincoln

40. Jerzy Lobman: Chiny poprzez wieki

41. Bolesław Kuzmiński: Czarny Napoleon (generał haitański Toussaint L'0uverture)

42. Irena Koberdowa: Bohater w czerwonej koszuli (Garibaldi) -

43. Stawomir Sierecki: Burzliwe dzieje perły Antyli

(dzieje Kuby) '44. Izabela Dziekska: Kara

45. Maria Składankowa: Zoroaster i magowie

46. Monika Warneńska: Szukam “Baltazara Kujaw­skiego" (Julian Marchlewski) / ,

47. Jerzy Holzer: Od Wilhelma do Hitlera

48. Andrzej Zajączkowski: Aszanti — kraj Złotego Tronu (jeden z ludów Ghany)

49. Stefan Pelczyński: Strza'*/ w Croissant (Jean Jau-res) ,

50. Waldemar Voise: Myśliciele i praktycy (początki filozofii greckiej) .

51. Zofia Libiszowska: żona dwóch Wazów (królowa Ludwika Maria)

52. Jerzy J. Piechowskt: Dawny Babilon i współcze­sny Irak '

ŚWIATOWID : ŚWIATOWID

ŚWIATOWID

ft m

ŚWIATOWID

ŚWIATOWID

Q

!? O t-i

ŚWIATÓW 11) WIATOWID : ŚWIATOWID

Q ' ' K .53. Franciszek Bernas i Julitta Mikulska-Bernaś:

O Przednia straż Hitlera (dywersja hitlerowska S w Polsce przed II wojną światową)- g 54. Stefania Land l Macza Plewkiewiczowa: .Portret ^n' . Jakuba Jasińskiego '

55. Maria Bogucka: Anna Jagiellonka

56. Wacław Sterner: Narodziny kolei

57. Irma Sinielnikowa i Olga Worobjowa: Córki Marksa

58. Jan Drohojowski: Indianin prezydentem Meksy­ku (Benito Juarez) ,

59. Jerzy Łanowski: Szlakiem siedmiu cudów staro­żytności '

80. Leszek Podhorodecki:. Jan Sobieski s . Q 61. Kazimierz Zurowskit Gniezno — pierwsza; stolica ^ , Polski, wyd. 2 . O 62. Antoni Gladysz: Skarby ciemności -(dzieje górnłc-S . twa polskiego) ,

M 63. Wiesław Fijalkowskt: Awantury karaibskie (pró-5 by opanowania krajów Ameryki Środkowe)" przez

USA)

64. Mirosław Wierzchowski: Kartki z dziejów Rosji, H cz. l i 2 . :

'':'- 65. Andrzej Zającskowski: Pierwotne religie czarnej

^ Afryki ..

,-<! ' 66. Marian J. Lech: Za króla Sasa

67. Wojciech Sulewski: Pod bokiem generalnego gu­bernatora (partyzantka w Krakowskiem, Rze-szowskiem i na Podhalu)

68. Eugeniusz Stuszkiewicz: Budda l jego nauka “. 69. Eligiusz Kluba: Z dawnych wierzeń indyjskich O (hinduizm)

^ 70. Henryk Katz: Karol Marks i jego epoka n ' " '

TO -' -.SWiATOWJU

ŚWIATOWID

ŚWIATOWID

ŚWIATOWID

ŚWIATOWID : ŚWIATOWID : ŚWIATOWID : ŚWIATOWID

a s s

S- 71. Jerzy Orlewski: Kariera nafty ?. ^ 72. Donata Ciepienko-ZźeUnsfca; Emilia Plater |-i *< 73. Monika Warneresfca: U podnóża Gór Diam.ento- ^ F wych (dzieje Korei) F ^ m 74. Stanistaw Grzybowsfci: Marcin Luter tn

75. Marceli Kosman: Na tropach bohaterów Trylogii Q 78. Iwan Undżźew: Piórem l szablą (Christo Botew) O g 77. Leszek Podhorodecki: Stefan Czarniecki; g O 78. Amelia Łączynska: Infuły l szyszaki (dzieje rodu O ^ Górków) ^ 5 79. Maria Emilia Zafączkowska: Kemal Pasza g <n 80. Karol Morawski: Czerwona rewolucja i biały re- <o

gent (Węgry 1918—1945)

81. Danuta Wójcik-Góralska: Władztwo księżnej Iza-S beli (Puławy Czartorysklch) " ]? 82. Jerzy Targalski: Pierwsi buntownicy (bracia Pla- {? E-i wińscy — z kręgu Ludwika Waryńskiego) E-j S 83. Józe.f WójcźcM: Tysiąc lat Polski nad Bałtykiem g p 84. Jare Drohojowski: Bóg obfitości (Meksyk i kraje g

