Harry Potter i Talizman Salazara całość

Opowiadanie jest sequelem trylogii Równowaga sił. Zapraszam do czytania.


Autorka: KrystalRoze

Tytuł oryginału: Harry Potter and the Salazar’s Talisman

Link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/2078709/1/

Tłumaczenie: Moonlit

Do tłumaczenia: http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=13926&start=105

Zgoda autorki: jest

Prequel: "Przepowiednia Trelawney"


Spoiler:

Trylogia rozpoczyna się bezpośrednio po „Czarze Ognia”. Syriusz Black, oczyszczony z zarzutów po ujawnieniu się Petera Pettigrew, przychodzi do Dursleyów po Harry'ego. Chłopak zamieszkuje razem ze swoim ojcem chrzestnym i wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie krótki list, który Harry otrzymuje pewnego dnia. Mianowicie, Voldemort żąda spotkania z nim. Gryfon, bojąc się o bezpieczeństwo bliskich mu osób, ucieka z domu i po kilku dniach decyduje się na przyjęcie propozycji czarnoksiężnika – po części wiedziony strachem, po części ciekawością. Okazuje się, że Czarny Pan poniechał mordercze zapędy wobec chłopaka i, zupełnie nieoczekiwanie, chce zawrzeć z nim „sojusz”. Harry absolutnie nie ma zamiaru dać się przeciągnąć na ciemną stronę mocy i w ramach kompromisu godzi się na podpisanie magicznego kontraktu – Voldemort ma zostawić jego przyjaciół w spokoju, a Harry zobowiązuje się do regularnych wizyt w obozie czarnoksiężnika. Ten zaś nie szczędzi młodzieńcowi informacji i chętnie udziela mu lekcji lub testuje jego magiczne umiejętności, które wzrastają wraz z czasem, pod wpływem wymiany mocy między czarodziejami. Ma ona przy tym swoje konsekwencje dla Harry'ego – bliskość Voldemorta, a w szczególności jego dotyk, sprawia mu niewyobrażalny ból. Ukojenie przynieść mu może wówczas tylko feniks Rowan, która pod koniec piątej klasy zjawia się, by otoczyć go swoją opieką. Niedługo później dochodzi do pojmania Czarnego Pana, lecz ucieka on z egzekucji, zabierając ze sobą Harry'ego. Ten „koszmar”, jak zwykł określać to Gryfon, trwa przez kolejne dwa lata. Z czasem jednak zaczyna on przywiązywać się do czarnoksiężnika i jego śmierciożerców, a w szczególności do Draco i Lucjusza Malfoyów, z którymi łączyć go będzie między innymi zamiłowanie do szermierki. Chłopak czuje coraz silniejszą więź z Voldemortem, zarówno magiczną, jak i emocjonalną. Manipulacje i zawiłe plany czarnoksiężnika odnoszą swój skutek, kiedy Harry pod koniec siódmego roku akceptuje swój związek z Voldemortem i wraz z nim inicjuje przewrót w ministerstwie. Zaprowadzony przez dwójkę czarodziejów pokój nie trwa długo. Gdy wychodzi na jaw, że Czarny Pan zamierza przejąć władzę nad magicznym światem, posługując się przemocą i terrorem, Harry nie widzi innego wyjścia i postanawia zabić swojego „mentora”. By to uczynić, decyduje się on na poświęcenie, którego wymaga wygłoszona niegdyś przepowiednia, zgodnie z którą śmierć Voldemorta mogła zapewnić tylko śmierć Harry'ego. Dochodzi do ostatecznej konfrontacji i Czarny Pan ginie ugodzony mieczem Gryffindora, wyrzekając się prawa do życia swojego zabójcy.



Harry Potter i Talizman Salazara



Rozdział 1

Powrót mistrza*


Harry Potter przekroczył próg Hogwartu i zatrzymał się w pół kroku. Minęło siedem lat, odkąd ostatni raz stał w tym hallu. Uczucia, jakie go opanowały, były różne – najsilniejsza była jednak ulga. Życie Harry’ego po skończeniu szkoły – a raczej po obudzeniu się z magicznie wywołanej śpiączki, w którą zapadł po zabiciu Voldemorta – było ciężkie.

Procesy śmierciożerców zajęły wiele czasu. Choć Harry nie mógł zeznawać w sprawie większości oskarżonych (spędzał czas tylko w obecności elity Voldemorta), ministerstwo upierało się, by Harry uczestniczył we wszystkich rozprawach.

Potem, ku przerażeniu Harry’ego, wysłano go zagranicę na coś w rodzaju misji dobroczynnej. Harry uważał tę podróż za kolejny koszmar, gdyż musiał stawić czoła mediom i znosić publiczne wystąpienia. Mimo że Syriusz, razem ze swoją nową miłością, Gwenn, zawsze go wspierali, to Remus był jego wybawicielem. Harry zatrudnił Remusa jako swojego oficjalnego przedstawiciela („Jestem sławnym, cholernym Harrym Potterem. Mogę zatrudnić wilkołaka, jeśli mi się to podoba.”), a on potraktował swoje zadanie poważnie. Jako obrońca zdrowych zmysłów Harry’ego, Remus nauczył się oceniać, czy Harry był zmęczony, wykończony, czy tylko ledwie żywy. Więc Harry miał przechlapane.

Jedynym niepowodzeniem Harry’ego podczas tych lat, było jego życie miłosne, a raczej brak takowego. Rozstanie jego i Ginger (która nie mogła pogodzić się z wyborem Harry’ego pod koniec siódmego roku, kiedy to zdecydował się zostać równowagą sił) stało się największym skandalem dekady. Dziennikarze dostali na tym punkcie fioła. Ginger nie przejęła się nagonką mediów, cierpliwie odbierała kolejne wyjce i w spokoju żyła własnym życiem.

Harry, nie będąc w stanie znieść współczucia, jak i późniejszych prób swatania go z innymi (wszyscy uważali go za najbardziej pożądanego kawalera na świecie), przedłużył swój pobyt zagranicą, by w końcu odwiedzić swoją rezydencję w Bułgarii. Posiadłość, którą podarował mu Voldemort, nie była wielka jak na średniowieczne standardy, ale za to imponująca. Harry powierzył nadzór nad posiadłością zaufanemu dozorcy, który nie ujawniał nawet cienia podejrzeń, kiedy Harry przedstawiał mu się jako Jack Taylor, więc był tu zupełnie anonimowy.

Jego próby umawiania się były jednak żałosne. Nikt nie potrafił zobaczyć Harry’ego poprzez jego sławę. Te kilka, którym udało się poznać „po prostu Harry’ego” – sarkastycznego, cynicznego pesymistę, który przypadkiem ocalił świat, gdyż umiał doprowadzić do śmiechu złego czarnoksiężnika – nie zniosły nacisku prasy.

Dopiero podczas ślubu Rona i Hermiony, Harry zdał sobie sprawę, że Ginger była dla niego tą jedyną i że tylko ona zdołała stawić temu wszystkiemu czoła. Zawsze znała „po prostu Harry’ego”. To ona go zawsze podtrzymywała na duchu. Rowan, feniks Harry’ego, oczywiście ciągle powtarzała mu to w swoich piosenkach.

Harry sądził, że odzyskanie jej będzie trudne. Choć żałował, że stracił nad sobą panowanie w trakcie wesela, uzyskał zamierzone rezultaty, a przy okazji zapewnił rozrywkę uczestnikom imprezy.

Ginger tańczyła, za blisko zdaniem Harry’ego, z Seamusem, który, jak Harry wiedział, od dłuższego czasu czuł do niej miętę. Harry wmaszerował na środek parkietu i rozdzielił parę. Kiedy temperatura dyskusji nieco wzrosła, padło najważniejsze pytanie: dlaczego Harry zostawił Ginger w zamku? To zdawało się być głównym powodem jej gniewu – że Harry nie kochał jej, nie ufał jej wystarczająco, by zabrać ją ze sobą.

Lecz on wiedział, że ta nie pogodziłaby się z faktem, że Harry musi poświęcić swoje życie. Nikt nie spodziewał się, że Harry przeżyje, a już szczególnie nie on. To, że przeżył, że był tam teraz i wykłócał się z nią o to, było niemal komiczne.

Ginger wciąż nie chciała tego zaakceptować.

To nie wszystko, Harry – naciskała. – Wiem, że tak. Powiedz mi po prostu prawdę.

I Harry nie potrafił jej odmówić. Słowa wydobywały się z niego, wbrew jego woli.

Gdybyś tam była, nie byłbym w stanie tego zrobić – powiedział. – Miałbym wszystko, czego mógłbym tylko zapragnąć. Wszyscy byli przy mnie bezpieczni, chronieni. Gdybyś tam była, nie miałbym żadnego powodu by go powstrzymywać. Byłbym całkowicie szczęśliwy.

Ginger patrzyła na niego z niezrozumieniem.

Co złego w byciu szczęśliwym?

Nie mógłbym być szczęśliwy kosztem innych, Ging – odparł Harry, powtarzając to samo, co mówił Voldemortowi. – Ale gdybyś ze mną była, byłbym szczęśliwy. – Harry ujął jej ręce swoimi. – Ocaliłem świat, bo ty wciąż tam byłaś. Zrobiłem to dla ciebie.

Pobrali się ponad rok później. Nie wystarczająco szybko jak dla Harry’ego, lecz pani Weasley, Syriusz i Gwenn – nawet Remus – nalegali, by Harry ożenił się „odpowiednio”. Skoncentrował się więc na budowie ich nowego domu w Dolinie Godryka i na powrocie na uczelnię.

Szkolenie wydawało się tylko sprawą formalności. Harry nie potrzebował już żadnego treningu w dziedzinie magii, więc wziął zamiast tego większą ilość zajęć przysposabiających do nauczania. Skoro tym miał się zająć, chciał to robić dobrze.

W końcu, wówczas już ożeniony i wyedukowany, Harry otrzymał powiadomienie, że Hogwart potrzebuje nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią i zaproponowano mu to miejsce. Harry, rzecz jasna, przyjął ofertę.


I oto był na miejscu. Rozejrzał się wokół. Hall był pogrążony w ciemności i ciszy – był środek nocy. Przegapił Ucztę Powitalną, gdyż nie chciał opuścić Ginger, która była teraz w ciąży z ich pierwszym dzieckiem. Nie czuła się zbyt dobrze i Harry nie zgodził się zostawić jej samej.

Szedł teraz korytarzami zamku, póki nie dotarł do posągu chimery, strzegącej wejścia do gabinetu Dumbledore’a. Harry podniósł rękę i posąg odskoczył na bok. Był jednym z najpotężniejszych czarodziei na świecie, więc mógł to zrobić.

Przepraszam – powiedział Harry. – Muszę się zobaczyć z dyrektorem.

Harry wspiął się po spiralnych schodach w górę i zapukał do drzwi gabinetu.

Przypuszczam, że to ty, Harry – rzekł dyrektor. – Wejdź, proszę.

Harry wszedł nieśmiało do środka.

Przepraszam, profesorze – oznajmił. – Nie mogłem zostawić Ginger samej.

Hermiona już mi powiedziała, Harry – odparł Dumbledore. – Rozumiem to, choć byłem nieco rozczarowany, że nie mogłem przedstawić uczniom ich nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią.

Harry spuścił wzrok.

Przepraszam, profesorze.

Fawkes, feniks dyrektora, podleciał do niego. Harry pogłaskał go po główce.

Dumbledore westchnął.

Harry, po wszystkim przez co przeszedłeś, czemu wciąż musisz w kółko przepraszać?

Przep… – Harry uciął w pół słowa i spojrzał na Dumbledore’a z szerokim uśmiechem. – Chyba trudno zerwać ze starymi przyzwyczajeniami.

Dumbledore przyglądał mu się uważnie przez swoje okulary-połówki.

Sądzę, że tak jest.

Chciałem tylko dać panu znać, że już jestem – odparł Harry. – Gdzie mam się udać?

Twój prywatny pokój mieści się zaraz przy gabinecie. Rozgość się tam, a ja przyślę ci rano plan zajęć.

Tak, proszę pana. Dziękuję.

I Harry? – Dumbledore zatrzymał go, gdy stał już przy drzwiach. – Możesz się teraz zwracać do mnie po imieniu.

Spróbuję się przyzwyczaić.

Dumbledore uśmiechnął się.

No, zmykaj już. Jutro czeka cię pracowity dzień.


Harry stał na zewnątrz swojej klasy, czując, że zaraz zwymiotuje z nerwów. Hermiona zatrzymała się obok, patrząc na niego, jakby nie widziała głupszej osoby. Zaczęła uczyć tu Numerologii, zanim jeszcze pobrała się z Ronem.

Po prostu bądź sobą, Harry – powiedziała Hermiona. – Dasz sobie radę.

Łatwo ci mówić – mruknął Harry.

Och, no dalej, Harry – zachęciła go Hermiona, dając małego buziaka w policzek, co zawsze sprawiało, że Harry czuł się lepiej.

Harry kiwnął głową i wszedł do sali. Jego pierwsza klasa już tam na niego czekała. Harry podszedł do biurka na przedzie sali i podniósł dziennik. Obrócił się do klasy – uczniowie wlepili w niego wzrok.

Cichym, czystym głosem, Harry odczytywał nazwiska, starając się je skojarzyć z twarzami. Kiedy odłożył listę na bok i zwrócił się z powrotem do klasy, ta wciąż patrzyła na niego oczekująco.

Po prostu bądź sobą. Harry zebrał się w sobie i usiadł na biurku.

Więc jesteście szóstą klasą? – spytał Harry.

Tak, proszę pana – odparł jakiś uczeń.

Będziecie mi musieli wybaczyć – rzekł Harry. – Trochę się denerwuję.

Pan się denerwuje?

Zgadza się – przyznał Harry, spoglądając na rudowłosego chłopaka. Zerknął na listę. – Sean McIves, tak?

Wspomniany młody człowiek wyprostował się na swoim miejscu. Był wysoki i miał atletyczną budowę.

Tak, profesorze – odparł Sean.

Cóż... – Harry zwrócił się do klasy. – To moja pierwsza lekcja. Nigdy nie byłem zbyt dobry w przemowach publicznych. Potrafię bez problemów zmierzyć się ze śmiercią , ale kiedy mam mówić przed większą grupą ludzi, robi mi się niedobrze.

Kilku uczniów parsknęło, próbując stłumić śmiech. Harry uśmiechnął się do nich i reszta klasy roześmiała się lekko i odprężyła. Reakcja uczniów przyniosła efekt, którego Harry potrzebował. Także się rozluźnił i zerknął znów na listę.

Panno Larsen – wywołał uczennicę w okularach, z gęstymi, brązowymi włosami, która miała przed sobą otwartą książkę i już notowała coś na pergaminie. Przypominała mu trochę Hermionę.

Tak, profesorze?

Co przerobiliście w zeszłym roku?

Uczyliśmy się głównie przeciwzaklęć – odpowiedziała Cindy Larsen, której niebieskie oczy błyskały bystro za grubymi szkłami. – Nasza ostatnia nauczycielka miał na ich punkcie małą obsesję.

Nie znałem osobiście profesor Narry – odparł Harry. – Jednak jestem pewien, że te zaklęcia się wam przydadzą. Co jeszcze?

Zatrzymaliśmy się krótko przy pierwszym powstaniu Sam-Wiesz-Kogo…

Chwileczkę – przerwał jej Harry, podnosząc rękę. – Wyjaśnijmy sobie coś. Nie życzę sobie słyszeć, jak ten konkretny czarodziej nazywany jest Sam-Wiesz-Kim, Nim, czy Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Mogę wymyślić dla niego wiele określeń, z czego większość nie będzie zbyt uprzejma, ale w mojej klasie będziecie nazywać go po imieniu. – Harry rozejrzał się po klasie, sprawdzając, czy wszyscy go zrozumieli. – Teraz chcę usłyszeć, jak to mówicie.

Cała klasa wymamrotała pod nosem imię Voldemorta – Harry musiał się uśmiechnąć.

Nie było tak ciężko, prawda?

Większość klasy odwzajemniła uśmiechy.

Jaki on był, profesorze?

Harry nie był pewien, który uczeń rzucił to pytanie, lecz reszta klasy zaczęła szeptać między sobą, jakby ta kwestia także ich ciekawiła.

Harry spodziewał się, że w końcu to pytanie padnie, liczył jednak, że nie stanie się to na jego pierwszej lekcji. Klasa przyglądała mu się z oczekiwaniem i nadzieją. Zerknął na dziennik – nic dziwnego, w końcu byli to Gryfoni.

W porządku – powiedział Harry. – Miejmy to już za sobą. Co chcecie wiedzieć?

Więc jaki on był? – spytała Cindy. – Osobiście?

Osobiście? – powtórzył Harry, ześlizgując się z biurka i zaczynając chodzić wolno w tę i z powrotem. – Cóż, był niewątpliwie genialny. Jego umysł pracował tak szybko, że trudno to sobie wyobrazić. Cokolwiek czynił, robił to z precyzją i dokładnością. Zawsze zdawał się być o krok przed wszystkimi, jakby potrafił planować przyszłe wydarzenia. I zwykle twierdził, że to potrafi. – Harry popatrzył na klasę. – Był niezmiernie próżny i lubił triumfować.

Czy rzeczywiście był tak potężny, jak mówią?

O tak – potwierdził Harry. – Voldemort był megalomanem, lecz udało mu się uzyskać ogromny poziom magicznej mocy, a także zdobyć władzę nad innymi.

Więc mógł kontrolować ludzi?

Harry zastanowił się nad tym pytaniem.

Niektórych ludzi. Wielu kontrolował poprzez swoich śmierciożerców, którzy oczywiście podlegali władzy Voldemorta. Byli mu całkowicie oddani. Voldemort wymagał lojalności ponad wszystko inne. Robiłeś natychmiast wszystko, co ci kazał i lepiej było, żebyś zrobił to dobrze.

Naprawdę był taki okrutny? – spytała Cindy bez tchu.

Harry skinął krótko i wskoczył znów na biurko.

Jego bezlitosne okrucieństwo jest legendarne. Uwielbiał oglądać cudzy ból. – Harry zaśmiał się cynicznie. – Szczególnie mój – mruknął. – Lecz posiadał też pewne szlachetne skłonności, bo zwykle nie ranił bez powodu. I nigdy nie złamał sprawiedliwie zawiązanego kontraktu. Jego umiejętność sterowania ludźmi i smykałka do słownych gierek sprawiły, że został geniuszem manipulacji i zawsze dostawał to, czego chciał.

Nie zdołał zdobyć Kamienia Filozoficznego – powiedział Sean.

To prawda – stwierdził inny uczeń. – Pan mu w tym przeszkodził.

I nie udało mu się dostać pana – dodała Cindy. – Czytałam o tym. Nie mógł pana zabić.

Cóż, zgadza się – przyznał Harry. – I muszę powiedzieć, że Voldemort nie był tym wszystkim zachwycony.

Uczniowie uśmiechnęli się zgodnie.

Kiedy, na nieszczęście, uratowałem życie Peterowi Pettigrew, Voldemort zyskał sługę, który pomógł mu odzyskać ciało.

Więc to nie Syriusz Black zabił tamtych ludzi?

Nie, to nie on – odparł Harry. – Syriusz Black był najlepszym przyjacielem mojego ojca i jest teraz moim ojcem chrzestnym. Peter Pettigrew był szpiegiem i zdrajcą moich rodziców.

Zapytali go później o Turniej Trójmagiczny, więc Harry zdał im z niego krótką, okrojoną relację.

To wtedy zamordował Cedrica Diggory’ego.

Właściwie to zabił go Peter na polecenie Voldemorta. Formalnie, to Cedric powinien wygrać ten turniej, ale tyle sobie nawzajem pomagaliśmy, a on nalegał, że to ja powinienem wygrać. Był równie uparty co do tego jak ja, a ledwo trzymałem się na nogach. Chciałem tylko wydostać się z tego labiryntu.

Dlaczego nie mógł pan stać?

Pająk – syknął niecierpliwie jakiś uczeń. – Nie przerywaj.

Harry ukrył uśmiech.

W każdym razie, gdybym mocniej nalegał, Cedric znalazłby się na tamtym cmentarzu sam i, tak czy inaczej, został zabity, lecz Voldemort nie odzyskałby przynajmniej swojego ciała.

To dlatego myślał pan, że musi zginąć razem z nim – odezwał się Sean. – Bo czuł pan, że to pana wina.

Harry spojrzał na chłopca i westchnął.

Przyczyny, dla których wiedziałem, że muszę zginąć wraz z Voldemortem są różnorakie i złożone. I może innym razem o nich porozmawiamy, jednak faktem jest, że powinienem był umrzeć. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób przeżyłem.

Zabrzmiał dzwonek i klasa głośno jęknęła, zbierając z ławek swoje rzeczy.

Harry zszedł z biurka i za nim usiadł.

Na kolejnej lekcji zajmiemy się Zaklęciami Niewybaczalnymi. Przygotujcie się.

Tak, profesorze – usłyszał jak mruczy wielu z nich.


Większość lekcji tego dnia wyglądała podobnie, choć żadna nie była tak męcząca jak ta pierwsza. Do obiadu Harry miał wrażenie, jakby jeszcze nigdy w życiu nie mówił tyle o sobie. Gryfoni z szóstego roku byli najbardziej ciekawscy, a Voldemort ich fascynował. Harry pamiętał, że sam był równie ciekawy, więc jeśli opowiadanie im o swoich przeżyciach pomoże zainspirować któregoś z nich, to chyba dobrze wykonywał swoją pracę.

Hermiona wmaszerowała do jego gabinetu i trzasnęła książką o biurko. Harry wzdrygnął się.

Coś nie tak? – zapytał.

Harry Potterze, jeśli przyślesz mi na Numerologię kolejną klasę rozmawiającą wyłącznie o tym, jaką świetną mieli lekcję Obrony i jaki wspaniały jest profesor Potter, to chyba cię uduszę.

Harry musiał się uśmiechnąć.

Powiedziałaś, żebym był sobą. Skąd mogłem wiedzieć, że to tak dobrze podziała?

Hermiona odwzajemniła jego uśmiech i Harry domyślił się, że to małe przestawienie miało poprawić mu humor.

Podziałało znakomicie – rzekła Hermiona. – Naprawdę kazałeś powiedzieć całej klasie imię Voldemorta?

Jasne, że tak – odparł Harry. – Jeśli jeszcze raz usłyszę „Sam-Wiesz-Kto”, chyba zacznę krzyczeć.

Hermiona roześmiała się.

Cóż, pójdę jeszcze po coś do jedzenia, zanim położę się spać. Mówiłam ci, że dasz sobie radę.

Dzięki, Hermiono. Dobrej nocy.

Pocałowała go w policzek.

Dobranoc, Harry.

Kiedy wyszła, Harry zajrzał do swojego notatnika. Dumbledore dał mu wolną rękę w planowaniu lekcji i Harry zamierzał przerobić Zaklęcia Niewybaczalne w podobny sposób, jak fałszywy Moody.

Ból eksplodował w jego głowie i Harry uderzył ręką swoją bliznę.


Rozdział 2

Związek Slytherina


Blizna nie przestawała piec. Harry wstał wolno, rozglądając się po pustej klasie z zakorzenioną głęboko w duszy obawą.

To nie mogło się stać. Nie mogło! Jednak tylko obecność jednej osoby mogła do tego doprowadzić. Czy Voldemort znalazł drogę powrotną? Nawet wtedy, gdy Voldemort nie miał jeszcze własnego ciała, Harry wyczuwał, kiedy Voldemort był w pobliżu. Czy to dlatego Harry przeżył?

Voldemort, wiesz, że nie możesz się do mnie zakraść – powiedział.

Harry usłyszał zimny śmiech, który sprawił, że włosy na karku stanęły mu dęba.

Pokaż się – rzekł Harry.

Nie, raczej nie, Harry – usłyszał głos Voldemorta. – Jeszcze nie.

Harry przeszedł obok biurka i oparł się o nie. Poczuł, że coś krąży wokół niego, wywołując pulsowanie w jego skroniach. Duch?

A więc nauczyciel Obrony przed Czarną Magią?

Nie sądzisz, że mam kwalifikacje? – spytał Harry.

Harry usłyszał chichot.

A nie sądzisz, że to trochę przyziemne zajęcie, w porównaniu do walki z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem w historii?

Harry znów poczuł, że jakiś niewidzialny byt go okrąża.

Właściwie, to nawet miła odmiana – odparł. – Przynajmniej nie dostaję od tego migreny.

Voldemort roześmiał się.

Ach, Harry, jak ja za tobą tęskniłem.

Harry poczuł, że istota zatrzymuje się przed nim i wzdrygnął się.

Spójrz na siebie. Ależ wyrosłeś – powiedział Voldemort.

Ból w głowie Harry’ego wzrósł, jakby Voldemort unosił rękę nad jego twarzą.

Wybacz, że nie zjawiłem się na uroczystości rozdania świadectw, Harry.

Też się na niej nie zjawiłem.

Hm, tak. Powinieneś na niej być, Harry. Nie chciałem tego, mówiłem ci.

Pamiętam – odrzekł Harry.

Ale upierałeś się, że musisz zginąć, by zapewnić moją śmierć. Jednak twoja bohaterska ofiara – oznajmił Voldemort i Harry poczuł, że czyjaś ręka łapie go za podbródek; upadł na kolana, patrząc na ducha Voldemorta, który zmaterializował się przed nim – zapewniła nie tylko moją śmierć, ale również moją nieśmiertelność.

Nie jesteś z tego zadowolony? – spytał z wysiłkiem Harry. Wpatrywał się w te czerwone oczy, które błyszczały nawet u ducha.

Jeszcze nie zdecydowałem – odparł Voldemort. – Zadowala mnie natomiast to – dodał, unosząc drugą rękę nad twarzą Harry’ego – że wciąż mogę bawić się ze swoim ulubieńcem.

Harry zmagał się ze zbyt wielkim bólem, by odpowiedzieć na tę uwagę.

Jak? – wykrztusił Harry. – Duch nie może…

Voldemort dotknął jego policzka, by go uciszyć.

Z racji na mój szlachetny gest przed śmiercią. Zgodziłem się umrzeć i pozwoliłem ci żyć. To dlatego nie umarłeś, Harry, i to dlatego wciąż jesteśmy połączeni.

Voldemort puścił Harry’ego i odpłynął dalej.

Więc czemu tu jesteś? – spytał Harry.

Jestem tu, ponieważ ty tu jesteś, Harry.

Twierdzisz, że będziesz nawiedzał mnie do końca mego życia? – Już sama myśl była przerażająca.

Całkiem zabawna perspektywa, co, Harry?

Harry wstał, patrząc na Voldemorta z niepewnością.

Porozmawiamy później, Harry – powiedział Voldemort. – Zamierzam się trochę rozejrzeć. Dawno mnie tu nie było.

Harry gapił się w miejsce, w którym zniknął Voldemort. Nie, to nie mogło spotkać jego. To było gorsze niż koszmar… Właśnie! To JEST koszmar. Zasnął, siedząc przy biurku i za moment się obudzi.

Ale Harry nigdy nie miał tyle szczęścia. Poszedł prosto do gabinetu Hermiony i gwałtownie zapukał do drzwi. Hermiona otworzyła po chwili.

Harry, wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.

Bo widziałem – odparł Harry. – Voldemort.

Voldemort? – zdziwiła się Hermiona. – Chyba żartujesz.

Wyglądam, jakbym żartował? – Harry wciąż się trząsł, więc nie zdążył się nad tym zastanowić. – Złapał mnie za twarz, Hermiono, i zwalił mnie z nóg.

To niemożliwe, Harry. Duchy nie mogą nikogo dotknąć, ani zranić.

Pamiętam jeszcze, co to jest ból – powiedział Harry sfrustrowanym głosem. – Dotknął mnie i ja to poczułem.

Harry…

Nie wierzysz mi? – spytał Harry z niedowierzaniem. Przyłożył rękę do blizny. Voldemort.

Ach, prosto do swojego adwokata – rzekł Voldemort kilka sekund później.

Ona nie jest adwokatem, tylko nauczycielką – odciął się Harry.

Nie najlepszy wybór kariery z jej strony – stwierdził Voldemort. – Byłaby nadzwyczajnym prawnikiem.

Po prostu się pokaż.

Harry usłyszał, jak Voldemort chichoce.

Nie wierzy ci, prawda?

Harry, dobrze się czujesz? – spytała Hermiona.

Voldemort roześmiał się.

Och, to jest bezcenne, mój pupilku.

Nie nazywaj mnie tak – warknął Harry.

Harry, zaczynam się martwić – rzekła Hermiona.

Och, to cudowne. Harry Potter doprowadzony do szaleństwa przez swoje koszmarne wspomnienia. – Czarnoksiężnik wybuchnął kolejną salwą śmiechu.

Przestań się śmiać, Voldemort – żachnął się Harry. Obrócił się do Hermiony. – Nie słyszysz go?

Nic nie słyszę – odparła Hermiona. – Harry, czy aby na pewno dobrze się czujesz?

Wierzyłaś mi podczas Turnieju Trójmagicznego – przypomniał jej Harry.

Widziałam twoją twarz – stwierdziła Hermiona. – Teraz to wygląda na… cóż…

Co? Szaleństwo?

Chciałam powiedzieć, że na desperację.

Świetnie – warknął Harry i odszedł. Voldemort szybował tuż za nim.

Nie przejmuj się tym tak bardzo, Harry.

Zamknij się, Voldemort.

Nie próbuj mnie zdenerwować, Harry. Zbyt wielką sprawia mi to radość.

Harry starał się ignorować Voldemorta w drodze powrotnej, żeby nikt nie zobaczył go gadającego do siebie i kiedy Harry wszedł do swojego pokoju, Voldemort nie podążył za nim. To go zaskoczyło.


Harry przebiegł wzrokiem półki z książkami, zdeterminowany znaleźć wszystko co możliwe na temat nawiedzeń. Miał nadzieję, że uda mu się uzyskać pomoc Hermiony.

Następnego dnia przyniósł ze sobą na śniadanie książkę i jadł z oczami wbitymi w strony, ignorując Hermionę, która rzucała mu zaniepokojone spojrzenia. Dumbledore i McGonagall również patrzyli na niego dziwnie. Hermiona im powiedziała? Znakomicie.

Harry wiedział, że Voldemort znów się pojawi. Nie przepuściłby szansy zrobienia z Harry’ego szaleńca na oczach całej szkoły. Harry wytrzymał ból i starał powstrzymać się przed wzdrygnięciem.

Chyba będę musiał spróbować się do ciebie zakraść, Harry – rzekł Voldemort. – Twoje reakcje są zwykle lepsze.

Harry zlekceważył go. Miał wrażenie, że Voldemort wisi tuż przed nim.

W końcu trafię w jakiś twój czuły punkt i pękniesz, mój pupilku – rzekł Voldemort, chichocąc co chwilę. – Wiem, jak bardzo tego nienawidzisz, Harry. Wyglądasz na dosyć wściekłego.

Słowa, które miał przed oczami Harry, zaczęły się rozmazywać, a ból wzrósł, jakby Voldemort wyciągał rękę przez stół w kierunku jego twarzy. Harry wziął książkę i wstał. Kiedy opuszczał stół, słyszał jeszcze nawoływanie Hermiony.

Ją też zlekceważył. Skierował się prosto do klasy, starając się wymyślić sposób na nakłonienie Voldemorta do ujawnienia się. Zastanowił się, czy inne duchy mogły go też dojrzeć.

Voldemort nie odzywał się, ale Harry wiedział, że wciąż za nim podąża.

Irytek śmignął obok niego, krzycząc: „Pomylony Harry Potter”. Harry spojrzał na niego.

Voldemort zachichotał.

Nie, Harry, one też mnie nie dostrzegają. Jestem twoim osobistym poltergeistem i tak długo jak nie będę chciał być widziany, ani słyszany, nikt poza tobą mnie nie zobaczy, ani nie usłyszy.

Świetnie, pomyślał Harry.

Och, porozmawiaj ze mną, Harry. Psujesz moją zabawę.

Harry zwalczył ochotę, by odpowiedzieć: „co za pech”.

Harry, mój synu.

Harry zatrzymał się raptownie i ból, który go ogarnął był prawie tak silny, jak kiedy Voldemort dotykał jego blizny. Wrzasnął i upadł na ziemię, ściskając głowę rękoma.

Voldemort nie roześmiał się.

Widzę, że trafiłem, gdzie trzeba – rzekł. – Sugeruję również, żebyś przeze mnie nie przechodził.

Najwyraźniej, kiedy Harry się zatrzymał, Voldemort podążył dalej i przepłynął prosto przez Harry’ego.

Wszystko w porządku, profesorze Potter?

Dwójka uczniów podeszła do niego i pomogła mu wstać. Usiłując odzyskać spokój i walcząc z bólem, który potęgował jego rozdrażnienie, podziękował im i ruszył dalej.

Żadnego komentarza, Harry?

Komentarz?

Ha! – mruknął Harry. Właśnie udało mu się wymyślić sposób na zmuszenie Voldemorta do pokazania się. Jego szósty rok odwali za niego całą robotę. Voldemort ich fascynował, a ten będzie z tego tak zadowolony, że nie oprze się okazji, by z nimi porozmawiać.

Nie miał z nimi lekcji aż do jutra, więc musiał przetrwać przez pozostałe zajęcia, wytrzymując sporadyczny ból, kiedy Voldemort zbytnio się zbliżył i starając się nie odpowiadać na jego zaczepki i komentarze.

To ostatnie nie było proste, gdyż Voldemort zaczął robić osobiste aluzje odnoszące się do ich burzliwej przeszłości.

W pewnym momencie, gdy Harry opisywał Azkaban i dementorów, Voldemort przywołał wspomnienie Syriusza, kiedy ten znajdował się w więzieniu, a później w magicznej klatce.

Zamkniesz się wreszcie?! – krzyknął Harry.

Ee… my nic nie mówiliśmy, profesorze – powiedział jakiś uczeń. Harry był niemal pewny, że był to Dave McIves, młodszy brat Seana.

To nic, nie mówiłem do klasy – odparł Harry.

Poślizgnąłeś się, Harry – rzekł Voldemort, brzmiąc na zadowolonego.

Do kogo pan mówił? – spytał inny uczeń.

Do nikogo. Zapomnijcie o tym.

Och, oni nie zapomną, Harry. Do jutra wszyscy w szkole będą o tym wiedzieć.

Lecz plan Harry’ego do tego czasu zdąży już wejść w życie.

Harry spojrzał w kierunku, z którego dobiegał głos Voldemorta.

Och, tak myślisz?

Tak, Harry. Ty też o tym wiesz. – Voldemort roześmiał się.

Śmiej się tak dalej, Voldemort – powiedział Harry. – Zbyt dobrze mnie nauczyłeś.

Masz już jakiś plan, prawda, Harry?

Tak, a teraz bądź już cicho, bo chcę skończyć lekcję.

Och, ależ oczywiście – rzekł Voldemort rozbawionym tonem.

Po obiedzie, każda klasa po tej zaczęła patrzeć na niego dziwnie. Nie poszedł na kolację do Wielkiej Sali (nie chciał widzieć, jak Dumbledore i reszta nauczycieli rzucają mu osobliwe spojrzenia).

Następnego ranka Harry był już gotów. Szósty rok wszedł do sali i tu przynajmniej nikt nie patrzył na niego, jakby był niespełna rozumu.

Czy wszyscy już są? – spytał Harry, by zaprowadzić w klasie spokój.

Missy musiała iść do Madam Pomfrey – oznajmił Sean.

Coś się jej stało? – zaniepokoił się Harry.

Nic jej nie jest. Spadła z ruchomych schodów.

Bywają naprawdę złośliwe – skomentował Harry. – Sam z nich spadłem na moim piątym roku. Złamałem wtedy żebro i kolano.

Harry, czemu okłamujesz uczniów? – odezwał się Voldemort. – Lucjusz i Goyle ci to zrobili.

Masz rację – odparł Harry.

Ee, ale kto, profesorze? – spytał z ciekawością Sean.

Jak wielu z was mogło słyszeć, doczekałem się swojego prywatnego ducha.

W takim razie to prawda, że słyszy pan Voldemorta? – zainteresował się Sean.

Powiedział moje imię – stwierdził Voldemort ze zdziwieniem.

Oczywiście, w końcu czyja to klasa? – Harry obrócił się z powrotem do uczniów. – Wygląda na to, że Voldemort obrał jako swoją pośmiertelną misję doprowadzenie mnie do szału.

Voldemort zachichotał.

A więc on tu jest? – zapytała Cindy.

Tak – odrzekł Harry. – I aby uczcić ten fakt, zdecydowałem się poświęcić całą lekcję wyłącznie jego osobie.

Voldemort zaśmiał się.

Harry, jestem wzruszony.

Jest zaszczycony – przekazał Harry klasie.

Powiedziałem wzruszony, Harry, nie zaszczycony.

Masz rację – powtórzył Harry. Wyczarował wygodne krzesło w rogu, na tyłach klasy. – Zajmij miejsce, Voldemort. Spodoba ci się ta lekcja.

Dlaczego z tyłu, Harry?

Bo już boli mnie przez ciebie głowa.

Voldemort zachichotał i Harry poczuł, jak ból maleje.

Tak jak już ostatnio wspominałem, Voldemort używał wielu metod, mających nakłonić ludzi do współpracy. Jego ulubioną była tortura.

Raczej groźba torturą – poprawił Voldemort.

Ponownie przyznaję ci rację – rzekł Harry. – Ta metoda nie działał jednak na mnie, więc musiał obmyślić inny sposób, by zmusić mnie do tego, czego ode mnie chciał.

Odnośnie czego miał rację? – spytał któryś uczeń.

Harry mówił dalej:

Jego kolejne próby, choć niekonwencjonalne, też okazały się dość kiepskie.

Harry – oznajmił Voldemort, brzmiąc na obrażonego.

Profesor Weasley potrafiła znaleźć dziurę w każdym zaproponowanym przez niego kontrakcie, nawet mimo jego zamiłowania do semantyki.

Voldemort roześmiał się.

Wiem, co robisz, Harry. Próbujesz mnie wmanipulować w dołączenie do tej dyskusji.

Hm… – mruknął Harry. Nie spojrzał w stronę krzesła, lecz obrócił się do klasy: – Myślałem, że uczyłem się manipulacji od mistrza. Widocznie myliłem się także co do tego. Szkoda.

Harry poczuł, że Voldemort porusza się w jego kierunku.

W porządku, Harry – rzekł Voldemort. Klasa wydała okrzyk zdziwienia, kiedy się zmaterializował. – Dołączę do tej małej dyskusji. – Voldemort nadal przesuwał się w jego stronę, dopóki nie zawisł przed Harrym. – Ale dostanę coś w zamian.

Jednak Harry uśmiechał się.

Dalej, Voldemort. Pokaż im. Jakoś to zniosą.

Ale czy ty to zniesiesz, Harry? – spytał Voldemort, chwytając Harry’ego za podbródek. W klasie znów zawrzało, kiedy Harry upadł na kolana. Voldemort odwrócił się do uczniów. – Jak widzicie, Lord Voldemort wciąż może doprowadzać Harry’ego Pottera do agonii tak wielkiej, że nawet Klątwa Cruciatusa, którą Harry potrafi przezwyciężyć, blednie przy niej.

Jak to możliwe, że możesz go dotykać? – zdziwiła się Cindy.

Ach. – Zerknął na Harry’ego. – Ciekawska klasa. To dlatego ją wybrałeś?

Harry kiwnął głową.

Voldemort puścił go i Harry wziął kilka głębszych oddechów, podczas gdy Voldemort oddalił się, by przyjrzeć się klasie.

Harry podźwignął się na nogi i oparł o biurko, przyciskając dłoń do blizny.

Powiesz im, Harry? – odezwał się Voldemort. – Czy może ja powinienem?

Harry nie chciał raczej upubliczniać tej wiadomości, więc miał ochotę uścisnąć Hermionę, kiedy ta wpadła do klasy.

Profesor… – Zamarła, gdy zobaczyła, że Harry przyciska rękę do czoła. Wtedy dostrzegła Voldemorta.

Ach, panna Granger – powiedział Voldemort. – Bardzo miło znów cię widzieć.

Mówiłem ci, Voldemort, teraz to profesor Weasley.

Jakże to zaskakujące – odrzekł Voldemort. – Wciąż jednak myślę, że minęłaś się ze swoim powołaniem, Hermiono. Byłby z ciebie znakomity prawnik.

Och, Harry – jęknęła Hermiona. – Tak mi przykro.

Hermiono, zaczekaj! – zawołał Harry, ale ta już wybiegła z sali.

Och, no i patrz, zdenerwowałeś ją.

Harry odwrócił się do Voldemorta.

Ja? – powiedział ze zdziwieniem. – Wiesz cholernie dobrze, czemu jest zdenerwowana.

To z pewnością nie moja wina – odparł Voldemort, udając struchlałego.

Kilku uczniów roześmiało się i Harry spojrzał w ich stronę.

Czy wspominałem już, jakie ma pokręcone poczucie humoru?

Chyba powinieneś za nią iść, Harry – rzekł Voldemort.

Miałbym zostawić cię tutaj? Raczej nie.

Harry, nie ufasz mi?

Nie – odpowiedział bez namysłu Harry.

Nie mogę nikogo skrzywdzić.

Oprócz mnie – stwierdził Harry.

Voldemort zachichotał, wracając z powrotem na swoje krzesło.

Więc co u Rona?

Czarodziej, o którym była mowa, wbiegł do środka. Harry wyprostował się.

Ron! – wykrzyknął Harry, zdumiony.

Harry, coś ty naopowiadał Hermionie? – zapytał Ron, idąc prosto na Harry’ego i nie rozglądając się wokół.

Ach, witaj, Ron.

Ron odwrócił się i machnął z irytacją ręką. Do Harry’ego rzekł:

Nie było pytania.

Ron, co ty tu robisz? – chciał wiedzieć Harry.

Hermiona martwiła się o ciebie. Wysłała mi sowę parę dni temu.

Więc ministerstwo przysłało tu ciebie, żeby upewnić się, że nie jestem stuknięty – powiedział Harry.

Ron sprawiał wrażenie dotkniętego.

Przyszedłem tu dla ciebie, do licha – odparł Ron.

Przepraszam – mruknął Harry.

Ron wyszczerzył zęby.

Ale i tak muszę wysłać sowę do ministra, kiedy tu skończę.

Sami idioci w tym ministerstwie – skomentował Voldemort.

Harry posłał mu krzywe spojrzenie.

Ron jest w ministerstwie – oświadczył Harry. – Naprawiliśmy je, pamiętaj.

Masz rację – zacytował drwiąco Voldemort. – A czy przerabiałeś już to, jak je odbudowaliśmy?

Harry nachmurzył się.

Jeszcze nie.

Dlaczego nie? Boisz się, że nie są jeszcze gotowi, czy może ty nie jesteś gotów?

Harry zignorował pytanie Voldemorta i zwrócił się do Rona:

Wszystko jest w porządku, Ron. Po tym wszystkim, co mi się przytrafiło, nawet ja się dziwię, że jeszcze nie zwariowałem.

Nie, wcale nie jest w porządku – sprzeciwił się Ron. – Po wszystkim, co ci się przytrafiło, miałem nadzieję, że zwariowałeś. – Ron rzucił okiem na Voldemorta. – Wydaje to się lepsze niż alternatywa.

Ron, jestem zraniony – powiedział Voldemort.

Jesteś martwy – odgryzł się Ron. – Więc czemu się nie odwalisz?

Harry roześmiał się, podobnie jak większość klasy. Voldemort zachichotał.

Tak jak mówiłem, Harry, twoi przyjaciele są bardzo odważni i lojalni do samego końca.

Taak, a myślałem, że już widziałem ten koniec – odparł Ron. – Co do…

Ron – przerwał mu głośno Harry. Ostatniej rzeczy jaką potrzebował, to Ron wkurzający Voldemorta. Ron nie wiedział, że czarnoksiężnik wciąż może ranić Harry’ego. Odwrócił się do klasy: – Oto pan Ronald Weasley, mąż profesor Weasley, mój najlepszy przyjaciel oraz szef Departamentu Obrony przed Czarną Magią w Ministerstwie Magii.

Klasa wymruczała pełne szacunku powitania.

Harry, dlaczego nie podjąłeś pracy w ministerstwie? – spytał Voldemort.

Harry wzruszył ramionami.

Bałem się, że przyprawi mnie to o ból głowy.

Chyba nie zwalisz na mnie winy za wszystkie twoje drobne bóle głowy?

Wszystko, przez co przeszedł Harry, jest twoją winą – powiedział Ron.

Voldemort obrócił się do Harry’ego.

Czy to prawda, Harry?

Nie.

Dlaczego?

Wybory – stwierdził Harry.

Voldemort uśmiechnął się.

Ach, Harry, dobrze cię nauczyłem. – Voldemort podniósł się i zbliżył się do przodu sali. – Ale dziwię się, że jako najpotężniejszy czarodziej na świecie, nie chciałeś znaleźć się w ministerstwie.

Profesor Potter jest najpotężniejszym czarodziejem na świecie? – spytała Cindy.

A wątpisz w to? – odparł Voldemort. – Moja droga, kiedy ja i Harry byliśmy razem, każdy czarodziej wokół nas czuł moc, którą dzieliliśmy. Zgodzisz się z tym, Ron?

Voldemort – wtrącił się Harry. – Gdybym był tak potężny, jak próbujesz to wszystkim wmówić…

Nie bądź taki skromny, Harry – przerwał mu Ron. – Wiesz, że to prawda.

Harry kontynuował:

To nie miałbym problemów z pozbyciem się pewnego nieznośnego poltergeista, który nie wie, kiedy ma siedzieć cicho.

Zauważ jednak, jak cenną zyskałeś pomoc w nauczaniu – stwierdził Voldemort. – Nie pozwolę ci pomijać niewygodnych faktów tylko dlatego, że cię zawstydzają i sam wiesz, jak rzadko kłamię – nie, kiedy prawda jest bardziej satysfakcjonująca.

Harry już otwierał usta, żeby odpowiedzieć coś, za co w dawnych czasach zostałby ukarany, ale mu przerwano.

Profesorze Potter – rzekła Minerwa McGonagall, wchodząc do klasy. – Słyszałam pewne niepokojące… och, Merlinie. – Zatrzymała się, zobaczywszy Rona. – Więc ministerstwo też już słyszało?

Witaj, Minerwo – powiedział Voldemort.

Profesor McGonagall obróciła się w miejscu.

Och, nie – jęknęła, gdy go dostrzegła. Zwróciła się do Harry’ego: – Więc to prawda. Wrócił, żeby nawiedzać szkołę?

Skąd, Minerwo. Wróciłem, żeby nawiedzać Harry’ego – poprawił Voldemort.

W porządku, pani profesor – uspokoił ją Harry. – Nie może nikogo zranić.

Poza tobą – dodał Voldemort.

Harry spojrzał na niego ze złością.

Ale uczniowie nie powinni być narażeni…

Nic się nie stało, profesor McGonagall – rzekła Cindy. – To trochę dziwne, ale nawet zabawne.

Voldemort zachichotał.

Widzisz, Minerwo? Klasa uważa sytuację Harry’ego za zabawną.

Myślę, że Cindy miała na myśli naszą dyskusję – sprostował Harry.

Naprawdę? – Voldemort odwrócił się do dziewczyny. – O tym mówiłaś?

Biorąc pod uwagę, że mam zamiar wstawić klasie najwyższe oceny za pomoc w dowiedzeniu, że nie jestem szalony, lepiej, żeby odpowiedziała twierdząco.


Hermiono, błagam – prosił Harry. – Wszystko jest w porządku.

Nie, Harry. Powinnam była ci uwierzyć.

Zapomnij o tym. Nawet Ron miał nadzieję, że mi odbiło.

Hermiona rzuciła Ronowi krzywe spojrzenie. Siedzieli we trójkę w klasie Hermiony, która siedziała za biurkiem, zostawiając im miejsca na najbliższych ławkach.

Więc mogę na ciebie liczyć? – spytał Harry.

Oczywiście – odparła Hermiona. – Byłam już w bibliotece i zabrałam ze sobą parę książek. Jeszcze nie wiem, dlaczego może cię dotykać, ale…

Co?! – wykrzyknął Ron. – Co to znaczy, że może cię dotykać?

Teraz, gdy Harry znał na to odpowiedź, czuł się źle. Nigdy nie miał okazji powiedzieć im całej prawdy o tym, co wydarzyło się w Komnacie Tajemnic.

Voldemort może wciąż dotykać Harry’ego – wyjaśniła Ronowi Hermiona. – I to wciąż sprawia Harry’emu ból.

Ron spojrzał na Harry’ego, jakby nagle domyślił się, że ten coś ukrywa.

W każdym razie – ciągnęła Hermiona. – Wiem, dlaczego zaczął nawiedzać cię teraz.

Dlaczego? – spytał Harry, chętny do zmiany tematu. Ron w dalszym ciągu zerkał na niego podejrzliwie.

Nie wiem, czy ci się to spodoba.

Świetnie, pomyślał Harry.

Po prostu mi powiedz, Hermiono.

Cóż, na początek, nigdy nie zmienił swojej ostatniej woli – oznajmiła Hermiona.

O czym ty mówisz? – zdziwił się Harry.

Pamiętasz, jak na szóstym roku Tom Riddle pozostawił ci w spadku cały majątek Slytherina?

Tak.

No więc wciąż jest twój – rzekła Hermiona. – Jego testament wszedł w życie w dniu twoich dwudziestych piątych urodzin, czyli dokładnie pod koniec lipca tego roku.

Zatem dlatego nawiedza cię dopiero teraz – powiedział Ron. Zwrócił się do Hermiony. – Może też dlatego może go dotykać.

Nie, to niemożliwe – odparła. – Z tego co przeczytałam wynika, że to musi być coś magicznego. Jakieś bardzo silne połączenie.

Harry usłyszał śmiech Voldemorta, a w chwilę potem poczuł pieczenie na czole. Klasa Hermiony była dość spora. Jak długo Voldemort ich podsłuchiwał?

Ale połączenie między Harrym a Voldemortem zawsze było silne – stwierdził Ron.

Nie… – Hermiona obróciła się, by spojrzeć na Harry’ego. – Czy zdarzyło się coś, o czym nam nie wspomniałeś, Harry?

Voldemort zaczął śmiać się jeszcze głośniej, a ból wzrósł.

Więc nie powiedziałeś im, Harry – rzekł.

Harry gapił się na swoje dłonie.

Czego nam nie powiedziałeś? – spytał Ron.

Harry prawie że jęknął. Słyszeli go.

Wybory, Voldemort – odrzekł Harry cicho. – Skąd mogłem wiedzieć?

Voldemort chwycił Harry’ego za podbródek i młody mężczyzna upadł na kolana, wpatrując się w czerwone oczy. Voldemort odwzajemniał jego spojrzenie.

Po tym jak Harry przebił mieczem moje serce, oddałem za niego swoje życie. Zrzekłem się mojego prawa do jego śmierci, bo chciałem, żeby żył. Harry nie zrozumiał, że mogę to zrobić. Upierał się, że musi umrzeć, by zapewnić moją śmierć, więc podniósł moją rękę i przycisnął ją do blizny. Trzymał ją tam tak długo, dopóki nie zemdlał z bólu. Gdyby nie bohaterska ofiara Harry’ego i mój szlachetny gest, obaj byśmy umarli. Ale że tak się stało, Harry przeżył, ja jestem nieśmiertelny, a my wciąż jesteśmy połączeni – zakończył Voldemort. – Prawda, Harry?

Voldemort puścił go i Harry upadł na ziemię.

Hermiona schyliła się nad nim, otaczając ramionami jego pierś.

Och, Harry… Powinieneś nam powiedzieć.

Nie wiedziałem – wychrypiał Harry, wciąż ciężko dysząc.

Czemu, do diabła, nie posłuchałeś Voldemorta? – spytał gniewnie Ron.

Harry obrócił się, by na niego spojrzeć.

To on zawsze wszystko ci mówił. Jak często cię okłamywał?

Voldemort popatrzył na Rona, po czym przeniósł wzrok na Harry’ego.

Harry zauważył jego uśmieszek, ale nie dosięgnął on oczu, które patrzyły na niego z pełną powagi intensywnością.

Harry, sam wiesz, że nie warto się ze mną sprzeczać.

Harry opuścił wzrok, pozwalając Hermionie postawić się na nogi.

Coś ściskało go w piersi. To była jego wina. Bez słowa wyszedł z sali.

Harry! – zawołał za nim Ron.

Harry szedł dalej, spodziewając się usłyszeć za sobą cięte komentarze Voldemorta. Jednak korytarze pogrążone były w ciszy, kiedy Harry zmierzał do swojego pokoju. Rowan wystarczyło jedno spojrzenie, by natychmiast przyfrunęła do niego. Potrafiła dostrzec jego ból.

Popatrzyła na niego i zaczęła płakać.

Harry położył się na łóżku. Rowan nadal płakała, siedząc na jego piersi i Harry pozwolił jej łzom zmyć ból i poczucie winy. W końcu Voldemort nie mógł już, prócz niego, nikogo fizycznie zranić, przypomniał sobie Harry. Może okazać się prawdziwym utrapieniem, ale przynajmniej nikt przy tym nie ucierpi.

Świetnie, więcej winy. Wyglądało na to, że nie potrafił zerwać ze swoim życiowym nawykiem.


Rozdział 3

Nowy kontrakt


Tydzień później Harry nie mógł już dłużej odkładać prawych formalności na później. Spojrzał na leżący przed nim stos pergaminów. Do jego majątku odziedziczonym po Gryffindorze został dodany spadek po Slytherinie, który w rezultacie praktycznie podwoił jego fortunę.

Po prostu je podpisz, Harry – powiedział Voldemort ze swojego krzesła na tyle klasy. – I tak już możesz szczycić się sławą i chwałą czarodzieja, który mnie pokonał, dlaczego więc nie sięgnąć po błyszczące nagrody?

Muszę się nad tym zastanowić – odparł Harry.

Tak, pomyśl tylko, ile dobrego będziesz mógł zdziałać z tymi pieniędzmi.

Harry westchnął.

Czemu nie zmieniłeś swojej woli?

Wiesz, czemu nie, Harry – rzekł Voldemort.

Jasne, żeby czarodziejski świat myślał, że mnie kupiłeś.

Cóż, koniec końców, tak jak ci mówiłem, stałem się do ciebie bardzo przywiązany.

Pamiętam jak bolesne było to twoje przywiązanie – powiedział Harry.

Zawsze cyniczny, mój Harry – rzekł Voldemort.

Zignoruję to.

Voldemort zachichotał.

Fakt, że odziedziczysz moją fortunę, stał się raczej dość osobisty.

Dlaczego?

A jak myślisz, Harry? – spytał Voldemort. – Jeśli obaj zginiemy…

Zginą oba domy.

Tak, i nikt już nigdy nie stanie się tak potężny jak my. A jeśli ty przeżyjesz…

Oba domy przetrwają.

Tak. I przepowiednia znów będzie mogła się spełnić.

Przepowiednia. Harry miał śmiertelnie dosyć wszystkiego związanego z losem czy przeznaczeniem. Dzięki Bogu, że Sybila Trelawney rzadko opuszczała swoją wieżę.

Nie masz niczego lepszego do roboty, Voldemort? – odezwał się Harry z rozdrażnieniem.

Ależ Harry, zaraz pojawi się nasza ulubiona klasa.

Kiedy do środka weszli uczniowie szóstego roku, Harry schował pergaminy do szuflady i wyciągnął swoje notatki. Rozejrzał się po klasie.

Gdzie jest Sean? – zapytał.

Moment później wspomniany chłopak wpadł do sali, oddychając ciężko.

Przepraszam, profesorze – powiedział Sean. – Stan Grable mnie zatrzymał.

Stan był kapitanem Gryfońskiej Drużyny Quidditcha. Harry wstał i, okrążywszy biurko, oparł się o blat.

O co mu chodziło?

Sean zajął miejsce, wyglądając na nieco zawstydzonego.

Ee…

Nieważne, nie musisz mi mówić – odparł szybko Harry.

Byłeś tylko ciekawy, prawda, Harry? – rzekł Voldemort.

Harry posłał mu krzywe spojrzenie.

Większość ludzi wie, że interesuję się tą grą – stwierdził Harry. – Poza tym wiem, że grają w sobotę przeciwko Ślizgonom.

Ach, tak – powiedział Voldemort. – Najmłodszy szukający w stuleciu. Jesteś w stanie nadal wykonać to swoje wymyślne pikowanie?

Voldemort, ta lekcja nie dotyczy quidditcha.

A potrafi pan to? – podchwycił Sean gorliwie.

Widzisz, Harry? – oznajmił Voldemort. – Klasa też chce to wiedzieć.

Zobacz co narobiłeś, Voldemort – odparł Harry gniewnie.

Przestań być taki skromny i odpowiedz na pytanie – powiedział Voldemort.

Wciąż zły na Voldemorta, Harry odrzekł:

Tak, wciąż potrafię to zrobić, a teraz bądźcie cicho i dajcie mi prowadzić lekcję.

Jednak klasa zaczęła mruczeć żywo między sobą.

Profesorze. – Harry odwrócił się do Seana. – O to właśnie chodziło Stanowi. Niemal zabiłem się w zeszłym tygodniu, próbując wykonać Zlot Pottera.

Harry otworzył usta ze zdziwienia, a Voldemort wybuchnął śmiechem.

Ach, Harry, teraz jesteś sławny nie tylko dlatego, że pozostałeś przy życiu.

Młody nauczyciel usiadł na biurku, przebiegając ręką przez włosy i mając nadzieję, że właśnie się nie zarumienił.

W takim razie… Zaklęcia Niewybaczalne. Kto potrafi je wymienić?

Sprytna zmiana tematu – rzekł Voldemort. – Czemu nie zostałeś profesjonalnym graczem quidditcha, Harry? Nie zaproponowali ci tego?

Harry zignorował go, a kilkoro uczniów podniosło ręce.

Dawn – Harry wybrał chłopaka z tylnych rzędów.

Klątwy Imperius, Cruciatus i Avada Kedavra – odpowiedział Dawn Miller.

I kolejna kwestia, która uczyniła Harry’ego Pottera sławnym – wtrącił się Voldemort. – Jest jedynym czarodziejem na świecie, który potrafi obronić się przed nimi trzema.

Voldemort, będziesz w końcu cicho? – spytał Harry sfrustrowanym tonem.

Będziesz mnie błagał?

Harry rzucił mu wściekłe spojrzenie i zeskoczył z biurka.

Odpowiedz na moje pytanie, a ja przestanę ci przeszkadzać – zaproponował Voldemort.

I mam dać ci triumfować?

Jeśli chcesz – odparł Voldemort.

Harry zobaczył, że Voldemort podnosi lekko brwi. O tak, z chęcią by pociągnął to dalej. Harry nie miał ochoty otwierać tej puszki Pandory.

Które pytanie? – spytał.

Voldemort uśmiechnął się znacząco.

Wciąż wszystkowiedzący.

Dlaczego nie zostałeś graczem quidditcha? Nie zaproponowali ci miejsca?

Musieliby być głupi, żeby tego nie zrobić – odezwał się Sean, sprawiając wrażenie zaciekawionego.

Reszta klasy również była zainteresowana. Harry westchnął.

Zaproponowali mi to, ale odmówiłem.

Dlaczego? – zdziwił się Voldemort.

To moja sprawa.

Daj spokój, Harry – odparł Voldemort. – Zaspokoiłem twoją ciekawość, więc zaspokój moją.

Chyba odpowiedź jest oczywista – stwierdziła Cindy.

Cała klasa wlepiła w nią wzrok. Naprawdę przypominała Hermionę, która zawsze uważała wszystko za oczywiste, choć najczęściej było to jasne jedynie dla niej.

Tak sądzisz? Powiedz nam, moja droga – zachęcił ją Voldemort.

Ee… – Cindy rzuciła niepewne spojrzenie Harry’emu. – Cóż, biorąc pod uwagę skromność profesora, powiedziałabym, że był po prostu zmęczony stałym byciem w centrum uwagi.

Harry odwrócił się, wyjął z szuflady słoik z pająkami i położył go na biurku.

Czy to był twój powód? – zapytał Voldemort.

Klątwie Imperius potrafi przeciwstawić się sporo czarodziejów – zaczął Harry.

Voldemort zachichotał.

Wezmę to za odpowiedź twierdzącą – rzekł.

Harry kontynuował, puszczając mimo uszu słowa Voldemorta.

Wymaga to pewnego charakteru…

I dlatego Harry już w wieku czternastu lat był w stanie zwalczyć tę klątwę – oznajmił Voldemort. – Rzuconą przeze mnie.

Voldemort – warknął Harry. – Powiedziałeś, że nie będziesz przerywać.

Voldemort zaśmiał się cicho.

Harry zaznajomił ich z działaniem Klątwy Imperius. Kilkoro uczniów całkiem nieźle z nią walczyło, lecz tylko jedna osoba była w stanie zupełnie się jej przeciwstawić.

Bardzo dobrze, Missy – pochwalił ją Harry.

Missy uśmiechnęła się promiennie na to wyróżnienie i wróciła na swoje miejsce.

Nie używałeś swojej różdżki, Harry – zauważył Voldemort.

Voldemort, to uczniowie. – Odwrócił się z powrotem do klasy. – Teraz Klątwa Cruciatus. Jest nieco trudniejsza do zwalczenia.

Powiesz im, dlaczego potrafisz ją zwalczyć, Harry?

Harry znów zlekceważył Voldemorta, sięgając do słoika i wyciągając ze środka pająka.

Pająki, Harry? – spytał Voldemort.

Nie zamierzam demonstrować Cruciatusa na uczniach.

Ach, i gdzie ten Lucjusz, kiedy jest potrzebny – rzekł Voldemort.

Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

Wybacz, Voldemort. Chyba jeszcze nie słyszałeś, że Lucjusz uciekł.

Naprawdę? Zawsze sądziłem, że był raczej śliski.

To prawda, choć nie był dość sprytny, by wyślizgnąć się Harry’emu. A on już dobrze wiedział, gdzie był Lucjusz. Nie zamierzał oczywiście tego nikomu mówić. Nawet Malfoyowie nie wiedzieli, gdzie przebywał mężczyzna. Narcyza nigdy nie spytała o to Harry’ego, podobnie jak Draco, który opuścił kraj zaraz po tym, jak został oczyszczony z zarzutów i od tamtego czasu słuch o nim zaginął.

Mam dla ciebie zadanie – rzekł Harry. – Idź postraszyć Lucjusza Malfoya i pobaw się z nim trochę.

Niezła próba, Harry – odrzekł Voldemort. Zwrócił się do klasy: – Harry potrafi przeciwstawić się Klątwie Cruciatus, ponieważ…

Voldemort… – przerwał mu Harry.

Wejście Hermiony powstrzymało Harry’ego przed powiedzeniem czegoś, co prawdopodobnie zezłościłoby Voldemorta na tyle, by go dotknął i tym samym pokazał klasie, dlaczego dokładnie Harry potrafi zwalczyć tę klątwę.

Podeszła prosto do niego i nachyliła się nad Harrym, szepcąc mu do ucha:

Jeśli chcesz się go pozbyć, wezwij Rowan.

Co mu mówisz, Hermiono?

Dlaczego? – spytał Harry.

Żaden duch nie może znajdować się w jednym pomieszczeniu z feniksem – wyjaśniła cicho. – To dlatego nigdy nie zapuszcza się do twoich prywatnych kwater.

Harry spojrzał triumfalnie na Voldemorta.

Naprawdę?

Tak – potwierdziła Hermiona.

Co ci powiedziała? – spytał Voldemort.

Harry zerknął w stronę drzwi.

Rowan – zawołał.

Bardzo sprytne, Hermiono – rzekł Voldemort i zniknął, kiedy feniks wleciał do sali i wylądował na ramieniu Harry’ego.

Ptak wyglądał rzeczywiście olśniewająco, ze wspaniałym, szafirowym upierzeniem i srebrzystymi refleksami. Cała klasa wyrażała nad nim swoje zachwyty, a Rowan pyszniła się przed nimi, strosząc dumnie pióra.

Oto Rowan – przedstawił ją Harry, wyciągając ramię, by wszyscy mogli ją zobaczyć. – Jest moim… – Rowan uszczypnęła go w ucho. – Przepraszam, dziewczynko. To ja jestem jej czarodziejem.

Parę dziewczyn zachichotało.

Jako że profesor Weasley poinformowała mnie, że żaden duch nie może przebywać w tym samym pokoju z feniksem, będziecie widywać ją odtąd dość często.

Klasa roześmiała się i Harry wyczarował feniksowi wielką żerdź blisko okna. Rowan otarła się główką o jego policzek i zahaczając dziobem o łańcuszek, który miał na szyi. Harry roześmiał się i uwolnił ją z niego, chowając medalion z powrotem pod koszulę. Wyciągnął ramię i Rowan poleciała w kierunku żerdzi. Harry podniósł rękę Hermiony i pocałował ją.

Dzięki – powiedział. – Zawsze mogę na ciebie liczyć.

Hermiona uśmiechnęła się tylko i wyszła z sali.


Harry cieszył się wspaniałym, wolnym od Voldemorta tygodniem. Według Hermiony, Voldemort przez pierwsze dni się dąsał, lecz teraz był już zły na Harry’ego, bo ten nie chciał się z nim bawić.

Właśnie zaczynał lekcję z szóstą klasą, kiedy wielki wąż wślizgnął się do środka i owinął wokół niego.

Spokojnie – powiedział Harry. – To Nagini, wąż Voldemorta. Musiał być naprawdę zdesperowany.

Bardzo rozzłościłeś mistrza, Harry Potterze” – zasyczała Nagini.

Jakby mnie to obchodziło” – odparł jej Harry.

Profesorze, może pan rozmawiać z wężami?

Tak – rzekł Harry i odwrócił się do Nagini. – ”Czego chce?”

Kontraktu.”

Nie ma nic, czym mógłby się targować” – oznajmił Harry.

Hermiona wbiegła do środka i zatrzymała się w pół kroku, kiedy zauważyła węża.

On ją wysłał? – spytała.

Tak – potwierdził Harry. – O co chodzi?

Och, Harry… Powiedział, że pójdzie do twojego domu.

CO?! – wykrzyknął Harry, zrywając się na nogi. – Może to zrobić?

Tak.

A niech go – mruknął Harry. – Czy będzie musiał stosować się do kontraktu?

O tak – odparła Hermiona. – Nawet jako duch jest związany czarodziejskim honorem. A ponieważ ty i on wciąż możecie podać sobie dłonie, nie widzę problemu w zawarciu legalnego kontraktu.

Harry skinął i zwrócił się do Nagini:

Powiedz mu, że się z nim zobaczę.” – Do klasy rzekł: – Ciekawy obrót wydarzeń, lecz również dobry przykład przestrzegania czarodziejskiego honoru oraz lekcja obrony przed Voldemortem. Chcielibyście zobaczyć, jak negocjujemy?

Och, Harry, myślisz że to mądry pomysł? – spytała Hermiona.

Jednak klasa była zafascynowana. Harry wyciągnął ramię i Rowan podleciała do niego.

Leć, dziewczynko – powiedział jej Harry. – Muszę to zrobić.

Rowan zaoponowała z mocą.

Nic mi nie będzie. Leć już.

Wciąż protestując, Rowan wyleciała z sali. Nagini okrążyła biurko Harry’ego.

Wezwij go, mistrzu Harry” – rzekła Nagini.

Harry przyłożył rękę do blizny. Voldemort.

Voldemort pojawił się tuż przy nim.

To nie był zbyt miłe, Harry – oznajmił Voldemort.

A kto mówił, że jestem miły – odrzekł Harry.

Voldemort złapał go za twarz.

Harry – powiedział, kiedy ten osuwał się na kolana. – Jestem już wystarczająco zły. – Odwrócił się do Hermiony. – Jesteś tutaj jako jego radca prawny?

Harry pokręcił głową.

Nie – rzekła Hermiona. – Harry musi mówić za siebie.

Doskonale. – Voldemort wypuścił Harry’ego i odsunął się. Zerknął na klasę. – Ach, nasi ulubieni uczniowie jako świadkowie. Podoba mi się to.

Voldemort czekał, aż Harry podniesie się i oprze o biurko. Nauczyciel przycisnął dłoń do czoła.

A więc – podjął Voldemort – na ile zamierzasz mi ustąpić, by trzymać mnie z daleka od swojej żony?

Co proponujesz? – spytał Harry.

Na początek przestań może spędzać każdą piekielną chwilę z tym swoim feniksem.

Wiesz, że to był pomysł Rowan – odparł Harry. – Chroni mnie. Będę ją trzymał w moim pokoju, jeśli dojdziemy do satysfakcjonującej umowy.

Wyślij ją do domu.

Twierdzisz, że będzie tam potrzebna?

Voldemort roześmiał się.

Ach, Harry, tyle się ode mnie nauczyłeś. Dobrze, zaakceptuję to. – Spoważniał. – Jakie są twoje warunki?

Nie będziesz zbliżał się do moich młodszych klas. Nie będziesz niepokoić mnie w moim domu. Nie dotkniesz mnie w obecności żadnego z moich uczniów.

Harry czekał, gdy Voldemort rozważał jego ofertę.

Prosisz o zbyt wiele, Harry – powiedział w końcu. – Wnoszę poprawki: będę omijać twoje klasy od pierwszej do czwartej, chyba że wyrazisz wyraźne życzenie, bym się z nimi zobaczył. Nie będę pojawiać się w rezydencji Potterów tak długo, jak ciebie tam nie będzie.

Nie zjawisz się tam, dopóki Ginger nie urodzi – dodał Harry szybko.

To dopiero na wiosnę, Harry.

Zgadza się.

Voldemort spojrzał na niego.

Chcę więc, żebyś podpisał teraz te dokumenty.

Harry odwzajemnił jego spojrzenie. To była bardzo ciężka walka o przewagę.

W porządku – oświadczył Harry.

Voldemort kontynuował:

Nie będę dotykał cię w obecności żadnych twoich uczniów poza tymi. – Voldemort wskazał na klasę. – Powiedziałeś, że mogą to znieść. A po wakacjach będziemy mogli zmienić warunki.

Hermiona pochyliła się nad Harrym i wyszeptała:

Nie może dotykać twojej blizny.

Harry nie podejrzewał, żeby Voldemort kiedykolwiek się na to zgodził. Nie z tą groźbą tortury, którą tak uwielbiał.

Obracając się do Nagini, Harry rzekł:

Nie może dotykać mojej blizny”

Voldemort także zwrócił się do węża:

Nagini, Harry wie, że na to nie przystanę.”

Nie bez prowokacji” – dodał Harry.

Voldemort zdawał się zainteresowany.

A kto rozstrzyga, czy coś jest prowokacją?”

On” – powiedział Harry Nagini. Mężczyzna skrzyżował spojrzenie z Voldemortem i roześmiał się. Obrócił się do węża. – ”Lecz jeśli zakwestionuję jego karę, będę mógł wezwać Rowan.”

Podpisz dokumenty, Harry – rzekł Voldemort. – Wtedy się zgodzę.

Harry okrążył biurko i wyjął z szuflady pergaminy. Zanurzając pióro w atramencie, popatrzył na znak X na dole strony.

Podpisz je, Harry – powtórzył Voldemort.

Czekaj! – krzyknęła Hermiona. – Co to jest?

Podpisz, Harry. To nie dotyczy ciebie, tylko dziedziców.

Harry spojrzał na pergaminy.

Poczekaj, Harry – rzekła z niepokojem Hermiona. – Powiedz mi, co to jest.

Harry szybko podpisał się i pergamin rozpłynął się w powietrzu.

Bardzo dobrze, Harry – oznajmił Voldemort. – Zgadzam się na twoje warunki. – Wyciągnął rękę. – Mamy umowę?

Czekaj, Harry. Czego dotyczyła ostatnia część? – zawołała Hermiona. – Nie zrozumiałam tego.

No, Harry? – ponaglił go Voldemort, nie spuszczając z niego wzroku. – Zgadzasz się?

Harry spojrzał na wyciągniętą rękę Voldemorta.

Tak – powiedział Harry, podając mu własną rękę. – Zgoda.

Voldemort szybko chwycił swoją wolną ręką jego twarz. Kiedy Harry upadł na kolana, Voldemort uwolnił dłoń z uścisku Harry’ego i umieścił ją na jego czole, z kciukiem uniesionym nad blizną.

Wrzask bólu wyrwał się z jego piersi.

To za tydzień nudy, na jaki mnie skazałeś, Harry – rzekł Voldemort złowrogim tonem. – Myślę, że potrzebujesz paru dni na urlopie.

Nie, Voldemort! – wrzasnęła Hermiona. – Harry, czego dotyczył ostatni warunek? Co powinnam zrobić?

Ależ nic, Hermiono – odparł Voldemort. Wpatrywał się w twarz Harry’ego z bardzo zadowoloną miną.

Harry, rzecz jasna, nie mógł mówić. Chciał, żeby Hermiona wezwała Rowan, ale ta tego nie zrobiła. Patrzyła natomiast przerażona, jak Voldemort, trzymając Harry’ego w swym uścisku, okrążał palcem jego bliznę. Wszystko wokół zaczęło się rozmywać.

Wystarczy tylko prowokacja – powiedział Voldemort. – Więcej mnie nie ignoruj.

Voldemort przycisnął kciuk do blizny i Harry upadł na ziemię z rozdzierającym krzykiem.

Gdzieś nad sobą usłyszał, jak Voldemort mówi:

Klasa zwolniona.

W zupełnej ciszy, Hermiona poleciła Seanowi:

Idź po profesora Snape’a. Szybko. – Pochyliła się nad Harrym i objęła go ramieniem. – Harry, słyszysz mnie? Severus już tu idzie.

Mając trudności z oddychaniem, Harry nie był w stanie się odezwać. Minęło ponad siedem lat, odkąd ostatni raz czuł taki ból. I wcale za nim nie tęsknił.

Witaj, Severusie.

Czego użyłeś tym razem, mój panie? – spytał Severus. Harry usłyszał, jak pochyla się nad nim.

Powiedział, że pójdzie do domu Harry’ego – odrzekła Hermiona z zaciśniętym gardłem.

Wykorzystałeś ciężarną kobietę? – oznajmił Severus. – To nisko, nawet jak na ciebie. – Mężczyzna ściszył ton. – Harry, możesz się ruszyć?

Jeszcze nie, Severusie. – Harry nie rozpoznał własnego głosu.

Gdzie jest twój feniks? – zapytał Snape.

Nie może użyć feniksa – powiedział Voldemort. – I dobrze o tym wie. Czarodziejski honor.

Severus westchnął i wyczarował nosze.

Panie McIves, proszę mi pomóc.

Harry wrzasnął z bólu, kiedy przenoszono go na nosze. Czuł krew, spływającą mu po twarzy. Usłyszał chór przerażonych głosów, zanim otoczyła go kompletna ciemność.


Trzy dni później Harry zmusił się, żeby pójść na lekcje. Wciąż zmagał się z bólem i był słaby, ale musiał uczyć. Miał też pomysł na to, jak zmanipulować Voldemorta i podważyć jego „słuszną prowokację”, jeśli nadarzy się odpowiednia okazja.

Wciąż trochę się denerwował przed spotkaniem ze swoją szóstą klasą. Widzieli już przedtem, jak Voldemort doprowadzał go do bólu, lecz wątpił, by spotkali się wcześniej z takim rodzajem tortur, jakim poddany był Harry.

Teraz jednak nic na to nie mógł poradzić. Bądź co bądź, to wciąż była jego ulubiona klasa. Mieli świetne poczucie humoru i zdawali się wyczuwać jego zakłopotanie pewnymi sprawami, chętnie zgadzając się wtedy na zmianę tematu.

Nawet teraz, na samym początku roku, Harry czuł z nimi silną więź. Może to dlatego, że byli ciekawscy, może dlatego, że nie obawiali się Voldemorta, choć traktowali go z powagą. Ale najprawdopodobniej, gdyż dzięki Voldemortowi zobaczyli prawdziwego Harry’ego – cynicznego, sarkastycznego pesymistę – i wciąż go szanowali. W każdym razie, to Voldemort do tego doprowadził.

Cholerny, perfidny drań, nadal próbował kontrolować jego życie. I niech Harry’ego piekło pochłonie, jeśli mu na to pozwoli.

Klasa weszła w ciszy do środka i usiadła. Wielu uczniów zdawało się zaskoczonych jego widokiem. Podczas nieobecności Harry’ego, zastępował go Snape.

Harry odłożył pióro i spojrzał na nich.

Wszystko w porządku, profesorze? – spytała Missy.

Harry westchnął i przebiegł ręką przez włosy.

Jestem tylko osłabiony – przyznał. – Skoro widzieliście już osobiście, jak bezlitosny potrafi być Voldemort, nie będziemy potrzebować dalszych demonstracji. Prawda?

Nie, profesorze – wymruczeli uczniowie.

I uważajcie na to, co mówicie o mnie poza klasą – ostrzegł ich Harry. – Będzie przysłuchiwał się w szczególności wam.

Rozumiemy – powiedział Sean.

Może pan na nas liczyć – dodał Dawn.

A co, jeśli on już tu jest? – spytał Lucas Wilson.

Profesor Potter by wiedział – odparł Sean.

Harry nie miał ochoty go poprawiać. Wciąż zmagał się z silnym bólem, więc Voldemort równie dobrze mógłby tu być. Jednak Harry w to wątpił. Voldemort także uwielbiał tę klasę i nigdy się przed nią nie ukrywał. Czarnoksiężnik myślał pewnie też, że Harry nie będzie jeszcze zdolny do pracy.

Dobrze więc – rzekł Harry. – Czego dowiedzieliście się o magicznych kontraktach?

Że przypominają targowanie się z diabłem – odparł Rufus Milford. Harry zauważył, że Rufus był największym dowcipnisiem w klasie, lecz wydawał się też najbardziej zlękniony Voldemorta.

Klasa roześmiała się i Harry wyszczerzył do niego zęby.

Cóż, nie wszyscy muszą negocjować z Voldemortem – stwierdził Harry.

Pierwszą połowę lekcji spędzili na dyskusji nad elementami kontraktu. Jeżeli ktokolwiek zauważył, że Harry ani razu nie wstał, ani nie usiadł na biurku (co zazwyczaj czynił), to o tym nie wspomniał. Następnie Harry polecił im dobrać się w pary i zadał każdej grupie problem, który mieli rozstrzygnąć w kontrakcie.

Pracowali po cichu, w trakcie gdy Harry myślał nad swoim listem do Ginger. Nie powiedział jej jeszcze o Voldemorcie – nie chciał jej martwić. Poprosił Rona i Hermionę, by także jej o tym nie wspominali. Czy istniał w ogóle łagodny sposób, by powiedzieć swojej żonie, że nawiedza cię największy w stuleciu czarnoksiężnik? Harry nie potrafił go jakoś znaleźć.

Harry poczuł, że ból się zwiększa, ale nie podnosił wzroku. Przybył Voldemort, czas więc wprowadzić plan w życie.

Ach, Harry – odezwał się Voldemort z drugiego końca sali. – Tak szybko na nogach? Ostatnim razem, kiedy dotknąłem twojej blizny, byłeś nieprzytomny przed cztery miesiące.

Harry wciąż na niego nie spojrzał.

Nie chciałbyś dostać pochopnej odpowiedzi, więc daj mi chwilę.

Kilkoro uczniów parsknęło śmiechem. Voldemort zachichotał.

Jaką pracę im zadałeś?

Negocjowanie kontraktów – odrzekł Harry.

Dlaczego?

Żeby sprawdzić, ile wynieśli z naszego przykładu genialnych negocjacji. – Harry spojrzał na ostatni list od Ginger.

Co robisz? – spytał Voldemort.

Musisz wciąż zasypywać mnie pytaniami?

A czemu nie?

Bo próbuję pracować.

A nad czym pracujesz? – spytał ponownie Voldemort. – Powiedz mi, Harry. Jestem ciekawy.

Piszę podanie o zwolnienie – mruknął Harry.

Cała klasa zaprotestowała jednogłośnie. Harry odwrócił się do nich.

Żartuję, tylko żartuję.

Voldemort zachichotał.

I mówisz, że to ja mam pokręcone poczucie humoru.

Harry znów wbił spojrzenie w list.

Bo masz pokręcone poczucie humoru. – Harry omijał go wzrokiem, wiedząc, że to wkrótce zacznie denerwować Voldemorta.

Jaki ojciec, taki syn – oświadczył Voldemort.

A więc Voldemort już zauważył i teraz próbował go rozzłościć. Harry opanował się. Zmagał się już z wystarczająco wielkim bólem i nie miał siły, by wybuchnąć, co zwykle nastąpiłoby po takich słowach. Zamierzał wygrać tę rundę, nawet jeśli miałoby go to zabić.

Właściwie to słyszałem, że mój ojciec miał raczej niesforne poczucie humoru. Cytując: „Para nierozłącznych nicponi, Syriusz Black i James Potter”.

Voldemort nie odzywał się przez kilka kolejnych minut, co Harry przypisywał jego złości. Voldemort nie cierpiał, kiedy Harry wspominał Syriusza. Voldemort krążył wśród uczniów, zerkając nad ramionami na ich kontrakty. Uczniowie nie mieli nic przeciwko temu, więc Harry wznowił pracę nad swoim listem.

Harry – odezwał się w końcu Voldemort. – Nad czym pracujesz?

Dasz mi spokój, czy mam zacząć krzyczeć?

Harry, spójrz na mnie.

Voldemort był teraz zirytowany.

Jeśli już musisz wiedzieć – odparł Harry. – Piszę list do Ginger. Zadowolony?

Profesorze Potter?

Harry odwrócił się.

Tak, Cindy?

Skończyliśmy nasz kontrakt i… – Zawahała się.

Harry zaprosił ją gestem do siebie. Wręczyła mu pergamin. Na jego wierzchu leżała mała kartka papieru z notatką:

Chyba wiemy, co pan robi. Mamy pomysł, jak pomóc panu w zakwestionowaniu jego kary. Muszę tylko wysłać panu sowę.

Mogę wyjść? – spytała Cindy. – Nie czuję się zbyt dobrze.

Harry zerknął na notkę. Klasa się domyśliła? Ktoś musiał znać wężomowę. Wysłać mu sowę? Harry zastanowił się – to mogło zadziałać.

Mnie też przyprawia o mdłości, Cindy – odrzekł Harry. – Oczywiście, że możesz wyjść. – Wziął z biurka kawałek pergaminu. – Napiszę ci zwolnienie.

Użyj Hedwigi. Pozwoli ci wysłać wiadomość, jeśli zaadresujesz ją do mnie.

Dziękuję panu – rzekła Cindy i wyszła.

Nawet moi uczniowie zaczynają mieć ciebie dość, Voldemort – oznajmił Harry sucho.

Robię, co mogę, mój pupilu – odparł Voldemort.

Harry zlekceważył tę zniewagę.

Harry, co się dzieje?

Nic, Voldemort – powiedział Harry. – Jestem zajęty, więc proszę, bądź cicho.

Nie wierzę ci.

A to pech.

Harry, spójrz na mnie.

