z czego mogą być dumni Słowianie Opolczyk

Z czego mogą być dumni Słowianie…

[Na czas bliżej nieokreślony zawieszam publicystykę. Blog pozostanie dostępny do czytania. Poniższy tekst jest niejako podsumowujący tematykę, którą od lat poruszałem – opolczyk]

Pytanie tytułowe zadano mi ostatnio w jednym z komentarzy. Pytający, „Janek”, zachwalał różne narody i państwa pisząc:

Z czego (historycznie) mogą być dumni Słowianie? Brytyjczycy mogą być dumni z kolonializmu, przecież mieli największe imperium kolonialne, Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy i Belgowie też mogą być dumni, mimo, że ich imperia kolonialne były mniejsze. Grecy mogą być dumni z bardzo bogatej i dłuższej historii. Włosi mogą być dumni z Rzymu. Duńczycy, Szwedzi, Norwegowie i Islandczycy mogą być dumni z wikingów. Chińczycy mogą być dumni z bardzo bogatej historii. A z czego mogą być dumni Słowianie? Nie mieli tak bogatej historii, jak inni, niemal nie mieli kolonii (tylko Rosja miała Alaskę, a Kurlandia, państwo zależne od Polski miało 2 kolonie, lecz bardzo małe i szybko je utraciła, jedynym imperium słowiańskim było Imperium Rosyjskie, lecz nie zdobyło takiej sławy, jak Rzym, czy imperia kolonialne zachodnich potęg.”

Pytanie zaskoczyło mnie. Bo czyż kolonializm może być powodem do dumy? Wszak były to najczęściej brutalne podboje obcych ludów i ich ziem na odległych kontynentach i archipelagach, połączone najpierw z mordowaniem, wręcz eksterminacją tubylców stawiających opór, a następnie zniewoleniem, uciskiem i wyzyskiem a często wręcz niewolniczą pracą niedobitków oraz chciwą eksploatacją podbitych terenów. Tylko ludzie o osobowości psychopatycznej mogą imperializm i kolonializm (oraz związane z tym miliony ofiar podbojów oraz ucisk i wyzysk niewybitych tubylców) uważać za powód do dumy.

Brytyjczycy podczas podboju Ameryki Północnej prowadzili regularną eksterminację Indian połączoną z wypędzaniem pozostałej przy życiu ludności rdzennej z zagrabianych jej ziem.
Jeszcze gorzej postępowali w Australii. Tamtejszych Aborygenów długo traktowano praktycznie jak zwierzęta. Bywały okresy, że urządzano na nich regularne polowania i odstrzał – tylko dlatego, że byli Aborygenami i bronili swych ziem, kultury i tożsamości. Na przestrzeni ok. stu lat liczba Aborygenów spadła o 90 %. Przez dziesięciolecia (1900 – 1970) praktykowano też w ramach przymusowej „asymilacji” w Australii przymusowe odbieranie Aborygenom dzieci. Jedynie w Indiach Brytyjczycy zachowywali się jako tako poprawnie. Powodem była ogromna liczba ludności. Indie już wtedy były, obok Chin, najludniejszym państwem na świecie. Brytyjczycy bali się drażnić Hindusów wiedząc, że na wypadek powszechnego buntu na każdego z brytyjskich kolonializatorów przypadną dziesiątki tysięcy tubylców.
Także i Francja w jej koloniach stosowała regularny terror wobec ludności miejscowej. Na przełomie XVIII i XIX wieku próbowała krwawo stłumić powstanie niewolników na Haiti. Napoleon wykorzystał do pacyfikacji ludności m.in. część legionów Dąbrowskiego (
https://pl.wikipedia.org/wiki/Rewolucja_haita%C5%84ska#Przebieg_rewolucji). Ich dumne hasło: „Za wolność waszą i naszą” okazało się farsą – zamiast walczyć o wolność, pomagali Francuzom tłumić rewolucję niewolników. Podobnie brutalnie i kwrawo postępowała Francja u schyłku epoki kolonialnej wobec Algierczyków podczas wojny o niepodległość Algierii, w której zginęło ok. milion osób (https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_algierska#Nast%C4%99pstwa).
.
Hiszpanie podczas kolonializacji południowej (oprócz Brazylii), środkowej i części północnej Ameryki   prowadzili rzeczywistą eksterminację ludności tubylczej. Jedynie w niedostępnych lasach tropikalnych oraz wysokogórskich partiach Andów przeżyło sporo Indian. Za to na Karaibach wyniszczono ich praktycznie zupełnie, zastępując niewolnikami sprowadzanymi z Afryki. Podobnie postępowali wobec ludności tubylczej na terenach dzisiejszej Brazylii Portugalczycy. Wspierający ich hiszpański jezuita 
José de Anchieta, beatyfikowany przez Wojtyłę i kanonizowany przez Franciszka nalegał na króla Portugalii, by ten zdecydował się „wysłać tutaj siłę zbrojną i liczne armie, które uporają się ze wszystkimi złoczyńcami stawiającymi opór głoszeniu Ewangelii i zaprzęgną ich do jarzma niewolnictwa, a uszanują tych, którzy przybliżą się do Chrystusa”. Głosił też,  że wobec opornych Indian „nie ma lepszego kaznodziejstwa niż miecz i żelazny pręt”. A jedną z katolickich metod ich eksterminacji (poniższy demotywator) opisał biskup Las Casas – jeden z nielicznych obrońców Indian w czasach konkwisty.

Belgijski król Leopold II natomiast był potworem i zbrodniarzem. To, co na jego rozkaz wyprawiano w Kongo, wzburzyło w 1908 roku opinię publiczną:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Leopold_II_Koburg#Wolne_Pa%C5%84stwo_Kongo

O to, ile ofiar miał na sumieniu, do dzisiaj spierają się historycy, choć najczęściej podawaną liczbą jest 10 milionów – ok. połowy ówczesnych mieszkańców Konga:
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2018/03/18/krew-10-milionow-ludzi-na-rekach-ten-europejski-wladca-dla-zaspokojenia-wlasnych-ambicji-dokonal-ludobojstwa-na-niewyobrazalna-skale/

Fakt, że stawiane są mu w Belgii pomniki jest szyderstwem z elementarnego poczucia przyzwoitości:


W zupełności popieram pomysł zburzenia jego pomników:
https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/other/zburzcie-ten-pomnik/ar-BBUuFIt

Sprawa Grecji…

Pisana historia Greków sięga faktycznie (w skali Europy) daleko wstecz – gdzieś do VIII wieku p.n.e. Ale przez dwa tysiące lat, od poboju jej przez Rzym (146 r. p.n.e.) do odzyskania niepodległości (1830 r.) Grecja jako samodzielne państwo nie istniała. Wcześniej, w okresie klasycznym, helleńskim, rozbita była na wiele polis (miast-państw) walczących nieustannie ze sobą o dominację i tereny. A zachwalana demokracja ateńska była b. kulawa. Tylko pełnoprawni obywatele mieli prawo głosu, choć i tak prości obywatele wciąż manipulowani byli przez zawodowych demagogów (jednym z najbardziej znanych był żyjący w czasach wzrostu potęgi Macedonii Demostenes: https://pl.wikipedia.org/wiki/Demostenes). To właśnie demokracja ateńska skazała na śmierć ostatniego mędrca Hellady – Sokratesa (https://pl.wikipedia.org/wiki/Sokrates), gdy zadarł z ateńską oligarchią. Po nim byli już tylko mądralińscy filozofowie. Wszystkie ważne urzędy państwowe we wszystkich polis sprawowała warstwa arystokracji i najbogatszego mieszczaństwa. Biedacy zaś, a tych było najwięcej, poza prawem do głosowania musieli tyrać na urzędników, wojsko i na wznoszone budowle. A w razie zagrożenia wojną byli mięsem armatnim – wcielano ich do piechoty, gdyż na konie nie było ich stać.

Mitologia grecka oraz jej starożytny panteon przetrwały do dzisiaj dzięki pismom uratowynym od spalenia ich przez chrześcijan. Ale… Gdy się im dobrze przypatrzy, trudno oprzeć się wrażeniu, że i mitologia i panteon grecki były odzwierciedleniem tego co działo się w Helladzie – nieustanne wojny, konflikty, podstępy, zdrady, oszustwa i szukanie kolejnych nowych sprzymierzeńców do walk z akurat najgroźniejszymi wrogami zewnętrznymi i wewnętrznymi. Dobrym przykładem jest Kronos (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kronos). Najpierw pozbawił władzy ojca Uranosa, następnie połykał własne dzieci, bojąc się odebrania mu przez nie władzy. Dopiero dzięki podstępowi żony Kronosa uratowany od połknięcia Zeus zdetronizował ojca i stał się władcą Olimpu. Natomiast zachęty i namawiania do zgodnego braterskiego współistnienia, do pokoju i harmonii, nie znajdziemy w greckiej mitologii i panteonie.

Uważa się też powszechnie (sam również w przeszłości byłem podobnego zdania), że Grecja była kolebką kultury europejskiej, głównie za sprawą filozofii, a także literatury, teatru i sztuk pięknych – na czele z rzeźbiarstwem. Na szczęście nie dotyczyło to kultury słowiańskiej, o ileż bardziej wartościowej od greckiej.
Jeśli idzie o antyczną filozofię (którą facynowałem się 35-40 lat temu) można określić ją tak: filozof X wymyśla system filozoficzny. Filozof Y robi to samo, ale wymyśla całkiem inny system. Po czym filozof Z wymyśla własny, biorąc po trochę od obu poprzedników – X i Y – dodając własne, odmienne od nich pomysły. Po czy wyznawcy i epigoni wszystkich trzech systemów/szkół więcej czasu poświęcają na podważanie konkurencyjnych filozofów, niż na rozwijanie własnych pomysłów. Kto nie wierzy, że tak było, niech przestudiuje jakikolwiek podręcznik o historii helleńskiej filozofii (tu polecam I tom „Historii filozofii” Tatarkiewicza). Począwszy od Talesa, każdy inny znany filozof i każda znana szkoła filozoficzna wymyślali/ły systemy różniące się od innych przynajmniej częściowo, a często całkowicie: Anaksymander, Heraklit, Parmenides, Empedokles, Anaksagoras, Demokryt, pitagorejczycy, Protagoras, cynicy, cyrenaicy, Platon (właściwie Arystokles), Arystoteles, stoicy, epikurejczycy a na koniec sceptycy, podważający wszystkie pozostałe szkoły tworzące systemy filozoficzne nazywając ich twórców dogmatykami.
Inna rzecz, że większość koncepcji filozoficznych nie opierała się ani na badaniach, ani nawet na wnikliwych obserwacjach. Większość pomysłów, przekonani że samym tylko rozumowaniem można poznać i opisać całą rzeczywistość (od ontologii poprzez kosmologię, psychologię po epistemologię), brali filozofowie po prostu z sufitu. A potem spierali się, kto ma rację. Czytałem kiedyś surową, choć do pewnego przynajmniej stopnia słuszną opinię stwierdzającą, że filozofowie byli to nieroby i próżniacy, którzy z nudów wymyślali ich koncepcje, a następnie sprzeczali się – kto ma rację.
Jak wiemy, termin filozofia oznacza mniej więcej miłość mądrości. Zawiodła ona całkowicie i zwiodła na manowce nawet filozofów uznawanych za największych po Sokratesie: Platona i Arystotelesa. Mądrości i miłości do niej zabrakło Platonowi, gdy w jego koncepcji państwa postulował odbieranie małych dzieci rodzicom i oddawanie ich pod opiekę i na wychowanie autorytarnemu państwu. Arystotelesowi także zabrakło mądrości i miłości do niej, gdy pisał że: 
„słuszną rzeczą jest, by Hellenowie nad barbarzyńcami panowali, jako że barbarzyńca, a niewolnik to z natury jedno i to samo”. Upierał się też przy geocentryzmie, choć już przed nim pitagorejczycy a nawet jego nauczyciel Platon skłaniali się ku heliocentryzmowi. A żyjący krótko po nim astronom Arystarch (https://pl.wikipedia.org/wiki/Arystarch_z_Samos) opracował w sposób, który można by nazwać naukowym, właśnie heliocentryzm. Zawiodła też Arystotelesa logika – gdyby uważnie obserwował na niebie ruchy Merkurego i Wenus, musiałby logicznie dojść do wniosku, że krążą one wokół Słońca a nie Ziemi.

Filozofia grecka stworzyła ogrom nowych terminów i pojęć. Można by uznać to za zasługę, gdyż ogromnie wzbogaciła język grecki. Sęk w tym, że ogromną część tych właśnie terminów i pojęć przejęli od greckich filozofów teolodzy i pisarze chrześcijańscy, wykorzystując je do wymyślania własnej teologii i dogmatów. W ten sposób, choć niechcąco, filozofia grecka przyczyniła się do wymyślenia ogromnie rozbudowanej, choć wyssanej z palca (podobnie jak systemy filozoficzne Hellenów) teologii. A wielowiekowe spory pomiędzy szkołami filozofinymi w niczym nie różniły się od sporów teologicznych różnych odłamów chrześcijaństwa. Choć przyznać tu uczciwie należy, że wobec oponentów filozofowie greccy nie stosowali masowych prześladowań, rzezi, tortur i palenia „heretyków” i ich „heretyckich” ksiąg, jak to czynili miłujący rzekomo bliźniego chrześcijanie.

Co można naprawdę cenić z prac filozofów? Gdyby Platon napisał jedynie słynną jego metaforę o cieniach na ścianie jaskini, byłby mędrcem. Resztę mógł sobie darować. Cenne były zwłaszcza niektóre pomysły stoików i cyników – te dotyczące ograniczania własnych wybujałych potrzeb, poznawanie samego siebie oraz praca nad samym sobą. Całą resztę filozofii, jako erystyczne dywagacje i pustosłowie o wszystkim i niczym można wyrzucić do lamusa.
.
Co się tyczy greckiej literatury – przez długie wieki Grecy uczyli się czytania i pisania na podstawie Iliady. Była wręcz greckim „elementarzem” (
https://pl.wikipedia.org/wiki/Iliada#Odbi%C3%B3r_i_znaczenie_Iliady). Wiadome jest, że np. Aleksander Macedoński nigdy z Iliadą się nie rozstawał, przechowywał jej egzemplarz w drogocennej szkatule i często cytował jej fragmenty. Przez wiele wieków Grecy wychowywani byli w duchu czczenia wojenych czynów, a raczej wyczynów bohaterów Iliady. Nie ma się więc czemu dziwić, że ciągle pomiędzy sobą walczyli. Kto wiatr sieje, zbiera burze.
Niezwykle popularny był u Greków teatr, w którym najbardziej cenione były tragedie. Nazwiska i dzieła największych greckich tragików – Ajschylosa, Sofoklesa i Eurypidesa znał każdy Grek. Przedstawienia teatralne tragedii miały znaczenie wręcz religijne i odbywały się dwa razy w roku podczas świąt. Bohaterami ich były najczęściej postacie z mitologii. Za utwór o nieprzemijającym wpływie na widzów uchodzi Antygona Sofoklesa (
https://pl.wikipedia.org/wiki/Antygona_(dramat)). Ale ani jeden poeta grecki nie podjął się opisania dramatów i tragedii dziejących się tuż obok za sprawą samych Ateńczyków. Ani jeden grecki poeta – tragik nie opisał tragedii rodzin sprzedawanych na targach niewolników, gdy rozbijano je sprzedając żonę, męża i dzieci różnym kupcom. Ani jeden też nie opisał tragedii porzuconych przez rodziców greckich dzieci czy niewolników zapędzonych do kopalni srebra:

W miastach greckich powszechna (i legalna) była praktyka porzucania niechcianych dzieci, zwłaszcza dziewczynek. Wystawione przez rodziców na ulicę automatycznie stawały się niewolnikami i własnością znalazcy.”
(…)
Najgorzej wiodło się niewolnikom zatrudnionym w kopalniach. W należących do państwa ateńskiego kopalniach srebra w Laurion w V-IV w. p.n.e. zatrudniano około 30 tysięcy niewolników. Wykopaliska archeologiczne na ich terenie ukazały nieludzkie warunki pracy. Niewolnicy (także dzieci) pracowali nawet po 10 godzin czołgając się w ślepych tunelach pozbawionych wentylacji. Taniej było pozwolić niewolnikowi umrzeć i zastąpić go nowym, niż poprawić warunki pracy.”
http://www.moja-grecja.pl/kultura/polis/niewolnictwo

Tych tragedii nie opisał żaden helleński poeta. Grecy lubowali się w tragediach dotykających wymyślonych bądź mitologicznych postaci, roztkliwiając się nad losem bohaterów. Los dzieci wyrzucanych na ulicę czy niewolników zdychających z wycieńczenia w kopalniach nie obchodził ich wcale. Zwłaszcza wyrzucanie na ulicę niechcianych dzieci świadczy o wysokim stopniu cywilizacyjnej degeneracji Hellady w okresie klasycznym.
Pozostają jeszcze sztuki piękne, zwłaszcza rzeźbiarstwo. Owszem, nie powiem – greccy rzeźbiarze osiągnęli najwyższy poziom artyzmu dostępnego ludziom.

