NISARGADATTA 22 IV 1972
22 kwietnia 1972 r.
Rozmówca: We wszystkich prawie krajach świata organa śledcze stosują praktyki, których celem jest wymuszenie od badanego zeznań, a gdy trzeba - dokonanie zmiany jego osobowości. Stosując specjalne środki nacisku, fizyczne i moralne, łamią one osobowość starą, wprowadzając na jej miejsce nową. Badany słyszy tyle razy, że jest wrogiem państwa i zdrajcą swego kraju, że wreszcie któregoś dnia coś się w nim załamuje i sam zaczyna powtarzać z pełnym przekonaniem, że jest zdrajcą, godnym pogardy buntownikiem zasługującym na najstraszniejsze kary. Uderzyło mnie podobieństwo tego rodzaju prania mózgu" do praktyk religijnych i jogicznych. Takie same naciski fizyczne i moralne, izolowanie w samotności, ogromne poczucie grzechu, rozpacz i pragnienie ratunku na drodze pokuty i nawrócenia, przyswojenie sobie nowego wzoru własnej osoby i ucieleśnienie tego wzoru. Takie samo powtarzanie innych treściowo formułek, jak na przykład Bóg jest dobry", Partia wie najlepiej", Tylko wiara mnie zbawi". Interesuje mnie, czy w tak zwanych jogicznych lub religijnych praktykach działa ten sam mechanizm. Zmusza się mózg do skoncentrowania się na jakiejś specjalnej idei, z wykluczeniem wszelkiej innej. Koncentrację tę wydatnie się wzmacnia rygorystyczną dyscypliną i niełatwymi do zniesienia ograniczeniami. Ludzie płacą za to wysoką cenę życia i szczęścia, a zaś to, co w zamian uzyskują, nabiera szczególnej wagi. Takie wyreżyserowane nawracanie, jawne czy ukryte, religijne czy polityczne, etyczne czy społeczne, może wydawać się autentyczne i trwałe, a jednak wyczuwa się w nim coś sztucznego.
Maharaj: Ma pan całkowitą rację. Przy tego rodzaju postępowaniu umysł ulega wypaczeniu i popada w bezwład. Jego stan można łatwo przewidzieć: każde poczynanie prowadzi do większego jeszcze zniewolenia.
R: Dlaczego więc zaleca się sadhanę?
M: Dopóki człowiek nie uczyni największego wysiłku, nie może się przekonać, że wysiłek do niczego nie prowadzi. Jaźń tak wierzy w siebie, że nie skapituluje, dopóki nie dozna całkowitej porażki. Samo werbalne uznanie nie wystarcza. Tylko oczywiste fakty mogą wykazać absolutną nicość własnego wyobrażenia o sobie.
R: Pranie mózgu" doprowadza mnie do obłędu, a guru doprowadza mnie do zdrowia. W obu przypadkach działanie jest podobne, ale motywy i cele są całkowicie różne. Podobieństwo jest tylko werbalne.
M: Wzywanie lub zmuszanie do cierpienia ma w sobie coś z okrucieństwa i przemocy, a owoc przemocy nie może być słodki. Są w życiu sytuacje przykre, których nie można uniknąć i na które człowiek musi być przygotowany. Zdarzają się też sytuacje ohydne, które człowiek stwarza rozmyślnie lub przez zaniedbanie na nich trzeba się uczyć sztuki niepowtarzania tych samych błędów.
R: Musimy cierpieć, aby uczyć się przezwyciężać ból.
M: Ból jest bólem i trzeba go znieść. Nie ma niczego takiego jak przezwyciężanie bólu i nie jest do tego potrzebna zaprawa. Przygotowywanie się na przyszłość, wyrabianie w sobie odpowiednich postaw, jest oznaką lęku.
R: Gdy umiem poradzić sobie z cierpieniem, jestem od niego wolny, nie boję się go i dlatego jestem szczęśliwy. Podobnie jest z więźniem, który akceptuje nałożoną na siebie karę jako sprawiedliwą i nie buntuje się przeciwko więzieniu i państwu. Wszystkie religie nie robią nic innego, tylko głoszą pogodzenie się z losem i kapitulację. Wzbudza się w nas poczucie winy i odpowiedzialności za wszelkie zło na świecie i wmawia się nam, że jesteśmy jedyną jego przyczyną. Mój problem jest następujący: nie umiem dopatrzeć się większej różnicy pomiędzy praniem mózgu" a sadhaną, z takim wyjątkiem, że w przypadku sadhany człowiek nie spotyka się z fizyczną przemocą. Natomiast czynnik nacisku poprzez sugestię występuje w obu przypadkach.