Uczniowie zdawali się nadal pochłonięci pracą, choć Harry dostrzegł, że paru z nich zerka w kierunku otwartego okna.

Harry, wiem, że coś jest nie tak – rzekł Voldemort.

Harry upuścił pióro.

Moje gratulacje.

Mogę cię zmusić, byś na mnie spojrzał – ostrzegł go Voldemort.

Nie sądzę, żebyś to zrobił.

Dlaczego?

Z tego samego powodu, dla którego spędziłeś całą lekcję na tyłach sali – oświadczył Harry.

Hedwiga wleciała do środka, powstrzymując Voldemorta od odpowiedzi. Harry wyciągnął ramię.

Cześć, dziewczynko – przywitał się, kiedy sowa usiadła mu na ramieniu i uszczypnęła w rękę. Harry odczepił od jej nóżki pergamin i pogłaskał ją. Trzymał na biurku pudełko z łakociami dla ptaków, więc Hedwiga podskoczyła do niego, poczęstowała się i odleciała na żerdź Rowan.

Harry rzucił okiem na notatkę.

Mam nadzieję, że to zadziała.

Od kogo to?

Głos Voldemorta dobiegał znad jego ramienia i Harry uderzył bliznę ręką. Nowy ból w połączeniu z tym, z którym Harry już się zmagał, zwalił go z krzesła na ziemię. W końcu spojrzał na Voldemorta.

Voldemort okrążył go, przyglądając się bacznie twarzy Harry’ego.

Więc miałem rację – stwierdził. – Jeszcze w pełni nie wyzdrowiałeś. Prowadziłeś całą lekcję w bólu.

Miałeś rację? – powtórzył Harry, nie spuszczając z niego wzroku. – Więc wiedziałeś.

Oczywiście, że wiedziałem. Nikt nie potrafi lepiej odczytywać twoich reakcji niż ja. Ty także o tym wiesz i dlatego nie spojrzałeś na mnie przez całą lekcję.

Wiedziałeś, z jakim bólem już walczę – oznajmił Harry. – A jednak zadecydowałeś się zrobić to, co zrobiłeś?

Voldemort zaśmiał się lekko.

Tak, Harry, przecież zawsze wiem…

Harry uśmiechnął się, a zadowolenie Voldemorta zniknęło jak w oka mgnieniu.

Zaakceptuję tylko jedną karę za prowokację, Voldemort – powiedział Harry. – Sprzeciwiam się tej.

Voldemort popatrzył na notkę na biurku Harry’ego, po czym przeniósł wzrok na niego.

Semantyka, Harry?

Rowan – zawołał Harry z uśmiechem.

Voldemort złapał go za twarz.

Och, doskonale, Harry. Dobrze cię nauczyłem. – Wyciągnął drugą rękę, dotykając jego policzka.

Z piersi Harry’ego wydarł się okrzyk bólu.

Ustępuję – rzekł Voldemort i zniknął, w chwili gdy Rowan wleciała do sali.

Harry usiadł na biurku, tuląc do siebie Rowan, gdy ta zmywała łzami jego ból. Wstał, a cała klasa zaczęła klaskać i przybijać sobie piątki.

Dobrze się pan czuje, profesorze?

Harry uśmiechnął się do nich.

Znakomicie, Missy. – Przeniósł Rowan na ramię, a ta zamachała imponująco skrzydłami. – Rowan dobrze dba o swojego czarodzieja.

Feniks ugryzł go w ucho.

No co? – spytał niewinnie Harry, kiedy ptak poleciał w kierunku żerdzi, by dołączyć do Hedwigi, która zrobiła jej miejsce.

Uczniowie roześmiali się. Harry popatrzył na nich.

Więc kto jest wężousty?

Cindy – odparł Sean.

Harry pokręcił głową.

Kolejny wężousty wśród Gryfonów – mruknął Harry z uśmiechem. – Już słyszę Snape’a.

No więc Cindy zrozumiała całą ostatnią część kontraktu i przetłumaczyła ją profesor Weasley – kontynuował Sean. – Powiedziała nam, że będzie pan prawdopodobnie próbował wmanipulować Voldemorta do podważenia kary, żeby się zrewanżować.

Kiedy zauważyliśmy co pan robi, to… cóż… – Missy przerwała znacząco.

Harry uśmiechnął się do nich dumnie.

Najwyższe oceny dla wszystkich i pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru – powiedział Harry. – Pomogliście mi przechytrzyć największego czarnoksiężnika stulecia. Jeśli to nie obrona przed czarną magią, to nie wiem, co nią jest.



Rozdział 4

Quidditch


By jeszcze lepiej odwdzięczyć się swoim Gryfonom, Harry zaplanował małą imprezę w pokoju wspólnym. Umówił się z domowymi skrzatami, żeby przygotowały jedzenie, które Harry będzie mógł przywołać, kiedy już znajdzie się na miejscu.

Kiedy szedł przez korytarze zamku, zauważył ze zdziwieniem, że Voldemort nie pojawił się, by go denerwować. Harry przypuszczał, że Voldemort obmyślał sposób na zrewanżowanie się.

Zatrzymał się przed portretem Grubej Damy w różowej sukni.

Hasło? – spytała kobieta z portretu.

Harry spojrzał na nią.

Nie znam go – odparł. – Po prostu mi otwórz. Przecież mnie znasz.

To prawda, ale wiesz, że nie mogę otworzyć bez hasła.

Proszę…

Gruba Dama uśmiechnęła się do niego.

Przysporzyłeś mi już wystarczająco kłopotów, kiedy się tu uczyłeś, Harry. Przykro mi.

Harry rozglądnął się za jakimś uczniem, jednak korytarz był pusty. Odwrócił się do portretu.

Będę oszukiwał – ostrzegł ją.

Zrobisz, co będziesz musiał – odrzekła. – Wiesz, że nie mogę cię wpuścić bez hasła.

Harry westchnął. Co za koszmar.

Aportował się koło kominka w pokoju wspólnym. Kilkoro uczniów podskoczyło w miejscach z zaskoczenia.

Przepraszam – powiedział Harry. – Gruba Dama nie chciała mi otworzyć. Musiałem oszukać.

Ale profesorze – odezwał się jeden z młodszych Gryfonów. – Nie można się aportować ani deportować w Hogwarcie. Jak…

Grupka uczniów otoczyła Harry’ego, wsłuchując się z zainteresowaniem.

Harry uśmiechnął się do nich.

Jestem dziedzicem Gryffindoru – wyjaśnił Harry. – A dziedzice wszystkich domów mogą aportować i deportować się na terenie szkoły. – Zauważył Seana i zerknął w jego stronę. – Choć to smutne, że dziedzic Gryffindoru nie może nawet przejść przez portret do swojego własnego pokoju wspólnego.

Sean roześmiał się.

Co pan tu robi, profesorze?

Cieszę się, że spytałeś – rzekł Harry. – Odsuńcie się – polecił uczniom. Kiedy to zrobili, Harry podniósł rękę i na środku pokoju pojawił się stół z wszelkiego rodzaju smakołykami i napojami.

Mała nagroda dla szóstej klasy za ich dzisiejszą pomoc– powiedział Harry.

Uczniowie schodzili na dół ze swoich dormitoriów, z początku ciekawi co się dzieje, a potem zachwyceni niezapowiedzianą imprezą.

Harry chwycił ze stołu butelkę piwa kremowego i obrócił się, by poprzyglądać się dzieciakom.

To nie było konieczne, proszę pana.

Harry odwrócił się do Cindy Larsen, która wypowiedziała te słowa. Wziął małego łyka z butelki.

Myślałem, że było – odrzekł Harry.

Inni szóstoklasiści zaczęli do nich podchodzić.

To jest świetne, profesorze – rzekł Rufus. – Dzięki.

Nie dziękujcie. – Harry rozejrzał się po pokoju z czułością. – Zawsze uwielbiałem przyjęcia w tym miejscu. Dla mnie to jak powrót do domu.

Uczniowie zagonili Harry’ego na fotel przy kominku.

Niech nam pan opowie, jak tu było, kiedy pan się tu uczył – odezwał się ktoś.

Nie zmieniło się tu zbytnio – stwierdził Harry. – Nie minęło zbyt wiele czasu, odkąd skończyłem szkołę. Większość nauczycieli wciąż tu jest.

Ale każdego roku wplątywał się pan w jakieś niebezpieczeństwo – powiedziała Cindy. – Kamień Filozoficzny, Komnata Tajemnic, Syriusz Black, Turniej Trójmagiczny…

Harry roześmiał się.

Chyba najniebezpieczniejszą postaciami, poza Voldemortem, z jakimi musiałem zmierzyć się po przybyciu do szkoły, był domowy skrzat Zgredek oraz nauczyciel obrony, Gilderoy Lockhart.

Większość uczniów wybuchnęła śmiechem. Inni wyglądali na zdziwionych.

Harry był bombardowany pytaniami, na które starał się odpowiadać najlepiej, jak potrafił. Mówił głównie o uczniach, z którymi chodził do szkoły i opowiadał o tym, co robią teraz. Powiedział im o przyjęciach po meczach quidditcha i o cukierkach-niespodziankach Weasleyów. Wielu uczniów wiedziało o sklepie Freda i George’a. Był teraz równie znany jak Zonko.

Wspomniał o tym jak, z powodu Voldemorta, Gryffindor przez dwa lata z rzędu nie mógł zdobyć pucharu.

Myślałem, że drużyna mnie wyściska mnie na śmierć, kiedy wygraliśmy po trzech latach – powiedział Harry z rozmarzeniem. – To dopiero była impreza.

Dochodziła już północ, kiedy drzwi do pokoju się otworzyły. Sporo uczniów poszło już spać, lecz trochę zostało jeszcze na dole.

Co się tu dzieje? – spytała srogo profesor McGonagall.

To tylko małe przyjęcie – powiedział Stan Grable.

Z jakiej okazji?

E… – wyjąkał Stan, patrząc na Harry’ego.

Harry wstał i obrócił się do niej.

Profesor Potter? – rzekła McGonagall ze zdziwieniem.

Przepraszam, pani profesor – odparł Harry. – Moi szóstoklasiści odwalili dzisiaj kawał dobrej roboty, pomagając mi z Voldemortem. Pomyślałem, że odwdzięczę się im, organizując małą imprezę.

Nazywa to pan małą? – spytała McGonagall, spoglądając na panujący wokół bałagan.

Harry przegryzł wargę.

Przepraszam, pani profesor.

McGonagall przyjrzała mu się bacznie, lecz po chwili posłała mu uśmiech.

Tylko nie siedźcie tu za długo, profesorze. Gruba Dama narzeka, że nie może spać.

W porządku, pani profesor – odrzekł Harry z uśmiechem.

I nie zapomnijcie posprzątać – dodała, odwracając się. – Nie chcę słyszeć, że skrzaty musiały się dodatkowo tu napracować.

Drzwi portretu zamknęły się z trzaskiem i Harry obrócił się w stronę Seana i Missy. Po raz kolejny tego wieczora przesunęli się niezręcznie.

Co…? – Harry nie dokończył pytania, zdając sobie w końcu sprawę, co robili – starali się zasłonić przed Harrym to, co znajdowało się na ścianie po drugiej stronie pokoju. – Co to jest, do diabła? – zapytał.

Sean wbił wzrok w podłogę.

To pana ściana, profesorze.

Moja ściana?- powtórzył Harry z niedowierzaniem. Wyminął uczniów i spojrzał na ścianę, pokrytą zdjęciami i wycinkami z artykułów. Zdjęcia, które – jak pamiętał – robił Colin Creevey i artykuły pisane przez Ritę Skeeter.

A nawet szczątki…

Czy to jest to, co zostało z mojego Nimbusa? – spytał Harry, wciąż nie do końca w to wierząc.

Um, tak – odrzekła Cindy.

Chyba zabiję Colina – wymruczał Harry.

Profesorze, to nie był pomysł pana Creevey’a – powiedział Sean.

Harry spojrzał na niego.

Cóż, najwidoczniej po tym, jak znaleziono pana w Komnacie Tajemnic z Voldemortem, cały Gryffindor zdecydował się pana uhonorować. Stworzyli tę ścianę myśląc, że pan zginie. To miało być coś w rodzaju memoriału.

Harry wlepił wzrok w ścianę. Dotknął szyby w miejscu, gdzie wisiało zdjęcie całej Gryfońskiej Drużyny Quidditcha, oblegającej go po tym, jak złapał znicza i wygrał ich pierwszy Puchar Quidditcha.

I wtedy Harry dostrzegł pusty kawałek bardzo starego pergaminu. Roześmiał się.

Ciekawe, jak to znaleźli? – zdumiał się Harry.

Co, ten stary pergamin? – spytał Sean.

Tak.

Chodzą plotki, że profesor Dumbledore polecił Neville’owi Longbottomowi dodać go do tej gabloty.

Neville – powiedział Harry cicho. Przeleciał wzrokiem zdjęcia, póki nie znalazł tego, którego szukał. – To Neville – rzekł, wskazując na niego. – Prowadzi teraz sklep w Hogsmeade. Sprzedaje różne drobiazgi i pamiątki.

Oh, to Babciny Kufer – rzekła Cindy.

Harry popatrzył na nią z szerokim uśmiechem.

Tak go właśnie nazwał?

Tak – potwierdziła dziewczyna. Spojrzała z powrotem na zdjęcie, marszcząc brwi. – Wygląda teraz zupełnie inaczej. Stracił sporo na wadze.

Harry odwrócił się ku gablocie.

Muszę się z nim zobaczyć – rzekł, lecz uwagę wciąż zaprzątał mu pusty pergamin. Harry wiedział, czym był. Mając go, zawsze wiedziałby, gdzie jest Voldemort.

Chwycił na róg gabloty.

Jak się to otwiera? – spytał Harry.

Jest zapieczętowana – oznajmił Sean. – Profesor Dumbledore ją zamknął.

Harry zerknął w jego stronę.

Chyba sobie żartujesz, co? – odparł, podnosząc rękę. – Alohomora.

Gablota otworzyła się natychmiast.

Będę tego potrzebował – powiedział Harry, delikatnie wydobywając ze środka pergamin. Potem zamknął oraz zapieczętował ponownie gablotę i odwrócił wzrok ku mapie.

Profesorze – odezwał się Sean. – Nikt nie wie, co to jest i jak to działa.

Harry posłał mu kolejne spojrzenie pod tytułem: „chyba żartujesz”.

Niech nam pan pokaże – rzekła Cindy ochoczo.

Seanowi spodobał się ten pomysł.

Tak, prosimy, profesorze. Niech nam pan pokaże, jak to działa i do czego pan tego potrzebuje.

Harry zlustrował ich wzrokiem. W pokoju zostało ich już tylko ośmioro – siódemka szóstoklasistów i Stan, kapitan drużyny quidditcha. Harry uśmiechnął się do nich szeroko i zaprowadził w kierunku stołu. Machnięciem ręki zrobił miejsce na blacie i położył tam pergamin.

To Mapa Huncwotów – rzekł. – Została zaprojektowana przez mojego ojca i grupę jego niesfornych przyjaciół, kiedy hasali po szkole jako niezarejestrowani animagowie.

Więc do czego ona służy? – wyszeptała Missy.

Stan – zwrócił się do niego Harry. – Stuknij ją końcem różdżki i spróbuj odkryć jej sekret.

Stan zrobił, jak mu polecono.

Wyjaw swój sekret.

Nic się nie stało.

Powiedz jej, kim jesteś – powiedział Harry. – Szczegółowo.

Stan patrzył na niego przez moment, zanim odwrócił się do mapy. Stukając w nią różdżką, rzekł:

Ja, Stan Grable, kapitan Gryfońskiej Drużyny Quidditcha i Prefekt, nakazuję ci wyjawić swój sekret.

Na kartce zaczęły pojawiać się słowa.

Pan Łapa boi się pomyśleć, co Prefekt mógłby zrobić z tym starym kawałkiem pergaminu.

Pan Lunatyk uważa jednak za fortunny fakt, że wciąż znajduje się on w rękach Gryfonów.

Pan Glizdogon zgadza się z panami Łapą i Lunatykiem, lecz wie, jak pan Rogacz przepada za quidditchem i zastanawia się, co on o tym myśli.

Pan Rogacz myśli, że jego syn świetnie się bawi i nie ma nic przeciwko, jeśli potrzebuje mapy i chce ją pokazać tym, którym ufa.

Wszyscy uczniowie odwrócili się do niego, po tym jako ojciec Harry’ego wyraził swoją opinię. Harry zerknął w ich stronę.

Całkiem niezła, co?

Niech nam pan pokaże – poprosił Stan.

Harry roześmiał się. Stuknął różdżką w mapę ze słowami:

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

Mapa Hogwartu pojawiła się przed nimi, razem z kropkami przypisanymi każdemu czarodziejowi i każdej czarownicy w zamku.

Wow – oznajmił Lucas Wilson.

Pozostali byli równie zafascynowani, jednak Harry przeszukiwał mapę wzrokiem, póki nie znalazł kropki, której szukał.

I właśnie dlatego – rzekł Harry, wskazując na kropkę podpisaną imieniem Lorda Voldemorta – potrzebuję tej mapy.

Wszyscy spojrzeli na siebie ze zrozumieniem. Voldemort znajdował się na swoim krześle w klasie Harry’ego i najwyraźniej czekał na jego powrót.

Czeka na pana, profesorze – powiedziała Cindy.

To nie ma znaczenia – stwierdził Harry. Puknął mapę i dodał: – Koniec psot. – Pergamin znów był pusty.

Ale…

Sean – przerwał mu Harry. – Po prostu aportuję się prosto do mojego pokoju, a on może tam siedzieć przez całą noc, jeśli mu się to podoba.

Uczniowie roześmiali się. Harry włożył mapę do kieszeni.

Ee, profesorze? – odezwał się Stan.

O co chodzi, Stan?

Właśnie… um… – wyjąkał Sean, po czym opuścił wzrok.

Harry zmarszczył brwi i popatrzył na niego.

Tak się zastanawialiśmy, proszę pana – zaczął znów Sean. – Czy chciałby pan może przyjść jutro wieczorem na nasz trening.

Trening? – powtórzył Harry ze zdziwieniem.

Quidditcha, profesorze – rzekł Stan, tym razem bardziej pewnie. – Sean powiedział, że umie pan wciąż wykonać ten zlot i mieliśmy nadzieję, że… no cóż, może mógłby nam pan pokazać.

Wie pan, profesorze – dodał szybko Sean. – Dać nam parę wskazówek. W końcu jesteśmy Gryfonami.

Harry nie cierpiał się popisywać, lecz myśl o lataniu na hogwarckim boisku quidditcha sprawiała, że w jego piersi zaczynało coś płonąć. Nie mógł powstrzymać uśmiechu.

Chcecie, żebym przyszedł na wasz trening? – upewnił się Harry.

Tak, proszę pana – odrzekł Stan. – Przyjdzie pan?

O której?

Obaj chłopcy ożywili się znacznie.

O siódmej? – spytał Stan z wahaniem.

Znakomicie – powiedział Harry. Popatrzył na Seana, który prawie podskakiwał z radości. – Będę tam.

Harry aportował się do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Znów czekał go quidditch w Hogwarcie. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek tak się poczuje.


Jednak następnego wieczoru, kiedy Harry szedł z Hermioną w stronę stadionu, czekała go wielka niespodzianka.

Myślałem, że to będzie tylko trening – rzekł ponuro Harry, zauważywszy tłum ludzi, siedzących na trybunach. Nie wszystkie miejsca były zajęte, ale wciąż zjawiła się oszołamiająca liczba widzów.

Och, Harry – rzekła Hermiona. – Sławny Harry Potter zamierza pojawić się na boisku z Gryfońską Drużyną Quidditcha… To oczywiste, że ludzie przyjdą to zobaczyć.

Harry posłał jej niewdzięczne spojrzenie, ale ona tylko roześmiała się.

Podeszli do drużyny. Stan i Sean zdawali się promieniować radością.

Bardzo panu dziękujemy za przyjście, profesorze – powiedział Stan. Zerknął w dół na jego Błyskawicę, którą Harry ściskał w dłoni. Mężczyzna podniósł miotłę.

Tak, wciąż jej używam – oświadczył. – Nie obchodzi mnie, co mówią inni o nowym Nimbusie Magnum, Błyskawica jest w dalszym ciągu najlepsza.

Stan wyglądał na oszołomionego, jakby nie wiedział, że mógłby tym obrazić Harry’ego, lecz Sean zaczął się śmiać. Harry spojrzał w jego stronę.

Przyzwyczaiłeś się już do mojego pokręconego poczucia humoru, Sean?

Tak, proszę pana – przyznał Sean. Wskoczył na swoją miotłę. – Zaczynamy?

Sean odepchnął się od ziemi i poszybował nad stadionem. Harry zerknął na Hermionę.

Leć, Harry – powiedziała. – Pamiętaj, że to zabawa.

Harry przerzucił nogę przez miotłę, uśmiechając się do niej.

Dzięki, Hermiono.

Pocałowała go w policzek i Harry wystartował.

W chwili gdy poczuł, jak wiatr mknie wokół niego, nad nim, przez jego włosy, zapomniał o wszystkim innym. Naprawdę czuł się, jakby powrócił tam, gdzie należał. Znał to boisko jak własną kieszeń i pędził teraz przez nie, jak za czasów, kiedy był szukającym.

Profesorze!

Harry zatrzymał się nagle.

Najwyraźniej zbyt szybko, gdyż Sean minął go i musiał wrócić do miejsca, gdzie Harry zawisł jakieś pięćdziesiąt stóp nad ziemią. Pozostali członkowie drużyny zaczynali właśnie poniżej swój właściwy trening.

Jak pan zatrzymał się tak prędko? – spytał Sean bez tchu.

Sean zamierzał chyba wydobyć tę informację od niego za wszelką cenę. Cóż, Harry był w końcu nauczycielem, więc – dlaczego by nie?

To twoja miotła, czy jedna ze szkolnych? – spytał Harry.

Jest moja – odparł Sean.

Harry spojrzał na nią – był to Nimbus 2001. Doskonała miotła.

W porządku, musisz powiedzieć w myślach „stop” i delikatnie, naprawdę bardzo delikatnie, pociągnąć za rączkę – rzekł Harry.

I w ten sposób zatrzymam się tak szybko? – dopytywał się Sean.

Szybko, delikatnie, ale pewnie – odrzekł Harry. – Patrz. – Harry położył jeden palec na rączce i pomyślał: „w dół”. Pchnął rączkę delikatnie, lecz pewnie. Miotła opadła dokładnie dwie stopy w dół.

Super – skomentował Sean.

Teraz ty spróbuj.

Sean spróbował i skończył opadając, lecz ledwo utrzymując się na miotle.

Równowaga to podstawa – rzekł Harry. – Nigdy nie będziesz w stanie wykonać tego manewru bez odpowiedniej równowagi.

Niech mnie pan nauczy – błagał Sean.

Harry spojrzał na niego – jego niebieskie oczy były szeroko otwarte z zachwytu. Harry’ego uderzyło takie uczucie dumy… Czy tak właśnie czuł się ojciec, nauczając swojego syna? Harry tak się martwił, że nie poradzi sobie jako ojciec, że czasem przyprawiało go to o mdłości. Niech to, przecież potrafi sobie z tym poradzić.

W porządku – powiedział Harry. – Najpierw puść się miotły.

Harry obserwował, jak Sean utrzymuje się na miotle, która zadrżała lekko.

Spróbuj wyczuć, gdzie znajduje się twoja równowaga, Sean. Znajdź to miejsce na miotle.

Sean przesunął się parę razy, aż mógł puścić miotłę, nie chwiejąc się na niej.

Bardzo dobrze – oznajmił Harry. – To jest twój środek. Możesz go zaznaczyć, żebyś wiedział, gdzie masz wsiadać.

Sean skinął.

Teraz spróbuj jeszcze raz.

Sean wykonał polecenie i opadł perfekcyjnie.

Wow, widział to pan? – spytał z zachwytem.

Tak, Sean – odparł Harry z uśmiechem. – Teraz przećwiczmy zatrzymywanie się. Leć obok mnie i zatrzymaj się, kiedy ja to zrobię.

Postaram się.

Harry poszybował przez boisko z Seanem nieco po swojej prawej. Harry zatrzymał się – Sean nie. Kilka chwil później Sean się z nim zrównał.

Chyba zrobiłem coś nie tak.

Równowaga – powiedział Harry. – Kiedy się zatrzymujesz, pociągnij lekko rączkę i pochyl się nieco, żeby wyrównać lot.

Pognali z powrotem przez boisko (pozostali zawodnicy wciąż ćwiczyli pod nimi).

Tym razem, kiedy Harry się zatrzymał, Seanowi także się udało.

To działa – stwierdził Sean.

Skup się jedynie na równowadze i reszta powinna przyjść ci z łatwością.

Cóż, wątpię w to, profesorze – odparł Sean. – Ale i tak jest pan świetnym nauczycielem.

Harry popatrzył w dół na pole.

Pokaże mi pan ten zlot? – spytał Sean.

Harry nie był pewien, czy równowaga Seana była już na tyle dobra. Przegryzł wargę.

Nie, chodzi tylko o pokazanie – dodał Sean. – Wiem, że jeszcze nie dałbym mu rady.

Nie widziałem jeszcze znicza – powiedział Harry, szukając wymówki.

Stan go nie wypuścił – wyjaśnił Sean. – Dawał mi czas, żeby pana przekonać.

Harry roześmiał się na te słowa. Sean obrócił się i krzyknął:

Stan! Wypuść znicza!

Harry zobaczył przez moment, jak złota piłeczka krąży z brzękiem, zanim zniknęła mu z oczu.

Jest pana, profesorze – rzekł Sean. – Ja będę patrzył.

Sean, znicz może nawet nie zanurkować – zauważył Harry.

To nie ma znaczenia – odparł. – Chcę móc powiedzieć swoim dzieciom, że widziałem Harry’ego Pottera łapiącego znicza.

Harry rzucił mu krzywy uśmiech.

Dobra, ale następny jest twój. I chcę móc powiedzieć swoim dzieciom, że widziałem Seana McIvesa łapiącego znicza.

Zgoda, profesorze.

Harry wyciągnął w jego stronę rękę, ale znicz przefrunął tuż koło niego. Harry obrócił się tak szybko, że niemal zwalił Seana z miotły. Chłopakowi jednak nic się nie stało i Harry pognał za zniczem.

Z widowni dobiegł go głośny okrzyk, kiedy znicz zanurkował. Harry nie zauważył nawet, że zawodnicy przerwali swój trening, aby popatrzeć. Całe skupienie przeznaczył piłeczce z trzepoczącymi, złotymi skrzydełkami. Szybko zbliżał się do ziemi, a znicz wciąż mknął w dół.

Mam cię, pomyślał Harry.

Znicz zrównał się z ziemią.

Harry wskoczył na miotłę i pociągnął za rączkę. Stopę nad podłożem, Harry wciąż gonił za zniczem. Puścił rączkę i wstał. Prawie go miał. Wyciągając przed siebie rękę, Harry skoczył i złapał znicza, po czym przeturlał się po ziemi. Wstał ze zniczem w dłoni i wyciągnął drugą rękę, by przywołać do siebie miotłę.

Nagle zdał sobie sprawę z tego, że tłum zgromadzony na widowni wybuchnął oklaskami. Harry rozejrzał się i poczuł, że się czerwieni.

To był wspaniałe, profesorze! – wykrzyknął Sean, zeskakując z miotły obok niego. – Chciałbym to umieć.

Harry wzruszył ramionami, z oczami wbitymi w ziemię. I znów nie mógł zerwać ze swoim życiowym nawykiem. W tym przypadku – z zawstydzeniem.

Hermiona pojawiła się przy Seanie.

Widzisz, miałam rację. Znów jest zażenowany – powiedziała.

Profesorze, był pan świetny – rzekł Sean. – Nie mogę się doczekać, aż moja równowaga będzie tak dobra, żebym mógł to zrobić.

Jestem pewien, że wkrótce ci się to uda – odparł Harry, starając się zignorować tłum.

Harry urodził się z tym – wtrąciła Hermiona. – Już na naszym pierwszym roku potrafił to zrobić.

Hermiono – przerwał jej Harry. Obrócił się do chłopców. – Widzę się z wami jutro.

Harry opuścił boisko. Wciąż czuł ten dreszcz podekscytowania, który towarzyszył mu, kiedy pędził ku zniczowi i go łapał. Teraz jednak coś się zmieniło.

Harry poczuł pieczenie na czole.

O co chodzi, Harry? – zapytał Voldemort. – Dowiodłeś, że wciąż potrafisz wykonać ten manewr, więc skąd ta melancholia?

Proszę, odejdź, Voldemort – powiedział Harry. – Nie mam ochoty na rozmowę.

Coś cię dręczy – nalegał Voldemort. – Powiedz mi.

Harry wciąż milczał, kiedy szedł przez zamek. Voldemort go nie opuszczał. Dopiero gdy doszedł do swojej klasy, Voldemort pojawił się przed nim, by go zatrzymać. Harry nie był na tyle głupi, by próbować przez niego przechodzić.

Harry, powiedz mi, co jest nie tak – rzekł Voldemort.

Harry wpatrywał się w podłogę myśląc o wszystkich rzeczach, które ominęły go w dzieciństwie. Harry powinien cieszyć się grą w quidditcha z dzieciakami. Powinien uwielbiać popisywać się i być dumnym z nauczania ich. A Harry czuł jedynie wstyd.

To krótkie zadowolenie, jakie odczuwał po złapaniu znicza zostało zatarte przez fakt, że był teraz mężczyzną. Desperacko chciał móc grać z dziećmi, ale nikt nigdy mu niczego nie pokazywał. Nie miał żadnego przykładu. Próbował przypomnieć sobie, jak się czuł, kiedy nauczał Seana, ale nie potrafił tego przywołać.

Będę marnym ojcem.

Harry przeszedł obok Voldemorta, lecz ten mu na to nie pozwolił, chwytając jego twarz. Harry, wpatrując się w oczy Voldemorta, powoli osunął się na kolana – ból, który odczuwał, nie był czysto fizyczny.

Użalanie się nad sobą nie pasuje do ciebie, Harry – powiedział Voldemort z powagą.

Harry oderwał od niego wzrok.

Nie rozumiesz – rzekł cicho.

Czyżby?

No dobrze, może Voldemort rozumiał.

Proszę, puść mnie.

Harry, pamiętasz, co powiedziałem ci na twoim siódmym roku? – spytał Voldemort. – Że jeśli wszystko brałbym na serio, to nie mógłbym cieszyć się swoją mocą.

Tak.

Mówiłem ci, żebyś cieszył się życiem. Jesteś dopuszczony do gry, Harry.


Rozdział 5

Przyjaźń i więzi rodzinne


Następnego dnia Harry czuł się nieco lepiej, głównie dlatego, że większość uczniów, która widziała jego grę, nie rozprawiała w kółko o jego wyczynie. Jednak powiedzieli mu, jak Sean przechwalał się jakim to świetnym nauczycielem jest Harry i ile się od niego nauczył.

Sean i Stan wyprosili go też, by przyszedł na kolejny trening, obiecując, że nikomu nie powiedzą. Harry w końcu uległ (choć zbytnio nie oponował) i się zgodził.

Był piątek wieczór i Harry siedział przy biurku w swojej klasie. Wolałby siedzieć raczej w swoim gabinecie, ale był on zbyt mały i gdyby Voldemort się tam zjawił, byłoby to bardziej bolesne w tak niewielkim pomieszczeniu.

Miał już skończony rozkład zajęć na przyszły tydzień, więc postanowił popracować nad swoim listem do Ginger. Jak ma jej to powiedzieć?

Co robisz, Harry? – spytał Voldemort ze swojego krzesła z tyłu sali.

A na co to wygląda? – odparł Harry.

Cóż, wnioskując po twoim udręczonym obliczu – oznajmił Voldemort – rzekłbym, że próbujesz wymyślić, jak powiedzieć o mnie swojej żonie.

Voldemort zniknął i zmaterializował się tuż za Harrym. Harry uderzył ręką w bliznę.

Chciałbym, żebyś przestał to robić – mruknął.

Voldemort roześmiał się cicho nad jego ramieniem.

Widzę, że miałem rację.

Wiesz wszystko, Voldemort, więc po co w ogóle pytasz? – warknął Harry. – I mógłbyś nie czytać mi przez ramię? Już przyprawiłeś mnie o migrenę.

Harry poczuł, że Voldemort prostuje się za nim.

No więc, czemu jej nie powiedziałeś, Harry?

Wiesz czemu.

Ależ skąd – odrzekł Voldemort. – Wydaje mi się, że będzie bardziej zła na to, że jej nie powiedziałeś, niż na fakt, że to ja cię nawiedzam.

Nie chcę jej martwić – rzekł Harry.

A nie sądzisz, że będzie i zmartwiona, i zła, kiedy dowie się prawdy?

W takim razie lepiej odłożyć to na później.

Ale to twoja żona – odparł Voldemort. – Ma prawo wiedzieć, zwłaszcza że – jak mówi kontrakt – po tym jak urodzi, będę mógł zjawić się w twoim domu, jeśli tam będziesz.

Nie przypominaj mi, Voldemort – oznajmił Harry. – Pamiętam całkiem dobrze na co się zgodziłem.

Więc jej powiedz, Harry. Zanim dowie się sama.

Voldemort brzmiał na tak pewnego siebie, że Harry’ego to zdenerwowało.

Posłuchaj – rzekł, wstając i obracając się jednocześnie. – To nie twój…

Voldemort chwycił go za podbródek i Harry wciągnął z bólem powietrze.

Straciłeś panowanie nad sobą, mój synu?

Harry oparł się o biurko, aby utrzymać się na nogach i spojrzał Voldemortowi w oczy. Voldemort zerknął na chwilę w bok, zanim odwrócił się i posłał Harry’emu bardzo zadowolony uśmieszek.

Prosimy do środka, pani Potter – powiedział Voldemort.

Harry przełknął głośno ślinę. Voldemort trzymał go mocno, lecz kątem oka dostrzegł, że jego żona wchodzi głębiej do klasy. Harry mógł się założyć, że stała tam już dobrą chwilę i Voldemort wiedział – dlatego zadawał te wszystkie pytania.

Harry poczuł, że nogi się pod nim uginają.

To nie było zbyt miłe – wychrypiał.

Voldemort popatrzył na niego twardo.

A kto powiedział, że jestem miły?

Na mnie nie patrz – stwierdziła Ginny.

Voldemort zachichotał.

Puść go, Voldemort – rzekła Ginny.

Voldemort posłuchał się jej i Harry upadł na podłogę.

Wyglądasz olśniewająco – powiedział Voldemort. – Jak ci się żyje z Harrym?

Ginny zignorowała go i podbiegła do biurka. Wzięła Harry’ego pod ramię i pociągnęła go na nogi.

Harry, jak mogłeś to przede mną ukrywać? – spytała oskarżycielsko Ginny.

A jak miałem ci powiedzieć? – odparł Harry cicho.

Ginny pomogła mu dojść do krzesła.

Niech cię, Harry. Nie jesteś już dłużej sam.

Wiem, Ginger – rzekł Harry. – Przepraszam. Ja tylko…

Nawet nie zaczynaj, Harry. Obiecałam, na dobre i na złe. – Rzuciła wściekłe spojrzenie Voldemortowi. – Nawet jeśli on zawsze zamienia wszystko na złe.

Voldemort zaśmiał się lekko.

Zawsze cię lubiłem, Ginny – przyznał Voldemort.

Ginny wstała i odwróciła się do niego.

Ty – na zewnątrz. Chcę porozmawiać z moim mężem.

Twarz Voldemorta stężała.

Bądź ostrożna, dziewczyno – powiedział złowrogim tonem. – Jak sama widzisz, wciąż mogę go dotykać. Wciąż mogę przyprawiać go o agonię. Nie prowokuj mnie.

Jasne. No cóż, chcę usłyszeć o wszystkim zanim będę musiała iść, więc zostaw nas samych, z łaski swojej.

W kontrakcie nie ma o tym słowa, moja droga – rzekł Voldemort. – Nie muszę wychodzić.

Ginny popatrzyła na Harry’ego, który odwrócił wzrok.

Kolejny kontrakt? – spytała Ginny. – Świetnie. – Nie spuszczała wzroku z Harry’ego, który przyciskał rękę do blizny. Musiała się domyślić, że wciąż cierpiał. Rozejrzała się.

Rowan – zawołała.

Harry…

Ja jej nie wezwałem – powiedział Harry z uśmiechem – tylko Ginger.

Rowan wleciała do sali – wyglądała na nieco zmęczoną (miała sporo roboty od powrotu Voldemorta) – i duch zniknął. Rowan wylądowała na piersi Harry’ego i zmyła łzami jego ból.

Kiedy Harry znów spojrzał na swoją żonę, na jej zwykle anielskiej twarzy malował się niezbyt przyjemny wyraz.

Ginger…

Wykrztuś to z siebie, Harry – rzekła. – Chcę usłyszeć wszystko.

Harry westchnął i opowiedział jej o wszystkim. Przy kolacji dołączyła do nich Hermiona, która pomogła skomentować niektóre fakty. Skończyli posiłek, a Ginny i Hermiona dyskutowały właśnie nad możliwym przebiegiem wydarzeń, kiedy Nagini wślizgnęła się do środka.

Świetnie.

O co chodzi?” – spytał Harry węża.

Mistrz jest bardzo zdenerwowany na pana Pottera” – odparła Nagini.

Czyżby?”

Tak. Mistrz zmusił cię, byś powiedział jej swój sekret, ale ona nie jest wdzięczna.”

To znaczy?” – spytał Harry.

Mistrz myśli, że powinna powiedzieć ci swój sekret.” – odpowiedziała Nagini.

Jej sekret?” – powtórzył Harry zdziwiony.

Ten, który przed tobą ukrywa.”

Harry zerknął z niedowierzaniem na węża, po czym obrócił się do Ginny.

Coś przede mną ukrywasz, Ginger?

Ginny spojrzała na węża z nagłym przestrachem.

Co ci powiedziała? – zapytała Ginny.

Harry powtórzył jej słowa Nagini.

Och, nie – jęknęła Hermiona. – Voldemort wie.

Wie o czymś, o czym ja nie wiem? – spytał ostro Harry.

Ginny przegryzła wargę.

Och, Harry.

Harry odesłał Rowan z powrotem do domu i wezwał Voldemorta. Kiedy się zjawił, Harry znów zapytał:

Co się dzieje?

Harry, pomyśl – rzekł Voldemort. – Czy nie zauważyłeś, że kiedy nakłaniałem cię do podpisania dokumentów, powiedziałem, że to dla dziedziców?

Tak, ale Ginny pochodzi z dużej rodziny – odparł Harry. – Zamierzamy mieć… – Harry przerwał w pół słowa i spojrzał na swoją żonę. Dziedzicem było najwcześniej urodzone dziecko, a Voldemort użył liczny mnogiej. George i Fred byli braćmi Ginny… Harry wstał.

Bliźniaki! – wykrzyknął.

Ginny znów przegryzła wargę.

Harry patrzył na nią ze zdumieniem. Nie jedno, tylko dwoje. Odwrócił się, przebiegając ręką przez włosy.

Voldemort roześmiał się z jego reakcji.

Dziedzic Gryffindora i dziedzic Slytherina, Harry – oznajmił Voldemort. – Przepowiednia po raz kolejny się spełnia.

Harry zlekceważył go.

Dlaczego mi nie powiedziałaś? – spytał żony.

Gdybyś widział teraz swoją twarz, to byś nie pytał – odparła z uporem Ginny.

Ale coś tak ważnego…

Och – przerwała mu Ginny – a bycie nawiedzonym przez największego czarnoksiężnika stulecia wcale nie jest ważne?

Harry otworzył usta, ale nie mógł znaleźć na to odpowiedzi. Znów zalało go poczucie winy. To z jego powodu nad całą jego rodziną będzie wisiało wieczne utrapienie w postaci Voldemorta.

Ale… – zaczął Harry.

I tak byłeś już zmartwiony – ciągnęła Ginny. – Nie chciałeś iść nawet na Ucztę Powitalną, bo miałam problemy z żołądkiem.

Harry nie wiedział, co powiedzieć. Ginny miała braci – ludzi, których kochała i którzy kochali ją – i przez całe życie musiała się z nimi kłócić. Harry nie miał nikogo takiego.

Nigdy też nie miał poważnej sprzeczki z Ginny. Miał prawo być zły, ale nie potrafił przezwyciężyć poczucia winy. A Ginny jeszcze z nim nie skończyła.

Niech cię, Harry. Dlaczego musisz…

Ginny zamknęła usta, kiedy Voldemort podszedł prosto do Harry’ego i przyłożył dłoń do jego czoła.

Harry upadł na ziemię z głośnym krzykiem, a Ginny i Hermiona pisnęły z zaskoczenia.

Ginny uklękła obok Harry’ego i oplotła jego pierś ramieniem.

Mówiłem ci, dziewczyno – rzekł Voldemort. – Nie prowokuj mnie.

Ginny spojrzała na niego lękliwie.

P-przecież nic nie zrobiłam.

Ależ zrobiłaś – odparł Voldemort. – Przyparłaś Harry’ego do muru przez jego własną winę. Harry nie potrafi sprzeczać się z tymi, których kocha. Sprowokowałaś mnie, krzywdząc mojego syna.

Więc dlaczego ukarałeś Harry’ego?

Nie cierpi teraz przez nieznośne poczucie winy, prawda? – spytał Voldemort.

Harry? – powiedziała Ginny przez łzy.

Harry nie mógł mówić. Ból uderzył zbyt szybko, zaskoczył jego organizm.

Rowan! – zawołała Ginny.

Harry zamknął oczy. Voldemort dostał sprawiedliwą prowokację. Rowan nie przybędzie.

Rowan! – krzyknęła znów Ginny.

Nie przyleci – rzekł Voldemort. – Harry o tym wie. Pozwolisz mu wykrwawić się na śmierć?

Łapiąc z płaczem powietrze, Ginny wysyczała:

Nienawidzę cię.

Pomóż Harry’emu – odparł tylko Voldemort.

Ginny dźwignęła się na nogi i pobiegła na dół po pomoc. Hermiona usiadła obok Harry’ego, przyciskając jakąś mokrą ścierkę do jego czoła.

Przykro mi, Harry – powiedział Voldemort.

Wiem, Voldemort – odrzekł Harry słabo. – Ale miałeś rację. Zniosę to od ciebie, ale nie od niej.

Voldemort kiwnął głową.

Wezwij Rowan, Harry. Ustąpię ci.

Nigdy nie walczyłeś ze mną ani z Ronem – oznajmiła Hermiona.

Ciemność zaczynała go pochłaniać, lecz wciąż czuł krew spływającą mu po twarzy.

Nie mogę ci na to pozwolić – wydyszał. – Moja żona cię sprowokowała i ukarałeś mnie w jej imieniu. Wciąż mnie chronisz, prawda?

Tak, Harry – odparł Voldemort. – Wciąż jesteś moim synem.

Harry usłyszał odgłos kroków.

Proszę, odsuń się do niego! – zawołała Ginny.

Voldemort cofnął się parę metrów.

Rozumie pani teraz, pani Potter?

Tak, rozumiem – rzekła Ginny. – Wciąż jesteś potworem.

Harry wrzasnął, kiedy ktoś przeniósł go na nosze.

Och, Harry – wyszeptała Ginny.

Severus przyłożył coś do jego blizny, podczas gdy Hermiona starała się zmyć mu krew z twarzy.

Pomyśl dobrze, Ginny – powiedział Voldemort. – Kiedy to zrozumiesz, Harry będzie mógł zakwestionować swoją karę i wezwać Rowan.

Ginny wstała i popatrzyła na Voldemorta. Otworzyła usta, ale znów je zamknęła, kiedy Voldemort przysunął się bliżej Harry’ego.

Z kim walczył Harry, Ginny?

Walczył z Ronem – odparła.

Czyżby? Słyszałaś kiedyś, żeby się kłócili?

Cóż, nie – stwierdziła. – Nie odzywali się do siebie.

Voldemort skinął.

A co się działo, kiedy Harry kłócił się z Dursleyami?

Nie wiem.

Sądzę, że był zamykany i głodzony – odrzekł Voldemort.

Ginny zamarła z przerażenia. Harry odwrócił od niej głowę.

Zaczekaj, Severusie – rzekł Voldemort, przysuwając się do noszy Harry’ego.

A co z Syriuszem? – zapytał ją znów.

Harry nie kłóci się z Syriuszem.

Prawda. A z kim się kłóci?

Tylko z tobą – odpowiedziała Ginny z szeroko otwartymi oczami.

I co się wtedy dzieje?

Doprowadzasz go do agonii! – krzyknęła Ginny.

A co z Hermioną?

Nigdy nie…– Ginny urwała i dodała łagodniej: – Nigdy nie walczy z ludźmi, na których mu zależy.

Doskonale, Ginny – powiedział Voldemort. – Harry dorastał, nie mając nikogo, o kogo mógłby się troszczyć. Teraz ma takich ludzi wokół siebie. Nie będzie z nimi walczył, bo nie chce stracić tego, czego nigdy wcześniej nie miał. Prędzej…

Prędzej zgodzi się cierpieć – pisnęła Ginny.

Tak, Ginny.

Zrobiłeś to dla niego – szepnęła.

Tak – rzekł Voldemort. – Zniesie to ode mnie, ale nie od ciebie.

Ginny pochyliła się nad Harrym.

Och, Harry, tak mi przykro. Jestem taka głupia. Ty też jesteś głupi, jeśli sądzisz, że możesz mnie stracić. Kocham cię, idioto.

Harry nie widział jej twarzy, ale słyszał w jej głosie napięcie. Zamknął oczy.

Chyba będę dziś musiał nocować u teściów.

Voldemort zachichotał. Harry też parsknął śmiechem, ale zaraz jęknął, kiedy zalała go nowa fala bólu.

Jednakże – oświadczyła Ginny – mam prawo do kłótni z moim mężem, z lub bez twojej ingerencji, Voldemort. Więc nie zgadzam się na karanie go z tego powodu.

Voldemort poszybował na drugi koniec klasy.

Ustępuję.

Kiedy zniknął, Ginny wezwała Rowan. Przybyła.

Rowan, która była już u końca swojego cyklu, nie miała wiele mocy. Była w stanie zatrzymać krwawienie, przywrócić mu wzrok i pozbawić go większości bólu, lecz Harry wciąż był trochę słaby przez resztę weekendu.


Kiedy wkraczał w poniedziałek do klasy, uczniom wystarczyło na niego jedno spojrzenie, a jęknęli zgodnie.

Chyba żadnemu z nas nic się nie wypsnęło, prawda? – spytała Cindy.

Nie – zaprzeczył Harry, siadając przy biurku. – Moja żona odwiedziła mnie niedawno. – Westchnął. – Nie powiedziałem jej jeszcze o Voldemorcie. Była lekko wytrącona z równowagi.

Kilkoro chłopców roześmiało się.

Cóż, nie dziwię jej się – stwierdziła Missy.

Chwilę – rzekł Sean. – Sprowokowała go i potem on pana ukarał?

Tak – odparł Harry. – Tylko mnie może zranić, pamiętajcie.

To nie fair – oznajmił Dawn.

A kto powiedział, że postępuję fair – odrzekł Voldemort, materializując się na krześle z tyłu.

Harry wzdrygnął się.

Więc czemu… – zaczęła Missy.

To oczywiste – przerwała jej Cindy.

Voldemort zachichotał.

Ta dziewczyna tak bardzo przypomina Hermionę, że to prawie denerwujące.

Harry usiadł wygodniej w krześle i się uśmiechnął. Cała klasa patrzyła wilkiem na Cindy, która marszczyła brwi, cała czerwona.

Cindy, uznaj to za komplement – powiedział Harry. – Voldemort wie, że profesor Weasley potrafi przejrzeć przez wszystkie jego semantyczne gierki. – Voldemort podniósł się, ale Harry podniósł rękę. – Proszę, wiesz, że w większości to prawda, a i tak wyrządziłeś już wystarczającą szkodę.

Voldemort przyjrzał mu się uważnie.

Wciąż jeszcze cierpisz. – Voldemort stwierdził oczywiste.

Rowan zrobiła, co mogła – odparł Harry, wzdychając.

Voldemort usiadł z powrotem.

W porządku, Harry.

Harry odwrócił się do Cindy.

Więc nam powiedz. Dlaczego mnie ukarał?

Cóż, powiedziałabym, że to przez groźbę tortury, jego ulubioną formę manipulacji.

Kontynuuj – zachęcił ją Harry.

Jest pana żoną – podjęła Cindy – wątpię więc, żeby chciała widzieć pana… cóż, w takim stanie. Przez jej wiedzę o tym, że jest w stanie panu to robić, może ją kontrolować.

Voldemort zachichotał.

Bardzo dobrze, panno Larsen.

To kompletnie do kitu – rzekła Missy.

Voldemort roześmiał się głośno.

Więc miałam rację – stwierdziła Cindy.

Tak – zgodził się Harry. – I chociaż to rzeczywiście do kitu, moja żona ma silny charakter i wolę.

To niezbędne do bycia panią Potter – dodał Voldemort.

Harry zignorował tę uwagę.

Nigdy też nie bała się Voldemorta.

Hm, tak – mruknął Voldemort. – Dzielna, mała gąska. Zawsze krzyczała na mnie w imieniu Harry’ego.

Klasa zaśmiała się z jego zrzędliwego tonu i Harry się uśmiechnął.

Narzekasz, Voldemort – powiedział.

Voldemort przyglądał mu się z powagą.

Och nie, Harry – rzekł. – Wątpię, żeby znów tego próbowała.

Ale Harry nie przestawał się uśmiechać.

No, sam nie wiem. Ginger uwielbia rzucać cięte riposty.

Voldemort posłał Harry’emu wyzywający uśmiech.

Czekam więc na to z niecierpliwością.

Jestem pewien, że tak.

Przyszła z jakiegoś powodu? Czy tylko po to, żeby cię odwiedzić?

A musi mieć jakiś powód, żeby się ze mną zobaczyć? – spytał Harry oburzony.

Voldemort zachichotał.

Niezła próba, Harry.

Harry potrząsnął głową w oznace rezygnacji i wyciągnął ramię.

Przyniosła mi zegarek. Zostawiłem go w domu, kiedy ostatnim razem tam byłem.

Przebyła całą drogę do zamku tylko po co, żeby przynieść panu zegarek? – spytała z zaskoczeniem Cindy. Potem opuściła wzrok. – Ee, przepraszam, profesorze.

Harry popatrzył w jej kierunku.

Nic się nie stało – odparł. – To brzmi nieco dziwnie, ale ten zegarek jest niezwykły. – Posłał Seanowi szybkie spojrzenie. – Został zrobiony przez tych samych ludzi, który wymyślili Mapę Huncwotów.

Kiedy kilko z uczniów, który byli z nim wtedy w Pokoju Wspólnym, zaczęło ze sobą szeptać, Voldemort przemówił:

Naprawdę? Opowiedz nam o nim.

Harry był pewien, że ostatnią rzeczą o jakiej chciał słyszeć Voldemort, był jego ojciec i Syriusz.

Powiedzmy tylko, że jeśli wyda się odpowiednie polecenie, ten zegarek wyrazi kilka opinii na temat tego, co jego posiadacz powinien robić w danej chwili.

Kompletna strata czasu, jeśli mnie pytasz – stwierdził Voldemort.

Tak? – Cholerna ciekawość Harry’ego. – Niby dlaczego?

Voldemort zachichotał.

Ponieważ, mój chłopcze, jedyna opinia, która się liczy, to moja, rzecz jasna.

Harry roześmiał się, lecz pukanie do drzwi nie pozwoliło mu na odpowiedź.

Proszę – zawołał Harry.

Do środka wszedł Remus Lupin. Wyglądał na zmęczonego i chorego, kiedy podchodził do Harry’ego.

Ach, witaj, Remusie – rzekł Voldemort.

Remus zatrzymał się i posłał mu zdziwione spojrzenie. Westchnął.

Miałem nadzieję, że Syriusz bardzo okrutnie sobie ze mnie zażartował – powiedział Remus Harry’emu.

I mi to mówisz.

Harry przedstawił profesora Remusa Lupina, najlepszego nauczyciela Obrony, jakiego miał Hogwart i oznajmił, że Remus będzie z nim uczył przez następne parę dni.

Dlaczego? – spytał Sean.

Tak, ciekawe dlaczego? – dodał Voldemort niewinnie.

Voldemort, proszę – rzekł Harry. – To ma być niespodzianka. Współpracuj z nami.

Voldemort popatrzył na niego.

A co mi w zamian zaoferujesz?

Harry westchnął.

Czy zawsze musisz wszystko utrudniać?

Och, ależ muszę. Co proponujesz?

A co chcesz?

Czy z nim wszystko podpada pod negocjacje? – zapytał Remus.

Zazwyczaj – odrzekł Harry. – Ale myślę, że tym razem ma na myśli coś konkretnego.

Jak dobrze mnie znasz. Harry.

Więc o co chodzi?

Pozwolisz mi odwiedzić Ginny jednego dnia w tym tygodniu – powiedział Voldemort. – Abym mógł zmierzyć się z jej ciętą ripostą.

Harry rozważył tę propozycję. Ginger da sobie radę. To nawet pomoże, bo pewnie sama nalegałaby na wizytę. Spojrzał na Remusa.

W środę – oznajmili jednocześnie.

Voldemort kiwnął powoli głową.

Rozumiem – rzekł. – Znakomicie, Harry. Będę współpracował.

Remus stanął na przedzie klasy.

Będę was uczył o boginach, dementorach i wilkołakach.

Klasa jęknęła.

Już je przerabialiśmy – stwierdził Sean.

Czy ktoś z was je widział? – spytał Remus.

Uczniowie popatrzyli po sobie.

No… nie – odparła w końcu Missy.

Profesor Potter znalazł bogina, więc będziecie walczyć z nim osobiście. – Odwrócił się do Harry’ego. – Jesteś pewien, że starczy ci na to sił?

Tak.

Gdzie on jest?

W pokoju nauczycielskim, jak ostatnio – odparł Harry. – Wkurza Snape’a jak nie wiem.

Remus roześmiał się.

Szkoda, że nie ma tu Neville’a.

Przypomniawszy sobie o koledze, Harry postanowił, że zdecydowanie odwiedzi go w Hogsmeade pod koniec tego tygodnia.

Harry wstał, kiedy Remus wyprowadził klasę na zewnątrz.

Nie przypuszczam, że mógłbym cię przekonać do pozostania w klasie – powiedział Harry.

Voldemort roześmiał się cicho.

I miałbym opuścić naszą ulubioną klasę walczącą z boginem? – spytał Voldemort. – Harry, nie bądź głupi.

Co oznaczało: nie.

Tylko utrzymuj odległość – rzekł Harry.

Będziesz błagał?

Harry westchnął.

Proszę cię.

W porządku, Harry – odparł Voldemort z uśmiechem.

Weszli do pustego pokoju nauczycielskiego i Remus sprawdził, czy wiedzą, co się stanie, kiedy bogin wyjdzie na zewnątrz. Wszyscy wiedzieli, że zmieni się w to, czego dana osoba obawiała się najbardziej. Znali też zaklęcie do obrony i Remus poinformował ich na koniec, że każdy będzie miał szansę się z nim zmierzyć.

Jeśli chodzi o profesora Pottera… – Remus zerknął w jego kierunku. – Jesteś pewien, że…

Remus, daj mi spokój – uciął Harry.

W czym problem? – spytał Voldemort znudzonym tonem. – Harry niczego się nie boi. Mnie z pewnością nigdy się nie lękał. W co mógłby się zmienić? W jego żonę?

Bardzo śmieszne, Voldemort – odparł Harry.

Remus kontynuował:

Jak mówiłem, jeśli chodzi o profesora Pottera, jego bogin zmienia się w dementora.

Dementora? – powtórzył Voldemort, znów odzyskując zainteresowanie. – Och, Harry. Jestem pod wrażeniem.

Dlaczego to takie imponujące? – spytała Missy.

Moja droga dziewczynko – rzekł Voldemort. – Jest to imponujące, ponieważ znaczy to, że tego, czego najbardziej obawia się Harry, jest sam strach.

Klasa spojrzała w jego stronę. Na szczęście, Remus mówił dalej:

Profesor Potter pokaże wam w ten sposób, jak pokonać dementora – wyjaśnił.

Harry potrafi wyczarować silnego patronusa? – zapytał Voldemort.

Tak, Voldemort – odrzekł Remus. – Odparł setkę dementorów, kiedy był na trzecim roku.

Naprawdę? Setkę? Na trzecim roku? – dopytywał się Voldemort.

Tak – potwierdził Remus. – Czemu jesteś taki zaskoczony? Wiesz przecież, jaki jest potężny.

No tak, ale w tym wieku…

Czy możemy już z tym skończyć? – spytał Harry, starając się nie zauważać, jak klasa znów się na niego gapi.


Harry obserwował, jak bogin zmienia się w różne straszne stwory i wielkie owady, które uczniowie przemieniali tak, by wyglądały śmiesznie.

Gotowy, Harry? – zapytał Remus.

Jasne – odparł, przesuwając się naprzód. Bogin obrócił się do niego i zmienił postać. W pokoju zrobiło się zimno.

Harry usłyszał w głowie błagania swojej matki, ale czekał. Usłyszał jej krzyki.

Teraz, Harry – polecił Remus. – Wykończ go.

Harry podniósł rękę.

Expecto Patronum – powiedział. Srebrny jeleń wystrzelił z jego dłoni i natarł na dementora-bogina, który zahaczył stopą o kraniec swojej szaty.

Widok potwornego, przeraźliwego stworzenia, potykającego się o swoje nogi był tak zabawny, że cała klasa się roześmiała. Bogin eksplodował w chmurze dymu.

Dobrze się czujesz, Harry? – spytał Remus.

Remusie… – mruknął Harry z rozdrażnieniem.

Na Merlina – stracił cierpliwość Voldemort. – O co cały ten zgiełk? Co się dzieje, kiedy Harry znajduje się w pobliżu dementora?

Nie chcesz wiedzieć, Voldemort – odparł Harry. – Wierz mi, nie chcesz.

A właśnie, że chcę. Remus musi wiedzieć.

Remus wie, gdyż nie rozumiałem wtedy, czemu działają na mnie gorzej, niż na innych – wyjaśnił Harry. – Zwykle przy nich mdlałem. Nauczył mnie zaklęcia patronusa.

Powiedz mi, Harry.

Nie, Voldemort – odparł, kiedy wracali z powrotem do klasy Obrony.

Pytam cię, Harry.

Będziesz mnie błagał? – spytał Harry z uśmiechem.

Założę się, że panna Larsen już na to wpadła – stwierdził Voldemort.

Harry zerknął na Cindy. Wyglądała na pogrążoną w myślach.

Być może – rzekł, wzruszając ramionami.

Ona mi powie – powiedział Voldemort. – Ale wolałbym to usłyszeć od ciebie.

Uczniowie zajęli miejsca i Harry usiadł na swoim krześle przed biurkiem.

Powiedziałem: nie, Voldemort.

Voldemort przyleciał do Cindy.

Panno Larsen?

Nie mam pojęcia, co mogłoby być na tyle straszne, że profesor Potter zemdlał – odrzekła Cindy, lecz zrujnowała swój ignorancki komentarz słodkim uśmiechem.

Ach, masz również lojalną klasę – oznajmił Voldemort.

Szczęśliwie, w tej chwili rozbrzmiał dzwonek. Uczniowie opuścili salę, rozprawiając o boginie i dementorze. Voldemort podążył za nimi.

Dokąd się wybierasz, Voldemort? – zatrzymał go Harry.

Zaraz będą tu Krukoni z drugiego roku, Harry – odparł Voldemort. – Pójdę pobawić się ze Ślizgonami Hermiony.

Dlaczego jakoś ci nie wierzę? – spytał Harry, z roztargnieniem bawiąc się łańcuszkiem zawieszonym wokół szyi.

Voldemort zachichotał i zniknął. Harry westchnął.

Widzimy się w środę w nocy – rzekł Remus.

Harry obrócił się do niego, lecz oczy Remusa znajdywały się na medalionie, który Harry obracał nieświadomie w palcach.

Co to? – zapytał Remus.

Harry wzruszył ramionami, zerkając na naszyjnik.

To tylko stary kawałek biżuterii. Mam go od lat.

Pamiętał, co powiedział Voldemort, kiedy zauważył, że Harry go nosi: „Wiedziałem, że go wybierzesz.”

Remus wyjął złotego feniksa z rąk Harry’ego i przyjrzał mu się. Wyciągnął medalion przed siebie, a kamienne oczy – jedno zielone, drugie czerwone – zalśniły jasno.

Nigdy nie widziałem, żebyś go nosił.

Harry wziął medalion od Remusa i włożył go pod szatę.

Zwykle noszę go pod koszulką – wyjaśnił Harry.

Drugoroczni uczniowie zaczęli wchodzić do klasy.

Dlaczego? – spytał Remus.

Harry wyciągnął swoje notatki dla klasy i pochylił się nad biurkiem.

Dlaczego? – powtórzył, nie chcąc przyznać, że tak naprawdę przypominał mu on o miło spędzonym czasie.

To bardzo ładny naszyjnik – rzekł Remus, zafascynowany. – Wygląda na stary.

Harry znów wyciągnął go i obejrzał. Detale były przepięknie wyrzeźbione, a inskrypcja z tyłu medalionu wyglądała, jakby była odciśnięta w bardzo dawnych czasach.

Czy kiedyś to przetłumaczyłeś?

Harry spojrzał na niego.

Hm? Ale co? – spytał, marszcząc brwi.

Remus skinął brodą w stronę medalionu.

Napis. Czy kiedyś go przetłumaczyłeś?

Harry jeszcze bardziej zmarszczył brwi.

Czy przetłumaczyłem…?

Remus roześmiał się lekko.

Chyba się trochę zakręciłeś, co? Czy przetłumaczyłeś go z języka, w którym jest napisany?

Nie potrafisz tego odczytać? – zdziwił się Harry, wyciągając medalion.

Remus przestał się uśmiechać.

A ty potrafisz?

Oczywiście – odparł Harry. – Tu pisze… – Harry zerknął na wisiorek i przeczytał: – Jeśli prawda jest wieczna, śmierć to złudzenie.

Remus szybko zabrał medalion od Harry’ego i przyjrzał mu się uważniej.

Harry, skąd go masz?

Harry delikatnie odebrał mu medalion i wrzucił go pod szatę.

A co? – odparł obronnym tonem.

A to, że właśnie na mnie zasyczałeś – powiedział Remus, zaalarmowany. – Najwidoczniej napis jest w wężomowie.

Wężomowa? To miało sens.

Voldemort mi go…

Voldemort!

Remus obniżył głos, kiedy uczniowie umilkli po jego wybuchu.

Harry, czy ty…

Remusie, uspokój się – rzekł Harry, teraz już zdenerwowany. Musiał interweniować, zanim Remus znów przeskoczy w tryb obrońcy. – Mówiłem ci, mam go od lat. To tylko zwykły medalion.

Remus nie wyglądał na przekonanego.

Zobaczymy się w środę – powiedział Harry, machając w stronę klasy. – Mam lekcję.

Czy Hermiona go widziała?

Remusie…

Idę, już idę. Ale sprawdź go, dobrze?

Jasne, jasne – zgodził się Harry i Remus wreszcie skinął i wyszedł.

Z głośnym westchnieniem, Harry obrócił się do klasy.


W środę wieczorem, Harry polecił szóstej klasie, żeby spotkała się z nim w klasie w jednej z wież. Z początku chciał, żeby wszyscy starsi uczniowie byli na miejscu, ale Albus stwierdził, że tak duża liczba obecnych byłaby zbyt niebezpieczna, więc był zmuszony wybrać jedną klasę. A skoro zaczął już temat ze swoimi Gryfonami, czuł się zobowiązany go z nimi zakończyć.

Harry odsunął się i zrobił miejsce Remusowi. Rozmawiał przez chwilę z uczniami o tym, jak się czuli przy boginie, a potem zaczęli mówić o wilkołakach.

Wyjaśnił im, na czym polega działanie wywaru tojadowego, ale nie było to dla nich nic nowego. Kiedy zaczęli sprawiać wrażenie znudzonych, Harry wyszedł na środek.

Co byście zrobili, gdybyście spotkali czarodzieja, który raz w miesiącu staje się wilkołakiem? – spytał Harry.

Uciekłbym – odparł Rufus, a klasa uśmiechnęła się.

Harry pokręcił głową.

Pytam poważnie.

Missy podniosła rękę i Harry skinął w jej stronę.

Cóż, tak naprawdę, to nie ich wina, że zostali pogryzieni. I jeśli biorą wywar, to są bezpieczni dla ludzi – odparła.

Kontynuuj – polecił Harry.

No więc, dopóki ta osoba nie jest kompletnym durniem, to w czym problem?

Harry kiwnął głową.

Racja, ale bycie „kompletnym durniem” to cecha ludzka. Jak byście ocenili wilkołaka według ludzkiej miary?

Rzecz jasna – podjęła temat Missy – zwierzę nie może nic poradzić na to, jakie jest.

Nie może?

Wielki, czarny pies wskoczył do sali, warcząc groźnie. Wyszczerzył zęby na Remusa.

Klasa przez chwilę wyglądała na wstrząśniętą.

Wszyscy wiedzą, że to Syriusz Black – rzekł Sean. – Nic nikomu nie zrobi.

Fargo, siad – powiedział Syriusz, wchodząc do klasy. Spojrzał na uczniów. – I co wy na to?

Cześć, Syriuszu – przywitał się Harry. – Spotkaliście już mojego ojca chrzestnego? – spytał się klasy.

Harry obserwował, jak wchłaniają informacje z otwartymi ustami. Nie spuszczali wzroku z wielkiego psa, który nie ruszył się z miejsca i wciąż czekał w bojowej pozycji przed Remusem, stojącym bez najmniejszego ruchu.

Wszystkie zwierzęta mogą być wytrenowane i poddane kontroli – rzekł Harry. – Fargo jest psem aurorskim.

Pies aurorski – powtórzyła Cindy, której wzrok szybko obrócił się ku Remusowi.

Fargo, odwrót – zawołał ktoś od drzwi.

Pies natychmiast cofnął się i położył się przy drzwiach, gdzie stała aurorka ze Snapem.

Dzięki, Tonks – zawołał Harry do kobiety z włosami w odcieniu strasznego różu i ta wyszła razem z psem.

Severus Snape wszedł do sali, trzymając w ręku czarę, i Harry zwrócił się do klasy:

Wilkołak to magiczne stworzenie – przypomniał im Harry. – Nie może być wytrenowane ani kontrolowane. Wywar tojadowy sprawia, że staje się bardziej łagodny i inne zwierzęta mogą nad nim zapanować. Ale to wciąż dzika bestia.

Severus uśmiechnął się krzywo, okrążając przez klasę.

To nie jest twój najbłyskotliwszy pomysł, Potter – rzekł, podając czarę Remusowi. Mężczyzna wypił zawartość, próbując się nie zakrztusić, podczas gdy Snape rozejrzał się wokół. – A gdzie jest Czarny Pan? Myślałem, że będzie tym bardzo zainteresowany.

Odwiedza teraz panią Potter – odparł Syriusz. Zerknął na Harry’ego. – Wszystko u niej w porządku, tak przy okazji.

Wiem – odpowiedział Harry. – Byłem u niej po obiedzie.

Harry dostrzegł, że wszyscy rozglądają się z zaintrygowaniem. Wszyscy poza Cindy, zauważył Harry z satysfakcją. Jej oczy nie opuszczały Remusa.

Więc jaka jest ta niespodzianka? – spytał w końcu Sean.

Pokrywa chmur za oknem przesunęła się, odsłaniając jasny księżyc.

Remus zesztywniał i zaczął się trząść. Ze złowrogim pomrukiem, rozpoczął przemianę. Klasa wstrzymała powietrze, kiedy upadł na ziemię – ramiona zginały się, głowa wydłużała.

W pokoju panowała śmiertelna cisza, dopóki transformacja nie dobiegła końca. Wtedy wilkołak skulił się w kłębek na podłodze obok biurka i przestał się ruszać. Syriusz przetransmutował się i położył obok niego.

Wszyscy naraz zaczęli rozmawiać, jednak Harry szybko uciszył klasę.

Chcę, żebyście zrozumieli, że profesor Lupin nie musiał tego robić – odezwał się Harry. – To straszne brzemię. To nie to samo, co bycie animagiem.

Pokaż im, Potter – rzekł Severus.

Harry spojrzał na niego – Snape kiwnął głową. Harry westchnął i wdrapał się na biurko. Klasa patrzyła na niego ciekawie. Harry zeskoczył z biurka, transformując się.

Uczniowie znów wstrzymali oddechy, kiedy czarny sokół z błyszczącymi, zielonymi oczami i srebrną błyskawicą na główce, okrążył pokój.

Profesor Potter jest animagiem? – zdziwił się Sean.

Najwyraźniej – odparła Cindy.

Harry wylądował na biurku i przemienił się, tak, że siedział teraz na blacie, jak to miał w zwyczaju.

Wow, profesorze! – wykrzyknął Rufus. – To było…

Harry uciszył go, podnosząc rękę.

To był mój wybór – powiedział Harry. – Mogę się zmieniać i jest to dla mnie bezbolesne. Mogę też słyszeć i rozumieć to, co się dzieje wokół mnie. – Popatrzył na wilka i psa, potem znów na klasę. – Profesor Lupin nie ma takiego wyboru i jego przemiana jest bardzo bolesna, dlatego też pokreśliłem, że nie musiał się dzisiaj wam pokazywać. Jak widzicie – Harry wskazał na zwierzęta – wywar sprawił, że jest bezpieczny dla ludzi, lecz nie zawsze miał możliwość go przyjmować. Pan Black, mój ojciec i Peter Pettigrew w sekrecie zostali niezarejestrowanymi animagami, aby być z nim przez ten czas, bo nazywali go swoim przyjacielem – bo im zależało. Powiedzcie mi, o czym to świadczy?

Klasa milczała przez parę chwil i Harry pozwolił im to przemyśleć.

Nie jest ważne to, kim jesteś, tylko to, co masz w sobie – odrzekła Missy.

To dobry początek – oznajmił Harry.

Bycie sobą nie zawsze jest łatwe – rzekł Philby Tompkins, mały, cichy chłopak, który rzadko odzywał się na lekcjach.

To bez wątpienia prawda – stwierdził Harry, obracając się do niego. – I choć to istotne, nie o to mi chodzi.

Cindy podniosła rękę. Klasa jęknęła, ale Harry się uśmiechnął.

Dalej, Cindy.

Chodzi o przyjaźń… o lojalność – powiedziała Cindy.

Mów dalej – zachęcił Harry.

Cóż, spójrzcie na psa… to znaczy, pana Blacka – odparła, próbując zobrazować swoje myśli. – No i kiedy Voldemort po raz pierwszy pojawił się tutaj, pan Weasley przyszedł natychmiast i profesor Weasley, jak tylko zrozumiała, to… cóż.

Tak?

Jeśli masz przyjaciół…

Cindy zdawało się braknąć słów. Sean pomógł jej dokończyć:

– …To nie ważne co się stanie, nigdy nie będziesz sam.

Harry skinął z powagą.

Tak. Rozejrzyjcie się wokół. Zobaczcie, komu możecie zaufać. – Harry spojrzał po klasie i nie mógł przepędzić myśli o Draco. Zastanawiał się, gdzie jest i dlaczego jeszcze nie wrócił. Przecież obiecał mu, że przy nim będzie.

Nie zważając na fakt, że Draco nie mógł wiedzieć o tym, iż potrzebuje pomocy, Harry poczuł się zraniony. Jego ręka objęła medalion, leżący pod szatą.

Harry otrząsnął się z zamyślenia. Draco był tam, kiedy to miało znaczenie, przypomniał sobie.

Przyjaźń – dodał Harry, obracając się ku klasie – może czasem być najlepszą obroną przed czarną magią.



Rozdział 6

Wspomnienia i semantyka


Harry spacerował główną ulicą Hogsmeade. Próbował namówić Hermionę, żeby z nim poszła, ale miała tego popołudnia zajęcia i nie chciała zawieść swoich uczniów.

Cześć, profesorze – przywitał się Sean McIves.

Harry spojrzał na niego i Stana, a chłopcy zrównali z nim krok.

Witajcie – odparł Harry. – Mogę wam w czymś pomóc?

Zastanawialiśmy się tylko, co pan tu robi bez Voldemorta depczącego panu po piętach – rzekł Sean.

Jeśli chodziło o to, Harry’emu nie było do śmiechu. Voldemort nie pokazywał się od paru dni, odkąd był z wizytą u Ginger. Harry wiedział, że już go tam nie ma, lecz nie miał pojęcia, gdzie przebywał teraz.

Odwiedzam przyjaciela – odpowiedział Harry.

Możemy się przyłączyć? – spytał Sean.

Jeśli chcecie. Choć bez czarującej obecności Voldemorta nie będzie zbyt ciekawie.

Chłopcy roześmiali się, a Harry otworzył drzwi do Babcinego Kufra.

W środku kręciło się już kilka osób. Harry przebiegł przez sklep wzrokiem i dostrzegł Neville’a za ladą, okrążonego przez grupkę młodych ludzi, którzy wyglądali na tutejszych mieszkańców, nie posiadających dostatecznych środków lub talentu, by dostać się do szkoły.

Harry podszedł bliżej, żeby ich lepiej słyszeć.

Nie obchodzi mnie, czy mi wierzycie – mówił Neville, podnosząc rzeźbę i wycierając ją z kurzu ścierką. – Był… jest moim przyjacielem.

Kilka starych zdjęć – szydził jakiś chłopak – i twoje słowo niczemu nie dowodzą.

Neville odłożył rzeźbę na półkę i wziął do czyszczenia następną.

Wierzcie, w co chcecie – powiedział.

Harry nigdy wcześniej nie słyszał, by Neville brzmiał na tak pewnego siebie.

Więc czemu jeszcze cię tu nie odwiedził, Longbottom? – spytał inny młodzieniec. – Skoro jest twoim przyjacielem…

Posłuchaj – przerwał mu Neville, nie przerywając swojej pracy. – Użeranie się z najgorszym czarnoksiężnikiem tego wieku jest nieco męczące. Jestem pewien, że kiedy Harry załatwi wszystkie sprawy w Hogwarcie, przyjdzie mnie odwiedzić.

Neville nie był zły, obrażony, czy nawet niecierpliwy – powiedział to tak, jakby stwierdzał fakt.

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, bo Neville miał rację. Harry załatwił swoje sprawy i przyszedł go odwiedzić.

Cześć, Neville – rzekł Harry.

Neville upuścił rzeźbę, którą akurat wycierał i obrócił się.

Harry!

Neville szybko wyminął ladę i mocno uścisnął Harry’ego. Harry odwzajemnił uścisk, po czym odsunął się i przyjrzał się koledze.

Neville, wyglądasz świetnie – pochwalił go Harry. – Jak się masz?

Dobrze, naprawdę dobrze. A ty?

Żyję.

W dalszym ciągu cyniczny, Harry?

Jak zawsze – odparł, szczerząc zęby.

Neville roześmiał się.

Co słychać u twojej babci? – zapytał Harry.

Ma się dobrze – nadeszła od progu odpowiedź.

Harry spotkał panią Longbottom tylko kilka razy, ale ta zawsze wyglądała tak samo.

Gdzieś ty się podziewał, chłopcze? – spytała kobieta.

Cóż, najpierw były procesy i ministerstwo… Ożeniłem się, Ginger spodziewa się dziecka, a teraz jeszcze uczę i…

Wymówki – mruknęła pani Longbottom.

Harry podszedł do niej i spojrzał jej prosto w oczy.

Wybory, pani Longbottom – poprawił Harry.

Babcia Neville’a roześmiała się i uścisnęła go.

Pójdę zaparzyć herbaty. Porozmawiaj z Nevillem.

Harry obrócił się do przyjaciela, kiedy pani Longbottom opuściła sklep. Neville przewrócił oczami.

Chciałbym, żebyś mi pokazał jak to robisz, Harry.

Co? – spytał Harry, patrząc na półki.

Nieważne – odparł Neville. – Chyba jesteś jedyną osobą, której nie brak odwagi, by zmierzyć się z moją babcią.

No cóż – mruknął Harry, wciąż przeglądając przedmioty leżące na półkach. – Miałem doświadczenie z Dursleyami.

I Voldemortem – dodał Neville.

Harry wzruszył ramionami.

Ten sklep jest wspaniały, Neville. Myślałem, że będziesz zajmował się zielarstwem, ale wygląda na to, że i tak nieźle sobie radzisz.

Nienajgorzej – przyznał. – Mam też szklarnię na tyłach sklepu. Jestem jedynym dostawcą parmazonu w Anglii. Nawet Snape nie ma ze mną szans.

To fantastycznie – odparł Harry, śmiejąc się.

Więc co sprowadza cię do miasta, Harry? – spytał Neville, wracając za ladę.

Ty – oznajmił, podchodząc bliżej. – Jedna z moich klas walczyła pewnego dnia z boginem i nagle pomyślałem o tobie. – Harry oparł się o ladę.

To wspomnienie zawsze mnie będzie nękać – burknął Neville.

Harry roześmiał się.

Żartujesz sobie? To była najzabawniejsza rzecz, jaką w życiu widziałem. Cała klasa nigdy tego nie zapomni.

Harry przechylił się przez ladę, zaglądając pod nią. Na półce stała otwarta butelka z piwem kremowym. Spojrzał na Neville’a z uśmiechem.

Tak myślałem – stwierdził. – Masz jeszcze jedno dla mnie? Już kiedyś piłem herbatę twojej babci.

Zbyt dobrze mnie znasz, Harry – odparł Neville z uśmiechem. Sięgnął do szafki i wyjął drugą butelkę. Podał ją Harry’emu, który zdjął kapsel i wypił łyk.

Wtedy spojrzenie Harry’ego przyciągnęli chłopcy, który wciąż tłoczyli się za ladą, lecz teraz patrzyli na niego z niedowierzaniem. Jedną z niewielu zalet bycia sławnym było to, że mógł podrasować reputację swoich przyjaciół. Machnął ręką w ich kierunku.

Twoi znajomi? – zapytał.

Coś w tym stylu – odrzekł Neville. – Miejscowi, który przychodzą tu czasem mnie podenerwować.

Dorobiłeś się własnego gangu Voldemortów – powiedział Harry.

Neville roześmiał się.

Profesorze – odezwał się Sean, podchodząc do nich (on i Stan rozglądali się do tej pory po sklepie). – Proszę na to zerknąć.

Harry popatrzył na książkę, którą trzymał uczeń.

Co to takiego?

To nasza kronika – oznajmił Neville.

Nasza kronika? – powtórzył ze zdziwieniem Harry. – Mieliśmy kronikę?

Nie dostał pan swojej? – spytał Sean.

Nawet nie wiedziałem, że taką mamy – odparł Harry, biorąc książkę od Seana i zaczynając ją kartkować. Fotografie kolegów ze szkoły, korytarzy i błoni, wszystkich nauczycieli i niektórych duchów… – Kto zrobił te zdjęcia? Colin nie byłby w stanie sam ich wszystkich zrobić.

Głównie domowe skrzaty – rzekł Neville. – Dziwię się, że Ron i Hermiona ci jej nie kupili. Chociaż w sumie pod koniec roku mieli inne zmartwienia.

Harry skinął z roztargnieniem, zerkając na nazwiska osób, które się wpisały.

Gdzie mogę taką dostać?

Prawdopodobnie możesz zamówić ją w szkole. Jeśli nie będą mieli dodatkowych, myślę że Lavender powinna mieć parę w zapasie, to ona była odpowiedzialna za nasze kroniki.

Harry ponownie kiwnął głową.

Ta jest twoja? – spytał Harry z ciekawością, kiedy zauważył podpis, którego się tu nie spodziewał.

Tak – przyznał Neville. – Trzymam ją na widoku, bo każdy chce ją zobaczyć.

Draco Malfoy podpisał się w twojej kronice?

Neville roześmiał się.

W końcu uratowałem mu życie na tej lekcji eliksirów.

Harry uśmiechnął się do niego, po czym przeniósł wzrok na książkę.

Tego dnia uratowałeś także mnie, Neville.

Przysłuchujący się rozmowie chłopcy westchnęli głośno – nawet Sean wyglądał na zaskoczonego.

Ty im opowiedz – rzekł Harry.

Neville opowiedział im historię o tym, jak w piątej klasie zły Mistrz Eliksirów zmusił Harry’ego i Draco do otrucia się i tylko Neville miał odpowiednie antidotum.

Wiesz może, co u niego słychać? – spytał Neville.

Harry zerknął na niego znad książki.

U kogo? Malfoya?

Aha.

Harry potrząsnął głową.

Nie widziałem go od czasu procesów – odparł, zwracając z powrotem wzrok ku kronice.

Sean wtrącił się do rozmowy, wskazując na zdjęcie.

Czy to pana żona, profesorze?

Na zdjęciu widnieli Harry z Ginny przy chatce Hagrida.

Tak – przyznał Harry. Pod spodem znajdowała się notka, napisana charakterem pisma jego żony:

Życzę ci tyle szczęścia i miłości, ile ja zaznałam. Wirginia Weasley.

To takie smutne – odezwał się Sean.

To prawda – odparł Neville. – Ale wtedy Harry był w śpiączce i prognozy nie wróżyły zbyt dobrze.

Mogę coś tu napisać? – zapytał Harry.

Chcesz się podpisać w mojej kronice? – zdziwił się Neville.

A co to za pytanie?

Ale przecież nienawidzisz obnosić się ze sławą…

Harry uśmiechnął się krzywo do niego.

To nieco inna sytuacja.

Neville wręczył mu pióro i Harry pochylił się nad ladą, wpisując się pod notką Ginny.

Zdrowia i samych sukcesów.

HP

PS. Dzięki za uratowanie mi życia. Harry

Oddał książkę z powrotem Neville’owi. W następnym momencie poczuł ostry ból głowy i uderzył ręką bliznę.

Rozdajesz autografy, Harry? – spytał Voldemort.

Chłopcy odskoczyli, gdy zauważyli, kto wypowiedział te słowa, a Neville westchnął.

Zabawne, Voldemort – rzekł Harry.

Więc to prawda – stwierdził Neville. – Rzeczywiście cię nawiedza.

Voldemort popatrzył w jego stronę.

Witaj, Neville.

Neville skłonił głowę, na znak powitania i obrócił się do Harry’ego.

Może skusisz się na kupno bazatanium? – spytał. – Podobno odstrasza duchy.

Harry parsknął śmiechem, a Voldemort zachichotał.

Jak zawsze mówiłem, Harry, twoi przyjaciele są dzielni i lojalni.

Nie masz nic lepszego do roboty, Voldemort?

Harry, jestem zraniony – odrzekł Voldemort, lecz wciąż sprawiał wrażenie rozbawionego. – Nie tęskniłeś za mną?

Nie chciałbyś usłyszeć odpowiedzi prosto z mostu – powiedział Harry. – Daj mi więc chwilę.

Voldemort znów zaśmiał się lekko i wyciągnął rękę w stronę Harry’ego, który odchylił się do tyłu.

