Dalton Margot Rodzinne podobienstwo


Margot Dalton


Rodzinne podobieństwo



Rozdział 1


Zaraz... Siedemnaście i pół centymetra w dół, do tego bukiecika kwiatów, i jedenaście i pół centymetra od dołu...

Gina starannie zaznaczyła miejsce na pasku tapety rozłożonej na podłodze i trzymając ołówek w zębach, przeczołgała się, żeby narysować kreskę niżej.

Powiedziałam jedenaście i pół centymetra – wymamrotała, patrząc na tapetę ze zmarszczonymi brwiami – czy jedenaście?

Z kim rozmawiasz?

Gina spojrzała w kierunku drzwi i wskazała na ścianę za sobą.

Cześć, Mary. Powiedz, czy nie ładnie?

Gospodyni weszła do pokoju, wycierając ręce o fartuch, i popatrzyła na pasy nowej tapety, otaczające wyściełaną ławeczkę w wykuszu okna.

Miałaś rację – potwierdziła zaskoczona. – Myślałam, że będzie zbyt żółta, ale naprawdę ładnie wygląda na ścianie.

Wiedziałam. To jest dokładnie taka tapeta, jakiej chciałam.

Posłuchajcie tylko! – W tonie Mary była wyrozumiałość. – Dziewczyna, która zawsze wie, czego chce! Jesteś za młoda, żeby mówić do siebie.

Gina ponownie zmierzyła tapetę.

Jedenaście i pół centymetra. Tak myślałam.

Mary starła ścierką plamkę z krawędzi ławeczki.

Muszę znaleźć czas, żeby to wszystko wyczyścić, zanim się zacznie letni sezon – mruknęła. – Teraz ty zaczynasz.

Gina narysowała kreskę na papierze i zaczęła go obcinać.

Co zaczynam?

Mówić do siebie.

Mam sześćdziesiąt lat – oznajmiła spokojnie Mary, uśmiechając się i obserwując przez okno taniec dwóch białych motyli przy krzaku bzu. – Mogę mówić do siebie, kiedy tylko zechcę.

A ja w przyszłym tygodniu skończę trzydzieści sześć lat.

Gina zanurzyła pasek tapety w płytkim, plastikowym korytku, po czym wyprostowała się z mokrym papierem w rękach i spojrzała na gospodynię.

Wiesz, Mary, czasem trudno mi w to uwierzyć.

W co?

Mary usiadła na ławeczce w wykuszu i w zamyśleniu gładziła jej kretonowe obicie.

W to, że mam prawie trzydzieści sześć lat. Gdzie się podział cały ten czas? Wydaje mi się, że wczoraj kupiłam ten dom.

Wiele było dni wczorajszych – powiedziała Mary łagodnie. – I masz rację, szybko przepłynęły.

To chyba znaczy, że się dobrze bawimy, prawda? – zauważyła sucho Gina. – Choć nie zawsze ma się to wrażenie.

Przecież kochasz ten dom.

Gina wzięła mokry pasek tapety, przeszła przez pokój i weszła na drabinę, Zmarszczyła brwi w skupieniu, dopasowując wzór. , – Masz rację – odparła. – To jest jedyna rzecz, jaką chciałam robić w życiu, ale to nie znaczy, że czasem nie odczuwam frustracji.

Wzięła gąbkę i zaczęła wygładzać tapetę.

Jedyna rzecz? – zapytała Mary.

Słucham?

Gina szybko przesuwała gąbkę po mokrym papierze.

Uważaj. Na krawędzi, tam pod żółtym koszykiem, zrobiła się zmarszczka.

Gina wygładziła tapetę. Mary obserwowała ją w zamyśleniu.

Zastanawiam się – powiedziała wreszcie, opierając się o szeroką, dębową ramę okienną – czy to rzeczywiście prawda, że prowadzenie hotelu to jedyne twoje marzenie.

Oczywiście, że to prawda. Czy chciałam robić cokolwiek innego?

Właśnie o to pytam. Po twarzy Giny przebiegł cień. Odwróciła się szybko.

Jeśli myślisz o mężu i dzieciach, to nigdy tego nie chciałam. Ty i Roger jesteście moją rodziną.

Mary uśmiechnęła się sceptycznie.

Ładna mi rodzina.

Ja jestem szczęśliwa stwierdziła Gina, schodząc z drabiny i wygładzając tapetę u dołu, po czym przycięła ją nad szeroką listwą przy podłodze. – Rodziny bywają różne.

Wiem – odparła Mary, wstając i kierując się ku drzwiom. – Ale ty, Roger i ja to bardzo dziwna rodzina, jak by nie patrzeć.

Klęcząc na podłodze, Gina obejrzała się przez ramię.

Skoro mowa o Rogerze, nie zapomnij mu powiedzieć o pękniętej desce w toalecie przy niebieskim pokoju, dobrze?

Policzki Mary poróżowiały. Sprawiała wrażenie zmartwionej.

Sama będziesz musiała mu powiedzieć. Dalej z nim nie rozmawiam.

Gina westchnęła i wstała.

O co poszło tym razem?

Wyglądało na to, że gospodyni i dozorca ciągle się o coś sprzeczają.

Upiera się podrzucać żarcie Annabel, choć go specjalnie prosiłam, żeby tego nie robił.

Ale Roger kocha Annabel. Przecież o tym wiesz.

To mój pies – oznajmiła Mary stanowczo, – Weterynarz mówi, że jest za gruba. Powinna być na niskokalorycznej diecie, a jak ma schudnąć, skoro Roger za moimi plecami daje jej resztki ze stołu?

Roger ma za miękkie serce. Nie może znieść jej skowyczenia podczas posiłków. Naprawdę ściska się od tego serce.

To mój pies – powtórzyła Mary z niezwykłym dla siebie uporem. – Sama wiem, co jest dla Annabel najlepsze.

Na pewno – przytaknęła Gina, rezygnując z dyskusji. – Porozmawiam z Rogerem, dobrze?

Mary skinęła głową. Sprawiała wrażenie częściowo udobruchanej. W drzwiach zatrzymała się na chwilę.

Aha, przypomniałam sobie, po co tu przyszłam. Jakiś pan dzwonił kilka minut temu.

Jaki pan?

Nazywa się Alex Colton; Chciał z tobą porozmawiać o wynajęciu pokoju.

Masz jego numer?

Mary potrząsnęła głową.

Jest w mieście. Powiedziałam mu, jak dojechać. Ma się tu zjawić dziś po południu, żeby się z tobą umówić osobiście.

Gina popatrzyła na ścinki tapety i mokrą podłogę.

Mam nadzieję, że się nie pojawi, zanim skończę. Marzyłam o jednym dniu spokojnej pracy.

Nie ma takich dni w tym interesie – uśmiechnęła się Mary, odzyskując pogodny nastrój, – Po czternastu latach powinnaś o tym wiedzieć. Naprawdę ładnie to – wygląda – dodała, wskazując na świeżo wytapetowaną ścianę, Świetna robota.

Wyszła znikając na schodach z lśniącego dębu, biegnących do holu wzdłuż ściany ozdobionej witrażem.

Gina stała w drzwiach, myśląc o swej gospodyni. Mary Schick jest warta swej wagi w złocie. Była tu niemal od dnia, kiedy Gina otworzyła hotel w starym dworku. Trudno było go sobie wyobrazić bez niej.

Gospodyni, drobna, szczupła kobieta o siwiejących włosach, była osobą spokojną i fachową, na której od razu można było polegać. Przeżyła całe życie, zajmując się innymi. Zaraz po szkole średniej prowadziła rodzinną restaurację i opiekowała się rodzicami. Nigdy nie wyszła za mąż ani nie wyjechała poza Azure Bay. Kiedy umarła jej matka, a wkrótce potem ojciec, sprzedała restaurację, z radością uwalniając się od odpowiedzialności, i przyszła pracować u Giny Mitchell jako kucharka i gospodyni.

W kilka miesięcy później sprzedała domek rodziców w miasteczku i wprowadziła się do hotelu. Gd tego czasu ona i Gina niemal się nie rozstawały.

Czternaście lat, myślała Gina, wracając do pokoju i potrząsając głową z niedowierzaniem. Uklękła, żeby odmierzyć następny pasek tapety, lecz wizyta Mary skierowała jej myśli na inne tory i trudno jej było skupić się na pracy.

Prawie trzydzieści sześć lat... – powiedziała, przysiadając na piętach... – Boże, nie mogę w to uwierzyć. Gdzie się podział cały ten czas?

Wstała zapominając o trzymanym w ręku ołówku, i podeszła do okna. Za oprawionymi w ołów szybkami, w ciepłym powiewie wiatru chwiała się wierzba, częściowo zasłaniając widok na jezioro. Gina patrzyła na zielone witki, myśląc o szybko uciekającym czasie.

Kiedy tak stała w oknie, wyglądała jak chłopiec. Miała na sobie luźne dżinsowe szorty, białą bawełnianą koszulę z podwiniętymi rękawami i znoszone tenisówki. Była szczupła i opalona od ciągłej pracy na dworze. Ciemne, kręcone włosy nosiła krótko przycięte. Miała oczy koloru orzechów laskowych, wystające kości policzkowe obsypane piegami i trzeźwe, poważne spojrzenie, które kłóciło się z chłopięcością jej twarzy i sylwetki.

Czternaście lat, pomyślała znowu, wychylając się przez okno, żeby popatrzeć na jezioro. Prawie połowę swego życia oddała temu domowi.

Niczego jednak nie żałowała. Edgewood Manor było jej życiem, jej namiętnością, spełnionym marzeniem. Niewielu ludziom jest dane żyć w świecie snów, które się ziściły, tak jak jej się to zawsze udawało.

Pamiętała, jak pierwszy raz zobaczyła to stare domostwo i przypływ tęsknoty, jaki odczuła, patrząc na jego dumną fasadę i rozległe grunty. Od tej pory, będąc u progu dwudziestu jeden lat, chciała je mieć i zrobiłaby wszystko, żeby zdobyć dość pieniędzy.

Prawdę mówiąc to, co zrobiła, żeby te pieniądze zdobyć, było prawie niewiarygodne...

Twarz Giny stężała. Istniały wspomnienia, do których nie pozwalała sobie wracać. Pogrzebała je głęboko w przeszłości i tam miały pozostać na zawsze. Wystarczała jej świadomość, że Edgewood Manor należy do niej. Dopóki interes przynosi skromny dochód, a ona spłaca w terminie pożyczkę hipoteczną, nikt nie może jej odebrać tego domu. Nikt, pomyślała z mocą, zaciskając ręce na ramie okna.

Zwróciła wzrok na sad. Był początek czerwca i kwiaty znikły z drzew owocowych, zastąpione świeżymi, zielonymi liśćmi. Wkrótce dojrzeją owoce i ona razem z Mary będą zrywać kosze jabłek, gruszek i soczystych moreli. Mary zrobi dżemy i konfitury.

Potem nadejdzie mróz i liście opadną. Zza gór przyjdzie śnieg, a jezioro spowije mgła.

I przejdzie kolejny rok. I jeszcze jeden...

Nagłe dostrzegła samotną postać pod jabłonią.

Roger! – zawołała, wychylając się z okna. – Co robisz?

Spojrzał w górę i pomachał kawałkiem drewna, który strugał.

Nie odchodź! – dodała. – Schodzę do ciebie.

Spojrzała na nie dokończoną ścianę, rolkę tapety na podłodze, ścinki papieru, linijkę i nożyczki rzucone byle jak, po czym wyszła z pokoju i lekko zbiegła po schodach.

Kiedy przechodziła obok wypełnionego roślinami słonecznego saloniku, dostrzegła w nim starsze małżeństwo siedzące na wiklinowych fotelach pośród paproci i pogrążone w lekturze. Uśmiechnęła się do nich.

Jak tam? – zagadnęła. – Czy podoba się państwu nasze słońce?

Jest boskie – odparła kobieta, opuszczając książkę. – Przyjechaliśmy aż z Pensylwanii. Nasi przyjaciele byli tu przed dwoma laty i ciągle opowiadają, jak było cudownie.

Naprawdę? – zapytała Gina ucieszona. – Z Pensylwanii?

Mężczyzna skinął głową.

Piedmontowie – odparł. – Alan i Sheila.

Ach, pamiętam ich – powiedziała Gina. – Byli tu jesienią. Przypominam sobie, że pan Piedmont spędzał całe dnie na dworze, fotografując liście.

Alan ma fioła na punkcie fotografii – potwierdziła kobieta. – Sheilę to czasem złości, Gina porozmawiała jeszcze chwilę z gośćmi, po czym przeprosiła ich i wyszła przez szklane drzwi na dwór Przeszła wykładane kamiennymi płytami podwórze, gdzie para nowożeńców rozmawiała cicho, siedząc na rzeźbionej, żelaznej ławce obok pnącej róży.

Spojrzeli na Ginę z nieśmiałym uśmiechem, po czym wrócili do rozmowy, skłaniając ku sobie głowy i splatając palce. Gina starała się nie zwracać uwagi na drobne ukłucie zazdrości. W tej młodej parze czuło się bliskość, niemal namacalną aurę miłości, odgradzającą ich od całego świata.

Przeszła przez furtkę w żywopłocie z kapryfolium i po skoszonej trawie przebiegła do sadu.

Cześć, Roger – zwróciła się do wysokiego mężczyzny w kraciastej koszuli i kombinezonie, siedzącego pod jabłonią i coś strugającego. – Co to jest?

Wypaczyła się jedna ze sztachetek podtrzymujących balustradę na tylnej klatce schodowej. Strugam nową.

Gina spojrzała ze zgrozą, na kawał dębowego drewna, częściowo – obrobionego na tokarce w warsztacie Rogera na tyłach domu. Teraz ręcznie go wykańczał.

Zadziwiające – powiedziała, pochylając się, aby przesunąć palcem po gładkim, drewnie. – Kiedy skończysz, pewnie nie będę w stanie odróżnić tej sztachetki od pozostałych.

Mam nadzieję odparł spokojnie.

Wrócił do pracy, a Gina oparła się o drzewo, zastanawiając się, jak mu powiedzieć, że jego nawyk dokarmiania Annabel jest dla Mary źródłem wielkiego zmartwienia.

Tworzyli zabawną parę. Roger i Mary byli mniej więcej w tym samym wieku. Roger, podobnie jak gospodyni, pojawił się w życiu Giny, kiedy był jej najbardziej potrzebny, Prowadziła interes od niedawna, starając się poradzić sobie z hotelem i spłatami pożyczki. Mary była ogromną pomocą w tych wczesnych latach, umiała prowadzić dom i była geniuszem kuchni. Ale Ginę ciągle przywalała konieczność robienia napraw, a koszty sprowadzania rzemieślników z miasta były wręcz astronomiczne.

Wtedy właśnie, pewnego ciepłego jesiennego dnia w jej życiu pojawił się Roger – niczym podarunek zesłany przez bogów – i wszystko się ułożyło.

Roger nie przyjechał szukać pracy. Był gościem, dyrektorem firmy handlującej drewnem z Vancouveru, który przyjechał odpocząć i pozbyć się stresu w pięknej dolinie Okanagan w Brytyjskiej Kolumbii, Choć pracował za biurkiem, rękoma potrafił zrobić niemal wszystko. Podczas wakacji pomagał Ginie, reperując cieknące rury, nie domykające się okna i wypaczone drzwi.

Kiedy wakacje się skończyły, zdecydował, że nie chce wyjeżdżać. Po prostu wysłał pocztą prośbę o dymisję, przeniósł konto do banku w Azure Bay, kupił przytulny domek i grunt nieopodal hotelu i został jako dozorca i majster od wszystkiego.

Nie wiem, jak sobie radziłam bez ciebie – powiedziała Gina, patrząc, jak Roger nacina równe rowki u dołu sztachetki. – Co ja bym zrobiła, gdybyś odszedł?

Poradziłabyś sobie – odparł pogodnie. – Tobie nie potrzeba niczyjej pomocy, Gino. Potrafisz przeżyć.

Zastanowiła się nad tym, patrząc, jak długie wióry spływają spod jego palców.

Wszyscy myślą, że jestem taka twarda i niezależna – powiedziała w końcu. – Ale bardzo często wcale się tak nie czuję.

Uśmiechnął się, podnosząc na nią oczy. Był prawie łysy, miał szczupłą, kanciastą sylwetkę i niebieskie oczy, które spokojnie spoglądały spod srebrnych brwi.

Zastanawiała się czasem, jak to się stało, że tak łatwo przystosował się do stylu życia, który musiał się diametralnie różnić od jego poprzedniej egzystencji.

Roger nigdy nie mówił o swej przeszłości. Najwyraźniej nie miał żadnych związków rodzinnych ani uczuciowych i sprawiał wrażenie niezależnego finansowo. W każdym razie bez widocznego trudu żył z niewielkiej pensji, którą wypłacała mu Gina, jadał głównie z Gina i Mary w hotelowej kuchni, a wolny czas spędzał w swoim domku. Jego głównymi hobby były praca w drewnie i piękna stara wiolonczela, na której zadziwiająco dobrze grał w miejscowym zespole kameralnym.

Mary znów jest na ciebie zła – powiedziała wreszcie Gina. – Obiecałam, że z tobą pomówię.

Roger westchnął.

Co znowu zrobiłem?

Podobno sabotujesz dietę Annabel. Popatrzył na nią z miną niewiniątka.

To Annabel jest na diecie?

Roger, wiesz dobrze, że jest za gruba.

Stanowczo. Jest pewnie najgrubszą pudliczką w prowincji.

Więc czemu dajesz jej resztki ze stołu?

Uśmiechnął się i zaczął rzeźbić kolejny rowek.

Wczoraj wyła tak głośno, że goście w pokoju przy patio skarżyli się na hałas. Dałem jej kość z zupy, to wszystko.

Z odrobiną mięsa? – spytała Gina chytrze.

Może było trochę – przyznał.

Gina zachichotała, po czym spoważniała.

Jesteś słodki, Roger, i wiesz, jak bardzo cię lubię, ale musisz przestać irytować Macy. Pewnego dnia dojdzie do tego, że stracę jedno z was, a wtedy będę musiała zamknąć interes.

Nikt nie jest niezastąpiony – rzekł Roger sentencjonalnie. – Zawsze o tym pamiętaj, Gino. Świetnie byś sobie sama poradziła. Przyzwyczaiłaś się do nas po prostu.

Gina spojrzała na niego ostro. W jego tonie usłyszała coś szczególnego.

Ciągle to powtarzasz.

Naprawdę?

Ostatnio ciągle mówisz, jaka jestem zdolna i jak świetnie sama bym sobie poradziła. Czy przygotowujesz mnie na coś? Jest coś, co chcesz mi powiedzieć?

Potrząsnął głową i powrócił do strugania.

Nie lubię słuchać, jak mówisz, że musiałabyś zamknąć hotel, gdyby jedno z nas odeszło. To nie w twoim stylu, Gino. Jesteś osobą, która walczy, a nie taką, która się poddaje.

Wiem. Ale przyzwyczaiłam się do towarzyszy walki. Nie chciałabym być znowu sama.

Więc czemu nie znajdziesz jakiegoś miłego młodego człowieka, który pracowałby z tobą?

Gina lekko trąciła go w nogę końcem tenisówki.

Przestań – rozkazała. – Natychmiast.

Roger odsunął się trochę.

Mówię poważnie – zaznaczył, podnosząc sztachetkę do oka jak strzelbę i przyglądając jej się uważnie. – Jesteś niebrzydka i nadal dosyć młoda. Nie ma jakichś przyzwoitych facetów, którzy polecieliby na chudą, piegowatą dziewczynę o wybuchowym usposobieniu i żelaznej woli?

Gina usiadła po turecku obok niego na trawie. Spojrzała na swe wystrzępione szorty.

Wszyscy mężczyźni, jakich poznaję, należą z grubsza biorąc do dwóch kategorii – wyznała cicho.

Odłożył sztachetkę i przesunął nożem po osełce, po czym kciukiem sprawdził ostrze.

Jakie są te dwie kategorie?

Gina zerwała źdźbło trawy i żuła je w zamyśleniu.

Pierwszy rodzaj to mężczyźni, którzy czują się zagrożeni tym, że kobieta żyje sama i z powodzeniem prowadzi interes. Tacy mężczyźni starają się mnie pomniejszyć na wszelkie możliwe sposoby, żeby pokazać, że to oni są górą.

Mhm. To ciekawe – zauważył Roger. – A jaki jest drugi rodzaj?

Tacy, którzy uważają, że to, co robię, jest wspaniałe, bo będą się mogli wprowadzić i za darmo korzystać z owoców mojej pracy.

Równie ciekawe. Która z tych dwóch kategorii jest gorsza?

Nie wiem – odparła ponuro, odrzucając źdźbło trawy. – Obu nie znoszę.

Z taką postawą, kochana, będzie ci trudno zapełnić swój karnet balowy.

Uśmiechnęła się i wstała.

Och, w moim kalendarzu towarzyskim jest mnóstwo wolnego miejsca. I to chyba dobrze, bo inaczej nie nadążyłabym z pracą.

Skoro mowa o pracy, co robiłaś w złotym pokoju?

Przyklejałam nowe tapety. Musisz przyjść i zobaczyć. Wyglądają świetnie, zwłaszcza przy oknie.

Czy to nie ta tapeta, która wydawała się Mary zbyt żółta?

Tak, ale Mary przyznaje, że się myliła.

Naprawdę? – zapytał, podnosząc ze zdziwieniem brwi. – To pierwszy raz. Jak na taką nieśmiałą osóbkę, Mary potrafi się upierać przy swoim.

Bądź miły – rzekła surowo Gina.

Pozostawiła go pod drzewem ze sztachetką, którą strugał, przecięła trawnik i przez bramę weszła na podwórze, przypominając sobie poniewczasie, że nie powiedziała Rogerowi o pękniętej desce w toalecie przy niebieskim pokoju.

Nie ma pośpiechu, pomyślała. Roger jest zajęty czym innym, a niebieski pokój będzie wolny przez co najmniej tydzień.

Przystanęła przy żywopłocie i spojrzała na dom, Mimo że minęło tyle lat, widok jego porośniętej winem masywnej bryły na tle dalekiego fioletu gór i bezchmurnego nieba sprawiał, że jej serce biło żywiej.

Naprawdę piękny, czyż nie? – odezwał się obok Giny kobiecy głos, który zabrzmiał niczym echo jej myśli. – Jak scena ze „Śpiącej królewny” czy innej bajki.

Gina odwróciła się i uśmiechnęła do młodej pary. Ubrani byli w kostiumy kąpielowe, mieli z sobą ręczniki i wybierali się na plażę. Stanowili piękną parę. Oboje studiowali medycynę na uniwersytecie w Minnesocie i zakończyli staż przed ślubem w czerwcu.

Miesiąc miodowy w Kanadzie był prezentem od rodziców pana młodego.

Dom ma ponad sto lat. To dużo jak na tutejszy standard – powiedziała Gina. – To romantyczna historia.

Proszę nam opowiedzieć – zwróciła się do niej dziewczyna, opierając się o męża i podnosząc na niego wzrok – Jesteśmy w odpowiednim nastroju, żeby słuchać romantycznych historii.

Gina uśmiechnęła się, myśląc o ich przytulnym gniazdku w różowym apartamencie z kamiennym kominkiem.

Dom wybudował Josiah Edgewood – zaczęła. – Josiah był szkockim szlachcicem, który przyjechał do Kanady jako młody człowiek i znalazł złoto na północy w rejonie Karibu. Zbił fortunę na swojej kopalni i zakochał się w tej okolicy. Wybrał Okanagan Valley z powodu jej malowniczej scenerii i łagodnych zim i zaczął namawiać swoją świeżo poślubioną żonę, żeby tu do niego przyjechała.

Ale ona nie chciała? – zapytała młoda żona, nadal patrząc na męża, jakby nie mogła uwierzyć, że jakakolwiek kobieta nie chciałaby pójść za swoim mężczyzną na koniec świata.

Mąż pocałował ją w czubek nosa.

Bała się. Biedna lady Edgewood. Miała zaledwie dwadzieścia lat, była bardzo delikatna i myślała, że tu jest pełno wilków i niedźwiedzi. Zgodziła się przeprowadzić tylko pod warunkiem, że Josiah jej zapewni przyzwoite mieszkanie.

Więc wybudował ten dom? – zapytał chłopiec.

Poczekajcie, aż wam opowiem – uśmiechnęła się Gina. – Josiah przeniósł dom. To jest w większej części oryginalny Edgewood Manor z rodzinnej posiadłości koło Kilmanrock w Szkocji. Gały dom rozebrano, oznaczając każdą część. Potem wszystko przewieziono statkiem w skrzyniach, co zajęło kilka lat. Dom złożono z powrotem jak ogromną układankę, tutaj, na brzegu jeziora Okanagan. Wszystko żeby zadowolić Elizabeth.

Młodzi patrzyli na nią oczarowani. Gina rozumiała ich zachwyt, bo i ona zawsze czuła lekki dreszcz, kiedy myślała o przedsięwzięciu Josiaha.

Gdyby mogła spotkać podobnego mężczyznę o szerokich horyzontach i sile równej jej własnej, może nie byłaby tak niechętna, żeby dzielić swe życie.

I co się stało? – zapytała dziewczyna. – Czy Elizabeth przyjechała do niego? Mam nadzieję, że nie umarła na statku po drodze i nie zostawiła męża ze złamanym sercem.

Ależ skąd! – odparła Gina wesoło. – Przyjechała i znalazła swój dwór zrekonstruowany na brzegu kanadyjskiego jeziora, włącznie z żyrandolami i witrażami na ścianach holu. – Była tak szczęśliwa, że uściskała i ucałowała Josiaha i zaraz zabrała się do rodzenia dzieci.

Ilu?

Ośmiorga. Powiła Sześć dziewczynek i dwóch chłopców. Została królową miejscowego towarzystwa i hojną protektorką sztuk i imprez dobroczynnych. Mieszkała w tym domu aż do śmierci ponad siedemdziesiąt lat później. To było chyba około tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku.

A co się potem stało z domem?

Miał dość trudny okres. Żadne z dzieci Josiaha Edgewooda nie chciało tu mieszkać, więc próbowali różnych rozwiązań, jak udostępnienie domu turystom i podzielenie na mieszkania. Ucierpiała na tym zarówno wartość dworku, jak i jego wygląd. Mniej więcej piętnaście lat temu zdecydowali się go sprzedać.

No i? – zapytał młody człowiek, bawiąc się od niechcenie długim, jasnym kosmykiem włosów żony.

I ja go kupiłam – powiedziała Gina. – Skończyłam właśnie kurs zarządzania hotelami. I byłam na wakacjach, tak jak wy. Przyjechałam z przyjaciółką do Azure Bay, żeby popływać i poleżeć na plaży, zobaczyłam ten dom i zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Wiedziałam, że będzie świetny na hotel, a tym właśnie chciałam się zająć.

Ależ musiała pani być strasznie młoda! – zawołała dziewczyna. – Młodsza nawet niż my. Jak się pani udało kupić taki duży dom?

Przede wszystkim odziedziczyłam pewną sumę po babce.

Głos Giny brzmiał lekko, ale jej żołądek ścisnął się na wspomnienie tego okropnego okresu.

A na banku zrobiły wrażenie moje plany odrestaurowania budynku i otwarcia hotelu – dodała.

Na bankierach niełatwo jest zrobić wrażenie. – Młody lekarz patrzył na nią ze szczerym podziwem.

Dziś wydaje się, że pożyczają pieniądze tylko takim, którzy już je mają – wyjaśnił.

Gina spojrzała na drobne fale na turkusowych wodach jeziora.

Wiem. To było tak dawno, że nie pamiętam już szczegółów. Ale jakoś sobie poradziłam – zakończyła z wymuszoną swobodą. – Idziecie popływać?

Jeśli woda jest dość ciepła. Wczoraj była jak lód.

Gina roześmiała się, widząc wyraz twarzy dziewczyny.

Jezioro Okanagan ma ponad sto dwadzieścia kilometrów długości i zasila je głównie topniejący w górach śnieg. Woda ogrzeje się dopiero za jakiś miesiąc. Ale przy tych upałach, które teraz mamy, powinna być znośna.

Jenny po prostu boi się potwora – wyjaśnił młody lekarz, głaszcząc czule włosy żony. – Jak on się nazywa?

Okopogo – odparła Gina. – Wielu tutejszych twierdzi, że go widziało. Podobno ma dwadzieścia metrów długości, jest skory do zabawy, ma kilka garbów i koński łeb.

A ty go widziałaś? – spytała Jenny.

Może – uśmiechnęła się Gina. – Idźcie pływać, bo nie zdążycie na podwieczorek.

Uwielbiam podwieczorki – powiedział entuzjastycznie młody człowiek.

Mniejsza o herbatę i ciastka – przekomarzała się jego żona. – Tak naprawdę to lubi sherry.

Jej mąż uśmiechnął się i pobiegł ścieżką w stronę plaży, śmiejąc się do nie nadążającej za nim żony.

Gina patrzyła za nimi, dopóki nie zniknęli za skalistym cyplem. Wreszcie odwróciła się, weszła do domu i poszła na piętro do złotego pokoju, gdzie czekały na nią rolki tapety.

Wkrótce znów była pochłonięta pracą, uspokojona jej mechanicznym charakterem, uważnym odmierzaniem i dopasowywaniem, niemal magiczną przemianą, jaka się dokonywała, kiedy nowa tapeta pokrywała wyblakłe ściany.

Nuciła cicho, myśląc o firankach. Stare koronki wyglądały blado i nijako na tle nowych tapet. Może uszyje nowe, muślinowe, obramowane koronką.

Zmarszczyła brwi i podeszła bliżej, żeby się przyjrzeć ramie okiennej. Starała się zachować autentyczny wygląd wiktoriańskiego wnętrza, tak aby współgrał z resztą domu. Firanki stanowiły dla niej prawdziwe wyzwanie.

Najbardziej lubiła tkaniny, które wyglądały lekko i świeżo, takie, które pozwalały podziwiać wspaniały widok i przepuszczały wonny powiew znad jeziora i z ogrodu.

Nie znosiła wiktoriańskiego zwyczaju przykrywania okien kilometrami ciężkich brokatów i adamaszków, często przyozdabianych jeszcze frędzlami i lambrekinami i całkowicie odgradzających wnętrze od słońca.

Wyjrzała przez okno, ciesząc się widokiem i odgłosami swego świata. Daleko na plaży dostrzegła dwoje młodych, leżących na ciemnoniebieskich hotelowych ręcznikach i trzymających się za ręce.

Starsi państwo wyszli z saloniku i przechadzali się po ogrodzie, podziwiając geranium. Innych gości nie było widać, choć pięć z dziewięciu pokoi było zajętych. Zwykle rozchodzili się po śniadaniu, by zwiedzić okolicę lub którąś z miejscowości letniskowych nad jeziorem.

Zwykle starali się jednak wrócić na podwieczorek, podawany w wykładanej boazerią bibliotece, podczas którego częstowano ich ciastkami i sherry. Ten uroczy zwyczaj wprowadzono w pierwszych latach istnienia hotelu. Był jednym z powodów, dla których goście wracali tu rok po roku.

Przez otwarte okno dobiegała kojąca mieszanina łagodnych dźwięków. W ogrodzie brzęczały pszczoły, gdzieś niedaleko popiskiwała tłusta pudliczka Mary – najwidoczniej nadal cierpiała na bóle głodowe – a w porcie krzyczały mewy.

Prawdziwy raj, myślała Gina, bawiąc się koronkową firanką. Raj.

Dzień dobry – odezwał się głos za nią i aż drgnęła. – Czy pani Gina Mitchell?

Puściła firankę, odwróciła się i zmieszana spojrzała na jednego z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich w życiu widziała.




Rozdział 2


Gina przyglądała się przybyszowi. Wyglądał na około czterdzieści lat, był nie więcej niż średniego wzrostu, ale silnej budowy. Miał na sobie luźne spodnie i białą koszulkę polo. Jego kręcone włosy były ciemne, mocno przyprószone siwizną na skroniach. Twarz o pięknie rzeźbionych rysach i inteligentnych, niebieskich oczach wydawała się surowa mimo pełnej dolnej wargi. Pomyślała, że jego usta oznaczają naturę zmysłową, opanowaną, ale emocjonalną.

Przepraszam, jeśli panią zaskoczyłem – powiedział uprzejmie. – Nazywam się Alex Colton. Dzwoniłem do pani wcześniej, żeby powiedzieć, że przyjadę po południu.

Ach, tak. Gospodyni mówiła mi o pana telefonie, ale byłam tak zajęta, że całkiem zapomniałam.

Colton popatrzył na mokre ścinki tapety walające się po podłodze, a potem na ściany w kwiecisty deseń, i zwrócił się do Giny z uśmiechem:

Świetnie to wygląda. Doskonale się pani zna na urządzaniu wnętrz.

Jego uśmiech zaskoczył ją. Przeobrażał tę twarz, usuwając Surowość i nadając jej radosny, niemal chłopięcy wyraz. Ale uśmiech znikł równie szybko, jak się pojawił i powróciła surowość.

A może to smutek? – zastanowiła się. Jeśli jest przy nim kobieta, na pewno zadaje sobie dużo trudu, żeby się uśmiechał. Szybko wytarła ręce o szorty i podeszła do drzwi.

Gospodyni mówiła, że chciałby pan wynająć pokój ? – zapytała przez ramię.

Chciałbym omówić warunki – odparł. – Jeśli ma pani wolną chwilę.

Zawsze mam czas na rozmowę o interesach.

Zeszła na dół, świadoma idącego tuż za nią Alexa Coltona. Jak na tak mocno zbudowanego mężczyznę posuwał się lekko jak kot.

Wspaniałe to okno – zauważył. – Wie pani może, kto robił witraż?

Zatrzymała się na podeśpie, głaszcząc wyszukany wzór liści winogron na wypolerowanej dębowej poręczy. Drugi raz tego popołudnia opowiedziała historię Josiaha Edgewooda i jego narzeczonej.

Colton stał nad nią na schodach i słuchał zafascynowany. Gra uczuć wyraźnie odbijała się na jego twarzy. Był tak dobrym słuchaczem, że Gina z trudem zmusiła się, żeby zakończyć opowieść. Czuła, że mogłaby mówić godzinami, opowiadać mu o domu, o jego historii i cieszyć się, widząc, jak rozjaśniają mu się oczy i ulotny uśmiech wypływa na usta.

Wygląda na to, że żona, jak zwykle, miała rację – powiedział Wreszcie. – Myślę, że to wymarzone miejsce dla nas.

Jego żona?

Gina była zaskoczona i trochę zła na samą siebie za uczucie rozczarowania, jakiego doznała. W końcu nie jest kobietą, która w każdym mężczyźnie widzi szansę na romans.

Poprowadziła go przez hol do swego biura. Sadowiąc się za szerokim dębowym biurkiem, gestem zaprosiła gościa do zajęcia miejsca w jednym ze skórzanych foteli i sięgnęła po książkę rezerwacji. Colton usiadł i wpatrzył się w pogodną scenę za oknem. – Kiedy chcą państwo do nas przyjechać?

Gdy spojrzał na nią, sprawiał wrażenie zaskoczonego i smutnego.

Co się dzieje z tym psem? – zapytał.

Gina podążyła za jego wzrokiem i zobaczyła tłustą, białą pudliczkę Mary, którą przebiegła pod oknem i ułożyła się przy kępie różowych goździków, piszcząc żałośnie.

Jest głodna – wyjaśniła. – Ma na imię Annabel i jest na diecie.

Zupełnie słusznie – odparł z uśmiechem. – Ale chyba kiepsko u niej z silną wolą, prawda?

Nie najlepiej – zgodziła się Gina. – Annabel nie wie że należy cierpieć w milczeniu.

Spojrzała na swego gościa, który nadal obserwował psa. Sprawiał wrażenie tak zaintrygowanego, że ponownie stłumiła chęć, żeby opowiedzieć, mu o Mary i Rogerze i ich ciągłym konflikcie dotyczącym karmienia Annabel.

Mamy dużo zamówień na lato – powiedziała, ponownie studiując książkę rezerwacji. – Ale jest kilka pokoi wolnych na weekendy jeszcze w czerwcu i sporo możliwości jesienią, choć Boże Narodzenie jest już...

Chodzi mi o całe lato – przerwał.

Całe lato?

Tak, jeśli jest tu tak wspaniale, jak wydaje się na pierwszy rzut oka.

Gina nerwowo kręciła pióro w palcach.

Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, że nasze ceny są cokolwiek wyższe od tego, co się płaci, w okolicy.

Około stu pięćdziesięciu dolarów dziennie – zgodził się spokojnie. – Żona miała reklamówkę hotelu i mam nadzieję, że nie jest zbyt stara. Czy ceny się zgadzają?

Skinęła głową, – Są spore różnice między pokojami. Niektóre mniejsze wynajmujemy za poniżej stu dolarów za dobę, ale na przykład apartament na poddaszu kosztuje dwieście pięćdziesiąt.

Dlaczego?

Ze względu na rozmiar i wyposażenie. Jest tam kominek opalany drewnem, ogromne łóżko, duża łazienka z podwójną wanną i kryty balkon z widokiem na jezioro.

To wygląda jak apartament dla nowożeńców.

Często nim jest.

A teraz jest zajęty?

Mieszka w nim młoda para z Minnesoty. Wyjeżdżają we wtorek.

Tak, to zapewne piękny apartament, ale chyba nie o to mi chodzi. A ten pokój , który pani tapetowała?

To złoty pokój. Ma okna z szybkami oprawionymi w ołów, gazowy kominek i nieduży balkon. Kosztuje sto siedemdziesiąt dolarów.

A gdybym go wziął na dwa miesiące? Czy musiałbym zapłacić – zastanowił się chwilę – dziesięć tysięcy dolarów?

Oczywiście, że nie. Mogę panu zaoferować sporą zniżkę na długi pobyt. Wszyscy goście dostają śniadanie z trzech dań i podwieczorek w bibliotece.

Usiadł w fotelu wygodniej.

Czy złoty pokój będzie wolny przez całe łato?

Myślę, że da się to zrobić – odparła, starając się wyglądać obojętnie.

Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek jedna osoba wynajęła pokój na sześćdziesiąt dni. Pobyt w Edgewood Manor stanowił dla większości gości kosztowny luksus. Dawał możliwość ucieczki od rzeczywistości, bycia przez kilka dni rozpieszczanym przez służbę i pławienia się w przepychu oraz elegancji minionej epoki.

Czasami podróżni przybywający z daleka, na przykład z Australii czy Japonii, zostawali na tydzień lub dłużej, jeśli szczególnie interesował ich region Okanagan, lecz rezerwacja na dwa miesiące była czymś niesłychanym. Będzie musiała zrobić parę roszad i poprzesuwać gości do innych pokojów. Ale nikt nie prosił specjalnie o złoty pokój, więc wszystko powinno być w porządku.

Kiedy studiowała rezerwacje, Colton zaskoczył ją ponownie.

Powinienem od razu powiedzieć, że będzie mi potrzebny jeszcze jeden pokój, – Dwa pokoje? Na całe lato?

Spojrzała na niego ostro.

Siedział w fotelu rozluźniony i znów patrzył w okno. Popołudniowe słońce łagodnie obramowywało złotem jego profil.

Poczuła rosnący gniew.

To musi być jakaś sztuczka. Może jest dziennikarzem, który chce napisać sensacyjny artykuł o zawyżaniu cen w miejscowościach letniskowych, nie mając najmniejszego pojęcia, ile kosztuje prowadzenie tak dużego domu.

Proszę posłuchać – powiedziała sztywno. – Jeśli chce pan coś udowodnić, to nie jestem pewna, że pana rozumiem.

Odwrócił się zdziwiony.

O czym pani mówi?

Złość Giny zmieniła się w niepewność. Jego spojrzenie było jasne i uczciwe, a twarz pociągająca.

Zazwyczaj nie mamy rezerwacji na tak długo – przyznała wreszcie. – Pobyt w Edgewood Manor jest dla większości ludzi luksusem na weekend. To nie jest miejsce, gdzie goście zamawiają pokój na całe dwa miesiące, Ą już na pewno nie dwa pokoje – dodała, patrząc w książkę, żeby uniknąć jego spojrzenia.

Colton pochylił się do przodu. Teraz wyglądał na zmęczonego, twarz mu się ściągnęła, – Rozumiem. , Ale to jest dozwolone? Wynajmie mi pani te pokoje?

Po co panu dwa pokoje? – zapytała wprost.

Moja córka także przyjedzie tu na lato. Ma czternaście lat.

Gina nadal czuła się zdenerwowana i niepewna. Nie potrafiła rozszyfrować tego człowieka, stwierdzić, czy jest szczery, czy też z nie znanego jej powodu gra.

Postanowiła zobaczyć, co się stanie, Może istotnie jest uczciwy, a, wynajęcie dwóch pokoi na całe lato z pewnością będzie dla niej korzystne.

Dobrze – powiedziała, ponownie sprawdzając daty rezerwacji. – Boję się tylko, że jest jeden problem. Prawdopodobnie pan i córka chcieliby mieć sąsiadujące pokoje, a na piętrze mamy tylko złoty i niebieski pokój i apartament, który jest dość duży i już zarezerwowany. – A niebieski pokój?

Potrząsnęła głową.

Wiele par jest bardzo przywiązanych do niebieskiego pokoju. Jest już zajęty na weekendy do końca lata. Gdyby pana córka tam mieszkała, musiałaby się co chwila przenosić.

Colton pokręcił głową.

Jak większość czternastolatek, Steffi podróżuje z dużym bagażem.

Gina ponownie sprawdziła książkę rezerwacji.

Zaraz, czternaście lat... Może spodoba jej się pokój przy patio? Jest na parterze, ma szklane drzwi wychodzące na taras. Tuż obok jest ścieżka do plaży. To jeden z mniejszych i tańszych pokoi. Tam widać drzwi.

Wskazała boczne skrzydło domu. Na parterze, za obrośniętym liśćmi podwórkiem, znajdowały się drzwi z szybkami oprawionymi w ołów i ujętymi w mosiężne ramki, błyszczące jasno w słońcu.

Oczy Coltona zabłysły.

Gzy mogę zobaczyć ten pokój ?

Oczywiście.

Wstała i mszyła przodem, ponownie świadoma, że Alex idzie tuż za nią.

Od tyłu jest bliżej – wyjaśniła, otwierając drzwi do szerokiego przejścia z podłogą z dębu.

Pachniało tu świeżo upieczonym chlebem.

Co za niebiański zapach! – rzekł.

Mary dziś piecze. Jest gospodynią i kucharką. Tu jest kuchnia – powiedziała, kiedy przechodzili przez duże, jasne pomieszczenie pełne oszklonych kredensów. – Goście mogą wchodzić i odwiedzać ją, kiedy pracuje. Jest wielkoduszną jeśli chodzi o dzielenie się przepisami.

Cieszę się, że ją poznam.

Skinęła głową.

Przedstawię pana w powrotnej drodze. Cześć, Roger – dodała, kiedy dozorca minął ich, niosąc świeżo wyrzeźbioną sztachetkę i puszkę politury.

Roger uśmiechnął się ciepło do obojga.

Muszę dobrać kolor – oznajmił, machając sztachetką. – Zwykle, próbuję około siedmiu razy, zanim się uda.

To Roger Appleby – poinformowała Gina swego gościa, kiedy majster zniknął w holu. – Dogląda tu wszystkiego. Poza tym pięknie gra na stuletniej wiolonczeli.

Coraz bardziej mi się tu podoba – obwieścił Alex z uśmiechem.

Opuścili dom tylnymi drzwiami i zeszli po szerokich stopniach na podwórze, Annabel dostrzegła ich i niezdarnie przebiegła przez trawnik, patrząc na ludzi z żałosnym błaganiem.

Z bliska wydaje się jeszcze grubsza – zauważył Alex i pochylił się, żeby ją poklepać.

Gina przyglądała mu się. Podobał jej się sposób, w jaki głaskał psa. Jego dłonie sprawiały wrażenie silnych i delikatnych zarazem. Zdała sobie sprawę, że przypatruje mu się zbyt natarczywie, więc prędko przeszła przez podwórze, kierując się w stronę ocienionego tarasu.

Czy roślinność także jest autentycznie wiktoriańska? – zapytał.

W większości. Lady Edgewood sprowadziła – wiele krzewów ze Szkocji. Dobrze się przyjęły w tym klimacie. Tam na zboczu nawet rośnie wrzos. Naturalnie dosadziłam trochę bylin, no i Mary ma duży ogród, który dostarcza w lecie większości warzyw. Sami robimy dżemy i konfitury.

Zachwycające – wyznał szczerze, patrząc na lśniące jezioro, góry o błękitnym odcieniu wznoszące się po obu stronach doliny i dachy Azure Bay w oddali. – Naprawdę jest tu pięknie. Myślę, że to będzie dla nas dobre lato.

Obserwowała go, uderzona smutkiem malującym się na jego twarzy. Sprawia wrażenie wyczerpanego, pomyślała ze współczuciem, mimo widocznej siły fizycznej .

Byłam pewna – powiedziała, szukając w kieszeni szortów – że mam klucz. Co ja z nim...

Czuła rosnące zmieszanie, widząc, że Alex obserwuje, jak wyjmuje zawartość kieszeni i układa sztuka po sztuce na kamiennym murku.

Były tam dwa kamienie, które znalazła tego ranka na plaży, kawałek krzemienia, który mógł być ostrzem strzały, i zwinięty drut, którego miała zamiar użyć przy drzwiach do szopy, zanim Roger założy zamek.

Klucza nadal nie było. Kontynuowała układanie zawartości kieszeni na murku, nie zwracając uwagi na rozbawione spojrzenie Alexa.

Los na loterię, którego nie miała jeszcze czasu sprawdzić, dwa piórka, przepis na ostry sos z brzoskwiń zapisany na serwetce, dwa cukierki w złotej folii, malutki plastikowy Batman, scyzoryk w drewnianej oprawie, miniaturowy kompas.

Kompas! – zawołał, biorąc go do ręki. – Działa?

Oczywiście. O, jest klucz! – powiedziała z ulgą, wpychając wszystkie przedmioty z powrotem do kieszeni.

Dlaczego nosi pani przy sobie kompas?

W lasach tutaj można się zgubić. Kompas się przydaje.

Oczy mu zabłysły.

Jest pani jak dziesięcioletni chłopieć. Kieszenie pełne skarbów. Podoba mi się to, panno Mitchell.

Oddał jej kompas, a ona włożyła go do kieszeni, starając się wyglądać jak prawdziwa szefowa dobrze prosperującego interesu. Ale irytowało ją, że zdołał obejrzeć wszystkie jej skarby.

Postanowiła opróżnić kieszenie ze śmieci, jak tylko Alex Colton odjedzie i w przyszłości nie podnosić każdego interesującego drobiazgu, jaki zwróci jej uwagę.

Czy pokój przy patio jest zajęty? Nie chciałbym nikomu przeszkadzać.

Potrząsnęła głową.

Przez dwa dni były tu dwie osoby. Wyjechały wczoraj rano. Skarżyły się Rogerowi, że Annabel zbytnio hałasuje.

Steffi ją pokocha – powiedział z przelotnym uśmiechem. – Chociaż – dodał – jest pewne niebezpieczeństwo, że będzie próbowała przemycać jej jedzenie.

Och, mam nadzieję, że nie! – zawołała Gina, – otwierając drzwi. – Roger robi to ciągle i Mary się bardzo na niego gniewa.

Myślę – powtórzył, wchodząc za nią do pokoju – że naprawdę będzie mi się tu podobało.

Pokój przy patio natychmiast go oczarował. Miał wykuszowe okna i szafę w ścianie, obok była niewielka łazienka.

Doskonały – zawyrokował. – Wezmę ten pokój i złoty, dobrze?

Nie zapytał pan o cenę – zauważyła, prowadząc go z powrotem na podwórze.

Jestem pewien, że będzie rozsądna. Zatrzymała się przy murku i popatrzyła na niego.

Skąd ta pewność?

Usiadł na murku i uśmiechnął się do niej.

Bo nosi pani w kieszeni piórka i kompas.

Zawahała się i poczuła niezręcznie.

Proszę usiąść obok, panno Mitchell zaproponował, poklepując wygrzany słońcem kamień. – Mam jeszcze kilka pytań na temat hotelu.

Gina – powiedziała automatycznie, siadając przy nim. – Jesteśmy tu wszyscy po imieniu.

Gina – powtórzył. – A ja jestem Alex.

Wyciągnął rękę. Potrząsnęła nią, zadowolona z silnego uścisku jego dłoni.

Miło mi cię poznać, Alex. Mam nadzieję, że będziesz zadowolony z pobytu w Edgewood Manor.

Tak – powiedział, odchylając się do tyłu. – Ja też mam taką nadzieję. Potrzeba nam wakacji.

Zamknął oczy, wystawiając twarz ku słońcu. Spojrzała na niego ukradkiem, ponownie zaskoczona napięciem i wyrazem zmęczenia malującymi się na jego twarzy.

Kiedy macie zamiar przyjechać? – zapytała.

Pierwszego lipca, na początku długiego weekendu. Zamówię pokoje na lipiec i sierpień, ale Steffi może pojedzie odwiedzić koleżankę na początku lipca, na tydzień albo dwa, więc będzie tu po mnie.

Rozumiem.

Zdziwiła się, że nie powiedział „po nas”. Może żona zostanie w domu i przyjedzie dopiero z córką? Jednak wydawało się dziwne, że chce przyjechać sam, przed rodziną.

Jak wygląda tu dzień? – zapytał i pochylił się, żeby znowu pogłaskać Annabel, która przysiadła u ich stóp i obgryzała sobie łapę.

Nie ma żadnych reguł. Śniadanie podajemy o ósmej i przez cały dzień w jadalni stoją owoce i wypieki Mary. Podwieczorek podajemy w bibliotece około czwartej. Goście mogą rozpalić kominek w salonie albo w bibliotece i przebywać wszędzie poza miejscami wyłącznie dla personelu.

Jak duży jest personel?

Na ogół jesteśmy tu we trójkę, Mary, Roger i ja. Ale w lipcu i sierpniu, kiedy jest największy nich, biorę do pomocy dwie Studentki.

A co z wieczornym posiłkiem?

Personel je na miejscu, ale nie podajemy kolacji gościom. Zwykle chodzą lub jeżdżą do miasta. To jakieś pół kilometra. W mieście jest kilka restauracji, w tym bardzo dobra, specjalizująca się w owocach morza. Jest też restauracja chińska i pizzeria. W obu można zamówić dania na wynos, jeśli ktoś woli zostać w domu.

Świetnie.

Podniósł wzrok na obrośniętą winem fasadę w drugim skrzydle domostwa.

Czy widać stąd pokój, który dziś tapetowałaś?

Złoty pokój to ten balkon na piętrze pod oknem mansardowym.

Alex zmrużył oczy.

Ach, tak. Czy na balkonie jest gdzieś gniazdko elektryczne?

Nie, ale jest tuż przy drzwiach. Pamiętam, bo musiałam je wyjąć, żeby położyć tapetę – dodała.

Dobrze. Jeśli będzie ładnie, pewnie będę pracował na balkonie przez większość czasu.

Co to za praca? – zapytała.

Komputer – odparł krótko.

Skinęła głową, nie wnikając w szczegóły. Najwyraźniej nie miał ochoty powiedzieć więcej.

Uczę ekonomii w prywatnym college’u koło Vancouveru – dodał ku jej zdziwieniu. – Chcę trochę popisać tego lata.

Czy twoja żona i córka znajdą tu dosyć rozrywki przez cały dzień? – zastanowiła się. – W Azure Bay niewiele się dzieje, ale do Kelowny jest niecałe pół godziny drogi, a to już spore miasto letniskowe.

Steffi lubi być na powietrzu. Lubi dużo chodzić – i pływać i nieźle fotografuje. Nie interesują jej sklepy i wypożyczalnie wideo.

Rozumiem... – Urwała, zastanawiając się, jak upłynie dwumiesięczny pobyt w Edgewood Manor komuś nie przyzwyczajonemu do wiejskiego trybu życia.

A twoja żona? Czy jest.

Moja żona nie żyje – oznajmił spokojnie.

Przepraszam...

Kiedy zwróciła na niego wzrok, patrzył na jezioro. Twarz miał chłodna i zamkniętą.

Myślałam... Byłam pewna, że te wakacje to pomysł twojej żony.

W pewnym sensie tak – odparł, nadal patrząc na lśniącą, szmaragdową powierzchnię wody. – Moja żona umarła trzy miesiące temu po długiej chorobie. Przeglądając jej papiery, natrafiłem na broszurę o Edgewood Manor.

Rozumiem.

To żona planowała nasze wakacje – ciągnął. – Ja byłem zawsze zbyt zajęty. Poza tym miała talent do znajdowania świetnych miejsc i organizowania wspaniałych, niezwykłych wakacji. Więc kiedy znalazłem tę broszurę w jej biurku, pomyślałem, że to jakby wiadomość od niej. – Uśmiechnął się ze znużeniem. – I chyba znowu miała rację.

Mam nadzieję – odparła Gina łagodnie i szczerze. – Mam nadzieję, że oboje z córką będziecie się dobrze bawić.

Steffi ma za sobą bardzo ciężki okres – wyznał.

Naprawdę ciężki. Martwię się o nią.

Gina milczała, rozumiejąc, że z trudem przychodzi mu mówić o rodzinnym dramacie.

Jest w tym wieku, kiedy dziewczynka potrzebuje matki – ciągnął cicho. – Dla Steffi jej strata była straszna, a do tego jeszcze widziała, jak okropnie Janice cierpiała pod koniec...

Umilkł.

Spojrzała na niego znowu. Miała ochotę ująć jego dłoń albo objąć go i uściskać ze współczuciem. Ale trzymała ręce zaciśnięte na kolanach.

Na co... chorowała twoja żona? – zapytała z wahaniem.

Wiedziała, że to wścibstwo, ale w Aleksie było coś, co kazało jej zadać to pytanie.

Miała chorobę Huntingtona – odparł, nadal Wpatrując się w jezioro.

Och – szepnęła ze współczuciem. – Naprawdę mi przykro.

Milczała przez chwilę, starając się przypomnieć sobie, co wie o tej chorobie.

Myślałam... – zaczęła. Zwrócił ku niej twarz.

Tak?

Miałam wrażenie, że choroba Huntingtona atakuje ludzi w starszym wieku.

Na ogół tak, ale może też zaatakować po trzydziestce. Wtedy u mojej żony pojawiły się pierwsze objawy. Dziesięć, jedenaście lat temu. Jej ojciec i stryj umarli na to samo, więc wiedziała, czego się spodziewać. Ale dzieci osób cierpiących na Huntingtona mają pięćdziesiąt procent szansy, że nie zachorują.

I dopóki nie pojawią się objawy...

Ma się nadzieję – potwierdził gorzko. – Człowiek trzyma się nadziei do ostatniej minuty. Mówi sobie, że drżenie to może być przemęczenie, a zawroty głowy to skutek jakiejś alergii. Człowiek chwyta się najmniejszego źdźbła nadziei, jak długo się da.

Ale czy ostatnio nie opracowano metody wykrywania tej choroby? Zdawało mi się, że istnieje znacznik genetyczny. Można wszystko wyizolować i oznaczyć.

To prawda – odrzekł, patrząc na nią ze zdziwieniem. – Jesteś bardzo dobrze poinformowana.

Oglądam telewizję i dużo czytam. Zawsze interesowała mnie nauka.

Oczywiście – zgodził się z uśmiechem. – Można się tego domyślić, widząc, co nosisz w kieszeniach.

Uśmiechnęła się do niego.

Moja matka była nauczycielką chemii. Kilka lat temu przeszła na emeryturę. Zachęcała mnie zawsze do poszukiwań.

A ojciec?

Zesztywniała, nie mając ochoty na rozmowę o sprawach osobistych. Ale skoro on opowiedział jej o swej tragedii rodzinnej, nieuprzejmie byłoby nie odpowiedzieć na to pytanie.

Dużo podróżował, zajmował się sprzedażą. Kiedy miałam około jedenastu lat, wyjechał do Ontario i tam został. Matka wychowała nas sama.

Nas?

Mam siostrę, młodszą o dziesięć lat. Mieszkają obie z matką w Nowym Brunszwiku. Przyjechałam tu prawie dwadzieścia lat temu, żeby pójść na studia, zakochałam się w tej części kraju i zostałam.

Dlaczego zdecydowałaś się na studia tak daleko od domu?

Mam ciotkę w Vancouverze. Mieszka niedaleko uniwersytetu. Taniej było mieszkać u niej niż w akademiku. Na uniwersytecie był naprawdę dobry wydział hotelarski, a ja zawsze chciałam się tym zajmować.

Rozumiem.

Ponownie odchylił się do tyłu, wystawiając twarz do ciepłych promieni słońca.

Co do twojego pytania na temat wykrywania genów choroby – powiedział po chwili milczenia – to moja żona nigdy nie chciała się poddać takim badaniom, mimo że stały się łatwo dostępne. Powiedziała, że nie chce żyć z wyrokiem śmierci wiszącym nad głową. Kiedy pojawiły się pierwsze objawy, choroba rozwijała się bardzo szybko, więc może miała rację.

Może, pomyślała Gina. Ale ona dokonałaby innego wyboru. Zawsze wolała wiedzieć, z czym ma do czynienia, chciała konfrontacji z rzeczywistością twarzą w twarz, bez względu na to, jaka mogła być straszna. Pomyślała o córce Alexa. Czy poddano ją badaniom? Z pewnością...

