The formula for a two ounce bottle (you
can multiply to make bigger
quantities, and generally it is
good to make larger amounts).
110-120 drops eucalyptus
globulus e.o.
80 drops frankincense e.o.
60 drops lemon
e.o.
40 drops patchouli e.o
20 drops geranium e.o.
20
drops lavender e.o.
14 drops thymus vulgaris e.o.
Fill
the rest of the bottle up to the top with grapeseed oil. The
grapeseed
oil works better than other vegetable oils for
absorption into the body.
It is important to give as much
of a deep tissue massage as possible when
applying the oil to
improve the penetration and effectiveness. It is also
important
to apply it to as much of the body and head as possible when
using
it because the disease (and symptoms) will start moving from one
location to another, trying to get away from the oils, so it is
more
effective if you use it all over than just in the place
with symptoms.
I get my essential oils from
www.camdengrey.com, though I do not know if
they ship to
Poland. It is important to get the oils from a reputable
source.
This site's prices are also reasonable.
Formułka dla dwóch butelki uncji (możesz mnożyć, by zrobić większe
ilości i ogólnie to jest dobrze zrobić większe ilości).
110-120 eukaliptus kropli globulus e.o.
80 krople frankincense e.o.
60 krople cytryna e.o.
40 krople paczula e.o
20 krople geranium e.o.
20 krople lawenda e.o.
14 krople tymianek vulgaris e.o.
Napełnij resztę butelki do szczytu z grapeseed olej. grapeseed
olej pracuje lepiej niż inne oleje warzywa dla absorpcji do ciała.
Jest ważne dać tyle samo z głębokiego masażu tkanki jako możliwy kiedy
stosując olej, by ulepszyć penetrację i skuteczność. To również
ważny, by stosować to do tyle samo z ciała i głowy jako możliwy kiedy
używa to, ponieważ choroba (i symptomy) zaczną ruszać się z jednego
miejsca do innego, próbując odejść od olejów, więc to jest bardziej
efektywne, jeżeli używasz tego zupełnie ponad niż tylko w miejscu z symptomami.
Dostaję moje istotne oleje od www.camdengrey.com, chociaż nie wiem, czy
oni wysyłają do Polski. Jest ważne dostać oleje z szanowanego
źródła. Ceny tego miejsca są również rozsądne.
Na początek zaznaczmy, że metody naturalne NIE wyleczą boreliozy. Nie ma szans, choroba jest zbyt mocno zaawansowana. Za to bez problemu wyleczą ogromną większość chorób z boreliozą mylonych, jak również do pewnego stopnia zabezpieczą przed nawrotami.
Druga ważna rzecz - metody opisane poniżej mają wpływ na antybiotyki. Jednoczesne zażywanie preparatów witaminowych oraz antybiotyków sprawia, że antybiotyki po prostu nie działają - zmienia się pH w organizmie. Spytajcie lekarza o leki, które pozwalają ominąć ten problem, owszem są takie które regulują kwasowość pozwalając brać witaminy w czasie antybiotykoterapii.
Zacznijmy może od faktu, że - jeśli wierzyć statystykom - boreliozą było zakażonych grubo ponad 50% osób z tzw. grup ryzyka, czyli wszystkich którzy często bywają w lesie albo np po prostu mieszkają na wsi. Jednak ich organizmy bez problemu poradziły sobie z infekcją - czy to niszcząc ją całkowicie, czy też trzymając w ryzach. Chyba nikt nie będzie się upierał przy tezie, że np 70% mieszkańców polskiej wsi właśnie leży w łóżku i umiera na boreliozę, skoro gołym okiem widać, że mają znaczne lepszy stan zdrowia niż miastowi. Tak samo, nikt przy zdrowych zmysłach nie rzuci tezy, iż 50% Polaków wymaga 6 miesięcznego leczenia antybiotykami - a tylu z nas ma przynajmniej 1 specyfiyczny antygen w klasie IgG (co oznacza, że nasz organizm najprawdopodobniej walczył kiedyś z infekcją bb)
Drugi fakt, który musimy uwzględnić - bakteria boreliozy potrafi być "niewidzialna" dla antybiotyku nawet przez ponad pół roku. Co prowadzi do smutnej konkluzji, że zawsze kilka bakcyli przeżyje klasyczne leczenie.
Naturalne metody leczenia polegają na takim wzmocnieniu siły naszego układu immunologicznego, aby potrafił on zniszczyć te kilka bakterii w momencie gdy się ujawnią, albo chociaż trzymać infekcję w ryzach. Bez takiego wzmocnienia raczej nigdy nie uda się pokonać choroby. Pokusił bym się o tezę, że antybiotyk powinien być raczej uzupełnieniem terapii niż terapią podstawową. Dodatkowo niejako, zastosowanie tych metod częściowo zabezpieczy przed jedną z najgroźniejszych wad antybiotykoterapii - przed tym, że organizm "zapomni" jak walczyć z boreliozą, co mogłoby przy nawrocie mieć dość przykre konsekwencje.
Zawsze jest możliwość, że mamy jakąś chorobę, której po prostu nie wyleczemy w Polsce - a za granicą tylko, jeśli mamy mnóstwo kasy. Takim czymś do niedawna była babeszjoza. Chorób jest całe mnóstwo, nie wszystkie można diagnozować i leczyć w państwowej, socjalistycznej opiece zdrowotnej. W takich wypadkach można liczyć tylko na własne przeciwciała. Warto mieć je zawsze w gotowości.