W takim razie, gdzie byłeś?

Więc jednak tęskniłeś.

Harry pomasował skronie.

Zawsze jest taki? – Neville rzucił to pytanie w przestrzeń.

Odpowiedział mu Sean:

Lord Voldemort uznał za swoją pośmiertelną misję zadręczenie profesora Pottera.

Jego słowa wywołały szok i zaskoczenie ze strony młodzieży z miasteczka, która wpatrywała się w Voldemorta z szeroko otwartymi oczami, odkąd tylko się pojawił.

Jakiś problem, MacBane? – zapytał Sean.

T-ty powiedziałeś jego imię – wyjąkał chłopak.

Profesor Potter jest naszym nauczycielem – oświadczył Sean. – Widzieliśmy, do czego jest zdolny. – Zerknął na Voldemorta. – I wiemy, jak go nazywać.

Harry szybko spojrzał na Voldemorta. To nie był właściwy ton. Voldemort wpatrywał się w jego ucznia.

On mnie prowokuje, Harry.

Ale Sean zaraz stanął w obronie Harry’ego.

Tylko ja tutaj jestem uczniem z klasy profesora. Nie możesz go tknąć przy innych.

Och, nie. Harry chciałby ostrzec Seana, żeby nawet nie próbował brać się za semantyczne gierki z Voldemortem.

Ależ panie McIves, oni – Voldemort wskazał na chłopców z miasta – nie są nawet uczniami.

Ale ja jestem – odparł Sean, zmieszany.

Voldemort rzucił mu złowrogie spojrzenie.

Voldemort – odezwał się Harry i westchnął. – Proszę cię.

W porządku, Harry – odparł czarnoksiężnik, ale gdy kolejny raz popatrzył na Seana, uśmiechnął się.

Harry pamiętał ten uśmiech i to, co na jego temat mówił Snape:

Widziałem ten uśmiech wcześniej i zwykle nie zwiastował on niczego dobrego.

Voldemort zniknął i Harry odwrócił się do Neville’a, zanim ktoś zdążył cokolwiek powiedzieć.

Byłeś może ostatnio w szkole? – spytał Harry, kompletnie zmieniając temat.

Rozmawiali głównie o szkole, trochę o Hermionie i wycieczkach Neville’a do profesor Sprout, w celu dostarczenia jej specjalnych roślin. Jak było do przewidzenia, rozmowa zeszła w końcu na Voldemorta.

Sean był skłonny znów zorganizować w klasie wsparcie dla Harry’ego, przypominając, jak to pomogli mu zakwestionować karę.

Profesor Potter wydał przyjęcie dla nas w Pokoju Wspólnym w ramach podziękowań – rzekł Sean z dumą.

Neville roześmiał się lekko.

Nie byłem w Pokoju Wspólnym od czasu rozdania dyplomów – powiedział. – Gruba Dama nie chciała wpuścić nikogo bez hasła, a miałem już z tym wystarczająco kłopotów, kiedy chodziliśmy do szkoły.

Pamiętam – odparł Harry z uśmiechem.

Chwileczkę – dodał Neville, patrząc na niego podejrzliwie – Chyba nie byłeś w Pokoju Wspólnym?

Oczywiście, że byłem. Jestem dziedzicem, mogę oszukiwać.

Neville zmarszczył brwi.

Widziałeś to, prawda? – spytał.

Harry zwalczył chęć roześmiania się.

Widziałem.

Neville przygryzł wargę.

Nie wyglądasz nawet na w połowie tak złego, jak myślałem.

Nie jestem zły – odparł Harry. – To było nieco dziwne, ale odzyskałem dzięki temu mapę.

Odzyskałeś… – powtórzył wolno Neville. – To była ta mapa?

Zgadza się. Teraz mogę śledzić Voldemorta.

Cieszę się.

Harry nachmurzył się.

Nie podobały mi się jednak szczątki mojego Nimbusa w gablocie.

To był pomysł Rona, Harry – wyjaśnił Neville. – Powiedział, że jego i ciebie łączy z tą miotłą i drzewem taka historia, że szkoda by jej było nie włączać do memoriału.

Harry otworzył usta ze zdziwienia i roześmiał się.

Cóż, to cały Ron.

Neville skinął głową.

Profesorze? – odezwał się Sean. – Będziemy już wracać. Robi się późno.

Dobrze, Sean – odparł Harry. – Dzięki za pomoc.

Sean wzruszył ramionami.

Niech pan nie zapomni o treningu w czwartek.

Harry wyszczerzył zęby.

Nie zapomnę.

Sean i Stan wyszli ze sklepu.

Trening? – spytał Neville.

Ćwiczę z Gryfońską Drużyną Quidditcha. Wiesz, daję im czasem jakieś wskazówki.

Znów latasz z drużyną? – powtórzył Neville, zachwycony.

Tylko uczę na treningach – rzekł Harry, wzruszająca ramionami.

Harry, to świetnie. Muszę przyjść to zobaczyć. O której?

Ponieważ był to Neville, Harry nie czuł się do końca pewien.

O siódmej – odparł. – Ale zatrzymaj to w tajemnicy, proszę.

Jasne, nie ma sprawy.

Herbata gotowa – zawołała pani Longbottom.

Przepraszam, ale muszę już wracać do zamku, pani L. – powiedział Harry. Obrócił się do Neville’a i położył mu rękę na ramieniu. – Niedługo znów cię odwiedzę. Mamy sporo do nadrobienia.

Wiem, Harry – odrzekł Neville z uśmiechem. – Do zobaczenia wkrótce.

Harry opuścił sklep, słysząc za sobą fragmenty rozmowy chłopców z miasteczka.

Mówiłem wam, że to prawda.

Ty też mu nie wierzyłeś.

I nawet Sami-Wiecie-Kto się pojawił.

Chciałbym chodzić do Hogwartu…

Neville nic nie powiedział, lecz Harry usłyszał dźwięk tłuczonego szkła.


W poniedziałkowy ranek, szósta klasa weszła do sali Harry’ego, gawędząc i mrucząc między sobą o tym, jak spędzili weekend. Harry pozwolił im porozmawiać przez parę minut, podczas gdy on przygotowywał swoje notatki.

Zaplanował na dzisiaj ciekawą lekcję i był pewien, że rozbawi nią Voldemorta. Harry zastanawiał się przelotnie, gdzie ten się podziewał. Nie widział ducha od wyjścia do Hogsmeade.

Uspokoiwszy klasę, Harry usiadł na swoim biurku.

Zamierzam przez najbliższe parę tygodni skakać po różnych tematach – oświadczył. – Dzięki temu lekcje będą bardziej interesujące. Dzisiaj… – rzekł, ale nie zdołał dokończyć zdania.

Ból eksplodował w jego głowie. Przyłożył do blizny rękę i spadł z biurka, kiedy Voldemort pojawił się przed nim i dotknął go obiema rękoma.

Walcząc o oddech, Harry spytał ostro:

Po jaką cholerę to zrobiłeś?

Chciał wstać, ale Voldemort znów ujął w dłonie jego twarz.

Mamy sprawę, która wymaga sprostowania – rzekł Voldemort.

Naprawdę? – wychrypiał Harry.

Voldemort skinął z powagą.

Jeśli nie potrafisz kontrolować swoich uczniów, Harry, to ja to zrobię.

Co…

Voldemort przesunął palcami po jego policzku, żeby go uciszyć.

Pan McIves z premedytacją mnie sprowokował, wiedząc, że nie mogę mu nic zrobić.

Harry usłyszał, jak klasa wstrzymuje oddechy, a Sean jęczy żałośnie.

Otworzył usta, ale Voldemort obrócił rękę, przeciągając kostkami palców po jego twarzy. Harry zamknął oczy z bólu.

Kontrakt utrzymuje – kontynuował Voldemort – że nie mogę dotykać cię na oczach innych uczniów, poza tą klasą. – Spojrzał na siedzących przed nim studentów. – Przypatrz się dobrze, panie McIves… i reszta z was. Oto, dlaczego potrafi zwalczać Klątwę Cruciatusa. Ból, który był w stanie wytrzymać, jest o wiele większy od tego, który powoduje klątwa. Wszystkie Niewybaczalne są teraz dla Harry’ego niczym więcej, jak źródłem irytacji.

Popatrzył z powrotem na Harry’ego, śledząc wzrokiem jego wyraz twarzy i wiedząc, jak bardzo w tym momencie cierpi.

Wie, czego się spodziewać, kiedy sprawy zajdą za daleko – rzekł Voldemort. – Jego sarkazm, a nawet brak szacunku bawią mnie, lecz on wie, co zrobię, kiedy przeciągnie strunę. Jednak potrafi to znieść i tak czyni.

Lordzie Voldemort… – zaczął Sean cienkim głosem.

Proszę uważać, panie McIves – powiedział ostro Voldemort. – Wszyscy uważajcie. Jeśli którekolwiek z was przekroczy tę linię, to Harry na tym ucierpi. Rozumiecie?

Klasa coś wymruczała – Harry nie był pewien co. Sala zaczęła rozmywać mu się przed oczami.

Voldemort puścił go i Harry upadł na ziemię.

Daję wam tylko jedno ostrzeżenie – rzekł Voldemort.

Harry nabrał w płuca powietrza.

Nie zgadzam się – zdołał wychrypieć.

Voldemort spojrzał na niego z góry.

To niemożliwe.

Ależ możliwe – odparł Harry tak głośno, jak potrafił. – Pomyśl dobrze. Rowan. – Słowa były ledwie słyszalne, ale je wypowiedział.

Voldemort zniknął, kiedy Rowan wleciała do środka. Kiedy pozbył się już bólu, odesłał ją z powrotem i obrócił się do klasy. Zdawali się przerażeni sceną, której właśnie byli świadkami. Sean wyglądał na chorego.

Profesorze…

Harry podniósł rękę, nakazując ciszę.

On nie może was kontrolować – oznajmił Harry. – Wyjaśnimy sobie tę kwestię natychmiast.

Harry dotknął blizny i pomyślał: Voldemort.

Duch pojawił się, marszcząc brwi.

Nie skończyliśmy jeszcze, Voldemort – rzekł Harry pewnie, siadając na biurku.

Przyleciała.

Przyleciała – potwierdził Harry. – Nie zrobiłem niczego, by cię sprowokować. Nie miałeś żadnej „sprawiedliwej prowokacji”. Nie możesz kontrolować tego, co mówią do ciebie uczniowie w klasie i poza nią. Nasz kontrakt dotyczy mnie oraz Ginger, to mogę zaakceptować, ale nikt inny nie będzie brany pod uwagę w klauzuli o prowokacji.

Voldemort uśmiechnął się krzywo.

Ale Harry, klauzula o prowokacji dotyczy tylko dotykania twojej blizny.

Sean nie mógł spierać się z Voldemortem, ale Harry tak. W końcu uczył się od mistrza.

Uśmiechnął się w odpowiedzi do Voldemorta, który uniósł brwi.

To prawda, że możesz mnie dotykać na oczach tych uczniów, jednak kontrakt nie precyzuje dlaczego – zaznaczył Harry. – Wiesz, że zaakceptuję karę, kiedy przekroczę granicę, jak to dosadnie opisałeś. – Mężczyzna wstał. – Lecz nie widzę powodów, dla których mam ją akceptować w innych przypadkach.

Voldemort wpatrywał się twardo w oczy Harry’ego.

Nie będę uznawał twojej techniki „groźby torturą” poza tą klasą, Voldemort – ciągnął Harry. – Jeśli pragniesz, żeby kontrakt obejmował wszystkich w tej klasie w klauzuli o prowokacji, to wymagam od ciebie ustępstwa.

Voldemort nadal wpatrywał się w niego z niezmienionym wyrazem twarzy. Harry okrążył biurko i zatrzymał się naprzeciw Voldemorta.

Mówiłeś mi, więcej niż raz – odezwał się cicho Harry – że martwi cię oglądanie mnie w agonii. Więc jak to będzie, ojcze?

Voldemort wyciągnął rękę ku twarzy Harry’ego, ale zatrzymał ją centymetry przed nią.

Dobrze cię nauczyłem, Harry – powiedział Voldemort, nie spuszczając szkarłatnych oczu z Harry’ego. – Przyznaję ci rację. – Opuszczając rękę, odwrócił się do klasy, która siedziała na brzegach swoich krzeseł. – Jednak jeśli któreś z was znów sprowokuje mnie swoją impertynencją, pożałuje tego.

Harry wiedział, że Voldemort mógłby co najwyżej zostać czyimś utrapieniem, jak Irytek, ale szybko by mu się to znudziło. Skłonił lekko głowę.

To uczciwa umowa – rzekł, obracając się na powrót do klasy.

Profesorze?

Tak, Missy?

Missy zerknęła po kilku innych uczniach.

Pan… ee… pan nazwał go ojcem.

Voldemort zachichotał, siadając na swoim krześle i wyglądając na bardzo zadowolonego.

Tak było, Harry.

Jestem świadomy własnych słów – odparł Harry swobodnie, wskakując na biurko.

Powiesz im, dlaczego? – drażnił go Voldemort.

Jestem pewien, że w końcu do tego dojdziemy – rzekł wymijająco Harry.

Ale… – zaczęła Cindy.

Wystarczy teraz wspomnieć – przerwał jej Harry – że na moim szóstym roku, Voldemort zostawił mi w spadku cały majątek Slytherina. Więc w rezultacie… uczynił mnie swoim następcą.

W takim razie jest pan dziedzicem i Gryffindoru, i Slytherinu? – spytał Rufus z szeroko otwartymi oczami.

Tak – potwierdził Harry. – Dokument, który podpisywałem przy naszych negocjacjach nad kontraktem, był zgodą na przyjęcie przeze mnie spadku.

W klasie zaszemrały pomruki zrozumienia. Harry wiedział, że nieco rozjaśnił im sprawy, ale…

Ale to przecież tylko mała część, Harry – powiedział Voldemort.

I chyba nie powinien się spodziewać, że Voldemort tego nie zauważy.

Wiem, Voldemort – odrzekł Harry. – Później to przerobimy.

Och, Harry…

Nie, Voldemort. Proszę cię.

Voldemort westchnął.

W porządku, Harry.

Poza tym, to ci się spodoba.

Czyżby?

Harry odwrócił się do klasy.

Ilu z was uczestniczyło w oficjalnym pojedynku?

Kilkoro uczniów uniosło ręce. Missy szturchnęła łokciem Seana, który się nie zgłosił.

Przecież ty też jesteś w klubie pojedynków – wyszeptała.

Jednak Sean wciąż najwidoczniej czuł się winny.

Sean? – spytał Harry.

Sean wbił wzrok z swoje ręce złożone na ławce.

Torturował pana z mojego powodu.

Nie pierwszy raz to robił – odparł Harry.

Ale to była moja wina – powiedział Sean głucho. – I nic nie mogłem zrobić.

Brzmi znajomo, Harry?

Harry kiwnął głową.

Sean… W mojej klasie był pewien chłopak, który zaczynał czuć się gorzej na samą myśl o tym, że ludzie mogliby przez niego ucierpieć.

Tak? – zaciekawił się Sean.

Tak. On także nie mógł znieść uczucia bezsilności.

Naprawdę? Co się z nim stało? – dopytywał się Sean.

Voldemort zachichotał.

Doprawdy – odezwała się Cindy, z frustracją machając ręką. – Faceci są tacy tępi.

Sean spojrzał na nią, a potem znów na Harry’ego.

To pan?

Harry skinął.

Groźba torturą – powiedział Harry. – Wykorzystywał wszystkich moich przyjaciół i rodzinę, by dostać to, czego chciał.

Sean popatrzył na niego z mieszaniną trwogi i zaskoczenia. Harry zignorował to.

Nigdy to na niego działało – mruknął Voldemort. – Musiałem odwołać się do innych metod.

Harry to również zignorował i zeskoczył z biurka.

Mam w planach małą demonstrację, więc proszę o dwójkę ochotników.

Sean, pocieszony słowami Harry’ego, wstał, a nauczyciel wybrał Philby’ego jako jego przeciwnika. Zrobili miejsce na przedzie klasy, a chłopcy wyciągnęli różdżki i stanęli naprzeciw siebie.

Expelliarmus!

Różdżki poszybowały do ręki Harry’ego.

Ale proszę pana – zawołał Sean. – Jak mamy walczyć bez różdżek?

Właśnie, jak? – spytał Voldemort, śmiejąc się cicho.

Harry ponownie go zlekceważył.

Będziecie posługiwać się innymi. – Podszedł do Seana i oddał mu swoją różdżkę. – Będziesz używał tej.

Czy to…

Tak, Sean – powiedział Harry. – Jest moja. – Odwrócił się do Philby’ego i wyciągnął z kieszeni drugą różdżkę. – Ty będziesz używał tej.

Philby ścisnął w dłoni różdżkę, a Voldemort podniósł się.

Harry?

Tak, Voldemort. Ta jest twoja.

Pozwolili ci zachować moją różdżkę? – zapytał Voldemort, zbliżając się do walczących.

Nie mieli wielkiego wyboru – odparł lekko Harry.

Voldemort roześmiał się.

To różdżka Lorda Voldemorta? – spytał Philby z obawą.

Zgadza się.

Ciekawy pomysł, Harry – stwierdził Voldemort.

Tak myślałem – odrzekł, po czym zwrócił się do dwójki uczniów. – A teraz obaj spróbujecie rzucić na przeciwnika klątwę lub zaklęcie w tym samym czasie.

Sądzisz, że to zadziała, Harry?

Tak przypuszczam, skoro obaj tu jesteśmy. Praktycznie zmuszamy ich do pojedynku.

Co…

Harry przerwał Cindy, zanim zdążyła zadać pytanie:

Śmiało, zaczynajcie, chłopcy.

I zadziałało. Pieśń feniksa wypełniła salę, a małe paciorki ślizgały się w tę i z powrotem między różdżkami, kiedy dwójka chłopców walczyła o przewagę. Harry poczuł, jak Voldemort przesuwa się za jego plecami.

Harry, chyba nie będzie zbyt przyjemnie, jeśli zwycięży pan McIves – rzekł Voldemort cicho.

Jakoś to zniosą – odszepnął mu Harry. – Chociaż… – dodał, kiedy paciorki przesunęły się w stronę jego różdżki. – Raczej nie będzie z tym problemu.

Pierwszy paciorek zetknął się z różdżką Harry’ego i między walczącymi pojawił się w powietrzu wizerunek jakiegoś zamku. Powiększone obrazy każdego pomieszczenia przewinęły się przed oczami klasy, która oglądała je z zachwytem, zanim cień ostatniego zaklęcia, jakie Harry wyczarował za pomocą różdżki, nie rozpłynął się.

Wtedy Harry złapał Seana za nadgarstek i pociągnął go, zrywając połączenie.

Super – zawołało kilkoro uczniów na raz.

Harry, co takiego robiłeś? – spytał Voldemort.

Wznosiłem osłony – odparł Harry, wzruszając ramionami. – Wciąż potrzebuję do tego różdżki.

A wcześniej do czego jej używałeś? – spytał z ciekawością Voldemort.

Hm, nie bardzo pamiętam – rzekł Harry szczerze. Tak naprawdę, to prawie w ogóle nie używał teraz różdżki.

Glizdogon?

Nie…

Kim jest Glizdogon? – zapytał Sean.

Czym jest Glizdogon? – spytała równocześnie Cindy.

Voldemort zachichotał.

Och, powiedz im, Harry.

Harry westchnął.

Glizdogon to Peter Pettigrew.

Ten animag? – dopytywała się Cindy. – Ten, który przyjaźnił się z pana ojcem?

Harry wzdrygnął się.

Ee…

Pozwól mi, Harry – wtrącił się Voldemort. – Glizdogon zdradził rodziców Harry’ego, a ten i tak uratował jego bezwartościowe życie. Później odebrał Harry’emu trochę krwi na moje polecenie.

Już o tym słyszeli, Voldemort – rzekł Harry. – Glizdogon także porwał mojego przyjaciela, Rona, a raczej pana Weasleya, żeby zaoferować go Voldemortowi jako zakładnika.

Którego nie potrzebowałem, bo miałem już wtedy Syriusza.

Następnie zdradził mnie Ministrowi Magii, tak, że niemal skończyłem w więzieniu. W końcu prawie doprowadził do zabicia Syriusza.

Brzmi, jakby był prawdziwym…

Missy przerwała Seanowi:

Dlaczego nie wylądował pan w więzieniu, profesorze?

Nie mogłem pozwolić im na zamknięcie mojego syna – odparł Voldemort natychmiast.

Harry puścił jego słowa mimo uszu.

Voldemort spowodował małe zamieszanie w sali sądowej, a miał niesłychaną smykałkę do dramatyzmu – stwierdził Harry, ku rozbawieniu Voldemorta. – Byłem już wówczas wystarczająco silny, by zerwać magiczne więzy, więc uciekłem.

Voldemort roześmiał się.

Nazywaj to jak chcesz, Harry. Zwiał i próbował ode mnie uciec.

Semantyka – mruknął Harry.

Lecz wtedy nie było już miejsca, gdzie Harry mógłby się ukryć, którego bym nie znalazł.

Cóż, tak właśnie sprawy się miały – powiedział Harry. – Czarodziejski kodeks jest bardzo specyficzny w tym względzie. Po wszystkim, co zrobił Glizdogon, miałem pełne prawo odebrać życie, które wcześniej mu darowałem.

Więc tak pan uczynił – stwierdziła Cindy.

Tak uczyniłem – przyznał Harry.

Zdaje się, że na to zasługiwał – wtrącił Dawn.

A jaki ma to związek z używaniem różdżki? – spytała Cindy.

Skoro użyłem jej do zabicia Pettigrew – wyjaśni Harry – to im dłużej różdżki byłyby złączone, tym dalej w przeszłość sięgałyby obrazy zaklęć, których użyłem; tak samo jak widzieliście echa tego zamku. Nazywa się to Priori Incantatem i ma miejsce, kiedy dwie bliźniacze różdżki są zmuszone do walki.

Bliźniacze różdżki?

Obie zawierają pióro pochodzące od tego samego feniksa.

Ekstra! – zawołała Missy.

Zabił pan bez użycia różdżki? – spytała Cindy. – Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe.

Można się było spodziewać takiego pytania po pannie Wiem-To-Wszystko junior.

Voldemort zachichotał.

Wyzywam cię, Harry.

Harry obrzucił go gniewnym spojrzeniem i westchnął.

Powiedzmy tylko, że mogę użyć każdego istniejącego zaklęcia bez różdżki.

Każdego zaklęcia… ale dlaczego? – dopytywała się Cindy.

Dojdziemy do tego.

Nie jesteś jeszcze gotowy, Harry? – spytał poważnie Voldemort.

Klasa patrzyła to na jednego, to na drugiego, z otwartym zainteresowaniem.

Są ciekawi, Harry. Wiesz, jak to podziwiam. A prawda jest taka satysfakcjonująca.

Na szczęście Harry’ego ocalił dźwięk dzwonka. Odebrał chłopcom różdżki, zwracając im ich własne.

Więc gdzie jest ten zamek, profesorze? – zapytała Missy.

W Bułgarii – odparł Harry.

Mieszka pan tam? – odezwał się Sean.

Jest o wiele za duży dla mnie i mojej żony. Ale jeździmy tam co jakiś czas i – zerknął krótko na Voldemorta – przestawiamy niektóre rzeczy.

Voldemort roześmiał się.

Znakomicie, Harry. Jest tam wciąż mój pokój? – spytał ciekawie.

Oczywiście.

Dlaczego?

Harry zaczął wyjmować notatki na lekcję z kolejną klasą.

Z szacunku dla zmarłych – odpowiedział, nie podnosząc wzroku.

Voldemort zachichotał, a Sean parsknął śmiechem.

Wtedy Harry spojrzał przed siebie. Nie wiedział, że w sali zostali jeszcze jacyś uczniowie. Cindy, Sean i Missy (których Harry uważał za odpowiedników Rona, Hermiony i niego), stali przy ławkach, przysłuchując się rozmowie.

Dlaczego Voldemort miałby mieć swój pokój w pana domu? – spytała Cindy.

Lepiej niech wasza trójka się pospieszy – powiedział Harry, zerkając na nich. – Nie potrzebuję kolejnego kazania od profesor Weasley.

Unikasz pytania? – zasugerował Voldemort.

Mój drugi rocznik niedługo tu będzie, Voldemort.

Wow, czy to on? – spytał młody Ślizgon, Jason Brent, wchodząc do środka.

Voldemort zniknął i Gryfoni wyszli z klasy.

Och, profesorze – zawołał Jason. – Nie możemy się z nim spotkać? Wszystkie starsze klasy o nim mówią.

Był tutaj? – dopytywał się z podnieceniem Gabriel Vashton. – Widziałeś go?

Jasne.

Kilku innych uczniów okrążyło biurko Harry’ego.

Prosimy, profesorze Potter – rzekła Sara Duvalle, odrzucając długie, blond włosy przez ramię. – Damy sobie radę.

Tak, niech pan go zawoła z powrotem.

Chcemy się z nim spotkać – spróbował znów Jason. – On też był Ślizgonem.

Harry poczuł się przytłamszony.

Niech wszyscy usiądą – nakazał.

Klasa zajęła, choć niechętnie, swoje miejsca, skarżąc się cicho. Patrzyła na Harry’ego z rozczarowaniem.

Czy to wspólna decyzja? – spytał Harry. – Wszyscy muszą się zgodzić. Nawet, jeśli jedna osoba nie…

Och, tak jest – wykrzyknął Jason. – Wszyscy chcemy go spotkać. Naprawdę.

Cała klasa kiwała z entuzjazmem głowami, więc Harry westchnął i poddał się.

Voldemort.

To dość niespodziewane, Harry – usłyszał za sobą głos Voldemorta, który się jednak nie zmaterializował.

Uczniowie chcą się z tobą spotkać – rzekł Harry, patrząc w stronę, z której dochodził głos.

Czyżby?

Tak.

Czy wyraźnie prosisz mnie, żebym pokazał się tej klasie?

A będziesz się zachowywał?

A będziesz mnie błagał?

Voldemort – mruknął Harry z rozdrażnieniem.

Voldemort zachichotał.

Po prostu poproś, Harry.

Dołącz do nas, Voldemort. Proszę.

Voldemort pojawił się i klasa zaczęła natychmiast rozmawiać.

Harry uciszył ją i przedstawił gościa:

Lord Voldemort, Tom Marvolo Riddle, były dziedzic waszego domu.

To Ślizgoni? – zapytał Voldemort.

Tak.

Były dziedzic? – zdziwiła się Sara.

Cóż, jestem martwy, prawda?

Klasa roześmiała się.

Słyszałem, że majątek Slytherina jest największy z całej czwórki – oznajmił Gabriel.

Ja też.

Salazar był najbogatszy i najsilniejszy – stwierdził Jason z pewnością siebie. – Czyż nie tak, Lordzie Voldemort?

Harry popatrzył na Voldemorta i uniósł w oczekiwaniu brwi. Voldemort westchnął.

Salazar był rzeczywiście bardzo potężny, jednak Godryk Gryffindor dorównywał mu siłą – odparł w końcu. – Co do majątku…

Slytherina jest większy – rzekł po prostu Harry.

Wszyscy spojrzeli w jego stronę.

Naprawdę? – spytał Voldemort.

Niewiele, ale tak.

Fascynujące – skomentował Voldemort.

Ale skąd pan o tym wie, profesorze? – chciał wiedzieć Jason.

I znów to samo – mruknął Harry.

Och, powiedz im, Harry – powiedział Voldemort. – I tak się dowiedzą.

Harry odetchnął głęboko.

Ponieważ Tom Riddle – wskazał na Voldemorta – zostawił mi w spadku majątek Slytherina.

Czy to nie dziwne? – spytał Gabriel. – Pan jest chyba Gryfonem?

Jestem również dziedzicem Gryffindora – rzekł Harry. – Stąd wiem, jak wielkie są majątki.

Super – odpalił Jason. – Musi mieć pan krocie.

Klasa roześmiała się, podobnie jak Harry.

Ale dlaczego miałbyś przekazywać swoje dziedzictwo jemu? – Gabriel zwrócił się do Voldemorta. – To znaczy, próbowałeś go tak często zabić…

Harry otworzył już usta, ale Voldemort go powstrzymał.

Zanim go obsztorcujesz, Harry… – rzekł i zwracił się do klasy. – Jak wspomniałeś, profesor Potter był zawsze godnym przeciwnikiem. Zdołał pokrzyżować moje plany nie jeden raz. Skoro nie miałem prawdziwego następcy, kto mógłby zasługiwać na fortunę Slytherina bardziej od niego?

Wybory – powiedział Harry.

Przepowiednia – oznajmił Voldemort. – Najpotężniejszy czarodziej na świecie, Harry Potter, odziedziczył dwa prestiżowe tytuły. Jego potomkowie będą kontynuować znakomitą linię obu domów.

Voldemort usiadł wygodnie w swoim krześle, a na jego twarzy zagościł zadowolony uśmiech.

Nowi dziedzice będą wielcy. Zapamiętaj moje słowa.


Rozdział 7

Lwie smutki i opowieść węża


Zgodnie z obietnicą, Neville przyszedł na trening Gryfonów w czwartkowy wieczór. Harry zauważył go z góry, kiedy okrążał na miotle boisko. Neville wspinał się na trybuny w stronę Hermiony i Harry podleciał do nich.

Cześć, Hermiono – odezwał się Neville.

Hermiona obejrzała się, opuściła książkę i skoczyła na nogi.

Och, Neville! – zawołała, rzucając mu się na szyję. – Jak się masz? Harry mówił, że się z tobą widział. Szkoda, że też nie wpadłam na taki pomysł.

Neville tylko się do niej uśmiechnął.

Harry, lądując obok nich, zauważył wysoką postać, której twarz skrywał kaptur, siadającą na trybunach kilka rzędów za nimi.

Cześć, Neville – powiedział Harry.

Neville usiadł, machając do niego na powitanie.

Harry ugiął kolano i położył stopę na rączce miotły, opierając łokcie na zgiętej nodze. Gdy rozmawiał z Nevillem wisiał w powietrzu, utrzymując doskonałą równowagę.

Sean zatrzymał się obok, spoglądając z zachwytem na pozycję Harry’ego.

Chciałbym mieć taką równowagę – oznajmił Sean.

Harry westchnął i przerzucił nogę na drugą stronę.

Czy Stan jest gotowy?

Tak – odparł Sean. – Czekamy tylko na pana.

Dobrze, zaraz do was dołączę – rzekł Harry i chłopak odleciał. – Sean jest znakomitym szukającym – powiedział Neville’owi. – Potrafi szybko dostrzec znicza, ale ma kłopoty z kontrolą nad miotłą. Próbuje przejść sam siebie.

Trudno mu będzie tobie dorównać, Harry – powiedział Neville poważnie. – Ty też zawsze chciałeś się sprawdzić.

Harry uśmiechnął się krzywo.

Daj mu trochę czasu – poradziła Hermiona.

Harry kiwnął głową i odleciał. Dogonił Seana i krążył z nim nad stadionem. Harry zauważył znicza wcześniej i musiał zwalczyć swój instynkt, by za nim nie pognać. Moment później Sean też go zobaczył i, skręcając ostro w lewo, poleciał za nim.

Uważaj na tłuczek! – zawołał Harry.

Sean uchylił się i zdołał nie zgubić piłeczki. Kiedy znicz zaczął lecieć ku ziemi, chłopiec podążył za nim.

Świetnie! Harry zanurkował za nim. Obaj pędzili w dół.

Utrzymuj równowagę! – krzyknął Harry.

Sean wyciągnął rękę ku złotej piłeczce, ale Harry wiedział, że prędzej rozbije się o ziemię, nim uda mu się ją złapać.

W górę, Sean! – krzyknął Harry.

Jednak Sean go nie posłuchał, tylko – ku przerażeniu Harry’ego – wskoczył na swoją miotłę.

Jeszcze na to za wcześnie. Nie jest gotowy.

Sean pociągnął za rączkę i miotła najpierw wyrównała lot, a potem skręciła, szorując po ziemi. Sean przeturlał się po murawie.

Sean! – wrzasnął Harry.

Wskakując na własną miotłę, Harry ustawił trzonek równolegle do ziemi i puścił go. Kiedy znalazł się przy Seanie, nacisnął piętą miotłę i ta zatrzymała się. Zeskoczył na ziemię i uklęknął przy chłopcu.

Sean, słyszysz mnie? – zapytał Harry, przyglądając mu się. Nie widział żadnej krwi.

Nic mi nie jest, profesorze – odparł Sean z irytacją. – Za mocno pociągnąłem, ale przynajmniej zdążyłem.

Harry pomógł mu wstać na nogi.

Racja, ale wystraszyłeś mnie prawie na śmierć.

Na pewno dał pan pokaz spektakularnego lądowania, pędząc mi na pomoc.

Zabrzmiało to jak skarga i Harry westchnął.

Nie wiem, jak to wyglądało. Martwiłem się o ciebie. Następnym razem mnie słuchaj.

Reszta treningu przebiegła bez zakłóceń i Harry po jakimś czasie pożegnał się z drużyną. Neville i Hermiona wyszli wcześniej, kiedy trening zaczynał bardziej się przeciągać.

Harry szedł wolno w stronę zamku, rozkoszując się lekkimi podmuchami wiatru.

Idź przed siebie – odezwał się za nim stłumiony głos, a czyjaś różdżka wbiła mu się w bok.

Oglądając się przez ramię dostrzegł, że szedł za nim zakapturzony człowiek z trybun. Harry nie przerwał marszu w stronę zamku.

Wiedziałeś, że mogę aportować się na terenach Hogwartu? – rzucił Harry lekko.

Tak.

I że mógłbym cię rozbroić w sekundę? – dodał Harry.

Tak.

Czego chcesz? – spytał Harry, zaskoczony.

Pogadać.

Głos nieznajomego był mu zupełnie obcy, ale ten łatwo można było zmienić magią. Wszedł do zamku i zaczął wspinać się po schodach, zmierzając do swoich pokoi.

Znam cię skądś?

Tak – oznajmił nieznajomy.

Ciekawe.

Lubię cię? – spytał Harry.

Czasami.

Teraz Harry był więcej niż ciekaw. Zaprowadził obcego do swojej klasy. Oboje weszli do środka i zakapturzony człowiek zamknął za nimi drzwi, wciąż mierząc w Harry’ego różdżką.

Kto to jest? – spytał Voldemort, ze swojego miejsca na krześle.

Nie wiem – odparł Harry.

Nie wiesz? – powtórzył Voldemort. – Czemu celuje do ciebie z różdżki? Czy to idiota?

Harry roześmiał się lekko.

Zmuś go do wyjścia – szepnął nieznajomy.

Chce, żebyś wyszedł – powiedział Harry.

Czyżby? Raczej nie. Chyba, że chcesz zostać z nim sam na sam?

Jestem ciekaw.

A co dostanę w zamian?

Voldemort, kontrakt nie mówi, że muszę pozwalać ci się za mną włóczyć dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Harry, mój synu, jestem zraniony.

Harry przeczesał dłonią włosy, mając ochotę warknąć.

Voldemort – powiedział z frustracją. – Proszę cię.

Voldemort zachichotał.

W porządku, Harry.

Voldemort zniknął i Harry przeszedł przez klasę, przecierając twarz.

Nigdy ci nie odpuści, prawda?

Harry odwrócił się na pięcie, stając twarzą w twarz z zakapturzoną postacią. Nie słyszał tego głosu od lat.

Draco? – spytał Harry z niedowierzaniem.

Mężczyzna podniósł blade dłonie (w jednej wciąż trzymał różdżkę) i opuścił kaptur.

Cześć, Harry.

Harry patrzył na niego oniemiały, przyglądając się znajomym rysom twarzy swojego dawnego, zażartego wroga, który stał się potem jedyną osobą, z jaką mógł rozmawiać o Voldemorcie i o tym, jak wpływa na emocje Harry’ego. Draco wyrósł na przystojnego mężczyznę i zaczynał alarmująco przypominać swojego ojca.

Teraz, kiedy Voldemort znów go dręczył, nie było osoby, na której widok Harry bardziej by się ucieszył. Draco też mierzył go wzrokiem, ze spokojem czekając na reakcję Harry’ego.

Przez wzburzone nerwy i niespokojne myśli, które wywołał Voldemort, Harry nie wiedział czy miał ochotę go uścisnąć, czy zrobić mu awanturę. Zdecydował, że zrobi i to, i to.

Gdzieś ty był, do diabła? – zawołał Harry, zamykając go w mocnym uścisku i zaraz się odsuwając. – Czy ty masz pojęcie, przez jakie bagno musiałem przejść przez ostatnie tygodnie? Co się stało z „Będę tam”? Czy to było za dużo…

Skończyłeś już?

Harry spojrzał na Draco, który wciąż stał ze skrzyżowanymi ramionami i podniesionymi brwiami w tym samym miejscu.

Harry otworzył usta, lecz zaraz znów je zamknął.

Też za tobą tęskniłem, Harry – powiedział Draco z małym uśmieszkiem.

Harry przebiegł obiema rękoma przez włosy.

Przepraszam – mruknął, opadając na krzesło za biurkiem.

Draco wszedł głębiej do klasy.

Powinieneś się ze mną skontaktować.

Harry popatrzył mu w oczy.

Nie wiedziałem, że wciąż mogę – odparł. – Skąd ty wiedziałeś? Dlaczego ty się ze mną nie skontaktowałeś?

Draco westchnął i zdjął swój płaszcz, rzucając go na jakąś ławkę i zbliżył się do Harry’ego.

Nie zdawałem sobie sprawy, że „prezent” znów działa, aż do zeszłego tygodnia – powiedział Draco. Podwinął rękaw szaty, odsłaniając lewe przedramię. Masując lekko Mroczny Znak, spotkał spojrzenie Harry’ego. – Znak zaczął ciemnieć pod koniec lipca. Nie wiedziałem co o tym sądzić. Logika i rozsądek zabraniały mi przyjąć możliwość, że Voldemort mógł powrócić. Kiedy nie dostałem od ciebie żadnej wiadomości, stwierdziłem że to po prostu przypadek.

Nie miałem od ciebie wiadomości od wieków, Draco – rzekł Harry. – Prawie jakbyś zapadł się pod ziemię.

Musiałem od nowa ułożyć sobie życie – odparł Draco. – Dzięki tobie i Dumbledore’owi oczyścili mnie z zarzutów, ale musiałem naprawić jeszcze wiele swoich błędów – nie mogłem przecież zaczynać z tego miejsca, w którym skończyłem.

Wiem. Musiało ci być ciężko. Mogłeś poprosić o pomoc, zrobiłbym…

Wiem, że byś zrobił. Ale miałeś wtedy swoje problemy.

Teraz wydają mi się one błahe – rzekł Harry cynicznie. Wyczarował krzesło przy swoim biurku i kiedy Draco usiadł, przywołał dwie szklanki i butelkę.

Przybyłem jednak, kiedy tylko zacząłem słyszeć jakieś dziwne, przypadkowe myśli.

Tak? – spytał Harry, zerkając na niego i podając mu szklankę, którą chwilę temu napełnił. – Co takiego słyszałeś?

Och, sam wiesz. Standardowe, żałosne gryfońskie komentarze. A skoro ja nie myślę jak kretyn, wiedziałem że to musisz być ty.

Harry uśmiechnął się krzywo do niego.

Typowa ślizgońska postawa. Ale czemu mnie nie uprzedziłeś, że przyjeżdżasz?

Użyj mózgu, Potter – powiedział Draco. – Wiedziałem, że Voldemort jest w to zamieszany. Nie wiedziałem, w jakiej znajdujesz się pozycji. Nie miałem zamiaru cię narażać, dopóki nie dowiedziałem się, co się dzieje. To ty powinieneś się natychmiast ze mną skontaktować.

Już ci mówiłem, nie wiedziałem że mogę.

Ach tak? Zapomniałeś, jak się używa sowy, co? Wiem doskonale, że twoja sowa by mnie znalazła, gdziekolwiek bym był. I oni dali ci posadę nauczyciela? – Draco zerknął na jego strój. – Nawet nie potrafisz się odpowiednio ubrać.

Hej, grałem w quidditcha – odrzekł Harry obronnym tonem. – Niby co mam nosić na boisku?

Draco machnął ręką i uśmiechnął się.

Więc to prawda. Najpotężniejszy czarodziej świata jest nauczycielem.

Harry wzruszył ramionami.

To właśnie postanowiłem robić. I podobno jestem w tym dobry.

Oczywiście – odparł Draco ironicznie. – Harry Potter przoduje w każdej dziedzinie.

Harry parsknął śmiechem.

Znam pewnego Mistrza Eliksirów, który by się z tobą nie zgodził.

Chyba też go znam – rzekł Draco, biorąc butelkę i napełniając ponownie swoją szklankę. – A skoro mowa o Snapie. Jestem zaskoczony, że nie powiedział mi o Znaku.

Harry zmarszczył brwi.

Severus również mi o nim nie wspominał. Może też myślał, że to przypadek.

Może, ale on tu był – przypomniał Draco. – Kiedy odkrył, że to duch…

No tak, ale na początku Voldemort nie rozmawiał i nie pokazywał się nikomu prócz mnie. Nikt mi nie wierzył. Wszyscy myśleli, że w końcu straciłem rozum, co naturalnie niezmiernie bawiło Voldemorta.

To do niego podobne.

Wciąż spodziewam się, że pewnego dnia stracę rozum – dodał Harry. – Więc gdzie ty byłeś?

Cóż, pojechałem tak daleko, na ile pozwalała mi moja edukacja – odrzekł Draco. – Miałem kilka propozycji, głównie od większych firm, ale zaraz po szkole chciałem wybadać teren. Miałem stopień naukowy z archeologii, choć bardziej interesowałem się archaistyką.

Naprawdę? – spytał Harry zdziwiony.

No wiesz, starożytne artefakty i…

Wiem, co to znaczy – odparł Harry z irytacją.

Draco uśmiechnął się denerwująco.

W każdym razie, pewien reporter Żonglera napisał, że grupa naukowców znalazła jakieś magiczne pozostałości podczas wykopalisk w starym mieście Azteków – kontynuował. – Więc gazeta zatrudniła mnie, żebym potwierdził czy znaleziska naprawdę mają magiczne pochodzenie.

I pojechałeś?

Jasne, że tak. Oczywiście było też tam paru ludzi z ministerstwa… nie można dopuścić, żeby magiczne artefakty wpadły w ręce Mugoli, prawda?

Znalazłeś coś?

Och, miasto było autentyczne – oryginalne, starożytne ruiny. Prawdziwe dzieło sztuki, mnóstwo wizerunków feniksa (mieli na jego punkcie prawdziwą obsesję), ale nic magicznego, nic z naszego świata – dokończył Draco i roześmiał się. – Ministerska świta była bardzo rozczarowana.

Dlaczego?

Zdaje się, że szukali jakiegoś dawno zaginionego amuletu i myśleli, że złapali tam jakiś trop. – Przerwał, żeby upić łyk.

Brzmi pasjonująco – skomentował Harry, nie mogąc powstrzymać uczucia zazdrości.

Draco wzruszył tylko ramionami.

Tak czy inaczej, spisałem się tak znakomicie, że ta firma badawcza zatrudniła mnie, żebym prowadził prace na terenie amazońskiej dżungli. To też było ciekawe zajęcie, ale klimat był trochę… wilgotny.

Harry wybuchnął śmiechem.

Co? – spytał Draco.

Mam problemy z wyobrażeniem sobie Draco Malfoya, pana Eleganta, grzebiącego w ziemi i przedzierającego się przez gorącą dżunglę.

Dla twojej widomości – odparł Draco z oburzeniem – nie boję się pobrudzić. Wolę tylko tego nie robić. Poza tym, nie musiałem sam zajmować się wydobywaniem szczątków, miałem je tylko badać.

Więc jednym słowem byłeś niezależnym łowcą skarbów.

Draco zakrztusił się i spojrzał na niego z przerażoną miną.

Harry, co za zniewaga! – Zrujnował jednak efekt swoim malfoyskim uśmieszkiem. – Nazywamy to rzeczoznawstwem artefaktów. Czyste badania, bardzo profesjonalne.

Taa, jasne – odparł Harry ze śmiechem. – Czarodziejska wersja Indiany Jonesa.

Draco popatrzył na niego ze zdziwieniem.

Słucham?

Nieważne – powiedział Harry, rozbawiony jego zmieszaniem. – Widzę, że ta praca dobrze ci zrobiła. To przynajmniej wyjaśnia, dlaczego nie mogłeś pisać.

No cóż. – Draco miał na tyle przyzwoitości, by wyglądać na zawstydzonego. – Czas, który mi zostawał na pisanie, zwykle rezerwowałem dla mojej matki. I sądząc po tym, co o tobie czytałem, byłeś zbyt zajęty…

Zbyt zajęty? – powtórzył Harry z niedowierzaniem. – Oddałbym wszystko za jakąś wiadomość od ciebie! – Harry niemal ugryzł się w język, widząc zadowolony uśmieszek na twarzy Draco. Arogancki drań.

Draco zachichotał.

Co teraz zamierzasz robić? – spytał Harry.

Kilka z moich starych ofert jest wciąż aktualna – odparł Draco. – W tym zaproszenie do Rady Nadzorczej szkoły.

Naprawdę?

Mogę je przyjąć w każdej chwili.

Co to za Rada Nadzorcza, w której brakowałoby Malfoya? – zażartował Harry. Draco zmarszczył brwi, ale skinął. – Dalej dręczą cię z powodu ojca?

Już nie tak bardzo. Usunęli nawet ograniczenia z naszego skarbca.

To świetnie – powiedział Harry. – Przypuszczam, że nie miałeś od niego wieści. – Draco pokręcił głową. – Nie wiń go o to. Stara się ciebie chronić.

Wiem – odparł Draco gorzkim tonem. – Po prostu za nim tęsknię.

Jestem pewien, że on za tobą też – rzekł Harry, napełniając im obu szklanki. Wiem, że tęskni.

Dobre… – Draco spojrzał na niego ostro. – Co to miało znaczyć?

Niby co?

Słyszałem to, Harry – rzekł Draco, stając na nogi. – Wiesz gdzie on jest, prawda?

Ciii – uciszył go Harry. I ty nazywasz mnie kretynem.

Bo jesteś kretynem. – Gdzie on jest?

Draco, gdybyś był mną i chciał zniknąć, co byś zrobił?

Harry czuł, jak myśli Draco wirują w jego głowie, dopóki…

Zmieniłbym nazwisko i wyjechał do Bułgarii.

Harry kiwnął głową.

Wysłałeś go do Bułgarii?

Mam tam całkiem niezłą posiadłość.

Draco opadł na krzesło, trzęsąc się ze śmiechu. Nagle spojrzał na niego.

Nie mów mi tylko, że używa imienia Jack Taylor?

Nie. To ja jestem Jackiem Taylorem. On tylko opiekuje się majątkiem.

Nie wierzę w to – odparł Draco, potrząsając głową.

Nikt tam nie jeździ poza mną i Ging – powiedział Harry. – A teraz skoro wiem, że wciąż jesteś wśród żywych, zapraszam cię, byś nas tam odwiedził.

Draco znów zaczął się śmiać, najwyraźniej zarówno z ulgi i radości. Kiedy się uspokoił, podjął rozmowę:

Więc co u Ginny? Jak sobie radzi z Voldemortem?

Przez większość czasu wścieka się na niego – odparł Harry. – Kiedy zaczyna narzekać, radzę jej iść na zakupy – i płacić jego pieniędzmi.

To znów wywołało u Draco wybuch śmiechu.

To dopiero zabawne – powiedział. – Wciąż masz majątek Slytherina? – Harry kiwnął głową. – Najbogatszy czarodziej na świecie wybrał karierę nauczyciela. Żałosne.

Wiem – rzekł Harry. – Ale dzieciaki są świetne, a ja znów mogę grać w quidditcha.

Powinieneś latać zawodowo.

Miałem dość świateł fleszy, Draco. Wiesz o tym.

Zgoda, ale miałbyś wtedy więcej czasu dla rodziny – ciągnął Draco. – Pewnie rzadko się z nimi widujesz.

Nie zapominaj, że mogę się aportować kiedy chcę. To dla mnie żaden kłopot. A z Ginny widuję się co kilka tygodni.

Szczęściarz.

A co z tobą? Znalazłeś już kogoś?

Draco pokręcił głową.

Nie, wciąż jestem wolny i bardzo się z tego cieszę, wielkie dzięki. – Draco wychylił swoją szklankę. – Więc nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli obejmę stanowisko w radzie?

Harry spojrzał na niego z zaskoczeniem.

Dlaczego mnie o to pytasz?

Cóż, mamy nieco burzliwą przeszłość. Sam wiesz. Minister nie chce cię denerwować.

Denerwować? – powtórzył Harry ze śmiechem. – Draco, Minister Magii wie, że zdenerwować mnie może jedynie jego córka, kiedy jest na mnie zezłoszczona. Wszystko inne potrafię znieść.

Draco wyszczerzył zęby.

I znosisz to doskonale.

Weź tę posadę, Draco. Będziesz w tym dobry, jestem pewien.

Dzięki – odparł Draco z uśmiechem. Podniósł butelkę i nalał kolejną porcję trunku.

Harry biorąc swoją szklankę poczuł nagle niepokój. Draco dopiero co tu przyjechał, nie mógł od razy wyjeżdżać.

Co? – spytał Draco z porozumiewawczym uśmiechem.

Nie musisz chyba zaczynać od razu, prawda?

Nie, a czemu?

Harry skierował spojrzenie z powrotem na alkohol w szklance i wzruszył ramionami.

Tak bez powodu.

Draco parsknął pod nosem.

Cholerny, żałosny, gryfoński kretyn. – Harry popatrzył na niego. – Zamierzasz udawać po tym całym wybuchu na powitanie, że tak naprawdę mnie tu nie chcesz?

Harry potrząsnął głową.

Cholerny, arogancki, ślizgoński drań.

Dokładnie – przyznał Draco. – Wiem że ci to nie w smak, ale mnie teraz potrzebujesz. A tak się składa, że praca w Radzie Nadzorczej nie zajmuje wiele czasu.

Draco zamilkł i zamieszał szkocką w swojej szklance. Po chwili upił łyk.

Więc? – pospieszył go Harry. No mów, ty draniu.

Draco zachichotał.

Więc oto jestem, z powrotem w kraju z mnóstwem wolnego czasu… – Draco spojrzał prosto na Harry’ego – i pozwoleniem od dyrektora tej szkoły na asystowanie profesorowi Jacobowi Billingsowi w lekcjach wspaniałej sztuki szermierki.

Harry otworzył usta ze zdumienia, wstając powoli.

Pod warunkiem, że pomogę zachęcić uczniów do tych lekcji.

Harry patrzył na niego bez słowa, lecz czuł się jakby coś wewnątrz niego eksplodowało.

To, rzecz jasna, wymagałoby ode mnie przekonania pewnego upartego, skromnego i niezwykle utalentowanego Gryfona do odstawienia show – kontynuował Draco, nie odrywając wzroku od szklanki, jakby Harry nie stał naprzeciw, gapiąc się na niego. – A ja, znając osobiście wspomnianego Gryfona, jestem pewien, że zdołam go przekonać by znów chwycił za szablę.

Po tych słowach Draco odłożył szklankę i także wstał na nogi.

To jest jednak niemożliwe – rzekł, mierząc Harry’ego wzrokiem – ponieważ szermierz o którym mowa, nigdy nie odebrał szabli, którą zostawił pod moją opieką. – Draco rozpiął szatę, ukazując przypięty do jego paska, długi na cztery stopy pokrowiec z wystającą z niego srebrną rękojeścią.

Harry nie odrywał wzroku od szabli, z uwagą przyglądając się zawiłym wzorom, jakimi pokryta była rękojeść.

Musiałeś już kompletnie wyjść z formy, Harry – powiedział Draco.

Harry zignorował jego komentarz.

Wszystko z nim w porządku? – spytał cicho.

Draco zmarszczył brwi i pokręcił głową.

Nie wiem – odpowiedział. – Nie dał znaku życia odkąd znaleźli cię w Komnacie Tajemnic.

Naprawdę? Skąd wiesz?

Cóż, przede wszystkim Sennie nie wyszedł z szabli ani razu odkąd ją mam u siebie – odrzekł Draco, odpinając szablę od paska. Złapał za rękojeść i spojrzał na Harry’ego z uniesionymi brwiami.

Gdyby Sennie – wąż uwięziony w rękojeści szabli Harry’ego – był przebudzony, rękojeść zacisnęłaby się wokół ręki tego, kto ją trzymał (chyba że byłby to Harry), tak długo aż zostałaby wypuszczona.

Draco wyciągnął szablę, a Harry chwycił pokrowiec lewą ręką, zaraz poniżej rękojeści. Zerknął szybko na Draco, przygryzając wargę.

Dalej, Harry – zachęcił go Draco.

Harry westchnął i złapał prawą ręką za szablę.

Zaraz potem Harry musiał zacisnąć dłoń, gdyż pajęczyna wzorów na rękojeści wybuchnęła niemal oślepiającym, białym blaskiem. Cienki, długi na trzy i pół stopy wąż wyskoczył jak błyskawica i owinął się wokół ramienia i szyi Harry’ego, ślizgając się mu po plecach i ramionach.

Mistrzu, mistrzu! Och, to TY. Och, mistrzu, gdzieś ty był?”

Sennie w końcu przestał się miotać. Owinął się wokół przedramienia Harry’ego i podniósł głowę tak, by móc spojrzeć mu w twarz, nieustannie wysuwając i chowając język.

Draco śmiał się z entuzjazmu węża, lecz Harry go zignorował.

Cześć, Sennie. Też za tobą tęskniłem.”

Harry spojrzał na Draco i uśmiechnął się szczerze.

Dzięki, Draco – powiedział.

Draco wzruszył ramionami, wracając na swoje miejsce.

Nie miałem z nim żadnych problemów.

Tak myślałem – odparł Harry radośnie, również siadając. Sennie wił się wokół jego ręki, póki nie znalazł na niej wygodnego miejsca, opierając głowę na jego ramieniu.

Więc co ty na to? – spytał Draco.

Na co?

Pomożesz mi znaleźć jakiś pokój i urządzić się w Hogwarcie?

To niewinne pytanie nie zmyliło Harry’ego, gdyż wzrok Draco mówił, że ten ledwo powstrzymuje się od śmiechu. Nawet perspektywa „wielkiego show” na oczach całej szkoły nie tłumiła w Harrym ulgi, że Draco się tu zatrzyma.

Wiesz, że tak – odparł Harry.

Powiedz to, Harry.

Harry opuścił wzrok na owiniętego wokół swojego ramienia węża, głaszcząc go lekko.

Chcę, żebyś został.

Słucham?

Harry spiorunował go wzrokiem.

Drań. Wiesz, że cię tu potrzebuję.

Draco zachichotał.

Przepraszam. Wiesz przecież, jak uwielbiam tego słuchać.

Jasne, że wiem – mruknął Harry. – Ślizgońskie zagrywki.

Draco znów napełnił szklanki i zerknął na butelkę.

Wezwij następną butelkę tego specjału i chyba będę gotów, by odnowić znajomość z mistrzem – powiedział Draco. – Jak się z nim kontaktujesz?

Harry wyczarował kolejną butelkę ze swojego prywatnego biura.

Po prostu go wzywam – wyjaśnił.

Wciąż możesz to robić?

No taak.

Draco przyjrzał mu się uważniej. Harry uciekł wzrokiem.

Hm… Nie podoba mi się to – rzekł Draco. Nagle wyprostował się. – Chwileczkę… kontrakt? Wspomniałeś coś o kontrakcie.

Harry westchnął.

Posłuchaj, Draco. Wiele się tu dzieje.

Najwyraźniej. Po prostu wykrztuś z siebie wszystko.

Po pierwsze – zaczął Harry. – Miałeś rację.

Co do czego?

Co do wszystkiego. Rozgryzłeś to wszystko – magiczną więź, to, że się do niego zbliżam, że mu zależy – i że będę przyczyną jego klęski.

Mam przeczucie, że mi się to nie spodoba.

Harry pokręcił głową.

Wtedy, w Komnacie Tajemnic, Voldemort się poddał.

O kurczę – odezwał się Draco, pocierając skronie.

Naturalnie Draco wiedział, co to oznaczało. Dlaczego, do licha, nikt nigdy mu nie wspomniał o tym drobnym szczególe?

Chciał, żebyś przeżył – wymruczał Draco.

Harry skinął.

A ja, będąc żałosnym, gryfońskim kretynem…

Nie wiedziałeś, że mógł to zrobić.

Zgadza się.

I byłeś przekonany, że musisz umrzeć – dokończył Draco, potrząsając głową. – Jasne, już łapię. – Spojrzał na niego ostro. – Więc jakie są konsekwencje? Poza tym, że został twoim osobistym duchem.

Harry spojrzał na swoją szklankę.

W dalszym ciągu jesteśmy połączeni.

Tak, zauważyłem – odparł Draco. – Możesz go wzywać, a on prawdopodobnie zawsze wie, gdzie jesteś. Więc…

Draco – przerwał mu Harry, spotykając jego szare spojrzenie. – Wciąż może mnie dotykać.

Draco parsknął.

Nie bądź śmieszny. Duchy nie mogą…

Draco, on może mnie dotykać.

Draco wstał.

Nie. Żartujesz. Powiedz, że żartujesz.

Dwukrotnie dotknął blizny od czasu rozpoczęcia szkoły.

Draco tylko się na niego gapił. Harry chciałby czerpać satysfakcję z doprowadzenia Ślizgona do takiego stanu, ale nie mógł. A cisza nie trwała długo.

Draco wybuchnął i to w dość efektowny sposób. Biorąc pod uwagę jego wyuczone maniery, potrafił kląć jak szewc. Harry był pod wrażeniem, kiedy kilka razy zmienił języki. Jednak nie będąc pewnym, kto jest przedmiotem całej tej tyrady, Harry milczał.

W końcu Draco wziął głęboki oddech i obrzucił Harry’ego kalkulującym spojrzeniem.

Więc jak go kontrolujesz? – spytał.

Kiedy Hermiona odkryła, że nie może przebywać w tym samym pomieszczeniu z feniksem, zacząłem zabierać wszędzie Rowan ze sobą – wyjaśnił Harry. – Ale to go tylko rozzłościło. Groził, że pójdzie do mojego domu i będzie denerwował Ginger tak długo, póki nie znajdziemy kompromisu.

Stąd ten kontrakt – stwierdził Draco.

Harry skinął.

Skoro wciąż możemy uścisnąć sobie ręce, jest legalny.

Draco opadł z powrotem na krzesło i dopił do końca swojego drinka.

I jak jest? Mam na myśli wasze relacje.

Z początku były napięte – odrzekł Harry. – Trochę jak podczas piątego roku, kiedy próbował mną manipulować i zyskać nade mną kontrolę.

A teraz?

Teraz powoli zaczynamy wracać do tego, jak było na siódmym roku.

Poprosiłeś go, a on wyszedł – powiedział Draco. Harry kiwnął głową. – A co z uczniami?

Jakoś sobie radzą. Nie może zranić nikogo poza mną, a u młodszych klas zjawia się tylko wtedy, gdy go poproszę. Uważa się za pomoc naukową.

Naprawdę?

Nie pozwala mi pomijać mniej istotnych faktów, które mogą mnie zawstydzać, a większość studentów przekonała się już, że rzadko kłamie.

Jednym słowem zrównuje twoją skromność z ziemią – podsumował Draco, nie do końca tłumiąc śmiech.

Generalnie tak – przyznał Harry. – Wiesz, jak lubi triumfować.

Draco przytaknął.

Co jeszcze powinienem wiedzieć?

Nie może mnie dotykać na oczach moich uczniów, poza klasą, przy której negocjowałem kontrakt.

Gryfoni, jak mniemam – rzekł Draco z krzywym uśmiechem.

Zgadza się. Oprócz tego, nie może dotykać mojej blizny bez „uzasadnionej prowokacji”, ale jeśli uda mi się dowieść, że taka nie była, mogę wezwać Rowan.

Draco pokręcił głową.

To brzmi okropnie.

Cóż, moje życie to koszmar – odparł Harry. – Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią.

Draco napełnił znów obie szklanki.

W porządku, wezwij go.

Harry upił szybki łyk, po czym odsunął się od biurka.

Voldemort.

Ból eksplodował w jego głowie i Harry upadł na kolana. Voldemort zmaterializował się tuż za jego plecami.

A niech mnie – powiedział. – Harry, czyżbym się do ciebie zakradł?

Harry odwrócił się, siadając na podłodze.

Bardzo śmieszne, Voldemort. – Machnął ręką w kierunku Draco, który stał przy biurku Harry’ego.

Voldemort obrócił się powoli.

Ach, Draco, mój chłopcze. – Zwrócił się znów do Harry’ego z uśmiechem. – Widzę, że przybyło wsparcie.


Rozdział 8

Normalność i koszmar



Harry rozkoszował się resztą tygodnia. Choć Draco opuścił zamek (musiał zjawić się w ministerstwie, by zaakceptować pozycję w Radzie Nadzorczej oraz chciał odwiedzić swoją matkę), posiadanie z powrotem „prezentu” uczyniło życie ciekawszym – bardziej normalnym. Ta myśl go nieco martwiła. Odkąd to uznawano za normalne słyszenie obcego głosu w swojej głowie?

Chyba masz na myśli, za normalne dla ciebie – usłyszał myśl Draco.

To znaczy?

Och, no wiesz, Harry. Rozmawianie z wężami, zawieranie kontraktów z duchami, zwalczanie Niewybaczalnych, pojedynkowanie się bez różdżki – tego typu normalne sprawy.

Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

Na weekend wyjechał do domu. Ginger ucieszyła się z tego, że Draco wrócił i bardzo entuzjastycznie przyjęła wiadomość, że Harry będzie mógł znów ćwiczyć szermierkę. Później zabrała go na zakupy.

Harry, jeśli znów masz odstawić dla szkoły pokaz szermierki, potrzebujesz nowego stroju – powiedziała mu Ginger.

Harry niechętnie przyznał jej rację. Spacerując po Pokątnej za ramię z żoną, piękne niedzielne popołudnie zaczęło poprawiać mu humor i kiedy spotkali się z Ronem i Hermioną na obiedzie, nawet obecność Voldemort nie zmniejszyła jego zadowolenia.

Voldemort trzymał się z tyłu, widziany i słyszany tylko przez Harry’ego, jednak podczas posiłku jedynie przysłuchiwał się rozmowie i ich obserwował. Harry’ego zainteresowało to osobliwe zachowanie, więc podniósł wzrok na miejsce, gdzie duch krążył za Ronem po drugiej stronie stołu.

Coś taki cichy? – spytał Harry.

Kiedy jego przyjaciele oglądali się wokół, Voldemort uniósł brwi.

Chciałbyś, bym dołączył do tej zajmującej rozmowy?

Jako że tematem rozmowy były problemy Rona w departamencie ministerstwa, Harry wzruszył ramionami.

Po prostu jestem zdziwiony.

Nie chciałem zakłócać twojego spokoju – odparł Voldemort. – Przez cały dzień wyglądałeś na zadowolonego.

A to cię cieszy? – spytał Harry.

Voldemort uśmiechnął się.

Wiesz, że tak, mój synu.

On tu jest, tak? – odezwał się Ron.

Ginger przewróciła oczami. Hermiona cmoknęła z dezaprobatą.

Doprawdy, Ron – mruknęła.

Podążałeś za mną przez cały dzień? – zapytał Harry.

Przez większość – rzekł Voldemort. – Chciałem ci powiedzieć, jakie zamieszanie wprowadził Draco w zamku.

Harry parsknął z rozbawieniem.

Na pewno świetnie się bawi.

Voldemort zachichotał.

Dobrze go znasz.

Voldemort opuścił ich po tym i reszta wieczora upłynęła im przyjemnie. Kiedy Harry w końcu położył się do łóżka w Hogwarcie, czuł się niepokojąco spokojnie.

Harry?

Wiedział, że nie mogło to trwać wiecznie.

Tak? Jakiś problem?

Raczej nie. Po prostu zastanawiałem się, czy słyszałeś o nowym dekrecie ministerstwa.

Harry westchnął. Nie zajęło Draco długo ogarnięcie aktualnej polityki ministerstwa.

Nie wydaje mi się. – Uśmiechnął się w duchu. – Wiesz, że nigdy mi nic nie mówią.

Draco roześmiał się.

Pewnie dowiesz się o tym jutro.

Spodoba mi się to?

Wątpię.

Harry prychnął pod nosem.

A powiesz mi o tym?

Będziesz mnie błagał?

Zabawne. – Harry przewrócił się na bok, czując, jak ogarnia go zmęczenie. – Dobranoc, Draco.

Harry…

Jestem padnięty, Draco.

Dobra, ale nie mów potem, że cię nie ostrzegałem.

Jasne, jasne.

Zapadł w sen, zanim usłyszał kolejną myśl Draco.


Harry wmaszerował do swojej klasy, pozwalając, by uczniowie rozmawiali ze sobą cicho, podczas gdy on przeglądał trzymaną w dłoni książkę. Rano zaspał i zamiast na śniadanie udał się do biblioteki. Powrót Sennie przypomniał mu o Klątwie Zemsty (kolejnej, którą przeżył przez przypadek) i zamierzał przydzielić klasie kilka mrocznych zaklęć, by zobaczyć czy uda im się wymyślić sposób na ich odparcie lub obronę przed nimi.

Młody czarodziej czuł się nieco winny za to, że zostawił Sennie w szabli, wiszącej na ścianie w Sali szermierki, jednak wąż na to nie narzekał, a argumenty Harry’ego brzmiały rozsądnie. Draco chciał, żeby „popisał się” szablą – w końcu pochodziła ona z kolekcji jego ojca – i zademonstrował prawdziwą Wiążącą Szablę uczniom. Po drugie, nie chciał, by Nagini natrafiła na Sennie w jego pokoju (gdzie urządziła sobie gniazdo) i przypadkiem pomyślała, że Mistrz Harry zostawił jej przekąskę.

Kładąc książkę na biurko, odwrócił się do klasy. Klasa skupiła na nim wzrok i szepty cichły powoli, lecz nie zniknęły kompletnie. Cichy szmer rozmów toczył się nadal z tyłu Sali, gdzie siedzieli Sean, Missy oraz Cindy. Było to niespotykane, bo zwykle zajmowali miejsce na przedzie klasy.

Harry zerknął na krzesło Voldemorta. Nie widział go, lecz wiedział, że tam jest.

Panie McIves – powiedział Harry w końcu i chłopak rozejrzał się wokół, jakby zdając sobie dopiero sprawę, że jest na lekcji. – Ominął mnie mecz quidditcha, czy co?

Ee, słucham, profesorze? – spytał Sean.

Cóż, najwyraźniej musiało wydarzyć się coś ciekawego, skoro prowadzicie tak zażartą rozmowę.

Przepraszamy prana – odparł Sean, opuszczając wzrok.

Harry posłał mu wyrozumiały uśmiech i podniósł książkę, otwierając ją na zaznaczonej stronie. Zanim zdążył wziąć oddech, znów usłyszał szepty. Wzdychając, Harry odłożył z powrotem książkę i popatrzył na trójkę, zawstydzonych teraz, uczniów.

Proszę się z nami tym podzielić, panno Larsen – oznajmił Harry.

Przepraszamy, profesorze – rzekła Cindy. – Sean opowiadał nam tylko o swojej wczorajszej lekcji.

Ach tak? – spytał Harry, siadając na biurku. – Wczoraj była niedziela – przypomniał im.

Tak, proszę pana – przyznał Sean. – Wziąłem dodatkowe zajęcia i była to najlepsza lekcja, jaką kiedykolwiek miałem.

Opowiedz nam o tym – zainteresował się Harry.

Twarz Seana rozjaśniła się w uśmiechu.

Nie wiem, ile pan wie o sztuce szermierki, ale mamy nowego tymczasowego nauczyciela.

Harry otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Wyglądało na to, że nikt nie pisnął słowa o szermierskich umiejętnościach Harry’ego. Harry mógł się założyć, że to był pomysł Draco, jednak poczuł lekkie ukłucie żalu ma myśl, że profesor Billings ani razu nie wspominał o nim na swoich lekcjach szermierki.

Voldemort także nie poruszał tego tematu, więc Harry dał temu spokój.

A tak, lekcje profesora Billingsa – powiedział Harry. – Pewnie masz na myśli Malfoya.

Uczniowie ożywili się na te słowa i Harry mógł tylko pokręcić głową. Zawołał w myślach Draco, lecz nie dostał odpowiedzi.

Zna go pan? – spytała Cindy.

Harry prychnął pod nosem.

Czy go znam? – Harry spojrzał na nich, zdziwiony. – Jestem zawiedziony wasza trójką. Szczególnie panią, panno Larsen.

Cindy wyglądała na mocno dotkniętą.

Myślałem, że wszyscy w Hogwarcie, a zwłaszcza w Gryffindorze, słyszeli o słynnej wrogości między Potterem a Malfoyem – dodał Harry.

To ten Malfoy? – spytała z niedowierzaniem Cindy.

Harry skinął głową.

Draco Malfoy to najbardziej arogancki ślizgoński drań chodzący po tej ziemi.

Harry, o co chodzi? – zapytał się Voldemort.

Przez brak reakcji ze strony klasy Harry wywnioskował, że Voldemort przemawiał tylko do niego.

Tego właśnie zamierzam się dowiedzieć – powiedział Harry, zerkając w stronę krzesła.

Dzieciaki nie przeoczyły tego komentarza, ale też nie oderwały od niego swojej uwagi.

Może i nim jest, proszę pana – stwierdził Sean. – Ale gdyby pan zobaczył, jak się pojedynkuje…

Widziałem – odparł krótko Harry.

Więc pan wie – kontynuował Sean – że całkowicie prześcignął profesora Billingsa.

Nie podważam zdolności szermierskich Malfoya – oznajmił Harry. – Jest genialny, choć widziałem już lepszych…

Profesor Billings wspominał, że kiedyś walczył z jednym z najlepszych szermierzy na świecie – ciągnął Sean.

Tak, to prawda – odrzekł Harry, kiwając głową.

I że egzaminował go Oficjalny Mistrz.

Mogę sam o tym zaświadczyć.

Naprawdę? – spytała Missy.

Tak, to było na naszym siódmym roku – rzekł Harry. Rzucił okiem na Voldemorta, lecz ten obserwował klasę z lekkim rozbawieniem.

Pan Malfoy mówił, że ten drugi szermierz, którego egzaminował Oficjalny Mistrz, pokonał go w pojedynku – dodał Sean z podziwem.

Harry ledwo zdołał powstrzymać się od śmiechu. Co knuł ten Draco, na Merlina?

Tak było – potwierdził.

Widział to pan? – spytał Sean z nutą zazdrości w głosie.

Byłem tam – sprostował Harry.

Podekscytowanie Seana było oczywiste.

Wczoraj pan Malfoy powiedział, że ten drugi szermierz tu przyjedzie i będzie z nim walczył podczas pokazu dla szkoły, żeby zachęcić uczniów do lekcji.

Tak, też o tym słyszałem – rzekł Harry.

Sean zmarszczył brwi.

Nie wydaje się pan zadowolony – zauważył chłopak. – Nie chciałby pan zobaczyć…

Jestem pewien, że to będzie wspaniały pokaz – powiedział Harry z uśmiechem. – Malfoy zawsze odstawia znakomite show.

Mówił, że ten drugi facet ma naturalny talent.

Doprawdy? O tym też wspominał?

Wie pan, co to oznacza? – spytał Sean.

Voldemort roześmiał się na głos, lecz Harry go zignorował.

Wiem.

Obiecał też, że namówi go, żeby mnie przetestował – oznajmił Sean dumnie.

Przetestował cię? – powtórzył Harry, zaciekawiony.

Sean aż ociekał entuzjazmem.

Profesor Billings podejrzewa, że też mogę mieć naturalny talent, ale nie wie na pewno. Pan Malfoy też ze mną walczył, żeby się o tym przekonać i mówił, że to prawdopodobne, ale najlepiej będzie, jak przetestuje mnie prawdziwy mistrz – wyrecytował Sean na jednym oddechu.

I Malfoy mówił, że namówi tego faceta, żeby cię przetestował – wtrącił Harry, wciąż zastanawiając się, co planuje Draco.

Tak – potwierdził Sean. – Mówił, że zna go bardzo dobrze, nawet jeśli jest…

Nawet jeśli jest jaki? – ponaglił Harry.

Sean wyglądał na lekko zakłopotanego.

No, pan Malfoy powiedział, że jest on nieco żałosny.

Voldemort wybuchnął śmiechem i tym razem klasa obejrzała się w stronę jego krzesła.

Świetnie.

Tak właśnie powiedział? – spytał Harry.

Ee, tak – przyznał Sean.

Zna go pan? – odezwała się Cindy.

Harry westchnął.

Tak, znam go i Malfoy ma rację. Jest żałosny.

Voldemort zachichotał.

Jest też dość imponujący – oznajmił.

Przez uczniów przebiegła kolejna fala podekscytowania. Harry ponownie podniósł swoją książkę, czekając, aż się uspokoją.

Dopóki nie usłyszał:

Nie mogę się doczekać wieczora.

Harry poderwał wzrok na Alexa Richarda.

Wieczora?

Tak, zaraz po kolacji – powiedział Alex, rozglądając się wokół nerwowo.

Wieczora? – powtórzył Harry, jakby go nie usłyszał.

WIECZORA?!

Dobry Boże, Harry, nie musisz krzyczeć.

Wieczora?

Pewnie. Musimy to zrobić, zanim wszyscy się dowiedzą. Wiesz, element zaskoczenia.

Chcesz mnie wpędzić do grobu?

Och, nie bądź żałosny. Prawa do triumfowania, pamiętaj. Ciesz się, póki możesz.

Frustracja Harry’ego była niemal namacalna.

Draco, pozwól mi…

Weź się w garść. Będzie zabawnie. Latanie, szermierka i cała reszta. Pomyśl, jak oniemiali i zachwyceni będą twoi Gryfoni.

Harry westchnął i usłyszał w głowie śmiech Draco.

Do zobaczenia wieczorem, Harry. I…

Wiem, wiem. I ubierz się jak trzeba.

Kiedy śmiech Draco ucichł, Harry odwrócił się do klasy.

W porządku – powiedział, podnosząc ponownie książkę. – Kto może mi powiedzieć coś o zaklęciach inercyjnych?

Ręka Cindy wystrzeliła w powietrze. Rzuciwszy okiem na resztę klasy, Harry westchnął. Ignorowanie Hermiony też nigdy nie przyniosło nikomu nic dobrego.

Proszę bardzo, Cindy.

Zaklęcia inercyjne to każde zaklęcie czy klątwa rzucona na nieożywione obiekty – oznajmiła dziewczyna. – Mają bardzo szeroki zasięg, od zaklęć tworzących świstokliki albo ochronnych, po śmiertelną klątwę.

Bardzo dobrze. Dziesięć punktów dla Gryffindoru – rzekł Harry. – A jak się je aktywuje?

Klasa przez parę chwil trwała w milczeniu, aż Cindy znów wolno nie podniosła ręki. Harry skinął głową w jej kierunku.

Myślę, że to zależy od zaklęcia – oznajmiła. – W przypadku świstoklika, zwykle następuje to o wyznaczonym czasie. Zaklęcia ochronne są zazwyczaj stale aktywne. Ale chyba najwięcej zależy od tego, jaki rzucający ustanowi wyzwalacz.

Zgadza się – przyznał Harry. Machnął ręką i tablica za nim zaczęła zapełniać się nazwami zaklęć. – Każdy z was wybierze sobie jakąś klątwę i wyszuka informacje na jej temat i na temat jej użycia. Na następnych zajęciach będziemy je dokładniej omawiać.

Uczniowie zajęli się czytaniem teksu z tablicy.

Możecie używać do pomocy waszych podręczników, jeśli chcecie – dodał Harry. – Większość z tych zaklęć jest w nich przynajmniej wspomniana.

Zaczęli kartkować swoje książki, zerkając na tablicę.

Co jeśli wybierzemy to samo? – spytał Rufus.

Nic nie szkodzi – odparł Harry. – Będziecie oceniani indywidualnie, na podstawie zaklęcia, jakie wybierzecie. Na przykład, jeśli zaklęcie będzie bardzo stare i słabo udokumentowane, wasza ocena będzie zależeć od tego, co zdołaliście znaleźć na ten temat. Jeśli zaklęcie będzie znane… – Harry zawiesił głos.

Trzeba będzie bardziej się do niego przyłożyć – dokończyła Missy.

Harry wyszczerzył zęby.

Racja. Jeszcze jakieś pytania?

Harry obserwował, jak przeglądają książki i szepczą między sobą, porównując swoje wybory, podczas gdy Voldemort unosił się wokół nich.

Och, na Merlina, panno Larsen – wymruczał Voldemort, zaglądając jej przez ramię. – Ktoś o pani zdolnościach powinien zająć się tym zaklęciem.

Voldemort wskazał na coś w książce dziewczyny. Cindy spojrzała na tekst i z powrotem na Voldemorta.

Zaklęcie Opiekuna? – spytała. – Ale to takie proste.

Voldemort zaśmiał się cicho.

Moja droga, czy nie nauczyłaś się jeszcze, że mając do czynienia z ciemnymi mocami, nic nie jest tak proste jak może się wydawać?

Cindy zastanowiła się przez chwilę nad jego słowami, po czym skinęła głową, jak się zdawało, nagle zaintrygowana.

Harry potrząsnął głową.

Świenty wybór, panie McIves – stwierdził Voldemort.

Sean popatrzył zmartwionym wzrokiem na Harry’ego.

Dlaczego? – spytał się Sean z niepokojem.

Ponieważ jestem pewien, że profesor Potter czuje do tego zaklęcia sentyment – rzekł Voldemort. Zerknął na Harry’ego, unoszą brew. – Klątwa Zemsty, Harry?

Harry wykrzywił usta w uśmiechu.

Ma więcej niż jedno zastosowanie, Voldemort.

Och, w rzeczy samej – przyznał czarnoksiężnik, odpływając ku swemu krzesłu i siadając na nim. – Sądzę, że twoje małe zadanie będzie nadzwyczaj zabawne.

Harry znów pokręcił głową i uśmiechnął się do uczniów.

Cieszę się, że ci się ono podoba – rzekł w tym samym momencie, gdy zabrzmiał dzwonek.

Klasa zaczęła chować swoje rzeczy, mrucząc cicho między sobą. Nie rozmawiali jednak o przydzielonym im zadaniu, lecz o wieczornym pokazie i Harry westchnął. Słyszał kilkukrotnie wymienione nazwisko Malfoya, raz nawet głosem pełnym podziwu, należącym do Dawn Miller:

Malfoy? Czy to ten jasnowłosy Adonis, który siedział rano przy stole nauczycielskim?

Harry spojrzał na Voldemorta, kiedy do jego klasy wchodził drugi rok Slytherinu.

Wygląda na to, że miałeś rację – powiedział. – Z pewnością wie, jak wywołać zamieszanie.

Voldemort zachichotał.

Ależ Harry, do jutra na ustach wszystkich znajdzie się jedynie profesor Potter i jego kolejny talent, z którego jest znany.

Harry westchnął. To była prawda. Niech szlag trafi jego skromność.

Nie wahaj się triumfować – mruknął Harry.

Voldemorta nie rozbawiły te słowa.

Ty też możesz się tym cieszyć, Harry – oznajmił, po czym zniknął, kiedy drugoklasiści usiedli na swoich miejscach.


Harry stał naprzeciw gargulca, nieco zdumiony prośbą dyrektora o widzenie przed kolacją. Nagle przypomniał sobie ostrzeżenie Draco.

Spodoba mi się to?

Wątpię. Nie mów potem, że cię nie ostrzegałem.

Voldemort postanowił mu nie towarzyszyć, co także zdziwiło Harry’ego.

Och, Harry, nie mam ochoty rozmawiać z Dumbledore’em – wyjaśnił Voldemort.

Dlaczego? – spytał go Harry. Voldemort odpowiedział coś wymijająco, ale Harry go naciskał. – Boisz się, że będzie się napawać tym, jak Złoty Chłopiec cię zwyciężył?

Voldemort zachichotał i przepłynął przez biurko do Harry’ego.

Ach, Harry, jak szybko zapominamy. – Przyjrzał mu się uważnie. – To nie Złoty Chłopiec Dumbledore’a mnie pokonał – powiedział, podnosząc rękę i dotykając lekko policzka Harry’ego. – To był mój syn.

Harry nie był pewien, czy był w stanie teraz przez to przechodzić, więc tylko odwrócił się i wyszedł.

Gargulec wciąż gapił się na niego. Dumbledore nie dał mu hasła, lecz Harry nigdy go nie potrzebował. Czy dyrektor spodziewał się, że…

Harry.

Harry drgnął i obrócił się na pięcie. Dumbledore uśmiechał się do niego, a jego niebieskie oczy skrzyły się lekko.

Nie w nastroju na efektowne wejście?

Chyba nie, profesorze.

Wejdź do środka. – Dumbledore zaprowadził Harry’ego do swojego biura i Harry zajął miejsce, z którym zdążył się już dobrze zaznajomić.

Fawkes przyfrunął do niego i oparł mu się na kolanie, przypominając Harry’emu, że Voldemort nie mógłby tu przyjść, nawet gdyby chciał – obecność feniksa uniemożliwiała mu to.

Cześć, Fawkes – przywitał się Harry, gładząc ptaka po błyszczących, szkarłatnych piórach. Fawkes spojrzał na niego smutnych wzrokiem i zaczął śpiewać. Harry usłyszał, że zrobi to, co będzie musiał zrobić.

Świetnie.

Harry popatrzył na feniksa.

Jest aż tak źle? – spytał. Fawkes poderwał się w powietrze i zatrzymał się na ramieniu Dumbledore’a, zanim wrócił na swoja żerdź. Harry zwrócił niecierpliwy wzrok na dyrektora. – Dobrze. Zostałem ostrzeżony. O co chodzi tym razem?

Harry, musisz zrozumieć…

Po prostu proszę mi powiedzieć, profesorze. Myślę, że jakoś to teraz zniosę.

Doskonale – rzekł Dumbledore, siadając za biurkiem. Zaproponował Harry’emu puszkę z cukierkami, którą czarodziej zignorował. – Ministerstwo Magii postanowiło, a Rada Nadzorcza zatwierdziła tę decyzję, że drugie panowanie Voldemorta będzie objęte w programie nauczania.

Cóż, to nie było jeszcze takie straszne. Harry skinął głową.

Zacząłem już to przerabiać na moich lekcjach – oznajmił Harry. – Nie, żebym mógł coś na to poradzić – dodał ciszej.

Dumbledore nie skomentował ostatniego zdania.

Wiem, Harry. Ale oni mieli na myśli jego historię.

Harry zmarszczył brwi.

To znaczy?

To znaczy wszystkie powody i pobudki.

Harry poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy.

Chcą, żebym nauczał o tym, jak Voldemort mnie zmanipulował? – spytał Harry ostrożnie. Właśnie o tym uprzedzali go Remus i Syriusz.

I jak udało ci się to pokonać – dodał Dumbledore.

Harry miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.