Podniósł się nagle i zaczekał uprzejmie, aż Gina zrobi to samo.

Dobijmy interesu – powiedział. – Chciałbym wrócić do Vancouveru przed nocą.

Weszła z nim z powrotem do hotelu. Czuła ulgę, że ich bolesna rozmowa dobiegła końca.

Ale kiedy przemierzali hol w towarzystwie Annabel i wstąpili do kuchni, żeby przywitać się z Mary, Gina z niepokojem zdała sobie sprawę, że już zaczyna liczyć dni do pierwszego lipca. , .




Rozdział 3


Roger wszedł do kuchni i poklepał ramię Giny, pracującej przy stoliku pod oknem.

Był późny wieczór. Słońce zachodziło za górami, rzucając długie liliowe cienie na podwórze, jezioro lśniło ognistymi pomarańczowymi błyskami. Wieczór był ciepły, pełen głosów świerszczy i grania żab nad wodą.

Co to jest? – zapytał.

Gina popatrzyła na kawałek drutu i złociste piórka w swym imadle.

Żółta nimfa – odparła. – Taka, jak robiłam w zeszłym roku, ale z drobnymi ulepszeniami.

Te żółte nimfy były świetnymi muszkami. Pamiętasz tego wielkiego pstrąga, którego złowiłem?

Jak mogłabym go zapomnieć? Od roku wspominasz o nim praktycznie codziennie.

Jesteś zazdrosna – oznajmił pogodnie. – Powinniśmy się znów wybrać do Niedźwiedziego Potoku. Tej wiosny mało łowiliśmy ryb, a już jest prawie koniec czerwca.

Gina westchnęła, starannie skręcając sznurek.

Zawsze jest tyle roboty.

No cóż – stwierdził Roger, nalewając sobie kawy z dzbanka na stole – jeśli mamy czekać, aż nie będzie nic do roboty, to nigdy nie pojedziemy.

To prawda – odparła Gina.

Przyjrzała się częściowo zrobionej przynęcie na ryby, po czym zaczęła szperać w pudelku pełnym kolorowych piórek, kawałków futra i szpulek nici.

Myślę, że tej muszce dodam czułki – powiedziałaś – Coś, co się porusza.

Czy nimfy mają czułki? – zapytał Roger.

Przeszedł przez kuchnię do dużego, dębowego stołu. Światło starej zabytkowej lampy odbijało się w jego łysinie okolonej cienkim pasmem srebrnych włosów.

A co za różnica? – odparła wesoło. – Nie kwestionuj gustów artysty. To ja zrobiłam muszkę, na którą złapałeś tego wielkiego pstrąga, pamiętasz?

Roger usiadł przy stole, mieszając kawę ze śmietanką.

Pamiętam bardzo dobrze. A co do pracy, to kiedy przyjeżdża pan Colton z córką?

W przyszłym tygodniu. Przynajmniej pokoje są zamówione od przyszłego tygodnia, ale on przyjedzie sam. Córka ma się pojawić tydzień czy dwa później.

Dziwne – zauważył Roger – zamawiać pokój – przy patio, mimo że małej tu nie będzie może nawet przez dwa tygodnie. Za ponad sto dolarów dziennie. Czy to nie wyrzucanie pieniędzy?

Zdaje się, że pieniądze nie stanowią problemu dla pana Alexa Coltona.

Nie przypuszczałem, że profesorowie uniwersyteccy mają takie dochody.

Ja też nie. Wiesz, wydawało się, że koszt jest mu najzupełniej obojętny. Był gotów zgodzić się na moje warunki. Prawdopodobnie mogłabym mu policzyć dwa razy drożej, a on przyjąłby to bez dyskusji.

Roger popijał kawę, patrząc przez okno na zachód słońca odbijający się w wodach jeziora.

To z pewnością duży plus, że te pokoje są zamówione na całe lato. Żadnych ruchów. Mniej pracy dla ciebie.

Może tak – odparła, obcinając kolorowy sznurek – a może nie.

Spojrzał na nią zdziwiony.

Co masz na myśli?

A jeśli się okażą okropnymi gośćmi? – powiedziała. – Co będzie, jeśli nie będziemy ich mogli znieść, tak jak Kimnerów w zeszłym roku, a zostaną przez całe lato?

Roger uśmiechnął się.

Pamiętasz, jak pani Kimner żądała komputerowego wydruku zawartości tłuszczu i cholesterolu przy każdym śniadaniu?

A jak pan Kimner kopnął Annabel i omal się nie pobili z Mary z tego powodu?

A jak pozwalali tym swoim okropnym bachorom zjeżdżać po poręczy, wynosić hotelowe ręczniki i bawić się nimi w błocie?

Czarująca rodzina, nie ma co – powiedziała Gina sucho. – Właśnie to miałam na myśli. – Odłożyła drut i spojrzała na Rogera. – Więc co będzie, jeśli ta dwójka jest równie okropna jak Kimnerowie? Nigdy nie mieliśmy gości przez całe dwa miesiące;

Ja się nie martwię – rzekł spokojnie Roger. – Poznałem Alexa Coltona i rozmawiałem z nim tego dnia, kiedy zamawiał pokoje. Robi wrażenie przyzwoitego faceta. Podobał mi się.

Gina milczała, bawiąc się obcęgami.

Z opowiadania jego córka też się wydaje miła – ciągnął Roger. – Alex powiedział mi, że lubi przebywać na powietrzu. Pomyślałem sobie – dodał nieśmiało – że może będzie chciała pojechać z nami na ryby. Czy nie byłoby miło wziąć ją ze sobą, Gino? Kogoś młodego i pełnego entuzjazmu?

Gina zastanowiła się, zaskoczona pomysłem.

Nie jestem pewna – odparła w końcu. – Niewiele wiem o nastolatkach.

Nie miałaś młodszej siostry?

Owszem, ale Claudia jest ode mnie młodsza o dziesięć lat. Miała osiem lat, kiedy wyjechałam, i mało ją od tej pory widywałam. Podróże stąd do Maritimes są zbyt kosztowne.

Jak dawno była u nas? Pięć czy sześć lat temu?

Gina zastanowiła się.

To już będzie osiem. Ta podróż to był mój prezent dla niej z okazji skończenia szkoły, kiedy miała osiemnaście lat. Mój Boże! – westchnęła. – Trudno mi się pogodzić z tym, że lata tak uciekają.

Czy nadal ma kłopoty z nogą?

Niewielkie. Prawie już nie utyka – odparła Gina i odwróciła się do okna. – Ale to były lata ciężkiej pracy i terapii.

Co się właściwie stało? – zapytał Roger. – Chyba mi nigdy nie opowiedziałaś całej historii, Wiem tylko, że miała jakiś wypadek.

Kiedy to się stało, byłam już od dwóch lat na zachodzie kraju. Claudia miała dziesięć lat. Mama zdecydowała się zabrać ją na wakacje do Nowej Anglii. Cały dzień prowadziła i była wyczerpana, ale chyba nie zdawała sobie sprawy, do jakiego stopnia. Zasnęła na autostradzie w Maine i wjechała pod ciężarówkę zaparkowana na poboczu.

Roger upił łyk kawy i słuchał ze współczuciem.

To było straszne – ciągnęła Gina. – Mama odniosła tylko powierzchowne obrażenia, ale Claudia miała prawie obciętą prawą nogę, tuż nad kolanem. Zabrano ją do szpitala, gdzie zastosowano rozmaite techniki mikrochirurgii, żeby pozszywać nerwy i ścięgna. Zrobiono też przeszczep kości.

To wspaniałe, prawda? – powiedział Roger. – Ileż medycyna jest dziś w stanie zrobić.

O tak, to wspaniałe – odparła ponuro. – Naprawdę wspaniałe.

Gino? – spytał zaskoczony.

Spojrzała mu w oczy, myśląc o koszmarze, jaki musiała przeżyć jej rodzina.

Moja matka jest roztargnionym profesorem. I do tego jest osobą zupełnie niepraktyczna. Przed wyjazdem nie pomyślała o wykupieniu ubezpieczenia dla siebie i Claudii.

Mój Boże – szepnął. – Ile to kosztowało?

Gina przesunęła dłonią po czole.

Niektórzy z chirurgów pracowali za darmo, poza tym przenieśliśmy Claudię do Maritimes, kiedy tylko była w stanie podróżować. Ale wtedy rachunek już doszedł do czterdziestu tysięcy dolarów.

Twoja matka miała na to?

Matce ledwo starczało na życie – wyznała Gina ze smutkiem. – Mało brakowało, a straciłaby swój mały domek, pracę i wszelką możliwość zarabiania w przyszłości, tak żeby sfinansować lata terapii, która była potrzebna Claudii.

Więc co zrobiłyście? – Poradziłyśmy sobie.

Gina wpatrywała się w jezioro. Słońce zupełnie już znikło za górami i czarna, nieruchoma głębia jeziora zdawała się odbijać pustkę w jej sercu, bolesny smutek i tęsknotę, które jej nigdy nie opuszczały.

Jakoś sobie poradziłyśmy. Kosztem... dużych poświęceń.

Roger przyglądał się Ginie przez chwilę w zamyśleniu.

O ile pamiętam, twoja siostra to prawdziwa piękność – powiedział wreszcie.

Zdecydowanie – odparła, biorąc się w garść. – Jest bardzo podobna do naszej matki. Ja nie miałam szczęścia. Nie odziedziczyłam takich rudych włosów i brzoskwiniowokremowej cery.

Jesteś piękna na swój sposób, Gino – oświadczył szarmancko. – Mimo że nie jesteś ruda.

Uśmiechnęła się do niego.

A ty jesteś kochany. Patrzę na siebie realistycznie. Znam swoje mocne i słabe strony.

Nie jestem tego pewien. Nie wiem, czy kiedykolwiek byłaś w pełni świadoma swoich atutów.

Gina potrząsnęła głową. Ona i Roger byli przyjaciółmi od prawie dwunastu lat i poza chwilami, kiedy się przekomarzali, na ogół unikali tego rodzaju osobistych rozmów.

Skoro mowa o mocnych i słabych stronach – powiedziała, wyjmując gotową muszkę z imadła i biorąc nowy kawałek drutu – czy kiedykolwiek żałowałeś, żeś się tu przeniósł? Czy nie brakuje ci biurka, funduszu reprezentacyjnego i mosiężnej tabliczki z nazwiskiem na drzwiach?

Ani trochę. Mieszkam sam, mam sześćdziesiąt dwa lata. Dlaczego miałbym siedzieć cały dzień za biurkiem? Chcę spędzać dni w przyjemny sposób, bo inaczej jaki sens ma życie?

Ale czy naprawdę jest ci tu dobrze? – spytała z niepokojem. – Doglądanie hotelu i pilnowanie, żeby wszystko funkcjonowało jak należy – czy to jest dla ciebie wystarczające wyzwanie?

Jestem w takim wieku, Gino, że nie chcę już – żadnego wyzwania. Chcę wygody. A moje życie jest teraz bardzo wygodne.

To dobrze – powiedziała z ulgą. – Czasem się boję, żebyś się nie zaczął nudzić.

Miałaś nie mówić takich rzeczy – przypomniał jej, po czym wstał i otworzył szafkę. – Co się stało z ciastem bananowym które Mary upiekła dziś rano?

Goście zjedli je do ostatniego okruszka na podwieczorek.

Trudno. A gdzie ona się właściwie podziewa?

Jest na próbie chóru. Zrobisz się gruby jak Annabel, jeśli będziesz się objadał jej wypiekami – ostrzegła go, choć jego długa, kanciasta sylwetka wskazywała, że nie ma się czego obawiać.

Nagle umilkła i zmrużyła oczy. Tego wieczoru Roger był jakiś inny niż zazwyczaj.

Co tu robisz o tej porze? – zapytała. – Zwykle nie przychodzisz po kolacji.

Przyszedłem, bo coś mi było potrzebne.

co?

Narzędzia – odparł wymijająco.

Do czego?

Pracuję nad czymś.

Przecież w domu nie masz nawet warsztatu. Myślałam, że wszystko robisz tutaj, w hotelu.

Co to jest? – zapytał Roger łagodnie. – Inkwizycja? Nie wolno mi tu wpadać po godzinach, jeśli mam na to ochotę?

Oczywiście, że wolno – zaprotestowała – ale dziś wyglądasz inaczej.

W jaki sposób?

Nie wiem – odparła, przyglądając mu się uważnie. – Może jesteś inaczej uczesany...

Zachichotał.

A ty, młoda damo, stajesz się coraz bardziej impertynencka.

Gina uśmiechnęła się i wróciła do pracy, a Roger nalał sobie drugą filiżankę kawy. Przez chwilę w kuchni panowała przyjazna cisza.

Spokój zakłócił odgłos zamykanych drzwi, hałaśliwe szczekanie i lekkie kroki w holu. Mary weszła do kuchni obładowana książkami. Annabel kręciła się u jej stóp, szczekając histerycznie.

Na litość boską! – zawołał Roger. – Nakarm to zwierzę. Jest jeszcze bardziej nieznośna niż zwykle.

Mary położyła książki na stole i spojrzała na niego spokojnie, a potem z dezaprobatą pociągnęła nosem i odwróciła się. Gina uśmiechnęła się do siebie.

Jak poszła próba? – zapytała.

Była nadzwyczaj ekscytująca.

Mary przeszła przez kuchnię i wyjęła ż szafki puszkę jedzenia dla psów. Otworzyła ją i spokojnie odmierzyła porcję, podczas gdy Annabel skręcała się na podłodze w mękach oczekiwania.

Próba chóru była nadzwyczaj ekscytująca? – zdziwił się Roger.

Mary umyła ręce przy zlewie i mówiła dalej do Giny, tak jakby Roger w ogóle się nie odzywał.

Pan Bedlow powierzył solową partię sopranową Marianne Turner.

Gina wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.

Żartujesz. Mimo że wszyscy wiedzą?

O czym wszyscy wiedzą? – dopytywał się Roger, patrząc ze zdumieniem, jak Mary stawia miskę Annabel na podłodze, a suka rzuca się na nią, jakby od tygodni nic nie jadła.

O panu Bedlow i Marianne Turner – wyjaśniła Gina.

A o co chodzi?

Och, Roger – mruknęła Gina. – Jakim cudem ominęła cię taka smakowita plotka?

Jego zdumienie było niemal komiczne.

Stary, zasuszony Cecil Bedlow i ta pulchna, młoda nauczycielka? Są na ich temat plotki?

Mary zapomniała, że z nim nie rozmawia.

Jeszcze jakie – oznajmiła, zawiązując fartuch, po czym zaczęła otwierać szafki i wyjmować z nich składniki na naleśniki z owocami, które miały być podane nazajutrz.

Czy Marianne była zmieszana? – zapytała Gina.

Chyba tak. Cokolwiek by się działo, moim zdaniem on jest bardziej zaangażowany niż ona. Myślę, że biedna Marianne nie bardzo wie, co z nim począć.

Jesteś zawsze taka wielkoduszna, Mary – stwierdził Roger. – Inne kobiety na pewno byłyby złośliwe w tej kwestii.

Mary zignorowała komplement.

Więc niewiele dziś zrobiliśmy – dokończyła – pozą pierwszymi taktami „Alleluja”. W przyszły weekend śpiewamy to na pikniku w Dniu Kanady.

Ależ oczywiście – powiedział uroczyście Roger.

To porywająca pieśń piknikowa. Haendel dobrze pasuje do pieczonych kurcząt i wyścigów w workach dla dzieci.

Mary spojrzała na niego surowo.

To dobrze, bo twój zespół kameralny ma grać elżbietańskie madrygały na scenie przy namiocie z hamburgerami.

Elżbietańskie madrygały?! – zawołał przestraszony. Żartujesz.

Proszę, są tu w programie, obok tańców góralskich w wykonaniu dzieci.

Roger schował się za kubkiem kawy.

To miasto jest zwariowane – skonstatował smutno. – Zupełnie szalone.

Och, daj spokój – powiedziała Gina.

Podeszła do stołu, żeby sobie nalać kawę, zatrzymując się po drodze i całując Rogera w czubek lśniącej łysiny.

Przecież lubisz tu być. I co roku świetnie się bawisz na pikniku, niezależnie od tego, ile narzekasz i się wyśmiewasz.

Mój Boże...

Mary Znieruchomiała z sitem do przesiewania mąki w ręku.

Byłabym zapomniała – powiedziała, patrząc na Ginę. – Próba chóru to nie wszystko, co się dziś wydarzyło.

Gina zaniosła kubek z kawą do swego stołu i zabrała się do robienia kolejnej żółtej nimfy.

Co jeszcze się stało, Mary?

Jak ta kobieta wytrzymuje? – zapytał Roger uśmiechając się. – Przy takiej dawce dramatu i ekscytacji?

Przewrócił oczami w kierunku Giny, aż zachichotała. Nie zrażona jego żartami Mary zaczęła mieszać ciasto na naleśniki w dużej, niebieskiej , emaliowanej misce.

Poszłam do biblioteki – powtórzyła – i wybrałam sobie dużo książek. Wzięłam też nowe książki o ogrodnictwie i o odnawianiu mebli dla ciebie, Gino. Może będziesz miała czas je przeczytać.

A ja? – zapytał Roger. – Czy wzięłaś coś dla mnie?

Dwie biografie polityczne i kryminał – odpowiedziała spokojnie Mary. – Choć pewnie szkoda mojego zachodu, bo jesteś ostatnio bardzo zajęty.

Zdanie to brzmiało niewinnie, ale Ginę zaskoczył ton głosu Mary i wyraźne zażenowanie Rogera.

Nagle atmosfera w kuchni zrobiła się napięta. Zmieszana Gina patrzyła to na jedno, to na drugie. Już miała zapytać, o co chodzi, kiedy Mary podjęła swą opowieść.

Pamiętasz, jak przyprowadziłaś tego pana do kuchni i przedstawiłaś mi go? Tego, który przyjeżdża z córką na całe lato?

Gina skinęła głową.

Alex Colton. Przyjeżdża za kilka dni.

A pamiętasz, jak ci powiedziałam po jego wyjeździe – ciągnęła Mary, dolewając mleka do ciasta – że jestem absolutnie pewna, że go gdzieś widziałam, a ty powiedziałaś, że chyba się mylę, bo nigdy przedtem tu nie był?

Gina przytaknęła, zaskoczona.

Pamiętam. Dlaczego?

Miałam rację – oznajmiła Mary, przerzucając stos książek i magazynów.

Gina wzięła swój kubek, podeszła do stołu i usiadła obok Rogera.

Mary otworzyła ostatnie wydanie gazety i położyła je przed nimi na stole.

Widzicie? – spytała z triumfem.

Gina patrzyła na gazetę ze zdumieniem. Fotografia Alexa Coltona widniała przed felietonem na stronie poświęconej finansom. Przyglądała się zdjęciu i ponownie zrobiła na niej wrażenie pociągająca, męska powierzchowność Alexa i przekorne połączenie zmysłowości i ascetyzmu w jego twarzy.

Do licha! – zawołał Roger. – Alex Colton jest felietonistą? Myślałem, że jest profesorem.

Nie jest byle jakim felietonistą. To Alexander Waring:

Mary, zwykle pełna rezerwy, wyraźnie cieszyła się sensacją! jaką wywołała.

Pisze felietony o inwestycjach i osobistych finansach – powiedziała Ginie. – Roger i ja zawsze go czytamy. Jego felietony są drukowane w wielu dużych gazetach, ale nigdy nie było zdjęcia. W bibliotece mają też kilka jego książek.

Roger pochylił się nad gazetą.

Do licha – powtórzył – Alexander Waring. – Mam w domu dwie jego książki. Fantastycznie zna się na pieniądzach. – Pokręcił głową ze zdumieniem. – I pomyśleć, że z nim rozmawiałem o stolarce i grze na wiolonczeli i nawet nie wiedziałem, że to on.

Nie wiem o wielkich finansach tyle, co wy oboje – stwierdziła Gina, biorąc gazetę i przyglądając się zdjęciu. – Czy jest naprawdę dobry?

Jest jednym z najlepszych – odparł Roger. – Jego książki udzielają zwykłym ludziom rzeczowych rad na temat inwestowania i zarządzania pieniędzmi. A czasem – dodał z uśmiechem – są naprawdę zabawne. Ten człowiek musi mieć wielkie poczucie humoru.

Czy mogę pożyczyć którąś z jego książek? – zapytała Gina. – Chyba czas, żebym się czegoś dowiedziała o zarządzaniu pieniędzmi – dokończyła nieporadnie, kiedy Mary i Roger popatrzyli na nią ze zdumieniem.

W oczach Rogera zapaliły się przekorne błyski.

Tylko tego chcesz się dowiedzieć?

Oczywiście – odparła. – Właśnie sobie przypomniałam, jak powiedział, że będzie pisał tego lata. Pytał, czy na balkonie złotego pokoju jest gniazdko, żeby włączyć komputer.

Chyba musi pisać podczas wakacji – zauważyła Mary. – Nie bardzo może wziąć dwa miesiące wolnego. Mnóstwo ludzi czyta jego felietony.

Naprawdę? Myślisz, że będzie tu pisał felietony?

zapytała Gina podekscytowana. – Może wspomni o hotelu? Zwrócenie na nas uwagi byłoby korzystne dla interesu.

Grunt, żeby napisał, jak tu dobrze karmią – zauważyła Mary ze stoickim spokojem, – I nie poświęcał całego felietonu nieznośnym zwierzętom – dodał Roger, patrząc na Annabel, którą opróżniła miskę i teraz stukała nią głośno ó podłogę, usiłując bez skutku znaleźć coś do jedzenia na jej bokach i dnie.

Mary spiorunowała go wzrokiem.

Większość ludzi – stwierdziła lodowato – ma coś lepszego do roboty, niż siedzieć i pomstować na bezbronne zwierzęta.

Ach, tak. Sygnał do odejścia.

Roger wstał, uśmiechnął się do obu kobiet i opuścił kuchnię. Usłyszały odgłos zapalanego silnika, a potem samochodu jadącego drogą wzdłuż jeziora.

Nie jedzie do domu – zauważyła Gina, wychylając się przez okno. – Widać jedzie do miasta.

Usiadła ponownie przy swoim stoliku, ostrożnie kładąc gazetę obok pudełka z narzędziami. Mary mocnymi ruchami mieszała ciasto na naleśniki.

Mary? – zwróciła się do niej Gina.

Co?

Mary pochyliła się, żeby zabrać miskę Annabel. Pudliczka usiadła na tłustym zadku, obserwując swą panią z komicznym wyrazem zgrozy.

Czy zauważyłaś, że Roger był dziś wieczorem jakiś inny?

Oczywiście – odparła Mary krótko.

Na czym to polegało?

Był wystrojony. Miał na sobie prawie najlepsze spodnie, szare sztruksowe, i nowy sweter, który mu podarowałam na Gwiazdkę.

Masz rację – stwierdziła Gina, odkładając obcęgi. – Pamiętam, jak dostał ten sweter, ale chyba go nigdy w nim nie widziałam.

Mary mruknęła coś pod nosem do psa, po czym wróciła do pracy.

Dlaczego się tak wystroił? – spytała Gina. – W zwykły sobotni wieczór? Zespół kameralny dziś nie gra. Zawsze mi mówi, kiedy mają koncert, na wypadek, gdybym chciała pójść.

Och, to w żadnym razie nie jest koncert – powiedziała Mary.

Gina wstała zaintrygowana.

Mary, proszę, powiedz mi, co się dzieje.

Nic ważnego. Po prostu Roger ma przyjaciółkę.

Żartujesz! – Gina ze zdumieniem patrzyła na gospodynię. – Jak to się dzieje, że Roger ma przyjaciółkę, a ja nic o tym nie wiem?

Mary milczała. Przelała ciasto z miski do dzbanka i wstawiła do jednej z dwóch ogromnych lodówek stojących pod ściana.

Słuchaj – nie ustępowała Gina. – Mówisz serio? Roger ma przyjaciółkę?

Mary nalała sobie kubek kawy i zmęczona usiadła przy stole.

O tak – powiedziała. – Mówię całkiem serio.

Nie domyślam się, kto to może być – ciągnęła Gina. – Nie sądzę, żeby w mieście był ktoś, kto byłby wolny. Chociaż – dodała – jak się pomyśli o Cecilu Bedlow i Marianne Turner, wszystko jest możliwe.

To nie jest nikt z miasta – odparła Mary, pochylając się, żeby pogłaskać Annabel. – To ktoś obcy. Mieszka w motelu Freda, koło winiarni.

A jak Roger ją poznał?

Podobno przyszła na koncert kameralny i zaczęła z nim rozmawiać. Od tego czasu Roger ją zaprasza na kawę i przejażdżki.

Dlaczego nikt mi nigdy nic nie mówi? – spytała Gina z pretensją w głosie.

Mary wzruszyła ramionami.

Początkowo myślałam, że to nic poważnego. Podobno ta kobieta ma udziały w winiarni i chciała zobaczyć, jak wyglądają jej inwestycje. Przynajmniej tak mówi Fred.

Pewnie wie, co mówi; W końcu to on prowadzi motel.

Fred nie jest zbyt bystry – stwierdziła Mary ze smutkiem – chociaż to mój kuzyn.

Od jak dawna ta kobieta mieszka w motelu?

Mniej więcej dwa tygodnie.

Poznałaś ją, Mary?

Annabel, przestań skomleć! – Gospodyni zwróciła się do psa niezwykle ostro. – Przestań w tej chwili!

Pudliczka wyszła do holu, rzucając swej pani pełne goryczy spojrzenie.

Mary? – nalegała Gina.

Tak – odparła, masując sobie kark i wzdychając – ze zmęczeniem. – Poznałam ją. Była wczoraj w aptece i Maybelle nas sobie przedstawiła. Wiedziałam, że interesuje się Rogerem, więc jej się dobrze przyjrzałam.

Jak się nazywa?

Lacey Franks.

A ile ma lat?

Pewnie z pięćdziesiąt, ale wygląda o dziesięć lat młodziej. Farbowane włosy, jaskrawe ubranie i dużo makijażu, ale starannego.

Gina umocowała kolejna muszkę w imadle i milcząc, wzięła obcęgi.

Ma styl – oświadczyła Mary, patrząc smutnie na swą bawełniana sukienkę i brązowy sweter. – I ubiera się tak, żeby pokazać figurę. Wczoraj, kiedy Maybelle nas sobie przedstawiała, była ubrana w żółtą sukienkę, a na ramiona miała narzucony sweter tak jak w reklamach telewizyjnych.

Gina pokręciła głową ze zdumieniem.

I nasz Roger się nią interesuje? Umówił się z nią na randkę?

Kilka razy – odparła Mary ponuro. – Maybelle opowiadała, że widziała ich w restauracji. Jedli homara, trzymali się za ręce i śmiali jak para nastolatków.

Do licha – powiedziała Gina, ucieszona tym opisem – czyż to nie miłe?

Mary przykryła miskę plastikiem.

Gdzie mieszka ta Lacey Franks? – zapytała Gina.

Czy miejscowa plotka mówi coś na ten temat?

Tylko tyle, że jest bogata, a jej adres domowy to gdzieś w zachodnim Vancouverze.

To dość elegancka część miasta, prawda?

Nie mam pojęcia – odparła Mary. – Naprawdę nie mam pojęcia.

Wstała, zdjęła fartuch i powiesiła go w spiżarni. Cicho mówiąc dobranoc, wyszła z kuchni, pozostawiając Ginę siedzącą przy oknie i patrzącą w zamyśleniu w ciemność.


Alex Colton także patrzył w ciemność przez okno swego gabinetu. Ognista pomarańczowa kula słońca zniknęła za horyzontem i światło szybko zgasło nad zatoką Angielską.

Wstał i zaczął chodzić niespokojnie po niedużym pokoju, biorąc do ręki papiery i odkładając je, szukając na półce książki, którą mógłby później zabrać do sypialni. Ale niego nie zainteresowało.

Boże, jak mi potrzeba wakacji – szepnął, wracając do okna. – Albo chociaż zmiany otoczenia.

Pomyślał o obrośniętym winem domostwie w Okanagan i świeżo wytapetowanym pokoju, w którym wkrótce zamieszka. Było to niezwykle pociągające miejsce, szczególnie z powodu staroświeckiej elegancji tak dobrze pasującej do spokojnego, sennego ciepła i wiejskiego położenia.

Dziwne, myślał, że Janice nigdy o tym hotelu nie wspomniała. Najwyraźniej dowiedziała się o nim przed laty i odłożyła broszurę, czekając, aż będą mogli tam pojechać na wakacje całą rodzina.

Ale przez ostatnie dwa lata była zbyt chora, żeby dokądkolwiek jeździć. I w ostatnich latach życia nie pamiętała już nawet imienia swego męża ani twarzy córki, a cóż dopiero adresu hotelu.

Alex patrzył nie widzącym wzrokiem w okno, na ciemna wodę ze srebrnymi refleksami, starając się odpędzić obraz wykrzywionej twarzy Janice, jej ciała wyniszczonego chorobą tak brutalna, że pod koniec zburzyła resztki godności czy opanowania. Z niepokojem uprzytomnił sobie, że nie pamięta, jak żona wyglądała przedtem. Wziął z biurka fotografię i wpatrzył się w uśmiechniętą twarz w złotej ramce.

Janice była szczupłą blondynką o delikatnej, niemal anielskiej urodzie, nie pasującej do jej zdecydowanej natury. Kiedy się pobrali lata temu, był zaskoczony, odkrywając jej siłę i upór.

Ale nawet ta siła nie mogła pokonać choroby, kryjącej się w jej ciele, czekającej, żeby ją zabrać.

Potrząsnął smętnie głową, patrząc, jak ostatnie promienie dnia znikają za horyzontem i pierwsze gwiazdy lśnią nad Wodą zatoki.. Jego myśli powróciły do starego hotelu nad jeziorem i młodej kobiety, jego właścicielki. Ostatnio zaprzątała jego umysł bardziej, niż byłby gotów przyznać.

Powoli zagłębił się w fotelu przy oknie i pozwolił sobie odtworzyć w myślach twarz Giny Mitchell. Podobała mu się jej otwartość i szczerość, proste brwi i spokojne piwne oczy, piegi i krótko obcięte gęste, ciemne włosy. Podobało mu się nawet jej chłopięce, wysportowane ciało.

Uśmiechnął się, przypominając sobie, jak opróżniła kieszenie i starannie ułożyła ich zawartość na murku. W tej chwili był nią całkowicie oczarowany. Chciał wyciągnąć rękę i dotknąć jej nagiego ramienia, zburzyć jej włosy, a może...

Gwałtownie potrząsnął głową i jego uśmiech przygasł.

To niezbyt piękna myśl u kogoś, czyja żona nie żyje od niewiele ponad trzech miesięcy.

Ale Janice była dla niego stracona od bardzo, bardzo dawna. Kiedy objawy stały się zbyt oczywiste, żeby je zignorować i wreszcie pozwoliła się zbadać, sama diagnoza byłą wyrokiem śmierci. Wiedzieli o tym oboje. Lecz zanim zabrała ją śmierć, choroba ciągnęła się rozpaczliwie i boleśnie zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym, wysysając z nich trojga wszystkie siły.

Przez ostatnie trzy lata Alex i jego żona nie mieli z sobą kontaktu fizycznego poza opieką i pociechą, jaką czasem mógł jej dać, trzymając ją w ramionach. Pod koniec nawet jego dotyk stał się dla niej zbyt bolesny.

Nie lubił rozmyślać o swym cierpieniu; wiedział, że jego córka przeszła o wiele więcej. Młodziutka dziewczyna właśnie wchodząca w kobiecość była świadkiem, jak matka traci urodę i siłę, uzależniając się całkowicie od innych. Widziała, jak ginie piękne ciało i sprawny umysł i z czasem zrozumiała, że nikt, nawet ojciec, nie ochroni jej przed tą okropnością.

On i Steffi byli kiedyś bardzo blisko. Alex martwił się rozpaczliwie chmurnym milczeniem córki i jej pogłębiającym się zamknięciem w sobie. Bez względu na to, co robił, zdawała się uciekać z każdym dniem coraz dalej i dalej, w miejsce, gdzie nie mógł jej towarzyszyć..

Odsunął smutne myśli i wrócił do komputera, zmuszając się do kilku godzin pracy nad ostatnim felietonem przed wyjazdem do Azure Bay.

Wreszcie, kiedy był już tak zmęczony, że ekran zamazywał mu się przed oczami, wstał i zaciągnął firanki w ciemnym oknie. Poszedł do kuchni zrobić kawę i wziąć sobie coś do jedzenia z tego, co przygotowała i zostawiła w lodówce jego gospodyni. Potem sprzątnął ze stołu i wszedł na górę, zatrzymując się w korytarzu przed zamkniętymi drzwiami.

Steffi? – zawołał cicho. – Nie śpisz?

Cisza. Po chwili popchnął drzwi, wszedł do środka i stanął nad łóżkiem swojej córki. Miała na sobie długą nocna koszulę i głęboko spała. Jej usta były rozchylone, a dłonie zwinięte pod brodą jak u małego dziecka. Była zalana miękkim, różowym światłem nocnej lampki w kształcie pąka róży, którą miała w pokoju od czasów dzieciństwa.

Alex uśmiechnął się do delikatnie rzeźbionych płatków. Mniej więcej co roku Steffi oznajmiała, że jest już na tyle duża, że może spać bez światła. Ale po kilku dniach pąk róży pojawiał się znowu i nikt tego nie komentował aż do następnej próby.

Dziś drogie mu były wszystkie drobne nawyki z jej dzieciństwa. Pomagały mu wierzyć, że nie utracił jej całkowicie. W wieku czternastu lat jego córka miała twarz i ciało prawie kobiety. Tylko kiedy spała tak jak teraz, widział ślady rozkosznej dziewczynki, którą była kiedyś.

Niektórzy uważali, że decydowanie się na dziecko przy chorobie Janice jest brakiem odpowiedzialności, ale ci ludzie nie znali prawdy o przyjściu Steffi na świat.

Ścisnęło mu się gardło, kiedy sobie przypomniał, jak ubóstwiał to rudowłose dziecko, które przed laty przywieźli ze szpitala do domu. Jakim cudem była dla niego i dla jego żony. Ich życie się odmieniło. Rosnące napięcie między nim i Janice prawie zniknęło i przyszły szczęśliwe lata, pełne słońca i śmiechu, kiedy pochłaniało ich rosnące dziecko, które oboje tak bardzo kochali.

Kilka lat raju, pomyślał ponuro, a po nich lata absolutnego piekła. Życie w brutalny sposób równoważyło jedno drugim.

On sam był w stanie to znieść, ale nie do zniesienia było to, przez co musiała przejść Steffi, która niczym nie zasłużyła na cierpienie, jakie spadło na ich rodzinę. W miarę jak rosła, Steffi była czystą rozkoszą, promykiem słońca. Jak bardzo tęsknił teraz za tą pogodna, kochającą dziewczynką.

Była już tak wysoka jak matka, z kobiecą figurą i pochmurnym, wrogim wyrazem twarzy, który go mroził. Jej usta, dokładnie takie jak jego, były zwykle zaciśnięte w surową linię. Uśmiechała się rzadko. Nie bardzo wiedział, co mówić do tej pięknej nieznajomej, jak przejść przez jej gniew i ból i dotrzeć do tego dziecka, które wciąż w niej żyło.

Delikatnie odgarnął pasmo włosów z jej twarzy i poprawił koc. Spostrzegł, że Steffi zasnęła, tuląc do Siebie starego, szmacianego króliczka.

Ulubiona pluszowa zabawka była kiedyś miękkim, różowym zwierzątkiem w żółtej aksamitnej kamizelce, z pyszczkiem o wesołym wyrazie. Lata miłości wytarły plusz, a długie uszy sflaczały i opadły.

O ile wiedział, Steffi od ośmiu czy dziewięciu lat nie sypiała z królikiem. Teraz widok zabawki w jej objęciach był niemal nie do zniesienia.

Jak bardzo się musi czuć samotna i smutna!

Gdyby tylko z nim rozmawiała... Niechby chociaż krzyczała na niego! Może wtedy zaczęliby pokonywać ten ponury mur milczenia i stali się znowu rodzina. Ale Steffi była zimna i daleka. Po szkole i w weekendy chodziła sama na długie spacery, godzinami łowiła ryby w zatoczce, wędrowała po lesie albo siedziała w swoim pokoju z książką.

Chyba się cieszy na pierwsze dwa tygodnie wakacji, które ma spędzić z Angela Sanders i jej rodzicami na dawno zaplanowanej wycieczce do Disneylandu.

Z tego, co wiedział, jego córka miała obecnie równie mało do czynienia z przyjaciółmi ze szkoły co z nim. Kiedyś Steffi była rozmownym, towarzyskim dzieckiem, ale teraz zazwyczaj wolała być sama. Może dwa tygodnie z przyjaciółką dobrze jej zrobią, choć pragnął ją mieć przy sobie w Edgewood Manor.

Wróci z Kalifornii po dwóch tygodniach i spędzą razem resztę lata.

Znów pomyślał o starym hotelu nad brzegiem jeziora Okanagan. Miał nadzieję, że spokój tego ślicznego starego domu i jego piękne położenie dokonają cudu, że gdzieś wśród wygrzanych słońcem murów Edgewood Manor spełnią się czary, które przywrócą mu córkę.




Rozdział 4


Dlaczego tak ciągle patrzysz na drogę?

Na jaką drogę? – zapytała Gina, buszując wśród truskawek. – Zobacz, jaka wielka.

Podniosła truskawkę, żeby Roger mógł ją obejrzeć. Skinął głową, opierając się na motyce. Stał w słońcu obok zagonu kartofli. – A ile dróg tu prowadzi?

Kiedy ostatni raz patrzyłam, była jedna – mruknęła Gina.

Od tej pory minęły mniej więcej cztery sekundy.

Gina przysiadła na piętach i spojrzała surowo na przyjaciela.

Roger, przestań mi dokuczać na temat tego człowieka, bo...

Bo co?

Bo cię zdzielę łopatą – odparła wesoło.

Roger wzniósł oczy do nieba i skierował motykę na chwasty przy płocie, – Albo się martwi i niepokoi, że odejdę, albo mi grozi. Kobiety trudno jest zrozumieć.

Gina posuwała się wzdłuż grządki, zrywając dorodne truskawki spod ciemnozielonych liści.

Mary mówiła, że ostatnio dużo się dowiedziałeś o kobietach – zauważyła mimochodem.

Roger stęknął i zdjął czapkę baseballową, żeby się podrapać w głowę.

A skąd niby Mary miałaby wiedzieć? Jak nie pracuje w kuchni, jest na próbie chóru albo w bibliotece.

Mary dużo wie.

Gina wstała i przeniosła plastikowe wiadro do następnego rządka truskawek. – Roger...

Tak?

Dlaczego mi nic nie powiedziałeś o swojej nowej przyjaciółce? Przecież wiesz, że mnie to interesuje. Chciałabym ją poznać.

O jakiej przyjaciółce? – zapytał, pilnie usuwając motyką chwasty.

Wiesz, o jakiej – odparła, klękając i zabierając się do zrywania truskawek. – Lacey Franks. Pani z miasta, która mieszka w motelu Freda. Podobno dość dobrze się poznaliście.

Roger wyprostował swe szczupłe ciało i oparł podbródek na trzonku motyki, patrząc ponuro na jezioro.

To jest strasznie plotkarskie miasto.

Oczywiście. Wszystkie małe miasta są takie. No więc?

Patrzyła na niego wyczekująco.

Więc co?

Opowiedz mi o niej – poprosiła zdesperowana.

Nie ma nic do opowiadania. Czy ta fasolka już jest dojrzała?

Gina dała za wygrana, wiedząc, że naciskanie na niego jest sprawą beznadziejna. Obejrzała uważnie długi żółty strączek na krzaczku.

Chyba tak. Przynajmniej część.

Czy będzie dosyć na kolację?

Gina ponownie obejrzała strączki.

Tak myślę. Powiedz Mary, zanim zaplanuje coś innego.

Sama jej powiedz. Prawie ze mną nie rozmawia.

Na litość boską! – zawołała Gina. – Męczą mnie te wasze ciągłe niesnaski.

Ale jej irytacja rozwiała się na myśl o świeżo ugotowanej fasolce na kolację. Nadal oglądała fasolowe krzaczki, kiedy na grządkę padł cień.

Roger podniósł głowę i uśmiechnął się serdecznie.

Dzień dobry – powiedział, opierając się ponownie na motyce i zwracając do kogoś, kto stał za Gina.

Ginie serce zabiło mocniej. Wstała, podnosząc plastikowe wiadro i strzepując ziemię z dżinsów.

Alex Colton uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę.

Witaj, Gino. Miło cię znów zobaczyć.

Pomyślała, że wydaje się dziś pogodniejszy. Przyglądała mu się uważnie: Twarz miał nadal zmęczona, ale sprawiał wrażenie o wiele bardziej odprężonego niż podczas pierwszej wizyty. Ubrany był w dżinsy, żółtą bawełniana koszulę i słomkowy kapelusz. Wyglądał jak uosobienie człowieka wybierającego się na wakacje na wsi.

Alex, jesteś gotów osiąść tu i pozwolić się rozpuszczać przez całe lato? – zapytała.

Bardziej niż gotów. Czuję się, jakbym już był w raju.

Gestem wskazał bujny ogród, kamienne domostwo obrośnięte winem i kwiatami, lśniące jezioro i senne miasteczko w oddali.

Czekałem na ten dzień.

My także – odparł Roger, patrząc wesoło na Ginę, która pilnie coś sprawdzała w swoim wiadrze z truskawkami.

Wpiszę cię do księgi i pokażę ci twój pokój – powiedziała. – Chyba że Mary już to zrobiła?

Potrząsnął głową.

Podjechałem i zobaczyłem was w ogrodzie, więc przyszedłem wprost tutaj. Co niesiesz?

Szła obok niego przez trawnik, kierując się ku tylnym drzwiom. Pokazała mu zawartość wiadra.

Mary ma zamiar zrobić wafle z truskawkami na śniadanie.

Naprawdę jestem w niebie. Z prawdziwą bitą śmietaną, mam nadzieję.

Oczywiście. Wszystko świeże, prosto z farmy obok.

Alex uśmiechnął się do niej. Był to jeden z tych uśmiechów, które zmieniały go całkowicie i sprawiały, że brakowało jej słów.

Muszę zanieść truskawki do kuchni – powiedziała wreszcie, przystając przy schodach na tyłach domu. – Roger zajmie się twoim bagażem, ale najpierw muszę cię wpisać. Jeśli możesz, zaczekaj chwilę, umyję ręce...

A mogę pójść z tobą do kuchni? Chciałbym się przy witać z Mary.

Naturalnie. Wejdź.

Wszedł lekko na schody i przytrzymał jej drzwi, po czym zdjął kapelusz i podążył za nią do chłodnego wnętrza domu, wypełnionego przyjemnym zapachem przypraw, świeżo upieczonego chleba, kwiatów i płynu do czyszczenia mebli.

Gina była świadoma zachwytu, z jakim Alex rozgląda się dokoła.

. No jak, czy wszystko jest takie, jak zapamiętałeś? – zapytała, otwierając drzwi do kuchni.

Jeszcze ładniejsze, o ile to możliwe. Nie wiesz nawet, jak bardzo potrzebne mi są wakacje. Dzień dobry, Mary – powiedział, uśmiechając się do gospodyni, wyjmującej właśnie z pieca blachę pełna bułeczek z rodzynkami.

Mary wyprostowała się i uśmiechnęła niemal nieśmiało, pocierając dłonią policzek ubrudzony mąką.

Dzień dobry panu. Miło pana znów zobaczyć.

Proszę, mów do mnie Alex.

Mary skinęła głową.

Dobrze, Alex. Przyjechałeś akurat na bułeczki na podwieczorek.

Musi wypakować bagaż i wpisać się – oznajmiła Gina, stawiając wiaderko z truskawkami na stole.

Mary popatrzyła z aprobatą na owoce i zaniosła je do dużego, emaliowanego zlewu;

Czy fasolka już dojrzała? – spytała.

Częściowo. W każdym razie jest dosyć na dzisiejszą kolację. Roger prosił, żebym ci powiedziała.

Pewnie sam mi nie mógł powiedzieć – zauważyła Mary, puszczając strumień wody na truskawki.

Gina i Alex wymienili spojrzenia i ruszyli w stronę drzwi.

Ciągle są pokłóceni? – zapytał szeptem Alex, kiedy znaleźli się W holu. Pochylił się tak nisko, że jego włosy musnęły policzek Giny.

Niestety – odparła również szeptem. – I nie chodzi tylko o Annabel. Są różne nowe komplikacje.

Jakie?

Gina czuła pokusę, żeby mu opowiedzieć o przyjaciółce Rogera, ale właśnie w tej chwili on sam wszedł frontowymi drzwiami, niosąc dwie podniszczone walizki, torbę i niewielki futerał.

Dzięki, Roger – powiedział Alex. – Sam mogłem się tym zająć.

Nie ma sprawy. Może zaniosę od razu wszystko do złotego pokoju?

Dobrze – odrzekł Alex, sięgając po portfel, ale Gina dotknęła jego ręki i potrząsnęła głową.

Nie przyjmujemy napiwków – powiedziała cicho. – Nie wierzymy w napiwki. Po wpisaniu do księgi stajesz się gościem w naszym domu, a nie płacącym klientem.

Skinął głową.

Dziękuję, Roger. Proszę, uważaj na futerał. Jest w nim komputer. Prawie całe moje życie jest na jego twardym dysku.

Roger zatrzymał się u stóp schodów.

Zawsze czytam twój felieton. Jest naprawdę świetny.

Alex posłał Ginie spojrzenie pełne komicznego przerażenia.

Zostałem zdemaskowany.

Mary znalazła twoje zdjęcie w gazecie. Masz coś przeciwko temu?

Nie. Pseudonim zapewniał mi anonimowość, ale teraz, kiedy publikują zdjęcie, często jestem rozpoznawany.

Czy wolałbyś, żebyśmy nie zdradzali, kim jesteś?

Tak, jeśli można – odparł z wdzięcznością. – W końcu to są moje wakacje i nie chciałbym, żeby przy śniadaniu goście prosili mnie o rady w sprawie akcji.

Roger zatrzymał się w połowie schodów przy rzeźbionej poręczy i spojrzał w dół z wesołym uśmiechem.

A personel? Czy poradzisz nam, jak inwestować?

Roger! – zawołała Gina.

Alex mrugnął do niego. Roger zachichotał i zniknął w głębi korytarza.

Przepraszam – szepnęła Gina. – Boję się, że absolutnie nie panuję nad pracownikami.

Są wspaniali.

Alex patrzył, jak Gina siada za dużym mahoniowym biurkiem i bierze książkę hotelową z mosiężnymi okuciami.

Pochylił się i złożył swój podpis, dodając poniżej imię córki.

Steffi – przeczytała Gina. – Skrót od Stefanie?

Tak. Janice przepadała za tym imieniem. Uważała, że brzmi arystokratycznie.

Gina uśmiechnęła się.

Kiedy Steffi przyjeżdża?

Jest teraz w Disneylandzie z przyjaciółką i jej rodziną. Wracają do Vancouveru dziesiątego. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dwunastego powinna przylecieć do Kelowny.

Gina wzięła jego kartę kredytową i przesunęła ją przez maszynę ukrytą w dolnej szufladzie.

Wiesz – powiedziała w zamyśleniu – możliwe, że będzie tu trochę młodzieży z rodzicami w tym samym czasie, ale nie jestem pewna.

Nie szkodzi odparł. Po jego twarzy przebiegł cień niczym chmura przesłaniająca słońce.

Steffi nie ma większej ochoty na kontakt z rówieśnikami niż ze mną.

Niespodziewana gorycz w jego głosie zmroziła ją.

Spojrzała na niego zmartwiona, ale odwrócił się od niej, patrząc na obraz wiszący nad półokrągłym stolikiem, na którym stał wielki wazon świeżych kwiatów. Wypisała w milczeniu kartę meldunkową, zastanawiając się nad problemem Alexa i jego córki.

Steffi, nie idziesz z nami?

Zwinięta w fotelu, Steffi Colton wymieniła szybkie spojrzenie ze swą przyjaciółka Angela, po czym spojrzała na kobietę stojącą w drzwiach hotelowego pokoju, który zajmowały dziewczynki.

Przykro mi, proszę pani – wyjąkała. – Mam... boli mnie brzuch.

Matka Angeli weszła do pokoju. Na jej miłej twarzy malowała się troska.

Ojej. Czy zostać z tobą w hotelu?

Odwróciła się do męża, który pojawił się w drzwiach z młodszym bratem Angeli;

Jim, zabierz Angelę i Jamesa do Disneylandu, dobrze? Ja zostanę ze Steffi.

Mamo! – jęknął chłopczyk. – Obiecałaś, że wszyscy pojedziemy dzisiaj do zaczarowanego zamku. Obiecałaś!

James wbiegł do pokoju i pochwycił rękę matki. Angela opadła na krzesło przy oknie, przewracając oczami i wzdychając ciężko, a Jim Sanders stał w drzwiach, milcząc bezradnie.

Steffi miała ochotę umrzeć.

Zastanawiała się po raz tysięczny, co ją napadło, żeby jechać na te głupie wakacje. To był pomysł ojca.

Od tygodni przekonywał ją, jak świetnie się będzie bawić.

Bawić się, pomyślała gorzko, patrząc na wykrzywiona twarz chłopca i oczywisty smutek, o jaki przyprawiała resztę rodziny.

Proszę pani – powiedziała wreszcie – nie musi pani ze mną zostawać. Proszę jechać z nimi. Poradzę sobie.

Matka Angeli spojrzała na nią niepewnie.

Nie będę się dobrze czuła, zostawiając cię samą. A jeśli poczujesz się gorzej? To może być wyrostek.

Nie, to nie jest nic takiego. Mam to ciągle – skłamała Steffi. – To tylko... skurcze – szepnęła, patrząc błagalnie na kobietę.

Twarz pani Sanders rozpogodziła się.

Ach, rozumiem – powiedziała, prostując się i głaszcząc syna po głowie. – James, idź do drugiego pokoju i zaczekaj na mnie. Jim, zabierz go, dobrze? Zaraz przyjdę.

Steffi westchnęła. Kiedy dziewczynki zostały same z matką Angeli, kobieta uśmiechnęła się ze współczuciem do Steffi.

Czy masz wszystko, czego ci trzeba? – zapytała łagodnie. – Masz środki sanitarne?

Tak – odparła Steffi, przeżywając mękę zażenowania. – Mam wszystko. Chcę po prostu poleżeć, w spokoju.

Pani Sanders wahała się.

Jesteś absolutnie tego pewna? Może Angela mogłaby. ..

Nie, wszystko jest w porządku – powiedziała pospiesznie Steffi. – Angela chce pojechać zobaczyć zaczarowany zamek.

Prawdę mówiąc, Angela dwa dni wcześniej zaprzyjaźniła się z młodym człowiekiem sprzedającym balony i tego ranka żadna siła nie odciągnęłaby jej od Disneylandu. Poza tym Steffi była tak zmęczona przyjaciółką, że bała się, iż zaczęłaby krzyczeć, gdyby miała z nią spędzić cały dzień w hotelu.

Pani Sanders nadal się wahała, ale Steffi czuła, że ustępuje. Wykorzystała swą przewagę, pochylając się w przód, obejmując rękami brzuch i jęcząc cicho.

Och, jak cię musi boleć – szepnęła pani Sanders, odgarniając Steffi włosy z czoła. – Biedactwo.

Trzymaj ręce z daleka ode mnie, pomyślała Steffi. Nie jesteś moją matką.

Bała się, że jeżeli nie wyjdą szybko, zacznie mówić te okropne rzeczy na głos. Na szczęście pani Sanders podjęła decyzję i ruszyła w stronę drzwi.

Zostawimy informację w recepcji – oznajmiła. – Gdybyś miała jakieś kłopoty, wykręć zero i natychmiast ktoś się zjawi. A ja zadzwonię w południe sprawdzić, jak się czujesz. – W drzwiach zawahała się ponownie. – Jesteś pewna, że chcesz zostać? – zapytała.

Najzupełniej pewna. Idźcie sobie wszyscy, zanim zacznę krzyczeć!

Steffi skinęła głową z wdzięcznością, jęknęła znowu dla efektu i zakopała się w łóżku, naciągając koc i zamykając oczy.

Hej, Steffi – szepnęła Angela, stając przy łóżku, kiedy matka znikła za drzwiami.

Steffi otworzyła jedno oko, żeby popatrzeć na Angelę. Dziewczynka miała na sobie obcisłą różową koszulkę i luźne spodnie.

Co?

Udajesz?

Steffi patrzyła na ostry makijaż Angeli, zastanawiając się, czemu uważała ją za dobrą przyjaciółkę; Przez kilka ostatnich dni, które spędziły razem, dowiedziała się o niej wielu nieprzyjemnych rzeczy.

Angela była chytra i samolubna, naprawdę okrutna w stosunku do młodszego brata, kiedy rodzice tego nie widzieli. I kłamała bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Steffi to niepokoiło.

Pokręciła przecząco głową i posłała Angeli żałosne spojrzenie.

Mam okropne skurcze – szepnęła.

Psiakość – powiedziała Angela. Wyglądała na znudzona. – Jason powiedział, że dziś będzie z nim kolega.

Steffi wzdrygnęła się z obrzydzenia pod kocem. Jason był młodym człowiekiem, który sprzedawał balony, ostatnią fascynacją Angeli. Miał dwa kolczyki w lewym uchu i podgolona głowę z długim końskim ogonem.

Szkoda, że mnie nie będzie – odparła, zastanawiając się, czy w jej głosie brzmi choć trochę żalu. – Może jutro.

Dobra.

Angela zrobiła balon z gumy do żucia i poszła w stronę drzwi, gdzie czekała już cała rodzina.

Nie zapomnij wziąć klucza, gdybyś schodziła na dół – zawołała pani Sanders do Steffi. – Zostawiliśmy pieniądze na toaletce na wypadek, gdybyś była głodna i chciała, żeby ci coś przyniesiono do pokoju. I pamiętaj, nie otwieraj drzwi nikomu, dopóki nie sprawdzisz, kto to jest.

Steffi skinęła głową pod górą koców, zastanawiając się, czyją mają za idiotkę.

Wreszcie drzwi się zamknęły i została sama. Długo leżała pod kocami prawie się nie poruszając i ciesząc, że Sandersowie wyszli. Wreszcie, uznawszy, że jest bezpieczna, wygrzebała się z łóżka i podeszła do okna, żeby wyjrzeć na zewnątrz.

Teraz; kiedy byłą sama, mogła przestać udawać chorobę. Zdjęła koszulę nocną, włożyła szorty i luźna koszulkę i usiadła przy toaletce, przeglądając się w lustrze.

Wzięła szczotkę i zaczęła rozczesywać długie, rude włosy, jednocześnie przyglądając się sobie uważnie.

Nie cierpię tu być – powiedziała do swej bladej, smutnej twarzy. – Boże, chcę do domu.

Ale w domu nie ma nikogo. Ojciec jest już w tej głupiej miejscowości, gdzie postanowił Spędzić z nią wakacje.

Steffi wykrzywiła się do swego odbicia.

Nie chciała jechać na dwa miesiące do jakiegoś nudnego hotelu. Z tego, co słyszała, hotel jej się nie podobał, a szczególnie nie mogła znieść widoku rozjaśnionej twarzy ojca, kiedy mówił o jego właścicielce.

Chciała spędzić lato w domu, gdzie czuła obecność matki. Chciała w ciszy i spokoju otoczyć się jej rzeczami. Czasami odnosiła wrażenie, że kiedy jest cicho, słyszy jej głos.

Ojciec nazywał to pogrążaniem się w czarnych myślach i oświadczył, że trzeba z tym skończyć. Nie rozumie. Nikt nie rozumie! Nie wiedzą, jak ona cierpi ani dlaczego.

Wstała i znów podeszła do okna. Usiadła w fotelu, obejmując nagie kolana i odsłoniła firankę, żeby widzieć ludzi i ruch uliczny.

Można wyjść i zgubić się w tłumie... Mogłaby w nim zniknąć tak, że ojciec nigdy by jej nie znalazł. A gdyby jej ktoś zrobił krzywdę albo ją zabił, co za różnica? Przynajmniej nie czułaby już bólu. Te straszne rzeczy, które czyhają na nią w przyszłości nie wydarzą się.

Steffi wiedziała wszystko o potwornej chorobie, która zabiła jej matkę, choć ojciec starał się ukryć przed nią szczegóły.

Nigdy naprawdę o tym nie rozmawiali. Ojciec zawsze starał się ją chronić, ale nie wiedział, że często podsłuchiwała pod drzwiami, kiedy rozmawiał z lekarzami, ani tego, że sprawdzała informacje w encyklopedii w szkolnej bibliotece.

Dokładnie rozumiała, czym jest choroba Huntingtona, jak przez lata ukrywa się w organizmie, żeby później wypełznąć i zdeformować ciało; zniszczyć umysł. Co gorsza, wiedziała, że odziedziczyła tę chorobę po matce. Często drżały jej ręce i miewała zawroty głowy, a to są pierwsze objawy.

Kiedy nosi się w sobie wyrok śmierci, jakie ma znaczenie, kiedy i jak się umrze?

Steffi długo siedziała, patrząc na kolorowy tłum. Wreszcie poddała się. Wtuliła twarz w kolana i zaczęła gorzko płakać.