Kolejna rzecz - przypuszczam, że grubo ponad połowa leczących się na borelkę tak naprawdę ma zupełnie inną chorobę o identycznych objawach. Tych chorób są dosłownie setki, niemal każda o wiele częściej spotykana niż bb. No, ale jak ktoś nasłucha się rad "mądrzejszych od lekarzy" i zobaczy pozytywny wynik testu PCR, to będzie leczył do skutku. Nic dziwnego, że leczenie nie przynosi efektów. I tutaj jest pole do popisu dla naturalnych metod. Położyliście się zdrowi, a wstaliście rano kompletnie połamani, z oczyma jak królik? To nie była borelioza. Krętki po prostu nie rozmnażają się tak szybko, to fizycznie niemożliwe żeby w ciągu 12 godzin dały tak silny objaw. Po prostu macie skopany układ immunologiczny i każdy bakcyl szoruje was jak tylko chce. Tym można wyjaśnić fakt, że ogromna większość chorych na borelkę po podjęciu terapii naturalnej po prostu zdrowieje.
No nic, zacznijmy od wroga nr 1, jakim jest nerwica. Cóż to takiego? To jest rozchwianie równowagi organizmu, które bierze się stąd, że żyjemy niejako wbrew sobie. Typowy przykład to żona alkoholika, która wmawia sobie, że jest z nim szczęśliwa, ale podświadomie chciałaby uciec. Taka postawa sprawi, że w końcu poczucie winy i niespełnienia zacznie rzutować na pracę układu immunologicznego. Kolejny przykład to człowiek, który robi to, czego oczekiwali od niego rodzice, chociaż sam chciałby robić coś kompletnie innego. Mogą to być np problemy z samoakceptacją. Ciągły stres jest morderczy. Niestety nie mogę tu podać domowych metod leczenia nerwic, bo takich po prostu nie ma. Z reguły człowiek nie ma szans żeby samodzielnie poradzić sobie z problemem. Z reguły zaleca się, żeby poczucie winy ukierunkować na robienie czegoś dobrego dla innych, zamiast na obwinianie i próbę karania samego siebie. Zresztą, co się będę rozpisywał - do psychologa, on wie lepiej Nie muszę dodawać, że nerwica daje objawy identyczne z boreliozą, za wyjątkiem może zanikowego zapalenia skóry i paraliżu?
Nerwicę mamy za sobą? No to jadziem drugiego największego wroga, jakim jest depresja. Bierze się z nerwicy, owszem, ale nie tylko. Może być spowodowana brakiem odpowiedniego oświetlenia miejsca gdzie żyjemy, nieodpowiednimi barwami. Może być wywołana samotnością, brakiem akceptacji, odrzuceniem. Ludzie tacy po prostu giną w oczach, każdą chorobę przechodzą kilkakrotnie ciężej, zwykła grypa może ich zabić. Jeśli przyczyna jest genetyczna, nie zostaje nic innego jak przekonać się do magicznych pigułek.
Może w oddzielnym akapicie wspomnę o smutku. Smutni ludzie są o wiele bardziej podatni na choroby. Pamiętajmy o dawaniu i odbieraniu uśmiechu. Pamiętajmy o regularnym życiu seksualnym, jeśli jesteśmy w odpowiednim wieku - endorfiny potrafią działać cuda. Dawać siebie i odbierać w zamian innych, tylko tak może działac istota ludzka. Pomagajmy innym i dajmy sobie pomagać. Bądźmy mili, nie bądźmy zgryźliwi. No i jeszcze raz, pokój w którym żyjemy nie może mieć smutnych kolorów!
Jeśli mamy deprechę, nerwicę czy inne objawy psychiczne, pierwsze co powinniśmy zrobić, to poszukać ich przyczyn somatycznych. Nerwica w ogromnej większości przypadków jest objawem jakiejś innej choroby, a nie chorobą samą w sobie.
No dobra, powiedzmy że mamy wszystko za sobą. Nie jesteśmy znerwicowani, nie mamy deprechy. Pora przyjrzeć się, czy nasze ciało jest tak zadbane, jak być powinno - czyli układ ruchowy. Pamiętajmy, że człowiek to całość. Każdy układ współpracuje z pozostałymi. Zasiedzenie się nie dość, że wywołuje czasem objawy zbliżone do nerwic, to jeszcze rozleniwia ośrodkowy układ nerwowy, ściśle sprzężony z immunologicznym. 3 razy w tygodniu delikatny trening, trwający 30 minut, podnoszący tętno do 130. To wystarczy.
Ile czasu dziennie spędzamy przed komputerem? Jeśli więcej jak 3, byłoby naprawdę dziwne, gdyby nie wystąpiły żadne objawy. Dobrej jakości monitor położony poniżej poziomu wzroku, osłony antyrefleksyjne, równomiernie oświetlony pokój, nigdy po ciemku. Częste przerwy w użytkowaniu. A najlepiej wyłączyć na 2 tygodnie i sprawdzić, jak zmieni się samopoczucie.
Oddech.
Najważniejszy motor organizmu, jego rozregulowanie jednocześnie
prowadzi do rozregulowania wszystkich pozostałych funkcji naszego
ciała. A rozregulowany ma prawie każdy - siedzący tryb życia,
tłuste jedzenie, brak zagrożeń i wysiłku, konieczność
zachowania ciszy (nie wolno przecież krzyczeć bo nie wypada),
jednym słowem życie, do jakiego człowiek jednak nie jest
stworzony. Mimo wszystko jesteśmy tylko małpami. Podam może
prościutkie ćwiczenie, które pozwala nauczyć się niejako
instynktownego stosowania właściwego oddechu.