Ile mam powiedzieć?

Przykro mi, Harry, ale wszystko.

Mylił się. To było gorzej niż straszne.

A-ale skąd o tym wiedzieli? Nic nie zostało udokumentowane. Ja nigdy…

Ja to udokumentowałem – powiedział Dumbledore.

Pan? – spytał Harry bez tchu, czując, jak serce podjeżdża mu do gardła. Oczy Dumbledore’a śledziły go uważnie. – Rozumiem – stwierdził Harry bezbarwnym tonem. – Dostanie pan moją rezygnację nad ranem. – Harry wstał. – Zabiorę ze sobą Voldemorta.

Harry – odezwał się dyrektor. – To ty musisz o tym nauczać.

Harry spojrzał na niego.

Profesorze, już same wspomnienia są wystarczająco bolesne. Duch Voldemorta wszystko tylko pogarsza i teraz jeszcze pan chce, żebym opowiadał o tym uczniom?

To historia, Harry. Zmieniłeś świat, zapanowałeś nad chaosem. Ministerstwo zostało należycie zorganizowane, czarodziejski świat trwa w pokoju ze sobą i mugolami. Ty do tego doprowadziłeś.

Zdrada do tego doprowadziła – rzekł Harry stanowczo. – Wolałbym, żeby moi uczniowie na patrzyli na mnie jak na potwora.

Zrobiłeś to, co musiałeś, Harry, by ocalić świat.

Tak – warknął Harry, czując, jak wzbiera w nim złość, która nie towarzyszyła mu od lat. – I powinienem być martwy.

Być może, Harry. Jednak nie jesteś. Zdecydowałeś się na nauczenie i słyszałem same wspaniałe opinie na temat twoich predyspozycji i więzi, jaką masz z uczniami. Nie każdy to potrafi. Nawet madame Hooch jest zaniepokojona, że jej lekcje latania stracą zainteresowanie.

Harry otworzył usta ze zdziwienia. Nie mogąc wymyślić żadnego składnego zdania, zamknął je po chwili.

Harry, jesteś najpotężniejszym czarodziejem na świecie. – Dumbledore podniósł rękę, kiedy Harry chciał zaprotestować. – To prawda, Harry, zaakceptuj to – dodał. – Powinieneś być ministrem magii lub przynajmniej zasiadać w ministerstwie, ale ty nie chcesz władzy. Jesteś najlepszym szukającym, jakiego miał Hogwart – ciągnął dalej dyrektor. – Lecz nie pragniesz być w centrum uwagi. Jesteś obecnie chyba najbogatszym czarodziejem w Wielkiej Brytanii, jeśli zsumować twoją fortunę z Voldemorta, a przecież nie chciałeś też nigdy bogactwa. Postanowiłeś nauczać i dobrze sobie z tym radzisz, bazując na swoich doświadczeniach.

Harry poczuł, jak nachodzą go znajome, złe przeczucia. Niech cię szlag, Dumbledore.

Moja dokumentacja tego, co się stało od momentu gdy dotknąłeś pucharu Turnieju Trójmagicznego pochodzi z drugiej ręki, od ciebie albo od Severusa. Nauczyciele, którzy mogą przekazywać wiedzę z własnego doświadczenia są cennym nabytkiem dla tej szkoły – oznajmił Dumbledore. – Nie chciałbym cię stracić.

Oho, zaraz to usłyszy.

Bogate doświadczenie wychowawcze, które możesz zaoferować uczniom tej szkoły jest nie do zastąpienia. Jako dyrektor Hogwartu – rzekł Dumbledore poważnym tonem – byłbym głupcem, gdybym pozwolił ci stąd odejść.

Harry spojrzał prosto na niego. Świetnie, więcej poczucia winy. Opadł z powrotem na krzesło, rzucając Dumbledore’owi zirytowane spojrzenie. W oczach dyrektora znów pojawiły się wesołe ogniki.

Nie, nie sądziłem, że zrobiłbyś mi to.

Czy Voldemort nauczył pana swoich technik manipulacyjnych? – spytał młody nauczyciel.

Dumbledore roześmiał się lekko, lecz po chwili znów spoważniał.

Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, Harry, lecz jesteś silną osobą. Być może najsilniejszą, jaką miałem okazję poznać.

Fawkes znów zaczął śpiewać i Harry spojrzał na niego przelotnie.

Wiem, wiem – burknął. – Zrobię, co będę musiał. – Wstał na nogi. – Jak zwykle ja – mruknął. Popatrzył na Dumbledore’a, uśmiechając się. – Tak na marginesie, profesorze, to wiem teraz gdzie leży Bułgaria.

Dumbledore wybuchnął śmiechem i Harry opuścił jego gabinet. Zaczęło go ogarniać dziwnie znajome uczucie bezsilności. Czy będzie zmuszony na nowo przeżywać koszmar, którym przez trzy lata było jego życie? Czy będzie w stanie powiedzieć uczniom, jak Voldemort posłużył się jego uczuciami przeciwko niemu, doprowadzając go do obłędu, aż Harry nie był już pewien, kim właściwie jest?

Jak odważnie się czujesz, słynny Harry Potterze?

Drwiące słowa Snape’a pojawiły się w jego głowie. Czy był wystarczająco odważny?

Harry poczuł, że blizna zapiekła mocniej.

Nie teraz, Voldemort – powiedział, idąc wolno korytarzami zamku.

Voldemort dryfował obok niego.

Co się stało, Harry?

Nic – odparł młody mężczyzna. – Odejdź, proszę. Nie mam ochoty na rozmowę.

Harry, wiesz, że możesz mi powiedzieć, jeśli coś cię martwi – rzekł Voldemort. – Czego chciał Dumbledore?

Powiedziałem, że nie chcę o tym mówić.

Uparty – skomentował Voldemort, przyglądając mu się uważnie. – Znów czujesz się przyparty do muru. Powiedz mi.

Do diabła z nim.

Voldemort, proszę cię.

Nie jesteś już dłużej bezsilny, Harry.

Harry zatrzymał się i popatrzył na Voldemorta.

Nie jestem? – powtórzył z goryczą. – Moje imię czyni mnie bezsilnym.

Więc je zmień i wyjedź do Bułgarii – zaproponował Voldemort.

Harry nie miał ochoty na żarty.

Pokazałeś mi, że moja natura by mi na to nie pozwoliła. Wybory, Voldemort – odparł Harry. – Sam wpędziłem siebie w tę pułapkę. Wybrałem tę drogę. – Harry znów ruszył z miejsca. – Nie mogę… nie zmienię tego teraz.

Uparty – powtórzył cicho Voldemort. – Czego od ciebie chce?

Harry nie odpowiedział.

Och, powiedz mi, Harry. Przecież wiesz, że i tak się dowiem.

Szczegóły dotyczące twojego ponownego dojścia do władzy stały się obowiązkowym punktem w programie nauczania dla szóstego i siódmego roku.

Voldemort szybował ramię w ramię z Harrym w kierunku jego klasy i nauczyciel czuł na sobie jego badawcze, szkarłatne spojrzenie.

Wiedziałeś, że tak się stanie, Harry – powiedział Voldemort. – Całe Ministerstwo Magii zostało zreorganizowane i doprowadzone do porządku przez to co zrobiłeś, co musiałeś zrobić.

Jak na zdartej płycie…

Tak – odparł Harry. – A teraz, z powodu twojego szlachetnego uczynku przed śmiercią, chcą, żebym na nowo przeżywał ten koszmar.

Nie jest łatwo być Harrym Potterem – stwierdził Voldemort. – Inaczej każdy mógłby sobie z tym poradzić.

Harry spiorunował go wzrokiem i dostrzegł, że czarnoksiężnik ledwo powstrzymuje się od śmiechu.

Harry – odezwał się Voldemort, kiedy weszli do klasy i Harry zamknął za nimi drzwi. – Wiesz, że mam rację. Wszystkie twoje doświadczenia uczyniły cię tym, kim jesteś – najpotężniejszym czarodziejem na świecie, który może poradzić sobie ze każdą rzeczą, jakie przyniesie mu życie. Byłeś świadkiem jednych z najbardziej imponujących i niesłychanych wydarzeń w swoim życiu.

Większość z nich była też straszna – mruknął Harry.

Jednak ludzie wiedzą, że wraz z sukcesem przychodzi ból, z radością smutek, z nadzieją bezsilność. Nawet uczniowie to zrozumieją.

Harry osunął się na swoje krzesło, marząc, żeby Voldemort już skończył, choć wiedział, że to płonne życzenie.

Twoja szczerość towarzyszy każdemu słowu, które opuszcza twoje usta – mówił Voldemort. – Każdemu krzywemu spojrzeniu czy ironicznemu komentarzowi. Twoi uczniowie wiedzą, kim jesteś, Harry. Są gotowi by się dowiedzieć, jak stałeś się tą osobą.

Ja chyba nie jestem gotów – odparł Harry poważnie.

Jesteś, Harry. Pomogę ci w tym.

Harry prawie parsknął śmiechem

Wiem, ojcze. Właśnie to mnie przeraża.

Voldemort zachichotał.

Mój Harry, jak zawsze cyniczny.

Harry?

CO?!

Mój Boże, tylko mnie nie zjedz. Więc Dumbledore ci powiedział?

Powiedział.

Ostrzegałem, że ci się to nie spodoba.

Tak, trafiłeś w dziesiątkę.

Cóż, lepiej się szybko pozbieraj.

Draco, nie jestem w nastroju.

No dalej, kretynie. Przestań być Harrym Potterem przez godzinę i zejdź na dół ze mną walczyć.

Co…

To zawsze poprawia ci humor.

Harry wstał nagle.

Cholera jasna. Pojedynek.

Gratuluję refleksu. A teraz się pospiesz.

Nie tracąc czasu, Harry pobiegł do swojego pokoju, przebrał się i pognał do klasy szermierki, by zabrać Sennie. Właśnie przymocowywał sobie pochwę szabli do paska, zbliżając się do Wielkiej Sali, kiedy usłyszał zbliżające się zza schodów głosy.

Słyszałam, że zmienili program nauczania – odezwała się Missy.

Ja też – potwierdziła Cindy, – Słyszałam, że nakazali profesorom nauczać o historii i szczegółach ponownego dojścia Voldemorta do władzy.

Ale to by oznaczało, że profesor Potter będzie musiał opowiedzieć nam o wszystkich tych rzeczach, których zabrania mówić Voldemortowi – stwierdził Sean.

Zgadza się – przyznała Cindy. – Albo które obiecuje przerobić później.

Założę się, że jest zły – odparł Sean. – Dziwię się, że nie zrezygnował.

Zły? – powtórzyła Missy. – Widziałeś jego twarz, Sean? Te rzeczy go smucą. Dlaczego miałby chcieć nam opowiadać o jakiś strasznych doświadczeniach, przez które przeszedł? Może i ocalił świat kilka razy, ale to wciąż jego życie. Ja się dziwię, że nie zrezygnował już wcześniej.

Missy ma rację – oświadczyła Cindy. – Widzieliśmy, jak Voldemort go torturował. Kto wie, co jeszcze mu zrobił. Myślę, że to okropne ze strony Rady Nadzorczej by zmuszać go do powiedzenia nam o tym.

To rzeczywiście okropne – powiedział Voldemort i Harry usłyszał, jak uczniowie łapią powietrze ze zdumienia.

Harry również był zaskoczony. Z roztargnieniem potarł bliznę. W całym tym pośpiechu zgubił Voldemorta.

Jednak prawda jest o wiele bardziej satysfakcjonująca od ignorancji. Harry dobrze o tym wie i to dlatego nie zrezygnował.

Więc gdzie teraz jest? – spytał Sean. – Nie pokazał się na kolacji.

Och, zejdzie na dół – zapewnił ich Voldemort i Harry usłyszał zadowolenie w jego głosie. – Harry jest honorowym człowiekiem.

Ruszcie się.

Zza rogu wyłonił się kolejny nauczyciel – Snape. Zagonił uczniów do Wielkiej Sali. Harry wziął głęboki wdech,

Powiedz Harry’emu, żeby się pospieszył, Severusie – odezwał się Voldemort.

Pieczenie w głowie Harry’ego zniknęło.

Snape wymruczał coś pod nosem, po czym westchnął.

Chodź, Potter. Twoja publiczność czeka na ciebie – rzekł Severus i Harry usłyszał szybko oddalające się kroki.

Cholerni Ślizgoni. Zawsze zdawali się wiedzieć, kiedy był w pobliżu.

Harry wyszedł zza rogu w chwili, gdy Dumbledore właśnie uciszał zgromadzonych w sali.

Mówiłem, że się nie zjawi, dyrektorze – oznajmił głośno Draco.

Zaczekajmy chwilę, panie Malfoy – odparł Dumbledore.

Przestań jęczeć, Malfoy – powiedział Harry, przekraczając próg Wielkiej Sali. – Jestem tutaj.

W pomieszczeniu zapadła głucha cisza.

Czas odstawić show.


Rozdział 9

W obronie Malfoyów


Piekielnie dobre wyczucie czasu, Harry. Sam nie mógłbym tego lepiej zaplanować.

A tego niby nie planowałeś?

Odmawiam odpowiedzi na to pytanie.

Obserwowali się czujnie, stojąc po przeciwnych stronach sali, niby to demonstrując swoją wzajemną wrogość, którą wiele lat temu do siebie odczuwali. Harry bardzo się starał, by nie wybuchnąć śmiechem. Pan Uosobienie Dobrego Smaku otwarcie szacował wzrokiem ubranie Harry’ego.

Niezła koszula.

Harry udał, że podciąga sobie rękaw. Ciemnozielony strój, uszyty z przylegającego do ciała jedwabiu, został zaprojektowany specjalnie do szermierki, a guziki w rękawach koszuli ciągnęły się od nadgarstka po łokieć.

Dzięki. Ginger kupuje mi teraz ubrania. Ma znakomity gust.

Nie, żebym się spodziewał, że wiesz czym się wyróżnia znakomity gust, ale przypomnij mi potem, żebym pochwalił ją za ten wybór.

Zapraszam, zapraszam, profesorze Potter – powiedział podekscytowany Jacob Billings. – Jak pan widzi, jesteśmy już gotowi.

Harry skinął głową i wkroczył do sali, odpinając pochwę z szablą. Wyciągnął Sennie i zatrzymał się przy stole Gryffindoru.

Potrzyma to pan dla mnie, panie McIves? – spytał Harry, wyciągając w kierunku ucznia pochwę szabli.

Chłopiec wyciągnął odruchowo rękę, gapiąc się na Harry’ego.

Ee, jasne, profesorze – odparł Sean. Jego wzrok padł na szablę i na jego twarzy zaświtało zrozumienie. – To jest… to znaczy, ta szabla jest… – zaczął się jąkać.

Należy do mnie – zakończył za niego Harry.

Wiedziałam. Wiedziałam, że to pan – wyszeptała Cindy, niemalże z dumą. – Mówiłam ci – wysyczała do ucha Seanowi, który wciąż gapił się na szablę.

Harry wyszczerzył do nich zęby.

Później wyjaśnię – powiedział cicho i odwrócił się w kierunku wysokiego, podłużnego podwyższenia, ustawionego równolegle do stołu grona pedagogicznego.

Usłyszał jeszcze, jak Sean mruczy za plecami:

Zamknij się, Cindy. Cholerna Panna Wszystkowiedząca.

Tłumiąc śmiech, Harry uniósł wolną rękę, a przed nim pojawił się rząd schodków, prowadzących na podwyższenie. Wspiął się po nich w górę i szedł dalej przed siebie, póki nie dotarł na środek podestu, gdzie stał Draco.

Wszystko w porządku, Harry?

Harry wyczuł zaniepokojenie, jednak zignorował je. Później zajmie się problemem z programem nauczania. Teraz szabla zbyt dobrze leżała mu w ręku.

Czas na show!

Draco skinął głową i Harry poczuł, jak myśli przyjaciela się przed nim zamykają. Wiedzieli, że lepiej nie korzystać z telepatii podczas szermierki.

Obaj obrócili się w stronę stołu, przy którym zasiadało grono nauczycielskie i zasalutowali Billingsowi oraz Dumbledore’owi, po czym stanęli twarzami do siebie. Nim Harry podniósł szablę, omiótł spojrzeniem hall, póki nie ujrzał Voldemorta, unoszącego się koło stołu Slytherinu. Zasalutował mu i zwrócił się ku Draco.

Młody mężczyzna uniósł brwi.

Biorąc pod uwagę, że wciąż potrafi doprowadzać mnie do agonii – wyjaśnił Harry – traktuję go jako najważniejszą osobę na tej sali.

Draco skinął lekko głową.

Słuszna uwaga.

Harry odruchowo zakreślił szablą półkole, zderzając się z ostrzem Draco w powietrzu – raz w górze, raz na dole – a następnie zasalutował oficjalnie. Zajęli swoje pozycje. Draco zerknął na trzymaną przez Harry’ego szablę oraz postawę Gryfona. Harry wzruszył ramionami.

No dobra – odezwał się Draco drwiąco. – Oby tak dalej – dodał i zaatakował.

Natarcie okazało się gwałtowne i Harry zaczął się cofać, blokując ciosy przeciwnika. Zanim Draco zepchnął go z końca podestu, Harry oparł się o pierwszy schodek i naparł do przodu, unieruchamiając ich szable nad swoją głową.

Nie w formie, Potter? – spytał Draco ze swoim nieodłącznym, zadowolonym uśmieszkiem.

Walczyli dalej, to cofając się, to posuwając do przodu, w rytmie przypominającym ich zwyczajny trening, jednak widać było, że Draco stawał się coraz bardziej sfrustrowany. Mrucząc z irytacją, zamachnął się dwa razy – najpierw mocno, spychając na bok szablę Harry’ego, a potem szybko w górę, przeciągając ostrzem tuż przy jego uchu i posyłając w powietrze kępkę czarnych włosów.

Czubek Revenda znalazł się na szyi Harry’ego.

Niech cię, Potter – warknął Draco. – Niewiele brakuje, byś mnie znieważył.

Harry odchylił się do tyłu, poza zasięg ostrza, i podniósł Sennie, by odeprzeć szablę.

Jak niewiele? – spytał, drażniąc się ze Ślizgonem.

Draco ciął ze złością przed siebie i Harry odparł uderzenie, krzyżując szable w powietrzu nad ich głowami.

Gdzie się podział ten instynkt Pottera? – prychnął Draco.

A co się stało z tą precyzją i doskonałym kunsztem Malfoya? – spokojnie odparł Harry.

Draco odrzucił w bok szablę i mężczyźni znów sobie zasalutowali. Tym razem to Harry natarł pierwszy i dopiero po kilku ciosach Draco zdołał odzyskać animusz. Stopniowo zaczął odpowiadać na pchnięcia Harry’ego z siłą błyskawicy i Gryfon wiedział, że Draco może wygrać.

Mówisz, masz – mruknął Harry, szczerząc zęby, i lewą nogą zrobił krok do tyłu.

Zgrabnym, półokrągłym ruchem, Harry przełożył Sennie do prawej ręki i sparring przemienił się w pojedynek.

Tak lepiej – rzekł Draco z uśmiechem, cofając się.

Widzowie, którzy przez cały czas obserwowali walkę z szacunkiem i w skupieniu, patrzyli teraz jak zahipnotyzowani na uderzające o siebie szable. Wkrótce cała sala wiedziała już, co oznacza naturalny talent Harry’ego.

Jednym, szybkim ruchem nadgarstka rozbroił Draco. Harry podniósł lewą rękę i wezwał Revenda, zanim zdążył kogoś zranić, czubek własnej szabli trzymał zaś pod brodą Draco.

Blondyn zignorował ostrze, ocierające się mu o szyję, i uniósł rozdartą połę swojej koszuli.

To już druga koszula, którą mi wisisz, Potter – powiedział Draco uśmiechając się szeroko.

Harry cofnął się i oddał Draco jego szablę.

Drań, drań, drań – rzucił w odpowiedzi Harry.

Zderzyli się ze szczękiem ostrzami – raz w górze, raz na dole – zasalutowali sobie i odwrócili się do nauczycieli. Oddali hołd najważniejszym osobom obecnym na sali i w chwilę potem w pomieszczeniu podniósł się tumult.

Mówiłem serio, Harry – oznajmił Draco. – Wszystko gra?

Harry spojrzał z powrotem na Draco, który marszczył teraz brwi. Wzruszył ramionami, przyzwał do siebie parę ręczników i wręczył jeden przyjacielowi.

Przynajmniej nie krwawię jak zarzynana świnia – odrzekł Gryfon.

Harry.

Draco musiał być zmartwiony, skoro zdołał przedostać się do umysłu Harry’ego.

Tak, wszystko gra. Czasami Dumbledore bywa tak zły jak Voldemort. Ale…

Przeżyjesz. Jestem tego pewny.

Poza tym… Voldemort obiecał, że mi pomoże. – Harry napotkał wzrok Draco. – To dopiero będzie frajda.

Draco parsknął śmiechem.

Przynajmniej będziesz miał spokój do końca semestru.[i]

Harry skinął głową.

[i]Więcej czasu, by obawiać się nieuniknionego. – Harry chwycił nagle Draco za ramię. – Chyba za tym nie głosowałeś?

Draco wyrwał ramię z jego uścisku.

Czy wyglądam ci na samobójcę? – spytał głośno.

Harry uśmiechnął się pod nosem i wtedy profesor Billing wezwał do siebie Draco, by ten pomógł mu z uczniami. Skromność Harry’ego znów zaczynała brać nad nim górę, więc skierował się ku stołowi Gryffindoru po pochwę na szablę. Tej trójce mógł stawić czoła teraz – z resztą uczniów rozprawi się na zajęciach.

Czemu pan nam nie powiedział? – zapytał Sean, gdy tylko Harry do nich podszedł.

Sean, nie bądź głupi – ofuknęła go Cindy, przewracając oczami, co przywołało mu na myśl Hermionę.

Co? – zdziwił się Sean.

A co profesor Potter miałby powiedzieć? – odparła dziewczyna. – „Och, ten tajemniczy, fenomenalny szermierz, o którym wszyscy rozmawiają, to ja”?

Harry roześmiał się wesoło.

Dziękuję, panno Larsen. Sam bym tego lepiej nie powiedział.

Missy także się roześmiała.

Był pan naprawdę wspaniały, profesorze.

Dzięki – odparł Harry.

Z początku Sean nie wierzył, że mógł pan w ten sposób pokonać Oficjalnego Mistrza – ciągnęła Missy.

Harry popatrzył przelotnie na chłopca.

Rzeczywiście, nie mógłbym.

Właśnie – rzekła Missy. – A potem usłyszeliśmy, jak pan Malfoy się z panem drażnił i Cindy nas wyśmiała.

Harry pokręcił głową.

No – mruknął Sean. – Od razu stwierdziła, że nie jest pan leworęczny.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że profesor Billings nigdy o panu nie wspomniał – oznajmiła Cindy.

Sam byłem zdziwiony – przyznał Harry. – Dopóki nie zdałem sobie sprawy, że Malfoy bawi się w te swoje gierki, więc postanowiłem się przyłączyć.

Za to bardzo chętnie pokazał nam tę szablę – powiedział Sean. – Mówił, że jest Wiążąca.

Harry wyciągnął szablę i Sean wziął ją do ręki. Rękojeść natychmiast zacisnęła się wokół jego dłoni, póki jej nie puścił.

Super – oznajmił Rufus, który podszedł do nich w międzyczasie.

Praktycznie nie jest już Wiążąca – powiedział Harry. – Musiałem wypuścić węża ze środka, kiedy…

Klątwa Zemsty! – wykrzyknął Sean nagle.

Cindy wyglądała na bardziej zdziwioną od Harry’ego tym wybuchem.

Zabrałeś się już za zadanie? – spytała.

Sean skinął głową, nawet odrobinę nie zmieszany.

Po tym, co powiedział Voldemort, nie mogłem się powstrzymać.

Harry ponownie się roześmiał

Chwileczkę – rzekła Missy. – Skoro musiał pan wypuścić węża, to czemu szabli może nadal używać tylko pan?

Tym razem to Sean był pod wrażeniem.

Dobre pytanie, Missy.

Wszyscy zwrócili spojrzenia ku Harry’emu. Szczerząc zęby, mężczyzna zerknął w dół na szablę.

Sennie, wyjdź. Już po wszystkim.”

Rękojeść rozjarzyła się jasnym światłem i ze środka wydostał się wąż, natychmiast okręcając się wokół ramienia Harry’ego.

Mistrzu, wspaniale było znów walczyć.”

Nazywa pana mistrzem? – spytała Cindy.

Tak – odparł. – Sennie służy mi z własnego wyboru, w szabli i na zewnątrz niej. A gdy Sean skończy swój referat na temat klątwy, powiem wam czemu.

Harry uśmiechnął się, kiedy uczniowie zaczęli narzekać pod nosem.

Ale tłum – rzekł Sean, wskazując na grupkę czarodziejów, zgromadzonych przy wejściu. – Mnóstwo osób przyszło obejrzeć pokaz.

Harry wzruszył ramionami na ten komentarz, przypinając szablę do paska.

No, no, a co to za laska? – odezwał się Rufus.

Chyba przyszła z panem Malfoyem – odparła Missy, nie kryjąc zazdrości.

Taa, być może – rzekł Sean z zamyśleniem. – Jednak wygląda znajomo.

Harry popatrzył w tamtym kierunku i zauważył Draco, który pochylał się właśnie, by pocałować ową „laskę” w policzek i uścisnąć ją serdecznie. Teraz nie tylko Missy była już zazdrosna. Draco powiedział coś do kobiety, a ta odrzuciła do tyłu ognistorude włosy, zaśmiewając się perliście.

Zabiję go – mruknął Harry, wyciągając szablę na zewnątrz.

Trójka Gryffonów zaoponowała głośno, lecz Harry podążył sztywnym krokiem w tamtą stronę, z uczniami depczącymi mu po piętach.

Zabieraj swoje brudne łapska od mojej żony, Malfoy – powiedział Harry groźnie.

Draco uśmiechnął się szeroko i położył jej dłoń na ramieniu.

Albo co?

Harry przyłożył czubek szabli do jego gardła.

W tym momencie wyglądasz mi wyraźnie na samobójcę.

Draco roześmiał się.

Odwal się. Nie możesz zabić ojca chrzestnego jednego ze swych dzieci i dobrze o tym wiesz.

Harry opuścił szablę, kompletnie zaskoczony.

Myślałam, że już go o to spytałeś, Harry – powiedziała Ginger. – Doprawdy.

Harry schował trzęsącymi się rękami szablę z powrotem do pochwy. Usłyszał parsknięcie i poczuł, że ktoś kładzie mu dłoń na głowie, przyciągając do siebie.

Och, nie bądź żałosny, Harry – rzekł Draco. – Wiesz, że jestem zaszczycony.

Harry odsunął od siebie Ślizgona.

Uważaj na włosy, ty draniu. Wiesz, jak długo mi zajęło ich układanie?

Ginger roześmiała się, obejmując ramionami obu mężczyzn.

Przestańcie – zganiła ich. – Straszycie dzieci.

Uczniowie Harry’ego wcale nie wyglądali na przestraszonych – byli raczej osłupiali.

Co się stało ze słynną wrogością między Potterem a Malfoyem? – zapytał się Sean.

Wyrośli z niej – odparła Ginger z uśmiechem.

To ja z niej wyrosłem – poprawił Draco. – Harry w końcu się z tym pogodził, choć nie obyło się to bez kłopotów.

Zamknij się, Malfoy – rzekł Harry.

Widzicie?

Harry zignorował go i w końcu przedstawił swoją żonę uczniom, którzy zgromadzili się wokół. Większość z nich stanowili Gryfoni, choć obecność Draco przyciągnęła też kilku Ślizgonów. Rozmawiali na temat pojedynku i szermierki z zapałem, dorównującym niemal ich umiejętnościom walki. Nawet uczniowie to dostrzegli, jednak dopiero po tym, jak Harry pożegnał się z Ginger, a Dumbledore zaczął wyganiać uczniów do łóżek, ktoś to skomentował.

Bardzo dziwna jest ta wasza przyjaźń, profesorze – odezwał się Sean.

Draco prychnął.

Przyjaźń? Nie jesteśmy przyjaciółmi. Prawda, Harry?

Z całą pewnością – zgodził się Harry.

Cindy parsknęła śmiechem.

Coś do dodania, panno Larsen? – spytał Harry.

Więc nie jesteście przyjaciółmi – powiedziała Cindy rzeczowo – lecz nie jesteście też wrogami. Byliście rywalami w szkole i walczyliście na szable, jakbyście robili to od lat.

Nie zapominaj o quidditchu – wtrącił się Sean. – Był pan szukającym w drużynie Slytherinu, czy nie tak, panie Malfoy?

Tym razem to Harry wybuchnął śmiechem.

Nawet o tym nie wspominaj, Harry!

To prawda – ciągnęła dalej Cindy, szczęśliwie dla Draco. – I jest pan synem śmierciożercy.

Draco wstał na równe nogi.

Słucham? – zapytał z oburzeniem.

Cindy zaczęła się jąkać, ale Draco jeszcze nie skończył. Podciągnął rękaw lewej ręki, ujawniając ukryty pod nim Mroczny Znak i budząc tym okrzyki zdziwienia u kilku przyglądającym się im osób.

Draco, co ty wyprawiasz?

Nikt nie będzie mi przylepiać etykietki syna śmierciożercy – powiedział Draco. – Nie, kiedy sam byłem jednym z nich.

Nigdy nie byłeś śmierciożercą – odparł Harry cicho. – Zostałeś naznaczony z mojego powodu.

Dokładnie – rzekł Draco zaciekle. – Nie pozwolę, by mnie piętnowano, skoro byłem lojalny tobie, a nie Czarnemu Panu.

Wiem o tym. Wiesz, że wiem.

A teraz oni też o tym wiedzą.

I tak było rzeczywiście. Pozostała w sali trójka wyglądała na zupełnie wytrąconą z równowagi wybuchem Draco. Harry westchnął.

W porządku, szybkie podsumowanie – powiedział Harry. – Kiedy pan Malfoy został naznaczony, Voldemort połączył nas z pomocą magii. Jako że Draco był lojalny wobec mnie, powstała między nami telepatyczna więź.

Więc jesteście bardziej jak bracia – stwierdziła Cindy, kiwając głową.

Cóż, telepatia wiąże się z długim procesem wzajemnego poznawania i zrozumienia – odparł Harry. – Ale tak, mniej więcej o to chodzi.

Trójka Gryfonów wstała, kiedy Dumbledore zbliżył się do ich stołu.

Cóż, ja tam wciąż sądzę, że to dziwaczne – oznajmił Sean.

Harry wzruszył ramionami.

Nazywaj to, jak chcesz. Jednak nic w moim życiu nigdy nie było normalne, więc…

Sean wyszczerzył zęby.

Rozumiem.

Życzyli sobie dobrej nocy i Harry odwrócił się z powrotem ku Draco, który od jakiegoś czasu był niezwykle cichy. Ślizgon miał zaskoczoną minę.

Co?

Mówiłeś poważnie. – Dla Harry’ego, brzmiało to jak oskarżenie.

Na Merlina, Draco. Nie mów mi, że to dla ciebie nowość?

No nie – przyznał Draco. – To znaczy, ja to rozumiem i akceptuję. Tylko nie sądziłem, że ty też.

Harry popatrzył na niego uważnie.

Draco, mogę być upartym, żałosnym Gryfonem – rzekł – ale nie jestem głupi… ani niewdzięczny.

Draco gapił się na niego w ciszy przez długi moment.

Dzięki, Harry – powiedział w końcu. – Naprawdę.

Nie, Draco. To ja ci dziękuję.

Draco potarł z roztargnieniem swoje lewe przedramię.

Przepraszam za to – mruknął Draco. – Mam nadzieję, że twoje Gryfiaki nie były nazbyt zszokowane.

Jakoś przeżyją – stwierdził Harry, rozglądając się wokół. Zobaczywszy, że byli sami, za wyjątkiem kilku sprzątających skrzatów domowych, przywołał kilka drinków. – Widzieli już…

Niech to piekło pochłonie! – przeklął nagle Draco.

Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem.

Harry, czy on wie? – spytał Draco. Gdy ten nie odpowiedział, dodał: – Czy Voldemort wie… – Przerwał, rozglądając się po hallu. – Czy wie o moim ojcu?

Harry pomyślał przez chwilę.

Nie, raczej nie – odparł. – Ja nigdy mu o tym nie wspominałem. Sądzę, że twój ojciec też powiadomiłby mnie w razie, gdyby zjawił się u niego Voldemort.

Draco wyglądał bardziej blado niż zwykle.

O co chodzi?

Harry, obroniłeś mojego ojca przed ministerstwem.

No i?

Draco pokręcił głową.

No i co się stało poprzednim razem, kiedy wstawiłeś się za moim ojcem? – spytał Draco, znów pocierając ramię.

Harry zmarszczył brwi, próbując pojąć, o co chodziło Draco. Kiedy Harry podziękował Lucjuszowi za naukę szermierki, Voldemort stwierdził, że przesadził i…

Naznaczył cię – powiedział Harry.

Draco skinął głową.

Wiesz, jaki jest wobec ciebie zaborczy. Nie sądzisz, że to go porządnie wkurzy?

Przecież nie spodziewałem się, że Voldemort wróci zza grobu, by mnie straszyć.

Ale wrócił.

Harry pokręcił głową.

To nie ma znaczenia. On nie może nikogo zranić.

Poza tobą – zwrócił mu uwagę Draco.

Chyba nie myślisz, że ukarałby mnie? – spytał Harry z powątpieniem. – Nie za to.

Nie wiem, co on zrobi, Harry. Z nim niczego nie można być pewnym. Uważam tylko, że powinieneś mu powiedzieć i lepiej będzie, jeśli dowie się tego od ciebie, i to jak najszybciej.

Harry kiwnął głową. Draco miał rację.

I lepiej, żebyś potrafił go czymś udobruchać – dodał Draco.

Harry rozważał jego słowa przez całą drogę do swoich komnat. Voldemort spotkał się z nim przed jego klasą i Harry nagle zdał sobie sprawę, że nie widział go od czasu pojedynku.

Cześć – powiedział Harry, starając się brzmieć normalnie. – Gdzie żeś zniknął?

Voldemort zaśmiał się lekko.

Reakcje na pojedynek okazały się mniej interesujące niż się spodziewałem, więc znalazłem sobie inną rozrywkę.

Ach tak? – zaciekawił się Harry, opuszczając rękę na biurko, by Sennie mógł się tam zsunąć.

Tak. Doszedłem do wniosku, że rozkazywanie innym duchom jest bardzo zabawne.

Harry potrząsnął głową z uśmiechem.

Założę się, że Krwawy Baron nie posiadał się z zachwytu.

Voldemort zachichotał. Harry poczuł, że ból głowy rośnie stopniowo i dostrzegł, że Voldemort przysunął się bliżej. Spojrzał w szkarłatne ślepia, a ręka ducha zbliżyła się do jego twarzy.

Dałeś mi dziś powód do dumy, Harry – rzekł Voldemort, gładząc kostkami palców policzek Harry’ego.

Dzięki – zdołał powiedzieć Harry. – Było świetnie.

Hm, zauważyłem – odparł Voldemort, przytrzymując podbródek Harry’ego wierzchem dłoni. – Byłeś – jak to sformował Draco? – w lepszej formie, niżbym oczekiwał.

Cholera. Harry wzruszył nieznacznie ramionami.

To chyba jak z jazdą na rowerze – stwierdził. – Albo lotem na miotle.

Voldemort uśmiechnął się.

Dobrze wiesz, że zrozumiałem, o co ci chodzi.

Harry skinął głową.

I masz rację – ciągnął Voldemort. – Latanie i szermierka, Harry. Masz naturalny talent.

Harry zmusił się do uśmiechu i Voldemort go wypuścił.

Dobrej nocy, Harry.

Branoc – odparł Harry, patrząc, jak Voldemort znika.

Nikt poza mną nie może tknąć chłopca.”

Jest aż tak zaborczy, co?”

Muszę uważać, na to, co moje.”

Och, nie. A co, jeśli on wie?

Draco miał rację. Voldemorta trafi szlag, jeśli się dowie. Jednak w przeszłości Harry umiał zawsze znaleźć odpowiednie słowa, by go udobruchać. Harry głowił się nad tym, lecz nic nie przyszło mu na myśl.

Draco znów wykrakał. Niech to piekło pochłonie!


Na szczęście, następnego dnia Harry’ego czekały spokojne lekcje. Zdołał przetrwać przez większość z nich, prowadząc z uczniami luźne rozmowy o szermierce i Sennie. Voldemort prawie cały czas siedział cicho, co tylko nasiliło podejrzenia Harry’ego, doprowadzając go niemal do paranoi. Swojej najbardziej irytującej klasie, siódmemu rokowi Slytherinu, dał do rozwiązania test, żeby nie musieć się nimi zajmować, kończąc w ten sposób dzisiejsze zajęcia.

Udał się do swojej sypialni, gdzie usiadł, głaskając z roztargnieniem Rowan i ciesząc się chwilą zupełnego spokoju. Rowan położyła główkę na jego piersi i Harry pozwolił, by feniks go uspokoił na parę minut, po czym wstał i wziął głęboki oddech.

To będzie prawdziwy koszmar.

Harry pojawił się bezpośrednio w Azylu Kruka. Był jedyną żyjącą osobą, która mogła pokonać bariery ochronne, które nałożył – nawet Ginger musiała aportować się tam razem z nim, by dostać się w ten sposób do domu.

Chwilę później zbliżył się do niego domowy skrzat.

Witaj w domu, paniczu Jacku – powiedziała Kreska.

Muszę zobaczyć się z panem Lukiem i to natychmiast – zarządził Harry. – W bibliotece.

Oczywiście, paniczu Harry – odparła Kreska. – Już się robi.

Harry wmaszerował do biblioteki, zostawiając za sobą otwarte drzwi, i zaczął chodzić szybko w kółko. Niedługo potem dołączył do niego Lucjusz Mafloy z uśmiechem, który zbladł momentalnie, gdy tylko zobaczył wyraz twarzy Harry’ego.

Zamknij drzwi – odezwał się Harry.

Lucjusz zmarszczył brwi, zamykając za sobą drzwi.

Nie podoba mi się to – oznajmił.

Harry machnął ręką, mrucząc zaklęcia mające zapewnić im prywatność.

Posłuchaj mnie, Lucjuszu – zaczął Harry tonem bliskiemu desperacji. – Nie jestem pewien, ile mamy czasu, zanim…

Nagły ból głowy powalił Harry’ego na kolana. Tuż przed nim unosił się w powietrzu Voldemort, zaciskając palce na jego szczęce.

Witaj, Lucjuszu – powiedział Voldemort, patrząc Harry’emu prosto w oczy.

Kątem oka Harry dojrzał, że Lucjusz uklęknął.

Mistrzu – rzekł zdławionym głosem Lucjusz. – Jak? Co…? Nie rozumiem…

Voldemort uniósł wolną dłoń, by uciszyć swego sługę. Lucjusz zamilkł. Następnie Voldemort zbliżył tę samą rękę ku twarzy Harry’ego.

Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, Harry? – spytał.

Skąd…? – wykrztusił Harry.

Harry, wiesz, że nikt nie zna cię tak dobrze, jak ja – oznajmił Voldemort. – Wiedziałem już w chwili, gdy zasalutowałeś mi, trzymając szablę w lewej ręce. Ostatnim razem nie byłeś w stanie pokonać Draco walcząc lewą ręką, więc musiałeś ćwiczyć. Nie byłem pewien, aż do naszej wczorajszej rozmowy. – Voldemort uśmiechnął się chytrze. – Draco coś ci powiedział, prawda? Sam nigdy być nie zgadł…

Voldemort zaśmiał się cicho.

Jak cudownie naiwny potrafisz czasem być – ciągnął, z pewną dozą nostalgii. – Prawie już zapomniałem. Zawsze jednak potrzebowałeś przypomnienia. Związek… – rzekł Voldemort, przybliżając dłoń niebezpiecznie blisko blizny Harry’ego. Gryfon zamknął mocno powieki i zacisnął zęby. Z kącika oka pociekła mu pojedyncza łza. – …łączy ciebie ze mną. Z nikim innym.

Voldemort wypuścił go i Harry upadł na ziemię.

Prawie nie zauważył, jak Voldemort szybuje w kierunku Lucjusza, któremu pozwolił wstać i zadać swoje pytania.

Harry nie wstawał z podłogi, zbierając się do kupy. Voldemort wyjaśniał szczegóły ich „obecnej sytuacji” i Harry słyszał ciche komentarze Lucjusza. Nie mógł na nich spojrzeć. Wiedział, że Lucjusz patrzyłby na niego wówczas jak na idiotę. Najwyraźniej Harry był jedyną osobą, która nie miała pojęcia, że można zrzec się praw do długu życia.

Tak więc – mówił właśnie Voldemort – teraz pozostaje tylko pytanie… och, Harry, wstańże wreszcie.

Harry dźwignął się na nogi i oparł o biurko, wciąż na nich nie patrząc.

O co chciałeś zapytać?

Jak Lucjuszowi udało się uciec?

Świstoklik – odparł Harry krótko.

Voldemort przepłynął w powietrzu, by znaleźć się przed Harrym, który nadal miał wzrok wbity w ziemię.

Kontynuuj – rzekł Voldemort.

Zanim wyruszyłem się z tobą spotkać, napisałem kilka listów. Lucjuszowi wysłałem akt własności domu wraz z instrukcjami i zamieniłem dokument w świstoklik.

Voldemort przesunął ręką Harry’emu pod brodą, by ten uniósł wzrok.

Dlaczego?

Stwierdziłem, że żywy będzie dla mnie bardziej wartościowy – powiedział Harry, w pułapce szkarłatnego spojrzenia.

Czyżby? – Voldemort widocznie nie był jeszcze ułagodzony.

Jako twój syn, mogłem wydawać mu rozkazy w twoim imieniu.

Voldemort uśmiechnął się krzywo.

Chcesz bym uwierzył, że uratowałeś Lucjusza Malfoya przed, przypuszczalnie, Pocałunkiem Dementora, bo potrzebowałeś kogoś do zajęcia się posiadłością? – Ton Voldemorta był lekko rozbawiony, lecz wyraz jego twarzy pozostawał skupiony.

To wciąż ojciec Draco, a Draco i ja…

Voldemort dotknął policzka Harry’ego, uciszając go. Powiódł wzrokiem po twarzy Gryfona, zerknął sprzelotnie na jego pierś, po czym znów spojrzał mu w oczy.

Harry – rzekł, delikatnie przesuwając palcami po jego szczęce. – Wyjaw mi teraz prawdziwy powód, mój synu.

Harry przełknął ślinę i zamknął oczy z bólu. Voldemort nie poruszył ręką, lecz wciąż nie przerywał kontaktu. Nagle Harry poczuł, że ściska go w piersi. Niech go, zawsze wiedział…

To twoja wina – wydusił z siebie Harry.

Moja? – powtórzył Voldemort z ciekawością.

Harry skinął słabo głową, a słowa zdawały się same wypływać mu z ust:

Dałeś mi wszystko. Wszystko, czego pragnąłem… rodzinę… ludzi, na których mogłem liczyć i którzy mnie nie oceniali.

Voldemort podniósł brwi wyczekująco.

Draco, Lucjusza, Severusa.

Hm, tak, Harry – rzekł Voldemort z powagą. – Moi śmierciożercy zrobiliby wszystko, żeby cię zadowolić. Wiesz o tym.

Nie mogłem dopuścić do kolejnego przelewu krwi.

Wiem, Harry.

Harry’emu zaczęły drżeć kolana.

Ale… Ale nie potrafiłem zrezygnować ze wszystkiego. Nie mogłem… nie chciałem stracić wszystkiego, co miałem z tobą.

Voldemort przesunął palcami po twarzy Gryfona. Harry dziwił się, że był jeszcze w stanie stać.

Ach, tak – powiedział Voldemort. – Mój znakomity plan. – Roześmiał się. – Przebiegły w każdym calu, niezwykle ryzykowny, absolutnie genialny.

I skuteczny do samego końca – dodał Lucjusz cicho.

W rzeczy samej – przyznał Voldemort, nie odrywając wzroku od Harry’ego. – Zaakceptowałeś to, mój synu. Jestem rad.

Cofnął ręce i Harry znów upadł na ziemię. Jak on nienawidził tych demonstracji władzy.

Tak, ojcze – odparł zachrypłym głosem Harry. – Ale czy ty też to zaakceptowałeś?

Voldemort zachichotał.

Ależ oczywiście, Harry – oznajmił. Kiwnął głową w stronę Lucjusza, a ten podszedł bliżej i pomógł Harry’emu wstać.

Harry popatrzył na niego uważnie. Taak, był pewien, że Voldemort mówi prawdę. Harry znał ten zadowolony z siebie uśmieszek. Voldemort dał Harry’emu tę rodzinę, więc nie miał teraz wyboru i musiał zaakceptować jej obecność w życiu Harry’ego.

Voldemort usadowił się na krześle, wciąż obserwując Harry’ego, który usiadł naprzeciw niego i przetarł dłońmi twarz.

Lucjusz stał na środku pokoju, patrząc między nimi.

Więc jaki był cel twojej wizyty, Harry? – spytał w końcu. – Chciałeś powiedzieć mi o mistrzu?

Harry spojrzał na niego.

Bez obrazy, Lucjuszu – rzekł. – Jednak on wciąż może mnie karać. Wybaczysz mi, jeśli nie byłeś moim głównym zmartwieniem.

Voldemort zachichotał.

Naturalnie – odparł Lucjusz. – Nawet ty dobrze wiesz, że lepiej nie próbować przechytrzyć mistrza. Wobec tego po się tutaj fatygowałeś?

Lucjuszu, jestem rozczarowany – powiedział Voldemort. Lucjusz odwrócił się do niego, unosząc brwi ze zdziwieniem. – Przypominam sobie, że wspominałem o Draco.

Lucjusz skłonił głowę.

Pamiętam, że o nim wspominałeś, mój panie – rzekł. – Lecz byłem nieco… roztargniony – Lucjusz położył na to słowo nacisk – faktem, że tu jesteś.

Voldemort roześmiał się.

Ach, tak. Moja zaszczytna osoba jest znana z tego, że dekoncentruje nawet największych czarodziejów.

Harry parsknął śmiechem i Lucjusz odwrócił się do niego.

Więc co z Draco? – zapytał Lucjusz. – Miałeś od niego wieści?

Harry skinął głową.

Jest z powrotem w Hogwarcie – odparł. – Przybył, gdy tylko zdał sobie sprawę, że „prezent” znów działa.

Wyraz twarzy Lucjusza był niemal wart bólu, który Harry musiał wytrzymać.

Kiedy będę mógł go zobaczyć? – chciał wiedzieć Lucjusz.

Harry westchnął, przebiegając ręką przez włosy.

Wciąż nad tym pracuję – powiedział. – Jeśli ja stracę tu anonimowość, to ty również.

Lucjusz skinął głową z namysłem.

Racja.

Harry – odezwał się Voldemort i Harry odwrócił się do niego. – Wystarczy tylko spytać.

Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem.

A czy jest coś, co możesz zrobić?

Voldemort zachichotał.

Jak już w przeszłości udowodniłem, mój chłopcze, mam swoje sposoby.


Rozdział 10

Zaklęcia inercyjne i talizman Salazara


Harry postanowił odłożyć wszystkie rzeczy, które miał „przerobić” lub do których miał „przejść” później, na… później. Nawet nie zamierzał myśleć o zmianie programu zajęć, dopóki nie będzie musiał. Jednak wraz z szybkim nadejściem przerwy świątecznej, bardzo trudno było mu o tym nie myśleć. By temu zaradzić, Harry cały wysiłek włożył w układanie zadań na zajęcia, gdyż w ciągu ostatnich tygodni plan jego lekcji był dosyć luźny.

Entuzjazm dzieciaków do jego przedmiotu działało pobudzająco i Harry nie mógł się nadziwić, ile ciężkiej pracy wkładały one w przygotowania do swoich prezentacji. Był z nich dumny.

Rufus kończył właśnie swój referat na temat Klątwy Karcącej. Dokładnie wyjaśnił, w jaki sposób zaklęcia rzucone na jakikolwiek przedmiot z zamiarem ukarania lub skarcenia (włączając w to wyjce), kwalifikują się do tej kategorii.

Zaklęcia te – mówił Rufus – mimo że zahaczające w skrajnych przypadkach o czarną magię, najczęściej wykorzystywane są przez rodziców i, ee, nauczycieli… wiele lat temu – dodał szybko – by uchronić dzieci przed zranieniami lub by ukarać je za nieposłuszeństwo.

Zerknął na Harry’ego, który siedział wygodnie na swoim krześle przy ścianie (gdzie obserwował prezentacje), z dziennikiem na kolanach. Harry kiwnął głową zachęcająco.

Jeśli chodzi o kontrzaklęcia – ciągnął Rufus – każdy dorosły czarodziej może złamać lub zdjąć rzuconą klątwę prostym Finite Incantatem. To znaczy, kiedy wie, że obiekt został poddany działaniu zaklęcia.

Możesz podać nam jakieś przykłady? – spytał Harry.

Rufus skinął głową, zerkając do swoich notatek.

Cóż, poza wyjcami, których nie da się wyłączyć, jeśli przychodzą od rodziny – albo kogoś, kto posiada rodzicielskie prawa, jak przypuszczam – rzekł Rufus sucho, budząc śmiech u kilku osób w klasie. – Do innych powszechnych efektów działania należą oparzenia i porażenia. Na przykład nałożenie klątwy na nóż, żeby dziecko, które go podniesie, natychmiast go puściło, albo zaczarowanie klamki, żeby trzymać dzieci z dala od pokoju albo schodów.

Jakieś przypadki ekstremalne? – dopytywał się Harry.

Tak. Czytałem o przypadku, kiedy nauczyciel zaczarował pióro w ten sposób, by podczas pisania słowa zostały wycięte na wierzchu dłoni ucznia.

Harry skinął głową i spojrzał na dziennik.

Jakieś pytania? – rzekł, zwracając się do klasy. Nikt się nie odezwał, więc Rufus powrócił na swoje miejsce z miną, jakby kamień spadł mu z serca, iż udało mu się skończyć swój referat. Harry zapisał na marginesie parę uwag, po czym podniósł wzrok na klasę: – Sean, twoja kolej.

Twarz Seana wyraźnie się rozjaśniła.

Tak, proszę pana – powiedział, zbierając z ławki jakieś papiery. – Jestem gotowy.

Draco?

Czego?

Jesteś zajęty?

Raczej nie. A co?

Sean będzie przedstawiał swój projekt.

Och. W porządku, zaraz tam będę.

Harry usłyszał w myślach Draco zainteresowanie. Wiedział, że Ślizgon pragnął dowiedzieć się więcej na temat klątwy, lecz nie chciało mu się tego szukać samemu, więc Harry obiecał, że da mu znać, kiedy Sean będzie wygłaszał referat.

Sean udał się na przód klasy, położył swoje notatki na biurku Harry’ego i pochylił się nad nimi. W Harrym podziw budziły spokój i pewność siebie chłopca. Sam nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek stał w ten sposób przed publicznością.

Aż do teraz. Wciąż zadziwiało go, że potrafi siedzieć tu i prowadzić lekcje, nie odczuwając przy tym mdłości.

Jakieś pół minuty później, Draco wparował do sali.

Nie zwracajcie na mnie uwagi – powiedział. Podszedł prosto do Harry’ego, rozglądając się wokół. Przez moment przetrząsał swoje kieszenie, po czym westchnął, wziął z ręki Harry’ego pióro, rzucił je na podłogę i przetransumtował je w krzesło. Usiadł na nim, patrząc w oczekiwaniu na Seana, który gapił się na niego, i rzekł: – Proszę nas oświecić, panie McIves.

Sean zerknął w stronę Harry’ego, który posłał Draco zirytowane spojrzenie, i przywołał sobie nowe pióro.

Zaczynaj, Sean – polecił Harry.

Sean westchnął i rozpoczął swój referat.

Klątwa Zemsty to tak naprawdę połączenie wielu zaklęć – oznajmił. – Jej podstawę stanowi Klątwa Pychy, wynaleziona i użyta po raz pierwszy przez Sigmonda Lockharta, znanego pisarza, który rzucił ją na swoje pióro, tak, by nikt inny nie mógł go używać. Jest ona podobna do zaklęć więżących, które właściwie działają tak samo, tyle że potrzeba dodatkowego elementu, aby rozbudzić klątwę.

Sean przerwał, żeby podnieść inny kawałek pergaminu.

Najstarsze odkryte przedmioty, na które rzucono klątwę, to: zegarki, peleryny… lustra. – Sean podniósł wzrok. – Czytałem, że zaklęcia nałożone na Zwierciadło Ain Eingarp również podpada pod kategorię Klątw Pychy.

Doprawdy? – spytał Draco.

Też o tym czytałam – wtrąciła Cindy. Harry był pewien, że dziewczyna nie usiedzi długo na miejscu, nie przerywając żadnego referatu swoim komentarzem. – Ale niewielu miało okazję w nie spojrzeć. Podobno doprowadzało ono ludzi do szaleństwa.

Voldemort zachichotał. Przez większość lekcji był litościwie cicho, czyniąc tylko sporadyczne uwagi.

Co o tym sądzisz, Harry?

No, Potter – powiedział Draco z krzywym uśmiechem. – Ty je widziałeś.

Nagle oczy wszystkich znalazły się na nim. Cholera jasna.

Harry zignorował Draco, który parsknął śmiechem, usłyszawszy jego myśl.

Widział je pan? – zapytała się Cindy. – I zajrzał pan w nie?

Tak – odparł Harry ciężko. – I tak, zgadzam się, że mogła to być forma Klątwy Pychy. Jednak, jak to zwykle bywa, wszystko zależy od patrzącego. – Spojrzał z powrotem na Seana. – Może pan kontynuować, panie McIves.

Dobrze – odparł chłopiec. – Następnie w 1472 roku wiedźma, której imienia nigdy nie odkryto, rzuciła klątwę na kryształową kulę. Czar mający powstrzymać innych od używania jej kuli, sprawił, że każdy kto w nią spojrzał, zobaczył swoją śmierć.

Brzmi to jak osobista vendetta Trelawney wobec mnie – mruknął Harry.

Voldemort zaśmiał się lekko, a Draco parsknął pod nosem.

Sean spojrzał na niego z uśmiechem.

Tyle, że w tym przypadku – ciągnął – zaczęto notować niewyjaśnione zgony, mające miejsce wkrótce po tym, jak ludzie spoglądali w kulę. Nikt nie był w stanie potwierdzić, czy ginęli oni w taki sposób, jak to widzieli w kuli, lecz sprawę potraktowano na poważnie. Wówczas właśnie stała się ona znana jako Klątwa Zemsty i zakwalifikowana do kategorii czarnej magii. Choć biorąca swój początek od Klątwy Pychy, Klątwa Zemsty jest osobnym zaklęciem, ponieważ wymaga dodatkowo użycia wyzwalacza. – Sean wyraźnie się rozkręcał, referując swój temat. – Najwcześniej zanotowane dowody użycia prawdziwej Klątwy Zemsty wiążą się zwłaszcza ze Slytherinem, jako że wyzwalaczem był w tamtym wypadku wąż, a przedmiotami klątwy zaś nawiedzone pokoje oraz więżące szable. Jednakże – tu Sean posłał Harry’emu porozumiewawcze spojrzenie – od kilku dekad nie było żadnego dowodu na to, że nowa klątwa została wyzwolona, aż do czasu, gdy w 1945 roku – rzucił w stronę Voldemorta okiem – w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart otwarto nawiedzoną salę i uczniów zaatakował nieznany potwór. Co ciekawe, ataki ustały z niewiadomego powodu, ale zaczęły się na nowo w 1993, kiedy to tajemnica została ujawniona – potworem okazał się bazyliszek, a nawiedzona sala Komnatą Tajemnic. Według nieoficjalnych raportów bazyliszek został zabity przez dwunastoletniego czarodzieja, Harry’ego Pottera. – Sean podniósł wzrok znad notatek. – Ale że nie zostały one potwierdzone, nie potrafię powiedzieć, czy są to prawdziwe informacje.

Jako że Sean oświadczył to wszystko z nieporuszoną miną, Harry ledwo zdołał powstrzymać wybuch śmiechu.

Draco klepnął Harry’ego kilka razy w ramię i uśmiechnął się do Seana.

To wszystko stek bzdur – powiedział Draco.

Och, okaż trochę szacunku, Draco – rzekł Voldemort. – Byłem przywiązany do tego węża.

Wybacz, mój panie – mruknął Draco, pochylając się nad Harry’m. Wszystko gra?

Harry jedynie skinął głową. W końcu usiadł i przyjął oferowaną przez Draco szklankę z wodą.

Mów dalej, Sean.

Dlaczego Komnata Tajemnic została zaliczona do kategorii Klątwy Zemsty? – chciała wiedzieć Missy.

Sean był jednak gotowy.

Kiedy Slytherin zmuszony był opuścić zamek, przepełniała go pycha. Chciał pozbyć się osób mugolskiego pochodzenia, zostawił więc po sobie komnatę, którą otworzyć mógł tylko jego następca, a wyzwalaczem klątwy uczynił bazyliszka.

Znakomicie, Sean – orzekł Harry, patrząc na dziennik.

Sean zmarszczył brwi.

Jeszcze nie skończyłem – oznajmił i kontynuował, zanim Harry zdążył mu przerwać. – Ostatni przypadek uaktywnienia klątwy miał miejsce w tej szkole. Prawie osiem lat temu właściciel starożytnej Więżącej Szabli o imieniu Verwan, na którą klątwę rzucił jej pierwotny posiadacz, został pokonany przez szermierza, który także używał tego samego rodzaju szabli. W tym wypadku wyzwalaczem była przegrana w pojedynku, a wykonawcą klątwy wąż uwięziony wewnątrz szabli wygranego. Według zapisów, tym razem potwierdzonych, przegranym w pojedynku był Oficjalny Mistrz, Terrence Vandewater, a bezwolnym wężem uwięzionym w szabli – Sennie, który zmuszony został do ukąszenia zwycięskiego szermierza. – Sean wyszczerzył w tym momencie zęby. – Och, a był nim – zamilkł dramatycznie, spoglądając na notatki – siedemnastoletni czarodziej, Harry Potter.

Aha. Możesz pożegnać się ze swoją skromnością. I to na dłuższy czas. Ładny odcień różu…

Zamknij się, Draco.

Brawo, panie McIves – powiedział Voldemort, przyciągając uwagę klasy. – Znakomita robota.

Sean napęczniał z dumy.

Chwileczkę – rzekła Cindy, odwracając się do Harry’ego. – Sennie pana ukąsił?

Tak – potwierdził Harry. – Jak już Sean zauważył, Klątwa Zemsty, rzucona poprawnie, jest bardzo potężną mroczną klątwą. Jest śmiertelna.

To część, której nie rozumiem – przyznał Sean. – Mówił pan, że nam opowie. Jak pan to przetrwał?

Harry wstał, by zająć z powrotem swoje miejsce przy biurku. Sean wrócił do swojej ławki.

Profesorze – rzekł Sean, kiedy usiadł już na miejsce. – Czytałem, że aby klątwa zadziałała, szczególnie po tylu latach, rzucający musiał obłożyć ją bardzo konkretnymi warunkami.

To były konkretne warunki, panie McIves – powiedział Voldemort. – Bardzo konkretne – zachichotał. – W końcu wszystko sprowadziło się do jego… – Voldemort urwał w pół zdania.

Harry nie pamiętał, by Voldemortowi kiedykolwiek brakowało słów.

Myślę, że chciałeś powiedzieć: „do jego szczęścia” – podpowiedział Harry.

Klasa roześmiała się i Voldemort skomentował cynizm Harry’ego. Następnie nauczyciel wyjaśnił, że klątwa podziałała na niego, ponieważ był częściowo Ślizgonem i posiadał Więżącą Szablę. Poinformował ich, że przeżył, bo był tylko po części Ślizgonem, a jego gryfońska połowa utrzymała go przy życiu wystarczająco długo, by wyswobodzić Sennie, tak że profesor Snape zdążył przyrządzić antidotum na jad węża.

Sean, jakie są przeciwzaklęcia? – spytał wreszcie Harry.

Nie było zbyt wielu zanotowanych przypadków uaktywnienia prawdziwej Klątwy Zemsty, więc nie są znane żadne konkretne przeciwzaklęcia – odparł Sean. – Chociaż można twiedzić, że zdolność wężomowy byłaby pomocna do przetrwania klątwy.

Harry skinął głową z zastanowieniem i przeszedł się kilka kroków po klasie.

Mimo że wężomowa pozwoliła mi wejść do Komnaty Tajemnic, to nie pomogła mi ona z bazyliszkiem. On posłuszny był tylko Tomowi.

Tomowi?

Harry spojrzał na Voldemorta, który się właśnie odezwał.

Był chłopcem, kiedy się z nim wówczas zmierzałem – rzekł Harry. – Nie przypuszczam, żebyś pamiętał, jak walczyłeś ze mną w wieku szesnastu lat?

Nie, Harry – odparł Voldemort. – Zmierzyłeś się – Voldemort zachichotał na to słowo – z moim wspomnieniem. W właściwie – moim wspomnieniem mnie samego.

Byłeś z siebie dumny, co? – spytał Harry z lekkim uśmieszkiem.

Voldemort roześmiał się.

Doprawdy?

Daj spokój, Harry. Nie możesz tego tu zostawić.

Harry zerknął w stronę Draco i spojrzał na Voldemorta, który podniósł brwi.

Jestem ciekaw, Harry – oznajmił czarnoksiężnik.

Harry westchnął i wskoczył na swoje biurko.

Cóż, zaraz po tym, jak zmusił Ginger do otwarcia…

Ginger?

Tak – przyznał Harry zaskoczonemu Voldemortowi. – Nie wiedziałeś o tym?

Nie. Niby skąd miałbym wiedzieć? – Na jego usta wpełzł uśmiech. – Teraz rozumiem, skąd wzięła się ta jej wrogość.

No tak. – Harry na powrót zwrócił się do klasy. – Po tym, jak Ginger opowiedziała o mnie Tomowi Riddle, stał się on bardzo zainteresowany moją osobą. Kiedy spotkaliśmy się w komnacie, oświadczył mi, że jest dziedzicem Slytherina i że planował kontynuować szlachetne dzieło Salazara. Jednak – Harry wziął głęboki oddech – zaczął potem nawijać o tym, jak to nie mógł uwierzyć, że mnie, nie przejawiającemu szczególnej czarodziejskiej mocy niemowlęciu, udało się powstrzymać największego czarodzieja na świecie.

Ach, ta młodzieńcza arogancja – rzekł Voldemort z uczuciem.

Harry rzucił mu lekki uśmiech.

Tak czy inaczej, powiedział mi, że kiedy o mnie usłyszał, musiał się ze mną zobaczyć. Mówił, że zabijanie mugolaków nie było już dłużej ważne.

Draco prychnął pod nosem.

Chyba wiem, dokąd zmierzasz.

Klasa mruknęła twierdząco i Harry uśmiechnął się mimowolnie.

Macie rację. Postanowił mnie zabić. Następnie oznajmił, że przyjął już nowe imię.

Wówczas, podobnie jak uczynił to Tom Riddle w komnacie, Harry machnął różdżką, wypisując w powietrzu litery: „Tom Marvolo Riddle”. Machnąwszy nią raz jeszcze, sprawił, że litery zmieniły swoje miejsce i utworzyły napis: „I am Lord Voldemort”.

Czyż nie byłem genialny? – spytał Voldemort.

Klasa roześmiała się, lecz Harry zmarszczył brwi.

Ach, rzeczywiście – powiedział. – Tak genialny, by posłużyć się starym pamiętnikiem, by wyssać życie z niewinnej dziewczyny, by stać się na powrót żywy. – Harry rozejrzał się po klasie. – Czy którekolwiek z was wyobraża sobie, jaki paradoks powstałby, gdyby zarówno Tom Riddle jak i lord Voldemort istnieli jednocześnie?

Klasa zamilkła, jednak Draco odezwał się:

Właściwie to byłoby świetne.

Harry podniósł brwi w zdziwieniu.

Pomyśl. Żaden z nich nie byłby do końca człowiekiem. Jednak Voldemort mógłby po prostu opętać samego siebie i… – Draco przerwał sugestywnie zdanie.

To prawda, Draco – przyznał Voldemort. – Jedyną skazą w tymże planie byłaby kwestia dominacji. Dwa jednakowe umysły, o takiej samej sile woli – trudno byłoby je pogodzić. Jeśli nie udałoby nam się połączyć, wówczas obaj byśmy oszaleli.

Innymi słowy – stwierdził Harry, uśmiechając się szeroko – nie byłbyś w stanie wytrzymać sam ze sobą.

Uczniowie wybuchli śmiechem, a Voldemort wykrzywił wargi.

Bardzo śmieszne, Harry – rzekł.

Jeśli posiadałby Amulet z Quetzelcoatl – powiedziała nagle Cindy – dałby radę to zrobić.

Cała klasa wbiła wzrok w dziewczynę, która uniosła buntowniczo brodę. Harry zmarszczył brwi, zastanawiając się usilnie.

Ach tak – rzekł w końcu. – Zaklęcia Opiekuńcze. – Zerknął na zegarek. – W porządku, panno Larsen, proszę nam przybliżyć temat – polecił, ześlizgując się z biurka i wracając na swoje miejsce z tyłu.

Cindy wstała z miejsca, z podekscytowaniem zebrała swoje notatki i podeszła na przód klasy.

Harry posłał Draco przelotne spojrzenie.

Widzę, że zostajesz.

O tak, to fascynujące. Mądre dzieciaki.

Istnieje szeroka gama Zaklęć Opiekuńczych – zaczęła swój wywód Cindy. – Większość z nich przypomina zwykłe zaklęcia obronne, bądź chroniące przed „złymi urokami” czy innymi złowrogimi omenami. Jednakże – dodała, wyraźnie się ożywiając – zaklęcia te mogą przyjmować bardziej mroczne cechy, w zależności od mocy oraz… no, osobowości rzucającego.

Voldemort zachichotał.

Bardzo delikatnie ujęte, panno Larsen.

Cindy spłoniła się, lecz ciągnęła dalej:

Niektóre z przedmiotów zaczarowanych w ten sposób, posiadają potencjalną moc „oszukania śmierci”.

Oszukania śmierci? – powtórzył Rufus. – Niby jak?

Zdolność taką ma posiadać Amulet z Quetzelcoatl, który jest jednym z dwóch najbardziej znanych artefaktów poddanych działaniu Zaklęć Opiekuńczych. Podobno daje on jego posiadaczowi zarówno normalną ochronę, jak i umiejętność rozpoznawania oszustwa, moce uzdrowicielskie, oraz – w pewnych przypadkach – pewną władzę nad życiem.

Jak to? – spytał Harry.

Nie wiadomo nic o szczegółach – powiedziała Cindy, nieco rozczarowana, że nie znalazła na to odpowiedzi. – Ale rzekomo ma to coś wspólnego ze sposobem, w jaki osoba wchodzi w posiadanie amuletu.

Co masz na myśli? – spytał z kolei Draco.

Cóż, chodzi o to, żeby był on oddany i przyjęty – odrzekła Cindy. – Najwyraźniej amulet działa tylko wtedy, gdy zostanie oddany ze szczególną intencją.

Jaką intencją? – zaciekawił się Harry.

Cindy zaczerwieniła się.

Kluczowym słowem jest „prezent”. Musi być on oddany dobrowolnie, przez co trzeba się też wyrzec mocy amuletu.

Ach, więc jeśli zostanie ukradziony… – rzekł Sean.

Albo znaleziony – przerwała mu Missy.

Zgadza się – odparła Cindy. – Nie będzie działał.

AHA! – wykrzyknął Draco z rozbawieniem.

Co znowu?

Wszyscy wlepiali teraz wzrok w Draco, więc ten machnął niedbale ręką.

Przepraszam – mruknął Ślizgon.

Draco?

Ale ten amulet to mit – powiedziała Missy.

Draco prychnął.

Jasne, podobnie jak Komnata Tajemnic – rzekł. – A wystarczy zapytać niektórych osób w tej klasie, jak mit miał się do rzeczywistości.

Cindy zarumieniła się.

Cóż, mimo to nie ma żadnych śladów po amulecie, jedynie pisemne wzmianki na jego temat, głównie w starożytnych tekstach Azteków, oraz kilka niedokładnych szkiców, które są prawie nie do zdobycia.

Być może – odezwał się Draco głośno, by cała klasa mogła go usłyszeć. – Jednak wątpię, by Ministerstwo Magii miało wysłać ekipę poszukiwawczą tylko na wypadek, gdyby przypadkiem udało im się coś znaleźć, więc w micie musiało znajdować się choć ziarnko prawdy.

Uczniowie wydawali się być pod wrażeniem jego wiedzy, a sam Draco wcale nie przejmował się, że zdradzał sekrety ministerstwa.

Draco?

Użyj głowy, Harry. To oznacza, że jeśli ministerstwo znajdzie tę cholerną rzecz, to i tak nie będzie działać. Znaczy się, jeśli referat dziewczyny jest dokładny.

Och, jestem pewien, że jest.

To dobrze. Lepiej żeby artefakt o tak potężnej mocy znajdywał się w muzeum, zamiast w rękach jakiegoś złego czarodzieja.

Oczywiście, wszystko jest możliwe – ciągnęła Cindy, próbując wybronić swój referat. – Ale bez żadnego twardego dowodu…

A więc, panno Larsen – przerwał jej Voldemort. – Jak ten cudowny kamień mógłby mi pomóc?

Hm, skoro Tom Riddle, z którym zmierzył się profesor Potter, był tylko wspomnieniem – zaczęła Cindy, już z większym entuzjazmem – przypuszczam, że nie posiadał duszy, czyli był tak zwanym „naczyniem”. Przy użyciu amuletu można by połączyć twoją, ee, istotę, z ożywionym ze wspomnień ciałem.

Interesujące – stwierdził Voldemort.

Naturalnie zakładając, że amulet jest prawdziwy i w posiadaniu…

Zrozumieliśmy, Cindy – wtrącił się Harry. – Inny przykład?

Racja. Drugim przykładem jest – posłała spojrzenie Voldemortowi – Talizman Salazara.

Harry popatrzył spod uniesionych brwi na Voldemorta, który jedynie zachichotał.

Talizman Salazara posiada rzekomo własności Zaklęcia Opiekuńczego: przede wszystkim zapewnia bariery ochronne i wykrywa oszustwa. Jako że Salazar był wielkim magiem, talizman jest oczywiście bardzo potężny.

Kontynuuj, panno Larsen.

Cindy zerknęła ponownie na Voldemorta.

Jak na pewno wiecie, Salazar był bardzo zaborczy.

Voldemort zaśmiał się cicho.

Tak samo jak z komnatą, upewnił się, że tylko jego następcy będą mogli korzystać z talizmanu – powiedziała Cindy.

Więc medalion jest bezużyteczny, jeśli nie jesteś dziedzicem? – spytał Sean.

Cóż, jednym z potomków, tak właściwie – poprawiła się Cindy. – Sądzę jednak, że talizman byłby silniejszy, bardziej skuteczny, w rękach prawdziwego dziedzica.

Wszyscy wlepili oczy w Voldemorta.

Aktualnie – ciągnęła Cindy – nie wiadomo gdzie się znajduje.

Voldemort, usłyszawszy to, roześmiał się głośno. Wydawało się, że nikt nie był na tyle odważny, by zapytać.

Spytasz go w końcu? Wiesz, że ci powie, a ja chcę się tego dowiedzieć.

Harry westchnął. Voldemort nie ma talizmanu.

Skąd wiesz?

Bo myślę, że wiem, gdzie on jest. Właściwie, Harry był całkiem pewien, że to wie.

Ee, lordzie Voldemorcie? – Ciekawość Seana musiała przezwyciężyć jego lęk. Jak na Gryfona przystało. – Widziałeś go?

Voldemort uśmiechał się z satysfakcją.

Oczywiście, że widziałem, panie McIves – odparł. – Był w moim posiadaniu. Przydatna błyskotka – dodał, wyraźnie rozbawiony. – Nikt nie mógł mnie okłamać, nawet jeśli miał śmiałość próbować.

Harry potrząsnął głową, lecz uśmiechnął się mimo woli. Więc to dlatego zawsze wiedział.

Nie bądź niemądry, Harry – powiedział Voldemort.

Harry spojrzał na niego. Voldemort obserwował go z takim wyrazem, jakby czytał mu w myślach.

Nigdy nie potrzebowałem go używać na tobie.

Och – odparł tylko Harry.

Pomimo faktu, że byłeś jednym z niewielu na tyle odważnych, by próbować mnie zwodzić, byłeś też okropnym kłamcą. A później znałem cię już zbyt dobrze.

Harry zdusił w sobie śmiech. Draco parsknął z rozbawieniem, co próbował zatuszować kaszlem.

Voldemort przeniósł na niego swe szkarłatne spojrzenie.

Jakiś komentarz, panie Malfoy?

Raczej nie. Tylko że Snape…

Śmiech Voldemorta uciął mu w pół zdania.

Draco, mój chłopcze, nie bądź idiotą.

Harry zobaczył, jak Draco momentalnie tężeje.

Nie zwracaj na to uwagi, Draco.

Wszyscy wiedzieli, że Severus był szpiegiem obu stron – kontynuował Voldemort. – O wszystkim mi opowiedział… to znaczy, o wszystkim, co Dumbledore pozwolił mu wiedzieć. I vice versa. Nie musiał kłamać. A poza tym – dodał – wówczas miałem już zupełnie inne plany. – Posłał Harry’emu przewrotne spojrzenie. – Severus miał bardzo konkretne zadanie. Nie było potrzeby, żeby mnie zwodził.

Więc, ee, jeśli chodzi o talizman – rzekł Sean. – Gdzie teraz jest?

Voldemort podniósł oczekująco brwi.

Ty wiesz, gdzie on jest, prawda, Harry?

Harry westchnął, kiedy klasa spojrzała w jego stronę. Sięgnął za kołnierz szaty i wyciągnął medalion zawieszony na łańcuszku wokół jego szyi.

Cała klasa wstrzymała naraz oddech. Cindy wyglądała, jakby chciała wyskoczyć z ławki i przyjrzeć się bliżej, lecz się od tego powstrzymywała. Draco nie miał z tym żadnych oporów. Pokonał dzielące go od Harry’ego dwa krzesła i wyjął mu medalion z ręki.

To jest talizman? – spytał, obserwując go.

Voldemort zachichotał tylko.

Harry spotkał się spojrzeniem z Voldemortem.

To dlatego nigdy mnie nie okłamywałeś?

Voldemort westchnął cierpliwie.

Harry, jeśli sobie przypominam, dałem ci go dopiero, gdy miałeś siedemnaście lat.

Harry skinął głową.

Zdecydowałem, że nie będę cię okłamywał, Harry, ponieważ chciałem, byś mi zaufał.

Ich rozmowa zaczynała niebezpiecznie ocierać się o informacje z zakresu „nowego programu zajęć”, a Harry chyba jeszcze nie był na to gotowy. Zabrał medalion z rąk Draco, bo łańcuszek zaczął już wrzynać mu się w szyję, i wstał.

Przecież już go wcześniej widziałeś, Malfoy – powiedział Harry, idąc na przód klasy.

Wiem – odrzekł Draco. – Ale nigdy nie wiedziałem, że to on. – Popatrzył na Voldemorta, stwierdzając oczywiste: – To nie wąż.

Harry przyzwał gestem uczniów, a ci zaczęli wolno wstawać z ławek, żeby obejrzeć magiczny talizman, trzymany mocno w ręce przez Harry’ego. Kilkoro z nich zgodziło się z Draco i wkrótce wszyscy wrócili na swoje miejsca.

Voldemort zachichotał.

Mój drogi chłopcze – rzekł, zwracając się do Draco. – Salazar Slytherin mógł posiadać nieco przesadne umiłowanie do węży, lecz cenił również wiele magicznych stworzeń. A feniksy są jednymi z najbardziej magicznych.

Uczniowie siedzieli już w ławkach, łącznie z Cindy, i Harry znów wskoczył na swoje biurko. Uwagę skierował teraz na medalion, przejeżdżając palcami po napisie, wytłoczonym na odwrocie.

Cindy, naturalnie, posiadała równie rozległą wiedzę na temat feniksów.

No tak, ich łzy mają właściwości uzdrawiające, a poza tym feniksy mogą przenosić ciężkie obiekty i manipulować ogniem we wszystkich jego aspektach i formach – wyrecytowała. – I nie mogą zginąć.

To nie do końca prawda, panno Larsen – oznajmił Voldemort. – Pokonały one śmierć i posiadły wiedzę o niej, stając się powiernikami tajemnic życia pozagrobowego, dlatego też żaden duch nie może przebywać w pobliżu feniksa, jednakże one same mogą zginąć lub zostać zabite.

Cindy zmarszczyła brwi.

W jaki sposób?

Prosty – odparł Voldemort. – Feniks może ocalić życie, jeżeli tak postanowi. – Rzucił na Harry’ego okiem. – Albo jeśli rozkaże mu tak osoba, której postanowił służyć, w ciągu godziny od czasu zgonu. Mimo to, jeśli feniks wyczerpie całą swą życiową moc, wówczas umrze.

Ale…

Panno Larsen – przerwał jej Voldemort. – Weźmy za przykład Rowen. Widzieliście już, jak przechodzi przez swoje cykle. – Zachichotał. – W rzeczy samej, nie jest łatwo być feniksem Harry’ego Pottera. Musiałaby poświęcić więcej magii, niż posiada, by go uleczyć. Harry tego od niej nie żąda, dlatego też, mimo jej pomocy, wciąż znosi efekty naszego „związku”. Nie trzeba chyba mówić, że gdyby Harry zginął, a ona nie była w pełni sił, mogłaby – jeśli by tak zdecydowała – oddać swe życie, by go ocalić.

Ale wtedy by umarła – zauważyła Missy.

Jeśli nie miałaby wystarczającej mocy – odrzekł Voldemort – lub jeśli Harry byłby martwy od ponad godziny, a jego dusza opuściła ciało. Zgadza się. Musiałaby oddać swoje życie, by wezwać jego duszę z powrotem i przywrócić ją ciału.

Cóż, jestem raczej przywiązany do Rowan – powiedział Harry, pragnąc odejść od tego tematu. Dyskusje o jego śmierci stawały się już nudne. – Więc postaram się utrzymać przy życiu.

Trzymam cię za słowo – rzekł Voldemort.

Zabrzmiał dzwonek i uczniowie zaczęli wolno zbierać swoje rzeczy. Ich uwaga jednak skierowana była na Harrym.

Nauczyciel włożył talizman z powrotem za kołnierz i spojrzał na Voldemorta z uśmiechem. Spodziewał się, że czarnoksiężnik będzie rozbawiony – lecz się mylił.

Co się stało?

Voldemort zbliżył się do biurka Harry’ego.

Nasz związek, Harry – odpowiedział Voldemort. – Jestem tu, ponieważ ty tutaj jesteś. Kiedy zginiesz – uśmiechnął się krzywo – to rzeczywiście zabierzesz mnie wówczas ze sobą.

Harry westchnął i potrząsnął głową.

Moje życie to koszmar – mruknął.

Voldemort zachichotał.

Harry, jestem zraniony.

Do sali zaczęła wchodzić następna klasa i Gryfoni byli zmuszeni opuścić swoje miejsca. Harry wygonił ich na zewnątrz, gratulując im świetnej pracy podczas lekcji.

Do zobaczenia na kolacji – zawołał Draco od drzwi.

Harry machnął mu na pożegnanie i odwrócił się do Voldemorta.

Widzimy się później, Harry – rzekł Voldemort.

Gdzie…

Mam parę rzeczy do zrobienia.

Co…

Przerwa świąteczna, Harry – przypomniał mu Voldemort z uśmiechem.

Och – wybąkał Harry. Voldemort miał zorganizować „spotkanie”.

Możesz spytać, Harry.

Harry wyciągnął swoje notatki.

Nie, Voldemort. Jestem pewien, że nie chcę wiedzieć o „twoich sposobach”.

Kolejny chichot.

Jak zawsze cyniczny, mój Harry.


Pozostała część tygodnia obyła się bez wrażeń. Zamek przystrojono w świąteczne dekoracje, a humory, wraz z nadejściem przerwy, stawały się coraz lepsze. Święta zaplanowano, ku uldze Harry’ego, bez jego udziału. Wigilię i bożonarodzeniowy poranek miał spędzić razem z żoną w ich domu, w świąteczny wieczór udadzą się do Nory, a po tym Harry i Ginger będą mieli czas, by „zrelaksować się” w ich ustroniu w Bułgarii.

Ginger wysłała mu wstępny plan podróży oraz kilka dokumentów do podpisania. On sam nie miał pojęcia co się dzieje „po drugiej stronie” i był piekielnie wdzięczny Ginger za to, że wszystko za niego załatwiała. Obecnie wcale nie martwił się tym, że nikt mu nic nie mówił. Cieszył się, że mógł otoczyć się płaszczykiem ignorancji, wiedząc, że Ginger ma wszystko pod kontrolą.

Draco śmiał się z niego widząc, jak podpisuje papiery.

Nie zamierzasz ich nawet przeczytać?

Nie – odparł Harry. – Muszę tylko pamiętać, żebym podpisał się dobrym imieniem. – Uśmiechnął się bezwiednie, składając podpis Jacka Taylora na formularzu zamówienia długiej listy zakupów (najwyraźniej szykowało się jakieś przyjęcie) i Harry’ego Pottera na kilku innych dokumentach, zgodnie z wytycznymi Ginger.


Teraz, gdy święta nadchodziły już wielkimi krokami, Harry nie mógł się ich wprost doczekać. Przybył do Wielkiej Sali na ucztę, a na jego widok wszyscy natychmiast umilkli.

Świetnie.

Rozejrzawszy się wokół, nie dostrzegł niczego dziwnego. Kilka osób stało w grupie przy stole nauczycielskim, lecz poza tym – uczta jak każda inna.

Jedzenie stało już na stołach, jednak wszyscy gapili się wciąż na Harry’ego… z oczekiwaniem.

Draco, co się tu dzieje?

Przysięgam, to nie moja sprawka.

Do diabła ciężkiego. Gadaj mi…

Ach, profesor Potter – odezwał się ktoś, może nawet Dumbledore.

Grupka, stojąca przy stole nauczycielskim, rozproszyła się, i Harry spojrzał wpierw na Dumbledore’a, w którego oczach tańczyły ogniki. Przesunął wzrokiem ku kolejnym twarzom: Snape’a, McGonagall, Draco, trójki starszych, szacownych czarodziejów, Billingsa i…

Terrence’a Vadewatera.


Rozdział 11

Jak zostać mistrzem


Co tu robi Vandewater?

Przysięgam, Harry. Nie miałem z tym nic wspólnego.

Harry powoli podszedł do grupy. Billings podskakiwał lekko w miejscu. Harry starał się tego nie widzieć.

Podejdź tu, mój chłopcze – rzekł do niego Dumbledore.