Alex Colton rozpakował się; powiesił koszule i spodnie w szafie, a przybory do pisania i rzeczy osobiste poukładał w szufladach. Z przyjemnością rozglądał się po pokoju.

Tapeta w złote kwiaty była jasna i świeża. Od jego ostatniego pobytu pojawiły się też nowe firanki. Były z białego muślinu, upięte w czarujący sposób, tak że tworzyły – ramę dla spokojnego widoku za oknem.

Podszedł bliżej, trzymając w ręku przybory do golenia i usiadł na chwilę na ławeczce w wykuszu okna. Poniżej widział boczne podwórze i murek, na którym Gina ułożyła wtedy skarby wyjęte z kieszeni.

Zaśmiał się, wspominając tę chwilę i patrzył, jak goście parami i w grupach wychodzą z hotelu i kierują się w stronę miasteczka, idąc na kolację. Kiedy wszyscy opuścili hotel, spłynęła cudowna cisza i spokój. Spojrzał w. stronę pokoju przy patio, gdzie miała mieszkać Steffi. Zachodzące słońce lśniło w oprawionych. w ołów szybkach.

Czując przypływ tęsknoty, sięgnął po telefon stojący na zabytkowym stoliczku i znalazł w swym portfelu numer telefonu w Kalifornii.

Proszę z pokojem 3411 – powiedział, kiedy zgłosiła się recepcjonistka.

Po chwili usłyszał znudzony głos młodej dziewczyny.

Dzień dobry, Angelo – powiedział. – Czy jest Steffi?

Tak – odparła. – Hej, to do ciebie. Twój tata.

Cześć, tato – odezwała się Steffi w chwilę później.

Cześć, kochanie. Jaki miałaś dzień?

W porządku.

Słuchał uważnie, usiłując wyciągnąć jakąś informację z jej tonu. Ale głos Steffi był równie odległy jak zawsze.

Byłaś w Disneylandzie?

Nie. Oni pojechali, ale ja zostałam w hotelu. Bolał mnie brzuch.

Naprawdę? – zapytał zaniepokojony. – Czy widział cię lekarz?

Tato, to były po prostu skurcze. Nic poważnego.

Aha, To Alex wprowadzał córkę w tajemnice dojrzewania i kobiecości, bowiem Janice nie była w stanie się tym zająć, kiedy Steffi osiągnęła krytyczny wiek. W związku z tym niewiele było tajemnic i zahamowań między nią a ojcem.

Przynajmniej do niedawna.

Byłaś sama w hotelu przez cały dzień?

Tak. Oglądałam telewizję i czytałam książkę.

Nie podoba mi się to, że spędzasz cały dzień zupełnie sama, Steffi. Słuchaj, jeśli nadal niezbyt dobrze się czujesz, czy nie chciałabyś przylecieć wcześniej? Mógłbym zamienić ci lot na jutro i wyjechać po ciebie do Vancouveru.

I będziemy mogli pojechać do domu?

Alex odetchnął głęboko, starając się nie tracić cierpliwości.

Nie, kochanie, nie możemy pojechać do domu. Wiesz o tym. W domu jest bałagan, bo wymieniają wszystkie wykładziny. Będziemy całe lato w Edgewood Manor, zapomniałaś? Kiedy przylecisz do Vancouveru, przywiozę cię wprost tutaj.

Już tam jesteś? W tym hotelu?

Tak, jestem w złotym pokoju i właśnie się rozpakowuję. A z okna widzę pokój przy patio, gdzie będziesz mieszkać, i drogę na plażę, i masę kwiatów. Ach, słuchaj – dodał z rozmysłem – jest tu Annabel, spasiona pudliczka. Większość czasu spędza na trawie obok twojego pokoju. Może czeka na ciebie, kochanie.

Ale Steffi nie dawała się nabrać na żadne sztuczki.

Muszę kończyć – powiedziała. – Idziemy zaraz do kina.

Więc nie chcesz przylecieć wcześniej?

Jeśli mam jechać wprost do hotelu, to nie. Mogę równie dobrze zostać tutaj.

Zabrzmiało to jak wyrok śmierci.

W porządku, skarbie – odparł, ponownie usiłując pohamować zniecierpliwienie. – Jak chcesz. Zadzwonię za parę dni, dobrze? A ty masz mój numer, gdybyś chciała zadzwonić.

Tak.

Na pewno masz numer, Steffi? Dziewczynka westchnęła.

Tak, na pewno. Do widzenia, tato.

Odłożyła słuchawkę. Alex patrzył przez chwilę na telefon, potrząsając smutnie głową. Wreszcie wstał, skończył się rozpakowywać, z przyjemnością popatrzył przez chwilę na swój pokój i zszedł na dół.

Z kuchni dochodziły cudowne zapachy, które przypomniały mu, że jest strasznie głodny. Te zapachy to kolacja, którą Mary przygotowywała dla personelu. Przypomniał sobie, że goście mają się sami troszczyć o wieczorny posiłek.

Alex wahał się, stojąc w korytarzu, z przyjemnością patrząc na ciemną boazerię i oryginalne umeblowanie. Miał wrażenie, że się cofnął o sto lat i znalazł w innej, pełnej uroku epoce.

Weranda i wypełniony roślinami salonik obok wychodziły na korytarz. Biuro i pokoje Giny i Mary były gdzieś z tyłu. Przez drzwi widział przytulne wnętrze biblioteki pełnej starych książek, sztychów ze scenami myśliwskimi i rzeźb z brązu. Na jednej z półek leżał stos gier i magazynów dla gości, chcących spędzić leniwy wieczór przy kominku.

Atmosfera starego domostwa miała w sobie coś uspokajającego. Może nawet Steffi się tu odpręży, pomyślał, i będzie znów sobą, ..

Jesteś zadowolony z pokoju?

Alex obejrzał się i zobaczył Ginę z naręczem śnieżnobiałej bielizny. Za nią stały podobnie obładowane dwie młode kobiety. Z pewnością dziewczęta z uniwersytetu, które tu pomagają latem.

Pokój jest piękny – odparł, uśmiechając się do całej trójki. – Jak ładnie pachną te prześcieradła – dodał.

Lubię, żeby były świeże – powiedziała Gina. – Co dwa miesiące wyjmujemy z szaf całą bieliznę pościelową; pierzemy i suszymy na słońcu.

Podszedł bliżej, pociągając nosem z uznaniem.

Nie czułem tego zapachu od dzieciństwa.

Później jest jeszcze lepszy – zauważyła Gina.

Kiedy prześcieradła są uprasowane i złożone, wkładamy je do szaf, w których jest przewiew, a między nimi układamy rozmaryn i lawendę z ogródka Mary.

Alex patrzył na nią z zainteresowaniem. Kiedy mówiła o hotelu, opuszczało ją wszelkie zażenowanie i rezerwa. Jej oczy lśniły, a chłopięce ciało tryskało – energią.

Kochasz ten hotel, prawda, Gino?

Skinęła głową, patrząc mu prosto w oczy.

Tak. Myślę, że jestem jedna z tych szczęśliwych osób, którym jest dane robić w życiu to, co chcą.

A do tego jesteś wystarczająco szczodra, żeby dzielić się z innymi.

To nie szczodrość. W ten sposób zarabiam na życie – powiedziała i roześmiała się. – Nic mnie bardziej nie cieszy niż to, że goście zakochują się w Edgewood Manor.

Alex uśmiechnął się, patrząc z zachwytem na jej opalona twarz i piegi na nosie. Kogoś mu przypominała, ale nie był w stanie dociec kogo.

Coś się stało? – zapytała, widząc wyraz jego twarzy.

Nie. Zastanawiałem się, czy już cię gdzieś widziałem.

To mało prawdopodobne. Większość mojego dorosłego życia przeżyłam zaszyta tutaj.

Mówiłaś, że twoja rodzina mieszka w Maritimes?

Tak. Poza starą ciotką, do której nie jestem ani trochę podobna.

Dobrze – powiedział, poddając się. – To musi być deja vu.

Gina uśmiechnęła się i weszła na schody.

Jadłeś kolację? – zapytała, przechylając się nad poręczą.

Pokręciła głową.

Rozpakowywałem się. Od tych zapachów z kuchni robi mi się słabo. Co jedliście na kolację?

Och, tak mi przykro – powiedziała, Jedliśmy duszone mięso, sałatę i fasolkę, ale nie wiem, czy zostało dosyć .

Nie, nie – przerwał szybko. – Nie proszę o specjalne traktowanie, Inni goście też nie jedzą z wami w kuchni, prawda?

Pokręciła głową.

To nie byłoby w porządku wobec Mary, która ma tyle pracy przez cały dzień – wyjaśniła.

Oczywiście. Pójdę da miasta tak jak inni. O której jest śniadanie?

O ósmej. W niedziele o dziewiątej. I zawsze jest wspaniałe. A jutro spróbujesz wafli Mary z truskawkami.

Ach, tak. Z prawdziwą bitą śmietana. Trudno się będzie doczekać.

Patrzył, jak Gina wchodzi o kilka stopni wyżej.

Ana, jeszcze jedno – dodała, zatrzymując się na podeście.

Tak?

Przykro mi, ale jutro po śniadaniu zostanie tylko niewielka część personelu. Nie będzie pewnie nikogo, gdybyś czegoś potrzebował. Bardzo żałuję, bo to twój pierwszy dzień.

A dokąd się wszyscy wybierają?

Na piknik do Azure Bay z okazji Dnia Kanady. Wszyscy jesteśmy zajęci w komitecie organizacyjnym. Roger gra na wiolonczeli, Mary śpiewa w chórze, a ja będę w stoisku sprzętu domowego udzielać porad na temat urządzania wnętrz.

Więc kto będzie pilnował hotelu?

Stacey i Kim będą tu przez większość dnia – odparła Gina, wskazując na górę, skąd dobiegała rozmowa dwóch młodych kobiet zajętych układaniem bielizny. – Mary wróci po południu, żeby podać podwieczorek.

Więc gdybym jutro podszedł do stoiska ze sprzętem domowym, czy udzieliłabyś mi porady? W tej chwili wymieniam wykładzinę w całym domu i będę też robił inne zmiany.

Z przyjemnością ci pomogę – obiecała uroczyście.

A gdybym cię złapał w odpowiedniej chwili, czy – będzie możliwe odciągnięcie cię od stoiska na szklankę lemoniady albo wody sodowej?

Może. W stoisku jest dość gorąco i stanie w nim cały dzień jest męczące.

Uśmiechnęła się do niego i weszła na górę.

Alex patrzył za nią, dopóki nie zniknęła. Wychodząc na dwór, zatrzymał się w holu wykładanym kamiennymi płytami, podziwiając grę kolorowych świateł i cieni przesączających się przez witraże. Potem otworzył drzwi i wyszedł w zmierzch, kierując się ku miastu ścieżką zalana blaskiem zachodzącego słońca. Idąc myślał o Ginie, jej szczupłym opalonym ciele i intrygującej mieszaninie kompetentnej kobiety interesu i nieśmiałej dziewczyny.

Coś się w nim poruszyło i było to uczucie tak niezwykłe i silne, że bał sieje analizować. Cieszył się na nadchodzący dzień. Było mu lekko na sercu.

Włożył ręce do kieszeni, kopnął kamyk na drodze i zaczął gwizdać.




Rozdział 5


Kiedy Roger pojawił się na zbudowanej naprędce scenie i zaczął rozpakowywać wiolonczelę, na rynku, pełno było ludzi. Parada z okazji Dnia Kanady właśnie się skończyła. Rodziny przechodziły całymi grupami do parku, aby rozłożyć koce, wyładować kosze i rozpocząć piknik na swoim kawałku trawy.

Na trzech boiskach nieopodal parku toczyły, się już mecze baseballowe. Sprzedawcy, przebrani za najrozmaitsze zwierzęta, przepychali się przez tłum, oferując baloniki i małe kanadyjskie chorągiewki.

Roger wziął chorągiewkę od smętnego łosia, zapłacił dolara i spojrzał w niebieskie oczy ukryte w głębi kudłatego przebrania.

Musi ci być w tym gorąco – zauważył ze współczuciem.

Łoś skinął rogiem. Zza gumowej maski wydobył się młody, dźwięczny głos.

Koszmarnie. A dopiero się zaczęło.

Roger poklepał go po kosmatym ramieniu.

Trzymaj się, mały. Sprzedasz jeszcze tylko tysiąc chorągiewek i możesz wracać do domu.

Łoś jęknął i odszedł. Roger zatykał właśnie czerwony liść klonu na białym tle za wstążkę kapelusza, kiedy nadeszła Gina, dźwigając katalogi z próbkami tapet i materiałów na obicia i firanki oraz broszury o Edgewood Manor.

Złożyła swój ładunek na brzegu sceny i usiadła, , wzdychając z zadowoleniem.

No, no – mruknął Roger wkładając kapelusz. – Aleś ty ładna. Wyglądasz jak stokrotka.

Gina była ubrana w lekką białą sukienkę w duże, żółte kropki. Z uszu zwisały jej żółte kolczyki, w przyjemny sposób kontrastujące z opalenizna i piegami. Roger, który najczęściej widywał swą chlebodawczynię w dżinsach albo w szortach, uśmiechnął się z aprobatą.

Gina wygładziła spódniczkę i podniosła na niego wzrok.

Założę się, że nie wiedziałeś, że jestem dziewczyna, prawda?

Słyszałem pogłoski na ten temat, ale nigdy w nie naprawdę nie wierzyłem. Kiedy zaczynasz pracę w stoisku?

Spojrzała na zegarek.

Za dziesięć minut. Czy myślisz, że mam dosyć broszur?

Roger zachichotał.

Niewiele cię obchodzi, żeby pomóc tym wszystkim paniom w urządzeniu domu, co? To pretekst, żeby się za darmo reklamować.

Uniosła głowę z udanym oburzeniem.

Prowadzę interes.

Wiem – odparł, klepiąc ją po ramieniu. – Ciągle zapominam, jaka z ciebie dobra businesswoman. – Widziałaś może Mary? – zapytał, szczypiąc struny wiolonczeli i rozglądając się w tłumie.

Chór ma teraz próbę w namiocie kościoła anglikańskiego. Nikogo nie wpuszczają.

Roger zaśmiał się.

Cecil Bedlow jest taki pompatyczny. Można by pomyśleć, że występują w Carnegie Hall – dodał.

Teraz roześmiała się Gina.

Mary mówiła, że będą śpiewali za kilka minut. Będziesz mógł pójść posłuchać czy grasz?

Nie jestem pewien. Mickey Taunton musiał pojechać na motocyklu swojego brata do domu po flet, więc możemy zacząć później.

Jak mógł zapomnieć fletu?

Gra również w meczu baseballowym – odparł Roger łagodnie. – Ma dużo na głowie.

Gina nie słuchała. Patrzyła na tłum.

Czy widziałeś jeszcze kogoś, kogo znamy?

Roger uśmiechnął się do Giny, patrząc na jej lśniącą, chłopięcą fryzurę i szczupłe, opalone ramiona wyglądające spod białej sukienki.

Jeszcze kogoś? – zapytał, przekomarzając się, . – Na przykład kogo?

Wzruszyła niezręcznie ramionami.

Nie wiem. Sąsiadów. Gości z hotelu.

Jest tu gdzieś – powiedział. – Widziałem go kilka minut temu, rozmawiał z niedźwiedziem grizzly.

Jej policzki zaróżowiły się.

Jest też niedźwiedź grizzly? Myślałam, że w tym roku jest tylko łoś i bóbr.

Tak, moje dziecko, jest niedźwiedź grizzly. Jest tu też znany ekspert finansowy, który z pewnością zapomni o akcjach i premiach, jak cię zobaczy w tej sukience.

Gina poczerwieniała jeszcze mocniej.

Słuchaj, Roger – zaczęła poważnie – mylisz się. Naprawdę nie...

Daj spokój – odparł, wyjmując szmatkę i polerując wiolonczelę. – Idź do stoiska i weź się do pracy.

Zeszła ze sceny i wzięła swoje pakunki.

Chcesz się z nami spotkać na lunchu? – zapytała.

Gdzie?

W namiocie z hamburgerami przy fontannie. Wstąp, jeśli nie będziesz zajęty.

Cecil naprawdę da chórowi przerwę na lunch?

Uśmiechnęła się.

Wszystkim oprócz Marianne Turner. Rozumiem, że ona będzie musiała zostać i ćwiczyć gamy.

Roger skrzywił się.

Wszystkie okropnie plotkujecie. Idź sobie i nie zawracaj mi głowy.

Gina roześmiała się i poszła do stoiska. Roger patrzył za dziewczyna, póki jej kędzierzawa głowa nie zniknęła mu z oczu, po czym spojrzał tęsknie w stronę namiotu kościoła anglikańskiego, gdzie Mary ćwiczyła z chórem.

Gospodyni prawie w ogóle z nim nie rozmawiała. Roger był zdumiony tym, jak bardzo mu brakuje jej poglądów i opinii. Kiedy opuszczały ją nieśmiałość i rezerwa, Mary stawała się naprawdę interesująca. Od lat prowadzili zajmujące dyskusje o polityce, muzyce, ludziach i wszystkim innym.

Mary Schick, kiedy się zapalała, była nie lada przeciwnikiem w potyczkach słownych. Rogerowi podobał się jej sposób myślenia. Prawdę mówiąc, czasem zajmował przeciwne stanowisko, żeby jej posłuchać, choć w gruncie rzeczy się z nią zgadzał.

Ale ostatnio oddaliła się i trudno było do niej dotrzeć. Nie rozumiał, co ją gnębi. To nie może być tylko konflikt w sprawie Annabel, bo w przeszłości mieli wiele sporów na temat karmienia psa.

Chodzi jej o coś innego, a on w żaden sposób nie mógł dociec o co.

Potrząsnął głową, nadal tęsknie patrząc na pasiasty namiot, mając nadzieję dostrzec drobna, wyprostowana sylwetkę Mary. Nigdzie jej jednak nie dostrzegł.

Zastanawiał się, jak jest dzisiaj ubrana. Pewnie ma na sobie jedna z tych pozbawionych fasonu sukienek, jak co dzień. Zmarszczył brwi. Jej nijakie ubrania stanowiły kolejne źródło irytacji. Do licha, przecież jest zgrabna. Ma szczupłą talię i naprawdę dobre nogi; więc czemu...

Dzień dobry – powiedział kobiecy głos, przerywając jego myśli. – Jesteś okropny.

Naprawdę? – zapytał zaskoczony.

Lacey Franks stała obok sceny, przyglądając mu się figlarnie.

Nie zadzwoniłeś wczoraj, ty niedobry. Czekałam i czekałam.

Miałem do ciebie dzwonić? – spytał zmieszany.

Złote włosy Lacey były zaczesane do góry i lśniły w słońcu. Na nogach miała sandały na wysokich obcasach i była ubrana w obcisłą czerwona sukienkę, która opinała jej kształtna sylwetkę. Tylko zmarszczki na twarzy zdradzały jej prawdziwy wiek, ale i one były mało widoczne pod umiejętnie położonym makijażem. Roger pomyślał znowu o siwiejących włosach Mary i jej sukniach bez fasonu. Z jakiegoś powodu zezłościł się jeszcze bardziej.

Nie byliśmy właściwie umówieni – przyznała Lacey nadąsana – ale myślałam, że zadzwonisz i zaplanujemy dzisiejszy dzień.

Roger westchnął. Cała ta sprawa z umawianiem się na randki jest trudniejsza, niż przypuszczał. Najwyraźniej istnieją jakieś tajemnicze rzeczy, których kobiety oczekują od mężczyzn.

Lacey, powiedziałem ci, kiedy ostatnio byliśmy na kawie – odparł cierpliwie. – Przez większość dnia będę zajęty. Gramy co najmniej, cztery razy. Powiedziałem, że pewnie się gdzieś zobaczymy. Nadal się dąsała, ale poprawiła mu krawat.

Miałam nadzieję, że zaplanujemy sobie wieczór. Na plaży ma być pokaz fajerwerków. Uwielbiam fajerwerki Przez ten czas członkowie chóru wyszli z namiotu i przeszli obok w zbitej grupie, kierując się ku muszli koncertowej w centrum parku.

Mary była wśród nich. Roger pomachał do niej, ale zmieszał się, kiedy spostrzegła Lacey Franks, ciągle zajętą jego krawatem. Odsunął się od niej i nerwowo poprawił kapelusz.

Cześć, Mary! – zawołał. – Jesteś gotowa śpiewać jak słowik?

Nie odpowiedziała, tylko odwróciła wzrok i poszła dalej, niosąc swoje nuty.

Nieśmiała z niej osóbka, prawda? – zauważyła Lacey, patrząc, jak chór wchodzi po stopniach do muszli koncertowej. – I tak fatalnie się ubiera – dodała wzdrygając się. – Ta granatowa sukienka przy takiej pogodzie...

Muzycy zaczęli pojawiać się na scenie, wymieniać żarty i wyjmować instrumenty.

Lacey, muszę nastroić wiolonczelę – oświadczył Roger. – Zobaczymy się później, dobrze?

Ależ skarbie, ja się nigdzie nie wybieram – odparła, głaszcząc jego ramię. – Siedzę tutaj, żeby móc cię słuchać.

Przed scena zbierał się tłum czekający na koncert i Roger patrzył, jak Lacey znajduje miejsce w rzędzie składanych krzeseł.

Musiał przyznać, że wygląda pięknie. Miała w sobie coś wspaniałego i wyszukanego, co sprawiało, że odróżniała się od miejscowych kobiet i innych turystów. Patrzono na nią, kiedy założyła nogę na nogę i włożyła modne okulary przeciwsłoneczne, po czym ustawiła torebkę pod krzesłem i pomachała do Rogera dłonią o pomalowanych na czerwono paznokciach.

Nie miał pojęcia, dlaczego to egzotyczne stworzenie się nim interesuje, ale ona tego nie ukrywała. Od pierwszego spotkania po jej przyjeździe do miasteczka Lacey dawała jasno do zrozumienia, że każdy krok z jego strony będzie mile przyjęty. Rogerowi to zarówno pochlebiało, jak i zadziwiało go.

W muszli chór zaczął śpiewać swą pierwszą pieśń.

Roger wziął smyczek i zaczął nim przesuwać po strunach, słuchając skrzypiec za sobą, a Lacey przyglądała mu się z napięciem.

W muszli orkiestrowej Mary starała się skupić na nutach, które trzymała w ręku, ale jej wzrok biegł ku scenie, gdzie Roger siedział przy wiolonczeli. Flaga za wstążką jego kapelusza chwiała się gwałtownie, kiedy przesuwał smyczkiem po strunach.

Mary automatycznie włączyła się w alty, przenosząc wzrok na Lacey Franks, którą widziała w pobliżu sceny. Wyróżniała się w tłumie czerwona sukienką i lśniącymi, złocistymi włosami.

Kim jest ta kobieta? Skąd się pojawiła i dlaczego z takim uporem skupia swą uwagę na Rogerze, żyjącym spokojnie na swej małej farmie?

Oczywiście, Mary znała odpowiedź.

Lacey Franks jest jeszcze jedna kobietą po pięćdziesiątce, atrakcyjniejszą niż inne, niebanalna i zamożna. Jest jednak samotna i należy do grupy wiekowej, gdzie liczba kobiet przekracza liczbę mężczyzn. Prawie każdy samotny mężczyzna spodoba się takiej kobiecie, o ile wygląda w miarę przyzwoicie.

Roger, ze swym spokojnym wdziękiem; Suchym poczuciem humoru i staroświecką, szarmancką elegancją jest zapewne nieodparcie pociągający.

Mary wyobraziła ich sobie trzymających się za ręce, a nawet całujących się, i poczuła tak intensywny przypływ uczuć, że zadrżała. Nie mogła znieść myśli, że Roger dotyka tej kobiety. Nie chciała nawet wyobrażać sobie ich rozmów czy rozmyślać o Rogerze dzielącym z kim innym swój kapryśny dowcip czy obserwacje na temat życia.

Ponownie pozwoliła sobie spojrzeć w jego kierunku. Wyglądał na przejętego, kiedy zespół zaczął grać „Zielone rękawy”. Pomyślała, że Roger ma piękne ręce. Zawsze jej się podobały, sprawne i spracowane, o długich palcach.

Myślała z bólem o tym, jak kobiety takie jak Lacey Franks potrafią otwarcie mówić o swych uczuciach i pragnieniach. Jak dać mężczyźnie do zrozumienia że się uważa, iż jest wspaniały? Jak się kogoś wybiera, a potem ma odwagę oznajmić światu o swoim wyborze, nie pozostawiając wątpliwości co do własnych uczuć?

Nagle głos jej się załamał. Kobieta stojąca obok spojrzała na nią zatroskana.

Przepraszam – szepnęła Mary podczas przerwy w muzyce. – Chyba jestem przeziębiona.

Kiedy głosy zabrzmiały znowu, Mary zmusiła się, żeby do nich dołączyć. Zamrugała; gorące łzy parzyły jej powieki.


Kiedy tylko otworzyła stoisko, od razu zalał ją tłum ludzi chcących omawiać zestawienia kolorów, tkanin i mebli. Już piąty rok z rzędu prowadziła stoisko podczas Dnia Kanady. Spodziewano się jej obecności i ustawiła się do niej kolejka.

Dzień był długi i trudny, ale Gina była zadowolona z pytań i z możliwości rozdawania broszur o Edgewood Manor. Co roku w jej hotelu zjawiali się goście, którzy dowiedzieli się o nim na jarmarku w Azure Bay, uważała więc swój dzień w stoisku za dobrze wykorzystany.

Porozmawiała chwilę z młodą parą, która oglądała katalog tapet, po czym skierowała uwagę na miejscową gospodynię, zastanawiającą się nad dobudówką do swego siedemdziesięcioletniego domu.

Chcielibyśmy utrzymać autentyczny charakter domu – zaznaczyła kobieta – ale nie wiemy, gdzie znaleźć te wszystkie gzymsy i tak dalej.

Gina otworzyła katalog i pokazała szereg wyrobów służących do restaurowania wnętrz w stylu różnych epok. Kobieta przewracała strony zafascynowana. Zapisała kilka adresów, podziękowała i odeszła, biorąc z sobą broszury.

Korzystając z chwili przerwy, Gina pochyliła się, żeby poszukać w torebce paczki miętówek, którą wrzuciła tam wcześniej.

Nic mi się już w moim domu nie podoba – odezwał się niski głos obok. – Co mam zrobić, panno Mitchell?

Zaskoczona podniosła wzrok i spostrzegła Alexa Coltona, który stal naprzeciwko niej i patrzył na nią z przekornym uśmiechem. Tego ranka wyglądał jeszcze atrakcyjniej, był wypoczęty i świeży. Świąteczna atmosfera najwyraźniej mu odpowiadała.

Uśmiechnęła się.

Jeśli rzeczywiście nic ci się w twoim domu nie podoba, masz spory problem. Czy zamierzasz przeprowadzić remont?

Poczęstowała go miętówką.

Nie jestem pewien – odparł, wkładając cukierek do ust. – Może powinienem sprzedać dom i się przeprowadzić?

Gina patrzyła, jak przegląda jedna z książek, zapytując samą siebie, dlaczego wydaje jej się tak pociągający.

Prawdopodobnie chodzi o połączenie inteligencji i męskości, zdecydowała. Był prawdziwym studium kontrastów, ten jej gość na całe lato. Zda wał się łączyć autorytet z uprzejmością, siłę z łagodnością.

A nade wszystko był w nim smutek który ściskał Ginie serce i groził, że załamie się jej system obronny.

Jakiego rodzaju jest ten dom? – zapytała, starając się, żeby jej głos brzmiał normalnie.

To dom pełen smutnych wspomnień. .

Zamknął książkę i przysiadł na ladzie.

Tak naprawdę to nie chcę dziś o nim myśleć. Jestem na wakacjach.

Ale taki projekt zmiany wnętrza może i nie jest złym pomysłem – zaryzykowała, Kompletna zmiana może mu dobrze zrobić.

Skinął głową w zamyśleniu.

Wymieniam wykładziny, ale nie myślałem o niczym innym. Jeśli ci naszkicuję, jak wyglądają wnętrza, doradzisz mi?

Z radością. Lubię zajmować się urządzaniem wnętrz. Szczególnie – dodała z uśmiechem – kiedy mogę wydawać cudze pieniądze.

Odwzajemnił jej uśmiech. Potem w jego, oczach pojawiło się wahanie.

Myślę, że masz rację, zmiana byłaby zdrowa. Problem w tym, że nie wiem, jak odebrałaby to Steny Bardzo dba o pamięć matki. Mogłoby jej być przykro, gdybym zmienił wszystkie kolory.

Gina zastanowiła się nie po raz pierwszy, jaka będzie ta czternastolatka, kiedy pojawi się w hotelu w przyszłym tygodniu. Alex sprawiał wrażenie silnego i pewnego siebie człowieka, ale wydawał się pełen wątpliwości i troski, kiedy mówił o córce.

Przy stoisku pojawiła się młoda para i Gina podała im broszury, odpowiadając na pytania dotyczące upinania tkanin w oknach wykuszowych. Alex stał obok, słuchając z wyraźnym zainteresowaniem.

Naprawdę się na tym znasz – zauważył, kiedy młodzi odeszli.

Poświęciłam dużo czasu na naukę urządzania wnętrz. Szczególnie wnętrz z epoki.

Poprawiła książki na ladzie i ułożyła obok. kilka broszur, świadoma, że Alex nie spuszcza z niej, wzroku.

Ładna sukienka – powiedział.

Dziękuję. Roger mówi, że wyglądam jak stokrotka. – Przyjrzała się sobie. – Nie jestem pewna, czy to był komplement.

Och, myślę, że tak.

Ginie zrobiło się gorąco pod wpływem jego spojrzenia.

Masz przerwę czy cały dzień będziesz pracować? – spytał.

Prawie cały. Jestem w stoisku do piątej, z półgodzinna przerwą na lunch. Umówiłam się z Mary – dodała niemal przepraszającym tonem.

Aha. A o piątej ? Wracasz wprost do hotelu?

Potrząsnęła głową.

Nie od razu. Prawdopodobnie zostanę tutaj, żeby popatrzeć na fajerwerki. To naprawdę piękny pokaz.

Więc, gdybym wstąpił koło piątej, miałbym szansę zabrać cię na kolację i obejrzeć z tobą fajerwerki?

Serce Giny mocno zabiło, ale starała się zachować obojętny wyraz twarzy. To zwykłe, niezobowiązujące zaproszenie, mówiła sobie. Alex nie zna nikogo w mieście, jest uprzejmy, to wszystko.

Ale czuła zdradziecki przypływ lęku i podniecenia, kiedy myślała o łagodnym zmierzchu, nadchodzącej ciemności i fajerwerkach wybuchających nad jeziorem, ..

Wiedziała, że powinna odrzucić zaproszenie. Alex Colton jest potencjalnie zbyt niebezpieczny dla jej starannie ułożonego życia. Poza swą niezaprzeczalna atrakcyjnością, jest świeżo w żałobie. Najbardziej, niepokojąca jest stojąca gdzieś w kulisach jego nieszczęśliwa, smutna córka.

Najbezpieczniej byłoby powiedzieć? „nie” i uniknąć w ten sposób wszelkich problemowi jakie mogłyby wyniknąć. Mów „nie” a wtedy nikt cię nie zrani, powtarzała sobie. Ale nie była w stanie odmówić.

Dobrze – powiedziała wreszcie, zmartwiona swą słabością. – Zobaczymy się później.

Świetnie. Cieszę się.

Posłał jej zniewalający uśmiech i odsunął się, żeby przepuścić grupę kobiet chcących przejrzeć katalog tapet.

Zanim zaczęła z nimi rozmowę, zdążyła dostrzec jeszcze jego wysportowana sylwetkę i siwiejące włosy, kiedy znikał w tłumie.


Spędził miły dzień, zwiedzając jarmark. Sporo czasu zajęło mu oglądanie zwierząt hodowlanych. Podziwiał świnie o wypolerowanych racicach i krowy ze wstążkami w ogonach. Zjadł kolbę kukurydzy i domowe ciasto z brzoskwiniami, potem słuchał zespołu kameralnego! Rogera i chóru Mary. Oba reprezentowały wysoki poziom. Oczywiste było, że miasteczko poważnie traktuje muzykę.

Później tego południa, czekając, aż Gina będzie wolna, poszedł nad jezioro, by odpocząć z dala od tłumów. Usiadł na kamieniu i zapatrzył się w wodę. Powierzchnia jeziora lśniła w słońcu jak dywan z diamentów. Wielka czapla przeleciała majestatycznie nad wodą.

Odchylił głowę do tyłu, wystawiając twarz do słońca. Klimat tu był przyjemny, powietrze czyste, ludzie uczciwi i serdeczni. Łagodna atmosfera stanowiła balsam dla jego duszy i był przekonany, że tego właśnie potrzeba Steffi, Przypomniał sobie jej smutny głos przez telefon i wiadomość, że nie czuje się dobrze. Może powinien zadzwonić i nalegać, żeby przyjechała? Sandersowie mogą ją odwieźć na wcześniejszy samolot jutro i kontynuować swoje wakacje. Bał się jednak zasugerować ten plan, pamiętając, z jaką pogardą i goryczą Steffi odnosiła się do wszelkich jego propozycji.

Skoro nią jest w stanie niczego zrobić jak należy, pomyślał ze smutkiem, najlepiej nie robić nic.

Spojrzał na zegarek i poczuł przypływ podniecenia. Dochodzi piąta, czas pójść do stoiska i spotkać się z Gina. Wstał, przyczesał włosy kieszonkowym grzebieniem i zaśmiał się z samego siebie.

Czterdzieści trzy lata i oto idzie na randkę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zaprasza kobietę na coś, co nie jest spotkaniem w interesach.

Pomyślał o ożywionej twarzy Giny, jej kieszeniach pełnych różności, jej rozczulającej chłopięcości, w tak oczywisty sposób kontrastującej z jej kompetencjami kobiety interesu. A ponieważ był tylko człowiekiem, jego myśli zatrzymały się też na tym, jak wyglądała tego ranka w letniej sukience, na jej nagich ramionach i drobnych piersiach:

Tak dawno nie trzymał w objęciach kobiety. Prawie już nie pamiętał ostatniego razu.

Pospieszył w kierunku namiotu. Gina zamykała właśnie stoisko, pakowała katalogi i broszury w kartonowe pudła. Mimo pracowitego dnia i upału panującego w namiocie wyglądała świeżo i była pełna energii.

Jesteś rześka jak ptaszek – powiedział. Spojrzała na niego i poczerwieniała.

Jesteś piękna – dodał.

Poczuła, że robi jej się jeszcze bardziej gorąco.

Prawdę mówiąc, jestem wyczerpana i na pewno to po mnie widać. Ale to miło, że o tym nie mówisz.

Czy mogę w czymś pomóc?

Pokręciła głową.

Zostawię te pudła pod ladą. Roger je zabierze w drodze do domu.

Jesteś pewna?

Najzupełniej. – Przeciągnęła się i westchnęła, po czym wyszła zza lady. – Cieszę się, że już skończyłam.

Alex podał jej ramię. Miło mu było mieć ją u boku, kiedy wędrowali razem przez tłum. Tak dobrze pasowali do siebie. Ich ramiona prawie się dotykały, szli krok w krok. Czuł ciepło jej dłoni na ramieniu. Poklepał ją i spojrzał na Ginę.

Co? – zapytała.

Podoba mi się – odparł po prostu. – Mógłbym się przyzwyczaić do chodzenia z tobą.

Jej policzki znowu, poróżowiały pod piegami, co wywołało jego uśmiech.

Zawsze się tak czerwienisz?

To przekleństwo – odparła, zatrzymując się, żeby popatrzeć na rozmaite gatunki zbóż, związane wstążkami w snopki. – Zawsze się łatwo czerwieniłam. Nie zwracaj na to uwagi. To zupełnie nic nie znaczy.

W porządku.

Przechodzili wśród stoisk prezentujących produkcję ogrodniczą.

Więc jak mam poznać, że jesteś speszona? – zapytał.

Gdybym wczołgała się w jakąś dziurę, zwinęła w kłębek i umarła, miałbyś sygnał.

Zaśmiał się – Widziałaś inne eksponaty czy byłaś unieruchomiona cały dzień w stoisku?

Głównie byłam w stoisku, ale po tylu latach tutaj mało jest dla mnie rzeczy naprawdę nowych. Co ci się najbardziej podobało?

Zastanowił się chwilę.

Świnie były wspaniałe – wyznał w końcu. – I zespół kameralny Rogera.

Gina roześmiała się z zachwytem, co wywołało uśmiech na jego twarzy.

Czekaj, powiem Rogerowi, że zajął drugie miejsce po świniach.

Alex śmiał się razem z nią. Czuł, jak ciemne, obręcze wokół jego serca rozluźniają się, a chmury odpływają. Po przyjacielsku objął Ginę ramieniem, z przyjemnością czując jej szczupłe ciało obok swojego, ale zmusił się, żeby ją puścić niemal natychmiast.

Gdzie chcesz zjeść kolację? – zapytał. – Chcesz pójść do miasta na befsztyk?

Spojrzała na niego zaszokowana.

Wielkie nieba, nie! Tutaj mamy pożywne dania w rodzaju parówek z chili i tłustych hamburgerów. W końcu to wiejski jarmark.

Niewątpliwie. Dobrze, rozejrzyjmy się jeszcze trochę i zobaczmy, gdzie możemy zjeść coś naprawdę niezdrowego.

Przez godzinę zwiedzali jarmark i jedli lody, żeby oszukać fale głodu. Przejechali się nawet konno.

Wreszcie, kiedy oboje poczuli się wygłodniali i nie chcieli już dłużej czekać, kupili półmisek pełen hamburgerów, kolby kukurydzy w maśle i krążki smażonej cebuli, a do tego lemoniadę w plastikowych kubkach.

Usadowili się przy stoliku nad wodą.

Jakie to dobre – powiedziała Gina radośnie, wycierając usta papierową serwetką. – Dlaczego to, co naprawdę pyszne, jest niezdrowe?

Alex patrzył na jej twarz i włosy obramowane złotym blaskiem zachodzącego słońca. Nagle poczuł, że nie jest w stanie wydobyć głosu.

Jedz – poprosiła. – Nie zjem przecież sama całej tej cebuli.

Będziemy musieli biec całą drogę do hotelu, żeby to spalić.

Dobry pomysł, lubię biegać.

Masz tyle energii – zauważył, biorąc chrupiące krążki cebuli. – Zawsze jesteś taka?

Na ogół. kocham to, co robię, to wszystko. Żyję dokładnie tak jak chcę.

Niczego nie żałujesz? Popatrzyła na niego.

Na przykład czego?

Nigdy się nie oglądasz i nie wracasz do szczególnych chwil w swoim życiu, myśląc, że mogłaś coś zrobić inaczej ?

Zdziwiła go jej reakcja. Choć patrzyła na jezioro i widział ją z profilu, zobaczył, że jej zęby zacisnęły się, a twarz zachmurzyła.

Ale kiedy odwróciła się do niego, minę miała obojętna.

W gruncie rzeczy nie – odparła. – Każde życie jest pełne trudnych wyborów, ale jestem zadowolona ze swoich. A ty?

Jej jasne, orzechowe oczy spoczęły na nim w zamyśleniu.

Alex bawił się papierowym opakowaniem, wiedząc, że Gina oczekuje uczciwej odpowiedzi. Gina jest osobą bezpośrednią i niewątpliwie oczekuje tego samego od innych.

Uczciwość jest jedna z jej najbardziej pociągających cech, ale jednocześnie zbijającą z tropu. Jeśli Alex miał być uczciwy wobec tej kobiety, będzie musiał jej okazać, jak bardzo mu się podoba. A ona wkrótce zda sobie sprawę, że on pragnie czegoś więcej niż tylko towarzystwa.

Myślę – powiedział wreszcie – że dokonałbym tego samego wyboru, ale szkoda, że niektórych decyzji nie podjąłem wcześniej.

Jak to?

Przyglądała mu się uważnie, popijając lemoniadę.

Prawdopodobnie czuję się tak z powodu choroby Janice. Kiedy traci się kogoś bliskiego, odczuwa się, jak kruche i ulotne jest życie. Żałuję, że nie miałem odwagi wcześniej zacząć pisać książek i felietonów, bo dałoby nam to swobodę i niezależność. Żałuję, że Steffi nie urodziła się wcześniej, żeby Janice mogła widzieć, jak dorasta.

Ból powrócił na chwilę, wsysając go w ciemna chmurę.

Gina ścisnęła jego dłoń.

Tak mi przykro – szepnęła. – Te ostatnie lata musiały być bardzo ciężkie dla was wszystkich.

Z wdzięcznością ujął jej rękę. Miała szczupłe, silne palce i stwardniałe dłonie, które przyjemnie mu było trzymać.

Alex...

Tak?

Czy nie obawialiście się, że jak będziecie mieli dziecko, to przy chorobie twojej żony.

Serce mu się ścisnęło.

Steffi jest dzieckiem adoptowanym – powiedział.

Ach tak – szepnęła.

Zapadła niezręczna cisza; oboje patrzyli na jezioro.

Popatrz – zauważyła, wreszcie Gina. – Szykują już fajerwerki.

Mamy dobre miejsce.

Chcesz zostać tutaj? – zapytała, rozglądając się niepewnie. – Moglibyśmy znaleźć miejsce gdzieś na trawie...

Alex wstał zza stołu i usiadł obok niej na ławce, wyciągając nogi przed siebie. Potem zdjął marynarkę i okrył nią jej nagie ramiona.

Czy jest ci ciepło? – zapytał. – Kiedy słońce zajdzie, nad wodą będzie chłodno.

Dobrze mi – odparła. – A tobie? Jest ci wygodnie?

Jest mi tak dobrze – odparł – że mógłbym zostać tu, tak jak teraz, do końca życia.

W gasnącym świetle znów dostrzegł delikatny rumieniec na jej policzkach, zanim odwróciła głowę. Z trudem oparł się pokusie, by ją objąć i przytulić.




Rozdział 6


Śniadanie w Edgewood Manor było wytworne i obfite. Podawano je we wdzięcznej starej jadalni, gdzie Josiah i Elizabeth Edgewood niekiedy podejmowali kolacją czterdzieści osób.

Wkrótce po kupnie domu Gina zrezygnowała z wielkiego, dębowego stołu. Zamiast niego ustawiła kilka mniejszych stolików, nakrytych ciemnoniebieskimi obrusami, porcelana i lśniącymi srebrnymi sztućcami. Na stołach stały kwiaty z ogrodu, a krzewy za oknami sprawiały, że pokój przypominał chłodną, zielona grotę z przefiltrowanymi plamami słońca.

Od jarmarku w Azure Bay minął tydzień. Goście zaprzyjaźnili się między sobą i kiedy siadali do śniadania, składającego się z kompotu z owoców, zapiekanki ze szpinakiem, świeżych owoców i ciepłych ciasteczek owsianych, podawanych w koszyku przykrytym serwetką w niebieską kratkę, rozmowa toczyła się wartko. Wykładane drzewem ściany odbijały ożywione głosy.

Gina szła przez hol, niosąc srebrny dzbanek z kawą, kiedy usłyszała serdeczny wybuch śmiechu Alexa. Weszła do jadalni i uśmiechnęła się do niego.

Siedział przy stoliku z gośćmi z Atlanty, parą archeologów, którzy letnie wakacje łączyli z możliwością badania petroglifów nad jeziorem. Jedno z miejsc przy stoliku było puste i stanowiło nieme przypomnienie, że Steffi Colton pojawi się za dwa dni.

Gina chodziła po jadalni z dzbankiem kawy, rozmawiając i żartując z gośćmi. Stary hotel był wypełniony po brzegi, praktycznie trzeszczał w szwach. Kim i Stacey, dwie studentki, pracowały pełna parą.

W niektórych pokojach dzieci spały na składanych łóżkach, choć zwykle niewiele dzieci przyjeżdżało do Edgewood Manor. Dla personelu lato było zawsze okresem zarówno radosnym, jak i wyczerpującym.

Co to za hałasy? – zapytała Gina z żartobliwą surowością, zatrzymując się przy stoliku Alexa. – Śmiech jest niedozwolony. Wszyscy troje będziecie musieli opuścić hotel.

Alex odwrócił się do niej z uśmiechem, a ona musiała się powstrzymać, żeby mu nie położyć ręki na ramieniu albo nie pogłaskać po włosach.

Nigdy nie czuła tak ogromnego pociągu fizycznego do drugiego człowieka. Trzymanie się od niego z daleka wydawało się z każdym dniem trudniejsze.

Popatrzył na nią badawczo.

Dobrze spałaś, Gino?

Bardzo dobrze, dziękuję.

Wczoraj pracowaliśmy z Gina do północy – zwrócił się do współtowarzyszy. – Byliśmy nad jeziorem i pomagaliśmy Rogerowi zreperować tratwę, żeby dzieci mogły jej używać do pływania.

Siedząca przy stoliku kobieta uśmiechnęła się do Giny.

To szczęście mieć gościa, który gotów jest pomagać – powiedziała ciepłym akcentem z Georgii.

Gina pomyślała o blasku księżyca na wodzie i silnych, mokrych ramionach Alexa, kiedy pracowali w wodzie przy tratwie. Zadrżała lekko.

Kawa? – zapytała archeologów.

Czy to ta sama mieszanka co wczoraj? – zapytała kobieta. – Cudowny jest ten smak orzechów laskowych.

Gina skinęła głową.

To nasza domowa mieszanka. Roger miele ją co rano.

Proszę o filiżankę. A ty, Geraldzie?

Mężczyzna skinął głową entuzjastycznie.

Tak, Sue Annę. Nigdy nie odmawiam niczego, co mi tu proponują. Wszystko jest takie pyszne.

Dzięki takim gościom jak wy praca jest dla mnie przyjemnością – powiedziała Gina, napełniając filiżanki. – Nalać ci jeszcze kawy, Alex?

Spojrzał na nią ponownie, oczy mu lśniły.

Zgadzam się z Geraldem. Nie odmówię niczego, co proponujesz.

Gina poczuła irytujący, demaskujący rumieniec na policzkach.

Prawie zapomniałam. W biurze jest do ciebie faks.

Z Vancouveru?

Skinęła głową.

Trzeci faks w ciągu dwóch dni. Twój szef musi się niepokoić.

Dobrze. Wezmę go po śniadaniu.

Czym się zajmujesz? – zapytał Gerald.

Gina i Alex wymienili spojrzenia.

Uczę ekonomii w prywatnym college’u w Lower Mainland – odparł Alex.

I zawracają ci głowę w czasie wakacji? – zdziwiła się Sue Ann. – To naprawdę niegodziwe.

Gina spokojnie napełniła filiżankę Alexa. Jeśli chce utrzymać swą tożsamość w tajemnicy, ona na pewno jej nie ujawni. Obawiała się jednak , że ktoś z gości odkryje w końcu prawdę.

Co dziś robisz, Gino? – zapytał Alex, dotykając jej ramienia.

Pomyślałam, że wezmę kajak i sprawdzę, czy w lesie są jagody.

Nie jest jeszcze za wcześnie? – zdziwiła się Sue Ann.

Może – odparła Gina. – Ale było dość gorąco. Myślę, że mogą już być dojrzałe. Poczekajcie, aż spróbujecie ciasta jagodowego Mary z bitą śmietaną.

Czy mogę popłynąć z tobą? – zapytał Alex.

Myślałam, że masz dzisiaj pracować. Co z tymi wszystkimi faksami?

Wczoraj pracowałem do północy. Jestem gotów wziąć wolny dzień. Gino – prosił – pozwól mi popłynąć z tobą. Będę nawet wiosłował. Będę twoim gondolierem, a ty możesz płynąć w kajaku jak wielka dama.

Możesz mieć parasolkę i pluskać dłonią w wodzie.

Roześmiała się.

To kusząca propozycja. Będziesz też zrywał jagody?

Całymi wiadrami – obiecał.

Dobrze – zgodziła się. – Muszę z Mary przejrzeć rachunki, więc będę gotowa około – spojrzała na zegarek – dziesiątej. Dobrze?

Świetnie. Włożę grube buty i znajdę kij do odpędzania niedźwiedzi.

W dziesięć minut później Alex wstał od stołu, a wraz z nim większość gości. Rozchodzili się, przygotowując do spędzenia dnia na plaży albo wędrówki po szlakach spacerowych.

Nie zapomnij o faksie – zawołała Gina, przechodząc przez jadalnię, żeby nalać kawę kilku gościom, którzy jeszcze zostali przy stolikach.

Chodź ze mną do biura – odparł, biorąc z jej rąk pusty dzban. – Zostawimy dzbanek w kuchni i odbiorę faks. Potem zrobisz, co masz do zrobienia, i możemy iść nad jezioro.

Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że się szarogęsisz?

Święta racja.

Objął ją i lekko uścisnął.

Chcę już cię mieć w kajaku, zanim się ktoś pojawi i mi cię zabierze.

Nie widzę, żeby ktokolwiek próbował – zauważyła sucho.

Odsunęła się od niego i skierowała w stronę kuchni, spiesząc się, żeby nie zobaczył, jak ją poruszył jego dotyk.


Leżała w kajaku, patrząc na bezchmurne niebo. Zgodnie z obietnicą Alex zajął się wszystkim, przyniósł nawet poduszki z krzeseł na patio i ułożył na tylnym siedzeniu oraz na dnie, żeby mogła rozsiąść się wygodnie, podczas kiedy on wiosłował.

Na dnie kajaka stały plastikowe wiaderka. W jednym ż nich była paczka z kanapkami i ciastkami, którą dała im Mary, i termos z kawą. Gina miała miłe uczucie, że jest na wakacjach, jak dziecko na pikniku.

Zamknęła oczy i cieszyła się ciepłem słońca na twarzy, słuchając delikatnego plusku wioseł. To był raj, istny raj;

Za ciężko pracujesz – zauważył Alex z drugiego końca kajaka. – Po raz pierwszy widzę, że się odprężasz.

Otworzyła oczy i popatrzyła na niego. Wszystko jej się w nim podobało, od srebrnych pasm we włosach i łagodnego błysku humoru w oczach aż do silnych rąk i ramion, kiedy patrzyła, jak wiosłuje.

Powinieneś mieć kamizelkę ratunkową – rzekła sennym głosem. – Przykro byłoby mi cię stracić.

Naprawdę? – zapytał, a w jego oczach zapaliły się iskierki. – Dlaczego?

Bo jesteś najlepiej płacącym gościem, jakiego kiedykolwiek miałam. Tego lata pobijemy rekord.

Roześmiał się.

Grunt, że doceniasz moje co ważniejsze zalety. A czemu ty nie jesteś w kamizelce?

Byłam mistrzynią prowincji w stylu dowolnym, kiedy miałam piętnaście lat. Mogłabym przepłynąć na drugą stronę jeziora – powiedziała, wskazując bezmiar lśniącej, błękitnej wody.

Zrobiłaś to kiedyś?

Dwa razy. I możesz zgasić ten błysk rywalizacji, który masz w oczach. Nie mam zamiaru się z tobą ścigać.

Czemu nie? – zapytał niewinnie. – Chodź, spróbujemy. Założę się, że wygrasz. W końcu jesteś o wiele młodsza ode mnie.

O ile młodsza?

Zaraz – powiedział, odkładając wiosło. – Mary mówiła mi, że kilka tygodni temu były twoje urodziny i skończyłaś trzydzieści sześć lat. Ja mam czterdzieści trzy. Więc masz nade mną siedem lat przewagi.

Gina uśmiechnęła się i wsparta o poduszki, ponownie zamknęła oczy.

Masz rację. Prawdopodobnie bym wygrała. Ale po co upokarzać dobrze płacącego gościa?

Zaśmiał się i popatrzył na linię brzegu, wzdłuż której płynęli.

To prawdziwe odludzie. Nie widzieliśmy po drodze żadnego domu.

Dla mnie jest tu nie dość odludnie.

Dlaczego? – zapytał zdziwiony. – Nie lubisz mieć sąsiadów nad jeziorem?

Im dłużej tu mieszkam – powiedziała rozmarzona – tym bardziej chciałabym, żebyśmy wszyscy w cudowny sposób zniknęli i pozostawili wszystko takim, jakim było w dawnych czasach. Nie znoszę tych domów pompujących nieczystości wprost do jeziora, nie znoszę przystani wynajmujących narty wodne i stoisk z hamburgerami. To wszystko jest takie... brzydkie.

Ale konieczne, żeby ludzie mogli, cieszyć się jeziorem. Z tobą włącznie.

W tym cała rzecz. Nie jestem pewna, czy musimy wykorzystywać absolutnie każdą rzecz tylko dlatego, że istnieje i jest dostępna. Są rzeczy tak piękne, że powinno sieje zostawić same sobie.

Do licha. Jesteś obrońcą przyrody – droczył się Alex. – Prawdziwy ekolog.

Pewnie tak – odparła nie zrażona. – Dawniej taka nie byłam, ale życie tutaj sprawiło, że naprawdę obchodzi mnie środowisko. Wiele stracimy, jeśli nie będziemy ostrożni.

Jego wzrok spoczął na niej. Był tak ciepły i intensywny, że poruszyła się nerwowo i spojrzała przez ramię na brzeg.

Jesteśmy prawie na miejscu. Jeszcze tylko, z pół kilometra do jagód.

Alex zaczął znowu wiosłować. Mięśnie na jego ramionach napinały się, a silne uderzenia wioseł powodowały fale. Miął na sobie znoszone szorty z obciętych dżinsów i luźną kamizelkę. Jego ramiona, nogi i duża część piersi były nagie. Był już opalony po kilku słonecznych dniach spędzonych na plaży i ciepły brąz jego skóry przyjemnie kontrastował ż ciemnymi, przyprószonymi siwizna włosami na piersi.

Gina obserwowała go spod zmrużonych powiek i drżała. W skąpym odzieniu wyglądał jeszcze atrakcyjniej; w ubraniu sprawiał wrażenie krępego i barczystego.

Jesteś w całkiem dobrej formie – zauważyła, starając się, żeby zabrzmiało to obojętnie. – Jak na profesora.

W college’u jest sala gimnastyczna i siłownia. Cały czas ćwiczę.

Zrobił szeroki ruch wiosłem, zręcznie omijając na pół zatopione pnie drzew.

Najpierw, kiedy Janice zachorowała, to był sposób na odreagowanie stresu. Ale z czasem prawie się uzależniłem od ćwiczeń fizycznych i trudnych spraw.

Trudne sprawy mogą doprowadzić do uzależnień, i to jeszcze jak.

Na przykład prowadzenie w pojedynkę hotelu?

Nie robię tego sama. Mam Mary i Rogera.

Skoro o nich mowa, nie wiesz, co im jest? Atmosfera w kuchni jest lodowata. Czy to tylko z powodu diety Annabel?

Pokręciła głową, czując przypływ troski.

Nie jestem pewna. Kłócili się z powodu Annabel w przeszłości, ale to nigdy nie trwało tak długo. Martwię się o Mary. Jest taka przyciszona i... zamknięta w sobie. Trudno ją skłonić do mówienia o tym, co ją gryzie.

Ja bym się raczej martwił o Rogera – oznajmił Alex, marszcząc brwi i wpatrując się w gęstwinę poszycia na brzegu.

Dlaczego? – zapytała przestraszona.

Cóż, znalazł sobie piękna przyjaciółkę z miasta, nieprawdaż? Nie wyobrażam sobie, żeby została długo w Azure Bay.

Myślisz, że Roger mógłby wyjechać?

Może się tak zdarzyć.

Zmarszczyła brwi.

Jeszcze jej nie poznałam. Zdaje się, że wszyscy znają przyjaciółkę Rogera oprócz mnie.

Powinnaś częściej wychodzić. Chcesz pójść ze mną do miasta na drinka wieczorem?

Pokręciła głową.

Mimo że spędzali większość dnia razem w hotelu i jego pobliżu, opierała się wszelkim zaproszeniom Alexa. Niemal podświadomie wiedziała, że nie ma sensu nawiązywanie towarzyskiej znajomości, która będzie się musiała skończyć w dniu, w którym przyjedzie jego córka.

Alex nie pozostawiał wątpliwości co do tego, jak ważna jest dla niego Steffi i gorąco pragnął, żeby miała udane wakacje. Gina przypuszczała, że jego dni i wieczory będą zajęte, kiedy Steffi się pojawi.

Poczuła ból utraty, który szybko stłumiła głęboko zawstydzona.

W końcu Steffi Colton ma dopiero czternaście lat i przed zaledwie kilkoma miesiącami straciła matkę. Gina nie mogła jej zazdrościć uwagi ojca.

Jednak świadomość, że ona i Alex mają jeszcze tylko dwa dni, żeby cieszyć się swoją rosnącą przyjaźnią, była przykra.

Przybij do brzegu – zarządziła. – W tej małej zatoczce jest pełno żwiru i możemy tu zostawić kajak.

Alex patrzył z powątpiewaniem na ścianę zieleni.

Jesteś pewna, że tu są jagody?

Najzupełniej. Znalazłam to miejsce przed laty, chodząc po lesie.

A niedźwiedzie? Może one także znalazły to miejsce?

Och, daj spokój – ofuknęła go. – Niedźwiedzie prawie nigdy tak daleko nie dochodzą.

Alex wysiadł i wciągnął kajak na brzeg, po czym podał Ginie rękę i pomógł jej wysiąść.

Roger mówi, że w tym roku widziano dużo niedźwiedzi na brzegu jeziora. Policja ostrzega, żeby uważać.