Kładziemy
się wygodnie i wyciszamy. Ważne, żeby całkowicie wyciszyć
organizm, pracę mięśni - one zużywają ogromne ilości tlenu (a
więc i oddechu), a za chwilę będziemy uczyli się właściwie
tlenem (oddechem) gospodarować.
Leżąc swobodnie,
wciągamy powietrze przeponą. To ten taki mięsień o istnieniu
którego mało kto wie, a który jest chyba najważniejszym mięśniem
(z tych podlegających kontroli). Znajduje się pod mostkiem, nad
mięśniami brzucha. On właśnie odpowiada za wciąganie powietrza.
Wciągamy je więc niejako do brzucha. Na początku wyda się to
nienaturalne, sztuczne - prawdopodobnie będziemy to po prostu
niewłaściwie wykonywać. Nie zrażamy się, po pewnym czasie i
nabraniu praktyki wszystko będzie przychodzić naturalnie, a oddech
taki będzie znacznie, ale to znacznie wydajniejszy od stosowanego
dotychczas.
W czasie wciągania jednocześnie napełniamy
płuca. Wygląda to trochę trudno i nielogicznie - napełnić brzuch
tak, aby napełniły się płuca. Cały trick polega na tym, aby
mięśnie międzyżebrowe, odpowiedzialne za napełnianie płuc,
pracowały jedynie pomocniczo. Po pewnym czasie stanie się to
niejako naturalne. W końcowej fazie wdechu unosimy leciutko ramiona
(staramy się, aby to oddech je uniósł), aby dotlenić również
wierzchołki płuc.
Stosujemy taką sekwencję - 8 sekund
trwa wdech powietrza, 8 sekund trzymamy powietrze w płucach, 8
sekund je wydychamy. 10-20 powtórzeń 2 razy dziennie. W życiu
codziennym również staramy się stosować taki sposób oddychania,
oczywiście już bez tych wielosekundowych pauz. Już po paru
tygodniach można będzie zaobserwować znaczną poprawę sprawności,
wytrzymałości i samopoczucia. W moim przypadku po przebiegnięciu 1
km szybkim tempem w ogóle nie pojawia się zadyszka, mogę dowolnie
kształtować i regulować oddech.
W miarę postępów
można przedłużać sekwencję, np 10 sekund wdech, 12 zatrzymanie
powietrza, 10 wydech (takie mniej więcej proporcje są dobre).
Najważniejsze to pracować nad płynnością oddechu i wdrażaniem
odruchów nabytych w czasie cwiczeń do życia codziennego.
Przechodzimy trochę "głębiej", nasza flora bakteryjna w jelitach. Musi być w pełni sprawna, niestety. Bez niej to nie działa jak trzeba. Antybiotyki ładnie ją rozkładają, robiąc z nas otwarty cel dla każdego możliwego patogenu za wyjątkiem bakterii wrażliwych na ten właśnie antybiotyk. Tutaj pozostaje niestety tylko łykanie tabletek ze szczepami antybiotykoopornymi - no i duże ilości naturalnych probiotyków, czyli kapusta kiszona i jogurty / kefiry.
Oki, mniej więcej mamy wyeliminowane zewnętrzne przyczyny osłabienia organizmu. Teraz pora na te bardziej wewnętrzne. Zacznijmy od toksyn. Alergia na kurz czy na sierść zwierząt jest mordercza dla naszych systemów obronnych. Występowanie pleśni czy grzybów to w ogóle zagrożenie życia, w przypadku wystąpienia niektórych gatunków grzybów nawet ubrań się z domu nie zabiera tylko zrównuje go z ziemią. Alternatywą jest rak. Toksyny w pokarmach i używkach uniemożliwiają wchłanianie witamin, niezbędnych dla prawidłowej pracy naszego układu odpornościowego. Żadnej kawy, żadnej coca coli, żadnego cukru. O papierosach, alkoholu i innych narkotykach nawet nie wspomnę. Ah, oczywiście błonnik - czyli ta część pokarmu, której nie trawimy. Pełni ona rolę szczotki jelitowej, czyszczącej kiszki z wszelkiego syfu który tam osiadł, dodatkowo wiążąc niektóre toksyny.
Może szerzej omówię wegetarianizm. Sam jestem wegetarianinem, niedawno zastanawiałem się, na co jestem chory - zdrowie dość solidnie mi podupadło. Ostatecznie okazało się, że w pokoju sypialnym zagnieździł się gatunek pleśni wywołujący bardzo silną reakcję alergiczną (i przy okazji szereg innych objawów). Dodatkowo rodzinne u mnie są niedobory witaminy B12, jako wegetarianin byłem na nie nawet bardziej narażony - to witamina, którą wegetarianie powinni uzupełniać. Ja to zlekceważyłem. Miałem więc system odpornościowy zdewastowany przez alergię, przez niedobór witaminy B12, dodatkowo na skutek ciągłego zatruwania przez tego grzybka rozwinęła mi się nerwica. Miałem bardzo osłabiony organizm. I tu ciekawostka - w szeregu badań które wykonałem okazało się, że... przechodziłem boreliozę. Tak, miałem kleszcza... nie, źle mówię. Miałem kilkaset kleszczy w swoim życiu, całe dnie spędzam w lesie. Nawet pamiętam tego, po którym mi się "babrało" 2 lata temu, to pewnie była infekcja która zostawiła silną bliznę serologiczną. No cóż, załapałem krętki boreliozy, w czasie gdy byłem znacznie osłabiony, gdy miały największą szansę. Nieszczęsna bakteria została po prostu zdewastowana przez moje wegetariańskie antyciała. Nawet nie zauważyłem schorzenia. Skończyło się na 2 dniach lekkiej temperatury i nieco większym niż zazwyczaj zaczerwienieniu w miejscu ugryzienia.