.

.

https://www.historiasztuki.com.pl/kodowane/005-00-02-HISTORIA-RZEZBY-GRE.php

Ale nawet największe ich dzieła są niczym wobec rzeźb wykonanych przez żywioły i siły Natury:

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.


Sam termin sztuka ma zresztą wspólny rdzeń z przymiotnikiem sztuczny. I jest sztuka właśnie sztuczna. Ludy przedcywilizacyjne w sumie nie uprawiały sztuki. Ich zachwycała Natura. Były oczywiście i wyjątki, jak choćby malowidła w jaskiniach.


Do dzisiaj nie wiadomo, co skłaniało jaskiniowców do ich sporządzania. Niewykluczone, że malowidła te, zwłaszcza przedstawiające polowania na zwierząta, były formą antycypacji przyszłych sukcesów w polowaniach. Znane są też prehistoryczne rzeźby:

.


Trudno i w tym przypadku orzec, jaką funkcję te niewielkie figurki pełniły. Być może figurka kobiety miała zapewnić płodność kobiet w hordzie rzeźbiarza, a może symbolizowała płodną żywicielkę – Matkę Ziemię. Natomiast figurka mamuta mogła być totemem lub amuletem pomagającym w polowaniu na te ogromne zwierzęta. Na pewno figurki te nie pełniły funkcji sztuki uprawianej w Grecji, Rzymie, średniowiecznej Europie czy współcześnie: zaspakajanie własnego snobizmu (mam rzeźbę Fidiasza czy obraz da Vinci), podnoszenie własnego prestiżu i… lokatę kapitału.

A teraz imperialny Rzym…
W zasadzie o nim powinno być więcej niż o Grecji, potraktuję go jednak możliwie skrótowo.
Imperium rzymskie (zarówno w czasach republiki jak i cesarstwa) bazowało na brutalnych podbojach i na masowym niewolnictwie. Bez niewolników nigdy by zresztą nie powstało. To m.in. z ich pracy utrzymywano legiony. Ile milionów ofiar kosztowały rzymskie podboje, nie dowiemy się nigdy. Ale było ich wiele milionów. Tylko w jednej rzezi wojska Cezara wymordowały, bazując na wiki, 400 000 „Germanów”:

Zginęło 400 tys. Germanów, w tym kobiety i dzieci. Z Rzymian nikt nie zginął. Cezar po raz drugi uniemożliwił Germanom wejście do Galii.”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojny_galijskie#Kampania_roku_55_p.n.e._Rze%C5%BA_German%C3%B3w._Pierwsza_wyprawa_do_Brytanii

Jeszcze więcej milionów „barbarzyńców” na przestrzeni istnienia imperium brano do niewoli. Zysk był podwójny – ze sprzedaży ich i z ich pracy. Drugim głównym źródłem dochodów władz imperium były podatki. Zdarzali się dyktatorzy i konsulowie, a później cesarze obniżający je, chcący przynieść ulgę prostej ludności. Ale znacznie częściej władcy łupili podatkami ludność. Jeszcze gorsi od nich byli poborcy podatkowi. Wiedząc, że w każdej chwili mogą stracić ich urząd, obdzierali podatników bezlitośnie, by jak najszybciej dorobić się majątku. Trzecim źródłem dochodów były łupy zagarniane w kolejnych podbijanych krajach. Ale to źródło dochodów wyschło, gdy zakończyła się ekspansja terytorialna Rzymu.
Jeszcze jedno źródło dochodów mieli władcy Rzymu – dyktatorzy w czasach republiki, a później cesarze (nie wszyscy, ale większość): przy pomocy denuncjatorów oskarżali bogatych patrycjuszy, później senatorów, bogaczy i posiadaczy latyfundiów o przeróżne zbrodnie (najczęściej o spiski lub obrazę majestatu), po czym oskarżonych skazywano na śmierć lub wygnanie – i na utratę majątku przechodzącego w ręce władcy.
Władcy Rzymu pieniędzy potrzebowali na utrzymanie armii, na organizowanie niezwykle kosztownych, niekiedy trwających całymi tygodniami igrzysk i na monumentalne budownictwo mające podnieść ich prestiż . Budowali nowe świątynie, pałace, bazyliki (budowle świeckie – hale targowo-sądowe) termy/łaźnie, łuki triumfalne i akwedukty. Niezwykle kosztowne były igrzyska. W okresie rozkwitu cesarstwa liczba dni igrzysk w Rzymie była większa niż dni roboczych. Tylko niewolnicy musieli pracować na okrągło.
Władcy Rzymu starali się wszelkimi sposobami nie dopuścić do buntu ludności zwłaszcza w stolicy. Kokietowali ją właśnie igrzyskami i rozdawnictwem żywności. Ale utrzymanie dziesiątek tysięcy gladiatorów, oraz koszta sprowadzania dzikich zwierząt były łącznie ogromne. A wszystko to organizowano tylko po to, by przypodobać się masom rzymskiego ludu. Z samych igrzysk obok wyścigów konnych najbardziej ulubionymi przez mieszkańców imperium były właśnie walki gladiatorów, oraz walki z udziałem dzikich zwierząt, a także publiczne egzekucje skazańców – często także przy wykorzystaniu drapieżników.

.

.

Areny walk gladiatorów rozsiane były w całym imperium – od granic Szkocji po północną Afrykę i od Półwyspu Iberyjskiego po Mezopotamię. Każde szanujące się miasto imperium musiało posiadać arenę do wyścigów konnych i drugą – do walk gladiatorów. Ile ofiar pochłonęły te barbarzyńskie igrzyska – nikt tego nie policzy.

Rzymianie wzorem Greków wszystkich nie-Rzymian (i nie-Greków) nazywali barbarzyńcami, choć u owych „barbarzyńców” tak barbarzyńskich rozrywek jak w Rzymie nie było.

Czy można być dumnym z imperium, powstałym na krwi i kościach milionów wymordowanych ludzi, utrzymywanym przy życiu przez pracę milionów niewolników, zdzieranych podatkach i grabieży majątków podstępnie skazywanych na śmierć/wygnanie bogatych obywateli, w którym ulubionymi rozrywkami były walki gladiatorów i rozszarpywanie ludzi przez dzikie zwierzęta na arenach?

Jeszcze jedną sprawę odnośnie imperium rzymskiego chcę poruszyć. Głoszone są stwierdzenia, że to chrześcijaństwo doprowadziło Rzym do upadku:

Edward Gibbon nie miał wątpliwości: całe zło zaczęło się pod koniec panowania Marka Aureliusza, a główną przyczyną był upadek starorzymskich cnót spowodowany szerzeniem się chrześcijaństwa.”
https://www.imperiumromanum.edu.pl/ustroj/cesarstwo-rzymskie/przyczyny-upadku-cesarstwa-rzymskiego/amp/

Jeszcze dosadniej jest o tym tu:

Dzieło Chrystusa zburzyło Rzym i niczego nie ulepszyło. Było więc tylko dziełem zniszczenia. Upadek Rzymu cofnął cywilizację o całe wieki, dopiero w tysiąc kilkaset lat później nadrobiono dystans pod względem kultury i prawa. Gdyby Rzym rozwijał się do dnia dzisiejszego, świat byłby lepszy — ten grzech chrześcijaństwo dźwiga na swoim sumieniu. Chrześcijaństwo bowiem nie jest siłą, lecz chorobą. Wymyślili ten kult przegrani i słabeusze, jako balsam dla takich samych nieudaczników, dla tych którym biologia poskąpiła żywotności i chęci walki. Żeby przetrwać, musieli wynaleźć ideologię gloryfikującą słabość, pokorę, ubóstwo i wyższość samoponiżenia, a oczerniającą siłę i tłumiącą zdrowy instynkt. Uczynili najwyższą cnotą niemoc pariasów, wymyślając poczucie winy, wyrzuty sumienia, łaskę, odkupienie i przebaczenie, bezwstydnie ściągając ludzkość do poziomu własnej nędzy, także intelektualnej. Ten sabotaż, ten bunt gałęzi nasączonej trucizną, bunt przeciw zdrowemu drzewu, zabił Rzym!”
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1061

Tu jeszcze wyjaśnienie – powyższe słowa nie są wypowiedzią gorliwego katolika Łysiaka. W jego powieści wkłada je w usta jednego z bohaterów. Sam Łysiak jest zdecydowanie przeciwny temu stwierdzeniu. Ale gdyby faktycznie chrześcijaństwo dobiło Rzym, musiałoby dobić i Bizancjum. Tym bardziej, że tam chrześcijan było więcej niż w cesarstwie zachodniorzymskim.

Spread of Christianity to AD 325 (4th) Spread of Christianity to AD 600 (7th)

Zalegalizowanie chrześcijaństwa przez Konstantyna jako równoprawnej z pogaństwem religii, a następnie ustanowiego go jako jedyną legalną religią imperium przez Teodozjusza w oczywisty sposób pogłębiło zamęt i chaos w cesarstwie, mimo że w czasach Konstantyna chrześcijanie stanowili ledwo 10, maksymalnie 15 % ludności – przede wszystkim biedoty i niewolników. Już wcześniej cesarstwo dezorganizowane było wojnami domowymi:

https://paradoks.net.pl/read/10183-wojny-w-imperium-rzymskim-recenzja

A także buntami ludów podbitych prowincji i własnej ludności, buntami niewolników i legionów, konfliktami pomiędzy różnymi stanami społecznymi, pomiędzy legionami a administracją państwową, a nawet pomiędzy legionami różnych prowincji, rywalizującymi o prawo do obwoływanie przez nie cesarzy. Zalegalizowanie chrześcijaństwa zaowocowało nasilającym się konfliktem legalnych już chrześcijan z poganami, których ci pierwsi usiłowali na siłę „nawrócić”. Dodatkowo same chrześcijaństwo było rozbite na różne zwalczające się odłamy. Jeszcze przed jego zalegalizowaniem miały w nim miejsce, obok „herezji” schizmy (https://pl.wikipedia.org/wiki/Donatyzm). Gwałtowne spory zwolenników „nicejskiego wyznania wiary” z arianami trwały wieki (https://pl.wikipedia.org/wiki/Arianizm). Spory ortodoksów „nicejskich” z monofizytami (https://pl.wikipedia.org/wiki/Monofizytyzm) w samym tylko Bizancjum, już po upadku Rzymu, przerodziły się w krwawe walki i prześladowania, podczas których obie strony mordowały przeciwników nawet w kościołach. I już od początku zalegalizowanego chrześcijaństwa narastał konflikt międy biskupami Rzymu, uważającymi się za jednoosobowych zwierzchników całego kościoła, a biskupami wschodu, zwłaszcza Konstantynopola, nie uznającymi prymatu biskupów Rzymu. Tu zaznaczyć należy, że przeróżne teologiczne spory w łonie chrześcijaństwa miały miejsce przede wszystkim na terenach wschodniego cesarstwa (Bizancjum), w którym dominował język grecki z jego wyrafinowanym filozoficznym słownictwem. Zachodnia część z prostą łaciną większości tych sporów po prostu nie rozumiała. I choć sporów tych było więcej na wschodzie, Bizancjum mimo to nie upadło.

Chrześcijaństwo w oczywisty sposób pogłębiło chaos i rozbicie w całym imperium rzymskim – na wschodzie i na zachodzie, ale to, że padł Rzym, a nie Konstantynopol wzięło się po prostu stąd, że ogromne fale obych ludów podczas wielkiej wędrówki zalały przede wszystkim cesarstwo zachodnie.


Gdyby wszystkie ruszyły na Bizancjum, padłoby ono, a nie Rzym.
Niewątpliwie natomiast najgorszą spuścizną po Rzymie było właśnie zalegalizowane przezeń chrześcijaństwo. Czym ono było i jest, pisał biograf Rothschildów – Ravage:

Lecz nie zostawiliśmy was w spokoju. My wzięliśmy was w ręce i ściągnęliśmy z was piękna i wspaniała tkankę którą stworzyliście i zmieniliśmy cały kierunek waszej historii. Podbiliśmy was jak zadne z waszych imperiów nie było w stanie podporządkować sobie Afryki lub Azji. Zrobiliśmy to bez pocisków, bez krwi, bez wrzawy, bez jakiejkolwiek siły. Zrobiliśmy to wyłącznie dzięki potędze naszego ducha, idei i przy pomocy propagandy.

Zrobiliśmy z was ochoczych, nieświadomych nosicieli naszej misji dla całego świata, całego dzikiego świata i do niezliczonych jeszcze nie narodzonych przyszłych pokoleń. Niezupełnie rozumiejąc co my wam czynimy, staliście się powszechnymi agentami naszej rasowej tradycji, niosąc nasza ewangelie do niezbadanych jeszcze zakątków ziemi. Nasze plemienne prawa dały wam podstawy do wszystkich waszych świętych konstytucji i systemu prawnemu. Nasze legendy i ludowe opowiadania są świętą tradycją, kołysanką dla waszych dzieci. Nasi poeci wypełnili wasze hymny i modlitewniki. Nasza narodowa historia stała się niezbędna częścią nauk dla waszych pastorów, księży i naukowców. Nasi królowie, nasi mężowie stanu, nasi prorocy, nasi rycerze są waszymi bohaterami. Nasz starożytny mały kraj jest wasza Ziemia Świętą. Nasza naturalna literatura jest wasza Świętą Biblią. To co nasi ludzie myśleli i nauczali stało się nierozerwalną kanwą wplecioną w każde wasze przemówienie i tradycje tak ze nikt nie może być nazwanym wykształconym jeśli nie zna naszej rasowej spuścizny.

Żydowscy rzemieślnicy, żydowscy rybacy są waszymi nauczycielami i waszymi świętymi z niezliczonymi wyrzeźbionymi postaciami  w niezliczonych katedrach wzniesionych dla ich pamięci. Żydowska panna jest waszym ideałem macierzyństwa i kobiecości. Żydowski zbuntowany prorok jest centralna figura w waszych religijnych modlitwach. My zlikwidowaliśmy waszych idoli, odstawiliśmy wasza rasowa spuściznę i zastąpiliśmy ja naszym bogiem i naszymi tradycjami. Żaden podbój w historii nie może by nawet porównywalnym z  tym czystym i sprawnym opanowaniem was!

Jak to uczyniliśmy? Nieomal przez przypadek. Prawie dwa tysiące lat temu daleko w Palestynie nasza religia zaczęła popadać w rozkład i materializm. Handlarze zawładnęli Świątynią. Zdegenerowani, samolubni kapłani skorumpowali naszych ludzi i obrastali w majątek. Potem wyłonił się młody patriota-idealista, który obiegał teren nawołując do odnowienia wiary. Nie miał on zamiaru ustanowienia nowego kościoła. Tak jak inni prorocy przed nim, jedynym jego celem było oczyścić i  rewitalizować starą wiarę. Zaatakował kapłanów i wyrzucił handlarzy z świątyni. To spowodowało konflikt z panującymi stosunkami i jego filarami, które podtrzymywały ten stan. Władze rzymskie, które okupowały państwo, obawiając się rewolucyjnej agitacji jako politycznej akcji zamierzającej do pozbycia się ich, zaaresztowały go, przeprowadziły sąd i skazały go na śmierć przez ukrzyżowanie, co było normalna forma egzekucji w tych czasach.  Zwolennicy Jezusa z Nazaretu, głównie niewolnicy i biedni robotnicy w swoim smutku i zawiedzeniu, odwrócili się od świata i stworzyli braterstwo biernych pacyfistów. Dzielili pamięć swojego ukrzyżowanego lidera i żyjąc w komunie. Byli oni po prostu nowa sekta w Judei, bez siły i przyszłości, nie pierwszą i nie ostatnią.