Niedźwiedzie nie zrobią ci krzywdy, jeśli ich nie zaskoczysz. Ważne jest, żeby cię usłyszały i zdążyły uciec. Będziemy śpiewać i szaleć podczas pracy.

Uśmiechnął się i przysunął bliżej. Nadal trzymał ją za rękę, a teraz położył drugą dłoń na jej ramieniu.

Marny ze mnie śpiewak, ale podoba mi się pomysł, że mamy szaleć.

Nie odpowiedziała. Stała bez ruchu, świadoma kompletnej ciszy i odcięcia od świata, świadoma dotyku Alexa.

Można odnieść wrażenie – powiedziała wreszcie, usiłując wykrzesać na twarzy uśmiech – że jesteśmy jedynymi ludźmi na świecie. Prawda?

Skinął głową, patrząc na nią z napięciem.

Uwielbiam to uczucie – oświadczył. – Ty nie?

Ja. – . , nie jestem pewna – szepnęła, a jego ręce zamknęły się wokół niej.

Westchnęła, wtulając się w jego ramiona i chowając twarz na jego piersi. Po tylu dniach pragnienia i rozmyślania dobrze było ulec, po prostu odprężyć się i pozwolić mu się obejmować. A kiedy odsunął się trochę, uniósł jej podbródek i dotknął wargami jej ust, doznała uczucia dziwnego i swojskiego zarazem. Jego usta były ciepłe, miłe stanowcze i pocałunek trwał i trwał. Gina wiedziała tylko, że nie chce, żeby się skończył.

Wreszcie Alex odsunął się i dotknął jej skóry w wycięciu bluzki.

Popatrz tylko – szepnął. – Serce ci bije jak uwięziony! motyl.

Odetchnęła głęboko. – Zazwyczaj tak się nie zachowuję. Trudno mi uwierzyć w to, co się dzieje.

Mnie też. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz kogoś tak pocałowałem. Jest tak dobrze. Tak... cudownie.

Jakaś jej część pragnęła przerwać te czułości, odejść i zanurzyć się w lesie, zostawiając Alexa samego na brzegu. Ale pragnienie miłości było zbyt silne.

Przysunęła się bliżej, przyciągając jego głowę i całując go zachłannie.

Gino – szepnął, kiedy byli znowu w stanie mówić. – Pozbawiasz mnie tchu.

Obejmował ją, przesuwając dłońmi po jej ciele, przyciągając ją bliżej.

Jesteś wspaniałą kobietą – powiedział. – Dlaczego wybrałaś taki styl życia, Gino? Dlaczego zamknęłaś się tutaj jak zakonnica w klasztorze? Taka kobieta jak ty powinna mieć męża i dzieci.

Po niebie przesunęła się chmura, zasłaniając słońce, i Gina poczuła chłód mimo ciepłych ramion Alexa. Odsunęła się i zaczęła Wyjmować z kajaka plastikowe wiaderka.

Weźmy się lepiej do roboty powiedziała, unikając jego wzroku. – Muszę być z powrotem przed podwieczorkiem.

Gino – powiedział miękko.

Nie zwróciła na niego uwagi.

Weź te wiadra, Alex, a ja wezmę lunch. Czy myślisz, że będą nam potrzebne kurtki?

Podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu.

Gino, co się stało?

Nic – odparła, starając się, żeby to zabrzmiało obojętnie. – Nic; zupełnie. Po prostu nie chcę żadnych komplikacji, to wszystko, Wziął wiadra i weszli na ścieżkę prowadzącą do lasu.

Powiedz, co rozumiesz przez komplikacje.

Potrząsnęła głową.

To ty jesteś pisarzem. Znasz znaczenie słów: Ścieżka zwęziła się. Alex szedł teraz za Gina.

Czy wolno mi cię dotykać? Dawno nie byłem z nikim blisko i nie wiem, jakie reguły obowiązują w takich sytuacjach.

Nie ma żadnych reguł. Mamy przed sobą całe lato i nie chcę niczego przyspieszać.

Alex milczał. Ale nawet nie patrząc na niego, Gina wiedziała, że myśli to samo co ona.

Nie mają całego lata. Mają tylko dwa dni do przyjazdu jego córki.

Starała się zmienić temat rozmowy.

Ta ścieżka jest o wiele lepsza niż w zeszłym roku. Widać zwierzęta używają jej regularnie, bo nikt tu nigdy nie przychodzi.

Jakie zwierzęta?

Głównie jelenie i króliki.

A niedźwiedzie?

Nie martw się – powiedziała ze śmiechem. – Obronię cię, jeśli pojawi się niedźwiedź. Zobacz tylko, ile jagód.

Podeszli do niewielkiej, zalanej słońcem polanki, porośniętej krzaczkami dojrzałych jagód. – Ty zacznij tutaj – powiedziała, kładąc paczkę z lunchem w cieniu drzewa i biorąc od Alexa wiaderko. – Ja się zajmę tą stroną.

Czy jest jakaś nagroda dla tego, kto – pierwszy napełni wiaderko?

Strasznie lubisz się ścigać. Dlaczego mężczyźni są zawsze tacy?

Nie wiem . Dlaczego kobiety zawsze generalizują na temat mężczyzn?

Roześmiali się oboje i zabrali do zbierania jagód, gawędząc przyjaźnie. Słońce przeświecało przez liście, a z wysokiej sosny krzyczała do nich sroka.

Jak to się stało, że zacząłeś pisać felietony? – zapytała.

Początkowo pisałem do gazety w college’u, doradzałem studentom, jak inwestować pieniądze. Potem wzięła to jedna ż dużych gazet w mieście i drukowała dwa razy w miesiącu. Byłem tym bardzo przejęty.

Płacili ci za to?

To było najbardziej ekscytujące. Nie mogłem uwierzyć, że płacą mi za coś, co jest dla mnie taką świetna zabawą.

A teraz czytają to ludzie na całym kontynencie.

Skinął głową, zrywając ż zapałem dojrzałe jagody.

Felieton ukazuje się w setkach gazet. Mam nawet agenta do tych spraw. Niekiedy myślę o tym wszystkim i trudno mi w to uwierzyć – dodał, podnosząc głowę i uśmiechając się do krzyczącej sroki.

Ale zatrzymałeś pracę wykładowcy?

Nie mam już pełnego etatu, tylko kilka godzin zajęć ze wstępu do ekonomii. Lubię kontakty ze studentami.

Pewnie musisz dużo podróżować, żeby mieć materiał do felietonów.

Jeździłem ciągle do Toronto i Nowego Jorku, ale to było przed chorobą Janice. Przez ostatnie kilka lat trzymałem się blisko domu.

Skinęła głową. Ogarnęło ją bolesne współczucie, gdy pomyślała, czym były te lata dla niego i jego córki.

A ty? – zapytał, przechodząc przez polanę i zabierając się do krzaczków jagód bliżej Giny. – Dużo podróżowałaś?

Tylko między Maritimes i Kolumbią Brytyjską, kiedy tu przyjechałam do college’u. Moja praca to zapewnianie wakacji innym. Nieczęsto sama mam wakacje.

A dokąd byś pojechała, gdybyś mogła wybrać dowolne miejsce na świecie?

I gdyby pieniądze nie stanowiły problemu?

Oczywiście. Jaki sens mają marzenia, skoro masz się martwić o pieniądze?

Dobrze. Niech pomyślę.

Gina przerwała zbieranie jagód. Stała z napełnionym do połowy wiaderkiem i patrzyła na wierzchołki drzew.

Alex zrywał jagody, czekając na jej odpowiedź.

Chciałabym pojechać do Kostaryki – powiedziała w końcu.

Spojrzał na nią zdziwiony.

Żartujesz. Dlaczego do Kostaryki?

Czytałam o takiej wycieczce. To jakby safari przez las deszczowy. Śpi się w namiocie i ogląda różne cudowne rzeczy. Ptaki i rośliny, egzotyczne zwierzęta, wodospady i rzeki...

To musi być trudna podróż.

Podobno sama droga przez las jest dosyć ciężka, ale potem spędza się trzy dni w luksusowym hotelu. Myślę, że taki kontrast może być czymś wspaniałym.

Patrzył na nią zdziwiony.

To nie byle jakie życzenie. Wiesz, Gino, ciągle mnie zaskakujesz.

Dlaczego?

Nie wiem – odparł z namysłem. – Pełno w tobie kontrastów. Jesteś kobietą interesu z ustalonymi zainteresowaniami i celami, ale jednocześnie jesteś kimś w rodzaju królewny z bajki. Jesteś jak śpiąca królewna schowana w swym zaczarowanym zamku, odcięta od prawdziwego świata.

Nonsens – odparła dotknięta. – Żyję w bardzo realnym świecie.

Pochyliła się i prędko zrywała jagody z niższych gałązek, żeby Alex nie widział jej twarzy i nie zdał sobie sprawy z celności swych obserwacji.

Nikt nigdy nie pozna straszliwej tajemnicy, która sprawiła, że Gina Mitchell całkiem odcięła się od świata. Żaden książę, myślała ze smutkiem, nie pojawi się i nie obdarzy jej uzdrawiającym pocałunkiem, który ukoi cały ból. Jej bajka nie może mięć szczęśliwego zakończenia.

Więc czemu tego nie zrobisz? – zapytał.

Czego?

Nie pojedziesz do Kostaryki.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

Alex, taka wycieczka kosztuje ponad dwanaście tysięcy dolarów. Nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie mogłabym sobie na nią pozwolić.

Otarła dłonią czoło.

Robi się strasznie gorąco. Jak ci idzie?

Podszedł bliżej i pokazał jej naczynie.

Prawie pełne.

Spojrzała na niego ze zgrozą.

Masz o wiele więcej niż ja. Myślałam o niebieskich migdałach zamiast zbierać.

Nie tylko, kochanie – roześmiał się.

Co masz na myśli?

Zjadałaś jagody, zamiast je wrzucać do wiadra.

Nieprawda.

Owszem, prawda. Masz niebieskie usta.

Pochylił się i pocałował ją.

Słodsze niż pamiętałem – szepnął, uśmiechając się do niej. – O smaku jagód.

Alex...

Odstawił oba wiaderka, swoje i Giny, i wziął ją w ramiona. Westchnęła i poddała się uściskowi. Drżała z pożądania, kiedy jego ręce zaczęły się przesuwać po jej ciele, głaszcząc biodra i talię.

Zdaje mi się – szepnęła mu do ucha – że usłyszałam niedźwiedzia.

A co mi tam – mruknął. – Niech sobie sam znajdzie dziewczynę. Jestem zajęty.

Roześmiała się i odepchnęła go.

Alex, nie możemy...

Dlaczego?

Bo... nie jestem gotowa.

Jego dłonie natychmiast opadły. Odwrócił się, żeby wziąć wiaderka.

Przepraszam.

Nie przepraszaj. Cudownie jest być z tobą. Tyl– ko... chcę być ostrożna. Jestem o wiele za stara na letni romans.

Oczywiście masz rację, ale tak strasznie dawno nie czułem się tak jak teraz. Nie wiem, ile wytrzymam.

Przepraszam – powiedziała Gina z prawdziwym żalem.

Roześmiał się.

Teraz ty przepraszasz. Moja frustracja to nie twój problem, Gino. Słuchaj, zostawmy jagody i zjedzmy lunch, dobrze? Może uda mi się myśleć o czymś innym niż całowanie ciebie.

Gina prędko przecięła polankę, żeby przynieść kanapki. Zastanawiała się, jak długo zdoła się opierać Alexowi.

Alex nie jest tutaj jedynym człowiekiem, myślała, którego fizyczne pragnienia od dawna nie są zaspokojone. Razem stanowili niebezpieczne połączenie. Ilekroć jej dotykał, stawali wobec potencjalnego wybuchu.

Gina nie mogła sobie wyobrazić, jak wyglądałoby jej życie, gdyby do tego wybuchu dopuściła.




Rozdział 7


Więc mała przyjeżdża, jutro? Mary minęła Ginę w holu, dźwigając pudełka pełne słoików na konfitury. Annabel dreptała żwawo za nią. Oczy pudliczki rozjaśniły się, kiedy zbliżyła się do kuchni.

Steffi już nie jest małą dziewczynką – odparła Gina, odbierając od Mary część pudełek i idąc za nią do kuchni. – Ma czternaście lat.

Aha Mary złożyła swój ładunek na stole i wytarła ręce o fartuch.

Czy Roger przyniósł ten worek cukru, ó który prosiłam?

Chyba tak – odparła Gina, przechodząc przez kuchnię. – Widzisz? Jest w spiżarni.

Mary z trudem wciągnęła wielki, papierowy worek do kuchni, – Dziwię się, że znalazł czas. Ostatnio sprawia wrażenie... bardzo zajętego.

Głos Mary załamał się. Wyjęła z kieszeni fartucha chusteczkę i wytarła nos. Gina spojrzała na nią zatroskana.

Mary, przeziębiłaś się?

Nie, czuję się dobrze.

Mary wrzuciła stos jagód do garnka, odmierzyła odpowiednią ilość wody oraz cukru i postawiła garnek na kuchni.

Będziesz tu w czwartek? – zapytała.

Gina wstawiła słoiki na konfitury do sterylizatora, przygotowując je do zalania wraz z pokrywkami gorącą wodą.

Zaraz... za sześć dni. – mruczała, starając się skupić. Ale jej myśli wypełniał Alex, jego mocne ciało i zmysłowe usta, jego śmiech, żarty i delikatność, zadziwiający smak jego ust...

Gino? – zapytała Mary, posyłając jej zaniepokojone spojrzenie.

Annabel siedziała między nimi w ciepłej plamie słońca, energicznie wgryzając się w swój lewy bok.

Gzy będziesz tu w czwartek?

Z poczuciem winy Gina powróciła wreszcie do rzeczywistości.

Tak, oczywiście.

To dobrze stwierdziła Mary. – Będziemy mieli gościa.

Gościa? – zapytała Gina, uważnie zalewając słoiki wrzątkiem. – A kto ma przyjść?

Lacey Franks. Roger chce ją nam przedstawić.

Naprawdę? – zdziwiła się Gina, odrywając się od pracy. – Najwyższy czas – dodała, wyjmując kolejne słoiki z pudełka. – Jeśli to poważna sprawa, powinnyśmy przynajmniej coś wiedzieć o tej kobiecie, nie sądzisz?

Mary nie odpowiedziała. Stała przy kuchni, mieszając gotujące się owoce dużą, drewniana łyżką. Sprawiała wrażenie przygnębionej.

Gina spojrzała na gospodynię, ponownie zaskoczona jej zachowaniem. Ale kiedy Mary nie była w nastroju do rozmowy, nie należało nalegać.

Gina ponownie zatonęła w myślach o Aleksie. Pracowały z Mary w spokojnej atmosferze przyjaznego milczenia. Ciszę potęgował tylko stuk miski, którą Annabel przyniosła że spiżarni i którą jeździła teraz po podłodze.


Tego wieczoru Gina leżała w łóżku, czytając w świetle lampki nocnej. Mieszkała na parterze starego domostwa, w mieszkanku z oknami wychodzącymi na ogród i składającym się z niewielkiej sypialni, saloniku i łazienki. Mieszkanie Mary znajdowało się po drugiej stronie holu.

Gina urządziła wnętrze w swych ulubionych kolorach, ciemnozielonym i kremowym, z dodatkiem różowego na tapetach i poduszkach. Lubiła swój kąt. Po całym dniu pracy wracała tu wieczorem z westchnieniem ulgi, aby zająć się książkami, sztychami czy wyszywaniem.

Ale ostatnio nie mogła sobie znaleźć miejsca.

Wstała z łóżka i odsunęła ciężkie zielone zasłony, aby spojrzeć poprzez trawnik na pokój przy patio w drugim skrzydle. Jutro wieczorem Steffi Colton będzie mieszkać w tym pokoju. Alex miał rano pojechać na lotnisko, żeby ją odebrać.

Gina postanowiła, że nie będzie jej, kiedy dziewczynka się pojawi. Miała zamiar wziąć kajaki wybrać się na jagody. Alexowi nikt nie będzie potrzebny, kiedy córka wreszcie przyjedzie. Gina wiedziała, jak bardzo się na to cieszy i jakie nadzieje wiąże ze wspólnymi wakacjami ze Steffi.

Zasunęła firanki i położyła się, biorąc książkę i usiłując się skupić.

Rozległo się pukanie do drzwi.

Proszę – powiedziała odruchowo.

Mary często pojawiała się o tej porze z gorącą czekoladą i ciastkami. Siadała w fotelu i obie wdawały się w miłą pogawędkę na temat hotelu, Gina usiadła, odkładając książkę, wdzięczna za towarzystwo.

Ale to nie była Mary.

W drzwiach stał Alex Colton w spodniach od dresu i starej koszulce z emblematem college’u. W jednej ręce trzymał plik kartek, w drugiej okulary.

Gina spojrzała na niego zaskoczona i podciągnęła wyżej kołdrę, żeby się zakryć.

Przepraszam – powiedział niepewnie, stojąc w drzwiach. – Nie wiedziałem, że już jesteś w łóżku.

W lecie jest dużo pracy. Pod koniec dnia jestem zwykle zmęczona.

Przepraszam – powtórzył. – Porozmawiamy o tym jutro.

Odwrócił się, żeby wyjść.

Zaczekaj – poprosiła. – W porządku. Poczekaj tylko, aż...

Czekał za wpółotwartymi drzwiami. Gina wstała, wzięła z krzesła szlafrok i włożyła go, po czym usiadła na łóżku, owijając nogi kapą.

Już – oznajmiła. – Wyglądam przyzwoicie.

Alex wszedł do pokoju i usiadł w fotelu przy łóżku.

Mam w komputerze program dotyczący podróży. Znalazłem sporo informacji na temat wycieczek do Kostaryki. Pomyślałem, że może cię to zainteresuje.

Gina uśmiechnęła się do niego przekornie, biorąc papiery.

Myślałam, że miałeś dzisiaj pracować nad felietonem.

Uśmiechnął się do niej.

Na wakacjach jestem jak dziecko. Byle się nie wziąć do pracy. Widzisz? Wydrukowałem masę informacji, żebyś mogła je przejrzeć.

Gina ze zdziwieniem patrzyła na papiery.

Masz tutaj kolorową drukarkę?

Mam tu tyle sprzętu – powiedział krzywiąc się – że prawdopodobnie mógłbym prowadzić cały hotel przy pomocy kilku klawiszy.

Czyż to nie byłoby miłe? – zauważyła z westchnieniem. – Moglibyśmy wszyscy wyjechać na wakacje.

Alex pochylił się do przodu, żeby pogłaskać jej kędzierzawe włosy, zatrzymując dłoń na jej karku. Gina nie starała się odsunąć; przyjemnie było czuć ciepli jego ręki. Czytała.

Och, mój Boże – powiedziała wreszcie, odkładając stos kartek. – Czy to nie brzmi cudownie? Spójrz na te ptaki, Alex, i te wspaniałe tropikalne kwiaty. Gdybym kiedyś mogła pojechać na taką wycieczkę, pamiętałabym każdy szczegół do końca życia.

Dlaczego jej nie zaplanujesz na zimę?

Bo jak ci powiedziałam, nie mogę sobie na nią pozwolić.

A wakacje gdzie indziej? Może pojechałabyś do Maritimes i odwiedziła matkę? W hotelu musi być spokojniej w styczniu i lutym, prawda?

Niezupełnie. Dużo ludzi przyjeżdża na narty. Jest tu masa szlaków narciarskich. W zimie nie mam pomocy z miasta, więc jestem tu tylko z Mary i Rogerem i wszystko spada na nas. Poza tym...

Gino...

Wyjął papiery z jej rąk.

Co?

Nie rób tego. Wiemy oboje, że nie możesz spędzić całego życia zakopana tutaj. Przed czym się chowasz?

Nie mów tak. Po prostu prowadzę interes najlepiej jak umiem.

Ale każdemu są od czasu do czasu potrzebne wakacje. Myślę, że zabiorę Steffi w zimie na wycieczkę do Kostaryki.

Naprawdę?

Czemu nie? To wygląda wspaniale – powiedział, wskazując na papiery. – Nigdy nie słyszałem o takich wycieczkach, dopóki ty o nich nie wspomniałaś. Myślę, że Steffi też się to będzie podobało.

Miękkie światło lampy rzucało głęboki cień na jego policzek i brodę. Wydawał się tak przystojny, że Ginie niemal brakowało tchu. Uśmiechnęła się i dotknęła rękawa jego bluzy.

Alex, nie przyszedłeś do mnie tak późno, żeby rozmawiać o wycieczkach do Kostaryki, prawda?

Pokręcił głową. Wyglądał na speszonego.

Nie mogłem spać. Leżałem i martwiłem się o Steffi.

Dlaczego?

Wstał i zmarszczywszy brwi, zaczął chodzić po pokoju.

Ostatnio tak się dziwnie zachowywała. Jest zamknięta w sobie, ponura i zmienna w nastrojach. Nigdy przedtem taka nie była. Mam nadzieję, że nic złego się nie stanie tego lata.

Złego? Co masz na myśli?

Trzeba z nią bardzo ostrożnie postępować. Nie można się z nią zbytnio droczyć ani zmuszać do robienia czegoś, ani stawiać w centrum uwagi... Rozumiesz mnie?

Chyba tak. Ale nie martw się. Nie mamy zwyczaju narzucać się gościom. Ze Steffi będziemy szczególnie uważać. Zachowam dystans.

Uśmiechnął się z wdzięcznością i wrócił na fotel.

Nie za duży – powiedział cicho. – Chcę, żeby cię poznała.

Dlaczego?

Ujął twarz Giny w dłonie i patrzył na nią poważnie.

Bo zaczynam się w tobie zakochiwać – odparł cicho. – I Steffi będzie sobie prędko musiała z tym poradzić.

Ginę zaczęły palić policzki. W panice odsunęła się od niego.

Alex – szepnęła – proszę, nie rób tego.

Usiadł obok niej na łóżku i wziął ją w objęcia.

Wiem, że nie powinienem nalegać, skoro nie jesteś gotowa – wyszeptał – ale tak bardzo jesteś mi potrzebna. Przez ten tydzień, kiedy spędziłem z tobą tyle czasu, prawie postradałem zmysły . Leżę w łóżku godzinami myśląc o tobie. Kiedy wreszcie zasypiam, bez przerwy mi się śnisz.

Alex – szepnęła, przytulona do jego piersi. – Myślisz, że nie znam tego uczucia? Ale jest tyle ...

Nie – powiedział z naciskiem, bawiąc; się paskiem od jej szlafroka. – Nie mów o problemach . Nie dzisiaj, kochanie. Po prostu... bądźmy razem i zapomnijmy o wszystkim do jutra.

Myślisz, że to rozsądne?

Przez całe lata byłem rozsądny i dorosły – odparł, ocierając twarz o jej ramię. – Dzisiaj, ten jeden raz, chciałbym być młody i szalony. A ty?

Zapomniałam, jak to jest być młodą i szaloną. W gruncie rzeczy nie jestem pewna czy kiedykolwiek wiedziałam, jak to jest.

Dlaczego?

Dlatego że, odkąd pamiętam, dźwigałam zawsze ogromne brzemię odpowiedzialności.

Och, Gino...

Rozwiązał pasek jej szlafroka i ściągnął go z niej, po czym znowu ją objął.

Boże – powiedział bez tchu – jak dobrze jest czuć cię przy sobie.

Opierała się tylko przez chwilę, potem poddała się całkowicie, rozkoszując się dotykiem jego rąk. Całował ją długo, aż obojgu zabrakło tchu. Delikatnie zaczął zdejmować jej koszulę, a ona pomagała mu.. Wreszcie znów znalazła się w jego objęciach. Jej ciało było ciepłe i zapraszające.

Alex położył ją delikatnie i sam ułożył się obok na łóżku, patrząc na Ginę z zachwytem w świetle lampy.

Spójrz tylko – szepnął. – Czyste piękno.

Akurat – zaprotestowała, czując nagły przypływ nieśmiałości. – Roger zawsze się ze mną przekomarza na temat chudości i piegów.

Najwidoczniej nigdy cię nie widział. Przesunął dłonią po jej skórze.

Jesteś śliczna kobietą.

Rozkoszowała się jego pieszczotą zaskoczona własnym brakiem zahamowań. Jego dotyk i pełne podziwu spojrzenie sprawiły, że czuła się piękna. Napięcie znikło, zalała ją fala ufności.

Alex – szepnęła – zdejmij to wszystko. Usiadł i ściągnął koszulę przez głowę, patrząc na Ginę, która gładziła jego pierś.

Czy jesteś pewna, Gino? Czy naprawdę tego chcesz?

Teraz się pytasz?! – zbeształa go czule. – Tak, Alex, naprawdę chcę.

Wstał i zdjął resztę ubrania, po czym wsunął się do łóżka i przyciągnął ją do siebie.

Cudownie – szepnął, kiedy ich ciała się zetknęły. – Już zapomniałem, jak to jest przytulić się do kogoś nago.

Jak dawno ci się to nie zdarzyło? – zapytała, głaszcząc go po plecach.

Boże, nawet nie pamiętam. Dawno, dawno temu.

Och, Alex. To musiało być takie straszne i smutne dla twojej rodziny. Szczególnie dla ciebie.

A ty, Gino? – zapytał, odsuwając się, żeby na nią popatrzeć, po czym znów ją przytulił. – Kiedy ostatnio byłaś w takiej sytuacji?

Zawahała się.

Nie odpowiadaj – dodał szybko. – Przepraszam, kochanie. Nie mam przecież prawa wypytywać cię o twoje życie.

Nie szkodzi. Staram się sobie przypomnieć.

Roześmiał się i przytulił ją z czułością.

Skoro aż tak musisz sobie przypominać, to nie mogło być niedawno.

Nie, ale jestem cały czas tak zajęta, że niewiele myślę o braku życia uczuciowego.

Ja też starałem się o tym nie myśleć. Ale stało się to niemożliwe, kiedy cię poznałem.

Zalała ją fala pożądania. Tak dobrze jest trzymać go w ramionach! Jego ciało było mocne i twarde, a mięśnie ramion napinały się, kiedy ją obejmował. Skórę miał ciepłą i gładką, a naturalny męski zapach, bez wody kolońskiej i płynu po goleniu, których nie znosiła, odurzał ją.

Tak ładnie pachniesz – szepnęła, całując jego ramię. – I tak dobrze smakujesz. Wiedziałam, że tak będzie.

Och, Gino...

Czując jego rosnące podniecenie, przysunęła się bliżej, pieszcząc go dłońmi i językiem.

Uważaj, kochanie – szepnął jej do ucha. – Jestem dość wrażliwy. Nie mogę tego znieść zbyt długo.

Popchnęła go na plecy i położyła się na nim.

Więc mi powiedz – kiedy mam przestać.

Będziesz musiała przestać całkiem niedługo. Może za jakieś sto lat – powiedział, zmuszając Ginę do srała Nagle schwycił ją za ramiona i zatrzymał.

Gino, nie mam niczego.

Patrzyła na niego zaskoczona.

Żeby cię zabezpieczyć – dodał niezręcznie. – Nie noszę tych rzeczy przy sobie.

Uśmiechnęła się i pocałowała go.

Nie martw się. Biorę pigułkę. Nie dlatego że potrzebne mi jest zabezpieczenie – dodała sucho. – Lekarz mi ją zapisuje, żeby wyregulować okres – Więc wszystko w porządku?

Tak Ginę zastanowiła przez chwilę niezwykłość ich sytuacji. Alex Colton był silnym, bogatym człowiekiem, przywykłym w życiu do decydowania. Ale tutaj, w ciepłym zaniknięciu jej sypialni, to ona panowała nad sytuacją. Serce i uczucia Alexa były całkowicie w jej ręku.

Sprawię, że będziesz szczęśliwy – powiedziała miękko i uwodzicielsko. – Nie uwierzysz jak bardzo będziesz szczęśliwy.

Alex coś mruknął i wygiął plecy, kiedy; wprowadziła go w siebie, Poruszała się wolno; z czułością, podniecona intensywnością jego reakcji. Doprowadziła go do krawędzi spełnienia i zatrzymała się, żeby przedłużyć, przyjemność.

Kiedy nie mógł znieść tego dłużej, chwycił ją w ramiona i przewróciwszy, znalazł się nad nią. Teraz on panował nad sytuacją, a Gina poddała się uczuciom, pozwalając mu prowadzić się w świat rozkoszy.

Potem leżała zaspokojona i bezwładna, tuląc go mocno do siebie. Po dłuższej chwili poruszyła się sennie w jego ramionach i pocałowała go w szyję.

Więc co myślisz? – szepnęła.

O czym?

Czy było dobrze? Pasujemy do siebie?

Nie jestem pewien.

Odsunęła się i spojrzała na niego z niedowierzaniem.

Nie jesteś pewien?

Uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie. – Muszę się upewnić. Chciałbym teraz spróbować jeszcze raz i zobaczyć, czy mogę podjąć jakąś decyzję. Roześmiała się.

Straszny z ciebie łakomczuch.

Nie, kochanie – powiedział, całując ją i przesuwając rękę po jej włosach. – Jestem wygłodniały, a ty ofiarowałaś mi ucztę.

Naprawdę?

Naprawdę, kocham cię, Gino. Poczuła lęk.

Proszę, nie mów tego.

Dlaczego? Co w tym złego, że cię kocham?

To mnie przeraża. Po pierwsze, prawie się nie znamy. Po drugie, oboje mamy skomplikowane życie, pełne rozmaitych zobowiązań i odpowiedzialności.

Czy to znaczy, że nie możemy się w sobie zakochać?

To znaczy, że nie możemy po prostu rzucić się w coś, nie uważając – odparła.

Alex wsparł się na łokciu i studiował jej twarz w świetle lampy.

Zawsze jesteś bardzo ostrożna, prawda, Gino? Niełatwo oddajesz serce. Jakaś część ciebie powstrzymuje się i analizuje sytuację.

Zawsze – zgodziła się.

Odgarnął jej włosy z czoła i końcem palca przesunął po nosie i zarysie ust.

Co musiałby zrobić mężczyzna, żeby zdobyć tę część ciebie?

Nie wiem.

A gdyby mógł z tobą pojechać do lasu tropikalnego w Kostaryce? Czy myślisz, że wtedy miałby cień szansy?

Ale nie bylibyśmy we dwoje, pomyślała Gina. Byłaby z nami twoja córka. A ona z pewnością nie będzie żywiła wobec mnie takich uczuć jak ty.

Może by się udało – powiedziała, zmuszając się do uśmiechu. – Szczególnie gdyby rzeka była pełna węży i krokodyli, a ty byś był jedynym mężczyzna zdolnym mnie obronić.

Alex roześmiał się.

Chętnie byłbym mężczyzna broniącym cię przed wszelkim niebezpieczeństwem.

Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. Oddawała mu pocałunki z rosnącą namiętnością, ale jego słowa tkwiły w niej gdzieś w głębi, napełniając ją strachem.

Na świecie jest tyle niebezpieczeństw, a Gina wiedziała, że nawet miłość takiego człowieka jak Alex Colton nie zdoła ich utrzymać z daleka.


Następnego ranka Alex jechał na lotnisko zatopiony w myślach o Ginie. Opuścił jej pokój przed świtem i poszedł do siebie na górę, podczas gdy cały dom pogrążony był w ciszy. Kiedy tylko znalazł się z dala od jej ramion, zaczął za nią tęsknić, pragnąc znów ją zobaczyć.

Nie pojawiła się w jadalni podczas śniadania, nawet żeby podać kawę. Było to na tyle niezwykłe, że zaczął się martwić. Kiedy jej szukał, Mary wyjaśniła, że Gina wzięła kajak i popłynęła na jagody.

Wiedząc, z jaką ostrożnością Gina podchodzi do ich związku, Alex nie był zdziwiony, że tego dnia postanowiła go unikać. Ale brakowało mu jej dotyku czy choćby obecności w zasięgu wzroku. Mocno trzymał kierownicę i uśmiechał się, myśląc o jej szczupłym, opalonym ciele, jej poważnym spojrzeniu i niezwykłej szczodrości i miłości, gdy się z nim kochała.

Jego ciało było tak zaspokojone i odprężone, że czuł się niemal słabo ze szczęścia. Lecz przyjemność fizycznego spełnienia nie była jedynym uczuciem, jakie się w nim zrodziło. Jak powiedział Ginie, był. zakochany.

Nie do wiary, jak szybko ta kobieta zawładnęła jego sercem, Tyle go w niej pociągało, kochał jej spokojne, pracowite usposobienie, spokój, z jakim niosła brzemię, odpowiedzialności. , kochał jej kapryśność i chłopięcy wdzięk, które uwidoczniały się, kiedy myślała, że nikt na nią nie patrzy. Był oczarowany rozmową z nią, jej śmiechem, szybkim refleksem i zadziwiającymi rzeczami, o których marzyła, tak jak wakacje w lesie tropikalnym.

Pragnął spełnić jej marzenia. Nie mógł sobie wymarzyć niczego cudowniejszego niż noc w namiocie, Ginę w swych ramionach i deszcz bębniący o płócienny dach....

Myśl o jej ciele, jej cieple i namiętności podnieciła go. Poprawił się w skórzanym siedzeniu i z uśmiechem spojrzał na autostradę przed sobą. Jestem jak zadurzony nastolatek, pomyślał. Myśl o nastolatkach gwałtownie uświadomiła mu, że za chwilę zobaczy swą córkę. Steffi przylatywała około południa.

Zmarszczył brwi, zastanawiając się, jakie będą uczucia Steffi wobec Giny. Jego córka jest zbyt młoda, żeby zrozumieć całą naturę związku dwojga dorosłych. Oczywiście nie mogła wiedzieć, jak czuł się jej ojciec przez długie, gorzkie lata celibatu, kiedy choroba jego żony postępowała, ani jak prędko mężczyzna może zapłonąć pożądaniem, kiedy spotyka kobietę, która wydaje mu się nieodparcie pociągająca.

Steffi mogłaby pomyśleć, że jest niewierny pamięci matki. Mogłaby się czuć zraniona i pełna niechęci. Wiedział, że Gina w swej mądrości obawia się właśnie takiej reakcji, Dała mu taktownie do zrozumienia, że po przyjeździe Steffi ma zamiar trzymać się na uboczu i pozwolić mu spędzać czas z córką.

Kochał ją za to jeszcze bardziej, ale nie chciał, żeby się od nich odsunęła. Chciał, żeby byli razem we trójkę, pragnął stworzyć możliwość przyjaźni między Steffi i Gina. Nade wszystko marzył o tym, żeby się pokochały i widziały jedna w drugiej całe to dobro, którego on był świadom.

Najwyraźniej chcę niemało, pomyślał z niewesołym uśmiechem. Może nie wszystko się okaże możliwe, ale zrobi co w jego mocy.

Zatrzymał się na parkingu, wszedł do budynku terminalu i ustawił się przy oknie, skąd było widać, jak ląduje samolot Steffi. Była jedna z ostatnich wysiadających z niewielkiej maszyny. Alexowi wzruszenie ścisnęło gardło na jej widok.

Patrzył, jak przechodzi przez płytę lotniska i znika w budynku. Ponieważ nie znosiła publicznego okazywania uczuć, Alex pilnował się, kiedy weszła do sali przylotów i podeszła do niego. Uścisnął ją lekko i pocałował w policzek, odbierając od niej torbę.

Dobrze się leciało? – zapytał w drodze do wyjścia. Wzruszyła ramionami.

W porządku. Dali nam kanapki i owoce.

Nie chcesz się zatrzymać na lunch? Moglibyśmy podjechać do miasta na hamburgera.

Pokręciła głową.

Nie jestem głodna, tato.

Ubrana była w spłowiałe dżinsy z ogromnymi dziurami na kolanach i luźna flanelową koszulę, skrywającą jej szczupłe, pełne młodzieńczego wdzięku ciało. Alex westchnął, myśląc o pięknej dziewczynie ukrytej pod tym niechlujnym strojem. Próbował przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz widział swoją córkę w czymś ładnym.

Ubranie było jednym z wielu tematów doprowadzających między nimi do napięć, a tego chciał uniknąć. Przynajmniej dzisiaj.

Czy podobał ci się Disneyland, kochanie? – spytał, wkładając jej torbę do bagażnika.

Nie – odparła markotnie.

Dlaczego?

Nie wiem. Jakiś mi się wydał głupi. I nie mogłam znieść rodziny Angeli.

Czemu? Nie byli dla ciebie mili? Westchnęła.

Byli w porządku. Ale Angela jest stuknięta. I byli tacy...

Zamilkła gwałtownie.

Alex przytrzymał jej drzwiczki, po czym usiadł za kierownicą.

Co mówiłaś o rodzinie Angeli?

Byli tacy normalni – powiedziała wreszcie. – Wiesz, taka duża, szczęśliwa rodzina. Po jakimś czasie robi się niedobrze.

Alex włączył silnik.

Już dawno nie jesteśmy normalna, szczęśliwą rodzina. Przykro mi, Steffi.

Dlaczego? To nie twoja wina, że mama zachorowała.

Wiem. To nie była niczyja wina, ale te ostatnie lata były dla ciebie bardzo ciężkie.

Spojrzał na nią, ale jej profil nic mu nie powiedział. Patrzyła wprost przed siebie, nie zwracając uwagi na wspaniały widok jeziora i gór, kiedy jechali autostradą w stronę Azure Bay.

Naprawdę mam nadzieję, że te wakacje nam pomogą – powiedział, kiedy ujechali kilka kilometrów.

To piękne miejsce, Steffi. Poczekaj, aż zobaczysz ten stary dom. Można tam robić masę różnych rzeczy.

Będziesz miała udane lato.

Steffi westchnęła ponownie, odchyliła się do tyłu i zamknęła oczy. Jechali w pełnym zakłopotania milczeniu.

Gina wolno wiosłowała wzdłuż jeziora w stronę domu. Ubrana była w szorty koloru khaki, koszulkę i stary słomkowy kapelusz, chroniący jej twarz przed ostrym słońcem. W kajaku stało sześć wiaderek pełnych jagód, wynik wytężonej pracy całego poranka i próby zapanowania nad myślami.

Ale teraz, kiedy zanurzając wiosło sprawiała, że kajak sunął gładko po powierzchni jeziora, zalała ją fala obrazów. Widziała Alexa leżącego w jej łóżku i uśmiechającego się do niej, słyszała jego głos, pamiętała dotyk jego rąk.

Zrobiło jej się gorąco na wspomnienie tego, jak namiętnie się kochali. Alex był tak wygłodniały. Tak bardzo mu tego brakowało, a ona potrafiła go całkowicie zaspokoić.

Kim więc jesteś? – zapytała samą siebie. – Czymś w rodzaju pracownika socjalnego, przynoszącego ulgę sfrustrowanym mężczyznom?

Rozejrzała się nerwowo dokoła, ale jej głos pochłonęła przestrzeń jeziora i okalające je drzewa.

I co dalej? Kiedy już była na tyle szalona, że pozwoliła, by to się stało, co będzie jutro? Jak będzie mogła spojrzeć mu w oczy i udawać, że nic się nie zmieniło? Będzie mieszkał w hotelu przez blisko dwa miesiące, razem ze swoją córką.

I co teraz?

Ciepłe wspomnienia zbladły, a na ich miejsce napłynęła fala troski. Odłożyła wiosło i ukryła twarz w dłoniach, pozwalając kajakowi dryfować w stronę brzegu.

Otrząsnęła się, kiedy kadłub kajaka otarł się o kamienie pod wodą, i zaczęła energicznie wiosłować. Kajak znalazł się na głębszej wodzie, płynąć wokół zalesionego cypla w kierunku piaszczystej plaży naprzeciwko hotelu.

Na plaży liczni goście cieszyli się słońcem. Poznali i pozdrowili ją serdecznie. Z wdzięcznością przyjęła propozycję, by trójka starszych dzieci pomogła jej wciągnąć kajak na piasek i wyjąc pełne jagód wiadra. Dzieci, bose, w kostiumach kąpielowych, poszły z nią przez trawnik w kierunku domu, niosąc jagody.

Postawcie je tutaj, na schodach – powiedziała, wchodząc na werandę.

Dwójka z nich miała już niebieskie usta i patrzyła na nią z wyrazem winy w oczach.

Zaniosę je do kuchni, dobrze? Macie strasznie dużo piasku na nogach.

Dzieci stały na trawie, patrząc na nią z nadzieją.

Dobrze – powiedziała z uśmiechem. – Możecie sobie wziąć ryle jagód, ile uda wam się nabrać w dwie ręce.

Piszcząc z uciechy, dzieci zanurzyły ręce w wiaderkach i pobiegły z powrotem na plażę, znacząc drogę jagodami.

Gina uśmiechnęła się, wzięła dwa najcięższe naczynia i zaniosła je do holu. Postawiła je przy drzwiach do kuchni i miała zamiar wrócić po resztę.

Mary – powiedziała, stając w drzwiach – zostawiłam wiadra z...

Głos uwiązł jej w gardle i oparła się o framugę. Poczuła, że kolana się pod nią uginają.

Alex i Roger siedzieli przy stole, pijąc kawę. Mary wałkowała ciasto na herbatniki i wycinała z niego kółeczka. Na taborecie obok siedziała rudowłosa dziewczynka w luźnej koszuli, przyglądając się zręcznym rękom Mary.

Witaj, Gino – powiedział Alex z rozpromieniona twarzą. – Jesteś wreszcie. Martwiliśmy się o ciebie.

Gina oblizała usta, starając się nie wpatrywać w profil dziewczynki.

Nie ma powodu do zmartwienia – odparła, zastanawiając się, czy w jej głosie słychać, jak bardzo jest wstrząśnięta. – Setki razy wypływałam sama kajakiem.

Widziałaś niedźwiedzie? – zapytał Roger.

Nie – powiedziała – nie widziałam.

Zawahała się, pragnąc uciec do swego pokoju.

Alex odezwał się znowu:

Gino, to jest moja córka. Steffi, to jest pani Mitchell, właścicielka hotelu. Jesteśmy tu wszyscy po imieniu, prawda, Gino?

Tak – wymamrotała. – Oczywiście. Dzień dobry, Steffi.

Cześć – odparła dziewczynka.

Odwróciła się na stołku i pełny widok tej młodej, gładkiej twarzy to było więcej, niż mogła znieść. Wirowało jej w głowie. Poczuła skurcz żołądka i mdłości.

Muszę iść – powiedziała, ogarnięta paniką. – Muszę coś sprawdzić.

Odwróciła się i potknęła, po czym pospieszyła do swego pokoju. Pozostali w kuchni wymienili zdumione spojrzenia.




Rozdział 8


Kiedy Gina znalazła się w swoim pokoju, usiadła na chwilę na krawędzi łóżka i spuściła głowę między kolana, walcząc z mdłościami i uczuciem słabości. Kilka razy zaczerpnęła głęboko tchu, a potem usiadła wyprostowana, odgarnęła włosy z czoła i popatrzyła przez okno na cieniste podwórze i kwitnące na nim kwiaty.

To niemożliwej to niemożliwe.

Jęknęła, patrząc na trawnik. Wreszcie wstała i podeszła do biurka. Otworzyła szufladę i wyjęła z niej fotografię swej siostry, zrobiona przed kilku laty, kiedy Claudia skończyła szkołę.

Ze zdjęcia uśmiechała się do Giny młoda twarz, miękko – obramowana masą rudych włosów. Była to wykapana Stefanie Colton. Ona i dziewczyna na fotografii mogły być bliźniaczkami.

Z wyjątkiem ust, pomyślała Gina, przyglądając się fotografii z przerażeniem. Claudia miała szerokie usta o cienkich wargach, a Steffi takie same jak Alex, z wesoło podniesionymi kącikami i pełna, zmysłową dolna wargą.

Zadrżała, ściskając w ręku zdjęcie. Jej myśli plątały się bezładnie. Rozległo się pukanie do drzwi i powróciła do rzeczywistości.

Gina? – zawołał Alex. – Dobrze się czujesz?

Popatrzyła nieprzytomnie na zamknięte drzwi.

Chwileczkę... chwileczkę – powiedziała, wkładając fotografię z powrotem do szuflady i przykrywając ją stosem swetrów. – Zaraz przyjdę.

Z wysiłkiem starała się opanować, oparłszy się o komodę i patrząc w lustro. Wreszcie przeszła przez pokój, zatrzymując się po drodze i oddychając głęboko, i otworzyła drzwi.

Alex stał w korytarzu i patrzył na Ginę z niepokojem.

Dobrze się czujesz? – zapytał. – Wybiegłaś z kuchni tak szybko, że myśleliśmy, że coś się stało.

Gina odsunęła się. Wszedł do pokoju, Zamykając drzwi, i wziął ją delikatnie w ramiona.

Nic się nie stało. Czuję się dobrze – mruknęła z twarzą wtulona w jego ramię, starając się nie okazywać, jak na nią działa jego dotyk. – Jestem trochę osłabiona. Może byłam zbyt długo na słońcu.

Nie powinnaś była wypływać na tak długo. Widziałem, ile zebrałaś jagód.

Znalazłam nowe miejsce trochę dalej i tyle ich tam było...

Z trudem zdawała sobie sprawę z tego, co mówi.

Zaczęłam zbierać i nie mogłam przestać.

Powinnaś była poczekać, aż wrócę – powiedział, całując ją w policzek. – Steffi i ja z przyjemnością byśmy ci pomogli.

Zesztywniała; pragnęła, żeby odszedł i zostawił ją samą.

Gino, niepokoję się o ciebie – szepnął, dotykając jej czoła. – Masz dreszcze. Czy chcesz, żebym wezwał lekarza?

Odsunęła się i zmusiła do uśmiechu.

Czuję się dobrze – powiedziała, nerwowo rozcierając ramiona. – Naprawdę. Muszę po prostu... napić się może czegoś zimnego.

Mam pójść zapytać Mary, czy ma w lodówce lemoniadę?

Nie. Nie trzeba. Zaraz tam pójdę. Nikt mi nie musi usługiwać.

Zawahała się, nie wiedząc, co powiedzieć.

Twoja córka jest... jest piękna – wyszeptała wreszcie, odsuwając się, żeby nie widział jej twarzy.

To prawda – odparł. – Ale nie wydaje się weselsza po wycieczce do Disneylandu. Nie wiem, co robić, Gino. Ostatnio cokolwiek powiem, wszystko jest źle.

Myślę... – Zamilkła, po czym odzyskała glos. – Myślę, że to częściowo kwestia wieku.

Może. Słyszałem, że czternaście lat to trudny wiek dla dziewczynek.

Kiedy... są jej urodziny? – zapytała Gina, choć znała odpowiedź.

Patrzyła na niego, wstrzymując oddech.

W przyszłym miesiącu. Będzie miała piętnaście lat w sierpniu. Tuż przed naszym wyjazdem.

Dwudziestego czwartego sierpnia. Serce Giny ścisnęło się bolesnym wspomnieniem.

Wiesz, że się martwię o ciebie – powiedział, biorąc ją znowu w ramiona. – Jesteś taka blada.

Gina wyśliznęła się z jego objęć i podeszła do okna, stając tyłem do Alexa.

Czuję się dobrze – powtórzyła i odetchnęła głęboko. – Myślę – Ciągnęła drżącym głosem – że może jestem trochę zdenerwowana tym, co wydarzyło się ostatniej nocy.

Dlaczego?

Podszedł i stanął tuż za nią, ale ona nadal była odwrócona w stronę okna.

To wszystko było takie... Myślę, że może zbyt się pospieszyliśmy.

W nocy tak nie myślałaś – powiedział spokojnie. – Było cudownie. Przynajmniej mnie, a myślałem, że tobie też.

Mnie też, ale wszystko wygląda inaczej w świetle dziennym. Myślę po prostu...

Urwała, po czym zmusiła się do mówienia dalej.

Myślę, że pośpiech w związku uczuciowym jest rzeczą niedobrą. Może powinniśmy wrócić na jakiś czas do przyjaźni i zobaczyć co dalej.

Nie wiedziałem, że przestaliśmy być przyjaciółmi.

W jego głosie brzmiała delikatna nuta przekomarzania, ale Gina nie była w nastroju do żartów.

Proszę cię, Alex – szepnęła.

W porządku. Jeśli masz wątpliwości, nie będę cię do niczego zmuszał. Ale chcę, żebyś wiedziała...

Objął ją od tyłu. Całe jej ciało pragnęło oprzeć się o niego, wtulić się w niego, zagubić się w. jego sile i cieple.

Ale to nie było możliwe. Już nie.

Powstrzymała szloch, wyprostowała się sztywno i zmusiła do patrzenia dalej przez okno.

Powiedziałem ci, Gino – ciągnął poważnie – że jestem w tobie zakochany. Nie zakochuję się łatwo i nie mówię niczego, co nie jest prawdą. Moje uczucia dla ciebie są bardzo głębokie i mam nadzieję, że dasz nam szansę.

Milczała.

Gino, słyszysz mnie? .

Skinęła, głową, wyswobodziła się z jego objęć, odwróciła i spojrzała mu w oczy.

Tak, Alex, słyszę cię. I doceniam twoją cierpliwość – powiedziała.

Zaskoczony patrzył, jak idzie pospiesznie ku drzwiom i czeka na niego w holu.

Jakie macie plany na popołudnie? – zapytała, starając się, żeby jej głos brzmiał rzeczowo. – Sporo gości poszło dziś na plażę. Mówią, że woda jest wspaniała.

Tak, ale Steffi zapomniała wziąć kostium. Myślałem, że pojedziemy do Kelowny po zakupy. Może kupimy jej też sprzęt do nurkowania.

Więc nie będzie was przez resztę dnia?

Prawdopodobnie. Zjemy kolację w mieście i może pójdziemy potem do kina. Jeśli znajdę coś, co ją zainteresuje... Słuchaj – dodał z rozjaśniona twarzą – wybierz się z nami.

Alex, nie uważam...

Daj się skusić – namawiał, ujmując jej ramię, kiedy zbliżali się do kuchni – Oderwiesz się od pracy i będziesz miała możność poznać Steffi. Proszę, Gino, zastanów się. Moglibyśmy Byli blisko kuchni, skąd wyraźnie dochodził głos Rogera. Usłyszeli, że o coś pyta, a potem dobiegła ich stłumiona odpowiedź Steffi.

Gina potrząsnęła głową w nagłej panice i odsunęła się od Alexa.

Mam coś do zrobienia na dworze – powiedziała krótko, spiesząc w stronę westybulu. – Bawcie się dobrze w mieście. Pewnie się zobaczymy rano.


Pół godziny później stała pod wierzbą płaczącą na podwórzu i patrzyła zza gałęzi, jak Alex i jego córka wsiadają do samochodu i wyjeżdżają z parkingu, kierując się w stronę autostrady.

Poczekała, aż znikną, udając, że przycina zwisające gałęzie nożycami, gdyby ktoś ją obserwował z któregoś z okien.

Wreszcie z bijącym sercem odłożyła nożyce na murek i sięgnęła do kieszeni po klucz, ściskając go w dłoni, pospieszyła przez cienisty trawnik i z uczuciem zawstydzenia otworzyła drzwi pokoju przy patio.

Szklane drzwi otworzyły się z łatwością. Gina wśliznęła się do środka, zamknęła drzwi i oparła się o nie, walcząc z kolejna falą mdłości. Po chwili poczuła się lepiej i rozejrzała dokoła.

Steffi najwyraźniej nie umiała szybko zdecydować, w co się ubrać na wycieczkę z ojcem do miasta. Pusta torba leżała na łóżku, a stosy bluzek i dżinsów były nieporządnie porozrzucane. Część została wywrócona na lewą stronę. Dziewczynka nie zdążyła jeszcze rozpakować większości rzeczy. Na podłodze stały dwie wypchane walizki.

Gina wiedziała, że to nie w porządku, że myszkuje w pokoju Steffi. Ale tak rozpaczliwie chciała poznać prawdę, a to był jedyny sposób.

Oderwała się od drzwi i weszła dalej do pokoju. Najwyraźniej torba zawierała większość skarbów Steffi, a także jej ulubione ubrania. Skórzane pudełko na biżuterię stało już na toaletce. Po obu jego stronach dziewczynka ustawiła fotografie w ozdobnych, złotych ramkach.

Jedna z nich przedstawiała młodego Alexa Coltona. Gina wzięła ją i ze smutkiem patrzyła na jego przystojna twarz, poważne spojrzenie i zmysłowe usta.

Wreszcie, prawie bojąc się spojrzeć, sięgnęła po drugą fotografię.

Janice Colton uśmiechała się do niej zza złotej ramki. Była delikatna, jasna i śliczna; wyglądała dokładnie tak jak przed niemal szesnastu laty.

Gina wydała krzyk rozpaczy i odstawiła zdjęcie z powrotem na toaletkę. Potykając się, podeszła do obitego kretonem fotela i usiadła, podciągając kolana i chowając w nich twarz. Jęknęła boleśnie, gdy zaczęła ją zalewać fala wspomnień...

Miała zaledwie dwadzieścia jeden lat, właśnie ukończyła studia i szukała pracy tego pięknego letniego dnia, kiedy poznała Janice Colton w Vancouverze.

Oczywiście Janice nie posługiwała się swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Przedstawiła się jako Joanne, a jej mąż miał na imię Al. Była prawniczką, a jej mąż uczył wychowania fizycznego w miejscowej szkole średniej.

Joanne i Al.

Sprawiali wrażenie normalnej, zdrowej pary z klasy średniej. Tacy ludzie mogli dać dziecku dom i miłość. Rozpaczliwie pragnęli dziecka...

Gina kiwała się w fotelu, tonąc we wspomnieniach, tak pełna smutku, że z trudem chwytała oddech.

To adwokat przedstawił ją Joanne. Gina znalazła się w jego biurze po tym, jak odpowiedziała na ogłoszenie zamieszczone w gazecie w Vancouverze.

Ciągle pamiętała jego treść:


Potrzeba ci dużo pieniędzy? Czy jesteś kimś specjalnym? Czy jesteś bystra, kompetentna, pełna pomysłów i zdrowa fizycznie? Czy uważasz się za silna i niezależna? Jeśli tak, mamy dla ciebie wyzwanie, interesujący kontrakt z wynagrodzeniem, które przekroczy twoje najśmielsze oczekiwania...

Gina siedziała w sypialni mieszkania swej ciotki, kiedy zobaczyła ogłoszenie. Przestudiowała je, zastanawiając się, o jaką pracę może chodzić.

Wynagrodzenie przekraczające najśmielsze oczekiwania. To prawda, jej marzenia były śmiałe. Marzyła o kupnie Edgewood Manor i prowadzeniu, własnego hotelu. Ale teraz marzenia legły w gruzach, bo trzeba było płacić olbrzymie rachunki za leczenie siostry.

Może to ogłoszenie było jakimś znakiem, ..

Gina wysłała list i życiorys na adres skrytki pocztowej podany w ogłoszeniu i czekała, mając nadzieję, że zostanie zaproszona na rozmowę.

Wreszcie, w dwa tygodnie później, zadzwoniła jakaś kobieta. Była tajemnicza i wymijająca.

Nic pani nie mogę powiedzieć na temat pracy – oznajmiła. – Będzie pani musiała porozmawiać z panem Harwoodem. On się tym zajmuje.

Biuro pana Harwooda było najbardziej luksusowym wnętrzem, jakie Gina kiedykolwiek widziała. Z podziwem patrzyła na zielona wykładzinę, tureckie dywany, ciężkie dębowe meble i oszklony bar.

Coś tu musi być nie w porządku, myślała zdenerwowana. To nie jej miejsce. Cóż ona mogła ofiarować tym ludziom, skoro nawet...

Panno Mitchell. Miło mi panią widzieć. Jestem John Harwood.

Przyglądał się Ginie z jawna przyjemnością, czymś w rodzaju szczerej aprobaty, co zbijało ją z tropu. Był niewysoki, łysiejący, z okrągłym brzuchem wypychającym pasek spodni drogiego garnituru. Jego ciemne oczy były żywe i bystre.

Pani podanie zrobiło na nas duże wrażenie – po wiedział.

Nie wiedziałam nawet, o co się ubiegam – odparła szczerze.. – Ale podanie napisałam z całą uczciwością. Mam dyplom z hotelarstwa, nie z prawa.

Wiemy o tym.

Usiadł za biurkiem i dalej jej się przyglądał.

Nie interesują nas szczególnie pani studia, panno Mitchell. Interesuje nas pani.

Zdenerwowanie Giny wzrosło.

Nie rozumiem. Jak możecie...

Podniósł dłoń, przerywając jej.

... – Zapewne nie odpowiedziałaby pani na nasze ogłoszenie, gdyby nie chciała pani zarobić dużej sumy pieniędzy. Dlaczego potrzebne są pani pieniądze, panno Mitchell?

Mojej matce potrzebne jest pięćdziesiąt tysięcy dolarów, żeby zapłacić za leczenie mojej młodszej siostry. Odziedziczyłam pewna sumę po babce, kiedy skończyłam dwadzieścia jeden lat, to jednak nie wystarczy.

Adwokat robił sympatyczne wrażenie, więc Gina opowiedziała mu szczegółowo o wypadku Claudii, kosztownej operacji i tym, że matka nie miała ubezpieczenia.

Więc potrzebuje pani tych pieniędzy z powodów czysto altruistycznych? – zapytał wreszcie nadal przyglądając jej się uważnie. – Nie chce pani niczego dla siebie?

Odprężyła się trochę, opowiadając mu o Edgewood Manor, zapuszczonym starym domostwie nad jeziorem Okanagan, o którego kupnie i remoncie marzyła.

