Ballada o marynarzach z Titanica
Załóż
garnitur, wyczyść buty
Kolejny
się zaczyna bankiet.
Może
po plecach Cię poklepią,
Może
sternika buchniesz w mankiet.
Jeden
na tysiąc tyś wybrany
Idziesz
na bal ze wspólnej kiesy,
Śpi
zmordowana pracą załoga
Wy
oblewacie wciąż sukcesy.
Bo
gdy Titanic tonął,
to
też orkiestra grała
Bo
gdy Titanic tonął,
To
też był pełny szpan
Dowódca
miał do końca koszulę śnieżnobiałą
A
para szła za parą w tan
I
znowu święta, znowu wstęgi.
Piękne
fasady podparte kijem.
Lśnią
kandelabry, dzwonią kielichy
Są
pewne straty, ale My żyjem.
My
idziem naprzód, my wciąż w natarciu
Kłopotów
żadnych nie ma już
Wlewa
się woda, lecz krzyki majtków
Skutecznie
głuszy orkiestry tusz
Bo
gdy Titanic tonął,
to
też orkiestra grała
Bo
gdy Titanic tonął,
To
też był pełny szpan
Dowódca
miał do końca koszulę śnieżnobiałą
A
para szła za parą w tan
Szklanki
zsuwają się ze stołu.
Statek
przechyla się na bok.
Na
kapitańskim mostku panika.
Ster
się powoli wymyka z rąk.
Dzwonnik
co dzwonić miał na trwogę.
Ma
toastami ręce zajęte.
Pasażerowie
uparcie tańczą.
Nie
wiedzą co się dzieje z okrętem.
Bo
gdy Titanic tonął,
to
też orkiestra grała
Bo
gdy Titanic tonął,
To
też był pełny szpan
Dowódca
miał do końca koszulę śnieżnobiałą
A
para szła za parą w tan ...