Dopiero po zniszczeniu Jerozolimy przez Rzymian ta nowa sekta stała się widoczna. Patriotyczny Żyd imieniem Paul lub Saul zrodził ideę powalenia rzymskich mocy przez zniszczenie dotychczasowych morale rzymskich żołnierzy przez doktrynę miłości i nie stawiania oporu, która to głosiła mała sekta żydowskich chrześcijan. Stał się on apostołem Gentiles ( Gentile – nie obraźliwa nazwa nie-Żydów w przeciwieństwie do „goim”. przyp.- ww.) który to dotychczas był jednym z najbardziej aktywnych i prześladowanym członkiem grupy. Wykonał swoja prace tak dobrze, ze w ciągu 4 wieków wielkie imperium, które podporządkowało sobie Palestynę razem z połową świata, stało się ruiną i prawo które wyszło z Syjonu stało się oficjalną religią Rzymu.
To był początek naszej dominacji w świecie,  tylko początek.(…)
Koniec  jest jeszcze bardzo daleko. W dalszym ciągu panujemy nad wami. (…)”
https://opolczykpl.wordpress.com/2012/05/10/chrzescijanstwo-widziane-oczami-biografa-rothschildow/
https://opolczykpl.wordpress.com/2019/05/30/krystowierstwo-zydowski-spisek-faryzeusza-saula-z-tarsu/

W epoce kolonializmu chrześcijańscy kolonizatorzy tę żydogenną, fanatyczną, mściwą i skrajnie nietolerancyjną religię rozwlekli po całym świecie. Całkowicie zdominowała ona u schyłku starożytności i w średniowieczu najpierw Europę, a za sprawą europejskich kolonizatorów w czasach nowożytnych obie Ameryki, Australię i dużą część Afryki. Jedynie w Azji (pomijając słabo zaludnioną Syberię) jest chrześcijaństwo zdecydowaną mniejszością, choć obecnie nadal pcha się na chama do Indii i Chin.

.

Chrześcijaństwo jest, czego chrześcijanie nie widzą, lub nie chcą widzieć, bezmyślnym kultem żydzizmu: kultem żydowskiej rasistowskiej biblii i żydowskich idoli. Zżydzenie światowej kultury jest właśnie „zasługą” imperium rzymskiego, które wypromowało nadjordańską sektę na religię państwową.

Z czego więc Włosi mają być dumni? Czy z tego, że imperium budowano na trupach milionów, czy że za sprawą imperium rzymskiego zżydzona została kultura prawie całego świata?

A teraz krótko o wikingach…

.


Nie można mieć zastrzeżeń do ich dalekomorskich wypraw i do zakładania przez nich osad na ziemiach faktycznie niczyich, bezludnych. Również ich wyprawy handlowe jak i zakładane na zamieszkałych terenach pokojowe osady służące prowadzeniu handlu nie budzą żadnych zastrzeżeń. Ale już ich wyprawy łupieżcze, których jedynym celem była grabież, połączona z mordami, gwałtami i paleniem całych osad i miast w żadnej mierze nie może być powodem do dumy. Mam nadzieję, że przynajmniej część Skandynawów potępia te właśnie zbrodnicze, łupieżcze wyprawy wikingów.

No i mamy jeszcze Chiny. Mają one, i owszem, bardzo długą pisaną historię.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Historia_Chin

Ale czy może być ona rzeczywiście powodem do dumy? Już przed 3,5 tysiącami lat istniał tam feudalizm (ucisk i wyzysk ludności wiejskiej) oraz niewolnictwo. A samo państwo wielokrotnie rozpadało się na konkurujące części, najeżdżane i rządzone było przez obce dynastie, a także szarpane było walkami dynastycznymi, zabójstwami cesarzy i/lub ich konkurentów i buntami ludności. W sumie cała historia Chin ukazuje nam żądzę władzy, potęgi i bogactw widoczną u uprzywilejowanych elit – typowego wytworu cywilizacyjnego. Władzę, potęgę i bogactwa zdobywały i utrzymywały elity kosztem milionów ofiar. A już historia Chin w XIX wieku, gdy panoszyły się tam obce mocarstwa kolonialne, powodem do dumy być nie może. Zachwycać natomiast może Europejczyków najbardziej znana budowla Chin: wielki mur:

Tyle że nie spełnił on wielokrotnie swojego zadania:

W jego historii mur był wielokrotnie skutecznie forsowany przez ludy z Wielkiego Stepu (Xiongnu, Turków i Mongołów). W końcu, po pokonaniu w XVII wieku dynastii Ming przez Mandżurów, mur znalazł się wewnątrz państwa następców Nurhaczego. W efekcie stracił jakiekolwiek znaczenie strategiczne.”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wielki_Mur_Chi%C5%84ski#Znaczenie

Choć przyznać należy, że był budowlą monumentalną.Tyle, że przy całej jego monumentalności był on przeklinany przez poddanych/niewolników, zmuszanych do jego budowy. Chińczycy do dzisiaj mówią, że każdy jego metr kosztował życie przynajmniej jednego budującego go niewolnika. Znacznie mniej znane wały na Ukrainie, zwane Żmijowymi, o łącznej długości 2000 kilometrów zapewne nie kosztowały aż tyle ofiar.


https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBmijowe_Wa%C5%82y

I podobnie jak mur chiński nie powstrzymały fal różnych najeźdźców – jak choćby Hunów czy wieki później Mongołów. Czyli były mozoleniem się na próżno. Małe hordy najeźdźców można było rozbić bez tych umocnień. Wielkich hord nie powstrzymały. Współczesny zaś chiński imperializm gospodarczy także dla myślących ludzi powodem do dumy być nie może. Rabunkowa wręcz eksploatacja tzw. „bogactw naturalnych” (na wzór usraela i kapitalistycznego zachodu) kiedyś zakończy się wielkim krachem – gdy zasoby naturalne się skończą. Jeśli uwzględnimy przy tym niszczenie środowiska naturalnego w Chinach i w innych krajach eksploatowanych przez chiński przemysł, gwałtownie powiększające zniszczenia dokonywane przez usrael i cały zachodni kapitalizm, stwierdzić musimy, że Chińczycy w ich gospodarczym ślepym pędzie do spółki z zachodem podcinają gałęź, na której siedzimy wszyscy.

http://www.tygodnikzamojski.pl/artykul/49997/chiny-dzieci-zatrute-olowiem-wladze-tlumacza.html

Została jeszcze Rosja. Rosjanie dumni są z ich państwa, choć jeszcze 20 lat temu było w stanie upadku. Kilka lat „demokracji i prywatyzacji” wystarczyło, by oligarchowie (finansowi żołnierze Rothschildów) rozgrabili majątek narodowy i wpędzili w nędzę ponad sto milionów mieszkańców.
Owszem, w przeszłości i Rosja była państwem imperialistycznym, choć początkowy jej rozwój terytorialny, jeszcze w czasach Wielkiego Księstwa Moskiewskiego do pewnego stopnia był wytłumaczalny – jego władcy chcieli uwolnić ziemie ruskie spod mongolsko-tatarskiej dominacji oraz pragnęli zjednoczyć wszystkie ruskie ziemie pod swoim berłem. Było to oczywiście jednoczenie siłowe – wszak nie wszyscy mieszkańcy różnych ruskich księstw i księstewek chcieli być poddanymi Moskwy. Ale już wtedy Księstwo Moskiewskie atakowane było przez zaborczą Litwę, podbijającą lub uzależniającą od siebie kolejne ruskie księstwa:

Zerwanie Krzyżaków ze Świdrygiełłą oraz uzyskanie przez polską dyplomację korzystnej dla Witolda bulli od papieża, spowodowało, że Witold mógł zająć się ekspansją na wschodzie. W 1404 Witold przyłączył do Litwy z pomocą wojsk polskich księstwo smoleńskie. Następnie, w roku 1406 uderzył na Księstwo pskowskie, a w latach 1406-1408 podjął trzy wyprawy przeciwko Moskwie, zakończone pokojem nad Ugrą. W 1409 roku wyprawił się na Psków, który zgodził się płacić mu daninę…”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Witold_Kiejstutowicz#1401-1430_jako_Wielki_ksi%C4%85%C5%BC%C4%99_litewski

W czasach największego zasięgu ponad 90 % ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego były to podbite przez Litwę ziemie ruskie. A Litwinom, a później i Szwedom na Polskim tronie i tak było to za mało. Chcieli podbić wszystkie ruskie ziemie.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Dymitriady

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_polsko-rosyjska_(1609%E2%80%931618)

Jednak Księstwo Moskiewskie, kolebka Rosji przetrwało te najazdy i same ruszyło do podbojów. W imperialnym zapędzie Rosja obok odbierania ruskich ziem podbijać zaczęła także ziemie etnicznie nieruskie, jak choćby północne obszary jej europejskiej części zamieszkałe przez ludy ugrofińskie czy obszary południowe, kaukaskie. Rosja robiła więc to samo, co jej sąsiedzi – najpierw Litwa, następnie Rzeczypospolita, potem XVII-wieczna Szwecja, dążąca do pozycji mocarstwa panującego nad całym Bałtykiem. Na południu zaś walczyła Rosja z Imperium Otomańskim, chcącym podbić wszystkie tereny od Morza Czarnego do Morza Kaspijskiego i całe Powołże (ziemie wzdłuż dolnej i środkowej Wołgi). Natomiast kolonizacja ogromnej Syberii, poza Półwyspem Czukockim odbyła się praktycznie bez przemocy. Zaludnienie Syberii było niezwykle małe, a większość autochtonów żyła w małych grupkach prowadzących koczowniczy lub przynajmniej półkoczowniczy tryb życia. Stałach osad było na tym ogromnym obszarze niewiele. Jedynie Czukcze stawiali długotrwały i zaciekły opór.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojny_rosyjsko-czukockie

Rosja nawet chciała z kolonizacji ich ziem zrezygnować, ale gdy u brzegów Czukotki pojawiły się angielskie i francuskie ekspedycje (nawet tam się zapędzili chciwi ziem Anglicy i Francuzi), ostatecznie układami zamiast siłą Czukotkę Rosja zajęła.

Fakt, że Rosja jest obecnie ogromnym państwem, wręcz imperium, choć bez imperialnych ciągotek, jest niezwykle szczęśliwym zbiegiem okoliczności. To przede wszystkim Rosja stoi światowej lichwie na drodze do podboju przez banksterów-lichwiarzy całego świata. Zadziwia i przeraża mnie to, że w Polsce są ludzie, którzy uważają Rosję za wroga i zagrożenie, a nie za ratunek przed globalną sitwą i NWO.

https://niepoprawni.pl/blog/mind-service/jak-bedzie-wygladac-rosja-po-jej-rozpadzie

https://kresy24.pl/rozpad-i-upadek-rosji-powrot-polskiej-mocarstwowosci/

https://kresy24.pl/rozpad-rosji-scenariusz-zostal-juz-napisany/

Ich chore rojenia o rozpadzie Rosji pokazują, do jakiego stopnia ich umysły skarlały. W sumie zasługują na to, by być zaczipowanym ludzkim bydłem roboczym banksterów.

Przy temacie kolonializacji nie można pominąć i historii Polski. Już jej protoplasta, państwo piastowskie, powstało poprzez kolonizację podbijanych przez Mieszka sąsiednich plemion. Bo to, co historycy nazywają „jednoczeniem” plemion przez Mieszka, było ich podbojem i kolonializacją ich ziem. Mieszko podbitym plemionom nie tylko narzucał własne feudalne prawo książęce, nakładał daniny i powinności, ale gdy sam sprowadził do siebie kler, narzucać zaczął podbitym plemionom znienawidzone przez Słowian chrześcijaństwo. Jeszcze gorliwiej robił to jego syn, zwany „Chrobrym”. A wszystko to nosi znamiona kolonizacji i tak nazywane być powinno. Ponowną kolonizacją Mazowsza był jego podbój przez pół-Niemca Kazimierza, nazwanego przez kler „Odnowicielem”. Kolonizacją należy nazwać podbój Pomorza przez Krzywoustego. A już wyjątkową kolonizacją był podbój Rusi Halicko-Włodzimierskiej przez Kazimierza III (zasłużył się on i papiestwu, i żydom (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_III_Wielki#Prawa_%C5%BByd%C3%B3w), przez co otrzymał przydomek „Wielki”). Temu podbojowi papiestwo nadało rangę krucjat. Kolonizacja ruskich ziem korzystna była wszak i dla papiestwa, liczącego na narzucenie podbitym Rusinom katolicyzmu:

Można także powiedzieć, że Polska spełniła oczekiwania papieskie, nie tylko podbijając Ruś Halicką, lecz szerząc też tam katolicyzm.”

https://historia.org.pl/2018/04/12/krucjaty-kazimierza-wielkiego/

Jeszcze większa fala kolonializacji ziem ruskich przez polskich magnatów nastąpiła po Unii Lubelskiej (https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_lubelska), na mocy której całą Ukrainę przyłączono do Korony. Przed ową Unią polska magnateria i szlachta miały zakaz nabywania na Ukrainie ziem i piastowania tam urzędów. Unia Lubelska otworzyła przed nimi na oścież drzwi do kolonializacji Ukrainy. Wraz z polską magnaterią i szlachtą pojawili się na Ukrainie jezuici i katolicki kler, a tuż ta nimi żydowscy kupcy. Na skutki nie trzeba było długo czekać – zaczęły się powstania kozackie, których zasięg i gwałtowność narastały proporcjonalnie do stopnia kolonializacji Ukrainy i spychania przez katolicki kler na margines prawosławia. Nie jest bowiem przypadkiem, że powstania kozackie zaczęły wybuchać dopiero po Unii Lubelskiej (1569 rok), oddającej Ukrainę w ręce Korony – i polskiej magnaterii oraz katolickiego kleru… (https://pl.wikipedia.org/wiki/Powstania_kozackie#Lista_wa%C5%BCniejszych_powsta%C5%84_kozackich_na_terenie_Rzeczypospolitej).

Przy Rosji oraz państwie Piastów a następnie Rzeczypospolitej Obojga Narodów nie zapominajmy, że w okresie, gdy uprawiały one kolonializm, nominalnie były państwami nie słowiańskimi a chrześcijańskimi. Uprawiany przez nie kolonializm był typowy dla tamtych czasów, przez co w niczym nie odróżniały się one od zaborczych sąsiadów. Podobną zaborczość posiadało wcześniej cesarstwo Frankonów, poźniej cesarstwo niemieckie, a także państwo Wielkomorawskie katolickich Mojmirowiców, a następnie czeskie Przemyślidów. Ruś Kijowska prawosławnych Rurykowiczów także była państwem zaborczym. Natomiast historia pisana Słowian nie zna zaborczego, kolonializatorskiego państwa, w którym nadal panowało pogaństwo. Pierwszym historycznie odnotowanym państwem słowiańskim było to pod wodzą Samona (https://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%84stwo_Samona). Był to dobrowolny sojusz obronny wielu plemion najpierw przeciwko Awarom, a następnie przeciwko prącym na słowiańskie tereny katolickim Frankonom, których w bitwie pod  Wogastisburgiem Słowianie rozgromili. Po śmierci Samona państwo rozpadło się.

Migracja Słowian na Bałkany, choć nosi znamiona kolonizacji tej krainy, nie była nią. Bałkany w poprzednich wiekach były wielokrotnie pustoszone przez obcych najeźdźców: Wizygotów, Hunów czy Awarów. Przez samego tylko Atyllę spustoszone były Bałkany kilkakrotnie. Podczas jednego z tych najazdów dotarł Atylla pod sam Konstantynopol. Podczas migracji na Bałkany Słowianie zajmowali ziemie praktycznie wyludnione. No i przede wszystkim nie była ta migracja zorganizowana centralnie przez jakiegokolwiek władcę planującego podbić obce tereny. Słowianie z różnych plemion, w sposób spontaniczny i niezorganizowany, mniejszymi lub większymi grupami zajmowali po prostu wyludnione i spustoszone wcześniej tereny.

Na kartach historii pisanej Słowianie pojawili się późno. Pamiętać przy tym powinniśmy, że w starożytności autochtoniczną ludność słowiańską i celtycką, obok imigrantów ze Skandynawii, na ziemiach na wschód od Renu i na północ od Dunaju nazywano zbiorczym mianem „Germanów”. Niemniej wiele plemion owych „Germanów” było w rzeczywistości Słowianami. Natomiast jako już Słowianie pojawili się nasi przodkowie w pismach Prokopiusza z Cezarei (https://pl.wikipedia.org/wiki/Prokopiusz_z_Cezarei). Tak pisał o plemionach Antów i Sklawinów (choć podobnie było we wszystkich plemionach słowiańskich):

Te plemiona, Sklawinowie i Antowie, nie podlegają władzy jednego człowieka, lecz od dawna żyją w ludowładztwie i dlatego zawsze wszystkie pomyślne i niepomyślne sprawy załatwiane bywają na ogólnym zgromadzeniu.”

Nieco później pojawiają się wzmianki o Słowianach w pismach pseudo-Maurycego (https://pl.wikipedia.org/wiki/Pseudo-Maurycy):

Plemiona Słowiańskie i Antów podobne sposobem życia i zwyczajami, i miłością ku wolności; żadnym sposobem nie można skłonić do niewolnictwa względnie podległości w swoim kraju. […]  Znajdujących się u nich w niewoli nie trzymają w niewolnictwie jak inne plemiona przez czas nieograniczony, lecz ograniczają czas terminem, dają im wybór, albo za umowny wykup wrócą do swoich lub pozostaną jako wolni i przyjaciele.”