Ale rozmyśliła się pani co do hotelu?

To było moje marzenie przed... wypadkiem Claudii. Teraz muszę oddać matce cały spadek i jakoś znaleźć dodatkowe dwadzieścia tysięcy.

Przyglądał jej się w zamyśleniu;

Ma pani dwadzieścia jeden lat? Skinęła głową.

Moje urodziny były w czerwcu.

A gdybym pani powiedział, Gino, że mogłaby pani zarobić dosyć, żeby zapłacić za leczenie siostry i mieć na wpłatę na hotel, oddając jednocześnie wielką usługę wartościowym ludziom?

Jakim sposobem?

Jeśli uda nam się ustalić szczegóły, moi klienci będą gotowi wypłacić pani siedemdziesiąt tysięcy dolarów za jednorazowy kontrakt. Czy to by panią interesowało?

Gina otworzyła usta ze zdumienia.

Ale... nie rozumiem. Jakiego rodzaju kontrakt? Co miałabym zrobić?

Coś – odparł z uśmiechem – do czego ma pani doskonałe warunki.

Nagle zaniepokojona, Gina wstała i skierowała się w stronę drzwi.

Chyba niepotrzebnie zabieramy sobie nawzajem czas, proszę pana.

Proszę mnie posłuchać przez minutę, panno Mitchell. Proszę usiąść, a ja przedstawię pani sprawę Kiedy jej wszystko powiedział, Ginie zakręciło się w głowie i musiała się przytrzymać poręczy fotela . Patrzyła na adwokata z niedowierzaniem, szukając słów. Chcecie, żebym urodziła temu mężczyźnie dziecko? A potem oddała je jemu i jego żonie?

Proszę, niech pani nie będzie taka przerażona – powiedział łagodnie. – To nie jest nieprawdopodobna propozycja. Prawdę mówiąc takie rzeczy są na porządku dziennym.

Ale ja bym nie mogłam Nie wiem jak bym zdołała...

Wstała ponownie, przyciskając torebkę do piersi.

Jeśli rozważenie naszej propozycji jest dla pani niemożliwe – powiedział uprzejmie adwokat – to nasza rozmowa jest skończona. Czy przyjechała pani samochodem?

Nie mam samochodu – wyjąkała. – Przyjechałam autobusem.

Odwieziemy panią do domu – powiedział, podnosząc słuchawkę i uśmiechając się do niej. – Dziękuję za czas, jaki mi pani poświęciła.

Proszę zaczekać.

Opadła z powrotem na fotel, zaróżowiona z przejęcia. Adwokat popatrzył na nią zaniepokojony i powoli odłożył słuchawkę.

Tak, panno Mitchell?

W jaki sposób... Czy będę musiała...

Zadrżała, po czym opanowała się.

Czy będę musiała spać z tym człowiekiem? Żeby zajść w ciążę?

Uśmiechnął się, ale kiedy spotkał jej wzrok, natychmiast spoważniał, – Ależ nie. Ciąża będzie wynikiem sztucznego zapłodnienia. Nigdy, w żadnym momencie, nie pozna pani ani nie zobaczy ojca dziecka. Wszystko będzie załatwiała matka.

Czy nie ja będę matką?

W tym wypadku nie – odparł spokojnie, – Prawdziwą matką jest moja klientka. Ma zamiar towarzyszyć pani przez całą ciążę, włącznie z porodem, i zaraz potem zabierze dziecko do domu.

Pozostawiając mi siedemdziesiąt tysięcy dolarów?

Po zajściu w ciążę dostanie pani dwadzieścia tysięcy. Myślę, że w połączeniu ze spadkiem wystarczy to na pokrycie kosztów leczenia pani siostry. Następne dwadzieścia tysięcy będzie wypłacone po szóstym miesiącu, a reszta po rozwiązaniu. Ponadto podczas ciąży będą pokryte wszystkie pani wydatki i będzie pani pod stałą opieką lekarską.

Tym się zajmie ta kobieta?

I lekarz, którego wybierze. I moje biuro naturalnie. Będziemy sobie bardzo brać do serca pani wygodę i samopoczucie.

Gina pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć w propozycję. Jeszcze bardziej niewiarygodne było to, że zastanawia się nad nią.

Znikną wszystkie zmartwienia matki, Claudia będzie miała zapewnione leczenie i terapię, a reszta pieniędzy pozwoli jej kupić Edgewood Manor. A w zamian da jedyna, życiową szansę bezdzietnej parze.

Dlaczego sami nie mogą mieć dziecka? – zapytała. – Co im jest?

Możliwe, że żona ma wadliwy gen, który mogłaby przekazać dziecku. Są zbyt odpowiedzialni, żeby podjąć takie ryzyko, mimo , że jest ono minimalne. To mili i nadzwyczaj moralni ludzie, Gino.

Jakiego rodzaju wadliwy gen?

Powodujący rzadką neurologiczna chorobę, zazwyczaj w późniejszym wieku. Więc nawet jeśli ta kobieta ma ten gen, nie przeszkodzi jej to być doskonałą matką.

A on? Mąż?

To bardzo inteligentny człowiek – powiedział adwokat gładko. – Oboje pracują zawodowo i są w dobrej sytuacji finansowej.

Muszą być – zauważyła Gina – jeżeli są w stanie zapłacić siedemdziesiąt tysięcy dolarów za dziecko.

Rodzina żony jest bardzo zamożna. Mam wrażenie; że to ona zajmie się stroną finansową przedsięwzięcia. Rozpaczliwie pragnie dziecka. Mogę panią zapewnić, że będzie ono miało wspaniałą rodzinę.

Gina bawiła się skórzanym wisiorkiem przy torebce, patrząc w milczeniu przez okno.

Jak się nazywają? – zapytała wreszcie.

Nie mogę pani podać ich pełnych nazwisk. Przez cały czas musi być zachowana dyskrecja W stosunku do każdej ze stron. Dla pani nazywają się Joanne i Al.

I nigdy nie poznam Ala, tak? – zapytała ostrożnie. – Będę rozmawiać tylko z Joanne?

Czy rozważa pani tę propozycję, panno Mitchell?

Patrzyła na niego w milczeniu szeroko otwartymi oczami, pełnymi zakłopotania.

Tak – powiedziała wreszcie. – Myślę, że może tak.

Niedługo potem Gina została przedstawiona kobiecie, którą miała znać jako Joanne. We dwie wyruszyły w podróż, która cały czas wydawała się Ginie nieprawdopodobna, ilekroć o niej myślała.

Ale każda niezwykła sytuacja stopniowo staje się mniej dziwna, końcu wszystko zamieniło się w twórczy projekt, wyzwanie absorbujące jej myśli i uwagę.

Minęły trzy długie miesiące, pełne napięcia, zanim powiodło się sztuczne zapłodnienie. Joanne była obecna przy każdej próbie, pocieszając Ginę, kiedy się bała, dodając jej otuchy, kiedy badania wykazywały kolejna porażkę.

Choć była starsza i miała o wiele więcej, doświadczenia, delikatna blondynka stała się niemal jej przyjaciółką, kimś, z kim Gina mogła z łatwością rozmawiać. Tylko czasem onieśmielała ją żelazna wola Joanne, determinacja, z jaką pragnęła dziecka.

Na początku grudnia Gina wreszcie straciła okres. Joanne była nieprzytomna z podniecenia. Kiedy wyniki testu okazały się pozytywne, Joanne uściskała Ginę i płakała, dziękując za najcudowniejszy prezent, jaki dostała w życiu.

Gina. wysłała matce pięćdziesiąt tysięcy dolarów mówiąc jedynie, że spadek po babce okazał się większy, niż się spodziewały. Łzy ulgi i wdzięczności niemal wystarczyły, żeby rozproszyć wątpliwości Giny na temat tego, czego się podjęła.

Wprowadziła się do wygodnego mieszkania, które znaleźli Joannę z mężem, i czekała. Zapisała się na zimowy semestr na uniwersytecie na dodatkowe kursy zarządzania i hotelarstwa.

Wreszcie otrzymała zapewnienie z banku, że jeśli do lata będzie miała wystarczające fundusze, dostanie pożyczkę hipoteczna na zakup Edgewood Manor. Myśl o dziecku była ciągle nierealna, a stare wiktoriańskie domostwo stawało się coraz silniejszą obsesją.

Uczucia Giny na temat ciąży nie kłopotały jej aż do pewnego ranka wczesna wiosna, kiedy po raz pierwszy poczuła ruchy dziecka.

Leżała w łóżku, patrząc na delikatne zielone pączki za oknem i trzymając rękę na swym powiększonym brzuchu ze zdumieniem i rodzajem przestrachu. Jakoś nigdy nie pozwoliła sobie na myśl, że oto w niej rozwija się istota ludzka, żywa, odrębna. Badanie, które zamówiła Joanne, wykazało, że dziecko jest dziewczynką, zdrową i normalna.

Gina poczuła lekkie poruszenie. Wyobraziła sobie, że jej dziecko pływa w swym podwodnym świecie, bezpiecznym i ciepłym, zamkniętym w ciele matki.

Poczuła kolejny ruch, może kopnięcie maleńkiej stopy? Jej serce wypełniło się wzruszeniem, a do oczu napłynęły łzy. To jest jej dziecko – nie, nie jej. To jest dziecko Joanne. Joanne jest jego matką.

Ale ja cię kocham – szepnęła, a jej głos przeszedł w szloch. – Nigdy się tego nie dowiesz, moje kochanie, ale bardzo cię kocham.

Długo płakała w miękkim, szarym świetle świtu. Wreszcie wstała i wzięła fotografie Edgewood Manor. Otarła oczy i otworzyła album, zmuszając się do skupienia na tym, czego chciała najbardziej.

Po tej chwili rozdzierającego smutku zabroniła sobie myśleć o dziecku, mówić do niego czy wyobrażać sobie, jak wygląda. Ruchy wewnątrz niej stawały się silniejsze i energiczniejsze, ale starała się nie zwracać na nie uwagi.

W miarę jak ciąża postępowała, Joanne była coraz bardziej podniecona. Często przychodziła do mieszkania i kładła jasna głowę na brzuchu Giny, żeby czuć i słyszeć poruszenia dziecka.

Chciałabym, żebyś nie musiała przez to przechodzić – powiedziała z uczuciem podczas długich, ciągnących się w nieskończoność letnich miesięcy. – Gdyby to było możliwe, zdjęłabym ż ciebie ten ciężar.

Wiem – Nie będzie tak przez całe lato. Poczujesz się znacznie lepiej, kiedy dziecko się już ustawi we właściwej pozycji.

Joanne wiedziała wszystko o ciąży. Większość wolnego czasu spędzała studiując książki medyczne, żeby wiedzieć, co się dzieje w ciele Giny.

A kiedy to się stanie? – zapytała Gina.

Już niedługo – obiecała Joanne. – Przy kolejnych ciążach dzieje się to tuż przed porodem. Ale przy – pierwszym dziecku płód może zejść do kanału porodowego nawet na miesiąc przed rozwiązaniem. Czy to nie ekscytujące?

Owszem – odparła Gina, patrząc ponuro na swój wielki brzuch. – Chcę, żeby już było po wszystkim.

Będzie.

Joanne uściskała ją i przygładziła jej włosy.

Czy chciałabyś pojechać dokądś na wakacje na te ostatnie kilka tygodni, żeby skrócić czas oczekiwania? Może mogłybyśmy wynająć coś nad wodą.

Gina potrząsnęła głową; czuła się zawstydzona.

Nie, Joanne. Nie miałam zamiaru narzekać. Przestanę o tym myśleć i skoncentruję się na pracy. Mam mnóstwo rzeczy do zrobienia.

Była bliska zostania właścicielką Edgewood Manor. Potrzebna jej była tylko ostatnia wpłata po urodzeniu dziecka, żeby dostać pożyczkę. Claudia chodziła na rehabilitację i czuła się coraz lepiej. Matka pozbyła się długów i znów zajęła się swą ukochana chemią, a Joanne była nieprzytomna z podniecenia w związku ze zbliżającym się porodem.

Wszystko szło dobrze. W sierpniu będzie wolna, jej ciało będzie znowu należało do niej.

I będę szczęśliwa, powiedziała sobie z przekonaniem. Będę szczęśliwa tak jak wszyscy inni.

Była zajęta planami remontu hotelu. Dni mijały jej na przeglądaniu kosztorysów, rozplanowywaniu pięter, studiowaniu katalogów i książek o restaurowaniu zabytkowych wnętrz.

Joanne przeglądała leniwie książki na biurku Giny.

Ależ ty jesteś dzielna – szepnęła. – Naprawdę mi imponujesz, Gino.

Ja? – zapytała zdziwiona, układając się wygodniej na łóżku. – A cóż takiego jest we mnie?

Jesteś zdolna i zdecydowana. Nie mogę sobie wyobrazić nikogo, a zwłaszcza tak młodego jak ty, kto byłby w stanie kupić i odnowić to stare domostwo.

Tak myślisz? Uważasz, że jestem zdecydowana? Joanne, przecież to ty jesteś chyba najbardziej zdecydowana osobą na świecie.

Szczupła blondynka poklepała jej wypukły brzuch z serdecznością i poczuciem własności.

Przyznaję – powiedziała. – Chciałam tego dziecka i byłam gotowa poruszyć niebo i ziemię, żeby je mieć.

Gina odwróciła wzrok.

A twój mąż? – zapytała, skupiając się na trzymanym w ręku kartoniku z lodami.

Co masz na myśli?

Joanne podeszła znowu do biurka i wzięła plik próbek tkanin, przyglądając im się z roztargnieniem.

Czy jest tak przejęty dzieckiem jak ty?

Oczywiście, że tak. Przecież to jego dziecko. Zapadła niezręczna cisza. Nigdy nie rozmawiały o tym, że dziecko, które nosiła Gina, jest biologicznym dzieckiem męża Joanne. Gina czuła instynktownie, że dla Joanne bolesne było to, że jest fizycznie odcięta od cudu poczęcia nowego życia.

Czasem zastanawiała się, jaki on jest, ten pozostający w cieniu mężczyzna, o którym wiedziała, że ma na imię Al. Czy jest wysoki, czy niski, ciemno, czy jasnowłosy, wesoły czy poważny? Czy dziecko będzie podobne do niego, czy też będzie wyglądało jak ona, Gina?

Ale oczywiście nigdy się nie dowie, bo Joanne nie mówiła o swoim mężu. Adwokat powiedział Ginie, że Al nic nie wie o niej, zastępczej matce, oprócz tego, że jest młoda i zdrowa. Nawet nie zna jej imienia.

Joanne obsesyjnie pragnęła, by jej mąż był całkowicie odcięty od matki ich dziecka. Gina wiedziała od adwokata, że Joanne boi się, że gdyby jej mąż dowiedział się, kim ona jest, cała tajemnica wyszłaby na jaw, zagrażając adopcji.

Gina odstawiła pusty kartonik na stolik przy łóżku.

W porządku, Joanne. Naprawdę wszystko jest w porządku.

O czym mówisz? – zapytała Joanne, odwracając się, żeby na nią spojrzeć.

Nie musisz się o mnie martwić. Podpisałam papiery u pana Harwooda, obiecując, że nigdy nie będę się starała dowiedzieć, kim jesteście; ani nie będę szukać kontaktu z tobą i twoją rodzina. Ale nawet gdyby nie było tych papierów, możesz na mnie liczyć.

Joanne usiadła na brzegu łóżka. Na jej twarzy malowała się troska.

Myślę o tym czasem – wyznała. – Nie śpię w nocy i myślę, co bym zrobiła, gdybyś zdecydowała, że chcesz zatrzymać dziecko. Myślę o tym, że nas szukasz, żeby dostać opiekę nad dzieckiem.

Gina poklepała japo ramieniu.

Nie martw się – powtórzyła. – Proszę cię, Joanne. Wiedziałam dobrze, co robię i wiesz, dlaczego to robię. Wywiążę się ze swojej części umowy aż do śmierci, bez względu na to, co się stanie. Po urodzeniu dziecka nie będę miała nic wspólnego z tobą ani twoją rodzina. I przysięgam, że nigdy nie wystąpię z żadnymi żądaniami.

W oczach Joannę zabłysły łzy.

Obiecujesz, Gino? – zapytała z napięciem. – Naprawdę, naprawdę obiecujesz?

Naprawdę, naprawdę obiecuję – powiedziała Gina uroczyście.

W sierpniu Joanne zaczęła spędzać prawie cały czas z Gina. Kiedy musiała wyjść, zostawiała listę z numerami telefonów, żeby w każdej chwili można się było z nią skontaktować.

Podczas gdy Gina robiła się coraz większa, Joanne chudła ze zdenerwowania i oczekiwania.

Zamieniasz się w cień – powiedziała jej Gina, podnosząc się z łóżka i idąc do łazienki. – Jeśli dziecko będzie przenoszone, pewnie w ogóle znikniesz.

G Boże! Nie mów tak. Nie zniosę tego, jeśli będzie przenoszone, Joanne spędziła noc na kanapie pod oknem i nadal leżała pod stosem koców. Uniosła firankę i popatrzyła ponuro na kwiaty w ogrodzie.

Już prawie postradałam zmysły – dodała. – Mam wrażenie, że to lato trwa dłużej niż rok. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak ty się musisz czuć.

Gina zatrzymała się w drzwiach, patrząc na nią.

Czy twojemu mężowi cię nie brakuje? Praktycznie cały czas jesteś ze mną. Musi się czuć osamotniony.

Joanne potrząsnęła głową i opuściła firankę.

Razem z grupą nauczycieli pojechał ze studentami w Góry Skaliste. Ale codziennie dzwoni i wróci natychmiast, jak nasze dziecko się urodzi.

Gina zamknęła za sobą drzwi łazienki, oparła się o nie ze zmęczenia, po czym zaczęła odpinać guziki koszuli nocnej.

W chwilę potem otworzyła drzwi i wyjrzała, drżąc z niepokoju.

Joanne – szepnęła.

Tak, kochanie?

Joanne zerwała się natychmiast z kanapy i podbiegła do niej.

Co się stało?

Chyba się zaczyna.

Przez długą chwilę patrzyły na siebie ze strachem. Gina niewiele pamiętała z tego ostatniego dnia poza tym, że Joannę była przy niej bez przerwy, mierząc czas między skurczami, pomagając jej spakować rzeczy do szpitala, dodając otuchy, kiedy czuła się zmęczona i ogarniał ją strach.

Zgłosiły się do szpitala tuż po szóstej po południu i od razu skierowano je do sali porodowej. Joanne stała nad łóżkiem Giny, trzymała ją za rękę i szeptała do niej, przynosiła jej lód, odgarniała włosy z czoła i pomagała oddychać we właściwy sposób.

Personel szpitalny najwyraźniej był świadomy całej sytuacji. Byli spokojni i tolerancyjni i pozwalali Joanne stać obok, choć Gina chwilami zastanawiała się, czy nie dostrzega błysku dezaprobaty w oczach starszych pielęgniarek.

Ale wkrótce nie była świadoma niczego poza morzem bólu i mocnymi rękami, nie pozwalającymi jej utonąć.

Trzymaj się, skarbie – mówił jakiś daleki głos.

Jeszcze trochę. Doskonale.

Boli. Bardzo...

Wiem, kochanie. Wiem. Jesteś taka dzielna. Przyszła ostatnia fala bólu, taka straszna, że Gina wiedziała, że jej ciało nie zniesie więcej. A potem było po wszystkim i w pokoju zapanowała cisza i spokój. W chwilę potem rozległ się głośny płacz.

To ona – szepnęła Joanne z twarzą mokrą od łez.

To nasze dziecko, Gino. Płacze.

Gina uniosła się, żeby spojrzeć na niemowlę, po czym opadła na łóżko i odwróciła głowę.

Joanne przeszła przez pokój. Nadal miała na sobie fartuch, a na twarzy maskę. Wzięła z rąk pielęgniarki owinięte w koc zawiniątko i czule je przytuliła.

Widząc, jak Joanne bierze dziecko w ramiona, Gina zrozumiała ostatecznie, że ból nie minął. Najgorsze było jeszcze przed nią, przez wszystkie ciemne noce i długie lata jej życia. Ale było za późno. Za późno, żeby cokolwiek zmienić. Joanne podeszła do niej z dzieckiem w ramionach.

Zawinęła je w różowy kocyk, tak żeby Gina nie mogła zobaczyć jego twarzy.

Dziękuję ci, Gino – szepnęła. – kocham cię i nie zapomnę, jak długo będę żyła.

Potem niemal wybiegła z sali.

Gina szybko przyszła do siebie po porodzie i wróciła do mieszkania, żeby spakować rzeczy. Odebrała ostatnią ratę wraz z dużą premią, której się nie spodziewała, i wyjechała z Vancouveru do Azure Bay.

Wszystkie sprawy finansowe załatwiał adwokat. Po tej ostatniej krótkiej chwili na sali porodowej Gina nigdy więcej nie zobaczyła Joanne.

Przynajmniej, powiedziała sobie, aż do dzisiejszego dnia, kiedy twarz Joanne uśmiechnęła się do niej z fotografii w złotej ramce na toaletce Steffi Colton.




Rozdział 9


Nad jeziorem była spora grupa dzieci. Rozpryskiwały wodę i krzyczały, trzymając się tratwy zrobionej z ciężkich, powiązanych razem bali.

Hej, Steffi! – zawołał drwiąco jeden z chłopców, odgarniając mokre włosy z oczu. – Dlaczego nie popływasz z nami, mięczaku? Założę się, że nie umiesz.

Steffi siedziała na brzegu pod rozłożystym klonem. Teraz odłożyła książkę i spojrzała na chłopca.

Dzieci w hotelu są takie głupie. Przede wszystkim większość jest młodsza od Steffi i zachowuje się dziecinnie. Ale było w nich coś, co bulwersowało ją jeszcze bardziej: fakt, że wszystkie miały normalne rodziny. Matkę i ojca, może jeszcze brata albo siostrę.

Nie zwracała uwagi na ich krzyki. Oparła głowę o pień drzewa.

Kiedyś, dawno temu, zanim jej matka zachorowała, Steffi też miała normalna rodzinę. Kiedy była mała, najbardziej że wszystkiego lubiła iść między rodzicami i trzymać ich za ręce. Kiedy trafiała się kałuża albo szpara w chodniku, podnosili ją ze śmiechem i huśtali w powietrzu, a potem znowu stawiali na ziemi.

Jakie to było cudowne, to poczucie równowagi i całkowitego bezpieczeństwa. Z każdej strony jedno z rodziców, pełne siły, unoszące ją w powietrzu jak piórko.

Steffi nie umie pływać! – zawołała z wody jedna z dziewczynek;

Steffi popatrzyła na nią z niesmakiem.

Żadne z tych dzieci nic nie wie. Wszystkie mają ojców i matki, czekających na nie w hotelu, i masę przyjaciół, z którymi mogą się bawić. Nie wiedzą, co to znaczy przez lata mieszkać w domu, który bardziej przypomina szpital. Nigdy nie widziały, jak umiera człowiek, którego się kocha i na którym się polega.

Ale przede wszystkim nie wiedziały, co to znaczy nosić w swoim ciele coś straszliwego, coś, co cię zabije tak samo, jak zabiło twoją matkę.

Steffi nie umie pływać! – powtórzył się krzyk jak echo.

Czy ich nigdy nie zmęczy własna głupota?

Steffi wstała gniewnie, ściągnęła przez głowę koszulkę i zrzuciła szorty, odtrącając je nogą na bok. Miała na sobie obcisły żółty kostium, który kupił jej ojciec.

Kilku chłopców gwizdnęło nieporadnie, ale reszta patrzyła w nerwowej ciszy, jak Steffi wchodzi na skały, stoi przez chwilę nieruchomo na tle nieba, po czym skacze łukiem do wody.

Wynurzyła się w sporej odległości od skał i bez wysiłku popłynęła crawlem, kierując się ku przeciwległemu brzegowi jeziora.

Dzieci wymieniły spojrzenia pełne niedowierzania i z rosnącym strachem patrzyły na jej rudą głowę, coraz mniejszą na tle jeziora.

Steffi nie była świadoma publiczności. Poruszała się w wodzie powolnymi, silnymi ruchami, wynurzając regularnie twarz, żeby wziąć głęboki oddech, rytmicznie, tak jak ją uczono. Drugi brzeg nadal wydawał się niemożliwie odległy; przypominał zieloną kreskę narysowaną ołówkiem. Była pewna, że do niego dopłynie.

Prawdę mówiąc, mało ją obchodziło, czy sobie poradzi.

Często prześladowały ją czarne myśli, szczególnie późno w nocy. Pojawiała się na przykład myśl, że można by odpocząć, zagubiwszy się w wodach jeziora, albo rzucić się z urwiska i roztrzaskać o skały, albo wykraść pigułki z apteczki ojca i połknąć ich tyle, żeby zasnąć na zawsze.

Nie musiałaby wówczas żyć w strachu, jaki dawała jej świadomość, że odziedziczyła po matce tę straszną chorobę, i zastanawiać się, kiedy zaatakuje.

Steffi płynęła i płynęła, poruszając się w wodzie jak smukła, złocista ryba. Zaczynała odczuwać zmęczenie, kiedy nagle woda zrobiła się cieplejsza i dziewczynka zorientowała się, że jest już płytko.

Odwróciła się i leniwie płynęła na plecach, pozwalając słońcu świecić sobie w twarz. Wreszcie stanęła i wyszła na brzeg, odrzucając do tyłu swe długie, rude włosy i rozglądając się wokół z zainteresowaniem.

Po drugiej stronie jeziora widziała masywna bryłę Edgewood Manor. Z daleka wyglądał jak zabawką. Dzieci przy starej, szarej tratwie przypominały kolorowe punkciki.

Odwróciła się i popatrzyła za siebie. Gdzieś ponad plażą, na zalesionych wzgórzach była autostradą; z oddali dochodził słaby odgłos przejeżdżających samochodów. Poza tym ta strona jeziora była cicha, przyjemnie pusta.

Miłe jest poczucie samotności i odizolowania.

Gina Mitchell, właścicielka hotelu, powiedziała, że wzgórza tutaj porasta nieprzebyty las, pełen niedźwiedzi, kuguarów i głębokich, zdradliwych mokradeł.

Co roku gubią się tam ludzie – mówił jej Roger poprzedniego dnia, kiedy pomagała mu zrywać morele na dżem. – To dość dzika okolica. Poza szosą wzdłuż jeziora nie ma żadnych dróg. Nie ma nawet szlaków.

Co się dzieje z ludźmi, którzy się zgubili? – zapytała Steffi.

Czasem myśliwi po latach znajdują kawałki szkieletu albo resztki ubrania. Najczęściej jednak znikają bez śladu.

Steffi spojrzała na las, na gęstą ścianę drzew i straszną czarną otchłań pod ich zwisającymi gałęziami.

Coś ją przyzywało i pociągało, sprawiało, że pragnęła zanurzyć się w tej czarnej otchłani i zniknąć na zawsze. Podobała jej się myśl o całkowitym zniknięciu, tak żeby nikt nigdy nie znalazł jej śladu. Wydawało jej się to nieskończenie lepsze niż czekanie, aż umrze, bojąc się cały czas.

Odwróciła się wreszcie niechętnie i znów popatrzyła na Edgewood Manor. Tam był jej ojciec i jest mu potrzebna. Był naprawdę silnym człowiekiem, lecz nawet on nie przeżyłby utraty żony i córki w ciągu kilku miesięcy.

Gdyby jej nie miał, byłby zupełnie sam.

Steffi wahała się przez chwilę, po czym weszła do jeziora. Woda pluskała wokół jej ud. Dziewczynka odetchnęła głęboko kilka razy, zanurzyła się w niej i popłynęła Z powrotem.

Gina robi wspaniałe muszki do łowienia ryb. Mogłaby je doskonale sprzedawać, gdyby zdecydowała się otworzyć sklep w mieście.

Poważnie?

Alex siedział na miejscu pasażera, a Roger prowadził hotelową ciężarówkę w stronę plaży.

Roger skinął głową i spojrzał w lusterko, cofając się przy brzegu. Uruchomił system hydrauliczny, który uniósł i przechylił tył ciężarówki.

Gina jest zadziwiającą kobietą – powiedział Alex w zamyśleniu. – Naprawdę zadziwiającą.

To prawda.

Roger otworzył drzwiczki i uśmiechnął się do Alexa przez ramię.

Chodź, pora wziąć się za łopatę.

Po trzech dniach wożenia piasku Alex wiedział już, co ma robić. Wysiadł i okrążywszy ciężarówkę, wdrapał się na, jej tył, gdzie leżał ciężki ładunek piasku. Roger podał mu łopatę.

Gotowy? – zawołał Roger z dołu.

Gotowy! – odkrzyknął Alex, trzymając się jedną ręką bocznych, desek. – Otwieraj.

Roger otworzył klapę w tyle ciężarówki i piasek zaczął się wysypywać strumieniem, popychany energicznie łopatą Alexa. Roger włączył silnik i prowadził ciężarówkę wolno wzdłuż wody Kiedy wysypali cały piasek, Alex zeskoczył na plażę. Roger zaparkował i wrócił z drugą łopatą. Praco – wali zgodnie, rozrzucając piasek po plaży i rozmawiając o książkach, muzyce i polityce.

Roger zatrzymał się, oparł o łopatę i uśmiechnął do Alexa.

Wiesz, Alex, jak na nauczyciela akademickiego całkiem niezły z ciebie robotnik.

Alex nie przerywał pracy. Wysiłek fizyczny, spokój, cisza i ciepło słońca na plecach sprawiały mu przyjemność.

Rozumiem, dlaczego porzuciłeś pracę i zostałeś tutaj . – powiedział. – Chwilami odczuwam pokusę, żeby zrobić to samo.

Roger spojrzał na niego uważnie. – Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł – odparł. – Moje miejsce jest już zajęte, a Ginie chyba nie potrzeba dwóch pracowników.

Nie jestem pewien, czy Gina wie, czego jej potrzeba – stwierdził spokojnie Alex, a jego towarzysz posłał mu kolejne uważne spojrzenie. – Gina nie jest taka jak inne kobiety – podjął Roger po chwili milczenia. – Zawsze była.

Przerwało mu zamieszanie w części plaży, gdzie pływały dzieci. Gina przybiegła z hotelu i stała nad brzegiem wody w towarzystwie dwóch małych dziewczynek w kostiumach kąpielowych. Dzieci mówiły coś i gestykulowały z przejęciem.

Alex! Roger! – zawołała Gina – Chodźcie tu!

Zaniepokojeni paniką w głosie Giny, obaj mężczyźni porzucili łopaty i podbiegli do niej.

Steffi jest tam, w wodzie – zwróciła się do Alexa jedna z dziewczynek. – Przepłynęła całe jezioro. Teraz płynie z powrotem.

Spojrzał na przerażone dziecko a potem na lśniącą taflę jeziora. Dostrzegł zarys głowy swej córki, który się przybliżał, i leniwe ruchy jej ramion.

Musimy wziąć łódź i wypłynąć po nią – zawołała Gina, szukając nerwowo w kieszeniach. – Roger, czy wiesz, gdzie jest klucz? Nie mogę...

Alex podszedł do Giny i położył dłoń na jej ramieniu.

Bez paniki – powiedział. – Wszystko jest w porządku. Zobacz, jak rytmicznie płynie. Jej ruchy nie słabną.

Ale dzieci mówiły, że kilka minut temu przepłynęła całe jezioro. Alex, ona musi być wyczerpana. Nie możemy ryzykować.

Uśmiechnął się i potrząsnął głową.

Na ile znam swoją córkę, byłaby wściekła, gdybyśmy po nią wypłynęli. Płynęłaby po prostu dalej, a my za nią.

Przynajmniej bylibyśmy obok, gdyby miała jakieś problemy. A jeśli złapie ją. skurcz?

To wtedy weźmiemy łódkę. Gino, Steffi pływa od trzeciego miesiąca życia. Wie wszystko na temat bezpiecznego zachowania w wodzie.

Gina i Roger stali obok niego wraz z grupą dzieci które zebrały się na brzegu. Wszyscy wstrzymali oddech, podczas gdy Steffi zbliżała się do brzegu, miarowo pracując ramionami.

Nie wiem, jak możesz to wytrzymać – szepnęła Gina. – Przeraża mnie myśl, że przepłynęła taki kawał, – Często i mnie przeraża – wyznał Alex, obserwując córkę. – Jak się jest rodzicem, jedna z najtrudniejszych, rzeczy jest zdecydowanie, kiedy ingerować, a kiedy nie. Ciągle jeszcze nie bardzo mi to wychodzi.

Steffi była niemal przy brzegu. Zrobiła jeszcze kilka ruchów i zatrzymała się i zaczęła iść w kierunku plaży. Stanęła na chwilę i zgięła się wpół, żeby uspokoić oddech. Woda spływała z jej szczupłego ciała i splątanych włosów.

Wreszcie wyprostowała się i rzuciła krótkie, pogardliwe spojrzenie stojącej w milczeniu na plaży grupie dzieci i dorosłych. Potem skierowała się w stronę klonu, wzięła książkę i ubranie i poszła do hotelu.

Roger odchrząknął niepewnie.

Muszę się zbierać do miasta. Jest jeszcze jeden ładunek piasku do zabrania. Jedziesz, Alex?

Tym razem nie. Zostanę tutaj i skończę rozrzucać to, co przywieźliśmy.

W porządku.

Roger poszedł w stronę ciężarówki. Dzieci, krzycząc i popychając się nawzajem, skierowały się do hotelu na podwieczorek z ciastkami.

Gina i Alex zostali sami.

Nadal sprawiała wrażenie wstrząśniętej. Była tak bladą że piegi odcinały się ostro od jej kości policzkowych.

Dobrze się czujesz? zapytał Alex, obejmując ją ramieniem.

Nie jestem pewna.

Napięła się pod wpływem jego dotyku, ale pozwoliła mu się poprowadzić w cień klonu.

Alex usiadł na piasku i pociągnął ją do siebie.

Odpocznij i porozmawiaj ze mną chwilę.

Spojrzała na jego dżinsy oraz oklejone piaskiem ciężkie buty i spróbowała się uśmiechnąć.

Czy nie miałeś przypadkiem rozrzucać piasku?

Nawet niepłatni robotnicy mają przerwy. Gina spojrzała na spokojna powierzchnię wody.

To było przerażające – szepnęła. – Przepłynąć całe jezioro tam i z powrotem. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiła.

Ja nie mogę uwierzyć w różne rzeczy, które ostatnio robi.

Podniósł opadły liść i wygładzał go w palcach.

Steffi, i ja potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim pod słońcem. Teraz jest między nami jakaś wielka ściana i nie wiem, jak przez nią przejść.

Gina milczała tak długo, że zastanawiał się o czym myśli.

Powiedziałeś mi kiedyś, że Steffi jest adoptowana, prawda?

Tak.

Nie było to tak zupełnie kłamstwem. Po urodzeniu Steffi musieli wypełnić papiery adopcyjne. Gina ciągle patrzyła na jezioro.

Czy ona wie?

Chodzi ci o to, czy wie, że jest adoptowana?

Tak.

Potrząsnął głową, zastanawiając się, co by pomyślała, gdyby powiedział jej całą prawdę.

I jak wyjaśnić to wszystko Steffi? Oczywiście dziecko ma prawo wiedzieć, że jest adoptowane, ale jak by Steffi poradziła sobie z faktem, że jej biologiczna matka została wynajęta jak zwierzę hodowlane i zapłodniona sztucznie spermą jej ojca? W jakim momencie życia można wyjawić dziecku taką prawdę? – Janice nigdy nie chciała, żeby Steffi się dowiedziała powiedział wreszcie. – Obsesyjnie starała się utrzymać ją z dala od prawdy. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo ją kochała.

Ale czy Steffi nie ma prawa znać prawdy o sobie? – Janice wymogła na mnie obietnicę, że jej nie powiem, dopóki nie będzie dorosła. Kiedy zachorowała, nie mogłem złamać przyrzeczenia. A teraz, kiedy Steffi tak bardzo przeżywa jej śmierć, byłoby jej jeszcze ciężej, gdyby się dowiedziała, że Janice nie była jej naturalna matką. To byłaby kolejna strata.

Gina wolno skinęła głową.

Rozumiem, co czujesz, a jednak...

Alex bawił się liściem, pragnąc, żeby Gina porzuciła ten temat. Nigdy tego nie zrozumie, chyba żeby znała wszystkie szczegóły. Ale jak mógł jej wyjawić prawdę, skoro ani słowa nie powiedział Steffi?

Wiesz, to zabawne – powiedziała. – Chodzi mi o Steffi.

Co masz na myśli?

Jej wygląd. Gdybyś mi nie powiedział, że jest adoptowana, przysięgłabym, że to twoje dziecko. Ma usta dokładnie takie jak ty.

Alex wstrzymał oddech. Gina nadal patrzyła na jezioro. Jej delikatny profil rysował się ostro na tle pełnego słonecznych plam błękitu wody.

Sporo wiedzieliśmy o pochodzeniu Steffi – odparł ostrożnie. – Staraliśmy się tak wybrać... naturalna matkę, żeby do nas pasowała.

Poznałeś ją?

Alex przypomniał sobie, jaką tajemnicą Janice otaczała młodą kobietę, którą nosiła jego dziecko. Nigdy się nawet nie dowiedział, jak miała na imię. Powiedziano mu tylko, ile ma lat i jakiej jest rasy.

Niekiedy przyłapywał się na tym, że się zastanawia, gdzie jest ta tajemnicza młoda kobieta i czy kiedykolwiek myśli o swym dziecku...

Janice i adwokat zajmowali się kontaktami z matką – wyjaśnił. – Miałem do nich pełne zaufanie.

Rozumiem.

Gina wstała i spojrzała na jezioro, jakby wahała się, czy jeszcze coś powiedzieć. Wyglądało jednak na to, że zrezygnowała.

Muszę pomóc Mary przy podwieczorku – mruknęła, ruszając w stronę hotelu. – Idziesz?

Pokręcił głową.

Roger zaraz wróci z następnym ładunkiem. Muszę skończyć rozrzucać to, co tu jest.

Kiwnęła głową i pospieszyła do hotelu. Alex patrzył na jej szczupłą sylwetkę, dopóki nie zniknęła, pragnąc za nią pobiec i wziąć ją w ramiona.

Pragnął jej cały czas, chciał ją obejmować i całować. Ale ona najwyraźniej miała wątpliwości co do ich związku. Od czasu owej pamiętnej nocy odsuwała się od niego coraz dalej. Niemal czuł, jak chowa się w jakimś tajemniczym, miejscu, dokąd on nie mógł za nią pójść.


Leżała w łóżku, trzymając na kołdrze otwartą książkę, Odwróciła głowę i przez okno przy łóżku popatrzyła na ciche podwórze. Choć była niemal północ, krzewy i kwiaty były nadal wyraźnie widoczne w świetle księżyca.

Gina jednak nie była świadoma piękna tej sceny. Jej myśli były zwrócone do wewnątrz, ku wydarzeniom minionego popołudnia.

Ciągle widziała głowę Steffi daleko na jeziorze i przypominała sobie paraliżujący strach, jaki ją ogarnął, kiedy zorientowała się, co się dzieje.

To muszą cały czas czuć rodzice: miłość i paniczny lęk o drugiego człowieka. Nigdy się nie spodziewała, że doświadczy tych uczuć.

Wzięła książkę i spróbowała czytać, ale po chwili odłożyła ją ponownie. Przypomniała sobie rozmowę z Alexem.

Przez kilka ostatnich dni starała się zrozumieć dziwaczna sytuację, w jakiej się znalazła. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy Alex nie zna prawdy o niej i czy nie dlatego przyjechał do Edgewood Manor.

Może żona wyjawiła mu przed śmiercią, kim jest Gina, a on z jakichś powodów przywiózł tu Steffi...

Ich rozmowa rozwiała te podejrzenia. Alex był zbyt szczery i bezpośredni, by kłamać. Gina wierzyła mu, kiedy wyznał, że nigdy się niczego nie dowiedział o matce Steffi.

Janice Colton zabrała tajemnicę do grobu. Musiała się jednak interesować życiem Giny po urodzeniu dziecka, bo miała broszurę o Edgewood Manor.

A może to były środki ostrożności? Może Janice nadal się obawiała i uważała, że lepiej wiedzieć, co się z nią dzieje, bo wtedy będzie przygotowana, gdyby biologiczna matka nagle się pojawiła.

Bez względu na powód fakt, że Janice Colton miała tę broszurę i że znalazł ją Alex, stworzył sytuację, która mogła być fatalna w skutkach dla nich wszystkich.

Oczywiście najtrudniejsze było to, że Gina zakochała się w tym człowieku.

Wszystkie lata wysiłku, całe poświęcenie i samotność zniknęły wobec uczuć, które żywiła wobec Alexa Coltona. Z żadnym z mężczyzn nie doświadczyła takiej pełni życia, takiego szczęścia i spełnienia.

Do tych uczuć dochodziła zadziwiająca świadomość, że przed laty ona i Alex połączyli się, żeby powołać do życia Steffi. Poznanie dziewczynki dodało głębi miłości Giny, sprawiło, że zakochała się w Aleksie tak głęboko, że niekiedy obawiała się, że w tym uczuciu utonie.

Wiedziała jednak, że nie ma nadziei dla tej miłości. Alex Colton był jedynym mężczyzna na świecie dla niej niedostępnym. Otarła gorące łzy, które popłynęły jej z oczu.

W biurze adwokata, na długo przed urodzeniem dziecka, podpisała stos papierów, obiecując, że w przyszłości nigdy nie będzie miała żadnych kontaktów ani z dzieckiem, ani z jego rodzina. Być może teraz, kiedy Janice nie żyła, Gina nie jest już związana tą obietnicą, ale bez względu na wszystko nie była w stanie powiedzieć prawdy Alexowi.

Zgasiła lampę, wstała z łóżka i przeszła przez pokój do drugiego okna. Stanąwszy w srebrzystej ciemności, patrzyła na drzwi pokoju przy patio.

Miękkie światło przeświecało przez szyby. Widać Steffi nie śpi mimo późnej pory.

Gina obserwowała niewyraźny kształt poruszający się za oszklonymi drzwiami. Musiała walczyć z pragnieniem, żeby pobiec do pokoju dziewczynki, wziąć ją w ramiona i powiedzieć jej prawdę.

Wiedziała jednak, że nigdy nie będzie mogła sobie na to pozwolić. Steffi jest ciągle pogrążona w żałobie. Okrucieństwem byłoby wyznać jej, że Janice Colton nie była jej matką, że jej prawdziwą matka jest obca osoba, która zrobiła na tym interes.

Kiedy tak stała i rozmyślała, drzwi przy patio otworzyły się i w prostokącie światła stanęła Steffi. Gina wstrzymała oddech i pochyliła się do przodu.

Dziewczynka miała na sobie spodnie od dresu i luźna koszulę nocna. Włosy związała w koński ogon. Zawahała się na progu, patrząc na ciemny budynek, wreszcie wyjęła coś z kieszeni i ostrożnie wyszła na podwórze.

Natychmiast z cienia wynurzył się biały kształt i pospieszył w kierunku dziewczynki. Gina uśmiechnęła się, rozpoznając Annabel, spasiona pudliczkę. Steffi rozejrzała się niepewnie dokoła i przyklękła, żeby poklepać psa, po czym wyciągnęła rękę i cierpliwie czekała, aż Annabel zje to, co jej podała.

Po chwili Steffi wróciła do swego pokoju, niosąc Annabel i zamykając za sobą drzwi. Gina oparła się o ramę okna i uśmiechnęła przez łzy.

Jedyne, co może zrobić, to spróbować jakoś przeżyć to straszne lato, a potem, po wyjeździe Steffi i Alexa poskładać swoje rozbite życie. Na razie ź całą pewnością nie może mieć nic wspólnego z Alexem. Nigdy go już nie obejmie ani nie pocałuje, nie poczuje uścisku jego ramion ani jego ciała obok swojego...

Rozległo się pukanie do drzwi. Odwróciła się z bijącym sercem.

Tak? – zawołała. – Kto tam?

Mary. Jesteś w łóżku?

Gina poczuła rozczarowanie pomieszane z ulgą. Zapaliła światło i otworzyła drzwi.

Mary stała w korytarzu, trzymając tacę z dwoma kubkami kakao i talerzem kruchych ciastek. Spojrzała zaniepokojona na Ginę, wkładającą właśnie swój stary szlafrok.

Nie obudziłam cię? Gina pokręciła głową:

Leżałam już w łóżku, ale jeszcze nie spałam.

Ja też nie mogłam spać – mruknęła Mary. Gina wzięła tacę i postawiła ją na okrągłym stoliku przy łóżku.

Dobrze to wygląda – powiedziała. – Cieszę się, że przyszłaś. Leżałam pogrążona w smutnych myślach.

Dobrze się czujesz, skarbie? Ostatnio jesteś taka milcząca.

Jestem po prostu zmęczona. Każdego lata wydaje się, że jest więcej pracy niż poprzedniego, prawda?

Może powinniśmy mieć więcej pomocy. Co byś powiedziała na zatrudnienie recepcjonistki i pokojówki w jednej osobie, żeby ci ulżyć w obowiązkach?

Gina pokręciła głową.

Wiesz, że nie stać mnie na wypłacanie dodatkowej pensji. Może za kilka lat, kiedy spłacę jeszcze i trochę pożyczkę i nie będę miała tylu płatności.

Mary patrzyła, jak Gina pije kakao i skubie ciastko.

Prawie nic nie jesz – zauważyła. Martwię się o ciebie, Gino. Coś jest nie w porządku.

Gina czuła pokusę, żeby jej wszystko opowiedzieć dla samej ulgi podzielenia się swym smutkiem. Ale luksus zwierzenia się komuś, nawet tak dobrej przyjaciółce jak Mary, też nie był jej dany. Obiecała zachować w tajemnicy szczegóły urodzin Steffi i nie mogła nie dotrzymać obietnicy.

Ugryzła duży kawałek ciastka, potem drugi.

Widzisz? – zwróciła się do Mary. – Jem. A każde z tych ciastek to co najmniej dwa tysiące kalorii.

Akurat – odparła Mary, ale sprawiała wrażenie uspokojonej i rozsiadłszy się wygodnie w fotelu, piła kakao.

Gdzie jest Annabel? – zapytała Gina, patrząc niewinnie w stronę okna. – Miałam wrażenie, że słyszałam ją przed chwilą na dworze.

Śpi na werandzie.

A jak idzie jej dieta?

O wiele lepiej – stwierdziła Mary z zadowoleniem. – Nie wydaje się już ciągle głodna. Przestała cały czas skomleć.

To dobrze – zauważyła Gina, patrząc na swój kubek i starając się powstrzymać uśmiech. – Chudnie?

Mary zmarszczyła brwi.

Trochę. Steffi zabiera ją codziennie na długie spacery. Mam nadzieję, że ruch jej dobrze robi.

Niewiele to pomoże, jeśli pod osłoną ciemności Steffi będzie jej dawała kiełbasę, pomyślała Gina.

Steffi... jest całkiem miła – powiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to neutralnie. – Nie uważasz?

Kiedy się ją lepiej pozna... Jest dosyć najeżona, sprawia wrażenie strasznie nieszczęśliwej.

Gina pomyślała znowu o szczupłym ciele dziewczynki, płynącej przez lśniące wody jeziora.

Wiesz, ona mi kogoś przypomina – stwierdziła Mary, marszcząc brwi. – Doprowadza mnie to do szaleństwa. Nie mogę dociec kogo.

Jest bardzo podobna do ojca – zauważyła Gina, jedząc kolejne ciastko.

Mary spojrzała na nią zaskoczona.

Tak uważasz? Ja bym tego nie powiedziała.

Mają inna karnację, ale ich rysy są takie same. Mary potrząsnęła głową, nadal marszcząc brwi.

Nie, to nie Alex. Jest podobna do kogoś innego. Mam wrażenie, że to ktoś, kogo widziałam dawno temu, ale nie pamiętam kto.

Claudia, pomyślała Gina. Ciotka Steffi. Była tu przed ośmioma laty, tuż po skończeniu szkoły.

Poczuła chłodny dreszcz strachu i nerwowo spojrzała na swoją rozmówczynię. Ale Mary była zajęta odstawianiem kubków na tacę i zmiataniem okruchów ciasta ze stołu.

Trzeba iść spać – powiedziała. – Jutro mamy dużo roboty.

Co jest w programie na jutro?

Pranie, pieczenie chleba i mycie okien. Gina westchnęła.

Myślałam, że Roger myje okna w tym roku.

Tylko z zewnątrz. Stacy i Kim pomogą nam od – wewnątrz. A poza tym – dodała, przystając jeszcze w drzwiach – mamy gościa na podwieczorku.

Poza naszymi normalnymi gośćmi? Gościa w kuchni?

A tak – odparła Mary ponuro. – Nie pamiętasz? Przychodzi do nas pani Lacey Franks, przyjaciółka Rogera.




Rozdział 10


Ach, jakie to pyszne; Prawda, Roger?

Lacey Franks jadła bułeczkę z płatków owsianych grubo posmarowana świeżym masłem i uśmiechała się do osób siedzących wokół kuchennego stoły. Miała na sobie eleganckie skórzane sandały, szorty i białą bluzkę, która podkreślała jej piękną opaleniznę. Złociste włosy były jak zwykle starannie uczesane, a twarz promieniała radością.

Jest naprawdę całkiem atrakcyjna, myślała Gina, zwracają uwagę na jej szczupłą figurę. Lacey przysiadła jak dziecko na jednym z wysokich taboretów stojących wokół stołu.

Roger siedział obok niej na krześle z ręką przewieszona przez oparcie i wyglądał przez okno. Mary chodziła od stołu do szaf i z powrotem. Nie odzywała się, usiłując zachować obojętny wyraz twarzy.

Alex był tam także. Jadł bułeczki i mężnie starał się podtrzymać rozmowę z Lacey. Steffi siedziała w kącie kuchni, przy warsztacie. Znudzona, bawiła się imadłem Giny i grzebała w pudełku pełnym porządnie poukładanych piórek i innych materiałów do robienia muszek.

Uwielbiam te bułeczki – ciągnęła Lacey. – A ty, Alex?

Skinął głową.

Bułeczki Mary są najlepsze.

Po prostu nie wiem, jak to robisz, Mary – powiedziała Lacey, posyłając gospodyni spojrzenie pełne nie ukrywanego podziwu. – Zajmujesz się tymi wszystkimi ludźmi i sprzątasz, i gotujesz takie cudowne rzeczy. Musisz być superkobietą.

Mary odwróciła się tyłem, stojąc sztywno przy kuchni i regulując gaz pod czajnikiem.

Gina piła herbatę, patrząc dyskretnie na innych. Łatwo było dostrzec, że piękny gość irytuje Mary.

Roger także nie był sobą. Lacey co chwila zaborczo głaskała go po ręku albo klepała po ramieniu. Wydawało się, że mu to nie przeszkadza, jednak jego wzrok często zwracał się ku Mary, która stała przy kuchni albo dolewała herbaty do filiżanek. Wyraz oczu Rogera był niemożliwy do odczytania.

Gina mimowolnie wymieniła spojrzenia z Alexem, który uniósł jedna brew, dając jej do zrozumienia, że ma podobne myśli. Ta krótka chwila porozumienia wystarczyła; by Ginie zaczęło mocniej bić serce, a gardło ścisnęła tęsknota.

O Boże, myślała z rozpaczą, kocham go tak bardzo, że z trudem trzymam ręce przy sobie. Jakże ja zdołam przeżyć to lato?

Nawiasem mówiąc, Gino – kontynuowała Lacey – czy wiesz, że jesteś jednym z powodów, dla których skłoniłam Rogera, żeby mnie tu przywiózł?

Naprawdę?

Uwielbiam to miejsce. Mam na myśli Azure Bay. Ale – dodała, przewracając oczami – nie jestem zachwycona motelem Freda, jeśli mnie rozumiecie.

Myślę, że tak – odparła Gina ostrożnie. – Standard u Freda jest... dość podstawowy.

Lacey wzdrygnęła się dramatycznie.

To jest niedopowiedzenie. Więc pomyślałam – ciągnęła, patrząc na Ginę z olśniewającym uśmiechem – że może znalazłby się u was jakiś malusieńki pokoik, do którego mogłabym się wprowadzić na, och, powiedzmy miesiąc. Może macie jakąś dziuplę na strychu?

Mary nagle podniosła głowę i popatrzyła na Ginę z tak jawnym błaganiem, że było to niemal komiczne. Roger także spojrzał zaniepokojony na chlebodawczynię.

Ależ Lacey – zaprotestował, zwracając się do przyjaciółki – nigdy o tym nie wspominałaś.

Pochyliła się i poklepała go po policzku.

Chciałam ci zrobić niespodziankę, skarbie. Czyż nie byłoby wspaniale, gdybym tu mieszkała i moglibyśmy się stale widywać?

Alex i Gina ponownie wymienili spojrzenia. W jego oczach było tyle przekornych iskier, że z trudem powstrzymała się od śmiechu.

Przykro mi, Lacey – powiedziała, kiedy już była pewna, że zapanuje nad głosem – ale mamy wszystko zarezerwowane na całe lato. W tym roku jest nawet lista oczekujących.

Lacey nadąsała się, przez co straciła na atrakcyjności, ale szybko przyszła do siebie i uśmiechnęła się do Rogera.

No cóż, trudno – stwierdziła. – Pewnie będę musiała znaleźć dobrego przyjaciela, który zgodzi się, żebym u niego mieszkała przez parę tygodni.

Roger poderwał się szybko i ze staroświecką kurtuazją podał jej rękę, pomagając zejść ze stoika.

Czas wracać do miasta – oznajmił. – Zespół kameralny zaczyna ćwiczyć za dwadzieścia minut. Do zobaczenia później.

Poprowadził Lacey do wyjścia.

Mary skinęła głową w milczącym pożegnaniu. Alex wyszedł razem z Rogerem i Lacey, a Gina podeszła do warsztatu i usiadła obok Steffi.

Cześć – powiedziała nerwowo, zaciskając dłonie i chowając je na podołku, żeby Steffi nie dostrzegła ich drżenia. Gina po raz pierwszy, odkąd odkryła jej tożsamość, zwracała się do dziewczynki otwarcie.

Steffi podniosła na nią wzrok, po czym znów spojrzała na imadło.

Jak to działa?

Trzyma podstawę muszki – objaśniła Gina, przy– suwając bliżej krzesło. – Zróbmy zwykłą muszkę, żebyś zobaczyła, na czym to polega. Widzisz, zaczynam od kawałka drutu, żeby nadać kształt tułowiowi. Potem zwijam go w długi, cienki...

Pracowała uważnie świadoma bliskości dziewczynki. W pewnej chwili zalała ją fala uczucia i musiała opanować łzy. Tak, miłość, jaką czuła do Alexa, jest bogata i ekscytująca, wypływa z głębi jej kobiecości, lecz uczucie, jakie żywi dla tego dziecka, jest na swój sposób jeszcze głębsze, nie ma początku ani końca.

Przecież nosiła ją przez dziewięć długich miesięcy, czuła pierwsze kopnięcia jej maleńkich stopek. Oddała ją, ale zawsze za nią tęskniła...

Co to jest?

Czułki. To mój pomysł. Poruszają się i przyciągają ryby.

Raz próbowałam łowić ryby na muszkę – powiedziała Steffi obojętnym tonem. – Tata zabrał nas na wędkarskie wakacje do Montany, zanim mama zachorowała.

Gina odchrząknęła, zaskoczona jej wymownością – Podobało ci się?

Steffi wzruszyła ramionami, na jej twarzy ponownie pojawił się wyraz obojętności.

Było w porządku. Ale słabo sobie radziłam.

Nie rób tego, ostrzegała siebie Gina z rosnącą desperacją. Trzymaj się od niej z daleka. Jeśli sobie pozwolisz na zaangażowanie, przysporzysz wszystkim bólu.

Ale nie potrafiła się zatrzymać. Słowa zdawały się przychodzie same.

Roger i ja planujemy wyprawę na ryby do Niedźwiedziego Potoku w najbliższy weekend, jeśli nam się uda wyrwać. Czy chciałabyś do nas dołączyć?

Oczy Steffi rozszerzyły się ze zdumienia. – Ja? Sprawiała wrażenie tak smutnej i samotnej, że Gina z trudem powstrzymywała się, żeby jej nie objąć i czule nie przytulić.

Tak, ty – odparła, zmuszając się do uśmiechu. – Roger uwielbia uczyć innych łowić ryby. Pewnie dlatego, że może się wtedy popisać.

Steffi uśmiechnęła się lekko; jej uśmiech znikł prawie natychmiast potem, jak się pojawił.

Roger jest równy. – stwierdziła.

To prawda.

Ale nie podobała mi się ta pani, co dzisiaj przyszła. Była naprawdę głupia.

W tej chwili obok przeszła Mary z tacą ciepłych makaroników. Zatrzymała się i położyła dwa ciastka na stole przy Steffi.

Dzięki, Mary.

Dziewczynka zaskoczona popatrzyła na plecy gospodyni, która ponownie stanęła przy kuchni.

Mam wrażenie, że Mary się z tobą zgadza – powiedziała Gina z uśmiechem. – No więc jak, Steffi? Chcesz pojechać z nami na ryby?

Steffi wzruszyła ramionami.

Pewnie i tak nie ma nic innego do roboty.