Kiedy Harry się zbliżył, przebiegł wzrokiem po otaczających go twarzach. Ich wyrazy były różne: Draco wyglądał, jakby właśnie przełknął jedną z obrzydliwych mikstur Severusa; Dumbledore wydawał się być równie zadowolony jak zazwyczaj Voldemort, gdy Harry uczynił coś, czego on oczekiwał; McGonagall była najwyraźniej zdumiona, a Billings podekscytowany. Mina Snape’a mówiła: „I dobrze ci tak”.

Nie, to nie wyglądało ciekawie.

Harry odważył się zerknąć w stronę Vandewater’a. Sprawiał wrażenie… cóż, skorego do działania.

Nieznajomi czarodzieje uśmiechnęli się do niego szeroko i Harry’ego nawiedziło znajome uczucie zamykającej się za nim pułapki.

Harry – odezwał się Dumbledore. – Oto Wielki Oficjalny Mistrz, Simeon Curio.

Harry przeniósł spojrzenie na jednego z szacownych jegomości i poczuł dreszcz podniecenie na samą myśl o spotkaniu z tym guru szermierki.

Wielki Mistrz nie był nawet w połowie tak stary jak Harry to sobie wyobrażał. Jego przerzedzone siwizną włosy, niemal tak długie jak Dumbledore’a, były z tyłu spięte klamrą. Nie nosił brody, więc widoczne były zmarszczki na jego twarzy, choć Harry nie był pewny, czy powstały one na skutek wieku czy pogody. Opalona twarz marszczyła się jeszcze bardziej, gdy uśmiech mężczyzny się poszerzał.

Harry szybko wyciągnął dłoń.

Wielki Mistrzu Curio, to zaszczyt pana poznać – powiedział z głębokim szacunkiem.

Simeon Curio potrząsnął dłonią Harry’ego.

Zapewniam pana, profesorze, że cały zaszczyt po mojej stronie – odparł. – Jest pan, naturalnie, legendą.

No cóż – rzekł Harry, szczerząc zęby. – Wszyscy wiedzą, że zwykle za legendą kryje się mit.

Uśmiech nie schodził z warg Curio, który wciąż ściskał dłoń Harry’ego.

Ach, Harry, mój cyniku. Jak zwykle skromny.

Harry rozejrzał się szybko wokół, a Voldemort zachichotał.

Nie, Harry. Nikt mnie nie widzi ani nie słyszy.

Muszę przeprosić za opóźnienie w odpowiedzi na pańskie podanie, panie Potter – powiedział Curio.

Moje podanie?

Tak. Zdaje się, że zebranie wszystkich dokumentów i weryfikacja faktów nieco się przeciągnęła. Lecz kiedy przybyła ostatnia rekomendacja – no, no…

Wielki Mistrz Curio zawiesił głos, jakby spodziewał się, że Harry pojmie aluzję. Gryfon był jednak jeszcze bardziej zmieszany.

Przepraszam pana – oznajmił. – Podanie? Rekomendacja?

Wielki Mistrz Curio wyciągnął z kieszeni szaty rolkę i rozwinął ją. Spoglądając na pergamin, powiedział:

Czy pańskie nazwisko brzmi: Harry James Potter?

Tak – odrzekł Harry.

Czy trenował pan sztukę szermierki pod okiem pełnoprawnego szermierza?

Ja… ee… – Harry zerknął w stronę Draco. – Mój trening prowadził Lucjusz Malfoy.

Wielki Mistrzu – odezwał się Draco, podchodząc bliżej. – Mój ojciec, Lucjusz Malfoy, jest pełnoprawnym szermierzem.

Curio skinął głową.

Tak, tak. Mam jego licencję. – Zwrócił się do Harry’ego: – Udzielił ci promocji, prawda?

Ee…

Raz jeszcze, to Draco odpowiedział za niego:

Harry otrzymał swój miecz.

I został pan przetestowany przez Oficjalnego Mistrza?

Harry posłał Vandewaterowi podejrzliwe spojrzenie.

Tak – odparł.

W takim razie wszystko jest w porządku – rzekł Curio, zwijając pergamin. – Spełnia pan wszelkie warunki, by móc ubiegać się o tytuł mistrza.

Ale…

Ponadto udokumentowano, iż spełnił pan już jedno z wymagań.

Rozbroiłeś Oficjalnego Mistrza w uczciwym pojedynku – wyjaśnił Draco, w odpowiedzi na zmieszaną minę Harry’ego.

Czy to prawda? – zapytał ciekawie Curio.

Ach, tak – powiedział Harry. – To prawda.

Wielki Mistrz wyjął kolejną rolkę i wręczył ją Harry’emu.

Czy to pański podpis?

Harry wziął rolkę i przyjrzał się dokumentowi. Zatytułowany był: „Podanie o możliwość podniesienia do rangi Oficjalnego Mistrza”, a na samym dole…

Harry otworzył szeroko oczy ze zdumienia.

Ale… – Rozejrzał się wokół. – To nie ja. To znaczy, ja nigdy…

Jąkasz się, Harry?

Harry zignorował Voldemorta.

Postaraj się sobie przypomnieć – powiedział Dumbledore, siląc się na powagę, podczas gdy w oczach wciąż tańczyły mu iskierki. – Czy podpisywałeś…

Nie – odparł Harry cicho. Wszyscy go znali. Wiedzieli przecież, że nigdy nie pragnął żadnych wyróżnień.

A jednak zdaje się, że to twój podpis – oznajmił Dumbledore.

Harry popatrzył raz jeszcze na znane mu dobrze bazgroły. Rzeczywiście wyglądało to zupełnie jak jego podpis.

Mogę rzucić zaklęcie wykrywające fałszerstwo, jeśli pan zechce, profesorze Potter – zaproponował Snape z uśmieszkiem, który przypomniał Harry’emu o dawno wypowiedzianych słowach: „Jak odważny jesteś, słynny Harry Potterze?”

Harry wyczerpał swoje pokłady konsternacji i teraz był tylko zakłopotany. Dumbledore wciąż patrzył na niego roziskrzonym wzrokiem.

Draco?

Mówiłem ci. Nie mam z tym nic wspólnego.

Wielki Mistrzu Curio – odezwał się Dumbledore. – Nie wspominał pan czasem o rekomendacji?

Tak – przyznał Curio. – Oczywiście pierwotna rekomendacja napłynęła wiele lat temu. – Wyjął kilka kolejnych rolek. – Nie mogliśmy jej jednak rozpatrzyć, póki nie dostaliśmy podania. Skoro tylko tak się stało… – Curio zdawał się zbaczać z tematu, jakby chciał okazać, że przeprasza za zwłokę. – Jest pan, kim jest, no i… cóż, już samo to by wystarczyło, ale wtedy ta nowa rekomendacja… Chyba rozumie pan, presja tego szczebla…

Zmęczony unikami czarodzieja, Harry wyrwał mu z rąk pergaminy i zaczął je wertować. Ostatnie dokumenty pochodziły z tego tygodnia i były podpisane przez samego ministra magii. To wyjaśniało „presję tego szczebla”. Artur Weasley z przyjemnością podpisałby…

Harry szybko spojrzał na pierwotną rekomendację.

Virginia Abigail Weasley.

Harry znów poczuł się jak w pułapce, czytając pochwały swojej żony sprzed siedmiu lat. Już wtedy namawiała go do złożenia podania. „Harry, szermierka to coś, co robisz dla siebie. Nie ma nic wspólnego z Voldemortem ani twoim ojcem. To cały ty” – mówiła.

Ginger. Zabiję ją.

Nie zabijesz. Ale może zaczniesz zwracać teraz uwagę na to, co podpisujesz.

Harry podniósł wzrok na Draco.

A więc wiedziałeś o tym.

O, nie. Ta mistrzowska intryga to tylko jej sprawka.

To twój podpis – rzekł Dumbledore. – Prawda, Harry?

Harry przełknął z trudem ślinę.

Och, a tak. Teraz pamiętam.

Simeon Curio znów uśmiechnął się szeroko.

A więc znakomicie. Wszystko jest w porządku. – Zabrał od Harry’ego rolki i włożył je z powrotem do kieszeni, po czym przedstawił go pozostałym czarodziejom: Oficjalnemu Mistrzowi Payne’owi oraz Mistrzowi Towarzyszącemu Grantowi.

Mistrz Towarzyszący? – powtórzył Harry, ściskając rękę mężczyzny. Wyglądał on młodziej od reszty, lecz jego zachowanie i postawa przywodziły na myśl raczej posuniętego w latach człowieka.

Grant skłonił głowę.

To honorowy tytuł – oświadczył.

William jest Opiekunem Pergaminów – poinformował Curio. – To zaszczytna pozycja, która przynosi tyle samo honoru co tytuł Oficjalnego Mistrza, choć nie wymaga takich umiejętności.

Harry skinął głową na znak, że rozumie.

Więc co mam zrobić?

Aby uzyskać stopień mistrza – zaczął Curio – musisz tylko rozbroić dwóch Oficjalnych Mistrzów. Jako że pokonałeś już mistrza Vandewatera, możesz wybrać do następnego pojedynku mistrza Payne’a albo ponownie mistrza Vandewater’a.

Jeden rzut okiem wystarczał, by zauważyć, czemu Vandewater wyglądał na tak zniecierpliwionego. Mężczyzna sprawiał wrażenie niemal złaknionego walki z Harrym.

Co, jeśli przegram? – zapytał Harry.

To zależy od tego, ile razy pragnie pan się pojedynkować – odparł Curio. – Będziemy tutaj przez cały wieczór. Może pan walczyć dziś tak długo, aż pan wygra, albo przełożyć pojedynek na kiedy indziej. Nie ma żadnych ograniczeń co do ich liczby. Oficjalny Mistrz powinien przyjąć każdego kandydata tyle razy, ile on sobie życzy.

Och – odparł Harry, posyłając Vandewaterowi krzywy uśmiech.

Ta uprzejmość dotyczy tylko kandydatów, których podanie rozpatrzono pozytywnie – oznajmił Vandewater. – Oficjalny Mistrz nie jest w obowiązku walczyć z nikim innym.

Chyba że jego pan mu tak każe.

Harry ledwie powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, usłyszawszy komentarz Draco. A więc Vandewater rzeczywiście nie musiał walczyć z Lucjuszem siedem lat temu. Jednak Voldemort mu tak kazał – bo Harry go o to poprosił.

Albo – dodał Payne – może pan walczyć z mistrzem Curio.

Harry znów spojrzał w stronę Wielkiego Mistrza.

Naprawdę? – spytał.

Curio uśmiechnął się.

Tak. Warunki walki o stopień mistrza są proste. Musi pan tylko wytrzymać w pojedynku ze mną przez dany okres.

Przez ile?

William Grant popatrzył na pergamin.

Minimalnie przez dwadzieścia minut. Rekord wynosił trzydzieści trzy minuty i dwanaście sekund i został ustanowiony przez Oficjalnego Mistrza Sheridana.

To był dopiero pojedynek – mruknął Curio z sentymentem.

Tak, Silas ma prawdziwy talent – orzekł Vandewater.

Komplement ze strony czarodzieja zdziwił Harry’ego, lecz najwyraźniej Vandewater musiał doceniać tych uzdolnionych w jego ukochanej dziedzinie.

Więc, panie Potter – oznajmił Curio. – Kogo pan wybiera? Chyba chciałby pan dzisiaj walczyć, prawda?

Hm, ee… – Harry rozejrzał się wokół. – Tak. To znaczy, chyba tak.

Wspaniale – odparł Curio. – Nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak włada pan szablą.

Billings znów zaczął podskakiwać. Harry w dalszym ciągu go ignorował.

Z kim będzie się pan pojedynkował? – spytał Vandewater z nieomylną nadzieją w głosie.

Harry zwrócił się ku Wielkiemu Mistrzowi.

Z wielką chęcią będę pojedynkował się z panem – powiedział.

Reakcje na to oświadczenie były różne: Snape uśmiechał się krzywo, pomagając Billingsowi usiąść, jednak większość zgromadzonych wyglądała na zaskoczonych. Simeon Curio roześmiał się.

Bardzo dobrze, profesorze – rzekł. – Widzimy się tu za pół godziny.

Harry skłonił głowę i uśmiechnął się lekko.

Dziękuję, Wielki Mistrzu.

Harry wyszedł zamaszystym krokiem z Wielkiej Sali do hollu, kątem oka zauważając, że kilka osób ruszyło za nim. Nie zatrzymał się jednak, póki nie dotarł do klasy szermierki.

Harry, co cię opętało, żeby wybrać Curio?

Harry zdjął ze ściany swoją szablę i odwrócił się do Draco. Sean również był w środku, razem z Voldemortem, ale ten ostatni wciąż pozostawał niewidzialny.

Wydawało mi się, że to oczywisty wybór – odparł Harry, zdejmując szatę. – Muszę jedynie utrzymać w ręku szablę przez dwadzieścia minut i to wszystko. – Napotkał ostry wzrok Draco. – Z tym sobie poradzę. Wiesz, jaki jestem uparty.

Ta, jasne – rzekł Draco. – Po prostu się zdziwiłem, że teraz tego chcesz.

Harry westchnął.

Skoro Ginger włożyła w to tyle wysiłku, muszę to zrobić.

Dlaczego? – spytał Sean.

Harry popatrzył na niego i prychnął.

Cóż, na początek wolałbym, żeby moja żona nie była na mnie wkurzona. Ale głównie dlatego, że się o mnie troszczy i urodzi moje dzieci. Jeśli pragnie tego tak bardzo, zamierzam dać z siebie wszystko.

Och, Harry, nazywaj to jak chcesz – powiedział Voldemort. – Ty po prostu nie chcesz czuć się winny.

Harry uśmiechnął się ironicznie.

To też jeden z powodów – odparł. – Popatrzył na szczelinę w rękojeści szabli i przeniósł wzrok na Voldemorta. – Przypuszczam, że nie mógłbyś skoczyć do mojej klasy i powiedzieć Sennie, żeby się tu zjawił?

Voldemort zachichotał.

A poprosisz?

Sean rozejrzał się wokół.

Czemu pan go zwyczajnie nie wezwie?

Draco roześmiał się.

Och, zrób tak, Harry. Z radością zobaczę, co się stanie, jak rozwścieczona, trzystopowa żmija zacznie latać przez zamkowe korytarze.


Godzinę później Harry wciąż trzymał w ręku swoją szablę.

Hall zmieniono na potrzeby pojedynku w pewnego rodzaju arenę z okrągłym podestem na środku, wokół którego ustawiono rzędy krzeseł. Konstrukcja przypominała Harry’emu miniaturowe Koloseum, lecz nie miał zbyt wiele czasu na refleksje. Gdy tylko stanął przed Curio z szablą w ręku, wszystko inne przestało być ważne.

Harry ledwie usłyszał, jak Grant woła: „Czas”, jednak wcale nie chciał, by pojedynek się zakończył. Była to najbardziej ekscytująca bitwa, jaką przeżył. Wielki Mistrz poruszał się z oszałamiającą gracją i wigorem. Gdyby Harry nie przewidział lub nie docenił któregoś z posunięć przeciwnika, Curio z pewnością by wygrał.

Pojedynek był wyzwaniem nie tylko dla jego wytrzymałości i instynktu, ale również dla umysłu. Każdy jego atak i każda obrona były wyważone i przemyślane.

Harry, oblany potem i oddychając ciężko, przełożył szablę do drugiej ręki i schylił się pod ostrzami, by nie dać zapędzić się kozi róg. Zatoczył w powietrzu łuk szablą, przerzucając ją z powrotem do prawej ręki i zaatakował, zmuszając Curio do odwrotu.

Po kilku kolejnych wymianach ciosów, Curio skrzyżował ich ostrza w powietrzu. Wielki Mistrz wyglądał na równie zdyszanego i wykończonego, co Harry.

Nie podda się pan, prawda, panie Potter?

Przykro mi, proszę pana – odparł Harry, uśmiechając się mimowolnie. – To przez ten upór.

Curio odpowiedział mu uśmiechem.

Williamie, czas? – zawołał.

Pięćdziesiąt trzy minuty, Wielki Mistrzu.

Pan Potter nie cofnie szabli – ogłosił Curio. – Nie potrafię go do tego zmusić. Poproszę o wynik, mistrzu Payne.

Remis, Wielki Mistrzu – orzekł Payne.

Mistrzu Vandewater, wynik.

Zgadzam się, remis.

Wielki Mistrz Curio odsunął się parę kroków i uniósł szablę w salucie.

Panie Potter, pojedynek uważam za zakończony remisem – rzekł Curio. Harry także mu zasalutował, co nieco zdziwiony.

Curio przełożył szablę do lewej ręki i wyciągnął przed siebie prawą dłoń.

Moje gratulacje, Oficjalny Mistrzu Potter.

Harry wolno wyciągnął rękę i potrząsnął oferowaną dłoń. W halli rozległy się owacje.

Wciąż lekko przytłoczony, Harry został zdjęty z podestu i raczej poczuł niż zobaczył, że hall wraca do swojego dawnego wyglądu. Wszyscy próbowali mu powinszować. Wyglądało na to, że ustanowił on nowy rekord przeciwko Wielkiemu Mistrzowi. Wszyscy mistrzowie (pomijając Vandewatera, który z zadowoleniem powtarzał, iż wiedział, że Harry da radę) byli pod wrażeniem. Vandewater nawet sugerował, że gdyby dać Harry’emu więcej czasu, to mógłby nawet wygrać pojedynek.

Wielki Mistrz Curio uśmiechnął się tylko łagodnie, lecz tego nie skomentował.

Ktoś wpadł na niego z rozpędu i czyjeś ramiona owinęły się wokół jego szyi.

Och, Harry, byłeś wspaniały.

Harry nie miał okazji, żeby zganić Ginger za jej niecny plan, gdyż kolejni przyjaciele już czekali, by mu pogratulować. Był zdumiony tym, jak dokładnie Ginger wszystko przygotowała, także wkrótce odprężył się i pozwolił przyjęciu toczyć się własnym torem.

Zdecydował, że ten jeden raz może być w centrum uwagi. W końcu to swymi zdolnościami, a nie nazwiskiem, zyskał szacunek i podziw zgromadzonych. Harry przypuszczał, że od czasu do czasu nie zaszkodziło się trochę popisać.

Było świetnie – powiedział Harry na odchodne ostatnim z gości.

Łatwo tobie to mówić – odrzekł Draco, siadając obok Harry’ego. Teraz, gdy hall się już wyludnił, pojawiło się wolne miejsce koło nowego „Oficjalnego Mistrza”. – Ja bym tego nie dokonał.

Harry jedynie wzruszył ramionami.

Nie jesteś zły, prawda, Harry? – spytała Ginger cicho, dotykając wargami jego ucha.

W odpowiedzi Harry porwał ją na kolana.

Raczej nie – przyznał Harry. – Bardziej zaskoczony, jeśli już. No i, rzecz jasna, pod wrażeniem twojego planu. Nie mogę uwierzyć, że udało ci się tu ściągnąć wszystkich bez mojej wiedzy.

Ginger uśmiechnęła się figlarnie.

Cóż mogę powiedzieć? Stałam się bardziej pomysłowa.

I podstępna – dorzucił Draco.

Słowem, bardziej ślizgońska – rzekł Snape, który pochylał się nad Draco, patrząc na nich z góry.

Noszenie w sobie dziedziców także ma swoje plusy – odezwał się Voldemort, po raz pierwszy od czasu pojedynku. – Nieprawdaż, pani Potter?

Harry zauważył, że Ginger posyła Voldemortowi uśmiech i niemal się wzdrygnął na ten widok.

Chciałbym, żeby mój ojciec to widział – wyznał Draco tęsknie.

Och, powiedz mu, moja droga – rzekł Voldemort znudzonym tonem.

On był tutaj – oznajmiła Ginger.

Co? – zdziwił się Draco. – Kiedy? Jak?

Ginger uśmiechnęła się do Harry’ego.

Zdaje się – przyznała – że noszenie w sobie dziedziców umożliwia mi aportowanie się na terenie Hogwartu. A także pomaga mi przedostać się przez bariery, które nałożyłeś na Kruczy Azyl, wraz z drugą osobą.

Lucjusz tu był? – powiedział Harry cicho. Znaczenie słów Ginger o jej mocach nabytych pod wpływem ciąży nie było dla niego tak istotne jak fakt, że jego nauczyciel widział na własne oczy, jak zdobywa tytuł Oficjalnego Mistrza.

Tak, Harry – odparła Ginger z uśmiechem.

Draco szturchnął Harry’ego w bok.

Czyż to nie cudowne? – zapytał.

Wesołych świąt, Harry – rzekła Ginger.



Rozdział 12

Ślizgońskie święta i nowy program zajęć


Przerwa świąteczna mijała jak kolorowy sen. W bożonarodzeniowy poranek Harry i Ginger wymienili się drobnymi prezentami i zjedli śniadanie w łóżku. Spędzili razem przyjemny dzień z Weasleyami w nowym domu Billa i odwiedzili Syriusza i Gwenn w La Casa Black.

Remus dołączył do nich przy kolacji. Towarzyszyła mu młoda kobieta o imieniu Belle, która sprawiała wrażenie nim oczarowanej. Choć Remus powtarzał, że była jedynie przyjaciółką, Harry widział, że dwójka naprawdę czuła do siebie miętę.

Ostatnie dni przed rozpoczęciem semestru spędzili w Bułgarii. Na pożegnalny wieczór zaplanowano skromne przyjęcie – wszystkiego miała dopilnować Ginger, rzekomo z małą pomocą Voldemorta. Harry rad był, że może się odprężyć i cieszyć ostatnimi chwilami spokoju w swoim azylu.

Stał w przedsionku wraz z Ginny, czekając na przybycie gości. Odblokował w rezydencji sieć fiuu dokładnie o osiemnastej trzydzieści – dla bezpieczeństwa połączenie miało być otwarte tylko przez dziesięć minut.

Voldemort jeszcze się nie pojawił. Harry i Ginger przybyli na miejsce rano, a jako że Voldemort nie mógł przebywać w domu Potterów dopóty, dopóki Ginger nie urodzi (jak stanowił jeden z warunków kontraktu), Harry nie widział go na oczy od czasu pojedynku. Zastanawiał się, czy nie powinien go wezwać, lecz zdał sobie sprawę, że Voldemort zjawi się wtedy, gdy sam będzie tego chciał.

Ron i Hermiona przylecieli pierwsi. Przywitali się z Harrym i Ginger, nie zajmując im dłużej czasu, gdyż widzieli się dopiero co u Billa. Hermiona była zafascynowana architekturą starej posiadłości.

Następnie przybył na miejsce Severus wraz z Nagini, która natychmiast wybrała się na polowanie na gryzonie, otrzymawszy od Harry’ego przypomnienie, że Krzywołap wciąż nie wchodził w grę.

Malfoyowie zjawili się osobno. Lucjusz wyszedł z biblioteki, gdzie kończył papierkową robotę dla Harry’ego. Narcyza wyszła z kominka, skarżąc się, że wyciągają ją z jej rezydencji – zamilkła jednak, gdy zauważyła Lucjusza. Przez moment patrzyła na niego oniemiała, lecz zaraz wybuchła płaczem i rzuciła mu się w ramiona. Po wszystkim obrzuciła Harry’ego władczym (i bardzo niezadowolonym) spojrzeniem, tak charakterystycznym dla Malfoyów. Jej gniew skierowany był także na Lucjusza, Ginny oraz przybyłego dopiero co Draco, którzy również wtajemniczeni byli w sprawę.

Harry uśmiechnął się krzywo do Draco, gdy ten wyszedł z kominka.

Wybaczcie mi spóźnienie – powiedział Ślizgon. Wyglądało na to, że pan Elegant wiedział też doskonale, jak zrobić wielkie wejście. Zamaszystym gestem otrzepał szatę, choć jakiegokolwiek śladu brudu było na niej szukać jedynie pod mikroskopem. Harry był pewien, że Draco dawno temu opanował zaklęcie usuwające kurz i rzucił je na siebie przed skorzystaniem z fiuu.

Draco oznajmił, że ściągnęli go z miasta, gdyż trafiła się jakaś dorywcza praca. Wysłuchał cierpliwie nagany ze strony matki, zrzucając całą winę na Harry’ego, który upierał się przy zachowaniu tajemnicy. Wówczas zobaczył swojego ojca.

Harry poczuł mimowolnie zazdrość, kiedy obserwował jak Lucjusz obejmuje swego syna. Zaczęli rozmawiać ze sobą cicho i wkrótce dołączyła do nich Narcyza, pochlipując lekko.

Spotkanie rodzinne trwało w najlepsze i, sądząc po roześmianych twarzach, przebiegało w radosnej atmosferze. Choć to właśnie poczynania Harry’ego doprowadziły do tego, że byli oni wciąż rodziną, to patrząc na nich nie potrafił pozbyć się uczucia niepokojąco przypominającego zaborczą zazdrość.

Voldemort udowodnił, że wciąż posiada mistrzowską smykałkę do dramatyzmu. Harry nie miał pojęcia, czy chodziło tu o instynkt czarnoksiężnika w wyczuwaniu jego uczuć, czy był to zwykły zbieg okoliczności.

Po słowach: „Jak uroczo”, wymruczanych sarkastycznie za jego plecami, Harry natychmiast krzyknął z bólu, uderzając dłonią w bliznę i upadając na kolana.

Och, Harry – powiedział Voldemort, dryfując w jego stronę. – Przepraszam za to.

Harry wątpił w jego szczerość. Podniósł się na nogi.

Nienawidzę, kiedy to robisz – odparł burkliwie.

Voldemort zachichotał.

Przejdźmy do jadalni – odezwała się Ginger perfekcyjnie gościnnym tonem. – Podano już kolację.

Goście usiedli do stołu, zastawionego przysmakami przygotowanymi przez skrzaty. Nastroje były pogodne, a rozmowy toczyły się wokół lekkich tematów.

Dyskusja zeszła na niedawny pojedynek i Ron ośmielił się potwierdzić spekulacje Vandewatera, co do ewentualnego wyniku walki. Draco także podjął ten wątek.

Myślisz, że Harry mógłby wygrać, gdyby miał więcej czasu? – zapytał Draco Lucjusza.

Starszy Malfoy zastanawiał się nad tym przez chwilę.

Cóż, biorąc pod uwagę, że pojedynek był wyrównany, a Harry jest młody i wytrzymały, to możliwe, że mógłby w końcu wyjść na prowadzenie. Jednak Curio ma z kolei ogromne doświadczenie, więc trudno mi to osądzić. Uważam, że zatrzymanie pojedynku w tamtym czasie było najlepszym rozwiązaniem.

A co, jeśli Harry by wygrał? – spytał Ron.

Lucjusz spojrzał na Harry’ego z powagą.

Gdyby do tego doszło – odrzekł – to zostałbyś kolejnym Wielkim Mistrzem. Tylko jedna osoba może nosić ten tytuł.

Czy to oznacza, że Harry musiałby przejąć wszystkie obowiązki? – zaciekawiła się Hermiona, spoglądając między Lucjuszem a Draco.

O tak – odparł Lucjusz. – Jeśli Harry by wygrał i potem odmówił przyjęcia tytułu Wielkiego Mistrza, wówczas odbyłby się turniej, mający na celu wyłonienie nowego.

Jak to? – spytał Harry, zaintrygowany.

Musiałbyś walczyć, póki ktoś by cię nie pokonał? – powiedział Draco z uśmiechem.

A czy Curio nie mógłby zachować swojej pozycji? – zapytał Harry.

Tylko jeśli pokonałby cię w kolejnym pojedynku – wyjaśnił Lucjusz.

Nieco to zagmatwane, jak dla mnie – oznajmiła Ginger. – Skoro musisz zwyciężyć w walce z dwójką Oficjalnych Mistrzów, by stać się jednym z nich, to czemu wystarczy pokonać Wielkiego Mistrza tylko raz, żeby przejąć tytuł po nim?

To oczywiste – rzekł Severus niecierpliwie. – Nazwa mówi sama za siebie. Może być tylko jeden „najlepszy”. Pokonanie go, choćby raz, automatycznie czyni „najlepszym” ciebie.

Przy stole zapadła na moment cisza, podczas gdy goście pogrążyli się myślach.

Cieszę się, że mnie to ominęło.

Czemu?

Harry spojrzał na Draco przez stół.

Nie mam czasu skakać po całym kraju, żeby nadzorować oficjalne pojedynki.

Ale wtedy mógłbyś rzucić szkołę. I nie martwiłbyś się dłużej nowym programem.

Harry popatrzył na niego wilkiem.

Starałem się o tym nie myśleć. Dziękuję bardzo za przypomnienie mi o tej bolesnej sprawie.

Draco wyszczerzył denerwująco zęby.

Ktoś musiał.

Hermiona, która przyglądała im się od dłuższej chwili, musiała zauważyć, że Harry się nachmurzył, gdyż szybko wtrąciła:

A więc, Draco. Badanie starożytnych artefaktów musi być naprawdę interesujące.

Narcyza podskoczyła na te słowa i zaczęła ganić swojego syna. Mówiła zrzędliwym tonem, który przypominał Harry’emu o Molly Weasley.

To obrzydliwe. Całe to błoto…

Doprawdy, matko – odparł Draco z rozpaczą. – Przecież ci wyjaśniałem, że nie zajmuję się kopaniem. – Jasne, mogę narażać życie w szeregach śmierciożerców, ale broń Merlinie, żebym się ubrudził.

Harry zakrztusił się winem, które właśnie pił, i Ron zaraz zaczął klepać go po plecach.

Nic mi nie jest – rzekł Harry. – Trafiło nie tam, gdzie trzeba. – Napotkał spojrzenie Draco. Próbujesz mnie zabić?

Draco wzruszył ramionami z uśmiechem. Wybacz.

Za czym cię tym razem posłali? – zapytał Harry.

Jak poprzednio, za amuletem – odrzekł Draco. – Musiałem udać się do Południowej Afryki.

Jakim amuletem? – spytała Hermiona.

Amuletem z Quetzeloatlu.

Och, to fascynująca rzecz – stwierdziła Hermiona. – Ministerstwo go szuka?

Przez cały czas – mruknął Draco.

Nigdy go nie znajdą – oznajmił Lucjusz.

Czemu nie? – zdziwił się Ron.

Bo on nie istnieje.

Teraz wszystkie oczy były wlepione w Lucjusza.

Skąd to możesz wiedzieć? – spytała Hermiona.

Ponieważ gdyby istniał – powiedział Lucjusz, wyraźnie cedząc słowa – to Salazar, lub przynajmniej jeden z Czarnych Panów by go zdobył.

Muszę się z tym zgodzić – rzekł Severus, lekko ironicznie.

Voldemort zachichotał.

W rzeczy samej.

Przypuszczam, że macie rację – przyznała Hermiona, wzdychając z rezygnacją. – Ale nie możecie zignorować świadectw osób, które go widziały.

Cała Hermiona – zawsze myśląca o faktach.

Rzekomych świadectw.

Cały Draco – zawsze szukający dziury w całym. Hermiona spiorunowała go wzrokiem, po czym odwróciła się do Harry’ego.

Jeśli już mowa o Salazarze i rzekomych świadectwach… Profesor Lupin powiedział, że zauważył medalion, który nosisz na szyi i zapytał mnie, czy go wcześniej nie widziałam.

No więc? – dociekał Harry ostrożnie.

No więc podejrzewam, że to ten sam amulet, który dał ci Voldemort – rzekła Hermiona, zerkając w stronę ducha, siedzącego wygodnie na krześle. Harry skinął głową. – Wspominał, że jest bardzo stary i ma obce inskrypcje. Z początku nie pomyślałam o nim, bo nosisz go od wieków.

No więc? – powtórzył Harry.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

Pewnego dnia zjawiła się na mojej lekcji klasa, rozmawiająca z podekscytowaniem o Talizmanie Salazara.

Harry wzruszył ramionami.

Taa, mnie też to nieco zaskoczyło – odrzekł Harry. – Choć pewnie nie powinno.

Podobnie, jak zrobił to podczas tamtej lekcji Draco, Ron skoczył i szarpnął za naszyjnik, zawieszony na szyi Harry’ego.

To jest Talizman Salazara? – powiedział Ron, patrząc na medalion z podziwem. – I nie pokazałeś go wtedy Billowi?

Harry delikatnie wyjął talizman Ronowi z rąk i włożył go z powrotem pod koszulkę.

Nie, nie pokazywałem go, bo nie chciałem wywoływać zamieszania – rzekł Harry i spojrzał na Hermionę. – Nie chcę też słuchać wykładów. Już dostałem jeden od moich uczniów.

Ach, tak – odezwał się Voldemort. – Panna Larsen.

Hermiona uśmiechnęła się z dumą.

Tak, to dopiero dziewczyna, co? – oznajmiła. – Remus mówił też, że podpis jest w wężomowie. Był tym trochę zaniepokojony, ale nic na ten temat nie znalazł.

Skąd wiedziałaś, co tam jest napisane? – zdumiał się Harry.

Cindy mi powiedziała, rzecz jasna – odparła Hermiona. – Pokazałeś talizman klasie.

A, tak – przypomniał sobie Harry. – Zapomniałem, że potrafi to przeczytać.

Chwileczkę – powiedział Severus. – Panna Larsen odczytała to?

Harry poczuł, że na usta wpływa mu uśmiech.

No pewnie. Cindy jest wężousta.

Harry śmiał się razem z Hermioną, podczas gdy Ślizgoni zgromadzeni przy stole narzekali głośno na kolejnego wężoustego Gryfona.

Ron odwrócił się do Harry’ego.

Więc co tam jest napisane?

– „Jeśli czas jest wieczny, śmierć jest ułudą” – zacytował Harry.

Draco ocknął się z zamyślenia i popatrzył ostro na Harry’ego.

Co takiego?

Inskrypcja na medalionie – wyjaśnił Harry. – Tak właśnie brzmi.

– „Jeśli czas jest wieczny, śmierć jest ułudą” – powtórzył Draco w zadumie.

Intrygujące, prawda? – stwierdziła Hermiona.

Draco spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem.

Ach, tak – odparł, wciąż marszcząc brwi. – Intrygująco znajome.


Reszta tygodnia upłynęła, jak dla Harry’ego, zdecydowanie za prędko. Draco i Narcyza zostali w posiadłości na dłużej, ciesząc się obecnością Lucjusza. Ginger nie była zbyt zadowolona tym nadmiarem Malfoyów wokół, zwłaszcza że Narcyza, dowiedziawszy się o ciąży, zaczęła się nad nią rozczulać z entuzjazmem godnym każdej nadopiekuńczej matki. Harry jednak z radością spędzał czas z nimi, praktykując szermierkę.

Przypominało mu to inne święta – te, które spędził ze śmierciożercami. Mimo że niełatwo mu było to przyznać, teraz czuł się równie dobrze, jak wówczas.

Co przywodziło mu na myśl kolejną kwestię. Już wkrótce niektóre z jego najbardziej osobistych wspomnień staną się powszechnie znane. Miał nadzieję, że gryfońska odwaga pomoże mu przez to przejść.


Harry usiadł na krześle po boku kasy, zaś Voldemort zajął miejsce na przedzie. Uczniowie szóstego roku Gryffindoru wydawali się w równym stopniu zdumieni, co zafascynowani, że ich pierwszą lekcję w nowym semestrze poprowadzi Voldemort.

Harry obiecał, że nie będzie mi przerwał – powiedział duch do klasy. – Ja także obiecałem mu to samo. Czasem będziemy wyjaśniać pewne rzeczy wspólnie.

Uczniowie siedzieli w ławkach jak zaczarowani, jedynie sporadycznie notując słowa Voldemorta, kiedy ten opowiadał o swoim dzieciństwie w mugolskim sierocińcu, o przybyciu do Hogwartu, który stał się jego domem, oraz gdy wskazywał na podobieństwa między nim a Harrym, po śmierci rodziców Gryfona.

Bardzo szczegółowo opisał swój złożony plan, który umożliwił mu odebranie krwi Harry’ego po Turnieju Trójmagicznym. Nauczyciel uśmiechał się lekko, słuchając chełpliwego tonu Voldemorta. Czarnoksiężnik wspomniał jednak też o tym, że wówczas nie miał pojęcia o tym, iż Glizgodon został oszczędzony za sprawą Harry’ego.

Voldemort przez całą przemowę zachował powagę, co Harry szczerze doceniał.

Zakładaliśmy właśnie nowy obóz, kiedy doznałem olśnienia – mówił Voldemort. – Moi śmierciożercy urągali na szczęście Harry’ego, który ponownie zdołał mi się wyślizgnąć. – Zamilkł i rzucił okiem w stronę obiektu swojej opowieści. – Przyznaję, że byłem wtedy nieco wściekły i słuchałem ich tylko jednym uchem. Wciąż jednak docierało do mnie słowo „połączeni”.

Wasze różdżki były połączone – skomentował Sean.

Zgadza się – przyznał Voldemort.

No i miałeś krew profesora Pottera – dodała Missy.

W rzeczy samej. Ale jak zaraz usłyszycie, chodziło o coś więcej. Większość z tych rzeczy odkryłem… odkryliśmy znacznie później. W tamtej chwili wiedziałem tylko tyle, że nie mogłem zabić Harry’ego Pottera. Wobec tego musiałem przekonać go, by do mnie dołączył. Wtedy przypomniałem sobie o przepowiedni.

Przepowiedni? – powtórzyła Cindy.

Voldemort spojrzał na Harry’ego i podniósł brwi. Nauczyciel westchnął.

Ta konkretna przepowiednia dotyczy „zjednoczonych dziedziców” – odparł Harry. – Później będziemy się tym zajmować.

Voldemort zachichotał.

Zjednoczeni? – spytała Cindy. – Więc doszedłeś do wniosku, że skoro profesor Potter jest dziedzicem Gryffindora, a ty jesteś… byłeś dziedzicem Slytherina, możesz zwiększyć swoją moc, jeśli się zjednoczycie?

O tak. Byłem o tym przekonany i, oczywiście, miałem rację…

Voldemort – wszedł mu w słowo Harry.

Ale za bardzo wybiegam do przodu – kontynuował Voldemort z uśmiechem. – W tamtym czasie natrafiłem na problem. Jak mianowicie przekonać piętnastoletniego chłopca, którego sam osierociłem, by się do mnie przyłączył?

Chciałeś go przeciągnąć na swoją stronę? – zapytała ze zdziwieniem Missy.

Ależ nie, moja droga. Harry’ego nie można było odmienić. Był z natury dobry. Musiał taki być, jeśli miał zostać Równowagą Sił. – Voldemort podniósł rękę, by powstrzymać klasę przed zadaniem pytań. – O tym później.

W porządku – rzekł Sean. – Jak jednak przekonałeś go, żeby do ciebie dołączył?

No właśnie, jak? – powiedział z rozmysłem Voldemort. – Musiałem zaproponować mu coś, czego nigdy nie miał. Coś, czego zawsze pragnął.

Voldemort popatrzył uważnie po klasie, która właśnie przetwarzała wszystkie zasłyszane wiadomości. Czarnoksiężnik dał im sporo do myślenia. Harry nie mógł tego nie podziwiać. Taką samą taktykę stosował Voldemort wiele razy także wobec niego.

Cindy roześmiała się nagle.

Nie ma mowy – rzekła.

Voldemort spojrzał prosto na nią i dziewczyna rozszerzyła oczy ze zdziwienia.

Tak, panno Larsen – powiedział Voldemort. – Musiałem zmusić Harry’ego, by zaczął uważać mnie za ojca.

Tym razem cała klasa wybuchła śmiechem i Voldemort pozwolił jej na to. Odwrócił się do Harry’ego, lecz ten opuścił wzrok.

Żeby to uczynić – ciągnął dalej Voldemort, kiedy uczniowie się uciszyli – musiałem spędzić z nim więcej czasu, znaleźć jakiś sposób, żeby do mnie wracał i zachęcić go, by przy mnie zostawał. Tylko w ten sposób mogłem go lepiej poznać, a on miał okazję lepiej poznać mnie.

Groźba torturą – oznajmił cicho Sean, najwyraźniej przypomniawszy sobie jedną z wcześniejszych lekcji. – Wobec tych, o których się troszczył.

Tak – odparł Voldemort. – Manipulowałem uczuciami Harry’ego, odkąd skończył piętnaście lat. Dzień po jego urodzinach, jeśli dobrze pamiętam. Jednakże zaplanowałem to pierwsze doniosłe spotkanie na długo przed tym. Najpierw musiałem wydostać go z domu jego krewnych. Tam nie mogłem go tknąć.

Co więc zrobiłeś?

To był mój pierwszy prezent dla Harry’ego – stwierdził Voldemort z zadowoleniem. – Jego ojciec chrzestny.

Syriusz? Co…

Voldemort uciszył gestem Harry’ego.

Dałeś słowo, Harry.

Wybacz – mruknął mężczyzna.

Posłużyłem się moim wiernym szczurkiem – kontynuował Voldemort. – Kazałem mu wypełznąć na światło dzienne. Kiedy stało się jasne, że to Glizdogon, a nie Syriusz Black, zdradził Potterów i zamordował tę dwunastkę mugoli, wiedziałem, że Syriusz będzie wolny. Byłem pewien, że pierwszą rzeczą jaką uczyni, będzie wzięcie pod swoją opiekę Harry’ego. Syriusz był zbyt lojalny wobec Potterów, żeby zostawić ich syna w rękach mugolskich krewnych, którzy nie mogli dobrze o niego zadbać. Gdy Harry się przeprowadził, porwałem jego sowę.

Jak to zrobiłeś?

Zwabiłem ją pewnym szczurem. Glizgodon miał swoje zalety. Potem rzuciłem na nią Imperiusa. Wówczas wiedziałem już, że mogę skłonić Harry’ego, by do mnie przybył.

Jak?

Groziłeś mu? – spytał Sean.

Po części – odparł Voldemort i obrócił się do Cindy. – Pierwszy list, jaki wysłałem Harry’emu leży na biurku. Przeczytaj go na głos, panno Larsen.

Cindy podeszła na przód klasy i podniosła z blatu kawałek pergaminu. Spojrzała niepewnie na Harry’ego, lecz ten tylko kiwnął głową.

– „Wiem, gdzie jesteś, Harry” – zaczęła czytać dziewczyna. – „Kogo musiałbym mieć, żebyś przyszedł do mnie? Być może twojego drogiego Syriusza Blacka, albo Rona Weasleya? Zapewne panna Granger też by się nadawała. Które z nich, Harry?”

Co zrobił profesor Potter? – spytała Missy.

Zastanówcie się dobrze – rzekł Voldemort do klasy. – Harry w końcu miał wszystko, o czym marzył: dom, który dzielił z ojcem chrzestnym, z dwójką oddanych skrzatów na każde jego skinienie, a do tego jego najlepszy przyjaciel z rodziną mieszkał tuż obok, więc mógł grać w quidditcha kiedy tylko chciał. Co więc takiego powinien zrobić?

Powinien pójść z listem do Syriusza – odrzekł Sean.

Cindy westchnęła.

Ale przecież profesor Potter nie był przyzwyczajony do tego, żeby zwracać się do innych ze swoimi problemami.

Znakomicie, panno Larsen – pochwalił ją Voldemort.

Mógł iść do pana Weasleya… znaczy, do Rona – oznajmił Sean. – Na niego mógł liczyć.

Prawda, lecz możliwe, że po przeczytaniu listu przyszło mu do głowy, że byłoby to zbyt niebezpieczne dla jego przyjaciela – stwierdziła Missy.

Harry parsknął śmiechem.

Bycie moim przyjacielem naprawdę było zbyt niebezpieczne – skomentował Harry.

Proszę kontynuować, panno Cooper – rzekł Voldemort z rozbawieniem.

Mogę się założyć, że uciekł – powiedziała Missy, nie patrząc w stronę Harry’ego.

Zgadza się. A w międzyczasie Harry wysłał mi swoją odpowiedź. – Voldemort zamilkł, wskazując gestem na biurko.

Harry przywołał resztę listów i Cindy wzięła do ręki pierwszy z nich. Odczytała je wszystkie na głos i w końcu dotarła do ostatniego listu Voldemorta:

– „Nie żartuj sobie, Harry. Mówiłem, że nie chcę cię martwego. Pragnę jedynie porozmawiać. Będziesz całkiem bezpieczny. Twój ostatni list był zabawny. Jestem jednak pewny, że będziemy mieli sobie wiele do powiedzenia. Nie chciałbyś wiedzieć, dlaczego przez te wszystkie lata chciałem cię zabić? Nikt ci tego nie wyjaśnił, prawda? I czemu teraz nie chcę tego zrobić? Mogę aportować się w Hogwarcie, kiedy przyjdzie mi na to ochota. Bez problemu mogę porwać któregoś z twoich przyjaciół. Ciebie też. Chciałbyś wiedzieć, dlaczego? Wytłumaczę ci wszystko, mój chłopcze.

Twoja sowa jest pod działaniem Imperiusa. Była bardzo mądra i lojalna wobec swojego właściciela, więc musiałem się zabezpieczyć. To był jedyny sposób, aby upewnić się, że tylko ja będę z tobą korespondować.” *

Tym ostatecznie udało mi się przekonać Harry’ego – oświadczył Voldemort.

Dlatego, że groziłeś porwaniem jego przyjaciół? – spytał Sean.

Tak, ale nie tylko – odparł Voldemort. – Liczyłem na to, że Harry nie zna moich możliwości. Musiałem dowiedzieć się, co wie. Kiedy dostałem jego odpowiedź było jasne, że nie wie o niczym. Jego tak zwani przyjaciele i rodzina powiedzieli mu niewiele. I to właśnie tym się posłużyłem.

To znaczy czym? – nie zrozumiała Missy.

Harry wybrał tę klasę, by pomogła mu zmusić mnie, bym się ujawnił.

Chodziło o naszą ciekawość – odrzekła Cindy.

W rzeczy samej – zgodził się Voldemort. – Wiedza Harry’ego o magicznym świecie była tak nikła, że praktycznie szukał jej gdzie się dało. Szczególnie, gdy chodziło o informacje na temat jego osoby. Więc już nawet w wieku piętnastu lat, uzbrojony jedynie w różdżkę, przybył do mnie na miotle, ukryty pod peleryną-niewidką i podążając za swoją sową, która niosła jego odpowiedź na mój list. – Voldemort uśmiechnął się lekko. – Cztery razy stawał ze mną twarzą w twarz i za każdym razem próbowałem pozbawić go życia, ale i tak przybył do mnie ponownie. Przyznaję, byłem zdumiony tym, jak odważnie i stanowczo się zachowywał. Musiał zdawać sobie sprawę, że mogłem go z miejsca zabić. Ale w jego oczach nie było strachu. Cały czarodziejski świat z ministrem magii na czele obawiali się wypowiedzieć choćby moje imię, lecz ten piętnastoletni chłopiec stanął przede mną i powiedział: „Jestem tu, Voldemort. Czego chcesz?” Zawahał się tylko w momencie, kiedy się do niego zbliżyłem. Nie wiedziałem wtedy, że moja obecność sprawia mu cierpienie, a obaj raczej szybko spostrzegliśmy, że sam mój dotyk z biegiem czasu staje się coraz boleśniejszy.

Dlaczego?

Widzisz, panno Larsen, nasze połączenie pozwalało mi inicjować przepływ mocy pomiędzy nami, kiedy go dotykałem.

Pobieraliście od siebie moc? – spytał Sean oniemiały.

Tak. Harry, z racji na swój wiek, pochłaniał więcej mojej mocy niż ja jego, więc wymiana bardzo go osłabiała. Zbaczamy jednak z tematu – stwierdził Voldemort. – Stopniowo zwiększający się poziom bólu, który musiał wytrzymywać, gdy go dotykałem, uodpornił Harry’ego na efekty Klątwy Cruciatusa. W każdym razie, to właśnie osłabienie po przejęciu mojej mocy skłoniło Harry’ego do pozostania w moim obozie, kiedy odwiedził mnie po raz pierwszy. Po tym przekonałem się, że mogłem skłonić Harry’ego, by ze mną pozostał, po prostu dotykając go przez chwilę.

Nauczyciel obrony doskonale pamiętał, jak Voldemort przy licznych okazjach doprowadzał do jego wyczerpania, by zmusić go do pozostania w obozie. Jednak kwestia ich połączenia nie dawała mu wciąż spokoju. Harry zastanawiał się, czy mogło ono nadal działać. I to w przeciwną stronę.

Profesor Potter był wybuchowy? – pytała właśnie Cindy.

Najwyraźniej Voldemort zaczął opowiadać klasie, czego uczył Harry’ego.

Zgadza się, lecz nauczył się nad tym panować, zwłaszcza w mojej obecności. Jeśli tracił nad sobą kontrolę, karałem go.

Torturowałeś go? – spytał cicho Sean.

Tak – odparł Voldemort i posłał spojrzenie w stronę Harry’ego. – Zawsze się zastanawiałem…

Nad czym? – ponagliła go Dawn.

Czemu Harry nigdy mnie nie pytał o powód, dla którego tak dotkliwie karałem go, kiedy tracił nad sobą panowanie.

Zawsze podejrzewałem, że działo się tak dlatego, że nigdy nie miałem ci wówczas nic miłego powiedzenia – powiedział Harry.

Voldemort zachichotał i odwrócił się w jego kierunku.

Fakt, to był jakiś powód. Ale kiedy traciłeś panowanie w stosunku do innych, karałem cię równie ostro.

Harry usiadł prosto, czując przepływ ciekawości.

W porządku, Voldemort. Złapałem przynętę. O co chodziło?

Co takiego wydarzyło się, kiedy zdenerwowałeś się na ciotkę Marge?

Skąd o tym wiesz?

Harry, jak miałbym osiągnąć mój cel, gdybym nie wiedział o tobie wszystkiego, co możliwe?

Ale…

Po prostu odpowiedz na pytanie.

Nadmuchałem ją.

Klasa zareagowała zdziwieniem. Harry rozejrzał się i wyszczerzył zęby.

Spokojnie, nic jej się nie stało. Zresztą, należało się to jej.

Być może – odparł Voldemort ze śmiechem. – Jednak potem uciekłeś, stawiając na nogi całe ministerstwo, które myślało, że zaraz wpadniesz w łapy Syriusza Blacka.

Harry uśmiechnął się mimowolnie na to wspomnienie.

Gdyby Syriusz naprawdę chciał mnie zabić, mógłby to zrobić bez trudu w tej alejce, tuż przed przybyciem Błędnego Rycerza.

Tak, myślałeś wtedy, że ministerstwo chce cię aresztować, prawda?

Mówiliśmy o utracie kontroli przez profesora – przerwała im Cindy. – Co to ma wszystko do rzeczy?

No właśnie, co? – rzekł Voldemort, patrząc na Harry’ego intensywnie.

Nie chciałem, by to się stało – odparł Harry, odwracając wzrok.

Voldemort skinął głową i zwrócił się do klasy.

Harry zrozumiał. A wy?

Uczniowie zamyślili się. Po chwili ręka Cindy wystrzeliła w powietrze.

Proszę, Cindy – zachęcił ją Harry.

On… pan stracił kontrolę nad swoją mocą – powiedziała dziewczyna.

Tak, panno Larsen – oznajmił czarnoksiężnik. – To bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla potężnego czarodzieja. Harry czasem postępował pochopnie, kiedy wpadał w złość. Wiedziałem, że pewnego dnia stanie się bardzo potężny, więc zawczasu nauczyłem go to kontrolować.

Używając groźby tortury? – spytał Sean.

Najgorszej ze wszystkich. Ale najważniejsze, że w końcu nauczył się nad tym panować.

Choć była to prawda, Harry musiał dorzucić do tego swoje trzy gorsze.

Nigdy nie powstrzymało mnie to przed prowokowaniem cię.

Nie – stwierdził Voldemort. – Albo od kłótni.

Jakże mógłbym odmówić waszej wysokości tej przyjemności – odrzekł Harry, unosząc brwi.

Voldemort zachichotał i w tej samej chwili zabrzmiał dzwonek.

Kiedy klasa szykowała się do wyjścia, Voldemort poszybował w stronę Harry’ego. Duch uniósł dłoń do jego twarzy, jednak nie dotknął jej.

Nie było tak źle. Prawda, mój synu?

Harry spojrzał na niego przeciągle.

To był dopiero początek.

Profesorze? – odezwała się Cindy, zaskakując Gryfona.

Nie może mnie widzieć ani słyszeć – wyjaśnił Voldemort. – Drugi rok zaraz tu będzie.

Harry skinął głową i zwrócił się do dziewczyny.

Tak, Cindy?

Czy Voldemort naprawdę próbował nakłonić pana, by uważał go za ojca?

Harry zerknął w kierunku czarnoksiężnika, po czym znów obrócił się ku Cindy. Prawda i tak wkrótce wyszłaby na jaw.

Tak. I opowiem wam wszystkim, tak jak mam w obowiązku, w jaki sposób mu się to udało.

Ale…

To długa, skomplikowana historia, Cindy – przerwał jej Harry i westchnął. – Usłyszycie ją w swoim czasie. Koniec końców, zrobiłem to, co musiałem.

Powaga nauczyciela musiała przekonać dziewczynę do zaprzestania nalegań.

Nie powinien nam pan tego mówić – rzekła cicho. – To nie fair.

Harry uśmiechnął się ciepło.

Panno Larsen, czy na pewno nie jest pani spokrewniona z profesor Weasley?


Rozdział 13

Eksperyment


Nowy program zajęć został przyjęty nad wyraz dobrze. Jak tylko uczniowie szóstego i siódmego roku zdali sobie sprawę, że Harry miał niewiele więcej lat niż oni, gdy to wszystko go spotkało, ich nastawienie nieco się zmieniło.

Wielu z nich było przerażonych, że ktoś w ich wieku mógł być poddawany tak okrutnym manipulacjom – inni byli pełni podziwu, że udało mu się to przetrwać. Jego Gryfoni nauczyli się doceniać zarówno cynizm i pokrętne poczucie humoru Harry’ego, jak również ich źródło, którym była niechętna akceptacja własnego losu.

Harry zaczął dystansować się od uczniów – właściwie to od wszystkich – w czasie tych dni, stając się bardziej powściągliwym i wycofanym. Uczniowie pozostawili go w spokoju.

Voldemort był w swoim żywiole. Czasami potrafił sprawić, że Harry znów czuł się jak szesnastolatek. Szczycił się swoim złowieszczym planem, szczególnie podkreślając swoją wnikliwość przy jego tworzeniu. Tego roku, w szóstej klasie, Harry czuł się chyba najbardziej odsłonięty – bezsilny, myśląc, że nigdy nie uda mu się wygrać. W tamtym roku Voldemort zaczął wywierać na niego wpływ – ale też Harry zaczął wpływać na czarnoksiężnika. Wtedy także Voldemort zaczął obdarowywać go „prezentami”.

To Draco w końcu przekonał Harry’ego, by wyszedł ze swojej skorupy.

Ależ Harry, przecież go pokonałeś.

Draco…

Nie. Pamiętaj, że wygrałeś. Sprawiłeś, że zaczął się troszczyć.

Jeszcze nie doszliśmy do tej części.

Wiem, ale nic by nie zaszkodziło, gdybyś przypomniał jemu i uczniom, że teraz ty żyjesz, a on jest martwy.

No niby tak, ale…

On nie może cię już dłużej kontrolować, Harry. Może tylko wykorzystywać wspomnienia, swoje i twoje.

One wciąż bolą.

Wiem, ale to tylko duch. Twój duch, jeśli już o tym mowa. Draco zamilknął na moment. Wiesz, Harry, coś w tym musi być. Porozmawiam z Granger.

O czym ty gadasz?

No, skoro jest twoim prywatnym poltergeistem, to musisz mieć nad nim jakąś władzę. Mam na myśli tę część z kontraktu.

Tak, ale to pewnie działa w obie strony Zawsze tak się działo. Cholerny związek Slytherina.

Być może. Aczkolwiek…

Draco nie dokończył swej myśli, lecz Harry go zrozumiał. Ten sam pomysł Gryfon rozważał od jakiegoś czasu. Musiał poddać go próbie i wiedział już dokładnie jak i na kim go sprawdzić.


Harry obserwował, jak najbardziej irytująca z jego klas wchodzi do sali i zajmuje miejsca. Uczniowie nie byli wobec niego lekceważący czy nieprzyjemni, jednak Harry podejrzewał, że nie dawali wiary połowie rzeczy, jakie im mówił. Na dodatek zdawali się zachwyceni faktem, że ten „słynny Harry Potter” został wpuszczony w maliny i zmanipulowany przez dziedzica ich domu i wychwalali ten pomysł nieco zbyt często.

Nauczyciel obrony był już odrobinę zmęczony ich sceptycyzmem i zupełnym brakiem zainteresowania. Wiedział, że to ostatnie także denerwowało Voldemorta, który z tego powodu rzadko kiedy odwiedzał tę klasę, choć byli to przecież Ślizgoni.

Chciał zmienić ich obojętne nastawienia i zmotywować ich do myślenia. Zamierzał w tym celu skorzystać z „wolnej ręki”, jaką dano mu przy planowaniu zajęć. Jeśli jego teoria się sprawdzi, to chciał, by widziała to właśnie ta klasa.

Pozostawił ich kilka minut w spokoju, udając, że przegląda swoje notatki. Potem wstał wolno, okrążył biurko i pochylił się nad blatem. Przyciągnąwszy uwagę uczniów, położył dłoń na bliźnie i wezwał Voldemorta.

Och, Harry – jęknął Voldemort na powitanie, zjawiając się na swoim krześle z tyłu sali, choć nie w widzialnej formie. – Wiesz, że uważam tę klasę za nudną.

Wiem, Voldemort – odparł Harry, nie odrywając oczu od uczniów. – Ale dzisiaj ich trochę rozruszamy.

Czyżby? – zachichotał Voldemort. – Och, podoba mi się to. Jak zamierzasz tego dokonać?

Wciąż patrząc na klasę, Harry odparł:

Mam w zanadrzu kilka pomysłów. Zobaczymy, czy uda mi się ich naprostować i odpowiednio zmobilizować.

Kilkoro uczniów prychnęło cicho – mroczna czwórka, jak nazywał ich Harry.

Naprawdę? – odrzekł Voldemort, stając się widzialny. Wielu uczniów spojrzało obojętnie w jego stronę. – Jakich pomysłów?

Sądzę, że oni nie pojmują wagi tego, jak twoje działania wpływały na świat czarodziejów – rzekł Harry. – Nie byli świadkami okropieństw i nie odczuli na sobie strachu, jaki wzbudzałeś w innych. Słyszeli tylko opowieści i teraz widzą cię jako niegroźnego ducha.

Voldemort uśmiechnął się krzywo.

Względnie niegroźnego.

Harry skrzyżował ramiona.

Dokładnie.

Harry – odezwał się Voldemort, podnosząc się ze swojego miejsca. – Czy chcesz powiedzieć, że zamierzasz pozwolić, bym cię dotknął na oczach tej klasy?

Część uczniów ożywiła się. Powszechnie było wiadomo, że Voldemort wciąż mógł torturować Harry’ego, choć tylko szósta klasa miała okazję to oglądać. Harry sądził, że Ślizgoni w to także nie wierzyli – w końcu żaden z nich nie zaufałby słowu Gryfona.

Można tak to ująć – powiedział Harry, starając się zachować powagę. – Lecz najpierw – dodał, odwracając się do uczniów – czy któreś z was wiedziało, że jestem po części Ślizgonem?

Cichy szmer niedowierzania przebiegł przez klasę. Dało się słyszeć takie słowa jak: „plotki” i „poszlaki”.

Wątpicie w to? – spytał Voldemort z rozczarowaniem. – Harry wyróżnia się wieloma cechami, których Salazar Slytherin pożądał u uczniów swojego domu.

Tiara Przydziału chciała umieścić mnie w Slytherinie – oznajmił Harry. – Ujrzała we mnie te cechy i wiedziała, że potrafię rozmawiać z wężami.

Ale przecież pan tak naprawdę nie potrafi – odezwała się z przekonaniem Kasjopeja Abbott.

To tylko pogłoska – zgodził się z nią Dante Manelin, przywódca „czwórki”.

Tak samo jak ta Larsen – dodała Kasjopeja. – Twierdzi, że jest wężousta, ale nikt nigdy nie widział, żeby rozmawiała z wężami.

Harry westchnął.

Pomijając pannę Larsen, za którą mogę ręczyć…

Na pewno nie słyszał pan…

Nie – przerywał Harry młodej Abbott, patrząc na nią spojrzeniem godnym Snape’a. – Ale zrozumiała mnie, kiedy mówiłem do mojego węża.

Pana węża? – powtórzył Dante powątpiewająco.

Zgadza się – mruknął Voldemort, który wyglądał w mniemaniu Harry’ego na zbyt rozbawionego tą rozmową. Wówczas, ku zafascynowaniu klasy, czarnoksiężnik wezwał Nagini, która zamieszkiwała w gabinecie Harry’ego.

Uczniowie patrzyli między Voldemortem a olbrzymim wężem, gdy ci ze sobą rozmawiali. Harry miał ochotę się roześmiać, słysząc ich nonsensowną wymianę zdań, jednak klasa zdawała się oczarowana sceną, więc nauczyciel zachował milczenie.

Po jakimś czasie wyprostował się i odsunął od biurka.

"Nagini" – zwrócił się Harry do węża, a ten obrócił do niego głowę. – "Chciałabyś mnie teraz zjeść?"

Voldemort roześmiał się. Wąż podpełzł w kierunku Harry’ego i wspiął się po nim, większość ciała oplatając wokół ramienia mężczyzny. Z tego miejsca spojrzał mu prosto w oczy.

"Przygotowałeś mi bardzo dobre gniazdo, mistrzu Harry" – powiedziała Nagini. – "Nie zamierzam cię zjeść."

"Wiem, Nagini" – odparł Harry. – "Świetnie się spisałaś. Możesz już iść."

Nagini opuściła łeb i ześlizgnęła się z Harry’ego. Kiedy wpełzała z powrotem do gabinetu nauczyciela, cała klasa śledziła ją wzrokiem.

Nagini jest – cóż, była – wężem Voldemorta – wyjaśnił Harry. – Teraz słucha się również mnie.

Ale jest pan dziedzicem Gryffindora. Dlaczego miałaby słuchać się pana? – spytała władczo Kasjopeja.

Ponieważ jestem także dziedzicem Slytherina – odparł Harry.

Nie ma mowy – odrzekła Daray Messina.

Może pan wmawiać takie rzeczy Gryfonom – powierdział Adair Darcy. – Ale my…

Voldemort zachichotał, przerywając mu.

Ale to prawda. Sam uczyniłem go moim następcą.

Dlaczego? – spytał Dante.

Ponieważ był tego godzien – stwierdził Voldemort.

Harry dostrzegł, że w klasie rozbudziło się zainteresowanie i wezwał swoją szablę z sali fechtunku.

Majątek Slytherina był jednym z wielu prezentów Voldemorta – rzekł. Wyjął swój medalion zza koszuli i pokazał go klasie. – To kolejny z nich. Talizman Salazara.

Wyznanie to spotkało się z kilkoma głośnymi okrzykami podziwu. Tym razem nikt nie wyraził wątpliwości co do jego słów.

A to – ciągnął Harry, wyjmując z pochwy Sennie – następny prezent. Widzieliście już, jak się pojedynkuję. – Zerknął na klasę, sprawdzając, czy ktoś to skrytykuje.

Pokonał pan Malfoya – mruknął ponuro Adair.

Ach, ale tylko dlatego, że trenował mnie Malfoy – oznajmił Harry.

Uczniowie ożywili się na to – kilkoro z nich wymieniło spojrzenia.

Chyba nie przez Lucjusza Malfoya? – spytała Cassi.

Oczywiście, że przez niego – odparł Harry. – Któż inny miałby trenować ulubionego pupilka Voldemorta?

Harry…

Pomagaj mi, Voldemort – mruknął Harry. Voldemort roześmiał się w odpowiedzi.

Rzeczywiście. Wystarczało, że Harry tylko zapyta. A Lucjusz był oczywiście moim wiernym sługą.

Harry schował swoją szablę i przeszedł się z nią po klasie, pokazując oręż kilkorgu uczniom.

Wygląda na ślizgońska szablę – skomentowała Varian Vance.

Już ją gdzieś widziałem – powiedział Royce Serle. – W klasie fechtunku. Podobno jest więżąca.

Harry odwrócił się do niego i wręczył rękojeść rozentuzjazmowanemu chłopcu. Metal zacisnął się wokół jego dłoni, póki młody Ślizgon nie puścił szabli. Harry pozwolił na to samo paru innym uczniom.

Harry czuł w duchu ulgę widząc, że klasa była teraz kompletnie zafascynowana wszystkim, co im pokazywał. Nie polegali oni na ślepej wierze, jak większość jego uczniów, aczkolwiek kiedy pokazało już się im dowody, natychmiast pozbywali się niechęci i zwątpienia.

By oczarować ich jeszcze bardziej, Harry wziął szablę do ręki i uwolnił z niej Sennie. Radosne okrzyki całej klasy przywitały węża, który w zadowoleniu pełzał po ramieniu Gryfona.

Zachęcony zapałem uczniów, Harry powiesił szablę na ścianie sali i odesłał Sennie do swoich komnat. Następnie odwrócił się i zapytał uczniów:

Kto jest najpotężniejszym czarodziejem, jakiego znacie?

Klasa odpowiadała zgodnie z oczekiwaniami: ich rodzice, niektórzy wymieniali Lucjusza Malfoya, inni niechętnie wspominali Albusa Dumbledore’a.

Od strony progu dobiegło głośne prychnięcie i Harry obejrzał się.

Proszę wejść, profesorze Snape.

Profesor Snape jest bardzo potężnym czarodziejem – odezwał się Adair.

Snape ponownie prychnął.

Rzeczywiście – zgodził się Harry, lecz uczniowie byli bardziej zainteresowani opinią głowy ich domu.

Więc kto jest według pana najpotężniejszym czarodziejem na świecie? – spytał Dante z wyzywającym uśmiechem.

Severus zawahał się, krzyżując ramiona na piersi.

Żyjącym czy zmarłym? – spytał nauczyciel eliksirów.

Voldemort roześmiał się.

Severusie, jak zawsze jesteś dyplomatyczny – stwierdził. – Żyjącym.

Potter, rzecz jasna.

W klasie podniosły się przeczące okrzyki – część głosów brzmiało nawet na oburzone i zdradzone.

Czas dorosnąć, dzieci – rzekł Severus, przechodząc na przód sali. – Albus przez długi czas posiadał miano najpotężniejszego. – Mężczyzna zerknął na Voldemorta. – Wiesz, że to prawda. Kiedy lord Voldemort odzyskał swoje ciało i zaczął pochłaniać moc od pana Pottera, stał się potężniejszy, póki Harry nie nauczył się władać swoją magią i ich moce się wyrównały. Teraz Harry Potter jest najpotężniejszym czarodziejem na świecie, jak również najbardziej wpływowym.

Po tym oświadczeniu w klasie zapadła cisza.

I jak sądzę, zaraz zamierza tego dowieść – dodał.

Uczniowie natychmiast odzyskali zainteresowanie. Podobnie jak i Voldemort.

Severus przeniósł wzrok z Voldemorta na Harry’ego.

Twoja teoria brzmi sensownie – powiedział Snape. – Ale nie jestem pewien, czy powinieneś mu ją zdradzać.

Ta klasa potrzebuje spotkania z rzeczywistością – oznajmił Harry. – Z resztą dam sobie radę.

Jak zawsze – odparł Severus ciężko. – Dobrze więc. Zostanę tutaj.

Harry, mój chłopcze, zaintrygowałeś mnie – rzekł Voldemort.

Nie wątpię – stwierdził Harry i zwrócił się do klasy: – Demonstracja, jaką zobaczycie, będzie czymś w rodzaju eksperymentu – sprawdzianu moich mocy. Chciałbym wam pokazać, co ja i Voldemort jesteśmy w stanie zrobić.

Naprawdę? – odezwał się Voldemort z niekłamanym zainteresowaniem.

Tak – przyznał Harry. – Niech wszyscy wstaną. – Klasa spełniła jego polecenie i nauczyciel obrony machnięciem ręki zrobił miejsce na środku sali. – Za chwilę zamierzam dać Voldemortowi moc, by posłużył się swoją różdżką.

Kilkoro uczniów zasłoniło buzie rękami, kiedy Harry wyciągał różdżkę z kieszeni szat. Voldemort przybliżył się ostrożnie, a wyraz zainteresowania wciąż nie opuszczał jego twarzy.

Jak chcesz tego dokonać?

Posłużę się naszym związkiem, oczywiście – odparł Harry. Voldemort podniósł brwi. – Wobec tego bądź miły – dodał Gryfon, podnosząc różdżkę.

Voldemort przysunął się jeszcze bardziej i skierował na Harry’ego przenikliwe spojrzenie. Młody mężczyzna w odpowiedzi wyszczerzył zęby.

Nie jesteś ciekawy?

Harry zamknął oczy i skoncentrował się na swojej wewnętrznej magii. Przypomniał sobie, jak płonął żywcem.

Tylko jedna ręka – powiedział Harry.

Voldemort chwycił Harry’ego za rękę i ten był w stanie zablokować ból. Odprężył się i poczuł przypływ mocy.

Apporton. – Podobnie jak wówczas, gdy miał siedemnaście lat, Harry doznał wrażenia, jakby otaczała go magia.

Voldemort roześmiał się z rozkoszą.

Harry, jesteś naprawdę genialny.

Voldemort zaczął poruszać ręką Harry’ego, rzucając wokół niegroźne zaklęcia. Uczniowie zachęcali go gorąco do bardziej imponujących wyczynów i wkrótce zaczął rzucać silniejsze klątwy.

Pokaż im, panie – powiedział Severus.

Crucio.

Harry usłyszał krzyk Severusa i zaskoczone piski kilkorga uczniów.

Och, to mi się podoba. Nawet nie wiesz jak bardzo. – Voldemort poruszył ramieniem Harry’ego i musiał końcem różdżki dotknąć jego czoła, bo blizna eksplodowała bólem.

Harry upadł na kolana i spojrzał czarnoksiężnikowi w oczy – Voldemort wyglądał na niezmiernie zadowolonego. Wciąż trzymając go za rękę, drugą dłoń wyciągnął w stronę twarzy Harry’ego.

Czuć ponownie taką władzę… – rzekł Voldemort, patrząc prosto na niego. Machnął różdżką i cała klasa znalazła się w więzach – część z nich wyglądała na zszokowanych, inni szarpali się w pętach.

Voldemort przejął całą kontrolę. Harry nie dawał mu już dłużej mocy – Voldemort sam ją brał. Ból przeszkadzał mu w kontrolowaniu przepływu mocy.

Puść go – zażądał Severus.

Voldemort zerknął ponownie na Harry’ego.

Harry, mój synu – powiedział, dotykając jego policzka. – Prawdziwi dziedzice będą mogli raz jeszcze się zjednoczyć. Pokazałeś mi, jak tego dokonać. Jak zawsze sprawiłeś, że jestem z ciebie dumny.

Różdżka Voldemorta zaczęła drżeć w uścisku Harry’ego. Próbował ją puścić, ale Voldemort trzymał go mocno za rękę.

Co ja zrobiłem?

Czyjaś ręka zacisnęła się wokół nadgarstka Harry’ego i połączenie zostało przerwane. Nauczyciel upadł na ziemię.

To nie było zbyt miłe, Severusie – rzekł Voldemort z rozbawieniem.

Harry, wszystko w porządku? – spytał Severus, pochylając się nad nim.

Rowan – zdołał zawołać Harry. Kiedy uwolnił się już od bólu, rozejrzał się po klasie. Wszyscy wyglądali na wstrząśniętych. – Teraz już rozumiecie?


Relacja z lekcji obrony w mgnieniu oka obiegła szkołę. Szósty rok Gryfonów przyszedł na jego następną lekcję w nachmurzonych nastrojach. Ledwo zabrzmiał dzwonek, a uczniowie już zaczęli się na niego obruszać.

Dał pan Voldemortowi swoją moc – powiedział Sean. – I nie pokazał pan tego nam?

Ślizgoni! – zakrzyknęła Cindy. – Pokazał pan Ślizgonom!

Harry powinien chyba być przygotowany na oburzoną reakcję, ale nie mógł przecież faworyzować ich przez cały czas.

Dlaczego więc nie pokażesz tego również tej klasie, Harry? – zaproponował Voldemort, siadając na swoim krześle. – Możemy pokazać wszystkim.

Nie sądzę – odparł Harry, wskakując na biurko.

Czemu nie? – spytał Voldemort.

Tak, czemu nie? – powtórzyła Missy.

Widzisz, uczniowie chcą…

Voldemort – przerwał mu Harry.

Przecież jesteśmy pana ulubioną klasą – przypomniał Sean. – Voldemort zawsze tak mówi.

Voldemort zachichotał.

Tak, przemyśl to jeszcze.

Harry skrzyżował ramiona.

Nie ma mowy. I wiesz dlaczego.

Voldemort nie potrafił ukryć rozbawienia.

Czyżbyś odrobinę się martwił?

Czym? – zapytał Rufus, oglądając się za siebie.

Nie będziesz bez pamięci latał z różdżką po zamku – powiedział Harry.

Jak to? – zdziwiła się Cindy.

Voldemort zbliżył się do niego, zatrzymując się kilka stóp od biurka.

Nie potrzebujesz do tego różdżki – stwierdził. Spojrzał na ręce Harry’ego, nadal skrzyżowane na jego piersi. – Zastanawiam się…

Powiedziałem nie, Voldemort – oznajmił Harry. – Poza tym, to ja muszę zainicjować zaklęcie.

Klasa słuchała tej wymiany zdań w skupieniu, co zapewne było celem Voldemorta.

Więc co się stało? – spytała w końcu Cindy.

Coś, co już się nie powtórzy.

Voldemort zachichotał.

Och, Harry. Nie psuj nam zabawy.

Niech nam pan opowie, profesorze – błagał Sean.

Prosimy, profesorze.

Harry nie odzywał się ani słowem i Voldemort mruknął pod nosem: „Uparty”.

Lord Voldemort nam powie – stwierdziła Cindy.

On nas nie okłamie ani nie będzie zatajał szczegółów – dodał Sean.

Voldemort roześmiał się. Harry machnął ręką z frustracją i zeskoczył z blatu biurka.

Harry dał pokaz swoich potężnych mocy – rzekł Voldemort, gdy nauczyciel okrążył biurko i usiadł za nim. – Posłużył się wewnętrzną magią, żeby zablokować ból, który odczuwa, gdy go dotykam, i skupił magię w mojej różdżce, którą trzymał w dłoni. Jako że wciąż mogę go dotykać, wziąłem go za rękę i…

Mogłeś użyć różdżki? – dokończyła Cindy.

Tak – oznajmił Voldemort. – Wiedziałem, że wewnętrzna magia Harry’ego nie jest w stanie zablokować dotyku obu rąk, więc…

Chyba nie…

O tak. Musiałem zobaczyć, co się wydarzy.

No i?

Pod wpływem bólu Harry stracił kontrolę nad mocą, którą mi przekazywał i byłem w stanie sam nią dysponować.

Więc przejąłeś jego moce? – spytała Missy oszołomiona.

Zgadza się. Gdyby Severus nie dotknął Harry’ego i nie przerwał połączenia… – Zaśmiał się krótko. – Rzeczywiście mógłbym latać po zamku bez pamięci.

W takim razie nie winię profesora za to, że nie chciał tego powtarzać – stwierdziła Cindy.

Dziękuję ci, Cindy – powiedział Harry.

Panno Larsen, jestem zraniony – rzekł Voldemort. – Harry dał mi posmakować mocy, którą niegdyś władałem. Czy nie sądzisz, że to okrutne…

Dałeś profesorowi dobrą szkołę – zawołało pół klasy i Harry wybuchnął śmiechem tak gwałtownym, że musiał złapać się biurka.

Voldemort wykrzywił się do uczniów.

Bardzo zabawne.

Przynajmniej bardzo trafne – odparł Harry, wstając na nogi. – Skoro już omówiliśmy ten eksperyment, możemy przejść do kolejnego tematu.

Voldemort łypnął na klasę.

Jestem bardzo rozeźlony – powiedział, po czym spojrzał na Harry’ego z miną, której ten nie widział na jego twarzy od jakiegoś czasu. – Na was wszystkich.

Po tych słowach Voldemort zniknął.

A to pech – skomentował Harry.



Rozdział 14

Reperkusje i kary


Voldemort był zauważalnie nieobecny przez parę kolejnych dni, choć nie próżnował przez ten czas. Bardzo dosadnie wyrażał swoje niezadowolenie – tak zmanipulował piąty rok Slytherinu, że ci domagali się od Harry’ego, by pokazał im „eksperyment”. Drugi rok także się przy tym upierał.

Harry nie mógł jednak narzekać, bo poza salą lekcyjną Voldemort miał prawo „nękać” kogo mu się tylko podobało, bez naruszania warunków kontraktu.

- Wciąż się dąsa – powiedział Sean. – Niech się pan cieszy, póki może.

Harry spojrzał na swoich szóstoklasistów.

- Ale chyba żadnemu z was nie dokucza?

- Nie – odparła Missy. – Słyszałam tylko, że spędza dużo czasu ze Ślizgonami.

I to go najbardziej niepokoiło. Harry zawsze był ulubionym „pupilkiem” Voldemorta.

Nie tęsknię za bólem, ale rozmowy są zawsze wyzwaniem.

Harry odsunął tę myśl od siebie. Kiedy Voldemort się znudzi, to wróci, żeby się z nim „pobawić”.


Kolejnego tygodnia Harry zaczął się martwić. Rozważał wezwanie Voldemorta i spytanie go, co jest nie tak. Czy Harry naprawdę postąpił wobec niego okrutnie?

Gryfon uważał, że nie zrobił w swoim życiu ani jednej okrutniej rzeczy. Zabicie Glizdogona i Voldemorta się nie liczyło, gdyż obaj na to zasługiwali, a czarodziejski świat nawet go za to uhonorował.

Lecz pozwolić Voldemortowi poczuć moc, jaką stracił osiem lat temu – to musiało… Voldemort mówił, jak bardzo go to uradowało. Jak Harry by się czuł, gdyby był zmuszony do życia bez magii?

Żaden z pozostałych duchów na to nie narzekał. Niemniej chodziło o Voldemorta, a pozostałe duchy i tak nie miały szansy poczuć znów swoich mocy. Harry pokazał Voldemortowi, że ten miał taką szansę.

Zresztą, co najgorszego mogłoby się stać? Jeśli Harry upewni się, że będzie przy nim ktoś, kto przerwie połączenie, wszystko powinno pójść dobrze. Będzie po prostu musiał być o krok przez Voldemortem.

Nie będzie łatwo, ale oczywiście Harry uczył się od najlepszych.

Pod wpływem impulsu, uniósł rękę na wysokość wzroku.

- Komentarz.

Pan Glizdogon myśli, że ten eksperyment jest znakomitym pokazem mocy mistrza Harry’ego i powinien zostać powtórzony.

Harry uśmiechnął się krzywo. Nastawienie Petigrewa wyraźnie się nie zmieniło.

Pan Lunatyk myśli, że to bardzo zły pomysł i przypomina Harry’emu, że miał porozmawiać z Hermioną o medalionie.

Harry westchnął. Remus także się nie zmienił.

Pan Rogacz myśli, że mogłaby to być fascynująca zdolność, gdyby się ją opanowało.

Harry zmarszczył brwi. To była interesująca opinia.

Pan Łapa myśli, że Harry znów jest manipulowany.

Harry zmarszczył brwi. O tym nie pomyślał. Z drugiej strony – to piekielnie prawdopodobne.


Gdy minęły trzy następne dni, Harry w końcu wezwał do siebie Voldemorta podczas zajęć z szóstym rokiem. Do klasy wślizgnęła się Nagini.

- ”Mistrz nie musi przychodzić, kiedy go wezwiesz, mistrzu Harry” – odezwał się wąż. – ”Takiego warunku nie ma w kontrakcie.”

- ”Doprawdy?” – odparł Harry, czując palący ból w bliźnie. – ”Wobec tego czemu tu jest? Raczej nie jest w stanie się do mnie podkraść, Nagini. On sam o tym wie.”

Harry usłyszał, jak Voldemort wzdycha i zobaczył materializującego się na krześle ducha.

- Czego ode mnie chcesz, Harry? – spytał Voldemort znudzonym tonem. Harry zauważył, że tylko on jest świadomy obecności zjawy.

Harry zwrócił się do Nagini.

- ”Powiedz mu, że tęsknię za naszymi błyskotliwymi dyskusjami.”

- Wielka szkoda – rzekł czarnoksiężnik.

- Voldemort, mam dla ciebie niespodziankę – oznajmił Harry.

- Nie jestem w nastroju.

- Jest tutaj, tak? – spytała Missy.

- Tak, wciąż się dąsa – odrzekł Harry.

- Ktoś mi kiedyś powiedział, że nawet źli czarodzieje mogą się dąsać, jeśli im się to podoba.

Harry roześmiał się. Klasa wyglądała na rozczarowaną.

- No dalej, lordzie Voldemorcie – powiedziała Cindy. – My też tęsknimy za waszymi dyskusjami.

Voldemort posłał jej nachmurzone spojrzenie.

- Ach tak, najmłodsza gryfońska wężousta. Ale o tym już wiedziałem, Harry, więc skoro to miała być ta niespodzianka…

- Nie.

- W takim razie przejdź do rzeczy, mój chłopcze – rzekł Voldemort. - Chciałbym już opuścić waszą wysokość.

Harry znów zaczął się śmiać, lecz nagle przestał. Przyjrzał się uważnie twarzy Voldemorta.

- Więc naprawdę musisz przychodzić, gdy cię wzywam? – spytał Harry.

- Najwyraźniej – odparł Voldemort z rozdrażnieniem.

- I nie możesz odejść, póki ci nie pozwolę?

- Najwyraźniej – powtórzył duch.

Harry znów wybuchnął śmiechem.

- Och, podoba mi się to odwrócenie ról. To dlatego się dąsasz? Bo mam teraz więcej kontroli od ciebie?

Voldemort zmarszczył gniewnie brwi.

- Tak uważasz, Harry? – powiedział niebezpiecznie niskim tonem, podnosząc się z krzesła.

- To byłoby okrutne z mojej strony, nie sądzisz? – odparował Gryfon.

Voldemort ukazał się reszcie klasy.

- Przesadzasz, Harry – ostrzegł Voldemort.

Harry lekko się uśmiechnął.

- Czyżby?

- Profesorze? – odezwał się Sean.

Harry podniósł rękę. Voldemort wciąż sunął w jego kierunku.

- W porządku, nic mi nie zrobi.

- Nie? – Voldemort był już wystarczająco blisko, by sprawić mu ból.

- Jeszcze nie – dodał Harry, sięgając do kieszeni szaty. Wyjął różdżkę Voldemorta i przesunął po niej palcami.

Voldemorta zatrzymał się. Harry obrócił się do węża.

- ”Twój pan wie, że nie jestem okrutny” – stwierdził Harry.

Voldemort pojął sugestię i roześmiał się z zadowoleniem.

Harry wstał, patrząc na czarnoksiężnika z powagą.

- Nie podobają mi się twoje dawne metody manipulacji.