M: Sam pan stwierdził, że podobieństwa są powierzchowne. Niepotrzebnie pan się przy nich upiera.
R: Proszę pana, podobieństwa nie są powierzchowne. Człowiek to istota bardzo złożona. Może być jednocześnie oskarżycielem i oskarżonym, sędzią, strażnikiem i katem. Niewiele jest dobrowolności w dobrowolnej" sadhanie. Człowiek sterowany jest przez siły leżące poza zasięgiem jego wiedzy i kontroli Mój wpływ na przemianę psychiczną jest równie mały jak m fizyczną, z wyjątkiem długiego i przykrego wysiłku, jakim jest joga. Chodzi mi o to: czy pan zgadza się z moim stwierdzeniem, że joga stosuje przemoc?
M: Zgadzam się, że joga oznacza przemoc. Ale ja z kolei nigdy nie jestem za stosowaniem przemocy. Moja droga jest całkowicie pozbawiona gwałtu. To właśnie chcę stwierdzić: jest pozbawiona gwałtu. Niech pan sam wykryje, jaka jest. Ja mówię tylko: pozbawiona jest gwałtu.
R: Nie nadużywam słów. Gdy jakiś guru każe mi medytować przez szesnaście godzin na dobę do końca mego życia, nie mogę tego czynić bez zadawania sobie najcięższego gwałtu. Czy taki guru ma rację, czy nie?
M: To nie nauczyciel stosuje przemoc lecz umysł, który ponadto boi się swojej własnej przemocy. Wszystko, co bierze się z umysłu, jest względne. Byłoby błędem czynić z tego absolut.
R: Jeśli pozostanę bierny, nic nie ulegnie zmianie. Jeśli będę aktywny, muszę stosować przemoc. Co można uczynić, aby nie być biernym ani gwałtownym?
M: Istnieje oczywiście droga ani gwałtowna, ani niegwałtowna, a jednak wysoce skuteczna. Niech pan spojrzy na siebie samego, niech pan zobaczy, jaki pan jest i takiego siebie zaakceptuje, a potem zgłębi, czym pan jest. Gwałt i jego przeciwieństwo określają pańską postawę wobec innych. Jaźń w stosunku do siebie samej nie jest gwałtowna ani niegwałtowna, nie jest świadoma siebie samej ani nieświadoma. Jeśli siebie zna, wszystko, co uczyni, będzie właściwe, jeśli siebie nie zna, wszystko, co uczyni, będzie niewłaściwe.
R: Co pan ma na myśli mówiąc: znam siebie takiego, jakim jestem"?
M: Jestem poza umysłem. Formuła jestem" nie jest myślą w umyśle. To umysł mi się zdarzył, a nie ja umysłowi. A ponieważ czas i przestrzeń są w umyśle, ja istnieję poza czasem i przestrzenią - wieczny i wszechobecny.
R: Czy pan to mówi poważnie? Czy pan naprawdę uważa, że istnieje wszędzie i we wszystkich czasach?
M: Tak. Jest to dla mnie tak oczywiste, jak dla pana jest oczywista swoboda poruszania się. Niech pan wyobrazi sobie drzewo pytające małpę: Czy naprawdę sądzisz, że możesz poruszać się z miejsca na miejsce?" A małpa odpowiada: Tak właśnie sądzę".
R: Czy jest pan także wolny od związków przyczynowych? Czy może pan czynić cuda?
M: Sam świat jest cudem. Jestem poza cudami - w pełni normalny. U mnie wszystko zdarza się tak, jak powinno się zdarzać. Nie mieszam się do dzieła stworzenia. Po co mi drobne cuda, gdy największy z cudów dzieje się na moich oczach przez cały czas? Cokolwiek człowiek widzi, widzi swą własną istotę. Niech pan przeniknie głębiej siebie samego i tam szuka. W odkrywaniu siebie nie ma żadnego przymusu. Niszczenie tego, co fałszywe, nie jest gwałtem.