Najwięcej o Słowianach, tyle że głównie Połabskich, pisali niemieccy katoliccy kronikarze na przestrzeni ponad dwóch wieków podboju Połabia. I choć starali się przedstawić ich jako barbarzyńców, co miało dać Niemcom pretekst do ich podboju, niejako niechcąco zapisali w kronikach kilka „perełek” pokazujących prawdziwe oblicze Słowian. A więc wiemy dzięki niemieckim kronikarzom, że u Słowian nie było biedaków ani żebraków, od których roiło się w chrześcijańskich grodach i miastach, z Rzymem na czele. Helmold odnotował: „…nie znaleźć u nich kiedykolwiek żebraka albo kogoś w niedostatku”.

Napisał też:  „Taka zaś między nimi jest wiara i społeczna świadomość, że całkiem nie znajdziesz między nimi złodziei lub oszustów.”.

Tę drugą opinię potwierdził kronikarz biskupa Mistelbacha:  “…taka panuje u nich uczciwość i wzajemne zaufanie, że nie znając u siebie zupełnie kradzieży i oszustw, schowki i skrzynie trzymają niezamknięte. Niezwyczajni zamknięć i kluczy, wielce się dziwowali, widząc juki i skrzynie biskupa pozamykane”.

Zanotował także odpowiedź Pomorzan daną chcącemu ich „nawracać” biskupowi Mistelbachowi:

U was, chrześcijan, pełno jest łotrów i złodziei; u was ucina się ludziom ręce i nogi, wyłupuje oczy, torturuje w więzieniach; u nas, pogan, tego wszystkiego nie ma, toteż nie chcemy takiej religii! U was księża dziesięciny biorą, nasi kapłani zaś utrzymują się, jak my wszyscy, pracą własnych rąk”.

Już tylko powyższce cytaty wystarczą na charakterystykę Słowian w okresie pogańskim. Nie było u nich znane niewolnictwo. Byli ludem uczciwym, nie znającym kradzieży i oszustw. Złodziei zrobiło z nich dopiero chrześcijaństwo. Nie było u nich biedaków obok bogaczy, tworzyli egalitarne wspólnoty, rządzone w sposób demokratyczny. Pod tym względem, choć cywilizacyjnie stali nisko, kulturowo górowali nad wszystkimi cywilizacjami – chińską, grecką, rzymską i chrześcijańską. A także tą współczesną.

I z tego wszystkiego Słowianie mogą być dumni!

Dumni mogą być i z tego, że w okresie pogańskim obca im była psychopatologiczna ideologia podbojów i kolonizacji. Obcy był im także fanatyzm religijny. Nigdy nie prowadzili Słowianie „świętych wojen”, nigdy nikomu nie narzucali swoich wierzeń i bogów i nigdy nie mordowali nikogo tylko dlatego, że wierzy inaczej niż oni. Nigdy nikomu nie narzucali przymusowych danin. Kochali wolność swoją, nie odmawiając do niej prawa nikomu, przez co nawet z jeńców wojennych nigdy nie próbowali robić niewolników.

Gdyby wszystkie pozostałe kultury, a zwłaszcza cywilizacje żyły według tych właśnie wartości słowiańskich, o ileż lepszy, bardziej ludzki, byłby świat.

Pewnie, że Słowianie z okresu pogańskiego nie po pozostawili po sobie wielkich budowli na wzór ogromnych piramid, greckich akropoli i świątyń oraz pałaców czy rzymskich akweduktów lub budowli typu Forum Romanum:

Ale takie budowle były im po prostu niepotrzebne. Wszak nie było u nich despotycznych władców czy żądnych podziwu elit, zabiegających o takie budowle, mające podnieść ich prestiż. No i przede wszystkim nie było u nich niewolników, wykonujących najcięższe prace przy takich budowlach. Każdy, kto je podziwia, powinien sobie spróbować wyobrazić niewolników wyrąbujących w kamieniołomach bloki skalne i transportujących je często na odległość wielu kilometrów.

Chciałem zamieścić jakiś realistyczny obraz pokazujący pracę niewolników w kamieniołomach i przy transporcie bloków skalnych. Niestety nie znalazłem takich obrazów. Artyści malarze na przestrzeni wieków uwieczniali wspaniałe budowle na ich płótnach. Ale żaden z nich nie pofatygował się do kamieniołomu, by namalować, jak wyglądał początek owych wspaniałych budowli. Niemniej jeśli je podziwiasz, pamiętaj o wylanym porzy ich budowie pocie i krwi, o tym że niejeden niewolnik przy ich wznoszeniu tracił siły, zdrowie, a nawet życie…

Za osiągnięcia współczesnej cywilizacji uznawane są takie wartości jak prawo do wolności, równość wobec prawa, wolność sumienia czy tolerancja. Jeszcze wcale nie tak dawno w zachodniej, feudalnej, stanowej, chrześcijańskiej cywilizacji były one nie do pomyślenia. A przecież u Słowian w okresie pogańskim były one czymś naturalnym. Te wartości nie wymyśliła dopiero współczesna cywilizacja. Są one jedynie kopią (niekiedy niezbyt udaną) wartości znanych i praktykowanych u pogańskich Słowian. I choć Słowianie nigdy nie stworzyli ogromnego imperium, dumni możemy być z nich właśnie dlatego, że imperializm, podboje innych ludów i kolonializowanie ich ziem było im obce.

https://opolczykpl.wordpress.com/wartosci-poganskie-i-wartosci-chrzescijanskie/

https://opolczykpl.wordpress.com/2019/10/21/szkic-o-zyciu-codziennym-slowian/

Słowianie, nim narzucono im chrześcijaństwo i feudalizm, żyli według wartości uznawanych obecnie za szczytowe osiągnięcia humanitaryzmu i humanizmu. Czyż nie jest to powód do dumy bardziej uprawniony niż krwawe podboje, kolonializowanie po trupach obcych ziem, chciwa ich eksploatacja, a w przypadku chrześcijaństwa niszczenie lokalnych kultur i wierzeń oraz siłowe narzucanie podbitym ludom wymyślonej nad Jordanem religii będącej kultem żydzizmu?

opolczyk

Opublikowano za: https://opolczykpl.wordpress.com/2019/12/07/z-czego-moga-byc-dumni-slowianie/

za;http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2019/12/z-czego-moga-byc-dumni-slowianie/

==============================================================================================================================================

Wartości pogańskie i „wartości chrześcijańskie”


Jakże często słyszymy u jahwistów/krystowierców zwrot wartości chrześcijańskie. Mówią o nich przy każdej okazji, nie wyjaśniając jednak, czym owe domniemane wartości są. Dopiero przyparci do muru podają różne ich wartości. Większość z nich jest po prostu śmieszna. Mówią np. o głoszeniu i bronieniu przez nich prawdy mając na myśli różne bzdurne wymysły doktrynerów i infantylne dogmaty bazujące (albo i nie) na wyssanych z palca jewangeliach i domniemanych naukach włóczykija z Galilei. Weźmy np. dogmat odkupienia grzechów. Jest on po prostu śmieszny i naiwny – skoro obrzezany cieśla rzekomo odkupiłgrzechy, to dlaczego grzesznicy nadal idą do piekła? A jeśli oni nadal idą do piekła to jakie i czyje grzechy ten galilejski żyd odkupił? Albo wniebowstąpienie i wniebowzięcie. Jak można fizycznym materialnym ciałem dostać się do niefizycznego, niematerialnego nieba? Tym ofiary krystowierstwa nie zawracają sobie jednak głów. Sprawia to potęga ślepej i bezrefleksyjnej wiary. Wmówiono im, że (ślepa i bezrefleksyjna) wiara w wymysły ideologów nadjordańskiej dżumy jest łaską bożą i darem bożym. I właśnie owa wiara podawana jest jako kolejna wartość chrześcijańska – jeśli wierzysz ślepo, tępo i bezrefleksyjnie w bzdurne wymysły doktrynerów jesteś obdarzonym łaską boską, a więc jesteś kimś wyróżnionym, lepszym, bardziej wartościowym, niż poganie, heretycyniewierzącybezbożnicy i cała reszta tego szatańskiego pomiotu. Przy czym wierzyć musisz ortodoksyjnie i nie możesz poddawać w wątpliwość nawet miejsca, w którym postawiono przecinek w dekalogu. Bo wtedy jesteś heretykiem lub niedowiarkiem skazanym na wiekuiste potępienie. Z tym wiekuistym potępieniem związany jest jeszcze inny ważny logiczny problem.
Nigdy ani jeden jahwista nie wyjaśnił mi, dlaczego – skoro żydowski Jahwe jest, jak głoszą ich 
prawdy wiary, nieskończenie dobry i miłosierny – nie obdarzył on wszystkich ludzi łaską wiary? A tylko niektórych. Czyżby miliardów niewierzącychheretyków, bezbożników  i innowierców nie kochał – on, taki nieskończenie dobry? I dlatego poskąpił im łaski wiary. No i jak to jest, że za jedno potknięcie (tzw. grzech śmiertelny) nawet gorliwie wierzący, jeśli nie zdąży do spowiedzi i umrze tuż przed nią, na niekończącą się wieczność idzie do piekła. Zdrowy rozsądek podpowiada przecież, że gdyby żydowsko-krystowierczy bóg był tylko zwyczajnie a nie nieskończenie dobry, nigdy nikogo do piekła by nie posyłał. Każdemu dałby drugą i trzecią szansę. A on jest nieskończenie dobry i miliardy skazuje na wiekuiste potępienie. Bo nie obdarzył ich łaską wiary lub nie dał dożyć kolejnej spowiedzi. I skoro jest nieskończenie sprawiedliwy, dlaczego wybrał sobie jednych i pomagał im okradać i mordować innych? Czy owi niewybrani, okradani i mordowani z jego woli mogą takiego potwora uważać za sprawiedliwego boga?

.

Jakie tam jeszcze mają krystowiercyi wartości? Oczywiście – obrona wiary. Gorliwi krystowiercy w obronie wciśniętych im do głów bredni gotowi są wpędzić własny kraj w krwawą wojnę religijną czy domową (wojna trzydziestoletnia, konfederacja barska, powstanie Cristero w Meksyku), gotowi są nawet do działań terrorystycznych, zwłaszcza wtedy gdy ich wiara spleciona jest z polityką (zamachy terrorystyczne katolików z IRA czy  Basków). Gotowi są nawet wpędzić do grobu ojczyznę broniąc ich wiary. Upadek Rzeczypospolitej w XVIII wieku był tego przykładem – katolicy tak zażarcie bronili wiary (czytaj – supremacji katolicyzmu w wielowyznaniowym państwie), że doprowadzili do upadku potężną i ludną Rzeczypospolitą wielu narodów i wyznań. A winę za to do dzisiaj zwalają na innych.

Inna wartość chrześcijańska to jak wiemy obrona życia poczętego. Tyle że gdy przez wieki płonęły stosy, niejedna nieszczęsna kobieta – czarownica lub heretyczka – będąca akurat wciąży spłonęła na nich. To, że nosiła w sobie życie poczęte nie miało żadnego znaczenia – było ono diabelskim pomiotem. A podczas rzezi heretyków, w czasie wojen religijnych i krucjat także niejedna wraża heretyczka czy bezbożniczka będąca w stanie błogosławionym ginęła. Była to najbardziej radykalna forma aborcji – życie poczęte zabijano wraz z noszącą je pod sercem matką. To od niedawna w sumie krystowiery tak zawzięcie bronią życia poczętego. Nie widząc, że celowo zaciągnięto ich na fałszywą barykadę.

Nie jestem zwolennikiem aborcji, ale jestem zdecydowanym przeciwnikiem narzucania przez kogokolwiek totalitarnego prawodawstwa ingerującego w tak intymne i osobiste sprawy jak ciąża. Jest wyłącznie sprawą danej kobiety i ewentualnie jej partnera czy zechce ona urodzić czy nie. Zresztą, niech kk zalegalizuje antykoncepcje to i aborcji będzie mniej.

A tak – na marginesie – w bezbożnej PRL aborcja była legalna. Mimo to w latach 1947 – 1988 ludność Polski wzrosła z 24 do 38 milionów  – czyli o 60 %. Mimo aborcji. Czy to nie daje do myślenia…?

.

Kolejną wartością chrześcijańską jest jak wiemy obrona rodziny. Tyle, że jest to  wartość przywłaszczona od pogan. Jeśli spojrzymy na jewangelie (zastrzegam się – są wyssane z palca) to stwierdzimy, że krystowierczy idol – mesjasz, zbawiciel, odkupiciel, nadjordański chrystus – był wyjątkowo antyrodzinny. Gdy np. powoływał apostołów kompletnie nie interesowało go, co bez nich poczną porzucone przez nich rodziny, a zwłaszcza starzy rodzice. Ale nie tylko to było u niego antyrodzinne. Były jeszcze gorsze sprawki. Cytuję:

.

Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą. Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”
(Mt 12:46-50)

Jak widzimy garstka obszarpańców i włóczykijów związanych z nim była dla zbawiciela ważniejsza niż rodzina – matka i bracia. A gdy jednemu z uczniów sekty syna bożego zmarł ojciec, ten nie pozwolił uczniowi uczestniczyć w pogrzebie ojca:

Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca!”. Lecz Jezus mu odpowiedział: „Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!”
(Mt 8, 21-22)

Kilka innych nauk nadjordańskiego mesjasza dotyczących rodziny, obok głoszonego przez niego hasła miłości do wrogów (Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują”) było zdecydowanie wrogich rodzinie:
.
Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką,synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.”
(Mt 10, 34-36)

Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.”
(Łk 14,26)

W pierwszych wiekach krystowierstwa ideałem chrześcijan byli samotnicy i eremici wyrzekający się rodzin. Rodzina nie była wtedy u krystowierców czymś ważnym – ważniejsze były gminy skupiające wyznawców galilejskiego włóczykija. To im byli oni podporządkowani. Rodzina była czymś drugorzędnym. Gdyby było to możliwe, być może krystowierstwo rodzinę by zlikwidowało. Na szczęście pogańskie z natury przywiązanie do rodzin u nawracanych owieczek, wpisane nieomal w ich geny było silniejsze i liderzy gmin oraz później kler musieli to zaakceptować. A dzisiaj stroi się kler i krystowiercy w obrońców rodzinyChoć ich idol rodziny nie uznawał, lekceważył ją i wręcz rozbijał.

Przywiązanie do rodziny, a w dalszej kolejności do rodu i plemienia było cechą i wartością typową dla pogan. Jahwiści nie mogąc tego przywiązania zwalczyć, nie będąc w stanie zastąpić rodziny gminą wyznaniową, zmuszeni byli rodzinę zaadoptować. A dzisiaj ją, w jej okaleczonym współczesnym kształcie, bronią.

No i nie zapomnijmy o obronie moralności – która też jest wartością chrześcijańską. Co można o niej powiedzieć? Naturalnie, że potępianie gender czy parad równości i popagandowego promowania zboczeń jako czegoś naturalnego, fajnego i równoprawnego jest słuszne i oczywiste. Choć szykanowanie czy wręcz prześladowanie zboczeńców za to tylko, że są zboczeńcami jest tak samo złe. A lekarstwem na gender nie może być krystowiercza pruderia, która masowo produkowała i nadal produkuje nerwice i natręctwa na tle seksualnym. Tłamszenie silnego naturalnego popędu zakazami nie wychodzi na zdrowie. O wiele lepsza jest metoda złotego środka czyli nie popadanie w skrajności. Krystowierczym obrońcom moralności mogę w tym miejscu jeszcze przypomnieć o tym, że przez wieki papieski Rzym w czasach istnienia państwa kościelnego był jednym wielkim burdelem, a wpływy z nierządu zasilały papieską kasę.
https://slowianin.wordpress.com/2012/07/20/kurewski-kosciol/

Przypominam też, że moralność narzucona zewnętrznymi nakazami czy zakazami (np. dekalogowym nie kradnij) nie czyni człowieka lepszym i bardziej szlachetnym. Z wysoce moralnym człowiekiem mamy do czynienia wtedy, gdy on sam z siebie nie kradnie, bo uważa to za coś złego i niegodziwego. Jeśli nie kradnie tylko dlatego, bo jest taki zakaz (w dekalogu czy kodeksie karnym) i on boi się popełnić grzech lub iść do więzienia, wcale nie jest on człowiekiem moralnie wartościowym. Można bowiem założyć, że gdyby te zewnętrzne zakazy zniknęły i gdyby nadarzyła mu się okazja coś ukraść – zrobiłby to.
Moralność to coś znacznie więcej niż przestrzeganie zakazów i nakazów ze strachu przed konsekwencjami ich złamania.
https://opolczykpl.wordpress.com/2015/03/14/psychopatologia-religii-abrahamowych-przykazanie-piate-nie-zabijaj/

Kolejną, często też przez krystowierców podawaną ich wartością jest ich przywiązanie do wiary i tradycji ojców.  Jest to oczywista bzdura. Krystowiercy są zdrajcami i renegatami Wiary/Wiedzy i tradycji naszych pogańskich przodków. Zdradzili je i ich na rzecz przywleczonej na nasze ziemie nadjordańskiej zarazy, siłą narzucanej naszym ojcom przez ChrobrychOdnowicieli i innych renegatów. Bo dawała im wymierne korzyści – np. apodyktyczną władzę z pominięciem wiecu i starszyzny. I pozwalała im na narzucanie własnej woli przerobionym na poddanych wolnym Słowianom.