Voldemort uśmiechnął się.

- Ach, Harry, zbyt dobrze mnie znasz. Ale teraz uczymy klasę, czyż nie?

Harry wykrzywił wargi. Tylko Voldemort mógł realizować własne cele pod pretekstem „nauczania”.

- Już rozumiem na czym polegała ta manipulacja – powiedziała Cindy. – On pana ignorował.

- Znakomicie, panno Larsen – odparł Voldemort. – Kiedy już obdarzyłem Harry’ego swoją uwagą i względami, bardzo trudno było mu się bez nich obejść.

- Powiedziałbym, że odrobinę przesadzasz – rzekł Harry kpiącym tonem.

- Na pewno? – spytał Voldemort, unosząc rękę nad twarzą Harry’ego. – Mógłbym cię wtedy zwyczajnie zabić.

- Jeśli dobrze pamiętam, to próbowałeś już tego kilkakrotnie z kiepskim skutkiem.

Voldemort zachichotał.

- W rzeczy samej – rzekł, przesuwając palcami po policzku Gryfona. – Przyznaj, Harry. Mój szacunek, prezenty, uwaga, jaką ci poświęcałem – potrzebowałeś tego.

Harry przełknął ślinę, czując ból powodowany dotykiem Voldemorta – bardziej jednak zabolały go słowa ducha. Harry faktycznie tego potrzebował i Voldemort posłużył się tym przeciwko niemu.

- Wiesz, że tak – stwierdził.

Voldemort odsunął się.

- Tak, wiem.

- A więc Voldemort znów użył manipulacji? – spytała Missy, zmieszana.

- Tak – wyjaśniła Cindy. – Najpierw nazwał profesora okrutnym, co wyprowadziłoby z równowagi każdego Gryfona, a potem zaczął go ignorować i poświęcać całą swoją uwagę Ślizgonom.

- Zastosowałem już kiedyś tę taktykę – oznajmił Voldemort w zadumie. – Harry wrócił do mnie, żebym go przetestował i ktoś inny podszył się pod niego, używając eliksiru wielosokowego.

- Na początku byłem wniebowzięty tym brakiem zainteresowania – powiedział Harry. – I tak już martwiłem się, że Voldemort ma na mnie coraz większy wpływ, więc siedziałem w tamtej klatce bez słowa. Wkrótce jednak zaczęło mnie denerwować, że mógł pomylić mnie z kimś innym. Kiedy w końcu z moją pomocą zdemaskował oszusta, tak łaknąłem jego uwagi, że zaakceptowałem ją bez chwili namysłu.

- Kiedy to się działo?

- W czasie przerwy świątecznej na piątym roku. – Harry zerknął w stronę Voldemorta. – Tego chyba nie planowałeś, co?

- O nie. To była w całości robota Lucjusza. Cwany drań.

- Domyślam się, że nie został za to ukarany – mruknął Harry.

Voldemort roześmiał się lekko.

- Harry, czemu miałbym potępiać taką przebiegłość? Zrobiłeś dokładnie to, co chciałem.

Harry skinął głową.

- Tak samo, jak dzisiaj.

- W rzeczy samej.

- Dobrze, zgadzam się na to, Voldemort – powiedział Harry. – Ale mam kilka warunków, których będziesz musiał przestrzegać, albo to się więcej nie powtórzy.

Klasa wyglądała na zaalarmowaną.

- Profesorze, chyba pan nie zamierza…

- Zamierzam.

- Ale…

- Wszystko będzie dobrze, Sean – uspokoił chłopaka nauczyciel.

- Ale…

- Cicho, Sean – przerwała mu Cindy. – Nie chcesz tego zobaczyć?

- Dziękuję, panno Larsen – oznajmił Voldemort.

Cindy zignorowała go.

- A poza tym, profesor Potter powiedział, że ustali warunki. Podejrzewam, że lord Voldemort zgodzi się na wszystko, byle tylko znów poczuć swoją moc.

Harry zachichotał, kiedy Voldemort obrzucił ją zirytowanym spojrzeniem.

- Bądź miła, Cindy.

- Przepraszam pana.

- Jakie są więc twoje warunki, Harry? – zapytał duch.

- Po pierwsze – zaczął Gryfon – dam ci mnóstwo czasu, żebyś mógł udzielić lekcji klasie, więc proszę cię, byś nie nadużywał swojej mocy. Na wypadek, gdybyś próbował dotknąć mnie drugą dłonią, Sean będzie stał obok, żeby przerwać połączenie. – Zwracając się do uczniów, dodał: - Każdy w tej klasie będzie mógł wezwać Rowan. – Do Voldemorta rzekł: - Zachowuj się i…

- Harry, nie ufasz mi?

- Nie. Sean?

Wciąż zaniepokojony, ale również zaciekawiony, Sean wyszedł na środek i stanął po lewej stronie nauczyciela. Harry wyciągnął rękę.

- Zgadzasz się, Voldemort?

- Oczywiście – odparł ten, potrząsając zaoferowaną dłonią.

- Dobrze.

Harry chwycił różdżkę Voldemorta i kazał uczniom wstać, żeby móc zrobić w sali miejsce. Następnie zamknął oczy i skoncentrował się na własnych wspomnieniach. Uczucie przenikającej przez jego ciało mocy jak za każdym było razem niesamowite. Niestety, Voldemort nie czekał długo, nim zaczął oszukiwać.

Kiedy tylko poczuł przypływ mocy, rzucił zaklęcie obezwładniające. Harry otworzył oczy, kiedy usłyszał, jak Sean upada na podłogę. Zobaczył, że cała klasa jest związana i zakneblowana.

- Zawsze o krok naprzód – powiedział Voldemort, owijając ramię wokół torsu Harry’ego i wywołując tym u niego krzyk bólu. – Nie używam dłoni, Harry.

Uwięziony pomiędzy ramieniem a piersią Voldemorta, Harry cierpiał niemal jak nigdy wcześniej. Voldemort roześmiał się.

- Harry, mój synu… Co powinniśmy teraz zrobić?

Nauczyciel poczuł dotyk czyjeś dłoni wokół swojego nadgarstka i westchnął. Połączenie zostało przerwane. Voldemort wypuścił Harry’ego i rozejrzał się wściekle wokół.

- Co się stało? – spytał gniewnie.

Harry usłyszał szelest materiału i domyślił się, że Hermiona ściągnęła właśnie jego pelerynę-niewidkę.

- Zawsze o krok naprzód, Voldemort – powiedziała kobieta. – Rowan!

Voldemort spojrzał na Harry’ego, którzy leżał na podłodze, trzęsąc się.

- Och, doskonale, Harry. Rzeczywiście dobrze cię nauczyłem.

Voldemort zniknął, kiedy Rowan wleciała do klasy.

Podczas gdy feniks rozprawiał się z bólem Harry’ego, Hermiona uwolniła z więzów uczniów i zrobiła porządek w sali.

- Wiedział pan, że tak postąpi?

- O tak – potwierdził Gryfon. – Znam go cholernie dobrze.

- To nie było miłe z jego strony – stwierdziła Missy.

- Nie – zgodził się Sean. – Mieliście umowę. Mógłby chociaż okazać odrobinę wdzięczności, że zaproponował mu pan to po tym, co ostatnio zrobił.

- Masz rację – przyznał Harry. – Ale nie martwcie się. Zapłaci za to.

- W jaki sposób? – spytał Sean.

- Właśnie, jak?

- Zobaczycie – odparł Harry. Rzecz jasna, nie był do końca pewien, czy to zadziała, ale mimo to miał dobrze przeczucia.


Przez resztę dnia trzymał przy sobie Rowan, żeby Voldemort wiedział, że Harry wciąż jest na niego zły. Kiedy wieczorem był już sam, pochylił się nad swoim biurkiem i wezwał Voldemorta.

Pojawił się natychmiast, kilka metrów od Harry’ego.

- Dlaczego? – spytał Harry cicho, zanim Voldemort zdążył coś powiedzieć.

- Och. Rzeczywiście wyglądasz na złego.

- Już nie jestem zły, Voldemort. Powiedz, czemu.

- Bo mogłem – odparł duch. – Wiedziałeś, że to się stanie.

- To nieistotne. Miałem nadzieję, że okażesz wdzięczność. Przynajmniej przez wzgląd na uczniów.

Voldemort utkwił w Harrym przenikliwe spojrzenie.

- Nie wiesz, jak to jest, Harry – być pozbawionym mocy. Sam odebrałeś mi je dwukrotnie.

- Tak, i za każdym razem ci je oddawałem – warknął Harry. – Na cmentarzu nie miałem wyboru, ale dzisiaj zrobiłem to z własnej woli. Pozwoliłem ci posłużyć się mną, moimi mocami, które są tak potężne, jak niegdyś były twoje… nasze.

Voldemort uniósł brwi w zdumieniu.

- Harry, czy ty czujesz się… zraniony?

Harry westchnął.

- Jestem zawiedziony – odrzekł. Odwrócił się i obszedł biurko dookoła. – Nawet klasa była zaskoczona. Uważali, że to nie było miłe z twojej strony.

- A kto powiedział…

Harry pochylił się nad biurkiem i spojrzał na Voldemorta ze znużeniem. Przywołał na twarz wyraz rozczarowania.

- Zostaw mnie samego, ojcze – powiedział ze smutkiem.

Voldemort sprawiał wrażenie przerażonego i Harry przypomniał sobie, jak ten wyglądał, kiedy kazał Lucjuszowi go wychłostać.

Duch zniknął.

- No, to kolejny punkt dla mnie – mruknął Harry.


Po tym incydencie Voldemort był wyjątkowo okropny, choć Harry nie widział go ani nie słyszał - omijał też szóstoklasistów. Nie zostawił jednak Harry’ego w spokoju – ten prawie nieustannie czuł obecność ducha.

Podobnie jak teraz, gdy siedział przy biurku, układając testy dla starszych klas. Harry próbował przypomnieć sobie pytania, jakie Voldemort zawarł w dziwacznym teście, który ułożył dla niego pod koniec siódmego roku.

Pod wpływem impulsu, wyciągnął różdżkę Voldemorta i zaczął obracać ją między palcami w zadumie.

- Używałeś do tego różdżki? – wyszeptał Harry. Nie oczekiwał odpowiedzi i jej nie dostał. Mężczyzna wyciągnął własną różdżkę, kierując jej czubek ku broni Voldemorta i poczuł, że czarnoksiężnik zbliża się, żeby zobaczyć, co robi. – Priori incantatem. – Harry powtarzał zaklęcie, póki nie znalazł tego, czego szukał.

Voldemort był teraz bardzo blisko i prawdopodobnie rozsadzała go ciekawość. Harry zrobił kopię testu zastanawiając się, czemu duch się nie odzywał. Harry nie pokazał po sobie, że zauważył jego obecność, nawet wtedy gdy ból zaczął rosnąć. Czuł, że Voldemort wyciąga rękę ku jego twarzy - Harry zastanawiał się, czy go dotknie. Ktoś zapukał do drzwi i duch wycofał się.

- Proszę wejść – zawołał Gryfon.

- Harry?

Nauczyciel obrony skoczył na nogi, kiedy jego ojciec chrzestny zajrzał przez próg.

- Syriusz? – odezwał się Harry, zaniepokojony. – Z Ginger wszystko w porządku?

- Tak, tak – uspokoił go Syriusz, wchodząc do środka. – Wybrała się w odwiedziny do Nory na parę dni, więc postanowiłem cię odwiedzić.

Harry westchnął i uściskał go. Syriusz położył mu ręce na ramionach i spojrzał uważnie w oczy.

- U ciebie wszystko gra?

- Pewnie.

Syriusz uniósł sceptycznie brwi.

- Harry…

- Och, dajże spokój. Zaczynasz upodabniać się do Remusa.

Syriusz zmierzwił mu włosy.

- Cóż, Remus też się martwił.

- Nic mi nie jest – rzekł Harry. – Pamiętaj, przybyło mi już lat.

- Tak, ale wciąż jestem twoim ojcem chrzestnym i mam zamiar troszczyć się o ciebie aż skończysz sześćdziesiątkę albo padnę trupem, więc lepiej się przyzwyczaj.

Harry roześmiał się, wyobrażając sobie, że Voldemort właśnie gotuje się obok ze złości.

- Dobra, dobra. Co tam u Gwenn?

- W porządku. Tęskni za robą.

- Naprawdę? – spytał Harry ze zdziwieniem.

- Tak. To chyba babska rzecz. Wszystkie się do ciebie przywiązują.

- Chyba raczej kwestia współczucia.

- Tego nie skomentuję – odparł Syriusz.

- Doceniam.

- Jeśli już mowa o dziewczynach… To rozumiem, że wybierasz się na obiad w niedzielę?

- W niedzielę? – powtórzył wolno Harry. Klepnął się ręką w czoło. – Kurczę, prawie zapomniałem. Dzięki, Syriuszu. Ginger by mnie zabiła, gdybym nie przyszedł.

Syriusz wyszczerzył zęby.

- Tak właśnie myślałem.

W niedzielę rodzice jego żony obchodzili swoją rocznicę. Harry zupełnie o tym zapomniał.

- Hej, może wybierzemy się razem na zakupy? – spytał Harry.

- Przykro mi – odrzekł Syriusz. – Mamy już prezenty. Wieczorem umówiliśmy się na kolację w Hogsmeade.

Harry uśmiechnął się, widząc zadowoloną minę swojego ojca chrzestnego.

- W porządku. Widzimy się więc w niedzielę.

- Będę w zamku jutro – oznajmił Syriusz. – Mam pomóc Minerwie przy lekcjach o animagach.

- Rozumiem. – Harry usiadł przy biurku, przetrząsając szufladę w poszukiwaniu pieniędzy. – Do zobaczenia jutro.

Syriusz wyszedł i parę chwil później do sali wpadła zdyszana Hermiona.

- Harry!

Mężczyzna nawet nie spojrzał w jej stronę.

- W porządku, Hermiono. Ja też prawie zapomniałem. Możemy iść razem.

Hermiona odetchnęła z ulgą.

- Nienawidzę, kiedy tak robisz.

Harry roześmiał się.

- Minęłaś się z Syriuszem.

- Był tutaj? – spytała Hermiona z rozczarowaniem.

- Tak, ale jutro znów przychodzi.

- To świetnie. Tak przy okazji, co powiedziałeś Voldemortowi?

Harry popatrzył na nią.

- A co?

- Po prostu zachowuje się gorzej niż zwykle.

- Powiedziałem mu, żeby mnie zostawił – rzekł Harry. – Od tamtej pory go nie widziałem ani nie słyszałem. Wiem, że wciąż się kręci w pobliżu.

Harry zaczynał podejrzewać, że Voldemort nie mógł się pojawić, póki Harry mu na to nie pozwoli.

- Ciekawe – oznajmiła Hermiona. – Sprawdzę to w bibliotece.

Harry roześmiał się.

- Dzięki, Hermiono. – Harry wyciągnął sakiewkę z pieniędzmi i rzucił ją na biurko.

- Wciąż nie masz prezentu na niedzielę – stwierdziła.

- Znasz mnie.

Hermiona cmoknęła go w policzek.

- Pewnie, że tak. Widzimy się później.

Kiedy wyszła, Harry poczuł, jak Voldemort znów się przybliża i wyciąga dłoń ku jego twarzy. Palce ducha przesunęły się po jego policzku i Harry zamknął oczy. Niemal słyszał słowa: „Porozmawiaj ze mną, synu”.

Czyżby Voldemort rzeczywiście był bezsilny tak długo, jak tylko Harry ignorował jego obecność? W jakiś sposób reakcja Harry’ego musiała go ograniczyć. Jednak Gryfon miał przeczucie, że gdy tylko zwróci się bezpośrednio do ducha, ograniczenie przestanie działać.

A nie miał zamiaru się tak szybko poddawać.

- Nie – powiedział Harry, patrząc na blat biurka. – Zaakceptowałem jego karę, niech więc on zaakceptuje moją.

Wyszedł szybkim krokiem z sali. Niestety, Voldemort podążył za nim.

Stan i Renee, pałkarz z drużyny, spotkali się z nim na korytarzu.

- Znaleźli jeden dla pana – rzekł Stan, wręczając Harry’emu kronikę jego roku.

Harry przyjął księgę i uśmiechnął się.

- Świetne wyczucie czasu. Dzięki.

Harry opuścił tereny Hogwartu, próbując wyrzucić z głowy myśli o Voldemorcie. Zamiast tego skupił się na wyborze prezentu dla rodziców Ginger – jego rodziców.



Rozdział 15

Wartości rodzinne


Harry wszedł do „Babcinego Kufra”, wciąż czując obecność Voldemorta. Neville stał przy ladzie. W sklepie tłoczyło się sporo klientów, część z nich stała w kolejce do kasy. Harry obszedł grupę dookoła i oparł się o ladę.

- Życzę miłego dnia, panie Grason – powiedział Neville do jednego z gości.

- Hej, ty – zawołał zdenerwowany klient, dostrzegając Harry’ego. – Tu jest kolejka.

Harry zerknął w jego stronę.

- Przepraszam pana. To zajmie…

- Cześć, Harry – przywitał się Neville, nie przerywając kasowania zakupów.

Nagle Harry znalazł się w centrum uwagi – po raz kolejny.

- Proszę mi wybaczyć, panie Potter – zwrócił się do niego ten sam mężczyzna, teraz czerwony na twarzy.

Harry westchnął.

- To zajmie tylko chwilę. – Odwrócił się do Neville’a i dodał: - Potrzebuję prezentu dla rodziców Ginger. Pokaż, gdzie mam szukać.

Neville zastanowił się przez moment.

- Popatrz tam – rzekł, machając ręką w stronę rogu sklepu. – Za parę minut do ciebie dołączę.

Harry skinął głową.

- Nie spiesz się – odparł, kierując się we wskazane przez kolegę miejsce.

Próbował zignorować szepty za swoimi plecami.

- Czy to był Harry Potter?

- Widziałam bliznę.

- Myślałem, że będzie wyższy.

Harry najeżył się po tym ostatnim. Usłyszał, jak Neville parska śmiechem i woła do lady pracownicę sklepu. Harry w dalszym ciągu lustrował wzrokiem półki, kiedy Neville do niego podszedł.

- Mam nadzieję, że nie nabawiłeś się kompleksów, Harry.

Gryfon wyszczerzył zęby.

- Cóż, wciąż mogę strzelać laserami z oczu.

- Laserami?

- Nieważne – odparł Harry, podnosząc bransoletkę.

- Hej, to dobry pomysł. Mógłbyś stworzyć bransoletkę na szczęście i dodać do niej amulety, które symbolizowałyby jej dzieci.

Harry przystał na tę myśl i obaj zaczęli szukać przedmiotów, które mogłyby posłużyć za amulety. Znaleźli kieł dla Billa, jako że najstarszy z braci nosił taką ozdobę w uchu, oraz smoka dla Charliego. Neville wyglądał na zdziwionego, kiedy Harry poprosił go o kociołek. Nauczyciel obrony tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, kiedy zaklęciem przedziurawił dno amuletu.

- Percy – wyjaśnił Harry. – Masz może coś przypominającego deskę klozetową?

Neville wytrzeszczył oczy.

- Co takiego?

Harry wyciągnął z kieszeni galeona, przetransfigurował go we wspomniany obiekt i wygrawerował w złocie napis „Magiczne Dowcipy Weasleyów”. Bliźniaków miał już załatwionych.

- W porządku, teraz Ron – rzekł, przeglądając zawartość półek. Uśmiechnął się krzywo, kiedy zobaczył miniaturową różdżkę.

Neville podał mu ją i Harry zgiął ją w połowie. Neville roześmiał się.

- To okropne.

- Trudno – mruknął Harry, uśmiechając się pod nosem. – To za umieszczenie szczątków Nimbusa w gablocie w pokoju wspólnym.

Neville skinął głową.

- Ginny?

Harry zmarszczył brwi, znów obracając się w stronę amuletów leżących na półce. Książka wciąż przyciągała jego wzrok. To może spodobać się Voldemortowi odrobinę bardziej, niż by tego chciał, ale amulet wydawał mu się odpowiedni.

Wziął go do ręki i wypisał na wierzchu inicjały T.M.R.

- Pamiętnik? – spytał Neviile.

- Tak – odparł Harry w zadumie, patrząc na niego. – Związał nas ze sobą – mruknął, mając na myśli nie tylko Ginger. Już wtedy przybyłeś do mnie…

- A co z tobą, Hermioną i Penelopą? – głos Neville’a przywrócił go do rzeczywistości.

- Co z nami?

- Wiesz przecież, że pani Weasley będzie zła, jeśli was tam zabraknie.

Harry westchnął.

- Masz rację. – Rozejrzał się. – Jakieś sugestie?

- Penelopa jest dziedziczką Ravenclawu, prawda? Więc może kruk?

- Idealnie.

Neville dodał amulet do bransoletki. Zdecydowali, że dla Hermiony przeznaczą sowę.

- A ty? – zwrócił się do niego Neville.

Harry nachmurzył się.

- Masz pomysł?

- Miotła? – spróbował Neville.

- Zbyt ogólnikowa.

- Miecz?

- Raczej nie.

- Puchar?

- Absolutnie! Nie, tylko nie to.

- To może…

- Co?

- No, ten się całkiem nieźle sprzedaje.

Neville wyciągnął mały, złoty amulet w kształcie błyskawicy.

Harry patrzył na niego przez chwilę i roześmiał się.

- Mnie pasuje – rzekł. – Teraz pan Weasley.

- Mógłbyś mu dać pudełko z mugolskimi wtyczkami, a byłby szczęśliwy – powiedział Neville.

- Racja, ale chciałbym znaleźć coś lepszego.

Neville westchnął.

- Pomyślmy… Co powiesz na nowe auto? W końcu ty i Ron zniszczyliście to stare.

- Mają przecież auto – stwierdził Harry.

- Miałem na myśli takie, przy którym będzie mógł majstrować – sprecyzował Neville, uśmiechając się figlarnie. – Jakby nie było, jest teraz ministrem magii.

Harry wybuchnął śmiechem.

- Genialne.


Siedzieli razem przy stole w Norze - Harry między Ginger a Syriuszem, naprzeciw Rona i Hermiony, wsłuchiwał się w radosną gadaninę. Tematy rozmów krążyły między nadchodzącym porodem Ginger, zbliżającym się ślubem Charliego (jego narzeczona nie mogła przybyć tego dnia), a bolączkami pana Weasleya związanymi z ministerstwem.

Harry nie włączał się do tej ostatniej dyskusji, a nikt nie wspominał o Voldemorcie, który trzymał się wystarczająco blisko, by Harry pamiętał o jego obecności, lecz nie na tyle, by przyprawić go o migrenę, więc Gryfon czuł się przyjemnie i swojsko. Zwłaszcza, kiedy pani Weasley zaczęła narzekać na swoje dzieci – kolczyk u Billa, nowe poparzenia na ramieniu Charliego, sklep bliźniaków.

- Harry – powiedziała pani Weasley i ten spojrzał powoli znad swojego talerza. – Kiedy dasz mi zrobić coś z tymi włosami? – Ręka Harry’ego automatycznie sięgnęła ku czuprynie. – Jestem naprawdę dobra w robieniu porządków.

Harry przejechał palcami przez bałagan na swojej głowie.

- Oj, mamo – powiedział. – Odczep się od moich włosów. Zawsze będą…

Dźwięk upadającego sztućca przyciągnął uwagę Harry’ego do pani Weasley. Kobieta miała w oczach łzy. Harry patrzył na nią przez moment, aż przypomniał sobie o swoim śnie. Napisał o nim w liście – tym, który wysłał zanim postanowił zabić Voldemorta, spodziewając się, że sam też umrze.

Pani Weasley wstała, łkając i ruszyła w stronę drzwi.

- Proszę zaczekać – powiedział Harry, podążając za nią. – Przepraszam.

Kobieta odwróciła się do niego.

- Niech cię, Harry – zawołała Molly Weasley. – Przestań wiecznie przepraszać. – Okrążyła stół i zamknęła Harry’ego w łamiącym kości uścisku.

- Molly, co się dzieje? – spytał Artur.

Molly podeszła do kredensu, otworzyła szufladę i wyjęła ze środka stary, pomięty kawałek pergaminu. Pan Weasley wziął go ostrożnie do ręki i przeczytał.

- Nigdy mi tego nie pokazałaś – rzekł.

Molly pociągnęła nosem.

- Wiem. – Znów spojrzała na Harry’ego. – Byłam wtedy taka zrozpaczona. – Zachlipała, a łzy popłynęły jej po policzkach.

- Och, Molly, uspokój się – powiedział Artur.

Harry skulił się, kiedy pergamin zaczął krążyć wokół stołu.

- Przepraszam – powtórzył cicho, wywołując nowy wybuch płaczu u pani Weasley. Odwrócił się i znalazł się twarzą w twarz ze swoją żoną. – Ging…

- Ciii – przerwała mu delikatnie. – Wciąż tego nie łapiesz, ale wbiję ci to do głowy, jeśli będę musiała.

- Nie rozu…

- Wiem – odparła, kładąc mu rękę na policzku. – To miłość, ty idioto.

Harry spojrzał na Rona, który tylko uśmiechnął się i kiwnął głowa. Hermiona, która właśnie trzymała list, także skinęła.

- Nie martw się, Harry – odezwał się Fred. – Znajdziemy jakiś sposób, żeby cię wykończyć.

- Nie możemy zawieść starej Trelawney, co nie? – dodał George.

Harry zrozumiał i kiwnął bliźniakom głową. Nie mógłby teraz wykrztusić słowa.

- Znam pewnego Rogogona Węgierskiego, który ma z tobą na pieńku, Harry – oznajmił Charlie. – Z chęcią znów się z tobą zobaczy.

Uczucia, które ogarnęły Harry’ego, były mu nieznane. Niemal bał się spojrzeć na Syriusza, jednak kiedy to uczynił, dostrzegł na jego twarzy znajomy wyraz – ten, który wyrażał uczucia, jakimi obdarzał Harry’ego. To właśnie one skłoniły Syriusza do porzucenia bezpiecznej kryjówki i spotkania się z nim na czwartym roku oraz do poszukiwania chrześniaka, gdy ten uciekł rok później. To przez te uczucia Syriusz przyjął Mroczny Znak.

Harry przyjrzał się swojej rodzinie. Poczuł, jak Voldemort przesuwa palcami po jego policzku, lecz nawet nie drgnął.

Nie jesteś już dłużej sam.

Harry nie potrafił w tym momencie wyrazić swoich uczuć. Jąkanie się też by nie pomogło, więc zmienił temat.

- No, skoro jesteśmy na przyjęciu… - zaczął ochryple.

Ginger zacieśniła uścisk na jego ramieniu i podjęła:

- Tak, chyba nadszedł już czas, żeby mama i tata otworzyli prezenty.

Goście przenieśli się do salonu, zostawiając skrzatom do posprzątania bałagan po posiłku. Słonko i Okruszek, prezenty od bliźniaków, z wielką radością zostały członkami rodziny Weasleyów. Choć stanowczo odmówiły przyjęcia jakiejkolwiek zapłaty, bliźniacy zapewnili Hermionę, że ich pensje będą przeznaczane na nową fundację dla skrzatów, którym wymówiono pracę.

Harry i Ron uważali, że założony przez bliźniaków „sierociniec” dla skrzatów, które zhańbiono wręczeniem ubrania, był absurdalnym pomysłem, jednak mądrze zachowali tę opinię dla siebie.

Harry usiadł wygodnie na podłodze, opierając się o nogi Ginger. Jego żona, obecnie w piątym miesiącu ciąży, zajmowała wyłożony poduszki fotel, zaś reszta zajęła miejsca wokół pani i pana Weasleyów, którzy rozpakowywali otrzymane prezenty.

Podarunki, takie jak ozdobna waza na proszek fiuu, bilety do teatru, czy nowe czarodziejskie radio, były kolejno oglądane i podziwiane.

Molly podniosła wzrok znad małej, owiniętej papierem paczki.

- Harry, mój drogi, nie trzeba było.

- Ależ skąd – odparł. – Pana prezent jest na zewnątrz.

- Na zewnątrz? – zdziwił się Artur, wstając, aby wyjrzeć za okno.

Harry’emu większość soboty zajęło znalezienie starego turkusowego auta, przypominającego te, które rozbił niegdyś z Ronem. Teraz stało ono na podwórzu. Pan Weasley gapił się na nie oniemiały, zupełnie jakby usłyszał, że został ministrem magii – ponownie.

- Harry, nie musiałeś – rzekł, posyłając Harry’emu uradowany uśmiech. – Jednak cieszę się, że to zrobiłeś.

Harry miał już odpowiedzieć, lecz w tym momencie pani Weasley otworzyła swój prezent i znów zaczęła płakać. Wszyscy nachylili się nad nią.

- Złamana różdżka? – oznajmił Ron z udawanym przerażeniem.

Harry wyszczerzył zęby.

- Wybacz, Ron.

Bliźniacy skręcali się ze śmiechu.

- Gdzie, na Merlina, znalazłeś deskę toaletową? – spytał Fred.

- Z tym akurat musiałem pomóc – odrzekł.

- Jest wspaniały – wychlipała pani Weasley, kiedy bransoletka zaczęła krążyć z rąk do rąk.

- Zobacz, Percy – zawołał George. – Dziurawy kociołek.

Percy spojrzał na Harry’ego z zaciekawieniem.

- Byłeś wtedy zafascynowany tymi kociołkami z cienkim dnem – rzekł Harry obronnym tonem.

Penelopa wybuchła śmiechem.

- To prawda, kochany – powiedziała, biorąc bransoletkę. – Jestem tu?

Percy uśmiechnął się w zażenowaniu.

- Niech wam będzie.

- Och, Harry, jestem krukiem. – Penelopa spojrzała na niego z uśmiechem.

Harry skinął głową.

- Gdybyś nie była dziedziczką, wykrwawiłbym się na śmierć na twoim weselu – stwierdził Harry.

George podniósł bransoletkę i chwycił w palce jeden z amuletów.

- Tylko kto jest błyskawicą, Harry?

- Właśnie, tego nie łapię – dorzucił Fred.

- Chłopcy – zganiła ich pani Weasley, lecz Harry roześmiał się.

- Czym ja jestem? – spytała Ginny z ciekawością.

- Miałem z tobą twardy orzech do zgryzienia – odparł Harry.

Ginger przeglądała amulety, nim nie natrafiła na miniaturowy pamiętnik. Rzuciła swojemu mężowi krzywy uśmieszek.

- Och, jakie to romantyczne – powiedziała.

- Prawda? Nie uważasz za ironiczne, że to właśnie Malfoy cię wybrał? – Nachylił się nad jej głową i wyszeptał do ucha: - A poza tym, udowodniłaś mi wtedy, że jesteś wystarczająco silna, by dać radę Voldemortowi.

Ginger roześmiała się i zmierzwiła Harry’emu włosy.

- Dobra, dobra. Wygrałeś.

Kiedy wszystkie prezenty zostały rozpakowane, Hermiona i Penelopa pomogły Molly zbierać rozrzucony papier, a pan Weasley podszedł do Harry’ego i Ginny.

- Dziewczyny są teraz zajęte sprzątaniem, więc może chciałbyś zerknąć na mój warsztat, Harry?

Harry skoczył na nogi.

- Jak najbardziej – odparł. Popatrzył na Ginger. – Masz coś przeciwko, Ging?

Kobieta wstała i pocałowała go.

- Skąd. Tylko nie podsuwaj mu żadnych pomysłów, które nie spodobałyby się mamie.

- Tego nie mogę ci obiecać – rzekł Harry. – Od dawna marzę, żeby wymienić się z twoim tatą paroma teoriami.

- Naprawdę? – zapytał Artur z podekscytowaniem.

- Harry Potterze, zachowuj się – ostrzegła go Ginger.

Pan Weasley odciągnął go od swojej córki i razem ruszyli do warsztatu.

- Ekstra – zawołał Harry, wchodząc do środka.

Pan Weasley pojaśniał z radości.

- Wiedziałem, że to docenisz. W końcu dorastałeś u mugoli - fakt, że nieznośnych, ale… Moi chłopcy po prostu nie rozumieją tej fascynacji gadżetami.

- To nie jest aż tak niezwykłe hobby, panie Weasley – odparł Harry, krążąc po pomieszczeniu i podnosząc dziwaczne przedmioty, które mężczyzna udoskonalał z pomocą magii. – Syriusz też się tym interesuje.

- Wiesz, Harry – rzekł pan Weasley. – Jesteś teraz moim zięciem. Możesz nazywać mnie tatą, jeśli chcesz.

Harry odwrócił się do niego z zaskoczeniem, otwierając usta. Nagły ból odebrał mu dech w piersiach. Voldemort przesunął ręką po jego twarzy i zatrzymał dłoń pod brodą, by go uciszyć. Palce zacisnęły się na szczęce Harry’ego, który niemal słyszał słowa: Jesteśmoim synem.

Pan Weasley musiał źle odebrać jego reakcję.

- Albo skoro nazywasz tak Syriusza, wystarczy Artur – zasugerował. – Jak zechcesz.

Harry’ego zdenerwowała zaborczość Voldemorta. Nie pozwoli mu tego zrujnować. Odsuwając się od niewidzialnej dłoni, spojrzał na Artura i rzekł:

- Podoba mi się tata. Nigdy tak nikogo nie nazywałem.

Artur uśmiechnął się, lecz zaraz zmarszczył brwi.

- Co się stało, Harry?

- Hm? – mruknął ten, śledząc ruchy Voldemorta. – Co takiego?

- Wyglądasz na odrobinę, cóż… zbolałego – odparł Artur. – O co chodzi?

Voldemort nie odstępował go ani na chwilę, odkąd weszli do warsztatu, więc Harry westchnął.

- To tylko migrena – przyznał.

- Mig… - Artur przerwał w pół słowa i rozejrzał się. - On tu jest, prawda?

Harry wbił wzrok w ziemię i skinął głową.

- Przepraszam. Nic nie mogłem na to poradzić, a nie chciałem przegapić rocznicy.

- Nic nie szkodzi, Harry – odrzekł Artur. – Wracajmy do domu. Jeśli znam Molly, czeka tam na nas coś smakowitego.

Harry wyszedł za mężczyzną z warsztatu, jęcząc pod nosem.

- Tylko nie to, panie… znaczy się, tato. Nie zmieszczę już ani kęsa.

Artur zmierzwił mu włosy ze śmiechem i ruszył przed siebie. Harry zatrzymał się. Voldemort był teraz przed nim. Chciał obejść go dookoła, ale duch stale się przemieszczał, zagradzając mu drogę.

- O co chodzi? – spytał Artur.

- Nie daje mi przejść.

- Przejdź przez niego.

- Nie mogę – stwierdził Harry. – Jeśli spróbuję, będzie to bardzo bolesne.

Pan Weasley westchnął i zawołał Ginger, która przybiegła w pośpiechu.

- Voldemort, idź sobie – powiedziała zirytowanym tonem. Zamilkła na chwilę. – Dlaczego? – Rzuciła podejrzliwe spojrzenie w kierunku, w którym powinien znajdować się duch. – Szczerze wątpię. – Znów zamilkła i odwróciła się do Harry’ego. – Czemu ty mu nie powiesz?

- Nie powiem czego? – spytał Harry.

- Nie słyszysz go? – zdziwiła się Ginger.

- Nie.

Kobieta znów się obróciła.

- Czemu on cię nie słyszy? – Prze moment panowała cisza, aż w końcu Ginger uniosła brwi. – Naprawdę?

- Co? – zapytał Harry.

- Powiedział, że skoro czujesz się przez niego zdradzony, masz prawo go ukarać – wyjaśniła. Podobno kazałeś mu cię zostawić, więc nie zobaczysz ani go nie usłyszysz, póki bezpośrednio się do niego nie zwrócisz.

Harry uśmiechnął się ironicznie.

- Też doszedłem do takich wniosków.

- Ale wciąż może cię dotykać.

- Tak, zauważyłem – mruknął Harry. – Czego chce?

- Chce z tobą porozmawiać – odparła Ginger.

- Wielka szkoda.

- Mówi, że za tobą tęskni – dodała Ginger, marszcząc brwi.

Harry posłał jej krzywe spojrzenie.

- Jak może za mną tęsknić, skoro wszędzie za mną łazi?

Voldemort znów położył dłoń na jego twarzy i Harry wytrwale przecierpiał ten dotyk.

Ginger skrzywiła się, dostrzegając jego zbolałą minę.

- Aportuj się do domu.

- On wie, że jestem zbyt uparty.

- Harry – powiedziała Ginger z naciskiem.

Gryfon odwrócił się i uśmiechnął się, biorąc ją za rękę. Zerkając w stronę pana Weasleya, rzekł:

- Przepraszam, panie… - przerwał i uśmiechnął się. – Tato. Musimy iść. Przekaż mamie, że było wspaniale.

- W porządku, Harry – odparł Artur. – Do zobaczenia wkrótce.

Harry cofnął się o krok, oddalając się od źródła swojej migreny.

- Skup się na mnie, Ging – polecił, po czym aportował się wraz z nią do Slythindoru, jak Harry nazywał ich posiadłość.

Ginger rozejrzała się po salonie i obróciła do męża, który uśmiechał się do niej.

- Póki nie urodzisz, on nie może tu przychodzić – przypomniał jej Harry.

Ginger odwzajemniła jego uśmiech i zarzuciła mu ręce na szyję.

- Czy to znaczy, że mam słynnego Harry’ego Pottera wyłącznie dla siebie przez resztę dnia? – spytała sugestywnie.

Harry spojrzał na nią z miną niewiniątka.

- Chcesz zagrać w szachy?

Ginger roześmiała się.

- Już ja ci dam szachy – mruknęła, biorąc go za rękę i pociągając w stronę schodów.



Rozdział 16

Manipulacje


Szósty rok Gryfonów wszedł do klasy Harry’ego w rozdrażnionych humorach.

- Coś się stało? – zapytał ich nauczyciel, kiedy zajęli miejsca.

- Voldemort – odparł Sean. – Zaczyna być denerwujący.

- Bardziej, niż zwykle – dodała Missy. – To nieco dołujące.

- Dołujące? – powtórzył Harry.

- Tak – rzekła Cindy. – Jest bardzo niezadowolony. Mówi, że czuje się zraniony i że jest pan uparty.

- Taki już jestem – oznajmił Harry pogodnie. – Co poradzić? – Wiedział, że Voldemort jest już w sali. Krążył wokół biurka Harry’ego, dopóki klasa nie usiadała, a wówczas poszybował w stronę swojego krzesła. – On dobrze o tym wie.

- Mówi, że jeśli z nim pan nie porozmawia, to on pana zmusi – powiedział Sean.

Harry zwalczył chęć, by popatrzeć w stronę krzesła, które zajmował duch.

- Nie zrobi tego.

- Wciąż może pana dotykać, profesorze – zauważyła Cindy.

Harry wskoczył na biurko.

- Nie może mnie ukarać. Nie sprowokowałem go.

Cindy zerknęła w stronę Voldemorta i westchnęła.

- „Wystarczy tylko prowokacja. Więcej mnie nie ignoruj” – zacytowała Cindy.

Harry uśmiechnął się.

- Nie ignoruję go – zaoponował Harry, zastanawiając się, co Voldemort chce osiągnąć. – Karzę go.

Cindy posłała kolejne spojrzenie w kierunku krzesła przy ścianie.

- Co? – spytała dziewczyna.

- Widzę, że mianował cię na swoją rzeczniczkę – powiedział Harry, szczerząc zęby.

- Coś w tym stylu – mruknęła Cindy, nie odrywając zdziwionego wzroku od krzesła. – Mówi: „Podobała mi się kara Syriusza. Przynajmniej ból mija.”

Harry’emu zrzedła mina. Czy rzeczywiście karał go niesprawiedliwie? Syriusz uziemił Harry’ego, kiedy ten był na piątym roku za coś, co musiał zrobić i co leżało w jego naturze.

Tak samo, jak w naturze Voldemorta leżało oszukiwanie. Harry o tym wiedział i dlatego kazał wtedy Hermionie być w pogotowiu.

Nauczyciel westchnął.

- Rozumiem.

- Wie pan, o czym on mówi? – spytała Missy.

- Tak – przyznał Harry, krzywiąc się. Przyłożył rękę do blizny, myśląc: ojcze.

Voldemort natychmiast zmaterializował się w swoim krześle.

- Dobrze cię nauczyłem – powiedział poważnym tonem.

Harry spojrzał na niego przez salę i skinął ku niemu głową.

- Wciąż pozostajesz mistrzem manipulacji.

Voldemort zaśmiał się łagodnie.

- Jak dobrze się znamy, Harry.

- Cóż, skoro tak twierdzisz – odrzekł zdawkowo.

Voldemort podniósł się i poszybował w stronę biurka. Harry nie odrywał od niego wzroku. Voldemort położył mu dłoń na policzku. Harry zamknął oczy, a kiedy je otworzył, dostrzegł, że Voldemort ze znajomą przenikliwością przyglądał się jego twarzy.

- Harry, mój synu – rzekł czarnoksiężnik. – Zawsze czyniłeś mnie dumnym i zadowolonym. Twoje ostatnie odkrycie jest naprawdę nadzwyczajne. Ta idea jest trudna do wyobrażenia, nawet dla mnie. Potrafisz to pojąć?

Wzrok Voldemorta spoczął na bliźnie Harry’ego, a ręka przesunęła się po szyi. Harry poczuł nagle, jakby coś uwięzło mu w gardle.

- Nasz związek wykracza poza granice śmierci – oznajmił Voldemort, po czym dodał ironicznie, cytując słowa Harry’ego. – „To nigdy się nie skończy.” – Druga ręka przybliżyła się do jego twarzy. – Jestem częścią ciebie, tak samo jak ty jesteś częścią mnie.

- Pamiętam – wychrypiał Harry.

- Tak, wiem, że pamiętasz. – Voldemort opuścił ręce i odsunął się.

O dziwo, Harry zdołał utrzymać się na nogach. Rzucił okiem na klasę, lecz ta patrzyła na niego ze zdumieniem. Zastanawiał się, czy…

- Nie, Harry – rzekł Voldemort. – Mówiłem tylko do ciebie.

- Nienawidzę, kiedy tak robisz.

Voldemort zachichotał i wrócił na swoje miejsce.

- Więc o co mu chodziło? – spytała Cindy. – Dlaczego wspominał Syriusza?

Harry westchnął. Nie mógł znów im powiedzieć, że „przerobią to później”.

- Na samym początku, zanim podpisaliśmy pierwszy kontrakt, straciłem nad sobą panowanie – oznajmił Harry.

Voldemort zaśmiał się cicho.

- Tak, już wtedy był to genialny pokaz twoich mocy – stwierdził. – Moi śmierciożercy powinni rozpoznać oznaki, ale wówczas nie wszyscy znali jeszcze mój ostateczny plan.

- Co pan zrobił? – zapytał Sean.

Harry popatrzył na uczniów, bijąc się myślami. Nie był pewien, czy uda mu się to z siebie wykrztusić. Okazało się, że nie będzie musiał – nie z taką sumienną pomocą naukową.

- Harry był wyczulony na pewne rzeczy – rzekł Voldemort. – Zwłaszcza w odniesieniu do mnie. Młody pan Malfoy, którego już poznaliście, wiedział o nich i używał tej wiedzy świadomie.

- Pan Malfoy specjalnie pana wkurzał? – spytała Missy.

Harry uśmiechnął się bezwiednie.

- O tak – odrzekł – Z początku chciał tylko zobaczyć, jak tracę nad sobą panowanie, ale później zaczął dążyć do tego, by mnie „ukarano”. Pamiętajcie, że kiedyś w końcu się nienawidziliśmy.

- Racja, jednak odchodzimy od tematu, Harry – stwierdził Voldemort. – Pierwszy raz stało się to za przyczyną Lucjusza, jak sobie przypominam.

Harry burknął coś niezrozumiale pod nosem i Voldemort znów zachichotał.

- Czyż tak nie było, Harry? – rzekł Voldemort z uśmiechem. – Mój pupilku.

Harry podniósł gwałtownie głowę i rzucił Voldemortowi jadowite spojrzenie.

- Zauważcie – dodał Voldemort – że wciąż czuje wstręt do tego zdrobnienia.

Uczniowie zaczęli coś szeptać między sobą, lecz Harry parsknął śmiechem, słysząc dobór słów Voldemorta. „Zdrobnienie”, też coś.

- W każdym razie – ciągnął dalej duch – Lucjusz powrócił do mojego obozu i zauważył, że Harry wciąż jest wśród nas. Zwrócił się do niego określeniem „nowy pupilek mistrza”. Nie trzeba chyba mówić, że Harry’emu puściły nerwy, i tak wówczas trudne do opanowania.

- Co zrobił? – zapytała Cindy cicho, widząc, że Harry wciąż nie patrzy na uczniów.

- Po raz pierwszy użył Klątwy Niewybaczalnej – odparł Voldemort. – Mam nadzieję, że nie muszę wam mówić której.

Klasa zareagowała jedynie lekkim zdziwieniem. Harry stwierdził, że rzeczywiście zaczynali rozumieć.

- No więc? – odezwał się Rufus po chwili.

- No więc – powtórzył Voldemort. – W wieku piętnastu lat, bez użycia różdżki, zdołał tylko odrzucić Lucjusza cztery stopy do tyłu, jednak zarówno demonstracja nieposkromionych mocy, jak jego późniejszy… - Voldemort przerwał, posyłając Harry’emu przelotne spojrzenie – brak szacunku, przesądziły o jego natychmiastowej karze.

- Brak szacunku – podchwyciła Cindy. – Co…

- Powiedziałem Voldemortowi, że skończyła mi się cierpliwość i go opuszczam – odparł Harry.

- A co to ma wspólnego z panem Blackiem? – chciała wiedzieć Missy.

- Jako że był to pierwszy raz, kiedy ukarałem Harry’ego tak dotkliwie i pierwszy raz, kiedy dotknąłem jego blizny, nikt nie mógł przewidzieć, co się wydarzy. Gdy Severus powiedział mi, jak poważne były jego obrażenia, wiedziałem, że muszę pozwolić Harry’emu powrócić do Hogwartu, by go tam uleczyli.

- I tak zrobiłeś – rzekł Sean.

- Tak, ale nie byłem z tego powodu szczęśliwy – odparł Voldemort. – Chciałem, żeby Harry przebywał jak najwięcej ze mną, a nie miałem jeszcze sposobu, by go do siebie sprowadzić. Jednak wtedy – dodał zadowolonym tonem – szczęście się do mnie uśmiechnęło. Podczas gdy Harry dochodził do zdrowia, jego ojciec chrzestny, nieświadomy, że Harry jest już bezpieczny, zwęszył jego zapach i trafił do mojego obozu.

- A ty go złapałeś – stwierdził Sean.

- W rzeczy samej.

- Ujmując to w kilku słowach – wtrącił się Harry. – Wróciłem do Voldemorta, zgodziliśmy się na zawarcie kontraktu, żebym mógł wracać do szkoły, Syriusz uciekł, a…

- Och, Harry, pomijasz tyle rzeczy.

- Voldemort…

- Niech nam pan powie, profesorze – prosił Sean. – Poradzimy sobie.

Voldemort roześmiał się. Harry westchnął.

- Severus przekonał mnie, bym pozwolił Harry’emu wrócić do szkoły. Dał pokaz tak dzikiej, nieokiełznanej mocy, że wiedziałem, iż będzie musiał nauczyć się nad nią panować.

Harry kręcił się niewygodnie na swoim miejscu, podczas gdy klasa przyswajała informacje.

- Widzicie, kiedy pierwszy raz dotknąłem jego blizny, nastąpiła między nami pierwsza wymiana mocy – rzekł Voldemort. – Moce Harry’ego znacznie wtedy wzrosły, co pokazał znów rzucając Cruciatusa, podczas pojedynku i bez różdżki. Tym razem zaklęcie odniosło widoczny efekt na jego przeciwniku.

- Kto nim był?

- Draco, oczywiście – odparł Voldemort. – Jednak naraził się Harry’emu do tego stopnia, że na to zasłużył. – Ostatnim słowom towarzyszył chichot.

Harry słuchał w ciszy, jak Voldemort opisywał jego pojedynek z Draco i kolejne wydarzenia, które miały miejsce do czasu ucieczki Syriusza.

Podobnych lekcji było więcej. Harry próbował urozmaicić opowieści o swoich doświadczeniach w różnych klasach, lecz koniec końców rozmowa zeszła na ten sam temat na zajęciach siódmego roku Slytherinu. O dziwo, Ślizgoni zdawali się być pod wrażeniem przeszłości Harry’ego. I to nie tylko jego mocy jako nastolatka…

- Walczył pan bez różdżki w wieku piętnastu lat? – spytał ktoś ze zdumieniem.

- Rzucał pan Niewybaczalne?

ale także jego wytrzymałości na ból. Nawet mroczna czwórka słuchała jak urzeczona, wierząc w każde słowo nauczyciela, po tym jak na własne oczy zobaczyli, jaki efekt ma na niego dotyk Voldemorta.

To właśnie podczas tej lekcji Harry usłyszał po raz pierwszy coś, na co wcześniej nie zwrócił uwagi.

- Chwila moment – powiedział. – Pozwoliłeś Syriuszowi uciec?

- Oczywiście, Harry – odparł Voldemort z uśmiechem. – Musiałem się przekonać, czy postępujesz honorowo. – Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem. – A przy tym potrzebowałem twojej współpracy. Chciałem, żeby to był twój wybór. To ty musiałeś zdecydować, czy do mnie wrócisz i jakie warunki będziesz chciał zawrzeć w kontrakcie.

Ku zadowoleniu Voldemorta i konsternacji Harry’ego, Ślizgoni podziwiali zawiłe i subtelne manipulacje czarnoksiężnika. Kiedy Harry zaznajomił ich ze szczegółami „ucieczki” Syriusza, ich pochwała „smykałki do dramatyzmu” również zirytowała nauczyciela.

- Voldemort pojawił się tuż za mną w Wielkiej Sali, przyłożył mi różdżkę do gardła i ogłosił wszem i wobec, że kontrakt został zerwany, a on może mnie w każdej chwili zabić – rzekł Harry uczniom.

- Próba sił między lordem Voldemortem a profesorem Dumbledore’em, rzecz jasna – stwierdził Dante.

Harry skinął głową.

- Kiedy zdałem sobie sprawę, co robi Voldemort, wróciłem, żeby renegocjować kontrakt.

- Niestety, wówczas udałem już się na spoczynek – podjął wątek Voldemort, jak zauważył Harry, z niejakim rozbawieniem. – Zaś moi śmierciożercy niechętnie mnie nachodzili.

- No cóż, śmierciożercy doszli do wniosku, że to świetna okazja – powiedział Harry. – Stłukli mnie na kwaśne jabłko i do rana trzymali w klatce. – Gryfon opisał, jak w szkole dowiedzieli się, co zrobił i jak Syriusz go za to uziemił. – Nie wiedziałem wtedy, że był to pomysł Dumbledore’a, który chciał się przekonać, jak daleko Voldemort posunie się, by mnie chronić.

- Ale lord Voldemort się tego spodziewał, prawda? – spytał Dante.

Voldemort zaśmiał się lekko.

- Naturalnie. Czyny Albusa nie miały dla mnie większego znaczenia. Liczył się tylko Harry. Poza tym, w tamtym przypadku Albus nieumyślnie zadziałał na moją korzyść. Syriusz był celowo surowy, lecz wtedy Harry o tym nie wiedział. Zrobił to, co uważał za słuszne i honorowe – w czym miał oczywiście rację – oraz co podpowiadała mu natura.

- Tak samo, jak pana naturą jest manipulacja – oznajmił Daray.

Harry obserwował, jak klasa słuchała o następstwach ostatniej kary, jaką wymierzył Voldemortowi i o sztuczkach ducha, który próbował obejść ograniczenia. Podczas gdy Gryfoni byli zafascynowani analogią, Ślizgoni podziwiali geniusz Voldemorta. Mimo że sytuacja, kiedy wciąż na nowo omawiał swoje problemy emocjonalne, była dość trudna, to wiedział, że ta metoda zdawała egzamin. Dzieciaki uczyły się czegoś.

Ślizgoni rozumieli teraz, do czego Voldemort był zdolny, zarówno przed, jak i po swoim odrodzeniu. Dowiedzieli się, jak mógłby wyglądać teraz świat, gdyby Harry nie powstrzymał go ponownie osiem lat temu.

Harry powoli do nich docierał i niezwykle się z tego powodu cieszył. Niestety wiedział, że wiele musi im jeszcze przekazać.


- Nie powinniśmy tego robić – powiedziała Cindy.

- Zamknij się, Larsen – syknął Dante Manelin. – Zgodziłaś się nam pomóc.

- Wszystko w porządku, Cindy – uspokoił koleżankę Sean. – Klasa jest pusta.

Cassi Abbott podbiegła do swojej ławki.

- Tu jej nie ma – oznajmiła głosem, w którym pobrzmiewała panika. Zaczęła sprawdzać ławki wokół.

- Nie bądź głupia, Cas – odezwał się Dante. – Po nas lekcje ma pierwszy rok Hufflepuffu. Myślisz, że Potter zostawiłby taką książkę na widoku?

- Raczej nie – stwierdziła Cassi.

- Czego w ogóle szukamy? – spytał Sean.

- To książka mojego brata – odparła Cassi, biorąc głęboki oddech, zanim zaczęła przeglądać rzeczy na biurku nauczyciela. – Jeśli jej nie zwrócę, zabije mnie.

Dante roześmiał się.

- Nie wiem, co cię opętało, żeby przynosić do szkoły „Wspomnienia śmierciożercy” – powiedział chłopak z rozdrażnieniem. – A co dopiero na lekcję.

- „Wspomnienia śmierciożercy”? – powtórzył Sean. – Chyba żartujesz?

- Chciałam zapytać, czy książka jest wiarygodna – odparła obronnym tonem Cassi. – Wiecie, czy fakty są prawdziwe.

- Nieważne – stwierdził Dante. – Dobra, do dzieła. – Zbliżył się do drzwi. Ku jego zaskoczeniu, otworzyły się bez problemu. Dante wypuścił wstrzymywane powietrze. – Żadnych barier ani nic – mruknął podejrzliwie. Odwrócił się do pozostałej trójki, stojącej niepewnie za jego plecami. – W porządku, Larsen, idź przodem.

Odsunął się na bok, aby zrobić Cindy przejście.

- Wciąż nie rozumiem, po co nam ona potrzebna – burknęła Cassi.

Dante spojrzał na nią wilkiem.

- Mówiłem ci, to na wypadek, gdyby w środku był wąż. Chciałabyś tłumaczyć się Sennie i Nagini, co robisz w gabinecie Pottera?

- Nie widzę Nagini – odparła Cindy i dwójka Ślizgonów weszła za Gryfonami do środka.

Głośny syk zatrzymał wszystkich w miejscu. Sennie podniosła swój łeb z blatu biurka.

- Co to mówi? – wyszeptała Cassi.

- To ona – odparła Cindy zirytowana. – I mówi nam, żebyśmy pilnowali własnych nosów.

- Więc powiedz jej – rzekł Dante – po co tutaj przyszliśmy. – Wymienił spojrzenia z McIves’em, kiedy w gabinecie rozległa się seria syknięć. – Imponujące.

Sean wzruszył ramionami.

- Nie wierzysz w to, prawda?

- Mówi, że książka jest na tamtym regale – oznajmiła Cindy, machając w stronę okien.

Cassi w pośpiechu podeszła do półek. Znalazła książkę i wzięła ją do ręki.

- Podziękuj jej…

Wszyscy odwrócili się w stronę dziewczyny, kiedy ta niespodziewanie zamilkła.

- Co to takiego? – spytała Cassi, dotykając stojącej na półce płytkiej, kamiennej misy, na której wygrawerowane były runy i symbole.

Pozostała trójka podeszła w tamto miejsce.

- Wygląda na myślodsiewnię – orzekła Cindy.

- Rzeczywiście – zgodził się Dante, zaglądając do środka. – Ciekawe, czy jest coś w środku.

- Tylko żadnych genialnych pomysłów, Manelin – odparł Sean. – Abbott ma już swoją książkę. Chodźmy stąd.

- Nie bądź mięczakiem, McIves – prychnął Dante. – Potterowi kazano nam opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Cokolwiek tu jest…

- Najwyraźniej nie widnieje w planie zajęć – upierał się Sean.

- Tego nie wiesz – wykłócał się Dante.

- Co to jest myślodsiewnia? – spytała Cassi.

- To jakby przechowalnia wspomnień – wytłumaczyła Cindy, zbliżając się do Ślizgonki i spoglądając na pływającą w misie substancję.

- Wygląda obrzydliwie – odrzekła Cassi, zanurzając palec w srebrnej cieczy.

Wszystko stało się w jednej chwili. Cindy chwyciła Cassi za nadgarstek, żeby ją ostrzec, Sean złapał drugie ramie Cindy, klnąc głośno, zaś Dante położył rękę Seanowi na ramieniu, by zapytać o co chodzi.

Nagle cała czwórka została wessana do wnętrza misy. Rozejrzeli się wokół, próbując rozeznać się w swoim położeniu. Znajdowali się w Wielkiej Sali - sądząc po liczbie osób w komnacie, był to sobotni lub niedzielny poranek. Stali tuż przy stole Gryffindoru.

- Hej, czy to nie jest czasem profesor Weasley? – spytała cicho Cindy.

- Nie musisz szeptać – odparł Dante. – Nikt nas nie słyszy ani nie widzi. Jesteśmy we wspomnieniu Pottera.

- Jak…

By udowodnić swoje słowa, Dante machnął ręką przed twarzą najbliższego ucznia. Ten gorączkowo dawał znaki dwóm dziewczynom siedzącym naprzeciw niego. Jednak dopiero gdy powiedział: „Mówię wam, Harry zeświruje”, grupa rozpoznała w chłopcu najlepszego przyjaciela profesora Pottera – Rona Weasleya.

Sean trącił Cindy łokciem i dziewczyna odwróciła się. Harry Potter szedł szybko w ich stronę.

- Wygląda tak młodo – powiedziała Cassi.

Trudno było im nie zauważyć, że kiedy Harry mijał stoły, wszelkie rozmowy zamierały, jednak ich nauczyciel zdawał się nie zwracać na to uwagi. W międzyczasie, rozmowa toczyła się dalej.

- …musimy mu powiedzieć – mówił Ron uparcie.

Powiedzieć komu co? – spytał Harry, siadając obok profesor Weasley i dziewczyny, która najwyraźniej była panią Potter. Ginny umknęła wzrokiem, a Hermiona siedziała z otwartymi ustami.

Potter zerknął na Rona. Hermiona wstrzymała oddech i kiedy wszyscy podążyli za jej spojrzeniem, dostrzegli, że zmierza ku nim w pośpiechu pan Black.

Potter wstał, gdy Syriusz się zbliżył i mocno go uścisnął.

Co tutaj robisz? – spytał

Wszystko w porządku? – odparł Syriusz Black.

A dlaczego miałoby nie być?

Black rzucił okiem na Rona, który pokręcił głową. Hermiona przygryzła wargę.

Wspaniale – rzekł Potter. – Co się dzieje?

Harry, chodź ze mną – odrzekł Syriusz.

Co jest znowu nie tak? – dopytywał się Harry, kiedy opuścili Wielką Salę.

Po prostu idź – oznajmił, chwytając chrześniaka za ramię.

Cała czwórka podążyła za nimi do gabinetu Dumbledore’a. W środku znaleźli profesora Lupina, Snape’a, McGonagall, kilku ludzi których nie znali oraz pana Weasleya, ministra magii we własnej osobie.

- To nie wygląda za ciekawie – stwierdził Sean, patrząc na miny nauczycieli.

Coś się stało? – zapytał Harry. – Czy coś jest nie tak?

Wejdź, Harry – zaprosił go Dumbledore.

Harry wszedł nieśmiało do środka, spoglądając na wpatrzone w niego, zmartwione twarze.

Podszedł do niego jeden z nieznajomych.

Czy wiesz już o Azkabanie?

Potter rzucił okiem na Snape’a.

Tak – odpowiedział mężczyźnie. – Dowiedziałem się w zeszłym tygodniu.

Czy pomogłeś w tym w jakikolwiek sposób?

Zależy, co rozumie pan przez pomoc – odrzekł Harry lekko zmieszany.

Czy pomogłeś śmierciożercom opuścić Azkaban?

- Na Merlina, oni go przesłuchują – powiedziała Cassi.

Co? – powiedział Harry przerażony. – Nie. Dlaczego miałbym? Nie mogę nawet dostać się w pobliże dementorów, nie tracąc przytomności. – Spojrzał na Syriusza. Jego ojciec chrzestny położył mu rękę na ramieniu.

Czwórka nastolatków patrzyła z zafascynowaniem, podczas gdy ich nauczyciel był przepytywany.

Harry – odezwał się kolejny nieznajomy. – Czy dołączyłeś do niego?

Co? – Tym razem Harry wyglądał na oniemiałego. – NIE! – Rozejrzał się po sceptycznych twarzach. – O co chodzi?

Mówiłem ci – stwierdził Syriusz. – On nic nie wie.

Dumbledore skinął głową.

Nie wiem czego? – spytał Harry.

Harry – podjął Dumbledore. – Voldemort przedsięwziął kroki, mające utrzymać świat czarodziei w mniemaniu, że do niego dołączyłeś.

Co? – zdziwił się Harry. – Jak?

Wielu ludzi jest bardzo niespokojnych.

Ale wszyscy w tym pokoju wiedzą, że prędzej bym umarł, niż do niego dołączył – oświadczył Harry.

Ale społeczeństwo…

Co on zrobił? – wszedł w słowo mężczyźnie Harry. Zerknął na Syriusza. – Co on znowu zrobił?

Syriusz westchnął.

Czarodziejski świat sądzi, że cię kupił – wyjaśnił Syriusz.

Kupił mnie – powtórzył bezwiednie Harry, znów zdezorientowany. – Nie rozumiem.

Dano mu do ręki egzemplarz „Proroka Codziennego”. Harry spojrzał na pierwszą stronę. Czwórka uczniów przybliżyła się, żeby zerknąć mu przez ramię na nagłówek:


Cały majątek Slytherina zapisany w spadku Harry’emu Potterowi


- A więc to prawda – oznajmił Dante.

- Wątpiłeś w to? – spytał Sean.

- No, wątpiłem. Ale spójrzcie na niego – machnął ręką w stronę Pottera.

Legalnie i publicznie uczynił cię swoim następcą, Harry – oświadczył Syriusz.

- Wygląda na zdruzgotanego – zauważyła Cassi.

- Wygląda jak ktoś, komu wbito nóż w plecy – dodał Dante.

Nie! – krzyknął Harry, upuszczając gazetę, jakby go parzyła. Rozejrzał się wokół na wpatrujących się niego czarodziejów i pokręcił głową. – Nie – powtórzył, cofając się o krok. – To nie może być prawda.

To jest prawda – powiedział Syriusz. – I on to zrobił.

Kiedy zaczął się trząść ze złości i bezsilności, nie mogli wykrztusić z siebie słowa, póki ich nauczyciel nie wybiegł z pomieszczenia.

Podążyli za nim nad jezioro.

- Wygląda, jakby chciał się utopić – mruknął Dante.

- Ja bym tak zrobiła – powiedziała Cindy bliska łez.

Nagle poczuli dziwne mrowienie, a chwilę później silne szarpnięcie, jakby jakaś siła przyciągała do siebie ich ciała. Kiedy wszystko ustało, Sean zapytał:

- Co to było?

Dante uśmiechnął się krzywo.

- Tak się czujesz podczas aportacji.

- Skąd to wiesz, Manelin?

- Mam siedemnaście lat, idioto – odparł Dante. – Wiem, jak to się robi.

- Więc profesor Potter umiał się aportować, zanim…

Cindy przerwała Cassi, by powstrzymać chłopców przed wszczynaniem niepotrzebnej kłótni.

- Według mojej linii czasu, miał piętnaście lat, kiedy Voldemort nauczył go się aportować, a rok później przekazał mu majątek Slytherina.

- Linia czasu? – spytał Dante z ciekawością. – Po co ci ona?

- Profesor Potter tyle skacze po tematach, że łatwiej mi śledzić wydarzenia, jeśli są uporządkowane chronologicznie.

Sean nie wyglądał na zaskoczonego, lecz Dante był pod wrażeniem.

- A niech mnie, Larsen. Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś zaczęła sprzedawać kopie szóstemu i siódmemu rokowi, zbiłabyś fortunę?

Cindy zarumieniła się i otworzyła już usta, by odpowiedzieć, ale Cassi weszła jej w słowo.

- Ciii, patrzcie. Tam jest lord Voldemort. To musi być ten słynny obóz.

Cała czwórka rozejrzała się po rzędach namiotów, rozłożonych obok siebie na znacznym obszarze. Voldemort szedł wzdłuż nich i dostrzegli, że zmierza w kierunku wielkiego ogniska, wokół którego stało kilka wygodnych krzeseł.

Wówczas zauważyli, że młodsza wersja ich nauczyciela stoi przy ognisku, gapiąc się na płomienie z zaciśniętymi pięściami.

- Ciekawe, czemu tu przyszedł? – odezwała się Cassi.

- Pewnie, żeby się przekonać – odparła Cindy.

- Jasne – zgodził się Dante. – Lord Voldemort twierdzi, że zawsze miał dla niego odpowiedzi i zawsze mówił mu prawdę.

Voldemort zbliżył się do ogniska, patrząc bacznie na Harry’ego, i usiadł na jednym z krzeseł.

Z twojego wyrazu twarzy mogę wnioskować, że słyszałeś już o moim prezencie – rzekł.

Harry spojrzał na niego.

Twoim prezencie – powtórzył Harry z niedowierzaniem. – Nie możesz mnie kupić.

Ach, czy tak właśnie myślą wszyscy?

Tak jakbyś tego nie planował – warknął. Voldemort zachichotał. – To było naprawdę nieuczciwe zagranie, nawet jak na ciebie.

Harry, przecież cię uhonorowałem.

Uhonorowałeś – zadrwił. – Czy wyglądam na zaszczyconego?

Jak się więc z tym czujesz?

Czuję złość – odparł.

Cóż, to widzę. Co jeszcze?

Harry z powrotem spojrzał na ognisko.

Jestem w potrzasku.

Z jakiego powodu?

Z twojego powodu.

Z mojego? – zdziwił się. – Harry, to nie ja schwytałem cię w potrzask. To ty schwytałeś siebie.

Co masz na myśli?

Wybory, Harry. Pamiętaj.

Ale ja nie dołączę do ciebie, Voldemort – oświadczył Harry. – Próba przekonywania kogoś innego, iż tak już się stało nie sprawi, że zmienię zdanie. Ja znam prawdę i ty znasz prawdę.

Uparty – stwierdził Voldemort. – Jednak prawda jest tylko tym, jak ją postrzegamy.

Profesor Potter wyglądał na sfrustrowanego.

Nie rozumiem.

Wiem, Harry – odrzekł czarnoksiężnik. – To dość skomplikowane.

Powiedz mi.

Twoim przeznaczeniem jest zabicie mnie, Harry, lecz jesteś także przeznaczony do dołączenia do mnie.

Jak mogę zrobić to i to?

Znajdziesz sposób.

No cóż, to mi zbyt nie pomogło.

Jak zawsze cyniczny, mój Harry.

Harry obrzucił go krzywym spojrzeniem.

To bardzo proste, Harry – wyjaśnił Voldemort. – Zaakceptuj mnie i razem zapanujemy nad światem, dzieląc olbrzymią moc. - Harry otworzył usta, ale Voldemort podniósł dłoń. – Jako idealna równowaga sił.

Przepowiednia? – zapytał Harry.

- Dziedzice zjednoczą się, równowaga sił zostanie przywrócona – rzekła Cindy.

- Zamknij się – syknął Dante.

Tak – odparł Voldemort. – Godryk Gryffindor i Salazar Slytherin dokonali wielkich czynów. Przede wszystkim - zbudowali Hogwart. Jedyne miejsce, gdzie ty i ja zaznaliśmy szczęścia jako dzieci.

Co ja słyszę? – wtrącił Harry. – Zamierzasz zaniechać używania czarnej magii?

Voldemort roześmiał się.

O nie, Harry. Lecz cóż to byłby za nadzwyczajny pomysł. – Zachichotał znowu. – Dla mnie jest już za późno. Wiesz, że jestem nieodłącznie zły.

Harry usiadł, całkowicie sparaliżowany. Czwórka uczniów zbliżyła się do niego.

Ty jesteś nieodłącznie dobry – kontynuował Voldemort. – Równowaga sił.

Spodziewasz się, że całe Ministerstwo Magii ustąpi i pozwoli…

Och, oni nie ustąpią. Będą wymagać nieco perswazji. Ale z tym dam sobie radę.

Morderstwo i terror, chaos i anarchia – powiedział Harry.

Czarnoksiężnik zachichotał ponownie.

Cóż, zawsze jest trochę nieporządku, zanim zostają przywrócone pokój i sprawiedliwość– zaprotestował. – Wtedy właśnie zaczynasz działać ty.

Ja? – zdziwił się Harry.

Voldemort wstał i okrążył ognisko, by stanąć naprzeciw Harry’ego. Chłopak wzdrygnął się i spojrzał na niego. Voldemort sięgnął ręką ku twarzy Harry’ego.

Pewnego dnia będziesz równie silny jak ja, Harry – powiedział. – Jednak póki ten dzień nie nastąpi, nie jesteś gotów. Przestań walczyć ze swoim przeznaczeniem i zaakceptuj mnie.

Harry zamknął oczy z bólu, lecz widać było, że spowodowany był on cierpieniem nie tyle fizycznym, co emocjonalnym. Kiedy otworzył oczy ponownie, Voldemort dokładnie mu się przyjrzał. Przesunął ręką po policzku Harry’ego, trzymając jego twarz w górze. Jego spojrzenie było przerażające w swojej przenikliwości. Po raz pierwszy uczniowie zauważyli prawdziwy strach malujący się na twarzy profesora Pottera.

Zabiłem twoich rodziców. Próbowałem zabić ciebie. Torturowałem ciebie i manipulowałem tobą – oświadczył Voldemort. – Ale również chroniłem cię, uczyłem cię, dałem ci moją magiczną siłę, obdarzyłem cię moją przychylnością i uwagą. Oraz poszedłem dla ciebie do Azkabanu. Bardzo się do ciebie przywiązałem, Harry. Przyniosłeś mi dumę i podziwiam twoje postępowanie. Umiesz mnie rozśmieszyć – niewielu ludzi to potrafi. – Wyciągnął drugą dłoń w kierunku twarzy Harry’ego, lecz go nie dotknął. – Prawnie uczyniłem cię moim następcą, mój synu. Nasz związek rośnie w siłę. Jestem częścią ciebie, a ty jesteś częścią mnie. Wiesz, że mam rację, Harry – ciągnął Voldemort. – Przyszedłeś do mnie dzisiaj ponownie, a ja wszystko ci wytłumaczyłem. Zawsze do mnie wracasz. – Odjął dłoń od twarzy Harry’ego, wciąż jednak się w nią wpatrując. – O czym to według ciebie świadczy?

Nie mogli sobie wyobrazić, jakie uczucia musiały targać ich nauczycielem w tym momencie.

Wracaj do szkoły, Harry – rzekł czarnoksiężnik. – Dałem ci wystarczająco wiele do myślenia.

Harry odwrócił się od niego i zapatrzył w ogień.

Voldemort?

Tak, Harry?

Czy jesteś silniejszy od Dumbledore’a?

Teraz już tak – odparł. – Jedynym czarodziejem, którego nie jestem w stanie zabić i który może mnie unicestwić, jest Harry Potter i jest on teraz moim synem.

Na twarzy chłopa odbiło się prawdziwy lęk i cierpienie. Cindy zakryła usta dłonią, czując supeł w gardle.

Znów ogarnęło ich dziwne uczucie towarzyszące teleportacji i po chwili znaleźli się w gabinecie ich nauczyciela w Hogwarcie.

Harry siedział po drugiej stronie biurka, gapiąc się na jego róg. Syriusz Black wstał i okrążył mebel.

Harry – zaczął ostrożnie. Nachylił się przed chrześniakiem, by spojrzeć mu w twarz. Chłopak skupił się na parze czarnych oczu.

On zwycięża – powiedział Harry.

Nie mów tak, Harry.

Zwycięża – powtórzył. – Nie mogę z nim wygrać.

Harry…

To tak, jakby wiedział o mnie wszystko. Co myślę, co czuję. – Głos Harry’ego ochrypnął, więc odkaszlnął. – Wie, co zrobię, zanim to zrobię.

Harry…

Syriuszu – rzekł Harry poważnie. – On mnie kontroluje. Pokonał mnie.

Nie, Harry – zaprotestował Syriusz. – On próbuje zmusić cię, żebyś tak myślał. Używa twoich uczuć, by tobą manipulować.

Wiem, ale nie potrafię go powstrzymać.

Potrafisz. Walcz z nim.

Harry chwycił rękę Syriusza, wpatrując się mu w oczy.

Jak, Syriuszu? Powiedz mi, jak – błagał Harry. – On mnie rozrywa na kawałki. Powiedz mi, jak.

Syriusz pokręcił głową.

Nie wiem.

- Mój Boże, on miał tylko szesnaście lat – powiedziała Cindy, starając się stłumić łzy. – Był w naszym wieku. To takie okropne.

Sean otoczył ją troskliwie ramieniem.

- Nie płacz Cindy, będzie…

Wspomnienie zaczęło blednąć i chwilę później znaleźli się znów w obozie, przed wejściem do jakiegoś namiotu. Na zewnątrz krzątało się mnóstwo ludzi, najwyraźniej miało zdarzyć się coś ważnego.

Cassi sapnęła z zaskoczenia i wszyscy odwrócili się, by zobaczyć młodego Draco Malfoya idącego w ich stronę. Naturalnie, Ślizgon nie zauważył ich i wszedł do namiotu, przed którym stali. Zaciekawieni, podążyli za nim.

Cindy stanęła jak wryta, ujrzawszy wnętrze namiotu.

- Spójrzcie na te książki – rzekła z podziwem, widocznie otrząsnąwszy się z szoku, jakiego doznała moment wcześniej.

Sean pociągnął ją do kolejnego pomieszczenia.

- Zamknij usta, Cindy, zaczynasz się ślinić – mruknął z rozbawieniem.

Harry wyglądał teraz na nieco starszego. Stał naprzeciw wielkiej, drewnianej szafy, ozdobionej ornamentami. Malfoy opierał się o framugę, najwidoczniej jeszcze nie zauważony.

A to co, u licha? – mruknął Harry, przyglądając się meblowi. Wysoki na osiem stóp, szeroki na siedem i głęboki przynajmniej na cztery, zrobiony była z drewna, wyglądającego na solidny mahoń. Na drzwiach nie było żadnych klamek ani gałek.

Próbował otworzyć szafę, ale bez skutku. Uniósł rękę.

Alohomora.

Nic.

Spróbuj: otwórz się.

Harry podskoczył i obejrzał się, dostrzegając Malfoya stojącego w wejściu.

Czego chcesz, Malfoy? – zapytał, odwracając się z powrotem w kierunku szafy.

Lord Voldemort przysłał mnie bym sprawdził, czy już przybyłeś – odparł.

Więc wszedłeś tutaj bez pytania.

Oczywiście. Niegrzeczne z mojej strony, prawda?

Harry obrócił się do niego. Malfoy opierał się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami i miał na twarzy dziwaczny uśmieszek.

Lepiej bym tego nie ujął – rzekł Harry. Wskazał na szafę. – Wiesz, co to jest?

Jasne – odrzekł blondyn. – A ty nie?

Nie – stwierdził Harry, powracając wzrokiem do tajemniczego mebla. – Mówiłeś, że co mam zrobić?

Malfoy parsknął śmiechem.

Doprawdy, Potter. Jesteś taki żałosny.

Dorastałem wśród mugoli – odparł Harry z rozdrażnieniem. – Przepraszam, że żyję.

Malfoy znów się roześmiał.

Żadnych wymówek dla Chłopca, Który Przeżył.

Harry opuścił brodę i pokręcił głową, kiedy pojął dowcip.

Ani jednej – powiedział, ale nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. – Biedny, żałosny Harry Potter – wymruczał pod nosem.

Malfoy prychnął.

Żałosny może i tak, ale biedny? Z tego co wiem, to nieprawda. – Harry obrzucił go zirytowanym spojrzeniem. – Nawet jeśli na takiego wyglądasz.

Z wielką przykrością muszę rozwiać twoje iluzje, ale istnieje bardzo prosty powód, dlaczego jestem żałosny i wydaję się być biedny.

Och, naprawdę? Przypuszczam, że mi go wyjawisz.

Harry westchnął.

Nie miałem o tym pojęcia do czasu moich jedenastych urodzin.

Wciąż nie masz pojęcia, jeśli dobrze się orientuję – powiedział Malfoy. Harry znów popatrzył na szafę. – Chwileczkę – rzekł wolno, jakby zdając sobie sprawę, że Harry mówił poważnie. – Co masz na myśli?

Zapomnij o tym.

Nie – sprzeciwił się Malfoy. – O czym słynny Harry Potter nie miał pojęcia?

Właśnie o tym, Malfoy. Nie wiedziałem.

Czego nie wiedziałeś? – drążył Malfoy, zmieszany.

I kto jest teraz żałosny? Nie wiedziałem niczego. - Malfoy przyglądał mu się tylko, wciąż sprawiając wrażenie skołowanego. – Jak sądzisz, dlaczego prawie nie odzywałem się wtedy w tym sklepie z szatami?

Myślałem, że byłeś nieśmiały.

Nie miałem zielonego pojęcia o czym mówisz. Szkoła, domy, quidditch…

Nigdy nie słyszałeś o quidditchu?

Nigdy nie słyszałem o Hogwarcie, dopóki nie dostałem listu. Nie wiedziałem nawet, że jestem czarodziejem.

Teraz Malfoy sprawiał wrażenie sceptycznego. Podobnie jak uczniowie, którzy nie mogli uwierzyć własnym uszom, słysząc to wyznanie.

Taa, słynny Harry Potter nie wiedział, że jest czarodziejem.

Taa, cóż, słynny Harry Potter nie wiedział że jest słynny, zanim Hagrid nie wytropił nas i nie włamał się do chatki, w której ukrywali mnie wuj z ciotką.

Ukrywali cię? – spytał Malfoy z niedowierzaniem.

Nie chcieli żebym się dowiedział, że jestem czarodziejem – wyjaśnił Harry. – Myśleli, że jestem dziwadłem. Powiedzieli mi, że dostałem tę bliznę w wypadku samochodowym, w którym zginęli moi rodzice.

- Oni…co? – zawołali Gryfoni.

Malfoyowi prawie opadła szczęka.

Oni… co?!

Harry tylko kiwnął głową.

W ciągu jednej nocy zmieniłem się ze zwykłego Harry’ego, traktowanego nie lepiej od skrzata domowego, w słynnego Harry’ego Pottera – Chłopca, Który Przeżył.

Malfoy przyglądał mu się uważnie i wiedzieli, że w tym momencie mu uwierzył.

Nie wiedziałeś o Voldemorcie?

Nie. Hermiona wiedziała o mnie więcej niż ja, kiedy po raz pierwszy przybyłem do Hogwartu. A niech to, ty prawdopodobnie wiedziałeś o mnie więcej niż ja.

Blondyn wpatrywał się w niego jeszcze przez chwilę, po czym wybuchnął śmiechem.

Wielkie dzięki, Malfoy – rzekł Harry. – Cieszę się, że cię rozbawiłem.

Malfoy musiał usłyszeć gorycz w jego słowach.

Przepraszam – powiedział. – To tylko takie ironiczne. - Harry kiwnął w milczeniu głową. – No, to wyjaśnia tę żałosną część. A co z biedą? Przecież wiedziałeś o pieniądzach.

Tak. Hagrid pokazał mi skarbiec – odparł Harry. – Ale nie mogłem pozwolić by Dursleyowie dowiedzieli się, że odziedziczyłem fortunę.

To mogę zrozumieć. Jednak teraz mieszkasz z Blackiem.

O co ci chodzi? – spytał Harry, sfrustrowany.

Malfoy machnął ręką w stronę szafy i Harry spojrzał na nią. Dotknął gładkiej powierzchni drewnianych drzwi.

Po prostu powiedz: „otwórz się”, Potter.

Otwórz się – spróbował Harry.

Drzwi stanęły otworem, ukazując ogromny wybór szat, peleryn, spodni, koszul i swetrów, wiszących w porządku obok siebie. Harry gapił się na ubrania.

To garderoba, ty dupku – powiedział Malfoy.

Widzę. – Harry wyciągnął rękę i dotknął jednej z koszul. – Ale co ona tu robi? – spytał cicho.

Cóż, to chyba oczywiste, że jest twoja.

Moja? – powtórzył ze zwątpieniem, dotykając kolejnej koszuli. – To mi bardziej przypomina rzeczy, które ty nosisz, Malfoy.

Zauważyłeś, co? Posiadasz chyba najgorsze wyczucie smaku, jakie można sobie wyobrazić.

Sean trącił Dantego łokciem, a chłopak obejrzał się i spostrzegł Voldemorta, który czekał w progu za Draco Malfoyem.

- Wygląda całkiem nieźle – stwierdził Dante. – Biorąc pod uwagę okoliczności.

Sean zdławił śmiech.

- No, wygląda, jakby odmłodniał – mruknął.

Dlaczego? – spytał Harry, patrząc na Voldemorta.

Malfoy popatrzył na niego zdziwiony.

Harry – powiedział Voldemort, wprawiając w śmiertelne przerażenie Malfoya, który wyglądał, jakby zaraz miał się przewrócić z szoku po nagłym pojawieniu się czarnoksiężnika. – Jesteś najpotężniejszym chłopcem na świecie. Nie chcę, żeby mój syn ubierał się jak prostak.

Ale…

Harry, nie podobają ci się?

Cóż, tak, ale…

Znakomicie – rzekł Voldemort z uśmiechem. – Co zadowala ciebie, zadowala mnie, mój synu. Widzę was obu na kolacji. - Po tych słowach odwrócił się i wyszedł.

Harry patrzył za nim z zaciśniętymi pięściami i drgającą szczęką. Przeniósł wzrok ku szafie, po czym bardzo wolno i dokładnie zamknął drzwi garderoby, odwracając się od niej.

Potter?

Harry spojrzał na Malfoya.

Więc teraz wiesz – rzekł do niego. Malfoy sprawiał wrażenie zaintrygowanego. – Voldemort nie może mnie zabić, więc zamiast tego doprowadza mnie do szaleństwa.

Malfoy uśmiechnął się, lecz jakby z przymusem.

Cóż, jeśli to jakieś pocieszenie, to on też zaczyna wariować, gdy chodzi o ciebie.

To żadna pociecha – burknął Harry, opadając na krzesło.

No dalej, przestań się tym zadręczać – poradził Malfoy. Otworzył szafę Harry’ego i wyciągnął z niej jakieś ubrania. Rzucając je na łóżko, dodał: – Ubierz to.

Malfoy, jakiego rodzaju kolacja ma to być?

To będzie zwykła kolacja. Nie ma tu jeszcze zbyt wielu śmierciożerców.