I tak jest ze wszystkimi chorobami. Zanim przeszedłem na wegetarianizm, chorowałem praktycznie bez przerwy. Kilkanaście zapaleń oskrzeli, moje dzieciństwo to jedno wielke kaszlnięcie, ciało wiecznie pokryte siniakami, nawet mam wypis z przychodni "proszę zwrócić uwagę na żywienie". Zawsze najmniejszy dzieciak w całej klasie, chorowity. Efekt zmiany diety przeszedł moje najśmielsze oczekiwania - do czasu wychodowania tego nieszczęsnego grzybka za ścianą u lekarza byłem 3 razy w ciągu 12 lat. 2 razy aby skontrolować niepokojące zmiany skórne w okolicach znamion, raz aby wyrobić kartę zawodnika - zamierzałem wystartować w mistrzostwach Polski w sporcie wyczynowym. Leku przez ten czas nie zażyłem dosłownie żadnego (wcześniej średnio 2 razy do roku byłem leczony antybiotykami). Sekcja się rozpadła, ale dalej moja wydolność jest po prostu niesamowita, jeśli porównać ją do tego, w co wyposażyła mnie natura na starcie. Jeśli ktoś nie wierzy, zapraszam na ulicę Złotniczą w Jeleniej Górze na trening sekcji Ju-Jitsu. Można pooglądać co potrafi wegetarianin, który miał boreliozę w chwili wyjątkowego osłabienia organizmu, można porównać ze zdjęciami z mojego dzieciństwa - z czasu gdy jadłem mięso.
Dlaczego
tak się dzieje? To proste, mięso jest jedną z gorszych trucizn.
Zaraz podniosą się głosy oburzenia - ale przecież ludzie jedzą
mięso i żyją... jasne, że żyją. Palacze papierosów też żyją.
Mięso zawiera w sobie każdją jedną toksynę, jaką zwierzę
zjadło w ciągu swojego życia. Pestycydy, antybiotyki, sterydy,
metale ciężkie - to wszystko kumuluje się właśnie w mięsie,
szczególnie w tkance tłuszczowej. Wolne rodniki - mięso trzyma
tutaj niechlubną palmę pierwszeństwa jako "najlepsze źródło".
Nie dość, że powodują raka, to na dodatek angażują układ
immunologiczny. Alergie pokarmowe - człowiek nie jest tak do końca
dostosowany do jedzenia mięsa, więc organizm reaguje panicznie na
nietypowe białka. To wykańcza system odpornościowy. Żelazo - to w
mięsie wchlania się w naprawdę tragiczny sposób. Niedouczeni
lekarze bez specjalności dietetyka mówią, że wchłania się
lepiej - a tak naprawdę wchłania się bez ograniczeń. Organizm
przyjmie tyle żelaza roślinnego, ile mu trzeba - gdy są niedobory,
wchłania go kilkanaście nawet razy więcej. Do jedzenia mięsa nie
jesteśmy przystosowani, więc organizm głupieje - wchłania tyle,
ile zjemy. A potem przeżywa szok - nagle "nie wiadomo skąd"
pojawiło się mnóstwo żelaza, a przecież nie "zamawiał"
go, nie zwiększał wchłaniania.
Oczywiście nie musicie
się z tym zgadzać. Możecie trzymać się swojej drogi, uważać że
to przypadek, że nie warto. Fakt pozostaje faktem, że u mnie
przebieg boreliozy, która dorwała mnie w chwili osłabienia był
lżejszy, niż u mojej mięsożernej rodziny przebieg kataru.
Weliminowane
toksyny wziewne i pokarmowe? No, w końcu można przejść do sedna,
czyli do substancji niezbędnych do pracy białych krwinek oraz
wspomagających ich działanie. Najważniejsza z nich to, oczywiście,
witamina C. Najbardziej niedoceniana z witamin. Jest prawdziwym
wymiataczem wolnych rodników. Bez niej organizm w ogóle nie potrafi
się bronić, a jeśli mamy jakąś infekcję, jej ilość w krwi
spada błyskawicznie, nawet w ciągu godziny może zostać zjechana
do zera. Warto wiedzieć, że w jednej dawce możemy wchłonąć
podobno 70 mg tej witaminki, nie ma więc sensu łykanie piguł po
500-1000 mg. Powiem więcej, w ogóle nie ma większego sensu łykanie
żadnych piguł z tą witaminą. Problem z syntetyczną witaminą C
polega na tym, że nie jest ona związana z flawonoidami i fenolami
jak to ma miejsce w przypadku formy naturalnej. Owszem, jest
przydatna - ale ZNACZNIE skuteczniej działa dostarczana naturalnie.
Zwłaszcza, że możemy dostarczyć ją np z kiszoną kapustą -
prawdziwy skarb dla każdego, kto zażywa antybiotyki.