Ameryki Środkowej) , 85. Marek Ruszczyc: Pierwszy prezydent — Gabriel y Narutowicz

? 86, Marceli Kosmare: Wielki książę. Witold ^ 87. Anna Klubówna: Kazimierz Wielki ^ 88. Dionżza Wawrzyfcowsfca-Wierc.tochowa: Maria Bo-^ huszewiczówna '

89. Bogdan Bero i Eugeniusz Bojanowski: Azteko­wie — naród wybrany przez słońce

O 90. Zo,fźa Libiszowsfca: Król-Słońce i jego czasy (Lud-§t wik XIV)

0 91. Jerzy Strzelczyfc: Po tamtej stronie Odry (dzieje <! Połabian)

<n w ŚWIATOWID : ŚWIATOWID : ŚWIATOWID : ŚWIATOWID

a ss.

.1

ŚWIATOWID : ŚWIATOWID : ŚWIATOWID : ŚWIATOWID

S " ••"'' - §'

^ 92. Ryszard Kołodziejczyk: Portret warszawskiego S ^ milionera (Leopold Kronenberg) : ' t-i ^ 93. Maria i Bogdan Skladankowie: Wyprawy krzy- g ^ żowe >

0} v1

94. BolesEaw Kużminski: Sto wieków chleba

95. Wanda Mlicka: Karmazyni i chudopachołki O 96. Joanna Olkiewicz: Z dziejów Florencji Q fe 97. Leszek Podhorodecki: Hetman Żółkiewski ^ O 98. Janusz Warda: Mahatma Gandhi — przywódca O S( Indii < S 99. Marceli Kosircan: Władysław Jagiełło ^ £ ItfO. Franciszek Bemas i Julitta Mifculsha-Bernaś: Od <n

Sarajewa do Wersalu (I wojna światowa), cz. l—2 101. Stanisław Grzybowski: Henryk VIII i reformacja B w Anglii " ? 102. Marian J. Lech: Stanisław Leszczyński g ^ '103. Antoni Gajewski: z dziejów Brazylii t-;

^ 104. Tadeusz Jakub owicz: Przeciw grandom i hidal- 5

^ gom ^ 105. Franciszek BernaS l JuUttą Mikulska-BernaS: Za­mach na Hitlera '•

Q WS. Krzysztof Dunin-Wąsowicz: Jan Stapińskitry- O 5 bun ludu wiejskiego ^ O 107. Oktawiusz Jurewźcz: Schizma wschodnia O ^ 108. Zygmunt Łukowski: Jerzy Plechanow •< K 109. Jan Tyszfciewicz i Karol Morawski: Krzyżacy 5

Książka i Wiedza", Warszawa maj 1970 r. Wyd. I. Nakład 9740 + 260 egz. Obj. ark. wyd. 10,1. Obj. ark. druk. 19,25 (10,8). Papier ilustr. M. V, 70 g, 61,3 X 94 cm. Oddano do składu 20. X. 1969 r. Podpisano do druku 9. IV. 1970 r. Druk ukończono w maju 1970 r. Zakłady Graficzne w Toruniu, Katarzyny 4. Żarn. nr 2307. p-13. Cena zl 15.—

Siedem tysięcy osiemset jedenasta publikacja “KiW"



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bogucka Maria Kazimierz Jagiellonczyk(z txt)
Kazimierz Jagiellończyk
Święty Kazimierz Jagiellończyk
61 Stosunki polsko – węgierskie za Kazimierza Jagiellończyka
Wit Stwosz Nagrobek Kazimierza Jagiellończyka
62 Polityka dynastyczna Kazimierza Jagiellończyka
Polityka dynastyczna Kazimierza Jagiellończyka
Kazimierz JagielloSczyk objŃę węadz¬ wr¬cz w komfortowej sytuacji
Polska w dobie Kazimierza Jagiellończyk2 najn wersja 2
Stosunki polsko – węgierskie za Kazimierza Jagiellończyka
S Szybkowski O DOKUMENCIE KAZIMIERZA JAGIELLOŃCZYKA DLA JANA SZREŃSKIEGO Z 4 XI 1466 ROKU, CZYLI ZA
Akademia Krakowska, Założenie Akademii Krakowskiej i jej działalność za czasów Kazimierz Wielkiego i
Kazimierz IV Jagiellończyk (1447 1492)
Michal Jagiello Kazimierz Tetmajer echa tatrzańskie
Bezpieczeństwo wewnetrzne państwa za panowania Władysława Jagiełły, Władysława Warneńczyka oraz Kazi
Polka Kazimierza Bylicy
polityka dynastyczna jagiellonów
Twórczość Kazimierza Przerwy -Tetmajera, Szkoła, Język polski, Wypracowania

więcej podobnych podstron