R: Gdy badam siebie samego lub zagłębiam się w sobie z myślą, że będzie to dla mnie korzystne z tego czy innego powodu to i tak uchylam się od tego, czym jestem.
M: Słusznie. Prawdziwe badanie skierowane jest zawsze ku czemuś, a nie od czegoś. Gdy zastanawiamy się, jak coś zdobyć lub jak czegoś uniknąć, nie przeprowadzamy wcale badania. Aby jakąś rzecz poznać, trzeba ją w pełni zaakceptować.
R: Tak. Aby poznać Boga, muszę zaakceptować Boga. Jakie to straszne!
M: Zanim zaakceptuje pan Boga, musi pan zaakceptować siebie samego, a to jest jeszcze straszniejsze. Pierwsze kroki w samoakceptacji nie są bynajmniej przyjemne, bo to, co się spostrzega, nie jest miłym obrazem. Trzeba wielkiej odwagi, aby pójść dalej. Jedyne, co pomaga, to spokój. Niech pan popatrzy na siebie w zupełnym spokoju i nie próbuje siebie oceniać. Gdy pan spojrzy na osobę, o której pan sądził że jest panem, pamiętając, że nie jest pan tym, co pan widzi, to podstawowe pytanie w procesie samopoznania będzie brzmiało "Nie jestem tym - czym zatem jestem?" Nie ma innych dróg wyzwolenia, wszystkie inne zawodzą. Niech pan śmiało od rzuci wszystko, czym pan nie jest, a wtedy prawdziwe "ja" wyłoni się w pełnej chwały pustce, w bezrzeczowości.
R: Świat przechodzi gwałtowne przemiany. Widać to szczegół nie wyraźnie w Stanach Zjednoczonych, ale i w wielu innych krajach dzieje się to samo. Wzrost zbrodni - z jednej stron) a z drugiej - coraz więcej prawdziwej świętości. Powstają wspólnoty, a niektóre z nich odznaczają się wysokim poziomem integracji i dyscypliny. Wygląda to tak, jakby zło samo się niszczyło za pomocą swych własnych sukcesów, jak ogień pochłaniający swoje paliwo, podczas gdy dobro, jak życie, się utrwala.
M: Jak długo dzieli pan zjawiska na dobre i złe, może pan mieć rację. W rzeczywistości dobro staje się złem, a zło - dobrem, dzięki temu, że się uzupełniają.
R: A miłość?
M: Gdy miłość przeradza się w żądzę, prowadzi do zguby.
R: Czym jest żądza?
M: Pamiętanie - wyobrażanie sobie - antycypacja. Jest ona zmysłowa, jest swego rodzaju nałogiem.
R: Czy wstrzemięźliwość (brahmaczarja) jest również w jodze potrzebna?
M: Życie oparte na przymusie i dławieniu uczuć nie jest zgodne z jogą. Pragnienia winny być swobodne, a umysł wolny od pamięci. Osiąga się to drogą zrozumienia, a nie przez postanowienie, które jest tylko inną formą pamiętania. Umysł rozumiejący jest wolny od pragnień i obaw. Kiedy one się pojawiają, trzeba je zrozumieć, a nie dławić i zmieniać.
R: Jak mogę dojść do zrozumienia?
M: Dzięki medytacji. A medytacja to wzmożenie uwagi. Trzeba być w pełni świadomym swego problemu, przyjrzeć mu się ze wszystkich stron, zaobserwować, jak on wpływa na życie. A potem przestać się nim zajmować. Nic więcej nie może pan zrobić.
R: Czy to uczyni mnie wolnym?
M: Będzie pan wolny od tego, co pan zrozumiał. Na pojawianie się zewnętrznych oznak wolności trzeba będzie jeszcze zaczekać, ale zmiany w panu już zaszły. Niech pan nie spodziewa się doskonałości. Nie ma doskonałości w świecie zjawisk. Detale muszą się dotrzeć. Żaden problem nie jest rozwiązany bez reszty, ale może pan wznieść się na poziom, na którym problemy tracą swe znaczenie