.

I to by już były w sumie chyba wszystkie wymieniane przez krystowierców wartości chrześcijańskie. Dziwi mnie, że nie wymieniają innych, znacznie bardziej widocznych ich wartości. A więc wielowiekowego fanatyzmu, nietolerancji, zapędów do nawracania kogo się da i jak się da (w przeszłości z zamiłowaniem przy użyciu siły), hipokryzji (głosili miłość bliźniego a mordowali przez wieki milionami), kołtuńskiego kultu relikwi – różnych gwoździ, desek, szmat, kości, a nawet domniemanego napletka ich idola.
http://fakty.interia.pl/tylko-u-nas/news-wstydliwa-relikwia,nId,821615

I kultu świętych, wśród których aż roi się od neurotyków, psychotyków i psychopatów, a nawet zbrodniarzy. No i wyrzeczenie się własnej kultury i tożsamości na rzecz anty-kultury rodem znad Jordanu.

Co dziwniejsze i kompletnie załgane – krystowiercy o wiele wyżej stojące kulturowo i etycznie pogaństwo słowiańskie uważają za coś godnego pogardy, za coś złego i barbarzyńskiego. Choć jest dokładnie na odwrót. W tym miejscu muszę przyznać, że i w wielu pogańskich kulturach działy się rzeczy złe. Pogański Rzym np. był tworem imperialistycznym, żył z podboju kolejnych ziem i ludów i z pracy niewolników. Ulubioną rozrywką rzymskiego motłochu i senatorów były krwawe jatki na arenach ich cyrków. Wydaje się, że wszystkie kultury pogańskie, które weszły na drogę urbanizacji, tracąc codzienny bezpośredni kontakt z Przyrodą ulegały powolnej duchowej degeneracji. Wszędzie tam, gdzie pojawiły się miasta towarzyszyło im rozbicie spójnej rodzinno-rodowej struktury społecznej na rządzących i rządzonych, bogatych i biedotę, pojawili się niewolnicy, walka o władzę, wpływy i bogactwa, podboje i kasty kapłanów żerujących na wyznawcach. Niemniej nadal istniały kultury pogańskie, żyjące w codziennym bezpośrednim kontakcie z Przyrodą, wolne od duchowej degeneracji. Do takich pogan zaliczyć śmiało można Słowian. I to właśnie o nich i ich wartościach będzie teraz mowa.

U Słowian znajdziemy wiele pozytywnych cech będących przeciwieństwem krystowierstwa (i współczesnej demokratury parlamentarnej).

Stosunek do Matki Ziemi

.

Dla Słowian była ona Boginią. Czcili ją i szanowali. Wiemy dzisiaj, że każdy atom naszego ciała otrzymujemy od niej pośrednio lub bezpośrednio. Jest rzeczywiście naszą Matką. I to Ona nas żywi i jest naszym domem. Jahwizm zdegradował Ją do przedmiotu, który należy czynić sobie poddanym.

Stosunek do Przyrody i miejsce człowieka w niej

Słowianie żyli na łonie Przyrody w codzienynm bezpośrednim kontakcie z Nią. Naturalnie i oni byli zmuszeni np. karczować lasy gdy ludzi przybywało i potrzebne były większe pola uprawne. Ale nigdy nie karczowali więcej niż potrzebowali, nie wycinali drzew na handel, z chęci zysku. Przede wszystkim nie czuli się panami Przyrody, nie chcieli nad nią panować. Wiedzieli, że są jej integralną częścią. Jahwizm postawił człowieka ponad Przyrodą (panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi). Bezwzględna eksploatacja Przyrody u Słowian była nie do pomyślenia. U wyznawców religii abrahamowych była niejako zaprogramowana w biblijnych nakazach. Przecież mieli czynić Ziemię sobie poddaną i panować nad Przyrodą. To co obserwujemy od czasu rewolucji przemysłowej zapoczątkowanej w krajach chrześcijańskich jest bezmyślnym dewastowaniem Przyrody (i Matki Ziemi). Zabrakło niestety pogańskiego ducha. A żądza zysku zaślepiła i odebrała krystowiercom resztki rozumu. Jeśli Przyrodę przyrównamy do żywego organizmu to Słowianie byli  jedną z jego komórek. Jahwiści okazali się nowotworem złośliwym.

Wiara/Wiedza

Nie jest przypadkiem, że u Słowian nie było ortodoksyjnej i jedynie słusznej wykładni prawd wiary. Ich Wiara/Wiedza pochodziła z obserwacji Przyrody i kontaktów z duchami przodków. Tak tak – Słowianie to potrafili, choć naturalnie nie wszyscy. Zdobywaną i powoli poszerzaną Wiarę/Wiedzę przekazywali sobie ustnie z pokolenia na pokolenie. Jedni rozumieli ją lepiej, inni gorzej, ale nie było przymusu pojmowania jej w jedyny jedynie dopuszczalny sposób. Czymś normalnym i naturalnym był indywidualny stosunek do Wiary/Wiedzy, zależny od indywidualnego stopnia duchowego rozwoju, predyspozycji i inteligencji. Naturalnie wszystkich wychowywano w duchu szacunku do własnych bogów i tradycji, ale nikogo nie zmuszano do ślepej wiary w wymyślone przez innych absurdalne dogmaty.

W tym miejscu na marginesie jeszcze jedna uwaga – wprawdzie w panteonie Słowian też znajdowali się bogowie niekiedy gniewni, ponadto zaświaty w ich wyobrażeniach zasiedlały różne złośliwe istoty, duchy i duszki, ale wszystkie one razem wzięte mściwością, krwiożerczością i zwyrodnialstwem nie dorównywali biblijnemu Jahwe. Nie było u Słowian boga, bóstwa czy demona, który zapędzałby ich do masowych rzezi i czystek etnicznych. Co było jednym z ulubionych zajęć biblijnego Jahwe.
http://welesowy-jar.fm.interiowo.pl/panteon_slowianski.htm
https://opolczykpl.wordpress.com/2013/09/29/biblia-ksiega-zbrodni-2/

.

Słowianie przy tym nie patrzyli na otaczający ich świat ze ślepym idealizmem. Nie nazywali go rajem, widzieli niszczycielskie siły Przyrody, doświadczali klęsk głodu, powodzi, pożarów, cierpieli od chorób, widzieli toczoną w Naturze walkę o przeżycie i towarzyszącą jej na każdym kroku śmierć. Stąd w ich panteonie obok Sił dobrych, życiodajnych, były Siły złe. Ale nigdy nie wymyślili jedynego nieskończenie dobrego boga, który nudę wiecznego istnienia urozmaica sobie zsyłaniem dopustów i kar na grzeszników. Ale i na gorliwie wierzących, chcąc sprawdzić, jak gorliwie wierzą i czy mu ślepo i wiernie służą i są mu posłuszni.

.

Rodzina i ród

Rodzina była fundamentem struktury społecznej u Słowian. Nad nią stał ród. Rody tworzyły plemiona. Związki rodzinne były bardzo silne. Nieznana była rodzina w okaleczonym współczesnym jej kształcie – ojciec, matka i dzieci żyjące w oderwaniu od reszty rodziny, często rozrzuconej po całej Polsce czy świecie. U Słowian pod jednym dachem żyło kilka pokoleń – dziadowie, rodzice, dzieci, wnuki. To była prawdziwa rodzina – a nie ta dzisiejsza, szczątkowa, okaleczona.
Wielopokoleniowa rodzina żyjąca razem była pogańską wartością Słowiańszczyzny. Dzięki niej Słowian cechowało poczucie wspólnoty. Spory i kłótnie pomiędzy rodzeństwem o mieszkanie i graty po zmarłych rodzicach mieszkających oddzielnie i samotnie, jakie dzisiaj spotykamy na codzień, także wśród 
wierzących, były u Słowian nieznane. Więcej – były wręcz niemożliwe.

.

Szacunek do przodków i własnej kultury i tożsamości

Sama pamięć o przodkach i okazywany im szacunek  podczas obrzędów zwanych Dziadami, jakie miały miejsce kilka razy w roku, gwarantowały szacunek do przekazanej przez nich z pokolenia na pokolenie tradycji. A to stanowiło o ciągłości kultury i trwaniu przy własnej tożsamości. Ten szacunek dla przodków i wynikające z niego trwanie przy własnej kulturze było dla krystowierstwa twardym orzechem do zgryzienia. Wykorzenić pamięci o zmarłych przodkach nie dało się. Użyto więc podstępu – wprowadzono święto wszystkich świętych, który poprzedzał o jeden dzień pogańskie w sumie zaduszki. Chodziło w tej manipulacji o to, aby święci byli czczeni najpierw i bardziej uroczyście, a przez to aby byli ważniejsi niż przodkowie. Bo jeśli będą ważniejsi to i anty-kultura jaką prezentują będzie ważniejsza niż tradycja przodków. Dodatkowo owieczkom wmawiano, że osiągnięcie zbawienia jest najważniejszym jeśli nie jedynym celem życia, należy więc naśladować świętych, aby dostać się do nieba. I tak święci i ich anty-kultura zajęli miejsce przodków i ich tradycję i kulturę. Dzisiaj krystowiery idąc 1 listopada na cmentarze, choć kwiaty i znicze składają na grobach członków rodziny, świętują tego dnia wszystkich świętych, których krystowierstwo stawia za wzory do naśladowania. Zaduszki czyli pamięć o zmarłych członkach własnej rodziny są następnego dnia. Wymowa jest oczywista – święci i ich wzorce mają być dla krystowiercy ważniejsze niż przodkowie i ich przedżydowska kultura. O niej zresztą krystowiercy najczęściej nie wiedzą kompletnie nic i identyfikują się z ich nadjordańską dżumą. Nie mają pojęcia, że jest ona morderczynią ich własnej kultury i tożsamości. Zostali kulturowo i tożsamościowo ograbieni przez obcą anty-kulturę i sztuczną tożsamość; są kulturowo pogrążeni w całkowitej amnezji.
Same zaduszki, choć mają rodowód pogański w niczym nie przypominają pogańskich Dziadów. Idzie się na cmentarz, poprawia kwiaty z dnia poprzedniego, zapala nowe znicze, klepie się zdrowaśkę, ojczenasz i wiecznyodpoczynekraczimdaćpanie (zwyczajowe żebranie o zmiłowanie u nieskończenie miłosiernego) – i to wszystko. A gdzie uczty, tańce, śpiewy i opowieści przy ognisku o tym jak drzewiej bywało?

.

Poczucie wspólnoty

Słowian od kołyski wychowywano do życia wspólnotowego i pracy na rzecz wspólnoty. Egoizm, sobkostwo były u nich niemile widziane i nie przysparzały egoistom (tacy niestety też się zdarzali) miru. Wspólnotowość Słowian nie oznaczała rezygnacj z własnego ja. U Słowian dobro wspólnoty i własny interes nie były ze sobą sprzeczne. Wręcz przeciwnie – życie u Słowian zorganizowane było tak, że jeśli wspólnocie dobrze się powodziło, korzystał na tym każdy członek wspólnoty. Jeśli wspólnota cierpiała, dotykało to każdego. Dlatego praca na rzecz dobra wspólnoty była u Słowian czymś jak najbardziej normalnym i oczywistym. Ale dzięki tej wspólnotowości, jeśli ktoś popadał w kłopoty, nie pozostawał sam, bez pomocy ze strony innych.

Krystowierstwo także było wspólnotą, ale jakże inną. Na czele amorficznego nowego narodu wybranego stał kler narzucający swoją wolę i kierujący się żądzą władzy i bogactwa. Dobro i interesy owieczek, zwłaszcza prostego ludu, nie liczyły się. Ważna była chwała kościoła czyli po prostu potęga kleru. Owieczki miały obowiązek ślepo wierzyć, ślepo słuchać, utrzymywać kler i ginąć za wiarę. Praw nie posiadały żadnych. Potęgę kościoła zbudowano nie tylko na wyłudzanych przywilejach, na fałszerstwach dokumentów o nadaniach i przywilejach, nie tylko na krwi pogan, heretyków i bezbożników, ale także na krwi, pocie i łzach miażdżonych kościelnym kołem historii owieczek.

Obecnie na zachodzie przy panującym uwiądzie krystowierstwa propagowany jest kult indywidualizmu, czyli po prostu egoizmu zwanego (indywidualnym) sukcesem. Wyścig szczurów, do jakiego zapędzono mieszkańców zachodu, rozbija wszystkie więzy społeczne. Wszak rozbitym, zatomizowanym stadem ludzi łatwiej jest rządzić i manipulować. A sam wyścig szczurów nie ma mety. Wszystkie szczury zdechną pędząc do niej, nigdy jej jednak nie osiągając. Bo jej po prostu nie ma.

Tu jeszcze ciekawostka – krystowiercy reklamują od jakigoś czasu personalizm odcinając się w ten sposob m.in. od (lewicowego) kolektywizmu (i tzw. liberalnego indywidualizmu). Nie jest przypadkiem, że ten nurt pojawił się u katolików w I połowie XX wieku. Wyzwaniem dla krystowierczego kolektywizmu był kolektywizm głoszony przez marksistów, leninistów, stalinistów i innych lewicowych ideologów. Klerowi w czasach PRL nie w smak były paralele kolektywizmu w Bloku Wschodnim i w kościele. A takie widoczne były gołym okiem: papież – I sekretarz KC KPZR, prymas – I sekretarz PZPR, episkopat – Komitet Centralny PZPR, biskupi – sekretarze wojewódzcy, proboszcze – sekretarze komitetów miejskich i zakładowych, wierni – szeregowi członkowie partii (jedni i drudzy pozbawieni prawa głosu), nauka kościoła – marksizm/leninizm (jednakowo dogmatyczne i jednakowo jedynie prawdziwe), biblia – „Kapitał” Marksa. Personalizm u krystowierców ma nie tylko negować istnienie kolektywizmu w kk i nie tylko ma rzekomo stawiać osobę człowieka w centrum badań filozoficznych (choć ta osoba człowieka nadal jest owieczą w amorficznym stadzie/kolektywie wiernych i nadal ma obowiązek ślepo wierzyć i być posłuszną naukom kk), ale także ma ukazywać katolicyzm jako religię gwarantującą rzekomo osobową więź owieczki z żydowskim Jahwe i jego domniemanym synalkiem – włóczykijem z Galilei – zbawicielem i odkupicielem (zbawia on z rozumu i rozsądku i odkupuje nie wiadomo czyje grzechy, bo piekło na grzeszników nadal czeka). Tylko – po co wymyślać osobową więź osoby człowieka z żydowskimi bogami (jest ich co najmniej dwóch – ojciec i syn – jakiś taki śmieszny i nie całkiem monoteistyczny jest ten krystowierczy monoteizm). Nadal przecież obowiązuje w kk doktryna – bez kościoła nie ma zbawienia. Cóż da owieczce więc osobowa więź? I tak może pójść do piekła, mimo osobowej więzi i grzechów odkupienia. Bo bez kk nie ma zbawienia. Samo zaś odżegnywanie się od kolektywizmu u katolików jest jeszcze z innego powodu groteskowe – wystarczy obejrzeć ich procesje, a jeszcze lepiej ich gusła zwane mszą św. Jak wymusztrowany kolektyw jednocześnie wstają, siadają, klękają, znów wstają czy siadają, znów klękają. I chórem odpowiadają wykute na blachę formułki. Msza po mszy, dzień w dzień, tydzień w tydzień, rok w rok – w kółko to samo. Aż do śmierci. Gdzie w tym kolektywnym wstawaniu, klękaniu i odpowiadaniu wykutymi na pamięć formułkami jest jeszcze miejsce na personalizm?