No
cóż, nauka utrzymuje że w jednej dawce można wchłonąć 70 mg, a
praktyka pokazuje, że podanie większych dawek powoduje większe
stężenie witaminy C w osoczu. Nauka utrzymuje, że człowiek
potrzebuje dziennie 60 mg witaminy, a praktyka pokazuje, że
zwierzęta o identycznym zapotrzebowaniu jak człowiek spożywają
dziennie ponad 3000 mg, jeśli jedzą mniej - chorują. Faktem jest,
że osoba chora na boreliozę powinna witaminy C zażywać ilości
bardzo duże, absolutne minimum to 500 mg. Spokojnie można pokusić
się o 2000 mg / dzień. Oczywiście mowa tutaj tylko o naturalnej
witaminie, obecnej w owocach. Pigułki bardziej nam zaszkodzą niż
pomogą. Tak więc pomarańcze, papryka, kiwi, aronia, jagody -
wszystkie tego typu cudeńka. W google wyszukać który owoc ile
zawiera, wybrać te które smakują. Ewentualnie kupić "naturalną"
witaminę, ale to drogi interes.
Czosnek. Najcudowniejszy wynalazek natury. Nie dość, że pobudza układ immunologiczny, to na dodatek jest naturalnym antybiotykiem, tłukącym bakterie ile wlezie (tak, czosnek wywołuje herx...). Jeśli połączy się go z witaminą C, działa jak Malleus Christianorum. I kolejna niespodzianka - jest probiotykiem układu pokarmowego, czyli... pomaga odbudować florę bakteryjną, zamiast niszczyć! Gdy brzydko nam pachnie, można łykać pigułki czosnkowe. Jeśli zdecydujemy się na świeży, pamiętajmy żeby go zmiażdżyć i odstawić na 10 minut. Zalecany sposób przyjmowania to 3-4 zmiażdżone ząbki do zimnej, przegotowanej wody, odcedzić po 3 godzinach i pić w ciągu dnia małymi łykami - taki sposób oszczędza wątrobę (która powinna sobie z czosnkiem poradzić, o ile nie jest zniszczona np antybiotykoterapią). Ważne - czosnek ma pełną moc świeżo wyjęty z ziemi, potem ją szybciej i szybciej traci, żółty jest już zupełnie nieprzydatny. Nie wolno przekraczać 4 ząbków na dzień, odpowiednia dawka to w zasadzie 1 ząbek, góra 2. Co za dużo to niezdrowo, pamiętajmy.
Witaminy z grupy B i inne czynniki regulujące pracę układu pokarmowego. Te witaminki to prawdziwe cudeńka, które bardzo często lekceważymy. Na raz, dość rzadko występują w żywności "syntetycznej" jaką jesteśmy otaczani - nie ma jej np w białym pieczywie, występuje tylko w razowym. A właśnie ziarna zbóż są najwartościowszym jej źródłami. Jej niedobory powodują rozwój drożdżyc, co dodatkowo może nas wręcz dobić - drożdżyce rozwijają się "dzięki" stosowaniu antybiotyków. Jeśli połączymy antbiotyk z niedoborami tychże witamin, nieszczęście gotowe. Drożdżaki chorobotwórcze dodatkowo wysysają z naszego układu pokarmowego ważne substancje odżywce stanowiąc konkurencję pokarmową, dewastują nasz układ immunologiczny... cała historia z nimi. Ogólnie - dużo witamin z grupy B (zaleca się brać B complex), dużo błonnika pokarmowego, w trakcie terapii antybiotykowej - mykostatyna (KONIECZNIE!). Niemniej, zalecane jest komponowanie posiłków tak, aby nie występowała konieczność uzupełniania witaminami syntetycznymi, których skuteczność jest - w porównaniu do naturalnych - znikoma. Są dostępne naturalne witaminy z grupy B, ale są one o wiele droższe. Dla leni - co najmniej 3x dziennie B complex.
Oddzielne miejsce zajmuje witamina B12 oraz kwas foliowy. Absolutnie niezbędne dla kogoś, kto chociaż podejrzewa boreliozę. Po prostu one potrafią regenerować uszkodzone nerwy, przynajmniej do pewnego stopnia. B12 najlepiej z preparatu Naturell (ma najlepiej przyswajalną ze wszystkich preparatów dostępnych na rynku, jako wegetarianin coś o tym wiem hehe), kwas foliowy - tabletki dowolnej firmy. W przypadku potwierdzonej boreliozy lepiej brać górną dozwoloną dawkę, czyli 0,8 mg. Niejako dodatkowo kwas foliowy stymuluje pracę układu obronnego.
Cynk. Bez niego układ immunologiczny nie działa. Aż głupio mi - jako wegetarianinowi - powiedzieć, ale jego dobre źródło to chude mięso i ryby. Poza tym pieczywo z pełnego przemiału i kasze. Spokojnie można z suplementów, powiedzmy 20 miligramów.
Magnez - często spotyka się jego niedobory, więc wspomnę o nim, chociaż nie gra tak kluczowej roli w naszej "obronie" jak cynk. Natka pietruszki, kasza gryczana, soja - to jedne z najlepszych źródeł magnezu (no bo ile można np zjeść pestek dyni?). Tutaj też proponuję z suplementów, 300-400 mg / dzień. Przy magnezie koniecznie uzupełniamy też wapń i potas, te 3 pierwiastki współgrają ze sobą. Wapnia 2x tyle co magnezu, potasu - powiedzmy 1 gram, czyli pół litra soku pomidorowego dziennie.
Pierwiastki śladowe - mangan, miedź i cała reszta. Niezły jest multisal (3x dziennie) albo dowolna multiwitamina z ich odpowiednią zawartością.