Nie jadam ze śmierciożercami – powiedział Harry obojętnie.

Za wysokie progi, co? Świetnie, olej Czarnego Pana jeśli chcesz.

Jakby mnie to obchodziło – oznajmił Harry, wpatrując się w ścianę niewidomym wzrokiem.

A nie obchodzi?

Harry skrzywił się i przełknął głośno ślinę.

Nie wiesz co jest gorsze, prawda, Potter? Psychiczna udręka czy fizyczne tortury.

Spojrzenie Harry’ego natychmiast powędrowało w stronę Malfoya. Ślizgon ponownie skrzyżował ramiona i skinął głową.

Powoli zyskuje nad tobą przewagę, nieprawdaż?

Harry uciekł od niego wzrokiem.

Wolę raczej fizyczne tortury.

Być może – odrzekł Malfoy. – Jednak wciąż masz wybór.

Co masz na myśli?

Nie może zmusić cię do niczego prócz wizyt, tak? Możesz nosić ubrania które ci daje bądź nie. Możesz zaakceptować jego fortunę bądź też nie. Możesz używać namiotu który ci przydzielił bądź nie. Możesz jeść ze śmierciożercami lub nie, a on i tak nie zmusi cię do żadnej z tych rzeczy. Założę się, że mógłbyś nawet stracić nad sobą panowanie i on by cię nie ukarał.

Harry patrzył na niego, oniemiały.

Z drugiej strony, ja nie mam wyjścia.

Zmusza cię do czegoś? – spytał Harry. Malfoy westchnął i wszedł głębiej do pokoju. – Nie musisz mówić jak nie chcesz.

Nie, uważam że powinienem. Mogę usiąść? - Harry kiwnął głową na zgodę i Malfoy usiadł na skaju łóżka. – Przede wszystkim, nie jestem tak wytrzymały na ból jak ty czy mój ojciec.

Strach przed torturami?

Na początek – przyznał. – Wiem, że widziałeś jak torturuje ludzi Klątwą Cruciatus – ciągnął Malfoy. – Lecz czy widziałeś kiedyś, jak kara kogoś przez Mroczny Znak?

Nie – powiedział Harry. – Nie wiedziałem, że to możliwe.

Poprzez Mroczny Znak ma prawie całkowitą kontrolę nad śmierciożercami. Może przez niego ich karać i nagradzać.

Harry słuchał tego z zainteresowaniem, jednak przysłuchująca się rozmowie czwórka czuła znacznie więcej niż zaciekawienie – byli wstrząśnięci i przerażeni już samą tą informacją.

Przybywasz, kiedy cię wzywa, albo zostajesz ukarany. Robisz co ci każe albo zostajesz ukarany. Nie robisz tego zgodnie z jego życzeniem, zostajesz ukarany. Zadowolisz go, zostajesz nagrodzony. Zdradzisz go i jesteś martwy.

Malfoy pocierał tył szyi, jakby odczuwał dyskomfort.

Kontynuuj – poprosił go łagodnie Harry.

Mój ojciec jest bardzo potężnym czarodziejem – podjął Malfoy, porzucając swój typowy, arogancki ton. – I posiada nadmierną ilość dumy. Musiał publicznie wyrzec się swojego mistrza dla dobra mojego i matki, przez co zszargał imię rodziny, ale nie zrobi tego ponownie. Poprzysiągł to lordowi Voldemortowi, mojej matce i mnie. Dlatego spełni każdy rozkaz Czarnego Pana albo poniesie konsekwencje nieposłuszeństwa.

Chce ciebie – rzekł Harry. – Prawda?

Malfoy skinął twierdząco.

Jeśli nie zrobię co mi każe, mój ojciec za to odpowie. – Malfoy odwrócił wzrok. – Obserwowałeś kiedyś, jak torturują kogoś kogo kochasz, za coś co zrobiłeś lub czego nie zrobiłeś?

Nie – przyznał Harry. – Ale używał tego…

Właśnie, i dlatego wiem, że rozumiesz, czemu tu teraz jestem.

Ale co z Dumbledorem? – spytał Harry przyciszonym głosem.

Malfoy wzruszył ramionami.

Prowadzę podwójne życie. - Harry zapadł się w swoim krześle. – Dokładnie tak samo jak ty. Wymykam się z zamku, by się tu dostać, uważając żeby ministerstwo się o niczym nie dowiedziało.

Harry popatrzył na Draco Malfoya.

Rozumiesz – powiedział cicho.

Malfoy kiwnął głową i wstał.

Więc teraz wiesz.

Malfoy, wiem że miałeś tę książkę z przepowiedniami. Czytałeś te wróżby?

Oczywiście. Obowiązkowa lektura dla każdego śmierciożercy.

Czy ty… to znaczy, jesteś nim, czy jeszcze nie?

Malfoy podwinął lewy rękaw. Skóra była nienaznaczona.

Jeszcze nie – przyznał z cieniem uśmiechu. – Kiedy ten dzień nadejdzie, moi rodzice stoczą ze sobą o to zawziętą walkę. – Zerknął na Harry’ego. – Więc co z tymi przepowiedniami?

Sądzisz, że mam dołączyć do Voldemorta?

Pytasz o moją opinię, Potter?

Tak.

Malfoy patrzył na niego twardo przez moment, a następnie zbliżył się o kilka kroków.

Cóż, jeśli wierzyć w te bzdety o przeznaczeniu i losie, to powiedziałbym, że masz przerąbane.

Dante wybuchnął śmiechem i Cindy uderzyła go w ramię.

Świetnie – mruknął Harry.

Malfoy parsknął.

Jednak jeśli spojrzysz na to bardziej symbolicznie, wtedy jesteście już faktycznie „zjednoczeni”.

Co to znaczy?

Malfoy nie przerywał stąpania po pokoju, jakby wcześniej poświęcił przemyśleniu tej kwestii trochę czasu.

Zastanówmy się – odparł w końcu Malfoy. – Wasza dwójka już od paru lat wzajemnie czerpie od siebie moc. On obdarowuje cię potęgą o ogromnej mierze. Obaj jesteście częścią siebie: co jednocześnie doprowadza cię do szału i frustruje Voldemorta.

Co takiego?

Działasz na niego, Potter – wyjaśnił. – Nie oczekiwał tego, ale tak się dzieje. Kiedy go nie odwiedzasz, wpada w szał. Kiedy tu jesteś, staje się zupełnie inny, zrelaksowany, pewny siebie, nawet szczęśliwy. – Malfoy znów na niego spojrzał. – I ty, choć tego nienawidzisz, odczuwasz potrzebę, by tu powracać.

Harry zamknął oczy.

To tak, jakbyście byli magicznie połączeni, Potter. I żaden z was nie może nic z tym zrobić.

Harry skulił się w sobie. Wyglądał, jakby właśnie usłyszał o swoich najgorszych lękach z całkiem obiektywnej strony. Otworzył oczy. Malfoy przyglądał mu się z drugiego końca pokoju.

I? – ponaglił go Harry.

I – rzekł Malfoy z pokrętnym uśmieszkiem – gdybym był tobą, choć jestem wdzięczny, że nie jestem…

Harry wykrzywił się.

– …to cieszyłbym się z tego wszystkiego – dokończył, wskazując gestem na pokój. – Zaakceptowałbym te prezenty i cieszyłbym się z tego, dopóki mogę. A później, kiedy doszłoby do podjęcia ostatecznego wyboru… – Pozostawił to zdanie niedokończone.

Co? – spytał Harry rozpaczliwie.

Tylko ty możesz na to odpowiedzieć – odparł Malfoy poważnym tonem.

To dopiero pocieszające, Malfoy – mruknął. – Wielkie dzięki.

Malfoy westchnął i Harry podniósł wzrok, by znów na niego spojrzeć.

Och, nie bądź taki żałosny, Potter. Świat nie potrzebuje więcej tragicznych bohaterów. – Zerknął na zegarek. – Kolacja zaczyna się za pół godziny i zostanie podany specjalnie dobrany posiłek, który zazwyczaj jest smaczny. – Rzucił okiem na ubrania, które rzucił na łóżko Harry’ego. – Sprawdź moją teorię, Potter. Zobaczysz, jaki będzie zadowolony, kiedy pokażesz się na kolacji tak odpicowany. – Nie czekając na odpowiedź, Malfoy wyszedł z jego namiotu.

Cała czwórka patrzyła, jak Harry wstaje i wchodzi do przyległego pokoju.

- Cóż, to było dziwne – stwierdziła Cassi.

- Dziwne? – powtórzył Dante z niedowierzaniem. – Jak byście się czuli, gdyby najpotężniejszy i najbardziej genialny czarnoksiężnik skupił całą swoją uwagę i siły tylko w tym celu, żeby nagiąć was do swojej woli?

Sean nie odzywał się przez moment.

- Ja bym zwiał, gdzie pieprz rośnie – przyznał ze śmiechem.

- Wszystkie te gierki emocjonalne i manipulacje – powiedziała smutno Cindy.

- Pamiętacie, jak Potter powiedział, że Voldemort naznaczył Draco Malfoya z jego powodu? – spytał Dante. – To oczywiste, że Malfoy nie chciał znaku.

- Tak, no i…

Cindy zarumieniła się i odwróciła do nich plecami. Pozostali dostrzegli, jak Harry wraca do pokoju, opasany wokół pasa tylko ręcznikiem. Kolejny ręcznik zarzucił na głowę, aby wysuszyć włosy i popatrzył na ubrania, które przygotował mu Malfoy.

Czemu by nie? – powiedział, sięgając po nie.

- O jejku – zawołała Cassi, lecz w tym momencie Harry odwrócił się, dając im pełen widok na swoje plecy.

Nawet nie zauważyli, jak wciąga na siebie bokserki i spodnie – ich wzrok przyciągały blizny, które pokrywały plecy nauczyciela.

- T-to ślady po chłoście – rzekł Dante cicho.

Cindy otworzyła usta z przerażenia.

- Jesteś pewien?

Dante skinął głową.

- Widziałem je… na skrzatach domowych.

Harry westchnął, kiedy wkładał na siebie czerwoną, jedwabną koszulę. Ubrania doskonale na niego pasowały. Gdy zapiął koszulę, podszedł do lustra i zdziwił się widokiem własnego odbicia.

Obrócił się dookoła, wyglądając niemal na pewnego siebie. Dziewczyny westchnęły, a Dante przewrócił oczyma, ale nawet on musiał przyznać, że Potter wyglądał dobrze.

Harry spojrzał na swój zegarek i podniósł rękę.

Komentarz – powiedział.

- Och, ciekawa jestem, co mówi zegarek – rzekła Cindy.

Ich nauczyciel jednak uśmiechnął się tylko krzywo. Chwycił szczotkę i zaatakował nią nieokiełznany bałagan na głowie. W końcu dał sobie z tym spokój. Potrząsnął głową i kosmyki opadły naturalnie na czoło, prawie zupełnie zasłaniając bliznę.

Podszedł do szafy i zaczął przeglądać zestaw peleryn. Ostatecznie wyjął ze środka czarną. Zapiął złotą spinkę pod ramieniem i wyśledził w szafie małe pudełko. Otworzył je i znalazł w środku ogromny zbiór biżuterii.

Sean gwizdnął przez zęby.

- To musiało kosztować fortunę.

Harry westchnął i wybrał złoty łańcuszek z medalionem w kształcie feniksa z kryształowymi oczami – jednym czerwonym, drugim zielonym – po czym założył go sobie na szyję.

- To Talizman – zauważyła ze zdziwieniem Cassi.

- Nie żartuj – odparł Sean. – Jeden z prezentów Voldemorta.

- Prezent – powtórzyła Cindy, marszcząc brwi. – Hm.

Harry opuścił namiot i wspomnienie znów zaczęło blaknąć.

Gdy otoczenie stało się wyraźne, spostrzegli, że ponownie znaleźli się w namiocie profesora. Tym razem wyszli za nim na zewnątrz.

- Jak myślicie, ile czasu tu spędzał? – spytał Sean.

- Chyba sporo – odparł Dante. – Czyż nie tego chciał w końcu lord Voldemort?

Sean musiał się z nim zgodzić.

Obóz pogrążony był w mroku i ciszy. Czwórka uczniów zatrzymała się za Harrym przy wejściu do jakiegoś namiotu.

Voldemort – zawołał Harry od progu.

Wejdź, Harry – zaprosił go czarnoksiężnik. – Co mogę dla ciebie zrobić?

- Niesamowite – odezwała się Cindy, kiedy weszli za Harrym do środka. – Wygląda dokładnie jak namiot profesora Pottera.

Dante uśmiechnął się krzywo.

- Oczywiście. Lord Voldemort zawsze bardzo dbał o szczegóły.

Wspomniany czarodziej siedział za biurkiem, trzymając przed sobą otwartą książkę. Harry zerknął na biblioteczkę, a potem zwrócił się do Voldemorta:

Zastanawiałem się, czy nie masz może jakiś książek o typach szabel?

Mogę mieć. Śmiało, rozejrzyj się, jeśli chcesz. – Przejechał ręką po półkach.

Dzięki – oznajmił Harry i podszedł do nich, przyglądając się bliżej tytułom.

Podobają ci się lekcje? – spytał Voldemort.

Och, tak. Lucjusz jest wyśmienitym nauczycielem. Powiedział ci, co dzisiaj zaszło?

Oczywiście.

Harry skinął głową, przebiegając palcami przez grzbiety książek i sprawdzając ich tytuły. Z podekscytowaniem wyciągnął jedną z nich z półki. Niecierpliwie zaczął ją przekartkowywać. Obrócił się do Voldemorta i zamarł. Czarnoksiężnik stał tuż za nim.

Oczywiście, że możesz ją pożyczyć, Harry.

Chłopak wbił spojrzenie w Voldemorta, zupełnie jak podczas lekcji. Czarodziej wyciągnął rękę i przesunął wolno palcami po policzku Harry’ego, który wytrzymał to, wpatrując się w oczy Voldemorta.

Jesteś zadowolony z tej wizyty – rzekł, wciąż trzymając rękę na jego twarzy. – Wiem, że jesteś.

Harry milczał. Sean był pewien, że nie mógł wykrztusić słowa.

Jesteś bezpieczny, zadowolony i czujesz się swobodnie. Jesteś tu teraz szczęśliwy, Harry.

Voldemort popatrzył niżej i podniósł medalion, który wisiał na piersi Harry’ego, zanim z powrotem nie utkwił wzroku w twarzy chłopca.

Wiedziałem, że go wybierzesz.

Voldemort opuścił obie ręce i odsunął się.

Wejdź, Lucjuszu.

Cała czwórka odwróciła się gwałtownie, kiedy do środka zajrzał Lucjusz Malfoy.

- Od jak dawna on tam stał?

- A więc to dlatego Draco Malfoy dostał znak.

- Cicho! – uciszył dziewczyny Dante.

Mistrzu – powiedział Lucjusz. - Powiedziałeś mi…

Voldemort machnął ręką, przerywając mu.

Tak, tak, wiem. Wejdź. Harry przyszedł tylko po książkę. – Voldemort rzucił chłopakowi szybkie spojrzenie, po czym zwrócił się do Lucjusza: – Książkę o typach szabel, jak sądzę.

Lucjusz wkroczył do namiotu i posłał Harry’emu wyrozumiały uśmiech.

Harry zamknął książkę, która wciąż leżała otwarta w jego ręce.

Widzę was obu jutro – pożegnał się i wyszedł.

Podążyli za nim na zewnątrz. Młody profesor Potter ruszył w stronę swojego namiotu z zatroskaną miną. Czwórka uczniów chciała iść za nim, lecz drogę zagrodziła im wysoka, ubrana w czarną szatę postać.

Profesor Severus Snape patrzył na nich z góry rozgniewanym wzrokiem.

- Chodźcie – powiedział Sean, chwytając Cindy za ramię. – Pamiętajcie, że on nas nie widzi.

- McIves – rzekł wolno Dante. – Patrzy prosto na nas.

- To nie… - Sean spojrzał przed siebie i urwał w pół słowa, kiedy zauważył kwaśny uśmiech na wargach Mistrza Eliksirów. – E...

- Zastanawiam się – odezwał się profesor Snape – jaka kara byłaby odpowiednia wobec tak poważnego przewinienia?

- Profe…

Cassi nie zdążyła dokończyć, gdyż Snape chwycił za ramiona obu chłopców. Ci zaś z kolei złapali za ręce dziewczyny i wszyscy opuścili wspomnienie.

Profesor Snape puścił ich, gdy na powrót znaleźli się w gabinecie nauczyciela obrony.

- A może chcielibyście doświadczyć z pierwszej ręki – ciągnął Snape – słynnego, nieokiełznanego gniewu Harry’ego Pottera? Co?

Cała czwórka podniosła wzrok.

Stojąc w drzwiach do gabinetu, z miną zwiastującą czyjąś rychłą śmierć, stał profesor Potter.



Rozdział 17

Ważne lekcje


Harry obrzucił swoich uczniów wzrokiem przepełnionym taką ilością złości, oburzenia i cierpienia, jakie tylko zdołał w tej chwili przywołać. Wszedł do gabinetu, zostawiając wolną drogę na korytarz. Zaciskając pięści, przemówił niebezpiecznie niskim głosem, w którym pobrzmiewała groźba.

- Wynoście się.

Czworo uczniów skoczyło na nogi i wybiegło na zewnątrz. Harry śledził ich wzrokiem, póki nie zniknęli za rogiem korytarza i odwrócił się do Severusa Snape’a.

- Imponujące, Potter – powiedział tylko mężczyzna.

Harry przygryzł wargę i wybuchnął śmiechem.

- Myślisz, że ich przestraszyłem? – spytał.

- Mnie napędziłeś strachu.

Harry prychnął.

- No pewnie – odparł, podchodząc do biurka. Wystawił ramię i Sennie wspięła się po nim.

- „Dobrze się spisałeś, Sennie.”

- „Musiałem jedynie wskazać im książkę, panie” – odparł wąż. – „Nie potrzebowali dodatkowej zachęty.”

- Domyślam się – mruknął Harry. – Moi dzielni Gryfoni. – Popatrzył na Snape’a. – Sądzę, że przerobili w ciągu tej lekcji całkiem sporo.

- Rzeczywiście. Mogę się założyć, że do jutrzejszego wieczora historia obiegnie wszystkie domy.

- Hm, miałem nadzieję, że zabiorą ze sobą Missy – stwierdził nauczyciel obrony. – Wydaje się, że to największa plotkara w Gryffindorze.

Snape skinął głową.

- Jestem przekonany, że panna Abbott nie zawiedzie nas w tym względzie. Poza tym, pan McIves i panna Larsen zapewne relacjonują właśnie całe zdarzenie w swoim pokoju wspólnym.

Harry westchnął i zbliżył się do myślodsiewni. Wyjął różdżkę, by wydobyć z misy swoje wspomnienia, kiedy w jego głowie eksplodował ból.

- Niech cię, Voldemort – powiedział Harry, opierając się ciężko o półkę z książkami. – Nie tak blisko.

- Przykro mi, Harry – odrzekł duch, chichocząc.

- Raczej wątpię – mruknął Gryfon.

- Mówiłem, że to zadziała.

- Tak, tak – rzucił Harry, robiąc porządek ze wspomnieniami w myślodsiewni. – Tylko nie oczekuj ode mnie oklasków.

- Ależ Harry, Ślizgoni są absolutnie oczarowani. Pan Manelin opowiada o wszystkim reszcie siódmoklasistów. I muszę przyznać – dodał Voldemort z niewątpliwą dumą – że ma prawdziwą smykałkę do dramatyzmu. Wie, jak podtrzymać napięcie.

Harry rzucił okiem w stronę Severusa.

- Przysięgam, jeśli będą jutro patrzeć na mnie ze współczuciem, przeklnę ich tak, że mnie długo popamiętają.

- Nie twierdzę, że na to nie zasługują – przyznał Severus. – Ale jesteśmy jednak nauczycielami.

Harry roześmiał się lekko. Voldemort dołączył do niego, szybując w jego stronę.

- Jak już mówiłem, uczniowie cię znają. Pokazujesz im tylko, jak stałeś się osobą, którą jesteś teraz.

- Wiem – odparł Harry, przytykając czubek różdżki do srebrnej powierzchni.

Ostatnie ze wspomnień przeniknęło do jego świadomości i odruchowo sięgnął wolną ręką ku naszyjnikowi, który trzymał pod koszulą.

Wiedziałem, że ten ci się spodoba.”

Poczuł przypływ bólu, gdy Voldemort położył mu na twarzy dłoń, podnosząc w górę jego podbródek.

- Harry, jesteś częścią mnie, a jestem częścią ciebie.

Przebiegł przez niego dreszcz. Przywołał wewnętrzną magię, by zablokować ból spowodowany dotykiem ducha.

- Hm… - Voldemort zamknął oczy, jakby był w stanie to wyczuć. – Bardzo dobrze, Harry.

Młody czarodziej westchnął, wypuszczając z ręki naszyjnik.

- Harry?

Gryfon odwrócił się do Severusa, który patrzył na niego z dziwną miną.

- Co?

- Gdzie jest Draco?

Harry wzruszył ramionami, okrążył biurko i usiadł za nim.

- Nie wrócił jeszcze z południowej Afryki. A co?

Severus posłał Voldemortowi ostrożne spojrzenie, po czym machnął lekceważąco ręką.

- Tak tylko się zastanawiałem.


Harry zatrzymał się pod drzwiami klasy, nadstawiając uszu. Ominął zeszłego wieczora kolację w Wielkiej Sali, a na śniadanie nie udało mu się przyjść, gdyż musiał przeprowadzić ważną rozmowę siecią Fiuu.

Znów był w posiadaniu „obraźliwej” książki, którą Severus skonfiskował zeszłej nocy. Mama panny Abbott zgodziła się, by zatrzymał ją jak długo zechce pod warunkiem, że zostawi w niej dedykację dla jej syna. W końcu książka należała do niego. Ślizgoni! Ze wszystkiego chcieli wyciągać osobiste korzyści.

- Więc kiedy to się działo? – dobiegł go głos Rufusa.

- Spójrz – odparła Cindy Larsen.

Dało się słyszeć szelest pergaminu i Harry nachylił się do przodu, zaglądając do środka przez próg. Wokół ławki Cindy zebrała się dość spora grupa uczniów.

- To kiedy zgubił okulary? – zapytał Rufus.

- Trudno powiedzieć – odezwała się Cindy. – Chyba nie znamy dokładnej daty.

- Nie nosił ich w szóstej klasie, kiedy dowiedział się o spadku – zauważył Sean.

- To było zaraz po Halloween – odparł Harry, wchodząc do klasy. – Na piątym roku.

Uczniowie wrócili pospiesznie na swoje miejsca.

Harry zatrzymał się przed swoim biurkiem, położył na nim książkę i odwrócił się do klasy, krzyżując na piersi ramiona. Zlustrował milczących Gryfonów spojrzeniem i utkwił wzrok w Cindy, która przekładała nerwowo swoje rzeczy na ławce, bez powodzenia próbując coś ukryć.

- Co to jest, panno Larsen? – spytał Harry.

- Hm? Co takiego, profesorze?

- Ten kawałek pergaminu, który starasz się schować.

- Aa... to? – odparła Cindy, podnosząc złożoną pospiesznie kartkę. – Stare wypracowanie z zaklęć.

Harry podniósł brwi i prychnął niecierpliwie.

- Panno Larsen, nie zaimponowała mi pani swoim wczorajszym zachowaniem – powiedział, a dziewczyna pobladła na to wspomnienie. – Sugeruję, by nie prowokowała mnie pani jeszcze bardziej swoimi kłamstwami.

Cindy przełknęła głośno ślinę.

- Tak, proszę pana.

Cichy śmiech Voldemorta przyciągnął uwagę wszystkich.

- Czy muszę wam przypominać o medalionie, który nosi Harry?

Cindy spojrzała z powrotem na nauczyciela i ponownie przełknęła ślinę. Wzięła głęboki oddech i uniosła dzielnie głowę.

- Przepraszam pana, ale to tylko pomoc naukowa – poinformowała spokojnie. – Choć może to się wydawać okropne, to będziemy z tego przepytywani.

Harry miał ochotę się roześmiać. Missy, podobnie jak większość klasy, wyglądała na przerażoną wypowiedzią Cindy. Sean patrzył na koleżankę oszołomiony.

- Dobrze powiedziane, panno Larsen – odparł Voldemort z rozbawieniem. – Typowa, gryfońska postawa.

- Tak – zgodził się Harry, wyciągając ramię po pergamin. – Spójrzmy, co tutaj mamy.

Wskoczył na biurko i przyjrzał się bliżej czemuś, co przypominało oś czasu, opisującą wydarzenia z jego życia od chwili piętnastych urodzin. Co więcej, opisującą je bardzo szczegółowo. Ku jego konsternacji, po jednej stronie kartki widniała lista wydarzeń, zaś po drugiej przedstawione były szczegółowo ich skutki.

- Jestem pod wrażeniem – oznajmił Harry. – Nie miałem pojęcia, że tyle już przerobiliśmy.

- Niektóre fakty powodzą z relacji Dumbledore’a, która została opublikowana w najnowszej „Historii Hogwartu” oraz w książce „Powtórne powstanie i upadek” – wyrecytowała Cindy.

Harry skinął z roztargnieniem głową i oddał pergamin dziewczynie.

- Odpowiadając na pytanie Rufusa – powiedział nauczyciel. – Zacząłem nosić soczewki kontaktowe po tym, jak Voldemort wyjawił czarodziejskiemu światu swoje plany wobec mnie, a raczej – dodał, zerkając w kierunku ducha – kiedy sam domyśliłem się jego planów. Innymi słowy, wytłumaczył mi, że na skutek więzów krwi i magicznego połączenia…

- Które z dnia na dzień stawało się coraz silniejsze – wtrącił Voldemort.

Harry przyznał mu rację, kiwając głową.

- Stwierdził, że jeśli go zabiję, to sam zginę.

- O tym wiedzą wszyscy – odparł Sean. – Ale dlaczego?

- Wy mi powiedzcie. W jaki sposób jestem połączony z Voldemortem?

- Poprzez bliznę – rzekł Lucas.

Harry skinął głową.

- Związek krwi czy magii? – zapytał.

- Ee… obu? – odparł Lucas niepewnie.

- To była nieudana klątwa – orzekł Sean.

- Nie zadziałała, bo matka oddała za niego życie – oznajmiła Missy. – Sprawiła to jej miłość.

- Ale krew też była ważna – stwierdziła Cindy. – W końcu użyli magii krwi do wzniesienia osłon wokół domu jego wujostwa, bo ciotka profesora Pottera była spokrewniona z jego matką.

- Zgadza się. Kontynuujcie – zachęcił Harry.

- Voldemort zniwelował tę ochronę, kiedy użył krwi profesora do eliksiru, który przywrócił mu dawną postać.

- Tak, ale skorzystał też z ciała tego Glizdogona – zauważyła Missy.

- To kolejna magiczna więź, która się między nimi wytworzyła – powiedziała Cindy. - Profesor Potter ocalił Pettigrewowi życie, więc związał ich wtedy magiczny dług.

Voldemort zachichotał.

- Myślę, że zaczynają już łapać, Harry. Kolejne pytanie – czego chciał od Harry’ego czarodziejski świat?

- Najwyraźniej tego, żeby cię zabił – odparł Sean.

- Tak, ale za jaką cenę? – spytał czarnoksiężnik. W klasie zapanowała cisza, podczas gdy uczniowie przyswajali sobie tę wiadomość. - W wieku piętnastu lat dowiedział się, że świat chce, by złożył swoje życie w ofierze, by się mnie pozbyć. Co młody Harry postanowił wtedy zrobić?

Klasa patrzyła na swojego nauczyciela, wahając się zabrać głos. Harry wyszczerzył zęby.

- Możecie to wykrztusić – odrzekł. – Uciekłem. Ale tylko dlatego – dodał znacząco – że potrzebowałem czasu do namysłu.

- Pamiętajcie, że ostatnim razem, gdy Harry zniknął, ścigał go rzekomo Syriusz Black. Cała Wielka Brytania go szukała – rzekł Voldemort.

- Och, użył pan przebrania – zawołała Dawn z podekscytowaniem.

Harry zeskoczył z biurka i obszedł mebel dookoła. Wyciągnął z szuflady kronikę swojego roku i przekartkował księgę, szukając zdjęcia z Fredem i George’em, które zrobił im Colin. Zupełnie zapomniał o podbitym oku.

Podał kronikę uczniom, którzy z zafascynowaniem oglądali zdjęcia.

- To pan? – spytał Sean ze zdumieniem. – Zastanawiałem się, kim jest ten chłopak. To zdjęcie wisi też w gablocie w naszym pokoju wspólnym.

Harry wyjaśnił, jakich mugolskich sztuczek użył, by zmienić wygląd, podczas gdy księga krążyła po klasie.

- Jak pan sprawił, że pana twarz wyglądała tak strasznie? – spytała Dawn.

Harry westchnął.

- To akurat nie było zamierzone. Nie mogłem jeść ani spać. Kiedy wróciłem do obozu Voldemorta prosić o pomoc, śmierciożercy mnie nie rozpoznali, więc stłukli mnie na kwaśne jabłko.

Dawn spojrzała na niego z przerażeniem.

- Stąd to podbite oko – domyślił się Sean.

- Ale nie rozumiem jednego – odezwał się nagle Lucas. – Dlaczego to musiał być pan?

- Co masz na myśli?

- No, dlaczego wszyscy byli przekonani, że to akurat pan musiał go zabić?

- Nikt inny nie był dość potężny – powiedziała Cindy ze zniecierpliwieniem.

- To kapuję – odparł Lucas, rzucając jej rozdrażnione spojrzenie. – Ale serio, czy nikt nie mógł go udusić we śnie, albo podkraść się za jego plecami i…

Śmiech Voldemorta przerwał jego wypowiedź.

- Bądź miły, Voldemort – napomniał go Harry z uśmiechem. – To zupełnie logiczne pytanie.

- Panie Wilson – oznajmił Voldemort. – Jeszcze zanim wróciłem do swojego ciała, podjąłem odpowiednie kroki, by zapewnić sobie bezpieczeństwo przed wszelkimi formami ataków.

- Nie wspominając o tym, że obóz był dobrze ukryty – dodała Cindy. – Tylko najbardziej zaufane osoby mogły się do niego dostać.

- Dzieci – zwrócił się Voldemort do klasy cierpliwym tonem, który Harry pamiętał sprzed lat. – Aby przedrzeć się przez moje osłony, trzeba było zaskarbić sobie moje zaufanie i posiadać olbrzymią ilość magicznych mocy.

- Tak jak profesor Potter – zauważył Sean.

- Zgadza się.

- A ty mu na to pozwoliłeś – rzekł Lucas. – Zbliżył się do ciebie.

- Tak – przyznał Voldemort. – Jak wiecie, miałem swoje powody, co przy okazji sprzyjało zamysłom ministerstwa, chociaż nie posiadali wówczas całego oglądu na sytuację. Tylko Dumbledore rozumiał wszystko.

- Więc profesor Dumbledore pozwalał na te wizyty i twoje manipulacje? – spytała Missy ze zdziwieniem.

- Nie tylko. Albus je również popierał – powiedział Voldemort z rozbawieniem. – Cwany staruszek. Liczył na to, że Harry skorzysta ze swojej wrodzonej zdolności do wkradania się w cudze łaski.

Duch podniósł się ze swojego miejsca i podryfował na przód klasy. Harry nie odzywał się, słuchając uważnie informacji, o który nie miał dotąd pojęcia.

- Moje genialne manipulacje podziałały na Harry’ego znakomicie – kontynuował Voldemort. – Spełniałem jedna po drugiej wszystkie jego pragnienia i nadzieje. Potrzebował mnie, polegał na mnie… Jednak w tym samym czasie plany Dumbledore’a także rozwijały się pomyślnie. Byłem zaborczy, opiekuńczy i także od niego zależny – wyznał. – Pragnąłem z całego serca, by mógł być zależny jedynie ode mnie.

Harry dostrzegł, że Cindy i Sean wymieniają spojrzenia.

- Czy naprawdę raz zrównałeś z ziemią obóz, bo profesor Potter nie przyszedł cię odwiedzić? – spytała Cindy cicho.

Harry roześmiał się głośno.

- Gdzie o tym usłyszałaś?

- To było… w książce Cassandry Abbott.

- No tak – rzekł nauczyciel, podnosząc wspomnianą książkę. – Profesor Snape skonfiskował ją wczoraj dla mnie. Pani Abbott pozwoliła mi - jakby to ująć? - zatwierdzić jej zawartość.

- Do tego będziesz potrzebował mnie – oznajmił Voldemort.

Harry spojrzał w jego stronę – duch był teraz tylko dwa kroki od niego.

- Czyżby?

- Skąd będziesz wiedział, czy stało się coś, przy czym nie byłeś obecny?

- Masz rację.

- Zacznijmy od tego – rzekł Voldemort, zwracając się do klasy – że tak naprawdę zrównałem z ziemią obóz dwukrotnie, gdy Harry zwlekał zbyt długo z wizytą.

- Serio? – zdumiał się Harry. – Nigdy o tym nie słyszałem.

Voldemort zachichotał.

- To nie był raczej powód do dumy.

- Kiedy to się stało? – spytała Cindy żarliwie, wyciągając swoją oś czasu.

Voldemort zastanowił się przez moment.

- Po raz pierwszy zdarzyło się to po tym, jak Harry odkrył, że nasz drugi kontrakt był nieważny. To było zaraz po procesie. Był już na tyle silny, by nie pozwolić mi aportować się wraz z nim z Hogwartu. Nie mogłem też użyć jedynej przewagi, jaką nad nim miałem, by zmusić go do pójścia ze mną.

- Jakiej przewagi? – spytała Dawn.

- Gdyby dotknął mojej blizny, musiałbym skupić się na nim – wyjaśnił Harry. – Nie miałbym też siły, by się mu przeciwstawić.

- Ale nie zrobił tego – stwierdziła Dawn z ciekawością.

- Nie, nie zrobiłem tego. To by zniszczyło kruchą nić zaufania, jaka się między nami nawiązała. – Odwrócił się do Harry’ego. – Sądzę, że właśnie o tym wspomniano w książce.

Harry poszukał w niej tego fragmentu. Na jednej stronie znalazł naszkicowaną odręcznie mapę obozu.

- Co jest w niej napisane, profesorze?

Harry przekartkował szybko książkę i znalazł właściwy ustęp.

- „Mistrz powrócił dziś z Hogwartu po kolejnej próbie odzyskania mistrza Harry’ego” – przeczytał. – „Jego furia była widoczna na pierwszy rzut oka, ale dał ujścia swojej frustracji wobec oporu chłopca dopiero, gdy różdżką wycelował w ognisko. Pierwsza eksplozja zwróciła na szczęście uwagę wszystkich obecnych w obozie, gdyż zaraz po tym odwrócił się i zaczął niszczyć namiot po namiocie, aż nie pozostało już nic poza dymem i popiołem. Malfoy, ten arogancki kretyn, zbliżył się do mistrza i powiedział do niego coś cicho. Mistrz spoliczkował go za tę impertynencję, co było wyjątkowo łagodną karą, jednak słowa Malfoya musiały go pocieszyć, gdyż uspokoił się i kazał nam się wynosić. Opuszczałem obóz jako jeden z ostatnich, więc zauważyłem, że mistrz na początku odbudował namiot chłopca.”

Harry spojrzał na Voldemorta z ciekawością.

- Co powiedział ci Lucjusz?

Voldemort zmarszczył brwi.

- Harry…

- Pytam się.

- Lucjusz przypomniał mi, że walka była zgodna z twoją naturą – odparł duch poważnie. – I że twój upór jest także częścią twojej osobowości.

- I? – ponaglił go Harry.

Voldemort uśmiechnął się krzywo.

- I że to wszystko stanowiło o tym, kim jesteś – osobą godną, by do mnie dołączyć.

Harry odwzajemnił jego uśmiech.

- A za drugim razem?

Harry popatrzył na uczniów – niemal o nich zapomniał. Posłał Voldemortowi pytające spojrzenie.

- Drugi raz nie był nawet w połowie tak destrukcyjny – powiedział Voldemort, machając lekceważąco ręką. – Nazwałbym to raczej pokazem mojego niezadowolenia. Wspomniałem o tym tylko z tego względu, że…

- …stało się to z powodu profesora Pottera – dokończyła Cindy.

- Dokładnie, panno Larsen.

- Kto napisał tę książkę? – mruknął Harry, zerkając na pierwszą stronę. Autor był anonimowy, lecz musiał to być ktoś z wewnętrznego kręgu. Tylko osoba dobrze zapoznana z obozem i często w nim przebywająca mogła opisać niektóre z tych zdarzeń.

- Profesorze, czy naprawdę wzniósł pan toast za lorda Voldemorta podczas pewnego przyjęcia? – zapytał Sean.

Skoro Voldemort mógł przyznać się do swoich słabości…

- To prawda – przyznał. – Miało to miejsce podczas obchodów święta, które wypadało akurat tego dnia, kiedy po pierwszy raz pokonałem Vandewatera.

- Po tym, jak przyżył pan Klątwę Zemsty? – spytał Sean.

- Tak – odparł Harry. – Lucjusz Malfoy wzniósł za mnie toast, no i…

Voldemort roześmiał się lekko.

- Harry zaś, będąc skromną osobą, wzniósł toast w moim imieniu. Pokonał tego pamiętnego dnia oficjalnego mistrza szermierki i zwalczył kolejną czarnomagiczną klątwę.

- Co to było za święto? – odezwała się Missy.

Harry zastanawiał się, czy Voldemort ujawni tę informację, ale najwyraźniej czarnoksiężnik zbytnio się tym pysznił, żeby to ukrywać.

- Moje urodziny – odparł duch z wyraźnym zadowoleniem. – Harry wielce mnie tego dnia zaszczycił. Jak zawsze sprawił, że byłem z niego dumny.

Z tyłu sali dał się słyszeć czyjś urywany okrzyk. Harry spojrzał w tamtą stronę i dostrzegł Moirę Keane, drobną czarodziejkę, która sprawiała wrażenie cichej i nieśmiałej, choć oceny miała jedne z najwyższych na roku.

- Troszczyłeś się o niego – wyjąkała dziewczyna.

Klasa zdawała się lekko zdezorientowana, ale Voldemort spojrzał na uczennicę badawczo.

- W rzeczy samej.

- Może pani wyjaśnić, panno Keane? – powiedział Harry.

- To dlatego to się stało – odparła niemal bez tchu. – Mój ojciec jest prawnikiem w Wizengamocie. Wie wszystko o czarodziejskich długach. Nawet spekulował, czy to mogło się zdarzyć, ale… Lord Voldemort uwolnił pana od tego długu, prawda? Chciał, żeby pan żył.

Dziewczyna rozejrzała się po pogrążonej w ciszy klasie. Uczniowie wpierw wyglądali na oszołomionych, a potem już tylko zdumionych.

Harry spojrzał na Voldemorta. Ten najwyraźniej starał się powstrzymać od rzucenia mu znaczącego uśmieszku albo wybuchnięcia triumfalnym śmiechem. Harry przewrócił oczyma i w odpowiedzi usłyszał chichot.

- Bardzo dobrze, panno Keane – rzekł Voldemort, po czym zwrócił się do klasy. – To dlatego Harry przeżył, ja przetrwałem jako duch, zaś my nadal jesteśmy połączeni.

Rozbrzmiał dzwonek i Harry wstał.

- Panno Larsen, chciałbym, żeby udostępniła pani wszystkim kopie tej osi czasu – rzekł nauczyciel. – Jako zadanie domowe, macie ją uzupełnić informacjami, które pominęła panna Larsen. Oddacie mi je na następnej lekcji. Możecie iść.

Kiedy klasa zaczęła opuszczać salę, Harry usiadł na biurku i wziął do ręki książkę, omawianą na lekcji.

- Profesorze?

- Tak, panie McIves? – spytał, podnosząc wzrok.

- Ee… tak się zastanawialiśmy…

- Nad czym? – ponaglił go Harry.

- No, to znaczy…

- Nie odebrał nam pan punktów – wtrąciła pospiesznie Cindy.

- Ani nie dał nam pan szlabanu – dodał Sean.

Harry rozejrzał się wokół. Reszta uczniów zdążyła już wyjść. Tylko Missy ociągała się na progu, czekając na przyjaciół.

- No cóż – zwrócił się Harry do niesfornej dwójki. – Jeśli tak bardzo pragniecie szlabanu, jestem pewien, że pan Filch będzie…

- Właściwie to nie, profesorze – przerwał mu szybko Sean.

- Powiedzcie mi… Co takiego widzieliście?

- Pana wspomnienia, profesorze – odparł Sean. Cindy stała za nim, wykręcając sobie palce.

- Tak, tego się domyśliłem. Natknęliście się na myślodsiewnię z moimi wspomnieniami, która akurat stała na widoku…

- Nie mieliśmy prawa – powiedziała cicho Cindy.

- Nie, nie mieliście – odrzekł nauczyciel. Westchnął i przywołał na twarz bardziej łagodny wyraz. – Pamiętam, że sam kiedyś wpadłem do jednej.

Sean i Cindy wymienili spojrzenia.

- Też nie dostał pan wtedy szlabanu? – spytał Sean.

- Nie – przyznał Harry. – Wykorzystałem to, czego się dowiedziałem, do rozwiązania problemu, który mnie wówczas trapił.

- Ale to co jednak innego – rzekła Cindy. Harry popatrzył na nią pytająco, więc kontynuowała: - To było pana… prawdziwe życie, pana, cóż – koszmar.

Harry skinął z powagą głową, nie do końca pewien, jak udaje mi się zachować neutralny wyraz twarzy.

- Zgadza się. Aczkolwiek – cytując - choć może to się wydawać okropne, to będziecie z tego przepytywani.

Dwójka uczniów otworzyła ze zdumienia usta.

- Chciał pan żebyśmy… żebyśmy… - jąkał się Sean.

Znajomy chichot wypełnił klasę.

- Twoi Gryfoni są dzisiaj odrobinę powolni.

Harry zignorował go.

- Ten wasz mały „wypadek” – powiedział do nich – obejmował spory zakres materiału z lekcji i oszczędził mi wiele czasu. – Uczniowie nadal nie byli w stanie niczego wykrztusić, więc się do nich uśmiechnął. – On mnie nieźle nauczył.

Uczniowie odwrócili się, by wyjść. Tuż przy drzwiach Sean się zatrzymał.

- Profesorze?

- Tak?

- Skąd pan ma te blizny?

Cindy zbladła, a Missy zakryła dłonią usta. Harry był zbity z tropu.

- Jakie blizny?

Sean posłał Cindy szybkie spojrzenie, ale najwyraźniej nie chciał odpuścić.

- Blizny na pana plecach – uściślił. – Manelin mówił, że wyglądają jak ślady po chłoście.

Zajęło mu to parę chwil, ale w końcu przypomniał sobie, że po pierwszej chłoście nie było przy nim Rowan. Przetarł dłońmi policzki i oparł się wygodniej na krześle.

- No tak, te blizny – powiedział powoli. Przyglądał się im bacznie, gdy podchodzili bliżej biurka. Przeklęci, ciekawscy Gryfoni. – Jeśli pamiętacie, od samego początku sprzeciwiałem się Voldemortowi. Zawarłem z nim kontrakt jedynie dlatego… - Przerwał, patrząc wyczekująco na uczniów.

- Że chciał pan chronić przed nim rodzinę i przyjaciół – odpowiedziała Cindy.

Harry skinął głową.

- Tak. Oprócz nich, ja także otrzymałem „wszechpotężną ochronę Voldemorta”. Miałem być bezpieczny przed wszystkimi czarodziejami, którzy chcieliby mnie skrzywdzić, łącznie ze śmierciożercami.

- Ale pan nie chciał jego ochrony – wtrąciła Cindy nagle.

- Mądra dziewczyna.

Harry puścił mimo uszu komentarz Voldemorta.

- Nie chciałem jej, bo on tego pragnął. Nie chciałem zrobić niczego, czego on ode mnie oczekiwał, chyba że musiałem.

- Więc kazał jakiemuś śmierciożercy pana wychłostać? – spytała Missy z przerażeniem. – T-to takie…

- Nie całkiem odpowiednie – rzekł Voldemort obrażonym tonem.

- Blisko – stwierdził Harry. – Chciał się przekonać, czy skorzystam z jego ochrony. Gdybym wyjawił, co zrobił ten śmierciożerca, wyglądałoby to tak, jakbym się skarżył.

- Wcale że nie – odparł Sean, oburzony samym przypuszczeniem.

- Oczywiście, że nie – przyznał Voldemort. – Jednak musiałem jasno postawić sprawę. Jeśli Harry odmówi ochrony przez śmierciożercami, to nie obronię przed nimi również jego przyjaciół.

- Ale t-to t-takie… - Missy znów zaczęła się jąkać.

Voldemort wykrzywił wargi.

- Więc po raz kolejny pana zmanipulował, żeby dostać to, czego chciał – rzekł Sean, wzdychając ciężko.

- Tak, ale następnym razem się na nim odegrałem – oznajmił Harry. Zerknął w stronę Voldemorta i zauważył, że rozbawienie na jego twarzy zastąpiło niezadowolenie.

- W jaki sposób? – spytała Cindy.

- Po tym jak znów kazał mnie wychłostać, powiedziałem mu, że to zadanie nie mieści się w opisie ojca. – Harry przyglądał się zdumionym minom uczniów. – Jako że sam go sprowokowałem do tego, by to zrobił, ta runda należała już do mnie.

Kilkoro uczniów drugiej klasy zajęło swoje miejsca i nauczyciel popędził gestem zwlekających szóstoklasistów. Dopiero gdy zniknęli mu z oczu, wybuchnął gromkim śmiechem.

- Co w tym takiego śmiesznego? – spytał Voldemort, wracając na swoje krzesło. Znów był widziany i słyszany jedynie przez Harry’ego.

Młody czarodziej wzruszył ramionami.

- Może to jest i koszmar, ale dzielenie się nim z innymi stało się nawet zabawne.

Voldemort również się roześmiał.

- Ach, mój Harry. Jak zawsze cyniczny.



Rozdział 18

Dziedzice


- Więc jak powinniście zachować się przy spotkaniu z Czerwonym Kapturkiem?

Harry rozejrzał się po drugoklasistach. Zmarszczył brwi, gdy żaden nie podniósł ręki. Może przez całe to zamieszanie z szóstymi i siódmymi klasami, zaniedbał młodsze roczniki.

Harry!

Draco?

Harry miał wrażenie, jakby naprawdę widział ten krzywy uśmieszek.

A kto inny, ty durniu?

Miło mi cię słyszeć, ale masz naprawdę kiepskie wyczucie czasu.

Trudno.

Draco… - Harry zamierzał prosić przyjaciela o przełożenie rozmowy, jednak wyczuł napięcie w jego myślach. – Poczekaj.

- W porządku, otwórzcie książki i przeczytajcie o tym – nakazał Harry swoim uczniom.

Zeskoczył z blatu biurka i usiadł za nim, wyciągając jakieś papiery i udając, że jest zajęty.

Harry?

Tak w ogóle, to gdzie jesteś?

W Grobowcu, ale to nie…

Gdzie?

W Grobowcu, w archiwach ministerstwa.

Aha. I co tam…?

Zamknij się i słuchaj.

Czarujący jak zwykle.

Draco zignorował jego przytyk.

Czy to prawda, że twój naszyjnik świecił?

Co takiego?

Talizman.

No i co z nim?

Harry usłyszał udręczone westchnienie.

Siódmoklasiści wspominali coś o tym, że pożyczyłeś Voldemortowi swoją magię.

Zgadza się, to było całkiem fajne. – Harry wzruszył w myślach ramionami. – Jeśli pominąć fakt, że Voldemort…

Harry! Ślizgoni twierdzili, że ten naszyjnik świecił się, kiedy to robiłeś.

Naprawdę? Nie zauważyłem.

Co za niespodzianka. Poza tym Snape mówił, że to samo działo się też później.

Snape? Kiedy z nim rozmawiałeś?

Posłał mi sowę, ty kretynie. Chciał wiedzieć, kiedy wracam. Sądził, że talizman w ten sposób manifestował wasze połączenie.

Cóż, to nic dziwnego, biorąc pod uwagę wszystkie nasze związki.

Być może.

Harry wiedział, że Draco nie jest przekonany.

Co o tym sądzisz, Draco?

Wydaje mi się…

- Harry!

Nauczyciel odwrócił się w stronę drzwi, na progu których stała zaczerwieniona od biegu Hermiona.

- A teraz co? – spytał Harry.

- To Ginny – wyrzuciła z siebie Hermiona.

- Ginger? – Harry wstał. – Coś jest nie tak?

Hermiona uśmiechnęła się.

- Już czas.

W jednej chwili tysiące myśli przewinęło się Harry’emu przez głowę.

Już czas? Dziecko? Ojciec?

Harry, oddychaj!

Harry wziął kilka głębokich oddechów.

Gdzie ona jest?

- Gdzie ona jest? – spytał Harry Hermionę.

- W Św. Mungu. Nie chcieli ryzykować z wnukami ministra.

Św. Mungo, w porządku. Dużo lekarzy. Dobrzy ludzie. Nie zamknęli tam czasem Lockharta? Zbyt dużo pięter. Jak ja ją znajdę?

HARRY! To nie czas na panikę.

Panikę? Nie, wcale nie panikuję. Św. Mungo. Obok stoi budka telefoniczna.

Harry, oddychaj, na Merlina.

Harry wziął kolejny głęboki oddech.

- Potter?

Harry odwrócił się.

- Severus? Co ty tu…

- Zajmę się twoją klasą – odparł Snape. Machnął w stronę Hermiony. – Zabierz go do żony.

Racja. Muszę iść do Ginger.

Otworzył usta, ale Hermiona zasłoniła mu je dłonią, wzięła go pod ramię i wyprowadziła z sali.

- Zostań ze mną, Harry – nakazała kobieta.

- Muszę iść. I to szybko.

- Nie, Harry. Pójdziesz ze mną. Nie próbuj się aportować.

Aportacja. Tak.

Nie!

- Nie? – powtórzył Harry.

- Nie, po prostu chodź ze mną. Zabiorę cię do niej.

Harry nie był pewien, jak znaleźli się na miejscu, gdyż umysł rozjaśnił mu się dopiero, gdy stali już w windzie.

- Gdzie jest Ron? – spytał z nienacka.

- Spotka się z nami na miejscu – odparła Hermiona.

Harry kiwnął głową.

- Gdzie jest Syriusz?

Hermiona przyjrzała mu się uważnie.

- Wszyscy już są w drodze, Harry – zapewniła go.

Harry ponownie skinął.

- Gdzie jest Draco?

- Ty mi to powiedz.

Draco?

Już tam idę, Harry. Postaraj się uspokoić.

- Uspokoić się – rzekł, kiwając głową. Rozejrzał się, kiedy winda zatrzymała się na kolejnym piętrze. – Czemu ta maszyna tak się wlecze?

- Spokojnie – powiedziała Hermiona. Drzwi zatrzasnęły się.

Harry zaczął kołysać się na piętach.

- Nie mogę zwyczajnie aportować się do Ginger?

Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu.

- Harry, nawet ty nie możesz się tu teleportować. To miejsce nie reaguje na dziedziców, tak jak Hogwart.

- Ale…

- Harry…

Drzwi windy wreszcie otworzyły się na oddziale porodowym i Harry ruszył pospiesznie korytarzem, który zdawał się nie mieć końca. Za rogiem spotkał jakąś kobietę, która spojrzała na niego z uśmiechem i powiedziała:

- Tymi drzwiami, panie Potter.

Harry podążył za jej wskazówką, nie zastanawiając się, skąd czarownica znała jego imię. Kiedy dotarł do poczekalni, znalazł tam już kilkoro Weasleyów, Syriusza i Gwenn, którzy przywitali się z nim ciepło. Nie potrafił pojąć, jak mogli oni wyglądać tak spokojnie. Po pięciu minutach Harry zaczął chodzić w koło. Przyjaciele nie przerywali prób zajęcia go rozmową, ale on nie był w stanie myśleć o niczym innym, poza swoją żoną.

Lekarz – Harry nie pamiętał jego imienia – wyszedł z sali i zapewnił go, że wszystko przebiega prawidłowo i pani Potter czuje się dobrze. Potrząsnął dłonią Harry’ego, mówiąc, że to prawdziwy zaszczyt go spotkać i móc odbierać poród jego żony. Harry miał ochotę zapytać, czemu więc przy niej go nie ma.

- Wszystko będzie dobrze, Harry – powiedział Artur.

- Jak możesz być tak spokojny?

- Harry, usiądź, proszę.

- Ale…

- Harry.

- Powinienem z nią być – odezwał się z rosnącą determinacją.

- Po co? – spytała Hermiona.

- Nie wiem, pomagać jej oddychać czy coś – odparł Harry. – Czy to nie niebezpieczne?

- Czarownice mają teraz zapewnione znacznie bezpieczniejsze i dogodne metody porodu – stwierdziła Molly cierpliwie. – Ginny nic nie będzie.

Harry znów pogrążył się w zadumie. Czuł delikatne pieczenie na czole.

- Matka Voldemorta umarła przy porodzie – rzekł do Molly.

- Tom Riddle urodził się w mugolskim szpitalu – odparł Artur. – Jego matka nie chciała, by mąż dowiedział się, że jest czarownicą.

Harry’ego zalała nowa fala strachu.

- Muszę się z nią zobaczyć – powiedział, kierując się ku drzwiom.

- Nic nie możesz zrobić, Harry – oznajmiła Molly.

- Powinienem z nią być. – Harry odwrócił się. – Jestem cholernym Harrym Potterem. Musi być coś, co mogę zrobić.

Słyszał jakieś głosy, wołające jego imię. Nagle trzy postaci zatarasowały mu przejście na salę porodową.

- Zejść mi z drogi – odezwał się Harry złowieszczo cichym tonem.

Stolik obok krzesła Gwenn zaczął się trząść. Wokół zaszumiały jakieś uspokajające głosy, które wydawały mu się obce. Ze ściany spadł obraz.

- Odsuń się – rzekł Harry do osoby, która zagradzała mu drogę. Nie był pewny, kto to jest. – Albo przysięgam, przeklnę…

- Harry!

Młody czarodziej obrócił się na dźwięk głosu, który wcześniej rozbrzmiewał tylko w jego głowie. Ledwo zdążył zauważyć pięść Draco, pędzącą w stronę jego szczęki.


- Chyba do tej pory powinien już się obudzić?

- Musiałeś walnąć go tak mocno, Malfoy?

- Och, więc wolałeś, żeby cię znokautował jakimś zaklęciem?

- Nie, ale…

- Stracił nad sobą panowanie, Weasley. Lepiej dmuchać na zimne.

- No, masz rację, ale…

- Ty draniu! – wrzasnął Harry, zrywając się z łóżka, na którym leżał. Po chwili przyciskał już Draco do ściany, trzymając go ręką za gardło. – Jak śmiałeś!

- Zanim mnie udusisz, Harry – wykrztusił Draco – i zostaniesz zesłany do Azkabanu za morderstwo, może chciałbyś obejrzeć swoje dzieci?

Harry zamarł i rozejrzał się. Łóżko, które przed momentem zajmował, znajdowało się w prywatnej komnacie. Stało tam jeszcze jedno łoże, wokół niego stali już Weasleyowie, Syriusz, Gwenn oraz Remus, Belle i Narcyza.

Harry puścił Draco i ten osunął się na podłogę.

- Ginger? – wyszeptał Harry, podchodząc do łóżka.

Jego żona leżała na posłaniu z potarganymi włosami, obłożona zewsząd poduszkami. W ręku trzymała niewielki tobołek.

- Nic ci nie jest?

Roześmiała się i był to najwspanialszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszał.

- Harry, ty idioto… Nic mi nie jest – odparła Ginny, poklepując dłonią miejsce obok siebie.

Postąpił kolejny krok do przodu. Rzeczywiście wyglądała dobrze. Przyjrzawszy się bliżej tobołkowi w jej ramionach, dostrzegł małą twarzyczkę z kępką włosów, otuloną różowym kocem.

To jedno.

Na krześle obok łóżka Ginger siedziała Molly, trzymając podobny tobołek owinięty niebieskim nakryciem. Gryfon poczuł, że nogi robią mu się jak z waty i usiadł na łóżku przy żonie.

- Harry, to twoja córka – powiedziała Ginger.

- Moja córka? – Zabrzmiało to nieco piskliwie, ale Harry nawet nie zwrócił na to uwagi, kiedy dostał swoją córkę do rąk. Wyglądała jak porcelanowa lalka z cienkimi, czarnymi rzęsami i drobnymi, różowymi ustami. Jedynie jej delikatne ruchy i mrugające powieki przypominały Harry’emu, że była prawdziwa, żywa – jego.

Mój Boże, czy to możliwe, by zakochać się tak szybko?

Najwyraźniej.

Harry popatrzył na drugi koniec komnaty. Starł z twarzy głupi uśmiech i zmarszczył lekko brwi.

- Wciąż jestem na ciebie zły, Malfoy.

Draco potarł szyję, na której widoczne były ślady rąk Harry’ego.

- Zauważyłem.

Harry odwrócił się do Syriusza, który roześmiał się serdecznie.

- Podziwiam tylko twoją opuchniętą szczękę i rozcięte wargi – stwierdził Syriusz. Zarechotał ponownie i Harry się nachmurzył. – Pamiętam, że twój ojciec wyglądał podobnie w dniu, kiedy znokautowałem go przed twoimi urodzinami.

Harry spojrzał na niego ze zdumieniem. Remus parsknął śmiechem.

- Musiałeś uderzyć do dwa razy, Łapo – oznajmił Remus. – Malfoy’owi wystarczał jeden cios.

Harry zerknął w stronę Draco i w końcu się uśmiechnął.

Twój ojciec też ma paskudny prawy sierpowy.

Draco wzruszył ramionami i Harry poświęcił uwagę swojej córeczce.

- Jest piękna – mruknął, poluzowując powijaki niemowlęcia. Dziecko podniosło piąstki do góry i włożyło sobie jedną z nich do buzi. Harry przebiegł palcem po idealnej, małej rączce. Dziecko chwyciło jego kciuk i zacisnęło na nim paluszki.

- Ma na imię Taylor – ogłosiła Ginger.

Harry uniósł zaskoczony wzrok na swoją żonę.

- Taylor? – powtórzył Ron, wzburzony. – Ginny, ty półgłówku. Co to za imię, Taylor?

- Ron, bądź miły – zganiła syna Molly.

Lecz Ron jeszcze nie skończył.

- Serio, Harry. Nie powinieneś pozwalać jej wymyślać imion.

- Ja go nie wymyśliłam – odparła Ginger zadowolonym tonem.

Harry spojrzał jej w oczy, po czym zwrócił wzrok na swojego syna, wciąż leżącego w ramionach Molly. Powiedział Ginger, że może nazwać dzieci. Zakazał jej jedynie nazywać je po nim albo po kimś, kogo znali. Chciał, żeby jego dzieci miały swoje własne tożsamości. Bycie Potterami i tak pewnie okaże się dla nich niełatwe. Ginger jednak na swój sposób była sentymentalna i umiała wykazać się przebiegłością, by osiągnąć swój cel – co udowodniła między innymi, aranżując jego sprawdzian na mistrza szermierki.

Westchnął i przekazał Taylor z powrotem Ginger, po czym wziął na ręce swojego syna. Pogładził palcem jego okrągły policzek.

- Mój syn – wyszeptał.

- Och, już łapię – rzekł Ron, nachylając się nad Harrym, aby zerknąć na niemowlę. – On pewnie nazywa się Jack.

Draco prychnął drwiąco.

- Szybki jesteś, co?

Draco, zdajesz sobie sprawę, że ponad połowa czarodziejów w tym pokoju to Weasleyowie?

Harry posłał tę myśl Draco, zanim zwrócił się do Rona:

- Twoja siostra dysponuje własnymi metodami manipulacji. – Zerknął ku Ginger. – Choć wcale nie chciałem, żeby otrzymały po mnie imiona.

Jego żona odpowiedziała mu uśmiechem. Oczywiście mogła je nazwać nawet po Voldemortcie, a Harry’ego w tej chwili i tak by to nie obchodziło, co Ginger zapewne wiedziała. Był teraz zbyt szczęśliwy, że jego rodzina jest cała i zdrowa.

- Czy to nie zagrozi twojej anonimowości w Kruczym Azylu? – spytał Draco.

- Wątpię – odparł Harry, nie odrywając wzroku od syna. – Ginger i Lu… mój dozorca – poprawił się szybko – załatwiają wszystkie sprawy na miejscu. Nikt tam nigdy nie widział Jacka Taylora na oczy.

- Ja tam wciąż sądzę, że to mało oryginalne – burknął Ron.

- Cóż, Ging jest sentymentalna – odparł Harry. – To i tak bardziej oryginalny powód, niż historia tego imienia.

- Jak na nie w ogóle wpadłeś? – spytała Hermiona z roztargnieniem, biorąc z rąk Gwenn Taylor.

Harry wzruszył ramionami, to raz kolejny odsuwając ręce Rona z dala od jego syna.

- Kiedy pracownica w sklepie optycznym spytała mnie o imię, musiałem szybko coś wymyśleć.

Draco parsknął głośno śmiechem w jego myślach.

Chyba nie masz zaraz zamiaru pokazać wszystkim, jak żałosny potrafisz być?

Harry uniósł wzrok i rozejrzał się, póki nie dostrzegł Draco, chowającego się za plecami Hermiony. Widok ten szczerze go rozbawił.

- Tak, to rzeczywiście było żałosne – przyznał z uśmiechem. – Po drugiej stronie ulicy zobaczyłem kolorowy neon z napisem „Pralnia Jacka Taylora”, no więc…

Tym razem Draco roześmiał się na głos.

- Wiedziałem – mruknął, sięgając po Taylor.

- Spadaj, Malfoy – powiedziała Hermiona, odsuwając się.

- Daj mi ją – zażądał Draco władczym tonem. – To moja chrześniaczka.

- Według kogo? – warknęła Hermiona.

Ich kłótnia trwała już w najlepsze, kiedy Harry w końcu zdecydował się przekazać swojego syna Ronowi. Pochylił się nad swoją żoną i pocałował ją delikatnie.

- Już teraz wszyscy o nie walczą – wyszeptał Harry.

Ginny uśmiechnęła się niewinnie.

- Przyzwyczaisz się do tego.

- Mówiłem ci już, jaka jesteś piękna?

Ginger zarumieniła się i przygryzła wargi.

- Wyglądam okropnie.

Harry pokręcił głową.

- Wyglądasz olśniewająco – upierał się Harry. – Nie zamieniłbym tej chwili na żadną inną. Dziękuję ci.

- Kocham cię, Harry – rzekła Ginger i uśmiechnęła się. – Ale jeśli kiedyś jeszcze dotkniesz mnie z taką miną, to cię przeklnę.

Harry roześmiał się, jednak na wszelki wypadek odwrócił się do Molly i spytał:

- Ona żartuje, prawda?


- A więc co sądzisz? – odezwał się Harry.

- Co sądzę o czym? – odparła Ginger.

Harry oderwał wzrok od śpiącej w jego ramionach Taylor i potrząsnął głową. Siedział wygodnie na krześle obok łóżka Ginger, która patrzyła teraz na niego pytająco.

Byli prawie sami.

Goście odwiedzali ich niemal przez cały wieczór. Harry przyjmował ich osobiście – rozmawiał cierpliwie z nauczycielami, kadrą, dziennikarzami i fotografami. W końcu pielęgniarka wygoniła wszystkich, by pozwolić Harry’emu spędzić godzinę sam na sam z Ginger, która pomimo krótkiej drzemki, wciąż wyglądała na wykończoną. Teraz cieszyli się wspólnym czasem w samotności – przynajmniej teoretycznie.

Ginger zmarszczyła brwi, uświadomiwszy sobie, że nie zwracał się do niej.

- Jak długo on tu jest? – spytała z rozdrażnieniem.

Harry wzruszył ramionami, przebiegając palcami przez włosy Taylor, równie czarne jak jego, i muskając jej śliczne uszko. Ciągle miał ochotę dotykać swoje dzieci.

- Od kilku godzin – odrzekł Harry. – Przynajmniej z tego, co zauważyłem.

Nie zdziwił się, gdy usłyszał chichot.

- Podążałem za tobą od drzwi twojej klasy, Harry – powiedział Voldemort z odległości kilku metrów. Zmaterializował się, lecz Harry wiedział, że tylko on był w stanie go zobaczyć. – Sądziłeś, że to przegapię?

Harry podniósł wzrok, czując, jak Voldemort się przybliża.

- Wobec tego odpowiedz na pytanie.

- A co chciałbyś usłyszeć, Harry? Że wyglądają dokładnie tak, jak się spodziewałem? Że wyrosną na wspaniałych czarodziejów? Że ona – rzekł, zerkając ku Taylor – będzie doskonałą dziedziczką Slytherina?

- Skąd wiesz, że to ona? – spytała Ginger gniewnie.

Voldemort odwrócił się do niej.

- Och, wiem to, moja droga. Wiem o wszystkim.

Ginger wypuściła powietrze przez zęby.

- Czy bycie martwym pozwala ci wiedzieć takie rzeczy?

- Oczywiście – odparł Voldemort, jakby każdy głupiec zdawał sobie z tego sprawę. – Prawda przekracza każde granice, nawet te, które ustanawia śmierć.

Harry nachmurzył się. Choć zamotane w semantykę Voldemorta, słowa te brzmiały niepokojąco znajomo.

Voldemort wyciągnął rękę i przebiegł palcami po twarzy Taylor. Harry odczuł chęć, by odciągnąć od niego dziecko, lecz wówczas przypomniał sobie, że Voldemort mógł dotknąć jedynie jego. Lecz gdy widmowe palce otarły się o bladą skórę, główka niemowlęcia odwróciła się, reagując na dotyk.

Harry poderwał wzrok, patrząc Voldemortowi w oczy. Ogarnęła go trwoga.

Nie!

Voldemort uśmiechnął się łagodnie.

- Mogę jej dotknąć tylko dlatego, że ty ją trzymasz, Harry – oznajmił duch. – W tej chwili jest ona jakby twoim przedłużeniem – tak jak w sytuacji, gdy trzymasz różdżkę, pozwalając mi jej użyć.

Zalała go fala ulgi. Te dzisiejsze emocjonalne huśtawki naprawdę dawały mu w kość.

- Nienawidzę, gdy tak robisz – mruknął Harry.

Voldemort zachichotał.

- Mówiłem ci, Harry. Znam cię. Każdy twój gest jest odbiciem mojego.

- Harry! – Gryfon uniósł głowę, zaalarmowany krzykiem żony. – Dlaczego nóżka dziecka świeci?

Spuścił wzrok i ujrzał słaby blask na krańcu koca. Uniósł wyżej dziecko i zauważył, że to nie stópka Taylor świeciła, a medalion, znajdujący się pod jego koszulą. Voldemort powoli odciągnął rękę od twarzy niemowlaka i blask zgasł.

- To nasz związek, Harry – wyjaśnił Voldemort. – Nasz i teraz także jej. Talizman zna swoich dziedziców.

Harry uśmiechnął się krzywo, wiedząc, ironicznie dzięki talizmanowi, że Voldemort nie jest z nim do końca szczery. Jednak mężczyzna był zbyt zmęczony, by wysłuchiwać kolejnej wymyślnej retorty czarnoksiężnika.

Na szczęście w tym momencie do sali wkroczyła pielęgniarka, która przyszła zabrać dzieci do łóżeczek. Harry niechętnie pożegnał się z Ginger, obiecując wrócić tak szybko, jak będzie w stanie. Pielęgniarka zapewniła go, że pani Potter potrzebuje odpoczynku i wygoniła go z pokoju.

- Moje gratulacje, Harry – rzekł Voldemort, kiedy opuścili szpital.

- Dzięki, ale to Ginger odwaliła całą robotę.

- To prawda. Na ciebie jednak także czeka sporo pracy. Jesteś gotowy?

Harry aportował się w swojej klasie. Voldemort pojawił się tam po chwili.

- Teraz nie mam już chyba wyboru – odparł Harry, idąc w kierunku swojego gabinetu. Nagle poczuł się strasznie zmęczony.

- Być może – stwierdził Voldemort niejasno, zatrzymując się przy wejściu do prywatnych pokoi Harry’ego. Rowan zaskrzeczała z wnętrza i Harry’emu wydawało się, że brzmi to jak ostrzeżenie.

- Cóż, taki już jest mój los – powiedział Harry, nie przestając się uśmiechać.

- Jak zawsze cyniczny.

Harry był zbyt szczęśliwy, by się tym przejmować.



Rozdział 19

Ojcostwo


Następnego dnia Harry z samego rana miał lekcję z trzecim rokiem Ślizgonów. Z trudem przedarł się przez lawinę pytań, jakimi zarzucili go uczniowie.

- Jak się nazywają?

- Jack Artur i Taylor Lily.

- Które jest starsze?

- Jack jest starszy o dwie i pół minuty.

- Do kogo są podobne?

- Rzekomo do mnie, choć moim zdaniem za wcześnie jeszcze, by to stwierdzić.

- To które jest dziedzicem? – zapytał ktoś odważnie.

- Cóż, Voldemort utrzymuje, że Taylor jest dziedziczką Slytherina. – Harry uśmiechnął się krzywo. – Podobno zmarli wiedzą takie rzeczy.

Harry usłyszał chichot dochodzący z tyłu klasy, ale go zignorował. Voldemort nie powinien uczestniczyć w tej lekcji, jednak Harry miał zbyt dobry humor, by wszczynać z tego powodu dyskusję.

- Poza tym – ciągnął nauczyciel – kilku innych Ślizgonów zgadza się co do tego.

- Kto?

- Na przykład pan Malfoy. Ale tak się składa, że jest on również jej ojcem chrzestnym, więc może nie być w tej kwestii obiektywny. Profesor Snape także jest tego samego zdania, ale myślę, że tylko z tego powodu, że państwo Weasleyowie są rodzicami chrzestnymi Jacka.

Kilkoro uczniów parsknęło śmiechem, kiwając potakująco głowami.

Reszta dnia przemijała bardzo podobnie. Harry otrzymywał sowy przynajmniej dwukrotnie podczas każdej lekcji. Najbardziej ucieszyła go wiadomość od Colina, pracującego w „Proroku Codziennym”, który pisał, że udało mu się zdobyć kilka zdjęć zrobionych w Św. Mungo i przesłał je Harry’emu.

Fotografie zrobiły w szkole prawdziwą furorę i dyrektor przekazał Harry’emu, że nic się nie stanie, jeśli jego uczniowie nie będą tego dnia mieć normalnych lekcji. Mimo że Harry nie uważał tego za zbytnio uczciwe, to stwierdził, że nic nie może na to poradzić, gdyż uczniowie byli prawie równie mocno podekscytowani jego dziećmi, co on.

Oczywiście mogli jedynie korzystać z okazji, by wykpić się z pracy na lekcji, ale Harry nawet się tym nie przejmował. Szczęście towarzyszyło mu przy każdym kroku, a on nie miał zamiaru z niego rezygnować. W takim właśnie nastroju Harry zmierzał teraz, ku swojemu zdziwieniu, w stronę sali szermierki.

Draco nagabywał go na trening już od jakiegoś czasu – twierdził, że pozwoli to Harry’emu się rozluźnić. Gryfon nie czuł w tym momencie żadnego napięcia, ale doszedł do wniosku, że nie zaszkodzi pozbyć się nieco rozpierającej go energii, nim zobaczy się z Ginger i bliźniakami.

Na miejscu czekała go jednak niespodzianka. W sali zebrała się mała gromadka uczniów – i nie byli to bynajmniej amatorzy szermierki, a uczniowie z klasy Harry’ego. Stali wokół Draco, rozmawiając o czymś ściszonymi głosami. Nie tylko ich obecność była zaskakująca, ale i powaga na ich twarzach.

Harry, który w latach młodości stał się z konieczności mistrzem podsłuchiwania, podkradł się bezszelestnie bliżej drzwi.

- Tłumaczę wam, bez żadnego dowodu nie damy rady. – Draco wyglądał na sfrustrowanego. Harry znał to uczucie. Draco nie powinien zaczynać dyskusji z nastoletnimi Gryfonami.

- Ale jeśli dowie się, że istnieje zagrożenie…

- Nie ma na to dowodu – przerwał Cindy Draco. – Zresztą, sama go znasz. Wszystko bagatelizuje.

- No to jak mamy tego dowieść, skoro nie możemy wypróbować naszej teorii?

- Och, Harry, nie przyczajaj się.

Harry prawie nie wyszedł ze skóry. Szlag by trafił wyczucie czasu Voldemorta. Pozostałych także przestraszyło nagłe pojawienie się ducha. Jak jeden mąż odwrócili się w stronę miejsca, gdzie stał Harry.

- O, profesorze Potter, witamy – powiedział Sean.

- Co się dzieje? – zapytał Harry. Zerknął ku Draco, który patrzył na Voldemorta nieodgadnionym wzrokiem. Draco?

Musimy pogadać.

O czym?

- Harry, masz zamiar się pojedynkować? – odezwał się Voldemort. Harry popatrzył w jego stronę. – Nie miałbym nic przeciwko demonstracji twoich nadzwyczajnych talentów.

Draco?

Później.

Harry zdjął swoją szatę.

- Tak, będziemy się pojedynkować – odparł. Zauważył, że dzieciaki rozglądają się za wolnymi miejscami. Najwyraźniej uczniowie postanowili zostać i obejrzeć walkę.

Cindy sprawiała wrażenie, jakby chciała porozmawiać o czymś z Seanem, ale chłopak stale ją uciszał. Harry’ego czekało ponowne zaskoczenie, kiedy do sali wszedł Dante wraz z Adairem Darcym. Chociaż Adair w rzeczywistości należał do klasy szermierki, to nie spodziewał się dziś zobaczyć tu Ślizgonów.

Dante spojrzał pytająco na Seana, lecz Gryfon szybko pokręcił głową. Przybierając uprzejmy wyraz twarzy, Dante zwrócił się do Draco:

- To prywatny pokaz, panie Malfoy?

- Zdolności profesora Pottera nie byłyby nic warte, gdyby zabrakło Malfoya, z którym mógłby je szlifować – odrzekł Draco. Przez jakiś czas wymieniali się uwagami, bez skrępowania mieszając z błotem Gryfonów i Harry’ego.

Harry przewrócił oczami i podniósł swoją szablę.

- Zaczniemy dzisiaj, Malfoy? – przerwał im Harry. – Chciałbym zobaczyć się jeszcze z dziećmi.

Draco uśmiechnął się tylko i przywołał własną szablę.

Jak to zwykle bywało, wszystkie myśli opuściły jego głowę, gdy tylko stanął naprzeciw Draco. Czuł, jakby szabla była częścią jego ramienia, raz z brzękiem odbijając ciosy przeciwnika, to znów na niego nacierając. Publiczność w ciszy obserwowała ich pojedynek – nawet Voldemort nie miał nic do powiedzenia, więc walka była ciężka, lecz odprężająca.

Trzy kwadranse później zdecydowali zakończyć pojedynek i Harry przywołał im obu ręczniki. Uczniowie wyrazili swoje uznanie, lecz nie zostali na dłużej. Harry zastanawiał się, czy Voldemort nie miał z tym nic wspólnego. Zachował się dziś nadzwyczaj natrętnie.

- Będziesz dzisiaj w szpitalu? – zapytał Harry Draco, odwieszając swoją szablę. Sennie zajął swoje stałe miejsce, owinięty wokół jego ramienia.

- Nie, mam inne plany.

- Dobra, to widzimy się później.

Harry, kiedy wrócisz, musimy porozmawiać.

W porządku. Dam ci znać, kiedy tylko będę z powrotem. Obiecuję.

- Harry, powinieneś już się zbierać – powiedział Voldemort.

Aha, zdecydowanie natrętny.

- Twoja żona z pewnością też nie może się doczekać, by cię zobaczyć.

Niemniej jednak Voldemort zwykle miał rację. Harry wyszedł w pośpiechu, żeby wziąć prysznic, po czym udał się na spotkanie z rodziną.

Kiedy dotarł do szpitala, czekała go nowa niespodzianka – pod drzwiami do sali Ginger zgromadziła się mała grupka ludzi. Syriusz chodził w tę i z powrotem wzdłuż korytarza, a Gwenn i Remus próbowali go uspokoić. Towarzyszyła im także Minerwa McGonagall, która wyglądała na mocno zdenerwowaną.

Przed drzwiami stała z założonymi rękami dość dobrze zbudowana salowa. Zaalarmowany tym widokiem, Harry podszedł bliżej.

- Coś się stało?

- Harry! – zawołał Syriusz z ulgą, odwracając się. – Idź tam i powiedz temu…

- Panie Black – przerwała mu karcąco Minerwa.

Syriusz łypnął na nią krzywo.

- Pani też nie jest tym zadowolona. Siedzą już tam od pół godziny…

- O co chodzi? – spytał Harry, teraz już pewien, że nic złego się nie stało. Najwidoczniej Ginny miała gości, a tylko dwie osoby spoza najbliższej rodziny mogły przebywać w salach podczas odwiedzin.

Remus spojrzał na Harry’ego porozumiewawczo.

- Są teraz u niej Severus i Draco. Syriusz nie jest szczęśliwy z tego powodu.

- Cholerni Ślizgoni – mruknął Syriusz. – Mogliby się już wynosić.

- No już, przestań się boczyć, Syriuszu – powiedziała Gwenn. – Spędziliśmy z dziećmi sporo czasu po południu.

Harry miał właśnie otworzyć usta, by oznajmić, że to niemożliwe – dopiero co widział Draco w szkole – ale szybko zmienił zdanie.

- Zobaczę, co da się zrobić – rzekł zamiast tego.

Salowa odsunęła się i Harry wszedł do środka. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Harry rozejrzał się po sali. Jego żona siedziała na krześle obok okna, pisząc coś na kawałku pergaminu przy okrągłym stoliku. Przerwała jednak, gdy usłyszała odgłos zamykanych drzwi. „Cholerni Ślizgoni” stali obok łóżeczek z minami, jakby chcieli wziąć dzieci na ręce, ale nie mieli pojęcia, jak się do tego zabrać. Po wejściu Harry’ego obaj przybrali kamienne wyrazy twarzy.

Harry postanowił zająć się nimi później. Wpierw podszedł do żony i pocałował ją delikatnie.

- Co tam spisujesz? – spytał.

- Rzeczy dla dzieci – odparła, wzruszając ramionami.

Harry zerknął na listę, gdzie znajdowały się takie pozycje jak pieluszki czy śpioszki oraz inne akcesoria, których nazwy nic mu nie mówiły, więc tylko się uśmiechnął. Miał nadzieję, że była to kolejna sprawa, o którą nie będzie musiał się martwić.

Odwrócił się do dwójki gości.

- O co chodzi? – zapytał ich Harry. – Strach was obleciał?

Snape prychnął głośno i skrzyżował ramiona.

- Nie bądź śmieszny, Potter. Nie chcemy tylko bez potrzeby denerwować twojej żony, w razie gdyby któryś ze smarkaczy miałby się obudzić.

Harry posłał Ginger porozumiewawcze spojrzenie.

- Tak jak myślałem.

Harry bez wahania podszedł do łóżeczek. Gdy dostrzegł, że Jack się porusza, schylił się i wziął go na ręce. Poprzedniej nocy Harry nabrał praktyki przy postępowaniu z dziećmi i teraz z zadowoleniem patrzył, jak Jack układa się wygodnie w jego ramionach.

- Jestem pod wrażeniem, Potter – odezwał się „Draco”.

- Och, dajże spokój – odparła Ginger, zerkając znad swoich notatek. – Wczoraj radziłeś sobie z Taylor znakomicie, Draco.

Harry spojrzał na Ginger z zaskoczeniem, po czym odwrócił się do „Draco” i Severusa, podnosząc brwi.

- Nie powiedzieliście jej?

- O czym?

- Poziom prywatności w tym miejscu nie zachęca do otwartych rozmów – oznajmił Severus.

Harry westchnął głośno.

- Rzuciłem wczoraj na tę salę zaklęcie izolacji. Wolałem, żeby nikt nie widział wałęsającego po korytarzach ducha Voldemorta.

- O czym mi nie powiedzieli? – spytała ponownie Ginger, tym razem ostrzej.

- Bariery antyaportacyjne nie pozwalają mi się tu teleportować, ale każdy może rzucić na to miejsce czar maskujący – dodał Harry. – Nawet wy.

Dwójka gości sprawiała teraz wrażenie zawstydzonych.

- Harry! – zawołała ze złością Ginger.

Gryfon odwrócił ku niej wzrok i uśmiechnął się.

- Wybacz, Ging. Nie mogłem przepuścić okazji, by podroczyć się z dwojgiem najsilniejszych śmierciożerców w szeregach Voldemorta.

- W porządku, ale… - Ginger zamilkła i wbiła wzrok w swoich gości. – Och, to nie… och. – W końcu na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. Spojrzała z uśmiechem na „Draco”. – Cieszę się, że mogłeś przyjść i zobaczyć się z dziećmi, Lucjuszu.

Lucjusz Malfoy wyjaśnił, że sowa przyniosła mu list z nowinami i fiolką eliksiru wieloskokowego wraz z instrukcjami, kiedy i gdzie się pojawić, by towarzyszyć Severusowi w drodze do szpitala.

Dwójka Ślizgonów została jeszcze na jakiś czas, nim Harry nie poprosił ich o wyjście, tak by inni też mieli okazję odwiedzić Ginger i dzieci.

- Tak, powinniśmy stąd znikać, nim ten parszywy kundel na zewnątrz dostanie wścieklizny – powiedział Severus, otwierając drzwi. Harry był pewien, że zrobił to z rozmysłem. – Choć w tym miejscu zajmują się takimi przypadkami, to chyba powinien przebywać w innym skrzydle.

Harry usłyszał warknięcie i w chwilę później uspokajający głos powiedział: „Syriuszu”.

- Po prostu zejdź mi z drogi, Snape. Chcę zobaczyć mojego chrześniaka i jego rodzinę – wycedził Syriusz.

- Błyskotliwa riposta, Black – odparł Severus. – Cięta jak zawsze.

Remus niemal wepchnął Syriusza do środka, gdy tylko Ślizgoni stamtąd wyszli.


Harry wrócił do zamku koło jedenastej wieczór. Wyrzucili go ze szpitala po dziesiątej, więc skoczył jeszcze do Hogsmeade coś przekąsić. „Pod Trzema Miotłami” spotkał się z Severusem i Lucjuszem, który nadal podszywał się pod swojego syna, by móc bezpiecznie poruszać się po ulicach.

Robili sobie żarty z Draco i jego przymusowego pobytu w zamku – Lucjusz był jednak bardzo szczęśliwy, mogąc spędzić dzień bez obawy o własne bezpieczeństwo i wracał do Bułgarii w znakomitym nastroju.

Harry wkroczył do zamku i miał właśnie skontaktować się z Draco, lecz przeszkodził mu w tym Voldemort. Zmaterializował się w holu tuż obok niego.