Jej rozjaśniona twarz zadawała kłam jej słowom. Jedząc ciastko, patrzyła z zainteresowaniem, jak zręczne palce Giny formują tułów i skrzydła muszki.


Alex szedł ścieżką prowadzącą od miasta niosąc w pudełku połowę pizzy. Zachodzące słońce chowało się za wzgórza i zabarwiało chmury na żółto i pomarańczowo, oblewając kolorowym światłem jezioro. Wieczór był ciepły i spokojny, a dolina o zachodzie słońca przypominała kielich wypełniony złotem. Wszystko wokół wydawało, się zaczarowanej jak scena przeniesiona z innego czasu. Nie zdziwiłoby go, gdyby zobaczył grupę rycerzy jadących konno w stronę jeziora albo brontozaura wychodzącego z wody, żeby się paść wśród drzew.

Uśmiechnął się do swych fantazji, po czym dostrzegł szczupłą postać siedzącą na dużym, płaskim kamieniu przy brzegu. Serce zabiło mu żywiej, kiedy poznał Ginę. , Pospieszył w jej kierunku.

Cześć – powiedział, siadając obok Giny i uważając, żeby jej nie dotknąć. – Konia z rzędem za twoje myśli, kochanie.

Odwróciła się zaskoczona i uśmiechnęła do niego automatycznie.

Alex. Byłeś na dobrej kolacji?

Pizza i sałata. Pyszne.

Pokazał jej pudełko.

Przyniosłem połowę pizzy dla Steffi.

Dlaczego nie poszła z tobą?

Czytała Nie miała ochoty iść aż do miasta.

Gina skinęła głową i nadal siedziała obejmując kolana, opierając na nich podbródek i patrząc na ciemniejącą wodę.

Alex zerknął na nią, pragnąć wziąć ją w ramiona. Nigdy dotąd żadna kobieta tak bardzo go nie pociągała. Stale pragnął ją obejmować, pieścić, obsypywać pocałunkami, ale pragnął także wiedzieć, o czym myśli, co sądzi o ludziach wokół siebie, o świecie. Chciał z nią rozmawiać godzinami, poznać jej przeszłość, dzielić z nią swe myśli i marzenia.

Jednak od czasu ich miłosnej nocy i przyjazdu Steffi Gina rozmyślnie go odsunęła. Najwyraźniej bała się zbytnio do niego zbliżyć i Alex obawiał się, że straci ją całkowicie, jeśli będzie się starał wywołać z jej strony jakąś reakcję.

Masz całe lato mówił sobie. Bądź cierpliwy. Na taką kobietę warto poczekać. Jest zbyt silna, żeby zareagować pozytywnie na jakiekolwiek natrętne zabiegi.

Dobrze – powiedział – dwa konie z rzędem.

Za co?

Za twoje myśli. Poprawiła się na kamieniu.

Prawdę mówiąc, myślałam o Rogerze.

O Rogerze?

O tej jego nowej przyjaciółce. Martwię się całą tą sytuacją.

Dlaczego?

A jeśli się ożeni i wyjedzie? Nie chciałabym prowadzić hotelu bez niego. Poza tym – dodała, marszcząc brwi – nie uważam, że Lacey Franks jest właściwą osobą dla niego.

Rozumiem. Ale przyznasz, że jest atrakcyjna.

Gina odwróciła się, żeby na niego spojrzeć. W jej oczach było pytanie.

Podobała ci się?

Nie bardzo. Osobiście wolę takie kobiety, które same wiosłują, płynąć kajakiem, i mają kieszenie pełne skarbów.

Policzki Giny zaróżowiły się lekko, co zachęciło Alexa. Wyglądała tak uroczo, że musiał tym silniej walczyć z sobą, żeby jej nie dotknąć.

Czy myślisz, że Roger jest w niej zakochany?

zapytała, patrząc w zamyśleniu na jezioro.

Nie sądzę. Myślę, że ona przyssała się do niego, a on jest zbyt wielkim dżentelmenem, żeby umieć się od niej uwolnić. Może nawet jej atencja trochę mu pochlebia. Ale nie wierzę, żeby był zakochany.

Skąd masz tę pewność?

Rozmyślałem nad całą tą sytuacją. A jeśli Roger w rzeczywistości jest zakochany w Mary?

Gina popatrzyła na niego w olśnieniu.

Oczywiście! Dlaczego o tym nie pomyślałam?

Może dlatego, że jesteś zbyt blisko nich. Nie możesz być obiektywna. Ale to ma sens, prawda? Mary jest przystojna kobieta i mają z Rogerem wiele wspólnego. Obserwowałem ich razem, Gino. I myślę, że zdecydowanie coś w tym jest.

Roger i Mary – powiedziała wolno, potakując.

Tak, myślę, że możesz mieć rację.

Alex rozwijał swoją teorię.

Czytają te same książki. Mają wiele wspólnych zainteresowań, włączając w to twój hotel. Lubią się spierać o politykę i wszystko inne. To naturalne, żeby się w sobie zakochali.

Ale dlaczego zdanie sobie sprawy ze swych uczuć miałoby im zająć piętnaście lat?

Może miłość wkradła się niepostrzeżenie. Może jeszcze w pełni nie są jej świadomi. Tak bywa, kiedy się długo razem pracuje.

Potaknęła.

Tak, a Mary była naprawdę zdenerwowana wizytą Lacey. Najpierw myślałam, że to coś w rodzaju siostrzanej reakcji ale teraz widzę, że może w tym być o wiele więcej. Czy zauważyłeś, jak Roger cały czas patrzył na Mary podczas wizyty Lacey?

Alex skinął głową.

Oczywiście możemy się mylić, ale wyczułem coś między tymi dwojgiem, jak tylko ich zobaczyłem razem. Wizyta Lacey Franks tylko potwierdziła moje podejrzenia.

Gina zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

Co mam z tym zrobić?

A powinnaś coś robić?

Muszę – powiedziała. – Nie mogę pozwolić, żeby Lacey jeszcze bardziej omotała Rogera. Nie w sytuacji, kiedy zależy mu na Mary. Muszę znaleźć sposób, żeby go zmusić do zrobienia jakiegoś kroku. Ale jest taki nieśmiały a Mary jest jeszcze gorsza.

Hotelarka staje się swatką – zauważył Alex. – – Poznaję kolejny aspekt najbardziej fascynującej kobiety świata.

Gina spojrzała na swoje dżinsowe szorty, gołe opalone nogi i zniszczone tenisówki.

Fascynująca? – mruknęła. – Śmiechu warte. Alex objął ją i przyciągnął do siebie.

Gino...

Odsunęła się od niego i zmieniła temat.

Zgadnij, co się dziś stało? Steffi zgodziła się! Steffi zgodziła się pojechać ze mną i z Rogerem na ryby w weekend.

Żartujesz – powiedział zaskoczony. – Jak to się dzieje, że ja nie potrafię jej do niczego nakłonić, a tobie się to udaje?

Myślę, że może Steffi jest na ciebie zła – odparła, unikając jego spojrzenia.

Dlaczego? – zapytał naprawdę zdziwiony. Czy pomyślałeś; że może Steffi w jakiś sposób uważa, że jesteś winien śmierci jej matki? Podświadomie. Nie jestem psychologiem, ale możliwe; że uważa, że ojciec powinien uchronić matkę przed całym tym cierpieniem.

Skinął głową w zamyśleniu.

Chodziła na terapię przez ostatnie kilka miesięcy. Terapeuta sugerował coś bardzo podobnego, ale stwierdził też, że przyczyną odsunięcia się Steffi tkwi w czym innym. W czymś, o czym ona nie chce z nikim mówić.

Może musi się uporać ze swoimi uczuciami. Świadomość, że jej matka ma chorobę Huntingtona, musiała być straszna.

Ale ona nic o , tym nie wie. To znaczy o chorobie Huntingtona. Janice uważała, że Steffi jest zbyt młoda, żeby to zrozumiej, więc wszystkie szczegóły utrzymywaliśmy w tajemnicy.

Naprawdę? – zapytała Gina, wyraźnie zaskoczona. – Więc na co jej zdaniem umarła jej matka?

Na jakąś poważna chorobę. Słyszałem, jak mówiła w zeszłym roku jednej z koleżanek, że to „coś w rodzaju raka”. Przypuszczam, że nadal tak myśli.

Alex... Nie sądzisz, że ma prawo znać prawdę? Wydaje mi się, że jest wiele spraw, o których jej nie powiedziano.

Krytykujesz nas?

Wierzę, że dzieci mają prawo znać prawdę.

Nie, jeśli sprawi im ona ogromny ból – odparł zdecydowanie. – Kiedy będzie starsza i spokojniejsza, mam zamiar, powiedzieć jej o adopcji i szczegółach dotyczących śmierci matki. Na razie nie chcę jej, dodatkowo obciążać czymś, co będzie jej trudno unieść.

No cóż, to twoja decyzja. – stwierdziła Gina po chwili pełnej napięcia ciszy. – W każdym razie wydaje mi się, że ma ochotę pojechać z nami na ryby i to jest dobry znak, prawda?

Dokąd się wybieracie?

W górę Niedźwiedziego Potoku – powiedziała, wskazując wzgórza za jeziorem. – To piękny niewielki strumień, pełen pstrągów, całkiem na odludziu. Trzeba popłynąć kajakiem, a potem kawałek dojść.

Chciałbym popłynąć z wami – rzekł Alex tęsknie. – Uwielbiam łowić ryby.

Myślę, że lepiej, żebyś został. Może Steffi się bardziej otworzy przy mnie i przy Rogerze.

Chyba masz rację. Wykorzystam ten dzień i odwalę sporo roboty.

Dobrze. A my przywieziemy masę pstrągów i zaprosimy cię na kolację w kuchni. Pieczone pstrągi z bazylią w wykonaniu Mary to istne marzenie.

Uśmiechnęła się i Alex ponownie nie był w stanie oprzeć się pokusie wzięcia jej w ramiona. Tym razem nie odepchnęła go i kiedy zbliżył do niej usta, poddała się pocałunkowi. Jej wargi rozchyliły się, jej ciało było ciepłe i zapraszające. Alex poczuł tak gwałtowny przypływ pożądania, że zabrakło mu tchu.

Gino – szepnął z ustami przy jej szyi.

Jego dłoń wśliznęła się pod bawełniana bluzkę i dotknęła jej piersi.

Pragnę cię tak bardzo, że staje się to nie do zniesienia. ..

Napięła się nagle – coraz częściej spotykał się z tą reakcją. Potem odsunęła się i usiadła wyprostowana na kamieniu, pocierając w zamyśleniu ramiona.

Gino, powiedz mi, co się stało. Czego się boisz?

Skąd ta pewność, że się czegoś boję? – spytała, odwracając się.

Czuję twoją reakcję. Wiem że pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie. Ale kiedy jesteśmy razem, zawsze coś sprawia, że się odsuwasz. Chcę wiedzieć, co to jest.

Milczała, patrząc ponad wodą na gęstniejącą ciemność.

Dlaczego nie możesz mi zaufać? Bez względu na to, co to jest! – powiedział z pasją. Wiem, że moglibyśmy coś poradzić, gdybyś pozwoliła sobie pomóc.

Gina zeszła z kamienia i zaczęła wchodzić na Wzgórze, kierując się w stronę hotelu.

Gino...

Są rzeczy, na które nie można nic poradzić, Alex – powiedziała, nie odwracając się. – Są... sytuacje w życiu, które uniemożliwiają ludziom bycie razem i to jest jedna z nich. Proszę, nie..

Głos jej się załamał i zaczęła biec. Po chwili znikła za zakrętem ścieżki, pozostawiając go samego.


Następnego poranka Gina weszła po śniadaniu do kuchni i zastała Mary siekającą przy stole warzywa, które wrzucała później do niebieskiej, emaliowanej miski.

Mary podniosła na nią wzrok.

Więc jutro wyprawa na ryby?

Z samego rana – odparła Gina podchodząc do stołu . – Co jest w tej misce?

Pomidory, czerwona i zielona papryka, cebula i różne inne rzeczy. Robię sos Edgewood.

Jeden z moich ulubionych.

Gina wciągnęła w nozdrza zapach przypraw i świeżych jarzyn.

Ile wam będzie potrzeba jedzenia na cały dzień? Chyba powinnam spakować duży koszyk.

Nie, nie powinnaś – zaoponowała Gina stanowczo. Powinnaś dopilnować, żebyśmy sami sobie poradzili. Roger i ja doskonale możemy sobie zapakować prowiant, i Steffi także. Mary uśmiechnęła się.

Jeśli zostawię to wam trojgu, będziecie przez cały dzień jedli pączki i jabłka.

Możliwe – przyznała Gina i usiadła przy stole, żeby pomóc krajać pomidory i paprykę. – Ale pomyśl, jak nam będzie z tym dobrze.

Jestem zaskoczona, że Steffi zgodziła się z wami pojechać.

Mary wzięła miskę i wsypała jej zawartość do stojącego na kuchni garnka.

Całe dnie jest sama, biedactwo. Nie myślałam, że zgodzi się na takie przedsięwzięcie towarzyskie jak wyprawa z wami.

Tak, sprawia wrażenie smutnej – zgodziła się Gina wpatrzona w trzymany w ręku nóż.

Nie jest łatwo stracić matkę, mając czternaście lat. Ciągle pamiętam, jak straszna była dla mnie śmierć mojej matki, a byłam po czterdziestce.

Gina milczała, biorąc kolejny pomidor z koszyka.

Zawsze istnieje specjalna więź między matką i córką, nie uważasz?

Mary odmierzyła porcję octu i dodała ją do pokrajanych pomidorów i papryki.

Gina skinęła głową, szukając sposobu, żeby zmienić temat rozmowy.

Nie miałam okazji cię spytać – powiedziała wreszcie – co sądzisz o Lacey Franks.

Mary odwróciła się, Gina zdołała jednak dostrzec wyraz bólu na jej twarzy.

Założę się, że jej nie aprobujesz – stwierdziła Gina z uśmiechem.

Mary pozwoliła sobie na jeden z rzadkich wybuchów gniewu.

Oczywiście, że nie! Ta kobieta nie jest warta Rogerowi czyścić buty. Nie jest warta jego jednego palca.

Gina spuściła głowę i skupiła się na krojeniu zielonej papryki.

Zawsze myślałam, że ty i Roger tak się kłócicie, że nie zrobiłoby ci różnicy, gdyby odszedł. Cały czas działa ci na nerwy.

Mary stała przy kuchni, mieszając gotujący się sos. Gina widziała jedynie jej sztywno wyprostowane plecy:

Nie zawsze myślałam to, co mówiłam – wyznała Mary cichym, stłumionym głosem, jakby walczyła ze łzami. – Że tak mnie złości, na przykład. Naprawdę lubiłam jego towarzystwo przez te wszystkie lata. Nie zniosłabym, gdyby odszedł z tą... z tą kobietą.

Gina wstała i podeszła do niej.

Mary... – powiedziała łagodnie, obejmując ją.

Mary szukała chusteczki w kieszeniach, aż wreszcie otarła oczy brzegiem fartucha.

Mary, dlaczego nie powiesz Rogerowi o swoich uczuciach? – zapytała Gina.

Gospodyni spojrzała na nią z przerażeniem.

Przecież nie zrobię z siebie idiotki. Nie teraz, kiedy... – Wydawało się, że nie jest w stanie dokończyć zdania. – Nie teraz, kiedy Roger spotyka się z inną kobietą.

Roger nie jest zajęty Lacey Franks – powiedziała Gina. – Ona pochlebia mu, a on jest samotny i przez to podatny. Roger jest bystrym człowiekiem, Mary.

Musi wiedzieć, że on i Lacey są od siebie diametralnie różni.

Mary ponownie otarła oczy i podeszła do stołu, machinalnie biorąc do ręki nóż do jarzyn.

Poza tym – dodała Gina z wystudiowana obojętnością – wiesz, co sądzi Alex?

Mary odwróciła się do niej i potrząsnęła głową.

Alex uważa, że Roger jest zakochany w tobie.

Mary zbladła jak ściana. Wpatrywała się w Ginę błyszczącymi z emocji oczami.

We mnie? Alex tak powiedział? Myśli, że Roger...

Nagle Mary uciekła. Wybiegła z kuchni i pobiegła do swojego pokoju, zostawiając Ginę samą z gotującym się sosem i stosem jarzyn.

No, no – powiedziała Gina, biorąc drewniana łyżkę, żeby zamieszać w garnku, – Więc tak się rzeczy mają.

Uśmiechnęła się, myśląc, jak dalece Alex miał rację. Potem jej uśmiech przygasł i ściągnęła brwi, próbując znaleźć sposób na połączenie Mary i Rogera po tylu latach. Myślała o tym, kiedy usłyszała zatrzymujący się przed domem samochód.

Poczta! – zawołał wesoły głos.

Wyjrzała przez okno i zobaczyła listonosza idącego ścieżką w stronę domu.

Dzięki, Elliott! – odkrzyknęła.

Zmniejszyła ogień pod garnkiem z sosem, wytarła ręce o szorty i poszła do westybulu, gdzie ujrzała niezwykłą scenę.

Sześć par gości zebrało się w salonie i bibliotece.

Proszę, proszę – uśmiechnęła się do nich. . Wyglądacie odświętnie. Co się dzieje?

Wynajęliśmy autobus. Robimy objazd producentów win w dolinie – poinformował ją jeden z mężczyzn. – W drodze do Pentleton odwiedzimy ich sześciu.

I wszędzie pozwolą wam popróbować wina, tak?

Oczywiście – odparł radośnie.

Gina uśmiechnęła się i popatrzyła na grupę.

Czy Alex wie o waszej wycieczce? Na pewno chętnie by spróbował tych wszystkich win.

Pytaliśmy go, ale powiedział, że chce jeszcze popracować.

Biedak pracuje cały czas – zauważyła jedna z kobiet, wyraźnie zezłoszczona.

Była sama, imała około czterdziestu lat i dobrze się prezentowała. W ciągu ostatnich kilku dni Gina zauważyła jej wysiłki mające na celu wciągnięcie Alexa w rozmowę.

Jednak Alex nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że interesuje go tylko jedna kobieta...

Policzki Giny zapłonęły na tę myśl, Wyminęła pospiesznie grupę i zebrała pocztę leżącą na podłodze.

Cóż – powiedziała, prostując się – jestem pewna, że będziecie się dobrze bawić.

Patrzyła, jak na podjazd wjeżdża nieduży autobus i goście zaczynają do niego wsiadać.

Potem zaniosła pocztę do swego gabinetu i usiadła za biurkiem, rozcinając koperty.

Z przyjemnością zauważyła wśród nich list od Claudii. Odłożyła go na bok, żeby przeczytać po załatwieniu reszty korespondencji.

Rachunki włożyła do drucianego koszyka, kwity i faktury do odpowiednich teczek, formularze rezerwacji i zapytania do segregatora poświęconego ruchowi w hotelu.

Kiedy się wreszcie uporała ze sprawami zawodowymi, otworzyła list siostry i pogrążyła się w lekturze Chociaż niedbała i niekonsekwentna, Claudia by lepszą korespondentką niż matka i to od niej Gina miała większość wiadomości z domu. List Claudii informował ją, że matka czuje się dobrze i wraz ze studentami jest zajęta projektem letniego kursu badań nad środowiskiem. Miał to być pierwszy tego rodzaju kurs dla całego systemu szkolnego w Nowym Brunszwiku, To jest typowe dla matki – poświęcić lato pracy z tą samą młodzieżą, którą uczyła podczas roku szkolnego. Alice Mitchell naprawdę kochała swą pracę. Pozą tym od ponad dwudziestu lat w jej życiu nie było mężczyzny i wyraźnie nie cierpiała z tego powodu.

Gina czytała dalej. Claudia zdecydowała się wreszcie powrócić na uniwersytet i zrobić drugi dyplom z terapii mowy, żeby móc prowadzić pracę kliniczną Gina Skinęła głową z aprobatą i zabrała się do lektury ostatniej strony listu. Claudie pisała:


Ale chcę się trochę zabawić, zanim się za to wezmę. Zgadnij, co wymyśliłam? Spotkałam fantastycznego chłopaka, ma na imię Jerry i wybieramy się w podróż po Kanadzie na motocyklu. Wpadniemy do ciebie gdzieś w okolicach ostatniego tygodnia lipca, może trochę wcześniej, jeśli przeprawa przez góry nie będzie zbyt trudna. Chcielibyśmy dostać niebieski pokój, więc zarezerwuj go dla nas, dobrze?


Czytając ostatni akapit, Gina poczuła, że krew jej odpływa z twarzy. Popatrzyła na stempel na kopercie. List był wysłany z małego miasteczka w stanie Manitoba.

Claudia jest w drodze do Edgewood Manor! Możliwe że zjawi się za niecałe dwa tygodnie. Nie ma sposobu, żeby się z nią skontaktować i poprosić ją, żeby nie przyjeżdżała.

Claudia jest dziś dorosłą kobietą po dwudziestce, lecz nikt nie będzie miał cienia wątpliwości. Kiedy ludzie zobaczą Claudię Mitchell i Steffi Colton obok siebie, zrozumieją od razu, że niezwykłe podobieństwo fizyczne nie jest zwykłym zbiegiem okoliczności,



Rozdział 11


Schowany wśród ciemnych, wiecznie zielonych, drzew, strumień tańczył i lśnił na kamieniach i zatopionych w wodzie pniach. Był środek lata i w lesie kwitły najróżniejsze kwiaty, od leśnych łubinów do delikatnych storczyków uczepionych drzew.

Roger stał w wodzie z gumowych butach sięgających bioder i zarzucał wędkę. Steffi obserwowała go z brzegu. Nieopodal, trochę dalej w górę strumienia, Gina szukała w pudełku odpowiednich muszek.

Nagle Roger podniósł głowę i wskazał coś ręką. Gina i Steffi popatrzyły we wskazanym kierunku. Zza drzew po przeciwnej stronie rzeki wyłonił się młody łoś. Przez chwilę węszył ostrożnie potem podszedł do wody, najwyraźniej nieświadomy ich obecności na drugim brzegu.

Gina spojrzała na Steffi, która w napięciu obserwowała łosia. Dziewczynką miała na sobie dżinsy i luźna koszulę. Nisko na oczy nasunęła czapkę baseballową; długi koński ogon przeciągnęła przez otwór z tyłu. Gdyby nie bujne, rude włosy, można by ją było wziąć za chłopca.

O Boże, pomyślała Gina. Claudia wyglądała dokładnie tak samo jako nastolatka. Co ma zrobić ze zbliżającą się wizytą siostry?

Jak to się stało, że przydarzył jej się ten koszmar?

Tamtego miłego czerwcowego dnia pracowała z przyjemnością w złotym pokoju, kładąc nowe tapety. Potem na scenie pojawił się Alex Colton i ją życie przewróciło się do góry nogami.

Patrząc teraz na Steffi Colton musiała przyznać, że nie chciałaby niczego zmienić. Warto było żyć w udręce, żeby widzieć tę dziewczynkę i słyszeć jej głos. Gina wiedziała, że po wyjeździe Steffi i Alexa będzie cierpieć do końca życia, ale za nic nie oddałaby tego doświadczenia.

Kocham cię, mówiła w myślach.. Nigdy się nie dowiesz, jak bardzo.

Jeleń podniósł łeb, węszył przez chwilę, po czym odwrócił się i zniknął w lesie. Czar prysł.

Roger zwinął żyłkę i podszedł do brzegu, zbliżając się do Giny.

Czy pamiętałaś o środku przeciwko owadom?

Wyjęła z pudełka plastikową tubkę i podała mu.

Musisz tego użyć dużo – uprzedziła go. – Komary dziś będą uciążliwe. Daj też Steffi.

Roger spojrzał na dziewczynkę zajętą przyczepianiem muszki.

Bystry z niej dzieciak – powiedział serdecznie, smarując dłonie i kark kremem przeciw komarom. – W kilka minut pojęła wszystko, co jej pokazałem wczoraj wieczorem.

Gina pomyślała, że teraz ma okazję wybadać jego uczucia wobec Mary. Opuściła wzrok na pudełko, żeby ukryć twarz.

Roger...

Czy masz ze sobą nowe nimfy? – przerwał, zaglądając do pudełka; – Chciałbym je wypróbować.

W milczeniu podała mu garść pierzastych muszek; Zdjął kapelusz i zatknął je za wstążkę Jego łysina lśniła w słońcu.

Roger, czy jesteś zakochany?

Gino! – wykrzyknął zszokowany po chwili milczenia; CÓŻ to za pytanie?

Chcę wiedzieć – odparła. – Zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, prawda?

Oczywiście, ale nie zajmowaliśmy się omawianiem naszych spraw uczuciowych.

To dlatego, że żadne z nas tak naprawdę ich nie miało – zauważyła sucho. – Ale teraz umawiasz się na randki i przyprowadzasz przyjaciółki do domu. Chcę wiedzieć, co się dzieje.

Roger usiadł obok niej na brzegu i zerwał źdźbło trawy.

Nie uważam Lacey Franks za swoją przyjaciółkę – oznajmił wreszcie.

Więc kim ona jest?

Nie wiem.

Spojrzał na Ginę z zakłopotaniem.

Nie bardzo się rozumiem na etykiecie przy takich okazjach – wyznał. – Kiedy byłem młody, dziewczyna czekała na jakiś ruch ze strony mężczyzny. Teraz po prostu dzwonią i zapraszają.

A jak się jest dżentelmenem, trudno jest odmówić, żeby nie zranić czyichś uczuć.

Ponuro skinął głową.

A potem – ciągnęła Gina – pogrążasz się coraz głębiej w coś, czego nie chciałeś i nie wiesz, jak to skończyć. Tak?

W dużej mierze – zgodził się.

Gina wybrała kolejna muszkę i przyglądała jej się w zamyśleniu.

A jednocześnie odsuwasz się od osoby, na której ci naprawdę zależy. To nie najlepsza sytuacja, prawda?

Popatrzył na nią ostro.

O czym ty mówisz, Gino?

O Mary.

Że niby co?

Alex i ja uważamy, że zależy ci na Mary, ale jesteś zbyt nieśmiały, żeby jej o tym powiedzieć.

Roger prychnął, ale nie zaprzeczył. Gina zdjęła muszkę z wędki i założyła inną.

Rozmawiałam wczoraj z Mary. Mówiłyśmy o Lacey Franks i o tym, co jest między wami.

Wątpię, żeby Mary aprobowała Lacey.

Absolutnie nie. Powiedziała, że nie jest warta twojego małego palca.

Naprawdę? – zapytał, wyglądając przy tym na zadowolonego. – Mary naprawdę tak powiedziała?

Gina skinęła głową.

Powiedziałam jej, że oboje z Alexem jesteśmy zdania, że to na niej ci naprawdę zależy.

Wścibska z was parą nie ma co – zauważył Roger, a na jego twarzy pojawił się wyraz zakłopotania. – Na pewno, zdrowo się z tego uśmiała.

Rozpłakała się – powiedziała spokojnie Gina.

Wpatrywał się w nią zaskoczony.

Mary płakała? Z mojego powodu?.

Wybuchnęła płaczem i wybiegła z kuchni. Musiałam za nią dokończyć przyrządzanie sosu.

A co powiedziała później?

Nie miałam okazji z nią rozmawiać. Strasznie mnie unikała.

Mój Boże – szepnął Roger, wpatrując się w zmarszczki na powierzchni wody. – Nie wyobrażam sobie Mary we łzach z powodu mężczyzny, a cóż dopiero mnie.

Hm – odparła żywo Gina. – Może czas, żebyś zmądrzał i zaczął posługiwać się wyobraźnią.

Pewnie masz rację.

Wstał. Nadal sprawiał wrażenie zaszokowanego, ale wziął się w garść i uśmiechnął do Giny.

Może mógłbym ci udzielić tej samej rady – dodał żartobliwie.

Zacisnęła dłonie na wędce.

Dobrze słyszałaś. Nie jestem ślepy.

Myśli Giny zaczęły wirować. Czy Roger mówi o niej i o Aleksie?

Czy też pamięta, jak wygląda jej siostra Claudia i spostrzegł podobieństwo Steffi do niej?

Roger... – szepnęła. – Nie wiem, o czym mówisz.

Oczywiście, że wiesz – odparł spokojnie.

Odszedł kilka kroków, po czym zawrócił i oddał jej tubkę z kremem.

Masz – powiedział. – Daj też Steffi. Idę w dół strumienia. Zobaczę, czy tam jest głębiej.

Wziął wędkę i koszyk i zniknął za zakrętem rzeki, zostawiając ją samą ze Steffi.

Gina odłożyła wędkę i nerwowo ściskając w dłoni tubkę z kremem, ruszyła po porośniętym trawą brzegu i podeszła do dziewczynki.

Cześć – pozdrowiła ją. – Jak ci idzie?

Steffi wstała i zgięła wędkę w ręku.

Przyczepiłam muszkę. Teraz próbuję zarzucać, żeby zobaczyć, czy umiem to zrobić prawidłowo.

Roger ci pokazał jak, prawda?

Steffi skinęła głową.

Ćwiczyłam dłuższą chwilę wczoraj wieczorem, ale to było na trawniku koło mojego pokoju. Nie wiem, jak mi pójdzie w wodzie.

Pomogę ci – zaofiarowała się Gina.

Niemal pragnęła, żeby Roger wrócił. Bała się zbytniego zaangażowania w stosunku do Steffi. Im więcej czasu spędzą razem, tym trudniej jej będzie zachować neutralność.

Co to jest? – spytała Steffi, patrząc na tubkę w ręku Giny.

Krem przeciwko owadom. Chcesz?

Dziewczynka skinęła głową.

Te komary są okropne. Już mnie ucięły z tysiąc razy.

Gina otworzyła tubkę i wycisnęła sobie na dłoń trochę kremu.

Chodź – powiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to naturalnie. – Posmaruję ci szyję.

Steffi podeszła do niej i posłusznie stała, kiedy Gina smarowała jej szyję i kark.

Jej ręce drżały w zetknięciu z gładką, ciepłą skórą. Powstrzymywała się, żeby nie wziąć swej córki w ramiona i nie pogłaskać jej pięknych włosów.

Tną mnie przez koszulę – poskarżyła się Steffi.

Wiem.

Gina posmarowała ramiona dziewczynki i tył koszuli.

Już – zdecydowała odwracając się. – To powinno pomóc.

Czy miałaś kiedyś męża? – zapytała nagle Steffi. Zaskoczona, Gina potrząsnęła głową.

Dlaczego nie? To znaczy... Dziewczynka zaczerwieniła się zakłopotana.

Nie chciałaś mieć męża i dzieci?

Pewnie chciałam, ale jakoś do tego nie doszło. Byłam zawsze zbyt zajęta hotelem, żeby... spotkać kogoś, kto by mnie obchodził.

Jeszcze byś mogła mieć dzieci – stwierdziła Steffi, rozplątując supeł na żyłce. – Nie jesteś jeszcze taka stara i jesteś naprawdę ładna Gina spojrzała na nią zdziwiona.

Dziękuję, Steffi – odparła niezręcznie. – Gdybym miała córkę – dodała z bijącym sercem – chciałabym, żeby była taka jak ty.

Twarz dziewczynki sposępniała. Odwróciła się i pochyliła, żeby podnieść wędkę.

Nikt by nigdy nie chciał takiej córki jak ja.

Gina była wstrząśnięta bólem brzmiącym w głosie dziewczynki?

Dlaczego? Steffi, co ty mówisz?

Steffi wzruszyła ramionami i podeszła do brzegu strumienia, niosąc wędkę. Gina poszła za nią. – Steffi?

Co?

Dziewczynka niezręcznie zarzuciła wędkę. Muszka wylądowała przy samej krawędzi strumienia. Steffi zwinęła żyłkę i przygotowywała się do następnej próby.

Dlaczego sądzisz, że nikt nie chciałby takiej córki? Wiem na przykład, że twój ojciec szaleje na twoim punkcie. Zanim przyjechałaś, nie mógł się ciebie doczekać. Cały czas o tobie mówił.

To nic nie znaczy – mruknęła Steffi. – Musi mnie kochać. Jest moim ojcem.

Ale ciągle nie rozumiem, co miałaś na myśli. Dlaczego uważasz...

Czy jeszcze ktoś tu przyjeżdża? – przerwała Steffi.

Do Niedźwiedziego Potoku?

Dziewczynka skinęła głową.

Niewiele osób. Roger i ja znaleźliśmy miejsca z pstrągami, kiedy wyprawiliśmy się tu pewnego lata. Ale to dość odizolowane miejsce. Można się tu dostać tylko tak, jak myśmy tu dziś przyjechali:

To znaczy przepłynąć przez jezioro kajakiem, a potem wejść na wzgórze?

Tak. Zwykle udaje nam się tutaj przyjechać raz albo dwa razy w sezonie, ale nigdy tu nikogo nie widziałam – A co jest tam? – zapytała Steffi, wskazując ręką na las po drugiej stronie strumienia, gdzie przed kilkoma minutami zniknął jeleń.

Puszcza. Drzewa, góry i mnóstwo niedźwiedzi.

Jeśli przejść przez góry to idąc na zachód natrafi się na rancza a potem znów są góry.

Steffi skinęła głową; w zamyśleniu patrząc na gęstwinę wiecznie zielonej roślinności. Gina podeszła bliżej.

Słuchaj , kochanie zaczęła niezręcznie. – Nie zamierzam cię dręczyć, ale naprawdę chciałabym wiedzieć, dlaczego tak powiedziałaś – że nikt by cię nie chciał.

Nie to chciałam powiedzieć – odparła Steffi, wpatrując się w stopy – wiem, jak bardzo ojciec mnie kocha. Chodzi o to, że nikt inny by mnie nie chciał, gdyby wiedział.

O czym?

Dziewczynka podniosła wzrok. Jej oczy pod daszkiem czapki pociemniały od smutku.

Coś jest ze mną nie w porządku. Prawdopodobnie umrę.

Gina wpatrywała się w nią przerażona.

Steffi – szepnęła – o czym ty mówisz?

Dziewczynka odłożyła wędkę i usiadła na trawie, obejmując ramionami kolana.

Czy wiesz, co to jest choroba Huntingtona? Gina usiadła obok córki. Serce jej waliło.

Tak – potwierdziła. – Wiem, co to jest.

Umarł na to Woody Guthrie. Sporo osób na nią choruje. To straszna choroba. Jeśli się zachoruje, to się umiera.

Wiem.

Wiesz, jak sieją dostaje?

Jest dziedziczna. To sprawa genu.

To znaczy, że jeśli jedno z twoich rodziców ma ten gen, to i ty go będziesz miała.

To nie jest dokładnie tak – zaprotestowała Gina ostrożnie. – Jeśli jedno z twoich rodziców ma ten gen, istnieje pięćdziesiąt procent ryzyka, że go odziedziczysz. To jest...

Dziewczynka posłała jej ponure spojrzenie. Gina zamilkła, wiedząc, że jej słowa są niewielką pociechą dla kogoś w sytuacji Steffi.

Moja matka miała chorobę Huntingtona – podjęła Steffi po dłuższej chwili milczenia. – Umarła na nią.

Gina przysunęła się bliżej i objęła ramiona dziewczynki, rozpaczliwie zastanawiając się, co robić. Niech cię diabli, Alex, myślała. Dlaczego nie porozmawiałeś z tym biednym dzieckiem, nie powiedziałeś jej prawdy? Dlaczego pozwalasz jej tak cierpieć?

Alex nie ma pojęcia, że Steffi zna prawdę o chorobie swej matki. Jak wielu rodziców, nie docenia stopnia dojrzałości i świadomości swego dziecka. W jego pojęciu Steffi uważa, że jej matka umarła na „coś w rodzaju raka”.

Nie wydaje mi się... – zaczęła Gina ostrożnie, po czym przerwała i odchrząknęła.. – Rozmawiałam z twoim ojcem o śmierci twojej matki. Powiedział mi, że nie wiesz b chorobie Huntingtona.

Steffi zbyła ją machnięciem ręki.

Nigdy mi nie powiedzieli, ale i tak się dowiedziałam. Wiem od dawna; Usłyszałam, jak tata rozmawiał kiedyś z lekarzem, a potem sprawdziłam to w encyklopedii w szkolnej bibliotece.

Dlaczego nie powiedziałaś o tym ojcu?

Nie mogłam. Był naprawdę nieszczęśliwy, kiedy mama Chorowała i gdybym mu powiedziała; byłoby jeszcze gorzej. Wtedy byłby nieszczęśliwy również z mojego powodu.

Więc sama się tym gryziesz, nic nikomu nie mówiąc?

Steffi skinęła głową.

Nie mogę już tego dłużej znieść – szepnęła, wpatrując się w wodę. – Nie mogę umrzeć tak jak mama. To takie straszne.

Odwróciła się i spojrzała na Ginę. Jej twarz była blada od cierpienia.

Była cała pokręcona i miała drgawki, a pod koniec nie mogła mówić ani jeść, ani w ogóle nic. Nawet nas nie poznawała.

Gina zapomniała o wszystkich swoich postanowieniach w zalewie współczucia i miłości. Objęła i przytuliła dziewczynkę, czulę poklepując japo plecach.

Och, Steffi – szepnęła. – Tak mi przykro.

Trzymała córkę w objęciach i nad jej głową patrzyła na drzewa, zastanawiając się, co robić. Chciała powiedzieć Steffi prawdę, ale nie mogła. Nawet gdyby nie była związana tajemnicą, do Alexa należało poinformowanie córki o okolicznościach towarzyszących jej urodzeniu.

Powiedział Ginie, że dziecko jest adoptowane, więc przynajmniej ma podstawę, żeby się do mego zwrócić.

Powinna porozmawiać z nim jak najprędzej, uświadomić mu, co Steffi myśli i czuje. Do niego będzie należała decyzja, ile prawdy powiedzieć córce.

A potem myślała Gina ponuro, muszę wymyślić, co zrobić, żeby ich tu nie było, jak przyjedzie moja siostra.


Tego wieczora, po dniu łowienia pstrągów, Roger ubrał się w sztruksowe spodnie i starannie wyprasowana sportową koszulę. Włożył wiolonczelę do samochodu i pojechał do miasta, do kościoła, gdzie zespół kameralny zebrał się, żeby ćwiczyć fragmenty Mozarta, które przygotowywał na letni występ.

Tak jak się spodziewał, wkrótce po rozpoczęciu próby pojawiła się Lacey Franks. Przeszła środkiem nawy, usiadła w pierwszej ławce i uśmiechnęła się do niego.

Była ubrana jeszcze staranniej niż zazwyczaj. Miała na sobie kwiecistą lila-żółtą sukienkę, lila żakiet i buty na wysokich obcasach. Założyła prowokująco nogę na nogę i słuchała uważnie nowego repertuaru zespołu.

Kiedy skończyli grać, Roger zapakował wiolonczelę i spotkał się z Lacey w drzwiach.

Witaj, o nieznajomy.

Wzięła go pod ramię i uśmiechnęła się poufale.

Mam wrażenie, że nie widzieliśmy się całe wieki. Dokąd pójdziemy?

Roger zatrzymał się, żeby włożyć wiolonczelę do samochodu.

Chciałabym zrobić coś romantycznego – oznajmiła Lacey, nie czekając na jego odpowiedź. – Jesteś dziś wystrojony, Pojedźmy do klubu jachtowego i chodźmy potańczyć.

Serce Rogera zamarło. Była tak pełna ochoty, tak gotowa cieszyć się wieczorem. Rozczarować ją wydawało się okrucieństwem.

Wyprostował się jednak, przypominając sobie, że taka tchórzliwa słabość jest przyczyna całego jego obecnego dylematu. Zbyt długo poddawał się nie protestując, pozwalając Lacey na przejęcie inicjatywy.

Teraz trzeba wreszcie powiedzieć, co myśli.

Chyba nie – zaczął spokojnie, zamykając drzwiczki samochodu. – Nie mam dziś ochoty tańczyć. Chodźmy się przejść, dobrze?

Posłała mu kolejny uśmiech.

Dopóki jestem z tobą, skarbie, nieważne, co robimy.

Roger zmusił się do uśmiechu, po czym ruszył drogą prowadzącą ku plaży. Lacey nadal była uczepiona jego ramienia.

Jaki miałeś dzień? – zapytała.

Całkiem dobry. Byliśmy na rybach.

My? Kto jeszcze?

Gina i Steffi Colton. Pamiętasz tę rudowłosą dziewczynkę? To córka felietonisty mieszkającego w hotelu.

Lacey nadąsała się; najwyraźniej niemiła jej była myśl o towarzyszkach Rogera.

Zawsze masz tyle czasu dla innych kobiet. Dlaczego mnie nigdy nie zaprosisz na ryby?

Wyobraził ją sobie wspinającą się po górskiej ścieżce w butach na wysokich obcasach i wybuchnął śmiechem.

Lacey sprawiała wrażenie zranionej.

Co cię tak śmieszy?

Nic – odparł, opanowując się szybko. – Pomyślałem o czymś.

Dużo złowiliście?

Całkiem sporo. Mary ma przygotować pstrągi dziś na kolację; z jarzynami z ogrodu.

Ach tak.

Głos Lacey zabrzmiał ostro, kiedy Roger wspomniał o gospodyni.

Czy panie dobrze się bawiły na tej wyprawie?

Nie jestem pewien. Obie były dość milczące cały dzień. Myślę, że Gina się czymś martwi, a Steffi w ogóle mało mówi.

Lacey skinęła głową. Sprawiała wrażenie częściowo udobruchanej.

No cóż – zauważyła z promiennym uśmiechem. – Przynajmniej nie bawiłeś się najlepiej.

Roger milczał. Przeszli przez trawnik i usiedli na żelaznej ławce naprzeciwko ciemniejącej wody.

Tu jest tak spokojnie – westchnęła, kładąc głowę na jego ramieniu. – Mogłabym niemal przywyknąć do życia na wsi.

Nie, nie mogłabyś. Zawsze będziesz dziewczyną z miasta, Lacey.

Roześmiała się i przysunęła bliżej.

Chyba masz rację – przyznała. – Można zabrać dziewczynę z miasta, ale trudniej odebrać miasto dziewczynie. Mogę przecież zatrzymać swoje mieszkanie w zachodnim Vancouverze i jeździć tam co parę tygodni po zakupy. To mi chyba wystarczy, nie sądzisz?

Roger zebrał się w sobie.

O czym ty mówisz? – zapytał. – Masz zamiar się przenieść do Azure Bay?

Spojrzała na niego z wahaniem.

Ach, ty – powiedziała wreszcie, śmiejąc się dźwięcznie. – Tylko byś się przekomarzał.

Nie przekomarzam się – odparł spokojnie. – Pytam, o czym mówisz.

Odsunęła się i wyprostowała, nerwowo pocierając ramiona pod cienkim materiałem żakietu.

Wiesz dobrze, o czym mówię. Po całym tym czasie, który spędziliśmy razem, jak możesz udawać, że nie wiesz?

Nie spędziliśmy razem dużo czasu – stwierdził. – A kiedy się spotykaliśmy, zwykle działo się to z twojej inicjatywy. Nigdy nie udawałem, że robię jakiekolwiek plany na przyszłość.

Patrzyła na niego w osłupieniu.

Jak możesz tak mówić?

Jej oczy napełniły się łzami.

To znaczy, że cały czas kpiłeś ze mnie? A ja myślałam...

Zaczęła łkać.

Jej łzy zaskoczyły i zmartwiły Rogera. Poczuł przypływ współczucia i jego postanowienie na chwilę osłabło, ale zmusił się, żeby brnąć dalej.

Nie kpiłem z ciebie – powiedział. – Po prostu nasz związek był wytworem twojej wyobraźni, to wszystko.

Wytworem mojej wyobraźni? Ależ to najpodlejsze, najzimniejsze...

Proszę cię – ciągnął że znużeniem. – Nie rób dramatu, Lacey. Nie jestem typem mężczyzny, który lubi dramaty. Prawdę mówiąc, nic o mnie nie wiesz. Wybrałaś mnie w tłumie i z jakiegoś powodu zdecydowałaś, że mnie chcesz, ale wcale się nie znamy. Nie łączy nas żaden nieprzytomny, namiętny romans. Nie udawajmy, że jest inaczej.

Lacey wytarła oczy chusteczką. Wyraz szoku na jej twarzy ustępował miejsca grymasowi złości.

No cóż – zauważyła wstając. – Skoro taki jesteś, dobrze, że się w porę zorientowałam.

Kiedy odchodziła, nie poruszył się. Siedział nieruchomo i patrzył na jej oddalające się plecy.

Po kilku krokach przystanęła i odwróciła się, spoglądając na niego badawczo.

To wszystko, co masz do powiedzenia? – zapytała.

Skinął głową.

W dużej mierze.

Przycisnęła do siebie torebkę, najwyraźniej zaskoczona jego rzeczową postawą.

Wiesz, co myślę? – powiedziała wreszcie, – Co?

Myślę, że po prostu masz zły dzień. Jesteś zmęczony wyjazdem na ryby i próbą zaraz potem – orzekła, rozjaśniając się i uśmiechając; – Zapomnijmy o całej tej rozmowie. Zadzwonię do ciebie jutro.

Nie, Lacey – odparł łagodnie. – Nie dzwoń jutro. Zapomnij o mnie. Jesteś przystojną kobietą i będziesz dobrą towarzyszką dla właściwego mężczyzny, Wróć do miasta i znajdź sobie kogoś, kto cię doceni.

Wpatrywała się w niego pociemniałymi oczami, wreszcie mruknęła coś gorzko i odeszła tak szybko, jak jej pozwalały wysokie obcasy.

Po dłuższej chwili Roger odwrócił się ostrożnie i spojrzał w stronę parkingu przy kościele, – by się upewnić, że Lacey rzeczywiście odjechała. Miejsce, gdzie przedtem stało jej auto, było puste, a jego samochód stał samotnie obok.

Uśmiechnął się czując, że humor mu się poprawia. Po raz pierwszy pozwolił sobie pomyśleć o tej zdumiewającej sprawie, o której powiedziała mu Gina.

Kiedy Gina oznajmiła Mary, że Rogerowi na niej zależy, Mary się nie roześmiała i nie powiedziała niczego pogardliwego.

Mary płakała.

Roger usiadł wygodnie na ławce i patrzył na ciemna linię drzew po drugiej stronie jeziora. Uśmiechnął się i zaczął nucić fragment utworu Mozarta. Wreszcie, kiedy było już ciemno i wzeszedł księżyc, wstał i wrócił do samochodu, nadal cicho nucąc.


Gina siedziała przy kuchennym stole, wertując książki kucharskie i zbiory przepisów Mary.

Dobrze – powiedziała wstając, – Tu jest lista śniadań na najbliższe dwa tygodnie. – Zgoda?

Mary odwróciła głowę od zlewu, gdzie czyściła miedziany rondel.

Skoro nie uważasz, że jajka trzy razy na tydzień to za dużo...

Gina zmarszczyła brwi i postukała palcem o blat stołu.

Chyba nie. Żaden z gości nie będzie tu tak długo, żeby dostał te trzy śniadania.

Poza Alexem i Steffi.

Mary powiesiła rondel obok innych garnków. Gina nie odpowiedziała.

W głębi ducha miała nadzieję, że Alex i jego córka wyjadą za kilka dni. Nie była w stanie dłużej znosić stresu, a innego wyjścia z sytuacji nie widziała. Miała zamiar powiedzieć Alexowi o skrytej męce Steffi, a potem znaleźć jakiś pretekst i poprosić go, żeby wyjechał.

Zdecydowała, że najlepiej będzie, jeśli mu powie, że ich sprawy osobiste utrudniają jej prowadzenie interesu.

Będzie dotknięty i zły, ale trudno. Jeśli zdoła wciągnąć go w prawdziwie gorzką kłótnię, mniejsza będzie szansa, że tu powróci.

Najważniejsze to żeby on i Steffi nigdy tu nie wrócili, bo nie zniosłaby ich ponownej utraty. Już tym razem będzie wystarczająco ciężko.

Pstrąg się udał, prawda? – upewniała się Mary, zakłócając jej ponure myśli.

Skinęła głową odruchowo.

Był pyszny – Ciekawa jestem, dlaczego Roger nie przyszedł na kolację. Przepada za pieczonym pstrągiem.

Gina opuściła wzrok na blat stołu, myśląc o swej porannej rozmowie z Rogerem. Nic dziwnego, że unikał kuchni. Jego naturalna rezerwa sprawi, że będzie się trzymał z daleka, dopóki Mary go jakoś nie zachęci.

Spojrzała ostrożnie na gospodynię zajętą przy zlewie, ale nie zdołała niczego wyczytać z jej twarzy.

Czy Steffi dobrze się dziś bawiła?

Gina przypomniała sobie bladą, smutna twarz dziewczynki i jej milczenie przez resztę dnia.

Steffi nie jest bardzo szczęśliwa – powiedziała po chwili. – Musiała wiele wycierpieć przez ostatnie kilka lat.

Biedactwo.

Mary wyżęła ścierkę i spojrzała przez okno na wschodzący księżyc.

Mary? – zaczęła Gina.

Tak?

Gospodyni zebrała książki kucharskie i postawiła je na półce nad stołem.

Wcześniej, kiedy rozmawiałyśmy o Rogerze, sprawiałaś wrażenie poruszonej. Zastanawiałam się...

Proszę cię, Gino – odparła Mary, nie odwracając się. – Nie mów już o tym. Roger ma przyjaciółkę. Najwyraźniej dokonał wyboru.

Ale ja w to nie wierzę. Myślę, że naprawdę zależy mu na tobie.

Nie chcę o tym mówić – powtórzyła Mary, ponownie stając przy oknie. – Gdzie jest mój pies? – dodała. – Wszędzie jej szukałam. Nie wiem już , gdzie się podziewa przez większość czasu.

Gina pomyślała o Steffi na zalanym blaskiem księżyca patio, podnoszącej tłustego psa i kierującej się do swego pokoju.

Och – powiedziała od niechcenia – znasz Annabel. Pewnie śpi słodko pod kuchennymi schodami.

Tak przypuszczam.

Gina patrzyła na sztywno wyprostowane plecy gospodyni. Była zmartwiona i zmieszana, ale nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć i miała dosyć komplikacji we własnym życiu bez zajmowania się Rogerem i Mary.

W końcu wstała, odsuwając krzesło.

Dobranoc – szepnęła. – Zobaczymy się rano.

Będziesz oglądać telewizję? Jest koncert Pavarottiego.

Gina pokręciła głową i niechętnie skierowała się ku drzwiom.

Może później. Teraz muszę iść zobaczyć się z Alexem. Mam... mu coś do powiedzenia.




Rozdział 12


Drzwi pokoju Alexa były uchylone, kiedy Gina podeszła i zapukała.

Proszę! – zawołał, Weszła do środka, Alex siedział przy komputerze koło okna. Był w dżinsach i granatowej koszulce, na nosie miał okulary w rogowej oprawie.

Gina! – wykrzyknął z zachwytem. – Właśnie o tobie myślałem.

Uśmiechnęła się niepewnie i zamknęła za sobą drzwi. Przeszła przez wschodni dywan i usiadła w fotelu przy biurku.

Alex odwzajemnił jej uśmiech. W jego oczach lśniło ciepłe uczucie.

Chciałem ci powiedzieć przy kolacji, jak pięknie wyglądasz po dniu spędzonym na łowieniu ryb, taka opalona i zdrowa, ale było za dużo ludzi.

Odchylił się do tyłu z dłońmi na klawiaturze.

Ty też nieźle wyglądasz.

Co za niedopowiedzenie, myślała z rozpaczą. Wszystko w nim jest cudowne, począwszy od falujących siwiejących włosów i wysportowanego ciała aż po inteligentne, niebieskie oczy skryte, za okularami. Od przyjazdu do hotelu Alex nabrał zdrowej opalenizny i częściej się uśmiechał.

Boże, jaki ma wspaniały uśmiech!

Alex zdjął i odłożył okulary, po czym wstał i wyciągnął Ginę z fotela, żeby ją uściskać.

Ładnie pachniesz – szepnął, ocierając się o jej szyję. – Jak sosny i kwiaty.

Poczuła, że jej postanowienie roztapia się w fali pożądania. Pragnęła go tak bardzo, że siłą powstrzymywała się, żeby nie ściągnąć z mego ubrania. Nigdy przedtem nikogo tak nie pragnęła, nie odczuwała tak wszechogarniającej namiętności.

Dlaczego mu nie powiesz, szepnął cichy głos w jej myślach. Powiedz mu, że jesteś matką Steffi. Masz prawo powiedzieć mu prawdę.

Janice odeszła. Jeśli zechcesz, możesz mieć ich oboje. Możesz zatrzymać mężczyznę, którego kochasz, i mieć też córkę.

Te zdradzieckie myśli porażały ją. Surowo przypominała sobie, że w tej sytuacji nie ma żadnych praw. Zrzekła się ich przed piętnastoma laty za siedemdziesiąt tysięcy dolarów.

I oczywiście ż tego powodu nie mogła wyjawić Alexowi prawdy. Był człowiekiem uczciwym, prostolinijnym i honorowym, miał silnie rozwinięte poczucie odpowiedzialności i lojalności, kochała go przecież za te cechy.

Był przekonany, że i ona jest taka.

Co by o niej myślał, gdyby znał prawdę? Wiedziała dobrze. Alex Colton byłby zszokowany, gdyby się dowiedział, że kobieta, którą kocha, nie jest wzorem cnót, lecz kimś, kto za pieniądze sprzedał swe ciało i krew.

Ogarnął ją głęboki wstyd. Cała jej namiętność zamieniła się w szary smutek.

Niechętnie wyswobodziła się z jego objęć i odwróciła w stronę okna.

Jest coś, o czym musimy porozmawiać.

Jest wiele rzeczy, o których musimy porozmawiać – odparł.

Stanął za Gina i objął ją, opierając podbródek na jej głowie.

Jesteś wreszcie gotowa rozmawiać. To zachęcające – Nie o nas zaznaczyła. Chcę ci coś powiedzieć o Steffi.

Alex zesztywniał.

O co chodzi?

Usiądźmy na chwilę – poprosiła. – . To... dosyć trudne.

Siądźmy tutaj – zaproponował, sadowiąc się obok niej i kładąc ramię za jej plecami na oparciu kanapy. – Powiedz mi, o co chodzi.

Opuściła wzrok na swe dłonie.

Rozmawiałam dziś rano ze Steffi, kiedy byłyśmy na rybach. Dowiedziałam się od niej czegoś, co mnie zaniepokoiło.

Czego?

Steffi zna prawdę o chorobie matki. Mówi, że wie o wszystkim od dawna.

Alex odsunął się i wbił w nią wzrok. Zbladł pod warstwą opalenizny.

Co masz na myśli?

Wie, że jej matka umarła na chorobę Huntingtona. I wie dokładnie, na czym ona polega.

Ale jakim sposobem? Tak bardzo się starałem ją ochronić!

Gina wzruszyła ramionami.

Jakim sposobem dzieci się dowiadują różnych rzeczy? Podsłuchiwała pod drzwiami, przeczytała korespondencję czy literaturę medyczna. Faktem jest, że wie dokładnie, na co umarła jej matka. Wierzy, że Janice była jej naturalna matką i jest świadoma, czym jest choroba Huntingtona. Wie od co najmniej roku. Więc jak sądzisz, o czym teraz myśli przede wszystkim?

Mój Boże – szepnął Alex. – Oczywiście! Steffi sądzi, że i ona jest nosicielką tego genu. Jest przekonana, że umrze tak samo jak matka.

Boję się, że tak właśnie jest – potwierdziła.

Zerwał się.

Biedne dziecko. Muszę ją zaraz znaleźć i z nią pomówić.

Wybiegł z pokoju. Gina zeszła za nim po schodach i patrzyła, jak przechodzi przez hol i kieruje się w stronę patio.

Alex zapukał do drzwi pokoju córki, po czym otworzył je i zajrzał do środka. Wewnątrz panował jak zwykle dziki bałagan, ale nie było śladu Steffi.

Wiedział, że jest nocnym markiem. Lubiła spacerować przy księżycu i zabierać z sobą Annabel. Alex podejrzewał niekiedy, że Steffi wymyka się i pływa po ciemku w jeziorze, choć zabronił jej tak ryzykownych posunięć.

Powędrował na plażę, ale nie było tam ani Steffi, ani psa. Może jego córka poszła odwiedzić Mary w jej mieszkaniu, a może zwinęła się w kłębek z książką, w jakimś kącie starego domostwa.

Usiadł na płaskim kamieniu nad wodą i spojrzał na jezioro.

Może to i dobrze, że jej nie znalazł. Potrzeba mu czasu, żeby przemyśleć, co jej ma powiedzieć.

Jego pierwszym impulsem było złagodzenie jej bólu i zapewnienie jej, że niemożliwe jest, by była nosicielką genu choroby Huntingtona. Ale ile miał jej powiedzieć? Kiedy się dowie, że jest adoptowana, z pewnością będzie się chciała czegoś dowiedzieć o swych naturalnych rodzicach.

Potrząsnął głową i zmarszczył brwi. Zwykle starał się nie kłamać, ale czy. jego dziecko zniesie prawdę o swoim urodzeniu?

Nie był w pełni przekonany, że całkowita uczciwość będzie w tym wypadku najlepsza. Steffi jest wyjątkowo dojrzała i inteligentna, to prawda, ale dowiedzieć się, że urodziła się w wyniku ciąży zastępczej matki, transakcji finansowej przeprowadzonej z zimna krwią, to mogłoby być za dużo. Może jej tylko powie, że jest adoptowana.