Drobne uwagi odnośnie kwasów omega 3. Po pierwsze, niedobory mają w zasadzie wszyscy. Jest to związane z obłąkańczą dietą która niestety stała się ostatnio niezwykle modna. W przypadku przewlekłych schorzeń bardzo istotne będzie przywrócenie naturalnej równowagi między kwasami omega 3 (których jemy obecnie kilkakrotnie mniej niż powinniśmy) a kwasami omega 6 (których z kolei we współczesnej żywności jest kilkadziesiąt razy za dużo). Dość istotne jest, że najlepiej wchłaniają się one razem z białkiem, dlatego też kapsułki z apteki niemal nie przynoszą efektu. Ideałem jest zmielone siemie lniane, 2-4 łyżeczki rano, do tego olej lniany tłoczony na zimno, bardzo świeży i nie oczyszczany, zmiksowany np z twarogiem (miksujemy co najmniej 5 minut). Jeśli dodatkowo wyeliminujemy z diety kwasy omega 6, po 2-3 miesiącach takiej diety będziemy dosłownie jak nowo narodzeni. Poprawa stanu zdrowia jest niewiarygodna.
Drobna uwaga odnośnie kwasów omega 6. W zasadzie tak naprawdę problemem nie tyle jest ich nadmiar (który, swoją drogą, jest szkodliwy), co zablokowanie szlaku metabolicznego, którym nasz organizm syntetyzuje kwas omega 6 gamma linolenowy ze zwykłego kwasu omega 6 linolenowego. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest nadmiar tłuszczu w pożywieniu - w zasadzie wszystkie tłuszcze nasycone (głównie odzwierzęce) blokują ten szlak metaboliczny. Inne przyczyny to m.in. niedostateczna ilość witaminy C, cynku czy magnezu w diecie, starzenie się, przewlekłe infekcje. Można tego wszystkiego uniknąć przyjmując kwas omega 6 w formie, która nie wymaga przemian metabolicznych - czystego kwasu gamma linolenowego, czyli GLA. Często przynosi to dramatyczną poprawę stanu zdrowia - w jednym badaniu pacjenci z terminalną postacią raka prostaty po rozpoczęciu suplementacji gigadawkami GLA przedłużyli sobie życie 3 krotnie, zaś silna poprawa stanu zdrowia występuje w zasadzie we wszystkich przewlekłych infekcjach. GLA przyjmowany w normalnych dawkach nie blokuje metabolizmu omega 3. Można go kupić w każdej aptece - nazywa się on "olej z wiesiołka tłoczony na zimno".
W przypadku suplementacji GLA radziłbym wybrać większe dawki, niż zalecane przez producenta - zazwyczaj poleca się niecałe 0,2 grama / dziennie (opakowanie które leży teraz przede mną ma taką ilość w 6 tabletkach), jednak jeśli chcemy mieć szybką poprawę, proponowałbym zwiększyć dawkę 2-3 krotnie. W stwardnieniu rozsianym zaleca się dawki powyżej 1 grama / dziennie, czyli ponad 6 krotnie większe niż polecane. Zapewne nikt mi nie uwierzy, gdy powiem, że w 40% przypadków stwardnienie rozsiane albo zostało zatrzymane, albo wręcz się cofnęło - dlatego odsyłam do MedLine, gdzie można wyszukać opisy tych eksperymentów.
Witamina D3 - pozostaje ta z tabletek, przynajmniej 400 jm/dzień, ale radzę zacząć od 800 przez co najmniej 2 tygodnie. Ona jest naprawdę bardzo ważna przy chorobach stawów.
Witamina A. Witamina dostarczana jest do organizmu poprzez spożywanie masła, jaj, mleka, wątroby, sera, tłustego mięsa. Owoce i warzywa zawierające karotenoidy, np. pomidory, marchew; zawierają prowitaminę A, która może zostać przetworzona w ludzkim organizmie w witaminę. Dla leni - 2 tabletki witaminy A dziennie, ale nie te po 10 000 jednostek :). Stanowczo jednak radzę skupić się na naturalnej witamince.
Witamina E. Działa w synergii z witaminą C, jest absolutnie niezbędna w przypadku chorób przewlekłych. Rgeneracja jej poziomu w organizmie zajmuje często długie miesiące. Występuje w olejach roślinnych (sojowym, kukurydzianych, słonecznikowym), migdałach, margarynie, jajach, orzechach włoskich i ziemnych, kiełkach pszenicy, mące pełnoziarnistej, mleku, brukselce i innych zielonolistnych warzywach.I tutaj psikus - najwięcej witaminy E ma, z tych dostępnych rzeczy, olej słonecznikowy tłoczony na zimno. Ale dostać taki olej w sklepie graniczy niemal z cudem. Dodatkowo podczas np. smażenia witamina jest niszczona. Dobrze jest zakupić gdzieś olej ze sporą ilością tej witaminy, oczywiście naturalnej, dolewać go do np. sałatek. W ostateczności tabletki, bierzemy maksymalną ilość na którą zezwala ulotka wg opakowania.
Niestety, uczciwość nie pozwala mi napisać nic o specjalnej roślinie która podobno, podkreślam - podobno leczy boreliozę. Może leczy, a może to trick aby naciągnąć chorych ludzi na kasę. Niemniej taka roślina jest, nazywa się po polsku koci pazur, po łacinie bodajże vilca cora.
Na koniec dla odważnych - hartowanie :D Do wanny zimną wodę, do połowy łydek. Raz jedna noga, raz druga, za każdym razem całkowicie wyciągamy daną nogę. Tak sobie tupiemy w miejscu, powoli, spokojnie. Po kilkunastu minutach dobrze suszymy i masujemy stopy. Wersja hardcore to ciepły prysznic na zmianę z zimnym, proporcje 20-30 sekund ciepłej, 2-3 sek zimnej, stopniowo zwiększając różnicę temperatur.