- Wybacz, Harry – powiedział duch, odsuwając się od niego.

Harry roześmiał się serdecznie, podnosząc się na nogi.

- Nienawidzę, gdy tak robisz – mruknął, zerkając na Voldemorta. – Gdzieżeś się podziewał?

- Co masz na myśli?

- Dziwię się, że nie byłeś dziś w szpitalu. – Harry ruszył ku swoim kwaterom, z Voldemortem u boku. – Lucjusz nas odwiedził.

- Hm, tak, wiem o tym.

Harry spojrzał na niego przelotnie.

- Naprawdę? Więc jednak byłeś?

- Na krótko – przyznał Voldemort.

- Czemu nic nie mówiłeś?

- Nie chciałem wam przeszkadzać.

- Ty? – zdziwił się Harry. – Od kiedy?

- Choć może to być dla ciebie niespodzianką – odparł Voldemort – to nie czułem się swobodnie.

- Dlaczego? Przecież wszystkich tam znałeś.

- Tak, oczywiście, byłeś w otoczeniu swojej rodziny.

W tonie jego głosu dało się wyczuć cień zazdrości.

- Severus, Lucjusz i Draco są też twoją rodziną.

- Zgadza się, lecz dla nich jestem teraz niczym więcej, niż źródłem irytacji. Okazują mi szacunek tylko dlatego, bym cię nie zranił. Przypominam im o ich przeszłości.

Harry zamknął za sobą drzwi do klasy i odwrócił się, by spojrzeć na posępną twarz swojego nemezis, nauczyciela i ojca.

- Kim ty jesteś i co zrobiłeś z Voldemortem?

Voldemort rzucił mu słaby uśmiech.

- Harry, to prawda. Obawiam się, że mój czas dobiega końca. Przypuszczam, że panna Grager… profesor Weasley wcześniej czy później odnajdzie sposób na pozbycie się mnie.

- Ale myślałem…

- Jest jednak pewna rzecz, której chciałbym cię jeszcze nauczyć – dodał szybko Voldemort. – Jeśli mi na to pozwolisz.

Harry przyjrzał mu się sceptycznie. Zrezygnowana postawa Voldemorta i jego posępny nastrój wydały się Harry’emu dziwne. Nagle przypomniało mu się, jak natarczywy duch był przedtem. Zastanawiał się, czy nie powinien wezwać Draco.

- Martwisz się, Harry? – spytał Voldemort. – Nie ufasz mi. Śmiało, użyj talizmanu. Wiesz, że działa – to był mój dar dla ciebie, dowód, że się o ciebie troszczę.

Harry wyciągnął medalion spod koszulki i ścisnął go w dłoni. Coś było nie tak.

- Voldemort, powiedz mi prawdę. Co cię trapi?

Czarnoksiężnik zbliżył się do niego, wzdychając ciężko.

- Zgoda. Wiesz, jaki jestem zaborczy. – Voldemort wyciągnął rękę i przesunął palcami po policzku Harry’ego. – Nie mogę po prostu znieść widoku tych wszystkich ludzi, którzy cię otaczają.

To z pewnością brzmiało bardziej prawdopodobnie.

- Nie mogę ich karać, nie krzywdząc przy tym ciebie. Wiesz, że nie lubię oglądać twojego cierpienia – ciągnął Voldemort, obserwując, jak Harry znosi ból, wywołany jego dotykiem. – Gdyby to było w mojej mocy, znalazłbym sposób, by chronić się po wsze czasy.

- To chyba odrobinę za wiele, nie sądzisz? – wydusił z siebie Harry.

Voldemort opuścił rękę i odsunął się.

- Teraz znasz już to uczucie, Harry. Jesteś ojcem.

Harry oparł się o biurko i zastanowił się przez moment. Cholera, naprawdę znał to uczucie.

- I tego właśnie pragnę cię nauczyć – rzekł Voldemort, z niezaprzeczalnym odcieniem dumy w głosie. – Zaklęcie ochronne, które dzięki talizmanowi będziesz mógł przekazać dalej.

- Zaklęcie Opiekuna?

- Właśnie.

Harry uśmiechnął się krzywo.

- Już je znam.

Voldemort skinął cierpliwie głową.

- To jego wyjątkowa odmiana, Harry. Sądzisz, że Salazar Slytherin użyłby zwykłego Zaklęcia Opiekuna przy tworzeniu własnego talizmanu? – Harry zarumienił się na te słowa. – Dzięki temu zaklęciu talizmanu będą mogli używać twoi dziedzice.

- Na to chyba znajdzie się jeszcze czas.

- Och, zrób mi tę przyjemność, Harry. Chciałbym też mieć swój udział w twoim szczęściu. W końcu to moje wnuczęta, nawet jeśli nikt inny tego nie uznaje.

Harry parsknął śmiechem, słysząc dobór słów ducha. Dziadek Voldemort.

- Chciałbym poczuć, że obdarzyłem cię czymś ważnym.

- Ależ obdarzyłeś – odparł Harry z powagą. – Pozwoliłeś mi żyć. Gdyby nie twój szlachetny gest, byłbym martwy, a one by nie istniały.

- Właśnie to mam na myśli. Potraktuj to jako spóźnione podziękowania. Ja nauczę cię zaklęcia, a ty chwilowo obdarzysz mnie swoją mocą.

- A więc o to chodzi – uświadomił sobie Harry. – Chcesz po prostu, żebym dał ci moc.

- Mam ku temu dobry powód.

- Czemu zwyczajnie nie poprosiłeś? Po co całe to udawanie biednego, martwego czarnoksiężnika?

Voldemort spojrzał na niego ze zdumieniem.

- Uważasz, że cię zwodziłem? – Przez twarz ducha przemknął cień wściekłości, lecz szybko pojawił się na niej wyraz bólu. – Myślałem, że lepiej cię nauczyłem… Myślałem, że mnie znasz - wymruczał.

I bez żadnego ostrzeżenia zniknął.

Harry rozejrzał się dookoła. Co u licha?

- Przepraszam, Voldemort – powiedział Harry, obracając się za siebie. – W porządku, zrobię to. Ale…

Voldemort natychmiast pojawił się za jego plecami. Harry upadł na ziemię.

- Tak, tak – rzekł szybko duch. – Obiecuję, żadnych sztuczek.

Harry dźwignął się na nogi, potrząsając głową.

- Wpadłem jak śliwka w kompot.

Voldemort zachichotał.

- Przecież cię znam.

- Cóż, jak skuteczne twoje manipulacje by nie były, jeśli mamy…

- Jeśli? Powiedziałeś, że się zgadzasz – zauważył Voldemort.

Harry westchnął.

- Dobra, kiedy to zrobimy…

- Tak, sam cię uwolnię.

Harry zmarszczył brwi.

- Chyba będziemy mogli poprosić rano Hermionę.

Voldemort wyglądał na przybitego.

- Przypuszczam, że tak – odparł wolno. – Ale to nie będzie to samo. Tak bardzo chciałem…

- Mogę wezwać Draco i…

- Draco nie jest moim synem – przerwał mu Voldemort ostro. – Może wolałbyś, gdyby Lucjusz…

- Zapomnij o tym. Zrobimy to teraz, dobrze? Tylko daj już spokój z wyrzutami sumienia.

- Wybacz, Harry – rzekł Voldemort z uśmiechem.

Gryfon wymruczał coś pod nosem, lecz wygrzebał z szuflady starą różdżkę Voldemorta.

- Odpręż się, Harry. Spodoba ci się to.

Harry’emu nagle stanęło w pamięci bardzo dziwne wspomnienie pewnej demonstracji dla śmierciożerców sprzed ponad siedmiu lat.

Machnął ręką, by zrobić miejsce pomiędzy biurkiem, a pierwszym rzędem ławek.

- Skąd będę wiedział…

- Wyjaśnię w trakcie – odparł Voldemort.

- Oczywiście – rzekł Harry, zamykając oczy i oczyszczając umysł. Wyczuł, jak Voldemort przemieszcza się za jego plecami. A niech to, rzeczywiście był dzisiaj niecierpliwy.

Kiedy skoncentrował się na wewnętrznej magii, Voldemort chwycił go za rękę, w której trzymał różdżkę. Harry rozluźnił się i poczuł przepływającą przez niego moc.

- Dalej, Harry – odezwał się Voldemort niemal bez tchu.

- Apporton – powiedział Harry.

Magia zadrżała i zaczęła swój taniec w nim i wokół niego. Tym razem czuł pewną zmianę. Voldemort z początku nie robił nic z jego mocą – jedynie ją akceptował. Magia przepływała między nimi, jakby stanowili dwa przeciwstawne bieguny.

- No więc co to za zaklęcie? – spytał Harry.

Voldemort sięgnął wolną ręką po talizman, leżący na piersi Harry’ego. Czarodziej otworzył oczy, aby zerknąć na medalion. Oczy feniksa, jedno czerwone, drugie zielone, błyszczały wyjątkowo jasno.

- Dałem ci ten prezent z wielu powodów – oznajmił Voldemort. – Po pierwsze, miał być to kolejny przeznaczony tobie znak. Podobnie jak twoja blizna, świadczył, że należysz do mnie. Chciałem również, abyś wiedział, abyś był pewien, że nigdy, przenigdy cię nie okłamię. Ale przede wszystkim dałem ci go dlatego, bo byłem przekonany, że ci się spodoba i będzie dla ciebie wyjątkowy. Była to jedyna moja rzecz, co do której nie miałem wątpliwości, że zaakceptujesz ją bez słowa sprzeciwu.

Harry przełknął głośno ślinę. To była prawda. Opierał się przed uznaniem towarzystwa Voldemorta, jego opieki, majątku i ojcostwa, ale medalion przyjął natychmiast.

Jednak jak to się wszystko miało do zaklęcia?

- Przez cały ten czas mówiłem ci samą prawdę, Harry – rzekł Voldemort, wypuszczając medalion.

Metal uderzył go w pierś, lecz Harry bardziej był zmartwiony wolną ręką Voldemorta, która zbliżała się do jego twarzy.

- Nie potrafię znieść tych wszystkich ludzi, wtrącających się w twoje życie. Zamierzam ich przed tym powstrzymać.

Voldemort znajdował się teraz naprzeciw Harry’ego, wciąż trzymając go jedną ręką mocno za nadgarstek, a drugą muskając go lekko po policzku. Spojrzenie ducha było niezwykle zdeterminowane. Harry’ego nagle ogarnęło poczucie déjà vu. Otworzył usta, by wezwać Rowan.

Uciszyła go zaciśnięta na szczęce dłoń. Nie czuł bólu i widział tylko wbite w niego, intensywnie spojrzenie szkarłatnych oczu.

- Ochronię cię przed wszystkim i wszystkimi na wieki – obiecał Voldemort. – Przepowiednia znów się wypełnia, lecz tym razem to ja wygrywam.

Harry usłyszał wysyczane mu do ucha w wężomowie słowa: „Jeśli prawda jest wieczna, śmierć jest ułudą.”

Voldemort przesunął dłoń do czoła Harry’ego, który tylko przelotnie zdążył się zdziwić, dlaczego nie skręca się z bólu. Zimne palce sięgnęły jego blizny.

- Apporton – powiedział Voldemort.

W jednej chwili cały świat utonął w ciemności.



Rozdział 20

Powrót Czarnego Pana


Lord Voldemort powoli zaczął się poruszać. Podniósł ręce i przesunął nimi po torsie, twarzy, włosach. Wziął głęboki oddech i po chwili wypuścił powietrze, śmiejąc się z rozkoszy.

Rozejrzał się i dostrzegł, że jest sam w klasie obrony przed czarną magią. Schylił się i podniósł różdżkę, delikatnie przesuwając po niej palcami. Sięgnął też po medalion, leżący u jego stóp. Kiedy wyciągał ku niemu rękę, poczuł nagły chłód. Zachichotał lekko.

- Mój biedny Harry – mruknął Voldemort, patrząc na puste miejsce na podłodze. – To z pewnością wytrąci cię z równowagi.

- Profes…

- Crucio.

Refleks Voldemorta nie był jeszcze najlepszy, ale cel miał nadal doskonały.

- Och, wybaczcie – powiedział czarnoksiężnik z rozbawieniem, znosząc klątwę. Zbliżył się do trójki młodych Gryfonów, leżących na ziemi tuż przed progiem.

Sean McIves brał głębokie hausty powietrza, a łzy spływały mu po policzkach. Cindy Larsen leżała skulona, chlipiąc cicho. Panna Cooper straciła przytomność. Voldemort czekał cierpliwie, aż uczniowie dojdą do siebie.

- Gdzie jest profesor Potter? – wydyszał w końcu Sean, z trudem podnosząc się na klęczki.

- Och, jest tu z nami – rzekł Voldemort, machając niedbale ręką i robiąc kilka kroków przed siebie. – Nie czujecie jego obecności? – Wyraz przerażenia na twarzy panny Larsen był całkiem zadowalającą reakcją na jego słowa.

- Zrobiłeś to, prawda? – wyszeptała Cindy.

- W rzeczy samej – odparł Voldemort. – Jak mógłbym przepuścić taką okazję?

Sean i Cindy pomogli Missy podnieść się na nogi, gdy dziewczyna odzyskała przytomność. Voldemort wskazał im gestem, by weszli do środka.

- Mój genialny, lecz jakże naiwny syn wreszcie dał mi wszystko, czego pragnąłem – rzekł Voldemort, gdy cała trójka ostrożnie przekroczyła próg sali. – Nie tylko powróciłem do życia, dzierżąc swoje i jego moce. Harry jest teraz pod moją całkowitą kontrolą.

- Gdzie on jest? – spytał Sean zachrypniętym głosem.

- Zdaje się, że jego umysł wciąż pozostaje w uśpieniu.

- Amulet – oświadczyła nagle Cindy, gapiąc się na pierś Voldemorta, gdzie spoczywał medalion.

- Zgadza się. Dzięki tobie, panno Larsen, zacząłem domyślać się, jakie posiada on właściwości. Kluczowe znaczenie miał oczywiście nasz związek, zapoczątkowany, gdy Harry miał zaledwie rok.

- Nieudana klątwa.

- Tak, panno Cooper.

- Ale matka pana profesora…

- Tak – przerwał Seanowi Voldemort. – Miłość Lily Potter ocaliła Harry’ego i sprawiła, że klątwa odbiła się w moim kierunku. Ale w takim razie – co uratowało mnie?

Z ust Cindy wyrwał się krótki okrzyk.

- Amulet – powiedziała. – Nosiłeś go tamtego dnia.

- To prawda. Amulet zatrzymał moją duszę na ziemi, mimo że powinna ona trafić do królestwa zmarłych. Oba te fakty stanowią trzon naszego związku, ale żebym mógł skorzystać z tych bardziej… „nieziemskich” właściwości amuletu, musiał zostać spełniony szereg dodatkowych warunków. Jak stwierdziła panna Larsen, amulet odczytuje zamiary. Karmi się silnymi uczuciami, przekształcając je w potężną magię.

Cindy znów krzyknęła ze zdumienia.

- Mój Boże, profesor Potter miał go na sobie tego dnia, kiedy zabił cię w Komnacie Tajemnic.

- Panno Larsen, jest pani wyjątkowo wnikliwa – odrzekł Voldemort ze śmiechem. - Tak, miał go na sobie.

- Ale czy to nie oznacza, że musiał kochać…

Voldemort znów pozwolił sobie na śmiech.

- Moja droga panno Cooper… Czy to cię dziwi? Harry był – i jest – moim synem. Gdy stanąłem przed wyborem, zdecydowałem się za niego zginąć. Chciałem, aby to on żył. Choć wówczas o tym nie wiedziałem, ten czyn przypieczętował nasz związek względem amuletu.

- Cały ten semestr i przywoływanie wspomnień sprawiło, że profesor Potter znów zaczął przypominać sobie o dawnych uczuciach – powiedziała ze smutkiem Cindy.

- Sprawiłeś, że znów zaczęło mu zależeć – dodała Missy.

- W rzeczy samej.

- I znów przekonałeś go do oddania ci mocy – rzekł Sean.

- Harry nigdy nie umiał dobrze radzić sobie z poczuciem winy – oznajmił Voldemort spokojnie. – Mój syn został zmanipulowany po raz ostatni.

- Ale dlaczego to zrobiłeś? – spytała Missy płaczliwie. – Skoro naprawdę ci zależało…

- To coś więcej, niż kwestia troski, panno Cooper. Harry zawsze był zbyt szlachetny, zbyt skłonny do poświęceń. Teraz, gdy mam nad nim kontrolę, mogę go faktycznie chronić. Nawet przed nim samym.

- To mi brzmi bardziej na obsesję – mruknął Sean.

O dziwo, Voldemort roześmiał się na te słowa.

- Może i masz rację – stwierdził czarnoksiężnik. – Musicie jednak zrozumieć, że Harry stał się mój w rok po urodzeniu, mimo że nie był to wówczas jego własny wybór. Gdy miał siedemnaście lat, przyłączył się do mnie z własnej woli. Tym razem to ja podjąłem decyzję. Harry złożył swoją ostatnią ofiarę.

- Wobec ciebie – powiedziała Cindy.

- Dokładnie. Sądzę, że był mi to winien. Poradzi sobie – dodał beztrosko.

- Myślę, że to go nieźle rozwścieczy – stwierdził Sean.

- Bardzo prawdopodobnie – odparł Voldemort z uśmiechem.

- Przybyliśmy za późno – jęknęła Missy.

Nagle Sean poderwał głowę.

- Wiedziałeś – powiedział chłopak oskarżycielskim tonem. – Wiedziałeś, że mamy zamiar go ostrzec.

- Oczywiście. Podejrzewałem, że pan Malfoy ostatecznie powiązał koniec z końcem. Gdyby od początku współpracował z panną Granger, z pewnością już dawno pozbyliby się amuletu, lecz oni nigdy nie potrafili się porozumieć.

- Ale my…

- Tak. Kiedy wasza trójka odkryła, że Talizman Salazara jest w rzeczywistości tym Amuletem, musiałem działać szybko – ciągnął swą opowieść Voldemort. – Z rozmysłem przeszkadzałem Harry’emu w kontaktowaniu się z innymi, póki nie znalazłem się z nim sam na sam.

- Ale przecież profesora Pottera i pana Malfoya łączy telepatyczna więź – zauważyła Cindy.

- Racja, to też mnie niepokoiło – odparł czarnoksiężnik. – Na szczęście Harry miał głowę zaprzątniętą swoimi nowonarodzonymi dziećmi, a pan Malfoy bał się, że mógłbym ukarać Harry’ego, by uniemożliwić im rozmowę.

- Zrobiłbyś to? – spytał Sean.

- Być może – odrzekł Voldemort niedbale. – Teraz to i tak nieważne. – Zachichotał. – Czyż nie?

- Co dokładnie zrobiłeś? – zapytała napiętym głosem Missy. – To znaczy, jak udało ci się tego dokonać?

- Zaklęcie, którym się posłużyłem, było starożytnym czarem łączącym. Prostymi słowy, związał naszą magię razem.

- Apporton – odgadła Cindy. – Zaklęcie, którego profesor Potter używał, by obdarzyć cię mocą.

- Samo zaklęcie nie mogło uaktywnić amuletu – stwierdził Sean.

- Ależ nie – zaprzeczył Voldemort. – Amulet działa tylko w określonych warunkach. Kiedy wszystkie wymagania zostały spełnione, musiałem tylko poprosić go o życie. – Voldemort uśmiechnął się. – Mniej więcej.

- Poprosić? – zdziwił się Sean. – Ale jak?

- No właśnie, jak? – rzekł ironicznie Voldemort. Czy sądzili, że opowie im o wszystkim? Jeszcze się dowiedzą. Teraz, gdy już powrócił, ta trójka znakomicie nada się do jego planów. Będzie również musiał wezwać tych śmierciożerców, którzy pozostali mu wierni.

- Co teraz zrobisz? – spytała Cindy.

- Teraz? – powtórzył Czarny Pan, na powrót skupiając uwagę na swoich rozmówcach. – Teraz spełnię swoje przeznaczenie. – Ruszył w kierunku drzwi. – Z synem u mego boku. Sami zobaczycie. Za mną – rozkazał.

Troje uczniów nadal stało niepewnie w miejscu.

- Och, tylko spróbuj, panie McIves – powiedział Voldemort, zerkając w ich stronę. Sean trzymał w dłoni różdżkę – szlachetne, choć oczywiście gryfońskie działanie, które przewidziałby każdy Ślizgon. – Przypuszczasz, że mógłbyś mnie pokonać? Tamten Cruciatus był niczym więcej, jak dziecinną igraszką. Możesz mieć talent i odwagę, ale z pewnością nie jesteś Harrym Potterem.

Odwrócił się do nich plecami.

- Chodźcie. Znajdę dla was miejsce w nowym świecie. Moim świecie.


Harry obudził się i wziął głęboki oddech. Nie czuł bólu. Dotknął piersi, ramion i twarzy. Wszystko zawało się być w porządku. Żadnych dziwacznych wspomnień, jak wówczas, gdy Voldemort pokazał mu swoje opcje. Wciąż jednak czuł się nieswojo.

Podźwignął się na nogi i zaskoczył go brak zawrotów głowy podczas wstawania. Ale gdy postanowił postawić krok przed siebie, odkrył, że stopy jakby przyrosły mu do podłogi.

- Co do…

Drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł Draco. Mężczyzna sprawiał wrażenie wzburzonego. Tuż za nim, rozglądając się niespokojnie, szła Hermiona.

- Harry! – krzyknął Draco, lustrując pomieszczenie. Harry nie miał pojęcia, po co przyjaciel podnosił głos, skoro stał parę metrów od niego.

- Nie rozumiem tego, Draco – odezwała się Hermiona.

Draco wciąż rozglądał się bacznie po sali.

- Niech to szlag – mruknął i odwrócił się do Hermiony. – Słuchaj, musimy wpierw znaleźć Harry’ego. Potem ci wszystko wyjaśnię.

- O co chodzi? – spytał Harry.

- Ale…

- Granger – warknął Ślizgon. – Zdejmijmy to draństwo Harry’emu z szyi, zanim Voldemort zorientuje się, co to jest.

- Draco, o czym ty mówisz? – spytał Harry ponownie, odruchowo sięgając po talizman. Dopiero wówczas zauważył, że medalion zniknął.

Draco i Hermiona odwrócili się, by wyjść.

- Draco! – wrzasnął Harry. Nie zatrzymali się. Czemu go nie słyszeli?

- To niemożliwe – upierała się Hermiona.

- Słuchałaś w ogóle, co mówiłem? – zdenerwował się Draco. – Talizman i Amulet z Quentzecoatl to jedno i to samo. Jeśli Harry go nie zdejmie, a Voldemort dowie się, jak go użyć, będzie mógł opętać Harry’ego, albo się z nim połączyć, albo…

- Zamienić się z nim miejscami – dokończyła Hermiona cienkim głosem.

Towarzysząca mu przez całe życie zapadnia raz jeszcze otworzyła się pod nim, gdy Harry zdał sobie sprawę, co uczynił Voldemort.

- Moje życie to koszmar – mruknął Harry.

DRACO!

- Co? – Ślizgon zatrzymał się i rozejrzał wokół.

- Draco?

Mężczyzna wrócił do sali i podniósł rękę, uciszając Hermionę.

Harry?

Tak, do diabła. Co się dzieje?

- Słyszę go – rzekł Draco do Hermiony.

Gdzie jesteś?

Stoję trzy metry od ciebie.

Co?

Spóźniliście się.

- Co? – spytała Hermiona niecierpliwie. – O co chodzi?

- Ciii – odparł Draco.

To znaczy?

To znaczy, że stoję trzy metry od ciebie i chyba… chyba jestem duchem.

Draco wszedł ponownie do środka, omiatając wzrokiem wszystkie kąty. Stał teraz tuż obok Harry’ego.

Jesteś tutaj?

Tak.

- Harry mówi, że tu jest – powiedział Draco. – Słyszysz nas?

Tak, ale wy nie słyszycie mojego głosu.

- No to się ukaż, zmaterializuj, czy co tam też duchy robią.

Nie mogę.

- Jak to: nie możesz? – odparł Draco, sfrustrowany.

Nie mogę się nawet ruszyć z miejsca.

- Co? – Draco wyciągnął rękę. Gdy dotknął ramienia Harry’ego, natychmiast cofnął dłoń. – Czy to ty?

Ano tak.

- Hermiono, przestań siorbać nosem i mi pomóż, do cholery – oznajmił Draco, zerkając na nią z ukosa. – Co to wszystko ma znaczyć? Co my…

- Draco – przerwała mu Hermiona, w końcu zabierając głos. Sięgnęła ręką w kierunku, gdzie stał Harry i także zaraz cofnęła dłoń.

O co chodzi?

Wybacz, Harry. Jak ci to powiedzieć… jesteś teraz jakby zimnym miejscem w powietrzu.

To świetnie.

- To ma sens – odezwała się Hermiona. – Harry tak naprawdę nie umarł. Skąd miałby wiedzieć, jak działa świat duchów? Sama nie wiem… Może w tym celu trzeba najpierw przejść jakiś mentalny proces.

- Nie czytałaś nic na ten temat? – spytał Draco z irytacją. – Myślałem, że wiesz o duchach wszystko, odkąd Voldemort tu trafił.

Ślizgon zaczął krążyć w kółko.

Uspokój się, Draco.

- Przepraszam – powiedział przez zaciśnięte zęby. Był wyraźnie rozgorączkowany. – Po prostu my… kiedy to się w ogóle stało?

Harry spojrzał na zegarek. Na tarczy widniała dwunasta. Odwrócił się do Draco.

Która jest godzina?

- Siódma rano – odparł przyjaciel.

Myślę, że to się stało koło północy. Na tej godzinie zatrzymał się mój zegarek.

Harry bezwiednie uniósł rękę.

- Komentarz.

Nic się nie wydarzyło. Nagle straszna myśl przyszła mu do głowy.

Mój Boże.

- O co chodzi?

Harry poczuł, że kolana się pod nim uginają i miał wrażenie, że powoli zaczyna wsiąkać w podłogę.

Zniknęła.

- Harry, co się dzieje? – zaniepokoił się Draco.

Moja magia zniknęła. Z-zupełnie zniknęła.

- Och, to niedobrze – mruknął Draco i rzekł do Hermiony: - Jego magia też zniknęła. Musimy coś zrobić.

Hermiona wyglądała, jakby znów była w stanie trzeźwo myśleć.

- Pójdę po jakiegoś ducha. One muszą wiedzieć coś na ten temat.

Hermiona wybiegła z sali.

- Harry?

W końcu mnie zniszczył, Draco.

Harry, nie mów tak. Jakoś temu zaradzimy. Opowiedz mi teraz, co się stało.

Kiedy wróciłem ze szpitala, był załamany. Powiedział, że chce mnie nauczyć zaklęcia, dzięki któremu talizman będzie działał również dla dzieci. Pozwoliłem mu użyć mojej różdżki i…

Harry, dałeś mu swoją moc?

Dlaczego Draco zawsze sprawiał, że czuł się jak kretyn?

No tak. Jak zwykle wpędził mnie w poczucie winy i…

Harry, czy niczego się dotąd nie nauczyłeś…

Wybacz – praktycznie krzyknął Harry. – Zapomniałem.

Zapomniałeś? ZAPOMNIAŁEŚ! Harry, gdybyś miał ciało, przekląłbym cię za taki kretynizm.

Ale nie mam ciała, no nie? – odgryzł się Harry ze złością. – Jestem cholernym duchem. Po raz kolejny to ja muszę się…

Blizna Harry’ego zapłonęła ogniem i Gryfon uderzył się ręką w czoło. Poczuł znajome szarpnięcie w okolicach pępka i został wessany przez niewidzialny wir. W następnym momencie upadł na twardą podłogę. Rozejrzał się i dostrzegł, że znajduje się w Wielkiej Sali naprzeciw stołu grona pedagogicznego i – co najgorsze – u stóp Voldemorta.

Harry spojrzał do góry – Voldemort stał nad nim, wyglądając dokładnie tak samo jak w dniu, gdy przebił mu serce mieczem Godryka Gryfindora. Wysoki i smukły, z czarnymi włosami lekko przyprószonymi siwizną i bladą twarzą, ledwo naznaczoną wiekiem. Jego szkarłatne oczy błyszczały zadowoleniem.

- Coś ty zrobił? – wyszeptał Harry.

Voldemort spojrzał na niego i uśmiechnął się. Harry widział ten szczególny uśmiech wcześniej tylko raz – gdy zaakceptował czarnoksiężnika i do niego dołączył. Uśmiechał się tak, jakby wszystkie jego marzenia wreszcie się ziściły.

- Cześć, Harry – rzekł Voldemort. Najwyraźniej widział go i słyszał. – Znakomicie się spisałeś, mój synu. Dałeś mi wszystko czego pragnąłem, a nawet więcej.

- Voldemort.

Obaj odwrócili się w stronę stołu grona pedagogicznego. Wszyscy nauczyciele wraz z Dumbledore’em, który dopiero co przemówił, stali przed nimi z podniesionymi różdżkami.

- Dobrze się zastanów, nim mnie zaatakujesz, Albusie – rzekł Voldemort. – Jeśli zginę, zabiorę ze sobą Harry’ego.

- Harry, czy wszystko w porządku? – zapytał uprzejmie Dumbledore.

Harry popatrzył na niego z zaskoczeniem. Wyglądało na to, że inni też go widzieli. Zastanawiał się, czy to dlatego, że Voldemort go wezwał. Świat duchów był dla niego zupełnie niezrozumiały.

- Czy wszystko w porządku? – powtórzył Harry, czując rosnącą w nim złość, jakiej nie doświadczył już od dawna. Z trudem podniósł się na nogi. – Jestem cholernym duchem, chociaż nawet nie umarłem! Nie mam magii i…

Voldemort chwycił go szybko za brodę, uciszając go.

- Harry, teraz nie na to czas – rzekł. Puścił go i Harry z powrotem upadł na podłogę. - Jak widzicie – zwrócił się Voldemort do nauczycieli – w dalszym ciągu jesteśmy ze sobą związani.

Draco i Hermiona wpadli w biegu do Wielkiej Sali, zatrzymując się parę kroków za progiem.

- Doskonale – rzekł Voldemort na ich widok. – Podejdź do mnie Draco.

Draco powoli zbliżył się do Harry’ego i Voldemorta.

Czarnoksiężnik położył dłoń na ramieniu Draco i ponownie spojrzał na Dumbledore’a.

- Tym razem wszystko będzie działo się zgodnie z moją wolą. Przepowiednia została spełniona – dziedzice są zjednoczeni, skarb poświęcony, ale to ja wygrywam, Albusie – oznajmił Voldemort, rozkoszując się własnymi słowami. – Mogę dysponować zarówno swoją, jak i jego mocą, i mam Harry’ego wyłącznie dla siebie. – Przesunął wzrokiem wzdłuż stołu i zatrzymał się na Snape’ie. – Och, a skoro sam potrafię go teraz kontrolować, nie będę cię już potrzebował. Przykro mi, Severusie. Avada Kedavra!

Błysk zielonego światła rozjaśnił pomieszczenie. Severus Snape upadł na podłogę. Voldemort i Draco zniknęli.

Harry gapił się w przerażeniu na tę scenę.

Wszyscy nauczyciele zgromadzili się wokół ciała Snape’a, a Hermiona pobiegła ku Harry’emu, który wciąż klęczał na środku sali.

To wszystko moja wina.

- Harry, nic ci nie…

Jego blizna znów eksplodowała bólem, kiedy Voldemort wezwał go do siebie. Poczuł nagłe szarpnięcie i został porwany z Wielkiej Sali.




Rozdział 21

Rządy Czarnego Pana


Harry wylądował u stóp Voldemorta. Rozejrzał się, spostrzegając, że trafił… cóż, z powrotem do obozu. Wszystko wyglądało niemal identycznie, jak siedem lat temu. Tuż za namiotem Voldemorta, jeden obok drugiego stały w linii rozłożone namioty śmierciożerców. Ognisko, otoczone wygodnymi krzesłami, oświetlało małą polankę pośrodku obozowiska. Nawet namiot szermierki znajdował się na swoim miejscu.

Czarodzieje tłoczyli się wszędzie – wyglądało na to, że każdy śmierciożerca, który uniknął Azkabanu lub Pocałunku Dementora, przybył z powrotem na służbę do Voldemorta.

- Chodź za mną, Harry – rzekł czarnoksiężnik, nim Gryfon zdążył przyjrzeć się tej scenie dokładniej. Voldemort poszedł w kierunku, gdzie w przeszłości stał jego namiot i Harry, chcąc nie chcąc, poszybował za nim.

Znaleźli się w osobistej kwaterze Voldemorta (gabinet wyglądał zupełnie tak, jak go Harry zapamiętał) i od razu powitał ich chór zaskoczonych głosów.

- Więc to prawda.

- To okropne!

- Och, profesorze…

Harry mógł ledwo znieść komentarze swoich uczniów – już sama ich obecność sprawiała, że czuł się kompletnie upokorzony. Dziękował niebiosom, że w namiocie nie było Draco, który z pewnością podzieliłby się z dzieciakami szczegółami jego kretyńskiego pomysłu.

Bo to był przecież zwyczajny kretynizm. Jak mógł być takim idiotą? Jak mógł do tego dopuścić? Wpadł prosto w zasadzkę Voldemorta i teraz naprawdę był bezsilny.

Rozejrzał się po swoich lojalnych Gryfonach, którzy siedzieli cierpliwie w gabinecie Voldemorta, jak gdyby była to tylko kolejna lekcja. Patrzyli na niego tak, jakby miał im zaraz wyjaśnić, jak w tej sytuacji ma zamiar pokonać Voldemorta.

Voldemort zasiadł na krześle za swoim szerokim biurkiem. Utkwił wzrok w Harrym.

- Nie masz nic do powiedzenia, Harry?

- Co oni tutaj robią? – spytał Harry, wskazując na uczniów.

Voldemort uśmiechnął się.

- Są tutaj, ponieważ ja tak zechciałem. Bardzo mi pomogli i zostaną wynagrodzeni. Staną się częścią mojego nowego porządku na świecie.

Sean natychmiast zerwał się na nogi.

- Nigdy do ciebie nie dołączę – rzekł pełen słusznego oburzenia.

- Usiądź, panie McIves – odparł Voldemort. – Nie ma potrzeby dramatyzować.

- Ale…

Cindy pociągnęła go za ramię i chłopak posłusznie usiadł obok niej na sofie.

Harry starał się ich ignorować.

- I jak ma wyglądać ten twój nowy porządek?

- Zamierzam wyprowadzić czarodziejski świat z cienia – oznajmił Voldemort. – Moje plany pozostały takie same, jak niegdyś.

- Nie możesz zwyczajnie zabijać każdego, kto się z tobą nie zgadza – stwierdził Sean.

Harry spojrzał na niego ze zdumieniem. No, czyż to nie brzmiało znajomo…

Voldemort zachichotał.

- Ależ oczywiście, że mogę, mój chłopcze. To moja natura. – Zerknął w stronę Harry’ego. – Teraz, gdy wreszcie mogę liczyć na twoją pełną współpracę… - Zawiesił sugestywnie głos, nie kończąc zdania. – Och, Harry, nie załamuj się. Rzecz jasna, wolałbym mieć cię po swojej stronie w bardziej tradycyjny sposób, ale przecież już tego próbowaliśmy, prawda? Nie potrafiłeś pogodzić się z przepowiednią. Twoja szlachetna natura stawała nam na drodze. – Voldemort zamyślił się i po chwili podjął: - Chyba rozumiesz, że tak jest lepiej. Nie musisz się już więcej poświęcać.

- No i co? – warknął Harry. – Zatrzymasz mnie jako swojego pupilka? Czemu nie pozwoliłeś mi umrzeć?

- Harry, jeszcze tego nie pojmujesz? – odparł Voldemort niecierpliwie. – Nasze połączenie wciąż nie straciło swojej mocy. Jeśli jeden z nas umrze, to samo stanie się z drugim.

- Dobra, rozumiem to. Ale co mam teraz robić? – spytał Harry z nieukrywaną nutą goryczy.

- Ach, to jest właśnie najlepsza część – odparł Voldemort. – Możesz robić tylko to, co ci powiem. Jesteś w końcu pod moją całkowitą kontrolą.

- Dlaczego profesor Potter musi się ciebie słuchać?

Obaj spojrzeli na uczniów, przypominając sobie nagle o ich obecności.

- Dlatego, panno Larsen, bo nie umarł – wyjaśnił Voldemort. – Nie poznał sekretów śmierci, a zatem nie odziedziczył podstawowych umiejętności, którymi władają wszystkie duchy.

- Przez ciebie jest bezsilny – wyszeptała Missy.

Voldemort powstał ze swojego krzesła. Uśmiechał się bez skrępowania.

- Dokładnie tak. – Ruszył w stronę wyjścia. – Muszę zobaczyć się z moimi śmierciożercami. Większość z nich powinna już tu być. Kiedy wrócę, wasza trójka dostanie ode mnie polecenia. – Zerknął na Harry’ego. – Bądź grzeczny, Harry.

- A mam jakiś wybór? – warknął ten w odpowiedzi.

Voldemort zachichotał.

- Absolutnie żadnego – rzekł, po czym opuścił namiot.

Harry wziął kilka głębokich oddechów (zupełnie niepotrzebnie, biorąc pod uwagę, że był duchem), by zapanować nad gniewem. Wpadnięcie w szał nie przyniosłoby mu nic dobrego. I tak nie mógł niczego zrobić.

Gdy tylko Voldemort wyszedł, dzieciaki skoczyły na nogi.

- Więc co robimy?

- Możemy to naprawić, prawda?

- Musi być jakiś sposób.

- Róbcie to, co wam każe – powiedział Harry. – Nie zapominajcie o jego naturze. Sami widzicie, co jego dwudziestoletnia obsesja zrobiła ze mną. Nie zawaha się was zabić, jeśli posłuży to jego celom.

- Ale musi istnieć sposób, by panu pomóc – upierała się Missy.

- Tak – poparł ją Sean. – Kluczem jest amulet. Jeśli uda nam się…

- W razie gdyby umknęło to twojej uwadze – przerwała mu Cindy – to amulet wisi na szyi Voldemorta.

- Ale…

- Sean – rzekł Harry z powagą. – Zaklęcia, jakich użył, by aktywować amulet, były obustronne. Obaj musielibyśmy się nimi posłużyć, żeby odwrócić to… ten efekt.

- Nie wierzę, że nie ma nic…

Harry?

- Zgadzam się…

- Ciii – uciszył Gryfonów Harry. Draco?

Tak. Gdzie jesteś?

W namiocie Voldemorta. A ty?

Zaraz tam będę.

- O co chodzi, profesorze? – spytała Cindy.

- Pan Malfoy jest tutaj.

- Och, on będzie wiedział, co zrobić – powiedział Sean. – To on pierwszy to wszystko rozgryzł.

- Przepraszam bardzo – obruszyła się Cindy. – Ja też to rozgryzłam.

- Ty tylko spekulowałaś – odparł Sean. – On…

- Harry! – Draco wpadł do namiotu, z trudem łapiąc oddech.

- Co tam się dzieje? – spytał Harry.

- Przybyli aurorzy – odrzekł Draco, patrząc na zgromadzonych w środku uczniów.

- Co? – zdziwił się Sean. – Tak szybko?

- Jak tu trafili? – spytał Harry, sam zdumiony.

- Wykryli w pobliżu wielkie ognisko czarnej magii – wyjaśnił Draco.

- To ma sens – rzekła Cindy. – Ministerstwo ma sposoby, by lokalizować takie punkty. Powinien pan widzieć, ile mocy przeznaczył na odbudowanie obozu.

Sean i Missy przytaknęli w milczeniu słowom koleżanki.

- Co robią aurorzy? – spytał Harry Draco.

Draco westchnął głośno.

- Rzecz jasna przygotowują się do obrony – powiedział napiętym tonem. – Ale Harry, oni nie mają żadnych szans.

- Co masz na myśli?

Draco zerknął w stronę Cindy.

- Dziewczyna ma rację. Voldemort ma teraz całą swoją i twoją moc. Przedostaną się przez zewnętrzne bariery, a kiedy zaatakują obóz, on kontratakuje i…

- Mój Boże – mruknął Harry. To będzie krwawa łaźnia.

- Musisz go powstrzymać.

Harry spojrzał na Draco.

- Jak? – zapytał z irytacją. – Nie mogę się nawet ruszyć z miejsca, jeśli mnie do siebie nie wezwie. Jak niby miałbym go powstrzymać?

- Granger… to znaczy, Hermiona, znalazła kilka informacji – oznajmił Draco. – Mówiła, że musisz użyć swojej woli, a nie polegać na ciele.

- Przecież mogę ruszać ramionami i zginać nogi.

Draco skinął głową.

- Żeby przemieszać się z miejsca na miejsce, musisz użyć siły woli.

- Ale jak? – rzucił Harry ze złością.

- Do diabła, Harry, to ty tu jesteś najpotężniejszym czarodziejem na…

- Byłem, Draco – warknął ten w odpowiedzi – Byłem.

- Użyj resztek swojej marnej inteligencji! – krzyknął Draco. – Nie możesz się poddawać. Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Hermiona powiedziała, że możesz użyć umysłu, żeby przenieść się z jednego miejsca w inne. Jeśli cholerny Irytek to potrafi…

- To brzmi jak teleportacja.

Wszyscy odwrócili się w stronę wejścia.

- Manelin, co ty tu robisz? – spytał Sean.

- Idiotyczne pytanie, McIves – prychnął Dante. – Zabrał nas ze szkoły całkiem sporo.

O Boże, on zabiera dzieci.

Więc zrób coś z tym, Potter.

Świetnie. Więcej winy.

- Czekajcie, on ma rację – wtrąciła nieśmiało Missy. – To rzeczywiście podobne do teleportacji. – Obróciła się do Harry’ego. – Może warto by to spróbować.

Nie mając nic do stracenia, Harry skupił swoje myśli na Voldemorcie i spróbował się aportować. Jego życie zdecydowanie przypominało koszmar. Nic się jednak nie stało.

- To chyba nie dokładnie to samo – rzekł Draco. – I może zacznij od małych kroczków. Na początek postaraj się do mnie zbliżyć. Odpręż się i skup się na ruchu w moim kierunku.


Skup się, Harry – powiedział Voldemort.

- Staram się.

- Mówiłem, żebyś się odprężył – rzekł czarnoksiężnik. Harry wyczuł, że zatrzymuje się tuż przy nim. O wiele za blisko, o czym świadczył ból głowy. – Skoncentruj się.

Harry otworzył oczy i spojrzał ostro w szkarłatne ślepia Voldemorta. Stracił nad sobą panowanie.

- Jak mam się skoncentrować, kiedy nade mną wisisz? Nie potrafię nawet myśleć…


- Udało ci się!

Harry wrócił myślami do rzeczywistości. Draco stał naprzeciw niego.

- Co pan zrobił? – spytał Sean z ciekawością.

Harry rozejrzał się i dostrzegł, że przesunął się wzdłuż całego pomieszczenia.

- Przypomniało mi się coś – powiedział Harry cicho.

- Może o to właśnie chodzi – stwierdził Draco. – Używałeś już wcześniej wspomnień, żeby zainicjować wewnętrzną magię.

Wewnętrzna magia? Czyżby to pozwalało duchom przebywać po śmierci w czarodziejskim świecie, jakaś desperacka więź z życiem poprzez tę formę magii? Harry nawet nie chciał się domyślać…

- Harry, spróbuj jeszcze raz – przerwał jego rozmyślania Draco.

Sięganie po wewnętrzną magię stało się jego drugą naturą, lecz kiedy tym razem próbował jej zaczerpnąć, niczego nie poczuł.

Harry potrząsnął głową.

- Nic.

Draco znów zaczął krążyć w kółko.

- Dobra, więc co to było za wspomnienie? – zainteresował się Dante.

Harry zerknął w jego stronę.

- Voldemorta, uczącego mnie teleportacji – odparł Harry. – Straciłem wtedy nad sobą panowanie.

- Teraz wszystko jasne – powiedziała Cindy. – Oprócz wspomnienia, potrzebne jest też uczucie.

- Aha, no jasne – warknął Harry. – Więc nie ruszę się z miejsca, jeśli nie będę wkurzony?

To jednak zadziałało. Harry przesunął się w kierunku Cindy, gdy wypowiadał te słowa.

Dziewczyna wyglądała na lekko speszoną.

- Cóż, chyba nie ma znaczenia, jakie to uczucie – oznajmiła. – Ale jeśli złość jest akurat pod ręką, to równie dobrze można z niej skorzystać.

- Przepraszam – mruknął Harry. Pozwolił, by gniew, nad którym tak pragnął zapanować, znów przejął nad nim kontrolę.

- Ona ma rację, Harry – powiedział Draco. – Jeśli ktoś ma tu prawo się złościć, to na pewno ty. Użyj tego.

Nie wydawało mu się to do końca właściwe, ale Harry skorzystał z tej rady. Dzięki gniewowi i frustracji był w stanie swobodnie się poruszać po gabinecie, krążąc wokół jak złapane w klatce zwierzę.

- W porządku, mogę się już ruszać – rzekł Harry. – Co dalej?

- Najpierw… - Draco chwycił się nagle za lewe ramię. Spojrzał na Harry’ego. – Zaczęło się.

Przez obóz odbił się echem huk eksplozji tak silny, że aż zadrżały ściany.

- Wzywa mnie – oznajmił Draco. – Muszę iść. Powstrzymaj go, Harry.

- Jak?

Draco ruszył w stronę wyjścia.

- Po prostu z nim porozmawiaj.

Harry patrzył za nim, póki nie zniknął mu z oczu. W jaki sposób miał niby porozmawiać z Voldemortem, jeśli nie wiedział, gdzie on był? Problem ten sam się rozwiązał, kiedy jego blizna zapłonęła bólem. Harry przycisnął dłoń do czoła i został wessany w pustkę.

Nie zdążył nawet upaść na kolana, bo Voldemort natychmiast pociągnął go w górę, zaciskając ramię na jego piersi. Ból był niemal nie do zniesienia.

- Przyjrzyj się temu dobrze, Harry – wyszeptał mu Voldemort do ucha. – Ci głupcy myślą, że mogą mnie pokonać, zanim się zorganizuję. Nie mają pojęcia, czemu wychodzą naprzeciw. – Czarnoksiężnik zachichotał. – Moi śmierciożercy mogliby sami uporać się z tym nędznym atakiem, ale po prostu musiałem w tym uczestniczyć.

Voldemort wypuścił go i cofnął się o krok. Harry sięgnął po wewnętrzną magię, by zablokować ból i móc zobaczyć skutki pierwszej próby powstrzymania Czarnego Pana.

I tym razem wewnętrzna magia zadziałała. Harry jednak zaraz zaczął tego żałować, widząc przed sobą ogrom dokonanych zniszczeń.

Całe pole zaściełały ciała, pomiędzy którymi krążyli śmierciożercy, szukając oznak życia lub gasząc ogień. Zapach krwi i przypalonego mięsa wisiał w powietrzu. Zapach śmierci.

Pod Harrym ugięły się kolana. Co ja zrobiłem?

Pozostałości potężnej magii wciąż były obecne wokół, objawiając się czy to w falującym dymie, czy w drżących kamieniach. Nawet sama natura nie była w stanie rozproszyć takiej ilości mocy uwolnionej w jednym miejscu.

- Chodź ze mną, Harry – powiedział Voldemort, po czym odwrócił się i ruszył raźnym krokiem w stronę lasu. – Wieści o moim pierwszym zwycięstwie powinny już dotrzeć do Albusa. Czas się przygotować.

Harry poczuł, że zostaje wleczony w stronę obozu. Wszędzie widoczne były ślady świętowania. Voldemort podtrzymywał radosną atmosferę wśród swoich wiernych popleczników, chwaląc ich skuteczność i składając im obietnice władzy i sławy.

Harry wiedział, że gdyby mógł, miałby teraz mdłości. Większość śmierciożerców wciąż była pokryta kurzem po walce, lecz niedawny triumf przyćmił ich zmęczenie.

Jak ci wszyscy ludzie zdołali uniknąć kary? I gdzie podziewał się Draco? I Lucjusz? I Seve…

O Boże. Snape nie żyje. Wspomnienie jego śmierci uderzyło Harry’ego z całą mocą. Była to dla niego kolejna osobista strata. Mimo że ich stosunki na początku szkolnej kariery Harry’ego nie były najlepsze, to od niedawna zaczął uważać Severusa za kolegę, przyjaciela. To była też ogromna strata dla czarodziejskiego świata. Snape był genialnym Mistrzem Eliksirów i potężnym czarodziejem. Voldemort na pewno nie…

Harry nie chciał nawet o tym myśleć. Snape był jednym z najpotężniejszych śmierciożerców, nawet ze swoją pozycją szpiega. Nigdy to jednak nie przeszkadzało Voldemortowi. Dlaczego zabił go on teraz?

- Zabiłeś Snape’a – mruknął Harry pod nosem.

- W rzeczy samej.

- Dlatego?

Voldemort zatrzymał się i odwrócił twarzą do Harry’ego.

- A jak sądzisz?

Frustracja Harry’ego była niemal namacalna.

- Nie możesz mi zwyczajnie powiedzieć? – warknął.

Voldemort chwycił go pod brodę.

- Lepiej się uspokój, Harry – rzekł, kręcąc głową.

Drżąc z bólu, Harry zacisnął zęby.

- Powiedziałeś, że już go dłużej nie potrzebujesz.

- Bardzo dobrze, Harry. Dlaczego?

- Bo sam możesz mnie kontrolować.

- Zgadza się. Nie można cię już fizycznie skrzywdzić, więc… - Voldemort zawiesił sugestywnie głos.

- Ale…

- Byłeś do niego zbyt przywiązany – przerwał mu czarnoksiężnik. Wypuścił Harry’ego i ruszył znów przed siebie.

- Chcesz powiedzieć, że go zabiłeś, bo był moim przyjacielem? – spytał ostro.

- Jeśli tak chcesz to ująć.

- Więc kto będzie następny? – wypluł z siebie Harry, trzęsąc się z odrazą. – Ron? Hermiona? Dra… - Przerwał w pół słowa, zdając sobie z czegoś sprawę. – Gdzie jest Lucjusz? – zapytał cicho.

Voldemort zachichotał.

- Och, Harry. Nigdy się nie poddajesz.

Każdy, kto stawał się dla Harry’ego choćby w przybliżeniu zastępstwem ojca, niechybnie doprowadzał Voldemorta do furii.

- Gdzie on jest? – zapytał ponownie Harry.

Voldemort westchnął.

- Wciąż jest w Azylu Kruka – odrzekł obojętnie.

- W Azylu? – powtórzył Harry, zdumiony. – Nie wezwałeś go do siebie?

Cisza.

- Czy on żyje?

- Chodź ze mną, Harry.

- Voldemort.

Czarnoksiężnik znów się zatrzymał i Harry zauważył, że ma on zamyśloną minę. W końcu spojrzał na Harry’ego i uśmiechnął się, złośliwie, ale i z dumą.

- Powiedzmy, że Lucjusz w dalszym ciągu cieszy się dobrym zdrowiem. Na razie.

- Co…

Voldemort machnął ręką, by go uciszyć i kontynuował swój marsz.

- Skończmy już ten temat. Lucjusz żyje. Jeśli nie chcesz, by to się zmieniło, przestaniesz mnie o to zamęczać.

Więc znów wrócili do punktu wyjścia – kiedy Voldemort groził ludziom, na których zależało Harry’emu. Czy Voldemort tym razem spełni swoje groźby? Harry mógł robić tylko to, co Voldemort mu kazał – jak więc miałby zrobić coś nie tak? Gryfon znów poczuł się skołowany, ale zachował milczenie.

Wrócili do namiotu i Harry ze zdziwieniem spostrzegł, że wnętrze opustoszało. Zaalarmowany, zapytał:

- Gdzie są dzieciaki?

Voldemort przygotował sobie drinka i usiadł w krześle za biurkiem.

- Spokojnie, Harry, nic im nie jest. Przeniosłem je w inne miejsce, do czasu gdy zapewnię sobie ich współpracę.

Harry skinął głową.

- Co z moją rodziną? – odezwał się ostrożnie.

Voldemort uśmiechnął się szeroko, obracając w dłoniach szklankę.

- Po tym, jak tyle trudu włożyłem w zapewnienie dziedzicom bezpieczeństwa, sądzisz, że chciałbym ich zranić?

Harry szczerze w to wątpił.

- Ginger?

- Twoja urocza żona jest ich matką – odparł Voldemort. – Jej zadanie to opieka nad dziećmi, z czym, jestem pewien, poradzi sobie znakomicie.

- A Syriusz?

- Syriusz jest tutaj, rzecz jasna.

Harry podniósł szybko wzrok.

- Naprawdę?

- Oczywiście. Przyrzekł mi wierność, ze względu na ciebie. Obowiązki wobec ciebie traktuje bardzo poważnie. Będzie mnie teraz chronił równie zawzięcie, jak wcześniej ciebie.

- Co takiego? – zdziwił się Harry. Syriusz miałby chronić Voldemorta? – Nie wierzę ci.

Voldemort zachichotał.

- Harry, czemu miałbym kłamać, skoro prawda jest o wiele bardziej satysfakcjonująca?

- Ale…

- Twój ojciec chrzestny to inteligentny człowiek – rzekł Voldemort. – Wie, że jeśli zginę, pociągnę cię za sobą.

- Więc dlatego chce cię chronić – odparł Harry, wreszcie rozumiejąc.

- Zgadza się. Jak długo będzie nadzieja na wskrzeszenie cię, on nie zaprzestanie mnie ochraniać.

- A jest jakaś nadzieja?

- A jak sądzisz?

Harry sądził, że nie ma na to żadnej szansy, ale, prawdę mówiąc, nie pozostało mu teraz nic poza nadzieją.

- Mistrzu? – Od strony wejścia dał się słyszeć czyjś głos.

- Ach, wejdź, wejdź.

- Co zamierzasz teraz robić? – spytał Harry.

- Czekam na odpowiedniego posłańca – odparł Voldemort, wstając.

Harry nie zdążył już o nic więcej spytać, gdyż do środka weszło kilkoro śmierciożerców, ciągnąc ze sobą trójkę czarodziejów, noszącą szaty aurorów, z mniej lub bardziej poważnymi obrażeniami.

Harry nie rozpoznał pierwszego, którego pokazano Voldemortowi. Czarnoksiężnik od razu odprawił aurora.

- Nie, nie on.

Drugi z czarodziejów był niemal w wieku Voldemorta. Tego również odprawił. Ostatni został przyciągnięty bliżej. Walcząc o zachowanie przytomności, mężczyzna podniósł głowę. Kaptur opadł mu na ramiona, odsłaniając oszołomioną, zalaną krwią twarz Ronalda Weasleya.

- Voldemort! Co… jak…

Voldemort uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Jak miło ze strony ministra, że wysyła własną rodzinę do walki przeciwko siłom zła.

- Jestem szefem Departamentu Obrony – rzekł Ron wojowniczo, próbując się oswobodzić.

- Ron.

Przyjaciel skierował ku niemu mętny, niebieski wzrok i zmrużył oczy w skupieniu.

- Harry?

Ron patrzył to na niego, to na Voldemorta, ruszając bez słowa ustami. W końcu skupił na Voldemorcie gniewne spojrzenie.

- Co żeś narobił?

- Wziąłem życie, które ocaliłem, Ron. Dla siebie – odparł Voldemort.

- Co…

Voldemort uciszył Rona gestem dłoni.

- Zaniesiesz ode mnie wiadomość do ministerstwa i Albusa – rzekł czarnoksiężnik, krążąc wolno po pokoju. – Powiesz im, że powinni się poddać bez stawiania oporu.

- Czy ty…

- Albo znów zacznę zabijać. Sprawa wygląda całkiem prosto, panie Weasley. Albo skapitulują, albo zginą. Tym razem Harry nie będzie mógł się za nich poświęcić.

- Voldemort…

- Bądź cicho, Harry.

Harry otworzył usta, ale słowa uwięzły mu w gardle.

- Jak widzisz, jest pod moją całkowitą kontrolą – powiedział Voldemort do Rona, uśmiechając się z satysfakcją. – Zabierzcie go stąd.

Harry przyglądał się bezsilnie, jak Ron jest odprowadzany z namiotu. Nim zdołała go zalać nowa fala poczucia winy i żalu, Voldemort znalazł się obok niego. Chwycił Harry’ego mocno pod brodę i zadarł jego twarz ku górze.

- Ach, Harry, mój pupilu – powiedział Voldemort cicho. Podniósł drugą rękę i przesunął palcem po twarzy Harry’ego, która pod jego dotykiem na chwilę stała się materialna. – Jestem naprawdę zadowolony.

Harry zamknął oczy i przełknął ślinę. Fizyczny ból nie był nawet w połowie tak silny jak psychiczne cierpienie.

- Przestań się winić, mój synu. – Harry otworzył oczy i napotkał szkarłatne spojrzenie. – Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Wszystko, czego od ciebie oczekiwano i więcej.

Harry wyciągnął rękę i chwycił Voldemorta za nadgarstek. Gdyby mógł mówić, z pewnością zacząłby błagać.

Voldemort westchnął ciężko i go wypuścił. Harry opadł na kolana u jego stóp.

- To teraz twoje przeznaczenie, Harry. Jesteś mój.



Rozdział 22

Miłość feniksa


- Harry?

Harry otworzył oczy. Draco stał przy wejściu do namiotu, patrząc na niego ze zmartwioną miną. Wszedł do środka i zbliżył się do Harry’ego, który siedział, a raczej zajmował krzesło przy biurku. Było to sporych rozmiarów krzesło z obitym skórą oparciem, wyglądające na bardzo wygodne. Harry’emu jednak nie było wygodnie. Czuł niewiele… właściwie, to nie czuł nic.

Podniósł wzrok na Draco.

- On oszalał – powiedział do niego cicho.

Draco kiwnął głową.

- Wiemy to nie od dzisiaj.

- Czy z Ronem wszystko w porządku?

Draco znów skinął twierdząco głową.

- Wrócił do ministerstwa.

- No i?

- No i co?

- Co zrobi Dumbledore?

Draco westchnął.

- Nie wiadomo – odparł. – Aurorzy przegrupowali się i zorganizowali naradę.

Harry prychnął pod nosem. Nie był to przyjemny dźwięk, nawet dla niego.

- Głupcy – mruknął. – Nic go teraz nie powstrzyma. – Znów spotkał wzrok Draco. – Nic.

- Harry…

- Prócz ciebie – przerwał mu Gryfon.

Draco patrzył na niego, oszołomiony.

- Mnie?

Harry skinął i wyprostował się na swoim miejscu.

- Tak sobie myślałem…

- O nie.

- Musisz go zabić.

- Słucham?

- Draco, ja nie mogę być duchem – odrzekł Harry. – Po prostu nie mogę tak egzystować. Nie mogę dotknąć żony ani dzieci. Nie mogę latać ani ćwiczyć szermierki. – Opanowały go frustracja i bezsilność. Zbliżył się do Draco. – Nie mogę zwyczajnie siedzieć i patrzeć, jak życie biegnie dalej. Wolę już raczej nie żyć. Musisz go zabić.

- Ale wtedy ty też umrzesz.

- Nie obchodzi mnie to – rzekł z naciskiem Harry. Był już zdecydowany. To był jedyny sposób, by pokonać Voldermorta i się uwolnić. – Dał mi osiem dodatkowych lat dzięki swojemu „szlachetnemu gestowi”. I tak powinienem być martwy. Nie rozumiesz? Dziedzice się narodzili, nie muszę już dłużej żyć. Nie w ten sposób. Nie mogę… i nie chcę.

- Harry, nie mam dość mocy, by go zabić.

Frustracja Harry’ego wzrosła, przez co bezwiednie zaczął krążyć po pokoju.

- Musisz jedynie się do niego zbliżyć. Zastrzel go, dźgnij nożem, uduś. Nie ważne jak to zrobisz. Nie potrzebujesz do tego magii – w zasadzie, nie możesz użyć magii. Musisz znać jakieś mugolskie metody zabijania. Otruj go, jeśli będziesz musiał.

Draco wbił wzrok w podłogę.

- Ja… nie mogę.

- Niech cię, Draco. Dlaczego?

- N-nie chcę być odpowiedzialny za twoją śmierć.

Z gardła Harry’ego wydobyło się zirytowane warknięcie.

- Im dłużej on żyje, tym więcej ludzi zginie. To moja wina, wiem o tym, ale nie mogę nic na to poradzić. Ty musisz to zrobić.

- Nawet nie wiem, czy on mi choć trochę ufa – zauważył Draco. W uszach Harry’ego brzmiało to jednak, jakby szukał tylko wymówek.

Być może było to zbyt wiele, by prosić o to Draco.

- Co z twoim ojcem? Jest mi w końcu coś winien. Może on to zrobi.

- Mój ojciec jest wciąż w Bułgarii – odparł Draco. – Przecież wiesz, że jeśli opuści dom, to już po nim.

Harry też doszedł do takiego wniosku, lecz Voldemort wciąż mógł…

- Jak to: jeśli opuści dom?

- Voldemort próbował dostać się do środka, do mojego ojca – oznajmił Draco. – Zobaczyć, czemu nie zjawił się na wezwanie śmierciożerców. A przynajmniej on tak twierdził.

- I co się stało?

- Nie mógł wejść do środka.

- To przecież był jego dom. Czemu nie mógł wejść?

- Nie potrafił obejść twoich barier ochronnych. – Draco uśmiechnął się krzywo.

Harry patrzył na niego ze zdumieniem.

- Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale Czarny Pan nie mógł ich złamać – rzekł Draco. – Nie miał wystarczającej mocy, by się przez nie przedrzeć siłą.

Harry nie wiedział, co powiedzieć. Nie stosował niczego skomplikowanego, jedynie zaklęcia ochrony i prywatności, choć posłużył się wówczas różdżką, co czynił niezwykle rzadko.

- Z początku był wściekły – ciągnął Draco. – Ale potem wyglądał na bardzo zadowolonego, nawet dumnego.

Harry uśmiechnął się mimowolnie.

- Mogę się założyć.

- Ach, Harry, mój pupilu – oznajmił Voldemort, wchodząc do swojego gabinetu. Jego dobry nastrój natychmiast zamienił się w gniew, kiedy dostrzegł Draco. Uniósł dłoń. – Crucio.

- Voldemort, przestań – błagał Harry.

Voldemort utrzymywał klątwę jeszcze przez kilka chwil, po czym ją zniósł. Wszedł do środka i stanął nad drżącym ciałem Draco.

- Panie Malfoy, myślałem, że wyraziłem się jasno. Miałeś nie pojawiać się tu bez mojej zgody.

- Voldemort…

- Przepraszam, mój panie – wykrztusił Draco. – Chciałem tylko…

- Crucio. – Voldemort okrążył trzęsącego się mężczyznę. – Wiedziałeś, czego sobie życzę. Dostałeś bezpośrednie polecenie i postanowiłeś je zignorować.

- Prze-przepraszam.

- Crucio.

Harry przyglądał się bezsilnie, jak Voldemort torturował Draco. Czuł się tak, jakby serce miało zaraz wyskoczyć mu z piersi.

- Voldemort – rzekł błagalnym tonem.

- Idź – powiedział Voldemort do Draco. – I nie sprzeciwiaj mi się więcej.

- Tak, mój panie.

Harry nie mógł nawet pomóc przyjacielowi, gdy ten stanął z trudem na nogi i chwiejąc się, wyszedł z namiotu.

Dopiero wówczas Voldemort zwrócił się z powrotem do Harry’ego. Złapał go pod brodę i odwrócił jego głowę w swoją stronę.

- Wie, że powinien być mi posłuszny – rzekł Voldemort, przyglądając się zbolałej twarzy Harry’ego. – Oni wszyscy o tym wiedzą.

Voldemort puścił go i odszedł na bok. Harry przyciął dłoń do blizny, patrząc na Voldemorta z szeroko otwartymi oczami. Czarnoksiężnik znów miał zadowoloną minę.

- Wszystko zaczyna się układać po mojej myśli – oznajmił.

- Dumbledore się poddał? – spytał Harry, niepewny, czy chce usłyszeć odpowiedź.

Voldemort zerknął na niego przelotnie.

- Na Merlina, skądże. Dumbledore nigdy otwarcie się nie podda. – Zachichotał. – Ale mamy po swojej stronie ministerstwo. Ron był znakomitym posłańcem. Z jego świadectwem i pomocą kilku moich „przyjaciół” z wewnątrz, ministerstwo zostało przejęte bez większych problemów.

Harry zastanawiał się, ile dokładnie ofiar obejmowało to „bez większych problemów”.

- Masz więc co świętować – mruknął Harry, nie potrafiąc się oprzeć.

Voldemort roześmiał się lekko.

- Jak zawsze cynik.

- Więc co będzie następne? – spytał Harry. – Morderstwa i sianie zamętu masz już za sobą. Teraz chyba czas na anarchię i chaos.

- Och, Harry, uspokój się. To początek zupełnie nowego świata. Lepszego świata. Mojego świata.

- Czemu sądzisz, że będzie on lepszy?

- Będzie lepszy, bo będzie mój. – Rzucił Harry’emu kolejne szybkie spojrzenie. – Podobnie jak ty, Harry. I jak ty, świat będzie…

- Musisz być szalony, jeśli myślisz, że wszyscy zaczną…

- Zmiany w rządzie nie wpłyną na większość ludzi, Harry. Nadal będą wieść swoje nudne, nieważne życia. Jedyne, co się zmieni, to osoba u władzy.

- A jeśli ktoś się z tym nie zgodzi? Ktoś się tobie sprzeciwi?

Voldemort machnął niedbale ręką.

- Straty, których nie da się uniknąć.

- Aby żyć w strachu? – spytał Gryfon z niedowierzaniem.

- Aby żyć bez strachu, Harry.

- Nie mówię o sobie – warknął Harry. – Moje życie już dobiegło końca. Sam o to zadbałeś.

- Mylisz się – odparł Voldemort z powagą. – Wciąż jesteś bardzo ważny dla wielu ludzi. Tylko teraz nie możesz już im pomóc.

Nagle wszystko spadło na Harry’ego jak lawina. Tyle śmierci, którym był winien… Mógł jedynie obserwować bezradnie, jak Voldemort niszczył wszystko na swojej drodze – tak samo, jak za pierwszym razem, gdy doszedł do władzy.

I Harry nie mógł zrobić nic, prócz wsłuchiwania się w krzyki rozpaczy, nie będąc w stanie pomóc nikomu, tak jak nie mógł pomóc Draco. Voldemort kontrolował wszystkich, o których Harry się troszczył. I mógł kontrolować Harry’ego. A Harry nie mógł zrobić nic.

Był zupełnie bezradny, złapany w pułapkę, która podążała za nim, odkąd skończył piętnaście lat, zawsze za jego plecami, czekając, by móc go pochłonąć w całości i zatopić w poczuciu winy.

I jeszcze ta złość. Boże, jaki on był wściekły.

Harry marzył o tym, by zacisnąć ręce wokół…

Gdy tylko o tym pomyślał, jego bezcielesne ciało znalazło się tuż przy Voldemorcie. Zaciśnięte na gardle czarnoksiężnika ręce w mgnieniu oka stały się materialne. Harry przestał panować nad uczuciami, jego gniew zmienił się w nienawiść.

Voldemort stracił równowagę i upadł na ziemię, a Harry wzmocnił uchwyt na jego gardle.

- Nie będę już dłużej bezsilny – wysyczał Harry, zaciskając palce z całej siły.

Szkarłatne oczy zrobiły się okrągłe. Voldemort nie był w stanie go teraz kontrolować.

Harry pozwolił, by kierowała nim wściekłość. Niejasno zdawał sobie sprawę, że jego ciało zalewały mu fale bólu intensywnego jak ogień, ale go zignorował. Całą swoją uwagę skupił na zmiażdżeniu tego zła, które nękało go od tak dawna.

Tak, to było zło. Tylko coś naprawdę nikczemnego mogło posunąć się tak daleko, nie stroniąc od rozmyślnego okrucieństwa. A najgorszym ze wszystkich było to, że Harry’emu zaczęło na nim zależeć.

Zdrada ta zapiekła go do żywego.

Harry mu wierzył. Wierzył naiwnie we wszystko, co mówił mu Voldemort. Chciał w to wierzyć, musiał w to wierzyć.

Ale z tym już koniec. Harry wreszcie odzyskiwał kontrolę nad swoim życiem – nawet, jeśli miało go to zabić. A tym razem był pewien, że tak się stanie.

Jeśli tak miało być, to przynajmniej zabierze ze sobą Voldemorta i to na dobre.

Twarz czarnoksiężnika zaczęła się rozmywać, nie – blaknąć. Harry wyczuwał pod palcami zduszone drgania strun głosowych, kiedy silniej ścisnął gardło. Pod wpływem nacisku trzaskały kości i rozrywały się mięśnie.

Harry nie mógł złapać oddechu. Ręce mu się trzęsły, a końcówki palców zbielały.

W końcu zabrakło mu powietrza. Ciemność otoczyła go jak wielka zasłona. Ciało pod jego palcami stało się miękkie, wątłe.

A potem nie było już nic.


Harry jęknął albo przynajmniej próbował wydać ten odgłos, czując ból zalewający jego ciało. Wydało mu się dziwne, że nawet po śmierci ból był jego nieodłącznym kompanem.

- Problem, Potter?

Otwierając z trudem oczy, skupił wzrok na wiszącej nad nim twarzy. Snape? Zamrugał kilka razy w zdumieniu, ale wreszcie doszedł do wniosku, że pewnie został potępiony za wszystko, co uczynił.

- Zdziwiony moim widokiem?

Harry zastanowił się przelotnie, ile będzie go kosztować odezwanie się.

- Trochę – odparł Harry, szczęśliwie nie cierpiąc przy tym zbytnio. Jeśli leżał w bezruchu, ból był do zniesienia. – Odkupiłeś swoje grzechy. Myślałem, że zostaniesz oszczędzony.

Snape spojrzał na niego, wyraźnie zdezorientowany.

- Oszczędzony?

- Tak – potwierdził Harry. – To jest piekło, prawda?

Snape parsknął śmiechem.

- Jak zwykle, niezwykle spostrzegawczy – powiedział tak charakterystycznym dla siebie szyderczym tonem. – Sądziłem, że od razu rozpoznasz hogwarckie skrzydło szpitalne.

Z wielkim wysiłkiem, Harry zdołał odwrócić głowę na bok.

- Mam wrażenie, że niedługo nazwą tę salę twoim imieniem.

- Ale… - Harry znów spojrzał na Snape’a. – Ale…

- Widzę, że jesteś też elokwentny jak zawsze.

- Niech cię, Snape – warknął Harry, czego natychmiast pożałował. Kiedy już zdołał zapanować nad bólem, rzucił Severusowi gniewne spojrzenie. – Po prostu mi powiedz, proszę. Widziałem, jak umierasz. – Głos Harry’ego lekko się załamał, gdy wypowiedział te słowa.

- Tak, ale zaraz po tym, jak zniknąłeś z Voldemortem, ten stary głupiec zawołał Fawkesa i kazał mu mnie uratować.

- A co mnie ocaliło? – zdziwił się Harry.

- Miłość feniksa jest wielkim skarbem – oznajmił cicho Severus.

- Rowan? – wykrztusił Harry.

- Zgadza się. Poświęciła się dla ciebie.

- Ale… - Harry przełknął ślinę, próbując znaleźć odpowiednie słowa. – Jak?

- Poważnie, Potter, jak długo miałeś tego ptaka? – Severus westchnął i usiadł na łóżku obok. – Gdy tylko twoje ciało znów stało się materialne, Rowan była w stanie cię znaleźć.

- Ale ja jej nie wzywałem.

Severus skinął poważnie głową.

- Usłyszała twoje nieme krzyki cierpienia, Harry.

Harry poczuł, że do oczu napływają mu łzy. Rowan? Nie chciał, by ktoś jeszcze za niego umierał.

- Draco twierdził, że wyglądało to bardzo spektakularnie.

Harry skupił z powrotem uwagę na Snape’ie i podniósł oczekująco brwi.

- Jak wiesz, lot feniksa to niesamowity widok.

Gryfon skinął głową.

- Zjawienie się Rowan nie uszło uwagi zgromadzonych w obozie. Draco powiedział mi, że gdy tylko śmierciożercy dostrzegli, iż znów przybrałeś materialną postać, a Czarnego Pana nie było w pobliżu, natychmiast uciekli.

- A on?

- Sądzimy, że albo Rowan pozbyła się go, gdy był duchem, albo po prostu przestał istnieć w jakiejkolwiek formie.

- Czy byłem martwy?

- Och, jak najbardziej – odparł Snape. – Draco, podobnie jak twoi Gryfiacy, mogą się teraz pochwalić tym, że widzieli na własne oczy bardzo rozwścieczonego feniksa.

- A więc naprawdę go nie ma – wyszeptał Harry. Skoro obaj nie żyli, to Voldemort nie mógł znów się odrodzić. – Powiedz mi…

Jego kolejne słowa zagłuszył szmer rozmów przy drzwiach.

- Musi nas pani wpuścić.

- Pani Pomfrey, prosimy…

- Byliśmy tam z nim, musimy się zobaczyć z profesorem…

- Zejdźcie mi z drogi.

- Panie Malfoy, doprawdy! Proszę tu wrócić!

Snape wstał, kiedy kolejna osoba, bez wątpienia Draco, zbliżyła się do łóżka Harry’ego. Wciąż ciężko mu było skupić wzrok, ale nie mógł przegapić tłumu zgromadzonego przy jego łóżku.

Harry zamknął oczy. Naprawdę nie był na to gotowy.

- Rety, to było wspaniałe.

- Niesamowite.

- Cholernie genialne!

- Przynajmniej tym razem obyło się bez krwi.

Harry otworzył oczy, słysząc to ostatnie. Spojrzał w stronę Draco.

- Było dość dramatycznie? – spytał ochryple Harry.

Draco uśmiechnął się krzywo.

- Właściwie, wyglądało to imponująco – odparł łagodnie. – Dzięki pojawieniu się feniksa.

Harry skinął głową.

- Więc co się stało, zanim Rowan przybyła na ratunek? – zapytał Draco.

Harry zamknął oczy i przełknął z trudem ślinę.

- Straciłem nad sobą panowanie.

- Jeśli już o tym mowa – wtrącił się Sean. – Rowan też to spotkało.

Wybrała ciebie. Jest taka, jak ty.

Harry znów kiwnął tylko głową.

- Kiedy dotarliśmy na miejsce – podjął wątek Draco – ona demolowała właśnie gabinet. Większość mebli stała w ogniu.

- I wydawała bardzo smutne odgłosy – powiedziała Cindy.

- Pan Malfoy chciał do pana podejść, żeby sprawdzić oddech, ale Rowan mu nie pozwoliła – dodała Missy.

- Wciąż płakała i przeraźliwie skrzeczała.

Draco odchrząknął głośno.

- W końcu usiadła ci na piersi i okryła twoje ciało skrzydłami. Potem… cóż, potem zaczęła promieniować. Najpierw były to szafirowe i srebrzyste światła, a dalej kolory zmieniały się już jak w kalejdoskopie. I powietrze wokół was jakby się zagęściło.

- To bardzo przypominało zorzę polarną – powiedziała cicho Cindy.

Missy pokiwała energicznie głową.

- Nagle cała rozjarzyła się czerwienią i zapłonęła prawdziwym ogniem, tak jak wówczas, gdy feniksy się odradzają – ciągnął dalej Draco. – A kiedy kupka popiołu spoczęła na twojej piersi, wziąłeś głęboki oddech, no i… i nic nie powstało z popiołów. – Draco odwrócił wzrok. – Przykro mi, Harry.

Harry skinął głową z wdzięcznością. Rowan była częścią jego życia, odkąd skończył piętnaście lat. Zawsze była przy nim, gotowa go skarcić, pocieszyć, ulżyć jego cierpieniu.

- Byłeś jej czarodziejem, Harry – rzekł Draco, jakby odczytując jego myśli. – Dbanie o ciebie było jej zadaniem.

Harry uniósł wzrok i zauważył, że reszta zdążyła w miedzy czasie opuścić salę.

Draco usiadł na skraju jego łóżka i nachylił się nad nim.

- Zanim i mnie stąd wykopią – powiedział ściszonym tonem. – Wiem, że Ginny z rodziną czeka, żeby się z tobą zobaczyć, ale najpierw… - Wyciągnął z kieszeni szaty małą paczkę i położył ją na łóżku tak, by tylko oni byli w stanie ją zobaczyć. – Co zamierzasz z tym zrobić?

Draco rozwinął papier, ukazując wielki naszyjnik z…

- Talizman – wyszeptał Harry.

- Leżał na podłodze obok ciebie – wyjaśnił Draco. – Podniosłem go, zanim ktokolwiek go zauważył. – Włożył amulet Harry’emu do ręki. – Przeprowadziłem magiczne testy, ale zdaje się, że nie…

Przerwał w pół słowa, kiedy oczy wygrawerowanego feniksa zaczęły się jarzyć.

- Choć z drugiej strony – stwierdził Draco, wykrzywiając wargi – nie jestem przecież dziedzicem.

- Weź go, Draco – oznajmił ochryple Harry, a Draco podniósł medalion i szybko zawinął go w papier. – Weź go. Oddaj go do muzeum i zgarnij laury za odnalezienie amuletu.

Draco potrząsnął głową.

- Należy do ciebie, Harry. Powinieneś…

- To klątwa, Draco. Będzie bezpieczniejszy w muzeum. Tylko dziedzice mogą go użyć, więc nic mu się nie stanie.

Draco westchnął i włożył paczkę z powrotem do kieszeni. Wyglądał, jakby chciał spierać się o to dłużej, ale wówczas u progu rozbrzmiał nowy chór głosów.

- Harry! Och, Harry!

Draco odsunął się na bok, kiedy Ginger, Ron i Hermiona rzucili się na Harry’ego.


Epilog

Około jedenaście lat później



Harry uniósł wzrok, słysząc tupot stóp. Paru pierwszoroczniaków zatrzymało się gwałtownie przed jego biurkiem. Zlustrował uważnie sapiących delikwentów, ubranych w szaty z zielonymi emblematami. Uczta powitalna dawno się już zakończyła i trójka Ślizgonów powinna znajdować się w swoich łóżkach w lochach. Rano będzie musiał zamienić kilka słów z głową ich domu na temat tej „ucieczki”.

Uśmiechnął się lekko na myśl o minie Severusa, kiedy oskarży go o to, że nie potrafi zapanować nad uczniami swego własnego domu. Ale wówczas Severus z satysfakcją przypomni Harry’emu, że jednym ze wspomnianych „uciekinierów” była młoda Potterówna, a wszyscy wiedzieli, jaki Potterowie mają stosunek do łamania regulaminu. Mistrz Eliksirów zwykł przymykać oko na wybryki Ślizgonów, włączając w to córkę Harry’ego. Oczywiście, żeby wyrównać na tym polu szanse, Harry podarował swemu synowi pelerynę-niewidkę.

Harry westchnął głośno.

- Taylor, co tu robisz o tej porze? – spytał Harry, starając się ukryć rozbawienie, marszcząc groźnie brwi.

- Tatusiu, zobacz. – Taylor Lily Potter praktycznie zapiszczała z radości, kiedy odkryła poły szaty, ukazując dość brzydko wyglądające pisklę. – Czy on nie jest słodki?

Harry przyjrzał się żałosnemu stworzeniu i zdał sobie sprawę…

- Joanie mówi, że to feniks – ciągnęła Taylor, niemal bez tchu. Stojąca za jej plecami Ślizgonka skinęła z entuzjazmem głową. – Widziałeś kiedyś takiego?

Harry nie był w stanie oderwać od ptaka wzroku.

- Skąd go masz? – spytał Harry, bojąc się odpowiedzi.

- Och, to było świetne – oznajmiła trzecia Ślizgonka-uciekinierka. – Wleciał do naszego dormitorium, wylądował na łóżku Taylor i stanął w płomieniach.

- A potem zaczął śpiewać – dodała Joanie.

Harry spojrzał ponownie na swoją córkę, która głaskała teraz delikatnie maleńkie pisklę.

- I? – popędził córkę.

Taylor popatrzyła na niego wypełnionymi radością zielonymi oczami.

- Powiedział, że nazywa się Marvolo i że jestem jego czarodziejką, tato.

Harry rozdziawił w zdumieniu usta.

- Marvolo? – zdołał w końcu wykrztusić.

- Co tu się dzieje? – spytał Snape, zatrzymując się w progu. – Wasza trójka powinna być dawno w łóżkach. Już was tu nie ma.

Harry ledwie poczuł usta na swoim policzku.

- Dobranoc, tato.

Troje dziewczynek, hałasując niemiłosiernie, opuściło jego gabinet, paplając o tym, jak to Taylor zaadoptował feniks.

Harry patrzył za nimi, wciąż oszołomiony. Długi, czarny warkocz kołysał się w rytm kroków Taylor.

- Problem, Potter?

Harry wolno poniósł wzrok na Severusa.

- Feniks właśnie zaadoptował moją córkę – rzekł Harry cicho.

Snape oparł się o róg jego biurka.

- Więc? Chyba nie powinno cię to dziwić.

- Severusie, feniks o imieniu Marvolo właśnie zaadoptował moją córkę, Ślizgonkę – rzekł z naciskiem Harry.

Severus spojrzał na niego ze zdumieniem.

Harry pochylił się nad biurkiem i powoli uderzył głową o blat.

- Harry, jestem pewien, że to tylko przypadek.

Harry podniósł wzrok.

- Severusie, co w moim życiu kiedykolwiek zdarzyło się przypadkiem?

Severus westchnął.

- Słuchaj – rzekł. – Nawet jeśli jest to jakiegoś rodzaju echo czy manifestacfja Voldemorta, nie może nikogo skrzywdzić – nawet ciebie. To nie leży naturze feniksa.

- Być może – mruknął Harry. – Tylko czemu mam wrażenie, że zbliża się kolejny koszmar?




Koniec




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Równowaga Sił 4 Harry Potter i Talizman Salazara
HARRY POTTER I KOMNATA TAJEMNIC CAŁOŚĆ PEB
Nie fair by Mroczna88, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
''Kamień'' - Rozdział 78, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Tysiąc razy wczoraj, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
Tak zupełnie nowe [FearlessDiva], Harry Potter, Fanfiction, Fearless Diva
Who knows, Fan Fiction, Harry Potter
Red Hills rozdz 41 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Rytuały przejścia, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
Red Hills 40, Harry Potter, Red Hills
Ostatnie tango w Hogwarcie, Fanfiction, Harry Potter, ss hg
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
Red Hills rozdz 48 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
Dziesięć kroków (drarry) NZ, Harry Potter, Fanfiction
Perwersje Wielkiej Kałamarnicy, Harry Potter, Fanfiction, DRARRY
Red Hills rozdz 36 [Akame Sora], Harry Potter, Fanfiction, Akame Sora
Dziedzictwo [FearlessDiva], Harry Potter, Fanfiction, Fearless Diva
Harry Potter i Wrota Atlantydy, Harry Potter i Wrota Atlantydy

więcej podobnych podstron