Samowładztwo i autonomia lokalnych wspólnot

U Słowian spotykane były dwie główne formy organizacji plemiennej – niektóre plemiona wybierały sobie na wiecach księcia/kniazia. Inne obywały się bez niego. Niemniej jedne i drugie cechowało samowładztwo i autonomia lokalnych wspólnot (osad, wsi). Książe u Słowian nie sprawował apodyktycznej władzy, nie miał prawa narzucać swej woli niezgodnej w wolą wieców, starszyzny i sprzecznej z tradycją i zwyczajami. W każdej chwili mógł zostać przez wiec odwołany. Jedynie w wypadku wojny miał szersze uprawnienia. Na codzień u Słowian (z kniaziem czy bez niego) wspólnotami kierowała starszyzna rodowa i plemienna  – ludzie doświadczeni i cieszący się mirem i uznaniem. O najważniejszych sprawach decydował wiec. Lokalnym wspólnotom (wsiom, osadom) nikt z zewnątrz nigdy nie narzucał swej woli. Rządziły się one same i tylko one decydowały o ich życiu codziennym. Potwierdzenie tego znajdziemy w starych kronikach – np. u Prokopiusza (VI wiek n.e):

„… te plemiona, Sklawinowie [plemiona naddunajskie] i Antowie [plemiona osiadłe między Dniestrem a Dnieprem], nie podlegają władzy jednego człowieka, lecz od dawna żyją w ludowładztwie i dlatego zawsze wszystkie pomyślne i niepomyślne sprawy załatwiane bywają na ogólnym zgromadzeniu.”

 

Krystowierstwo, a zwłaszcza kk wytworzył scentralizowany, apodyktyczny i autokratyczny system władzy. Do dzisiaj kościół katolicki ma feudalną strukturę z nieomylnym papieżem na czele. Podlegają mu kardynałowie i biskupi, im podlega niższy kler. A jemu podlegają wierni. Nie mają oni praktycznie nic do powiedzenia. Kościół narzuca im swoje nauki strasząc ich co rusz potępieniem i gniewem bożym nieskończenie dobrego i ingeruje w najbardziej nawet intymne i prywatne ich sfery życia. Wierni są duchowymi niewolnikami klerunauk kk i dogmatów.
Niestety także współczesny system polityczny zachodu (demokratura parlamentarna) imitujący wolność i demokrację jest zniewoleniem. Nikt nas nie pyta, czy godzimy się na udział polskiego wojska w bandyckich wojnach i okupacjach, czy zgadzamy się na używanie obcych służb mundurowych na terenie Polski do np. pacyfikacji ludności, czy chcemy żreć GMO i czy chcemy przymusowych szczepień. Głoszona propagandowo wolność jest fikcją – jesteśmy niewolnikami systemu służącego globalnej lichwie.

 

Umiłowanie wolności

Wprawdzie u schyłku pogaństwa u Słowian, wraz z krystowierstem pojawiło się niewolnictwo, jednakże wcześniej było ono u Słowian nieznane. Sami kochali wolność i dlatego nie niewolili innych. Nawet z jeńców wojennych nie robiono niewolników.

Plemiona Słowiańskie i Antów podobne sposobem życia i zwyczajami, i miłością ku wolności; żadnym sposobem nie można skłonić do niewolnictwa względnie podległości w swoim kraju. […]  Znajdujących się u nich w niewoli nie trzymają w niewolnictwie jak inne plemiona przez czas nieograniczony, lecz ograniczają czas terminem, dają im wybór, albo za umowny wykup wrócą do swoich lub pozostaną jako wolni i przyjaciele.”
Pseudo-Maurycjusz (VI-VII w. – pisarz bizantyjski)

Krystowierstwo nie potępiało i nie odrzuciło niewolnictwa panującego w Rzymie. Ale nie ma się czemu dziwić. Nawet tzw. Nowy Testament (a więc objawione słowo boże) akceptowało niewolnictwo i  nakazywało wręcz niewolnikom ślepe posłuszeństwo swoim panom.

Niewolnicy, bądźcie we wszystkim posłuszni doczesnym panom, nie służąc tylko dla oka, jak gdybyście się mieli ludziom przypodobać, lecz w szczerości serca, bojąc się [prawdziwego] Pana.”
http://biblia.pismo-swiete.pl/niewolnictwo.html

.

Niewolnicy mieli naturalnie zabiegać ich posłuszeństwem o królestwo niebieskie. A tzw. święte Oficjum jeszcze w roku 1866 stwierdziło oficjalnie w deklaracji, że niewolnictwo jako takie nie jest sprzeczne z prawem naturalnym”. Wytworzyło też krystowierstwo własną formę qusi-niewolnictwa – system pańszczyźniany, z przywiązaniem chłopa do pana/biskupa/klasztoru i pozbawieniem go praktycznie wszystkich praw.

Akceptacja niewolnictwa przez krystowierców miała korzenie w żydowskim tzw. Starym Testamencie w pełni propagującym niewolnictwo jako coś normalnego i naturalnego, istniejącego z woli nieskończenie sprawiedliwego. Który nie widział nic niesprawiedliwego w tym, że niektórzy potomkowie Adama i Ewy, stworzonych wg biblii przez niego na jego własne podobieństwo są niewolnikami, a inni ich panami. Zaiste niezwykła jest nieskończona sprawiedliwość i dobroć nieskończenie sprawiedliwego i dobrego.
http://ateista.pl/archive/index.php?thread-3625.html
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6009
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,581

.

Krystowiercy wszelkich odprysków w przeróżny sposób starają się bronić Jahwe i pisma świętego w sprawie akceptacji w nim niewolnictwa. A więc twierdzą np. że niewolnictwo istniało już wcześniej (co się zgadza) i dlatego nieskończenie miłosierny je tolerował, akceptował i zainstalował także w narodzie wybranym – co jest już bzdurą. Mógł przecież wielokrotnie, choćby i w dekalogu, po prostu zakazać niewolnictwa. I wtedy wyznawcy musieliby go słuchać. Bo kary za nieposłuszeństwo w Starym Testamencie były okrutne, surowe i często natychmiastowe. Wymierzane bądź osobiście przez nieskończenie miłosiernego, bądź na jego rozkaz przez np. pobratymców lub dzikie zwierzęta.

https://opolczykpl.wordpress.com/2013/09/29/biblia-ksiega-zbrodni-2/

Ale jak widać niewolnictwo nie było niczym złym w oczach nieskończenie sprawiedliwego.

.

Tolerancja

.

Nigdy w ani jednej kronice nie znalazłem ani jednej informacji mówiącej o tym, że Słowianie kogokolwiek nawracali (a już tym bardziej na siłę), że napadali na sąsiadów z zamiarem nawracania napadniętych, a tym bardziej nie znalazłem najmniejszej choćby wzmianki o jednej choćby wojnie religijnej toczonej przez Słowian. Nie było u nich też nigdy instytucji odpowiadającej inkwizycji i tropiącej herezjęodstępstwo od wiary czy powątpiewanie w ten czy inny dogmat (to ostatnie było niemożliwe z braku istnienia dogmatów). Dzieje krystianizmu, od kiedy tylko zagościło na pałacach i dorwało się do władzy, było pasmem wielowiekowego stosowania siły w nawracaniu jak i ściganiu i tępieniu jakiegokolwiek nonkonformizmu i prób samodzielnego myślenia odbiegającego choćby odrobinę od obowiązującej ortodoksji. Jedynie tam, gdzie kler nie miał zaplecza w postaci władcy-krystowiercy wspierającego instytucję kościoła, nie stosował siły – z tej prostej przyczyny, że nie miał takiej możliwości. Natomiast na terenach, które były pod totalnym panowaniem rzymskiej szubienicy rzekami lała się krew prześladowanych pogan, heretyków i bezbożników. Dzisiaj zaś krystowierstwo stroi się w piórka obrońcy praw człowieka, w tym prawa do wolności sumienia i religii – zwłaszcza dla krystowierców w krajach islamu, w Chinach i Indiach. To, że samo przez prawie dwa tysiąclecia fanatycznie zwalczało wolność sumienia i wyznania próbuje pokryć mgłą zapomnienia. Albo zasłania się słuszną obroną prawdy.

Uczciwość

Słowianie byli ludem uczciwym. Potwierdzają to nawet krystowiercze kroniki:

“…taka panuje u nich uczciwość i wzajemne zaufanie, że nie znając u siebie zupełnie kradzieży i oszustw, schowki i skrzynie trzymają niezamknięte. Niezwyczajni zamknięć i kluczy, wielce się dziwowali, widząc juki i skrzynie biskupa pozamykane.”
(Kronikarz biskupa Ottona Mistelbacha)

Krystowiercy (i żydzi) chwalą się, że to ich nadjordańska dżuma, pod postacią dekalogu, dała ludzkości pierwszy uniwersalny system moralny. Ignorują przy tym kilka oczywistych faktów.

Mimo np. przykazania nie będziesz zabijał biblia pełna jest okrutnych rzezi i masowych czystek etnicznych dokonywanych z pomocą a nawet na polecenie i z udziałem żydowskiego Jahwe –  już po wręczęniu Mojżeszowi dekalogu z przykazaniem – nie będziesz zabijał. Można i należy postawić więc pytanie – po co była cała ta farsa z dekalogiem i przykazaniami, jeśli Jahwe najpierw je daje, a następnie zagania wyznawców do łamania niektórych z nich? Czy na tym polega moralność?

Zakazy i nakazy nie czynią człowieka lepszym. Jeśli ktoś nie kradnie ze strachu przed sankcjami (np. piekło lub więzienie) za kradzież , nie jest człowiekiem bardziej wartościowym z punktu widzenia etyki.

Słowianie, dokąd byli poganami i nie znali dekalogu, nie znali złodziejstwa i nieuczciwości. Rozpleniło się ono wśród nich po ich nawróceniu, kiedy to ze Słowian stali się krystowiercami – duchowymi Żydami. I przy okazji złodziejami i ludźmi nieuczciwymi (na szczęście nie wszyscy).

Solidarność wspólnotowa i brak nędzy

Bez wątpienia wśród Słowian istniały różnice majątkowe. Jednakże były one w sumie nieznaczne. Na pewno nie było u nich niezmierzonego bogactwa obok nędzy. Słowiańszczyzna nie znała czegoś takiego jak żebracy.

„…nie znaleźć u nich kiedykolwiek żebraka albo kogoś w niedostatku”
Helmold, kronikarz z drugiej połowy XII w

Każda wspólnota dbała o to, aby wszystkim jej członkom nie brakowało środków do życia. Była to wspólnotowa solidarność. Krystowierstwo nie znało jej, było wręcz jej zaprzeczeniem. I gdy pojawiły się u Słowian krystowierstwo, kler i jedynie prawdziwa wiara, pojawili się nagle żebracy oraz rzesze biedoty obok garstki bogaczy i możnowładców (świeckich i „duchownych”).

Obecnie na zachodzie widzimy narastające powoli podobne zjawisko – coraz mniej liczną elitę obrzydliwie bogatych i coraz większy margines biedy, nędzy, beznadziei i bezdomności. To podobieństwo nikogo nie powinno dziwić. Wszak krystowierstwo i współczesny zachodni kapitalizm oraz globalizm mają jeden wspólny mianownik – ich prekursorzy to przedstawiciele biblijnego narodu wybranego.

.

Afirmacja życia

Była jedną z cech najjaskrawiej odróżniającą Słowian od krystowierców. Słowianie kochali życie i cieszyli się nim. Nie zamartwiali się troską o wyssane z palca zbawienie. Nie paraliżował ich strach przed wyssanym z palca wiekuistym potępieniem. Kochali życie nawet mimo tego, że było ono często znojne i cechowała je latem ciężka praca mająca zapewnić wystarczającą ilość żywności na długie miesiące zimy i przednówka. Kochali życie mimo różnych kataklizmów i klęsk naturalnych nawiedzających ich tereny. Nie gasiło to wszystko radości z życia u Słowian i dlatego w ich kalendarzu aż roiło się od świąt, a niektóre z nich, jak choćby witanie wiosny trwały tygodniami. Wszystkim świętom i obrzędom towarzyszyły u Słowian uczty, tańce i śpiewy. Nie było u nich ani jednego święta ponurego, pokutnego. Ani jeden słowiański bóg nie wymagał od Słowian umartwiania się, pokuty, cierpiętnictwa, wyrzeczeń. Nie wisiał nad nimi nieustanny topór kary bożej i gniewu bożego, które można było powstrzymać ślepym posłuszeństwem, ślepą wiarą, postami i wyrzeczeniami. Nie było umartwiania się bogom ku upodobaniu. Nie było kultu wisielca i katowskiego narzędzia. Nikt nie kaleczył ich psychiki strachem przed piekłem i nie zatruwał im radości życia poczuciem winy za śmierć galilejskiego włóczykija (to za twoje grzechy pan Jezus umarł na krzyżu).

Tutaj jeszcze ciekawostka – u Słowian, choć kochali życie, nie było tak panicznego lęku przed śmiercią, jaki często spotykamy u krystowierców. Oni wiedzieli, że śmierć jest przejściem do Nawii i połączeniem się tam z przodkami. Dla gorliwych krystowierców życie samo w sobie nie ma specjalnej wartości – liczy się tylko jako uciążliwa i trudna droga do osiągnięcia zbawienia. I choć wierzą oni (a przynajmniej mówią, że wierzą) w życie wieczne, mocno rozpowszechniony jest wśród nich paniczny strach przed śmiercią. Skąd się ten strach bierze? Ano stąd, że każdy jawista/krystowierstwa podświadomie boi się pójścia do piekła. Bo choć ich bóg jest jak wiemy nieskończenie dobry to jednak znacznie łatwiej jest u niego wylądować w piekle niż w niebie. No i stąd ten paniczny strach przed śmiercią i ewentualnym po niej piekłem, zatruwający im radość z życia. Niejeden z gorliwie wierzących krystowierców całe życie zmarnował umartwiając się na ochotnika, zadając sobie na okrągło pokuty, odmawiając sobie wszelkich radości życia. Tylko po to, aby u nieskończenie miłosiernego wyżebrać zbawienie. A przynajmniej czyściec.

Tak działa wtłoczony do ludzkiej psychiki strach przed wiekuistym potępieniem przez nieskończenie miłosiernego. Zabija radość życia.

I tu można już zakończyć porównanie wartości pogańskich z „wartościami chrześcijańskimi”.

Krystowiercy uważają ich nadjordańskie wymysły nie tylko za jedynie prawdziwą, ale także za najwspanialszą religię. Choć żadna inna nie przyniosła ludzkości tylu cierpień, prześladowań, przelanej krwi, ucisku, wyzysku i okaleczonych strachem ludzkich psychik. Jej spustoszenie sieje ona i dzisiaj. Choć jej wpływy na szczęście maleją.

Odrzucenie tej kaleczącej psychikę ludzi zbrodniczej, antyludzkiej, antyhumanitarnej i antyhumanistycznej ideologii zrodzonej nad Jordanem (niedawno pewien katolik w dyskusji mailowej pisał, że wartości humanistyczne wywodzą się z katolicyzmu – czysty obłęd)  jest pierwszym krokiem na drodze do duchowej wolności. A aby świat stał się normalny, musi odrzucić wszystkie religie abrahamowe i wszystkie inne szkodliwe wymysły żydowskie (banksteryzm, globalizm, poprawność polityczną) jako dżumy duchowe ludzkości.

Tylko świat zbudowany na wartościach pogańskich panujących u Słowian przed najazdem rzymskiej szubienicy może stać się światem lepszym i bardziej sprawiedliwym, wolnym od fanatyzmu, nietolerancji, nierówności, biedy i nienawiści.

opolczyk


==============================================================================================================================================

Szkic o życiu codziennym Słowian…


Gdy zabierałem się do napisania poniższego szkicu, sprawa wydawała mi się prosta – Słowianie mimo dzielących ich różnic regionalnych byli w sumie ludem podobnym i dlatego możliwe jest opisanie ich codziennego życia na przykładzie wymyślonej, przeciętnej, czy – jakbyśmy to dzisiaj nazwali – „statystycznej” słowiańskiej osady. I zapewne u wszystkich Słowian można znaleźć w ich życiu codziennym podobne elementy – tych samych bogów, takie same święta, obrzędy i wierzenia. Zacznę jednak od występujących u nich różnic. Były wielorakie, zwłaszcza w schyłkowych wiekach wolnej Słowiańszczyzny.

.

I tak np. jeszcze w czasach historycznych były plemiona, u których nie istniała instytucja księcia. Przykładem są plemiona Wieletów, u których do końca, do podbicia ich ziem w drugiej połowie XII wieku nie było księciów. A u ich sąsiadów, Obodrytów, instytucja ta pojawiła się już pod koniec VIII wieku. Pierwszym ich historycznie odnotowanym księciem był Wiczan/Wilczan, zmarły w 795 roku. Dodać tu należy, że u Obodrytów najważniejszą instytucją nadal był wiec, który mógł księcia odwołać i ustanowić innego. Instytucja księcia pojawiła się u Słowian późno i była obcym „importem”.

.

Różna też była u Słowian waleczność, a zwłaszcza skuteczność w walce. Dobrym przykładem na to są zachodnie plemiona, sięgające od Odry do Łaby i Sali. Tam przebiegał wzmiankowany wielokrotnie w frankońskich kronikach (Annales Fuldenses), ustanowiony przez Karola nazwanego „wielkim” jako linia obronna, tzw. Limes Sorabicus czyli granica łużycka, na północy łączący się z limesem Saxoniae, odgradzającymi od państwa Karola ziemie słowiańskie. Na poniższej mapce widać zasięg słowiańskich ziem na zachodzie jeszcze do trzeciej dekady X wieku:

.