W skrócie,
jak powinna wyglądać naturalna terapia dla osób które z jakiś
przyczyn nie mogą zażywać antybiotyków:
- eliminujemy
czynnkiki osłabiające i zatruwające organizm
- eliminujemy z
diety sól, mięso, mleko i cukier
- dieta składa się głównie
ze świeżych owoców, warzyw, soków owocowych produkowanych w domu
ze świeżych owoców
- dodajemy wszystkie wyżej wymienione
witaminy i sole mineralne
Na początek rozróżnijmy 2 choroby. Pierwsza z nich to borelioza, schorzenie przenoszone przez kleszcze (ale nie tylko), najczęściej łatwo wyleczalna bądź zwalczana przez organizm bez leczenia, czasem przechodząca w stadium przewlekłe, a w bardzo rzadkich przypadkach jej wyleczenie to prawdziwa sztuka która udaje się tylko najlepszym lekarzom. Choroba ta jest bardzo dobrze poznana i opisana. Drugie schorzenie to "internetowa borelioza" - przenosi się przez fora dyskusyjne, gdzie głupcy i hipochondrycy którzy nie odróżniają bakterii od baterii wymieniają się "objawami" schorzeń które właśnie sobie wmówili. Internetowa borelioza może mieć dosłownie każdy jeden objaw i niemal nigdy nie da się jej wyleczyć.
Nie ma czegoś takiego jak lista objawów boreliozy. Krętki mogą wywołać każdy jeden możliwy objaw (z paroma wyjątkami), począwszy od reumatyzmu i żółtaczki, skończywszy na schizofrenii. Niemniej część objawów jest wspólna dla wszystkich zachorowań.
Można jedynie zgadywać, że na coś jesteśmy chorzy - i na podstawie zgadywania wykonać testy. Ale objawy które podam za chwilę, NIE SĄ OBJAWAMI BORELIOZY. To są objawy walki systemu odpornościowego "z czymś". Ale z czym - nie wiemy. To może być borelioza, ale może też być infekcja drożdżakami, wirusami, innymi bakteriami, może być autoagresja - gdy organizm atakuje samego siebie, może być zwyczajne osłabienie organizmu - wtedy każda bakteria zaczyna swobodnie żerować. Może być alergia. Bardzo często (olbrzymia większość przypadków) jest to po prostu nerwica - stan, w którym organizm popada w depresję, traci energię i wolę życia, co kończy się rozlicznymi infekcjami.
Objawy podawane zazwyczaj jako "typowe objawy boreliozy", czyli ogólne łamanie w kościach, złe samopoczucie, tzw wata w głowie, ból karku, bóle mięśni, wrażenie bycia pijanym - są efektami działania endotoksyny wydzielanej przez KAŻDĄ bakterię gram-ujemną. Podobnie objaw zwany "herksem" występuje po podaniu antybiotyku człowiekowi z infekcją dowolną bakterią gram-ujemną. Tutaj drobna uwaga - te objawy pozwalają odróżnić boreliozę od innych schorzeń. Występują niemal zawsze, po prostu krętki zawsze wydzielają toksyny działające w ten sposób, którego narządu by nie zaatakowały. Wyjątkiem są groźne infekcje bardzo małą ilością bakterii, np infekcje mięśnia sercowego.
Pierwsza rzecz - jeśli objawy nasilają się co 4 tygodnie, jest to dość wyraźny sygnał infekcji borelioza. Związane jest to z biologią bakterii. Ale może też być związane z cyklem biologicznym, zwłaszcza u kobiet.
Najbardziej
charakterystyczne (mające największe prawdopodobieństwo
wystąpienia w boreliozie, a nie np w przewlekłym przeziębieniu) są
objawy ze strony układu nerwowego, wymienię je jako pierwsze:
-
brzęczenie, dzwonienie, szumy w uszach, połączone z utratą słuchu
i halucynacjami słuchowymi. Zwykłe brzęczenie i trzaski świadczą
raczej o zaburzeniach hormonalnych
- nagłę ostre bóle,
wrażenie ciepła czy zimna na skórze bez powodu (uwaga - lekkie
objawy tego typu są bardzo częste przy zwykłych niedoborach
witamin z grupy B, np w zakażeniu candida, jak również przy
niedoborze magnezu... i kilkudziesięciu innych schorzeniach)
-
paraliż twarzy jednostronny (ciężko to z czymkowiek pomylić).
Paraliż dwustronny występuje zdaje się przede wszystkim w
boreliozie.
- skurcze, drgania mięśni (przede wszystkim
niedobór magnezu, ale również typowe dla awitaminozy i drożdżycy
- tutaj najpierw eliminujemy tą możliwą przyczynę, niszcząć
drożdże i biorąc b complex). Infekcję można podejrzewać, jeśli
problem dotyczy przez długi czas jednego mięśnia, "skakanie"
wszystkich jest niemal na pewno sygnałem zaburzeń metabolizmu i
zwykłego "zagłodzenia" włókien nerwowych
- wyraźne
osłabienie mięśni zwł jednostronne (nie mylić z uczuciem
zmęczenia)
- dezorientacja, gubienie się, chodzenie w
niewłaściwe miejsca - to najbardziej "mylący" symptom
-
psychozy
- zaburzenia mowy
- podwójne widzenie
Nie są to objawy tylko infekcji układu nerwowego, mogą brać się z setki innych powodów, niemniej ich nagłe wystąpienie powinno budzić niepokój.