Jednak między nią i ojcem było niezaprzeczalne podobieństwo fizyczne. Ludzie często robili na ten temat komentarze, szczególnie kiedy Steffi była młodsza. Jak jej wyjaśnić to podobieństwo?

Zakłopotany i nieszczęśliwy Alex wstał wreszcie i powlókł się do domu.

Skoro jednak jest już tak późno, a nie może jej znaleźć, lepiej będzie poczekać z rozmową do rana. Wtedy zdąży dokładnie obmyślić, co jej powie.

Steffi późno wstaje, więc to będzie pewnie po śniadaniu.

Zaraz po śniadaniu.

W holu zatrzymał się i rozejrzał, mając nadzieję zobaczyć Ginę, ale i ona gdzieś zniknęła. Wszedł więc na górę do swego pokoju, nadal pogrążony w myślach.


Gina porządkowała stosy starych magazynów w bibliotece, kiedy usłyszała, że Alex wraca do siebie. Po chwili odłożyła pisma na półkę i poszła do niego.

Co się stało? – zapytała pełna napięcia, kiedy otworzył drzwi. – Tak szybko wróciłeś. Co powiedziała Steffi?

Nie mogłem jej znaleźć. Pewnie jest na spacerze z Annabel. Tak czy owak, chciałem się zastanowić nad tym, co jej powiem. Zdecydowałem, że porozmawiam z nią z samego rana.

Gina wyminęła go i weszła do pokoju.

Nad czym tu myśleć? Nie możesz jej po prostu powiedzieć, że jest adoptowana?

To nie takie proste.

Nie, z pewnością nie, pomyślała Gina, rozumiejąc jego dylemat. Czy powinien powiedzieć Steffi o szczegółach adopcji? O zastępczej matce? Wyraźnie stanowiło to dla niego problem. Jej o tym nie powiedział.

Alex obserwował Ginę, kiedy stanęła przy oknie.

Dzięki Bogu, że się o tym dowiedziałaś, Gino. Jak ci się udało skłonić Steffi do zwierzeń?

Gina zmarszczyła brwi, usiłując sobie przypomnieć rozmowę z dziewczynką.

Zapytała, czy byłam kiedyś zamężna i czy mam dzieci. Powiedziałam, że nie, ale że gdybym miała córkę, chciałabym żeby była taka jak ona, Steffi posmutniała i powiedziała, że nikt nie chciałby takiej córki, gdyby znał prawdę o niej.

Och, nie. Moją biedna dziewczynka – szepnął w udręce.

Od swej rozmowy ze Steffi Gina odczuwała pewne zniecierpliwienie wobec Alexa związane z tym, co zdecydował się powiedzieć swej córce. W myślach oskarżała go o co najmniej nieostrożność. Ale teraz, kiedy widziała, jak bardzo cierpi na myśl o bólu Steffi, jej niechęć zniknęła.

Alex – szepnęła, obejmując go. – Musi ci być strasznie ciężko. Nie wiedziałeś, jak się czuje Steffi. Starałeś się robić to, co dla niej najlepsze. Wkrótce pozna prawdę.

Wiedziałem, że coś ją gnębi. Powinienem był z nią porozmawiać i zmusić, żeby mi o tym powiedziała Gino – dodał – myślę że naprawdę trochę się bałem jej smutku. Zawsze chciałem, żeby była pogodna, szczęśliwa. I przez pierwsze dziesięć lat była najpogodniejszym dzieckiem jakie znałem.

Przyciskał ją do siebie i mówił z przejęciem – Gdybyś ją widziała jako małą dziewczynkę. Była najpiękniejszym dzieckiem, jakie znałem. Pulchna i zdrową, z cerą jak płatek róży i z burzą rudych włosów. Jej widok zapierał dech. Była też bystra. Nie miała jeszcze dwóch lat, kiedy mówiła pełnymi zdaniami. A potem, kiedy była już trochę starsza...

Gina słuchała zachłannie, wiedząc, że tych kilka wyszeptanych wspomnień to wszystko, czego się dowie o dzieciństwie swojej córki. Otarła łzy i przytuliła się mocniej do Alexa, chowając twarz w jego koszuli, wdzięczna za obejmujące ją silne ramiona.

To, co mam jej do powiedzenia, będzie trudne dla nas obojga. Ale przynajmniej spadnie jej ciężar z serca.

Biedna Steffi. Zastanawiam się, jak by to było dowiedzieć się, że osoba, którą kochałam tyle lat, nie jest moją prawdziwą matką.

Myślę, że jest wystarczająco dojrzała, żeby to zrozumieć. Wie, jak bardzo Janice ją kochała. Sądzę, że potrafi dostrzec różnicę między pełnym miłości wychowaniem a biologią.

Biologia.

Tego dostarczyłam ja, pomyślała Gina z goryczą. Tylko biologię. Byłam jakby maszyna w laboratorium, a Janice dała całą miłość i naukę, kochanie, przytulanie i troskę...

Chciała wykrzyczeć całą niesprawiedliwość, nawymyślać światu i wybuchnąć płaczem, żeby ulżyć swemu złamanemu sercu. Ciągła konieczność tłumienia swych uczuć to było więcej, niż mogła znieść.

Nagle Alex pochylił głowę i zaczął ją gorąco całować. Gina odpowiedziała z dziką pasją, która zaskoczyła ich oboje. Prawie nieprzytomna, pragnąc dać ujście swemu bólowi i miłości, których nie będzie jej wolno wyjawić, całowała go i burzyła mu włosy. Szarpnęła jego koszulę i pasek od spodni.

Gina. – szepnął zaskoczony. – Gina, kochanie...

Proszę cię, Alex – wyjąkała z twarzą zalana łzami. – Proszę cię, tak bardzo jesteś mi potrzebny.

Zareagował natychmiast, pomagając jej się rozebrać. Potem sam zrzucił ubranie, wziął ją na ręce i przeniósłszy przez pokój, położył na miękkim łożu z baldachimem.

Tym razem ich miłość nie przypominała łagodnego interludium pierwszej nocy, kiedy cieszył ich cud odkrywania się nawzajem. Wtedy oboje czuli się trochę onieśmieleni i nieporadni, wiedząc, jak dawno nie mieli podobnych doświadczeń.

Tej nocy w ich połączeniu się był głód, żądza i desperacja, jak gdyby każde z nich chciało utopić swój ból w ciele drugiego.

Przewracali się w gorącej plątaninie ramion i nóg, dysząc głośno, całując się i obejmując. Gina wbiła paznokcie w plecy Alexa, a on schwycił zębami jej ucho.

Oboje byli tak podnieceni, że kiedy w nią wszedł, jęknęli głośno i w kilka sekund później jednocześnie osiągnęli spełnienie.

Nie do wiary, ale w chwilę później znów był pobudzony i wszystko zaczęło się od nowa.

Zdawało się, że minęło wiele godzin, niezmierzony czas, po którym burza ucichła i w pokoju zapanował spokój. Leżeli, trzymając się w objęciach, wyczerpani i bezwładni.

Czy myślisz że nas słyszeli na dole? – szepnął, głaszcząc ją po twarzy. Mam wrażenie, że zachowywaliśmy się dość głośno.

Uśmiechnęła się smutno – Myślę, że pewnie było nas słychać po drugiej stronie jeziora. Co w nas wstąpiło?

Uśmiechnął się do niej.

Nie wiem, kochanie. Ale wiem, co wstąpiło w ciebie. Nawiasem mówiąc, jest w tobie nadal.

Zaczerwieniła się, a on się roześmiał.

Po tym, co się działo w tym łóżku, potrafisz się jeszcze zaczerwienić, Nie do wiary!

To nie byłam ja – mruknęła. – Mówię o kobiecie, która była w tym łóżku przed kilkoma minutami. Nie wiem, kim była, ale muszę mieć jakieś zaburzenia osobowości. Ta druga Gina pojawia się co jakiś czas i robi szokujące rzeczy, żeby mnie zakłopotać, – Alex ponownie pogłaskał jej policzek, w jego oczach błyskały iskierki przekory.

Na przyszłość czy możesz mi powiedzieć, jak sprawić, żeby się pojawiła? Podoba mi się ta draga Gina.

Roześmiała się i wtuliła w jego ramiona, senna i zaspokojona. Stopniowo jednak rzeczywistość zaczęła wkradać się z powrotem i rzucać na nią swój ciemny cień rozpaczy.

Nie przyszła do pokoju Alexa, żeby się z nim kochać. Chciała się tylko dowiedzieć, jak Steffi przyjęła to, co miał jej do powiedzenia, ale nic się nie zmieniło. Alex nie rozmówił się z córką. I pomimo ekstazy, jaką było ich połączenie, Gina nadal pozostawała odcięta od pełnego związku, pozbawiona dostępu do dwojga ludzi, których kochała najbardziej na świecie.

Żeby jeszcze pogorszyć sytuację, do Edgewood Manor ma przyjechać Claudia. Jej włosy, skóra i oczy były jak snop światła wskazujący na Steffi Colton, oznajmiający światu jej dziedzictwo.

Zmarszczyła brwi i poruszyła się w objęciach Alexa. Był taki opiekuńczy wobec Steffi. Nawet teraz mógł nie chcieć powiedzieć córce całej prawdy o tym, że on i jego żona wynajęli zastępczą matkę. Oznacza to, że jest gotów poświęcić prawdę o swym ojcostwie, aby uchronić ją przed rzeczywistością, która mogłaby wytrącić ją z równowagi.

Ale dlaczego miałoby ją to wytrącić z równowagi? Gina zmuszała się nieubłaganie do kontynuowania swej linii rozumowania.

Ponieważ dziewczynka dowie się, że jej naturalna matka w gruncie rzeczy sprzedała ją temu, kto zaofiarował najwyższą cenę.

Nie dziwnego, że Alex mógłby chcieć zataić tę informację przed Steffi.

A jeśli Claudia się pojawi przed wyjazdem Coltonowi nie będzie sposobu, żeby prawda nie wyszła na jaw. Steffi będzie straszliwie zraniona, Alex poczuje się zdradzony, a Ginę zaleje wstyd nie do zniesienia.

Nie wolno dopuścić do takiej katastrofy. Kiedy Alex powie swej córce, że jest adoptowana, trzeba będzie jakoś przekonać ich oboje, żeby wrócili do Vancouver.

Gina leżała w objęciach kochanka, rozmyślając, jak go wyeliminować ze swego życia.

Wiedziała, że kiedy się to stanie, nigdy nie będzie już tak leżeć w objęciach mężczyzny, czując takie szczęście, taki głęboki zalew miłości Roger zaparkował ciężarówkę przed Edgewood Manor i siedział za kierownicą, patrząc na porośniętą winem bryłę domostwa. Księżyc w pełni płynął nad górami, obrysowując jasno drzewa i okna.

Widział sylwetki gości za przejrzystymi firankami biblioteki i pokoi na piętrach, gdzie paliło się światło. Poza głosami żab nad jeziorem i krzykiem nocnych ptaków panowała cisza otulająca okolicę spokojem letniego wieczoru.

Wysiadł i cicho zamknął drzwiczki ciężarówki, nie chcąc zakłócać ciszy. Skierował się w stronę bocznego wejścia i wszedł do domu. Ruszył w stronę kuchni, gdzie nadal unosił się delikatny zapach pstrągów, które Mary podała na kolację.

Wyobrażał sobie tęsknie, jak wyglądały, przyrumienione i chrupiące, posypane bazylią i pietruszką. Zamknął delikatnie drzwi kuchenne i poszedł na palcach w stronę holu, gdzie naprzeciwko siebie znajdowały się pokoje Giny i Mary.

Pokój Giny był ciemny, ale pod drzwiami pokoju Mary ujrzał linię światła. Przysunął się bliżej ciemnej boazerii, starając się coś usłyszeć.

Może obie kobiety były wewnątrz i oglądały telewizję, co często robiły wieczorami. Ale nie słyszał żadnych głosów, tylko muzykę.

Rozpoznał Pavarottiego i na chwilę zapomniał o wszystkich kłopotach, słuchając z przyjemnością jego głosu. Gina nie lubiła opery, więc Mary prawdopodobnie sama słuchała śpiewaka.

Uśmiechnął się, wyobrażając sobie, jak Mary wygląda. Niewątpliwie ma na sobie jedną ze swych praktycznych flanelowych koszul nocnych, zapinaną wysoko pod szyją i obszytą koronką. Widział ją w niej raz czy dwa, kiedy pojawił się wcześnie rano i zastał Mary przy parzeniu kawy. Nosiła też stary, czerwony szlafrok. Kiedyś był wiśniowy, ale teraz spłowiał do ciemnego różu. Wkładała go na koszulę nocną i przewiązywała paskiem. W miękkim okryciu i puchatych, białych pantoflach wyglądała kobieco i miało się ochotę ją przytulić.

Siedzi na pewno w jednym ze swych wygodnych foteli, pije gorące kakao i ogląda telewizję. Annabel śpi u jej stóp.

Ten obraz był tak miły i pociągający, że Roger zapragnął stać się jego częścią. Wstrzymawszy oddech, z bijącym sercem podniósł rękę, żeby zapukać.

Cześć – usłyszał za sobą szept.

Odwrócił się zaskoczony. Steffi Colton stała w holu ubrana w luźny, połatany granatowy dres. Jej wspaniałe włosy były wciśnięte pod czapkę baseballową, stopy miała bose. Stała na jednej nodze jak bocian. Palce jej stopy kuliły się w zetknięciu z zimna posadzką, drugą stopę przyciskała do łydki, żeby ją ogrzać.

Cześć, Steffi – pozdrowił ją cicho. – Co się stało? Jesteś głodna?

Potrząsnęła głową.

Szukam Annabel. Widziałeś ją?

Roger ujął Steffi za ramię i przeszedł z nią w głąb holu, dalej od drzwi Mary i dobiegającego zza nich głosu.

Myślę, że Annabel jest w pokoju Mary.

Na twarzy Steffi odbiło się rozczarowanie.

Miałam nadzieję wziąć ją do siebie na kilka minut. Byłam z nią na spacerze i obiecałam, że jej dam kawałek ryby z kolacji. Zostawiłam trochę dla niej.

Steffi! – zawołał Roger z udanym oburzeniem. – Mary obdarłaby cię ze skóry, gdyby wiedziała, że przemycasz jedzenie dla tego spasionego psa.

Steffi nie okazała skruchy.

Biedna Annabel. Cały czas skomli, jakby umierała z głodu. Nigdy jej nie daję niczego niezdrowego, jak na przykład ciastka, nawet jeśli o nie żebrze. Daję jej odżywcze, niskokaloryczne jedzenie. Roger poklepał ją po ramieniu.

Dobra z ciebie dziewczynka, Steffi, ale chyba dziś nie masz szczęścia. Mary ogląda koncert w telewizji i pewnie zatrzyma u siebie Annabel do końca programu, a to potrwa jakieś dwie godziny. Połóż się teraz, a rybę dasz jej jutro rano.

Steffi pomyślała przez chwilę, po czym skinęła głową.

W porządku. Dzięki, Roger.

Posłała mu wymuszony uśmiech i poszła w stronę schodów.

Dokąd idziesz, skarbie?

Chciałam pobiec na górę i porozmawiać chwilę z tatą. Zaraz wrócę.

Roger skinął głową i patrzył za nią, dopóki nie zniknęła. Stał sam w pustym, ciemnym korytarzu, spoglądając tęsknie w stronę pokoju Mary.

Ale nastrój prysnął i Roger już go nie mógł odtworzyć. Jutro z nią porozmawiam, postanowił. Spędzi jeszcze jeden dzień, zbierając się na odwagę.

Jutro wieczorem nieodwołalnie zapuka do drzwi, wejdzie do pokoju Mary i powie jej o swych uczuciach.


Steffi szła na palcach w kierunku pokoju ojca. Drzwi wzdłuż korytarza były pozamykane. Pod niektórymi linia światła wskazywała, że ich lokatorzy jeszcze nie śpią, tylko czytają albo oglądają telewizję.

Pod innymi było ciemno, choć Steffi nie miała wrażenia, że jest bardzo późno. Zawsze była nocnym markiem i lubiła się przechadzać, kiedy inni spali.

Ciągle ją dziwiło, jak wcześnie ludzie się kładli w Edgewood Manor. Może męczyły ich długie dni spędzane na słońcu, spacerach, łowieniu ryb i pływaniu w jeziorze.

W pokoju ojca było ciemno. Steffi zawahała się, nie chcąc mu przeszkadzać, jeśli się już położył.

Ale dostrzegła jednak nikły blask. Może to lampa do czytania albo jasne światło księżyca, bo ojciec nigdy nie zaciągał zasłon.

Nie chciała ryzykować, że go obudzi pukaniem. Ostrożnie nacisnęła klamkę i popchnęła drzwi, zaglądając przez szparę do środka.

Szok sprawił, że zabrakło jej tchu. Pokój oświetlało miękkie światło księżyca. Zobaczyła ojca leżącego w łóżku nie był sam.

W jego objęciach spoczywała Gina Mitchell, przytulona do niego. Ich splątane ciała częściowo okrywało prześcieradło.

Steffi patrzyła, jak leżą razem, nie zdając sobie sprawy z jej obecności. W końcu zamknęła drzwi i stała w ciszy korytarza, oddychając głęboko, żeby się uspokoić.

Kiedy odzyskała zdolność poruszania się, poszła ostrożnie z powrotem, mając nadzieję, że Roger nie czeka na dole. Jak zdoła stanąć z kimś twarzą w twarz albo prowadzić rozmowę? Roger jest bystry i od razu by poznał, że zobaczyła coś, co ją zszokowało.

Z ulgą stwierdziła, że na dole nie ma nikogo, Z oddali dochodził odgłos odjeżdżającej ciężarówki. To Roger wracał na swoją farmę.

Steffi pospieszyła przez ciche korytarze na tył domu. Minęła zamknięte drzwi pokoju Giny i przez chwilę słuchała muzyki dochodzącej z mieszkania Mary. Brzmiał w niej smutek i żal, jakby śpiewający przeżywał jakąś tragedię.

Kiedy znalazła się na dworze, rozejrzała się wokół w świetle księżyca, z rosnącą desperacją pragnąc żeby pojawiła się Annabel. Gdyby tylko mogła przytulić to ciepłe ciałko, może nie czułaby się tak samotna i zziębnięta.

Annabel? – szepnęła. – Annabel, gdzie jesteś? Chodź tu.

Pies się jednak nie pojawił. Musiał być u Mary, tak jak przypuszczał Roger, Steffi przeszłą przez patio i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Usiadła potem na środku łóżka i wtuliła twarz w kolana, nadal próbując dojść do siebie po szoku, o jaki przyprawiła ją wizyta w pokoju ojca.

Nie miała wątpliwości na temat tego, co zaszło. Zachłannie czytała i wiedziała o wiele więcej, niż przypuszczali dorośli. Rozumiała na przykład, na czym polega seksualny związek dwojga ludzi i uświadamiała sobie, jak ciężkie musiały być dla ojca lata choroby matki.

Był wierny i cierpliwy, nigdy się nie skarżył, zawsze gotów pomóc rodzinie, nie myśląc o sobie. Ale musiał być straszliwie samotny.

To go nie usprawiedliwia, myślała Steffi, z wściekłością ocierając łzy, które popłynęły jej z oczu. Moja matka umarła zaledwie kilka miesięcy temu. To, co oni robią, jest niewłaściwe. Chciała gardzić nimi, ale choć się czuła zraniona, trudno jej było odczuwać nienawiść do ojca. Albo do Giny, która wiedziała tyle fajnych rzeczy o łowieniu ryb, ogrodnictwie i zarządzaniu takim dużym obiektem.

Stopniowo uczucie bólu i zdrady ustąpiło miejsca zimnej, gorzkiej determinacji. Zaczęła rozumieć, że to, co zobaczyła w sypialni ojca, jest dla niej wyzwoleniem. Ojciec ma teraz kogoś, ona nie jest mu już potrzebna.

Teraz może zacząć działać. Zawsze wiedziała, że ten dzień nadejdzie, od kiedy poznała prawdę na temat choroby matki. Po prostu nie spodziewała się, że nastąpi to tak szybko.

Pomyślała o czasie spędzonym nad rzeką i o tym, jak Gina powiedziała, że gdyby kiedykolwiek miała córkę, chciałaby, aby była taka jak Steffi. Tak dobrze było usłyszeć te słowa, choć Gina nie znała wtedy prawdy o niej.

Zaskoczyło ją i zmartwiło to, że zwierzyła się Ginie i opowiedziała jej o swej dziedzicznej chorobie. Po raz pierwszy podzieliła się tym z kimś i nadal nie rozumiała, dlaczego to zrobiła.

Do tej pory ukrywała tę straszna tajemnicę. W jakiś sposób wydawało jej się, że ukrywając ją sprawia, iż jest mniej realna. Ale powiedzenie prawdy komuś, kto słuchał ze współczuciem, przyniosło jej ulgę.

A teraz dowiedziała się, że współczująca słuchaczka jest kochanką jej ojca. Niewątpliwie rozmawiali o różnych sprawach. Gina prawdopodobnie powiedziała mu, że Steffi zna prawdę o chorobie swej matki.

Jęknęła głośno i zakryła twarz dłońmi, zastanawiając się, co się teraz stanie.

Jutro ojciec przyjdzie porozmawiać z nią o tym. Może i Gina też będzie z nią mówić. Wszyscy będą omawiać tę okropność, wyciągając ją na światło dzienne po tym, jak ona, Steffi, tak usilnie starała się ją pogrzebać.

Wiedziała, że absolutnie nie zniesie tej myśli. Wystarczyło, że przeżywała każdy dzień z wyrokiem śmierci, w dodatku strasznej i bolesnej.

Nie zestarzeje się, nie wyjdzie za mąż, nie będzie miała dzieci. Nigdy nie będzie się cieszyła szczęśliwym, normalnym życiem jak inne dziewczyny, Ale słuchać, jak inni mówią o jej chorobie, próbują ją pocieszyć, patrzą na nią i rozprawiają o skazie, którą w sobie nosi... to więcej niż można wytrzymać.

Miesiące przedtem, zanim jej matka umarła, Steffi zaczęła planować, co zrobi. Odkładała to ze strachu, ale teraz nadszedł czas, żeby zrealizować plan. Będzie musiała jeszcze przez jakiś czas być silna i odważna.

Pobudzona do działania zeskoczyła z łóżka, zdjęła dres i ubrała się ciepło, wkładając dżinsy, flanelową koszulę i grube buty. Potem wciągnęła ciężką, puchową kurtkę i wepchnęła kilka rzeczy do plecaka.

Dodatkowe skarpetki, trochę mielonki, którą trzymała w pokoju dla Annabel, ryba, owoce, ulubiona książka.

Po chwili wahania włożyła do plecaka starego pluszowego królika i fotografie rodziców w złotych ramkach.

Podeszła do drzwi, otworzyła je i wyjrzała na patio, ciche i jasne w świetle księżyca.

Już miała wyjść, ale zamknęła drzwi i niechętnie podeszła do biurka. Wyjęła pióro i kartkę z szuflady.

Obgryzając pióro, zmarszczyła brwi i zastanowiła się nad tym, co chce powiedzieć. Wreszcie Odetchnęła głęboko i zabrała się do pisania.


Kochany Tato!

Jest mi naprawdę przykro, że sprawiam wszystkim kłopot, ale lepiej zrobić to teraz niż czekać całe lata, kiedy wiem, że i tak umrę. Dawno już wiedziałam o chorobie Mamy, ja też jestem chora. Często drżą mi ręce i mam zawroty głowy. Nie chcę, żebyś przechodził przez to jeszcze raz, było Ci tak ciężko, kiedy Mama chorowała. Wiem, że teraz masz Ginę i to dobrze, bo jest naprawdę miła. Ale teraz nie jestem Ci już potrzebna, więc mogę, odejść. Proszę, nie szukaj mnie i niech Ci nie będzie przykro. Naprawdę, tak jest o wiele lepiej. I tak umrę, więc lepiej zrobić to szybko zamiast czekać, aż będę chora i brzydka.


Zawahała się chwilę, gryząc wargę, po czym wróciła do listu.

Naprawdę Cię kocham, Tato. Zawsze byłeś dla mnie taki dobry. Dziękuję Ci za wszystko i proszę, proszę, nie bądź smutny.

Steffi.

PS. Proszę, uściskaj ode mnie Annabel. To taki miły pies. I powiedz do widzenia Mary, Rogerowi i Ginie. Powiedz im, że miło mi było łowić z nimi ryby.


Przeczytała list dwukrotnie, starając się nie myśleć o reakcji ojca. To naprawdę jedyne, co może zrobić, powiedziała sobie stanowczo. Tak jest lepiej dla wszystkich. Poza tym nie mogła już dłużej znieść bólu. A kiedy nie można czegoś znieść, należy odejść.

Zakręciła pióro, położyła je na liście i usunęła wszystko inne z biurka, tak że kartka była wyraźnie widoczna. Zgasiła światło i wyszła.

Skradała się między drzewami i wzdłuż bzów na skraju sadu, trzymając się w cieniu, gdzie była niewidoczna. Szła w ciemności w stronę czarnej wody jeziora, a potem wzdłuż brzegu, żałując, że nie pomyślała o wzięciu latarki.

Przeszedł ją dreszcz i zawahała się, czy nie pobiec z powrotem do pokoju i nie poszukać małej latarki, którą dostała od ojca. Mimo lęku przed ciemnością nie chciała wracać, kiedy wreszcie zdobyła się na odwagę, żeby odejść.

Wyprostowała się i szła dalej. Kilka minut później znalazła kajak tam gdzie Roger i Gina zostawili go wcześniej, przywiązany lina do drzewa.

Odwiązała linę, wypchnęła kajak na płytką wodę, wrzuciła plecak do środka i wsiadła. Wzięła wiosło, odwróciła kajak i skierowała się w stronę drugiego brzegu. Czuła się bezbronna i widoczna w świetle księżyca, spodziewała się lada chwila usłyszeć krzyki i odgłosy pościgu.

Lecz dom poza nią pozostawał cichy. Jego okna lśniły zimnym srebrem, kiedy odpływała od brzegu.

Wiosło zanurzało się i przesuwało, zanurzało i przesuwało, niosąc ją gładko w stronę odległej i groźnej przestrzeni wiecznie zielonego lasu na przeciwległym krańcu jeziora.




Rozdział 13


Gina przystanęła z dzbankiem kawy obok krzesła Alexa i napełniła jego filiżankę. Objął ją mocno, przytulając na chwilę, podczas gdy reszta gości już się rozchodziła. Poddała się uściskowi, nie chcąc odchodzić, choć jego dotyk sprawiał, że czuła w sercu ból. Zostało im tak niewiele czasu...

Steffi nie przyszła na śniadanie – zauważyła, odsuwając się i siadając na chwilę naprzeciw niego. – Dobrze się czuje?

Skinął głową, pijąc kawę.

O ile pamiętasz, nie udało jej się zdążyć na śniadanie przez cały tydzień, wyjąwszy wczoraj. Moja córka nie jest z tych, co wstają rano. Zwykle spaceruje albo czyta do późna w nocy. Potem śpi, dopóki jej nie obudzę.

Kiedy masz zamiar z nią porozmawiać?

Zaraz.

Odstawił filiżankę i wstał. Gdy spojrzał na Ginę, uśmiech na jego twarzy zgasł. .

Powinienem był to zrobić przed laty, prawda?

Tak myślę.

Siedziała ze spuszczona głową, bawiąc się brzegiem serwetki.

Uniósł jej twarz, żeby móc spojrzeć w oczy. Spokojnie wytrzymała jego wzrok, mając nadzieję, że jej uczucia nie są widoczne.

Kocham cię – powiedział miękko. – Wiem, że jest zbyt wcześnie, żeby cię naciskać, ale chciałbym zacząć robić plany na przyszłość.

Zamrugała, walcząc ze łzami. Po chwili udało jej się wydobyć głos.

Proszę, nie myśl o tym teraz – szepnęła. – Idź i porozmawiaj ze Steffi.

Patrzyła na jego mocna, wyprostowana sylwetkę, kiedy wychodził z jadalni. Myślała o jego słowach i serce jej pękało z miłości i smutku.

Kiedy wrócisz, mówiła mu w myślach, porozmawiamy o przyszłości. Powiem ci, że to niemożliwe, że cię nie kocham i chcę, żebyście oboje wyjechali.

I wtedy wyjedziecie.

Stłumiła łkanie, wstała, odstawiła dzbanek i zaczęła sprzątać ze stołów.

Po kilku minutach, znacznie wcześniej, niż się spodziewała, pojawił się Alex. W ręku trzymał kartkę papieru, był blady.

Co się stało? – zapytała. – Steffi nie obudziła się jeszcze?

Bez słowa podał jej list. Wzięła go i przeczytała staranne, równe pismo Steffi. Zaschło jej w ustach z przerażenia. Poczuła zawrót głowy i przytrzymała się oparcia krzesła.

Alex – wyszeptała, wpatrując się w niego – co możemy teraz zrobić? Jak myślisz, kiedy wyszła?

Nie wiem. Musimy zebrać wszystkich i ustalić, czy ktoś ją widział wieczorem. O Boże – głos mu się załamał miałaś rację. Gdybym tylko...

Gina zapomniała o swym postanowieniu i objęła go, przytulając mocno.

Nie obwiniaj się teraz. Dosyć przeszedłeś. Nie ma czasu na gdyby. Po prostu musimy ją znaleźć, to wszystko.

Alex przez chwilę z wdzięcznością trzymał Ginę w objęciach, po czym powtórnie przeczytał list.

Do jadalni wszedł Roger, niosąc skrzynkę z narzędziami i komplet zawiasów.

Co się stało? – zapytał z niepokojem, widząc ich twarze.

Steffi uciekła – poinformowała go Gina.

Alex podał mu list. Roger przeczytał go szybko, jego spracowane dłonie drżały.

O czym ona mówi, cała ta historia z umieraniem? – zwrócił się do Giny.

Spojrzała na Alexa.

Jej matka była poważnie chora. Steffi jest przekonana, że odziedziczyła chorobę i umrze w taki sam sposób. Rozmyślanie o tym doprowadziło ją do myśli o samobójstwie.

Biedne dziecko. – Roger zwrócił się do Alexa. – Czy Steffi rzeczywiście ma tę chorobę?

To niemożliwe – odparł Alex, patrząc z rozpaczą na list. – Steffi nie jest nawet naturalna córką mojej żony. Została... zaadoptowana zaraz po urodzeniu, ale nigdy jej o tym nie powiedzieliśmy.

Roger skinął głową, – Więc się pospieszcie i znajdźcie ją. Chyba się powinna dowiedzieć.

Kiedy widziałeś ją ostatni raz? zapytał Alex.

Niech pomyślę. Wczoraj wieczorem, musiało już być dosyć późno, koło jedenastej. Przyszła z dworu, szukała Annabel.

Koło jedenastej? – zdziwiła się Gina. – Nie wiedziałam, że byłeś tu jeszcze o tak późnej porze.

Roger zmieszał się.

Wstąpiłem, bo miałem nadzieję... że uda mi się pogadać z Mary, ale nic z tego nie wyszło. Zamknęła się w swoim pokoju i słuchała Pavarottiego.

A Steffi? – zapytała Gina z napięciem. – Dokąd poszła?

Na górę, żeby porozmawiać z tobą, Alex. Chciała ci coś powiedzieć i miała zaraz zejść na dół. Wyszedłem, zanim wróciła.

Alex i Gina wymienili między sobą spojrzenia pełne strachu.

Poszła na górę do mojego pokoju? – upewniał się Alex. – O której?

Około jedenastej – powtórzył cierpliwie Roger.

Och, nie! – Gina schwyciła Alexa za rękaw. – Byliśmy jeszcze... Och, Alex!

Objął ją i trzymał tak przez chwilę. Twarz mu stężała z niepokoju.

Nie martw się tym, kochanie – szepnął. – Tak widocznie musiało być.

Ale nie mogę znieść myśli...

W jednej chwili Alex był gotów do działania.

Roger – zakomenderował – ty sprawdzisz teren i zabudowania.. Ja pójdę plażą w stronę portu i sprawdzę las i brzeg jeziora. Gino, ty się zajmiesz domem, bo znasz wszystkie schowki i zakamarki. Może Steffi się gdzieś schowała, żeby nas nastraszyć, choć jest bardziej prawdopodobne, że wybrała się gdzieś dalej. Nie ma jej butów i plecaka. Ana, Gino – dodał. – Czy możesz poprosić Mary, żeby zawiadomiła policję? Niech tu zaraz kogoś przyślą. Opiszcie sytuację. Może będzie potrzebny pies gończy.

Policja – powiedziała Gina zatrwożona. – Alex, nie sądzisz, że to ją może jeszcze bardziej przestraszyć? Jeśli się gdzieś chowa.

Przerwał jej ruchem ręki.

Musimy podjąć drastyczne środki. Jeśli rzeczywiście myśli o samobójstwie, jak na to wskazuje list, możemy nie mieć dużo czasu.

O Boże – wyszeptała Gina. – Proszę cię, Boże...

Kiedy mężczyźni rozeszli się, by rozpocząć poszukiwania, Gina przebiegłą przez dom, zatrzymując się w kuchni, żeby powiedzieć Mary, co się stało.

Patrzyła, jak gospodyni posłusznie dzwoni na policję, po czym zaczęła szaleńczo przeszukiwać stary dom, od piwnic po strych.

W niespełna godzinę później wszyscy czworo spotkali się w holu. Gina była zgrzana i roztrzęsiona, pokryta pajęczynami i kurzem. Roger także był brudny i wyglądał na znękanego. Mary miała w oczach strach.

Jeden Alex wydawał się spokojny, ale Gina wiedziała, że pod jego pełnym opanowania zachowaniem kryje się niewypowiedziana udręka.

Bez powodzenia? – zapytał, patrząc na ich pełne troski twarze.

Pokręcili głowami.

Psiakrew – mruknął, – Miałem nadzieję... Nie ma kajaka – dodał głosem pełnym bólu. – Myślałem, że może któreś z dzieci wzięło go dla żartu i że Steffi chowa się gdzieś w pobliżu. Ale skoro dotąd jej nie znaleźliście, ...

Kajak? – szepnęła Gina bez tchu. – Roger, przywiązaliśmy go koło zatoczki, prawda?

Nie ma go – powtórzył Alex. – Widziałem ślady na piasku, gdzie ktoś go odwiązał i zepchnął na wodę. Ale jeśli to rzeczywiście zrobiła Steffi, dokąd mogła popłynąć?

Może w górę jeziora, tam, gdzie zbieraliście jagody – zasugerował Roger. – Wie o jagodach, prawda? Może popłynęła kawałek wzdłuż brzegu, a potem wciągnęła kajak w zarośla. Może się gdzieś schowała i obserwuje nas w tej chwili, siedząc na drzewie.

Wołała o pomoc i uwagę, biedne maleństwo.

To Mary odezwała się pierwszy raz. Była nieprzytomna z niepokoju.

Powinnam była znaleźć dla niej więcej czasu – stwierdziła ze smutkiem. – Lubiła przesiadywać w kuchni, patrzeć i zadawać pytania, kiedy pracowałam, ale zawsze miałam tyle roboty. Czasem – wyznała drżącym głosem, bliska łez – byłam nawet na nią zła, bo podejrzewałam, że karmi Annabel. A teraz...

Roger podszedł do Mary i objął ją, z czułością poklepując po plecach. Spojrzała na niego że zdziwieniem, po czym, oparłszy się o niego, pozwoliła na tę niezręczna pieszczotę.

Policja wzywa pomoc przez radio – powiedział Alex. – Jest też ktoś z psem. Kiedy się tu zjawi, będzie można ustalić, w którą stronę Steffi popłynęła, i zacząć poszukiwania.

Myślę, że popłynęła na drugą stronę jeziora – oznajmiła Gina spokojnie, wywołując swym opanowaniem zdziwienie pozostałych. – Przepłynęła na drugą stronę i poszła do Niedźwiedziego Potoku.

Roger sprawiał teraz wrażenie naprawdę zaniepokojonego.

Gino, nie sądzisz chyba, że zrobiłaby coś tak niebezpiecznego?

Jestem tego pewna. Pamiętam, jak się rozglądała, kiedy tam byliśmy, wszystkie pytania, które zadawała.

Uderzyła ją nagła myśl.

Może już to planowała. A potem, kiedy zobaczyła nas razem, Alex, nie mogła już tego wszystkiego znieść. Musiała coś zrobić.

Nie mówi o tym w liście.

Alex zacisnął zęby, oczy pociemniały mu z lęku.

Wygląda raczej na to, że jej ulżyło, kiedy nas zobaczyła, bo wtedy mogła odejść, nie musząc się martwić, że zostawia mnie samego.

Biedna, biedna Steffi.

Gina nadal wpatrywała się w ciemna linię drzew. – Pomyślcie, jaka musiała być nieszczęśliwa przez te wszystkie miesiące.

W drzwiach pojawił się umundurowany policjant. Za nim na werandzie tłoczyła się grupka zaciekawionych gości.

Pan Colton? – zapytał. – Jest już nasz człowiek z psem.

Gała czwórka wyszła na zewnątrz i patrzyła, jak drugi policjant wypuszcza dużego owczarka alzackiego z tyłu furgonetki.

Alex poprowadził ich nad jezioro i pokazał puste miejsce po kajaku. Pies węszył gorączkowo, po czym zaczął skakać i skowyczeć nad brzegiem. Wbiegł do wody, zawracając niechętnie na rozkaz opiekuna.

Potrafi węszyć w wodzie? – zwróciła się Gina do młodego policjanta.

Na krótkich odcinkach, jeśli ślad jest świeży. Wystarczająco, żeby nam wskazać, w jakim kierunku popłynęła. Czy ta motorówka należy do państwa?

Roger pobiegł wzdłuż brzegu, szukając w kieszeni kluczyków od łodzi, po czym wsiadł do niej.

Niech pan ją podprowadzi jak najbliżej – zawołał policjant, trzymając szarpiącego się na smyczy psa. – I niech się pan postara nie zakręcać i nie mącić wody bardziej niż to konieczne.

Roger wolno podpłynął łodzią do brzegu. Gina, Alex i policjant z psem wsiedli.

Zwierzę natychmiast przeszło przez ławki i skowycząc, oparło przednie łapy o dziób, wpatrując się w wodę.

Co tam jest? – zapytał policjant, wskazując przeciwległy brzeg.

Niewiele – odparła Gina ponuro. – Za tym pasmem gór jest głęboka otchłań i trzysta kilometrów puszczy. Pełno niedźwiedzi, moczary i jeziora bez dna. Roje much i komarów.

Zorganizujcie dwie grupy – zawołał oficer do swego kolegi na brzegu. – Tylu ludzi, ilu oddział może dać. Roger zwoła ochotników z okolicy. Spróbujemy zorganizować jeszcze kilka łodzi z miejscowości letniskowych nad jeziorem. Jeśli zlokalizujemy kajak na drugim brzegu, damy znać przez radio żeby zmobilizować ekipy, póki jest widno.

Roger oddal rumpel Alexowi, wysiadł i wyszedł na brzeg, ponownie stając obok Mary.

W czym mogę pomóc? – zwróciła się Mary do policjanta.

Niech pani zrobi kawę. Kilka litrów kawy. I kanapki. Niech sąsiedzi i goście pani pomogą. To może być dla wszystkich długi i ciężki dzień.

Roger i Mary znikli w głębi domu, a motorówka zaczęła pruć wodę, kierując się w stronę przeciwnego brzegu. Pies węszył, skomląc i wychylając się do przodu. Alex zwrócił łódź w tę stronę.

To zadziwiające – szepnęła Gina do policjanta. – Nie wiedziałam, że pies potrafi iść za śladem przez wodę.

Tylko przy sprzyjających warunkach. Woda musi być niezmącona, a powietrze spokojne. Wie pani, mamy nawet psy, które potrafią znaleźć ciało pod wieloma metrami wody. Zwieszają łeb za burtę i wskazują, gdzie coś wy węszyły.

Zadrżała, a policjant umilkł, najwyraźniej żałując swych słów.

Alex wyłączył silnik i łódź dryfowała w stronę brzegu w kierunku, który wskazywał pies. Kiedy tylko żwir zachrzęścił pod kadłubem, zwierzę wyskoczyło z łodzi wraz z opiekunem i pobiegło wzdłuż brzegu, kręcąc zapamiętale ogonem.

Alex i Gina podążyli za nimi, starając się trzymać jak najbliżej. Wszyscy zatrzymali się i patrzyli, jak pies drapie bezładny stos gałęzi cedru. Po chwili wynurzył się spod nich żółty kajak.

Sprytna ta pana córka – zauważył policjant, podchodząc bliżej, żeby odrzucić jeszcze kilka gałęzi. – Bez Rexa pewnie nigdy byśmy nie znaleźli tego kajaka, chyba że ktoś by się o niego potknął.

Tak, jest naprawdę bystra – szepnęła Gina w udręce.

Spojrzała na groźne, ciemne sosny na wzgórzach i zadrżała.

Ale ma dopiero czternaście lat i jest zupełnie sama.


Steffi wspinała się uparcie na strome wzgórze porośnięte sosnami. Drzewa rosły tak gęsto, że przez większość czasu nie była w stanie określać kierunku przy pomocy słońca. Pomagało jej jedynie samo nachylenie zbocza i wiedza, że dopóki się wspina, najprawdopodobniej idzie na zachód. Więc przechodziła przez głazy i gęste zarośla, które drapały jej twarz i ramiona, zbaczając z trasy tylko wtedy, kiedy napotykała strumień płynący po kamieniach, tak jak ten, w którym łowiła pstrągi poprzedniego dnia.

Za każdym razem, kiedy docierała do strumienia, wchodziła do wody i szła w górę lub w dół, czasem nawet kilometr, wiedząc, że szybki prąd pomoże zmylić trop, gdyby jej szukano z psami.

Czasem zatrzymywała się i spoglądała za siebie, zastanawiając się, czy już ktoś znalazł jej list albo czy odkryto brak kajaka i podejrzewano, dokąd się udała. Ale widziała jedynie gęstą ścianę sosen i zarośli.

Po tym, jak ukryła kajak, długo i jasno świecił księżyc, pozwalając jej wędrować przez wiele godzin. Kiedy się ściemniło, zrobiła posłanie z gałęzi, zwinęła się na nim i zakryła twarz kurtką, starając się nie słyszeć odgłosów dochodzących z tej przerażającej, czarnej pustki.

Zachowała swój dziecięcy strach przed ciemnością.

Był środek lata i noc trwała zaledwie kilka godzin.

Obudziła się z pierwszymi słabymi promieniami słońca i zjadłszy rybę, znów zaczęła się wdrapywać w stronę skalistego wierzchołka, który nadal wydawał się niemożliwie daleki.

Kiedy zegarek powiedział jej, że jest południe, usiadła w słońcu pomiędzy drzewami i zjadła czekoladowy batonik. Pozwoliła sobie też na dwa łyki wody z raptownie kurczącego się zapasu w manierce.

Kiedy skończy się woda, będzie musiała napełnić manierkę w którymś ze strumieni górskich. Wydawały się czyste, ale Gina ostrzegała ją, żeby nie pić z nich wody. Mikroby z rozkładających się roślin i zwierząt zanieczyszczają strumienie i mogą wywoływać choroby .

To już nie ma znaczenia, powiedziała sobie ponuro. Nic nie może sprawić, żeby była bardziej chora, niż jest.

Skończyła jeść, schowała papierki porządnie do plecaka i usunęła ślady swojej bytności na polanie. Nasunęła czapkę na oczy i podjęła wspinaczkę.

Jej celem były skały na szczycie łańcucha górskiego, niewyraźnie widoczne w mgiełce południa. Po drugiej stronie, według tego, co mówił Roger, skała opada stromo kilkaset metrów w dół, w straszna otchłań, której nikt nigdy nie zbadał.

Spodziewała się dotrzeć na skalisty wierzchołek przed zachodem słońca. Miała zamiar spędzić trochę czasu, patrząc na świat dokoła, pomyśleć o swoim życiu i ludziach, których kochała, urządzić sobie małą ceremonię pożegnalna. Potem zamierzała zrobić krok do przodu, rozłożyć ramiona i skoczyć w nicość.

W gruncie rzeczy cieszyła się na te ostatnie chwile życia. Kiedy odbije się i skoczy w otchłań, będzie tak, jakby leciała. A kiedy spadnie te setki metrów w dół, nawet nie poczuje uderzenia. Jej życie skończy się, nim dosięgnie dna.

Wtedy wreszcie nie będzie już bólu, zmartwienia ani strachu, bezsennych godzin w nocy, kiedy zastanawiała się, co się dzieje w jej ciele...

Przyspieszyła kroku. Choć na tej wysokości powietrze było chłodne, zgrzała się. Zdjęła kurtkę i wepchnęła ją do plecaka, po czym zdjęła czapkę, żeby otrzeć wilgotne czoło.

Nagle zaskoczył ją odgłos sapania i pomrukiwania w gęstwinie nieopodal. Nim zdążyła zdecydować, co robić, zarośla rozchyliły się i stanęła oko w oko z ogromnym, czarnym niedźwiedziem.

Steffi wpatrywała się w zwierzę, skamieniała ze strachu. Niedźwiedź stał na tylnych łapach na skraju zarośli, nie dalej niż kilka metrów od niej.

Był niewiarygodnie duży. Na stojąco sprawiał wrażenie wyższego o przynajmniej pół metra od człowieka. Obnażył kły, z których ściekała krew.

Z gęstwiny dochodził przyprawiający o mdłości zapach, ciepły i metaliczny, jak ze sklepu rzeźniczego. Steffi zrozumiała, że niedźwiedź właśnie pożerał świeżo upolowaną zwierzynę, a ona przerwała mu posiłek.

Jego ciemne, świńskie oczy patrzyły na nią z oburzeniem. Wydał z siebie niski ryk, opadł na przednie łapy, zrobił kilka kroków i znów stanął na tylnych łapach.

W głowie Steffi krążyły bezładne myśli. Rozpaczliwie usiłowała sobie przypomnieć to, czego nauczyła się o postępowaniu z niedźwiedziem w puszczy.

Trzeba mu zejść z oczu. Uciec od niego. Nie, nie biec. Jeśli zacznę biec będzie mnie gonił, Wejść na drzewo, Nie, to niemożliwe, Złapie mnie, zanim jeszcze zacznę się wspinać. Muszę upaść, udawać nieżywą. Leżeć nieruchomo twarzą do ziemi.

Ale nim zdążyła to zrobić, niedźwiedź ruszył na nią. Z niewiarygodną szybkością przebiegł przez polanę i skoczył na dziewczynkę, zwalając ją z nóg.

Instynktownie znieruchomiała, zaplotła tylko dłonie na szyi, osłaniając twarz łokciami. Niedźwiedź szturchnął ją łapą i usłyszała dźwięk drącego się materiału.

Zastanawiała się, jaka część jej ciała jest rozdzierana i zdziwiło ją przez chwilę, że nie czuje bólu. Potem zrozumiała że zwierzę drze jej plecak. Słyszała kłapanie potężnych szczęk, sapanie i pomruki.

Najgorszy był zapach.

Od niedźwiedzia bił ostry, stęchły odór, pomieszany z wonią świeżo zabitego zwierzęcia. Na twarzy i ramionach czuła jego gorący, niewiarygodnie smrodliwy oddech. Było jej tak niedobrze, że musiała walczyć z mdłościami, wiedząc, że gdyby zwymiotowała, mogłoby się to okazać fatalne w skutkach.

Wydawało jej się, że tak leży już wiele godzin, podczas gdy niedźwiedź drze jej plecak, rozrzucając strzępy wokół, po czym znów szturcha jej plecy i nogi, W każdej chwili spodziewała się, że wielkie szczęki zwierzęcia zamkną się na jej czaszce, że poczuje, jak pęka kość, tryska krew i ulatuje z niej życie.

Nie chciała umrzeć w taki sposób, nawet jeśli celem jej wyprawy było zakończenie życia. Marzyła o tym, żeby pofrunąć wdzięcznie i bezboleśnie w tę rozświetlona słońcem nicość, znikając na zawsze w otchłani otwierającej się poniżej.

Nie chciała zostać zmasakrowana tak, żeby części jej ciała pozostały w lesie, żeby za kilka dni znalazła je poszukująca jej ekipa, żeby ojciec cierpiał do, końca życia nad tym, w jaki sposób umarła.

Niedźwiedź szturchnął ją znowu i ostry ból przebiegł przez jej ciało. Zwierzę odsunęło się i zaczęło węszyć pośród rozrzuconej wokół zawartości plecaka. Nadal leżąc z twarzą przyciśniętą do klujących sosnowych igieł, Steffi uniosła łokieć i wyjrzała spod niego. Wiedziała, że niedźwiedź jest obok, bo jego ciężki, obrzydliwy odór nadal wypełniał jej nozdrza.

Był tak blisko, że mogła go niemal dotknąć, o ponad metr w lewo. Pożerał resztę jej prowiantu. Jego kudłate cielsko wypełniało całe pole widzenia.

Jęknęła bezgłośnie i ponownie zacisnęła łokcie przy twarzy, zastanawiając się, jak długo będzie trwał ten koszmar. Miała wrażenie, że leży tak od kilku godzin, a nawet dni. Nie pamiętała niczego, tylko że leży wśród sosnowych igieł i omszałych kamieni, czekając, aż niedźwiedź ją zabije.

Rozpaczliwie zmuszała się do myślenia o czymś innym. Wyobrażała sobie machający ogon Annabel i kochana twarz ojca – i to, jak Gina uśmiechnęła się wczoraj, kiedy Steffi bezbłędnie zarzuciła wędkę i na jej muszkę złapał się pstrąg. Myślała o ojcu i Ginie leżących i trzymających się W objęciach i miała nadzieję, że zostaną razem i znajdą szczęście.

Może ojciec sprzeda dom w Vancouverze, przeniesie się tutaj i zamieszka ż Gina.

To by było dobrze. Ona i ojciec byli tacy nieszczęśliwi w tym domu, a mama nie wróci.

Niedźwiedź potknął się i upadł na nią, jego ogromne cielsko niemal zmiażdżyło jej łydki. Zagryzła wargi tak mocno, że poczuła smak krwi.

Na szczęście zwierzę stoczyło się z jej nóg. Słyszała, jak węszy i ryje ziemię obok. Zaczęła ją opuszczać odwaga. Za minutę oszaleje, zacznie się ruszać i krzyczeć, a to oznacza pewna śmierć. Ogromnym wysiłkiem woli zmusiła się, żeby myśleć o ojcu.

Dobrze mu będzie, kiedy zamieszka z Gina. Przepada za Edgewood Manor, a swój felieton może pisać wszędzie.

Myślała smętnie, że może taki był zamysł jej matki. Broszura, którą ojciec znalazł w jej biurku, pochodziła sprzed zaledwie kilku lat. Może mama się jakoś dowiedziała o hotelu i zdecydowała, że jej mężowi i córce będzie tam dobrze, kiedy ona już odejdzie. Może zdawała sobie sprawę, że Gina i Alex zakochają się w sobie i zostawiła broszurę na znak, że nie ma nic przeciwko temu.

To mało prawdopodobne, zdecydowała Steffi, ale to przyjemna myśl. Gina w żaden sposób nie mogła znać Janice i Alexa Coltonów. Rodzice Steffi nigdy nie byli w Edgewood Manor.

Poruszyła się ostrożnie, starając się nie zwracać na siebie uwagi niedźwiedzia i zmusiła się do myślenia o przyjemnych rzeczach. Czekała.

Gdyby ojciec zamieszkał w starym hotelu, mógłby bardzo pomóc Ginie, zwłaszcza w kwestiach finansowych. Miała wrażenie, że Gina często martwi się o pieniądze.

Jej ojciec ma dużo pieniędzy...

Poczuła rozdzierający ból w lewym udzie. Niedźwiedź wrócił i rozorał pazurami jej nogę. Ból przebiegał przez ciało Steffi, gorący i przyprawiający o mdłości. Zacisnęła zęby, starając się nie krzyczeć.

Zebrała się w sobie oczekując następnego ciosu. Serce biło w niej jak oszalałe.

Po długim, długim czasie opuściła ramiona i spojrzała najpierw w jedna stronę, potem w drugą. Niedźwiedzia nie było.

Z trudem wstała, patrząc ze zgrozą na porozrzucane resztki swego plecaka i podarte dżinsy, przesiąknięte krwią. Polana była cicha i opuszczona, tak spokojna, że Steffi słyszała świergot ptaków na drzewach i dalekie pokrzykiwanie sroki.

Pojękując, przerażona dziewczynka zabrała podarte resztki kurtki i niepewnie pobiegła między drzewa, jak najdalej od polany, kierując się w stronę odgłosu cieknącej wody.

W ciągu kilku minut znalazła się nad strumieniem i wszedłszy weń, usiadła, pozwalając lodowatej wodzie obmywać pulsującą bólem nogę. Opalona skórę na jej udzie znaczyły rzędy głębokich zadrapań, z których sączyła się krew.

Kiedy zimna woda znieczuliła ranę, Steffi podarła na pasy resztki kurtki i owinęła nogę na tyle ciasno, żeby zahamować krwawienie.

Wreszcie, blada i wykrzywiona z bólu, wyszła ze strumienia i kontynuowała swą upartą drogę pod górę. Słońce zniżało się za skały i cienie wokół niej zaczynały się wydłużać...


Niżej na stoku pies policyjny biegał jak szalony nad brzegiem strumienia, kierując się to w jedną, to w drugą stronę. Co jakiś czas zanurzał się w lesie, idąc za tropem zwierzęcia, po czym wracał ze zwieszonymi uszami, wyglądając na zawiedzionego.

Jego opiekun szedł za nim.

Pana córka myli ślady – zwrócił się do Alexa, stojącego z Gina nad strumieniem. – Za każdym razem, kiedy dochodzi do potoku, używa wody do zatarcia śladów. Jesteśmy już pewnie o kilka godzin za nią.

W oddali w całym lesie słychać było trzask łamanych zarośli, nawoływania i co jakiś czas wystrzał, znak dla innych poszukujących. Ochotnicy szli szpalerem, przeczesując gęstwinę porastającą zbocza.

Nie możemy przestać – oznajmił Alex zdesperowany. – Przedtem znajdowaliśmy trop. To tylko kwestia prowadzenia psa w górę i w dół strumienia, dopóki nie stwierdzimy, w którym miejscu wyszła z wody.

Ale za każdym razem zabiera to dużo czasu i Steffi się oddala – zauważyła Gina.

Spojrzał na nią zaskoczony. Słaniała się ze zmęczenia i tak pobladła, że piegi na jej policzkach pociemniały, ale nie zgodziła się wrócić do hotelu, żeby odpocząć. Była razem z Alexem i opiekunem psa od samego rana, a teraz słońce prawie już zachodziło.

Jak myślisz, dokąd idzie? – zapytał, bojąc się usłyszeć odpowiedź..

Gina zawahała się. Jej oczy wydawały się wielkie, tragiczne.

Tam, na górę – odparła, machając ręką w kierunku skalistego wierzchołka widocznego nad drzewami, nagiego i groźnego na tle kłębiącego się barwami zmierzchu.

Myślisz, że...

Jestem gotowa się założyć – powiedziała ze zmęczeniem. – Myślę, że wybrała to miejsce, bo może skoczyć w dół i nikt nigdy nie odnajdzie jej ciała. Nie chce cię zranić bardziej niż to konieczne.

Nie panowała już nad sobą i łzy ciurkiem płynęły po jej twarzy. Cierpiała tak bardzo, że Alex chciał ją wziąć w ramiona i szeptać jej słowa pociechy, ale od zniknięcia Steffi Gina zamknęła się w jakimś własnym piekle, sama ze swym bólem i strachem. Nie potrafił do niej dotrzeć i nie mógł zrozumieć intensywności jej przerażenia.

W porządku! – zawołał policjant. – Mamy trop.

Pospieszył za psem, który gorączkowo wspinał się w górę zbocza między gęsto rosnącymi brzozami.

Alex i Gina puścili się biegiem, żeby go dogonić.

Zatrzymała się tu na chwilę – oznajmił oficer, wskazując wgniecione miejsce na trawie.

Pies drapał je skowycząc.

Prawdopodobnie jadła lunch, może odpoczęła chwilę.

Jak dawno? – zapytał Alex z napięciem.

Ładnych parę godzin temu! Myślę, że około południa.

Alex ukląkł wraz z policjantem, żeby dotknąć pomiętej trawy, myśląc o ciele swej córki. Była tu przed zaledwie kilkoma godzinami, a mimo to odnalezienie jej wydawało się niemożliwe.

Tak blisko, a jednak tak daleko.

Przynajmniej coś mamy – mruknął, wstając i wkładając plecak. – Pospieszmy się, żeby nie stracić światła dziennego.

Gina szła za nim, wspinając się lekko i z łatwością pomimo zmęczenia.

Cóż to za kobieta, pomyślał Alex. Pójdzie za mężczyzna w najgorsze, będzie stać z nim ramię w ramię w trudnościach i niebezpieczeństwie.

Znów poczuł falę miłości do niej, tak intensywna, że niemal zakręciło mu się w głowie. Ale to nie był czas ani miejsce. Kiedy Steffi się znajdzie, wróci bezpiecznie do domu i wszystkie jej lęki się rozwieją, wtedy będzie czas dla niego i Giny.

Najpierw Steffi.

Kocham cię, skarbie – szeptał do swojej nieobecnej córki. – kocham cię tak bardzo. Proszę, proszę, zaczekaj, aż przejdziemy. Nie rób nic, dopóki nie porozmawiamy.