.

I wtedy to niemiecki król Heinrich I „Ptasznik” uznał w roku 928 za jeden z priorytetów podporządkowanie Niemcom całego Połabia aż do Odry. Jednym z głównych wykonawców tego podboju był zbój i zbrodniarz Geron, wsławiony otruciem w roku 939 trzydziestu zaproszonych na ucztę wodzów i naczelników serbołużyckich. Podbicie terenów Serbołużyczan, mimo stawianego przez nich oporu i mimo wielu buntów, które wywoływali na już zajętych ich ziemiach, dokonane zostało w ciągu zaledwie 35 lat, w latach 928 – 963. W roku 963 po raz pierwszy też państwo niemieckie na kawałku Odry graniczyło bezpośrednio z państwem piastowskim Mieszka I. W szkołach uczą, że Polska istnieje od 966 roku (dokładniej mówiąc od 14 kwietnia 966). Ale już trzy lata wcześniej graniczyła z cesarstwem niemieckim…

.

O ile podbój Serbołużyc zajął Niemcom zaledwie 35 lat, równe im terytorialnie Północne Połabie atakowane także od 928 roku broniło się ponad dwa wieki. Miały miejsce w tym czasie wzloty i upadki, zwycięstwa i klęski Połabian. Porażką Niemców zakończyła się np. fanatyczna łotrowska krucjata połabska z roku 1147 (https://pl.wikipedia.org/wiki/Krucjata_po%C5%82abska). Dopiero w kilka lat po śmierci Niklota (1160) Północne Połabie stało się niemieckim lennem. Jego synowie Przybysław i Warcisław próbowali jeszcze stawiać opór. Ale gdy Warcisław został przez Niemców pojmany i powieszony w 1164 roku, drugi syn Niklota, Przybysław, stał się gorliwym niemieckim lennikiem. Jedynie prosty lud obodrycki wzniecał jeszcze bunty, ale były one krwawo tłumione, także przez Przybysława.

.

Niklot jak mało który książe, król czy cesarz europejski zasługuje na przydomek Wielki”. Nie podbijał innych, obcych ludów, jak „wielcy” Aleksander Macedoński, czy frankoński Karol. On bronił wolności własnego kraju i własnego ludu. Nie narzucał też własnym poddanym obcej mściwej religii jak „wielcy” Teodozjusz, czy kijowski Włodzimierz. On bronił wolności sumienia i wyznania dla siebie i obodryckiego ludu. Nawet nasz „wielki” Kazimierz do pięt nie dorastał Niklotowi, choćby przez jego podbój Rusi Halicko-Włodzimierskiej i jej katoliczenie. Historycy przemilczają fakt, że najazdy Kazimierza na Ruś były oficjalnymi kościelnymi krucjatami ogłaszanymi przez papieży (Można także powiedzieć, że Polska spełniła oczekiwania papieskie, nie tylko podbijając Ruś Halicką, lecz szerząc też tam katolicyzm.” https://historia.org.pl/2018/04/12/krucjaty-kazimierza-wielkiego/).

.

Wielkość Niklota uznała wywodząca się od niego, ale totalnie zniemczona już w XIII wieku, dynastia Meklemburska. Podczas przebudowy i remontu siedziby wielkich książąt Meklemburgii w Schwerinie w XIX wieku, nad główną bramę wejściową do ich zamku umieszczono posąg Niklota z włócznią i tarczą, siedzącego na koniu:

.

.

A tu jego posąg w zbliżeniu:

.

.

Polskojęzyczna wiki za założyciela dynastii meklemburskiej uznaje Przybysława (https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adcy_Meklemburgii).

Natomiast niemieckojęzyczna wymienia wszystkich książąt obodryckich od VIII wieku, nawet tych pogańskich, z Niklotem włącznie (https://de.wikipedia.org/wiki/Liste_der_mecklenburgischen_Herz%C3%B6ge_und_Gro%C3%9Fherz%C3%B6ge).

O samym Niklocie polskojęzyczna wiki pisze niewiele (https://pl.wikipedia.org/wiki/Niklot); niemieckojęzyczna wielokrotnie więcej (https://de.wikipedia.org/wiki/Niklot).

Pamięć o tym pogańskim słowiańskim księciu jest, jak widać, znacznie bardziej żywa nad Łabą niż nad Wisłą…

.

Upadek północnego Połabia przypieczętował los Ranów. Rugię najechały hordy wyznawców krzyża pod dowództwem biskupa Absalona w 1168 roku. Arkona padła 12 czerwca. Nad Słowiańszczyzną zapanowała długa, wielowiekowa noc nadjordańskiej religii.

.

Ale i na ziemiach obecnie polskich bitność i waleczność poszczególnych plemion w czasach wczesnopiastowskich była zgoła różna. Były plemiona, które, zagrożone najazdem Polan, praktycznie bez walki dawały sobie narzucić tyranię Piastów. Inne jednak stawiały opór – jak choćby Mazowszanie. A jeszcze bardziej Pomorzanie. Wprawdzie udało się Mieszkowi zbrojnie pokonać Wolinian i opanować ujście Odry, ale dalszy podbój Pomorza szedł opornie i pełna dominacja Mieszka nigdy tam nie zaistniała. A gdy, już za Chrobrego, na zjeździe gnieźnieńskim (1000 rok) utworzono biskupstwo w Kołobrzegu, już po kilku latach, ok. roku 1007 Pomorzanie wypędzili biskupa i drużynę Polan. Przez następne stulecie odpierali wielokrotne najazdy Piastów. Ulegli dopiero najazdowi hord Krzywoustego. Używany przez wielu historyków eufemistyczny zwrot mówiący o „jednoczeniu plemion słowiańskich” przez pierwszych Piastów ukrywa niechlubną prawdę – były to brutalne, siłowe podboje, połączone ze zniewalaniem i narzucaniem słabszym plemionom niechcianej władzy polańskich uzurpatorów.

.

Istniały u Słowian też różnice w – nazwijmy to tak – gospodarce żywnościowej, nawet w łonie tego samego plemienia. Osada położona na otwartej przestrzeni była zazwyczaj typowo rolnicza, a inna, odległa o powiedzmy 10 kilometrów, ale leżąca w lesie na polanie, mogła już być głównie łowiecka. Natomiast u Słowian żyjących nad dużymi rzekami, jeziorami i nad morzem głównym pożywieniem były ryby. A u mieszkających w górach, bo i tacy byli, dominowała hodowla zwierząt i pasterstwo.

.

U schyłku Słowiańszczyzny widoczne były też różnice dotyczące spraw kultu i obrzędów. U niektórych plemion pojawiły się świątynie i towarzyszące im kasty kapłanów. Były to obce „importy” kulturowe. Najbardziej znane świątynie to oczywiście ta z Arkony, zburzona w 1168 roku i ta z Radogoszczy, zburzona w 1125 roku. W tym samym czasie w puszczach Mazowsza świątyń ani kapłanów nie znano, a obrzędy odprawiano po staremu, w świętych gajach, przy świętych źródełkach czy nad świętymi jeziorami. Rolę kapłanów sprawowali po staremu żercy.

.

.

Istniały też u Słowian różnice dotyczące ich ulubionych, czy „naczelnych” bogów. Wszyscy Słowianie, jak wiemy, byli politeistami, ale jedni czczili najbardziej Swarożyca, inni Świętowita, a jeszcze inni Peruna, Swaroga czy Trygława. Nie było więc u Słowian jednego, uznawanego obowiązkowo przez wszystkich, boga najwyższego.

.

Także odzieżą Słowianie różnili się pomiędzy sobą. U ludności rolniczej dominowała odzież płócienna z lnu i konopii. U łowców żyjących w lasach odzież z wyprawionych skór. A u górali odzież wełniana. Choć oczywiście wszystkie te odmiany odzieży znane były u wszystkich Słowian, tyle że występowały w różnych proporcjach.

.

Różnili się też Słowianie dominującym u nich rzemiosłem. Mieszkający nad dużymi akwenami wodnymi wyrabiali głównie łodzie i sprzęt do łowienia ryb, mieszkający w lasach sprzęt łowiecki, a ludy rolnicze sprzęt do uprawy ziemi. Niemniej mimo tych różnic, znacznie więcej było wspólnych cech łączących wszystkich Słowian. O jednej już wspomniałem – wszyscy byli politeistami. Ale łączyło ich znacznie więcej…

.

Najogólniej rzecz biorąc życie Słowian płynęło w rytmie pór roku – zima, wiosna, lato, jesień. Zmieniającym się porom roku towarzyszyły charakterystyczne dla nich główne zajęcia, inne zimą, inne wiosną, latem czy jesienią. Rok dzieliły na cztery równe okresy cztery najważniejsze, święta solarne święta. Słowiański rok zaczynał się podczas zimowego przesilenia Szczodrymi Godami, kiedy to po trzydniowym „staniu” Słońca (w obecnym kalendarzu przypadającym na ok. 22-24 grudnia) boskie Słońce-Swarożyc „odradza” się, pokonuje ciemność i zaczyna z dnia na dzień powoli wznosić się coraz wyżej na nieboskłonie. I choć sroga i luta zima trzyma nadal, dzień staje się powoli coraz dłuższy. Ok. 91 dni później świętowano Jare Gody – wiosenną równonoc – początek wiosny. Po następnych ok. 91 dniach świętowano letnie przesilenie – Kupalnockę – najkrótszą noc i najdłuższy dzień w roku. I wreszcie po następnych ok. 91 dniach, podczas jesiennej równonocy świętowano Plony.

Te cztery święta, obchodzone w równych od siebie odstępach czasu były najważniejszymi czasowymi punktami odniesienia w słowiańskim rytmie rocznym. Obok wymienionych czterech głównych świąt solarnych było u Słowian wiele innych świąt, tyle że ich obchody uzależnione były od faz Księżyca-Miesiąca, zwłaszcza pełni. I tak obchodzono inne święta np. w pierwszą, drugą lub trzecią pełnię po danym święcie solarnym. Sztucznych 12 miesięcy wypełniających cały rok Słowianie nie znali. U nich miesiąc trwał od nowiu do nowiu, ew. od pełni do pełni – ok. 29,5 dnia. Tygodni też Słowianie nie znali (a więc i dni tygodnia). Te cywilizacyjne „wynalazki” przyszły do nich wraz z rzymską szubienicą. Nie było w związku z tym u Słowian i niedzieli – dnia wolnego od pracy. Nie oznacza to jednak, że harowali na okrągło. W ich rocznym kalendarzu był ogrom świąt, a niektóre, jak np. witanie wiosny, trwały tygodniami (https://opolczykpl.wordpress.com/kalendarz-slowian/). Przy czym nawet podczas największych świąt prace, które musiały być wykonane, były wykonywane. Za to nawet bez świąt, przy sprzyjającej pogodzie, po skończonych pracach polowych czy łowach wieczorami „świętowano” przy ognisku, bawiąc się, tańcząc i śpiewając.

.

Panteon Słowian liczył wielu bogów. Różnił się od greckiego czy rzymskiego tym, że nie był hierarchiczny, nie miał boga najwyższego, tyrańsko rządzącego pozostałymi bogami. Niemniej różne plemiona, a nawet pojedyncze osady miały własnych bogów ulubionych, niejako ich patronów.

W najdawniejszych czasach najbardziej czczono u Słowian Mokosz, Matkę Ziemię oraz Swarożyca (wg niektórych Swaroga) – Słońce. Było to zrozumiałe. Matka Ziemia była wszak żywicielką i domem. A bez światła i ciepła Słońca nie byłoby na Ziemi życia. Stąd Mokosz i Swarożyca otaczano taką czcią. Byli u Słowian też bogowie będący personifikacją żywiołów i sił Natury – jak Perun, miotający gromami, czy Strzybóg, ojciec wiatrów. Byli też bogowie od spraw ludzkich, kierujący losami człowieka jak Dadźbóg czy Rod. Nie było natomiast w panteonie słowiańskim bogów mściwych, zawziętych, nieludzkich, wręcz krwiożerczych. Owszem, niekiedy rozzłoszczony Perun miotał gromy, a Pochwist sprowadzał niepogodę i wichury. Ale ich gniew można było uśmierzyć darami czy zaklęciami. Słowiańscy bogowie nie stawiali wyznawcom żadnych żądań, nie narzucali przykazań. Zadawalali się tym, że oddawano im cześć i składano drobne dary i ofiary – trochę napitku i jadła. Byli po prostu swojscy, opiekuńczy. Stąd, przez długie wieki po krystianizacji, Słowianie uparcie przy nich trwali. Nie chcieli obcego boga wymagającego umartwień, postów, każącego żebrać na kolanach o miłosierdzie i przebaczenie.

.

Słowianie całkowicie inaczej, niż my obecnie, postrzegali otaczający ich świat. Pełen był wyższych i niższych istot duchowych – od niższej rangi bóstw po złośliwe demony.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Demony_s%C5%82owia%C5%84skie

.

Przy pomocy magii, zaklęć, amuletów i talizmanów złośliwe duchy trzymano na odległość, a darami dziękowano dobrym za opiekę i pomoc. Istoty te były wszędzie – w powietrzu, lasach, wodach, nawet w domostwach. Ogromnym mirem i poważaniem cieszyli się u Słowian ci, którzy potrafili złe duchy trzymać na odległość, oraz umieli wyrabiać skuteczne amulety i talizmany (ich skuteczność oceniano po tym, czy osoby je posiadające spotykają rzadziej niż innych nieszczęścia). Tu koniecznie należy zaznaczyć, że w dziedzinie znawczyń magii zdecydowanie górowały u Słowian kobiety – wiedźmy, szamanki, szeptuchy.

.

Magia i wróżby pełniły b. ważną rolę w życiu wszystkich Słowian. Bez dobrej wróżby wiedźm czy kapłanów nie ruszano na wyprawy wojenne. Zaklęciami odpędzano „złe”. Przy pomocy magii także leczono, oczywiście wspomagając leczenie ziołami. Zakochani zabiegali magicznymi praktykami o wzajemność wybrańca. Zabiegi magiczne miały przynosić szczęście indywidualne i zbiorowe, miały chronić i zwiększyć plony, zapewnić zgodne pożycie małżeńskie i zdrowe dzieci. Ale mogły też (tzw. „czarna magia”) zaszkodzić wrogom, sprowadzić na nich nieszczęścia a nawet śmierć.

.

Współczesny przeciętny cywilizowany człowiek zachodu nazwie te wszystkie prastare zabiegi magiczne, zaklęcia i używanie talizmanów z politowaniem przesądami i gusłami. Oficjalna nauka także je tak kwalifikuje. Ale z punktu widzenia parapsychologii/psychotroniki wiele z tych praktyk magicznych było nie tylko czynnościami logicznymi, racjonalnymi, ale mogły być też skutecznymi. Człowiek to nie tylko ileś tam kości, mięśni, płynów ustrojowych i narządów – to przede wszystkim niezależna od ciała świadomość. I choć oficjalna nauka uparcie temu zaprzecza, owa świadomość u osób wyćwiczonych i uzdolnionych może wpływać „zdalnie” na otoczenie. Nasi praprzodkowie o tym wiedzieli. Współczesna cywilizacja z oporami odkrywa to powoli na nowo.

.

Słowianie żyli w niezbyt dużych grodach, osadach czy opolach. Stanowiły one autonomiczne jednostki i w sprawach codziennego życia same o sobie decydowały. Były zazwyczaj obronne, gdyż wielokrotnie na ziemiach słowiańskich pojawiali się obcy. Był okres, że budowano coraz większe takie obronne siedziby, ale w końcu z tego zrezygnowano. W pewnym z wykładów, jaki słuchałem, prelegent mówił, że (co potwierdziły wykopaliska) na terenach południowo-wschodniej Polski po niszczycielskich najazdach Scytów zniknęły duże grody. Budowano ich więcej, ale mniejsze i bardziej rozproszone (dopiero u schyłku Słowiańszczyzny pojawiły się duże grody, wręcz miasta, takie jak kupiecki Wolin, liczący w X wieku ok. 5 tys. mieszkańców. Widać w nim było już daleko posunięte cywilizacyjne zwyrodnienie. Większość mieszkańców była nieproduktywnymi kupcami, handlarzami, zbieraniną z całego ówczesnego świata. Kierowała nimi żądza zysku i wzbogacenia się). Wydaje się, że gród, którego resztki odkopano i zrekonstruowano w Biskupinie należał do grodów większych. Przeciętne osady Słowiańskie liczyły do kilkudziesięciu rodzin. Tyle, że były to rodziny wielopokoleniowe. Gdy w osadzie robiło się ciasno, w niezbyt dalekim sąsiedztwie budowano nową. Wszystkie domostwa w osadach były podobnej wielkości. Nie było w nich ani jednego domostwa wyróżniającego się wielkością i okazałością. Słowianie żyli w systemie egalitarnym.