Kolejny charakterystyczny objaw to choroba stawów, zwłaszcza kolanowych czy biodrowych. Są opuchnięte, osłabione, silnie bolą. Nie mylić z łamaniem w stawach, które występuje przy każdym przeziębieniu, a leczy się je witaminą C
Zanikowe zapalenie skóry to kolejny objaw który raczej wskazuje na boreliozę (albo starość) niż na coś innego. Szczególnie popularny w Europie (specyfika naszego miejscowego szczepu bakterii).
Kolejne
objawy wskazują na infekcje miejscowe narządów, bądź zaburzenia
ich działania, najczęściej są objawem osłabienia organizmu bądź
przewlekłego wystawienia na czynnik patogenny, np alergen:
-
nietrzymanie moczu, bóle pęcherza
- ból w okolicach
genitaliów
- nieregularna menstruacja
- wydzielanie mleka,
niewyjaśnione bóle piersi
- zgaga, mdłości, wymioty
-
biegunki, zatwardzenia
- szmery w sercu, wypadanie zastawki
-
przepełnienie zatok, ranny katar
- chroniczny ból gardła bądź
w okolicy klatki piersiowej, czasem brzucha
- chroniczne
zapalenie spojówek, pieczenie oczu
- brak tchu, głód
powietrza, niewyjaśniony kaszel
- ciągłe powiększenie węzłów
chłonnych
- drżenia, dreszcze
- bóle ucha, głowy
Dodam też, że są to typowe objawy zbyt długiego siedzenia przed komputerem - nie, nie żartuję. Długa praca przy kompie perfekcyjnie rozstraja organizm.
Na koniec
objawy typowe dla nerwicy oraz ciągłego wystawienia organizmu na
jakiś czynnik patogenny - z tym że teraz nie będą to bezpośrednie
skutki działania tegoż czynnika, ale efekty skrajnego osłabienia
organizmu ciągłą walką. Są to też objawy trwającej silnej
infekcji np drożdżakami:
- zmieszanie, trudności z
myśleniem
- trudności z koncentracją, czytaniem,
przyswajaniem nowych informacji
- szukanie słów, zapominanie
nazw
- zapominalstwo
- to co było już wcześniej, czyli
chodzenie w niewłaściwe miejsca, błędy w mowie.
- niepokój,
ataki lęku
- wahanie nastroju
- budzenie się w nocy
-
trudności z zasypianiem
- nadwrażliwość na światło i
dzwięki
- ciągłe zmęczenie i znużenie
- uczucie upicia
się, wrażenie jakby świat był za szybą, jakby patrzyło się z
boku
- choroba lokomocyjna
W duzym skrócie, najpewniejsze objawy późnej boreliozy to: uszkodzenie mięśnia sercowego (nie mylić ze zwykłą palpitacją), ciągłe silne zmęczenie (tak silne, że człowiek nie ma nawet sił wyjść z domu, wręcz wyczerpanie), kompletny brak możliwości koncentracji, silne bóle karku (ale naprawdę silne, nie można wręcz podnieść głowy z poduszki), porażenia nerwowe - częściowa utrata władzy w np jednej ręce, zanikowe zapalenie skóry oraz tzw samoistne zapalenia stawów.
A
na koniec lista objawów charakterystycznych dla internetowej
boreliozy - przyznam, że nawet mnie zmyliło gigantyczne namnożenie
stronek z tymi objawami, niektóre nawet tworzone przez ludzi
podających się za lekarzy. Sprawdziłem więc które objawy NIE
występują w boreliozie:
- przede wszystkim męty w ciele
szklistym, one NIE są sygnałem boreliozy. Na MedLine jest 8273
badań dotyczących boreliozy, 236 dotyczących mętów, w ani jednym
nie ma śladu sugestii wskazującej na powiązanie tych 2 schorzeń.
No ale mądrzejsze od lekarzy sprzątaczki i kucharki z for
dyskusyjnych wiedzą lepiej niż wszyscy lekarze na świecie. Drobna
uwaga - jeśli kleszcz miał jednocześnie boreliozę i np
toksoplazmozę, męty mogą wystąpić równocześnie z rozpoznaniem
boreliozy
- tycie. Litości, starczy użyć mózgu.
Wyniszczająca przewlekła choroba powodem przybierania na wadze?
Jasne, bo najwięcej grubasów jest wśród chorych na gruźlicę czy
AIDS
- wypadanie włosów - mit ten wziął się z częstego
wypadania włosów w niedoczynności tarczycy i innych schorzeniach
zaburzenia wydzielania hormonów, które dają objawy podobne do
boreliozy. Nie to NIE jest objaw. Żadne opracowanie medyczne słowem
się nie zająknęło o związku wypadania włosów z boreliozą.
-
rozwolnienia czy zatwardzenia. Nie, nigdy, z wyjątkiem dosłownie 2
przypadków. Jeden to rozwolnienia wywołane skrajnym zniszczeniem
trzustki czy wą?roby przez krętka (obydwie rzeczy do zbadania), co
należy leczyć "oprócz" głównego schorzenia -
nieleczone zapalenie trzustki prowadzi do śmierci. Przypadki
niezwykle rzadkie, w zasadzie kompletnie niespotykane, niemniej
możliwe. Druga możliwość to zniszczenie tarczycy bądź przysadki
mózgowej przez krętki, co może doprowadzić do zatwardzeń.
Możliwość czysto teoretyczna, nie słyszałem o ani jednym
przypadku w którym choroba miała taki właśnie przebieg.