Idąc za nim, Gina wyciągnęła rękę i ujęła jego dłoń. Z wdzięcznością ścisnął ją na chwilę i zaraz puścił. Oboje poprawili plecaki i zaczęli się piąć po skałkach.

Przed nimi pies szczekał histerycznie. Stał przy zaroślach zjeżony i warczał.

Policjant zwrócił się do Alexa. Jego twarz miała barwę popiołu.

Nie wiem, czy chce pan to zobaczyć, ale... – wykrztusił niechętnie.

Co? Co takiego? Znaleźliście ją?

Gina stanęła obok Alexa i patrzyła na przedmioty porozrzucane po polanie. Alex czuł jej drżenie.

Nie wiem, czy jest gdzieś tu niedaleko. – Policjant odchrząknął niezręcznie. – Ale wygląda na to, że miała przeprawę z niedźwiedziem. Sądząc po śladach, to był wielki samiec.

Och, nie! – krzyknęła Gina.

Głos jej się załamał, automatycznie postąpiła kilka kroków w stronę polany.

O mój Boże, Alex...

Przebieg zdarzeń jest jasny – stwierdził oficer. – W zaroślach leży na pół zjedzony jeleń. Steffi musiała nadejść, kiedy niedźwiedź żarł, i zaatakował ją.

W milczeniu, płacząc, Gina podniosła resztki różowego, pluszowego królika w aksamitnej kamizelce. Ukochana zabawka Steffi była podarta, na trawie leżało to, czym była wypchana.

Alexowi zakręciło się w głowie.

Skąd pan wie, że została zaatakowana?

Policjant wskazał na porozrzucane resztki plecaka i podarte zawiniątka z jedzeniem. Alex pokręcił głową.

Może rzuciła plecak, żeby odwrócić uwagę niedźwiedzia.

Oficer bez słowa uniósł długi strzęp dżinsowego materiału, poplamiony krwią. Przerażenie Alexa powoli przeszło w gorzki gniew. Gdyby potwór, który zranił jego córkę, pojawił się tu teraz byłby w stanie rozszarpać go gołymi rękami. Nigdy przedtem nie odczuwał takiej furii.

Co się stało? – zapytał ponuro. – Czy niedźwiedź ją gdzieś zawlókł?

Nie sądzę. Byłyby ślady. Myślę że ją potarmosił i uciekł. Wie pan – dodał ze smutnym uśmiechem – coraz bardziej podziwiam pana córkę. Wygląda na to, że miała dosyć rozumu, żeby tu leżeć i udawać nieżywą, dopóki niedźwiedź się nie znudził.

W takim razie gdzie ona teraz jest? – wyszlochała Gina.

Rex znalazł ślady krwi prowadzące do strumienia nad nami. Steffi jest ranna, ale najwyraźniej zdolna poruszać się o własnych siłach.

To znaczy, że krwawi i nadal się wspina – zauważyła Gina.

Tak. Z jakiegoś powodu zależy jej na dojściu do szczytu, zanim się zrobi ciemno.

Alex i Gina wymienili spojrzenia pełne rozpaczy.

Steffi boi się ciemności. Jeśli ma takie zamiary, jak przypuszczasz, Gino, będzie chciała je zrealizować przed zapadnięciem nocy.

Gina zwróciła się do policjanta.

Zdoła nas pan doprowadzić przed nocą?

Popatrzył na nich niepewnie, potem spojrzał na skalisty wierzchołek.

Musimy iść jej śladem – odparł. – Nie wiadomo, w którym miejscu tym razem wyszła z wody. A tam w górze teren jest piekielnie urwisty. Jeśli nie znajdziemy ciepłego śladu, możemy tu chodzić całymi dniami bez skutku.

Będziemy szukać – oświadczył Alex. – Jeśli trzeba, spędzimy tu noc i będziemy szli przy blasku księżyca. Koniecznie musimy ją znaleźć.

W porządku.

Policjant wyjął nadajnik radiowy i wydał kilka rozkazów. Podał, gdzie są, i zażądał posiłków, jedzenia i czegoś gorącego do picia.

Potem przeszedł przez strumień i zaczął chodzić w jedna i drugą stronę z psem, usiłując ponownie znaleźć trop.

Gina i Alex usiedli na dużym płaskim głazie nad wodą i czekali, przytuliwszy się do siebie.

Alex objął Ginę ramieniem i pochylił się, żeby ją pocałować w policzek, ale ona się odsunęła.

Alex – powiedziała – kiedy ją znajdziemy, jeśli będzie jeszcze... jeśli wszystko będzie dobrze, będę chciała z nią porozmawiać.

Spojrzał na nią zdziwiony.

Jej głos był niski i niepewny, kiedy się odezwała:

Mam jej coś do powiedzenia. To jest historia, którą powinna była usłyszeć już dawno temu.

Urwała, żeby nabrać tchu. Alex czekał, zdziwiony i przestraszony.

Ale najpierw – dodała – muszę tę samą historię opowiedzieć tobie.




Rozdział 14


O co chodzi, Gino? – zapytał Alex. – Co chcesz mi powiedzieć?

Chodzi o Steffi. Powinnam była ci powiedzieć wcześniej, ale...

Głos jej się załamał. Sięgnęła do kieszeni dżinsów i wyjęła portfel.

Po drugiej stronie strumienia Rex wraz z opiekunem wynurzyli się z zarośli.

Udało się? – zapytał Alex.

Nie w tę stronę. Pójdziemy w górę strumienia. Zawołam was, jak znajdziemy trop.

Gina otworzyła portfel i z jego bocznej kieszonki wyjęła fotografię. Bez słowa podała ją Alexowi.

Patrzył na uśmiechniętą dziewczynę na zdjęciu. Oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia.

To Steffi – stwierdził, po czym zawahał się. – Prawda?

Gina czekała, gdy znowu wpatrzył się w fotografię, marszcząc w skupieniu brwi.

Ale wygląda, jakby była starsza – mruknął. – Gino, skąd to masz?

To moja siostra Claudia, kiedy miała siedemnaście lat.

Nie rozumiem. Ta fotografia.. – Twoja siostra jest taka podobna do Steffi. Prawie nie do odróżnienia.

Nie są dokładnie takie same – stwierdziła Gina spokojnie. – Mają inne usta. Steffi ma takie usta jak ty, pełniejsze.

Ale nadal nie... Jakim sposobem są do siebie tak podobne?

Bo są spokrewnione. Claudia jest ciotką Steffi. – Ciotką?

Wpatrywał się w nią jak rażony gromem.

Co ty mówisz?

Ja byłam tą zastępczą matką, którą wynajęliście. Steffi jest moją biologiczna córką.

Alex był najwyraźniej zbyt zdumiony, żeby odpowiedzieć.

Gina opuściła wzrok na swe dłonie, boleśnie zaciśnięte na podołku.

Chcę, żebyś wiedział, że nie miałam pojęcia, kim jesteś – powiedziała cicho. – Gdy przyjechałeś pierwszy raz i wynająłeś pokoje, nie łączyłam cię z niczym... z mojej przeszłości, Dopiero kiedy wróciłam do domu tamtego dnia i zobaczyłam w kuchni Steffi... Nawet wtedy nie byłam pewna, dopóki nie...

Co? – zapytał z napięciem, kiedy urwała. – Co zrobiłaś?

Kiedy pojechaliście do Kelowny, weszłam do pokoju Steffi i zobaczyłam fotografię twojej żony. Wtedy przestałam mieć wątpliwości.

Nie wierzę – oświadczył zdecydowanie. – Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, wygląda to na zbyt wielki zbieg okoliczności. Jak to możliwe, że przypadkiem trafiłem akurat do tego hotelu?

Nie trafiłeś do niego przypadkiem – przypomniała mu. – Przyjechałeś, bo znalazłeś naszą broszurę w biurku żony. Najwyraźniej śledziła moje losy, kiedy zakończyliśmy... nasze interesy – dokończyła gorzko.

Ale to jest takie... Mój Boże, ty byłaś zastępczą matką? Janice nigdy mi nic o tobie nie powiedziała poza tym, że jesteś...

Małą, szarą myszką? Chudą i piegowatą? Ogarniętą nieziszczalnym marzeniem, bez życia towarzyskiego i bez szans na małżeństwo i rodzinę?

Tak sobie ciebie wyobrażałem – przyznał. – Niewiele mi powiedziała o twojej sytuacji. A kiedy Steffi się urodziła i zabraliśmy ją do domu, Janice w ogóle już nie chciała o tobie mówić.

To zrozumiałe. Ale była dla mnie naprawdę dobra. Myślę, że niemal mnie kochała z powodu dziecka.

Pokręcił głową ze zdumieniem.

Spędziłyście razem dużo czasu, prawda? Zwłaszcza pod koniec. Pamiętam, że Janice praktycznie mieszkała z... tobą przez ostatnie pięć czy sześć tygodni.

Kładła się przy mnie na łóżku z głową na moim brzuchu, żeby czuć ruchy dziecka. Tak jakby to nie było moje dziecko. Zawsze było jej. Ja stanowiłam tylko opakowanie.

To było także moje dziecko – zauważył.

Gina skinęła głową. Siedzieli przez chwilę w milczeniu wpatrując się w strumień, starając się ogarnąć sytuację w jakiej się znaleźli.

Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał wreszcie.

Rozpaczliwie potrzebowałam pieniędzy. Claudia została ciężko ranna w wypadku samochodowym, rachunki za lekarzy doszły do pięćdziesięciu tysięcy, a Edgewood Manor miał być sprzedany temu, kto da najwięcej. Adwokat obiecał mi wystarczającą ilość pieniędzy, żeby za wszystko zapłacić.

Ale... nie zapłaciliśmy ci aż tyle, prawda?

Dostałam spadek po babce. Dodatkowe siedemdziesiąt tysięcy wystarczyło na rachunki Claudii i zapewnienie pożyczki hipotecznej na hotel.

Jak się to wszystko zaczęło? Nie pamiętam, jak Janice cię znalazła, pamiętam tylko, że był w to zamieszany adwokat.

Nie planowaliście tego razem? Pokręcił głową.

Cała ta sprawa była dla mnie trochę.. . niesmaczna. Wolałbym adoptować dziecko, ale Janice rozpaczliwie chciała, żeby to było moje dziecko. Teraz myślę, że zawsze czuła się trochę niepewna. Może uważała, że moje biologiczne dziecko będzie sposobem na zatrzymanie mnie.

Nic nie wiedziałam o waszym małżeństwie. Nigdy o tobie nie mówiła. Tak jakby chciała nas trzymać jak najdalej jedno od drugiego, nawet w myślach.

Jak ten adwokat cię znalazł? Czy twoje nazwisko było na jakiejś liście?

Oczywiście, że nie! zaprzeczyła, dotknięta pytaniem. – Nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby być zastępczą matką. Odpowiedziałam na ogłoszenie w prasie, nie znając szczegółów proponowanej pracy. Kiedy poszłam na rozmowę i wasz adwokat powiedział mi, o co chodzi, byłam zszokowana.

Ale nie wyszłaś.

Prawie. Potem przemyślałam całą sprawę. Zrozumiałam, że to sposób, żeby zarobić pieniądze potrzebne mojej rodzinie i zarazem uszczęśliwić bezdzietną parę. Miałam dopiero dwadzieścia jeden lat. Naprawdę sądziłam że będę w stanie urodzić dziecko, oddać je i odejść bez bólu.

I zrobiłaś to?

Co?

Odeszłaś bez bólu?

Ginie ścisnęło się gardło.

To było straszne – szepnęła. – Nie miałam pojęcia, jak się będę czuła. Całymi miesiącami płakałam przed zaśnięciem. Czułam pustkę. Pragnęłam trzymać moją córeczkę w objęciach, ale jej nie było. Wielokrotnie chciałam znaleźć ciebie i twoją żonę, wejść do waszego domu, powiedzieć, że zmieniłam zdanie i chcę odebrać dziecko. Ale podpisałam, że się go zrzekam i musiałam się tego trzymać.

I kupiłaś już hotel.

Tak. Kupiłam hotel. Jedynym sposobem, żeby zagłuszyć ból, było zakopanie się w pracy i to zrobiłam. Ale co roku, kiedy zbliżały się urodziny mojej córki, popadałam w depresję, zastanawiałam się, gdzie jest i czy jest szczęśliwa. Ostatnio było coraz gorzej zamiast lepiej. A kiedy ją zobaczyłam.

Podniosła wzrok na Alexa, starając się odgadnąć, co czuje, ale z jego profilu nie zdołała nic wyczytać.

Wiedziałam, kim jest – ciągnęła, odwracając wzrok. – I oczywiście znałam wszystkie fakty dotyczące jej urodzenia. Więc wczoraj, kiedy dowiedziałam się, co ją trapi i że się boi, że odziedziczyła po matce chorobę Huntingtona trudno mi było to znieść.

Dlaczego od razu nie powiedziałaś jej prawdy?

Nie było moją rolą mówienie jej czegokolwiek. Jestem świadoma, że w tej sytuacji nie mam żadnych praw. Zrzekłam się ich na piśmie. Prawdę mówiąc, nie wolno mi się nawet komunikować z żadnym z was.

Ale dopilnowałaś, żebym ja jej o tym powiedział.

Musiałam. Nie mogłam znieść myśli o tym, że cierpi.

Powinienem był to zrobić już dawno – stwierdził ze smutkiem, wpatrując się w wodę. – Ale tak jak mówiłem, cała sprawa była dla mnie zawsze trochę niesmaczna. Myślałem, że dla dziecka będzie zbyt bolesne, jeśli się dowie...

Spojrzała na niego.

Jeśli czego się dowie? – spytała z goryczą. – Że jej matka sprzedała ją za siedemdziesiąt tysięcy dolarów?

Milczał ze wzrokiem utkwionym w strumieniu.

Oczywiście, że taka nowina jest bolesna – zgodziła się Gina. – Jeśli mną gardzisz za to, co zrobiłam, pomyśl, jak ona się poczuje.

Nie gardzę tobą.

Nieważne. Nie musisz być uprzejmy. Oczywiste jest, co o mnie myślisz i nie mam do ciebie pretensji, ale chcę, żeby Steffi dowiedziała się prawdy. I chcę, żeby usłyszała to ode mnie, jeśli ją znajdziemy w porę, – Dlaczego chcesz przechodzić przez tak bolesne doświadczenie?

Bo nie będę w stanie żyć sama z sobą, jeśli nie zdołam jej powiedzieć prawdy. Potem możesz ją zabrać i wyjechać. Obiecuję, że żadne z was nie będzie mnie już nigdy musiało widzieć.

Nie była w stanie znieść więcej. Wszystko zwaliło się na nią jednocześnie – dni troski o stań Steffi, jej zniknięcie, długie godziny poszukiwania, a teraz ból wyjawienia prawdy Alexowi i jego pogarda...

Zsunęła się z głazu i przeszła szybko przez strumień, kierując się tam, skąd z oddali dobiegało szczekanie psa.

Mamy ślad! – zawołał policjant. – Znaleźliśmy ją. Nadal idzie w stronę wierzchołka.

Gina przyspieszyła kroku, biegnąć w kierunku szczekającego psa.

Słyszała, jak Alex przechodzi przez strumień i idzie za nią. Nic nie powiedział, a ona nie zwracała na niego uwagi, wspinając się uparcie ku wysokiej ścianie kamieni widocznych na tle ciemniejącego nieba.


Roger przeszedł przez podwórze hotelu i wbiegł na frontowe schody, przygarbiony ze zmęczenia. Zatrzymał się na werandzie i popatrzył na odległe wzgórza na drugim brzegu, okryte zmierzchem.

Motorówki pływały ż jednej strony jeziora na drugą, dowożąc nowe ekipy na wzgórza i przywożąc poprzednie na odpoczynek i jedzenie. Przez cały dzień zgłaszały się dziesiątki ochotników, sąsiadów z pobliskich farm, a także ludzi z miasta, ofiarujących swą pomoc.

Ale kiedy słońce znikło za wzgórzami, a niebo zaczęło ciemnieć, poszukujący sposępnieli. Wiedzieli, że pies znalazł trop wysoko w górach, niedaleko wierzchołka. Ostrzeżono ich także, że dziewczynka ma poważne problemy. Wielu z nich uważało, że nawet jeśli ją znajdą, będzie za późno.

Roger pomyślał o liście Steffi i jednoznacznych słowach pożegnania. Zacisnął zęby i wszedł do hotelu, kierując się w stronę kuchni.

Grupa kobiet pracowała przy kontuarze i zlewie, przygotowując kanapki i kawę. Ochotnicy siedzieli wokół stołu, zmęczeni i brudni, korzystając z krótkiej chwili, żeby się posilić i odświeżyć, zanim znów przepłyną jezioro i podejmą swą wędrówkę po lesie.

Mary przyniosła dzbanek z kawą i postawiła go na stole. Wyprostowała się i przycisnęła dłoń do krzyża. Odwróciła głowę, ale Roger dostrzegł linie zmęczenia na jej twarzy. Zaczęła zbierać talerze i sztućce zestala – Daj mi to – powiedział do niej, przechodząc przez kuchnię.

Wziął naczynia i zaniósł do zlewu, po czym wrócił do Mary i dotknął jej ramienia.

Wyjdź ze mną na dwór – poprosił. – Tu jest dosyć ludzi, żeby przez chwilę wszystkiego przypilnować. Chcę, żebyś usiadła i trochę odpoczęła, Nie sprzeciwiała się, co go jeszcze bardziej zmartwiło. Przeszli razem przez hotel i znaleźli się na werandzie. Roger poprowadził Mary do bujanej kanapy, zmusił ją łagodnie, żeby usiadła i ułożył poduszki tak, żeby mogła się o nie oprzeć. Usadowił się obok niej i zaczął delikatnie kołysać ławką.

Mary siedziała z założonymi rękami, wpatrując się w zamglona linię wzgórz.

Zimno tam będzie wieczorem – zauważyła. – Biedna mała.

Roger znów pomyślał o liście. Zastanawiał się, czy Steffi Colton poczuje zimno wieczorem i czy w ogóle je jeszcze poczuje. Ale nie chciał o tym mówić Mary.

Odchrząknął i spojrzał na nią.

Mary...

Oparła głowę o poduszki i zamknęła oczy.

Mhm?

Czy pamiętasz siostrę Giny?

Claudię?

Tak. Myślałem o niej cały dzień. Pamiętasz, jak tu przyjechała?

To było dawno. Lata temu.

To prawda. Ale czy pamiętasz, jak wyglądała?

Mary zmarszczyła brwi w skupieniu, po czym otworzyła oczy i wbiła w niego wzrok.

Tak – szepnęła. – Teraz, kiedy o tym powiedziałeś, przypomniałam sobie.

Więc co myślisz?

Wpatrywała się w lśniące wody jeziora.

Nie wiem – odparła wreszcie. – Czy myślisz, że Gina jest w jakiś sposób spokrewniona z Coltonami?

Myślę, że jest przynajmniej spokrewniona ze Steffi. Dzieje się tu coś, o czym nie wiemy. Mam nadzieję, że Gina nam w końcu powie.

Jestem tu już tak długo – rzekła Mary w zamyśleniu. – Gina jest dla mnie jak córka. Zapomniałam, że miała przecież jakieś życie, zanim się poznałyśmy. Nigdy nam o tym nie mówiła.

Gina jest dobrym człowiekiem – stwierdził Roger. – Cokolwiek by się zdarzyło w przeszłości, wiem, że nie zrobiła nic złego. Ale zaczynam się zastanawiać nad jej zachowaniem w ciągu ostatniego tygodnia.

Nad tym, że jest taka markotna i smutna? Skinął głową.

Chyba nie myślisz...

Sam nie wiem, co myślę. Ale naprawdę się martwię, Mary.

W oczach Mary błyszczały łzy. .

To wszystko było takie straszne. Wiedziałam, że Gina jest zdenerwowana, a mała nieszczęśliwa od chwili, kiedy się tu znalazła. Modlę się do Boga, żeby się jej nic nie stało.

Myślę, że nie potrzeba się martwić – odrzekł Roger z udanym optymizmem. – To pewnie tylko kawał i tyle. Sposób, żeby zwrócić na siebie uwagę. Znajdą ją, porozmawiają i wszystko będzie dobrze .

A jeśli nie? – zapytała, zwracając ku niemu pełna udręki twarz. – Roger, a jeśli nie zdążą?

Objął ją i ku jego zdziwieniu tym razem też się nie odsunęła. Przytuliła się do niego, chowając twarz na jego piersi.

Trzymając ją w ramionach, poczuł taki przypływ miłości, że z trudem nad sobą panował. Szloch, wstrząsał jej ciałem.

Będzie dobrze, Mary – szepnął. – Wszystko będzie dobrze. Nie płacz.

Po chwili opanowała się, wyprostowała i otarła oczy brzegiem fartucha. Roger poklepał jej ramię uspokajająco.

Odwróciła wzrok, odchrząknęła i zaczęła się bawić tasiemką przy fartuchu.

Rozmawiałam dziś rano z Fredem. Przywiózł z motelu dwóch chłopców do pomocy w poszukiwaniach.

Wiem.

Zdjął czapkę i ze znużeniem potarł dłonią czoło.

Ludzie są naprawdę dobrzy, nie uważasz?

Fred mi powiedział... – Mary spojrzała na niego – i szybko odwróciła wzrok. – Powiedział, że Lacey Franks pojechała dziś z powrotem do Vancouveru.

Skinął głową, zaskoczony zmiana tematu. Przez cały dzień ani razu nie pomyślał o Lacey.

Na pewno pojechała spakować resztę swoich rzeczy...

Spakować swoje rzeczy? – zapytał zaskoczony. – Po co miałaby to robić?

Policzki Mary poróżowiały z zakłopotania.

Myślałam, że macie zamiar zamieszkać razem.

Potrząsnął głową.

Źle myślałaś. Nigdy nie miałem tego rodzaju uczuć dla Lacey Franks.

Zapomniała o swym zdenerwowaniu i wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.

Ale spędzałeś z Lacey tyle czasu, chodziłeś na randki. Przywiozłeś ją nawet do hotelu, żebyśmy ją poznały.

Nie zapraszałem jej – stwierdził sucho. – Uparła się, żeby tu przyjechać. To wielka różnica.

Myślałyśmy, że jesteście.... – urwała niepewnie.

Lacey też tak myślała – odparł. – Cała sprawa miała miejsce głównie w jej wyobraźni. Przyznaję, że to częściowo moja wina. Powinienem był od razu jej powiedzieć, że mnie to nie interesuje. Nie wiedziałem, jak to zrobić, żeby nie być niegrzecznym albo się nie ośmieszyć.

Naprawdę sądziłam, że jesteś w niej zakocham Pokręcił głową.

To po prostu niemądre. Jak mógłbym się zakochać w takiej kobiecie?

Czemu nie? Jest ładna, bywała w świecie, świetnie się ubiera...

To mnie nie pociąga.

Roger odetchnął głęboko i popatrzył na odległą linię wzgórz na drugim brzegu jeziora.

Poza tym już jestem zakochany. Jestem zakochany od lat. Interesuje mnie tylko jedna kobieta.

Mary odwróciła się, by na niego spojrzeć. W ciemności jej twarz była blada i napięta. Roger objął ją i przyciągnął do siebie.

Kocham cię, Mary – szepnął, wtulając twarz w jej włosy. – Powinienem był dawno ci o tym powiedzieć, ale jakoś nie znajdowałem słów.

We mnie? – zapytała z niedowierzaniem. – Jesteś zakochany we mnie?

Kto by cię nie kochał? Jesteś cudowna kobietą, Mary.

Objął ją mocniej i uśmiechnął się czule. Ale ona nie odpowiedziała uśmiechem. Mięła w dłoniach fartuch, nie patrząc na Rogera. Ogarnął go strach.

Mary, proszę, powiedz, że nie jest za późno. Powiedz, że znajdziesz w sercu uczucie dla mnie, mimo że jestem starym wariatem. Nie chcę dłużej żyć bez ciebie.

Dlaczego mówisz mi o tym teraz? Jeśli czujesz to od dawna, dlaczego czekałeś?

Bałem się, że mnie odtrącisz i będę musiał wyjechać. Ale ostatnio rozmyślałem o różnych rzeczach i doszedłem do wniosku, że nie można być tchórzem. A jeszcze dzisiaj cały ten strach o Steffi... Mary, nie zniosę tego dłużej. Nie chcę przeżyć życia, pragnąc czegoś i nie mając odwagi tego zdobyć.

Milczała tak długo, że jego strach zmienił się najpierw w rozpacz, a potem w rezygnację.

Przepraszam cię, Mary – powiedział. – Proszę, zapomnij, że cokolwiek mówiłem. Nie chcę przyprawiać cię o ból czy zmieszanie. Zapomnij o tym i zachowujmy się, jakby się nic nie stało.

Mary odwróciła się ku niemu z błyskiem w oku.

Myślę, że jednak miałeś rację – stwierdziła, mierząc go spojrzeniem.

W jakiej sprawie?

Jesteś starym wariatem.

A potem znalazła się w jego ramionach, śmiejąc się i płacząc, Roger z trudem wierzył w ten cud, całując ją i kołysząc delikatnie.


Steffi pojękiwała z bólu, drapiąc się ku niebu. Ostatni odcinek był już prawdziwą wspinaczką. Wierzchołek, kamienna ściana o niemal pionowych bokach, wznosił się nad ostatnimi drzewami.

Z daleka, z dołu, wydawał się nieduży i przypominał nierówny płot z kamienia, przez który można przeskoczyć i spaść w próżnię pod nim. Ale wcale tak nie było. Żeby wejść na szczyt, musiała koncentrować się na każdym kroku, każdym uchwycie rąk, przyczepiając się do powierzchni skały jak mucha na ścianie.

A noga ją tak bolała.

Zagryzła, wargi i znalazła uchwyt dla ręki, sprawdzając go uważnie, potem podciągnęła stopy jedna po drugiej, szukając bezpiecznych miejsc, żeby móc się oprzeć całym ciężarem. Gdzieś nad nią obluzowało się kilka kawałków skały i spadło w dół tuż koło jej twarzy. Była przerażona. Go będzie, jeśli oderwie się cała ściana i spadnie z powrotem w dół, między drzewa?

Może ten potworny niedźwiedź nadal gdzieś tam krąży, idąc za zapachem krwi, którą broczyła przez całą drogę.

Steffi dzielnie poradziła sobie, z atakiem niedźwiedzia, ale to, było w ciepłym świetle dnia. Nie wiedziała, jak zdołałaby przeżyć ten koszmar w ciemności. Sama myśl o tym sprawiła, że zaczęła pojękiwać, po czym zacisnęła zęby i znów podciągnęła się w górę.

Jeszcze jeden uchwyt, potem następny...

Jej czoło pokrył zimny pot. Bolały ją ramiona, jej dłonie były jak otwarte rany, a skaleczona noga paliła i pulsowała.

Nie dam rady – wyjęczała. – Nie dam. Muszę zrezygnować.

Ale siła ducha nie pozwoliła jej się poddać. Gdzieś na ciemniejącym niebie usłyszała unoszony wiatrem głos swego ojca:

Nigdy się nie poddawaj, Steff. Dopóki na to nie pozwolisz, nie będziesz pokonana. Podołasz wszystkiemu, jeśli się nie poddasz.

Nie poddam się, tato – obiecała.

Serce bolało ją na myśl o nim. Zawsze był taki duży i silny, łagodny, pełen śmiechu i mądrości. W latach, kiedy matka zapadła na zdrowiu, ojciec stał się dla Steffi wszystkim. To on ją uczył rozmaitych rzeczy, dzielił z nią radości i smutki. Był zawsze przy niej, ilekroć go potrzebowała.

Nie mogła znieść myśli, że będzie cierpieć na tę samą chorobę co matka i ojciec jeszcze raz przejdzie przez mękę, – Nie pozwolę na to – szepnęła, zaciskając zęby i podciągając się w górę. – Nie pozwolę, nie pozwolę, , nie pozwolę.

Z każdym powtórzeniem tych słów wdrapywała się coraz wyżej. Wreszcie ostatnim wysiłkiem wczołgała się na krawędź i dysząc ciężko, leżała na wierzchołku.

Po chwili podpełzła do przodu na czworakach, nieśmiało rozglądając się wokół.

Wydawało jej się, że jest na szczycie całego świata, otoczona ze wszystkich stron wierzchołkami. Niektóre z sąsiednich gór były nawet wyższe, bowiem ich szczyty tonęły w chmurach. Na kilku z, nich leżała cienka warstwa śniegu.

Przepaść poniżej, po drugiej stronie góry, dawała pojęcie wysokości przyprawiającej o zawrót głowy. Sam wierzchołek miał kształt płytkiej misy rozmiaru dwóch boisk do piłki nożnej. Przez stulecia wiatr nawiał tu glebę, która wypełniła wgłębienie, pozwalając w nim rosnąć drobnym krzewom i kępom grubej, krzaczastej trawy.

W uszach Steffi wył górski wiatr. Był tak głośny, że nie słyszała nic poza nim. Miała pełne poczucie odosobnienia – przynosiło jej ono dziwna ulgę.

Pokuśtykała do krawędzi i stojąc w bezpiecznej odległości, spojrzała w dół. Poniżej otwierała się otchłań tak głęboka, że wypełniał ją cień. Dziewczynka nie była nawet w stanie dostrzec dna, choć słyszała szum płynącej w dole rzeki.

Ostrożnie położyła się na skale i popatrzyła w przepaść. Gdyby tylko mogła dostrzec dno, drzewa i wodę byłaby w stanie skoczyć. Ale nie mogła znieść myśli o skoku w ciemność. Widziała jedynie skalna półkę na stromej ścianie, około pięciu metrów niżej. Była dość szeroka, by leżały na niej głazy i rosło kilka sosen uczepionych kamienia poskręcanymi korzeniami.

Steffi wiedziała, że musi znaleźć inne miejsce. Gdyby skoczyła stąd, mogłaby nie ominąć półki. A gdyby na nią spadła, mogłaby uderzyć się w głowę albo złamać nogę i nie być w stanie doczołgać się do krawędzi, żeby skoczyć jeszcze raz. Wtedy na pewno ją znajdą.

Z przerażeniem myślała, że mogłaby nie dokończyć zadania teraz, kiedy dotarła już tak daleko. Musiała rzucić się w tę bezdenna otchłań, żeby roztrzaskać się o skały i żeby uniosła ją dzika, oczyszczająca rzeka, tak aby nic z niej nie pozostało.

W taki sposób chciała umrzeć.

Niechętnie stwierdziła, że musi spędzić noc na szczycie. Rano, kiedy będzie jasno, kiedy słońce wzejdzie i napełni dolinę światłem, znajdzie miejsce na skale, gdzie brzeg jest stromy i gładki. Stanie na chwilę, żeby zmówić modlitwę, pomyśleć o ojcu, matce i wszystkich ludziach, których kocha. Potem rozłoży ramiona, skoczy i da się nieść światłu słońca.

Z drżeniem odsunęła się od krawędzi i zaczęła badać omiatany wiatrem wierzchołek, starając się znaleźć schronienie przed zimnym, nocnym powietrzem.

Krzaki porastające wierzchołek miały grube, poskręcane łodygi i pokryte kurzem liście. Steffi wyjęła z kieszeni składany nóż i nacięła łodyg, mając zamiar zrobić z nich posłanie i nakryć się gałęźmi.

Niechętnie myślała o nocowaniu tu, na wietrze i w blasku księżyca, wydana na pastwę drapieżników krążących nocą w górach. Sądziła jednak, że żaden drapieżnik nie wdrapie się na skałę w pogoni za nią.

Sama na wyniosłym szczycie była bezpieczna.

Przerwała pracę i rozmasowała ramiona, patrząc na ciemniejące niebo. Tu i tam na tle czerni połyskiwały gwiazdy i wydawały się tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę, by ich dotknąć.

Chciałabym, żeby już wzeszedł księżyc – szepnęła. – Nie będzie tak strasznie, jak będę widziała, co robię.

Dźwięk własnego głosu wcale jej nie pocieszył. Wiatr wyrywał słowa z jej ust i unosił je, kiedy tylko przemówiła. Pracowała dalej, głównie po omacku, ścinając poskręcane gałęzie i rzucając je na bok, tak że tworzyły stos.

Znajdzie jakieś miejsce wśród kamieni, które osłonią ją od wiatru, i tam zrobi sobie posłanie. Może dalej, po drugiej stronie, obok...

Podniosła głowę i nasłuchiwała. Zdawało jej się, że coś usłyszała poprzez wycie wiatru, ale nie była pewna. Zaczęła biec w stronę, z której się tu wspięła. Potknęła się i upadla. Zraniona noga bolała bardziej niż przedtem, a opuchlizna zdawała się rozsadzać paski materiału, którymi Steffi ją obandażowała.

Pomyślała o ostrych pazurach niedźwiedzia i kapiącej z nich krwi zabitego w lesie zwierzęcia. Nie wiadomo, ile zarazków niedźwiedź miał na łapach i jaka infekcja rozwija się teraz w jej nodze.

Ale to nieważne, powiedziała sobie. Musi przeżyć tę noc, a jutro zagubi się w blasku słońca, uniesie ją szybki prąd rzeki.

Jeszcze tylko jedna noc i...

Odgłos powtórzył się. Wstała i pokuśtykała ku krawędzi.

Nagle zadrżała i w popłochu rozejrzała się dokoła. Odgłos był szczekaniem psa i wydawał się dobiegać z bardzo bliska. Była prawie pewna, że słyszy też ludzkie głosy, niżej, za psem.

Znieruchomiała na chwilę, przejętą grozą. Odwróciła się i najszybciej jak mogła przeszła na drugą stronę wierzchołka.

Doszła do miejsca, skąd widziała półkę skalna o pięć metrów poniżej i położyła się na brzuchu, żeby ją znowu zobaczyć. W jej myślach ukształtował się plan, ale najpierw musi zatrzeć swoje ślady. Może jest jeszcze dość czasu, żeby zmylić pogoń.

Poruszając się gorączkowo, zebrała stos naciętych gałęzi, całe ich naręcza, i wrzuciła na półkę.

Kiedy skończyła, cień już ogarnął dolinę i półka także znalazła się w prawie całkowitym mroku. Z trudem dostrzegała wąski pasek skały, porozrzucane na nim głazy i karłowate drzewa.

Zrzuciła resztę gałęzi i podeszła do samej krawędzi. Zwinęła się w kulkę, zawahała przez chwilę i sturlała w dół.

Wylądowała, uderzając głucho o półkę. Upadek pozbawił ją tchu i boleśnie wykręcił ramię, jednak gałęzie trochę złagodziły uderzenie. Kiedy wrócił jej oddech, Steffi zbadała się dokładnie, zginając łokcie i poruszając się ostrożnie na kłujących łodygach i liściach.

Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Poza pulsującym bólem w nodze i zbitym ramieniem jest cała.

Poczuła ponury przypływ nadziei. Nigdy jej tu po ciemku nie znajdą. Nawet jeśli ją zobaczą, nie będą w stanie dotrzeć do niej. Musi się tylko wczołgać pod stos gałęzi i przetrwać noc.

A rano, kiedy tylko wzejdzie słońce, odbędzie swój triumfalny lot w zapomnienie.




Rozdział 15


Gina trzymała się ściany skalnej, wspinając się tuż za młodym policjantem. Alex szedł kilka kroków za nią, a pies stał i szczekał u stóp góry.

W porządku? – zawołał oficer przez ramię. – Już prawie jesteśmy na miejscu.

Wszystko dobrze – odparła. – Prędzej.

Znikł w górze. W kilka sekund znalazła się przy nim i czekała na pojawienie się Alexa.

Policjant badał wierzchołek, świecąc sobie latarką. Wrócił do nich spięty i spokojny.

Ani śladu.

Gina poczuła tak intensywny przypływ smutku, że straciła równowagę i byłaby upadła, gdyby Alex jej nie podtrzymał.

Jest pan pewien? – zapytał. – Tam są jakieś zarośla. Może się schowała.

Oficer pokręcił głową.

To, co tu rośnie, nie jest dość gęste, żeby się można było schować. Boję się, że przyszliśmy za późno.

Księżyc zalał wierzchołek srebrnym światłem.

Gina błądziła przez kępy trawy, szukając rozpaczliwie śladu dziewczynki.

Patrzcie ! – zawołała nagle.

Obaj mężczyźni podbiegli do niej i zbadali świeżo ścięte gałęzie krzewów.

Dlaczego je ścięła? Może chciała sobie gdzieś zrobić schronienie...

Gina szła śladem porozrzucanych gałęzi, który prowadził ku krawędzi z drugiej strony wierzchołka.

Zadrżała, patrząc, na otchłań w dole. Nie docierało tam nawet światło księżyca.

Alex wraz z policjantem stali obok, także patrząc w dół.

Tam jest jakby półka – zauważył Alex, wpatrując się w ciemność. – Myślicie, że Steffi tam jest?

Oficer skierował snop światła na skalny występ. Zobaczyli gęsty stos gałęzi i coś jasnoniebieskiego, prześwitującego spod liści.

Alex położył się na krawędzi i patrzył w dół, starając się dostrzec szczegóły.

Myślę, że to ona – szepnął podniecony, – I nie przypuszczam, żeby tam spadła. Musiała najpierw zrzucić gałęzie, żeby złagodziły upadek, a potem zeskoczyła, żeby się przed nami schować.

Wyprostował się i spojrzał na policjanta i Ginę, którzy przyglądali mu się w milczeniu.

Schodzę – oznajmił.

Jak? – zapytała Gina.

Tak samo jak Steffi zeskoczę na półkę.

Nie mogę na to pozwolić – zaprotestował policjant. To zbyt niebezpieczne.

Więc co pan proponuje?

Wezwę helikopter. Mogą tu wylądować i spuścić pasy.

Kiedy Steffi usłyszy helikopter, gotowa Skoczyć – ostrzegła Gina. – Po to tu przyszła. Nie będzie chciała dać się wciągnąć na górę.

Twarz Alexa była napięta, światło księżyca wydobywało głębokie cienie pod jego oczami.

Jak sądzisz, Gino? Co powinniśmy zrobić?

Dajcie mi dwadzieścia minut sam na sam ze Steffi – odparła: – Potem wezwijcie helikopter i spuśćcie pasy.

Sam na sam ze Steffi? – nie rozumiał Alex. – Co masz na myśli?

Zanim któryś z nich zdążył zareagować, Gina podeszła do krawędzi, przykucnęła i zsunęła się w dół.

Przez kilka strasznych sekund spadała przez ciemność, czując na twarzy zimny prąd powietrza. Wylądowała z hukiem i usłyszała okrzyk bólu i zdumienia.

Spadła częściowo na Steffi, leżącą pod stosem gałęzi. Dziewczynka podniosła się i odsunęła w panice.

Steffi, to ja – uspokoiła ją Gina. – Na pewno grzeczniej byłoby zapowiedzieć się telefonicznie, prawda?

Odsunęła gałęzie i usiadła. Steffi wpatrywała się w nią, przycupnąwszy na krawędzi przepaści. – Gina? Dlaczego... Co ty tu robisz?

Byłam akurat niedaleko – odparła z nadzieją, że jej beztroski ton powstrzyma dziewczynkę przed nagłymi posunięciami.

Steffi nadal siedziała skulona, o wiele za blisko krawędzi, , żeby jej mogło być wygodnie.

Au! – jęknęła Gina, dotykając pleców, – Uderzyłam się w ramię. Czy możesz tu podejść i zobaczyć, czy nie krwawi?

Steffi zawahała się, po czym podpełzła niechętnie w stronę Giny. Ta odwróciła się żeby pokazać plecy.

Wygląda, że jest w porządku .. – orzekła Steffi. – Może uderzyłaś się o gałąź.

Co ci się stało w nogę?

Gina oparła się o skalę, mając nadzieję, że Steffi zrobi to samo. Starała się mówić tak, jakby prowadziły rozmowę na werandzie hotelu.

Na dole w lesie był niedźwiedź. Rozdrapał mi nogę. Bardzo krwawiła.

Och, Steffi...

Wyciągnęła do niej ręce, lecz dziewczynka odsunęła się od niej.

Dlaczego tu jesteś? Gdzie jest tata?

Czeka na górze. Zeszłam tu przed nim, bo chciałam ci opowiedzieć pewna historię.

Co to za historia?

O mnie, kiedy byłam kilka lat starsza od ciebie.

Steffi oparła się o skałę i milczała. Ale czując, że córka chce jej słuchać, Gina zaczęła opowiadać.

Kiedy miałam siedemnaście lat, przeprowadziłam się do Vancouveru, zamieszkałam z ciotką i studiowałam hotelarstwo. Pewnego dnia, kiedy już ukończyłam kurs, przyjechałam do Azure Bay, zobaczyłam Edgewood Manor i zakochałam się w nim. Chciałam kupić ten hotel i spędzić w nim resztę życia, prowadząc dochodowy interes: Miałam dwadzieścia jeden lat.

Jakim cudem stać cię było na kupno tak dużego hotelu? – zapytała Steffi, wyraźnie zainteresowana.

Odziedziczyłam spadek po babce. Prawie wystarczał na zaciągnięcie pożyczki hipotecznej. Byłam młoda i pełna energii. Myślałam, że mając posadę, pracując i oszczędzając każdy grosz zdołam być może zarobić resztę pieniędzy. Ale wtedy stało się coś straszliwego.

Co?

Moja młodsza siostra miała wypadek. Wymagała kosztownego leczenia, którego nie pokrywało ubezpieczenie, a matka nie miała nikogo, kto mógłby pomóc. Trzeba było całego mojego spadku i jeszcze wielu tysięcy, żeby zapłacić za szpital. Byłam załamana.

I co zrobiłaś?

Odpowiedziałam na ogłoszenie o pracy, za którą obiecywano dużo pieniędzy.

Zawahała się, walcząc z poczuciem nierzeczywistości. Wydawało jej się nieprawdopodobne, że ona i Steffi siedzą tu, na półce skalnej, w ciemnościach, tysiące metrów nad śmiertelna otchłanią, i oto opowiada swej córce historię jej narodzin.

Gina? – zapytała Steffi. – Co to była za praca?

Chodziło o parę, która strasznie chciała mieć dziecko.

Urwała.

Wiesz, co to jest sztuczne zapłodnienie?

Oczywiście, że wiem. Więc ta para chciała, żebyś była zastępczą matką, tak?

Gina skinęła głową. Wiedza Steffi nie powinna być dla niej zaskoczeniem.

Opisała dziewczynce całą sytuację – znajomość z kobietą, to, że nigdy nie poznała jej męża, sam poród.

Jak to było? – pytała Steffi, wyraźnie zafascynowana. Cała jej rezerwa zniknęła, – Sama ciąża była zadziwiająco przyjemna. Przez większość czasu. A Joanne – tak się ta kobieta przedstawiła – kochała to dziecko od chwili, kiedy zostało poczęte. Obie je kochałyśmy. Spędzała ze mną wiele czasu, kiedy stawałam się coraz grubsza i grubsza, i skupiałyśmy się na tym, żeby mieć jak najlepsze, najmilsze i najzdrowsze dziecko.

Ale kiedy się urodziło, musiałaś je oddać?

Tak. To była najtrudniejsza rzecz w moim życiu. Oddałam dziecko i obiecałam, że nigdy, póki żyję, nie będę miała żadnych kontaktów z jego rodzicami.

Czy to był chłopiec czy dziewczynka?

Dziewczynka.

Hmm – mruknęła Steffi. – I to już koniec tej historii? Nigdy nie zobaczyłaś swojego dziecka?

Gina poczuła, jak jej wali serce.

Nie, aż do niedawna.

Co się wydarzyło? Spotkałaś ją?

Głos Steffi się zmienił. Był miękki, pełen niedowierzania.

Tak – odparła Gina spokojnie. – Przyjechała ze swoim ojcem do mojego hotelu.

Odpowiedzią na jej słowa była cisza tak głęboka, że prawie namacalna. Gina czekała, mając wrażenie, że jej serce przestało bić.

Wreszcie usłyszała, jak Steffi oddycha głęboko.

To byłam ja – powiedziała. – Ja byłam tym dzieckiem, które oddałaś.

Tak – przytaknęła. – Nigdy nie znałam waszego nazwiska, więc nie miałam pojęcia, kim jest twój ojciec, kiedy przyjechał pierwszy raz i zamówił pokoje. Ale nabrałam podejrzeń, jak tylko cię zobaczyłam, bo wyglądasz dokładnie jak moja siostra Claudia. Jednak nie byłam pewna, dopóki nie weszłam do twojego pokoju i nie zobaczyłam zdjęcia twojej matki.

Dlaczego oni mi nie powiedzieli? – zapytała Steffi zdławionym od bólu głosem. – Jeśli to prawda, dlaczego ojciec nigdy mi nie powiedział?

Bo twoja matka tak sobie życzyła. Twój ojciec mi powiedział, że ukrywanie przed tobą prawdy było jej obsesją. Może działo się tak dlatego, że czuła się twoją prawdziwą matką. Była nawet ze mną w sali porodowej, kiedy się urodziłaś. To ona pierwsza wzięła cię na ręce.

Więc jak już było po wszystkim, po prostu zapomnieli o twoim istnieniu?

Myślę, że się starali. Prawdopodobnie chcieli cię uchronić przed faktem, że twoja biologiczna matka to ktoś, kto. , wymienił dziecko na pieniądze.

Ale mój ojciec tak o tobie nie myśli. Jest w tobie zakochany.

Sądzę, że już nie – stwierdziła Gina z bólem serca. – Nie teraz, kiedy już opowiedziałam mu całą historię. . .

Dlaczego miałoby to robić jakąś różnicę?

Gina poczuła ciepły przypływ miłości dla tego cudownego dziecka, które przed laty urodziła.

Bo teraz wie, że jestem osobą, która potrafi zamienić dziecko na pieniądze. Nie myślę, żeby mógł żyć z taką świadomością.

Nikt nie może cię potępić za to, że zawarłaś umowę i dotrzymałaś jej – stwierdziła Steffi. – A ty mnie kochałaś? – zapytała po chwili.

Oczy Giny napełniły się łzami.

Och, kochanie moje... Nigdy się nie dowiesz, jak bardzo cię kochałam. Przez te wszystkie lata nie było dnia, żebym nie myślała o tobie i nie zastanawiała się, jak żyjesz, i nie pragnęła cię zobaczyć. I co roku w dniu twoich urodzin...

Steffi przysunęła się bliżej i objęła ramiona Giny.

Nie płacz – szepnęła. – Nie płacz, Gino. Byłam szczęśliwa. Miałam naprawdę udane życie, dopóki...

Nagle ścisnęła ją mocniej.

Nie jestem chora – stwierdziła ze zdumieniem. – Jeśli ty jesteś moją prawdziwą matką, w żaden sposób nie mogłam odziedziczyć choroby Huntingtona.

Właśnie dlatego twoja matka zdecydowała się na to wszystko. Wiedziała, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że ma wadliwy gen i nie chciała ryzykować przekazania go tobie.

Ale dlaczego mi nie powiedzieli? – powtórzyła Steffi z płaczem. – Przez cały czas myślałam że umrę tak jak ona.

Twój ojciec nie miał pojęcia, że wiesz o chorobie matki. Myślał, że jesteś przekonana, że miała raka. Gdyby wiedział, jak się czujesz, nigdy nie pozwoliłby, żebyś tak cierpiała.

Tata przyjechał tutaj, do twojego hotelu, bo znalazł broszurę w biurku mamy, prawda? – zapytała dziewczynka po chwili milczenia.

Gina wyjęła chusteczkę i otarła nią oczy. – Tak.

Myślę, że mama trzymała tę broszurę, bo chciała, żebyśmy się znaleźli i byli razem po jej śmierci.

Gina zastanowiła się.

Możliwe, ale już się nigdy tego nie dowiemy. W każdym razie twój ojciec nigdy nie...

Steffi wtuliła się w nią. Napięcie kilku ostatnich dni dało znać o sobie. Gina czuła, jak szczupłym ciałem jej córki wstrząsają łkania. – No już – szepnęła. – Już wszystko dobrze, kochanie.

Kocham cię i twój ojciec też cię kocha. Twoja matka też cię kochała. Nic nigdy tego nie zmieni.

Po dłuższym czasie Steffi uspokoiła się i otarła łzy rękawem. Przez chwilę siedziały przytulone do siebie, patrząc na gwiazdy.

Teraz, kiedy znasz już prawdę, czy twoje uczucia do samej siebie są inne? I do rodziców? – zapytała wreszcie Gina.

Czuję się taka szczęśliwa, że nie jestem chora. Ale nie żywię negatywnych uczuć do rodziców. Ani do ciebie – dodała nieśmiało. – Cieszę się, że mi to wszystko powiedziałaś. To musiało być dla ciebie naprawdę trudne.

Nie tak trudne, jak zachowywanie milczenia przez cały zeszły tydzień.

Usłyszały daleki warkot helikoptera zbliżającego się do szczytu góry.

Spuszczą pasy, żeby nas zabrać na pokład – wyjaśniła Gina. – Dobrze?

Tak – odparła Steffi. – Czuję się jak idiotka. Przysporzyłam wszystkim tyle kłopotu.

Gina uściskała ją mocno.

To nie twoja wina. Gdybyśmy byli wobec ciebie uczciwi, to wszystko by się nie wydarzyło.

Dziewczynka z wdzięcznością ponownie wtuliła się w jej ramiona. Obie czekały na pomoc, nasłuchując odgłosów dobiegających z góry.

Brezentowe pasy zaczęły się zniżać, obijając się o skałę.

Najpierw ty – powiedziała Gina, pomagając Steffi i patrząc z niepokojeni na prowizoryczny bandaż na jej nodze, przesiąknięty krwią. – Zobaczymy się za chwilę na górze.

Gina? – szepnęła Steffi – Tak, kochanie?

Kocham cię.

Helikopter unosił ją wolno w górę ściany skalnej. Gina stała na dole i patrzyła na oświetlona blaskiem księżyca sylwetkę córki.

Następnego popołudnia Gina zaparkowała przy szpitalu w Kelownie i weszła do środka, niosąc koszyk ciastek świeżo upieczonych przez Mary i bukiet polnych kwiatów zerwanych w hotelowym ogrodzie. Kiedy szła korytarzami, jej serce biło niespokojnie.

Pod pokojem Steffi zawahała się, po czym popchnęła drzwi i weszła.

Alex siedział przy łóżku, czytając magazyn. Sprawiał wrażenie zmęczonego, lecz spokojnego. Steffi leżała z zamkniętymi oczami, blada i nieruchoma. Była podłączona do kroplówki. Gęstwa jej rudych włosów lśniła jak płomień na białej, szpitalnej poduszce.

Gina przez chwilę patrzyła na nich oboje i łzy napłynęły jej do oczu. Odetchnęła głęboko i przeszła przez pokój, Alex zaskoczony podniósł wzrok, odłożył magazyn i wstał.

Witaj, Gino – szepnął. – Śpi od jakiejś godziny.

Jak się czuje?

O wiele lepiej. Wczoraj wieczorem dostała dwie transfuzje i to ją wzmocniło.

Czy wdało się zakażenie?

Pokręcił głową.

Była na tyle rozsądna, że oczyściła ranę w zimnej wodzie strumienia. Zdaniem lekarza noga wygląda dobrze.

Biedactwo kochane. Przeżyła koszmar.

Położyła Ciastka i kwiaty na stoliku przy łóżku, po czym dotknęła wspaniałych, rudych włosów, ujmując na chwilę ich pasmo.

Jest taka piękna, prawda?

Tak – potwierdził. – Jest piękna.

Gina wpatrywała się w delikatne rysy dziewczynki.

Przez te wszystkie lata próbowałam sobie wyobrazić, jak wygląda i na jakiego człowieka wyrośnie. Tak ciężko było nic o niej nie wiedzieć. Leżałam w łóżku i płakałam, bo byłam pewna, że jej nigdy nie zobaczę.

Alex stał obok i patrzył na Ginę. Mówiła zarówno do niego, jak i do siebie samej.

Wyobrażałam sobie, że przyjeżdżam do miasta i w jakiś sposób znajduję wasz dom. Chowam się w krzakach, żeby tylko móc ją zobaczyć. A teraz...

Westchnęła głęboko, nadal wpatrując się w twarz Steffi.

Naprawdę wszystko jest w porządku?

To istny cud – . odparł ze zmęczonym, lecz pełnym ulgi uśmiechem: – Kiedy z nią teraz rozmawiam, jest tak, jakby wróciła skądś z daleka. Znów jest sobą. Ledwo mogę w to uwierzyć.

Gina zadrżała.

Nie spałam całą noc. Leżałam i myślałam, jak mało brakowało, żebyśmy ją stracili. Teraz, kiedy ten koszmar się skończył, nie mogę znieść myśli o tym wszystkim, ale też nie mogę się ich pozbyć.

Objął jej ramiona, ale odsunęła się i podeszła do okna. Polewaczki spryskiwały trawnik i sprawiały, że w jasnym, letnim powietrzu tworzyły się tęcze. Alex podszedł i stanął obok.

Zrobiłaś wczoraj coś niebywałego. Zeskoczyłaś na półkę, żeby porozmawiać ze Steffi.

Przycisnęła czoło do chłodnej szyby.

Nie miałam wyboru. Po tym, co, jej zrobiłam przed laty .

Głos jej się załamał.

Alex stał obok, nie dotykając Giny. – Dość długo rozmawiałem ze Steffi dziś rano. O wszystkim.

Jakie są jej odczucia?

Przemyślała i akceptuje wszystko. Bardzo dużo rozumie jak na dziewczynkę w jej wieku.

To prawda. Jest cudowna.

Powiedziała mi o swoich podejrzeniach. Że może Janice zostawiła broszurę tak, żebym ją znalazł, żebyśmy mogli się z tobą połączyć.

Rzuciła mu szybkie spojrzenie i odwróciła wzrok.

Co o tym myślisz? – spytała.

Nie wiem. Ale to całkiem możliwe. Myślę, że Steffi chce w to wierzyć.

Naprawdę? Uważasz, że... Czy nadal chce utrzymywać kontakt ze mną?

Oczywiście. Prawdę mówiąc, już się nie może doczekać zimy.

Dlaczego? – zdziwiła się. – Co będzie w zimie? Alex uśmiechnął się.

Zapomniałaś? Jedziemy we trójkę do Kostaryki.

Będziemy podróżować przez deszczowy las i mieszkać dwa tygodnie w namiocie. Steffi uważa, że to wspaniałe.

Gina wpatrywała się w niego, usiłując rozszyfrować wyraz jego twarzy.

Alex?

Objął ją i przycisnął do siebie.

Kocham cię, Gino.

Poczuła zwątpienie, ale po chwili zakiełkowała w niej radość.

Nadal mnie kochasz? – szepnęła. – Po tym wszystkim, co ci powiedziałam?

Dlaczego miałoby być inaczej ?

Ale ja... sprzedałam dziecko.

A ja? Kupiłem dziecko – stwierdził ze spokojem. – Czy będziesz mnie za to potępiać? Wiedziałem, że to niewłaściwe, ale uległem żonie i zapłaciłem za dziecko innej kobiety. Czy to nie było niewybaczalne?

Zastanowiła się.

Gdyby żadne z nas nie zrobiło tego, cośmy zrobili, nie byłoby dziś Steffi – zauważyła.

To prawda. Więc przestańmy się potępiać za to, co się stało przed tylu laty, i skoncentrujmy się na szczęściu Steffi. Co ty na to?

Wtuliła się w niego, zbyt wzruszona by mówić.

Gino? Zapytałem cię o coś przed chwilą, ale nie odpowiedziałaś, więc pytam jeszcze raz.

O co?

Czy wyjdziesz za mnie za mąż? Nie chcę cię popędzać, ale myślę, że Steffi wkrótce zażąda, żebyśmy poukładali nasze sprawy.

Z trudem była w stanie uwierzyć w tę cudowna perspektywę. Życie nie tylko z mężczyzna, którego kocha, ale także z córką, którą uważała za stracona na zawsze.

Gdzie będziemy mieszkać?

Zaśmiał się cicho.

Cóż, nie sądzę, żebym zdołał cię wyrwać z hotelu na dłużej niż krótkie wakacje, a Steffi nie chce wracać do miasta, więc chyba będziesz musiała znaleźć dla nas jakiś pokój. Dobrze, że masz duży dom.

Och, Alex. Tak cię kocham. Nie mogę...

Gino? – zapytał z niepokojem. – kochanie, co się stało? Płaczesz?

To jest takie cudowne – odparła, starając się zapanować nad głosem. – Nie zasługuję na coś tak cudownego.

Och, Gino, zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Już ja dopilnuję, żebyś to dostała.

Ujęła jego dłoń i pociągnęła go w stronę łóżka Steffi. W cieple popołudniowego słońca uśmiechnęła się do uśpionej twarzy córki, a potem do Alexa – dwojga ludzi, których kochała nad życie.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dalton Margot Super Romance 76 Rodzinne podobieństwo
Dalton Margot Wspomnienia
Dalton Margot Super Romance 19 Trzy brzdące i tatuś
Dalton Margot Topolowy strumień
Dalton Margot Topolowy strumien
Dalton Margot Wspomnienia
Dalton Margot Anioly w blasku
Dalton Margot Kryjowka
Dalton Margot Dwoje przeciw swiatu
Dalton Margot Metamorfoza
Dalton Margot Anioły w blasku
Dalton Margot Super Romance 35 Metamorfoza

więcej podobnych podstron