.

.

Najwyższą władzą w każdej osadzie czy grodzie (także w całym plemieniu) był wiec. Na nim podejmowano najważniejsze decyzje (na wiecach plemiennych poszczególne wspólnoty reprezentowały ich starszyzny). Na codzień osadami kierowała starszyzna. Jej „władza” opierała się nie na sile i przemocy, a na autorytecie i szacunku. Jest oczywiste, że wśród starszyzny trafiały się gbury, mruki i egoiści. Ale tacy nie cieszyli się powszechnym szacunkiem. Zarówno wśród starszyzny jak i na wiecach największy posłuch mieli ludzie zasłużeni dla wspólnoty, kierujący się jej dobrem. Głos jednego takiego człowieka mógł przeważyć zdanie kilku gburów i egoistów. Nie wiem, czy kobiety też uczestniczyły w wiecach lokalnych. Zapewne się im z domostw przysłuchiwały. Ale zapewne szanowane wiedźmy czy otaczane szacunkiem staruszki także mogły zabierać głos. Zresztą bez wróżb i przepowiedni wiedźm wiece nie podejmowały żadnych wiążących decyzji.

.

Pola uprawne otaczające każdą rolniczą osadą były wspólną własnością. Także wspólne były zwierzęta hodowlane. Zbiory dzielono w zależności od liczebnośni każdej rodziny. W pracach polowych na miarę ich możliwości brali udział wszyscy zdolni do pracy. Pomagały też, choć bez przymusu, kilkuletnie nawet dzieci. W ten sposób wdrażano je do uspołecznionego życia – pracy dla wspólnego dobra.

.

Kobiety u Słowian nie były „niewolnicami pańskimi”. Owszem, istniał podział obowiązków i prac na męskie i kobiece. Na łowy np., zwłaszcza na grubego zwierza, kobiet nie brano. Na wyprawy wojenne też nie. Ale już w walkach w obronie własnej osady mogły aktywnie uczestniczyć. Czy miały prawo głosu na wiecu – nie wiem, ale mężczyźni konsultowali podejmowane decyzje z matkami i żonami. A zwłaszcza z wiedźmami. Najważniejszym obowiązkiem kobiet była opieka nad dziećmi. Nawet synowie dopiero po postrzyżynach przechodzi pod władzę ojców. Wcześniej podlegali matkom.

Na pozycję kobiet u Słowian światło rzuca legenda o Wandzie. Choć sama Wanda to postać fikcyjna, ale w legendzie o niej jest ziarnko prawdy. I jest nim właśnie wysoka pozycja jaką miała Wanda w legendzie o niej.

.

Kolejnym ważnym aspektem życia Słowian były różnego rodzaju obrzędy. Jedne były okazjonalne, inne typowo świąteczne, a jeszcze inne codzienne. Do tych ostatnich zaliczyć można np. codzienne napełnianie odrobiną jadła i napitku miseczek przeznaczonych dla duchów opiekuńczych domostwa i dla skrzatów. Okazjonalne obrzędy były b. różnorodne. Np. miały za zadanie uciszenie burz, zakończenie klęsk żywiołowych (powodzi, pożaru lasu). Ale należały do nich też np. nadanie dziecięcego imienia noworodkom, postrzyżyny i zapleciny u siedmioletnich chłopców i dziewczynek, swaćby/śluby czy pogrzeby. Wszystkim tym obrzędom towarzyszyły odpowiednie rytuały. No i były obrzędy typowo świąteczne, jak choćby palenie i/lub topienie Marzanny. No i oczywiście składanie żertwy bogom – czy to u stóp symbolizujących ich posągów, czy w świętych gajach bez żadnych posągów, prosto pod świętymi drzewami.

.

W życiu każdego Słowianina i Słowianki było kilka przełomowych momentów. Pierwszym było nadanie dziecięcego imienia, mającego chronić noworodka przed złymi mocami. Kolejnym było nadanie właściwego imienia podczas zaplecin i postrzyżyn.

.

.

Od tego momentu dziewczęta były przygotowywane do roli przyszłej żony i matki, a chłopcy do roli przyszłego męża i ojca, oraz do funkcji rolnika/rybaka/pasterza oraz łowcy i wojownika. Nie wiem, czy była u Słowian znana męska inicjacja, czyniąca z chłopca mężczyznę. U dziewcząt była to zapewne pierwsza menstruacja, po której dziewczynka z dziecka stawała się kobietą. Choć pełną inicjację stanowiło dla dziewcząt przejście wraz z zaślubionym mężem przez symboliczną bramę podczas obrzędów swaćby. U chłopców inicjacja chyba rozłożona była w czasie. Gdy mieli lat 10-12, zaczęto zabierać ich na polowania, ale tylko jako pomocników w nagonce. Dopiero gdy zmężnieli, mogli z włóczniami brać udział we właściwym polowaniu. Na pewno charakter pełnej inicjacji i to dla obojga młodych, miał obrzęd przejścia przez symboliczną, uplecioną z gałęzi bramę podczas swaćby.

.

.

Ona stawała się pełnoprawną kobietą, on pełnoprawnym mężczyzną – ze wszystkimi prawami i obowiązkami z tym związanymi.

.

Charakterystycznym rysem Słowian była cechująca ich wszystkich afirmacja życia. A nie było ono – codzienne życie – mimo wielu świąt, tańców i śpiewów przy ogniskach, sielanką. Sami z mozołem budowali domy i osady, szyli odzież, wyrabiali wszystkie sprzęty i narzędzia. Dotykały ich klęski żywiołowe, przemarsze i najazdy obcych, zatargi i walki międzyplemienne. Ciężko i z mozołem pracowali na roli, przy połowie ryb i podczas polowań. Głód po niespodziewanych powodziach czy pożarach nie raz zaglądał im w oczy. Ale mimo tych wszystkich trudów i przeciwieństw losu, wszystkie ich święta były radosne, wszystkim towarzyszyły uczty, zabawy, tańce i śpiewy. Nie było u nich ani jednego święta ponurego i żadnych ponurych obrzędów. Nawet pogrzebom towarzyszyła uczta. Także obrzędom Dziadów.

Niewyobrażalnym szokiem kulturowym było dla Słowian (na naszych ziemiach od czasów pierwszych Piastów) narzucanie im kultu ponurego obcego boga, domagającego się postów, pokuty, umartwień i wyrzeczeń, straszącego nieposłusznych karami i wiekuistym potępieniem. Był w oczach Słowian gorszy od najgorszych własnych demonów razem wziętych. Dlatego z takim uporem trwali przy starych, dobrych, swoich bogach, wypędzonych przez obcego demona znad Jordanu.

.

Słowian cechował szacunek wobec Przyrody. Wprawdzie korzystali z jej wytworów, zbierali owoce i zioła, ścinali drzewa na budowę domów, palisad, mebli i narządzi, polowali na zwierzęta, łowili ryby, a także wydzierali Przyrodzie miejsca na osady i na poletka – ale nigdy nie stawiali się ponad nią. Nigdy nie zamierzali nad nią panować. Wiedzieli, bo umieli czytać w Księdze Natury, że są nie panami Przyrody, a jej częścią. I że ich życie od niej zależy. Dlatego brali z niej tylko tyle, ile było dla nich niezbędnie konieczne do przeżycia. To co nastąpiło później, poczynając od czasów piastowskich, a więc bezmyślne wycinanie lasów czy motywowane chciwością i żądzą zysku masowe polowania na zwierzęta, także futerkowe, z których wiele nieomal doszczętnie wytępiono, tylko ze względu na zyski z handlu ich skórami i futrami – taki wandalizm wobec Przyrody w czasach pogańskich był nie do pomyślenia.

.

U wszystkich też Słowian znana była tradycja przekazu ustnego. To dzięki niemu przez tysiąclecia Słowianie pozostawali sobą i trwali we własnej kulturze. Wprawdzie znali pismo runiczne, ale nigdy nie pisali żadnych ksiąg (potrafili za to czytać w najmądrzejszej z ksiąg – Księdze Natury). Runy wykorzystywali do innych celów. Umieszczano je np. na posągach bogów, na talizmanach (wzmacniały ich moc) i na odzieży. Na niej umieszczano runiczne zaklęcia mające chronić noszących odzież od złych mocy i uroków. Przekaz ustny był dwojakiego rodzaju – ogólny dla wszystkich i indywidualny dla wtajemniczonych. Ten pierwszy były to opowieści starszych przy ogniskach, czy podczas świątecznych uczt lub w długie jesienne i zimowe wieczory w domach. Starsi (dziady i baby) przekazywali w tych opowieściach młodszym całą posiadaną wiedzę: o bogach, zaświatach i duchach dobrych i złych, o świętach, obrzędach i ich znaczeniu, o historii rodziny, osady i plemienia, o przeszych wojnach, najazdach, obronie przed najeźdźcami i sposobach walki, o uprawie roli, kiedy jak i dlaczego zasiewać to a nie co innego, o zwierzętach dzikich i domowych, ich zachowaniu i sposobach polowań i hodowli, o odczytywaniu znaków zwiastujących nadciągającą burzę czy suszę, o obowiązkach i prawach każdego członka wspólnoty. A że każdy Słowianin i Słowianka od wczesnego dzieciństwa słyszeli te opowieści wielokrotnie, zapamiętywali je i później przekazywali posiadaną wiedzę kolejnym pokoleniom.

Przekaz indywidualny dotyczył natomiast wiedzy tajemnej, zwłaszcza czarnej magii. Chodziło o to, by wiedzę tę posiadły tylko osoby o wysokiej etyce, gwarantującej, że nie wykorzystają jej na szkodę wspólnoty i współplemieńców, kierując się egoizmem, przerostem ambicji, mściwością, czy osobistymi urazami. Posiadaczkami tajnej wiedzy były przede wszystkim wiedźmy. I to one wyszukiwały w najbliższym otoczeniu młode następczynie, które indywidualnie, krok po kroku wtajemniczały w uprawianie magii. Do naszych czasów ogromna większość tajnej wiedzy zaginęła. I nie ma się czemu dziwić – od pierwszych Piastów zawzięcie tępiono właśnie wiedźmy. A podczas wielowiekowych polowań na czarownice wytępiono je nieomal do reszty. Powie ktoś – w Polsce/Rzeczypospolitej nie było przecież stosów. No cóż – gdyby ich nie było, Sejm nie musiałby w roku 1776 zakazać procesów czarownic i skazywania ich na śmierć (https://pl.wikipedia.org/wiki/Proces_o_czary#Ostatnie_procesy_w_Polsce). Płonęły więc stosy i w Polsce/Rzeczypospolitej, już od średniowiecza, wbrew propagandzie katolików o państwie bez stosów. I to płonęły tysiącami. Szczególne nasilenie tego amoku zaczęło się czasach Zygmunta III Wazy, szwedzkiego „importu”, pupilka jezuitów i papiestwa.

.

Dla nas wyjątkowo szczęśliwym trafem jest fakt, że Słowianie wiedzy nie spisywali w księgach, a przekazywali ją ustnie. To dzięki właśnie ustnej tradycji przetrwała do naszych czasów wiedza o naszych praprzodkach. Gdyby Słowianie pisali księgi, zostałyby one spalone już za pierwszych Piastów, przez co stalibyśmy się ludem bez pamięci. Spalić księgi jest łatwo. Trudniej jest zakazać ludziom w wiejskich chatach opowieści o bogach i przodkach. A już niemożliwe i niewykonalne byłoby dopilnowanie takiego ewentualnego zakazu. Trwał więc ten ustny przekaz u prostego ludu, z pokolenia na pokolenie przez długie wieki, do czasu, aż zainteresowali się nim ludzie jak Zorian Dołęga-Chodakowski, którzy zaczęli go spisywać.

.

Trzeba pójść i zniżyć się pod strzechę wieśniaka w różnych odległych stronach, trzeba śpieszyć na jego uczty, zabawy i różne przygody. Tam, w dymie wznoszącym się nad głowami, snują się jeszcze stare obrzędy, nucą się dawne śpiewy i wśród pląsów prostoty odzywają się imiona Bogów zapomnianych.”

https://pl.wikiquote.org/wiki/Zorian_Do%C5%82%C4%99ga-Chodakowski

.

I choć na przestrzeni ponad ośmiu wieków przekaz ustny odkryty przez Zoriana w wiejskich chatach został zapewne nieco zniekształcony, zwłaszcza przez naleciałości przyniesione nad Wisłę znad Jordanu, ale można je wyłapać i usunąć. To co pozostanie – to jest właśnie nasza wiedza o bogach, o życiu, wierzeniach, obrzędach i zwyczajach naszych słowiańskich przodków.

.

Obecnie panuje na Wisłą chciwy kapitalizm i konsumpcjonizm, a w kształtowaniu świadomości i postaw dominują obce, bezmyślne ideologie religijne i świeckie, zwłaszcza katolicyzm i polityczna poprawność. Przywrócenie tradycji pogańskiej naszych przodków, a więc egalitaryzmu, rzeczywistej samorządności, autonomii lokalnych wspólnot, wychowywania dzieci w duchu troski o wspólne dobro, szacunku wobec Przyrody mogłoby uczynić Polskę krajem normalnym.

Byłby to naprawdę powrót do normalności.

I do naszych rzeczywistych korzeni...

.

opolczyk

.

.

PS

.

Znajomy, Mirek, zwrócił mi uwagę na poniższe zdanie:

.
Byli u Słowian też bogowie będący personifikacją żywiołów i sił Natury – jak Perun, miotający gromami, czy Strzybóg, ojciec wiatrów”
.

Uznał je za niestosowne i niezgodne z prawdą.

No cóż, niestety zbyt „uprościłem” tę sprawę. Faktem jest, że przez tysiąclecia Słowianie byli (nie lubię tego terminu) „animistami” i oddawali cześć boską samym żywiołom i siłom Natury, bez ich wyobrażania sobie w jakikolwiek sposób. Mówiąc po prostu – czcili żywioł czy siłę Natury samą w sobie jako coś boskiego czy może też jako przejaw działania sił boskich. Później jednak, pod wpływem zewnętrznych wzorców, zaczęli wykonywać posągi bogów Natury. Z latopisu np. wiadome jest, że w pogańskim Kijowie były posągi m.in. Peruna i Strzyboga. Posąg Peruna Włodzimierz kijowski, po tym gdy na Krymie się okrzcił, własnoręcznie wrzucił do Dniepru. Pozostałe posągi zniszczono. Jednak robienie posągów np. Peruna to nic innego jak personifikacja siły Natury – pioruna i grzmotu. A i dodatkowo jeszcze jego antropomorfizacja – wszak posąg przedstawiający Peruna miał twarz ludzką.

Tak więc przynajmniej u schyłku wolnej Słowiańszczyzny miało miejsce personifikowanie, a także antropomorfizacja żywiołów i sił Natury. za;https://opolczykpl.wordpress.com/2019/10/21/szkic-o-zyciu-codziennym-slowian/

==================================================================================================================================================================


.za;



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Z czego towim zdaniem Polacy mogą byc dumni - praca zaliczeniowa
Chromoterapia... Czym właściwie są barwy i do czego mogą być przydatne, Chromoterapia
Zagrożeniem chemicznym mogą być substancje chemiczne
Jakie znaki i sygnały wysyłane przez nasze ciało mogą być odczytane przez innych ludzi
prawo odp (moga byc, Podstawy Prawa w Gospodarce
poznań 2, Objawami klinicznymi raka gruczołu piersiowego mogą być:
od Jackiewicza, Pytania Poznań, Objawami klinicznymi raka gruczołu piersiowego mogą być:
03 19 rodzaje odpadów, które mogą być składowane w sposó
Kosztorysowanie - wykłady i testy, WYKŁADY, Wytworami procesów produkcyjnych, mogą być utwory materi
Rzym- moje notatki, zdolność do czynności prawnych, warunek, termin, Zdarzenia w śwetle prawa mogą b
Wypracowanie Czy starożytne ideały mogą być?nne dla człowieka współczesnego
MEDYCZNE CZYNNOŚCI RATUNKOWE, KTORE MOGĄ BYĆ PODEJMOWANE PRZEZ RATOWNIKA MEDYCZNEGO
Niewygodni ludzie mogą być uciszani za pomocą?lowo wywoływanych chorób
Czy pytania retoryczne mogą być zaliczone do zdań w sensie logicznym
Stenu 1 kolokwium pytania od tomka (mogą być złe)
13 mogą być wymieniane na inne wolne od wad
Bośniackie piramidy mogą być pozostałością starożytnego ludu, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY
CZY WRÓŻBICI MOGĄ BYĆ NIEBEZPIECZNI

więcej podobnych podstron